A
LL
I
W
ANT FOR
C
HRISTMAS IS A
V
AMPIRE
15.
Ian znajdywał pociechę w starych, znanych pieśniach i modlitwach. Przez wieki
władza na świecie mogła się zmienić, technologia rozwinąć się, śmiertleni
znajomi przeminąć, ale Msza święta pozostała taka sama. Zapach Bożego
Narodzenia również pozostał ten sam. Odetchnął głęboko, ciesząc się wspaniałą
wonią wieńców z jodły i zapalonych świec Adwentowych.
Dzisiaj był inny zapach, taki który odwodził go od świątecznych myśli. AB+.
Jego ulubiony smak. Emanował od Toni, która siedziała obok niego w tylnym
rzędzie. Zdjęła płaszcz i położyła go na kolanach. Jej dłonie były zaciśnięte
razem tak mocno, że kostki błyszczały bielą. Co takiego się stało, aby
doprowadzić ją do takiej desperacji, że była chętna odsłonić przed nim swoje
tajemnice?
Kiedy jako pierwszy się obudził i zdał sobie sprawę, że jej już nie było,
sprawdził na komputerze jej urządzenie samonamierzające. Poszła z powrotem
do tego szpitala psychiatrycznego. Patrząc na jej zaciśnite dłonie i bladą twarz
można było wywnioskować, że coś w tym szpitalu ją zmartwiło. Czy to było w
jakiś sposób połączone z podjęciem przez nią pracy jako strażniczki?
Ojciec Andrew rozpoczął kazanie i Ian próbował skupić się na księdzu, nie na
niebiańskim ciele obok niego.
- Jak wiadomo nigdy nie ujawniam niczego, co usłyszę podczas spowiedzi. -
zaczął Ojciec Andrew. - Ale chciałbym dziś pomówić o wspólnym wątku, który
słyszałem wiele razy i za każdym razem kiedy tego słucham, zasmuca mnie to
wielce. Wielu z was uważa, że nie zasługuje na szczęście lub miłość. Czujecie,
ż
e nie jesteście tego warci.
Ian usłyszał, że Toni zaczęła gwałtownie oddychać.
- Zważywszy na to, że śmiertelny ma jedno krótkie życie, aby doświadczyć żalu,
- kontynuował ksiądz, - to wampiry mogą żyć o wiele dłużej i męczyć się
większą ilością żalu i poczucia winy. Niektórzy z was uważają, że dostali złoty
medal w byciu niegodnym i że nie ma nadziei dla ich duszy. Boicie się, ze Bóg
wam nigdy nie wybaczy. A ze względu na potępianie samych siebie, nie
jesteście w stanie wybaczyć wam samym.
Toni przycisnęła rękę do ust. Ian zobaczył, że jej powieki były zaciśnięte. Co
było nie tak? Miał nadzieję, że nie zamierza płakać. Nie mógł znieść widoku
płaczącej kobiety.
- Znacie swoje grzechy przeszłości, swoje błędy. - powiedział Ojciec Andrew. -
Ale wiedzcie również to – nadal jesteście dziećmi Boga, a ona was miłuje.
Cichy skowyt, który wydobył się z Toni, brzmiał jak stłumione biadolenie.
- Nie wierzcie, że nie jesteście godni miłości, ponieważ Bóg was kocha. I nie
pozwólcie, aby grzechy przeszłości was dręczyły. Jeśli Ojciec może ci
przebaczyć, to dlaczego ty nie możesz przebaczyć sam sobie.
Toni zerwała się i wybiegła przez tylne drzwi.
Ian gapił się na zamknięte drzwi. Cholera jasna. Dlaczego była taka
nieszczęśliwa? Widział jej akta. Miała tylko dwadzieścia cztery lata. Jej
najgorszym przestępstwem był przeklęty mandat. Była aniołem w porównaniu
do cholernych wampirów w tym pokoju, z nim włącznie.
Ojciec Andrew mówił dalej i nie wyglądało, aby zamierzał kończyć w
najbliższym czasie. A Toni była gdzieś tam i płakała.
Wymknął się przez drzwi a następnie powędrował za dźwiękiem jej szlochania.
Siedziała w pokoju z żywnością z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Toni, wszystko w porządku? - Głupie pytanie, zbeształ się. Kobieta płakała.
Usiadła i otarła swoją twarz. - Jestem cała.
- Co się stało? Ksiądz cię zmartwił?
- Jestem pewna, że chciał dobrze. - Wstała i powęrowała w stronę stołu z
jedzeniem dla śmiertelników. - Jestem pewna, ze miał rację z tym wszystkim o
przebaczeniu, ale…
Ian podszedł do niej. - Ale co?
- Ja…Ja nigdy nie byłam w stanie sobie wybaczyć.
- Kobieto, co ty mogłaś zrobić? Jesteś taka młoda i…niewinna.
Odwróciła się do niego, a on skrzywił się na widok jej zapłakanych policzków. -
Ja…pozwoliłam mojej babci umrzeć.
Nie spodziewał się tego. - To musiał być wypadek.
- Nie chciałam aby to się stało. - Łzy spływały po jej twarzy.
Nie mógł tego znieść, więc wciągnął ją w ramiona i pogłaskał po plecach. - Co
się stało?
- Byłam w szkole średniej, a wtedy zdrowie mojej babci nie miało się najlepiej.
Nauczyłam się pracować. Przyzwyczaiłam się sama rano wstawać, robić lunch i
łapać autobus. Zawsze przytulałam babcię przed odjazdem.
Ian zrozumiał, że toni nauczyła się być silna i niezależna w młodym wieku.
- Pewnej nocy babcia miała problemy ze snem. Mogłam ją z łatowścią usłyszeć.
Pewnego ranka, kiedy przyszłam się pożegnać, ona tak smacznie spała. Nie
chciałam jej budzić, więc poszłam do szkoły. Ale kiedy wróciłam do domu po
południu, ona nadal tam była. - Toni cofnęła się i chwyciła serwetkę ze stołu,
aby wytrzeć twarz i nadchodzące już nowe łzy. - Umarła, kiedy mnie nie było.
- Kochanie, ona zmarła w sposób naturalny. To nie była twoja wina.
- Ale wiedziałam, że źle się czuła poprzedniej nocy. Wciąż myślę nad tym co
powinnam wtedy zrobić inaczej. Jeśli zadzwoniłabym tego ranka pod 911 ona
może nadal by żyła. Nawet moja matka powiedziała mi, że źle wykonałam
robotę, jeśli tak się nią opiekowałam. Nie pozwoliła mi mieszkać z nimi po tym
jak babcia umarła. Wysłała mnie do szkoły z internatem.
Ian skrzywił się. - Nie chciałbym cię urazić, ale twoja matka jest przeklętym
osłem.
Toni zamrugała.
Najwyraźniej jego zdanie ją zaskoczyło. - Możesz mi wierzyć. Jestem w
pewnym sensie ekspertem jeśli chodzi o mamy. Miałam piętnaście lat, kiedy
zostałem przemieniony. Myślałem, że mogę wrócić do domu, ale moja matka
mnie nie przyjęła.
Zaczerwienione oczy Toni rozszerzyły się. - Dlaczego?
- Och, jak to ujęła? Byłem przerażającą kreaturą z piekła rodem. Bała się, że
jestem spragniony i mógłbym zabić moich młodszych braci i siostry.
- To śmieszne! Każdy kto cię zna, wie, że nie mógłbyś skrzywdzić nikogo, kogo
kochasz.
Jej oświadczenie wypełniło jego serce. Sposób w jaki gniew z oburzenia
zapłonął w jej oczach, sprawił że pomyślał, iż nigdy wcześniej nie widział
kobiety tak pięknej. - Doceniam twoją wiarę we mnie. - Przybliżył się. - Czy
teraz już wszystko w porządku?
Wydmuchała nos w chusteczki. - Tak myślę. Jest mi naprawdę przykro z tego
powodu. Ostatnio byłam już emocjonalnym wrakiem, a ty widziałeś mnie w
najgorszym momencie.
- Nay, myślę, że w najlepszym.
Posłała mu wątpliwe spojrzenie. - Z moimi załzawionymi oczami i czerwonym
nosem?
Chciał ją pocałować w te mokre oczy i czerwony nosek.
- Właściwie, to odnosiłem się do twojego współczującego serca.
Parsknęła. - Nie czyję się zbyt litościwa. Właśnie myślałam, że twoja matka
była przeklętym osłem.
Zaśmiał się. - Przynajmniej oboje przeżyliśmy.
- Wiesz, kiedy pierwszy raz cię spotkałam, myślałam, że jesteś zupełnie inny.
Ż
ywa, martwy. - Wskazała gestem na siebie a następnie na niego. -
Nowoczesna, staroświecki. Inteligentna, nie zbyt mądry.
- Słucham?!
Uśmiechnęła się. - Żartuję. Ale myliłam się. Tak naprawdę mamy wiele
wspólnego.
- Masz na myśli nasze bezlitosne matki?
- Więcej niż to. Mamy te same obawy i lęki. To, że nie jesteśmy godni. To, ze
zawiedliśmy kogoś, kogo kochamy. - Jej twarz ponownie pokryła się smutkiem.
Dotknął jej twarzy i pogładził kciukiem wilgotny policzek. - Masz więcej
głębokich, mrocznych sekretów do opowiedzenia mi?
- Obawiam się, że tak.
- Ah, jesteś taka głęboka.
- I ciemna. - uśmiechnęła się. - Dziękuję. Teraz czuję się o wiele lepiej.
- Powiesz mi teraz swoje pełne imię i nazwisko?
Skrzywiła się. - Jest ono zbyt mroczne.
- Kobieto, nie może być takie złe. - Dotknął jej drugiego policzka, tak, że jej
twarz była ułożona w jego dłoniach. Mógł usłyszeć jej bicie serca. Przysunął się.
Nie cofnęła się.
Pociągnął kciukiem wzdłóż jej szczęki. Jej usta lekko otworzyły się, po czym
oblizała wargi. Ach, chciał to poczuć. Wsunął kciuk na jej dolną wargę sunąc
nim po wilgotnej powierzchni. Wzięła ostry wdech.
- Twoje oczy są znowu czerone. - szepnęła.
- Wiem. - Przysunął się bliżej, tak że jego klatka piersiowa muskała jej.
Jej wzrok powędrował do jego ust. Serwetka wyślizgnęła się z jej dłoni i spadła
na podłogę. Powoli podniosła dłoń, a nastpnie dotknęła dołeczka w jego brodzie.
To był prosty ruch, ale zinterpretował to jako zgodę. Tak jakby nacisnęła
przycisk z napisem tak i tylko to miało znaczenie. Do diabła z zasadami, do
diabła z rozsądkiem.
Trzymał jej twarz i pocałowal ją lekko raz, dwa. Pochyliła się ku niemu i jego
pożądanie dało upust dzikiemu, pożerającemu pocałunkowi. Przyciągnął ją
bliżej, nogi zjechały z gruntu. Owinęła ramiona wokół jego szyi i oddała mu
pocałunek.
Głód, który przechowywał nocami został uwolniony. Nie mógł nasycić się jej
smakiem. Jej usta, jej język. Badał i przygryzał jej wargi. Była słodka, drżała;
ś
ciskała go mocno. A on chciał więcej. To było tak, jakby pragnął jej od
wieków.
Całował ją po szyi, a następnie lekko łaskotał językiem w drodze do jej ucha.
Wzdrygnęła się.
- Toni. - wyszeptał, po czym wziął jej płatek ucha w usta.
Jęknęła i pobiegła palcami przez jego włosy. - Ian.
Pogładził rękoma w dół jej pleców, następnie złapał jej pośladki i lekko ścisnął.
Wracał do jej ust po więcej pocałunków, kiedy usłyszał kogoś odchrząknięcie.
Zamarł. Zamarł z rękoma mocno osadzonymi na pośladkach Toni. Nie za
dobrze. Spojrzał przez ramię. Connor stał w drzwiach. Odwrócił twarz, ale jego
szczęka była jak przesunięcie zębami po ziemi.
Ian puścił Toni i cofnął się. Spojrzała na niego, potem na Connora i szeroko
otworzyła oczy.
Ian odchrząknął. - To była moja wina. Biorę za to pełną odpowiedzialność.
- Nie. - Toni szepnęła i potrząsnęła głową.
- Muszę z tobą zamienić słówko na osobności, Ian. - Connor odwrócił się i
ruszył przez korytarz.
Próbował posłać Toni uspokajający uśmiech. - Zaraz wracam.
Nie wyglądała na zbyt uspokojoną. Wybiegł na korytarz, aby dogonić Connora.
W połowie drogi do przedpokoju, Connor otworzył drzwi do Sali
konferencyjnej. - To zrobimy.
Ian spojrzał do tyłu. Ludzie wychodzili z kaplicy i zmierzali do pokoju z
jedzeniem. Miał nadzieję, że z Toni będzie wszystko w porządku.
- Zamknij za sobą drzwi. - Powiedział cicho Connor, kiedy ruszył na koniec
długiego, konferencyjnego stołu.
Ian wykonał rozkaz. - Proszę cię, abyś nie udzielał nagany Toni. Ja wszcząłęm
ten…incydent i wezmę za to pełną odpowiedzialność.
- Jak szlachetnie. Nie spodziewałem się niczego innego po tobie. - Connor
zatrzymał się na końcu stołu i oparł ręce na oparciu krzesła. - Ale nie urodziłem
się wczoraj. To było dość oczywiste, że nie była do tego zmuszana.
Strzał emocji przeszedł przez Iana i stłumił uśmiech. To prawda – pragnęła tego.
Więcej niż pragnęła. Oddała mu pocałunek. Jęczała z przyjemności. Chciała go.
A on chciał krzyczeć z radości.
- Umyślnie złamała przepisy. - Connor potarł czoło. - Nie mam żadnego
wyboru, muszę ją zwolnić.
- Nie! - Ian podszedł do niego. - Płakała, kiedy ją znalazłem. Była verra smutna
i wykorzystałem to.
- Ian. - Connor spojrzał na niego surowo. - Co się z tobą ostatnio dzieje?
Wróciłeś mniej niż tydzień temu i masz tłum kobiet polujących na ciebie. Setki
telefonów i e-maili. Dziewczyny koczują na chodniku. Słyszałem, że umówiłeś
się z pięćdziesięcioma kobietami w jedną noc, a potem był ten wywiad.
- To wyszło trochę spod kontroli, ale…
- Więcej niż trochę! - Wzrok Connora płonął gniewem. - Nie wystarczą ci setki
kobiet rzucających się na ciebie? Dlaczego miałbyś uwieść jedyną kobietę,
której nie możesz mieć? Czy to dlatego, że jest zakazanym owocem?
- Nay. Strzegłem haremu Romana przez pięćdziesiąt lat. Nigdy nie złamałem
reguły w stosunku do żadnej z nich. Toni jest…inna. Wyjątkowa.
- Bezrobotna. - dodał ironicznie Connor.
- Nie możesz jej zwolnić. Porezbujemy jej.
- Cholera, Ian. - Connor wbił pięść w oparcie krzesła. - Jak możesz ode mnie
oczekiwać, że będę łamał zasady?
Ian wziął głęboki oddech. Musiał szybko coś wymyślić, albo Connor usunie jej
pamięć jeszcze dziś wieczorem. - A co jeśli Malkontenci już wiedzą, że dla nas
pracuje? Jeśli zwolnimy ją i wymażemy jej pamięć to będzie całkowicie
bezbronna wobec ataku.
Connor zmarszczył brwi. - Podałeś dobry powód, ale opiera się on na założeniu.
- Nie możemy bawić się jej życiem. Wykonuje dla nas znakomitą robotę i może
nadal to robić. Nie koliduję z jej obowiązkami.
Connor cofnął się w głębokim zamyśleniu. - Zatrudniłem ją na okres próbny
dwóch tygodni. Mogę pozwolić pracować jej przez ten czas, dopóki nie podejmę
ostatecznej decyzji. - Spojrzał na Iana. - Możesz utrzymać ręce z daleka od niej
przez kolejny tydzień?
Nie był pewien co do trzydziestu minut a co dopiero mówić o tygodniu. -
Postaram się.
- Postarasz? Nie słyszałeś o umiarze, facet?
Ian zacisnął zęby. Im dłużej wmawiał sobie, że nie może mieć Toni, tym
bardziej jej podążał.
Connor westchnął. - Odwlekę moją decyzję przez kolejny tydzień. - Ruszył do
drzwi. - Tymczasem, jeśli troszczysz się o kobietę, to zostawisz ją do cholery w
spokoju.
- Ja się o nią torszczę, ale…czy ty nie rozumiesz jak się czuję? nigdy nie czułeś
zapalczywości lub…tęsknoty?
Smutne spojrzenie przeszło przez twarz Connora. - Tak, to jest okrutne. Szaleje
jak pożar, a pozostawia nam nic więcej jak popiół. - Opuścił pokój.
Co się stało z Connorem, że zrobił się takim pesymistą? Ian wiedział, że
związek między śmiertelnikiem a wampirem rzadko wychodzi. Ostatecznie
zrywają ze sobą, lub śmiertelnik zgadza się na przemianę. Shanna zgodziła się
zostać wampirzycą w przyszłości. Czy naprawdę chciał angażować Toni w
związek, w którym będzie musiał wyssać ją do sucha, aż umrze, aby potem móc
ją zmienić?
Connor miał rację. Jeśli mu na niej zależy to ją zostawi w spokoju. Pozwoli jej
odnaleźć miłość w kimś z własnego gatunku. I będzie szukał prawdziwej
miłości pośród wampirzyc.
- Co się stało? - zapytała Shanna.
Toni westchnęła. Wiedziała, że wygląda jak śmieć. Jak u licha Ian mógł uznać ją
za atrakcyjną? Wypełniła talerz kostkami sera, pałeczkami marchewek i
brokułów, a co do cholery będzie sobie odmawiać, oraz ciasteczkami z
czekolady. - Odtwarzam rolę Rudolfa czerwononosego.
Shanna podała jej filiżankę ponczu. - Jesteś niezadowolona z pracy tutaj?
- Nie - Ugryzła ciasteczko.
Sala wspólnoty wypełniała się szybko ludźmi z kościoła. Toni nienawidziła, jak
wszyscy patrzyli na jej podpuchnięte, czerwone oczy, ale nie chciała jeszcze
wybiec. Wciąż musiała pogadać z Ianem. - Mam bliską przyjaciółkę, która jest
w szpitalu. Właśnie wróciła z odwiedzin u niej i byłam tam taka uśmiechnięta, a
teraz …
- Teraz stres dopadł i ciebie. - zaobserwowała Shanna. - Tak mi przykro. - Jeśli
potrzebujesz trochę wolnego, jestem pewna, że możemy to załatwić.
- Jesteś bardzo miła. - Niestety niedługo mogła mieć bardzo dużo wolnego
czasu. Connor prawdopodobnie miał zamiar ją zwolnić. Zwolnić za to, że
pocałowała wampira. Kto wiedział, że jej życie może być tak ryzykowne? Ale
wiedziała, że to wbrew zasadom.
Czy zrobiłaby to ponownie? W mgnieniu oka.
To był najbardziej fenomenalny pocałunek w jej życiu. Nie jeden z tych
poprzednich, podczas których przez cały czas zastanawiała się, czy robi to
prawidłowo, lub pragnęła jedynie, aby facet umiał to robić. Tutaj w ogóle nie
było żadnego zastanawiania się. To był rodzaj pocałunku o którym zawsze
marzyła.
A Ian był romantycznym bohaterem, którego zawsze pragnęła. Silny, ale słodki i
wrażliwy. Z uroczą mieszaniną dumy i niepewności. wystarczająca odwaga aby
ją pocałować i ponieść konsekwencje. Ekscytujący, szlachetny, mądry,
seksowny – doskonały w każdym calu. Z wyjątkiem jednego. Był wampirem.
- Shanna, czy mogę zadać ci osobistę pytanie?
- Jasne.
- Zastanawiałam się jak…cóż, czy trudno jest być w związku z wampirem?
- Ach. - Shanna popiła trochę ponczu. - Przypuszczam, że to zależy od wampira.
Miałam szczęście z Romanem. - Rozejrzała się po pokoju i toni mogła od razu
powiedzieć, kiedy wypatrzyła męża. Jej oczy złagodniały.
Roman musiał poczuć jej wzrok, lub usłyszeć swoje imię, bo odwrócił się od
rozmowy z Ojcem Andrew i uśmiechnął się do niej.
- Jest miłością mojego życia. - szepnęła Shanna. - Constantine również. Jestem
nimi całkowicie zauroczona.
- Ale jak znosisz różne godziny?
- Tino i ja trzymamy się późnych godzin nocnych. Nie śpimy do pierwszej lub
do rana, więc możemy spędzać czas razem z Romanem. Potem zasypiamy
późnym rankiem. Mam wizyty dentystyczne od trzeciej po południu do
dziewiątej wieczorem, więc widzę zarówno śmiertelników jak i wampiry. To
spore wyzwanie, pogodzić karierę i rodzinę, ale w ten sposób robią wszystkie
kobiety, więc nie sądzę, aby moja sytuacja była aż tak dziwna.
- Rozumiem o co ci chodzi. - Toni włożyła kawałek brokułów do ust.
- Więc którym wampirkiem jesteś zainteresowana?
Prawie się zakrztusiła. Do jej oczu napłynęły łzy i łyknęła trochę ponczu. - Nie
powiedziałam tego.
Shanna uśmiechnęła się. - Nieważne. Myślę, że wiem kto to.
- To było pytanie czysto hipotetyczne. - podkreśliła Toni. - Zastanawiałam się
tylko jak to może działać u śmiertelnika i wampira, a oczywiście ty i roman
radzicie sobie świetnie, więc zapytałam. To wszystko.
- Acha.’’ Shanna puściła jej oczko. - Cóż, hipotetycznie rzecz biorąc, myślę, że
jest on świetnym facetem i będziesz szalona odrzucając go.
Toni zastanawiała się, czy odnosiła się do Iana, ale nie miała odwagi zapytać. -
Nie chcę być pesymistką, ale po prostu nie rozumiem, jak może coś takiego
trwać, nie kiedy śmiertelny starzeje się, a wampir pozostaje młody.
Shanna skinęła głową. - To była ciężka decyzja i nie było mi ją łatwo podjąć. -
Potarła ręką nad wybrzuszeniem gdzie rosło jej drugie dziecko. - Zdecydowałam
się w końcu na przemianę, ale chcę poczekać, aż dzieci trochę podrosną.
Toni wzięła oddech. - Staniesz się jedną z nich?
Oczy Shanny migotały z radości. - Och, przerażające! Wiesz, że oni nie są
potworami. Zdaję sobie sprawę, że to może zająć trochę czasu zanim to
zrozumiesz. Mi też to trochę zajęło. Cóż, jedynie tydzień. - Roześmiała się. -
Zakochałam się w Romanie tak szybko.
Toni mogła się o tego odnieść. W Ianie było coś takiego szczególnego.
Intrygował ją od początku. I mogła dostrzec w nim swoje odbicie. Gdyby
występował co rano z czterema postanowieniami, to byłby identyczny jak ona.
- Czuję się taka szczęśliwa mogąc być częścią ich świata. - kontynuowała
Shanna. - Mam najlepszego męża i najpiękniejszego, małego chłopczyka…
- Nie ma go! - Wiadomość doszła z przedpokoju wraz z dźwiękiem biegnięcia.
Radinka zatrzymała się przy drzwiach łapiąc powietrze. - Tino! Nie ma go!
Roman podszedł do niej. - Nie ma go w pokoiku?
- O mój Boże. - Shanna rozlała poncz, kiedy upuściła kubek. Podeszła do
Radinki. - Co się stało?
- Nie wiem. Odwróciłam się na sekundę do niego plecami. Nie…
- Dougal, Phineas lećcie sprawdzić. - Roman zaczął rozporządzać, ale dwójka
strażników już zniknęła za drzwiami.
- Wezmę wschodnie skrzydło. Ty przejmij zachodnie. - Dougal krzyknął do
Phineasa.
- Powiedzcie Connorowi! - Roman krzyknął za nimi. - I Howardowi!
Wszystkie inne wampiry i Ojciec Andrew wypadli z sali na pomoc
poszukiwaniom.
- O mój Boże. - Shanna chwyciła rękę Romana. - Co jeśli został porwany? Co
jeśli Malkontenci…
Ś
cisnął jej ramię. - Nie będziemy jeszcze panikować. Mógł jedynie lewitować i
wspiąć się na drzwi.
- Powtarzałam mu milion razy aby tego nie robił. - powiedziała Shanna.
- Od teraz postawię w pokoiku strażnika. - powiedział Roman cicho. - Sprawdzę
parking.
Shanna zbladła. - Nie idź sam. To może być pułapka.
Roman poleciał przez korytarz krzycząc za Connorem. Shanna i Radinka
kroczyły przez hol wołając Constantina.
Fala paniki zamroziła Toni. Czy Malkontenci mogli porwać dziecko? Jeśli
teleportowali się z Tino, to jak Roman mógł kiedykolwiek go znaleźć? Chciała
móc zrobić coś aby pomóc, ale nie wiedziała co. Poraz pierwszy naparwdę
chciała być wampirem aby móc szybciej się poruszać i lepiej walczyć.
Podeszła do przodu i stanęła na czymś. To była serwetka, którą upuściła przed
pocałunkiem z Ianem. Pochyliła się aby ją podnieść i zauważyła coś dziwnego.
Obrus został przeniesiony.
Kiedy wołanie Constantina niewyraźnie wzrastało w oddali, Toni usłyszała
cichy odgłos płaczu. Zakręciła się na tył stołu i upadła na kolana. Podniosła
dolną krawędź obrusu.
Constantine dyszał. Tulił swoje kolana do piersi, a jego różowe policzki były
mokre od łez.
- Tino. - szepnęła. - Jak się tu dostałeś?
- Nie wiem. - Zawodził i zakrył twarz. - Mama będzie na mnie zła.
- Kochanie, nie. - Toni wyciągnęła go spod stołu i przytuliła. - Oni są po prostu
wystraszeni. Musimy im powiedzieć, że jesteś cały.
- Nie! - Tino chwycił ją za ramiona. - Mama powiedziała mi, abym nie
opuszczał pokoiku. Będzie na mnie zła.
- Ona tylko brzmiała na zdenerwowaną, ponieważ była przestraszona. Uwierz
mi będzie zachwycona wiadomością, że jesteś cały.
Pociągnął noskiem. ‘’Nie będzie wściekła?
- Nie skarbie. Oni kochają cię bardzo mocno. - Toni wstała nadal trzymając
chłopczyka w ramionach, a nastepnie skierowała się na korytarz. - Jest tutaj!
Tino jest cały!
Wampiry musiały usłyszeć ją jako pierwsze, bo Dougal i Phineas pojawili się
zaraz przy niej. Connor, Ian i Roman stanęli kilka sekund później.
- Tatusiu! - Tino sięgnął do Romana który złapał go i mocno uścisnął.
Inne wampiry powróciły z Howardem Barrem i Ojcem Andrew dlaeko w tyle.
Pojawiły się okrzyki zachwytu i klepanie po plecach.
- Znalazłaś go? - Roman zapytał Toni. - Nie mogę ci bardziej dziękować.
- Brawo Toni! - Phineas dał jej piątkę.
- Dobra robota. - Connor skinął ku niej.
Poczuła jak jej twarz czerwienieje. Czy miał zamiar teraz ją rozgrzać? Spojrzała
na Iana. Pożądanie migotało w jego oczach po czym obrócił się.
- Constantine! - Shanna podbiegła do nich, a następnie dysząca Radinka.
Roman pojawił się przy nich szybko i Shanna rzuciła się na męża ściskając
pomiędzy nimi synka.
- Dzięki Bogu. - Shanna przytuliła go mocno.
- Tak się bałam. - Oczy Radinki były pełne łez. - Nigdy bym sobie nie
wybaczyła, gdyby coś ci się stało. - Dotknęła policzka chłopca.
Wszyscy powrócili do miejsca gdzie zbierał się tłum.
- Kto go znalazł? - zapytała Shanna. - Gdzie był?
- Toni.’’ odpowiedziało na raz kilka wampirów, podczas gdy się do niej
uśmiechali. Jej serce wypełniło się ciepłem. Po raz pierwszy w życiu poczuła
jakby należała do całej rodziny.
- Och, dziękuję. - Shanna przytuliła ją.
- Bał się, że będziesz na niego zła. - szepnęła Toni - Znalazłam go ukrytego pod
stołem.’’ Skinęła głową w kierunku sali zgromadzeń.
- O mój Boże.’’ Shanna zwróciła się w stronę synka. - Jak się tam dostałeś, że
nikt cię nie widział?
- Nie wiem. Mogę dostać ciasteczko?
- Tino. - Roman powiedział cicho. - Powiedziałeś, że nie wyjdziesz z pokoiku
sam.
- Ja nie chciałem. - Constantine wytarł nos. - Myślałem tylko o tobie i mamie i
jak bardzo chciałbym z wami być. potem było tak ciemno, że nic nie widziałem.
Potem byłem za stołem i upadłem bo dostałem zawrotów głowy. Następnie
usłyszałem jak wszyscy krzyczeli i pomyślałem, że jesteście na mnie źli.
- O mój Boże. - Shanna przycisnęła rękę do ust.
- Wszystko stało się czarne? - Roman zapytał syna. - Byłeś w pokoiku a
następnie nagle pojawiłeś się tu?
Kiedy Constantine skinął głową wszyscy wymienili zdziwione spojrzenia.
- Tino, teleportowałeś się. - Roman spojrzał na wszystkich i uśmichnął się. -
Mój syn umie się teleportować!
Wampiry zawiwatowały. Toni opadła szczęka.
Shanna złapała powietrze z bladą twarzą. - O Boże, to straszne.
- Jesteś na mnie zła, mamusiu?
- Nie, nie. - Przytuliła go, a następnie posłała mężowi znaczące spojrzenie. -
Możesz nauczyć go aby to kontrolował?
- Tak. - zapewnił ją Roman. - Wszystko będzie dobrze.
- Chodź. - Radinka przeprowadziła Shannę do sali zgromadzeń. - Sądzę, że
lepiej będzie jeśli usiądziesz.
Shanna skrzywiła się. - Maluch, który może znikać kiedy tylko zechce?
Każdy znajdował się w sali wspólnoty i Roman usadowił synka obok Shanny.
Powrócił kilka sekund później z talerzami pełnymi jedzenia dla obu z nich.
Constantine szczęśliwie zabrał się za ciasteczka.
Radinka rozejrzała się wkoło. - Gdzie jest Gregori?
- Nie widziałam go. - odpowiedziała Toni.
Radinka oburzyła się. - To łobuziak. powiedział mi, że przyjdzie do kościoła. -
Pomaszerowała do stołu dla śmiertelnych aby zastawić talerz jedzeniem.
Toni skierowała się do Iana. - Czy nadal jestem zatrudniona?
Spojrzał w kierunku Connora, który był zajęty składaniem gratulacji Romanowi.
- Aye, jak na razie. Ostateczna decyzja zostanie podjęta w ciągu tygodnia.
Toni westchnęła z ulgą. Tydzień wystarczy dla nich, aby uratować Sanrinę.
Potem będzie nawet lepiej jeśli straci pracę. Wciąż jednak bała się utraty
pamięci. Carlos mógł przypomnieć jej fakty, ale nie mógł powiedzieć jak się
czuła, kiedy mieszkała z wampirami. Zapomni jak cudownie czuła się będąc
częścią ich rodziny. I zapomni wszystko związane z Ianem.
- Jeśli stracę pracę, to będę jeszcze mogła jakoś z tym faktem żyć. Ale nie chcę
aby wykasowano mi pamięć.
Ian zmarszczył brwi w stronę swoich butów. - Zrobię dla Ciebie co tylko będę
mógł. Ale byłoby lepiej dla nas nie zostawać sam na sam.
Toni przełknęła ślinę. Wycofywał się. Robił to aby uratować jej pracę? Czy też
pocałunek nie oznaczał dla niego zbyt wiele? Mogła przysiąc, że było pomiędzy
nimi mnóstwo pasji. - Wciąż muszę z tobą porozmawiać.
Spojrzał na Connora. - To nie jest dobry moment. Ja…obiecałem Vandzie, że
wpadnę dziś wieczorem do klubu.
Zacisnęła zęby. - Nadal szukasz idealnej wampirzycy, która będzie dzielić z
tobą wieczność?
Zaklął pod nosem. - Nigdy cię nie okłamywałem Toni. Od początku mówiłem,
ż
e chcę wampirzycy.
- Jasne. Ponieważ one są lepsze.
- Lepiej do mnie pasują. - poprawił ją Ian.
- Dobra. Ale wciąż potrzebuję pomocy z czymś naprawdę ważnym. Kiedy
znajdziesz kilka luk w swoim napiętym harmonogramie daj mi znać.
Wymaszerowała z pokoju zanim poddała się chęci spoliczkowania jego
przystojnej twarzy.
Tłumaczenie by Kattyg
Nazwa pliku:
All I Want for Christmas is a Vampire rozdział 15 PL
Katalog:
C:\Documents and Settings\Komputer\Moje dokumenty
Szablon:
C:\Documents and Settings\Komputer\Dane
aplikacji\Microsoft\Szablony\Normal.dotm
Tytuł:
Temat:
Autor:
Komputer
Słowa kluczowe:
Komentarze:
Data utworzenia:
2010-10-17 15:24:00
Numer edycji:
2
Ostatnio zapisany:
2010-10-17 15:24:00
Ostatnio zapisany przez:
Komputer
Całkowity czas edycji: 4 minut
Ostatnio drukowany:
2010-10-17 15:24:00
Po ostatnim całkowitym wydruku
Liczba stron:
14
Liczba wyrazów:
3 656 (około)
Liczba znaków:
21 939 (około)