1
dr Marek Nowak (Instytut Socjologii UAM)
O biało-niebieskiej polityce miejskiej
Problem kibicostwa jest dla mnie problemem naukowym i problemem z zakresu
socjologii publicznej, a zatem również narzędziem tworzenia samowiedzy społecznej. Czyli
chcę spojrzeć na problem szerzej i bardziej genetycznie.
Ruch kibicowski, z tej szerszej perspektywy, jest pewnego rodzaju społecznym
„odpryskiem”, choć to zapewne niewłaściwe słowo. Zapewne bardziej naukowo byłoby
mówić o skutku lub korelacie a nawet koincydencji, której źródła leżą w statusie jaki w
ostatnich latach uzyskał projekt modernizacyjny, którego osią stała się organizacja w 2012
roku Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej. W krótkim eseju zatytułowanym „Demokracja w
piłkę kopana” dowodziłem, z jednej strony, potencjału politycznego, jaki tkwi w futbolu. Jest
to potencjał wysoce ambiwalentny o czym przekonują konflikty a nawet wojny których
masowy stadionowy sport był właśnie „odpryskiem”. Z drugiej dostrzegałem wyraźne bariery
rozwojowe, które rodzi strategia „modernizacyjnych pchnięć” zakładających mobilizację i
lokowanie wszystkich dostępnych środków inwestycyjnych w jednym projekcie. Projekcie o
niejednoznacznym i trudno wyliczalnym wpływie na funkcjonowanie społeczne i na rozwój
ekonomiczny. Jest to zapewne odrębny temat, choć wyraźnie już widać, jak monstrualny
wysiłek zmiany Polski „na Mistrzostwa” staje się mrzonką lub co najwyżej szansą realizacji
jednostkowych celów, pośród których stadiony (współczesne szklane domy) stają się
głównym elementem po stronie „wartości dodanej”.
Poznańska inwestycja przy Bułgarskiej wydaje się tutaj modelowa, ponieważ jest
przeprowadzana właśnie jako projekt sztandarowy, a sam „produkt”, chociaż pierwszy ze
zrealizowanych, jest drogi (porównując koszt wybudowania inwestycji od podstaw) nie
dysponuje ani funkcjonalną przestrzenią usługową (która gwarantowałaby samofinansowanie
w przyszłości), ani wygodnym dojazdem, nie ma jak dotąd operatora (co wskazuje na
problemy już w fazie planowania inwestycji), nie ma miejsc parkingowych, staje się również
pretekstem do wskazywania na poznański brak gospodarności, jest więc również obciążeniem
wizerunkowym.
Taka sytuacja, niezwykle niewygodna, a nawet kłopotliwa dla władz miejskich
wymaga (by nie inspirować powszechnej delegitymizacji rządzącej ekipy), silnego wsparcia
podmiotów społecznych, których rola rośnie wraz z narastaniem kłopotów. A jak widać
gołym okiem szybko się one piętrzą.
Tutaj dochodzimy do passusu Wiary Lecha. Organizacja będąca jednym z niewielu w
Polsce przykładów cywilizowanego kibicowania w ostatnim czasie (kilku miesięcy) zaczyna
nabierać bardzo wyraźnego politycznego charakteru. Można zadać pytanie, czy jest to
przyczyna czy skutek typowych procesów jakie towarzyszą powstawaniu i instytucjonalizacji
ruchu społecznego?
Moja pierwsza teza jest następująca, mamy do czynienia z procesem, który da się
doskonale zrozumieć w kontekście dynamiki ruchu społecznego. Dynamikę nie nadaje mu już
jednak, jak było pierwotnie, bezinteresowna idea zbiorowego śledzenia wydarzeń
sportowych. Owego karnawału, w którym mógł wziąć udział każdy i każdy mógł czerpać
przyjemność z bycia świętującym. Dynamikę jego zaczyna wyznaczać pęd typowy dla
organizacji politycznej, której istotą jest mobilizacja i centralizacja. Można tu mówić o
2
autorytaryzacji „Wiary Lecha”, które w obecnej nowej sytuacji „na drap” potrzebuje
wyróżniającej się politycznej tożsamości.
Kolejna teza. Polityzacja pierwotnej formy społecznej nie jest moim zdaniem
przypadkiem, jest w istocie konsekwencją odczytania zapotrzebowania ze strony władz
miejskich na silny społeczne podmiot stanowiący wsparcie dla aktualnej ekipy. Rozbawiony
tłumek nie stanowi siły politycznej, która warto zagospodarować. Tłum zorganizowany,
formułujący cele, stawiający się w opozycji. Broniący własnych interesów i negocjujący
swoje miejsce na scenie publicznej jest już znacznie bardziej atrakcyjny politycznie. Jest
godzien uwodzenia i może świadczyć usługi polityczne np. kanalizując społeczne napięcia
(wykluczonych?), może gwizdać na opozycję, czy sekować niepokornych.
Teza trzecia, dotyczy konsekwencji i zagrożeń wynikających z tego rodzaju strategii.
Pytanie na ile taki „wyhodowany” podmiot polityczny jest sterowalny, jakie są ceny jego
usług, które z pewności płaci władza municypalna? Czy zarządzanie konfliktem w mieście ze
stadionu lub przez stadion jest rzeczywiście efektywne, ale co ważniejsze, jak długo da się
prowadzić taką politykę? Czy do pierwszej bijatyki pod stadionem? Do ostatniego wygranego
meczu? Do zakończonych mistrzostw, zależnie od liczby biletów, które kupią poznaniacy?
Do moment erupcji kłopotów finansowych związanych z niemożnością obsługi zadłużenia
(tutaj można oczywiście obarczyć winą Ministra Finansów)? Czy wreszcie, od osobistych
nastawień świadomych już swojej siły przywódców Stowarzyszenia, którzy np. postanowią
kogoś zaatakować?
Nie jestem zwolennikiem obecnej ekipy, ale z wizji rewolucji w Poznaniu w
konsekwencji takiej krótkowzrocznej polityki wcale się nie cieszę. Czy władza w tej nowej
hipotetycznej, krytycznej sytuacji będzie w stanie sobie poradzić? Bardzo wątpię, co zresztą
widać już dzisiaj.