Jak to robią gdzie indziej?
Jak to robią w XXI wieku?
Odpowiedź jest prosta - przez internet. Znasz te kody: :), :-*, =), :-D... Jesteś jednym z tych,
któym pomocny jest lub był wirtulany Kupidyn?
Czy można kogoś poznać, w ogóle się z nim nie spotykając? Oczywiście, że można – w końcu od
czego jest internet...
Zabrzmi to jak truizm, ale internet jest w tej chwili najlepszym sposobem komunikowania się
między ludźmi. Dotyczy to zarówno większych grup ludzi (na przykład grup dyskusyjnych), jak i
grup... dwuosobowych. Bo internet zastąpił nam w XXI wieku instytucję swatki, biura
matrymonialnego i zatroskanych naszą sytuacją rodzinną (czy raczej – brakiem takowej) przyjaciół.
I jakby się tak dobrze zastanowić – to w gruncie rzeczy nie ma w tym nic dziwnego; internet jest
po prostu NAJDOSKONALSZYM medium, przy pomocy którego możemy znaleźć swoją „drugą
połówkę”.
Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Z tych oczywistych: internet pozwala zaoszczędzić czas i
dokonać wstępnej selekcji ewentualnego przyszłego partnera czy partnerki. Pozwala nam na lepsze
poznanie się bez zbyt daleko idących konsekwencji. To my decydujemy, z kim rozmawiamy (i z kim
się umawiamy), a jak nam się ktoś nie podoba – jeden guzik i po sprawie. A przy okazji – od razu
szukamy wśród osób podzielających po części nasze zainteresowania; jeśli dyskutujemy w gronie
znajomych na forum dyskusyjnym poświęconym fotografii, to z dużą dozą prawdopodobieństwa
osoby z tego forum podzielają naszą pasję. Jeśli poruszamy się w kręgu akwarystycznej grupy
dyskusyjnej – to prawie na pewno rozmawiamy z akwarystką lub akwarystą. Nawet na serwisie
„randkowym” łatwo się zorientować, z kim (mniej więcej) mamy do czynienia i dokonać pierwszego
wyboru. A więc dokonuje się tutaj rodzaj preselekcji, która potem pozwala uniknąć rozczarowań
natury intelektualnej.
Z tego kręgu porozumiewania należy niestety wyłączyć komunikatory internetowe i „ircownie”,
gdzie trafia bardzo dużo osób przypadkowych, a my nigdy nie wiemy, kto jest po drugiej stronie.
Dwudziestoletni ratownik WOPR może się okazać pięćdziesięcioletnim facetem z brzuszkiem i w
siatkowej podkoszulce, a osiemnastoletnia modelka – panią w kwiecie wieku z wnuczkiem na
kolanach. Komunikatory po prostu nie dają możliwości weryfikacji osobowości (że o wyglądzie
nawet nie wspomnę).
Oczywiście do spotkania w tak zwanym realu prędzej czy później dojść musi; choć słyszałem, że
niedawno pewna para nawet... pobrała się przez internet (on mieszka w Stanach, ona w Indiach).
Dziewczyna nie dostała urlopu, więc nie mogła wyjechać na swój własny ślub. Problem rozwiązały
dwie kamery internetowe i rozsądny urzędnik państwowy, który uznał ślub za ważny. Oczywiście
związku przez internet skonsumować się nie da – ale jak widać z powyższego przykładu śluby są
już udzielane on-line.
Początkowe dyskusje w większym gronie dyskutantów z czasem stają się coraz bardziej serdeczne,
potem – bardziej intymne, potem następuje wymiana zdjęć, a potem – spotkanie. Bez wymiany
zdjęć możemy doprowadzić do sytuacji rodem z filmu „Masz wiadomość” i spotkać się z osobą, z
którą spotkać się naprawdę nie mieliśmy ani zamiaru, ani ochoty. Na szczęście coraz popularniejsza
fotografia cyfrowa i coraz tańsze aparaty pozwalają uniknąć wielu nieporozumień.
Dlatego właśnie ludzie umawiają się przez internet znacznie częściej, niż w sposób „tradycyjny”.
Wygodniej, łatwiej i szybciej można znaleźć odpowiednią (i odpowiadającą nam) osobę i
doprowadzić do randki tradycyjnej z dużymi szansami na sukces. A potem – to już normalnie...
Polowanie na partnerkę
Muszą walczyć na śmierć i życie, zabiegać o względy partnerki, stosować różne sztuczki. Och,
trudne życie ssaków...
Jak zainteresować sobą partnerkę? Czy to w ogóle konieczne? I czym to może grozić?
Odpowiedź zależy od tego, do jakiego gatunku należysz. Ale ssaki generalnie mają trudne życie, a
mężczyźni, którzy po nieudanym seksie użalają się nad własnym losem, powinni zdać sobie
sprawę, że i tak mają lepiej od innych samców. Dlaczego?
Chociażby dlatego, że nie muszą ani walczyć na śmierć i życie o kochankę, ani biczować jej
penisem, jak to robią wieloryby. By zdać sobie sprawę z powagi sytuacji, należy zaznaczyć, że
w
stanie wzwodu penis płetwala błękitnego mierzy cztery (!) metry, co czyni go największym organem
płciowym wśród ssaków
. Rozmiary jednak zdadzą się na nic, jeśli wieloryb nie wygra z
konkurencją, bowiem tę samą samicę chce zapłodnić wielu samców. Rozwiązaniem u tych ssaków
jest więc pompowanie dużej ilości spermy, by wypłukać cudze nasienie.
Walka o partnerkę jest częstym zjawiskiem wśród ssaków.
Przekonujemy się o tym chociażby
obserwując walki samców jeleni, łosi czy kangurów, które rywalizują o samice gotowe do rozrodu.
Wszystko dlatego, że samce dążą do tego, by mieć jak najwięcej potomstwa nie przejmując się, co
dalej z nim będzie. Takie podejście szczególnie pasuje do jeży, które łączą się z każdą chętną
samicą. Jednak muszą przestrzegać rytuału. Najpierw jeże okrążają się, wydając przy tym głośne
piski, dopiero potem może nastąpić zbliżenie. Po wszystkim jeż traci zainteresowanie partnerką i
idzie dalej. Jakie to typowe, prawda?
Jednak samica nie jest jedynie „nagrodą” dla zwycięzcy. Wystarczy przyjrzeć się drapieżnikom (np.
tygrysom), by zrozumieć, co to znaczy wkurzona i wykorzystana samica. Gdy samiec zbliża się do
tygrysicy, nie słyszy zachęty w jej ryku. Tylko groźbę. Dlatego czeka cierpliwie nieopodal, aż
samica przyzwyczai się do jego obecności, i dopiero wtedy zaczynają się zaloty. Agresja samicy
zostaje uśpiona, ale tylko do chwili spełnienia. Kiedy już skończą, momentalnie wraca i każe
tygrysicy rzucić się z pazurami na kochanka. Wyjściem jest tylko ucieczka, ale samiec nie ucieka
tak znów daleko, ponieważ tygrysica zaczyna go wabić ponownie. I tak w kółko, dopóty nie stracą
sobą zainteresowania
albo do czasu, gdy kochanek popełni błąd i nie zdąży uciec, co zapewne
przypłaci życiem.
Uległość i dominacja to dwie strony tego samego medalu.
Widać to chociażby u diabła
tasmańskiego, który zobaczywszy samicę, siłą zapędza ją do pieczary, w której więzi ją przez dwa
tygodnie, by mogła rozwinąć w pełni swoje narządy rozrodcze. Po zapłodnieniu role się odwracają!
Samica zyskuje dominującą rolę i po urodzeniu potomstwa ona zajmuje się polowaniem, podczas
gdy samiec przez pięć kolejnych miesięcy pilnuje dzieci. Przynajmniej porządził kilka dni!
Większość ssaków uprawia seks w pozycji od tyłu, jednak istnieją wyjątki. Szympansy karłowate
(Bonobo) kopulują ze sobą zwrócone do siebie przodem. Umieją poruszać się w pozycji
wyprostowanej, ale nie budowa ciała, lecz niezwykła uczuciowość tych małp sprawia, że są dla
siebie czułe i podczas stosunku obsypują się pocałunkami i pieszczą jak żadne inne. Na takie
zachowania nie zdobywają się nawet niektórzy homo sapiens!
Seks u szympansów karłowatych jest
rozwiązaniem na kłótnie, służy także jako sposób pogodzenia się czy nawet przywitania!
Samice są
chętne, więc nic dziwnego, że wśród stada nie obserwuje się agresywnych zachowań. Seks to nie
tylko prokreacja. Na szczęście w tym myśleniu nie jesteśmy odosobnieni (wiedzą o tym chociażby
delfiny).
Wiedząc jak inne samce muszą się namęczyć, by złapać kochankę, może inaczej spojrzymy na
siebie i kupno kwiatów oraz szarmanckie zachowanie wobec kobiet nie wyda nam się takie trudne,
jak wcześniej.
Seks i miłość według Kościoła katolickiego
„Pierwszym krokiem do wolności jest przestrzeganie zakazów” - Jan Paweł II
Małżeństwo w chrześcijańskim rozumieniu to pełne miłości osobiste zaangażowanie. W takim
związku już z góry została ustalona pozycja kobiety. Płeć, seks, miłość i prokreacja poddane są
patriarchalnej machinie prawa bożego. Ale na przestrzeni wieków różne bywało podejście do
seksualności. Papieżom zdarzało się mieć dzieci, rycerzom w czasie wypraw krzyżowych
towarzyszyły tłumy prostytutek, a w pismach Erazma z Rotterdamu można było znaleźć rady, jak
dogadzać żonom, żeby mężów nie zdradzały. W średniowieczu tolerowane były domy publiczne, a
na zbiorowe gwałty i młodzieżowe „wesołe opactwa” Kościół przymykał oko.
Dopiero z czasem seksualność i namiętność stały się domeną grzechu. W pełnych pruderii wiekach
XVIII i XIX małżeństwa zaczęto zawierać z wyrachowania, często pod przymusem, dzieci więc
rodziły się raczej z bożej przychylności niż wzajemnej miłości. Akt seksualny został przez uczonych
teologów i doktorów zdefiniowany jako męskie zadanie prokreacyjne, w czasie którego kobieta
powinna nawet pozostać całkowicie ubrana. Seksu dla przyjemności należało więc szukać poza
małżeństwem. Taki stan rzeczy obowiązywał przez dwa ostatnie stulecia.
Dopiero Jan Paweł II ogłaszając w latach 80. „List do wiernych o trzech stołach eucharystycznych:
przy komunii świętej, rodzinnym obiedzie i małżeńskim łożu” zasygnalizował, że seks małżeński nie
jest już grzechem w oczach Kościoła. Po II Soborze Watykańskim uznano również, że masturbacja
to nie ciężki grzech, ale „nieprzyzwoite zachowanie”. O brudnym, zakazanym seksie – za tydzień.
Seks w PRL
W zgrzebnych latach Polski Ludowej seksualność człowieka, tak jak i jego śmierć – były tematem
tabu. Zobacz jak wyglądał seks i jakie metody antykoncepcyjne stosowali Twoi rodzice w latach
PRL.
Mizerna była edukacja seksualna młodego Polaka we wczesnych latach „peerelu”. Podczas gdy w
niemieckich rozgłośniach radiowych już od 1954 roku prowadzone były na żywo audycje
uświadamiające - polskie media na ten temat milczały wstydliwie. Pierwszy w państwie –
Władysław Gomułka - znany był ze swej niechęci „do tych spraw”. Na własnej skórze przekonała się
o tym Kalina Jędrusik. Została wyklęta i na długo skazana na zapomnienie za swój sceniczny
erotyzm i głęboki dekolt.
Chcesz poznać klimat tamtych lat? Zachował się w prozie Leopolda Tyrmanda i opowiadaniach
Marka Hłaski. Postulowana wtedy „moralność socjalistyczna” nie miała nic wspólnego z rzeczywistą
obyczajowością seksualną. Młodzi edukowali się samodzielnie, wertując nerwowo poradniki
Michaliny Wisłockiej lub z wypiekami na twarzy czytając rubrykę dr Lwa Starowicza w tygodniku
studenckim ITD (”Filipinka” i „Na przełaj” nie prowadziły takich rubryk). Poznaną teorię przekuwali
w czyn na łonie natury albo w czasie upojnych prywatek, których nieodzownym rekwizytem było
wino „marki wino” i zakazany jazz, a potem big beat, słuchany z puszczanych na adapterze
Bambino pocztówkowych płyt.
O antykoncepcji wiedziano niewiele. W kioskach Ruchu, gdzie stale brakowało podpasek
higienicznych, zawsze jednak można było dostać prezerwatywy. Apteki zaopatrywały w
dopochwowe, krajowej produkcji globulki Zet. Wizyty u ginekologa wymagało dopasowanie krążka
domacicznego, tzw. „pierścienia Grafenberga”. A w Peweksie kupowało się zagraniczne spirale –
wewnątrzmaciczne wkładki antykoncepcyjne. Komu wtedy przyszło do głowy, że jest to środek
wczesnoporonny? Pigułka pojawiła się, wzbudzając wiele kontrowersji, pod koniec lat
sześćdziesiątych. Najczęściej stosowaną techniką był stosunek przerywany. Bardziej świadome
pary korzystały z kalendarzyka małżeńskiego, wyliczając dni płodne na podstawie „metody Ogino –
Knausa”.
A lekarz z Płońska, doktor Franciszek Benendo /1906-2001/, zalecał nawet, w które dni płodne
można począć chłopczyka, a w które dziewczynkę!
Pewna zmiana świadomości nastąpiła pod koniec lat 60. Dochodziły do nas echa rozkwitającej na
Zachodzie rewolucji seksualnej, w której „dzieci kwiaty” głosiły wolną miłość. Polscy subskrybenci u
progu lat 70, otrzymali pięknie przez PWN wydane „Baśnie z tysiąca i jednej nocy”, przybliżające
egzotykę uświęconego tradycją, pozbawionego zahamowań erotyzmu Wschodu, o którego
tajemniczej sile dowiesz się w najbliższym czasie na durex.pl.
Seks i słowiańskie tańce
Z obserwacji tańca słowiańskiej dziewczyny można było rozpoznać, która „żywi chuć do młodzieży".
Z obserwacji tańca słowiańskiej dziewczyny można było rozpoznać, która „żywi chuć do młodzieży".
Rozpalona tańcem dziewczyna „obnażała łokcie", „okazywała palce" i wsuwała swe pierścienie na
palce wybranego. Od tego był już tylko krok do „całowania z cmokaniem". Chłopcy więc, „gdy się
ciało i serce rozpaliło, spółkowali biorąc jedne, a z drugich szydząc, rzucali na pośmiewisko do
śmieci".
Z tej relacji Ibrahima ibn Jakuba wynika również niezbicie, że nasi przodkowie, Słowianie, nie byli
seksualnie zakłamani, bo „panna, która pokochała jakiegoś mężczyznę" udawała się do niego i
zaspokajała z nim swe żądze". Ale arabscy autorzy nie cenili Słowianek zbyt wysoko; jeden z nich,
Al Gahiz pisał nawet, że „przy stosunkach nie dają rozkoszy". On chyba jednak dobrze nie znał
słowiańskich kobiet.
Słowiańska krew
Wędrując w głąb historii seksu, dotarliśmy do słowiańskich obyczajów.
Wędrując w głąb historii seksu, dotarliśmy do słowiańskich obyczajów. Wprawdzie od czasu
przyjęcia chrześcijaństwa obowiązywał wśród Słowian monogamiczny model małżeństwa, ale
podobno, według Galla, Mieszko I miał aż siedem żon. Nie wszystkie jednak posiadały jednakowe
prawa. Pierwsza, poślubiona uroczyście, była najważniejsza i jej dzieci korzystały z prawa
dziedziczenia. Pozostałe, nazywane popaśnicami, służyły księciu do zaspokajania przyjemności. Na
dalekiej Rusi zdarzały się nawet małżeństwa dwu braci z jedną kobietą!
Z chwilą zawarcia małżeństwa, sytuacja Słowianki zupełnie się zmieniła. Panna spędzała czas na
tańcach, śpiewach i zabawach. A domyślasz się pewnie, że taniec u Słowian pełnił rolę seksualnego
preludium.
Pamiętaj, że Ty też jesteś Słowianinem. Za tydzień więcej o tańcu.
Jak to robiono w Starożytności
Wędrując po historycznej mapie seksu, zbliżamy się do Egiptu. W czasach XII dynastii na egipskim
papirusie spisano receptę, w której autor zalecał w celach antykoncepcyjnych...
Wędrując po historycznej mapie seksu, zbliżamy się do Egiptu. W czasach XII dynastii na egipskim
papirusie spisano receptę, w której autor zalecał w celach antykoncepcyjnych zakładanie do
pochwy mieszaniny kału krokodyla, miodu i sody. Trochę to przypominało gumę. Starożytni
Egipcjanie nosili też różne osłonki na penis zmajstrowane z jelita owiec i rybnych pęcherzy
pławnych. To pierwowzory dzisiejszych prezerwatyw. Wedle opisu Kamasutry, w dziele Ananga -
Raguna w powszechnym użyciu był antykoncepcyjny wywar z plumbago. A jak było w Grecji i
Rzymie? Wielki myśliciel Arystoteles pisał, że są takie kobiety, które pokrywają olejkiem cedrowym,
maścią ołowiową lub olejem z oliwek tę część macicy, która ma kontakt z nasieniem". A Hipokrates
radził bezpośrednio po stosunku kierowanie za pomocą ręki, w celu wypłukania nasienia,
strumienia moczu do pochwy.
Za czasów cesarza Trajana, Soronos, największy ginekolog starożytnego Rzymu, wpadł na pomysł,
że istnieją dni płodne i bezpłodne w cyklu płciowym kobiety. Pomyśleć, że ciągle jeszcze
przebywamy w zamierzchłych latach starożytności!
Z życia dawnych plemion
"Ciesz się miłością. Jest wieczna jak trawa". To fragment starego, anonimowego tekstu -
Desideraty. Rozpoczynamy podróż w głąb historii.
Seksualność i związane z nią pragnienie bezpieczeństwa jest częścią człowieczeństwa. Ale zanim
nastał Twój czas...
Z badań życia dawnych plemion wynika, że niektóre ludy nie podejrzewały nawet istnienia związku
pomiędzy poczęciem a stosunkiem płciowym! Narodziny wiązano z nadprzyrodzoną rolą różnych
bóstw. Wiadomo, że w plemionach afrykańskich chłopcy i dziewczęta sypiali razem i powszechnie
stosowany był stosunek przerywany albo kilkunastodniowa wstrzemięźliwość. Kiedy jednak na
terenach współczesnej Etiopii zaczęto kojarzyć ciąże ze stosunkiem płciowym, kobiety w Dahomeju
zakładały różne kule i korki z nasion lub korzeni. Z kolei Indianki, żeby uzyskać okresową
niepłodność, żuły pietruszkę. Murzynki płukały pochwę sokiem z cytryny. A spółkujące z
przepływającymi żeglarzami mieszkanki Australii i Oceanii wkładały algi morskie i wodorosty, by
potem w gwałtownych podskokach i kołysaniu biodrami usunąć niebezpieczne nasienie. Widzisz,
jaki barwny był kiedyś seks?
Seks Aborygenów
Analizując życie seksualne różnych narodowości przenosimy się na kangurzy kontynent.
W kulturze Aborygenów powszechna była poligamia. Ich życie było trudne, często występowały
okresy głodu, walk międzyplemiennych, chorób. Trudno powiedzieć, jak w takich warunkach
rozwijały się między nimi więzi uczuciowe.
Relacje partnerskie prawdopodobnie były podporządkowane dobru grupy. Kiedy kapitan James
Cook odkrył w 1770 r. Australię, tamtejsza rdzenna ludność liczyła około 300 000 osób i była
rozproszona na wielkich obszarach kraju. Mężczyźni zajmowali się myślistwem, a kobiety
opiekowały się dziećmi.
Kultura Aborygenów była zdominowana przez mężczyzn. Aż do momentu kontaktu z innymi
kulturami Australijczycy nie wiązali współżycia seksualnego z prokreacją. Ciążę wyjaśniali sobie
tym, że to duch dziecka dostał się do ciała kobiety. Mężczyzna w czasie stosunku otwierał kobietę,
aby duch dziecka mógł do niej wniknąć. Aborygeni stosowali też zabiegi przerywania ciąży.
Dziewczynkę, jeszcze zanim się urodziła, obiecywano mężczyźnie z innej grupy lokalnej, dlatego
powszechna była znaczna różnica wieku między partnerami. Często starsze kobiety miały o wiele
od siebie młodszych mężów.
Współżycie seksualne zaczynano wcześnie. Zaledwie dziewięcioletnia dziewczynka oddawała się
wybranemu uprzednio mężczyźnie. W przypadku owdowienia była dziedziczona przez jego
młodszych braci. U chłopców w tym samym wieku rozpoczynał się długoletni okres inicjacji.
Zabierano ich matkom i poddawano okrutnym próbom wytrzymałości na ból: wybijano im zęby,
wyrywano włosy, nacinano podłużnie członek i głodzono. Żaden z odległych australijskich
zwyczajów seksualnych nie pasuje do zachowań znanych w łagodnej, oświeconej Europie.
Dla nas pociągająca jedynie mogłoby być wizja wielokrotnego zamęścia, albo możliwość posiadania
jednocześnie kilku żon. Dość marzeń - póki co, cieszmy się własnymi tradycjami.
Seks po angielsku
Cóż wiemy więcej, oprócz wyobrażenia o francuskim pocałunku, o historii i obyczajach seksualnych
wspólnej Europy?
Lata panowania królowej Wiktorii, nakazującej zakładać pokrowce nawet na nogi stołków i
fortepianów, żeby nie wywoływały uczuć lubieżnych, to czas zgrzebnego, wiktoriańskiego
erotyzmu. Jak jednak uczy również i nasze historyczne doświadczenie, wprowadzana na siłę
surowość obyczajów, prowokując poczucie winy, rodzi hipokryzję.
W Anglii długo kwitło seksualne podziemie. Sukcesy odnosiła literatura i sztuka erotyczna,
wydawano "dzieła", których tytuły dobitnie świadczą o ich treści: np.: "Intrygi miłosne", "Sceny z
haremu", "Miłość Turków", "Jak się kochać?", "Festiwal miłości" czy "Miłostki Wenus".
Na początku XX wieku pojawiła się tam nowa wersja "Baśni z tysiąca i jednej nocy" i stare ryciny
ustąpiły miejsca erotycznym fotografiom. Już od XVIII wieku w literaturze zaczął pojawiać się
motyw biczowania i defloracji, wyraźnie wyróżniający erotyzm angielski od erotyzmu innych
krajów.
W jednej z pierwszych książek na temat biczowania wręcz nazwano go "angielską przywarą".
Równie powszechnym zjawiskiem było "polowanie na dziewice", np. mężczyźni korzystający z usług
domów publicznych domagali się lekarskich zaświadczeń o dziewictwie pracujących tam dziewcząt.
Angielskie domy publiczne były znane dużo wcześniej. W 1746 r. John Cleland napisał popularną do
dziś powieść erotyczną, której bohaterka Fanny Hill jest niewinną dziewczyną zwerbowaną do domu
publicznego. W tym czasie rozpowszechniano też wydawnictwa pornograficzne. Nakłady
"katalogów" kurtyzan sięgały wówczas tysięcy egzemplarzy.
Pojawiły się prezerwatywy, a wśród elity angielskiej zaczął być popularny homoseksualizm,
powstawały też pierwsze kluby dla homoseksualistów. Plagą stały się rozwody. Prostytucja sięgnęła
najwyższych sfer, wzrosła też popularność kurtyzan. Arystokratki zaspokajały swe zachcianki
erotyczne, nie żądając zapłaty i nie tracąc swej reputacji. A biedota – jak zawsze i wszędzie -
własnym ciałem zarabiała na życie. Mamy nadzieję, że ten krótki przegląd faktów historycznych
rzuci pewne światło na postawy i zachowania seksualne Anglików. Pomyślmy, czy coś nas jeszcze
może zaskoczyć w rodzinnej Europie?
Erotyka w żydowskich Mądrych Księgach
Religijnego Żyda chronią przed pokusami seksu spisane w Biblii i Talmudzie liczne nakazy i zakazy.
Tak naprawdę nie wiemy, ile opowieści ze Starego Testamentu funkcjonuje w naszej
współczesności. Ciekawa jest historia jednego z synów Judy - Onana. Kiedy ojciec kazał mu
współżyć z wdową po bracie, niszczył swoje nasienie wylewając je na ziemię, bo nie chciał mieć z
nią dzieci. Jak więc widzimy, Onan nie był ojcem samogwałtu, ale mieliśmy tu do czynienia z
pierwszym przykładem antykoncepcji. Onan musiał umrzeć, bo uchylał się od świętego obowiązku
płodzenia potomstwa.
Do tej pory judaizm usprawiedliwia praktykowanie stosunku przerywanego tylko w chwili
zagrożenia zdrowia matki. Wprawdzie żydowskie rygory obyczajowe niewiele się zmieniają, ale dziś
dyskutuje się już na temat dopuszczalności stosowania środków antykoncepcyjnych po spełnieniu
obowiązku prokreacji, czyli spłodzeniu przez małżonków syna i córki i na sprawę aborcji patrzy się
nieco łagodniej. Surowe ograniczenia życia seksualnego wcale nie znaczą, że religia izraelicka nie
akceptuje płynących z niego przyjemności. Cytując zdanie jednego z historyków religii: ”judaizm
uważa seks za sznur umacniający związek dozgonnych kochanków, stanowiący dla obojga źródło
siły, przyjemności, spokoju i pomagający w wychowaniu dzieci”. Filozofia prosta, ale trudno
wykonalna.
Dla Żydów oprócz Biblii, drugim zbiorem wskazań życiowych jest Talmud. Kiedy w rodzinie
przychodzi na świat potomek płci męskiej, ósmego dnia po urodzeniu następuje ceremonia
obrzezania, czyli usunięcia nożem napletka. Jest to podstawowy warunek przyjęcia duszy
mężczyzny do społeczności współbraci. Potem przepisy Talmudu przeprowadzają go już przez całe
życie, którego podstawowym obowiązkiem będzie małżeństwo i posiadanie dzieci. Najbardziej
odpowiednim wiekiem do jego zawarcia jest ukończenie osiemnastu lat. Przedtem trzeba trzymać
się z daleka od kobiet, nie wąchać zapachu ich perfum, ani ściskać i całować nawet bliskich
krewnych. Ze wszystkich grzechów na świecie najgorsza jest masturbacja, dlatego ,aby nie
wywoływać wzwodu członka, chłopcy nie powinni spać na wznak, przyglądać się kopulującym
zwierzętom i dotykać własnych genitaliów nawet w czasie oddawania moczu.
Z kobietami sprawa ma się nieco inaczej, bo masturbując się, nie wydalają nasienia poza swoje
ciało, w związku z tym więcej im wolno. Po ślubie – zgodnie ze słowami Talmudu-małżonek ma
prawo czynić z własną żoną wszystko, na co przychodzi mu ochota. Religijnemu Żydowi wypada
jednak dawać przyjemność również i żonie, dlatego może przedłużać stosunek dla jej dobra. Kiedy
gardzi żoną, nie powinien w ogóle z nią współżyć. Ten nakaz wydaje się stosunkowo łatwy do
wykonania. Ale wróćmy już od teorii do praktyki. Za tydzień popatrzymy jak surowe religijne
przepisy omijali wyznawcy różnych religii...