Rada
Ochrony
Pomników
Walki
i Męczeństwa
i
.
Roman Hrabar Zofia Tokarz Jacek E. Wilczur
czas
niEWOLI
czas
SmiERCI
Martyrologia dzieci polskich w okresie okupacji hitlerowskiej
Wydawnictwo Interpress Warszawa 1979
PUBL-UMM
w Zabrzu ____
ZN. KLAS.
\
i NR
i
W CAŁYM, JAKŻE OGROMNYM I CENNYM POWOJENNYM DOROBKU WYDAWNICZYM ISTNIEJE
ODDZIELNY NURT, ODDZIELNY DZIAŁ, OBEJMUJĄCY KSIĄŻKI, KTÓRE DOTYCZĄ SPRAW
DZIECKA, LECZ JAKŻE NIESPOTYKANEJ TREŚCI...
są to książki, które mówią o losach dzieci i młodzieży polskiej
w latach ii wojny światowej.
publikacje wstrząsające, tragicznej często budzące grozę
i przerażenie... ale równocześnie prawdziwe, ukazujące dramat
i tragedię, jaka nie miała sobie równych w historii ziemskiej
cywilizacji.
fzawsze, od zarania dziejów, dzieci stanowiły największe bogactwo każdego
narodu, były jego nadzieją i pryszłoscią. w czasie każdej z licznych --wojen,
nawet barbarzyńskich, sta-. rano się zawsze oszczędzać i ochraniać dzieci,
respektując niepisane prawa moralności.
zbrodnia, jakiej dopuścił się wobec dzieci hitleryzm, jest najczarniejszą plamą
na sumieniu ludzkości. faszyzm nie oszczędzał nikogo.^ :
z całym okrucieństwem i bezwzględnością kierował ostrze ludobójczych poczynań
przede wszystkim na najmłodsze generacje polaków.
dzieci i młodzież dzieliły los starszych. wraz z nimi ginęły i wraz z nimi —
walczyły.
zabijane były podczas pacyfikacji wsi zamojszczyzny, kielecczyzny i
lubelszczyzny, ginęły w gazowych komorach i krematoriach hitlerowskich obozów
zagłady.
umierały z głodu i zimna w czasie wysiedleń i transportów, odrywane były
przemocą od najbliższych — od matek i ojców — i wywożone do iii rzeszy w celu
wynarodowienia, z ogólnej liczby ponad sześciu milionów obywateli naszego kraju,
którzy zginęli w latach 1939—1945, ponad jedną trzecią — 2 miliony 200 tysięcy —
stanowią dzieci i młodzież, taki był lós dzieci i młodzieży polskiej w owych
straszliwych latach, los młodej generacji narodu, który został skazany przez
hitleryzm na całkowitą biologiczną zagładgj im właśnie, najmłodszym i
najtragiczniej dotkniętym piętnem
_jvojny, poświęcona jest niniejsza książka.
"gdy odzyskaliśmy wolność, gdy przystępowaliśmy do odbudowy BESTIALSKO
ZNISZCZONEGO KRAJU, ZABRAKŁO NAM CAŁEGO JEDNEGO POKOLENIA.
ZABRAKŁO TYCH, KTÓRZY MIELI BYC NARODU PRZYSZŁOŚCIĄ, KTÓRZY MIELI — WOLNEJ JUŻ
OJCZYŹNIE — POŚWIĘCIĆ SWE ZDOLNOŚCI, SWE GORĄCE, MŁODZIEŃCZE SERCA I UMYSŁY...
TEJ TRAGEDII, TEJ OKRUTNEJ LEKCJI HISTORII, MY, POLACY, NIE ZAPOMNIMY NIGDY...
A PAMIĘTAJĄC O TYM CZYNIMY I BĘDZIEMY CZYNIĆ WSZYSTKO, ABY ŚWIADOMOŚĆ TYCH
WYDARZEŃ BYŁA ZAWSZE ŻYWA, ABY PRZECHODZIŁA Z POKOLENIA NA POKOLENIE, ABY ZAWSZE
TRWAŁA W NASZEJ NARODOWEJ PAMIĘCI.
CZYNIMY TO NIE DLATEGO, ABY WZBUDZAĆ UCZUCIA NIECHĘCI I NIENAWIŚCI DO
JAKIEGOKOLWIEK NARODU CZY PAŃSTWA, ALE PO TO, BY PAMIĘĆ TYCH LAT PRZEMOCY STAŁA
SIĘ PRZESTROGĄ DLA WSPÓŁCZESNYCH I PRZYSZŁYCH POKOLEŃ^J
WNIOSKI, JAKIE WYNIKAJĄ Z HISTORII NASZEGO NARODU, Z LAT BOLESNYCH I TRUDNYCH,
NAKAZAŁY NAM SZCZEGÓLNĄ TROSKĄ I OPIEKĄ OTOCZYĆ MŁODE POKOLENIE.
TA ZASADA STAŁA SIĘ JEDNYM Z PODSTAWOWYCH ZAŁOŻEŃ NASZEJ
DZIAŁALNOŚCI TAK W KRAJU, JAK I NA ARENIE MIĘDZYNARODOWEJ UCZYNILIŚMY JUŻ BARDZO
WIELE.
ZAPEWNILIŚMY DZIECIOM NAJLEPSZE WARUNKI WSZECHSTRONNEGO ROZWOJU, TAKIE, JAKIE
NIGDY DOTĄD NIE BYŁY UDZIAŁEM NAJMŁODSZYCH POLAKÓW.
RÓWNOLEGLE Z TYM ROZWIJAMY SZEROKĄ I AKTYWNĄ DZIAŁALNOŚĆ NA ARENIE
MIĘDZYNARODOWEJ.
WŁAŚNIE MY, POLACY, BYLIŚMY WSPÓŁTWÓRCAMI HISTORYCZNEGO DOKUMENTU, JAKIM STAŁA
SIĘ UCHWALONA PRZEZ ORGANIZACJĘ NARODÓW ZJEDNOCZONYCH DEKLARACJA PRAW DZIECKA,
STANOWIĄCA SZCZEGÓLNEJ WAGI KARTĘ PRA W CZŁOWIEKA.
POLSKI PROJEKT DEKLARACJI O WYCHOWANIU SPOŁECZEŃSTW W DUCHU POKOJU, KTÓRY
SPOTKAŁ SIĘ Z UZNANIEM I PEŁNYM POPARCIEM NARO-DOW ŚWIATA, JEST NOWYM PRZYKŁADEM
NASZYCH INICJATYW W TYM ZAKRESIE.
KOLEJNYM WYRAZEM NASZEGO DZIAŁANIA NA RZECZ POKOJU JEST BUDOWA, WŁAŚNIE W NASZYM
KRAJU, Z INICJATYWY NASZEGO SPOŁECZEŃSTWA '— NIEZWYKŁEGO, UNIKALNEGO POMNIKA —
SZPITALA CENTRUM ZDROWIA DZIECKA, KTÓRY JEST WYRAZEM NASZEJ PAMIĘCI I CZCI DLA
13 MILIONÓW DZIECI ŚWIATA — OFIAR MINIONEJ WOJNY, W TEJ LICZBIE DLA PONAD 2
MILIONÓW 200 TYSIĘCY NASZYCH DZIECI...
SZPITAL-POMNIK CENTRUM ZDROWIA DZIECKA, ODDANY DO UŻYTKU W ROKU 1979
— W MIĘDZYNARODOWYM ROKU DZIECKA — I STANOWIĄCY NASZ WKŁAD W UROCZYSTE OBCHODY
TEGO ROKU, JESZCZE RAZ PRZYPOMINA LUDZKOŚCI, ŻE „SZCZĘŚCIE DZIECKA JEST
NAJWYŻSZYM PRAWEM" I WSZYSCY MUSIMY „DAC DZIECIOM TO, CO NAJLEPSZE". MYŚLĄC O
PRZYSZŁOŚCI, W JEJ IMIĘ WALCZĄC O DÓBRÓ NAJWYŻSZE, JAKIM JEST POKÓJ, NIE
MOŻEMY. ZAPOMINAĆ O PRZESZŁOŚCI. DAJEMY TEMU WYRAZ ZAWSZE I PRZY KAŻDEJ OKAZJI,
PRZESTRZEGAJĄC ŚWIAT PRZED GROŹBĄ NOWYCH ZBROJNYCH POCZYNAŃ.
DOBRZE WIĘC SIĘ STAŁO, ŻE W MIĘDZYNARODOWYM ROKU DZIECKA UKAZUJE SIĘ TAKŻE TA
KSIĄŻKA, UKAZUJĄCĄ TRAGICZNE LOSY POLSKICH DZIECI W LATACH WOJNY I OKUPACJI.
JEST TO DOKUMENT, KTÓRY JEST NIE TYLKO PRZYPOMNIENIEM, ALE TAKŻE I PRZESTROGĄ
PRZED TYM, CZYM JEST WOJNA I FASZYZM DLA CAŁEJ LUDZKOŚCI, A PRZEDE WSZYSTKIM DLA
TYCH, KTÓRZY STANOWIĆ POWINNI O JEJ PRZYSZŁOŚCI — DLA DZIECI I MŁODZIEŻY.
PRZEWODNICZĄCY RADY OCHRONY POMNIKÓW WALKI I MĘCZEŃSTWA
rrh
fC
(—) JANUSZ WIECZOREK
Wstęp
„Nie umiera nigdy zbrodnia, kiedykolwiek była dokonana — przed tysiącleciem czy
dzisiaj nade dniem" — pisał w 1924 roku nasz wielki pisarz Stefan Zeromski w
niewielkim utworze prozą „Międzymorze", w którym zwracał uwagą społeczeństwa
polskiego na zagadnienia niemieckie.
Nie umiera, czyli nigdy nie będzie zapomniana. A naród polski miał wiele
powodów, by powracać do przeszłości. Ma i dzisiaj, gdy sięga do stosunkowo
niedawnych wydarzeń z okresu II wojny światowej, kiedy zbrodnie hitlerowskie
dokonane na Polakach przewyższyły wszystkie, jakie znane były w naszych dziejach
— dziejach liczących lat przeszło tysiąc.
Gdańsk spowity flagami hitlerowskimi w sierpniu 1939 roku i rzekomo kurtuazyjna
wizyta pancernika „Schleswig-Holstein", który stanął w pobliżu Polskiej
Składnicy Wojskowej na Westerplatte, kierując na nią swe działa, były prologiem
do rozpoczęcia działań przez Niemców. Nim jednak padły pierwsze strzały,
hitlerowcy osadzili w więzieniu, a później zesłali do obozów koncentracyjnych
personel i uczniów szkoły polskiej w Kwidzynie, mieście, w którym toczyła się
walka o zachowanie polskości. Policja i agenci gestapo otoczyli gmach szkoły,
aresztując młodzież i nauczycieli. Na zatrzymanych czekały autobusy. „W tyle i
przy kierowcy siedzieli lub stali uzbrojeni hitlerowcy" — wspominał chwile grozy
doktor Władysław Gębik, dyrektor tej1 szkoły. „Na rękach mieli czerwone opaski z
czarną swastyką. Byli zwróceni w naszą stronę z bronią gotową do strzału. I to
przeciw komu? Bezbronnym dzieciom i towarzyszącemu im wychowawcy*'.
Zostali oni wszyscy przewiezieni do miejsca odosobnienia, którym okazał się były
zakład dla obłąkanych, nieczynny już od dwóch lat, w Tapiau koło Królewca. Kiedy
młodzież prowadzono do budynku, pojawił się cywil wraz z kilku uzbrojonymi
strażnikami, aby sprawdzić, kogo przywieziono. Wywiązała się wówczas między nim
a uczniami rozmowa.
„Kręci głową a po chwili pyta jednego z kwidzyniaków:
— Wie alt bist du?
— Jedenaście — odpowiada zagadnięty.
— A ty?
— Dziesięć,
— A ty?
— Dwanaście.
— Unmoglich — mruczy grubas i klnie".
Nawet ten hitlerowiec był zdumiony, dostał bowiem wiadomość, że będzie pilnował
groźnych przestępców politycznych.
W pięć dni później Niemcy wkroczyli do Polski na całej długości granicy.
Wkroczyli oczywiście bez wypowiedzenia wojny, chcieli zaskoczyć koncentrujące
się jeszcze polskie dywizje piechoty i brygady kawalerii. Ich wojska niosły
zagładę ludności, nie oszczędzając nikogo, w myśl wskazań kanclerza III Rzeszy i
fiihrera Adolfa Hitlera. Ofiarą padali starcy, kobiety i dzieci.
Już 1 września 1939 roku w Wyszanowie niedaleko Ostrzeszowa Wielkopolskiego
żołnierze niemieccy wypędzili z domostw wszystkich mieszkańców, podpalając
zabudowania. Kto nie usłuchał rozkazu, ten ginął. W piwnicach miejscowego dworu
schroniły się wylęknione kobiety z dziećmi i ludzie w podeszłym wieku. Żołnierze
Wehrmachtu, nie zważając na lament zgromadzonych i ich prośby, cisnęli granaty.
Zginęło 14 osób, w tym rodziny Fiołków, Stasiaków, Szysźków, Wosiów i Wróblów.
Henryk Fiołka, najmłodsze z zamordowanych dzieci, miał zaledwie dwa lata.
Hipolit Sta-siak liczył lat osiemdziesiąt.
Nie było takie postępowanie wyjątkiem. W sąsiedniej wsi, Torzeńcu, w nocy z 1 na
2 września Niemcy również podpalili zabudowania i strzelali do uciekających
chłopów. Tak zginęła m. in. Bronisława Pietrzak z dwuletnią Helenką na rękach. W
Wielkopolsce, na Pomorzu i Śląsku, a także na ziemi łódzkiej i częstochowskiej
nie cichły salwy plutonów egzekucyjnych. Wymordowano grupę bohaterskich harcerzy
i harcerek broniących Katowic. W Imielinie koło Tych, w czasie walk, mordercy w
mundurach zgładzili 28 mieszkańców tej miejscowości. Jeden z zamordowanych,
Roman Czamberg, miał 5 lat.
Żołnierze Wehrmachtu strzelali do bezbronnej ludności. Pomagała im wydatnie
żandarmeria polowa oraz specjalne formacje policyjne, posuwające się za
oddziałami frontowymi. Członkowie Selbstschutzu, do niedawna obywatele polscy
narodowości niemieckiej, pastwili się nad tymi, których dobrze znali jako
sąsiadów. Wydawali ich na śmierć. Kto należał do harcerstwa lub innych
organizacji młodzieżowych, ten podlegał represjom. Uczniowie i uczennice szkół
średnich i podstawowych ginęli rozstrzeliwani przez Einsątzgruppen. Na ziemiach
polskich lała się polska krew.
Na zachodnich i północnych ziemiach dawnego państwa polskiego powstały — w
miejsce polskich — czteroklasowe szkoły niemieckie, które miały dostarczać
najprostszych wiadomości podstawowych. Nauka ważnych z narodowego punktu
widzenia przedmiotów była zakazana. „Wystarczy proste liczenie, najwyżej do 500,
napisanie nazwiska (...) Nauki czytania
nie uważam za konieczną" — głosiła instrukcja Himmlera z maja 1940 roku.
Polityka niemiecka wobec podbitej Polski była bowiem wyraźnie określona,
normowały ją liczne akty i rozporządzenia władz hitlerowskich.
Żydzi, traktowani w nomenklaturze hitlerowskiej jako „obcy element", osadzeni
zostali w gettach, specjalnie dla nich przeznaczonych dzielnicach wydzielonych w
miastach i osiedlach. Stanowiły one jedynie etap przejściowy w akcji totalnej
zagłady Żydów, kierowanych z gett do obozów śmierci. W sierpniu 1942 roku, na
kilka miesiący przed bohaterskim zrywem Żydów warszawskich, poprzedzającym
likwidacją getta, zginął w obozie zagłady Treblinka II doktor Ja\usz Korczak z
dziećmi ze swego sierocińca.
Hitlerowcy postąpowali bezwzględnie. We wsi Skłoby, podejrzanej
0 sprzyjanie partyzantce mjr. -Henryka Dobrzańskiego — „Hubala", 11
kwietnia 1940 roku rozstrzelali 215 mężczyzn, łącznie z nieletnimi.
1 tak było wszędzie, gdzie Niemcy pacyfikowali teren, nie oszczędzając
bezbronnej ludności, nie zważając na to, że mordują dzieci.
27 listopada 1942 roku hitlerowcy podjęli akcję skolonizowania przez Niemców
ziemi zamojskiej. Wtedy to wysiedlili 116 wsi w ciągu kilku miesięcy. 33 tysiące
dzieci w wieku od dwóch do dwunastu lat osadzili w obozie przejściowym w
Zamościu, gdzie specjalna komisja badała, do jakiej grupy je zaliczyć. Te, które
uznano za „bezwartościowe rasowo", wysyłali do obozów koncentracyjnych na
zagładę. Młodzi więźnioioie Oświęcimia byli traktowani równie surowo jak
dorośli. Ponad 600 dzieci skierowano od razu po selekcji do komór gazowych. Były
to te, które miały poniżej 120 cm wzrostu. Przechodząc pod ustawioną na tej
wysokości poprzeczką starały się rozpaczliwie prężyć, aby uniknąć l'osu, jaki
szykowali im oprawcy.
Wstrząsającą relację podaje Maria Zarębińska-Broniewska, była więźniarka
Oświęcimia, autorka książki „Opowiadania oświęcimskie", aresztowana przez
gestapo za działalność podziemną. Pobyt w obozie przyczynił się do jej
przedwczesnej śmierci, zmarła w dwa lata po wyzwoleniu. Przekazała jednak swoje
wspomnienia, by dać świadectwo „czasom pogardy".
W obozie koncentracyjnym zetknęła się z tragedią dzieci polskich, żydowskich,
cygańskich, słowackich, rosyjskich i innych narodowości. Często wpatrywała się w
krzątające się po tzw. familijnym lagrze dzieci, sama przecież zostawiła w
Warszawie córeczkę. Więźniowie wierzyli jeszcze, że te maleństwa przetrwają
wszystkie selekcje i mordy. Stało się jednak inaczej.
„O godzinie piątej po południu dzieci dostały na kolację kaszkę na mleku z
cukrem, a w kilka godzin później zaczęli zabierać je do krematorium" — pisze
Zarębińska-Broniewska. „Wszystkie krematoria działały, okazało się jednak, że
ilość pieców jest niedostateczna. Wobec tego kazali wykopać ogromne doły i tam
na stosach płonęły dzieci. Widziałam wtedy setki dzieci
wysiadające z pociągów i idące na śmierć. Teraz, kiedy to piszę, sama się sobie
dziwię, że będąc matką kochającą nie tylko swoje dziecko, ale wszystkie dzieci
na kwiecie — nie zwariowałam".
W tym okresie obozowym lekarzem naczelnym, który wysyłał te dzieci na śmierć,
był doktor Joseph Mengele. Po wojnie ukrył się w Ameryce Południowej i ślad po
nim przepadł.
Były więzień hitlerowskich obozów koncentracyjnych, wybitny polski pisarz Michał
Rusinek, długoletni działacz i sekretarz Polskiego PEN Clubu, w swojej książce
„Z barykady w dolinę głodu" opisuje zetknięcie się w Ebensee z dziećmi. Byli to
młodzi więźniowie z Oświęcimia, ewakuowani na skutek ofensywy Armii Czerwonej.
Szli piątkami, w pasiakach przydługich, w płaszczach zmoczonych śniegiem, mając
ponad setkę kilometrów marszu w nogach.
„Kiedy te dzieci staną na «apelplacu», niskie, sięgające esesmanom do kolan,
Arbeitsdienstfiihrer zapyta:
— A co wy, Judei
— Nie Jude.
— Polacy?
— Polacy.
Zdziwi się nawet to Niemczysko, wyszkolone w każdym pomyśle okrutnym.
— Dlaczego siedzicie w obozie?
— Z powstania.
— Aha.
«Aha» mówi więcej niż wszelkie niepotrzebne pogróżki. Ten pomruk ustalający
przyczynę uwięzienia wystarczy".
I dodaje Rusinek o losie tych chłopców z Warszawy, wysłanych do obozów
koncentracyjnych:
„Jutro pójdą do kartoflami, a za trzy miesiące niespełna wyjdą od nas z
pierwszym transportem chorych do gazu w komorach Mauthausen".
Cóż dodać do tych relacji, oskarżających samą swą wymową hitlerowców? Nie na
darmo już w sierpniu 1939 foku mówił Hitler do zgromadzonych w jego kwaterze
wyższych dowódców wojskowych:
„Nasza siła leży w naszej szybkości i brutalności. Dżyngis-chan spowodował
śmierć milionów kobiet i dzieci decyzją swej woli i w pogodzie ducha, a historia
widzi w nim jedynie wielkiego twórcę państwa... Wysłałem na Wschód moje
Totenkopfstandarte z rozkazem zabijania bez litości i pardonu wszystkich
mężczyzn' kobiet i dzieci polskiej rasy i języka. Tylko w ten sposób zdobędziemy
teren, którego tak bardzo potrzebujemy".
Program był równie jasny, co cyniczny, nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
Okupacja hitlerowska oznaczała dla milionów Polaków, w tym i dzieci — śmierć.
Tereny okupowane stały się wielkim obozem zagłady. Dzieciom odebrano wszystko,
co jest udziałem młodości: radość życia i poczucie bezpieczeństwa.
10
Książka Romana Hrabara, Zofii Tokarzowej i Jacka E. Wilczura jest jeszcze jednym
świadectwem, dokumentem przejść i przeżyć społeczeństwa polskiego w latach 1939—
1945. Jej tematem jest martyrologia dzieci polskich. Martyrologia nie mająca
sobie równych, nigdy bowiem w dziejach naszej cywilizacji nie planowano i nie
zrealizowano w tak okrutny sposób programu zagłady dzieci.
LESŁAW M. BARTELSKI
'
Hitlerowskie
je i program
eksterminacji dzieci
Plany biologicznego wyniszczenia narodu polskiego, piewszej ofiary militarnej
agresji Niemiec hitlerowskich, opracowane zostały już wcześniej, przed wybuchem
drugiej wojny światowej.
Kuźnią ideologiczną tych zamierzeń był Urząd Rasowo-Polityczny NSDAP, gdzie w
oparciu „o naukowe przesłanki" ustalono i rozwijano tezy polityczne,
rasistowskie i historyczne. Problem państwa polskiego rozpatrywany był w
kategoriach „rasowo-politycznych" i „narodo-wościowo-politycznych" *.
Twierdzono, że Polska zawdzięcza organizację terytorialno-polityczną pozostałym
na jej terenie resztkom Germanów wschodnich oraz normandzkiej warstwie panów,
która wtargnęła na te obszary i stworzyła stan szlachecki. Do niemałej już
domieszki krwi germańskiej miał w późniejszych czasach dojść nowy przypływ krwi
niemieckiej. Narodu polskiego „(...) nie można traktować jako jedności pod
względem politycznym i ideologicznym" 2, o czym miały świadczyć antagonizmy
dzielnicowe. Przyjmowano, że na terenach zachodnich Polski występuje bardzo
często znaczna przewaga krwi nordyckiej, a ludność na Górnym Śląsku, w znacznej
części niemiecka, została spolszczona.
Powyższe tezy i poglądy stanowiły podstawę i punkt wyjściowy dla
apokaliptycznego programu, rozwiniętego w wielu planach długo- i krótkofalowych,
przewidujących wysiedlenie, eksterminację, zepchnięcie do roli niewolników i
germanizację dziesiątków milionów ludzi krajów Europy Wschodniej. Przekształcone
w narzędzie socjotechniczne, tezy te i poglądy miały wzbudzić lekceważenie,
pogardę, nienawiść, miały usprawiedliwiać terror oraz tworzenie takich warunków
życia, które spowodowałyby całkowite lub częściowe fizyczne wyniszczenie osób
narodowości polskiej.
Tekst znanego już powszechnie dokumentu zwanego „Generalny Plan Wschodni"
Reichsfuhrera SS (Generalplan Ost) zdołano widocznie na czas zniszczyć lub
ukryć, nie zachował się bowiem jego egzemplarz. Dokument ten miał charakter
ściśle tajny i był znany wyłącznie najbardziej zaufanym pracownikom wysokiej
hierarchii hitlerowskiej. Prace przygotowawcze nad planem prowadzone były na
zlecenie Heinricha Himmlera jeszcze przed wybuchem wojny, co potwierdził znany
zbrodniarz wojenny, SS-Obergruppenfuhrer Erich von dem Bach, zeznając jako
świadek przed I Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w procesie nr 8
— przeciwko funkcjonariuszom Głównego Urzędu do Spraw Rasy
14
i Osadnictwa. Dokładne odtworzenie dokumentu stało się możliwe dzięki
przesłuchaniu jako świadka w tym procesie wyższego urzędnika Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa Rzeszy — RSHA, SS-Standartenfuhrera dr. Hansa Ehlicha — głównego
referenta opracowującego ten plan — oraz na podstawie memoriału z 27 kwietnia
1942 roku pod tytułem „Ocena i uwagi do Generalnego Planu Wschodniego
Reichsfuhrera SS". Autorem tego dokumentu był dr Erich Wetzel, kierownik
Centrali Doradczej Urzędu do Spraw Polityki Rasowej NSDAP. Ostateczna redakcja
pierwszej wersji „Generalnego Planu Wschodniego" opracowana została — jak wynika
z zeznań dr. Hansa Ehlicha — w 1940 roku, a poprzedziło ją szereg specjalnych
badań i studiów, prowadzonych przez różne placówki naukowe w ciągu kilku lats,
„Generalny Plan Wschodni" nie był zjawiskiem oderwanym, wynikiem nagłej,
koniunkturalnej koncepcji. Imperializm niemiecki, który zrodził się w związku z
szybkim rozwojem gospodarczym Niemiec w XIX wieku, przyswoił sobie hasło Drang
nach Osten (Napór na Wschód) jako podstawowy dogmat polityki zagranicznej.
Apogeum tego dogmatu osiągnął hitleryzm opierając się na teoriach geopolityki i
rasizmu oraz tworząc mit o dziejowym posłannictwie narodu niemieckiego i jego
misji władania całą Europą, a w przyszłości — także całym światem. Konsekwencją
i emanacją tych poglądów — ukierunkowanych politycznie — był „Generalny Plan
Wschodni", którego dyrektywy wytyczył Hitler. Na długo przed wybuchem drugiej
wojny światowej powiedział on:
„Francuzi uskarżali się po wojnie, że Niemców jest o dwadzieścia milionów za
dużo. Przyjmujemy ten krytycyzm. Sprzyjamy planowej kontroli ludności, ale moi
przyjaciele wybaczą nam, jeżeli odejmiemy te dwadzieścia milionów gdzie indziej.
(...)
Jednym z głównych zadań kierownictwa niemieckiego po wsze czasy będzie
przeszkodzenie, wszelkimi znajdującymi się w naszej mocy środkami, dalszemu
rozwojowi słowiańskich ras. Naturalny instynkt nakazuje wszystkim żyjącym
istotom nie tylko zwyciężać wrogów, lecz także zniszczyć ich" *.
W miarę pogłębiania się i rozwoju dogmatów ideologicznych o rasie i „przestrzeni
życiowej" (Lebensraum), po agresji Niemiec hitlerowskich na Polskę, liczba 20
min Słowian przewidzianych do usunięcia stała się punktem wyjścia dla dalszych,
bezwzględnych planów. Slogan o potrzebie zapewnienia „przestrzeni życiowej" nie
miał nic wspólnego z potrzebami ekonomicznymi narodu niemieckiego; stał się
hasłem dla bezprzykładnej ekspansji imperialistycznej. W tym klimacie
ideologicznym rodziły się nowe, fantastyczne plany, takie właśnie jak „Generalny
Plan Wschodni". Autor memoriału z 27 kwietnia 1942 roku, dr Erich Wetzel, mówiąc
o olbrzymich problemach związanych z realizacją tego planu, w ostatecznej
konkluzji przestrzegał:
„(...) odrzucenie ich [planów — wyj. aut] z tego powodu, że uzna się je za
niemożliwe do rozwiązania albo fantastyczne, mogłoby okazać się rzeczą bardzo
niebez-
15
pieczną. Przyszła niemiecka polityka wschodnia wykaże, czy zamierzamy dać III
Rzeszy trwałe i pewne podwaliny. Jeśli III Rzesza ma być tysiącletnia, to i
planowanie powinno być obliczone na pokolenia. W przyszłej polityce niemieckiej
myślenie kategoriami rasowo-biologicznymi będzie musiało mieć decydujące
znaczenie, gdyż tylko wtedy można będzie zapewnić przyszłość narodowi
niemieckiemu" 5.
„Generalny Plan Wschodni" był istotnie wielką „myślą rasowo-bio-logiczną".
Składał się on z dwóch zasadniczych części, z których pierwsza, określona jako
„Mały plan" (Kleine Planung), zawierała projekty na najbliższą przyszłość. Ich
urzeczywistnienie miało następować stopniowo, w miarę grabieży terenów
położonych na wschód od granicy Niemiec. Druga część zawierała plany
perspektywiczne. Określona jako „Wielki plan" (Grosse Planung), obejmowała
projekty, których realizacja miała być rozpoczęta po zwycięskim zakończeniu
wojny i obliczona była na okres 25—30 lat. Olbrzymie obszary Europy Wschodniej,
stopniowo wcielane do Wielkiej Rzeszy, miały obejmować ziemie sięgające mniej
więcej po linię, która — przebiegając od północy — połączyłaby jezioro Ładoga z
Morzem Czarnym, w pobliżu przesmyku krymskiego. W ten sposób przyszłe Niemcy
wchłonęłyby całą Polskę, Czechosłowację, kraje bałtyckie z wyjątkiem Finlandii
oraz ogromną część Związku Radzieckiego. Przewidywano też wysiedlenie 31 min
ludzi, a w nowej wersji planów, zawartych w memoriale Ericha Wetzla, od 46 do 51
min.
Autorzy planów wskazywali z niepokojem na „niesłychaną biologiczną siłę
reprodukcji u sąsiadujących na wschodzie narodów", w stosunku do których uważali
za słuszne prowadzić w przyszłości „świadomie negatywną politykę ludnościową",
przy zastosowaniu wszelkich możliwych środków, ze sterylizacją włącznie 6.
Przewidywano początkowo pozostawienie na zdobytych obszarach Wielkiej Rzeszy 14
min ludzi innych narodowości i osiedlenie ok. 10 min Niemców. Memoriał z 27
kwietnia 1942 roku ocenił krytycznie obie te liczby, wychodząc z założenia, że
dopiero przeprowadzenie szczegółowych badań ludności na Wschodzie pozwoli na
ustalenie liczby osób kwalifikujących się do zniemczenia, lub też „rasowo
niepożądanych".
W czasie gdy Urząd do Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP wkroczył ze swą oceną i
krytyką, a właściwie nową wersją „Generalnego Planu Wschodniego", jego pierwsza
część, „Mały plan", znajdowała się już w stadium realizacji.
Sprawom polskim poświęcono szczególną uwagę. Liczbę Polaków oceniono na 20 do 24
min, uważając ich za naród najbardziej wrogo usposobiony wobec Niemców,
liczebnie najsilniejszy, a wskutek tego „najniebezpieczniejszy ze wszystkich
obcoplemieńców" objętych planem wysiedlenia. Stwierdzono, że Polacy najbardziej
skłaniają się do konspiracji. Z rasowego punktu widzenia dostrzegano u Polaków
podobne elementy jak w na-
16
i
IM
rodzie niemieckim, przy zróżnicowanej domieszce krwi wschodnioeuropejskiej,
wschodniobałtyckiej, śródziemnomorskiej.
Ponieważ „Generalny Plan Wschodni" przewidywał wysiedlenie 80 do 85% Polaków, a
więc 16 do 20,4 min, na niemieckim terenie osadniczym pozostałoby od 3 do 4,6
min Polaków. Nowa wersja planu oparta była na założeniu, że zbyt rygorystyczne
kryteria rasowe, przyjęte przez komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny,
zostaną złagodzone, nie tylko z uwagi na „dobre cechy rasowe" dużej części
ludności polskiej, ale przede wszystkim z uwagi na potrzebę dostarczania w ciągu
wielu jeszcze lat siły roboczej dla III Rzeszy i na obszary osadnicze.
Projektowano również wysiedlenie 20 min Polaków na tereny zachodniej Syberii, a
„najbardziej niebezpiecznych" — do Ameryki Południowej, w szczególności do
Brazylii.
Władze III Rzeszy uznały za konieczne realizowanie „Małego planu" jeszcze w
czasie toczącej się wojny. Już u samego progu okupacji nastąpiły masowe
wysiedlenia, a obozy koncentracyjne i obozy pracy zapełniła polska ludność.
Założenia „Małego planu", zawierające ogólne dyspozycje, opracowano następnie w
bardziej szczegółowych elaboratach, z których najważniejszym był memoriał z 25
listopada 1939 roku. Opracowali go, na zlecenie Urzędu do Spraw Rasowo-
Politycznych NSDAP, dr Erich Wetzel i dr Ger-hard Hecht. Memoriał dokonał
stratyfikacji ludności polskiej oraz przygotował podstawy i tezy, na których
oparto akty normatywne o niemieckiej liście narodowej. Obejmuje on 36 stron
maszynopisu i składa się z trzech części. Zwięzłe wprowadzenie informuje, że
część pierwsza omawia przegląd narodowej i rasowej struktury Polski oraz zawiera
opis terenów pod względem demograficznym. Część druga traktuje o postępowaniu
wobec ludności na ziemiach inkorporowanych, łącznie z problemem osiedlenia i
przesiedlenia. Część trzecia poświęcona jest traktowaniu Polaków i Ży-dów w
„pozostałej Polsce".
Memoriał szacował ludność polską na ok. 17 min, przy czym Kaszubów, Mazurów,
Łemków i Górali — jako „pozostałe słowiańskie mniejszości" — nie wliczono do tej
liczby. Wymienia się też następujące mniejszości narodowe: 3 min Ukraińców, 4
min Białorusinów, ponad 3 min Żydów — osób wyznania mojżeszowego i ok. 1 min
osób przechrzczonych, małą liczbę Słowaków, Czechów, Litwinów i Łotyszów.
Mniejszość niemiecką — rozrzuconą na całym obszarze: na starych pruskich i
austriacko-śląskich terenach, w Polsce środkowej i częściach Galicji, w zwartych
grupach jako ludność chłopską i rzemieślniczą — obliczono na 1,2 do 1,5 min.
Liczbę Kaszubów obliczono na 200—300 tys., Ślązaków, Pomorzan, Wielkopolan,
Warmiaków, Mazurów, Lubuszan i innych — na 1 do 1,5 min. Liczby Mazurów i Górali
nie podano. W oparciu o dane statystyczne, sporządzone w urzędzie namiestnika
Rzeszy w Poznaniu, memoriał podawał, że na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy
zamieszkiwało 7 918 377 Polaków, 507 764
s
17
I
Niemców, 494 813 Żydów i 171 001 osób innych narodowości. Polacy stanowili 86%,
Niemcy — 7, a Żydzi — 5% ogółu ludności. Memoriał postulował „bezwzględne
zmniejszenie liczby Polaków i wydalenie wszystkich Żydów i polsko-żydowskich
mieszańców". Obawiano się, że gdyby wysiedlenia Polaków nie przeprowadzono w
sposób „bezwzględny", polska ludność powiększałaby się dalej mniej więcej w tych
samych proporcjach (od 30 do 32 narodzin na 1000 mieszkańców).
W II części memoriału określono, kogo w tej skomplikowanej sytuacji traktować
jako Niemca, kogo jako Polaka i jak można oceniać niemiecko-polską „warstwę
pośrednią". Zaliczono do niej osoby, które były częściowo niemieckiego
pochodzenia, bądź też żyły w mieszanych narodowo małżeństwach z Polakami, nie
miały jednak warunków do uzyskania niemieckiej listy narodowej (Deutsche
Volksliste). Z owej „warstwy pośredniej" zamierzano stworzyć „grupę specjalną" i
dążyć do jej całkowitego zniemczenia na terenie III Rzeszy, o ile oczywiście jej
członkowie nie będą „zdecydowanymi narodowcami polskimi".
Memoriał określał, że dekret Hitlera z 8 października 1939 roku o strukturze i
administracji ziem wschodnich sankcjonował przepisy o prawie do obywatelstwa
Rzeszy i przynależności państwowej, stwarzając jeszcze trzecie pojęcie prawne:
przynależność państwową aż do odwołania. W związku z tym sporządzono listę
dyskryminacyjną, która objęła następujące zakazy i nakazy dla ludności polskiej:
— nakaz zniemczenia wszystkich nazwisk;
— zakaz używania języka polskiego;
— pozbawienie Polaków praw szczególnych, takich jak zapomogi dla dzieci,
pożyczki przy zawarciu małżeństwa itd.;
— zakaz zawierania małżeństw między Polakami i Niemcami;
— zakaz posiadania przedsiębiorstw, własności gruntowej oraz wykonywania
szeregu zawodów;
— ustalenie znacznie mniejszego wynagrodzenia za pracę;
— likwidację polskiego szkolnictwa;
— zakaz tworzenia polskich związków i stowarzyszeń;
— zamknięcie polskich teatrów, kawiarni, restauracji, wydawnictw czasopism i
zakaz uczęszczania do teatrów niemieckich i kin;
— zakaz posiadania radioaparatów i gramofonów.
W dalszych tezach zajęto się problematyką zniemczenia, określanego jako
„przenarodowienie" i traktowanego jako zagadnienie rasowe i naro-dowo-
polityczne. Rozróżniano jeszcze tzw. przenarodowienie rasowe prawdziwe i
nieprawdziwe. W odniesieniu do ostatniego osoby zniemczone zachowywały nadal
swoją „rasowo uwarunkowaną odrębność duchową".
Osobny ustęp poświęcono „szczególnemu traktowaniu dzieci rasowo wartościowych".
Miały być one wyłączone z akcji wysiedleńczej i zniemczone w specjalnych
zakładach III Rzeszy. W rachubę wchodziły w zasadzie dzieci liczące nie więcej
niż 8—10 lat. Ich kontakty z polskimi kre-
18
I
wnymi miały być zerwane, a nowe nazwiska niemieckie — jednoznacznie germańskie w
swym źródłosłowie. Wszystkie „rasowo wartościowe" dzieci, których rodzice
polegli na wojnie, zmarli lub zginęli, miały zostać od razu przejęte przez
niemieckie zakłady dla sierot. Uznano również za konieczne zakazanie
umieszczania „dziedzicznie zdrowych" dzieci polskich w zakładach prowadzonych
przez duchowieństwo oraz przeniesienie ich do niemieckich zakładów
wychowawczych. Proponowano też odstąpienie od wysiedlenia „neutralnie
usposobionych" Polaków, którzy zgodziliby się na umieszczenie swych dzieci w
zakładach niemieckich.
Szeroko omówiona została sprawa wysiedlenia polskiej ludności z tzw. ziem
włączonych do Rzeszy. Obliczono, że wysiedlenia te obejmą ogółem ok. 5 363 000
ludzi. Uważano za rzecz konieczną, aby cała ziemia — także i ta, która
znajdowała się w rękach od dawna osiadłych Polaków — została wywłaszczona na
rzecz osadników niemieckich. W ten sposób rolnik polski, pozbawiony podstaw
egzystencji, musiałby zostać wysiedlony z Rzeszy — chyba że uległby procesowi
zniemczenia. Nie pominięto również problemu zasiedlenia nowych terenów przez
ludność niemiecką i otoczenia jej — tak w miastach, jak i na wsi — szczególną
opieką.
W ostatniej, III części memoriału zajęto się planowaniem warunków bytowych,
kulturalnych i politycznych na pozostałych terenach Polski. Uważano m. in., że
Polakom wystarczą szkoły powszechne — bez nauki geografii, historii i
gimnastyki. Uczyć mieli w nich emerytowani, wysłużeni policjanci. Nie zezwolono
na organizowanie jakichkolwiek związków, natomiast postulowano pozostawienie
otwartych kawiarni i restauracji, ponieważ nadzór nad nimi jest łatwiejszy niż
nad prywatnymi zebraniami, które „z konieczności musiałyby się odbywać i w które
tak obfituje polska historia".
Bardziej już szczegółowy projekt, lub też wytyczne, opracował Hein-rich Himmler
w początkach 1940 roku. W dokumencie z 15 maja tegoż roku pt. „Kilka myśli o
traktowaniu obcoplemiennych na Wschodzie" (Einige Gedanken iiber die Behandlung
der Fremdvolker im Osten) zawarte są zamierzenia w stosunku do ludności
polskiej, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci7. Podstawowe wytyczne Himmlera
dotyczyły sprawy szkolnictwa. Na terenach polskich miały pozostać jedynie
czteroklasowe szkoły powszechne, w których uczono by liczenia do 500 i
podpisywania się, przede wszystkim jednak wszczepiano by zasadę, że „nakazem
bożym dla ludności polskiej jest posłuszeństwo wobec Niemców, uczciwość, pilność
i grzeczność". Umiejętność czytania nie była uważana za konieczną. Rodzice,
którzy pragnęliby kształcić swoje dzieci, składaliby odpowiedni wniosek do
wyższych dowódców policji i SS, na podstawie którego rozstrzygano by w pierwszym
rzędzie, czy dziecko jest „rasowo wartościowe". To decydować miało o jego
przyszłości. Kierowane byłoby do szkoły w Niemczech, aby pozostać tam na stałe.
Mocną rękojmią wobec rodziców miała być miłość do własnego dziecka, którego
przyszłość i wykształcenie zależałyby od
19
ich lojalności. Niezależnie od akcji germanizacyjnej, która miała być prowadzona
przez wyżej wspomniane wnioski rodziców, Heinrich Himmler projektował coroczną
selekcję dzieci w wieku 6—10 lat według „zasad rasowych". Dzieci „rasowo
wartościowe" miały być traktowane identycznie jak dzieci, których rodzice
wystąpili z uwzględnionym przez władze wnioskiem. Na terenie Niemiec dzieci te,
po zmianie nazwisk, miały być zrównane w prawach z obywatelami niemieckimi.
Heinrich Himmler przewidywał, że przy konsekwentnym stosowaniu tych zasad, w
ciągu następnych dziesięciu lat pozostałaby na terenie Polski jedynie „rasowo
bezwartościowa" ludność, służąca Niemcom jako siła robocza „przy ich wiecznych
dziełach kultury i budowlach" 8.
Dekretem z 7 października 1939 roku uczynił Hitler odpowiedzialnym za politykę
ludnościową oraz wszelkie związane z tym problemy Heinricha Himmlera jako
komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny. Motywem przewodnim tych
poczynań była ogłoszona przez Himmlera teza — stosowana konsekwentnie przez jego
aparat wykonawczy — mówiąca, że ,,«dobrą krew» trzeba zdobyć, a «zła krew»
skazana jest na zniszczenie albo na niewolnictwo" 9.
Już w drugiej połowie 1940 roku Urząd Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia
Niemczyzny skierował baczną uwagę na polskie rodziny nadające się — według
hitlerowskich kryteriów rasowych — do zniemczenia. Ulrich Greifelt, szef
Głównego Urzędu Sztabowego Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny
powiadomił pismem z 9 października 1940 roku Główny Urząd Rasy i Osadnictwa SS o
wydaniu polecenia wyższym dowódcom SS i policji w sprawie zakazu kontaktów
polskich rodzin umieszczonych w III Rzeszy w celach germanizacyjnych z polskimi
jeńcami i robotnikami, jakkolwiek „może to napotkać na trudności", wynikające z
faktu, że niemal w każdej wsi znajdują się liczni jeńcy i robotnicy 10. Równo
miesiąc później, bo 9 listopada 1940 roku, Himmler wydał zarządzenie, które
nakazywało przekazywanie polskich rodzin, przeznaczonych do zniemczenia,
placówce zamiejscowej Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa w Łodzi, dla
przeprowadzenia selekcji rasowej, natomiast niezdatnych do zniemczenia —
Centrali Przesiedleńczej (Umwandererzentralstelle — UWZ) w celu wysiedlenia.
W orbicie zainteresowań władz hitlerowskich znajdowały się z reguły tylko takie
polskie rodziny, które miały dzieci. Te ostatnie poddawane były testom i
badaniom „rasowym".
Realizacja d\\lgo- i krótkoialowych planów znalazła instytucjonalne odbicie w
całym kompleksie aktów normatywnych i oficjalnych oraz tajnych zarządzeń.
Należałoby tu w pierwszym rzędzie wymienić zbrodniczą procedurę tzw. niemieckiej
listy narodowej (Volksliste). Wprowadzono ją na tzw. polskich ziemiach
włączonych do Rzeszy 4 marca 1941 roku rozporządzeniem ministra spraw
wewnętrznych Rzeszy, zastępcy fiihrera i naczelnego dowód-
20
cy SS jako komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny. W Poznaniu niemiecka
lista narodowa wprowadzona została już 28 października 1939 roku, a w całym
„Kraju Warty", obejmującym ziemie poznańską, łódzką i bydgoską — z początkiem
1940 roku. Rozporządzenie z 4 marca
1941 roku określało warunki wpisu na niemiecką listę narodową oraz stan prawny
ludności, której podział na cztery grupy pokrywał się w zasadzie z podziałem
dokonanym w wytycznych Himmlera z 12 września 1942 roku w sprawie przebadania i
selekcji ludności na anektowanych terenach wschodnich. Dalsze tajne
zarządzenia Heinricha Himmlera z 9 i z 16 lutego
1942 roku regulowały ostatecznie sposób traktowania poszczególnych grup z punktu
widzenia administracyjno-polieyjnego i zrównywały w zakresie ogólnych przepisów
prawa prywatnego i publicznego przynależnych do grupy trzeciej z posiadającymi
przynależność państwową.
Zarządzenie Himmlera z 16 lutego 1942 roku, mówiące o traktowaniu osób wpisanych
do IV grupy Volkslisty, zwracało uwagę na ujemny wpływ, jaki na proces
germanizacyjny dzieci mogą mieć ich rodzice zaszeregowani do powyższej grupy.
Polecił on, aby odbierać dzieci rodzicom i umieszczać je w rodzinach
niemieckich, pewnych światopoglądowo i politycznie, jeśli ujemnego wpływu
rodziców nie uda się wyeliminować drogą policyjnych środków przymusu. Liczne
przypadki postępowania w myśl tego zarządzenia stwierdzono na Pomorzu.
Realizacja przekroczyła nawet ramy nakreślone w zarządzeniu, zasady te stosowano
bowiem wobec rodzin wpisanych do III grupy listy narodowej. Po stwierdzeniu
wychowywania dzieci w duchu polskim odbierano je rodzicom pod przymusem i
oddawano na wychowanie rodzinom niemieckim na Pomorzu lub w głębi Rzeszy. W
stosunku do ludności uznanej za etnicznie niemiecką, jak np. na Górnym Śląsku,
obowiązywał bezwzględny i powszechny przymus podpisywania Voikslisly. Odmowa
pociągała za sobą sankcje, z wysłaniem do obozu koncentracyjnego włącznie, a w
roku 1944 nawet karę śmierci. Nacisk wywierano również przez wydawanie nakazu
umieszczenia dzieci w specjalnych obozach. Z chwilą wpisania rodziców na
niemiecką listę narodową nakazy te cofano.
Problem polskich dzieci znajdujących się w sierocińcach i u przybranych rodziców
rozwiązany został zarządzeniem 67/1 z 19 lutego 1942 roku Głównego Urzędu
Sztabowego Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny. Dzieci te poddano
„badaniom rasowym", a po uzyskaniu wyników pozytywnych umieszczono je, w
zależności od wieku, w zakładach Lebensbornu lub w niemieckich szkołach
ojczyźnianych (Deutsche Heim-schulen).
Po napaści na Związek Radziecki, po pierwszych niepowodzeniach militarnych,
kiedy to zauważono zmianę nastrojów ludności polskiej, wyrażającą się m. in.
coraz częściej zdarzającą się odmową podpisania Volkslisty, powstało nagle
zagadnienie „zaniedbanych małoletnich polskiej narodowości, zagrażających
moralnie młodzieży niemieckiej". By temu zapobiec,
21
minister spraw wewnętrznych Rzeszy zarządzeniem z 3 grudnia 1942 roku pozbawił
małoletnich Polaków wszelkiej ochrony prawnej w zakresie opieki społecznej,
nakazując kierowanie dzieci „zaniedbanych lub zagrożonych zaniedbaniem" do
specjalnego obozu w Łodzi.
Przygotowując się do wojny, kierownictwo hitlerowskiej Rzeszy szkoliło swój
aparat wojskowy, administracyjny, a zwłaszcza policyjny, do objęcia rządów na
podbitych terenach. Kiedy agresja na Polskę była już przesądzona, latem 1939
roku pomiędzy Naczelnym Dowództwem Wojsk Lądowych i ówczesnym szefem Policji
Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa Reinhardem Heydrichem zostało zawarte
porozumienie, na podstawie którego przy każdej armii działać miała specjalna
grupa operacyjna składająca się z przedstawicieli policji i SS. Ich zadaniem
była fizyczna likwidacja tzw. wrogich i szkodliwych elementów na zajmowanych
przez Wehr-macht ziemiach. Nadano jej nazwę Einsatzgruppe der
Sicherheitspolizei. W oparciu o wspomniane porozumienie Naczelne Dowództwo Wojsk
Lądowych wydało 31 lipca 1939 roku — a więc na miesiąc przed napaścią na Polskę
— rozkaz, w którym określiło zakres działania Einsatzgruppen.
Szef Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa SS wydał ze swej strony
wytyczne, ustalające kompetencje tych jednostek na terenach, które w przyszłości
miały być okupowane przez III Rzeszę. Ustanowiono też konieczność utrzymania
stałego kontaktu Einsatzgruppen z dowództwem poszczególnych armii, z policją
oraz z różnymi urzędami i władzami okupacyjnymi. Na ziemiach polskich, po
wkroczeniu wojsk hitlerowskich, działało pięć jednostek Einsatzgruppen oraz
specjalna grupa operacyjna, której zadaniem było opanowanie i zabezpieczenie
ośrodków przemysłowych na Górnym Śląsku.
Einsatzgruppen dokonywały bezprzykładnych w historii mordów ludności cywilnej, w
tym dzieci, kobiet i starców. 16 grudnia 1942 roku tajnym rozkazem marszałka
Wilhelma Keitla, szefa Oberkommando der Wehr-macht, uprawniono i zobowiązano
oddziały wojskowe do używania w walce „każdego środka bez ograniczeń, także
wobec kobiet i dzieci, jeśli tylko prowadzi on do sukcesu" u.
Z inicjatywy 9 Armii walczącej na Wschodzie wydano w czerwcu 1944 roku
zarządzenie zlecające grupie Armii „Środek" przechwycenie w strefie jej
działania 40—50 tys. małoletnich w wieku od 10 do 14 lat i wysłanie ich do
Rzeszy. Operację tę opatrzono kryptonimem „Akcja Siano" (Heu-Aktion).
Zbrodniczą akcję wysiedleń ludności polskiej zapoczątkowało zarządzenie
Heinricha Himmlera z 30 października 1939 roku, które wywodziło się z nie
opublikowanego w sposób urzędowy dekretu Hitlera z 7 października tegoż roku,
mówiącego o umocnieniu niemczyzny. W zarządzeniu tym Himmler nakazał wysiedlenie
określonych grup ludności z zaanektowanych ziem, w czasie od listopada 1939 do
lutego 1940 roku. Ujmuje to tzw,
22
plan na bliską przyszłość (Nahplań), podzielony na trzy kolejne fazy, z których
ostatnia miała zakończyć się w połowie stycznia 1942 roku.
W Generalnej Guberni, po sporadycznych doraźnych akcjach wysiedleńczych,
Heinrich Himmler wydał 12 listopada 1942 roku rozporządzenie o utworzeniu na
Zamojszczyźnie pierwszego obszaru podlegającego kolonizacji. Stworzyło to
podstawę dla wysiedleń na wielką skalę.
Los dzieci polskich powyżej 10 lat, ewakuowanych z dystryktów lubelskiego,
lwowskiego i radomskiego, przesądzony został przez Himmlera w czasie jego
kilkugodzinnego pobytu w Krakowie 6 października 1942 roku. Wydał on wówczas
zarządzenie o utworzeniu tzw. obozów wychowawczych, w których miano
przeprowadzać badania „rasowe", decydujące
0 ewentualnym przekazaniu dzieci pod opiekę w III Rzeszy. Powyższy rozkaz wydany
został w formie depeszy nadanej do szefa Centrali Przesiedleńczej (UWZ) w
Łodzi, opatrzonej nagłówkiem: „Pilne, natychmiast przedłożyć, również w
niedzielę! Tajne!". Rozkaz ten został wkrótce zmodyfikowany o tyle, że
postanowiono wysiedlone dzieci umieszczać wraz z ponad 60-łetnimi starcami w
tzw. wsiach rentowych (Rentendorjer), uznano bowiem, że umieszczenie dzieci w
„obozach wychowawczych" doprowadziłoby do spotęgowania polskiego ducha oporu.
Górną granicę wieku dzieci objętych niemiecką „opieką" podniesiono do 14 lat,
starsze natomiast miano wywozić do robót przymusowych w Rzeszy.
Heinrich Himmler ingerował również w sprawę polskich dziewcząt, przydzielanych
do robót w Niemczech przez Urzędy Pracy (Arbeitsamt). 4 marca 1942 roku wydał
zarządzenie, aby do pracy w „starej Rzeszy" (Altreich) kierowano dziewczęta
„dobrej krwi", wybrane przez Główny Urząd Rasy
1 Osadnictwa. W ten sposób objęto akcją germanizacyjną ludność, która ze względu
na wiek wyłączona była z bezpośredniej akcji germanizacyjnej.
W roku 1943, w miarę powiększania się strat wojennych, zwrócono uwagę na
zatrudnione przy pracach przymusowych w Rzeszy ciężarne kobiety. Chęć
ograniczenia i zahamowania przyrostu naturalnego wrogiego narodu z jednej strony
oraz usiłowanie wzmocnienia narodu niemieckiego „rasowym elementem" z drugiej —
to kierunek polityki hitlerowskiej w tym aspekcie. Jej realizacja znalazła swój
wyraz w zarządzeniu Reichsjuhrera do spraw zdrowia (Reichsgesundheitsfuhrer) z
11 marca 1943 roku, który postanowił, że na wniosek robotnicy ciężarnej należy
dokonać zabiegu przerwania ciąży. W praktyce odbywało się to w ten sposób, że
przedkładano jej do podpisania odpowiedni formularz, przy czym wiadomo było
powszechnie, że odmowa podpisania oświadczenia mogła zakończyć się umieszczeniem
w obozie koncentracyjnym. Tajne zarządzenie polecało badanie ciężarnych robotnic
i ojców przez Urząd Rasy i Osadnictwa, który w wypadku stwierdzenia, że mające
się urodzić dziecko może być „rasowo wartościowe", winien był przeszkodzić
przerwaniu ciąży. Dalszym rozporządzeniem Reichsjuhrera SS i szefa niemieckiej
policji z 27 lipca 1943 roku rozwinięto procedurę w tym zakresie, a Główny Urząd
Rasy i Osadni-
23
ctwa SS wydał zarządzenia o charakterze wykonawczym 12. Regulowały one tryb
postępowania i wciągały w orbitę działalności Narodowosocjali-styczne
Towarzystwo Opieki Społecznej (NSV), które przejmowało „rasowo wartościowe"
dzieci robotnic. Główny Urząd Opieki Społecznej NSDAP uregulował ze swej strony
to zagadnienie okólnikiem z 20 stycznia 1944 roku, traktując brzemienne Polki w
sposób „uprzywilejowany", gdyż w stosunku do nich — w odróżnieniu od innych
narodowości — przyjęto zasadę domniemania posiadania „wartościowych cech
rasowych". Natomiast dzieci pozbawione tych cech oczekiwała z reguły zagłada w
różnego rodzaju zakładach i żłobkach przyfabrycznych. Tu szczegółowe zarządzenia
były zbędne, a eksterminacja następowała w ramach ogólnych założeń.
Pogarda, wstręt i antyhumanizm w traktowaniu ludzi upośledzonych i chorych
znalazły swoje ujście w zbrodni nazizmu, którą hitlerowcy określali jako
eutanazję. I tu podstawą normatywną było zarządzenie Hitlera z 1 września 1939
roku, nakładające na Reichsleitera Filipa Bouhlera oraz na prof. Karola Brachta,
komisarza Rzeszy do spraw zdrowia, obowiązek realizowania programu eutanazji w
stosunku do osób, które określono jako nieuleczalnie chore.
Ustosunkowując się do zagadnień praworządności Hitler stwierdził, że państwo
totalne nie ścierpi różnicy między prawem a moralnością. W systemie hitlerowskim
szeroko pojęta moralność zbiorowa opierała się na zasadzie posłuszeństwa wobec
tego, co władza uznała za nakaz lub co może stać się nakazem władzy 13. W
ustroju tym zatraciła się zasada „obliczal-ności" decyzji władzy, ponieważ
decyzje nie były związane wyraźnie określonym przepisem prawa, zaś prawo miało
znaczyć tyle co swoiście pojęta moralność. Ta zaś moralność uczyniła ze zbrodni
— w tym zbrodni dokonanych na dzieciach i młodzieży polskiej — instytucjonalny
instrument państwowej politykiu.
Eksterminacja
dzieci
i młodzieży polskiej
1. WARUNKI BYTOWE
Omawiając położenie dzieci i młodzieży podczas okupacji nie sposób poruszyć
wszystkich problemów szczegółowych. Dyskryminacja Polaków, a tym samym i
najmłodszego pokolenia, była widoczna na każdym kroku. W Wielkopolsce od
początku wojny obowiązywało Polaków kłanianie się Niemcom umundurowanym i
ustępowanie im miejsca przez schodzenie z chodnika na jezdnię. Podobnie było na
Pomorzu i na Białostocczyźnie.
Stosunek hitlerowców do ludności polskiej wyraźnie określa wypowiedź namiestnika
„Kraju Warty" Artura Greisera na odprawie w 1940 roku: „Polacy mogą u nas
pracować, lecz jako parobcy, a od was żądam stanowczo, abyście byli brutalni,
twardzi i jeszcze raz twardzi" *. Tenże Greiser oficjalnie dopuszczał karanie
Polaków chłostą2.
Nur fur Deutsche — głosiły napisy w kinach, bibliotekach, muzeach. „Tylko dla
Niemców" — tablica z napisem tym, umieszczona przy wejściach do parków, ogródków
dziecięcych i na place zabaw, była widocznym zakazem wstępu dla dzieci polskich.
W „Kraju Warty" nawet podróżowanie Polaków, zarówno koleją, jak i autobusem,
wymagało specjalnego zezwolenia władz policyjnych. Podobnie było z rowerami,
które Polacy zmuszeni byli znaczyć białymi pasami.
Na Pomorzu i na Śląsku represje policyjne spadały na spacerujących w większym
gronie Polaków.
Na całym obszarze okupowanej Polski wprowadzona została godzina policyjna.
Ludność polską obowiązywał ponadto zakaz posiadania szeregu przedmiotów — takich
jak aparaty radiowe, fotograficzne, sprzęt narciarski.
Życie najmłodszych pozbawione było więc poczucia bezpieczeństwa i stabilizacji,
a ich siły biologiczne — wykorzystywane głównie do przedwczesnej walki o byt.
Większość dnia przebywali poza domem, pracując lub trudniąc się pokątnym
handlem, aby zdobyć środki do życia. Coraz mocniej rysował się wojenny typ
dziecka — bez dzieciństwa, przedwcześnie usamodzielnionego i dojrzałego, z
szeregiem nerwowych stresów i zaburzeń, głównie w sferze uczuciowej.
Memoriał o sytuacji dzieci w Polsce, sporządzony w 1943 roku przez ruch oporu,
tak oto określa codzienny widok na ulicach miast:
26
„Zgroza ogarnia na widok tych małych obdartusów, bosych i na wpół nagich,
zziębniętych i wynędzniałych, odśpiewujących w mroźne dni zachrypłym dyszkantem
jakieś godzinki, klęcząc przy tym godzinami na mokrej ziemi, albo też
wykrzykując chyłkiem — papierosy — zapałki — sacharyna itp., dodając sobie
fantazji paleniem machorki albo wódką (...)".
Dzieci ulicy — jak jejwówczas nazywano — przybywało z każdym rokiem okupacji^
'
Hermann Goring w 1942 roku stwierdził na naradzie komisarzy Rzeszy na
okupowanych obszarach Europy: „Jest dla mnie rzeczą obojętną, gdy mówicie, że
wasi ludzie padają z głodu. Niech sobie giną, dopóki ani jeden Niemiec nie ginie
z głodu" 3. Marszałek Gerd von Rundstedt, mianowany we wrześniu 1939 roku
naczelnym dowódcą Wschodu, tak sformułował ten problem:
„My, Niemcy, musimy dwukrotnie przezwyciężyć naszych sąsiadów. Będziemy więc
zmuszeni zniszczyć V3 ludności przyległych terytoriów. Możemy tego dokonać przez
systematyczne niedożywianie, które w końcu daje lepszy wynik niż karabiny
maszynowe. Wyniszczenie działa bardziej efektywnie, szczególnie wśród młodzieży"
4.
Zgodnie z tymi wytycznymi realizowana była polityka aprowizacyjna III Rzeszy w
Polsce, w tym również w stosunku do małoletnich.
Żywienie polskich dzieci i młodzieży związane było z wprowadzeniem przez
okupacyjne władze niemieckie systemu kartkowego, który pokrywał średnio ok. 15 %
rzeczywistego zapotrzebowania i obejmował jedynie część polskiej ludności
Generalnej Guberni (GG), utworzonej w 1939 roku z części polskich ziem nie
włączonych do Rzeszy, tj. woj. kieleckiego, krakowskiego, lubelskiego, części
łódzkiego i warszawskiego. Chłopi nie tylko nie byli objęci systemem kartkowym,
lecz przeciwnie, obarczono ich obowiązkiem dostarczania bardzo dużych
kontyngentów produktów rolnych, przekraczających w znacznej części ich
możliwości produkcyjne. Powodowało to w konsekwencji głodowanie tej grupy
ludności polskiej, zwłaszcza na przednówku.
Przydziały żywności otrzymywane na kartki były niedostateczne, zarówno
ilościowo, jak i jakościowo. Przyjmując, że przydział mięsa dla Niemców wynosił
100%, dla Polaków w Generalnej Guberni wynosił on jedynie 36%. Według memoriału
Górnośląskiego Instytutu Badań Gospodarczych, stanowiącego dokument procesu
norymberskiego 5, polska młodzież pracująca w wieku od 14 do 20 lat otrzymywała
w stosunku do młodzieży niemieckiej przydział żywności o 33% mniejszy, dzieci od
10 do 14 lat — o 65%, a dzieci poniżej 10 lat — o 60% mniejszy. Tak było —
według memoriału — na terenie Śląska, sytuacja aprowizacyjna na wszystkich
innych okupowanych terenach polskich była jednak podobna. W „Kraju Warty" na
przykład kartki żywnościowe dla ludności polskiej wprowadzono w lutym 1941 roku.
Wprawdzie 15 lipca tegoż roku wydano zarządzenie o jednakowym zaopatrzeniu w
artykuły żywnościowe kobiet ciężarnych narodowości polskiej i niemieckiej, ale
już 17 września 1941 roku Arthur Greiser zmienił jego treść, odbierając Polkom w
okresie ciąży i kar-
27
mienia dodatkowe przydziały, a w 1942 roku zakazał w ogóle wydawania dzieciom
polskim dodatkowych przydziałów żywności.
Memoriał Górnośląskiego Instytutu Badań Gospodarczych stwierdzał:
„Dopóki matka sama karmi niemowlę, bierze ono sobie wszystko, co mu potrzebne.
Następstwa niedożywienia w tym okresie spadają nie na dziecko, lecz wyłącznie na
matkę, podkopując jej siły i zdrowie" 6.
Wartość kaloryczna przydziału dla dzieci polskich wynosiła w stosunku do
przydziału dla dzieci niemieckich zaledwie V3 wartości (u dzieci do lat 3), a
nawet V4 dla dzieci powyżej 3 lat. Charakterystyczne jest następujące
zestawienie dotyczące przydziałów w Generalnej Guberni7.
Dzieci do lat 3:
niemieckie — przydział na 28 dni z mięsem-i jajami
polskie — przydział na 30 (wzgl. 31 dni) z mięsem i jajami
Dzieci od 3 do 10 lat
^Białko g
Tłuszcze g
1 006,4
475,2 532,8
1208
68,8 79,6
Węglowo-
Wartość
dany
kaloryczna
g
kal.
10 967,7
4 043,4 4 043,8
61244
19 160
19 464
niemieckie —
przydział na 28 dni
z mięsem i jajami 1 926,6
1 545,8
13 466
76 454
polskie —
przydział na 30
(wzgl. 31 dni)
445,6 67,2
4 005 18 864
z mięsem i jajami 503,2 78
4 005,4
19 168
Dzieci powyżej 10 lat:
niemieckie —
przydział na 28 dni
z mięsem i jajami 1 975,5
1 536,3
13 811,6
78 034
polskie —
przydział na 30
(wzgl. 31 dni)
522,6 74,2
4 762,8
20 904
z mięsem i jajami 580,2 85
4 763,2
21208
28
Zwraca uwagę fakt, że okres przydziałów dla dzieci niemieckich i polskich był
różny. Pamiętać również należy, że ludność polska nigdy nie otrzymywała razem
mięsa i jaj — tak jak to zarejestrowano w zestawieniu. Ich przydział wykluczał
się nawzajem, tzn. w pewnych miesiącach wydawano ludności polskiej mięso, w
innych natomiast — zamiast mięsa — jaja.
Problem wyżywienia polskiego dziecka przedstawiałby się mniej tragicznie, gdyby
nie fakt, że przydziały kartkowe dla polskich dzieci były często teoretyczne; w
pewnych okresach schodziły do zera, w innych realizowane były częściowo.
Wspomniany memoriał ruchu oporu o sytuacji dzieci podaje takie oto przykłady z
1942 roku:
1. Niektóre gminy na terenie Generalnej Guberni (Okręg Radom) dla małorolnej
albo bezrolnej ludności — a więc i dla dzieci — żadnych kart żywnościowych nie
otrzymują.
2. Wydawanie mleka dla dzieci do lat 3, przewidziane teoretycznie w
przydziałach, zostało prawie zupełnie cofnięte.
3. Wydawanie cukru, marmolady, mąki i kaszy — nawet w tych minimalnych
ilościach, jakie są dla ludności polskiej przeznaczone, bywa bardzo często
wstrzymywane na kilka miesięcy.
4. To samo dotyczy mięsa, które o ile jest wydawane — to w zmniejszonych
ilościach (po 100 g miesięcznie).
Sprawiało to, że w wielu miejscowościach wartość przydziału na karty żywnościowe
spadła do połowy, a nawet poniżej. W maju i czerwcu 1942 roku wartość
przydziałów wydawanych na karty żywnościowe w Warszawie wynosiła na dobę ok. 375
kalorii, zamiast przewidzianych 700.
Różnymi sposobami starali się Polacy o dodatkową żywność. Uprawiano działki,
hodowano króliki — co najczęściej w podziale obowiązków spadało na dzieci,
handlowano, gdzie i czym się dało. W Generalnej Guberni ludność miejska
zdobywała żywność głównie we wsiach, nielegalnie przewożąc ją do miast. Szmugiel
— jak to się wówczas określało — połączony był z ogromnym ryzykiem i
niebezpieczeństwem represji, z zesłaniem do obozu koncentracyjnego włącznie.
Zdobycie żywności było również nie lada problemem; za nielegalny ubój groziła
przecież kara śmierci. Widok małych często dzieci przemykających się z dworców
kolejowych do domów ze zdobytym pożywieniem był codziennym obrazem dnia
okupacyjnego. Istniejący system aprowizacyjny groził wygłodzeniem większości
mieszkańców miast, samoobrona przybierała więc różne formy, a udział dzieci był
w niej niemały.
Ciągłe głodowanie powodowało utratę odporności fizycznej,.wielką podatność na
choroby i wysoką śmiertelność.
Przeprowadzone w Warszawie badania lekarskie dzieci w roku szkolnym 1942/1943 —
zapisanych do publicznych szkół powszechnych — wykazały, że 42,5% dzieci
zagrożonych było gruźlicą.
Oto przykład z okolic Krosna: Spowodowana niedożywieniem anemia
29
objęła wg stwierdzenia lekarzy okręgowych ponad 80 % dzieci..„Dosyć czę-§teJ?Xfe
wypadki puchliny głodowej oraz_ śmierci głodowej. Epidemia tyfusu plamistego
została wprawdzie opanowana do sporadycznych wypad-"Isow, natomiast gruźlica
rozszerzała się w zatrważający sposób.
Ż Siedlec zachowało się następujące zestawienie w sprawie liczby zgonów:
1938 rok — 418 osób
1939 rok — 464 osoby
1940 rok — 647 osób
1941 rok — 771 osób
Dr Wilhelm Hagen, lekarz urzędowy Warszawy, stwierdził, że w końcu 1941 roku
ilość zachorowań na gruźlicę wzrosła w Rzeszy o 10%, natomiast w Generalnej
Guberni — o 50 % 8.
Dostęp.Judności polskiej do lekarzy był utrudniony. Znane są wypadki, kiedy
niemieccy lekarze uznawali chore osoby — zwłaszcza pracujących w przemyśle
młodocianych i kobiety ciężarne — za zdrowe. Szpitale dziecięce w większości
wypadków przeznaczono na szpitale dla wojska lub dla dzieci niemieckich.
Zamknięto również większość dziecięcych sanatoriów. Dzieci polskie były więc
praktycznie pozbawione możliwości leczenia i korzystania z profilaktyki.
Skutki klęski głodowej potęgowała klęska odzieżowa o niebywałych rozmiarach.
Lata wojny wyniszczyły zasoby ubraniowe, a karty na zakup odzieży w Generalnej
Guberni otrzymywali tylko rolnicy, jako premię za dostarczone kontyngenty i za
ich nadwyżkę. W Zagłębiu Dąbrowskim karty odzieżowe dla Polaków obejmowały
przydziały o ok. 40—50% niższe od niemieckich. Nie pracującym po ukończeniu 13
roku życia karty odbierano. Oficjalnie nie realizowano ich już od lipca 1943, a
praktycznie już od 1942 roku.
W „Kraju Warty" władze okupacyjne zróżnicowały ludność polską i niemiecką
również w przydziałach odzieży. Polacy zresztą nie otrzymywali najbardziej
potrzebnej odzieży, której i tak przysługiwało im niewiele 9.
Minimalne dochody (np. realna płaca robotnika polskiego w 1943 roku wynosiła 8%
płacy przedwojennej) całkowicie pochłaniało zdobywanie środków żywności. Nie
starczało ich już na zakup odzieży na czarnym rynku, toteż na wsi i w mieście
tysiące dzieci w zimie nie opuszczało izby mie^-szkalnej, często nie opalanej.
We wspomnieniach z tamtych lat zanotowano:
„Wśród ludności polskiej w Sochaczewie są rodziny, których dzieci nie wychodzą z
łóżek, bo nie mają w co się ubrać. Są mieszkania, w których leje się na głowę
podczas deszczu. Nieraz brak łóżek i ludzie śpią na barłogach albo wprost na
podłodze. Brak bielizny, pościeli, ubrań i butów, słowem — ostatnia nędza"10.
Nie było więc opału i nafty — używanej w większości mieszkań do
30
oświetlania. Stąd też powszechnie od 1940 roku zastąpiono lampy naftowe
karbidowymi. Niewystarczające były też przydziały mydła i środków piorących,
których ludność polska otrzymywała o połowę mniej niż Niemcy i o wiele gorszej
jakości.
Ludność polską pozbawiono całkowicie świadczeń socjalnych. Statut
ubezpieczeniowy w 1942 roku uregulował ostatecznie sytuację Polaków na tzw.
ziemiach włączonych do Rzeszy. Najbardziej ograniczył on świadczenia rodzinne:
opiekę nad Polkami w ciąży sprowadzono do minimum, nie przyznano Polakom
zasiłków i rent z tytułu starości i sieroctwa, a renty wdowie bardzo
ograniczono. Niemka z trojgiem dzieci otrzymywała rentę wdowią w wysokości 80%
zarobków męża, a Polka nie otrzymywała jej w ogóle. 50 % otrzymywała Polka,
jeżeli miała co najmniej 4 dzieci poniżej lat 15 u. W Generalnej Guberni
zmniejszono do połowy zasiłki chorobowe i połogowe oraz zniesiono dodatki na
dzieci.
Fatalne warunki sanitarne i brak opieki zdrowotnejjmiały..na celu^wyniszczenie
narodu polskiego, w tym zwłaszcza dzieci i młodzieży polskiej. P.ostępowano tu
zgodnie z zaleceniem Hitlera mówiącym, że „usiłowanie roztoczenia opieki
zdrowotnej według niemieckiego wzoru nad nieniemie-cką ludnością wschodnich
obszarów byłoby czystym szaleństwem (...)"12.
Arthur Greiser tak określił zadania dla lekarzy niemieckich 9 kwietnia 1943
roku:
„(...) lekarzowi trzeba postawić dwa zadania: wprzęgnięcie służby zdrowia w
walkę narodowościową celem stopniowego usunięcia obcego narodu oraz wyzyskanie
obcych sił roboczych do ostatecznych granic".
Okupant hitlerowski pozbawił więc dzieci polskie prawa do nauki, prawa do
normalnego rozwoju fizycznego, prawa do organizacji jakiejkolwiek formy życia
społecznego, prawa do rozwoju, prawa do swej własnej narodowości, prawa do życia
1S.
2. SZKOLNICTWO POLSKIE
Agresja Niemiec hitlerowskich na Polskę 1 września 1939 roku zdezorganizowała
początek roku szkolnego. Okupant zajął nasz kraj. W miejscowościach, do których
w pierwszych dniach września nie dotarły jednostki Wehrmachtu, pozostali na
miejscu nauczyciele uruchomili polskie szkoły przy poparciu społeczeństwa. W
Wielkopolsce np. otwarto dla dzieci polskich 342 szkoły, w których 991
nauczycieli rozpoczęło zajęcia z 58 255 uczniami u. Liczne szkoły z opóźnieniem
rozpoczęły naukę. I Hitlerowskie władze administracyjne i policyjne przystąpiły
niemal od początku do likwidacji polskiego szkolnictwa. Wielu nauczycieli
aresztowano i rozstrzelano. Mimo represji starali się oni jak najdłużej konty-
31
nuować naukę dzieci i młodzieży. Ingerencje okupanta były jednak coraz
ostrzejsze, a masowe wysiedlenia ludności polskiej z Wielkopolski przesądziły o
losie polskich szkół. |W marcu 1940 roku zostały one całkowicie zlikwidowane, a
od kwietnia,'1940 roku ^przystąpiono do organizowania szkół niemieckich dla
dzieci polskich, tzw. Polenschulen, które miały służyć przede wszystkim
germanizacji! Było ich niewiele. W Poznaniu na przykład — 4 szkoły, usytuowane
na peryferiach miasta, czynne 2—3 dni w tygodniu. Nauka trwała przeciętnie 2
godziny dziennie.! Uczono języka niemieckiego,, czterech działań podstawowych z
rachunków, geografii Niemiec, wiadomości z gospodarstwa domowego/ćwiczeń
wyrabiających dyscyplinę i uległość wobec „narodu panów" — Niemców. Często
dzieci wykorzystywano do różnych prac. Kończyły one naukę w wieku 12 lat, a
następnie były wysyłane na roboty do Rzeszy. /
W Gdańsku — w pierwszych dniach września 1939 roku — zwolniono z pracy
wszystkich polskich nauczycieli, a szkoły publiczne i prywatne z polskim
językiem wykładowym zamknięto. Większość nauczycieli znalazła się w obozach lub
została wysiedlona. Na całym Pomorzu szkolnictwo polskie zostało zlikwidowane.
Istniały jedynie szkoły z wykładowym językiem niemieckim, z wydzielonymi klasami
dla dzieci polskich, których rodzice wpisani byli na tzw. niemiecką listę
narodową. Szkoły służyły germanizacji, a program nauczania i dobór nauczycieli
niemieckich były gwarantem realizacji programu.
W Rejencji Opolskiej nieliczne szkoły polskie zamknięto w 1942 roku, a młodzież
skierowano do szkół niemieckich. Na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy jedynie w
niektórych powiatach na Górnym Śląsku były wydzielone szkoły z językiem polskim
15.
W Generalnej Guberni (GG) okupant zezwolił na otwarcie szkół podstawowych.
Pierwszy akt prawny dotyczący szkolnictwa w GG został wydany przez gubernatora
generalnego Hansa Franka 31 października 1939 roku 16. Określając ogólne zasady
organizacji szkolnictwa stwierdził on, że dzieci narodowości niemieckiej mogą
uczęszczać tylko do szkół niemieckich, a polskie do szkół polskich. Nakazywał
zakładanie szkół niemieckich w miejscowościach, w których zamieszkiwało więcej
niż 10 dzieci niemieckich. W szkołach tych mogli uczyć tylko nauczyciele
niemieccy.
IZ przedmiotów nauczania w polskich szkołach podstawowych usunięto literaturę
ojczystą, historię, geografię. Wycofano pomoce i podręczniki szkolne,
zlikwidowano biblioteki; Szkoły lokalizowano w prywatnych budynkach
mieszkalnych, nie przystosowanych do tego celu. Nauka odbywała się na kilka
zmian, co zmuszało często do skracania lekcji do 30 minut. W miesiącach zimowych
szkoły z zasady nie funkcjonowały, z powodu braku opału.\
W drugiej połowie 1942 roku władze hitlerowskie przystąpiły ostatecznie do
likwidacji szkół prywatnych, które do tej pory w niektórych miastach (np. w
Warszawie) oficjalnie działały.
32
Hitlerowskie władze okupacyjne postępowały zgodnie z instrukcją Hein-richa
Himmlera z 15 maja 1940 roku. Brzmiała ona następująco:
„Dla nieniemieckiej ludności Wschodu nie mogą istnieć wyższe szkoły niż 4-
klasowa szkoła ludowa. Celem takiej szkoły ma być wyłącznie: proste liczenie,
najwyżej do 500, napisanie nazwiska, nauka, że nakazem bożym jest posłuszeństwo
wobec Niemców, uczciwość, pilność i grzeczność. Czytania nie uważam za
konieczne" u.
Memoriał opracowany przez dr. Ericha Wetzla i dr. Gerharda Hechta zawiera m. in.
następujące postulaty:
„Dozwolone będą tylko szkoły powszechne; mają one jednak dostarczać
najprostszych wiadomości podstawowych, jak rachowanie, czytanie i pisanie. Nauka
ważnych z narodowego punktu widzenia przedmiotów jest wykluczona. Szkoła
natomiast powinna przygotowywać do zawodów rolniczych, leśnych oraz do prostych
zawodów przemysłowych i rzemieślniczych" 18.
Omawiany memoriał w taki to sposób rozwiązywał kwestię kadry nauczycielskiej:
„Wydaje się celowe — głosił — aby emerytowani, wysłużeni funkcjonariusze policji
polskiej zostali później mianowani nauczycielami w szkołach ludowych. Dzięki
temu tworzenie zakładów kształcących nauczycieli stanie się zbyteczne".
Najwięcej przepisów w sprawie organizacji szkolnictwa wydał okupant w
odniesieniu do szkół zawodowych. Szkoły te miały dać teoretyczne i praktyczne
wiadomości potrzebne do wykonywania zawodu.
Ukazały się też przepisy dotyczące dokształcania w różnych zawodach
rzemieślniczych, m. in. terminatorów w zakładach metalowych. Zakłady, które
zatrudniały dziesięć lub więcej osób, były obowiązane do szkolenia terminatorów
w liczbie odpowiadającej zatrudnionym fachowym pracownikom fizycznym. Nawet w
faworyzowanych przez okupanta szkołach nastąpiło obniżenie poziomu i zawężenie
zakresu uzyskiwanej wiedzy. Istniejące początkowo dwuletnie kursy przygotowawcze
do egzaminów wstępnych w szkołach zawodowych zostały z końcem roku szkolnego
1941/1942 zlikwidowane. Warunkiem przyjęcia do szkoły był ukończony 18 rok
życia, ukończona szkoła powszechna, dwuletnia praktyka zawodowa i złożony
egzamin wstępny. Powstaje pytanie: gdzie absolwenci szkół powszechnych mieli
odbywać praktykę zawodową, wobec masowego likwidowania polskich sklepów i
przedsiębiorstw przemysłowych, oraz skąd mieli nabyć niezbędną do egzaminów
wiedzę?
Gimnazja ogólnokształcące i szkolnictwo wyższe zostały zlikwidowane \fr końcu
1939 roku. Społeczeństwo Generalnej Guberni miało składać się z ludzi mało
wykształconych, pozbawionych przywództwa intelektualnego, dostarczających III
Rzeszy sezonowo rąk do pracy i siły roboczej w wielu gałęziach przemysłu. )
Co prawda na początku października 1939 roku zezwolono młodzieży składać
kgjicowe egzaminy na wyższych uczelniach, m. in. na wydziałach
33
Uniwersytetu Warszawskiego, ale już w listopadzie tegoż roku wszystkie wyższe
uczelnie zostały zamknięte.' 6 listopada wszyscy profesorzy i docenci wyższych
uczelni w Krakowie zostali zaproszeni na wykład do gmachu Uniwersytetu
Jagiellońskiego. Przybyło 183 wybitnych naukowców i pedagogów. Zostali oni
otoczeni przez policję, załadowani do samochodów i wywiezieni do więzienia
Montelupich w Krakowie, a następnie do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen.
Hitlerowcy wymordowali również profesorów innych wyższych uczelni, m. in.
Warszawy, Poznania, Lublina, Lwowa. )
Podobnie przebiegała akcja w krakowskich gimnazjach ogólnokształcących, które
podjęły zajęcia szkolne na wyraźne zalecenie starosty. 9 listopada policja
wkroczyła do budynków i aresztowała zastanych tam profesorów i nauczycieli. Ten
sam proceder miał miejsce również w innych miastach.
W ten sposób zlikwidowano liczne szkoły średnie, zanim jeszcze formalnie, w
połowie grudnia, rozwiązano wszystkie państwowe i prywatne szkoły średnie
ogólnokształcące oraz wyższe instytuty kształcenia nauczycieli.
3. PRACA PRZYMUSOWA DZIECI I MŁODZIEŻY
Praca przymusowa w okresie okupacji hitlerowskiej, obowiązująca dzieci polskie,
była jednym z instrumentów eksterminacji najmłodszego pokolenia.
Odmawiając narodowi polskiemu prawa do biologicznej egzystencji, nie brano pod
uwagę zdolności produkcyjnej i wieku polskiej młodzieży zmuszonej do pracy..
Kierowano się wyłącznie koniecznością dostarczenia siły roboczej dla potrzeb
gospodarki wojennej.
Formalnie obowiązek pracy dotyczył dzieci od lat 12 na tzw. ziemiach włączonych
do Rzeszy i od lat 14 w Generalnej Guberni, w rzeczywistości jednak dowolnie
obniżano tę granicę wieku 19. W oficjalnych dokumentach normatywnych trzeba było
bowiem zachować pozory stosowania przepisów o ochronie pracy małoletnich,
obowiązujących w krajach cywilizowanych.
W „Kraju Warty", m. in. w Chodzieży, latem 1942 roku władze okupacyjne
zatrudniły przy żniwach dzieci w wieku od lat 7. W Poznaniu w sierpniu i
wrześniu 1943 roku pracowały, sortując kartofle, dzieci liczące 10 lat. Praca
ich trwała przeciętnie po 10 godzin na dobę. Również latem 1943 roku hitlerowcy
zmusili w powiecie gnieźnieńskim 12-letnie dzieci polskie do robót przy
regulacji jezior 20.
Dzieci pracowały także w licznych obozach pracy. Obóz w Andrychowie (woj.
kieleckie) istniał od września 1942 do listopada 1943 roku, a przebywające tam
dzieci pracowały przy regulacji rzeki. Po likwidacji obozu kobiety i dzieci
wywieziono do Oświęcimia.
34
W obozie pracy w Chełmcu koło Nowego Sącza, podobnie jak w obozie w Biłgoraju,
dzieci pracowały w rolnictwie.
W Poniatowej na Lubelszczyźnie obóz pracy założono jesienią 1941, a zlikwidowano
w lipcu 1944 roku. Ogółem przeszło przez ten obóz 18 000 więźniów — obywateli
polskich pochodzenia żydowskiego i Żydów z innych okupowanych krajów Europy.
Znaczny procent stanowiły dzieci. Więźniowie pracowali w przemyśle, w lesie,
przy budowie dróg.
W obozie w Trawnikach na Lubelszczyźnie dzieci pracowały przy kopaniu torfu, a w
Rusinowie kbło Bydgoszczy dzieci w wieku 10—14 lat pracowały na roli i przy
zbieraniu kamieni. Po zlikwidowaniu obozu dzieci przydzielono do pracy w
gospodarstwach chłopów niemieckich.
W obozie zagłady w Treblince przebywały również dzieci w wieku 12—15 lat. Nie
udało się dotychczas ustalić, jak liczna była grupa nieletnich więźniów. Świadek
Maks Lewit, zeznając w Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce,
mówił o 60 chłopcach zmuszanych do ciężkiej pracy ponad siły, nieludzko
traktowanych i bestialsko mordowanych na oczach innych więźniów. Przybyli oni do
obozu w marcu 1942 roku i w ciągu paru zaledwie dni 15 najmłodszych zostało
zamordowanych. Dalszych 15 zamordowano bądź to przy pracy, bądź w innych
okolicznościach. Pozostali przetrwali do lipca 1944 roku, kiedy to w czasie
likwidacji obozu zostali rozstrzelani razem z innymi więźniami. W 1943 roku w
obozie tym było 120 dzieci żydowskich przywiezionych z Warszawy. 18 czerwca 1943
roku zostały one zamordowane21.
W obozie pracy w Blachowni Śląskiej przebywały kobiety i dzieci z Polski,
Czechosłowacji, Francji, Holandii. Pracowały w fabryce benzyny syntetycznej.
Wiele dzieci zmarło z głodu oraz w wyniku epidemii tyfusu i czerwonki. W
Grelichowie koło Bolesławca w obozie pracy więziono polskie i radzieckie kobiety
oraz dzieci. Pracowały one w fabryce samolotów. Można jeszcze wymienić wiele
obozów pracy założonych przez okupanta hitlerowskiego na ziemiach polskich, w
których pracowali małoletni 22.
Dziesiątki tysięcy dzieci polskich skierowano w głąb Rzeszy do obozów pracy
przymusowej przy różnych fabrykach i do pracy u niemieckich chłopów. Masowymi
deportacjami ludności polskiej na roboty w głąb III Rzeszy kierowały specjalne
urzędy pracy (Arbeitsamt), których sieć została zorganizowana już we wrześniu
1939 roku. W strukturze organizacyjnej urzędów pracy znajdowały się specjalne
wydziały młodzieżowe (Jugend-amt), które z całą bezwzględnością kierowały
młodzież do pracy na roli i w przemyśle oraz wysyłały na roboty do Rzeszy.
Tak opisuje 16-letnia dziewczyna transport z rodzinnej wioski i początek pracy
dla III Rzeszy:
„Po trzech dniach makabrycznej podróży, na wpół uduszone, wysadzono nas na
dworcu w Stargardzie Szczecińskim. Następnie zostałyśmy zapędzone do
Arbeitsamtu, tam oczekiwali już na nas kupcy. Każdy z tych kupców oglądał nas
jak rogaciznę. Najchętniej rozchwytywane były młode, silne dziewczęta"23.
3*
35
W dążeniu do maksymalnej eksploatacji polskiej siły roboczej niektóre urzędy
pracy stosowały swoiste metody. Penetrowano domy, ewidencjonowano nawet starców
i dzieci, organizowano łapanki w miejscach publicznych. Szczególnie okrutne były
rekrutacje dzieci szkolnych wywożonych do Rzeszy i metody stosowane w praktyce.
Oto przykład: szkołę zawodową w Gorlicach pod Krakowem, w której uczyła się
młodzież w wieku 12—16 lat, otoczyła policja w godzinach lekcyjnych. Wieczorem,
o głodzie i chłodzie, pozbawionych zapasowej odzieży i prowiantu uczniów (akcję
przeprowadzono zimą) — samochodami wywieziono na dworzec kolejowy, a stąd
pociągami na roboty do Rzeszy 24. Zachowane liczne dokumenty hitlerowskie
wskazują na rolę, jaką odegrała dla gospodarki niemieckiej siła robocza
pochodząca z krajów okupowanych. M. in. o zatrudnianiu młodzieży polskiej w
rolnictwie niemieckim mówi okólnik z marca 1942 roku, wydany przez rząd
Generalnej Guberni, w którym czytamy: „Minister Rzeszy do Spraw Pracy zawiadomił
mnie pismem z dnia 3.3.1942 r., że potrzebna jest spora ilość młodzieży do pracy
w niemieckim rolnictwie, wśród której znajdować się mogą chłopcy słabsi, w wieku
13—15 lat (...)" 2S.
Fritz Sauckel, mianowany w marcu 1942 roku głównym pełnomocnikiem do spraw pracy
w III Rzeszy, wydał 20 kwietnia tegoż roku polecenie zatrudnienia 500 000
zdrowych i silnych dziewcząt w Rzeszy. Miały one odciążyć od pracy domowej
wielodzietne matki niemieckie 26.
Rynek pracy w krajach okupowanych kurczył się z każdym rokiem, a zapotrzebowanie
na siłę roboczą w III Rzeszy wzrastało. Adolf Hitler na posiedzeniu w sprawie
planu czteroletniego Rzeszy 19 marca 1942 roku stwierdził: „Niemcy muszą kroczyć
drogą przymusowego werbowania [do pracy — wyj. aut.], jeśli zasada dobrowolności
nie prowadzi do celu". W ostatnim okresie wojny, z powodu strat ponoszonych na
frontach, III Rzesza dotkliwie odczuwała brak rąk do pracy. Wtedy to szczególnie
brutalnie sięgnięto po siłę roboczą małoletnich z Polski. Do połowy 1942 roku
władze III Rzeszy uważały, że wysyłanie całych rodzin, zarówno z GG, jak i tzw.
ziem włączonych do Rzeszy, jest z wielu względów niepożądane. Natomiast nie
kwestionowały zsyłania na roboty samych dzieci, m. in. do pasania bydła.
W lutym 1943 roku ogłoszono totalną mobilizację sił roboczych na potrzeby wojny.
Od tej pory bezwzględny przymus pracy obejmował wszystkich, począwszy od 10—12-
letnich dzieci. Przymus pracy nie ominął również kobiet w ciąży ani matek
karmiących. Heinrich Himmler wydał 10 września 1943 roku zarządzenie zezwalające
m. in. na wywóz do pracy w Rzeszy dzieci powyżej 10 roku życia. Zarządzenia z 27
stycznia 1943 i 24 lipca 1944 roku jeszcze bardziej zaostrzyły warunki werbunku
i pracy ".
Działania wojenne stworzyły sposobność do zagarnięcia bezdomnych i zagubionych
dzieci oraz młodzieży. W czasie działań wojennych wojsk hitlerowskich na
Wschodzie w roku 1944 postanowiono wykorzystać wszelkie
-_
możliwości w celu zdobycia do pracy w Rzeszy jak największej liczby dzieci w
wieku od 10 roku życia. Działania te określono kryptonimem „Akcja Siano" (Heu-
Aktion). W grupie Armii „Środek" przewidywano uchwycenie 40 000—50 000 dzieci, a
w grupie „Ukraina Północna" — 135 000. Akcja ta nie przyniosła przewidywanych
rezultatów.
Obowiązujące Polaków hitlerowskie prawo pracy działało — rzecz jasna — w
interesie pracodawcy. Z Polakami nie zawierano umów, które określałyby czas
trwania stosunku pracy i inne jej elementy. Młodocianych traktowano jako
pełnowartościową siłę roboczą, z wszystkimi wynikającymi stąd konsekwencjami.
Wymagano od nich tej samej wydajności i jakości pracy co od dorosłych,
wynagradzano ich jednak według obniżonych stawek płac, przewidzianych dla osób
poniżej 18 roku życia. Te i inne dyskryminacyjne poczynania wobec dzieci i
młodzieży polskiej usankcjonował w pełni wspomniany już wyżej poufny okólnik
pełnomocnika Rzeszy do spraw zatrudnienia Fritza Sauckela z 12 czerwca 1942
roku.
W trudnych i szkodliwych dla zdrowia warunkach pracowali młodociani w fabrykach
zbrojeniowych. Koncern zbrojeniowy Kruppa zatrudniał np. przez cały okres
okupacji wielką liczbę dzieci w wieku 11—17 lat, a w 1944 roku nawet dzieci 6-
letnie. W zakładach tych był zorganizowany specjalny obóz dla zatrudnionych w
nim dzieci28.
Bardzo szkodliwe dla zdrowia były warunki panujące w halach produkcyjnych
zakładów włókienniczych. Niewiele różniły się warunki pracy w rolnictwie, mimo
odmiennego rodzaju wykonywanych zajęć. W celu osiągnięcia jak najwyższej
wydajności pracy stosowano środki represji, ustalano wysokie normy pracy i
wprowadzano ścisły dozór nad pracownikami. Jedną z metod dyskryminacyjnych był
wysoki wymiar czasu pracy, wahający się w granicach od 12 do 14 godzin na dobę.
Głód, przemęczenie, ciężkie warunki pracy i ciągłe represje towarzyszyły
dzieciom i młodzieży polskiej, pracującym przymusowo dla III Rzeszy.
Zachowane sprawozdania lekarza z obozu pracy w Wuppertalu mówią o 10-letnich
dziewczynkach pracujących w przemyśle zbrojeniowym, które umierały z głodu, a
przedłożony w pierwszym procesie norymberskim dokument wymienia fabrykę w
Zeititz k. Wurzen, w której pracujące dzieci polskie w wieku 10 lat i powyżej
otrzymywały jedynie 200 dkg chleba, 200 g masła lub margaryny oraz 250 g cukru.
Praca dzieci przynosiła koncernom wielomilionowe zyski. W procesie norymberskim
przeciwko głównym zbrodniarzom wojennym wykazano, że hitlerowcy „powodowali
krańcowe wycieńczenie dzieci w wieku od ośmiu do dziesięciu lat, zmuszając je do
tak samo ciężkiej pracy jak dorosłych. Praca ponad siły, bicie i znęcanie się
szybko wyczerpywały dzieci, które wówczas zabijano" 29.
37
4. SŁUŻBA BUDOWLANA W GENERALNEJ GUBERNI
W realizacji eksterminacyjnych planów III Rzeszy w Generalnej Guberni niemałą
rolę odgrywała instytucja Służby Budowlanej — Baudienst, Chodziło tu nie tylko o
zastraszenie społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży polskiej i zwiększenie nad nią
kontroli, by zapobiec wstępowaniu młodocianych w szeregi ruchu oporu, ale także
o ograniczenie przyrostu naturalnego, który budził u władz okupacyjnych poważny
niepokój. Znaczenie ekonomiczne miała też bezpłatna eksploatacja siły roboczej.
Baudienst powstał w maju 1940 roku w dystrykcie krakowskim 30. Według zamierzeń
generalnego gubernatora Hansa Franka Kraków miał w przyszłości stanowić ważny
niemiecki ośrodek administracyjny i komunikacyjny. Dokładano więc starań, by
nadać mu właściwy wygląd zewnętrzny. Odnawiania domów i renowacji nawierzchni
dróg dokonywał właśnie Baudienst, złożony z około 1100 młodych, przymusowo
zaciągniętych Polaków. l
Mimo niezwykle ostrych sankcji część roczników powołanych do Służby Budowlanej
uchylała się od tego obowiązku. Służba ta była bowiem w swej istocie podobna do
pracy w obozach karnych. Część decydowała się pracować w jej szeregach, by nie
narazić się na deportację do Rzeszy. Młodociani w czasie wykonywania służby byli
skoszarowani. Od 1943 roku do szkół zawodowych dokształcających przyjmowano
tylko tych, którzy odbyli Służbę Budowlaną.
Na naradzie w maju 1941 roku w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych Rzeszy w
Berlinie omawiano problem przeciwdziałania przyrostowi naturalnemu Polaków,
proponując wieloletni przymus pracy połączony ze skoszarowaniem w sformowanych
batalionach pracy. Propozycje te odnosiły się również do GG i już utworzonego
tam Baudienstu 81.
Świadek, przymusowo powołany do pracy, zeznał:
„Służba Budowlana to cały koszmar. Życie w brudzie wśród robactwa, w barakach
pełnych wody w okresie jesiennym i wiosennym, traktowanie iście bydlęce. Nasz
inspektor wyzywał nas najokropniej, a najbardziej utkwiło mi w pamięci
«polnische Schweine*. Nasz «Vorwerker»- był człowiekiem wyrafinowanym — brutal,
pijak, znęcał się dobierając do pomocy «Vorarbeiterów». Przykre warunki, jak
brud, ranne wstawanie, bo o 2.30 rano, to jeszcze nic dla mnie było w porównaniu
z cierpieniami moralnymi" **.
Przykładem represji stosowanych za odmowę zgłoszenia się do służby był wyrok
Sądu Specjalnego (Sondergericht) w Radomiu z 5 marca 1942 roku, którym skazano
Romana Jasińskiego, urodzonego w Warszawie, na 6 lat ciężkiego więzienia „za
uchylanie się od Służby Budowlanej".
Rozporządzeniem władz Generalnej Guberni z 24 lipca 1943 roku przewidziano nawet
karę śmierci za uchylanie się polskiej młodzieży od pracy w Służbie Budowlanej
ss.
38
W połowie 1941 roku Służba Budowlana w GG liczyła już 120 000 junaków. W
styczniu 1944 roku liczba ta zmniejszyła się do około 45 000, by w lipcu tegoż
roku spaść do 4000—5000.
Niewolnicza praca młodzieży polskiej w Baudienst dała administracji Generalnej
Guberni 28 min dniówek roboczych w zamian za nędzne koszty utrzymania 3i.
Jednym z obozów Baudienstu był tzw. Liban w Krakowie, do którego kierowano
junaków wykazujących opieszałość w pracy, bądź z innych powodów uznanych przez
Niemców za zasługujących na karę. Obóz mieścił się na terenie przedsiębiorstwa
„Krakowskie Wapienniki i Kamieniołomy", należącego poprzednio do firmy „Liban i
Eksenpreis SA". Tłumaczy to jego nazwę używaną potocznie. Utworzony został
wiosną 1942 roku. Więźniowie mieszkali w szopach i barakach, pracowali po 12
godzin na dobę w kamieniołomach. Wielu więźniów, uznanych za niebezpiecznych,
pracowało skutych łańcuchami. Obóz ten pochłonął wiele ofiar. Przestał istnieć
dopiero w lipcu 1944 roku.
5. WYSIEDLENIA
Zgermanizowanie obszarów słowiańskich na Wschodzie — wielka samo-zwańcza „misja
dziejowa" III Rzeszy niemieckiej — wymagało ogromnej akcji wysiedleńczo-
przesiedleńczej.
Adolf Hitler w Mein Kampf głosił' że zniemczenie czysto językowe nie oznacza
jeszcze germanizacji, a obcy rasowo naród, który wyraża w niemieckiej mowie
swoje myśli, kompromituje wielkość i godność narodu niemieckiego. Realizacja
akcji germanizacyjnej wymagała zmiany charakteru narodowego okupowanego terenu
poprzez wysiedlenie części ludności polskiej i asymilację pozostałej, uznanej za
element „pożądany ze względów rasowych".
Po zajęciu Polski hitlerowcy przystąpili natychmiast do realizacji swojego
wielkiego programu zniemczenia, rozpoczynając od włączenia bezpośrednio do
Rzeszy zachodnich i północnych ziem polskich. Część obywateli polskich
aresztowano na podstawie wcześniej sporządzonych list proskrypcyjnych. Wielu z
nich zginęło następnie w egzekucjach bądź obozach koncentracyjnych. Większość
mieszkańców mroźną zimą 1939/1940 roku wysiedlono w towarowych, nie opalanych
wagonach, na roboty przymusowe do Rzeszy lub do Generalnej Guberni.
7 października 1939 roku zostało wydane rozporządzenie Hitlera, nakazujące
osiedlenie Niemców zamieszkałych poza granicami III Rzeszy na ziemiach polskich
i jednoczesne wysiedlenie z tych ziem Polaków. 12 października okupant rozpoczął
masową akcję wysiedleńczą na Wybrzeżu. Wysiedlono wówczas Polaków z Gdyni,
Gdańska, Wejherowa, Tczewa. Następnie wysiedlenia objęły Pomorze. W Bydgoszczy
na przykład akcja wy-
39
siedleńcza rozpoczęła się w pierwszych dniach maja 1940 roku. Do 15 listopada
1940 roku wysiedlono z Pomorza do Generalnej Guberni 30 758 osób, w tym ok. V3
stanowiły dzieci, a ogółem z Pomorza wysiedlono 150 000 osób. Z „Kraju Warty" w
okresie od 22 października 1939 do końca października 1944 roku wysiedlono ok.
600 000 Polaków, wśród których ok. 250 000—300 000 — to małoletni 35.
Wysiedlenie ludności polskiej — mężczyzn, kobiet i dzieci — było akcją
eksterminacyjną. Polaków wyrzucano z mieszkań, gospodarstw^ pozbawiano mienia. W
stosunku do dzieci wysiedlenia były szczególną zb^rodnią.JPc^~ tworne warunki, w
jakich odbywało się wysiedlenie — bez względu na porę roku, brak wyżywienia i
wody podczas transportu oraz warunki w obozach wysiedleńczych — oznaczały dla
dzieci często śmierć. Podczas transportów do obozów umierało ich na skutek głodu
i zimna wiele; rip. na stacji yv Dębicy w wagonie towarowym znaleziono 30 dzieci
zamarzniętych, w Pi-Jawie — 500. Obozy przesiedleńcze mieściły się przeważnie w
starych halach fabrycznych lub budynkach pozbawionych urządzeń sanitarnych. W
obozach szerzyły się na skutek brudu i robactwa choroby zakaźne. Wysiedleni
spali na podłogach, często betonowych. Panujący głód, epidemie i fatalne warunki
higieniczne dziesiątkowały dzieci. „Kaszel i bezsilne kwilenie umierających
dzieci — to zwykła muzyka tych obozów" — czytamy we wspomnianym już memoriale
ruchu oporu.
Szczególnie tragiczne warunki panowały w obozie przesiedleńczym w Potulicach, do
którego pierwszy transport wysiedlonych przybył 1 lutego 1941 roku. W ciągu 12
dni przeszło przezeń 1989 osób dorosłych i dzieci z Bydgoszczy, powiatu
bydgoskiego i powiatu sępoleńskiego. Zostały one następnie wywiezione do
podwarszawskiej miejscowości Piaseczno. Nowe transporty wysiedleńców przybyły do
obozu w pierwszych dniach marca 1941 roku. Byli to mieszkańcy powiatów Lipno i
Rypin. W okresie od 1 lutego do 15 marca 1941 roku przez obóz przeszło ponad
3000 osób.
Ponownie obóz w Potulicach uruchomiono w maju 1941 roku, a do końca lipca tegoż
roku przeszło przezeń 1392 wysiedleńców — rodzin z powiatu wyrzyskiego.
Jednocześnie jesienią rozpoczęto budowę nowego obozu w Potulicach. Przekazywanie
go do użytku odbywało się etapami i trwało do końca 1942 roku.
Do Potulic przywożono w tym okresie głównie ludność wiejską, wysiedloną w
związku z akcją osiedlania Niemców. Ponieważ w skład transportów wchodziły całe
rodziny, w obozie przebywało wiele dzieci. W okresie największego nasilenia
akcji wysiedleńczej na tym terenie (od 1 sierpnia 1941 do 31 grudnia 1942 roku)
przez obóz w Potulicach przeszło 8233 osób 36. W latach 1943 i 1944 poważny
procent więźniów obozu stanowiły dzieci, lecz — w odróżnieniu od okresu
poprzedniego — znalazły się tu bez rodziców. W obozie powstał specjalny oddział
dla małoletnich. Dzieci do łat 12 zatrudniano przy pracach rolnych w majątkach
ziemskich, przy zbieraniu i tłuczeniu kamieni na budowę dróg itp. Starsze dzieci
w kartotece obo-
40
zowej rejestrowane były w rubryce „dorośli". W obozie potulickim przebywały
dzieci członków polskiego ruchu oporu, dzieci przywiezione ze Śląska, które
uprzednio przeszły przez więzienie w Mysłowicach i szereg innych obozów, z
Łodzi, Poznania. 5 listopada 1943 roku do Potulic przybył z Oświęcimia transport
542 dzieci (241 chłopców i 301 dziewcząt) radzieckich z Białorusi. Aresztowane
wraz z matkami w okolicach Witebska i Smoleńska, przeszły przez obóz w
Oświęcimiu, a po oddzieleniu ich od rodzin przywiezione zostały do Potulic. Z
zachowanych dokumentów wynika, że 18 kwietnia 1944 roku w obozie było 512 dzieci
radzieckich (w tym 156 poniżej 8 lat), natomiast 1 czerwca 1944 — tylko 447
dzieci. Część dzieci zmarła, a 60 znajdowało się poza obozem w tzw.
Aussenkommando37. 3 sierpnia 1944 roku 433 dzieci radzieckich opuściło obóz
samochodem ciężarowym, jadącym w kierunku Nakła. Dalszych losów tych dzieci nie
udało się szczegółowo odtworzyć. Prawdopodobnie zostały one wywiezione do obozu
w Konstantynowie koło Łodzi (Ostjugendverwahrlager). Na początku 1944 roku w
obozie znajdowało się 3162 małych więźniów. Ogółem przez obóz przeszło około 25
000 wysiedleńców i internowanych. Zachowały się dane w sprawie liczby zgonów
dzieci do lat 5, na skutek warunków panujących w obozie w Potulicach, w okresie
od 1 grudnia 1941 do 20 stycznia 1945 roku S8.
Rok
Do lat 5
1941
48
1942
243
1943
142
1944
144
1945
6
Razem: 583
Jedną z podstawowych przyczyn szerzenia się chorób było wygłodzenie więźniów.
Ponadto w czasie ewakuacji obozu eskorta rozstrzelała w okolicach Więcborka 21
dzieci w wieku 8—12 lat.
Podobną rolę eksterminacyjną spełniał obóz w Smukale, w pobliżu Bydgoszczy.
Istniał od 1 września 1941 do 20 lutego 1943 roku. Ogółem przez obóz ten
przeszło ponad 4000 osób. W obozie osadzano całe rodziny wysiedlonych rolników,
wśród wysiedlonych było wiele dzieci.
Więźniów po przybyciu do obozu selekcjonowano: młodzież i dorosłych zdolnych do
pracy od lat 14 do 60 — wywożono na roboty przymusowe, chorych, starców i
kobiety z dziećmi zatrzymywano w obozie.
Więźniowie mieszkali w 3 magazynach fabrycznych, murowanej szopie i w oborze,
spali na betonowej posadzce. Niemowlęta otrzymywały raz na tydzień filiżankę
odciąganego mleka. Złe warunki higieniczne i głód powodowały wysoką
śmiertelność, która gwałtownie wzrosła zimą 1942 roku wskutek epidemii tyfusu,
jak również zakazu wysyłania chorych dzieci do
41
szpitala w Bydgoszczy. Ogółem zmarło 700 osób, w tym ok. 140 dzieci w^wieku
poniżej dwóch łat s9.
Wiele obozów, które okupant przeznaczył dla wysiedlonej ludności polskiej,
związanych jest z historią najmłodszego pokolenia. Nie sposób wymienić
wszystkich. Los dzieci w różnych obozach wysiedleńczych, czy też — jak się
czasami określa — przejściowych, był podobny. By zrozumieć, czym były
wysiedlenia dla małoletnich, prześledźmy ich losy w niektórych obozach.
Obóz dla wysiedlonych w Toruniu mieścił się w 4 budynkach i piwnicach dawnej
fabryki smalcu. Oficjalna nazwa obozu — Umsiedlungslager Thorn, potoczna —
„Szmalcówka". W okresie od marca 1941 do lipca 1943 roku przez obóz przeszło 20
000 osób. Mężczyźni pracowali przy budowie schronów przeciwlotniczych, wodnych
basenów przeciwpożarowych, a kobiety i dzieci od 12 lat — w gospodarstwach
rolnych. Głód, fatalne warunki sanitarne i ciężka praca były powodem masowych
zachorowań i zgonów. Tu również działała komisja „rasowa", która po
przeprowadzeniu w obozie badań kierowała osoby uznane za „rasowo wartościowe" do
obozów zniemczania.
Po likwidacji obozu w lipcu 1943 roku więźniów wysłano do obozu w Po-tułicach40.
Obóz w Działdowie założony został w październiku 1939 roku przez Wehrmacht. Od
końca grudnia 1939 do maja 1940 roku obóz nosił nazwę Zivilinterniertenlager
(obóz dla internowanych osób cywilnych), a następnie — Durchgangslager (obóz
przejściowy). Przebywały tu rodziny wysiedlone z powiatów ciechanowskiego i
płockiego, a także z Białostocczyzny 41.
Ponadto — również na terenie Pomorza — mieścił się w Garczynie obóz dla
wysiedlonych, założony na początku 1940 roku, w lesie w pobliżu jeziora.
Zmieniał on swój charakter. Początkowo był to obóz jeniecki, następnie
przesiedleńczy, a w ostatniej fazie istnienia — obóz germanizacyj-ny,
przeznaczony głównie dla młodzieży kaszubskiej 42.
Z obozu przesiedleńczego w Gniewie w woj. gdańskim wywieziono w listopadzie 1939
roku chłopców w wieku powyżej 15 lat do obozu w Nowym Porcie koło Gdańska. W
Gniewie pozostały jedynie rodziny z małymi dziećmi. Przy likwidacji obozu w
lutym 1940 roku część wysiedlonych wywieziono do Generalnej Guberni, część do
obozu w Potulicach i do obozu na terenie zlikwidowanego Zakładu Psychiatrycznego
w Prabutach koło Iławy, resztę na przymusowe roboty do III Rzeszy is.
Plany hitlerowskiej polityki narodowościowej przewidywały największą liczbę
wysiedleń ludności z „Kraju Warty". W niedzielę 5 listopada 1939 roku w
okupowanym Poznaniu rozeszła się wiadomość, że Niemcy przystąpili do masowych
aresztowań. Było to swego rodzaju zaskoczenie, bowiem akcją objęto całe rodziny.
Po paru dniach okazało się, że był to początek masowych wysiedleń.
Wywłaszczonych kierowano do obozu przy ulicy Głównej, położonej w dzielnicy
Poznań-Wschód u.
42
Wysiedlenia odbywały się z reguły w nocy. Oddziały SS i policji wkraczały
znienacka do domów, a na zapakowanie niezbędnych rzeczy mieszkańcy mieli jedynie
kilkanaście minut. Wolno było zabierać tylko rzeczy osobiste i trochę żywności.
Ludność traktowano brutalnie: bito, kopano, rewidowano bagaże.
Zaimprowizowany obóz mieścił się w starych barakach po magazynach wojskowych,
pozbawionych wszelkich urządzeń niezbędnych dla pomieszczenia tam ludzi.
Otoczony był drutami kolczastymi i wieżami wartowniczymi. Początkowo rodziny
umieszczano razem, później oddzielono mężczyzn od kobiet i dzieci.
Warunki pobytu w obozie były szczególnie trudne dla dzieci. Spały one na
betonowej podłodze zasłanej niewielką ilością słomy lub — w niektórych barakach
— na pryczach, bez pościeli. We wspomnieniach tych, którzy przeszli przez obóz
na Głównej, znajdziemy opisy warunków panujących w barakach. Barak IV był
ogromną szopą o wymiarach 170X30 m. Wiatr hulał we wnętrzu, a 4 piece niewiele
ogrzewały pomieszczenie, na każdy z nich przydzielano bowiem półtora wiadra
węgla na dobę.
Obóz na Głównej został zlikwidowany w końcu maja 1940 roku. Przeszło przez niego
ok. 30 000 poznaniaków, w tym ok. V3 stanowiły dzieci 46. Z obozu zachowały się
liczne zdjęcia fotograficzne, wstrząsające swą wymową. Wnętrza baraków,
wydawanie posiłków, praca na terenie obozu. Widoczne wszędzie twarze dzieci są
świadectwem, że było ich w obozie wiele.
Na terenie Wielkopolski było również szereg mniej znanych obozów dla
wysiedlanych wraz z dziećmi rodzin polskich, m. in. w Cerekwicy, Chodzieży,
Kazimierzu Biskupim, Komorowie, Gnieźnie czy Turku.
W Konstantynowie pod Łodzią Centrala Przesiedleńcza (UWZ) zorganizowała w
styczniu 1940 roku obóz dla wysiedlonych, który od kwietnia 1944 do początku
stycznia 1945 roku był obozem dla dzieci rosyjskich uznanych za „nadające się do
zniemczenia". W pierwszym okresie w obozie przebywały rodziny wysiedlone z
województw łódzkiego i poznańskiego, w tym niemowlęta i dzieci. Przeciętny stan
obozu wynosił 800 osób, z czego 150—250 stanowiły dzieci. Obóz mieścił się w
starych halach fabrycznych, nie przystosowanych do takiej liczby ludzi.
Mężczyźni, kobiety i dzieci przebywali we wspólnych salach. Śmiertelność w
obozie — zwłaszcza wśród więźniów najmłodszych — była bardzo wysoka. Po
przeorganizowaniu obozu przesiedleńczego na obóz dla dzieci rosyjskich (Ost-
Jugend-veruyahrlager der Sicherheitspolizei) umieszczono tu głównie dzieci z
Białorusi i Ukrainy, uznane za „nadające się do zniemczenia". M. in. w sierpniu
1944 roku w obozie przebywało 1148 dzieci, w tym 514 chłopców i 634 dziewczęta.
W Łodzi znajdowała się Centrala Przesiedleńcza i liczne obozy. Sammel-lager I
znajdował się przy ulicy Żeligowskiego, Sammellager II przy ulicy Strzelców
Kaniowskich, w którym m. in. umieszczano dzieci czeskie z Lidie
43
i Leżaków, obóz przejściowy przy ulicy 6 Sierpnia oraz centralny obóz
przesiedleńczy przy ulicy Łąkowej. Ten ostatni zorganizowano w styczniu 1940,
zlikwidowano w 1944 roku. Przez obóz przechodziły transporty wysiedlonych z
terenu Pomorza, Kujaw, Poznańskiego, miasta Łodzi i województwa łódzkiego. Obóz
spełniał rolę punktu rejestracyjnego i rozdzielczego. Przeprowadzano w nim także
wstępne „badania rasowe" oraz kontrolą pod kątem zdolności do pracy. Dzieci i
dorosłych uznanych za „rasowych" kierowano do obozu przy ulicy Spornej w celu
przeprowadzenia szczegółowych badań. Pozostałych umieszczano w obozie przy ulicy
Żeli-gowskiego, w którym oczekiwali na transport do Rzeszy na roboty przymusowe.
Kobiety z dziećmi, starcy, chorzy i kalecy oraz inni niezdolni do pracy
przebywali tam od kilku do kilkunastu miesięcy, oczekując na wywiezienie ich do
Generalnej Guberni.
Warunki bytowe w obozie były wyjątkowo ciężkie. Hale fabryczne nie były
przygotowane do umieszczenia w nich ludzi. Przebywało w nich przeciętnie ok. 700
osób. Brak było prycz, ludzie spali na cementowej posadzce, a tłok był tak
wielki, że spanie było możliwe tylko na zmianę. Mimo ostrych mrozów hale nie
były opalane, budynek nie skanalizowany. Brakowało wody do mycia i prania. Zimą
ludzie myli się w śniegu na podwórzu.
Początkowo w obozie brak było kuchni. Zimą 1940 roku wysiedleni, wśród których
znaczny procent stanowiły dzieci i niemowlęta, otrzymywali wyłącznie pożywienie
zimne. Racja dzienna składała się z 1/z bochenka chleba, gorzkiej czarnej kawy
zbożowej i beztłuszczowej zupy z brukwi lub buraków pastewnych. Do obozu nie
wolno było dostarczać paczek, a próby nielegalnego zdobycia pożywienia — również
mleka dla niemowląt — były surowo karane. W obozie szerzyły się epidemie
szkarlatyny, odry, zapalenia płuc, zapalenia opon mózgowych. Dziennie umierało
10—15 dzieci. Rodziny wraz z małymi dziećmi, wycieńczone kilkutygodniowym
pobytem w obozach, ładowano do wagonów kolejowych i wywożono do Generalnej
Guberni, uprzednio pędząc ludzi pieszo często po kilka kilometrów, w nocy, przy
silnym mrozie do rampy załadunkowej. Wagony z zasady były nie opalane, nawet
przy —30°C. W tych warunkach śmiertelność podczas transportów była bardzo
wysoka, zwłaszcza wśród dzieci46.
Akcje wysiedleńcze utrwaliły się w pamięci najmłodszych jako koszmarny obraz
brutalnego postępowania „nadludzi", którzy w ciągu paru minut pozbawiali ich
rodzin, domów, własności i skazywali na poniewierkę.
I jeszcze jedne wysiedlenia — po upadku powstania warszawskiego. Ponad 500 000
mieszkańców zostało wypędzonych z miasta. Wśród ludności skazanej na tułaczkę
były dzieci maleńkie, starsze, młodzież walcząca w powstaniu. O udziale polskich
dzieci i młodzieży w powstaniu napisano wiele artykułów. Młodzież pełniła trudną
i odpowiedzialną służbę łączników, kolporterów, obserwatorów, sanitariuszy.
Dzieci warszawskie walczyły I ginęły z bronią w ręku. Czy można się dziwić, że
chciały one walczyć prze-
44
ciwko znienawidzonemu wrogowi? Po upadku powstania ci, którzy przeżyli, znaleźli
się w obozach hitlerowskich. Wielu z nich zginęło.
Największy, zbiorczy obóz przejściowy dla ludności cywilnej z Warszawy znajdował
się w Pruszkowie. Mieścił się w 13 halach dawnych warsztatów kolejowych, gdzie
ewakuowana ludność zajmowała 9 hal. Od 6 sierpnia do 30 października 1944 roku
przez obóz przeszło 650 000 ludzi, w tym 550 000 z Warszawy i 100 000 z
miejscowości podwarszawskich (Anin, Wa-wer, Zielonka, Kobyłka, Tłuszcz,
Łomianki, Młociny, Bemowo, Włochy i Jelonki). Przeciętnie w obozie przebywało 50
000 osób, a w dniach 1 i 2 września 1944, po upadku powstania na Starówce — ok.
75 000. Były to rodziny z dziećmi. Ludzie ci, często gnani pieszo, byli
całkowicie wyczerpani fizycznie i psychicznie. Po przybyciu do obozu więźniów
pędzono pod eskortą do odległej o półtora kilometra hali przejściowej, skąd
kierowano ich do innych hal. Osoby niezdolne do pracy — głównie matki z dziećmi,
kobiety ciężarne, chorzy i ułomni — wywożone były do różnych miejscowości w
Generalnej Guberni, natomiast osoby zdolne do pracy wywożono na roboty
przymusowe do Rzeszy.
Część rodzin z dziećmi wywożono do obozów koncentracyjnych: do Oświęcimia,
Stutthofu, Gross-Rosen, Ravensbriick. Po powstaniu warszawskim przywieziono
również grupę chłopców do obozu jenieckiego w Łam-binowicach. Ludzie
przybywający do obozu początkowo nie otrzymywali żadnego wyżywienia. Później
dopiero zaczęto dostarczać im kawę zbożową i chleb. Dzieci w obozie masowo
umierały; w jednym tylko dniu 3 września 1944 roku w jednej z hal zmarło 8
niemowląt.
Jesienią 1944 roku do Wrocławia przywieziono grupę ok. 400 kobiet z dziećmi.
Więziono je w obozie przy obecnej ulicy Partyzantów na Sem-polnie, w
Sotłysowicach oraz w Zakrzowie przy fabryce papieru. Na skutek warunków
higienicznych, zimna i głodu dzieci masowo chorowały. Chore dzieci — pod pozorem
leczenia — zabierano do szpitala, żadne z nich jednak nie wróciło do rodziców.
Pewnego dnia władze obozowe wyznaczyły 20 kobiet do pracy. Ponieważ nie miały
one obuwia i odmówiły pójścia — zostały aresztowane. Pozostawiły one 21 dzieci,
z których najmłodsze miało 6 miesięcy 47.
Ogółem wysiedlenia hitlerowskie objęły 2 478 000 Polaków.
6. TRAGEDIA DZIECI ZAMOJSZCZYZNY
Jedną z najbardziej wstrząsających zbrodni hitlerowskich w okresie drugiej wojny
światowej były bestialstwa dokonane na dzieciach Zamojszczy-zny.
Pian wysiedlenia ludności polskiej z dystryktu lubelskiego dla stworzenia
bastionu osadniczego III Rzeszy na Wschodzie opracowany został wstępnie jesienią
1941 roku. Tytułem próby dokonano w dniach 6—25 listopada
45
\
1941 roku wysiedleń ludności polskiej z kilku wiosek położonych w ówczesnym
powiecie zamojskim. Przystąpiono następnie do szczegółowego opracowania
wytycznych i zarządzeń, które miały regulować tryb i sposób przeprowadzania
akcji. W tym czasie zorganizowano w Zamościu Oddział Zamiejscowy Centrali
Przesiedleńczej w Łodzi (Umwandererzentralstelle Litzmannstadt — Zweigstelle
Zamość). Utworzono obozy przesiedleńcze w Zamościu, Zwierzyńcu i Budzyniu. "Były
również projekty utworzenia spec-ja\rieg,a ohcyzAj. dla dzieci \Ne 'Włodawie. ^N
myśl ^^rytYC^T\^c\v c\v\op\ polscy mieli być usunięci ze swoich gospodarstw na
urodzajnej ziemi lubel-sk.i&j, a ich. raa^ą^ki px-z.ek.a-z.aTve
Yiiemieckim"kolomstom.
Masowa akcja wysiedleńczo-pacyfikacyjna.Zamojszczyzny rozpoczęła się w nocy z 27
na 28 listopada 1942 roku wysiedleniem mieszkańców Skierbie-szowa i okolicznych
wsi.
Stanisława Teresa Syska, która w chwili wysiedlenia ze Skierbieszowa miała 10
lat, tak oto opisuje swoje wspomnienia:
„Zaczęto stukać do okien i drzwi, szwargot niemieckiej mowy był dowodem, że
jesteśmy otoczeni i że nie ma już dla nas żadnego ratunku. W tym momencie
uświadomiłam sobie, mimo że byłam dzieckiem — ogrom grozy i nieszczęścia... Ja
też miałam przygotowany pakunek (w którym miałam też lalkę), ale gdy Niemcy
wpadli do mieszkania, to dali nam zaledwie 5 minut czasu na przygotowanie i
zabranie niektórych rzeczy i zaraz wypchnęli nas z mieszkania, nie zważając na
płacz dzieci i prośby rodziców. Rodzice wzięli więc tylko tobołki z pościelą, bo
było już bardzo zimno (...)"48.
Tak było do początku marca 1943 roku, kiedy to władze hitlerowskie wstrzymały
wysiedlenia, aby wznowić je tym razem pod hasłem „zwalczania band" w pierwszych
dniach czerwca 1943 roku i kontynuować do sierpnia tegoż roku.
W nocy lub nad ranem hitlerowcy otaczali wieś i wypędzali mieszkańców z domów
nie pozwalając zabierać ani dobytku, ani rzeczy osobistych. Opornych mordowano,
innych — już z obozów przesiedleńczych, gdzie dokonywano selekcji — kierowano do
obozów koncentracyjnych lub pracy przymusowej w fabrykach i gospodarstwach
rolnych w Rzeszy. Dzieci i starców przewożono początkowo do innych wsi w
dystryktach Generalnej Guberni.
Praktyki wysiedleńcze stosowane wobec ludności Zamojszczyzny — podobnie jak i
warunki panujące w obozach dla wysiedlonych — nie odbiegały od tych, jakie
stosowano wobec ludności polskiej na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy. Przy
pogłębiającym się coraz bardziej deficycie siły roboczej w Rzeszy zabiegano
bowiem o każdą parę rąk do pracy. Odrywano więc matki od maleńkich dzieci, które
pozostawiano pod opieką dzieci starszych lub niedołężnych starców.
Szczególnie tragicznie upamiętnił się dzieciom obóz w Zamościu. Założony 27
listopada 1942, istniał do 19 stycznia 1944 roku. Do obozu przy-
46
wożono pociągami towarowymi, samochodami ciężarowymi łub furmankami, a jeżeli
odległość nie przekraczała kilkunastu kilometrów — prowadzono ludzi pieszo. Obóz
składał się z kilkunastu baraków otoczonych drutem kolczastym. Po przybyciu do
obozu przeprowadzano tzw. selekcję rasową, a następnie oddzielano od rodziców
dzieci, które umieszczano w najgorszych, tzw. końskich barakach nr 9a, 9b, 16 i
17. Były to baraki brudne, wilgotne, ze ścian spływała woda. W barakach 9a i 9b
nie było prycz i słomy, dzieci leżały więc na ziemi, przeważnie w błocie. W
pozostałych barakach były prycze, lecz bez słomy. Dzieci masowo umierały na
skutek głodu, zimna i złych warunków sanitarnych. W okresie od grudnia 1942 do
kwietnia 1943 roku zmarło 199 dzieci. Najwięcej dzieci (115) zmarło w styczniu
1943 roku 49.
Leonard Szpuga, rolnik z Topólczy, zeznał:
„W tym czasie widziałem naocznie, jak Niemcy odłączali dzieci od matek. To
oddzielanie matek od ich pociech najbardziej mną wstrząsnęło. Najgorsze tortury,
jakie zniosłem, były niczym w porównaniu z tym widokiem. Niemcy zabierali
dzieci, a w razie jakiegoś oporu, nawet bardzo nikłego, bili nahajami do krwi —
i matki, i dzieci. Wtedy w obozie rozlegał się pisk i płacz nieszczęśliwych.
Nieraz matki zwracały się do Niemców z prośbą o żywność dla zgłodniałych i
zmarzniętych dzieci. Jedyne, co mogły otrzymać, to uderzenie laską lub bykowcem.
Widziałem, jak Niemcy zabijali małe dzieci (...) Warunki higieniczne były
straszne. Wszy, brud, pchły, pluskwy wprost żywcem pożerały ludzi" *°.
,,Przekradłam się, by dziecko nakarmić. Niemiec najpierw chciał mnie zastrzelić,
później kazał mi podnieść rękę i przysiąc, że dziecka się wyrzekam" — wspomina
Leokadia Szykuła z Ruszowa 51.
Postrachem dzieci był komendant obozu SS-Unterscharfuhrer Artur Schiitz — zwany
przez dzieci „Ne". Dokonał on wielu indywidualnych morderstw, zarówno na
dorosłych jak i na dzieciach, ponadto bił, torturował, szczuł dzieci psem. Latem
1943 roku został komendantem obozu przesiedleńczego w Zwierzyńcu, gdzie również
dokonywał mordów, zwłaszcza na dzieciach 52.
Przeciętnie w obozie w Zamościu przebywało ponad 1000 dzieci. Ogółem przez obóz
przeszło ok. 100 000 osób, w tym ok. V5 stanowiły dzieci.
W gorszych jeszcze warunkach przebywały dzieci w obozie przejściowym w
Zwierzyńcu. Istniał on od grudnia 1942 do jesieni 1943 roku. Ogółem przeszło
przez niego ponad 24 000 osób, w tym ok. 6000 dzieci5S.
Obozy dla wysiedlonych z Lubelszczyzny znajdowały się również w Biłgoraju,
Budzyniu, Frampolu, w Lublinie przy ulicy Krochmalnej, na Majdanie Starym, w
Puszczy Solskiej, Tarnogrodzie, Woli Derezieńskiej. We wszystkich tych obozach
przebywały i ginęły dzieci.
Los dzieci Zamojszczyzny był wyjątkowo tragiczny. 4454 dzieci w wieku od 2 do 14
lat wywieziono do Rzeszy, by przypuszczalnie poddać je procesowi zniemczenia. W
styczniu 1943 roku Niemcy rozpoczęli wysyłkę po-
47
zostałych dotychczas w obozach na terenie Zamojszczyzny dzieci — do innych
powiatów. Przewożono je pociągami, w wagonach towarowych, bez jedzenia i
odpowiedniej odzieży. Wiele dzieci zmarło z zimna i głodu.
Niektóre transporty kierowano do miejscowości podwarszawskich i do Warszawy,
gdzie na wieść -o tragedii dzieci Zamojszczyzny powstały tzw. koła opiekuńcze,
prowadzące akcję pomocy dzieciom. Włodzimierz Janu-szewski zeznał w Okręgowej
Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku w 1968 roku:
Wiosną 1943 roku Niemcy sprzedawali dzieci zamojskie po 150—300 zł. Gdy wieść
rozeszła się po mieście i Polacy masowo zaczęli zgłaszać się po dzieci, Niemcy
przerwali sprzedaż (...)".
W sprawie przygotowania dla Polaków wysiedlanych z Zamojszczyzny transportu
kolejowego szef łódzkiej Centrali Przesiedleńczej Hermann Krumey zwrócił się 22
stycznia 1943 roku do Generalnej Dyrekcji Kolei Wschodniej w Krakowie. Pisał on:
„W związku z akcją osiedlania Niemców aktualnie w powiecie Zamość Centrala
Przesiedleńcza ma obowiązek przygotowania tam odpowiedniej liczby mieszkań i
warsztatów pracy.
Polacy zostaną wysiedleni i przewiezieni do obozu w Zamościu. Tam przeprowadzi
się selekcję pod względem zdolności do pracy i skieruje do odpowiedniej pracy.
Dzieci, starcy i osoby niezdatne do pracy zostaną ulokowane w tzw. wsiach dla
rencistów na terenie dystryktu radomskiego i warszawskiego.
W celu rch przewiezienia proszę o przygotowanie w tygodniu między 24 a 30
stycznia 2 transportów kolejowych — dla 1000 osób każdy. W razie braku
odpowiedniej liczby wagonów osobowych zgadzam się na użycie V3 albo połowy
wagonów towarowych. Proszę również o doczepienie 3 zamkniętych wagonów
towarowych, przeznaczonych do bagaży. Stacją przeznaczenia dla pierwszego
transportu będą Siedlce, a dla drugiego Niemojki koło Siedlec.
Podkreślam pilną potrzebę podstawienia transportów kolejowych, ponieważ obóz w
Zamościu jest w obecnej chwili nadmiernie przepełniony"54.
Inny los czekał dzieci, które wraz z rodzicami wywiezione zostały do obo-zu
koncentracyjnego w Oświęcimiu. Po oddzieleniu ich od rodziców zostały W tym
obozie zamordowane w komorach gazowych bądź uśmiercone zastrzykami z fenolu.
Niemiecki lekarz obozowy, fałszując akt zgonu Mieczy-Lwa Rycaja z Woli Złockiej,
urodzonego 3 maja 1930 roku, ora* Tadeusza Rycyka z Litańca, urodzonego 9
października 1933 roku, zeznał, ze chłopcy ci zmarli śmiercią naturalną:
pierwszy na anginę, drugi na obustronne za-
palenie płuc55.
. .
Obóz koncentracyjny na Majdanku również nie oszczędził dzieci z Zamojszczyzny. W
trudnych do opisania warunkach obozowych, samotne, głodne często chore dzieci
ginęły tam masowo.
Ogółem wysiedlono z Zamojszczyzny 110 000 Polaków, w tym ok. 30 000 dzieci 5S.
48
7. TERROR, EGZEKUCJE, REPRESJE
„Nie oszczędzać Polski" — brzmiał rozkaz Hitlera poprzedzający agresję
hitlerowską na nasz kraj.
Terror i egzekucje na dzieciach rozpoczęły się z chwilą przekroczenia granic
naszej ziemi przez pierwsze hordy hitlerowskie.
1 września 1939 roku o świcie niemieckie siły zbrojne jednoczesnym uderzeniem
wojsk lądowych, lotnictwa i marynarki wojennej zaatakowały granice państwa
polskiego. Już w pierwszym dniu wojny dokonywano zbrodni na dzieciach. Jako
przykład może posłużyć następujący fakt: formacja Wehrmachtu, która wkroczyła do
wsi Wyszanów w pow. kępińskim, po zastrzeleniu 2 mieszkańców wsi wymordowała —
wrzucając granaty do piwnicy jednego z domów — 14 osób, w tym dzieci. Front
posuwał się szybko naprzód, a za nim pozostawały liczne ofiary wśród ludności
cywilnej.
Niezwykle trudna sytuacja strategiczna, niekorzystna konfiguracja granicy oraz
liczebna i techniczna przewaga napastnika uniemożliwiły wojskom polskim
skuteczną obronę. W miarę załamywania się armii polskiej jako zorganizowanej
siły zbrojnej — opór przeciwko agresorowi nie ustawał. Podjęła go m. in. ludność
cywilna, w tym młodzież, a wojna przybrała formę powszechnej ogólnonarodowej
walki obronnej.
Do historii przeszła obrona harcerska kina „Zorza" w Katowicach, walki harcerzy
i harcerek w katowickim parku im. Kościuszki, udział młodzieży harcerskiej w
obronie Pszczyny i innych miast polskich. O bezimiennym bohaterze obrony
Warszawy mówi relacja podoficera niemieckiej 4 dywizji pancernej, Wernera
Klucka, dotycząca szturmu w dniu 9 września.
Pisze on:
„Zatrzymujemy się przy jakimś parkanie z desek. Tu gdzieś w pobliżu strzela
polskie działko, trzeba je odkryć... W pewnym momencie widzę, jak z okna
pobliskiego domu wyskakuje młody chłopak. Jest pośrodku między naszym wozem a
tamtym. Mimo że to jeszcze dziecko, chłopak może 13-letni, ubrany jest w polski
mundur oficerski. Nie widzi nas, biegnie unosząc w ręku butelkę z płynem
zapalającym, którą chce rzucić na tamtych. Johann (karabinowy ckm) jest jednak
szybszy, pruje już w niego ogniem swej maszynki. Chłopak rozkłada jakoś ręce na
boki, ale jeszcze robi kilka kroków do przodu. Pada na ziemię tuż przy czołgu,
rozlany z butelki płyn wybucha jasnym płomieniem na pancerzu (...)" •'.
Za udział w obronie ojczyzny harcerze z Katowic i innych miejscowości Górnego
Śląska również zapłacili własnym życiem. Wkraczające bowiem wojska niemieckie
mordowały ludność cywilną, a w pierwszym rzędzie obrońców, tych którzy walczyli
o zachowanie niepodległości swego państwa. Mordował Wehrmacht, mordowały
ciągnące za nim policyjne oddziały specjalne, do akcji włączyły się też
organizacje paramilitarne oraz miejscowi Niemcy — eks-obywatele polscy, którzy
dysponowali ukrytą bronią.
•
49
2 września 1939 roku wieczorem zbliżała się do Pszczyny niemiecka kolumna
czołgów. W mieście czuwali ostatni obrońcy — powstańcy śląscy i patriotyczna
młodzież harcerska. 4 września dywersanci z organizacji Freikorps Ebbinghaus
rozstrzelali w parku pod tzw. Trzema Dębami 17 wziętych, do niewoli obrońców
miasta, m. in. harcerzy ze szkól średnich w Pszczynie5*.
Katowicka ballada Aleksandra Baumgartena wiernie oddaje historię tamtych dni.
„(...) Coraz trudniej jest śpiewać, gdy kul dzwoni ulewa
po ulicach i piersiach zdradziecko.
Nim do szturmu ruszyli, broń piosenką nabili
swą ślązacką: «Zachodzi słoneczko...»
Salwy grały po tynku, gdy ginęła na rynku
śląska piosnka — ta niedośpiewana.
Rozstrzelali «Słoneczko», tuż przy rynku nad rzeczką,
krwią młodziutką jej brzegi zbryzgano.
Wiatr rozwiewa, jak wstążki, ponad miastem i Śląskiem
krasne słowa z rozstrzelaną pieśnią...
Taki koniec ballady, o tych dzieciach, co padły
w Katowicach, na rynku, we wrześniu".
Tragicznie zakończyła się też kontrakcja ludności polskiej w Bydgoszczy w
niedzielę 3 września — odpowiedź na ogień, jaki otworzyli dywersanci niemieccy
do cofających się taborów polskich. Po zajęciu miasta w pierwszych egzekucjach
Niemcy rozstrzelali harcerzy.
Ustalono, że w okresie 55 dni władzy administracji wojskowej na okupowanych
ziemiach polskich, licząc od 1 września 1939 roku, wykonano 112 egzekucji dzieci
do lat 14, a nie są to jeszcze cyfry ostateczne. Najwięcej dzieci zamordowanych
zostało w województwach: katowickim, łódzkim, kieleckim, bydgoskim i poznańskim.
Najczęstszą formą zbrodni było rozstrzelanie (60,2%), inne jej postaci to
rozszarpanie granatami, spalenie żywcem, zakłucie bagnetem. Ponad połowa
zamordowanych dzieci była w wieku od 7 do 14 lat, a 40% — od 1 do 6. Były też
dzieci liczące niecały rok życia. Łącznie, jak dotychczas ustalono, zamordowano
w tym okresie 124 640 osób, w tym 1006 dzieci, 96 niemowląt i 1737 osób
małoletnich 59.
Hitlerowcy stosowali wobec dzieci i młodzieży polskiej eksterminację
bezpośrednią i pośrednią, grupową i indywidualną. Podobnie jak dorosłych — lub
wraz z dorosłymi — dzieci i młodzież polską rozstrzeliwano do ostatnich dni
okupacji.
Hitlerowcy uznawali związki rodzinne, jednak nie w powszechnie rozumianym
pojęciu, lecz w aspekcie „odpowiedzialności rodowej" (Sippen-haftung).
Obejmowała ona wszystkich członków rodziny, bez względu na wiek. Zasada
,^odpowiedzialności rodowej" zastosowana została już pod
50
I
i
koniec 1939 roku w „Kraju Warty", a następnie w całej Polsce i na okupowanych
terenach ZSRR, w Jugosławii i Belgii.
16 września 1941 roku Keitel wydał rozkaz o zakładnikach. Podobny rozkaz został
wydany 23 sierpnia 1941 roku w ustaleniach dotyczących postępowania Wehrraachtu
na okupowanych terenach ZSRR i 16 grudnia 1942 roku w sprawie metod zwalczania
ruchu partyzanckiego. Na ich podstawie dokonano wielu zbrodni, w tym także na
dzieciach i młodzieży. „Wojsko jest (...) uprawnione i zobowiązane w walce
przeciwko ruchowi partyzanckiemu zastosować każdy środek, bez jakichkolwiek
ograniczeń także wobec kobiet i dzieci, skoro tylko jest on skuteczny'" —
rozkazywał Keitel 60. Stosując to w praktyce spalono doszczętnie i wymordowano
28 lutego 1944 roku mieszkańców wsi Wanaty pod Garwolinem, w tym dzieci w wieku
od dwóch miesięcy do 16 lat. Wśród 108 zamordowanych osób były m. in.:
dziewczynka 2-miesięczna, chłopiec półtoramiesięczny, jedno dziecko 4-letnie,
jedno 5-letnie, dwoje — 6-letnich, troje — 7-letnich, dwoje — 8-letnich,
dziewięcioro — 10-letnich, czworo — 12-letnich, troje — 13-letnich, dwoje — 14-
letnich, czworo — 15-łetnich, dwoje — 16-let-nich 61.
Wsi, w których zostali wymordowani rodzice łącznie z dziećmi, było w Polsce
wiele., W Wólce Szczeckiej na Lubelszczyźnie hitlerowcy zamordowali 2 lutego
1944 roku 98 osób, w tym 39 dzieci. Ochotnica — wieś, którą z powodu nieugiętej
postawy jej mieszkańców sami Niemcy zwali Polnische Republik, została
spacyfikowana w wigilię 1944 roku. Zginęło 53 mieszkańców wioski, w tym
niemowlęta w kołyskach. Piękny pomnik, wystawiony po wojnie, przedstawiający
matkę tulącą niemowlę — to nie artystyczna alegoria. Mówi on o losach Marii
Kawalcowej, która przeszyta kulami zastygła na mrozie w przysiółku Młynne z
paromiesięcznym dzieckiem w ramionach.
Dużo istnień dziecięcych pochłonęły pacyfikacje na Białostocczyźnie. Wymieńmy
dla przykładu: 23 czerwca 1941 roku — spacyfikowano wieś Saczkowice, mordując 38
osób w tym 7 dzieci; 25 czerwca tegoż roku — wieś Słochy Annopolskie (47
mieszkańców, w tym 2 dzieci); 16 czerwca
1942 roku spalono wieś Rajsk i zamordowano 149 osób. Według relacji świadków —
ludność zgromadzono na placu przed cerkwią. Dzieci od lat 12 do 14 załadowano na
samochody i wywieziono w nieznanym kierunku. Później ustalono, że skierowano je
na roboty przymusowe, głównie na teren Prus. Mężczyzn i kobiety bez dzieci
popędzono za wieś, gdzie zostali rozstrzelani. Kobiety z dziećmi do lat 12
wywieziono kilometr od wsi i zakazano powrotu pod karą śmierci. W tym czasie
wieś podpalono ^2.
13 lipca 1943 roku — pacyfikacja wsi Sikory-Tomkowięta, podczas której
zamordowano 49 osób, w tym 16 dzieci. Podczas tej akcji na egzekucję
wyprowadzono w pierwszej kolejności kobiety z małymi dziećmi; 16 lipca
1943 roku — jedna z największych akcji eksterminacyjnych — zniszczenie wsi
Krasowo-Częstki i rozstrzelanie 257 jej mieszkańców, w tym ponad 60
51
dzieci. 7 sierpnia 1944 roku spacyfikowano wsie Dzierwany, Kleszczówkę i Krzywe,
mordując również dzieci. Te, które przeżyły, głęboko zachowały w pamięci
egzekucje, pożary i zgliszcza. Franciszek Wysocki, 10-letni wówczas chłopiec,
tak oto po latach pisze o pacyfikacji swej wsi Potok Stary koło Janowa
Lubelskiego.
„Idą czwórkami, każda czwórka ma związane do tyłu powrozami ręce. Idą powoli,
prawie majestatycznie, nikt nie płacze. Tuż za kolumną tłoczy się kilkadziesiąt
kobiet i dzieci. To matki, żony, siostry oraz dzieci odprowadzają swoich
najbliższych. Pochód sprawia wrażenie niecodziennego pogrzebu. Kobiety i dzieci
lamentują, rozlega się powszechny płacz i zawodzenie, nawet psy na podwórkach
nie szczekają, lecz wyją. W pewnym momencie siedmioletnia dziewczynka dopada,
zanim hitlerowcy zdołali jej w tym przeszkodzić, swego ojca. Dziecko próbuje
uwolnić z więzów ręce ojca, ale to daremny trud. Jeden z hitlerowców odrywa siłą
córkę od rąk ojca i rzuca ją do przydrożnego rowu" •*.
Przez cały okres okupacji hitlerowskiej w Polsce z nieludzką zaciekłością i w
bestialski sposób prześladowano i mordowano dzieci i młodzież. M. in. w
listopadzie 1939 roku w lasach połędzkich pod Poznaniem odbyła się masowa
egzekucja, w której stracono również 70 studentów, więźniów Fortu VII. W
egzekucjach zginęło 34 098 osób, w tym dzieci, młodzież, starcy 64.
Dzieci były również świadkami egzekucji. W Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie
znajduje się mała, niepozorna buteleczka wypełniona śladami zeschłej krwi.
Dołączona do niej karteczka pisana niewprawną, dziecięcą ręką głosi: „To krew
ludzi rozstrzelanych przez hitlerowców 23 listopada 1943 roku w Warszawie na
rogu ulicy Jagiellońskiej i Wrzesińskiej". Krew po egzekucji zebrał 12-letni
Zygmunt Walkowski.
W czasie powstania warszawskiego odsetek dzieci w wieku od 2 miesięcy,
rozstrzelanych lub spalonych żywcem w różnych okresach i okolicznościach, waha
się od 10% do 75% w stosunku do ogółu osób zgładzonych; mordowane były przez
hitlerowców półroczne niemowlęta, dzieci nieletnie, kobiety z dziećmi, dzieci w
wózkach.
Utrzymywanie wiary we wszechwładną moc terroru i bezwzględnych środków represji
było jedną z metod działania okupanta hitlerowskiego. Wszystko to rodziło opór i
bunt, chęć walki nawet u najmłodszych.
8. DZIECI W WIĘZIENIACH HITLEROWSKICH
Na skutek aresztowań, deportacji, egzekucji, zesłania do różnych obozów rodziców
i opiekunów, a także na skutek ich chorób i niezdolności do pracy, dzieci
zmuszone były często do samotnej walki o swój byt i egzystencję. Starsze stawały
się niekiedy żywicielami młodszego rodzeństwa lub niezdolnych do utrzymania się
dorosłych członków rodziny.
Dziecko „wałęsające się" — jak to określała administracja hitlerowska —
zazwyczaj wychodziło na ulicę w poszukiwaniu chleba czy zarobku. Za stan
52
ten odpowiedzialny był okupant, bowiem kartkowe przydziały żywności dla Polaków
skazywały ludność niemal na śmierć głodową. Często zresztą uznawano dziecko za
„wałęsające się" z powodu polskiej narodowości.
Pozostawiając na uboczu zagadnienie obowiązku przestrzegania przez okupanta
prawa obowiązującego w państwie okupowanym (Konwencja Haska IV, art. 43) i
zakazu dokonywania zmian w sytuacji prawnej terytorium państwa okupowanego,
należy zważyć, że obowiązujące ustawodawstwo III Rzeszy przewidywało wykonywanie
opieki publicznej nad małoletnimi wyłącznie przez urzędy młodzieżowe i władze
opiekuńcze.
Niemieckie prawo karne rozciągnięto na ziemie anektowane rozporządzeniem z 6
czerwca 1940 roku i stosowano wobec ludności polskiej. Jednak już w końcu tegoż
roku szef RSHA Reinhard Heydrich wystąpił z koncepcją, aby do czasu
„oczyszczenia stosunków narodowościowych" wprowadzić dla Polaków odrębne prawo,
gdyż obecnie obowiązujące przestało spełniać rolę eksterminacyjną. Jednocześnie
— jak twierdził — niedopuszczalne jest, by Niemcy i Polacy stawali przed tymi
samymi sądami. Reinharda Heydricha poparł zastępca Hitlera Martin Bormann
argumentując, że fiihrer zażądał, by nowe okręgi wschodnie zniemczone zostały w
ciągu 10 lat, bez względu na zastosowane metody. W wyobrażeniu Martina Bor-manna
prawo dla ludności polskiej miało ograniczać się „do niewielu przepisów, które
winny być tak sformułowane, aby umożliwiły podciągnięcie pod nie każdego
zachowania się Polaków jako zachowania przeciwko przepisom", przy czym sądy dla
nich powinny upodobnić się do policyjnych sądów doraźnych 65.
Minister sprawiedliwości Rzeszy, uwzględniając sugestie Bormanna, wprowadził
ponadto do projektu prawa karnego dla Polaków instytucję obozów karnych
(Straflager) połączonych z ciężką pracą, eliminując postępowanie odwoławcze i
zaprzysięganie Polaków oraz czyniąc wyroki natychmiast wykonalnymi.
Ostatecznie specjalne prawo karne z 4 grudnia 1941 roku, odnoszące się do
Polaków i Żydów na całym obszarze Rzeszy, wprowadzono z dniem 1 stycznia 1942
roku, z tym że miało ono zastosowanie do czynów popełnionych przed jego wejściem
w życie. Prawo to przewidywało w stosunku do młodocianych taki sam wymiar kary
jak i dla dorosłych.
Po reformach proceduralnych wojenne prawo karne III Rzeszy uległo w latach 1942—
1945 dalszej rozbudowie. W stosunku do młodocianych wydano 23 lipca 1942 roku
rozporządzenie, na mocy którego nieletnich Polaków i Żydów wyłączono ostatecznie
spod sądownictwa dla nieletnich. Sprawy ich były rozpatrywane przez sądy dla
dorosłych. Kary odbywali również w więzieniach dla pełnoletnich ea.
6 listopada 1943 roku wydano (ogłoszoną w cztery dni później) nową obszerną
ustawę, która weszła w życie z dniem 1 stycznia 1944 roku ze wsteczną mocą
prawną. Obejmowała ona młodocianych w wieku 14—18 lat i obowiązywała również na
ziemiach anektowanych. Przyjęto, że mało-
53
letni poniżej 14 lat nie odpowiada karnie, w razie jednak ukończenia 12 lat w
chwili popełnienia czynu godzącego w „ochronę narodu", przestępca potraktowany
zostanie jak młodociany powyżej 14 lat. Dodać tu wypada, że nawet tej granicy
wieku często nie stosowano wobec małoletnich dzieci polskich.
Dzieci i młodzież polska znalazły się w więzieniach, zarówno policyjnych, jak i
sądowych. Z zebranych dokumentów wynika, że więziono więcej chłopców niż
dziewcząt. Dziewczęta zabierano najczęściej zamiast rodziców, których nie
zastano w domu, chłopcy natomiast występowali bardzo często jako bezpośredni
oskarżeni. Aresztowania objęły dzieci rolników zalegających z kontyngentami,
dzieci handlujące, które sytuacja materialna zmusiła do szukania środków do
życia, dzieci łamiące zarządzenia hitlerowskich władz, np. zakaz wstępu do parku
lub na boisko przeznaczone dla dzieci niemieckich. Wiele było takich powodów.
Osobną kategorię stanowili małoletni współpracujący z ruchem oporu lub dzieci
rodziców walczących czynnie z okupantem.
Najcięższymi chwilami były dla dzieci okresy przejścia z życia na wolności do
życia w więzieniu. Były to dni, a nieraz tygodnie pobytu w komisariatach
policji, gdzie traktowano je z wyrafinowanym okrucieństwem. Stosowano wobec nich
takie same metody jak wobec dorosłych: głodzenie, bicie, zastraszanie.
Tadeusz Młynarczykowski, wówczas 12-letni chłopiec, tak opisuje swoje
aresztowanie w Dębicy w 1942 roku:
„W naszym domu najpierw zabrano siostrę do Niemiec na roboty przymusowe, potem
zabrano najstarszego brata, a kiedy brat uciekł z robót, nie chcąc pracować u
bauera jedynie za nędzne jedzenie, i ukrywał się (...) przyszli pod szkołę po
mnie, zabierając mnie z klasy. Osadzono mnie w więzieniu w Dębicy, w którym już
było troje dzieci (...). Zabrali nas na policję. Tam nic nam nie mówiono, za co
nas aresztowano, tylko zaczęto nam odbijać palce i fotografować. Po opuszczeniu
policji zaprowadzono nas z powrotem do więzienia. Przed więzieniem zauważyłem
matkę, która chciała mi podać pończochy, jednak gdy chciałem odebrać od matki
paczuszkę — zostałem uderzony przez gestapowca w twarz, a następnie kopnięty i
wepchnięty do drzwi więziennych" •'.
Chłopiec ten był później więziony w Tarnowie, gdzie — jak wspomina — było
wówczas około 15 dzieci, a następnie w obozie dla dzieci w Łodzi.
Więziono i mordowano dzieci w takich więzieniach jak Pawiak w Warszawie,
Montelupich w Krakowie, Zamek w Lublinie, Rotunda Zamojska, w więzieniu w
Mysłowicach, w Poznaniu przy ulicy Młyńskiej i Forcie VII, w Toruniu w Forcie
VII. Oto garść udokumentowanych informacji opartych na zeznaniach świadków i
źródłach niemieckich: Więzienie w Mysłowicach (Ersatz-Polizei-Gefangnis in
Myslovitz) powstało w lipcu 1940, a zlikwidowane zostało 26 stycznia 1945 roku.
W więzieniu przebywało wiele dzieci, zwłaszcza po przeprowadzeniu 11 i 12
sierpnia 1943 roku na Śląsku akcji Oderberg, której celem była eksterminacja
całych rodzin polskich.
54
Liczbę dzieci aresztowanych w tej akcji, wysłanych do Mysłowic, a następnie
wywiezionych do Potulic — określa się na ok. 200. Były to dzieci w wieku od
kilku miesięcy do dwóch lat. Osoby dorosłe i dzieci powyżej 16 lat, aresztowane
w akcji Oderberg, zostały skierowane do obozów koncentracyjnych, a dzieci
młodsze do obozu przy ulicy Przemysłowej w Łodzi. Z Mysłowic do obozu w Łodzi
skierowano 73 dzieci w jednym tylko transporcie. Ogółem przez więzienie—obóz w
Mysłowicach przeszło ok. 20 000 więźniów, z czego zginęło ok. 90%. Duży odsetek
stanowiły dzieci68.
Więzienie śledcze w Zamościu, tzw. Rotunda Zamojska, było jednym z wielu miejsc
martyrologii dzieci polskich. Od października 1939 do czerwca 1940 roku było to
miejsce masowych mordów — głównie inteligencji polskiej. Następnie, do zimy 1943
roku, więzienie to pełniło rolę obozu przesiedleńczego dla wysiedlonej ludności
Zamojszczyzny, w końcowym natomiast okresie okupacji było to więzienie śledcze.
Ogółem przez Rotundę Zamojską przeszło ok. 50 000 więźniów, w tym ok. 10%
stanowiły dzieci. W więzieniu dokonywano masowych egzekucji na dzieciach.
Rozstrzelano np. 36 harcerzy, grupę przywiezionych dwoma samochodami chłopców w
mundurkach szkolnych. W czasie prowadzenia na egzekucję śpiewali hymn „Jeszcze
Polska nie zginęła..."
W więzieniu krakowskim na Montelupich, przez które ogółem przeszło ponad 20 000
osób, była specjalna cela dla dzieci do lat 10 (przeciętnie więziono w niej ok.
70), skąd były one wysyłane do różnych obozów koncentracyjnych i rozstrzeliwane.
W więzieniu w Forcie VII w Toruniu rozstrzelano wiosną 1942 roku 30 harcerzy w
wieku 13—16 lat. W Forcie VII w Poznaniu przebywały
nawet 3-letnie dzieci.
Na Pawiaku w Warszawie również więziono dzieci. Około 30 urodziło się w celach
więziennych. Były tu dzieci aresztowane wraz z całymi rodzinami, dzieci
aresztowane zamiast rodziców oraz dzieci aresztowane za działalność w tzw. małym
sabotażu. Ich losy były różne. Wywożono je do obozów w Oświęcimiu, na Majdanku,
do Ravensbriick. Nielicznym jedynie udało się wyjść na wolność. Znany jest fakt
przywiezienia w charakterze zakładniczek dwóch dziewczynek w wieku 8 i 10 lat. W
roku 1943 przywieziono w zastępstwie rodziców półrocznego chłopca, który miał na
imię Januszek. Niemowlę to traktowano jako więźnia, chłopiec figurował we
wszystkich kartotekach. Dzieci i młodzież więzione były również w więzieniach
sądowych. Dzieci młodsze umieszczano czasami w więzieniach dla nieletnich,
przeznaczonych dla ludności niemieckiej i tzw. ras pokrewnych. Chodzi tu głównie
o uznane za „rasowo wartościowe" dzieci, które w myśl prawa niemieckiego
dopuściły się przestępstwa. Hitlerowskie zakłady karne, w których więziono m.
in. polską młodzież, znajdowały się w Nowogardzie, Sztumie, Dzierżoniowie,
Wołowie, Grudziądzu, Lubawie — dla chłopców oraz w Olsztynie i Malborku — dla
dziewcząte9.
Badania zbrodni dokonywanych na dzieciach w więzieniach nie są dotąd
55
zakończone. Odkrywane są coraz to nowe fakty i ustalane straty najmłodszego
pokolenia, zaistniałe na skutek eksterminacji i zbrodni niemieckich okupantów.
;
9. DZIECI W OBOZACH KONCENTRACYJNYCH I OŚRODKACH ZAGŁADY
Obozy hitlerowskie były miejscem eksterminacji i ludobójstwa. Niewolnicza praca
i tragiczne warunki egzystencji w obozach służyły wyniszczeniu więźniów. Ich
przeciętne wyżywienie przy ciężkiej 10—12-godzin-nej pracy zawierało 700—1000
kalorii dziennie. Stosowano system wyrafinowanych i okrutnych kar za
najdrobniejsze przewinienia, dokonywano masowych egzekucji.
Obozy koncentracyjne i ośrodki zagłady odgrywały podstawową rolę w systemie
obozów hitlerowskich. Były to obozy stopniowej bądź natychmiastowej zagłady
więźniów. Pochłonęły one najwięcej ofiar. Dzieci mordowane były prawie we
wszystkich obozach koncentracyjnych i ośrodkach zagłady, w niektórych istniały
zresztą specjalne oddziały dla nieletnich.
6 stycznia 1943 roku Heinrich Himmler wydał specjalny rozkaz, w którym
stwierdził, że „rasowo bezwartościowych chłopców i dziewczęta należy przekazywać
jako uczniów do zakładów gospodarczych w obozach koncentracyjnych" 70.
Rozkaz ten zawierał wyrok śmierci na setki tysięcy polskich dzieci. Do obozów
koncentracyjnych kierowano je bowiem nie do pracy, jak to celowo fałszywie
formułuje Himmler, lecz na zagładę. I tak też rozkaz ten był realizowany.
Więźniowie małoletni byli osadzani w obozach koncentracyjnych głownię w smą^bj,
"L ^srtflmfttem. i de$Qtta.c.i>ą <1q qWu, cafrj<&. *o&th\, okot zdarzały się
fakty osadzania ich za współpracę z ruchem oporu, jako zakładników za ojców lub
starszych braci walczących w oddziałach partyzanckich. Dzieci żydowskie wraz z
rodzinami kierowano do obozów koncentracyjnych na zagładę z racji pochodzenia. W
obozach koncentracyjnych przebywały również noworodki.
Władze obozowe pozbywały się dzieci — szczególnie małych — wszelkimi możliwymi
sposobami. Utrudniały one bowiem utrzymywanie normalnego rytmu obozowego, a
jednocześnie były za małe, aby pracować.
Wiele dzieci umierało już podczas transportów dc obozów.
Władysław Sakowski, wówczas 17-letni więzień Stutthofu, tak opisuje transport do
obozu koncentracyjnego w Mauthausen:
„Warunki transportu potworne. Załadowano nas po ok. 40 do wagonu towarowego —
wagony zamknięte były z zewnątrz. Na drogę wydano nam potrójne racje chleba,
napojów nie przewidziano. Podróż trwała 4 doby. W rezultacie w każdym wagonie
ok. 30% więźniów zmarło z głodu, zimna, pragnienia"71.
56
I
J
W obozie los dzieci był szczególnie tragiczny. Podczas przeprowadzania selekcji
dzieci — zeznał prof. Bertold Epstein z Pragi, były więzień obozu w Oświęcimiu —
esesmani zakładali pręt na wysokości 120 cm. Wszystkie dzieci, które pod tym
prętem przeszły — szły do pieca. Wiedząc o tym, małe dzieci wyciągały się i
prężyły, jak mogły, by trafić do grupy, która miała pozostać przy życiu. Lecz i
te dzieci, którym udało się uratować podczas wstępnej selekcji, nie żyły długo w
obozowych warunkach72. Nie ogrzewane zimą i duszne latem baraki, głodowe racje
żywnościowe i ciężka, ponad siły praca szybko wyniszczały organizmy dziecięce.
Wiele dzieci w obozach zmarło, wiele zginęło w masowych egzekucjach, w komorach
gazowych lub zostało zamordowanych zastrzykami dosercowymi z fenolu. Ponadto
lekarze hitlerowscy przeprowadzali w obozach eksperymenty pseudomedyczne na
dzieciach, które również kończyły się ich śmiercią.
Największym obozem koncentracyjnym na ziemiach polskich był1. KL Auschwitz w
Oświęcimiu.)
Centralny obóz koncentracyjny dla ludności z Polski południowej i Śląska — jak
to pierwotnie zakładano — z trzema kompleksami obozowymi: obóz macierzysty,
Brzezinka i Monowice, był z jednej strony największym hitlerowskim centrum
zbrodni, miejscem zagłady 4 000 000 ludzi —r_mgż^ czyzn, kobiet i dzieci z całej
okupowanej Europy, z drugiej zaś — arsenałem siły roboczej dla przemysłu
zbrojeniowego III Rzeszy. Pierwszy transport więźniów przybył do obozu w maju
1940 roku, a pierwszy transport Polaków — 14 czerwca 1940 roku. Było w nim wielu
ludzi młodych, dzieci poniżej 14 lat jednak nie było.
Nie można w świetle dotychczasowych badań ustalić, kiedy zostało przywiezione do
Oświęcimia pierwsze dziecko, jak nazywało się lub skąd pochodziło.
• Faktem jest, że od 1942 roku w obozie oświęcimskim ginęły dzieci ze wszystkich
krajów okupowanej Europy.
W styczniu 1942 roku domek wiejski, mieszczący się na terenie obozu, zwany
czerwonym domkiem, władze obozowe zaadaptowały na komorę gazową. Wypróbowanym na
jeńcach radzieckich w podziemiu bloku 11 we wrześniu 1941 roku gazem cyklon B
mordowano całe rodziny, przywożone w tym czasie do Brzezinki. W komorze nr 1 w
ciągu doby uśmiercano ok. 2500 osób, a ciała grzebano w masowych grobach. W
późniejszym okresie spalono je. Nie dopalone kosteczki dziecięce potwierdziły,
że już wówczas masowo mordowano dzieci.
Od czerwca 1942 roku w obozie czynna była druga komora gazowa, w której w ciągu
doby uśmiercano już ok. 3000 osób. Zginęły w niej m. in. rodziny wraz z dziećmi
z Polski, Francji, Słowacji. Holandii, Jugosławii.
Pod koniec października 1942 roku napłynęły do obozu transporty Ży-
57
dów z Czechosłowacji oraz obywateli polskich pochodzenia żydowskiego z gett w
Białymstoku, Ciechanowie, Płońsku i innych. Trudno ustalić, ile w tych
transportach było dzieci.
13 grudnia 1942 roku przywieziono do Oświęcimia grupę 630 Polaków — w tym dzieci
— wysiedlonych z Zamojszczyzny, a 16 grudnia 1942 roku następnych 88 więźniów z
obozu przesiedleńczego w Zamościu. Dzieci znajdujące się w tych transportach
były w obozie mordowane zastrzykami z fenolu.
Stanisław Głowa, były więzień obozu, który zeznawał w 1946 roku w procesie
przeciwko Rudolfowi Hóssowi, powiedział:
„Zimą 1942—1943 roku sprowadził Rapportfilhrer Palitsch z obozu w Brzezince
dwóch chłopców, pochodzących z transportu z Zamojszczyzny. Umieścił ich
początkowo na bloku 11, a dnia następnego przyprowadził ich na blok 20, gdzie
Pańczyk obu zaszpilował (uśmiercił dosercowymi zastrzykami — wyj. aut.). Byli to
chłopcy: Rycaj Mieczysław i Rycyk Tadeusz. Rodzice obu tych chłopców zostali
wraz z całym młodszym rodzeństwem zagazowani. Z całego transportu wybrano tylko
około dziewięćdziesięciu kilku chłopców w wieku od 8 do 14 lat. Rycyk i Rycaj
pochodzili właśnie z tej grupy. Resztę, tzn. około 90 chłopców, przyprowadził
Palitsch na blok 20 i tam zostali zabici zastrzykami przez podoficera
sanitariusza Scherpego"7S.
Działające na terenach wschodnich grupy operacyjne policji bezpieczeństwa —
Einsatzkommanda, a szczególnie Einsatżkommando 9, kierowały do obozów transporty
całych rodzin. Niektóre z nich trafiały bezpośrednio do Oświęcimia, inne —
poprzez obóz na Majdanku. W transportach tych było wiele dzieci.
W 1943 roku przybyły do Oświęcimia transporty rodzin z gett w Będzinie,
Krakowie, Preżanach, Sosnowcu, Wołkowysku oraz transporty z Grecji.
We wrześniu 1943 roku w Brzezince utworzono tzw. obóz rodzinny — Familienlager
Theresienstadt B II b. Obok „obozu rodzinnego" Cyganów, utworzonego w lutym 1943
roku, był to drugi „obóz rodzinny", w którym znajdowało się wiele dzieci.
Podczas likwidacji cygańskiego obozu w 1944 roku uśmiercono wszystkie znajdujące
się tam dzieci.
Bogdan Bartnikowski, który w Oświęcimiu znalazł się po powstaniu warszawskim
jako 12-letni chłopiec, tak opisuje te wydarzenia:
„A gdzie starzy? — pytam Cygana. Starzy? — powtórzył. Nie rozumiem. No, rodzice,
familia. — Tam! — wskazał na komin krematorium. Jeszcze tylko my zostali,
dzieci... Biorą Cyganów. Po pewnym czasie płacz ucichł, przez chwilę jeszcze
trwał za ścianą jakiś ruch i wreszcie nad obóz wróciła cisza... Rano, gdy
wreszcie można było wyjść z bloku, pobiegłem spojrzeć na obóz „B". Pusto,
nigdzie żywej duszy (...)" M.
12 sierpnia 1944 roku przywieziono pierwszy transport ludności cywilnej z
powstańczej Warszawy, z obozu przejściowego w Pruszkowie. W transporcie
przebywało 1984 mężczyzn i chłopców oraz 3175 kobiet i dziewcząt. 4 września
przybył drugi transport z Pruszkowa, w którym znajdowało się
58
1955 mężczyzn i chłopców oraz 1131 kobiet i dziewcząt, a 13 września trzeci
transport — z 929 mężczyznami i chłopcami i ok. 900 kobietami i dziewczętami. W
czwartym transporcie pruszkowskim, który do obozu przybył 12 września, było 3021
mężczyzn i chłopców. W październiku 1944 roku przywieziono 370 dziewcząt w wieku
do lat 14. Większość z nich zmarła wskutek warunków panujących w obozie75.
Komendant obozu Oświęcim-Brzezinka Rudolf Hoss zeznał: „(...) cyfrowych danych o
ilości dzieci, które zginęły w obozie, nie posiadam i podać nie mogę" 76.
Wiadomo natomiast, że w każdym niemal transporcie więźniów przywożonych do
Oświęcimia znajdowały się dzieci.
Była więźniarka Oświęcimia Nina Gusiewa w swoich wspomnieniach pisze:
„(...) Pamiętam młodą kobietą z 3-letnim dzieckiem na ręku, śliczną dziewczynką
o jasnych kędziorkach z niebieską kokardką. Dziecko trzymało w ręku lalkę ze
sterczącymi warkoczykami. Kobietę skierowano do obozu, SS-mani zaczęli wyrywać
jej dziewczynkę. Matka z szeroko otwartymi, oszalałymi z rozpaczy oczyma broniła
córki. Dwa strzały z bliska i obydwie padły na miejscu. Oprawcy SS-manowi
Traubowi nie drgnęła nawet ręka" 77.
O dzieciach w zachowanych dokumentach obozowych wspomina się bardzo mało. W
zestawieniu dotyczącym zatrudnienia więźniów z 30 sierpnia 1944 roku czytamy:
„W obozie koncentracyjnym Oświęcim II żyło 619 więźniów — chłopców (w wieku od 1
miesiąca do 14 lat), z tego w obozie żeńskim B I a przebywało 187, w obozie
kwarantanny męskiej B II a — 204, w obozie męskim B II d — 175, w obozie
żydowskim męskim B II e — 4, w obozie szpitalnym męskim B II i — 49 bliźniaków
przeznaczonych do celów doświadczalnych" 78.
Oddzielną, ponad 300-osobową grupę stanowiły dzieci-bliźnięta zakwalifikowane do
eksperymentów dr. Josepha Mengele. Esesmani dokonywali najpierw pomiarów
zewnętrznych, antropometrycznych, a następnie przeprowadzali badania
rentgenologiczne i morfologiczne oraz eksperymenty chirurgiczne. Obszernie mówił
o tym w swych zeznaniach dr Miklos Nyiszli, który pracował przy badaniu zwłok
bliźniąt i wysyłał preparaty ich narządów do Instytutu Antropologii w Berlinie.
W pracach swych Mengele usiłował znaleźć sposób, aby kobieta aryjska mogła
wydawać na świat jak największą liczbę bliźniąt. Badał skrupulatnie bliźniacze
narządy wewnętrzne, mając unikalną w historii medycyny możliwość uzyskania
zgonów obojnaków w jednym czasie. Wielu genetykom, nawet hitlerowskim, prace
Mengelego wydawały się bezsensowne i obliczone na zrobienie osobistej kariery. W
dniu ewakuacji obozu 17 stycznia 1945 roku z 49 bliźniaków przebywających w
obozie szpitalnym męskim B II f oraz 300, na których przeprowadzał eksperymenty
dr Mengele — pozostało przy życiu ok. 100.
59
Rudolf Hoss zeznał na procesie, że „(...) małe dzieci zabijano z reguły, gdyż
były za małe, aby pracować", większe zaś niejednokrotnie wysyłano do obozów
pracy.
On też pisał w swojej autobiografii:
„Wiele kobiet ukrywało swoje niemowlęta pod stosami ubrań. Członkowie oddziałów
specjalnych zwracali na to szczególną uwagę i tak długo namawiali kobietę, że
zabrała swoje dziecko. Kobiety ukrywały swoje dzieci w obawie, że dezynfekcja
może im zaszkodzić. Mniejsze dzieci przeważnie płakały przy rozbieraniu w takich
niezwykłych okolicznościach, gdy jednak matki lub członkowie oddziału
specjalnego przyjaźnie do nich przemówili, uspokajały się i bawiąc się lub
przekomarzając wchodziły do komór z zabawkami w rękach. Zauważyłem, że kobiety,
które przeczuwały lub wiedziały, co je czeka, zdobywały się na to, aby mimo
śmiertelnej trwogi w oczach żartować z dziećmi lub łagodnie je przekonywać.
Pewna kobieta podeszła do mnie i wskazując na czworo swych dzieci, które wzięły
się grzecznie za ręce, aby prowadzić najmłodsze przez nierówny teren, szepnęła
mi: «Jak możecie zdobyć się na to, aby zamordować te śliczne, miłe dzieci? Czy
nie macie serc?» Były matki, które dla uspokojenia swoich dzieci z wyjątkową
gorliwością i pogodą pomagały się im rozebrać, aby tylko skrócić im cierpienia i
przerażenie" 79.
Rudolf Hoss opisuje dalej, jak jedna wyjątkowo piękna Żydówka, mająca przy sobie
dwoje dzieci, rozebrała je i chętnie pomagała innym matkom, które miały po
kilkoro dzieci, aby szybciej rozebrać je i szybciej wejść do komory gazowej.
Matka ta powiedziała przed wejściem do komory, że specjalnie zabrała dzieci, aby
nie zaliczono jej do grupy zdolnych do pracy i nie oddzielono od nich. Chciała
przeżyć to wszystko wraz z dziećmi. Były jednak matki, które przy zamykaniu
komory próbowały wypchnąć swoje dzieci. Szczególnie występowało to u tych matek,
które do końca nie mogły uwierzyć, że dzieci czeka śmierć. To właśnie one
krzyczały: „Zostawcie przynajmniej moje dzieci przy życiu".
Hoss pisze, że już na rampie przy selekcji transportów i dzieleniu na tych,
którzy przeznaczeni byli do pracy, oraz na dzieci i starców, którzy mieli od
razu iść na śmierć, powstawało duże zamieszanie i podniecenie. Oddzielenie
zdolnych do pracy budziło podejrzenia. Najbardziej nieświadome były same dzieci.
Szły często do komór gazowych roześmiane lub zapłakane z powodu jakichś swoich
dziecięcych zmartwień.
„Pewnego dnia — wspomina dalej Hoss — dwoje małych dzieci tak się pogrążyło w
zabawie, że matka nie mogła oderwać ich do niej (...) Nigdy nie zapomną
spojrzenia matki błagającej o zmiłowanie, matki, która wiedziała, o co chodzi...
Skinąłem na podoficera służbowego, a ten wziął opierające się dzieci i zaniósł
do komory wśród rozdzierającego serce płaczu matki idącej za nimi... Gdy widzi
się, jak kobiety z dziećmi idą do komór gazowych, myśli się mimo woli o własnej
rodzinie (...) Prawda, że mojej rodzinie było dobrze w Oświęcimiu. Spełniano
każde życzenie żony i dzieci. Dzieci mogły szaleć do woli. Żona miała tyle
ulubionych kwiatów, te czulą sią -wśtósj nich jak w raju"80.
Z Oświęcimia wysyłano również dzieci do innych obozów, m. in. do obozu w
Potulicach. 9 września 1943 roku do Oświęcimia przybył transport
60
459 mężczyzn i 753 kobiet aresztowanych przez Einsatzkommando 9 z Witebska, a 22
października 1943 roku — 298 mężczyzn i 411 kobiet. Z dużej liczby znajdujących
sią w tych transportach dzieci ok. 500 przewieziono 5 listopada 1943 roku do
obozu w Potulicach.
W filiach obozu oświęcimskiego również więzione były dzieci. W Sła-więcicach np.
14—16-letni chłopcy różnych narodowości pracowali przy budowie dróg.
Dzieci w Oświęcimiu, podobnie jak w innych obozach, były głodzone, bite,
torturowane, rozstrzeliwane i masowo uśmiercane w komorach. Dodatkową formą
udręki była tęsknota za rodzicami.
Bogdan Bartnikowski tak opisuje spotkanie z matką w Oświęcimiu:
„Podchodzę do cienkiego, pojedynczego drutu. Mama też. Dzielą nas zaledwie trzy
metry. Nie mówimy nic. Patrzymy. Uśmiecham się, ale musi to wyglądać żałośnie.
Mama, mamusiu, jesteś tak blisko mnie. Strasznie wychudłeś, syneczku — mówi, a
łzy płyną jej po policzkach... Mam tu kawałek chleba... łap... Uciekaj, synku,
uciekaj! — krzyczy mama. Spojrzałem szybko w bok. Za późno. Esesman już
zeskoczył z roweru, zamachnął się szeroko, pociemniało mi w oczach, zaryłem
twarzą w błoto" 81.
15-letni chłopiec, zamęczony w Oświęcimiu, pisał:
„Przywykliśmy do tego, by o 7 rano, w południe i znów o 7 wieczorem czekać w
długich szeregach z miską na jedzenie w ręku, aż nam wleją do niej trochę
ciepłej wody ze smakiem soli, albo kawy, albo może parę kartofli. Przywykliśmy
do tego, aby spać bez pościeli, by pozdrawiać każdy mundur... przywykliśmy do
wymierzanych bez powodu policzków, do poniewierki i wyroków, przywykliśmy do
widoku ludzi umierających we własnym kale, do mijania trumien pełnych ciał
ludzkich, chorych w odrażającym brudzie i bez żadnych lekarzy... Przywykliśmy do
tego, że od czasu do czasu tysiące nieszczęśliwych przywożono do nas i że
tysiące znowu nas opuszczały (...)" 82.
W okresie funkcjonowania obozu w Oświęcimiu od 1940 do 27 stycznia 1945 roku
czynnych było 5 krematoriów, posiadających łącznie 52 retorty do spalania zwłok.
Od września 1942 roku zwłoki spalano również na stosach. Pozostały liczne ślady
po najmłodszych ofiarach obozu oświęcimskiego. Stosy dziecięcych bucików, ubrań,
zabawek. Odtworzona z ogromną pieczołowitością kronika wydarzeń oświęcimskich
podaje m. in. z ostatniego okresu istnienia obozu takie fakty: 9 lipca 1944 roku
przeprowadzono z obozu drogą od krematorium w kierunku dworca kolejowego puste
wózki dziecięce. Prowadzono je po 5 w każdym szeregu, pochód ten trwał przeszło
godzinę. 11 lipca 1944 roku zarządzono w „obozie familijnym" B II b w Brzezince
akcję tzw. Lagersperre — podczas której wywieziono ok. 3000 kobiet i dzieci do
krematoriów, uśmiercając je w komorach gazowych. 20 października 1944 roku
zamordowano w komorze gazowej krematorium nr III — 1000 chłopców w wieku 12—18
lat83.
Ostatnie transporty więźniów wywożonych w głąb Rzeszy opuściły Oświęcim 19
stycznia 1945 roku. Pod nadzorem zmniejszonej liczby poste-
61
runków pozostali jedynie chorzy i nie nadający się do transportu. I na nich
przygotowany był wyrok: cały obóz miał być wysadzony w powietrze, zgodnie z tzw.
planem Molla.
Trudno dziś ustalić, co przeszkodziło hitlerowcom w zrealizowaniu planu.
Zniszczyli tylko 3 krematoria i magazyn zrabowanego mienia. Stało się to 25 i 26
stycznia 1945 roku.
W momencie wkroczenia do Oświęcimia 27 stycznia 1945 roku oddziałów Armii
Radzieckiej w obozie znajdowało się m. in. 180 dzieci (52 w wieku 8 lat, 128 —
od 8 do 15 lat), które zostały przebadane przez lekarzy. W wyniku badań
ustalono, iż 67,2% chorowało na awitaminozę i wyniszczenie organizmu, 40% na
gruźlicę, każde dziecko miało niedowagę — czasami do 15 kg — a były to przecież
dzieci przywiezione do obozu w ostatnich miesiącach przed wyzwoleniem. Na
terenie Brzezinki znaleziono ok. 300 zwłok, w tym zwłoki dzieci, a pod gruzami
krematorium nr V zwłoki kobiety i płodu dziecka. W pobliżu krematoriów II, III i
IV znaleziono dużą ilość popiołu i nie dopalonych kości ludzkich, w tym kości
dzieci. Znaleziono również na terenie obozu 115 063 sztuk ubranek niemowląt i
dzieci w wieku do 10 lat84. Obozowa księga ewidencyjna rzeczy wysłanych z obozu
do Rzeszy za okres od 12 grudnia 1944 do 18 stycznia 1945 roku, a więc za okres
37 dni, wymienia 116 wagonów z różną odzieżą, w tym ok. Vs stanowiły ubrania
dzieci (99 922 komplety ubrań i bielizny dziecięcej).
Obozowa historia dla 180 małych ocalonych oświęcimiaków nie zakończyła się z
chwilą odzyskania wolności. Nie wiedziały, jak się nazywają, skąd pochodzą,
gdzie są rodzice.
Jedną z uwolnionych — 4-letnią Lidkę — zabrało do siebie małżeństwo
Rydzikowskich z Oświęcimia. Miała numer obozowy 70 072. Pamięta niewiele. Oto
fragmenty jej relacji:
„(...) moja Matka miała długie, ładne, czarne warkocze. Mama moja chodziła do
pracy, a kiedy z pracy wracała, przynosiła mi kawałek chleba z cebulą... Ona
była piękna — zawsze uważałam ją za najpiękniejszą... Wybrano kobiety, które
miały być przewiezione do innego obozu. Wśród nich była i moja Matka, która nie
chciała mnie pozostawić. Więcej mojej Matki nie widziałam"83.
Trudny był okres przystosowania się małej Lidki do normalnego życia. Oprócz
nękających ją chorób miała poważne urazy psychiczne. Ryszard Rydzikowski
wspominał, że bawiąc się z dziećmi zbierała je w gromadkę, kazała klęczeć z
podniesionymi rękami i chodząc między nimi krzyczała głośno: „Cicho, bo
pójdziesz na rewir i do pieca, bo przyjdzie Mengele". Nie umiała płakać i
dziwiła się, że ktoś płacze. Wiele lat po wojnie odnalazła matkę na Ukrainie.
Podobnie Eugeniusz Gruszczyński, z numerem obozowym 149 850, odnalazł matkę
dopiero w 1965 roku. Pamiętał jedynie, że w obozie oświęcimskim nazywano go
Giena, a kiedy trzeba było uratowane dziecko nazwać, władze Domu Dziecka w
Buczach koło Cieszyna, gdzie chłopiec umieszczo-
62
ny został w 1945 roku, nazwały go Eugeniuszem. Nazwiskiem obdarowała go ówczesna
kierowniczka Domu — Halina Gruszczyńska. Matkę odnalazł w Mińsku na Białorusi.
Życiorysy tych dzieci zostały uzupełnione, lecz nie wszystkim się poszczęściło.
Wielu rodziców nie żyje, a dla małych ofiar reżimu hitlerowskiego pozostało nie
tylko wspomnienie koszmarnych obozowych przeżyć, ale i nie wyjaśniona historia:
Kim są naprawdę?
Obozem koncentracyjnym na ziemiach polskich, w którym więziono dzieci, był także
obóz na Majdanku zwany oficjalnie KL Lublin. Pierwsze transporty dzieci przybyły
tu wiosną 1942 roku.
20 kwietnia 1942 roku przybył transport z getta na Majdanie Tatarskim liczący
ok. 1500 osób, głównie kobiet i dzieci86. Esesmani wyrywali matkom niemowlęta i
rzucali na pusty plac. Umierały one z głodu i zimna. Dzieci starsze razem z
osobami niezdolnymi do pracy zostały rozstrzelane w lesie krępieckim. W ciągu
dwóch dni rozstrzelano wówczas ok. 2800 osób różnej płci i wieku. Wiosną tego
roku, również w ciągu dwóch dni, zginęło od karabinowych kuł ok. 600 osób, w tym
dzieci. Ofiary przywieziono do lasu krępieckiego z obozu na Majdanku 88
samochodami ciężarowymi.
Wiele dzieci było również w transporcie, który przybył z getta lubelskiego 2
września 1942 roku; rozstrzelano wówczas 500 kobiet i dzieci. W kwietniu i maju
1943 roku prawie codziennie przybywały transporty z getta warszawskiego. Wiosną
1943 roku przybyło również pięć transportów z Drancy (Francja). Dzieci wraz z
dorosłymi zostały uśmiercone w komorach gazowych.
Największa egzekucja w dziejach obozu odbyła się 3 listopada 1943 roku. Tego
dnia w dolach przy krematorium rozstrzelano 18 400 osób. Były więzień tego obozu
Mieczysław Panz pisze:
„Najgorsze zdarzyło się w pewnej chwili, gdy na drgające jeszcze ciała w dołach
musiała wejść grupa matek z małymi dziećmi. Nieszczęsne kobiety błagały oprawców
o litość dla swoich dzieci, a nie chcąc dopuścić do tego, by maleństwa potopiły
się we krwi zebranej w rowach, brały je na race i unosiły w górę, przedłużając w
ten sposób ich życie o krótką chwilę. SS-mani kulami z karabinów maszynowych
kładli kres ich próżnym wysiłkom" 87.
Latem 1943 roku zaczęły przybywać do obozu liczne transporty z terenów
wschodnich.
Zorganizowanie obozu zbiorczego dla dzieci z pacyfikowanych terenów zachodnich
Związku Radzieckiego polecił Reichsjiihrer SS Heinrich Himmler jeszcze na
początku stycznia 1943 roku szefowi Głównego Urzędu Gospodarczego i
Administracyjnego SS Oswaldowi Pohlowi. On to zarządził zlokalizowanie go w
istniejącym już obozie koncentracyjnym na Majdanku, przeznaczając do tego celu
pole V, i 25 stycznia 1943 roku zawiadomił Himmlera o swej decyzji. 27 marca
1943 roku Główny Urząd Gospodarczy i Administracyjny SS wyjaśnił, że tymczasowo
nie można utworzyć
63
j
obozu dla dzieci na Majdanku z uwagi na konieczność prac budowlanych na terenie
obozu 88.
Specjalny obóz dla dzieci na Majdanku nie powstał więc, a dzieci umieszczono na
V polu razem z kobietami.
Od połowy czerwca 1943 roku przybywały do obozu na Majdanku transporty z
Zamojszczyzny. Byli to mieszkańcy wysiedleni ze wsi: Ale-ksandrowa, Bąbice,
Biedaczowa, Chyże, Dereźnia Majdańska, Dębowica, Huta, Huta Różaniecka,
Lipowiec, Łowcza, Majdan, Paradysówka Mała, Ruda Kijańska, Siedliska, Tarnogród,
Ułazowa i innych oraz z obozów przejściowych w Zamościu i Zwierzyńcu — łącznie
ok. 16 000 osób. W transportach tych wiele było dzieci w różnym wieku, a także
kilkoro niemowląt urodzonych w drodze do obozu. Po kilku tygodniach ludność z
transportów zamojskich wywieziono do Niemiec na roboty przymusowe, część do
Oświęcimia, a około 80 dzieci wysłano do obozu przy ulicy Przemysłowej w Łodzi.
25 lipca uśmiercono gazem grupę dzieci pochodzących ze spacyfikowanych terenów
Zamojszczyzny. Matki wysłano do Rzeszy na przymusowe roboty. W lipcu 1943 roku w
obozie przebywało ok. 4000 dzieci z Lubelszczyzny 89.
Na skutek starań Polskiego Czerwonego Krzyża i Rady Głównej Opiekuńczej (RGO) —
jedynej polskiej instytucji charytatywnej uznawanej przez okupanta
hitlerowskiego — w okresie od 19 lipca do 20 sierpnia 1943 roku zwolniono z
Majdanka 957 dzieci z Zamojszczyzny. Z liczby tej w szpitalu zmarło wskutek
wycieńczenia 101 dzieci, a były to dzieci, które w obozie przebywały ok. 2
miesiące.
Na temat męczeństwa dzieci w obozie na Majdanku mówił w zeznaniach składanych po
wojnie Jerzy Kwiatkowski, prawnik, były więzień Majdanka:
„SS-owiec Anton Thumann zabronił 11 000 włościanom Zamojszczyzny uczęszczania do
umywalni, a następnie zamknął dopływ wody na cztery tygodnie. Więźniom zakazano
pod karą śmierci mycia się. Kobiety błagały więźniów pracujących w kuchni, aby
dano im choć kubek wody dla dzieci. Lato było wtedy upalne. Śmiertelność wśród
dzieci wzrastała z tygodnia na tydzień. Konających nie wolno było pozostawiać w
bloku, trzeba było wynosić ich i układać na zewnątrz. Latem dzieci leżały w
błocie, a zimą w śniegu"90.
Po krótkiej przerwie, jesienią 1943 roku, do obozu zaczęły ponownie napływać
transporty dzieci polskich. Uprzednio, dokładnie 2 września, z pola kobiecego
zabrano do komory gazowej wszystkie dzieci żydowskie.
W październiku 1943 roku przywieziono 70 dzieci z obozu w Potulicach. 2
października 1943 roku wyszło rozporządzenie generalnego gubernatora Hansa
Franka, nakazujące karać śmiercią tych wszystkich, którzy sprzeciwiają się
zarządzeniom władz okupacyjnych i przeszkadzają „niemieckiej odbudowie w
Generalnej Guberni". Wszystkie sprawy osób zatrzymanych były rozpatrywane w
trybie natychmiastowym przez sądy doraźne policji
64
bezpieczeństwa. W wyniku tego zarządzenia zaczęto do obozu na Majdanku przywozić
więźniów — w tym kobiety i dzieci — których bez wpisywania do ewidencji obozowej
kierowano wprost do krematorium.
Transporty dzieci przychodziły niemal do końca istnienia obozu. 22 lutego 1944
roku przywieziono m. in. kilkadziesiąt kobiet z dziećmi, aresztowanych we wsi
Huszlew powiat Łosice, a 9 marca ok. 300 kobiet z dziećmi z Radomia. W okresie
od 31 maja do 10 czerwca 1944 roku przywieziono do obozu na Majdanku z Budzynia
(woj. lubelskie) kilkadziesiąt kobiet i dzieci, 23 czerwca przywieziono
transport więźniów z obozu w Zwierzyńcu, w którym były dzieci od 3 miesięcy do
14 lat, a 27 czerwca — również z tego obozu — transport ok. 200 kobiet z
dziećmi. Z Majdanka w tym czasie wysyłano z kolei transporty do innych obozów:
16 kwietnia 1944 roku wysłano do Oświęcimia 299 kobiet z dziećmi — w tym dwoje
niemowląt, które w dwa dni później stracono 91.
Esesman obozowy Wilhelm Gerstenmeyer zeznał: „(...) w obozie były również dzieci
od 3 do 12 lat. Słyszałem o tym, że dzieci były gazowane" 92. W obozie na
Majdanku były również liczne wypadki urodzin dzieci; wszystkie one zginęły.
Zachowane dokumenty nie pozwalają na ustalenie liczby dzieci, które przeszły
przez obóz koncentracyjny na Majdanku. Najwięcej przebywało w obozie w lipcu i
sierpniu 1943 roku — bo ok. 5000. Dzieci do lat 3 nie miały w obozie odrębnej
kartoteki ani też własnych numerów. Figurowały one wyłącznie na kartach
ewidencyjnych matek, a mimo to traktowane były na równi z dorosłymi: podlegały
wszystkim rygorom regulaminu obozowego.
W innych obozach koncentracyjnych i ośrodkach zagłady również ginęły dzieci.
Jedną z najtragiczniejszych — a przy tym najmniej znanych — kart historii obozu
koncentracyjnego Stutthof jest martyrologia dzieci i więźniów małoletnich93.
Pierwsi małoletni więźniowie, którzy znaleźli się w KL Stutthof, to chłopcy w
wieku 14—17 lat, aresztowani w Gdańsku i Gdyni we wrześniu 1939 roku. Liczby ich
nie da się ustalić z powodu braku dokumentacji. Jedynym dowodem pobytu
małoletnich w obozie w tym czasie są fragmenty ksiąg ewidencyjnych z 1939 roku,
wykazy wypisanych ze szpitala obozowego z 1940 roku oraz wykaz pochowanych na
cmentarzu na Zaspie w Gdańsku-Wrzeszczu i księgi zgonów z lat 1939—1940. W
dokumentach tych figurują łącznie 44 nazwiska chłopców.
W latach późniejszych — 1940—1941 — również przebywali w obozie małoletni. Znane
są nazwiska 45 chłopców i 13 dziewcząt: 17 chłopców zmarło, 5 chłopców i 7
dziewcząt zwolniono z obozu, losu pozostałych nie udało się ustalić.
W 1942 roku w Stutthofie osadzono 5334 więźniów, w tym 437 chłopców — z których
52 przybyło w transporcie z obozu koncentracyjnego we Flossenburgu — i 99
dziewcząt. Najmłodszy chłopiec miał wówczas 13 lat.
Dla większości z nich okupacyjna tragedia nie kończyła się w Stutthofie.
5
65
Spośród chłopców osadzonych w 1942 roku — 104 wysłano do innych obozów
koncentracyjnych (Dachau, Mauthausen).
Młodzież osadzona w tym czasie w obozie — to przede wszystkim Polacy i Rosjanie,
skierowani tu za ucieczkę z miejsca pracy przymusowej. Okres ich pobytu w
obozie, po którym teoretycznie mieli być zwolnieni, był ściśle określony,
zdarzało się jednak często, że więzień ginął przed wyznaczonym terminem
zwolnienia. 17-letni Romuald Kotłowski, osadzony w obozie na okres od 21
sierpnia 1942 do 11 grudnia 1942 roku, zmarł 10 dni przed oficjalnym końcem
kary.
W praktyce zresztą władze obozowe nie dotrzymywały terminów zwolnień lub w ogóle
zmieniały tzw. kategorię, co przedłużało pobyt w obozie.
Małoletnich od początku traktowano jako więźniów politycznych. Za podstawę ich
aresztowania podawano współpracę z ruchem oporu. Do tej kategorii zaliczono m.
in. młodzież, którą osadzono w obozie w 1943 roku w wyniku masowych aresztowań
dokonanych na Pomorzu Gdańskim. Objęły one członków organizacji ruchu oporu, a
także ludność cywilną oskarżoną o współpracę z partyzantami. Do Stutthofu
przywożono wówczas całe rodziny — stosując zasadę odpowiedzialności zbiorowej —
lub małoletnich więźniów jako zakładników za ojców czy braci walczących w
partyzantce M.
Udało się ustalić, że w 1943 roku osadzono w obozie 109 dziewcząt w wieku 14—17
lat i 156 chłopców. Z liczby tej 89 chłopców zmarło lub zginęło w obozie, 40
przeniesiono do obozów w Mauthausen, Buchenwaldzie, Natz-weiler, Neuengamme, 7
zwolniono a 20 doczekało ewakuacji obozu w 1945 roku.
Dane z 1944 roku potwierdzające pobyt dzieci w obozie znajdują się w rozkazach
komendanta obozu.
KL Stutthof był miejscem martyrologii dzieci nie tylko polskich. 15 stycznia
1944 roku w transporcie więźniów rosyjskich skierowanych do Stutthofu przez
Sicherheitspolizei Mińsk przybyło 24 dzieci w wieku 4—16 lat. W tym samym
miesiącu przywieziono również dzieci z Rygi. Starsze umieszczono w nowo
wybudowanych barakach, a małe dzieci w baraku nr 5 w starej części obozu.
§;
Latem 1944 roku publicznie powieszono na szubienicy ustawionej pośrodku placu
apelowego dwóch braci. Byli to Rosjanie w wieku 14 i 17 lat. Młodszy z chłopców
rozpłakał się przed egzekucją, starszy go pocieszał. Przed egzekucją krzyknął:
„Czerwona Armia pomści naszą śmierć. Niech żyje komunizm!"
W czerwcu 1944 roku w drodze do krematorium usiłowała zbiec grupa więźniów.
Ogniem z karabinów maszynowych zabito wówczas na miejscu kilkunastu więźniów. W
grupie tej był 11-letni chłopiec M.
19 lipca 1944 roku przybył do Stutthofu pierwszy transport więźniów pochodzenia
żydowskiego, skierowany przez Policję Bezpieczeństwa w Kownie. Było w nim kilka
tysięcy kobiet, wśród nich matki z dziećmi. Stutthof był bowiem miejscem
docelowym transportów ewakuacyjnych
66
z obozów, więzień, gett znajdujących się na terenie Litwy, Łotwy i Estonii.
Również w połowie 1944 roku skierowano na zagładę do Stutthofu część Żydów
węgierskich. Nadchodziły w dalszym ciągu transporty z okupowanych przez
hitlerowców republik nadbałtyckich oraz z getta łódzkiego. W transportach tych
składających się z całych rodzin wiele było dzieci, które po przybyciu do obozu
odbierano rodzicom.
Świadek tych zbrodni, Balis Sruoga, tak opisuje w swej książce Las bogów pełne
dramatu sceny:
„Matki kryły je gdzie popadło — pod słomą, pod koce, pod spódnice. To tu, to tam
rozlegały się nagle krzyki, dzieci wyłaziły z ukrycia i gubiły się wśród tłumu
już spisanych, a spisane, na odwrót, uciekały do swoich matek. Niektóre kobiety,
chcąc uratować swoje dzieci przywoziły chłopców przebranych za dziewczynki lub
odwrotnie... W końcu dzieci odebrano matkom i wysłano w niewiadomym kierunku.
Obóz jęczał dniem i nocą; zdawało się, że cały świat runie za chwilę od
rozdzierających serce łkań i krzyków" "6.
Ze Stutthofu dzieci były wysyłane również do innych obozów: 28 marca 1944 roku
odszedł transport 29 dzieci do obozu w Konstantynowie koło Łodzi. Były to
najprawdopodobniej dzieci rosyjskie. 19 czerwca 1944 roku do Mauthausen
wywieziono 239 małoletnich więźniów, którzy przybyli do Stutthofu w 1943 i w
pierwszej połowie 1944 roku. Byli oni niezdolni do pracy, wyznaczeni do
transportu przez lekarza obozowego.
Na podstawie zachowanych dokumentów stwierdzono, że od stycznia do maja 1944
roku w obozie Stutthof osadzono łącznie 137 małoletnich.
Po upadku powstania warszawskiego do Stutthofu zaczęły napływać wielkie
transporty ludności cywilnej ze stolicy. Pierwszy transport Uczący 2913
więźniów, wśród których było 135 dzieci, przybył 31 sierpnia 1944 roku.
Najmłodsze dziecko miało 5 lat.
Następny transport z Warszawy przybył 29 września. Liczył on 1298 więźniów, w
tym 99 dzieci, z których najmłodsze miało 10 lat. Dla chłopców wydzielono
wówczas osobny blok nr 20 w tzw. nowym obozie. Po kilkutygodniowym pobycie w
Stutthofie większość z nich przewieziono do innych obozów.
25 stycznia 1945 roku, wobec zbliżającej się ofensywy wojsk radzieckich,
komendant obozu — SS-Sturmbannfuhrer Paul Werner Hoppe rozkazem specjalnym
zarządził ewakuację więźniów, pieszo w kierunku na Lębork. Obóz opuściło ok. 25
000 osób. Nie sprzyjające warunki atmosferyczne — mróz ok. 20°C i głęboki śnieg
oraz głód i choroby — doprowadziły do szybkiego wyczerpania więźniów. Eskorta
rozstrzeliwała nie mogących dotrzymać kroku maszerującej kolumnie. W dniu
rozpoczęcia ewakuacji w obozie znajdowało się ok. 300 dzieci.
25 kwietnia rozpoczął się ostatni etap ewakuacji tych, którzy dotychczas
pozostali w obozie. Stan obozu wynosił wówczas 4508 więźniów oraz 30 dzieci nie
ujętych w żadnym wykazie. Na przystani rybackiej w Miko-
«*
67
I
I
szewie koło Nowego Portu, dokąd doprowadzono więźniów pieszo lub dowieziono
kolejką wąskotorową, załadowano ich na barki rzeczne, nie przystosowane do
pływania po morzu. W nocy barki te — holowane przez kutry rybackie — dopłynęły
na Hel. Cały dzień więźniowie przebywali na półwyspie. W nocy ponownie zostali
załadowani na cztery barki, które przy pomocy holowników wypłynęły na morze,
kierując się na zachód. Po kilku dniach podróży — bez pożywienia i wody — jedna
barka dopłynęła do duńskiego portu w Kuntholm, druga — z której część więźniów
uciekła w czasie postoju na wyspie Rugia — zatonęła podczas burzy, a dwie 2 maja
wypłynęły na wody Zatoki Lubeckiej i zbliżyły się do kotwiczących na redzie
portu w Neustadt czterech statków. Dwa z nich były olbrzymimi statkami
pasażerskimi — „Cap Arcona" i „Deutschland", a dwa pozostałe — małymi
frachtowcami. Na statkach znajdowali się więźniowie z obozów koncentracyjnych,
głównie z Neuengamme. Barki przybyłe z więźniami ze Stutthofu przymocowano do
jednego ze statków. Ekipa strażników przesiadła się na holownik i odpłynęła do
portu. Więźniowie, korzystając z nocy i silnego wiatru dmącego od morza, przy
pomocy prymitywnych wioseł zaczęli kierować barki w stronę lądu. Rozpoczęła się
dramatyczna walka o życie ok. 2500 więźniów, którzy dotarli ze Stutthofu do
Zatoki Lubeckiej. Na jednej z barek były polskie i rosyjskie kobiety z dziećmi.
Po wielogodzinnych zmaganiach z morskimi falami więźniowie zbliżyli się do lądu,
ciężkie barki nie mogły jednak dopłynąć do brzegu. Jedni dopłynęli wpław, inni
na prymitywnych tratwach, wiele osób utopiło się, wiele zastrzelili hitlerowcy.
W tym też czasie wojska alianckie wkroczyły na przedmieście Neustadt. W południe
rozpoczął się nalot RAF-u na port, a statki — jako nieprzyjacielskie — zostały
zbombardowane. Liczbą ofiar ewakuacji morskiej Stutthofu ocenia się na ok. 3000
osób 97. Ile dzieci objęła ona w rzeczywistości i ile ją przeżyło — nie udało
się dotychczas ustalić. Warunki ewakuacji, celowo omówione szerzej, wskazują, że
żadne dziecko nie byłoby w stanie jej przeżyć.
Ogółem — mając na uwadze fragmentaryczność zachowanej dokumentacji — można
przyjąć, że przez Stutthof przeszło ok. 4000 dzieci, co stanowi 3,3% wszystkich
więźniów obozu.
Zachowana dokumentacja dotycząca dzieci w innym obozie koncentracyjnym
zlokalizowanym na ziemiach polskich - KL Gross-Rosen w Rogo-źnicv — iest
znikoma. Wiadomo, że po upadku powstania warszawskiego 15 listopada 1944 roku do
obozu przybył transport 49 dzieci w wieku 14-15 lat. Dzieci te następnie
przeniesiono do filii obozu - fabryki łożysk w Kamiennej Górze. Dalsze losy
dzieci są nieznane.
W ośrodku zagłady w Treblince od lipca 1942 do września 1943 roku zginęło 750
000-800 000 Polaków, obywateli polskich pochodzenia żydowskiego oraz żydów z
innych okupowanych państw, w tym kilkaset tysięcy
go
podzielony był na dwie części: administracyjno-gospodarczą
68
i właściwy ośrodek zagłady. Przy rampie, od wewnętrznej strony ośrodka,
rozciągał się niewielki plac wyładunkowy, a nieco dalej w kierunku północnym,
znajdowały się ogrodzone drutem kolczastym dwa baraki, z przejściem do komór.
Barak stojący z lewej strony przeznaczony był na rozbieralnię dla kobiet i
dzieci, które szły do komór pierwsze. Dopiero za nimi prowadzono mężczyzn. W
ośrodku znajdował się również tzw. lazaret, u wejścia którego powiewała
chorągiew ze znakiem Czerwonego Krzyża, a wewnątrz — za dodatkową przegrodą —
mieścił się rozległy dół z płonącymi stosami rozstrzelanych na jego krawędzi
ludzi chorych, kalekich i małych dzieci — tych wszystkich, którzy w jakikolwiek
sposób mogli swoją powolnością opóźnić ustalony rytm akcji zagłady. Droga
długości ok. 100 m wiodła przez teren zadrzewiony, ogrodzony drutem kolczastym,
do właściwego ośrodka. Do uśmiercania ofiar używano gazów spalinowych.
W innym ośrodku zagłady w Chełmnie n. Nerem zginęło od grudnia 1941 do 18
stycznia 1945 roku ok. 360 000 osób: rodziny żydowskie z Polski, Żydzi
austriaccy, francuscy, belgijscy, węgierscy, niemieccy, młodzież z okolic Łodzi
i Włocławka, dzieci z Zamojszczyzny, dzieci czeskie z Lidie oraz rodziny
cygańskie. Więźniów przywożono pociągami do Koła, następnie kolejką wąskotorową
do Zawadek, a stąd — w grupach liczących po 150 osób — do obozu w Chełmnie. Po
przybyciu do tzw. pałacu, w którym mieścił się obóz, więźniom kazano rozbierać
się, a następnie ładowano oddzielnie mężczyzn i kobiety z dziećmi, pod pozorem
przewiezienia do łaźni, do samochodu-komory gazowej. W obozie funkcjonowały 3
takie komory gazowe. Śmierć następowała w ciągu 4—5 minut na skutek uduszenia
spalinami.
Ośrodek zagłady w Bełżcu w latach 1941—1943 pochłonął ok. 600 000 ofiar. Byli to
obywatele polscy pochodzenia żydowskiego, rodziny polskie, które ukrywały i
przechowywały Żydów, Polacy należący do organizacji konspiracyjnych oraz Żydzi
niemieccy, austriaccy, rumuńscy i węgierscy 98.
W ośrodku zagłady w Sobiborze w okresie od marca 1942 do 14 października 1943
roku zginęło ok. 250 000 osób, w większości Żydów ". Małe dzieci, które
„przeszkadzały" w ustalonym programie zagłady w Sobiborze, 38-le-tni SS-
Ohersturmfiihrer Karol Frenzel z Hamburga chwytał za nóżki i rozdzierał żywe.
Ofiary mordowano gazami spalinowymi wytworzonymi przez motory umieszczone po
stronie zewnętrznej komór i połączone rurami z wnętrzem wozu. Ciała
zamordowanych palono na stosach zbudowanych z bali i położonych na nich szynach
kolejowych, na których układano zwłoki. Chorych, starców, kaleki i małe dzieci
oddzielano na bocznicy, a następnie rozstrzeliwano w dołach na tzw. III polu.
W obozach koncentracyjnych poza granicami kraju również mordowane były dzieci
polskie, m. in. w Neuengamme, Dachau, Ravensbriick.
Pierwsze dzieci przybyły do obozu w Ravensbriick w 1939 roku: w czer-
69
wcu dzieci cygańskie, następnie czeskie i holenderskie. Wszystkie one zginęły.
Następne transporty dzieci do obozu miały miejsce w 1942 i w 1944 roku. Były to
dzieci polskie, żydowskie, cygańskie i francuskie. Przywożono do obozu dzieci
wraz z rodzicami oraz dzieci samotne, których rodzice zginęli w innych obozach.
Dzieci z Ravensbriick wysyłano do pracy w fabrykach zbrojeniowych. Wszystkie one
zmarły z wyczerpania lub na gruźlicę.
28 sierpnia 1941 roku w Ravensbriick urodziło się pierwsze w obozie dziecko —
Polak, Henryk Andrzej Rachocki. Matka wróciła do pracy, a dziecko odesłano do
sierocińca. We wrześniu 1942 roku Eugenia Żukow-ska urodziła w obozie
chłopczyka. We wrześniu i październiku 1944 roku w transportach z Warszawy
przybyło ok. 12 000 kobiet, w tym 179 matek z dziećmi i wiele kobiet ciężarnych.
Dla noworodków przeznaczono pokoik w bloku 11 o rozmiarach 2,5X4 m. Dzieci
leżały na dwóch zsuniętych łóżkach, przykryte brudnym kocem, bez opieki.
Większość dzieci płakała całą dobę z głodu, zimna i odleżyn na ciele. Przy
przeciętnym stanie 50 noworodków — 8 dziennie umierało. W styczniu 1945 roku
przeznaczono połowę bloku nr 32 matkom z dziećmi. Umieszczono tu ok. 100
niemowląt.
Ile dzieci urodziło się w obozie — trudno dokładnie określić. Po wojnie dr
Treite na procesie w Hamburgu zeznał, że w Ravensbruck urodziło się 400 dzieci,
z czego 50% zmarło. Na przełomie lat 1944 i 1945 w obozie oprócz dzieci w nim
urodzonych przebywało 86 dzieci polskich. W lutym 1945 roku wszystkie dzieci
urodzone w obozie ewakuowano do obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen.
Transport rozpoczął się 26 marca 1945 roku i trwał około półtora tygodnia.
Dzieci, które pozostały przy życiu, zmarły na miejscu w Bergen-Belsen. W marcu
1945 roku uśmiercono w komorach gazowych 150 kobiet ciężarnych i 12 noworodków z
matkami.
Jeszcze w styczniu 1945 roku dr Schumann prowadził w Ravensbruck odrażające
eksperymenty nie tylko na kobietach, ale i na dziewczynkach, dokonując różnymi
metodami ich sterylizacji. W bloku nr 9 leżała przez wiele dni z otwartą raną
brzucha 12-letnia dziewczynka. Dziecko umarło w potwornych cierpieniach.
W pobliżu obozu Ravensbriick znajdował się obóz dla niemieckich dziewcząt
sprawiających trudności wychowawcze (Jungendschutzlager). Jesienią 1944 roku
obóz ten opróżniono i osadzono w nim kobiety stare i chore, przeznaczone do
szybkiego wyniszczenia. W obozie tym ginęły również dzieci.
W ostatnich dniach przed wyzwoleniem hitlerowcy masowo, w bezwzględny sposób
mordowali dzieci, chcąc pozbyć się świadków swego okrucieństwa. W Neuengamme w
dniach 18—19 kwietnia 1945 roku powieszono na szubienicy dzieci w wieku 5—12
lat, na których uprzednio przeprowadzono eksperymenty pseudomedyczne z gruźlicą.
Byli to prawdopodobnie chłopcy i dziewczęta pochodzenia polskiego 10°.
W Buchenwaldzie po wyzwoleniu ocalało 1000 dzieci, a w Bergen-B&l-sen — 500.
70
Przedstawione w niniejszym podrozdziale losy dzieci w obozach koncentracyjnych i
ośrodkach zagłady ukazują jedynie fragment ich eksterminacji i męczeństwa.
Rozmiary krzywdy i tragedii dzieci były tak ogromne, a dokumentacja zachowana
dotycząca tego zagadnienia tak znikoma, że ukazanie całej prawdy jest
niemożliwe.
Ii
10. OBÓZ DLA DZIECI W ŁODZI
Obóz koncentracyjny dla młodzieży powyżej 16 lat, wymagającej tzw. opieki
publicznej, zaplanowano w III Rzeszy w roku 1941 i uruchomiono w roku następnym.
Obóz ten usytuowano w Mohringen/Solling i z dniem 1 stycznia 1942 roku
rozpoczęła się jego działalność. Podobny obóz koncentracyjny dla dziewcząt
uruchomiono w Uckermark 1 czerwca 1942 roku. Oba te obozy znajdowały się pod
zarządem i w administracji Inspektoratu Obozów Koncentracyjnych, który włączony
został w marcu 1942 roku do Głównego Urzędu Gospodarczo-Administracyjnego SS
(WVHA).
W drugiej połowie 1942 roku opracowano plany uruchomienia obozu koncentracyjnego
dla małoletnich w Łodzi, pod nazwą Polen-Jugendver-wahrlager der
Sicherheitspolizei in Litzmannstadt.
Zagadnienie izolowania małoletnich narodowości polskiej na ziemiach anektowanych
zaczęło nurtować władze niemieckie w połowie 1941 roku. Postulowano potrzebę
zorganizowania takich obozów, które zapobiegałyby tworzeniu się — jak to
określił Reinhard Heydrich w liście do Heinricha Himmlera z 2 listopada 1941
roku — „rezerwuaru zawodowej przestępczości" m.
Genezy tego typu obozu koncentracyjnego należałoby doszukiwać sią w zarządzeniu
Himmlera jako Reichsfiihrera SS i szefa niemieckiej policji z 10 czerwca 1941
roku, w którym nakazał on, by „młodocianych polskich przestępców" nie obejmować
opieką publiczną, lecz przekazywać natychmiast do obozów koncentracyjnych.
Ponieważ jednak Himmler ani nie ustalił granicy wieku, ani też nie
określił kryterium „przestępcy", Heydrich sugerował Himmlerowi, by „ze
względów zasadniczych" do istniejących obozów koncentracyjnych kierować
młodzież z dolną granicą wieku 16 lat, a dla dzieci od 7 do 16 lat zorganizować
odrębne obozy. Zaproponował on miejscowość Dzierżążnię koło Łodzi, co Himmler
zaakceptował decyzją z 15 listopada 1941 roku.
Tak zrodziła się koncepcja podziału obozów koncentracyjnych na dwie kategorie:
dla więźniów powyżej 16 lat i poniżej tej granicy wieku. Tajna motywacja
stanowiska Policji Bezpieczeństwa i Służby Bezpieczeństwa SS (sipo i SD)
brzmiała następująco:
„Na naszych wschodnich terenach Niemiec, szczególnie w «Okrągu
Warty* (Warthegau), zaniedbanie młodzieży polskiej rozwinęło sią
poważnie i sta-
71
nowi groźne niebezpieczeństwo dla młodzieży niemieckiej. Przyczyny tego
zaniedbania leżą przede wszystkim w nieprawdopodobnie prymitywnym standardzie
życia Polaków. Wojna rozbiła wiele rodzin, a uprawnieni do wychowywania nie są w
stanie spełniać swych obowiązków, polskie zaś szkoły zamknięto. Stąd też dzieci
polskie, wałęsające się bez jakiegokolwiek nadzoru i zajęcia, żebrzą, handlują,
kradną, stając się źródłem moralnego zagrożenia dla młodzieży niemieckiej"102.
Już w sierpniu 1941 roku stwierdzono urzędowo, że wszelkie tego rodzaju obozy,
jak zaplanowany dla młodzieży polskiej w Łodzi, mają być podporządkowane
inspektorowi obozów koncentracyjnych, odpowiedzialnemu za organizację dozoru
obozowego. Na konferencji, która odbyła się w lipcu 1941 roku u prezydenta
policji w Łodzi, przy współudziale m. in. przedstawicieli RSHA, Głównego Urzędu
Budżetu i Budynków, inspektora obozów koncentracyjnych, Służby Bezpieczeństwa SS
i Policji Bezpieczeństwa (sipo) w Poznaniu oraz Niemieckiej Policji Kryminalnej
(kripo), również z Poznania, dano wyraz poparcia dla tej koncepcji.
Pierwsza wzmianka o obozie dla młodzieży polskiej w Łodzi zawarta jest w
raporcie z 31 kwietnia 1942 roku szefa Głównego Urzędu Gospodarczo-
Administracyjnego (WVHA) Oswalda Pohla (był on głównym oskarżonym w czwartym
procesie norymberskim) — zgłaszającego wykonanie rozkazu Himmlera z 3 marca 1942
roku o włączeniu inspektoratu obozów koncentracyjnych do WVHA103.
Polen-Jugendverwahrlager wstawiono do pionu organizacyjnego policji kryminalnej.
Aktem normatywnym, ustanawiającym otwarcie obozu w Łodzi na dzień 1 grudnia 1942
roku, było zarządzenie Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy z 28 listopada 1941
roku.
Już sama historia powstania obozu łódzkiego wskazuje na to, że nie była to
instytucja o charakterze prewencyjno-wychowawczym. Dzieci polskie wyjęto spod
wszelkiej ochrony prawnej, a do obozu wysyłano je na podstawie nie
kontrolowanych decyzji administracyjnych, opartych na jednostronnych
informacjach — najczęściej policji. Decyzje podejmowano bez orzeczenia sądu i
bez określenia czasu zesłania.
Charakteru obozu w Łodzi nie należy też oceniać na podstawie jego oficjalnej
nazwy i formalnie określonego zarządzeniami normatywnymi zadania ochrony
młodzieży niemieckiej przed „zaniedbaną młodzieżą polską" — lecz na podstawie
stanu faktycznego, stosowanej praktyki i rzeczywistych celów.
Reinhard Heydrich sformułował program „wychowania" młodzieży następująco:
„Dla młodocianych Polaków nie wchodzą w rachubę żadne środki wychowania poza
wdrożeniem do porządku, czystości i pracy. W zakresie wiadomości i umiejętności
powinni tylko tyle przyswoić, by potrafili przeczytać prostą instrukcję pracy,
zrozumieć ją i odpowiednio zastosować" 10*.
Bardziej szczegółową instrukcję w zakresie pracy niewolniczej w obozie
72
łódzkim opracowała policja kryminalna (Kriminalpolizeistelle) w Łodzi10S.
Selekcja rasowa w obozie odbywała się natomiast w myśl znanych wytycznych
Heinricha Himmlera.
Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in Litzmannstadt miał charakter
obozu koncentracyjnego w takim znaczeniu, w jakim określa je prawo
międzynarodowe, orzecznictwo norymberskie i nauka, z tą różnicą, że był on
przeznaczony dla dzieci i młodzieży narodowości polskiej, w wieku poniżej 16
lat.
Systematyzując przyczyny zsyłania do tego obozu, dokumentacja niemiecka
sklasyfikowała je następująco: „wałęsanie się" w miejscach publicznych, brak
mieszkania, uchylanie się od pracy przymusowej, podejrzenie
0 uczestniczenie w ruchu oporu, pochodzenie z rodzin odmawiających podpisania
Volkslisty, pobyt rodziców w obozie lub więzieniu albo tam zmarłych oraz
upośledzenie fizyczne i psychiczne, a także bez określonych przyczyn.
Należy stwierdzić, że urzędowe informacje niemieckie o popełnionych przez
małoletnich wykroczeniach i występkach nie stanowią jakiegokolwiek dowodu w
sensie prawnym. Z reguły brak jest podstawowych szczegółów zarzutu, a więc
miejsca, czasu popełnionego czynu, przedmiotu
1 wartości szkody, osoby poszkodowanej itp.
Uzasadnienie wniosków o skierowanie do obozu zawierało — przykładowo —
następujące stwierdzenia:
— chłopiec nie wykonuje swojej pracy, trudni się nielegalnym handlem, złapano
go na drobnej kradzieży;
— przebywał w obozie w Mysłowicach;
— nielegalnie nabył karty żywnościowe.
Pewna, nieznaczna ilość wniosków zawiera już bardziej skonkretyzowane zarzuty,
jak np.:
— jest członkiem bandy złodziei i szabrowników, zajmującej się kradzieżą kart
żywnościowych i sprzedającej wykupione towary po paserskich cenach;
— chłopiec wraz z bratem Franciszkiem uprawia nielegalny handel, obaj jeżdżą w
tym celu do Generalnej Guberni; matka poszukiwana przez policję za to samo;
— kradnie z innymi dziećmi owoce w ogrodach, zwłaszcza obywateli niemieckich;
matka nie troszczy się o niego, ojciec nie żyje;
— nielegalne przekroczenie granicy z sumą 720 RM.
Licznie reprezentowana i charakterystyczna ze względu na niezwykle ciężką
sytuację rodzinną i bytową jest następująca motywacja:
— ojciec w obozie koncentracyjnym, matka Polka ma zły wpływ na dziewczynę,
która włóczy się i dwa razy była zatrzymana przez policję;
— chłopiec włóczy się i żebrze, użebrane rzeczy musi odnosić do domu, matka nie
żyje;
73
— ojciec nie żyje, chłopiec włóczy się po ulicy; młodszy brat Henryk przebywa
już w obozie w Łodzi;
— chłopiec włóczy się i nie chodzi do szkoły, zarabia odnoszeniem walizek na
dworcu w Katowicach;
— ojciec nie żyje, matka w areszcie, rodzeństwo na robotach w Rzeszy, chłopiec
włóczy się, nie ma dachu nad głową;
— ojciec zmarł w obozie koncentracyjnym w Mauthausen, matka pracująca nie może
dziecku (10 lat) zapewnić opieki, dziecko wałęsa się i kradnie;
— złe wychowanie, ojciec w areszcie, matka nie żyje, dziecko włóczy się, nie
chodzi do szkoły.
Wśród tej kategorii znaczna liczba małoletnich przebywała uprzednio w więzieniu
w Mysłowicach (Ersatz-Polizei-Gejangnis), jednej z najbardziej bezwzględnych
katowni na Śląsku.
Charakterystycznym przypadkiem skierowania do obozu 12-letniego Tadeusza
Panenkowskiego za uchylanie się od pracy był fakt, że „jako pasterz opuścił
krowy".
Wnioski o umieszczenie w obozie małoletnich podejrzanych o współdziałanie z
ruchem oporu brzmiały następująco:
— związany z grupą sabotażową i skoczkami spadochronowymi ze Związku
Radzieckiego, którym dostarcza jedzenie i bilety;
— matka nie żyje, chłopca złapano, gdy kładł kamienie na torach kolejowych;
— obrzucenie pociągu kamieniami na trasie Myszków—Poraj;
— za położenie na torach kolejowych żelaznej płyty kanałowej. Małoletnich,
wobec których okupant stosował zasadę odpowiedzialności
zbiorowej, również umieszczano w obozie. Przykładem tego jest zesłanie do obozu
około 80 dzieci ze wsi Mosiny położonej w Poznańskiem, których rodzicom
zarzucano sabotaż: masowe trucie bydła i niszczenie paszy.
Liczną grupę stanowiły dzieci, których rodziców zesłano do obozów
koncentracyjnych, uwięziono, deportowano na roboty przymusowe, rozstrzelano.
Uważano, że dla uniknięcia groźby zaniedbania i braku opieki jedynym
rozwiązaniem pozostaje umieszczenie ich w obozie łódzkim. Podawano więc
następujące przyczyny:
— ojciec na robotach w Rzeszy, matka w obozie koncentracyjnym w
Oświęcimiu, dzieciom grozi zaniedbanie;
— ojciec na robotach, matka w obozie koncentracyjnym, dziecko włóczy się i nie
ma widoków na opiekę;
— ojciec chłopca nie żyje, matka w obozie w Oświęcimiu.
Dzieci upośledzone fizycznie i psychicznie były w III Rzeszy skazane na śmierć w
ramach programu eutanazji, w interpretacji ideologii nazistowskiej. Kierowano je
również do obozu w Łodzi, co potwierdza źródłowa dokumentacja:
74
— wniosek o umieszczenie głuchoniemego rodzeństwa Renaty i Jerzego Kaschnia (7
lat) w obozie w Łodzi;
— znalezione w wieku 3 lat dziecko, które przebywało w sierocińcu w Katowicach,
jest kaleką. Trudne do wychowania, trzęsie głową, moczy łóżko, ma skłonności do
kradzieży.
Uważano je w ustroju hitlerowskim za „niepotrzebnych zjadaczy chleba".
Jak już wspomniano, zsyłanie do obozu łódzkiego następowało nie tylko bez
orzeczenia sądowego, ale nawet namiastki postępowania zakończonego orzeczeniem.
Uwięzienie oparte było na nie kontrolowanym nakazie organów policyjnych, bez
uprzedniego postępowania wyjaśniającego. Zasadniczo cała procedura ograniczała
się do wniosku (według ustalonego wzoru) właściwej terenowo jednostki policji
kryminalnej (Kriminalpolizeistelle) w Łodzi o przyjęcie więźnia do obozu 108.
Na podstawie dostępnej dokumentacji niemieckiej można stwierdzić, że w ani
jednym przypadku nie podjęto decyzji uwięzienia małoletniego na czas określony,
i to również wtedy, kiedy nie stawiano mu żadnego zarzutu.
Postanowienia normatywne i przyjęta praktyka nie przewidywały bowiem
ograniczenia okresu pobytu małoletnich w obozie, co również wpływało niszcząco
na stan psychiczny dziecka.
Małoletni więźniowie pracowali w warsztatach obozowych, w kuchni, pralni itp.
oraz w filii obozu w Dzierżążni zwanej Arbeitsbetrieb, stanowiącej gospodarstwo
rolne. Zadaniem filii było zaopatrzenie obozu łódzkiego w żywność.
Ich praca była nadmiernie ciężka, przekraczająca siły fizyczne dziecka i
połączona z niebezpieczeństwem. Dowodzą tego sprawozdania dowództwa obozu do
Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy o sytuacji sanitarnej panującej w obozie
oraz adnotacje w obozowych kartotekach.
W sprawozdaniu z września 1943 roku wymienia się 926 więźniów, którym udzielono
pomocy ambulatoryjnej. Odnotowano m. in. 60 przypadków „ran ciętych przy pracy".
W następnym miesiącu, październiku 1943 roku, udzielono pomocy w 551 przypadkach
i odnotowano 60 obtarć oraz 64 rany cięte odniesione przy pracy. Przeciętny stan
więźniów wynosił w tym miesiącu 999.
Przytoczone poniżej wspomnienia byłych więźniów wiele mówią o warunkach ich
pracy w obozie107. Oto relacje Franciszka Chucherko i Zbigniewa Lewandowskiego:
„Najtrudniejsze były dni słoneczne, w czasie których pot zalewał oczy, wargi
pękały z pragnienia i spiekoty, a od pracy nie wolno było oddalić się na krok
(...).
Jeden z łapciami nie zrobił normy, to wachman bił go, aż pękała skóra i bryzgała
krew. Pobity prawdopodobnie zmarł, bo nie wrócił tam i więcej go nie widziałem".
Stanisław Stępniak wspomina:
75
„Najcięższą pracą było walcowanie dróg. Esesmani i cywile wprzęgali nas do walca
i kazali ciągnąć. Jak nie mogliśmy uciągnąć lub padaliśmy ze zmęczenia, okładali
nas kijami lub batami. Walec był bardzo ciężki".
W indywidualnych kartotekach obozowych odnotowano np., że Teresa Iwicka,
Stanisława Śruba i Eugenia Schmidt otrzymały karę chłosty za to, że nie wstały o
czwartej rano do dojenia krów. Karę chłosty otrzymały również Jadwiga Wiśniewska
„za niestawienie się do pracy" i Barbara Woźniak za „lenistwo i zaśnięcie przy
pracy".
Powyższe przykłady wymienione są wyrywkowo. Podane przez administrację obozową
przypadki śmierci dzieci na skutek wyczerpania i osłabnięcia mięśnia sercowego
można wiązać z nadmierną i przekraczającą siły fizyczne pracą przymusową.
Wyniszczenie poprzez pracę stanowiło przecież jedno z podstawowych założeń
polityki III Rzeszy wobec podbitych narodów, co znalazło swój wyraz w
orzecznictwie norymberskim. Praca ta — co należy podkreślić — przyniosła
korzyści gospodarce wojennej okupanta, wyplatano bowiem kosze na amunicję, szyto
buty wartownicze, ładownice, chlebaki dla wojska.
Obóz — umiejscowiony na wydzielonym z obszaru getta terenie — składał się z
kilkunastu dużych, drewnianych baraków; małe okienka, oczywiście zakratowane,
umieszczone były wysoko (baraki przeznaczone dla „politycznych" nie były
oszklone), brak było światła elektrycznego. Mycie latem i zimą odbywało się pod
pompą na placu, nic więc dziwnego, że dokładniejsze mycie pojmowane było jako
kara.
Po przybyciu do obozu robiono dzieciom zdjęcia, zakładano akta i nadawano numer
obozowy. Otrzymywały one obozowe ubrania z szarego drelichu, w których chodziły
przez cały czas, niezależnie od pory roku. Dziewczęta w sukienkach i kurtkach,
chłopcy w ubraniach i furażerkach — na nogach trepy. Pończoch ani skarpet nie
dostawały. Niektóre dzieci — natychmiast po przybyciu do obozu — oznaczano
czerwoną farbą krzyżem na plecach albo też opaskami na rękawach lub nogawkach.
Były one szczególnie źle traktowane, częściej karane i zmuszane do wykonywania
najcięższych prac. Dzieci spały po 50 w blokach na piętrowych pryczach z desek,
bez sienników. Przykrywały się pojedynczym kocem.
Dzień obozowy rozpoczynał się o 6 rano i trwał 12 godzin. Po śniadaniu odbywał
się apel, następnie zaczynała się praca — zarówno przed, jak i po obiedzie.
Dzieci głodowały. Na śniadanie mali więźniowie dostawali czarną zbożową kawę nie
słodzoną i 200 g chleba, na obiad Va 1 zupy z liśćmi buraczanymi lub
kapuścianymi, na kolację — ponownie czarną kawę. Obiad, zimą i latem,
niezależnie od pogody, jadały na dworze.
Zatrudniony jako szewc Marian Miśkiewicz napisał:
„Pewnego dnia ugotowaliśmy duży garnek kleju do klejenia skóry. Klej nagle
zniknął. Później okazało się, że zjadły go zgłodniałe dzieci"108.
76
Nieustanne głodowanie w okresie rozwoju młodego, pozbawionego rezerw organizmu
prowadziło do szybkiego wyniszczenia. Dzieci chorowały, śmiertelność w obozie
była bardzo wysoka. Z zachowanych 14 sprawozdań miesięcznych za okres od
września 1943 do listopada 1944 roku wynika m. in., że w lipcu 1944 roku, przy
przeciętnym stanie 1040 dzieci, liczba ambulatoryjnych zabiegów wynosiła 2887. W
listopadzie tego roku zanotowano 78 odmrożeń i poparzeń, 280 owrzodzeń i
czyraków, 20 ran w wyniku obtarcia nóg, 250 zachorowań na tyfus plamisty. Były
to tylko wypadki zauważone i zanotowane przez służbę obozową.
Nieludzkie warunki, w jakich znajdowały się dzieci, pogarszały okrutne kary, w
których celowali ich „opiekunowie". Wielokrotnie już sprawdzana i omawiana ooena
systemu i reżimu stosowanego w hitlerowskich obozach potwierdza pogląd, że
działania te nie były wynikiem jakiejś patologicznej dewiacji natury ludzkiej,
lecz stanowiły rezultat swoistej tresury i metod, wpajanych systematycznie,
szczególnie w formacjach takich jak Schutz Staffeln (SS), Geheime Staatspolizei
(gestapo) i Sicherheitspolizei (sipo).
Okrucieństwo i znęcanie się należały do czynności programowych; stanowiły
integralną część wyszkolenia wymienionych wyżej formacji. Uczucie litości,
okazywanie współczucia i wyrozumiałości dyskwalifikowały prawdziwego hitlerowca,
obnażały jego słabość. Okrucieństwo było zaletą, którą ceniono przede wszystkim
u członków załóg obozowych, stawało się szczeblem do dalszej kariery. Elementami
składowymi tej „zalety" były pogarda i nienawiść.
Warunkiem harmonijnego rozwoju dziecka jest życzliwość, ciepło, miłość. Szybciej
i lepiej rozwija się ono umysłowo, osiąga wcześniej sprawność fizyczną i łatwość
kontaktów. Ma zapewnione poczucie bezpieczeństwa, a więc chronione jest od lęków
i zaburzeń równowagi psychicznej. Tego wszystkiego mali więźniowie obozu byli
oczywiście programowo pozbawieni.
Podstawową karą była chłosta. Za mniejsze przewinienia — jak np. stłuczenia
garnka, nieprzepisowe odpowiedzi, brak guzika — wymierzano jednorazowo 15—20
uderzeń bykowcem. Do większych przewinień zaliczano kradzież chleba, mówienie po
polsku, zerwanie owoców z drzew. Za takie przewinienia wymierzano do 80 uderzeń
batem, rozłożonych na raty. Innymi rodzajami kary było skakanie w worku
zawiązanym pod szyją, zamykanie w ciemnicy na kilka do kilkunastu dni,
pozbawienie posiłków, skakanie „żabką", biegi do utrat5<' tchu po placu
apelowym, ćwiczenia kroku defiladowego. Częste były przypadki sadystycznego
znęcania się nad więźniami, jak np. wieszanie za nogi w garażu, zanurzanie głowy
w oleju, polewanie zimną wodą na mrozie.
Obóz w Łodzi powstał w końcu trzeciego roku okupacji hitlerowskiej i jego
działalność była relatywnie krótka, co oczywiście nie pozostaje bez wpływu na
ooenę efektów ludobójczych tej instytucji.
Przeciętny stan obozu wg sprawozdania sanitarnego wynosił ok. 1000
77
osób (1089 dzieci w styczniu 1944 roku). Jeśli do tego dodamy około 150
dziewcząt przebywających w filii obozu Arbeitsbetrieb Dzierżążnia oraz
prawdopodobieństwo przebywania około 200 dzieci w szpitalu w getcie, otrzymamy
liczbę ok. 1500 osób.
Był to jedyny obóz koncentracyjny o tym profilu na ziemiach polsHch. Samo jego
istnienie — czego nie otaczano tajemnicą — stwarzało vt*ród ludności polskiej
poczucie zagrożenia. Celem jego działalności było fizyczne i psychiczne
wyniszczenie więźniów poprzez ciężką, niewolniczą pracę. Następowało ono
systematycznie, stopniowo, dzień za dniem.
11. OBOZY DLA POLAKÓW NA ŚLĄSKU - POLENLAGER
W hitlerowskim systemie obozowym szczególne miejsce zajmowały obozy utworzone na
Śląsku i przeznaczone dla ludności polskiej. Obozy te zorganizowano na obszarach
powstałej w roku 1940 Prowincji Górnośląskiej, obejmującej rejencję katowicką i
opolską, do której włączono niektóre ziemie Czechosłowacji.
Napaść na Związek Radziecki spowodowała zasadniczą zmianę w sytuacji politycznej
i militarnej III Rzeszy, powstał bowiem nowy front w Europie o decydującym dla
losów wojny znaczeniu. Uświadamiała to sobie zarówno ludność polska, jak i
niemiecka. Gwałtowny wzrost potrzeb wojskowych, położenie geograficzne i
strategiczne ziem polskich w stosunku do nowo powstałego frontu, narastanie
optymistycznych nastrojów i rozszerzający się ruch oporu ludności polskiej
determinowały tworzenie nowych koncepcji i stosowanie odmiennych metod
politycznych. Pieczołowicie opracowane plany na bliższą i dalszą przyszłość w
zetknięciu ze zmieniającą się rzeczywistością wojenną zmuszały do zmian i
modyfikacji-
Skutki podziału ludności na cztery kategorie na podstawie rozporządzenia o
niemieckiej liście narodowej i stworzenie w ten sposób dalszej kategorii
„podopiecznych" Rzeszy niemieckiej skomplikowały jeszcze bardziej sytuację
polityczno-narodowościową na ziemiach Prowincji Górnośląskiej. Istniejące
trudności spiętrzał poważnie napływ etnicznej ludności niemieckiej,
przesiedlanej z okupowanych terenów Związku Radzieckiego, Rumunii, państw
nadbałtyckich i innych krajów.
Mimo ciężkich zmagań wojennych hitlerowska machina administracyjna użyła
wszelkich środków do zagarnięcia całej ludności pochodzenia niemieckiego w
Europie w jak najkrótszym czasie i osiedlenia jej w obrębie terenów powiększonej
Rzeszy. Do 15 stycznia 1942 roku ewakuowano ze Wschodu 507 000 Niemców
etnicznych, w tym 289 000 osadzono na in-korporowanych do Rzeszy ziemiach
polskich. Do stycznia 1944 roku sprowadzono już na te ziemie 403 733 Niemców, a
do końca wojny zdołano osiedlić 1 200 000 Niemców przybyłych z różnych krajów
109.
T8
Już w trzy miesiące po rozpoczęciu działań na froncie wschodnim, we wrześniu
1941 roku, szef Głównego Urzędu Sztabowego RK FDV Ulrich Greifelt informował
Reinharda Heydricha o wielkich trudnościach, jakie napotyka osiedlanie Niemców z
Besarabii, Bukowiny i Litwy na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy. Brak było dla
nich gospodarstw, a wysiedlone w tym celu polskie rodziny chłopskie coraz
trudniej było gdziekolwiek przejściowo ulokować. Budziło to wśród Niemców
przebywających w obozach podlegających Centrali Przesiedleńczej Niemców (Volks-
deutsche Mittelstelle) niezadowolenie graniczące z buntem. Dłuższe przebywanie w
punktach przesiedleńczych oddziaływało demoralizująco, niewłaściwym rozwiązaniem
było też zatrudnianie młodzieży wiejskiej w fabrykach. Z tych to względów Ulrich
Greifelt proponował wznowienie wysiedleń Polaków z ziem wcielonych do Generalnej
Guberni — bez jakiejkolwiek zwłoki. Nadprezydent Prowincji Górnośląskiej
zrezygnował więc z ambicji dalszego przymusowego germanizowania ludności
polskiej i upoważnił pełnomocnika komisarza Rzeszy do spraw umocnienia
niemczyzny do wysiedlania i deportowania ludności polskiej z powiatów wschodnich
oraz cieszyńskiego i bielskiego 110.
Decyzję zorganizowania Polenlagrów powziął w połowie roku 1942 Hein-rich
Himmler, a administrowanie obozami zlecono Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi)
jako zadanie szczególne, nie objęte dotychczasowym zakresem działania tej
instytucji1U.
Początkowo koncepcja — co do charakteru i celu tych obozów — nie była wyraźnie
skrystalizowana. Miał to być rodzaj obozów tymczasowych (Auffangslager), w końcu
jednak zdecydowano, że będą to obozy stałe dla ludności wysiedlonej, która ma
zrobić miejsce przesiedleńcom niemieckim. W późniejszym okresie kierowano do
obozów ludność polską nie tylko ze Śląska, ale i z Zagłębia Dąbrowskiego, w
drodze represji politycznych i w ramach „odpowiedzialności zbiorowej".
Około połowy 1942 roku, a więc w czasie tworzenia pierwszych obozów dla Polaków,
Volksdeutsche Mittelstelle dysponowała rozbudowaną siecią punktów zbornych dla
przesiedleńców niemieckich, lokalizowanych w różnych instytucjach publicznych,
religijnych i świeckich oraz w prywatnych rezydencjach. Uzyskała ona
nieograniczone prawo konfiskaty budynków na podstawie udzielonego jej przez
Heinricha Himmlera upoważnienia z 30 grudnia 1939 roku. Korzystano z tych
uprawnień, nie licząc się z żadnymi względami. Stąd też obozy VoMi, w tym
Polenlagry, mieściły się w klasztorach, seminariach duchownych, domach opieki
dla starców, szkołach, pałacach, budynkach nieczynnych kopalni, zabudowaniach
fabrycznych. Przy konfiskacie tych obiektów współdziałały lokalne władze
administracyjne, co ustalił w wyroku Amerykański Trybunał Wojskowy w 8 procesie
norymberskim. Niektóre z istniejących już obozów dla przesiedleńców niemieckich
przekształcono na Polenlagry, ludność niemiecką
$10 VM\ego ódozu, a sam ot>\e&\. otaczano drutami kolczastymi.
Rozmieszczenie Polenlagrów pomyślane było w taki sposób, by znajdowały się one w
otoczeniu ludności niemieckiej.
Najdalej wysuniętym na zachód obozem był obóz nr 86 w Otmuchowie, na południowy
zachód — obóz nr 85 w Korfantowie i na wschód — obóz nr 10 w Siemianowicach
Śląskich.
Prowincja Górnośląska była jedynym obszarem administracyjnym, na którym powstał
ten rodzaj obozów. Polenlagry stały się narzędziem służącym do grabienia mienia,
wykorzystywania do pracy niewolniczej, zmuszania do rezygnacji z własnej
narodowości i wymuszania służby wojskowej, stosowania przymusu fizycznego i
psychicznego, zastraszenia i terroru. Obozy służyły też do izolowania
inteligencji polskiej, którą uważano za politycznie niepewną, rtp. nauczycieli.
W roku 1943 rozszerzono dotychczasowe kręgi społeczne więzionych osób już nie
pod kątem widzenia potrzeb przesiedleńców, lecz wyraźnie politycznym. W stosunku
do ludności — głównie z Zagłębia Dąbrowskiego — stosowano zasadę
„odpowiedzialności zbiorowej". Osadzano w obozach całe rodziny o postępowych
przekonaniach lub podejrzanych o wrogą postawę czy konspiracyjną działalność. W
wyniku masowych aresztowań w lutym i sierpniu 1943 roku znalazło się w nich
wielu więźniów małoletnich, których rodziców zesłano do obozów koncentracyjnych
po rozdzieleniu ich w „zastępczym więzieniu policyjnym" w Mysłowicach.
Co pewien czas przewijały się przez obozy komisje, składające się z „ekspertów
rasowych"; musieli stawać przed nimi wszyscy więźniowie, bez względu na wiek i
płeć, wraz z dziećmi.
Rozmieszczenie obozów w obrębie powiatów w ich wojennych granicach przedstawiało
się następująco 112.
Powiat
Miejscowość Obóz
Rejencja katowicka
I
cieszyński Petrowice * Polenlager nr 41
cieszyński Frysztat * Polenlager nr 40
cieszyński Bogumin *
Polenlager nr 32
pszczyński Orzesze
Polenlager nr 28
pszczyński Zawiść
Polenlager nr 189
lybnicki
Łyski Polenlager nr 56
rybnicki
Żory
Polenlager nr 95
rybnicki
Rybnik
Polenlager nr 97
rybnicki
Pszów Polenlager nr 58
bielski
Czechowice Polenlager nr 63
gliwicki
Gliwice—Sobieszowice
Polenlager nr 93
chorzowski Chorzów
Polenlager nr 209
(Królewska Huta)
katowicki
Siemianowice Śląskie
Polenlager nr 10
katowicki
Kochłowice Polenlager nr 7
80
raciborski
raciborski
raciborski
raciborski
raciborski
głubczycki
grodkowski
niemodliński
Rejencja opolska
Racibórz—Strzelnica
Górzyce
Gorzyczki
Beneszów *
Pogrzebień
Kietrz
Otmuchów
Korfantów
Polenlager nr 75 Polerilager nr 168 Polenlager nr 169 Polenlager nr 83
Polenlager nr 82 Polenlager nr 92 Polenlager nr 86 Polenlager nr 85
* Czechosłowacja
Polenlagry nie miały odrębnej kolejnej numeracji. Oznaczano je w ramach ogólnej
numeracji obozów Volksdeutsche Mittelstelle, na co wskazuje ustalona numeracja
obozów dla przesiedleńców niemieckich na Górnym Śląsku.
Niemal wszystkie akta zostały celowo zniszczone przez załogi obozów w trakcie
pośpiesznej ewakuacji. Na podstawie relacji świadków i zachowanych dowodów można
było ustalić, że przeciętny stan więźniów wynosił w obozach mniejszych około
200, w obozach większych — do 1200 osób. Stan ten był płynny i ulegał częstym
wahaniom.
Jedyna zachowana dokładna ewidencja więźniów obozu w Siemianowicach Śląskich
(Polenlager nr 10), która może uchodzić w znacznym stopniu za reprezentatywną
dla innych obozów, wykazuje następujące rozwarstwienie społeczne: chłopi —
45,2%, robotnicy — 29%, rzemieślnicy — 5,4%, pracownicy umysłowi — 3,4%, inni —
17% 11S.
Obozy dla Polaków objęte były organizacyjnie systemem czterostopniowym, w którym
najwyższą instancją był Główny Urząd VoMi, najniższą — kierownictwo obozu.
Funkcje ogniw pośrednich spełniały: Dowództwo Operacyjne VoMi dla Górnego Śląska
[Einsatzjuhrung Oberschlesien), wyposażone w bardzo szerokie kompetencje, oraz
powiatowe dowództwa nad obozami. Istnienie tych ostatnich zidentyfikowano w
Raciborzu i w Chorzowie.
Nie ulega wątpliwości, że zamierzano dalej rozbudowywać sieć Polen-lagrów.
Znajduje to potwierdzenie w zachowanej dokumentacji. Istniejące jednak w latach
1942 i 1943 obozy nie zawsze wystarczały do realizacji bieżących celów
politycznych. Zaludnienie obozów ulegało bowiem zmianom na skutek deportacji do
pracy niewolniczej w Rzeszy, śmiertelności, wywozu małoletnich samotnych —
uznanych za „rasowo wartościowych", przyjęcia Volkslisty — powodującego
zwolnienie z obozu oraz sporadycznych wysiedleń do Generalnej Guberni. Zdarzały
się również przypadki rozstrzeliwania więźniów przez gestapo.
Polenlagry charakteryzował wysoki odsetek więzionych w nich dzieci i młodzieży,
bo sięgający — a niekiedy przekraczający — 40% ogólnego
81
stanu więźniów. Tak znaczny odsetek małoletnich nadawał decydujące piętno
społeczności obozowej.
Zachowane, względnie odtworzone ewidencje wykazują, że w obozie nr 92 w Kietrzu
przebywało 28,33% małoletnich, a w obozie nr 10 w Siemianowicach Śląskich
39,41%. Poletilager nr 82 w Pogrzebieniu przekształcono 11 września 1943 roku na
obóz dziecięcy, jedyny w tym zespole obozowym m. Przebywało tam 220 dzieci w
wieku od 2 tygodni do 16 lat, w tym 12 niemowląt. Te ostatnie przywieziono same,
dopiero następnego dnia przybyło 8 matek. Znamienny jest fakt, że na obóz dla
dzieci wybrano właśnie Pogrzebień, w którym brak było wody, co potwierdzała
korespondencja prowadzona przez władze niemieckie.
Jedyną troską i celem rodziców oraz najbliższych było utrzymanie dzieci przy
życiu. Było to możliwe tylko w przypadku zdobycia spoza obozu takiej ilości
żywności, jaka konieczna była dla uzupełnienia obozowego wyżywienia. Groziły za
to surowe kary zarówno dla okolicznej ludności, jak i — jeszcze surowsze — dla
więźniów.
Za wstąpienie w drodze z pracy do sklepu żywnościowego jeden z mężczyzn,
Stanisław Potyczka, został ciężko pobity przez załogę obozu w Czechowicach.
Leżał on nieprzytomny przez cały miesiąc. W obozie tym kilkuletnie dziecko,
które zaniosło chorej matce swoją porcję mleka i stanęło po raz drugi w kolejce,
otrzymało tak silne uderzenie, że straciło przytomność tis.
Rodzice dzielili się swoimi racjami żywnościowymi z dziećmi, przenosząc ukryte
pod odzieżą kawałki chleba, ziemniaki, marchew, owoce.
W obozie w Korfantowie okoliczni mieszkańcy widywali dzieci wyciągające rączki
przez druty lub z głębi obozu, błagające o kawałek chleba. Rzadko przysyłane
paczki od bliskich były okradane lub też w ogóle nie dochodziły do rąk
adresatów.
Szczególnie ciężki był los dzieci osamotnionych, ale i te, które miały rodziców,
odczuwały bezradność dorosłych w walce o życie. W chorobie — wobec braku
lekarstw, brudu, robactwa, zimna — można było liczyć jedynie na siłę obronną
własnego organizmu. Przeciwko tyfusowi, paratyfu-sowi i durowi szczepiono
jedynie personel obozowy. Dla dzieci brakowało szczepionek, nie mówiąc już o
dorosłych. Dowódca operacyjny Centrali Przesiedleńczej Niemców Etnicznych dla
Górnego Śląska SS-Ober-sturmfuhrer Lechner wyraził w jednym z urzędowych pism
pogląd, że Polacy przebywający w obozach stanowią w aspekcie epidemiologicznym
znacznie mniejsze niebezpieczeństwo dla ludności niemieckiej niż wtedy, gdy
przebywają na wolności.
Niezwykle tragiczne były chwile, gdy rodzice musieli patrzeć na śmierć swych
dzieci lub gdy dzieci były świadkami zgonu rodziców czy rodzeństwa.
Kilkuletniemu Edwardowi Potyczce utkwiła na zawsze w pamięci następująca soena z
obozu w Czechowicach:
82
„Komendant obozu w obecności innych SS-manów zawiadomił nas, że nasza matka
zmarła — jak to określił — na raka. Zaprowadził nas następnie na korytarz, gdzie
w trumnie zbitej z desek leżały przykryte kocem zwłoki matki. Na moment ściągnął
z niej koc. Matka miała 36 lat. Zapamiętałem to, gdyż ojciec wielokrotnie
powtarzał mi, bym datę tę zapamiętał, a także, że matka nie zmarła na raka, a z
głodu i wycieńczenia" 118.
Dziecięcy dramat przeżyła w obozie w Kietrzu Maria Uroda z Buczko-
wic.
„(...) po kilku miesiącach pobytu, w grudniu 1943 roku matka moja urodziła
córkę, której nadano imię Jadwiga. Dziecko to zmarło po pięciu miesiącach,
przechodząc ciężkie choroby, takie jak owrzodzenie ciała i zapalenie płuc.
Śmierć małej Jadzi, która nastąpiła w męczarniach, była moją pierwszą wielką
tragedią. Zwłoki dziecka tuliłam do siebie i wołałam «xńe dam dziecka».
Pogrzebano je na miejscowym cmentarzu, jednak bez oznaczenia grobu, którego nie
można obecnie znaleźć"117.
Wyjątkowo tragiczna okazała się sytuacja dzieci, które w wyniku Ak-tion-Oderberg
aresztowane zostały w Zagłębiu Dąbrowskim nocą z 11 na 12 sierpnia 1943 roku.
Rodziców zesłano do obozów koncentracyjnych, a dzieci w liczbie ok. 200
umieszczono w Polenlagrach — początkowo w Pogrzebieniu, następnie kolejno w
Łyskach, Kietrzu, Gorzyczkach, Górzycach, Beneszowie i wreszcie w Boguminie.
Stąd wywieziono je już w zmniejszonej znacznie liczbie do obozu w Potulicach
118.
Ludność miejscowa doszła wkrótce do przekonania, że w obozach nie przebywają
„bandyci i przestępcy" — jak głosiła propaganda niemiecka — i zaczęła udzielać
Polakom czynnej pomocy, przede wszystkim w dożywianiu. Rolnicy dokarmiali w
ścisłej tajemnicy pracujących u nich robotników z obozu. Odwożenie dzieci do
pracy na roli pod dozorem fornala oznaczało, że otrzymają one od gospodarza
pożywienie — zazwyczaj trochę mleka i chleb. Obecność żandarma wykluczała
posiłek.
W Pogrzebieniu udawało się niekiedy dzieciom przedostać przez druty obozowe.
Szły wówczas do miejscowego kościoła, gdzie na ławkach oczekiwał na nie chleb,
przygotowany przez mieszkańców. Wszystko to jednak nie wystarczało, by uchronić
wątłe organizmy dziecięce przed stopniowym wyniszczeniem. Toteż największa
śmiertelność panowała w obozach wśród dzieci właśnie i ludzi w podeszłym wieku,
najmniej odpornych na skutki życia obozowego.
Rolnik z Koconia w powiecie żywieckim, którego osadzono w obozie nr 10 w
Siemianowicach Śląskich z czworgiem dzieci, stracił tam dwuletnią córkę Krystynę
i rocznego syna Jana. Dzieci te zmarły po dziesięciu miesiącach pobytu w obozie.
W styczniu 1943 roku przywieziono do obozu kobietę z dwojgiem dzieci w wieku
około roku i 2 lat. Powiadomiono ją, że mąż jej wysadził w powietrze pociąg
jadący z Krakowa do Lublina. Matkę wywieziono następnie do
6»
83
obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu, a dzieci pozostawiono w obozie w
Siemianowicach Śląskich u9.
Wyżywienie małoletnich, tak jak dorosłych, składało się z czarnej gorzkiej kawy
zbożowej i kromki chleba na śniadanie, ziemniaków, kapusty, brukwi lub buraków w
południe — czasem barszczu lub tzw. Ein-topfu, bardzo rzadko z kawałkiem
pokrojonego mięsa. Wieczorem ponownie była kawa i chleb. Maleńkie dzieci
otrzymywały „jedzenie dziecięce" (Kinderessen), na które składało się pół litra
odciąganego mleka oraz rzadki grysik gotowany na wodzie. Dzieciom zatrudnionym
nie wolno było }a-dać w miejscu pracy, na obiad doprowadzano je pod eskortą do
obozu.
Praca obowiązywała małoletnich od lat 14, w niektórych obozach — od lat 12.
Poniżej tego wieku miała ona charakter dobrowolny i dzieci mogły zgłaszać się do
niej ochotniczo. Korzystały z tego nawet ośmiolatki, oznaczało to bowiem pobyt
na powietrzu, a czasami lepsze jedzenie. Dzieci zatrudnione w gospodarstwach
rolnych lżej pracowały, natomiast w zakładach i przedsiębiorstwach produkcyjnych
warunki pracy były nieludzkie, a praca przekraczała ich siły.
Wystarczy to przytoczyć zeznanie 14-letniej Danuty Uroda:
„(...) w obozie pracowałam w mleczarni w Kietrzu i do pracy udawałam się już o
3.15 rano, a wracałam o zmroku. Śniadanie jadłam rano w formie suchego
prowiantu. Na obiad odprowadzano nas pod eskortą do obozu. W mleczarni warunki
pracy były niezwykle ciężkie, gdyż zatrudniona byłam jako pomoc palacza, a raz
byłam już wycieńczona do tego stopnia, że upadłam ładując węgiel na dworze i nie
byłam w stanie podnieść się. Po jakimś czasie odnaleziono mnie w śniegu
zmarzniętą i zdołano odratować".
Młodsza od niej o trzy lata siostra Maria również ciężko pracowała. Oto jej
wspomnienia:
„(...) mając wtedy 11 lat musiałam ciężko pracować poza obozem, początkowo w
cegielni, gdzie nosiłam i układałam cegły, często mając poranione ręce.
Następnie pracowałam w składzie z węglem, gdzie układałam brykiety, później
kierowano mnie do różnych osób do pracy na terenie miasteczka Kietrza: w młynie
miejscowym i na cmentarzu (...). Przy wszystkich tych pracach zatrudniona byłam
od 6 rano do co najmniej 16. Czasami jakieś robotnice niemieckie w fabryce
dawały mi po kryjomu coś do zjedzenia w czasie przerwy obiadowej" an.
Chłopiec imieniem Wladek z obozu nr 7 zginął w wypadku podczas pracy u
gospodarza w Kochłowicach. Spadł z furmanki i został przez nią przejechany. Z
tego samego obozu zginęła — pracując w kopalni — dziewczynka imieniem Zenobia,
przejechana przez wózki kopalniane.
Wyniszczenie małoletnich przez pracę stanowiło jedną z zaplanowanych metod
ludobójstwa w hitlerowskich obozach. Inną formą było znęcanie się fizyczne i
psychiczne nad więźniami.
We wszystkich Polenlagrach istniały pomieszczenia przeznaczone na karcery —
zwykle ciemne bunkry o betonowych posadzkach. W Siemianowi-
84
cach urządzono karcer w dawnym pomieszczeniu przeznaczonym do chowu świń. Do
jego wnętrza prowadziły żelazne drzwi z zakratowanym okienkiem, które po
zamknięciu okiennicą zaciemniało całkowicie pomieszczenie. Wewnątrz znajdowała
się prycza bez słomy i siennika. Pożywienie dostarczano więźniom raz dziennie
bądź wcale.
Dzieci karano na równi z dorosłymi za najdrobniejsze nawet przewinienia. W
obozie siemianowickim przebywał chłopiec wraz z ojcem, rolnikiem ze Siemienia.
Syn stawił opór bijącemu go Lagerfuhrerowi. Za karę został zamknięty w piwnicy.
Wyłamał się i został ponownie uwięziony na kilka dni. Widziano, że miał
powybijane zęby. W najbliższą niedzielę podano na apelu do wiadomości, że
chłopiec został powieszony w Mysłowicach la.
Kara chłosty stanowiła „łagodniejszy środek wychowawczy". Wymierzona ona została
trzem chłopcom w wieku poniżej 12 lat, którzy dopuścili się próby ucieczki z
obozu rybnickiego. Ustawieni pod płotem z kolczastego drutu zostali ciężko
skatowani przez komendanta obozu.
Zbigniewa Romowicza, liczącego wówczas 12 lat, który nie dość szybko wykonał
wydane mu polecenie, zamknięto w lochu piwnicznym w Kietrzu, gdzie przebywał
dwie doby wraz ze zwłokami czterech staruszek122.
Dzieci — tak jak dorośli — podlegały odpowiedzialności zbiorowej. Jeżeli w
którymś z pomieszczeń zauważono nieporządki, kara spadała na wszystkich bez
względu na granicę wieku, jak to miało miejsce w obozie w Gorzyczkach, gdzie
więźniowie zmuszeni byli siedzieć nieruchomo przez kilka godzin na śniegu i
mrozie 123.
Zorganizowane nauczanie, w sensie nauki szkolnej, w obozach nie istniało. W
pewnym okresie w Pogrzebieniu umieszczano dzieci w czasie nieobecności matek w
jednej z większych sal, gdzie pod opieką polskiej nauczycielki bawiły się i
uczyły po kryjomu polskich piosenek. W Kietrzu trzy polskie nauczycielki uczyły
dzieci rachunków oraz polskich wierszyków i piosenek. Lekcje odbywały się w
brudnych, zimnych pomieszczeniach, a dzieci siedziały na podłodze bez przyborów
szkolnych. W obozie w Gorzyczkach dwie polskie nauczycielki uczyły potajemnie
dzieci czytania i pisania oraz geografii.
Uwzględniając całokształt hitlerowskiej polityki ludnościowej i jej realizację
można przyjąć następującą definicję Polenlagrów:
Obozy te były miejscem uwięzienia i pracy niewolniczej. Zarządzane przez
organizację SS, przeznaczone były wyłącznie dla ludności polskiej, z reguły dla
całych rodzin, bez ograniczenia dolnej lub górnej granicy wieku. Zorganizowano
je na terenach inkorporowanych przez III Rzeszę, w obrębie tzw. Prowincji
Górnośląskiej, po uprzedniej grabieży mienia i warsztatów pracy ludności
polskiej. Były one instrumentem bezprawnego i bezterminowego odosobnienia,
wywierania nacisku, stosowania terroru politycznego i odpowiedzialności
zbiorowej oraz przymusowego wynaradawiania Polaków.
85
Instytucja Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi) postawiona została w stan
oskarżenia w 8 procesie norymberskim jako jedna z czterech organizacji
zbrodniczych w łonie SS. W uzasadnieniu aktu oskarżenia stwierdzono, że obozy
administrowane przez VoMi, w których przebywało wiele tysięcy ludzi, nie różniły
się zbytnio od innych obozów koncentracyjnych 124.
12. „ZAKŁADY WYCHOWAWCZE"
NA OBSZARACH TZW. PROWINCJI GÓRNOŚLĄSKIEJ
Swoiste metody wychowawcze stosowano na Śląsku wobec małoletnich chłopców,
którzy rokowali nadzieje na zniemczenie oraz wcielenie do formacji wojskowych.
Celom tym służyły zakłady w Grodkowie — w byłej rejencji opolskiej i w
Cieszynie. W zasadzie nie różniły się one od hitlerowskich obozów. Podlegały
bezpośrednio Krajowemu Urzędowi do Spraw Młodzieży w Katowicach
(Landesjugendamt), którego kierownictwo sprawował znany z wrogiego stosunku do
Polaków Alwin Brockmann.
Zakład w Grodkowie nosił nazwę Krajowy Zakład Wychowawczy (Landes-
Erziehungsanstalt — Dienststelle der Verwaltung des Oberschle-sischen
Provinzialverbandes) i miał dwie filie — w Nowej Małej Wsi i w Starym Grodkowie.
Ponadto zakładowi temu podlegały cztery oddziały umiejscowione w Blachowni,
Koźłu, Gliwicach i Katowicach. Przeciętny stan wychowanków w zakładzie
macierzystym i obu filiach wynosił około 600 chłopców, w Blachowni przebywało
przeciętnie 120 chłopców, w Koźłu — 50, w Gliwicach — 60, a w Katowicach — 30.
W oparciu o szczegółowe zeznania pracownika zakładu w Grodkowie, Stefana Kałuży,
ustalono, że przebywały tam dzieci polskie, których rodzice zostali aresztowani
lub zesłani do obozów koncentracyjnych, bądź też odmawiali przyjęcia Yolkslisty.
Umieszczano tam również dzieci za publiczne używanie języka polskiego,.odmowę
uczęszczania do niemieckiej szkoły i demonstrowanie polskości.
Regulamin zakładu nakazywał używanie wyłącznie języka niemieckiego, choć 40—60 %
dzieci w ogóle nie znało go. Posługiwanie się językiem polskim karane było
publicznie dotkliwą chłostą, wymierzaną zazwyczaj w soboty wieczorem lub w
niedzielę rano. Stosowano ją zresztą za najdrobniejsze przewinienia, takie jak
kradzież marchwi, brukwi, wymianę żywności za papierosy. Wychowankowie zakładu,
a faktycznie więźniowie, otrzymywali od 5 do 25 uderzeń bykowcem, z tym że przy
większej ilości wykroczeń kumulowano kary, dochodzące niekiedy do 100 uderzeń.
Chłopcy popadali w stan omdlenia po 25 uderzeniach.
Grodkowska instytucja koszarowała chłopców w wieku od 8 do 19 lat, podzielonych
na 14 — w pewnym okresie 16 — grup, każda po 30 osób z przydzielonym
„wychowawcą". Czas wypełniano trzy- czterogodzinną nauką i wielogodzinną ciężką
pracą w gospodarstwie rolnym obejmującym
350 ha oraz w zakładowych działach gospodarczych: kuchni, pralni, piekarni.
Apele odbywały się dwa razy dziennie: rano o 6.30 i wieczorem o 19.00, tj. po
zakończeniu pracy, którą rozpoczynano o 7.00. Na śniadanie chłopcy dostawali
jedną kromkę chleba razowego posmarowanego marmoladą, którą nazywali Hitlerspeck
(słonina Hitlera), drugą cienką kromkę chleba bez omasty i kawę zbożową,
słodzoną sacharyną. W dzień powszedni obiad składał się z jednego dania — zupy
gotowanej z brukwi, buraków, kapusty, rzepaku lub pokrzywy zbieranej na folwarku
przez chłopców. W niedzielę wydawano jeszcze drugie danie, zazwyczaj ziemniaki z
sosem i kawałek mięsa. Na kolację — ziemniaki w łupinach, nieco sera i kawę
zbożową.
W zakładzie nie wolno było nosić własnych ubrań. Chłopcom wydawano odzież
jednakowego kroju i koloru, co utrudniało ucieczki. Zdarzały się one jednak od
czasu do czasu, a schwytanych przekazywano do więzienia w Wołowie, skąd już nie
powracali do zakładu. Dalszy ich los nie był znany.
Zakład w Grodkowie, który nieoficjalnie nazywano więzieniem dla młodocianych,
miał na celu germanizowanie chłopców polskiej narodowości i wcielanie ich po
ukończonym 17 roku życia do wojska. Jeżeli ktoś pragnął szybciej opuścić zakład,
mógł to osiągnąć przez dobrowolne zgłoszenie się do służby wojskowej.
Za większe przewinienia zamykano chłopców w karcerze, mieszczącym się w
betonowym bunkrze. Henryk Kramarczyk, urodzony w Katowicach i liczący wówczas 15
lat, tak opisuje stosowane przez „wychowawców" kary:
„Po przesłuchaniu mnie zostałem z powrotem zamknięty do karceru, skąd codziennie
wyciągano mnie na tak zwane przesłuchy o powyższej sprawie. Każdorazowo byłem
bity do utraty przytomności i z powrotem wrzucany do betonowego karceru. Trwało
to 10 dni, tj. do chwili, gdy wyciągnięto mnie nieprzytomnego z obustronnym
zapaleniem płuc i wysoką temperaturą. Bicie było nagminne za najmniejsze
przekroczenie przepisów. Dzieci stamtąd wychodziły kalekami. Karcer ten nie był
dla ludzi, gdyż urągał wszelkim przepisom zdrowotnym" 125.
Od czasu do czasu zakład odwiedzany był przez kierownika Krajowego Urzędu do
Spraw Młodzieży (Landesjugendamt) w Katowicach, Alwina Brockmanna. Podczas
wizytacji wybierał on 15—20 chłopców o jasnych włosach i niebieskich oczach.
Opuszczali oni zakład w nieznanym kierunku. Jeden z wychowawców dał do
zrozumienia, że „chłopcy ci idą w dobre ręce i będzie im dobrze". Do zakładu
przyjeżdżała również komisja lekarska, która przeprowadzała „badania rasowe".
Pomiędzy zakładem grodkowskim a zakładem o identycznym charakterze w Cieszynie
przy ulicy Frysztackiej (obecnie Cieszyn Czeski) istniały bliskie powiązania.
Część wyszkolonego personelu z Grodkowa wysłano
87
do Cieszyna. Stan dzienny wynosił tu około 400 chłopców, niekiedy przenoszonych
do innych zakładów.
Z Cieszyna wysyłano również chłopców do prac przymusowych w zakładach
chemicznych w Blachowni Śląskiej koło Kędzierzyna. Przebywali tam w barakach
otoczonych drutami kolczastymi i byli pilnowani przez żołnierzy Wehrmachtu.
Musieli pracować tak jak dorośli, w ciężkich, wyniszczających warunkach.
Pobyt w zakładach w Grodkowie i Cieszynie pozostawił trwałe ślady w psychice
młodocianych „wychowanków". Ilu z tych, których wcielono do Wehrmachtu, zginęło
na frontach za obcą im i wrogą sprawę, nikt już zapewne nie zdoła ustalić.
13. ŻŁOBKI, OBOZY I „OCHRONKI"
DLA OBCOKRAJOWYCH DZIECI URODZONYCH W NIEMCZECH
Dzieci, które urodziły się w Niemczech z matek wywiezionych na przymusowe
roboty, stanowiły dla administracji hitlerowskiej poważny problem. Miarą jego
zasięgu może być fakt, że w pierwszych latach powojennych na polecenie
alianckich władz okupacyjnych administracja niemiecka przekazała około 40 000
metryk urodzenia dzieci polskich w samych tylko strefach amerykańskiej i
brytyjskiej.
Na podstawie zarządzeń Heinricha Himmlera oraz Leonarda Contiego, ministra
zdrowia Rzeszy, stosowano powszechne przymusowe przerywanie ciąży u wszystkich
Polek i robotnic „wschodnich" wówczas, gdy w wyniku badań ojca i matki nie
spodziewano się urodzenia dziecka „rasowego".
Gauleiter Fritz Sauckel, generalny pełnomocnik do spraw zatrudnienia w III
Rzeszy, wydał 20 marca 1943 roku zarządzenie zabraniające robotnicom ze
„Wschodu" i Polkom będącym w odmiennym stanie powrotu do swych krajów na okres
rozwiązania. Szpitale zaś i zakłady położnicze dla ludności niemieckiej nie
przyjmowały robotnic brzemiennych, na skutek zarządzenia ministra zdrowia.
W przypadku urodzenia „niepożądanego rasowo" dziecka umieszczano je w specjalnym
żłobku, obozie czy „ochronce", które na pisemne polecenie Himmlera z 9
października 1942 roku miały nosić „górnolotne nazwy", by stworzyć pozory
solidności tych instytucji. Stąd też określano je jako pogotowia opiekuńcze,
zakłady opiekuńczo-wychowawcze, punkty opieki nad dziećmi obcokrajowymi, obozy
przejściowe dla celów obserwacyjnych itp. (Kindersammelstiitte fur die
Ausldndische Kinder, Polen-Ent-bindungs- und Kinderheime, Ausldnderkinderlager,
Ausldnderkinder-pflegestatten). Z braku zarówno opieki lekarskiej i
pielęgniarskiej, jak i najprymitywniejszych choćby urządzeń sanitarnych, a
przede wszystkim
88
przez systematyczne i celowe głodzenie niemowląt, zakłady te stały się ośrodkami
masowej śmierci126.
Ten aspekt walki biologicznej z narodami podbitymi nie został bliżej zbadany
bezpośrednio po zakończeniu działań wojennych, kiedy można było zebrać konkretne
dowody ludobójstwa. Te, którymi dysponujemy dziś, są szczupłe i fragmentaryczne.
Wspomniane wyżej ośrodki urządzone były bądź w pomieszczeniach specjalnych,
pozostających pod zarządem Głównego Urzędu Opieki NSDAP, bądź w obozach dla
deportowanych robotników cudzoziemskich, nadzorowanych przez Niemiecki Front
Pracy — Deutsche Arbeits Front (DAF) i właścicieli przedsiębiorstw, wreszcie w
osobnych pomieszczeniach na wsi dla dzieci robotnic zatrudnionych w rolnictwie.
W ośrodkach tych umieszczano dzieci przymusowo, matkom zabroniono odwiedzać je
lub zezwalano na odwiedziny sporadycznie.
Bardziej szczegółowe dane zdołano zebrać o zakładzie położniczym w Brunszwiku
(Braunschweig) przy ulicy Broitzenerstrasse nr 200, któremu nadano nazwę
Entbindungsheim Broitzen. Zakład ten — uruchomiony z inicjatywy Niemieckiego
Frontu Pracy 10 maja 1943 roku — czynny był do końca wojny i pozostawał pod
kontrolą miejscowych czynników politycznych, które sprawowały nadzór ogólny nad
całością.
Gospodarcze i finansowe kierownictwo zakładu objęła miejscowa Kasa Chorych, a od
lipca 1944 roku — Izba Przemysłowo-Handlowa w Brunszwiku, z ramienia której
funkcję tę objęła firma „Struck und Witte" z siedzibą w tym mieście. Zakład
mieścił się w dwóch barakach, z których jeden był zrujnowany, w drugim natomiast
przeznaczono dla matek i mających przyjść na świat niemowląt jedynie trzy
pomieszczenia. Pozostałe przejęli pracownicy zakładu z przeznaczeniem na kuchnię
i umywalnię. Poza kierownikami zakładu, Karolem Móse oraz Gertrudą Becker,
personel sanitarny — zresztą nie przeszkolony — składał się z robotników
przymusowych. Przez pewien czas funkcję lekarza pełnił dr Sandor, z pochodzenia
Czech, a następnie dr Gryzemko, Rosjanin. Rola ich w tych warunkach ograniczała
się z konieczności do stwierdzania zgonów.
Warunki higieniczne i sanitarne zakładu były zdaniem Karola Móse,
przesłuchiwanego w śledztwie, „nie do opisania": brak było pościeli, koce
zawszone, w kącie leżały brudne koce ze śladami ekskrementów niemowlęcych,
baraki brudne, zapluskwione. Zmarłe noworodki usuwano do łazienki, gdzie leżały
po kilka dni, a nawet dłużej — niekiedy już w stanie rozkładu — w kartonach po
margarynie. Zabierano je stąd do spalenia lub pogrzebania. Dwukrotne
odpluskwianie baraków nie odniosło skutku, a śmiertelność noworodków była nadal
bardzo wysoka.
Matki wysyłano z powrotem do pracy po 8—9 dniach i zabraniano kontaktowania się
z dzieckiem, które umieszczano w osobnym baraku. Zdarzały się wypadki, że matki
zabierały noworodki do siebie — początkowo za
89
zgodą kierowniczki, później po kryjomu i bez jej zgody. Kierownik DAF,
Mauersberg, wydał wówczas zarządzenie zmuszające matki do oddania wszystkich
dzieci urodzonych zarówno w zakładzie, jak i poza nim m. Dlatego też przez
pewien czas przebywały tam również dzieci starsze. Przyczyną tego zarządzenia
była przede wszystkim chęć usunięcia wszelkich przeszkód ograniczających
wydajność pracy matek.
Kreisobmann Mauersberg i Kreisleiter Heilig — nadzorujący zakład z ramienia DAF
— bywali czasami na inspekcjach. Funkcje ich jednak ograniczały się z reguły do
wydawania zakazów, jak to miało miejsce w listopadzie 1944 roku podczas
inspekcji stanu żywnościowego. Kreisleiter Heilig zauważył wówczas kosz z ok.
120—150 jajami, przeznaczonymi dla zakładu. Heilig polecił odstawić kosz do
„Braunes Haus", miejsca swego urzędowania, ze słowami: Was, die sollen Eter
essen? Unsere deutschen Miitter bekomvien auch keine Eier (Co, oni mają jeść
jajka? Nasze niemieckie matki także nie otrzymują jajek). Następnie zakazał
wydawania mleka dla noworodków 128.
Przesłuchani w celu wyjaśnienia zastraszającej śmiertelności niemowląt i dzieci
lekarze niemieccy, którzy w czasie wojny mieli formalny nadzór nad zakładem,
twierdzili, że przyczyną tego była choroba znana pod nazwą „hospitalismus".
Choroba ta, jak wyjaśniono, rozwija się w wyniku złego lub nieumiejętnego
sztucznego odżywiania dzieci, prymitywnych warunków higienicznych i
mieszkaniowych, w których na skutek dużego zagęszczenia dzieci zakażenie jest
prawdopodobniejsze, oraz z powodu braku fachowego personelu sanitarnego.
Opinia tych lekarzy zmierzała do usprawiedliwienia przestępczej działalności
ludzi odpowiedzialnych za śmierć dzieci w zakładzie.
W pierwszym okresie, a więc od maja 1943 do lipca 1944 roku, na 253 noworodków
urodzonych w zakładzie zmarło 174.
W okresie, kiedy zarząd spoczywał w rękach firmy „Struck und Witte", zmarło 154
niemowląt. Brak dokumentacji z tego okresu (uległa ona zniszczeniu wraz z innymi
aktami tej firmy pod koniec wojny) nie pozwala na dokładne ustalenie liczby
zgonów, a dane zaczerpnięto jedynie z akt urzędu stanu cywilnego. Kierowniczka
Gertruda Becker wyjaśniła przed władzami alianckimi, że na łączną liczbę 800
dzieci urodzonych w zakładzie w Brunszwiku zmarło 400, w tym 200 dzieci polskich
i 200 rosyjskich oraz ukraińskich. W ostatnim okresie umierało prawie każde
niemowlę.
Przyczynę śmiertelności niemowląt wyjaśnia tajne pismo Głównego Urzędu Opieki
Społecznej NSDAP z 11 sierpnia 1943 roku, podpisane przez SS-Gruppenfiihrera
Hilgenfeldta, skierowane do Himmlera i dotyczące zaopatrzenia dzieci
obcokrajowców, przebywających w podobnym zakładzie w Spital am Phyrn, o nazwie
Sauglingsheim fur Sauglinge und Klein-kinder von Ostarbeiterinnen im Spital am
Phyrn 129.
Oto węzłowe fragmenty tego pisma:
90
„Podczas inspekcji stwierdziłem, że wszystkie znajdujące się w tej ochronce
niemowlęta były niedożywione. Jak informował mnie SS-Oberfiihrer Langoth
[kierownik urzędu okręgowego NSDAP — aut.], na podstawie decyzji
prowincjonalnego urzędu wyżywienia przydziela się ochronce jedynie po pół litra
pełnego mleka i po pół kostki cukru na jedno niemowlę dziennie. Na takich
racjach niemowlęta muszą zginąć z niedożywienia. Poinformowano mnie, że w
sprawie wychowania tych niemowląt istnieje rozbieżność zdań. Jedni uważają, że
dzieci robotnic wschodnich powinny umrzeć, inni — że należy je wychować.
Ponieważ dotychczas nie doszło w tej kwestii do zajęcia wyraźnego stanowiska, a
— jak mi powiedziano — «chodzi o zachowanie pozorów wobec robotnic wschodnich* —
daje się niemowlętom wyżywienie niewystarczające, przy którym muszą one zginąć w
ciągu kilku miesięcy (...) Są tu dwie możliwości. Albo nie chce się, aby dzieci
pozostały przy życiu — a wówczas nie można zgładzać ich powolnie i w ten sposób
odciągać jeszcze wiele litrów mleka z powszechnej aprowizacji, istnieją bowiem
sposoby, aby uczynić to bez dręczenia i bezboleśnie. Albo też zamierza się
dzieci te wychowywać, aby później móc je wykorzystać jako siłę roboczą. Wówczas
należy je odżywiać w taki sposób, aby kiedyś stały się pełnowartościowe dla
pracy (...). Proszę Pana, wielce Szanowny Panie Reichsfiihrerze SS, o zajęcie
się tą sprawą i o powzięcie zasadniczej decyzji. Jest ona potrzebna także
dlatego, że zamierza się założenie wkrótce żłobka dla robotnic wschodnich, gdyż
zakład znajdujący się w Spital am Phyrn i mający obecnie 62 niemowląt jest
przepełniony i nie może już przyjmować więcej niemowląt" 130.
Odpowiedź Heinricha Himmlera na owo pismo nie jest znana, dalsze jednak losy
tego rodzaju zakładów wskazują, że nic się tu nie zmieniło. Nie jest również
znany do końca los dzieci, które przeżyły. Wiadomo tylko, że około 200 matek
porwało swe dzieci z kliniki NSV z chwilą zbliżania się wojsk amerykańskich.
Obóz dla dzieci polskich i zakład położniczy w Laberweiting (Polen-kinderlager
und Entbindungsheim Laberweiting) założony został w sierpniu 1944 roku przez
Kreisleitera powiatu Rottenburg — Mendlera. Obóz ten przeznaczony był dla dzieci
i robotnic polskich z powiatów Mallersdorf i Rottenburg.
Urządzenia sanitarne i warunki bytowe były w nim podobne jak w zakładzie w
Brunszwiku. Bezpośrednio po założeniu zakładu przeniesiono tam 25 dzieci —
przebywających poprzednio w zakładzie Mallersdorf — z których jeszcze w tym
samym miesiącu zmarło 14. Na ogólną liczbę 60 do 70 urodzonych w Laberweiting
dzieci zmarło 40.
Wiadomości o ośrodku dla niemowląt nazwanym Sduglingsstation Voerde-West
zachowały się jedynie z zeznań kierownika obozu pracy Voerde-West, Lorenza
Schneidera m. Przejął on ten obóz w kwietniu 1944 roku i w tym czasie
uruchomiono ośrodek dla niemowląt, w którym umieszczono nowo urodzone dzieci
robotnic ze Wschodu. Liczba dzieci z 35 wzrosła w sierpniu tego roku do 138. Od
października 1944 do stycznia 1945 roku zmarło ok. 50 dzieci w wieku od 1 do 8
miesięcy, a więc ponad 40%. Więcej niż połowa dzieci zmarła z niedożywienia,
które w świadectwie zgonu oznaczano jako ogólne osłabienie (allgemeine
Schwache).
91
Lorenz Schneider stwierdził, że był „przeraź my wielką liczbą umierających
dziennie dzieci", przypuszczał więc, że istnieje jakiś plan, aby pozwolić
dzieciom tym umierać. Ukraiński lekarz obozowy dr Koleśnik mówił mu, że
śmiertelność spowodowana była brakiem mleka, tłuszczów i środków odżywczych.
Dzieci rodziły się już słabe, ponieważ matkom nie przysługiwały w okresie ciąży
żadne dodatki żywnościowe. Ze strony firmy Kruppa nie przeprowadzano żadnych
dochodzeń w sprawie wysokiej śmiertelności dzieci, jakkolwiek jej
przedstawiciele byli o tym poinformowani.
Dane o żłobku dla dzieci obcokrajowych w Velpke nazwanym Kinder-heim Velpke
dostarczyli obywatele niemieccy zamieszkali w tej miejscowości.
Zakład powstał w kwietniu 1944 roku, a nadzór nad nim sprawował kierownik
powiatowy (Kreisleiter) NSDAP. Dzieci oddawano przymusowo do żłobka. W czerwcu
1944 roku przebywało tam 54 niemowląt narodowości polskiej i — przypuszczalnie —
także innych narodowości. Nie ustalono ogólnej liczby dzieci, które przebywały w
tym zakładzie, wiadomo tylko, że w okresie od 10 maja do 25 grudnia 1944 roku
zmarło tam 84 dzieci. Najczęściej podawaną przyczyną zgonu były
„gastroenteritis" i ogólne osłabienie.
Rolę, jaką spełniał ten żłobek, charakteryzuje historia ośmiomiesięcznego
polskiego dziecka, Brunona, syna Weroniki Plutkackiej. Matka, obawiając się o
życie małego Brunona, nie chciała umieścić go w zakładzie i ukryła go w czerwcu
1944 roku u Niemki Emmy Hoppe w Velpke. Po trzech dniach zjawił się u czasowej
opiekunki miejscowy burmistrz Noeth wraz z Ortsgruppenleiterem NSDAP Miillerem,
którzy zmusili ją do natychmiastowego oddania dziecka. Emma Hoppe, odnosząc
dziecko do żłobka, zostawiła dlań butelkę mleka. Następnego dnia stwierdziła
jednak, że dziecko mleka nie otrzymało. Leżało ono na ogólnej sali, na
straszliwie brudnym sienniku, w zupełnym zaniedbaniu. Po trzech tygodniach,
kiedy na wiadomość o zachorowaniu dziecka matka chciała je zobaczyć w żłobku,
zakazano jej odwiedzin. W dwa tygodnie później Brunon Plutkacki zmarł, a o jego
śmierci zawiadomiono matkę dopiero po pogrzebie 1S2.
W zakładzie dla dzieci w Burgkirchen/Alz zmarło w okresie od marca 1944 do maja
1945 roku 152 dzieci urodzonych z deportowanych robotnic ls3.
Wiadomo również, że setki niemowląt — dzieci robotnic ze Wschodu — urodziło się
w obozie dla kobiet ciężarnych w Pfaffenwald Kreis Hersfeld. Ich los nie jest
znany.
Strzępy dowodów z kilku znanych ośrodków „opieki" nad urodzonymi w III Rzeszy
dziećmi obcokrajowców, przede wszystkim z zatrudnionych niewolniczo matek
narodowości polskiej, tworzą wstrząsający obraz. Czekała je zagłada lub praca
niewolnicza, albo też — jeżeli w ogóle zdołały przeżyć — przymusowe zniemczenie
w przypadku stwierdzenia „dobrej rasy".
92
14. ZBRODNIE POPEŁNIONE NA DZIECIACH I MŁODZIEŻY W SZPITALU PSYCHIATRYCZNYM W
LUBLIŃCU
Do eksterminacji dzieci włączyła się także niemiecka służba zdrowia, a lekarze
hitlerowscy odegrali decydującą rolę w realizacji tzw. programu eutanazji.
Zagadnienie eugeniki wprowadził Hitler do programu NSDAP w lipcu 1933 roku.
Wyszła wtedy ustawa o zabezpieczeniu przed dziedzicznie chorym potomstwem,
sankcjonująca „śmierć z litości" nieuleczalnie chorych psychicznie, a
jednocześnie dająca pretekst do tępienia ras uznanych za „mniej wartościowe"
134. Przykładem są zbrodnie popełnione w Lublińcu.
We wrześniu 1939 roku polski Państwowy Szpital dla Psychicznie i Nerwowo Chorych
w Lublińcu, przy ulicy Grunwaldzkiej 48, otrzymał nazwę Landes-Heil-und
Pfleganstalt. Kierownictwo nad zakładem powierzono 17 września 1939 roku
niemieckiemu lekarzowi dr. Ernestowi Buchalikowi.
W drugiej połowie 1942 roku w szpitalu zorganizowano Jugend-Psy-chiatrische
Klinik. Organizacyjnie składała się ona z dwóch oddziałów: „A", pełniącego rolę
diagnostycznego, i „B", terapeutycznego. W tym też okresie nadszedł pierwszy
transport, liczący ok. 20 dzieci, prawdopodobnie z Saksonii. Następne transporty
nadchodziły z Niemiec, z Polski centralnej oraz ze Śląska. Przysyłano tu dzieci
obojga płci, zasadniczo w wieku od roku do 14 lat, z przewagą dzieci powyżej 7
lat, choć zdarzały się przypadki przysyłania dzieci w wieku poniżej roku, jak
również liczących 16, a nawet 18 lat.
Wszystkie kierowane do zakładu dzieci trafiały do oddziału „A". Poddawano je tam
przez okres kilku miesięcy obserwacji psychiatrycznej oraz badaniom i zabiegom.
Ostateczna diagnoza dzieliła je na minimalnie upośledzone lub trudne do
prowadzenia oraz na dotknięte nabytym bądź wrodzonym niedołęstwem. Ostatnią
grupę dzieci z reguły kierowano na oddział „B", gdzie w większości zostały
uśmiercone. Spośród 256 małych pacjentów tego oddziału zmarło 194, czyli ok.
76%. Już sam fakt tak zastraszająco wysokiej śmiertelności musiał nasunąć
podejrzenie nienaturalności zgonów.
Dzięki odnalezieniu po wojnie podręcznego zeszytu zatytułowanego „Me-dizin-
Kinder-Abteilung B", który prowadził personel medyczny oddziału, ustalono, że
dzieci z tego oddziału przez dłuższy lub krótszy okres poprzedzający zgon
otrzymywały związki kwasu fenyloetylobarbitur owego, który podawano doustnie w
postaci luminalu. Pacjentom aplikowano ogółem od 0,1 do 165 g luminalulss.
Karty zeszytu w kolumnach poziomych posiadają rubryki odpowiadające dacie
kalendarzowej poszczególnych dni, w których notowano w gramach wysokość dawek.
Rubryki te korespondują z nazwiskiem pacjenta w rubryce pionowej. Pierwszy zapis
datowany jest 15 sierpnia 1942 roku, osta-
93
tni — 31 października 1944. We wszystkich przypadkach jednorazowo aplikowana
dzieciom ilość barbituranów dwu-, trzy-, a nawet czterokrotnie przekraczała
dawkę leczniczą. W każdym przypadku zgon następował bezpośrednio po ostatnim
dawkowaniu.
Na przykład Henryk Zielonka, lat 10, przy dopuszczalnej dawce leczniczej
wynoszącej na dobę 0,13 g, otrzymał dawkę 0,30 g, a więc przeszło dwukrotnie
większą. Zmarł po 10 dniach. Jan Labuda, lat 5, otrzymał dawkę przeszło
trzykrotnie większą od leczniczej. Zmarł po 10 dniach.
Wszystkie okoliczności bezspornie wykazują istnienie bezpośredniego związku
przyczynowego pomiędzy dawkowaniem barbituranów a zgonem dzieci. Związek ów
wyrażał się w tym, że stosowanie nadmiernych dawek luminalu powodowało
przewlekłe zatrucie organizmu i jego stopniowe wyniszczenie, aż do wystąpienia
powikłań chorobowych, które ostatecznie powodowały śmierć. Lekarze polscy, dr
Kazimiera Marxen i Hipolit Łatyń-ski, którzy po wojnie podjęli próbę odtworzenia
mechanizmu działania lu-biinieckiej kliniki śmierci, tak oto relacjonują:
„Podawano przetwory barbiturowe, a przede wszystkim luminal w dużych dawkach, od
0,1 do 0,6 dziennie, bez wzglądu na wiek. Dzieci reagowały na luminal w rozmaity
sposób. Silniejsze, lepiej odżywione były odporniejsze niż słabsze i małe.
Niektóre dzieci tygodniami i miesiącami otrzymywały duże dawki luminalu i mimo
tego żyły... Słabsze umierały po krótkim czasie, czasem nawet po kilku dniach.
Początkowo wszystkie dzieci po otrzymaniu luminalu wymiotowały, niektóre
pozornie przyzwyczajały się, niektóre zataczały się, były oszołomione... Inne
reagowały silniej, znajdowały się stale w półśnie, leżały blade, bezwładne,
budzono je tylko do jedzenia. Po pewnym czasie zaczynały wysoko gorączkować,
przestawały jeść, charczały, z ust wydobywała się piana, niekiedy krwawa, w
końcu umierały" lu.
Charakterystyczne jest, że w oficjalnych aktach zakładu, na kartach historii
choroby poszczególnych dzieci nie uwidoczniono faktu aplikowania preparatów
barbiturowych. Na przykład w aktach Marianny Neumann pod datą 16 stycznia 1943
roku jest jedynie wzmianka o zaaplikowaniu chorej 0,10 g luminalu, a więc ściśle
takiej, jaką powinna otrzymać leczniczo, stosownie do wagi ciała. Tymczasem
według danych ze wspomnianego zeszytu otrzymała ona tego dnia 0,40 g luminalu.
Również poprzednio, od 26 października 1942 do 15 stycznia 1943 roku, podawano
jej codziennie dawkę takiej samej wielkości. Podobne fakty ujawniono jeszcze w
dalszych 10 wypadkach.
Z materiałów niemieckich wynika, że wszystkie uśmiercone dzieci były
nieodwracalnie upośledzone psychicznie lub fizycznie. Zanotowano: epilepsja — 5
wypadków, idiotyzm (określony też jako niedołęstwo) — 134 przypadki, paraliż
(bez bliższego określenia) — 2 przypadki. Ponadto wykryto także u niektórych
dzieci schorzenia łączne, jak epilepsja, idiotyzm i zniekształcenie ciała,
epilepsja, idiotyzm i paraliż, otwarta gruźlica z nabytym niedołęstwem i
zahamowaniem rozwoju psychicznego.
94
We wszystkich przypadkach diagnozy kończyły się wnioskiem, że stan dziecka nie
rokuje nadziei na żadną poprawę w przyszłości, a więc chodzi o dzieci
nieuleczalnie chore, nie nadające się do samodzielnego życia. Niektóre diagnozy
uzupełniały uwagi na temat „cech asocjalnych" dziecka.
Zweryfikowanie powyższych ustaleń ze stanem rzeczywistym daje inny obraz. W
trakcie śledztwa prowadzonego przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni
Hitlerowskich w Katowicach ustalono m. in.:
Henryka Szczybidło określono jako dotkniętego nabytym niedołęstwem, ale z
notatek dotyczących jego zachowania wynika jedynie, że jest bezczelny,
niegrzeczny i „(...) mówi tylko po polsku".
U Fryderyki Horak stwierdzono dziedziczne niedołęstwo, co jednakże nie znajduje
pełnego odbicia w pozostałych dokumentach. Mówią one o gruźlicy płuc, ponadto
dziecko przed umieszczeniem w klinice w Lublińcu chodziło do szkoły.
Jerzy Redlich jest jedynym żywym pacjentem, który jako dziecko przebywał na
oddziale ,,B". Życie zawdzięcza jednej z pielęgniarek, która w tajemnicy nie
podawała mu przepisanych dawek luminalu. Jest dzisiaj zawodowym kierowcą I
kategorii. Ma żonę i dwoje zdrowych dzieci. Wykazuje jedynie nieznaczne
zahamowania mowy i skarży się na bóle w okolicy kręgosłupa 137.
Już samo zatajenie w oficjalnych aktach szpitala faktu aplikowania dzieciom
rzeczywistych dawek luminalu świadczy o tym, że personel szpitala zdawał sobie
sprawę ze zbrodniczych cech działania i usiłował je ukryć.
Z zeznań świadków — rodziców zmarłych dzieci — wynika, że w szeregu przypadków
zostały one umieszczone w zakładzie lublinieckim bez ich zgody, w trybie
przymusu administracyjnego. W innych przypadkach rodzice sami wyrażali zgodę na
umieszczenie dzieci w zakładzie, przeświadczeni, że będą leczone.
Charakterystyczne jest zeznanie Marii Gawiik, która twierdzi, że gdy na
polecenie władz oddawała dziecko na obserwację do lublinieckiego zakładu,
urzędnik niemiecki, który załatwiał formalności, powiedział do niej: „Szkoda
twego synka".
Szukając odpowiedzi na pytanie, w jakim celu prowadzony był zeszyt z dokładną
ewidencją dawkowania barbituranów, można wysnuć hipotezę, że chodziło o
eksperymentowanie dla znalezienia najbardziej skutecznej metody zakamuflowanego
uśmiercania dzieci.
Grabież
i germanizacja
j
Grabież i germanizacja dzieci polskich stanowiły jeden z rodzajów walki
biologicznej, której celem było zniszczenie narodu polskiego, z jednoczesnym
wzmocnieniem siły biologicznej własnego narodu. Cel ten usiłowano osiągnąć przez
przymusowe i podstępne uprowadzenie oraz zniemczenie dzieci uznanych za
wartościowe w myśl antynaukowych i antyludzkich hitlerowskich kryteriów
rasistowskich.
Przebieg i nasilenie grabieży i germanizacji dzieci były różne na różnych
terenach Polski. Były one jednakże podporządkowane tym samym zasadom naczelnym,
normowane tymi samymi zarządzeniami ogólnymi i kontrolowane przez te same
władze. Wypada tu naszkicować pewne ogólne i zasadnicze różnice, które były
wynikiem odmiennej — często wikłającej się w sprzecznościach — polityki władz
niemieckich w stosunku do całej ludności polskiej danego obszaru.
W Wielkopolsce i na ziemi łódzkiej — obok Pomorza — akcja rabunku i germanizacji
była najbardziej rozwinięta. Istniała tam większość obozów germanizacyjnych, m.
in. w Bruczkowie, Kaliszu, Ko-bylinie, Ludwikowie i Puszczykowie. Grabież oparto
tu na szeroko zakrojonej selekcji wartościującej, zawierającej ocenę „rasy",
charakteru i zdolności. Obejmowała ona dzieci ze wszystkich środowisk. Akcję
rozpoczęto w polskich zakładach opiekuńczych, następnie objęto nią dzieci z
rodzin zastępczych, półsieroty i dzieci pozamałżeńskie. Po wstępnym etapie
germanizacji dzieci wywożono w głąb Rzeszy.
Na S 1 ą s k u, gdzie w zasadzie całą ludność uważano za niemiecką, germanizacja
jej, a więc i dzieci, miała nastąpić w ramach polityki, której wykładnikiem była
niemiecka lista narodowa (Volksliste). Ograniczono się do przejęcia pod
niemiecki zarząd polskich zakładów opieki nad dzieckiem i do odbierania dzieci
polskim opiekunom oraz tym rodzicom, którzy odmawiali przyjęcia Volkslisty.
Masowe wywożenie do Rzeszy dzieci z zakładów opiekuńczych nastąpiło dopiero w
ramach ewakuacji, podczas ucieczki przed zbliżającym się frontem wschodnim. Po
utworzeniu tzw. Prowincji Górnośląskiej usiłowano drogą nacisku i gróźb zmuszać
polskie rodziny, zwłaszcza obarczone dziećmi, do przyjęcia Volkslisty. Nacisk
ten wywierano również w obozach zorganizowanych dla ludności polskiej przez
Volksdeutsche Mittelstelle.
Na Pomorzu akcja germanizacyjna za pośrednictwem wpisywania
98
na Volkslistę występowała równolegle z „selekcją wartościującą"; obie metody
wiązały się ściśle z przymusowym odebraniem dziecka rodzicom i oddaniem go na
wychowanie rodzinom niemieckim w Rzeszy lub na Pomorzu.
W III Rzeszy akcją grabieży objęto prawie wszystkie urodzone tam dzieci polskich
robotnic przymusowych. Podstawą wyboru była selekcja wartościująca dzieci, a
przed ich urodzeniem — rodziców.
W Generalnej Guberni selekcja dzieci polskich i wywożenie ich do Niemiec były
dopiero w zaczątkach, niemniej jednak zdążono zagrabić wiele tysięcy małoletnich
Polaków. Wykorzystywano wszelkie okazje zawładnięcia dzieckiem, nadarzające się
w toku wielkich akcji wysiedleńczych i pacyfikacyjnych, podczas ewakuacji oraz
podczas łapanek. Przykładem może być wywożenie do Niemiec dzieci z
Zamojszczyzny. Postępowaniem germanizacyjnym, podobnym do stosowanego na
ziemiach anektowanych — jakkolwiek w znacznie mniejszym rozmiarze — objęto
dzieci rozstrzelanych zakładników, dzieci z polskich zakładów opieki gmin
wyznania augsburskoewangelickiego oraz dzieci osób odmawiających przynależności
do narodu niemieckiego.
1. WYTYCZNE GRABIEŻY I GERMANIZACJI DZIECI
Planową akcję grabieży i germanizacji wszczął i organizował, z upoważnienia
Hitlera, Heinrich Himmler jako komisarz Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny.
Naczelnym zadaniem w programie politycznym III Rzeszy było zasilanie narodu i
państwa niemieckiego kosztem biologicznego, gospodarczego i kulturalnego
wyniszczenia narodów podbitych, a w pierwszej kolejności narodu polskiego.
Grabież dzieci polskich stanowiła integralną i jedną z najważniejszych części
tego programu.
Działalność ta została zaprogramowana centralnie, z premedytacją i w pełni
świadomości jej zbrodniczego charakteru. Świadczy o tym nie tylko sposób
wykonania, lecz i leżące u jej podstaw wytyczne, z których najważniejsze to:
— opracowanie sporządzone w Urzędzie Rasowo-Politycznym NSDAP z 25 listopada
1939 roku o specjalnym traktowaniu dzieci „rasowo wartościowych" *,
— pismo Heinricha Himmlera z 15 maja 1940 roku „O traktowaniu obco-plemiennych
na Wschodzie", przewidujące coroczne „przesiewanie wszystkich 6—10-
letnich dzieci w Generalnej Guberni i dzielenie ich na rasowo wartościowe i
niewartościowe"2,
— przemówienie Heinricha Himmlera w Żytomierzu do wyższych oficerów SS 16
września 1942 roku, polecające „zdobycie dla Niemiec wszelkiej dobrej krwi albo
jej zniszczenie", by nie pozostała po stronie wrogów*.
99
Dwa pierwsze z przytoczonych dokumentów odnosiły się do terenów i do dzieci
polskich. Ostatni — jakkolwiek mowa w nim przede wszystkim o dzieciach ze
Związku Radzieckiego — zawiera nowe sformułowanie wytycznych, które dotyczyły
wszystkich dzieci słowiańskich (Ostkinder), a więc i dzieci polskich.
Rozporządzenia i zarządzenia władz hitlerowskich, organizujących grabież,
stwarzały w stosunku do dzieci i ich rodziców czy opiekunów nowy stan prawny,
nie były jednak oparte na obowiązujących dotychczas przepisach, nie ogłoszono
ich też w żadnych dziennikach rozporządzeń. Owe akty „normatywne" zawierały
często klauzulę tajności i poufności lub wyraźne zastrzeżenie, aby nie podawać
ich do wiadomości publicznej. Niezależnie od ich realizacji już sama treść tych
rozporządzeń, zarządzeń i okólników — wywodząca się wprost z wyżej przytoczonych
wytycznych — kwalifikowała je jako akty przestępcze. Ich tajność jest jednym z
dowodów świadomej działalności przestępczej ustawodawców.
2. DZIECI POLSKIE CZY POCHODZENIA NIEMIECKIEGO?
Oskarżeni przed I Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w 8 procesie
usiłowali tłumaczyć, że grabieżą nie objęto dzieci polskich, lecz sieroty
niemieckie i dzieci pochodzenia niemieckiego.
Próbowali tu oprzeć się przede wszystkim na tekstach zarządzeń, okólników i
korespondencji, w których nie było jakoby mowy o dzieciach polskich. W istocie
jednak najczęściej używano w nich określeń „dzieci ze Wschodu" (Ostkinder) lub
„dzieci nadające się do zniemczenia" (ein-deutschungsfdhige), choć nie brak
określeń mylących, jak np.: „dzieci pochodzenia niemieckiego" (Kinder deutscher
Abstammung lub deutsch-stummige Kinder), „niemieckie dzieci spolonizowane"
(polnische deutsche Kinder) oraz „sieroty niemieckie" (deutsche Waisenkinder lub
Volks-deutsche bindungslose Kinder). Podobnie zamiast mówić o germanizacji mówi
się o „zniemczeniu powrotnym" (Wiedereindeutschung).
Niemcom chodziło bowiem o to, aby zbrodnię uprowadzania lub zabierania dzieci
polskich usprawiedliwić nie tylko wobec świata, lecz także wobec własnego
społeczeństwa. Najbardziej charakterystyczna jest tutaj próba uzasadnienia
niemieckiego pochodzenia dzieci, którą podjął Ulrich Greifelt w zarządzeniu nr
67/14.
Kłamliwość twierdzenia Greifelta wykazują dokumenty i zeznania świadków,
przytoczone w dalszych rozdziałach tej pracy. Rola maskująca tych określeń jest
również widoczna w zestawieniu z pismem Heinricha Himmlera z 18 czerwca 1941
roku, a wreszcie wynika ze sprzeczności zawartych w zarządzeniu nr 67/1.
Greifelt w swym twierdzeniu, że „Polacy systematycznie umieszczali w polskich
sierocińcach sieroty z niemieckich rodzin" 6, powołuje się na wyniki bliżej nie
określonego dochodzenia, a ró-
100
wnocześnie oświadcza, że nie ma żadnych dowodów, które świadczyłyby o
pochodzeniu tych dzieci!
Co więcej przestrzega, aby wiadomości o tych dzieciach nie przedostały się do
opinii publicznej. Nie ulega wątpliwości, że gdyby Niemcy mieli jakiekolwiek
podstawy do udowodnienia rzekomych faktów „systematycznej polonizacji dzieci
niemieckich", to wykorzystaliby te fakty propagandowo.
W zarządzeniu nr 67/1 Ulrich Greifelt twierdził, „że dzieci niemieckie
otrzymywały nazwiska polskie". W rzeczywistości Niemcy nie odnaleźli w ani
jednym wypadku rzekomo prawdziwego nazwiska dziecka, a dzieci wywiezione, które
po wojnie powróciły do kraju, posiadały dokumenty stwierdzające ich polskie
pochodzenie i historię ich wywiezienia do Niemiec.
Co naprawdę sądzono o pochodzeniu tych dzieci w najściślejszym kręgu
wtajemniczonych, wyjaśniają poniższe oświadczenia:
„Ja, dr Erich Schulz, oświadczam pod przysięgą, co następuje:
1. Przy końcu 1942 lub na początku 1943 roku omawiałem bardzo szczegółowo z
dr. Teschem sprawę dzieci z Okręgu Warty. Dr Tesch zapytał mnie, czy badałem
kiedykolwiek akta tych dzieci. Kiedy zaprzeczyłem, polecił mi przynieść z
registratury akta jakiegoś dziecka z Okręgu Warty, gdyż chciał raz wreszcie
omówić ze mną te sprawy. Po przejrzeniu akt stwierdziliśmy obydwaj, że nie były
one wystarczające, aby zagwarantować niemieckie pochodzenie tych dzieci.
Zgodziliśmy się, że adoptowanie tych dzieci przez rodziny niemieckie jest
niemożliwe. Oprócz tego zwróciłem wówczas dr. Teschowi uwagę na to, że z
prawnego punktu widzenia już nawet zabieranie tych dzieci do Niemiec można by
bardzo łatwo interpretować jako porywanie dzieci (Menschenraub). Wskazałem
również dr. Teschowi, że w związku z tą sprawą muszą z konieczności wyniknąć
komplikacje i powiedziałem, że nie mogę zrozumieć, iż Lebensborn dzieci takie
przejmuje i chce je przekazać niemieckim rodzinom.
2. Mniej więcej w kwietniu 1943 roku w obecności dr. Tescha rozmawiałem
powtórnie o dzieciach z Okręgu Warty z Sollmannem. Zwróciłem wówczas Sollmannowi
uwagę, że przecież on był tym, który według 26 § niemieckiej ustawy o stanie
cywilnym miał urzędowy obowiązek zająć się w każdym poszczególnym przypadku
ustaleniem stanu faktycznego w sprawie tych dzieci. Na ogół biorąc, akta te nie
zawierały nic więcej ponad nazwisko i imię dziecka, datę urodzenia, a w wielu
wypadkach brakowało oznaczenia miejsca, skąd dziecko zabrano. Nigdzie nie można
było znaleźć danych o miejscu urodzenia, ani też akta nie wzmiankowały o
przynależności państwowej. Nazwiska były częściowo polskie.
3. Wiadomo mi jednakże, że pomimo kilkakrotnych ostrzeżeń dzieci te z Okręgu
Warty przybywały nieprzerwanie i oddawano je do rodzin niemieckich" e.
„Ja, Pranz Vietz, oświadczam pod przysięgą, co następuje:
(...) Z rozmów w Głównym Urzędzie (RuSHA) w Berlinie wiem, że w Puszczykowie
znajdowała się ochronka, w której polskie dzieci wychowywano w duchu niemieckim.
Jeśli dobrze sobie przypominam, to o założeniu tej ochronki pod Poznaniem
poinformował mnie Dongus, który opiekował się takimi dziećmi, aby po pewnym
czasie przekazać je do Rzeszy adoptującym je rodzinom niemieckim. Były to
polskie dzieci uznane za rasowo wartościowe"7.
W zarządzeniu nr 67/1 i w przytoczonych wyżej zeznaniach mowa jest tylko o
dzieciach polskich z „Kraju Warty". W stosunku do dzieci polskich
101
porywanych, zabieranych z Generalnej Guberni lub urodzonych w Niemczech nie
usiłowano nawet maskować ich polskości, opierając się wyłącznie na kryterium ich
„wartości rasowej".
Aby pogodzić masową grabież dzieci polskich i dzieci innych narodów słowiańskich
z oficjalną teorią o wyłącznej wartości „rasy germańskiej" oraz uznać
przynależność dziecka do narodowości niemieckiej lub do rasy germańskiej,
zastosowano odwrócone kryterium wartościowania „rasowego"; zamiast zasady, że
„krew germańska jest wartościowa", posługiwano się twierdzeniem, że „dziecko
wartościowe jest oczywiście dzieckiem niemieckim lub co najmniej pochodzenia
niemieckiego". Ponieważ wartość dziecka określano nie tylko na podstawie
hitlerowskiej oceny „rasowej", lecz równocześnie na podstawie badania zdrowia
oraz dokładnej obserwacji zdolności i charakteru, ofiarami akcji germanizacyjnej
padały więc wartościowe dzieci polskie.
Zmieniano im nazwiska i imiona, niejednokrotnie miejsca i daty urodzenia,
zakazywano używania ojczystego języka, zmuszano do członkostwa w hitlerowskich
organizacjach młodzieżowych. Siady zbrodni zacierano m. in. przez otwieranie
osobnych biur meldunkowych dla dzieci objętych akcją germanizacyjną.
Od kryterium rasowego, choć decydującego, stosowano wyjątki. Przynależność
rasową ustalano w granicach jedenastu typów rasowych oraz dwóch nieokreślonych:
dodatniego i ujemnego, przy czym formularze używane do spisywania wyników badań
zawierały aż 62 punkty. Określano w nich dokładnie wielkość i kształt
poszczególnych części ciała, kolor włosów i oczu. Do formularzy załączano
fotografie w trzech pozach. Testy rasowe zawierały niejednokrotnie absurdalne
wprost stwierdzenia, np. takie, że górna część nosa odpowiada innemu typowi
rasowemu aniżeli dolna.
Dla rodziców dziecka „dobrej krwi" widział Heinrich Himmler tylko dwie
możliwości: oddanie dziecka lub wyjazd rodziców do Rzeszy „jako lojalnych
obywateli państwa".
Wszystkie dzieci, zarówno w Niemczech i na tzw. terenach włączonych do Rzeszy,
jak i w Generalnej Guberni, miały być poddane — według planów niemieckich —
selekcji wartościującej w ramach grabieży i przymusowej germanizacji. W okresie
okupacji plan ten częściowo zrealizowano. W celach germanizacyjnych zabierano i
uprowadzano dzieci wykorzystując wszelkie sposobne ku temu okoliczności. Jedną z
nich było przejęcie zakładów opiekuńczych i ustanowienie rodzin zastępczych.
Prace przygotowawcze w tym celu podjęto już w roku 1939, w Bydgoszczy i w Łodzi.
W Bydgoszczy akcję podjął tamtejszy oddział Lebens-bornu, przesyłając dzieci
polskie do podległego sobie zakładu „Pommern" w Połczynie pod Szczecinem. W
sprawozdaniu znalezionym w lokalu łódzkiego wydziału zdrowia, obejmującym okres
od 15 lutego do 30 września 1941 roku, czytamy m. in.:
102
„(...) obok przeprowadzonych w roku 1940 badań rasowych nad Polakami
przeznaczonymi do pracy w Starej Rzeszy (Altreich), oraz badań seryjnych 1139
osób narodowości czeskiej zeszłej jesieni, zostały zbadane pod względem rasowym
wszystkie dzieci z miejskich zakładów opiekuńczych oraz u rodzin, zastępczych.
Zarządzenia te, które po odpowiednim doświadczeniu winny prowadzić do
zniemczenia rasowo wartościowych dzieci narodowości obcych, będą (...) przez
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych, w, porozumieniu z właściwymi urzędami komisarza
Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny, uregulowane jednakowo dla całej Rzeszy. W
przebiegu tej akcji zbadano dotychczas z punktu widzenia przynależności rasowej
292 podopiecznych. 110 z objętych wymienioną selekcją na podstawie ich rasowych
właściwości zostało przekazanych zniemczeniu próbnemu. Chodziło głównie o
dzieci, które dotychczas były u polskich rodzin zastępczych, a w mniejszej
części w zakładach opiekuńczych" (...)s.
„Jednakowe uregulowanie dla całej Rzeszy", o którym wspomina cytowane
sprawozdanie, nastąpiło przez wydanie zarządzenia Greifelta z 19 lutego 1942
roku i okólnika ministra spraw wewnętrznych Rzeszy z 11 marca tegoż roku. Oto
wypis ze szkicowego opracowania ówczesnego stanu akcji germanizacyjnej,
sporządzonego przez SS-Obersturmfuhrera Arthura Har-dersa z Urzędu Rasowego w
Głównym Urzędzie Rasy i Osadnictwa SS, pt. „Przegląd Zakresu Pracy Oddziału C.
2. (zniemczenie powrotne). Stan z 25 września 1942 roku":
„12. Nieślubne dzieci obcokrajowców
Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy rejestruje obecnie nieślubne dzieci
obcokrajowców. Główny Urząd Rasy i Osadnictwa SS zostaje włączony w akcję dla
stwierdzenia rasowej wartości rodziców, a w odpowiednim czasie także dzieci.
Rejestracja stwarza już w pewnym stopniu sposobność, która umożliwia nam
wydzielenie elementów niepożądanych.
13. Sieroty po obcokrajowcach
Dzieci z polskich sierocińców, nadające się do zniemczenia, są obecnie odbierane
i po zbadaniu ich charakteru podczas parotygodniowego pobytu w ośrodku
dziecięcym (Bruczków) przekazywane dalej w celu zniemczenia. Takie samo
uregulowanie tej sprawy przewidziane jest dla Okręgu Warty i dla Okręgu Śląska.
Dla Okręgu Gdańsk—Prusy Zachodnie ma być również założony jeden ośrodek
dziecięcy. To samo przewidziano dla Górnego Śląska. W tym celu, aby obok badania
rasowego połączyć w naszym ręku także badania charakteru i badania
psychologiczne i w ten sposób wyłączyć inne urzędy od oceny kwestii nadawania
się dziecka do zniemczenia, jest konieczne, aby Główny Urząd Rasy i Osadnictwa
wyznaczył inspektora, który będzie odpowiedzialny za ocenę charakteru i za wybór
we wszystkich tych ośrodkach dziecięcych. Ze strony Głównego Urzędu Sztabu SS
przyrzeczono przeniesienie uprawnień na Główny Urząd Rasy i Osadnictwa SS, jeśli
oddamy tego inspektora do dyspozycji. W związku z tym, zadaniem fuhrera dla
spraw rasy i osadnictwa w Oddziale R.u.S-Fiihrer bei der Aussenstelle) byłoby
przedsięwzięcie selekcji dzieci nadających się do zniemczenia z punktu widzenia
rasowego. Zniemczenie nazwisk należy do fuhrera do spraw rasy i osadnictwa lub
do właściwego oddziału"9.
Należy pokreślić, że — wbrew brzmieniu zarządzenia Ulricha Greifelta i
niezgodnie z treścią sprawozdania Arthura Hardersa — zabierano z za-
103
kładów polskich oraz polskim rodzinom zastępczym nie tylko sieroty lub dzieci
opuszczone, lecz w równej mierze dzieci, które miały opiekujących się nimi
krewnych, a nawet rodziców. Fakt ten zdaje się wskazywać na to, że niezależnie
od zarządzeń i instrukcji na piśmie wykonawcy programu germanizacyjnego
otrzymywali ustnie i bezpośrednio wyjaśnienia i wskazówki, które nawiązywały
wprost do wytycznych Heinricha Himmlera. Jeśli nie brać pod uwagę tego
odchylenia od zarządzenia nr 67/1, akcja ger-manizacyjna w „Kraju Warty"
przebiegała zgodnie z nim. Oto kilka przykładów:
„W roku 1940 z domu sierocego «Sienkiewiczówka» zostało zabranych 4 chłopców,
wszyscy tak jak ja jasnowłosi blondyni, do Wydziału Zdrowia na badania. Od razu
też nas przeniesiono do schroniska miejscowego na Przędzalniczą. Pobierano nam
krew na próbę, wymierzano wszystkie części ciała, głowy itp., badano włosy,
skórę itp. Ostatecznie wywieziono mnie do Bruczkowa. Było tam już około 70—80
dzieci w wieku od 3 lat. W Bruczkowie uczono nas języka niemieckiego i
zakazywano mówić po polsku. Po kilku tygodniach część dzieci wywieziono do
Luksemburga, część do Ludwikowa, mnie odesłano do Łodzi. Tu powtórnie badano
mnie «na rasę>\ Ostatecznie wróciłem do Bruczkowa, skąd po 6 tygodniach
wywieziono mnie do Nieder--Alt Reichu do Regendorfu. Tam byłem w szkole SS
półtora roku. Oprócz nauki niemieckiego ćwiczono nas forsownie, robiliśmy biegi
itp., nosiliśmy kamienie. Ćwiczenia były na sprawność i siłę. Za pójście do
kościoła i mówienie po polsku bito i odbierano jedzenie. Po tej edukacji
przewieziono nas do Salzburga. Tam w lagrze spotkałem dziewczęta i chłopców,
którzy przyjechali z Ludwikowa, Luksemburga. Tam nam powiedziano, że będziemy
teraz Niemcami i dali nam nowe nazwiska. Każdy dostał kartę z nowym nazwiskiem.
Potem w lagrze rozdzielono nas między gospodarzy. Pracowałem u gospodarza do
końca wojny. Kazano mi mówić do tych gospodarzy «ojciec» i «matka»-, aby
prędszej zapomnieć, że pochodzę z innego kraju. Ja miałem nazywać się Johann
Suhling, zamiast Jan Sulisz" 10.
„W roku 1942 brat mój z żoną zostali z Łodzi wywiezieni do GG, a ich dziecko
pozostało w «domu dziecka* na Lokatorskiej. Była to dziewczynka Helena
Fornalczyk, urodzona w 1930 roku. Wiedziałam, że moja bratanica była
przeniesiona do Domu Dziecka na ulicy Przędzalniczej, dla dzieci niemieckich.
Starałam się ją stamtąd odebrać, bo prosiła mnie o to jej matka. Brat w tym
okresie już nie żył. W Wydziale Opieki nie pozwolono mi na zabranie bratanicy,
tłumaczono, że dziecko jest «ra-sowe», że szkoda go oddawać na zmarnowanie na
wieś itp. Moja interwencja trwała przez kilka dni, w końcu powiedziano mi, że
bratanica moja wyjechała, i odmówiono podania jej adresu. Po roku, zdaje się,
bratanica pisała do mnie, przebywała wtedy w Aachen, w szkole dla
Volksdeutschów. Co się z nią dalej stało — nie wiem, korespondencja się urwała.
W jednym z listów pisała, aby pisać do niej jako Heleny Former, gdyż tak się
obecnie nazywa" n.
„Moja córka Alicja Maria Sosińska w wieku lat 7, tj. w 1941 roku, została
zabrana przez Urząd Rasy od jej opiekunki, u której była na wychowaniu. Starałam
się odzyskać dziecko przez Wydział Opieki Społecznej, ale odpowiedziano mi, że
moja córka jest uznana za «rasową», że zwrócą mi ją po wojnie. Zresztą w ogóle
nie chciano ze mną wcale rozmawiać, chociaż mówiłam, że to moje rodzone dziecko.
Gdzie jest moja córka obecnie, nie wiem. Wiem, że w roku 1942 wywieziono ją do
Kalisza. Co potem się z nią stało, nie wiem"1J.
104
Na terenie Śląska, a częściowo i Pomorza, germanizacja dzieci z zakładów
opiekuńczych następowała przede wszystkim przez wprowadzenie niemieckiego
zarządu i personelu z pominięciem procedury ustalonej w zarządzeniu nr 67/1.
Polskie zakłady opiekuńcze były przejmowane przez organizacje
Narodowosocjalistycznej Opieki Społecznej (NSV), przy czym nie działo się to
jedynie w ramach powszechnego przejęcia przez Niemców administracji tych ziem po
włączeniu ich do Rzeszy, lecz w toku zorganizowanej akcji germanizacyjnej dzieci
polskich. Zachował się dokument obrazujący realizowanie tych planów na Śląsku:
„Dr A/Eb.
28 kwiecień 1943 rok
Sprawa: dzieci nadające się do zniemczenia.
Dotyczy: zapytania kierownika Głównego Wydziału Opieki Społecznej NSV,
naczelnego kierownika (Hauptgemeinschaftleiter) Artura Wursta. Załączniki: — Do
R.u.S.-Ftthref im Oberabschnitt Sild-Ost SS-Standartenjiihrer Scholz
Wrocław
Ebereschen-Allee 17 Kochany Kolego Scholz:
Zapewne przypomina Pan sobie nasze wielokrotne rozmowy dotyczące niemcze-nia
dzieci z polskich sierocińców. Na skutek tych rozmów przeprowadził Pan wówczas
inspekcję dzieci. Nie przystąpiono jeszcze do zakończenia tych prac.
W tym czasie dzieci przeszły przez ośrodki NSV i zostały wchłonięte już
całkowicie przez niemiecką społeczność, zarówno językowo jak i kulturalnie, oraz
przydzielono je do miejsc ich rocznej państwowej służby obowiązkowej.
Obecnie władze stanu cywilnego łub ich organa powątpiewają o niemieckiej
przynależności państwowej tych dzieci.
W myśl odnośnego dekretu Reichsfiihrera SS jest Pan jedyną właściwą osobą, która
może w tej sprawie zająć wiążące stanowisko (...)
Byłbym Panu nadzwyczajnie wdzięczny, gdybyśmy podczas następnej bytności na
Górnym Śląsku mogli sprawę uczynić przedmiotem konferencji, na którą zaprosiłbym
też wyżej wymienionego kierownika Wydziału Głównego.
Z serdecznym pozdrowieniem
z polec:
Pański
(Dr Arlt)
SS-Obersturmbannfiihrer u. Stabsfiihrer"ls.
W styczniu 1941 roku został przejęty przez NSV Sierociniec Sw. Józefa w Tychach
koło Pszczyny, przy ul. Nowokościelnej 56. W zakładzie tym umieszczono około 50—
60 dzieci polskich, sierot, półsierot i dzieci nieślubnych, w wieku od 3
miesięcy do 18 lat. Pierwszym posunięciem było zwolnienie personelu polskiego.
Następnie dzieci zakładu podzielono na trzy grupy: mniej zdolne, średnio zdolne
i najzdolniejsze. Średnio zdolne, w liczbie około 30 (wraz z dziećmi z również
rozwiązanego sierocińca w Pszczynie), wywieziono do niemieckiego zakładu NSV w
Bielsku, najzdolniejszych chłopców pozostawiono czasowo w Tychach, dziewczynki
natomiast wywieziono do Gliwic. Niemowlęta zabrano do Miechowic, a dzieci
105
określone jako mniej zdolne wywieziono w nieznanym kierunku, przypuszczalnie do
Generalnej Guberni. Sierociniec zamieniono na zakład młodzieżowy dla Hitler-
Jugend, przeznaczony wyłącznie dla chłopców. Z początkiem roku cały zakład, w
którym przebywało wówczas około 40 chłopców (przywieziono tam bowiem grupę
najzdolniejszych chłopców z Bielska), przeniesiono do miejscowości Gablenz w
Niemczech.
Podobny los spotkał dzieci z zakładów wychowawczych dr. Mielęckiego w Katowicach
i ks. Markiewki w Katowicach-Bogucicach. Na początku okupacji zarząd nad nimi
przejęło NSV, wprowadzając zakaz używania języka polskiego, obowiązek stosowania
pozdrowienia hitlerowskiego i naukę pieśni niemieckich. Zakład dr. Mielęckiego
zlikwidowano 18 lutego 1941 roku przenosząc przebywające tam dzieci w wieku od 3
do 15 lat — z przewagą młodszych — do zakładu ks. Markiewki w Bogucicach. W
wyniku połączenia w Bogucicach znalazło się łącznie około 500 dzieci polskich, w
wieku od 3 do 18 lat, sierot oraz dzieci mających oboje lub jedno z rodziców.
W październiku 1941 roku przeprowadzono badanie uzdolnień wszystkich dzieci, po
czym rozdzielono je na trzy grupy. Około 100 najzdolniejszych chłopców i
dziewcząt pozostawiono w Bogucicach, wciągając ich do organizacji Hitler-Jugend
i Bund Deutscher MUdel (Związek Niemieckich Dziewcząt); pozostałe dzieci
wywieziono do różnych zakładów, przy czym dzieci umieszczone w Czarnowąsach pod
Opolem i we Wrocławiu wywieziono w roku 1945 do Bawarii, w ramach generalnej
ewakuacji wszystkich dziecięcych zakładów wychowawczych z Dolnego Śląska.
Podobną ewakuację przeprowadzono również w Wielkopolsce i na Pomorzu, wywożąc
jednak nie zawsze wszystkie dzieci z zakładu. Z Bydgoszczy np. wywieziono w
styczniu 1945 roku do Niemiec 7 dzieci w wieku od 4 do 11 lat z miejskiego domu
dziecka, 15 niemowląt z miejskiego schroniska dla niemowląt oraz 5 dzieci ze
szpitala dziecięcego i z sierocińca.
Dzieci z zakładu na Górczynie w Poznaniu ewakuowano — podobnie jak i dzieci z
innych zakładów w Wielkopolsce — do Fiirstenwalde w Niemczech. Tam pozostawiono
część u rodzin niemieckich, a pozostałe przewieziono po pewnym czasie do powiatu
Helmstedt (Braunschweig), oddając je również niemieckim rodzinom zastępczym na
wychowanie.
Rodziny zastępcze na terenie Śląska i Pomorza pozostawały pod ścisłą kontrolą
administracji niemieckiej i władz partyjnych. Niemieckie urzędy młodzieżowe
prowadziły szczegółową ewidencję wszystkich dzieci, umieszczonych w rodzinach
zastępczych, pozostając w ścisłym kontakcie z placówkami NSV, sądami i z Głównym
Urzędem do Spraw Rasy i Osadnictwa.
Życie prywatne rodziny, stosunki domowe, język, jakim się posługiwali domownicy
— wszystko to stanowiło przedmiot stałej obserwacji. Jeżeli stwierdzono, że
środowisko, w którym dziecko przebywa, nie daje gwarancji wychowania w duchu
niemieckim, umieszczano je przy rodzinie o zdecydowanym światopoglądzie
hitlerowskim lub w niemieckim zakładzie opiekuńczym.
106
Oto wyjątki jednego z raportów władz policyjnych, skierowanego do Urzędu
Młodzieżowego (Jugendamt) w Piotrowicach koło Katowic:
„W tutejszym rewirze zostało stwierdzone, że szewc Edward Cinalski, zamieszkały
w Piotrowicach, ulica Hrabiego Redena 7, w roku 1940 przejął pod swoją opiekę
dziecko Urszulę Muthwill, urodzoną 12 lutego 1940 roku w Katowicach (...)
Rodzice przybrani nie zostali wpisani na niemiecką listę narodową i są uważani
za Polaków. Edward C. nie zna języka niemieckiego. Żona jego mówi łamaną
niemczyzną. Jest rzeczą wskazaną umieścić dziecko w niemieckiej rodzinie
zastępczej. Urząd Młodzieżowy nie otrzymał do tej pory o tym wiadomości"14.
Z Generalnej Guberni wywieziono do Niemiec dzieci polskie z zakładu
ewangelickiego mieszczącego się w Warszawie przy ulicy Karolkowej. W zakładzie
tym przebywało ok. 42 dzieci wyłącznie polskich, w wieku od 4 do 16 lat. Po
przejęciu zakładu przez zarząd niemiecki w roku 1940 zakazano dzieciom używania
języka polskiego nawet w rozmowach z ich matkami. Przeprowadzono badania
„rasowe" i wyodrębniono dzieci uznane za niemieckie; wszystkie zresztą dzieci
starano się przekonać, że są Niemcami.
Jesienią 1942 roku, bez zawiadamiania rodzin dzieci, wszystkich, z wyjątkiem
dwóch chłopców, wywieziono do Piaseczna i umieszczono w zakładzie dla
młodocianych (Jugendheimstadt) przy ulicy Mickiewicza 23. Matce Annie Setzer,
dopominającej się o oddanie trojga dzieci w wieku od 7 do 11 lat odpowiedziano,
że otrzyma je z powrotem po podpisaniu Volkslisty.
W lipcu 1944 roku zakład przeniesiono do Karlsbadu, skąd skierowano dzieci do
różnych miejscowości. Część dzieci odłączono po drodze, w Katowicach. Barbarę
Setzer, urodzoną w 1932 roku, oddano na wychowanie rodzinie Fischer w Zittau w
Saksonii, a jej siostrę Teresę, urodzoną w 1935 roku — rodzinie niemieckiej
zamieszkałej w innej miejscowości.
3. PÓŁSSEROTY, DZIECI POZAMAŁŻEŃSK1E POD OPIEKĄ POLSKICH OPIEKUNÓW
DZIECI
Na tzw. terenach włączonych do Rzeszy urzędy młodzieżowe (Jugendamt) oraz
partyjne placówki opieki społecznej prowadziły szczegółową ewidencję dzieci
pozostających pod opieką polskich opiekunów.
Personel NSV przeprowadzał częste wizytacje dzieci, starając się ustalić, czy
nie pozostają one pod wpływem polskiego środowiska. Władze zwierzchnie zlecały
placówkom terenowym przeprowadzanie szczegółowych wywiadów o osobie opiekuna,
jego zachowaniu się i przekonaniach politycznych. Wywiady te miały zawierać
odpowiedzi na następujące pytania:
— czy opiekun jest bez zarzutu pod względem politycznym;
— czy nadaje się do wykonania honorowego urzędu opiekuna;
107
— czy daje on gwarancję należytego reprezentowania spraw swego podopiecznego;
— czy opiekun jest pochodzenia niemieckiego.
Wyniki obserwacji przekazywano władzy zwierzchniej, która podejmowała
odpowiednią decyzję, przy czym placówki terenowe miały obowiązek zaproponowania
innego opiekuna, jeśli dotychczasowy nie odpowiadał sps-dziewanym warunkom.
Oto wyjątek ze sprawozdania NSV w Świętochłowicach z 13 stycznia 1941 roku,
przesłanego do Urzędu do Spraw Opieki Społecznej NSDAP (Amt fur Volkswohlfahrt)
w Katowicach:
„Opiekunem dziecka tego jest ustanowiony przez dawniejszy polski sąd kuzyn Marty
S., który mało interesuje się sprawowaniem opieki. W interesie dziecka byłoby
pożądane (...) obecnego opiekuna odwołać i mianować nowego. Proponuje się
Wilhelma P. zamieszkałego w Świętochłowicach. Opinia: dobra. Narodowość:
niemiecka" 15.
Wstrząsająca jest treść notatki urzędowej z 23 lipca 1942 roku, odnalezionej w
aktach NSV w Katowicach, odnoszącej się do rodziny polskich opiekunów, którym
odebrano dziecko i umieszczono w zakładzie niemieckim:
„Z kierownictwa okręgu (Gauarntsleitung) doniesiono telefonicznie, że małżeństwo
K., a w szczególności pani K. usiłują stałe zbliżyć się do dziecka, które swego
czasu znajdowało się pod ich opieką. Odwiedzają oni je często w zakładzie, a gdy
kierownik zakładu nie zezwala na to, starają się wywabić dziecko przez innych
chłopców. Przynoszą mu jedzenie, jak gdyby nie otrzymywał on nic w zakładzie.
Stwierdzono, że Zygmunt po każdych takich odwiedzinach był ujemnie nastawiony.
Przed około dwoma tygodniami, po krótkim pobycie sam na sam z panią K., okazał
się on całkowicie zamknięty i uparty. Przy osobistej rozmowie z nim w
kierownictwie okręgu przyznał on sam, że jego poprzedni opiekunowie wpływają na
niego odmiennie i że nie wie, jak-ma się zachować. Do wezwań zabraniających
odwiedzania zakładu pani K. nie stosuje się. W związku z tym wezwałem p. K. 25
lipca i zwróciłem jej energicznie uwagę, że musi ona raz na zawsze zaprzestać
odwiedzania Zygmunta i całkiem się od niego odsunąć. Wielce się na to oburzyła i
zachowała się tak, jak gdyby czynione jej zarzuty były całkiem nieuzasadnione.
Zrobiła wrażenie kobiety polskiej z tak zwanych lepszych sfer. Na moje
energiczne wezwania przyrzekła w końcu, wielce urażona, uczynić to, czego się od
niej żąda. Zygmunt jest inteligentnym i miłym chłopcem, byłoby więc szkoda,
gdyby mu stale przeszkadzano w jego dalszym rozwoju"16.
Na wniosek terenowej placówki partyjnej (Ortsgruppe NSDAP) z 20 października
1941 roku opiekunem wyżej wspomnianego dziecka został ustanowiony Niemiec.
Urząd Młodzieżowy w Łodzi pismem nr 460—l/GWR.M.62/43 z 6 listopada 1943 roku,
skierowanym do Łódzkiego Sądu Powiatowego (Amts-gericht), zażądał ustanowienia
niemieckiego opiekuna dla czworga nieletnich dzieci wdowy Janiny M., podając w
uzasadnieniu:
108
„(...) matka dziecka jest pochodzenia polskiego, prawie wcale nie mówi po
niemiecku, jej językiem potocznym jest język polski (...). Uważam za konieczne,
aby ustanowić dla pani M. i jej czworga dzieci asystę wychowawczą
(Erziehungsbeistend), która przede wszystkim będzie się troszczyć o to, aby
dzieci zostały wychowane w duchu niemieckim" ".
Sprawa ta zakończyła się ostatecznie odebraniem Janinie M. dzieci na mocy
orzeczenia sądu i wywiezieniem ich do Niemiec. Częściej jednak nie szukano ani
specjalnej okazji, ani też nie uciekano się do procedury sądowej. W oparciu o
zarządzenie Ulricha Greifelta nr 67/1, a nawet przed jego wydaniem, w roku 1941,
Urzędy Młodzieżowe (Jugendamt) oraz NSV sięgały po dzieci nieślubne i
półsieroty.
Po dokonaniu selekcji „rasowej" wśród dzieci znajdujących się w ich ewidencji,
przy pomocy policji niemieckiej odbierano je przemocą lub podstępem wprost z
mieszkań i przekazywano do ośrodków germanizacyjnych.
Akta śledztwa Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce w sprawie
Arthura Greisera wykazują, że taką planową akcję przeprowadzono w latach 1943—
1944 w Rogoźnie. Latem 1943 roku zarząd miejski w Rogoźnie wysłał do wdów i
niektórych matek wezwania do stawienia się wraz z dziećmi w starostwie
powiatowym w Obornikach. Po przeprowadzeniu badań „rasowych" matki z dziećmi
odesłano z powrotem do Rogoźna. Po pewnym czasie — w różnych terminach —
funkcjonariusze Policji Ochronnej (Schutzpolizei) w asyście pielęgniarek
niemieckich zjawiali się w mieszkaniach, aby pod przymusem odebrać dzieci.
Niektórym matkom udało się je ukryć. Odebrane — wywożono do Kalisza, skąd po
okresie germanizacji wstępnej i obserwacji w zakładzie wysłano je do zakładu
Lebensbornu „Alpenland" w Austrii. W dwóch transportach wywieziono w ten sposób
z Rogoźna co najmniej po 12 dzieci, łącznie — ok. 20.
W równolegle prowadzonych akcjach wywożono wówczas także dzieci z Obornik,
Swarzędza i Ryczywołu. W Łodzi akcja ta — prowadzona przez Jugendamt — miała
charakter stały w okresie okupacji i była ściśle związana z germanizacją dzieci
polskich z zakładów opiekuńczych.
Akcję tę ilustruje jedno z zeznań Ireny Nowak z Rogoźna: „W sierpniu 1943 roku
otrzymałam ze starostwa niemieckiego w Obornikach wezwanie do stawiennictwa —
wraz z dziećmi — w tymże starostwie. Pojechałam tam z moimi synami Konradem,
liczącym wówczas 6 lat, i Wacławem, liczącym wówczas 4 lata. Gdy się tam
zgłosiłam, przyjął mnie jakiś urzędnik w czarnym mundurze (SS-man). Opisałam
wygląd zewnętrzny moich dzieci, ich dokładne personalia; drugi urzędnik, ubrany
w cywilne ubranie, spisywał wynik badania prowadzonego przez owego SS-mana. Po
ukończeniu tych czynności zwolniono nas do domu. W około miesiąc później przybył
wcześnie rano policjant miejscowego posterunku do nas do domu i zapytał matkę,
która otworzyła drzwi, gdzie znajdują się dzieci Konrad i Wacław. Matka
odpowiedziała, że dzieci wyjechały. To samo powiedziałam ja, gdy ów policjant
wszedł do pokoju i żądał wyjaśnienia, gdzie dzieci przebywają. Odmówiłam
informacji, mimo że zabrano mnie na posterunek i grożono biciem i więzieniem.
Postąpiłam tak dlatego, że już około 2 tygodni wcześniej zabrano kilkoro dzieci
z Rogoźna i wywieziono w nieznanym kierunku. Dzieci te były również przy wyżej
opisanym badaniu. Gdy tylko wróciłam z policji, wysłałam starszego syna do
Poznania, a młodszego
109
ukrywałam w domu, w błelłźniarce. Policja niemiecka jeszcze przez dłuższy czas
przychodziła do mnie poszukując Konrada i Wacława.
Byłam jedyną matką w Rogoźnie, której udało się uchronić dzieci od wywiezienia.
Inne dzieci zostały wywiezione^ los niektórych jest do dziś nie znany"18.
4. DZIECI ZABRANE RODZICOM ODMAWIAJĄCYM PRZYJĘCIA VOLKSUSTY LUB „OBCIĄŻONYM
POLITYCZNIE"
Akcja germanizacyjna polegała również na próbie zniemczenia całych rodzin, jeśli
odpowiadały one określonym kryteriom „rasowym". W razie istnienia wątpliwości,
właśnie fakt posiadania przez rodzinę polską dzieci odgrywał niejednokrotnie
rolę decydującą. Służyło temu m. in. rozporządzenie ministra spraw wewnętrznych
Rzeszy dr. Wilhelma Fricka z 13 marca 1941 roku o przyjęciu niemieckiego
obywatelstwa przez obywateli gdańskich i polskich. Postanowiono, że jeśli jeden
z małżonków odmawia podpisania niemieckiej listy narodowej, na listę tę
wciągnięci będą drugi małżonek i dzieci.
Zarządzenie Heinricha Himmlera z 16 lutego 1942 roku o traktowaniu osób
wpisanych do IV grupy niemieckiej listy narodowej zwraca uwagę na ujemny wpływ,
jaki na proces germanizacyjny dzieci mogą mieć ich „niepewni politycznie"
rodzice. Ich małe zaangażowanie w niemieckie wychowanie podopiecznych budziło
wątpliwości Himmlera co do spełnienia przez nich „patriotycznego obowiązku". W
wypadku niemożności wyeliminowania wpływu rodziców drogą środków przymusu,
Himmler nakazał odbierać dzieci i umieszczać je w rodzinach zastępczych
niemieckich, pewnych światopoglądowo i politycznie.
Bezwzględne realizowanie tego zarządzenia na Pomorzu stwierdzono w toku
dochodzenia prowadzonego przez Główną Komisję Badania Zbrodni Hitlerowskich w
Polsce w sprawie Alberta Forstera. Przekroczyło ono nawet ramy zarządzenia o
tyle, że stosowano je także wobec rodzin wpisanych do III grupy listy narodowej.
Wspomniane zarządzenie Heinricha Himmlera z 16 lutego 1942 roku sankcjonowało
istniejący stan rzeczy, bowiem tego rodzaju akcję germanizacyjna prowadzono na
Pomorzu już w roku 1940.
Oto jak przedstawił historię swego dziecka Stanisław Rozpierski:
„W 1940 roku NSV w Grudziądzu zabrało mi moją córkę Irenę, liczącą 10 lat. W
czasie tym mieszkałem wraz z żoną Elżbietą w Gołębiewie i pracowałem jako
robotnik rolny u Niemca. Żona moja, jakkolwiek ewangeliczka, czuła się Polką i
córkę wychowywaliśmy w języku i duchu polskim. To było przyczyną zabrania jej
przez NSV. Córka została umieszczona u Niemca Szuberta, w Parkach powiat
Grudziądz. Po dwóch latach córka moja uciekła z powrotem do domu, jednakże
została przez żandarmerię zabrana ponownie do Szuberta, przy czym została
pobita, jak również jej
110
matka Elżbieta. Po pewnym czasie Szubertowie wyjechali do Niemiec i
najprawdopodobniej zabrali córkę moją ze sobą. Przed kilkoma dniami otrzymałem
list od Anny Szubert z Niemiec, w którym pisze mi, że córka moja jest uznana za
Niemką, gdyż nie posiada żadnych dokumentów"l*.
Agnieszka Klimczak tak opisywała utratę dwojga dzieci:
„W 1942 albo w 1943 roku NSV w Grudziądzu zabrało mi dwoje dzieci, a to Jakuba
Klimczaka lat 5 i Teresę Klimczak lat 4. Mieszkałam w tym czasie w Pokrzywnie
pod Grudziądzem i pracowałam jako robotnica rolna, gdyż mąż mój został w tym
czasie wzięty do wojska niemieckiego. Ja wraz z mężem Jakubem posiadaliśmy
wykaz. III grupy niemieckiej listy narodowej. Ponieważ rozmawiałam i
wychowywałam dzieci w duchu i w języku polskim, dzieci mi zabrano i umieszczono
u Niemców w Grudziądzu. Przypadkowo spotkałam Teresę z jakąś Niemką i córkę
odebrałam; jednakże po trzech miesiącach postawiono mnie z tego powodu przed sąd
w Grudziądzu i zostałam skazana na jeden rok obozu. Ponieważ po rozprawie
zostałam uwięziona, w mej nieobecności po raz drugi Teresę zabrano i umieszczono
— zdaje się w Wejherowie lub w okolicy Wejherowa — u Niemców. Od tej pory ślad
zaginął i nie mam o dzieciach żadnej wiadomości"20.
Nieprzy jecie niemieckiej listy narodowej, narażające rodziców na najsurowsze
represje, także nie chroniło ich dzieci przed zniemczeniem. Rozporządzenie
Heinricha Himmlera jako Reichsjuhrera SS i komisarza do spraw umocnienia
niemczyzny z 12 września 1940 roku, w sprawie przebadania i selekcji ludności z
tzw. włączonych terenów wschodnich (Erlass jur die Uberpriijung und Aussonderung
der Bevolkerung in den einge-gliederten Ostgebieten, Berlin, 13.9.1940 Nr l/K/O
36/28.111.40), nakazywało, aby w stosunku do osób, które odmawiają zgody na
„ponowne zniemczenie", stosować policyjne środki zabezpieczające, a wychowanie
ich dzieci, „które nie mogą odpowiadać za zachowanie się rodziców", przekazać
odpowiednim instytucjom niemieckim21.
Zarządzenie Himmlera z 16 lutego 1942 roku rozszerzało wyżej wspomniane wytyczne
i nakazywało, aby dzieci odłączyć także od rodziców „politycznie szczególnie
obciążonych"22, a w takich wypadkach wystarczało umieszczenie ich w obozie
koncentracyjnym.
Powyższe zarządzenie wykonywano dokładnie i bezwzględnie. Po aresztowaniu
rodziców NSV w porozumieniu z gestapo przejmowało opiekę nad dziećmi, względnie
nad matką i dzieckiem, które następnie wywożono do Niemiec z zamiarem poddania
go procesowi zniemczenia.
Jednym z typowych przykładów tego rodzaju polityki ludnościowej jest los rodziny
Zajdel z Łodzi, znajdujący odzwierciedlenie w poniższych dokumentach
niemieckich:
Litzmannstadt, 18 IX 1944 „Volkspflegeamt —4008—
Dnia 15 VIII br. telefonowano tu z Urzędu Młodzieżowego — nazwa oddziału nie
znana — aby dzieci Seidel, zam. Toepfergasse 3, których rodzice mieli być
aresztowani, umieścić w jakimś ośrodku dziecięcym. Urząd Młodzieżowy otrzymał
odno-
111
śne zawiadomienie z policji kryminalnej. Urząd Młodzieżowy prosił w dalszym
ciągu, aby porozumieć się z policją kryminalną (numer telefonu podano) i
uzgodnić na dzień następny — 16 VIII — godzinę, o której stawiłaby się do
mieszkania Seidlów opiekunka społeczna, aby z pomocą policji kryminalnej zabrać
dzieci.
podpis: Biebe
Opiekunkom społecznym Ramme i Foerster E. do wiadomości i dalszego urzędowa-
nia
.
. .
„Dnia 16 VIII 1944, z pomocą opiekunki społecznej Ramme, odebrałam dwoje dzieci
Seidel z mieszkania ich babki, która mieszka w tym samym domu przy Toepf ergasse
3. Daty urodzin dzieci nie były babce znane. Nie mogłam też się niczego
dowiedzieć
Sąsiedzi mówili, że małżonkowie Seidel i ich 14-letni syn zostali aresztowani,
ponieważ pomimo ich niemieckich nazwisk nie przyjęli listy narodowej. Mieszkanie
Seidlów zastałyśmy opieczętowane, tak że nie można było przedłożyć Urzędowi
Młodzieżowemu kart żywnościowych i innych dowodów.
Moim zdaniem mogłyby dzieci pozostać u ich polskiej babki, jednakże obecny tam
urzędnik gestapo oświadczył, że trzeba zabezpieczyć niemieckie wychowanie
dzieci.
Starszego z chłopców umieściłyśmy przy ulicy Gossler 16, młodszego przy Zebten-
weg 12. W urzędzie meldunkowym nie można było ustalić żadnych dat, gdyż brak
jest
imienia małżonka Seidel, a nazwisko Seidel występuje w kartotece bardzo często.
Podpis: E. Foerster główna opiekunka społeczna Okręg Północ"28.
Na terenie Generalnej Guberni zarządzenie o niemieckiej liście narodowej z 13
marca 1941 roku, wydane przez ministra spraw wewnętrznych Rzeszy, wprawdzie
bezwzględnie nie obowiązywało, zostało ono jednak urzędowo doręczone generalnemu
gubernatorowi Hansowi Frankowi. Niektóre postanowienia tego rozporządzenia oraz
wyżej w tym rozdziale cytowane zarządzenia Himmlera stosowano tam w drodze
analogii, w odniesieniu do tzw. osób pochodzenia niemieckiego.
Przykładem realizacji tych norm w praktyce jest poniższa decyzja Kreis-
hauptmanna w Dębicy (województwo rzeszowskie), w sprawie Józefa Schwakopfa
zamieszkałego w Orłowie (niem.: Schoenanger):
Defoke, 26 czerwca 1942 „Generalgouvernement Der Kreishauptmann Des Kreises
Dębica
Amt fiir Innere Verwaltung Abt: I B u. F 115
Dr Schm/R
Do
Pana Józefa Schwakopfa
w Schoenangar Nr 6 Sprawa: wydalenie:
Dano Panu 3-miesięczny termin przyłączenia się, ze względu na Pańskie niemieckie
pochodzenie, do niemieckiej wspólnoty narodowej; ponieważ Pan tego nie uczynił,
przeto niniejszym wydalam Pana wraz z żoną z Schoenanger.
I
113
Jest Pan uprawniony do zabrania ze sobą całego inwentarza. Jako nowe miejsce
pobytu wyznaczam Panu gminę Pilzno-wieś. Powinien się Pan zameldować u
właściwego wójta gminy Pilzno-wieś w sprawie zakwaterowania. Do opuszczenia
Schoenanger wyznaczam Panu termin rozpoczynający się dnia 27 VI42, upływający
dnia 4 VII 42 o godzinie 10 przed południem. Jeśli do tego terminu Pan się nie
wyprowadzi, wówczas nastąpi usunięcie Pana przez żandarmerię i zatrzymanie
pańskiego inwentarza.
Równocześnie zabraniam Panu i pańskiej żonie wstępowania kiedykolwiek do wsi
Schoenanger po dniu 4 VII 42. W razie spotkania Was w Schoenanger zostaniecie
umieszczeni w obozie koncentracyjnym.
Wasze nieletnie dzieci zabieram na wychowanie w zakładach opieki społecznej.
Pieczęć okrągła: Generalgouvernement Der Kreishauptmann in Dębica"24.
Zabieranie do Niemiec dzieci polskich przez zastępcze rodziny niemieckie, którym
dzieci te — po odebraniu ich przemocą od rodziców polskich — oddawano, było
zjawiskiem powszechnym. Wykaz Zarządu Miejskiego w Bydgoszczy ujawnia np. 25
nazwisk dzieci wywiezionych stamtąd do Niemiec w styczniu 1945 roku. Fakty te —
jak również częste przypadki przejmowania przez rodziny niemieckie w Rzeszy
dzieci polskich z Lebens-bornu z wiedzą o tym, że są to dzieci mające w Polsce
rodziców lub krewnych — pozwalają stwierdzić, że za zbrodnię uprowadzenia i
germanizacji dzieci polskich ponoszą odpowiedzialność nie tylko funkcjonariusze
wymienionych w tej pracy władz i instytucji hitlerowskich, lecz także liczne
jednostki spośród społeczeństwa niemieckiego. Ukrywanie i zatrzymywanie w
Niemczech dzieci uprowadzonych, wielokrotnie stwierdzone w toku akcji
rewindykacyjnej dzieci, odpowiedzialność tę rozszerza na liczne organizacje,
instytucje, stowarzyszenia i osoby indywidualne.
Rządy okupanta hitlerowskiego w Polsce znaczone były nieprzerwanym łańcuchem
zabójstw, aresztowań i deportacji. Jakkolwiek zbrodnie te były rezultatem
polityki eksterminacyjnej, wiele z nich jednak posiadało ścisły związek z akcją
germanizacyjną dzieci. Rozbicie polskiej rodziny stwarzało bowiem dogodną
sposobność do przejęcia opieki nad dzieckiem. Dzięki koordynacji działalności
policji, gestapo, urzędów wysiedleńczych i urzędów pracy z całym aparatem
germanizacyjnym okazje te wykorzystywano bezzwłocznie i bezwzględnie.
Oto zeznanie Józefa Olszackiego, urodzonego w 1895 roku, zamieszkałego w Łodzi:
„W roku 1944, po moim aresztowaniu i wywiezieniu do obozu koncentracyjnego,
córki moje — Regina lat 14 i Anna Maria lat 10 — dostały wezwanie do
Arbeitsamtu, a później do Urzędu Rasowego. Ja z córkami po powrocie z obozu nie
widziałem się, nie zastałem już ich. To co wiem, to mówiła moja wychowanica,
która wychowała moje dzieci. W czasie badań w Urzędzie Rasowym uznano obie córki
za «rasowe». Potwierdzają to akta Wydziału Opieki Społecznej, gdzie znajdują się
adnotacje w pismach, mówiące, że córki moje nadają się do germanizacji (...). 18
stycznia 1944 roku zostały one wywiezione do Kalisza (Gaukinderheim Posenstr.
1). W obozie nie otrzymywałem od córek żadnych wiadomości. Córki pisywały do
gospodyni mojego domu.
8
113
i
ostatnia wiadomość była z dnia 9 stycznia 1945 roku. Wiem od siostry zakonnej,
która była przy ewakuacji transportów dzieci z Kalisza w dniu 18 stycznia 1945
roku, że dzieci odjechały pociągiem w stronę Poznania. Dokąd transport dojechał,
nie wiadomo (...)" 25.
Zeznanie Marii Kosmyk, urodzonej 8 sierpnia 1908 roku, zamieszkałej w Łodzi:
„Miałam dwoje dzieci: chłopca w wieku 6 lat, urodzonego 23 lipca 1933, i
dziewczynkę urodzoną 28 lutego 1939 roku. W r_oku 1940 zostałam aresztowana
przez żan-darmerię niemiecką, ponieważ oskarżyła mnie sąsiadka Niemka. Mając
dwoje małych dzieci nie mogłam się zgodzić na pranie u niej. Mieszkałam wtedy w
Rawie Mazowieckiej, ulica Skorupki 1. Zabrano mnie razem z dziećmi do Łodzi.
Jeden z żandarmów zabrał ode mnie dzieci, drugi zaprowadził mnie do Arbeitsamtu.
Kiedy prowadzono mnie z Arbeitsamtu na Kopernika do lagru, chłopczyk Roman
zobaczył mnie z ogródka, gdzie były dzieci. Mnie zaraz po tym wywieziono do
Lubeki na roboty (...). Byłam tam do 1942 roku. Po powrocie (...) nie zdobyłam
żadnych informacji w biurze na Kopernika. Dotychczas nie wiem, co się dzieje z
dziećmi" M.
Cecylia Krzysztofiak, urodzona 16 listopada 1904 roku w Łodzi, zeznaje:
„W okresie okupacji pracowałam w firmie Bidermann i przymusowo zostałam
przeniesiona do fabryki w Niemczech za Berlinem. W domu pozostawiłam u siostry
dziecko. Siostra moja starała się o moje zwolnienie, właśnie ze względu na
dziecko. Wydział Opieki Społecznej polecił oddać dziecko do ochronki na
Karolewską. Chłopiec miał wtedy 6 lat. W roku 1943 zabrano go z Karolewskiej na
Kopernika, a potem wywieziony został do Kalisza. Od polskiego personelu na
Kopernika dowiedziałam się, że dziecko wysłano jako «rasowe» do Niemiec. Przez
cały rok 1943 posyłałam pieniądze do Wydziału Opieki Społecznej w Łodzi, aby
pokryć koszty utrzymania syna, potem dowiedziałam się, że już w kwietniu 1943
roku został wywieziony z Łodzi. Do dnia dzisiejszego nie mam żadnych wiadomości
o losie mojego jedynego dziecka"27.
Osobną grupę stanowiły dzieci osierocone po rozstrzelaniu ich rodziców jako
zakładników lub członków ruchu oporu. Lebensborn przejmował również w celach
germanizacyjnych opiekę nad „rasowymi" dziećmi partyzantów. Transportem tych
dzieci do Niemiec zajmowała się VoMi.
5. DZIECI URODZONE W NIEMCZECH
Począwszy od pierwszych dni wojny kobiety z krajów okupowanych, przede wszystkim
zaś z okupowanych terenów Europy Wschodniej, wywożono do Niemiec na roboty
przymusowe lub do obozów koncentracyjnych.
Kobiety deportowane na roboty przymusowe koszarowano w zamkniętych obozach
pracy, bądź też umieszczano je w gospodarstwach domowych, rolnych, zakładach
handlowych lub warsztatach przemysłowych. Okoliczność, że kobieta deportowana na
roboty była ciężarna, nie miała oczywiście żadnego znaczenia.
114
Stanowisko władz hitlerowskich wobec tych kobiet oraz wobec ich dzieci
urodzonych w Niemczech przeszło trzy fazy:
W pierwszej, sięgającej do marca 1943 roku, władze III Rzeszy nie podejmowały
szczególnej akcji w stosunku do kobiet ciężarnych oraz dzieci urodzonych na
terenie Niemiec. Obowiązujące przepisy prawa karnego nie zezwalały na
przerywanie ciąży kobiet pracujących, w miarę możliwości wysyłano je więc na
czas porodu do kraju ojczystego. Gwałtowne zapotrzebowanie na siłę roboczą
zwróciło uwagę władz III Rzeszy na fakt, że powoduje to czasową utratę siły
roboczej. Postanowiono więc znaleźć formułę, która usprawiedliwiałaby i
uzasadniała konieczność przerywania ciąży u kobiet wywiezionych na roboty.
Poglądy niemieckiego świata lekarskiego na to zagadnienie były wyraźnie
podzielone, gdyż w istocie trudno było ominąć odnośne, niezwykle surowe, grożące
ciężkim więzieniem przepisy kodeksu karnego oraz ustawodawcze motywy tych
przepisów. Zwyciężyła jednak teza hitlerowska, mówiąca, że prawem jest to, co
służy interesom narodu niemieckiego.
"Wówczas to zarządzenie Reichsfuhrera do spraw zdrowia (Reichsgesund-
heitsfuhrer) z 11 marca 1943 roku rozpoczęło drugą fazę. Zarządzenie to
postanawiało, aby na wniosek ciężarnej robotnicy „wschodniej" (Ostar-beiterin)
dokonać zabiegu przerwania ciąży 28. Wyrażenie zgody odbywało się jednak w ten
sposób, że przesyłano do podpisania odpowiedni formularz, przy czym wiadomo było
powszechnie, że odmowa podpisania go mogła zakończyć się zesłaniem do obozu
koncentracyjnego. Procedurę postępowania wobec robotnic obcej narodowości
unormowano tajnym reskryp-tem komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny z
9 czerwca 1943 roku. Przewidywał on w szczególności, że:
— przerwanie ciąży uzależnione jest od wyrażenia zgody pełnomocnika komisarza
Rzeszy do spraw umocnienia niemczyczny;
— zgodę na dokonanie zabiegu uważa się za z góry udzieloną w przypadkach, w
których ojcem dziecka jest osoba niegermańskiego pochodzenia;
— zgoda komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny jest wymagana we
wszystkich tych przypadkach, w których zostało stwierdzone lub jest
prawdopodobne, że ojcem dziecka jest osoba pochodzenia germańskiego;
— po zgłoszeniu komisarzowi Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny przypadków, w
których ojcem jest osoba pochodzenia germańskiego, Urząd Rasy i Osadnictwa
przeprowadza badania rasowe ciężarnej matki i ojca;
— w przypadku stwierdzenia, że mające się urodzić dziecko może być rasowo
wartościowe, należy odmówić zgody na zabieg M.
Powołując się na powyższe zalecenie, szef Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS
polecił — wydanym przez siebie 23 sierpnia 1943 roku tajnym reskryptem —
zgłaszać wszelkie przypadki, w których odmówiono zgody
s*
115
na przerwanie ciąży w celu rozpatrzenia sprawy germanizacji matki lub dziecka
(Einbeziehung in das Wiedereindeutschungsverjdhren)30.
Trzecią fazę — w miarą powiększania się strat wojennych — władze III Rzeszy,
dążące do utrzymania równowagi demograficznej, zapoczątkowały rozporządzeniem z
27 lipca 1943 roku, wydanym przez Reichs-fuhrera SS i szefa niemieckiej policji
w sprawie traktowania ciężarnych obcokrajowych robotnic oraz dzieci przez nie
urodzonych (Behandlung schwangerer auslundischer Arbeiterinnen und der im Reich
von Auslan-dischen Arbeiterinnen geborenen Kinder). W zarządzeniu tym podkreśla
się, że dzieci urodzone przez robotnice innych narodowości należy zachować dla
narodu niemieckiego i wychować jako dzieci niemieckie.
W odróżnieniu od poprzednich, zarządzenie to rozszerza środowisko pochodzenia
ojca na narodowości rasowo zbliżone (artsverwandten Blutes), postanawiając w
szczególności, że:
— dzieci rasowo bezwartościowe będą skierowane do dziecięcych zakładów
opiekuńczych dla obcokrajowców (Auslanderkinderpflegestatten);
— zakłady pracy będą zgłaszać urzędom młodzieżowym (Jugendamt) poprzez urzędy
pracy (Arbeitsamt) dane o wszystkich ciężarnych kobietach;
— urzędy młodzieżowe przeprowadzą dochodzenie w sprawie ojcostwa i zgłoszą
wyniki do wyższych dowódców SS i policji, dla przeprowadzenia badań za
pośrednictwem Urzędu Rasy i Osadnictwa;
— w wypadkach zakwalifikowania rodziców jako rasowo wartościowych urodzone
dzieci przechodzą pod opiekę NSV, która to instytucja umieszcza je w zakładach
dla rasowo wartościowych dzieci (Kinderheime jur gutrassige Kinder) lub w
rodzinach zastępczych;
— szczególnie wartościowe rasowo matki brzemienne należy przekazywać pod opiekę
Lebensbornu;
— zabronione jest informowanie matek o celach niniejszego zarządzenia;
— matki dzieci rasowo wartościowych, które chciałyby z dziećmi tymi powrócić do
kraju ojczystego, należy zatrzymać w Rzeszy;
— niezdolne do pracy matki wraz z dziećmi rasowo bezwartościowymi winny być
usunięte (abgeschoben) 31.
Ostatnie postanowienie należy uważać za zlecenie eksterminacji matki i dziecka,
zgodnie z hitlerowską polityką wyniszczenia wszystkich niezdolnych do pracy i
„rasowo bezwartościowych". Zarządzenie z 27 lipca 1943 roku obejmowało w
zasadzie wszystkie obcokrajowe robotnice, zawierało ono jednak w odniesieniu do
robotnic ze Wschodu, pracownic z Generalnej Guberni i tzw. podopiecznych Rzeszy
(Schutzangehorige) postanowienia szczególne. Zostały one potraktowane w sposób
bardziej brutalny i bezwzględny.
Nie wymagano od nich wyrażenia nawet pozornej zgody na przekazanie dziecka pod
opiekę NSV do Lebensbornu, nadto przy powrocie matki do kraju dziecko
zatrzymywano przymusowo. Pełne perfidii było zalecenie
116
roztoczenia nad matką w ostatnich miesiącach ciąży opieki, by w ten sposób
wzbudzić w niej zaufanie. Postanowienie to w zestawieniu z dalszym,
zabraniającym informowania matek o celach odnośnego zarządzenia, charakteryzuje
dosadnie system i metody polityki germanizacyjnej w odniesieniu do tej grupy
dzieci.
Wyżej wspomniane zarządzenie komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny
stanowiło podstawę do wydania przez inne władze i instytucje zarządzeń
uzupełniających. Tajnym reskryptem szefa Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS
(Chef des Rasse- und Siedlungshauptamtes SS) z 23 sierpnia 1943 roku zarządzono
więc, że:
— decyzje w sprawie traktowania ciężarnych kobiet oraz ich dzieci należą do
szefa Głównego Urządu Rasy i Osadnictwa;
— kompetencja ministra spraw wewnętrznych Rzeszy w tych sprawach została
ustalona tylko ze względów taktycznych i ma ona jedynie charakter formalny, gdyż
ostateczna decyzja zastrzeżona jest dla Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa;
— wszystkie przypadki pozytywnych wyników badań rasowych zgłasza NSV32.
Powyższe zalecenia akceptowały nowo nałożone zadania, których celem było
„wzmocnienie siły własnego narodu rasowo wartościową krwią i odgrodzenie się od
wszystkiego, co jest rasowo bezwartościowe". Zasady te były wyraźnym
powtórzeniem tez głoszonych przez Hitlera i Himmlera.
Działając w myśl zaleceń partyjnych organów opieki społecznej, pismami okólnymi
Głównego Urzędu Opieki Społecznej, Narodowosocjalisty-cznej Niemieckiej Partii
Pracy (NSDAP, Hauptamt fur Volksvohlfahrt) z 9 października 1943 roku nr 186/43
i z 20 stycznia 1944 roku nr 10/44 — dotyczącymi traktowania ciężarnych
obcokrajowych robotnic i dzieci urodzonych z tych robotnic w Rzeszy (Behandlung
schwangerer auslan-discher Arbeiterinnen und der im Reich von auslandischen
Arbeiterinnen geborenen Kinder), zarządzono:
— przejęcie pod opiekę NSV wszystkich rasowo wartościowych dzieci, zrodzonych z
deportowanych robotnic;
— umieszczenie dzieci w zakładach NSV lub w rodzinach zastępczych;
— przebadanie wszystkich dzieci tej kategorii, pozostających do tej pory pod
opieką NSV, stosownie do zasad ustalonych zarządzeniem komisarza Rzeszy do spraw
umocnienia niemieczyzny z dnia 27 lipca 1943 roku;
— przekazanie dzieci rasowo bezwartościowych do zakładów opieki dla dzieci
robotnic zagranicznych {Auslanderkinderpflegestatten);
— pokrywanie kosztów opieki nad dziećmi rasowymi przez placówki NSV 3S.
Pismo okólne NSDAP z 20 stycznia 1944 roku zawiera jednak charakterystyczną
różnicę w stosunku do poprzednich zarządzeń, wyodrębniając
117
z ogółu obcokrajowych robotnic kobiety narodowości polskiej. Postanawia ono, że
zgoda władz SS na przerwanie ciąży wymagana jest w każdym wypadku, gdy chodzi o
Polki, i to bez względu na narodowe pochodzenie ojca.
Rola, zadania i tryb postępowania Urzędów Młodzieżowych (Jugendamt), urzędów
zdrowia (Gesundheitsamt) i związków opieki społecznej (Fiir-sorgeverband)
została w akcji tej szczegółowo określona rozporządzeniem ministra spraw
wewnętrznych Rzeszy z 5 czerwca 1944 roku.
Ustawowymi opiekunami dzieci urodzonych z deportowanych robotnic zostały
wyznaczone Urzędy Młodzieżowe. Dzieci te pod względem praw do opieki społecznej
zostały zrównane z dziećmi niemieckimi (Reichs-jugendwohljahrtgesetz). Koszty
związane z opieką nad dzieckiem, stosownie do § 38 ordynacji opiekuńczej, miał
pokrywać Krajowy Związek Opieki Społecznej (Landes-Fursorgeverband).
Żadne z przytoczonych wyżej zarządzeń nie wspominało o tym, czy postępowanie w
stosunku do ciężarnych robotnic odnosi się jedynie do kobiet niezamężnych.
Widocznie istniały tu jednak pewne wątpliwości, skoro Główny Urząd Rasy i
Osadnictwa tajnym zarządzeniem z 19 grudnia 1944 roku w sprawie przerywania
ciąży u zamężnych robotnic ze Wschodu i Polek (Schwangerschaftsunterbrechung bei
verheirateten Ostarbeiterinnen und Polinen) zlecił traktowanie zamężnych kobiet
na równi z niezamężnymi.
Rozróżnienie to jest zresztą obojętne, zwłaszcza że wiele Polek, które ze
względu na obowiązujące ustawowe ograniczenia zmuszone były zawrzeć małżeństwo
potajemnie, uchodziło wobec Niemców za niezamężne. Jak wynika z licznych
dokumentów, sprawozdań, przesłuchań świadków i przeprowadzonych procesów,
odnośne zarządzenia władz hitlerowskich zostały wprowadzone w życie i były
istotnie wykonywane. Kilka odnalezionych po wojnie w Wiirzburgu dokumentów
wskazuje na to, że pełnomocnik komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny w
Norymberdze zlecał Urzędowi do Spraw Opieki Społecznej NSDAP w Wiirzburgu
przejęcie opieki nad mającymi się urodzić dziećmi, których rodzice byli
Polakami.
Zlecenie to przekazywano według przytoczonego poniżej ustalonego wzoru:
„Dotyczy: traktowania dzieci urodzonych w Rzeszy z obcokrajowych robotnic.
Polka NN, urodzona dnia..., zamieszkała w..., spodziewa się dziecka (miesiąc
ciąży...), którego ojcem jest Polak NN, zam. w... Wnioskowi matki dziecka o
spędzenie płodu sprzeciwiono się, gdyż należy się liczyć z dobrym rasowo
potomstwem. Upraszam przejąć dziecko po urodzeniu się pod opiekę NSV dla dobrych
rasowo dzieci" **.
Pierwsze z odnalezionych zleceń datowane jest 3 lutego 1944, ostatnie — 27
czerwca 1944 roku. Akcja ta miała więc charakter systematyczny i planowy; już w
łonie matki dzieci przeznaczano do germanizacji.
118
Należy podkreślić, że procesowi germanizacyjnemu poddawano nie tylko dzieci
urodzone w Niemczech, lecz także i te, które przybyły tam wraz z rodzicami,
deportowanymi na roboty przymusowe. Oddzielano je od rodziców pod pretekstem
umieszczania w szkołach, szpitalach itp., a próby połączenia się rodziców z
dziećmi były z góry skazane na niepowodzenie.
6. INNE METODY PRZEJMOWANIA „OPIEKI" NAD DZIEĆMI
Dziesiątki tysięcy dzieci i młodzieży polskiej wywieziono w czasie okupacji na
roboty przymusowe do Niemiec. Przekazywaniem ich zajmowały się centrale
przesiedleńcze w Poznaniu i Łodzi, urzędy pracy oraz instytucje opieki
społecznej. Nie brak również dowodów „rekrutacji" dokonywanych w domach i na
ulicach. Stwarzały one szczególnie dogodną sposobność do przeprowadzania
selekcji i wywożenia do Niemiec nieletnich dziewcząt polskich, wykorzystywanych
do pracy i poddawanych równocześnie intensywnemu procesowi zniemczenia.
Jakkolwiek zarządzenia Himmlera wszczynające tę akcję określały wiek dziewcząt
na 16—20 lat, faktycznie jednak wywożono dziewczęta już od 14 roku życia, a
nawet młodsze.
Z przeznaczonego dla Himmlera raportu Głównego Urzędu Sztabu komisarza Rzeszy do
spraw umocnienia niemczyzny z 20 lutego 1942 roku wynika, że przeprowadzenie
selekcji dziewcząt zakwalifikowanych do germanizacji zostało powierzone filii
Głównego Urzędu do Spraw Rasy i Osadnictwa (RuSHA) w Łodzi. Selekcją objęte były
przede wszystkim dziewczęta pochodzące z „Kraju Warty". Obowiązek kierowania
dziewcząt do filii RuSHA spoczywał na urzędach pracy i opieki społecznej.
Sprawozdanie Głównego Urzędu Sztabu Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia
Niemczyzny z 22 grudnia 1942 roku wykazuje, że 30 listopada tego roku znajdowało
się na terenie Niemiec w miejskich gospodarstwach domowych 1127, wiejskich —
5691, łącznie 6818 „nadających się do zniemczenia" pomocnic domowych powyżej 14
lat.
Tragiczny los tych dzieci przedstawiony został we wzmiankowanym raporcie
urzędowym z 20 lutego 1942 roku następująco:
„Doświadczenia uzyskane przy wykorzystaniu nadających się do powrotnego
zniemczenia młodych jednostek, których rodziny pozostały na Wschodzie, są,
ogólnie biorąc, niekorzystne. Wymiany korespondencji z rodzinami nie da się
powstrzymać. Ponadto wielką rolę odgrywa tęsknota za domem. Wiele z
umieszczonych pomocnic domowych zachowywało się opornie i musiały one zostać
ukarane. Zaszły liczne wypadki samobójstw. Zmuszony zatem byłem zlecić filii
Urzędu Rasy i Osadnictwa SS szczególną ostrożność przy wyborze tych
dziewcząt"**.
Poza systematyczną, planową grabieżą i germanizacją wywieziono do Niemiec wiele
dzieci, które w toku różnych akcji doraźnych, organizowa-
119
nych przez SS, policję — lub też na skutek różnego rodzaju tragicznych sytuacji
wojennych — zatrzymane zostały przez władze hitlerowskie. Nadto niezwykle ciężka
sytuacja polityczna i gospodarcza w okresie okupacji stwarzała warunki, w
których dzieci zmuszone były pracować, trudnić się handlem pokątnym itp.
Spędzanie większości dnia poza domem narażało je na łapanki, obławy lub
aresztowania. Niektóre z tych dzieci skierowano do karnych obozów wychowawczych
i obozów pracy, inne wysyłano do Niemiec. Wobec okoliczności, w których dzieci
te zatrzymywano, trudno powiedzieć, aby germanizacja była w każdym przypadku
powodem ich wywożenia. Nie stwierdzono, aby przeprowadzono selekcję „rasową"
przed wywiezieniem do Niemiec — via obóz koncentracyjny w Oświęcimiu — chłopców
z Warszawy, których w pierwszych dniach powstania rozłączono z matkami w Alei
Szucha, siedzibie gestapo. Jeśli więc poruszamy los tych dzieci, to jedynie
dlatego, że niezależnie od celu wywożenia poddano je później procesowi
germanizacyjnemu lub też musiały one ulec germanizacji faktycznej, spowodowanej
przymusowym pobytem w Niemczech.
Oto fragment zeznania Władysława Ostrowskiego, liczącego w chwili zatrzymania 9
lat, zamieszkałego przed wywiezieniem w Suchowoli pod Lwowem:
„Mnie zabrali jacyś SS-mani wprost z pola, gdzie pasłem bydło. Zostałem
umieszczony w Hartmansdorff, tam była szkoła, uczyłem się po niemiecku, bili
mnie, jak się mówiło po polsku. Byłem tam tak długo, aż przyszli Amerykanie. Jak
mnie przywieźli do Łodzi, to słabo mówiłem po polsku" M.
Ostateczna klęska militarna III Rzeszy uniemożliwiła zrealizowanie w Generalnej
Guberni planu Heinricha Himmlera, zmierzającego do przeprowadzenia
systematycznej selekcji wartościującej wszystkich dzieci polskich powyżej 6 roku
życia, dla celów germanizacyjnych. Mimo toczących się ciężkich zmagań wojennych
przeprowadzono jednak większość zaleceń Himmlera, w których postulował on
„wprzęgnięcie dobrej krwi w niemieckie szeregi albo też zniszczenie jej" 87.
Mowa tu o akcjach przesiedleńczych, pacyfikacyjnych i ewakuacjach.
Na podstawie dokumentów niemieckich oraz przeprowadzonych dochodzeń dotyczących
jednego tylko odcinka — a mianowicie wysiedleń z Za-mojszczyzny — uzasadnione
jest domniemanie, że właśnie w toku wysiedleń, pacyfikacji i ewakuacji
wywieziono do Niemiec wiele dzieci. Akcjami tymi, obejmującymi powiaty zamojski,
biłgorajski, tomaszowski i hrubieszowski, kierowała Centrala Przesiedleńcza w
Łodzi za pośrednictwem swojej filii w Zamościu. W okresie od 27 lutego 1942 do
sierpnia 1943 roku spośród ok. 110 000 ludności, wysiedlonej z 297 gromad, ok.
30 000 stanowiły dzieci.
W myśl wydanych zarządzeń wybór przeznaczonych do zniemczenia w III Rzeszy
dzieci miał nastąpić w specjalnie utworzonych „dziecięcych
120
obozach wychowawczych" (Kindererziehungslager), dla dzieci do lat 10. Obozów
takich jednak nie zorganizowano, natomiast selekcja następowała w obozach
przesiedleńczych w Zamościu, Zwierzyńcu oraz w Lublinie i w obozie
koncentracyjnym na Majdanku. Włączenie ich — po przeprowadzeniu w wymienionych
obozach „badań rasowych" przez „ekspertów" RuSHA — we właściwy proces
germanizacyjny, nastąpiło przez wywiezienie ich do Niemiec.
Ile dzieci spośród przeszło 30 000 wywieziono ostatecznie do zgermani-zowania —
nie wiadomo. Można jednak z dużą dozą prawdopodobieństwa ustalić liczbę
minimalną. W aktach lubelskiej Delegatury Rady Głównej Opiekuńczej (RGO)
zachowała się bowiem lista transportów dziecięcych skierowanych z wyżej
wymienionych obozów do Niemiec 38. Lista ta obejmuje 29 transportów kolejowych i
samochodowych, którymi w okresie od 7 lipca do 25 sierpnia 1943 roku skierowano
w głąb III Rzeszy i na tzw. ziemie włączone do Rzeszy łącznie 4454 dzieci
polskich w wieku od 2 do 14 lat, pochodzących z Zamojszczyzny. Informacje, które
napływały do RGO ze Śląska i Prus, donosiły, że dzieci przybyłe na tamtejsze
tereny były umieszczane przy niemieckich rodzinach lub w niemieckich zakładach.
Prawdziwość tych informacji znajduje potwierdzenie w zarządzeniu Głównego Urzędu
Bezpieczeństwa Rzeszy z 10 października 1942 roku, które opiekę nad „rasowymi"
dziećmi wysiedleńców z Lubelskiego zleca NSV.
Jak wynika z dokumentacji niemieckiej, w obozach przejściowych gromadzono, a
następnie wywożono do Niemiec, dzieci uprowadzone w toku pacyfikacji i
ewakuacji. Dokumentacja ta, obejmująca okres od stycznia do lipca 1943 roku,
dotyczyła Ukrainy, Białorusi i Galicji, natomiast nie natrafiono na podobną
dokumentację dotyczącą Lubelszczyzny. Nie znaczy to jednak, by odpowiednich
zarządzeń nie wykonywano również i na terenach polskich w okresie przesunięcia
się na nie frontu, a nawet wcześniej, w toku walk z partyzantką. Pośrednio
świadczy o tym fakt, że we wzmiankowanej dokumentacji wymieniono jako miejsca, w
których planowano założenie obozów dla dzieci zagarniętych w toku tych akcji —
właśnie Lublin i Trawniki, a nie miejscowości położone na obszarze Związku
Radzieckiego. Trzeba więc przyjąć, że wśród dzieci do lat 10, gromadzonych w
obozach przez Ericha von dem Bacha, dowódcę oddziałów zwalczających ruch
partyzancki, oraz wśród dzieci w wieku od 10 do 16 lat, dla których planowano
obóz w Lublinie, były także dzieci polskie.
Jeżeli chodzi o wywożenie dzieci w ramach „Akcji Siano" (Heu-Aktion), to —
jakkolwiek w notatce o okupowanych terenach wschodnich, opracowanej przez
Ministerstwo Rzeszy, mowa jest o Białorusi, Ukrainie i Galicji — z ówczesnych
przesunięć frontu wynika, że i ta akcja obejmowała w dużej mierze dzieci
polskie. Ponadto do Niemiec wywożono już wcześniej młodzież polską z polskich
terenów wschodnich pod pretekstem, że „jest to młodzież pochodzenia
niemieckiego".
121
t
7. WYWOŻENIE DZIECI ZE SZKÓŁ
Brak jest materiałów, które pozwoliłyby ustalić, na podstawie jakich zarządzeń
masowo wywożono do Niemiec dzieci polskie uprowadzone w roku 1944 wprost ze
szkół. Najprawdopodobniej akcję tę inicjowało zarządzenie wyższego dowódcy SS i
policji w Generalnej Guberni jako pełnomocnika komisarza Rzeszy do spraw
umocnienia niemczyzny. Wskazywały na to towarzyszące wywożeniu okoliczności.
Ze szkół zabierano dzieci w wieku od 6 lat, przypuszczalnie na podstawie już
wcześniej ustalonej listy. Wywożono — zazwyczaj bez uprzedzenia — wprost z
lekcji i często bez zawiadamiania rodziców. Umieszczano je w specjalnych obozach
dziecięcych. Używanie języka polskiego w obozach było karane. Prowadzono stałą
naukę języka niemieckiego, a młodzież wcielano do organizacji hitlerowskich.
Okoliczności te wskazują na to, że dzieci wywożono w celach germani-zacyjnych.
Fakt, że wywożono je masowo, w pośpiechu, prawdopodobnie bez dokładniejszej
selekcji, dowodzi, że w końcowej fazie wojny w akcji grabieży dzieci coraz
dobitniejszą rolę odgrywały te wytyczne Himmlera, które zabraniały
„pozostawiania dobrej krwi po stronie wroga".
Przytoczone poniżej krótkie opisy losów dzieci po wywiezieniu przedstawiają
rozległość obszaru objętego akcją wywożenia oraz jej zorganizowany charakter.
Oto ich relacje:
Nestor Chadaj, liczący wtedy 13 lat, mieszkał od 1944 roku wraz z rodzicami we
wsi Dobromil koło Przemyśla. Wiosną 1944 roku zabrano go wprost ze szkoły wraz z
ok. 20 innymi uczniami i pozwolono — pod eskortą — pożegnać się z rodzicami.
Drogą wiodącą przez Kraków przewieziono pociągiem dzieci do obozu w Zwickau,
gdzie chłopcy pracowali co drugi dzień w fabryce mebli, a w inne dni uczęszczali
na naukę języka niemieckiego. Uczył ich esesman, za mówienie po polsku bito.
Niektórzy chłopcy z Dobromila nosili na ramieniu swastykę. Spotykał on tam
dzieci z okolic Przemyśla i Jarosławia, rozmieszczone w innych obozach w pobliżu
Zwickau. Były to obozy o nazwie Hartmansdorff i Kitzberg. Chłopcy i dziewczęta
ćwiczyli na boisku, zajęcia gimnastyczne połączone były z marszami i śpiewaniem
po niemiecku 39.
Siedmioletni Kacper Poldek mieszkał wraz z rodzicami i rodzeństwem w Nowym
Sączu. Zabrano go wprost ze szkoły wraz z siostrą i dwoma innymi uczniami.
Pociągiem przewieziono ich do Niemiec. Kacper znalazł się w obozie w Zwickau,
gdzie byli sami chłopcy. Kazano mu mówić tylko po niemiecku, za porozumiewanie
się w języku polskim był bity, podobnie jak jego koledzy. W obozie przebywali
jeszcze inni chłopcy z Nowego Sącza 40.
Mieczysław Domański mieszkał przed wojną w Adamowie koło Buska. Miał 6 lat, gdy
Niemcy zabrali go, wraz z innymi dziećmi (ok. 80), ze szkoły. Przebywał w kilku
obozach, których nazwy wymienił. Były to: Racibórz, Lichtentane i Grossen.
Najdłużej przebywał w Raciborzu, gdzie było około
122
50 chłopców w wieku do 15 lat. Za rozmowy po polsku bito. Pod koniec wojny
wywieziono go do obozu w Zwickau, gdzie przebywał już Kacper Poldek. Tam ubrano
ich w niemieckie mundury i przeprowadzano ćwiczenia. Dziewczęta traktowano
identycznie 41.
Jan Hamerling mieszkał z rodzicami w Radomiu. W wieku sześciu lat zabrany został
ze szkoły wraz z dwiema siostrami i innymi dziećmi. Przed wyjazdem odbywały się
w szkole badania lekarskie, polegające na ważeniu, mierzeniu i oglądaniu zębów.
Następnie wywieziono wszystkie dzieci pociągiem. Rodzeństwo zostało rozdzielone.
Janka przewieziono do Lob-nitz koło Zwickau, gdzie uczono dzieci pieśni
niemieckich. Za rozmowy po polsku bito gumą lub pasem. Obóz uwolniły wojska
amerykańskie 42.
Aleksandra Bezlera, który mieszkał w Brzozowie koło Tomaszowa Mazowieckiego,
wywieziono ze szkoły w Tomaszowie razem z innymi dziećmi, po uprzednich
badaniach lekarskich i fotografowaniu w różnych pozycjach. Nie pozwolono mu
pożegnać się z rodzicami. Jeszcze w szkole, w Tomaszowie, kazano ubrać się
dzieciom w czarne spodnie i żółte koszule. Po podróży dzieci znalazły się w
obozie w Saksonii, w mieście — jak wydawało się Bezlerowi — zwanym Werdau.
Uczono je marszu, niemieckich pieśni. Pod karą chłosty zabraniano mówić po
polsku. Współtowarzyszami małego Aleksandra byli sami chłopcy, nie miał jednak
nikogo znajomego z rodzinnej wioski. Po zakończeniu wojny został repatriowany i
zamieszkał w Łodzi 4S.
Wywożenie dzieci ze szkół odbywało się już w okresie nieodwracalnych klęsk
militarnych Rzeszy, kiedy to krótkotrwałe imperium waliło się w gruzy. Natomiast
akcje grabieży i germanizacji dzieci prowadzono nadal planowo, konsekwentnie i
systematycznie.
8. SELEKCJA WARTOŚCIUJĄCA OSOBOWOŚCI
NISZCZENIE
Liczne przytoczone poprzednio dowody z dokumentów niemieckich i z zeznań
świadków ilustrują sposoby stosowane przez aparat III Rzeszy w akcji grabieży i
germanizacji dzieci polskich.
Z reguły o przeznaczeniu dziecka do zniemczenia — zwłaszcza tam, gdzie brak było
domniemania o pochodzeniu niemieckim — decydowała selekcja wartościująca, która
polegała na tzw. badaniach rasowych i zdrowotnych, a po nich — czasem
równocześnie — badania zdolności i charakteru dziecka.
Jakkolwiek nie zdążono dokonać selekcji wszystkich dzieci wywiezionych do
Rzeszy, selekcja ta była obowiązującym założeniem całego programu i
przeprowadzono ją — z modyfikacjami uwarunkowanymi pochodzeniem dzieci — w
stosunku do wszystkich, których zniemczenie powierzono Lebensbornowi, niemieckim
szkołom ojczyźnianym i NSV. Stoso-
123
I
wano ją również wobec dziewcząt wywiezionych do pracy w charakterze służby
domowej oraz wobec znacznej liczby dzieci wywiezionych ze szkół.
Ulrich Greifelt dawał tylko praktyczne zalecenia, znajdujące swe źródło w
memoriale Urzędu do Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP z listopada 1939 roku.
Autorzy memoriału uważali, że prawdziwe przenarodowienie jest możliwe tylko przy
„jednakowych cechach rasowych", przy czym dzieci te nie mogły liczyć więcej niż
8—10 lat. Wiek ten miał stanowić granicę możliwości „ostatecznego zniemczenia".
Te niewzruszone, wydawałoby się, rasowo-polityczne kanony zostały podważone
zarządzeniem Ulricha Greifelta z 19 lutego 1942 roku, podnoszącym granicę wieku
dzieci polskich, kierowanych do niemieckich szkół ojczyźnianych, do 12 lat.
W praktyce i ta granica była wyższa, a w „Akcji Siano" (Heu-Aktion), rozpoczętej
w czerwcu 1944 roku, podwyższono ją do ponad 17 roku życia.
Przeprowadzając selekcję „rasową" ustalano trzy kategorie dzieci: stanowiących
pożądany, możliwy do przyjęcia i niepożądany przyrost ludności.
Poza selekcją „rasową" dużą wagę przykładano do cech psychicznych, m. in. także
do sposobu spoglądania czy patrzenia dziecka. Trzynastoletni Wojciech Wysocki z
powiatu konińskiego, o stwierdzonych cechach rasowych „N—O" (wschodnionordycki),
określony został w obozie przejściowym jako grzeczny i pogodny chłopiec, o
spokojnym i otwartym spojrzeniu.
Opinia zawierała stwierdzenie, że „Wojciech obiecuje bardzo wiele", jakkolwiek,
jest on pod wpływem matki, która "wzbrania sie_ przed wyjazdem do Niemiec.
Inaczej wyglądała w tym samym obozie sprawa dwunastoletniej Luizy Stempin z
powiatu wieluńskiego, stwierdzono bowiem, że robi ona złe wrażenie, gdyż „nie
umie patrzeć w oczy"; stąd wniosek kierowniczki działu dla dziewcząt, że „trzeba
twardej ręki, aby wychować ją na Niemkę" **. Tak wiex dramat, <Łttft<fca.
<&toss$L *« s&KEj^sywsKfc =$&& \śye«HĄ twSasj charakteru.
O dziesięcioletnim Zbigniewie Olszanowskim kierownictwo obozu niewiele mogło
powiedzieć, ponieważ okazał się on „zamknięty w sobie" i prawie zupełnie nie
znał języka niemieckiego. Robił jednak — jak uznano — przyzwoite, „czyste"
wrażenie, choć wydawał się „bardzo spokojnie usposobiony" 45.
O 12-letniej Agnieszce Miszewskiej stwierdzono, że jest bardzo młoda i „obiecuje
na przyszłość wiele", gdyż rozporządza bardzo dobrymi cechami charakteru i
zdolnościami umysłowymi. Robi bardzo dobre ogólne wrażenie 46.
Niejednokrotnie, mimo pozytywnych wyników badań „rasowych" i lekarskich,
stwierdzenie ujemnych cech charakteru decydowało o nieuzna-niu dziecka za
nadające się do zniemczenia.
124
Obserwacje cech charakteru trwały również po wywiezieniu do Niemiec, a nawet po
przekazaniu pod opiekę rodziny zastępczej.
Cała ta selekcja wartościująca prowadzona była więc nie w celu ustalenia
niemieckiego pochodzenia dziecka, lecz z zamiarem wyłowienia takich dzieci
polskich, które według pseudonaukowych kryteriów rasowych, eugenicznych oraz
wychowawczych, wykazywały cenne właściwości somatyczne i psychiczne.
Heinrich Himmler niejednokrotnie ingerował osobiście w działalność specjalistów
do spraw rasowych. W tajnym piśmie z 16 lutego 1943 roku zlecił on, by „cennym
rasowo" synom Marii Łambuckiej, w wieku ośmiu i trzynastu lat, nauczyciele i
koledzy wytłumaczyli w sposób jasny, że w żadnym wypadku nie są oni dezerterami
polskości, lecz na podstawie swego germańskiego pochodzenia i wartościowych cech
rasowych powinni „przyznać się do krwi, z której pochodzą". W odniesieniu do
innych dzieci Himmler polecił przedstawić sobie wnioski z załączeniem
fotografii, oceny rasowej i sprawozdania o wrażeniu, jakie zrobiło każde
poszczególne dziecko lub matka.
Niszczenie osobowości dziecka rozpoczynało się natychmiast w obozie
przejściowym, zakładzie opiekuńczym lub wychowawczym, bądź też w szkołach
ojczyźnianych, w których obowiązywał zakaz używania języka polskiego. Złamanie
zakazu karano chłostą, biciem po twarzy, pozbawieniem jedzenia, męczącą musztrą
wojskową.
Dalszym etapem było wprowadzanie hitlerowskiego systemu wychowania, którego
podstawę stanowiły: ideologia rasizmu, militaryzmu i kult wodzostwa. Mundury,
swastyki, pieśni hitlerowskie, werble, ćwiczenia i marsze — to praktyczna nauka,
która miała przeobrazić psychikę dziecięcą i doprowadzić do „prawdziwego
przenarodowienia". Szczególnie dużą wagę przywiązywano do marszu, który miał
wywierać silny wpływ na psychikę małoletnich. Maszerowanie bowiem — jak trafnie
określił Hermann Rauschning — „zabija myśl i niszczy indywidualność". Czołowy
ideolog hitleryzmu Alfred Rosenberg podkreślał, że życiowym stylem niemieckiego
narodu, różniącym się w zasadniczy sposób od stylu określonego brytyjskim
liberalizmem, jest właśnie styl maszerującej kolumny, bez względu na to, gdzie i
do jakiego celu kolumna ta byłaby użyta ".
Kolejnym stadium w procesie niszczenia osobowości i tworzenia nowej było
zacieranie śladów polskiego pochodzenia dzieci. W tym celu dokonywano zmiany
nazwisk, imion i dalszych personaliów, prowadzono odrębną rejestrację meldunkową
oraz wystawiano fałszywe dokumenty i zaświadczenia.
Zasady regulujące metody stosowane przy zmianie nazwisk ujęte zostały w
zarządzeniu szefa Głównego Urzędu do Spraw Rasy i Osadnictwa SS z 17 września
1942 roku, dotyczącym zniemczenia nazwisk. Postanowiono, że nowe nazwiska należy
w miarę możności dostosować do źródłosłowu i brzmienia dotychczasowego. Tam
gdzie nie byłoby to możliwe, należało
125
nadawać najczęściej spotykane nowe nazwiska niemieckie, o brzmieniu wyraźnie
nordyckim. Do domów dziecka, czy też do Lebensbornu i do szkół ojczyźnianych,
dzieci musiały być już przekazywane z nowymi nazwiskami.
Przy zmianie zachowywano zazwyczaj pewną ilość liter początkowych
dotychczasowego nazwiska, np.: Sosnowska — Sosemann, Piwowarczyk — Pichler,
Mikołajczyk — Micker, Witaszek — Wittke. Chodziło o to, by te dwa nazwiska
upodobniły się w pamięci dziecka i by zapomniało ono o pierwotnym. Poza
popularnymi nazwiskami niemieckimi nadawano też nazwiska odpowiadające cechom
fonetycznym języka niemieckiego, pozostawiając zasadnicze brzmienie polskie,
np.: Piątek — Pionteck, Jesionek — Jeschonnek. Niekiedy zmiany dokonywano przez
tłumaczenie nazwiska, np.: Ogrodowczyk — Gartner, Młynarczyk — Miiller.
Wystawianie fałszywych metryk urodzenia leżało w gestii Lebensbornu. Sfałszowana
metryka Romana Roszatomskiego na nazwisko Hermanna Ludeking nie zawiera — poza
fikcyjną datą urodzenia (20.1.1938 r.) — żadnych danych o rodzicach, zaś jako
miejsce urodzenia ustala Bruczków (Bruckau), na którego terenie znajdował się
jeden z zakładów germaniza-cyjnych dla dzieci. Wspomniane dziecko urodzone było
w rzeczywistości w Łodzi.
Dla całkowitego zatarcia śladów utworzono m. in. dla ośrodka germani-zacyjnego w
Kaliszu — na podstawie tajnego zarządzenia ministra spraw wewnętrznych Rzeszy
Fricka z 10 grudnia 1942 roku — odrębne biuro meldunkowe 48. Minister uzasadniał
potrzebę uruchomienia takiego biura obawą, że polscy krewni i znajomi dzieci,
starający się je odszukać, mogliby po prostu informować się w lokalnym
policyjnym biurze meldunkowym. W ten sposób „zamierzony cel zniemczenia dziecka
byłby zagrożony" — jak ostrzegano w tym zarządzeniu.
W zakładzie germanizacyjnym „Alpenland" w Oberweis, położonym w Austrii, dzieci
polskie meldowano w lokalnym biurze meldunkowym, każdego miesiąca jednak
funkcjonariusze Lebensbornu zabierali stamtąd wszelkie formularze zameldowania i
wymeldowania, zacierając w ten sposób ślady pobytu dzieci w zakładzie.
Lebensborn miał w wielu zakładach własne placówki meldunkowe, a w głównej
siedzibie w Monachium przy Herzog Max Strasse 3/7 istniał centralny rejestr
meldunkowy, który przypuszczalnie spłonął wraz z całym budynkiem, bądź też
zatopiony został ce -Iowo w rzece Inn w Bawarii.
Rodzinom zastępczym — dla legitymowania dziecka przed władzami administracyjnymi
— wręczano zaświadczenia stwierdzające jego niemieckie pochodzenie.
Sprawa wieku zagrabionych dzieci stawała się bowiem niekiedy kłopotliwa dla
instytucji przekazującej. Zdarzało się, że rodziny miały pod tym względem pewne
wątpliwości. Znany jest przypadek, kiedy postanowiono rozwiać je autorytetem
naukowym profesora uniwersytetu, dr. Beckera
126
z Marburga, który „ustalił" wiek dzieci na podstawie zróżnicowania szkieletu
ręki na zdjęciach rentgenowskich.
Jeszcze bardziej kłopotliwe okazało się zaspokajanie ciekawości przybranych
rodziców co do pochodzenia dziecka. Przybrana matka Ełfryda Malisch mogła
dowiedzieć się tylko tyle, że Lebensborn nadal nie ma żadnej dokumentacji o
pochodzeniu dziecka, a poszukiwania potrwają jeszcze jakiś czas. Jej przyjazd do
Monachium „jest zbędny, bo ustnie niczego więcej nie będzie mogła się
dowiedzieć". W końcu wyrażono nadzieję, że mała Krystyna sprawi jej wiele
przyjemności 49.
Etapem wieńczącym dzieło przenarodowienia było umieszczenie dziecka w rodzinie
zastępczej, pewnej „pod względem światopoglądowym", a więc z reguły
esesmańskiej. Z rodzinami takimi utrzymywano pisemny kontakt, a Lebensborn
wyróżniał się redagowaniem korespondencji w niezwykle ciepłym tonie, starając
się zapewne stworzyć klimat, który stłumiłby wszelkie istniejące wątpliwości i
podejrzenia przybranych rodziców dziecka.
Hitlerowski system, metody i zasięg grabieży dzieci w celu ich wynarodowienia są
wydarzeniem bez precedensu i analogii w dotychczasowych dziejach ludzkości, a
ich planowy i instytucjonalny charakter stanowi hańbę cywilizacji XX wieku.
9. ROLA LEBENSBORNU W GRABIEŻY DZIECI
Lebensborn rozwijał swą działalność oficjalnie jako zarejestrowane
stowarzyszenie. Czy była to organizacja o celach jedynie charytatywnych, jak
chcą jej sprzymierzeńcy, czy też twór narodowego socjalizmu w obrę-bie
organizacji BB, przetwarzający zbrodniczą Ideologię rasistowską w kon-kretną
praktykę dla celów wyłącznie politycznych, jak to widzą inni?
Wielu publikacjom wyraźnie tendencyjnym lub fałszującym prawdę sprzyjał fakt, że
akta centrali Lebensborn zniszczone zostały bezpośrednio po zakończeniu wojny w
podejrzanych okolicznościach, osłaniając tajemnicą wiele dziedzin działalności
tej instytucji. Również zaskakujący wynik jednego z procesów norymberskich
wprowadził wiele zamętu w poglądach, stwarzając wyśmienitą pożywkę dla
bezprzykładnych ataków ze strony zwolenników Lebensbornu.
Już od początku jej istnienia wytworzyła się wokół tej instytucji niezwykła
atmosfera. Moralna ocena działalności stowarzyszenia budziła zawsze sprzeczne
poglądy, m. in. dlatego, że Lebensborn głosił hasło posiadania potomstwa poza
małżeństwem, byle tylko było no „dobre rasowo". Szczegółowe wymogi związane z
tym zagadnieniem zagwarantowane były postanowieniami statutowymi.
127
Rzeczywiste cele i praktyki Lebensbornu otaczano ścisłą tajemnicą i z tych
względów Reichsfuhrer SS Heinrich Himmler wyposażył to „stowarzyszenie" w takie
prerogatywy władzy, jak urzędy stanu cywilnego i biura meldunkowe oraz prawo do
sprawowania ustawowego opiekuństwa.
W okresie toczącej się wojny Lebensborn prowadził działalność w podbitych
państwach: w Austrii, Norwegii, Francji, Belgii, Holandii, Luksemburgu,
Jugosławii, Polsce. Grabiono też dzieci w Czechosłowacji, Rumunii i Związku
Radzieckim. Wśród wielu instytucji hitlerowskich zajmujących się rabunkiem
dzieci Lebensborn wyróżniał się grabieżą najmłodszych, z reguły w granicach
wieku do 6 lat.
Uzbrojenie Lebensbornu w prerogatywy władzy państwowej wypływało z pozycji, jaką
w systemie hitlerowskim odgrywała organizacja SS, rządząca się własnymi prawami
i normami postępowania. Stąd też Lebensborn odgrywał podwójną rolę: zwyczajnego
stowarzyszenia opartego na przepisach prawa cywilnego oraz jednego z urzędów w
łonie struktury organizacyjnej „państwa SS".
W piśmie programowym dr. Gregora Ebnera, jednego z kierowników Lebensbornu,
znajduje się wyjaśnienie dotyczące celowości utworzenia we wszystkich zakładach
własnych urzędów stanu cywilnego i biur meldunkowych. Miało to „ułatwić urzędowy
obowiązek meldunkowy", a ponadto zabezpieczyć utrzymanie „całkowitej tajemnicy"
urodzenia dziecka poza małżeństwem 50. Uzasadnienie takie mija się z prawdą,
skoro — jak stwierdzono — Lebensborn obejmował opieką znaczny odsetek kobiet
zamężnych. Istotny cel był zakamuflowany, co potwierdzają niektóre dokumenty. Z
jednej strony chodziło o stworzenie zachęty i ułatwień w podejmowaniu decyzji o
urodzeniu dziecka dla „spełnienia obowiązku narodowego", z drugiej — o zatarcie
śladów zagrabionych dzieci.
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Rzeszy poufnym zarządzeniem z 10 grudnia 1942
roku poleciło utworzenie dla domu dziecka (Gaukinderheim) w Kaliszu osobnego
bi»:ra meldunkowego. Akt ten rozwinął szczegółowo Gauleiter Arthur Greiser w
poufnym zarządzeniu z 23 grudnia 1942 roku, skierowanym do prezydenta w Łodzi, z
podkreśleniem, że Lebensborn prowadzi akcję zniemczenia dzieci polskich na
zlecenie Reichsjuhrera SS i szefa niemieckiej policji. Greiser użył tu
określenia „byłych polskich dzieci" 51. Prowadzenie biura meldunkowego
powierzono kierownikowi zakładu, zaopatrując go w okrągłą pieczęć urzędową z
godłem i napisem Polizeiliche Meldestelle II in Kalisch/Warthegau. Zakres
działania biura meldunkowego ograniczono jedynie do dzieci polskich,
postanawiając, że personel i inne osoby mają meldować się w zwykłym biurze
meldunkowym w Kaliszu. Zastrzeżono jednak, że biuro nie ma prawa wystawiania
zaświadczeń o zamieszkaniu, tak jak to przewidywały obowiązujące w tej kwestii
przepisy, co zapewniało całej sprawie całkowitą poufność.
Gaukinderheim w Kaliszu nie miał do tego czasu osobnego urzędu stanu cywilnego,
gdyż był to zakład przejściowy, oddany jedynie do dyspozycji
128
Lebensbornu. Natomiast inne zakłady miały takie urzędy, a w centrali w Monachium
znajdował się główny urząd stanu cywilnego Lebensbornu i ogólny rejestr. Urząd
ten wystawiał fałszywe metryki urodzenia na formularzach urzędu stanu cywilnego
według wzoru „A 51" (Standesamt L Miinchen), zaopatrzone w urzędową pieczęć z
godłem i napisem Der Standesbeamte des Standesamtes L — Miinchen Herzog Maxstr.
3/7.
W celu umożliwienia stowarzyszeniu sporządzania urzędowych aktów stanu cywilnego
w odniesieniu do dzieci zagrabionych innym narodom, władze III Rzeszy chwyciły
się zaskakującego z prawnego punktu widzenia sposobu. Otóż szef wydziału
prawnego Lebensbornu, dr Giinter Tesch, uzgodnił telefonicznie całą procedurę z
nadradcą Eckelbergiem w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i sporządził notatkę
służbową jako „podstawę prawną" do dalszego działania. Uzgodniono mianowicie, że
Urząd Stanu Cywilnego Lebensbornu w Monachium przejmie w odniesieniu do
zagrabionych dzieci uprawnienia Urzędu Stanu Cywilnego I w Berlinie w ramach
tzw. przypadków stanu cywilnego za granicą, w oparciu o przepis § 41 ustawy o
aktach stanu cywilnego. Szef Lebensbornu Max Sollmann upoważniony został do
wydawania potrzebnych zarządzeń w tym zakresie w imieniu ministra spraw
wewnętrznych Rzeszy. Tą drogą uzyskał on uprawnienia do ustalania
przypuszczalnego miejsca i daty urodzenia dzieci oraz do nadawania im
niemieckich imion i nazwisk w oparciu o przepis § 25 wspomnianej wyżej ustawy.
Jako miejsce urodzenia należało podawać, w braku innych danych, miasto Poznań.
Podstawę do określenia wieku miało stanowić orzeczenie szefa wydziału zdrowia
Lebensbornu dr. Gre-gora Ebnera. Natomiast nowe nazwiska przybranych rodziców
miały otrzymywać dzieci od razu, w przypadku gdy należało liczyć się z
przysposobieniem małoletnich.
Ponieważ Lebensborn nie ponosił żadnych kosztów związanych z utrzymaniem oraz
pomocą dla dzieci przekazanych rodzinom zastępczym, zachodziła potrzeba
urzędowego dokumentowania okoliczności stanowiących podstawę do udzielenia
określonych świadczeń, wydawania kart żywnościowych i innego rodzaju korzyści.
Takie uprawnienie, nie wiadomo bliżej, w jakim trybie, przyznano Lebensbornowi.
W zaświadczeniach wydawanych przez centralę w Monachium stwierdzano, że odnośna
rodzina posiada dziecko pochodzenia niemieckiego, które na polecenie
Reichsjuhrera SS ma być wychowane w rodzinie niemieckiej. Na utrzymanie dziecka
nikt nie udziela świadczeń, a ono samo nie posiada ani majątku, ani dochodów. Ze
względu na skutki prawne takich zaświadczeń musiano nadawać im charakter
wyraźnie urzędowy. Właściwy prezydent policji uwierzytelniał zaświadczenie i
umieszczał na nim swoją urzędową pieczęć z godłem.
Pewna ilość takich zaświadczeń zachowała się jedynie dzięki temu, że znajdowały
się one w rękach przybranych rodziców, którzy po wojnie musieli wytłumaczyć się
z posiadania dziecka obcej narodowości.
Przekazując dziecko rodzinie niemieckiej Wydział Adopcji i Pośredni-
» .
129
ctwa Lebensbornu, z zasady korespondencyjnie, zapytywał przybranych rodziców, na
jakie nazwisko wystawić metrykę urodzenia: a więc na obecne — zresztą już
zmienione na niemieckie — czy też nazwisko przybranych rodziców.
Innym przywilejem Lebensbornu była sfera opiekuństwa instytucjonalnego, oparta
na statucie, który powoływał się na przepis § 47 ustawy Rzeszy o opiece
społecznej nad młodzieżą (Reichsjugendwohlfahrtgesetz — RJWG). Tu również
przejawiał się dyskryminacyjny charakter statutu, który przewidywał, że
Lebensborn przejmuje opiekę każdorazowo, według własnego uznania. Ograniczono ją
oczywiście wyłącznie do dzieci „rasowo i fizycznie wartościowych". Inne nie
miały szans na korzystanie z pomocy tej instytucji.
Przepisy o opiece nad małoletnimi, zawarte w niemieckim kodeksie cywilnym (§§
1773—1895), obowiązywały nadal, a ustanowienie opieki i nadzór nad jej
wykonaniem należały do sądu. W stosunku do dzieci pozamał-że"ńskich urzędowym
opiekunem z mocy ustawy stawał się Urząd Młodzieżowy (Jugendamt).
Natomiast Lebensborn nie czuł się skrępowany żadnymi przepisami i uniezależnił
się całkowicie od organów sądowych. Jedynie przysposobienie dziecka, które
wymagało dla swej ważności formy orzeczenia sądowego, zmuszało Lebensborn do
współpracy z wymiarem sprawiedliwości. W tych przypadkach żaden sąd nie badał
szczegółów związanych z pochodzeniem i przeszłością dziecka. Informacje podawane
przez Lebensborn posiadały pełną moc dowodową, a akt adopcji stawał się zwykłą
formalnością.
Nie zważano na to, że całe postępowanie w dziedzinie opiekuństwa i adopcji
dzieci będących obcokrajowcami stanowi oczywiste pogwałcenie postanowień
konwencji haskiej z 12 czerwca 1902 roku, którą Niemcy ogłosiły w dzienniku
ustaw (RGB1, 1904, s. 240).
Prerogatywy władzy państwowej, którymi wyposażono Lebensborn, są dalszym
przykładem zwyrodnienia systemu prawnego III Rzeszy i stanowią jeszcze jeden
przyczynek do poznania tego zjawiska, tak szeroko rozważanego w tzw. sprawie
prawników w Norymberdze.
Zorganizowaną grabież dzieci rozpoczął Lebensborn w Rumunii w drugiej połowie
1941 roku. Pochodziły one z Banatu i zostały przewiezione przez Volksdeutsche
Mittelstelle (VoMi) do „Schloss Langenzell" w Niemczech. Po dokładnych
„badaniach rasowych" tylko kilkoro z 25 dzieci objęto ostateczną opieką tej
instytucji, resztę zaś skierowano na roboty przymusowe, umieszczono w rodzinach
zastępczych bądź poddano sterylizacji.
Okupacja Norwegii w 1940 roku poszerzyła wpływy działalności Lebensbornu na
obszar zamieszkany przez ludność „o doskonałych walorach nordyckich".
Uruchomiono tam szereg zakładów opieki społecznej nad matkami i dziećmi.
Podobnie postępowano w okupowanej Francji, Belgii, Holandii i Luk-
130
semburgu. Szef Lebensbornu Max Sollmann jeździł w tych sprawach do Paryża, a
Inge Viermetz — funkcjonariuszka tej instytucji — do Belgii i Holandii. Czuwano
nad tym, by „nie utracić ani jednej kropli dobrej krwi".
Tę samą politykę stosowano wobec dzieci jugosłowiańskich w Górnej Karyntii i
Dolnej Styrii, czeskich — w Lidicach i Leżakach, a także białoruskich w
Bobrujsku. Polska — z racji swego położenia — stanowiła jednak główne źródło
zasilające zakłady Lebensbornu. Stworzono więc „podstawę prawną" działania,
określono tryb postępowania i współpracy z innymi instytucjami.
Max Sollmann zmuszony był przyznać w procesie norymberskim, że treść
wspomnianego poprzednio zarządzenia nr 67/1 przedstawia wiernie rzeczywistą
działalność Lebensbornu52. Potwierdził też, że część dzieci z Polski mówiła
wyłącznie po polsku i nie znała języka niemieckiego oraz że dokonywano zmiany
ich nazwisk.
Pewne fragmenty praktyk Lebensbornu ujawnili w procesie norymberskim również
inni jego pracownicy, powątpiewano jednak, czy była to cała znana im prawda.
Maria-Marta Heinze-Wisswede miała zaledwie 22 lata, gdy jesienią 1942 roku
przyjęto ją do Lebensbornu. W okresie swej pracy zetknęła się z zagrabionymi
dziećmi polskimi, czeskimi i rumuńskimi 53. Z dokumentów odnoszących się do
dzieci polskich można było bez trudu wywnioskować, że nie mają one nic wspólnego
z niemieckością. Zaliczano je do dwóch grup: pierwsza obejmowała sieroty rzekomo
pochodzenia niemieckiego, druga — dzieci polskie, które Urząd do Spraw Rasy i
Osadnictwa w Łodzi uznał za nadające się do zniemczenia. Większość dzieci z
Polski należała do drugiej grupy.
Dzieci obcych narodowości przebywały przed przekazaniem ich rodzinom niemieckim
w zakładach w Kaliszu, Połczynie Zdroju, Oberweis w Austrii oraz w tzw. szkołach
ojczyźnianych w Achern/Baden i Nieder-altreich. Szczególnie dzieci polskie — jak
stwierdziła Maria-Marta Heinze-Wisswede — stawiały opór procesowi zniemczenia.
Doktor medycyny Robert Diiker liczył 32 lata w chwili przyjęcia go do
Lebensbornu. Pracował tam przez 7 lat na stanowisku naczelnego lekarza zakładów
położniczych, czyli do końca wojny. Był członkiem SS już od 1933 roku, w
ostatnim okresie w randze SS-Hauptsturmfuhrera. Od 1938 do listopada 1943 roku
zatrudniony był w zakładzie „Pommern" w Połczynie Zdroju, gdzie zetknął się z
dziećmi polskimi przywiezionymi tam z domu dziecka w Puszczykowie. Dzieci te
miały polskie nazwiska i rozmawiały tylko po polsku, „choć miały całkiem blond
włosy i z wyglądu mogły być zawsze uważane za dzieci niemieckie". Były w wieku
od 3 do 9 lat i po roku pobytu wywieziono je do zakładu „Sonnenw,iese" koło
Lipska. Max Sollmann odwiedził zakład dwukrotnie. Wizyty składali również dr
Ebner i prof. dr Becker z uniwersytetu w Marburgu. Od grudnia 1943 do
»•
131
marca 1945 roku Robert Duker pełnił obowiązki naczelnego lekarza w zakładzie
„Taunus" w Wiesbaden. W roku 1944 przywieziono tam kilkoro dzieci francuskich po
likwidacji zakładu Lebensbornu w Paryżu. Liczyły one około roku i wszystkie
miały francuskie nazwiska. Przybyły samotnie, bez matek. Po ewakuacji zakładu w
Wiesbaden przewieziono je do zakładu w Ansbach, a następnie do Steinhoring 5i.
Doktor Norbert Schwab, obywatel austriacki, związał się z Lebensbor-nem w roku
1940. Do NSDAP należał nieoficjalnie już od 1933 roku, ale oficjalnym członkiem
został dopiero po aneksji Austrii. W Waffen SS miał stopień Hauptsturmfuhrera, a
w ogólnej (Allgemeine SS) SS-Untersturm-fiihrera. Od grudnia 1940 roku do
czerwca 1944 roku pełnił funkcję naczelnego lekarza zakładu położniczego
Lebensbornu „Wienerwald" w Pernitz, następnie przejął stanowisko po dr. Robercie
Diikerze w Połczynie Zdroju. Przebywały tam wówczas dzieci z „Kraju Warty", a
jesienią tegoż roku przybyły dalsze transporty. W Połczynie dzieci te nosiły już
nazwiska niemieckie, jednak w spisach figurowały częściowo obok nazwisk
niemieckich poprzednie — polskie. Część dzieci przekazano rodzinom zastępczym.
Formalności z tym związane załatwiał przedstawiciel wydziału adopcji z centrali
w Monachium. Wydział ten często zapytywał o dzieci z „Kraju Warty", gdyż
„interesował się tym, ile z nich przekazano rodzinom niemieckim". W lutym 1945
roku dr Norbert Schwab ewakuował pozostałe dzieci do zakładu „Taunus" w
Wiesbaden, gdzie przebywało już około 20 dzieci z Francji i Belgii, po
likwidacji domów w Paryżu i Leodium. Po ewakuacji zakładu „Taunus" przewieziono
dzieci do domów w Ansbach, a następnie do Steinhoring55.
Jakub Pfaffenberger, rozpoczynając pracę w Lebensborn, liczył zaledwie 22 lata.
W połowie 1942 roku po przeszkoleniu w centrali Lebensbornu został
administratorem zakładów położniczych i przeznaczonych dla dzieci, zasługiwał
bowiem na to mając w Waffen-SS stopień Oberscharfuhre-ra. Jako administrator
pracował kolejno w zakładach w Połczynie Zdroju, Zell am Hammerbach, Kohren-
Sahlis koło Lipska i w Oberweis w Austrii. Wiedział, że dzieci w Połczynie nie
były pochodzenia niemieckiego, gdyż rozmawiały między sobą wyłącznie po polsku.
Wiek ich wahał się od 3 do 7 lat. W zakładzie „Alpenland" w Oberweis wszystkie
dzieci — z wyjątkiem dwojga czeskich — miały narodowość polską. Było ich ok. 200
i przybyły z domu dziecka w Kaliszu. Z kartotek można było stwierdzić, że
przeszły one badania „rasowe". W Oberweis dzieci potrafiły już mówić po
niemiecku, między sobą używały jednak języka polskiego. Po ewakuacji zakładu w
marcu 1945 roku ok. 60 dzieci przeniesiono do obozu Merie-Eich w Górnej Austrii.
Ich dalszy los nie jest znany. Pfaffenberger zdołał zapamiętać szereg nazwisk
dzieci polskich, ale tylko w wersji niemieckiej. Były to: Krystyna Glaser, Eugen
Franz, Willy Winter, Johann Musiał, Leo Musiał, Sigmunt Raschke, Ursula Belzig,
Stephan Bittner, Walter Borchert, Martha Budner, Leo Hartmann, Fritz Markert,
Johanna Markert, Heinrich
132
r- .....
'.
Oelmann, Richard Riickert, Christine Safran, Martin Walter, Mariannę Wolkmann
56.
Z wymienionych tu dzieci odnalazł się Leo Hartmann, który w rzeczywistości
nazywał się Leon Twardecki i urodzony był 24 stycznia 1932 roku w Sokołowie koło
Rogoźna. Poszukiwała go matka, Zofia Twardecka. Był on bliskim krewnym Alojzego
Twardeckiego, któremu Lehenshorn zmienił nazwisko na Alfred Hartmann, a który
odnalazł się i wrócił do Polski dopiero po wielu latach 57. ,
Fałszowanie aktów urodzenia stanowiło urzędowy proceder Lebensbornu. Niestety,
prawie nic nie zachowało się z tych dokumentów. Metryka urodzenia Romana
Roszatomskiego wystawiona przez Urząd Stanu Cywilnego Lehenshorn (Standesamt L)
nie zawiera żadnych danych o rodzicach. Zmieniono w niej również dzień urodzenia
i miejsce urodzenia na Brucz-ków (Brockau), w którym znajdował się jeden z
ośrodków germanizacyj-nych. O tym, że mały Roman urodził się w Łodzi, Lehenshorn
wiedział dokładnie. Świadczy o tym list dr. Giintera Tescha do dr. Gregora
Ebnera z 16 lipca 1943 roku, w którym mowa jest o tym, że przybrani rodzice
uważają niektóre dzieci za znacznie młodsze, aniżeli wynikałoby to z daty ich
urodzenia, oraz o ujawnieniu dawnych i obecnych imion i nazwisk. Chodziło tu o
Kazimierza Kedrolińskiego false Kłausa Petera Bruckhardta, Romana Roszatomskiego
false Hermanna Liideking, Helenę Fice false Helenę Fischer i Zygmunta
Seradzińskiego, którego nazwano Sigmuntem Merkelbach. Trzej chłopcy urodzili się
w Łodzi, a dziewczynka w Pozna-
niu
58
Odnaleziona w monachijskim oddziale instytucji ubezpieczeniowej (Ber-liner
Verein) korespondencja wyjaśnia, że Lehenshorn ubezpieczał dzieci na wypadek
choroby. Na żądanie wydziału prawnego Lebensbornu, Berli-ner Verein przesłał z
końcem 1944 roku zestawienie dzieci ubezpieczonych i wypisanych z ubezpieczenia,
które zatytułowano: „Wykaz dzieci pochodzących ze Wschodu (Ostkinder),
ubezpieczonych w ubezpieczeniu grupowym". Zestawienie zawiera 119 nazwisk dzieci
ubezpieczonych i 47 wypisanych z ubezpieczenia 59. Wszystkie one figurują pod
zmienionymi nazwiskami. W wyniku zastosowania różnych metod poszukiwania zdołano
po wojnie ustalić prawdziwe nazwiska tych dzieci i stwierdzić, że były one
rozproszone po całych Niemczech i Austrii, a niektóre z nich odnaleziono nawet w
Hiszpanii.
Jedną z trudniejszych i dziś już nie do przeniknięcia tajemnic działalności
Lebenshornu stanowił los dzieci urodzonych w Rzeszy przez robotnice wywiezione
na roboty przymusowe. Były to liczby idące w dziesiątki tysięcy. Niektórzy
funkcjonariusze ujawnili, że pod opieką Lebensbornu znajdowało się około 92 000
dzieci, w tej liczbie około 12 000 urodzonych w zakładach własnych.
Dalszą zagadkową kartę działalności Lebensbornu, osłoniętą najgłębszą
133
poufnością, stanowiło prowadzenie „domów kopulacyjnych" (Begattungs-heime),
gdzie kobiety miały rodzić „rasowe" dzieci.
Nigdzie nie odnaleziono pełnego zestawienia wszystkich zakładów i jednostek
organizacyjnych Lebensbornu. Nie ustalił tego również trybunał norymberski,
jakkolwiek liczni świadkowie wymieniali różne zakłady, rozsiane na obszarach III
Rzeszy i poza nią.
Zgromadzone z rozmaitych dostępnych dotąd źródeł dane potwierdzają istnienie na
terenie Polski w okresie okupacji 7 takich zakładów. Są to:
1. Oddział Lebensbornu w Krakowie, przy ulicy Krupniczej 44. Obejmował swą
działalnością Generalną Gubernię.
2. Oddział Lebensbornu w Bydgoszczy. Działał na tzw. ziemiach włączonych do
Rzeszy w początkowym okresie okupacji. Agendy przejęła później centrala w
Monachium.
3. „Pommern" w Bad Polzin, obecnie Połczyn Zdrój. Obiekt darowany przez miasto
Połczyn Hitlerowi, który przekazał go następnie Himmle-rowi dla Lebensbornu.
Zakład mieszany: położniczy i opieki nad dziećmi
4. „Markwald" w nieznanej miejscowości, przypuszczalnie w Rabce. Był w gestii
oddziału krakowskiego. Prawdopodobnie zakład położniczy i opieki nad dziećmi.
5. „Ostland-Heim" w Otwocku koło Warszawy. Zakład mieszany: położniczy i
opieki nad dziećmi.
6. „Westerwald" koło Poznania. Brak bliższych danych. Niektóre informacje
mówią o 6 do 8 obiektach położonych w okolicy.
7. „Lebensborn-Siedlung-Heimstatte" w Smoszewie koło Krotoszyna. Z
zaplanowanych 500 domów dla ciężarnych matek wybudowano 24. Poza zakładami
istniały jeszcze jednostki organizacyjne spełniające rolę
pełnomocników (Bevollmachtige) przy wyższych dowódcach SS i policji,
zabiegających o realizację celów tej instytucji.
Żadna z przestępczych organizacji „państwa SS" nie znalazła chyba tylu obrońców
co Lebensborn e. V. Obrona ta rozpoczęła działalność już u progu 8 procesu
norymberskiego, kiedy to sztab Lebensbornu zaprzeczył z ławy oskarżonych, by w
jakikolwiek sposób uczestniczył w popełnianiu zbrodni przeciwko ludzkości. Co
więcej, usiłowano przekonać Trybunał Wojskowy w Norymberdze, że „stowarzyszenie"
to spełniało niezwykle pożyteczną społeczną działalność charytatywną.
Uniewinniający — z braku dokumentacji, a tym samym dostatecznych dowodów winy —
wyrok I Amerykańskiego Trybunału Wojskowego stworzył obrońcom Lebensbornu
pożywkę dla coraz bardziej agresywnej walki, przeradzającej się w próbę
tworzenia mitu o wyjątkowo wysokich walorach humanitarnych tej instytucji, a
nawet żądania wznowienia jej działalności. Sprzyjała temu bezpowrotna utrata
źródłowych materiałów dowodowych.
W dwa lata później, w roku 1950, Trybunał Denacyfikacyjny w Monachium uznał winę
oskarżonych i wyraził pogląd, że nie może zgodzić się
134
z ustaleniami Amerykańskiego Trybunału Wojskowego w Norymberdze, jakoby
Lebensborn był organizacją charytatywną60.
Lebensborn realizował ideologiczne założenia rasistowskie, przejmując rolę
„strażnika krwi germańskiej". W czasie wojny wszedł na drogę grabieży dzieci
podbitych narodów dla celów politycznych. Jedynym „ewangelicznym" drogowskazem
Lebensbornu był Mein Kampf Adolfa Hitlera i Mit XX wieku Alfreda Rosenberga —
naczelnego ideologa hitleryzmu. Publikacje te uzasadniały drapieżną ekspansję
terytorialną „narodu bez przestrzeni" (Volk óhne Raum) dogmatami o honorze,
rasie i krwi.
Statutowe objęcie opieką niezamężnych matek i dzieci stwarzało jedynie pozory
działania charytatywnego. Nie było ono celem samym w sobie, miało w
rzeczywistości inne założenia. Dzieci przeznaczone były do zasilania po
dorośnięciu dywizji hitlerowskich, dla przyszłych podbojów, dla rozpalania
pożogi wojennej.
Po wojnie specjaliści lekarze zbadali pewną liczbę dzieci urodzonych w zakładach
Lebensbornu i stwierdzili, że prawie każde dziecko tej „super-rasy" było
opóźnione w rozwoju umysłowym i fizycznym. Dzieciom tym brakowało jednego
istotnego elementu — macierzyńskiej miłości.
Lebensborn rozwijał działalność za kulisami życia społecznego, pragnąc
pozostawać na razie w cieniu ze względów taktycznych, zgodnie z wytycznymi
Himmlera. Początkowo instytucja ta łamała uznane normy moralne, później — w
okresie wojennym — popełniała zbrodnie, zachowując w konflikcie z własnym
niemieckim prawem karnym przywilej nietykalności.
Z upływem czasu działalność Lebensbornu zaczęła stanowić coraz większe
zagrożenie społeczne. Plany rozwoju tej instytucji miano urzeczywistnić po
wygranej wojnie, a Lebensborn stałby się gwarantem istnienia „tysiącletniej
Rzeszy".
Łamiąc brutalnie prawa ludzkości i Prawo Narodów, III Rzesza niemiecka rabowała
dzieci z krajów okupowanych dla celów germanizacyjnych. Ponieważ plany
hitlerowskie przewidywały wykreślenie Polski z mapy świata i wyniszczenie lub
zgermanizowanie narodu polskiego — przeto akcję rabunku dzieci przeprowadzano w
Polsce najbardziej systematycznie i radykalnie. Liczba dzieci zabranych z Polski
była największa spośród wszystkich okupowanych krajów europejskich.
W wyniku rabunku dla celów germanizacyjnych wywieziono z Polski ogółem ponad 200
000 dzieci. Z liczby tej po wojnie powróciło do kraju zaledwie 15—20%. Wiadomo,
że jeszcze w 1949 roku w Bawarii znajdowało się ponad 20 000 dzieci polskich, w
Szlezwiku-Holsztynie — 6000 dzieci z Europy Wschodniej, a w Dolnej Saksonii
ponad 7000 dzieci z zachodniej i północnej Europy.
135
Powstaje pytanie: czym tłumaczyć tak nikłe wyniki repatriacji dzieci polskich?
Ludność niemiecka celowo utrudniała po zakończeniu wojny poszukiwanie dzieci
obcego pochodzenia, mimo zarządzenia władz okupacyjnych o ich zgłaszaniu.
Dowodem są następujące liczby podane w raporcie Child Search Tracing Section
UNRA (Dział Poszukiwań Dzieci — UNRA) za maj 1947 roku 61:
I. W prowincji Hessen Niemcy zgłosili 0
dzieci
— w tym samym okręgu zidentyfikowano 72 " II. W
kilku okręgach Bawarii Niemcy zgłosili 0 "
— w tych samych okręgach zidentyfikowano 660 " III. W
Wiirtemberg-Baden Niemcy zgłosili 276
— w tym samym okręgu zidentyfikowano 3000 "
Protokoły przesłuchania dzieci w charakterze świadków wskazują na
lekceważenie przez rodziny niemieckie zarządzenia o zgłaszaniu dzieci
obcokrajowych.
Najbardziej negatywne nastawienie ludności niemieckiej nie mogłoby jednak
wstrzymać akcji rewindykacyjnej, gdyby prowadzono ją zgodnie z zasadami
powziętymi przez mocarstwa sojusznicze w Berlinie 5 czerwca 1945 roku oraz
postanowieniami ministrów spraw zagranicznych czterech mocarstw w Moskwie w
kwietniu 1947 roku i rezolucją ONZ z 7 listopada 1947 roku 62.
Jedną z przyczyn niepowodzenia akcji rewindykacyjnej dzieci polskich było
stosowanie przez zachodnie mocarstwa sojusznicze następujących zasad
poszukiwania i repatriacji, obejmujących63:
1. żądanie ustalenia miejsca zamieszkania rodziców dziecka w kraju;
2. dostarczenie dokumentów dziecka, tj.:
a) świadectwa urodzenia,
b) zaświadczenia władz administracyjnych w sprawie obywatelstwa rodziców,
c) listu rodziców do dziecka,
d) oświadczenia rodziców lub zakładów opiekuńczych z kraju w sprawie
zabezpieczenia opieki, wychowania i wykształcenia dziecka (w strefie
brytyjskiej),
e) zaświadczenia zakładów opiekuńczych lub urzędów w kraju zabezpieczających
opiekę bezopiecznemu dziecku (w pozostałych strefach);
3. żądanie zapotrzebowania na repatriację dzieci od rodzin, krewnych lub
urzędów w kraju;
4. odmawianie zezwoleń na odbiór dzieci polskich od rodzin niemieckich
zwłaszcza wtedy, gdy rodzina dziecka nie została odnaleziona w kraju;
5. odmawianie rewindykacji i repatriacji dzieci, jeżeli znajdują się one u
Niemców, z którymi łączą je jakiekolwiek więzy pokrewieństwa;
6. zalecenie nawiązania kontaktu listowego między rodzicami a dzieckiem,
136
a w wypadku dostarczenia listu — dopuszczenie do kwestionowania autentyczności
listu przez rodzinę niemiecką, u której dziecko przebywa;
7. zezwolenie rodzinom niemieckim na wnoszenie sprzeciwu po wydaniu decyzji w
przedmiocie repatriacji dziecka;
8. dopuszczenie własnej decyzji dziecka, począwszy od 16 roku życia.
W tej sytuacji niejednokrotnie tragiczne były losy dzieci — sierot, o które nie
miał się kto upomnieć. Były to najczęściej dzieci tych rodziców, którzy zginęli
z rąk hitlerowców. W związku z groźbą wynarodowienia zrabowanych dzieci polskich
nie można pominąć milczeniem faktu wywożenia dzieci polskich z Niemiec do krajów
zamorskich. M. in. w 1946 roku wywieziono do Stanów Zjednoczonych ok. 400 dzieci
bezopiecznych; więcej, aniżeli repatriowano ich w tym okresie do kraju.
Warto też przytoczyć sprawozdanie PCK — Delegatury Głównej na Niemcy z akcji
rewindykacyjnej i repatriacyjnej dzieci polskich z terenu Niemiec, według stanu
na dzień 30 czerwca 1950 roku 64:
a)
b)
Liczba dzieci repatriowanych
1. Strefa amerykańska
2. Strefa brytyjska
3. Strefa francuska
4. Berlin
Liczba dzieci oczekujących na repatriację (po przeprowadzeniu dokumentacji)
1. Strefa amerykańska
2. Strefa brytyjska
3. Strefa francuska
4. Berlin
Stan w dniu 30.6.1950
1195 1040
196
973
3404
12
14
6
51
c)
83
Liczba dzieci, których dokumentacja jest w toku
1. Strefa amerykańska 931
2. Strefa brytyjska
193
3. Strefa francuska
17
4. Berlin 299
1440
Polski Czerwony Krzyż oraz Polska Misja Rewindykacyjna robiły wszystko, by
odzyskać jak najwięcej dzieci polskich, mimo trudności, jakie napotykaia ta
akcja. Czekały na me rodziny, czekała Polska.
137
Jako przykład może posłużyć tu sprawa poszukiwania dzieci przez Karola Stolkę.
Stefan Tyszka, pracownik PCK i Delegatury na Strefę Amerykańską w Niemczech,
pisze z Regensburg (Bawaria) 3 maja 1947 roku:
„Szanowny Panie Stoika!
List Pana z 25 III 1947 otrzymaliśmy. Bardzo się cieszymy, że zdołaliśmy
odszukać Pańskie córeczki. Mam wrażenie, że radość będzie podwójna, skoro
Pańskie córeczki dowiedzą się, że Pan żyje — co nie omieszkamy w najbliższym
czasie uczynić tym bardziej, że będzie to pierwsza wiadomość o ojcu od wielu już
lat.
Postaramy się córeczki Pana w najbliższym czasie repatriować (...)".
List Karola Stołki, zamieszkałego w Łagiewnikach przy ulicy Buczka 19:
„Szanowny Panie Tyszka!
List Pana z 3 V 1947 dziś otrzymałem, za który Panu serdecznie dziękuję.
Zechciej Pan również przyjąć podziękowanie moje oraz mych nowo odzyskanych
córeczek (które przyjechały zdrowo i cało 1 VI1947 o godz. 12 w nocy) za trudy,
jakie Pan poniósł w poszukiwaniu tychże, oraz za to, że Pan znowu połączył
rodzinę tak bardzo znękaną i unieszczęśliwioną przez okupanta.
Przeczucie Pana nie myliło. Radość moja na widok mych tak dawno nie widzianych
•dzieci była nie do opisania.
Jedno mnie tylko zasmuca i rani ojcowskie serce. Powodem tym jest moja nowo
odzyskana najmłodsza córeczka Stefania, a to z powodu tego, że okupant, który 4
lata znęcał się nade mną w obozie koncentracyjnym, zrobił i z niej kalekę —
ujmując jej niepotrzebnie prawą nogę aż po kolano. Toteż byłbym Panu bardzo
wdzięczny, gdyby Pan zainterweniował w odpowiednich władzach UNRR-y, która
przyobiecała mojej córce protezę, o jak najrychlejsze nadesłanie tejże,
Z poważaniem Stoika Karol" M
Tyle mówią zachowane listy, dotyczące jednej z wielu spraw w kwestii
rewindykacji bezprawnie zrabowanych przez hitlerowców dzieci polskich. Warto
może nadmienić, że Karol Stoika — który stracił również czterech synów — został
aresztowany za swoją patriotyczną postawę i spędził 4 lata okupacji w obozach
koncentracyjnych. Żona w momencie jego aresztowania przez gestapo zmarła na atak
serca, a 6 dzieci zabrano i wywieziono w głąb Rzeszy w celach germanizacyjnych.
Odnaleziony i odzyskany przez rodzinę w wiele lat po ukończeniu wojny Alojzy
Twardecki stwierdził:
„Wybrałem wówczas Polskę, gdyż tak mi podpowiadało własne sumienie. Nie wybrałem
Polski dlatego, że ma ten czy inny ustrój. Wybrałem ją, ponieważ jest moją
Ojczyzną, za którą moi przodkowie, a wśród^nich mój ojciec, oddali swe życie68.
Niełatwa była niejednokrotnie adaptacja w nowych warunkach, w innym środowisku.
Trzeba było życie budować od nowa.
Los dzieci żydowskich
Władze III Rzeszy dążyły do totalnej dyskryminacji i całkowitej likwidacji
Żydów, początkowo we własnym kraju, a następnie w krajach okupowanych.
Rasistowskie ustawy o obywatelstwie Rzeszy i ochronie krwi niemieckiej dawały
prawną podstawę wielu późniejszym poczynaniom. 21 września 1939 roku odbyła się
w Berlinie tajna narada dotycząca kwestii żydowskiej. W wyniku tej narady
Reinhard Heydrich wydał wytyczne w sprawie postępowania wobec ludności
żydowskiej *. Rozpatrywano wówczas różne rozwiązania problemu żydowskiego w
Polsce i w Europie. M. in. był projekt utworzenia rezerwatu dla Żydów w okolicy
Niska nad Sanem, a nawet getta na Madagaskarze po zwycięstwie nad Francją.
Decyzja o całkowitym fizycznym wyniszczeniu Żydów zakończyła wszelkie dyskusje
na ten temat 2. Deportacje i koncentracje ludności żydowskiej w gettach na
terenie okupowanej Polski rozpoczęły się już w końcu 1939 roku. Pierwsze getto
powstało w Piotrkowie Trybunalskim w październiku 1939 roku. 10 grudnia
utworzono getto w Łodzi — było to największe getto w „Kraju Warty". 2
października 1940 roku powstało największe getto na terenie Generalnej Guberni w
Warszawie, a 3 marca 1941 roku — w Krakowie. Ogółem na terenie Polski było ponad
300 gett, których liczba stopniowo malała, w miarę koncentracji w większych
miastach ludności żydowskiej, a następnie jej zagłady.
Formy eksterminacji przed przesiedleniem do gett, jak również warunki życia w
tych izolowanych od reszty miasta dzielnicach, dotknęły szczególnie dzieci.
Wywłaszczanie i grabież, zablokowanie przez władze hitlerowskie żydowskich kont
bankowych, zakaz posiadania większych sum pieniężnych, ograniczenie płatności na
rzecz Żydów, eliminacja z wielu dziedzin handlu, konfiskata domów — oto
elementy, które złożyły się na obniżenie poziomu życia i pauperyzację rodzin
żydowskich już w pierwszych dniach okupacji. Pozbawienie możliwości
zarobkowania, przesiedlenia i prześladowania powodowały nieustanny wzrost nędzy.
Obok aktów terroru sankcjonowanych przez ustawodawstwo hitlerowskie mnożyły się
również akty samowoli. Hitlerowcy wdzierali się do mieszkań i sklepów,
konfiskując zapasy żywności, towarów itp. Wiosną 1940 roku wprowadzono różnicę w
przydziałach żywności, na niekorzyść ludności żydowskiej. Symbolem poniżenia i
eliminacji ludności żydowskiej był znak wyróżniający —
140
opaska z gwiazdą Dawida, wprowadzona w Generalnej Guberni od 1 grudnia 1939 roku
rozporządzeniem z 23 listopada. Nosiły ją również dzieci3.
Rozporządzeniem z 15 października 1941 roku zakazano pod groźbą kary śmierci
opuszczać bez zezwolenia dzielnicę żydowską (getto) oraz udzielać Żydom
schronienia 4.
Getta stały się miejscem zagłady wielu tysięcy dzieci. Zepchnięte na dno nędzy i
poniżenia, ściśnięte na barłogach, były głodne, słabe i obdarte. Ludność gett
głodowała bowiem i umierała z nędzy, a najbardziej cierpiały dzieci. Polityka
władz hitlerowskich wobec ludności żydowskiej zmierzała do ich całkowitego
wygłodzenia. Najmłodszym często brakowało śmiałości i siły, aby wyjść na ulicę,
gdzie kłębił się tłum. Siedziały więc dnie i noce skulone, w zimnie i ciemności.
W gettach panowało ogromne zagęszczenie ludności. W getcie warszawskim na ogólną
liczbę ok. 400 000 osób, stłoczonych od samego początku na niewielkim obszarze,
było ok. 100 000 dzieci w wieku szkolnym do lat 15. Sytuacja uległa pogorszeniu,
kiedy to na skutek przesiedleń Żydów z dystryktu warszawskiego liczba ludności
getta wzrosła do 500 000. Dzieci tzw. przesiedleńców znajdowały się w warunkach
cięższych. Na nowe miejsce przybywali przesiedleńcy już zubożali, bez środków do
życia. Oprócz niewielkiego ręcznego bagażu nie pozwolono im niczego zabierać.
Anna Kubiak w artykule poświęconym dzieciom żydowskim w okresie okupacji
hitlerowskiej pisze:
„Jasne, że dzieci odczuwają również brak opieki rodzicielskiej, tęsknotę za
szkołą, lasem, zielenią, zabawą. Nieprzerwanie jednak i bez ustanku przewija się
we wszystkich ówczesnych wypowiedziach dziecięcych straszliwy krzyk głodu. Ponad
wszystkie krzyki rozpaczy dziecka ten rozlega się zawsze najdonioślej.
Analogicznie jest zresztą i wśród dorosłych. Sięgnijmy do literatury getta.
Najwybitniejsi jego pisarze piszą o głodzie jako o zjawisku dominującym w
getcie. Jeść! Jeść! — woła niejeden utwór literacki (...)"5.
Zachowane wspomnienia i pamiętniki dzieci z gett są do siebie bardzo podobne. We
wszystkich dominuje głód i śmierć.
Oto fragment pamiętnika nie znanej bliżej dziewczynki z getta łódzkiego. Wiadomo
tylko, że na imię miała Esterka albo Minia i pochodziła z rodziny robotniczej:
„Nie ma sprawiedliwości na świecie, a tym samym w getcie. Wśród ludzi jest
wielka panika. A do tego głód. Walka ze śmiercią głodową. Życie jest okropne,
warunki fatalne, jedzenia w ogóle nie ma" 6.
W chwili zamknięcia getta w Łodzi — 1 maja 1940 roku — znalazło się w nim ponad
160 000 osób. W późniejszym okresie do getta przesiedlono ludność żydowską z
innych miast i miasteczek oraz ok. 20 000 Żydów z zagranicy. Ogółem przez getto
łódzkie przeszło ok. 250 000 osób. Jedną z nich była autorka wyżej cytowanego
pamiętnika. Zachowana część pamiętnika odnosi się do okresu luty—marzec 1942
roku. W pierwszym mie-
141
siącu zmarły w getcie 1873 osoby, „wysiedlono" — 7025 osób, 4 osoby popełniły
samobójstwo, 2 osoby zostały zastrzelone przy nielegalnym przejściu przez mur
getta, zanotowano 28 wypadków tyfusu plamistego. W marcu — zmarły 2244 osoby,
„wysiedlono" 24 687 osób, 19 osób popełniło samobójstwo. Tyle oficjalna,
urzędowa kronika getta 7.
Dawid Sierakowiak, urodzony 25 lipca 1924 roku, pochodził z ubogiej rodziny
drobnomieszczańskiej. Uczęszczał przed wojną do prywatnego gimnazjum Towarzystwa
Szkół Żydowskich w Łodzi, pobierał specjalne stypendium przeznaczone dla
szczególnie uzdolnionych uczniów.
W czasie okupacji Dawid wraz z rodziną znalazł się w getcie łódzkim. Tu giną
jego najbliżsi: matka, później ojciec, siostra w czasie ostatecznej likwidacji
getta została deportowana do Oświęcimia. Sam Dawid na skutek ogólnego
wyczerpania zapada na zdrowiu i umiera na gruźlicę płuc w wieku 19 lat, 8
sierpnia 1943 roku. A oto fragmenty jego pamiętnika: '
„Niedziela, 12 października 1941
Buty przemakają mi tak strasznie, że jestem w prawdziwej rozpaczy. Znów złożyłem
dziś podanie do Rumkowskiego [Mordechaj Chaim Rumkowski, przełożony Starszeństwa
Żydów w getcie — wyj. aut.]. Proszę elegancko o pracę i buty.
Czwartek, 23 października 1941
Chwilowo moja kariera «uczniaka» została co najmniej zawieszona. Czy jeszcze
kiedyś będę uczniem — nie wiem. Śmiem nawet w to wątpić. A może? Teraz jednak
grunt to zarobić i pchać się dalej. Byle wytrzymać, byle przepchać (...).
Piątek, 26 czerwca 1942
I nic. Dalej się pracuje, dalej się głoduje i żadnych widoków na najmniejszą
chociaż zmianę (...).
Sobota, 4 lipca 1942
Matka przyniosła dziś z pracy liście od rzodkiewek, które weszły ostatnio w modę
w getcie jako produkt do gotowania. Zupa była całkiem niezła, aczkolwiek wątpię
w jej wartość odżywczą. Jestem tak osłabiony, że zaraz po pracy kładę się i
śpię, co mi się nigdy dotąd nie zdarzało. Nie czytam już w ogóle (...).
Czwartek, 6 sierpnia 1942
(...) Mamy w tym tygodniu wielkie zmartwienie z powodu choroby matki mego kolegi
(...). Jest ona, jak i Olek, całkowicie spuchnięta, ale już w stadium konania.
Wprawdzie jest to dzisiaj «nic nowego ani specjalnego*, ale ze względu na
stosunki przyjaźni naszych matek i koleżeństwo moje z Olkiem wywiera to na nas
najokropniejsze wrażenie. W zeszłym roku umarł ojciec Olka spuchnięty z głodu, a
teraz matka. On sam też jest w dość złym stanie, a tu nikt z nas niczym nie może
mu pomóc.
Niedziela, 9 sierpnia 1942
Kamusiewiczowa umarła. Jeszcze dzień przed śmiercią powiedział lekarz, że gdyby
do jej odżywienia doszło na jeden przynajmniej tydzień po 3 dkg cukru i 10 dkg
mięsa dziennie — utrzymano'by ją przy życiu. W getcie zaś leczenie takie jest
dla 50% ludności fizyczną niemożliwością (...).
Czwartek, 3 września 1942
(...) Wieczorem rozeszła się niepokojąca wiadomość, jakoby Niemcy zażądali
dostawienia wszystkich dzieci do lat 10 dla wysiedlenia i — przypuszczalnie —
wymordowa-
142
nia. Sytuacja zupełnie podobna do tej, jaka była we wszystkich okolicznych
miaste-czkach przed wysiedleniem.
Piątek, 4 września 1942
(...) Wczorajsza tragiczna wiadomość okazuje się niestety być prawdą. Niemcy
żądają wszystkich dzieci do lat 10, starców powyżej 65 lat oraz wszystkich
innych chorych, spuchniętych, kalekich, niezdolnych do pracy i nie pracujących.
Panika w mieście niebywała (...). Biuro meldunkowe po sporządzeniu list zostało
zapieczętowane, tak że wszelkie próby ratunku w postaci fałszowania metryk (...)
zawodzą.
Z rana biuro Wydziału Szkolnego rejestrowało do pracy dzieci 8—9-letnie, ale
0 12 godz. ogłoszono, że listy te zostały unieważnione. Nastrój paniki potęguje
się z każdą chwilą (...). O czwartej przemawiali na placu (Lutomierska 13)
Rumkowski
1 Wierkowski, naczelny kierownik wielu resortów. Powiedzieli, że «ofiara dzieci
i starców jest konieczna», że «nic nie uda się zrobić* i proszą o
nieprzeszkadzanie w przeprowadzaniu akcji wysiedlenia.
Sobota, 5 września 1942
(...) Już od rana było niespokojnie na mieście, bo rozeszła się lotem błyskawicy
wiadomość, że w nocy brali dzieci i starców, których wsadzono do pustych
szpitali, skąd w poniedziałek mają zostać wysiedleni (po 3000 osób dziennie!)
(...). Krzyki, walka i płacz matek oraz całej asystującej ulicy były nie do
opisania. Rodzice zabieranych dzieci formalnie szaleli" e.
Była to tzw. szpera. Często bowiem ogólne wysiedlenia ludności gett bywały
poprzedzone deportacjami elementu nieproduktywnego — chorych, starców i dzieci.
Miało to miejsce głównie w gettach, w których ludność pracowała w zakładach
przemysłowych. Chodziło o maksymalne wykorzystanie siły roboczej. Podobne akcje
miały miejsce w gettach w Białymstoku (sierpień 1943) i w Krakowie (13 marca
1943). We Włodawie na Lubelszczyźnie 14 lipca 1942 roku również nakazano, aby
wszyscy rodzice przyprowadzili swe dzieci na plac. Choć nikt dobrowolnie dziecka
nie przyprowadził, hitlerowcom udało się złapać ok. 200 dzieci,, które
wywieziono do Sobiboru.
Dzieci w gettach na skutek głodu były opuchnięte, niektóre zatracały umiejętność
chodzenia, większość miała ciało pokryte ranami i wrzodami. Opieka rodzicielska
w gettach była siłą rzeczy minimalna, a opieka społeczna — prawie żadna.
Charytatywne instytucje, próbujące kontynuować swą działalność z okresu
przedwojennego, usiłowały pod różnymi postaciami nieść pomoc dzieciom, lecz w
warunkach getta nie było to możliwe.
Najbardziej aktywnymi placówkami Opieki Społecznej w gettach — głównie w
pierwszym okresie ich istnienia — były internaty. Dzieci, które dostały się do
nich, otrzymywały jaką taką odzież, pożywienie-i dach nad głową.
Postępowe elementy wśród ludności gett, zdając sobie sprawę z katastrofalnej
sytuacji dziecka w getcie, usiłowały w miarę swoich sił i możliwości zaradzić
złu. Niejednokrotnie z samozaparciem i poświęceniem walczyły o ocalenie dziecka
od śmierci głodowej, epidemii i zagłady. Ich
143-
zasługą było stworzenie tzw. kącików, komitetów domowych, świetlic czy kuchni
ludowych9. „Kąciki" były organizowane przeważnie przez młodzież, która zbierała
dzieci na terenie poszczególnych domów, dokarmiając je jedzeniem zebranym wśród
lokatorów czy też zdobytym w którejś z instytucji Opieki Społecznej lub
Judenratu. W Warszawie w listopadzie 1941 roku działało 165 takich „kącików".
Szczególną rolę spełniały kuchnie, które oprócz swego nominalnego celu były
tajnymi szkołami. Funkcje kelnerów i służby pomocniczej pełnili nauczyciele.
Na skutek wzmagającego się procesu eksterminacji szybko przestały działać
zarówno instytucje oficjalnej Opieki Społecznej, jak i opieka samorzutnie
udzielana przez społeczeństwo. Rosły szeregi dzieci bezdomnych, pozbawionych
wszelkiej pomocy, „dzieci ulicy", które stały się nieodłącznym zjawiskiem getta.
Tysiące ich błąkało się po ulicach bez dachu nad głową, bez łyżki ciepłej
strawy, bez butów i należytego ubrania, w łachmanach. Dzieci szukały jedzenia.
Często spadał na nie również obowiązek wyżywienia rodziny. I wtedy, w zależności
od specyficznych warunków środowiska, od stopnia swej zaradności i żywotności —
dziecko pracowało, handlowało, „szmuglowało" albo żebrało. Dopóki to tylko było
możliwe, dzieci sprzedawały resztki ubrania czy sprzętów domowych, bądź też za
pieniądze uzyskane ze sprzedaży sacharyny, papierosów, zapałek, obwarzanków,
sznurowadeł itp. mali handlarze nabywali produkty żywnościowe. Obraz 10—12-
letnich dzieci ze skrzyneczkami zawieszonymi na szyi, w których znajdował się
towar przeznaczony do sprzedaży, stojących na rogach ulic, przy bramach domów,
bądź też na bazarach — to typowy widok w gettach. Stały one od wczesnego rana do
późnego wieczora, bez względu na pogodę, w deszcz i mróz. Uzyskiwane zarobki
były minimalne i równały się w najlepszym wypadku cenie całego, a nierzadko i
połowy bochenka chleba, ale jakże często stanowiły one podstawę egzystencji
całej rodziny. Ryzyko było ogromne. Najgroźniejszym wrogiem był żandarm
niemiecki. Mali handlarze starali się omijać niebezpieczeństwa. Często wracali
do domu poturbowani, bez „towaru". Ale głód kazał szybko zapominać i dzieci
ponownie wychodziły na ulicę.
Po zamknięciu gett dzieci zajmowały się „szmuglem". Przekradały się na stronę
aryjską po żywność, co było związane z jeszcze większym niebezpieczeństwem niż
handel. Groziła im bowiem kara śmierci.
Dzieci przeciskały się przez otwory, dziury i szczeliny. Przy wszystkich bramach
getta, przy murach granicznych, przy wylotach kanałów, wszędzie tam, gdzie
odbywał się „szmugiel", kręciły się dzieci. Nabyta wprawa i doświadczenia nie
zabezpieczały przed tysiącami niebezpieczeństw. Żandarmi stojący przy wylotach
getta strzelali do przekradających się dzieci, dzieci były bite i katowane, a
prowiant konfiskowany. Im to właśnie poświęciła wiersz poetka Henryka
Łazowertówna:
144
$
„Przez mury, przez dziury, przez warty, Przez druty, przez gruzy, przez płat,
Zgłodniały, zuchwały, uparty, Przemykam, przebiegam jak kot. Pod padną zgrzebny
worek, Na plecach zdarty łacin, I małe, zimne nogi, I wieczny w sercu strach..."
Śmiertelność w gettach była ogromna. W Warszawie umierało w getcie w styczniu
1941 roku średnio ok. 900 osób dziennie, w tym co dziesiąte dziecko, a już latem
tego roku — ponad 5000 osób. W ciągu niespełna trzech i pół lat istnienia getta
zmarło tu śmiercią „naturalną" ok. 100 000 osób, w tym ogromny odsetek stanowiły
dzieci. O ratunek dla dzieci wołał w licznych apelach, kierowanych do ludności
zarówno polskiej, jak i żydowskiej, znany warszawski lekarz społecznik dr Janusz
Korczak, opiekun i długoletni wychowawca dzieci.
Getta stanowiły etap przejściowy w akcji totalnej zagłady Żydów. Na konferencji
20 stycznia 1942 roku, która odbyła się pod przewodnictwem Reinharda Heydricha w
Berlinie w jednym z gmachów Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy — w tzw. Am
Grossen Wannsee, postanowiono „ostatecznie rozwiązać sprawę 11292 300 [jak
obliczono] Żydów, zamieszkałych na terenie III Rzeszy oraz w pozostałych krajach
Europy", poprzez fizyczną zagładę 10. Sekretarz Stanu w rządzie GG Joseph
Buhler, występując z projektem wyniszczenia w pierwszej kolejności Żydów
polskich, motywował to ni. in. tym, że większość Żydów jest niezdolna do pracy
u.
Do realizacji planu zagłady Żydów w GG przystąpili hitlerowcy wiosną 1942 roku,
uruchamiając ośrodki natychmiastowej zagłady: w marcu — Bełżec, w maju —
Sobibór, w połowie lipca — Treblinkę. Transporty Żydów przybywały również do
Oświęcimia i do obozu na Majdanku n. W transportach tych w pierwszej kolejności
wysyłano dzieci. Większość z nich kierowano bezpośrednio do komór gazowych.
22 lipca 1942 roku pod pozorem wysiedlenia rozpoczęli hitlerowcy masową zagładę
getta warszawskiego 13. Ludzi pędzono na Umschlagplatz, gdzie dokonywano
ostatniej selekcji. Po drodze strzelano do tych, którzy usiłowali zbiec,
skontaktować się z kimś spoza kolumny, lub do tych, którzy nie dotrzymywali
kroku.
Nie oszczędzono także sierocińców. Już 1 sierpnia rozpoczęło się wysiedlanie
dzieci ze wszystkich placówek opieki społecznej. Prawie codziennie likwidowano
je, a jako jeden z pierwszych padł ofiarą hitlerowców Dom Dziecka przy ulicy
Ogrodowej, którym kierował dr Janusz Korczak 14. Po raz ostatni widziano go 5
sierpnia 1942 roku w otoczeniu wychowanków, gdy szedł z nimi przez objęte
ewakuacją ulice getta. Dzieci ustawione w czwórki szły za doktorem, który
otwierał pochód,
18
145
prowadząc dwoje dzieci za ręce. Następne grupy prowadzili wychowawcy sierocińca.
Kolumna dziecięca niosła ze sobą zielony sztandar nadziei — sztandar Domu.
Ostatnią stacją tej drogi były krematoryjne piece Treblinki.
Tego dnia wywiezieni zostali również chłopcy z internatu przy ulicy Twardej oraz
dziewczęta ze schroniska przy ulicy Śliskiej. W pierwszych dniach sierpnia
zlikwidowano niemal wszystkie sierocińce w getcie, wywożąc z nich na zagładę ok.
4000 dzieci.
Ogółem bilans strat pierwszej akcji likwidacyjnej getta w Warszawie, rozpoczętej
22 lipca 1942, a trwającej do 21 września 1942 roku, według raportu Żydowskiego
Komitetu Narodowego z 15 listopada 1942 roku wyniósł ok. 275 000 osób, w tym ok.
11 000 wywieziono do obozów pracy, ponad 6000 rozstrzelano na miejscu, ok. 3600
zmarło w getcie, ok. 200 osób popełniło samobójstwo, a pozostałych wymordowano w
Treb-lince 15. Nie ma szczegółowych wyliczeń, jaki procent stanowiły dzieci.
Biorąc pod uwagę fakt, że mordowano przede wszystkim osoby niezdolne do pracy —
zapewne duży.
Tak więc z końcem października 1942 roku, po wymordowaniu ok. 70—80% obywateli
polskich pochodzenia żydowskiego w Generalnej Guberni, władze hitlerowskie
skupiły resztki ludności w tzw. gettach szczątkowych (Restgetto). Miały one w
założeniu być ośrodkami koncentracji siły roboczej, nie było tam więc miejsca
dla dzieci. W getcie warszawskim, po pierwszej akcji deportacyjnej, wiele dzieci
ukrywało się w „sho-pach", gdzie pracowali rodzice i starsze rodzeństwo. W końcu
października 1942 roku przeprowadzono rejestrację ludności w domach i osobom
zatrudnionym przyznano numery ewidencyjne. W ten sposób ludność getta dzieliła
się na tzw. zewidencjonowanych i „dzikich", dla wychwycenia których urządzano
blokady „shopów". Prawdziwy pogrom, dzieci przeprowadzili hitlerowcy podczas
akcji, która rozpoczęła się 6 listopada 1942 roku. Przez kilka kolejnych dni
wyszukiwano najmłodszych, ocalałych dotychczas mieszkańców getta. Szacuje się,
że do połowy listopada wymordowano łącznie w getcie warszawskim ok. 90 000
dzieci.
Następna akcja wysiedleńcza, 18 stycznia 1943 roku, napotkała na zbrojny opór
ludności żydowskiej. Termin ostatecznej likwidacji getta hitlerowcy wyznaczyli
na kwiecień. 19 kwietnia w getcie wybucha powstanie.
Z raportu generała policji i SS Jurgena Stroopa o likwidacji getta warszawskiego
wiemy, jak odbywała się zagłada:
„Postanowiłem zniszczyć całą żydowską dizietMeę przez palenie bloku za blokiem
(...). Żydzi wynurzali się wówczas ze swoiidh kryjówek i ziemianek niemal na
każdym kroku. Nieraz Żydzi poizositawaM w płoinących budynkach aż 'dlo chwili,
gdy z powodu gorąca i z obawy przed spłonięciem żywcem woleli wysfealkiiwać z
górnych pięter (...). Próbowali Czołgać się z połamanymi kończynami w papużek
ulic do bloków domów, które nie stały jeszcze w ptamieniscih (...)" 16
146
Inne dokumenty piszą o tym samym następująco:
„Do usiłujących wydoistać się z płomieni strzelają. Toteż z płonących domów
maltfci wyrzucają swe dzieci, zawiązując im przedtem oczy, a poifcem skaczą
samie" 17.
W wyniku akcji Stroopa zamordowano z 70 000 osób, które przebywały w tym czasie
w getcie i wśród których było ok. 3% dzieci do 9 lat — 65 000, w tym ok. 2500
dzieci18.
Luis Frydman, dziś pracownik naukowy uniwersytetu w Kansas, a wówczas 11-letni
chłopak, który przeżył gehenną w gettach W Piotrkowie Trybunalskim, Łodzi i
Warszawie — tak oto relacjonuje swoją historię:
„Z chwilą wybuchu powitania wraz z rodakami i starszym bratem znaleźliśmy się w
bunkrze. Wejście zostało zasypane, a łączność z tanymii bunkrami była
utrzymywania jedynie kanałami. O tym bunikirae mówi Strobp, że najpierw
namierzali go 8 dlni, aż wreszcie otworzyli dynamitem. Dali nam hitlerowcy
godziną czasu na wyjście, w przeciwnym wypadku zagrozili1. wysadzelriieim w
powietaze. Wyszliśmy. Mężczyzn od razu oddzielono ma jedną strotię i
rozstrzelano na naslzych oiczadh. Tak zginął m. iin. mój ojciec. Kobiety z
dziećmi pędzono przez płoinącie getto — nia Stację kolejową. Znaleźliśmy sdę na
Majdanku. Tu zginęła 3 listopada moja maittoa.
Ponieważ potrzebni byli mężczyźni dio pracy — zgłoisiłem się na ochotnika wraz z
bratem. Byłem za mały, nie chcieli mnie wziąć, ale jakoś udało się. Trafiliśmy
do Dudzyniiia, stąd do Radomia, gdzie pracowaliśmy w fabryce broni (...). Front
zbliżał się. Dokonano selekcji. Dzieci i kobiety z ofooizu pracy w Radomiu
skierowano do Oświęcimia, a mężczyźni do różnych prac. Znowu1 miałem triodhę
szczęścia. Wraz z bratem dotarliśmy w głąb Raeszy (...). Po wojnie byłem w
oboizaldh dla dzieci UNRRA na terenie amerykańskiej strefy okupacyjnej, stąd
wywieziono nas (...) do USA"w.
Tyle sucha relacja. Ile w tym tragedii typowych dla dzieci żydowskich z getta i
ile szczęścia — bo tylko nielicznym udało się przeżyć.
Dziewczyna 16-letnia, która uciekła z getta przed wybuchem powstania i do końca
wojny ukrywała się w rodzinie polskiej, pisze:
„Noc, straiszno. Ma niebie widiać łuny pożaru. Ntebo gore. Czerwone,
przerażające niebo. I straszne myśli, krążące w mej głowie. Tam, w tych
płomieniach, giniie mój Tatuś, mój Dziadek, moi Bracia. Ludzie. I dhcę biiete na
pomoc. Ocalić Mi. Nie mogę. Stoję w miejscu. I patrzę na to biernie talk, jakby
to był fata roztaczający się przed moimi oczami. Tam giną iudlzle — dzieci,
mdttki, mężowie, starcy, którzy światu nic nie zawinili (...)"20.
Dzieci uratowane od zagłady — pomoc
społeczeństwa polskiego
W obliczu eksterminacji i zagłady społeczeństwo polskie podjęło walkę
0 życie i zdrowie dziecka. Walka ta, prowadzona wbrew zarządzeniom
hitlerowskim, indywidualnie i zespołowo — przez poszczególne osoby
1 polskie organizacje charytatywne — miała na celu poprawę bytu
dziecka, jego obronę zarówno w aspekcie moralnym, jak i wychowawczym. Podstawową
sprawą było dożywienie, ubranie i nauka. W miarę możliwości starano się pamiętać
też o prawach dzieci i młodzieży do pełnego rozwoju.
Obok materialnej i zdrowotnej — ważną rolę odgrywała pomoc niesiona we
wszystkich innych aspektach życia. Cele społeczno-gospodarcze, związane z
koniecznością pomocy zubożałej rodzinie lub dzieciom, które wojna i okupacja
pozbawiła domu, cele społeczno-wychowawcze, uwzględniające potrzeby wychowania i
rozwoju dziecka, oraz cel patriotyczny, wynikający z troski o przyszłość narodu,
towarzyszyły ratowaniu i ochronie dzieci i młodzieży przed eksterminacją ze
strony okupanta hitlerowskiego oraz stanowiły o formach i treści pracy *.
Rozpatrując powyższą problematykę należy pamiętać o wspólnych celach, ale
różnych możliwościach, a więc i sposobach prowadzenia walki w Generalnej Guberni
oraz na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy, gdzie odebrano Polakom całkowicie
prawo do korzystania z opieki społecznej, W Generalnej Guberni władze okupacyjne
początkowo zachowały niektóre istniejące przed wojną instytucje charytatywne,
stworzyły im jednak szereg ograniczeń, uniemożliwiających niesienie skutecznej
pomocy. Wiosną 1941 roku miejsce dawnych organizacji opieki społecznej przejęła
powstała w 1940 roku Rada Główna Opiekuńcza, jako jedyna tolerowana przez władze
okupacyjne polska organizacja społeczna. Opieka nad dzieckiem wchodziła w zakres
oficjalnych kompetencji tej organizacji. W rzeczywistości ograniczenia stworzone
świadomie przez okupanta, zgodnie z założeniami wojny ludobójczej, poważnie
utrudniały lub po prostu uniemożliwiały niesienie skutecznej pomocy.
Od pierwszych dni okupacji sprawy szkolnictwa były przedmiotem szczególnej
troski społeczeństwa polskiego. Gdy w 1940 roku na tzw. ziemiach włączonych do
Rzeszy władze okupacyjne zlikwidowały szkolnictwo polskie — jedyną formą walki o
naukę dla dzieci i młodzieży było tajne nauczanie.
150
W Generalnej Guberni szkoły podstawowe, na utworzenie których zezwoliły władze
hitlerowskie, walczyły z ogromnymi trudnościami. Warunki lokalowe, odległości od
miejsca zamieszkania i zagęszczenie negatywnie wpływały na frekwencję. Często
konieczność zarobkowania limitowała czas dzieci. Wiele z nich zatrzymywał w domu
głód i brak ubrania, Lekcje w szkole prowadzono na kilka zmian z powodu braku
lokali, a te, którymi dysponowano, często były nie ogrzewane, bez urządzeń i
pomocy szkolnych. Część budynków szkolnych zniszczono w czasie działań wojennych
(na 28 882 budynki szkół powszechnych w roku szkolnym 1937/1938 — zniszczono w
1939 roku 4880, tj. 17%), inne zostały przejęte przez Okupanta z przeznaczeniem
dla wojska, administracji lub na wyłączny użytek dzieci niemieckich. Ogółem
władze okupacyjne zezwoliły na uruchomienie ok. 30% szkół powszechnych, do
których uczęszczało jedynie 30% dzieci uczących się przed wojną2. Tym bardziej
należało walczyć o utrzymanie istniejących szkół polskich, a zarówno nauczyciel,
uczeń, jak i szkoła potrzebowali pomocy społecznej.
Młodzież szkolna od 14 roku życia mogła uczęszczać w Generalnej Guberni do szkół
zawodowych. Posiadanie legitymacji szkolnej niejednokrotnie chroniło przed
„łapanką" i wywiezieniem na roboty w głąb Rzeszy. Polskie firmy przemysłowe,
handlowe i usługowe zgłaszały więc masowo swój udział w prowadzeniu różnego
rodzaju szkół zawodowych i kursów. Stwarzało to szansę niesienia pomocy
młodzieży.
Przeciwdziałając akcji okupanta w obniżaniu poziomu umysłowego i dążąc do
wychowania patriotycznego polskich dzieci i młodzieży, nauczyciele — przy
czynnym poparciu społeczeństwa — podjęli na terenach całej okupowanej Polski
tajne nauczanie. Rozwijało się ono żywiołowo, z inicjatywy poszczególnych osób,
na niektórych terenach zaś było koordynowane przez Tajną Organizację
Nauczycielską (TON). Wykorzystywano wszystkie istniejące okazje. W Warszawie
powstała np. nielegalna organizacja dyrektorów legalnie istniejących szkół
handlowych, którzy opracowali tajny program nauczania, włączony do programu
dopuszczonego przez okupanta dla tego typu szkół. Język polski był wykładany na
lekcjach korespondencji, historia — w ramach geografii świata, a matematyka na
zajęciach z arytmetyki handlowej. Uczniowie oczywiście orientowali się, że
wszystko to odbywało się nielegalnie i że niebezpieczeństwo zagrażało nie tylko
uczniom.
Młodzież była narażona na ustawiczne „łapanki". Trzeba było toczyć walkę
przeciwko wywożeniu dziewcząt i chłopców na przymusowe roboty do Rzeszy.
Dyrektorzy szkół niejednokrotnie różnymi sposobami, z wykupywaniem włącznie,
wyciągali swoich uczniów z obozu przejściowego przy ulicy Skaryszewskiej w
Warszawie. W marcu 1943 roku urzędnicy Arbeitsamtu zażądali nagle wydania
dzienników uczniów w warszawskich szkołach zawodowych, w celu ustalenia
uczniowskich adresów. Zaskoczenie udało się jedynie w nielicznych wypadkach, w
większości szkół
151
zdołano dzienniki ukryć. Mimo to sprawa skończyłaby się wywiezieniem dużej
liczby warszawskiej młodzieży na roboty, gdyby nie natychmiastowa interwencja
polskiego ruchu oporu. Dokonano zamachu na kierownika wydziału młodzieżowego
Arbeitsamtu przy ulicy Kredytowej, co wstrzymało całą akcję.
Często szkoły warszawskie nie ograniczały się do działalności wyłącznie
oświatowej. Na ich terenie odbywały się ćwiczenia wojskowe, szkolenie
sanitariuszek i łączniczek, gromadzono zapasy żywności, a nawet organizowano
składy broni i kolportowano prasę podziemną. W pracy konspiracyjnej brali udział
uczniowie i nauczyciele, a wszystko to odbywało się w ciągłym zagrożeniu ze
strony okupanta: nieprzewidziane wizytacje, inspekcje, rewizje. Zdarzały się
liczne aresztowania.
Szkoła w konspiracji — to ogromne, nie spotykane dotychczas w swych rozmiarach
zjawisko, będące formą walki o kształcenie i wychowanie młodego pokolenia
Polaków. Ceną tej walki była m. in. śmierć w hitlerowskich obozach i masowych
egzekucjach 13 000 nauczycieli — ze szkół powszechnych, 1700 — ze szkół
średnich, 1000 — ze szkół zawodowych, 120 — z seminariów nauczycielskich, 700 —
ze szkół dokształcających, 416 profesorów, docentów, pracowników nauki szkół
wyższych. Straty te stanowią od 14 do 18% ogółu nauczycieli3.
Sytuacja w kraju, zarówno na odcinku ekonomicznym jak i społecznym, pogarszała
się z upływem czasu. System okupacyjny umacniał się. Coraz wyraźniej
akcentowano, że w realizacji planów hitlerowskich wobec Polski sprawa
biologicznego wyniszczenia młodzieży i dzieci ma szczególne znaczenie. Problemem
więc zasadniczym dla społeczeństwa polskiego, obok walki o szkołę dla dziecka,
stała się sprawa ratowania i ochrony samego dziecka. W obliczu zagrożenia
dziecka polskiego wysiłek opieki społecznej skoncentrował się na niesieniu
pomocy żywnościowej.
Warunki odżywiania dzieci polskich i młodzieży uzależnione były od wprowadzonego
systemu kartkowego. Pamiętać należy, że obejmował on jedynie część ludności
polskiej, a mianowicie ludność miast oraz teoretycznie ludność bezrolną i
małorolną. Rolnicy nie tylko nie byli objęci przydziałem, lecz obarczano ich
obowiązkiem dostarczania wysokich kontyngentów produktów rolnych,
przekraczających często możliwości gospodarstw. Wyżywienie dziecka przy systemie
kartkowym było niedostateczne ilościowo i jakościowo. Wartość kaloryczna
przydziałów dla dzieci polskich wynosiła Vs wartości przydziału dla dzieci
niemieckich. W dodatku realizacja głodowych przydziałów żywnościowych daleko
odbiegała od ustalonych norm. W Warszawie w połowie 1942 roku wartość
przydziałów wynosiła np. ok. 375 kalorii na dobę zamiast przewidzianych 640 4.
Nie zawsze były też wydawane kartki na wszystkie objęte tym systemem produkty.
Ogółem przydziały żywności pokrywały ok. 15% zapotrzebowania żywnościowego
dzieci i młodzieży. Groziło to wyczerpaniem organizmu i zahamowaniem rozwoju
oraz sprzyjało różnym
152
chorobom, zwłaszcza gruźlicy. Akcja na rzecz pomocy dzieciom i młodzieży
zataczała więc coraz szersze kręgi, a włączone w nią były — poza osobami
indywidualnymi — działające instytucje społeczne, takie jak Rada Główna
Opiekuńcza (RGO), Polski Czerwony Krzyż (PCK) czy nawet Ochotnicza Straż Pożarna
(OSP). PCK, reaktywowany w Generalnej Guberni (poza dystryktem Galicja),
prowadził działalność społeczną w terenie poprzez swoich pełnomocników
okręgowych i oddziałowych. Nie była ona wszędzie tak efektywna, bowiem
możliwości były przez okupanta bardzo ograniczone. Niesienie pomocy więźniom
obozu na Majdanku oraz więzienia w Zamku Lubelskim organizował dr Ludwik Chri-
stians, prezes lubelskiego PCK. Dzięki jego usilnym zabiegom udało się uwolnić z
Majdanka do końca 1943 roku wiele osób, w tym głównie dzieci i osoby chore,
które umieszczono w szpitalu.
W Warszawie ogromny wkład sił i zaangażowania w tej trudnej, ale jakże
szlachetnej walce o byt dziecka wniósł Wydział Opieki Społecznej i Zdrowia
Zarządu Miejskiego. Zarząd Miejski — organ wykonawczy pochodzący z wyboru Rady
Miejskiej — należał w okresie międzywojennym do tzw. administracji samorządowej.
Po kapitulacji Warszawy Zarząd Miejski kontynuował pracę pod nadzorem
niemieckim, stąd też i możliwości jego w niesieniu pomocy ludności polskiej były
ograniczone. Niemniej jednak pracownicy, zwłaszcza Wydziału Opieki Społecznej i
Zdrowia, uratowali niejedno dziecko. W bezpośrednim kontakcie z rodzinami,
zakładami opiekuńczymi dla sierot — o istnienie których również toczono walkę —
oraz z dziećmi, Wydział ten wypracował sobie określony system pracy. W Warszawie
pod bezpośrednim kierownictwem Zarządu działało 15 tzw. poradni dziecięcych.
Były one niejednokrotnie kontynuacją pracy przedwojennych poradni młodzieżowych.
Wobec zakazu władz okupanta, przy podejmowaniu akcji opiekuńczych i
wychowawczych w stosunku do młodzieży poradnie zmieniły swą nazwę. Ich
zasadniczym zadaniem było rejestrowanie konkretnych potrzeb dzieci oraz troska o
spożytkowanie na rzecz nieletnich wszelkiej pomocy, zarówno spontanicznej ze
strony społeczeństwa, jak i zorganizowanej.
Poradnie obejmowały swym zasięgiem młodzież (zajmowały się tym tzw. opiekunki
szkół zawodowych), dzieci w wieku szkolnym (opiekunki szkolne) oraz dzieci
najmłodsze (opiekunki przedszkolne). Tym ostatnim w końcowym okresie okupacji
poświęcono szczególne miejsce. W Warszawie było bowiem dużo dzieci małych,
pozostających bez opieki, często samotnych sierot lub półsierot, których rodzice
zginęli, przebywali w obozach bądź zostali wywiezieni do pracy w głąb Rzeszy.
Były one nieporadne, głodne, często bez ubrania. Niektóre z nich umieszczano w
zakładach opiekuńczych, inne — głównie te, których rodzice cały dzień zmuszeni
byli przebywać poza domem — w organizowanych z ogromnym wysiłkiem przedszkolach.
Jednym z zakładów opiekuńczych, któremu Zarząd Miejski udzielał stałych
subwencji i tylko sobie "wiadomą drogą,
153
zBtootp '(SS"SS) Ęauzoapds iboraodomBS łs^rao^; luzoapąg ^ Ęsrąjawtt,
9xjs9J5jpod ara ąosods axu 'amrezsnj/^. m. b^smoist^ łSsp pezad A"z3T.zpo:fxii i
paxzp Auanpoi axxxaxupB§BZ t>B[BXAverao
•atąospzs aoomod ouBJAodną %\3 Azstiptcnj 2 "Tas^zp SHimAY&zop o^q xua>\ao
zazad auozpBMooid
o zazjdod raso^si
t 'goraodBZ
TuuBxatzpn bu
uioąoso o epgapd Mo d
BiM.ojp2 9xs
01 ara ląaT
o§a[ t
np%zj'62
•yp ura^oSo qo^zouti5(9xdo ^o pj npfezjB^ bjavc«p2 1
m. 'atsM. H
m."
op j
00 S
bjavc«p2 1 C
zbio 'Aooraod ts% Ątjatzpn
-01 9^bo tt;ba\opjoxxi A\oi Ą^
Bgzoj p2 ^od aitis^sizpTi B2 •pat -&Z 000 021^—000 001 "Ą.° tpsMo^Ba-o z
irapat '
zp a\ 'ąai
piCz oSausBjM tua-iuazBiBU z iMS aratoM Cazs^wiaTd od n
atąspd Ainzp jb^
A\.op
zsmiBf
tiraraop
paxzp
m.
(raaui0Q
s auo
32 'B
BU
3Z X
paxzp bu x
axio
q Bxienpog; -s
axu.
x nxuoQ
-od zaq n\ \ "Az axs
xiaoaxM.sod t
at:ą/j
x tauzoa^ods Asom §
°d
bu
tbz paxzp -ux Bxupru§ xs -og 'S5t uioq '
suoxq
6861 Buenp
at
Zarząd Miejski, wspierany darami polskich instytucji, firm handlowych i osób
prywatnych oraz darami amerykańskimi, komitet udzielał pomocy żywnościowej,
lekarskiej, odzieżowej oraz organizował dach nad głową dla uchodźców i
pogorzelców, których liczne rzesze koczowały w Warszawie po kapitulacji.
Szczególną troską otoczono dzieci.
Dla zilustrowania rozmiaru zagadnienia warto przytoczyć fakt, że w ciągu swego
istnienia komitet wydatkował kwotę 30 000 zł, a ze świadczeń — pod różnymi
postaciami -— korzystało ponad 200 000 osób, w tym przeszło 50 000 dzieci.
Ogółem wydano 26 000 000 posiłków dla dorosłych i około 17 000 000 dla dzieci i
młodzieży 6. Komitet i społeczeństwo Warszawy wykazywały ogromne zaangażowanie
mobilizując siły i środki dla ratowania dzieci polskich. Warto w tym miejscu
wspomnieć, że nie było to łatwe, zwłaszcza że tzw. dary amerykańskie,
realizowane przez organizację Polish Food Commission, powołaną przez Amerykański
Czerwony Krzyż, wstrzymano w lutym 1941 roku z inspiracji władz okupacyjnych.
Komitet otazymywał tą drogą tłuszcze, tran, cukier, mąkę, mleko skondensowane,
suche jarzyny — początkowo bezpośrednio z USA, a następnie pośrednio z Europy. Z
darów tych skorzystało ok. 320 000 dzieci, głównie w Warszawie i Krakowie. W
skład SKSS wszedł — jako sekcja — działający jeszcze w okresie międzywojennym
Stołeczny Komitet Pomocy Dzieciom. W zmienionych okupacyjnych warunkach
przystąpił on już od października 1939 roku do organizowania pomocy dzieciom i
jednocześnie do wypracowania takiej struktury działania, która by pod pozorem
legalności pozwalała realizować wytyczone cele. Komitet zakresem swej
działalności objął wszystkie dzielnice Warszawy. Oprócz sieci terenowych ogniw
organizacyjnych, działających w poszczególnych dzielnicach (okręgach SKSS),
komitet posiadał ok. 300 placówek stałych i sezonowych. Były to internaty i
ogniska dziecięce, ogródki, żłobki, półkolonie i kolonie. Zajmowano się również
wysyłaniem dzieci na wieś w okresie letnim oraz prowadzono kartotekę dzieci
zaginionych.
Tak rozległy zakres działania wymagał współudziału stałych pracowników i
dobrowolnego wkładu pracy wielu ludzi, których nazwiska dzisiaj, po ponad 35
latach, nie zawsze są znane, a którzy chlubnie wpisali się na tym właśnie
odcinku walki z okupantem. Oprócz ponad tysięcznej rzeszy nauczycieli, ogromnej
liczby członków przedwojennych ognisk szkolnych, wokół Sekcji Opieki nad Dziećmi
i Młodzieżą skupiali się działacze społeczni, studenci, którym wojna przerwała
naukę, harcerki — członkinie Konspiracyjnej Organizacji Harcerek. Wielu z nich
zginęło z rąk okupanta.
Władze hitlerowskie ingerowały coraz mocniej w działalność SKSS, nie służyła ona
bowiem interesom III Rzeszy. Do zaostrzenia sytuacji doszło już na przełomie lat
1939/1940, a proces pogłębił się w 1940 roku, kiedy to w grudniu okupant
skonfiskował zapasy żywności, a 17 marca 1941 roku Ludwig Fischer, szef
dystryktu warszawskiego, nakazał prze-
155
L
jecie całej działalności charytatywnej Radzie Głównej Opiekuńczej powstałej w
Warszawie w lutym 1940 roku. Chodziło m. in. o skoncentrowanie działalności w
jednej organizacji, celem łatwiejszej kontroli ze strony okupanta. RGO była do
końca wojny jedyną polską organizacją działającą we wszystkich dystryktach
Generalnej Guberni. Zakładała i utrzymywała zakłady dobroczynne, stołówki,
schroniska, dożywiała dzieci w szkołach, prowadziła kuchnie ludowe, udzielała
pomocy wysiedlonym. Przydziały żywnościowe dla komitetów opiekuńczych RGO na
akcję dożywienia, wywalczone od władz, nie wystarczały; kupowano więc produkty
nielegalnie. Do 31 stycznia 1941 roku z opieki RGO korzystało 390 575 dzieci, a
dożywianie prowadzono w 1461 punktach. Na Warszawę przypadało ok. 50 % całej
akcji pomocy.
Na terenie GG znajdowało się w marcu 1941 roku — według obliczeń RGO — ok. 800
000 dzieci w wieku do lat 15, potrzebujących dożywiania, z czego przynajmniej
450 000 przypadało na dzieci w wieku szkoły podstawowej.
W latach 1941—1942 władze okupacyjne ograniczyły przydziały żywnościowe dla RGO
do 4 miesięcy zimowych (grudzień—marzec). W efekcie musiało nastąpić
ograniczenie ilości wydawanych posiłków. W Warszawie w I kwartale 1941 roku
wydawano dziennie 118 800 porcji, a w I kwartale roku następnego — już tylko 46
100 porcji dziennie 7. Obniżała się również wartość kaloryczna posiłków, co było
wynikiem szeregu zarządzeń okupanta, zmierzającego do wyniszczenia narodu
polskiego.
W czerwcu 1942 roku akcja RGO pomocy dzieciom osiągnęła punkt kulminacyjny, po
ciężkiej bowiem i długiej zimie organizmy dziecięce szczególnie mocno
potrzebowały lepszego wyżywienia. Dzieci dożywiano w punktach specjalnych,
ochronkach, przyszkolnych punktach dożywiania, kuchniach dziecięcych.
Ilość puinktów
Liczba dzieci dożywianych dziennie
Galicja
Krakowski
Lubelski
Radomski
WanszawsM
24 629
98 173 253
§857 45 719 12 368 17 636 37 669
Razem
1177
123 249
Na terenie 4 okręgów (poza Galicją) liczba punktów dożywiania dla dzieci
zmniejszyła się z 1157 do 1153, z kolei liczba dzieci wzrosła ze 111738 do 113
392. Z ogólnej liczby dzieci dożywianych 60,1% korzystało z kuchni
przyszkolnych. W liczbie pozostałej, oprócz dzieci doży-
156
dzieci najmniejsze do łat 2, które otrzymywały mleko lub potrawy mleczne w tzw.
punktach mlecznych. Z dożywiania w punktach specjalnych oraz ogólnych kuchniach
ludowych korzystało pod koniec II kwartału 176 323 dzieci, w tym 16 331 dzieci w
wieku przedszkolnym8. Niezależnie od dożywiania komitety przystąpiły do
organizowania kolonii i półkolonii letnich. Kiedy z końcem czerwca akcja była w
pełnym toku, władze okupacyjne wprowadziły szereg restrykcji. M. in. na zjeździe
partii NSDAP w Krakowie w czerwcu 1942 roku z oburzeniem przyjęto do wiadomości
fakt pomocy żywnościowej dla dzieci polskich oraz organizowanie kolonii letnich
i żądano odpowiednich zakazów w tej sprawie. W efekcie przydziały żywnościowe
odwołano, a 15 lipca 1942 roku zlikwidowano wszystkie kolonie i półkolonie na
terenie GG. Uległy likwidacji jeszcze w lipcu prowadzone przez Polski Komitet
Opiekuńczy w Krakowie domy kolonijne w Zarytem i Rabce, dom dla dzieci
warszawskich w Rokicinach oraz 25 innych kolonii na terenie GG. Starania
0 zezwolenie na prowadzenie akcji kolonijnej i półkolonijnej zostały
uwieńczone częściowym powodzeniem; 25 maja 1943 roku Wydział Spraw Ludnościowych
i Opieki Społecznej GG udzielił zezwolenia, z zastrzeżeniem konieczności
otrzymania zgody właściwego starosty. Władze nakazywały również objęcie tą formą
pomocy przede wszystkim dzieci osób wywiezionych na roboty do Rzeszy oraz
zatrudnionych w GG przy pracach ważnych ze względów wojennych, odmówiły
jednak wszelkich przydziałów żywnościowych. Organizowanie wypoczynku
letniego dla dzieci było sprawą niezwykłej wagi. Podjęły ją komitety
opiekuńcze, chociaż zdobycie środków żywnościowych na wolnym rynku przekraczało
ich możliwości finansowe. Liczbę dzieci, które zamierzano wysłać na kolonie,
określono wówczas na ok. 75 000, a liczbę dzieci potrzebujących koniecznej
opieki żywnościowej i odzieży (połowa 1943 roku) — na 525 000.
Ciosem niezwykle silnym było wydanie urzędowego zalecenia wszystkim starostom,
aby likwidować akcję dożywiania dzieci. Upoważniało to władze lokalne do
zamykania punktów dożywiania dzieci, ochronek
1 przedszkoli, a na działaczy komitetów opiekuńczych posypały się groźby
aresztowań w przypadku nierespektowania zarządzeń. Zapasy żywnościowe RGO,
zdobywane najczęściej drogą ofiarności społeczeństwa na rzecz dzieci
i młodzieży, miały być w myśl rozkazów władz przekazane na dożywienie
dorosłych, pracujących na potrzeby wojenne III Rzeszy (pismo Wydziału Spraw
Ludnościowych i Opieki Społecznej GG z 28 X 1942)9. W związku z powyższymi
zarządzeniami okupanta ratowanie dzieci przed chorobą głodową wymagało
od społeczeństwa polskiego ogromnych poświęceń. Nielegalnie, z dużym
ryzykiem, a jednocześnie zaangażowaniem w walce o słuszną sprawę, dożywiano
'dzieci w tzw. kuchniach ludowych dla dorosłych, a akcję pomocy skupiono na
dożywianiu w szkołach.
157
W końcu 1942 roku liczba dzieci objętych opieką wyniosła: Dystrykt galicyjski
29 543
Dystrykt krakowski 91 664
Dystrykt lubelski 44 857
Dystrykt radomski 72 474
Dystrykt warszawski 119 236'
Łącznie — 357 774, a więc nikły procent potrzebujących tej opieki dzieci.
6 stycznia 1943 roku wydano zakaz dożywiania dzieci w szkołach. Pomoc
żywnościowa dla dzieci, zorganizowana olbrzymim wysiłkiem społeczeństwa,
załamała się. Dożywianie dzieci kontynuowano jedynie w domach prywatnych.
Równocześnie władze przystąpiły do likwidowania prewentoriów i sanatoriów
dziecięcych, utrzymywanych przez RGO. Zamknięto zakłady dla dzieci chorych na
gruźlicę w Rabce i Zakopanem. Wytrwałym wysiłkiem i szeregiem skomplikowanych
zabiegów udało się. utrzymać jedynie Dom Dziecka w Rymanowie, z którego w jednym
turnusie mogło korzystać ok. 100 osób. Tymczasem wygłodzenie dzieci pociągało za
sobą utratę odporności fizycznej, a co za tym idzie — zwiększoną chorobowość.
Anemia spowodowana niedożywieniem obejmowała już ok. 80% dzieci. Gruźlica
rozszerzała się w zastraszający sposób. Wybuchały epidemie tyfusu plamistego.
Gwałtownie wzrastała śmiertelność, a naturalny przyrost ludności nie wyrównywał
strat.
Skutki klęski głodowej potęgował brak odzieży. Przedwojenne zasoby wyniszczały
się sukcesywnie, a ludność polska nie otrzymywała kart na zakup ubrania i
bielizny. W ramach pomocy amerykańskiej w latach 1940—1941 otrzymano 36 958
sztuk odzieży i bielizny dziewczęcej, 43 493 sztuk odzieży chłopięcej, 90 654 —
dziecięcej, 8394 — niemowlęcej. Obdarowano nimi ponad 100 000 dzieci. W
pierwszym roku okupacji ogromna była pomoc ludności, której nie dotknęły akcje
wysiedleńcze. W miarę upływu czasu zapasy wykończyły się jednak. Tysiące dzieci
w mieście i na wsi, nie mając w co się ubrać, nie opuszczało w zimie mieszkań,
też zresztą często nie opalanych.
Szczególnie ciężka była sytuacja dzieci wysiedlonych. Warunki pobytu w obozach
zbiorczych — brak podstawowych urządzeń sanitarnych, głód, epidemie —
dziesiątkowały dzieci. Transporty wysyłano często w okresie silnych mrozów w
wagonach towarowych. Odsetek zmarłych dzieci był ogromny. W czasie postojów —
działacze PCK, miejscowa ludność oraz każdy, kto miał jakiekolwiek możliwości
dotarcia do wysiedleńców, starał się pomagać, głównie dzieciom. Nie było to
łatwe; dostarczenie kromki chleba kończyło się często aresztowaniem lub
pobiciem.
W listopadzie 1941 roku rozpoczęły się wysiedlania z Zamojszczyzny. Największe
nasilenie akcji przypadło na koniec 1942 i wiosnę 1943 roku. Wysiedleńców wraz z
dziećmi przewożono furmankami, transportami kolejowymi lub prowadzono pieszo i
umieszczano w obozach przesiedleń-
158
fll
czych w Zamościu i Zwierzyńcu. Dzieci oddzielano od rodziców i umieszczano w
najgorszych barakach, bez podłóg i prycz. Ich sytuacja w obozach
przesiedleńczych i po ich opuszczeniu była tragiczna. Głód, zimno, choroby
zakaźne oraz brak opieki powodowały ogromną śmiertelność, zwłaszcza wśród
najmłodszych. Dzieci zwolnione z obozów w Zwierzyńcu i Zamościu, w wyniku starań
PCK, były całkowicie wycieńczone i chore, toteż wymagały natychmiastowego
umieszczenia w szpitalu, dostarczenia żywności, odzieży oraz otoczenia opieką.
Tylko natychmiastowa pomoc społeczeństwa mogła utrzymać je przy życiu.
Do obozów dostarczano żywność, przede wszystkim lekarstwa.
Dostarczanie żywności było przez władze obozowe utrudnione. W zbiórce
żywności, odzieży, bielizny oraz lekarstw brało udział całe społeczeństwo
Lubelszczyzny. Liczne zabiegi RGO doprowadziły do uwolnienia z obozu w
Zwierzyńcu w lipcu 1943 roku, na interwencję prezesa Polskiego Komitetu
Opiekuńczego, 300 dzieci w wieku 1,5 do 12 lat. Dalsze losy tych, które
przeżyły, uzależnione były od grupy, do której zostały zakwalifikowane. Część
dzieci i młodzieży uznano za nadające się do germanizacji i wywieziono je w głąb
Rzeszy, inne— zwłaszcza po 14 roku życia — wysyłano do pracy, głównie w
przemyśle zbrojeniowym. Najmłodsze skierowano transportami kolejowymi, w czasie
silnych mrozów w nie opalanych wagonach, bez jedzenia i należytego ubrania, do
różnych powiatów: garwoiińskiego, łukowskiego, mińskomazowieckiego i
siedleckiego. Wiele dzieci zmarło na skutek głodu, zimna, chorób zakaźnych i
wycieńczenia. Losem pozostałych przy życiu dzieci wysiedlanych z Zamojszczyzny
zajęła się ludność miejscowa i społeczeństwo warszawskie, zapewniając
im mieszkanie, żywność, odzież i pomoc lekarską. W styczniu 1943 roku rozeszła
się po Warszawie wiadomość, że na dworcach kolejowych znajdują się dzieci
Zamojszczyzny, zamknięte w wagonach. Tłumy ludzi — zwłaszcza kobiety —
rozpoczęły poszukiwania. Rozkolportowano wówczas konspiracyjną odezwę, w której
czytamy:
„Wzywamy wszystką ludność mieszkającą przy taraidh i stacjach kolejowych do
pilnego baczenia i stwierdzania miejsc, gadzie pojalwią się dzieci. W razie
wykrycia wagonów starać się jak najszybciej dzieci z nich wydobyć" 10.
Transporty jednak nie nadeszły, a w czasie, gdy ludność Warszawy gorąco
manifestowała swą chęć przyjścia z pomocą dzieciom polskim z Zamojszczyzny,
tragedia tych dzieci rozgrywała się w miejscowościach podwarszawskich. M. in. do
Stoczka przywieziono transport składający się z 900 osób, w tym 80% dzieci w
wieku od 6 miesięcy do 12 lat. Dzieci były również wysyłane do Żełechowa,
Kałuszyna, Cegłowa, Parysewa i Mrozów. 10 grudnia 1942 roku do Pilawy przybył
transport 605 osób, w tym 275 dzieci; 11 grudnia 1942 roku do Sobolewa (z
przeznaczeniem do Lelechowa) — 634 osoby, w tym 283 dzieci; 18 grudnia do
Sobolewa
159
(z przeznaczeniem do Maciejówek, Łaskarzewa, Stoczka i Żelechowa) — 974 osoby, w
tym 512 dzieci u. W Zarządzie Miejskim Warszawy, dokąd dotarły dokładne
wiadomości
0 sytuacji dzieci, zdawano sobie sprawę, że ogromna ofiarność społeczeństwa i
spontaniczne organizowanie pomocy nie wystarczą dla ich uratowania. Możliwości
materialne ludności polskiej w okresie okupacji hitlerowskiej były zbyt
ograniczone. Dyrektor "Wydziału Opieki Spo\&c>!Jne} Zarządu Miejskiego Jan
Starczewski przedstawił sprawę lekarzowi niemieckiemu — urzędującemu nadzorcy
miejskich placówek służby zdrowia dr. Wilhelmowi Hagenowi — i uzyskał zgodę na
wyjazd do miejscowości, gdzie rozlokowano dzieci, aby ustalić, jaka pomoc jest
im potrzebna. W wyniku tego Jan Starczewski został zaraz po powrocie aresztowany
i wysłany do Oświęcimia. Dr Hagen, który posłał do Hitlera list ilustrujący
położenie polskiej ludności wysiedlonej, został odwołany ze swego stanowiska i
skierowany do służby wojskowej na froncie wschodnim. Opiekę nad dziećmi
Zamojszczyzny podjęła m. in. Pracownicza Komisja Samopomocy Społecznej
pracowników miejskich w Warszawie: „Społem" i inne instytucje polskie wysyłały
dzieciom odzież zebraną wśród społeczeństwa, bieliznę, żywność i pieniądze.
Wiele dzieci zamojskich znalazło schronienie w rodzinach polskich. Rozwijano
akcję rodzin zastępczych. Dużo było sierot, ciasno też było w świetlicach,
domach opiekuńczych i tzw. gniazdach dziecięcych zorganizowanych, dla dzieci
zamojskich. W kwietniu 1943 roku w powiecie siedleckim — na planowane do
zorganizowania dwa „gniazda" i dwie świetlice — czynna była jedna świetlica, a w
powiecie garwolińskim — jedno „gniazdo" i jedna świetlica.
Krystyna Lichaczewska, Marian Rapacki, Maria Fandri, Leon Marszałek, Jan
Starczewski, dr Mikołaj Łącki, Jan Wolf — kierownik szkoły w Mrozach i wiele
żyjących oraz nieżyjących osób, których nie sposób tu wymienić, ofiarnie
spełnili swój obywatelski obowiązek ratując dzieci zamojskie od zagłady.
Dzieci z Zamojszczyzny wysyłano również do obozów koncentracyjnych, m. in. na
Majdanek. Dr Ludwik Christians, przewodniczący lubelskiego PCK, zabiegający
niezmordowanie o pomoc dla więźniów, uzyskał zgodę na zabranie z obozu na
Majdanku 3514 osób, z czego 388 dzieci umieszczono w szpitalach w Lublinie (do
połowy 1944 roku zmarło ok. 70 dzieci)12.
Młodzież polską dotknęły również masowe deportacje do Rzeszy. W „Kraju Warty"
urzędy pracy w pierwszych miesiącach okupacji zewidencjonowały ludność polską,
stąd też rekrutacja na roboty opierała się na wezwaniu imiennym poszczególnych
osób. WT GG natomiast deportacje do Rzeszy odbywały się głównie na zasadzie
„łapanek". Młodzież chroniła się przed wywiezieniem w głąb Rzeszy, a zarówno
polskie instytucje, jak
1 osoby prywatne udzielały jej w tym zakresie pomocy. Wystawiano np.
180
fikcyjne dokumenty pracy lub legitymacje kursów zawodowych. Atak okupanta na
dziecko polskie wymierzony był ze wszystkich stron. Nieustępliwa pomoc
społeczeństwa polskiego w ratowaniu dzieci i młodzieży również szła wszelkimi
możliwymi drogami.
Opieka nad dziećmi więźniów — to jeszcze jedna forma ochrony dzieci polskich
przed zagładą w okresie okupacji hitlerowskiej. Samotnymi dziećmi, których
rodzice uwięzieni byli w różnego typu obozach, zajmowały się rodziny polskie.
Główną pomoc niósł Patronat Opieki nad Więźniami, działający w oparciu o pomoc
materialną RGO. Sekcja opieki nad dziećmi więźniów w Patronacie była tylko
częściowo legalna. W dużej mierze opieka obejmowała dzieci wyjęte spod prawa, a
więc musiała to być działalność konspiracyjna. Zofia Zbyszewska, działaczka
Patronatu, pisze:
„Uwięzieni pytali w grypsach o losy swoich najbliższych. Rodziny feołatały
wszędzie o pomoc. Nierzadkio trsseiba było zająć się dziećmi, Których oboje
rodzice zostali uwięzieni lub rozstrzelani, ewentoatoie musieli ukrywać się.
Toiteż mie była to praca wychowawcza. Było to ratowniidtwo"ls.
Dzieci starano się umieścić w internatach, domach dziecka i rodzinach
zastępczych. Nie było to łatwe, gdyż tego typu placówek było niewiele,
likwidował je bowiem systematycznie okupant. Do akcji tej czynnie włączyło się
wiele katolickich zgromadzeń zakonnych.
Dzieci samotne z Warszawy, których rodziców uwięziono lub rozstrzelano, za
pośrednictwem Patronatu wysyłano często do odległych wsi. Czasem chodziło o
warunki zdrowotne, czasem o bezpieczeństwo. Zofia Zbyszewska szacuje, że w
okresie 5 lat okupacji Patronat udzielił pomocy ok. 5000 dzieci, które zostały
bez opieki w wyniku eksterminacyjnej polityki okupanta.
Ochrona dzieci i młodzieży polskiej, prowadzona w trudnych, okupacyjnych
warunkach, wymagała wielu wyrzeczeń i poświęceń. Oprócz pomocy materialnej i
opieki zdrowotnej — wbrew rygorystycznym zakazom okupanta — prowadzono
działalność społeczno-wychowawczą i kul-turalno-oświatową. W pracach tych brały
udział instytucje charytatywne, szereg firm i instytucji polskich, nauczyciele i
działacze społeczni oraz całe polskie społeczeństwo. Wielu najmłodszych znanym i
nieznanym bohaterom tej walki zawdzięcza życie.
11
I
Następstwa wojny
i okupacji
hitlerowskiej
w życiu psychicznym
dziecka
Druga wojna światowa i jej następstwa — to szeroki, interdyscyplinarny problem
badawczy. Podjęli go również lekarze. Skutki drugiej wojny światowej ujawniły
się bowiem w stanie fizycznym, w życiu psychicznym i w postawie moralnej dzieci
i młodzieży polskiej.
Profesor Stefan Baley, polski psycholog, który przeprowadził po wojnie badania
wśród dzieci i młodzieży, pisał m. in.:
„Mała dziewczynka, IhJtóra jako 3-letnie dziecko dostała się do obozu w
Oświęcimiu i Hfitóra obecnie jest w naszej ewidencji, dotychczas jeszcze czyni
kłopoty otoczeniu swoją oliigafr&zją" *.
Specjalistka od psychoanalizy dziecięcej Nelly Wolffbeim z Londynu zbadała ok.
3000 dzieci, które przeszły przez hitlerowskie obozy koncentracyjne. Były one po
wojnie umieszczone w specjalnych zakładach i klinikach, aby jak najszybciej
odzyskać równowagę psychiczną i moralną. Dzieci te do nowego środowiska odnosiły
się nieufnie, a nawet wrogo. Powszechne było zobojętnienie uczuciowe.
Dziennikarz, który zetknął się z tymi dziećmi, pisał później:
„Wiele wśród ntełi miało postawę agresywną, ujawniało fantazję sadystyczną,
broniło swojej, często skromniutkiej własności — jakiejś starej zabawki — tak
gwałtownie i 'zacięcie, jakby chodziło o życie. Zbyt bowiem długo wydzierano im
wszystko, co drogie. Towarzyszy zabaw, którzy nagle musieli wyjść z pokoju,
określały jako — zmarłych, dowód to, jak głęboko te dzieci zostały ugodzone.
Nowy świat był dla nich — tak im się przynajmniej zdawało — groźny i
wszechpotężny. Brakowało im poczucia foezpieczeńsitwa i ufności"2.
Dziś, mimo upływu wielu lat od zakończenia drugiej wojny światowej, problemy
obejmujące choroby wynikłe z pobytu w obozach hitlerowskich oraz ich następstwa
są wciąż aktualne.
Skutki pobytu w obozach ujawniły się w przewlekłej postępującej astenii, w
uszkodzeniu narządów i tkanek organizmu oraz w zakłóceniu ich czynności.
Nastąpiło obniżenie odporności organizmu, zwiększona zapadalność na gruźlicę,
przedwczesne starzenie się. Jest to wynik urazów fizycznych, długotrwałego
niedożywienia, pracy ponad siły, braku należytej odzieży zabezpieczającej przed
zimnem, ciężkich warunków, przeciążenia nerwowego, lęku, bólu i stałych stresów
psychicznych. Dużym wstrząsem była utrata domu rodzinnego.
164
'
Spośród przebadanych byłych więźniów Obozu przy ulicy Przemysłowej w Łodzi,
osadzonych w wieku dziecięcym, wykształcenie niepełne podstawowe posiada 36%,
podstawowe i niepełne średnie — 38,7%, średnie — 18,6%, wyższe 6,7%.
Ogólnokrajowe badania osób, które w dzieciństwie przeszły przez obozy
hitlerowskie, wykazują, że niepełne wykształcenie podstawowe posiada dziś 14,3%
kobiet i 11,4% mężczyzn. Kary chłosty, połączone często z urazami mózgu w
okresie dzieciństwa, poważnie opóźniły ich rozwój umysłowy. 50% badanych
mężczyzn — byłych więźniów obozu łódzkiego — i 56,7% kobiet pracuje fizycznie3.
Przeżycia dzieci, które przeszły przez obozy hitlerowskie, przekraczają granicę
przeciętnej ludzkiej wytrzymałości. Zostawiły one po sobie trwałe ślady, czego
wyrazem jest zwiększona zapadalność na choroby oraz znaczne ograniczenie
zdolności do pracy.
Wśród byłych więźniów obozu łódzkiego przeważają choroby przewlekłe, ściśle
związane z pobytem w obozie. U 52,3% badanych występują zmiany w obrębie
kręgosłupa, powstałe w wyniku urazów odniesionych w toku śledztwa, z powodu
bicia lub ciężkiej, ponad siły pracy fizycznej. Ponadto często występują choroby
przewodu pokarmowego, choroby kości i narządów ruchu, zaburzenia
psychonerwicowe, choroby układu krążenia, układu oddechowego oraz uszkodzenia
wielu narządów. Podjęte przez lekarzy krakowskich z Kliniki Psychiatrycznej
Akademii Medycznej badania najmłodszych więźniów Oświęcimia i dzieci urodzonych
w tym obozie miały również na celu ustalenie, jakie skutki w osobowości, w
psychice dziecka pozostawił fakt pobytu w obozie w pierwszych miesiącach lub w
pierwszych latach życia. Wiek dzieci przebadanych nie przekraczał 8 lat w chwili
wyzwolenia. Podstawowym zagadnieniem było ustalenie, czy fakt pobytu w obozie
miał decydujące znaczenie dla dalszego rozwoju dzieci i w jakim stopniu wpłynął
na ich dalsze losy. W toku badań w żadnym przypadku nie rozpoznano choroby
psychicznej, a jedynie cechy osobowości, które zaliczono do nerwicowych. Byli
więźniowie skarżą się na bóle głowy, wybuchowość, impulsywność, zaburzenia rytmu
snu, lęki, uczucie osłabienia, bóle serca, żołądka, stawów, złe samopoczucie 4.
Dzieci najmłodsze niewiele pamiętają z tego, co działo się z nimi w obozie. Mają
mgliste wspomnienie momentu wejścia do obozu — „tam był taki długi most", „było
nas dużo i czekaliśmy".
Dzieci oświęcimskie znalazły po wyzwoleniu przybranych rodziców. Jedna z
przybranych matek dziecka mówiła: „No cóż, może je rozpuszczałam i nazbyt mu
pobłażałam, ale zawsze miałam w pamięci, że to dziecko nie doznało matczynej
ręki, i że mu brakowało chleba".
Na psychikę dziecka polskiego miał wpływ nie tylko pobyt w obozach, ale również
groza wydarzeń okupacyjnych. Terror stosowany przez okupanta hitlerowskiego,
egzekucje, pacyfikacje, wysiedlenia głęboko zapadły w psychikę dziecka. Każde
wyjście z domu, zwłaszcza w miastach,
165
I
połączone było z niepewnością powrotu. Na oczach dziecka dokonywana aresztowań,
„łapanek", bito, mordowano. Dziecko często widziało śmierć najbliższych, nie
zawsze rozumiejąc, co się stało. Spośród uczestników ankiety przeprowadzonej w
Warszawie w pierwszych latach po wojnie, dotyczącej przeżyć okupacyjnych dzieci
— 25% uczestników było świadkami egzekucji publicznych, 18% — pacyfikacji, 10% —
innych form okrucieństwa 5.
Poważny odsetek polskich dzieci podczas wojny nie miał w ogóle domu, a sytuacja
materialna zmuszała je do szukania zarobku. Fakty te musiały zaciążyć na
normalnym rozwoju dziecka.
Hitlerowski
aparat
zbrodni
Plany hitlerowskiego programu zbrodni na dzieciach znalazły swe odbicie w
kompleksie aktów normatywnych, zarządzeń oficjalnych i tajnych, które były
realizowane przez aparat władzy, zarówno administracji państwowej, jak i
partyjnej.
1. NARODOWOSOCJALISTYCZNA NIEMIECKA PARTIA ROBOTNICZA (NSDAP)
Rola NSDAP, partii powstałej w 1919 roku, polegała w okresie sprawowania przez
nią absolutnej władzy w III Rzeszy na rozbudowaniu ogromnego aparatu
policyjnego, systemu obozów, ustanowieniu totalnej inwigilacji, poddaniu
wszystkich dziedzin życia ścisłej kontroli i reglamentacji, wprowadzeniu zasady
-wodzostwa, realizacji programu opracowanych szczegółowo planów podboju i
eksterminacji narodów europejskich, w tym przede wszystkim ludności polskiej.
Kierownictwo polityczne NSDAP zostało uznane przez Międzynarodowy Trybunał
Wojskowy w Norymberdze za organizację przestępczą.
Kuźnią planów krótko- i długofalowych, których przedmiotem były również zbrodnie
na dzieciach polskich, stał się Urząd do Spraw Rasowo-Politycznych NSDAP
(Rassenpolitisches Amt), utworzony zarządzeniem z 17 listopada 1933 roku, a więc
niedługo po objęciu przez Hitlera władzy. Do zakresu jego czynności należało
szkolenie, propaganda oraz współdziałanie na odcinku ustawodawczym w dziedzinie
polityki ludnościowej i rasowej. Po wybuchu wojny powstał spór kompetencyjny
pomiędzy tym urzędem a Głównym Urzędem Rasy i Osadnictwa SS na tle dopuszczania
tego pierwszego do przeprowadzania praktycznych badań „rasowych". Spór ten
został rozstrzygnięty decyzją Heinricha Himmlera z 3 czerwca 1940 roku w ten
sposób, że do praktycznych badań „rasowych" dopuszczono jedynie himmlerowski
aparat RuSHA. Na decyzję te. wpłynął między innymi fakt, że w organie NSDAP
„zatrudnionych było niewielu członków SS", co mogło wypaczyć linię polityki
Himmleira. Widocznie nie miał on zaufania do naukowców z Urzędu do Spraw Rasowo-
Politycz-nyeh NSDAP, którzy — może z przezorności — nie kwapili się do
wstępowania w szeregi SS. Być może też Himmler chciał wyeliminować
fur Voir.
nami
Służba zdrów ale tworzvła
zrealizowaniM od? nam
dr 0ause by!
168
wpływ naukowców w sprawach, w których sam nie miał tego pseudonaukowego
przygotowania, a pragnął o nich decydować osobiście — jak to później
potwierdzają fakty — i uchodzić za autorytet. Niemniej rola Urzędu do Spraw
Rasowo-Politycznych, zajmującego się opracowywaniem teoretycznych podstaw dla
zbrodniczej działalności władz i organów SS, była nadal niezwykle doniosła.
Poza wyżej wymienionym urzędem istniał jeszcze Urząd Narodowościowy NSDAP
(Hauptamt fiir Volkstumspolitik), który aktywnie realizował na tzw. ziemiach
wcielonych do Rzeszy politykę ludnościową poprzez swoje organa w poszczególnych
okręgach (Gauamt fiir V@lkstumspolitik)„
Nie można również pominąć działalności Urzędu Zdrowia NSDAP (Amt fiir
Volksgesundheit) z terenowymi organami w okręgach (Gauamt fiir Volksgesundheit)
oraz Urzędu Szkolenia NSDAP (Schulungsamt) z organami terenowymi
(Gauschulungsamt).
Służba zdrowia nie tylko przystępowała do różnych zbrodniczych akcji, ale
tworzyła własne koncepcje. Planowi Gauleitera Arthura Greisera (wymordowanie
około 230 000 Polaków chorych na gruźlicę) przeciwstawił prof. dr Kurt Blome,
zastępca kierownika Urzędu Zdrowia w NSDAPr własny plan, oparty nie na względach
humanitarnych, lecz biorący w rachubę „problemy polityczne, psychologiczne i
rzeczowe". Wyrażał on pogląd, że byłoby rzeczą niemożliwą utrzymanie tego
rodzaju masowej akcji w tajemnicy. Sytuacja polityczna i realia wojenne nie
pozwoliły na zrealizowanie planowanej eksterminacji chorych, wśród których
olbrzymi odsetek stanowiły wyczerpane wojną i głodem dzieci.
Na terenie Prowincji Górnośląskiej kierownik Urzędu Zdrowia NSDAP dr Klause był
współodpowiedzialny za katastrofalne warunki zdrowotne i sanitarne w obozach dla
ludności polskiej, tzw. Polenlagrach, gdzie liczba małoletnich, w tym niemowląt,
dochodziła, a niekiedy nawet przekraczała 40% ogółu więźniów.
Poznański Urząd Szkolenia NSDAP wydawał szczegółowe instrukcje,, jak należy
postępować wobec Polaków, propagując wobec nich wrogość i poczucie wyższości.
Wytyczne dotyczyły również dzieci.
2, SZTAFETY OCHRONNE NSDAP (SS)
Szczególnie okrutną i bezwzględną rolę w zbrodniach przeciwko dzieciom polskim
odegrała terrorystyczna organizacja Sztafet Ochronnych NSDAP, zwana w skrócie
SS. Powstała ona w roku 1923 jako osobista straż Hitlera, a w trzy lata późmiej
podporządkowano ją paramilitarnej organizacji Oddziałów Szturmowych NSDAP (SA),
której przewodził ambitny kapitan Ernest Rohm. Od roku 1929 kierownictwo SS
objął Himmler, nadając Sztafetom Ochronnym charakter policji wewnątrzpartyjnej i
wywiadu politycznego (SD). W tym to czasie SS liczyło za-
169
ledwie 280 członków, jednak już w roku 1934 SS odegrało główną rolę w krwawej
likwidacji kierownictwa SA z Ernestem Róhmem na czele jako opozycji w łonie
partii przeciwko Hdmmlerowi. Akcję tę nazwano „nocą długich noży". Po tych
wydarzeniach SS stało się samodzielną „organizacją członkowską" NSDAP. Himmler
dążył cierpliwie i systematycznie do utworzenia z SS „arystokracji" wewnątrz
partii hitlerowskiej, opierając selekcję członków SS na doktrynie o „rasie i
krwi". W czasie obejmowania władzy przez partię nazistowską, w 1933 roku,
samozwańcza „elita rasowa" reprezentowała już siłę 52 000 członków. W roku 1936
Himmler mianowany został szefem policji niemieckiej, która obejmowała policję
porządkową, kryminalną, gestapo, a następnie służbę bezpieczeństwa (SD).
Równolegle z tym rozwojem organizacji SS, której zadaniem stała się „ochrona
integralnego bezpieczeństwa Rzeszy", jej wpływy stale wzrastały poprzez
nadawanie wysokim funkcjonariuszom państwowym i innym osoibistoścdbim życia
publicznego najwyższych stopni w SS. Dla zachowania dobrych stosunków z elitą
partii i utrzymania korzystnych pozycji ekonomicznych przemysłowcy, bankierzy i
wielcy kupcy świadczyli poważne datki na rzecz SS. Haracz ten był jednak pod
każdym względem opłacalny. Tymi drogami infiltracji Sztafety Ochronne osiągnęły
wpływy we wszystkich dziedzinach życia w Niemczech. W roku 1939 organizacja SS
(Allgemeine SS) liczyła już 240 000 członków.
Poza wyżej wspomnianą ogólną organizacją SS istniały jeszcze dwie formacje:
jednostki dyspozycyjne (SS-Verfiigungstruppeń), składające się z ochotników,
odbywających 4-letnią służbę w SS — zamiast w wojsku — oraz oddziały trupich
główek (SS-Totenkopfverbdnde), wybierane z ochotników SS i używane do
nadzorowania obozów koncentracyjnych. Te ostatnie liczyły w roku 1939 około 40
000 ludzi.
Obie te formacje brały udział w kampanii przeciwko Polsce, a w roku 1940 liczyły
około 100 000 ludzi i znane były pod nazwą Waffen-SS.
W ostatnich latach wojny SS stanowiło najpotężniejszy czynnik władzy, prawie
całkowicie niezależny od Wehrmachtu i administracji ogólnej. W 1944 roku Waffen-
SS liczyło około 950 000 ludzi, podczas gdy liczba tzw. Allgemeine SS spadła do
200 000.
Cała organizacja SS podlegała dowódcy Rzeszy SS Heinrichowi Himm-lerowi, a
dowództwo Rzeszy SS (Reichsfuhrung SS) oibejmowało 12 głównych urzędów
(Hauptdmter). W zasięgu kompetencji pięciu z tych urzędów leżała zbrodnicza
działalność przeciwko ludności polskiej. Były to: Główny Urząd Bezpieczeństwa
Rzeszy (RSHA), Główny Urząd Sztabowy Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia
Niemczyzny (Stabshauptamt RK FDV), Główny Urząd SS do Spraw Rasy i Osadnictwa
(RuSHA), Główny Urząd Gospodarczo-iAdministracyjny SS (WVHA) ł Centrala
Przesiedleńcza Niemców Etnicznych, zwana w tłumaczeniu również Nie-
mieckonarodowym Urzędem Pośrednictwa (VoMi).
170
3. GŁÓWNY URZĄD BEZPIECZEŃSTWA RZESZY (RSHA)
Urząd ten był centralą policji bezpieczeństwa (sipo) III Rzeszy i wywiadu
politycznego państwa i NSDAP, zwanego od roku 1933 Służbą Bezpieczeństwa
Reichsfuhrera SS (SD). Powstał on w roku 1939 w wyniku połączenia Głównego
Urzędu Służby Bezpieczeństwa (SD) z Głównym Urzędem Policji Bezpieczeństwa
(sipo), który od roku 1936 kierował policją polityczną — zwaną gestapo i policją
kryminalną — zwaną kripo. W myśl postanowień dekretu z 23 czerwca 1938 roku cały
personel tych dwóch jednostek organizacyjnych, tj. gestapo i kripo, musiał
należeć do SS, co oznaczało, że organizacja państwowa, którą było gestapo i
kripo, znalazła się faktycznie pod kontrolą organizacji partyjnej, czyli SD.
RSHA posiadał w późniejszym okresie siedem departamentów i departament N
(Nachrichteń), zajmujący się techniczną służbą łączności. Do departamentu I i II
należały sprawy personalne i administracyjne, do departamentu III — wywiad w
kraju, gestapo — to departament IV, kripo — departament V, wywiad zagraniczny —
departament VI. Departament VII zajmował się badaniami naukowymi, przede
wszystkim w dziedzinie broni rakietowej i nuklearnej.
Urząd RSHA, kierujący powyższymi zbrodniczyma organizacjami, był równocześnie
odpowiedzialny za ich ludobójczą działalność. Szef RSHA, Reinhard Heydrich, a
następnie Ernst Kaltenbruner, najbliższy współpracownik Himmlera, byli
organizatorami akcji eksterminacji ludności krajów podbitych oraz systemu
terroru na okupowanych ziemiach.
Udział RSHA w zbrodniach przeciwko dzieciom polskim miał szeroki zakres,
szczególnie w akcjach pacyfikacyjnych, egzekucjach, aresztowaniach i przy
wysiedleniach.
4. GEHEtME STAATSPOLIZEI (GESTAPO)
Tajna (Policja Państwowa (gestapo) — stanowiąca od 1939 roku IV Departament
Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA) — realizowała politykę zagłady i
terroru wobec ludności polskiej, gdziekolwiek się ona znajdowała. Związana
ściśle personalnie i organizacyjnie z SS, wzbudzała swymi tiajokrutniejszymi
metodami powszechną grozę. Gestapo było głównym organem wykonawczym takich
działań, jak „nadzwyczajna akcja pacyfikacyjna", zwana akcją „AB"
(Ausserordentliche Befriedungsaktion), mająca na celu wyniszczenie w GG polskiej
warstwy kierowniczej i inteligenckiej oraz wcielenie w życie postanowień dekretu
z 1942 roku pt. „Noc i Mgła" (Nacht und Nebel), w myśl którego wszyscy
politycznie podejrzani o należenie do iruchu oporu, których nie zamierzano od
razu likwidować, mieli być w największej tajemnicy wy-
171
słani do Niemiec — przy czym nie dopuszczano, by jakakolwiek wieść o nich
docierała do (rodzin, i to nawet w wypadku ich śmierci.
Gestapo brało bezpośredni i czynny udział w różnego rodzaju akcjach
pacyfikacyjnych i w egzekucjach, w czasie których rozstrzeliwano również kobiety
i dzieci, bez względu na wiek. Od decyzji gestapo zależało, czy dzieciom można
było darować życie.
Poważną rolę odgrywało gestapo w działalności germanizacyjnej. Wskazuje na to m.
in. zarządzenie Himmlera z 16 lutego 1942 roku o traktowaniu osób wpisanych do
IV grupy niemieckiej listy 'narodowej, które postanawiało uwięzienie przez
gestapo rodziców „szczególnie obciążonych" i objęcie opieką ich dzieci dla
zagwarantowania niemieckiego wychowania.
W akcji tworzenia tzw. Goralenvolku na obszarach powiatu nowotarskiego i kilku
gmin powiatu myślenitikiego, która miała na celu rozbijanie jedności narodowej
przez propagowanie separatyzmu góralskiego, zebrania działaczy „Komitetu
Góralskiego" odbywały się w asyście gestapo, dla wywarcia presji w celu
zgłaszania przez ludność wniosków o wydanie kart rozpoznawczych.
Znany publicysta angielski Edward Crankshaw w swojej książce Gestapo — narządzie
tyranii wyraził się, że nie ulega wątpliwości, iż gestapo kryło się za
najbardziej odrażającymi czynami popełnionymi przez Niemców w całej Europie i
inspirowało oraz organizowało ich przeprowadzenie.
Międzynarodowy Wojskowy Trybunał w Norymberdze uznał gestapo za organizację
zbrodniczą.
5. GŁÓWNY URZĄD SZTABOWY KOMISARZA RZESZY DO SPRAW UMOCNIENIA NIEMCZYZNY (RK
FDV)
Urząd Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny (RK FDV) ustanowiony
został dekretem Hitlera z 7 października 1939 roku i powierzony Himmlerowi,
który w ten sposób uzyskał ogromną władzę w zakresie wyznaczania obszarów
osadnictwa na terytoriach okupowanych oraz kształtowania mapy etnicznej i
demograficznej Europy. Do połowy 1941 roku pełnomocnikami do spraw umocnienia
niemczyzny byli dowódcy SS i policji w Gdańsku i Krakowie, a funkcje te pełnili
w imieniu namiestników wyżsi dowódcy SS i policji w Poznaniu, Katowicach i
Królewcu. By uniezależnić się od administracji ogólnej, Himmler utworzył w
Berlinie własną organizację przez powołanie Głównego Urzędu Sztabowego, do
którego zadań należała cała akcja wysiedleń i osadnictwa. Na czele tego urzędu,
powstałego 11 czerwca 1941 roku, stanął SS-Gruppenfuhrer Ulrich Greifelt,
skazany później w 8 procesie norymberskim na 20 lat więzienia.
Główny Urząd
172
Sztabowy dzielił się na trzy „grupy urzędowe": Amtsgruppen — A, B, C, a każda z
nich podzielona była na dalsze biura i wydziały. Departament C i urząd VI
podlegały zbrodniarzowi wojennemu, generałowi SS Konradowi Meyer-Hetlingowi.
Opracowywano tam sprawy wysiedleń i przesiedleń oraz „Generalny Plan Wschodni".
Szefem oddziału sztabu na Poznań i „Kraj Warty" był SS-Standartenfuhrer Herbert
Hubner, jeden z oskarżonych i skazanych w 8 procesie norymberskim.
Główny Urząd Sztabowy RK FDV spełniał funkcje wiodące w zakresie germanizacji
dzieci polskich, przede wszystkim jako organ dyspozycyjny. Działalność tego
urzędu oibejmowała niemal wszystkie środowiska i grupy dzieci. Jednym z
zasadniczych aktów normatywnych było zarządzenie Ulricha Greifelta z 19 lutego
1942 roku nr 67/1, postanawiające zniemczenie dzieci przebywających w polskich
rodzinach zastępczych i zakładach opiekuńczych.
Główny Urząd Sztabowy RK FDV uznany został w 8 procesie norymberskim za
organizację przestępczą, której udowodniono realizację planu rabunku dzieci
innych narodowości w celu ich germanizacji, wysiedlanie ludności, powodujące
wielką śmiertelność przede wszystkim wśród dzieci, zmuszanie małoletnich Polaków
do wstępowania do niemieckich sił zbrojnych, niezależnie od całego szeregu
innych zbrodni przeciwko ludzkości.
6. GŁÓWNY URZĄD DO SPRAW RASY (RuSHA)
OSADNICTWA
Urząd ten był jednym z najstarszych głównych urzędów dowództwa naczelnego SS.
Przed wojną podstawowym zadaniem RuSHA było wprowadzenie w życie teorii rasizmu
i przeprowadzenie badań sprawdzających aryjskie pochodzenie kandydatów
ubiegających się o przyjęcie do organizacji SS. Funkcjonariusz SS obowiązany był
udowodnić swoje nordyckie albo co najmniej aryjskie pochodzenie wstecz, do 1750
roku. RuSHA rozpatrywał również wnioski esesmanów o zawarcie związku
małżeńskiego, który nie mógł dojść do skutku, dopóki nie wyrażono zgody na wybór
kandydatki na żonę. Akceptacja taka opierała się na zasadzie „czystości
rasowej". Wszystko to stanowiło część zamierzeń Himmlera, by z SS uczynić „elitę
rasową".
Doświadczenia RuSHA w sferze zagadnień polityki rasowej predestynowały urząd do
przejęcia tej problematyki przy realizacji planów ludobójstwa i germanizacji
narodów okupowanych.
Te nowe zadania RuSHA zepchnęły jej dotychczasowe funkcje — a w szczególności
selekcję rasową i opiekę nad esesmanami — na dalsze miejsce. W rozszerzonym
zakresie działania, opartym na pozbawionych
173
jakiejkolwiek wartości naukowej teoriach, wiodącą rolę odegrało Biuro do Spraw
Rasowych RuSHA, kierowane przez prof. Brunona, Kurta Sehultza i Walthera
Dongusa.
Szefem RuSHA w czasie od 1940 do kwietnia 1943 roku był SS-Ober-gruppenfiihrer
Otto Hoffmann. Jego następcą został SS-Gruppenfuhrer Richard Hildebrandt. Szefem
oddziału RuSHA w Łodzi mianowano w roku 1941 SS-Obersturmbannfuhrera Fritza
Schwalma. Wszyscy oni odpowiadali jako zbrodniarze wojenni w 8 procesie
norymberskim.
Oddział w Łodzi przeprowadzał m. in. „badania rasowe" związane z akcjami
germanizacyjnymi i przesiedleńczymi.
Przy wyższych dowódcach SS i policji w poszczególnych okręgach działali dowódcy
do spraw rasy i osadnictwa, którzy reprezentowali kompetencje RuSHA.
Akcję wyławiania Polaków „rasowo wartościowych" prowadził RuSHA od wiosny 1940
roku, a przedmiotem szczególnego zainteresowania tego urzędu były dzieci
polskie. Jednym z najbardziej znamiennych aktów normatywnych RuSHA było
zarządzenie z 17 września 1942 roku w sprawie zniemczenia nazwisk dzieci, dla
zatarcia śladów ich pochodzenia.
7. NIEMIECKONARODOWY URZĄD POŚREDNICTWA (VoMi
Urząd ten, zwany Volksdeutsche Mittelstelle (VoMi), powstał już na długo przed
wybuchem wojny, a zadaniem jego było utrzymywanie więzi pomiędzy Niemcami
zamieszkałymi w innych państwach a Rzeszą. Zastępca Hitlera jako przywódca
NSDAP, Rudolf Hoss, powierzył kierownictwo VoMi późniejszemu SS-
Obergruppenfuhrerowi Wernerowi Lorenzowi, który podlegał równocześnie ministrowi
spraw zagranicznych Rzeszy Joachimowi Ribbentropowi. Jak się później po wybuchu
wojny okazało, zadania VoMi w „utrzymywaniu więzi" z Niemcami za granicą
obejmowały również działalność niemieckiego wywiadu.
Wkrótce po ustanowieniu — dekretem Hitlera z 7 października 1939 roku — Urzędu
Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny (RK FDV) Himmler zlecił szefowi
VoMi Wernerowi Lorenzowi przeprowadzenie rejestracji i ewakuacji Niemców
etnicznych z ich dotychczasowych siedzib do Rzeszy lub na tzw. ziemie włączone
do Rzeszy.
Akcja przesiedleń na Wschodzie rozpoczęła się już wkrótce po zakończeniu działań
wojennych w Polsce. 11 czerwca 1941 roku, a więc na 11 dni przed zaatakowaniem
Związku Radzieckiego, dział VoMi zajmujący się repatriacją Niemców
przekształcony został na Główny Urząd SS do Spraw Repatriacji Niemców
Etnicznych. Z zestawienia tych dat wynika, że już wtedy planowano masowe
przesiedlanie Niemców etnicznych z terenów wschodnich. Z tą też chwilą wzrosła
niepomiernie rola i kompetencje VoMi.
174
W łonie VoMi powstał tzw. Urząd VI (Amt VI), którego kierownictwo objął SS-
Sturmbannfuhrer Heinz Bruckner, odbywający częste podróże służbowe po terenach
Związku Radzieckiego.
Do zakresu działania VoMi należały: ewakuacja Niemców etnicznych z ich krajów
ojczystych, umieszczenie ich i opieka nad nimi w punktach przesiedleńczych,
czasowe zatrudnienie, szkolenie ideologiczne i dalsza indoktrynacja po
ostatecznym zatrudnieniu lub osiedleniu. VoMi otrzymywała do swojej dyspozycji
poważne ilości mienia ruchomego i nieruchomego osób uwięzionych w obozach
koncentracyjnych lub wysiedlonych, które przydzielano następnie osiedleńcom
niemieckim.
Współdziałanie VoMi na terenach Europy Wschodniej z jedną z najbardziej
zbrodniczych instytucji hitlerowskich, z Einsatzgruppen, zostało dowiedzione w 8
procesie norymberskim.
W administracji VoMi znajdowało się na terenie całej Rzeszy około 1500 do 1800
obozów, w których przebywały setki tysięcy mężczyzn, kobiet, dzieci i starców w
bardzo ciężkich warunkach. Wśród tych obozów VoMi zorganizowała co najmniej 22
obozy specjalne na Śląsku, przeznaczone wyłącznie dla ludności polskiej, nazwane
Polenlager. W obrębie Prowincji Górnośląskiej, poza urzędem Dowództwa
Operacyjnego VoMi w Katowicach (Einsatzfiihrung Oberschlesien), istniały jeszcze
— jak zdołano dotąd ustalić — dalsze jednostki terenowe, a w szczególności:
Powiatowe Dowództwo nad Obozami w Raciborzu, Katowicach i Chorzowie oraz
Powiatowy Urząd Sztabu Osiedleńczego w Bielsku.
W skład placówki Urzędu Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny w
Zamościu, która przeprowadzała masowe wysiedlania, wchodziła również jednostka
VoMi. W Generalnej Guberni rejestrację osób „pochodzenia niemieckiego"
(Deutschstdmmige), rozpoczętą w roku 1942, poprzedziło intensywne poszukiwanie
przez VoMi potomków dawnych kolonistów niemieckich, którzy spolonizowali się,
lecz pod względem rasowym i dzie-dziczno-biologicznym uważani byli za
wartościowych. Miano tu w pierwszym rzędzie na uwadze dzieci.
VoMi odgrywała przodującą rolę w przymusowym wcielaniu do formacji wojskowych
obywateli innych państw oraz współdziałała bezpośrednio w przymusowej
germanizacji ludności, zmuszaniu do pracy niewolniczej i w rabunku dzieci. W
powyższym zakresie Volksdeutsche Mittelstelle miała powiązania nie tylko
organizacyjne, ale i personalne z takimi instytucjami SS, jak Główny Urząd
Sztabowy Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny (RK FDV), Główny Urząd
do Spraw Rasy i Osadnictwa (RuSHA) oraz Lebensborn e. V.
Wyrokiem Amerykańskiego Trybunału Operacyjnego z 10 marca 1948 roku uznano, że —
w świetle postanowień ustawy nr 10 Rady Kontroli — instytucja VoMi jest
organizacją zbrodniczą, która dopuściła się zbrodni wojennych i zbrodni
przeciwko ludzkości.
175
i
8. GŁÓWNY URZĄD GOSPODARCZO-ADMINISTRACYJNY SS (WVHA)
Obozy koncentracyjne w chwili wybuchu wojny podlegały Urzędowi Inspektora Obozów
Koncentracyjnych. Szef policji niemieckiej Himmler uważał je za jeden z
najważniejszych instrumentów politycznych i w marcu 1942 roku podporządkował
obozy koncentracyjne Głównemu Urzędowi Gospodarczo-Administracyjnemu SS (WVHA).
Podlegały mu obozy koncentracyjne z siecią podobozów oraz związane z nimi
fabryki, kamienio-łomy-kopalnie, gospodarstwa rolne i inne przedsiębiorstwa
przemysłowe eksploatowane na rachunek SS.
Centrala WVHA została szeroko rozbudowana i dzieliła się na pięć departamentów,
spośród których trzy pierwsze zajmowały się wyłącznie agendami gospodarczo-
administracyjnymi, jak zarządzanie budynkami, koszarami i barakami dla SS3
zaopatrzeniem, umundurowaniem i wyposażeniem jednostek SS oraz budową i
wyposażeniem obozów.
Czwarty departament zarządzał bezpośrednio obozami koncentracyjnymi, a piąty
administrował przedsiębiorstwami przemysłowymi, w których zatrudniano
niewolniczo więźniów obozowych.
Szefem WVHA był Oswald Pohl, w randze generała SS, który wraz z sie-
demnastoosobową grupą kierowniczą tej instytucji odpowiadał za zbrodnie wojenne
i zbrodnie przeciwko ludzkości przed Trybunałem Amerykańskim w Norymberdze w 4
procesie. Trybunał orzekający w sprawie Pohla miał bardzo ułatwione zadanie,
gdyż mógł się on oprzeć na większości dokumentów pochodzących z materiału
dowodowego przedłożonego Międzynarodowemu Trybunałowi Wojskowemu w Norymberdze,
który badał również szczegółowo działalność WVHA, jako jednej z organizacji SS.
Obozy zarządzane przez WVHA stały się miejscem zagłady i wyniszczenia ogromnej
liczby dzieci polskich i innych narodowości.
9. GRUPY OPERACYJNE POLICJI BEZPIECZEŃSTWA (EINSATZGRUPPEN)
Przed agresją na Polskę doszło do porozumienia między szefem policji
bezpieczeństwa i naczelnym dowództwem wojsk lądowych, w wyniku którego utworzono
pięć grup operacyjnych policji bezpieczeństwa (Einsatz-gruppe der
Sicherheitspolizei) i przydzielono po jednej z grup do każdej armii walczącej na
Wschodzie. Po przesunięciu się frontu w głąb kraju utworzono jeszcze
Einsatzgruppe VI, która operowała także w Poznańskiem, oraz Einsatzgruppe z. b.
V. „do zadań specjalnych", działającą głównie na Górnym Śląsku i w Zagłębiu
Dąbrowskim.
Wymienione wyżej grupy operacyjne liczyły około 2700 ludzi, a kierownictwo nad
nimi spoczywało w rękach szefa RSHA Reinharda Heydricha.
176
Udziałowi tych grup w kampanii w Polsce nadano kryptonim „Unter-nehmen
Tannenberg".
Einsatzgruppen oraz dowódcy policji porządkowej otrzymali bezpośrednio z kwatery
Hitlera rozkaz natychmiastowego — bez sądu — rozstrzeliwania wszystkich Polaków,
którzy stawiać będą opór. W praktyce rozstrzeliwano tzw. osoby podejrzane, w tym
kobiety i dzieci. Szczególną brutalnością i okrucieństwem wyróżniała się grupa
operacyjna działająca na Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim.
Działalność Einsatzgruppen odczuły polskie ziemie zachodnie, tzw. wcielone do
Rzeszy. Niezwłocznie po zajęciu tych ziem przez wojsko, posuwające się za nim
grupy operacyjne dokonały masowych aresztowań wśród miejscowej ludności na
podstawie tajnych spisów sporządzonych jeszcze w Rzeszy lub na terenie Gdańska.
Po agresji na Związek Radziecki Einsatzgruppen rozpoczęły na Wschodzie nie
spotykane w dziejach mordy i masowe rzezie ludności, nie oszczędzając kobiet,
dzieci i starców.
W uzasadnieniu wyroku w 9 procesie przeciwko 24 członkom Einsatzgruppen, który
toczył się przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze, stwierdzono,
że „żaden autor powieści o mordach, żaden twórca wstrząsających dramatów nie
mógłby nigdy stworzyć w swej fantazji akcji, która byłaby w stanie tak
wstrząsnąć uczuciami ludzi (...)" f.
10. LEBENSBORN b.V.
Zarejestrowane stowarzyszenie Lebensborn utworzone zostało 12 grudnia 1935 roku
z inicjatywy Heinricha Himmlera jako Reichsfiihrera SS. Instytucja ta, mając w
statucie swym umieszczone jako motto słowa Himmlera: „Świętą nam będzie każda
matka dobrej krwi", realizowała praktycznie hitlerowskie teorie rasistowskie.
Do zadań ustawowych tego „stowarzyszenia", którego członkami mogli być tylko
funkcjonariusze SS i które stało na straży bezwzględnej czystości rasowej,
należało popieranie wielodzietnych „rasowo wartościowych" rodzin, roztoczenie
opieki nad małżeńskimi i pozamałżeńskimi „rasowo wartościowymi" dziećmi i
brzemiennymi matkami oraz opiekuństwo ustawowe.
W pierwszym okresie swego istnienia Lebensborn był związany z Głównym Urzędem SS
do Spraw Rasy i Osadnictwa, od którego otrzymywał „światopoglądowe wytyczne". W
roku 1936 został on włączony do osobistego Sztabu RFSS jako tzw. Urząd „L".
Zarząd Główny składał się z siedmiu wydziałów, z których najważniejszymi były
wydziały zdrowia, adopcji i prawny oraz wydział zajmujący się umieszczaniem
dzieci w rodzinach zastępczych.
Pierwotnym celem Lebensbornu była reprodukcja krwi członków SS, od
12
177
IV ^<>
r
których wymagano co najmniej czworga dzieci. Himmler wyjaśnił w swojej mowie w
„Dniach Metzu" motywy tej zasady następująco:
„Będziemy trwać albo zginiemy z tą przodującą krwią Niemiec, a jeżeli dobra krew
nie będzie odtwarzana, nie potrafimy rządzić światem. Proszę zrozumieć, że nie
będziemy w stanie utrzymać Wielkiej Rzeszy, która już tworzy się. Jestem
przekonany, że potrafimy to osiągnąć, ale musimy się do tego przygotować. Jeżeli
kiedyś nie mielibyśmy dostatecznej ilości synów, ci, którzy przyszliby po nas,
staliby się tchórzami. Naród, który posiada nadwyżkę czterech synów w rodzinie,
może odważyć się na wojnę; jeżeli dwóch zginie, dwaj pozostali utrzymają ród.
Przywódcy narodu, w którym rodziny liczą tylko jednego lub dwóch synów, z
ciężkim sercem podejmowaliby każdą decyzję, uważając, na podstawie własnego
doświadczenia, że nie mogą tego wymagać" 8.
Opieka Lebensbornu nad rodzicami uwarunkowana była poprzednimi badaniami
„rasowymi" i zdrowotnymi, które miały gwarantować posiadanie przez dzieci tych
właśnie cech rodziców.
Lebensborn odpowiedzialny jest za rabunek i germanizacją dzieci polskich.
11. INSTYTUCJA DEUTSCHE HEiMSCHULEN
Niemieckie szkoły ojczyźniane (Deutsche Heimschuleri) utworzone zostały z
polecenia Hitlera w początkach 1942 roku. W ich gestii znajdowały się zakłady
opiekuńczo-wychowawcze dla chłopców i dziewcząt w wieku od 6 do 18 lat, które
administracyjnie podlegały ministrowi oświaty, faktycznie zaś Reichsjuhrerowi
SS. Istniało sześć rozmaitych typów tych zakładów w zależności od wieku i
uzdolnień dziecka. Według projektów władz hitlerowskich wszelkie zakłady
opiekuńczo-wychowawcze na terenie Niemiec miały być z czasem przekształcone na
tzw. szkoły ojczyźniane.
Zasadniczym programem wychowawczym tych szkół było wszczepianie dzieciom i
młodzieży światopoglądu narodowosocjalistycznego i integralnego z ideą wodzostwa
fanatycznie ślepego i bezgranicznego posłuszeństwa fiihrerowi. Chodziło bowiem o
stworzenie silnych kadr, przy pomocy których można było realizować imperialisty
czne cele i tworzyć „nowy porządek" zarówno w Europie, jak i później n-a innych
kontynentach. Wytyczne programu szkolnego określano jako powiązanie
narodowosocjalistycznego wychowania społecznego z wszechstronnym wykształceniem
elementów fizycznych, duchowych i umysłowych. W praktyce rozbudzano i rozwijano
nienawiść do każdego człowieka „niższej rasy".
Zadanie zniemczenia dzieci polskich w wieku od lat 6 do 12, pochodzących z
rodzin zastępczych i zakładów opiekuńczych, zostało instytucji tej zlecone
zarządzeniem komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny z 19 lutego 1942
roku nr 67/1. Z sieci zakładów Heimschulen szczególnie dwa zakłady zostały
wyznaczone dla dzieci polskich: dla chłopców z Nie-
178
deraltreich — Gau Bayreuth w Bawarii, dla dziewcząt — w Achern w Ba-denii.
W działalności germanizacyjnej względem innych narodów istniało ścisłe
współdziałanie pomiędzy Deutsche Heimschulen a instytucją Lebensborn, która
miała ewidencję dzieci umieszczonych w zakładach, przeprowadzała częste
wizytacje oraz wyrażała zgodę na przekazanie dziecka rodzinie niemieckiej. W
Heimschulen zmieniano również dzieciom imiona i nazwiska.
12. NATlONALSOZiALlSTiSCHE VQLKSWOHLFAHRTeV.(NSV)
Instytucja Narodowosocjalistycznej Opieki Społecznej, działająca w ramach
zarejestrowanego stowarzyszenia, powołana została do życia dekretem Hitlera z
maja 1933 roku i stanowiła jeden z członów organizacyjnych NSDAP, stając się
instrumentem politycznym partii. Centrala, mająca swoją siedzibę w Berlinie,
powiązana była z Głównym Urzędem Opieki Społecznej (Hauptamt fur Volkswóhljahrt)
poprzez unię personalną szefa tego urzędu i Głównego Urzędu
Nationalsozialistische Volkswóhljahrt e. V. (NSV). „Stowarzyszenie NSV" miało
swoje placówki przy wszystkich — od najniższych do najwyższych — komórkach
partyjnych i zarządzało szeroko rozwiniętą siecią zakładów opieki nad dziećmi i
matkami. Działało ono na zlecenie i współpracowało z Reichsjiihrerem SS,
komisarzem Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny, Głównym Urzędem do Spraw Rasy
i Osadnictwa SS i Volksdeutsche Mittelstelle.
Rola NSV w akcji grabieży i niemczenia dzieci obcych narodów miała charakter
wyraźnie przestępczy, ze względu na rodzaj zleconych przez organa SS czynności,
jak i własną aktywność i inicjatywę. Doniosłość znaczenia NSV leżała przede
wszystkim w szeroko rozwiniętym aparacie administracyjnym, technicznym i
wykonawczym, co w porównaniu z innymi organizacjami stwarzało warunki do objęcia
akcją germanizacyjną największej ilości dzieci.
Liczby dotyczące rozmiaru działalności tej instytucji w odniesieniu do „rasowo
wartościowych" dzieci zrodzonych z kobiet deportowanych na roboty przymusowe do
Niemiec nie są znane nawet w przybliżeniu. Wiadomo, że już na około dwa lata
przed wybuchem wojny personel NSV pobierał naukę języka polskiego i był
przygotowany do zajęcia terenów polskich.
Sprawy związane z przysposobieniem dzieci należały do zakresu czynności Urzędu
Rzeszy do Spraw Adopcji (Reichsadoptionsstelle), placówki samodzielnej,
działającej w ramach organizacyjnych NSV. Charakterystyczne dla działalności tej
instytucji było prowadzenie tzw. czarnych list, na których umieszczano nazwiska
dzieci i rodziców, których pozbawiono prawa do przysposobienia.
Urząd Rzeszy do Spraw Adopcji miał swoje oddziały również na terenach
12*
179
polskich, m. in. w Katowicach. Przed decyzją wyrażającą zgodę na przysposobienie
dziecka prowadził niezwykle szczegółowe dochodzenia. Zmierzały one do
eliminowania i niszczenia wszelkich przejawów polskości na ziemiach zagrabionych
przez III Rzeszę.
13. WŁADZE ADMINISTRACYJNE
Jakkolwiek główną rolę w zbrodniach przeciwko ludności polskiej spełniała
organizacja SS z jej siecią różnorodnych instytucji oraz władze policyjne,
niemniej jednak udział organów administracji publicznej III Rzeszy w tych
zbrodniach był poważny i miał istotne znaczenie przy wykonywaniu planów
zmierzających do wyniszczenia narodu polskiego. Organa te nie tylko spełniały
rolę współsprawców i pomocników, ale występowały też z własnymi inicjatywami.
W zbrodniach na dzieciach współdziałały przede wszystkim organa administracyjne
resortów spraw wewnętrznych, pracy i zdrowia, działając za pośrednictwem swych
jednostek terenowych: urzędów młodzieżowych różnych szczebli, urzędów pracy i
urzędów zdrowia.
Rolę administracji państwowej odzwierciedla m. in. w sposób znamienny
zarządzenie ministra spraw wewnętrznych Rzeszy z 3 grudnia 1942 roku, który
„zasługę" w inicjatywie utworzenia 1 grudnia obozu w Łodzi dla młodzieży
polskiej (Pole7i-Jugendverwahrlager) przypisuje również sobie. Pozbawił on
wszelkiej ochrony prawnej dzieci polskie na tzw. ziemiach włączonych do Rzeszy.
W zarządzeniu tym wskazywano na istnienie zagrożenia dla młodzieży niemieckiej —
z powodu przeciążenia opiekuńczych zakładów wychowawczych. Z braku osobnych
instytucji młodzież obcej narodowości — szczególnie polskiej — przekazywano na
wychowanie do niemieckich zakładów.
Stworzono więc instrument polityczny, który miał na celu wyniszczenie młodzieży
polskiej, określanej jako zaniedbana i nie spełniająca kryteriów „rasowych".
Zarzut „zaniedbania" miał stwarzać pozory legalizmu, w rzeczywistości bowiem
policja kryminalna i policja bezpieczeństwa starały się jak najgorliwiej
uzasadniać wnioski o zesłanie polskich dzieci — w sposób tendencyjny. Nie
przestrzegana była też dolna granica wieku, ustalona na 8 lat, ofiarami tej
polityki stawały się więc kilkuletnie dzieci.
Dziesiątki tysięcy dzieci polskich wywożono na roboty przymusowe i zatrudniano w
zamkniętych zakładach pracy lub przedsiębiorstwach i gospodarstwach
indywidualnych. Werbowanie odbywało się różnymi metodami. Najskuteczniejsza była
„łapanka" na ulicach lub w szkołach, organizowana przez niemieckie urzędy pracy.
W procesie norymberskim przeciwko Alfriedowi Kruppowi udowodniono, że jego
koncern zatrudniał małoletnich w wieku od 11 do 17 lat, a w roku 1944 — nawet
dzieci 8-letnie.
180
Niemiecka służba zdrowia w III Rzeszy doszła pod wpływem doktryny hitlerowskiej
do całkowitej degradacji etycznej i moralnej. Zbrodnie ludobójstwa popełniali
wybitni lekarze, wyróżniający się wśród nich naukowcy, którzy mieli pełną
świadomość swych czynów ze względu na szczególne kwalifikacje do moralnej i
zawodowej oceny zbrodniczych działań, szczególnie w wypadku przeprowadzania
pseudomedycznych eksperymentów na więźniach. Zawodowy obowiązek ochrony życia i
walki o nie zamieniali lekarze na krwawe rzemiosło uśmiercania, połączonego z
torturami i okrucieństwem. Cały swój wysiłek i wiedzę skierowali na
opracowywanie metody najsprawniejszego pozbawiania życia.
Nawet tam, gdzie można było bez osobistego ryzyka uchronić małoletnich od
wyniszczenia, nie wahano się z reguły stwierdzić urzędowo, że stan zdrowia
dziecka pozwala na umieszczenie go w obozie. Miało to miejsce na „ziemiach
wcielonych do Rzeszy", gdzie odnośny formularz o zesłaniu dziecka do obozu
wymagał formalnego potwierdzenia lekarskiego w przewidzianej na to rubryce.
Wyrok, jaki zapadł przeciwko przedstawicielom niemieckiej służby zdrowia w III
Rzeszy przed I Amerykańskim Trybunałem Wojskowym w Norymberdze w dniu 19
sierpnia 1947 roku, tak silnie wstrząsnął światem lekarskim, że Światowa
Organizacja Lekarska zmodyfikowała treść przysięgi lekarskiej, wprowadzając do
niej ustęp o równości rasy, religii, narodowości i przynależności partyjnej.
14. WŁADZE SĄDOWE w I!! RZESZY
W toczącym się w roku 1947 przed Amerykańskim Trybunałem Wojskowym procesie
przeciwko — jak go nazwano — „wymiarowi sprawiedliwości" ujawniono nie spotykaną
w dziejach narodów cywilizowanych całkowitą degradację prawa w hitlerowskiej
Rzeszy. Wśród 14 oskarżonych znajdowali się podsekretarze stanu w Ministerstwie
Sprawiedliwości (byli ministrowie zmarli przed wniesieniem aktu oskarżenia),
wysocy urzędnicy tego resortu, prezesi, sędziowie sądów specjalnych i ludowych
oraz prokuratorzy.
W ciągu kilku lat władzy hitlerowskiej formalna praworządność ustąpiła miejsca
zupełnemu bezprawiu, a sądy straciły swoją niezależność i swoje znaczenie.
W realizacji przestępczych celów politycznych korzystano szeroko z analogii
prawa wszędzie tam, gdzie kodeks karny nie przewidywał karalności danego czynu,
oraz odstępowano od przepisów dotyczących wymiaru kary, jeśli było to wygodne.
Nieograniczenie natomiast stosowano karę śmierci, jeśli wymagało tego „zdrowe
poczucie narodowe" (das gesunde Volks-empfinden).
Uchwałą Reichstagu z 26 kwietnia 1942 roku wyposażono Adolfa Hitlera
181
w pełnię władzy sądowej bez jakichkolwiek ograniczeń wynikających z
obowiązujących przepisów prawnych. Natomiast Hitler dekretem z 20 sierpnia 1942
roku upoważnił ministra sprawiedliwości do odstępowania od przepisów
obowiązującego prawa w kierowaniu wymiarem sprawiedliwości. Narzędziem, które
miało te nowe zasady realizować, były sądy specjalne stworzone na terenach
polskich wkrótce po zakończeniu działań wojennych. Sądy te, obejmujące swą
działalnością zaanektowaną część Polski, miały siedziby w Gdańsku, Kwidzynie,
Bydgoszczy, Poznaniu, Inowrocławiu, Łodzi, Włocławku, Kaliszu i w Katowicach. Na
terenie Generalnej Guberni sądy specjalne, powołane rozporządzeniem z 15
listopada 1939 roku, działały w siedzibach władz dystryktów, zaś oddziały ich
znajdowały się w Rzeszowie, Kielcach, Piotrkowie, Częstochowie, Zamościu, a od
1941 roku również w Stanisławowie i Tarnopolu. Składały się one z trzech sędziów
zawodowych. W „Kraju Warty" na wniesione do sądów specjalnych 2262 akty
oskarżenia wydano 555 wyroków śmierci. Ofiarami takiego wymiaru sprawiedliwości
byli również małoletni.
Niemałą rolę odegrało sądownictwo niemieckie w grabieży i germanizacji dzieci
polskich. Z odnalezionego protokołu konferencji, jaka odbyła się 10 marca 1943
roku w Ministerstwie Sprawiedliwości Rzeszy, przy współudziale przedstawicieli
Głównego Urzędu Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny i Głównego
Urzędu Rasy i Osadnictwa SS, wynika, że władze sądowe skoordynowały swoją
działalność z działalnością władz SS w walce biologicznej z narodem polskim.
Sądy niemieckie ingerowały i decydowały w sprawach pozbawienia rodziców Polaków
lub opiekunów polskich prawa opieki nad dzieckiem, przekazywania opieki urzędom
niemieckim lub osobom narodowości niemieckiej oraz powierzania opieki nad
dzieckiem w rozwiedzionych małżeństwach mieszanych stronie pochodzenia
niemieckiego.
W uzasadnieniu wyroków sądowych z reguły wskazywano na okoliczność, że dziecko
wychowywane jest u swych rodziców lub opiekunów w duchu polskim, bądź też
ustalano — bez jakichkolwiek przesłanek — że ojciec lub matka są niepoczytalni
lub nie dbają o dziecko.
Przykładem tego rodzaju decyzji jest uchwała sądu niemieckiego w Łodzi
(Amtsgericht) z 27 lipca 1941 roku, na podstawie której odebrano Józefinie
Drzymalskiej prawo do opieki nad jej dziećmi, Janem i Hermanem Drzymalskimi, i
ustanowiono ich opiekunem Urząd Młodzieżowy (Jugend-amt). W uzasadnieniu
stwierdzono, że wkroczenie Sądu Opiekuńczego stanowi pilną konieczność, gdyż
mało wartościowa matka wychowuje dzieci w duchu polskim 4.
Uchwałą sądu niemieckiego w Katowicach 13 marca 1944 roku odebrano matce prawo
do opieki nad córką Krystyną Jaworek, urodzoną 29 września 1934 roku, i
przekazano ją do zakładu wychowawczego. Decyzję uzasadniono następująco:
182
„Młodociana przebywa od 6 września 1943 roku bez powodu poza szkołą. Matka nie
posyła jej do szkoły. Jest ona pod tym względem całkowicie niewyrozumiała.
Młodociana nie może u niej dłużej przebywać i jedynie surowe wychowanie może
skłonić ją do uczęszczania do szkoły [niemieckiej — wyj. aut.]"5.
W przypadku orzeczenia rozwodu lub unieważnienia małżeństwa stronę polską zawsze
pozbawiano prawa do opieki nad dzieckiem. Również dawniejsze orzeczenia sądów
polskich poddawano rewizji i przyznawano opiekę nad dzieckiem stronie
niemieckiej. Nawet w przypadkach dobrowolnie zawartych umów notarialnych sądy
niemieckie pozbawiały stronę polską opieki nad dzieckiem.
A oto fragment motywów postanowienia sądu niemieckiego w Lublinie z 9 września
1942 roku, przyznającego prawo do opieki nad dzieckiem Ireną Jonszta, urodzoną 2
maja 1929 roku, matce — Niemce:
„Ojciec nie może powoływać się na zawartą przed rozwodem umowę, na podstawie
której dziecko ma pozostać u niego na wypadek rozwodu. Z umowy tej wynika
mianowicie, że ojciec zamierzał zabezpieczyć polskie wychowanie dziecka {...).
Wychowanie dziecka u ojca nie jest dostatecznie zapewnione, gdyż nie posyłał on
jej nawet do szkoły niemieckiej. Dlatego należy obawiać się, że dziecko będzie
wychowane przez ojca w polskim duchu, jeśli nie pozwalał on jej uczyć nawet
języka niemieckiego. W tych okolicznościach musi uznać się zawartą między
rodzicami umowę i zrzeczenie się przez matkę prawa opieki za pozbawione skutków
prawnych. Co więcej, lepiej będzie służyć dobru dziecka, jeśli pójdzie ono do
matki i w ten sposób otrzyma niemieckie wychowanie. Matka będzie wychowywać je w
duchu niemieckim i zachowa dla narodu niemieckiego (...)"6.
Należy zaznaczyć, że w powyższym przypadku dziecko wychowywało się przez cały
czas u ojca i matka była dlań osobą zupełnie obcą. Tego rodzaju metody
doprowadzały do wielkich tragedii i dramatów. Niejednokrotnie ojciec lub matka
opuszczali z dziećmi dom i ukrywali się przed władzami hitlerowskimi.
O służalczej roli sądownictwa wobec nazistowskich doktryn świadczy uzasadnienie
jednego z wyroków sądu okręgowego w Łodzi z 7 kwietnia 1941 roku, którym
unieważniono małżeństwo zawarte między małżonkami K.
Motywacja brzmiała następująco:
„Fakt, że strony przy zawieraniu małżeństwa wiedziały, iż powódka jest Niemką,
pozwany zaś Polakiem, nie może wpłynąć na odmienne rozstrzygnięcie sprawy (...).
Z tego założenia wynika fakt, że dopiero z włączeniem Wschodu do Rzeszy walka
narodowa została ostatecznie rozstrzygnięta (...). Ta okoliczność wywołała
dopiero u powódki świadomość, że narodowo mieszane małżeństwo nie da się
pogodzić z celami niemczyzny na Wschodzie" 7.
Przykłady powyższe dowodzą, w jak haniebny sposób można było nadużywać wiedzy
prawniczej i interpretacji prawa i jak sądownictwo niemieckie — podobnie jak
administracja państwowa — włączyło się w zbrodniczy nurt państwa prerogatywnego.
;upojq
Zbrodnie dokonane na narodzie polskim i innych narodach Europy przez III Rzeszę
niemiecką, jej nazistowskie formacje i hitlerowskich funkcjonariuszy nie miały
precedensu w dziejach ludzkości. Stanowiły również pogwałcenie postanowień i
zasad międzynarodowego prawa wojennego.
W Polsce zostały popełnione przez Niemcy hitlerowskie zbrodnie przeciwko
pokojowi, zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, a więc wszystkie
kategorie zbrodni ujęte w statucie i akcie oskarżenia Międzynarodowego Trybunału
Wojskowego w Norymberdze.
Agresja III Rzeszy na Polskę w dniu 1 września 1939 roku oraz bezprawna okupacja
ziem polskich stanowiły pierwszy etap realizacji programu ludobójczej polityki
hitlerowskiej. W myśl „Generalnego Planu Wschodniego" oraz rasistowskiej
ideologii hitlerowskiej naród polski miał — jako „podludzie" (Untermenschen) być
wyniszczony fizycznie. Temu celowi zostały podporządkowane teoria i praktyka
polityki narodowościowej, społecznej, gospodarczej i kulturalnej III Rzeszy w
Polsce.
Polska utraciła ogółem 6 028 000 osób, narody ZSRR — 20 300 000. Łącznie więc
straty w ludziach poniesione przez Polskę i ZSRR wyniosły 26 328 000. Straty
poniesione przez pozostałe państwa koalicji antyhitlerowskiej, w tym przez
Anglię, USA i Francję wyniosły 3 682 000 osób *.
Polska — spośród wszystkich państw walczących przeciwko Rzeszy hitlerowskiej —
poniosła straty najwyższe: 220 osób na 1000 mieszkańców, podczas gdy straty np.
Holandii wyniosły 22 osoby na 1000, Francji — 13, Belgii — 12, Wielkiej Brytanii
— 8, Norwegii — 3, Stanów Zjednoczonych — 1,4, Danii — 0,3.
Ogółem na 30 010 000 strat w ludziach, poniesionych w okupowanych przez III
Rzeszę krajach Europy oraz na froncie walki przeciwko hitleryzmowi, zostało
zamordowanych w wyniku eksterminacyjnej polityki hitlerowskiej 18 100 000 osób
spośród ludności cywilnej, w tym w Polsce — 5 400 000, a na okupowanych terenach
ZSRR — 10 300 000. Oznacza to 86,7% ogółu liczby zamordowanych przez hitlerowców
obywateli z 30 krajów Europy i poza nią. Takie było ludobójcze żniwo zbrodni
dokonanych przez III Rzeszę.
Dokładne ustalenie wszystkich zbrodni dokonanych na dzieciach i młodzieży, jak
również strat poniesionych w tym zakresie, nie jest możliwe.
186
Czas nie stanowi jedynej przeszkody w pracach badawczych nad zbrodniami
hitlerowskimi popełnionymi na małoletnich obywatelach Polski. Istnieją dowody na
to, że większość dokumentów została zniszczona przez aparat hitlerowski w celu
zatarcia śladów zbrodni lub też wywieziona z ziem Polski. Liczne zbrodnie nie
były zresztą w ogóle dokumentowane w formie sprawozdań, notatek służbowych czy
korespondencji. Znane są również przypadki zacierania śladów zbrodni przez
ekshumację, palenie zwłok i rozstrzeliwanie osób, które wykonywały te czynności.
Trudności obiektywne powiększyło zniszczenie polskiej ewidencji i dokumentacji w
spalonych i zrównanych z ziemią miastach, osiedlach i wsiach. Ginęły też
najbliższe osoby, które mogłyby zgłosić utratę dziecka. Należy również
uwzględnić zasięg popełnionych na dzieciach polskich zbrodni — obejmujący
głównie tereny III Rzeszy, Austrii i Czechosłowacji. Nie ma też możliwości
wykorzystania pewnych materiałów i zasobów archiwalnych znajdujących się poza
Polską. Należy tu jeszcze dodać, że w zachowanych dokumentach reżimu
hitlerowskiego starano się unikać wyodrębniania liczbowego dzieci, ograniczając
się do podawania ogólnej ilości np. rozstrzelanych osób.
Nie można też pominąć dzieci polskich górników i hutników zamieszkałych we
Francji, które przed wybuchem wojny przyjechały na wakacje do Polski i tu
zaskoczyła je wojna. W okresie okupacji Niemiecki Czerwony Krzyż zajmował się
ich przewiezieniem z powrotem do Francji, jednak — jak wynika z odnalezionych
akt — w sprawę wmieszał się komisarz Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny, co
nasuwa poważne podejrzenie, czy wszystkie one powróciły do swoich rodzin.
Ogromna szacunkowo liczba dzieci polskich zginęła na terenie Rzeszy, dokąd
deportowano je, bądź też gdzie się urodziły. W samych tylko strefach
okupacyjnych — amerykańskiej i brytyjskiej — (administracja niemiecka
przedłożyła około 40 000 metryk dzieci polskich robotnic wywiezionych do Rzeszy.
Istnieją dane, że w rzeczywistości urodziło się tam niewspółmiernie więcej
dzieci polskich. W jednym tylko z zakładów położniczych dla robotnic
obcokrajowych w Brunszwiku, w czasie od 10 maja 1943 roku do końca wojny,
urodziło się około 800 dzieci obcokrajowych, w tym 400 polskich; natomiast w
okręgu wschodnio-hanower-skirn szacowano ilość urodzin dzieci obcokrajowych w
roku 1943 — biorąc pod uwagę tylko robotnice wiejskie — na 1500. Śmiertelność w
tych zakładach wynosiła dk. 50%, a w ostatnim okresie wojny umierało prawie
każde dziecko.
Podczas pacyfikacji i egzekucji rozstrzeliwano lub palono żywcem dzieci i
niemowlęta w wieku od 3 miesięcy, a w stosunku do ogółu zamordowanych odsetek
dzieci wahał się w granicach od 10 do 75%.
W dwudziestu jeden Polenlagrach na obszarach byłej Prowincji Górnośląskiej
najwyższa śmiertelność panowała właśnie wśród dzieci. Wobec zniszczenia całej
niemal dokumentacji tych obozów natrafiamy i tu na
187
problem występujący przy badaniach masowych zbrodni hitlerowskich: nie można
określić dokładnej liczby ofiar, zwłaszcza że w wielu przypadkach chowano je w
grobach zbiorowych.
W oparciu o spisy z 1945 roku, przeprowadzone przez Ministerstwo Oświaty, liczba
dzieci w tym okresie wynosiła 8 500 000, co stanowiło około 35% całej ludności
wobec 43% w stosunku do spisu z roku 1931.
Do 30 czerwca 1944 roku wywieziono z terenów Generalnej Guberni do pracy
niewolniczej 1 356 900 Polaków, w tym około 380 000 chłopców i około 225 000
dziewcząt w wieku od czternastu do dwudziestu lat. Na cztery roczniki
małoletnich, od czternastu do osiemnastu lat, przypadłoby więc ok. 400 000
wywiezionych do Rzeszy. Biuro Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady
Ministrów oceniło ogólną liczbę deportowanych na 2 460 000. Przy uwzględnieniu
właściwej proporcji odsetek małoletnich do lat osiemnastu stanowiłby 29%, czyli
ogólna liczba dzieci wywiezionych do pracy niewolniczej wyniosłaby około 710
000. Liczba ta nie obejmuje dzieci poniżej lat czternastu 2.
Nie mniejsze trudności sprawia ocena liczbowego rozmiaru grabieży i przymusowej
germanizacji dzieci polskich. Ustalić można jedynie pewne liczby minimalne oraz
zestawić dane orientacyjne, które pozwalają określić zasięg i nasilenie wyżej
wymienionych zbrodni.
Po zakończeniu działań wojennych w wydziale opieki społecznej Zarządu Miejskiego
w Łodzi znajdowała się kartoteka Niemieckiego Urzędu Młodzieżowego w Łodzi,
obejmująca około 12 000 dzieci z terenu miasta. Stwierdzono, że z liczby tej
około 1200 dzieci zostało wywiezionych do Niemiec. Wspomniane akta odnosiły się
tylko do działu opieki ustawowej (Amtsvormundsćhaft), brak natomiast było
materiałów odnoszących się do dzieci umieszczonych w rodzinach zastępczych i w
zakładach opiekuńczych.
W wyroku Najwyższego Trybunału Narodowego z 29 kwietnia 1948 roku w sprawie
Alberta Porstera stwierdzono:
„W celu oderwania od rodzin i germanizacji narodowi socjaliści wywozili nadto do
Rzeszy dzieci polskiie, gdzie oddawali je rodzinom niemieckim tab umieszczali w
specjalnych zakładach. Według 'niekompletnego zestawienia, 'dołączonego do tomu
XIV akt, w okresie okupacji wywieziono tych dzieci z prowincji Gdańsk—Prusy
Zachodnie około 1600. Wiele tych dzieci nie powróciło dotąd do Polski, gdyż ich
adresy są nieznane, tak więc w większości są bezpowrotnie stracone dla
społeczeństwa polskiego"8.
Zarządzeniem Uiricha Greifelta nr 67/1 zlecono zniemczenie dzieci polskich
przebywających w zakładach opiekuńczych i w rodzinach zastępczych na terenie
województw poznańskiego i łódzkiego. Jak wykazano, dzieci te w istocie wywożono
do Niemiec. Liczba dzieci w samych tylko zakładach na tym terenie wynosiła przed
wybuchem wojny, według wykazów statystycznych ministra pracy i opieki społecznej
— 5226. Stwierdzono, że odsetek dzieci uznanych za „rasowo wartościowe" był
wysoki.
188
Ze sprawozdania komisarza Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny z 22 grudnia
1942 roku, znajdującego się w aktach 8 procesu norymberskiego, wynika, że 30
listopada 1942 roku znajdowało się na terenie Rzeszy w gospodarstwach domowych w
miastach 1127 dziewcząt, w gospodarstwach wiejskich 5691, łącznie — 6818
dziewcząt „nadających się do zniemczenia", zatrudnionych w charakterze pomocnic
domowych.
Lista transportów znajdujących się w aktach Rady Głównej Opiekuńczej w Warszawie
wykazuje, że 4454 dzieci wywieziono w roku 1943 z Zamojszczyzny do Niemiec.
Odnalezione na Śląsku akta Kreisleitung der NSDAP, Amt jur Volks-wohlfahrt w
Katowicach odnoszą się do około 3000 dzieci przebywających w rodzinach polskich
lub odebranych rodzicom w celach germa-nizacyjnych.
Oskarżony w 8 procesie kierowniczy zespół Lebensbornu wyjaśnił, że pod opieką
tej instytucji znajdowało się około 92 000 dzieci, w tej liczbie około 12 000
urodzonych w zakładach własnych.
Wobec stwierdzenia, że Lebensborn przejmował opiekę — poza dziećmi niemieckimi —
nad dziećmi polskimi, jugosłowiańskimi, czeskimi, a także dziećmi innych
narodowości, uzasadnione wydaje się przypuszczenie, że w liczbie 80 000 dzieci,
które nie urodziły się w zakładach Lebensbornu, były w znacznej liczbie dzieci
wywiezione z krajów okupowanych, a w szczególności z Polski, gdzie zagarnianie
dzieci instytucja ta rozpoczęła najwcześniej i prowadziła je najbardziej
systematycznie.
Z materiałów Międzynarodowego Biura Poszukiwań {International Tracing Service) w
Arolsen (RFN) wynika, że około 70—80% wszystkich dzieci poszukiwanych i
odnalezionych w Niemczech i Austrii stanowiły dzieci polskie.
Należy nadto wziąć pod uwagę fakt, że Francja — w stosunku do której Niemcy nie
prowadzili planowej akcji grabieży — oceniła swoje straty w dzieciach
wywiezionych do Niemiec lub urodzonych w Niemczech przez robotnice francuskie —
na ok. 100 000.
Czechosłowacja, która miała możność szczegółowego odtworzenia strat, ze względu
na brak zniszczeń wojennych, 'zdołała do połowy 1948 roku odzyskać zaledwie
około 25% dzieci spośród tych, wobec których istniały bezsporne dowody wywozu do
Niemiec.
Pewne dane porównawcze wynikają też z pisma Ulricha Greifelta do Heinricha
Himmlera z 13 maja 1942 roku, w którym zawiadamia on, że w ramach przygotowań do
akcji germanizacyjnej w Estonii i na Łotwie przejęto już opiekę nad 1167 dziećmi
estońskimi i 3950 łotewskimi. Przyjmuje się więc, że rabunek dla celów
germanizacyjnych objął ok. 200 000 dzieci polskich.
Ocenia się, że w wyniku hitlerowskiego terroru i działań wojskowych zginęło w
czasie od 1939 do 1945 roku 1 800 000 dzieci w wieku od lat
189
szesnastu, w tym około 600 000 dzieci pochodzenia żydowskiego *. Do liczby tej
należałoby doliczyć dalsze roczniki w wieku od szesnastu do osiemnastu lat,
najbardziej narażone w okresie okupacji na wyniszczenie, co stanowiłoby około
225 000 małoletnich. Liczbę tę powiększa 200 000 dzieci wywiezionych z Polski
lub zagarniętych ma terenach III Rzeszy w celach germanizacyjnych, spośród
których powróciło do kraju zaledwie ok. 20%. Ta liczba odzyskanych dzieci nie
jest jednak z całą pewnością większa od liczby urodzonych w Niemczech i tam
zmarłych, tak że w przybliżeniu pokrywają się one ze sobą.
Należy również zważyć, że — mimo upływu wielu lat od chwili zakończenia działań
wojennych — wykrywane są nowe, nieznane fakty zbrodni hitlerowskich i ujawniane
dalsze ofiary.
Ogólne straty Polski można by zatem określić na co najmniej 2 225 000 dzieci.
Stanowi to około 35% ogółu strat ludności polskiej, co jest liczbą realną,
odpowiadającą kierunkom i nasileniu ludobójczych zbrodni hitleryzmu na ziemiach
polskich. Straty te nie obejmują ubytku przyrostu naturalnego.
Niemożliwe wręcz do liczbowego ogarnięcia są straty spowodowane częściowym —
fizycznym i psychicznym — wyniszczeniem dzieci w okresie okupacji. Odnosi się to
przede wszystkim do małoletnich więzionych w różnych obozach, więzieniach i
zakładach oraz wysiedlanych, deportowanych, głodzonych i systematycznie
pozbawianych odpowiednich warunków mieszkaniowych. Ogółem wysiedlono z Polski 2
478 000 Polaków, w tym ok. 110 000 osób z Zamojszezyzny, z czego ok. 30 000
stanowiły dzieci. W pozostałej liczbie wysiedlonych Polaków, z tzw. ziem
włączonych do Rzeszy, dzieci stanowiły duży procent. Ponadto — jak stwierdziło
UNESCO — w wyniku II wojny światowej było w Europie 13 000 000 dzieci
opuszczonych, w tym 1 000 000 sierot w Polsce.
Nawet przy pobieżnej znajomości historii można wyciągnąć wnioski, że ludobójstwo
hitlerowskie różni się w sposób zdecydowany od ludobójstwa popełnianego w
poprzednich okresach historycznych, które charakteryzowało się przede wszystkim
czy to względami strategicznymi, czy to doraźnością działania, czy też wreszcie
niskim poziomem cywilizacyjnym lub stanami emocjonalnymi sprawców.
Ludobójstwo w okresie istnienia III Rzeszy, określanej jako „państwo stanu
wyjątkowego", cechują między innymi:
— kreowanie pewnych „dogmatów ideologicznych", takich jak nierówność ras i
narodów, bezwzględne prawo natury, skazujące rasy i narody na zagładę i niewolę;
— programowanie zbrodni, zarówno krótkofalowe, jak i perspektywiczne, posunięte
niekiedy do najdrobniejszych szczegółów;
— wykorzystywanie prawa jako instrumentu zbrodni dla upozorowania legalności
działania i bardziej precyzyjnego ukierunkowania tych zbrodni;
190
— celowe wywoływanie stanu kolektywnej psychopatii;
— wprzęgnięcie zdobyczy nauki i techniki w mechanizm zbrodni oraz u k i e r u n
k o w a n i e badań i eksperymentów naukowych wyłącznie w celu osiągnięcia
najefektywniejszych rezultatów ludobójczych;
— najwyższy stopień niebezpieczeństwa społecznego czynów, wyrażający się w
koncepcji wojny totalnej;
— maksymalny stopień intelektualizacji przestępstw, ujawniający się
również w „łańcuchowości" zbrodni, z którysh jedne warunkowały rozwój
dalszych, jak na przykład pomysł finansowania instytucji Le-bensborn — która
wychowywała i zacierała ślady pochodzenia zagrabionych dzieci — pieniędzmi
potrącanymi z części wynagrodzeń za pracę niewolniczą, a więc m. in. i rodzin
uprowadzonych dzieci;
— wszechstronność repertuaru przedmiotowej strony zbrodni, gdzie
każde dziecko było przedmiotem wyostrzonego zainteresowania;
— działanie sprawców zbrodni w zamiarze bezpośrednim i ewentualnym oraz jako
podżegaczy i pomocników.
Powyższe znamiona i elementy uzasadniają twierdzenie, że hitlerowskie zbrodnie
ludobójstwa charakteryzują nie tylko zmiany ilościowe, ale przede wszystkim
jakościowe. W odniesieniu zaś do dzieci należy uznać je za kwalifikowane
zbrodnie ludobójstwa o dodatkowych, specyficznych znamionach.
W orzecznictwie międzynarodowym oraz opiniach i poglądach indywidualnych
stwierdzono, że fakty ludobójczych czynów w III Rzeszy wykraczały daleko poza
doświadczenie normalnych ludzi. Masowe mordowanie ludzi sprzeczne z pojęciami
moralności doprowadzone zostało do niebywałych dotąd rozmiarów.
Jednoznaczny pogląd wyraził Międzynarodowy Trybunał Wojskowy w Norymberdze,
stwierdzając, że zbrodnie hitlerowskie zostały popełnione w rozmiarach nie
znanych w historii wojen.
Stanowisko to wyrażono wtedy, gdy cały szereg różnorodnych postaci zbrodni nie
był jeszcze znany i ujawniony, m. in. zbrodnie dokonane na dzieciach — we
wszystkich swych formach.
Zbrodnie popełnione na dzieciach stanowią najczarniejszą kartę w annałach
ludzkości.
Wykaz najważniejszych skrótów
AGK — Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni
Hitlerowskich
w Polsce.
DVL — Deutsche Volksliste — niemiecka lista narodowa.
E.V. — Eingetragener Verein — towarzystwo zarejestrowane.
GG — Generalgouvernement — Generalna Gubernia.
Gestapo — Geheime Staatspolizei — Tajna Policja Państwowa.
GKBZHwP — Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce.
Kripo — Kriminalpolizei — Niemiecka Policja Kryminalna.
NO — Nazi Organisation — skrót na oznaczenie dokumentów
przedłożo-
nych w 12 procesach norymberskich przed amerykańskimi trybunałami okupacyjnymi w
sprawach hitlerowskich organizacji.
NSDAP — Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei —
Narodowosocja-
listyczna Niemiecka Partia Robotnicza.
NSV — Nationalsozialistische Vslkswohlfahrt —
Narodowosocjalistyczna
Opieka Społeczna.
PJVL - Polen-Jugendverwahrlager der Sicherheitspolizei in
Litzmannstadt
— prewencyjny obóz policji bezpieczeństwa dla młodzieży polskiej w Łodzi.
RF SS — Reichsfiihrer SS — naczelny dowódca SS w Rzeszy.
RGB1 — Reichsgesetzblatt — Dziennik Ustaw Rzeszy.
RK FDF — Reichskommissar fur die Festigung des Deutschen Volkstums —
komisarz Rzeszy do spraw umocnienia niemczyzny.
RSHA — Reichssicherheitshauptamt — Główny Urząd
Bezpieczeństwa
Rzeszy.
RuSHA — Rasse- u. Siedlungshauptamt — Główny Urząd do Spraw Rasy
i Osadnictwa.
SD — Sicherheitsdienst — Służba Bezpieczeństwa SS.
Sipo — Sicherheitspolizei — Policja Bezpieczeństwa.
SS — Schutz-Staffeln — Sztafety Ochronne.
WVHA — Wirtschafts- und Verwaltungshauptamt SS — Główny Urząd Go-
spodarczo-Administracyjny SS.
VoMi — Volksdeutsche Mittelstelle — Niemieckonarodowy Urząd
Pośred-
nictwa.
192
Przypisy
I. HITLEROWSKIE KONCEPCJE I PROGRAM EKSTERMINACJI DZIECI
1 AGK, Proces Biihlera, sygn. 6, dokument norymberski NG-2325; Stellungnahme
und Gedanken zum Generalplan Ost des Reichsfuhrers SS.
2 Tamże.
3 AGK, International Military Tribunal (dalej: IMT), proces nr 8 (sprawa
RuSHA), dokument norymberski NO-3732; zob. też Program
narodowościowy Rassen-
politisches Amt z 1939 roku na ziemiach polskich, „Biuletyn Głównej Komisji
Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce" (dalej: „Biuletyn GKBZHwP"), Warszawa
1948, t. IV, s. 135^171.
4 M. Raushning, The voice of destruction, New York 1940, s. 138. AGK, IMT,
dok. NG-2325.
Tamże, dok. NG-2325. Tamże, dok. NO-1880. Tamże, dok. NO-1880. 8 „Biuletyn
GKBZHwP", t. IV, s. 121; przemówienie H. Himmlera z 16 IX 1942 do wyższych
oficerów SS na odprawie w Żytomierzu.
10 AGK, IMT, proces nr 8.
11 Tamże, dok. 066-UK-A.
12 Tamże, dok. NO-1383.
13 F. R y s z k a, Państwo stanu wyjątkowego, Wrocław—Warszawa—Kraków 1964.
14 Tamże.
IL EKSTERMINACJA DZIECI 1 MŁODZIEŻY POLSKIEJ
Cz. Ł u c z a k, „Kraj Warty" 1939—1945, Poznań 1972, s. 19. Centralne Archiwum
KC PZPR, sygn. 202/1, t. XXXIV. IMT, dok. USSR-170.
United Nations Information Organization, Today's children tomorrow's
hope. The story of children in the occupied lands, London 1945, s. 40.
Doccumenta Occupationis, Memoriał: Die Bedeutung des Polen — Problems f. die
Riistungswirtschaft Oberschlesien, Poznań 1945, t. I, s. 63. Tamże.
Arch. KC PZPR, Memoriał o sytuacji dzieci w Polsce, sygn. 202/1, t. XXXIV.
Tamże.
Cz. Madajczyk, Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce, Warszawa 1970, t. II,
s. 86; Cz. Łuczak, op. cit, s. 53. Arch. KC PZPR, op. cit. Cz. Madajczyk, op.
cit., t. II, s. 55.
H. Picker, Hitlers Tischgesprache in Fiihrerhauptąuartier 1941—1942, Bonn
1951, s. 115.
193
24 88
80
82 83
87
30 40
43 44
194
Referat wygłoszony na Konferencji UNESCO w Trogen (Szwajcaria) w lipcu 1948, O
sytuacji dzieci polskich w czasie niemieckiej okupacji. M. Walczak, Nauczyciele
Wielkopolski w latach wojny i okupacji 1939—1945, Poznań 1974, s. 19.
Cz. M a d a j c z y k, op. cit., t. II, s. 145.
Verordnungsblatt fur das Generalgouvernement (dalej: VB1 GG) 1939, nr 3. H.
Himr&ler, Kilka uwag o traktowaniu obcoplemiennych na Wschodzie z 15 V 1940,
„Biuletyn GKBZHwP", t. IV, s. 122—125.
E W e t z e 1, G. Hecht, Memoriał z 25 XI1939 w sprawie
Generalnego Planu Wschodniego, „Biuletyn GKBZHwP", t. IV, s. 135—171. VB1 GG,
1939, nr 6.
Ankieta GKBZHwP, 1968, woj. poznańskie.
S. W o j t c z a k, Karny obóz pracy Treblinka I i ośrodek zagłady Treblinka
II, „Biuletyn GKBZHwP", 1975, t. XXVI, s. 117—185.
Hitlerowskie obozy na ziemiach polskich. Przewodnik encyklopedyczny, Warszawa
1979.
Wspomnienia Polaków wysiedlonych przez okupanta hitlerowskiego z ziem polskich
tzw. wcielonych do Rzeszy. Wstęp Cz. Ł u c z a k, Poznań 1974. Ankieta
GKBZHwP, woj. krakowskie, 1968.
Cz. Ł u c z a k, Polscy robotnicy przymusowi w III Rzeszy podczas II wojny
światowej, Poznań 1974, s. 58; „Okupacja i ruch oporu",
Dziennik Hansa Franka 1939—1945, Warszawa 1970, t. I, s. 512. A. S p e e r,
Wspomnienia, Warszawo 1973, s. 309.
W. R u s i ń s k i, Położenie robotników polskich w czasie wojny 1939—1945 na
terenie Rzeszy i „obszarach wcielonych", cz. 1—2, Poznań 1950—1955; „Ost-
deutscher Beobachter" nr 205-A, 27 VII 1944.
Trials of War Criminals before the Nuremberg Military Tribunals (dalej:
Trials), Waszyngton 1949, t. IX, s. 1409.
imt, dok. 654-PS; T. Cyprian, J. S a wieki, Sprawy polskie w Procesie
Norymberskim, Poznań 1956, s. 765—774. Cz. M a d a j c z y k, op. cit., t. II,
s. 22—23.
Walka biologiczna III Rzeszy z narodem polskim, „Biuletyn GKBZHwP", 1947, t.
III, s. 129—137; H. Gawadzki, Liban — obóz karny służby budowlanej, „Biuletyn
GKBZHwP", 1951, t. VI, s. 133—167. AGK, Akta dochodzeń w sprawie J. Blihlera,
t. XC. Cz. M a d a j c z y k, op. cit., t. II, s. 247. Tamże, s. 23.
W. S z u 1 c, Wysiedlenie ludności polskiej, „Biuletyn GKBZHwP", t. XXI, s. 27—
28.
W. Jastrzębski, T. Jaszowski, Potulice oskarżają, Bydgoszcz 1968. Tamże,
s. 84, 87, 96. Tamże, s. 68, 102.
AGK, Najwyższy Trybunał Narodowy (dalej: NTN), ,224 k. 2715, 2716, 1735. D.
S t e y e r, Eksterminacja ludności polskiej na Pomorzu Gdańskim w latach 1939—
1945, Gdynia 1967, s. 121.
K. Leszczyński, Eksterminacja ludności na ziemiach polskich w latach 1939—1945,
„Biuletyn GKBZHwP", 1958, t. X, s. 57—88.
J. M a t y n i a, Na szlakach walki i męczeństwa województwa gdańskiego 1939—
1945, Gdynia 1967, s. 97—98.
AGK, sygn. NTN, 225, k. 2982 — 2985; sygn. 232 k. 5305. Tamże, sygn. t. XXVII,
k. 63, 65a, 88. Tamże, sygn. 19ZK. 14.
47 48
49 50
51 52
53
M. Cygański, Z dziejów okupacji hitlerowskiej w Łodzi, Łódź
1965, s. 67—69; Archiwum Państwowe w Łodzi, Umwandererzentralstelle-Posen,
Dienst-stelle Litzmannstadt, sygn. 1096. Materiały OKBZH we Wrocławiu.
A. G1 i ń s k a, Zamojszczyzna w okresie okupacji hitlerowskiej (Relacje
wysiedlonych i partyzantów), Warszawa 1968.
J. Wnuk, Dzieci polskie oskarżają, wyd. II, Lublin 1975, s. 147—205. R. H r a
b a r, Na rozkaz i bez rozkazu. Sto i jeden wybranych dowodów
hitlerowskiego ludobójstwa na dzieciach, Katowice 1968, s. 187. AGK, 187Z, t. I,
S. 51. Tamże, sygn. 1872, t. I.
Wojewódzkie Archiwum Państwowe (dalej: WAP), Lublin, UWZ-Zweigstelle Zamość,
sygn. 3/1, s. 172; E. Dziadosz, J. Marszałek, Więzienia i obozy w dystrykcie
lubelskim w latach 1939—1944, „Zeszyty Majdanka", t. III. W. S z u 1 c,
Wysiedlanie ludności polskiej w tzw. Kraju Warty i na Za-mojszczyźnie oraz
popełnione przy tym zbrodnie, „Biuletyn GKBZHwP" 1970, t. XXI, s. 11.
AGK, Dowody rzeczowe w sprawie Rudolfa Hossa.
Z. K 1 u k o w s k i, Zbrodnie niemieckie w Zamojszczyinie, Warszawa 1947, s.
12. Bundesarchiv, Koblenz, sygn. Sa 49 — Bd 19.
Ankieta GKBZHwP, 1968, województwo katowickie; P. D u b i e 1,
Wrzesień 1939 na Śląsku, Katowice 1960.
Sz. D a t n e r, 55 dni Wehrmachtu w Polsce, Warszawa 1967. K. Sosnowski,
Ohne Mitleid. Dziecko w systemie hitlerowskim, Poznań 1962, s. 325—326 (aneks
31). Tamże.
J. Fajkowski, Wieś w ogniu. Eksterminacja wsi polskiej w okresie okupacji
hitlerowskiej, Warszawa 1972, s. 100—101, 105—111.
Byli wówczas dziećmi. Wybór i opracowanie: M. Turski, Warszawa 1975,
s. 358.
Cz. Pilichowski, Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej,
Warszawa 1972, s. 29.
A. Konieczny, Pod rządami wojennego prawa karnego Trzeciej Rzeszy — Górny Śląsk
1939—1945, Warszawa—Wrocław 1972, s. 84—93, 100—103, 107—117. J. Adamska,
Więzienia i areszty sądowe na ziemiach polskich wchodzących w skład III Rzeszy w
latach 1939—4945 (maszynopis w GKBZHwP); Deutsche Justiz. Rechtpflege und
Rechtpolitik. Amtliches Blatt der deutschen Rechts-pflege (dalej: DJ), 1942, s.
510. AGK, Materiały zespołu do spraw eksterminacji dzieci.
A. B u b i k, Z. B r z y c k i, Policyjne więzienie zastępcze w
Mysłowicach, „Biuletyn GKBZHwP", t. XXV, s. 13—96.
E. Suchora, Rotunda Zamojska, „Zeszyty Majdanka" t. III, s.
225—234;
M. Olszewski, Fort VII w Poznaniu, Poznań 1971; AGK, NTN 31, k. 35;
J. Witkowski, Małoletni więźniowie Montelupich, „Przegląd Lekarski" nr 1;
H. Boczek, E. Boczek, J. E. Wilczur, Wojna i dziecko, Warszawa 1968,
s. 38; J. A d a ni s k a, op. cit., s. 29—31.
AGK, sygn. PS 3/632.
Archiwum Muzeum Stutthoi, Oświadczenie W. Sakowskiego.
AGK, akta procesu R. Hossa, t. XVII.
„Biuletyn GKBZHwP", t. XII, s. 37—38.
B. Bartnikowski, Dzieciństwo w pasiakach, Warszawa 1969, s. 49, 53—54.
Kalendarz wydarzeń obozowych, opracowanie: D. Czech, „Zeszyty
Oświęcimskie" 1986 — z. V, 1967 — z. VII.
195
76 AGK, akta w sprawie śledztwa J. Biihlera, t. IX.
77 N. G u s i e w a, O tym zapomnieć nie wolno, „Zeszyty Oświęcimskie"
nr V, s. 134,
78 D. C z e c h, op. cit., z 7.
79 Wspomnienia R. Hossa, Warszawa 1956, s. 146. Tamże.
B. B a r t n i k o w s k i, op. cit., s. 38—39. Cz. P i 1 i c h o w s k i, op.
cit., s. 24.
D. Czech, op. cit., z. VII.
Ekspertyza Nadzwyczajnej Radzieckiej Komisji do Spraw Badania
Zbrodni Hitlerowskich, GKBZHwP (odpis). 85 Wspomnienia zebrane w Muzeum w
Oświęcimiu.
88 Z. M u r a w s k a, Dzieci w obozie koncentracyjnym na
Majdanku, „Zeszyty Majdanka" t. V, s. 143.
M. P a n z, Prawo pięści, Warszawa 1977, s. 215.
E. Gryń, Z. Murawska, Obóz koncentracyjny Majdanek, Lublin 1966.
89 Z. Leszczyńska, Kronika wydarzeń obozu koncentracyjnego na Majdanku 1941—
1944, s. 254.
90 J. Kwiatkowski, 485 dni na Majdanku, Lublin 1967. Z. Leszczyńska, op.
cit.
AGK, sygn. 960 Z.
J. Grabowska, Dzieci i małoletni więźniowie w obozie koncentracyjnym
Stutthof, „Zeszyty Muzeum Stutthof", 1977, z. 2, s. 33—35.
Tamże.
Tamże.
B. S r u o g a, Las bogów, Gdynia 1966, s. 222.
K. Dunin-Wąsowicz, Obóz koncentracyjny Stutthof, Gdynia
1966,
s. 246—252.
AGK, DS 199/65.
Z. Lukaszewicz, Obóz zagłady w Sobiborze, „Biuletyn GKBZHwP", 1947,
t. III.
R a p p e 1, Organe de la Ligue Luxembourgeoise des Prisonniers et
Deportis
politiąues, 1951, nr 7, s. 343.
101 AGK, M. 59S (c), (344—346).
102 Tamże, M. 598 (c), (344).
103 Tamże, M. 591 (c), k (341).
104 Tamże, M. 598 (c), (344—346).
105 Tamże, M. 598 (c), (294—301).
los WAP Katowice, Provinzialverwaltung, sygn. 5338, 5381, 5383, 5480,
5414, 5512,
5529, 5583. 107 J. W i t k o w s k i, Hitlerowski obóz koncentracyjny dla
małoletnich w Łodzi,
Wrocław 1975. ^
GKBZHwP, sygn. DS 36/68.
S. Adamski, Pogląd na rozwój sprawy narodowościowej w województwie
śląskim w czasie okupacji niemieckiej, Katowice 1946.
AGK, akta sprawy R. Hildebrandta, sygn. 247/z/III.
111 Archiwum Miasta Wrocławia, sygn. 13550.
112 R. H r a b a r, Polenlager, Katowice 1972, s. 53.
113 OKBZH w Katowicach, sygn. OK. Ka/S. 5/71.
114 R. H r a b a r, op. cit., s. 65—66.
115 OKBZH w Katowicach, sygn. DS 2/67. 118 Tamże.
117 Tamże, sygn. DS 12/68.
196
80 81
84
87 88
01 92 98
97
98 99
100
108 109
110
I
i
118 A. B u b i k, Z. B r z y c k i, op. cit., s. 47—56.
119 R. Hrabar, op. cit., s. 56—57; OKBZH w Katowicach, sygn. DS 2/67.
120 Tamże.
121 Tamże.
122 Tamże.
123 Tamże.
124 Trials, t. IV, s. 653—654.
125 OKBZH w Katowicach, sygn. 11/67.
126 „Biuletyn GKBZHwP", 1949, t. V, s. 117—118.
127 AGK, PS, dok. NO 4665.
128 Tamże.
189 Tamże, dok. NO 4665/PS. 20. 180 J. Wnuk, op. cit., s. 82.
131 R. Hrabar, Na rozkaz i bez rozkazu, op. cit., s. 181—182.
132 imt, akta procesu nr 8, stenogram rozprawy z 5 XI1947 na podstawie zeznań
świadków Rudolfa Meyera i Emmy Hoppe.
133 Tamże, akta procesu przeciwko U. Greifeltowi. Materiały ITS, Arolsen.
184 AGK, PN, nr VII, s. 330.
156 OKBZH w Katowicach, sygn. DS 34 167 k. 5, 91.
186 Tamże, sygn. DS 34/67.
187 P. Lisiewicz, Zbrodnie na dzieciach i młodzieży popełnione
v) szpitalu psychiatrycznym w Lublińcu (maszynopis w GKBZHwP); OKBZH w
Katowicach, sygn. DS, 34/67.
III. GRABIEŻ I GERMANIZACJA
1 IMT, proces nr 8.
2 Tamże. Tamże.
AKG, dok. 416/PS-9.
Tamże.
Oświadczenie w języku niemieckim, złożone i zaprzysiężone w Norymberdze 28 VII
1947 wobec urzędnika śledczego z Wydziału Dowodów Prokuratury Wojskowego
Trybunału Amerykańskiego w Norymberdze, fotokopia nr 5236 z akt procesu nr 8.
Tamże, fotokopia nr 5126. IMT, proces nr 8. GKBZHwP, akta nr 794/180. Protokół
przesłuchania Jana Sulisza z 14 V 1946 przez sędziego śledczego 111 Rejonu
S.O. w Łodzi, nr akt S. 6/46.
Tamże. Protokół przesłuchania Heleny Fornalczyk z 29 V 1946. Tamże. Protokół
przesłuchania Stanisławy Marczuk z 5 VI1946. IMT, proces nr 8. „Biuletyn
GKBZHwP", t. V, s. 43. OKBZH w Katowicach, akta nr OK. Ka/Ko 235/76.
Tamże. Tamże.
Tamże.
Protokół przesłuchania z 18 V 1946 w aktach sprawy Arthura Greisera, „Biuletyn
GKBZHwP", t. V, s. 49.
AGK, akta procesu Forstera, t. XIV.
Tamże.
IMT, akta procesu nr 8.
7
e
9 10
ii
12
13
14
15 1S 17 18
19 20 21
197
22 Tamże.
83 Tamże. "^
24 OKBZH w Katowicach, nr akt OK. Ka/Ko. 235/76.
85 Protokół przesłuchania z 27 V 1946 przez sędziego śledczego S. O. w Łodzi nr
akt
s. 6/46. 28 Tamże.
27 Tamże.
28 IMT, akta procesu nr 8. 28 Tamże.
30 Tamże.
81 Tamże.
82 Tamże. ss Tamże.
84 Tamże.
85 Tamże.
38 OKBZH w Katowicach, nr akt. Ok. Ka./235/76.
87 Przemówienie Heinricha Himmlera z 16 IX 1942 w Żytomierzu, IMT, akta procesu
nr 8.
38 R. H r a b a r, Jakim prawem? Katowice 1962.
39 OKBZH w Łodzi nr akt S. 6/46. Protokół przesłuchania z 25 IV 1946. Tamże.
Tamże. Tamże. Tamże.
44 Kartoteka Głównego Urzędu SS do Spraw Rasy i Osadnictwa w Łodzi w aktach
pełnomocnika do spraw rewindykacji dzieci polskich z Niemiec. Fotokopie
wykorzystane w procesie IMT nr 8. Tamże. Tamże. A. Rosenberg, Der Mythus des
20. Jahrhunderts, Monachium 1939.
48 IMT, akta procesu nr 8, dok. NO-2793.
49 Tamże.
M Dokument w Archiwum „Institut fur Zeitgeschichte" w Monachium, Zespół
„Lebensborn".
51 IMT, akta procesu nr 8, fotokopia nr 2789. s2 AGK, dok. No-4706, akta
1168/62 X/I.
63 Tamże, dok. No-4322, akta 62-X-II-1316.
64 IMT, akta procesu nr 8. 55 Tamże.
69 Tamże.
57 A. T w a r d e c k i, Szkoła janczarów, Warszawa 1969.
58 IMT, akta procesu nr 8.
59 Akta w International Tracing Service (dalej — ITS), Arolsen.
60 Akta Trybunału Denacyfikacyjnego w Monachium w sprawie przeciwko
kierownictwu „Lebensborn"; R. Hrabar, Lebensborn, czyli źródło życia, Katowice
1976.
81 Akta w ITS, op. cit.
82 GKBZHwP, akta Zarządu Głównego PCK w Warszawie.
63 Tamże.
64 Tamże.
65 Tamże.
66 A. Twardeck i, op. cit.
45 46
47
198
IV. LOS DZIECI ŻYDOWSKICH
Dokument norymberski PS-3363. 2 H. Krausnik, „Judenverfaltung", [w:] Anatomie
des SS — Staates, Mtinchen
1967.
• Verwaltungsblatt des Generalgouverners liir die besetzten polnischen
Gebiete, 1939,
s. 61 (dalej: VBL GG).
* VBL GG, 1941, s. 595.
8 A. Kubiak, Dzieciobójstwo podczas okupacji hitlerowskiej,
„Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego" (dalej: „Biuletyn ŻIH"), 1956,
nr 17—18, s. 79.
6 Polsko Anna Frank, opracowanie L. D o b r o s z y c k i, [w:] „Mówią wieki",
1958,
nr 7, s. 4—11.
7 Archiwum ŻIH, Zespół Archiwum Przełożonego Starszeństwa Żydów w Łodzi,
„Biuletyn Kroniki Centralnej" nr 9, 10, 11.
8 D. Sie rakowi ak, Dziennik, Warszawa 1960, s. 87-90.
9 K. Sakowska, „Ludzie z dzielnicy zamkniętej", Żydzi w Warszawie w okresie
hitlerowskiej okupacji, Warszawa 1975, s. 117—130. " Dokument norymberski PS —
710; R. H i 1 b e r g, The Destruction of the European
Jews, Chicago 1961.
11 Tamże, NG — 2586.
18 Cz. P i 1 i c h o w s k i, Fałszerstwo czy prowokacja. Odwetowcy w roli
oskarżycieli,
Warszawa 1977. 18 Raport Żydowskiego Komitetu Narodowego z 15X11942; „Biuletyn
ZlH", 1946,
nr 1.
14 A. K u b i a k, op. cit, s. 98.
18 Raport Żydowskiego Komitetu... op. cit.
w „Biuletyn GKBZHwP", 1960, t. XI.
17 Dokumenty i materiały w Centralnej Komisji Historycznej przy CK Żydów
Polskich, Łódi 1946, t. II, S. 415.
18 Tamże.
18 Relacja w GKBZHwP.
*• H. Radomska-Strzemecka, Postawy wywołane przez wojną u młodzieży.
Artykuł wygłoszony na międzynarodowej konferencji poświęconej sprawom dzieci,
Otwock 1948. V. DZIECI URATOWANE OD ZAGŁADY — POMOC SPOŁECZEŃSTWA
POLSKIEGO
1 A. Chmlelewsłca, Praca spoleczno-wyćhowawcza na odcinku
dziecięcym i młodzieżowym, „Opiekun Społeczny", 1946, nr 1—2, s. 15—28.
2 Polskie szkolnictwo powszechne w okresie okupacji hitlerowskiej. Opracowanie
Głównego Urzędu Statystycznego, Warszawa 1968, s. 8.
8 Cz. Pilichowski, Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej,
op. cił., s. 40—tl.
* Archiwum KC PZPR, sygn. 202/1, t 34, MemoHol o sytuacji dzieci w Polsce, s. i,
8 A. SI o m c z y ń s k i, Dom ks. Boduena, 1939—1945, Warszawa 1975.
8 W obronie dzieci i młodzieży w Warszawie, 1939—1944. Praca zbiorowa pod
redakcją S. Tazbira, Warszawa 1975, s. 16.
1 Archiwum Akt Nowych, Zespół Rada Główna Opiekuńcza, Wydział I Ogólny,
sygn. 114. s Tamże.
8 Tamże.
199
10 „Żywią", pismo konspiracyjne Ludowego Związku Kobiet,
styczeń 1943;
M. F a n d r i, Jak „Społem" ratowało dzieci Zamojszczyzny, Warszawa 1963. " J.
Wnuk, op. cirt., s. 191.
12 L. Chrds tians, Piekło XX wieku. Zbrodnia, hart ducha i miłosierdzie,
„Rodzina Polska", 1946 nr 1.
13 Z. Zbyszewska, „Opieka nad dziećmi więźniów", Obrona dzieci i młodzieży
Warszawy, Warszawa 1975, s. 429—435.
VI. NASTĘPSTWA WOJNY I OKUPACJI HITLEROWSKIEJ W ŻYCIU PSYCHICZNYM DZIECKA
1 St. Baley, Psychiczne wpływy drugiej toojny światowej, „Psychologia
Wychowawcza", 1948, nr 1—2, t. XIII, s. 13.
2 S. Stark, Wie sich KZ — Kinder behaupten. Gefdhrliche
Verdrd'ngungen schrecklicher Erlebnisse werden beobachtet, „Frankfurter
Rundschau", 6 VII 1959.
s Cz. Kempisty, Spraw Norymbergi ciąg dalszy. Wyniki badań socjomedycznych osób,
które w dzieciństwie więzione były w hitlerowskich obozach koncentracyjnych,
Warsizawa 1975.
4 W. Półtawska, Z badań nad „obozem oświęcimskim", „Przegląd Lekarski"
nr 1, 1965, s. 23.
5 Ankieta Instytutu Higieny Psychicznej w Warszawie, czerwiec 1945; H. Radom-
ska-Strzemecka, op. cit.
VII. HITLEROWSKI APARAT ZBRODNI
1 E. Crankshaw, Gestapo — narzędzie tyranii, wyd. II, Warszawa 1960.
2 Einsatzgruppen. Wyrok i uzasadnienie, „Biuletyn GKBZHwP", 1963, t. XIV, s.
5.
3 R. H r a b a r, „Lebensborn", czyli źródło życia, op. cit., s. 24.
4 OKBZH w Łodzi, dok. sygn. DS 94.
5 OKBZH w Katowicach, dok. sygn. DS 135.
6 AGK, dok. 1532/62, XIII.
7 OKBZH w Łodzi, sygn. DS 50.
VIII. BILANS ZBRODNI
1 Sprawozdanie w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski w latach 1939—
1945, Warszawa 1947.
2 Tamże.
8 AGK, Wyroki NTN, sygn. 76.
4 H. A u d e r s k a, Poland — The Children Cannot Wait, „New Education Fellow-
ship", London 1946.
LITERATURA
(wybór najważniejszych pozycji)
Ascherson Neal, La tragedie des enfants sous le regime nazi, „Cahiers
Pologne-
Allemagne", Paryż 1962, nr 4, s. 30—37. Boczek Helena, Boczek Eugeniusz, Wilczur
E. Jacek, Wojna i dziecko, Warszawa
1968. Boda-Krężel Zofia, Niemiecka lista narodowościowa na Górnym Śląsku w
latach
1941—1945, „Zaranie Śląskie" 1969, zesz. 3.
Broszat Martin, Nationalsozialistische Polenpolitik 1939—1945, Stuttgart 1961.
Byli wówczas dziećmi, wybór i opracowanie: Marian Turski, Warszawa 1975.
Cygański Mirosław, Z dziejów okupacji hitlerowskiej w Łodzi, Łódź 1965. Cyprian
Tadeusz, Sawicki Jerzy, Procesy wielkich zbrodniarzy wojennych w Polsce
(Najwyższy Trybunał Narodowy), Warszawa 1949.
Cyprian Tadeusz, Sawicki Jerzy, Nie oszczędzać Polski, Warszawa 1962.
Cyprian Tadeusz, Sawicki Jerzy, Ludzie i sprawy Norymbergi, Poznań 1967.
Datner Szymon, 55 dni Wehrmachtu w Polsce, Warszawa 1967.
De Gaulle Genevieve, Les enfants a Ravensbruck, Paryż 1962.
Dubiel Paweł, Wrzesień 1939 r. na Śląsku, Katowice 1960.
Dunin-Wąsowicz Krzysztof, Obóz koncentracyjny Stutthof, Gdynia 1968.
Dziennik Anny Frank, Warszawa 1960.
Gomolec Ludwik, Kubiak Stanisław, Terror hitlerowski w Wielkopolsce 1939—1945,
Poznań 1962.
Gruess Noe, Hochberg-Mariańska Maria, Dzieci oskarżają, Kraków—Łódź—Warszawa
1947.
Grabowska Janina, Dzieci i więźniowie małoletni w obozie koncentracyjnym
Stutthof, „Zeszyty Muzeum Stutthof" nr 2, Gdańsk 1977.
Gumkowski Janusz, Młodzież polska podczas okupacji, Warszawa 1966.
Hirschfeld Ludwik, Historia jednego życia, Warszawa 1957.
Hrabar Roman, Hitlerowski rabunek dzieci polskich (1939—1945), Katowice 1960.
Hrabar Roman, Jakim prawem?, Katowice 1962.
Hrabar Roman, A la recherche des enfants enleves, „Cahiers Pologne-Allemagne",
Paryż 1963, nr 2.
Hrabar Roman, Na rozkaz i bez rozkazu, Katowice 1968.
Hrabar Roman, Osadzanie małoletnich w tzw. Prowincji Górnośląskiej w obozach,
„Biuletyn GKBZHwP", t. XIX.
Hrabar Roman, Dziecko w hitlerowskim systemie zagłady, Zbrodnie hitlerowskie na
dzieciach i młodzieży polskiej 1939—1945, Warszawa 1969.
Hrabar Roman, Polenlager. Hitlerowskie obozy dla ludności polskiej na Śląsku,
Katowice 1972.
201
Hrabar Roman, „Lebensborn", czyli źródło życia, Katowice 1976.
Izdebski Zygmunt, Niemiecka lista narodowa na Górnym Śląsku, Katowice—Wrocław
1946.
Jastrzębski Włodzimierz, Jaszowski Tadeusz, Potulice oskarżają, Bydgoszcz 1968.
Jażdżyński Wiesław, Reportaż z pustego pola, Łódź 1965.
Kempisty Czesław, Spraw Norymbergi ciąg dalszy, Warszawa 1975.
Kieta Mieczysław, Z procesu oświęcimskiego. Od mordów dzieci do wody kolońskiej,
„Wieści" 1964, nr 32.
Kiedrzyńska Wanda, RavensbrUck, Warszawa 1961.
Klafkowski Alfons, Okupacja niemiecka w Polsce w świetle prawa narodów, Poznań
1946,
Klafkowski Alfons, Obozy koncentracyjne hitlerowskie jako zagadnienie prawa
międzynarodowego, Warszawa 1968.
Klukowski Zygmunt, Zbrodnie niemieckie w Zamojszczyźnie, Warszawa 1947.
Kogon Eugen, Der SS Staat — das System der deutschen Konzentrationslager,
Frankfurt a/M, 1946.
Kozłowicz Tatiana, Karny obóz pracy dla dzieci i młodzieży w Łodzi [w:] Zbrodnie
hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej. Warszawa 1969.
Krasuski Józef, Tajne szkolnictwo polskie w okresie okupacji hitlerowskiej,
Warszawa 1977.
Kubiak Anna, Dzieciobójstwo, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego"
1952, nr 2/4.
Kułakowski Tadeusz, Gdyby Hitler zwyciężył, Warszawa 1959.
Kuta Tadeusz, Imiona zbrodni, Gdynia 1965.
Lemkin Rafał, Axis rule in occupied Europę: Laws oj Occupation, Analysis oj
Government; Proposals jor Redrest, Washington 1944.
Łuczak Czesław, „Kraj Warty" 1939—1945. Studium historyczno-gospodarcze okupacji
hitlerowskiej, Poznań 1972.
Łuczak Czesław, Polscy robotnicy przymusowi w III Rzeszy podczas II wojny
światowej, Poznań 1974.
Madajczyk Czesław, Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce, t. I i II, Warszawa
1970.
Michalska Marta, W nocy i mgle, Warszawa 1970.
Murawska Zofia, Dzieci w obozie koncentracyjnym w Majdanku [w:] Zbrodnie
hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej 1939—1945, Warszawa 1969.
Ossendowski Aleksander, Zbrodnie niemieckie w stosunku do umysłowo chorych w
Szpitalu Psychiatrycznym w Chełmie Lubelskim, „Rocznik Psychiatryczny" 1949, nr
1.
Orzechowski Marian, W sprawne hitlerowskiej polityki narodowościowej na Górnym
Śląsku w latach 1939—1945, „Zaranie Śląskie" 1964, zesz. 3.
Pilichowski Czesław, Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej,
Warszawa 1972.
Popiołek Kazimierz, Z dziejów tajnego nauczania na Śląsku pod okupacją
hitlerowską, „Zaranie Śląskie" 1960, zesz. la.
Półtawska Wanda, Z badań nad „dziećmi oświęcimskimi", „Przegląd Lekarski" 1965,
nr 1.
Pospieszalski Karol, Polska pod niemieckim prawem 1939—1945 (Ziemie Zachodnie),
Poznań 1946.
Pospieszalski Karol, Właściwość wyższego dowódcy SS i policji na ziemiach
wcielonych do Rzeszy, „Przegląd Zachodni" 1949.
Radomska-Strzemecka Helena, Wnuk Józef, Dzieci polskie oskarżają, Warszawa 1961.
202
Ringelblum Emanuel, Notatki z getta, „Biuletyn Żydowskiego Instytutu
Historycznego" 1954, nr 11/12.
Rubinowicz Dawid, Pamiętnik, Warszawa 1960.
Rusiński Władysław, Położenie robotników polskich w czasie wojny 1939—1945 na
terenie Rzeszy i obszarach wcielonych, Poznań 1950.
Sawicki Jerzy, Ludobójstwo. Od pojęcia do konwencji 1933—2948, Kraków 1949.
Sehn Jan, Obóz koncentracyjny Oświęcim-Brzezinka (Auschwitz-Birkenau), Warszawa
1964.
Serwański Edward, Hitlerowska polityka narodowościowa na Górnym Śląsku, Warszawa
1963.
Serwański Edward, Obóz zagłady w Chełmnie nad Nerem 1941—1945, Poznań 1964.
Sierakowiak Dawid, Dziennik, Warszawa 1960.
Słomczyński Adam, Dom ks. Boduena 1939—2945, Warszawa 1975.
Smoleń Kazimierz, Oświęcim 1940—2945, wyd. II, Oświęcim 1961.
Sosnowski Kirył, Ohne Mitleid. Dziecko w systemie hitlerowskim, Poznań 1962.
Sobczak Janusz, Hitlerowskie przesiedlenia ludności niemieckiej w dobie II wojny
światowej, Instytut Zachodni, Poznań 1966.
Starczewski Jan, Serdeczny szmugiel, „Kalendarz Warszawski 1947".
Szefer Andrzej, Miejsca straceń ludności cywilnej województwa katowickiego (1939
—1945), Śląski Instytut Naukowy 1969.
Szefer Andrzej, Próba podsumowania wstępnych badań nad stratami ludności
cywilnej województwa katowickiego w latach okupacji hitlerowskiej, „Zaranie
Śląskie" 1969, zesz. 2.
Szkoła w konspiracji — wspomnienia uczestników tajnego nauczania, Warszawa 1960.
Szmaglewska Seweryna, Dymy nad Birkenau, Warszawa 1945.
Szmaglewska Seweryna, Dzieci w Birkenau, „Służba Społeczna" 1946, nr 1/4.
Szulc Wacław, Wysiedlenie ludności polskiej w tzw. „Kraju Warty" i na Zamoj-
szczyźnie oraz popełnione przy tym zbrodnie, „Biuletyn GKBZHwP", t. XXI,
Warszawa 1970.
Szuman Norbert, Hrabar Roman, Germanizacja dzieci polskich w świetle dokumentów,
„Biuletyn GKBZHwP" 1949, t. V.
Szymański Tadeusz, Najmłodsi więźniowie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu,
Zbrodnie hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej 1939—1945, Warszawa
1969.
Targ Alojzy, Śląsk w czasie okupacji niemieckiej 1939—1945, Poznań 1946.
Twardecki Alojzy, Szkoła Janczarów. Listy do niemieckiego przyjaciela, Warszawa
1969.
Tokarz Zofia, Zbrodnie na dzieciach, „Zeszyty Majdanka" 1971, t. V.
Walczak Marian, Nauczyciele wielkopolscy w latach v;ojny i okupacji, Poznań
1974.
Wierzejski Aleksander, Niewolnicza praca dzieci i młodzieży w tzw. Kraju Warty
1939—1945, Poznań 1975.
Witkowski Józef, Hitlerov)ski obóz koncentracyjny dla małoletnich w Łodzi,
Wrocław 1975.
Wnuk Józef, Dzieci polskie oskarżają, Lublin 1975.
W obronie dzieci i młodzieży w Warszawie 1939—1944, praca zbiorowa pod redakcją
Stanisława Tazbira, Warszawa 1S75.
Wormser-Migot Olga, Gdy otworzyli bramy, Warszawa 1967.
Zawrotniak Michał, Zbrodnie niemieckie w Zamojszczyinie, Zamość 1946. Zbrodnie
hitlerowskie na dzieciach i młodzieży polskiej 1939—2945, Warszawa 1969.
Żebrowska Maria, Wpływ wojny na przestępczość nieletnich, „Psychologia
Wychowawcza" 1947, nr 4.
i
SPIS TREŚCI
Wstęp.................. . 7
I. Hitlerowskie koncepcje i program eksterminacji dzieci.... 13
II. Eksterminacja dzieci i młodzieży polskiej........ 25
1. Warunki bytowe............... 26
2. Szkolnictwo polskie.............. 31
3. Praca przymusowa dzieci i młodzieży......... 34
4. Służba budowlana w Generalnej Guberni ........ 38
5. Wysiedlenia................ 39
6. Tragedia dzieci Zamojszczyzny........... 45
7. Terror, egzekucje, represje............ 49
8. Dzieci w więzieniach hitlerowskich.......... 52
9. Dzieci w obozach koncentracyjnych i ośrodkach zagłady . /'. . .
56
10. Obóz dla dzieci w Łodzi . . <.......... 71
11. Obozy dla Polaków na Śląsku — Polenlager....... 78
12. „Zakłady wychowawcze" na obszarach tzw. Prowincji Górnośląskiej . 86
13. Żłobki, obozy i „ochronki" dla obcokrajowych dzieci urodzonych
w Niemczech................ 88
14. Zbrodnie popełnione na dzieciach i młodzieży w szpitalu psychiatrycznym w
Lublińcu.............. 93
III. Grabież i germanizacja.............. 97
1. Wytyczne grabieży i germanizacji dzieci...... .90
2. Dzieci polskie czy pochodzenia niemieckiego?....... 100
3. Półsieroty, dzieci pozamałżeńskie i dzieci pod opieką polskich
opiekunów .................. 107
4. Dzieci zabrane rodzicom odmawiającym przyjęcia Volkslisty lub „obciążonym
politycznie".............. 110
5. Dzieci urodzone w Niemczech........... 114
6. Inne metody przejmowania „opieki" nad dziećmi...... 119
7. Wywożenie dzieci ze szkół............ 122
8. Selekcja wartościująca i niszczenie osobowości....... 123
9. Rola Lebensbornu w grabieży dzieci......... 127
IV. Los dzieci żydowskich.............. 139
V. Dzieci uratowane od zagłady — pomoc społeczeństwa polskiego • 149
VI. Następstwa wojny i okupacji hitlerowskiej w życiu psychicznym
dziecka.................. 163
205
VII. Hitlerowski aparat zbrodni • •.......... 167
1. Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotnicza (NSDAP) . .
168
2. Sztafety Ochronne NSDAP (SS) .......... 169
3. Główny Urząd Bezpieczeństwa Rzeszy (RSHA)...... 171
4. Geheime Staatspolizei (gestapo).......... 171
5. Główny Urząd Sztabowy Komisarza Rzeszy do Spraw Umocnienia Niemczyzny (RK
FDV)............. 172
6. Główny Urząd do Spraw Rasy i Osadnictwa (RuSHA) .... 173
7. Niemieckonarodowy Urząd Pośrednictwa (VoMi)...... 174
8. Główny Urząd Gospodarczo-Administracyjny SS (WVHA) ... 176
9. Grupy operacyjne policji bezpieczeństwa (Einsatzgruppen) . . .
176
10. Lebensbom e. V................ 177
11. Instytucja Deutsche Heimschulen.......... 178
12. Nationalsozialistische Volkswohlfahrt e. V. (NSV) ...... 179
13. Władze administracyjne............. 180
14. Władze sądowe w III Rzeszy...........181
VIII. Bilans zbrodni................ 185
Wykaz najważniejszych skrótów............ 192
Przypisy.................. 193
Literatura (wybór najważniejszych pozycji)......... 201
Opracowanie graficzne: WALDEMAR ŻACZEK
Redaktor:
RENATA SIECZKOWSKA
Redaktor techniczny: GRZEGORZ BIELAWSKI
Tysiąc osiemset szósta publikacja Wydawnictwa Interpress
Książka ukaże się również w języku angielskim, niemieckim, francuskim i
rosyjskim
Materiał ilustracyjny ze zbiorów: Archiwum Głównej Komisji Badania Zbrodni
Hitlerowskich w Polsce, Archiwum Państwowego Muzeum w Oświęcimiu oraz J. Bryana,
R. Dutkiewieza, E. Falkowskiego i S. Rassalskiego
I
Copyright by Wydawnictwo Interpress, Warszawa 1979
PRINTED IN POLAND
WYDAWNICTWO INTERPRESS — WARSZAWA 1979
Wyd. I. Nakład 15000+350 egz. Format 160X235 mm. Ark. wyd. 30,0, ark. druk.
21,0. Papier druk. mat. III kl, 70X100, 80 g. Oddano do składania w grudniu
1978, druk ukończono w październiku 1979 r.
Prasowe Zakłady Graficzne RSW „Prasa-Książka-Ruch" Bydgoszcz, ul. Dworcowa 13
Zam. 3961. C-32.