Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Maciej Kuczyński
ŻYCIE JEST MYŚLĄ
Część I
Od Autora
Już od swojego zarania ludzkość intuicyjnie wiedziała, że istnienie nie
ogranicza się do
wymiaru materialnego. Niestety (na szczęście tylko na krótko – tego jestem
pewien), dała się
zbałamucić materialistycznym prorokom nauki. Ich niedobitki jeszcze dziś
powtarzają ze ślepym
uporem te dwa osławione, głupie, puste, nieszczęsne słowa Jacquesa Monoda, które
już na
zawsze pozostaną hańbą nauki XX wieku i pomnikiem ograniczenia umysłu ludzkiego:
konieczność i przypadek. Konieczność i przypadek... Ponieważ jednak naukowcy
mówiący o
twórczym działaniu przypadku, czyli chaosu, dyskwalifikują się sami, zostawmy
ich w spokoju i
pozwólmy, tak jak dinozaurom, odejść do niebytu.
Dzisiaj już inni tworzą awangardę poznania. Wciąż powiększa się grupa fizyków i
biologów,
którzy zaczynają dostrzegać realność niedostrzeganego dotychczas czynnika, może
nawet
wymiaru rzeczywistości, animującego świat zjawisk. Wiedzą oni doskonale, że w
wielu
zakresach możliwości poznania metodami naukowymi zostały wyczerpane i dalszy
postęp będzie
możliwy jedynie wtedy, gdy zostanie uznane istnienie rzeczywistości złożonej.
Zaskakujące, jak
bardzo zbliżają się tym do doświadczeń mistycznych, o całe epoki wyprzedzających
powstanie
nauki!
W książce tej podejmuję próbę wskazania wielu takich okien, do których w końcu
dotarła
nauka i przez które obawia się wyjrzeć, w przeczuciu, że tam, po drugiej
stronie, „szkiełko i oko”
nie przydadzą się na nic. Hipoteza, którą tu rozwinę, u wielu wzbudza
najzaciętszy sprzeciw,
choć jej przesłanki wcale nie są kruche. Uznałem, iż warto by głos zabrał
właśnie amator, nie
krępowany rygorami prac naukowych, nie obawiający się złośliwości specjalistów,
mogący
swobodnie mówić o rzeczach całkiem nowych.
Zresztą, gdy grozi katastrofa, każdy pomysł wskazujący ratunek jest cenny. A
przecież my i
nasz ziemski świat, za naszą zresztą przyczyną, zbliżamy się do katastrofy. I
zagrożenie to nie
przychodzi z materialnego wymiaru, jak mogłoby się wydawać. Wszelkie jego
namacalne oznaki
w przyrodzie są tylko skutkiem i odbiciem tego, co dzieje się w tej sferze, tym
obszarze, który
Strona 1
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
bardziej niż zmysłom i ciału, bliższy jest ludzkiemu umysłowi oraz świadomemu i
nieświadomemu myśleniu.
3
Życie jest myślą
Fizyka i biologia, ta druga nauka nawet częściej, w swoich odkryciach, nie tylko
zresztą
najnowszych, dotarły wielokrotnie do takiej granicy, poza którą widać już inny
plan
rzeczywistości. Będę go nazywał „subtelnym”, jest bowiem nieuchwytny dla zmysłów
i aparatów
pomiarowych, chociaż, na liczne sposoby objawia swe istnienie w sposób pośredni.
Gdy
nauczymy się go badać, stwierdzimy być może, iż między obu planami nie ma
wyraźnej granicy;
przenikają się wzajemnie, ten pierwszy jest na drugim osnuty, oba zaś tworzą
nierozdzielną
całość.
Wszystko, co widzimy w naturze: kształty chmur i drzew, pokrój świerków i dębów,
wykrój
liści klonu, kształt skrzydeł motyli, postacie żyrafy i foki, ich ruchy i
zachowania, taniec pszczół i
tokowanie głuszców, kocie ruchy kota i wężowe węża, wędrówki ptaków przez pół
globu, żółwi
przez oceany, wszystko to w tajemniczy sposób niezmienne powtarzające się w
każdym
pokoleniu, choć nie dziedziczone przez geny, jest takie dlatego, że wspiera się
na niewidzialnej
kanwie odwiecznych wzorców, obecnych wszędzie w przestrzeni. One to sprawiają,
że nowo
powstająca istota, wyrastająca czy to z nasienia brzozy, czy z jaja pingwina,
ułoży swoje,
mnożące się przez podziały, komórki w kształt drzewa albo ptaka. Z kolei one,
jako całość,
zdołają się porozumieć i przyjmą zachowania od wieków utrwalone dla brzóz i
pingwinów.
Te subtelne wzorce nie tylko kształtują organizmy, ale kierują też ich
zachowaniem,
instynktownym u zwierząt, nieświadomym lub świadomym u ludzi. Nasza świadomość
jednak
ma zdolność przekształcania tych wzorców i stwarzania nowych. To ludzki umysł
stworzył
wzorzec zabijania człowieka czy niszczenia płodu przez matkę, wzorzec
odchodzenia od
świadomego istnienia, powrotu w mrok wegetatywnego bytu niższych zwierząt i
roślin, do czego
służą narkomania i alkoholizm. Wzorce są zapewne pierwszym elementem tego
głębszego planu
istnienia, jaki zdołaliśmy odkryć z pomocą obiektywnej obserwacji i jaki możemy
badać,
przynajmniej w pośredni sposób.
Zanim to uczynimy, spróbujmy określić, od czego chcemy odejść, jaką skórę
zrzucić, jakiego
Strona 2
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
pozbyć się ograniczenia, aby bez przeszkód móc oddać się nowemu myśleniu,
stworzyć nową
wizję istnienia. Tym czytelnikom, którzy już dawno ukończyli szkołę, chciałbym
przypomnieć
teorię Darwina, czy raczej jej współczesną odmianę, dość odległą zresztą od
pierwowzoru. To ją
właśnie będziemy musieli odrzucić jako nieprzydatną skorupę.
Ponieważ życie powstało raz tylko, niemal cztery miliardy lat temu i jak
sądzimy, już się nie
tworzy, jest rzeczą oczywistą, że wszystkie jego współczesne postacie muszą
pochodzić od form
dawniejszych, które się przekształciły. Sposób tych przekształceń – wbrew temu,
do czego
usiłują nas przekonywać uczeni następcy Darwina – pozostaje do dzisiaj wielką
tajemnicą.
Według uwspółcześnionej teorii ewolucji, każdy osobnik zwierzęcia czy rośliny
różni się od
pozostałych pewnymi cechami. Niektóre z nich ułatwiają swoim nosicielom obfitsze
mnożenie
się, dzięki czemu, rzekomo, stają się czynnikiem doboru naturalnego, stopniowo
wypierającego z
populacji inne osobniki, nie posiadające tych cech, a więc, jak się to powiada
„gorzej
4
przystosowane”. Sumując drobne zmiany zachodzące poprzez pokolenia, populacja
danego
gatunku przekształca się w inny. Tak więc, dla przemiany borsuka w tygrysa
potrzebne byłyby
drobne zmiany na poziomie genetycznym, czyli w treści genów, i bardzo długie,
geologiczne
okresy, pozwalające na zgromadzenie się w borsuczym ciele cech tygrysich. Borsuk
stopniowo
przestałby być sobą, stając się tygrysem. Zarazem potrzebny byłby nacisk
środowiska, który
wyeliminowałby niezdolne do przeżycia borsuki, pozostawiając osobniki o coraz
większej ilości
cech tygrysich.
Jedną ze słabości takiej hipotezy jest jej niezdolność wytłumaczenia, dlaczego
żadna z postaci
przejściowych, a w ciągu milionów lat powinno ich być wiele, nigdy się nie
zachowała. Nie
odnaleziono ich ani w materiale kopalnym, ani we współczesnym świecie. Wygląda
więc raczej
na to, że „ewolucja” odbywa się skokami.
„Odkrycie przez Barghoorna w Swazilandzie mikrobów sprzed 3.400 milionów lat
prowadzi
do wstrząsającego wniosku: przemiana nieożywionej materii w bakterie zajęła
mniej czasu niż
przejście od bakterii do dużych, złożonych organizmów. Życie towarzyszyło Ziemi
niemal od
początku istnienia Planety.” (Lynn Margulis i Dorion Sagan, Microcosmos: four
billion years of
Strona 3
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
microbial evolution. New York 1986: Touchstone).
Mutacje, stopniowo przekształcające organizm, mają powstawać w wyniku zmian
genów oraz
zmian struktury i liczby chromosomów. Obliczono nawet, że w jednym genie, w
jednym
pokoleniu, zmiany występują z częstotliwością od 105 do 106. Istotnie, aby takie
zmiany mogły
się zsumować i to w sensowny sposób, potrzebne są niewiarygodnie długie okresy.
Ale idźmy
dalej. Mutacje genów są wywoływane przez promieniowanie jonizujące (promienie
Rentgena,
gamma i korpuskularne), nadbiegające z kosmosu lub wytwarzane przez pierwiastki
promieniotwórcze. Wpływ mają także inne czynniki, jak promieniowanie
ultrafioletowe, duże
wahania temperatury czy substancje chemiczne.
Obserwujemy też mutacje naturalne, powodowane wewnątrzkomórkowymi, nieznanymi
nam
przyczynami, uważane również za pozbawione wszelkiej celowości i wywołujące
równie
bezcelowe zmiany na poziomie organizmów. Przy takich założeniach droga ewolucji
byłaby
tylko ślepym błądzeniem od jednej postaci do drugiej, przy czym jedynym
czynnikiem, w którym
można by poszukiwać celowego działania dla przemiany borsuka w tygrysa, byłby
dobór
naturalny, czyli mechanizm eliminacji borsuków i form pośrednich przez tylko im
nieprzyjazne
środowisko. Ponieważ jednak takie czynniki, jak zanikanie lasów czy nadmiar
wody, ochłodzenie
czy ocieplenie klimatu są także całkowicie losowe, w istocie o żadnej celowości
nie może tu być
mowy.
Co się jednak stanie, jeśli wykażemy, że ewolucja nie wymaga bardzo długiego
czasu (co
zostało w ostatnich latach już powszechnie uznane) i że w przyrodzie nie ma form
przejściowych
(co też jest faktem niepodważalnym)? A ponadto, że postać organizmów nie może
być zapisana
w genach (co spróbuję w tej książce wykazać) i wreszcie, że mutacje genów nie są
wcale tak
przypadkowe, jak się wydawało?
No cóż, wtedy jasne się stanie, że trzeba odejść od dotychczasowej wiary w
bezwład,
martwotę, pustkę mechanizmu wszechświata i uznać, że żyje on, myśli i oddycha,
jest
inteligentny, wrażliwy, przewidujący, czuły na najsłabsze sygnały, że mądrze i
celowo prowadzi
odwieczną pracę nad kierowaniem swych tworów ku coraz wyższym postaciom
istnienia.
Niezwykła złożoność przyrody i wyjątkowość zjawiska życia od dawna nasuwały tym,
których to zastanawiało, nie tylko intuicyjny, ale i rozumowy wniosek, że kryje
się za nimi coś
Strona 4
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
więcej niż tylko cząstki elementarne i ich fizyko-chemiczne oddziaływania. Tym
czymś była
narzucająca się, nieodzowna, nieodparta konieczność istnienia programu. Dziś, w
dobie
informatyki, tej oczywistości niepodobna już dłużej przemilczać czy pomijać.
5
Być może najbardziej zdumiewający pomnik ludzkiej głupoty i ograniczenia
wystawiają nam
ci uczeni, którzy utrzymują, że nieobjęte i niewiarygodnie złożone, a przy tym
niepojęcie
harmonijne dzieło budowy wszechświata i życia obywa się bez programu! I mówią to
ludzie,
którzy dobrze wiedzą, że nawet po to, by włożyć pantofle i zapaść w fotelu,
potrzebny jest
zamysł, potem plan i zgodne z nim działanie. Wprawdzie w obliczu wymownej
obecności
komputerów na ich własnych biurkach musieli się zgodzić, że taki program
istnieje, że jest
zapisany w genach, nadal jednak utrzymują, że powstał na drodze przypadkowych
mutacji
materiału genetycznego i że jego działanie nie wykracza w zasadzie poza obręb
gatunków.
Najnowsze odkrycia rozprawiły się już i z tym poglądem. Odczytana część DNA to
wyłącznie
program ograniczony do struktury białek i obsługi ich produkcji w komórce. W
dodatku nie
wyjaśniający, JAK został napisany. Gdy stało się to oczywiste, prawdziwie
dociekliwe umysły
jęły gdzie indziej poszukiwać objaśnienia, ruszając za tropem tajemniczej
„przyczyny
kształtującej”.
Koncepcja nie jest całkiem nowa. Już w czasach Platona, wiemy o tym z przekazów
filozofa,
istniało przekonanie o idealnych wzorcach dla każdej z widzialnych rzeczy.
Niematerialne
wyobrażenia doskonałej kuli, trójkąta czy koła, były wzorcami dla
materializujących się, w mniej
już doskonały sposób, kuł, kół czy trójkątów, odtwarzanych przez kryształy,
kwiaty czy też
ludzkie dłonie.
Do takiej idei „pól morfogenetycznych” powrócił w 1922 r. Aleksander Gurwicz w
Rosji i
niezależnie od niego, w 1925 r., Paul Weiss w Wiedniu. Pola te i zapisane w nich
wzorce
miałyby jakiś stopień „materialności”, byłyby jednak utworzone z substancji tak
rzadkiej i
wyposażone w tak małe energie, iż byłyby nieuchwytne dla naszych prymitywnych
urządzeń.
Ale mogłyby się z nimi łączyć najgłębsze warstwy naszego podświadomego umysłu,
który by je
odczytywał i stosował się do nich. W stałej łączności z nimi pozostawałyby też
żywe komórki
Strona 5
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wszelkich organizmów, a także cząstki elementarne i molekuły, które z nich
czerpałyby wzory
dla swych kształtów, oddziaływań i zachowań. Kolejnymi zwolennikami idei stali
się Brian
Goodwin i ostatnio Rupert Sheldrake, który przedstawił najbardziej współczesną i
bodaj najlepiej
uzasadnioną wersję hipotezy pól morfogenetycznych.
Sheldrake określił ten nieznany czynnik, który jest odpowiedzialny za kształty
przyrody i
instynkty żywych istot, jako przyczynę kształtującą (formative causation).
Przyczyna ta
oddziaływałaby na struktury materialne poprzez rezonans morficzny (morphic
resonance)
tych
struktur z wzorcami istniejącymi w postaci pól morfogenetycznych (morphogenetic
fields),
(Rupert Sheldrake, A New Science of Life, Granada Publishing Ltd., 1983).
Morphe to po grecku kształt, genesis – powstawanie. Pola te, o nieznanym
charakterze,
utrwalają w sobie wzorce dla kształtów, procesów rozwoju i zachowań wszelkich
tworów
przyrody. Działają poprzez czas i przestrzeń, są wszechobecne. Według
Sheldrake’a:
„Rozwijający się organizm istniałby wewnątrz pola morfogenetycznego, a pole
prowadziłoby i
kontrolowało formę rozwoju tego organizmu”; (za: Reneé Weber, Poszukiwanie
Jedności, Nauka
i Mistyka, Wyd. Pusty Obłok, Warszawa 1990).
Pola te nie zostały raz na zawsze dane w skończonej i niezmiennej postaci w
chwili Wielkiego
Wybuchu. Gdy po raz pierwszy proton związał się z elektronem, tworząc pierwszy
atom wodoru,
stworzył wzorzec, za którym postępowały kolejne protony i elektrony, a każde
powtórzenie
utrwalało ten układ, nabierający wyrazistości i siły. Dziś, po miliardach lat
ciągłych powtórzeń,
wzorzec atomu wodoru jest niewiarygodnie mocno utrwalony i obdarzony olbrzymią
energią, a
także odporny na zmiany. Inne jednak wzorce, podatne są na zmiany; im młodsze,
tym podatność
większa. Stąd ciągłe przekształcanie się świata: przemiana jednych gatunków w
drugie, czy
odmiany ludzkich obyczajów.
6
Nie będę tu wnikał w prawdopodobne szczegóły pól morfogenetycznych. Sądzę, że
to, co
powiedziałem, wystarcza dla uchwycenia ogólnego sensu, a reszta zarysuje się
sama w miarę
rozwoju tej książki. Jej celem jest poszukiwanie, moimi własnymi drogami, owej
wciąż
tajemniczej, niewidzialnej podszewki świata materialnego, którą tworzą wzorce
morfogenetyczne, wskazanie jej obecności i uświadomienie roli pełnionej w
Strona 6
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
świecie zjawisk i w
życiu człowieka. Sądzę, iż niedaleka jest chwila, gdy poszukiwania te,
prowadzone po omacku i
niezbyt systematycznie przez nielicznych, osamotnionych badaczy, zostaną
zastąpione
prawdziwymi badaniami i zyskają miano dziedziny naukowej. Dziedziny nie nazwanej
jeszcze.
Zajmować się ona będzie zjawiskami z pogranicza nauki i obszaru
transcendentalnego, nie
sądzę jednak, aby można tu było mówić o wyraźnej granicy. Zapewne przejście
między tymi
dwoma obszarami odbywa się płynnie, jeden stanowi przedłużenie drugiego. Obszar
zjawisk
uważanych obecnie za transcendentalne, przechodzi w sposób ciągły w obszar
materialny. Oba
pozostają częściami tego, co nazywamy przyrodą. Tego dnia, gdy rzeczywistość pól
morfogenetycznych stanie się dla nas pewnikiem, to co transcendentalne usunie
się do jeszcze
głębszych poziomów istnienia.
Ponieważ nikt tego dotychczas nie zrobił, niechaj mi będzie wolno zaproponować
nazwę dla
tej nowej dziedziny badań, znajdującej się in statu nascendi. Uzasadnione będzie
jej złożenie z
dwu słów, z greckiego mystikós – tajemny i łacińskiego natura – przyroda, jako
że mamy do
czynienia z tajemniczymi zjawiskami przyrody. Tak więc otrzymalibyśmy
spolszczone
brzmienie: misnatyka (angielskie: the mysnatics).
Zbyt mała okaże się też pojemność nazw przyjętych już kilkanaście lat temu przez
Sheldrake’a. Stało się oczywiste, że jego pola morfogenetyczne określają nie
tylko kształt
organizmów i instynkty, ale także programy życia umysłowego, programy pamięci,
świadomości,
wzorce zachowań pojedynczych i całych ich łańcuchów, wzorce uczuć, stanów
umysłu, a w
końcu nadrzędne wzorce „operacyjne”, zawierające programy powstawania nowych
wzorców,
ich wymazywania, ich przekształcania i łączenia się jednych z drugimi. Pośród
nich także
potężny, jeden z najważniejszych, wzorzec-program tego zjawiska, jakim jest
materia ożywiona.
Tak więc misnatyka operowałaby pojęciami takimi jak wzorce misnatyczne, mające
postać
pól misnatycznych, wchodzących w rezonans misnatyczny z tworami, które nazywamy
obecnie materialnymi.
7
Tajemniczy płaskowyż
W 1976 roku spędziłem szereg tygodni w tropikalnym, deszczowym lesie w dorzeczu
Orinoko. Przedzierając się z maczetą przez gąszcze, co krok napotykałem roślinne
konstrukcje,
pochodzące jakby wprost z kreślarskich desek inżynierów.
Widziałem czterdziestometrowe pnie wznoszące się ku górze stalowoszarym
Strona 7
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
kadłubem,
podobnym do nóg platform wiertniczych i tak samo jak one mające u podstawy
potężne trójkątne
przypory, jakby wycięte ze stalowych płyt i przyspawane do drzewa. Z bliska
można się było
przekonać, że i one są żywym drewnem, stanowiącym jedność z pniem. Roślina
znalazła więc
nowy sposób przyrastania tkanek. Nie koncentryczny, wokół osi pnia i konarów,
ale płytowy.
Największe z owych trójkątnych płyt osiągały powierzchnie około sześciu metrów
kwadratowych, przy grubości od kilku do kilkunastu centymetrów.
Napotykałem też drzewa, które w inny sposób broniły się przed przewróceniem. Ich
pień,
podzielony przy ziemi na liczne ramiona, tworzył piramidę czy też stożek, o
podstawie
wielokrotnie szerszej niż średnica właściwego, pojedynczego pnia.
Widziałem pnącza wpełzające na drzewa spiralą okrążającą pień. Chroniło je to
przed
odpadnięciem od sztywnej podpory. A także inne, osiągające ten sam cel odmiennym
sposobem
– pełzały wzwyż prosto, jak pręty stalowe, trzy, pięć albo dziesięć takich pędów
z różnych stron
pnia, niczym do niego nie przyczepione. Pomiędzy sobą jednak łączyły się
ukośnymi
wyrostkami, tworząc plecionkę otaczającą drzewo.
Oglądałem też liany, przerzucone od drzewa do drzewa, jak wiszące mosty. Miały
łodygi
przypominające płaskie taśmy szerokości dłoni. Środkiem tej taśmy biegł ciąg
falistych wgłębień
i wypukłości, które usztywniały lianę, podobnie jak kratownica mostowa, z tą
jednak przewagą
nad dziełem inżynierów, że działała skutecznie we wszystkich płaszczyznach.
Lecz absolutnym „przebojem” okazał się Ficus benjamina, drzewko hodowane także w
Europie. Jego pień spleciony z czterech, zawsze czterech, nie zrośniętych ze
sobą łodyg, wprawił
mnie w najwyższe zdumienie. Gdy wtedy oglądałem fikusy w tropikalnym lesie,
podziwiałem
jedynie genialny „pomysł” drzewa, które tym sposobem uodporniło się na działanie
wielokroć
większych sił, niż gdyby pień był pojedynczy o tej samej średnicy.
Zafascynowany, zrobiłem
wówczas szkice. Dopiero po latach, pisząc tę książkę i oglądając ówczesne
rysunki,
zrozumiałem, jak cenne mam w ręku wskazanie, że kształtu pnia nie określają
geny.
Przecież gdyby tak było, oznaczałoby to, że komórki wzrostowe, u szczytu każdej
łodygi,
znają swoje położenie w przestrzeni, w stosunku do trzech pozostałych łodyg,
znają swój kolejny
numer i swoje miejsce w splocie, aby zgodnie z tym móc zaginać łodygę. I robić
to we właściwej
chwili, we właściwym kierunku i pod właściwym kątem, w ścisłym współdziałaniu z
Strona 8
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
pozostałymi trzema łodygami. Niepodobna sobie wyobrazić, by komórki drzewa,
ukryte pod
korą, miały taką orientację i zdolność dokonania pomiarów. Lecz to jest
mniejszym problemem
w porównaniu z samym matematycznym zapisem splotu. Oczywiście, my umiemy to
zrobić.
Krzywe zakreślane przez łodygi dają się ująć względnie prostym wzorem. Wzór
można zapisać
8
liniowo, kodem binarnym i umieścić na nici DNA, wyrażony za pomocą kodonów
zasadowych,
oznaczających „jeden” oraz „zero”.
Trudności zaczynają się w chwili, gdy sobie uświadomimy, że komórki musiałyby
prowadzić
nieomylną „nawigację” w przestrzeni. Aby zaginać łodygę w idealnej zgodzie z
matematycznym
zapisem, musiałyby mieć stały, przestrzenny układ odniesienia. On by pozwalał
określać trzy
przestrzenne współrzędne dla każdej z komórek. Takiego układu nie ma i nie
istnieje też aparat
komórkowy, zdolny do prowadzenia tego typu pomiarów. Nie ma, tym bardziej,
pamięci, która
by notowała, jakie fazy budowy są już zakończone. Dopiero na tej podstawie
hipotetyczne
centrum logistyczne komórek mogłoby decydować o następnym, konstrukcyjnym kroku.
Lecz
tego typu centrum komórki też nie mają. Dlatego jedynym, narzucającym się
przypuszczeniem,
jest hipoteza wzorca, swoistego szablonu, istniejącego poza komórkami i
oddziaływującego na
nie z zewnątrz.
Zostańmy jeszcze nad Orinoko. Znalazłem się na płaskowyżu, wyniesionym ponad
otaczającą
równinę blisko tysiącmetrowymi, pionowymi ścianami. Była to jakby wyspa na
powierzchni
Ziemi, zwana przez Indian tepui. Płaskowyż Sarisarińama był niedostępny dla
ludzi –
wylądowaliśmy tam helikopterem – lecz zamieszkany przez liczne, endemiczne
gatunki roślin.
Jedna z nich, nosząca nazwę Brocchinia hechtioides, rosła lub lepiej powiedzieć
przebywała na
pozbawionych gleby powierzchniach kwarcytowych.
Kwarcyt to półprzeźroczysta, różowa, twarda jak stal i podobna do szkła skała.
Padające tam
często ulewne deszcze sprawiają, że każdy kamyk czy ziarenko ziemi są
natychmiast zmywane w
przepaść bezdennych szczelin. Jak więc poradziły sobie rośliny nie mające się w
czym
zakorzenić? Po prostu zrezygnowały z tego! Takie określenie sugeruje jednak akt
świadomy.
Używam go celowo, bo w tej nagłej zmianie obyczaju rośliny z pewnością brał
udział inny
Strona 9
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
czynnik niż przystosowywanie się drogą przypadkowych mutacji, trwających tysiące
tysiącleci.
Korzenie, pospolicie służące do zakotwiczenia rośliny w podłożu i do
zaopatrywania jej w
czerpaną z gleby wodę i składniki odżywcze, tutaj zmieniły swe funkcje. Nie
mogąc zagłębić się
w szklanej płycie, całkowicie odsłonięte, tworzyły sztywne, nie trój- ale
wielonogi
podtrzymujące krzaczek, który można było przestawiać ręką z miejsca na miejsce.
Zadanie
zaopatrzenia rośliny w wodę musiały więc przejąć mieczykowate liście. Rosnąc
pionowo ku
górze i zachodząc na siebie krawędziami, utworzyły głębokie i szczelne kielichy,
chwytające
wodę deszczową, skąd była ona rozprowadzana po całej roślinie, także w dół, do
korzeni, choć
zazwyczaj obieg płynów w tkankach roślinnych odbywa się w przeciwnym kierunku,
wbrew sile
ciążenia.
Lecz nie koniec na tym. Te sztuczne zbiorniczki cennej wody zostały natychmiast
wykorzystane przez inne gatunki. Pojawiły się w nich liczne pierwotniaki i
owady, a wpadające
do nich nasiona kiełkowały, wyrastały w okazałe roślinki i zakwitały. Niektóre
Brocchinia
wyglądały jak żywe wazony z bukietami nie swoich kwiatów. Wyjmując taki bukiet z
wody
można było zaobserwować na jego korzeniach cały system błoniastych baloników
wypełnionych
wodą. To dopiero przezorność i nieufność wobec gospodarza! Zdarzały się przecież
dłuższe
okresy bezdeszczowe lub wyciekanie wody z „wazonu”. A roślina, która miała
własny zapas w
pęcherzykach, mogła się tego nie obawiać.
Można by w nieskończoność ciągnąć opowieść o tym łańcuchu wzajemnych zależności,
jakimi spleciona jest amazońska puszcza, o tych wynalazkach, przemyślnych
zastosowaniach
nieodmiennie nasuwających myśl o jakimś rodzaju inteligencji, stymulującej ich
powstawanie.
Paleontologia i anatomia porównawcza, wspierane przez genetykę i biochemię, nie
pozostawiają wątpliwości, że gatunki mają wspólne pochodzenie. Mechanizm
ewolucji, nawet w
jego najbardziej uwspółcześnionym, neodarwinowskim wydaniu, co jednak odczuwa
intuicyjnie
9
wielu laików, a zaczyna uznawać coraz większa liczba biologów, jest nie do
utrzymania.
Skłaniają się do tego najwybitniejsi biolodzy, często wyrażając swoje poglądy w
okrężny albo
żartobliwy sposób, aby nadmiernie nie szokować kolegów, wyznających jeszcze
tradycyjne
poglądy.
Francis Crick, nagrodzony Nagrodą Nobla za współudział w odkryciu kodu
Strona 10
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
genetycznego
zapisanego w podwójnej helisie DNA, po wielu latach stricte naukowych badań,
doszedł do
wniosku, że w ramach znanych nam fizyko-chemicznych właściwości molekuł, życie
wyewoluować nie mogło. A przecież życie na Ziemi istnieje. Jest to fakt
niepodważalny (pod
warunkiem, oczywiście, że to, czego doznajemy, nie jest całkowitym złudzeniem).
Cóż wobec
tego może uczynić poważny naukowiec, który zdaje sobie sprawę z
nieprawdopodobnego wręcz
skomplikowania procesów zachodzących w żywej komórce i ma świadomość, że
dochodzi do
nich wyłącznie dlatego, że dzieją się wewnątrz błony komórkowej, podczas gdy
poza nią
natychmiast by ustały, ponieważ przeczą wielu podstawowym prawom. Choćby
zasadzie
entropii, czyli naturalnego dążenia do niższych stanów energetycznych,
mniejszego
skomplikowania, do rozpadu, ochłodzenia, bezruchu, bezwładu.
Crick, nie chcąc rezygnować ze swego światopoglądu naukowego, nie mogąc, czy nie
chcąc
przyznać otwarcie (a szkoda!), że według jego najlepszej wiedzy i znajomości
przedmiotu,
powstanie życia, nie tylko tu, na Ziemi, ale i gdziekolwiek w Kosmosie, jest
cudem, który mógł
się dokonać wyłącznie dzięki udziałowi Jakiegoś rodzaju inteligencji – dokonał
literackiego
zabiegu, który nikogo jednak nie powinien zmylić. W swej książce Życie jako
takie, (Life Itself,
Its Origin and Nature London 1982, Macdonald), wydanej także w Polsce, wysunął
hipotezę
„panspermii kierowanej”, jak ją nazwał.
Według niej jakaś odległa cywilizacja gwiezdna, zagrożona w swoim istnieniu, aby
uratować
zjawisko życia w ogóle, miałaby wysłać do wielu układów planetarnych rakiety z
pojemnikami
wypełnionymi prostymi a odpornymi organizmami jednokomórkowymi. Jeden z
pojemników
mógł wpaść do oceanu ziemskiego ponad trzy miliardy lat temu i zapłodnić go
życiem.
Zdaje się, że kamuflaż udał się Crickowi zbyt dobrze i chyba nikt nie dostrzegł
prawdziwej
intencji znakomitego biologa. Przecież gdyby uważał on, że tylko ziemskie
warunki nie sprzyjały
samotnemu powstaniu życia, spróbowałby zapewne przesunąć ten proces na inną
planetę i
choćby naszkicować, niezbędne w tym celu, jego zdaniem, warunki
fizyko-chemiczne. Nie
uczynił tego. Nie wspomniał nawet słowem, iż taka koncepcja jest możliwa,
zamiast tego
przedstawił dość sztuczną historyjkę – przypowieść o wysoce świadomych istotach,
zasiewających Kosmos życiem. Milczeniem pominął pochodzenie tych istot i sposób
Strona 11
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
powstania
życia na ich planecie. Pochodzenia życia w ogóle!
Pojmijmy to właściwie – w książce o istocie życia, napisanej przez naukowca
biologa o
głębokiej wiedzy, poświęconej niemal w całości roztrząsaniu
nieprawdopodobieństwa tego
zjawiska – nie pada żadna próba objaśnienia. Dlaczego? Bo w istocie to, co
chciał nam Crick
powiedzieć, to wniosek do jakiego doszedł uczony po kilku dziesięcioleciach
żmudnych studiów
– o niemożliwości naturalnego, samoczynnego pojawienia się życia.
W tym świetle historyjka Cricka o obcych istotach to nic innego, jak podana w
modnym
przebraniu przypowieść o stwórczej inteligencji. Tak to trzeba zrozumieć.
Potrzebny był
inteligentny bodziec, potrzebne jego nieustanne działanie, aby zjawisko życia
mogło na naszej
planecie powstać i utrzymać się. Rewelacje uczonego, który zresztą nie jest już
osamotniony w
swych poglądach, powinny nas skłonić do odświeżenia spojrzenia na przyrodę. I do
samodzielnego poszukiwania głębszych prawd ukrytych pod podręcznikowymi
ogólnikami.
Powróćmy więc na wenezuelski płaskowyż – tepui Sarisarińama. O wczesnym,
tropikalnym
zmroku zapalaliśmy lampy benzynowe oświetlające ustawione pod płóciennymi
dachami stoły.
10
Światło natychmiast przyciągało setki i tysiące ciem. Zdarzały się wieczory,
kiedy trzeba było
gasić lampy, taka masa tych puszystych owadów spadała na obóz. Zdawało się, że
pod czystym
niebem rozszalała się śnieżna nawałnica lub ktoś obsypuje nas pierzem z
rozprutych poduszek.
Była to, z drugiej strony, znakomita okazja do studiów nad ubarwieniem tych
nocnych motyli i
nad zjawiskiem mimetyzmu.
Nie było w naszej ekipie entomologa, ale jak się okazało, ćmami zainteresowała
się załoga
helikoptera. Pilot i mechanik, zabezpieczywszy na noc maszynę, nie mieli już
wiele do roboty i
to oni pierwsi rozpoczęli zabawę w rozszyfrowywanie kamuflaży stosowanych przez
te motyle.
Prowadząc nocny tryb życia, dzień spędzają one w bezruchu, kryjąc się w
zakamarkach kory,
w szczelinach, dziuplach czy pod liśćmi. Wiele też przysiada na pniach albo
głazach bez żadnej
osłony. Są w tym czasie bezbronnymi ofiarami ptaków i drobnych owadożernych,
które
nieustannie przeszukują pnie, gałęzie, listowie i skały, tropiąc kąski
białkowego pożywienia.
Większe szansę ukrycia się mają te ćmy, które rysunkiem i barwą upodobniły się
do tła, na
Strona 12
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
którym spędzają dzień.
Po kilku wieczorach udało nam się wyodrębnić co najmniej kilkanaście rodzajów
kamuflaży.
Była tam ćma przypominająca dwa zielone listki z rysunkiem żyłkowania;
znaleźliśmy krzew na
którym spędzała dnie, nie różniąc się wówczas niczym od listowia. Była inna, o
rysunku
popękanej kory, jeszcze inna z imitacjami kolców. Nasz najwyższy podziw i
prawdziwie
filozoficzną zadumę wzbudziły jednak te okazy, które miały na ciemnym tle
skrzydeł jaśniejszy
rysunek mniejszej ćmy, jakby zwróconej głową w stronę odwłoka. Czemu to służyło?
Może
malowana ćma przypominała gatunek wyjątkowo niesmaczny i omijany przez ptaki?
Taki rodzaj
mimikry został już wcześniej odkryty i opisany naukowo. A może chodziło o to, że
ptak
spostrzegłszy rysunek, sięgnie dziobem tam, gdzie spodziewa się głowy, a
wówczas, dziobnięta
w koniec odwłoka „prawdziwa” ćma, z nienaruszoną głową, zdoła się zerwać i
uciec?
Jednak i to wrażenie zbladło, gdy któregoś wieczora ujrzeliśmy my na palu
podpierającym
dach przerażające, zimno patrzące na nas, nieruchome oczy. Ta ćma, wielkości
niemal dłoni,
ukazywała na jednej parze skrzydeł wyrazisty rysunek lekko skośnych i groźnych w
wyrazie
oczu, jakby małego drapieżnika. Jakież było nasze dalsze zdumienie, gdy oczy
przymknęły się
niby przysłonięte powiekami, a za chwilę rozwarły z wolna. Ptak, który by
znalazł ten kąsek, z
pewnością rzuciłby się do panicznej ucieczki, aby samemu nie zostać pożartym.
Tam, na płaskowyżu, w te niezwykłe wieczory, nikt z nas nie miał wątpliwości, że
podobnych
rzeczy nie mógł stworzyć ślamazarny dobór naturalny, spędzający tysiąclecia na
oczekiwaniu
przypadkowych mutacji, drobnymi dotknięciami pędzla malujących skrzydła. Nie
mogliśmy
zrozumieć, dlaczego zoolodzy, znający te i jeszcze bardziej uderzające
przykłady, upierają się
przy roli przypadku. A przecież z punktu widzenia matematyki prawdopodobieństwo
całkowicie
przypadkowego, ślepego zabarwienia komórek w precyzyjny, symetryczny wzór, wcale
nie
przypadkowo naśladujący już istniejący u innego organizmu, a do tego głęboko
celowy jako
narzędzie przetrwania – jest praktycznie równe zeru!
Spróbujmy rozsypywać na stole dziesięć tysięcy paciorków w pięciu kolorach tak
długo, aż
utworzą rysunek przypominający wzór na skrzydłach pospolitego motyla „pawie
oczko”. Można
stracić na to całe własne życie, życie dzieci i setki dalszych pokoleń i nic nie
Strona 13
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
osiągnąć.
Większość biologów będzie jednak nadal twierdziła, że w ciągu stu tysięcy lat
jest to możliwe.
Ba! Przecież na tym nie koniec. Nie wystarczy utworzenie się wzoru, ćma musi być
jeszcze
„przywiązana” do stałego miejsca odpoczynku dziennego. Gdyby zaczęła siadać na
nieodpowiednim drzewie czy kamieniu, cały wysiłek ewolucji poszedłby na marne.
Ciekawe, co
ją skłania do tego, aby w morzu gałęzi, pni, liści, skał, głazów, co rano
wyszukiwać ten jeden
jedyny skrawek podłoża, podobny do jej grzbietu. Rzecz jasna ona o tym nie wie,
nigdy nie
11
widziała swej szaty i nie porównywała jej z niczym. Entomolog powie, że nie ma
takiej potrzeby.
Ćmą po prostu kieruje instynkt i każe jej siadać na danym krzewie od milionów
motylich
pokoleń, instynkt podtrzymywany przez jej zespół genów. Zaś wzór skrzydeł,
zapisany w tymże
zespole przez czysty przypadek, jedynie zwiększa szansę przetrwania siadających
tu osobników,
co z kolei utrwala i rozpowszechnia obyczaj. Albo też inaczej: najpierw powstał
liść na plecach, a
potem, nieświadoma tego ćma, siadając przypadkowo na odpowiednim krzaku, uszła
dziobom
napastników i mogła przekazać potomstwu zarówno rysunek, jak i zamiłowanie do
krzaka.
To samo miałoby się powtarzać tysiące razy z niezliczonymi motylami,
chrząszczami,
owadami, przypominającymi suche patyki, chruścikami, rybami, gąsienicami,
kameleonami,
gadami, nawet futerkowcami (jak tygrys i trzciny!) – które zaludniają naszą
planetę. I to miałby
być przypadek?! Przecież to oczywista zasada! Proces, który odbywa się
powszechnie i stale, jest
uporządkowany, logiczny i celowo wbudowany w gmach natury. Przecież ta prawdziwa
orgia
kamuflażu, to szaleństwo przebrań, ujawnia nie co innego – a właśnie metodę!
Tak, to jest
metoda stosowana przez gatunki, aby ograniczyć śmiertelność do koniecznego
minimum,
zapewniającego i drapieżnikom, i ofiarom przeżycie.
Nie ma tutaj miejsca na szkicowanie prawdopodobnych scenariuszy powstania
zjawiska
mimetyzmu, ale kiedy się widzi żyłkowany listek i siedzącą na nim ćmę o
identycznym
ubarwieniu, wówczas nie ma się wątpliwości, że pomiędzy rośliną a owadem
zaistniał jakiś
rodzaj wymiany informacji. Może właśnie za pośrednictwem czynnika trzeciego? Że
za wiele w
tym dowcipu, fantazji, celowości, inteligencji, rozumu i przewidywania, aby to
uznać za zwykły
Strona 14
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
przypadek? Wiedzą to Indianie, dlatego czczą duchy przyrody, dostrzegając je w
każdej roślinie,
zwierzęciu czy minerale.
Ciekawe, że artysta, który cudownie namalował kwiaty albo konie, ludzką twarz
czy pejzaż,
jest wysławiany za swą wrażliwość, inteligencję, talent, wielkość ducha.
Analizując jego dzieło
nikt nie próbuje tłumaczyć, że to molekuły farby utlenione czy przypadkowo
zmieszane z
niewłaściwym olejem, położone na gruncie, który przez przypadek żona malarza
oblała arakiem,
dały nową gamę kolorów, kontrasty czy coś w tym rodzaju. Nikt nie ma też
wątpliwości, że temat
i kształty odwzorowanych postaci oczywiście zrodziły się w umyśle malarza. Każdy
przecież
wie, że machanie pędzlem z zawiązanymi oczami, choćby przez milion lat, nie
doprowadziłoby
do namalowania „Nocnej straży” Rembrandta!
Przypadkowe stworzenie rysunku beżowej kory z pomarańczowymi kolcami na
skrzydłach
motyla i przywiązanie owada do krzewu, który taką właśnie ma korę, również nie
może się
zdarzyć dzięki machaniu pędzlem na ślepo, nawet przez miliard lat. Darwiniści
wyszydzają
dziewiętnastowieczną literaturę, która „rozpływa się” nad cudami przyrody.
Wytykają egzaltację
opisom niedoścignionych kształtów, barw kwiatów, zdumiewających przystosowań
owadów,
bogactwa i przemyślności przyrody. Zapewne egzaltacja nie ułatwia dogłębnego
poznania,
jednak paradoksalnie, właśnie ona, wspierana intuicją, bliższa jest zrozumienia
przyrody niż
modyfikowany darwinizm, który nam proponuje przyrodę-robota – maszynę do
losowania,
zapominając, bądź co bądź w dobie kwitnącej informatyki, o takim drobiazgu jak
program.
Może właśnie do tego potrzebna była rewolucja komputerowa i gwałtowny rozwój
informatyki, abyśmy zrozumieli, że bez programu nic, oprócz chaosu, się nie
dzieje. Za każdym
zjawiskiem stoi program, są nim prawa przyrody, najlepiej przez nas rozpoznane w
zakresie
chemii i fizyki. Opis ruchów falowych czy zachowania się neutrino w polu
magnetycznym, jest
właśnie programem, raz na zawsze tej cząstce nadanym. Tak jest też na wszystkich
poziomach
materialnego świata. Dlatego nie jest on chaosem i przewidywalne są procesy w
nim zachodzące.
Rozwój i śmierć gwiazd odbywają się według programu czytelnego dla astrofizyków.
Przypadek
gra w kosmosie marginalną rolę. Jeśli gra ją w ogóle! Nie ma podstaw, by
przypuszczać, że
12
Strona 15
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
procesy zachodzące w materii ożywionej, po stokroć bardziej złożone, a przez to
i po stokroć
bardziej podatne chaosowi, obywają się bez własnych praw czyli programów i że
rządzi nimi
przypadek! A jednak, nie dostrzegając tego, ewolucjoniści uchwycili się swego
spostrzeżenia, że
geny od czasu do czasu ulegają uszkodzeniom, i powtarzają w nieskończoność tezę
o stwórczej
roli omyłek na paśmie DNA.
Amerykański popularyzator badań nad kopalnymi szczątkami człowieka, Robert
Ardrey, w
swojej książce African Genesis, pisze z ewolucyjnych zagadek, jaką opowiedział
mu słynny
antropolog, dr. L.S.B. Leakey, poszukujący w Afryce najdawniejszych kopalnych
śladów
człowieka. Działo się to w Nairobi, w ogrodzie pełnym kwitnących kwiatów. Leakey
pokazał
swemu gościowi jeden z nich, nieco podobny do hiacynta o koralowym zabarwieniu,
składający
się z wielkiej ilości drobnych kwiatków. Przy bliższych oględzinach każdy z
kwiatków, o
długości około centymetra, okazał się skrzydełkami owada! Cała kolonia ciem,
przyczepionych
do jakiejś uschniętej łodygi, składała się na kwiat, tak realistycznie
odtworzony, iż chciało się go
powąchać.
Ardrey, zdumiony tym uderzającym przykładem mimetyzmu zbiorowego, wspomniał o
innych, znanych mu przypadkach mimetyzmu, szczególnie o ćmach naśladujących
liście albo
korę. Na to Leakey rzucił od niechcenia, iż żaden kwiat podobny do tego,
stworzonego przez
owady, nie istnieje w przyrodzie! Ten koralowy kwiat był ich własnym
wynalazkiem. Chcąc się
ukrywać w pełnym blasku dnia, na otwartej przestrzeni, wcale nie poszukiwały
jako wzoru
żadnej konkretnej rośliny. Odtworzyły jedynie ogólny zarys korony
wielokwiatowej. I mogły go
odtwarzać w każdym miejscu i w dowolnej chwili, znalazłszy jedynie odpowiednią
łodygę.
Zanim minęło osłupienie Ardrey’a, Leakey dorzucił coś jeszcze bardziej
nieprawdopodobnego. Opowiedział, że w jego muzeum entomolodzy wyhodowali wiele
pokoleń
tych ciem, odkrywając, że z każdego miotu jajeczek złożonych przez samicę wylęga
się
przynajmniej jeden owad ze skrzydłami zielonymi, nie koralowymi, pewna ilość
takich, które
mają skrzydła o pośrednich odcieniach i większość, która ma skrzydła koralowe.
Ardrey pochylił
się ponownie nad kwiatem i stwierdził, że na samym czubku widnieje pojedynczy,
zielony
pączek, a poniżej niego krąg zielono-koralowych płatków. Dalsze miały już pełną,
żywą barwę
Strona 16
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
koralową.
Leakey potrząsnął patykiem. Spłoszona kolonia wzleciała w jednej chwili
trzepocącym rojem,
nie różniącym się od pospolitego roju jakichkolwiek innych nocnych motyli. Po
chwili zaczęły
znów siadać na patyku, kłębiąc się bezładnie, wspinając po własnych grzbietach w
pozornym
chaosie. Ruch ten nie był jednak przypadkowy. Zielony przodownik zajął swą
pozycję na
szczycie, otoczony pośrednio zabarwionymi osobnikami. Wkrótce kwiat znów
znieruchomiał w
swej pierwotnej postaci, tak doskonale chroniącej ćmy przed zakusami zawsze
głodnych ptaków.
Ardrey szukał potem objaśnienia tego fenomenu, rzecz jasna bezskutecznie.
Specjaliści nie
umieli wytłumaczyć, jak się to dzieje, że spośród identycznych jajeczek,
zawierających
identyczne geny, jedno buduje owada z zielonymi skrzydłami, kilkanaście z
zielono-koralowymi,
pozostałe z koralowymi. A przy tym każdy z owadów ma wrodzoną wiedzę o swoim
miejscu na
abstrakcyjnym patyku, na abstrakcyjnej łące. W końcu jedyna odpowiedź, jaką
Ardrey uzyskał,
brzmiała: owady są o dobre 300 milionów lat ewolucji starsze od człowieka.
Panowie! Coś się kryje za zjawiskami przyrody i pełne przemyślności, dowcipu,
humoru
mruży do was oko, a wy, głusi i ślepi, powtarzacie w odrętwieniu: „czas i
przypadek”, „czas i
przypadek”, „czas i...
13
Dinozaury i zięby
Uważa się powszechnie, że tak zwane nisze ekologiczne są zajmowane przez gatunki
roślinne
i zwierzęce wtedy, gdy przypadkowo osiągnięte przystosowanie im to umożliwi.
Jeśli więc
pewne mutacje pójdą w niewłaściwym kierunku, nisza, stawiająca szczególne
wymagania, nigdy
nie zostanie zasiedlona. Gorące źródła wulkaniczne, niszczące w ciągu kilku
sekund struktury
białkowe przez ugotowanie komórek, nie byłyby więc nigdy zasiedlone przez żyjące
w nich
szczepy bakterii, gdyby przypadkowo nie pojawił się w ich okolicy mutant,
odporny na wysoką
temperaturę.
Ponieważ jednak rola przypadku w ewolucji nie została ani udowodniona, ani
objaśniona i jest
nadal zwykłą hipotezą o coraz wątlejszych podstawach, nic nie stoi na
przeszkodzie odmiennym
twierdzeniom. Wydaje się, że pusta nisza jest wyzwaniem, na które organizm
odpowiada. Pod
naciskiem potrzeby organizm, np. bakteryjny, dokonuje przemiany i odpowiednio
uzbrojony
Strona 17
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wkracza na obszar dotychczas dlań niedostępny, znajdując tam i pokarm, i
środowisko do życia.
Taki punkt widzenia ma już oparcie w odkryciach biologów. Przed kilku laty dr
Cairns z
dwoma kolegami z wydziału biologii Uniwersytetu Harwarda (wg. „Nature”)
sprawdzali, w jaki
sposób zmutowane bakterie Escherischia coli, nie mogące się żywić cukrem
laktozą, zachowają
się na diecie czysto laktozowej. Powinoy zginąć, gdyż ich gen odpowiadający za
produkcję
enzymu laktazy, niezbędnego do rozkładania cukru, na skutek mutacji stracił tę
właściwość.
Okazało się jednak, ku zdumieniu badaczy, że zamiast głodować, nieoczekiwanie
wielka ilość
bakterii pod naciskiem ostatecznego zagrożenia zdołała przekształcić swój gen,
wyprodukować
laktazę, odżywiać się i rozmnażać!
To zaskakujące spostrzeżenie, zresztą jedno z wielu podobnych (jak np. ogólnie
znane,
błyskawiczne przystosowywanie się wirusów grypy do uprzednio zabójczych dla nich
szczepionek), powinno pobudzić najwyższą uwagę legionu badaczy! Wskazuje
przecież ono, że
przekształcenia genów, a więc ewolucja na poziomie molekularnym, nie wymagają
długich
okresów i są oczywiście celowe, a nie przypadkowe. Pozwala nam to inaczej
spojrzeć na cały
proces przemian, na płynność form i procesów w świecie ożywionym, każe
poszukiwać w
miejsce przypadku innego sprawczego czynnika, z pewnością bardziej
inteligentnego niż
bezwładny mechanizm machiny losowej.
Przypadek Escherischia coli jest nie do objaśnienia w ramach obowiązującego
dogmatu.
Spróbujmy go więc zanalizować. Chromosom Escherischia, zawarty w jądrze tej
bakterii, jest
pasmem DNA o kształcie zamkniętego pierścienia, wzdłuż którego rozmieszczone są
geny.
Geny, to odcinki DNA z zakodowanymi w nich swoistymi przepisami na budowę
różnych
cząstek białkowych. Dokonajmy skrajnego uproszczenia tego schematu, zakładając,
że geny te są
zapisane nie kodem zasadowym, ale literami swojej nazwy. Tak więc nasz zmutowany
i przez to
nieczynny gen będzie zamiast L-A-K-T-A-Z-A brzmiał np. L-U-K-T-A-T-A.
Fałszywy odczyt uniemożliwia syntezę czynnej cząstki białka. Człowiek,
przeczytawszy ten
zapis, po krótkim namyśle jest w stanie wskazać, które litery trzeba zastąpić
innymi, aby
14
przywrócić pierwotne, prawidłowe brzmienie. Ale to samo, czyli konieczność
„namysłu”, bez
względu na to, w jaki sposób by to przebiegało, dotyczy także komórki! Komórka,
Strona 18
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
aby dokonać
naprawy uszkodzonego genu niezbędnego do jej przeżycia, musi:
– „chcieć” przeżyć,
– „wiedzieć”, że w otoczeniu jest obfitość cukru,
– „wiedzieć”, że cukier jest związkiem, który po skomplikowanej przeróbce
chemicznej może
być przez nią przyswojony,
– „wiedzieć”, że jedna z faz przeróbki wymaga użycia enzymu laktazy,
– „wiedzieć”, że jej gen laktazy jest uszkodzony,
– „znać” treść uszkodzonego genu,
– „znać” treść genu prawidłowego, aby móc dokonać naprawy,
– „mieć wolę”, czyli motywację dokonania naprawy. Spróbujmy udowodnić teraz, że
dla
tradycyjnie pojmowanej komórki jest to niemożliwe. Nadal skrajnie upraszczając,
pomińmy
rozważania nad tym, kto lub co dokonuje całej tej koncepcyjnej pracy
(odpowiadającej procesowi
myślenia w ludzkim umyśle), a niezbędnej dla dokonania poprawki. Pozostańmy przy
jednym
tylko elemencie: skąd komórka wie, że zamiast L-U-K-T-A-T-A, gen winien brzmieć
L-A-K-
TA-
Z-A?
Jedyną postacią pamięci, jedynym organem służącym przechowywaniu informacji,
jaką
znamy u komórek, są pasma DNA (lub RNA i w pewnym sensie łańcuchy białkowe,
będące też
liniowym, aminokwasowym zapisie informacji o sobie samych). Wytwarzają one swoje
kopie,
które podczas podziału komórek są przekazywane komórkom potomnym. Zapis
genetyczny jest
więc sposobem zapamiętywania struktury białka i syntetyzowania go na podstawie
takiego
odziedziczonego zapisu. Jeśli jakiegoś genu nie ma w komórce, oznacza to tyle,
że ona go nie
pamięta, nie zna wzoru danego białka, nic nie wie o jego istnieniu i nie może go
wytwarzać. Jak
więc komórka Escherischia coli może zapisać strukturę laktazy nic, ale to nic
nie wiedząc o
laktazie? Jeżeli to jednak czyni, to znaczy, że dokonuje cudu! I to właśnie
jeden z tych cudów, o
których w dalszym ciągu będzie po wielokroć mowa. Mamy tu do czynienia ze
zjawiskiem
nieprawdopodobnym, przeczącym logice, zdrowemu rozsądkowi, niemożliwym w sensie
informatycznym: komórka nie może przetwarzać danych, których nie posiada!
Jest tylko jedno rozwiązanie: wyjście poza błonę komórkową, a to oznacza
zerwanie z
dogmatem! Jeśli się zgodzimy, że pamięć o strukturze laktazy istnieje poza
komórkami coli,
wówczas nie trzeba będzie odwoływać się do cudu. W istocie tylko i wyłącznie w
ten sposób
można sobie wyobrazić działanie komórek. Wzór laktazy czerpią z zewnątrz. Lecz
Strona 19
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
skąd w takim
razie? Są dwa źródła możliwe: jedno, to geny laktazy istniejące w innych
komórkach coli
rozproszonych po świecie. W tym wypadku informacja musiałaby być przekazywana w
nieznany
nam sposób, być może zbliżony do telepatycznego. Drugim źródłem, zgodnym z
hipotezą
wzorców misnatycznych, byłby ten obszar, w którym wzorce są utrwalone w
subtelnej, nie
znającej czasu ani przestrzeni postaci, dostępnej wszystkiemu, co istnieje. Tak
więc obecny tam
wzorzec laktazy wchodziłby w jakiś rodzaj „rezonansu” z komórką coli, będącą w
środowisku
cukrowym i objawiającą potrzebę takiego rezonansu dla uruchomienia procesów
naprawczych.
Pójdźmy teraz dalej tropami tych wzorców i spróbujmy wykazać, że przyroda
posługuje się
nimi w sposób inteligentny.
Był taki okres w dziejach Ziemi, gdy praca nad przekształcaniem się organizmów
aż wrzała, a
kierująca nią inteligencja i jej wzorce po prostu „dymiły z przegrzania”.
„Około 600 milionów lat temu nie było organizmów bardziej złożonych niż
bakterie,
wielokomórkowe algi i jednokomórkowy plankton. (...) Wtedy, 543 miliony lat
temu, we
wczesnym kambrze, w ciągu nie więcej niż 10 milionów lat pojawiły się stworzenia
z zębami i
15
czułkami i szczypcami, nagle się materializując. W wybuchu twórczości, jakiego
nie było
przedtem ani potem, przyroda naszkicowała plan właściwie całego królestwa
zwierząt. (...) Od
1987 r. odkrycia wielkich złóż skamieniałości na Grenlandii, w Chinach, na
Syberii i ostatnio w
Namibii, wykazały, że okres biologicznych innowacji nastąpił w rzeczywistości w
tym samym
momencie geologicznym na całym świecie”. (Madeleine J. Nash, When life exploded,
Time 1995,
December 5).
Wyzwaniem, na które trzeba było odpowiedzieć, stała się pusta powierzchnia
lądów. W tym
czasie gdy w morzu życie aż kotłowało się w dziesiątkach tysięcy postaci, lądy i
ocean
powietrzny leżały jeszcze odłogiem. Pierwszego wyjścia z wody dokonały rośliny,
po nich
owady i ryby, gdy mogły już liczyć na roślinny i owadzi pokarm. Owadom twardy
grunt pod
nogami nie wystarczył na długo. Miotane wiatrami i unoszone ciepłymi prądami,
szybko
zasmakowały w lotach, w powietrznym żywiole i wytworzyły przyrządy do latania.
Niebawem
ważki o 60 cm rozpiętości skrzydeł jęły śmigać nad lądem i wodą.
Strona 20
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Skąpe dane paleontologiczne nie pozwalają powiedzieć, ile razy powtórzył się
fenomen
wyjścia z wody. Pewne jest natomiast, że za każdym razem decydująca się na to
kolonia
komórek, jaką jest organizm, musiała dokonać gruntownej przebudowy. Część
komórek musiała
się przekwalifikować, by móc pełnić nowe, dotychczas nieznane funkcje. Musiały
też zgrupować
się na nowo, aby wytworzyć nie istniejące organy. Ryba, która uczyniła to jako
pierwszy
kręgowiec wodno-lądowy, musiała wytworzyć płuca, z płetw zbudować nogi i ogon
płaza,
pozbyć się pozostałych oraz przekonstruować oczy.
Z płazów powstały gady, a około 220 milionów lat temu z ich grupy, zwanej
tekodontami,
wyrósł szczep dinozaurów. To one, w prawdziwie imponujący sposób, dokonały
ostatecznego
podboju lądów, wykorzystując rozmaitość środowisk. I nie tylko!
Dokonajmy pobieżnego przeglądu niektórych przystosowań tych słynnych i wciąż
budzących
ciekawość gadów, aby się przekonać, że w ewolucyjnych przemianach jest coś
więcej niż tylko
darowana przez przypadkową mutację cecha.
Stegozaur osiągnął długość siedmiu metrów i wagę półtorej tony, a na grzbiecie
wytworzył
klimatyzatory. Były to dwa szeregi płyt kostnych, dochodzących do 75 cm
wysokości, nie
związanych ze szkieletem, osadzonych w skórze i sterczących do góry. Znajdujący
się wewnątrz
nich system kanalików umożliwiał obieg krwi. Gdy zwierzę ustawiało się płytami
prostopadle do
promieni słońca, następowało szybkie nagrzewanie krwi i całego ciała. Gdy zaś
płyty znajdowały
się w pozycji równoległej do promieni, następowało chłodzenie.
Pachycefalozaur włożył na głowę hełm. Sklepienie jego czaszki zgrubiało do 25
cm. Taki
trykać się głową w okresie godowym z podobnym rywalem, ale mógł też służyć jako
potężny
taran do zbijania z nóg wrogów. Parazaurolof, pędzący półwodny tryb życia, gdzie
żerował
zanurzony z głową, wyposażył się w trąbę. Był to sterczący z tyłu głowy
wyrostek, osiągający
połączonymi z drogami oddechowymi. Amerykański anatom, Dawid Weiskampel zbudował
replikę tego wyrostka i okazało się wtedy, że wdmuchując powietrze, można grać
na nim niskim,
donośnym tonem, słyszalnym na dużym obszarze. Dźwięki o niskich
częstotliwościach mają
większy zasięg, a zarazem utrudniają lokalizację ich źródła.
Ankylozaur ubrał się w pancerz, przypominający zbroję z grubej, twardej skóry,
najeżonej
masywnymi kolcami i guzami kostnymi, na których łatwo było połamać sobie zęby.
Gruby,
Strona 21
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
kostny hełm okrywał też głowę. Nie brakowało również kostnych osłon nad oczami.
To była
broń defensywna. Lecz ten pierwszy w dziejach rycerz dźwigający zbroję postarał
się też o broń
ofensywną. Była nią ciężka, potężna buława na końcu ogona. Tworzyły ją dwie
kuliste kości
osadzone na ostatnich kręgach. Ogon był potężnej budowy i bardzo ruchliwy. Silne
umięśnienie
pozwalało machać nim w poziomie. Uderzenie buławy, ważącej trzydzieści
kilogramów, w
16
połączeniu z obrotem tułowia, zmiażdżyłoby dziś samochód. Podobnych kuł używa
się obecnie
do burzenia murów. W tamtych czasach – do powalania na ziemię i łamania kończyn
drapieżników o wadze nawet jednej tony, zwłaszcza tych dwunogich.
Deinonychus, dinozaur mięsożerny, wysokości półtora metra, długości, wraz z
ogonem, trzech
metrów, o wadze 75 kilogramów, zamienił swe ciało w supersprawny przyrząd,
ruchomą
maszynkę do mięsa. Ścigał swe „kotlety” na dwu tylnych kończynach, wyszczerzając
w ich
stronę siedemdziesiąt noży – długich, ostrych, skierowanych do tyłu zębów. Aby
wielkie szczęki
i głowa swoim ciężarem nie zakłócały równowagi, ich kości były ażurowe z
licznymi otworami
zarośniętymi skórą. Ponadto, dla stworzenia głowie przeciwwagi i zapewnienia
sprawnego
sterowania podczas szybkich zwrotów, wykształcił się długi i masywny ogon.
Przednie kończyny
zaopatrzone w trzy potężne szpony grały rolę harpunów czy trójzębów, wyrzucanych
do przodu i
zatrzymujących ofiarę. Opierając się na nich, Deinonychus wbijał zęby w ciało i
tak
zakotwiczony w zwierzynie mógł oderwać od ziemi tylne nogi i za pomocą
olbrzymich pazurów,
podobnych do sierpów i niezwykle ruchomych zadać cios ostateczny. Pazury, raz
przebiwszy
skórę, dzięki specjalnej sprężynie mięśniowej samoczynnie w suwały się w ciało
na głębokość 15
cm.
Z kolei roślinożerca Triceratops, jak sama nazwa wskazuje, wytworzył na czaszce
trzy ostre i
potężne rogi długości ponad pół metra, sterczące do przodu. Za nimi była szeroka
tarcza, kołnierz
kostny osłaniający szyję aż po barki. Pamiętając o wadze tego gada sięgającej 5
ton i o długości
dochodzącej do 9 metrów, zrozumiemy, że był on prawdziwą machiną bojową. Rogi
rozpędzonego kolosa o podobnej masie wbite w tułów nawet drapieżnika o podobnych
rozmiarach, nieodwołalnie rozstrzygały sprawę. Zaś tarcza leżąca na szyi
uniemożliwiała
przeciwnikowi uszkodzenie najsłabszego miejsca kręgosłupa.
Seismosaur był największym znanym dinozaurem. Jego długość od czubka nosa do
Strona 22
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
końca
ogona wynosiła 43 metry, ważył 90 ton, zaś szyja, podobna do potężnego węża,
sięgała od pasa
barkowego na odległość 11 metrów. W jakim celu osiągnął on swe rozmiary, tego
właściwie nie
wiemy. Istnieje przypuszczenie, że jeśli te jaszczury były zimnokrwiste, wielka
masa ciała
umożliwiała im zgromadzenie w ciągu dnia takiej ilości ciepła, która by
pozwoliła przetrwać noc
bez odrętwienia, a to z kolei dawało możliwość obrony przed drapieżnikami. Lecz
jest to tylko
jedna z tysięcy hipotez snutych wokół dinozaurów. Obecnie wielu specjalistów
przychyla się do
zdania, że liczne z nich były to zwierzęta ciepłokrwiste.
Można też powiedzieć, że gigantyzm był próbą skonstruowania kolonii komórek o
największej masie, dla wypróbowania, gdzie są tego granice. Próba była w
zasadzie udana, gdyż
szereg takich gatunków trwał przez dziesiątki milionów lat. Chociaż do dzisiaj
zachowały się
tylko skamieniałe szkielety, możemy z całą pewnością powiedzieć, że ciała tych
olbrzymów były
wprost naszpikowane „wynalazkami”, niezbędnymi dla ich skutecznego działania.
Tak jak
budowa drapacza chmur stwarza setki problemów nieznanych konstruktorom willi
jednopiętrowych, tak jest i w przypadku tych niezmiernie wyrośniętych gadów.
Populacja czy kolonia komórek, która postanowiła zwiększyć swą liczebność tak
dalece,
musiała też zapewnić każdej z nich zaopatrzenie w tlen i pożywienie oraz
odprowadzenie
odpadów. Wszystkie organy ciała, począwszy od szkieletu, zwiększały rozmiary. Za
wyjątkiem
głowy, mózgu oraz oczu. Serce również nie mogło pozostać takie, jak u innych
gadów. Gdyby
pompowało krew w jednym obiegu do odległych zakamarków ciała, musiałoby
wytwarzać
olbrzymie ciśnienie. Inaczej nie przepchnęłoby krwi cienkimi naczyniami na
odległość 20
metrów do końca ogona i nie wpompowało jej do głowy uniesionej na wysokość
trzeciego piętra.
Przy potrzebnym do tego ciśnieniu pierwsze pękłyby naczynia włoskowate w
położonych blisko
serca płucach. Można więc snuć przypuszczenia, że podobnie jak u ssaków, serce
podzieliło się
17
na dwie komory, z których jedna pompowała krew do płuc, zaś druga do reszty
ciała. A może
było inaczej, np. tętnice zostały wyposażone w wydajne przepompownie na całej
swej długości?
Również przełyk, rura długości 10 metrów, musiał w jakiś szczególny sposób
przesuwać
pokarm w poziomie. Do naturalnych organów dinozaury te dodały sobie narzędzie w
postaci
Strona 23
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
żarn. By łatwiej rozcierać na papkę połknięte rośliny, miały w żołądku kamienie.
U jednego z
okazów znaleziono dwieście trzydzieści sztuk okrąglaków o wielkości śliwek.
Jeden,
znaczniejszy, o rozmiarach grejpfruta, tkwił na wysokości żeber, a więc jeszcze
w przełyku. Być
może dinozaur właśnie nim się udławił.
Kamienne żarna, zastosowane 200 milionów lat później przez człowieka, u
dinozaurów
pełniły bardzo ważną rolę. Ponieważ gad ten miał małą, zbliżoną do końskiej,
głowę, a co za tym
idzie niewielkie szczęki, żarna pozwalały mu połykać pokarm nie przeżuty. To
znacznie
przyspieszało napełnianie tego worka bez dna, jakim był jego przewód pokarmowy.
Zresztą,
obserwując dzisiaj, ile trawy zjada koń czy krowa, zastanawiamy się, jak taki
sam jak ich aparat
szczękowy i przełyk mogły dostarczyć pokarmu osobnikowi równoważnemu swą masą
stadu 160
krów, licząc, iż każda z nich waży tylko 500 kg!
Dinozaury jeszcze długo będą nas zadziwiały. Wiele można mówić o ich obyczajach,
opiece
nad małymi, wędrówkach stadnych, gromadnej obronie, o ciepłokrwistości,
zróżnicowaniu
mózgów i innych organów, obyczajach godowych, wspólnych gniazdach z jajami...
Tym, co zajmuje nas teraz, są przystosowania. Ale czy można użyć tego wyrażenia
w
odniesieniu do prawdziwego wynalazku? Zajrzałem do albumu historycznego dla
szkoły
podstawowej, aby się przekonać, że historycy używają zupełnie innych określeń
niż
paleontolodzy w odniesieniu do tych samych zjawisk.
O maczudze, buławie i żelaznej kuli na łańcuchu mówią, że były wynalezione w tym
a tym
okresie. Pierwsze tarcze i zbroje z hełmami sporządzano w tysiącleciu...
Pierwsze piki i dzidy z
kamiennymi ostrzami wymyślono, zaś tarany do kruszenia umocnień z kamienia i
gliny
zastosowano. I na koniec, starego wynalazku żaren dokonano w...
Te same urządzenia i proste maszyny, obecne w organizmach zwierząt lub przez nie
budowane, nie są już wynalezione ani wymyślone, a tym bardziej skonstruowane.
One są
przypadkowymi przystosowaniami. No, w najlepszym razie powiada się, że stworzyły
je czas
oraz przypadek. Bezwzględnie odmawia się temu procesowi jakiegokolwiek geniuszu,
jedynie
dlatego, że zwierzęta mają mózg zbyt mały, aby począł działać w nim umysł.
A za tym, z kolei, kryje się, tak na prawdę nigdy nie udowodnione, założenie, iż
ludzkie
wynalazki wytwarza umysł i świadomość. Tego przecież nie wiemy! To oczywiste,
jak się może
wydaje, twierdzenie, wcale nie musi być prawdą!
Strona 24
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
W rozdziale „Świadomość objaśniona?”, staram się udowodnić, że nic właściwie nie
wiemy o
procesie myślenia i tworzenia wyobrażeń. Z nieprzeniknionego obszaru, jakby zza
zasłony,
pojawiają się nam „gotowe” wyobrażenia. Jeśli nam nie odpowiadają, odsyłamy je
znów za
zasłonę, skąd powracają uzupełnione czy w całkiem zmienionej postaci. Gdy nie
powracają w
ogóle, mówimy: nic nie mogę wymyślić. „Chodzimy z problemem”, „przesypiamy się z
nim” i w
pewnej chwili wołamy: mam pomysł! Już wiem! Wymyśliłem! Lecz kto właściwie
wymyślił?
Pomysł pojawia się w postaci mniej lub bardziej gotowej, nie wiemy, jak
ukształtowany, z czego
i przez kogo.
Scenariusz przypadkowych mutacji, jako siły sprawczej, wymaga uporania się z
najwyższym
nieprawdopodobieństwem całego ciągu przemian. A przecież stworzenie sejsmosaura
czy
dinozaura pancernego z buławą, to przemiany tak złożone, wymagające interwencji
w każdym
zakątku ciała, tak harmonijne i wzajemnie się zazębiające, że naturalnymi,
przypadkowymi
mutacjami nie da się ich wytłumaczyć. Zarazem zmienia się przecież behawior.
Zwierzę, by
18
zaatakować przeciwnika sklepieniem czaszki, musi najpierw wiedzieć, że odniesie
to skutek.
Walcząc musi wykonać odpowiednie ruchy – inne, by przebić rogiem, wpychając go
całym
ciężarem ciała, inne, by przerzucić wroga nad sobą, a zupełnie odmiennie niż
zahaczenie,
odbywa się cięcie pazurami. Jeszcze inaczej zamach ogona z buławą, który
podetnie nogi
napastnikowi.
Przywiążmy kotu kamień do ogona i dajmy kilka miesięcy na przyzwyczajenie się do
tego
ciężaru i wzmocnienie mięśni. Z punktu widzenia kota, będzie to dla niego
nieszczęśliwy
przypadek. A ile trzeba czasu, aby kot się nauczył obrotem ciała i zamachem
ogona z kamieniem
podcinać psom nogi? Najpewniej nigdy tego nie zrobi.
Nigdy by tego nie zrobił i dinozaur, gdyby przemiana nie była całościowa i
zapoczątkowana w
psychice. Obejmująca i system nerwowy, i sferę odruchów, i organy zmysłowe, i
ciało.
Argument, że się to wszystko „dociera” przez tysiące pokoleń a drobne, cząstkowe
zmiany
nakładają się jedna na drugą – nie może dzisiaj być poważnie rozważany, skoro
paleontologia nie
dostarczyła żadnych form przejściowych. A mimo to większość paleontologów wobec
podobnie
Strona 25
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
oczywistego faktu utrzymuje, że zmiany musiały być tak szybkie, iż nie
pozostawiły śladu w
kopalnym zapisie. Nie zważają na to, że szybkości nie da się ożenić z
przypadkowymi
mutacjami; te miały mieć przecież sens tylko w bardzo długich okresach! Tak więc
nie ma już
form przejściowych, niepotrzebne są miliony lat, został tylko przypadek.
Karol Darwin podczas swej słynnej podróży, przybywszy na Wyspy Galapagos, zastał
tam
cały ptasi światek zięb. Oddzielony od kontynentu południowoamerykańskiego
archipelag od
milionów lat był niedostępny dla innych, latających gatunków. Dlatego też zięby
wypełniły tam
wszystkie nisze ekologiczne – jak to objaśniono. Były wśród nich zięby jedzące
nasiona, były
inne, które się wyspecjalizowały w chwytaniu owadów. Znalazła się nawet
zięba-dzięcioł, dzięki
temu, że istniały owady kryjące się w szczelinach kory. Zrazu były one
niedostępne dla ptaka,
gdyż zięby mają dzioby krótkie, niezbyt ostre i niezbyt cienkie, z pewnością nie
nadające się do
wykonywania żmudnej pracy dzięcioła. Pokusa była jednak wielka, a raz dokonawszy
spostrzeżenia, nasza zięba wciąż była zaintrygowana tym, co kryje się pod korą.
Wiele razy
udawało się wydobyć kąsek z jakiejś płytszej szczeliny, częściej jednak larwy
umykały w głąb
swych korytarzy. Ziębie pozostało czekanie. Mogła mieć nadzieję, że jeśli nie
ona, to któryś
potomek zostanie przeszyty jedną z ciężkich cząstek nadbiegających z kosmosu,
która spowoduje
taką mutację właściwego genu, iż z ziębiego jaja wylęgnie się zięba z dziobem i
językiem
dzięcioła.
Na szybkie urodzenie się całego dzięcioła nie było co liczyć, bo tu musiałby być
zmieniony
niemal cały organizm: pazurki umożliwiające chodzenie po korze i podpierający
ogon, potężne
mięśnie karku, niezbędne podczas kucia, komora w tyle czaszki będąca pochwą dla
długiego
języka, zabezpieczenie mózgu przed wstrząsami, no i wreszcie samo narzędzie
kucia, naturalny
kilof.
Tak więc na początek wystarczyłby przynajmniej dziób dłuższy choćby o centymetr.
Cóż,
kiedy przypadek mógł wybierać spośród wielu cech, w dodatku zdarzał się rzadko i
powodował
mutacje mało przydatne, nieudane albo wręcz szkodliwe. Wyglądało to
beznadziejnie, a pod korą
nadal marnowała się obfitość pożywienia. Zięba, dręczona dochodzącymi stamtąd
szelestami,
zapachem tłustych kąsków, wciąż ponawiając wysiłki, wciąż na nowo próbując,
czasem z
Strona 26
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
powodzeniem, co tylko pobudzało apetyt, pewnego dnia wpadła na pomysł. Gdyby
miała dłonie,
pewnie klepnęłaby się w czoło, że też tyle czasu zmarnowała! Pofrunęła do
najbliższego kaktusa,
odłamała długi, ostry kolec, podobny do stalowej igły i wróciła trzymając go w
dziobie. Wraziła
kolec w szczelinę i wydobyła pierwszą tłustą larwę nadzianą na dziryt. To był
wielki dzień.
Wynalazek rozpowszechnił się szybko wśród całej rodziny, przetrwał do czasów
Darwina, a
19
nawet do naszych.
Użycie narzędzi przez ludzi wiążemy bezwzględnie z rozwojem świadomości.
Dlaczego więc
zięba nieświadomie zdołała to zrobić? Człowiek by to wymyślił. Zięba mogła tylko
działać
instynktownie. Podobnie wydra, która rozbija małże kamieniem, szympans, który
wsuwa źdźbła
trawy do gniazda termitów i wyjmuje oblepione owadami, by je zlizać ze smakiem,
inny
szympans, który używa gąbki z mchu, aby wydobyć wodę z niedostępnej dziury...
Czym jest w tych przypadkach instynkt? W tych i w ogóle? Musiała przecież być
pierwsza
zięba, która użyła kolca, i nie można mówić, że to był przypadek. Przypadkowo
mogła odłamać
kolec, mogła podnieść go z ziemi, ale polecieć do drzewa z kolcem trzymanym tak,
by utworzył
przedłużenie dzioba, i dźgać nim tak długo, aż udało się przebić robaka? To już
nie jest
przypadek. To wszelkie pozory świadomego działania. Lecz jeśli świadomości nie
ma? No cóż,
w takim razie pozostaje tylko nasza hipoteza.
Podświadomość zięby wytworzyła wzór dzioba na tyle cienkiego i długiego, by mógł
penetrować szczeliny pod korą. Ten wzór był już zrealizowany w postaci kolca
kaktusa. W
jednym mgnieniu oka nastąpiło spięcie, błysk i połączenie wzorów. Rezonans
wyobrażenia z
gotowym już tworem. Kolec znalazł się tam, gdzie umieszczało go wyobrażenie – w
dziobie. Tak
powstał nowy wzorzec zachowania. Odtwarzany raz, drugi i trzeci, stał się na
dobre częścią
instynktownych zachowań ptaka. Aby doszło do tego, musiał zaistnieć impuls,
który sprawił, że
zainteresowanie zięby znalazło spełnienie w wynalazku. Tu nie można mówić o
mutacji genów.
Narzędzia nie należą do organizmu. Geny o nich „nie wiedzą”. Nie wiedzą nic o
kolcu, kamieniu,
o gąbce i słomce. Na zapotrzebowanie odpowiedział tajemniczy czynnik
przedłużając dziób
kolcem, bo kolce, po pierwsze, są kształtem zbliżone do dzioba, po drugie,
pełnią u rośliny
identyczną rolę – wbijają się w obce ciało, po trzecie, mieszczą się już w
Strona 27
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
doświadczeniu ptaka.
Można by powiedzieć, że są tym samym organem u zięby i kaktusa. Mamy więc do
czynienia z
transplantacją z jednego organizmu do drugiego.
Ostatnio cytuje się wiele przypadków szybkiego, o wiele szybszego, niż
przypuszczał Darwin,
działania doboru naturalnego. Spostrzeżono na przykład, że pewne trawy w ciągu
niewielu lat
zaczęły tolerować wysokie stężenie ołowiu, zaś bakterie, wprost błyskawicznie,
uodparniają się
na działanie szczepionek. Pozostańmy jednak przy wynalazkach zwierzęcych. Nie
sądzę, by
wyrastały one z innego podłoża niż przemiany ewolucyjne organizmów.
Przypuszczam, że ten
sam czynnik ujawnia się na dwa sposoby. Częściej przebudowuje organizm,
rzadziej, zamiast
tego, podsuwa narzędzie wraz z niezbędnym do jego użycia wzorcem działania. Nie
jest też
wykluczone, że wzorce działania przenoszą się również między gatunkami. Jeśli
gdzieś w
dżunglach Afryki czy też w Amazońskich lasach krajowcy ostrymi szpilami
wydobywają ze
szczelin robaki, to być może ten wzór zachowania, utrwalony w podświadomym
wymiarze, więc
dostępny dla wszystkiego, co żyje, zareagował z systemem nerwowym małej zięby z
Galapagos,
która bardzo „chciała” dosięgnąć kornika?
Powszechnie wiadomo, że wiele znaczących odkryć dokonanych przez ludzi miało
charakter
intuicyjny, jak to nazywamy. U zwierząt instynkt, intuicja u ludzi. Nie mam
zaufania do tego
podziału, najpewniej pod dwiema nazwami ukrywa się to samo. Nasze „Eureka!”,
wykrzykiwane
przez Archimedesa biegnącego nago ulicami Syrakuz po sformułowaniu prawa
hydrostatyki – to
przecież najczęściej olśnienie. Nie żmudny proces dodawania szczegółów i
wyciągnięty z nich
logiczny wniosek. Owszem, są szczegóły, obserwacje, fakty, jest ciągłe
rozmyślanie o problemie,
dręczące w dzień i w nocy, jest nacisk umysłu, szukającego ciągle rozwiązania. I
nagle... coś
zaskakuje! Spoza ciemnej kurtyny, za którą jest podświadomość, do jasnej
świadomości wysuwa
się ręka z tabliczką i wyraźnym napisem. Co ją napisało oraz w jaki sposób, tego
już nie wiemy.
I z tego musimy zdać sobie sprawę: to co w procesie myślenia czynimy świadomie,
to tylko
20
zadanie pytania i wyliczenie znanych nam elementów sprawy. I powtarzanie tego do
znudzenia.
Odpowiedzi, przyjmowane lub odrzucane przez świadomy umysł, pojawiają się same.
Nie
Strona 28
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wiemy, jak i co je składa. Niezadowoleni odsyłamy je raz po raz za tę ciemną
zasłonę do
poprawek, aż wreszcie otrzymujemy ostateczny, doskonały wynik. Coś zrobiło to za
nas.
Filozof nauki, Karol Popper powiedział: „Nie istnieje coś takiego, jak logiczna
metoda
dochodzenia do nowych pomysłów ani logiczna rekonstrukcja tego procesu. Każde
wielkie
odkrycie opiera się na elemencie irracjonalnym lub na twórczej intuicji.”
XIX-wieczny, francuski
matematyk, Henri Poincare, posiadał szczególny dar, wewnętrzną zdolność
postrzegania
wzorców, których elementy, według jego własnych słów, „są harmonijnie
dysponowane do tego,
aby umysł, bez żadnego wysiłku mógł objąć ich całość (...) odgadując ukryte
harmonie i
związki.”
W taki właśnie sposób Mendelejew podczas drzemki popołudniowej, gdy uciszyła się
burza
myśli w jego głowie, a do głosu doszła podświadomość, wyśnił długo poszukiwany
pomysł
ułożenia pierwiastków w układ okresowy. Z kolei chemik, Kekule, z głową nabitą
chemicznymi
rozważaniami nad strukturami cząstek organicznych, przysnął przed kominkiem i
ujrzał obraz
węża połykającego własny ogon. Ocknąwszy się, zrozumiał, iż znalazł długo
poszukiwane
rozwiązanie: pierścieniową strukturę związków węgla. Odkrycie stało się podstawą
całej chemii
związków organicznych.
Ten sam proces znany jest doskonale artystom. Mozart, w liście do przyjaciela,
opisał swój
dar twórczy jako pochodzący spoza niego samego. Napisał, że w chwilach, gdy jest
najbardziej
sobą samym, całkowicie samotny i w dobrym nastroju, na przykład podróżując
powozem lub
spacerując po dobrym obiedzie lub podczas bezsennej nocy, wówczas otwiera się na
najlepsze
pomysły, które napływają obficie. Skąd i w jaki sposób – nie wie, ani nie
potrafi ich zmusić, by
się pojawiały. Osobliwe, że fragmenty muzyki nie napływają jeden po drugim, lecz
słyszy je
jakby wszystkie naraz. Notowanie ich na papierze odbywa się szybko, gdyż
wszystko jest już
gotowe, a to co zostało zapisane, rzadko różni się od tego, co słyszał we
własnej wyobraźni.
Podobnym darem cieszył się Bach. „Gram nuty – powiedział – w kolejności, w
jakiej zostały
zapisane. To Bóg czyni muzykę.” Z kolei Robertowi Luisowi Stevensonowi przyśniła
się akcja
opowiadania „Doktor Jekyll i Mister Hyde”. Poeta, Samuel Taylor Coleridge
obudził się, mając
Strona 29
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
w pamięci to, co nazwał „wyraźnym wspomnieniem” swojego poematu „Kublaj Chan” i
przeniósł je na papier bez świadomego wysiłku. Jednak zmuszony do przerwania
pracy przez
nieoczekiwanego gościa, usiadłszy ponownie nad kartką, stwierdził, że
zakończenie poematu
uleciało na zawsze i bezpowrotnie: „przeminęło podobnie do obrazów na
powierzchni
strumienia, gdy wrzucić do niego kamień”.
Nie mamy powodu przypuszczać, że ta właściwość dobra dla człowieka, byłaby
nieodpowiednia np. dla ptaka. Olbrzymia różnica wielkości mózgu między tymi
gatunkami jest
zapewne związana tylko z poziomem świadomości i zdolności logicznego myślenia,
natomiast
podświadomość, zawiadująca całym cyklem życiowym, a u zwierząt także
zachowaniami,
musząca sprostać takim samym wymaganiom logistycznym u człowieka i małpy,
wieloryba i
robaka, ćmy i zięby z Galapagos, mogłaby być taka sama.
W takim razie istniałby tylko jeden jej rodzaj, podobnie jak jedne są cegiełki
budulcowe
organizmów żywych – komórki, jak jeden jest wspólny wszystkiemu, co żyje, kod
genetyczny,
tak jedna byłaby podświadomość.
Tak więc identyczne podświadomości człowieka i ptaka łączyłyby się w jakimś
wspólnym
obszarze. Jednostkowa podświadomość byłaby takim urządzeniem, które odczytuje
owe
postulowane, subtelne wzorce procesów i zachowań i może się dostrajać, pod
pewnymi
warunkami, zarówno do wzorców zachowań ludzkich, jak i ptasich. Przecież
organizmy obu tych
21
rodzin z pewnością korzystają już ze wspólnego wzorca kręgowców, wzorca
ciepłokrwistości czy
przemiany materii...
Wobec tego wszystkiego można by się zgodzić, że pomiędzy wzorcami istniejącymi w
tej
samej przestrzeni, zdarzają się wzajemne przenikania. Jakiś fragment jednego
odbija się w
drugim. To może być przyczyną zwierzęcych zachowań się ludzi – np. patrzenie
„wilkiem”,
spode łba, ogryzanie „po małpiemu” owocu, to znaczy obracając go przy ustach
dziesięcioma
palcami, szczerzenie zębów przez człowieka doprowadzonego do gniewu – które
miałyby swoje
korzenie nie w genach, lecz byłyby wykorzystaniem wzorców dawno utrwalonych u
innych
gatunków.
Te wzorce trwają w swoistym banku przyrody i mogą być wykorzystywane przez
wszystkie
gatunki mające do niego dostęp. Dlatego sądzę, że zięba z Galapagos, mimo iż jej
organizm i jej
Strona 30
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
podświadomość niełatwo reagują z wzorcami ludzkimi, w szczególnym przypadku
mogła „wejść
w rezonans” z wypracowaną i utrwaloną u ludzi czynnością nabijania zwierzyny na
oścień,
dziryt, patyk, strzałę.
Powtarzam do znudzenia – gdyby zmianami kierował przypadek, świat byłby niemal
pusty i
snułyby się po nim nieliczne, bezkształtne potwory. Tymczasem jest zaludniony. A
we
wszystkim, co żyje, widać elegancję, harmonię, czystość linii, koloru,
regularność wzorów,
wymyślność ornamentów, symetrię, uporządkowanie, zręczność i celowość, dowcip,
mądrość,
inteligencję, lekkość, celność, równowagę, proporcje i umiar. To nie dla tego,
że giną źle
przystosowani. Tego byłoby za mało dla ukształtowania życia. To dlatego, że
życie ma
inteligentne podłoże, a nieprzystosowani są wyłącznie rzadkimi wyjątkami.
W tym miejscu raz jeszcze nam się objawia prawda, jak krętymi drogami chodzi
nauka. Już
Darwin to zauważył, a potwierdzają co dzień wszyscy jego następcy: n i e m a f o
r m ż y w y c h
n i e p r z y s t o s o w a n y c h ! Wszystkie gatunki kotów, jaszczurek,
lemurów, pająków,
robaków
są, każdy na swój sposób, doskonałe, sprawne, zdolne do przeżycia. A jeśli
zmiany środowiska
przekroczą pewną granicę, wówczas gatunek, czy też tylko populacja, ginie.
Opróżniona nisza
nie jest zajmowana przez nieudaczników, kaleki, zdeformowane potwory, które do
niej
wkraczają dzięki swym cząstkowym przystosowaniom stworzonym przez przypadek.
Nie! Po
pewnym czasie stwierdzamy, że zwolnioną niszę opanował gatunek równie doskonały,
choć
odmienny. Takie spostrzeżenie powinno nam mówić, że jest w tym celowość, że
istnieje metoda
tworzenia nowych postaci życia w kształcie optymalnym dla danego miejsca i
czasu. Zjawiska te
występują tak powszechnie i od tak dawna, z taką skutecznością, iż przypadek w
ogóle nie
powinien przychodzić nam na myśl. A jednak ta absurdalna koncepcja, zrodzona
przez
ograniczenie, wciąż żyje i ma powodzenie. I to tylko dlatego, że u jej podstawy
leży puste i
niesprawdzone dotąd założenie, iż mutacje na poziomie genów są tylko
przypadkowe!
22
Kuźnia wynalazków
Stegozaur, z rodu dinozaurów, nie był jedynym wynalazcą termowentylatora,
dokonały tego
również termity. Trudno powiedzieć, kto był pierwszy, a kto skorzystał z
Strona 31
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
gotowego już wzoru. I
dinozaury, i termity są bardzo stare i żyły w okresie kredowym, który zakończył
się 70 milionów
lat temu. Termity jednak przeżyły do dzisiaj i możemy obserwować, jak ich
wynalazki działają.
Omitermes meridionalis, czyli termit kompasowy żyje w krzaczastym buszu
północnej
Australii, w pobliżu Darwin, a więc w gorącym, dokuczliwym nie tylko dla łudzi
klimacie.
Owady muszą się bronić przed nadmiarem ciepła, zwłaszcza jeśli żyją w
zamkniętych
pomieszczeniach. Swego czasu, podczas wyprawy paleontologicznej na pustynię
Gobi, a więc z
dala od równika, zrobiłem pomiary temperatury gruntu. Dochodziła ona w południe
do 80°C. Tak
nagrzewał się piasek i drobne kamienie. Również kopce afrykańskich termitów, na
które
próbowałem się wspinać w pełnym blasku równikowego słońca, parzyły nawet przez
podeszwy
butów. To by oznaczało, że temperatura wewnątrz, w pustych komorach bez
przewiewu,
przekracza nawet 100°C, a to przecież grozi denaturacją białka i zatrzymaniem
procesów
życiowych. Termity uporały się z tym problemem, stwarzając doskonałe systemy
wentylacji. Ich
kopce, stanowiące tylko małą część budowli, znajdujących się w większości pod
ziemią, służą
właśnie tym celom. Zaopatrzone w liczne otwory, umiejętnie otwierane i zamykane
po
słonecznej lub cienistej stronie, są skutecznie wentylowane prądami
konwekcyjnymi powietrza,
powstającymi w korytarzach. Przekonałem się o tym, gdy dla doświadczenia sypałem
drobny pył
na otwór korytarza, był on wywiewany ze znaczną siłą. Wewnątrz musiały więc
hulać prawdziwe
przeciągi, które innych mieszkańców niż termity naraziłyby na chroniczny katar.
Nie pytajmy o to, skąd termity wiedzą, które z odległych od siebie otworów
trzeba zasklepić, a
które otworzyć, aby powstał przewiew, i jak koordynują te działania. Zajmujące
się tym
robotnice są oddalone od siebie o dwa, trzy metry. Ta sama praca wykonywana
przez ludzi
wymagałaby porozumienia się dwu brygad oddzielonych siecią korytarzy i odległych
od siebie o
dwa i pół kilometra! Bez radia i telefonu!
Niektóre termity zdołały ulepszyć urządzenia wentylacyjne w oryginalny sposób.
Podczas gdy
pszczoły stosują wentylatory, którymi są ich własne skrzydła, aby ich szybkim
ruchem wywołać
przepływ powietrza po powierzchni plastrów, termity osiągają ten sam cel
ograniczając jednak
zużycie własnej energii i czynią to w znacznie bardziej „elegancki” sposób.
Strona 32
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Zakładają hodowle
grzybów na głębokich piętrach termitiery, sięgających nieraz wielu metrów pod
ziemię.
Grzybnia, rozwijająca się w obszernych komorach, ma tak dużą masę, iż jej
przemiana materii
powodująca wydzielanie ciepła, podnosi temperaturę o kilka stopni. Ogrzane
powietrze wznosi
się kanałami wentylacyjnymi ku górze, a na jego miejsce napływa chłodniejsze,
dostarczając
tlenu i usuwając nadmiar ciepła z budowli.
Lecz skoro zaczęliśmy od Omitermes meridionalis, powróćmy do niego. I jego
labirynty w
znacznej części znajdują się pod ziemią, gdzie w najgłębszych, najlepiej
strzeżonych komorach,
23
dojrzewają larwy. System wentylacyjny służy utrzymaniu w nich stałej
temperatury. Jak
wiadomo, w tropikach spada ona bardzo znacznie w nocy, różnice dobowe mogą
sięgać nawet
40–50°C. Robotnicy dwoją się więc i troją zamykając i otwierając zawory
regulujące przewiewy.
Aby ułatwić sobie tę pracę, nasz termit kompasowy wprowadził jeszcze jedno
ulepszenie.
Nadziemną część budowli ukształtował tak, jak stegozaur swą płytę grzbietową.
Termitiery z
daleka przypominają sztorcem wetknięte w ziemię płyty nagrobkowe. Mają grubość
kilkunastu
centymetrów, lecz za to powierzchnię boczną około metra kwadratowego, gęstym
dziurkowaniem zaś przypominają kaloryfer. W istocie są to wymienniki ciepła z
otoczeniem.
Lecz na tym nie koniec. Wszystkie one są zorientowane według linii
północ-południe. Dzięki
temu największa powierzchnia jest zwrócona ku wschodzącemu słońcu, wtedy, gdy po
nocnym
ochłodzeniu ciepło jest najbardziej pożądane. Z kolei w południe, gdy ciepła
jest za dużo,
promienie stojącego w zenicie słońca ślizgają się równolegle do pionowej płyty.
Stegozaury musiały się ustawiać pod odpowiednim kątem do słońca, zależnie od
potrzeby,
termity nie muszą się tym zajmować, to słońce zmienia położenie tak, jak im to
odpowiada. Pod
tym względem ich wynalazek zasługuje na szczególną uwagę – świadczy bowiem o
przewidywaniu ruchów słońca i zdolności zapamiętania kształtu budowli,
wypróbowanego przez
wieki.
Działanie obu termoregulatorów jest w zasadzie jednakowe, choć stworzyły je
gatunki tak
odległe od siebie. Sądzę, iż pierwszego wynalazku dokonały dinozaury, a wzorzec
płyty
ustawionej pod różnym kątem do słońca przejęły termity. Wydaje się, że w
ustalaniu kierunku
budowy bierze udział zmysł magnetyczny, doskonale rozwinięty u termitów. Z
Strona 33
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
łatwością
określają one przebieg linii pola magnetycznego Ziemi, wskazujących bieguny.
Muszą także
wiedzieć, jak w trakcie budowy wykorzystać tę wiedzę, muszą pamiętać również o
rozmiarach
płyty i jej perforowaniu w odpowiednich miejscach. Nie wspominając już o
obsłudze: o
właściwym otwieraniu i zamykaniu kanałów wentylacyjnych.
I znów muszę tu przypomnieć, że dokonanie termitów jest porównywalne z dziełem
ludzi,
budową podniebnego gmachu, prawdziwej Wieży Babel. A to wymaga olbrzymiej
koncepcyjnej
pracy: najpierw planowania, potem nadzoru robót, związanego z nieustannym
porównywaniem
tego, co już zrobione, z tym, co jeszcze jest w planie. Wymaga też kierowania
zespołami
robotników i dostawami materiałów. Oba dzieła, ludzkie i owadzie, realizują się
w materialnym
świecie i dlatego podlegają takim samym prawom.
Musimy się więc zgodzić, że istnieje czynnik kierujący pracą miliona robotników,
istnieje
plan termitiery oraz harmonogram robót. Przecież budowla nie zaczyna się raz od
góry, raz z
boku, lecz zawsze od dołu i w stałym porządku. A żaden robotnik nie powtarza
tego, co zrobił
już drugi. Tak więc, skoro pokolenia termitów od niepamiętnych czasów wciąż ten
porządek i
plan powtarzają, to znaczy, że jest on gdzieś zapisany.
Na pewno nie w systemie nerwowym tych owadów, bo dziedziczony zapis przechodzi
przez
filtr jaja. Ale i DNA komórkowe nie nadaje się do tego rodzaju zapisów! Gdzie
więc trzeba
szukać planu, jeśli nie we wzorcach misnatycznych, tworzących „podszewkę”
zjawisk przyrody?
Termity i ptaki wędrowne korzystają z organicznych kompasów. Wiele innych
zwierząt
wykorzystuje zmysł elektryczny. Jak pisał nieodżałowany i jeszcze nie doceniony
profesor
Stanisław Sedlak, elektryczność to życie. W istocie, rozwijająca się ostatnio
burzliwie
bioelektryka wykazuje, że zjawiska elektryczne leżą u podłoża wszelkich procesów
wewnątrzkomórkowych. Liczne molekuły, badane z tego punktu widzenia, okazują
właściwości
dielektryków, elektrolitów, przewodników czy kondensatorów. W istocie każdy
proces da się
opisać jako wydarzenie elektryczne z generowaniem i przepływem prądów, różnicą
potencjałów,
biegunowością. Od dawna już wiemy o elektrycznej aktywności tkanek, szczególnie
tkanki
24
mózgowej. Skoro tak, to nic w tym dziwnego, że liczne zwierzęta wykorzystują to
zjawisko także
Strona 34
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
w makroskali. Jako pierwsze zrobiły to ryby, zapewne dlatego, iż woda, zwłaszcza
słona, jest tak
dobrym przewodnikiem.
W rzekach centralnej Afryki, mętnych, zabarwionych czerwonawym mułem, żyje ryba
o
nazwie gatunkowej Gymnarchus niloticus, jedna z bardziej osobliwych, o ciele
wąskim i długim,
sztywnym grzbiecie, z malutkimi oczkami, niezbyt przydatnymi do patrzenia w mało
przejrzystych wodach, zdolnymi do wykrywania jedynie różnic między światłem i
cieniem. Ryba
jest zaopatrzona w rodzaj opadającego ku dołowi ryjka, podobnego do trąby
słoniowej. Dotąd nic
szczególnego, lecz najwyższy szacunek musi budzić zdolność tej ryby do
wykrywania bodźców
całkowicie niewykrywalnych dla człowieka. Przekonano się o tym, badając okazy
trzymane w
akwariach. Jak wiemy, grzebień przeciągnięty po włosach może powodować ciche
trzaski
wyładowań elektrycznych. Oznacza to, że na powierzchni grzebienia podczas tarcia
zbierają się
ładunki elektryczne. Otóż, jeśli zbliżyć tak naładowany grzebień do szyby
akwarium, ryba
reaguje gwałtownie na wyczuwane przez nią, niezmiernie przecież słabe, pole
elektryczne.
Jak się okazało, mimo upośledzenia wzroku, ryba porusza się wśród licznych
przeszkód
występujących w rzece z olbrzymią precyzją i bezbłędnie odnajduje umykające
przed nią i
kryjące się rybki, będące jej pokarmem. Dokonuje tego dzięki posiadaniu
precyzyjnego zmysłu
elektrycznego. Polega on na tym, że bateria mięśniowa, umieszczona w długim
ogonie ryby,
wytwarza elektryczność, która jest rozładowywana do wody z częstotliwością
trzystu wyładowań
na sekundę. Podczas każdego wyładowania koniec ogona staje się biegunem ujemnym
w
stosunku do dodatniej głowy, przez co ryba staje się jakby sztabką magnesu,
wytwarzającą pole z
liniami sił, otaczającymi ją na kształt wrzeciona. W otwartej, wodnej
przestrzeni, pole jest
symetryczne, lecz obecność jakiegokolwiek przedmiotu natychmiast je zakłóca.
Ryba wyczuwa
to na swej skórze jako zmianę potencjału. Jej receptory są małymi porami w
skórze głowy,
wypełnionymi galaretowatą substancją, która reaguje na każde drgnienie
potencjału pola i
przesyła informację o tym do specjalnego obszaru mózgu. Jest on tak duży, iż jak
gąbczasta
narośl pokrywa pozostałą część mózgu. Naukowcom udało się wytresować Gymnarchusa
tak,
aby przypływał po jedzenie ukryte wewnątrz jednego z dwu identycznych glinianych
naczyń.
Strona 35
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Ryba nie może widzieć ani wywęszyć zawartości naczyń, ale ich porowate ściany,
nasiąknięte
wodą, nie są przeszkodą dla pola elektrycznego. Ten osobliwy zmysł pozwala także
rybie
odróżnić wodę destylowaną od wody z kranu oraz pałeczkę szklaną o grubości l mm
od takiej
samej pałeczki grubości 2 mm. Jeśli dwie lub więcej ryb przebywają blisko siebie
np. w jednym
akwarium, wówczas, dla uniknięcia zakłóceń, każda z nich przyjmuje z lekka
odmienną
częstotliwość.
Gymnarchus odróżnia także z łatwością obiekty żywe od martwych, nawet jeśli te
pierwsze
pozostają w zupełnym bezruchu. Najpewniej odbiera jakiegoś rodzaju sygnał
elektryczny, może
wchodzący w interferencję z jej własnym polem. Organizm produkuje tych sygnałów
wiele, np.
każdy skurcz mięśni wytwarza pole elektromagnetyczne dostatecznie silne, aby
odebrała je ryba.
Nie analizując nawet głębiej osiągnięcia Gymnarchusa, zdajemy sobie sprawę, z
jak
niezwykłym urządzeniem mamy do czynienia: odróżnianie własnej częstotliwości od
cudzej,
stwierdzanie potrzeby jej dopasowywania i zdolność czynienia tego, odczytywanie
kształtu i
kierunku ruchu z zakłóceń pola, umiejętność odróżnienia tego, co martwe, od
żywego...
Pomysłowość i roślin, i zwierząt w dokonywaniu wynalazków jest nieskończona.
Jednym z
nich jest życie w symbiozie, a także w układach pasożytniczych. Ludzki tasiemiec
umieścił się w
naszym ciele jako dogodnym schronieniu. Jest ono dla mego odpowiednikiem nory,
gniazda,
dziupli czy jaskini. Jest jednak czymś więcej. Tasiemiec korzysta z przywilejów
embriona w
macierzyńskim ciele. Jest przez nie ogrzany, chroniony i zaopatrywany w strawę.
Wszystkie
25
ciężary życia, stawianie czoła środowisku, potrzeba przystosowań, walki i
wyrzeczeń – to
obowiązki jego nosiciela. Tasiemiec uciekł od świata i pędzi byt płodu. To też
pomysł na życie!
Nie jest ono jednak tak proste, jak by się zdawało. Młode pokolenie musi się
jakoś przenosić
do innych ludzkich osobników, by podtrzymać gatunek. Tasiemce znalazły i na to
sposób.
Składają olbrzymie ilości jajek, które wydalone, jeśli znajdą się w ziemi,
bywają pożarte przez
świnie. Wówczas wylęgają się z nich larwy. Skąd jednak tasiemce wiedziały, że
człowiek zje
mięso świńskie razem z ich larwami? To jedna z tych tajemnic, których hipoteza
doboru
Strona 36
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
naturalnego objaśnić nie zdoła.
A na marginesie warto zauważyć, że w naszej części świata tasiemce stanęły w
obliczu
najwyższego zagrożenia. Spotka je zagłada, jeśli nie zastosują nowego wybiegu. Z
chwilą gdy w
każdym domu będzie już WC. i sprawnie działająca kanalizacja, gdy świnie nie
będą taplały się
w błocie za stodołą, jajka tasiemców nie będą miały żadnej możliwości
znalezienia się w żołądku
świni. Nie ma jednak powodu, aby współczuć tasiemcom, w końcu bez pytania
wykorzystują nas
dla własnych celów, szkodząc przy tym naszemu zdrowiu.
Jest wiele organizmów wykorzystujących się wzajemnie. Małe, białe czaple służą
afrykańskim
bawołom do oczyszczania ich skór z dokuczliwych owadów, pijawek wodnych i
lęgnących się w
skórze pasożytów. Drobniejsze, długo- i cienkodziobe ptaki odgrywają rolę
szczoteczek do
zębów krokodyli i hipopotamów. Małpy iskające się wzajemnie zastępują
grzebienie. Nie dajmy
się tu zmylić uproszczonym objaśnieniom takich zachowań. Nie wystarcza bowiem,
że brodziec
dostrzeże larwy czy resztki padliny w paszczy krokodyla. Krokodyl też ma tu coś
do
powiedzenia; musi się zgodzić na jego usługę i cierpliwie czekać z otwartymi
szczękami. A to
już zmienia kwalifikację zdarzenia. To nie jest tylko żerowanie ptaka, ale
rodzaj układu.
Mięsożerca porozumiał się z tym upierzonym kąskiem mięsa, skaczącym w jego
własnej
gardzieli. Na jakimś poziomie musi istnieć choćby błysk porozumienia między
ptakiem i gadem.
Można na to spojrzeć jeszcze w inny sposób: tak jak zięba wykorzystała
znaleziony kolec
kaktusa, tak krokodyl potraktował dziób brodźca jako wykałaczkę.
Szczególnie znaczące są jednak powiązania między światem roślin i owadów. Na
przykład
całkowitą zależność między pewnymi gatunkami roślin kwiatowych a pszczołami. To
znaczy,
rośliny uzależniły się tu od owadów, powierzając im swe zarodniki, celem
przenoszenia ich z
pręcików na słupki. Pszczoły dokonują czynności czysto transportowej. Wprawdzie
nie można
powiedzieć, że pszczoły są „wynalazkiem” kwiatów, ale uzasadnione byłoby
twierdzenie, że
kwiaty wykorzystały odbywający się pomiędzy nimi ruch owadów, zarazem rezygnując
z innych
sposobów zapłodnienia. Pogłębiając to objaśnienie, nie wahałbym się powiedzieć,
że rośliny, nie
mając możliwości ruchowych, użyły owadów jako swój organ kopulacyjny. Nie jest
dziś
możliwa dogłębna analiza, jakimi drogami doszło do układu między tak odległymi
Strona 37
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
taksonomicznie jednostkami, można jednak być pewnym, że całkowite zawierzenie
swojego
przetrwania pszczołom nie mogło się obyć bez udziału inteligentnego czynnika,
którego
obecności staramy się dowieść.
Jak bardzo złożone i właśnie inteligentne są te zachowania kwiatów, przekonuje
nas przykład
pewnej orchidei, która w perfidny, przebiegły, a może moralnie (przynajmniej z
naszego punktu
widzenia) naganny sposób, mami i wykorzystuje popęd seksualny
południowoafrykańskiego
chrząszcza. Ten ostatni daje się wyprowadzić w pole przez to, że zbytnio ufa
swojemu węchowi.
Chrząszcz ten, aby przezimować, zakopuje się w ziemi. Na wiosnę, z ukrycia,
pierwsze wyłaniają
się samce, wyprzedzając o kilka tygodni samice. Tę różnicę czasu wykorzystuje
pewien gatunek
storczyków. Kwiaty wydzielają woń właściwą samicom tego właśnie chrząszcza w
okresie
rozrodu. Nie jest to żadna namiastka, fałszerstwo jest doskonałe. Roślina
wytwarza dokładnie tę
samą pod względem budowy chemicznej substancję, jaka powstaje w gruczołach
samicy
26
chrząszcza. Nic też dziwnego, że samce, pobudzone zapachem, poczynają
intensywnie
poszukiwać partnerek i zbliżają się do kwiatów. Nadal nic nie podejrzewają,
ponieważ przebiegła
roślina nie ograniczyła się bynajmniej do wytworzenia wabika. Także jej płatki
przybrały kształt
naśladujący samicę w pozycji przybieranej przez nią podczas seksualnego
zbliżenia. Samcom
więcej nie trzeba, nie są dociekliwe, toteż te kilka tygodni ofiarowanej im
ułudy spędzają w
orgiastycznej ekstazie. W tych prawdziwych ogrodach rozkoszy przenoszą się z
kwiatka na
kwiatek tak długo, aż z ziemi wyłonią się samice i przywołają małżonków do
porządku. Orchidee
jednak osiągnęły już to, na czym im zależało – zostały zapłodnione krzyżowo
pyłkiem
przenoszonym przez owady.
Ten osobliwy związek roślin i owadów, tak rozpowszechniony, stał się wzorcem
mocno
utrwalonym w przyrodzie i wpływającym na zachowania odległych nawet grup
zwierząt.
Zmodyfikował on pierwotny wzorzec związków seksualnych tylko w obrębie gatunku i
tylko
pomiędzy samcem i samicą. W jakimś miejscu, w jakiejś chwili dziejowej powstała
gotowość
samców do kopulacji z atrapą. Odtąd wystarcza im bodziec zapachowy lub wzrokowy,
czasem
dotykowy. Nie wiemy, kto był pierwszy, czy właśnie owady z kwiatami. Wiemy, jak
Strona 38
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
ten proces
się skończył – w wyspecjalizowanych sklepach samce Homo sapiens zakupują
plastikowe
imitacje samic lub gumowe atrapy samych narządów płciowych i współżyją z nimi.
Ten typ
zachowania przejęły też samice, zadowalając się sztucznymi samcami albo ich
wibrującymi
częściami.
Nie jest to zjawisko zupełnie nowe. Już wcześniej, nim przemysł zaczął
produkować
potrzebne przedmioty, Homo sapiens odkrył sodomię i homoseksualizm. Musimy sobie
uświadomić – nie ma żadnej różnicy między tym czy samiec kopuluje z kwiatem, z
samicą
odległego gatunku, czy też z samcem. Za każdym razem używa atrapy – jeśli
jeszcze pamiętamy,
co jest pierwotnym i właściwym celem seksualnych zachowań. Do homoseksualizmu
powrócę w
oddzielnym rozdziale, tu chciałbym powiedzieć, że nie jest wykluczone, iż jego
źródeł trzeba
szukać w świecie zwierzęcych zachowań. Kto wie, czy nie owadzich.
Opisując powyżej związek chrząszczy i orchidei używałem wielu
antropomorfizujących
określeń, a to tylko dlatego, że chwilami trudno było nie odnieść wrażenia, iż
mamy do czynienia
z celowym działaniem rośliny. Trzeba sobie powiedzieć, że jakkolwiek dla
chrząszcza kwiat jest
rodzajem atrapy, to jednak dla kwiatu chrząszcz jest rzeczywistym, seksualnym
partnerem,
dokonującym zapłodnienia. Prawda, że nie jego własnym nasieniem. Można by
powiedzieć, że
orchidea przyswoiła sobie wzorzec zachowania ze świata zwierzęcego i
upodobniwszy się do
samicy, uwodzi jej partnera. Wytworzenie przez roślinę wabika zapachowego samicy
chrząszczy,
choć z trudem, można próbować objaśniać jako przypadkowe. Równoczesnego jednak
przybrania
postaci samicy nie da się zbyć żadnym podobnym wykrętem. Jeśli jeszcze dodamy do
tego
opóźnione wyjście samic spod ziemi, aby nie przeszkadzały kwiatom w odprawieniu
godów,
przestajemy mieć wątpliwości, że chodzi o spisek.
Tak więc znów jesteśmy na tropie tego czegoś, co sobie pozwala na żarty,
dowcipy, podstępy,
wybiegi, pomysły i odkrycia. I coraz mocniej przekonujemy się, że to nie
przypadek jest siłą
motoryczną przyrody.
Przenieśmy się teraz do Australii, na spotkanie z ptakiem, który skonstruował
sztuczny
inkubator. Jak wiemy, większość ptaków wysiaduje jaja po to, by chroniąc je
własną piersią i
porastającym ją puchem, zapewnić dzielącym się komórkom najodpowiedniejszą
temperaturę;
Strona 39
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
nadmierny chłód lub upał szkodzą bowiem zarodkowi. Nogal pręgoskrzydły, chcąc
się uwolnić
od obowiązku nudnego ślęczenia na jajach, rozwiązał tę sprawę inaczej. Odmiennie
jednak niż
kukułka, która jako inkubatory wykorzystuje inne ptaki, i nie tak jak gady,
które zasypują jaja
ciepłym piaskiem na plaży.
27
Nogal jest ptakiem naziemnym, grzebiącym, żyjącym w zaroślach i lasach na
południu
kontynentu. W okresie lęgowym z wielkim nakładem pracy gromadzi spadłe liście i
mieszając je
z piaskiem buduje wielki kopiec. Zwykle nie doceniamy ogromu prac wykonywanych
przez
zwierzęta, mierząc ją własną miarą. Podziw ogarnia nas dopiero wtedy, gdy
uwzględniwszy
różnicę wzrostu czy też masy ciała, przełożymy dzieło na ludzkie rozmiary.
Kopiec z liści, w
naszym wykonaniu, musiałby mieć rozmiary wiejskiej chaty. I musiałby być usypany
tylko
odnóżami, bez pomocy jakichkolwiek narzędzi. Można sobie wyobrazić, z jak
wielkiego obszaru
trzeba by zgarniać liście i przesypywać piasek.
Procesy gnilne w liściach niebawem sprawiają, że temperatura kopca znacznie się
podnosi i w
mniejszym stopniu zależy od dobowych wahań. Wówczas samica wygrzebuje na
szczycie
zagłębienie i składa w nim jaja, przykrywa je liśćmi i beztrosko odchodzi. Jaja
nie pozostają
jednak bez opieki. Co pewien czas pojawia się samiec, wchodzi na pagórek i
dokonuje pomiaru
temperatury! Czyni to swym dziobem, szczególnie wrażliwym, wsuwając go pod
liście, aż do
miejsca złożenia jajek. Ocenia temperaturę, porównuje ją z wzorem właściwej
ciepłoty i
postępuje zależnie od tego, czy jest wyższa, czy też niższa od pożądanej. Albo
odgarnia liście,
aby zwiększyć wentylację, albo nagarnia ich więcej, by ciepło zatrzymać.
Nie da się zaprzeczyć, że to zachowanie nie byłoby możliwe, gdyby nie istniał
dostępny dla
ptaka wzorzec temperatur i związanych z nimi określonych zachowań. Napisałem
„dostępny” a
nie „pamiętany”, bo komórka rozrodcza nogala niczego podobnego zapamiętać nie
może.
Potomstwo dziedziczy rodzicielskie geny na nici DNA, a zapis genowy nie przenosi
wiedzy
potrzebnej nogalowi dla budowy i obsługi inkubatora. Nie daje informacji o
terminie rozpoczęcia
budowy, materiałach, których trzeba użyć w odpowiednich proporcjach, o
rozmiarach pagórka, a
na koniec danych o sposobie regulacji ciepłoty. Młode nogale, nie korzystające z
przykładu
Strona 40
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
rodziców, postępują dokładnie tak samo jak oni. Skąd się bierze ich wiedza,
jeśli na pewno nie
pochodzi z jaja?
Kolejnego przykładu zdolności wynalazczych dostarcza pewien gatunek osy
samotnicy.
Posługuje się ona czymś w rodzaju, widywanego na miejskich ulicach, wibracyjnego
młota do
ubijania ziemi nad zasypanymi rowami. W okresie rozrodu samica kopie w ziemi
norę i przynosi
do niej złowione w okolicy gąsienice motyli. Umieszcza je w końcowej komorze i
na nich składa
jaja. Z jaj wylęgną się niebawem larwy osy i będą się odżywiały mięsem martwych
już gąsienic.
Gdy wszystko jest gotowe, osa zasypuje korytarz, aby gąsienice nie mogły się
wydostać i aby
wrogowie nie wdarli się do schronienia larw. Po zasypaniu otworu luźną ziemią,
kryjówka nie
byłaby dostatecznie zabezpieczona. Wyróżniałaby się w otaczającym terenie, a
szczeliny
przepuszczałyby zapach. Osa-matka ma na to sposób. Biegając dokoła wyszukuje
płaski kamyk,
chwyta go żuwaczkami, przykłada do zasypanego otworu, a następnie, dzięki pracy
skrzydeł,
wprawia w drgania o dużej częstotliwości całe swoje ciało. Drgania przenoszą się
także i na
kamyk. Ten, przyciśnięty do ziemi, wprawia w wibracje ziarna gruntu, które
układają się ściśle i
zamykają szczeliny. Nie musimy się długo zastanawiać, by powiedzieć, że
instrukcji
zastosowania młota wibracyjnego przez osę też nie można zapisać kodem zasadowym
na paśmie
DNA.
Chcę opowiedzieć jeszcze o dwóch wynalazkach termitów. Jednym z nich jest
pstrykacz, a
drugim armata. Osobniki pełniące funkcję żołnierzy u kilku rodzajów tych owadów
mają
żuwaczki długie, asymetryczne i tak ustawione, że naciskają wzajemnie na siebie.
Silny skurcz
mięśni powoduje, że żuwaczki przesuwają się jedna po drugiej, podobnie jak palce
ludzkiej
dłoni, środkowy po kciuku, podczas „pstrykania”. Siła tego pstryknięcia u
termitów jest tak duża,
że inny owad, uderzony żuwaczką, zostaje po prostu znokautowany i odrzucony na
bok. Jeśli nie
zostanie przy tym uszkodzony, to w każdym razie pospiesznie zrejteruje.
Uderzenie termita jest
28
bolesne nawet dla małych kręgowców.
Nareszcie więc wiemy, skąd się wziął nasz obyczaj pstrykania palcami, tak
wyraźnie niczemu
nie służący, czynność bezcelowa, nie mająca żadnego życiowego znaczenia, czasem
stosowana
Strona 41
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zastępczo, zamiast głosu, do niezbyt eleganckiego przywołania kelnera. Ponieważ
prastare
termity mają niewątpliwie pierwszeństwo, jeśli chodzi o dokonanie tego
wynalazku, kto wie, czy
nie o dziesiątki milionów lat, wydaje się, że my przejęliśmy go od nich. Poprzez
podświadomość
nasz układ nerwowy wszedł w ów szczególny rezonans z misnatycznym wzorcem ruchu
żuwaczek i przekazał go podobnej morfologicznie strukturze, dwóm palcom, jak
żuwaczki
zagiętym ku sobie, krótszemu kciukowi i dłuższemu środkowemu.
Wielu termicich żołnierzy stosuje też broń chemiczną. Pomysłowość jest tu
nieskończona.
Pewien australijski gatunek wytwarza w gruczołach związek p-benzochinon, który w
jamie
gębowej miesza się z aminokwasami i śliną, dając gumowatą substancję. Gdy taki
żołnierz
ugryzie przeciwnika, ten nie może się już odkleić. Inne gatunki termitów
wytwarzają ślinę o
toksycznym i kleistym działaniu, która pokrywa przeciwnika, zatruwa i skleja mu
odnóża. Tacy
żołnierze bywają prawdziwymi, chodzącymi bombami chemicznymi. Ciecz bojowa
zajmuje
większą część wewnątrz odwłoka i silnymi skurczami jest wyrzucana przez otwór
gębowy.
Kasta żołnierzy u innego rodzaju termitów posiada na czole wydłużony, stożkowaty
narząd
połączony z gruczołem, z tego też powodu zwane są nosaczami. Błędnie. Narząd ten
bowiem,
wraz z opancerzoną głową owada, odgrywa raczej rolę wieżyczki czołgowej z
armatą. Dzięki
skurczom silnych mięśni żuwaczkowych strzela ona z gruczołu czołowego na
odległość wielu
centymetrów, trafiając dokładnie, mimo iż żołnierze są zupełnie ślepi. Po
wystrzale „lufa” zostaje
wytarta o ziemię, a „czołg” wycofuje się w głąb gniazda, gdyż brak mu zapasu
substancji na serię
wystrzałów.
Entomolodzy stwierdzili, że to przystosowanie powstało całkowicie niezależnie u
co najmniej
dwóch rodzajów termitów i rozszerzyło się na dziewięć rodzajów, a co za tym
idzie żuwaczki,
które stały się zbędne, dziewięciokrotnie zredukowane zostały do postaci małych,
niefunkcjonalnych płatków. Dziewięć razy! I za każdym razem przypadkowo?
Staram się nie obciążać tekstu cytatami, lecz tutaj nie mogę się od tego
powstrzymać. Oto jak
komentuje powyższe E.O. Wilson w swym dziele Społeczeństwa owadów:
„Ta niezwykła gwałtowność ewolucji zbieżnej (...) świadczy o tym, że stworzona
przez
»nosaczy« metoda obrony chemicznej jest wysoce skuteczna.”
Wynikałoby z tego, że główny sprawca mutacji, napędzających rzekomo ewolucję, a
więc
przypadek, wiedział o skuteczności armaty! I zależało mu na tym, aby dostarczyć
Strona 42
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
ją termitom!
Tak więc przypadkowe mutacje pospiesznie budują armaty i z równym pośpiechem
likwidują
żuwaczki, by nie przeszkadzały. Nagle niepotrzebne stały się do tego geologiczne
okresy, dotąd
tak niezbędne dla dokonania najmniejszego przekształcenia! W dodatku powstanie
armaty nie
było żadnym warunkiem przetrwania rodzaju! Było tylko alternatywną bronią. Dobór
naturalny
nie doszedł tu wcale do głosu! Inne termity, te bez armat, występujące na tym
samym terenie i w
tym samym czasie, także przetrwały. Nie działał tu żaden z klasycznych czynników
ewolucji
darwinowskiej. A więc co działało?
Skonstruowanie termiciej armaty jest czymś wyjątkowym. To nie adaptacja już
istniejącego
otworu gębowego, odbytu czy przewodów nosowych, wykorzystanych do wydmuchiwania
powietrza czy wyrzucania substancji pokarmowych. Gruczoł-magazynek i lufa na
czole jest to
nowy pomysł, nowy projekt, nowe zamierzenie. To organ dodany, specjalnie
stworzony. Przez
kogo? Przez przypadek? Czy przypadek wiedział, że trzeba go umieścić na czole?
Dlaczego nie
znajdujemy pewnej ilości termitów nieudanych, z lufami celującymi w niebo?
Nie dość, że armata, i to dwukrotnie, niezależnie skonstruowana, to jeszcze
towarzyszy temu
29
identyczny proces zaniku żuwaczek.
Niezależnie od siebie, dziewięć razy u dziewięciu rodzajów. Skąd przypadek
wiedział, że ma
uwsteczniać żuwaczki dokładnie tam, gdzie inny przypadek instaluje armatę?
W oczywisty sposób mamy do czynienia z procesem skoordynowanym, w którym
przypadek
nie odgrywa żadnej roli, a ukierunkowane mutacje objęły wiele genów
współpracujących ze
sobą.
Kolejnym z wynalazków, dzięki któremu o miliony lat wyprzedziły nas owady, są
mrówcze
maszyny do szycia. Dokonały go mrówki tkacze, jeden z żyjących w Azji Mniejszej
gatunków,
utrzymujących własną trzodę. Bydełkiem tych mrówek są małe owady, tarczowniki,
żywiące się
sokiem roślinnym. Mrówki doją je, czyli łaskoczą nóżkami i czułkami, pobudzając
do wydalenia
z odwłoka kropli słodkiej wydzieliny. Tę skrzętnie zbierają, zanoszą swoim
larwom, a także
same się nią pokrzepiają. Ta umiejętność nie odbiega wiele od pospolitych
czynności żerowania,
lecz teraz zaczyna się coś naprawdę zdumiewającego.
Tarczowniki są łatwym i łakomym łupem także i dla ptaków. Ponadto unikają
otwartego
słońca, chroniąc się przed nadmiernym odwodnieniem. To bardzo ogranicza ich
Strona 43
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
pastwiska do
części roślin pozostających w cieniu. Z tego też powodu ograniczona jest liczba
osobników. To
nie zadowala mrówek, zainteresowanych, jak na prawdziwych farmerów przystało,
powiększaniem stada i jak najobfitszym udojem.
Cóż więc robią tkacze? Ni mniej ni więcej, podejmują działa nią dla powiększenia
pastwisk
tarczowników! Budują w tym celu „dachy, rozszerzające obszar cienia, na który po
pewnym
czasie wkroczą nowe pokolenia tarczowników, zapewniając pokarm rosnącej
populacji mrówek.
Jak się odbywa budowa? Liście krzewów, na których żerują tarczowniki, są wąskie,
długie i
rzucają niewielki cień. Wobec tego mrówki łączą je ze sobą brzegami, tworząc z
wielu liści
obszerne baldachimy. Pomysł ten wymaga abstrakcyjnego myślenia, projektu i
przewidywania
tego, co wyniknie z połączenia setek liści – a więc tego, że powstanie cień,
który zwabi
tarczowniki, a większa ich liczba zapewni większe udoje.
Jak połączyć liście? Oczywiście, zszywając! Do szycia potrzebne są nici. Wokół
pełno jest
roślinnych włókien, mogących pełnić tę rolę. Trzeba by jednak je zbierać,
preparować, dziurawić
brzegi liści i przewlekać nitki przez otwory. Ten sposób stosują już inne
gatunki, choćby
ptakitkacze.
Mrówki wybrały inny – używają kleju. Tubami z klejem są ich własne larwy, małe
gąsienice, które wytworzyły w odwłoku gruczoły wydzielające lepką i krzepnącą na
powietrzu
masę, podobną do pajęczego jedwabiu. Nie jest wykluczone, że chemiczna formuła
została
przejęta od pająków lub pająki przejęły ją od mrówek drogą, o której szerzej
piszę w innym
rozdziale.
Powróćmy do szycia czy raczej klejenia. Mrówki wynoszą z gniazda trzymane w
żuwaczkach
larwy, wchodzą z nimi na drzewa i posuwając się krawędzią liścia, wychylają się
w kierunku
liścia sąsiedniego, przytykając doń odwłok larwy. Nitka się przykleja, szwy są
coraz krótsze,
liście się zbliżają, aż do zupełnego zetknięcia. Mrówki wiedzą także, ile szwów
trzeba wykonać,
aby powiewy wiatru nie zniszczyły ich pracy. I tak, liść do liścia, powstaje
rozległy parasol.
W tym miejscu powinniśmy sobie uświadomić, jak dużej pracy myślowej, jakiego
zastanowienia i kombinowania wymaga od nas samych użycie tuby z klejem, aby
zwyczajnie
połączyć dwie kartki papieru. Mrówki robią to instynktownie. Jednak, jak już
wiemy, słowo to
niczego nie objaśnia, niczego nie tłumaczy i tylko stwarza fałszywe pozory, że
coś tu rozumiemy.
Strona 44
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
A nie rozumiemy niczego!
Powtórzmy: mrówka powinna wiedzieć, że z połączenia liści wyniknie większy
obszar cienia,
cień zwabi tarczowniki, będzie ich więcej i po pewnym czasie dadzą więcej soku.
Mrówka
powinna zdawać sobie sprawę, że jeśli chce zwiększyć liczbę mrówek, musi wziąć z
gniazda
30
larwę, zanieść ją na drzewo i określonym jej końcem dotykać na przemian brzegów
dwóch liści,
robić coraz krótsze ściegi, znać ich ilość...
Mrówki „wiedzą” to wszystko w jakiś nam nieznany, prawie na pewno
nieuświadomiony
sposób. Lecz sam opis ich działań wyraźnie nam mówi, że to wszystko to wynik
inteligentnego
planu. Tego rodzaju abstrakcyjnych działań nie byłyby w stanie przeprowadzić
nawet małpy i
młode osobniki rodzaju ludzkiego. Gdzie kryje się ten plan i dalekosiężny
zamysł, skoro mrówki
mają w głowie jedynie niewielki kłębek komórek nerwowych? I jak jest on
dziedziczony, skoro
w jaju mógłby być zapisany tylko na paśmie DNA, a ten rodzaj zapisu nie nadaje
się do takich
celów? Odpowiedź, jak już wiemy, może być tylko jedna: działa tutaj wzorzec,
który spoza
organizmów mrówek kieruje ich pracami.
Niemal każda grupa zwierząt, a także i roślin, ma przedstawicieli, którzy
wytwarzają
substancje żrące, palące, cuchnące lub trujące, by zniechęcić potencjalnych
drapieżników do
odżywiania się nimi. Drapieżniki z kolei stosują trucizny choćby dla
obezwładniania zbyt
ruchliwego obiadu. Użycie tych substancji, produkowanych przez komórki, wiąże
się także z
koniecznością skonstruowania odpowiedniego organu dla rozlania, rozpylenia czy
wstrzyknięcia
cieczy. U termitów była to armata, u gadów zęby jadowe z kanalikami i
przyciskowym zaworem,
strzykawka ciśnieniowa u osy, u skunksa kurcząca się torebka mięśniowa.
Ostatnio zdumienie ornitologów wzbudził występujący na Nowej Gwinei, niewiele
większy
od wróbla, barwny ptak pitohui. Okazało się bowiem, o czym krajowcy od dawna
wiedzieli, a co
dotychczas umykało uwadze badaczy, że pióra tego ptaka pokryte są trucizną o
niezwykłej mocy.
Nosi ona nazwę homobatrachotoksyny i jest kilkaset razy silniejsza od
strychniny. Należy do
neurotoksyn, zakłóca równowagę sodową w komórkach nerwowych i powoduje
niekontrolowane
skurcze mięśni, a także drętwienie tkanek i brak czucia, w końcowym efekcie
zabijając.
Ten typowo obronny wynalazek wymagał opracowania trującej substancji chemicznej,
Strona 45
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
a
zarazem odtrutki na nią, chroniącej organizm samego ptaka.
Na zakończenie tego przeglądu zajmijmy się pajęczyną. Zachwycamy się nieraz jej
budową,
cudownym, symetrycznym wzorem, nie myśląc najczęściej o tym, że jest ona
narzędziem, jest
mechaniczną pułapką o wysokim stopniu skomplikowania.
Pospolitym i pierwotnym sposobem odżywiania się zwierząt jest chwytanie
roślinnego czy
zwierzęcego pokarmu za pomocą wyspecjalizowanych organów ciała. Są one często
godnymi
podziwu narzędziami, o wielkiej precyzji, skuteczności i skomplikowanej budowie.
Lecz jeśli
zwierzę używa narzędzia nie połączonego z ciałem, a zbudowanego przez siebie,
powinno to
pobudzać naszą najwyższą uwagę.
Instynktowe podłoże budowy pajęczyny omawiam w rozdziale o instynkcie, tutaj
chciałbym
się zatrzymać na wynalazku samej substancji, z której wytworzony jest pajęczy
jedwab. Badania
laboratoryjne wykazały, że jest to jeden z najmocniejszych i
najelastyczniejszych materiałów,
jakie w ogóle istnieją. Obliczono, że tkanina upleciona z pajęczyny byłaby
kuloodporna,
zdecydowanie przewyższając wszelkie stosowane dotychczas materiały.
Pajęczyna, jedwab jedwabników, łuski chitynowe, macica perłowa i wiele
podobnych,
chemicznych wynalazków przyrody, dało początek nowej dyscyplinie, zwanej
materiałową
inżynierią biomolekularną lub biomimetyczną. Stawia ona dopiero pierwsze kroki,
lecz już budzi
ogromne nadzieje. Naśladowanie wynalazków zwierząt – jak późno to pojęliśmy! –
wydaje się
być najkrótszą i najtańszą drogą do technologii XXI wieku.
Wracając do pajęczego jedwabiu, trzeba powiedzieć, że jest on oparty na
chemicznym wzorze,
z którego korzystali wszyscy chemicy, próbujący opracować nowe włókna. Tak było
na przykład
z nylonem; zastosowano w nim te same wiązania chemiczne, jakie występują w
białkach
pajęczyny. Zresztą niedawno wykryto, że pająki produkując włókna stosują inny
proces niż
31
inżynierowie. Najpierw syntetyzują bowiem białko rozpuszczalne w wodzie, a
następnie składają
z niego utwardzone i nierozpuszczalne włókna. Chemia zamierza ten sposób
naśladować.
Piszę o tym, aby zwrócić uwagę, że to niezwykłe zachowanie, jakim jest polowanie
za
pomocą sieci, ma swoje chemiczne początki we wnętrzu komórek. Aby sieć powstała,
niezbędny
jest krzepnący na powietrzu surowiec. Składa się nań kilka białek i innych
Strona 46
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
komponentów o
molekułach dających się wzajemnie splatać. Struktura tych białek jest zakodowana
w genach, ale
stworzenie pozostałych składników wymaga kilkustopniowych procesów. Te znów
uprzedniej
syntezy wspomagających je, wyspecjalizowanych białek, zwanych enzymami.
Gdyby to wszystko było wynikiem przypadkowych mutacji, musielibyśmy mówić o
całym
ciągu przypadków nieprawdopodobnie szczęśliwych. Jak bowiem inaczej objaśnić
powstanie
kilkunastu genów, których produkty białkowe dopiero się złożą na końcowy produkt
o
niezwykłym, praktycznym znaczeniu? A przecież pająk jeszcze nic o nim nie wie. Z
jego punktu
widzenia, gdyby taki posiadał, dotychczasowe przemiany genotypu były bezcelowe.
Nie tylko
pająki, ale i żadna z żywych istot na Ziemi nie słyszały o pajęczynie. Żadna też
nie potrafiła
stworzyć jej wyobrażenia. Coś go jednak stworzyło i poprowadziło kolejne fazy
procesu,
służącego zbudowaniu pułapki na muchy.
Zaczęło się od genów, obecnych we wszystkich komórkach ciała pająka. Stąd
jeszcze długa
droga do ukształtowania gruczołów, w których jedynie i wyłącznie będzie
następowała ekspresja
tych genów. I do umieszczenia ich właśnie na odwłoku, tam gdzie będą obsługiwane
przez tylną
parę odnóży. I do wypracowania zespołów ruchowych, służących tkaniu sieci. I do
nauczenia
pająka kształtu sieci o przemyślnej budowie, o rysunku regularnym i stałym, a
przecież za
każdym razem dostosowywanym do warunków miejscowych.
Gdybyśmy chcieli niezbędne do tego informacje przetworzyć na zapis cyfrowy,
ilość
koniecznych bitów przekraczałaby wielekroć pojemność pajęczego genomu. Nie ma
takiej
potrzeby. Jak wszystkie zwierzęce wynalazki, tak i pajęczyna ma swój początek
poza
organizmem i poza komórkami.
32
Crossing-over
Przenieśmy się teraz do mikroświata, do wnętrza naszych własnych komórek, aby
się
przekonać, że to, co się w nich dzieje, jest nie mniej tajemnicze i jeszcze
mniej zrozumiałe.
Przeniknijmy ścianę komórkową i błonę jądrową, aby się znaleźć w samym
sanktuarium, w
jądrze, czyli siedzibie czterdziestu sześciu ludzkich chromosomów, prastarych
mędrców, tak
wiekowych, jak samo życie. Pamiętają one, zapisaną w nich genetycznym kodem, tę
chwilę
sprzed blisko czterech miliardów lat, gdy życie powstało na Ziemi i raz na
Strona 47
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zawsze został mu
nadany kod genetyczny wspólny wszystkim żywym istotom. Wówczas komórka-pramatka
po raz
pierwszy się podzieliła.
Oglądając preparat mikroskopowy ludzkiej komórki szykującej się do podziału,
możemy
odnieść wrażenie, iż to gromadka czterdziestu sześciu ludzików, bez głów, lecz z
uniesionymi
rękami, gnących się w dziwacznym tańcu. Nie trzeba tłumaczyć, że to podobieństwo
jest czysto
przypadkowe każdy chromosom składa się z dwu identycznych pałeczek połączonych w
jednym
punkcie, zwanym centromerem. To przewężenie stwarza pozór talii, od której
odchodzą jakby
dwie ręce i nogi. W istocie każda pałeczka jest wiernym odbiciem drugiej, jest
jej kopią,
zawierającą takie same geny. I właśnie w tej genetycznej treści chromosomów
kryje się drugi
powód do ich antropomorfizacji. Geny to przecież nic innego, jak opis pewnych
cech organizmu.
Tak więc człowiek (co prawda, nie cały) jest tu sprowadzony do kodowego zapisu
na paśmie
DNA. W tym czasie, tzn. gdy jesteśmy jeszcze tylko zapłodnionym, macierzyńskim
jajem, i ono,
i przechowywany w nim zapis stanowią całą naszą biologiczną istotę.
Porzućmy jednak tę zabawę w podobieństwa. Każda z pałeczek chromosomu to bardzo
długie
pasmo podwójnej helisy DNA, które zwinęło się i skurczyło ciasno, aby
przygotować się do
podziału komórki i ułatwić przejście każdego z bliźniaczych chromosomów do
potomnej
komórki. Gdyby w czasie podziału DNA pozostawało w postaci dziewięćdziesięciu
dwóch
długich, cienkich nici, tworzących prawdziwą plątaninę, trudne byłoby ich
bezbłędne
rozdzielenie.
Pod względem chemicznym DNA jest to kwas dezoksyrybonukleinowy o dość monotonnej
budowie. Tworzą go ułożone liniowo bloki budulcowe czterech, powtarzających się
rodzajów.
Każdy blok składa się z prostego cukru, grupy fosforowej i jednej z czterech
zasad i łączy się z
innymi w ciąg liczący dziesiątki tysięcy bloków.
I oto ta zwykła molekuła, „martwa”, tak jak „martwe” są drobiny cukru czy atomy
fosforu,
zadziwia nas zachowaniem, zwanym crossing-over. Jest ono tak złożone, iż w pełni
zasługuje na
miano czynności wykonywanej przez chromosomy w sposób inteligentny. Gdyby
chodziło o
zwierzęta, mówilibyśmy o czynności instynktowej, ale czy chromosomy posługują
się
instynktem? Uważa się przecież, że instynkt pojawia się dopiero na poziomie
organizmów
Strona 48
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
jednokomórkowych. Nie sądzę, by tak było.
Myślę, że ten sam mechanizm, który kieruje instynktem zwierząt, rządzi
poczynaniami
33
struktur wewnątrzkomórkowych i jest nierozerwalnie związany z każdym żywym
układem.
Przekonamy się teraz, iż to, czego dokonują chromosomy, dalece wykracza poza
reguły
zachowań podobnych molekuł znajdujących się poza komórkami.
Komórki płciowe, przygotowując się do zapłodnienia, pozbywają się połowy swoich
chromosomów, których pierwotnie posiadają czterdzieści sześć. Chodzi o to, aby
plemnik
przenikający do jajeczka wnosił z sobą dwadzieścia trzy chromosomy, które wraz z
dwudziestoma trzema ich odpowiednikami pozostałymi w jajeczku przywrócą łączną
liczbę
właściwą człowiekowi, czyli czterdzieści sześć chromosomów obecnych od tej
chwili w każdej
komórce rozwijającego się ciała.
To wstępne zmniejszenie liczby chromosomów odbywa się w trakcie podziału komórki
rozrodczej, zwanego mejotycznym. Wiąże się ono z wydarzeniami zdumiewającymi,
nad którymi
biolodzy, z konieczności, przechodzą do porządku dziennego. Nie może być
inaczej, bo rzeczy
niezwykłych dzieje się w komórce tak wiele, iż badacz zbyt wrażliwy nie
wychodziłby nigdy ze
stanu osłupienia, a to w oczywisty sposób uniemożliwiałoby mu pracę. Z drugiej
jednak strony,
rutynowe podejście do obserwowanych zjawisk i pewna obojętność na rodzące się
wciąż pytania,
zacierają ostrość widzenia także i biologów. Zbyt często mają skłonność do
sugerowania laikom,
a i samym sobie, że proces, który zdołano zaobserwować, tym samym staje się
procesem
objaśnionym, przynajmniej w takiej mierze, że nie ma sensu dopatrywać się w nim
niczego
tajemniczego. To trochę tak, jak byśmy objaśniali zasadę działania kukiełek,
stwierdzając, że
poruszają się dzięki pociągającym je nitkom i nie próbowali już dociekać, co
dzieje się za
kulisami: kto pociąga za nitki, według jakiego programu i w jakim celu.
Powróćmy do chromosomów. Przygotowując się do podziału mejotycznego, dwadzieścia
trzy
z nich, pochodzące od ojca, stają naprzeciw dwudziestu trzech pochodzących od
matki. Tak
powstają pary chromosomów homologicznych, czyli takich, które pochodząc każdy od
innego z
rodziców, zawierają w sobie geny odpowiadające za tę samą cechę, na przykład
barwnik oczu
albo produkcję hormonu przysadki mózgowej.
Już samo to zdumiewa. Najzwyklejsze w świecie molekuły kwasu przesuwają się w
sposób
zorganizowany, porządkują się i odnajdują partnerów. Jak jest to
Strona 49
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
nieprawdopodobne,
uświadomimy sobie lepiej porównując chromosomy do kaset magnetofonowych z
nagraniami
muzyki. Skojarzenie jest bardzo bliskie, bo przecież chromosom to właśnie taśma
DNA z
„nagranymi” na nią genami. Otóż wyobraźmy sobie, że rozsypane bezładnie na stole
czterdzieści
sześć kaset magnetofonowych, zaczynają się segregować i ustawiać parami.
Pierwsza para to
melodia „Wróć do Sorrento” w dwóch wykonaniach, Elvisa Presley’a i Luciano
Pavarottiego.
Druga para, to aria „Królowej Nocy” Mozarta śpiewana przez Elizabeth Schwarzkopf
i
Zdzisławę Donat. Trzecia to „Creeping Death” w wykonaniu zespołów Scorpions oraz
Metallica.
I tak dalej, i dalej. Skąd kasety „wiedziały” wzajemnie o sobie, co jest na nich
zapisane,
pozostaje ich tajemnicą. Czysta fantazja i nieprawdopodobieństwo! A jednak to
samo dotyczy
właśnie chromosomów! Ich przewaga nad kasetami polega tylko na tym, że zostały
wrzucone do
jądra komórkowego.
Nasze zdziwienie nie będzie wcale mniejsze, jeśli powiemy sobie, że ułatwiają
ten manewr
półpłynne środowisko i domniemane sygnały, wymieniane przez chromosomy. To nie
wyjaśnia
nawet drobnej części niezbędnych tu działań. Owszem, koordynacja akcji może
odbywać się
drogą np. elektrochemiczną – wszystkie chromosomy otrzymują jednoczesne sygnały
o
zarządzonej zbiórce w dwuszeregu. To wydaje się względnie proste. Ale sygnał
musi być
najpierw nadany, potem odebrany, następnie zrozumiany i wreszcie wykonany! Tu
nie chodzi
przecież o sygnał tego rodzaju, jaki wysyła na przykład zapalony knot świecy;
promieniowanie
cieplne zostaje wchłonięte przez stearynę, która pod jego wpływem topi się i
siłą ciężkości
34
spływa do podstawy świecy, gdzie ochłodzona zastyga w innej konfiguracji.
Chromosomy nie są kierowane przez siłę ciężkości, linie pola magnetycznego czy
kanały
podciśnieniowe. Podążają na swe miejsca każdy według innego azymutu, przy tym
segregują się
i rozpoznają partnera. A jeśli nie są zdolne do tego, musi to robić za nie coś
czy ktoś inny! Taki
ruch wymaga określenia z góry własnej pozycji wyjściowej i docelowej. Wymaga też
wiedzy o
własnej treści i treści homologicznego chromosomu, a to oznacza konieczność
wymiany
sygnałów i stwierdzenia zgodności odebranych informacji z posiadanym wzorem
partnera. To
Strona 50
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wszystko bezwzględnie przekracza możliwości takiej molekuły jak DNA. Zresztą,
nic na to nie
wskazuje, że chromosomy w ten sposób poszukują swych miejsc. Nie ma tu żadnej
„przepychanki” i zamieszania. Każdy chromosom od razu bezbłędnie dąży do swego
miejsca w
dwuszeregu, jakby przesuwany po niewidzialnym torze.
Czytałem objaśnienie, iż dzieje się to za sprawą pól elektromagnetycznych,
kierujących
ruchem drobin. Zjawiska elektromagnetyczne są w komórkach jeszcze mało poznane,
chociaż ich
istnienie udowodniono ponad wszelką wątpliwość. Ale to nas wcale nie zbliża do
rozwiązania
problemu. Zakładane pole musiałoby bowiem przechowywać w sobie plan całego
manewru,
uwzględniający stereotopografię komórkowej przestrzeni, aktualne, wciąż
zmieniające się
pozycje chromosomów, i elastyczny, wciąż modyfikowany, osobny dla każdego z
nich, program
przesunięcia w korelacji z programem dla homologicznego partnera.
Pola elektromagnetyczne o takich właściwościach nie istnieją. Nie do pomyślenia
jest też
roztwór chemiczny, który przechowywałby niezbędne tutaj informacje i animował
ruchy
czterdziestu sześciu elementów. Doskonale wiadomo, że to, co udaje się uzyskać
na drodze
chemicznej, a więc pewne ruchy molekuł, „pamiętanie” pierwotnego kształtu przez
pewne
materiały, wszelkie segregacje i porządkowanie się elementów, jak atomów w
kryształach,
przesunięcia osmotyczne czy dyfuzyjne – ze względu na swą prostotę pozostaje o
wiele rzędów
poniżej poziomu skomplikowania czynności chromosomów.
Tego typu zjawiska odbywają się tylko i wyłącznie w żywej komórce. Pewien biolog
powiedział mi, że właśnie z tego powodu nie ma czemu się dziwić. Na tym właśnie
rzecz ma
polegać, iż żywa komórka jest splotem nieprawdopodobnie wielkiej ilości procesów
obsługujących się wzajemnie, nigdzie indziej nie występujących w przyrodzie w
takiej
rozmaitości, intensywności i zagęszczeniu. Na tym ma polegać życie.
Niestety, nie trafił mu do przekonania mój argument, iż właśnie fakt, że owe
procesy nie
występują nigdzie poza zamkniętą przestrzenią błony komórkowej, jest najlepszym
dowodem
niezwykłości tego mikrośrodowiska, tych kropelek życia. I wyraźnym wskazaniem,
iż kryje się
za nimi coś więcej niż czysta fizyka.
Ale wszystko, co powiedzieliśmy powyżej, było tylko wprowadzeniem do tego
fenomenu,
jakim jest crossing-over! Dochodzi do niego wówczas, gdy chromosomy stoją już
naprzeciw
siebie. Za chwilę, skurczone do postaci pałeczek i pociągnięte mikrowłóknami,
rozstaną się z
Strona 51
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
homologicznymi partnerami i każdy szereg dwudziestu trzech podwójnych pałeczek
przejdzie do
innego bieguna komórki, która się wówczas podzieli.
Zanim to jednak nastąpi, w tej ostatniej chwili przed rozstaniem, chromosomy
dokonają
czegoś niebywałego: wymienią się częściami! I znów, aby użyć przemawiającego do
wyobraźni
przykładu, odwołam się do naszych nagrań muzycznych. Obie taśmy, jedna z głosem
Presleya,
druga Pavarottiego, śpiewających „Wróć do Sorrento”, pękają i wymieniają się
oderwanymi
odcinkami, przyklejając je do siebie. Pęknięcie na obu taśmach następuje
dokładnie w tym
samym miejscu: w tej samej zwrotce, na tej samej nucie! Po takiej wymianie oba
nagrania są
nadal kompletne i tylko barwa głosów pozwala zauważyć, że coś się tu stało.
W jakim celu się to odbywa, wyjaśnimy sobie w dalszym ciągu. Teraz trzeba
powiedzieć, że
35
między taśmami konieczne jest porozumienie po to, aby obie podzieliły się
dokładnie między
tymi samymi nutami.
Na tym właśnie polega crossing-over. Wymieniają się części chromosomów
ojcowskich i
macierzyńskich, zawierających te same geny. Podział i wymiana i tu także nie są
przypadkowe,
lecz dokonane w najbardziej precyzyjny sposób. Geny nadal są pełnosprawne,
kompletne i w
niczym nie upośledzone. Tyle tylko, że jeśli w ojcowskim chromosomie był dotąd
gen
brązowego barwnika oczu, to od tej chwili będzie nim gen koloru niebieskiego,
przekazany od
matki. Crossing-over służy więc stwarzaniu nowej jakości, nowych kombinacji
genów, nowych
ich zestawów.
Aby użyć jeszcze jednego obrazowego porównania, jest to tak, jakbyśmy w dwu
książkach
kucharskich różnych autorów wymienili kartki z przepisem na barszcz, kapuśniak,
krupnik oraz
żurek. Te same zupy, ale nieco inaczej przyrządzone, z innymi przyprawami. Obie
książki
kucharskie będą nadal kompletne, lecz już nieco zmienione. Każda wzbogaci się o
fragment
drugiej.
Mechanizmy crossing-over na poziomie molekularnym nie są do końca wyjaśnione.
Jak
pamiętamy, dwie nici DNA są połączone ze sobą parami zasad. Zasady są cztery:
adenina (A) i
guanina (G) oraz cytozyna (C) i tymina (T). Dwie pierwsze drobiny są nieco
większe od dwu
następnych. Z tego powodu, aby regularność podwójnej helisy była zachowana,
zawsze
Strona 52
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
naprzeciw większej zasady na jednej nici występuje mniejsza na drugiej nici i
odwrotnie. A łączy
się z T, zaś G z C i przez takie zazębianie się utrzymywana jest stała odległość
obu nici.
Jak wiemy również, ciąg zasad biegnących liniowo wzdłuż jednej nici, a więc np.
TAGCATTATTAC... jest właśnie kodem genetycznym czyli treścią genu. Grupa trzech
zasad
jest tzw. kodonem dla jednego z dwudziestu aminokwasów, czyli cegiełek
budulcowych białka.
Jak z tego wynika, przerwanie ciągu zasad w dowolnym miejscu i przyczepienie
równie
dowolnie odciętej nici z drugiego chromosomu czyniłoby kod bezsensownym. Jeśli
np. trzy
kolejne kodony brzmią AAA-TTT-GGG, to cięcie dokonane między pierwszym i drugim
A
sprawi, że dalszy odczyt będzie brzmiał:
AAT-TTG-GG... To oznacza z kolei, że zupełnie inne aminokwasy zostaną połączone
w
łańcuch białkowy, czego wynikiem może być głębokie upośledzenie czynności
komórki, tym
poważniejsze w skutkach, że chodzi tu przecież o komórki płciowe, z których ma
się rozwinąć
zarodek.
Pasma DNA nie przerywają się jednak przypadkowo. Są one przecinane przez
wyspecjalizowane enzymy, czyli drobiny białkowe o skomplikowanym kształcie,
który pozwala
im odszukać właściwe, specyficzne miejsce na paśmie DNA i tylko tam dokonać
przecięcia obu
nitek podwójnej helisy. Podobny enzym w takim samym miejscu przecina helisę
drugiego
chromosomu. Już samo to nie mieści się w naszych wyobrażeniach. Ale jaka siła i
jakim
sposobem zamienia odcięte końce – to jest już wydarzenie z kategorii cudów!
Warto zauważyć, że owa zdolność rozpoznawania właściwego miejsca przez tnące
enzymy
(jeśli w ogóle prowadzą one rozpoznanie tym sposobem) musi dotyczyć odcinka na
tyle
długiego, aby podobna sekwencja zasad nie powtarzała się wielokrotnie w długości
chromosomu.
Gdyby znakiem rozpoznawczym był tylko jeden kodon, np. ATG, który powtarza się w
jednym
genie nawet setki razy, chromosom zostałby dosłownie posiekany.
Tyle (a do chwili druku tej książki zapewne nieco więcej) zdołali wyjaśnić
biolodzy. Ich
żmudna praca prowadzi do odkrycia rodzaju molekuł, wzajemnych odniesień między
drobinami i
skutków ich takiego czy innego oddziaływania. Nie wyjaśnia natomiast DLACZEGO...
Dlaczego, skądinąd martwa jak polny kamień molekuła.^ zlepek kilkuset atomów,
zachowuje
się w sposób tak złożony, tak skomplikowany, a zarazem tak elastyczny, tak
niezawodny w
36
Strona 53
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
bilionach bilionów crossing-over dokonujących się od niepamiętnych czasów?
Dlaczego te tnące i łączące molekuły w ogóle chcą się przesuwać wzdłuż pasma DNA
i
odnajdywać miejsca, które pasują do ich kształtu i w których nastąpi cięcie?
Dlaczego dwie
podwójne Spirale chcą wymienić swe odcinki? Skąd „wiedzą, że mają w tym celu
stanąć
naprzeciw siebie i jak tego dokonują? Jak się dowiadują, że mają przed sobą ciąg
bliźniaczych
genów? Dlaczego i jakim sposobem po przecięciu przez enzymy wymieniają się
odciętymi
odcinkami, zamiast na przykład, przyłączyć ponownie własny odcinek lub istnieć
dalej w stanie
podzielonym?
Pamiętajmy o tym, że żadne objaśnienia przeniesione tutaj z obszaru mechaniki w
ogóle nie
pasują. Nie ma tu kół zębatych, stałych osi, wyznaczonych przesuwów po ściśle
odmierzonym
torze. Przeciwnie, wszystkie elementy unoszą się swobodnie w półpłynnej
zawiesinie, w natłoku
molekuł o najróżniejszych kształtach i właściwościach. Rozbierzmy na części
składowe
pięćdziesiąt zegarków, wsypmy to wszystko do naczynia z wodą i oczekujmy, że za
chwilę
rozlegnie się tykanie, a punkt dwunasta zabrzęczy nam budzik. Nie stanie się nic
takiego. To jest
niemożliwe. To byłby cud. A przecież taki właśnie cud dokonuje się w każdej z
żywych
komórek.
Mniejsze i większe molekuły, te kółka zębate życia, wymieszane z drobinami wody,
zazębiają
się i napędzają wzajemnie według odwiecznego programu, bezbłędnie i wiernie
odtwarzanego od
początku istnienia, choć śladu tego programu nie ma w żadnych materialnych
strukturach.
Trudno też się nie zgodzić, że czynność crossing-over, służąca obiegowi genów, o
dalekosiężnym, objawiającym swe skutki nawet po tysiącleciach działaniu, opiera
się na
inteligentnym i celowym planie. Podwójna helisa takiej inteligencji nie posiada,
a zaszyfrowany
w niej zapis nie może zawierać opisu czynności w rodzaju: „odszukaj swego
partnera, ustaw się
w odległości 10 Ĺngströmów od niego i czekaj, aż enzym cię przetnie, wówczas
zbliż koniec
odciętej nici do miejsca takiegoż cięcia u partnera...” Nie mówiąc już o tym, że
molekuła
musiałaby zyskać świadomość własnej osobowości, aby pokierować swoimi ruchami.
„Co jednak mówi enzymom, jak właściwie poprzecinać molekułę i jak połączyć razem
powstałe odcinki? (...) Wewnętrzne mechanizmy takiego cięcia i łączenia nie są
bynajmniej
proste, bo gdy tylko enzym dokona cięć na odcinki, to ruchy Browna rozproszą je
wokół, bez
Strona 54
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
najmniejszej nadziei na ponowne ich złożenie!” (Maxim D. Frank-Kamenetskii,
Unraveling
DNA, New York 1993: VCH Publishers).
Przeciwnicy takiego przedstawienia sprawy powiedzą, że byle robot, też nie
mający cienia
świadomości, potrafi wykonać czynności wcale nie mniej złożone. Nic bardziej
złudnego! Każdy
robot jest napędzany programem, stworzonym przez inteligencję człowieka. Za
każdym robotem
stoi ludzki projekt, myśl, rozumowanie. Robot jest tylko zmaterializowaną
postacią
abstrakcyjnego procesu myślenia, podjętego dla osiągnięcia wyobrażonego celu. A
tutaj się
twierdzi, że procesy życia istnieją same w sobie i powstały same z siebie!
Absurdalne
twierdzenie.
Może właśnie po to potrzebne było stworzenie informatyki, opierającej się na
inteligentnym,
abstrakcyjnym myśleniu, aby człowiek pojął, iż w biologii ŻADNE wydarzenie i
żadne zjawisko
nie jest możliwe bez takiego zaplecza.
Tradycyjni ewolucjoniści twierdzą, że pierwsze chromosomy, u których przypadkowo
powstała zdolność do wymiany odcinków, okazały się lepiej przystosowane do
przeżycia i z
czasem opanowały całą populację chromosomów. Załóżmy, że jest to możliwe i ta
niezwykle
celowa i przemyślna operacja, dająca wyniki z wielkim opóźnieniem, jest skutkiem
ślepej
mutacji, do której doszło kiedyś, w otchłani wieków. Ale czy przypadek mógł
równocześnie
stworzyć narzędzia służące tej wymianie? Bardzo skomplikowane molekuły białkowe,
będące
37
łańcuchem kilkudziesięciu aminokwasów, które zwijają się w tak przemyślny
sposób, że swoim
kształtem pasują do sekwencji kilkunastu zasad na nici DNA? Które nie tylko
pasują, ale w tym
szczególnym miejscu dokonują cięcia! Nie mówiąc już o tym, co każe im wędrować
wzdłuż nici
DNA, szukać właściwego miejsca i to wyłącznie w tej jedynej chwili, kiedy
chromosomy
homologiczne stanęły obok siebie?! Zbyt to jest skomplikowany układ zależności,
aby mógł
powstawać stopniowo. Mógł on powstać jedynie od razu, w całości, albo nie
powstałby wcale!
Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy enzymach tnących. Są one białkami, a
drobiny
białek są syntetyzowane w komórce na podstawie genu, czyli zapisanej szyfrem
zasadowym na
nici DNA, sekwencji aminokwasów. To oznacza ni mniej, ni więcej, że taki enzym
musiał być
najpierw zapisany w chromosomie, potem według tego przepisu zbudowany, a
Strona 55
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
następnie
powrócił do macierzystego chromosomu i przeciął go w punkcie z góry wybranym!
Otóż o to
chodzi! Miejsce cięcia musiało być z góry wybrane, aby to do niego zaprojektować
specyficzną
drobinę białkową, która miejsce rozpozna swym kształtem. W tym celu konieczne
było
wyobrażenie sobie z góry kształtu przestrzennego owej drobiny i ustalenie, z
jakich
aminokwasów ją złożyć.
Odwracanie tej kolejności – jak to próbuje się czynić – i objaśnianie, że
najpierw powstał
przypadkowo enzym tnący, a potem skorzystały z jego usług chromosomy, nie
wytrzymuje
krytyki. Taki enzym dokonywałby cięć w przypadkowej chwili, na wszystkich
chromosomach, a
odcięte końce łączyłyby się (lub nie!) w równie przypadkowy sposób, tworząc
bezsensowne
zszywki genów.
Ale najważniejszym w tym wszystkim pytaniem jest dlaczego nasz enzym w ogóle
bierze się
do pracy? Co każe mu się przesuwać wzdłuż nici DNA i szukać specyficznego
miejsca cięcia?
Przecież klucz monterski położony obok silnika samochodu nie zacznie sam po nim
wędrować,
ażeby odnaleźć pasującą do niego nakrętkę i odkręcić ją. Nie zrobi tego
przynajmniej tak długo,
dopóki nie ujmie go ręka montera. Molekuła białkowa pod tym względem nie różni
się od klucza.
Co jest więc ową ręką, która się nią posługuje?
38
Instynkt
Instynkt to magiczne słowo, a zarazem worek bez dna. Najpierw było workiem
uszytym przez
biologów, by do niego wrzucać to wszystko, co w zachowaniu zwierząt jest nie
objaśnione, co
człowiek robi dzięki swej pamięci i wiedzy nabytej, zdolności myślenia i
przewidywania, logice
na koniec, a czego zwierzęta nie powinny robić, pozbawione tych wszystkich
atrybutów lub
posiadając je tylko w formie zaczątkowej.
Instynktowe zachowania są nadal jedną z największych tajemnic przyrody. Nic tu
nie zmieniły
częściowe objaśnienia w rodzaju magnetycznego podłoża orientacji ptaków, czy
roli adrenaliny
w stanach pobudzenia. Całość zjawiska jest niezrozumiała.
Przed wielu już laty, podczas zakładania na Spitsbergenie, w Zatoce Białego
Niedźwiedzia,
polarnej stacji naukowej Polskiej Akademii Nauk, miałem możność obserwowania
kamienistego
zbocza, będącego miejscem lęgowym małych, wodnych ptaków zwanych nurzykami.
Czarne, z
Strona 56
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
białą łatką na gardle i czerwonymi, płetwiastymi łapami, przypominały nieco
karłowate
pingwiny. Były jednak dobrymi lotnikami. Zrywały się z kamieni i koszącym lotem
opadały ku
morzu, aby tam żerować na ławicach planktonu i chmarach drobnych rybek, często
między krami
lodu.
Na wiosnę powracały z wolem pełnym pokarmu przeznaczonego dla dzieci. Pisklęta,
niewidoczne zrazu, kryły się w norach między kamieniami. Kiedy już podrosły,
można je było
zobaczyć wyglądające ciekawie z głębi mrocznych otworów. Nabierały tam siły,
rosły, aż do
chwili pierwszego, wielkiego egzaminu życiowego. Pewnego dnia coś kazało
pisklętom,
dotychczas niezwykle lękliwym, opuścić schronienia. Coś sprawiało, że czyniły to
wszystkie
naraz. I coś wskazało wszystkim tylko jeden kierunek: w dół skalnego zbocza, w
poprzek pasa
tundry z poduchami miękkich mchów i trawy, przez żwirową plażę zasypaną lodowym
rumoszem, do wody. Dążyły tam najkrótszą drogą. Coś im też kazało nie żałować
sił na tę
kilkusetmetrową drogę. Kazało pędzić bez oglądania się na boki, przez głazy i
kamienie, spadać,
koziołkować, podrywać się znowu, bez chwili wytchnienia dążyć do celu, którego
nie znały!
Nigdy nie widziały! Nie dotknęły stopą! Do słonej, morskiej wody. Nigdy dotąd
tak się nie
spieszyły, nie poświęcały niczemu tyle energii, nie były tak skoncentrowane w
swym działaniu.
To coś dobrze wiedziało, dlaczego w taki, a nie inny sposób kieruje
wielotysięczną gromadą
ptaków. Na ten dzień czekały już drapieżne mewy i polarne lisy. Rzucały się na
zbocze, jak
głodni biesiadnicy do zastawionego stołu. Ostre zęby i twarde jak stal dzioby
siały spustoszenie
wśród bezbronnych nurzyków. Jedynym sprzymierzeńcem małych ptaków był tylko ruch
i
liczebność. Staczająca się na łeb na szyję gromada dawała jednostkom
najpewniejszą ochronę i
szansę ocalenia.
Pierwsze szeregi dopadały wody i coś kazało im się do niej rzucić. Pospiesznie
odpływały od
brzegu, bo coś w nich odmieniło obowiązującą jeszcze przed chwilą zasadę
unikania otwartej
przestrzeni i krycia się w zakamarkach głazów. Nagle bezpiecznym miejscem była
otwarta, jasna
tafla wody. A najpewniejszą obroną przed atakiem z powietrza głębokie
nurkowanie, którego na
39
lądzie nigdy dotąd nie mogły wszak wypróbować. Tak działał instynkt. To coś –
brzmiałoby
potoczne objaśnienie – było ptakom wrodzone, zakodowane w ich genach, obecne
Strona 57
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
jeszcze w jaju,
jeszcze w chromosomach, ponieważ nie mogło wynikać z nauki ani doświadczenia,
nie było
opowiedziane dzieciom przez rodziców. Ale czy takie instrukcje, z elementami
orientacji w
terenie i czasie, mogą być zapisane chemicznym językiem? Tak można było
przypuszczać przed
erą informatyki, lecz dzisiaj?
Spróbujmy napisać program komputerowy, opisujący zachowanie się ptaków, z
poleceniami
dla wszystkich jego organów zmysłowych i mięśni, a łatwo się przekonamy, że DNA
w ptasich
komórkach nie zdoła pomieścić nawet połowy tego w dwójkowym zapisie.
Ptak tkacz jest afrykańską odmianą zięby, rozpowszechnioną od wschodniego Konga
do
południowoafrykańskiego buszu. Widziałem takie kolonie tkaczy w Ugandzie. Były
to kuliste
gniazda uplecione z trawy i innych, giętkich włókien, jak bombki choinkowe
wiszące po
kilkadziesiąt na drzewie. Gniazda wydawały się duże w porównaniu z wielkością
ich właścicieli.
Przeczytałem potem, że mocowane są do gałęzi dodatkowo zwierzęcym włosiem,
zawiązywanym na specjalny węzeł.
Znakomity amator przyrodnik, Eugeniusz Marais, prekursor etologii, czyli nauki o
zachowaniu się zwierząt, wykonał z tkaczami znamienne doświadczenie. Podłożył
ich jajka
kanarkom. Gdy młode tkacze wylęgły się i podrosły, trzymał je w niewoli, nie
dając dostępu do
trawy, ani jakichkolwiek zastępczych materiałów, nadających się do uplecenia
gniazda. Ptaki
mimo to złożyły jaja, które zostały im znowu zabrane i oddane do wysiadywania
kanarkom.
Przez cztery pokolenia tkacze były pozbawione właściwej im opieki rodzicielskiej
oraz
jakiegokolwiek kontaktu z właściwym im środowiskiem. Były nawet karmione
sztucznym
pożywieniem.
Dopiero wtedy czwarta generacja otrzymała naturalne materiały. Bez chwili
wahania ptaki
rzuciły się do plecenia gniazd, nie różniących się niczym od tych w buszu. I
umocowały je do
gałęzi końskim włosiem zwiniętym w szczególny węzeł, stosowany przez tkacze
wzdłuż i wszerz
Afryki.
To i podobne doświadczenia, przeprowadzane z innymi zwierzętami, udowodniły, że
takie
umiejętności, przechodzące bez żadnego wątpienia przez ścisły filtr komórki
zarodkowej, i to
kilkakrotnie, muszą być przenoszone albo przez strukturę istniejącą w komórce,
albo...
Jedyną taką strukturą, jaką biolog może sobie wyobrazić, jest jak wiemy pasmo
DNA z
Strona 58
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
biegnącym wzdłuż niego zapisem tysięcy zasad: adenina – tymina – guanina –
guanina –
cytozyna... Aby takim kodem zapisać wzór linii krzywej, według której układa się
koński włos,
splatany w węzeł przez ptaka – coś w prapradziadku tkaczu musiałoby dokonać
obliczeń i wynik
zakodować w chromosomach, tak by po upływie pokoleń każdy tkacz mógł ten wzór
odczytać ze
swojego genomu i krzywą odtworzyć dziobem. Jest to niemożliwe.
Umyślnie sprowadziłem rzecz do absurdu, ażeby pokazać, w co każe nam się
wierzyć! Jeśli
ktoś uważa, że przeniesienie dziedzicznej wiedzy na dalsze pokolenia odbywa się
wyłącznie za
pośrednictwem genów, to znaczy, że każe nam wierzyć w stereogeometryczne
wykształcenie
ptaków. Nie ma bowiem innego sposobu przeniesienia jakiejkolwiek informacji za
pomocą
genów, jak tylko sprowadzenie jej do liniowego zapisu kolejnych symboli.
Przeczytałem gdzieś kiedyś, że być może zwierzęta przechowują w podświadomości
obraz
węzła czy gniazda i są zdolne przekazać ten obraz potomkowi, który stosując się
do
dziedzicznego wzoru, naśladuje go z powodzeniem. Wpatrując się w wizerunek
oczami duszy! –
dodam już od siebie. Zgoda, można by o tym dyskutować, gdyby chodziło o
przechowanie
obrazu przez mózg ptasi. Ale w naszym przypadku istnieje filtr jaja! Jedna,
jedyna komórka
rozrodcza, kropla cytoplazmy z jądrem wewnątrz. Jak ona ma przenieść złożone
obrazy? Węzeł,
40
gniazdo, trasy zimowych przelotów, sylwetki drapieżników, choreografię tańców
godowych,
zalotów, opieki nad pisklętami i tylu, tylu innych rzeczy, które ptaki
instynktownie wiedzą? Nie
ma tu innego komórkowego nośnika, jak tylko DNA. A ponieważ ten nie nadaje się
do takich
przekazów, wniosek jest tylko jeden: przekaz instynktownych zachowań odbywa się
poza DNA i
poza jajem, poza komórką rozrodczą. Może nawet jest z tym jajem związany, a
nawet na pewno
ma z nim coś wspólnego, skoro pisklęciu tkacza przekazuje zachowania tkaczy, zaś
pisklęciu
bociana obyczaje bocianów. To właśnie myli biologów i każe im się trzymać
hipotezy
genetycznego przekazu. Lecz ten przekaz jest całkiem odmiennej natury i jak
staram się to
wykazać, wykracza poza organizm.
Poddane podobnemu doświadczeniu pająki, to znaczy pozbawione możliwości
skorzystania z
przykładu rodziców, bez chwili wahania budują pajęczyny według odwiecznych
wzorów, na
Strona 59
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
dodatek nie obejmując swego dzieła wzrokiem! Wiemy, jak wspaniale regularną i
symetryczną
figurą jest sieć pajęcza rozpięta w mrocznym lesie, widoczna często jedynie
dlatego, że błyszczy
kropelkami rosy. Pajączek, samotny od chwili wyklucia się z jaja, w dowolnym
układzie pni,
gałęzi, konarów, zawsze znajdzie sposób na zbudowanie takiej samej sieci.
Przyczepia nitkę do pnia drzewa, snując ją schodzi na ziemię, wędruje do
sąsiedniego drzewa,
wspina się na tę samą wysokość. Wówczas ściąga nitkę napinając ją w powietrzu, w
miejscu tak
dobranym, aby częsty przewiew napędzał bzykającą zwierzynę. Gdy pozioma nić jest
już
przytwierdzona, z jej dwu końców opuszcza nitki pionowe, potem łączy je z sobą,
tworząc
trójkąt. Ustaliwszy środek pajęczyny, wyprowadza z niego kolejne promienie,
dzieląc koło na
podobne części, jakby odmierzane jakimś kątomierzem. Chociaż nie ogarnia
wzrokiem tego, co
zrobione, i zapewne nie wyobraża sobie, co jest jeszcze do zrobienia, mimo że
nie może zerknąć
na pomocniczy rysunek, jak by robił człowiek, nie myli się i nie próbuje
zakładać po raz drugi
tego samego promienia. Kiedy już uzna, że osnowa pajęczyny jest gotowa, wypełni
ją kręgami
spirali, przeciągając krótkie odcinki prostej nici od promienia do promienia,
wokół środka
pajęczyny. Stale zachowuje właściwy kierunek i kąt nachylenia.
Ponieważ wszystkie pająki danego gatunku tkają takie same pajęczyny, znaczy to,
że istnieje
gdzieś wyobrażenie całości, że jakiś czynnik kontroluje to, co już zrobione, i
to, co jest jeszcze
do zrobienia. To wyobrażenie niekoniecznie przechowuje pająk. Jak wykazaliśmy na
przykładzie
tkaczy, pająk nie ma na to sposobu. Ono zostaje mu przesłane, może narzucone, a
jeszcze lepiej:
pająk zostaje skłoniony do postępowania za nim. Porusza się, jak po nitce (!)
bezbłędnie
kierowany przez prowadzący go wzorzec, obdarzony tylko energią działania. Taki^
wzorzec
musi oddziaływać spoza organizmu.
O wędrówkach ptaków napisano tomy. Kiedy w komórkach kilku gatunków odkryto
ciałka
reagujące na linie magnetyczne ziemskiego pola, niektórym się wydało, że
tajemnica wędrówek
została wyjaśniona. Zapomnieli o tym, że posiadanie busoli nie wystarcza
skautowi aby dotrzeć
do celu oddalonego o, powiedzmy, trzydzieści kilometrów, nie mówiąc już o
odległościach
trzech – czterech tysięcy kilometrów, pokonywanych przez ptaki. Aby dotrzeć do
celu, skaut
musi jeszcze wiedzieć, gdzie się on znajduje, w jakiej odległości i w jakim
Strona 60
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
kierunku. Musi
otrzymać azymut albo go samemu wyznaczyć na mapie. Ptaki mają jedynie busolę.
Nie mają
mapy ani Europy, ani morza Śródziemnego, ani Afryki. A jednak ze Skandynawii,
przez Bałtyk,
Karpaty, Morze Śródziemne, docierają do Egiptu, a nawet wiele dalej. A potem
wracają.
Mają stałe trasy, tak jak samoloty, nie mają jednak radaru, i szybkościomierzy.
Lecąc w nocy
nie widzą terenu. Lecąc ponad morzem (amerykańska słonka sześć tysięcy
kilometrów nad
Atlantykiem!) nie mają w ogóle żadnych punktów orientacyjnych, poza ciałami
niebieskimi, jeśli
niebo nie jest zachmurzone. Znów instynkt czyli coś je prowadzi, jak po nitce do
celu.
Nawigator lotniczy korzysta z opisu trasy, może go porównać z tym, co widzi na
ziemi, ustala
41
położenie w stosunku do latarni radiowych, ostatnio otrzymuje je od satelitów.
Ptaki, podobno,
mają mieć to w sobie, we wnętrzu komórek, choć trudno się tam dopatrzyć
organelli zdolnych
przetwarzać dane tego rodzaju. Czyżby od tysięcy pokoleń pamiętały układ
gwiazdozbiorów i
namiary na nie, zmieniające się przecież w ciągu nocy, czy w miarę obrotu Ziemi?
Czy taką
wiedzę można zapisać w genach? Już wiemy, że jest to niemożliwe.
W porównaniu z tymi zdolnościami dziecinną zabawą wydaje się budowa postumentu,
jaki
wznoszą małe flamingi z jezior Natron w Tanzanii. Samice przed złożeniem jajek
budują z gliny
dwudziestopięciocentymetrowe podwyższenie z zagłębieniem na jaja na szczycie.
Wysiadywanie
jajek przez długonogiego ptaka na takim stołku wydaje się o wiele wygodniejsze.
Na wybrzeżu Kalifornii żyje gatunek wydr morskich, mogących się pochwalić
jeszcze
większym osiągnięciem. Nurkując w poszukiwaniu małży o twardych skorupach, wydry
równocześnie wyszukują ciężki, ogładzony kamień. Wypłynąwszy z łupem na
powierzchnię,
kładą się na grzbiecie, umieszczają na piersi kamień i uderzają o niego małżem
trzymanym
obiema łapami, i później bez przeszkód wyjadają zawartość skruszonej skorupy.
To na pozór inteligentne zachowanie jest w istocie całkowicie bezmyślne.
Doświadczenia
wykazały, że zwierzę nie ma najmniejszego zrozumienia dla tego, co robi. Po
prostu,
instynktownie, ilekroć weźmie w swoje łapy małża, poszukuje także i kamienia.
Ten fakt może
zmartwić tych, którzy tropią u zwierząt początki świadomego myślenia, dla mnie
jest to cenny
przyczynek uzasadniający tezę, że do objaśnienia takich instynktowych zachowań
nie wystarczy
Strona 61
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
mechanizm genowy. Jak zapisać w genach: „podnieś z dna kamień, o takich to a
takich
wymiarach, wypłyń z nim, odwróć się na plecy, oprzyj go na brzuchu i uderz weń
skorupą!” A
przecież robią to także wydry hodowane w niewoli, które nigdy nie uczyły się
tego od rodziców.
Od rodziców otrzymały jedynie zapłodnione jajo ze swoimi genami.
Dużo, dużo więcej miałyby do zapamiętania i przekazania potomstwu komórki
rozrodcze
węgorzy. Słodkowodny węgorz Anguilla anguilla spędza większość życia w rzekach
Europy,
lecz nie rodzi się tutaj. Młode węgorze pojawiają się każdego roku w
przybrzeżnych wodach
Atlantyku. Nie było wiadomo, skąd pochodzą, dopóki nie wytropiono larw w różnych
stadiach
rozwoju na obszarze morza. Okazało się, że skupisko najmniejszych występuje na
Morzu
Sargassowym, w pół drogi między Karaibami i równikową Afryką, trzy tysiące mil
od Europy.
Jak się przypuszcza, na wiosnę, na wielkiej głębokości odbywa się tam tarło
węgorzy. Zaś w
lecie małe larwy, przezroczyste jak listek, podpływają bliżej powierzchni. Dalej
są znoszone
przez Północny Prąd Równikowy do Golfstromu, w którego ciepłym nurcie spędzają
trzy lata, z
wolna dryfując w stronę Europy i osiągając długość około ośmiu centymetrów.
Wkrótce po
dotarciu do wód przybrzeżnych, przekształcają się w małe, perłowobiałe,
cylindryczne istoty,
które umykają ze słonej wody do ujść rzecznych. Stąd rozpoczynają swą nieznużoną
wędrówkę
w głąb lądu, wspinając się przez wodospady, w deszczowe noce pełzając przez
łąki, pokonując
nawet górskie, alpejskie strumienie na wysokości trzech tysięcy metrów. Tam, w
wybranych
zbiornikach i jeziorkach osiadają, by wieść spokojne życie do czasu, gdy samce
osiągną wiek
czternastu, zaś samice ponad dwudziestu lat. Wówczas, niespodziewanie, zostają
przeszyte
przemożnym nakazem powrotu do słonej wody. Cały ich system hormonalny przechodzi
potężną
zmianę. Stają się tłuste, srebrzyste, pokrywają się śluzem.
Pełne energii i siły opuszczają swoje jeziora i stawy, ruszając ku morzu. Często
w ciemności
pokonują znaczne suche obszary, przeczekując dzień w wilgotnych dziurach i
oddychając przez
wodę zachowaną w komorach skrzelowych. Docierają w końcu do oceanu i tam
przepadają.
Do niedawna sądzono, że głęboko pod wodą dokonują heroicznej podróży, płynąc
przez rok w
kierunku miejsca urodzenia. Prawda okazała się bardziej dramatyczna. Odkryto, że
z chwilą
Strona 62
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
powrotu do słonej wody, ich odbyty zaciskają się całkowicie, uniemożliwiając im
odżywianie się.
42
Pozostają tylko wewnętrzne zapasy zgromadzonego tłuszczu. Zasoby te jednak są o
wiele za
słabe, by mogły wystarczyć na przepłynięcie tysięcy mil. Przypuszcza się więc,
że liczne
węgorze giną z wycieńczenia, nie doczekawszy rozrodu.
Jak z tego wynika, europejski węgorz byłby w istocie węgorzem amerykańskim na
wygnaniu.
Larwy obu węgorzy pochodzą z Morza Sargassowego, lecz tylko dojrzałe w Ameryce,
dorosłe
okazy, są w stanie powrócić do miejsca tarła i złożyć tam jaja, zanim same
zginą.
Sugerowano, że Morze Sargassowe było kiedyś wewnętrznym morzem zatopionej
Atlantydy, i
dlatego węgorze wracają do gniazda swych przodków. Jednak żaden dorosły węgorz
zaobserwowany w Europie nigdy nie został schwytany w Morzu Sargassowym.
Nie jest wykluczone, że droga powrotu była kiedyś znacznie krótsza. Sto milionów
lat temu
Atlantyk był o połowę węższy. Zarazem nie ma biologicznej przeszkody, dla której
węgorze nie
mogłyby odbyć tarła bliżej, choćby w pobliżu Azorów, a jednak tego nie czynią. Z
zamierzchłej
przeszłości pozostał utrwalony – nie wiadomo jak – nawyk i rozpaczliwe
usiłowanie
postępowania zgodnie z nim. Biologiczna gotowość bowiem to jedno, co innego zaś
wzorzec
całego ceremoniału rozrodu, związany najwyraźniej z miejscem. Z jakiegoś powodu
wzorzec już
nie odpowiada rzeczywistości geograficznej, która się zmieniła.
Przypadek węgorzy uświadamia nam szczególnie dobitnie, jak wielki pakiet
informacji
potrzebny jest tej rybie, aby zachować obyczaje właściwe gatunkowi. Odmienne
zachowania w
zależności od wieku, mapa całej półkuli z prądami morskimi, lokalizacja rzek i
aromat ich wód,
w których matki spędziły swe dojrzałe życie – to oczywiście wykracza poza
możliwości
kodowania w strukturach komórkowych. Nie można też mówić o mózgu, zwłaszcza w
okresie,
gdy węgorz jest jeszcze larwą o nie rozwiniętym systemie nerwowym. A teraz,
uwaga! Te młode
stworzenia, rozstając się z Morzem Sargassowym, unoszone są, bez możliwości
jakiegokolwiek
kierowania tym, prądami morskimi. Czy możemy założyć, że w tym czasie
zapamiętują
przebywaną trasę? To wykluczone. W masie wód oceanu nie ma punktów stałych, ryba
musiałaby więc się opierać na ciągłym pomiarze czasu oraz azymutów słońca,
gwiazd, księżyca.
Miliony takich informacji musiałyby być zapamiętywane, aby móc je kiedyś po
kilkunastu latach
Strona 63
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
odtworzyć podczas powrotu. Wymagałoby to daleko idącego przetwarzania wszystkich
danych.
Tę możliwość trzeba od razu odrzucić – nie istnieją naturalne organy, pełniące
taką funkcję,
niemożliwe też byłoby zapamiętanie wszystkich danych. Podobne osiągnięcie
przekracza
zdolności mózgu ludzkiego, a co dopiero ryby!
Bezradni stajemy wobec tajemnicy, coraz bardziej zdając sobie sprawę, że w
ramach samej
biologii nie pokonamy problemu. Coś kieruje węgorzem, coś go wyraźnie prowadzi.
Tak jak
wodę w strumyku, nieświadomą tego, zawiłymi meandrami prowadzi koryto.
Nieuchronnie
poczyna nasuwać się wniosek, że w naszych rozważaniach o instynktowych
zachowaniach
zwierząt będziemy musieli wyjść poza organizm.
Najwięcej do myślenia dają jednak złożone zachowania zwierząt o niższym stopniu
rozwoju,
w przypadku których ewentualny udział mózgu i procesu przetwarzania danych,
pamięci i
uczenia się, spada niemal do zera. Gdzie instynkt jest bez wątpienia tym czymś,
co przechodzi
przez ciasny filtr jaja. To jest dla nas dowodem, że gdyby instynkt miał
genetyczne podłoże,
musiałby też istnieć odpowiedni zapis w genach komórki rozrodczej.
Jednym z nieprzeliczonej masy takich instynktowych, uderzająco złożonych
zachowań, jest
obyczaj zaobserwowany u chrząszczy z gatunku omerlicowatych, Necrophorus. Po
przezimowaniu dojrzałe męskie i żeńskie osobniki poszukują ciał drobnych
kręgowców. Jeśli
przy padlinie myszy zbierze się ich większa ilość, zawsze i to według tych
samych reguł, zaczyna
się walka samców z samcami i samic z samicami, do chwili, gdy na placu boju
zostanie jedna
para.
43
Teraz reguła walki zostaje zamieniona na regułę współpracy. Zwycięzcy podkopują
padlinę, a
zarazem żują i obrabiają łapkami i żuwaczkami gnijącą masę tak długo, aż utworzą
z niej kulę.
Gotowa kula zostaje zasypana, a chrząszcze budując nad sobą sklepienie, zamykają
się wraz z
kulą w podziemnej komorze. Skąd natomiast czerpią wyobrażenie kuli i sklepienia
i jak
kontrolują ich wykonanie, to jedna z nie rozstrzygniętych zagadek.
Na szczycie kuli samica wygryzą wgłębienie, przypominające kształtem ptasie
gniazdo, i
składa w nim jaja. Wylęgające się larwy siedzą w nim niby pisklęta w gnieździe.
Ba, zachowują
się tak jak gniazdowniki! Gdy zbliża się samica, larwy zgodnie unoszą przednią
część ciała.
Samica staje nad nimi, rozchyla żuwaczki, a jedna z larw pospiesznie wsuwa
Strona 64
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
pomiędzy nie do
otworu gębowego głowę i połyka dostarczony w ten sposób gotowy pokarm w postaci
brązowego
płynu. Po kilku sekundach matka cofa się gwałtownie i pochyla nad następną
larwą.
Kto pierwszy wynalazł ten wzorzec zachowania? Chrząszcze, czy też ptaki? Kto
przejął od
kogo i jakim sposobem? A jeśli powstał niezależnie, to jak jest utrwalony u
jednych i drugich?
Gdzie, w jakiej strukturze ciała i w jakiej postaci? Bo z pewnością nie w
genach.
Klasycznie czystym przypadkiem instynktowego zachowania, całkowicie
wykluczającego
udział uczenia się i doświadczenia, jest przypadek kangurzego embriona. Embrion
ten opuszcza
ciało matki mając wielkość zaledwie ziarnka fasoli. Nie wykształciły się jeszcze
u niego oczy i
kończyny. Korzystając ze ścieżki śluzowej na skórze samicy, pełza od jej
podbrzusza do
krawędzi torby, przechodzi do jej wnętrza, odnajduje sutek i przysysa się do
niego. I tam
pozostaje do osiągnięcia pełnego rozwoju.
Embrion jest niczym więcej, jak tylko zlepkiem żywych komórek. Wszystko, co
czyni ten
zlepek, zostało mu dane razem z pierwszą z nich, z zapłodnionym jajem i jego
zespołem
ojcowskich i macierzyńskich genów. A może nie wszystko? Może w miarę wzrostu i
przybywania komórek następuje nie tylko ekspresja kolejnych genów, poprzednio
nieczynnych,
ale zaczyna też działać jakiś czynnik zewnętrzny, animujący zachowania
kangurzych embrionów
w odpowiedniej fazie?
Także ludzkie ciało, dobrze przecież wiemy, tylko w nieznacznym stopniu podlega
naszej
świadomej woli. To, co w nim się dzieje, całkowicie umyka nie tylko naszej
uwadze, lecz w
ogóle świadomości. Stwierdzono, że komórki płciowe, zarówno zwierząt, jak i
ludzi, pochodzą
wyłącznie od tak zwanych komórek prapłciowych, występujących już we wczesnym
rozwoju
zarodkowym. Oznacza to, że istnieje ciągłość linii komórek płciowych od zarodka
do osobnika
dorosłego. W najmłodszych zarodkach ludzkich, liczących około 21 dni, komórki
prapłciowe
znajdujące się w nabłonku pęcherzyka żółtkowego, zaczynają wędrować w kierunku
jelita do
zawiązków gonad. Komórki te. posiadają nibynóżki, za pomocą których przeciskają
się przez
tkanki. Czynią to, każda oddzielnie i w sposób aktywny, identycznie jak to robią
ameby. W
trakcie migracji komórki się dzielą, znacznie wzrasta ich liczba, a komórki
potomne podejmują
Strona 65
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wędrówkę zaraz po podziale. Kierunek wędrówki wyznaczany jest przez
„przyciągające”
substancje chemiczne. To fenomenalne zjawisko nie jest wcale łatwiejsze do
wytłumaczenia niż
migracje zwierząt. Istnienie chemicznego, „przyciągającego” sygnału nie może
objaśnić natury
„przyciągania”. Nic automatycznego nie ma w wyciąganiu się błony ameby w
kierunku, skąd
przychodzi bodziec. Z tym typem reakcji związany jest cały proces poparty
programem, a ten
musi gdzieś być zapisany, musi być odczytywany i wykonywany. Wiemy już jedno –
DNA nie
może być miejscem takiego zapisu.
Zdajmy sobie sprawę, że rozwinięty ludzki organizm, który reaguje w podobny
sposób na
bodziec zapachowy – powiedzmy woń kawy – angażuje w tę reakcję nieprawdopodobną
liczbę
cząstkowych zachowań i procesów. Nie mówiąc o motywacji i wiedzy. Ta ostatnia to
znajomość
zapachu, z którym kojarzy się wiedza o napoju, jego smaku, działaniu, jakie
wywiera zależnie od
44
mocy, gatunku, sposobu przyrządzenia, pory dnia, o całym kulturowym znaczeniu
napoju,
rytuale picia, własnych pozytywnych lub przeciwnie, negatywnych odczuciach.
Stąd bierze się motywacja, aby wypić, a zatem wędrówka w kierunku zapachu. To z
kolei
wymaga określenia kierunku, skąd dochodzi woń kawy, uruchomienia mięśni, a
wreszcie, gdy
dotrzemy do celu, całej gamy socjalnych zachowań.
Tymczasem komórka, podobnie jak ameba miałaby pełzać w stronę sygnału bez tego
wszystkiego? Bez motywacji oraz świadomości, po co? Wprawdzie jedno i drugie
może być
zbędne, jeśli to bodziec uruchamia mechanizm pełzania, ale komórka nie ma w
sobie
elektrycznego silnika i kółek, które mechanicznie będą się obracać, aż trafią na
przeszkodę. Co
jest tym mechanizmem u żywych komórek? Co uruchamia i podtrzymuje pełzanie? Co
„zrozumiało” pierwszy i następne bodźce? A nawet gdyby cała instrukcja była
zapisana w genach
– ATG – CGT1– CAA... – co ją odczytuje, co odszukuje jej właściwe paragrafy, co
przekazuje
rozkazy wykonawcze organellom ameby?
Nie liczmy na szybką odpowiedź; biologia odpowiedzi nam nie udzieli. Możliwe to
będzie
dopiero wtedy, gdy nauka wyjdzie z opłotków dogmatu. Wiele wskazuje na to, że
komórka „wie”
całą sobą, co należy czynić. Fakt, że ta wiedza nie może być w niej zapisana,
wyraźnie świadczy
o tym, że mamy do czynienia z pozabiologicznym czynnikiem.
Oczywistość tego twierdzenia narzuca się z całą mocą, gdy śledzimy doświadczenie
wykonane przez Eugeniusza Maraisa z termitami. Używając kilofa dokonał on wyłomu
Strona 66
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
w
niezwykle twardej pokrywie gniazda termitów, mającego kształt dwumetrowej wieży
o szerokiej
podstawie, zwężającej się ku wierzchołkowi.
Wyłom odsłonił skomplikowany system komór i korytarzy. W samym środku
uszkodzonego
obszaru badacz umieścił żelazną płytkę. Pozostawił ją dając owadom czas na
odbudowanie ruin.
Po obu stronach płytki pracowały nad tym setki robotników, rojąc się w pozornym
bezładzie.
Wyrwa zapełniała się szybko odbudowywanymi ściankami wewnętrznych pomieszczeń.
Gdy
odbudowa została skończona, Marais usunął płytkę i przekonał się, że pracujące
po obu jej
stronach, niezależnie od siebie, owady, stworzyły struktury idealnie pasujące do
siebie!
Korytarze po usunięciu metalowej przegrody stawały się drożne, sklepienia i f
odłogi dwu
półkomór, stykały się ze sobą, jakby przecięto je nożem.
Gdyby dwie ekipy ludzi, drążących z dwu stron tunel pod kanałem La Manche, nie
dysponowały planem i nie prowadziły pomiarów, a jednak idealnie zetknęły ze sobą
odcinki
tunelu, jedynym objaśnieniem tego fenomenu, o jakim rozpisywałyby się gazety,
byłaby telepatia
i jasnowidzenie.
45
Gen obnażony
W jaki sposób zrodziło się przekonanie, że kształt organizmów zapisany jest w
genach?
Dowodem było, że czapla wyrasta z jaja złożonego przez inną czaplę, motyl z
jajeczka motyla,
zaś małpa i człowiek z komórki jajowej małpy i człowieka. Skoro jest to regułą,
to musi
oznaczać, że w komórce rozrodczej zawarta jest wiedza o tym, co ma zbudować z
miliardów
swych kopii dzieląca się komórka. Gdy już się upewniono, że jajo nie zawiera
małego motylka,
małpki czy niemowlęcia ludzkiego, zaczęto poszukiwać jakiegoś rodzaju
abstrakcyjnego zapisu.
Został on znaleziony, jak już dobrze to wiemy, w jądrach komórkowych, na pasmach
DNA,
które składają się najczęściej z dwu nici zwiniętych wokół siebie w regularną
helisę. Każda nić
jest złożona z wielkiej ilości nukleotydów ustawionych liniowo. Istnieją ich
cztery rodzaje,
następujące po sobie w różnych kombinacjach. Trójki nukleotydów stanowią stałe
znaki kodu,
czyli tak zwane kodony, odpowiadające jednemu z dwudziestu aminokwasów
najczęściej
wchodzących w skład białek. Takiej liniowej aranżacji kodu odpowiada także
liniowe ustawienie
aminokwasów w łańcuchach białkowych. Łańcuchy te zwijają się następnie w
Strona 67
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
specyficzny
sposób, tworząc trójwymiarowe struktury, często złożone w kilku składowych
łańcuchów.
Odkrycie tego uświadomiło badaczom, że gen jest po prostu odcinkiem DNA lub
kilkoma
odcinkami sąsiadującymi ze sobą, a zawierającymi „przepis” na drobinę białkową.
Istotnie, takie
odcinki DNA, mieszczące się pomiędzy znakami „początek” i „koniec”, zawsze służą
wytworzeniu kompletnego, funkcjonalnego łańcucha białkowego. Łańcuchy te mogą
być krótkie
albo bardzo długie. Wystarczające same w sobie lub łączące się z kilkoma innymi.
Jedne są
enzymami, wspomagającymi pewne procesy chemiczne: łączenie, rozłączanie molekuł,
przenoszenie, wstawianie do nich części składowych, inne służą sobą jako
budulec.
Takie jest podstawowe, najprostsze objaśnienie genów. Mutacja genu, prowadząca
na
przykład do zamiany jednego tylko aminokwasu w łańcuchu białkowym, często nie ma
znaczenia
lub zaledwie upośledza działanie enzymu. Z kolei inna mutacja, w miejscu
odległym od
pierwszej, może w zaskakujący sposób przywrócić jego sprawność.
Odkryto, że jeśli na skutek uszkodzenia genu niemożliwe stanie się wytworzenie
funkcjonalnego białka, w jakiś sposób dowiaduje się o tym gen komplementarny, na
homologicznym chromosomie (komórki zawierają dwa zespoły genów: macierzyński i
ojcowski,
zwane homologicznymi) i przejmuje produkcję białka nieupośledzonego. Jak z tego
widać, geny
nie są nadmiernie wrażliwe na drobne mutacje, a przy tym mają szereg systemów
naprawczych.
W normalnych komórkach, dzięki tym systemom, większość uszkodzeń spowodowanych
na
przykład przez promieniowanie, jest naprawiana, zanim posłuży jako wzór do
wytworzenia
niefunkcjonalnych łańcuchów białkowych.
Podsumowując te podstawowe wiadomości o genach, musimy powiedzieć, że całe DNA,
jakie
znajduje się w naszych komórkach, to bardzo długi ciąg nukleotydów zasadowych.
Ta część ich
trójkowego zapisu, która została dotychczas odczytana, zawiera wyłącznie
przepisy budowy
cząstek białkowych oraz pomocnicze znaki początku i końca kopiowania. Całkowicie
rozszyfrowane genomy różnych bakterii i wirusów także opisują wyłącznie
struktury cząstek
46
białkowych. Żadnej innej treści genów dotychczas nie ujawniono.
Poszukujemy takiego miejsca w komórce, gdzie mogłaby być zapisana wiedza o
kształcie
organizmu i instrukcje jego instynktowych zachowań. Zastanawiamy się, czy mogą
one być
zapisane tym samym kodem białkowym? W przypadku części bakterii już to
wykluczono, ich
Strona 68
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
geny dotyczą tylko białek i nie określają ani kształtu pałeczek, kulek czy też
wici, ani ich
zachowań. Lecz może jest to możliwe w przypadku organizmów wielokomórkowych?
Tak! – odpowiadają genetycy. Wprawdzie dowodów bezpośrednich nie ma, lecz
pośrednich
dostarczają doświadczenia z krzyżowaniem groszku, przeprowadzone jeszcze przez
Mendla, a
także masowe prace dokonywane w wielu laboratoriach z muszką owocową, Drosophila
melanogaster, która dając nowe pokolenie co czternaście dni, jest wyjątkowo
wdzięcznym
obiektem genetycznych badań.
Co udowodniono? Pewnikiem jest przekazywanie dziedzicznych właściwości z
pokolenia na
pokolenie. W doświadczeniach z groszkiem Mendel wykazał, że dziedziczne są takie
cechy, jak
kształt nasienia (spłaszczony lub okrągły, gładki albo pomarszczony), kolor
nasienia (żółty lub
zielony), długość łodygi (długa lub krótka). Okazało się także, iż każda cecha
jest kontrolowana
przez dwa geny, męski i żeński. Jeśli różnią się one, u potomstwa ujawni się
cecha genu
dominującego.
Współczesne badania nad muszką owocową wykazały, że mutacje zdarzające się w
genach
powodują powstawanie np. białych oczu zamiast zwykłych, czerwonych. Niebawem
odkryto, że
to nie jeden gen, ale aż trzynaście wpływa na kolor oczu. Podobnie jest z
wykształceniem
skrzydeł czy też nóżek i z kolorem tułowia.
Taka dziedziczna zmienność cech, mająca początek w drobnych mutacjach genów,
została
uznana za wyraźne wskazanie, jak działa ewolucyjny mechanizm. I dość
bezkrytycznie się z tym
zgodzono! Bowiem mutacje muszki owocowej z reguły prowadzą do upośledzenia. Ich
wynikiem
są niedorozwinięte skrzydła albo nogi, czy zmienione kolory. To oczywiste, że
uszkodzony
enzym nie pozwala na wytworzenie barwnika lub zbudowanie prawidłowej struktury.
Nie stwierdzono natomiast mutacji dających czytelną, ewolucyjną przewagę danemu
osobnikowi, zwiększających na przykład zasięg lotu czy wyostrzających zmysł
wzroku. Ponadto
przypuszczenie, że kolejne korzystne zmiany się akumulują, jest tylko pustym
domniemaniem.
To wcale nie jest takie pewne! Każda korzystna zmiana genu może znów zmutować na
niekorzystną, zanim wesprą ją druga i trzecia.
Tak więc powyższa propozycja to model domku z kart. Karty spadają z sufitu, a my
wierzymy, że kiedyś, jakieś dwie z nich staną na stole oparte o siebie. Potem
następna para, zaś
na nich ustawią się inne, tworząc wyższe piętro i następne. Takie budowanie
bardzo się, co
prawda, przedłuża, bo spadające karty burzą od czasu do czasu część lub całość
tego, co już
Strona 69
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wznosiło się na stole, jednak po milionach lat, kto wie...
Zmiany organizmów są tak kompleksowe i tak powiązane, tak wzajemnie zależne od
siebie,
przebiegają tak szybko i tak harmonijnie, zmieniając liczne geny, że przypadek
nie może być w
ogóle brany pod uwagę. Sprowadzając rzecz do właściwych rozmiarów możemy
powiedzieć, że
doświadczenia z muszką owocową dowiodły jedynie, że możliwe są odstępstwa od
wzoru. Białe
oczy mutanta to tylko brak barwnika, bo w procesie jego wytwarzania zabrakło
właściwego
enzymu. Podobnie karłowate skrzydła – czegoś zabrakło lub było w nadmiarze.
Przekonanie, że
takie mutacje mogłyby doprowadzić do przemiany muszki w pasikonika, wynika tylko
z wiary, a
tę się podtrzymuje jedynie dlatego, że światopogląd naukowy nie znalazł lepszego
tłumaczenia
niż przypadek!
„Wiemy, że ponad 90% zmian, jakie dotykają liter w słowach przekazu
genetycznego,
prowadzi do zgubnych wyników: białka nie są już prawidłowo syntetyzowane,
przekaz traci całe
47
swoje znaczenie, a to kończy się wyłącznie i po prostu śmiercią komórki. Skoro
mutacje są tak
często wysoce niekorzystne, a nawet zgubne, jak może na tej drodze dochodzić do
korzystnej
ewolucji?” (Antoine Tremolieres, La vie plus tetue que les etoiles, Paris 1994:
Nathan).
Zastanówmy się teraz, pozostawiając sprawę mutacji na boku, czy jest w ogóle
możliwe
zakodowanie kształtu organizmu w genach takich, jakie znamy? To znaczy na nici
DNA z
linearną sekwencją nukleotydów zasadowych.
Ludzki genom, czyli pełna informacja genetyczna zakodowana w DNA ludzkiego jaja,
składa
się z około 6 miliardów par nukleotydów, a więc 6 x l09 (wg Chris Calladine i
Horace R. Drew,
Understanding DNA, London 1992, Academic Press). Jeśli upieramy się przy tym, by
kształt
naszego ciała zapisać w genach, dokonajmy dalszej symulacji i spróbujmy istotnie
to zrobić.
Informacyjna wartość każdego przekazu jest wyrażana jednostkami zwanymi bitami,
co jest
skrótem od angielskiego binary digits, czyli systemu dwójkowego. Jest to
najprostszy system
arytmetyczny, w odróżnieniu od dziesiętnego, który nam podsunęła przyroda,
obdarzając nas
dziesięcioma palcami u rąk.
System dwójkowy wykorzystuje zero i jedynkę: 0-1. W tym systemie każde zwięzłe
pytanie
może otrzymać odpowiedź: tak lub nie, czyli l lub 0. Gdyby zapis genetyczny był
Strona 70
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
sporządzony w
języku takich właśnie dwu znaków, mielibyśmy do dyspozycji 6 x l09 bitów. Jak
moglibyśmy ich
użyć?
Organizm jest zbudowany z małych podstawowych cegiełek zwanych komórkami. One
to,
poczynając od jaja, dzielą się każda na dwie potomne komórki tak długo, aż cała
ich masa
utworzy w pełni uformowane ciało. Wówczas jego wzrost ustanie. Morfologiczna
postać tego
ciała i jego organów, np. rurkowatych tętnic, połączeń stawowych, o wklęsłych i
wypukłych
sferycznych powierzchniach, precyzyjnie pasujących do siebie, równie
precyzyjnych optycznych
soczewek oka, komór i przedsionków sercowych, trąbek, młoteczków i kowadełek
ucha – wynika
z przestrzennego rozmieszczenia komórek. Dokładnie tak samo, jak w budynku
wznoszonym z
cegieł, z których każda ma ściśle określone miejsce w trójwymiarowej
przestrzeni.
Zlecając budowę domu robotnikom, moglibyśmy, zamiast dostarczyć im plan, napisać
na
każdej cegle, rurze, nadprożu, stopniu, kafelku i parapecie ich współrzędne
przestrzenne.
Budowa zaczęłaby się od punktu zerowego, wyznaczonego na naszej parceli i, choć
uciążliwa,
zakończyłaby się na pewno sukcesem.
Układ współrzędnych, to trzy osie rozbiegające się od punktu zerowego pod kątami
prostymi.
Dwie w poziomie, jedna w pionie. Zaopatrzone w podziałki, pozwalają wyznaczyć
miejsce w
przestrzeni dla dowolnego punktu, opisanego trzema współrzędnymi. Tym sposobem
można
odtworzyć dowolną bryłę, nie mając wcześniej pojęcia o jej kształcie. Dysponując
jedynie spisem
współrzędnych dla punktów tworzących tę bryłę, wystarczy, jeden po drugim,
wyznaczać te
punkty w przestrzeni tak długo, aż złożą się w całość. Wyobraźmy sobie, że coś
podobnego
mogłoby dotyczyć komórek budujących dom-ciało.
Od razu zaczną się prawdziwe kłopoty. Jak bowiem określić współrzędne miliardów
komórek
nie mając planu budowli? Ba, w przypadku ciała nie można w ogóle mówić o jednym
planie. W
końcu to nie stały model budynku w pomniejszonej skali. Zbudowanie człowieka
wymaga setek
modeli dla różnych faz budowy. Inaczej wygląda blastula, inaczej rozwinięty
zarodek,
trzymiesięczny embrion, noworodek z wielką głową, która potem okaże się
proporcjonalna do
reszty ciała. A niepodobna sobie wyobrazić, aby modeli nie było w ogóle!
Pewnikiem jednak jest, że w komórce jajowej ich nie ma. Nie dopatrzono się
Strona 71
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
żadnej struktury,
która mogłaby zawierać model, plan czy tylko schemat ciała w różnych fazach
rozwoju.
Przechowywać go mogłyby tylko geny. A jeśli tak, to tylko w postaci danych
cyfrowych.
Wówczas każda, jeszcze nie istniejąca komórka przyszłego ciała, musiałaby mieć
sobie
48
przypisane miejsce w bryle ciała.
Lecz teraz pojawia się problem osi współrzędnych! Ich punktem zerowym mogłoby
być jajo,
jedną oś tworzyłby pion, czyli kierunek przyciągania Ziemi, ale dwu pozostałych
osi,
prostopadłych do niej, niepodobna wyznaczyć w żadnych fizycznych strukturach. I
w tym
miejscu cała koncepcja upada. Brnijmy jednak dalej, zakładając w dodatku, że
komórki poradzą
sobie z odmierzaniem własnej odległości od punktu zerowego wzdłuż trzech osi.
Po kilku dniach rozwoju embriona już setki komórek dzielą się równocześnie.
Każda z nich
musi znać swoje współrzędne i móc porównać je z planem. Chodzi o to, aby w
pewnej chwili,
gdy kość osiągnie pożądaną długość lub ścianka naczynia właściwą jej grubość,
tkanka nie
przyrastała dalej.
Każda z komórek musi także wiedzieć, jaką będzie pełniła funkcję w danym miejscu
rosnącego ciała, aby zgodnie z tym móc się zróżnicować i podjąć specyficzne
funkcje komórki
mięśniowej, nerwowej, skóry, wątroby. Jak z tego wynika, musi istnieć system
wysyłania i
odbierania informacji od i do wszystkich, lawinowo przyrastających komórek. Z
punktu widzenia
informatyki taki system można stworzyć, z punktu widzenia fizyki jego realizacja
w strukturach
ciała jest nieprawdopodobna, zaś z punktu widzenia biologii jego istnienia nie
stwierdzono.
Wyklucza to także prosty rachunek.
Jak ustaliliśmy poprzednio, dysponujemy możliwością zapisu o pojemności 6
miliardów
bitów, tymczasem sam mózg ludzki zawiera 60 miliardów komórek nerwowych, zaś na
całe ciało
może się ich składać 100 bilionów (wg Encyclopedia Britannica, 1993, s. 965). Z
tego wynika,
że na każdą komórkę przypada w nici DNA: 6 miliardów : 100 bilionów = 0,00006
bita. W tym
miejscu nieodwołalnie kończy się marzenie o genetycznym zapisie cech
morfologicznych ciała!
Opisanie współrzędnych przeciętnej komórki wymaga kilkudziesięciu bitów, a my
mamy do
dyspozycji tylko sześć stutysięcznych bita.
Przedstawmy to raz jeszcze, bardziej obrazowo, używając skrajnie uproszczonego,
cybernetycznego modelu. Załóżmy, że człowiek jest istotą płaską i jego komórki,
Strona 72
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
których jest 64,
łączą się ze sobą tylko w jednej płaszczyźnie, tak więc ciało posiada tylko dwa
wymiary, jeśli
pominąć grubość samych komórek. Plan takiego ciała można by przedstawić w
postaci zbioru
kratek, jakby pixeli na ekranie monitora, przy czym każda kratka może pomieścić
jedną
komórkę.
Genetyczny przekaz, opis takiego ciała, można by sporządzić ciągiem cyfrowym w
systemie
binarnym. Kratce, w której nie ma komórki przypiszemy zero, kratka zawierająca
komórkę
otrzyma cyfrę jeden. Tak więc, cyfrowy zapis kształtu tego ciała, czytany
wierszami od góry,
wyglądałby jak następuje:
0 0 1 0 c )
0 0 1 0 ( 3
0 0 c •) 0 0 c •)
l 1 1 1
l 1 1 1
l 0 1 0
49
l 0 1 0
l 0 1 0
0 0 ( 3 1 0 ( 3
0 0 c 3 1 0 ( 3
0 0 c 3 1 0 ( 3
0 1 c •) 1 1 ( 3
Rozwinięty liniowo: 0011100001110000010001111111... A po zamianie cyfr na kod
zasadowy adeniny i tyminy na paśmie DNA: aatttaaaatttaaaaataaattttttt...
Nie ma potrzeby wchodzenia w dalsze szczegóły opisu, skoro już z tego widać, iż
każdej
pozycji komórkowej musi odpowiadać jeden sygnał: komórka jest, czyjej nie ma?
Jeden albo
zero. Oraz, pominięte powyżej, oznaczenie cyfrowe każdego „skanowanego” wiersza.
Jak z tego
widać, ilość bitów w takiej informacji genetycznej musi znacznie przewyższać
ilość komórek
ciała. A skoro tych komórek jest już i tak 100 bilionów, podczas gdy możliwości
naszego DNA
sięgają tylko 6 miliardów bitów, oczywiste się staje, że o genetycznym
przechowaniu planu ciała
komórkowego nie może być mowy.
Jeszcze drastyczniej przedstawia się to w przypadku naszego ssaczego krewniaka,
wieloryba.
Ważąc 30 tysięcy kilogramów, czyli 500 razy więcej niż człowiek, ma też 500 razy
więcej
komórek, czyli 1014 X 500 = 5 X 1016 komórek. I oto ten olbrzym posiada w swych
komórkach
podobną ilość DNA, jak człowiek: 44 chromosomy zbliżone wielkością do 46
ludzkich. A więc
zapis, który już w przypadku człowieka okazał się niemożliwy, tym bardziej jest
Strona 73
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wykluczony w
przypadku wieloryba.
Istnieje jeszcze przykład przeciwny. Mundżak indyjski, o masie ciała zaledwie
nieco
mniejszej od ludzkiej, ma tylko 7 chromosomów. A więc komórki tego jelonka
musiałyby się
obdzielić 6 razy mniejszą ilością bitów niż ludzkie!
A teraz przybijmy ostatni gwóźdź do trumny hipotezy genetycznego zapisu kształtu
ciała.
„Obecnie panuje zgodność co do tego, że co najwyżej 10% ludzkiego genomu koduje
białka.
(...) Nie znaleziono konkretnej funkcji dla pozostałych 90% naszego DNA i nie
jest nawet pewne
czy kiedykolwiek się znajdzie: być może jest to zwykły złom.” (Ariel Blocker i
Lionel Salem,
L’homme genetique, Paris 1994: Dunod).
Co znajduje się w tym „złomie”? Naukowcy stwierdzili istnienie tam wielkich
partii zapisu
złożonych z powtarzających się w nieskończoność sekwencji bez żadnego, jak się
wydaje, sensu.
Jest tam np. ok. 50 tysięcy ustępów brzmiących: ACACACACAC
ACACACACACACACACAC... (Rachel Nowak, Mining treasures from „junk” DNA, 1994:
50
Science 263).
Odkryto też pewną 300 literową sekwencję, która powtarza się pół miliona razy!
Wiele z ustępów jest palindromami, czyli słowami lub zdaniami, które można
czytać w dwu
kierunkach. Taki genetyczny bełkot wypełnia ponad jedną trzecią genomu (Steve
Jones, The
language of the genes, London 1993: Flamingo).
Ale na tym nie koniec! Jeśli komuś wydaje się, że całe pozostałe 10% genomu, jak
powiedzieliśmy wyżej, to sensowny genetyczny zapis, także jest w błędzie! Oto,
jak się okazało,
w obrębie genów jest też wiele odcinków niczego nie kodujących, zwanych
intronami, które
przedzielą odcinki sensowne, służące syntezie białek, zwane exonami. Niektóre
geny zawierają
aż 98% bezsensownych intronów i tylko 2% informacji genetycznej! Rola intronów
pozostaje
całkowitą tajemnicą (Maxim D. Frank-Kamenetskii, op. cit.).
Jak z tego wynika, nie chodzi już tylko o to, że genom zawiera zbyt mało bitów
dla
zakodowania kształtu organizmu (a tym bardziej instynktowych zachowań!), ale że
ewidentnie
ich nie zapisuje! Bo jaką skomplikowaną strukturę może opisywać sekwencja tak
prymitywna
jak:
ACACACACACACACACACACACACACACACACACACA?
Ujawnienie takiej treści zapisów jest też, moim zdaniem, gwoździem do trumny
jeszcze i
innego postdarwinowskiego mitu, tego o przypadkowych mutacjach nieustannie
zachodzących w
Strona 74
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
treści DNA. Przecież, gdyby one istotnie, losowo zmieniały ten zapis w ciągu
tysiącleci, jakim
cudem w naszych chromosomach panowałaby taka regularność i porządek? Jak
utrzymałyby się
te monotonne, rytmiczne, nieskończone ciągi dwóch liter? One są dowodem, że albo
mutacji nie
ma, albo są natychmiast naprawiane przez jakiś czynnik, który całkowicie panuje
nad treścią
zapisów i wyklucza wszelką przypadkowość!
Przerwijmy tę zabawę. Podjąłem ją, świadomie brnąc w absurdy, tylko dlatego, aby
dobitniej
wykazać, że kształt organizmów nie może być zapisany w genach. Mógłby ktoś
powiedzieć, że
zapis morfologiczny żywego ustroju nie jest poddany takim ścisłym,
stereometrycznym rygorom.
Obserwujemy przecież ogromną rozmaitość postaci. Różne są proporcje i wymiary
ciała. Mózg
lorda Byrona ważył 2,2 kg, mózg Anatola France’a zaledwie 1,6 kg. Różne są
serca, wątroby,
śledziony, palce oraz stopy.
Co jednak z kulturystami? Jeśli ich wymuszony treningiem oraz sterydami przyrost
masy
mięśniowej nie był zapisany w genach – a to oczywiste, że nie był – to skąd
komórki wiedzą,
wyrastając poza przeciętny plan ludzkiego ciała, że w kolejnych podziałach mają
się układać w
harmonijne, symetryczne, zawsze podobne wzory, rozmieszczone, jak lustrzane
odbicia po obu
stronach osi ciała?
Jaki system zapisu można by jeszcze zaproponować, nie chcąc wykraczać poza
granice nauki?
Przecież wszystko, co dotychczas zbadano w strukturach organizmu, poczynając od
poziomu
submolekularnego, podlega ścisłym matematycznym i stereometrycznym zasadom.
Molekuła
wody, to atom tlenu i przyłączone do niego, niezmiennie pod kątem 105°, dwa
atomy wodoru,
również niezmiennie oddalone od niego o 0,95 Ĺngströma. Zaś na wyższym poziomie?
Kod
genetyczny to porządek liniowy, 4 nukleotydy zasadowe, trójkowe kodony dla 20
aminokwasów,
precyzyjne sygnały początku i końca kopiowania genu, wyspecjalizowane enzymy,
pasujące
kształtem, z atomową dokładnością, do innych cząsteczek, z którymi współpracują.
Ścisłe
przepisy określające ilość, rodzaj, kolejność aminokwasów w łańcuchu białkowym.
I tak dalej, i
51
dalej.
Można by powiedzieć, że cała biochemia to precyzyjne stereochemiczne układy,
przystawanie
kształtów, komplementarność molekuł, ścisłe odległości międzyatomowe, określone
Strona 75
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wiązania,
niezmienne reguły, określone prawa. Nie ma powodu przypuszczać, że sam opis
ciała, jeśli
znajdowałby się w komórkach, byłby innego rodzaju. Musiałby podlegać tym samym
regułom.
Według jednego z pomysłów kształt ciała i jego organów mógłby być utrwalany
przez pole
elektromagnetyczne. Ale gdyby nawet założyć, że zapłodnione jajo zdolne jest
generować pole o
dostatecznej mocy, aby objąć przestrzeń wypełnianą przez ciało wieloryba czy
słonia, a więc w
promieniu do 15 metrów, to na przeszkodzie stanie jeszcze skrajna prostota
takiego pola, nie
pozwalająca na zapis skomplikowanej struktury. Całkowicie o tym zapominają
twórcy takich
hipotez, a przecież łatwo się o tym przekonać, rozsypując opiłki żelaza na
kartce papieru i
umieszczając pod nią magnes. Ile razy byśmy nie powtarzali tego doświadczenia,
opiłki zawsze
ułożą się wzdłuż linii tworzących taki sam wzór. Ta prosta informacja,
dostarczana przez pole, to
o wiele za mało, by zakodować niewiarygodnie skomplikowany organizm.
Wzrost ciała można porównać, w pewnym przybliżeniu, do rośnięcia ciasta
drożdżowego w
formie. Stale go przybywa i wypełnia ono fantazyjny kształt piekarskiej blachy.
Z tym, że taka
forma dla „ciasta” komórkowego, musiałaby zawierać wewnątrz liczne pomniejsze
foremki dla
poszczególnych struktur i organów. A przy tym sama z biegiem czasu musi się
powiększać i
zmieniać swe proporcje. Żadnych fizycznych pól, zdolnych utworzyć taką formę, a
emitowanych
przez komórkę jajową, nie znamy.
Niemniej w literaturze wciąż pojawiają się wskazania na zależność między genami,
a budową
organizmów. Ostatnio grupa angielskich badaczy zdołała wyizolować niewielki
odcinek DNA w
chromosomie „y” myszy i człowieka. Nazwano go, odpowiednio, genem sry i SRY. Ma
on
odpowiadać za rozwój jąder. Ten jeden gen, wszczepiony do jaj zawierających
żeński genotyp xx
(w odróżnieniu od genotypu zawierającego chromosomy xy, decydujące o męskości
osobnika)
sprawił, że spośród jedenastu myszy urodzonych z żeńskim genotypem, trzy
rozwinęły
zewnętrzne objawy męskości.
Chociaż nie wiadomo, dlaczego tylko trzy jaja tak zareagowały, oczywisty jest
wniosek, że ten
kolejny, rozpoznany gen, ma tylko regulacyjne działanie, czyli sygnalizuje
zarodkowi
abstrakcyjną wiadomość, co ma wybudować, nie opisując kształtu organów. Gen sry
składający
Strona 76
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
się z około 1000 nukleotydów, a więc przenoszący tyleż bitów informacji, jest o
wiele za mały,
by kodować sobą kształt samczych organów płciowych.
Prawdziwie zdumiewające wyniki osiągnęli badacze muszki owocowej. Już
czterdzieści lat
temu Edward B.Cuis z California Institute of Technology odkrył w jej
chromosomach pewne
kompleksy genów, które nazwał homeotycznymi (gr. homeo – podobny), ponieważ
wykazały
zdolność upodobniania jednego segmentu ciała do drugiego. Ich właściwa rola
polega na
sygnalizowaniu grupom komórek zarodka, jaką część ciała mają z siebie budować.
Rzecz w tym, że zarodek w początkowej fazie jest bryłką nie zróżnicowanych
komórek,
powstałych z dzielącego się jaja. Każda z nich zawiera takie same geny. Żadna
nie jest z
„przodu”, „z tyłu” czy też z „boku”. A przecież, aby uniknąć podczas budowania
organizmu
tworzenia się w kilku miejscach równocześnie głowy, serca czy też nóg, konieczne
jest
wyznaczenie osi ciała i dwu biegunów: głowy i stóp albo głowy i ogona.
I oto w kolejnych warstwach komórek zarodkowych włączane są kolejne geny
homeotyczne.
Gen, to jak wiemy, instrukcja budowy cząsteczki białkowej. Tak więc uaktywnione
geny służą
produkcji białek homeotycznych, różnych w kolejnych warstwach zarodka. Ich
obecność
oznacza, że dana warstwa ma wytworzyć głowę, kolejna tułów, następna odwłok. W
ten sposób
zarodek zostaje zorientowany wzdłuż osi głowa-odwłok. Podział na takie warstwy
czy strefy nie
52
jest precyzyjny. W obszarach granicznych dziesiątki tysięcy komórek otrzymują
podwójny
sygnał „głowa” i „szyja” lub „tułów” i „odwłok”. Czy wprowadza to chaos?
Bynajmniej!
Wprowadzałoby, gdyby ten sygnał był przeznaczony dla komórek. Ale najwidoczniej
nie jest!
Można z tego wnosić, że przeznaczony jest dla tego tajemniczego czynnika, który
właśnie
tropimy, a który jest niewidzialnym wzorcem, niewidzialną „formą do ciasta”,
kształtującą
organizm. Dzięki białkom homeotycznym ów wzorzec, jednocząc się z zarodkiem,
ustawia się
wzdłuż stałej osi z określonymi biegunami.
O tym, że białka homeotyczne nie niosą informacji o kształcie organów,
przekonali się
następcy Cuisa dzięki prostemu doświadczeniu. Gen homeotyczny rejonu głowy,
pobrany –
uwaga! – nie od muszki lecz od żaby, myszy lub człowieka, wszczepiony następnie
do zarodka
muszki owocowej, zawsze wywoływał zbudowanie głowy. Oczywiście nie mysiej czy
Strona 77
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
ludzkiej,
lecz właściwej muchom. To niezbity dowód wyłącznie orientacyjnego znaczenia tych
genów.
Przy okazji dokonano niezwykłego odkrycia. Stwierdzenie całkowitej zgodności
sygnałów
białkowych u tak odległych grup zwierząt, jak mucha i człowiek, rozdzielonych
przez ewolucję
dobre 700 milionów lat temu, jest kolejnym dowodem, że w procesie przemian
gatunkowych
przypadkowe mutacje genów nie mają żadnego znaczenia.
Sposób działania genów homeotycznych mocno wspiera hipotezę istnienia subtelnych
wzorców misnatycznych, wywierających wpływ od zewnątrz. Ponieważ te wszechobecne
wzorce, przenikające wszystko, co istnieje, nie mają stałej wielkości ani
orientacji w przestrzeni,
konieczne jest ich takie związanie z zarodkiem, które zapewni rezonans morficzny
we właściwej
skali oraz położeniu. To położenie, raz wyznaczone przez oś ciała i bieguny
głowa-odwłok, nie
może się już zmieniać w trakcie rozwoju osobniczego. Należy przypuszczać, że
właśnie białka
homeotyczne są takimi wyznacznikami osi, kierunku przód-tył, góra-dół,
lewa-prawa, i wielkości
formy, którą wypełnią przyrastające tkanki.
Ten mechanizm nie zawsze działa prawidłowo. Zdarzają się przypadki, np.
podwójnego
rezonansu morficznego tego samego zarodka z wzorcem, pod różnymi kątami lub
wzdłuż
przesuniętej osi. Wynikiem mogą być narodziny cielęcia z dwoma głowami czy też
sjamskiego
rodzeństwa. Jeśli zarodek wszedł w rezonans z wzorcem dwa razy pod kątem 180°,
to z dwu jego
końców zaczną rosnąć głowy i ostatecznie powstanie potworek, mylnie, jak sądzę,
objaśniany
przez patologów jako „zrośnięte bliźniaki”. W istocie jest to jedno ciało,
wyrosłe z jednego
zarodka, odżywiane jedną pępowiną, które wypełniło sobą wadliwą formę.
Ale powróćmy do genów! Kolejna seria doświadczeń z larwami muszki owocowej
polegała na
aktywowaniu w tej ich części, która winna przekształcić się w przedni segment
odwłoka, genów
homeotycznych tułowia. Wynik był szokujący. W miejscu tym powstawał drugi tułów
z drugą
parą skrzydeł! Gdyby to doświadczenie wykonano na embrionie człowieka,
urodziłoby się
niemowlę z dwoma pasami barkowymi, czterema łopatkami i dwoma parami ramion.
Sądzę, że
od tej chwili musi się zmienić nasze spojrzenie na wielorękie, hinduskie bóstwa!
Następnego kroku dokonał dr Jarema Malicki, Polak pracujący w Stanach
Zjednoczonych,
absolwent Yale University. Pobrał on białka homeotyczne tułowia od myszy i
wszczepił je
komórkom głowy muszki owocowej. Spowodowało to znaczne przekształcenie jej głowy
Strona 78
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
i
wyrośnięcie w miejscu przeznaczonym na czułki – dwu odnóży tułowiowych!
Jest to zdumiewające wydarzenie. Umieszczenie kilku cząstek białka mysiego w
głowie
muchy sprawia, że wyrastają jej nogi na głowie! Sądzę, iż oznacza to ostateczny
koniec hipotezy
o inżynierskim planie ciała, zapisanym miejsce po miejscu, organ po organie, w
genach.
Organizm okazuje się układanką, nie wiemy jeszcze, jak zmienną, jak kruchą i od
jakich zależną
czynników.
Mechanizm tego przekształcenia można objaśnić jedynie na gruncie hipotezy
wzorców
53
misnatycznych. Komórki larwy najpierw musiały wejść w rezonans z wzorcem
wyznaczającym
ogólny zarys ciała, z dwoma wydłużonymi członkami w sąsiedztwie oczu. Zazwyczaj
w tym
miejscu następuje kolejny rezonans ze szczegółowymi wzorcami czułków. Tym razem
jednak
pojawienie się białek z rejonu tułowia spowodowało rezonans ze szczegółowymi
wzorcami
tułowia i odnóży. Głowa częściowo przekształciła się w tułów, a w miejscu
przeznaczonym na
wydłużone członki, komórki zbudowały doskonałe odnóża.
Jest to dowodem, że wzorce niekoniecznie działają jako duże całości. Zdaje się,
że cały ich
zbiór składa się na organizm, a części tego zbioru mogą rezonować niezależnie od
siebie. Gdyby
było inaczej, gdyby plan ciała był zapisany w genach, uporządkowany liniowo na
paśmie DNA,
fałszywa informacja spowodowałaby wyrośnięcie trzech par nóg po obu stronach
głowy
przekształconej w tułów.
Badania genów homeotycznych ujawniły jeszcze coś więcej. Okazało się bowiem, że
są one
rozmieszczone wzdłuż chromosomów w takiej kolejności, jak kodowane przez nie
segmenty
ciała. Tak więc kolejno następują geny wyznaczające głowę, szyję, tułów, odwłok.
Nasuwa się tu
nieodparcie porównanie z pewnym odkryciem tyczącym mózgu. Otóż obszary kory
mózgowej,
reagujące na kolejne tony gamy muzycznej, są rozmieszczone w takim porządku, jak
odpowiadające im klawisze fortepianu. Jest to kolejnym wskazaniem, że jedno i
drugie, budowa
ciała i budowa klawiatury, tak jak wszystkie struktury fizyczne, są odbiciem
subtelnych
wzorców. Gdyby geny niosły informację czysto abstrakcyjną, kodowaną, o budowie
ciała, taki
porządek nie byłby wcale konieczny.
Nikt nie odważył się jeszcze (lub nic o tym nie wiemy) na podobne doświadczenia
na
Strona 79
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
ludziach, ale zrobiła to już za nas przyroda. W roczniku 1854 „Boston Medical
Journal” pewien
lekarz opisuje przypadek czworoocznego pacjenta z miejscowości Cricklade.
Pacjent miał dwie pary oczu, umieszczone jedna nad drugą. Każde z oczu mógł
zamykać
niezależnie, mógł też zwracać w inną stronę. Jak przekazał lekarz, mówił i
śpiewał wysokim,
skrzeczącym głosem o odpychającym brzmieniu.
Z kolei angielski arystokrata, Edward Mordrake, żyjący na przełomie stuleci,
miał dwie
twarze. Jedną tam, gdzie zwykle, drugą z tyłu głowy. Ta dodatkowa twarz mogła
się uśmiechać i
przybierać miny, zaś oczy widziały, jednak, z tego co wiemy, nos i usta nie były
połączone z
jamą noso-gardzieli, nie mógł więc nimi jeść, mówić ani oddychać. Mordrake z
czasem stał się
lunatykiem, popadł w obłąkanie i wkrótce potem zmarł.
Tak więc zdołaliśmy, być może, nieco odsłonić tajemnicę rzeczywistości wzorców
misnatycznch, które odpowiadają za kształt żywych organizmów, oszałamiających
wzorów i
kolorów, instynktowych zachowań, szybkich przystosowań, celnych wynalazków,
dowcipnych
rozwiązań i nieustających przemian.
Choć niewykrywalne dla „szkiełka i oka”, obecne są wszędzie w przestrzeni i na
rezonansie z
nimi opiera swe istnienie każdy żywy organizm. Komórki łączą się z nimi sobie
tylko znanym
sposobem i stosują się do nich. To tylko od rezonansu z właściwym wzorcem
zależy, czy zlepek
komórek stanie się ptakiem czy człowiekiem.
54
Zdumiewające ameby
Sposób, w jaki komórki tworzą ciała, różnicują się i podejmują rozmaite,
wyspecjalizowane
zadania, choć pierwotnie, w zarodku, wszystkie były jednakowe, jak budują z
siebie samych niby
z cegiełek skomplikowane struktury – jest całkowicie nieznany.
Spostrzeżono, że komórki, które raz już tworzyły jakąś tkankę, mają wyraźną
skłonność, by
skupiać się i odtwarzać układ już znany – jeśli nie im, to przynajmniej
poprzednim pokoleniom.
To jest jeszcze jednym, niezbitym dowodem, że wzorce istnieją. Pozostaje
pytanie: gdzie są
zapisane i jak przekazywane?
Profesor Nicholas Seeds z Uniwersytetu Colorado dokonał doświadczenia z mózgami
mysimi,
wyjętymi z czaszek. Doprowadził do ich całkowitego rozdzielenia na komórki
składowe, a żeby
mieć pewność, że nie zachowają się żadne związki między nimi, umieścił je w
płynnej pożywce,
zapewniającej przeżycie, i przez kilka dni traktował łagodnymi wstrząsami, które
ostatecznie
Strona 80
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zerwały wszelkie połączenia i wymieszały neurony. A jednak, gdy wstrząsy ustały,
komórki
pozostawione w spokoju, połączyły się znowu i odtworzyły kawałki mózgu,
odbudowały też
osłonki myelinowe aksonów wraz z połączeniami synaptycznymi. Więcej, zaczęły w
nich
zachodzić właściwe reakcje biochemiczne. Wzór został odtworzony. Z pewnością nie
dlatego, że
każda z komórek „znała” i „pamiętała” swoje poprzednie miejsce w tkance
mózgowej. To
mogłoby dotyczyć tylko kompanii wojska, która po komendzie „rozejść się”, tworzy
bezładną
gromadę żołnierzy, zaś na rozkaz: „w dwuszeregu zbiórka”, w jednej chwili
odtwarza poprzedni
porządek, w którym każdy żołnierz staje zawsze na tym samym miejscu, pomiędzy
dwoma tymi
samymi żołnierzami, o czym wie i co pamięta.
Komórki, po kilku dniach dokładnego mieszania, nie mając organów ruchu,
pozostają każda
tam, gdzie ją zatrzymano. Sąsiedztwo jest przypadkowe. A jednak szyk – i to o
wiele bardziej
skomplikowany od wojskowego – zostaje odtworzony. Komórki sterowane przez
zewnętrzny
bodziec podporządkowują się mu i łączą między sobą, wypełniając szablony
niewidzialne dla
nas, lecz z łatwością rozpoznawalne przez nie. Tak właśnie ciasto odtwarza
kształt formy
blaszanej, o której samo nic nie wie, lub opiłki żelaza, które przywierając do
linii pola
magnetycznego, zdradzają ich przebieg.
Znamienne są też doświadczenia z pewnymi gatunkami robaków. Ich budowa nie jest
zbyt
skomplikowana, a zróżnicowanie komórek w porównaniu z organizmem ludzkim
niewielkie. A
jednak potrafią się popisać przystosowaniem nieosiągalnym dla wyższych form
rozwoju. Pocięte
na plasterki, z każdego z nich odtwarzają kompletnego robaka. Określa się to
mianem regeneracji
ustroju. Ale czy to jest regeneracja, jeśli obojętne, czy z koniuszka tułowia,
czy też z samej
głowy, czy ze środkowego segmentu, odrastają wszystkie pozostałe? Bliższy jest
ten proces
wyrastaniu robaka z zarodka, od fazy kilkuset komórek niż temu, co potocznie
nazywamy
regeneracją. To właściwie powtórzenie rozrodu bez angażowania w to komórki
płciowej.
Wyobraźmy sobie, że odczuwając potrzebę posiadania potomka nie rozglądamy się za
mężem
55
czy żoną, lecz chwytamy siekierę, odcinamy palec i wkładamy do zakupionego
zawczasu
inkubatora. Z palca odrasta niebawem nasza wierna kopia; odtąd będziemy istnieć
Strona 81
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
w dwu
egzemplarzach, jednym pochodzącym z drugiego. W tym czasie odrośnie nam też
palec. Ten
sposób rozmnażania byłby zbliżony do klonowania osobników o identycznym
genotypie.
Klonowanie nie jest więc wcale wynalazkiem biologów i inżynierii genetycznej XX
wieku. Od
milionów lat znane jest przyrodzie. I to nie tylko wśród robaków.
Lecz nie chodzi o to. Robaki dowodzą zdolności odtwarzania wzoru z dowolnego
pakietu
komórek. Ta olbrzymia elastyczność procesu zdaje się raz jeszcze potwierdzać
hipotezę istnienia
wzorców poza zapisem genowym. Przecież gdyby kształt organizmu był zapisany w
genach,
komórki w odciętym skrawku robaka musiałyby skądś wiedzieć, jaki skrawek
stanowią i co oraz
w którą „stronę”, trzeba dobudować. Niepodobna wyobrazić sobie organelli – dotąd
ich nie
odkryto – które mogłyby śledzić sytuację na zewnątrz komórek, oceniać ją,
porównywać z
wzorem, zarządzać i wstrzymywać podziały, doprowadzając tak do odbudowania
kompletnego
ciała.
A teraz ameby.
Ameby są organizmami jednokomórkowymi, prowadzącymi samotnicze życie na
wilgotnym
podłożu. Poruszają się w poszukiwaniu pożywienia, wysuwając w jakimś kierunku
„nibynóżkę”
czyli uwypuklenie, wypustkę błony komórkowej, po czym całą swą substancję
przelewają do
niej. Wędrują tak, pochłaniając napotkane bakterie i co kilka godzin niezmiennie
dzieląc się na
dwie potomne ameby.
Dictyostelium discoideum jest to gatunek ameby, który przyciągnął uwagę
embriologów, jako
że posiada zdolność tworzenia z pojedynczych komórek organizmów zbiorowych.
Ameby te
prowadzą opisane wyżej życie w środowisku leśnym, jednak gdy podłoże wysycha lub
z innego
powodu zaczyna w nim brakować pożywienia, podejmują zaskakujące działania.
Głodujące
komórki zaczynają intensywnie wydzielać chemiczny sygnał alarmowy w postaci
cząsteczek
CAMP, jednocześnie orientując się, gdzie jest największe zagęszczenie tego
związku w
powietrzu i zaczynają tam podążać.
Po pewnym czasie spotykają się, jest ich coraz większa gromada. W miarę jak na
miejsce
zbiórki przybywają kolejne ameby, poczynają się na siebie wspinać i tworzą jakby
stożek. Gdy
jest ich już kilkadziesiąt tysięcy, znów ruszają w drogę. Przybierają kształt
jakby nagiego
Strona 82
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
ślimaka, niezmiernie wolno, bo jeden milimetr na godzinę, pełzającego przed
siebie. To zbiorowe
ciało, zwane grexem, zaczyna zachowywać się tak jak jeden organizm, a
poszczególne ameby
wykazują wiedzę o swym położeniu w zbiorowości.
Komórki, które znalazły się na czele, w jakiś sposób „uświadamiają to sobie” i
podejmują
zadanie prowadzenia innych. John Bonner z Uniwersytetu Harwarda zabarwił grex
nieszkodliwym barwnikiem, a potem przeszczepił jego przednią część do tylnej
części innego,
nie zabarwionego grexu. Wkrótce barwne komórki, jakby pamiętając, gdzie było ich
miejsce, jęły
pełzać poprzez zbiorowisko innych komórek, tworząc w nim kolorowe pasemko i
niebawem, jak
poprzednio, zajęły miejsce na czele pochodu.
Jeśli wędrówka grexu w poszukiwaniu pokarmu nie przynosi wyniku, zbiorowisko
komórek,
działając zgodnie jak jeden mąż, znów zmienia zachowanie. Te proste ameby,
pozbawione
wzroku, mowy, zdolności myślenia, świadomości bytu oraz swego położenia w tej
chwili,
zachowują się tak, jakby do tego wszystkiego były zdolne. Podejmują budowę
kulistego
zbiornika osadzonego na wysmukłej wieży, jakby naśladując makówkę z nasionami na
cienkiej
łodydze. Wymaga to podziału zadań i zróżnicowania komórek. A przecież nikt im
nie wydaje
poleceń.
Te z ameb, które jako pierwsze przybyły na miejsce zbiórki, a potem prowadziły
pochód,
56
tworzą ze swych ciał dolną część łodygi. Następne wspinają się wyżej, tworząc
część górną i
formując kulistą kapsułę. Część z nich wypełnia wydrążoną komorę, stając się
sporami. Są to
formy przetrwalnikowe, w których utaja się życie, metabolizm spada do
najniższego poziomu.
Komórka kurczy się w sobie, pozbywa się wody, otacza wzmocnioną skorupą, staje
się
nasionkiem, tak jak ziarnko maku. Łodyga nie ma naturalnych korzeni, w pozycji
pionowej
utrzymuje ją podstawa o kształcie dysku, utworzona z ostatnich przybyłych
komórek,
przywierających ciasno do podłoża.
Porównanie z makówką nie jest do końca trafne, choćby ze względu na olbrzymią
różnicę
wymiarów. Poza tym u ameb proces jest odwracalny w każdej chwili. Można kilka z
nich wyjąć
z górnej części łodygi albo też z podstawy i umieścić w sprzyjających warunkach,
a bez zwłoki
powrócą do dawnego, samotniczego życia, pochłaniając bakterie i mnożąc się przez
podział. O
Strona 83
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
mechanizmach takiego zachowania nic nie wiemy. Stwierdzono jedynie, że komórki
tworzące z
siebie jakby owocującą roślinę, produkują tylko połowę z tych białek, które są
wytwarzane przez
wolne ameby, reszta jest charakterystyczna tylko dla ich stanu zbiorowego.
Po pewnym czasie z rozpadającej się kapsuły spory wysypują się, (a może
rozsiewają), a cała
budowla, łodyga i podstawa, ulega rozkładowi. Spory, jeśli trafią na wilgotne
podłoże, powracają
do życia, stają się amebami i podejmują swój zwykły tryb odżywiania się podczas
wędrówki i
regularnych podziałów.
Powyższe zjawisko nasuwa ogromną ilość pytań. Jak choćby to, o różnicowanie się
identycznych komórek. Wszystkie ameby są jednakowe, mają takie same wyposażenie
genetyczne, cóż więc sprawia, że podejmują rozmaite działania? Ba, część z nich
zachowuje się
altruistycznie w stosunku do nielicznych, wybranych, aby przeżyć. Te, które
tworzą podstawę,
łodygę i kapsułę, niejako same skazują się na śmierć. Inne, tworzące spory, mają
szansę
przeżycia. Mamy więc do czynienia z urzeczywistnieniem niemal abstrakcyjnej idei
poświęcenia
siebie dla podtrzymania życia innych osobników, co z kolei służy przetrwaniu
rodzaju.
W przypadku ameb, rzecz jasna, wygląda to inaczej niż u ludzi. Rodząc się przez
podziały,
wszystkie one są jednym osobnikiem, tyle że w milionach egzemplarzy. Ten
znikający żyje więc
nadal w pozostałych.
A teraz, aby ujrzeć dokonanie ameb w całej jego złożoności, spójrzmy na nie z
ludzkiej
perspektywy. Wyobraźmy sobie, że w jednym ze wschodnich krajów, w dniu urodzin
Ukochanego Przywódcy, na olbrzymim stadionie, w czasie występów pokazano jego
żywy
portret. Tysiąc chłopców i dziewcząt „namalowało” go swymi barwnymi chustami.
Czy zrobili to
sami z siebie, nie instruowani i nie kierowani? Nie ma wątpliwości, że to
niemożliwe.
Najpierw niezbędny był pomysł takiego pokazu i zrozumienie jego celu. Potem
rysunek
twarzy został podzielony na tysiąc punktów o różnych kolorach. Następnie,
dyskretnie
wyznaczono na trawie stadionu pola i linie, które wypełnić miała młodzież. Teraz
każdy z
uczestników pokazu, jako jeden z tysiąca punktów, otrzymał i zapamiętał
przydział do danego
pola wraz z chustą właściwego koloru. Musiał też zapamiętać cały kod sygnałów
nadawanych
przez kierownictwo pokazu. Odbywały się próby.
Na koniec przyszedł dzień, gdy Przywódca zasiadł na trybunie. Młodzież wkroczyła
na
stadion i po wyznaczonych trasach każdy trafia na wyznaczone mu pole. Tam
Strona 84
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
nieruchomieje.
Olbrzymi prostokąt czarnych główek oczekuje sygnału. Gwizdek! Trzymane w ukryciu
chustki
wznoszą się nad głowy i na stadionie wykwita wielobarwny portret o znajomych
rysach. Oklaski,
zachwyty...
Czy można tego samego dokonać z młodzieżą, która wchodząc na stadion, nie wie,
po co to
robi, co ma tam wykonać, jak się zachować, gdzie stanąć, co zrobić z chustką,
która nie zna
nawet treści żywego obrazu? Można. Jednakże w tym celu każdy chłopak i
dziewczyna musiałby
57
mieć w uchu głośniczek radiowy i stosować się do poleceń nadawanych przez
operatorów
siedzących na wieży: – Idź sto kroków do przodu, zrób pięć kroków w lewo, stań
bez ruchu,
podnieś chustkę nad głowę, powiewaj...
To prawda, że wykonawcy są tu nieświadomi, choć muszą mieć motywację do
wykonywania
poleceń. Ale operatorzy muszą znać rysunek i bez chwili przerwy porównywać go z
sytuacją na
stadionie, aby móc kierować barwnymi „punktami” i doprowadzić je na pozycje z
góry założone.
Czterdzieści tysięcy ameb, na oczach jednego widza – badacza, pod binokularem,
zaczyna się
wspinać na siebie. Jedne zostają u dołu, tworząc regularną, kolistą tarczę,
cieńszą na obwodzie,
grubszą ku środkowi, skąd inne poczynają wyrastać w pionową łodygę o okrągłym
przekroju. Na
pewnej wysokości zaczyna się ona rozszerzać i wytwarzać kulę. Tak zastygają w
bezruchu. W
kuli, jak w kapsule czasu, tysiąc podróżników zapada w utajone życie, by obudzić
się już w innej
epoce.
Jeśli celowe ustawienie tysiąca ludzi wymaga świadomości celu, woli działania,
inteligencji,
porozumienia i projektu dzieła, czy możemy twierdzić, że wszystko to jest zbędne
amebom?
Rozważmy to na przykładzie jednego tylko elementu, jakim jest plan budowli
wznoszonej
przez ameby. To kluczowa sprawa. Jego istnienia lub nieistnienia nie podobna
nawet
dyskutować. Jeśli Dictyostelium zawsze i wszędzie buduje podobną strukturę, to
znaczy, że jej
projekt istnieje, jest gdzieś jakoś zapisany i w każdej chwili dostępny amebom.
Nasze, ludzkie projekty powstają na papierze, rysowane w co najmniej dwu
rzutach, z
zaznaczeniem wymiarów lub choćby ich wzajemnych proporcji, dzięki czemu można je
wznosić
w różnej wielkości. Projekt budowli takiej, jaką wznoszą ameby, musiałby
uwzględniać
Strona 85
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wytrzymałość materiału i spoiwa na zgniatanie, rozciąganie, zginanie oraz
statykę układu.
Musiałby określać wysokość w stosunku do średnicy podstawy i słupa oraz
wielkości kapsuły.
Inżynier, któremu by powierzono budowę tej wieży, znając ilość cegieł, jaką
dysponuje, zgodnie
z obliczeniami rozdzieliłby je na podstawę, kolumnę i kapsułę.
Ameby nie wykonują tej całej pracy projektowej. Najwidoczniej korzystają z
gotowego planu.
Tu powracamy do pytania, które raz po raz zadajemy sobie w tej książce: czy ten
plan może być
zapisany w genach? Odpowiedź jest ta sama: teoretycznie, na paśmie DNA, można
zakodować
liniowym zapisem w systemie dwójkowym kształt dowolnej bryły. Może nawet ilość
bitów w
DNA ameby wystarczyłaby, lecz kto i jak sporządził pierwszy projekt, pierwszy
rysunek czy
wyobrażenie, a potem podzielił je na punkty i nadał im wartość cyfrową? Kto
zakodował te cyfry
zasadowym językiem kodonów? Na tym jeszcze nie koniec. Zapis kształtu jest
martwy, dopóki
nie powstanie instrukcja operacyjna: w jakiej kolejności odczytywać dane i jak
je realizować.
Niezbędny jest system przekazywania tej wiedzy amebie, ażeby wiedziała, dokąd ma
pełzać,
gdzie się ustawić i jak tam zachować. To niewyobrażalne zadanie, jeśli się
zakłada, że każda
ameba ma w swoim genomie zapisany cały projekt budowy. Jak jej bowiem wyznaczyć
jedną
sześćdziesięciotysięczną część zadania, jeżeli wiadomo, że zależy to od
kolejności przybycia na
miejsce zbiórki i od ilości ameb, innej za każdym razem!
Po raz kolejny mówię: dajmy temu spokój! Zachowanie ameb można wytłumaczyć
wyłącznie
przyjmując działanie zewnętrznego czynnika, mającego wpływ na całą zbiorowość,
przechowującego projekt i elastycznie kierującego amebami. Mógłby nim być
właśnie
misnatyczny wzorzec, działający wybiórczo na pojedyncze ameby i na całą ich
zbiorowość,
podobnie jak pole magnetyczne działa na opiłki żelaza. Nie musi to być
inteligentne działanie,
ani też świadome. Obchodzą się bez tego komputerowe programy o wysokim stopniu
elastyczności i szerokiej gamie opcji. Za każdym jednak programem, prędzej czy
później, bliżej,
głębiej czy dalej, musi się nieuchronnie ukrywać inteligencja i świadomość.
Przez długi czas sądziłem, że ta budowla wznoszona z ameb-cegiełek, jest
ostatecznym
58
dowodem istnienia pozakomórkowego czynnika, nadającego kształty biologicznym
strukturom.
Tak było, dopóki nie przeczytałem pracy amerykańskiego biologa, Williama P.
Jacobsa, o
Strona 86
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
pełzatce. Cóż to jest takiego?
Pełzatka jest stworzeniem bardziej zdumiewającym niż potworne dinozaury czy
inteligentne
delfiny, jest bowiem żyjącym workiem z celulozy. Sklasyfikowana jest jako glon z
rodzaju
Caulerpa, liczącego ponad 70 gatunków zamieszkujących ciepłe płytkie wody
morskie. Gatunek
Caulerpa prolifera, którym zajmiemy się bliżej, osiąga 1,5 m długości. Na
pierwszy rzut oka
niczym szczególnym się nie wyróżnia: ma łodygę, niby-korzonki i liście. Ale na
tym kończy się
jej zwyczajność. Pełzatka bowiem, inaczej niż wszystkie morskie i lądowe rośliny
wielokomórkowe, cała jest jedną, monstrualną komórką, nie podzieloną wewnątrz
żadnymi
przegrodami.
Jej celulozowa ściana komórkowa zamyka jednolitą masę cytoplazmy z pływającymi w
niej
licznymi jądrami. Jacobs, po wielu latach studiów nad tym wyjątkowym organizmem,
stwierdził,
że jej budowa jest wyzwaniem rzuconym prawom biologii, bowiem pojedyncza komórka
nie
powinna układać się w oddzielne organy: łodygę, korzenie, liście.
Ograniczająca pełzatkę i wyznaczająca jej kształt zewnętrzny celulozowa ściana
jest, jak
powtarzam z uporem, najzwyklejszym workiem. I tu dochodzimy do sedna sprawy.
Całe nasze
doświadczenie dowodzi, że worek nie może utkać się sam z siebie. Czy włókna
wełny same
splatają się w kształt rękawiczki? Czy pręty wikliny same stworzą koszyk? Czy
konopne sznurki
same splotą siebie w kształt siatki na ryby? To bezsensowne pytania! Czyżby więc
włókna
celulozy były bardziej ożywione niż włóczka, skoro potrafią utkać skomplikowany,
wysoce
symetryczny wykrój liści pełzatki?
Doświadczenia wykazały też, że cała ta roślina potrafi się odtworzyć z małego
skrawka liścia
lub łodygi. Jak się to odbywa? Ów kawałek to unosząca się w morskiej toni
celulozowa torebka,
zawierająca nieco cytoplazmy i kilka pasemek DNA. Czerpiąc energię z promieni
słonecznych,
przenikających w głąb wody, ten szczątek pełzatki dzięki fotosyntezie wytwarza
nowe włókna
celulozy, a te podążają do wybranych miejsc ściany i wplatając się w istniejącą
strukturę szybko
ją rozbudowują. Nie byle jak!
Od spodu liścia, zgodnie z kierunkiem ciążenia ziemskiego, budują niby-korzonki,
które
pozwolą roślinie zakotwiczyć się w piasku. W kierunku poziomym jest budowana
łodyga, zaś do
góry, ku słońcu, dąży liść o wyszukanym i wysoce regularnym, symetrycznym
wykroju.
Strona 87
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Rozbudowujące się, celulozowe ściany są natychmiast podpierane od wewnątrz
siateczkowatą
strukturą beleczek, spełniających rolę usztywniającego szkieletu.
Spróbujmy się teraz zastanowić, jakie warunki muszą być spełnione, aby
dostarczony budulec
mógł się ułożyć w ściśle określony sposób. Posłużmy się w tym celu przykładem
człowieka,
przed którym rozsypano na stole skrawki celulozy, np. w postaci pociętego
papieru. Sądzę, że
nasz obiekt doświadczalny będzie stał lub siedział, spoglądając na nie od czasu
do czasu
obojętnym wzrokiem, zaś skrawki będą leżały, jak je rozsypano. I może to trwać w
nieskończoność. Postarajmy się teraz, aby do umysłu człowieka przeniknęła
informacja: ze
skrawków należy ułożyć wzór liścia pełzatki. Szybko się przekonamy, że niczego
to nie zmienia;
cały układ nadal pozostaje w bezruchu. Próbujmy więc dalej, informując
człowieka, że to on,
własnoręcznie ma to zadanie wykonać. Lecz i to go nie skłoni do działania.
Wreszcie się
domyślimy, że trzeba podać mu powód, motyw wystarczająco mocny, by go wyrwać z
bezruchu.
Niech będzie to groźba trzymania go w zamknięciu, aż do śmierci głodowej.
Niestety, i to także
nie pomoże! Nieszczęśnik, już motywowany i pełen najlepszych chęci, znający
zadanie i
kojarzący je z sobą, nadal nic nie zdziała! Przynajmniej dopóty, dopóki w jego
umyśle nie
zaświta wyobrażenie kształtu pełzatki. Można mu ten kształt pokazać na rysunku
lub w
59
akwarium, na żywym modelu, można też przekazać w postaci abstrakcyjnego opisu,
który
zostanie zamieniony przez umysł w wizerunek myślowy.
Wreszcie, gdy wszystkie te warunki zostaną spełnione, przednie kończyny naszego
osobnika
przystąpią do dzieła. Napędzane mięśniami, kontrolowanymi przez centrum mózgowe,
przy
współpracy z narządami wzroku, monitorującymi zmieniającą się sytuację na stole,
porównywaną z wizerunkiem rośliny, w końcu tak ułożą luźne skrawki papieru, iż
te staną się
odbiciem obrazu powstałego w myślach.
Od powyższej modelowej sytuacji powróćmy do natury, do pełzatki regenerującej
się w
ciepłych, morskich wodach. Nie ma żadnego powodu, aby roślina nie musiała
sprostać takim
samym informatycznym wymaganiom. Te same zasady sterowania obowiązują w całym
materialnym świecie. Zupełnie martwe cząstki cukru, splatające się w równie
martwe włókna
celulozy i ligniny, pływające bezładnie w komórce, niczego z siebie „nie muszą”
układać! Mogą
pływać oddzielnie lub tworzyć skupienia. To wszystko. A jednak podążają do
Strona 88
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
ściany
komórkowej i wplatają się w już istniejące struktury. Czy wiedzą, że taka rola w
komórce została
im przydzielona? I czy mają odpowiednią motywację? Jeżeli nie one, to musi ją
mieć czynnik,
który je przesuwa. Ten czynnik musi także znać kształt liścia, który jeszcze nie
istnieje!
Musimy sobie jasno uświadomić, że ten skrawek pełzatki, który podjął dzieło
odbudowy
rośliny, nic nie wie o jej kształcie! Nie ma go zapisanego w sobie. Nie ma też
żadnej możliwości
obejrzenia innych, kompletnych pełzatek. Nie widzi ich, nie pamięta i nie
wyobraża ich sobie, a
jednak bezbłędnie kształtuje wykroje liści od prawieków charakterystyczne dla
tego gatunku
pełzatek!
Możliwe jest to tylko dlatego, że wzorzec liścia istnieje poza rośliną. Jest
przechowywany w
misnatycznym polu, w pamięci Wszechświata i stamtąd jest przywoływany, aby
komórka
pełzatki mogła go użyć jako formy-szablonu. To przywoływanie i rezonans
misnatyczny wzorca
z regenerującym się szczątkiem rośliny dokonuje się, jak sądzę, za pośrednictwem
DNA
gatunkowego. Specyficzna treść zawarta w chromosomach stanowi swoisty klucz –
hasło – szyfr
– znacznik powodujący połączenie się komórki z odpowiadającymi jej misnatycznymi
wzorcami.
Biologia, jeśli chce się zbliżyć do zrozumienia tego, czym jest „życie”, musi
się otworzyć.
Musi wyjść poza ograniczenia chemii i fizyki i podjąć poszukiwania tych
subtelnych czynników,
które są rzeźbiarzami świata widzialnego.
60
Jak powstaje żyrafa?
Czytam w książce Carla Sagana The Dragons of Eden, czyli Smoki Edenu: „Wielką
zasadą
biologii – tą, która o ile wiemy, odróżnia nauki biologiczne od fizycznych –
jest ewolucja
poprzez dobór naturalny, olśniewające odkrycie Karola Darwina i Alfreda Russela
Wallace’a w
połowie dziewiętnastego stulecia. To przez dobór naturalny, preferowane
przeżycie i replikację
organizmów przypadkowo lepiej przystosowanych do środowiska, wyłoniła się
elegancja i
piękno współczesnych form życia... Ewolucja jest przypadkowa i nieprzewidzialna.
Tylko
poprzez śmierć olbrzymiej ilości nieco gorzej przystosowanych organizmów
istniejemy my,
mózgi z całą resztą (...) Ewolucja jest faktem rozlegle ukazanym przez zapis
kopalny i przez
współczesną biologię molekularną.” (tłum. autora).
Strona 89
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Twierdzenie o roli przypadku, skądinąd znanego uczonego, specjalisty w
dziedzinie
kosmobiologii, którą sam zresztą wymyśla, współpracownika NASA i popularyzatora
nauki –
jest po prostu nieprawdą. A cała reszta – wątpliwa. Zupełnie inaczej widzi to
wybitny autorytet w
dziedzinie ewolucji, biolog, Ernst F. Mayr:
„Nie ma wyraźnych dowodów jakiejkolwiek przemiany gatunków w inny rodzaj albo
stopniowego powstawania nowości ewolucyjnych”. (Ernst F. Mayr, How to carry out
the
adaptationist program. American Naturalist 121, 1983).
Niezwykłą wagę ma również konkluzja Karla Poppera, filozofa nauki, jednego z
wielkich
umysłów tego stulecia:
„Doszedłem do wniosku, że Darwinizm nie jest sprawdzalną teorią naukową, ale
m e t a f i z y c z n y m p r o g r a m e m p o s z u k i w a ń ”. (Karl Popper,
Unended, quest: an
intellectual autobiography. London 1974, Fontana).
Zapisy kopalne, to znaczy informacje zawarte w odnalezionych na przestrzeni
wieków
skamieniałych szczątkach organizmów żyjących w czasach przed powstaniem nauki,
dowodów
ewolucji poprzez dobór naturalny i przypadkowe mutacje genów nie dostarczają! Są
one tylko
świadectwem bliskich i dalszych pokrewieństw między żywymi organizmami oraz
jedności życia
komórkowego, podobnie jak biologia molekularna jest potwierdzeniem Nie mogą być
jednak
dowodem, że gatunki przekształcające się jedne w drugie, robią to dzięki p r z y
p a d k o w y m
mutacjom oraz doborowi. Nie ulega wątpliwości, że powstawały one jedne z
drugich, albowiem
życie rodzi się wyłącznie z życia, nowe komórki powstają tylko z już
istniejących komórek, a
więc pojawiające się nowe gatunki muszą powstawać z gatunków poprzednio
istniejących, przez
ich przekształcenie, lecz twierdzenie, że te przekształcenia są przypadkowe, nie
ma żadnej
wartości naukowej. Jest to w najlepszym razie hipoteza, na poparcie której jej
zwolennicy nie
mają żadnych dowodów. Toteż bardziej niż hipotezą, jest ona wyrazem bezradności
uczonych
wobec zagadki „życia”.
Niezbitym faktem, wywołującym konsternację paleontologów, jest brak ciągłości
materiału
kopalnego i owych postulowanych ogniw pośrednich między gatunkami. Właśnie to
jest
61
charakterystyczne: w jednej warstwie kopalnej występuje jeden gatunek, a w
następnej pojawia
się inny, już całkiem odmienny. A co było między nimi?
Na przykład wieloryb!
Strona 90
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
„Nie ma pośredniej formy pomiędzy lądowym przodkiem wieloryba i pierwszymi
skamieniałościami tego morskiego ssaka. Podobnie jak jego współcześni
potomkowie, miał on
już nozdrza usytuowane na czubku głowy, zmodyfikowany system oddechowy, nowe
organy, jak
płetwa grzbietowa i sutki otoczone kapturkiem nie dopuszczającym wody morskiej,
wyposażone
w pompę umożliwiającą ssanie podwodne. Wieloryb reprezentuje raczej zasadę niż
wyjątek”.
(Jeremy Narby, op. cit.).
„Biorąc pod uwagę długość pokoleń wielorybich, rzadkość z jaką mogą następować
pożądane
mutacje i ogromną ilość mutacji niezbędnych do przekształcenia lądowego ssaka w
wieloryba,
łatwo dojść do wniosku, że postulowany przez gradualistów dobór naturalny
przypadkowych
zmian nie może być brany pod uwagę w przypadku tego zwierzęcia”. (Robert Wesson,
Beyond
natural selection, Cambridge, Mass. 1991: The MIT Press).
Jeśli założymy, że gatunki, a właściwie jakiś czynnik w ich imieniu aktywnie
podejmuje
zmianę ukierunkowaną, bynajmniej nie czekając na to, aż go wyręczy losowe
uszkodzenie DNA,
pojawiające się ze statystycznym bezwładem, wówczas możliwe będzie szerzenie się
„mody”,
np. na dłuższe, szybsze nogi, na płetwy między palcami zwiększające siłę
wiosłowania, na
wężowe wydłużenie ciała, które w połączeniu z zanikiem kończyn umożliwia
pełzanie pod
kamieniami z szybkością błyskawicy, albo monstrualne wydłużenie szyi pozwalające
żyrafie
sięgać do wierzchołka drzewa. Możliwa też stanie się całkowita przemiana w ciągu
kilkuset, a
może tylko kilkudziesięciu pokoleń, a z tak krótkiego okresu mogłyby się nie
zachować w
osadach żadne formy przejściowe.
Co jednak z genami? Przecież dobrze wiadomo, że one mutują i u różnych gatunków
są różne.
Cóż, trzeba będzie przyjąć, że mutacje genów nie są pierwotną przyczyną, lecz
skutkiem idących
przed nimi zmian wzorców morfologicznych! Ponieważ zmiana środowiska, trybu
życia oraz
funkcji ciała zmienia też metabolizm, potrzebne są w tym celu inne białka,
enzymy, hormony,
ciała odpornościowe. To właśnie ich struktura a nie kształt ciała zapisana jest
w genach i muszą
się one przystosowywać do życia wodnego lub w pustynnym upale. Dlatego mutują
lub raczej są
mutowane. Celowo. Zgodnie z potrzebami. Dzieje się to na różne sposoby. Spośród
genów
rozmieszczonych wzdłuż nici DNA niektóre, już zbędne, wymagają tylko nieznacznej
przebudowy. Usuwa się z nich pewne nukleotydy, na ich miejsce wstawiając nowe.
Strona 91
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Tam, gdzie potrzebne są większe zmiany, wykorzystywane są fragmenty „złomu”
intronowego lub części genów przeznaczonych do „rozbiórki”, zestawiane z
odcinkami DNA
dostarczanymi spoza organizmu przez „pocztę” bakteryjną i wirusową.
Wzorce genów istnieją w subtelnej, misnatycznej przestrzeni. Znajdują się tam
plany
wszelkich struktur genowych i białkowych, jakie w ogóle występowały i występują
w przyrodzie,
w dowolnym organizmie i w dowolnych czasach. Jeśli hadrozaur, dinozaur wodny,
miał płetwy
między palcami, wymagające produkcji elastycznych powłok komórkowych, to kaczki
i bobry
żyjące sto milionów lat po nim mogły skorzystać z tego ponadczasowego wzoru,
wchodząc z nim
w misnatyczny „rezonans”.
Nasuwa się tutaj jeszcze jeden pomysł. Jak wiemy z treści rozdziału „Gen
obnażony” ilość
DNA w komórkach człowieka, czy w ogóle ssaków, przewyższa ich genetyczne
potrzeby.
Nieliczne, jakie udało się odczytać, fragmenty genomu zawierają geny,
przemieszane z wielekroć
dłuższymi od nich odcinkami zapisu nie kodującego białek. Składają się one z
niezrozumiałych
dla nas ciągów zapisu. To jednak, że nie są one przydatne do syntezy białek, nie
świadczy o ich
62
zupełnej bezużyteczności. Oprócz innych przeznaczeń mogą być np. obfitą
zbiornicą całych
„prefabrykowanych” sekwencji, służących do konstrukcji nowych genów. Wystarczy
wymienić
w nich pewne nukleotydy, inne pozamieniać miejscami, kilka całkiem wyciąć, ażeby
uzyskać
gen, jakiego jeszcze w tej komórce nie było. W końcu dokładnie w taki sposób
odbywa się
„redagowanie” genu przez wycinanie zeń zbędnych intronów i sklejanie sensownych
exonów.
Całość lub część tego tajemniczego zapisu może się też okazać starymi genami,
nie
wykorzystywanymi już od długiego czasu, pozostałymi po dawniejszych postaciach
człowieka.
Może to nasz spadek po wszystkich poprzednich wcieleniach, na całej drodze od
ryby do ssaka?
Spadek po filogenetycznej drodze gatunku przez epoki i ery? Te geny, po
milionach lat
przechowywania, nie są zapomniane. Komórka zawsze o nich pamięta i gdy przyjdzie
czas
przemiany, na przykład powrót gatunku, niegdyś żyjącego w morzu, obecnie
lądowego znowu do
wodnego życia, wystarczy potrzebne elementy jedynie odświeżyć. Z przechowywanych
genów
zostanie zdjęta blokada i natychmiast, bez zwłoki, rozpocznie się produkcja
białek niezbędnych
Strona 92
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
do życia w wodzie.
Jeśli ktoś jeszcze miałby wątpliwości, czy aparat komórkowy zdolny jest do
aktywnej
przebudowy genów, niech przypomni sobie, że:
– komórki przed każdym swym podziałem kopiują w s z y s t k i e geny
– przypadkowe błędy w kopiowaniu DNA są niezwłocznie naprawiane przez
wyspecjalizowane enzymy
– w komórkach rozrodczych stałą praktyką jest crossing-over, czyli aktywna
wymiana
pomiędzy chromosomami genów odpowiadających za te same cechy.
W świetle powyższego „olśniewające odkrycie Darwina” wymagałoby zmiany
kolejności
zdarzeń: nie mutacje genów zapoczątkowują przemianę morfologiczną, lecz ta
przemiana
wymaga przebudowy genu. W czasach Darwina nie potrafiono jeszcze zaglądać do
komórek,
toteż ustalenie tak subtelnej różnicy było niemożliwe, ale i dziś nikt też się
tym nie interesuje,
bowiem bezwład w myśleniu jest olbrzymi. Zresztą, nawet przy najnowszych
technikach również
nie będzie to łatwe.
Tymczasem ewolucjoniści wciąż trzymają się kurczowo swych ulubionych
współczesnych
przykładów z makroświata. Jednym z takich „dowodów” ma być mutacja pospolitej
ćmy z okolic
Manchesteru w Anglii. Owad miał szare, jakby posypane pieprzem skrzydła, co
zapewniało mu
w ciągu dnia doskonały kamuflaż na pniach drzew, z nadejściem jednak rewolucji
przemysłowej
dymy fabryczne przyciemniły korę i ćmy stały się dobrze widoczne na jej tle. Nie
trwało to
długo. Zanim wyginęły, chwytane przez ptaki, pojawił się, około stu lat temu,
rzekomo
przypadkowo, mutant z czarnymi skrzydłami.
Można powiedzieć, że przypadek idealnie trafił we właściwej chwili. Wcześniejsze
pojawienie
się ciemnej odmiany niekorzystnie wyróżniającej owada spowodowałoby szybką
eliminację jego
genów przez dobór naturalny, posługujący się żarłocznymi ptakami. Gdy jednak
pnie ściemniały,
sytuacja się odmieniła. Ptaki nadal polowały z powodzeniem na dobrze widoczne
ćmy w starej
szacie, nie zauważając na korze pokrytej sadzą ciemnego mutanta i jego
potomstwa. Toteż ich
ubarwienie stało się dominujące w całej okolicy.
Jak łatwo zauważyć, nawet laikowi, całe wydarzenie nie jest w najmniejszej nawet
mierze
dowodem p r z y p a d k o w e j produkcji czarnego barwnika! Jest wyłącznie
świadectwem
przemiany, ale jej mechanizm pozostaje nadal zagadkowy. Sądzę, iż przypadek jest
tu
wykluczony. Rozpoczęcie produkcji czarnego barwnika mógł spowodować sam organizm
Strona 93
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
owada,
który, w nieznany sposób, zareagował na kolor podłoża.
Przykłady takiej reakcji obserwujemy u jaszczurek, a szczególnie wyraźne są u
kameleona.
Ten ostatni, wchodząc na tło o zmienionym kolorze, w ciągu kilku lub kilkunastu
minut
63
dostosowuje do niego barwę własnej skóry. Kolejność niewątpliwie jest taka:
najpierw zmiana
tła, potem koloru skóry. Nic nie stoi na przeszkodzie, by uznać, że ćmy i inne
gatunki mają taką
samą jak kameleony zdolność reagowania na kolor ich życiowego podłoża. Wprawdzie
nie
odbywa się to u nich w tak krótkim czasie, lecz za to, gdy już nastąpi, jest
trwałe. Jedną z
najstarszych właściwości, wynikających z potrzeb organizmów żywych, jest
mimetyzm. Było
dość czasu, aby pojawiła się taka zdolność, rozwinęła, rozpowszechniła i
utrwaliła.
Obserwowana jest wszędzie w przyrodzie, zachowanie kameleona jest jej
szczególnym
przypadkiem. Jeśli organizm kameleona sam inicjuje przemianę, dlaczego się
upierać, że
wszystkie pozostałe zwierzęta są przemalowywane przez czysty przypadek? W
dodatku ten
przypadek musiałby nieustannie grać w ruletkę z całą gamą kolorów i
kilkudziesięciu, skromnie
licząc, odcieniami każdego, jakie występują w przyrodzie. Bezbłędne trafienie w
to, co „ćmy
lubią najbardziej” w Manchesterze, w czarny jak sadza kolor, byłoby wyjątkową
wygraną,
zapewne trudną do podparcia rachunkiem prawdopodobieństwa.
W ostatnich latach mikrobiologia coraz częściej dostarcza dowodów bardzo
niewygodnych dla
tradycyjnych ewolucjonistów. Mam na myśli niezwykle szybkie uodpornianie się
bakterii i
wirusów na szczepionki i antybiotyki. Za każdym razem wiąże się to z
wytworzeniem przez ten
jednokomórkowy organizm nowego lub kilku nowych białek. To oczywiście oznacza,
że DNA
lub RNA zostało zmodyfikowane i zawiera obecnie nowy gen czy geny, czyli inaczej
„przepisy”
białkowe. Szybkość, z jaką odbywa się to konstruowanie nowych genów – rok,
czasem dwa lata
– bezwzględnie wyklucza tradycyjnie pojmowany mechanizm takich przekształceń. Z
całą
pewnością w tych przypadkach odpowiadają one na zapotrzebowanie chwili i są bez
wątpienia
celowe.
Jedne bakterie wytwarzają w swej błonie komórkowej swoiste pompy, które usuwają
szkodliwe substancje na zewnątrz. Inne zaczęły produkować nowe enzymy,
konstruując w tym
Strona 94
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
celu nowe geny, służące do przecinania w specyficznych miejscach cząstek
antybiotyku, co
odbiera mu wszelką możliwość działania. Ten sposób zastosowały np. bakterie
gruźlicy,
uodparniając się na działanie penicyliny.
Immunolog, dr Stefan Kaufmann z Instytutu Maxa Plancka w Berlinie uważa, że
pojawienie
się bakterii odpornych na działanie wszelkich znanych antybiotyków jest tylko
sprawą czasu i to
niedługiego. Bakteria Streptococcus pneumoniae, wywołująca zapalenie płuc i opon
mózgowych,
poddaje się w USA już tylko jednemu antybiotykowi, wankomycynie. Jeśli uodporni
się i na nią
– nastąpi katastrofa.
Zmiany zachodzą tak szybko, są tak trafnie ukierunkowane, iż wprost nasuwa się
przypuszczenie, że w całym świecie bakterii i wirusów uaktywnił się samoobronny
wzorzec
misnatyczny przystosowujący mikroorganizmy do przeżycia w zmienionym środowisku.
Jest on
najpewniej dokładnie tym samym wzorcem, który od zarania życia przebudowywał
organizmy,
tworząc nowe gatunki i umożliwiając im wkraczanie do nowych nisz ekologicznych,
który jest
główną siłą sprawczą ewolucji. Jego działanie jest najszybsze u istot
jednokomórkowych,
ponieważ tam przemiana może się ograniczać do przebudowy lub stworzenia jednego
tylko genu.
U organizmów wyższych, na przykład przy przejściu od życia lądowego do wodnego,
przemiana
musi dotyczyć całych kompleksów genów oraz stworzenia wzorców nowych organów
ciała.
Trwa ona dłużej i jest trudniejsza do zaobserwowania.
Dalszym potwierdzeniem tego...
Dalszym potwierdzeniem tego mogą być przykłady ze świata organizmów
64
wielokomórkowych, na przykład owadów. Blatella germanica czyli prusak i Blatella
orientalis
czyli karaluch, dobrze znani goście w naszych domach, zupełnie gdzie indziej
mają swoje
ziemskie raje, swoje eldorado. Są nimi stworzone przez ludzką cywilizację
miejskie wysypiska
śmieci. Tam oba gatunki żyją w dziesiątkach milionów.
Doktor Haszem Haszemi, pracownik instytutu naukowego w Schwaebisch Hali w RFN,
próbuje stworzyć recepturę środka, który by wyeliminował karaluchy i prusaki z
tamtejszego
wysypiska. Ale prace, jakie publikuje na temat swoich doświadczeń, stają się w
istocie opisem
genetycznych osiągnięć owadów. Doktor Haszemi spryskuje je na przykład miksturą
paraliżującą
ich układ nerwowy, kiedy indziej podaje sztucznie wytworzony środek, wprawiający
samce w
stan nie kończącej się rui, co prowadzi do śmierci z wycieńczenia lub jeszcze
Strona 95
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
inny, orientujący
ich popęd płciowy ku innym samcom, co również nie sprzyja rozrodowi.
Niestety, nie rozwiązuje to problemu karaluchów. Jak stwierdza doktor Haszemi,
owady
potrzebują około pół roku, czyli sześciu pokoleń, aby się przystosować do
każdego z jego
zabójczych wynalazków. Oznacza to, podobnie jak w przypadku wirusów, konieczność
skonstruowania nowego, nieobecnego dotąd w ich komórkach, genu. I tu też mutacja
jest
ukierunkowana, celowa i z pewnością nie korzysta ani z mechanizmów, ani z doboru
naturalnego, ani z przypadkowych mutacji.
Co więcej, czynnik, który nią kieruje, wykracza nie tylko poza komórkę, ale i
cały organizm.
Pojedynczy karaluch o sparaliżowanym układzie nerwowym po prostu umiera.
Wszystkie jego
komórki giną. Informacja o tym, co się stało, nie przenosi się na następne
pokolenie drogą
dziedziczenia. Wobec tego jasne się wydaje, że czynnik, któremu „zależy” na
podtrzymaniu
gatunku, „widzi”, co się dzieje, i „przewiduje” zagrożenie w perspektywie czasu.
W efekcie
podejmuje działanie, aby mu zapobiec. W tym celu musi „wiedzieć”, jaki enzym
zneutralizuje
truciznę, a jeżeli nie wie, musi „zaprojektować” odpowiednią drobinę białkową,
przewidując z
góry jej właściwości. To wymaga niewyobrażalnie wielkiej wiedzy chemicznej,
jeszcze
nieosiągalnej dla ludzi. Teraz skład enzymu musi być „podyktowany” komórce w
postaci
zakodowanej tak, aby mogła ona go zsyntetyzować, włączając do swojego DNA jako
nowy gen.
Cała ta manipulacja dokonuje się jakoby na przestrzeni sześciu pokoleń...
Nic bardziej mylnego! Nie ma tutaj mowy o zmianach stopniowych! Pamiętajmy,
karaluch
rażony trucizną, nawet jeśli zdoła wprowadzić u siebie jakąś drobną zmianę,
ginie. Jeśli jest
sparaliżowany, kopulować nie może, jeśli działają na niego męskie feromony,
próbuje
bezproduktywnie kopulować z samcami. Zmiana nie zostaje więc przeniesiona na
młode
pokolenie, które mogłoby dokonać następnej jednej szóstej przemiany tak, by po
sześciu
pokoleniach uczynić ją kompletną. To jest niemożliwe.
Zmiana dokonuje się skokowo i w jednym pokoleniu. Sześciu pokoleń potrzeba na
jakiś
całkowicie nieznany nam proces, odbywający się poza komórkami, aby pod naciskiem
zagrożenia ukształtował się wzorzec substancji obronnej. Wówczas ten wzorzec
wchodzi w
rezonans z kolejnym pokoleniem, nigdy nie porażonych trucizną karaluchów, a one
nadają mu
materialny kształt genu. One same oczywiście, porażone nie były.
Jest to dowód, że zmianę stymuluje czynnik nadrzędny wobec genów, działający na
Strona 96
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
poziomie
ponadosobniczym, przekształcający całą populację.
Zastanówmy się teraz, czy znane są przypadki przekształcania już nie tylko
genów, ale całego
organizmu z wykluczeniem i geologicznego czasu, i mutacji na poziomie DNA.
Oczywiście są
znane. Przypomnijmy sobie choćby nasze znajome ameby, Dictiostelium discoideum.
Zbiorowisko czterdziestu lub sześćdziesięciu tysięcy tych pełzających komórek
skupia się, by
utworzyć zbiorowe ciało, prosty organizm o kilku wyspecjalizowanych organach i z
góry
zaprogramowanym kształcie. Kształtów tych jest zresztą kilka. Najpierw jest to
stożkowaty
65
pagórek, zmieniający się następnie w ślimaka bez skorupy, który z kolei
przekształca się w wieżę
o szerokiej podstawie i wysmukłej kolumnie z osadzoną na niej wydrążoną kulą.
Ktoś
obserwujący te zmienne postacie, jedną w oderwaniu od drugiej, nawet by nie
przypuścił, że jest
to ten sam organizm.
Te morfologiczne zmiany, budowanie z cegiełek składowych różnych postaci o
różnym
zachowaniu, są wynikiem celowego działania (instynktowego na poziomie komórek),
dającego
wynik w ciągu kilku godzin.
Tu, na marginesie, warto zauważyć, że ameby, tak jak karaluchy, do swego
osiągnięcia nie
mogły dochodzić stopniowo, przez kolejne modyfikacje swego zachowania, które, w
sposób
przypadkowy, miałoby doprowadzić do powstania wieży. Już samo skupianie się
rozproszonych
osobników jest bezsensowne, bowiem tyle osobników na małym obszarze ma znacznie
mniejsze
szansę przeżycia niż oddalone od siebie pojedyncze ameby. Wystarczy bowiem, aby
jedna z nich
trafiła na źródło pokarmu i zaczęła się dzielić, cała populacja będzie
odbudowana. Skupienie się
w pagórek czy budowa wieży – to śmierć z wycieńczenia dla większości.
Usprawiedliwić ją
może tylko abstrakcyjna nadzieja, iż jedna z komórek umieszczonych na szczycie
jako forma
przetrwalnikowa wróci kiedyś do życia. Taka struktura może powstać od razu w
kompletnej
postaci albo nie powstanie w ogóle, ponieważ pośrednie fazy prowadziłyby tylko
do zagłady i
byłyby dla gatunku śmiertelnym doświadczeniem. Jeśli więc wieża powstała od
razu, to jest ona
dowodem zaangażowania w ten proces inteligentnego czynnika.
Czyż nie jest wobec tego prawdopodobne, że ssak może celowo przekształcić się w
innego
ssaka, choć w znacznie dłuższym czasie, z uwagi na rozbudowane i skomplikowane
Strona 97
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
organy?
Przekształceniem, o jakie nam chodzi, jest przemiana gąsienicy w motyla. To
przecież nieomal
ewolucja jednego zwierzęcia w drugie, oglądana na żywo!
To prawda, że chodzi tylko o różne fazy osobniczego rozwoju jednego gatunku,
obie
posiadające takie same geny i zbudowane z tych samych komórek, tylko inaczej
zgrupowanych,
lecz to jest właśnie to! Organizm gąsienicy swym kształtem, funkcją, przemianą
materii, trybem
życia, potrzebami i specjalizacją tkanek, produkcją białek, hormonów, enzymów,
jest odległy od
organizmu motyla mniej więcej tak samo jak dżdżownica.
Geny gąsienicy i motyla są dokładnie te same. Ich treść ani ilość nie ulegają
zmianie. W obu
fazach pracuje tylko inny pakiet, zbędne geny są zablokowane. U gąsienicy
nieczynne są geny
wytwarzające barwniki dla skrzydeł, u motyla właśnie one pracują, podczas gdy
blokadzie
ulegają geny enzymów trawiennych żarłocznej gąsienicy. W naszym przypadku to
uboczna
sprawa, skoro i tak wiemy, że kształt organizmu nie jest zapisany w genach.
Istotne jest, że gąsienica, zamknąwszy się w kokonie, rozpada się na masę
komórkową, a ta
organizuje się na nowo, w całkiem inne zwierzę. W ciągu kilkunastu tygodni
następuje to, co
według tradycyjnych ewolucjonistów powinno odbywać się sto milionów lat z
zaangażowaniem
nieustannej, mutacyjnej loterii, i pracy rozgrzanej do czerwoności gilotyny
doboru naturalnego,
obcinającej niekorzystne odchylenia. Przypadek gąsienicy i motyla, mrówczych
larw i mrówek,
pszczół, termitów, ważek i tylu innych gatunków przechodzących metamorfozę
powinien być
dowodem, że zmiany morfologiczne odbywają się w całkiem inny sposób, niż dotąd
sądzono.
66
Poczta wirusowa
W ostatnich latach dokonano odkrycia, którego całej doniosłości jeszcze nie
umiemy pojąć.
Okazało się, że wirusy i bakterie, krążące dość swobodnie w biomasie i
oczywiście poza nią,
przenoszą ze sobą odcinki kwasów nukleinowych z fragmentami genów. Własnych oraz
pochodzących z odwiedzanych przez wirusy komórek. Wirus lub bakteria spełnia w
tym
przypadku rolę koperty pocztowej, która przenosi urywki informacji z domu do
domu, z ciała do
ciała. Jest to obieg informacji o niewyobrażalnej wprost skali. Rozpoczął się
przed erami, kiedy
nas nie było i nikt nie śnił nawet o książkach, listach, telegramach czy faxach.
Już wówczas
komórki całego świata wymieniały depesze: ATT-CTG-AGA-CGT-AAG-CCT... zapisane na
Strona 98
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
skrawkach podwójnej helisy.
Zresztą nie jest wykluczone, że nie zdołaliśmy pojąć także właściwej roli
wirusów.
Zaabsorbowani ich chorobotwórczym działaniem, traktujemy je jak złośliwe
pasożyty, agresorów
i mordercze stwory, sądząc, że takie właśnie jest ich miejsce w przyrodzie.
Zapewne bardzo się
mylimy, nie dostrzegając, czym naprawdę mogą być wirusy.
Aby o nich mówić, musimy sobie najpierw jasno uświadomić, że nie są to istoty
żywe. Wirus
jest rzeczą, przedmiotem, martwym zlepkiem atomów. Jedyną żywą istotą na Ziemi
jest
komórka. Tylko ona może się rozmnażać, żyć wiecznie przez nie kończące się
podziały. Tylko w
jej wnętrzu zachodzą procesy podtrzymujące tę zdolność. W odróżnieniu od niej
wirus jest
martwy, tak jak pudełko z dyskietkami komputerowymi stojące na biurku. Jest on
właśnie
pudełeczkiem, kapsułką, opakowaniem zlepionym z drobin białka, zawierającym
wewnątrz
właśnie równoważnik dyskietek: pasemko kwasu nukleinowego, DNA lub RNA z
zapisaną na
nim... No właśnie! Jeśli chcemy poznać treść zapisu, musimy to pasemko
wstrzyknąć do żywej
komórki, tak jak dyskietkę wsuwa się do komputera, aby w ułamku sekundy ujrzeć
jej treść na
ekranie.
Komórka działa prawie tak samo szybko, odczytuje skrawek DNA dostarczony przez
wirusa i
okazuje się wtedy, że zawiera on geny, przepisy na budowę białek tworzących
osłonkę wirusa.
Komórka nie tylko je odczytuje, lecz z jakiegoś powodu, idąc za jakimś nakazem,
natychmiast
zaczyna je syntetyzować, wstrzymując zarazem syntezę własnych białek. Następnie
kopiuje w
wielu egzemplarzach dostarczony odcinek DNA wirusowego. Każda z kopii wślizguje
się do
jednej z dziesiątków tysięcy nowo powstałych kapsułek wirusowych. Wtedy, na
podstawie
jednego ze zdradzieckich wirusowych genów, komórka wytwarza enzym, który
samobójczo
rozrywa jej błonę i uwalnia na zewnątrz rojowisko wirusów.
Mimo że obecnie proces ten poznaliśmy już dość dobrze, nadal nie umiemy sobie
wyobrazić,
jak powstał pierwszy wirus. Można tylko wnioskować, że skoro do jego powielania
niezbędna
jest komórka, również prawirusy zostały wytworzone przez pradawne pokolenia
komórek.
Zresztą czynią to nadal, wciąż wypuszczając nowe szczepy, nowe mutacje wirusów
zawierających zmodyfikowane geny.
67
Są więc wirusy szkatułkami służącymi do przenoszenia programu budowy tychże
Strona 99
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
szkatułek.
Spełniając taką rolę wydają się czymś najmniej potrzebnym w świecie, czymś
bezsensownym,
istniejącym dla samego istnienia, gadżetem zaśmiecającym przyrodę, w dodatku
produkowanym
za cenę śmierci komórek. Czyżby tak istotnie było?
Drugie pytanie dotyczy komórek. Dlaczego te najstarsze, najmądrzejsze,
najbardziej
doświadczone i zahartowane w ewolucyjnych bojach stworzenia, radzące sobie z
każdym
zagrożeniem, podejmują wytwarzanie wirusów, skoro przy tym giną?
Wszystko to jest niejasne i mgliste tak długo, jak długo myślimy w kategoriach
ślepego
przypadku i losu, stosunku pasożyt – żywiciel, infekcja – choroba. Lecz mgły się
rozwiewają,
kiedy założymy, iż wirusy mają swe ważne miejsce w mechanizmie przyrody, jako
jedno z jego
kółek zębatych, napędzających skryte przed nami procesy. My widzimy jedynie ich
wynik. Może
to wirusy kryją się za przebudową jednych organizmów w drugie, a powodowane
przez nie
zniszczenia i choroby są tylko efektem ubocznym o nieznacznej skali?
Misja wirusów będzie dopóty tajemnicza, dopóki naukowcy nie stwierdzą, d l a c z
e g o tylko
niektóre komórki je wytwarzają, a inne pozostają całkowicie odporne na infekcję
wirusową.
Może jest to zjawisko kontrolowane? I dopóki nie przekonają się, co się dzieje,
gdy wirus
przenika do komórki – na przykład rozrodczej – a ta go nie powiela! Warto byłoby
sprawdzić,
czy ona nie przyjmuje jego DNA i nie włącza go do swojej pamięci genetycznej? I
co komórka
dalej czyni z tym przekazem?
Tak czy inaczej można sobie wyobrazić, że komórki same stworzyły wirusy, aby za
ich
pośrednictwem wymieniać między sobą, na globalną skalę, świeże, twórcze, nowe
kombinacje
genów, owe ATC-ATG-TTA...
Jeden z najmniejszych wirusów zawiera pojedynczy chromosom, pasemko RNA z trzema
tylko genami. Wystarczy, aby dostał się on do odpowiedniej komórki, a ta w ciągu
trzydziestu do
sześćdziesięciu minut wyrzuci z siebie do dziesięciu tysięcy nowych wirusów.
Pierwszy z tych
trzech genów koduje drobiny białka tworzące płaszcz wirusa, drugi – drobinę
obecną w płaszczu
w jednym egzemplarzu, służącą do przebijania ścian i błon komórkowych. Trzeci
koduje enzym
potrzebny do replikacji opisanych genów w takiej ilości, aby jedna kopia mogła
się znaleźć w
każdym z nowych wirusów.
Lecz nie koniec na wirusach. Odkryto coś jeszcze dziwniejszego i mniejszego od
najmniejszych wirusów. Składa się toż samego, wolnego RNA bez opakowania
Strona 100
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
białkowego i
zostało nazwane wiroidem. Na wiroid składa się około 225 nukleotydów, kodujących
zaledwie
70 do 80 aminokwasów, a to jest za mało, aby zakodować choćby enzym czyli
drobinę białkową,
która wspomoże ich replikację. Pod tym względem wiroidy całkowicie są zdane na
aparat
komórkowy. I komórki, jak bezwolne, automatyczne kopiarki, powielają wiroidy, a
ich kopie
rozsiewają po świecie.
Komórki, które mają tyle systemów zabezpieczeń, potrafią wybiórczo przepuszczać
różne
związki przez błonę, bez trudu niszczą intruzów swymi enzymami tnącymi – w tym
przypadku
nie korzystają z nich.
Już to powierzchowne spojrzenie na wirusy, wiroidy i stosunek do nich żywych
komórek
wskazuje, że najważniejsze pozostaje jeszcze do odkrycia. Sądzę, iż ta poczta
genowa może być
właśnie przyłapanym przez nas na gorącym uczynku procesem przebudowy genomów.
Kto
spośród jaszczurek, glonów, pierwotniaków, ptaków, ryb czy ludzi chce się nadal
rozwijać, chce
iść z duchem czasu, nadążyć za zmianami zachodzącymi wokół, ten chwyta i
skrzętnie gromadzi
fragmenty zapisów, a potem składa z nich geny, jakich dotąd nie miał!
Klimat w jakiejś okolicy ochładza się i powstaje zapotrzebowanie na dłuższe
uwłosienie?
Proszę, oto najbliższą przesyłką pocztową, wciągnięte z oddechem, jak np.
podczas epidemii,
68
przenikają do krwioobiegu wirusy z genem lub odcinkiem genu zawierającym przepis
na
składnik niezbędny do wzrostu dłuższych włosów. Przedostają się do komórek
rozrodczych, tam
przesyłka zostaje odpakowana, nowy gen rozpoznany i włączony do własnego genomu.
Potomstwo urodzi się już z obfitym futrem, lepiej chroniącym od chłodu. Być może
proces ten
musi się powtórzyć kilka razy dla skompletowania genu.
Takie objaśnienie zakłada celowość w działaniu komórek, które muszą wiedzieć, do
czego
zmierzają. Przy tradycyjnym pojmowaniu procesów życiowych jest to nie do
pomyślenia,
zakładając jednak, że ponad organizmami działają wzorce, rzecz staje się
możliwa. System
nerwowy zwierzęcia wysyła w jakiś sposób sygnał o potrzebie lepszej ochrony
przed chłodem i
wywołuje rezonans z wzorcem odpowiednim dla arktycznych zwierząt. Ten wzorzec z
kolei
zawiera jako swe części składowe wzorce produktów koniecznych dla powstania
rurkowatych
włosów, grubej tkanki tłuszczowej, grubej skóry. Potrzebne geny zostają złożone
Strona 101
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
z cegiełek
składowych dostarczonych przez Globalne Przedsiębiorstwo kolportażu
Wirus-Bakteria-Wiroid
Co.
Nowa tendencja w budowie organizmu szerzy się jak zaraza i w krótkim czasie
obejmuje całą
populację. Kto wie, czy to słowo nie trafia w samo sedno sprawy. Wirusy,
przekazywane sobie
przez zwierzęta, być może służą właśnie rozpowszechnieniu nowej cechy i znacznie
przyspieszają grupową przemianę.
Tu nasuwa się pomysł o roli epidemii w przekształcaniu gatunków. Może wirus lub
bakteria,
dostarczające szczególnie pożądanego w danej okolicy genu, mają moc infekowania
organizmów, które je przyjmują i rozmnażają w pośpiechu i bez granic, aby
nasycić nimi całą
populację? W efekcie znaczna część jej zginie, lecz osobniki, które przeżyją,
będą już inne,
albowiem włączyły nowy gen do swojego genomu.
Konsekwentnie należałoby zbadać, czy takie zachowania zwierząt, jak ocieranie
się o siebie,
obwąchiwanie, wzajemne lizanie nie służą – oprócz innych celów – także
przenoszeniu
swobodnych komórek oraz bakterii i wirusów z genetyczną przesyłką? A w końcu,
może to, co
my bierzemy za zachowania czysto socjalne, służące porozumiewaniu się,
sygnalizowaniu
nastroju, uległości, utrzymaniu więzów rodowych – jest tylko wybiegiem genów,
wynalezionym
przez nie sposobem na szybkie przekazanie jak największej liczbie osobników
informacji o
zmianie? W końcu popęd płciowy, miłość, uczucie rozkoszy, które my wiążemy ze
sferą
psychiki, są podstępami naszych chromosomów. Im chodzi tylko o to, aby plemnik
przeniknął do
jaja, umożliwiając spotkanie dwóch różnych genomów, ojcowskiego z macierzyńskim,
co
stworzy nową genetyczną jakość.
O aktywnej roli chromosomów we własnych przekształceniach napisałem już wyżej, w
rozdziale o crossing-over. Zastanówmy się teraz, czy możliwe jest ich
komunikowanie się z
chromosomami rezydującymi w ciałach innych osobników, przy użyciu sposobów
odmiennych
niż infekcja bakteryjna oraz zapłodnienie.
Wiele roślin wytworzyło systemy obronne, chroniące przed nadmiernym,
wyniszczającym
obgryzaniem ich przez zwierzęta. Należą do nich gruba, twarda kora albo kolce na
pniach,
liściach, łodygach. Mogą to być też substancje chemiczne, jak na przykład
tanina.
Skład chemiczny tego związku, produkowanego przez komórki roślinne na podstawie
przepisów zapisanych w genach, został tak dobrany, aby nie tylko zniechęcał
roślinożercę swoim
Strona 102
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
gorzkim smakiem, ale wręcz go odstraszał. Tanina wywołuje bowiem trudności w
trawieniu,
połączone z niezwykle nieprzyjemnymi objawami, mogące doprowadzić do zgonu.
Efekty jej
działania są czasem opóźnione. Jak się przekonano, gąsienice spożywające rośliny
zawierające
taninę przekształcają się w owady produkujące znacznie mniej jajeczek, z których
w dodatku
wylęga się słabe i krótko żyjące potomstwo.
69
Lecz dopiero tutaj zaczyna się coś prawdziwie godnego uwagi! Utrzymanie stałego,
wysokiego stężenia taniny w liściach wymaga wielkiego wysiłku komórek. „Wpadły
więc one na
pomysł”, aby wytwarzać ją tylko wtedy, gdy zachodzi taka potrzeba. Bardzo to
rozsądne, jeżeli
się zważy, że głodna koza albo antylopa nie pojawia się przy danym krzaku co
dzień.
Obserwacja afrykańskich antylop kudu wykazała, że pasą się one rozproszone po
sawannie,
skubiąc liście z jednego krzaka nie dłużej niż dwie minuty, potem przechodzą do
następnego,
pozostawiając za sobą nie naruszone całe kiście apetycznego listowia. Okazało
się, że nie z
dobrego serca oszczędzają krzaczek – są do tego zmuszane przez roślinę. Krzak
uruchamia swą
chemiczną broń z zaskakującą szybkością. W ciągu 15 minut koncentracja taniny
może wzrosnąć
w przypadku niektórych gatunków o 50%, innych, jak np. akacji, aż o 94%. Ale już
w godzinę po
zaatakowaniu liście akacji zawierają 282% trucizny ponad zwykły poziom.
Taka odpowiedź rośliny na groźbę całkowitego zjedzenia nie jest zjawiskiem
łatwym do
objaśnienia. Wymaga ona uruchomienia nią procesów, które nie mieszczą się w
ramach samych
oddziaływań chemicznych. Lecz na tym nie koniec. Ku najwyższemu zdumieniu
badaczy wyszło
na jaw, że zaatakowane rośliny podnoszą alarm i ostrzegają inne o
niebezpieczeństwie ataku.
Rośliny nie tknięte, oddalone od miejsca żerowania o kilkanaście metrów, też
podejmują
zwiększoną produkcję taniny.
Przypuszcza się, że czynnikiem przenoszącym ostrzeżenie są lotne substancje
zapachowe. To,
co istotne dla nas, to fakt porozumienia się genów jednego krzaka z genami
drugiego, celem
podjęcia takiego samego działania obronnego. Skoro tak, skoro można uzgodnić
między sobą
równoczesną produkcję taniny, dlaczego nie można by się porozumiewać i w sprawie
produktów
niezbędnych dla zmiany koloru skrzydeł?
Powróćmy jeszcze do cytowanego w poprzednim rozdziale. Carla Sagana, który nas
poucza,
Strona 103
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
że elegancja i piękno współczesnych form życia wyłoniły się przypadkowo.
Powtarza to
bezkrytycznie za francuskim biologiem Jacques’em Monodem, znakomitym odkrywcą
procesu
produkcji białka komórkowego, który puściwszy się na szerokie wody ogólnych
koncepcji, w
swej książce Przypadek i konieczność wygłosił jedno z największych głupstw,
jakie przytrafiły
się wybitnym badaczom w całej historii nauki:
„Sam przypadek leży u źródła wszelkiej innowacji, wszelkiego stwarzania w
biosferze. Czysty
przypadek, absolutnie dowolny i ślepy, u samych korzeni zdumiewającego gmachu
ewolucji. Ta
centralna koncepcja nowoczesnej biologii, nie jest już jedną z wielu innych,
możliwych do
pomyślenia hipotez. Jest to dziś jedyna możliwa do pomyślenia hipoteza, jedyna,
która jest
zbieżna z zaobserwowanymi faktami. I nic nie uzasadnia przypuszczenia – czy
nadziei – że w
tym przedmiocie nasze stanowisko może być kiedykolwiek zmienione”.
No cóż, jest w tym wyznaniu wiary tylko bezradność i bezsiła, rezygnacja i
małość ducha. I –
nienaukowe myślenie! W świecie ludzi, to co piękne i eleganckie, w żaden sposób
nie kojarzy się
z przypadkiem. Jest zawsze wytworem wiedzy, pracy, doświadczenia, inteligencji,
a nade
wszystko ducha. Dziełem artystycznej intuicji, inspiracji, wrażliwości, nastroju
oraz czynników
związanych z myślą, inteligencją, umysłem i duszą. Czy to chodzi o obraz, czy
konstrukcję
mostową, wspaniałą kopułę czy fasadę kościoła, samochód czy samolot. O roli
przypadku można
mówić tylko w drobnych szczegółach. Na pewno nie tam, gdzie chodzi o całości
złożone, pełne,
doskonałe, celowe, wielostronne, bogate w znaczenia.
A przecież człowiek nie zdołał jeszcze stworzyć niczego, choćby w przybliżeniu
tak
doskonałego, jak kreacje przyrody. Ani w zakresie sztuki, ani inżynierii. Także
biolodzy Sagan i
Monod nie stworzyli niczego, objaśniają jedynie jakieś drobne ścieżki przyrody.
Ale i tego nie
robią przez przypadek. Osiągają to dzięki myśli, rozumowaniu, namysłowi,
planowaniu,
dopasowywaniu cegiełek. A jednak o tym, co nieskończenie przerasta ich mozolne
prace, co
70
stworzyło ich samych (!), powiadają: przypadek!
Może nikt im nigdy nie powiedział, że trzeba podnieść głowę, cofnąć się trzy
kroki, by zyskać
perspektywę, nabrać powietrza w płuca, przetrzeć oczy, zobaczyć Przyrodę, ujrzeć
Drzewo
Życia. Jak z pierwszych komórek rośnie i pączkuje, jak mnoży odnogi, odroślą,
Strona 104
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
konary, liście,
owoce. Jak wydaje z siebie rzędy, gatunki, rodzaje. Tak bardzo różne, a przecież
jeden potrzebny
drugiemu, żywiące się nawzajem. Rozmaite, a jednak każdy w sobie doskonały,
udany, zdolny
do przeżycia, trwający w Kosmosie, głęboko zakorzeniony w strukturach
Wszechświata.
Ten gigantyczny, wspaniały, zbiorowy organizm, rozdzielony na miriady
oddzielnych kropli
życia, rozkwitający bujnie, krzewiący się, kipiący, przyrastający wśród martwej
natury,
zwycięski, idący przeciw prawom stygnięcia, rozpadu, chaosu, może jedyny taki w
całym,
nieobjętym Wszechświecie, miałby być przypadkiem?
Jeśli tak wielkie Drzewo wyrasta z drobnego nasienia, tylko dzięki temu, że w
każdej jego
komórce, na każdym poziomie, w każdej gałęzi i owocu, w przeszłości i teraz,
nieustannie
pracuje przypadek, to musi to być przypadek szczególnego rodzaju. Wyjątek wśród
przypadków.
Ten jeden jedyny, który stwarza i buduje.
Ale przypadek, którego skutkiem jest porażająca celowość, skuteczność,
doskonałość –
przypadkiem już nie jest.
71
CZĘŚĆ II
Tajemnicza natura
Przeniknęliśmy poza granice nauki, do tajemniczego obszaru wzorców przyrody. Nie
oznacza
to, że tym samym „złapaliśmy za palec” samego Pana Boga. On z pewnością przebywa
jeszcze
znacznie dalej, zaś wzorce misnatyczne są jednym ze stworzonych przez Niego
poziomów
istnienia.
Pierwsza część tej książki służyła znalezieniu wskazań i dowodów, że w wielkim
dziele
przyrody poważną rolę odgrywa czynnik dotychczas nieznany, kryjący się poza
chemią i fizyką,
będący motorem zjawisk obu tych rodzajów oraz procesów i czynności wszelkich
ożywionych
systemów, a także instynktów, zachowań i zjawisk umysłowych.
Na razie nie potrafimy sobie wyobrazić substancji, z której stworzone są wzorce.
Skoro są
wszechobecne, przenikające się wzajem, a nie mieszające się, wyraźnie od siebie
oddzielone, a
zarazem nakładające się tysięcznymi warstwami, stapiające się z sobą w każdym
zjawisku i w
każdym istnieniu – to znaczy, że nie mają nic albo niewiele z charakteru pól
elektromagnetycznych czy grawitacyjnych.
Z czasem dowiemy się tego. Jeśli nie dzięki nauce, to innym sposobem. To zresztą
ma
drugorzędne znaczenie. Tym, co musi obudzić naszą najwyższą czujność, jest
Strona 105
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
stwierdzenie, że
wzorce misnatyczne oddziaływują nie tylko na kształt naszych organizmów, ale i
naszej psychiki,
i zachowań. A to oznacza, że być może nie jesteśmy wolni, tak jak nam się wydaje
i jakimi
chcielibyśmy być. Co więcej, ponieważ istnieje tu sprzężenie zwrotne, bo wzorce
działają na nas,
my na nie, one nas kształtują, a my je stwarzamy i przekształcamy – powinniśmy
się przyjrzeć tej
zależności z najwyższą uwagą. Dostrzec jej działanie w naszym życiu, wykryć
niebezpieczeństwa i spróbować im przeciwdziałać.
Temu właśnie poświęcam drugą część książki, odbiegającą swym charakterem od
części
pierwszej. Spróbuję wyciągnąć w niej wnioski, jakie wypływają z faktu istnienia
wzorców
misnatycznych, a zacznę od opisu doświadczenia, które w sposób naukowy dowodzi
ich wpływu
na psychikę szczurów. Oto, co relacjonuje Rupert Sheldrake w swej książce pt.
New Science of
Life (patrz także: W.E. Agar et al., Fourth-final-report on a test of
McDougall’s Lamarckian
experiment on the training of rats. Journal of experimental biology 31, 1954).
72
W 1920 r. w Harwardzie doktor W. McDougall rozpoczął serię doświadczeń z białymi
szczurami, mając nadzieję, że uzyska dowód słuszności twierdzenia Lamarcka, iż
potomstwo
tresowanych zwierząt i tylko ono, uczy się szybciej. Według teorii
konwencjonalnej szybkość
uczenia się potomstwa tresowanych czy nie tresowanych rodziców jest taka sama.
Wynik
doświadczenia okazał się jednak zupełnie inny, niż mogli to przewidywać badacze,
i w dodatku
wysoce frustrujący, gdyż nie można go było objaśnić w ramach ówczesnej wiedzy.
Dopiero
hipoteza wzorców... Ale nie uprzedzajmy wypadków!
Zadaniem białych szczurów było nauczenie się ucieczki ze zbiornika z wodą, do
którego były
wrzucane. Miały go przepłynąć i wydostać się do jednego z dwu suchych korytarzy.
„Zły”
korytarz jasno oświetlano, „dobry” pozostawiano w mroku. Szczur, który
wydostawał się z wody
do oświetlonego korytarza, otrzymywał lekkie uderzenie elektryczne, zmuszające
go do ucieczki
do wody i ponownej próby wyjścia na suchy ląd. Oba korytarze były oświetlane na
przemian, raz
jeden był jaśniejszy, raz drugi. Ilość pomyłek popełnionych przez szczura, zanim
nauczył się
wychodzić korytarzem nie oświetlonym, była miarą szybkości uczenia się osobnika.
Niektóre szczury wymagały aż 330 zanurzeń, podczas których doznawały około
połowy tej
ilości szoków elektrycznych, zanim nauczyły się unikać jasnego chodnika. Co
ciekawe, proces
Strona 106
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
nauki we wszystkich przypadkach osiągał nagły punkt krytyczny. Najpierw, przez
długi czas,
zwierzęta najwyraźniej nie „chwytały” związku między jasnym światłem, a szokiem
elektrycznym i mimo że czuły wyraźną awersję do oświetlonego korytarza i wahały
się przed
wejściem do niego, cofając się i kręcąc, to jednak wybierały go równie często,
jak i ciemny,
rzucając się weń desperacko. W końcu jednak przychodziła taka chwila, w której
szczur,
znalazłszy się przed oświetlonym wyjściem z wody, zdecydowanie i ostatecznie
odwracał się,
odszukiwał wyjście ciemne i spokojnie wspinał się do niego. Od tej chwili żadne
zwierzę już się
nie myliło.
Eksperyment ten był prowadzony przez 32 pokolenia szczurów i zajął 15 lat.
Niebawem
zauważono zdolność szybszego uczenia się szczurów w kolejnych pokoleniach.
Średnia ilość
pomyłek dokonanych przez zwierzęta pierwszych ośmiu pokoleń wyniosła 56, ale już
w
następnych trzech grupach ośmioletnich spadała kolejno do 41, 29 i 20 pomyłek!
Różnica
wyrażała się nie tylko liczbowo, była obserwowana także w coraz bardziej
ostrożnym i czujnym
zachowaniu się kolejnych pokoleń.
Wydawałoby się więc, że teza została w pełni potwierdzona, a potomstwo istotnie
uczy się
szybciej tego, czego już nauczyli się rodzice. Ba, wszystko byłoby dobrze, gdyby
McDougall nie
dokonał zarazem bardzo „niewygodnego” spostrzeżenia: zwierzęta kontrolne,
pochodzące z
rodów nigdy nie tresowanych, uczyły się również coraz szybciej!
Konsternacja badaczy była tak wielka, a zjawisko uznano za tak ważne, iż
zdecydowano się na
powtórzenie eksperymentu.
Uczynił to W. E. Agar z zespołem w Melbourne. W takim samym labiryncie przez 20
lat
mierzono szybkość uczenia się szczurów z linii tresowanej i równolegle,
osobników z rodów nie
tresowanych. Doświadczenie objęło 50 pokoleń. Już podczas pierwszych prób
badaczy czekało
całkowite zaskoczenie. Jeśli przed kilkunastu laty w laboratorium McDougalla
pierwsze szczury
zaczynały od 120 pomyłek, to teraz niektóre zwierzęta z obu grup, właściwej i
kontrolnej, w
ogóle nie musiały się uczyć. Za każdą próbą wybierały właściwy, ciemny korytarz
i nie
otrzymywały ani jednego uderzenia elektrycznego. Co więcej, okazało się, że
średnie wyniki od
samego początku są na poziomie tych, które McDougall uzyskał dopiero w 30
tresowanym
pokoleniu!
Strona 107
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Doświadczenie prowadzono nadal i gdy po 20 latach, w 1954 r. ogłoszono końcowe
sprawozdanie, okazało się ostatecznie, że zdolność szybszego uczenia się
obserwowana jest tak
73
samo u szczurów tresowanych, jak i nie tresowanych. Oznaczało to, że
interpretacja
Lamarckistowska ma wprawdzie zastosowanie do linii tresowanych, ale umiejętność
nabyta
najwyraźniej nie przenosi się drogą genetyczną, lecz rozprzestrzenia się w jakiś
niezrozumiały
sposób, obejmując także rody równoległe. Było to zjawisko nie do wytłumaczenia w
ramach
żadnych ówczesnych hipotez czy idei. Możliwe jest jednak wyjaśnienie w świetle
hipotezy
wzorców misnatycznych! Wzorzec bezbolesnego przejścia labiryntu, stworzony przez
wielką
liczbę tresowanych szczurów, coraz mocniej utrwalany przez wielokrotne
powtórzenia, począł
oddziaływać poprzez czas i przestrzeń na pokolenia potomne, najpierw w samej
Anglii, potem w
Australii. Działa zapewne nadal na wszystkie szczury świata, chociaż może tylko
białe, czego
niestety badacze już nie próbowali sprawdzić.
Gdy hipoteza wzorców morfogenetycznych w ujęciu Sheldrake’a stała się głośna w
Anglii
(„Wprawiająca we wściekłość... najlepsza kandydatka do spalenia na stosie”,
miesięcznik
Nature), Sheldrake zainteresował kierownictwo telewizji BBC przeprowadzeniem
podobnego,
uproszczonego doświadczenia z ludźmi. Polegało ono na tym, że w lokalnym
programie
angielskim pokazano na ekranie dwa zagmatwane rysunki, A i B, z których, spośród
plątaniny
linii i plam, należało wyłowić ukryty obraz przedmiotu. Demonstracja trwała
krótko, a
prawdopodobieństwo, że widzowie zdołają odcyfrować rysunek A lub B, było jak
1:1. Po chwili
jednak zdjęto szatę maskującą z rysunku A i pokazano wszystkim ukryty przedmiot.
Teraz 100%
widzów znało treść obrazu A i około 50% obrazu B.
Kolejny etap doświadczenia odbył się w Australii. Te same obrazy A i B przesłano
za
pośrednictwem satelity na daleki kontynent i tam powtórzono demonstrację na
ekranach
telewidzów. Tutaj jednak ukryta treść żadnego z obrazów nie została ujawniona.
Poproszono
widzów o ich rozszyfrowanie. Zgodnie z rachunkiem prawdopodobieństwa spodziewano
się, że
ilość trafnych odgadnięć ukrytych przedmiotów A i B będzie jak 1:1. Gdy jednak
nadeszły
odpowiedzi, okazało się, że obraz A, znany już widzom angielskim, odgadło
bezbłędnie aż 70%
Strona 108
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Australijczyków. Wydaje się więc, że ludzie powtórzyli osiągnięcie szczurów i to
ze znacznie
lepszym wynikiem, bo już w pierwszej próbie!
Oba doświadczenia, na szczurach i ludziach, nie są dowodem istnienia wzorców
misnatycznych, są jednak bardzo mocnym wskazaniem ich prawdopodobieństwa. Jeśli
kiedyś
taki dowód zostanie odkryty, będzie to oznaczało, że istotnie szczury całego
świata opierają
swoje zachowania na wspólnym zasobie doświadczeń i w podobnych sytuacjach
życiowych
wybierają takie rozwiązania, jakie gdzieś, kiedyś były najczęściej wybierane
przez inne szczury.
Będzie to oznaczało również, że ludzie dokonując wyboru spośród możliwych
zachowań,
częściej wybierają sposób postępowania, który gdzieś, kiedyś wybrała i utrwaliła
w
misnatycznym wzorcu większa liczba ludzi.
Jeśli czujesz irracjonalny lęk przed wężem, to dlatego być może, iż przed tobą
niezliczona
liczba ludzi podczas spotkań z wężami została „ukarana szokiem elektrycznym”.
Jeśli lękasz się,
z nieznanego sobie powodu, wejścia do ciemnego zaułka, pokoju, korytarza,
jaskini to dlatego
być może, iż przed tobą całe pokolenia były za takie wejścia boleśnie karane.
Jeśli cofasz się ze
strachem od krawędzi dachu, to dlatego być może, iż miliony zwierząt i ludzi
spadających w
przepaść, w różnych miejscach i czasach, swoim przerażeniem utworzyły ten
wzorzec.
Jeśli pokłócisz się z kimś i staniesz wobec dylematu, czy rozstrzygnąć spór
uderzeniem pięści,
czy raczej próbą zrozumienia, o co chodzi oponentowi – pamiętaj, że stoją za
tobą całe zastępy
tych, którzy kiedyś wybrali pięść i, być może, ty z tego wyłącznie powodu,
poprzez misnatyczny
rezonans ze stworzonym przez nich wzorcem, jesteś skłonny do takiego samego
rozstrzygnięcia...
Hipoteza misnatycznych wzorców, znajdujących się u podłoża instynktów i
zachowań, jest w
tej chwili jedyną tłumaczącą sensownie niezliczone zjawiska współczesnego
świata. Nie jest ona
74
pomysłem nowym, bowiem jak wspominałem, wielu badaczy już od czasów starożytnych
obserwowało działanie tego nieuchwytnego czynnika, próbując definiować go na
różne sposoby.
Przypomnę choćby Carla Junga z jego podświadomością zbiorową i teorią
archetypów.
Wzorce misnatyczne objawiły się nam tak, jak astronomom ujawniają swoje
istnienie ciała
niebieskie niedostrzegalne przez teleskopy, a odkryte tylko dzięki zakłóceniom,
jakie swym
wpływem grawitacyjnym wywierają na ruch widocznych obiektów, gwiazd czy planet.
Strona 109
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Dokonajmy więc teraz roboczego założenia, iż wzorce istnieją, i przekonajmy się,
czy wiedza
ta pomoże rozwiązać zagadki tyczące genezy człowieka, jego umysłu, świadomości,
a także te
związane z tylu niepokojącymi zjawiskami współczesnego świata.
75
Dzieci Ewy?
Pochodzenie człowieka jest nadal okryte tajemnicą, a związane z nim hipotezy
mnożą się jak
grzyby po deszczu. Jedną z najstarszych jest ta biblijna. Według obliczenia
czcigodnego Jamesa
Ushera, arcybiskupa Armagh, stosującego chronologię biblijną, stworzenie
nastąpiło w roku 4004
przed Chrystusem. Wiele obserwacji zdaje się to wykluczać. Geologiczne osady i
kopalne
skamieniałości wskazują na znacznie dłuższe okresy, jednak zwolennicy dosłownego
pojmowania biblijnego przekazu twierdzą, że Bóg mógł przecież stworzyć Ziemię z
osadami i
pozornie starymi szczątkami kostnymi! Istotnie! Tylko po co? W jakim celu
potrzebna byłaby
Bogu ta kosmiczna mistyfikacja, wprowadzająca w błąd człowieka? Czyżby Bóg
chciał zakpić z
późniejszych, zadufanych uczonych?
To w odniesieniu do geologii i paleontologii, które według tej wersji są czystym
złudzeniem.
W niewiele lepszej sytuacji są antropolodzy. Rozpatrując wszystkie znalezione do
dzisiaj tropy,
nikt z ręką na sercu nie może powiedzieć, że posiada niezbity dowód dłuższego
niż, powiedzmy,
czterdzieści tysięcy lat rodowodu Homo sapiens. To co uważano za formy
przejściowe, to co
uznano za naszych bezpośrednich przodków, wcale nie musi być nimi! Wcale nie ma
dowodu na
to, czy nosimy w sobie jakiekolwiek geny dziedziczone po neandertalczykach. Nie
ma też
dowodu, poza poszlakami i podobieństwem szkieletów, że jesteśmy potomkami
człowieka z Cro
Magnon. Dlatego bibliści mają mocne podstawy, aby się upierać, że współczesny
człowiek został
ulepiony sześć tysięcy lat temu. Świat, zanim się w nim pojawili współcześni
Adam i Ewa, mógł
być pełen innych odmian człowieka. Może nieudanych, dlatego postanowieniem
Stwórcy,
zastąpionych nami?
Inna hipoteza, zwana modelem „Arki Noego”, wysunięta przez paleontologa z
Uniwersytetu
Harward, Williama L.Howellsa, zakłada na podstawie skamieniałych szczątków
znalezionych w
wielu miejscach świata, noszących wprawdzie cechy ludzkie, lecz trudnych do
skorelowania ze
współczesnym człowiekiem, iż ciągłości nie ma. Liczne ludzkie formy, które w
zamierzchłych
Strona 110
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
czasach oddzieliły się od wspólnej gałęzi, ewoluowały nadal na różnych terenach,
niezależnie od
siebie. Później wymarły z wyjątkiem jednej tylko formy: Homo sapiens sapiens.
Z kolei Allan C.Wilson i jego współpracownicy z Uniwersytetu w Berkeley,
dokonując analiz
genetycznych DNA mitochondrialnego
i biorąc pod uwagę wielkie podobieństwo genów małpich i człowieczych, doszli
ostatnio do
wniosku, że po pierwsze, rozdzielenie się linii człowieka i małp
człekokształtnych nastąpiło nie
dawniej niż kilka milionów lat temu, a po drugie, że człowiek współczesny może
być
wywiedziony od jednej kobiety, która żyła w Afryce nie dawniej niż 200 tysięcy
lat temu, a jej
potomstwo zastąpiło z czasem zbieracko-łowieckie ludy, jakie już wcześniej
rozpełzły się po
kontynentach sąsiadujących z Afryką.
Ci potomkowie „Ewy”, jak ją nazwano, mieliby w tym krótkim czasie wykształcić
wszystkie
zróżnicowane cechy, jakie dziś obserwujemy u żółtej, czarnej i białej odmiany
człowieka.
76
Hipoteza zyskała znaczny rozgłos zarówno z uwagi na przemawiający do wyobraźni
obraz
afrykańskiej „Ewy”, jak i metodę badań: komputerowe porównania mutacji
zachodzących w
genach. Rozgłos nie idzie jednak w parze z wiarygodnością tych badań. Założona
częstotliwość
mutacji, na której oparto datowanie, jest wzięta „z sufitu”, a uzyskane wyniki
stoją w jaskrawej
sprzeczności z tym, co mówią skamieniałości i wytwory dawnych ludzi.
Przypomnę w tym miejscu, że zgodnie z tezą tej książki przypadkowe mutacje w
ogóle nie
mogą być czynnikiem napędowym ewolucji, nie mówiąc już o tym, że różnice
znajdowane w
genach wcale nie muszą być wynikiem mutacji przypadkowych, często są śladami,
jeszcze nie
docenionych przez badaczy, własnych prac inżynierskich komórek. A to już w
żadnym razie nie
jest miarą czasu.
Kolejna hipoteza wysuwana przez A. G. Thorne’a z Narodowego Uniwersytetu
Australii oraz
M. H. Wolpoffa z Uniwersytetu Michigan została przez nich nazwana policentryczną
ewolucją
człowieka. Według nich najdawniejsi przodkowie Homo sapiens pochodzą wprawdzie z
Afryki,
którą opuścili co najmniej przed milionem lat, zasiedlając Azję i Europę, lecz
następnie
ewoluowali w oddzielnych populacjach do dzisiejszej postaci. Tak więc aborygeni
australijscy,
Azjaci, Europejczycy, Pigmeje uzyskali swe szczególne cechy już na tych
terenach, które dziś
Strona 111
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zajmują. Jednocześnie przez cały ten okres, w związku z migracjami, dochodziło
do wzajemnego
krzyżowania się, co zapewniło jedność gatunkową, a zarazem, w mało zrozumiały
sposób,
pozostawiło znaczne odrębności.
Szczególnie ostatnia część tego wywodu jest bardziej niż wątpliwa. Historia
ostatnich wieków
uczy nas, jak potężne skutki przynosi krzyżowanie się białych z czarnymi albo
czerwonymi.
Wynikiem są olbrzymie populacje Metysów czy Mulatów. Gdyby wędrówki plemion były
tak
powszechne, jak to byłoby potrzebne dla utrzymania jedności gatunkowej, ludność
Afryki i Azji
miałaby całkiem inne cechy rasowe. Mieszania się, na wielką skalę, nie było, zaś
jedność
gatunkową zawdzięcza człowiek nie genom, lecz działającemu na całą ludzką
populacją
wzorcowi człowieka.
Jak widać z tego krótkiego przeglądu, wśród paleoantropologów panuje spore
zamieszanie, a
żadna z ich hipotez nie ma zasadniczej przewagi. Dzieje się tak dlatego, że
znane fakty nie
układają się w spójny, jednolity model, nie mieszczą się w jednym schemacie.
Sądzę jednak, że
ich pogodzenie stanie się możliwe po uwzględnieniu pomijanego dotychczas
czynnika.
Spróbujmy go poszukać.
Poszukiwacze mają duże pole do popisu, albowiem w tej dziedzinie, jak i
większości innych,
związanych z najdawniejszymi dziejami, przysłowiowe ostatnie słowo nie zostało
jeszcze
powiedziane. Uczeni, zbyt często kierujący się tak bardzo ludzkim pragnieniem
zapewnienia
sobie pierwszeństwa w objaśnianiu wielkich zagadek, i tu zbyt pośpiesznie
przedstawiają nam
całościowe modele, choć nie mogą ich wesprzeć wiarygodnymi dowodami.
Zapis kopalny, czyli znalezione w osadach szczątki dawnych ludzi, jest bardzo
wyrywkowy.
Nie ma w nim prawdziwej ciągłości. Ponadto okazy, szumnie nazywane
takim-to-a-takim
człowiekiem, to często tylko fragment szczęki czy kości udowej. Zaś wówczas, gdy
mamy do
czynienia z większym nawet fragmentem, częścią czaszki czy miednicy –
interpretacja wyników
badań pozostawia wiele do życzenia. Pomijam już taką sprawę, jak zmienność
osobnicza. Nawet
dzisiaj podejmuję się odnaleźć w Warszawie w ciągu kilku godzin mężczyznę lub
kobietę o
czaszce neandertalczyka! Potężne łuki brwiowe, masywny nos, silne szczęki i
cofnięte czoło.
Jeśli za sto tysięcy lat jakaś misja archeologiczna będzie prowadziła prace
wykopaliskowe na
Strona 112
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
miejscu dzisiejszych Powązek, przyszły świat się dowie, że wśród XX-wiecznych
mieszkańców
nadwiślańskiej krainy, przeżyli też neandertalczycy.
Przede wszystkim chodzi tutaj jednak o to, że dwaj paleoantropolodzy, każdy
postępujący za
77
swoją wizją, potrafią zinterpretować niemal każdą cechę w całkiem odmienny
sposób.
Zastanówmy się zatem, co w tym wszystkim jest prawdopodobne, a co trzeba
odrzucić. Otóż,
większość faktów wskazuje na Afrykę, jako owo miejsce, gdzie pewna istota weszła
na drogę
prowadzącą do uczłowieczenia. Głoszone z taką lubością i uporem nasze „zejście z
drzewa” było
raczej wątpliwe. Wiele wskazuje na to, że nasi przodkowie prowadzili życie
naziemne, coraz
częściej przyjmując postawę półwyprostowaną. Dawało to liczne korzyści i często
przewagę, o
czym przekonały się już trzysta milionów lat temu dinozaury, biegające na
tylnych kończynach,
przednimi chwytające pokarm. Około dziesięciu milionów lat temu, korzystając z
chwytnych,
przednich kończyn część naszych przodków wspięła się na drzewa, dając początek
małpom
człekokształtnym.
Ci, którzy pozostali na ziemi, wydali szczep australopiteków, o objętości mózgów
ok. 500
cm3, używających pałek i kamieni. Australopiteki ustąpiły miejsca Homo habilis,
żyjącemu na
afrykańskiej sawannie pośród stutysięcznych stad zwierząt i żywiącemu się przede
wszystkim
świeżą padliną, którą odnajdywał obserwując sępy. Skórę rozcinał
ostrokrawędzistymi
kamieniami. Wtedy też nauczył się biegać, chcąc nadążyć za wędrującymi stadami i
przy padlinie
wyprzedzać wielkie drapieżniki. Stracił wtedy futro, by łatwiej oddawać nadmiar
ciepła, i
nauczył się pocić. Zarazem, dla ochrony przed słońcem, stał się ciemnoskóry. Z
czasem ustąpił
kolejnej formie, Homo erectus. Nadal nie wiemy, jakie były związki
filogenetyczne między tymi
kolejnymi grupami. Wszystkie one rozwijały się we wschodniej Afryce, w żyznych
dolinach,
wzdłuż Wielkiego Rowu Tektonicznego. Nie był to przypadek. Działalność
wulkaniczna w tej
strefie sprawiała, że pożywienie zawierało wiele składników mineralnych
niezbędnych dla
budowy mózgu. Homo erectus wywędrował stąd na Środkowy i Daleki Wschód, skąd
jest dzisiaj
znany jako Człowiek Pekiński i z Jawy.
Po nim pojawił się Homo neandertalensis, neandertalczyk, z mózgiem o objętości
ok. 1300–
Strona 113
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
1400 cm3, podczas gdy nasza wynosi 1000 - 2000 cm3. W okresie lodowcowym
zamieszkiwał
całą wolną od lodu Europę i część Afryki. Obok niego, i w równie tajemniczy
sposób, pojawił się
na tych terenach człowiek z Cro Magnon. Przez wiele setek lat było to pokojowe
współżycie,
potem oba szczepy zniknęły, ustępując miejsca człowiekowi współczesnemu.
Interesujących danych dostarczają najnowsze badania genetyczne. Wprawdzie w
zakresie
wyznaczania tempa zmian ewolucyjnych nie spełniły one oczekiwań, jednak tam,
gdzie chodzi o
samą zawartość genomu, wniosły wiele nowego. Okazało się, że współczesne
populacje Euroazji
nie zawierają prawdziwie archaicznych linii ewolucyjnych. To by oznaczało, że
żyjący na tym
obszarze ludzie nie są potomkami Homo erectus, którego szkielety znaleziono na
Jawie czy w
Pekinie! Zapis kopalny także tego nie dowodzi. Wiele cech morfologicznych,
znanych tylko ze
skamieniałości, nie ujawnia się we współczesnych szkieletach.
W jaskiniach Quafzech w Izraelu odkryto liczne ślady świadczące o tym, że
współcześni
ludzie i neandertalczycy żyli obok siebie przez 40 tysięcy lat – nie mieszając
się z sobą. Siady
krzyżowania się są rzadko spotykane, a do tego, być może, źle interpretowane.
Nasuwa się więc pytanie, w jaki sposób człowiek archaiczny mógł przekształcić
się w krótkim
czasie w człowieka współczesnego, nie pozostawiając śladów stopniowej przemiany?
Z drugiej
przecież strony pewnikiem jest nadzwyczaj bliskie spokrewnienie współczesnych
ludzi ze
wszystkich obszarów. Dowodem jest ich jedność gatunkowa. Zdolność do krzyżowania
się nie
zanikła, mimo że poszczególne populacje były oddalone od siebie przez okresy
trwające nawet
do miliona lat.
Próba objaśnienia tego w hipotezie „Ewy”, poprzez całkowite wyparcie
archaicznych grup
przez późnych przybyszów z Afryki i skazanie ich na wymarcie, niezbyt przekonuje
choćby z tej
przyczyny, że nie znajduje żadnego odbicia w śladach kopalnych oraz kulturowych.
78
A więc o cóż tu chodzi? Rozproszony na rozległych obszarach tej Ziemi dawny
człowiek
ustępuje miejsca nowemu, sam zaś znika. Jak to było możliwe i co się z nim
stało?
Nie umiała na to odpowiedzieć paleoantropologia, więc z nadzieją zwrócono się ku
genetykom i biologom molekularnym, wyposażonym w najnowsze techniki badawcze.
Jednak to,
co im się dotychczas udało wykazać, to tylko olbrzymie podobieństwo DNA pomiędzy
wszystkimi grupami i rasami Ziemi. Okazało się ono, jak powiadają Thorne i
Wolpoff, „o wiele
Strona 114
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
większe, niż można by sądzić na podstawie morfologicznego zróżnicowania
ludzkości...”
Ależ tak! – odpowiadam. I nic więcej nie trzeba! Bowiem to nie geny decydują o
kształcie
morfologicznym ciała! Jeśli uznamy to za pewnik, o ileż łatwiejsze stanie się
poszukiwanie
ewolucyjnego modelu... Zanim naszkicuję poniżej jedną z jego prawdopodobnych
wersji,
przytoczę znamienne wskazanie na to, że czynnika przemian trzeba poszukiwać
raczej w
świadomej czy nieświadomej psychice niż w genach.
Sir John Medawar w swym dziele pt. Ciało podaje ciekawy przypadek, zresztą jeden
z wielu
dobrze znanych lekarzom. Pewna kobieta będąc w początkowym okresie ciąży doznała
potężnego szoku. Mały chłopiec z jej rodziny, próbując rąbać drzewo siekierą,
uderzył się w
palec tak, iż ten, niemal całkiem odcięty, zwisał na pasemku skóry. Obraz ten
prześladował
kobietę przez długi czas. Gdy przyszło do rozwiązania, urodziła zdrowego chłopca
z jedną tylko
wadą. Jego palec, ten sam co u kuzyna, oddzielony od szkieletu zwisał na pasemku
skóry!
Znakomity lekarz, nie próbując nawet podać objaśnienia tego fenomenu, nie ma
jednak
wątpliwości, że chodzi o oddziaływanie psychiki. Samo zjawisko jest na tyle
częste, iż zostało
nazwane przez lekarzy „impresją fotograficzną”. W opisanym przypadku kobieta
oddziałała
podświadomie na wzorzec ludzkiego ciała, formującego się w jej łonie. I nie było
to genetyczne
działanie. Obraz generowany z wielką siłą przez umysł kobiety, odkształcił tę
misnatyczną
„formę do ciasta”, którą wypełniają sobą komórki budujące ciało.
W świetle wielu takich dobrze udokumentowanych wydarzeń, innym okiem trzeba
spojrzeć na
ludowe wierzenia o „zapatrzeniu się” matek. Tradycja ludowa w Polsce, a także w
innych krajach
powiada, że przyszłe matki powinny unikać wpatrywania się w ludzi potwornych,
starych,
zniekształconych, kalekich, aby ułomności nie odbiły się na dziecku, szczególnie
jego rysach
twarzy. Jestem przekonany, że u podstawy tej mądrości ludowej, jednej z wielu
kwitowanych
przez etnologów mianem przesądów bez żadnej racjonalnej podstawy, leży
zaobserwowana od
wieków prawidłowość. Zbiorowa mądrość pokoleń spostrzegła, że myśl ma wpływ na
kształt
ciała.
Wróćmy do właściwych rozważań. Oto jak mogły przebiegać nasze dzieje:
Afrykański przodek pożegnał się z praszympansem i pragorylem, które weszły na
drzewa, sam
przyjął postawę wyprostowaną i korzystając z powiększonego mózgu rozpoczął
Strona 115
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
terytorialne
podboje. Kilkoma falami dotarł do Środkowego Wschodu, Azji, Indonezji i dalej na
Pacyfik, a
także do Europy. Ewoluował stopniowo, lecz wszędzie, jeszcze 50 tysięcy lat
temu, zachowywał
archaiczne cechy.
I oto coś się stało. W jaskiniach Quafzeh w Izraelu pojawia się współczesny
człowiek o
powiększonym mózgu, delikatnej budowie czaszki i szkieletu. Żyje obok
neandertalczyków,
którzy niebawem tajemniczo znikają ze sceny. Albo przekształcają się w
późniejszych ludzi, albo
całkowicie mieszają się z nimi, bo żadnego powodu bezpotomnego wygaśnięcia ich
linii
niepodobna sobie wyobrazić. Zagłada wielkich ssaków z końcem epoki lodowej i
wkroczenie
lasów na europejską tundrę nie mogły się stać przeszkodą dla współczesnych
ludzi. Powinny też
były pozostawić przy życiu choćby nieliczne populacje neandertalczyków. Bo to
właśnie oni,
jako istoty obdarzone rozwiniętym mózgiem i dużym, silnym ciałem, byli wyjątkowo
dobrze
przygotowani, by stawić czoło nawet katastroficznym zmianom. A przecież warunki
życia
79
poprawiły się! Mimo to cała ta grupa zniknęła, rozwiała się, rozpłynęła.
Dokładnie w tym samym czasie populacje azjatyckie i ich odnogi-odrośla w obu
Amerykach
też się unowocześniają. Przede wszystkim powiększają mózg i przebudowują
czaszkę, z
zachowaniem jednak wielu dawniejszych, azjatyckich cech. Jasne się więc staje,
że mamy tu do
czynienia z bodźcem, który przekształcił wszystkie ludzkie istoty w nowoczesnych
ludzi, bez
potrzeby kontaktu fizycznego między nimi.
Być może, początkowo, jedna populacja dokonała decydującego kroku, przebudowując
swój
wzorzec na nowoczesny: szkielet stał się mniej masywny, kości czaszki cieńsze,
czoło podniosło
się i szczęka zmalała, krtań opuściła się niżej, umożliwiając rozwój mowy.
Budząca się
świadomość i kształtujący się umysł wpływały dodatkowo na ten kierunek rozwoju.
Istoty, które
coraz wyraźniej uświadamiały sobie swój wygląd, swój własny wizerunek, wpływały
tym samym
na utrwalanie się wzorca i nadanie mu siły.
Dotychczasowy wzorzec archaicznych ludzi został przekształcony. Z fizycznie
„archaicznych”
matek jęły się rodzić nowoczesne dzieci.
Zdolność oddziaływania tych niematerialnych wzorców jest olbrzymia. Z łatwością
wpływają
na wszystkie istoty o podobnym genomie. Tak więc wszyscy żyjący na kilku
Strona 116
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
kontynentach ludzie
zaczęli korzystać z nowego modelu. Niepotrzebne było krzyżowanie się drogą
płciową. Wzorce
oddziaływują poprzez czas i przestrzeń na cały gatunek. Nowe cechy przyjęli i
neandertalczycy, i
kromagnończycy, dawni Azjaci, Indianie i Murzyni z Afryki, zarazem zachowując ze
swych
dawnych postaci to, co się nie kłóciło z nowymi tendencjami, jak choćby kolor
skóry. Dlatego
nadal istnieją, w ramach jednego gatunku, odmiany biała, żółta i czarna.
Pozostaje pytanie, dlaczego ten wzorzec przeważył? Dlaczego miał on większą siłę
niźli
pozostałe, rozpowszechnione i dobrze utrwalone, które mu się poddały? Sądzę, iż
rozwiązanie –
na razie niedostępne dla nas – kryje się w świecie owych wzorców, znane
animującemu je,
inteligentnemu czynnikowi, który nadaje kierunek zgodny z tendencjami wyższego
poziomu,
przynoszącymi korzyść zjawisku życia jako całości, służącymi jego trwaniu.
Czyżby gatunek Homo sapiens sapiens leżał na głównej linii jakiegoś dążenia?
Teraz stało się jasne, dlaczego geny pozostały te same i wszędzie jednakowe: to
nie geny
stymulują przemianę i cechy morfologiczne nie są w nich kodowane. A jeśli w
genach istnieją
pewne drobne różnice, to odnoszą się one do odmiennych potrzeb biochemicznych:
produkcji
takiego czy innego barwnika skóry, enzymów trawiennych, hormonu wspomagającego
przemianę materii w rozmaitych klimatach, ze względu na różne pożywienie.
Człowiek pozostał człowiekiem wszędzie tam, gdzie miał ludzki umysł. To, w
naszym
przypadku, było nadrzędną cechą decydującą o jedności gatunkowej. Umysł
zapewniający
przeżycie we wszystkich środowiskach bez potrzeby przebudowy ciała, wytwarzania
płetw czy
też skrzydeł. Umysł utrwalający wzorzec ciała ludzkiego przez coraz wyraźniejsze
uświadamianie go sobie, czego dowodem jest prehistoryczna sztuka.
Tym samym wiemy już, gdzie zniknął starszy typ człowieka. Nie ma tu potrzeby
wzywać na
pomoc zarazy czy też epidemii, co w swojej bezradności postuluje doktor Rebecca
L.Cann, dla
wytłumaczenia znikania całych grup dawnych ludzi. Oni nie wymarli. Oni po prostu
przekształcili się pod wpływem nowego wzorca. Stary wzorzec jeszcze istnieje w
jakiejś postaci,
w jakiejś rzeczywistości powiązanej z naszą, i dlatego, od czasu do czasu,
jakieś jajo wchodzi z
nim w rezonans i w XX wieku rodzi się dziecko o licznych cechach neandertalczyka
lub inne, o
ramionach sięgających kolan, jak u małpiego kuzyna.
A więc powtórzmy raz jeszcze – pewna czarnoskóra grupa, nie dawniej jak dwieście
tysięcy
lat temu, przybrała nowoczesne cechy. Opuściła Afrykę i przez Bliski Wschód
dotarła do
Strona 117
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Europy. Żyjąc w pobliżu dawniejszych przybyszów, neandertalczyków, i w nich
pobudziła
80
przemianę. Tu i ówdzie mogło się to odbywać przez krzyżowanie, nie to jednak
było
zasadniczym czynnikiem. Wzór nowoczesności począł oddziaływać na wszelkie
ludzkie
populacje, także oddalone, te na Dalekim Wschodzie, na Wyspach Pacyfiku, w obu
Amerykach.
Wszędzie tam, równocześnie lub z niewielkim opóźnieniem, ustępowały archaiczne
cechy,
ustalał się lżejszy typ szkieletu i czaszki, usprawniał się aparat mowy.
Szybkość zespalania się ludzi z nowym wzorcem mogła być znacznie większa, niż
się to
dzieje w przypadku zwierząt. Jeśli, jak uważam, przekształcenia morfologiczne
wiążą się z
psychiką, to uzasadnione jest przypuszczenie, że świadomość wywiera dodatkowy
nacisk na
przemiany. Wzorzec uświadomiony nabiera mocy, utrwala się w umyśle i tym mocniej
działa.
Sądzę, że współcześnie jesteśmy świadkami podobnego procesu. Przecież na naszych
oczach
od kilku pokoleń ludzie stają się coraz wyżsi. Spostrzeżono to kilkadziesiąt lat
temu i próbowano
tłumaczyć poprawą odżywiania i warunków życia. Twierdzę, że ta zależność jest
bardziej
złożona.
Najpierw, od wieków, istniał wzorzec wysokiego człowieka, sprawdzony i
przechowywany w
skarbcu przyrody. Od dawien dawna „testowany” u niektórych wysokich ludzi Afryki
oraz
pojedynczych olbrzymów wśród Europejczyków i Azjatów. Gdy współczesna Ameryka
usportowiła się, odkryła kalorie oraz witaminy, a nowoczesne rolnictwo i
przemysł uczyniły je
dostępnymi dla każdego – zwiększenie rozmiarów ciała stało się praktycznie
możliwe. Teraz
potrzebny był jedynie bodziec. Pojawił się niebawem w dziedzinie kultury: wysoki
wzrost i
atletyczne ciało zajęły ważne miejsce w psychice, jako widoczny sygnał zdrowia,
powodzenia,
siły. Organizmy jęły się temu poddawać i szybko odmieniać. Program wzrostu
otrzymał nowe
dane i przekształcił populację Stanów Zjednoczonych. Wzorce są zaraźliwe, a więc
ta sama
tendencja odmienia teraz populacje Europy i Azji. Niebawem się przekonamy, jak
długo zdołają
mu się oprzeć Pigmeje. Bo niski wzrost Pigmejów też jest tylko biologiczną
„modą”. Podobnie
jak steatopygia Buszmenek i Hotentotek, polegająca na maksymalnym nagromadzeniu
tkanki
tłuszczowej na pośladkach, udach i brzuchu. Deformacja nie dotyczy mężczyzn z
tych plemion i
Strona 118
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
kobiet z plemion ościennych, mimo tych samych genomów i jedności gatunkowej.
Steatopygia
ma wyraźny wymiar kulturowy, jako kanon piękności, wiązany z płodnością,
obfitością,
zdrowiem i obowiązujący na ograniczonym obszarze. Ma też dawne korzenie, jak o
tym
świadczą paleolityczne figurki, na przykład tak zwanej Wenus z Villefort.
Przystosowawczy – w
sensie ewolucyjnym – sens takiej deformacji ciała jest niezrozumiały, dlatego
sądzę, że
steatopygię utrzymują przy życiu wyłącznie czynniki psychiczne.
Tak więc we wcześniejszych rozdziałach doszliśmy do wniosku, że to wzorce, nie
geny, są
siłą sprawczą przemian. Obecnie ujrzeliśmy w działaniu wzorce, które
ukształtowały i nadal
zmieniają współczesnego człowieka. Przez całe dzieje wzorce te działały poza
świadomością
jakiejkolwiek istoty zbudowanej z komórek, sytuacja uległa zmianie z chwilą
pojawienia się
umysłu ludzkiego. Jest on narządem, który uświadamia sobie kształt rzeczy i jak
wiele na to
wskazuje, siłą wyobraźni może te kształty formować.
Spróbujmy pofantazjować i naszkicujmy jedną z możliwych ścieżek dalszych dziejów
człowieka.
81
Świadomość wszechświata
Rozważania nad wynalazczością zwierząt muszą obudzić refleksje ogólniejszej
natury.
Ponieważ nie są te wynalazki wynikiem pracy umysłowej – należą do procesów
przyrody.
Dlaczegóż by więc i nasze dzieła nie miały być takimi? Kto wie, czy
wynalazczości ludzi nie
można by postrzegać jako procesu ewolucyjnego sensu stricto, który wykroczył
poza sam
organizm? W końcu ewolucja to ciągłe staranie, by przystosować się do zmiennych
warunków
środowiska, to ciągłe poszukiwanie sposobów przetrwania. Od pewnej chwili
dziejów, gdy się w
nas zalęgła świadomość, poczęliśmy to realizować nie w ramach organizmu lub nie
tylko w tych
ramach, lecz także w sferze socjalnej i ulepszeń rzeczowych.
Zamiast jak gepard czy kangur przebudować nogi – konstruujemy samochód. Zamiast
tak jak
ptaki wyhodować skrzydła – budujemy samolot. Zamiast doskonalić zęby i pazury –
stwarzamy
nową broń, pociski dosięgające przeciwnika będącego poza zasięgiem naszego
ramienia. Zamiast
futra i tkanki tłuszczowej – mamy tkaniny oraz ogrzewanie. Zamiast jak dinozaur
pancerny
pogrubiać swą skórę – kryjemy się w czołgu.
Jeszcze nie spostrzegliśmy tego, lecz ewolucja organiczna w odniesieniu do ludzi
najpewniej
Strona 119
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
już straciła znaczenie. Jej praw nie można już do nas stosować, choć nadal
jesteśmy dziećmi
przyrody. Dobór naturalny, gdyby coś takiego kiedykolwiek w ogóle istniało,
przestałby już nas
dotyczyć. Nasz gatunek nie eliminuje kalek, chorób dziedzicznych, wszelkich
wynaturzeń.
Przeżycie i przekazanie genów potomstwu, dziś już nie zależy od siły i zdrowia,
od pozycji w
stadzie, dostępu do pożywienia. Jeśli o to chodzi, w porównaniu ze światem
zwierząt nastąpiło
zupełne odwrócenie zasad. Najwięcej potomstwa i najwięcej swych genów zdają się
rozsiewać
osobniki słabe, chorowite i niedożywione, niezdolne do przeżycia bez socjalnej
pomocy. Zresztą,
tak może powstaje całkiem nowy wzorzec, właśnie osobników słabych i
uzależnionych od
zewnętrznej, wzajemnej pomocy? Cnoty osobiste stracą wszelkie znaczenie, a
społeczność ludzi
przekształci się w gatunek zdolny żyć tylko jako ciało zbiorowe, jak mrówki czy
termity. Może
taki jest właśnie cel nadzwyczajnej płodności w nierozwiniętych krajach:
przemienić gatunek z
indywidualistów krzyczących o wolności, w skrzętne pszczółki rojące się na
plastrze Globu,
posłuszne wspólnym nakazom, szczęśliwe bezwolą i bezpieczne siłą całej gromady?
Lecz
zdryfowaliśmy tutaj już na inne wody, powróćmy więc do tematu.
Zdecydowanie zanikła potrzeba przebudowy ciała; już po wsze czasy moglibyśmy
pozostać w
obecnym kształcie, jako Homo sapiens. Sztuczne urządzenia zaspokajają wszystkie
nasze
potrzeby, przed wszystkim nas chronią, więc nie ma już nacisku na biologiczne
struktury, aby
wytworzyły płetwy albo ogon. Pod tym względem bardziej bym się obawiał atrofii,
stopniowego
zaniku coraz mniej przydatnych, licznych części ciała. Gdy już rzeczywistością
staną się roboty
sterowane głosem, potrzeba posiadania rąk poważnie zmaleje. Wzorzec ich zaniku
już istnieje w
przyrodzie, wypracowany prawie sto milionów lat temu przez tyranozaura.
Przy czternastometrowej długości potwora, największego lądowego drapieżcy wszech
czasów,
82
jego przednie kończyny skurczyły się do trzydziestocentymetrowych łapek
wiszących u szyi.
Doskonalsze, zminiaturyzowane pojazdy, łączność radiowa i komputerowe sieci
sprawią, że
przestaniemy też chodzić. Mózgi żywiące się spreparowaną strawą zapewne wydatnie
zmaleją,
zaś pokarm dla ciała, syntetyczny i skondensowany, uczyni zbędnym system
trawienia. Jeśli taka
tendencja pojawi się i utrzyma dostatecznie długo, kto wie, czy nie zanikniemy w
Strona 120
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
ogóle.
Najpierw nasze ciała, ograniczone do zlepka komórek, potem i świadomość.
Ostatnią refleksją, jaka się pojawi, będzie oczywisty wniosek: to substancja
żywa przybrała
postać myślącego człowieka, aby przy jego pomocy skonstruować aparaty zdolne ją
samą chronić
i rozmnażać. Z chwilą ich powstania, dumna misja ludzi zostanie zakończona.
Odtąd Ziemia
będzie tylko fermą hodowlaną komórek. Lądy oraz morza wypełnią się galaretowatą
masą
jednorodnej hodowli komórkowej, której łączna ilość przekroczy tysiące razy
dzisiejszą biomasę.
Automaty przeniosą ją z czasem na inne planety i do innych układów gwiezdnych,
albowiem
naczelnym celem żyjących komórek jest nieograniczony ich przyrost. Należałoby w
tym miejscu
powiedzieć: żyjącej komórki. Bo komórka jest jedna. Powstała blisko cztery
miliardy lat temu i
nieustannie się dzieli, a po każdym podziale nadal jest sobą, choć w
powiększonej liczbie
osobników.
To ona, komórka – raz jeszcze powtórzę – by zapewnić sobie nieskończone trwanie,
zrzeszyła
się w organizmy wielokomórkowe, by te zbudowały automaty, obsługujące się i
nadal
konstruujące się same, zaprogramowane na wieki dla obsługi komórek. Gdy już
takie powstaną,
złożone organizmy staną się zbędne w ogóle, znowu się rozsypią i powrócą do
stanu
pojedynczych komórek, by ułatwić automatom opiekę nad sobą.
Ten szczególny scenariusz dla przyszłości życia nie jest wyrazem mojego
przekonania. Jest
jednym z nieskończonej ilości możliwych. Wysnułem go po to, aby uświadomić, jak
wąskie i
płaskie jest nasze codzienne widzenie pozycji człowieka. Nie dostrzegamy
otchłani, na jakie
jesteśmy rzuceni. Przedstawię jeszcze inny model. Wyjdę w nim z założenia, iż
człowiek istotnie
wymknął się ewolucji. Dla dalszego przeżycia nie są mu już potrzebne organiczne
przemiany.
Jeśli takie nastąpią, to być może tylko jako efekt mody. Moim zdaniem to moda
sprawia, że na
całym świecie błyskawicznie szerzy się wzorzec wysokiego człowieka. Nie
udowodniono
wpływu na tę zmianę żadnego z czynników takich, jak lepsze odżywianie czy
zdrowszy tryb
życia. Jestem przekonany, że zmiana ta zachodzi pod nieświadomym naciskiem
psychiki. Dajmy
telewizory Pigmejom, nasyćmy ich oczy widokiem wielkiego, pięknego ciała,
wzbudźmy ich
zachwyt takim ciałem, a wkrótce się przekonamy, że ich dzieci przerosną nas o
głowę.
Strona 121
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Sądzę, iż w najbliższych latach może się objawić jeszcze inny efekt biologicznej
mody:
zmienimy kolor skóry. To znaczy my, biali. Nie lubimy naszego koloru, nikt go
zresztą nie lubi.
Aby się go pozbyć, opalamy skórę. Namiętnie, bez miary, z samopoświęceniem
smażąc się na
plażach i w złowrogich łóżkach soluksowych.
Kobiety chętnie stosują ciemne makijaże i jaskrawe kolory. Fascynują nas twarze
czekoladowe, brązowe, brzoskwiniowe czy kawowe, błękitne powieki, cynobrowe
policzki,
kolorowe włosy. W odpowiedzi na to nasze komórki skóry niebawem skonstruują geny
produkujące odpowiednie barwniki. Wkrótce parom ludzi rdzennie białych zacznie
się rodzić
coraz więcej dzieci z przyciemnioną skórą, a także z wrodzonym makijażem. W
końcu tysiące
zwierzęcych gatunków noszą wielobarwny makijaż na co dzień.
To naprawdę nam grozi, ponieważ inne rasy ludzkie są przywiązane do swoich
kolorów i nie
chcą ich zmieniać. Wzorzec ciemnej skóry zacznie dominować, najpierw w sferze
podświadomej, potem na obliczach. Będzie to dowodem, że nasza świadomość zaczęła
czynnie
kształtować żywą substancję i nadawać jej kierunek przemian.
Zgodnie z tezą tej książki o wszechobecnym, inteligentnym czynniku napędzającym
przyrodę,
83
konieczny jest wniosek, iż człowiek jest jednak tym najwyższym tworem, złożonym
najbardziej i
najbliższym zrozumienia procesów własnego stworzenia. Odkąd z ewolucji został
wykluczony
przypadek, a zmiany nie wymagają zbyt długiego czasu, oczywistym się staje, że
wszystko jest
celowe i programowane. I tak jak Wszechświat atomowy, elektromagnetyczny,
mineralny stał się
kolebką dla substancji żywej, tak ona z kolei była pomyślana jako łożysko dla
zrodzenia
świadomości.
Dla stworzenia świadomości w człowieku potrzebny był każdy etap żywego
istnienia. Przez
trzy i pół miliarda lat budowała się taka masa komórek, tak zorganizowana, aby
móc udźwignąć
istnienie Homo sapiens. Ta masa wytworzyła i wypróbowała niezliczone
biochemiczne procesy.
Przez eony czasu budowała geny. Skonstruowała najróżniejsze organy niezbędne dla
istnienia w
fizyko-chemicznym terrarium Planety. Nauczyła się chodzić, patrzeć, słuchać i
węszyć,
rozmnażać i przeżywać. Nauczyła się budować ciała niezwykle złożone. Mając do
dyspozycji
magazyn wszelkich genów, stworzyła też system ich powszechnego obiegu i wymiany
poprzez
crossing-over i pocztę bakteryjną czy też wirusową. Każde osiągnięcie, wielokroć
powielane,
Strona 122
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
utrwalało się również w niematerialnych wzorcach dostępnych każdej bryłce
biomasy. Po tym
przygotowaniu pojawił się człowiek.
Nie o ciało chodziło. Chodziło o umysł i świadomość. Biomasa jako całość jest
niezbędną
kolebką dla świadomości. Jest tym gigantycznym, pęczniejącym, rojącym się
zapleczem,
koniecznym dla skonstruowania i utrzymania struktury, może jednej takiej we
Wszechświecie,
zdolnej powiedzieć o sobie: „Jestem, aby myśleć”.
To zresztą nie koniec i nie to jest celem. Sądzę, iż to wszystko prowadzi
jeszcze dalej.
Znaleźliśmy się na głównej linii nieobjętego, niewiarygodnego, niebosiężnego
doświadczenia:
jest nim próba stworzenia świadomości zdolnej pojąć Stworzenie i Stwórcę
zarazem.
Może nasza świadomość, osiągnąwszy już kres rozwoju, okaże się jedyną istniejącą
poza
świadomością istoty sprawczej? Może wcale nie jest nasza, lecz poprzez nią
Wszechświat
realizuje swoją własną świadomość i dzięki niej zrozumie sam siebie? Uświadomi
sobie swe
własne istnienie? Temu może służyć nasz umysł i nasza świadomość. Może więc cała
biomasa, z
myślą ludzką na szczycie, jest organem Wszechświata?
Może to, co dla nas jest pokawałkowane: tu atom, tam proton, tu bakteria, tam
wirus, tu
trawka, tam człowiek, w istocie jest jednym organizmem Kosmosu? Tak jak oko
złożone z setek
oczu u pszczoły jest jednym organem, tak umysły i zwierząt, i ludzi są organem i
świadomością
Wszechświata?
Właściwie już tyle wiemy o zależnościach istniejących w Kosmosie, o przenikaniu
się
wpływów, o wzajemnym powiązaniu, iż powinniśmy wyciągnąć ostateczny wniosek:
istnieje
tylko jedna istota i miriad jej cząstek składowych. Tą istotą jest to, co
nazywamy ewoluującym,
rosnącym Wszechświatem.
Jeśli w naszej postaci realizuje się jego świadomość, jeżeli ją Wszechświat
posiada w takim
jak nasza, zaczątkowym stanie, to co jest poza nim? Wszechświat wylągł się z
jaja poprzez
Wielki Wybuch. Wykluł się jak pisklę i od tamtej chwili rośnie. Wszystko, co się
w nim działo
dotąd, było instynktowne. Prawa przyrody są instynktem Wszechświata. Lecz teraz
wchodzi on
już w wiek dojrzały i poprzez swój organ – człowieka – zyskuje świadomość. To
jeszcze długa
droga, zanim stanie się ona pełna, doskonała, wszechogarniająca, skończona. I
nie wiadomo, czy
wtedy będziemy jeszcze przydatni, czy jeszcze będziemy mieli w tym swój udział.
Strona 123
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Może
jesteśmy organem, który zaniknie „po drodze”, a wyższa świadomość przeniesie się
do innej,
biologicznej struktury? A może, chociaż wytworzona w biomasie, oderwie się od
niej jako
czysta, wyzwolona świadomość, zdolna przebywać w fizycznej przestrzeni
oddziaływań
polowych?
84
Jeżeli ten Wszechświat, pojmowany jako istota, rozwija się i stopniowo buduje
swój umysł –
to nadal trzeba poszukiwać czynnika sprawczego, inteligencji, która go takim
stworzyła. Nadała
mu prawa, jego instynktowną wiedzę i ukierunkowała przemiany. I tak doszliśmy do
Boga.
Bóg istniał przed Wielkim Wybuchem. On go spowodował. Przedtem istniał w
niewyobrażalnej postaci, nie potrzebującej przestrzeni ani czasu. Te powstały
dopiero wraz z
Wybuchem. Czyżby Bóg zapragnął wytworzyć istotę, która zdoła się z nim
porozumieć?
Kilkanaście miliardów lat upłynęło od chwili stworzenia, w tym co najmniej trzy
i pół miliarda
lat istnienia życia, zanim wraz z człowiekiem powstała świadomość zdolna zwracać
się do Boga.
Poprzez swe organy: świętych i wniebowziętych proroków Wszechświat rozmawia ze
swym
Stwórcą.
Przerywam te rozważania. Chciałbym, by z nich pozostało wyobrażenie Wszechświata
jako
jednej istoty, natchnionej instynktem czyli prawami przyrody nadanymi przez Boga
i z wolna
osiągającej świadomość poprzez umysły ludzi.
A teraz powróćmy do dnia dzisiejszego, aby dokonać przeglądu aktualnej wiedzy o
mózgu i
jego działaniu. Dobrym wstępem do tego będzie zapoznanie się z osobliwymi
zjawiskami odczuć
fantomowych, a także z fenomenem powstawania stygmatów.
85
Fantomy i stygmaty
Zdumiewającego potwierdzenia, które po dalszych badaniach może stać się koronnym
dowodem istnienia wzorców misnatycznych, dostarczają nam najbardziej kompetentni
ludzie.
Mam na myśli najnowsze ustalenia specjalistów tyczące natury tak zwanych bólów i
odczuć
fantomowych. Polegają one najczęściej na wrażeniu posiadania kończyn po ich
amputacji.
Fantomowa kończyna jest postrzegana jako rzeczywista. Odczuwa się jej pozycje,
swędzenie,
zdrętwienie, ucisk na nią, a co gorsze bóle, często niezwykle intensywne.
Najbardziej jednak
charakterystyczną cechą takich fantomów jest realne odczucie pozycji czy też
ruchów ramienia
Strona 124
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
lub stopy, kiedy ich już nie ma. Złudzenie do tego stopnia jest żywe, że
pacjenci próbują stawać
na fantomowej nodze lub sięgać po coś fantomową ręką, odczuwają też ucisk
obrączki noszonej
niegdyś na palcu. Co jest w najwyższym stopniu osobliwe, protezy odczuwają w
taki sposób, jak
dłoń odczuwa rękawiczkę. Doznają też uczucia ciepła i zimna, a nawet wilgoci,
gdy zauważą np.
że stanęli protezą w kałuży. Niezwykle dokuczliwe są różnego rodzaju bóle, wśród
nich takie jak
doznania bolesnego skurczu łydki, której nie ma, lub tortury przypiekania
rozpalonym żelazem
nie istniejących palców u nóg.
Przyczyna odczuć fantomowych jest całkowicie nieznana. Do niedawna przyjmowano,
że
mogą być wywoływane przez odcięte włókna nerwowe w kikutach, które same z siebie
wysyłają
impulsy do centrów mózgowych, jednak przecinanie ścieżek przewodzenia, także w
rdzeniu
kręgowym, usuwało ból tylko na pewien czas, zaś na wrażenia fantomowe nie miało
w ogóle
wpływu.
Najnowsza hipoteza profesora Donalda Melzacka, psychologa i dyrektora Kliniki
Bólu w
Montrealu, winą za odczucia fantomowe obciąża rozległe obszary mózgu,
wykraczające poza
obszar czuciowy. Zakłada ona mianowicie, że w mózgu istnieje coś, co uczony
nazwał
neuromatrycą. Ma ona być siecią neuronów wytwarzającą w sobie zespół impulsów
określających nasze ciało jako całość, należącą do naszego ego. Nazwał ten
zespół podpisem
neuronalnym. Zdaniem uczonego, jeśli taka neuromatrycą pozbawiona zostanie
dopływu
informacji czuciowych z ciała (po amputacji), może wówczas wytwarzać złudzenie
posiadanej
kończyny i jej doznań zmysłowych.
Matryca miałaby być budowana przez neurony według wskazań genów i modelowana
przez
doświadczenia życiowe. Miałaby przechowywać ślad pamięciowy kończyny wraz z
pamięcią
bólu i odtwarzać oba w świadomości pacjenta, jako wrażenia fantomowe.
Wydaje się, że stwierdzenia profesora Melzacka zbliżyły się do poszukiwanego
przez nas
obszaru tak blisko, jak tylko jest to możliwe w przypadku ortodoksyjnego
pracownika nauki,
pragnącego pozostać w ramach własnej wiedzy i utrzymać interpretację
niewytłumaczalnych
zjawisk w granicach dogmatu.
Lecz jakże kruche są podstawy jego hipotezy! Istnienie postulowanej
neuromatrycy, jako
zespołu impulsów (elektrochemicznych?), w świetle innych odkryć wydaje się
więcej niż
Strona 125
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
86
wątpliwe. Trzeba pamiętać, że dotychczas nie odkryto engramu czyli materialnego
śladu
pamięciowego i z pewnością stwierdzono, że nie może on mieć postaci impulsów
krążących w
sieci neuronowej. To jest już pewnikiem.
Z kolei wzorzec impulsów określających nasze ciało, przekazywany, jak chce prof.
Melzack,
wraz z genami, na drodze genetycznej przekazany być nie może! Wynika to jasno
choćby z treści
rozdziału „Gen obnażony”. Rodzicielskie DNA w jaju nie może przekazać potomnym
komórkom
żadnego wzorca neuromatrycy całego ciała do zapisania go w mózgu, gdy –
początkowo nie
istniejący – mózg już się zbuduje wraz ze wzrostem dziecka.
Choćby z tej przyczyny, że pojemność DNA mierzona bitami jest na to o wiele za
mała. Nie
mówiąc o innych przeszkodach, związanych z niemożnością informatycznej obsługi
takiego
przekazu.
Czym więc są odczucia fantomowe? Noga, która nie istnieje, przecięte nerwy nie
przewodzące
impulsów, złożone odczucia, których sposób przechowywania w mózgu jest
niezrozumiały, a
najpewniej w ogóle niemożliwy. A do tych wszystkich „nie”, jeszcze wyobrażenia,
których
pacjent nigdy w życiu nie doznawał, nie czuł i nie widział, a więc takie, które
nie zostały
wprowadzone do jego mózgu i ewentualnej neuromatrycy poprzez receptory zmysłowe
i kanały
nerwowe. Czym są te odczucia, skoro nie jest znana żadna podstawa materialna dla
nich?
Wspomniałem powyżej, że typowym odczuciem fantomowym osób noszących protezę, np.
ręki, jest wrażenie, iż dłoń tkwi w „czymś”, jakby w rękawiczce. Jak może
powstać to wrażenie,
skoro dłoni nie ma? Nie ma receptorów skóry niezbędnych dla odczuwania dotyku!
Jeśliby w
mózgu istniała neuromatryca dłoni, to jak ma się ona dowiedzieć o istnieniu
sztucznej dłoni na
miejscu dawnej, prawdziwej? Neuromatryca, gdyby taka istniała, byłaby tylko
abstrakcyjnym
wzorcem ciała, jego wyobrażeniem, a ono nie dotyka plastikowej atrapy,
umieszczonej poniżej
łokcia. Tak samo inżynierski projekt budynku na arkuszu papieru nie odczuwa, że
fundamenty w
terenie zostały już zabetonowane.
Sprawa stanie się jednak bardziej zrozumiała, jeśli uznamy, że istnieje nie tyle
neuromatryca,
ile subtelny, misnatyczny wzorzec ciała ludzkiego, wypełniony, zabudowany tkanką
komórkową.
Tam gdzie tkanki brakuje, pozostaje sam wzorzec i to on, mający jakąś zdolność
łączenia się ze
Strona 126
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
świadomością, odczuwa obecność obcego wzorca protezy w tej samej przestrzeni.
Sądzę, że badacze mózgu nie zrozumieli jeszcze niesłychanej wartości spostrzeżeń
prof.
Melzacka, które otwierają jakby drogę na skróty do rozwiązania problemu pamięci.
Pójdźmy nią
i powiedzmy od razu to, czego naukowiec nie odważa się jeszcze powiedzieć:
neuromatryca jawi
się po prostu jako subtelny wzorzec morfogenetyczny ciała, wypełniony w wymiarze
fizycznym
60 bilionami komórek. W tych miejscach, gdzie tkanki komórkowej nie ma,
pozostaje sam
wzorzec. Wchodzi on w swoisty rezonans z dawnymi wzorcami ruchowymi kończyny
(np.
pedałowanie), a także zapamiętanymi odczuciami bólu, dotyku, wilgoci,
niewygodnego
położenia. Świadomość ukazuje wówczas cały zespół nakładających się na siebie
wzorców, jako
wrażenie fantomowe. Jest to możliwe dlatego, że każde wydarzenie w ogóle, czy to
fizyczne, czy
też umysłowe stwarza trwały ślad w subtelnej pamięci Wszechświata i może być
stamtąd
czerpane przez naszą podświadomość, potem zaś przekazywane przez nią do strefy
świadomej.
Ze zjawiskiem, które tu opisałem, wiąże się inne, pokrewne i zapewne jeszcze
mniej
zrozumiałe. Określane jest przez psychiatrów jako dysmorfia i polega na
odczuwanej
intensywnie niechęci do własnego ciała, a szczególnie do jego kompletnej
postaci, jego kształtu
ze wszystkimi członkami. Ludzie z tym syndromem z uporem dążą, czasami przez
lata, do
pozbycia się pewnych części ciała. Czasem obcinają sobie palec, później
ośmieleni dłoń czy całe
przedramię. Inni odstrzeliwują nogę, aby spowodować jej amputowanie. Kiedy
wysiłki lekarzy,
pragnących nogę uratować, nie powiodą się, ludzie ci czują się jak odrodzeni.
Mówią, iż wreszcie
87
stali się sobą.
Skłonności takie, obsesje, niepohamowane pragnienia, dręczą ludzi całkowicie
poza tym
normalnych, pracujących, aktywnych, twórczych i osiągających tak zwane
powodzenie życiowe,
dlatego trudniejsze jest to do zrozumienia i nie doczekało się żadnego naukowego
objaśnienia.
Jak sądzę, będzie to możliwe na gruncie naszej hipotezy. Można bowiem
przypuszczać, że mamy
tu do czynienia ze szczególnym przypadkiem nieprawidłowego rezonansu
morficznego.
Polegałby on na tym, że ludzie, którzy w wypadkach tracą rękę lub nogę,
znajdując się w
szoku, wstrząsie psychicznym i ogromnym stresie, trwającym u niektórych całymi
Strona 127
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
latami,
porażeni widokiem własnego kikuta i całym zespołem nowych doznań
psychoruchowych,
stwarzają misnatyczny wzorzec okaleczonego ciała i związanego z kalectwem
zespołu wrażeń.
Wzorzec ten, wskutek długotrwałego i intensywnego wzmacniania go przez wielu
okaleczonych
osobników, jest mocno utrwalony i naładowany dostateczną energią, aby wchodzić w
rezonans
misnatyczny z umysłem innych ludzi, którzy z jakiegoś powodu są na to podatni.
Ludzie ci, identyfikują się z tym obcym wzorcem jako własnym, ponieważ pojawia
się on
wprost w ich świadomości. Zarazem, stwierdzając że kompletne ciało jest z nim
niezgodne,
posłuszni jego przemożnemu nakazowi, pragną za wszelką cenę dostosować się do
wzorca i
odzyskać w ten sposób harmonię i spokój.
Jaką wartość dla rozwiązania zagadki wrażeń fantomowych ma hipoteza istnienia
wzorców
misnatycznych dostrzegamy szczególnie wyraziście wtedy, gdy przyglądamy się
przypadkom
osobliwym i nietypowym. Choćby takim, gdy ludzie, którzy urodzili się już bez
kończyn, a więc
nigdy ich nie posiadali, nie mogą więc mieć ich też w pamięci, ludzie, których
mózg nie mógł
tym samym wytworzyć żadnej hipotetycznej neuromatrycy czegoś, co nie istniało –
mimo to
odczuwają ich obecność! Fantomowy dotyk, chłód, ból palców, które nigdy nawet
nie powstały!
Przechodząc przez drzwi ustawiają się bokiem, albowiem mają wrażenie, iż nie
istniejące ramię
sterczy pod kątem prostym do tułowia! Pot oblewa im czoło, a oddech jest
przyspieszony, gdy
nie istniejące nogi szaleńczo pedałują na niewidzialnym rowerze. Krzyczą jak
torturowani, gdy
rozpalone żelazo w ręku niewidzialnego kata dotyka nie istniejących, ale
wrażliwych stóp. Osoba
(jak podaje profesor Melzack), której tramwaj obciął obie nogi, mimo iż jest
przytomna i widzi je
leżące na bruku, doznaje przemożnego uczucia, że unoszą się one nad klatką
piersiową.
Uczucia doznawane przez osoby upośledzone od urodzenia są oczywistym dowodem, że
pochodzą z innego źródła niż doświadczenie osobiste. Nasuwa się podejrzenie, iż
chodzi tu o
wrażenia powstałe w umysłach innych ludzi, tam ukształtowane i utrwalone w
postaci wzorców
misnatycznych. Ktoś, gdzieś, kiedyś naprawdę torturowany utrwalił wzorzec, który
przenosi się
na inne osoby, żyjące w innej epoce, a podatne na odczuwanie fantomu właśnie
dlatego, że
własnej nogi nie posiadają. Mają jednak kompletny wzorzec misnatyczny ciała,
który na skutek
Strona 128
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
biologicznych zakłóceń rozwoju nie został w całości wypełniony tkanką komórkową.
Ta część
wzorca, która pozostaje wyłącznie w obszarze misnatycznym, nie wypełniona
substancją
materialną, jest z jakiegoś powodu podatna na wejście w rezonanse z obcymi
wzorcami,
szczególnie mocno utrwalonymi. A takimi z pewnością są naładowane wielką energią
wzorce
cierpień torturowanych czy chorych.
Niezwykle znamienne dla naszej tezy są fantomy wzrokowe i słuchowe. Doznają ich
najczęściej osoby o uszkodzonym aparacie wzroku czy słuchu. Widzą realne,
wyposażone w
najdrobniejsze szczegóły, wyraźne, barwne obrazy, np. ulicy, gmachów i budynków
oraz
przechodniów, jakich nigdy za swoimi oknami w ciągu całego życia nie widziały.
Złudzenie jest
doskonałe, a jego natura zdradza się tylko tym, iż najczęściej wszystko to
ukazuje się
powiększone lub pomniejszone.
To właśnie dowodzi, iż mamy do czynienia z projekcją! Z przekazem obrazów
widzianych
88
gdzieś, kiedyś, przez innego człowieka i za pośrednictwem jego mózgu
zamienionych we
wzorzec misnatyczny, istniejący odtąd w misnatycznej przestrzeni.
W ten sam sposób osoby, z braku innego objaśnienia posądzane o schizofrenię,
słyszą w
głowie długie, wyraźne rozmowy, czasem w obcym języku. Innym znów razem zmuszone
są do
wysłuchiwania orkiestralnych utworów, głośnej, przeraźliwie realnej muzyki, choć
w całej
okolicy nikt nie gra. Jeden z pacjentów profesora Melzacka, człowiek o
uszkodzonym słuchu i
wzroku, dręczony był przez dźwiękowe i wizualne, barwne i hałaśliwe seanse
przedstawień
cyrkowych, odtwarzane w jego głowie z uporem zepsutej płyty gramofonowej.
Szczególną postacią wrażeń fantomowych, tak silnych, iż wywołują efekt fizyczny,
jest
według mnie zjawisko stygmatyzmu. Nigdy nie zostało naukowo objaśnione, jeśli
nie liczyć
mętnych diagnoz psychologów, wywodzących je z histerii i masochizmu. Jego
autentyczność jest
zbadana i udowodniona, objawy opisane na licznych przykładach zbadanych przez
autorytety.
Kroniki kościelne notują imiona ponad 300 stygmatyków, jacy się pojawili na
przestrzeni
wieków, od czasów św. Franciszka z Asyżu. Jest on uważany za pierwszego z
wyznawców
Chrystusa, u którego, pod wpływem głębokiej wiary, „samoczynnie” pojawiły się na
dłoniach i
stopach, zbudowane, jak dzisiaj możemy to tylko przypuszczać, z substancji
organicznych ciała,
Strona 129
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wyrostki o kształcie gwoździ, zaś przy nich otwierały się obficie krwawiące
rany. Jeszcze jedna
rana otwierała się na prawym boku, tam, gdzie żołnierz ugodził ukrzyżowanego
Chrystusa
ostrzem dzidy.
W późniejszych latach podobne objawy obserwowano niemal wyłącznie u kobiet.
Wyjątkiem
był jedyny polski zakonnik, ojciec Pio. Współcześnie stygmaty pojawiają się u
jednego
mężczyzny, pewnego angielskiego hutnika, i dziewiętnastu kobiet. Niemal wszyscy
są to osoby
głęboko wierzące, zdolne do religijnej ekstazy, szczególnie głęboko przeżywające
męczeństwo
Chrystusa. Najsłynniejszą stygmatyczką była Teresa Neumann, urodzona w 1898 r. w
Konnersreuth, która żarliwą modlitwą uleczyła się ze ślepoty i całkowitego
paraliżu, później, w
każdy piątek, przez trzydzieści sześć lat doznawała cierpień z powodu
krwawiących ran
otwierających się na jej dłoniach, stopach i prawym boku oraz na głowie, jakby
od ukłuć korony
cierniowej. Krew płynęła jej także spod powiek. W tych okresach Neumann, znająca
tylko język
niemiecki, poczynała mówić po aramejsku, hebrajsku i grecku, a więc w językach
którymi mówił
Chrystus.
Zjawisko stygmatyzmu można bez trudu wytłumaczyć właśnie dzięki hipotezie
subtelnych
wzorców misnatycznych. Cierpienie Chrystusa, przeżyte przezeń w ludzkim ciele,
jak każde
wydarzenie pozostawiło ślad pamięciowy w subtelnej postaci, wpisany na zawsze do
pamięci
Wszechświata. Siad ten, na który złożyły się i gwoździe, i rany w ich
materialnej postaci, a także
ból i psychiczne cierpienia, jest wzorcem, który już na zawsze pozostanie i
będzie mógł
rezonować z każdą ludzką istotą, która dostroi się do niego. Jest on jednym z
tych
fundamentalnych wzorców, które nie zatrą się, nie rozpłyną, tak jak błahe
ludzkie wspomnienia.
Po pierwsze dlatego, że podobnie do wzorców światła czy wodoru, miłości czy
przebaczenia,
został stworzony przez Boga i obdarzony energią dla wiecznego działania, po
drugie, także
trochę dlatego, że jest wciąż wzmacniany i odnawiany w umysłach kontemplujących
go ludzi.
Najbardziej wrażliwe z tych umysłów, pragnące poprzez modlitewny stan ducha
zbliżyć się do
Boga, dostrajają się do odbioru tego wzorca stworzonego dwa tysiące lat temu.
Jego misnatyczne
działanie zmusza zdrowe tkanki do ułożenia się w kształt rany, podsuwa zarazem
umysłowi
słowa w obcych językach, pochodzące z pamięci Chrystusa. Dlaczego więc nie całą
Strona 130
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zawartość
Jego pamięci i oryginalną naukę? Być może dlatego, że te miały cechy boskości i
niemożliwy
jest ich rezonans z umysłem człowieka.
Powstawanie stygmatów, a szczególnie tworów naśladujących gwoździe wbite w
dłonie i
89
stopy, jest niezbitym dowodem pochodzenia informacji o ich kształcie spoza
organizmu
stygmatyka. Tych informacji jego genom nie zawiera, to oczywiste. Jego świadomy
umysł nie
tworzy też programu dla poszczególnych komórek: które mają obumrzeć, które
rozstąpić się, aby
otworzyć skórę i tkankę mięśniową, a także ścianki naczyń krwionośnych, aby
wywołać
krwawienie. Nie wydaje też poleceń dla zakończeń nerwowych – które z nich mają
wysyłać do
mózgu sygnały wielkiego bólu w otoczeniu stygmatu. Nic nie dzieje się tu
przypadkowo, zmiany
pojawiają się na zdrowej tkance zawsze w tych samych miejscach u wszystkich
stygmatyków.
Jeśli wydaje nam się, że możliwe jest zrozumienie powstania samej rany w
kategoriach
oddziaływań psychofizjologicznych, to utworzenie się naśladownictwa gwoździa,
jest
niemożliwie do objaśnienia w żadnych kategoriach fizycznych ani psychicznych.
Nie znamy
żadnego czynnika, który zmusiłby cząstki organiczne ciała do opuszczenia ich
miejsc w
tkankach, przesunięcia się na zewnętrzną stronę dłoni i uformowania kształtu
główki gwoździa.
Jedynym możliwym do pomyślenia takim czynnikiem jest wzorzec misnatyczny. Tylko
on może
być programem dla przekształceń i matrycą dla ich formy.
Jak z tych rozważań wynika, lekarze, którzy by chcieli uwolnić pacjentów zarówno
od wrażeń
fantomowych, jak i syndromu dysmorfii, czy też od pociągu do posiadania kikuta,
apotemofilii,
powinni tak wpływać na ich anteny mózgowe, aby ustał rezonans misnatyczny z
odpowiednimi
wzorcami. Przy obecnym jednak stanie wiedzy jest to zadanie beznadziejne.
Zapewne trzeba by
w tym celu rozdzielić wybiórczo miliony synaps i to w taki sposób, aby
uniemożliwić dostrajanie
się do jednego, określonego wzorca, nie naruszając odbioru wszystkich
pozostałych.
90
Świadomość objaśniona?
Obserwacje mózgu przeprowadzone z zastosowaniem najnowszej techniki po raz
kolejny
natchnęły czołowych neurofizjologów do nazwania tego, co kryje się w naszych
czaszkach,
Strona 131
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
czymś w rodzaju biologicznej maszyny, stanowiącej układ zamknięty. Świadomość
miałaby być
produktem tego urządzenia.
W rzeczywistości badania niewiele wyjaśniły poza dostarczeniem efektownych
obrazów
ekranowych. Euforia nie jest niczym uzasadniona, liczne hipotezy są nadal równie
prawdopodobne. Przekonajmy się teraz, na jak kruchych podstawach opiera się
szeroko
lansowane twierdzenie, że umysł człowieka jest tylko zjawiskiem fizycznym.
Półtorakilogramowa, galaretowata masa, znajdująca się wewnątrz naszych czaszek,
składa się
z 60 do 100 miliardów komórek, zwanych neuronami. Każdy z neuronów wypuszcza do
1000
nitkowatych wyrostków, zwanych aksonami. Aksony łączą się ze sobą wypustkami
noszącymi
miano synaps. Może ich być w mózgu nawet 100 trylionów. Nic też dziwnego, że
James Watson,
współodkrywca kodu genetycznego, nazwał mózg „najbardziej skomplikowaną rzeczą,
jaką
dotychczas odkryliśmy we Wszechświecie”. Długość włókien nerwowych człowieka to
dwukrotna odległość od Ziemi do Księżyca!
Punktem wyjścia do badań nad umysłem stało się założenie, iż zjawiska
psychiczne, na
przykład proces uczenia się, muszą wywoływać trwałe zmiany w mikrostrukturze, a
przede
wszystkim w połączeniach między neuronami, czyli w synapsach. Ten hipotetyczny
ślad
pamięciowy nazwano engramem.
Powiedzmy sobie szczerze i w pewnym uproszczeniu, że to założenie wypłynęło z
nieco
naiwnej nadziei niektórych badaczy, że ślad pamięciowy okaże się miniaturowym
obrazkiem,
może fotografią, może hologramem, może zapisem cyfrowym całego zespołu wrażeń,
budowanym na poczekaniu, w dziesiątej części sekundy ze zlepka atomów. Szybko
stwierdzono,
że to niemożliwe, i zajęto się poszukiwaniem jakichkolwiek dostrzegalnych zmian
zachodzących
w tkance mózgowej w procesie zapamiętywania czy myślenia. Zaskoczeni naukowcy
stwierdzili
wówczas, że śladu pamięciowego nie da się zlokalizować w jednej, wydzielonej
części mózgu.
Przeciwnie, procesy pamięciowe zdają się obejmować rozległe obszary.
Gdy zastosowano technikę obrazowania mózgu, polegającą na tomografii aktywności
elektrycznej neuronów, szybko wyszło na jaw, że w procesach uczenia się i
przypominania biorą
udział rozliczne struktury. Co więcej, że ślad pamięciowy jakby się
przemieszczał: w innym
miejscu powstawał, w innym był przechowywany. Spostrzeżono też, że w miejscach o
zwiększonej aktywności mózgu powstają nowe synapsy i zwiększa się ich zdolność
przekazywania sygnałów z jednego neuronu do drugiego. Z drugiej jednak strony, w
miejscach
mniej aktywnych, synapsy zanikają. Gdyby połączenia były owym poszukiwanym
Strona 132
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
śladem
pamięciowym, zanik synaps oznaczałby zapominanie. Odkryto również, że ilość
synaps
utrzymuje się na stałym poziomie, a to by mogło oznaczać, że pojemność
pamięciowa mózgu jest
91
ograniczona.
Wszystko to wskazuje, że ślad pamięciowy nie ma struktury materialnej. Gdyby
znikał po
zerwaniu połączeń synaptycznych, jakim cudem odtwarzałyby się wspomnienia,
których nie
mieliśmy w głowie przez dziesięciolecia? A przecież one wracają!
Inne wątpliwości nasuwa czas powstawania nowej synapsy czy kilkudziesięciu
synaps,
tworzących w chwili zapamiętywania kolejny obwód neuronalny. Z całą pewnością są
to co
najmniej minuty: synapsa jest wypustką, powstającą przez uwypuklenie ściany i
błony
komórkowej i aby się zbudować musi zgromadzić wielką ilość cząsteczek, lipidów,
enzymów i
substancji, musi je uporządkować i skłonić istniejącą już ścisłą i trwałą
strukturę do rozluźnienia
więzów i rozbudowania się w kształt wypustki. To wszystko wymaga czasu! Upływają
minuty, a
tymczasem obrazy jeden po drugim migają przed oczami, znikają bez śladu z
tęczówki oka, ale
każdy chce zostawić swój ślad pamięciowy. Co dzieje się z nimi w tym czasie, gdy
znikają z
tęczówki, a synapsy jeszcze się nie zbudowały? Gdzie obraz się podziewa, kiedy
jeszcze nie
istnieje obwód, który ma go przechować? Przecież wrażenie trwa czasem ułamek
sekundy, a
zapamiętujemy go na zawsze – powiedzmy upiorną twarz w świetle błyskawicy. Dla
naświetlenia
błony fotograficznej wystarcza milionowa część sekundy, ale błona czeka na swoim
miejscu w
kamerze. Nie można włożyć jej po fakcie i wymagać, aby utrwaliła obraz, który
już przeminął. A
przecież coś takiego właśnie postulują neurolodzy. Czyżby więc w mózgu istniała
jakaś
przechowalnia wrażeń, która przekazuje wspomnienia pamięciowe do obwodów, gdy te
zostaną
już zbudowane?
Takie rozwiązanie, teoretycznie możliwe, nie wyjaśnia niczego. Po prostu nie
wyobrażamy
sobie, jak w ogóle tkanka komórkowa ma uchwycić złożone obrazy, obojętne, na
chwilę czy na
długie lata. Przy pierwszej próbie zbudowania jakiegoś sensownego modelu tego
procesu piętrzą
się niewyobrażalne trudności natury informatycznej. Brak tu miejsca, aby to
rozważać w
szczegółach. Co dzieje się w głowach tych, wcale nie tak rzadkich, ludzi, którzy
Strona 133
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zapamiętują i
powtarzają wiernie co do słowa czterdziestopięciominutowy wykład albo co do nuty
partyturę
półgodzinnego utworu?
Kolejnym powodem, by wykluczyć hipotezy elektromagnetyczne, jest moim zdaniem
sam
rodzaj przewodzenia. Chodzi o to, że przekazywanie impulsów w sieciach
neuronowych jest
nieciągłe, a przez to zbyt powolne. Wzdłuż włókna nerwowego przebiegają sygnały
elektrochemiczne, które dotarłszy do synapsy powodują wydzielenie się poprzez
błonę
komórkową cząsteczek acetylocholiny, która w sąsiednim włóknie pobudza znów
powstanie
sygnału elektrochemicznego. Natura tych powolnych sygnałów jest przy tym z
punktu widzenia
naszych potrzeb wprost beznadziejnie prymitywna: sygnał we włóknie nerwowym
„jest albo go
nie ma”. Aby takim sposobem kodować nieprawdopodobnie złożone ślady pamięciowe
potrzebne
są wydzielone centra przetwarzania danych, jakich w mózgu nie widać. Znajduje
się tam tylko
jednolita masa takich samych włókien, połączonych w jedną sieć synapsami.
Cofnijmy się jeszcze do najważniejszego pytania: co wskazuje komórkom nerwowym,
ile i
gdzie zbudować nowych synaps dla pochwycenia obrazu upiornej twarzy? Przecież
tkanka
mózgowa to nie klisza fotograficzna, a obraz twarzy nie jest rzutowany na
plątaninę neuronów i
nie odciska się na niej w postaci mozaiki synaps. Obraz dociera z siatkówki oka
do mózgu w
postaci miliona impulsów elektrycznych, jako abstrakcyjny, zakodowany przekaz.
Co dalej się z
nim dzieje? Dlaczego nie miesza się z lawiną następnych, już płynących w tej
samej postaci
obrazów, które wysyła oko? A także z tysiącami tych, które istnieją już w mózgu
od lat?
Niezmiernie prosta, anatomiczna budowa kory mózgowej i prymitywizm sygnałów
wykluczają
skuteczne przechowywanie przez dziesięciolecia oddzielonych od siebie milionów
wyobrażeń.
Dajmy temu pokój.
92
Co jeszcze obiektywnie stwierdzono? Za pomocą tomografii zbadano aktywność
elektryczną
hipokampa, bruzdy zbliżonej kształtem do konika morskiego, wykazując, że jest on
aktywny w
czasie, gdy kształtują się i utrwalają wspomnienia. Obserwacja kory mózgowej za
pomocą
urządzeń notujących zmiany natężenia pola magnetycznego dowiodła, że zupełnie
inne okolice
„słyszą” dźwięki ciche, a inne głośne. Ponadto odkryto, że miejsca, które
reagują na
Strona 134
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
poszczególne tony skali muzycznej, są rozmieszczone w korze mózgowej w takim
porządku i w
takich proporcjonalnie odległościach, jak odpowiadające tym tonom klawisze
fortepianu.
Możemy być pewni, że to nie konstrukcja fortepianu wpłynęła na budowę mózgu, to
wzorzec
mózgowy zadecydował o takim, a nie innym porządku klawiatury!
Okazało się dalej, że partie mózgu zapamiętujące twarze nie pokrywają się z
tymi, które
zapamiętują przedmioty. Tak więc wspomnienie czyjegoś oblicza aktywizuje miejsca
z prawej
strony mózgu, wyspecjalizowane w kształtach przestrzennych, natomiast
wspomnienie srebrnej
łyżki uruchamia okolice rządzące ruchem i dotykiem.
Gdy mamy do czynienia z wyobrażeniem mosiężnego świecznika, inna wiązka neuronów
sygnalizuje „mosiądz”, inna kształt „cylindryczny”, a jeszcze inna „płomień”.
Przekonano się, że
gdy ktoś nie może skojarzyć znajomej twarzy z imieniem, dzieje się tak dlatego,
że oba
wspomnienia, przechowywane w różnych miejscach kory, nie mogą się połączyć
wskutek
niesprawności jakiejś nadrzędnej jednostki mózgowej. Zupełnie zaskakujące
natomiast jest
stwierdzenie, że te same funkcje u mężczyzn i kobiet są uruchamiane przez
zupełnie inne obszary
ich mózgów.
Tyle powiedziały nam najbardziej zaawansowane badania i tylko te wyniki stały
się powodem
do mało uzasadnionej, jak widać, euforii niektórych autorów. Filozof Daniel
Denett w swej
książce Consciousness Explained czyli Świadomość objaśniona, głośnej i szeroko
czytanej,
streszcza panujące wśród materialistów poglądy, pisząc: „umysł jest niczym
więcej jak tylko
zjawiskiem fizycznym. Krótko mówiąc umysł jest mózgiem”. Denett stara się wiele
tłumaczyć,
konstruuje modele, ale ponieważ opiera się na bardzo wątłych przesłankach, nie
bardzo
przekonuje. Niczego nie odkrywa i pozostawia nie objaśnione sposoby, jakimi
fizyczne sygnały
mózgu miałyby trafiać do świadomości i wymiaru psychicznego. Bez tego wszelkie
szokujące
oświadczenia w rodzaju powyższego cytatu warte są funta kłaków. Nadal nie
wiadomo, czym jest
nasza świadomość.
Zadowolony z siebie Denett nie zauważa nawet, jak nielogiczne jest jego
twierdzenie. Cóż to
za równanie: umysł = mózg?! Po obu stronach znaku równości mamy niewiadome.
Jedną próbuje
się objaśnić za pomocą drugiej. Nie wiemy przecież, czym jest umysł i
świadomość, tak jak i nie
wiemy, czym właściwie jest mózg, zbudowany z kłębowiska neuronów wymieniających
Strona 135
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
sygnały.
Chodzi przecież o to, czym jest i jak działa, nie o jego substancję budulcową.
Ponadto neurony są
żywymi komórkami, a my nic nie wiemy także o tym, czym naprawdę jest życie. Może
tego
trzeba się najpierw dowiedzieć, aby móc rozważać naturę świadomości.
Oddajmy jednak sprawiedliwość: Benett w końcu przyznaje, że jego rozważania są
tylko
próbą „poprowadzenia we mgle jakiejś ścieżki życia”. Inny autor, John Searle w
książce Minds,
Brains and Science pisze, że to, co twierdzi Benett, to nie jest „świadomość
objaśniona” lecz co
najwyżej „odrzucona świadomość”.
Istotnie, jeśli patrzymy na nią poprzez własne doświadczenia, jej dokonania i
jej możliwości, a
nie z perspektywy elektrycznej aktywności komórek mózgowych, wówczas jasne się
staje, że
kryje się za nią coś znacznie większego niż tylko schemat biologicznej maszyny.
„Myślę, pisze Searle, że jest szaleństwem przypuszczenie, iż wszystko jest dla
nas zrozumiałe.
Jednak, pozwolę sobie powiedzieć, musimy tak działać, jakby wszystko było
możliwe do
zrozumienia”. (tłum. autora).
93
Żywiący podobne przekonania Paul McLean, szef amerykańskiego Instytutu Ewolucji
Mózgu
i Zachowań, objął swoimi pracami liczne zwierzęta, od jaszczurek do małp
wiewiórczych
(Squirrel monkey). Te ostatnie mają szczególny rytuał wzajemnych powitań.
Spotykające się
samce szczerzą na siebie zęby, grzechoczą prętami klatek, wydają wysoki, cienki
pisk i podnoszą
nogi, aby ukazać penis w stanie erekcji. Wszystko to służy utrzymaniu hierarchii
w małpiej
społeczności. McLean stwierdził, że usunięcie pewnej małej części mózgu małpy
uniemożliwia
takie zachowanie, pozostawiając jednak bez zmiany całą gamę innych zachowań,
włącznie z
seksualnymi i dotyczącymi współzawodniczenia. Ta wrażliwa część znajduje się w
najstarszej
partii przodomózgowia, tej, którą ludzie, podobnie jak inne naczelne, dzielą z
naszymi ssaczymi i
gadzimi przodkami.
Z takich i podobnych spostrzeżeń badacz wyciągnął wniosek, że schematy zachowań
są
zapisane w neuronach. Oparł się na powziętym z góry założeniu, iż zachowania
muszą mieć
swoje odpowiedniki w materialnych strukturach komórkowych. Oczywiście badacz nie
jest w
stanie podać żadnej sugestii co do tego, jaką postać mógłby mieć taki zapis.
Ponieważ opisane
zachowanie małp jest dziedziczne, a nie wyuczone, jego zapis musiałby
Strona 136
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
przechodzić przez filtr
pojedynczego jaja, komórki rozrodczej. W niej instrukcja pisku, potrząsania
prętami (gałęziami) i
równoczesnej erekcji, pod wpływem bodźca, jakim jest widok innego samca, nie
samicy,
mogłaby być zapisana tylko na paśmie DNA. Dlaczego jest to niemożliwe,
wyjaśnialiśmy już
sobie kilka razy w poprzednich rozdziałach.
Doświadczenie McLeana w oczywisty sposób nie może być dowodem przechowywania
schematów zachowań przez mózg. Jest ono co najwyżej wskazaniem na inne
zależności. Taki
złożony małpi behawior wymaga przecież uruchomienia skoordynowanej aktywności
mięśniowej
w różnych częściach ciała, a to odbywa się dzięki sygnałom nadchodzącym z
centrum
mózgowego. Usunięcie tego centrum uniemożliwia wysyłanie sygnałów, nie znaczy to
jednak, że
ich instrukcja była w tym centrum zapisana! Ono pełni zapewne tylko rolę
biologicznego
przekaźnika poleceń pochodzących skądinąd. Z obszaru, z którego wszystkie małpy
wiewiórcze
czerpią wiedzę o swym zachowaniu. To tak jakby wyjęcie z telewizora
przypadkowego
tranzystora spowodowało np. zniknięcie obrazu z ekranu i skłoniło nas do
wyciągnięcia wniosku,
iż obrazy były w tym właśnie tranzystorze zapisane. Takie rozumowanie całkowicie
pomija
możliwość istnienia stacji nadawczej, a przede wszystkim studia programowego.
Sądzę, iż
oryginalny wzorzec zachowań, odtwarzany przez wszystkie samce naszej małpy,
istnieje poza ich
tkanką mózgową i nie jest dziedziczony na drodze genetycznej.
Wszystkie hipotezy są więc nadal uprawnione w takim samym stopniu. Bliska jest
jednak
chwila, gdy mozolni ciułacze faktów podstawowych, notujący drgnienia pola
elektrycznego
aksonów i synaps, stracą dobry humor. Nie będą mieli już nic do zmierzenia, z
ich map mózgów
znikną białe plamy – i nadal nie będzie wiadomo, jak naprawdę to działa!
Zresztą wiele pomysłów już dziś można wykluczyć, jak bowiem wytłumaczyć znane
spostrzeżenia, iż usunięcie poważnych części kory mózgowej, czyjej głębokie
cięcia mszczące
sieć neuronów nie mają wcale wpływu na pamięć i zdolności umysłowe, a niewielki
wpływ lub
wcale na zachowanie? Przytoczę tu kilka klinicznych przypadków, odnotowanych
przez kroniki
medyczne, które stoją w jaskrawej sprzeczności z poglądami mechanistycznie
nastawionych
teoretyków pracy mózgu.
We wrześniu 1847 r. Phineas Gage, dwudziestopięcioletni pracownik zatrudniony
przy
budowie linii kolejowej z Rutland w USA, zakładał ładunek wybuchowy w
Strona 137
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wywierconym
uprzednio otworze. Umieścił” w nim dynamit, następnie żelaznym drągiem zaczął go
ubijać.
Nieszczęśliwym trafem żelazo zawadziło o skałę i powstała iskra. Eksplozja
wyrzuciła drąg z
taką siłą, iż przebił on na wylot czaszkę robotnika. Przeniesiony do gabinetu
lekarskiego ani na
94
chwilę nie stracił przytomności. Lekarz usunął żelazo wraz z kawałkami tkanki
kostnej i
mózgowej, nie mając najmniejszej nadziei na przeżycie pacjenta, a w każdym razie
na uniknięcie
głębokich upośledzeń. Wbrew temu Gage niebawem całkowicie wyzdrowiał, jeśli nie
liczyć
utraty oka wysadzonego z orbity. Jego zdolności umysłowe i ruchowe nie uległy
najmniejszej
zmianie.
W Anglii, w roku 1879, kobieta pracująca w młynie doznała podobnego uszkodzenia
czaszki.
Wyrzucony przez maszynę żelazny bolec wbił się jej w głowę na głębokość
dziesięciu
centymetrów. Liczne kawałki mózgu wytrysnęły na zewnątrz, a znaczna część kory
mózgowej
została zniszczona podczas wyjmowania bolca przez lekarzy. Kobieta wkrótce
wyzdrowiała i
przeżyła jeszcze czterdzieści dwa lata, nie wiedząc nawet, co to jest ból głowy.
Według wydania „Medical Press of Western New York” z 1888 r. pracujący na
pokładzie
statku marynarz dostał się pomiędzy stalowy trap i burtę. Belka o ostrej
krawędzi ścięła mu jedną
czwartą czaszki. Lekarze opatrujący ranę nieprzytomnego marynarza stwierdzili,
że stracił on
poważną część szarej substancji wraz z dużą ilością krwi. Mężczyzna ów,
odzyskawszy
niebawem przytomność, natychmiast wstał, ubrał się i zachowywał, jakby nie
odczuwał żadnych
dolegliwości. Istotnie tak było. Przeżył jeszcze w doskonałym zdrowiu
dwadzieścia sześć lat;
dopiero wtedy nastąpił częściowy paraliż i zakłócenia chodu.
W 1935 roku, w szpitalu św. Wincentego w Nowym Jorku urodziło się dziecko, które
przez
dwadzieścia siedem dni zachowywało się w sposób typowy dla zdrowych niemowląt:
płakało,
jadło, ruszało się. Dopiero po jego nagłej śmierci lekarze odkryli, że w ogóle
nie posiadało
mózgu.
Według sprawozdania wygłoszonego w 1957 r. w Amerykańskim Towarzystwie
Psychologicznym przez doktora Jana W. Bruella i doktora George’a W. Albee’go,
chirurdzy byli
zmuszeni do całkowitego usunięcia prawej połowy mózgu u
trzydziestodziewięcioletniego
mężczyzny.
Strona 138
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Lekarze stwierdzili, że operacja w niewytłumaczalny sposób „pozostawiła nie
naruszone
intelektualne możliwości pacjenta”.
Bodaj najbardziej znaczący przypadek opisał niemiecki neurochirurg, specjalista
chorób
mózgu, doktor Hufeland. Dokonując sekcji zwłok mężczyzny, od wielu lat
sparaliżowanego lecz
aż do śmierci dysponującego pełnią władz umysłowych, dobrą pamięcią, normalną
zdolnością
kojarzenia i rozumowania, odkrył, że w jego czaszce nie ma mózgu w ogóle.
Podczas sekcji z
czaszki wylały się trzy litry wodnistego płynu.
Ten jeden jedyny przypadek jest wystarczającym dowodem, że szukanie przez
dziesiątki
badaczy w laboratoriach wielu krajów tak zwanych śladów pamięciowych w mózgu, a
także
kosztowne próby zlokalizowania w nim wzorców zachowań są bezprzedmiotowe.
Jednak podobne spostrzeżenia doprowadziły do wysunięcia teorii, że pamięć
przechowywana
jest przez korę mózgową jako całość, w postaci fali elektromagnetycznej, a nie
jednostek
organicznych, magazynowanych przez określone miejsca w mózgu. Taka fala byłaby w
znacznym stopniu odporna na znaczne nawet ubytki w korze mózgowej. I ta kusząca
teoria nie
ostała się długo.
Amerykański neurofizjolog, doktor R. Gerard z Uniwersytetu w Michigan, nauczył
chomiki
bezbłędnego przechodzenia przez prosty labirynt. Następnie, w lodówce,
doprowadził je do stanu
hibernacji w temperaturze tak niskiej, iż wszelka działalność elektryczna w ich
mózgach ustała.
Gdyby więc hipoteza dynamicznej pamięci była prawdziwa, to elektromagnetyczny
obraz
pamięciowy drogi przez labirynt musiałby zostać wymazany bez śladu. Tymczasem
chomiki, po
odtajaniu, wszystko pamiętały!
Tym, co obok pamięci sprawia największe problemy, są zdolność kojarzenia i
świadomego
95
rozumowania. Pozostałe sfery, motoryczna i czuciowa, są lepiej zrozumiane. Nie
ma raczej
wątpliwości, że funkcje organów ciała mają swe odpowiedniki w stałych obszarach
kory
motorycznej. Określone partie zewnętrznych warstw mózgu są odpowiedzialne za
wysyłanie
sygnałów do i za ich odbiór z pewnych części ciała. Rozległość tych partii
odzwierciedla
względną ważność funkcji. Na przykład, obszar zawiadujący palcami dłoni, a
zwłaszcza
kciukiem, jest szczególnie duży. To samo dotyczy ust i organów mowy, a więc
tego, co w
ludzkiej fizjologii, poprzez ludzkie zachowania, odróżnia nas od zwierząt. Nie
Strona 139
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
potrafilibyśmy
uczyć się, tworzyć tego, co składa się na dobra kultury, gdyby nie zdolność
mówienia. Nasza
technologia, konstrukcje inżynierskie, nigdy by się nie rozwinęły, gdyby
zabrakło dłoni z
chwytnymi palcami.
W tym zakresie odkrywa się coraz więcej szczegółów. Ostatnio stwierdzono, że
istnieją w
mózgu komórki obsługujące widzenie i wyspecjalizowane w ten sposób, że jedne
reagują tylko
na linie poziome odbieranego obrazu, inne na pionowe, zaś jeszcze inne na
przekątne. Cała ta
jednak aktywność komórek jest związana z materialnymi strukturami ciała i
rzeczywistości
zewnętrznej, z wrażeniami zmysłowymi przekazywanymi w postaci fizycznych i
chemicznych
bodźców, podczas gdy świadomość i pamięć to zjawiska odmiennej natury – o której
nic nie
wiemy.
Dlatego z całym spokojem powtarzam: u podłoża umysłu leży ten sam czynnik, który
odnajdujemy we wszelkich zjawiskach w przyrodzie. Jest on misnatycznym wzorcem
animującym procesy życia, a raczej zbiorem wzorców, nakładających się jeden na
drugi,
regulujących procesy na różnych poziomach i o różnym zasięgu.
Spróbujmy jednak cokolwiek zrozumieć, stosując podejście pomijane dotąd przez
badaczy, a
tak oczywiste w dobie komputerów. Proponuję, byśmy samodzielnie wyciągnęli
wnioski z
jeszcze jednego przypadku medycznego, dość typowego w swoim rodzaju, a opisanego
szczegółowo przez Johna Graysona w jego książce pt. Nerwy i mózg ludzki.
Chodzi tu o skutki, jakie wywołuje usunięcie obu płatów czołowych mózgu. W wielu
przypadkach nie odbija się to wcale na pamięci ani inteligencji poszkodowanego,
lecz wyłącznie
na jego zachowaniu. Tak było też tym razem: pewien mężczyzna, niski, niepozorny,
nie
rzucający się w oczy, skromny i nieśmiały, uległ wypadkowi. Człowiek ów, mając
żonę dumną i
wyniosłą, nieustannie zatruwającą mu życie, szukał ucieczki w swym hobby, jakim
był motocykl.
Cały wolny czas spędzał na pielęgnowaniu i upiększaniu błyszczącej maszyny, a
gdy jej dosiadał,
prowadził ją zgodnie ze swym usposobieniem, powoli i ostrożnie, unikając ryzyka
i stosując się
do wszelkich przepisów.
Pewnego razu jednak, chcąc odzyskać równowagę po kolejnej kłótni z żoną,
wyjechał na ulicę
i miał wypadek – uderzył w tylną ścianę autobusu. Ciężko rannego przewieziono do
szpitala, zaś
motocykl, który był w zupełnie dobrym stanie policja odstawiła do domu. W czasie
operacji
okazało się, że uszkodzenia czaszki i tkanki mózgowej są tak rozległe, że trzeba
usunąć
Strona 140
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
większość tkanki obu płatów czołowych.
Pooperacyjne rany goiły się prawidłowo, jednocześnie z każdym dniem rysowały się
coraz
wyraźniejsze zmiany w osobowości chorego. Jego pamięć i intelekt zdawały się
nienaruszone,
ale skromność, nieśmiałość i ustępliwość przepadły bez śladu. Zastąpiły je
awantury i głośne
protesty przeciw porządkom panującym w szpitalu, traktowaniu chorych i złemu
wyżywieniu. W
końcu nieznośny pacjent pokonał w otwartej walce siostrę dyżurną, wypadł na
ulicę i ciągnąc za
sobą bandaże dotarł do domu. Pierwsze, co tam zrobił, zresztą po raz pierwszy w
życiu, było
solidne lanie spuszczone żonie. Następnie dosiadł motocykla i wykrzykując, że
teraz pokaże, jak
naprawdę się jeździ, popędził pełnym gazem i uderzył w mur z cegieł.
Co w istocie zaszło w głowie nieszczęśnika? Po utracie części mózgu nadal miał
swój umysł,
96
nienaruszony magazyn pamięciowy, świadomość, a więc wiedzę o tym, kim jest,
gdzie się
znajduje i co dzieje się wokół. Zmienił się tylko jego sposób odpowiedzi na
bodźce pochodzące z
zewnątrz. Dawniej, gdy postawiono przed nim talerz z nieapetycznym kotletem,
zjadał go lub
odsuwał w milczeniu, uznając, że to mniejsze zło niż zakłócanie własnego
spokoju, wydatek
energii na awanturę, ryzyko pozbawienia się obiadu i nieprzewidzianego w ogóle
zakończenia.
Teraz wybierał właśnie to drugie. Dawniej na widok agresywnej żony ustępował jej
z drogi,
znowu wybierając spokój, godząc się na ograniczenie wolności i swobody, zamiast
wystawiania
się na ryzyko „energochłonnego” starcia o nieprzewidywalnych skutkach. Teraz
wybrał właśnie
atak i duży wydatek energii dla radykalnego stłumienia źródła zagrożenia.
Taka reakcja umysłu na utratę substancji mózgowej jest dowodem istnienia
PROGRAMU,
którego istotny element został w wyniku wypadku zastąpiony przez inny. Gdyby
chodziło o
komputer, moglibyśmy powiedzieć, że opcję uległości zastąpiła opcja agresji.
Mózg nie jest
komputerem. Jeśli chodzi o hardware nie ma z nim nic wspólnego, jednak, jak się
wydaje, bez
software czyli programu obejść się nie może. Jest to niezwykle ważne
stwierdzenie, które może
przynieść nieoczekiwane odkrycia.
Spróbujmy się więc przekonać, czy praca umysłu istotnie opiera się na stałym
programie.
Magazyn pamięci już od życia płodowego chwyta i notuje (na dłużej lub krócej)
każde
najdrobniejsze zdarzenie, wszystkie obrazy, jakie widzieliśmy, wrażenia węchowe,
Strona 141
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
słuchowe,
dotykowe, doznane uczucia i przeczucia, nastroje i stany psychiczne, sygnały z
organizmu,
własne twory myślowe i senne marzenia.
Cała ta lawina informacji, płynąca dniem i nocą, rok za rokiem, jest nie tylko
wchłaniana, ale i
p r z e t w a r z a n a . Wynikiem tego syntetyzującego procesu są: nasza
osobowość (dla
uproszczenia pomijam to, co jest wrodzone) niepowtarzalna i jedyna, nasz
charakter i
usposobienie, a także syntetyczne opinie, sądy, poglądy, przekonania, fobie,
gusty, lęki i
zamiłowania. To wszystko, szczegółowy materiał podstawowy i jego opracowania,
jest
przechowywane i wykorzystywane zależnie od potrzeby. Na tym opierają się nasze
zachowania:
śmiać się czy też płakać na czyjś widok, rzucić grubiańskim słowem, czy z
godnością odejść,
wybaczyć czy nienawidzić?
Co najciekawsze, cała ta „kuchnia” umysłowa znajduje się poza ciemną zasłoną
podświadomości i działa w znacznym stopniu bez naszej woli i wiedzy, podając
świadomości
wiele swoich „dań” już w postaci gotowej. Coś poza świadomością dokonuje
olbrzymiej pracy,
klasyfikując, rozdzielając, łącząc, oceniając, kojarząc i syntetyzując
wspomnienia.
Nie pamiętamy wszystkich przypadków oparzenia ogniem, ale zostaje nam ogólne
wspomnienie płomienia, skojarzonego z wrażeniem bólu i przestrachu, a także
mięśniowego
wzorca ruchu cofania ręki czy nogi, każące już zawsze trzymać się z dala od
każdego płomienia.
Właśnie fakt, że takie opracowywanie śladów pamięciowych odbywa się w
podświadomości,
a nie jest wynikiem jawnego, świadomego myślenia; dowodzi, że opiera się ono na
działającym
tam programie.
Wspomnienia bledną i stopniowo zanikają, zostaje z nich coraz mniej szczegółów,
w końcu
zamieniają się w obojętne, abstrakcyjne informacje o tym, że w-tym-a-tym roku,
to-a-to się
zdarzyło. Nie wiążą się z nimi już żadne obrazy ani stany uczuciowe. Takie
przetworzenie
możliwe jest tylko dzięki programowi.
Gdy budzimy się rano, z zupełną pustką w głowie, po chwili, z nieistnienia,
pojawiają się
myśli tyczące spraw dnia nadchodzącego, a nie jakiegokolwiek innego, z naszego
bogatego
życia. Czym jest to coś, co wie za nas, że dziś jest rzeczywistość dnia l
stycznia 1997 roku, a nie
tego samego dnia sprzed ćwierć wieku? Co każe nam myśleć o pójściu do pracy, a
nie do
przedszkola? Co decyduje o tym, że niektóre wspomnienia są tylko nieaktualnym
Strona 142
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zapisem, a inne
97
ważne są teraz? Co podsuwa nam podczas rozmowy gotowe i sensowne zdania, które
wyrzucamy
nieraz z szybkością karabinu maszynowego – nie tylko na temat, ale w zgodzie z
miejscem,
czasem, osobą, sytuacją, celem, jaki chcemy osiągnąć, uczuciem, jakie żywimy?
Tym czymś, co
wykonuje za nas całą tę pracę, jest program.
Istnienia programu niepodobna negować. Również wtedy, gdy patrzymy na umysł z
czysto
mechanistycznego punktu widzenia. Jeśli ktoś uznaje, że umysł jest tylko
wytworem kłębowiska
neuronów, a całe myślenie fizykochemicznym procesem, jeśli się upiera, że ślad
pamięciowy ma
kształt materialny, wymierny i wykrywalny przyrządami, to musi się też zgodzić,
że wszelkie
procesy związane z przetwarzaniem takiego zbioru śladów muszą mieć także
charakter fizyczny.
A to bezwzględnie już wymaga istnienia programu, zwłaszcza że większość tych
śladów to
abstrakcyjne kody. Operowanie nimi jest nie do pomyślenia bez ustalonych zasad
programowych, także gdzieś zapisanych w fałdach kory mózgowej.
Ponieważ uznanie istnienia programu ma zasadnicze znaczenie dla naszej linii
dowodowej,
ucieknę się do jeszcze jednego przykładu, wyraźnie dowodzącego jego ukrytego
działania. To
przykład zaczerpnięty z prasy, z rubryki sądowej, nieco jednak dla naszych
potrzeb rozwinięty i
opisany w specyficzny sposób. Oto jeden wątek wypreparowany z życia oskarżonej
młodej
kobiety, ukazany od dzieciństwa do chwili popełnienia czynu karalnego.
W umyśle rocznej dziewczynki, poprzez odbierane wrażenia zmysłowe, utrwala się
wizerunek
pamięciowy osoby. Tworzą go takie ślady pamięciowe, jak kształt postaci, rysy
twarzy,
charakterystyczne ruchy, brzmienie głosu, dobór słów, zapach ciała. Program
kojarzy je z
abstrakcyjnym dźwiękiem „tata” i buduje przywiązane do niego grono pamięciowe*.
Wzbogaca
je, dodając kolejne ślady zapamiętanych sytuacji, wybierając te związane z
„tatą”, a nie z
„mamą” czy „ciocią”. Tata ogrzał, nakarmił, zabawił, pocieszył. Ślady te są
wiązane z wzorcami
uczuciowymi: ulgi, zaspokojenia, radości, odprężenia. Program sumuje, ocenia
ilość i wartość
śladów, by na tej podstawie połączyć zbiorczy wzorzec taty z nadrzędnym wzorcem
uczuciowym
zaufania, a za nim z wzorcami miłości, przywiązania, chęci przebywania razem, a
wreszcie z
odpowiednimi wzorcami zachowań: uścisk, uśmiech, okrzyki, zbliżenie ciała,
pocałunek, z
Strona 143
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
których każdy zaopatrzony jest w instrukcje dla grup mięśniowych.
Upływają lata, u kilkunastoletniej dziewczyny wszystkie te ślady pamięciowe
wytworzyły
wyższego rzędu stan mentalny pełnej akceptacji taty. Lecz wtedy pojawia się nowy
wizerunek:
pijany, awanturujący się tata. Program porównuje go z dotychczasowym zasobem
pamięciowym
i sygnalizuje niezgodność. Dostarcza świadomości uczucia konsternacji i
rozpoczyna tłumienie
ekspresji wzorców zaufania i miłości.
Tata nadal pije, bije matkę, okrada rodzinę, zawstydza wobec ludzi. Program
uzupełnia grono
pamięciowe negatywnymi obrazami i odpowiednimi do nich wzorcami uczuciowymi:
strachu,
smutku, niechęci, wstydu, odrzucenia i wzorcami zachowań: unikania taty,
milczenia, gestów i
wyrazu twarzy okazujących mu niechęć, wyrzut, naganę.
Nagły obrót sprawy: pijany tata wpada pod tramwaj i traci nogę. Świadomość
młodej kobiety
odbiera obrazy nieszczęśliwego, obolałego bezradnego człowieka. Program je
rejestruje i z
zasobów pamięci wydobywa stosowne wzorce uczuć, takich jak: litość, współczucie,
chęć
niesienia pomocy, w końcu wybaczenie. Program tłumi pod ich wpływem wzorce
potępienia i
wzmacnia dawne wzorce miłości i przywiązania.
Cóż, sfrustrowany kalectwem tata upija się i wtedy maltretuje matkę, rzuca się z
nożem na
broniącą jej córkę. Porusza się o kulach, więc spada ze schodów, nie podnosi
się, krwawi.
Program to ocenia, decyduje o unieważnieniu pozytywnych wspomnień, uczuć i
reakcji, na ich
miejsce dostarcza całą serię gwałtownych, buntowniczych uczuć: krzywdy,
rozpaczy, zawodu,
poniżenia, złości, nienawiści. Pośród nich podrzuca świadomości pomysł: pozwolić
tacie
98
wykrwawić się i umrzeć, wspiera go obrazami rodziny wyzwolonej z koszmaru.
To wszystko. Reszta należy do sędziego. Lecz jeśli chodzi o umysł dziewczyny,
nikt nie ma
chyba wątpliwości, że zachodzące w nim procesy musiały być kierowane programem.
Dowodem
jego istnienia jest fakt, że w głowach wszystkich ludzi dzieje się to samo.
Operujemy różnymi
śladami pamięciowymi, różnym ich zasobem, rodzajem, profilem, lecz wszystkie są
przetwarzane w dokładnie taki sam sposób. W istocie znacznie bardziej
skomplikowany, niż
ukazał to nasz przykład.
Nie ma też wątpliwości, że ten program jest dziedziczony. Niemowlęta nie tworzą
go na swój
własny użytek, bo gdyby tak było, każdy umysł działałby inaczej, na innych
zasadach. Nie
Strona 144
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
powstałaby mowa, a jakiekolwiek porozumienie byłoby niemożliwe. Tak więc każdy z
ludzi
przychodząc na świat otrzymuje program podobny do programu jego rodziców, całego
ludzkiego
gatunku.
Jeśli jest to pewnikiem, pozostaje nam tylko, wyjaśnienie sposobu owego
dziedziczenia.
Program pracy umysłu jest niezwykle rozbudowanym zbiorem zasad, prawideł,
instrukcji,
wzorców i schematów o nadzwyczajnej elastyczności, zmienności, zdolności
kojarzenia,
przebudowywania, o zmiennym natężeniu, energii, działających w całości albo
fragmentami,
masywnych i rozczłonkowanych, płynnych albo trwałych, prostych i
wysublimowanych,
jednorodnych i mieniących się tysiącem odcieni. Taki program, sam w sobie
złożony, operuje
niewiarygodną wprost ilością śladów pamięciowych i bodźców stale płynących z
otoczenia i z
ciała, a czyni to z niedoścignioną szybkością.
Taki program, jeśli miałby być dziedziczony drogą genetyczną, musiałby, jak
kilkakrotnie
mówiliśmy już o tym, przechodzić przez filtr jaja, będącego łącznikiem pokoleń.
W jaju mógłby
być zapisany zasadowym kodem wyłącznie w żeńskich i męskich chromosomach, czyli
na
paśmie DNA. Tym kodem, jak wiemy, można wyrazić dowolną treść cyfrową, na
przykład w
systemie dwójkowym. Nie wdając się jednak w obliczenia, można śmiało powiedzieć,
że w
naszym genomie nie wystarczyłoby bitów na opisanie wszelkich stanów ducha, dróg
i ścieżek
myślenia, śladów pamięciowych i miliardów kombinacji możliwych między nimi.
To jedno. Po drugie, elementy takiego programu są nie do wyrażenia językiem
cyfrowym. Jak
bowiem zakodować instrukcję o „zaprzestaniu ekspresji w świadomości wzorca
uczuciowego
miłości w stosunku do danego osobnika męskiego pod wpływem impulsu, jakim jest
dostarczony
przez nerwy wzrokowe ślad pamięciowy w postaci wizerunku tego osobnika
całującego się z
inną kobietą”?
To jest niemożliwe. Dlatego, bez zbędnych dalszych rozważań, możemy się zgodzić,
że
program pracy umysłu nie jest zapisany w genach. Nie są w nich także zapisane
dziedziczne
ślady pamięciowe, te, którymi operuje podświadomość, a więc wzorzec pracy serca,
pracy mięśni
oddechowych i innych zespołów ruchowych, a także złożone schematy instynktowych
zachowań
u zwierząt.
Jeśli chodzi o pamięć, czyli zbiór śladów pamięciowych gromadzonych w ciągu
Strona 145
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
życia
osobniczego za pośrednictwem receptorów zmysłowych – ich materialna postać nie
może mieć
ani elektromagnetycznej, ani chemicznej natury. W rzeczywistości nie może mieć
natury
materialnej w ogóle. To omyłka badaczy, wciąż jeszcze łudzonych elektryczną
aktywnością
neuronów, o absolutnie nie wyjaśnionym znaczeniu.
Działanie umysłu, pamięci, jest tak elastyczne, tak „miękkie”, tak niesłychanie
wrażliwe i
czułe, mieniące się tak drobnymi odcieniami, tak bogate w przepływy,
przenikania, nakładanie
się wrażeń, uczuć, obrazów, powoływanie tak dalekich skojarzeń, tak
wielowarstwowe,
wielostronne, bogate, tak zmienne i żywe, iż jego podłożem mogą być tylko
subtelne struktury.
Subtelne wzorce morfogenetyczne, niezależne od struktur mózgowych, choć
współdziałające z
99
nimi. W nich zawarta jest pamięć i program działania umysłu.
Jaka, w takim razie, jest rola mózgu? Anatomicznie jest on nieprawdopodobnie
splątanym
kłębem przewodów, łączących się miliardami styków i przekazujących sobie
wzajemnie sygnały,
kłębem podzielonym na mniejsze struktury, pełniące różne zadania. Przebiegi
elektrochemicznych sygnałów wzdłuż nitek aksonów wytwarzają elektromagnetyczne
pola o
zmiennej częstotliwości, potencjałach i przepływach energii. Taki układ nie jest
ani kartoteką, ani
twardym dyskiem. Jest on najpewniej biologiczną anteną, łączącą się z subtelnym
planem
istnienia. Wyobrażam sobie – wyciągając wnioski ze wszystkiego, co dotychczas
zostało w tej
książce powiedziane – że ta tkanka mózgowa, to zbiorowisko wyspecjalizowanych
komórek, jest
szczególnie wyczulona na odbiór subtelnych sygnałów, na łączenie się, na
rezonans z subtelnymi
wzorcami.
Każdy z tych wzorców, jak już wiemy, w tajemniczy sposób jest obecny w całej
objętości
Wszechświata, dlatego mózg osobniczy potrzebny jest do tego, aby pewien ich
zbiór, związanych
z osobą, stale pozostawał z nią w rezonansie, aby osobnik świadomie, a jego
organizm
podświadomie, mogli korzystać z informacji zawartych w gronach pamięciowych,
które same
zbudowały. A także w tym celu, aby mogli nadal wzbogacać te grona śladami
pamięciowymi,
które przez całe życie napływają jak rzeka przez śluzy receptorów zmysłowych.
Siady te,
przetwarzane przez każdy umysł z pomocą programu, zawsze zgodnie z osobniczymi
opcjami i
Strona 146
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zawartością osobniczych gron pamięciowych, są przez tkankę mózgową zamieniane w
subtelne
wzorce i przyłączane do tych gron, przez co wchodzą zarazem do zasobu subtelnych
wzorców
Wszechświata, dostępnych, pod pewnymi warunkami, wszelkim żywym istotom.
Znaczna część aktywności elektrycznej mózgu, uważanej za przejaw tworzenia
materialnych
śladów pamięciowych, jest zapewne związana z przetwarzaniem sygnałów zmysłowych
dla
zorientowania ciała. Określane jest jego położenie w trójwymiarowej przestrzeni
w stosunku do
źródła sygnału i modyfikowane jego ustawienie, jako reakcja na sygnał. To
powoduje „iskrzenie
na synapsach”, podczas gdy ślad pamięciowy bezgłośnie, w niezauważalny sposób
przeniknął już
do misnatycznego wymiaru.
Objętość tkanki mózgowej ma, jak się wydaje, swoją krytyczną wielkość w stosunku
do
objętości ciała. Ta wielkość może decydować o zdolności do utrzymania stałego
rezonansu z
„plikiem” nakładających się na siebie wzorców i śladów pamięciowych,
dostatecznie dużym, aby
powstała świadomość i poczucie własnej odrębności, tożsamości, ego.
Wydaje się jednak, że nie tylko duże skupiska tkanki nerwowej, ale i inne
tkanki, a także
pojedyncze komórki i organizmy jednokomórkowe mają te właściwości, choć zapewne
w
mniejszym stopniu i zakresie. Dlatego bezmózgie robaki, ameby i bakterie
odbierają „całym
sobą” subtelne wzorce zachowań, zwane przez nas instynktami.
Rola mózgu nie sprowadza się jednak tylko do tego. Najwidoczniej konieczne jest
stłoczenie
w jednej objętości do 100 miliardów neuronów, aby mogły one wejść w rezonans z
wzorcem
pracy umysłu i podjąć tworzenie nowych wyobrażeń, nie istniejących dotąd we
Wszechświecie.
Aby stało się możliwe łączenie najodleglejszych śladów pamięciowych i tworzenie
nowych,
mających swoje źródło nie w zewnętrznym świecie, nie w pamięci, lecz w samym
umyśle, który
od tej chwili zaczyna zasługiwać na miano twórczego.
Czy to wszystko znaczy, że wyprowadziłem umysł poza korę mózgową, poza obręb
czaszki i
na zewnątrz głowy? No, cóż! W pewnym sensie, tak! Sądzę w każdym razie, iż
wykazałem w
przekonywujący sposób, że nie ma w niej miejsca na ślad pamięciowy, engram, jak
to utrzymują
redukcjonistyczne hipotezy. W innym jednak znaczeniu umysł nadal pozostaje w
głowie. Jeśli
jest on indywidualnym zbiorem nakładających się na siebie subtelnych wzorców –
jednych
operacyjnych, drugich pamięciowych, jednych unikatowych, drugich wspólnych
Strona 147
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
całemu
100
gatunkowi – to muszą one pozostawać w stałym rezonansie ze swoją anteną, swoją
tkanką
mózgową, która jest ich łącznikiem, ich kotwicą, mocującą je do właściwego
ciała. Przy tym
zapewne nakładają się na nią, aktywizując się w tej samej przestrzeni, stąd
nasze wrażenie, że
myśli „kłębią się nam w głowie”, „chodzą nam po głowie”, „przychodzą do głowy”,
„świtają”
lub „lęgną się w niej”.
Co jeszcze, oprócz takich wskazań, przemawia na rzecz misnatycznej osnowy
umysłu? Z
pewnością są tym liczne psychiczne fenomeny, a wśród nich odczucia i bóle
fantomowe oraz
stygmatyzm, opisane w poprzednim rozdziale, a także zjawiska telepatii i
jasnowidzenia. O tych
ostatnich zwykło się mówić, że są jakimś rodzajem przekazu na odległość.
Poszukuje się ośrodka
i nośnika dla nich, jakiegoś rodzaju pola i długości fali, na której informacja
mogłaby się
przenosić pomiędzy umysłami. A przecież, jak już wiemy, subtelne wizerunki
każdego
wydarzenia i śladów pamięciowych stwarzanych przez dowolny umysł stają się
natychmiast
obecne w całej przestrzeni Wszechświata i mogą wejść w rezonans z każdym innym
mózgiem,
choć nie należą do jego gron pamięciowych. Wystarcza w tym celu tylko
„dostrojenie” anteny
mózgowej.
Gdy zdarza się to na jawie, pod kontrolą porządkującego programu, odczucia te i
widzenia
dają złudzenie rzeczywistości odbieranej zmysłami. Gdy dzieją się we śnie, już
bez lub z
osłabionym udziałem tego programu, są tylko projekcją obrazów „na chybił-trafił”
napływających do mózgowej anteny, z własnych i cudzych zasobów pamięciowych.
Mieszają się
wówczas i przenikają nawzajem, tworząc kombinacje niemożliwe na jawie. Wiele z
nich
pochodzi z innego czasu, wiele z umysłów chorych, niektóre z pewnością od
zwierząt.
Na tym samym gruncie zdołamy, być może, zrozumieć i objaśnić choroby umysłowe.
Wśród
nich tak zwane urojenia maniakalne, które wydają się wynikiem niesprawności
anteny
mózgowej, powodującej niewłaściwy rezonans z obcymi wzorcami, pochodzącymi z
cudzych
gron pamięciowych. Jeśli farmakologiczne leczenie cokolwiek zdoła naprawić, to
zapewne
dlatego, że wprowadzenie chemikaliów do sieci neuronów zmienia właściwości
anteny,
utrudniając rezonans z tym niepożądanym wzorem.
Strona 148
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Przysłowiowy wykpiwany „wariat”, przekonany, że jest Napoleonem, zasługuje na
najwyższą
uwagę, a jego urojenie winno być wnikliwie zbadane. Niestety, ogół psychiatrów
nie zadaje sobie
tego trudu, zakładając z góry, że mają do czynienia z mniej lub bardziej
szkodliwą manią,
rodzajem udawania, autosugestii, gry aktorskiej nawet, której celem jest np.
ucieczka od samego
siebie. W prasie naukowej łatwo jednak odszukać prace relacjonujące przypadki, w
których
obłąkani, nie znający powiedzmy języka francuskiego i nie stykający się z nim
przez całe życie,
nagle poczynają wygłaszać tyrady, jakby żywcem wyjęte z ust cesarza Napoleona,
stosując jego
słownictwo, wymowę i charakterystyczne zwroty. Również treści, logice i sensowi
tych
wypowiedzi, jakby żywcem przeniesionych ze swojej epoki, nie można nic zarzucić.
Niestety
fakt, że zostały przeniesione do rzeczywistości współczesnego szpitala
psychiatrycznego,
sprawia, że przesłonięte zostaje właściwe znaczenie zjawiska.
Wydaje się, że uszkodzone anteny mózgowe owych nieszczęśników po prostu rezonują
z
misnatycznym zasobem pamięci cesarza, utrwalonym przez jego umysł już na wieki,
w
misnatycznej przestrzeni. Zarazem następuje też rezonans z cesarskimi wzorcami
odczuwania
swej tożsamości, z czego wynika przekonanie chorych o upokorzeniach, uwięzieniu
i
nieodpowiednim do stanu traktowaniu.
Na tym poprzestanę, aby w dalszej części książki zająć się już wyłącznie
praktycznymi
wnioskami, jakie my, jedyny na tej Ziemi posługujący się umysłem gatunek,
powinniśmy
wyciągnąć dla przyszłego życia.
Pierwszym z nich winno być zrozumienie, że skoro świadomy umysł ma wpływ na
postać
101
świata poprzez misnatyczny plan istnienia, ponosi tym samym odpowiedzialność za
skutki tego
wpływu, a więc za rodzące się kształty rzeczy oraz zjawisk.
102
Dinozaury i AIDS
Wymarcie dinozaurów jest jedną z tych zagadek, z którymi nauka nie może się
uporać. Nie
jest to przypadek wyjątkowy w dziejach życia. Są kopalne dowody masowego
wymierania
rozlicznych gatunków, rodzajów i rzędów na lądach i szczególnie w morzach. To
nie znaczy
jednak, że łatwiej jest nam zrozumieć klęskę dinozaurów. Przeciwnie, żadnego z
masowych
wymierań nie udało się dotychczas przekonywująco wytłumaczyć.
Strona 149
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Spróbujmy więc objaśnić tę zagadkę, ograniczając się do najmocniej działającego
na
wyobraźnię przypadku strasznych gadów i spoglądając na nią z całkiem nowego
punktu
widzenia. Dinozaury żyły w dzisiejszej Azji i Afryce, w obu Amerykach i
Australii, gdy
kontynenty te były jeszcze połączone, zanim rozdzielił je ruch płyt lądowych
około 200
milionów lat temu.
Były przystosowane do wielu środowisk. Do pustyni i stepu, lasu, gór, sawanny i
błotnistych
terenów. Żyły w rzekach, jeziorach i nad ich brzegami. Były małe i duże.
Wielkości jaszczurki,
zająca, indyka, świni, strusia, nosorożca, słonia i dziesięciu słoni. Zapełniały
też morza. Żywiły
się roślinami, padliną i sobą nawzajem. Zniknęły z powierzchni Ziemi w ciągu
kilku, może
kilkunastu milionów lat. Co dziwniejsze, równocześnie na wszystkich,
podzielonych już lądach.
Nie były bezbronne wobec zmian środowiska. Przeciwnie, były pod tym względem
wspaniale
uzbrojone, różnorodne i zdolne do życia w najróżniejszych warunkach, ruchliwe i
szybkie. Były
– choć może nie wszystkie – ciepłokrwiste, a więc i odporne na wahania klimatu.
Ich życie
społeczne było rozwinięte, opiekowały się młodymi i wspólnie broniły stada, co
jest dowodem
znacznej inteligencji, ułatwiającej przetrwanie. A jednak nie przetrwały. Tym
bardziej jest to
zdumiewające, że ich wymieranie trwało tak długo, a więc w oczywisty sposób nie
mogło być
wywołane jedną konkretną katastrofą, jednorazową zmianą klimatu. W ciągu
milionów lat ich
upadku, na olbrzymich obszarach planety, dla tysięcy gatunków dinozaurów musiały
gdzieś
istnieć warunki sprzyjające życiu. Jakaś linia dinozaurów musiałaby się utrzymać
mimo katastrof
klimatycznych, uderzeń meteorów, potopów, wybuchów wulkanów czy też supernowej,
a
wreszcie konkurencji ssaków pożerających ze smakiem ich jaja. W końcu przecież
przetrwały i
gady lądowe, i ssaki, płazy oraz ptaki, rośliny i owady. To wyklucza hipotezę
globalnej
katastrofy. Dinozaury jednak zajmujące te same tereny – zginęły.
Gdyby zastosować tutaj model sita, które przepuściło do naszych czasów określone
cechy,
okazałoby się, że dinozaury te cechy posiadały. A jednak zostały zatrzymane na
sicie. Jedyną
znaną nam cechą, różniącą je od szczepów, które przeżyły, jedyną ich „winą”, był
dinozaurzy
rodowód. Taka wybiórczość musi zastanawiać, zdaje się kryć zagadkę, która
przekracza nasze
Strona 150
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
współczesne rozumienie przyrody.
Genotyp dinozaura, istniejący trzysta milionów lat temu, musiał być wysoce
obiecujący. Był
elastyczny i z łatwością poddawał się przebudowie, zajmując różne nisze. Powstał
trend do
zwiększania wymiarów ciała. To istotnie dawało znaczny przyrost masy żywych
komórek. Liczni
103
roślinożercy, tacy jak diplodoki, ważące 120 ton, dinozaury kaczodziobe,
pancerne, trójrogie,
polujące na nie tyranozaury, ważyły po kilka czy kilkanaście ton i były
potężnymi masami żywej
substancji. W ich cieniu żyły mniejsze gatunki o pełnej skali rozmiarów,
wykorzystujące źródła
pożywienia na wszystkich poziomach, we wszystkich środowiskach.
Sukces był olbrzymi jeszcze 150 milionów lat temu, gdy części Pangei odpływały
od siebie,
unosząc populacje wielkich gadów. I nagle coś się załamało. Coś zdecydowało o
konieczności
ich odejścia ze świata i zupełnego wymazania genotypu dinozaura.
Wyrwania ich z Drzewa Życia na zawsze. Naukowcy szukają przyczyn tego „na dole”,
w
codziennej materialnej rzeczywistości pospolitych wydarzeń, lecz przecież los
strasznych gadów
mógł się rozstrzygać „na górze”, na najwyższym planie! Może nie ograniczony
wzrost Drzewa
Życia czyli wzrost biomasy i jej doskonalenie poprzez pień dinozaurów stały się
niemożliwe?
Jeśli rozwój życia jest kierowany, jak tego dowodzimy, nadrzędnym
wzorcem-programem, to
program ten jest z pewnością zdolny do wczesnego wykrycia pojawiającego się
ograniczenia,
bariery na drodze do wyższych poziomów istnienia. Być może dążenie do
wytworzenia u
dinozaurów świadomego umysłu nie znalazło odzewu? Może genom tych gadów
uniemożliwiał
szybkie przekroczenie niezbędnej do tego, krytycznej masy mózgu? Nie dawał
podstawy
potrzebnym do tego kompleksowym przemianom? A może coś innego? Może dominacja
dinozaurów nad innymi grupami przekroczyła bezpieczną granicę?
W świetle tego co mówiliśmy o możliwych mechanizmach przemian gatunkowych,
nieodparcie nasuwa się wniosek, że różnorodność genotypów odgrywa wielką rolę.
Potrzebne
jest ich zróżnicowanie, aby przemiany, tworzenie nowych kombinacji, nowych
rozwiązań,
nowych wzorców na wspólny użytek, odbywały się w określonym rytmie, z konieczną
częstotliwością, niezbędną, by życie wciąż wyprzedzało zagrożenia planetarne i
kosmiczne,
zawsze było zdolne do ich odparcia i wciąż wznosiło się na wyższe poziomy.
Opanowanie planety przez dinozaury, monotonia ich genotypów mogły więc sprawić,
że
różnorodność spadła poniżej bezpiecznej granicy. Zbyt trudne okazało się
Strona 151
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zbudowanie
świadomości i wykorzystanie jej poprzez ciała jaszczurów. Życie weszło w ciasną
uliczkę.
Mogło tak wegetować w gadziej postaci przez całe epoki. Może nawet osiem
miliardów lat, jakie
dzielą Ziemię od śmierci w płomieniach ginącego Słońca. To oznaczałoby także
koniec życia,
jeśli to na Ziemi jest jedynym w Kosmosie.
Dinozaury stanęły na drodze dalszego rozwoju. Mechanizm życia, który musi mieć
swobodę
tworzenia, ciągłej przebudowy, odebrał to jako opór wobec nadrzędnego nakazu.
Ten opór stał
się sygnałem do uruchomienia procesu usuwania przeszkody. Do dcięcia bezpłodnego
pnia
Drzewa po to, by inne, obiecujące odrośle mogły wystrzelić w przyszłość
zielonymi pędami.
Taką obiecującą odroślą okazały się ssaki. W czasach dinozaurów skromna, nie
rozbudowana
grupa ciepłokrwistych kręgowców podobnych do myszy, żyjących w cieniu olbrzymów.
Bez
wielkiej przesady mogę powiedzieć, że byłem w tej krainie dinozaurów i ssaków
sprzed 150
milionów lat, spędzając miesiące na wielu wyprawach paleontologicznych w samym
sercu
pustyni Gobi. Pośród skalnych urwisk płonących czerwienią, na szlifowanych przez
wiatry
piaskowcowych płytach, doświadczałem żywo i jaskrawo realności życia w tamtej
zamierzchłej
epoce.
Z wietrzejących skał wyłaniały się zwłoki ówczesnych panów Ziemi. Potężne
czaszki z
wyszczerbionymi zębami, gigantyczne szkielety z nogami jak słupy, nie kończące
się, zawinięte
ogony, pancerne płyty oraz kostne rogi i płaty skóry odciśnięte niegdyś w
wilgotnym podłożu.
Opodal gniazda jaj zagrzebanych w piasku. Dalej pnie drzew ówczesnego lasu,
pełne sęków i
słojów w skamieniałej postaci.
Czternastometrowy tarbozaur z zębami jak noże, a w pobliżu współczesne mu ssaki,
104
mieszczące się w bryłce piaskowca wielkości włoskiego orzecha. Gdy pod
mikroskopem stalową
igiełką usuwałem pojedyncze ziarna kwarcu, odsłaniając szkielecik nie do
odróżnienia przez
laików od szkieletów współczesnych nam gryzoni czy owadożernych, miałem dziwne
uczucie, iż
oto wydobywam szczątki własnego praszczura. (Tak, nie bez kozery określamy tym
mianem
naszych dalekich przodków – istotnie pochodzimy od czegoś zbliżonego do
szczura!).
To z tych małych ciałek kredowych ssaków po miliardzie przemian ukształtowało
się ludzkie
Strona 152
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
ciało. Wtedy jeszcze przemykały chyłkiem w cieniu wszechobecnych gadów, nic nie
wiedząc o
tym, że wkrótce one zapanują na Ziemi i ich linia zyska kiedyś umysł i
świadomość.
Niebawem życie rozpoczęło olbrzymią – w czasie i przestrzeni – operację
oczyszczania pola z
nieudanych tworów. Dinozaury poczęły wymierać, gdyż uaktywniły się wzorce
mechanizmów
eksterminacyjnych. Mogło ich być wiele. Wzorzec rządzący długością życia mógł
sprawić, że
osobniki starzały się gwałtownie i ginęły nie zdoławszy wydać potomstwa w ilości
zapewniającej
przeżycie gatunku. Inny wzorzec, decydujący o zdolności do nowych przystosowań,
przestał je
wytwarzać, przez co straszne gady stały się bezbronne wobec nieuniknionych w
ciągu tysiącleci
przemian środowiska.
Lecz trzeba wziąć pod uwagę działanie jeszcze innego czynnika. Wyeliminowanie
dinozaurów mogło się dokonać także za pomocą wirusa. Mógł to być wirus takiego
samego
rodzaju jak HIV, blokujący zespoły odpornościowe organizmu. Skoro mogą powstać –
a mamy
tego niezliczone dowody – molekularne narzędzia dla dokonywania w komórkach
określonych
operacji biochemicznych, to równie dobrze mógł być skonstruowany i wirus dla
wykonania
wyroku lub lepiej i poprawniej: dla dokonania ekstrakcji zbędnej części biomasy.
Przypomnijmy sobie te liczne molekuły działające jak sprawne roboty: enzymy
tnące i
zszywające podwójną helisę, mikrotubule – liny służące holowaniu chromosomów,
enzymy
montujące z cząsteczek składowych większe molekuły, a na wyższym poziomie:
strzelające
armatki na głowach termitów, języki-łapki na muchy u żab i kameleonów, lassa u
pająków,
nogiwyrzutnie
u kangurów, maszyny do szycia u mrówek... Lista nie ma końca.
Wobec takich możliwości komórek skonstruowanie wirusa o założonym z góry
działaniu nie
jest żadnym problemem. Odpowiednie geny od dawna istniały u bakterii czy innych
wirusów.
Może wymagały tylko nieznacznej przebudowy i dostosowania do genotypu dinozaura?
Prawdopodobne jest istnienie od początków życia wirusów o podobnym do HIV
działaniu jako
immanentnych etapów procesów rozwoju. Może, podobnie jak sępy na stepie, pełnią
wśród
żywej substancji rolę czyścicieli? Wiemy, że w komórkach i organizmach
wielokomórkowych
istnieją systemy usuwające obce ciała, substancje, szkodliwych, biochemicznych
intruzów.
Dlaczego więc taki sam system nie miałby istnieć i na wyższym poziomie? Nie jest
wykluczone,
Strona 153
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
że tempo przemian przystosowawczych byłoby niebezpiecznie powolne, gdyby nie
aktywne
„oczyszczanie pola”, otwieranie nisz ekologicznych dla bardziej obiecujących
gatunków przez
przyspieszone usuwanie tych, które stały się zawadą na drodze przyrody.
Idealnymi narzędziami takiego systemu byłyby właśnie wirusy. Zawsze w pogotowiu,
zawsze
obecne na miejscu, pojawiające się tam, gdzie zaistnieje potrzeba. Bezzwłocznie
przystępujące
do działań, gdy tylko pojawią się po temu warunki. Niekoniecznie warunki sensu
stricte
materialne. Życie, jak już wiemy, jest to pewien wzorzec nieprawdopodobnie
złożony, na którym
osnute są struktury komórkowe i schematy zachowań. Zakłócenia w realizacji tych
wzorców, ich
ekspresji w materialnym wymiarze mogą wyzwalać działanie wzorców-terminatorów,
animujących naszą klasę wirusów.
Daleki jestem od twierdzenia, że ktoś, jakiś umysł wydaje tu rozkazy. Tak jak
lód zaczyna się
topić w temperaturze wyższej od zera, tak jak łopatki turbiny zaczynają się
obracać, gdy
szybkość przepływu powietrza czy wody osiągnie pewien stopień, tak wirus
samoczynnie
105
zaczyna działać na organizm, który znalazł się w określonym stanie. Ten stan, to
otwarcie na
działanie wirusa, może być fizykochemicznej natury, lecz równie dobrze i
psychicznej albo obu
naraz. Może się też odbywać na poziomie wzorców misnatycznych związanych z
organizmem.
Tak więc wirus już istniał lub został stworzony. Śmierć dinozaurów stała się
nieunikniona.
Ucieczki nie było. Genotyp dinozaurów, ich zachowania, ich system nerwowy,
instynkty, stały
się kompatybilne z wirusem. Każdy z gadów, który się nim zaraził, nieuchronnie
ginął.
Jednocześnie wirus nie działał na organizmy pozostałe.
Taka hipoteza omija mielizny wielu innych hipotez. Mamy do czynienia z
wybiórczym
usunięciem pewnego szczepu zwierząt, czego w żaden rozsądny sposób nie można
wytłumaczyć,
jak tylko przyczyną ściśle związaną z tym szczepem. Przed dinozaurami podobny
los spotkał np.
trylobity, które swego czasu zdominowały morza.
W miarę przerzedzania się populacji dinozaurów, środowisko stawało otworem dla
innych
gatunków. Najbardziej dynamiczne okazały się ssaki. Ich zdolność wchodzenia do
nowych nisz
ekologicznych poprzez budowanie właściwych przystosowań była tak wielka, że
wkrótce (po 50
milionach lat) opanowały Ziemię i jej oceany. Królowały nie tylko na lądach, ale
i powróciły do
Strona 154
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wody.
Ich system nerwowy szybko się komplikował i zyskiwał nowe możliwości działania.
Powiększały się mózgi i co ciekawe, także rozmiary ciała, z większym jednak
umiarem niż u
poprzedników.
Powstał leniwiec olbrzymi, bezrogi nosorożec, indrykoterium, wysokości 8 metrów
i morskie
walenie 25 metrowej długości. Gigantyzm dotknął także inne grupy, pojawiły się z
czasem
wielkie, nielatające ptaki, monstrualne węże, gigantyczne krokodyle. Mogłoby się
wydawać, że
przyroda zapełniając miejsca po dinozaurach w pierwszej chwili chciała zachować
pewne ich
cechy. Trend ten został jednak zatrzymany i wymiary ciał zmalały. Z dawnych
gigantów
pozostały jeszcze wieloryby, nie wiemy na jak długo oraz czy i one nie podlegają
swoistej
eliminacji. Może oznaką tego są tak zwane samobójstwa wielorybów wypływających
na plaże i
duszących się pod własnym ciężarem?
A teraz, przez analogię do losu dinozaurów, rodzi się koszmarne przypuszczenie:
czy AIDS,
zaraza XX wieku i jej złowieszczy wirus HIV o szczególnym, wysoce selektywnym
działaniu,
nie został zaprogramowany jako skalpel, mający wyciąć chorą tkankę biomasy, nim
ta zniszczy
cały organizm?
Od epoki dinozaurów upłynęło zaledwie 100 milionów lat i Ziemia została ponownie
przytłoczona ciężarem, tym razem ssaków, a zwłaszcza potwornie przerośniętej
odnogi – gatunku
ludzkiego. Problem przeludnienia jest dla nas wciąż tylko problemem przeżycia
największej
liczby ludzi na ograniczonej powierzchni planety. Gromimy lub popieramy
Malthusa,
wynajdujemy bardziej płodne rośliny, użyźniamy glebę. Nie przyszło nam do głowy,
że
postanowienia w tej sprawie mogą zapadać poza nami i naszą świadomością.
Wiemy, że przyroda niezwykle ostro reaguje na zbytni wzrost populacji, np.
szarańczy czy
lemingów. Gdy ilość szarańczy na jakimś terenie przekroczy wartość krytyczną,
uruchamiany
jest wzorzec, który wprowadza dramatyczne zmiany. Osobniki zwiększają wymiary
ciała,
skrzydeł i napędzających je mięśni. Wbrew obyczajowi skupiają się w gromady i
podejmują
dalekie loty olbrzymimi chmarami. To zachowanie, pozornie służące przeżyciu
dzięki docieraniu
do nowych źródeł pożywienia, w istocie ma na celu łatwiejsze pozbycie się
nadmiaru owadów.
W wędrówce pustoszą pola, lecz nie rozmnażają się i masowo giną. Często pustynia
lub morze są
ich kresem.
Strona 155
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Przypomnijmy też sobie zdumiewające ameby opisane w rozdziale pod tym tytułem.
Gdy
populacja kilkudziesięciu tysięcy ameb nie może wyżywić się na jakimś obszarze,
skupia się,
106
tworząc zbiorowe ciało i podejmuje wspólnie wędrówkę, powolniej niż ślimak. W
końcu ameby
budują strukturę umożliwiającą niewielkiej ich grupie przetrwanie w formie
uśpionej do
pomyślniejszych czasów, podczas gdy większość poświęcająca się w tym celu –
ginie.
Podobnie jest z lemingami. Gdy ich populacja nadmiernie wzrasta, pojawia się pęd
do
utworzenia gromady i ruszenia przed siebie. Jest on tak silny, iż rzeki gryzoni
nie są w stanie
powstrzymać nawet skalne urwiska. Lemingi rzucają się z nich na oślep i masowo
giną w morzu.
W ten sposób zostaje przywrócona równowaga biotypu.
Procesy te nie są zbadane, nasuwa się jednak tu nieodparte przypuszczenie, że
działa jakiś
nadrzędny mechanizm, jakaś siła natychmiastowego reagowania, podejmująca akcję
niezwłocznie, gdy tylko gatunek poczyna przytłaczać i pustoszyć swe środowisko.
Homo sapiens jest jak lemingi i jak szarańcza. Obsiadł Ziemię i nadmiernie
stłoczony pożera
wszystko, co jest do zjedzenia. Dosłownie i w przenośni. Jednocześnie niszczy i
wypiera inne
gatunki. Właśnie to może być jego największym grzechem. Ludzka cywilizacja
bezpowrotnie
niszczy każdego dnia kilkadziesiąt gatunków ze świata roślin i zwierząt: owadów,
ryb,
skorupiaków, płazów, gadów, ptaków, ssaków. To oznacza, że z błyskawiczną
szybkością
topnieje światowy zasób różnorodnych genów, a wraz z nim biblioteka genetycznych
pomysłów,
magazyn gotowych rozwiązań częściowych, prototypów organów, narządów, procesów,
konstrukcji, o których tyle mówiliśmy w pierwszej części książki i które
wzajemnie wymieniane,
łączone, kombinowane, przenoszone z gatunku na gatunek, są od eonów czasu
materią ewolucji i
czynnikiem trwania. Lecz teraz ta materia, ten zasób, katastrofalnie zmniejsza
się, zanika,
topnieje. To, co zgromadziły i wypracowały miliardy pokoleń od początków życia,
jest
marnotrawione, niszczone i zaprzepaszczane. W kuchni ewolucji zaczyna brakować
produktów i
przepisów. Brzmią dzwonki alarmowe. Horda barbarzyńców pustoszy odwieczne
zasoby.
Przyroda zna już taką sytuację. Zaledwie 200 milionów lat temu zdarzyła się
planetarna plaga
strasznych gadów. Została opanowana, jej sprawcy raz na zawsze wyeliminowani,
ale
zastosowany wówczas wzorzec postępowania obronnego nie został zapomniany.
Strona 156
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Skrzętnie
przechowany, może zostać ponownie użyty przeciw nowej inwazji, tym razem
strasznych Homo.
Zmniejszanie się liczby gatunków jest dla nas problemem abstrakcyjnym, odległym
i dość
obojętnym. Wciąż widzimy wokół siebie liczne zwierzątka, ptaszki, muszki,
robaczki. Wagę
zagrożenia zrozumiemy dopiero tego dnia, gdy człowiek zostanie sam z psem na
kanapie, kotem
na parapecie, kanarkiem w klatce i krówką na łące, a wokół będzie bezkresna
pustynia. Takiego
dnia oczywiście nie będzie! Po krytycznym zmniejszeniu się liczby gatunków,
tworzących
przecież piramidy pokarmowe i powiązanych licznymi innymi zależnościami,
pozostałe po
prostu wymrą śmiercią gwałtowną.
Ale w rzeczywistości i to się nie zdarzy. Istotnie przy życiu pozostaną pies,
kot, krówka i inne
stworzenia, choć mocno przetrzebione, ale nie będzie już człowieka. Odwieczne
programy
utrzymujące bieg życia już go rozpoznały jako ten niepożądany, prowadzący do
powszechnej
zagłady element istnienia i uruchomiły procesy ekstrakcji. Dostarczyliśmy wielu
powodów, aby
tak się stało, nie mniej poważnych niż zubożenie wspólnego genotypu.
107
Seks wyzwolony
Wirus HIV, wyrwawszy się z Afryki, zaatakował z furią społeczności o pewnych
specyficznych właściwościach psychicznych, odbiegających od powszechnych.
Najpierw
homoseksualistów, za ich pośrednictwem narkomanów, a następnie tych wszystkich,
których
ważnym celem życiowym jest jak najczęstsza zmiana partnerów seksualnych.
Trzeba tu powiedzieć, że owo wyrwanie się zostało spowodowane właśnie przez te
grupy,
które stworzyły sobą niszę ekologiczną najbardziej właściwą dla proliferacji
wirusa. Jego
fenomen próbowano objaśniać na różne sposoby, nikt jednak nie zauważył, że
wszystkie tzw.
grupy zagrożenia charakteryzują się wspólną cechą: skupiają osobniki ludzkie o
wydatnie
z m n i e j s z o n e j z d o l n o ś c i r o z r o d u !
W tym właśnie kryje się, być może, tajemnica jego nie dostrzeżonej dotąd misji
biologicznej.
Zanim ją zarysuję, chciałbym wyraźnie powiedzieć, że HIV z pewnością nie jest,
jakby chcieli
niektórzy, personifikacją „palca bożego”, zmaterializowanego dla ukarania
„zboczeńców”. Nie
mam tu zamiaru iść w ślady pewnego pastora amerykańskiego, którego przypadek
obserwowałem w USA przed wielu już laty. Był on kaznodzieją telewizyjnym,
prawdziwą
gwiazdą małego ekranu i co niedzielę jego kazań słuchały miliony ludzi. Potknął
Strona 157
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
się jednak na
wypadku lotniczym. W wielkiej katastrofie zginęło ponad sto osób, a wśród nich
troje
redaktorów „Playboya”. Pastor podchwycił tę niebywałą okazję, by czarno na
białym wykazać
całej Ameryce, jak Bóg karze grzeszników, którym się zdawało, że można bezkarnie
szerzyć
zgorszenie. Posunął się nieomal do twierdzenia, że Najwyższy zaczekał cierpliwie
na okazję, a
gdy ta się zdarzyła wykorzystał ją do strącenia samolotu.
W chwilę po programie w studio zaczęły urywać się telefony od ludzi, pragnących
się
dowiedzieć, dlaczego Bóg dla ukarania trojga grzeszników zabił też niewinne
osoby, wśród nich
wiele dzieci? Pastor zniknął z anteny, a jego przypadek stał się wymowną
przestrogą dla tych,
którzy zbyt dosłownie pojmują boskie wyroki.
Podejmuję jednak te rozważania, gdyż nie jestem pewien, czy nie chodzi tutaj o
wyroki
przyrody. W tym celu nie oceniajmy „grup zagrożenia” miarami moralnymi czy
etycznymi, a
tym mniej towarzyskimi i obyczajowymi. Spróbujmy przypatrzyć się im z punktu
widzenia
odwiecznej przyrody jako grupom czy zbiorom osobników o wyraźnie upośledzonej
zdolności do
rozrodu i wyprowadzania potomstwa.
W przypadku gatunku ludzkiego rozwój mózgu i uwarunkowania społeczne sprawiły,
że
niezbędny okres opieki nad potomstwem niezmiernie się wydłużył. Wymaga ona
współdziałania
matki i ojca, pozostających w trwałym związku rodzinnym. Takiej opieki nie
zapewniają ani
homoseksualiści, ani narkomani, ani rozpadające się rodziny, w których ojciec i
matka uprawiają
tzw. wolny seks. Może więc to niezdolność do efektywnej reprodukcji jest tym
grzechem wobec
odwiecznego procesu życia, który wywołuje bezwzględne przeciwdziałanie przyrody?
Spróbujmy zrozumieć, na czym mogą tu polegać ludzkie wykroczenia.
108
Przyczyna skłonności seksualnych do własnej płci nie doczekała się objaśnienia.
Nadal trwają
dyskusje, czy są nią fizjologiczne, czy psychologiczne czynniki, czy też jedne i
drugie. Sądzę, że
objaśnienie znajduje się w jeszcze głębszej warstwie, na poziomie niewidzialnych
wzorców
misnatycznych, na których osnute jest nasze ciało, psychika, a więc i wszystkie
działania.
Człowiek to niepowtarzalny, jednostkowy zbiór wzorców, które wypracowaliśmy
sami,
znalazłszy się we własnym, oddzielnym ciele, oraz tych, które zostały nam dane w
chwili
narodzin. Jest w tym zbiorze wzorzec ssaka, który dzielimy ze wszystkimi ssakami
Strona 158
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
i wzorzec
Naczelnych, który dzielimy z szympansem, gorylem i orangutanem. Jest wzorzec
Homo sapiens i
wzorce mężczyzny lub kobiety. Wzorzec pracy serca i syntezy białek. A także
wzorce zachowań,
instynktów, namiętności, uczuć. Jeśliby te wzorce utrwalić w postaci
przezroczystych kalek i
ułożyć jedne na drugich, wówczas, patrząc na nie pod światło, widzielibyśmy
siebie
kompletnych.
Także jeśli chodzi o homoseksualizm, rzecz nie zaczyna się w genach ani też
hormonach. Tu
chodzi o wzorzec. Wzorce są wszechobecne, ale oddziaływują tylko na te układy, z
którymi
mogą wejść w rezonans. Ciało mężczyzny jest zbudowane przez wzorce właściwe
organizmowi
męskiemu i wchodzi w rezonans z misnatycznymi wzorcami męskich zachowań
płciowych. Lecz
jeśli jest inaczej, to znaczy, że z jakiegoś powodu organizm mężczyzny wszedł w
błędny
rezonans z wzorcem seksualnych zachowań kobiety i dlatego mężczyzna, chcąc nie
chcąc,
postępuje za jego nakazem, kierując swe pożądanie ku innemu mężczyźnie. Jest to
nakaz
przemożny, bo należący do sfery zachowań instynktowych, z trudem lub wcale nie
modyfikowanych przez świadomość.
Podobnie organizm kobiety, który podda się męskiemu wzorcowi pożądań, skieruje
się ku
innej kobiecie. Przyczyną homoseksualizmu byłby więc – powtórzmy – błędny
rezonans wzorca
organizmu z obcym mu wzorcem zachowań. Lub jeszcze inaczej: błędne złożenie
„kalki”
erotyzmu jednej płci z plikiem „kalek” określających ciało płci drugiej.
Z rezonansami takiego rodzaju spotkaliśmy się już w poprzednich rozdziałach.
Przypomnę je
w skrócie. System nerwowy szczura wrzuconego po raz pierwszy do wody rezonuje z
wzorcem
zachowania stworzonym przez szczury wielokrotnie wrzucane, dzięki czemu,
korzystając z ich
doświadczeń, od razu, bez bolesnej próby znajduje jedyną drogę ucieczki.
Komórki głowy muszki owocowej, do których wstrzyknięto białka homeotyczne typowe
dla
tułowia, naśladując tułów wykształcają odnóża na głowie, zamiast właściwych tu
czułków.
Te dwa fakty wskazują, że po pierwsze, wzorce zachowań przenoszą się z jednych
osobników
na inne, po drugie, rezonans organizmu z wzorcem odbywa się dzięki specyficznym
strukturom,
np. cząsteczkom białka, które grają rolę jakby „zatrzasków”, umocowujących
wzorzec
misnatyczny do właściwej struktury komórkowej, we właściwym położeniu i skali.
Gdy te
Strona 159
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
„zatrzaski” w postaci np. białek homeotycznych, zostaną umieszczone w miejscu
nietypowym,
wzorzec ślepo stosuje się do nich, w wyniku czego nogi wyrastają na głowie.
Potwierdzenia tego mechanizmu przychodzą także z innej strony. Doświadczenia ze
szczurami wykonane na Uniwersytecie McGilla w 1954 r. przez doktora Alana E.
Fishera
wykazały m.in., że wstrzyknięcie testosteronu (hormonu występującego tylko u
samców), do
specyficznego miejsca mózgu samicy wywołuje u niej natychmiastową aktywność
seksualną
typową dla samca! Stara się ona pokryć partnera, zresztą bez względu na jego
płeć. Jest to
przejrzystym dowodem, że substancja chemiczna wywołuje niejako automatyczne
zjednoczenie
się organizmu i jego systemu nerwowego z przypisanym tej substancji misnatycznym
wzorcem
zachowania.
Te i wiele późniejszych badań pozwalają wysunąć przypuszczenie, że zachowania
homoseksualne, także i u ludzi, mają swoje neurofizjologiczne podstawy.
Pierwotną przyczyną
109
tych zachowań jest zapewne obecność w mózgu (nie tylko) określonej substancji.
Gdyby rzecz
kończyła się na tym, nie byłoby powodów do szczególnych obaw. Margines osobników
tak
„upośledzonych” byłby zawsze nieduży i istniałaby nadzieja ich łatwego leczenia;
byłoby to
tylko kwestią czasu.
Istnieje jednak obawa, że w miarę rozpowszechniania się tych zachowań (ogromny
wzrost
populacji Homo sapiens), co pociąga za sobą umacnianie się i utrwalanie wzorców
misnatycznych, zyskujących coraz większą energię – rolę stymulatorów zaczynają
przejmować
od hormonów czynniki psychiczne. Umysł człowieka tworzy nowy wzorzec. Dawniej
była to
tylko zależność: cząstka chemiczna – popęd. Obecnie, coraz częściej: bodziec
psychiczny
(tłumiący działanie cząstki chemicznej) – popęd.
Piszę o obawie, ponieważ homoseksualizm, widziany przez nas jako fenomen
kulturowy,
psychologiczny czy medyczny, dla wielkich procesów ewolucyjnych może być ślepą
uliczką
rozwoju. Może być mutacją pradawnego wzorca zachowania, która zaczyna się
szerzyć, skazując
gatunek na wymarcie. Pamiętajmy, że nasza, skądinąd chwalebna i humanitarna
tolerancja dla
lesbijek i gejów opiera się na przekonaniu, że stanowią oni mały procent
społeczeństwa. Co
jednak się stanie, gdy umacniane przez nich bez ograniczeń zachowania obejmą 50,
60, 70%
światowej populacji ludzi? I czy wówczas lesbijki i geje będą tolerowali
niedobitków
Strona 160
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
heteroseksualizmu? Czy zechcą prokreować, choćby w sztuczny sposób, nowe ludzkie
istoty?
Raz jeszcze powtórzę w czym zagrożenie. Nie było go dopóty, dopóki istotnie
chodziło tylko
o margines stwarzany błędami fizjologicznymi. Utrzymywał się on na stałym,
niewysokim
poziomie. W miarę jednak rozwoju umysłu i krystalizowania się świadomości
ludzkiej, zdolności
kojarzenia i abstrakcyjnego rozumowania, samiec Homo pojął, że satysfakcjonujący
stan ekstazy
erotycznej może uzyskiwać bez potrzeby angażowania się w skomplikowaną i
energochłonną
sekwencję zachowań prowadzących do zdobycia samicy. Tak dokonał wynalazku
masturbacji i
seksu ze zwierzętami, a następnie seksu między dwoma samcami.
W tych odległych czasach, gdy dla ludzkiej samicy akt płciowy był jeszcze
nieodłączną
częścią zachowań rozrodczych, gdy musiał być poprzedzony całym ceremoniałem
służącym
wyborowi i akceptacji partnera albowiem prowadził do ciąży i obowiązków
wychowawczych, w
tych czasach dwa samce, zainteresowane wyłącznie jednym fragmentem rozrodczej
procedury,
mogły się łatwo porozumieć i pomijając zbędne zachowania wzajemnie się
zaspokoić.
Warunkiem było przełamanie tabu własnej płci, co dokonało się na gruncie błędu
fizjologicznego.
Jednak błąd, raz uświadomiony, stał się nowym wzorcem o psychologicznym podłożu.
Odtąd
jął się szerzyć wśród samców z różnych względów podatnych na jego działanie,
później także
wśród samic. Ma on charakter misnatyczny, a to oznacza, że oddziaływuje na nas
przez
podświadomość. Przypomnijmy sobie doświadczenie ze szczurami, które nas
jednoznacznie
ostrzega: być może tylko od wpadnięcia w rezonans z wzorcami utrwalonymi przez
częste
powtarzanie zależy, czy i my się nie odmienimy!
Nie są to fantastyczne przypuszczenia. Psychologia opisała taki rodzaj
misnatycznych
oddziaływań, które kierują jednostką, odbierając jej zdolność samodzielnego
wyboru
zachowania. Nazwała je zbiorową euforią, zbiorową psychozą czy amokiem. Jedna
myśl, jeden
nastrój ogarniają gromadę, opanowują umysły z szybkością huraganu, roznosząc w
pył rozsądek,
zniewalając, tłumiąc wszelki opór. To wzorzec. Tłum wpada w rezonans z wzorcem
misnatycznym, wsiąkającym w głowy, przenikającym szarą masę neuronów.
Innym tego przykładem, bardziej niewinnym, są zbiorowe fotografie. Uwiecznione
na nich
osoby, choć nie patrzą na siebie, wszystkie przybierają ten sam wyraz twarzy:
melancholijny,
Strona 161
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
smętny, ironiczny, znudzony, wesoły, uroczysty... To potęga wzorca, który
nasącza umysły i
110
wpływa na jednakowe nastroje, jednakowy układ mięśni twarzy.
Przyjrzyjmy się teraz bliżej naszym zachowaniom seksualnym w ogóle, a dla
uwolnienia się
od wszelkich zaciemniających obraz znaczeń kulturowych posłużmy się przykładem
ciernika,
małej rybki o nazwie gatunkowej Gasterosteus aculeatus, często hodowanej w
akwariach
domowych.
Najpierw samiec, oddzieliwszy się od stada, wytycza własne terytorium, z którego
przepędza
intruzów. Potem buduje gniazdo w postaci kopczyka z roślin, spojonych lepką
wydzieliną nerek,
w którym przewierca własnym ciałem tunel. Ukończywszy pracę, samiec przybiera
strój godowy:
niebieski grzbiet, czerwone podbrzusze.
Teraz, gdy w pobliżu pojawi się samica, podpływa do niej zygzakami. Kilka takich
manewrów
przyciąga jej uwagę. Wówczas samiec zawraca i prowadzi ją do gniazda, potem
„szturcha”
pyszczkiem kierując w stronę wejścia. Odpowiadając na to zaproszenie, samica
wpływa do
tunelu, na zewnątrz wystaje jej ogon. Teraz samiec rytmicznie potrąca ją w
nasadę ogona, co jest
sygnałem do złożenia ikry. Uczyniwszy to, samica wypływa, zaś samiec szybko
zajmuje jej
miejsce i zapładnia jaja. Potem przepędza samicę. Następnie broni gniazda,
wachluje płetwami
dla utlenienia jaj, a gdy wylęgną się młode, opiekuje się stadkiem.
Jest rzeczą oczywistą, że ten złożony rytuał instynktowych zachowań, napędzany
jest
złożonym misnatycznym wzorcem. To zdumiewające, w jak znacznym stopniu także
myślący
człowiek stosuje się do niego!
Mężczyzna nadal stara się rozpoczynać swoje zachowania rozrodcze od zdobycia
terytorium
(praca, zarobki, mieszkanie). Tym wszystkim oraz swoim wyglądem i zachowaniem
(tężyzna
fizyczna, ubiór, samochód, pachnidła, przechwałki i nadskakiwanie) stara się
zwabić kobietę,
która zwróciła jego uwagę licznymi sygnałami swojej odrębności płciowej i
gotowości do
podjęcia zachowań rozrodczych (eksponowanie fizycznej dojrzałości skąpym
strojem,
makijażem, ruchami, spojrzeniami).
Gdy sygnały nadawane i odbierane przez obie strony przekroczą wartość progową,
nadającą
im siłę bodźca wyzwalającego kolejne zachowanie, następuje założenie rodziny
(akt prawny,
uroczystość). Teraz kobieta, uznawszy, że wszystkie wstępne warunki zostały
Strona 162
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
spełnione,
sygnalizuje gotowość do zapłodnienia (zaniechanie środków antykoncepcyjnych,
spotęgowane
sygnały erotyczne). To wyzwala u mężczyzny niezbędny stan psychofizjologiczny.
Dokonuje się przekazanie do organizmu kobiety męskiego materiału genetycznego,
co zostaje
nagrodzone krótkotrwałym stanem ekstazy, obejmującej cały układ nerwowy i
tłumiącej wszelkie
inne sygnały i odczucia. Dalsze sygnały o udanym zapłodnieniu wyzwalają u obojga
partnerów
uczucia i zachowania rodzicielskie, nasilające się pod wpływem bodźców, jakich
dostarcza
widok i zachowanie się niemowlęcia.
Jak widać z tego porównania, to, co może jesteśmy skłonni uważać za wyłączne
atrybuty
człowieczeństwa, w istocie jest zbudowane na powszechnym w przyrodzie wzorcu
misnatycznym zachowań rozrodczych. Jedną z niewielu zmian, jakich udało nam się
tutaj
dokonać w sposób świadomy, było rozkawałkowanie tej sekwencji wzajemnie
zależnych
zachowań i wyłączenie jednego z nich, które poczęło nam służyć wyłącznie do
przeżywania
dającej zadowolenie ekstazy, osiąganej w możliwie najprostszy i najszybszy
sposób, wymagający
najmniejszego nakładu energii i czasu.
Ale i w tym nie wyzwoliliśmy się całkowicie spod władzy wzorców. Nadal
nieodzowny jest
bodziec, który wyzwoli gotowość fizjologiczną do samej kopulacji czy jej
imitowania. Dotyczy
to zwłaszcza mężczyzny.
Potrzeba tego bodźca stoi u narodzin erotyzmu i jego wulgarnej córki,
pornografii. Erotyzm,
jako stan umysłu, jest dążeniem do realizacji aktu płciowego zakończonego
ekstazą – wyłącznie
111
dla niej samej. Pornografia jest zbiorem bodźców umożliwiających to pierwsze.
Wprawdzie
osobniki o rozwiniętej wyobraźni i zdolności wizualnej same, z własnego zasobu
pamięciowego,
mogą nadawać sygnały wywołujące gotowość do aktu płciowego, skuteczniejsze i
pożądane
okazały się jednak wszelkie wizerunki o treści erotycznej, w ich skrajnej formie
nazywane
pornograficznymi. Operują one w zasadzie stałym zasobem sygnałów wizualnych
(także
akustycznych i węchowych), nadawanych przez osobniki męskie i żeńskie, chcące
powiadomić
partnera o swej zdolności i gotowości do odbycia aktu płciowego.
W efekcie nasza cywilizacja przesiąknięta jest nadawanymi zewsząd takiego
rodzaju
sygnałami, które wykorzystuje się do najskuteczniejszego przyciągania uwagi, do
byle
Strona 163
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
przedmiotu czy sprawy, w istocie nie mających nic wspólnego z zachowaniami
seksualnymi.
Dokonajmy krótkiego podsumowania, nim pójdziemy dalej. Z punktu widzenia
biologicznego
homoseksualizm nie ma żadnego sensu. Nie ma sensu przekazywanie materiału
genetycznego
przez osobnika męskiego drugiemu osobnikowi męskiemu (także zwierzęciu czy
atrapie, której
szczególną postacią jest prostytutka). Nie ma tego sensu również podejmowanie
przez kobietę
pozorowanych czynności seksualnych z drugą kobietą, zachowań nie prowadzących do
zapłodnienia. W obu przypadkach organizm, który niczego nie pozoruje, bierze
wszystko za
dobrą monetę, nie wykrywając oszustwa dokonanego przez psychikę, wkłada wielką
energię w
stworzenie gotowości fizjologicznej do zapłodnienia. Nie wiemy jednak, jak długo
pozwoli się
tak oszukiwać.
Przejdźmy teraz do drugiej grupy o wyraźnie zmniejszonej zdolności do rozrodu,
jaką są
narkomani. Charakterystyczną cechą narkomanii, jej istotą nawet, jest wpływanie
na stan
świadomości czyli wywoływanie świadomości zmienionej, nienaturalnej dla ludzi.
Prowadzi to
do całkowitego odrzucenia tych zakresów życia psychicznego i umysłowego, które
są związane z
otaczającą rzeczywistością materialną, z codziennym środowiskiem człowieka,
tworzonym przez
dom rodzinny, miejsce pracy, uczelnię. Jest odejściem do nierzeczywistego i
fantastycznego
świata. Umysł traci w nim swe zwykłe funkcje. Sygnały płynące od receptorów
zmysłowych
przestają być zrozumiałe, znaczą tutaj coś innego, niż dotychczas znaczyły.
Pojawiają się, często
atrakcyjne, lecz zupełnie niezrozumiałe sygnały z obszaru podświadomego. W
świadomości
zmienionej pamięć i doświadczenie przestają być przydatne. Wartości i kryteria
tracą rację bytu.
Narkoman staje się niezdolny do przeżycia w swoim dotychczasowym środowisku.
Dezintegracja świadomości, rozpad umysłu odbijają się natychmiast na ciele.
Organizm
narkomana zaczyna obumierać. Bynajmniej nie na skutek, jak się to uważa,
dalekosiężnych
biochemicznych oddziaływań narkotyku. To obumieranie umysłu staje się sygnałem
do
samolikwidacji także i fizycznej. Możemy podejrzewać, że jakiś nadrzędny,
kontrolujący nas
wzorzec odkrywa zagrożenie w najbardziej niebezpiecznym obszarze, obszarze
psychiki,
mającym zdolność tworzenia nowych wzorców zachowań, z taką łatwością
przenoszących się na
inne „szczury”. W ten więc sposób likwidowane są w zarodku ogniska zarazy –
Strona 164
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
osobniki
niszczące swój umysł. Postarajmy się to właściwie zrozumieć: to nie narkomania
niszczy
człowieka, to narkoman zostaje zniszczony przez Przyrodę.
Sądzę, iż to samo dotyczy alkoholików. Przyczyną ich nałogu nie jest
uzależnienie struktur
organicznych od nasycenia alkoholem. To nie komórki pijaka żądają C2H5OH, ale
jego umysł.
Chodzi bowiem o to, aby zanurzyć się w stanie ograniczonej świadomości, aby
odciąć całe
obszary pamięci, myślenia i rozumowania, a zwłaszcza doświadczeń i wiedzy o
swojej
codziennej rzeczywistości. Alkoholizm jest aktem wyrzeczenia się umysłu i
świadomości, a więc
najcenniejszych atrybutów człowieczeństwa, największych przywilejów i darów
Przyrody dla
najwyższej istoty. Pijący nie chce być najwyższy. Nic nie chce wiedzieć i o
niczym słyszeć. Nad
niczym się zastanawiać i do czegokolwiek stosować. Chce być wolny od wszelkich
ograniczeń.
112
Chce odejść do niebytu. Niestety, zwierzęcy stan umysłu, który byłby
błogosławieństwem, jest
dla niego nieosiągalny. Alkoholizm i narkomania uniemożliwiają to, bowiem
odcinają też od
wielu instynktów i automatycznych zachowań, sterowanych przez podświadomość.
Pozostają ich
strzępy, urywki, zdeformowane odbicia tych najpierwotniejszych.
Alkoholik i narkoman wkraczają w obszar między światem ludzi i zwierząt, stają
się bezładną
pulpą kilkudziesięciu bilionów upośledzonych komórek, które nasycone alkoholem
albo kokainą
z trudem utrzymują swoje funkcje. Taka kolonia nie wie, po co i dlaczego żyje.
Umysł jest
zaspokojony, o to mu chodziło. To jest stan upragniony. Stan niewrażliwości na
wszystko, także
na subtelne wzorce, przestające oddziaływać na taki umysł i ciało. Najpierw
zanika zdolność
rezonansu z wzorcami wyższego rzędu, młodszymi, pozostają te mocniej utrwalone,
starsze,
pierwotne, jak instynkty zachowań agresywnych czy seksualnych. Ale w pewnej
chwili zanika
wrażliwość i na nie.
Mylimy się wszyscy, bowiem nikt nie rozumie, czym są alkoholizm i narkomania.
Nie są to
choroby, nie epidemie, uzależnienia, a jeszcze mniej błędy genetyczne. To wielki
EXODUS.
Odejście człowieka od człowieczeństwa, od światła świadomości do obszarów mroku,
do
lochów, do piwnic istnienia. To powrót po schodach ewolucji do niższych szczebli
bytu.
Ucieczka od świadomości, od bycia człowiekiem, od rozumowania, od pojmowania,
Strona 165
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
uczenia się,
od kierowania swym życiem. To oczywiście pierwszy w dziejach życia przypadek,
aby jakiś
gatunek świadomie odrzucał swoje najważniejsze narzędzie przystosowania. Osobnik
w stanie
upojenia błądzi wśród majaków, popychany strzępami instynktów, bez żadnej
kontroli ze strony
„rozpuszczonego” umysłu. Gdyby spojrzeć na populację alkoholików i narkomanów,
jako na
oddzielny gatunek ssaków, oczywiste byłoby ich zupełne nieprzystosowanie do
przeżycia i
wyprowadzenia potomstwa.
Powróćmy do istoty rozważań. Dokonywane przez człowieka naruszenia
dotychczasowego
porządku z pewnością nie są obojętne i z pewnością wywołują daleko idące skutki
na poziomie
misnatycznym.
Burzą one porządek przyrody. Nie ten towarzyski, salonowy, mieszczański i
obyczajowy, ale
porządek procesów wypracowanych od początku życia. Jeśli za naszą przyczyną
zasady
biologiczne ulegną rozbiciu i zmieszaniu, jeśli przestaną istnieć wzorce
względnie stałe, jeśli
zostanie przekroczona dopuszczalna szybkość przemian ewolucyjnych, a umysł
człowieka
doprowadzi wszystko do chaosu tylko dlatego, że „wszystko jest do pomyślenia” i
„wszystko jest
dozwolone”, jeśli, co gorsze, mechanizm misnatyczny przeniesie to na świat
zwierząt, co się
wówczas stanie?
Czym staną się lasy i pola, jeśli seks zostanie oderwany od rozrodu, a zające i
lisy będą
poszukiwały roślin halucynogennych, aby się oszołomić? Doświadczalne szczury już
zademonstrowały swoje zamiłowanie do drażnienia prądem ośrodka przyjemności w
mózgu,
kilkaset razy na godzinę, aż do śmierci z wyczerpania!
Przyroda pozostaje w równowadze i właśnie dlatego istnieje. Wytworzyła sposoby
zmian
regulowanych, utrzymanych w określonych granicach, zmian na tyle powolnych, że
pokolenia
żyją wartościami względnie stałymi. Dzięki temu nic nie zagraża przyrostowi
biomasy,
wznoszącej się na coraz wyższe stopnie zorganizowania. To w oczywisty sposób
oznacza, że
życie opiera się na wzorcach przeciwdziałających chaosowi. Chaos to entropia,
rozpad, rozkład,
rozkawałkowanie, spadanie w otchłań coraz niższych stanów zorganizowania i
niższych stanów
energetycznych, aż do zera absolutnego, całkowitego bezruchu i martwoty. A
przecież
warunkiem życia jest przeciwieństwo tego: dążenie do coraz większego
uporządkowania,
Strona 166
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
różnorodności, złożenia, ku wyższym stanom energetycznym.
Przyroda to trwanie, to cudowne zjawisko samoregulującego się życia,
podtrzymującego
113
własne istnienie, między innymi przez liczne procesy naprawcze i mechanizmy
eliminujące błędy
i zagrożenia oraz usuwające nieudane twory ewolucji. Jeśli własny wytwór
Przyrody, jakim jest
człowiek z jego świadomością, naruszy ten porządek, złamie te zasady, zagrozi
mu, to powinien
się liczyć z przeciwdziałaniem. Jeśli okaże się, że nie współpracuje, nie
wspomaga
najważniejszego dążenia – przetrwania życia w lodowatym Kosmosie – nieuchronnie
wyzwoli
działanie wzorców-terminatorów. Są one skalpelami wycinającymi rakową tkankę
Drzewa Życia.
Nie jest wykluczone, że takim skalpelem jest właśnie wirus HIV. Przenoszący się
wyłącznie
drogą krew-krew, jest jakby skierowany przeciw określonym zachowaniom człowieka.
Nie jest
jak wirus grypy groźny dla każdego i w każdych okolicznościach. Atakuje
wybiórczo, w ramach
pewnych zachowań, osobniki z grup o zmniejszonej zdolności rozrodu, szczególnie
intensywnie
łamiące ważne wzorce przyrody.
Do niedawna uważano wirusy wyłącznie za nosicieli zła i siewców chorób. Ostatnio
odkryto,
że pełnią rolę swoistej poczty dostarczającej miliardy pomysłów i rozwiązań
genetycznych do
wszystkich organizmów Świata. Jutro może się okazać, że bez nich nie byłoby w
ogóle przemian
gatunkowych. Pojutrze dowiedziemy być może, iż pełnią też rolę policji
ewolucyjnej, której
ofiarą padła 60 milionów lat temu dominująca, lecz z jakiegoś powodu niepożądana
forma życia
– dinozaury.
My jesteśmy takimi dinozaurami we współczesnym świecie, po stokroć bardziej
przytłaczając
go swoją obecnością, dewastując swoimi działaniami i co najbardziej
niebezpieczne, wdzierając
się na obszar niezwykle delikatnych wzorców misnatycznych, które uszkadzamy,
zmieniamy,
zniekształcamy. Kto wie, czy wzorce przez nas stwarzane, wzmacniane siłą
ludzkiej psychiki, nie
przeniosą się na inne gatunki, nie poczną kierować życiem traw i nocnych motyli,
szympansów i
kotów? Byłoby to wystarczającym powodem, aby Przyroda zechciała postawić temu
tamę. Nie
ulega wątpliwości, że zagrożenie, jakie stwarzamy dla środowiska naturalnego
naszymi
dymiącymi kominami i trującymi odpadami, wycinaniem lasów i monokulturami, jest
niczym
Strona 167
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wobec skażeń, jakie wnosimy do misnatycznego podłoża niewidzialnych wzorców
animujących
bieg rzeczy.
Cokolwiek zawiązujemy w myśli, słowie, czynie, zostaje też zawiązane w
misnatycznym
planie. Nie wiemy, jakie wywołuje tam echo. Lecz jeśli nasz wpływ zostanie tam
odczytany jako
zagrożenie dla planu nadrzędnego, możemy się spodziewać groźniejszej niż HIV
odpowiedzi.
Przyroda może uznać, że trzeba wymazać ten zakłócający czynnik, jakim jest nasz
gatunek, lub w
najlepszym razie odebrać nam tylko świadomość. Wówczas z Homo sapiens zostanie
tylko
Homo.
114
Aborcja
Wynikiem aborcji jest przerwanie jednej z nitek życia, którymi ono płynie
poprzez wieki. Co
do tego, że chodzi tu o życie, nie może być wątpliwości. Tak jak nikt nie wątpi,
że tkanka
grzybów czy mlecza polnego składa się z żywych komórek, tak nie może wątpić, że
żywe są i
żyją komórki zarodka ludzkiego. Ale czy można mówić na tym etapie o człowieku,
wątpliwości
jest więcej. Jeśli serce i instynkt nic nie podpowiedzą, niewiele wyjaśni też
dyskusja akademicka,
ściśnięta w granicach dogmatu. Przekroczmy więc te granice.
Instynkt macierzyński (podobnie jak ojcowski) jest złożonym, misnatycznym
wzorcem całej
grupy zachowań, służących zbudowaniu z jaja ciała potomnego i przygotowaniu go
do
samodzielnego życia. Jest wzorcem tak starym, jak stare jest w świecie zwierząt
macierzyństwo.
Nie znają go tylko zwierzęta jednokomórkowe, rozmnażające się przez podział. W
wyniku
podziału komórka macierzysta zamienia się w dwie córki komórkowe, obie
jednakowe,
jednakowo wyposażone na dalsze życie.
A jednak i tam, na tym pierwotnym poziomie, pojawia się jakiś zaczątek
macierzyńskich
zachowań. Przykładem niech będzie postępowanie ameb, opisane w rozdziale o
„Zdumiewających amebach”. Zagrożone śmiercią głodową ameby, prowadzące
samotniczą
egzystencję, potrafią się zebrać w kilkudziesięciotysięczną gromadę i
poświęcając swe życie
zbudować konstrukcję służącą przetrwaniu nielicznych osobników.
Wyraźne macierzyńskie czy rodzicielskie zachowania pojawiają się tam, gdzie
potomstwo
zdecydowanie różni się od rodziców nie tylko swoją zdolnością samodzielnego
przeżycia, ale i
kształtem ciała: jajo, larwa, pisklę. Macierzyństwo zwierząt jest zespołem
instynktowych
Strona 168
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zachowań, wrodzonych a nie wyuczonych, pobudzanych przez specyficzne bodźce.
Liczne
badania wykazały, że z chwilą oddzielenia się organizmu potomnego od
macierzystego, matka
musi odebrać pewne sygnały zmysłowe, aby uznać potomstwo za swoje i otoczyć je
opieką, czyli
zacząć realizować, właściwy gatunkowi, wzorzec opiekuńczych zachowań. Tymi
sygnałami
może być cały ciąg wydarzeń w okresie porodu, a także zapach, widok, dotyk,
zachowanie się i
ruchy potomstwa.
Przeprowadzano doświadczenia polegające na uniemożliwieniu krowie wąchania i
lizania
cielęcia zaraz po porodzie. Okazywało się wtedy, że ta pierwsza chwila
wzajemnego poznania,
gdy matka kojarzy dziecko z wydarzeniami porodowymi i zapamiętuje jego zapach,
ma
decydujące znaczenie dla uruchomienia zachowań macierzyńskich.
Obserwujemy wiele przykładów, wśród różnych gatunków zwierząt, odrzucania
potomstwa
lub zaniechania opieki wówczas, gdy zabraknie odpowiednich chemicznych,
dźwiękowych czy
dotykowych sygnałów. Wśród zwierząt panuje w tej dziedzinie automatyzm – wzorzec
jest
realizowany podświadomie, choć w wielu wypadkach zwierzę może modyfikować swoje
zachowania pod naciskiem wydarzeń. Zdarza się również, zwłaszcza w przypadku
zwierząt
trzymanych w niewoli, gdy wszystkie wrodzone wzorce zachowań są gwałcone, iż
wraz z nimi
115
zostaje zatarty lub zahamowany wzorzec macierzyństwa. Wówczas lwica czy świnia
pożerają
swe młode.
Nie mam wątpliwości, że tak jak i inne wzorce zachowań, również te opiekuńcze
nie są
kodowane w genach, choć geny dostarczają produktów niezbędnych do ich
realizacji: takich jak
pewne hormony, mleko i ślina, molekuły zapachowe i inne substancje ważne dla
specyficznej w
tym okresie przemiany materii. Są to wzorce stare, dobrze utrwalone przez
odwieczne ich
powtarzanie. Ich działanie jest potężne, przemożne, przeważające nad innymi
wzorcami. Wiemy,
co potrafi zrobić samica broniąca swych młodych. Wiemy, do czego są zdolni
ludzcy rodzice dla
potomstwa, które ani o to nie dba, ani o to nie prosi, wywołując opiekuńcze
zachowania
rodziców samym swoim istnieniem, wyglądem, głosem, zapachem, płaczem, śmiechem,
kwileniem.
Kobiety, nie zdając sobie z tego sprawy, poddają się nakazom tego wzorca tak
samo
instynktownie, jak i samice niezliczonych gatunków zwierzęcych. Świadomość
Strona 169
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
posiadania
potomstwa ma tu drugorzędne znaczenie. Wystarczy wygląd dziecka, jego wielkiej
głowy z
ledwo zaznaczonym nosem, zaokrąglonych kształtów, zminiaturyzowanych członków,
zapach
jego skóry, jej miękkość, krzyk przeszywający cały system nerwowy, aby w jednej
chwili cała
istota matki, fizyczna i duchowa, zespoliła się z wzorcem opieki. Gdy wzorzec
ten już działa, gdy
organizm kobiety i cała jej psychika już go realizuje, świadomość wynagradza.
Nagrodą jest
uświadomienie sobie posiadania potomka i zespolenia się z wzorcem. Wszystkie
przyjemne,
nagradzające uczucia, doznanie spełnienia, wynikają z postępowania zgodnego z
wzorcem, jego
wskazaniami, pozwalającymi matce uczestniczyć w odwiecznym dziele podtrzymywania
życia.
Jednakże świadomość i umysł, oferujące zdolność wyboru zachowań, mogą wpływać na
wzorce, które dotychczas miały do czynienia tylko z posłuszną im
podświadomością. Teraz mogą
być odrzucane, odmieniane, tłumione, kształtowane. „Wyrodna” matka to taka,
która nie
zespoliła się, nie poddała wzorcowi macierzyństwa. Nie zawsze można uznać to za
winę. Nie
wiemy przecież, jaki jest sposób, jaki mechanizm oddziaływania wzorców na żywy
ustrój. Jakie
są niezbędne warunki, aby to nastąpiło. Wiele z nich nie zależy od naszej wolnej
woli, działają na
poziomie komórek, a nawet molekuł (jak np. białka homeotyczne, które są dla
komórek
sygnałem dla zjednoczenia się z wzorcem głowy lub tułowia).
Mimo naszego przekonania o dalekim odejściu Homo od świata zwierzęcego, nadal
jesteśmy
gatunkiem ssaków i nadal pozostajemy w wielkim stopniu pod władzą tej gry
sygnałów-bodźców
i instynktowych odpowiedzi na nie. Od dziesiątków milionów lat utrwalał się u
ssaków wzorzec
opieki nad potomstwem, podejmowanej dopiero od chwili narodzin. To było słuszne,
celowe,
praktyczne, energetycznie oszczędne. Pojawienie się świadomości jednak sprawiło,
że kobieta
dowiaduje się o mających nastąpić narodzinach z niemal dziewięciomiesięcznym
wyprzedzeniem. Jest to abstrakcyjna wiadomość, która nie u każdej kobiety z
dostateczną siłą
wyzwoli wzorce opiekuńcze. Zwłaszcza jeśli jest to młoda kobieta, po raz
pierwszy zachodząca
w ciążę, mentalnie nie przygotowana do tego faktu, taka która nie miała okazji
zetknięcia się z
niemowlętami i zareagowania na sygnały przez nie wysyłane.
Dla takiej kobiety embrion może być zupełnie obcym, obojętnym ciałem czy też
tworem. Nie
jest broniony potęgą odwiecznych zachowań. Znajdzie się na łasce świadomości,
Strona 170
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zawsze
ograniczonej, zawsze nieobiektywnej, zawsze roztrząsającej niepełne i
niewiarygodne dane.
Informacja o ciąży przemówi wyłącznie do intelektu, do jego warstwy świadomej,
toteż reakcja,
jaką wywoła, będzie miała znaczenie wyłącznie kulturowe. A w tym obszarze, po
którym
poruszamy się dzięki rozumowaniu, dochodzą do głosu dziesiątki nie biologicznych
przesłanek,
takich jak: sytuacja rodzinna, zawodowa, finansowa, towarzyska czy obyczajowa.
To najczęściej
oznacza ignorancję i niezrozumienie. Kobieta nic nie wiedząca o zjawisku życia,
o ciele, o
116
prawach rozrodu, o własnym miejscu w ciągu odwiecznych procesów, o swojej
psychofizycznej
strukturze, powołuje się na „prawo do własnego brzucha”.
Płaskie i prymitywne powiedzenie to jest wyłącznie dowodem zupełnego zagubienia
się i
niezrozumienia problemu. Sądzę, że podczas tej lektury uświadomiliśmy już sobie,
jak wielką
sprawą jest życie. Jak wielkim jest Drzewem, jak misternie splecionym, jak
przemyślnie tkanym,
z jak niezwykłych wyrastającym korzeni i jakim nadzwyczajnym poddane jest
prawom. Jak
każda jego cząstka jest związana z innymi, jaka w nim istnieje sieć misternych
oddziaływań, jak
wszystko jest w nim nastawione na rozwój, na przeżycie, wzrastanie, bogacenie,
komplikowanie,
sięganie do wyższych stanów rozwoju. I jakie miejsce zajmuje w tym procesie
człowiek, który
jest wytworem ostatnim, najwyższym tej gigantycznej rośliny, być może nawet
stworzonej dla
niego, powołanej po to, by go złożyć z cząstek wytwarzanych na wszystkich
poziomach, by dlań
użyć wszystkich wypróbowanych doświadczeń i wzorów i obdarzyć na koniec
świadomością i
rozumem.
Kobieta, która chce wyrwać ze swego ciała nową gałązkę życia, nie wie tego
wszystkiego. W
swoim zagubieniu odcina się od jedynej rzeczy, która wobec Wszechświata nadaje
sens jej
istnieniu. Kobieta, która jest istotą rodzącą, ukształtowaną dla przedłużania
życia, obdarzoną
wyjątkowym darem współtworzenia innych istot świadomych, wyrzeka się tego,
odwraca,
zamyka oczy i uszy, by stać się ślepą i głuchą na to, czym od milionów lat
czyniła ją Przyroda.
Robi to w wielkim stopniu przez niewiedzę.
Nie tylko kobiety. Także prawodawcy, eksperci, lekarze i biolodzy nie wiedzą, co
mówią,
twierdząc, że zarodek jest wytworem kobiecego ciała i ustanawiając
Strona 171
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
kompromitujący ich termin
prawny „życia poczętego”. Kobieta nic nie stwarza ani nie „poczyna”. „Życie
poczęte” wcale się
w niej nie zaczyna! Gdy powstaje jajo, które w przyszłości, po zapłodnieniu,
wywoła aborcyjną
burzę, kobiety jeszcze nie ma! „Kobieta” jest w tej fazie tylko zlepkiem
komórek, takich samych
jak jajo, które kiedyś zechce zgładzić, odbierając mu możność dalszej wędrówki
przez wieki,
poprzez łańcuch istot prowadzących ku nowej postaci istnienia.
Posłuchajmy, co ma w tej mierze do powiedzenia profesor C.R. Austin, embriolog z
Uniwersytetu Cambridge:
„... badania ostatnich lat dostarczają przekonywujących danych na poparcie
klasycznego
poglądu o ciągłości linii komórek płciowych (...) W najmłodszych badanych
zarodkach ludzkich
(ok. trzech tygodni od momentu zapłodnienia) komórki przedpłciowe znajdują się w
nabłonku
pęcherzyka żółtkowego w pobliżu rozwijającej się omoczni. Zanim zarodek osiągnie
stadium 13–
20 somitów, komórki te wędrują do tkanki łącznej jelita tylnego (...) do
zawiązków gonad”.
Nie wnikając głębiej w szczegóły, wystarczy powiedzieć, co w istocie oznaczają
słowa
wybitnego specjalisty. Ni mniej, ni więcej tyle, że zapłodnione jajo, z którego
ma powstać
przyszła matka, już w swych pierwszych podziałach wydziela potomne jaja, z
których kiedyś
mogą powstać córki i synowie. Matka więc, która kiedyś będzie mówić o swym
„prawie”,
istnieje w postaci zaledwie kilkudziesięciu komórek, jeszcze nie
przypominających człowieka,
gdy równocześnie z nią tworzone jest jej potomstwo! Matka i dzieci tworzą się
równocześnie. To
że komórki „dziecięce” spowalniają podziały i oczekują na zapłodnienie, daje
czas pozostałym
komórkom somatycznym na utworzenie kolonii stanowiącej kobietę, która skorzysta
z tej
przewagi dla unicestwienia swych sióstr komórkowych, by te nie mogły utworzyć z
siebie ciała.
Potomstwo nie jest wytworem ciała macierzystego! Ciało matki jest tylko
inkubatorem, jest
osłoną, jest karmicielem embriona. Zabijając go, kobieta zabija także, jak drwal
uderzeniem
siekiery, cały ten pień życia, który wyrósł z otchłani czasu i poprzez jej ciało
miał rosnąć ku
otchłaniom przyszłości, ku Wielkiej Niewiadomej.
Z tych wszystkich powodów kobieta, która by chciała tak dogłębnie zastanowić się
nad swoim
117
„prawem” do embriona, musiałaby też wziąć pod uwagę odległą przeszłość. A w niej
wszystkie
Strona 172
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
te istoty, które w nieprzerwanym łańcuchu przekazywały sobie komórkę jajową z
zamkniętą w
niej iskrą życia. Czy jej decyzja nie zniweczy wysiłków milionów matek w tym
łańcuchu,
którego ona jest ostatnim ogniwem, wprawdzie drobnym, lecz obdarzonym niebywałą
mocą
przerwania całego łańcucha?
Wszelkie rozważania na temat od kiedy, od jakiej fazy zaczyna się. człowiek
chroniony przez
prawo, są z punktu widzenia Przyrody pozbawione sensu. Jeśli takie rozważania
podejmuje
lekarz, a co gorsze, biolog, kwalifikuje go to do utraty dyplomu. Skoro matka
istniejąca w postaci
kilkudziesięciokomórkowej już ma obok swych komórek jaja, które kiedyś rozwiną
się w ciała
jej dzieci, to znaczy, że stopień jej „człowieczeństwa” w tej chwili jest taki
sam jak
„człowieczeństwa” jej dzieci.
Powtórzmy: życie jest ciągłym procesem. Powstało na Ziemi raz jeden, cztery
miliardy lat
temu, nie wiemy w jaki sposób, dlaczego i po co. Przetrwało do dzisiaj w nie
kończącym się
łańcuchu podziałów komórkowych. W pewnym sensie nasze ciała są tymi samymi
komórkami,
które istniały wtedy, u zarania życia, dlatego życie nie poczyna się w łonie z
chwilą zapłodnienia
jaja. Każdy z nas istnieje od początku życia na Planecie. Każde nie narodzone
dziecko już jest,
już gdzieś żyje w postaci komórkowej. Tak będzie do końca świata. Wszystkie żywe
istoty
zostały stworzone w jednej chwili i raz na zawsze wówczas, gdy w praoceanie
zaistniała
pierwsza komórka zdolna do podziału. Ona to, w miriadach kopii, jest wszystkimi
istotami
wszystkich czasów.
Wynika stąd wniosek, że to wielkie, komórkowe dzieło, ta misja wszech czasów,
musi
wspierać się na równie potężnym i rozbudowanym programie, realizowanym przez
całe pakiety
wzorców. Działają wśród nich wzorce nadające kształt rzeczom i kierujące ich
zachowaniami.
Związane z istotami żywymi są wzorce zachowań macierzyńskich. Istota żeńska,
której ciało jest
ukształtowane tak, by zdolne było do rezonansu z wzorcami zachowań rozrodczych i
opiekuńczych, dzięki świadomości może ten rezonans powstrzymać. Lecz będzie to
równoznaczne z samookaleczeniem.
Człowiek, który zrywa więzy ze swym misnatycznym podłożem otrzymanym w darze od
Przyrody, który odcina się od niego, odmawia spełnienia jego wyższego nakazu,
przestaje być
pełnym człowiekiem. Staje się kimś, kto zawiódł, kto nie podjął przekazanej mu
sztafety wieków.
Nie wiemy, jak odbiera to Przyroda. Skoro człowiek nie spełnia jej wskazań,
Strona 173
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
jeśli używa
najpotężniejszego z darów otrzymanych, świadomości, przeciw życiu, to może
zostać uznany za
przeszkodę w jego dalszym rozwoju, w osiągnięciu jeszcze wyższych celów. Jakiż
sens mają dla
Przyrody istoty, które nie chcą się rozmnażać, które powstrzymują zwycięski
pochód życia? Ba,
które swoją świadomością stwarzają uniwersalny wzorzec nieuzasadnionego
przerywania życia,
dostępny dla wszystkich istot w misnatycznym planie! Jeśli ten wzorzec zdoła się
utrwalić, jeśli
nabierze mocy, jeśli zacznie się szerzyć i zarażać inne gatunki – co stanie się
z życiem?
Naturalne wzorce zabijania napotykają liczne ograniczenia, a wyzwalane są przez
ściśle
określone bodźce: głód, samoobronę, obronę potomstwa. Działają bezpośrednio dla
zaspokojenia
potrzeby danej chwili. W odróżnieniu od nich wzorce zabijania stwarzane przez
ludzką
świadomość mają skrajnie odmienny charakter i złowrogie cechy. Aborcja i
zaczepne działania
wojenne nie są odpowiedzią na bezpośrednie zagrożenie istnienia. Są
odpowiedziami na
zagrożenie wyimaginowane, w małym stopniu prawdziwe. Są przeto odpowiedziami
nieadekwatnymi do zagrożenia. Są działaniami rozwijanymi na skalę nie
pozostającą w żadnej
proporcji do rzeczywistej potrzeby. Ponadto, niby to usuwając pozorne
zagrożenie, w
rzeczywistości sprowadzają faktyczne zagrożenie z całkiem innej strony.
Usunięcie ciąży
przynosi kobiecie znacznie większe szkody niż te, które by wynikły z urodzenia
dziecka. Z
118
perspektywy czasu wojna agresywna kończy się nieporównanie większymi stratami
agresora niż
te, których chciał uniknąć, zabijając swoich przeciwników.
Powoływane przez człowieka wzorce zabijania pozostają w całkowitej niezgodzie z
wzorcami
istniejącymi w przyrodzie, dlatego mogą być przez nią odebrane jako zagrożenie
dla procesu
życia. Pamiętajmy: życie ma potężne, wbudowane w siebie misnatyczne mechanizmy
obronne.
Od samego początku działa w nich wzorzec zapewniający przetrwanie. Wynalazczość,
przemyślność i inteligencja życia nie mają żadnych granic. Jeśli trzeba, to dla
nadrzędnego celu
Drzewo Życia samo odcina swoją zwyrodniałą gałąź. A czyni to dlatego, by nie
zarażała innych,
by nie zajmowana przestrzeni, którą inna gałąź wykorzysta lepiej, sięgając wyżej
i dalej.
Rozważałem wcześniej przyczynę wygaśnięcia dinozaurów, a także możliwe przyczyny
pojawienia się wirusa HIV, eliminującego ludzi. Teraz chciałbym się zastanowić,
czy HIV nie
Strona 174
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
jest odpowiedzią Przyrody na agresję naszych umysłów wobec podstawowych wzorców
umożliwiających trwanie.
Umysł był wielkim ulepszeniem, stwarzającym olbrzymie nadzieje, dającym zjawisku
życia
nieograniczone perspektywy, możliwość sięgania do nowych obszarów przestrzeni i
czasu i do
nieznanych nam jeszcze wymiarów. Lecz jeśli jego ubocznym płodem stały się
mechanizmy
zagłady i występowanie przeciw własnemu gatunkowi, masowa eksterminacja,
zabijanie płodów,
zachowania homoseksualne uniemożliwiające rozród, trzebienie innych gatunków,
niszczenie
środowisk niezbędnych dla życia i tak dalej, i dalej – to może trzeba mu w tym
zdecydowanie
przeszkodzić, usuwając go i ograniczając tak szybko, jak tylko możliwe!?
Jesteśmy zagrożeniem. Alarmującym, katastroficznym. Pustoszymy substancję
biologiczną
Planety, dewastujemy wzorce sterujące życiem, niszczymy biosferę, nad którą
układ słoneczny
pracował 10 miliardów lat, by mocją zasiedlić człowiekiem, a czynimy to wszystko
w takim
tempie i na taką skalę, że pozbycie się nas musi być pilnym nakazem. Gdybyśmy
wiedzieli, jaka
koalicja przeciw nam się tworzy, jakie siły angażują się w powstrzymanie
człowieka i wskazanie
mu jego miejsca – poczulibyśmy pewnie zimny dreszcz na plecach! Wszechświat bez
wątpienia
ocali życie, tylko czy zechce nas przy tym zachować?
Na marginesie chciałbym tu powiedzieć, że to co czynimy, nie może być
rozpatrywane w
kategoriach winy czy też grzechu oraz kary za to spadającej z niebios. Wszystko
to jest
wytłumaczalne w granicach „zwykłych” oddziaływań Przyrody. Do chwili pojawienia
się
gatunku ludzkiego śmiercią zawiadywały wzorce wypracowane od wieków i działające
poza
świadomością żywych istot. One też określały długość życia właściwą każdemu
gatunkowi.
Śmierć zadawana jednym zwierzętom przez drugie nie wynikała z wzorca zabijania,
lecz z
wzorca odżywiania się. Mięsożerca ścigał swą ofiarę nie po to, by zabić, ale
żeby ją wchłonąć.
Pusty żołądek ścigał umykające mu danie.
Wzorzec zabijania dla abstrakcyjnego celu i potrzeby zrodzonej w umyśle został
stworzony
przez ludzi. Poczęliśmy zabijać tylko dla usunięcia innej żywej istoty, dla
„oczyszczenia”
przestrzeni życiowej.
Od czterech miliardów lat życie wypracowywało jedynie mechanizmy służące
własnemu
przetrwaniu i osiąganiu wyższych poziomów zorganizowania. Przyjęło skuteczną
zasadę
Strona 175
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
odżywiania się jednych organizmów drugimi oraz ograniczonego czasu życia
osobników, co
zapewniać miało przepływ budulca i napędzać ewolucyjne zmiany. Uczestniczący w
tym
wzorzec śmierci pozwalał uniknąć skostnienia w raz powstałych formach i na
szybką
przebudowę elementów biosfery.
Obecnie pojawił się wzorzec zgoła inny: wzorzec śmierci dla samounicestwienia.
Jedne
komórki zabijają drugie, kierując się tylko własnym widzimisię. Młody,
samobójczy wzorzec
zaprzecza sensowi życia, bytu, istnienia, jest wystąpieniem przeciw aktowi
Stworzenia.
119
Odwieczne wzorce trwania, wprawiające w ruch Przyrodę, nie mogą pozostać
obojętne na to. Jak
zawsze, tak i teraz, znajdą sposób usunięcia groźnego wypaczenia, zanim się ono
rozszerzy na
wszystkie istoty. Zanim ludzki wzorzec przeniknie do świata roślin i zwierząt,
zanim wszystko w
lasach i na polach zacznie się zagryzać, dusić, rozszarpywać, dławić.
Przychodzi mi na myśl, że jednym z tych sposobów ocalenia, zastosowanym przez
wzorcestrażników,
może być zaniechanie interwencji w ogóle: niech działa wzorzec zabijania się
ludzi,
bo gdy ich zabraknie, niebezpieczeństwo samo przez się przeminie! Pozbawiony
naturalnego
podłoża w ludzkiej psychice wzorzec pocznie słabnąć i zaniknie, nim jakakolwiek
inna istota
zdoła go przyswoić.
Lecz jeśli Przyroda nie może sobie pozwolić na czekanie, może się to odbyć
inaczej. Ten
złowrogi wzorzec, będący w swej misnatycznej postaci samą esencją, samym
stężeniem myśli:
zabić człowieka! – poczyna żyć swoim własnym życiem, emanując pochodne wzorce,
wydzielając je z siebie, stwarzając osnute na misnatycznej kanwie struktury
służące zabijaniu
ludzi. Jedną z nich może być morderczy dla człowieka wirus HIV.
Jeśli, jak już wiemy, te misnatyczne wzorce mogą kształtować ciała, wydłużać
szyję żyrafy,
budować chemiczne miotacze termitów, wibracyjne ubijaki os, budować nowe geny –
to mogą
też z pewnością ukształtować molekułę o specyficznym, ukierunkowanym działaniu,
służącą
eliminacji gatunku, który niszczy własne zarodki, zachowania rozrodcze
wyjaławia, a niszcząc
swój umysł odbiera sobie zdolność do biologicznego przeżycia.
120
Narodziny wzorca
Istnieje przekonanie, że jednym z pożytków sportu jest jego działanie
rozładowujące agresję w
sposób cywilizowany. Sądzę, że to pozorny pożytek, a działanie ma odwrotny
Strona 176
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
skutek. Sport
zawodowy jest walką, mającą w swym założeniu pokonanie przeciwników, a więc ich
symboliczne zabicie czy unicestwienie. Kibice na meczach bokserskich nie używają
eufemizmów
i nie wahają się nazwać rzeczy po imieniu. Z całej mocy płuc wrzeszczą: zabij! O
to samo
chodzi, choć w umownej postaci, podczas wszystkich zawodów, kiedy to naprzeciw
siebie staje
dwóch ludzi lub też dwie drużyny. W boksie czy szermierce, w tenisie czy hokeju.
Lekkoatletyka
albo wioślarstwo lepiej zachowują pozory niewinności. Zawodnik walczy z
odległością, z
czasem, z poprzeczką czy płotkami. Lecz to także pozór. Zwycięzca staje na
podium, wznosząc
się nad innych. Jest sławiony przez media jako zwycięzca nad pokonanymi,
przegranymi,
„skarconymi” przez niego, „odesłanymi do rogu”.
Piłkę nożną zostawiłem na koniec. Tu chodzi już nie tylko o drużyny programowane
przez
trenerów na koszenie, kopanie po kostkach i goleniach, brutalne atakowanie
ciałem przeciwnika,
wbijanie łokcia w jego ciało, aby go osłabić fizycznie i psychicznie zastraszyć.
Realizujący takie
wytyczne zawodnicy z pewnością nie żywią przyjaznych, „sportowych” uczuć do
ogółu swoich
przeciwników. Co gorsza, ich wojownicze podniecenie podziela na każdym meczu
czterdzieści
lub osiemdziesiąt tysięcy kibiców. Są rozgrywki, które ogląda co tydzień ćwierć
miliarda ludzi.
Mistrzostwa świata mają widownię miliarda osobników życzących źle sportowemu
wrogowi. I
oto zbieramy żniwo.
Socjologowie próbują uzasadniać przemoc, awantury, bijatyki, wojny stadionowe
bezrobociem młodzieży, frustracją, alienacją, niskim wykształceniem... Nie
wierzmy im. Tłumy
młodzieży gromadzące się wokół stadionów z butelkami wódki, z kastetami, rurkami
stalowymi,
z nożami, miotaczami gazu, kijami baseballowymi są najczulszym wskaźnikiem tego,
co
naprawdę się dzieje na murawie stadionu. Ta młodzież nie dała się zwieść
pozorom. Intuicja
młodych jeszcze nie stępiona, jeszcze świeża, wrażliwa na bodźce, bezbłędnie
odbiera najgłębsze
psychiczne podłoże wydarzenia. Nie chce konwencji meczu, nie chce umowności, nie
chce
zakłamania. Chodzi o walkę? Więc walczmy! Wzorzec walki, wzorzec unicestwiania
przeciwnika unosi się nad stadionem, trzeba go tylko zrealizować! Dlaczego tylko
dwudziestu
dwóch gladiatorów ma to robić w naszym imieniu? Przecież wszyscy możemy wziąć w
tym
udział, niczego nie udając, niczego nie pozorując, nie bawiąc się w sędziów,
bramki i przepisy, a
Strona 177
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
po prostu waląc w głowę kibica przeciwnej drużyny!
Ci młodzi ludzie ujawniają ukryty sens walki sportowej. Nie potępiajmy ich jako
chuliganów,
zwyrodnialców, wykolejeńców i wyrzutków społeczeństwa. Ich zachowanie stworzyły
kolejne
pokolenia miłośników sportu, którzy do nieprawdopodobnych rozmiarów rozbudowali
współzawodnictwo sportowe i z walki uczynili jedną z głównych profesji oraz
zainteresowań
współczesnego świata. Nie tylko o sport chodzi!
121
Przybysz z obcej planety byłby z pewnością zdumiony tym, że wszędzie na Ziemi
ludzie, jeśli
już nie strzelają do siebie, to współzawodniczą na inne sposoby. Ich głównym
staraniem jest
wykazywanie wyższości nad pozostałymi. Nie tylko w skoku, odbijaniu piłek,
jeździe bolidami,
judo, kick-boxingu, karate, kobiecych zapasach. Także w przemyśle, handlu,
gospodarce, nauce
toczy się nieustanny wyścig i walka nie przebierająca w metodach, dla wykazania
swej
wyższości, dla pokonania kogoś. W końcu nawet niewinny pozornie konkurs
piękności kobiet
służy unicestwieniu wśród pięknych dekoracji większości uczestniczek.
Jesteśmy przerażeni falą ciężkich przestępstw, gwałtów i morderstw popełnianych
przez
dzieci. Dziwimy się, że postawione przed sądem nie odczuwają żadnej skruchy. Ale
dlaczego
miałyby ją odczuwać? Przecież są tylko posłuszne potężnemu, nieodpartemu,
utrwalającemu się
wśród przedstawicieli gatunku ludzkiego wzorcowi zabijania! Jak wyżej napisałem,
oni,
młodociani, bardziej wrażliwi na podświadome sygnały – mimo że posądzamy ich o
niewrażliwość – odbierają najgłębszymi warstwami psychiki misnatyczny nakaz
zabijania. Nie
istnieją dla nich hamulce kulturowe, bo nie pracuje nad tym szkoła ani rodzina,
więc posłusznie,
automatycznie, instynktownie poddają się wzorcowi.
To właśnie stan psychiki obserwowanych członków subkultur młodzieżowych oraz
młodocianych zabójców jest jaskrawym dowodem działania subtelnych wzorców
zachowań.
Dzieci-mordercy pytane o motywację ich czynów nie mają nic do powiedzenia. Są
coraz młodsi.
Na trybunach rozłupują innym głowy ławkami, w ciemnych zaułkach prętami i
łańcuchami z
żelaza, na cmentarzach wieszają nieletnich rówieśników, sznurowadłami duszą
młodsze dzieci,
dorosłych zabijają ciosem młotka w tył głowy. Przesłuchiwani, nie pojmują, o co
się ich wini.
Jeśli czegoś żałują, to wyłącznie tego, że zbliża się Gwiazdka i ominie ich
prezent, bo zabijając
rozgniewali mamę. Cóż, po prostu zabili. Są zdziwieni, że powinien istnieć jakiś
powód czynu.
Strona 178
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Jeszcze bardziej, że powinni czuć skruchę. Takie są właśnie symptomy działania
instynktowego,
które nie wymaga motywów i nie pociąga za sobą poczucia winy. Raz jeszcze
powtarzam: na
naszych oczach, za naszym przyzwoleniem powstaje misnatyczny wzorzec zabijania
ludzi, stając
się nowym instynktem człowieka.
Zawodnik-piłkarz, szermierz, bokser czy zapaśnik – spytany, czy widok
przeciwnika budzi w
nim złość, nienawiść, chęć unicestwienia, zmiażdżenia, zabicia, w większości
przypadków
odpowie, że nic podobnego. Wyjaśni, że przeciwnik jest umownym celem, jest
inteligentnym
manekinem, tarczą, kontrpartnerem, nie wywołującym wrogich emocji, żądzy krwi,
zadania
cierpienia.
To właśnie nas myli! Sądzimy, że gdy nie ma negatywnych emocji, to zachowanie
nie
zostawia śladu, nie staje się wzorcem, nie może się utrwalić w misnatycznym
planie. W istocie
jest odwrotnie. Właśnie wrogie emocje są mniejszym zagrożeniem, są bowiem
rodzajem
ograniczenia, trzymającego agresję w ryzach. Dopóki nie zaistnieją, wywołane
specyficznymi
bodźcami, i nie osiągną koniecznego progu pobudzenia, nie wywołują fizycznych,
agresywnych
działań.
Tak było w przeszłości. Dzisiaj umowność sportu sprawiła, że człowieka atakuje
się bez
emocji, a bodźcem wyzwalającym agresję staje się nie podniecenie, szalejące
uczucia i
adrenalina, nie furia i nienawiść, lecz sam obraz człowieka. Już nie trzeba
podniety ani
zagrożenia, by próbować zabić. Wystarczającym bodźcem jest – człowiek! Właśnie
ta umowność
sportu i to pozorowanie niewinnej zabawy sprawiły, że wzorzec „agresji dla
sportu” pozbył się
prastarych mechanizmów kontroli i włącza się na zimno, bez podniety, bez powodu
i celu.
Lecz współzawodnictwo sportowe może okazać się dziecinną zabawą w porównaniu z
tym
masowym atakiem, jaki na młode umysły przypuściły gry komputerowe i filmy video.
Nigdy
dotąd w historii, na tak wielką skalę, ludzkie umysły nie były zaprzątnięte
niszczeniem
122
człowieka. W cywilizowanych krajach każdej doby pięćset milionów ludzi przygląda
się
zabijaniu kogoś, dręczeniu, upokorzeniu, gwałceniu, poniżaniu. Zaś sto milionów
nastolatków
swymi joystickami pastwi się kopiąc, strzelając, waląc pięścią we wszystko, co
się rusza na
Strona 179
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
ekranie, wyrywając kręgosłup, miażdżąc głowę jak orzech, wypruwając trzewia. To
nie mija z
chwilą wyłączenia komputera czy wyjęcia z magnetowidu kasety. Pozostaje wzorzec,
poprzez
myśli odciśnięty w misnatycznym planie i stamtąd działający już na wszystkich
ludzi w ich
realnym życiu. Nieważne, kto gra i ogląda filmy.. Wystarczy, że grupa oglądaczy
jest
dostatecznie duża, aby stworzyć i wzmocnić wzorzec obejmujący swym złowieszczym
wpływem
cały ludzki gatunek. To dlatego być może, z biegiem tysiącleci, coraz krwawsze
są wojny, coraz
więcej ofiar, coraz rozleglejsze pola bitew, a w coraz krótszych okresach pokoju
na ulicach i w
domach coraz więcej ofiar.
Pamiętajcie więc wy, którzy siedząc w fotelu, raz po raz oglądacie krwawe filmy,
którzy
gracie w gry komputerowe i ruchem joysticka kosicie tuzinami wrogów, którzy
ślinicie się,
oglądając film lub gazetkę ukazującą seks z dziećmi, ze zwierzętami czy
mężczyzny z
mężczyzną, którzy chichoczecie na widok biorących ślub lesbijek, którzy czujecie
się przy tym
cudownie niewinni, ponieważ sami nikomu krzywdy nie robicie – jesteście w
błędzie!
Wy, poprzez swoją ludzką świadomość, której potęgi nie doceniacie, a działania
nie
rozumiecie, utrwalacie i wzmacniacie wzorce tych zachowań, wpływając na
wszystkich ludzi.
Sądzicie, że to co dzieje się w waszych głowach i waszych czterech ścianach
nikomu nie szkodzi
i nie ma związku z tym, że właśnie gdzieś na świecie młodociani duszą kolegę,
przyjaciółki
wieszają koleżankę na strychu, dzieciaki topią dziecko w stawie, kotu wydłubują
oko – nie
wiedząc dlaczego, nie czując żadnej winy i nie żałując niczego.
Winni jesteście wy i my wszyscy, i nasi poprzednicy, którzy stworzyli wzorce
dręczenia i
zabijania i pozwolili się im na dobre utrwalić. Tam, gdzie nie ma hamulców
kulturowych, coraz
wątlejszych we współczesnym świecie, do głosu dochodzą zachowania instynktowne.
Wzorce misnatyczne są podłożem tych instynktownych działań. Kot instynktownie i
automatycznie zabawia się z myszą, gdy tylko ta wpadnie w jego pazury. Nie
potrafi się od tego
powstrzymać, ponieważ nakaz instynktownego zachowania został wyzwolony impulsem:
widokiem ruszającej się myszy. Ten bodziec jest wystarczającym powodem.
„Najważniejszą i najwybitniejszą, ale jednocześnie najtrudniejszą do wyjaśnienia
cechą
psychiczną czynności instynktownej jest fakt, że przebiega ona wyłącznie
automatycznie, bez
jakiegokolwiek dążenia podmiotu do jakiegoś „celu” (Konrad Lorenz).
Akty instynktowne nie są wynikiem uczenia się, ale mogą być wynikiem
Strona 180
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
dojrzewania. Młode
gołębie, trzymane od wyklucia się z jajek w ciasnych klatkach,
uniemożliwiających im
rozwijanie skrzydeł, w chwili uwolnienia natychmiast umieją latać.
Nie jest wykluczone, że już za kilkaset lat młode osobniki rodzaju ludzkiego,
trzymane od
urodzenia w odosobnieniu, chronione przed wszelkim złym wpływem, wyszedłszy po
uzyskaniu
dojrzałości fizycznej na ulicę, pod wpływem bodźca, jakiego im dostarczy sam
widok człowieka,
instynktownie spróbują go zabić.
Współcześnie cała ludzkość intensywnie pracuje, aby wypracować instynkt
zabijania ludzi.
Dwóch siedemnastolatków z Pabianic zakłada się, który z nich szybciej potrafi
zabić
człowieka butelką z odbitym denkiem. Z dwóch zaatakowanych w nocy przypadkowych
przechodniów, przeżywa tylko jeden.
Dwie czternastolatki we Wrocławiu zabijają finką, „denerwującą je” koleżankę z
klasy.
Trzynastoletni chłopak w Strzelinie, chcąc okraść sąsiadkę, uderza ją siekierą w
głowę.
Piętnastolatek w Szczecinie morduje kolegę rozbitą muszlą klozetową.
Pięcioro dzieci w wieku od 11 do 16 lat w Czechowicach Dziedzicach oblewa
benzyną i
123
podpala kolegę.
Siedemnastoletni uczeń w Chorzowie tłuczkiem do mięsa zabija przyjaciela
rodziców, a jego
trzynastoletniego syna topi w wannie.
Dwóch piętnastolatków pod Augustowem zabija podpitego mężczyznę, skacząc po
klatce
piersiowej.
Dwie dziewczynki w wieku 12 i 14 lat we Wrocławiu wciągają do wykopu
siedmioletnich
chłopców i kaleczą ich szkłem i żyletką...
Walka dobra ze złem to nie bitwa na uczynki widzialne i łatwe do zmierzenia. To
wojna „pod
spodem”, tocząca się tam, w niewidzialnej sferze, gdzie zapada decyzja, który
wzorzec mocniej
się utrwali i stanie się instynktem, a więc automatycznie obowiązującym prawem.
Wciąż mamy
nadzieję. Żywimy przekonanie, że jakoś tam będzie, że „się wywiniemy”, że w
końcu
znajdziemy sposób wyjścia z kryzysu. Zapewne jest to jeszcze możliwe, zwłaszcza
dla istoty
posiadającej świadomość i umysł.
Po raz kolejny jednak musimy tu sobie wyraźnie powiedzieć: nie jesteśmy
gatunkiem
niezbędnym dla Przyrody! Ona już wcześniej o tym pomyślała i na wypadek, gdyby
nas trzeba
było usunąć ze sceny, szykuje naszych następców: małpy lub delfiny. Spróbujmy
pofantazjować.
Strona 181
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Kiedy my znikniemy, stając się z własnej winy skamielinami, za milion lat, kiedy
Ziemia
okaleczona przez nas wróci do równowagi, może przyjść czas delfinów. Sądzę, że
to właśnie te
ssaki mają największą szansę stania się naszymi następcami w świadomym życiu, w
ekologicznym i kosmicznym myśleniu, w pojmowaniu jedności i niepodzielności
Wszechświata,
w rozumieniu jego subtelnej, misnatycznej natury.
Delfiny już stoją na progu życia umysłowego. Jego zaczątki wykazują też
szympansy, które
umieją porozumiewać się biegle z ludzkimi opiekunami językiem migowym. Opanowują
około
stu słów, z których układają logiczne zdania, pytania i odpowiedzi, nawet
dowcipne wyrażenia.
Mają też chwytne i sprawne dłonie, zdolne wykonać każdą pracę. Zaryzykuję jednak
twierdzenie,
że małpy człekokształtne, które oddzieliwszy się od wczesnych form ludzkich,
pełnią dziś rolę
gałęzi rezerwowej, nie rokują najlepiej właśnie z powodu ich zdolności do pracy
manualnej. Ona
pociąga za sobą rozwój cywilizacji technicznej, a ta może okazać się ślepą
uliczką rozwoju.
Delfiny nie mają tego ograniczenia. Brak rąk sprawia, że muszą one wybrać drogę
zupełnie
inną. Początkiem dla nich będzie to, do czego my chcielibyśmy dążyć – głębokie
pojmowanie
Przyrody i tego, co może ona dać żywym istotom, które nie pozwolą się opanować
szaleńczej
myśli zgwałcenia i poddania sobie absolutnie wszystkiego. Kto wie, czy
umożliwiające to
ludzkie ręce nie były pomyłką Przyrody? To co jest naszą dumą, czyli szlachetne
narzędzie pracy
stworzyło technologię służącą zabijaniu i nękaniu na tysiąc sposobów siebie
samych i wszelkich
innych istot pod słońcem. Ten nieudany wynalazek wraz z zardzewiałymi skorupami
i hałdami
plastiku może spocząć na zawsze w osadach tysiącleci i nigdy nie stać się łupem
żadnych
paleontologów, bo nikt już po nas nie wybierze nauki jako drogi poznania.
Pozbawione rąk delfiny nie zbudują sztucznych środowisk, oddzielających je od
naturalnego.
Nie poczną przerabiać czarodziejskich zakątków morza na bunkry, mury oraz stosy
złomu. Z
łatwością wykażą, iż sama świadomość i jej wyższe stany są bez porównania
doskonalszym
narzędziem poznania aniżeli nauka wsparta technologią badań. Tam, gdzie myśmy,
poprzez
mozolne nizanie szczegółów, usiłowali dążyć bez skutku przez całe stulecia, one
dotrą wprost,
wiedzione intuicją. Nie absorbowane przykręcaniem zardzewiałych śrubek, rozwiną
zmysły
przez nas tylko przeczuwane.
Strona 182
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Fritjof Capra w swoim Tao fizyki, a także dziesiątki najwybitniejszych fizyków i
astronomów
ze zdumieniem odkrywają, iż to, do czego oni dochodzą zaledwie w końcu XX wieku,
od co
najmniej czterdziestu wieków doskonale jest znane mędrcom Dalekiego Wschodu. W
książce
124
Czciciele węża ukazałem stronice indiańskich kodeksów z Meksyku, które 500 lat
przed
odkryciem mikroskopu przedstawiają podziały komórek, chromosomy, DNA i zasadę
kodu
genetycznego, odkryte przez wtajemniczonych, nie drogą nauki, lecz „wnikania w
siebie” w
zmienionym stanie świadomości.
Ocean jest dla delfinów wymarzonym środowiskiem dla medytacji i doskonalenia
umysłu i
ducha, dla rozwoju świadomości zdolnej stwarzać byty i organizować istnienie.
Nie musi to być
świadomość człowieka. Przyroda zna jeden jej rodzaj. Ona jest lub jej nie ma.
Gdy raz zaistnieje
w komórkowym ciele, jest zawsze taka sama. Zawsze wiedziona tym samym dążeniem,
dręczona
zagadkami bytu, idąca ku światłu, szukająca Boga.
125
Entropia świadomości
Świadomość to taki stan, w którym krzesło zaczyna pojmować, że jest, że
istnieje, że siadają
na nim i że ono może odsunąć się na bok, aby usiedli na podłodze i dali mu
spokój. Odczuwanie
własnego istnienia, tak naturalnie i obojętnie przez nas przyjmowane, jest
jednym z największych
cudów istnienia i choć nie zdołaliśmy tego zauważyć, najmocniejszym i
wystarczającym
dowodem bezsensowności materialistycznego i redukcjonistycznego objaśnienia
świata.
Jeżeli – może nie u krzesła, ale u garści komórek – rodzi się, lęgnie, świta
przekonanie o
własnym istnieniu, odrębności, woli i umiejscowieniu w ogromnym Wszechświecie,
to jest to
dowód istnienia czynnika wykraczającego poza materialne struktury, czynnika
obiektywnego,
patrzącego z zewnątrz, ogarniającego sytuację jakby z wyższego planu, z szerszej
perspektywy.
To co jest z materii, na zawsze w niej pozostanie. Zawsze będzie tkwiło w
mrocznej
rzeczywistości atomów, pól grawitacyjnych i elektromagnetycznych oddziaływań. W
bezwładnej
sieci chemicznych i fizycznych procesów, ślepych, sztywnych, posłusznych nadanym
im
prawom. Myśl jest inną jakością, zjawiskiem wyższego poziomu, nie wywodzącym się
z chemii i
fizyki. Materia nie mogła go stworzyć. Wręcz przeciwnie – to materia jest jego
Strona 183
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
wytworem. Ten
wyższy poziom musiał zaistnieć najpierw. Od niego się zaczęło i to w jego łonie,
na jego kanwie
poczęły krystalizować się materialne struktury.
Jedna z nich, po czterech miliardach lat mozolnego rozwoju, stopniowego
osiągania wyższych
stanów złożenia, otrzymała możliwość połączenia się ze swym macierzystym planem.
Została
uczulona, otwarta na jego odczuwanie, otrzymała jego niematerialną właściwość:
umysł.
Dostrzegła samą siebie i fenomen istnienia. Odtąd sama ten plan współtworzy,
sama świadomie
wybiera z jego subtelnej materii i zwraca jej przetworzone przez siebie wytwory.
Nasza myśl, świadomość i umysł z całą pewnością należą do tego subtelnego
Wszechświata,
który wyemanował z siebie i osnuł na sobie Wszechświat dotykalny. Są naszym
powrotem do
źródeł i danym nam dostępem do dzieła stworzenia. Jeszcze za wcześnie na pełne
zrozumienie
tego. Nasza młoda, zamglona świadomość musi się wyklarować, dojrzeć, oczyścić i
wysublimować. Na razie może nam się wydawać, że myśl wzięła się znikąd, że jest
wynikiem
układanki komórek, złożonej przez przypadek w zimnym, pustym Wszechświecie.
Spostrzegliśmy przecież, że cały nasz organizm jest wynikiem długotrwałego
rozwoju. Każda
struktura, każdy odbywający się w nas proces, każde zachowanie, były długo
testowane na
niezliczonych szczebelkach zwierzęcego istnienia. Wszystko, czym jest nasze
ciało, przeszło
liczne próby na miliardach stworzeń. Takie są ucho i oko, system krążenia czy
też oddychania.
Również w dziedzinie psychiki trudno znaleźć takie właściwości człowieka, które
by nie miały
swoich pradawnych korzeni w organizmach zwierząt. Wzorce zachowań rodzicielskich
i
społecznych, drabinki hierarchii w stadzie, instynkt terytorialny, pchający nas
do wojen i do
walki o „swoje” i tak dalej, i dalej. Jest jednak różnica: my uświadamiamy to
sobie, podczas gdy
zwierzęta poddają się instynktowym nakazom całkiem nieświadomie.
126
Świadomość, inteligentny umysł, zjawisko myślenia są wzorcami istniejącymi już u
podłoża
życia, są tymi korzeniami, z których wyrasta zbiorowe Drzewo wszystkich istot
żywych, wielkie
ciało biomasy, pełzające przez tysiąclecia, epoki i ery. One muszą leżeć u
podstaw wszelkiego
istnienia, wszelkiego żywego bytowania, wszelkiego „dziania się” przyrody. One
kształtują
niezliczone przemiany, nadają kierunek, wyznaczają trendy, dokonują wynalazków,
omijają
przeszkody, planują trwanie i rozwój. One też się bawią, tworząc z niezrównanym
Strona 184
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
humorem i
twórczą inspiracją przemyślne urządzenia, genialne rozwiązania, różne rodzaje
broni i kontrbroni
termitów, osłony skorupiaków, lassa pająków, kamuflaże owadów, domy ślimaków,
noszone na
grzbiecie, balony i spadochrony nasion, latawce pająków, maski chrząszczy i
przebrania motyli.
One, napędzając i regulując procesy życiowe, poprawiając i korygując,
usprawniając się same,
ucząc się i pamiętając coraz to nowe rozwiązania, przystosowania, sposoby,
doszły do tego
poziomu, którego przekroczenie wymaga już ich ujawnienia się stworzonym przez
nie istotom.
Przekazania jakiejś części siebie organizmom stworzonym w tym celu. Coś
podobnego uczyniłby
inżynier, przekazując część swego własnego umysłu stworzonemu przez siebie
robotowi.
Ponadczasowa, wszechpotężna, twórcza myśl po piętnastu miliardach lat budowania
Wszechświata samą siebie przekazuje umysłowi człowieka, ujawnia mu się, odsłania
i darowuje
cząstkę siebie we władanie. Nie pojęliśmy wielkości tego wydarzenia. Nie
spostrzegliśmy nawet,
że zostaliśmy dopuszczeni do udziału w dziele Stworzenia. Bo Stworzenie nie
skończyło się dnia
siódmego. Ono przecież trwa dalej. Gdy powstał już Kosmos, Galaktyki, życie, coś
tworzy się
nadal, coś się dalej rozwija. Po energii i materii kształtują się nowe postacie
istnienia. Za miliard
lat pojawią się struktury i byty, o jakich nie śnią dzisiejsi wizjonerzy. Nie
można ich obliczyć ani
interpolować, bo będą stanowiły całkiem nową jakość. Tak jak Wielki Wybuch był
granicą
między jedną a drugą fizyką, tak Wybuch Świadomości może być granicą między
jedną a drugą
postacią istnienia. Brzask świadomości może jest wybuchem psychicznego wymiaru.
Hipoteza termicznej śmierci Wszechświata nie musi być prawdziwa, może być tylko
pomysłem opartym na ciasnym widzeniu przeszłości. Entropia nie w każdej
rzeczywistości musi
być obowiązującym prawem. Zaprzeczyło jej życie. Właśnie zjawisko życia jest
pochodem ku
wyższym stanom zorganizowania, wbrew entropii. Gdy zjawisko życia zbuduje wymiar
psychiczny i pełną świadomość, entropia może się okazać teorią cząstkową, ważną
dla małego
wycinka rzeczywistości. Właśnie życie i człowiek, i jego umysł mogą być
początkiem nowych
praw, tym razem praw psychiki, które ukształtują Wszechświat według nowych zasad
– wolny od
śmierci energetycznej. Te nowe prawa wchłoną chemię i fizykę jako prawa
cząstkowe.
My jednak wolimy utrzymywać z uporem, że szczęśliwym trafem, tu, na marginesie
Kosmosu, w gwiezdnym śmietniku jakiejś Galaktyki, w mizernym robaku zatliła się
myśl,
Strona 185
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
właśnie przez przypadek. Takie przekonanie może się okazać największą pomyłką
filozofów.
Rację mogą mieć ci, którzy intuicyjnie wyczuli znaczenie człowieka i wielkość
jego powołania.
Zstąpmy teraz na Ziemię. To powołanie ledwie się zaczęło. Zaczątkowy umysł, bo
taki tylko
mamy, zaledwie się rozwija. Na razie jest jeszcze prymitywnym tworem, którego w
dodatku nie
umiemy wykorzystywać. Nie umiemy – to tylko eufemizm. W istocie wykorzystujemy
go z
wyjątkowym nasileniem złej woli. Cudowne narzędzie zbudowane przez trwające
miliardy lat
dążenie wykorzystujemy dla cofania się, powrotu ku niższym postaciom istnienia.
To, co miało służyć przetrwaniu, przekształcaniu świata tak, by życiu służył –
przeciw życiu
zwracamy. Niszczymy i zdrowie, i życie, niszczymy zwierzęta i rośliny, niszczymy
warunki
umożliwiające życie na Ziemi w ogóle. I jakby tego było mało, niszczymy same
narzędzia: umysł
i świadomość. Zamiast je rozwijać, wyostrzać, wyczulać, my je zabijamy. Staramy
się stępić
umysł i zagłuszyć świadomość. Temu służą alkohol i narkotyki. Hałaśliwa muzyka
zalewająca
głowę potopem decybeli i migotanie ekranów, wypełniające umysł wizualną watą,
służącą
127
obezwładnianiu go na coraz dłuższe okresy.
Entropia świadomości. Nie sądzę, by ktoś przedtem użył takiego terminu. To, co
tak
nazwałem, jest może najbardziej hańbiącym wynalazkiem człowieka. Entropia w
fizyce to
funkcja stanu termodynamicznego. Przyrost entropii w dowolnym układzie
termodynamicznym
to dążenie do zera bezwzględnego, do śmierci energetycznej. W teorii informacji
entropia to
miara nieokreśloności, chaotyczności.
Jej przyrost to dążenie do rozmycia rozkładu prawdopodobieństw, dążenie do
pustki
informatycznej.
Przyrost entropii świadomości jest w takim razie dążeniem ku ciemnocie,
nieświadomości,
niewiedzy. Wkroczyliśmy na tę drogę. Po czterech miliardach lat ujemnego
przyrostu entropii,
który doprowadził do powstania umysłu, pierwszym tego umysłu świadomym
postanowieniem
jest zwrot o 180° i wejście na powrotną drogę entropii dodatniej! Niech nam się
nie zdaje, że to
odwrócenie dotychczasowego dążenia Przyrody ujdzie nam na sucho! Droga Przyrody
nie
przypadkowo wiodła zawsze w górę, ku wyższym stanom złożenia, ku wyższym
poziomom
zorganizowania. Tak było, bo Przyroda opiera się na takim właśnie programie, on
Strona 186
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
jest jej
najgłębszą istotą, a wszystko co jest mu przeciwne, jest eliminowane.
Nie ryzykujmy więc starcia twarzą w twarz z siłami, o których nie mamy pojęcia.
To nie one,
to my z całą pewnością przegramy. Niech nam się też nie zdaje, że nasze
działania są
niezauważalne w wielkim mechanizmie Wszechświata, że przemijają tam bez echa.
One by
zapewne niewiele znaczyły, gdyby ograniczały się tylko do materialnego wymiaru.
Niestety tak
nie jest, mają swoje odbicie w misnatycznym planie. A każde drgnienie naszej
myśli i sumienia
odbija się falą w nadrzędnych wzorcach regulujących istnienie. Nasz gniew, nasza
złość,
nienawiść, nasze otępienie, chciwość, żądza, niepohamowanie rozchodzą się
falami. Drażnią,
niepokoją, zakłócają odwieczną harmonię, rytm Stworzenia i pokój. Są odczytywane
jako
zagrożenie.
Wprawdzie wzorce śmierci i rozkładu, niszczenia, degradacji, odstraszania,
podporządkowania zawsze istniały w Przyrodzie, lecz były tam niezbędnymi
elementami trwania
i rozwoju. Związane z aktem Stworzenia, w swej dotychczasowej postaci,
działające poza
świadomością, odgrywały pozytywną rolę, pojawiając się tam tylko, gdzie mogły
służyć
rozwojowi. Ludzka świadomość sprawiła, że stały się złem, służąc tylko własnemu
utrwaleniu.
Są przez nas stosowane bez żadnej potrzeby, niczego nie budują, nie chronią, nie
tworzą. W
oszukańczy sposób zaspokajają doraźne i pozorne potrzeby psychiki, w
rzeczywistości
wpychając nas w jeszcze większe kłopoty. Uzależniają od siebie, wciągając w
nawyk
negatywnego myślenia.
Jeżeli umysł jest przystosowaniem, to jest to przystosowanie całkiem nieudane.
Nie ułatwi
człowiekowi przetrwania. Wręcz przeciwnie, niszcząc środowisko psychiczne,
prowadzi do
zagłady. Degeneracja świadomości, rak, który ją toczy, są zagrożeniem także dla
całego procesu
Stworzenia. Negatywne wzorce, które swym umysłem stwarzamy, przenikają do
misnatycznego
planu i sieją tam destrukcję. To nie może nie napotkać oporu.
Całe dzieje życia służą jako dowód, że w Przyrodzie działa doskonały mechanizm
samooczyszczania. Każde zakłócenie niezwłocznie uruchamia procesy naprawiające.
Są one
różne. Ich narzędziami mogą też być wirusy.
Nie kły i pazury, nie bystre zmysły oraz szybkie nogi najlepiej umożliwiają
przetrwanie.
Prawdziwym kluczem do wieczności jest zdolność stwarzania. Budowanie programów i
nadawania im mocy. Nie doceniliśmy tego. Zachłysnęliśmy się naszą wyższością w
Strona 187
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Przyrodzie,
głusi i ślepi na przesłanie, jakie nam doręczyły żyjące przed nami pokolenia
istot komórkowych.
Ono winno nam uświadomić, że Wszechświat nie jest bezładnym, losowym
przesypywaniem
128
kosmicznego gruzu, że jest przesycony inteligencją, rozumem i niewyczerpaną,
tętniącą siłą
życia. Jest oparty na samouczącym się, elastycznym Programie, niczego nie
przesądzającym z
góry, nie podającym gotowych rozwiązań lecz wciąż ich szukającym drogą
doświadczeń,
sumowania osiągnięć, pamiętania zwycięstw i porażek.
Uzyskując świadomość, która w naszych umysłach wypłynęła na wierzch, tak jak
woda
rzeczna rozlewa się po lodzie, świadcząc o głębokiej toni pod skorupą,
zyskaliśmy też dowód, że
w głębi istnienia, pod lodem materii, istnieje czułe, mądre, wrażliwe,
nieskończenie cierpliwe,
wiecznotrwałe podłoże Wszechświata. Ono się objawia tym, co w naszym myśleniu, w
twórczej
intuicji, w błyskach zrozumienia najbardziej spontaniczne, lekkie, fantazyjne,
nie
wyrozumowane. Jeśli chcemy się czegoś dowiedzieć o zagadce życia, o drogach
rozwoju, tajnym
życiu komórek, o twórczym podłożu Życia, musimy w nie wejrzeć poprzez samych
siebie.
Obyśmy zdążyli, zanim entropia unicestwi naszą świadomość i umysł!
129
Przestroga
Mogłoby się wydawać, że odkrycie wzorców nadających kształt rzeczom widzialnego
świata,
zjawiskom i zachowaniom, oznacza odebranie ludziom wolnej woli i możności
wyboru,
sprowadzając ich do roli marionetek, poruszających się wewnątrz niewidzialnych
szablonów. Nie
wolno jednak zapominać, że całkiem wolni nigdy nie byliśmy i zapewne nieprędko
będziemy! W
końcu, choć nikt nas o zgodę nie pytał, zostaliśmy zbudowani jako dwunożne
ssaki, z dwoma
tylko chwytnymi kończynami, o wyprostowanej postawie, o określonym sposobie
odżywiania
się, rozmnażania, o właściwych gatunkowi innych zachowaniach. To wszystko
otrzymaliśmy w
wianie, chcąc nie chcąc, gotowe, dane nam bez naszej wiedzy i przyzwolenia.
Przez cztery miliardy lat nieświadomego życia przeprowadziła nas Matka-Przyroda,
posługując się opiekuńczymi wzorcami misnatycznymi.
Toteż choćbyśmy nie wiadomo jak chcieli polatywać niby ważka nad wodami,
rozmnażać się
przez zapylanie, przepoczwarzać się w strusia, poruszać się stumetrowymi,
pchlimi skokami,
zjeżdżać ze skał na własnej pajęczynie, mieć chlorofil w skórze i odżywiać się
Strona 188
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
słońcem – nic już
nie pomoże! Przynajmniej na razie. Jesteśmy tym, czym jesteśmy, bo tak na swoich
wzorcach
osnuła nas Przyroda. Jej darem jest też świat, który razem z nami powstawał.
Otworzyliśmy oczy
– wciąż je otwieramy – i dowiadujemy się, co powstało dokoła, też bez naszej
wiedzy. A także
jaką mamy grać rolę w tej sztuce zatytułowanej „Życie”.
Bogactwo dekoracji, ich skomplikowanie, różnorodność, mogą oszołamiać. Uczymy
się grać i
z każdą chwilą się przekonujemy, że bogactwo roli jest wprost nieskończone. I
oto, gdy coraz
pewniej stąpamy pośród zastawek i kulis, nagle odkrywamy, że nasze ręce i nogi
poruszają się w
ramach niewidzialnych szablonów, że w wielkim stopniu jesteśmy lalkami w teatrze
kukiełek.
Może to być szokujące odkrycie, odbierające wiarę w sens świadomego istnienia,
lecz
następna chwila musi przynieść zrozumienie: uzyskanie świadomości, umysłu i
wiedzy o
wzorcach Przyrody jest zarazem chwilą uwolnienia! Otrzymujemy przecież
najwspanialszy,
najcenniejszy we Wszechświecie przywilej – zdolność tworzenia wzorców i ich
przekształcania.
Do powoływania nowych i wpływania na istniejące naszą myślą i wolą. I to jest,
być może,
najważniejszy tytuł do nazywania się człowiekiem.
Sądzę, że jeśli dotychczas nie zawsze było dla nas jasne przesłanie Biblii
wiążące się z
Drzewem Poznania Dobrego i Złego, to teraz możemy je lepiej zrozumieć. Nie tylko
o to chodzi,
że człowiek zjadłszy jabłko zyskał możliwość wartościowania swych postanowień i
czynów.
Ważniejsze jest to, że Adam i Ewa, a wkrótce także Kain, swym świadomym
postępowaniem
zaczęli odmieniać wzorce nadane przez Boga i od tej chwili zaczęli za nie
odpowiadać.
Ta odpowiedzialność przeniosła się na cały ludzki gatunek. Dziś nie ma
wątpliwości, że
środowisko wzorców misnatycznych musi być chronione. Szczególną opieką winny być
otoczone
te najświętsze wzorce podtrzymywania oraz zachowania życia, którym zawdzięczamy
istnienie.
To najwyższy nakaz. Jeśli nie położymy kresu zabijaniu, tłumieniu świadomości i
ograniczaniu
130
umysłu, na nic się też nie przyda ochrona wód i powietrza, czarnego bociana i
myszorka
płowego.
Z niezwykłą ostrożnością powinniśmy też traktować daną nam swobodę myślenia. W
myśli
możemy sobie na wszystko pozwolić: dowolnym elementom nadać kształt i kolor,
Strona 189
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
zbudować
dowolne idee, wyobrazić sobie dowolne osoby, dowolne ich cechy, wszystko to
wymieszać,
dowolnie zestawić, zmiksować, pokleić. Świętego z grzechem, matkę z
dzieciobójstwem,
mężczyznę z mężczyzną, a kobietę z capem, zarabianie na życie ze sprzedażą albo
zabijaniem
dzieci...
Jeśli w myśli wszystko wszędzie staje się możliwe, to tak stwarzane wzorce
poczynają się
krystalizować, umacniać, powtarzać i coraz wyraźniej ujawniać w materialnej
postaci.
W tej chwili większość mieszkańców Ziemi jeszcze wyznaje rozmaite zasady, tabu i
przyzwyczajenia, tradycyjne wartości, trwałe obyczaje, lecz nowe zaczynają się
szerzyć ze
zwiększoną siłą. Dzieje się to za sprawą radia, filmu, telewizji, które dzisiaj
dostarczają nam
więcej słów i obrazów w jednym dniu niż naszym pradziadom w ciągu całego życia.
Ponadto,
długo potępiany, w końcu się zakorzenił wzorzec nieograniczonej swobody myśli,
wypowiedzi i
wolności słowa. Za nim, w naturalny sposób zakorzenia się wzorzec wolności czynu
i działania.
Co wolno mi powiedzieć – wolno mi też zrobić!
Obawa, którą tutaj próbuję wyrazić, nie wynika ze wstecznictwa, skisłego
konserwatyzmu,
zaściankowej ciemnoty i ograniczenia, nie jest też próbą krucjaty przeciw
oświeceniu, postępowi
i wolności człowieka. To tylko i wyłącznie stwierdzenie: istnieje w Przyrodzie,
nie przez nas
stworzony, pewien model wydarzeń, w którym ludzka świadomość i umysł grają ważną
rolę. Czy
chcemy tego, czy nie chcemy, czy się nam to podoba, czy wcale, ten model się
realizuje, a my
bierzemy w tym udział poprzez sam fakt posiadania umysłu. Tworzy on wzorce
myślowe, te zaś,
gdy przez powtarzanie zyskają odpowiednią siłę, poczynają oddziaływać na cały
gatunek.
To rzecz jasna narzuca nam odpowiedzialność za nasze myśli. Pojedyncze idee i
pomysły,
choćby najbardziej szalone, niczym nam nie grożą, za mało mają energii, by kimś
powodować,
nawet ich autorem. Niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy do pomysłu zapalają
się rzesze.
Rzesze zapaliły się już do idei „całkowitej wolności myślenia i działania
jednostki”. Jeśli dojdzie
do tego, że każdy będzie myślał, co chce, i robił, co mu się podoba, bez żadnych
ograniczeń,
dojdzie do chaosu. Na szczęście większość naszych myśli jest wciąż szablonowa i
takie jest też
postępowanie. Ale oznaki zmiany już się pojawiają. Pewne rozmaitości, jak np.
śluby
Strona 190
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
homoseksualistów, na razie dodają kolorytu światu i ubarwiają nam życie, lecz
inne poczynają
nas straszyć koszmarami: przestępstwa, jakich kiedyś nie było, szaleńcze akty
gwałtu i terroru,
wymyślne szantaże, postępki do niedawna uważane za nieludzkie i wręcz
niemożliwe...
Nie ma temu granic. Zwolennicy nieograniczonej wolności nie zdają sobie sprawy,
jakiego
dżina wypuszczają z butelki. Kiedy to zrozumieją, zjeżą im się włosy. Właśnie
tworzy się
wzorzec umysłu wyzwolonego, nie znającego żadnych ograniczeń, odrzucającego
jakiekolwiek
zasady i zastane prawa, autorytety oraz obyczaje. Każdy, w każdej chwili może
być swoim
własnym sternikiem, określającym swoje własne zasady i przepisy żeglugi przez
ocean życia.
Ma to swoją cenę. Kto decyduje się na to, zostaje sam jak palec ze swą ideą
całkowicie
wolnego człowieka. Jeśli idące za tym gwałt, rabunek, czystki etniczne, pogromy,
aborcja, nóż w
plecy, strzał w brzuch, tortury staną się zwykłym postępowaniem i dla większości
nie będą już
tabu, jeśli wzorzec destrukcji człowieka przez człowieka przeważy nad wzorcami
współżycia,
nastąpi Armageddon.
Jeśli jeszcze do niego nie doszło, to tylko dlatego, że nie jesteśmy całkiem
wyzwoleni, nie
pozwalamy sobie na zupełną wolność wypowiedzi, a nawet myślenia. Przecież nawet
orędownicy
największej swobody w myślach oraz czynach na ogół jedzą na talerzu, żenią się
najczęściej z
131
osobą płci przeciwnej, kłaniają się znajomym, chodzą do fryzjera. Czynią to, bo
wciąż są w
okowach niezliczonych wzorców, które pozwalają im żyć. A żyją dlatego i mogą
głosić swoje
przekonania, że ich przeciwnicy jeszcze do nich nie strzelają. Jeszcze się ten
zwyczaj
powszechnie nie przyjął. Obawiajmy się dnia, w którym ruszy lawina i wzorce
zabijania
przeważą nad wzorcami współżycia, przyjaźni, miłości, współczucia, pokoju.
Nie wiemy, jak daleko jesteśmy od tej granicy, od punktu zwrotnego, po którym
ludzkość
znajdzie się na równi pochyłej, dlatego oczyszczalnie ścieków powinniśmy
zostawić gminom, a
na najwyższych szczeblach władzy powinniśmy się zwrócić, z całą energią i siłą,
ku
oczyszczaniu środowiska uczuć, myśli, wyobrażeń, ducha. Bez zmian na tym
poziomie ekologia
na nic się nie przyda. Będziemy się zabijali w kryształowo czystym powietrzu,
nad przejrzystymi
wodami.
Strona 191
Kuczyński Maciej - Życie jest myślą.txt
Potrzebna jest powszechna akcja na światową skalę. Powinna rozpocząć się bez
zwłoki, zanim
zabijanie uczynimy instynktem i nałogiem takim jak tytoń czy alkohol. Zanim
nawyk
ograniczania swego umysłu i tłumienia świadomości opanuje gatunek. Zanim masowo
pojawią
się uzależnieni i będą szerzyć misnatyczną zarazę. Myśląca, czująca i
przewidująca większość
musi to wymóc na mniejszości ograniczonej, słabszej, głupszej, już oszołomionej.
Nie bacząc na
jej wołanie o rzekomej wolności człowieka, umożliwiającej mu robienie, co mu się
podoba.
Strona 192