Rozdział18
— MacKayla
Byłyśmy przecznicę od księgarni kiedy głos V'lane'a nadpłynął z ciemności,
orkiestrowe wariację na temat erotycznego snu. Wróżki miały nadzwyczajny głos,
melodyjny i bogaty. Wibrację tego dźwięku gładkie i zmysłowe ocierały się o twoje
zakończenia nerwowe. Jeśli Pieśń Tworzenia jest naprawdę piosenką, nie wiem czy
człowiek przeżyłby gdyby ją usłyszał
Kiedyś miałam coś co nazwałabym normalnym zdrowym popędem płciowym.
Niektórzy z moich przyjaciół mieli na tym punkcie obsesję chociaż wydaje mi się ,że
myśleli iż seks wypełni pustkę i bezcelowość na którą cierpi tak wiele osób z mojego
pokolenia, próbujących znaleźć swoje miejsce na tym świecie.
Ale bycie Pri-ya zmieniło mnie, pozostawiając z żarłoczną wręcz świadomością
wszystkiego co seksualne. A może zrobił to seks z Barronsem? Nie wiem. Wiem
tylko ,że teraz jestem o wiele bardziej przystosowana do seksualnych niuansów niż
byłam kiedyś. Pomruk księcia Seelie był pieszczotą całego ciała i doceniłam ją przez
moment zanim się z niej nie otrząsnęłam
— V'lane! — Dani wykrzyknęła
Zaśmiał się i gdybym nie była niewrażliwa na magię zabijającej seksem wróżki
miałabym teraz poważne kłopoty. Wkładał w to uwodzenie, ciepłą, czystą seksualną
gorączkę uwalnianą przez piękną złota wróżkę. Zaczęłam już myśleć ,że to po prostu
część jego natury, coś czemu nie może zapobiec, jak na przykład niektórzy
mężczyźni sączącemu się z nich testosteronu. Myślę ,że niektórzy mężczyźni obu
gatunków mają po prostu w sobie coś więcej.
Dani nie była wyciszona. Jej oczy były rozgorączkowane i jasne, jej skóra
zarumieniona, jej wargi rozchylone. W tym właśnie momencie ujrzałam kobietę którą
się stawała — Przestań V'lane. Zostaw ją w spokoju
— Nie wierzę ,żeby ona tego chciała. Kto jest lepszy aby obudzić ją na kształt i
fakturę erosa? Zaklepmy to ,że tak powiem
— Umm, Hmm Dani — powiedziała mętnie — Chciałabym
— Nie obchodzi mnie w co wierzysz albo to czego ona by chciała, i nie będziesz
niczego zaklepywał. Ona będzie miała normalne życie — przynajmniej na tyle
zbliżone do normalności na ile mogłam jej zapewnić — Dani, wejdź do środka do
księgarni, dołączę do ciebie za kilka minut
— Ale ja nie chcę —
— Natychmiast — powiedziałam
Zerknęła
— Założę się ,że Barrons tam jest — kusiłam, do V'lane'a powiedziałam — 'Wycisz
się' tak ,żeby mogła się z tego otrząsnąć!
Podniósł i opuścił jedno ramię
Dani wydała z siebie miękkie westchnienie tak jakby została uwolniona z jakiegoś
wewnętrznego napięcia z którego nie do końca chciała się uwolnić. Przesuwała
spojrzeniem od V'lane'a do księgarni i z powrotem tak jakby rozdarta próbowała
wybrać pomiędzy bananowym deserem a lodami krówkowymi. Wtedy powiedziała
'W porządku' i zniknęła. Przy drzwiach rzuciła mi przez ramię kokieteryjny uśmiech i
powiedziała — Nie śpiesz się Mac. Ja i Barrons, mamy pewne rzeczy do obgadania
Powstrzymałam śmiech przypominając sobie moje własne nastoletnie zauroczenia.
Były koszmarami nieporadności i nerwowego napięcia. Albo to poczucie
niezdarności, zbyt nieporadne aby je opisać i potrzeba. Wierzyłam w to ,że Barrons
zręcznie odeprze jej kult bohatera. Tylko przy mnie zachowywał się jak stały dupek.
Obserwowałam aż zniknęła bezpieczna w środku i zamknęła za sobą drzwi. Chociaż
nic nie wskazywało na to ,że Ciemna Strefa która kiedyś sąsiadowała z KiBB nadal
istniała, nie ufałam tym wypełnionym cieniami ulicą poza księgarnią.
Spojrzałam z powrotem na V'lane'a. Przyglądał mi się uważnie
— Walczyłaś. Nic ci nie jest MacKayla?
— Wszystko w porządku — mój refleks dziś wieczorem był jak dynamit. Pomimo
tego ,że przyjęłam na siebie kilka ciosów, jakoś zawsze udawało mi się cofnąć lub
zrobić unik aby zminimalizować ich impakt. Nawet nie czułam się posiniaczona.
Żadnych rozcięć. Żadnych urazów. Czułam się fantastycznie. Kochałam tą nową
silniejszą wersję swojej osoby.
Reflektory na szczycie KiBB rozbłysły. Ulica zrobiła się nagle oślepiająco wręcz
jasna. Nie miałam żadnych wątpliwości ,że Barrons był o krok od wyjścia na
zewnątrz.
V'lane rzucił na księgarnie, pięknie naśladowane zniesmaczone spojrzenie, wtedy
jego ramiona znalazły się wokół mnie i już nas nie było.
Pojawiliśmy się wysoko na ciemnym niebie
Trzymał mnie za rękę
Popełniłam przerażający błąd spoglądając krótko na dół. Szarpnęłam wzrok z
powrotem do góry. Stałam na niczym. Czarne powietrze było pod moimi stopami.
Dlaczego nie spadałam?
Tak szybko jak tylko o tym pomyślałam zaczęłam spadać. Rzuciłam się na niego,
oplatając go rękoma i nogami i trzymając się z całej siły.
Jego ramiona przytuliły mnie natychmiast — Powinienem był to zrobić dawno temu
MacKayla — zamruczał — Nie martw się, nie pozwolę ci spaść. Spójrz w dół
— Na pewno nie — nie miałam pojęcia jak wysoko byliśmy ale było zimno.
Zacisnęłam oczy — Czy my po prostu wisimy w powietrzu? — to stawiało mnie w
niezwykle trudnej sytuacji. Jestem całkiem pewna ,że zostaliśmy stworzeni z nogami,
ponieważ powinniśmy chodzić po powierzchni tej planety. Słowem kluczowym była
tutaj powierzchnia, nie ponad nią ani pod nią tylko po niej.
— Czułabyś się bezpieczniej w jednym z tych transporterów które często spadają?
— Nie tak często
— Jeden z takich upadków wystarczy do zakończenia śmiertelnego życia, zdajesz
sobie sprawę z tego ryzyka. Ludzie są nieracjonalni i głupi
— Ten irracjonalny i głupi człowiek, chce postawić swoje stopy na ziemi
— Mam dla ciebie prezent MacKayla. Mam … jak brzmi to słowo …— przerwał i
nagle zdałam sobie sprawę ,że słyszę dokuczliwą nutę w jego głosie — Ach, mam —
powiedział lekko — Mozolna praca. Pracowałem aby dać ci ten prezent. Nie tylko
machnąłem czarodziejską różdżką z mojej bajki aby móc ci to dać
Drażnił się. Nie byłam pewna co bardziej wyprowadzało mnie z równowagi, wiszenie
na nocnym niebie czy słuchanie drażniącego się ze mną V'lane'a. LM twierdził ,że
zmienił się przez narażanie ludzi Czy V'lane też?
— To najlepszy sposób aby zaprezentować mój prezent
— Spojrzałam w dół gdy tu dotarliśmy, dużo ciemnej przestrzeni, wydaje mi się ,że
widziałam też gwiazdy.
— Gwiazdy są pod nami, spójrz jeszcze raz — jego ton jasno dowodził ,że będzie
nas tu tak trzymał nawet całą noc jeśli nie zrobię tego co mówi
Westchnęłam, otworzyłam oczy rzuciłam pośpieszne, spanikowane spojrzenie w dół i
ścisnęłam oczy zamykając je ponownie. Wtedy dopiero zdałam sobie sprawę co
zobaczyłam i moje oczy otworzyły się szeroko. Byliśmy kilka tysięcy stóp w górze a
pod nami błyszczały światła miasta
Światła miasta! Byliśmy nad jasno oświetloną powierzchnią która mogła być tylko
dużym obszarem miejskim! — Myślałam ,że zasilanie padło wszędzie! —
krzyknęłam
— Pracowałem z innym wróżkami Seelie nad przywróceniem napięcia —
powiedział z dumą
— Gdzie jesteśmy?
— Pod nami jest Twoja Atlanta. Na wybrzeżu ,światła Savannah — wskazał — Tam
jest Ashford. Mówiłem ,że zachowam Twoich rodziców w bezpieczeństwie. Kiedy
Barrons pokonał mnie w zaledwie kilka minut ratując ciebie, skierowałem swoje
wysiłki aby uratować tych którzy liczą się dla ciebie najbardziej. Barrons wciąż nie
poświęcił im nawet jednej myśli. Ciemne Strefy które wchłonęły miasta w okolicach
Twojego domu, i groziły rozprzestrzenianiem, zostały wyeliminowane. Zasilanie
zostało przywrócone. Nawet teraz ludzie uczą się jak się bronić. Moim prezentem dla
ciebie jest przywrócenie z powrotem Twojej Georgii
Gapiłam się w dół na światła, potem na niego — Czy mógłbyś to zrobić dla całego
świata?
— Znaczna cześć naszej mocy pochodzi z naszych zdolności manipulowania
wymiarami poza swoimi, ale materia ludzkiego wymiaru jest… lepka i gęsta. Wasze
prawa fizyki nie są tak… podatne na manipulowanie jak nasze. Te zmiany zajmują
dużo czasu, współpracy z innymi wróżkami Seelie i wieloma ludźmi
W 'dialekcie' V'lane'a znaczyło to nie. Zrobił to dla mnie i już więcej nie zrobi.
— Twoi rodzice są bezpieczni. Chciałabyś ich zobaczyć?
Nagle ścisnęło mnie w gardle. Mama i tata byli tam na dole. Jedno z tych
błyszczących świateł pode mną, zaledwie jedną teleportację dalej. Zawsze byli
zaledwie teleportację dalej ale w jakiś sposób w Dublinie z czterema tysiącami mil
pomiędzy nami, łatwiej było mi blokować tą myśl tak aby nie wodziła mnie na
pokuszenie. Tak aby mnie to nie bolało, albo abym się nie martwiła, czy
ryzykowała ,że zdradzę ich istnienie i miejsce pobytu moim wrogom. Zapakowałam
więc mamę i tatę do mojego zamykanego na kłódkę pudełka, z wszystkimi moimi
innymi zakazanymi myślami. Czy Alina też tak z nami postępowała?
Wstrzymałam oddech. Nie powinnam.
— Zabierz mnie na ulicę przed Brickyard — powiedziałam — Stamtąd pójdę
Byłam tutaj i nie mogłam się oprzeć. Chciałam znowu zobaczyć swój świat,
Chciałam przejść się wysadzanymi dębami i magnoliami uliczkami mojego
rodzinnego miasta. Chciałam postać przed swoim domem i spoglądać w okno swojej
sypialni. Chciałam zobaczyć czy uda mi się znaleźć jakiś ślad dziewczyny którą
kiedyś byłam na tych ulicach czy może została ona całkowicie wchłonięta przez
mroczny sen o wróżkach. Nie śmiałabym ryzykować ,że zostanę dostrzeżona, więc
będę musiała pozostawać w cieniu ale w tym akurat byłam całkiem niezła,
przynajmniej ostatnio.
Lekko osunęłam się w dół, moje buty dotknęły chodnika.
Oto i Brickyard usytuowane na swoim dużym terenie. Światła były zapalone
wewnątrz i na zewnątrz. Nic się nie zmieniło. Pośpiesznie podeszłam zaglądając
przez okno
Och, jak bardzo się myliłam! Wszystko się zmieniło. Siły policyjne w Ashford,
strażacy, burmistrz i około setka mieszkańców byli w środku i nie musiałam rozbijać
okna ,żeby wiedzieć ,że dyskutują na temat strategi. Ściany upadły i teraz cały świat
już o tym wiedział. Gdyby była jakaś międzynarodowa gazeta, to nie pisałaby o
niczym innym. Wróżki były widoczne, a tutaj moje rodzinne miasto czyniło wysiłek
aby się chronić. Chciałam tam iść i pomóc. Edukować ich. Chwycić za broń i ich
chronić.
— Twoje miejsce i cel nie znajdują się tutaj MacKayla
Zmusiłam się aby się odwrócić, wtapiając się jak złodziej w noc
Było ciepło jak na styczeń w Ashford, ale to nie było aż takie niezwykłe. Spędziłam
Boże Narodzenie w burzy lodowej. Spędzałam je też w szortach i koszulce. Dzisiaj
była pogoda na dżinsy i podkoszulek
Podczas gdy szłam, wdychałam powietrze głęboko. Nic nie kwitło o tej porze roku,
ale przysięgam, na głęboki południu zawsze czuć było magnolię, słodką herbatę i
to ,że ktoś gdzieś smażył kurczaka. Za miesiąc bratki wysypią się w całym mieście
(Ashford miało bzika na punkcie bratków) wtórować im będą żonkile i tulipany
Byłam w domu. Uśmiechnęłam się
Było bezpiecznie!
Żadnych Cieni, żadnych Unseelie, światła wszędzie!
Zakręciłam się lekko na środku ulicy
Jak tęskniłam za moim światem! Jak zagubiona czułam się tam daleko!
Wszystko wyglądało dokładnie tak samo. Czułam się jakbym nigdy nie wyjechała.
Tak jakbym trzy przecznice w dół i dwie w prawo miała znaleźć mamę tatę i Alinę
grających w Scrabble, czekających na mnie aż wrócę do domu z zajęć czy pracy i do
nich dołączę (i moja petunia zostanie solidnie sprana ponieważ Alina i tata znali
słowa które w ogóle nie powinny być słowami, naprawdę kto znał takie dziwaczne
sowa?) i razem będziemy się śmiać i martwić co jutro włożyć na siebie i pójdziemy
spać bez żadnych problemów na głowie ponadto czy moja petycją do OPI aby
wznowić mój ulubiony cień została rozpatrzona. (Została, i wysłali mi śliczny
różowo złoty certyfikat przyznając mi tytuł honorowego członka OPI, który
powiesiłam z wielką dumą obok toaletki przy której zawsze robiłam makijaż i
czesałam włosy)
Tu był dom rodziny Brooks, dumne białe południowe kolumny na szczycie
wspaniałego podjazdu. A tam rodziny Jennings z ich romantycznymi wieżyczkami i
mnóstwem akcentów z białej drewnianej kraty. Szłam ulicami, upajając się
zabytkami. Zawsze myślałam ,że Ashford ma taką bogatą historię, ale było bardzo
młode, miało tylko kilka wieków w porównaniu do kilku tysięcy Dublina.
Wtedy znalazłam się na zewnątrz swojego domu, stojąc na ulicy, chora z
niecierpliwości
Nie widziałam mamy od 2 Sierpnia, od dnia w którym poleciałam do Dublina. Moje
ostatnie spojrzenie na tatę miało miejsce 28 Sierpnia kiedy podrzuciłam go na
lotnisko w Dublinie odsyłając go do domu. Przyleciał aby mnie odnaleźć,
zdeterminowany aby zabrać mnie ze sobą z powrotem do Ashford. Ale Barrons użył
na nim magi 'Głosu' zmusił aby się o mnie nie martwił, założył, bóg tylko raczy
wiedzieć jakie blokady w głowie mojego ojca tak aby już nigdy nie wracał.
Nienawidziłam tego i jednocześnie doceniałam. Jack Lane jest mężczyzną o bardzo
silnej woli. Nigdy nie wyjechałby beze mnie a ja nigdy nie byłabym w stanie
zapewnić mu bezpieczeństwa.
Przemieszczałam się poruszając się cicho. Kilkanaście metrów przede mną lustro
zawisło w powietrzu. Zadrżałam tak jakby ktoś chodził po moim grobie. Lustra nie są
już dłużej dla mnie prostymi rzeczami. Od czasu nocy kiedy wpatrywałam się w
lustro znajdujące się w gabinecie Barronsa i obserwowałam pokręcone, mroczne
stworzenia poruszające się w jego wnętrzu. Spoglądanie na swoje własne odbicie
było niepokojące, tak jakby wszystkie lustra były podejrzane i coś mrocznego i
przerażającego mogło zmaterializować się w każdej chwili z tyłu za mną.
— Na wypadek gdybyś rozważała aby się pokazać — V'lane ostrzegł, w stepując w
pole widzenia poza moimi ramionami.
Spojrzałam na siebie
W momencie w którym zobaczyłam nasz dom cofnęłam się w pamięci do ślicznej
młodej dziewczyny która pędziła chodnikiem spiesząc się do taksówki tak wiele
miesięcy temu. Kołyszące się długie blond włosy, krótka biała spódniczka
prezentująca opalone na złoto nogi (kiedy był ostatni raz gdy je goliłam?) manicure i
pedicure starannie dopasowany, torebka, buty i pasująca biżuteria.
Spojrzałam na siebie teraz
Byłam dziką kobietą, ubraną od stóp do głów w czarną skórę. W moim gąszczu
ciemnych pukli, znajdowały się resztki jakiejś zgniło zielonej mazi. Byłam
pochlapana śmierdzącymi wydzielinami z ciał Unseelie. Moje paznokcie były
połamane i nosiłam czarny skórzany plecak pełen amunicji i baterii, miałam na sobie
poobijany rowerowy kask, i nosiłam pół automatyczną broń. Trafił prosto do sedna.
— Zabierz to — powiedziałam sztywno
Lustro zniknęło
Nie należałam do tego miejsca. Nic dobrego nie mogło wyniknąć z mojej obecności
Pewnie, mogłam poprosić V'lane aby za pomocą zauroczenia zrobił mnie piękną i
czystą i wpaść z wizytą ale co miałabym powiedzieć? Co mogłabym przez to
osiągnąć? I czy każda minuta mojej obecności tutaj potencjalnie nie była
zaproszeniem do skierowania podejrzanej uwagi w stronę moich rodziców?
Po tym wszystkim co przeszłam, po tym wszystkim co widziałam, wciąż nie mogłam
wrócić do domu.
Cały świat był w tarapatach. Moja mama i tata byli bezpieczni. Poczułam nagły
przypływ wdzięczności do V'lane i odwróciłam się w jego stronę — Dziękuję —
powiedziałam — To ,że ich chroniłeś bardzo dużo dla mnie znaczy
Uśmiechnął się i wydaję mi się ,że był to pierwszy prawdziwy uśmiech jaki
kiedykolwiek widziałam na jego twarzy. Był oślepiający — Bardzo proszę
MacKayla. Pójdziemy? — wyciągnął rękę
Wzięłabym ją, powinnam była ją wziąć, ale właśnie wtedy usłyszałam głosy
Pochylając głowę, nasłuchiwałam. Serce mi się ścisnęło. To była mama i tata. Byli na
osłoniętej wysepce znajdującej się za basenem na tyłach domu. Gęste krzewy z
każdej strony zapewniały prywatność od sąsiadów.
Mogłam przycisnąć się do gałęzi ostrokrzewów i bezpieczna przed ich wzrokiem
,zerknąć na nich. Umierałam aby tylko na nich zerknąć
Zdjęłam moje MacHalo, upuściłam plecak i broń — Zostań tutaj, zaraz wracam
— Uznaję to za nierozsądne
— To nie Twoja decyzja. Odczep się
Wśliznęłam się w cień znajdujący się przy moim domu
— Przerabiamy to bez końca Rainey — mówił mój tata
Spokojnie zaklinowałam się w krzakach i patrzyłam zachłannie
Mama i tata siedzieli na białych, wiklinowych krzesłach. Mama sączyła wino a tata
trzymał szklankę z burbonem. Miałam nadzieję ,że nie pił za dużo. Był taki czas po
śmierci Aliny kiedy popijał o wiele za często. Tata nie jest pijakiem ale morderstwo
Aliny wpłynęło na nas wszystkich. Przyglądałam się twarzy mojej mamy chciwie. Jej
oczy były jasne twarz piękna jak zawsze. Moje serce rosło z emocji. Ścisnęło mnie w
dołku tak bardzo chciałam jej dotknąć, ich oboje. Tata wyglądał solidnie i przystojnie
jak zawsze, ale było trochę więcej srebrnych pasemek w jego włosach niż
pamiętałam.
— Wiem ,że tam jest niebezpiecznie — mówiła mama — Ale nie mogę znieść tej
niepewności! Gdybym tylko wiedziała na pewno ,że ona żyje
— Barrons powiedział ,że tak jest. Byłaś tu kiedy dzwonił
Barrons dzwonił do moich rodziców? Kiedy? W jaki sposób jego telefon zadziałał?
Cholera! Też chciałam mieć taki zasięg!
— Nie ufam temu człowiekowi ani trochę
Ani Ja mamo. I spałam z nim. Moja twarz oblała się gorącem. Seks i Mama to dwie
myśli które nie mieszczą mi się w głowie w tym samym czasie
— Musimy pojechać do Dublina Jack
W ciszy wysyłałam tysiące pojedynczych 'nie' w kierunku mojej mamy
Tata westchnął — Próbowałem tam wrócić. Pamiętasz?
Mrugałam. Próbował? Kiedy? Co się stało?
Mama podłapała — Dokładnie o tym mówię Jack. Wierzysz w to ,że ten mężczyzna
cię zahipnotyzował, założył jakieś blokady w twoim umyśle które uniemożliwiły ci
zabranie jej do domu, zmusił cię do wyjazdu, i w jakiś sposób powstrzymuje cię od
powrotu, byłeś tak chory ,że nie mogłeś nawet wsiąść do samolotu! Ale w chwili w
której opuściłeś lotnisko wszystko ustąpiło! Próbowałeś lecieć trzy razy!
Jednocześnie akceptujesz jego słowo kiedy mówi ci ,że naszej córce nic nie jest?
Moglibyście mnie teraz powalić piórkiem. Mój tata wiedział ,że Barrons odprawił na
nim jakieś czary mary i wierzył ,że to jest naprawdę możliwe? Tata nie wierzył w
żadne czary mary. To on nauczył mnie skrajnie odrzucać wszystkie te paranormalne
bzdury. A teraz on i moja mama ze spokojem popijając swoje drinki dyskutowali o
tych sprawach?
— Nie możemy teraz do tego wracać. Słyszałaś co zwiadowcy opowiedzieli
oficerowi Deaton. Rzeczywistość wróżek zmieszała się z naszą. Te kilka samolotów
które wystartowały rozbiło się i stanęło w płomieniach albo zniknęło
— A co z wyczarterowaniem samolotu?
— Co dobrego przyniesie to ,że umrzemy próbując się do niej dostać?
— Musimy coś zrobić Jack! Muszę wiedzieć ,że ona żyje. Nie, potrzebuje więcej niż
to. Musimy jej powiedzieć. Ty powinieneś był jej powiedzieć kiedy tam byłeś, kiedy
miałeś okazję
Powiedzieć mi co? Wcisnęłam się w głąb krzaków nadstawiając uszy
Tata potarł oczy. Po wyrazie jego twarzy mogłam stwierdzić ,że on i mama odbywali
tą rozmowę ostatnim czasy dość często — Przyrzekaliśmy ,że nigdy nie będziemy o
tym rozmawiać
Prawie pobiłam krzaki z narastającej frustracji. Rozmawiać o czym?
— Poczyniliśmy też inne obietnice które złamaliśmy — powiedziała dobitnie mama
— To właśnie przez to znaleźliśmy się w tej sytuacji od samego początku
— Co chciałabyś abym jej powiedział Rainey?
— Prawdę
No dalej tatusiu wyduś to z siebie
— A jaka jest prawda? Prawda jednej osoby jest drugiej —
— Nie graj przy mnie prawnika Jack, nie jestem ława przysięgłych a to nie jest
Twoja mowa otwarcia — mama powiedziała sucho
Otworzył usta i zaraz je zamknął, wyglądając na zakłopotanego. Po chwili powiedział
— Mac ma wystarczająco dużo problemów zmagając się ze śmiercią Aliny. Nie ma
mowy ,że powiem jej o jakiejś szalonej irlandzkiej kobiecie i nawet bardziej
szalonych proroctwach. Nasza dziewczynka walczyła z depresją przez miesiące. Ma
dość na swojej głowie.
Proroctwo? Mama i tata wiedzieli o proroctwie? Czy wszyscy wiedzieli więcej ode
mnie?
— To wszystko co usłyszałeś lata temu kiedy kopałeś w dokumentacji medycznej
Aliny nie wydaje się teraz takie szalone prawda? — powiedziała mama
Tata wziął łyka bourbona — Chryste Rainey, minęło piętnaście lat, całkowicie
normalnych
— Marudziła o wróżkach, kto nie pomyślałaby ,że zwariowała
Nie jestem pewna czy tata w ogóle ją usłyszał. Przechylił resztę tego co zostało w
szklance — Pozwoliłem Alinie zrobić jedną rzecz którą obiecaliśmy ludziom z
agencji adopcyjnej ,że nigdy nie pozwolimy zrobić żadnej z nich — powiedział ostro
— My pozwoliliśmy jej to zrobić — mama powiedziała ostro — Przestań się
obwiniać. Ja też pozwoliłam jej pojechać do Irlandii
— Ty nie chciałaś, to ja naciskałem
— Oboje podjęliśmy tą decyzję. Zawsze razem podejmowaliśmy ważne decyzję.
— Cóż to była decyzją którą podjąłem sam, nie było cię tam, nie mogłaś mi z tym
pomóc. Kiedy byłem w Dublinie z Mac, wciąż ze mną nie rozmawiałaś. Nawet nie
podchodziłaś do telefonu
— Przepraszam — mama powiedziała po długiej przerwie — Ten żal…— przerwała
i mój żołądek zawiązał się w supeł. Znowu miała to spojrzenie w oczach. To które
raniło moje serce każdego dnia dopóki nie uciekłam do Dublina.
Tata spojrzał na nią twardo i dokładnie na moich oczach zmienił spojrzenie.
Obserwowałam go ponownie jak otrząsa się z własnych emocji i wznosi się ponadto
dla niej. Staje się jej mężczyzną. Jej opoką. Uśmiechnęłam się. Tak bardzo go
kochałam. Wyciągnął już raz mamę krzyczącą i kopiącą z jej gniewu i wiedziałam ,że
mogę spać spokojnie bo nigdy już nie pozwoli znowu mu jej ukraść. Bez względu na
to co stanie się ze mną.
Wstał i stanął nad nią — Co chciałabyś abym powiedział Rainey? — tata powiedział
głośno — Skarbię, przepraszam ,że ci to mówię ale według jakiegoś starożytnego
proroctwa coś z tobą jest nie tak i to od ciebie będą zależeć losy całego świata —
parsknął po czym roześmiał się — Śmiej się ze mną Rainey Daj spokój! —
podciągnął ją na nogi — Nie nasza dziewczynka. Nie ma szans. Wiesz ,że to
nieprawda !
Zakneblowałam się, przyciskają ręce do ust. Cofnęłam się do tyłu i prawie upadłam
To ze mną było coś nie tak? To ja przesadzę o losie całego świata?
— Ich matka oddała je bo w to wierzyła — Mama niepokoiła się
— To domniemania tej szalonej kobiety ! — tata powiedział stanowczo — Nie miała
nawet najmniejszego dowodu. Przesłuchałem ją dokładnie. Nigdy nie widziała tego
rzekomego 'proroctwa' i nie mogła wskazać mi nikogo kto widział. Na miłość boską
Rainey, to kraj którzy wierzy w krasnali, tęczę i garnki złota!
— Ale to wróżki Jack — mama naciskała — Ta szalona kobieta miała rację co do
tego. Są tutaj, teraz, w naszym świecie, niszcząc go
— Poszlaki. Jedna trafna prognoza nie czyni całego proroctwa
— Powiedziała ,że jedna z naszych dziewczynek zginie młodo a ta druga będzie
,żałowała ,że nie jest martwa!
— Alina prawie umarła kiedy miała osiem lat pamiętasz? Ale tak się nie stało. To
jest ten młody wiek o którym mówiła ta kobieta. To ,że zmarła w wieku dwudziestu
paru lat wcale nie oznacza ,że reszta tego co powiedziała ta kobieta jest prawdą i ,że
jest coś nie tak z Mac! Sądzę ,że o wiele bardziej prawdopodobne jest to ,że to
wróżki zdecydują o losie naszego świata a nie człowiek. Poza tym nie wierzę w
przeznaczenie i Ty też nie. Wierze w wolną wolę. Wszystkie te rady których jej
udzieliłem, cała ta miłość i mądrość jaką ją obsypywałaś, to jest to co teraz ma i
wierzę ,że to jest wystarczające. Znam naszą córkę. Jest dobra.
Sięgnął po jej dłonie i przyciągnął ją w swoje ramiona — Skarbie, ona żyje. Wiem
,że tak jest. Czuję to w moim sercu. Wiedziałem kiedy Alina nie żyła. I wiem ,że Mac
żyje
— Mówisz tak tylko po to abym poczuła się lepiej
Posłał jej lekki uśmiech — Działa?
Moja mama uderzyła go lekko — Och! Ty!
— Kocham cię Rainey. Prawie cię straciłem kiedy utraciliśmy Alinę — pocałował ją
— Nie stracę cię teraz. Może jest jakiś sposób ,żeby jeszcze raz skontaktować się z
Barronsem.
— Gdybym tylko wiedziała na pewno — powiedziała mama
Pocałował ją ponownie a ona oddała pocałunek, i nagle poczułam się dziwnie
zażenowana, ponieważ moi rodzice najzwyczajniej w świecie się obściskiwali
Wciąż jednak obserwowanie ich było pocieszające. Mieli siebie i była pomiędzy nimi
miłość która wytrzyma wszystko. Alina i Ja zawsze intuicyjnie wyczuwałyśmy, że
chociaż nasi rodzice kochali nas i zrobiliby dla nas wszystko to jednak siebie
nawzajem kochali bardziej. I jeśli o mnie chodziło to tak właśnie powinno być.
Dzieci dorastają i znajdują swoją własną miłość.
Puste gniazdo nie powinno pozostawiać rodziców w żałobie. Powinno pozostawiać
ich w radości, podekscytowaniu i gotowości aby zacząć przeżywać swoją własną
przygodę, która oczywiście powinna zawierać też w sobie czas na odwiedziny dzieci
i wnucząt.
Zerknęłam po raz ostatni i skierowałam się w stronę V'lane'a
Przesunął się stając koło mnie i w ciszy zaoferował swoją dłoń ale potrząsnęłam
głową.
Podniosłam moje rzeczy podeszłam do skrzynki pocztowej i wyjęłam album ze
zdjęciami LM z mojego plecaka. Przeglądałam go przez kilka minut do momentu aż
nie znalazłam idealnego zdjęcia Aliny stojącej przed łukowatym wejściem do
koledżu Trinity. Uśmiechała się szeroko, uśmiechnęłam się do niej z powrotem.
Odwróciłam je i napisałam z tyłu
Była szczęśliwa
Kocham Was, mamo i tato
Będę w domu tak szybko jak to tylko będzie możliwe
Mac.
Tłumaczenie agaz.7@wp.pl