Jakobson O językoznawczych aspektach przekładu

background image

ROMAN JAKOBSON (1896-1982)

Przyszedł na świat w Moskwie. Od najmłodszych lat interesował się językiem i folk­
lorem. Pobierał naukę w liceum związanym z Instytutem Języków Orientalnych Ła-
zariewa, potem rozpoczął studia slawistyczne na Wydziale Historyczno-Filologicznym
Uniwersytetu Moskiewskiego (1914). W 1915 roku utworzy! Moskiewskie Koło Lingwi­
styczne, którego został pierwszym przewodniczącym. Koło to, wraz z współtworzo­
nym przez niego piotrogrodzkim Towarzystwem Badań Języka Poetyckiego (Opojaz),
przyczyniło się do powstania tzw. rosyjskiej szkoły formalnej. Jakobson bral aktyw­
ny udział w życiu artystycznym moskiewskiej awangardy, przyjaźni! się z Kazimierzem
Malewiczem, Wielimirem Chlebnikowem i Władimirem Majakowskim. Tytuł magistra
otrzymał w 1918 roku. Rewolucja i wojna domowa przeszkodziły mu w ukończeniu dok­
toratu. W1920 roku wyjechał do Czechosłowacji, gdzie współpracował z Praskim Kołem
Lingwistycznym. Szczególnie płodne intelektualnie okazały się dla Jakobsona zainicjo­

wane w ramach prac Praskiego Koła Lingwistycznego kontakty naukowe z Nikołajem
Trubieckim, twórcą współczesnej fonologii. W tym okresie napisał on pracę O czesz-
skom stichie prieimuszczestwienno w sopostawlenii s russkim

(1923), którą zapo­

czątkował szczegółowe badania nad relacją między formą poetycką a językiem. Dok­
toryzował się na Uniwersytecie Karola w Pradze (1930), po czym został profesorem
filologii rosyjskiej w Brnie. Po wybuchu drugiej wojny światowej uciekł do Danii, a na­
stępnie przeniósł się do Norwegii i Szwecji. W Uppsali opublikował książkę Kinderspra-
che, Aphasie und allgemeine Lautgesetze

(1941), dotyczącą problemu opanowania ję­

zyka i metajęzyka, która to kwestia okazała się centralnym aspektem stworzonej prze­
zeń teorii funkcji językowych. W1941 roku przybył do Nowego Jorku i do końca wojny

wykładał na emigracyjnej uczelni École Libre des Hautes Études (wraz z Jacques'em

Maritainem i Claude'em Lévi-Straussem). W 1946 roku rozpoczął pracę na Uniwersy­

tecie Columbia, a trzy lata później objął stanowisko profesora slawistyki na Uniwersy­
tecie Harvarda, które piastował do emerytury. W latach 1957-1967 by! także profeso­

rem w Massachusetts Institute of Technology. Opublikowane w latach pięćdziesiątych
i sześćdziesiątych prace Jakobsona ugruntowały jego pozycję jako czołowego struktu-
ralisty (m.in. napisana z Morrisem Halle'em książka Fundamentals ofLanguage, arty­
kuł Les Chats de Charles Baudelaire, którego współautorem by! Claude Lévi-Strauss,
oraz szkic Linguistics and Poetics). W ostatniej dekadzie swej działalności naukowej

background image

42

Roman Jakobson

Jakobson interesował się neurolingwistyką, czego owocem byia monografia Brain and

Language

(1980). Byi członkiem wielu akademii nauk, od 1959 roku także członkiem

PAN. Zmarł w Cambridge w stanie Massachusetts.

Artykuł On Linguistic Aspects of Translation Jakobson opublikował po raz pierw­

szy w tomie zbiorowym On Translation (1959), którego redaktorem był Reuben Bro-

wer. Obok tekstu Jakobsona pojawiły się w nim studia takich badaczy, jak Eugene A Ni­
da (Principles of Translation as Exemplified by Bible Translation), Willard van Or­
man Quine (Meaning and Translation) i Anthony Oettinger (Automatic Translation).
Zebrane przez Browera prace wyznaczały na progu lat sześćdziesiątych nowe kierunki
i horyzonty badań naukowych nad przekładem.

Bardzo obszerny wybór prac naukowych Jakobsona zawiera osiem tomów jego Se­

lected Writings

(The Hague-New York 1962-1988). Wjęzyku polskim ukazała się dwu­

tomowa prezentacja dorobku uczonego: W poszukiwaniu istoty języka (wybór, red.
naukowa i wstęp M.R. Mayenowa, Warszawa 1989), oraz napisana wspólnie z Morri­
sem Halle'em monografia Podstawy języka (Warszawa 1964). W wyborze tym pominię­

to kilkanaście jego publikacji dostępnych wjęzyku polskim, m.in. Opozycji i perspek­
tywach współczesnej poetyki

(„Nowa Kultura" 1959, nr 46) oraz O wierszu i składni

Majakowskiego (w. Rosyjska szkoła stylistyki,

oprać. M.R. Mayenowa i Z. Saloni, War­

szawa 1970).

[RB.]

O JĘZYKOZNAWCZYCH ASPEKTACH

PRZEKŁADU

Według Bertranda Russella (1950) „nikt nie może zrozumieć słowa »ser«, jeśli nie ma

pozajęzykowej wiedzy o serze". Jeżeli jednak zastosujemy się do podstawowego zale­
cenia Russella i położymy „nacisk na aspekty językoznawcze tradycyjnego zagadnie­
nia filozoficznego", będziemy zmuszeni stwierdzić, że nikt nie może zrozumieć słowa

„ser" (cheese), jeśli nie jest mu znane znaczenie przypisywane temu słowu w kodzie
leksykalnym języka angielskiego. Każdy reprezentant bezserowej kultury kulinarnej
zrozumie angielski wyraz cheese, jeśli zdaje sobie sprawę, że w tym języku znaczy on
'produkt zrobiony z odciśniętego twarogu' (pressed curds), i jeśli ma przynajmniej ję­
zykową znajomość wyrazu „twaróg" (curds). Nigdy nie odżywialiśmy się ambrozją ani
nektarem, zatem dysponuje jedynie językową znajomością wyrazów „ambrozja", „nek­
tar" i „bogowie" (nazwa ich mitycznych użytkowników); niemniej rozumiemy te wyra­
zy; wiemy, w jakich kontekstach każdy z nich może być użyty.

Znaczenie wyrazów „ser", Jabłko", „nektar", „znajomość", „ale", jedynie" i jakie­

gokolwiek innego wyrazu czy zdania jest bezsprzecznie faktem językowym lub - mó­
wiąc precyzyjnie, a zarazem szerzej - faktem semantycznym. Dla tych, którzy przypi­

sują znaczenie (signatum) nie znakowi, ale samej rzeczy, argumentem najprostszym
i najprawdziwszym będzie, że nigdy nie wąchali ani nie kosztowali znaczenia „sera" al­

bo Jabłka". Nie istnieje signatum bez signum. Znaczenia wyrazu „ser" nie można wy­

snuć z niejęzykowej znajomości cheddara czy camemberta, nie posiłkując się kodem

językowym. Do zaprezentowania nieznanego słowa potrzeba wielu znaków językowych.

Samo pokazanie nie powie nam, czy „ser" jest nazwą danego okazu klasy, jakiegokol­

wiek opakowania sera camembert, czy sera camembert w ogóle, jakiegokolwiek produk­
tu nabiałowego, czy ogólnie - jedzenia lub napoju, a może jakiegokolwiek opakowa­

nia - bez względu na jego zawartość; wreszcie - czy słowo to nazywa po prostu rzecz,
o którą chodzi, czy też zawiera w sobie takie znaczenie, jak oferta, sprzedawanie, za­
kaz lub przekleństwo. (Pokazywanie może znaczyć przeklinanie; w niektórych kultu­
rach, szczególnie afrykańskich, jest to gest złowróżbny).

Dla nas, zarówno językoznawców, jak i zwykłych użytkowników języka, znacze­

nie jakiegokolwiek znaku językowego jest jego przekładem na inny, alternatywny znak,
szczególnie na znak, „w którym zostaje on pełniej, lepiej rozwinięty", jak twierdził
Peirce, najdociekliwszy badacz istoty znaków (por. Dewey 1946: 91). Termin „kawa­
ler" możemy zamienić na bardziej eksplicytne określenie „człowiek nieżonaty", jeśli

background image

Roman Jakobson

większa eksplicytność jest potrzebna. Możemy wyróżnić trzy sposoby tłumaczenia zna­
ku językowego: może on być przełożony na inne znaki tego samego języka, na inny ję­
zyk lub na inny, pozajęzykowy system symboli. Te trzy rodzaje przekładu można okre­
ślić w sposób następujący:

1. Przekład wewnątrzjęzykowy lub p r z e r e d a g o w a n i e (rewording) stanowi

interpretację znaków językowych za pomocą innych znaków tego samego języka.

2. Przekład międzyjęzykowy lub p r z e k ł a d w ł a ś c i w y (translation proper)

stanowi interpretację znaków językowych za pomocą jakiegoś innego języka.

3. Przekład intersemiotyczny lub t r a n s m u t a c j a (transmutation) stanowi

interpretację znaków językowych za pomocą znaków pozajęzykowych systemów
znakowych.

W przekładzie wewnątrzjęzykowym danego wyrazu używa się albo innego wyrazu -

w większym czy mniejszym stopniu synonimicznego - albo też omówienia. Synojumia
nie jest jednak z reguły pełną ekwiwalencją: np. „każdy żyjący w celibacie jest kawale­
rem, ale nie każdy kawaler żyje w celibacie" (every celibate is a bachelor, but not every
bachelor is a celibate).

Wyraz czy wyrażenie idiomatyczne - krótko mówiąc: jednost­

ka najwyższego poziomu kodu - może być w pełni przełożone jedynie za pomocą ekwi­

walentnej kombinacji jednostek, tj. komunikatu odwołującego się do tej jednostki kodu:

„każdy kawaler jest człowiekiem nieżonatym i każdy człowiek nieżonaty jest kawalerem"
(every bachelor is an unmarried man, and every unmarried man is a bachelor)

albo: „żadnemu człowiekowi żyjącemu w celibacie nie wolno się ożenić i każdy, komu
nie wolno się ożenić, jest człowiekiem żyjącym w celibacie" (every celibate is bound

not to marry, and everyone who is bound not to marry is a celibate).

Podobnie na poziomie przekładu międzyjęzykowego nie istnieje zazwyczaj pełna

ekwiwalencja między jednostkami kodu, chociaż komunikaty mogą służyć jako ade­
kwatne interpretacje obcych jednostek kodu lub komunikatów. Angielski wyraz cheese
nie jest całkowicie identyczny z jego standardowym heteronimem rosyjskim syr, po­
nieważ cottage cheese jest to także cheese, ale nie syr. Rosjanie mówią: priniesi syru

i tworogu (bring cheese and

[sic] cottage cheese). W standardowym języku rosyjskim

produkt uzyskany z odciśniętego twarogu nosi nazwę syr tylko wówczas, kiedy zosta­
ła użyta podpuszczka.

Najczęściej jednak w tłumaczeniu z jednego języka na inny zastępuje się komuni­

katy w jednym języku nie odrębnymi jednostkami kodu, ale całymi komunikatami w in­
nym języku. Taki przekład jest mową zależną (reported speech): tłumacz koduje na no­

wo i przekazuje komunikat otrzymany z innego źródła. W ten sposób przekład obejmu­

je dwa ekwiwalentne komunikaty w dwu różnych kodach.

Ekwiwalencja w sytuacji różnicy stanowi podstawowy problem języka i główny

przedmiot zainteresowania językoznawstwa. Językoznawca - tak jak każdy odbiorca

O językoznawczych aspektach przekładu

45

komunikatów językowych - działa jako ich tłumacz. Nauka o języku nie może zinter­
pretować żadnego faktu językowego bez przetłumaczenia jego znaków na inne znaki
tego samego systemu lub znaki innego systemu. Porównywanie z sobą dwóch języków

zawsze zakłada konieczność zbadania ich wzajemnej przekładalności; nauka o języ­
ku powinna traktować jako stały przedmiot swoich badań szeroko rozpowszechnioną
praktykę komunikacji międzyjęzykowej, a zwłaszcza działalność przekładową. Trudno
przecenić palącą potrzebę oraz teoretyczne i praktyczne znaczenie rozmaitych" słowni­
ków dwujęzycznych, które powinny zawierać ostrożne definicje porównawcze wszyst­
kich odpowiadających sobie jednostek w płaszczyźnie ich intensji i ekstensji. Podobnie
gramatyki dwujęzyczne powinny określać, co łączy i co różni dane dwa języki w wybo­
rze i delimitacji pojęć gramatycznych.

Zarówno w praktyce, jak i w teorii przekładu bardzo wiele jest spraw niejasnych;

od czasu do czasu próbuje się rozciąć węzeł gordyjski, ogłaszając dogmat o nieprze-
kładalności. „Szary Człowiek, urodzony logik" (Mr. Everyman, the natural logician), /
plastycznie przedstawiony przez Benjamina Lee Whorfa (1956: 235), rozumuje praw- ^
dopodobnie w taki sposób: „Fakty są różne dla tych, którym ich językowe zaplecze ka­

że je różnie sformułować". W pierwszych latach po rewolucji fanatyczni wizjonerzy na­

woływali na łamach czasopism radzieckich do radykalnej rewizji języka tradycyjne­

go, między innymi do wykorzenienia takich mylących wyrażeń jak „wschód" i „zachód"

Słońca. A jednak dotychczas używamy tych Ptolemeuszowych wyobrażeń, nie odrzu­
cając przy tym doktryny Kopernikańskiej, i z łatwością potrafimy przekształcić zwykłą
wypowiedź o wschodzącym i zachodzącym Słońcu w obraz obracającej się Ziemi - po
prostu dlatego, że każdy znak da się przełożyć na inny znak, w którym zostaje on peł­
niej, lepiej rozwinięty.

Zdolność mówienia danym językiem zakłada zdolność mówienia o danym języku.

Taka operacja „metajęzykowa" pozwala na rewidowanie istniejących definicji używa­
nego słownictwa. Niels Bohr zwrócił uwagę na komplementarność obu poziomów-ję­

zyka przedmiotowego i metajęzyka: każdy ściśle określony fakt eksperymentalny powi­
nien być wyrażony zwykłym językiem, w „którym zachodzi komplementarny związek
między praktycznym użyciem danego słowa a dążeniem do jego dokładnego określe­
nia" (Bohr 1948: 317 n.).

Całe doświadczenie poznawcze i jego klasyfikację da się przekazać w każdym ist­

niejącym języku. Tam gdzie istnieją jakieś braki, terminologię można usprawnić i roz­
szerzyć za pośrednictwem zapożyczeń, kombinacji zapożyczeń leksykalnych z tłuma­
czeniami, neologizmów lub przesunięć semantycznych czy wreszcie omówień. Tak na
przykład w nowo powstałym języku literackim Czukczów z północno-wschodniej Sy­
berii „śruba" to „obracający się gwóźdź", „stal" - „twarde żelazo", „blacha" - „cien­
kie żelazo", „kreda" - „piszące mydło", „zegarek" - „kujące serce". Nawet pozornie

background image

46

Roman Jakobson

sprzeczne omówienia, takie jak „elektryczny wóz konny" (elektriczeskaja konka) -

pierwsza rosyjska nazwa ulicznego niekonnego tramwaju, albo „latający parowiec" (je­

na parachod) -

termin używany przez Koriaków w odniesieniu do samolotu, po prostu

nazywają elektryczny analogon wozu konnego i latający analogon parowca; nie zakłó­
cają one komunikacji, podobnie jak nie występuje żaden „szum semantyczny" ani za­

kłócenie w przypadku podwójnego oksymoronu cold beef-and-pork hot dog.

Brak pewnego elementu gramatycznego w języku, na który się przekłada, nie sta­

nowi przeszkody w dosłownym przetłumaczeniu całej informacji pojęciowej zawartej

w oryginale. Tradycyjne spójniki „i" (and) oraz „lub" (or) otrzymały obecnie uzupeł­
nienie w postaci nowego spójnika „i/lub" (and/or), który kilka lat temu stał się przed­
miotem rozważań w dowcipnej książce Federai Prose - How to Write in and/or for
Washington

1

.

Z tych trzech spójników tylko ostatni funkcjonuje w jednym z języków

Samojedów (por. Bergsland 1949: 374 n.). Mimo takich różnic w zasobie spójników

wszystkie trzy odmiany komunikatów występujące w „prozie federalnej" dadzą się do­
kładnie przetłumaczyć zarówno na tradycyjny język angielski, jak i na ów język Samo­

jedów. Proza federalna: 1) John and Peter, 2) John or Peter, 3) John and/or Peter will

come.

Tradycyjny angielski: 3) John and Peter or one ofthem will come. Samojedzki:

1) John and/or Peter both will come, 2) John and/or Peter, one of them will come.

Jeśli jakaś kategoria gramatyczna nie występuje w danym języku, znaczenie jej

można przetłumaczyć za pomocą środków leksykalnych. Formę podwójną, jak na przy­
kład staroruskie brata, tłumaczy się z pomocą liczebnika: „dwaj bracia" (two bro-

thers).

Trudniej jest o wierność oryginałowi, kiedy przekładamy z języka pozbawionego

jakiejś kategorii gramatycznej na język, który tę kategorię zawiera. Tłumacząc angiel­

skie zdanie She has brothers na język, w którym istnieje różnica między liczbą podwój­

ną a liczbą mnogą, musimy albo dokonać wyboru między dwoma zdaniami: „Ona ma
dwóch braci", „Ona ma więcej niż dwóch braci", albo pozostawić decyzję czytelnikowi
i powiedzieć: „Ona ma albo dwóch braci, albo więcej niż dwóch". Tłumacząc zaś z języ­

ka niemającego liczby gramatycznej na angielski, trzeba wybrać jedną z dwóch możli­

wości - brother lub brothers, albo też postawić odbiorcę komunikatu przed wyborem

z dwóch możliwych sytuacji: „Ona ma albo jednego, albo więcej niż jednego brata" (She

has either one or more than one brother).

Jak trafnie zauważył Boas (1938: 132 n.), model gramatyczny języka (w przeci­

wieństwie do jego zasobu leksykalnego) określa te aspekty ludzkiego doświadczenia,
które muszą zostać wyrażone w danym języku: „Musimy dokonać wyboru między ty­
mi aspektami i wybrać ten czy inny". Aby dokładnie przetłumaczyć angielskie zdanie

1

Masterson 1948:40 n. (Proza federalna -jak pisać w Waszyngtonie i/lub dla Waszyngtonu - dow­

cip zawarty w tytule książki nie da się w pełni przetłumaczyć na język polski - przyp. L.P.).

O językoznawczych aspektach przekładu

47

I hired a worker,

Rosjanin potrzebuje dodatkowych informacji o tym, czy to działanie

zostało zakończone, czy nie, oraz czy robotnik był mężczyzną, czy kobietą - ponie­

waż musi on dokonać wyboru między czasownikiem dokonanym a czasownikiem nie­

dokonanym (naniał lub nanimat) i między rzeczownikiem rodzaju męskiego a rze­
czownikiem rodzaju żeńskiego (robotnik lub robotnica). Jeśli zapytam użytkownika
angielskiego zdania, czy robotnik był mężczyzną, pytanie moje może być uważane za

nieistotne lub niedyskretne, podczas gdy w wypadku rosyjskiej wersji tego zdania od­
powiedź na takie pytanie jest konieczna. Z drugiej strony, bez względu na możliwo­

ści wyboru spośród rosyjskich form gramatycznych, przekład cytowanego komunikatu
angielskiego nie udzieli odpowiedzi na pytanie, czy czynność dokonana była w czasie
Simple Past (I hired), czy w czasie Present Perfect (I have hired), czy on lub ona byli
robotnikami określonymi, czy nieokreślonymi (a albo the). Ponieważ informacje, jakich
wymagają wzorce gramatyczne języka angielskiego i języka rosyjskiego, są odmienne,

mamy do czynienia z dwoma zupełnie różnymi szeregami sytuacji binarnego wyboru;
dlatego też przekład pojedynczego izolowanego zdania z angielskiego na rosyjski, a na­

stępnie z rosyjskiego na angielski może całkowicie pozbawić to zdanie jego pierwotnej
treści. Genewski językoznawca Siergiej Karcewski porównywał taką stopniową utratę
znaczeń z powtarzającymi się seriami niekorzystnych transakcji pieniężnych. Im jed­
nak bogatszy jest kontekst komunikatu, tym, rzecz prosta, mniejsza utrata informacji.

Języki różnią się między sobą w sposób istotny tym, co m u s z ą przekazać, a nie

tym, co m o g ą przekazać. Każde słowo danego języka w sposób konieczny powołuje
do życia szereg specyficznych pytań binarnych (tak - nie), na przykład: czy do zrozu­

mienia opowiadanego zdarzenia konieczne jest odwołanie się do jego dokonaności, czy
też nie? Czy opowiadane zdarzenie przedstawione jest jako wcześniejsze od aktu mo­
wy, czy nie? Oczywiście, uwaga rodzimych użytkowników języka stale będzie skupiona

na takich informacjach, które mają w ich kodzie językowym charakter obligatoryjny.

W swojej funkcji poznawczej język jest w minimalnym stopniu zależny od wzor­

ca gramatycznego, ponieważ definicja naszego doświadczenia znajduje się w komple­
mentarnym stosunku do operacji metajęzykowych - poznawczy poziom języka nie tylko

dopuszcza interpretację rekodującą, tj. przekład, ale bezpośrednio jej wymaga. Dopusz­
czenie danych poznawczych niedających się zwerbalizować lub nieprzetłumaczalnych
wprowadziłoby sprzeczność. Ale w żartach, w marzeniach, w magii, krótko mówiąc,
w tym, co nazwalibyśmy codzienną mitologią słowną, a przede wszystkim w poezji, ka­
tegorie gramatyczne mają wielką doniosłość semantyczną. W takich sytuacjach zagad­

nienie przekładu staje się znacznie bardziej skomplikowane i kontrowersyjne.

Nawet taka kategoria jak rodzaj gramatyczny, traktowana często wyłącznie jako

kategoria formalna, odgrywa wielką rolę w mitologicznych zachowaniach społeczności
mówiących. W języku rosyjskim wyraz w rodzaju żeńskim nie może być stosowany do

background image

48

Roman Jakobson

mężczyzny, a wyraz w rodzaju męskim - do kobiety. Sposoby personifikacji lub metafo­
rycznej interpretacji rzeczowników nieożywionych podsunięte są tam przez ich rodzaj.
Test przeprowadzony w Moskiewskim Instytucie Psychologicznym (1915) wykazał, że
Rosjanie, skłonni do personifikowania dni tygodnia, stale przedstawiali poniedziałek,

wtorek i czwartek jako mężczyzn, a środę, piątek i sobotę jako kobiety, nie zdając so­
bie sprawy z tego, że ta dystrybucja związana jest z rodzajem męskim trzech pierw­
szych nazw (poniedielnik, wtórnik, czetwierg) przeciwstawionym rodzajowi żeńskie­
mu trzech następnych (srieda, piatnica, subbota). Fakt, że nazwa piątego dnia tygo­
dnia jest w niektórych językach słowiańskich rodzaju męskiego, a w innych - rodzaju
żeńskiego, ma odbicie w tradycjach ludowych narodów różniących się pod względem

obrzędów związanych z tym dniem. Szeroko rozpowszechniony przesąd rosyjski gło­
szący, że spadający nóż zapowiada gościa - mężczyznę, a spadający widelec - kobie­
tę, zdeterminowany jest przez rodzaj męski wyrazu noż i żeński wyrazu witka w języku
rosyjskim. W językach słowiańskich i innych, w których „dzień" jest rodzaju męskiego,

a „noc" - żeńskiego, poeci przedstawiają dzień jako kochanka nocy. Rosyjski malarz
Ilja Riepin dziwił się, dlaczego niemieccy malarze przedstawiają Grzech jako kobietę;
nie zdawał sobie sprawy z tego, że „grzech" jest w języku niemieckim rodzaju żeńskie­

go (die Sùnde), podczas gdy w języku rosyjskim ma on rodzaj męski (griech). Podob­
nie rosyjskie dziecko, czytając przekład baśni niemieckich, zaskoczone było przedsta­

wianiem śmierci - zawsze występującej jako kobieta (rosyjskie smiert', rodzaj żeń­

ski) - w postaci starego mężczyzny (niemieckie der Tod, rodzaj męski). Siestra moja

żyzń,

tytuł tomiku poetyckiego Borysa Pasternaka, jest zupełnie naturalny w języku ro­

syjskim, w którym „życie" jest rodzaju żeńskiego (żyzń); ale czeski poeta Josef Hora

wpadł w rozpacz, starając się przetłumaczyć ten tytuł na język czeski, w którym „ży­
cie" jest rodzaju męskiego (zivot).

JaM podstawowy problem miała przed sobą literatura słowiańska u swego zarania?

Ciekawe, że trudności, jakie sprawiało tłumaczowi zachowanie symboliki rodzajów,
oraz nieistotność tej trudności w sferze pojęciowej stanowią główny temat najdawniej­
szego słowiańskiego dzieła literackiego, przedmowy do pierwszego przekładu Evange-

liarium,

dokonanego we wczesnych latach sześćdziesiątych IX wieku przez twórcę li­

teratury i liturgii słowiańskiej Konstantyna Filozofa; niedawno przekład ten zrekon­
struował i objaśnił A. Vaillant (1948: 5 n.). „Język grecki tłumaczony na inny język nie
może być zawsze odtwarzany w identycznym kształcie i zdarza się to przy tłumaczeniu
z każdego języka" - stwierdza apostoł Słowian. „Rzeczowniki rodzaju męskiego, takie

jak potamos »rzeka« i aster »gwiazda« w języku greckim, są rodzaju żeńskiego w innym
języku, tak jak rieka i zwiezda w języku słowiańskim". Według komentarza Vaillanta

zróżnicowanie to uniemożliwiło symboliczne utożsamienie rzek z demonami i gwiazd
z aniołami w słowiańskim przekładzie dwóch wersetów z Mateusza (7,25 i 2,9). Ale tej

O językoznawczych aspektach przekładu

49

przeszkodzie na płaszczyźnie poetyckiej Św. Konstantyn śmiało przeciwstawia nakaz
Dionizego Areopagity, który wzywał do zwracania uwagi głównie na walory pojęciowe

(sity razuma),

a nie same słowa.

W poezji zrównania słowne stają się zasadą konstrukcji tekstu. Kategorie skład­

niowe i morfologiczne, rdzenie i afiksy, fonemy i ich składniki (cechy dystynktywne) -

słowem, wszelkie elementy kodu językowego - są przeciwstawiane sobie, zestawiane,

wchodzą w stosunki przyległości zgodnie z zasadą podobieństwa i kontrastu i rozpo­

rządzają własnym, autonomicznym znaczeniem. Podobieństwo fonemów odczuwane

jest jako związek semantyczny. Gra słów czy - posługując się bardziej uczonym i może

bardziej precyzyjnym terminem - paronomazja króluje w sztuce poetyckiej i bez wzglę­

du na to, czyjej panowanie jest ograniczone, czy nie, poezja jest nieprzetłumaczalna
ex definitione.

Możliwa jest tylko twórcza transpozycja: albo transpozycja wewnątrz-

językowa - z jednego kształtu poetyckiego na inny, albo transpozycja międzyjęzykowa

- z jednego języka na inny, albo wreszcie transpozycja intersemiotyczna - z jednego

systemu znaków na inny, tj. ze sztuki słowa na muzykę, taniec, film czy malarstwo.

Gdybyśmy przetłumaczyli tradycyjną formułę Traduttore, traditore jako „tłumacz

jest zdrajcą", pozbawilibyśmy rymowany epigramat włoski wszelkich jego wartości pa-

ronomastycznych. Dlatego postawa poznawcza zmusiłaby nas do przekształcenia tego
aforyzmu na bardziej eksplicytne stwierdzenie i do odpowiedzi na pytanie: tłumacz ja­
kich komunikatów? zdrajca jakich wartości?

[1959]

Przekład Lucylla Pszczolowska

background image

GEORGE STEINER (UR. 1929)

Przyszedł na świat w Paryżu, gdzie spędził większość dzieciństwa. Pochodzi z rodzi­
ny wiedeńskich Żydów, która w 1940 roku wyemigrowała do Stanów Zjednoczonych.
Studia rozpoczął w Paryżu i w Chicago, stopień magistra uzyskał na Uniwersytecie
Harvarda, doktorat obronił zaś w Anglii w oksfordzkim Balliol College. W latach 1952—
1956 pracował w redakcji londyńskiego tygodnika „The Economist". Potem wrócił do

Ameryki, by rozpocząć karierę akademicką w słynnym Instytucie Badań Zaawanso­
wanych w Princeton. Od 1961 roku jest członkiem Churchill College na Uniwersytecie
w Cambridge. W latach 1974-1994 był profesorem literatury angielskiej i porównaw­
czej na Uniwersytecie w Genewie. Jest członkiem Akademii Brytyjskiej oraz Amerykań­

skiej Akademii Nauk i Sztuk Pięknych. Prowadził wykłady na Uniwersytecie Yale'a, Uni­

wersytecie Harvarda oraz uniwersytetach w Nowym Jorku i Oksfordzie. Regularnie pu­
blikuje recenzje i artykuły w takich pismach, jak „Times Literary Supplement", „New
Yorker" i „The Guardian", a także prozę literacką. Od 1994 roku jest na emeryturze,
mieszka w Cambridge.

Jego bogata i zróżnicowana twórczość naukowa mieści się w ramach szeroko po­

jętej komparatystyki kulturowej. W swych erudycyjnych pracach George Steiner, się­

gając do spuścizny najwybitniejszych myślicieli i pisarzy Zachodu (takich jak Homer,
Platon, Heidegger, Dante, Szekspir, T.S. Eliot, Freud, Celan, Wittgenstein), snuje re­
fleksje nad istotą języka, tajemnicą twórczości oraz kryzysem kultury. Bardzo bliska

jest mu przy tym problematyka przekładu. W1966 roku wydał antologię Modern Verse

Translation,

dziewięć lat później opublikował wielkie interdyscyplinarne studium

Po wieży Babel. Problemy języka i przekładu.

Jest też redaktorem obszernej anto­

logii Homer in English (1996). Jako teoretyk przekładu Steiner nawiązuje do myśli
hermeneutycznej, zakorzenionej zarówno w filozofii niemieckiej (Friedrich Schleier-
macher, Martin Heidegger, Hans-Georg Gadamer), jak i w tradycji gnostyckiej i kaba­
listycznej.

Wybrane publikacje książkowe: Tolstoy or Dostoevsky: An Essay in Contrast,

London 1960; The Death of Tragedy, London 1961; Language and Silence: Essays
1958-1966,

London 1967; W zamku Sinobrodego. Kilka uwag w kwestii przedefinio-

wania kultury,

tłum. 0. Kubińska, Gdańsk 1993; Extraterritorial: Papers on Litera­

ture and the Language Revolution,

London 1972; Po wieży Babel. Problemy języka

background image

328

George Steiner

i przekładu,

przekl. 0. i W. Kubińscy, Kraków 2000; Heidegger, Hassocks 1978; Antigo-

nes,

Oxford 1984; Rzeczywiste obecności, tłum. 0. Kubińska, Gdańsk 1998; No Passion

Spent: Essays 1978-1996,

London 1996; Errata: An Examined Life, London 1997;

Gramatyki tworzenia,

tlum. J. Łoziński, Poznań 2004; Nauki mistrzów, tłum J. Ło­

ziński, Poznań 2007; My Unwritten Books, New York 2008.

[PB.]

RUCH HERMENEUTYCZNY

Ruch hermeneutyczny, akt wyjaśniania i zawłaszczającego przeniesienia znaczeń,
przebiega czterofazowo. Początkiem jest wstępne zaufanie, inwestycja wiary, podbudo­

wanej wprawdzie wcześniejszym doświadczeniem, lecz niepewnej pod względem epi-

stemologicznym i ryzykownej psychologicznie wiary w „powagę" stającego przed na­
mi, a ściśle biorąc: przeciwko nam, tekstu. Decydujemy się na skok: zakładamy ab ini­

tio,

że Jest tam" coś, co warto zrozumieć, że ten transfer nie będzie daremny. Wszelkie

zrozumienie, a zwłaszcza niewątpliwy przykład zrozumienia, jakim jest tłumaczenie,
zaczyna się od aktu zaufania^ Ufność ta zazwyczaj pojawia się natychmiast i nie zosta­

je poddana weryfikacji, jednak jej podstawy są złożone. Po części stanowi ona funkcjo­

nalną konwencję, która wywodzi się z ciągu fenomenologicznych założeń dotyczących
spójności świata, obecności znaczenia we wszelkich, bardzo różnych, być może nawet
formalnie przeciwstawnych systemach semantycznych oraz zasadności rozumowania
opartego na analogii. Skrajna wielkoduszność tłumacza („Przyjmuję a priori, że coś
tam musi być"), ufność pokładana w „innym", w jeszcze niepoddanej próbie, nierozpo­
znanej obcości (alternity) wypowiedzi, ogniskuje - w stopniu filozoficznie istotnym -
ludzką skłonność do postrzegania świata w kategoriach symbolu, sieci relacji, w któ­
rych „to" może zawsze oznaczać „tamto", a w istocie musi, jeśli jakiekolwiek znaczenia
i struktury mają w ogóle zaistnieć.

Nie będzie to nigdy ufność ostateczna. W sposób banalny podważają nonsens; od­

krycie, że „nie ma tam niczego" do wyjaśnienia i przetłumaczenia. Purnonsensowe ry­
mowanki, poezja konkretna, glosolalia są nieprzetłumaczalne, ponieważ są niekomuni­
katywne pod względem leksykalnym lub celowo pozbawione znaczenia. Zaufanie zosta­

je jednak poddane mniej lub bardziej trudnej próbie także w codziennym użyciu i nauce
języka oraz w tłumaczeniu (oba zjawiska ściśle się z sobą wiążą). „To przecież nic nie

znaczy"- stwierdza zirytowane dziecko w obliczu tekstu łacińskiego lub początkujący

uczestnik kursów językowych Berlitza. Odczucie takie wydaje się niemal namacalne: ni­
czym gładkie, pochyłe zbocze, bez punktów zaczepienia. Zachęta społeczna, nachalne

świadectwo precedensu - „przed tobą inni potrafili przetłumaczyć ten fragment" - spra­

wiają, że nie porzuca się zadania. Jednak dar zaufania pozostaje ontologicznie sponta­

niczny i uprzedza dowód, który kiedyś się pojawi, choćby po długim, żmudnym oczeki­

waniu (niektóre teksty, twierdzi Walter Benjamin, doczekają się tłumaczenia dopiero „po

nas"). Tłumacz, wchodząc w grę, musi postawić na spójność, na symboliczne bogac­
two świata. Tym samym - wprawdzie jedynie teoretycznie i w przypadkach skrajnych -

background image

330

George S

obnaża własną bezbronność wobec dwóch dialektycznie z sobą powiązanych i

wzajem

nie od siebie zależnych metafizycznych niebezpieczeństw. Może odkryć, że „każdy" lub
„niemal każdy znak" może oznaczać „wszystko". Średniowieczni egzegeci doświadcil

ją takiego zawrotu głowy wobec samopodtrzymujących się ciągów metafor lub analogii.

Może się także przekonać, że „nie ma tam niczego", co da się oddzielić od formalnej au­
tonomii, sprowadzającej się do tego, że każde znaczenie, które warto wyrazić, jest mo-

nadyczne i nie da się go wtłoczyć w żadną alternatywną formę. W tradycji kabalistycznej
istnieje wątek [...] dnia, w którym słowa zrzucą z siebie „brzemię przymusu znaczenia
i będą już tylko sobą, zarazem puste i pełne jak kamienie.

^jajiJMujuisjępuje agresja. Drugi ruch tłumacza to wkroczenie w tekst i Wj

darcie mu znaczenia. Wfaściwą analizę daje Heidegger, Medy skupia naszą uwagę na
zr^mTeniu jako akcie, na dostępie Erkenntnis do Dasein, do głębi zawłaszczającym
i dlatego gwałtownym. Dasein, „bycie-tu-oto", zaczyna się naprawdę dopiero wtedy,

gdy ktoś je pojmie, to znaczy przetłumaczy (por. Ricoeur 1985: 182-203). Postulat,
że wszelkie poznanie jest agresywne, że każda teza jest najazdem na świat, pocho­
dzi oczywiście od Hegla. Heidegger z kolei wykazał, że zrozumienie, rozpoznanie i in­

terpretacja stanowią zwartą, nieuniknioną formę ataku. Możemy przekształcić twier­
dzenie Heideggera, że rozumienie nie jest kwestią metody, lecz pierwotnego bycia, że

„bycie polega na rozumieniu innego bycia", na bardziej naiwne i ograniczone stwier­

dzenie, że każdy akt pojmowania musi zawłaszczyć inny byt (przekładamy n a [we

translate into]).

Pojmowanie (comprehension), jak pokazuje etymologia, „pojmuje"

nie tylko poznawczo, kognitywnie, lecz także poprzez okrążenie i wchłonięcie. W wy­
padku przekładu międzyjęzykowego manewr pojmowania ma charakter otwarcie inwa­
zyjny i wyczerpujący. U św. Hieronima mamy słynny obraz znaczenia pojmanego w nie­

wolę przez tłumacza. „Łamiemy" kod: rozszyfrowanie jest rozbiórką; miażdży łupinę
i obnaża żywe tkanki. Każdy uczeń, lecz także każdy wybitny tłumacz, zauważy zmianę
w substancji tekstu; w wyniku długiego lub żmudnego tłumaczenia tekst w drugim ję­
zyku ulega jakby fizycznemu rozrzedzeniu - pomiędzy jego osłabionymi włóknami nie­
mal bez przeszkód przenika światło. Na chwilę gęstość nieprzyjaznej lub uwodziciel­
skiej „inności" ulega rozrzedzeniu. Ortegay Gasset mówi o smutku odczuwanym przez

tłumacza wobec porażki. Istnieje także smutek po sukcesie, augustiańska tristitia, na­
stępująca po jakże sobie bliskich aktach erotycznego i intelektualnego zawłaszczenia.

Tłumacz najeżdża, pojmuje i bierze w niewolę. Za porównanie może posłużyć bli­

zna na pejzażu, pustka pozostała po kopalni odkrywkowej. Jak się przekonamy, takie
ogołocenie jest albo złudne, albo świadczy o fałszywym przekładzie. Znowu jednak, po­
dobnie jak w sytuacji zaufania tłumacza, i tu pojawiają się czasem rzeczywiste przy­

padki graniczne. Istnieją teksty czy gatunki, które zostały wyczerpane przez przekła­
dy. Co ciekawsze, są i takie, które zostały zanegowane przez transfigurację, poprzez

Ruch hermeneutyczny

331

akt zawłaszczającej penetracji, które znacznie przekroczyły oryginał, są bardziej upo­
rządkowane i wywołują lepszy efekt estetyczny. Po niektóre dzieła oryginalne przesta­

jmy sięgać, ponieważ tłumaczenie ma większy ciężar gatunkowy (za przykład mogą tu

posłużyć sonety Luise Labe po dokonanym przez Rilkego Umdichtung). Powrócę jesz­
cze do tego paradoksu zdrady przez wzmożenie.

Trzecia faza to faza inkorporacji, w mocnym znaczeniu tego słowa. Import znacze­

nia i formy ich ucieleśnienie, ani nie przebiega w próżni, ani nie trafia w próżnię. Ro­
dzime pole semantyczne już istnieje i jest wypełnione. Istnieją niezliczone odcienie
asymilacji i umiejscowienia nowego nabytku, od kompletnego urodzimienia, zadomo­
wienia, jakie w historii kultury przypisujemy, powiedzmy, Biblii Lutra czy Plutarchowi
Northa, aż po wieczną obcość i marginalność takiego dzieła, jak angielska wersja Onie­

gina

pióra Nabokova. Jednak bez względu na stopień tej „naturalizacji" wprowadzenie

nowego dzieła potencjalnie może doprowadzić do podważenia lub przekształcenia ca­
łej rodzimej struktury. Heideggerowskie .jesteśmy tym, czym rozumiemy, że jesteśmy",
oznacza, iż nasze własne bycie ulega modyfikacji na skutek każdego całościowego za­

właszczenia. Każdy język, każdy utwierdzony tradycją zbiór symboli czy konglomerat
kulturowy, importując, ryzykuje konieczność transformacji. Nasuwają się tu dwie ro­
dziny metafor, zapewne pokrewne sobie: metafora sakramentalnego pokarmu czy in-

karnacji i metafora infekcji, zakażenia. Pozytywne wartości komunii zależą od moral­
nego, duchowego stanu przystępującego. Mimo że każde rozszyfrowanie jest agresyw­
ne i - na pewnym poziomie - niszczące, istnieją różnice w motywie zawłaszczenia
i kontekście „zabierania z sobą". W sytuacji, kiedy rodzimy wzorzec jest niedojrzały
lub nieuporządkowany, importowane dobra go nie wzbogacą, nie znajdą dla siebie od­
powiedniego miejsca. Nie wytworzą spójnego odbioru i reakcji, lecz falę miernego na­

śladownictwa (francuski neoklasycyzm w wydaniu północnoeuropejskim, niemieckim
i rosyjskim). Import zjawisk starożytnych czy obcych może przywlec zarazę łatwizny.
Po pewnym czasie rodzimy organizm zareaguje, spróbuje zneutralizować lub usunąć
obce ciało. Spore obszary europejskiego romantyzmu można uznać za ripostę na in­
fekcje tego typu, za próbę nałożenia embarga na nadmiar obcych, głównie francuskich
osiemnastowiecznych dóbr. Każdy pidgin ujawnia próbę zachowania strefy języka ro­
dzimego i jej klęskę w obliczu ekonomicznie i politycznie narzuconej inwazji językowej.

Dialektyka wcielania wiąże się z zagrożeniem, że zostaniemy wchłonięci.

Dialektykę tę widać na poziomie indywidualnej wrażliwości. Akty przekładu wzbo­

gacają nasze własne zasoby; zaczynamy sami ucieleśniać alternatywne odmiany energii
i odczuwania. Jednak to, co importujemy, może przejąć nad nami kontrolę i okaleczać.

Są tacy tłumacze, których indywidualne źródło oryginalnej twórczości zupełnie wyschło.
MacKenna mówi, że Plotyn dosłownie zawładnął jego życiem. Pisarze rezygnowali z prze­

kładu, czasami zbyt późno, ponieważ głos obcego tekstu, którym się zachłystywali, tłumił

background image

332

George Steiner

ich wiasny. Społeczeństwom o prastarej, lecz zerodowanej epistemologii rytuału i symbo­
lu pod przemożnym wpływem przedwczesnej lub niestrawnej asymilacji grozi - w chwili
zachwiania równowagi - utrata wiary we własną tożsamość. Kult cargo w Nowej Gwinei,

nakazujący tubylcom czcić towary przywożone przez samoloty, ujawnia z niesamowitą
dokładnością rozbudowany obraz ryzyka związanego z przekładem.

W ten sposób stwierdzamy znów, że ruch hermeneutycznyjest niebezpiecznie nie­

kompletny, że stanowi zagrożenie właśnie ze względu na tę niekompletność, o ile nie
zostanie uzupełniony przez czwarty etap, jakby ostatni suw tłoka, domykający cykl.

Aprioryczny akt zaufania doprowadza do zachwiania równowagi. „Skłaniamy się" ku
oczekującemu tekstowi (żadnemu tłumaczowi nie jest obcy ten wyczuwalny gest po­
chylenia się ku celowi, po którym następuje skok). Okrążamy go i atakujemy poznaw­
czo. Wracamy do domu objuczeni, a więc znów tracimy równowagę; wprowadzamy
nierównowagę do systemu, zabierając „innemu" i wzbogacając - choć skutki bywają

niejednoznaczne - własny stan posiadania. System zostaje rozchwiany. Akt hermeneu-

tyczny musi to zrekompensować. Jeśli ma być autentyczny, musi pośredniczyć w wy­
mianie i przywracaniu równości.

Wprowadzanie w życie prawa wzajemności w celu przywrócenia równowagi stano­

wi sedno métier i moralności przekładu. Trudno jednak przedstawić je w kategoriach
abstrakcyjnych. Zawłaszczająca „ekstaza" (rapture) tłumacza - w rdzeniu angielskie­
go słowa zawiera się oczywiście znaczenie gwałtownego przeniesienia - pozostawia

w oryginale pewną dialektycznie niepojętą pozostałość. Bez wątpienia istnieje jakiś
wymiar straty, zniszczenia - stąd, jak się już o tym przekonaliśmy, strach przed tłu­
maczeniem, tabu nakładane na eksport objawienia, jakim obwarowuje się święte teksty,
rytualne nazewnictwo i formuły w wielu kulturach. Jednakże pozostałość ta jest rów­
nież, nade wszystko, pozytywna. Przetłumaczone dzieło zostaje wzbogacone. Dzieje się

tak na kilku oczywistych poziomach. Metodyczny, dogłębny, analityczny i porządkują­
cy proces przekładu - podobnie jak wszelkie działania skupionego zrozumienia - wy­

różnia, wyjaśnia i zasadniczo uwypukla przedmiot swych działań. Naddeterminowany
akt interpretacji jest z natury inflacyjny: ogłasza, że jest tam coś więcej, niż widać go­
łym okiem", że „zgodność treści z formą jest pełniejsza, subtelniejsza, niż dotychczas
sądzono". Uznanie tekstu źródłowego za godny przekładu oznacza jego natychmia­
stowe dowartościowanie i uruchamia proces uwznioślenia (co - rzecz jasna - nie wy­

klucza późniejszych rewizji, a nawet odrzucenia). Operacja przeniesienia i parafrazy
podnosi status oryginału. Z historycznego punktu widzenia, w kategoriach kontekstu

kulturowego, w kategoriach odbiorcy, prestiż oryginału wzrasta. Wzrost ten ujawnia

ważniejszą, egzystencjalną perspektywę. Związki tekstu z jego przekładami, imitacja­
mi, wariantami tematycznymi, a nawet parodiami są nazbyt zróżnicowane, by można

je było ująć za pomocą pojedynczego definiującego schematu. Stawiają całą kwestię

„znaczenia znaczenia" w czasie, kwestię istnienia i skutków faktu językowego poza

Ruch hermeneutyczny

333

jego konkretną, pierwotną formą. Nie ulega jednak wątpliwości, że echo wzbogaca, że
jest czymś więcej niż jedynie cieniem i martwym simulacrum. Wracamy do problemu lu­

stra, które nie tylko odbna, lecz również generuje światło. Tekst oryginalny zyskuje na
różnych typach relacji łączących go z własnymi przekładami, jak również na dystansie
dzielącym oryginał od przekładów. Wzajemność ma charakter dialektyczny: nowe „for­
maty" znaczenia rodzą się dzięki odległości i przyleglości. Niektóre przekłady oddalają

nas od płótna, inne nas do niego przybliżają.

Tak się dzieje nawet wtedy, a może zwłaszcza wtedy, gdy przekład jest jedynie

częściowo adekwatny. Porażki tłumacza identyfikują, rzucają jak na ekran samą isto­
tę oryginału, która stawia opór, nieprzezroczyste ośrodki jego szczególnego ducha.
Hegel i Heidegger przyjmują, że bycie musi powiązać się z innym byciem, aby doko­

nać samookreślenia. Jest to twierdzenie prawdziwe tylko po części w odniesieniu do

języka, który na poziomie fonetycznym i gramatycznym może funkcjonować wewnątrz

granic własnych cech różnicujących. Pragmatycznie jednak twierdzenie to jest praw­
dziwe dla wszystkich aktów nadania formy i wyrazu, z wyjątkiem tych najbardziej ru­
dymentarnych. Istnienie w historii, prawo do rozpoznawalnej tożsamości (styl) opie­

ra się na związkach z innymi wyrażalnymi konstruktami. Pośród takich relacji prze­
kład jest najbardziej wyrazisty.

Niemniej nierównowaga istnieje. Tłumacz wziął nazbyt wiele - wywatował, przyozdo­

bił, „wczytał"; lub zbyt mało - sfuszerował, pociął, pominął niewygodne zakamarki. Na­

stąpił przepływ energii od źródła do odbiorcy, wskutek czego doszło do przemiany obu

wraz ze zmianą harmonii całego systemu. Charles Péguy ujmuje jednoznacznie prob­

lem nieuniknionej straty, krytykując przekłady Sofoklesa dokonane przez Leconte'a de

Lisle'a: ce que la réalité nous enseigne impitoyablement et sans aucune exception,
c'est que toute opération de cet ordre, toute opération de déplacement, sans aucune
exception, entraine impitoyablement et irrévocablement une déperdition, une alté­
ration, et que cette déperdition, cette altération est toujours considérable

(„to, czego

rzeczywistość nas uczy bezlitośnie, i to bez jakiegokolwiek wyjątku, to fakt, że cała opera­
cja tego rodzaju, cała operacja przemieszczania pociąga za sobą bezlitośnie i nieodwołal­

nie uszczerbek i zafałszowanie i że ów uszczerbek jest zawsze bardzo znaczny") (Péguy

1959:890)

1

. Autentyczne tłumaczenie będzie zatem dążyło do odzyskania równowagi, mi­

mo że środki prowadzące do celu, kroki, które należy poczynić, są i dalekosiężne, i nie­

jasne. Autentyczny przekład, nie dorównując oryginałowi, tym bardziej uwydatnia auto­

nomiczne zalety oryginału (przekład Vossa okazuje się słaby w centralnych momentach
eposu Homera, niemniej jednak przejrzysta uczciwość jego chwilowych niedostatków

dodatkowo akcentuje odpowiadające im mocne strony greckiego oryginału). Prawdziwy

1

Powyższa analiza sztuki przekładu poetyckiego pojawiła się po raz pierwszy w grudniu 1905 (por.

Fraisse 1973:146-159).

background image

334

George Steiner

przekład, wtedy gdy przewyższa oryginał, ujawnia potencjał tekstu źródłowego, wydoby­

wa jego pierwotne zasoby, dotychczas przezeń nieurzeczywistnione. O tym właśnie mó­
wi Schleiermacher, wprowadzając pojęcie hermeneutyki, która „wie lepiej niż sam autor"

(Paul Celan tłumaczącySalomé Apollinaire'a). Ideał, nigdy nieosiągnięty, jest pełnym od­

powiednikiem czy re-petycją (re-petition) - ponowną prośbą - nie będąc przy tym tau­
tologią. Nie istnieje taM doskonały „sobowtór". Ajednak ideał otwarcie głosi konieczność
równowagi w procesie hermeneutycznym.

Sądzę, że tylko w ten sposób możemy przypisać rzeczywiste znaczenie kluczowemu

pojęciu „wierności". Wierność to nie dosłowność ani techniczny zabieg, pozwalający od­
dać „ducha" tekstu. Pojęcie wierności, jak się przekonujemy, śledząc dyskusje nad prze­
kładem, jest beznadziejnie mgliste. Tłumacz, egzegeta, czytelnik jest w i e r n y swojemu
tekstowi, sprawia, że jego odpowiedź jest odpowiedzialna tylko wtedy, gdy usiłuje przy­

wrócić równowagę sil, równowagę integralnej obecności, którą zakłóciło jego zawłasz­

czające zrozumienie. Wierność jest etyczna, lecz także - w pełnym sensie tego słowa -
ekonomiczna. Na mocy taktu, a zintensyfikowany takt staje się wizją moralną, tłumacz-
-interpretator staje się warunkiem znaczącej wymiany. Przepływ znaczenia czy też kul­

turowych, psychologicznych korzyści jest dwukierunkowy. W sytuacji idealnej wymiana
odbywa się bez strat. Z tego punktu widzenia przekład można zobrazować jako negację
entropii; porządek udaje się zachować na obu końcach cyklu, u źródła i u odbiorcy. Ma tu
zastosowanie model ogólny podany przez Claude'a Lévi-Straussa w Antropologii struk­

turalnej,

gdzie uznaje on struktury społeczne za próby osiągnięcia dynamicznej równo­

wagi poprzez wymianę słów, kobiet i dóbr materialnych. Wszelka zdobycz wymaga kom­
pensacji; wypowiedź domaga się odpowiedzi, egzogamia i endogamia są mechanizmami
równoważącego transferu. W obrębie klasy wymian semantycznych przekład jest ponow­
nie najbardziej wyrazisty, najradykalniej sprawiedliwy. Tłumacz ponosi odpowiedzial­
ność za diachroniczne i synchroniczne przemieszczenie oraz zachowanie energii zna­
czenia. Przekład jest, i to nie tylko metaforycznie, aktem podwójnego księgowania; za­
równo pod względem formalnym, jak i moralnym księgi muszą się zbilansować.

TaM pogląd na tłumaczenie jako hermeneutyczny akt zaufania (élancement), pene­

tracji, ucieleśnienia i odtworzenia pozwoli nam przezwyciężyć sterylny model triady domi­
nujący w historii i teorii dziedziny. Odwieczny podział na dosłowność, parafrazę i swobod­
ne naśladownictwo okazuje się całkowicie przypadkowy. Brakuje mu precyzji i uzasad­
nienia filozoficznego. Przeoczą kluczowy fakt, że czteroistna hermeneia, pojęcie użyte

przez Arystotelesa w opisie dyskursu, który znaczy, ponieważ interpretuje, jest koncep­
tualnie i praktycznie cechą wrodzoną nawet najbardziej rudymentarnego przekładu.

[1975]

Przekład Olga i Wojciech Kubińscy

FRITZ PAEPCKE (1916-1990)

Urodził się w Berlinie. Studia romanistyczne ukończył w Monachium dysertacją Die

französische Nominalkomposition

(1946). W latach 1947-1952 był docentem filologii

romańskiej w Wyższej Szkole Filozoficzno-Teologicznej w Regensburgu. Potem związał

się z Uniwersytetem w Heidelbergu, na którym utworzył Zakład Języka Francuskiego
działający w ramach Instytutu Przekładu Ustnego i Pisemnego. W 1966 roku objął na
tymże uniwersytecie stanowisko profesora językoznawstwa stosowanego ze specjaliza­
cją w zakresie języka francuskiego. Po przejściu na emeryturę w 1981 roku kontynu­
ował swą działalność naukową i dydaktyczną na Uniwersytecie Lorända Eötvösa w Bu­

dapeszcie, współpracując jednocześnie z Węgierską Akademią Nauk.

Był członkiem wielu towarzystw i związków, w których pełnił funkcje honorowe,

m.in. BDÜ (Bundesverband der Dolmetscher und Übersetzer), FIT (Fédération Inter­
nationale des Traducteurs), IOUNT (International Organization for Unification of Ter-
minological Neologisms z siedzibą w Warszawie). Wspierał rozwój badań językoznaw­

czych w Finlandii i w Polsce.

Zainteresowania badawcze Fritza Paepckego były szerokie, od gramatyki języ­

ka francuskiego do współczesnej literatury i polityki francuskiej - jednakże najwię­

cej uwagi poświęcił problemom hermeneutyki przekładu. W swych studiach przekła-
doznawczych podążał śladem Martina Heideggera i Hansa-Georga Gadamera. Za tym
ostatnim postulował jedność języka i rzeczywistości, świadomie przeciwstawiając

się ahistorycznie zorientowanym językoznawczym badaniom translatologicznym. Na
gruncie hermeneutycznym Paepcke podkreślał podobieństwa łączące teksty użytkowe
i literackie. W przeciwieństwie do innych przedstawicieli niemieckiej hermeneutycz-
nej szkoły przekładoznawczej nie zdecydował się na systematyczny wykład swych po­
glądów w ramach monografii naukowej, preferując krótsze formy wypowiedzi: artykuły,

studia, szkice. Podejmował w nich m.in. kwestie związane z historycznością przekła­
du, dialektyką przekładu i rozumienia, kreatywnością tłumacza, a także krytyką poję­
cia ekwiwalencji jako równoważności. Był również tłumaczem literackim, przekładał
dzieła takich pisarzy, jak Blaise Pascal, Paul Valéry i Raymond Aron.

Ważniejsze publikacje: Textverstehen und Übersetzen/ Ouvertures sur la transla-

tion,

Heidelberg 1981 (współautor: Phillippe Forget);/m Übersetzen leben. Übersetzen

und Textvergleich,

red. K. Berger i H.M. Sperber, Tübingen 1986 (zbiór publikacji z lat


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jakobson R O językoznawczych aspektach przekładu
19 CEZARY MICHOŃSKI, Kognitywne aspekty przekładu
B Grabowska, Językowe aspekty szownizmu gatunkowego
Jakobson Roman - Poetyka w świetle językoznawstwa
Językowy Obraz Wspólnoty (Na Materiale Nowego Testamentu w Przekładzie ks J Wujka)
Kategoria gramatyczna aspektu w języku polskim, językoznastwo
Jakobson - Poetyka w -wietle językoznawstwa (notatki), Romanistyka, SEMESTR I, Wstęp do literaturozn
Księga Koheleta w Przekładach Św Hieronima Diachroniczne Aspekty Pracy Translacyjnej
Roman Jakobson Poetyka w świetle językoznawstwa
Roman Jakobson Poetyka w swietle jezykoznawstwa opracowanie
Roman Jakobson Poetyka w świetle językoznawstwa opracowanie
Roman Jakobson Poetyka w świetle językoznawstwa
Piotr Wołkowski Biologiczne aspekty teorii zdolności językowej Chomsky ego
Językowy Obraz Wspólnoty (Na Materiale Nowego Testamentu w Przekładzie ks J Wujka)

więcej podobnych podstron