18 Za to jedynie mk2 STT

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

ROZDZIAŁ XVII

Za to jedynie

I choćby za to jedynie mszczę się na Śmierci

Gniewem, który buduje się w mym sercu:

Rozdzieliła nas tak bardzo

że nie słyszymy już siebie.

1

– ALFRED, LORD TENNYSON, IN MEMORIAM A. H. H.

Tessa stała nad przepaścią w okolicy, której nie znała. Wzgórza dookoła były zielone

i opadały ostro w stronę niebieskiego morza. Krakające morskie ptaki krążyły wokół niej,
a szara ścieżka wiła się jak wąż wzdłuż krawędzi klifu. Naprzeciw siebie na owej ścieżce widziała
Willa.

Miał na sobie czarny strój bojowy, a na nim czarny płaszcz opryskany błotem, jakby chłopak

wrócił właśnie z długiej wędrówki. Był bez czapki i rękawiczek, a jego czarne włosy splątał wiatr.
Tak samo uczynił z włosami Tessy, pozostawiając w nich zapach soli oraz mokrych roślin,
rosnących na brzegu morza – zapach, który przypominał jej rejs Main

2

.

– Will! – krzyknęła. Było coś samotnego w jego postawie. Przypominał Tristana, patrzącego

na Morze Irlandzkie w nadziei, iż ujrzy statek, na którego pokładzie Izolda miała do niego wrócić.
Will nie odwrócił się na dźwięk jej głosu, podniósł jedynie ramiona, pozwalając, by jego płaszcz
unosił się na wietrze jak skrzydła.

W jej sercu pojawił się strach. Izolda wróciła do Tristana, ale wtedy było już za późno. Umarł

on bowiem z żalu.

– Will! – zawołała znowu, tym razem głośniej.

A on zrobił krok do przodu, wychodząc poza urwisko. Tessa rzuciła się i spojrzała w dół, ale

ujrzała jedynie szaroniebieską wodę i białą grzywę morskich fal. Każdy napływ wody wydawał się
nieść do niej jego głos.

– Obudź się, Tesso. Obudź się.

1

tłumaczenie: windy dreams

2

Statek, którym Tessa przypłynęła do Londynu

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

– Proszę się obudzić, panno Gray. Panno Gray!

Tessa wyprostowała się gwałtownie. Zasnęła na krześle koło kominka w swoim małym

więzieniu; była przykryta szorstkim, niebieskim kocem, choć nie mogła sobie przypomnieć, skąd
go ma. Pokój oświetlały jedynie pochodnie i ogień z kominka, tak więc stwierdzenie, jaka jest
aktualnie pora dnia, było niemożliwe.

Mortmain stał przed Tessą, a za nim znajdował się automat. Był on bardziej ludzki niż

reszta maszyn, które dotąd widziała. W przeciwieństwie do pozostałych miał nawet ubranie
– wojskową tunikę i spodnie. Sprawiło to, że jego głowa wyglądała jeszcze bardziej
niesamowicie z tymi zbyt gładkimi rysami i łysą, metaliczną skórą na niej. A jego oczy… Choć
wiedziała,
że zrobiono je ze szkła, to sposób, w jaki ognistoczerwone tęczówki wydawały się ją
przeszywać…

– Zimno ci – stwierdził Mortmain.

Tessa wypuściła powietrze, a jej oddech zmienił się w kłęby białej pary.

– To, jak ciepło mnie przyjmujesz, pozostawia wiele do życzenia.

– Zabawne – rzekł, a kąciki jego wąskich ust uniosły się lekko. Miał na sobie ciężki płaszcz,

zrobiony z wełny karakułowej

3

, a pod nim szary garnitur, jak przystało na człowieka biznesu.

– Panno Gray, nie obudziłem pani bez powodu. Przyszedłem, ponieważ chcę, by pani zobaczyła,
jak pomoc przy wspomnieniach mego ojca pozwoliła mi osiągnąć mój cel –dodał i wskazał
dumnie na automat stojący koło niego.

– Kolejny robot? – zapytała Tessa bez cienia zainteresowania w głosie.

– Och, jakże to niegrzecznie z mojej strony! – Oczy Mortmaina przeniosły się na kreaturę. –

Przedstaw się.

Usta metalicznego stworzenia otworzyły się; Tessa ujrzała błysk mosiądzu.

– Jestem Armaros – przemówiło. – Przez miliard lat dowodziłem wiatrami wielkich

otchłani między światami. Walczyłem na równinach Brocelind z Nocnym Łowcą Jonathanem.
Przez ostatnie tysiąc lat leżałem zamknięty w Pyxis. Teraz, kiedy mój Mistrz mnie uwolnił, to
jemu służę.

Tessa podniosła się, a koc ześlizgnął się z jej nóg, na co nie zwróciła uwagi. Robot

przyglądał się jej. Jego oczy… Oczy tego pełne były inteligencji i świadomości, której nie posiadał
żaden wcześniejszy automat.

– Co to jest? – wyszeptała.

– Automat wypełniony duszą demona. Podziemni mają swoje sposoby na uchwycenie

demonicznej energii i jej używanie. Ja użyłem owej energii, by dać siłę robotom, które widziałaś

3

Karakuł – azjatycka owca tłustoogoniasta

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

już wcześniej. Ale Armaros i jego bracia są inni. To opancerzone demony. Mają rozum i mogą
myśleć. Nie tak łatwo je przechytrzyć. I bardzo trudno zabić.

Armaros poruszył się; Tessa zauważyła, że robi to płynnie i gładko, bez zakłóceń i

szarpnięć. Że rusza się jak człowiek. Automat wyciągnął miecz wiszący u jego boku i podał go
Mortmainowi. Ostrze pokryto runami, z którymi Tessa zdążyła się dobrze zaznajomić – takimi,
jakie zdobiły oręż wszystkich Nocnych Łowców. Runami, które sprawiały, że była to broń
Nefilim. Runami, które były zabójcze dla demonów. Armaros nie powinien nawet móc spojrzeć
na ostrze, a tym bardziej go dotknąć.

Żołądek Tessy zacisnął się. Demon podał miecz Mortmainowi, który trzymał go z precyzją

wieloletniego oficera marynarki wojennej. Obrócił ostrze i wbił je w pierś demona.

Tessa usłyszała dźwięk rozdzieranego metalu. Była przyzwyczajona do widoku

przewracających się automatów czy tryskającej czarnej mazi. Jednak demon, niewzruszony,
dalej stał nieruchomo niczym jaszczurka na słońcu. Mortmain brutalnie przekręcił rękojeść
i wyciągnął broń.

Ostrze spopieliło się jak kłoda wrzucona do ognia.

– Widzisz – zaczął Mortmain. – Ta armia została stworzona, by zniszczyć Nocnych

Łowców.

Tessa nigdy wcześniej nie widziała uśmiechających się automatów, Armaros był pierwszy;

nie wiedziała nawet, że jego twarz jest do czegoś takiego przystosowana.

– Oni zabili wielu moich pobratymców. Zniszczyć ich wszystkich – to będzie dla mnie

prawdziwa przyjemność.

Tessa przełknęła ślinę, starając się, by Mistrz tego nie zobaczył. Jego wzrok przenosił się z

Tessy na automat i z powrotem, więc trudno było stwierdzić, na kogo patrzy z większym
zachwytem. Dziewczyna chciała krzyczeć, rzucić się na niego i podrapać mu twarz. Jednak
pomiędzy nimi znajdowała się połyskująca, niewidzialna ściana, przez którą i tak by się nie
przedarła.

Och, będziesz czymś więcej niż tylko jego żoną, panno Gray, powiedziała kiedyś pani Black,

Będziesz zagładą Nefilim. Do tego zostałaś stworzona.

– Nie tak łatwo zabić Nocnych Łowców – rzekła Tessa. – Widziałam, jak rozcinali twoje

automaty. Być może te tutaj nie mogą zostać powalone za pomocą run, ale praktycznie każde
ostrze może zarysować metal i przeciąć przewody.

Mortmain wzruszył ramionami.

– Nocni Łowcy nie są przyzwyczajeni do walki przeciw stworzeniom, którym nie może

zaszkodzić broń z runami. To ich spowolni. Poza tym, mam niezliczoną ilość automatów. To
będzie jak próba odparcia fali. – Przechylił głowę na bok. – Czy teraz widzisz geniusz mojego
wynalazku? Jednak podziękowania należą się również pani, panno Gray, za ostatni element
układanki. Myślałem, że może będziesz nawet… podziwiać to, co razem stworzyliśmy.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

Podziwiać? Spojrzała mu w oczy, myśląc, że z niej kpi, jednak ujrzała w nich szczere

pytanie, ciekawość połączoną z oziębłością. Tessa pomyślała o tym, jak wiele czasu musiało
minąć od ostatniej pochwały, którą usłyszał od innego człowieka i wzięła głęboki oddech.

– Jesteś wielkim wynalazcą, nie ma co do tego wątpliwości – powiedziała.

Mortmain uśmiechnął się usatysfakcjonowany.

Tessa czuła na sobie wzrok mechanicznego demona, czuła jego napięcie i gotowość

bojową, ale jeszcze bardziej świadoma była obecności Mortmaina. Serce biło jej szybciej.
Wydawało jej się, że stoi nad przepaścią, zupełnie jak we śnie. Taka rozmowa z Mortmainem
wydawała się ryzykowna i wolałaby spaść lub polecieć. Musiała jednak skorzystać z okazji.

– Wiem, dlaczego mnie tu przyprowadziłeś – powiedziała. – Nie chodziło jedynie o sekrety

twojego ojca.

W jego oczach pojawiły się gniew oraz zmieszanie. Nie zachowywała się tak, jak on by tego

oczekiwał.

– Co masz na myśli?

– Jesteś samotny – rzekła. – Otoczyłeś się stworzeniami, które nie są prawdziwe, które nie

żyją. W oczach innych widzimy swoją duszę. Jak długo nie widziałeś swojej?

Mortmain zmrużył oczy.

– Miałem duszę. Ale została wypalona przez to, czemu poświęciłem swoje życie, przez

dążenie do sprawiedliwości i rekompensaty.

– Nie nazywaj zemsty sprawiedliwością.

Demon zachichotał pogardliwie, jakby oglądał wybryki kociaka.

– Pozwolisz jej zwracać się do ciebie w ten sposób, Mistrzu? – zapytał. – Mogę uciąć jej

język, jeśli tego chcesz, uciszyć ją na wieki.

– Okaleczenie jej niczemu by się nie przysłużyło. Ma moce, o których nie masz pojęcia

– odpowiedział Mortmain, wciąż patrząc na Tessę. – Istnieje pewne stare, chińskie powiedzenie,
być może twój narzeczony kiedyś o nim wspominał, które mówi „Człowiek nie może żyć pod tym
samym Niebem, pod którym żyje zabójca jego ojca”. Muszę zlikwidować Nocnych Łowców spod
mojego Nieba; nie będą dłużej stąpali po ziemi. Nie usiłuj odwoływać się do mojej dobrej strony,
Tesso, gdyż nie mam takowej.

Tessa nie mogła się powstrzymać – pomyślała o Opowieści o Dwóch Miastach, o Lucie

Manette, próbującej znaleźć lepszą stronę Sydney’a Cartona. Zawsze myślała o Willu jako
Sydney’u, pochłoniętym przez grzech i rozpacz pomimo tego, że pragnął czegoś zupełnie innego.
Ale Will był dobrym człowiekiem, dużo lepszym niż Carton kiedykolwiek mógł się stać. A
Mortmain w ogóle ledwo był człowiekiem. Tessa nie tyle odwoływała się do jego lepszej natury,
co do próżności: niewątpliwie każdy mężczyzna myślał o sobie jako o kimś dobrym. Nikt nie
postrzega samego siebie jako czarny charakter.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

– Z pewnością tak nie jest. Na pewno możesz być poczciwy i dobry. Spełniałeś jedynie

swoją powinność. Dałeś życie i inteligencję tym… Tym swoim Diabelskim Maszynom. Stworzyłeś
coś, co może zniszczyć Nocnych Łowców. Poświęciłeś temu całe swoje życie, bo wierzyłeś, że
Nocni Łowcy są zepsuci i brutalni. Jeśli teraz odpuścisz, to wygrasz. Pokażesz, że jesteś lepszy niż
oni – powiedziała Tessa i spojrzała na twarz Mortmaina. Pojawiło się na niej wahanie, jego usta
nieznacznie drżały, a ramiona napięły się.

Uśmiechnął się.

– Więc myśli pani, że mogę stać się lepszy? Mam uwierzyć, że jeśli zrobię, co pani mi każe,

że jeśli teraz odpuszczę, to zostanie pani ze mną i nie wróci do Nocnych Łowców?

– Czemu nie, panie Mortmain. Przysięgam, że zostanę – rzekła Tessa, przełykając gorycz.

Jeśli ceną za ocalenie Willa i Jema, Charlotte, Henry’ego i Sophie miałoby być pozostanie
z Mortmainem, zrobiłaby to. – Wierzę, że możesz znaleźć swoją lepszą stronę. Wierzę, że każdy
może.

Kąciki jego ust uniosły się lekko.

– Jest już południe, panno Gray – powiedział. – Nie chciałem budzić pani wcześniej. Ale

teraz proszę ze mną, bo jest coś, co chciałbym pani pokazać.

– Co takiego? – Tessa wyprostowała się.

– Coś, na co czekałem bardzo długo – odpowiedział Mortmain z uśmiechem.

~

Do: Konsul Josiah Wayland

Od: Inkwizytor Victor Whitelaw

Josiahu, wybacz mi nieformalny charakter tegoż listu, lecz piszę go w pośpiechu. Jestem

pewien, że nie będzie to jedyny list – prawdopodobnie nie jest on nawet pierwszy – który otrzymasz
na ten temat. Ja bowiem otrzymałem już ich wiele. Każdy z nich dotyczy tego samego zagadnienia,
tego samego pytania, które nie może opuścić mojej głowy: Czy informacje, które otrzymujemy od
Charlotte Branwell, są zgodne z prawdą? Bo jeśli tak, to wydaje mi się, że szanse na to, iż Mistrz jest
w Walii, są więcej niż duże. Wiem, że masz wątpliwości co do prawdomówności Williama
Herondale’a, jednak oboje znaliśmy jego ojca. Podejmował decyzje pochopnie i przez pryzmat
swych uczuć, a mimo to nie znalazłbyś uczciwszego człowieka. Nie sądzę, by młody Herondale był
kłamcą. Jednakowoż, wskutek wiadomości od Charlotte, Clave pogrążyło się w chaosie. Myślę, że
powinniśmy niezwłocznie zwołać Posiedzenie Rady. Jeśli tego nie zrobimy, zaufanie Nocnych

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

Łowców do ich Konsula oraz Inkwizytora zostanie bezpowrotnie stracone. Ogłoszenie spotkania
pozostawiam Tobie, jednak pamiętaj, że nie jest to prośba. Zbierz Radę albo zrezygnuję ze swojego
stanowiska, przy okazji informując wszystkich, dlaczego to robię.

Victor Whitelaw

~

Willa obudziły krzyki.

Lata szkolenia przyczyniły się do niezwłocznej reakcji: kucał już na podłodze, choć nie był

nawet do końca rozbudzony. Rozglądając się, zauważył, że mały pokój był pusty, a meble –
wąskie łóżko i zwyczajny, ledwo widoczny w cieniu stół – nie zostały naruszone.

Ciszę znów rozdarły krzyki, tym razem jeszcze głośniejsze. Dochodziły one zza okna. Will

wstał, przeszedł bezgłośnie przez pokój, odsunął jedną z zasłon i wyjrzał na zewnątrz.

Ledwie pamiętał, jak wszedł do miasta, prowadząc za sobą wyczerpanego Baliosa. Małe

walijskie miasteczko, podobnie jak wiele innych małych walijskich miasteczek, nie wyróżniało
się niczym szczególnym. Will łatwo znalazł tawernę i oddał Baliosa pod opiekę stajennego,
prosząc, by nakarmił go gorącymi otrębami. Fakt, iż Will mówił po walijsku, sprawił,
że karczmarz nieco się rozluźnił i szybko zaprowadził go do pokoju, gdzie chłopak natychmiast
rzucił się na łóżko i zasnął.

Księżyc świecił jasno, a jego położenie wskazywało na to, że nie było jeszcze zbyt późno.

Szara mgła zdawała się wisieć nad miastem. Jednak Will tylko przez chwilę myślał o tym jak o
mgle, bo już w następnej uświadomił sobie, że to dym. Jasnoczerwone plamy oplatały miejskie
domy. Will zmrużył oczy. Postacie przemykały tam i z powrotem w cieniu. Więcej krzyków –
błysk, który mógł być tylko i wyłącznie błyskiem ostrza...

Wybiegł z pokoju z na wpół zasznurowanymi butami i serafickim nożem w ręku. Zbiegł po

schodach i wpadł do głównej sali karczmy. Było ciemno i zimno – nie palił się ogień, a kilka okien
zostało rozbitych, wpuszczając do środka nocny chłód. Szkło pokrywało podłogę niczym kawałki
lodu. Drzwi stały otworem. Przemknąwszy przez nie, Will zobaczył, że górne zawiasy zostały
niemal wyrwane z futryny, jakby ktoś próbował je uwolnić.

Wybiegł z tawerny i ruszył w stronę stajni. Dym stawał się tu gęstszy. Will rzucił się przed

siebie i prawie przewrócił się o garbatą postać leżącą na ziemi. To był stajenny z podciętym
gardłem, ziemię pod nim pokrywała krew. Miał otwarte oczy, ale jego skóra była już zimna. Will
przełknął gorycz i wyprostował się.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

Ruszył mechanicznie w stronę stajni, rozważając różne możliwości. Atak demonów?

A jeśli natknął się w środku na coś, co wcale nie jest nadprzyrodzone, na jakiś spór mieszczan
albo Bóg wie co innego? Nikt szczególnie go nie szukał, chociaż to było jasne.

Wszedłszy do stajni, Will usłyszał niespokojne rżenie Baliosa. Okazało się jednak, że jest

ona nienaruszona. Tej nocy na szczęśnie nie spały w niej żadne inne koni. W chwili, gdy drzwi
boksu się otworzyły, Balios wystrzelił do przodu, niemal przewracając Willa. Will ledwo zdążył
odskoczyć, zanim koń ruszył pędem w kierunku wyjścia.

– Balios! – Will zaklął i wystartował za koniem, mijając karczmę i wybiegając na główną

ulicę miasta.

Will zamarł. Ulica pogrążona była w chaosie. Na poboczu drogi, jak śmieci, leżały

powyginane ciała. Domy miały szeroko otwarte drzwi i rozbite okna, a kilka płonęło. Ludzie
wbiegali i wybiegali z cienia, krzycząc i wołając się nawzajem. Patrząc na ten horror, Will
zauważył rodzinę wybiegającą z płonącego domu – ojciec w koszuli nocnej dyszał i kaszlał,
kobieta za nim trzymała za rękę małą dziewczynkę.

Ledwo wytoczyli się na ulicę, tuż przed nimi z cienia wyłoniły się jakieś postacie. Światło

księżycowe odbiło się od metalu.

Automaty.

Poruszały się płynnie, bez niepewności czy zakłóceń. Nosiły ubrania – pstrokatą

mieszankę wojskowych mundurów, z których niektóre Will rozpoznawał, inne zaś nie. Jednak
ich twarze miały metalowe, tak jak ręce trzymające miecze o długich ostrzach. Było ich trzech –
jeden w poszarpanej tunice Armii Czerwonej szedł przed siebie, śmiejąc się – śmiejąc się? – a
ojciec rodziny próbował schować za sobą żonę i córkę, potykając się na zakrwawionej kostce
brukowej.

Wszystko to wydarzyło się w jednym momencie, tak szybko, że Will nawet nie zdążył się

poruszyć. Błysnęły ostrza i do hałdy na ulicy dołączyły trzy kolejne ciała.

– To jest to – powiedział automat w poszarpanej tunice – Spalić ich domy i wypalić ich

wszystkich jak szczury. Zabijać ich podczas ucieczki... – Automat podniósł głowę i wydawało się,
że spojrzał na Willa. Nawet przez dzielącą ich przestrzeń, Will poczuł siłę tego spojrzenia.

– Nakir – uniósł seraficki nóż.

Ostrze zapłonęło jasno, oświetlając ulicę. Wiązka białego światła pośród czerwonych

płomieni. Przez krew i ogień Will zobaczył, że automat w czerwonej tunice spokojnie kroczy w
jego stronę. Metalowa ręka – wyraźnie zakrzywiona na rękojeści trzymanego noża – wyglądała
jak ludzka.

– Nefilim – powiedziała kreatura, zatrzymując się zaledwie kilka stóp od Willa. – Nie

spodziewaliśmy się tu takich jak ty.

– Bez wątpienia – odparł Will. Zrobił krok do przodu i wbił seraficki nóż w klatkę

piersiową automatu.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

Wydał on z siebie słaby, skwierczący dźwięk, przypominający smażenie boczku na patelni.

Gdy automat spojrzał w dół z rozbawieniem, Nakir spopielił się, pozostawiając rękę Willa
zaciśniętą na niewidocznej rękojeści.

Automat zachichotał i spojrzał na Willa. W jego oczach można było dojrzeć życie i

inteligencję, a Will zorientował się, że patrzy na coś, czego nigdy wcześniej nie widział – nie
tylko na istotę, która mogła spopielić seraficki nóż, ale na rodzaj maszyny posiadający własną
wolę, spryt i strategię – na maszynę, która mogła spalić wieś i wymordować jej mieszkańców.

– I teraz widzisz – powiedział demon, bo to nim była istota przed nim stojąca. – Nefilim, te

wszystkie lata, kiedy wysyłaliście nas precz z tego świata za pomocą waszych ostrzy z runami.
Teraz mamy ciała, które sprawiają, że wasza broń jest do niczego. A ten świat będzie nasz.

Will wciągnął powietrze, gdy demon uniósł miecz. Zrobił krok do tyłu i schylił się, a coś

przebiegło drogą koło niego. Coś wielkiego i czarnego, co stanęło i kopnęło automat, odrzucając
go w bok.

Balios.

Will chwycił po omacku jego grzywę. Demon podniósł się z błota i skoczył, ostrze błysnęło,

a Balios zaczął uciekać z Willem kołyszącym się w górę i w dół na jego grzbiecie. Pędzili
wspólnie brukowaną ulicą, a wiatr rozwiewał czarne włosy chłopaka i osuszał wilgoć z jego
twarzy – łzy bądź krew.

~

Tessa siedziała na podłodze swojego pokoju w twierdzy Mortmaina, wpatrując się tępo w

ogień.

Płomienie odbijały się od jej rąk i niebieskiej sukienki, którą miała na sobie. Wszystko było

we krwi. Nie wiedziała, jak do tego doszło: miała obdartą skórę na nadgarstku i ledwo
przypominała sobie trzymający ją automat, który rozdzierał jej skórę swoimi ostrymi,
metalowymi palcami.

Nie mogła uwolnić się od obrazów, które zawładnęły jej umysłem – wspomnienia ze

zniszczenia wioski w dolinie. Idąc tam, miała zawiązane oczy i prowadziły ją automaty, które
potem bezceremonialnie rzuciły ją na szary kamień, z którego idealnie widziała wioskę.

– Patrz – powiedział wtedy Mortmain, nie patrząc na nią, tylko napawając się widokiem.

– Zobacz, panno Gray, a dopiero potem mów mi o odkupieniu.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

Tessa była uwięziona – automat trzymał ją od tyłu, zasłaniając usta, a Mortmain wymieniał

pod nosem rzeczy, które jej zrobi, jeśli odważy się odwrócić wzrok od wioski. Patrzyła więc
bezradnie, jak automaty wchodziły do miasta, podcinając gardła niewinnym mężczyznom
i kobietom. Księżyc miał kolor czerwieni, jak mechaniczna armia podpalająca dom za domem,
mordująca rodziny.

A Mortmain jedynie się śmiał.

– Teraz widzisz – rzekł. – Te stworzenia, są zdolne do strategicznego myślenia i posiadają

rozum. Jak ludzie. Ale w przeciwieństwie do nich, są one niezniszczalne. Spójrz, tam, na tego
głupca z karabinem.

Tessa nie chciała na to patrzeć, jednak nie miała wyboru. Przyglądała się więc suchymi

oczyma i z ponurym wyrazem twarzy, jak oddalona od nich postać podnosi karabin, by się
obronić. Wybuchy uderzyły w kilka z automatów, ale nie zniszczyły ich. Roboty ruszyły w stronę
mężczyzny, wyrwały mu karabin i popchnęły w dół ulicy.

A potem rozdarły go na strzępy.

– Demony – wyszeptał Mortmain. – Są bezlitosne i uwielbiają siać zniszczenie.

– Proszę – wykrztusiła Tessa. – Proszę, niech pan przestanie. Będę robić, cokolwiek sobie

pan zażyczy, ale proszę, oszczędzić wioskę.

Mortmain zachichotał sucho.

– Mechaniczne stworzenia nie mają serca, panno Gray – powiedział. – Nie znają litości, tak

samo jak ogień czy woda. Równie dobrze mogłaby pani prosić powódź czy pożar, by przestały
niszczyć.

– Nie błagam ich – powiedziała. Kątem oka zauważyła czarnego jeźdźca na czarnym koniu.

Może komuś uda się uniknąć rzezi. – Błagam pana.

Zwrócił swoje zimne oczy na Tessę, a były one tak puste jak niebo.

– W moim sercu również nie ma litości. Wcześniej mozolnie odwoływałaś się do mojej

lepszej strony. Przyprowadziłem cię tutaj, aby ukazać ci bezsens takiego działania. Nie mam
lepszej strony, do której mogłabyś się odwoływać. Straciłem ją lata temu.

– Ale ja zrobiłam to, o co mnie pan prosił – powiedziała Tessa desperacko – Nie ma

potrzeby, by robił pan to, żebym ja...

– Nie robię tego, żeby wykonywała pani moje rozkazy – przerwał jej, przenosząc wzrok z

dala od niej. – Automaty muszą być wypróbowane, nim będę mógł wysłać je do walki. To prosta
nauka. Mają teraz inteligencję. Myślą strategicznie. Nic nie może im przeszkodzić.

– W takim razie kiedyś zwrócą się przeciwko tobie.

– Nie zwrócą się. Ich życie jest ściśle powiązane z moim. Jeśli ja umrę, one zostaną

zniszczone. Muszą mnie więc chronić. – Jego spojrzenie było zimne i odległe. – Dość.
Przyprowadziłem cię tutaj, by pokazać, że jestem, jaki jestem, i że musisz to zaakceptować. Twój

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

mechaniczny anioł chroni twe życie, ale życia wielu innych niewinnych ludzi są teraz w moich
rękach – w twoich rękach. Nie próbuj mnie testować, a nie zniszczę kolejnej wioski. Nie chcę
słyszeć więcej męczących protestów.

Twój mechaniczny anioł chroni twe życie. Położyła na nim rękę i poczuła pod palcami

znajome tykanie. Zamknęła oczy, ale okropne obrazy utrzymywały się pod powiekami. Widziała
w swoim umyśle Nefilim zabijanych jak mieszkańcy wioski przez automaty, widziała Jema
rozszarpanego przez mechaniczne potwory, Willa pchniętego metalicznym ostrzem, płonących
Charlotte i Henry'ego...

Tessa zacisnęła rękę brutalnie wokół aniołka i zerwała go z szyi, rzucając go na nierówną,

pokrytą kamieniami ziemię. Czerwone iskry rozbłysły wokół niego jak wokół kłody wrzuconej
do ognia. W ich świetle zobaczyła na swojej lewej ręce ledwo widoczne blizny, które powstały
zaraz po tym jak powiedziała Willowi o tym, iż jest zaręczona z Jemem.

Zupełnie tak jak wtedy, jej ręka powędrowała do pogrzebacza. Podniosła go, czując jego

ciężar w dłoni. Ogień wspiął się wyżej. Widziała świat przez złotą mgłę, gdy podnosiła
pogrzebacz i kładła go na mechanicznym aniołku.

Żelazny pogrzebacz zmienił się w metaliczny proszek, wokół niego zawisła chmura

błyszczącego włókna, a mimo to mechaniczny anioł leżał przed jej kolanami nietknięty.

I wtedy zaczął się przesuwać i zmieniać. Jego skrzydła drżały, zamknięte powieki

otworzyły się i zaczęły się z nich wylewać cienkie wiązki białego światła. Promieniował
światłem jak obrazy przedstawiające Gwiazdę Betlejemską. Powoli zaczął przyjmować pewien
kształt – postać anioła.

Światło było tak jasne, że trudno było patrzeć wprost na nie. Tessa widziała, poprzez nie

słaby zarys czegoś przypominającego człowieka. Mogła dostrzec oczy, które nie miały tęczówek
ani źrenic, zastępowały je bowiem kryształy, błyszczące w blasku ognia. Anioł miał szerokie
skrzydła, wychodzące z ramion, a każde pióro kończył kawałek błyszczącego metalu. Jego ręce
spoczywały na rękojeści miecza.

Puste, świecące oczy anioła spoczęły na Tessie. Dlaczego próbujesz mnie zniszczyć? Jego

głos był słodki, roznosił się w powietrzu jak muzyka. Ja cię chronię.

Nagle Tessa pomyślała o bladym Jemie, opierającym się na swym łóżku. Życie to coś

znacznie więcej niż egzystencja.

– Nie ciebie chcę zniszczyć, lecz siebie.

Dlaczego więc to robisz? Życie jest darem.

– Staram się robić to, co słuszne – odpowiedziała. – Utrzymując mnie przy życiu,

pozwalasz istnieć ogromnemu złu.

Zło. Melodyjny głos był zamyślony. Tak długo siedziałem w swoim mechanicznym więzieniu,

że zapomniałem, co jest dobre, a co złe.

– Mechanicznym więzieniu? – wyszeptała Tessa. – Jak można uwięzić anioła?

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

Uwięził mnie John Thaddeus Shade. Rzucił zaklęcie na moją duszę i zamknął ją w tym

mechanicznym ciele.

– Jak w Pyxis – rzekła Tess. – Tylko że zamiast demona zamknięty został anioł.

Jestem boskim aniołem, powiedział, unosząc się przed nią. Jestem bratem Sijila, Kurabiego,

Zuraha, Fravashisa i Dakinisa.

– A... a to jest twoja prawdziwa forma? Czy właśnie tak wyglądasz?

Widzisz tylko fragment tego, czym jestem. W swojej prawdziwej postaci jestem śmiertelną

chwałą, Wolność Nieba była moja, nim zostałem uwięziony i związany z tobą.

– Przepraszam... – wyszeptała.

Nie jesteś winna. Nie ty mnie uwięziłaś. Nasze dusze są związane, to prawda, ale nawet kiedy

cię chroniłem, gdy byłaś w łonie matki, wiedziałem, że jesteś bez winy.

– Mój anioł stróż.

Niewielu może ubiegać się o wyłączność na anioła, który ich strzeże. Ale ty możesz.

– Nie chcę się o ciebie ubiegać – odrzekła Tessa. – Chcę umrzeć na własnych warunkach,

nie mam zamiaru żyć z Mortmainem.

Nie mogę pozwolić ci umrzeć. Głos anioła był pełen smutku. Tessa pomyślała o skrzypcach

Jema, o tym jak grał muzykę swego serca. Moim obowiązkiem jest cię chronić.

Tessa uniosła głowę. Blask ognia przeszedł przez anioła jak światło słoneczne przez

kryształ, rzucając wielobarwny promień na ściany w jaskini.

– Kiedy byłeś aniołem – zaczęła. – Jak miałeś na imię?

Miałem na imię Ithuriel, powiedział anioł.

– Ithuriel – szepnęła Tessa i wyciągnęła do niego rękę, jakby mogła go dotknąć lub w jakiś

sposób pocieszyć. Ale jej palce napotkały jedynie powietrze. Anioł zamigotał i zniknął,
pozostawiając za sobą jedynie blask.

Fala zimna uderzyła w Tessę, a ona poderwała się z szeroko otwartymi oczyma. Na wpół

leżała na zimnej kamiennej podłodze, niedaleko wygasłego ognia. W pokoju było ciemno, żar z
kominka ledwie oświetlał pomieszczenie. Pogrzebacz leżał tam, gdzie wcześniej. Tessa szybko
uniosła rękę do szyi i znalazła tam swojego mechanicznego aniołka.

Sen. Kamień spadł jej z serca. Żadnego anioła, w którego świetle miałaby być skąpana.

Tylko zimny pokój, wszechogarniająca ciemność i mechaniczny anioł, odmierzający czas do
końca świata.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

~

Will stał na szczycie Cadair Idris, trzymając konia za wodze.

Jadąc przez Dolgellau

4

zobaczył Cadair Idris, górującą nad ujściem Mawddach

5

i westchnął.

Był tu już kiedyś. Wspinał się na tę górę z ojcem, gdy był dzieckiem i wspomnienia towarzyszyły
mu, odkąd zjechał z Dinad Mawddy

6

i na grzbiecie Baliosa (który wydawał się nadal uciekać z

płonącej wioski) jechał w stronę góry. Kontynuowali podróż do doliny Nant Cadair przez
zachwaszczony staw; w czasie drogi patrząc w jednym kierunku można było ujrzeć srebrzyste
morze, w drugim zaś – szczyt Snowdon

7

. Wieś Dolgellau, sporadycznie mieniąca się jasnym

światłem, tworzyła uroczy krajobraz, ale Will nie miał ochoty podziwiać widoków. Runa
nocnego widzenia pozwoliła mu na tropienie śladów mechanicznych stworzeń. Przeszło ich tędy
tyle, że ziemia na ich drodze była rozdarta. Will szedł za nimi z bijącym sercem.

Ich ślady doprowadziły go do masywnych głazów, Will przypomniał sobie, że nazywa się

je morenowymi. Tworzyły one część muru, chroniącego Cwm Cau – małą górską dolinę na
szczycie góry, w sercu której znajdowało się Llyn Cau, czyste jezioro polodowcowe. Trop
mechanicznej armii prowadził do brzegu jeziora i...

Znikał.

Will i patrzył na zimną, czystą wodę. Przypomniał sobie, że w świetle dziennym ten widok

jest wspaniały: Llyn Cau ma czysty, niebieski kolor, otoczone jest zieloną trawą, a słońce dotyka
ostrych jak brzytwa krawędzi Mynydd Pencoed – urwisk taczających jezioro. Will czuł się, jakby
znajdował się milion mil z dala od Londynu.

Odbicie księżyca lśniło w wodzie. Will westchnął. Woda falowała delikatnie przy brzegu

jeziora, ale nie mogła zmyć śladów automatów. Było jasne, skąd przyszły. Odwrócił się do
Baliosa i poklepał go po szyi.

– Zaczekaj tu na mnie – powiedział. – A jeśli nie wrócę, idź do Instytutu. Wszyscy będą się

cieszyć na twój widok, staruszku.

Koń zarżał łagodnie, a Will wciągnął powietrze i wszedł do Llyn Cau. Zimna woda dotknęła

jego butów, a potem zamoczyła spodnie. Jęknął.

4

Miasteczko handlowe w północno–zachodniej Walii.

5

Rzeka przepływająca przez Dolgellau.

6

Nazwa jednej z ulic w Dolgellau.

7

Najwyższa góra w Walii.

background image

SHADOWHUNTERSTRANSLATETEAM

Tłumaczenie:

blackscarf

Korekta:

Feather

– Znów mokry – powiedział ponuro i zanurkował w lodowatym jeziorze. Wydawało się, że

woda go wciąga niczym ruchome piaski – ledwie zdążył wziąć głęboki wdech, nim został
pochłonięty przez ciemność.

~

Do: Charlotte Branwell

Od: Konsul Waylans

Pani Branwell,

Jest Pani zwolniona ze stanowiska głowy Instytutu. Mógłbym powiedzieć coś o tym, jak się na

Pani zawiodłem czy o zaufaniu, które było między nami, ale zostało złamane. Jednakże słowa są
daremnew obliczu tak wielkiej zdrady. Mam nadzieję, że gdy jutro pojawię się w Instytucie, Pani,
Pani męża, ani Waszych rzeczy już tam nie będzie. Niespełnienie tego żądania będzie skutkowało
najsurowszą spośród możliwych kar przewidzianych w Prawie.

Josiah Wayland, Konsul Clave.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
10 Jak wodę na piasku MK2 STT
Zadałem sobie tedy jedno za to mocno propagandowe pytanie, Witold Gadowski
przepraszam za to ze slucham rapu AIRWW4M7YDENEZLBFY2XGVZAU4GPOBHGBNZECYQ
08 Wypijmy za to! (2)
Nie kocham cię za to kim jesteś, S E N T E N C J E
WYPIJMY ZA TO (2)
Rachunkowość, 18, 18) Co to są przychody i koszty finansowe
m sadowa2 00pyta ä opisowych, ale mniej opisane za to troche pyta ä testowych
Sorry za to że te pytanie nie są dokładne
Komisja w Brukseli dopłaca rolnikom za to, pliki
Wypijmy za to - Ich Troje, Teksty piosenek
0929 wypijmy za to ich troje IIGC67AZGW76LP4TIYXEMX2FTZ52U37775SR4YI
15 Gwiazdy skryjcie światło mk2 STT
FIZ77ADD, Je˙eli uznamy k˙t skr˙cenia j za y, a st˙˙enie c za x, to mo˙emy narysowa˙ wykres zale˙no˙
m sadowa2 00pyta ä opisowych, ale mniej opisane za to troche pyta ä testowych
WYPIJMY ZA TO
Jesteśmy odpowiedzialni za to, ilu milionerów jest w Polsce
17 Ostatni dobry spośród szlachetnych MK2 STT
Katecheza 10 Dziękuję Ci Boże, za to że żyję

więcej podobnych podstron