background image

Tłumaczenie: 

burzyk771 

oraz 

kajomag i Ruda 

Beta: 

kajomag 

Poniższe tłumaczenie 
w całości należy do autorki książki Geny Schowalter 
jako jej prawa autorskie. 

Powstało wyłącznie jako materiał marketingowy służący do promocji 
twórczości autora i jako takie jest wyłączną własnością tłumaczy. Nie 
służy 
uzyskaniu korzyści materialnych. Każda osoba, która wykorzystuje 
poniższe 

tłumaczenie w celu innym niż marketingowy, łamie prawo. 

Zabrania się 
przerabiania poniższego tłumaczenia i umieszczania go na 
jakichkolwiek stronach internetowych! 

background image

The Darkest Surrender 

PROLOG 

Półtora miliona lat temu... 

Lub 

Milion lat temu… 

(to zależy kogo spytacie)

 Po raz pierwszy w dwustuletniej historii Turnieju Harpii 
większa ilość uczestników poległa, niż pozostała przy życiu, a każdy z 
ocalałych wiedział, że winna za to jest czternastoletnia Kaia Skyhawk.

 Dzień zaczął się niewinnie. Słońce mocno świeciło, kiedy Kaia 
spacerowała rankiem po zatłoczonym obozowisku, a obok niej 
kroczyła jej ukochana siostra bliźniaczka – Bianka. 

 Namioty wszelkich rozmiarów zaśmiecały teren, a liczne 
ogniska skwierczały, rozganiając poranny chłód. Zapachy 
skradzionych ciasteczek i miodu unosiły się w powietrzu, więc Kai 
pociekła ślinka.

 Na zawsze przeklęte przez bogów harpie mogły jeść tylko to, co 
ukradły lub dostały w zapłacie. Strasznie chorowały, kiedy zjadły coś 
innego, dlatego śniadanie Kai było bardzo skromne. Składało się 
jedynie z kawałka czerstwego chlebka ryżowego oraz z niewielkiej 
ilości wody, które podkradła komuś z siodła.

 Kaia pomyślała, że mogłaby przywłaszczyć sobie ciastko 
należące do rywala, ale zrezygnowała z tego pomysłu. Harpie nie 

background image
background image

posiadały zbyt wielu reguł czy zasad, ale skrupulatnie przestrzegały 
tych, które miały - nigdy nie zasypiaj w miejscu, w którym mogą cię 
znaleźć ludzie, nigdy nie okazuj przed nikim swoich słabości, a przede 
wszystkim, nigdy nie kradnij nawet kawałeczka jedzenia komuś, kto 
jest przedstawicielem twojego gatunku, choćbyś go nienawidził. 

- Kaia? – zapytała jej siostra z zaciekawieniem. 
- Tak? 
- Czy ja jestem tu najładniejszą dziewczyną? 
- Oczywiście! 
Kaia nawet nie musiała się rozglądać, by potwierdzić 
przypuszczenia siostry. Bianka była najpiękniejsza na całym świecie. 
Czasami jednak o tym zapominała i trzeba jej było przypominać. 
Podczas, gdy Kaia miała okropną rudą szczecinę na głowie i 
nieciekawe szaro-złote oczy, Bianka miała przepiękne, czarne włosy, 
błyszczące, bursztynowe oczy i była podobna do ich matki - Tabithy 
Bezwzględnej. 

- Dziękuję - powiedziała Bianka i uśmiechnęła się zadowolona. A 
ja uważam, że ty jesteś najsilniejsza. Zdecydowanie.

 Kaia lubiła słuchać pochwał siostry. Im harpia była silniejsza, 
tym większy zdobywała szacunek, a tego Kaia pragnęła najbardziej. 
„Silniejsza, nawet od...”. Obserwowała harpie z okolicy, szukając 
kogoś, z kim mogłaby się porównać. 

 Te, które były dostatecznie dojrzałe, by uczestniczyć w 
tradycyjnych sprawdzianach siły i zręczności, były zajęte 
przygotowaniami do ważnego wydarzenia, jakim była „Ostatnia 

background image

Nieśmiertelna Pozycja”. Miecze świszczały, wyjmowane z pochew, a 
metalowe sztylety zgrzytały, ostrzone na kamieniu.

 Wreszcie Kaia spostrzegła kandydatkę, z którą mogłaby się 
zmierzyć. 

- Czy jestem silniejsza nawet od niej? – spytała, wskazując 
palcem na brutalnie wyglądającą kobietę z wyraźnie zarysowanymi 
mięśniami i grubymi, krzyżującymi się bliznami zdobiącymi jej 
ramiona. 
Rany, po których zostały takie blizny, musiały być naprawdę 
poważne, nieśmiertelność sprawiała bowiem, że harpie szybko 
wracały do pełnego zdrowia i rzadko zauważyć można było na ich 
ciele jakiekolwiek ślady ciężkiej przeszłości. 

- Oczywiście – odpowiedziała lojalnie Bianka. - Założę się, że 
gdybyś wyzwała ją na pojedynek, uciekłaby i schowała się przed tobą. 
- Bez wątpienia masz rację. 
Przecież każdy by przed nią uciekł. Kaia trenowała ciężej niż 
inni i nawet ścięła głowę własnemu nauczycielowi. Dwa razy. 
Nie chciała się chwalić, ale zawsze trenowała ciężej niż każda 
inna harpia z ich klanu. Kiedy wszyscy inni kończyli ćwiczenia, ona 
kontynuowała tak długo, aż strugi potu nie polały się po jej klatce 
piersiowej, aż jej mięśnie nie drgały z wysiłku... aż jej kości nie mogły 
dłużej unieść ciężaru jej ciała. 

Pewnego dnia, może nawet wkrótce, jej matka będzie z niej 
dumna. 

background image

 Kilka nocy temu Tabitha poklepała ją po ramieniu, 
stwierdzając, że jej umiejętność rzucania sztyletem jakby się 
poprawiła. Jakby się poprawiła - pomyślała Kaia cierpko. Nic 
milszego nie przeszło by nigdy Tabithcie przez gardło. 

- No chodź – powiedziała Bianka, ciągnąc siostrę. – Jeśli się nie 
pospieszymy, to zabraknie nam czasu, by wykąpać się w rzece, a ja na 
prawdę chcę ładnie wyglądać, gdy będę patrzeć, jak nasz klan kolejny 
raz niszczy konkurencję. 
Rozmyślanie o nagrodach, jakie prawdopodobnie zdobędzie jej 
matka, spowodowało, że mała Kaia poczuła się dumna.

 Turnieje Harpii istniały od tysięcy lat jako sposób na 
„przedyskutowanie” sporów, które wynikały pomiędzy klanami. 
Dzięki temu nie było potrzeby wywoływania wojny, a właściwie – 
kolejnej wojny. Turnieje pozwalały również spokrewnionym klanom 
zaprezentować ich wyższość przed sobą nawzajem. Najstarsi 
przedstawiciele każdego z dwudziestu plemion spotykali się, by 
uzgodnić poszczególne konkurencje i przyznawane nagrody. 

 Tym razem każdy kto zwyciężył w jednej z czterech walk, 
otrzymywał sto sztuk złota. Skyhawks już zdobyli dwieście, a 
Eagleshields – sto sztuk. 

- Przestań już rozmyślać – powiedziała Bianka i przyspieszyła 
kroku zmuszając tym samym Kaię, by ta także szła szybciej. – Za 
dużo bujasz w obłokach. 
- Nieprawda. 
- Czyżby? 

background image

- Wcale nie. 
Kaia uśmiechnęła się. Dziewczyny zwróciły uwagę 
znajdujących się w pobliżu harpii, więc Kaia chwyciła za wiszący u 
jej szyi medalion wojowników Skyhawk, który matka podarowała jej 
kilka miesięcy temu. Ten dowód siły ceniła prawie tak samo, jak 
ceniła swoją siostrę bliźniaczkę.

 Prawie każdy, kto spotkał się z jej spojrzeniem, kiwnął głową 
wyrażając tym samym szacunek, nawet członkowie klanu 
przeciwnika.

 Kaia nie martwiła się, że wywoła tym konflikt, gdyż harpie nie 
odważyłyby się zaatakować na neutralnym gruncie. Nawet jeżeli by 
do tego doszło, Kaia nie tylko była silna ale i odważna.

 Na obrzeżach obozowiska, pośród drzew, zauważyła coś 
dziwnego i zatrzymała się. 

- Ci ludzie – wskazała na grupę mężczyzn z nagimi torsami. 
Niektórzy swobodnie chodzili, inni byli przywiązani do pali, a jeden 
był przykuty. Z tego co wiedziała, mężczyznom nie wolno było 
przychodzić na mecze, a nawet przyglądać się im. – Co oni tam robią? 
Bianka przystanęła i powiodła wzrokiem wzdłuż linii, którą 
wskazywał palec Kai. 

- To są małżonkowie i niewolnicy. 
- Wiem, i dlatego pytałam co oni tu robią, a nie kim są. 
- Oni są tu potrzebni, głuptasie. 
- Do czego są potrzebni? - Kaia zmarszczyła niepewnie czoło. 

background image

 Ich matka zawsze podkreślała, jak ważne jest, żeby: na 

pierwszym miejscu stawiać siebie, na drugim swoją rodzinę, a innymi 
w ogóle się nie przejmować.

 Bianka zastanowiła się nad tym, co powiedziała siostra, potem 
wzruszyła ramionami i powiedziała: 

- Ci mężczyźni robią pranie, myją stopy, przynoszą broń. Wiesz, 
posługi, których my nie wykonujemy, bo jesteśmy zbyt ważne. 
Co wywnioskowała z tego Kaia? Jeśli posiadasz małżonka lub 
niewolnika, to nigdy więcej nie będziesz musiała robić prania. 

- Chcę takiego mężczyznę – ogłosiła, a maleńkie skrzydła 
wystające z jej pleców zaczęły dziko trzepotać. 
Jak wszystkie harpie, nosiła bluzkę odkrywającą brzuch, a 
zakrywającą piersi, które u niej zdawały się nie istnieć. Bluzka była 
specjalnie wykrojona na plecach, by pomieścić skrzydełka, będące 
źródłem jej nadprzyrodzonej mocy. 

- A wiesz, co matka zawsze mówi? – dodała. 
- Tak, wiem. „Miłym słowem zdobędziesz uśmiech, ale komu 
przy zdrowych zmysłach zależało by na uśmiechu?” 
- Nie to. 
Bianka zacisnęła usta. 
- „Człowieka nie można zabić dobrocią, do tego trzeba użyć 
miecza”. 
- Nie, to też nie. 
Bianka zaczęła wymachiwać rękami w powietrzu z 
poirytowania. 

background image

- Więc co? 
- „Jeśli nie weźmiesz skarbów i mężczyzn, których pragniesz, 
nigdy nie dostaniesz skarbów i mężczyzn, których pragniesz”. 
- Acha! – oczy Bianki rozszerzyły się, gdy temat rozmowy 
wrócił do mężczyzn. – Więc którego z nich chcesz? 
Kaia oparła palec wskazujący na brodzie i zaczęła przyglądać 
się kandydatom. Każdy z nich nosił przepaskę na biodrach, a ich 
mocne ciała pokrywały smugi błota i potu. W przeciwieństwie do Kai, 
żaden z nich jednak nie miał blizn ani siników, które wskazywałyby 
na osiągnięcia na polu bitwy. 

 Nie, to nie prawda, uzmysłowiła sobie chwilę później. Ciało 
skutego mężczyzny nosiło ślady walki, a jego ciemne oczy były 
zdecydowanie wyzywające. Był wojownikiem. 

- On – powiedziała, ruszając brodą w jego kierunku. – Czyim 
jest niewolnikiem? 
Bianka rzuciła na niego okiem i zadrżała. - Juliette 
Likwidatorki. 
Juliette Likwidatorka była sprzymierzeńcem oraz zimnokrwistą 
pięknością, którą trenowała sama Tabitha Skyhawk. 
Odbicie mężczyzny, którego nawet Likwidatorka nie zdołała 
okiełznać było... 

- Interesujące. 
- Nie jestem pewna Kaia. Uprzedzano nas, żeby nie rozmawiać z 
żadnym z tych mężczyzn. 
- Mnie nikt nie uprzedzał. 

background image

- To nie prawda, stałaś obok mnie kiedy matka zakazała nam się 
do nich zbliżać. Czyżbyś wtedy także bujała w obłokach? 
Kai nie podobało się, że siostra chce ją powstrzymać. 

- Nowa zasada: „jeżeli córka nie słyszy przestrogi, nie musi się 
do niej stosować”. 
Bianki to nie przekonało. 

- Od niego śmierdzi niebezpieczeństwem. 
- Przecież my kochamy niebezpieczeństwo. 
- Również lubimy oddychać, a sądzę, że on prędzej potnie nas na 
kawałki, niż umyje nam stopy. Nie mówiąc o tym, co zrobi z nami 
Juliette, jeśli uda nam się go odbić. 
- Zaufaj mi, Juliette nie jest tak silna jak ja, w przeciwnym razie 
nie zakuwałaby go w łańcuchy. 
Jasne. Juliette słynęła ze swojej woli zabijania, nie zważając na 
wiek czy płeć, ale Kaia miała być wkrótce znana jako dziewczyna, 
która zdobyła nad nią przewagę. Bianka przemyślała słowa siostry i 
przytaknęła jej. 

- Wyjaśnię tylko, z jaką karą się spotka, jeśli nie będzie mi 
posłuszny, ale mówię ci, on będzie mnie słuchać. 
Proste. Matka będzie ze mnie taka dumna – pomyślała. Tabitha 
była dumna tylko z tych, którzy mogliby się z nią równać. Czyli... 
innymi słowy, jeszcze nigdy z nikogo nie była dumna. Może dlatego 
właśnie każda harpia marzyła, by jej dorównać, a każdy mężczyzna 
chciał ją zdobyć. Jej siła była wyjątkowa, jej uroda niezrównana, jej 

background image

mądrość bezgraniczna. Wszyscy drżeli, gdy tylko wspomniane zostało 
jej imię. Wszyscy ją szanowali i wszyscy podziwiali. 

Pewnego dnia, wszyscy będą mnie podziwiać. 

- Jak masz zamiar go wykraść? – zapytała Bianka. – Gdzie 
chcesz go ukryć? 
Hmm, dobre pytania. Kiedy zastanawiała się nad 
odpowiedziami, ogarnęło ją oburzenie. Dlaczego właściwie miałaby 
go kraść? Dlaczego go ukrywać? Jeśli tak postąpi, to nikt się nie 
dowie czego dokonała. Nikt nie napisze opowiadań, czczących jej siłę 
i odwagę. Właśnie tych historii pragnęła bardziej niż niewolnika 
wykonującego jej rozkazy. Potrzebowała tych historii. Ponieważ były 
z Bianką bliźniaczkami doskwierało im, że dzielą to, co przeznaczone 
było dla jednej osoby: urodę, siłę, cokolwiek, wszystko. Jakby każda z 
nich miała tylko połowę tego, co powinna była otrzymać. 

Jestem wyjątkowa, do cholery i udowodnię to. Przywlecze tego 
mężczyznę tutaj, teraz, żeby wszyscy zobaczyli.

 Nagle Kaia obróciła się w stronę siostry i położyła dłonie na jej 
różowych od wiatru policzkach. Na delikatnej twarzy Bianki pojawiło 
się zmartwienie, ale to nie powstrzymało Kai. 

- Nie pozwól nikomu przekraczać tej linii, ja zaraz wrócę. 
- Ale... 
- Proszę, zrób to dla mnie, proszę... 
Bianka westchnęła, gdyż nie potrafiła odmówić siostrze. 
- W porządku. 

background image

- Dziękuję - Kaia pocałowała ją w usta i odmaszerowała w 
obawie, że ta łagodna osóbka zmieni zdanie. 
Chwyciła do ręki sztylet. Gdy zbliżała się do mężczyzn, oni 
udawali, że jej nie dostrzegają. Żaden z nich nie zaprotestował. 
Dobrze. Bali się jej. Kiedy dotarła do obiektu swojego młodego 
pożądania, przyjęła pozę jaką wielokrotnie obserwowała u matki biodro 
przechylone do boku, na nim oparta pięść, a ostrze sztyletu 
skierowane na zewnątrz.

 Mężczyzna siedział na pniu, łokcie miał oparte na kolanach. 
Jego głowa była delikatnie pochylona, a czarne jak atrament włosy 
opadały na czoło. 

- Ty – powiedziała ludzkim językiem. – Spójrz na mnie. 
Mężczyzna zmierzył ją swym mrocznym spojrzeniem i poprzez 
jego splątane loki ich oczy się spotkały. Był tak przystojny, jak 
przypuszczała. Jego rysy wydawały się być wyrzeźbione w kamieniu. 
Miał ostry nos, wystające kości policzkowe, wąskie lecz czerwone 
usta i zacięty wyraz twarzy.

 Z bliska Kaia zorientowała się, że tylko jego nadgarstki były 
skute łańcuchami, nie był przywiązany do jednego miejsca. To 
oznaczało, że albo Juliette nie wiedziała, jak porządnie uwięzić jeńca, 
albo ten facet jest słabszy, niż można by się spodziewać. 
Rozczarowało ją to trochę, ale postanowiła nie zmieniać zdania. 

- Należysz do mnie – powiedziała zuchwale. – Twoja poprzednia 
pani może spróbować się ze mną zmierzyć, ale i tak ją pokonam. 

background image

- Doprawdy? – jego głos był niski i ochrypły, porównywalny z 
grzmotem pioruna. Kaię przeszył dreszcz. 
- Jak masz na imię, dziewczynko? 
Kaia zacisnęła zęby i chwilowo zapomniała o lęku. Nie była 
małą dziewczynką! 

- Jestem Kaia... Najsilniejsza. Tak, tak. Tak właśnie mnie 
nazywają. 
Dla harpii tytuły, wybierane przez liderów plemion, zawsze 
były bardzo ważne. Kaia jeszcze nie otrzymała swojego, ale była 
przekonana, że matka zatwierdzi ten, który właśnie sobie wybrała. 

- A co dokładnie planujesz uczynić ze mną, Kaio Najsilniejsza? 
- Oczywiście zamierzam zmusić Cię do wypełniania moich 
rozkazów. 
Podniósł brew. 

- Takich jak? 
- Będziesz wykonywał moje obowiązki. Wszystkie moje 
obowiązki. Jeśli nie będziesz chciał ich wypełniać, ukarzę cię. Moim 
sztyletem - Kaia poruszyła bronią, a srebrne ostrze zalśniło śmiertelnie 
w słońcu. - Wiesz, jestem dość okrutna. Uśmierciłam już kilku ludzi 
w swoim życiu. Tak na prawdę, na śmierć. 
Wyglądało na to, że ani miecz ani jej groźby nie zrobiły na nim 
wrażenia, więc Kaia musiała zwalczyć przypływ frustracji. Potem 
pocieszyła się myślą, że większość ludzi nie miała bladego pojęcia 
jakie zręczne były harpie. Najwidoczniej on był jednym z tych 

background image

niedoinformowanych. To, że on sam nie zdołałby unieść 500 
kilogramowego głazu nie oznaczało, że inni temu nie podołają. 

- Od kiedy będę wykonywał nowe obowiązki? – zapytał. 
- Od teraz. 
- Bardzo dobrze. 
Kaia spodziewała się sprzeciwu, ale on tylko podniósł swoje 
duże ciało wstając z pnia. Bogowie, on był tak ogromny, że Kaia 
musiała spojrzeć wysoko, wysoko i jeszcze wyżej.

 Nie zawstydziło jej to. Podczas treningów walczyła z istotami 
dużo wyższymi od niego i wygrywała. No dobrze, może były tylko 
trochę wyższe od niego. Dobra, wszystkie były mniejsze. Kaia nie 
była przekonana, czy w ogóle istniał jeszcze ktoś aż tak wysoki jak 
on. Nie ma się co dziwić, że Juliette go skuła.

 Uśmiechnęła się od ucha do ucha. Jej pierwszy atak, w biały 
dzień - nie będzie mogła opędzić się od pochwał i nagród. Dobrze 
wybrała. Jej matka nie skrytykuje tego człowieka, a może nawet 
będzie chciała go zatrzymać dla siebie. Może, jak Kaia się nim znudzi, 
to podaruje go Tabithcie. Tabitha uśmiechnie się do niej, podziękuje 
jej i powie, że jest wspaniałą córką. Wreszcie. Serce Kai zabiło 
mocniej. 

- Co tu tak sterczysz? - zanim mężczyzna zdążył odpowiedzieć, 
rzuciła się w jego stronę trzepocząc gorączkowo skrzydłami i 
popchnęła go – Ruszaj się! 

background image

 Potknął się, ale szybko udało mu się złapać równowagę. 
Przemaszerował kilka kroków z podniesioną głową. Gdy dotarli do 
skraju lasu, nagle się zatrzymał. 

- No dalej! – popchnęła go ponownie. 
On jednak pozostał w miejscu, nie obracając się nawet w jej 
stronę. 

- Nie mogę, ta polana została otoczona krwią harpii, a te 
łańcuchy, na wypadek gdybym chciał przekroczyć ogrodzenie i uciec, 
będą sprawiać mi ogromy ból. 
Jej spojrzenie skupiło się na umięśnionych, opalonych plecach 
mężczyzny. 

- Nie jestem głupia, nie zdejmę ci łańcuchów. 
Poza tym chciała, żeby był posłuszny, gdy będzie z nim 
paradować po obozowisku, a nie, żeby przypadkiem walczył z nią o 
wolność. Gdyby Juliette dowiedziała się, co Kaia zrobiła, wyzwałaby 
ją na pojedynek, a wtedy uwaga Kai musiałaby się skupić tylko na 
przeciwniczce, zamiast dzielić uwagę na dwie osoby. 

- Nie musisz mnie rozkuwać – powiedział bez emocji. – Po 
prostu dodaj trochę swojej krwi do ogrodzenia, potem wylej kilka 
kropli na moje łańcuchy, a bez żadnego problemu będziesz mogła 
wyprowadzić mnie poza polanę. 
No tak, już kiedyś słyszała o łańcuchach krwi. Zatrzymywało 
się więźnia w mniejszym lub większym okręgu i tylko krew harpii 
mogła anulować to ograniczenie. Jakiejkolwiek harpii. 

- Dobry pomysł, cieszę się, że o tym pomyślałam. 

background image

 Zbadała wzrokiem kemping harpii. Nikt jej nie zauważył, ale 
Bianka nerwowo stąpała z jednej nogi na drugą, wodząc błagalnie 
wzrokiem pomiędzy obozowiskiem a Kaią.

 Kaia szybko i precyzyjnie rozcięła swoją dłoń przy pomocy 
sztyletu. Poczuła jedynie lekkie ukłucie. Najpierw dodała swą krew do 
karmazynowego okręgu na ziemi, potem przyłożyła sączącą się ranę 
do chłodnych ogniw metalu, łączących nadgarstki mężczyzny. Gdy 
skończyła, popchnęła go po raz kolejny.

 Potknął się przekraczając okrąg. Zatrzymał się, by potrząsnąć 
głową, rozciągnąć kręgosłup i zgiąć ręce w łokciach. Pomimo że Kaia 
próbowała go popchnąć z całych sił, tym razem jej się to nie udało. 
Wtedy mężczyzna odwrócił się w jej stronę. Na jego twarzy malował 
się szeroki uśmiech. Zanim zdążyła zorientować się, co on robi, już 
trzymał ją za gardło, a zaraz potem jej nogi oderwały się od ziemi. 
Oczy młodej harpii otworzyły się szeroko, jakby on próbował 
wycisnąć z niej życie, z mocą jakiej żaden człowiek nie powinien był 
posiadać. Pomimo braku powietrza, przyćmionego umysłu i palącego 
bólu w gardle, dotarło do niej - on nie był człowiekiem. Nagle zaczęła 
się z niego wylewać nienawiść, a jego ciemne oczy zaczęły 
hipnotycznie wirować. 

- Głupia harpia, może i nie byłem w stanie rozerwać tych 
łańcuchów, ale okrąg był jedyną rzeczą, która powstrzymywała mnie 
przed sianiem zniszczenia w obozie. Teraz wszyscy zginą. Odpłacę się 
za to, jak zostałem upokorzony. 

background image

 Umrzeć? O, nie! Masz sztylet, użyj go. Próbowała ugodzić jego 
ciało. Śmiejąc się okrutnie, odrzucił jej rękę. W tle usłyszała krzyk 
Bianki. Słyszała ciężkie kroki, gdy siostra pośpiesznie mknęła w jej 
stronę. 

- Nie! - próbowała krzyczeć. - Nie zbliżaj się! 
Jej myśli zaczęły się urywać i czarna fala zmiotła ją w morze 
nicości, gdy mężczyzna zaczął ją jeszcze mocniej dusić. Nie, to nie 
była nicość, to krzyki niosły się echem... mnóstwo krzyku... stękania, 
jęków i warczenia. Dźwięk metalu stykającego się z ciałem, trzask 
łamanych kości, obrzydliwy szum wyrywanych skrzydeł. Ta 
koszmarna symfonia trwała wiele godzin, może nawet dni, zanim w 
końcu wszystko ucichło. 

- Kaia – zrogowaciałe dłonie chwyciły ją za ramiona i 
potrząsnęły nią. –Obudź się, szybko. 
Znała ten głos. Kaia z całych sił próbowała się ocknąć. Jej 
powieki zaczęły się poruszać i w końcu otworzyła oczy. Minęła 
jeszcze chwila, zanim odzyskała świadomość, a ciemne mgły 
wyblakły. W blasku skrawka księżyca ujrzała nasiąkniętą krwią 
Tabithę Skyhawk, która stała tuż nad nią. 

- Patrz, co narobiłaś, córko – barwa jej głosu nigdy jeszcze nie 
była tak szorstka, a to coś oznaczało. 
Choć chciała się sprzeciwić, jedynie usiadła i skrzywiła się, 
gdyż ból do reszty przeszył jej obolałą szyję. Rozejrzała się po 
obozowisku. Krew zalewała wszystko. Harpie... i inne stworzenia 
pływały w szkarłatnych rzekach. Broń leżała na ziemi bezużytecznie. 

background image

Paski tkanin zdziesiątkowanych namiotów zaczepione o gałęzie drzew 
powiewały na wietrze niczym smutne parodie białych flag. 

- B-Bianka? – udało jej się wyszeptać, choć jej głos był 
ochrypły. 
- Twoja siostra żyje. Ledwie. 
Kaia ścisnęła trzęsące się nogi i spotkała się wzrokiem z 
bursztynowymi oczami Thabithy. 

- Matko, ja... 
- Cisza! Miałaś powiedziane, że nie wolno ci wkraczać na 
tamten teren, a i tak nie posłuchałaś. A potem, potem próbowałaś 
ukraść małżonka innej kobiety bez mojej zgody. 
Chciała skłamać, by ocalić swe marzenie o prędkim uznaniu. 
Zauważyła jednak, że nie może tego zrobić. Nie swojej ukochanej 
matce. 

- Tak - łzy popłynęły z jej oczu, a marzenie szybko obróciło się 
w popiół. – To prawda. 
- Widzisz te zniszczenia za mną? 
- Tak – odpowiedziała delikatnym głosem. 
- Ty jedna jesteś odpowiedzialna za tę masakrę - Tabitha nie 
okazała litości. 
- Przepraszam – głowa jej opadła tak, że brodą oparła się na 
klatce piersiowej. – Tak bardzo mi przykro. 
- Twoje przeprosiny są zbędne. Nie odwrócą tego cierpienia, 
które spowodowałaś. 

background image

 O Bogowie. Teraz w głosie matki wyczuwało się nienawiść. 
Dokładnie tak - czystą nienawiść. 

- Przyniosłaś wstyd naszemu klanowi – powiedziała Tabitha, 
zrywając Kai medalion z szyi. – Nie zasługujesz na to. Prawdziwy 
wojownik stara się chronić siostrę, a nie narazić ją na 
niebezpieczeństwo. I właśnie dzięki temu samolubnemu czynowi 
zdobyłaś swój tytuł. Od dzisiaj będziesz znana jako Kaia 
Rozczarowanie. 
Skończywszy mówić, Tabitha odwróciła się i odeszła. Jej buty 
chlapały we krwi, a ten dźwięk niósł się okrutnym echem w uszach 
Kai. 

 Młoda harpia upadła na kolana i po raz pierwszy w życiu 
szlochała jak dziecko. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 1 

Współczesność 

- Ja go chcę. 
- Gdzieś już to słyszałam? Aha, tak, to było w dzień tego 
„niefortunnego zdarzenia”, o którym kazałaś mi przysiąc pod groźbą 
śmierci, że nie będę wspominać. Więc nie będę teraz o tym mówić, 
nie panikuj. Myślałam tylko, że po tamtym wydarzeniu będziesz 
bardziej ostrożna w sprawach sercowych. 
Kaia Skyhawk przyjrzała się badawczo siostrze - Bianka 
Niebiańskie Wzgórza Ho, tak ostatnio zaczęła ją nazywać. To było 
przezwisko na jakie jej droga siostrzyczka zasługiwała - w końcu 
przecież wyhaczyła anioła. Pieprzony anioł. Oczywiście w odwecie 
Bianka nazywała ją Skandalistką Podziemia, ponieważ kręciła i 
przespała się z Parysem - największą męską dziwką jaka kiedykolwiek 
istniała.

 W porządku, przezwisko, które nadała jej Bianka nie bolało tak 
bardzo jak poprzednie, a w zasadzie obecne, które wymyśliła jej 
matka. Harpie miały dobrą pamięć, więc , gdy podchodziła do kogoś 
ze swojego gatunku, do teraz zdarzały się okrzyki „Spójrzcie wszyscy, 
to jest Rozczarowanie”. 

Tak czy siak… - Bianka wyglądała zachwycająco pięknie - jak 
zawsze. Ciemna kaskada włosów spływała po jej ramionach, a jej 

background image

bursztynowe oczy ślicznie błyszczały. Przelatując wzrokiem po 
wieszakach z drogimi sukienkami wydawała się być osobą stanowczą 
ale i… zmartwioną. 

- To miało miejsce, jakby z milion lat temu – powiedziała Kaia. 
– A Strider jest pierwszym facetem, którego... cholera, on jest 
pierwszym facetem, którego pragnę, tak prawdziwie pragnę – dodała 
szybko, zanim siostra mogłaby zacząć dyskusję na temat jej 
„chłopaków” na przestrzeni wieków. 
- Tak na prawdę to, jak powiedziałaś, wydarzyło się zaledwie 
tysiąc pięćset lat temu, ale nie ważne. W takim razie - co z Kanem, 
strażnikiem Katastrofy, co? Myślałam, że kiedyś na nim ci zależało. 
To, jak na ciebie działał, nazywałaś szokiem dla swoich zmysłów, czy 
jakoś tak. 
- Ach, nudy. 
Bianka parsknęła śmiechem – Ale teraz wymyśliłaś. 
- Nie wiem, może jego demon wyczuł we mnie bratnią duszę i 
chciał podsycić we mnie płomienie miłości. To nie znaczy, że Kane i 
ja jesteśmy sobie przeznaczeni. On mnie nie pociąga. 
- Dobra, więc Kane odpada. Może musisz gdzie indziej poszukać 
chłopaka. O, na przykład w niebie. Mogę znaleźć Ci jakiegoś anioła. 
Bianka chwyciła kawałek lejącego, błękitnego materiału, który 
od góry miał wyszywane cekinami aplikacje w kształcie kwiatków, a 
od dołu falbaniaste koronki.

 – Co o tym myślisz? – zapytała. 

background image

Kaia zignorowała sukienkę. – Żadnych ustawianych randek. 
Chcę Stridera. 

- To nie jest facet dla Ciebie. 
– On jest dla mnie idealny! Po pierwsze, nie należy do żadnej 
harpii, po drugie, nie jest chory psychicznie. Przynajmniej – dodała po 
krótkim zastanowieniu – nie zachowuje się jak szurnięty przez cały 
czas. A po trzecie – on jest moim małżonkiem, czuję to. 
Proszę, proszę. Kaia zdziwiła się, że wypowiedziała te słowa na 
głos przed kimś innym, niż tylko przed sobą i mężczyzną o którym 
mowa. 

Mój małżonek. 

Kaia wiedziała, że bardzo trudno było znaleźć małżonków, a 
ponieważ byli właściwie niezbędni, harpie wysoko ich ceniły.

 Harpie miały zmienne humory, były niebezpieczne, a kiedy 
dopadało je poirytowanie, były zabójcze dla całego świata. 
Małżonkowie potrafili je uspokajać i łagodzić ich wybuchy. 

W idealnym świecie małżonka można by wybrać z katalogu i po 
sprawie. Zamiast tego wybiera go instynkt, a za nim podąża ciało. Nie 
byłoby tak tragicznie, gdyby nie fakt, że każdej harpii, pomimo ich 
pozornej nieśmiertelności, przysługiwał tylko jeden małżonek. Jeśli go 
straciła, cierpiała wiecznie, chyba że… odebrała sobie życie. 

Kaia kiedyś próbowała ukraść małżonka Juliette. Od tego czasu 
Juliette żyła bez swojego mężczyzny. Nawet nie wiedziała czy on 
żyje, czy umarł i choć nienawidziła go za to co zrobił, potrzebowała 
go. Juliette wciąż czuła odrazę do Kai i obiecała zemstę. Ta suka tylko 

background image

na to czekała. Wstyd. Ale co Kaia miałaby wtedy powiedzieć w 
swojej obronie? Nic! 

To ona nie posłuchała, to ona oswobodziła mężczyznę, to ona 
wywołała jego furię i naraziła inne społeczności, które zupełnie nie 
spodziewały się zagrożenia. 

Co roku wysyłała Juliette koszyk pełen owoców z liścikiem o 
treści: „Przepraszam za to co stało się z Twoim małżonkiem”. 
Również co roku koszyk ten był jej zwracany. Wewnątrz pełen był 
zgniłych ogryzek, sczerniałych skórek od banana i … z fotografią 
tekstu: „Zgiń, dziwko, zgiń” zapisanego krwią na jakimś murze. 

Do tej pory jednak Juliette nie zaatakowała - zapewne ze 
względu na szacunek jakim darzyła Tabithę, której siła wciąż 
wzbudzała uznanie wśród sojuszników i wrogów. 

Przestań o tym myśleć. Znowu się nakręcasz. 

Wolała myśleć o swoim „małżonku” - Striderze. Barbarzyńskim, 
debilnym, gnojkowatym Striderze.

 Był nieśmiertelnym wojownikiem, który dawno temu ukradł i 
otworzył Puszkę Pandory, by „dać nauczkę tym dupkom, bogom” za 
to, że śmieli wybrać „babę”, by strzegła tego durnego reliktu. Z 
powodu jego nieograniczonej głupoty on i jego przyjaciele, którzy mu 
pomogli – zniesławieni i potwornie przerażający dla wszystkich 
oprócz Lordów Podziemia i Harpii - byli na zawsze przeklęci i musieli 
nosić w sobie demony, które uwolnili. 

Strider - piękny kretyn, został opętany przez demona porażki. 
Oznaczało to, że po każdej przegranej, odczuwał okropny ból. 

background image

Oczywiście to sprawiało, że był zdeterminowany, by zawsze 
wygrywać, nawet wtedy, gdy grali w banalną grę konsolową Rock 
band. Kiedy Kaia pobiła go w grze na gitarze, bębnach i w śpiewaniu, 
on zaczął tarzać się po podłodze, zemdlał, a potem jego ciało drgało z 
bólu. Od tego czasu Kaia nie chciała więcej grywać z nim w tę grę. 

To było takie melodramatyczne. 

Tak czy owak, jego determinacja sprawiła, że postąpił głupio. 
Był egoistą, palantem i upartym głupkiem! Jednak nie było faceta 
przystojniejszego i bardziej zaciętego od niego. 

Żaden facet też nie olewał jej bardziej niż on. 

Czy już wspomniała, że był głupkiem? 

- No więc? – Bianka potrząsnęła sukienką prosto przed nosem 
siostry, zmuszając ją do odpowiedzi. - Proszę o opinię - miło jeśli 
odpowiesz jeszcze dzisiaj. 
Skup się. 

- Nie zabij mnie… ale ta sukienka sprawi, że będziesz wyglądać, 
jak nawalona królowa balu maturalnego, która nie ma zamiaru 
pieprzyć się ze swoim chłopakiem po ostatnim tańcu, bo nie ma 
chłopaka, gdyż jest dziwadłem. Przykro mi. 
Bianka tylko wzruszyła ramionami. - Hej, nawalone królowe 
balu mogą być dziwne, ale zawsze są seksowne. 

- Jeżeli słowo „seksowna” jest synonimem „umrzeć w 
samotności” to masz rację. W takim razie, na co czekasz? Kup tę 
sukienkę. Dokupię ci sto kotów, które będą dotrzymywać ci 
towarzystwa. Spędzisz resztę życia, zastanawiając się, kiedy 

background image

popełniłaś błąd w swoim związku z aniołem, nie uzmysławiając sobie 
nawet, że to właśnie tego wieczoru. 

- Jak ty mało o mnie wiesz?! Ja lubię psy, ale mniejsza z tym -
Bianka zacisnęła czerwone usta, trzasnęła wieszakiem, odkładając 
sukienkę na miejsce i dalej szukała tej idealnej, którą miała założyć, 
gdy będzie przekazywać swemu aniołowi nienajlepszą wiadomość. 

Biedna Bianka. Ona nie tylko wyhaczyła anioła, ale i 
przywiązała się do niego. Na zawsze. 

Lysander mieszkał i pracował w niebie, ale był tak nudny, że 
Kaia wolałaby raczej wbijać bambusowe witki pod paznokcie innych 
ludzi niż spędzać z nim czas. Okej, zły przykład. Ona w sumie lubiła 
wbijać bambusowe witki pod czyjeś paznokcie. To było jak najlepsza 
muzyka, kiedy ludzie krzyczeli i błagali o przebaczenie, a ona 
mogłaby słuchać dobrej muzyki całymi dniami. Zawsze. 

- Kaia? – zapytała Bianka. – Co ty do cholery tak wzdychasz? 
- Myślę o muzyce. 
- O muzyce? Żartujesz sobie? Kiedy ja potrzebuję pomocy? 
Możesz choć raz mnie wysłuchać? 
- Za sekundkę. Jeju. Na prawdę podobał mi się ten potok myśli chociaż 
w sumie, wolałaby, żeby się zatrzymały zanim pomyślała o 
„muzyce”. 

Lysander - ten nudny mężczyzna potrzebował równie nudnego 
przezwiska ... jak... Papież Lysander Pierwszy. Owszem, był elitą 
wojowników ze złotymi skrzydłami i tak, był nadzwyczajnym zabójcą 
demonów, no i prawda - był nieziemsko seksowny, ale również miał 

background image

stanowczo przerośniętą moralność. To zakrawało na zaburzenia 
obsesyjno-kompulsyjne. 

Kaia wzdrygnęła się z obrzydzenia. Lysander powoli, ale 
skutecznie wysysał całą wesołość z jej zachwycającej siostry bliźniaczki. 

To właśnie sprzeciw Lysandra, dotyczący jawnych kradzieży w 
sklepach spowodował, że opuściły Budapeszt, pojechały na Alaskę i 
włamały się do centrum handlowego Anchorage 5th Avenue Mall 
nocą, zamiast ukraść to co chciały za dnia. Unikały świadków. 

Tak naprawdę Kaia była zawstydzona ustępstwami, na jakie 
zgodziła się Bianka. Gdyby to jej chłopak marudził, że nie wolno 
kraść na oczach ludzi, bo daje im to zły przykład, to kazałaby mu się 
zamknąć. Wkurzała ją również łatwość, z jaką Lysander złagodził 
mroczną stronę Bianki. No ale cóż - Kaia kochała swoją siostrę. 
Ponadto miała u niej dług, którego prawdopodobnie nigdy nie będzie 
w stanie spłacić. 

Pomimo tego, że nie wspominają już o „niefortunnym 
zdarzeniu”, Kaia często o nim myślała - jest harpią więc ma dobrą 
pamięć. Codziennie przypominała sobie, jak Bianka wiła się w kałuży 
własnej krwi. Jej szkliste oczy zalewały się bólem, a jęki cierpienia 
wydobywały się przez okaleczone usta. 

Bianka westchnęła.

 - Dobrze, rozwiążmy w takim razie twoje problemy, żebyśmy 
potem mogły zająć się mną. Powiedz mi, dlaczego wybrałaś Stridera 

background image

na swoją drugą połówkę? Pewnie nie możesz się doczekać, by 
wychwalać jego przyrodzenie. 

Przez moment Kaia była w stanie tylko mrugać oczami, myślała, 
że się przesłyszała.

 - Czy ty sobie żarty stroisz? Druga połówka? Powiedziałaś 
druga połówka? 
Bianka parsknęła śmiechem. 

- Tak właśnie powiedziałam, ale o mało co się w język nie 
ugryzłam. No wiesz, to wpływ Lysandra. Nieważne, Strider jest 
frajerem, ale i wyzwaniem – znowu się zaśmiała. – Rozumiesz? On 
jest wyzwaniem. On nie może przegrać. 
Kaia przewróciła oczami. 

- Chyba za dużo przebywasz z aniołami i zmalało ci IQ. 
- Co? Bardzo śmieszne. 
Długie, płasko zakończone paznokcie pomalowane 
jasnoniebieskim lakierem zabębniły w metalowy stojak. 

- A tak poza tym, aniołowie nie są tacy źli – dodała Bianka. 
- Wmawiaj tak sobie, moja droga. 
Bianka posłała jej pełen złośliwości pocałunek. 
- Moim zdaniem Strider pewnie będzie miał jądra takie… 
wielkości pięści, czyli mogłoby być lepiej. On jest... w zasadzie 
poczekaj, odwołuję. To nie prawda. On jest za duży, żeby mieć tylko 
rozmiaru pięści, więc pewnie ma większe. Ale on będzie kiepski. Nie, 
no nie wiem. Chociaż... jak by to powiedzieć, on będzie... 

background image

- Załapałam. Ma duże opakowanie i jest wnerwiający. Do czego 
zmierzasz? 
- Cieszę się, że w końcu nadążasz. To jest na prawdę przykre, że 
trzeba Ci wszystko wyjaśniać – błysk w oczach jej siostry nagle 
przygasł. – Przecież powiedziałaś mu co do niego czujesz, a on cię 
odrzucił. Wkurzy się jeśli znowu będziesz chciała zainicjować 
spotkanie, a zdenerwowany wojownik opętany przez demony oznacza 
globalną katastrofę. 
- Wiem. 
Gdyby wcześniej zdała sobie sprawę z tego, jaki Strider jest dla 
niej ważny, nie przespałaby się z jego kumplem Parysem, strażnikiem 
rozpusty. Trzeba jednak przyznać, że zmysłowość Parysa 
przyprawiała o zawroty głowy. Prawdopodobnie gdyby nie spała z 
Parysem, ten głupek Strider nie odrzuciłby jej. 

Może. A może by odrzucił. 
Kaia obawiała się, że Strider może pożądać innej kobiety -
Haidee. Pięknej dziewczyny jego kolegi Amuna, strażnika tajemnic. 
Przynajmniej Haidee była niedostępna - Kaia nie musiała się 
martwić, że Strider będzie potajemnie dotykał jej ręki pod stołem. 

Lecz kurde, nawet myśl, że spojrzał na inną dziewczynę 
powodowała, że paznokcie Kai zaczynały się wydłużać, kły 
wyostrzać, a krew zaczynała się w niej gotować. Każda komórka jej 
ciała chciała krzyczeć MÓJ! Zabiłaby każdego, kto chciałby go 
uwieść, ale też każdego, kim on by się interesował. Nie potrafiłaby się 

background image

powstrzymać. Jej mroczna strona przejęłaby kontrolę walcząc o to, co 
do niej należy. 

- Tak na prawdę, to on powinien się cieszyć, że jeszcze żyje – 
powiedziała Bianka – Facet, który nie zdaje sobie sprawy z twojej 
wartości zasługuje na porządne tortury. 
- Wiem. 
Nie dlatego, że Kaia była jakaś wyjątkowa – chociaż właściwie 
była, chyba, nie ważne, kiedyś była - ale dlatego, że każdy, kto 
odrzucił harpię miał cierpieć, by zrozumieć konsekwencje swojego 
wyboru. 

Właściwie większość harpii przywłaszczyłaby go sobie, nie 
pytając go o zdanie. Może ona była głupia,pozwalając mu się 
odrzucić, ale po prostu chciała, żeby jej pragnął. Potrzebowała, by jej 
pragnął. Żeby z nim uciec trzeba by go było pokonać, a pokonanie 
oznaczało skrzywdzenie go. 

Kaia nie mogłaby go skrzywdzić. Nawet kosztem własnego 
zdrowia psychicznego. 

- Jesteś za dobra dla niego – powiedziała uczciwie Bianka. 
- Wiem – powtórzyła się, ale tym razem skłamała. 
Ona zawsze będzie tylko hańbą dla swojego klanu. Strider 
zasługiwał na więcej. 
Bianka westchnęła. 

- Ale ty nadal o nim myślisz - to nie było pytanie, tylko 
stwierdzenie faktu. 
- Tak. 

background image

- Więc co zamierzasz z nim zrobić? 
- Nic – odpowiedziała Kaia, walcząc z zalewającą ją falą 
smutku. – Interesowałam się nim, ale jemu na mnie nie zależy. Nie 
mam zamiaru tego kontynuować – powiedziała stanowczo. 
- Być może. 
- Kilka tygodni temu rzuciłam mu wyzwanie proponując, by 
zmierzył się z większą ilością Łowców niż ja. 
Łowcy byli wrogami, których trzeba zniszczyć. To fanatycy 
uwielbiający podążać za niewinnymi, którzy mieli czelność stanąć im 
na drodze. Jeśli Łowcy jeszcze raz zbliżą się do Stridera, spotkają się 
z jej ostrymi pazurami. 

Gdyby odważyli się podejść do niego z bronią w ręku… 
Kazałaby im czołgać się w jego stronę, by mogli przeprosić za 
wszystkie nieszczęścia, których byli przyczyną na przestrzeni wieków. 
Łowcy torturowali Władców - a przecież tylko ona miała prawo to 
robić. Wysadzali w powietrze budynki – nudy. Ich występki 
zakrawały na akcje z filmów klasy B. To, co robili było irytujące. 
Dobra, ścięcie głowy strażnikowi Nieufności było więcej niż 
irytujące, zwłaszcza, że Strider był po dziś dzień przybity tym 
wydarzeniem. 

Mówiąc o morderstwie strażnika Nieufności, to Haidee była w 
nie zaangażowana. Tak, ta Haidee, której pragnął Strider. 

Kaia nie mogła tego zrozumieć - skoro podobała mu się Haidee, 
pomimo że popełniła okrutne przestępstwo, dlaczego nie podobała mu 
się Kaia? 

background image

- Chciałam mu pomóc w ściganiu tych, którzy deptali mu po 
piętach. Chciałam, żeby zobaczył do czego jestem zdolna, żeby 
podziwiał moje umiejętności. A on co zrobił? Wkurzył się. Zaczął 
krzyczeć, że chcę tylko, by cierpiał okropne katusze. Postanowiłam 
odpuścić, a wiesz przecież, że ja nigdy nie rezygnuję z walki. 
Takie postępowanie wydawało się być tchórzostwem, a już i tak 
w wielu kręgach postrzegano ją jako osobę słabą. 

- Zgadnij jak on mi się odwdzięczył - kazał mi znikać. To 
upokarzające. Zmieńmy temat – Kaia miała ważenie, że zaraz 
dopadnie ją taka furia, że zrówna centrum handlowe z ziemią. – Czego 
tak dokładnie szukasz? – spytała, przeglądając pobliskie półki z 
odzieżą. 
- Czegoś wyzywającego, ale i wyrafinowanego – odpowiedziała 
Bianka, pozostawiając wcześniejszą dyskusję bez komentarza. 
- Dobry wybór – Kaia oparła język na górnej wardze i 
przyglądała się ubraniom. – Myślisz, że znajdziesz coś, w czym 
będziesz wyglądać szałowo? 
- O bogowie, mam nadzieję. Myślę, że Lysander zedrze ze mnie 
ciuszki i będzie się ze mną kochał, aż nie będzie mógł złapać oddechu. 
Kaia marzyła, by to samo przydarzyło się jej i Striderowi, ale on 
już udowodnił, że ma ją w dupie. 

- Co masz zamiar powiedzieć Lysadrowi? 
Bianka wzruszyła swoimi delikatnymi ramionami. – Tak 
dokładnie? Nie wiem... 

background image

- Może udaj, że jestem twoim małżonkiem - niesamowicie 
zakochanym aniołem i wyznaj mi to – zaproponowała Kaia. 
- Okej – Bianka westchnęła, wyprostowała się, a następnie 
spojrzała na Kaię swoimi pięknymi, bursztynowymi oczami. – Dobra, 
więc tak – zrobiła przerwę, przełknęła ślinę. – Kochanie, ja… yhm, 
muszę ci coś powiedzieć. 
- Cóż takiego? – Kaia odpowiedziała swoim najniższym głosem. 
Oparła łokcie na stojaku tak, że wieszaki wbijały się w jej skórę. – 
Powiedz mi szybko, bo się spieszę. Muszę porozrzucać mój 
szczęśliwy pyłek i pomachać magiczną różdżką. 
- On nie sypie szczęśliwym pyłkiem! On jest mordercą! – 
oburzenie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło. – Ale jeśli chodzi o 
jego czarodziejską różdżkę... – Biankę przeszły ciarki i uśmiechnęła 
się. – Jest na prawdę duża, pewnie większa niż Stridera. 
Kaia tylko mrugnęła, czekając aż siostra skończy. 
Jej siostra wzięła głęboki wdech i powoli wydychała powietrze. 

– Dobra, kontynuujmy. Kochanie, po raz pierwszy od wieków moja 
rodzina została zaproszona, by uczestniczyć w Turnieju Harpii. Pytasz 
dlaczego po raz pierwszy od tak dawna? Widzisz, moja bliźniaczka 
zrobiła najgłupszą rzecz, i ... 
- Na pewno przesadzasz w tej kwestii – wtrąciła Kaia, nadal 
imitując niski głos Lysandra. – Twoja bliźniaczka jest najsilniejszą i 
najinteligentniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek spotkałem. A teraz 
powiedz mi, cóż to za ważna sprawa? 

background image

- Nie wiem co jest przyczyną tego zaproszenia, ale kilka dni 
temu Harpy Express dostarczyło nam kartkę wytłaczaną złotem, w 
której domagają się naszej obecności. Jeżeli odmówimy, przyniesiemy 
wstyd całemu klanowi. Nazwano by nas tchórzami, a przecież wiesz, 
że nie jestem tchórzem. Za tydzień będę musiała wyjechać i nie będzie 
mnie cztery tygodnie. Acha, i każda z czterech uzgodnionych 
konkurencji obejmuje rozlew krwi, odcinanie kończyn i stosowanie 
określonych tortur. Do zobaczenia. – pomachała małym palcem u ręki 
i czekała na komentarz Kai. 
Kaia kiwnęła twierdząco głową. – Podoba mi się. Krótkie, 
zwięzłe i zdecydowane. Nie będzie miał wyboru, będzie musiał cię 
puścić bez marudzenia. 

- Na prawdę tak uważasz? – Bianka się rozpromieniła. 
- Bogowie, nie. Wcale tak nie uważam. On na prawdę wpadnie 
w szał. Znasz go, prawda? On jest ekstremalnie opiekuńczy. A co 
powiesz na to? - Kaia chwyciła do ręki skąpe ubranie, które zrobione 
było z cienkich srebrnych łańcuszków połączonych na bokach. 
- Uważam, że jest świetne, wręcz perfekcyjne, i również 
uważam, że ty jesteś wstrętna. 
Na twarzy Kai pojawiła się skrucha. Uśmiechnęła się. – I tak 
mnie kochasz. 

- Tak jak powiedziałaś - moje IQ zmalało – Bianka przygryzła 
dolna wargę. – Okej, więc moim zdaniem, kiedy mu o tym powiem, z 
początku będzie próbował mnie powstrzymać. 
- Racja. 

background image

- Potem - kiedy się zorientuje, że nie jest w stanie mnie 
powstrzymać, pojedzie ze mną. 
- Znowu masz rację, dobra jesteś. 
Jednak, pojawienie się na Turnieju z aniołem u boku, nie było 
dobrym pomysłem. Każdy by się z niej wyśmiewał za to, że 
przywiązała się do „Dobroczyńcy”. Nawet ich matka. Zwłaszcza ich 
matka - Tabitha nienawidziła aniołów. Dlatego zawsze uważała, że 
słaby charakter ich przyrodniej siostry Gwen wynikał z tego, że jej 
ojciec był jednym z nich. 

Bianka się rozmarzyła. –Nie lubię kiedy on jest daleko ode mnie 
i na prawdę zamorduję każdego, kto będzie się z niego naśmiewał lub 
go obgadywał. Dzięki temu moje dni będą pełne wrażeń. 

- Ja ci pomogę w mordowaniu i dzięki temu pozbędziemy się 
konkurencji. 
Kaia bardzo chciała, by Strider także pojechał. Chociaż… nie. 
Dobrze, że go tam nie będzie. Klany harpii ją wyśmiewały. Umarłaby 
z upokorzenia, gdyby zobaczył, jak jej własny gatunek odwraca się do 
niej plecami. I okryłaby się wstydem, gdyby usłyszał jej pogardliwe 
przezwisko. 

Wojownicy tacy jak Strider cenili siłę. Kaia wiedziała o tym, bo 
sama była wojownikiem - jak on. 

Jej następna myśl była bardzo bolesna. Haidee też była silna. 
Suka. Pomimo, że w większej części była człowiekiem, kilka razy 
zdołała pokonać śmierć i wrócić do życia, by zwalczać Władców 
dopóki nie zakochała się w Amunie. 

background image

Gdybym nie lubiła tak bardzo Amuna, posłałabym tę kobietę z 
powrotem do grobu, lecz tym razem po raz ostatni. 

Każdy, kto wpadnie w oko Striderowi, będzie tego żałować. 

Może, zanim Kaia wyjedzie na turniej, powinna się upewnić, że 
u tej dziewczyny pojawi się nagle wszawica albo coś w tym stylu. 
Nikt nie będzie okaleczony, Stridera to odrzuci, a Kaia poczuje, że się 
zemściła. Zwycięstwo, zwycięstwo! 

- Słuchasz mnie, czy znowu myślisz o niebieskich migdałach? – 
zapytała zdenerwowana Bianka. 
Kaia oderwała się od swych myśli. – Tak, tak, słucham. Mówiłaś 

o czymś... o wielkich konsekwencjach... 
- Nie słuchałaś. Ale to nic, dziękuję, że jesteś gotowa ukarać 
każdego, kto będzie rzucać obelgi na Lysandra. Jesteś najlepszym 
pomocnikiem na świecie Kaiu. 
- Ty też pszczółko. 
Biance wszystko się ułoży. Lysander będzie ją wspierał w każdej 
sytuacji, harpie zobaczą jaki on jest nieustępliwy i przestaną go 
prześladować. Kaia natomiast... z nią nie będzie tak różowo. 

- Nasza najdroższa matka tam będzie – powiedziała Bianka 
jakby od niechcenia. – Lysander jej się nie spodoba, prawda? 
- Na pewno nie, ale nie przejmuj się, ona ma kiepski gust jeśli 
chodzi o mężczyzn. Weźmy za przykład naszego ojca, feniksa, czyli 
najgorszego nieśmiertelnego, jakiego można by sobie wyobrazić. 
Feniksy ciągle kradną i podpalają. Trzeba być na prawdę dziwnym, by 
zakochać się w tych istotach. 

background image

- Co masz na myśli? Nasza matka jest dziwna? 
- Byłabym zaskoczona, gdyby polubiła Lysandra. 
Co by Tabitha pomyślała w takim razie o Striderze? 
Bianka cicho zachichotała. – Masz rację, ona jest trochę dziwna. 
I wiesz co jeszcze? Jest wnerwiająca, ale nie będę się tym 
przejmować. 
Odważne słowa, ale w głębi duszy Bianka była jeszcze ciągle 
małą dziewczynką i potrzebowała matczynej aprobaty. 

– Chociaż, nie wiem, może ona w końcu zakopie ten topór wojenny 
ze mną. 
Bogowie, czy ten biedny głosik naprawdę wydobył się z jej 
ciała? 
Bianka odwróciła się w jej stronę i poklepała po ramieniu. – 
Przykro mi to mówić, moja droga siostro, ale jedyną sytuacją, w której 
ona pogrzebałaby topór wojenny byłoby... pogrzebanie go w twoim 
ciele. 

Kaia starała się utrzymać na nogach, ale żal przenikał ją całą - od 
stóp do głów. – Masz rację. 

Kaia postanowiła, że nie będzie się tym przejmować. Na prawdę. 
Jednak dlaczego, dlaczego, dlaczego tylko jej siostra potrafiła o tym 
zapomnieć?! Przecież Kaia popełniła jeden błąd - tylko jeden, kiedy 
była jeszcze prawie dzieckiem, a matka na zawsze ją skreśliła. Jeden 
błąd, a Strider nie chciał się w nią zaangażować. Przecież go nie 
zdradziła. Oboje od lat byli singlami i nawet nigdy nie umówili się na 
randkę, nie pocałowali się, nawet porządnie nie rozmawiali ze sobą. A 

background image

to, że spała z Parysem? Wtedy nie wiedziała, że pewnego dnia Strider 
będzie ją pociągał. 

On powinien był rozpoznać jej zamiary i próbować ją uwieść. 
Gdyby się nad tym zastanowić, wina leży po jego stronie, albo po 
stronie jego demonów. Strider musi sobie zdać sprawę, że utrata Kai 
jest dużo gorsza niż przegrana walka. Teraz Strider będzie cierpiał bez 
niej. 

Chciała, żeby cierpiał przez to, że nie są razem. 

Strider był zniewolony demonem, ale tylko dzięki niemu mógł 
żyć. Gdyby Kaia zdecydowała się pobawić Striderem, mogłaby 
zawrzeć układ z jego bestią, ale nie będzie tego robić. Tak jak 
powiedziała Biance - Strider stracił swoją szansę. Gdyby Kaia 
spróbowała się do niego zbliżyć po raz kolejny, wyglądałoby, że jest 
zdesperowana. Choć rzeczywiście była. 

O Bogowie, to było przygnębiające. I wkurzające. Przeciwników 
trzeba niszczyć, zawsze, ale jak ma z jednej strony walczyć z nim, gdy 
z drugiej strony chciałaby chronić tego mężczyznę? 

- O czym teraz myślisz? – spytała Bianka. – Twoje oczy są 
prawie zupełnie czarne, więc wiem, że twoja ciemna natura harpii 
zaraz ... 
-Hej, hej, co tu się dzieje?! – ktoś krzyknął. 

Wzięła głęboki oddech próbując się uspokoić, spojrzała za 
siebie, skąd dochodził obcy głos. Świetnie, przyszła ochrona centrum 
handlowego. 

background image

- Dam sobie radę, obiecuję. Spotkamy się w domu? – 
powiedziała do Bianki rzucając wybraną sukienkę w stronę siostry. 
- Dobrze – odpowiedziała Bianka łapiąc ubranie i chowając je 
pod swoją bluzkę. – Kocham Cię. 
- Ja Ciebie też. 
Rozbiegły się w różne kierunki. 
- Stać! Bo będę strzelać! 
Rude włosy Kai prawie świeciły w ciemności, co sprawiało, że 
była łatwym celem. Ochroniarz, który wcale nie strzelał - kłamczuch, 
zaczął ją gonić i wzywać pomoc. Kaia pokazała mu środkowy palec i 
zniknęła za zakrętem. 

Większość lamp w sklepie była wyłączona, a główne oświetlenie 
centrum dawało bardzo mało światła, jednak oczom harpii nie 
sprawiało to najmniejszego kłopotu. Jej wzrok sprawnie adaptował się 
do ciemności, kiedy Kaia szybko kierowała się w stronę wyjścia. 
Niestety - stróż lepiej znał teren, więc podążał tuż za nią. 

Czas zmienić taktykę. 

Zatrzepotała skrzydłami i już miała zerwać się do lotu z wielką 
prędkością, kiedy ochroniarz niespodziewanie zaatakował ją 
paralizatorem. Tak, sparaliżował ją. Jednak nie kłamał. Kaia upadła na 
twarz. Tlen uderzył w jej płuca jak piorun. Była tak blisko wyjścia, ale 
jej sztywne mięśnie uniemożliwiały ucieczkę. 

Mogła wszcząć walkę z tym człowiekiem, użyć jednego z wielu 
sztyletów, które miała przy sobie i nawet zabić go. Znajdowała się 
jednak w swoim mieście rodzinnym i nie lubiła mordować jego 

background image

mieszkańców. Tym bardziej nie lubiła zabijać więcej niż jednego na 
dzień, a już dzisiaj miała jedno życie na sumieniu. 

To nie prawda, ale to nic. 

Poza tym, dlaczego miałaby zabijać ochroniarza, skoro tak na 
prawdę wcale nie przyłożyła się do tej ucieczki. Gdzieś głęboko 
wiedziała, że schwytanie jej może być pretekstem do kontaktu ze 
Striderem. 

Przecież ktoś musi ją wyciągnąć za kaucją z więzienia. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 2

 Strider czekał w holu budynku policji w Anchorage razem ze 
swoim przyjacielem Parysem. Już zapłacili kaucję za Kaię i czekali aż 
zostanie wypuszczona z celi, żeby mogli ją stamtąd zabrać. 

Dalej, Ruda, pospiesz się. 

Policjanci co chwilę spoglądali na postawnego Stridera, a 
policjantki rozbierały go wzrokiem. Z resztą, Parysa też. 

Obaj mężczyźni byli uzbrojeni. Stider nawet nie odwiedziłby 
kościoła w niebiosach nie zabierając ze sobą kilku ukrytych ostrzy 
zwłaszcza, 
odkąd wiedział, że niebiosa były strzeżone przez 
parszywych, dupkowatych aniołów, a więc tym bardziej nie 
spacerowałby nieuzbrojony po budynku wypchanym po brzegi bronią 
i ludźmi, którzy wiedzieli jak z niej korzystać. Jak na razie nikt nie 
zauważył jego arsenału ukrytego pod koszulką, kurtką i dżinsami. 

- Dlaczego to znowu właśnie my musimy to robić? - zapytał 
Parys. 
Przy swoich dwóch metrach wzrostu i umięśnionym ciele, 
strażnik Rozpusty wydawał się, delikatnie mówiąc, konkretnym 
facetem. Był siedem centymetrów wyższy od Stridera, drań, ale – i to 
ważne ale – nie był tak silny jak Strider. Mężczyźni walczyli ze sobą 
już tak wiele razy, że to stwierdzenie nie było jedynie opinią, tylko 
solidnym faktem. 

background image

- Jestem jej winny przysługę - powiedział Strider, starając się nie 
ujawniać emocji. 
Skrzętnie ukrywał też dręczące go myśli. Tak naprawdę, wolałby 
być zamknięty w lochu swego wroga i codziennie torturowany, niż 
tkwić teraz w tym miejscu. Nie chciał widzieć ponownie Kai, już 
nigdy. Nie chciał również, aby Parys znowu ją zobaczył. 

- Zadzwoniła – dodał po chwili. 
- Za co jesteś jej winny przysługę? – spytał podejrzliwie Parys. 
- Nie twój zasrany interes. 
Strider nawet nie chciał o tym myśleć, a co dopiero rozmawiać. 
O nie, to było zbyt krępujące. To tak, jakby być przyłapanym bez 
spodni w miejscu publicznym. Chociaż nie, zły przykład. On akurat 
dobrze wyglądał bez spodni. Naprawdę dobrze. Ale nieważne, koniec 
łechtania własnego ego. Obiecał sobie, że przestanie prawić sobie 
komplementy dotyczące wszystkich jego wspaniałych cech. To nie 
było fair wobec innych mieszkańców Ziemi. Nic przecież za to nie 
mogli, że pod każdym względem byli od niego gorsi. 

- Ja nie jestem jej nic winien – Parys spojrzał na niego swoimi 
niebieskimi, błyszczącymi oczami. 
Wyczuwało się narastające w nim napięcie. To straszne, to 
znaczy, to wspaniałe, że pomimo tych negatywnych emocji, był 
niesamowicie przystojny. Parys miał tak wspaniałe, bujne włosy, że 
wiele kobiet zabiłoby dla nich. Jego głowa mieniła się różnymi 
odcieniami brązu. Najciemniejsze przypominały głęboką noc, a 
najjaśniejsze - najsłodszy miód. Na dodatek twarz Parysa była idealna, 

background image

samo spojrzenie na nią uszczęśliwiało przypadkowo napotkane 
kobiety. 

Kaia pewnie trzymała te włosy w swej mocno zaciśniętej pięści i 
pewnie okrywała jego twarz pocałunkami. 

- Spałeś z nią, na prawdę trzeba ci to przypominać? - Strider 
wycedził przez zęby. 
- Nie, nie trzeba. Ale w takim razie, to raczej ona jest mi coś 
winna. A teraz ty także jesteś mi winien za to, jak mnie podsumowałeś 
i za to, że przerwałeś moje śledztwo oczekując ode mnie pomocy. 
Jego słowa były przesiąknięte złością, ale nie z powodu Stridera 
lecz z powodu tego śledztwa. 

Sienna - kobieta, której Parys pożądał najbardziej na całym 
świecie, była uwięziona w niebiosach jako niewolnica króla - boga. 
Co gorsza, była też opętana przez demona gniewu. Parys miał 
nadzieję, że ją znajdzie, ocali i ukarze każdego kto ją skrzywdził. 

Strider zacisnął usta i nic nie powiedział. Parys znalazł tę 
jedyną, (tak ten głupek to określał, mimo że brzmiał wtedy jak cipa), 
a i tak przespał się z Kaią. Stridera skromnym zdaniem, facet, który 
poznał tę jedyną, nie powinien się pieprzyć na prawo i lewo. 

Tak, tak, ale Parys miał związane ręce - za sprawą swego 
demona musiał sypiać codziennie z inną osobą, inaczej słabł... 
umierał. Jednak jakaś drobna część Stridera pragnęła, żeby Parys 
wybrał tę drugą drogę i opadał z sił, niż dotykał harpię. 

Stridera dręczyły pewne przemyślenia - Kaia nie była dla niego 
„tą jedyną”, zwłaszcza, że według niego takie uczucie nie istniało. 

background image

Ona za bardzo pragnęła rywalizacji, była za silna i za nadto dążyła do 
jego niedoli. Ale Strider miał świadomość, że jak na ironię, był 
dokładnie taki sam. Z drugiej strony jednak, coś go w Kai pociągało i 
pomimo jego zdolności do pozytywnego myślenia, nie podobało mu 
się, że sypiała z innymi facetami. 

Problem tkwił w tym, że to on musiał być najlepszy we 
wszystkim co robił. Z powodu swego demona, musiał zawsze 
wygrywać – nawet w łóżku. Tymczasem jego przyjaciel Parys był 
chyba najbardziej doświadczonym mężczyzną jakiego znał, więc nie 
było szans, by Strider mógł go pobić w tej kategorii. Inne powody, dla 
których odrzucał spojrzenia Kai, mówiące „choć i zdejmij ze mnie 
ubranie”, mógłby ewentualnie zignorować, ale nie ten. Nigdy się na to 
nie skusi. Przecież gdy mężczyzna raz spróbuje zakazanego owocu, 
będzie chciał więcej, a on nie może sobie na to pozwolić, i tak już 
miał problemy natury psychicznej. Z tego powodu postanowił, że 
będzie unikał Kai. Wiedział wszakże, że w przeciwnym razie zawsze 
kiedy ją dotknie, pocałuje czy zerwie z niej majtki zębami, 
doświadczy strasznego bólu w czystej formie. 

Owszem, Strider był cholernie dobry w łóżku. Nie, żeby uważał 
tak, by się dowartościować - przecież obiecał sobie, że nie będzie 
wychwalać swych atutów, teraz jednak zrobił wyjątek, bo w tej 
dziedzinie był rzeczywiście utalentowany. W łóżku był po prostu 
niesamowity. Pomimo to jednak, nigdy nie stawał do konkurencji, w 
której istniało ryzyko przegranej. Nic nie było warte psychicznej i 
fizycznej męki, które towarzyszyły porażce, a Parys 

background image

najprawdopodobniej był w łóżku niestety, więcej niż „niesamowity”. 
To, że przegra było właściwie pewne, biorąc pod uwagę jęki 
dobiegające z licznych pokoi hotelowych, które Parys wynajmował na 
przestrzeni wieków. Natomiast, według Stidera, przyjemność z 
wygranej była boska, nic się nie mogło z nią równać, nawet seks. Tak, 
jak Parys był uzależniony od ambrozji - ulubionego środka 
odurzającego nieśmiertelnych, tak Strider był uzależniony od 
rywalizacji. Poderżnąłby gardło swojemu dobremu koledze, bądź 
koleżance, zanim ten zdążyłby pobić go w jakiejkolwiek konkurencji, 
np. konkursie ortograficznym. 

Najlepsze słowo, by wyrazić zwycięstwo? Z-A-B-I-C-I 

- Dobra, mów – głos Parysa przywrócił go do rzeczywistości. – 
Co takiego Kaia zrobiła dla ciebie, że zdecydowałeś się nawet mnie 
zobowiązać i przyciągnąć tutaj? 
- Już ci powiedziałem, to nie twój interes. 
- Tak, ale sądzę, że jak będę naciskał, to się przełamiesz. 
- Mylisz się. Uwaga, uwaga! Wiadomość z ostatniej chwili. 
Jestem bardziej uparty niż większość twoich znajomych. Poza tym, 
nie muszę ci się niczym odwdzięczać. Zgodziłem się przecież udać z 
tobą do Tytanii by odszukać Siennę. 
Tytania - durna nazwa, ale Kronos - król tytanów, który ma 
skłonności do samouwielbienia, nazwał tak Olimp, by wkurzyć 
uwięzionych Greków, którzy kiedyś tam panowali. Pewnie miał jądra 
z tytanu skoro nazwał tak to miejsce, albo ta nazwa miała mu coś 
zrekompensować. 

background image

Oczywiście Strider nie musiał sobie niczym rekompensować 
kompleksów, gdyż miał wspaniałego penisa, którego nazywał „Bestią 
Striderka” - razem tworzyli idealne połączenie. Przestań. Cholera, ile 
razy na dzień będzie się musiał powstrzymywać przed wychwalaniem 
swoich atutów? 

- Koleś, totalnie się u mnie zadłużyłeś. Obiecałeś także porwać 
ze mną tego idiotę, Wiliama – dodał Parys. 
- Owszem, obiecałem także porwać z tobą tego idiotę, Wiliama. 
To go wnerwiało. Wiliam był nieśmiertelnym uzależnionym od 
seksu i chciał przelecieć Kaię. Na nieszczęście, Willy miał również 
zdolność widzenia umarłych, więc był jedyną osobą, która mogła 
dostrzec Siennę, na wypadek, gdyby ta była martwa. Pomocne było 
również, że facet miał zdolność teleportacji. Nie wiadomo z jakiego 
powodu, zdolności, które kiedyś bogowie mu odebrali, powoli 
powracały. 

Stider i jego bliscy nauczyli się już, że ktoś, kto „umarł” 
niekoniecznie odszedł na zawsze. Dotyczyło to zarówno ludzi jak i 
oczywiście nieśmiertelnych. Dusze można było przechwycić, 
zmanipulować, wykorzystać. Sienna była w grupie tych 
wykorzystywanych, a Parys desperacko próbował ją uratować. 

Teraz jednak, ten zwariowany wojownik przestępował z jednej 
nogi na drugą, a kilka metrów dalej - za ladą, kobieta jęknęła, jakby 
zniecierpliwienie Parysa było dla niej największą torturą. 

- Zdecydowałeś się pomóc mi szukać Sienny bez względu na to, 
jak długo to będzie trwało i jak bardzo bolało, niestety. 

background image

Z punktu widzenia Stridera, im więcej czasu im to zajmie, tym 
lepiej, bo tym bardziej zdoła oddalić się od Kai. Musiał sobie 
udowodnić, że potrafi odejść i po prostu wymazać ją z pamięci. Już to 
zrobił w przeszłości, ale teraz znał ją lepiej i trudniej mu było o niej 
zapomnieć. 

- Byłeś w niebiosach od kilku tygodni i nie zrobiłeś żadnych 
postępów w poszukiwaniach – powiedział Strider – Wiem, że mnie 
potrzebujesz. 
- Owszem, natomiast ty nie potrzebowałeś mnie tutaj, przecież 
to jest bardzo proste zadanie. 
Jednak Strider był przeciwnego zdania. Potrzebował zobaczyć 
Kaię i Parysa razem, by przypomnieć i utrwalić sobie, dlaczego on i 
Kaia nie mogą być ze sobą i dlaczego musi przestać o niej myśleć. 
Ważne było, by zrozumiał to zanim jego demon zdecyduje, że muszą 
ją zdobyć. 

Poza tym Strider czuł, że musi wyjechać z Budapesztu - miasta, 
które było jego domem, ale w którym nie czuł się najlepiej, odkąd 
Amun zamieszkał tam ze swoją nową dziewczyną Haidee. Strider 
próbował się do niej zbliżyć, ale ona nie była nim zainteresowana. Nie 
ma się co dziwić - ubliżał jej na każdym kroku i zagroził, że zetnie jej 
głowę, ale miał powód, by tak się zachowywać. Haidee była kiedyś 
łowcą i zabiła jego najlepszego przyjaciela Badena - strażnika 
Nieufności, poza tym, z dziką nienawiścią próbowała zaatakować jego 
dom. 

background image

Niestety, pożądał jej, pomimo, że za każdym razem, gdy na nią 
patrzył, przypominał sobie o swojej porażce, o swojej stracie, o bólu. 
Co dziwne - nigdy jednak nie miał problemu, by się jej oprzeć. 
Potrafił trzymać swoje usta, ręce oraz swój ulubiony element ciała na 
uwięzi, bez najmniejszych trudności. 

Jeżeli chodzi o Kaię... przy niej zapomniałby o dobrych 
manierach, gdyby zostali gdzieś razem zupełnie sami. Na samą myśl o 
tym, jego zwilżone usta pragnęły jej posmakować, niespokojne ręce 
pragnęły jej dotknąć, a jego penis stanął wpędzając go w zakłopotanie. 

O tak, musiał uciekać naprawdę daleko od całej tej sytuacji. 
Najdalej jak to możliwe. 

- Stider, chłopie, odpłynąłeś czy co? 
Zamrugał próbując się skupić. Parys. Posterunek policji. Ludzie 
z pistoletami. Mruganie było głupie. Za brak koncentracji obwiniał 
Kaię i to było kolejnym powodem, by jej unikać. 

- Nie chcę o tym rozmawiać – skomentował Strider. 
Parys otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale szybo je zamknął, 
gdyż z daleka słychać już było dźwięk wysokich obcasów 
uderzających o posadzkę pobliskiego korytarza, a chwilę potem zza 
narożnika wyszła Kaia. Jej rude, jedwabiste włosy były w strasznym 
nieładzie, ale szaro-złote oczy świeciły jak zawsze, a warte grzechu 
ciało kołysało się jakby w rytmie uwodzicielskiej muzyki. Strider miał 
nadzieję, że tylko on ją słyszy. 

Nie, przecież tego nie chciał, tym bardziej nie chciał być 
jedynym, który ją słyszał. Jednak, gdyby okazało się, że ktoś jeszcze 

background image

słyszy tę powabną muzykę, przebiłby mu błony bębenkowe w uszach. 
Kaia była przecież jego przyjaciółką - razem mordowali wrogów, 
razem przelewali krew. Do diabła, przecież razem żartowali i śmiali 
się do łez. Tak, można więc było stwierdzić, że są przyjaciółmi, a 
Strider nie lubił, gdy ktoś niepokoił jego przyjaciół. To był przecież 
jedyny powód, dla którego by skrzywdził, zresztą zrobiłby to samo dla 
Parysa. Jednak lepiej, żeby i ten koleś nie słyszał tej przeklętej 
muzyki. 

- Mam nadzieję, że już więcej nie wpadniesz w tarapaty, 
rozumiemy się? – powiedział oficer, który eskortował Kaię, a ton jego 
głosu jednoznacznie sugerował, że ma do niej słabość. 
Strider chciał go zabić za to, że tak rażąco ją nękał, a właściwie 
za to, że w ogóle się do niej odzywał. 

- Oczywiście wszyscy cię tu uwielbiamy, ale nie chcemy cię 
więcej widzieć w areszcie. 
Wyluzuj, nie spotykasz się z nią i nie masz zamiaru z nią 
chodzić, ani całować na przykład od stóp do głów. To nic, że ten glina 
z nią flirtuje. 

- Przecież nie dam się złapać po raz czwarty – odpowiedziała 
Kaia posyłając mężczyźnie przesłodki uśmiech. 
Ten uśmiech spowodował, że Strider poczuł ucisk w klatce 
piersiowej. Nikt nie powinien mieć takich wydatnych, czerwonych ust 
oraz takich białych i prostych zębów. Sprawę pogarszał jeszcze strój 
Kai. Miała na sobie różowe botki z wężowej skórki sięgające kolan, 
bardzo króciutką dżinsową spódniczkę i białą bluzkę na naramkach z 

background image

głębokim dekoltem, przez którą prześwitywał biustonosz z białej 

koronki. 

Cud nad cudy - dzisiaj miała na sobie stanik. 

Kiedy Kaia zobaczyła Stridera, zatrzymała się, a uśmiech 
zniknął z jej twarzy. Nie wiedział czego miałby się spodziewać gdy 
już się spotkają, ale nie przypuszczał, że będzie taka małomówna. 
Kaia spojrzała na Parysa i znowu się rozpromieniła. Strider ponownie 
poczuł ukłucie w klatce. 

- Cześć przystojniaku, co ty tu robisz? 
- Tak na prawdę, sam nie wiem – Parys rzucił okiem na Stridera. 
– Nie, żebym nie chciał się z tobą widzieć, oczywiście. 
- Jasne. Dzięki za pomoc, doceniam to. 
- Zawsze do usług, lecz miejmy nadzieję, że nie będzie takiej 
potrzeby w najbliższej przyszłości. 
Kaia zachichotała delikatnie, a jej śmiech miał tak ciepły i 
erotyczny wydźwięk, że Strider poczuł mrowienie na skórze. 

- Nie mogę nic obiecać – odparła zalotnie. 
Striderowi nie spodobała się ich krótka wymiana zdań. Miał 
wrażenie, że wszystko będzie go dzisiaj wkurzać - jak choćby jej 
uśmiech, jej chichot, który przerwała w momencie, gdy na niego 
spojrzała. 

- Ty – rzuciła, jakby właśnie dostrzegła jakąś obleśną kulturę 
światłolubnych bakterii na podeszwie swego buta. 
Brak życzliwości nie jest wyzwaniem - poinformował Strider 
swojego demona, gdyż ten wyraźnie się ożywił. Nie było na to 

background image

odpowiedzi. Prawda była taka, że Porażka był onieśmielony 
obecnością Kai i nie chciał więcej zwracać jej uwagi. 

Demon porażki przemawiał do Stridera jedynie wtedy, kiedy 
trzeba było zaangażować ducha rywalizacji. Duch rywalizacji, to 
ładne określenie sytuacji, którą można sobie wyobrazić jako 
przyklejenie tyłka Stridera do deski do krojenia mięsa. Strider 
zdecydowanie wolał, gdy ten gnojek ukrywał się w zakamarkach jego 
umysłu. Ignorował wtedy jego ciemną, cichą obecność. 

- Myślałam, że wyślesz kogoś, by mnie stąd wyciągnął, a nie że 
sam się tu pojawisz – powiedziała Kaia odchylając się na obcasie. 
- Po tym, jak mi zostawiłaś taką wiadomość? – Strider parsknął 
śmiechem – Ciężko w to uwierzyć. 
- Czy ty skomlesz? Bo ja wyczuwam ton skomlącego nastolatka. 
To przestaje być zabawne. – Nie, nie skomlę. 
Przecież słuchał tej wiadomości tysiąc razy i zna każde słowo, 
każdy oddech na pamięć. Biiip. „Strider, cześć, tu Kaia. Wiesz, ta 
dziewczyna, która uratowała ci życie kilka tygodni temu. Ta, którą 
potem totalnie olałeś. Czas się zrewanżować. Rusz swoją leniwą dupę 
z łóżka i wyciągnij mnie z kicia, zanim zdecyduję się przetestować 
moje nowe buty na twojej twarzy”. Biiip. 

Po odsłuchaniu wiadomości, wyraźna niechęć Kai podobała mu 
się i miał nadzieję, że harpia utrzyma nad nią kontrolę, pomimo że on 
będzie musiał ruszyć niebo i ziemię, by jej się odwdzięczyć. Niebo – 
dzwoniąc do Parysa i przekonując go, by porzucił wszystko i poprosił 
Lysandra, by pomógł mu wrócić do domu. Ziemię – dzwoniąc do 

background image

Luciena i przekonując wojownika, by także wszystko rzucił i użył 
swej zdolności teleportacji, by pomóc im przedostać się z Budapesztu 
na Alaskę w mgnieniu oka. Żadne z tych dwóch nie było łatwym 
zadaniem. Wręcz wolałby chyba, by ktoś odciął mu język tępym, 
zardzewiałym nożem do masła. Obaj faceci zadawali pytania. 
Mnóstwo, mnóstwo pytań, na które Strider nie chciał odpowiadać. 

No i tak, teraz jeszcze Strider wisiał przysługę strażnikowi 
Śmierci. Nazbierało się, wszystko przez złudnie delikatnie 
wyglądającą piękność o wspaniałych kształtach, która stanęła mu na 
drodze, chcąc zdecydowanie wbić jego głowę na pal. 

- Szkoda, że nie podałaś żadnych wskazówek. Byłoby miło, 
ponieważ Torin musiał przeszukać wszystkie... 
Strider powstrzymał się zanim publicznie przyznał, że Torin strażnik 
Zarazy, potrafił się włamać do każdej istniejącej bazy danych. 
Takie umiejętności lepiej było utrzymywać w tajemnicy. 

- Po prostu musiał cię szukać – dodał prędko. – To zabrało nam 
trochę czasu. 
- No i? 
- No i? To wszystko co możesz powiedzieć o swoim okropnym 
zachowaniu? 
Dzięki bogom, że Kaia zachowywała się tak, jak sobie Strider 
wymarzył i wciąż okazywała niechęć wobec niego. Tak, dzięki 
bogom. 

- Mogłaś chociażby zadzwonić do Bianki, która przecież jest 
tutaj w Anchorage, a ty zawracasz mi głowę takim gównem. 

background image

- No i? 
Cholera jasna! Czyżby okazanie odrobiny wdzięczności miało ją 
zabić? Przecież mógł zostać w domu i kazać jej tu gnić. A tu proszę, 
ona zatrzepotała rzęsami, a on natychmiast rzucił się, żeby ją ratować 

- jak jakaś baba. Wnerwiająca jest ta kobieta. 
Źle ją potraktował, to prawda, a w przeciwieństwie do Haidee, 
Kaia na to nie zasługiwała. Przecież nie miałeś o tym myśleć. Wróciły 
wspomnienia, trudno. Grupa łowców uczepiła się jego ogona, ale on 
był wtedy tak zajęty roztrząsaniem utraty Haidee, która związała się z 
Amunem, że zupełnie się tym nie przejął, jakby tego nie zauważył. 
Wtedy wkroczyła Kaia i ocaliła go zapobiegając podstępnej zasadzce. 
Na bogów, kiedy walczyła, była nieziemsko seksowna. 

Stider nie widział co prawda osobiście głównej walki jaką Kaia 
stoczyła z łowcami, ale obserwował kilka poprzednich i tę ostatnią, 
oraz ćwiczył z nią najważniejsze, najczęściej stosowane strategie i 
uniki. Wyobrażał sobie bardzo dokładnie taniec śmierci, który 
odegrała tamtego wieczoru. 

Potem nadeszła ostatnia bitwa, w której wyzwała go na 
pojedynek. Według zasad ustalonych przez Kaię, wygrywał ten, kto 
zabił więcej łowców. Nieziemsko go to wnerwiło, bo po pierwsze: ona 
była lepsza w zabijaniu łowców, a po drugie: jemu inne rzeczy 
chodziły po głowie - jak na przykład… wyjechać na wakacje po raz 
pierwszy od wielu wieków. Kiedy jednak wyzwanie zostało rzucone, a 
jego demon je zaakceptował, Strider musiał zostawić wszystko i 
sprostać temu wyzwaniu, w przeciwnym razie znów doznałby 

background image

strasznych cierpień. Ku jego ogromnemu zaskoczeniu, Kaia pozwoliła 
mu wygrać. Przecież harpia była zdolna rozgromić całą armię w ciągu 
kilku sekund, nie pocąc się i nie łamiąc nawet jednego paznokcia. 
Kaia jednak zamiast wykończyć przeciwników, przywlokła tych, 
którzy jeszcze mieli siły oddychać i oddała ich Striderowi. Potem 
odleciała. 

Więcej już o niej nie słyszał, aż do chwili kiedy zostawiła mu 
wiadomość na sekretarce. 

Tak, powinien był ją przeprosić. 

- Nie, żebym ci wytykała, że jesteś kiepski, albo coś – 
powiedziała pocierając paznokciami o koszulkę. - Ale kiedyś 
musiałam wykupować Biankę z aresztu dwanaście razy w ciągu 
jednego dnia. Ani razu się nie poskarżyłam. 
To nie jest zabawne - powtórzył sobie w myślach. 

- Czy już ci kiedyś mówiłem jak bardzo nienawidzę kiedy ludzie 
coś wyolbrzymiają? 
- Ależ to prawda! – tupnęła. – W ogóle nie narzekałam! 
To na prawdę nie jest śmieszne, nie będę się śmiał. 

- Nie o to mi chodziło. 
- A tak a propos – wyczuwało się w jej głosie oburzenie. - Ja 
nigdy niczego nie wyolbrzymiam, przenigdy. 
Jego gardło zacisnęło się kiedy próbował powstrzymać śmiech – 
taki z rozdrażnienia, a nie z rozbawienia, oczywiście. 

- Wyolbrzymiasz nawet teraz. 
- A ty ciągle skamlesz, beksa! 

background image

Bogowie, ona wyglądała cudownie, gdy była wkurzona. Jej oczy 
mieniły się bardziej złotem niż szarością, jakby ogniki tańczyły w jej 
tęczówkach, a jej policzki rumieniły się kolorem rzadkiego gatunku 
egzotycznej róży. Wspaniała, czerwona czupryna nieomalże unosiła 
się nad jej głową – po prostu biła od niej energia. 

- Łał – powiedział Parys rozglądając się dookoła. – Widzę, że 
dobrze się bawicie. 
- Mówiłem ci już kiedyś, jak bardzo nienawidzę sarkazmu? – 
zapytał go Strider. 
Kaia odetchnęła głęboko i zwróciła się do Sridera. 

- Spójrz na siebie, wkurzony mazgaju, ja się na tobie nie 
odgrywam, więc nie życzę sobie, żebyś mnie przesłuchiwał - uniosła 
wysoko głowę, dając do zrozumienia, że zadziera nosa i nie wybacza. 
- No wiec? – dodała. 
Do widzenia - koniec zabawy, nie będzie przeprosin. Porażka 
mruczał przygotowując się do walki, którą ona chciała ich nastraszyć. 
Strider otworzył usta, ale nie wypowiedział żadnego słowa. Odwrócił 
się na pięcie i ciężkim krokiem wyszedł z budynku. Chciał stąd 
odejść, zanim sprawy przybiorą zły obrót. Kaia i Parys szli obok 
siebie zmuszeni pójść zanim. Może nawet zrobią mu przysługę i 
chwycą się za ręce? 

Słyszał, że idą tuż za nim cały czas rozmawiając. 
Zdecydowanym ruchem wyciągnął okulary słoneczne z kieszeni 
kurtki i wsunął metalowe oprawki na nos. Pomimo chłodu słońce 

background image

świeciło mocno, dając jaskrawe światło. Strider zszedł po schodach, 
przystanął i rozejrzał się dookoła. 

Nie trzymali się za ręce, ale w ich spojrzeniach wyczuwało się 
także takie, w stylu „widzieliśmy się już nago”. Gdy rozmawiali, 
zbliżali się do siebie, a ich głosy były niskie i zalotne. Pewnie właśnie 
wspominali tysiące orgazmów jakie razem przeżyli. 

On dokładnie tego chciał, tego potrzebował - takiego 
przypomnienia. Dzięki temu pamiętał, że Parys kiedyś zdarł ubranie z 
ciała Kai. Rzucił się z nią na łóżko, patrząc jak potrząsa swoimi 
miękkimi piersiami poruszając się w górę i w dół. Chwycił jej kolana i 
rozwarł na boki. Gapił się na najgorętszy, najwilgotniejszy kawałek 
nieba jaki kiedykolwiek ozdabiał Ziemię. Schylił głowę, polizał, 
posmakował, dotknął. W jego uszach odbijały się kobiece jęki 
poddania i przyjemności, a na plecach czuł ucisk jej delikatnych lecz 
mocnych nóg. Kiedy głód był już nie do zniesienia, Parys zanurzył się 
w owocnię tak wąską, tak subtelną, że zapamięta te doznania do końca 
życia. Kaia oplotła swe ciało wokół ciała wojownika. Wykrzykiwała 
jego imię. Drapała i biła i błagała o więcej. 

Twarz Parysa nagle zmieniła się w twarz Stridera i to Strider 
teraz uderzał w to małe, giętkie ciało, wchodząc i wychodząc bez 
końca. Był szybki i mocny, mruczał i jęczał i chciał więcej. Za dużo 
fantazjuję. 

Jego ręce zacisnęły się w pięści. Do cholery, przeklęty Parys i 
Kaia. Gdyby miał być szczery, to był tak mocno wnerwiony Parysem, 
jak podniecony Kaią, a podniecenie było tak bardzo widoczne, że 

background image

musiał naciągnąć T-shirt na spodnie, by ukryć wciąż rosnący dowód. 
Parys powinien był oprzeć się Kai, przecież pragnął innej, a Kaia 
zasługuje na więcej niż tylko na bycie tą drugą. Dlaczego Kaia tego 
nie rozumiała? 

W tym momencie Strider miał ochotę zatrzymać się i rozdzielić 
tych dwoje. Zatrzymać się i przyłożyć Parysowi w twarz, a następnie 
wyssać powietrze z płuc Kai. Chciał poklepać się po ramieniu i 
przyznać, że odwalił kawał dobrej roboty, a potem zacząć myśleć o 
Kai jak o pięknej dziewczynie - przyjaciółce, ale zdecydowanie nie 
potencjalnej kochance. 

Tak, w tym momencie. 

The Darkest Surrender 

background image

Rozdział 3 

- Zmywaj się – wyszeptała stanowczo Kaia do Parysa, gdy 
schodzili ze schodów, które powadziły do jej wolności i... Stridera. – 
Jesteś jak uciążliwa wysypka, która wciąż powraca. 
Parys wybuchnął gromkim śmiechem, ale wyczuwało się w nim 
okruchy bólu. 

- Mówię poważnie. Strider jeszcze nigdy nie poświęcił mi tyle 
uwagi, a ty wszystko psujesz. Spadaj stąd. 
Parys przystanął i chwycił Kaię za ramię, zmuszając tym 
samym harpię, by się zatrzymała. Z jego twarzy zniknął uśmiech, a 
pojawiło się współczucie, potęgowane przez złote promienie, 
głaskające jego twarz z troską i czułością kochanka. Był pięknym 
mężczyzną, nawet żywioły nie mogły mu się oprzeć. 

- Posłuchaj, ślicznotko, dam ci radę, która może ocalić twoje 
życie. Bądź grzeczna i nie zaczepiaj niedźwiedzia. On jest dzisiaj 
rozdrażniony. 
Kaia zmrużyła oczy, a jej przenikający między czarnymi rzęsami 
wzrok, skupiał się wyłącznie na strażniku Rozpusty. 

- Myślałam, że jesteś bystrzejszy. Czasami niedźwiedź 
potrzebuje zaczepki, w przeciwnym razie nigdy nie wyjdzie z 
hibernacji. 

background image

Kącik ust Parysa delikatnie zadrżał. – Doprawdy? Zastanów się 
dobrze. Jaki jest pierwszy odruch niedźwiedzia, który właśnie się 
obudził? 

- Oczywiście, niedźwiedź musi coś zjeść i szczerze mówiąc, nie 
mogę się już tego doczekać. 
- Tak, oczywiście, to będzie dobra zabawa - Parys pochylił się w 
stronę Kai, kąciki jego ust ciągle drżały. - Lecz wiesz co jeszcze? 
Niedźwiedzie uwielbiają pastwić się nad ofiarą, Kaiu. One są 
złośliwe. Kiedy człowiek stanie niedźwiedziowi na drodze, zwłaszcza 
takiemu, który właśnie wybudził się z długiego snu, zakończenie nie 
będzie szczęśliwe. Dajmy mu trochę czasu, by przyzwyczaił się do 
twoich podstępnych planów. 
- Po pierwsze nie jestem tak do końca człowiekiem – 
odpowiedziała unosząc brodę wysoko w górę . – Poza tym pozwól, że 
cię oświecę mój cukiereczku. Jestem silniejsza od ciebie, silniejsza od 
niego, a nawet silniejsza od was obu razem wziętych. Jestem w stanie 
odeprzeć każdy atak Stridera. 
- Do cholery – warknął Strider. – Musimy się zbierać Parys, 
więc możesz już przestać tak namiętnie całować naszego aresztanta. 
Powiedział naszego, a nie twojego, robimy postępy. Starając się 
nie uśmiechać, Kaia odwróciła się od Parysa i zaczęła powoli iść w 
kierunku Stridera. 

Odrobina poirytowania, która pojawiła się na jej twarzy, 
nieznacznie go uspokoiła. 

background image

Kaia wzięła głęboki oddech. Parys był bardzo urodziwy, ale... 
Strider był wspaniały. Po raz pierwszy od wielu tygodni ujrzała go na 
tle białych ścian posterunku policji i wtedy kolana prawie ugięły się 
pod nią z wrażenia. Jego włosy, które widać było, że przeczesane są 
jedynie palcami, ułożone były w seksownym nieładzie, a kilka 
kosmków wystawało niczym kolce. Gdy jego mocno niebieskie oczy 
ogarniały spojrzeniem bardzo dokładnie całe jej ciało, zatrzymując się 
na dłużej we właściwych miejscach, Kaia czuła kłucie w żołądku. 

Teraz, przyglądając mu się dokładniej, mogła stwierdzić, że był 
bardzo wysoki, wyższy od niej, pomimo, że stała kilka stopni wyżej i 
miała na sobie buty na wysokim obcasie. Strider miał wspaniale 
wyrzeźbione mięśnie, których nie sposób było ukryć nawet pod 
skórzaną kurtką, czarną koszulką i dżinsami. O bogowie, i jego twarz 

- była taka niewinna i jednocześnie taka zła, wyglądała jak twarz 
upadłego anioła. 
Właśnie ze względu na te słodkie przeciwieństwa, które 
malowały się na jego obliczu, Kaia nie rozpoznała Stridera od razu. W 
pierwszej kolejności zauważyła tę niewinność, rozglądała się więc za 
osobą, która będzie miała cechy, jej zdaniem najbardziej atrakcyjne 
tajemniczy, 
niebezpieczny i żyjący chwilą. 

Dla tych cech, w pewnym momencie, zwróciła uwagę na Parysa. 
Opłakiwał stratę swojej ludzkiej kobiety – tajemniczy. Był 
uzależniony od ambrozji i potrafił zabić bez mrugnięcia okiem – 
niebezpieczny. Było pewne, że prześpi się z nią tylko raz i nie będzie 
się do niej później kleił – żyjący chwilą. Po wszystkim Kaia 

background image

wymknęła się z jego łóżka. Harpie nigdy nie zostawały ze swymi 
kochankami na noc. Zawsze wychodziły ukradkiem, pomimo że 
sprawiało to, iż czuły się samotne i opuszczone. Kilka tygodni później 
Kaia postanowiła wrócić do Parysa, by ponownie poczuć tę 
przyjemność, której doznała gdy byli razem. Znów chciała się czuć 
spełniona i zadowolona, tymczasem on jej odmówił i wygonił ją ze 
swojego pokoju. Fizycznie nie był w stanie powtórzyć tego, do czego 
już raz między nimi doszło. Oczywiście teoretycznie mógł zadowolić 
tylko ją, zapominając o własnej przyjemności, jednak to byłoby 
żałosne i Kaia nie była w stanie tego zaakceptować. 

Tamtego wieczoru, by uwieść Parysa Kaia założyła podomkę. 
Tylko podomkę. Dlatego kiedy okazało się, że musi opuścić jego 
pokój jedynie ta cienka część garderoby okrywała jej nagie ciało. To 
właśnie wtedy, roztargniona, wpadła w holu na Stridera. To wtedy po 
raz pierwszy ujrzała diabła w jego oczach i doznała olśnienia popełniła 
błąd biegając za Parysem. Mężczyzna, który stał przed nią, 
był wszystkim czego kiedykolwiek pragnęła. 

Jego włosy były mokre i przylegały do skroni, a pojedyncze 
kosmyki wydawały się przez to ciemniejsze niż w rzeczywistości. 
Biały ręcznik przewiesił przez szyję, a ponieważ nie miał koszulki 
widać było jego mocny, wspaniale wyrzeźbiony, niczym uformowany 
z brązu, brzuch. Kaia patrzyła zafascynowana jak kropelki potu 
przemieszczały się zaznaczając złotą smugę i znikały w raju. Sama 
chciała zbadać to miejsce, swoim językiem. Jego bokserki były 
spuszczone mocno poniżej pasa, dzięki czemu na prawym biodrze 

background image

widać było skrawek tatuażu ukazującego szafirowego motyla. Kai 
zaschło w gardle. Najwyraźniej piękny nieznajomy właśnie wracał z 
intensywnego treningu. Oddychał jeszcze dość szybko, głośno 
wdychając i wydychając powietrze, a jego usta obiecywały nieopisaną 
przyjemność. 

- Ładny strój – powiedział, lustrując Kaię przenikliwym 
wzrokiem swych niebieskich oczu. 
Gdy wnikliwie badał ją od czubka rozwichrzonych włosów do 
fioletowego lakieru na paznokciach stóp, jej sutki, które przybrały 
kształt perełek oraz drżące uda zdecydowanie przykuły jego uwagę. 

- To wszystko, co udało mi się znaleźć – odpowiedziała 
niepewnie, paląc się ze wstydu i podejrzewając, że to spotkanie może 
okazać się największą wpadką w jej życiu. Jak ja to teraz naprawię? 
- Widać, że to szczęśliwy szlafroczek. Wyglądałby jeszcze 
lepiej, gdyby pasek był rozwiązany. 
Okej, może nie będzie trzeba nic naprawiać. Po raz pierwszy w 
ich krótkiej znajomości Kaia wyczuła w jego głosie pożądanie. Ją 
również dotknęło to pragnienie. Mocniej niż kiedykolwiek. 

- Doprawdy? – odpowiedziała. 
- Zdecydowanie. Szukasz kogoś szczególnego? 
- To zależy - ogarniała ją fala gorącego pobudzenia, więc 
postanowiła zrobić krok w jego kierunku. - Co ktoś ma na myśli? – 
dodała. 
Nagle tuż za nią zaskrzypiały zawiasy i chwilę później Parys 
otworzył drzwi. 

background image

- Kaia – powiedział i rzucił w jej stronę parę puszystych, 
różowych pantofelków – Zapomniałaś czegoś. Oddaję, bo to nie mój 
rozmiar. 
Buciki upadły tuż przed jej stopami. Kaia poczuła, że skręca ją 
w żołądku. 

- O! Dzięki. – wyksztusiła. 
- Nie ma za co. Cześć, Strider! – zawołał Parys. 
- Hej – odpowiedział cierpko – interesująca noc? 
- Nie twój interes. 
Parys zniknął w swoim pokoju, Kaia odwróciła się w stronę 
Stridera, ale nowy znajomy zdawał się już dużo bardziej 
powściągliwy, jakby zamknięty w sobie. 

- Interesująca noc? – tym razem Strider skierował to pytanie do 
Kai. 
- Nie bardzo, do niczego nie doszło, tym razem – zmusiła się, by 
wyznać prawdę. 
Gdyby tej nocy miało między nimi dojść do zbliżenia, a on po 
pewnym czasie dowiedziałby się o Parysie, na pewno by ją 
znienawidził. Ujawni więc całą tajemnicę, oprócz... 

- Do zobaczenia później Kaia - Strider ominął ją i zniknął. 
Nie wypytywał jej co zrobiła, co tak naprawdę się stało, nie 
wykazał żadnego zainteresowania, więc z pewnością i tak nic by nie 
wyszło z tego nagłego zauroczenia, nawet gdyby Parys im nie 
przerwał. 

background image

- ... mi wreszcie choć trochę uwagi? – warknął Strider. – Nie, 
żebym tego potrzebował, ale mój demon zaczyna się już wnerwiać. 
Jego demon się denerwuje? Przecież ona chciała uwieść tego 
demona, prawda? Czy raczej skreśliła ich obu, tak jak mówiła Biance? 
Zamrugała, koncentrując się i przyglądając jemu po raz kolejny. 
Furia wyostrzyła jego rysy tak bardzo, że przypominały śmiercionośne 
ostrza, a Kai kolana ugięły się z wrażenia. Był tak cholernie 
wspaniały, dziki, nieobliczalny. Parys złapał ją zanim upadła na 
chodnik i przytrzymał w swych objęciach. O bogowie! Zasłabła? 
Tutaj? Teraz? Jej policzki zaczęły płonąć ze wstydu. Strider zbliżył się 
gwałtownie w jej stronę i zastygł w miejscu. 

- Parys, stary, pozwól jej już stanąć samodzielnie – warknął, a 
Parys natychmiast usłuchał. 
Głęboki niebieski wzrok zatrzymał się na Kai. 

- Kiedy ostatni raz jadłaś? 
Dzięki bogom, on sądził, że ta słabość wynikała z 
niedożywienia, a nie z powalającego zauroczenia. Kaia wzruszyła 
ramionami, szczęśliwa, że znowu stoi o własnych siłach. 

- Nie mam pojęcia. 
Obiecała sobie, że nie będzie podkradać misek ze zlewkami, 
które dostawali więźniowie bloku B i C, a ponieważ siedziała w pudle 
przez dwa dni... to tak, była wygłodzona. 

No dobra, mogła coś przekąsić, bo jak zwykle Bianka przybyła 
jej na ratunek - chciała ją wyciągnąć i nakarmić. Kaia symbolicznie 
spoliczkowała siostrę i przegoniła ją bezwzględnie ostrzegając, żeby 

background image

więcej nie wracała. Obiecała też, że w przeciwnym razie rozpowie 
wszystkim o jej przezwisku Niebiańskie Wzgórza Ho i już zawsze 
wszyscy będą tak na nią wołać. 

- Kurde, Kaia, nie możesz się utrzymać na nogach, nie potrafisz 
się skupić – Strider spojrzał na Parysa i dodał – Zadzwoń po Luciena, 
niech cię stąd odbierze, spotkamy się w Budapeszcie. Muszę ją 
nakarmić, a potem możemy... 
Parys potrząsnął głową przecząco i zwrócił się do Stridera. 

- Zadzwonię do Luciena, żeby mnie odebrał, ale nie będę czekał 
na ciebie w Budapeszcie. Kiedy skończysz już załatwiać swoje 
sprawy, poproś Luciena albo Lysandra, by pomogli ci przedostać się 
do nieba. Któryś z nich na pewno będzie wiedział gdzie jestem. 
Strider tylko sztywno przytaknął. 

Parys potargał po przyjacielsku czubek głowy Kai, a potem 
oddalił się i zniknął za rogiem zostawiając ją sam na sam z 
upragnionym wojownikiem. Dokładnie tak, jak sobie potajemnie 
wymarzyła i o co błagała od czasu kiedy wyrzuciła Biankę ze swojej 
celi i ponownie zamknęła się w środku. 

Spoglądali na siebie w bezruchu przez dłuższą chwilę nie 
wypowiedziawszy ani słowa. Wyczuwało się między nimi narastające 
napięcie. Wojownicza natura Stridera nigdy nie była tak widoczna jak 
teraz. Wyprostowany, ręce spuszczone wzdłuż ciała, dłonie tylko kilka 
centymetrów od kolby pistoletu, nogi sztywno rozstawione w lekkim 
rozkroku - widać było, że w każdej chwili gotów jest włączyć się do 
walki. Przeciwko niej, czy każdemu kto mógłby ją skrzywdzić? 

background image

W pewnym momencie Kaia nie mogła już dłużej znieść tej 
ciszy. 

- Masz w planach udać się do nieba? 
Przytaknął, a jego skóra w promieniach słońca wyglądała jak 
wypolerowane złoto. Dzikie nastawienie zniknęło, zdawał się bardziej 
zrelaksowany. Kaia zauważyła, że zdecydowanie woli go takiego. 

- Po co? – kontynuowała. 
Tak na prawdę chciała się dowiedzieć jak długo Strider będzie 
tam przebywać? Czy spotka się w niebie z jakąś kobietą? Z anielicą? 
Jego przyjaciel Aeron zakochał się w dobrej duszy ze skrzydłami, 
dlaczego więc Strider by nie mógł? Zabiję tę zdzirę. 

- Na pewno chcesz wiedzieć? – zapytał – Zamieszani w to są 
Parys i pewna kobieta. Kobieta, której on pragnie. 
Kamień spadł jej z serca. 

- Słodkie ploteczki! Opowiadaj dalej – odpowiedziała, zacierając 
ręce. 
- Ja nigdy nie powtarzam plotek, Kaia – skomentował, 
pocierając językiem o swoje zęby. 
- Och! – Jęknęła, a jej ramiona opadły z rozczarowania. 
- Nie dałaś mi dokończyć. Nigdy nie powtarzam plotek, więc 
słuchaj uważnie. 
Strider walczył z zadowoleniem, które pojawiło się na jego 
twarzy, a Kaia ucieszyła się na tę wiadomość. 

background image

- Ta kobieta, którą Parys kocha, albo nienawidzi, nieważne, jak 
już powiedziałem, pragnie jej, a ona jest w niebie przetrzymywana 
jako zakładnik. 
Świetnie. W takim razie Strider szykuje się do wojny, będzie 
bronił swojego kumpla. 

- Mogłabym, na przykład pomóc Tobie czy jemu. Mam 
znajomości tam na górze i dlatego... 
- Nie! – wykrzyknął Strider, a potem dodał spokojnym głosem – 
Nie, dziękuję, ale... ty zupełnie nie przejmujesz się tym, że facet, w 
którym się podkochujesz pożąda teraz kogoś innego? 
- Czekaj, czekaj, kto powiedział, że ja chcę Parysa? 
- A nie chcesz? 
- Nie. 
Jego mina się nie zmieniła, ale odchrząknął. 
- Pewnie rozumiesz, że tak czy tak, to niczego nie zmienia. Poza 
tym, ja już rozmawiałem z Lysandrem, czy mógłby udzielić odrobinę 
anielskiej pomocy i stwierdził, że nic nie może zrobić. 
- Oczywiście Lysander nie pomoże Parysowi, ale z pewnością 
pomógłby Biance, a Bianka pomogła by mi. 
- Niestety, dziękuję, ale nie. 
Uparty dupek. Był tak zdesperowany, żeby pozbyć się jej jak 
najszybciej, że nawet nie brał pod uwagę, że ona mogłaby się przydać. 
Odtrącił ją po raz kolejny - to doprawdy niezwykłe. Przykra 
konkluzja. 

background image

Strider kiwnął ręką na Kaię, by podążyła za nim. Przecież mięli 
znaleźć dla niej coś do jedzenia. Wszystko czego pragnę, to kilka 
kęsów ciebie. 

- Nie martw się o mnie, potrafię o siebie zadbać. 
- Wiem, ale zostanę, aż się nie najesz. Muszę się upewnić, że nie 
zaaresztują cię znowu. 
Kaia czuła, że się w niej zagotowało. Chciała pokazać 
Striderowi, do czego jest zdolna i na co zasługuje. 

- W porządku – odpowiedziała. – Acha, ale teraz to będzie cios 
dla demona, bowiem... nie sądzę, że za mną nadążysz. 
Drażniła się z nim bardziej z przyzwyczajenia niż z jakiegoś 
konkretnego powodu. Strider głośno odetchnął. Kaia wiedziała, że to 
oznaczało wyższy poziom jego zdenerwowania. 

- Prowadź – warknął zanim zdążyła go przeprosić. 
Dobrze, pewnie powinnam być dla niego trochę milsza. Moja 
wina. 

- No to dalej. 
Kaia zdecydowała, że jeszcze nie czas na polowanie. 
Postanowiła najpierw zabrać go do drewnianej chaty, w której 
mieszkała razem z Bianką i która znajdowała się z dala od cywilizacji. 
Na szczęście jej siostry nie było w domu. 

- Czuj się jak u siebie. Ja muszę się wykąpać i przebrać. 
- Kaia – powiedział Strider, podążając za nią korytarzem. – Mnie 
się dość spieszy, a przez to wyzwanie, które rzuciłaś muszę trzymać 
się... 

background image

Kaia zatrzasnęła drzwi sypialni przed jego nosem i uśmiechnęła 
się, gdy usłyszała, jak lekko zawarczał ze złości. Uśmiech jednak 
szybko zniknął z jej twarzy - przypomniała sobie, że w kuchni jest 
pełno skradzionego jedzenia. Jeśli Strider je zauważy, to nie będzie 
chciał z nią zapolować. 

Muszę zaryzykować. Śmierdzę – pomyślała i pospiesznie udała 
się pod prysznic. Przyjemnie było zmyć z siebie cały brud i makijaż, 
które kleiły się do jej skóry jak tort z kremem. Biegała po pokoju, 
szukając różowej brokatowej koszulki z napisem „Nieznajomi mają 
najlepsze cukierki” i dżinsowych szortów. Szybko przejrzała się w 
lustrze. Ubranie wyglądało dobrze, ale nie jej włosy - czerwone mokre 
kosmyki kleiły się do głowy i ramion tworząc efekt tonącego klauna. 
Wróciła więc do łazienki po suszarkę. Kaia zastanawiała się, czy 
nałożyć kolejną warstwę makijażu, lecz ostatecznie porzuciła ten 
pomysł. Co prawda chciała wzbudzić pożądanie Stridera, ale... jeszcze 
nie była pewna, czy da mu kolejną szansę. W końcu wyszła z sypialni. 
Umycie się i przebranie zajęło jej rekordowo mało czasu - mniej niż 
20 (no, może 40) minut. Kaia szła korytarzem, a za nią unosiła się 
pachnąca para. 

W salonie, ozdobionym dużą, stojącą lampą w kształcie tancerki 
hula oraz zamkiem zbudowanym z puszek po piwie, nie było Stridera. 
Kaia zastanawiała się co mógł pomyśleć o tym wnętrzu i o 
przedmiotach, które do niej należały. Starała się spojrzeć na pokój 
jego oczami. Znajdował się w nim również stół, wyrzeźbiony w 
kształcie zgarbionego zapaśnika sumo, który unosił szklaną szybę 

background image

oraz fotel, którego podłokietniki pomalowane były na wzór ludzkich 
nóg sięgających podłogi. Większość zgromadzonych tu mebli 
stanowiła prawdziwe „dzieła sztuki”, które wraz z Bianką nakradły na 
przestrzeni wieków. Zapach historii przylgnął prawie do każdego 
elementu tego wnętrza. No dobrze, może nie koniecznie do białego 
dywanu, do które przyszyte były dwie żółte poduszki, co miało 
imitować jajka sadzone na patelni oraz do wielkiego siedzenia w 
kształcie hamburgera, na którym widać było warstwę sałaty, 
pomidorów i musztardy. Również kanapa i „siedzenie miłości” zostały 
wybrane bardziej ze względu na komfort niż znaczenie historyczne i 
miały zaledwie dziesięć lat. Kilka lat temu Kaia wbiła się do kogoś na 
imprezę i stwierdziła, że siedzenia wydają się być bardzo wygodne, a 
poza tym kolorem przypominają oczy Bianki. Postanowiła, że weźmie 
je do swojego domu. Nikt jej nie próbował powstrzymać. Może 
dlatego, że wynosiła meble trzymając je ponad swoją głową bez 
niczyjej pomocy. 

Kolorowe wazony poustawiane były na blatach stołów, a obok 
nich stały plastikowe figurki z dużymi główkami lub – okazjonalnie – 
wypchana wiewiórka w wymyślnym stroju. Broń i dzieła sztuki 
wisiały na ścianach tuż obok dyplomów i laurek otrzymanych od 
domowników za dobrze wykonane zadania. Tę ulubioną otrzymała od 
Bianki za najwspanialszy prezent urodzinowy - język faceta, który 
nazwał jej bliźniaczkę „złośliwą, odrażającą jędzą”. Były też zdjęcia 
rodzinne: Bianki zdobywającej tytuły piękności, ich młodszej siostry 
Gwen próbującej ukryć się przed obiektywem, ich starszej siostry 

background image

przyrodniej Taliji, która stała nad swoimi ofiarami, oraz Kai ostro 
imprezującej w klubach. 

Wchodząc do kuchni, Kaia poślizgnęła się, a serce biło jej tak 
mocno, że miała wrażenie, iż wręcz obija się o żebra. Wspaniały, 
seksowny Strider siedział przy stole bilardowym, który ona zabrała z 
jego fortecy, gdy była tam po raz pierwszy i zdecydowała się wstawić 
go w kącie śniadaniowym. Żywność wszelakiego rodzaju była 
porozrzucana we wszystkich kierunkach. Można było znaleźć 
zarówno paczki z czipsami jak i wyszukane sery czy czekoladowe 
batoniki. 

Strider nawet na nią nie spojrzał, ale zdrętwiał, gdy weszła do 
kuchni. 

- Uświadomiłem sobie, że skoro te rzeczy są tutaj, to możesz je 
zjeść, więc nie będę się z tobą udawał na żadne polowanie. 
Przechytrzyłem cię. 
- Dzięki – powiedziała oschle. 
To takie rozczarowujące. Właśnie wtedy, kiedy chciała, żeby jej 
mężczyzna zapomniał, że posiada mózg, on sobie o nim przypomniał. 
Oparła się o drzwi i skrzyżowała ręce na piersiach. Jej żołądek 
skręcał się z głodu grożąc burczeniem, ale ona się nie ruszała, czekała. 
Zdecydowała, że ruszy się dopiero, gdy Strider zmierzy ją dokładnie 
wzrokiem od stóp do głów. 

- Kaia jedz. 
- Za moment. Delektuję się widokiem, ty też powinieneś 
spróbować. 

background image

Strider był spięty. 

- Na lodówce jest notatka od twojej siostry, w której informuje 
cię, że jest w niebie z Lysandrem i że spotka się z tobą za cztery dni 
na turnieju. 
- No. 
- Na jakim turnieju? Nieważne – zebrał się do wyjścia, zanim 
zdążyła odpowiedzieć. – Nie mów mi, nie chcę wiedzieć. Jakich 
perfum używasz? Nie podoba mi się ten zapach. 
Dupek. 

- Nie użyłam żadnych perfum. 
Wiedziała, że tak na prawdę zapach bardzo mu się podobał. Miał 
słabość do cynamonu. Kaia zauważyła to, gdy go śledziła, to znaczy, 
gdy z nim przebywała. Właśnie z tego powodu kupiła mydło, 
szampon i odżywkę o zapachu tej przyprawy. 

- Przestań już... delektować się widokiem i zjedz coś. 
Strider zasłonił jedyne okno i zapalił lampę, która znajdowała się 
pod sufitem. Naturalne światło najlepiej podkreślało piękną skórę Kai, 
ale nie ma się co oszukiwać, w każdym świetle wyglądała 
fantastycznie. 

- Kaia. Chodź. Zjedz. Teraz. 
O bogowie. Kaia uwielbiała ten władczy ton jego głosu, choć nie 
powinna. Chciała go nienawidzić – barbarzyńcy nie powinni podobać 
się współczesnym kobietom. 

- Nakarm mnie – powiedziała drżącym głosem. Proszę. 

background image

Strider spojrzał na Kaię. Chwilę później odsunął krzesło i zaczął 
przybliżać się w stronę uwodzicielskiej harpii. Otworzył usta i 
przesunął po nich językiem, jego źrenice się rozszerzyły. Gdy 
wyciągał rękę, by chwycić się stołu, jego nozdrza zdawały się walczyć 

o każdy oddech. 
- Ty... ty... kurde – plątał mu się język. 
Kaia czuła każde uderzenie serca. Wiedziała, co ujrzał Strider – 
odłamki tęczy tańczące hipnotycznie na każdym centymetrze jej ciała, 
rumieniec zdrowia i witalności... obietnicę uwiedzenia. 

- Podoba ci się? – zapytała. 
Jak w transie Strider obszedł stół i szedł w jej kierunku. 
Zmniejszył dystans... zatrzymał się tuż przed nią i zaklął. Obrócił się 
do niej plecami i przeczesał włosy palcami. 

- Muszę lecieć – jego głos był ochrypły, jakby przetoczył się 
przez rzekę potłuczonego szkła. 
- Co takiego? Nie, dopiero co tu przyszliśmy. 
Strider był już tak blisko, już prawie jej dotknął. Na samą myśl o 
tym Kai stwardniały sutki i poczuła, że robi się wilgotna między 
nogami. 

- Powiedziałem ci, że obiecałem pomóc Parysowi. Nie mogę tu 
dłużej zostać, on na mnie czeka. 
Czy kiedykolwiek uda jej się sprawić, że Strider jej się nie 
oprze? Tak, pragnęła go, chciała dać mu kolejną szansę. I kolejną. On 
najwidoczniej potrzebował wielu szans. 

- Strider, ja... 

background image

- Nie, nie, już ci powiedziałem, że niedawno przeszedłem 
ciężkie rozstanie z kobietą, a poza tym nie wiążę się z byłymi 
partnerkami moich przyjaciół. 
Czyżby? 

- Och, na prawdę? Chyba nie masz na myśli nieudanego związku 
z Haidee? Kobietą, która cię nie chciała, która... spotyka się z twoim 
przyjacielem? 
Zapadło milczenie - okropna cisza. 

Strider nie miał zamiaru się tłumaczyć. Nie chciał wyjaśniać 
swoich nielogicznych wyborów i ich powodów, lecz prawdą było, że 
wybaczył Haidee zabicie Badena, dlaczego więc nie miałby wybaczyć 
Kai spania z Parysem? 

- Nie jesteś niewiniątkiem, Strider. Przeleciałeś więcej dup, niż 
jesteś w stanie zliczyć. Gdy widziałam cię ostatnim razem, zlizywałeś 
brzoskwiniowy balsam ze striptizerki. 
Według Kai brzoskwinie były najobrzydliwszymi owocami i 
świat byłby lepszy, gdyby ich nie było. Napisała nawet list do 
kongresmena, domagając się spalenia wszystkich sadów 
brzoskwiniowych. 

 - Nigdy nie powiedziałem, że jestem niewiniątkiem. 
Powiedziałem, że... 
-Wiem, że nie zamierzasz spotykać się z byłymi swoich 
przyjaciół. Jesteś również kłamcą, ale nie wiem, może gdybyś 
przespał się z którąś z moich przyjaciółek, bylibyśmy kwita. 

background image

O bogowie, po pierwsze, to musiało brzmieć wyjątkowo 
desperacko. Okropieństwo! Kaia zdawał sobie sprawę, że może się 
wygłupić, gdy znowu będzie się starała do niego zbliżyć, a i tak to 
zrobiła. Jak psy Pawłowa - śliniła się za każdym razem, gdy widziała 
Stridera, ciskając w kąt swoją dumę dla każdego ochłapu, który on 
rzucił w jej kierunku. Po drugie, myślenie o Striderze uprawiającym 
seks z kimś innym powodowało, że jej wewnętrzna Harpia aż się 
gotowała. Ze zdenerwowania wydłużały jej się pazury, a skrzydła i 
serce trzepotały w rytmie staccato, przez co jej bluzka unosiła się i 
opadała, unosiła i opadała. 

Gdyby nie to, że była bardzo ostrożna, harpia przejęłaby 
kontrolę nad jej czynami. W takim przypadku mogłoby się zdarzyć, że 
Kaię zupełnie zaćmi i będzie pożądać rozlewu krwi. Poczeka do nocy 
i zrani każdego, kto stanie jej na drodze. 

Tylko Strider mógłby ją uspokoić, ale on tego nie wiedział. 
Nawet, gdyby wiedział, to najwyraźniej nie chciał podjąć się tego 
zadania. Robił wszystko co w jego mocy, by ją od siebie odepchnąć. 

- Nie będę spać z żadną z twoich koleżanek – powiedział 
stanowczo. 
Ulżyło jej. 

 - Dobrze, to bardzo dobrze, z resztą wszystkie moje koleżanki 
to brzydule. 
Tak na prawdę wszystkie koleżanki Kai były piękne, ale gdyby 
Strider zainteresował się tą propozycją, musiałaby im wszystkim 
podciąć gardła i szukać nowych przyjaciółek - odpychająco brzydkich. 

background image

- Kaia, niezależnie od tego co powiesz, nie zmienię zdania. 
Lubię cię, na prawdę. Jesteś piękna, mądra i niesamowicie zabawna. 
Jesteś także silna i odważna, ale między nami nigdy do niczego nie 
dojdzie. Przykro mi. Na prawdę. Nie chcę brzmieć jak dupek, chcę cię 
tylko uświadomić. Po prostu nie możemy być razem, nie pasujemy do 
siebie. Przykro mi – powtórzył. 
Nie pasują do siebie? Czyli tak na prawdę miał na myśli, że ona 
nie pasuje do niego. Po tym jak spędziła wiele godzin, śledząc go, 
przegrała dla niego walkę, by ochronić go od bólu, jak narzucała mu 
się, starając zwrócić na siebie jego uwagę, okazuje się, że nie jest 
wystarczająco dobra dla niego. I jest mu... przykro. 

Nagle poczuła, że ma ochotę rozszarpać jego twarz pazurami, 
wypić jego krew. Nie zapominaj o nadchodzącym turnieju. Gdyby go 
skrzywdziła, sama też czułaby się zraniona, a musiała przecież być w 
najlepszej formie. 

Głęboko odetchnęła, po czym wstrzymała oddech. Miała 
wrażenie, że jej płuca pali gorące powietrze i że zanim spokojnie je 
wypuści i uwolni każdą molekułę raniącą jej wnętrze, pojawią się 
bąble. W głębi duszy próbowała przekonać samą siebie, że Strider 
zasługiwał na coś, na kogoś lepszego, ale to nie znaczy, że ona 
powinna być traktowana w ten sposób. Prawda? 

Strider próbował zakończyć dyskusję, jednak brzmiał mało 
przekonująco. 

- Mam nadzieję, że rozumiesz – powiedział. 

background image

Kaia zastanawiała się, czy nie zdawał sobie sprawy ze 
spustoszenia jakie zasiał w jej życiu, czy po prostu go to nie 
obchodziło. Należałoby go nauczyć swoistej etykiety, która 
pomogłaby mu odpowiednio postępować ze swoją harpią – będzie 
musiała o to zadbać. 

Zanim Strider zdąży zwiać, powinna zmniejszyć dystans, który 
ich dzielił i prześledzić swoimi palcami całe jego ciało, nie 
zapominając o napieraniu na niego swymi krągłościami. To by go 
podnieciło. Wtedy może byłaby dla niego więcej niż tylko piękną, 
mądrą i niesamowicie zabawną dziewczyną, która pieprzyła się ze 
strażnikiem Rozpusty. Potem, kiedy by już błagał o uwolnienie, 
powinna zostawić go i odejść. Zdawała sobie sprawę, że nie zraniłoby 
to Stridera, ale wiedziałby na przyszłość jak czuje się upokorzona 
osoba. 

Kaia jednak nie mogła zdobyć się nawet na jeden krok w jego 
kierunku. Obawiała się, że spotka ją jeszcze większe odrzucenie i 
kolejna porażka. Strider mógł ją odepchnąć zanim zdoła doprowadzić 
swój plan do końca, a przecież, w nadchodzących tygodniach i tak 
czeka ją mnóstwo niepowodzeń i nieprzyjemnych sytuacji. Pokarało 
ją, nie powinna była dawać mu tylu szans. 

- Rozumiem – wyszeptała. – Baw się dobrze na swojej 
wyprawie, zgoda? Ja też planuję świetnie spędzić czas podczas 
mojego wyjazdu. 
Kłamała, choć faktycznie planowała dumnie uczestniczyć w 
turnieju i skopać tyle tyłków ile się da, a wręcz tyle tyłków, że jej klan 

background image

będzie musiał pomyśleć o zmianie nadanego jej przezwiska. Już nie 
będzie Kaią Rozczarowaniem. Może będzie Kaią Ciężkostąpającą lub 
Kaią ZabijęCięNaŚmierć. 

- Więc... wybierasz się dokądś? – zapytał Strider, wyraźnie 
odczuwając ulgę. 
Nie reaguj. - Jasne. 
Strider wciąż nie potrafił odwrócić twarzy w stronę Kai. 

- Kiedy? Dokąd? 
Nie waż się reagować. – Za cztery dni, wyjeżdżam do... ach, nie 
ważne - Kaia obeszła go i usiadła na stole. – Przecież nie chcesz 
wiedzieć, już zapomniałeś? 

Robiła wszystko, by wyglądać nonszalancko, na zadowoloną z 
siebie, gdy w głębi duszy rozpamiętywała, że ten drań rozszarpał jej 
serce na kawałki i zdeptał jego resztki. Otworzyła paczkę frytek. 

- Masz rację. Tylko uważaj na siebie. I do zobaczenia... yhm, po 
prostu uważaj na siebie, dobra? 
Powstrzymał się przed wypowiedzeniem „do zobaczenia 
wkrótce”. W końcu w swoich planach nie chciał się z nią już spotkać. 
Nigdy. 

- Będę uważać – odpowiedziała, starając się po raz drugi w życiu 
powstrzymać łzy. 
Pewnie na to zasługiwała. Była karana za to Niefortunne 
Zdarzenie, za Parysa, za zalotników, których sama odrzuciła na 
przestrzeni wieków. 

 - I ty też na siebie uważaj – dodała. 

background image

Pomimo, że w tym momencie gardziła Striderem, pragnęła by 
wrócił cały i zdrowy. 

- Spokojna głowa. 
Strider wyszedł z kuchni, z jej domu, z jej życia, nieprzyjaźnie 
zatrzaskując za sobą drzwi. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 4 

Następny dzień Stider spędził, włócząc się po budapeszteńskiej 
twierdzy i odwiedzając znajomych. Szukał zajęcia, które odciągnęłoby 
jego myśli od Kai. Wciąż przypominał sobie smutny ton głosu harpii, 
gdy przemawiała do niego, zanim opuścił jej dom. Strider pragnął 
przyciągnąć ją blisko siebie i utulić w ramionach, pocieszyć. Nie myśl 

o tym. 
Legion, stuprocentowe, rozpuszczone diablę, zamieniła się w 
stuprocentową kobietę o ciele gwiazdy porno. Niestety, to sprawiło, że 
stała się torturowaną więźniarką Lucyfera, a to z kolei zamieniło ją w 
łagodną, przywiązaną do łóżka, udręczoną panienkę. 

Obróciła się na bok, w stronę ściany, by nie patrzeć na niego, 
kiedy wchodził do sypialni. Fizycznie wyzdrowiała z tej piekielnej 
udręki. Psychicznie, mogła nigdy nie ozdrowieć. Przez kilka tygodni 
przekazywano ją od jednego demonicznego wysokiego lorda do 
drugiego, gwałcono, bito i nie wiadomo jakie jeszcze krzywdy jej 
wyrządzono - nikt nie znał szczegółów, gdyż nie chciała o tym 
opowiadać. 

- Hej tam, księżniczko – Strider spoczął na łóżku i poklepał ją po 
ramieniu. 
Legion wzdrygnęła się pod wpływem tego dotyku. Strider 
westchnął i zdjął rękę. Nie lubił jej odwiedzać. Och, lubił ją jako 

background image

osobę, zasadniczo, ale obawiał się, że wytwarzany przez nią w 
wyniku ciężkich doświadczeń, dystans emocjonalny, jego Porażka 
może odebrać jako wyzwanie. Niestety, ona nie była gotowa dać z 
siebie więcej. Legion potrzebowała pomocy. Jej najdroższy przyjaciel 
Aeron wraz ze swą partnerką Oliwią podejmowali niejedną próbę 
pomocy, jak na razie bez powodzenia - na nikogo nie reagowała 
pozytywnie. Nie odżywiała się prawidłowo i pomału, ale 
konsekwentnie marniała, doprowadzając się do wyniszczenia. 

Chociaż nigdy nie spotkał faceta, Strider zdawał sobie sprawę z 
tego, że anielski strażnik czuwa nad Legion, ale wiedział też jedno – 
niewidzialny drań kiepsko wykonywał swoją robotę. Tak, Legion była 
wcześniej samolubnym wrzodem na tyłku, ale nie zasłużyła na to, co 
ją spotkało. W rzeczywistości jednak Strider wolał ją taką, jaką była 
wcześniej. 

- Wiesz, że to co przytrafiło się tobie, spotkało też kilku naszych 
chłopaków? Kane’a nawet kilka razy. Odkąd jest opętany przez 
Katastrofę, jak magnes przyciąga tego typu rzeczy. I wierz mi - nie 
mówię tego, by plotkować, albo wyjawiać czyjeś tajemnice. Gdy 
mieszkał w Nowym Jorku prowadził grupy pomocy dla innych. Może 
ty powinnaś… nie wiem… porozmawiać z nim, albo co? 
Cisza. 

Jej blond włosy były splątane i potargane, jej skóra chorowita, 
przesadnie zszarzała, pod grubym białym materiałem koszuli 
dostrzegł, jak kruche były jej ramiona. 

background image

- Pewnego razu ja i Parys… czekaj, to już jest plotkowanie. 
Mniejsza z tym… będziesz musiała poprosić Parysa, jeśli chcesz 
poznać pikantne szczegóły. 
Cisza. Milczeli - ona i jego demon. 

Z całą pewnością Legion stanowiła wyzwanie, a jednak Porażka 
pozwalał sobie na obojętność. Gdy Strider okrywał ją szczelniej 
kołdrą lśniąca łza spłynęła po jej policzku. W porządku. 

- Chciałem tylko sprawdzić co u ciebie słychać, ale widzę, że 
czujesz się przy mnie skrępowana, więc sobie pójdę – powiedział 
delikatnie. 
Widział, że nie mogła się przy nim zrelaksować, a nie chciał 

pogarszać sprawy. 
Wciąż cisza. 
Wstając, cicho westchnął. 

- Daj znać, gdybyś czegoś potrzebowała, dobrze? Czegokolwiek. 
Chętnie pomogę. 

Znowu, żadnej reakcji z jej strony czy demona. 

Zmierzając do pokoju Amuna, Strider zastanawiał się, co się 
dzieje z jego roztargnionym? nie zainteresowanym? utajonym? 
kompanem - Porażką. 

Pomimo tego, że on i Amun i, do cholery, nawet on i Haidee 
pozostawali w dobrych stosunkach, to jednak Strider przez ponad 
tydzień unikał kontaktu z nimi. Sam widok Haidee powodował, że 
iskry bólu zapalały się w jego klatce piersiowej. Ból pojawiał się nie 
dlatego, że wciąż jej pragnął, lecz dlatego, że ją stracił, że nie mógł z 

background image

nią być i że jego demon wciąż pamiętał przez co przeszli z powodu jej 
odrzucenia. 

Gdy Haidee otworzyła drzwi, z przyzwyczajenia zaczął jej się 
przyglądać. Była średniego wzrostu, miała jasne włosy z różowymi 
pasemkami, brew przekłutą kolczykiem, a jedno z jej ramion zdobiły 
tatuaże. Ubrana w T-shirt Hello Kitty i podarte dżinsy, byłaby nie lada 
atrakcją w każdym barze. Kiedy go zobaczyła, zmarszczyła brwi i 
usunęła się z przejścia, pozwalając mu wejść do środka. Pomimo jej 
wyraźnej dezaprobaty jakiś energetyczny impuls przeszył ciało 
Stridera. Na piekło, co to, do cholery, było?

 Gdyby celowano do niego z czterdziestki i kazano zgadywać 
pod groźbą śmierci, Strider powiedziałby, że miłość w najczystszej 
postaci sączyła się z każdego skrawka jej ciała. Prawie bolało patrzeć 
na nią, tak była promienna. Cholera. 

- Jesteś w ciąży? 
- Nie - tajemniczy uśmiech pojawiła się na jej ustach. 
Dobra, dobra. 
Najwidoczniej już podłapała cechę Amuna – wszystkie rzeczy są 
tajemnicą. 

- Co słychać? – zapytała. 
Strider potarł ręką ponad sercem oczekując kolejnych migotań 
bólu. Blask jakim emanowała odbił się głęboko w jego oczach. Lecz 
nie - ból nie nadszedł. Nawet jego serce nie zabiło mocniej. Okej, w 
porządku, nie ma sprawy- mógł to znieść. 

background image

Szybkim spojrzeniem omiótł pokój. Widać było, że Haidee 
przejęła kontrolę nad wystrojem i wnętrze nie było już gładkie, zimne 
i bezosobowe niczym lody waniliowe. Teraz nabrało nowatorskiego 
wyglądu z japońskim akcentem. Z sufitu zwisały latarenki, a ściany w 
kolorach: brązowym i pomarańczowym, zaskakiwały swym 
wymyślnym wzorem. Drzewka bonsai wydawały się wyrastać z 
każdego kąta, a biały dywan z długim puszystym włosem rozciągał się 
pod trzema szklanymi stolikami. Biały dywan. Czyżby nie wiedziała 
ile brudu mogą wnieść buty wojownika? Narzuta na łóżku też była 
biała, a leżące na niej pomarańczowe poduszki ozdobione były 
koralikami. Gdyby spróbowała tego gówna w jego pokoju, to byłaby 
niezła kaszana. Człowiek potrzebuje czuć się wygodnie w swoim 
otoczeniu, albo nie może się zrelaksować. To wnętrze nie było 
wygodne. 

Tylko raz Strider "żył" z kobietą, i tylko dlatego, że rzuciła mu 
wyzwanie, by się do niej wprowadził. „Wiem, że mogę cię 
uszczęśliwić jeśli będziesz wracał do domu, do mnie, co noc. A czy w 
takim razie ty możesz sprawić bym czuła się szczęśliwa? To się 
okaże” - mawiała. Po kilku tygodniach wspólnego z nią mieszkania, 
chętnie pogodził się z porażką. Nie mógł jej uszczęśliwić ponieważ 
nie chciał jej uszczęśliwić. 

Powrócił myślami do domu Kai i jej „iskry” dekoratorskiej. 
Teraz w oczach miał kobietę, która potrafiła czynić miejsce 
wygodnym i fajnym. Poważnie, Kaia byłaby zdolna pomalować 
toaletę tak, by przypominała otwarte usta. To było dla niego. 

background image

- Strider? – Haidee odchrząknęła. 
Odwrócił się przodem do niej. 
- Co? 
Wyraz jej twarzy był pełen wyczekiwania, jakby wysyłała 
miękkie, delikatne impulsy. Strider musiał przypomnieć sobie, że to 
on przyszedł do niej, a nie odwrotnie. 

- Tak, uh. Gdzie Amun? – zapytał. 
- Kronos wezwał go do niebios. 
- Dlaczego? 
- Jeszcze nie wiem - kolejny tajemniczy uśmiech. 
- Jak długo go nie ma? 
- Trzy godziny, dziewięć minut i czterdzieści osiem sekund. Nie, 
żebym spoglądała co chwilę na zegarek, albo co. Mogę ci w czymś 
pomóc? 
- Nie. 
Po prostu chciał zobaczyć się z kumplem - tak mu się wydawało. 
Po tym wszystkim co mu zrobił, starając się trzymać go z dala od 
Haidee, zżerało go poczucie winy. 

- Spróbuję, uh, złapać go później. 
Zmarszczka na jej czole wyrażała zmieszanie. I niepokój? Tak. 
To był niepokój. 

- Jesteś pewien? 
Nie powinien być zaskoczony, ale… zabiła Badena, strażnika 
Nieufności i próbowała także zabić Stridera. Fakt, zdecydowanie 
miała powody, by do tego dążyć - dawno, dawno temu, obaj 

background image

przyczynili się do śmierci jej rodziny, niszcząc jej życie. Cholera, z 
powodu demona, została pokonana znów i znów i ponownie. 

Za każdym razem gdy wracała, pamiętała tylko swoją nienawiść 
świadoma śmierci tych, których kiedyś kochała. Szukała jedynie 
zemsty. To miało sens. Od tej pory była nawiedzona - nosiła w sobie 
cząstkę demona Nienawiści. A może to był kolejny powód, dla 
którego Strider jej pragnął. Może pociągało go to, iż kawałek 
Nienawiści sprawił, że nie była lubiana przez innych, a nawet przez 
samą siebie. Strider bardzo szybko się z tym pogodził, pokonał tę 
nienawiść, dlatego właśnie podejrzewał, że chęć bycia z nią była 
trochę spieszną decyzją zarówno dla niego, jak i dla jego demona . To, 
że teraz uwielbiała Amuna, że teraz wspierała lordów i ich czyny, dla 
Stridera było cudem, któremu nie mógł się przestać dziwić. 

- Tak. Jestem pewien - pochylił się i pocałował ją w policzek. 
Nigdy przedtem nie zainicjował kontaktu, podczas którego nie 
użyłby noży. 

- Do zobaczenia, Haidee. 
Otworzyła usta z zaskoczenia i poczuła, że zaschło jej w gardle. 
- Tak. Do zobaczenia - powiedziała z trudem. 
Jeszcze nigdy nie odnosił się do niej tak miło – widocznie robił 
się miękki na stare lata. 
Obok znajdowały się drzwi do sypialni Sabina. Strider stanął w 
progu, jedząc garść cukierków Red Hots - zapas swoich ulubionych 
słodyczy miał ukryty w każdym zakątku twierdzy. Przyglądał się, jak 
jego przyjaciel wrzucał najróżniejszego rodzaju gówna do walizki. 

background image

Jego żona, Gwen, krzątała się wokół niego, bez entuzjazmu 
podejmując próby poskładania góry ubrań, które Sabin zwinął w 
kłębki, uporządkowania broni, którą on chaotycznie pakował oraz 
wyjęcia rogu byka z walizki po raz trzeci. W przeszłości harpie 
nazwały ją Gwendolyn Płochliwa. Strider nie wiedział, jak nazywały 
ją teraz, ale ten przydomek na pewno już do niej nie pasował. Mała 
petarda nie była już teraz taka płochliwa i nawet skopała tyłek Kai, 
zamykając ją w lochu i uniemożliwiając jej obdarcie Sabina ze skóry, 
którą to skórę Kaia chciała później nosić jako płaszcz zwycięstwa. 

Kaia. 

Jego głupie serce zabiło mocniej i sprawiło, że poczuł się jak 
zakochany małolat, co wcześniej nigdy się nie zdarzało. Zeus stworzył 
go w pełni uformowanym - dobrze zbudowanym, dojrzałym 
mężczyzną zawsze z bronią w gotowości, by chronić króla – boga i 
tych, których kochał. Nawet zanim Strider dostał swego demona, lubił 
wygrywać, pokonywać każdego, kto stanął na jego drodze. W końcu, 
jaka jest radość z porażki? Żadna. 

Jego demon zamruczał zgodnie. 

Strider, który wcześniej odbiegł myślami, postanowił skupić się 
teraz na tym, co działo się wokół niego, zanim to „małe gówno” 
zacznie nim dyrygować. Im dłużej przyglądał się Gwen, tym mocniej 
dostrzegał, jak bardzo przypominała swoją starszą siostrę. 

Kaia. Znowu to samo. 

Gwen miała gęstą masę blond włosów podszytych czerwienią, 
takim samym odcieniem czerwieni jak u Kai. Jeśli miał by być 

background image

szczery, to jednak Kaia była ładniejsza. Jej włosy były bardziej 
falujące, bardziej jedwabiste i podczas, gdy oczy Gwen były 
zaskakującym połączeniem szarego i złota, właśnie tak jak Kai, Kai 
były jeszcze piękniejsze. U niej szarość przypominała bardziej płynne 
srebro, a złoto… no cóż, złoto połyskiwało jak płomienne iskierki. 

Kim ty jesteś? Mięczakiem? Przestań snuć poetyckie 
wyobrażenia! 

Tak czy siak, kiedy nad Kaią przejmowała kontrolę jej Harpia, 
oczy dziewczyny stawały się kompletnie czarne, a śmierć pływała w 
ich głębi. Lecz, jeśli miał być szczery – nawet to było seksowne. 
Gwen i Kaia miały takie same, niewielkie nosy, takie same 
cherubinowe policzki, takie same dość szerokie, okrągłe podbródki. 
Jakimś cudem Kaia była wcieleniem zmysłowości, a Gwen 
chodzącym niewiniątkiem – to nie miało sensu. Pomimo tego ich 
podobieństwo poruszyło go rozpalając jego zmysły. Strider musiał się 
pilnować, by jego ciało nie zareagowało na te myśli. W przeciwnym 
razie Sabin z pewnością dąsałby się, na niego widząc go pobudzonym 
w pobliżu swojej ukochanej. Oczywiście dąsanie się oznaczało jelita 
Stridera owinięte wokół jego szyi. 

No dalej – powiedział w myślach do Porażki. Porażka tylko 
zachichotał, czym zaskoczył Stridera. Był przygotowany – czekał na 
wyzwanie, które miało być rzucone, ale nigdy nie nadeszło. Słodcy 
Bogowie! Powinien był być bardziej uważny. Nigdy więcej 
ryzykownych sytuacji! Co on tu właściwie robił? Powinien być teraz 
w niebiosach z Parysem. Powinien być w Nebrasce z Williamem i 

background image

torturować rodzinę, która wykorzystała Gilly – dziewczynę, z którą się 
zaprzyjaźnili. Powinien być daleko stąd i zabijać łowców. Powinien 
być w Rzymie i negocjować z Niewypowiedzianymi – potworami, 
które były przykute łańcuchami w środku starożytnej świątyni, 
zdesperowane, by odzyskać wolność. Dał im jeden z czterech boskich 
artefaktów potrzebnych do znalezienia i zniszczenia puszki Pandory 
relikt, 
którego szukali także łowcy. Niewypowiedziani mieli już 
magiczną różdżkę i pelerynę niewidzialności, a lordowie mieli klatkę 
zapomnienia i wszystkowidzące oko. Tak więc lordowie mieli 
przewagę nad łowcami 2:0. Hura!!! 

Niewypowiedziani nie byli tak naprawdę zainteresowani 
artefaktami, lecz tym co mogli za nie wynegocjować. Ktokolwiek 
zaoferowałby im głowę obecnego króla – boga (bez reszty ciała) 
zdobyłby w zamian magiczną różdżkę wtedy pozostałaby im już 
tylko peleryna. 

Kiedyś Strider posiadał pelerynę, ale wymienił ją za Haidee. 
Wtedy nie obawiał się tej wymiany - był przekonany, że 
Niewypowiedziani zatrzymają pelerynę, by po negocjować z nim 
później. Teraz też miał taką nadzieję. Z pewnością będzie go to 
kosztować fortunę, ale mimo wszystko było to lepsze niż pozwolić 
Haidee uciec i wyjawić jego sekrety swoim przyjaciołom łowcom. 

Zamierzał wrócić dużo wcześniej, ale zatracenie się Amuna w 
Haidee dało mu takiego kopniaka w tyłek, że przez ponad tydzień nie 
mógł się pozbierać. Jego demon wił się, a w nim ból kipiał jak w 
gorącym kotle. Może echo tego bólu było przyczyną, dla której nie 

background image

chciał pozwolić sobie na myśli o byciu z Haidee. Może to dlatego 
wciąż opierał się Kai. Nie myśl już więcej o niej ty tłumoku. Zaraz ci 
piana wyjdzie na ustach. Opierał się Kai ponieważ ona zdecydowanie 
zdeptałaby jego dumę, jego dobre samopoczucie, a 
najprawdopodobniej nawet chęć do życia. Czy naprawdę trzeba mu to 
było znowu przypominać? Wrócił myślami do artefaktów. Strider 
przyrzekł sobie, że wkrótce odzyska pelerynę. Ponieważ ktokolwiek 
znajdzie puszkę Pandory jako pierwszy, wygra wojnę, a on pragnął 
zwyciężyć łowców bardziej niż pragnął Kai. Nie, żeby w ogóle o niej 
myślał. Powinien skupić się na ostatecznym zwycięstwie, na 
przyjemności jaką by odczuwał. O Bogowie! Mógł to sobie 
wyobrazić. To było lepsze niż seks, czy narkotyki. Nieważne. Zamiast 
tego zdał sobie sprawę, że z premedytacją umył dziś rano talerz i 
odwiedził wszystkich znajomych, żeby ponaprawiać różne rzeczy, tak, 
by mógł wyjechać i…cholera, niedobrze, bardzo niedobrze … 
sprawdzić, co z Kaią. Musiał się upewnić, że wszystko jest w 
porządku nawet jeżeli to oznaczało, że znów zaniedbuje swoje 
obowiązki. Chłopie, nie możesz do tego dopuścić. Za cholerę. 
Zwłaszcza, że teraz zdał sobie sprawę ze swych intencji i mógł to 
powstrzymać. 

- Po co, do cholery, tu stoisz? – wypalił Sabin. – Załatw swoje 
sprawy i wynocha. Przez ciebie Gwen zachowuje się jak obłąkany 
lunatyk. 

background image

- To przez ciebie zachowuję się jak obłąkany lunatyk – oburzyła 
się Gwen, po raz kolejny wyjmując róg byka z walizki. – Nie 
potrzebujemy wszystkich tych śmieci. 
- Skąd wiesz? – zapytał Sabin. 
Przejechał palcami między włosami, a jego złote oczy zalśniły 
jaśniej niż zwykle. 

- Nigdy wcześniej nie uczestniczyłaś w Turnieju Harpii. I, do 
diabła, nie powinnaś w nim uczestniczyć nawet teraz – dodał. 
- Słyszałeś, co powiedziała Bianka? Każda córka Tabithy 
Skyhawk została wezwana. Ale nawet gdybyśmy nie zostały 
wezwane, nawet gdyby tylko garstka naszego klanu została wezwana i 
tak bym pojechała. To moja rodzina. 
- No cóż, teraz jesteś częścią mojej rodziny. 
- Tak naprawdę… to ty jesteś częścią mojej rodziny. Skoro ja 
jestem generałem, kapitanem i dowódcą, ty podążasz za mną. A ja 
jadę. 
- Kurwa! – Sabin opadł na łóżko i włożył głowę między swoje 
kolana. 
- Kiepsko, co? – zapytał Strider, starając się, by brzmiało to 
jakby od niechcenia. 
O co chodzi z tym turniejem? Nie umieram z ciekawości. Serio. 

Kaia starała się ukryć wczoraj strach, ale nie do końca jej się to 
udało. Kiedy wspomniał o jej wyjeździe, zbladła i zadrżała. Nie 
powinien był tego zauważyć – był odwrócony tyłem, tylko że ujrzał ją 
w odsłoniętym kawałku okna, w którym odbijała się jej twarz. Jej 

background image

skóra błyszczała jak diament, przykuwając jego uwagę, a on był tak 
rozgorączkowany, by ją dotknąć, że jego ciało płonęło. Skóra harpii… 
nie było nic bardziej znakomitego. Nic! Śmieszne natomiast było to, 
że nigdy nie chciał pogłaskać, czy posmakować Gwen, Bianki, czy 
Taliyah, w taki sposób, jak chciał pogłaskać i posmakować Kai. Nie, 
żeby stale o niej myślał. Porażka po raz kolejny zachichotał, a Strider 
się przeraził. Kiedy to „małe gówno” nie odpowiedziało, nie 
zareagowało na wyzwanie, Strider poczuł ulgę. Do cholery, co jest z 
tym demonem? 

Gwen przygryzła dolną wargę. 

- Bianka mówiła mi, że turniej jest tak brutalny, że połowa 
uczestników ginie, lub błaga o śmierć. A pewnego razu, około tysiąc 
pięćset lat temu, dużo więcej niż połowa zginęła. Prawie wszyscy. 
Strider wyprężył się, a jego krew zamarzła. 

- Co? Dlaczego? – zapytał. 
- Nie powiedziała nic więcej, więc nie patrz na mnie tak, jakbyś 
chciał poderżnąć mi gardło, jeśli nie podam ci szczegółów. - Ach nie, 
poczekaj – kontynuowała Gwen, przypominając sobie jednak co 
nieco. - Powiedziała coś więcej. Podobno Skyhawk’om nie wolno 
było uczestniczyć w turnieju od wieków z powodu czegoś, co zrobiła 
Kaia. Ale oczywiście nikt mi nie powiedział, co to było. W naszym 
klanie nigdy się o tym nie mówi, a ja nie zadaję się z kobietami z 
innych klanów. One zawsze nas unikały. Jednak teraz, nagle, z 
powrotem witają nas z otwartymi ramionami. To dziwne i nie podoba 

background image

mi się to, więc nie wysyłam moich sióstr na wrogie terytorium 
samych. 

Umysł Stridera uczepił się tego jednego detalu – Kaia była 
przyczyną pandemonium. Co ta piękna rozrabiara nawyprawiała? 

- Acha. I jeszcze coś. Bianka myśli, że to pułapka – Gwen 
podniosła głowę Sabina z jego kolan i usiadła mu na kolanach. 
Automatycznie wojownik owinął swe ręce wokół jej pasa i 
chwycił za biodro. 

- Ona sądzi, że Skyhawk’owie, a zwłaszcza Kaia staną się 
celem, by każdy mógł się na nich zemścić. 
Kaia - cel dla każdej harpii żywiącej urazę. W tym momencie 
krew zagotowała się w Striderze z innego powodu – z powodu furii 
wewnętrznego piekła. 

- Czy mężczyznom pozwala się tam pojechać? – spytał. 
- Małżonkom i niewolnikom tak. Wręcz są motywowani, by 
pojechać. Krew jest lekarstwem dla harpii i ci małżonkowie i 
niewolnicy pomagają zranionym zawodniczkom wrócić do zdrowia. 
- Czy Kaia ma… niewolnika? – wychrypiał pytanie. 
Z jednej strony chciał, żeby jakiegoś miała… dla jej 
bezpieczeństwa, z drugiej strony… już chciał zamordować wrednego 
skurwiela. Porażka zawarczał i nie było ani źdźbła żartu w tym 
odgłosie, a w Striderze odezwała się jego częsta obawa. To nie jest 
wyzwanie, chłopie. A może jego demon był zasmucony myślą, że ktoś 
inny mógłby za plecami Stridera zranić Kaię. W jakiś chory, 
pokręcony sposób to miało sens. Miał wysoko rozwinięte poczucie 

background image

posiadania, zwłaszcza jeżeli chodziło o jego wrogów, ale też i o 
przyjaciół. Kaia była jednym i drugim. Dzięki Bogu Porażka nie 
odpowiedział. Strider nie potrzebował dodatkowych komplikacji w 
postaci zwalczania Kai i kogokolwiek, kto wyzwałby ją na pojedynek. 
On nie był za nią odpowiedzialny - nie była jego problemem. 

- Nie – odpowiedziała w końcu Gwen, a w jej głosie wyczuwało 
się smutek. – Kaia nie ma niewolnika. 
Ulga, wielka ulga. 

- W takim razie znajdziemy jej jakiegoś. 
Furia, wielka furia. 
- Nie – truskawkowy blond pasemka zafalowały wokół twarzy 
Gwen, gdy potrząsnęła głową. - Ona myśli, że to ty jesteś jej 
małżonkiem. 
Zgadza się. Dawno temu Kaia wspomniała mu o czymś takim. 
Może i w to wierzyła, ale sądził, że dziewczyna raczej dała się zwieść 
zwykłemu zafascynowaniu. Nie, żeby on był tylko zwykłą fascynacją, 
ona zawsze chciała dla siebie wszystkiego, co najlepsze, przecież nie 
mógł jej za to winić. Strider złapał się na tym, że znowu podrasowuje 
własne ego. Potarł ręką po karku, przetasowując tę myśl – ona chciała 
kogoś mocnego, zdolnego i przystojnego. Cholera, znowu 
podrasowuję ego. Ona potrzebowała kogoś dość przystojnego. Nie, to 
nie pasuje. Kiedy fakt jest faktem nie można go obejść - ona chciała 
kogoś wyjątkowo przystojnego. A on pasował do tego wizerunku. 
Ale Parys był wyjątkowszej przystojny. „Wyjątkowszej”? Cholera, 

background image

czy w ogóle jest takie słowo? Pewnie było i najprawdopodobniej 
zostało utworzone z powodu Parysa. 

- Tak więc? – zapytał Strider bardziej stanowczo niż zamierzał. 
- Tak więc nie weźmie nikogo innego – odpowiedział Sabin. – 
Harpie są zaborcze, uparte i przywiązane do swojego terytorium, to 
znaczy, że one są dokładnie takie jak ty i nie pójdą na żaden 
kompromis. 
- Hej! – obruszyła się Gwen. 
- Przepraszam kochanie, ale to prawda – odpowiedział Sabin. -
Kaia weźmie albo ciebie, albo nikogo – poinformował Stridera. - Tak 
to już jest urządzone. 

- I to dlatego – Gwen wzięła głęboki oddech, po czym powoli 
wypuściła powietrze. - … ty wiesz, że ja cię kocham, prawda? 
Sabin zdecydowanie przytaknął. 
Kurde, kurde, kurde – on, albo nikt. Błogosławieństwo i 

przekleństwo. Strider nie miał na to czasu. Nie chciał tego. Nie mógł 
już więcej spędzać z nią czasu. Już powiedział jej do widzenia. Miał 
za sobą pożegnanie, które prawie obudziło jego demona. Z każdym 
krokiem, od kiedy opuścił dom Kai, Porażka grasował w jego 
świadomości chcąc działać, przytrzymać ją, wziąć ją - zwycięstwo 
byłoby takie słodkie - ale nie pozwalając sobie na to. Przecież 
przegrana byłaby cholernie bolesna. Strider nigdy nie ciszył się 
bardziej z tego, że demony uwolnione z puszki Pandory bały się 
harpii. I miały po temu dobry powód, były bowiem potomkami 
Lucyfera - mistrza wszystkich demonicznych zjawisk. Ponadto 

background image

Porażka widział jak Kaia walczy. Nie ważne jakiej broni użyła – 
pistoletu, ostrza, pazurów, kłów - wypalała swoich oponentów w 
mgnieniu oka. Fajne zalety w dzisiejszych czasach i zdecydowanie 
działające jak afrodyzjaki, jeśli twoja egzystencja nie zależy od 
twoich zwycięstw, a jego zależała. 

Strider skończył swojego ostatniego cukierka i rzucił pusty 
kartonik do kosza na śmieci, który stał obok biurka Sabina. Kosz – 2 
punkty! Porażka był pełen uznania, małe iskierki satysfakcji 
przeniknęły przez żyły Stridera. 

- …mnie słuchasz? – dokończyła Gwen. 
- Jasne, jasne – skłamał, szukając jej wzrokiem. 
Już nie siedziała na kolanach Sabina. Teraz stanęła kilka 
centymetrów od Stridera w lekkim rozkroku i oparła ręce na biodrach. 
Dobrze znał tę pozę. 

- Ale przypomnij mi. Mówiłaś, że… 
Gwen przewróciła oczami. 
- Mówiłam ci, że masz już tylko dwa dni, by zająć się swoimi 
pilnym sprawami, ponieważ… pomimo, że cię uwielbiam, dopilnuję, 
byś brał udział w turnieju. Kaia cię potrzebuje i musisz być tam dla 
niej. Bo inaczej… 
Jego uwaga przeniosła się na Sabina, na którego twarzy 
malowało się pytanie „co zamierzasz z tym zrobić? ” Współczucie 
pokryło rysy jego twarzy, ale nie było w tym krztyny determinacji, 
czy gniewu. Tak więc? Jego nieustraszony lider nic by nie zrobił. 
Wspaniale. Spojrzał na Gwen. 

background image

- Nawet nie myśl o tym, by rzucać mi wyzwanie – wycedził 
przez zaciśnięte zęby. – Nie zawaham się wziąć odwet. 
Oczywiście jedno małe draśnięcie na dziewczynie i Sabin by go 
zabił. Musiałby wpaść w szał i solidnie wkurzyć się na swojego 
przywódcę, ale dwa zwycięstwa za cenę jednego? Nieźle. 

- Mówisz, jakbym kiedykolwiek użyła twojego demona 
przeciwko tobie – odpowiedziała zaskakując go. – Boże, nie mogę 
uwierzyć, że naprawdę tak źle o mnie myślisz – zdawała się być 
prawdziwie dotknięta. - Planuję tylko pobić cię naprawdę boleśnie, 
związać cię i poprosić Luciena, by przeniósł cię w zaświaty. Bosssz! 
Wyluzuj – powiedziała, kiedy otworzył swe usta, by ją przeprosić. – 
Tylko planuję – dodała. 
Strider wydął usta. 

- Zdajesz sobie sprawę, że bolesne bicie i związywanie mnie , 
byłoby wykorzystywaniem mojego demona przeciwko mnie. 
Przegrana by mnie zniszczyła. 
- Och – zafrasowała się. – Nie wybiegałam myślami tak daleko 
w przód. 
Uniosła brodę, a ten gest przypomniał mu znowu o Kai. 

- I tak bym to zrobiła, nie komplikuj i zgódź się z nią pojechać. 
Proszę. 
- Błaganie mnie nie przekona. Łzy też nie, tak dla twojej 
wiadomości. 
W przeszłości, kiedy spotykał się z kobietami, nauczył się, że 
błaganie i łzy były metodami ich walki. Kobiety chciały czegoś, były 

background image

skłonne zrobić wszystko, by to dostać. Godne podziwu. Po krótkim 
czasie jego serce stało się obojętne na takie gierki. Zdecydował, że 
długotrwałe związki po prostu nie są dla niego. Łatwo nauczył się 
sztuczek swoich partnerek, a one jego. Musiał wygrać, a one zawsze 
próbowały użyć tego jako ich atutu. Ile razy słyszał zdania typu 
„ założę się, że nie będziesz w stanie spędzić całego dnia ze mną i 
cieszyć się tym”? Nie zliczenie wiele. 

- A więc? - Gwen oczekiwała odpowiedzi. – Tak czy nie? 
Załatwiamy to polubownie czy nie? 
- Na jak długo? – wycedził. 
- Cztery tygodnie – odpowiedziała z wyraźną nadzieją w głosie. 
Mogła odpowiedzieć „wieczność” więc jego reakcja była 
empatyczna. Cztery tygodnie. Cztery, kurwa, tygodnie z Kaią. To 
oznaczało karmienie jej, chronienie jej, osłanianie jej własnym ciałem, 
gdy nadarzy się taka okazja. Jego fiut drgnął z zapałem. To nie jest 
coś, czego powinieneś oczekiwać, idioto. Miałby jej chronić własnym 
ciałem, jeżeli okoliczności będą tego wymagać. Nawet, gdy 
sparafrazował tę myśl, to jego fiut nadal miał z tym problem - szybkie 
wchodzenie i wychodzenie było teraz jego modus operandi i tylko to 
na niego działało. 

Nikt nie miał czasu, by uczyć się jego dziwactw, lub 
wykorzystywać je przeciwko niemu. Jednak Kaia już o tym wiedziała 
i nie wahała się rzucać mu wyzwań. Cząstka niego lubiła ten 
dreszczyk emocji. O taaak. Nie mogłeś wygrać jeśli nigdy nie 

background image

wszedłeś do gry, a to ona była tą grą. Z drugiej strony, nie mogłeś 
także przegrać. 

- A co z wojną przeciwko łowcom? – zapytał Sabina. 
Jeśli istniał jeszcze ktoś, kto kochał zwycięstwo tak jak Strider, 
to był to Sabin. Gość sprzedałby swoją matkę na eBayu, żeby tylko 
załapać się na dobrą walkę. Oczywiście, gdyby miał matkę. 

- Już rozmawiałem z Kronosem. Galenem nie musimy się 
przejmować, bo jest zbyt ranny, by stwarzać problemy, a Rea 
zaginęła. 
Galen – nieśmiertelny wojownik opętany przez demona nadziei, 
jak na ironię, również przywódca łowców. Rea – największa suka 
wśród boskich królowych, które kiedykolwiek kontrolowały połowę 
niebios. Oboje znajdowali się na szczycie listy jego wrogów. 

- Zaginiona? Ciągle? 
Strider wiedział, że zaginęła, ale sądził, że się ukrywała od kiedy 
jej mąż dowiedział się, że knuła przeciwko niemu - nakłaniała swoją 
siostrę, by była jego kochanką i go szpiegowała – i chciał ją ukarać. 

- Czy planuje ją usunąć? 
Niewiele istot jest w stanie zgładzić boginię. 
- Tak, ale Kronos nie ujawnia żadnych szczegółów – 
odpowiedział Sabin. 
Być może wynikało to z faktu, iż Kronos nie znał żadnych 
szczegółów. To by mogło tłumaczyć, dlaczego wezwał Amuna - nikt 
nie mógł łatwiej uzyskać odpowiedzi, niż strażnik sekretów. 

background image

- W takim razie, to jest idealny czas, by uderzyć w łowców – 
powiedział Strider. 
- Nie do końca – Sabin zmarszczył czoło. – Pamiętasz tę 
dziewczynę, którą razem widzieliśmy? Tę, która zaakceptowała 
demona nieufności w swoim ciele? 
- Nie Sab, nie pamiętam – odpowiedział drętwo. - Czy oni razem 
byli w świątyni Niewypowiedzianych i oglądali jak te istoty 
manipulowały powietrzem, by ukazać, co dzieje się na całym 
kontynencie? 
Galen jakoś odnalazł to co nie odnajdywane - zaginionego 
demona nieufności, szalonego i pogrążonego w szaleństwie. Uwięził 
wtedy Nieufność w pomieszczeniu i przekonał bestię, by posiadła 
kogoś innego - kobietę, łowcę. Pomimo że prowadzili śledztwo, 
szukali informacji, nigdy nie dowiedzieli się niczego więcej o tej 
dziewczynie. Ani miejsca, ani warunków w jakich przebywała. 

- Nieważne – syknął Sabin. - Kronos zdecydował, że ją chce. 
Amun ma się tym zająć. 
Acha, czyli dlatego Amun został wezwany. Rea będzie przeklęta 

– podejrzewał. Jeśli Sabin o tym wiedział, to oznaczało, że Haidee też 
o tym wiedziała. W takim razie ona nie chciała podzielić się tymi 
informacjami ze Striderem. Był przekonany, że to mała nauczka i nie 
mógł jej za to winić. 
- Co ta dziewczyna ma wspólnego ze skopaniem tyłków 
łowcom? – spytał Strider. 

background image

- Łowcy skupią się na trzymaniu jej w ukryciu i będą zbyt zajęci, 
by nas zaatakować. 
- Więc masz nadzieję. Lecz jednak, jeśli to prawda, to jest 
najlepszy czas, by na nich ruszyć. 
-Jeśli zdołamy ich znaleźć. Bez Amuna musielibyśmy polegać 
na zdolnościach detektywistycznych naszych ociężałych tyłków. 
Ciężko. 

- Mamy Ashlyn – przypomniał Strider. 
Maddox - strażnik Furii, ożenił się z kobietą posiadającą 
zdolność wysłuchania wszystkich rozmów, jakie kiedykolwiek zostały 
przeprowadzone w miejscu, w którym stała. Nikt nie mógł się przed 
nią ukryć. 

- Nie słyszałeś? Ona jest przykuta do łóżka z powodu bliźniaczej 
ciąży. Jej brzuch jest tak ogromny, że potrzebuje pomocy, by nawet 
przejść do łazienki. Maddox sądzi, że wkrótce urodzi. 
Biedak, pewnie odchodził od zmysłów ze zmartwienia. Ashlyn 
była (głównie) człowiekiem, a to sprawiało, że była delikatna i krucha 
jak szklana waza. Nie tak jak Kaia, która mogła… Zawróć te myśli. 

- Nie wiem jak ty, ale ja jestem świetnym detektywem. 
- Okej, myśl, jak chcesz - Sabin wzdrygnął ramionami. – Ja 
miałem wybór. Mogłem korzystać z naszych przywilejów, albo 
zaopiekować się swoją żoną. Zgadnij, co wybrałem? 
Kiedy Sabin stał się taką cipą? 

- Przynajmniej nie musimy martwić się, że nasi chłopcy zostaną 
skrzywdzeni, ponieważ ich zostawiliśmy. 

background image

Tak, jakby się tym kiedyś przejmowali. „Chłopcy” byli równie 
kompetentni jak Strider. Nie wspominając o tym, że byli opętani przez 
zakały takie, jak Ból, Zaraza, czy Katastrofa. Oni wszyscy byli 
potwornie zdziczali i nie potrzebowali niańki, czy zbliżała się wojna, 
czy nie. 

- No cóż i tak nie mogę jechać. Mam swoje plany – powiedział 
Strider. Nie mogę się wahać. Muszę zrobić wszystko, żeby było 
właśnie tak. – Obiecałem Parysowi, że pomogę mu w niebiosach – 
kontynuował wykręty. 
- Pomożesz mu później – powiedziała Gwen, włączając się do 
rozmowy. – Kaia potrzebuje cię teraz. 
Jego ciało natychmiast zareagowało, zadrżał ze świadomości -
Kaia cię potrzebuje… jego komórki się obudziły -Kaia cię 
potrzebuje… członek zgrubiał i stwardniał – Kaia cię potrzebuje… 
potrzebuje byś ją dotykał, rozbierał, wypełniał. 

- Pomyślę o tym – odpowiedział sucho. 
Przeszedł do holu i skierował się do swojej sypialni, nim Gwen 
mogłaby zaszantażować go po raz drugi. Gdy już dotarł do swego 
pokoju, zamknął za sobą drzwi, wszedł do środka i wlepił wzrok w 
ścianę. W głowie mu huczało. 

On i Kaia mieli podobny gust, jeśli chodzi o dekorowanie 
wnętrza. Broń pokrywała jej ściany w taki sam sposób, jak u niego. 
Zastanawiał się, czy tak, jak w jego przypadku, każdy element jej 
kolekcji należał do ludzi i nieśmiertelnych, których pokonała na 
przestrzeni wieków. 

background image

Kaia. Porażka. Dwa słowa, które dla niego stały się synonimami.

 Wśród harpii przetrwać mogły te najbardziej sprawne – to go 
dołowało. Wiedział od Gwen, że spanie przy ludziach, lub 
kimkolwiek innym niż małżonek, było wśród harpii zabronione. 
Wiedział też, że nie wolno im było ujawnić żadnych swoich słabości – 
nawet przed małżonkiem. I nigdy, przenigdy nie wolno im było 
okradać swoich sióstr. Jeżeli złamałyby, którąś z tych zasad zostałyby 
ukarane. Cholera, co on miał z nią zrobić? Potrafiła zadbać o swoje 
bezpieczeństwo walcząc ze wszystkimi, lecz nie z inna harpią. Poza 
tym, Kaia potrzebowała każdego możliwego wsparcia, jakie tylko 
mogła otrzymać. Po pierwsze i najważniejsze – wypoczynku. Będzie 
musiała wypoczywać pomiędzy rozgrywkami. Ona uważała, że 
Strider był jej małżonkiem, więc mogła wypocząć jedynie u jego 
boku. Po drugie – potrzebowała kogoś, kto zadba o jej prawidłowe 
odżywianie. Strider widział przecież jak zmarniała w areszcie. Po 
trzecie – potrzebowała kogoś, kto osłoni jej tyły, gdyby coś ukradła, a 
znając ja będzie kradła dużo. Dobrze by było, żeby tym kimś była 
osoba, która nie musi martwić się o swój własny zadek. 

Wiedział od Gwen, że zazwyczaj połowa uczestników ginęła. 
Połowa. Harpie nie okazywały żadnej litości, nie brały jeńców. Z 
jakiegoś powodu Kaia była celem, niczym tarcza strzelnicza. Gdyby 
to zrobił, gdyby z nią pojechał, musiałby znaleźć sposób, by oprzeć 
się jej urokowi. Choćby nie wiem co, nie mógł z nią spać. Nie tylko ze 
względu na Parysa, ale także dlatego, że ona każdy intymniejszy 
kontakt traktowałaby jako przywiązanie, jako związek harpii i 

background image

małżonka, jako rodzaj więzi na zawsze. Za żadne skarby nie wyda na 
siebie wyroku śmierci. Czy jednak zdoła jej się oprzeć? Lepsze 
pytanie – czy był wstanie ją chronić? Jeśli jej wrogowie 
dowiedzieliby się kim on jest, mogliby użyć jego demona przeciwko 
niej. Mogliby rzucić mu wyzwanie, by ją skrzywdził. Mogliby rzucić 
mu wyzwanie… by ją zabił. 

Wygrać? - zapytał Porażka szorstkim głosem, balansując w 
umyśle Stridera. 

Cholera. 

Ja powstrzymałem swoje myśli, więc ty też musisz to zrobić. 
Proszę – Strider skarcił swojego demona. 

Wygrać – powtórzył Porażka, tym razem było to jednak żądanie. 
Żądanie, które trzymało w napięciu. 

Za późno - pomyślał Strider. Jego demona nie można już było 
powstrzymać. Wygrać z każdą harpią, która spróbuje skrzywdzić 
Kaię? 

WYGRAĆ ! 

Tak. Przeciwko harpiom, które spróbują skrzywdzić Kaię. 

Dlaczego? Przecież ona nie jest twoją ulubioną osobą. Dlaczego 
zmuszają mnie, bym ją chronił? 

Wygrać! Wygrać! Wygrać! 

Dlaczego Strider spodziewał się odpowiedzi? Nie wiedział. W 
przeciwieństwie do innych demonów, jego miał bardzo ograniczone 
słownictwo. Z pewnością czekała go brudna robota. Ale… może 

background image

Porażka właśnie przypominał sobie, jak wspaniale było pokonywać 

background image

Kaię i chciał więcej. Gdyby zginęła, już by tego nie doświadczył. A 
może, zaborczy tak bardzo, jak tylko demon mógł być, Porażka sądził, 
że Kaia była ich osobistym polem walki i inni nie mieli prawa do niej 
przystąpić. Absolutnie. 

Co wiedział na pewno? Jechał na turniej harpii. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 5 

Kaia uwielbiała oglądać filmy, ale teraz czuła, jakby sama miała 
grać główną rolę w horrorze zwanym Masakra Drzemiącej Imprezy. 
Tylko zamiast śpiwora i pluszowego misia niosła topór oraz narzędzie 
z ząbkowanym ostrzem. 

Wraz ze swoimi siostrami szła długim, ciemnym, zdawałoby się 
- opustoszałym korytarzem. Wszystkie dziewczyny trzymały w rękach 
broń, a kolejne elementy ich uzbrojenia zwisały im z talii oraz 
wystawały zza pleców. Jeśli jakiś czarny charakter faktycznie czaiłby 
się w mroku i czekałby, aby zaatakować, to pewnie widziałby ich 
ruchy w zwolnionym tempie, włosy powiewające na wietrze. W tle 
grałaby muzyka podtrzymująca napięcie. 

Szkoda, że to nie Hollywood. 

Po środku szła Taliyah - najstarsza, najsilniejsza i najbardziej 
śmiercionośna siostra. Była wysoka, szczupła, blada od stóp do głów, 
wyglądała jak elegancka królowa śniegu. Z resztą osobowością także 
pasowała do tej postaci. Taliyah nie pozwalała sobie na wyrażanie 
emocji. Podczas, gdy Kaia zawsze pragnęła być jak ich matka, Taliyah 
wręcz przeciwnie – była zrównoważona, lubiła działać logicznie i 
według planu. 

Bianka i Kaia szły po jej bokach, a Gwen szła po lewej stronie 
Kai. Na jednym końcu tej estrogenowej brygady szedł Sabin, na 
drugim Lysander. Zwykle na takich imprezach małżonkowie mieli 

background image

pozostawać o krok z tyłu, ale ci panowie nie byli archetypowi. Byli 
równi, uwielbiani, zdeterminowani, by bronić. 

Dziewczyny były bardzo spięte. Jeśli chodziło o Kaię – 
spowodowane to było głupim Striderem. Wiadomo już było, że nie 
będzie jej wspierać podczas turnieju, mimo iż tego ranka Gwen dała 
jej nadzieję. Strider się nie pojawił, więc niepotrzebnie czekały na 
niego na zewnątrz przez ponad pół godziny, przez co teraz były 
spóźnione na spotkanie. 

Głupi, głupi Strider. 

Naiwna, naiwna Kaia. 

Dobra, w końcu go skreśliła i przyznała, że czuje się lepiej bez 
niego. On oznaczał odrzucenie, upokorzenie i złamane serce 
zamknięte w ładnym opakowaniu. Mogła znaleźć inne ładne 
opakowanie bez tych wszystkich dodatków, dziękuję. Przynajmniej 
Bianka i Gwen będą dobrze strzeżone, a to poniekąd łagodziło jej 
stres. Jeśli ktokolwiek by im groził z powodu tego co Kaia zrobiła w 
przeszłości, to zmieniłaby tę Masakrę Drzemiącej Imprezy w Krwistą 
Kąpiel W Zaświatach. Byłby to film dokumentalny Kai Skyhawk. I 
jeżeli ktokolwiek dokuczy Biance z powodu jej związku z aniołem 
również zyska główną rolę w tym dokumencie. Niestety miała 
wrażenie, że będzie wielu kandydatów do ról pierwszoplanowych. 

Na pierwszy rzut oka, Lysander w każdym calu wyglądał na 
dobrodusznego mężczyznę. Jego włosy błyszczały jak nici złotego 
jedwabiu, jego skóra była blada o delikatnym odcieniu róży. Ubrany 
w długą, białą szatę skrzydła miał schowane, ale delikatnie wystawały 

background image

ponad jego ramiona. Nie miał żadnej widocznej broni, ale nie 
potrzebował jej. Mógł stworzyć ognisty miecz z samego powietrza. 
Dopiero na drugi rzut oka, harpie zorientowałyby się, że był 
wojownikiem umięśnionym i krzepkim, zdeterminowanym, by 
chronić to, co do niego należało. Do tego czasu byłoby już za późno 
na refleksje. 

Sabin, no cóż? Każdy by zgadł kim jest już po pierwszym 
spojrzeniu - gnojek pozbawiony jakichkolwiek granic moralności. 
Miał brązowe włosy i oczy w kolorze ochry. Jego rysy były ostre i 
wyraziste. Z jego, znajdującego się na wysokości stu osiemdziesięciu 
trzech centymetrów ramienia, zwisało więcej broni, niż cała armia 
byłaby w stanie udźwignąć. Każdy jego krok przypominał Kai 
umierające serce. Huk, pauza, pauza, huk. Lecz, zaraz. O co chodziło 
z tym rogiem byka w jego ręce? Pewnie z jego powodu nikt nie 
będzie naśmiewać się z Gwen, ale jej mała siostra prawdopodobnie 
będzie musiała odganiać od niego kobiety. Sabin był wszystkim, 
czego pragnęły harpie. Nikczemny, nie podporządkowany regułom 
społecznym i bardzo niebezpieczny. Był jawnie niebezpieczny, 
pomimo że nosił koszulkę z napisem „Nie jestem ginekologiem, ale 
spojrzę”. Kaia chciała kupić taką dla Stridera. 

Wreszcie dotarli do audytorium szkoły podstawowej. Tak, 
szkoły podstawowej w Brew City w stanie Wisconsin. 

Dopiero tego ranka obwieszczono dokąd należy się udać po plan 
turnieju. Miejsce rozgrywek zaskoczyło Kaię - milion lat temu turniej 
odbywał się na otwartej przestrzeni kilkanaście kilometrów od 

background image

cywilizacji. Oczywiście czasy się zmieniły, ale szkoła podstawowa…? 
Naprawdę? 

Po tym jak wyraziła swoje zaskoczenie Lucien – strażnik 
Śmierci przeniósł ją i Gwen i wyrzucił je pod drzwiami wejściowymi. 
Lysander z kolei odleciał z Bianką i Taliyah po czym zmaterializował 
się z grubej, gęstej mgły. 

Dziewczyna podobno rozwinęła nową zdolność, ale gdy się ją o 
to pytało, nie chciała ujawniać szczegółów. Kaia nigdy, przez 
wszystkie wieki, nie widziała nikogo, kto stawał w mglistej bramie 
wykreowanej przez samego siebie. To nie było fair, ponieważ Taliyah 
już miała powalającą zdolność – potrafiła zmieniać kształt, choć nigdy 
tej zdolności nie używała. A teraz potrafiła jeszcze to. 

Kaia nie umiała zrobić nic odlotowego. 

Przystanęła, kiedy doszła do zamkniętych drzwi. Usłyszała 
pomruk głosów przedzierający się przez szczelinę pomiędzy dwoma 
metalowymi listwami. Ciarki przeszły wzdłuż jej kręgosłupa, wibrując 
aż po czubki palców. 

Taliyah też się zatrzymała, chwytając za pochwę z bronią i 
energicznym gestem położyła rękę na ramieniu Kai. Spojrzała na nią 
krystalicznym wzrokiem i powiedziała: 

- Wiesz, że jestem z tobą bez względu na to, co się stanie, 
prawda? 
Serce Kai przepełniło się miłością, kiedy zauważyła, że siostra 
chwyciła za broń. 

- Tak, wiem – odpowiedziała. 

background image

Jej matka może i ją przekreśliła dawno, ale jej siostry… nigdy. 
Zawsze ją wspierały, w czymkolwiek, we wszystkim. 

- Dobrze więc, zróbmy to. 
Taliyah popchnęła drzwi, zawiasy zaskwierczały w proteście. 
Weszły do środka, a pomruki słyszane wcześniej poprzez szczeliny, 
stały się teraz jawnym gwarem, który ucichł, gdy wszystkie oczy 
skierowały się na nowo przybyłe. 

Kaia przeszukiwała morze twarzy, których nie widziała od 
wieków, ale nie zauważyła swojej matki, ani żadnej innej 
reprezentantki klanu Skyhawk. Pomimo że było tam blisko sto kobiet 
obserwujących ją mrocznym wzrokiem przez przymrużone powieki, 
dumnie uniosła brodę. Kilka kobiet sięgnęło po miecz lub sztylet, ale 
żadna nie odważyła się wyjść jej naprzeciw. Cała ta przepełniona 
nienawiścią uwaga powinna ją onieśmielać, tak przypuszczała, ale 
Kaia była tym po prostu zachwycona. Była silna, silniejsza niż 
kiedykolwiek. Dowiedzie tego. Wreszcie. Wreszcie dowiedzą się, że 
była cenna. Obawiała się jednak, że Thabita mogła co najwyżej 
przyznać, iż ledwie się poprawiła. 

- Proszę, proszę. Spójrzcie wszyscy, kto zdecydował się do nas 
dołączyć… Kaia Rozczarowanie i spółka - znajomy głos Juliette 
Likwidatorki odbił się echem po ścianach. - Co za niespodzianka. 
Myśleliśmy, że zrezygnujesz i nie wejdziesz, co byłoby bardzo 
rozsądnym ruchem z twojej strony. Ale przecież… ty masz tylko 
połowę mózgu, prawda? 

background image

Noooo i znowu zaczęły się żarty z serii „bliźniaki maja tylko po 
pół…” 

- Czuję się w obowiązku, by cię uprzedzić, że przegrasz i nie 
przetrwasz. Wtedy nie będzie ci do śmiechu – kontynuowała Juliette. 
– Nie, żebym coś na ten temat wiedziała. Po ostatnich ośmiu 
turniejach przywiozłam do domu złoto, ale sądzę, że ty o tym nie 
wiesz, bo nie byłaś na nie zaproszona. 
Bianka jęknęła, Taliyah zamarła, a Kaia przygryzła dolną wargę, 
gdyż właśnie spotkało ją nemezis. 

Juliette stała na środku sceny - wysoka, umięśniona, 
zachwycająca. Jej czarne włosy sięgały ramion, a oczy jaśniały 
kolorem najczystszej lawendy. Miała na sobie bluzeczkę na 
naramkach i mini spódniczkę ukazującą tatuaże na nogach – 
starożytne, boskie symbole oznaczające odwet. Tłumaczone na język 
potoczny, każdy z nich oznaczał „Ta rudowłosa dziwka musi 
cierpieć”. 

Jak słodko. 

- Wkrótce będziesz musiała pożegnać się ze swoim złotem – 
odpowiedziała jej Kaia. – Tym razem będzie należało do mnie. 
Juliette zmarszczyła powoli brwi. 

- Tak naprawdę, to nie. Nie będę musiała się z nim pożegnać. Na 
wypadek, gdybyś nie wiedziała… w tym roku nie uczestniczę w 
turnieju. Ja go prowadzę. Jestem tu liderem. Na spotkaniu starszyzny 
zadecydowano, że jestem początkiem i końcem, alfą i omegą. 

background image

To nie wróżyło Kai zwycięstwa. Juiette będzie decydować kto 
łamie zasady, a kto nie, a na końcu będzie sporządzać tabelę 
ostatecznych wyników. Nie ma się więc co dziwić, że Kaia była 
zaproszona, by uczestniczyć w rozgrywkach. To nie był korzystny dla 
niej układ. 

- Jesteś wredną suką - powiedziała Kaia, rozumiejąc sytuację, w 
jakiej się znalazła. 
Ile razy na przestrzeni wieków przepraszała Juliette? Nie 
zliczenie wiele. Ile koszy z owocami jej posłała? Setki. Co więcej 
mogła zrobić? Nic. Chciało jej się rzygać od tych wszystkich prób, 
skoro taki był rezultat. 

Furia rozbłysła w lawendowych oczach, ale Juliette nie 
skomentowała obelgi. 

- Towarzyszący tobie mężczyźni muszą siedzieć z pozostałymi ruchem 
przypominającym drgawki wskazała na tył auli, gdzie duża 
grupa mężczyzn siedziała ściśnięta na balkonie, jako zwykli 
obserwatorzy. 

- Przykro mi, ci mężczyźni zostają z nami i to nie podlega 
dyskusji – Taliyah wystąpiła do przodu demonstrując drapieżną 
postawę. - Teraz możesz kontynuować spotkanie – dodała uprzejmie. 
- Będę – fuknęła Juliette. – Nie martw się o to. 
Przystąpiła do przemowy na temat poprawnego postępowania 
przed turniejem, w jego trakcie i po. Oczywiście została zignorowana 
przez Kaię i spółkę, którzy podążyli za starszą siostrą. 

background image

Zatrzymali się po prawej stronie sceny obok innego klanu. To 
była rodzina Juliette - Eagleshields’owie. Kaia znów uniosła brodę do 
góry w geście dumy. Każdy członek tego klanu zrobił krok w tył. Jak 
najdalej od niej, jak gdyby miała zarazę. Rumieniec okrył ich policzki. 

Ach nie, jednak nie każdy członek zachował dystans – 
zorientowała się sekundę później. Neeka Niechciana stała samotnie z 
boku grupy i wystąpiła krok w przód przybliżając się do 
Skyhawks’ów z uśmiechem na ustach. 

- Taliyah – Neeka pokłoniła się jej z szacunkiem. 
Była głucha, ponieważ dźgnięto ją w ucho podczas ataku. Była 
jeszcze dzieckiem i nie zdążyła wygoić się z tamtych ran, a jej własna 
matka próbowała ją zgładzić za to, że śmiała żyć z taką ułomnością. 
Ta kobieta musiała pobierać nauki w „szkole macierzyństwa” Tabithy 
Skyhawk. 

Kobiety objęły się serdecznie poklepując się po plecach. Potem 
Neeka spojrzała na Kaię obdarzając ją nieprzyzwoicie perłowym 
uśmiechem. Jej włosy delikatną falą opadały na bok, a oczy były 
głęboko brązowe. Kilka piegów ciemniejszych od jej skóry w kolorze 
mokki zdobiło jej nos - to były jedyne skazy na jej perfekcyjnej 
urodzie. 

- Wszyscy już podrośli – powiedziała Neeka delikatnym tonem. 
- No – Kaia czekała aż polecą oszczerstwa. 
Żadne nie nadeszły. 
- Mam nadzieję, że jesteś tak śmiercionośna, jak twierdzą 
pogłoski – zainteresowała się Neeka. 

background image

Poczekaj… co? 

- Prawdopodobnie bardziej – Kaia odpowiedziała skromnie. 
No cóż, „skromnie” w jej mniemaniu. Promienny uśmiech 
pojawił się na jej twarzy. 
Najwyraźniej Neeka nauczyła się czytać z ruchu warg. 

- Dobrze, dzięki temu następne kilka tygodni będzie znośnych – 
skomentowała słowa Kai. - Więc powiedz… ktoś wspominał, że 
podobno rok temu wywiesiłaś człowieka przez okno sześćdziesięcio 
kondygnacyjnego budynku… za włosy. To prawda? 
- Oczywiście – odpowiedziała Kaia i nie było jej przykro. – 
Gwini zaginęła, a ten facet był ostatnią osobą, która ją widziała – 
wzruszyła ramionami. – Potrzebowałam odpowiedzi. 
- Świetnie, a jakich? 
- Dość! – syknęła Juliette w kierunku Kai. – Marnujesz nasz czas 
swoim wyolbrzymianiem, podczas, gdy powinnaś słuchać mnie. 

Wyolbrzymianie? Prooooszę. 

Zamiast się bronić i protestować Kaia powtórzyła to, co mówiła 
wcześniej. Juliette stała za Neeką, więc ta biedna dziewczyna nie 
miała pojęcia, że wszyscy je oglądają, w ciszy czekając na ich 
zainteresowanie. Pomimo upomnienia Neeka nie wróciła do swojego 
klanu. Stała koło Taliyah. Dziwne. Dlaczego? 

Z przeciwnej strony przestronnego pomieszczenia otworzyła się 
inna para podwójnych drzwi. Kaia gapiła się w tę przestrzeń, która 
dzieliła ją od owych drzwi na… swoją matkę - Tabithę Bezwzględną. 

background image

Juliette ucichła, gdy pomruk podziwu rozszedł się po sali. 
Legenda właśnie przybyła. 

Żołądek Kai zawiązał się w supeł, gdy przełknęła. Wiedziała, że 
ten moment nadejdzie i sądziła, że jest na niego przygotowana, ale… 
O Bogowie! Kolana się pod nią ugięły i musiała się bardzo wysilać, 
by ustać na nogach. 

Cholera! Stres, który ją ogarnął potrzebował ujścia. Skóra 
zaczęła ją mrowić, jakby małe, robaczki z białymi gorącymi nóżkami 
pełzały po jej ciele. Ostatni raz rozmawiały ze sobą ponad rok temu i 
ta konwersacja nie należała do przyjemnych. 

Teraz Kaia zaczęła sobie przypominać tę nieprzyjemną 
rozmowę. 
*** 

- Nie wiem dlaczego byłam przy tobie tak długo. Odpychałam 
cię i odpychałam i odpychałam, ale i tak nic nie zrobiłaś, by 
zasłużyć na odkupienie. Przebywasz na Alasce, walczysz z 
ludźmi, kradniesz od ludzi, bawisz się z ludźmi. 
Kaia patrzyła wtedy na matkę szeroko otwartymi oczami. 

- Nie sądziłam, że muszę tobie udowodnić ile jestem warta. 
Jestem twoją córką. Nie powinnaś mnie kochać bez względu na 
wszystko? – odpowiedziała. 
- Pomyliłaś mnie ze swoimi siostrami. Zobacz dokąd ich 
pobłażliwość cię doprowadziła…donikąd. Inne klany wciąż cię 
nienawidzą. Strzegłam cię, chroniłam cię przez cały czas nigdy nie 
pozwalając im cię skrzywdzić, ale to się dzisiaj kończy. Moja 
wyrozumiałość na nic się nie zdała. 

background image

Ich definicje „wyrozumiałości” znacznie się różniły i szczerze 
powiedziawszy, ta różnica zraniła Kaię tak bardzo, że nie sądziła, 
iż kiedykolwiek się z tego wyleczy. 

- Matko… 
- Nie, nic nie mów, już skończyłyśmy. 
Kroki Tabithy rozbrzmiewały echem, gdy odchodziła… na 
zawsze. Nie było żadnych rozmów telefonicznych, listów, maili, 
smsów. Kaia po prostu przestała istnieć. Juliette jej nie 
atakowała, więc sądziła, że matka mimo wszystko ją chroni. 

*** 

Może się myliła. Może właśnie dlatego znajdowała się w tym 
miejscu. A teraz, nawet wiedząc, że Tabitha może pragnąć, by czuła 
się zraniona i rozbita, jej pierwszą spontaniczną myślą, gdy ujrzała 
swą matkę było: O Bogowie, Tabitha jest wspaniała! 

Pomimo że żyła od wieków i urodziła cztery (piękne) córki, 
które mogą już legalnie pić alkohol - zdecydowanie mogą, wyglądała, 
jakby nie przekroczyła dwudziestego piątego roku życia. Pięknie 
opalona skóra, jedwabista masa czarnych włosów, bursztynowo-
brązowe oczy i delikatne rysy porcelanowej laleczki. Kilka razy w 
życiu farbowała włosy na rudo i Kaia myślała, miała nadzieję, że to 
oznaczało… ale, nie. 

- Tabitha Skyhawk – Juliette skłoniła głową na powitanie. – 
Witam. 
-To jest twoja matka? – Sabin nagle zapytał Gwen. – To 
znaczy, mówiłaś mi, że ona was nienawidzi i dlatego trzyma się z 

background image

daleka, ale ta kobieta wygląda jakby jedyną rzeczą, której nienawidzi 
był złamany paznokieć lub oczko w rajstopach. 

- Ona jedynie mnie urodziła, więc nie wypominaj mi tego. I 
zapewniam cię, że rozkwasiłaby ci nos, nie zwracając uwagi na swoje 
paznokcie - odpowiedziała Gwen. 
Gwen zawsze była „tą delikatną”, potrzebującą opiekuna. Mimo 
to nie płakała w dniu, kiedy Tabitha nazwała ją niegodną. Wzruszyła 
tylko ramionami i odeszła. Nawet nie obejrzała się za siebie. 

- Nie może być taka całkowicie zła – powiedział Sabin. – Nie z 
takimi nogami. 
Mężczyźni. 

- Ona… trzyma serce dziecka w pudełku obok łóżka. I wiesz co? 
To serce należy do mnie. 
Po tym... Niefortunnym Zdarzeniu Kaia zawzięła się z powodu 
Tabithy - desperacko pragnęła zrobić cokolwiek, walczyć z 
kimkolwiek, by z powrotem zdobyć uznanie i miłość matki. 
Przegrywała za każdym razem. W końcu zdała sobie sprawę, że jej 
wysiłki były daremne i zwróciła swoją uwagę na ludzi. To była 
kolejna rzecz budząca wzgardę Tabithy. 

Przebywasz na Alasce, walczysz z ludźmi, kradniesz od ludzi, 
bawisz się z ludźmi - te słowa po raz kolejny zaprzątnęły umysł Kai. 

Wśród ludzi czuła się wyróżniona - postrzegano ją jako uroczą, 
odważną, zabawną. Oczywiście, że się z nimi zabawiała. Jesteś ponad 
odrzuceniem, pamiętasz? Nie obchodzi cię to. 

background image

Jej matka weszła do pomieszczenia, a za nią dziewięć harpii. 
Kiedy drzwi się zamknęły z delikatnym piskiem, grupka zatrzymała 
się i rozejrzała po zebranych. Dziesięć par oczu ominęło ją, nawet na 
ułamek sekundy nie zatrzymując się na niej, jak gdyby była 
niewidzialna. 

Spójrz na mnie – pomyślała zdesperowana. Matko, proszę. 

Przez te kilka ciążących sekund czuła się jak biedna, mała 
dziewczynka. Oczywiście złote oczy matki nie spojrzały na 
wyczekującą córkę, co gorsza - z iskrą dumy zwróciły się ku Juliette. 
Dumy? Dlaczego? Czy to miało jakieś znaczenie? 

Kaia trysnęła gorzkim śmiechem. Potem zauważyła takie same 
medaliony zwisające z szyi każdej z nich. Zachłysnęła się swoim 
śmiechem tłumiąc go w sobie. Małe drewniane dyski ze 
skomplikowanymi skrzydłami wyrzeźbionymi na środku, były 
cennym symbolem siły Skyhawks. Kai nigdy nie przeszkadzał fakt, że 
jej matka trenowała Juliette i innych członków sprzymierzonych 
klanów, ale żeby dawać komuś spoza klanu Skyhawk medalion?! To 
bolało. Powróciło kolejne wspomnienie – nagle poczuła szarpnięcie 
skóry na karku tak jak wtedy, gdy zrywano jej naszyjnik. 

- Nasz lot był opóźniony – wyjaśniła Tabitha, a jej mocny głos 
odbił się echem po suficie. – Przykro nam. 
Czy to możliwe? Przeprosiny od Tabithy Bezwzględnej? Kaia 
chyba śniła. Czy dostała się do jakiegoś równoległego świata i nie 
wiedziała o tym? Nie, z pewnością nie. Gdyby tak było, w jej świecie 

background image

Tabitha by się uśmiechała. W takim razie te przeprosiny się zdarzyły 
naprawdę. 

Kolana zaczęły się znowu pod nią uginać i nie mogła tego 
powstrzymać. 

- Przepraszam za spóźnienie – powiedział ochrypły męski głos. 
Wróciła do swoich fantazji o równoległych światach? To 
niemożliwe, żeby Strider był tutaj i przepraszał. To by oznaczało, że 
był jej ostatnią deską ratunku, ale i… drogą do obłędu. 

Kaia rozejrzała się wokół, by upewnić się, że w jej otoczeniu nic 
się nie zmieniło. Szok pod wpływem tego co usłyszała spotęgowało to 
co zobaczyła - Strider był tutaj, stojąc w swej pełnej krasie 
wojownika. 

Obdarzona uśmiechem od jej najdroższej matki, czy nie – 
wkroczyła do równoległego świata. Nie mogło być innego 
wytłumaczenia. Czy mogło? 

- Co ty tutaj robisz? – spytała. 
Zapach cynamonu unosił się wokół niego. Zachwiała się, czując 
tę woń, a jej serce zaczęło niespokojnie kołatać. 

- Dzięki bogom – wymamrotał Sabin. – Gwen prawie zjadła 
moje jaja na śniadanie, kiedy usłyszała, że pozwoliłem ci opuścić 
fortecę tego ranka. 
- Sabin, to nie jest czas na wyjawianie tajemnic naszej sypialni -
Gwen się zarumieniła. 

- Nie sądzę, że jemu o to chodziło, Gwini Bobini - Bianka 
zachichotała, kryjąc się za jej plecami. 

background image

Gdy to mówiła, Lysander wcisnął się pomiędzy nią, a dwóch 
nieśmiertelnych strażników demonów. Mógł się zgodzić na 
zawieszenie broni z Lordami Zaświatów, ale to nie oznaczało, że on 
ich lubił. Ponieważ odciął głowę ich ziomkowi Aeronowi, Lordowie 
także nie byli jego największymi fanami. Lysander jednak nie chciał, 
żeby ich niechęć przeniosła się na Biankę. 

Jakby właśnie to robili. 

Nie ważne, czy opętani przez demona, czy nie, wojownicy 
traktowali dziewczyny Skyhawk jak rodzinę. Były niczym 
denerwujący kuzynowie, którzy nadużywają gościnności, ale jednak 
rodzina. 

Po raz kolejny szepty rozeszły się po sali. Mężczyźni wreszcie 
zostali zauważeni. Naprawdę zauważeni i to nie tylko jako dawcy 
krwi i maskotki. „Anioł”, „Lordowie” – szeptano. To pierwsze 
wypowiadano z rozbawieniem, Kaia zlękła się, drugie z zazdrością. 

Zazdrościli jej. Starała się nie nadymać jak paw – nie udało się. 

- Co ty tu robisz? – powtórzyła ledwie dosłyszalnym szeptem. 
Do Stridera. Który był tutaj. Tutaj, z nią. 
- Zapytaj mnie jutro, a być może wymyślę odpowiedź – 
powiedział drętwo. 
Po raz kolejny jej serce pęczniało. Nie z miłości – nie tym 
razem, ale z równych dawek pożądania, radości i ulgi. W poplamionej 
krwią koszulce i startych dżinsach był bardziej seksowny niż 
kiedykolwiek. Jego twarz przypominająca upadłego anioła, była 
pobrudzona, a z jego blond włosów ociekały kropelki potu. 

background image

- Byłbym tu szybciej, ale mój ostatni obchód po granicach 
fortecy okazał się owocny – dodał. 
- Łowcy? 
- Tak, dranie stale próbują być wścibscy. 
- Zabiłeś ich wszystkich? 
- Co do jednego - poprzez błysk w jego niebieskich oczach 
przemawiał zwycięski demon. 
Oto mój mężczyzna. 

- Dobra dziewczynka – skomentowała Kaia. 
Tak, właśnie nazwała go dziewczynką, a on był tutaj. On 
naprawdę był tutaj. Nie mogła przestać myśleć o tym niesamowitym 
fakcie. Czy to oznaczało, że zdał sobie sprawę z tego, iż są sobie 
pisani? Czy on wybaczył jej, że przespała się z Parysem? Walczyła z 
nagłą potrzebą zarzucenia mu rąk na szyję. Chciała go przytulić i już 
nigdy nie pozwolić mu odejść. 

Musiał wyczytać te pytania i pragnienia z jej oczu, bo 
powiedział: 

- Tylko nie wyciągaj pochopnych wniosków. Potrzebujesz 
„apteczki lekarskiej” i dlatego tu jestem. Jak tylko turniej się 
skończy… wyjeżdżam. Nie mówię ci tego, by być niemiłym, ale 
muszę być szczery. Okej? 
Wszystko spieprzył. Słodko, jak słodko. 

- Tak, jasne, dź… dzięki. 

background image

Nie chciała, by zauważył więdnącą w niej radość. Nie będę 
płakać. Jej matka jej nie złamała (w każdym razie nie całkowicie), 
jemu też się to nie uda - nie znowu. 

Po raz kolejny cała uwaga skupiła się na niej - wszyscy się jej 
przyglądali. Uniosła do góry brodę, tak jak to zrobiła poprzednio, nie 
pozwalając sobie na okazanie smutku. 

- Więc co straciłem? 
- Widzisz tę zarąbistą brunetkę, tam? – Sabin wskazał na 
Tabithę. - To jest ich matka. 

-To jest ich matka? – wysapał Strider. 

Dłonie Kai zwinęły się w pięści. Jej ostre paznokcie zaczęły 

przecinać skórę. Gorąco. Za gorąco. Krople krwi sącząc się pomiędzy 
palcami, zaczęły spadać na podłogę. 

- Jeżeli nie będziesz ostrożny, to ci… 
Nie istniała dostatecznie wredna groźba, którą mogłaby mu teraz 
zaserwować. 

- Po prostu… - kontynuowała. - … nie praw jej komplementów. 
- Nie rzucaj mi wyzwania, Ruda. Rezultat nie będzie ci się 
podobać. 
Ruda. W czyichkolwiek innych ustach to byłoby pieszczotliwe 
określenie, w ustach Stridera brzmiało jak obelga. 

- Dlaczego? Dasz mi klapsa? 
- Wyjadę – powiedział zdecydowanie. 
Zrobiła zbuntowaną minę i odwróciła się. Jego nieobecność była 
jedyną rzeczą, której nie chciała ryzykować. Czy go lubiła czy nie – 

background image
background image

obecnie nie. Może być wrzodem na tyłku, może być uparty i czasami 
nienawistny, ale był największą szansą na jej wygraną i wiedziała o 
tym. Skoro Juliette była odpowiedzialna za turniej, Kaia potrzebowała 
kogoś, kto będzie osłaniał jej tyły nawet nie 24/7, a… 25/8. 

- Moja mama nie jest moją ulubienicą, okej? Czy możesz teraz 
zachowywać się tak, jakbyś był mną zainteresowany? Tylko przez 
chwilę? Proszę – wyszeptała, zwracając się w jego stronę. 
W końcu Tabitha raczyła zauważyć ich grupę. Jej wzrok 
przebiegł po mężczyznach i tylko mężczyznach. Jej usta wykrzywiły 
się z niesmakiem. Cały czas głaskała rękojeść noża zwisającego u jej 
pasa. 

- Po pierwsze, nie prawiłem jej komplementów – odezwał się 
Strider. – Po drugie, ona wygląda jakby zjadała ludzkie nadzieje i 
marzenia na śniadanie. I to nie dlatego, że są smaczne. To nie jest 
atrakcyjne. Po trzecie, ty wyglądasz, jakbyś powstała z ludzkich 
nadziei i marzeń. Nie mógłbym… nie mogę… uwierzyć, że jesteście 
spokrewnione. 
Jak uroczo. Kaia totalnie odleciała. Przeklęty! Najpierw serwuje 
jej złośliwe uwagi i ogłasza, że wyjedzie, a potem prawi 
komplementy. Jak ona ma zachować wobec niego dystans 
emocjonalny po tym, jak powiedział coś takiego? 

- Poczekaj, co? Kto to powiedział? – warknął Strider, zanim ona 
zdążyła sformułować odpowiedź. 
- Ty to powiedziałeś – odparła. – I wiem, co za chwilę powiesz. 
Brzmiałeś jak pedał. 

background image

Strider wyszczerzył na nią swoje zęby. 

- Kto powiedział co, w takim razie? - westchnęła. 
Strider rzucił okiem na ich małą grupkę, potem spojrzał na jej 
matkę. Nagle zaczęły drżeć mu mięśnie w szczęce. 

- Nieważne – odparł. 
Oookej, małżonkowie - nie możesz bez nich żyć, ale też nie 
możesz odciąć im języka bez zarobienia dożywocia albo 
nienawistnych spojrzeń. 

- Skoro już wszyscy są tutaj, wróćmy do interesów - powiedziała 
Juliette. – Turniej zawsze był ważnym elementem naszego życia, 
pozwalając nam sprawiedliwie karać tych, którzy nas krzywdzili… 
oczywiście 
mówiąc to, spojrzała na Kaię. - … oraz udowodnić tym, 
którzy nas podziwiają, jakie silne się stałyśmy. Więc tutaj robimy to, 
co umiemy najlepiej. Kopiemy tyłki! 
Okrzyki aprobaty rozeszły się po audytorium. 

- Jeżeli sprawdzicie swoje wiadomości, to znajdziecie tam 
składy drużyn – ogłosiła Juliette z satysfakcją, a jej uwaga skupiła się 
na Striderze. 
Wtedy Kaia zdała sobie sprawę z gorzkiej prawdy. Z wściekłości 
prawie pofrunęła na scenę. Uspokój się. Spokojnie, właśnie tego chce 
Juliette. 

Najwyraźniej ta suka czekała na dzień, w którym Kaia znajdzie 
swojego małżonka, najprawdopodobniej planując, odebrać jej go w 
ten sam sposób, w jaki Kaia kiedyś odebrała go jej. 

background image

Zaje – kurwa – biście. Jak doszło do przecieku, skoro oficjalnie 
ona i Strider nie byli jeszcze razem? I, do cholery, taki 
niezaangażowany Strider byłby łatwym łupem. Wściekłość 
przerodziła się w strach. Żółć podeszła jej do gardła. 

Strider i Juliette… Juliette, która nie spała z Parysem… W 
objęciach, razem, nadzy, wijący się, jęczący, błagający… O Bogowie! 
Skoncentruj się na tu i teraz. Wszystko inne można załatwić później. 

Być może, gdyby zagłębiła się w te myśli mogłaby kogoś 
zaatakować – na przykład Juliette i Stridera, albo załamać się. Żadna z 
tych opcji nie była do zaakceptowania. 

Trzęsąc się, Kaia wyjęła telefon ze swojej tylnej kieszeni i 
poszukała w nim smsa. Tylko, że ona nie była na liście drużyny 
Skyhawk, jej siostry też nie. 

- Nie rozumiem – powiedziała. 
- Matka twierdzi, że już nie ma córek – odpowiedziała jej 
Taliyah. – To oznacza, że nie możemy już dłużej występować jako 
Skyhawk. Musiałam napisać petycję do Rady, by pozwolili utworzyć 
nowy klan. Kiedy już się tym zajęli… wróciłyśmy do gry. 
Zero reakcji. Naprawdę zero reakcji. Nie było w niej emocji. Nie 
było. 

- Więc jak nazywa się nasza nowa drużyna? – spytała bez 
entuzjazmu. 
Odpowiedź ukazała się na ekranie jej komórki, zanim skończyła 
pytać. 

background image

„Drużyna Kaia”. Jej siostry, tak jak i Neeka i kilka innych osób 
będą współzawodniczyć jako „Drużyna Kaia”. Świat, który przez 
moment zdawał jej się wyblakły i pełen bólu, teraz zaczął wracać na 
właściwy tor za sprawą jej sióstr i reszty. Miała w nich niezachwiane 
wsparcie. Kochali ją. Bez względu na wszystko… kochali ją. 
Zaakceptowali ją. Wierzyli w to, że była wystarczająco dobra, bo 
naprawdę taka była. Kaia musiała zamrugać, by powstrzymać kręcące 
się pod powiekami łzy. Cholera, ile razy będzie musiała dzisiaj 
walczyć z potrzebą płaczu? 

- Pierwsze rozgrywki rozpoczynają się jutro o świcie – ogłosiła 
Juliette. – Potem wszyscy zostaną poinformowani, gdzie dokładnie 
rozgrywać się będą kolejne. Jak wiecie, już nie organizujemy turnieju 
w jednym miejscu, gdyż w przeszłości fałszywi uczestnicy sabotowali 
je jeszcze przed rozpoczęciem – te słowa rzuciła w kierunku Kai. 
Pomimo tego, Kaia nie czuła się odpowiedzialna – hello, nie 
była zapraszana. Nieważne. Wyprostowała się, prężąc kręgosłup. 

Ciepła, pewna i przyjemna dłoń Stridera spoczęła na dolnej 
części jej pleców. Wielkie Nieba! Świat wokół niej znów zaszedł 
mgłą, stracił ostrość – teraz istniało tyko ich dwoje. 

Wyobrażała sobie jego usta w miejscu, w którym trzymał dłoń. 
Jego język podążający nawet niżej. Odetchnęła głęboko. Kontroluj 
się. Jeżeli źle odczytała coś tak niewinnego jak dotyk – wyjedzie, tak 
jak obiecał. Jak by mogła go winić. Gdyby sytuacja była odwrotna, 
zrobiłaby to samo. W głębi duszy byli tacy sami. Wojownicy doskonali 
na polu walki, ostrzy jak sztylet, cyniczni, pragnący uczynić 

background image

wszystko dla swoich przyjaciół. A oni na pewnej płaszczyźnie byli 
przyjaciółmi. I tak było od początku. Prawdopodobnie on nie chciał 
być tutaj, ale również nie chciał, żeby coś jej się stało, więc 
przyjechał, by jej pomóc. Jednak nie chciał pozwolić, aby oczekiwała 
czegoś więcej. Tak długo jak zachowa dystans emocjonalny – on 
zostanie. Będzie jej „apteczką”. 

Pomimo że czuła się wkurwiona i zraniona, była także 
wdzięczna. 

- W tym roku mamy jeszcze jedną nowość – kontynuowała 
Juliette odrywając Kaię od jej myśli. – Nagroda. Tym razem 
zwycięzcy nie otrzymają złota i srebra po każdej konkurencji. 
- Co? – ktoś krzyknął. 
- Po to tu jesteśmy – zawołał inny głos. 
Juliette uniosła ręce w geście oznaczającym „cisza”, uzyskując 
natychmiastowy posłuch. 

- Tego roku mamy coś lepszego. 
Kurtyna wisząca z boku sceny ruszyła wśród rozchodzących się 
pomruków, a potem Kai opadła szczęka. O nie, to niemożliwe. 
Niewolnik, którego próbowała zdobyć kilka wieków temu - ten, który 
uczynił taki pogrom wśród klanów harpii, stanął u boku Juliette. 
Nadgarstki miał skute łańcuchami jak wtedy. Teraz był bardziej 
muskularny, jego ciemne włosy były dłuższe, ale rysy twarzy były 
ciągle ostre, zawzięte. 

- Dobrzy bogowie! Czy to on? – wyszeptała Bianka. 
- Noo - zdołała wystękać Kaia. – To on. 

background image

Nikt nie poinformował jej, że Juliette go znalazła. Kiedy go 
znalazła? Gdzie? 

- On, czyli kto? – spytał Strider. 
Z początku Kaia sądziła, że wyczuła nutkę zazdrości w jego 
głosie i brzmiało to jak pytanie kochanka, za które chciała wycałować 
go głęboko i namiętnie. Chciała go rozebrać, nie pozostawiając na nim 
nic poza skórą i uśmiechem. Chciała go pieprzyć mocno, szybko i na 
zawsze. Cały mój. Zdrowy rozsądek powrócił niczym cios w szczękę. 
Być może jest on zazdrosny, ale to w ogóle nie ma znaczenia. Strider 
zdecydował się jej pomóc, ale jego demon nie zgodziłby się, by ktoś 
wszedł mu w drogę, tym bardziej nie inny wojownik. 

Jakaś część jej oburzyła się. Inna część jej naprawdę się 
oburzyła. 

- Nie przesadzaj, doktorku. To nie jest nikt, kim musiałbyś się 
przejmować – poinformowała go. 
- Kaia! – warknął Strider. 
- Cicho. Możesz się przymknąć? 
Nie mogła powiedzieć mu prawdy. Nie chciała, by wiedział o jej 
głupocie z przeszłości, skoro o niej samej wiedział tak mało. 

- Stawiasz mnie w złym świetle przed moją drużyną - dodała. 
-Kaia! 
- W porządku, wytłumaczę ci potem – skłamała. 
Napięcie opadło. 
- Lepiej, żeby tak się stało. 
- A w przeciwnym razie? 

background image

- Noo. 
Jej nemesis. Człowiek, którego szukała przez lata 
zdeterminowana, by ukarać go za to, co uczynił jej siostrze, lecz nigdy 
go nie znalazła – teraz trzymał długą, cienką włócznię. Jej grubsze, 
podłużne końcówki zrobione były ze szkła, a coś jarzyło się i kręciło 
wewnątrz nich. Moc, ogrom mocy promieniował z tej włóczni. Juliette 
wzięła od niego broń, nawet nie dziękując. 

Mężczyzna, którego imienia dawno się nauczyła….na imię miał 
Lazarus. Wraz z Bianką nazywały go Tamponem, z uwagi na jego 
kompletną bezmyślność. Obrócił się, a jego ciemne spojrzenie 
prześlizgnęło się po tłumie, zanim zatrzymał wzrok na Kai. Tlen 
zamarzł w jej płucach, przez co nie mogła oddychać. Bez żadnych 
cholernych reakcji - pomyślała. Nie tutaj, nie teraz. Ale potem go 
poszuka, skrzywdzi go tak, jak zawsze bardzo pragnęła. 

Powoli się uśmiechnął, taki przystojny… taki zimny drań. 

- Jesteś martwy, kowboju – syknęła, a kły wysunęły jej się z 
dziąseł. 
Należał do Juliette. Tak, ale wszyscy wyraźnie obwiniali Kaię 
zamiast jego za to, co on zrobił ich bliskim. Ale tak, mieli powody, 
żeby ją winić - gdyby postąpiła tak, jak jej kazano, on nie miałby siły, 
by kogokolwiek skrzywdzić. Ale to on rozdzierał ciała swoimi zębami 
i swoimi pazurami. To on był tym, który zadawał śmiertelne ciosy. I 
to on będzie tym, który zapłaci – tę zapłatę wyegzekwuje od niego 
Kaia. 

background image

Za każdym razem, gdy posyłała Juliette koszyk z owocami, 
przepraszała ją za przeszłość, ale w myślach przepraszała za to, co 
planowała zrobić dopiero w przyszłości – miała zamiar go zabić. Nikt 
nie będzie krzywdzić jej sióstr. 

- Przestań pieprzyć o tym, co będzie później. On, czyli kto, do 
cholery? – zapytał Strider, znowu. 
Zanim zdążyła pomyśleć nad odpowiedzią, Tampon cofnął się, 
schodząc ze sceny i schował za kurtyną. Mądrze zrobił. Nie była 
pewna, jak długo jest w stanie się powstrzymywać, zanim na niego 
ruszy. Planowała zaatakować go na osobności - nie będzie nikogo, kto 
by mógł go ocalić. 

- Później – odpowiedziała Striderowi. 
- To – powiedziała Juliette, skupiając uwagę wszystkich na 
włóczni w jej dłoniach. – Jest bardzo, bardzo cenne. Bardziej niż 
srebro czy złoto. 
Jej lawendowy wzrok spoczął na Kai. 

- Jestem przekonana – kontynuowała. – … że wszyscy 
wyczuwają jej moc. Ale czego nie wiecie? Że ta moc może zostać 
wam przekazana. Możecie nią władać, kontrolować ją. Będziecie 
mocniejsi niż kiedykolwiek sobie wyobrażaliście. Będziecie 
niepokonani. 
Szepty rozeszły się po sali. 

Jeżeli to, co mówiła Juliette było prawdą, dlaczego sama nie 
posiadła tej mocy? Dlaczego jeszcze nie uderzyła na Kaię? Dlaczego 
tak bardzo chciała… była taka chętna, by wydać tę włócznię? 

background image

Juliette błysnęła pobłażliwym uśmiechem. 

- Przez wieki bogowie nazywali tę potężną włócznię Magiczną 
Różdżką. Ja natomiast mam dla niej lepszą nazwę … Nagroda 
Główna. 
Strider zamarł. Sabin przeklął. Obaj mężczyźni rzuciliby się na 
scenę, gdyby Taliyah i Neeka ich nie powstrzymały. Akcja jednak 
okazała się zbyteczna, gdyż broń w mgnieniu oka zniknęła z ręki 
Juliette. 

- Co, do cholery? – zapytały jednocześnie Kaia, Bianka i Gwen. 
Kaia oderwała ręce siostry od jej mężczyzny i położyła dłonie na 
jego policzkach, zmuszając go, by skupił się na niej. 

- O co tutaj chodzi? – zapytała Sabina. 
- Nagroda główna – wyjawił Strider na głos – jest czwartym 
artefaktem. Tym, którego potrzebujemy, by pomógł nam znaleźć i 
zniszczyć Puszkę Pandory. 
- To oznacza, że nagroda główna ma moc, która nas zmiecie. Na 
zawsze – Sabin dokończył dosadnie. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 6 

Jak, do diaska, się to stało? 

Strider przemierzał pokój hotelowy, a lód, który czuł w żyłach, 
sprawiał, że jego ruchy były ospałe. Jego buty wbijały się we 
włochaty, brązowy dywan, pozostawiając ślad wydeptanej ścieżki. 
Kaia, siedząc przed telewizorem, patrzyła na niego z niepokojem. 
Długie, gładkie nogi miała skrzyżowane w kostkach i uderzała nimi w 
ekran co dwie sekundy. Gdyby robiła to troszkę szybciej, zrównałaby 
się z jego puk, puk, biciem serca. 

Sabin i Gwen usiedli na brzegu jednego z podwójnych łóżek, a 
Bianka i Lysander na brzegu innego. Taliyah ulotniła się z ładną, 
czarną dziewczyną, nie informując nikogo dokąd i na jak długo. 

- Niewypowiedziani twierdzili, że mają Magiczną Różdżkę – 
rzekł Strider. 
Ktoś musiał zapoczątkować rozmowę. 

- Najwyraźniej kłamali – Sabin podparł łokcie na kolanach i 
schował głowę w dłoniach. 
Tak, najwyraźniej. Kurwa, kurwa, kurwa, kurwa. 

- Niedobrze. Naprawdę niedobrze – martwił się Strider. 
Powinien był to wiedzieć. Powinien co najmniej zachować 
czujność. Zamiast tego kilka tygodni temu odwiedził ich świątynię i 
przekazał im Płaszcz Niewidzialności. Był przekonany, że już 
posiadają jeden artefakt, więc dlaczego nie jeden więcej? Wierzył, że 

background image

będą strzec reliktów do jego powrotu, a wtedy potarguje się z nimi i 

kupi obydwa. 

Mylił się. Co za chaos. 

Jeżeli Niewypowiedziani posiadaliby Różdżkę, nie przekazaliby 
jej Joulitte. Nie bez zapłaty. A tą zapłatą nie byłyby pieniądze czy 
klejnoty. Oni chcieli tylko głowy Kronosa. Ponieważ jednak król-bóg 
był wciąż żywy, żadna wymiana nie miała miejsca. To oznaczało, że 
Niewypowiedzianym absolutnie nie można było zaufać. I nie 
wiadomo, co zrobią z Płaszczem, jeżeli Striderowi nie uda się 
dostarczyć tej głowy. 

Wygraj – zagrzmiał Porażka. 

Nie było wyboru, po prostu bezwolna akceptacja. Żadnych 
sprzeciwów. Teraz mieli przed sobą dwa rozpoczęte zadania – 
Płaszcz… i Kaia. 

Wiem. Wygram –Strider uspokoił demona. Przede wszystkim 
musiał ukraść Magiczną Różdżkę. Sabin nie kłamał - jeżeli ten 
przedmiot znajdzie się w nieodpowiednich rękach, a przez 
nieodpowiednie miał na myśli jakiekolwiek inne oprócz swoich 
własnych, Puszka Pandory może zostać odnaleziona, a on i jego 
przyjaciele unicestwieni. Ich demony zostałyby wtedy wydarte z ich 
ciał i zassane znów do wnętrza Puszki. Świetna teoria, ale człowiek i 
demon byli połączeni silną więzią – coś w stylu „nie mogę bez Ciebie 
żyć”. Tak więc faceci nagle „kopnęliby w kalendarz”, a demony by po 
prostu oszalały. Poczuł przypływ presji. Stanął na środku pokoju 
wprost przed Kaią. 

background image

- Musimy ją ukraść. 
Kai opadła szczęka, a przez to jej czerwone, wydatne usta 
wyglądały bardzo kusząco. 

- Uuuu, co takiego? – spytała. 
- Zapomnij o turnieju i pomóż mi ukraść Różdżkę – wyszczerzył 
zęby jak dobry, mały żołnierzyk i dodał: – Proooszę. 
Bywają momenty, gdy mężczyzna potrzebuje przewodnika i to 
był właśnie taki moment. Nie miał zielonego pojęcia, jak pracuje 
mózg harpii lub, gdzie Juliette byłaby skłonna ukryć swój skarb. Kaia 
była jego wtyką, która mogła mu pomóc. Jego jedyną drogą do celu. 

Jej źrenice rozszerzyły się ze złości. 

Świetnie - właśnie tego chciał uniknąć. 

Rozzłoszczona, mała panna nie obawiała się okazywać swoich 

emocji. Potem przejechała językiem po zębach. Strzała rozochocenia 
uderzyła w niego, roztapiając ten lód i zostawiając tlące się piekło za 
sobą. Chciał połechtać tę złość jeszcze bardziej. W takim momencie? 
Naprawdę? Każdy moment jest dobry – podpowiedziało jego libido. 
Być może zaatakuje, ale przynajmniej jej ręce będą cię wszędzie 
dotykać. Powinien był się kopnąć w swój napalony tyłek. 

- Nie, po prostu nie. Do diabła, nie – powiedziała Kaia i 
manifestując upór, zadarła brodę. 
Znów poczuł przypływ presji. Znał to spojrzenie, widział je już 
wcześniej w pomieszczeniu pełnym harpii. Z jakiegoś powodu 
spojrzenia harpii obdzierały Kaię ze skóry, ale ona nie reagowała. 

- I ty też jej nie ukradniesz – dodała. 

background image

- Starasz się mnie ukarać, Ruda? 
Zrobił fatalny błąd, że był z nią szczery i powiedział jej, że jest 
tutaj, by jej pomóc, ale nie, by z nią romansować. Przecież wiedział 
już, że z kobietami nigdy nie gra się w otwarte karty. 

- Bo jeśli tak… – kontynuował. 
- O Boże! Naprawdę jesteś takim egoistą? 
Te srebrno-złote oczy wyostrzyły się jak sztylety i rozdzierały 
jego wnętrze. Nie lubił, kiedy była zła (zazwyczaj) i nie lubił, kiedy 
była zraniona. Wydawało się, że teraz oba uczucia jej towarzyszyły. 

- Nie wszystko kręci się wokół ciebie, Strider. 
- Wiem o tym, wierz mi. Jestem świadom mojego wybujałego 
ego. Więc powiedz mi, w czym jest problem. Wydaje mi się, że 
przypominam sobie pewną rudowłosą harpię, która powiedziała, że 
zrobi wszystko, co będzie niemoralne i będzie za odpowiednią cenę. 
Więc zrób to. Powiedz, jaka jest twoja cena i zrób to. 
- Nie ma żadnej ceny – odpowiedziała krótko. – Nie za to. 
- Boisz się? 
Cios poniżej pasa – owszem, ale on był zdesperowany. 
Kaia skoczyła wyłączyć telewizor. Wyszczerzyła ostre kły 
jeszcze bardziej niebezpieczne niż najostrzejsze sztylety, a krwista 
czerń zaczęła zalewać jej oczy, zasłaniając ich naturalny kolor. 

- Zamierzasz zdobyć ją teraz? – zapytała Bianka śpiewnym 
głosem, a Lysander zakrył jej usta dłonią, by nie powiedziała już nic 
więcej. 

background image

- Idiota – wymamrotał Sabin. – Nawet nie zamierzam cię 
wspierać. Zasługujesz na to, co cię spotka. 
- Niczego się nie obawiam. 
Dwa głosy nałożyły się na słowa Kai i oba były nieprzyjemne, 
oschłe, groźne…cięte. Kaia oddychała głęboko – każdy wdech 
sprawiał jej trudność, a każdy wydech był nierówny, poszarpany. 

- Masz szczęście, moja Harpia wyraźnie sprzeciwia się 
skrzywdzeniu ciebie. W innym razie byłbyś już rozszarpany na 
kawałki. I jeśli spróbujesz ukraść Włócznię na własną rękę po tym, jak 
ci powiedziałam, żebyś tego nie robił, rzucę ci takie wyzwanie, z 
którym nie będziesz miał szansy wygrać. Nigdy. 
Miał ochotę nią potrząsnąć, miał ochotę ją pocałować, ale tylko 
po to, by zamknąć jej gębę… oczywiście. Cholera! Otarła się o skraj 
wyzwania już teraz. Porażka krążył w jego wnętrzu, miotając się z 
pianą na ustach, chętny, by rzucić się na Kaię. Gdyby nie strach przed 
przegraną, zaakceptowałby podpowiedź swojego demona. To ty 
zadecydowałeś, że tu przyjeżdżamy. To ty zadecydowałeś, że powalisz 
każdego, kto ją zaatakuje. Tak, Strider utwierdzał się w tym 
przekonaniu. Tak, chciał wypatroszyć i pościnać łby jej 
przeciwnikom, zanim zaatakują choćby jednym ciosem. Zrozumiał 
jednak, czym się kierował – zauroczeniem. Za bardzo rozwinął chęć 
posiadania. Były to motywy Porażki? Nie do końca. 

Po co to robisz? 
Wygrać – to wszystko co powiedziała bestia. 
Jak zwykle. 

background image

- Dotarło do ciebie? – zapytała Kaia po tym, jak Strider nie 
udzielił żadnej odpowiedzi. 
Rozczarowanie targało Striderem. Ona chciała go ukarać, a 
przecież spodziewał się po niej czegoś lepszego. Mogą sobie 
przygadywać i warczeć na siebie, mogą być sobą beznadziejnie 
zafascynowani, ale również są dla siebie przyjaciółmi. Przynajmniej 
tak myślał. Przyjaciele pomagają przyjaciołom. Ma na to przykład był 
w Wisconsin, kiedy powinien był być w tysiącu innych miejsc. 
Rozejrzał się dookoła i spojrzał na Biankę. Nie zamierzał kraść 
samemu. Zwykle. Harpie były jednak gatunkiem, z którym nigdy 
wcześniej nie miał do czynienia. Potrafiły przemieszczać się szybciej, 
niż oko mogło za nimi nadążyć. Potrafiły wyrwać człowiekowi gardło 
jedynie za pomocą własnych zębów. Mogły rozszarpać całą armię w 
ciągu kilku sekund. Nie było granicy, której by nie przekroczyły, 
niegodziwości, której by nie uczyniły. Gdyby chciał zdobyć włócznię, 
a one by go na tym przyłapały, zabiłyby go. Ale bez włóczni… tak 
czy tak, był martwy. Nie było wyboru. Zdecyduje się to zrobić. 

- A co z tobą? – zapytał Biankę. 
- Przystopuj wojowniku – powiedział Lysander głosem tak 
delikatnym, że Strider prawie nie dostrzegł mocy, która się za nim 
kryła. Prawie. 
To nie jest wyzwanie – powiedział swemu demonowi, 
odmawiając sobie dalszej rozmowy z Bianką. Na szczęście lub 
nieszczęście, Porażka był wciąż zbyt zajęty Kaią, peleryną i włócznią. 
Jeśli Striderowi nie uda się zdobyć tych dwóch ostatnich, wkrótce 

background image

przegra walkę. Będzie cierpiał. Teraz nie mógł także pozostawić Kai 
bez cierpienia. 

- Sorry koleś, ale nie mogę ci pomóc - Bianka odsunęła dłoń 
Lysandra z ust. 
- Dlaczego? 
Niewinnie wzdrygnęła ramionami. 
- Jeżeli chcesz, żebym wymieniła ci listę powodów, wymienię, 
ale nie zagwarantuję, że będą wiarygodne. 
- A ty? – zwrócił się do Gwen. 
- C-co? – zdawała się być zakłopotana. 
Spojrzała na Kaię, która potrząsnęła głową. Strider był tego 
świadomy, ponieważ widział jej odbicie w obrazie, który znajdował 
się nad stolikiem nocnym pomiędzy łóżkami. 

- Nie mogę – dokończyła bardziej zdecydowanie. 
Okej, coś tu śmierdziało. Strider wiedział, że obojętnie co 
powiedział Kai, ona i tak się go nie obawiała. Dziewczyna miała jaja. 
Stałaby w pomieszczeniu pełnym harpii i nawet jeśli patrzyłyby na nią 
jakby była soczystym stekiem, a one byłyby zdeklarowanymi 
wegetariankami, ona stałaby z głową uniesioną wysoko do góry, 
pozwalając im uszczknąć kawałek. Jedyny raz kiedy widział, jak Kaia 
traci zimną krew i trzęsie się pod wpływem emocji, których nie 
potrafiła nawet nazwać, był wtedy, gdy patrzyła na swoja matkę. Jej 
bardzo zmysłowa, mordercza matka, która być może zaprzątała jego 
myśli. Wciąż nie był tego pewien. Dziwnie młodo wyglądająca 
brunetka o śmiercionośnym spojrzeniu przyglądała się badawczo jego 

background image

ciału, oceniając go. Słyszał zimny, wyprany z emocji, a jednocześnie 
bardzo kobiecy głos, szepczący „Kaia umrze, zanim rozpocznie się 
finalna rozgrywka”. Pieprzone gówno. Nic innego nie zostało 
powiedziane i nikt inny nie słyszał tej groźby, a na dodatek, cholera, 
może jego wyobraźnia pracowała zbyt aktywnie. Tak czy siak, nie 
obchodziło go to. Był tutaj i zrobi to, co obiecał, ale, do cholery, Kaia 
w takim przypadku będzie musiała się nagiąć. 

- Znikajcie – powiedział do par, siedzących na łóżkach. 
Znając dobrze Stridera, Sabin nie protestował. Wziął Gwen i 
wypchnął ją za drzwi. Ich znaczące spojrzenia mierzyły się do 
ostatniego momentu. Przenieśliby góry, by zdobyć tę Różdżkę 
niezależnie od tego czy z błogosławieństwem Skyhawk’ów, czy nie. 
Po pierwsze, byli w stanie zrobić wszystko, by uzyskać informacje, 
nawet jeżeli oznaczało to, że mają się rozdzielić i że żaden z nich nie 
będzie miał wsparcia. 

Dzięki uspakajającemu „nic mi nie będzie”, które rzuciła Kaia, 
Bianka i Lysander pospieszyli za Sabinem, delikatnie zamykając za 
sobą drzwi. Anioł nie znał Stridera zbyt dobrze i nie wiedział, do 
czego jest zdolny, ale musiał rozpoznać niebezpieczeństwo po pozie, 
którą ten przybrał. 

- Dlaczego? – zapytał, kołysząc się Strider. 
Kaia nie udawała, że nie wie, o co chodzi. 
- Stwierdzą, że nie byłam pewna swoich umiejętności. Nazwą 
mnie tchórzem. 

background image

- No i? - wyglądało na to, że jest skłonna zaryzykować jego 
życie z powodu własnego ego. - Drobne wystawienie się na 
pośmiewisko jeszcze nigdy nikogo nie zabiło – dokończył. 
Przerzuciła długie, kręcone, rude włosy na jedno ramię - obraz 
kobiecej irytacji. Przynajmniej ciemność, którą miała przed oczami, 
zniknęła, co oznaczało, że jej Hrpia była pod kontrolą. 

- Spójrz, jesteś tu teraz i pomimo że nienawidzę o tym 
opowiadać i tak się dowiesz, więc równie dobrze mogę ci sama 
powiedzieć. 
- Kontynuuj – powiedział po dłuższej pauzie. 
- Dawno temu, podczas turnieju harpii, próbowałam ukraść… 
coś, co należało do innego… klanu. 
- Oooo, naprawdę? Co cię powstrzymało? 
- W rezultacie - Kaia zawstydzona opowiadała dalej, ignorując 
słowa Stridera. – Moje czyny doprowadziły do masakry. Zmiotło 
połowę populacji harpii, a mi nigdy tego nie wybaczono. 
Wiedział, co to znaczy. Skazali ją na odrzucenie. Jeśli 
ktokolwiek mógł zrozumieć ból spowodowany odrzuceniem, to był to 
Strider. Kiedy bogowie wybrali Pandorę, by pilnowała dim-Ouniak – 
puszki przetrzymującej złe duchy, które zdołały uciec otchłaniom 
piekła, pozwolił, by kierowała nim duma. Jak śmieli wybrać ją – 
kobietę, skoro on nigdy nie przegrał żadnej walki? Kogokolwiek Zeus 
chciał wyeliminować – Strider to robił. Chciał udowodnić, że jest 
cenny i po to pomógł ukraść i otworzyć tę puszkę. Oczywiście miał 
zamiar ponownie złapać te demony, jak już zasieją małe spustoszenie. 

background image

Miał zamiar pokazać, czego potrafi dokonać, a czego cenna Pandora 
Zeusa nie potrafi. Niestety puszka zniknęła, a spustoszenie było dużo 
bardziej niż „małe”. Nigdy nie spotkał się z czymś takim – ani 
wcześniej, ani później. Nawet wtedy, gdy Porażka po raz pierwszy 
pojawił się w jego ciele, a uczucie bólu, zniszczenia i okaleczenia 
zżerało go, nawet to jednak nie było dostatecznym zadośćuczynieniem 
dla Greków. Wykopali go z jedynego domu, jaki kiedykolwiek znał i 
nie chcieli go więcej widzieć. Dlatego odrzucenie, brak 
przebaczenia… tak, znał bardzo dobrze. Lecz tak czy tak, nie mógł 
pozwolić, by cokolwiek, nawet potencjalne załamanie Kai, 
powstrzymało go przed przejęciem Różdżki. Cena była zbyt wysoka. 

- Jeżeli znów spróbuję coś ukraść… zabiją mnie – tłumaczyła 
Kaia. - Po tym jak upewnią się, że czuję cały, nawet najdrobniejszy 
ból, który oni odczuwali. 
Wierzyła w to co mówiła - prawda błyszczała w jej oczach tak 
samo intensywnie jak kręcące się w nich łzy. 

- Będę cię chronił. 
- Nie każ mi przypominać sobie o tym, co możesz, a czego nie 
możesz – powiedziała, gorzko się śmiejąc. – Mogłabym uciec, jasne, 
ale co za życie czeka mnie później? A co jeśli znajdą moje siostry, 
gdy nie będą w stanie znaleźć i ukarać mnie? 
Racja. Trudno będzie obalić Striderowi ten argument. Postara się 
znaleźć inny sposób. 

- Nikt nie musi wiedzieć, że ty to wzięłaś. Wpadniemy i 
wypadniemy. Nie ma problemu. 

background image

- Nie ma znaczenia, czy zostawię jakieś ślady czy nie. Gdy 
włócznia zniknie i tak wszyscy będą mnie o to obwiniać – powiedziała 
smutnym głosem. 
- No i ? – spytał po raz kolejny. 
Jego serce musiało zobojętnieć. 
- Nie wiesz nic o sprawiedliwości harpii, Strider. Nie ma 
procesu. Nie ma niewinności póki nie zostanie udowodniona wina. 
Jeżeli jestem podejrzana, będą mnie ścigać, torturować i tak jak 
powiedziałam… zostanę zabita. 
- Będę cię chronił – powtórzył i to była prawda. 
Uniosła brew. 
- Każesz mi powiedzieć to, co jest oczywiste, no ale dobra. Nie 
możesz mnie chronić. 
To nie jest wyzwanie. 

- Mogę. 
- Ochronisz mnie przed armią harpii, które nie zawahają się 
skrzywdzić każdego kogo kochasz, by mnie dopaść? Armię harpii, 
które pomogłyby łowcom, gdyby to gwarantowało ukaranie mnie? 
Cholera. 

- Więc co proponujesz, żebym zrobił, co?! 
Przybliżył się do niej, złapał za ramiona – czuła się krucha i 
delikatna – w końcu potrząsnął nią tak, jakby chciał to zrobić od 
dawna. Z każdym ruchem jej zapach cynamonu i cukru był dla niego 
bardziej wyczuwalny – uczta dla jego zmysłów. Jego usta wypełniły 
się śliną, krew się zagotowała. 

background image

- No co? Powiedz mi! – powtórzył. 
- To, po co początkowo tu przyjechałeś. Postępuj jak mój 
małżonek. Będę walczyć i zdobędę Różdżkę honorowo – powiedziała 
z miną osoby ze złamanym sercem. 
- Myślałem, że nie respektujesz honorowych rozwiązań. 
Spojrzała na niego przymrużonymi oczami, a oburzenie 
zastąpiło smutek. Kiedy przymknęła powieki ogarnęło go dziwne 
zadowolenie na widok pobłyskującego spod nich srebra, zamiast złota. 

- Tylko i wyłącznie w tym przypadku respektuję. Stawka jest za 
wysoka – odpowiedziała, starając się przejrzeć jego myśli. – I nie 
chodzi tylko o mnie, również o moje siostry. 
Wygrać. 
Włócznia? Chłopie, pracuję nad tym. Trochę swobody byłoby 

mile widziane. 
Wygrać! 
Wiem do cholery! 

- A co jeśli… kurde. 
Uwolnił Kaię i pogładził się po zaroście. 
Tyle ile w ciągu swego długiego życia przewalczył bitew, 
potrafił rozpoznać ślepy zaułek, nim przekroczył zakręt i trafił w mur. 
Znajdowali się w impasie i on był tego świadomy. Nie ruszy z 
miejsca, zanim stawka nie ulegnie zmianie. 

- Zrób to dla mnie, a w zamian ja się z tobą prześpię, dobra? 
Przez moment Kaia nie reagowała, potem rozchyliła usta z 
niedowierzaniem i spoliczkowała Stridera. W tym przypadku 

background image

“spoliczkowała” oznaczało użycie takiej siły, że ten zaczął kręcić się 
w kółko i nie mógł się zatrzymać. 

- Och, jakiś ty wspaniałomyślny. 
Chwilę później stała z nim znowu twarzą w twarz. Popchnęła go 
tak mocno, że zaczął niezdarnie kroczyć do tyłu tak długo, aż jego 
łydki odbiły się o łóżko. 

- Zaoferowałeś mi swoje ciało, gdy wyraźnie mnie nie pragniesz. 
Obniżyłeś swoje standardy i byłeś skłonny się prostytuować. Chciałeś 
mnie wykorzystać, nie zwracając uwagi na to, jak bardzo będę potem 
cierpieć. 
Jej słowa były jak strzały, precyzyjne uderzenia. Skulił się, ale 
nic nie odpowiedział. Jeszcze nie. Opadł na łóżko i odbijając się od 
materaca, skupił się na swoim demonie. 

To nie jest wyzwanie, by zdominować ją seksualnie. Dociera to 
do ciebie? 

Wygrać! 

Strider przygryzł język. Myślał, że demon wciąż był skupiony na 
włóczni, ale nie był przekonany, czy tak jest faktycznie. Więc kiedy 
Kaia wskoczyła na niego i usiadła okrakiem na jego brzuchu, okręcił 
się i przycisnął ją całym ciężarem swojego ciała. I… o bogowie… to 
było cudowne! Perfekcyjnie do niego pasowała – jej miękkie piersi do 
jego klatki, jej rozchylone uda tworzyły idealną kołyskę dla grubości 
jego penisa. Cynamonowy zapach jej ciała wciąż go otaczał i pieścił 
jego zmysły. Gorąco, taki ogrom gorąca pulsował z jej gładkiej, 
soczystej skóry i piętnował Stridera. 

background image

WYGRAĆ! 

Dupek. 

- Tu chodzi o życie i śmierć, Kaia. 
Była zadyszana, wplątała dłonie w jego włosy, a paznokcie 
wbijała w skórę jego głowy. 

- W moim przypadku również. 
- Zrobiłabyś to dla… Parysa? – spytał, nienawidząc samego 
siebie. 
- Nie - w jej odpowiedzi nie było odrobiny wahania i to 
złagodziło kłujący ból niepokoju, który odczuwał w klatce piersiowej. 
Ból, którego nawet nie był świadom… aż do teraz. 
- Kaia. 
- Strider. 
- Ja… ja nigdy nie powiedziałem, że cię nie pragnę - nie był 
pewien, co chce powiedzieć, wiedział tylko, że te słowa wyślizgnęły 
się z jego ust bez jego przyzwolenia. – Pragnę, jak mógłbym cię nie 
pragnąć? 
- Czy chcesz przez to powiedzieć, że zgadzasz się być moim 
małżonkiem? – spytała, przygryzając dolną wargę. 
- Nie – nie mógł kłamać w tej kwestii, nie potrafił jej 
okłamywać. I nie chodziło o to, że mogłaby go rozerwać na kawałki, 
gdyby odkryła prawdę. – Nie mogę dać ci wieczności. 
- Ponieważ nie pasujemy do siebie? 
Oczywiście pamiętała każdą obelgę, którą w nią rzucił. 
- Tak. 

background image

- W takim razie, co możesz mi dać? 
- Tutaj. Teraz – coś, na co jego ciało miało coraz większą ochotę 
z każdą mijającą sekundą. 
- W zamian za moją pomoc w zagrabieniu Magicznej Różdżki – 
stwierdziła, nie spytała. 
- Tak. 
Może nawet i bez tego. Tak bardzo chciał się w nią wtulić, 
ocierać się o nią, pieścić ją, aż będzie błagać, by skończył to, co 
zaczął. Przesunęła językiem po zębach, które były ostre jak sztylety, 
ale bogowie, ten język był piękny. 

- Będziesz musiał mnie przekonać – powiedziała ozięble, 
pomimo że przywiodła jego głowę niżej i niżej, aż w końcu jego usta 
znalazły się bezpośrednio nad jej ustami. - Daj mi przedsmak tego, co 
oferujesz. 
WYGRAĆ! WYGRAĆ! WYGRAĆ! 

Wyzwanie. Planowane czy nie. I tym razem nie miał problemu, 
by zinterpretować, czego oczekiwał jego demon. Czego pragnął. 
Strider musiał przekonać ją swym pocałunkiem, w przeciwnym razie 
by cierpiał. Czekał, aż wypełni go furia, ale gdy się do niej zbliżył i 
pochłaniał jej zapach, wszystko czego pragnął, to dać jej ten 
przedsmak. Odjął jej paznokcie od swojej głowy i rozprostował jej 
ręce ponad jej głową, zmuszając ją, by wygięła swoje ciało w łuk i 
otarła je o niego. Jej sutki były twarde, jakby czekały na jego usta. 

background image

- Nie waż się wypowiedzieć choćby jednego słowa – rozkazał, a 
potem wreszcie ruszył przygotowany na porażkę, z i tak już słabej, 
jego zdaniem, pozycji. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 7 

Jego smak ją wypełniał, konsumował ją... 

Nigdy wcześniej nie uwielbiała tak bardzo cynamonu. Słodki i 
aromatyczny, delikatnie pikantny. Pod ciężarem mięśni Stridera, Kaia 
została wgnieciona w materac, a za sprawą jego broni, uciskającej jej 
kości, prawdopodobnie będzie posiniaczona. Nie dbała o to. Co tam 
kilka siniaków, skoro jedna dłoń Stridera spoczywała na jej głowie, by 
przybliżyć ich do siebie. Co tam kilka siniaków, kiedy z każdym 
oddechem jej piersi ocierały się o jego pierś, jej obrzmiałe sutki 
dotykały jego, powodując coraz silniejsze pożądanie. Rozłożyła nogi, 
sprawiając, że dolna część ciała Stridera opadła na nią bardziej 
zdecydowanie. Jego członek – taki duży, taki długi i taki gruby – 
opadł w idealne miejsce i zadyszała. Goręcej, goręcej, coooraz 
goręcej. 

- Strider – jęknęła. 
- Kaia. 
Jej imię na jego ustach... niebo i piekło, słodycz i męczarnia. 
Pieśń syreny. 

- Więcej. 
- Co byś chciała? 
- Cokolwiek mi dasz. 
Jej paznokcie już się wydłużyły i zamieniły w pazury, które 
wbiła w plecy ukochanego, przypadkowo przecinając jego koszulkę i 

background image

odsłaniając skórę. Jęknęła, a ich zęby zgrzytnęły, uderzając o siebie. 
Strider przytrzymał jej szczękę w mocnym uścisku swych palców. 

- Przepraszam – wysapała. 
Ścisnęła jego biodra swymi kolanami, na wypadek gdyby chciał 
się teraz od niej odsunąć. 

- Nie przepraszaj – odparł. – Po prostu zrób to ponownie. 
Strider intensywnie ssał jej dolną wargę, a ciało Kai od stóp do 
głów pokryło się gęsią skórką. Tak bardzo erotyczne, frywolne słowa 
nigdy wcześniej nie były wypowiadane. Jako harpia, była silniejsza i 
bardziej gwałtowna niż inni nieśmiertelni. Musiała zawsze 
temperować swoje emocje i powstrzymywać się, nawet przed 
Parysem. Przy Striderze nie czuła, że musi się hamować i nie 
zamierzała tego robić. Cokolwiek zaserwuje, on przyjmie to z 
aprobatą. Będzie się rozkoszował. Był przecież zbyt silny i zbyt 
zdeterminowany, żeby mogło być inaczej. I naprawdę, może i 
wyglądał czasami jak anioł, lecz był dużo bardziej grzeszny, niż 
jakikolwiek inny Lord. Najlepszy grzesznik, jeśli chodzi o te sprawy 
wcielenie 
szatana. Delikatnie i spokojnie – to nie w jego stylu. Bawiły 
go najdziwniejsze rzeczy. Kiedy pewnego razu Strider znalazł 
kumpla, przywiązanego łańcuchami do łóżka kochanki, zrobił fotki i 
rozesłał wszystkim, których znał. Świetne, prawda? Taki facet nigdy 
nie będzie kazał jej przestać kraść. Prędzej przyłączy się do jej 
obowiązkowych wypraw. Ucieszy tym jej mroczną naturę i nie 
spowoduje za wielu obrażeń. Ponadto on znał smak zwycięstwa i 
przegranej bardziej niż ktokolwiek inny. Cieszyłby się z jej każdego 

background image

osiągnięcia czy to dobrego, czy złego, czy wręcz paskudnego. Byłby 
pierwszym, który przyznałby, że coś schrzaniła, ale nie przekreślałby 
jej. A może facet, którego kreśliła jej wyobraźnia, był tylko czystą 
fantazją? Może facet, pod którym właśnie leżała, chciał tylko z nią 
pohandlować? Jego ciało w zamian za współpracę. Ta myśl naprawdę 
nieźle ją wnerwiła, jednak niewystarczająco, by przerwać tę 
degustację. Był jej narkotykiem z wyboru, tak sądziła, a w 
rzeczywistości była już od niego uzależniona. 

- Kaia! Kurde, zwróć uwagę na to, co się dzieje dokoła ciebie! – 
warknął. 
Przestraszył ją, rozpraszając jej myśli. Kaia mrugnęła. 
Zauważyła, że Strider był zdyszany, spocony, prawdopodobnie 
bardziej niż powinien być, rysy jego twarzy wyostrzyły się z wysiłku. 
Musiał próbować przywołać ją do rzeczywistości już od dłuższej 
chwili. I, cholera, zdała sobie sprawę, że rozmyślając o jego zaletach i 
szalonym usposobieniu, przestała go całować. Parodia - musiała 
natychmiast naprawić ten błąd. 

- Jestem tu. 
Splatając nogi w kostkach, owinęła je wokół ciała ukochanego 
mężczyzny. Naprężyła się i dzięki temu poczuła jeszcze wyraźniej 
jego nabrzmiałego członka. Teraz sama zaczęła mocniej dyszeć. Ta 
sytuacja wydała jej się wyśmienita, doskonała, taka podniecająca. 

- Bardzo dobrze. 
Język Stridera szybko znalazł drogę z powrotem do ust Kai, a 
potem już tylko pojedynkowali się o dominację. Pozwoliła mu 

background image

wygrać, poddała się, zgodziła się, żeby on prowadził. Pragnęła tylko, 
by dał jej satysfakcję, by doprowadził ją do szaleństwa. Jej umysł był 
przyćmiony z pożądania, krew w jej żyłach była tak rozgrzana, że 
mogłaby poparzyć, powodując pęcherze, jej Harpia śpiewała z 
aprobatą. Od dawna marzyła o takiej sytuacji, fantazjowała o niej, 
pragnęła jej całą sobą. Była teraz ucztą dla swojego mężczyzny, 
rozkoszował się nią. A ona się nim nigdy nie nasyci, zawsze będzie 
chciała i potrzebowała więcej. Czuła, jakby jej ciało stanęło w 
płomieniach, narastający wewnątrz ogień dziko kumulował się 
pomiędzy jej nogami. Muszą zacieśnić relacje. Kocha go w każdym 
calu, musi go tylko do siebie przywiązać i nigdy, nigdy nie pozwolić 
odejść. Nie może też dopuścić do tego, by jakaś inna harpia zbliżyła 
się do niego. Strider należał do niej i tak już pozostanie. Nie możesz 
tak myśleć, on jest wojownikiem, który sam lubi wszystko 
kontrolować. Będziesz chciała go przywiązać, to ucieknie. To musi 
być partnerstwo, a nie harpiototalitaryzm. W porządku, mogła na to 
przystać. Starać się o to. Wszystko, byle tylko zatrzymać go przy 
sobie, by znowu go całować, by mieć go całego, wyłącznie dla siebie. 
Niezła myśl, tylko czy on będzie chciał z nią nad tym pracować? 

- Do cholery, Kaia – Strider zdjął rękę z twarzy dziewczyny i 
położył na jej piersi, po czym mocno ją ścisnął. – Co tam się dzieje w 
twojej głowie? 
- Ty, my, razem, tak – mamrotała, wciskając się w jego dotyk. – 
Chcę więcej. 

background image

Było jej gorąco, była rozpalona, a pożądanie wciąż w niej 
narastało. 

- W porządku, okej, tak. Mocniej? 
- Mocniej. Proszę. 
Sprężyny materaca zaskrzypiały, gdy uniosła biodra. Oparła się 
o Stridera. Wyglądało na to, że kiedy ruszyła swe ciało, ulotnił się z 
niego gorący żar, który otaczał tych dwoje, zagęszczając powietrze 
wokół nich. 
- Chcę więcej, wszystkiego więcej – znów się domagała. 
- Kurde, twoje usta są jak burza ogniowa. Dobrze, laleczko, dam 
ci... – wziął głęboki oddech, zesztywniał, przeklął. Przeklął tak 
okrutnie, że Kaia zaczęła się dziwić, iż jej uszy nie zwiędły. – W 
porządku, tak, zrobimy to. Dam ci więcej, dam ci wszystko. 
Jego głos był... dziwny - pomyślała po chwili. Już nie było w 
nim słychać podniecenia, lecz sztywność, taką samą jaką wyrażało 
teraz jego ciało. Nagle zaczął zachowywać się bardzo formalnie, 
prawie jak robot. Dlaczego? Co się zmieniło? Posmutniała. Strider 
ponownie wpił się w jej usta i kontynuował pocałunek. Ona wiła się 
na łóżku, ocierając się o jego ciało i nie mogła się przed tym 
powstrzymać, jej nogi wciąż oplatały go w pasie. Wojownik naciskał 
na nią swą masą, a jego skóra stawała się coraz bardziej śliska od 
potu. Nie opierała mu się, ale zastanawiała się, co mogło ochłodzić 
jego pożądanie. Była zdeterminowana, by poznać prawdę i 
dowiedzieć się, o co mu chodzi. Strider wpychał swój język regularnie 
do wewnątrz i na zewnątrz jej ust, jakby naśladując stosunek. Co kilka 

background image

sekund jego dłoń ściskała mocno pierś Kai, a jego biodra poruszały się 
rytmicznie, powodując, że ocierał się o jej łechtaczkę. Wyglądało to 
jak taniec. Każdy ruch był idealnie zgrany z następnym. Jego technika 
była bez zarzutu. Jeśli nie przestanie, doprowadzi ją wkrótce do 
orgazmu. Ma dobrą technikę - pomyślała. Tak, to dokładnie o to 
chodziło, o technikę. Oprócz tego, że był twardy, w najważniejszym 
miejscu, to pozostałe mięśnie także miał twarde jak kamień. Nie 
poddawał się jękom. Jak on tak mógł? Każdy ruch jego języka był 
dokładnie przekalkulowany, jak gdyby zastanawiał się nad tym, co 
robi, zamiast pozwolić, by kierował nim instynkt. Wyglądało to tak, 
jakby wszystko kontrolował i nie zamierzał tego zmieniać. To by 
oznaczało, że nie cieszył się tym, co robił. Po prostu wykonywał 
zadanie, kierował ją ku coraz większej i większej przyjemności. 
Manipulował nią. Dawał jej to, czego chciała, ale sam nie brał tego, 
czego potrzebował. Zdołał się jakoś od tego odciąć. 

- Powiedz mi, co lubisz, a ja to spełnię – wyszeptał zmysłowo. 
Mogła być kimkolwiek, nie sprawiłoby mu to różnicy. A kiedy 
byłoby już po wszystkim, gdyby ją dostał, gdyby ją przeleciał, byłaby 
jak tysiąc innych, nieistotnych i tymczasowych dziewczyn. Łatwy łup, 
od razu do celu. Nie. Nie! Nie będzie Kają Rozczarowaniem. Nie w 
przypadku Stridera. Nie zadowoli się ochłapami jego uczucia i 
„dobrym” seksem. Wszystko albo nic. Uległość była dobra dla 
słabeuszy. Ona nie była słaba. Jednak, pomimo iż wiedziała, co robił, 
pomimo iż czuła się skrzywdzona, znowu i, pomimo iż desperacko 
pragnęła się od tego uwolnić, nie mogła zdobyć się na wyrządzenie 

background image

mu fizycznej krzywdy. Nieważne czy miało by to być wymierzone z 
jej ręki, czy poprzez jego demona. Jakoś... dziwnie. Miała ochotę 
parsknąć gorzkim śmiechem. Po raz kolejny decydowała się porzucić 
walkę. Tym razem jednak cena była o wiele wyższa niż dotychczas. 
W grę wchodziło jego ciało... jego serce? Nie, nie jego serce. Tego 
nigdy by nie ofiarował, tym bardziej nie jej. Ta sama determinacja, 
która sprawiła, że był takim zapalonym wojownikiem i kochankiem, 
zamieniła go w emocjonalnego samotnika Spokojnie... spokojnie... 

- Strider? 
Ruch języka w jej ustach, uścisk dłoni na jej piersi. 
- Powiedz mi – zaczął mówić, ignorując ją. – Twoje usta... 
ochłodziły się. 
- Przepraszam. 
- Nie ma sprawy, takie też je lubię, tylko skąd ta zmiana? 
Dosyć tego. Poza tym, nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie. 
Nigdy wcześniej nie była tak rozpalona. 

- Sądzę... sądzę, że nie możesz przestać – przeszło jej przez 
gardło. 
Strider puścił ją, drżąc. Sfrustrowany zamarł nad nią, a kropelki 
potu przesuwały się po jego ciele. Jego koszula była przemoczona i 
przylegała do klatki piersiowej. 

- Co powiedziałaś? 
- Nie sądzę, że możesz przestać mnie całować, przestać mnie 
dotykać. 

background image

 Nie mogąc uwierzyć, że Kaia właśnie wypowiedziała te 
przeklęte słowa, odsunął się od niej, zeskoczył z łóżka i stanął 
wyprostowany. Stał przy brzegu materaca, patrząc na nią, gdy 
delikatnie siadała, wspierając się na rękach. Oddychała z trudem, a jej 
płuca potrzebowały czasu, by się wyciszyć. 

- Cholera, Kaia! 
- To nie jest moje imię – odpowiedziała, szczerząc na niego 
błyszczące kły. 
- Co? Kaia? A ja myślałem, że właśnie tak. 
- Nie, nie mam na imię Cholera Kaia. 
Strider zmrużył oczy, a jego wargi lekko drgnęły. 
- Nieważne - skomentował. 
Czyżby to było wszystko, co miał jej do powiedzenia? Po tym 
co przed chwilą przeżyli? 

- Ukradniesz dla mnie Czarodziejską Różdżkę? 
Najwyraźniej faktycznie nie miał zamiaru nic dodać. Czy on 
nic do niej nie czuje? Ani odrobiny uczucia? Przygryzła wargę, a gdy 
spostrzegła, że to zauważył, dodało jej to otuchy. 

- Nie, ale… – dodała szybko, zanim jego demon mógłby go 
ukarać za to, że nie zdołał jej przekonać. 
Owszem, wiedziała, że to był główny powód, dla którego 
Strider tak na nią naciskał. Przynajmniej miała taką nadzieję. Dzięki 
temu łatwiej jej było mu przebaczyć, usprawiedliwić fakt, że zamienił 
ich elektryzujący pocałunek w kartę przetargową. 

- Pójdziemy na kompromis - powiedziała. 

background image

- Nie – potrząsnął energicznie głową. 
- Tak. 
- Nie! 
- Tak. Kompromis nie wyrządzi ci fizycznej krzywdy. 
Przymrużył powieki, kryjąc pod nimi błękitne oczy. 
- To mi nie pomoże. 
- Chcesz usłyszeć moją propozycję czy nie? Jeśli nie, to tam są 
drzwi – powiedziała, zadzierając podbródek. 
- Na miłość boską! Nienawidzę, kiedy unosisz brodę, gdy 
mówisz – wysunął szczękę do przodu, naśladując Kaię. – Dobra, 
gadaj. 
- Wezmę udział w turnieju. Jeśli w jakimś momencie – dodała 
pospiesznie. – …zostanę zdyskwalifikowana lub zorientuję się, że 
moja drużyna nie zdobędzie złota, zaryzykuję swoje życie i swoją 
przyszłość i ukradnę Różdżkę dla ciebie. 
Cisza. Tylko skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Wiedziała 
dokładnie, o czym myślał. 

- Ponadto, w żadnym wypadku nie możesz przyczynić się do 
jakiejkolwiek dyskwalifikacji. Zarówno jeśli chodzi o mnie, jak i o 
członków mojej drużyny. 
No tak, a właśnie planował tak zrobić. Nagle ogarnęła go furia, 
która niczym błyskawica, przeszyła całe jego ciało. Jego oczy 
zapłonęły jak dwa czerwone lasery, kości czaszki stały się bardziej 
widoczne niż skóra, która go pokrywała. 

background image

- A co, jeśli w trakcie, gdy ty będziesz rozgrywała swój turniej, 
ktoś inny zdoła ukraść włócznię? 
Sterował nim jego demon. Kaia mu współczuła. Sama 
nienawidziła, gdy jej Harpia przejmowała kontrolę. 

- To niemożliwe. Nie znajdą jej, a tym bardziej nie zabiorą. I ani 
bogowie, ani wielcy wojownicy w tym nie pomogą. To nie jest 
prowokacja, to po prostu prawda. Harpie są podejrzliwym i 
zaborczym gatunkiem. Podejmujemy ekstremalne środki, by chronić 
to, co nasze. Uwierz mi, Juliette nie pozwoli, by ktokolwiek zbliżył się 
do włóczni. 
Minęło kilka minut, zanim Strider się uspokoił. Nie mógł sam 
walczyć z harpiami, przynajmniej nie tak, by wygrać. 

- Świetnie, w takim razie umowa stoi. 
Kaia otworzyła usta, żeby odpowiedzieć, jednak on nie 
przestawał mówić. 

- Lecz słuchaj no, laleczko. Powiedziałaś kiedyś, że czujesz, że 
to właśnie ja jestem twoim małżonkiem, a małżonkowie są cenni. 
Stwierdziłaś też, że zrobisz wszystko, żeby ochronić swojego. 
Laleczko. Dokładnie tak nazwał ją Łazarz wieki temu. Przed 
oczami Kai zaczęły pojawiać się cienie. Spokojnie. Uspokój się. Nie 
wtrącaj się – mówiła do swojej Harpii. 

- Nigdy tak nie powiedziałam – odparła, odsłaniając lśniące kły. 
Przynajmniej nie wypowiedziała tego na głos. 
- Dobra, może Gwen mi powiedziała. Chodzi o to, czy to 
prawda? 

background image

A co? Czy on planował użyć tej wiedzy przeciwko niej? 

- Proszę, proszę, pan mądraliński – klasnęła w ręce. – Moje 
gratulacje. Wiesz, że nie mogę cię skrzywdzić, ale... o co w ogóle 
chodzi? Zawsze mogę zapłacić komuś, by wykonał za mnie brudną 
robotę. 
Striderowi nerwowo zadrgała powieka. 

- Na twoje życzenie artefakt, który może mnie zabić, pozostanie 
w rękach twoich wrogów – powiedział, ignorując jej groźbę. – Ta 
kobieta, Juliette, ta, o której chłopaku wciąż mi nie opowiedziałaś, ona 
nie zamierza dać ci włóczni. Nieważne, czy wygrasz czy nie. Ona cię 
nienawidzi i nie nagrodzi cię hojnie. 
Kaia zacisnęła pięści na kołdrze, prawie rozdzierając materiał. 

- Skąd wiesz, że ona mnie nienawidzi? 
Przecież załapał się tylko na końcówkę spotkania, a Juliette nie 
przemawiała do niej bezpośrednio po tym, jak się zjawił. 

- Po prostu mam oczy, Kaia. Za każdym razem, gdy patrzyła na 
ciebie, miała ochotę ozdobić twoją twarz swoim sztyletem. Co ty jej 
tak w ogóle zrobiłaś? I nie mów mi, że po prostu nie może ci 
wybaczyć tego, co zrobiłaś innym klanom. Widać, że ma osobiste 
powody do wściekłości. Nikt inny nie patrzył na ciebie w taki sposób, 
w jaki ona to robiła. 
Mrugnęła zmieszana. Dla własnego dobra powinien być mniej 
spostrzegawczy. 

- Niby na jakiej podstawie sądzisz, że ja zrobiłam coś jej? 

background image

- Nie żartuj. Musisz myśleć, że jestem wyjątkowo głupi, 
odpowiadając pytaniem na moje pytanie i sądząc, że tego nie zauważę 
i sprawa się rozmyje. 
- No, w sumie, teraz jak to powiedziałeś... 
- Zabawne – wyciągnął rękę i gestem palca przywołał ją do 
siebie. 
Kaia nie mogła oprzeć się pokusie, by go dotknąć. Za każdym 
razem, gdy pojawiała się okazja, łapała ją. Strider chwycił harpię i 
uniósł delikatnie nad ziemię, potem spojrzał na nią i otulił swoim 
ciałem, ściskając niczym boa. Między nimi iskrzyło. Wyczuwało się 
niesamowite napięcie i żar bijący z ich ciał, tak silny, że wydawać by 
się mogło, iż dookoła buchają płomienie. Jego usta były nabrzmiałe, 
czerwone i wciąż wilgotne od jej pocałunków. Przymrużył oczy, jakby 
zanurzył się w przyjemnym śnie i nie chciał się z niego wybudzić. 
Skoro wyglądał tak wspaniale, będąc tylko pobudzonym, to jak by 
wyglądał gdyby był zaspokojony? Przestań fantazjować. To 
oczywiście była kolejna próba rozkojarzenia jej i przekabacenia na 
jego stronę. Kaia postanowiła, że nie ulegnie. Musi być twarda. 

- No więc... 
- Zabawiłaś się z jej facetem? 
Oczywiście, już ocknął się ze swego snu. Policzki zarumieniły 
jej się ze wstydu. Strider nie potrzebował już żadnej innej odpowiedzi. 
Wypuścił ją ze swego uścisku i potarł ręką po skroni. 

- Kurde, Kaia. 

background image

Bez jego dotyku Kai poczuła chłód na swojej skórze. 
Dziewczyna nie chciała przyznać się do własnej głupoty, nawet jeśli 
to był tylko jeden wybryk, dawno temu. Nie chciała przyznać się, że 
pragnęła dowieść swojej matce, która nigdy jej nie kochała, że jest 
wartościową osobą i… że zawaliła na całej linii. 

- Zobaczyłam go, zapragnęłam, no i... wzięłam. Koniec historii. 
Sprawdziły się najgorsze przypuszczenia Stridera. Nigdy mu 
się nie uda – ona bierze najlepszych. 

- I ona się o tym dowiedziała – nagle jego głos strzelił jak z 
bicza. 
Tak, był zdruzgotany. 

- No, dowiedziała się – odpowiedziała Kaia i skinęła głową. – 
Dokładnie tak. 
- Skąd? 
- Przepraszam? – otworzyła szeroko oczy, nie mogła uwierzyć, 
że on w dalszym ciągu drąży temat. 
- Skąd się dowiedziała? 
- Och, yyyy, przyłapała nas – powiedziała pospiesznie i wbiła 
wzrok w podłogę. 
Szybko jednak zdała sobie sprawę z tego co robi i skupiła swoją 
uwagę na twarzy Stridera. Kłamiąc, kobieta musi pamiętać o dwóch 
rzeczach. Pierwsza, to pewność siebie – można wmówić wszystko i 
każdemu, tylko trzeba samemu w to wierzyć. Druga, to detale – im 
więcej szczegółów się poda, tym bardziej wiarygodna staje się twoja 
historia. 

background image

- Byliśmy w trakcie stosunku - kontynuowała. - Było bardzo 
gorąco i przyjemnie. W sumie w ogóle nas nie rozproszyła swoim 
najściem. 
Strider przez chwilę był cicho. Potem powiedział łagodnie: 

- Czyżby? 
Być może nie był tymi wieściami aż tak zdruzgotany, jak by się 
można spodziewać, ale co z tego? Tak naprawdę, to się nie liczyło. 
Mógł nie dowierzać, ale nigdy nie będzie na sto procent pewien, że 
nie stało się właśnie tak, jak mówiła. Poza tym, kurde, mógł istnieć 
jeszcze inny sposób, żeby go przekonać. Kaia spojrzała mu prosto w 
oczy. 

- Tak, tak właśnie było. Leżał płasko na plecach, a pod nim był 
stos futer – w swoich myślach wyobrażała sobie Stridera w takiej 
sytuacji, co wznieciło jej pragnienie i sprawiło, że jej głos brzmiał 
bardzo uwodzicielsko. – On był nagi, ja byłam naga... siedziałam na 
nim okrakiem i, o bogowie, wyglądał cudnie, zatracony w 
namiętności, we mnie. 
Strider zaczął oglądać się dookoła, jakby nie mógł już znieść 
widoku jej twarzy. To go zabolało. I po robocie. Był całkowicie 
przekonany o jej zdzirowatej naturze. Kaia trochę się zasmuciła, że 
Strider już dłużej jej nie nagabywał, ale lepiej, że odpuścił. W jego 
mniemaniu miała pewnie i tak już zbyt bogate życie seksualne. Jednak 
udawanie słabej i głupiej nie przyniosłoby żadnych pozytywnych 
rezultatów dla ich, jakże przez Kaię wyczekiwanego, związku. 
Chociaż, dzisiejsza rozmowa pewnie też się do tego nie przyczyniła... 

background image

Ona kłamie – pomyślał Strider i nagle poczuł, że potrzebuje 
każdego grama swojej siły, by nie wybuchnąć śmiechem. Cholera, 
gdy zarzucała na niego swoje sieci, była dziesięć razy seksowniejsza. 
Pewnie właśnie dlatego, przekonałaby go do swojej teorii, gdyby… 
nie spojrzała na swoje stopy, gdy udzielała odpowiedzi. Tamto 
spojrzenie – kiedy Kaia wierzyła w coś z całego serca, jej pewność 
siebie biła blaskiem jak najjaśniejsza gwiazda. Porażce podobało się, 
że rozszyfrowali jej gierki, i wysyłał Striderowi małe, przyjemne 
iskierki przeszywające jego ciało. Zwycięstwo, którego się nie 
spodziewał, a które smakowało tak pysznie, jak wino zmieszane z 
ambrozją. Prawie tak wspaniale, jak pocałunek Kai. Nie myśl o tym 
teraz. Nie mógł się powstrzymać. Na niebiosa - ten pocałunek... Ta 
kobieta, to wcielona namiętność, jest nieziemsko zmysłowa. Mógłby 
ją „konsumować” przez wieki i nigdy by się nie nasycił. Język, 
którym kusząco poruszała - wspaniały, paznokcie, które delikatnie 
wbijała - wspaniałe, nogi, którymi go oplotła – bardziej niż wspaniałe. 
Ona mu po prostu... pasowała. Pasowała do jego ciała idealnie. Każda 
krągłość, każda płaszczyzna jej ciała, każde wcięcie. Byli jak dwa 
kawałki puzzli. Jak to możliwe, że wciąż mieli na sobie ubranie?! 
Gdyby ją rozebrał, to by... nie, nie, nie. Nie zaryzykuje, nie zapuści się 
w tę uliczkę. Pocałunek był błędem. Niesamowitym, lecz przeklętym 
błędem, który mógł mu przysporzyć wielu kłopotów. Ona i tak już 
zrobiła mu mętlik w głowie. Tym razem nie mógł za to winić jej 
skóry. 

background image

 Obnażone części ciała Kaia pokryła delikatnym makijażem, co 
sprawiało, że wyglądała piękniej niż jakakolwiek inna istota ludzka. 
Chociaż, nie, nie, ona nigdy nie wyglądała jak człowiek, nieważne co 
robiła. Jej rysy były bez zarzutu, olśniewające. Nigdy też nie całowała 
się jak ludzka kobieta. Była bardziej śmiała, soczysta, cholernie 
rozochocona. Bardziej moja - pomyślał i miał ochotę dać jej całego 
siebie tak, jak prosiła. Miał ochotę dać jej wszystko. Wtedy zdał sobie 
sprawę, jak szalenie się w niej zatracił - nie tylko starał się ją 
uszczęśliwić, po prostu sam się nią cieszył. Chciał brać, dawać i brać 
jeszcze więcej. Nie było jednak nic niebezpieczniejszego. Musiałby 
zadowolić ją o wiele bardziej, niż zrobił to Parys albo niesamowicie 
by cierpiał. Powstrzymanie swoich pragnień okazało się 
prawdopodobnie najtrudniejszą walką, jaką kiedykolwiek przyszło mu 
stoczyć, ale udało mu się. Wygrał. No i Porażka go za to uwielbiał, co 
okazał, wysyłając iskierki satysfakcji. Dziwiło go jednak, że Kaia 
chciała, by dał jej wszystko i więcej, on był gotów dostarczyć jej tego, 
czego pragnęła, ale po chwili chciała, by przestał. Rozpoznał 
wyzwanie, gdy tylko Kaia wyraziła swoje myśli. Stwierdzenie „założę 
się, że nie możesz przestać” było na sto procent wyzwaniem, jakby 
mu nagle ktoś pomachał czerwoną flagą przed oczami. Nie rozumiał 
tylko, dlaczego to zrobiła. Przypuszczał jednak, że nie miało to 
większego znaczenia. Skończyło się, nie ma odwrotu. Musi 
zapomnieć o pocałunku i skoncentrować się na tym, co go teraz czeka 

– na turnieju, na włóczni i na zwycięstwie. Musi zapomnieć różany 
kolor jej policzków, ciepłe powietrze, które wydychała, delikatne 

background image

przejawy złości widoczne w jej oczach za każdym razem, gdy 
zaczynał mówić. Musiał zapomnieć o tym, że wyglądała 
fantastycznie, gdy budziły się w niej emocje, gdy była rozpalona jak 
petarda - wtedy on sam też miał ochotę wybuchnąć. 

Kaia przerwała milczenie. 

- Strider... – zaczęła niepewnie. 
Stał w bezruchu. 
- Posłuchaj, zrobimy tak – powiedział stanowczo. - Ty mi nie 
ufasz, a ja nie ufam tobie, ale musimy współpracować. Powiedz mi w 
takim razie coś więcej o jutrzejszej bitwie, a potem pójdziemy 
rozpoznać konkurencję. 
Albo lepiej - ona pójdzie na zwiady, a on poszuka Włóczni. 
Pomimo że rozumiał jej trudną sytuację, jej cierpienie, to jego 
współczucie nie zmieni faktów - bez artefaktu nie będzie puszki. Tak 
więc, on poszuka i ukradnie włócznię nawet kosztem urażonej dumy 
Kai. Potem, z pewnością będzie się za to nienawidził, ponieważ 
zwycięstwo będzie się wiązać ze zdradą sprzymierzeńca, ale niestety, 
nic go od tego nie odwiedzie. 

- Zrozumiałaś? – zapytał, już rozpoczynając walkę z poczuciem 
winy. 
Pauza, długa i pełna niepewności. 

- Tak – wyszeptała. – Będziemy działać razem. 
- Dobrze – starał się wymazać z twarzy emocje i obdarzyć ją 
miłym spojrzeniem. – To teraz mów. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 8 

William - zawsze napalony, ale honorowy Władca Podziemi i 
mężczyzna fizycznie doskonały, został kiedyś ogłoszony 
Najprzystojniejszym Nieśmiertelnym Wszech Czasów i co z tego, że 
był jedynym sędzią w tej szczególnej konkurencji? Przysiągłby na 
resztki swojej duszy, że wyniki nie były ustawione.

 Teraz stał w salonie w ludzkim domu. Strider 
TenCoNieDotrzymujeSłowa powinien być tutaj z nim. Trzeba będzie 
się z nim policzyć – pomyślał. 

Strider obiecał być tutaj z nim. Jednak ten szczęśliwy gnojek 
spędzał sobie czas z harpią, gdy tymczasem William tylko marzył o 
takim uwodzeniu. Oczywiście był z wampirzycami, ludzkimi 
kobietami, wiedźmami, zmiennokształtnymi i boginiami, ale nigdy nie 
był z harpią. A chciał być. Wydął warg z poirytowania. Może, kiedy 
skończy tutaj, przeprowadzi ze Striderem małą rywalizację o uczucia 
Kai. Wojownik, mimo wszystko, lubił rywalizację, a William stwarzał 
ku niej okazję bardziej, niż inni mogli przypuszczać. Właśnie ta część 
jego natury była bardzo dobrym powodem, dla którego tutaj był. 
„Tutaj” było przeciętnym domem, z przeciętnymi pokojami, 
proszącymi się o dekoratora. Beżowe meble, beżowe ściany i beżowy 
dywan - jakby właściciele bali się innych kolorów. Och, zapomniał 
wspomnieć o na wpół pustych butelkach wódki schowanych w 
otworach wentylacyjnych, za książkami i nawet ukrytych w dziurach 

background image

w materacu? Ten nieciekawy raj dla alkoholika był jak więzienie, w 
którym dorastała jego Mała Gilly Cukiereczek. 

Gillian Shaw. Ludzka dziewczyna, brązowe oczy, zbyt 
zmysłowa – na jej nieszczęście. Jako siedemnastolatka zaznała więcej 
strachu i terroru, niż niejeden nieśmiertelny doświadczył przez 
wieczność. A wszystko z powodu właścicieli tego domu w Nigdzie, w 
Nebrasce. 

William nie miał wielu przyjaciół, więc opiekował się tymi, 
których miał. Owszem, Władców Podziemi nawet lubił. Zabawnie 
było patrzeć na ich tortury i obserwować, jak się zakochiwali, 
przypominając muchy złapane na lep. Na ten przykład – Strider. Do 
czasu, aż William zainterweniuje - oczywiście. Z pewnością wkrótce 
Kaia ulegnie jego zachwycającemu urokowi i zapomni o tym całym 
strażniku Porażki. Sama rozrywka była warta ceny biletu do ich 
Twierdzy w Budapeszcie, sprawiając, że mniejsza bogini Anarchii 
wariowała, by utrzymać Williama z daleka od tego, co przechowywała 
pieczołowicie jako cenny okup. Wiele nocy spędził na obmyślaniu 
sposobów odzyskania księgi napisanej kodem, która przepowiadała, 
jak można uratować go od przekleństw, którymi bogowie go 
obdarzyli. Ale teraz nie będzie o tym myślał. Będzie myślał tylko o 
swojej Gilly. Spotkał ją miesiące temu, kiedy partnerka strażnika Bólu 
przyprowadziła ją do twierdzy, a wówczas jakby go coś poraziło. To 
nie był pociąg seksualny - była na to zbyt młoda. Mógł przypominać 
sobie to tysiąc razy, jeśli to konieczne, ale dla niej pozostanie jedynie 
rycerzem na białym koniu. Spojrzała na niego i zobaczyła 

background image

najcudowniejszego nieśmiertelnego wojownika, którego ciało 
mogłoby dać jej nieopisaną rozkosz. Oczywiście. Każdemu by dało. 
Widziała też cudownego, nieśmiertelnego wojownika, który mógłby 
pokonać jej demony. Chciał pokonać dla niej te demony. Zabiłby jej 
demony. Przez ostatnie kilka miesięcy parę razy wracał do twierdzy 
poraniony od walki. Gilly opiekowała się nim, zawsze tak słodko 
dbając, by coś zjadł, by położył się do łóżka i by było mu wygodnie. 
Nie była nim onieśmielona. Śmiała się z nim, żartowała, a kiedy ją 
wkurzył, zostawała i walczyła z nim, zamiast uciekać i chować się 
przed jego humorami. W głębi duszy wiedziała, że on nigdy by jej nie 
zranił. Nawet, jeśli on sam tego nie wiedział. W jego wnętrzu 
panowała ciemność, kłębiąca się ciemność, przenikająca z 
najpodlejszych padołów piekieł. Ciemność, której nigdy tak bardzo 
nie kochał jak właśnie w tym momencie. Prawie wszyscy zauważali 
jego złą stronę. Widzieli nie mającego szacunku łotra, którego 
uzewnętrzniał. I nie, ten widok nie był kłamstwem. William był 
lekceważący aż do bólu, bardziej, niż przypuszczał i Gilly także 
dostrzegała tę jego stronę. Jednak nadal go akceptowała, nie prosząc 
nigdy, by się zmienił. Można było pomyśleć, że cieszyło ją jego 
towarzystwo, chroniła go. Nikt wcześniej nie próbował go chronić. 
Teraz, on chronił ją. Rodzina Gilly zraniła ją w najgorszy, możliwy 
sposób. Dlatego też, jej rodzina umrze w najgorszy z możliwych 
sposobów. Zemsta była jego własną formą ochrony, mimo wszystko. 
Niestety, czas uciekał, a Gilly nie kontaktowała się z nim ostatnio. To 
jednak nie zmieniało faktu, że oni sprawili jej ból w najstraszniejszy 

background image

sposób, zmuszając ją by samotnie stawiła czoła ulicy i, że mogli 
zrobić to znowu, komuś innemu. Chciał zadawać im ból przez długi 
czas i ta potrzeba była niezmienna - faktycznie, stawała się tylko 
silniejsza. 

William przeszedł przez pokój, podnosząc różne drobiazgi, 
rzucając nimi o podłogę i patrząc z uśmiechem, jak się rozbijają. 
Matka Gilly i jej ojczym byli aktualnie w pracy, a jej przyrodni bracia 
już tutaj nie mieszkali, więc nie martwił się o narobienie hałasu. Kiedy 
skończył swoje „małe ćwiczenie”, przejrzał zdjęcia stojące na 
kominku. Nie było na nich Gilly. Oczywiście wyrzucili ją ze swojego 
życia. Żadnego zastanawiania się, żadnej obawy o to, co się z nią 
stało, gdy odeszła. Co zobaczył? Trzydziestokilkuletnią, tlenioną 
blondynkę z silikonowym biustem i przeciętnie wyglądającego 
mężczyznę po trzydziestce. Wiliama aż skręcało od środka, by dać 
nauczkę temu człowiekowi. Gnojek zapłaci za każdy zły dotyk, każdy 
gram wstydu, jaki musiała znieść. Matka zapłaci za to, że pozwoliła, 
by to się stało. Bracia zapłacą, bo nie zdołali jej ochronić. 

Rodzina nie pozostawiła Gilly wyboru, dlatego dziewczyna 
musiała uciec w wieku piętnastu lat. Piętnastu! Była sama, żyjąc 
najlepiej, jak umiała aż do chwili, gdy rok temu Danika znalazła ją i 
sprowadziła do Budapesztu. Niestety, przez to, co ją spotkało, przez 
to, co robiła i co jadła, straciła do siebie szacunek. Widziała siebie 
jako wykorzystaną, brudną, niegodną. Sama nigdy tego nie 
powiedziała, ale on wiedział. Odkąd zamieszkała w twierdzy 
Władców, spała w sypialni tuż obok jego i słyszał jej nocne krzyki. 

background image

Wiedział, że nawiedzały ją koszmary. Jej rodzina zapłaci też za każdy 
jeden koszmarny sen, jaki jej się przyśnił. 

Nagle drgnął, gdy rozległ się dźwięk otwierania drzwi 
garażowych. Uśmiechnął się. Och, super! Pierwszy uczestnik Ran, 
Cierpienia i Śmierci był w domu. 

Kiedy na początku przybył, rzucił swoją torbę pełną „zabawek” 
na podłogę, więc teraz schylił się, by ją podnieść. O tak, nigdy 
wcześniej tak bardzo nie kochał swojej ciemności. Ale będzie zabawa! 

Kane - strażnik demona katastrofy, kroczył długim, zawiłym 
korytarzem niebiańskiego pałacu, w którym właśnie się znalazł. 
Ściany były naprawdę niesamowite, spowite tysiącami nitek 
tworzących całość. Grube i kolorowe nitki przedstawiały ożywione 
sceny jak gdyby ludzie, których na nich widział naprawdę żyli i 
oddychali, aż miał ochotę ich dotknąć. To był najbardziej inspirujący, 
a zarazem wzbudzający strach widok, jaki kiedykolwiek ujrzał – 
Strider i Kaia, czołgający się na szczyt wzgórza w świetle księżyca i 
kobiety skradające się za nimi z bronią wycelowaną w ich głowy? 
Zatrzymał się, skupiając na nich wzrok i zaciskając pięści. Pulsujący 
ból przeszył jego skronie. Ale kiedy spojrzał przed siebie - jakby w 
głąb obrazu, który zobaczył, ból powoli zaczął ustępować. 

Odetchnął. Jego myśli się zamgliły, a potem oczyściły - nie mógł 
sobie przypomnieć, co go tak zdenerwowało. Och, jak dobrze. Wdech, 

- wydech, wdech - wydech. Jasny, coraz jaśniejszy umysł. 
Uświadomił sobie, że powietrze niosło ze sobą słodki zapach 

background image

ambrozji. Czy to powodowało, że goście byli bardziej ulegli? Gdyby 
tylko miało to na niego zadziałać. Boginie, które tutaj mieszkały 
mogłyby pompować przez wentylację nawet benzynę, i tak nie 
zrobiłoby to na nim żadnego wrażenia. Jego demon kochał wszystkie 
pokrętne, przebiegłe i potencjalnie groźne rzeczy. I może, tylko może, 
miłość powstrzymałaby gnojka od roztrzaskania podłogi, na której stał 
Kane lub zawalenia sufitu nad nim. Może powstrzymałaby potrzebę 
zaspokajania Katastrofy choć na krótką chwilę. Przynajmniej taką 
miał nadzieję. 

Kane znowu się poruszył. Miał swój cel, prawda? Och, tak. 
Mojry go wezwały. Dlaczego, do cholery, go wzywały? Jakikolwiek 
był powód, on wolał robić dobrą minę do złej gry - nie chciał wkurzyć 
Mojr, a przez jego aktualny „co-się-kurwa-stało” stan umysłu, musiał 
być dodatkowo ostrożny. One nie były ani Greczynkami, ani 
Tytanami – nie wiedział kim były – a jednak, żaden bogobojny 
człowiek nie ośmieliłby się podnieść ręki na trzy kobiety, które tutaj 
mieszkały, i on nigdy by tego nie zrobił. Ponieważ Mojry były 
tkaczkami Losu. Przędły i tkały, a sceny, które przedstawiały, 
wydarzały się. Zawsze. 

Nikt nie zbliżał się do nich bez wezwania. Nawet Kronos - król 
bogów. I przez te wszystkie wieki Kane nie spotkał nikogo, kto by je 
dostał. Do dzisiaj. On - Katastrofa, był szczęśliwym wezwanym. 
Zdążył tylko wrócić z miasta, spędziwszy całą noc na poszukiwaniu 
łowców - żadnego nie znalazł. Strider musiał zabić ich wystarczająco 
wielu, zanim wyjechał. Opadł na łóżko, zdejmując z siebie broń, skórę 

background image

i buty. Zanim wyłączył lampę, zauważył błyszczący sznur zwisający z 
sufitu, z zżółkniętym zwojem na końcu. Czytając pergamin, nadal był 
zdezorientowany. To było coś pomiędzy zaproszeniem na ślub, a 
lekarską receptą, napisane w starożytnej Grece. 

Zostałeś serdecznie zaproszony do Świątyni Fatum. 
Odmowa przybycia może być równoznaczna 
z dekapitacją albo śmiercią. 

Dekapitacja albo śmierć? Naprawdę? Potem, chwilę później, 
jego otoczenie znikło, gdy stanął we wnętrzu tej świątyni, patrząc na 
nitki dookoła niego. Zmusił się do biegu, myśląc, że jego wahanie 
przyczyniłoby się do jego dekapitacji. Albo śmierci. 

Wiedział, gdzie był, ale nie wiedział dlaczego. Dlaczego on? 
Dlaczego teraz? Szukaj, a znajdziesz. 

Ścienne gobeliny wydawały się go śledzić, ale nareszcie - albo 
niestety? - dotarł do końca korytarza i znalazł… pokój do tkania? Trzy 
kobiety, raczej wiedźmy, siedziały na drewnianym podeście, 
pochylone z białymi włosami wijącymi się na ramionach. Wszystkie 
trzy nosiły nieskazitelnie białe, pomarszczone szaty. 

Jedna z nich z plamami na dłoniach – Kloto, którą znał z 
krążących legend – przędła nici. Druga, mająca zdeformowane palce – 
Lachesis – splatała nici razem, a kolejna, z zanikającymi źrenicami, 
Atropos, przecinała nić nożycami. 

background image

Kane zacisnął usta - czekał, aż zostanie zauważony. Pozostawał 
cichy i pełen szacunku dla mocy jeszcze większej niż jego własna. 
Może właśnie dlatego go wybrały, pomyślał. 

Żaden z innych Lordów nie traktował ich z szacunkiem, na jaki 
zasłużyły, a kara musiała zostać wykonana. Jeśli oni znali prawdę. 
Mógł wiedzieć, jak okazywać im szacunek, ale tak naprawdę to był 
największym patałachem. Jedynym, który nie mógł niczego zrobić 
dobrze. Jedynym, który nie udzielał się, bo powodował więcej szkody, 
niż było z niego pożytku. Jednak nigdy nie opuszczał go uśmiech. Nie 
tutaj i nie wśród przyjaciół. Nie chciał, by poznali prawdę. Nie chciał, 
by wiedzieli, że wewnątrz targał nim zamęt. 

Przeważnie, funkcjonował jak na autopilocie. Kiedy jego demon 
stawał się dla niego zbyt potężny, potrzebował ucieczki - miał ochotę 
niszczyć, zapomnieć, udawać, sycić się – on… robił różne rzeczy. 
Niszczące rzeczy. 

Sabin - strażnik Zwątpienia i wojownik Kane poszliby razem do 
piekła, wiedział to. Ale Sabin był jedynym, który to robił, i nie było 
zaskoczenia, gdy pochwalił jego siłę, i nawet pomógł mu ją 
ukierunkować. Przed wyjazdem ze swoją żoną, Sabin zostawił mu 
mały prezent. Część jego miała ochotę zawrócić i zrobić to, czego 
potrzebował. Inna jego część zadowalała się czekaniem. Zignorował 
prezent i udał się do miasta, mimo wszystko myśląc, że zdoła oprzeć 
się pokusie. Nawet zaplanował sobie drzemkę po powrocie. 
Cokolwiek, by tylko uratować swoją duszę od dalszych zniszczeń. Ale 
jak długo to mogło trwać? 

background image

Stał tam, czekając, aż zostanie zauważony, przez godzinę, a 
może dwie. Zwykle bezczynność prowokowała jego demona do 
działania, do spowodowania katastrofy albo czegoś podobnego. Może 
to był wpływ ambrozji - taką miał nadzieję, albo może demon bał się 
wiedźm, jak każdy w niebiosach. Niemniej jednak Katastrofa 
zachowywał się spokojnie, cicho tylko pomrukując gdzieś w głębi 
umysłu Kane’a, a dźwięk ten rzadko kiedy zanikał. 

- Dlaczego tu jesteś, chłopcze? – spytała w końcu Kloto 
zachrypniętym głosem. Nigdy nie odwracała wzroku od swojej pracy. 
Uh, co teraz? 

- Otrzymałem twoje wezwanie… Moja Pani – dodał. 
Bogowie, jakim on był lizusem. Ale facet musiał robić to, co 
do niego należało. To, że nosił spodnie, nie znaczyło, że powinien się 
pochylić, by ktoś go kopnął w dupę. 

- Wezwałyśmy ciebie? Przecież to było z tysiąc lat temu – 
odpowiedziała Lachesis. – Jestem tego pewna. 
- Pewna tego - odezwała się Atropos. – …że nigdy nie 
przyszedłeś. 
- Więc twoje wezwanie zostało anulowane. 
- Możesz odejść tak samo, jak tu przyszedłeś. 
Mógł się tylko na nie gapić. Wezwały go tysiąc lat temu? 
Dlaczego nie ścięły go za to, że się nie stawił? 

- Nie, że nie mam dla was szacunku, ale dopiero teraz 
otrzymałem wasze życzliwe zaproszenie. 
- To nie nasza wina. 

background image

- Prawdopodobnie nie zwróciłeś na nie uwagi. 
- Może nauczysz się zwracać uwagę na szczegóły. 
- Możesz odejść tak samo, jak tu przyszedłeś. 
Szacunek to jedno, ale zaspokojenie ciekawości to co innego. 
Poza tym, jeśli sprowadziły go tutaj, by udzielić mu paru słów 
mądrości, które mogłyby uratować jego i jego przyjaciół, albo ostrzec 
go, on cholernie chciał usłyszeć te słowa. Dlatego, bez nich nie 
odejdzie. 

- Mógłbym dostać od was informację? – spytał. 
- Jaką informację? 
- Kto powiedział coś o jakieś informacji? 
- Jesteś stuknięty, prawda? 
- Możesz odejść tak samo, jak tu przyszedłeś. 
Przesunął językiem po zębach. 
- Jeśli nie chciałyście mnie o niczym informować tysiąc lat temu 
- uważał, by w jego głosie nie pojawił się gniew. – To dlaczego mnie 
wtedy wezwałyście? – Musiał zapytać okrężną drogą. No dalej, złap 
się na przynętę. Powiedz mi. 
- Kloto, pamiętasz ostatni raz, gdy ktoś próbował nas wkręcić w 
taką odpowiedź? 
- Och, tak, Lachesis. Tkałyśmy ją bez końca. 
Bez końca? 
- Może wreszcie będzie miała nauczkę. 
- Może jeszcze nie dostała nauczki. 
-Ona nie odeszła tak samo, jak przyszła. 

background image

- Kim ona jest? – spytał, prostując się. 
Głupi ruch, możliwe, ale nie mógł odejść tak samo, jak tu 
przyszedł, więc jaki miał wybór? Przenoszenie się błyskawicznie z 
miejsca na miejsce to nie umiejętność, jaką posiadał. 

- Ona? To twoja dziewczyna, oczywiście – powiedziała Atropos. 
- Moja dziewczyna? - zamrugał. 
- Jedna z nieskończonych. 
- Nie, nie – powiedziała Kloto. – Ona nie jest jego. Tylko ta 
druga. Albo ta, co próbowała nas wkręcić? 
- Według mnie obie są jego – sprzeciwiła się Lachesis. 
- Ona jest moja? One są moje? – złapał oddech. 
Jego co? Kochanki? Tak czy inaczej, nie, dzięki. Gdyby z nim 
były, zniszczyłby je. Jego kobiety cierpiały, zawsze. Jego demon już o 
to dbał. Kane był skazany na samotność. 

- Oczywiście, że ona jest twoja, chociaż nie ta nieskończona. 
Ona nie należy do nikogo. Chyba, że faktycznie, ona należy do ciebie. 
Zaśmiały się. 

- To dobre, moja siostro. Będę musiała pamiętać o kolejnym 
wezwaniu wojownika. 
- Kto należy albo nie należy do mnie? – spytał, spoglądając to na 
jedną, to na drugą wiedźmę. 
Kolejne wezwanie? 

- Nieodpowiedzialność, oczywiście. 
- Nieodpowiedzialność – powtórzył. - Strażniczka 
Nieodpowiedzialności? 

background image

Kane wiedział, że nieśmiertelność nie wchodziła tu w rachubę. 
Więcej demonów było uwięzionych w puszce Pandory, niż było 
niepokornych wojowników, więc bogowie, zdesperowani, by uwięzić 
pozostałe, „rozdali” je więźniom Tartaru. Nieodpowiedzialność była 
jedną z tych pozostałych. 

Nawet nigdy nie widział… jej. Cholera. Zawsze zakładał, że 
strażnikami mogą być jedynie mężczyźni. Jego błąd, którego nigdy 
więcej nie popełni. On i jego przyjaciele chcieli mieć wszystkich 
nieśmiertelnych opętanych przez demony po swojej stronie. A to 
oznacza odnalezienie ich, zanim zrobią to łowcy. Mimo wszystko, 
Galen - strażnik Nadziei i przywódca łowców, potrafił przekonać 
wszystkich do wszystkiego. A ostatnią rzeczą, której potrzebowali 
Władcy, to przekonanie ich braci do ich zniszczenia. 

- Dopiero co, tego nie powiedziałam? – spytała jedna z nich. 
- Powiedziałaś. 
- Nie jesteś zbyt bystry, prawda, chłopcze? 
- Jak znajdę tę z nieskończonych? – spytał, ignorując pytanie. 
Mógł nie chcieć jej jako dziewczyny, ale chciał odnaleźć 
strażniczkę demona. Co ona mogła robić? Jaką mocą władała? 

- O co chodzi z tą nieskończonością? 
- Jak on może nie znać odpowiedzi na te pytania? 
- Nie odpowiadałyśmy już mu na to pytanie? 
- Może nasza linia czasu znowu została zatrzymana? – 
powiedziała Kloto. 

background image

Znowu? Jak często im się to zdarzało? Albo lepiej – jakie były 
konsekwencje, kiedy była zatrzymana? 

- Powinnyśmy ją cofnąć? 
- Powinnyśmy ją przewinąć do przodu? 
Dobrzy bogowie! Żadna opcja nie wydawała się mądra. 
- Tak – powiedziały zgodnie, potrząsając gobelinem, nad którym 
pracowały. 
Nastąpiła chwila ciszy, a potem następna. 

- Co tutaj robisz, chłopcze? 
Kane otrząsnął się i zamrugał. Nic się nie zmieniło - ani 
otoczenie, ani kobiety - wszystko było takie samo, jak gdy wszedł na 
początku, jednak może one zapomniały o jego obecności? Albo 
cofnęły linię? Albo przewinęły do przodu? Cholera. Tak czy inaczej, 
co to oznaczało dla niego? 

- Wezwałyście mnie – wychrypiał. 
- Tak, tak. Wezwałyśmy ciebie. 
- Tylko tego poranka. Dobrze, że tak szybko przybyłeś. 
- Imponujące. 
Musiały przewinąć o tysiące przeklętych lat. Kiedy opuści 
świątynię, wróci do starożytnej Grecji? Żołądek mu się ścisnął. 

- Jesteś zmartwiony. 
Mogły czytać mu w myślach, tak samo, jak manipulowały 
czasem? Naprawdę powinien był posłuchać ich rady i odejść tak, jak 
przyszedł. To było… to było tak samo nieudolne jak on. 

- Specjalnie dla ciebie przerwałyśmy pracę nad tkaniną. 

background image

- Wracaj tak, jak przyszedłeś. 
Dzięki bogom. 
- Wspominałyście o kobiecie. 
- Nie wspominałam o kobiecie. A ty wspominałaś o kobiecie? 
- Ja nie. Nie wspominałam o kobiecie dla strażnika Katastrofy 
od tysięcy lat. 
- Może nasza linia znowu się zatrzymała - znowu potrząsnęły 
gobelinem w rękach. 
Kane czekał przez kilka uderzeń serca w ciszy z suchymi ustami, 
a jego kolana zaczęły drżeć. 

- Ja… ja myślę, że odejdę tak samo, jak przyszedłem – 
powiedział, cofając się. Nie mógł już tego wytrzymać. One po prostu 
nie były wstanie udzielić mu prostej odpowiedzi, ich umysły nie były 
zdolne odróżnić przeszłości od przyszłości. - Dziękuję za zaproszenie 
mnie i za waszą gościnność. Jeśli mogłybyście tylko wskazać 
wyjście… 
Atropos, ta z oczami białymi jak śnieg, odwróciła wzrok od 
swoich nożyc i wydawało się, że to niemożliwe, ale spojrzała na 
niego. 

- Wreszcie się pojawiłeś. A już miałyśmy zrezygnować. 
Potarł kark. Dlaczego one go wezwały? 
- Tak, nareszcie – cofnął się jeden krok, dwa. – Przepraszam, że 
czekałyście i jeszcze raz dziękuję za wasz poświęcony dla mnie czas, 
ale ja naprawdę muszę… 

background image

- Cisza – Lachesis również na niego spojrzała, chociaż jej 
zdeformowane palce nie zaprzestały pracy. – Zawsze wiemy, co się 
stanie, ale nie wiemy dlaczego. Sprawiłeś, że się zastanawiałyśmy i 
zastanawiałyśmy, aż w końcu doszłyśmy do wniosku, że ty udzielisz 
nam odpowiedzi. 
- Odpowiedzi na co? – spytał, zatrzymując się, niepewny czy 
chciał wiedzieć. 
Trzecia wiedźma – Kloto, nie spojrzała na niego, tak samo jak 
pozostałe. Ona po prostu powiedziała: 

- Chcemy wiedzieć, dlaczego rozpocząłeś Apokalipsę – i dalej 
beztrosko przędła nić. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 9 

- Wytłumacz mi to – szepnęła wściekle Kaia. – Kiedy mówiłeś o 
treningu skautów, miałeś na myśli prawdziwy trening skautów? 
Strider rzucił jej szybkie spojrzenie, gdy wspólnie robili kołyskę 
na plecach drugiego. Księżyc w pełni wisiał wysoko na niebie, ale 
przez gałęzie drzew niewiele światła do nich docierało. Nie miał z tym 
problemu, bo ćwiczył przystosowywanie oczu do ciemności, by nie 
przegapić żadnego istotnego szczegółu. Z wyjątkiem dzisiejszego 
wieczora, koncentrował się na samych nic nie wartych szczegółach. 

Nieważne - Kaia wyglądała bardziej seksownie niż 
kiedykolwiek. Jego własna laleczka Barbie… z edycji „od lat 18-tu”. 
Pomalowała twarz na czarno i zielono, by lepiej wtopić się w noc, a 
ogniste włosy przewiązała bandaną. Krótkie szorty a la Booty Camp 
opinały jej tyłeczek. Strider wyobraził sobie energiczny trening w 
takim obozie. Interesujące. Ten, kto nie stosował się do dyscypliny 
poddawany był karze. Witaj, Bestio Striderka. 

Tego potrzebował – swojego członka twardego jak stal. Ten 
cholerny pocałunek zniszczył wszystko. Zachowując swój język tylko 
dla siebie, mógł myśleć o Kai tylko i wyłącznie jako o przyjaciółce. 
Jednak w tej chwili miał ochotę przekonać ją, że seks oralny to część 
ich treningu. 

To nie jest wyzwanie – powiedział swojemu demonowi. 
Cisza. Uff. 

background image

- Nie mówiłem dosłownie – powiedział. 
Poczuł, jakby ostry kamień przebił mu żołądek. Świetna 
perspektywa. Dyskusja o wyznaczonych celach – dobrze. Fantazje o 
swojej towarzyszce – źle. Tak, cholernie źle. 

- A myślałaś, że o co mi chodzi? 
- A więc, huh. Myślałam, że chciałeś ich rozwalić. 
Zaczekaj tylko. 
- Więc twoim zdaniem rozwalenie twojego przeciwnika przed 
turniejem jest okej, ale kradzież tej wielkiej nagrody dla swojego… 
swojego… małżonka, już nie? 
Ledwie mógł wypowiedzieć te słowa. Robienie tego sprawiało, 
że ich związek wydawał się bardziej trwały niż tymczasowy. 
Zatrzymała się i zrobiła do niego minę. 

- Nie mogę uwierzyć, że w ogóle o to pytasz. Przeciwników 
rozwala się tylko w czasie turniejów. Nawet się do tego zachęca. 
- Myślałem, że nigdy wcześniej nie uczestniczyłaś w Turnieju 
Harpii? 
- Prawda, ale patrzyłam, jak moja matka to robi. 
- Dobrze – mruknął. – Ale możesz kogoś rozwalić. 
Tymczasem, on trzymałby się pierwotnego planu. Kiedy ona 
zmniejszyłaby liczbę współzawodników, on mógłby rozejrzeć się po 
obozie harpii. Plan, rozmieszczenie strażników, czas ich reakcji. 

- Użyj rąk, chociaż pchnięcie nożem wydaje się bardziej 
okrutne. 

background image

Właściwie to nie chciał przypadkowo zostawić śladów krwi w 
namiocie, co mogłoby zdradzić jego zamiary. 

- Nic więcej nie mów. Przyszłam przygotować się na turniej. 
Przesunęła dłoń w dół na swoje… majtki? Tak, zrobiła to. 
Słodkie niebo, zrobiła to. Na pewno, w swoim centrum była ciepła i 
mokra, przygotowana na jego fiuta. 

- Mam coś, co mogłoby ci się spodobać. 
Cholera, tak, zrobiła to, Bestia Striderka w zastraszającym 
tempie stawała się prawdziwa. Wtedy Kaia potrząsnęła nim, cofając 
się i wyciągając do niego swoją dłoń. W środku trzymała mały 
srebrny pasek. Jednocześnie rozczarowany i zaskoczony zmarszczył 
brwi. 

- Co to jest? 
- Zegarek. 
Chwyciła jeden koniec i strzepnęła nadgarstkiem. Coś 
pstryknęło. Pasek powiększył się o kilka cali. Kolejne strzepnięcie, 
kolejne kilka cali, aż przeklęta rzecz była podobna do dużej policyjnej 
pałki. Albo do Bestii Striderka. 

- Chcę taki – powiedział. 
Jej oczy zalśniły. 
- Wiem. Ale trzymaj łapy przy sobie, demonku. Ten jest mój. A 
teraz, chodź – złożyła pasek do pierwotnych rozmiarów. 
- Hej. Jestem twoim małżonkiem. Co należy do ciebie, należy 
też do mnie, harpia dziewczyno. 
Co jeszcze wie? Mówiła, że tytuł to nie obowiązek. 

background image

Podszedł do niej. Wreszcie dotarli do granic prowizorycznego 
obozu, a powietrze wokół nich skwierczało. W jego pierwszych 
dniach na Ziemi, polowania na Łowców często doprowadzały go do 
takich obozów jak ten. Wiele namiotów, głazy służące jako krzesła i 
ptaki z ogniska. Zawsze byli żołnierze patrolujący teren. 

- Nikogo tu nie ma – szepnął. 
- Wiem – odpowiedziała Kaia. 
Westchnęła, przygnębiona. Mieszkańcy uciekli w pośpiechu. 
Buty utkwione w błocie były dowodem na to, że ich właściciele nie 
nadążali stawiać kroków. Ptaki spaliły się na węgiel, aż czarny dym 
unosił się ku niebu. Z butelki leżącej na ziemi wypływała woda. 

- Słyszałam, jak opuszczają tonący statek - dodała. – Ale miałam 
nadzieję, że chociaż kilku zostało. Czy nikt już nie broni swojego 
terytorium? 
Słyszała ich? A on, szkolony żołnierz, nie słyszał? Musiał 
kontrolować swoje ego. Odetchnął. Nie zapominaj o Głównej Misji. 
Włócznia – i nie ta w twoich spodniach. 

- Rozejrzę się. Zostań tutaj i nasłuchuj. 
- Nie ma mowy. Ja się rozejrzę. A ty tutaj zostaniesz. 
- Cholera, Kaia. Lepiej… umph. 
Coś mocno owinęło się wokół jego kostek i szarpnęło go do 
tyłu. W połowie drogi się obrócił, zwalniając w ten sposób tempo i 
zaparł się. Dobiegł go smutny, kobiecy jęk, gdy się uwolnił. 

Wygraj - powiedział nagle Porażka, po raz pierwszy odkąd 
opuścili motel. Zrób to. W tej chwili. 

background image

Wojowniczki otoczyły go, jednocześnie obserwując. Każda z 
nich trzymała broń - od maczet poprzez topory do neolitycznych 
sztyletów. Proszę, proszę. Powoli wstał, unosząc ręce do góry. 

- Dobry wieczór, paniom. Co możemy dla was zrobić? 
Kaia przykucnęła i zaskrzeczała. Poznał ten skrzek. Jej Harpia 
przejęła kontrolę. Na myśl, że został zraniony? Albo, że inna kobieta 
położyła na nim swoje łapy? Tak czy inaczej, świat widziała przez 
czerwono-czarną mgłę, a od pragnienia krwi puchł jej język. 

- Mój – powiedziała niskim, chrapliwym głosem. 
To było jedyne ostrzeżenie, zanim zaatakowała. Krążyła jak 
nietoperz, z wdziękiem, ale jednocześnie udawało jej się celować, co 
go zdumiało, a Porażka zaskamlał, bardziej niż inni, pragnąc 
zwycięstwa. Ona poruszała się jak tancerka. Zabójcza, psychotyczna 
tancerka, która najwidoczniej chciała spędzić resztę życia w 
więzieniu. Moja kobieta. Metal zazgrzytał, nadziewając się na kości i 
gruchocząc je. Więcej pisków, więcej jęków. To była prawdziwa 
bitwa. Przelotnie zobaczył minę Kai, gdy się obróciła. Zimna i 
bezlitosna. Czerwone tęczówki zlały się z czarnymi źrenicami jej 
oczu. Jak płomienie. Prawdziwe, trzaskające płomienie. Mógł poczuć 
ich gorąco, aż na jego czoło wystąpiły kropelki potu. Błękitny ogień 
emanował z jej skóry. Nie ogień harpii, ta śliczna tęcza, która na co 
dzień utrzymuje się pod powierzchnią jej skóry, tylko najgorętsze 
języki ognia. 

Rozpamiętywał ich pocałunek… znowu… i sposób w jaki go 
rozpaliła, jaka gorąca była. Żywy piec. To przypomniało mu, że on też 

background image

chciałby wrócić do gry. Zastanawiał się, czy… ona posiadała jakieś 
specjalne moce? Jej pazury cięły bez opamiętania, a zęby rozrywały 
skórę. Jej ciało poruszało się tak szybko, że ledwo mógł ją zauważyć, 
ale kilka razy Kaia się cofała, jakby ktoś chciał ją uderzyć. Kilka 
uderzeń serca później, ktoś zawył z bólu… bo płonął? 

Wygraj - warknął przez chwilę zapomniany Porażka. 

Świetnie. Daj mi minutę. Było kilka rzeczy, które musiał 
dopracować. Na przykład, jak włączyć się do walki, nie wpadając w 
szpony Kai. 

Wygraj! 

Odpowiedź przyszła natychmiast. Strider wyciągnął swojego Sig 
Sauera zza paska spodni. Przyszedł przygotowany, w razie, gdyby 
musiał zdjąć kogoś, kto stanąłby mu na drodze. Teraz, akurat pragnął 
zabić kogoś, kto tylko spróbowałby tknąć Kaię. Właśnie to robią dla 
siebie przyjaciele. Strzelił w powietrze. Boom. Usłyszał sapanie, 
szelest odzieży, ciężkie kroki. Potem nastąpiła cisza. 

- Wracajcie do piekła – warknął, obniżając broń. – Już. I zanim 
zaczniecie się zastanawiać, czy mam na tyle naboi, by rozjebać wam 
mózgi na drzewie, pozwólcie, że skrócę wasze męki i odpowiem. 
Owszem, mam. 
Kaia uspokajała się, sapiąc i ociekając krwią. Kobiety szybko się 
od niej odsunęły. Równie szybko, jak te ślicznotki się poruszyły, 
zaatakowałyby go, próbując zabić. Ale tego nie zrobiły. Albo 
zrozumiały, że on je zdejmie, zanim zdołają do niego dotrzeć, albo 
zwyczajnie bały się jego demona. 

background image

Porażka warknął z aprobatą, a Strider poczuł rozprzestrzeniające 
się w piersi ciepło. Więcej ciepła niż zwykle, zwłaszcza, że jeszcze 
nie wygrał. Wówczas, przypomniał sobie pierwsze wyzwanie, które 
demon przyjął odnośnie Kai i tych kobiet. Ten, ktokolwiek ją zrani, 
musi cierpieć. Miło. 

- Ty – powiedział do Kai. – Podejdź bliżej. 
Ona też była posłuszna. Wolną ręką pogładził ją po nadgarstku, 
bardziej po to, by ją uspokoić, a nie pocieszyć. Ale, do cholery! 
Dotykanie jej było jak dotykanie stopionej stali. Pod palcami poczuł 
pęcherze na jej dłoniach. Przejmował się tym? Troszeczkę. Bolało ją, 
gdy była w tej postaci? W końcu jej oddech się wyrównał, a czarny 
kolor znikł jej z oczu, zabierając ze sobą migoczące płomienie. Jej 
skóra ostygła. 

- Ćwiczenia pierwsza klasa, laleczko – powiedział. 
- Kiedy chcesz, cukiereczku – słowa brzmiały surowo i szorstko, 
gdy mówiła z lekką chrypką. 

Jej Harpia była pod kontrolą. 

Rozejrzał się. On i Kaia zostali otoczeni, ale krąg się zwiększał. 

Każda z harpii groźnie na niego spojrzała. Gdy zasłonił swoim ciałem 
Kaię, poczuł ukłucie strachu. Jego opiekuńczość prawdopodobnie jej 
przeszkadzała, ale nie zamierzał pozwolić, by to ona dowodziła. Może 
to i byli jej ludzie, a jej siostra Gwen już kiedyś udowodniła, że ich 
rodzina lubi zabijać. Strider nigdy nie miał takiej rodziny. Nazwijmy 
to prezentem. Kaia stanęła przy nim i rzuciła swój pasek pod… stopy 
swojej matki. Miał ochotę przekląć. 

background image

- Witaj, Tabitho – powiedziała spokojnie. 
Ciemnowłosa piękność wystąpiła na przód, zwracając uwagę 
bardziej na niego niż na własną córkę. 

- Odłóż pistolet, demonie. Pomimo twojej gadki i tak wszyscy 
wiemy, że go nie użyjesz. 
Kaia jęknęła. 

- Nie powinnaś tego mówić. 
Uśmiechając się, Strider wycelował i nacisnął spust. Boom. 
Rozległ się donośny wrzask. Trafił Harpię stojącą obok niej. Krew 
lała się strumieniami z rany na udzie. Ranna kobieta skakała na jednej 
nodze, aż w końcu upadła. 

Wygrana! Porażka zachichotał. 
Więcej ciepła rozlało się po jego piersi, gdy jednocześnie uniósł 
brew.

 - Mówiłaś coś? 
Tabitha spojrzała na Kaię, przeklinając, w czasie, gdy odwróciła 
się do swojego roztrzęsionego klanu, wzruszając ramionami. 

- Ledwie ją drasnąłeś. 
- Tak? Dobrze, więc pozwól, że spróbuję jeszcze raz. 
Znowu nacisnął spust. Ta kula trafiła w udo Tabithy. Ciemny 
materiał jej spodni ukrył to, co zrobił. Jednak nie mógł ukryć 
powietrza przesyconego metalicznym zapachem krwi. Jedynym 
znakiem, że oberwała był odsłonięty kawałek jej mlecznej skóry na 
udzie. 

background image

- Och, cholera – powiedział. – Chyba znowu nie trafiłem tam, 
gdzie powinienem. Mógłbym znowu spróbować. Kto następny? 
Po zgromadzonych rozległy się jęki i sapania. Tabitha 
pozostawała milcząca. Nawet ptaki były posłuszne, a ich ćwierkanie 
rozpłynęło się jak mgła. 

-Oczywiście, to ty musiałaś być tą, która upadła dla sztuczki z 
otwarciem ognia – zwróciła się do Kai. – Nie dziwi mnie to. 

- To jest nas dwie. Ty upadłaś dla kogoś, kto z ogniem był za 
pan brat – włożyła dwa palce do ust i zagwizdała. 
Nagle, drzewa nad nim zaszeleściły. Szeroko otwartymi oczami 
patrzył, jak pojawiali się: Sabin, Lysander, Taliyah, Bianka, harpia o 
imieniu Neeka i kilka innych kobiet, których nie znał. Siedzieli 
wysoko w koronach drzew, obserwując rywalizację. Porażka znowu 
zaczął obijać mu się o czaszkę. 

I z czego się tak cieszysz? Oni wszyscy tam byli, a on nawet o 
nich nie wiedział. Mogliby go zabić, zanim w ogóle zorientowałby się, 
że został zaatakowany. A myślał, że jest wyszkolony, co za… 
porażka. Cóż, dobrze, że dzisiaj nie musiał kontrolować swojego ego. 
Odetchnął. Nie miał powodu, by siebie winić. To Kaia i jej Booty 
Camp odwracały jego koncentrację. 

- To pierwszy raz – zaskrzeczała Tabitha. 
Wokół niej rozległy się szepty pomieszane z paroma 
parsknięciami i sapaniami z wściekłości. 

- Teraz to jestem zaskoczona. 
- Jak? – jego szorstki ton pasował do głosu jej matki. 

background image

Kaia nawet nie udawała, że nie rozumiała. 

- Napisałam do nich zanim opuściliśmy motel. 
Dobry pomysł, ale był zawiedziony, że sam na niego nie wpadł. 
- I nie mogłaś mnie poinformować? 
- Nie – stwierdziła, ot tak, po prostu. – Więc, Najdroższa Matko 
– powiedziała, uciszając go. – Żałujesz, że wyrzuciłaś swoje córki z 
zespołu? 
- Nie – powiedziała Tabitha równie stanowczo jak Kaia. 
Auć. Kaia zesztywniała, ale tylko na sekundę. Nie ośmielił się 
zajrzeć jej głęboko w oczy, nie ośmielił się objąć ją w talii i 
zaoferować jej oparcie. Teraz nie było na to czasu. Ale później… tak, 
później, wbrew swemu fizycznemu pragnieniu i niebezpiecznej 
samokontroli. Pocieszanie było jego obowiązkiem jako małżonka, a 
przez następne cztery tygodnie on był jej małżonkiem. Cokolwiek to 
miało znaczyć. 

Seks nie był aż tak ważny. 

Przynajmniej, to będzie sobie wmawiał. Ciągle, dopóki sam w to 
nie uwierzy. Albo dopóki nadmiar spermy go nie otruje, czy zabije. 
Owszem, mógł zakraść się i wykorzystać jedną z przebywających tu 
kobiet, ale dobrze wiedział, że by tego nie zrobił. I nie dlatego, że 
Kaia zabiłaby każdą kobietę, z którą wdałby się w romans, ale przede 
wszystkim dlatego, że nie chciał nikogo innego oprócz niej. 
Posmakował słodyczy Kai, czuł pod sobą krzywizny jej ciała i 
wiedział, że żadna śmiertelna kobieta nie mogłaby się z nią równać. 

background image

Ale bez wątpienia przejdzie mu to zauroczenie. Nawet Haidee nie 
udało się przykuć jego uwagi na długo. 

Haidee. Huh. Dzisiaj prawie o niej nie myślał, chociaż zaprzątała 
jego myśli przez całe tygodnie. Typowy Strider. Przez wieki był 
głównym kandydatem do tytułu na Największego Lekkoducha na 
Świecie. 

- Ty naprawdę myślisz, że możesz wygrać turniej? – spytała 
Tabitha Kaię. 
- Tak. 
- Wygrać ze mną? 
- Nienawidzę się powtarzać, ale tak. 
Moja dziewczyna. Dobra, jego dziewczyna na chwilę. 
- Juliette mogła wygrać ostatni ósmy turniej, ale tylko dlatego, 
że mi nie wolno było walczyć. Przecież wiesz, że nigdy nie poniosłam 
klęski – powiedziała Tabitha, bawiąc się medalionem wiszącym na jej 
szyi. 
Znowu Kaia zesztywniała, a fala bólu się po niej rozlała. Ale jak 
szybko przyszła, równie szybko odeszła. Czy ten medalion miał jakieś 
znaczenie? Zapamiętał, by spytać Gwen, bo był pewny, że Kaia nie 
udzieli mu wyczerpującej odpowiedzi. Nigdy tego nie robiła. 

- Istnieje powód, dla którego nigdy nie przegrałaś. Nigdy nie 
walczyłaś ze mną – odpowiedziała dumnie Kaia. 
„Będzie gotowa, by zabić” -kobiecy głos rozległ się w jego 
głowie. Głos Tabithy. Ten sam głos, który słyszał, w czasie, gdy 

background image

rozglądał się po terenie. Nie zwracała na niego najmniejszej uwagi, 
ale on wiedział. 

- Cholera – mruknął. 
Kaia rzuciła mu zdumione, a zarazem urażone spojrzenie. 
- To prawda. 
- Wiem, laleczko. Nie mówiłem do ciebie. 
- Och. Dobrze. W porządku. 
Wygraj! - głos Porażki drżał, ale nadal mały bękart nie chciał 
ustąpić. Zdecydowali się pomóc Kai i to zrobią. Nie zabiją jej. 

„To ona tu będzie zabita… i nie możesz nic zrobić, by jej 
pomóc”. 

- Przestań – warknął, patrząc na dowodzącą kobietę. 
Tabitha zamrugała niewinnie. 
- Dlaczego twój małżonek rozmawia ze mną bez mojego 
pozwolenia? – spytała Kaię. – Nie nauczyłaś go właściwych manier? 
Więc zwykły człowiek nie mógł się odezwać do tych kobiet bez 
pozwolenia? Pieprzyć to. 

- Spróbuj jeszcze raz tknąć moje myśli, harpio, a pożałujesz. 
A'propos… jak tam noga? 
Syknęła na niego. 

Wygraj! 

Wiem - Strider uspokoił demona. -Mówiłem ci. Nie pozwolę, by 
coś się stało Kai. 

Kaia także zamrugała, tylko, że ona wyglądała bardziej na 
wstrząśniętą. Nie wypytywała swojej matki, a sam się zastanawiał, 

background image

czy milczała, bo wiedziała, że jej matka nie odpowie albo, że 
przesłuchiwanie jej matki ujawniłoby jakąś jej niewiedzę, co 
postrzegane by było jako słabość. 

To harpie, człowieku. Przy nich życie wydawało się być jedną 
wielką grą. To śmieszne, jeśli jego spytać. Co za ironia. Ale musi 
przebrnąć przez ten cały turniej dowcipu. 

- Niech cię nie obchodzi mój facet – odpowiedziała w końcu 
Kaia, unosząc podbródek. 
Mój facet. Podobało mu się to. Zacisnął zęby. To był tylko 
udawany związek, a nie mógł sobie pozwolić na pomylenie udawania 
z rzeczywistością. 

- Jestem zaskoczona, że zdołałaś usidlić strasznego Władcę 
Podziemi – powiedziała Tabitha. 
- A ja nie – odpowiedziała Kaia, wzruszając ramionami. – 
Jestem wystarczająco ładna, by robić dobre wrażenie. 
Twarz Tabithy nadal pozostawała bez wyrazu. Żadnej dumy, ani 
rozczarowania. 

- Domyślam się, że jutro dowiemy się, do czego dokładnie jesteś 
zdolna, gdy turniej naprawdę się zacznie. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 10 

Parys - Strażnik Rozwiązłości… lub Seksu, jak Parys nazywał 
czasami swojego demona, ściskał w dłoniach dwa sztylety, skradając 
się w cieniach uliczki. Ha, typowe. Pewnie, ciachanie innych na 
plasterki czy w kostkę, było okej, ale tutaj, wobec bogów, bogiń, 
wampirów i upadłych aniołów to nie wystarczało. 

Wszystko jedno. Czas się ruszyć. 

Nigdy nie przestanie go dziwić, jak świat nieśmiertelnych był 
podobny do ludzkiego. W tej szarej metropolii były bary, sklepy, 
restauracje, hotele. Nie wspominając już o dilerach sprzedających 
narkotyki. Co tylko chciałeś, mogłeś tu dostać. 

Jeśli już o tym mówimy, to chcę trochę ambrozji. 

Już niedługo. 

Drżał z powodu jej niedoboru. Nie było czasu na delektowanie 
się. Nie mógł się spóźnić. Nie mógł też z nikim rozmawiać przez 
dłuższy czas. Jedni patrzą na jego twarz, inni wdychają jego zapach, a 
ludzie – nie obchodzi ich gatunek czy rodzaj – rzucają się na niego. 

Może powinienem im na to pozwolić – myślał . Seks dawał mu 
potrzebną siłę, a Parys nie dostarczył sobie jeszcze odpowiedniej 
dziennej dawki. Ale później… Nienawidził siebie za sypianie z 
kobietami, których w ogóle nie pragnął i dlatego próbował się 
ograniczać. 

background image

Dzisiaj dostąpił przypływu siły dzięki spotkaniu z boginią broni. 
Kobieta miała w swoim posiadaniu kryształowe sztylety, które mogły 
zmienić się w dowolną broń, jakiej ich właściciel zapragnął w danej 
chwili. Mógł je mieć, ale zażądała swojej ceny. Nikt nigdy nie chciał 
od niego pieniędzy, ale mimo to zgodził się jej dać wszystko, czego 
chciała. Jego. Zrobił z siebie dziwkę, ale… wszystko było okej. 
Nieważne. Robił to tysiąc razy przedtem i prawdopodobnie będzie to 
robił tysiąc następnych. Zdoła przezwyciężyć poczucie winy i 
upokorzenie. Potrzebował tych sztyletów, by uratować kobietę, której 
naprawdę pragnął. Siennę. Jego Siennę. Zabita przez jego 
postępowanie, została duchem. Duchem, którego nie widział, ani nie 
słyszał. Jeszcze. 

Kronos - król bogów, zniewolił ją i dał jej demona gniewu, aby 
trzymać Parysa z daleka od niej. Kronos uwięził ją w innym 
królestwie. Zapłaci za to. Jeśli Parys ją uratuje. A zrobi to. Miał 
trzyczęściowy plan. 

1.Zdobyć kryształowe sztylety. 

2.Znaleźć Arcę – byłą posłankę bogiń. Plotka głosiła, że 
wiedziała, gdzie Kronos chowa swoje największe skarby. 

3.Znaleźć Violę – pomniejszą boginię życia pozagrobowego. 
Plotka głosiła, że każdego potrafiła nauczyć, jak widzieć zmarłych. 

Bum, zrobione. Prosto i łatwo. Taa, jasne. Uwodzenie było 
jedyną prostą rzeczą według niego. Cokolwiek będzie musiał zrobić, 
zrobi to. Przez wieki Parys marzył o byciu z kobietą więcej niż jeden 
raz. Z powodu żyjącego w nim demona jego ciało nie potrafiło 

background image

reagować na kochankę po spuszczeniu się, więc jego związki trwały 
tylko jedną noc. Sienna była wyjątkiem - przy niej momentalnie 
stawał się twardy i gotowy. Byli jednością… wbrew wszystkim 
przeszkodom, które stawały im na drodze do szczęścia. 

Ona była łowcą, wrogiem. Oszukała go, odurzyła i pomogła 
uwięzić. Nieważne. Pomogła mu też uciec i właśnie przez to umarła. 
Zastrzelona przez własnych ludzi, umarła w jego ramionach. Ten 
koszmar nieustannie go prześladował, myślał o tych wszystkich 
rzeczach, które mógł zrobić, które powinien był zrobić. Pamiętał jej 
ostatnie słowa nienawiści - życzyła mu śmierci. Winiła go za to, co się 
stało i miała rację. Na dodatek, jej dusza do niego wróciła. Uciekła z 
boskiego więzienia i odnalazła go. By jej pomógł? Bo chciała się 
zemścić? Nie wiedział i nie obchodziło go to. Wszystko co wiedział, 
to to, że Kronos zabrał ją daleko, zanim miał szansę, by się z nią 
pożegnać. Musiała być przerażona, zdezorientowana i zrozpaczona. 
Mógłby to zmienić. Musiał tylko ją znaleźć. 

Chcieć to móc - powiedział demon, wyłaniając się z 
zakamarków jego umysłu. 

Opanował go strach. Ten rozkaz mógł oznaczać tylko jedno. 

Parys skoncentrował się, gdy na końcu uliczki pojawiło się 
trzech paskudnych typków. Upadłe anioły - przypuszczał, ale ciekawe 
co przywiałoby ich w te strony. Nie mogli być bogami, nawet 
pomniejszymi, gdyż nie wyczuwał w nich żadnej mocy. Minął ich. 
Gdyby skręcił w prawo, dotarłby do ulicy bogiń. Uśmiechnęli się 
chciwie, gdy go zauważyli. 

background image

Chcę - powiedział demon. 

Niedługo dostaniesz swoje. 

Ignorując go, Seks wydzielił osobliwy aromat ze skóry Parysa. 
Wkrótce, zapach czekolady i drogiego szampana wypełnił powietrze. 
Z doświadczenia wiedział, że gdy tylko ludzie poczują ten zapach, 
zaraz zaczną odczuwać pragnienie. Zaczną pragnąć Parysa, nawet jeśli 
sami tego nie chcieli. 

Do licha z tobą!- warknął. 

Ale ja chcę! 

Jego strach spotęgował się, gdy ich szerokie uśmiechy znikły i 
zaczęli oblizywać usta. 

- Jeśli chcesz przejść to tylko na klęczkach. 
- Mamy ci pomóc? 
- To ja będę pierwszy – powiedział najwyższy z nich. 
Parys zwolnił, ale nie zatrzymał się, ani nie zawrócił. Upadłe 
anioły były w gruncie rzeczy nie lepsze niż ludzie. Mógłby zmieść ich 
z powierzchni ziemi, żaden problem. 

Zrań… Zabij… 

W jego głowie rozległ się miękki szept mrocznego pragnienia. 
To nie był jego demon, ale coś głęboko… w jego wnętrzu. Nie był 
pewien, dlaczego tak się działo, ani co to powodowało, ale zawsze się 
temu poddawał. Teraz nie było inaczej. Dotrze do bogiń i ci 
mężczyźni go nie powstrzymają. Rozprułby ich, fakt, ale to mogło go 
zaboleć… lub zabić, gdy to zrobi.

 - Na kolana. Już! - powiedziało chórem trio. 

background image
background image

- Właściwie - odparł Parys. – Jedyni, którzy się rozpłaszczą to 
wy. 
W mgnieniu oka wyciągnął dwa sztylety. Jeden z nich wbił 
głęboko w tętnicę szyjną faceta po prawej. Drugim trafił w ścianę ze 
złotej cegły, chybiając. Seks pisnął, ukrywając się w zakamarkach 
jego umysłu - jego demon był kochankiem, nie wojownikiem. Dwaj 
pozostali mężczyźni patrzyli na swojego kolegę, którego rany były 
zwiastunem śmierci. 

Zrań… Zabij… 

W biegu zaatakował ich, kładąc obu na ziemię. Wyrwali się z 
seksualnego transu, przetaczając go na plecy i bijąc go pięściami. 
Naczynka w jego oczach popękały, ograniczając mu pole widzenia. 
Miał też złamany nos. I szczękę. Ból nasilał się z każdym uderzeniem, 
ale nadal walczył. Walczył nieczysto, uderzając w jaja, gardło czy 
nerkę. 

Zrań… Zabij… 

Zalewała go mroczna część jego duszy. Z rykiem, uniósł nogi i 
kopnął. Obaj faceci polecieli do tyłu. Doskoczył do tego, który był 
najbliżej, przyszpilając mu ramiona kolanami. Jedno uderzenie, dwa, 
trzy. Krew lała się potokami. Uderzał, uderzał i uderzał, aż rozwalił 
facetowi łeb – dosłownie, a jego wzrok stał się nieobecny. Dopiero 
wtedy zorientował się, że drugi facet skoczył mu na plecy i cały czas 
bił go po głowie. Parys odwrócił się, chwytając go za koszulę i 
szarpnął. Przerzucił faceta nad sobą, a ten wylądował na swoim 
kumplu, tracąc oddech. Nim Parys wyciągnął sztylet z futerału na 

background image

kostce, jego przeciwnik zdążył zebrać siły i przyszpilił go do ściany. 
Wojownik rozpłaszczył się twarzą o ścianę i upadł. Oszołomiony, 
wypuścił sztylet z dłoni. Oprawca stanął butem na jego tchawicy, 
przytrzymując go przy ziemi. Nacisk się zwiększył, gdy facet schylił 
się po sztylet i wbił go Parysowi w żołądek. Co za ból! Syknął przez 
zęby. 

- To powinno sprawić, że będziesz bardziej potulny – lustrując 
go wzrokiem i sapiąc, facet próbował rozpiąć mu spodnie. 
- Błąd – zadrwił Parys. 
Chociaż instynkt kazał mu chwycić za kostkę przeciwnika, jego 
ręka sięgnęła po wystającą rękojeść noża. 

- Chcesz bym był potulny? 
- Zamknij się. Jeśli będziesz grzeczny, to pozwolę ci odejść, gdy 
już z tobą skończę. A teraz… 
Facet zdejmując nogę z szyi Parysa, kucnął między jego udami i 
grzebał przy jego rozporku. Rozprasza się. Dobrze. Ostatnimi siłami 
wojownik wbił sztylet w tętnicę szyjną przeciwnika. Krew zalała 
mężczyźnie usta, a w jego szklistych oczach ukazał się ból. Parys 
wyciągnął ostrze, ale to i tak w niczym nie pomogło. Krew lała się 
strumieniami, a osiłek runął na niego w bezruchu… martwy. 

Osłabiony, ale zdeterminowany Parys zepchnął z siebie ciężar i 
wstał na drżących nogach, po czym rzucił na siebie okiem. Jego 
ciuchy były podarte i poplamione krwią, a skóra posiniaczona. Bogini 
go odeśle, gdy tylko go zobaczy. Prawdopodobnie to wcale nie jest 
taki zły pomysł. Ona oczekiwała przyjemności, a on… właśnie teraz 

background image

był zbyt poturbowany, by jej ją dostarczyć. Jednak z drugiej strony 
potrzebował seksu, żeby się uzdrowić. Ale jeśli on ją wykorzysta, by 
się uleczyć, czerpiąc tylko z tego własną przyjemność, nie zdoła 
odzyskać kryształowych sztyletów. 

Dobra. Mała zmiana planów. Kolejną kobietę, którą zauważy, 
uwiedzie, spuszczając ze smyczy swojego demona. Ta myśl 
przyprawiała go o mdłości, ale co z tego. Potem uda się do pałacu 
bogini. Spóźni się, ale mógłby ją jakoś przebłagać. Następna 
obrzydliwa myśl. 

Dasz radę. Wybrał najlepsze wyjście. Niemniej będzie żył z 
emocjonalnym kacem. Zdeterminowany Parys pokuśtykał dalej 
uliczką. 

Sienna Blackstone siedziała skulona w zacienionym kącie. Jej 
skrzydła – teraz czarne za sprawą demona w jej wnętrzu – miały 
pozrywane ścięgna i połamane kości, o których nawet nie miała 
pojęcia, a ból był nie do zniesienia. Kronos przyniósł ją tutaj, 
zapewniając, że jest tam, gdzie być powinna. Tutaj – gdziekolwiek 
była – do tego walącego się zamku, chronionego przez gargulce, które 
ją obserwowały i nasłuchiwały. W przeciwieństwie do Parysa wojownika, 
którego miała nadzieję odnaleźć. Kiedy już zdołała 
przebić się przez ich kły, rogi, pazury i ogony, jakaś niewidzialna 
tarcza nie pozwalała jej wyjść na zewnątrz. Z początku, była 
przerażona. Ktoś jej kiedyś powiedział, że śmierć jest tysiąc razy 
bardziej przerażająca niż życie. Błąd. Przez kilka tygodni musiała się 

background image

nauczyć żyć wśród tych wszystkich nadprzyrodzonych stworzeń. 
Chociaż wiedziała o istnieniu demonów i zdążyła je znienawidzić, to 
było dla niej nowe. W tym momencie jednak wszystko czego 
pragnęła, było poza jej zasięgiem, a… chciała dotrzeć do jednego z 
demonów. Opiekuj się nim. Pomóż mu. Ale… Jak może odejść, gdy 
obiecała słuchać Kronosa. Warunek, którego nie rozumiała. Dlaczego 
on tak rozpaczliwie pragnął jej posłuszeństwa? Jej pomocy? Czego od 
niej oczekiwał? Nie powiedział. Ale w zamian za posłuszeństwo 
wobec niego, zaoferował, że znajdzie jej byłych kumpli. Łowców. 
Boże, co oni robili… 

Czuła tylko gniew i obrzydzenie. Raz skrzywdziła niewinnego 
człowieka – dla nich. Uderzyła, kiedy Parys był najsłabszy – dla nich. 
Pomogłaby im zabić wojownika, gdyby z nim nie uciekła. Winiła go 
za swoją śmierć, myśląc, że użył jej jako swojej tarczy. Nienawidziła 
go za to. Teraz, również nienawidziła siebie. 

Nie, to nie była prawda. Nienawidziła Łowców i wszystkiego, 
co z nimi związane. Zanim umarła – znowu – inwigilowała ich. 
Właściwie to pomagała Parysowi ich śledzić. Znajdzie jakiś sposób, 
żeby wydostać się z tego zamku. I odnajdzie go jeszcze raz. Powie mu 
wszystko, co wie o jego wrogach. O każdej tajnej kryjówce, każdym 
planie walki, każdej strategii, o której słyszała. A jeśli nie zdoła się z 
nim zobaczyć, to powie to komuś, kto mógłby mu to przekazać jak 
jego ciemnowłosy przyjaciel. A potem… potem oddałaby pewien 
prezent innemu przyjacielowi Parysa – Aeronowi, Gniew. Gdy to 
zrobi, skończy z sobą. Na zawsze. Nie odkupi w ten sposób swoich 

background image

win, które popełniła, szczerze powiedziawszy, to wątpiła, czy 
cokolwiek je odkupi, ale to zawsze był jakiś początek. Tylko musisz 
znaleźć wyjście…? Westchnęła. Nie została skuta łańcuchem, a 
wiedziała, że Kronos trzyma tu innych więźniów. Wrzeszczeli, 
wściekali się i przeklinali. W przeciwieństwie do niej, oni nie mogli 
poruszać się po całym zamku. Byli ograniczeni do pokojów na piętrze. 
Kilka razy Sienna przekonała się, że gdy zamiast wchodząc po 
schodach, poleciała w górę, jej demon szalał po jej głowie, 
przedstawiając okropne obrazy - widoki krwi, tortur i śmierci. Ludzie 
na górze… to byli wojownicy opętani demonami jak ona. Nie 
nienawidziła ich, nie chcieli jej zranić. A ona chciała im pomóc, ale jej 
demon chciał ich ukarać. Zawsze, za wszystko. 

Nie możesz pomóc im tu na dole. 

Nie mogę ich też skrzywdzić. 

Kłócąc się sama ze sobą, zaśmiała się. Zawsze zmuszała się do 
zachowania powagi. Zawsze zduszała w sobie gniew i sarkazm. Strach 
przed zranieniem czyichś uczuć, wstyd przed rozczarowaniem 
kochającej osoby, to już za wiele. Po porwaniu jej młodszej siostry, 
musiała być twarda. Większe emocje mogłyby ją zniszczyć. Dobrze, 
że to minęło. Teraz była silna. Była sprawna. Czuła się potrzebna. 
Może pokonać demona i pomóc istotom na górze. Może. Dla Parysa. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 11 

Następny, słoneczny poranek wstał dość wcześnie. Za słoneczny 
i za wcześnie. Kaia czuwała przez całą noc, a jej umysł pracował na 
zbyt wysokich obrotach, by mogła chociaż zmrużyć oczy. Więc kiedy 
zobaczyła pierwsze promyki słońca, spojrzała na nie gniewnie i 
pokazała im środkowy palec. 

- Spadaj, sukinsynu! 
Strider przeciągnął się na „ich” łóżku, patrząc na nią 
rozbawionym wzrokiem. Rozwalił się na całym materacu. A ona 
chodziła po pokoju. 

- Do kogo mówisz? – spytał zaspanym głosem. 
Głosem, który ją rozbudził. Do cholery, wszystko w nim ją 
rozbudzało. 

Bądź zapobiegawcza. Zduś to w zarodku. 

- Może mówiłam do ciebie – warknęła. 
Podchodząc ciężkimi krokami do łóżka i chwytając poduszkę, 
uderzyła go nią w klatkę. Nawet nie raczył podnieść ręki w obronie. 

- Czy ktoś kiedyś ci wspominał, że rano jesteś uosobieniem 
radości? 
BANG. – Nie – BANG. 

- Możesz na moment usiąść? – wyrwał jej poduszkę z rąk i rzucił 
na podłogę. – Matko. Potrzebuję… znaczy, ty potrzebujesz chwili 
odpoczynku od tych wszystkich zmartwień. 

background image

- Nie mam żadnych zmartwień – powiedziała, kładąc się obok 
niego. 
Lysander zabrał ich wszystkich do nieba i dał im pokoje w 
swojej chmurze, gdzie żadna inna harpia nie mogła ich dosięgnąć. 
Ona i Strider dostali wspólną sypialnię i nikt, nawet Lysander, nie był 
w stanie się tu dostać, chyba, że oboje na to zezwolili. Nigdy nie 
spotkała się z tak silnym systemem bezpieczeństwa. Nawet lepiej mglisto 
błękitne ściany służyły za ekrany telewizorów, pokazując to, o 
co tylko poprosiła. Jej matkę? Jest. Juliette? Zrobione. Czyż to nie 
wspaniałe? Kaia mogła powiedzieć „chcę sztylet”, a w magiczny 
sposób pokazałby się w jej dłoni. Nic dziwnego, że Bianka 
zdecydowała się zamieszkać razem ze swoim świętoszkiem. A tak na 
serio, to Bianka powinna zorganizować coś takiego dla zespołu i 
przekonać Lysandera, by kupił taką chmurę Kai. Wtedy mogłyby 
spędzać ze sobą więcej czasu. W końcu były bliźniaczkami, a Bianka 
jej potrzebowała. 

- Zaczęłaś świrować od chwili, gdy dostałaś tamtą wiadomość – 
powiedział Strider. – A pięć minut później znaleźliśmy się tutaj! 
Ta wiadomość. Och. Z niepokoju aż ją skręcało w żołądku. Nie, 
nie przyzna się do tego. Pierwsza konkurencja na Turnieju Harpii 
zacznie się za dwie godziny. Kapitanowie drużyn byli zbyt cenni, 
więc żeby za wcześnie ich nie stracić, nie brali w niej udziału. Zamiast 
tego, wybierano czterech najsilniejszych, najagresywniejszych 
członków zespołu, a kapitan tylko mógł się modlić, by przeżyli. Ale, 
mimo że była kapitanem, Kaia musiała rywalizować. 

background image

Ostatniej nocy, dzięki mglistej ścianie obserwowała swój pokój 
w motelu. Jedna po drugiej, harpie ze wszystkich zespołów zakradały 
się tam, mając nadzieję, że ją tam zastaną i będą miały okazję się na 
niej wyżyć. Jakby zatrzymała się w motelu pod własnym nazwiskiem. 
Błagam. Myślały, że ona jest aż taka głupia? Gorzej jednak, że one 
będą przyłazić do skutku. Chyba, że zaczną się jej bać. Tego nauczyła 
się od swojej matki. A dzisiaj… nauczy je, co to znaczy się bać. 

A co zamierzają pozostałe trzy? Taliyah, Neeka, której Kaia nie 
widziała w walce, ale ufała opinii starszej siostry i Gwen. Bianka 
nadal się dąsała, ale i tak wyglądała cholernie słodko, zbyt słodko. 
Raz, przypiekła jedną harpię, która zniszczyła jej wygląd. Nieźle, nie? 
Tak czy inaczej, gdy dziewczyna zaczęła krzyczeć i wić się z bólu, 
Bianka zlitowała się nad nią i przyniosła jej szklankę wody. 

- Jeśli nadal nie chcesz się uspokoić, to powiedz Papie 
Striderowi co cię dręczy. 
Znowu ten głęboki głos, pieszczący ją, sprawiający, że po jej 
skórze przebiegały dreszcze. Było oczywiste, że nawet nie zdawał 
sobie z tego sprawy. 

- Myślę, że tylko więzienne reguły zdołam zaakceptować. 
- Co to znaczy? - Wybuchnął śmiechem. - Że nie możesz 
upuścić głupiego mydła? A może pierwsza konkurencja dotyczy 
zbiorowego prysznica? 
- Możesz być przez chwilę poważny? 
Parsknął. 

background image

- Mówisz mi, żebym był poważny. Niesamowite, ale… - usiadł, 
a jego twarz zdradzała zainteresowanie. Prześcieradło osunęło się na 
jego pas, odkrywając umięśnione ciało. – Proszę, powiedz mi, że 
chodzi o wspólny prysznic. 
Usta Kai zadrgały, spragnione jego smaku. 

- Nie, zboczeńcu. Żadnego prysznica. Pierwszego dnia muszę 
zabić największą i najgorszą z nich. W ten sposób, wszyscy zostawią 
mnie w spokoju. 
- Mądrze. Jak mogę pomóc? 
- Siedząc na trybunach i ładnie wyglądając. 
- Zrobione. Ale co mogę zrobić, by pomóc ci wygrać? Właśnie 
dlatego tu jestem, tak? 
Jak mogła zapomnieć. Nie był tutaj, bo ją kochał, potrzebował 
jej czy coś było między nimi. Był tutaj, by pomóc jej wygrać tę 
cholerną Magiczną Różdżkę. Ale nie wiedział o Włóczni, gdy tu 
przyjechał. Lubi cię. Wiesz to. Tak, lubił ją. Tylko nie wystarczająco. 
Westchnęła. 

- Po prostu… nie wiem, rozwesel mnie. 
Doda jej to sił, jeśli go usłyszy. Co prawda to może również 
rozproszyć, ale mogłoby im być dobrze razem. 

- To mogę zrobić. Jesteś zabawna, kiedy się ciebie obserwuje. 
Serce Kai podskoczyło. 
- Tak? 
- O tak. 

background image

Głos Stridera obniżył się – stał się bardziej chrapliwy niż 
wcześniej, zawierał podtekst erotyczny. Jej sutki stwardniały, musiała 
wyskoczyć z łóżka i odwrócić się do niego tyłem, żeby nie zauważył 
dowodu jej podniecenia. Obserwował ją ostatniej nocy, kiedy harpia 
po prostu zareagowała na zagrożenie wokół niego, zdesperowana, by 
go bronić za wszelką cenę. Obserwował ją również kiedy… 

Przeszedł ją dreszcz, nie zapomniała o tym. 

Coś się z nią stało, kiedy walczyła z żołnierzami swojej matki. 
Coś, co nigdy wcześniej nie miało miejsca. Zaczęła płonąć. Z 
wściekłości. Faktycznie dosłownie płonęła. Lizały ją w środku 
płomienie, przypalały jej ciało i organy, i zostawiały jedynie popiół. 
Przynajmniej tak myślała. Mimo że się uspokoiła, nie zauważyła 
nawet pojedynczej smugi sadzy na skórze. Podejrzenia przebiegły 
przez jej umysł, podsycając już istniejący niepokój. W jej żyłach 
płynęła krew feniksa, to była połowa jej genetycznej natury. Spotkała 
kiedyś ojca, uprowadził ją i Biankę, zabrał do Ziemi Popiołów. On i 
cały jego rodzaj, naprawdę byli całkowicie nieczuli, pozbawieni i 
oderwani od uczuć, jakby każda ich delikatniejsza strona została 
spalona w wiecznym ogniu. Nawet jej matka nie mogła się z nimi 
równać. To było naprawdę coś. Nie tylko byli bezduszni, martwi 
emocjonalnie, również fizycznie budzili grozę. W zębach i pazurach 
feniksa znajdowała się trucizna. Ich skrzydła, które wyglądały na 
gładkie i delikatne jak chmury otaczające ją teraz, faktycznie były 
błękitnymi językami płomieni. Wystarczył delikatny dotyk tych 
płomieni i cały budynek mógł zostać zniszczony. Mimo to, była też 

background image

jasna strona tej sytuacji. Kiedy feniks coś spalił (albo kogoś) powstały 
w wyniku tego popiół był wystarczająco potężny, by przywrócić 
kogoś do życia. 

Ojciec Kai miał nadzieję, że dziewczynki będą bardziej podobne 
do niego niż do harpii, ale okazało się, że jest odwrotnie, więc je 
uwolnił. Oczywiście po tym, jak torturował je swoją trucizną. 
Zadrapał ich ramiona, każdej z nich zrobił malutką rysę, a one poczuły 
się jakby wstrzyknięto im mieszankę kwasu, tłuczonego szkła i 
napalmu. Wiły się i wrzeszczały przez kilka dni. 

Tak naprawdę feniks nie mógł ich skrzywdzić w taki sposób były 
odporne na toksynę. Dlatego też Kaia nie myślała, że rozwiną się 
w niej Cechy Feniksa. Ale wczorajsze płomienie… Czy mogła mieć 
zdolność zobojętnienia, która wpłynęło na jej umiejętności? 

- Hej, Kye. Musimy ruszać – Bianka nagle zawołała zza drzwi. 
Kaia mrugnęła, zdając sobie sprawę, że nadal stoi obok łóżka, 
ale teraz Strider górował nad nią. Nie usłyszała, jak się przemieścił, 
ale był obok. Jego ciepło owinęło ją, a zapach mocny i słodki dotarł 
do nozdrzy. Chwycił jej przedramiona i przechylił w zamyśleniu 
głowę. 

- Gdzie byłaś tym razem? 
- Nigdzie – odpowiedziała automatycznie. 
Standardowa odpowiedz, kiedy ktoś inny niż jej siostra, zadawał 
tego typu pytanie. Naprawdę zatracała się w swoich myślach tak 
często? Gdybym nie była taka nieprzyjemna, może nie… 

- Kaia! – Strider przewrócił niebieskimi oczami. 

background image

 Zauważyła, że jego przepiękne tęczówki pochłonęły 
powiększone źrenice. Rozluźnił swój uchwyt, teraz pieścił jej ramiona 
palcami. 

- Musimy popracować nad twoimi kłamstwami, laleczko. 
Czy on… mógł… jej pragnąć? 
- Mam pomysł. Jeśli chcesz usłyszeć ode mnie prawdę, będziesz 
musiał za nią zapłacić. 
Pocałunkami. Albo orgazmami. Nie ważne. Tak, już. I tak 
zaoferował jej seks w zamian za artefakt. To ją wkurzyło. Ale wtedy 
jej tak naprawdę nie pragnął. Teraz mógł jej pragnąć, a to zmieniało 
wszystko. Nie, jeśli chodzi o Magiczną Różdżkę oczywiście, ale 
wszystko, co związane z nimi. 

Jego usta wygięły się w szelmowskim uśmiechu. 

- Kto powiedział, że chcę prawdy? - przestał pieścić jej ramiona, 
by uszczypnąć ją w nos. – Jesteś urocza, kiedy kłamiesz. 
Otworzyła usta. 

Szczeniaczki i złote rybki są “urocze”. Ja jestem gorąca, do 
cholery. 

- Kłamię zadziwiająco dobrze. Zapytaj wszystkich, których 
znam! Nigdy nie są w stanie zorientować się, kiedy to robię. 
- Aktualnie prawdopodobnie jestem jedynym, który może 
powiedzieć ci, kiedy gadasz głupoty. Jestem bardzo spostrzegawczy. 
- I również bardzo skromny. Tymczasem musisz wziąć się do 
swojej zdzirowatej roboty. 

background image

Wzruszył ramionami, podnosząc przedramiona i tym samym 
dłonie. To spowodowało, że jego kciuki otarły sie o jej piersi. Słodcy 
bogowie, to uczucie było wspaniałe, rozpaliło ją wewnątrz. Błysnął 
zębami, jakby to uczucie spowodowało ból, jego nozdrza rozszerzyły 
się w wymuszonym wdechu. 

- A jak będziemy pracować nad tą rozwiązłością, hmm? W 
łóżku? 
Tak - pomyślała oszołomiona. Pragnie jej. Dlaczego w takim 
razie nie wspomniał o łóżku, skoro zrobiła aluzje, że jest zbyt 
napalony? 

- Podoba mi się kierunek, w jakim zmierzają twoje myśli. 
Powinniśmy… 
- Kye? – zawołała Bianka, przerywając jej. – Jesteś tam? Wiem, 
że tam jesteś. Odezwij się. 
- Tak, Bee. Jestem, ale potrzebuję minutki – odezwała się 
piskliwym głosem. Nie oderwała wzroku od Stridera. – Dokończymy 
to później. Dobrze? 
Proszę. 

Potrzebowała jego dotyku, intensywności. Jego całego. 

- Hm, nie, nie dokończymy – jeden krok, drugi, odsunął się od 
niej. Jego ramie opadło, kontakt został całkowicie przerwany. – 
Poprzestaniemy na platonicznej więzi. 
Zwęziła oczy, pozostawiając jego piękną twarz na celowniku. 

- Platonicznej? Po tym jak wsadziłeś swój język do mojego 
gardła. 

background image

Jego oczy również się zwęziły. 

- Dobrze. Dokończymy to później. 
- Naprawdę? – ogarnęło ją szczęście… zaraz potem strach. – 
Mam uwierzyć, że zmieniłeś zdanie? – pstryknęła palcami. – Tak 
łatwo? W co ty grasz? 
- W nic. Twoje argumenty były solidne. 
Szczęście powróciło i… bogowie… jakież piękne wydawało sie 
teraz słońce, tak duże i jasne obok ich chmury. 

- Dobrze, więc. Później. 
Starała się nie uśmiechnąć, kiedy skoczyła do drzwi i przywitała 
się z siostrą. 

Strider, pamiętając całe to przedstawienie w szkole 
podstawowej, nie wiedział, czego się spodziewać po pierwszej 
konkurencji. Przygotowywał się na cokolwiek i na wszystko. Tak 
przynajmniej myślał. Zaraz potem znalazł się w głębokim szoku z 
powodu nieustannego brzęczenia jego podnieconego demona. Ten 
mały gnojek nigdy nie spotkał się z taką żarliwą falą ducha rywalizacji 
i aktualnie podskakiwał w kółko jak dzieciak na permanentnej diecie 
kofeinowej. 

Strider siedział na trybunach boiska sportowego, szkoły wyższej, 
otoczony przez około stu innych facetów. Nie znał żadnego z nich 
oprócz Sabina, który zajmował siedzenie po lewej i Lysandera, który 
siedział po jego prawej stronie. Większość była ludźmi, choć 
niektórzy należeli wyraźnie do nieśmiertelnych. Zauważył 

background image

charakterystyczną bladą skórę wampira, mroczną aurę czarownika i 
gadzią zwinność węża zmiennokształtnych. Niestety nie zauważył 
tego, z którym Kaia rzekomo spała. 

Z drugiej strony były harpie. Podczas gdy mężczyźni byli cisi i 
przygaszeni, kobiety były hałaśliwe. Skakały po schodach w górę i w 
dół, rzucały popcornem, a nawet kubkami z napojami, prosto na kort. 
Ubrane były w krótkie, obcisłe podkoszulki kończące się na linii 
biustonosza – u tych, które go miały. Szorty były tak krótkie, że 
odsłaniały jego ulubione miejsce ciała kobiety – zmysłową krzywiznę, 
gdzie łono spotykało sie z nogami – to miejsce widział więcej niż raz. 
Tak, szpiegował sam środek raju. 

- Falconways pójdą w dół! – ktoś krzyknął. 
- Chciałabyś, Eagleshield. Zawsze podobały ci się kobiety 
rzucone na kolana. 
- Błagam! Nie mogłabyś zaspokoić nimfy bez nakręcenia się 
Viagrą. 
- Viagra działa jedynie na mężczyzn, idiotko. 
- Halo, ty i kobiety z twojego klanu macie wąsy, więc dlaczego 
nie miałybyście mieć również fiutów? 
Chichoty, gwizdy i syki mieszały się ze sobą. 

- A ja myślałem, że moja Bianka była… entuzjastyczna – 
powiedział Lysander. – Nigdy bym się nie domyślił, że tak naprawdę, 
wśród jej rodzaju, była rozważnie opanowana. 
Sabin prychnął. 

background image

- Daj spokój. Jeżeli nie kręcą cię żarty lesbijek, to znaczy, że 
jesteś gejem. 
Lysander zwrócił mroczne spojrzenie na Stridera. 

- Kreci cię to? 
Te anioły… 
- Jestem na zwiększonych obrotach, odkąd wszedłem przez te 
drzwi. Naprawdę, nie potrzebuję żartów, by się nakręcić. 
Nie wspomniał tylko, że wszystko to z powodu Kai. Jego 
„rozmowy” z nią – kiedyś próbował je opóźniać, ale szybko zdał sobie 
sprawę z bezsensowności takiego działania. Kiedy trzepotała na niego 
swoimi przepięknymi, długimi rzęsami, pojawiał się w jej oczach ten 
rodzaj pożądania – tak więc jego „rozmowy” z nią odbywały się 
szybciej niż nawet ona planowała. Stał naprzeciw niej, wdychał jej 
zapach, wchłaniał ciepło jej ciała, spoglądał w dół na jej twarz i chciał 
ją całować. Całą. Jeszcze jeden raz. Jeszcze raz, zmusił się, by wrócić 
do rzeczywistości. 

- Lysander! – chętny kobiecy głos wołał do niego z boiska. – 
Lysander! Tutaj! 
Strider przeszukał wrzaskliwy tłum w poszukiwaniu Bianki. 
Znalazł ją na górze trybun, machającą w powietrzu batonikiem i 
uśmiechającą się szeroko jak głupek. Jej jedwabiste, czarne włosy 
były zaplecione w dwa warkocze sięgające do ramion. Urocza, dopóki 
nie zauważył przydymionego, gorącego uniformu Katolickiej Szkoły 
dla dziewcząt, który włożyła. „Uroczy” - powiedział do siebie, a 
widok mógł przyprawić o atak serca. Zapinany na guziki top był 

background image

zawiązany na supeł tuż pod piersiami, a pomiędzy nimi wisiał krawat. 
Krótka spódniczka w kratę pozostawiała dużą przerwę pomiędzy jej 
udami i wysokimi do kolan podkolanówkami. Patrząc na Biankę, miał 
nadzieję, że Kaia zdecyduje się raczej dopingować swój zespół do 
zwycięstwa, niż walczyć. W tym stroju wyglądałaby lepiej niż 
czekający na niego atak serca. Mogłaby go zabić na miejscu. Nie, był 
zadowolony, że wybrała walkę. Planował wykorzystać tę przymusową 
separację, żeby po szpiegować Eagleshields. Może przeszuka ich 
dobytek. W rzeczywistości, jak tylko rozpocznie się konkurencja, on 
się stąd ulotni. I nie będzie czuł się winny z tego powodu. Każdy by to 
zrobił dla siebie. Co jeśli Kaia zostanie ranna? Z powodu własnej 
decyzji musiała grać według „więziennych zasad”. 

Czerwień błysnęła w jego oczach, palce wbiły się w uda. Kaia 
była cholernie dobrym wojownikiem, przypomniał sobie. Jeśli miałby 
zaufać komukolwiek z jej drużyny, że osiągnie swój cel, to właśnie 
jej. 

- Lysander! – Bianka zawołała ponownie. – Popatrz w górę, 
kochanie. Jestem tutaj! 
- Jest ich zbyt wiele. Nie mogę znaleźć. Bianka? - Lysanderowi 
opadła szczęka. Najprawdopodobniej nie widział jej, odkąd opuścili 
niebiosa i miała na sobie szkarłatną szatę. 
- Lysander, widziałeś to? – Bianka odwróciła się i uniosła 
spódnicę, pokazując jemu – i wszystkim innym – majtki, które miała 
na sobie. Były wściekle zielone, z przechodzącym przez pośladki 
napisem „Własność Lysandera”. 

background image

Lysander wstał, jakby miał do niej podlecieć, potem 
powstrzymał się i opadł z powrotem na miejsce. 

- Słodki Boże. 
- Twoja kobieta pokazuje publicznie swoją bieliznę – powiedział 
Sabin. – To musi być miłe. Jak znosisz ten mały cud? 
- Tylko Bóg raczy to wiedzieć. 
Świetnie, teraz Strider nie mógł przestać się zastanawiać, co 
nosi Kaia. Jaki rodzaj majtek – lub nie – ma na sobie? Dziewczyna 
obok Bianki musiała poskarżyć się na piskliwy ton jej głosu, 
ponieważ szeroki uśmiech Bianki wyblakł i zastąpił go grymas. 
Argument zadziałał. Potem oczywiście, skoczyły na siebie, 
wymachując w gąszczu kończyn. 

- Ona jest wspaniała, prawda? – zapytał Lysander, nie kierując 
pytania do konkretnej osoby. 
- Pewnie – powiedział rozproszony Sabin, głaszcząc megafon u 
swoich stóp – Więc, gdzie są nasze dziewczyny? 
Nasze dziewczyny - Striderowi spodobało się to sformułowanie, 
a nie powinno. 

- Nie wiem. 
Naprawdę myślisz, że Kaia może zgarnąć główną nagrodę? podstępny 
głos wypełnił głowę Stridera. Męski. Znajomy. Ona może 
zostać zabita… 

Do cholery, nie. 

- Sabin! – warknął. 

background image

Tym razem, nie musiał zgadywać, kto jest właścicielem tego 
głosu - jako strażnik demona zwątpienia, Sabin karmił się 
niepewnością wszystkich wokół niego. 

- Przepraszam – odpowiedział jego przewodnik. 
- Trzymaj swojego demona pod kontrolą. 
- Uwierz mi, próbuję. Nie chcę, by zajął się kimkolwiek z 
drużyny Kai. 
Wygraj. Ona musi wygrać.

 Tym razem to był demon Stridera, który… zaraz, chwileczkę. 
Ona musi wygrać? Porażka nigdy wcześniej nie interesował się 
zwycięstwem kogokolwiek oprócz Stridera. Dlaczego Kaia? Dlaczego 
teraz? Ponieważ jej zwycięstwo (prawdopodobnie) miało związek z 
magiczną włócznią? Ponieważ demon znał i bał się konsekwencji jej 
porażki? Ponieważ była… jego? Ich osobistym placem zabaw? 
Zastanawiał sie zanim… Nie może myśleć w ten sposób, bo nie zrobi 
tego, co musi zrobić. 

Po pierwsze, mam zamiar zdobyć Magiczną Różdżkę zanim 
skończą się zawody. Po drugie, ona wygra – powiedział do Porażki. 
Jeśli nie… - spekulował na temat możliwości zranienia go przez 
demona, nawet pomimo tego, że to nie będzie jego własna porażka. 
Strider nie mógłby jej chronić, gdyby wymagało tego wyzwanie, które 
już zaakceptował. Więc… 

Duże prawdopodobieństwo - zdecydował. Nie powinien jej o 
tym mówić. Cokolwiek się potem wydarzy, to będzie jego wina. 

background image

Pierwszy raz perspektywa bólu jaki miał znieść, nie zachwiała nim. 
On po prostu nie lubił myśli, że Kaia zostanie skrzywdzona. 

- Lysander! – zawołała Bianka, po raz kolejny, zwracając uwagę 
Stridera. Jej walka z inną harpią skończyła się tym, że biedna, 
nieprzytomna kobieta została wyniesiona na noszach na tyły trybun. – 
Podobają ci się czy nie? 
Wyraz twarzy Lysandera zmiękł. 

- Tak, moja kochana. Podobają mi się. Lubię je. Podoba mi się 
wszystko, co nosisz. 
Żałosne - pomyślał Strider. To, że facet jest zakochany, nie 
oznacza, że musi być taką cipą. 
O, zobacz, tam jest Kaia! Strider skoczył na równe nogi, 
machając do niej, by zwrócić jej uwagę. Planował powiedzieć jej, 
żeby na siebie uważała, ale kiedy wyszła z podwójnych drzwi 
prowadzących do sali gimnastycznej, była za bardzo skupiona na 
najbliższych wydarzeniach. Dziewczyny z drużyny kroczyły u jej 
boku. Miały na sobie dopasowane kostiumy z krwistoczerwonej skóry 

- pół topy ze skrzyżowanymi na plecach ramiączkami, żeby odsłonić 
ich skrzydła oraz szorty rozcięte na bokach, żeby ułatwić 
przemieszczanie się. Czerwone loki Kai były ściągnięte na boki w 
kucyki. Na łokciach i kolanach nie miała ochraniaczy. Cholera, 
marzył, żeby je miała. Jeśli dziewczyny będą walczyć na tej 
wyłożonej drewnem podłodze, na pewno dojdzie do otarć skóry, a 
lubił jej skórę taką, jaka była. 
Wygraj! 

background image

Wiem. Słyszałem cię za pierwszym razem, dupku. 

Harpie na trybunach zauważyły nadchodzący zespół i zaczęły 
gwizdać. Niezadowolenie pojawiło się na obliczu Kai, ale nie dała 
żadnej innej oznaki, że ją to obchodzi. Popcorn spadał na dół, 
obsypując zespół Kai, nawet kilka ziaren trafiło do oczu. 

- Hej, Millicent – wrzasnęła w dół Bianka na jedną z rzucających 
popcornem. – Widzę, że nadszedł ten szczególny czas, w którym 
chcesz się skompromitować publicznie. Twoja próba jest żałosna! 
Ładna blondynka odwróciła się, opierając ręce na biodrach. 

- Hej, ty, połówko bliźniaka numer jeden. Czy może dwa? Nigdy 
nie pamiętam. Obydwie jesteście zbyt mało istotne. Jeśli rzucę patyk, 
pobiegniesz, by go aportować? 
- Nie jestem psem, suko – Bianka oparła ręce na biodrach. – 
Przynajmniej twój ojciec tak nie myśli. Dziś rano powiedział mi, że 
jestem najgorętszą papryczką chili, jaką miał. Wiesz, wtedy kiedy 
opuszczałam jego łóżka. 
Wśród tłumu wyrwało się niesłyszalne sapniecie. Strider mógł 
jedynie mrugnąć. „Ojciec” miało wywołać takie przerażenie? 

- Mój ojciec nie żyje, nieczuła dziwko – wychrypiała ta, którą 
nazwano Millicent. 
- Och – Bianka, zwiesiła ramiona. Potem rozjaśniła się. – Twoja 
matka myśli, że jestem gorącą papryczką chilli. Powiedziała mi to 
dzisiaj rano, kiedy opuszczałam jej łóżko! 

background image

Sapniecie zmieniło się w chichot. Millicent podleciała do 
schodów, by zaatakować Biankę. Rozpoczęła się kolejna bójka. 
Strider uśmiechał się szeroko. 

- Myślisz, że zdaje sobie sprawę z tego, co właśnie dała do 
zrozumienia? 
- Tak – powiedział Lysander, wzdychając. 
- Trzymajmy kciuki za to, żeby ona i ta kobieta, której daje 
lanie, przestały walczyć i zaczęły się całować. – powiedział Sabin. – 
To się zdarza. Czy ktoś lepiej sygnalizuje bow-chickawow- wow. 
Lysander wyprostował się zaintrygowany. 

- Już rozumiem, co miałeś na myśli, mówiąc na temat silnika o 
zwiększonych obrotach. 
Nagle harpie, które gwizdały, wybuchy ogłuszającym 
okrzykiem, Strider zapomniał o wszystkim, kiedy odwrócił głowę i 
zrozumiał dlaczego. Zacisnął szczęki - Tabitha i jej ekipa właśnie 
weszły na boisko. Również miały na sobie pół topy i rozcięte po 
bokach szorty, tylko że ich były w kolorze niebieskim. Potem kolejny 
zespół ruszył za nimi, nosił kolor fioletowy. Kolejny różowy. Kolejny 
żółty. Cholera. Ile tam było zespołów? Kolejny zielony. Następny 
czarny. Zaschło mu w ustach, kiedy zauważył jakąś kobietę większą 
od siebie. Bardziej muskularna, wyższa, cholera, nie powinien być 
zaskoczony, widząc babę pożerającą fasolę i kiełbaski. Chociaż, 
niektóre z zawodniczek były pozornie delikatne tak jak Kaia. 

background image

Kobiety uformowały duże koło na boisku, pozostawiając środek 
pusty. Jedna z nich, nazywana Juliette, brunetka, która zrobiła 
wprowadzenie, wyszła do przodu i uniosła ręce. W końcu tłum ucichł. 

- Jeśli jesteście takie jak ja, czekałyście na ten moment przez 
długi czas – powiedziała i musiała przerwać, ponieważ ponownie 
rozległy się okrzyki. Dopiero, kiedy ucichły, dodała: – więc nie 
traćmy czasu. Pierwsza zasada: nie rozmawiacie na temat rundy. 
Druga zasada… nie rozmawiacie na temat rundy. 
Więcej okrzyków. 
Uśmiechając się, Juliette powiedziała: 

- Żartowałam. Teraz prawdziwe zasady. Tylko jeden członek 
każdego zespołu może przebywać w pierścieniu w danym momencie. 
Kiedy chce go opuścić… – w tym momencie większość szemranych 
gwizdów ucichła. – Wszystko, co musi zrobić, to oznaczyć jedną z 
członkiń zespołu. Jeśli którąś będzie mogła dosięgnąć. I… - spora 
porcja okrzyków przeszła przez salę. - Jeśli ktoś będzie zbyt ranny, by 
kontynuować, musi wylecieć na dobre. Ale pomyślcie dobrze, zanim 
obierzecie tę drogę, moje panie, ponieważ nawet jeśli się wyleczycie, 
nie będziecie mogły wrócić. 
- Nie zapłaciłam, żeby oglądać tchórzy – krzyknęła któraś. 
Juliette skinęła z aprobatą. 
- Dla tych, które nigdy wcześniej nie brały udziału w tego typu 
zawodach… musicie wiedzieć, że nie skończą się one, dopóki nie 
pozostanie tylko jeden zespół. Oto wskazówka: walczcie nieczysto. 
- Eagleshields skopią wam tyłki – wrzasnął ktoś inny. 

background image

Uśmiech Juliette stał się mroczny, przepełniony złością, kiedy 
spojrzała na Kaię. 

- Powodzenia, wszystkim. Będziecie go potrzebowały - z tymi 
słowami wycofała się, znikając z pola widzenia, jakby została 
wchłonięta przez uczestników. 
Kaia rzuciła Striderowi szybkie spojrzenie. To znaczy, że 
wiedziała dokładnie, gdzie on jest, mimo że była tak daleko od niego 
jak on od niej. Skinął głową dla zachęty, nawet kiedy skurczył mu się 
żołądek. Kobiety otaczające Kaię spoglądały na nią, jakby była 
soczystym filetem a one właśnie skończyły długi tydzień głodówki. 
Powinien być tam na dole - osłaniać ją, a nie siedzieć tutaj na górze i 
nic nie robić. 

- Nie przejmuj się – powiedział Sabin, klepiąc go po plecach. – 
Gwen nie pozwoli, żeby coś jej się stało. 
- Nie przejmuję się – warknął. Nie ma mowy, by pozwolił 
Sabinowi na to, żeby w niego wątpił. Miał więcej zaufania do 
zdolności swojej kobiety niż swoich. Po prostu nie ma mowy. – To 
Kaia obroni Gwen. 
Sabin mrugnął z niedowierzaniem. 

- Naprawdę chcesz się spierać na ten temat? Poważnie? 
Tak, do cholery, chciał. 
Wygraj. 
Zawsze. 

background image

- Po prostu zamknij się, do cholery i oglądaj zawody – 
powiedział. – Dam ci znać, zanim pójdę na drugą stronę i zacznę 
szpiegować. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 12 

Nie zawiodę, nie zawiodę. Do cholery, nie zawiodę - słowa tej 
mantry przeszły przez myśli Kai, kiedy zajęła swoją pozycję. 

Neeka, jako pierwsza z jej drużyny trafiła do koła. Ramiona 
wyprostowane, głowa wysoko - dziewczyna stanęła na środku boiska, 
a tuż obok niej zajęły miejsce kolejne uczestniczki należące do innych 
zespołów. Wkrótce stanęło tam dwanaście harpii. Czekały na 
gwizdek, żeby uderzyć, zacząć walkę. Reszta wojowniczek czekała na 
obrzeżach podobnie jak Kaia, przyczajona z wyciągniętą jedną ręką. 

- Zrobimy to – mruknęła obok niej Gwen. 
- Wiem – powiedziała, zadowolona, że w jej głosie nie pojawiło 
się drżenie. 
Strider siedział na trybunach. Wyglądał smakowicie w tej swojej 
koszulce z przyprasowaną aplikacją w kształcie krawatu i w 
przetartych jeansach. Kaia pozwoliła sobie na jeden rzut oka i to był 
błąd. Teraz była zdekoncentrowana, a przecież nie mogła być. 
Musiała się jednak upewnić, że jest tam na górze, że jej nie porzucił. 
Modliła się jedynie o to, żeby był świadkiem jej zwycięstwa, a nie 
porażki. Nie zawiodę. Stawka była zbyt wysoka. Jej reputacja. 
Szacunek Stridera. Cholera, jego życie. 

Nie, żeby zgodził się na jej warunki - nigdy nie powiedział jej 
wprost, że będzie czekał na wygraną przez nią Włócznię i że będzie 
trzymać swoje złodziejskie ręce przy sobie. Zdała sobie z tego sprawę 

background image

godzinę temu, kiedy przygotowywała się do pierwszej rundy. 
Spanikowana musiała oderwać się od swojego świata-pełnego-ryzyka 
i powtórzyć wszystkie rozmowy ze Striderem. Czy zaplanował 
poszukiwanie Włóczni podczas trwania rozgrywki? Bardzo 
prawdopodobne. Była ciekawa, czy nie wierzył w to, że Kaia 
zdobędzie trofeum, czy po prostu był zbyt niecierpliwy, żeby czekać. 

Nie myśl o tym teraz, skoncentruj się. Nie zawiodę. 

- Poczekaj, aż zobaczysz walkę Neeki – powiedziała Taliyah, 
prawie… uśmiechając się? 
Na pewno nie - Taliyah nigdy się nie uśmiechała. Albo gniewnie 
spoglądała, albo krzyczała. 

- Jeśli jest taka dobra, dlaczego jej klan pozwolił jej odejść? – 
zapytała Kaia. 
- Ponieważ jest głucha, a one są idiotkami. Poza tym została 
uznana za zdolną wybuchnąć i pozabijać wszystkich wokół siebie. 
I teraz była po stronie Kai? 

- Cudownie! 
Zabrzmiał przeraźliwy, piskliwy gwizd, który odbił się od ścian i 
wybuchł w jej uszach. Gra się rozpoczęła. Dziewczyny na środku 
boiska natychmiast przeszły do akcji. Kaia zesztywniała, obserwując. 
Atakowały się wzajemnie, szponami i obnażonymi zębami. W ciągu 
kilku sekund ciała zaczęły uderzać o ścianę za czekającymi 
obserwatorami. Krew tryskała ciepła i obfita. Jej Harpia rozpoznała 
miedziany zapach i zaskrzeczała, chcąc tego spróbować. Spokój, 
zachowaj spokój. Jedyni ludzie, których mogła skrzywdzić, 

background image

znajdowali się w środku koła. Zaatakowanie kogokolwiek z zewnątrz 
oznaczało dyskwalifikację. Jeśli jej Harpia przejmie kontrolę skrzywdzi 
wszystkich. 

Każdy zespół mógł być zdyskwalifikowany z jednego spotkania 
i tylko jednego. Nadal mógł jednak się zakwalifikować do walki o 
główną nagrodę. Jeśli to się przydarzy jej drużynie, musi mieć 
nadzieję i modlić się, że w kolejnych trzech spotkaniach będzie miała 
dobre występy - zdobędzie za każdym razem przynajmniej trzecie 
miejsce. W przeciwnym razie nie będzie mieć szansy na nagrodę. 

Straszliwy wrzask zwrócił uwagę Kai, spojrzała na Neekę. 
Uroczo wyglądająca, piękna… słodcy bogowie! Neeka podskoczyła i 
w stylu „Matrixa” zawisła w powietrzu nad walczącymi 
dziewczynami. Zwolniła ruchy, rozprostowała ręce, podciągnęła 
kolana, szybko przyjrzała się walczącym, wzięła małą poprawkę 
zanim dobrała się do swojej ofiary i opadła w oka mgnieniu. 
Wylądowała na szeroko osadzone ramiona, jej ręce owinęły się wokół 
głowy ofiary i jej skręciły kark. Kości trzasnęły, biedna dziewczyna 
runęła na ziemie. Auć! Urazy szyi były najgorsze. Neeka uśmiechnęła 
się z satysfakcją. Zaraz potem umięśniona, cycata brunetka uderzyła w 
nią, powalając na ziemię. Głowa Neeki trzasnęła o podłogę - szybko 
zebrała się wokół niej kałuża krwi. Była zamroczona, niezdolna, by 
się podnieść. Jej przeciwniczka wykorzystała niestabilny stan harpii, 
żeby zdobyć przewagę, uderzając, uderzając i uderzając - pięści 
opadały jak skażony grad. 

background image

Cholera. Jeśli Neeka została znokautowana, nikt z drużyny Kai 
nie będzie mógł wejść do koła w najbliższym czasie. A może w ogóle. 
Musiały zostać oznaczone, wtedy mogły się zmienić. Kilka innych 
harpii zauważyło, że Neeka upadła. Otoczyły jej bezbronne, 
nieprzytomne, leżące na brzuchu ciało i zaczęły okładać pięściami. 

- No dalej, Neeka! – wrzasnęła Bianka ze swojego miejsca. Kaia 
poznałaby wszędzie i pośród każdego rodzaju hałasu głos swojej 
ukochanej bliźniaczki. Miała tylko nadzieje, że Neeka w jakiś sposób 
wyczuje zachętę, mimo że nie mogła jej usłyszeć. – Pokaż im swoje 
tytanowe jaja! 
- Zabij ją! – ktoś inny wrzasnął. – I odetnij jej te jaja! 
- Co powiesz na to, żebym zamiast tego ja zabiła ciebie, 
zawistna suko? – warknęła Bianka. 
Potem dało się słyszeć ciężkie uderzenia stóp. Musiało 
zaboleć… łups. Kaia nie odwróciła swojej uwagi, pomimo że jej 
bliźniaczka właśnie zaatakowała kogoś, z kim rozmawiała. 

W jakiś sposób Neeka skupiła swoją uwagę. Ciała poleciały w 
różnych kierunkach, kiedy po raz kolejny zawisła nad walczącymi. 
Tym razem nie zaatakowała, ale zanurkowała do Gwen, złączając ich 
dłonie razem. Gwen rzuciła się do koła, Kaia odetchnęła z ulgą. 

- Dobra robota – powiedziała. 
Prawie poklepała Neekę po plecach, ale bała się, że biedaczka 
nie utrzyma się na nogach. 

- One wbijały swoje zęby – Neeka wymamrotała przez rozcięte, 
opuchnięte usta. 

background image

- Będziesz miała okazję do zemsty– zapewniła ją Taliyah. 
Rzeczą, której Juliette nie wyjaśniła, zwracając się do tłumu 
było to, że każdy członek drużyny musiał włączyć się do walki 
conajmniej trzy razy. Jeśli ktoś tego nie zrobił, ponieważ był… 
powiedzmy martwy, jego drużyna z tego powodu odpadała, co 
równało się dyskwalifikacji. Poza tym, żeby zostać ogłoszonym 
zwycięzcą, każdy członek drużyny musiał być przytomny w ostatniej 
rundzie. Najwyraźniej ta szczególna zasada została wprowadzona w 
ostatnich trzydziestu dwóch stuleciach odbywania się zawodów. 
Plotka głosiła, że „runda” mogła trwać przez kilka dni, ale nawet 
wtedy nie można było robić przerw. Nie można było pić, leczyć się, a 
nawet korzystać z łazienki. Plotka mówiła również, że czasami 
zwycięzcę ogłaszano dopiero po oczekiwaniu na to, kto pierwszy 
oprzytomnieje. 

W czasie, kiedy walka toczyła się dalej, inni członkowie 
zespołów wymieniali się ze sobą. Tak, jak to zrobiła pierwsza grupa z 
Neeką. Nowi uczestnicy stłoczyli się wokół Gwen. Była szybka, 
uchylała się z prędkością wystrzelonego pocisku. 

- Możesz to zrobić, kochanie! – pełen dumy głos Sabina 
zabrzmiał przez megafon, przekrzykując wszystkich. 

Megafon - pomyślała Kaia. 

Członkini zespołu Skyhawk udało się chwycić Gwen za rękę, 

kiedy się mijały. Zawróciła ją w przeciwnym kierunku. Gwen 
wykorzystała to działanie na swoją rzecz, powalając kilka 
przeciwniczek w stylu kuli do kręgli. Drgania w zasadzie wymusiły 

background image

odwet – przewrócone podskoczyły i odwróciły się do niej. Kiedy 
zdały sobie sprawę z tego, kogo mają przed oczami, rzuciły się na nią. 
Przez moment wszystko, co mogła zobaczyć Kaia, to młócące nogi jej 
siostry. Iskry wściekłości rozgrzały Kaię od wewnątrz. Zgadnij, kto 
zagrał nieczysto, przeskakując tam i próbując dosięgnąć skrzydeł 
Gwen? Ten sam członek zespołu Skayhawk. Gorzej - ta suka się 
zaśmiała. 

Iskry rosły… rozprzestrzeniały się. 

- Zostaw ją! – wrzasnął Sabin. – Albo przysięgam na bogów… 
Dobrze kochanie! Tak! Bardzo dobrze. 
Gwen ryknęła z bólu i wściekłości, wykopując kilka dziewczyn. 

- To się zdarza! – arogancko ryknął Sabin. 
Oczywiście, dziewczyny wróciły po więcej. Kaia nigdy nie 
czuła się tak bezsilna. Kolejny ryk, a potem Gwen torowała sobie 
drogę ucieczki szponami. Z wysiłku zbielała jej twarz, krew obryzgała 
ją w całości - to stanowiło ohydne zestawienie. Udało jej się przebić 
do bocznej linii i zmienić z Taliyah, która wskoczyła do środka żądna 
zemty. Pierwszą osobą, którą zaatakowała, była wojowniczka jej 
matki. Rzuciła dziewczynę na ziemię i przycisnęła jej twarz do 
drewnianych desek. 

- Wszystko w porządku? – Kaia zapytała Gwen. 
- One… złamały mi… skrzydło – wysapała jej siostra. 
Och, cholera. Nadzieja w Kai opadła, jej ciało przeszył zimny 
dreszcz - ich skrzydła były źródłem siły. Kiedy były niesprawne, 
harpie nieznośnie wręcz słabły. Gwen musiałaby wrócić jeszcze do 

background image

walki co najmniej dwa razy, ale jaka będzie jej skuteczność, jeśli 
będzie atakować i poruszać się jak człowiek? Zanim pytania 
uformowały się w logiczną całości, Kaia rozpoczęła planowanie 
strategii. Były wojownikami - mogły się dostosować. Gwen mogła iść 
drugi raz przed końcem rundy, pozostając w ringu jedynie kilka 
sekund. Potem powrót. Kiedy wszystkie inne drużyny będą 
nieaktywne, Gwen mogła wejść na trzecią i ostatnią zmianę. Bum, 
zrobione. Łatwizna. 

Wygraj. 

Kaia mrugnęła ze zdziwienia. Dobrze, to nie był jej wewnętrzny 
głos - głos, należał do mężczyzny. Znajomy, a jednak… nie. Tylko 
jedna osoba (lub kreatura? ) pragnęła tak mocno zwycięstwa jak ona. 
Automatycznie spojrzała do góry. Stridera nie było pomiędzy pobladłą 
twarzą Sabina i stoicką Lysandera. Nie było go na trybunach. 

Czerwone plamy zamigotały jej przed oczami, kiedy ponownie 
skupiła się na walce. Wilki solidarnie rzuciły się na Taliyah. Kopiąc i 
uderzając, przycisnęły ją do ziemi. Tylko że, nie mogły jej utrzymać. 
Była tam przez chwilę - w środku ich furii, a potem zniknęła. Na jej 
miejscu pozostała czarna chmura dymu. Zdezorientowane rywalki 
rozglądały się dookoła. Kolejna chmura dymu pojawiła się za nimi. 
Taliyah wyszła ze środka. Obróciła się, nadając sobie pęd nie do 
zatrzymania i uderzyła. Głowy uderzyły o siebie, a ciała opadły. 
Kiedy te, które stały, zdały sobie sprawę z tego, co zaszło, znowu 
napadły na wysoką, smukłą Taliyah. I po raz kolejny, starsza siostra 
Kai zniknęła w chmurze dymu, pojawiając się ponownie w innym 

background image

miejscu. Ta sama scena powtarzała się znowu i znowu. Taliyah była 
bezlitosna, cięła i gryzła, zanim ruszyła dalej. Ale harpie, które 
powaliła, wkrótce znalazły sposób, by stanąć na nogi i wymienić się z 
kolejnymi członkiniami ze swoich drużyn. 

Podobnie jak Kaia, niektóre z nich, stojąc na bocznej linii, 
obserwowały dym, ucząc się przewidywać ruchy Taliyah. Więc, gdy 
kolejny raz harpia zniknęła, czekały na nią gotowe. Pięść 
błyskawicznie spotkała się z jej szczęką, powalając ją na plecy. Żadna 
się do niej nie zbliżyła, ponieważ wiedziały, co się stanie. I tak, kiedy 
się wyprostowała, zniknęła, jak oczekiwały. Kolejna pięść uderzyła ją 
w twarz, kiedy ponownie się pojawiła, po raz kolejny wyrzucając ją w 
powietrze. Potrząsnęła głową - prawdopodobnie zobaczyła gwiazdy. 
Tym razem również na nią nie skoczyły. Po prostu czekały. Lodowato 
niebieskie oczy Taliyah wypatrywały intensywnie Kai. 

Moja kolej - pomyślała, niecierpliwie wyciągając rękę. No dalej. 

Taliyah rzuciła się do przodu, uporczywie okładając pięściami i 
młócąc nogami, żeby dosięgnąć – Neeki. Przez chwilę Kaia stała jak 
sparaliżowana - była zszokowana. Potem rzeczywistość uderzyła w 
nią jak silny prawy sierpowy. 

- Co do cholery? Tal! - warknęła oburzona. 
- Lepiej, żeby tak było – było wszystkim, co wydyszała jej 
siostra. 
Co? Jej siostra wątpiła w jej umiejętności? Och, to ją raniło. 

- Wiesz, że muszę iść trzy razy. 
- Tak, ale będzie lepiej, jeśli pójdziesz na końcu. 

background image

Kiedy wszyscy będą posiniaczeni, poobijani i osłabieni? Och, to 
ją raniło jeszcze bardziej. 

- Skrzydła Gwen są uszkodzone. To ona musi iść na końcu, nie 
ja. 
- Pójdzie. Tuż przed tobą. 
Tym razem nie została zraniona - została zdruzgotana. Jej 
rodzina kochała ją, ale tak jak jej matka, jak Strider, nie wierzyli w 
nią. 

- Nie jesteś liderem tej drużyny. Oddałaś mi to prawo. 
- Widzisz, co one nam robią, kochana siostrzyczko? Walczące ze 
sobą drużyny współpracują razem, żeby nas zniszczyć. Ale ciebie… 
ciebie zamierzają zmasakrować. 
- Wiem – uniosła podbródek. – Jestem na to przygotowana. 
Wygraj. 

To był znowu ten głęboki, zachrypnięty głos. Nie Stridera, nie 
jego demona jak wcześniej miała nadzieję. Jak mógłby być jego, 
skoro wojownika nigdzie nie było widać? Ale… kto to powiedział? 

Taliyah westchnęła. 

- W porządku. Niech tak będzie. Chcesz być następna - będziesz 
następna. Ale przegrana spocznie na twoich barkach. 
Przegrana. Jakby porażka była jej pisana. Piekące łzy wypełniły 
oczy Kai. Skoncentrowała się na walce. Opuchnięta twarz Neeki nieco 
się zmniejszyła, jej zdolność widzenia nie była już ograniczona. 
Jednak przeciwnicy wiedzieli, że jest głucha i postanowili 
wykorzystać jej ułomność przeciwko niej. Przekazywali sobie 

background image

nawzajem instrukcje, wyznaczając zadania, których nie mogła 
usłyszeć i obronić się przed nimi. 

- Ty bierz lewą, ja wezmę prawą. 
- Ja mam środek. 
- Ja mam tył. 
Neeka uniosła się w powietrze. 
- Złap ją za kostkę! 
Dziewczyna w środku wykonała polecenie - upewniła się, że 
harpia nie będzie mogła się z nikim zmienić i zakręcając Neeką 
wokół, rzuciła nią daleko od jej drużyny. Kiedy wylądowała, oddech 
uciekł z jej rozchylonych, krwawiących ust. Ktoś tam był, czekał i 
kopnął ją w brzuch. Skuliła się w kłębek, próbując zassać powietrze. 

Czerwone plamy w oczach Kai zastąpiły ciemniejsze - czarne. 
Do jej wiadomości - wrogie zespoły nigdy wcześniej ze sobą nie 
współpracowały. Kaia poczuła wewnątrz ostre ukłucie - celem, który 
to sprawił, powodem, który je zjednoczył, była jej śmierć i to, że nadal 
tak bardzo jej nienawidziły. 

Na miłość boską, była jedynie dzieckiem, kiedy nieumyślnie 
zniszczyła ich rodziny. Cóż, już nie jest dzieckiem, najwyższy czas, 
pokazać tym kobietom, że nie zamierza się położyć i oddać w ich 
ręce. Wraz ze wzrastającą determinacją czarne plamy zaczęły się 
zlewać, prawie całkowicie przesłaniając jej widzenie i zostawiając 
jedynie cienie pochodzące od temperatury ciała. 

Uspokój się! Zanim zapomnisz gdzie jesteś i co możesz, a czego 
nie możesz zrobić. 

background image

Głęboki wdech… gwałtowny wydech… To nie pomogło. Kaia 
wyobraziła sobie Stridera, jego opadające blond włosy, te granatowe 
oczy, ten szelmowski uśmiech. W końcu czerń przygasła, a jej wzrok 
powrócił do normy. Obserwowała, jak Neeka toruje sobie drogę z 
centrum walki i gramoli się w kierunku Taliyah. Zgodnie z obietnicą, 
siostra wskazała dłonią w stronę Kai. Harpia wyciągnęła rękę i 
delikatnie klepnęła, najwyraźniej złamane, palce Neeki. Dziewczyna 
upadła na zewnętrzną linię. Kaia weszła do koła. Jak jeden mąż 
wszystkie ucichły i spojrzały w jej kierunku. Zakrwawione, spocone, 
zdyszane. To jasne, czekały na nią. 

- Moja siostra umarła przez ciebie. 
- Straciłam siostrę. 
- Nigdy nie szukałyśmy zemsty przez wzgląd na szacunek do 
twojej matki, ale w końcu wyparła się ciebie. 
Żadnej reakcji. Ogień znowu zapłonął w jej piersi, ale stłumiła 
go. Zamknęła szczelnie. Nie wypuści Harpii lub czegokolwiek innego. 

- Dobrze, zobaczmy więc, co mogę zrobić dla każdej z was. 
- Mam przeczucie, że będę rozczarowana twoimi zdolnościami. 
Zachichotały, Kaia poczerwieniała, a potem wszystkie 
jednocześnie odwróciły się i wymieniły na nowych przedstawicieli 
swoich drużyn. 

Dziewczyna rozpoznała kobietę z drużyny swojej matki - raz z 
nią trenowała. Podobnie jak Kaia, ta kobieta jeszcze nie walczyła. 
Zawodniczki były pełne siły i całkowicie zdeterminowane, żeby jej 
użyć. Przeciw niej, bez wątpienia. 

background image

Jesteś silna. Możesz je zwyciężyć. 

Wygraj! 

Tak. Zrobi to.

 To była jej ostatnia myśl, zanim przeciwnicy rzucili się na 
Kaię. Zrobiła unik i obróciła się - idąc nisko, cięła. Komuś udało się 
dosięgnąć jej skroni. Nastąpił ciężki zgrzyt kości, ale to nie 
zatrzymało jej szponów przed przecięciem kilku ścięgien Achillesa. 
Rozeszły się stęknięcia bólu, a potem łomot kolan uderzających o 
drewno. 

- Bardzo dobrze! – krzyknął Strider. 
Był tam. Nadal tam był. Oszałamiająca przyjemność przeszła 
prze nią, ale nie miała czasu na to, by się zatrzymać i skupić na tym 
uczuciu. Harpie rzuciły się na nią ponownie. Tym razem pozwoliła 
im, żeby ją otoczyły, ugięła kręgosłup, kiedy uderzyły, kopała, 
wymachiwała łokciami w przód i tył. Każdy gest płynnie przechodził 
w następny. 

WYGRAJ! 

- Wyrwij im oczy! – wrzasnęła Bianka. 
Nie zwolniła swojego tańca, pomimo iż sama nie pozostawała 
bez uszczerbku. Była uderzana – wszędzie. Kopana – wszędzie. 
Wkrótce jej mięśnie były napięte i posiniaczone, jej kończyny drżały. 
Strider był tam na górze, obserwował ją i ta wiedza dodawała jej sił. 
Kilka razy ogień próbował wyrwać się spod kontroli, ale utrzymywała 
go wystarczająco mocno, by pozostał w ukryciu. Sięgnęła łokciem 
czyjejś tchawicy - w końcu wyeliminowała jedną ze swoich 

background image

przeciwniczek na dobre. Pozostało jeszcze dziesięć. Potem kolejna 
upadła, kiedy Kaia, w rewanżu za Neekę, złamała jej kark. To 
rozwścieczyło dziewięć pozostałych - zaatakowały z większym 
zapałem. Kaia wybiegła ze środka hordy, planując w biegu zdobyć 
wystarczający rozpęd, żeby podskoczyć i kopnąć czyjeś zęby tak, by 
wbiły się w mózg. Niestety została złapana za włosy i szarpnięta w 
tył. Uderzyła o twardą ścianę, zanim spadły na nią pięści. 

- No dalej! –ryknął Strider. – Jesteś dużo lepsza! Walcz! 
- Zjedz ich języki na obiad! – krzyknęła Bianka. 
Chociaż walczyła z całą swoją determinacją, udało im się ją 
przygwoździć. Z łatwością wprawiającą wręcz w zakłopotanie, 
przyciskały jej ręce i nogi do podłogi. Te, które jej nie trzymały, 
pojawiły się nad nią, wymierzając swoje ciosy. Kaia czuła, jak łamią 
jej się kości, pękają narządy. A one… śmiały się. Potem świat wokół 
niej spowiła czerń i na szczęście nie mogła już widzieć ich 
zadowolonych twarzy. Ale nie była to czerń, która mogła ją ocalić. 
Zanim jej Harpia mogła wyjść z majaczących cieni, zanim ogień mógł 
wyskoczyć z klatki, została odwrócona, jej skrzydła dostały wycisk w 
równym stopniu jak reszta ciała. Tak dużo bólu… cierpienia… 
straty… porażki… 

- Cholera, Kaia! – Strider 
- Nie! Nieeeee! – Bianka 
- Otrząśnij się z tego – Taliyah. 
- Po prosu rusz się, Kye. Chodź do mnie – Gwen. 
Wygraj! Wygraj! 

background image

Ciepło zalało jej gardło, wydostając się na zewnątrz ust. Może 
krew wypełniła również uszy, ponieważ poziom hałasu zmniejszył 
się… stłumił… aż pojawiła się jedynie cisza. Potem pięść uderzyła w 
jej skronie, znowu i znowu, nie była dłużej świadoma ciszy. Tylko 
nicość. Taka słodka nicość. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 13 

Strider gotów był popełnić morderstwo z zimną krwią. 
Zamierzał zacząć od Sabina i Lysandera, którzy starali się zmusić go, 
żeby pozostał na swoim miejscu. Chyba nie zdawali sobie sprawy z 
tego, że ich działanie rzuciło wyzwanie jego demonowi - Strider 
zasadził się na nich obu. Wypuścili go, jednak zamiast rzucić się na 
boisko, nie ruszył się z miejsca. Prawie. Raz spróbował, zdecydowany 
dopaść Eagleshieds z drugiej strony. Potem Kaia została oznaczona i 
weszła do koła. Zmusił się, żeby wrócić na swoje miejsce. Jeśli 
pozwoli sobie na działanie, by dotrzeć do tej kobiety, dokona 
masakry. To będzie koniec zawodów - nie przyznają pierwszej 
nagrody. A przecież jeśli nie uda mu się zdobyć Magicznej Różdżki, 
będzie potrzebował zwycięstwa Kai. Poza tym jego ingerencja ją 
upokorzy. Ale tak naprawdę nie interesowała go główna nagroda czy 
kompromitacja. 

Czy z Kaią było wszystko w porządku? 

Leżała bezwładnie, wydawało się, że minęła wieczność, odkąd 
została pobita. A potem jeszcze mocniej. Na szczęście harpie wkrótce 
straciły zainteresowanie jej stanem nieświadomości i zwróciły się 
przeciw sobie. Kiedy ją zobaczył, Strider niemal znów wyskoczył ze 
swojego miejsca. Krew pokrywała każdy centymetr jej twarzy, 
ubranie było podarte i zakrwawione, dłonie opuchnięte, a pierś 
nieruchoma. 

background image

Sabin wyprostował się i otrzepał resztki popcornu. 

- Wszystko będzie w porządku – powiedział. – Spójrz tam, na 
Biankę. Jest wkurzona, a nie przerażona. 
To zabawne, że strażnik demona zwątpienia starał się go 
uspokoić, ale Strider go posłuchał - spojrzał. Bianka weszła na szczyt 
trybun, wszyscy wokół już dawno usunęli się jej z drogi. Tupała tak 
mocno, że prawdopodobnie popękało pod nią drewno. 

Potarł dłonią (drżącą dłonią!) dół szczęki. Jego uwaga wróciła 
do Kai na kolejną wieczność. Wiedział, że potrzebowała napić się 
jego krwi. Chciał, żeby napiła się z niego. Musi się jedynie ruszyć, po 
prostu to skończyć. No dalej, laleczko. Potrafisz to zrobić. Jej drużyna 
nadal mogła się uleczyć i wygrać. I nawet jeśli tego nie zrobią… Nie. 
Nie mógł pozwolić sobie na takie rozważania. Tym co się dla niego 
liczyło, o dziwo, była Kaia. Szło jej tak dobrze, walcząc wykazała 
umiejętności, które go podnieciły. Tak. Obserwowanie jej wywołało 
wzwód. 

Potem napadły na nią całym gangiem. Co takiego, do cholery, 
zrobiła, że upoważniało to do takiej nienawiści? Następnym razem, 
kiedy będą sami, powie mu - koniec z kłamstwami. Nie ważne jak 
bardzo była seksowna kiedy je snuła. W końcu, jakiś ruch. Drgnęła. 
Każdy mięsień na jej ciele napiął się. Nikt nie zwrócił na nią uwagi, 
kiedy mrugnęła i otworzyła oczy. Strider zauważył moment, w którym 
oślepiło ją światło, ponieważ jej zęby błysnęły szkarłatem, gdy 
warknęła. Będąc tak połamaną, nie mogła nic zrobić, żeby zranić tych, 

background image

którzy ją skrzywdzili. Wykonała więc najlepszą rzecz, jaką w tej 
chwili mogła - poczołgała się do Taliyah. 

- No dalej, laleczko – mruknął. Jego myśli uformowały się w 
słowa i przecisnęły przez supeł w gardle. – Dasz radę to zrobić. 
Wygraj - Porażka domagał się zwycięstwa na długo, zanim Kaia 
weszła do gry. 
Tak, zrobi to. Bogowie, nigdy nie był tak dumny z innej żywej 
istoty. Nawet ze swych przyjaciół, którzy walcząc z łowcami po jego 
stronie, osłaniali jego plecy. Kiedy szli na dno, przestawali się liczyć. 
Ale nie Kaia - pomyślał. Ona liczyła się dalej. 

Ręka Kai przesunęła się, jej twarz wykrzywił grymas. Ktoś 
wrzasnął i ruszył w jej kierunku z zamiarem powstrzymania przed 
zmianą, ale w końcu jej dłoń połączyła się z dłonią jej siostry i 
jasnowłosa harpia wskoczyła z furią do środka. Kilka sekund później, 
wybuchły piski pełne bólu, prawdziwa symfonia maltretowanych 
głosów. Poleciały ciała… i nie podniosły się aż dysząca, zbryzgana 
krwią Taliyah pozostała jedyną stojącą na nogach w ringu. Zmieniła 
się z Gwen, która utykając, kopała po prostu wszystkie znajdujące się 
na ziemi przeciwniczki. Gwen zmieniła się z Neeką, która zrobiła to 
samo. Neeka wymieniła się z Gwen, która weszła po raz trzeci. Kiedy 
Gwen skończyła, zmieniła ją Kaia, zdołała przeczołgać się kilka cali i 
kopnęła jedną z leżących w brzuch. Ten wysiłek musiał pogorszyć 
stan niektórych z wewnętrznych obrażeń, ponieważ straciła na chwilę 
przytomność. 

- No dalej, Kaia! – wrzasnął Strider. 

background image

- Dasz radę – Sabin wrzasnął piskliwym głosem przez megafon, 
i niech to cholera, jeśli Strider nie życzył sobie mieć też taki na 
własność. 
Inne harpie zaczęły się budzić. Jedną z tych, którą kopnęła Kaia, 
przeszedł wstrząs, przywołując Kaię do przytomności. 

- Cholera, Kaia! Jesteś najlepsza. Pokaż im! - Strider chyba by 
zwymiotował, gdyby po raz kolejny została zaatakowana. 
W końcu, w jakiś sposób, udało jej się przeczołgać do Taliyah i 
zmienić z nią. Myślał, że im się uda, że wygrają. Ale na koniec, kiedy 
Kaia weszła po raz trzeci, była tak poraniona i pobita, że zemdlała na 
dobre, wykluczając swój zespół z rozgrywek. Było jeszcze gorzej – 
zespołem, który zajął pierwsze miejsce, były Skyhawk, drugie 
Eagleshield. 

Coś ciepłego spłynęło przez gardło Kai. Takie pyszne, 
pomyślała, ledwie przełykając. Więcej, potrzebuje więcej, ale dopóki 
to ciepło nie dotarło do jej żołądka, nie miała siły, żeby przełknąć po 
raz drugi. Ciepło szybko rozchodziło się po jej ciele, wzmacniając ją i 
przeganiając zimną ociężałość kończyn. 

Odważyła się otworzyć powieki - Strider majaczył nad nią, jego 
nadgarstek uniesiony był nad jej ustami. Krew kapała na zamknięte 
teraz usta i spływała po policzku. Sięgnął w dół wolną ręką, 
zmuszając jej usta do otwarcia. Kiedy zobaczył, że jest przytomna, 
znieruchomiał. Jej usta rozchyliły się z własnej woli, kolejny łyk 
ciepła ześlizgnął się do żołądka i napełnił ją. 

background image

- To jest to – powiedział, przyciskając nadgarstek do szpary, 
którą zrobiła. – Grzeczna dziewczynka. 
Kły wydłużyły się i ugryzła go. Ssała i ssała, pijąc jego, mającą 
uzdrowicielską moc, krew. Smakował jak bogate, dojrzałe wino z 
odrobiną gorzkiej czekolady i miodu. Nikt nigdy nie smakował tak 
dobrze. Rozkoszując się, dokładnie mu się przyjrzała. Siedział obok 
niej i dotykał ją biodrem. Wokół jego oczu i ust znajdowały się teraz 
zmarszczki oznaczające napięcie, skóra była blada. Niepewna tego, na 
jak dużą utratę krwi mógł sobie pozwolić, Kaia zmusiła się, by 
przestać z niego pić. Uniósł brwi. 

- To wystarczy? 
Nie, ale będzie musiało. Skinęła głową. Ten ruch zapowiadał 
falę zawrotów głowy, skrzywiła się. Wciągnęła i wypuściła powietrze 
powoli, miarowo. W końcu, jej umysł uspokoił się i została sama ze 
swoimi myślami. Przypomniała sobie wejście na ring, kopanie tyłków, 
a potem, jak jej tyłek został skopany. Po tym wszystkim… cholera, 
cholera, cholera. Leżała w nieznanym łóżku, nieznanym pokoju. To 
oznaczało… cholera, cholera, cholera. 

- Gdzie są moje siostry? – łał. Mówienie bolało. Ktoś musiał 
piekielnie mocno uderzyć ją w tchawicę. 
- Bianka wróciła do niebios z Lysanderem, ponieważ nie umiała 
się przy mnie zrelaksować. Była niespokojna. Gwen jest gdzieś z 
Sabinem, pije jego krew, jestem pewien, że się leczy – głos Stridera 
był zimny, nieobecny. – Taliyah i inne… nie wiem. 

background image

- Ale wszystkie moje dziewczyny są żywe po pierwszym 
konkursie? 
- Tak. Wszystkie. 
- I nie były na granicy śmierci? 
- Nie. 
Westchnęła z ulgą. Dobrze. Były żywe i leczyły się. Mogła się 
pogodzić ze wszystkim. No prawie ze wszystkim. 

- Kto…kto wygrał? 
Przesunął językiem po zębach. 
- Twoja matka. Wam się nie udało. 
Przeze mnie - pomyślała i poczuła ukłucie w piersi. Dlatego, że 
zemdlała, co było prawie tak złe jak dyskwalifikacja. Zapiekły ją 
oczy, więc je zamknęła. Cholera. Potrzebowała chwili na osobności, 
czasu, żeby się zebrać do kupy. Albo wypłakać. Strider widział ją w 
najgorszym stanie. Nie mogła się teraz załamać i jeszcze pogorszyć 
jego opinii o sobie. Bardziej niż tym przejmowała się jednak swoim 
wyglądem, musiała wyglądać ohydnie. W rzeczywistości, musi chyba 
zakryć żałobnym całunem każde lustro w pobliżu, zanim się w nim 
przejrzy i rozważy popełnienie samobójstwa. 

- Bądź dobrym małżonkiem i idź przynieść mi butelkę wody, 
żebym mogła ci ją ukraść. Chce mi się pić. 
- Wypij swoje łzy, bekso. 
Uniosła powieki i spojrzała na niego. Pragnienie, żeby się 
wypłakać całkowicie zniknęło. 

background image

- Jak możesz mnie tak traktować?! Gdzie twoje współczucie? 
Jestem umierająca. 
- Błagam cię. Masz kilka śmiesznie małych ran. 
Śmiesznie małe? Marne! Spojrzała w dół na siebie. Ubranie było 
porozrywane, obnażając ciało - jedynie wyglądała na ubraną. Skóra 
była porozcinana i poszarpana w wielu miejscach, z czarnymi i 
granatowymi sińcami rozchodzącymi się w każdym kierunku. 

- To są najgorsze rany jakie kiedykolwiek widziałeś, draniu, 
dobrze o tym wiesz. 
Kąciki jego ust drgnęły. 

- Nieee. Raz zaciąłem się papierem pomiędzy palcem 
wskazującym, a kciukiem. Nie masz pojęcia o bólu, dopóki nie 
doświadczysz czegoś takiego. 
On. Był. Rozbawiony. 

- Masz pięć sekund, zanim wbiję ci sztylet w serce. 
Fukając i dysząc, podciągnęła kołdrę pod brodę. Każdy ruch 
powodował cierpienie. Warto było, pomyślała. Być nagą przed 
Striderem – żaden problem. 

Być nagą i ranną? Cholera, nie! 

- Uważaj na swój ton, dobrze? Mój demon jest aktywny. 
Kiedy to powiedział, delikatnie ułożył wokół niej materiał. 
Część jej złości stopniała. 

- Co masz na myśli, mówiąc, że jest aktywny? 
- Jest spragniony walki. 

background image

- Dlaczego? - wiedziała, że nie powinna mówić nic więcej, 
wiedziała, że Strider będzie wkurzony, nie zrozumie tego, ale to było 
dla jego dobra. – Wątpię w to, czy zdołasz mi to powiedzieć w taki 
sposób, żebym zrozumiała. 
Dłuższą chwilę jego powieki były przymknięte, a potem zaczął 
emanować złością. 

- Kibicował ci. Zobaczył twoją przegraną. To go wkurzyło. Nie 
skrzywdził mnie, ale teraz musi coś wygrać. Rozumiesz? 
- Tak. 
Jego demon kibicował jej? Poważnie? Czy to był ten głos, który 
słyszała w swojej głowie, tak jak podejrzewała za pierwszym razem? 

– Dziękuję. 
- To nie jest coś, z czego można się śmiać. 
Uśmiechała się? Och, tak. Uśmiechała. Jej rysy złagodniały. 
- Dobrze. Będę się zachowywać. Czy teraz czujesz się lepiej? 
Minęła chwila, zanim opuściło go napięcie, które wcześniej 
wyczuła. Wygrał. Mała utarczka, tak, ale nadal to on wygrał, 
przyznając jego demonowi pewnego rodzaju zwycięstwo, spodziewała 
się go uspokoić. 

- Zrobiłaś to celowo – powiedział zamyślony. 
- Co z tego? 
- Co? Jesteś słodka – delikatnie odgarnął włosy z jej 
czoła.Porozmawiamy. 
Jeśli oczywiście czujesz się na siłach – dodał. 
Z pewnością ciepło jego ciała otuliło ją bardziej niż koc. 

background image

- Dlaczego nie miałabym czuć się na siłach? Marne rany, 
pamiętasz? 
Kiedy jej surowy ton odbił się echem, zaczęła rozumieć coś 
innego – Strider nie okazał jej wcześniej współczucia, ponieważ 
wiedział, że stała na krawędzi załamania. Jakakolwiek delikatność 
zepchnęłaby ją z tej krawędzi – załamałaby się. Jeśli miała o to 
pretensje, martwiła się konsekwencjami - teraz nie musiała. Mogła po 
prostu cieszyć się nim. 

- Dobrze się czujesz? – zapytał miękko. – Bądź szczera. 
- W porządku. 
- Potrzebujesz czegoś jeszcze? 
- Masażu, nago. 
Jego źrenice powiększyły się, pożerając tęczówki. 
- Poza tym? 
- Poza tym, poza tamtym – zakpiła, zmuszając się, by spojrzeć 
na niego gniewnie. – Spójrzmy na to tak - mogę powiedzieć, że jesteś 
poważnie zaniepokojony moim fizycznym samopoczuciem, ale jeśli 
nie przyniesiesz mi wody, jak już wcześniej mówiłam, ja też zacznę 
się niepokoić. 
- Jasne. Więc czujesz się na siłach, żeby porozmawiać – na jego 
ustach pojawił się szeroki uśmiech. 
Proszę. 
Dużo lepiej. 

Strider nie chciał, żeby się załamała, a ona nie chciała, żeby 
zamartwiał się jej stanem. 

background image

- Dlatego… - uniósł błyszczącą butelkę wody tuż przed jej 
twarzą. Kilka kropel spadło na jej pierś, sapnęła. - …mogę się 
przyznać, że mam to, czego chcesz i wykorzystam cię. 
Nagła suchość w ustach spowodowała ból dziąseł. Skłamała 
wcześniej, twierdząc, że jest spragniona, ale teraz, kiedy zobaczyła 
butelkę, chciała jej. Musiała chcieć. Umarłaby, gdyby jej nie chciała. 

- Daj mi. 
- Uh-uh-uh. Chcesz ją? – spytał melodyjnym głosem. – Będziesz 
musiała na nią zapracować. Więc będę zadawać ci pewne pytania, a ty 
będziesz mi udzielać odpowiedzi. I, dla twojej wiadomości, mam 
również hamburgera i czekoladowego shake’a, żeby ci zapłacić. 
Oblizała wargi, kochając i nienawidząc go jednocześnie. 
Właśnie dlatego nigdy nie wyjawiała sekretów harpii - mogły zostać 
użyte przeciw niej. Ale dzięki Gwen, Strider wiedział dokładnie, że 
Kaia musi zapracować na swoje jedzenie. Jeśli zada pytanie, a ona 
zaakceptuje zapłatę za swoją odpowiedź, nie będzie mogła go 
okłamać. W przeciwnym wypadku, mogła zachorować, tak jak w 
sytuacji, gdyby zjadła coś, co sama przygotowała. 

Jeszcze raz machnął butelką wody. 

- Umowa? 
- Umowa – wychrypiała, nie kryjąc dłużej narastającego gniewu. 
Była przekonana, że chciał się dowiedzieć czegoś na temat następnej 
konkurencji. 
- Powiedz mi, dlaczego harpie tak bardzo cię nienawidzą. 

background image

Pomyliła się. Opadła na materac i spojrzała w sufit. Kilka paneli 
było ciemniejszych - najwyraźniej od zalania wodą. Byli w innym tanim 
motelu. Prawdopodobnie nadal w Wisconsin. 

- Czekam, laleczko. 
- Odpowiedź jest nieistotna. 
- Pozwól, że ja to osądzę. 
Westchnęła. 
- Mężczyzna… mężczyzna Juliette. Ten, którego zobaczyłeś w 
dniu przeszkolenia. Kiedy miałam czternaście lat, chciałam, żeby 
został moim niewolnikiem, żeby robił mi pranie, tego rodzaju rzeczy, 
więc spróbowałam go wykraść i dowieść swojej wartości, siły… 
Kiedy to mówiła zaczęła drżeć. Jeśli powie mu resztę 
prawdy… opuści ją. Tak jak to zrobiła większość jej klanu. Dlaczego 
nie miałby tego zrobić? Właśnie zobaczył jej porażkę. 

Po to, żeby usłyszeć, że zawsze była porażką i prawdopodobnie 
nigdy nie będzie niczym więcej… Czy naprawdę tak bardzo chciała 
tej butelki wody? 

- I? – nalegał. 
Lepiej stracić go teraz - szukała usprawiedliwienia. Tak czy 
owak, był tu tylko z powodu Włóczni i odejdzie, nie będzie musiała 
martwić się o następną konkurencję. O następną przegraną w jego 
obecności. 

- Zamiast tego, uwolniłam go, a on prawie mnie zabił. Zabiłby 
mnie, gdyby nie Bianka. Odciągnęła go ode mnie, a on zwrócił się 
przeciw niej. Potem oczywiście zwrócił się przeciw wszystkim innym 

background image

harpiom. Tego dnia zginęło ich więcej niż kiedykolwiek w naszej 
historii. Nawet podczas Wielkich Wojen Terytorialnych, kiedy 
walczyłyśmy z innymi gatunkami. 

Strider zmarszczył brwi. 

- Jeśli skrzywdził tak wiele, dlaczego nie został obwiniony za to, 
co się stało? Nikt nie patrzył na niego z nienawiścią w oczach. Nikt 
nie rzucił się jemu do gardła. 
To była cała jego reakcja? Dlaczego nie uciekł? 

- Juliette zatrzymała go. Ja go uwolniłam. Gdybym trzymała się 
z dala, nie miałby szansy zrobić czegokolwiek. 
- Dobrze, więc odpowiedz mi na to. Jeśli jest taki niebezpieczny, 
dlaczego Juliette trzymała go w pobliżu? 
- Harpie mogą wybaczyć swoim małżonkom prawie wszystko – 
mruknęła. 

Chwila ciszy. 

-Tak w ogóle, to czym jest małżonek Juliette? – zapytał, 

decydując się nie komentować rewelacji na temat „wybaczenia prawie 
wszystkiego”. - Na pewno nie człowiekiem. To pewne - powtórzył. 

- Nie wiem, czym jest. Nigdy wcześniej, ani później nie 
spotkałam kogoś takiego. 
Ściągnął usta. 

- Więc nie spałaś z nim? 
- Miałam czternaście lat. Jak myślisz? – skrzywiła się, patrząc na 
jego obojętne spojrzenie. – Czekaj. Nie odpowiadaj. 

background image

- Bogowie, jesteś rozdrażniona. Wiem, że z nim nie spałaś. 
Chciałem jedynie usłyszeć, jak to mówisz - przesunął palcem wzdłuż 
jej szczęki, delikatnie, tak delikatnie. – I dziękuję ci. Za prawdę tym 
razem. 
Tylko nie roztop się. Jeszcze się nie zadeklarował. 

- Dziękuję? To wszystko, co chciałeś mi powiedzieć? 
- Tak. A co? Spodziewałaś się limeryku? 
Nie. Spodziewała się kazania i pożegnania. 
- Z tego powodu nazywają mnie Kaią Rozczarowanie. 
Proszę. Teraz już wie wszystko. Teraz znał osobę, której zaufał i 
w którą wierzył – no dobrze, tak jakby – która może nie być w stanie 
spełnić jego oczekiwań. 

- O co chodzi z tymi przezwiskami harpii? – zapytał, znowu ją 
zaskakując. 
Za każdym razem, kiedy ktoś nazywał ją KR, gdzieś w środku 
niej coś maleńkiego umierało, ale Strider zareagował tak, jakby to nie 
była wielka sprawa. Nie wiedziała, czy się śmiać, czy płakać. 

- Nie martw się o nas i nasze przezwiska. Tobie jeszcze żadnego 
nie nadałyśmy. 
Coś niebezpiecznego zamigotało w jego oczach - przez chwilę, 
potem zniknęło. 

- Jakby mnie to obchodziło, jak mnie nazywasz. 
Jego głos był niski, obojętny, nie zdradzał żadnych emocji. 
Czasami był takim dupkiem. 

background image

Cóż, zobaczmy, czy to jest obojętne i sprawdźmy, co o tym 
myślisz? 

- Dla twojej wiadomości…Parysa nazywamy Seksorcystą. 
Nozdrza Stridera rozszerzyły się, kiedy gwałtownie wciągnął 
powietrze. Na dłuższą chwilę ogarnęła ich cisza. Kaia zaczęła czuć się 
winna. A potem Strider powiedział sztywno. 

- Zasłużyłaś na pierwszą zapłatę. 
Odkręcił nakrętkę z butelki wody, włożył ciepłą dłoń pod jej 
kark i uniósł głowę. Jej usta dotknęły zimnego potoku cieszy, 
zapomniała o poczuciu winy. Przełykała jak szalona, bogowie, każda 
kolejna kropla smakowała lepiej niż poprzednia. Kiedy skończyła, 
Strider zmiażdżył plastik i rzucił przez ramię. Delikatnie położył ją i 
cofnął rękę. Zacisnęła usta, by powstrzymać się przed błaganiem o 
więcej kontaktu. Pochylił się w kierunku nocnej szafki i wziął 
kawałek hamburgera, którego właśnie pokroił na cztery części. Jej 
żołądek skręcił się i zaburczał. 

- Zgaduję, że nie muszę pytać, czy jesteś głodna – zauważył z 
uśmiechem. 
Za-wsty-dza-ją-ce, ale przynajmniej stracił ten obojętny ton 
głosu i nadal był zdecydowany rozmawiać z nią. Cud nad cudami. Nie 
będzie znowu narzekać. 

- Jeśli to chcesz, to musisz mi szczerze powiedzieć, czy 
naprawdę myślisz, że możesz wygrać następną konkurencję. Nie 
wspominając o następnej i następnej. Ponieważ, po ostatniej rundzie, 
coraz bardzie podoba mi się myśl o kradzieży Włóczni. 

background image

W jego głosie nie było cienia skruchy. Wiedziała, czuła to w 
kościach, że miał na myśli kradzież Magicznej Różdżki bez względu 
na to, co mu odpowie. To, czego nie wiedziała, to dlaczego 
przejmował się teraz jej opinią dotyczącą następnej konkurencji. 
Musiał czytać w jej myślach, ponieważ powiedział szorstko. 

- Nie chcę, żebyś znowu tak cierpiała. 
Ból rozkwitł w jej piersi. Chciała mu odpowiedzieć. Nie dla 
hamburgera, ale ponieważ się martwił. 

- Ja… 
Cholera. Szczerze? Myślała, że jest zdolna do tego, żeby wygrać 
pierwszą rundę, że znajomość innych drużyn, jaką zdobędzie, da jej 
przewagę nad innymi. Jednak one połączyły swoje siły przeciw niej, a 
ona była bezsilna. 

Następnym razem wymyślą coś innego przeciw niej i przeciw 
każdemu członkowi jej drużyny. Nie było od tego odwrotu. I nie 
mogła biadolić na temat sprawiedliwości, ponieważ w odwrotnej 
sytuacji zrobiłaby dokładnie to samo i nie zapomniała o 
wątpliwościach Taliyah. Całe swoje życie, chciała jedynie być 
podziwianą. Kochaną. Szanowaną. Całe swoje życie pozwalała, żeby 
wszyscy ją poniżali. Była Kią Rozczarowanie. 

- Przepraszam, że przegrałam – wyszeptała. 
Wyraz jego twarzy złagodniał, palce znalazły drogę do jej czoła, 
głaszcząc je. 

- Nie zawiodłaś mnie. Nikt nie mógł odebrać im zwycięstwa, 
mając takich przeciwników. 

background image

Pocieszające, ale w głębi duszy wiedziała, że on by znalazł 
sposób. Zawsze znajdował. 

- Jednak zmartwiłaś mnie – dodał, wracając do szorstkiego tonu. 
– Nie będę cię oszukiwał. 
Powiedział to jak prawdziwy małżonek, wypełniło ją pragnienie. 
Chciała tego. Chciała go. Teraz, zawsze. Więc. Dla niego, znajdzie 
sposób. 

- Tak - w końcu odpowiedziała. – Mogę wygrać następną 
konkurencję. 
Zimna, twarda, bezlitosna. Taka właśnie musi być. I będzie. 
Dowiedzie swojej wartości, tak jak tego zawsze chciała. Nikt jej nie 
powstrzyma. Jej mordercze myśli przerwało ziewnięcie. 

Strider nakarmił ją hamburgerem, a następnie zadawał 
bezsensowne pytania, które nie wymagały trudnych odpowiedzi po to, 
żeby łatwo mogła zarobić na shake’a. Kiedy skończył, powiedział. 

- Odpocznij teraz. Mam wobec ciebie wielkie plany. 
Jej wzrok powędrował do szczytu jego ud, by dostrzec erekcję. 
Wybuchnął śmiechem. 
- Sprośna harpia. 
- Powiedziałeś „wielkie”, po prostu założyłam… 
Miała nadzieję… 
- Śpij – nakazał, uśmiechając się. 
- Więc, to miałeś na myśli czy nie? - zatrzepotała rzęsami, 
również uśmiechając się. 
- Będziesz musiała poczekać i się przekonać. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 14 

William miał niewielką szansę na to, żeby posunąć się za daleko. 
Ta, którą miał, niestety minęła. Byłby oczywiście pierwszym, który 
przyzna, że popełnił choćby najmniejszy błąd. Błędy czy nie, w 
większości nie, nie mógłby zostać pociągnięty do odpowiedzialności – 
pomyślał, torując sobie drogę przez to, co pozostało z rodziców Gilly. 
Podsumowując: prosili się o to. Dosłownie się o to prosili. W trakcie 
„pracy” nucił ulubioną piosenkę - „Scoty Doesn’t Know” zespołu 
Lustra, czuł się tak, jakby tekst był odzwierciedleniem jego życia. 
Podał swoim celom zastrzyki z adrenaliny, zapobiegające omdleniom. 
Oczywiście „podkręcił” również ich żyły, zapobiegając 
wcześniejszemu wykrwawieniu. Omdlenia i utrata krwi za każdym 
razem rujnowały naprawdę udane tortury. Pod koniec, kiedy zdali 
sobie sprawę z tego, że nie ma nadziei na przeżycie, zaczęli błagać. 
Skończył z nimi dopiero, gdy wyznali swoje grzechy, doprowadzając 
go tym do szału. Wszystko o czym się dowiedział i co sprawiło, że ich 
maltretował, nie było nawet odrobinę bliskie całej prawdy - Gilly 
zniosła o wiele więcej. Prawie marzył, żeby tego nie kończyć. Byłoby 
miło rozciągnąć tę sesję na kilka kolejnych dni. Och, tak. Cóż - teraz 
miał trochę sprzątania. 

William zatoczył pełne koło, lustrując rzeź, jakiej dokonał i 
starając się zdecydować, od czego zacząć. Może powinien po prostu 
odejść - było zbyt dużo do zrobienia. Potem uzmysłowił sobie, jak 

background image

ludzie lubili wariować, stacje telewizyjne lubiły grzmieć historiami 
„psychopatów na wolności” i zdał sobie sprawę, że ta informacja 
mogłaby dotrzeć do Gilly. Nie, żeby chciał utrzymać ją w 
nieświadomości na temat tego, co się stało - powie jej. Pewnego dnia. 
W dalekiej przyszłości. Kiedy będzie starsza. Może… jak skończy 
pięćdziesiąt lat. 

Po wszystkim, co ci ludzie – nie, te potwory – jej zrobili, nie 
powinna się na niego gniewać. Jak mogłaby? Zranili ją w najgorszy z 
możliwych sposobów, kiedy była zbyt młoda i słaba, żeby się obronić. 
On po prostu się im zrewanżował. 

Poczuł skurcz żołądka, kiedy w jego głowie pojawiła się myśl. 
Może chciałaby sama ich zabić? Dokonać swojej własnej zemsty, 
zamknąć ten etap czy coś w tym rodzaju. Co jeśli wszystko zrobił źle, 
a ona chciała zostawić ich w spokoju? Ludzie byli tak specyficzni, 
jeśli chodziło o nie przekraczanie pewnych granic, a niech bogowie 
bronią, jeśli ktoś ośmielił się je przekroczyć - na zawsze przyklejano 
ci etykietkę człowieka nikczemnego i diabolicznego. Tak jak 
Wlad’owi Palownikowi - dobremu kumplowi Williama. Mówiąc o 
złej reputacji - ściął głowy kilku tysiącom swoich wrogów, nadział ich 
ciała na włócznie i wystawił na świat, żeby to zobaczył. I bum - jesteś 
diabłem. To było absurdalne! 

W ludzkim pojęciu, tortury i śmierć nie były łatwą częścią koła 
życia. Na torturowanie patrzono krzywo, śmierć członków rodziny 
uważano za nieludzką - była powodem żałoby. Nie rozumieli, że 

background image

dusze szły dalej z taką lub inną zdolnością, to oznaczało równowagę. 
Słabość zachęcała do działania twoich rywali. 

-Co ty, do cholery, zrobiłeś? – wydyszał nagle stojący za nim 
męski głos. 

Wiliam obrócił się i stanął przed bardzo bladą twarzą Kane. 

- Co tutaj robisz? A w zasadzie, skąd się tutaj wziąłeś? 
Piwne oczy Kane wpatrywały się w leżące szczątki. 
- Poprosiłem Prządki Losu, żeby mnie wysłały do ciebie – 
powiedział z roztargnieniem. – Ilu ludzi załatwiłeś tutaj? Stu? 
- Co robiłeś z Mojrami? Nikt nie może się z nimi widzieć od tak 
po prostu. I dlaczego, do cholery, mnie szukasz? 
- Wezwały mnie, więc się spotkaliśmy – Kane spojrzał na coś na 
podłodze. – Co to jest? 
William nie pofatygował się, żeby spojrzeć. 

- Czy to ważne? Weź worek na śmieci i zacznij zbierać. 
Dlaczego Mojry wezwały Kane? Drugie pytanie William 
pominął - nie obchodziło go to. 

- Mamy dużo do zrobienia i jeszcze więcej czasu na to – Willy 
zdawał się być opanowanym. 
Zwerbowanie strażnika demona katastrofy nie było jego 
wyborem – nigdy, tak naprawdę, nie spędzali razem czasu. Poza tym, 
Kane przyciągał pewnego rodzaju kłopoty, których najlepiej było 
unikać - przynajmniej w najbliższym czasie. 

- Kim są… byli ci ludzie? 

background image

- Nazwiska są nieistotne, nie uważasz? Wszystko, co musisz 
wiedzieć to to, że mnie obrazili. 
- Obrazili cię – Kane powtórzył jak echo, nadal się nie 
poruszając. 
- Tak. 
Ich spojrzenia się spotkały. 
- Rodzice Gilly, czy to oni? Słyszałem, że pragnąłeś ich 
poćwiartować. Wydaje mi się, że na paręnaście kawałków - w głosie 
Kane nie było potępienia, jedynie akceptacja. 
Brak potępienia nie miał znaczenia. Nigdy nie zaprzeczaj, ani 
nie potwierdzaj, że coś zrobiłeś, zawsze zastraszaj tych, którzy cię 
przepytują - to było motto Williama. 

- Powiesz komuś, co tutaj się stało, a osobiście dopilnuję, żeby 
twoja trzustka została potraktowana podobnie. 
Kane nie zsikał się w gacie ze strachu. Jedynie mrugnął na 
niego. 

- A tak w ogóle, dlaczego się spotkałeś z Mojrami? – Willy nie 
odpuszczał. 
Nadal wcale go to nie obchodziło, ale mógłby rozmawiać o 
czymś tak nudnym jak pogoda, gdyby to oznaczało zmianę tematu. 
Kane potrząsnął głową - tymi brązowymi i czarno złotymi 
lokami kołyszącymi się na tle jego policzków, a potem bez słowa, 
wszedł do kuchni. Wrócił chwilę później. W rękach miał dwie 
masywne torby, jedną dał Williamowi. 

- Dzięki. 

background image

Pracowali w ciszy, ramię w ramię przez pół godziny, gdy Kane 
przerwał to wzdychając i zadając pytanie. 

- Więc pytałeś o Mojry? 
- Pytałem również, dlaczego przyszedłeś zobaczyć się ze mną, 
ale straciłem już tym zainteresowanie. 
- Więc, znajdź je znowu. Będziesz chciał to usłyszeć, ponieważ 
wpłynie to na ciebie i innych. 
Mądry ruch - zaoferował odrobinkę informacji, żeby go 
zachęcić. William skorzystał z tej samej taktyki. 

- Rozwiń to. 
- Powiedziały mi… powiedziały – Kane wypuścił jeden koniec 
swojej torby i potarł znużoną twarz. – Powiedziały mi, że rozpocznę 
Apokalipsę. 
Małe, paskudne słowo -apokalipsa. William zamarł. 

- Co? 
- Słyszałeś mnie - ręka Kane’a opadła na koszulę, szarpiąc 
materiał. – Nie zamierzam się powtarzać. 
- Jesteś Katastrofą, więc to ma sens, ale nie ma mowy, żebyś… każdy 
mięsień na ciele Williama zesztywniał, kiedy przyszła mu do 
głowy ta myśl. - O cholera, nie. Nie prześpisz się z nią, słyszysz 
mnie?! 

Na twarzy Kane’a pojawiło się zakłopotanie. 

- Prześpię, z kim? 
Tylko tego brakowało. 
- Dlaczego wiedźmy przysłały cię do mnie? 

background image

Każde kolejne słowo było bardziej szorstkie niż poprzednie. 

- Ponieważ słyszałem, że jesteś blisko z Lucyferem czy coś w 
tym stylu. Stworzyłeś Czterech Jeźdźców. I że ci Jeźdźcy odegrają 
dużą rolę w końcu świata, po prostu założyłem… - Kane zawiesił 
głos. - Co? Dlaczego patrzysz tak, jakbyś miał zwymiotować? 
Jest źle. Źle, źle, źle. Jeśli Mojry powiedziały Kane’owi, że 
zacznie Apokalipsę, to zacznie Apokalipsę. Ale fakt, że Kane 
pomyślał o tym, żeby spotkać się z Williamem oznaczał, że 
Apokalipsa może zacząć się wcześniej, niż ktokolwiek przypuszczał. 

- Nie jestem blisko z Lucyferem. Czy autochton wyszarpnąłby 
moją rękę ze stawu, kiedy składałbym wizytę w jego małym 
podziemnym spa? Huh, huh? Nie! 
- Nie, ale brat mógłby to zrobić. Rywalizacja między 
rodzeństwem i takie tam. 
- On nie jest moim bratem! – kłamstwo wymknęło się Willemu 
tak łatwo, wręcz automatycznie jak przez większość jego marnego 
istnienia. Ale przecież Kane był Władcą Podziemi - nie miał prawa 
go osądzać. 
- Dobrze. Jest moim bratem – wyznał Willy i tak, przyznanie się 
do tego bolało. Rywalizacja pomiędzy rodzeństwem nie wyjaśniała 
nienawiści pomiędzy nimi. – I co z tego? 
Dobra, chwileczkę. Właśnie coś sobie uświadomił. Harpie były 
potomstwem Luyfera. Lucyfer był jego bratem. Zatem małe 
zauroczenie Kaią jest… pieprzonym obrzydlistwem! - ta myśl 
wstrząsnęła nim, zadrżał. Kaia będzie po prostu musiała żyć bez 

background image

rozkoszowania się jego dotykiem. Cholera! Jego brat popsuł mu całą 
zabawę. 

Ponad ich głowami nastąpiło zwarcie żarówki, a złote iskry 
rozprysły wokół Kane, który nawet nie zwrócił na nie uwagi. 

- Nic. Jestem ciekawy. Czy Jeźdźcy są dobrzy czy źli? Po naszej 
stronie czy kogoś innego? 
- Nie wiem – odparł Willy, mimo iż doskonale wiedział. 
- Dobrze. Spróbujmy z innej strony. Wspominałeś coś o 
kobiecie… o mnie, o tym, że się z nią prześpię… 
Żadnej reakcji. 

- Więc? 
- Więc, z kim nie powinienem się przespać, Książę Ciemności? 
- Z jedyną kobietą Jeźdźcem – mruknął, a coś ścisnęło jego 
pierś. – Albo mężczyzną. Wszystko jedno. Oni tam na dole naprawdę 
nie przejmują się płcią. 
- No dobra, jestem zmieszany. 
William podszedł do jedynego czystego fotela w pokoju i opadł 
na niego. Jak wielką okazałby się ciotą, gdyby włożył głowę między 
nogi? A potem, nawet jeszcze większą gdyby zaczął hiperwentylować. 

- Powiem wprost. Lucyfer i ja mieliśmy inne matki, ale tego 
samego ojca. Jest nim Hades. 
- Co? Myślałem że Lucyfer i Hades są braćmi – Kane był 
zaskoczony. 
- Jak większość ludzi. Po prostu paru z nich bardzo lubi szerzyć 
plotki. Ale oto kolejna wielka niespodzianka – oni są również 

background image

kłamcami. Nie ważne. Chcesz usłyszeć resztę, czy powinienem 
pozwolić ci mówić na temat tego, o czym nie masz pojęcia? 
Kane zmrużył oczy, a on machnął ręką w powietrzu. 

- Nie lubiłem życia tam na dole… delikatnie rzecz ujmując. To 
było piekło – ha, to stwierdzenie rozbawiło Williama. – Znalazłem 
sposób, żeby usunąć pewną część ciemności z mojego wnętrza, tak 
zostali stworzeni Czterej Jeźdźcy Apokalipsy. 
- Dlaczego tego nie wiedziałem? Mój demon też mieszkał tam 
na dole. 
- Halo, Katastrofa istniał po stronie Lucyfera. Mieliśmy małe 
kłopoty ze współdziałaniem, musieliśmy podzielić przestrzeń na różne 
królestwa. Lusi wziął ogień i demony, bla, bla, bla, a ja czyściec i 
dusze. Mimo że jego sługusy wciąż się zakradają i okradają mnie, 
będę mu przebaczał. 
Przebaczenie formą zabezpieczenia – Willy pomyślał z 
uśmiechem. Lusi nie będzie zdolny go przełamać. 

- Co to ma wspólnego ze mną? – zapytał Kane. 
- Zmierzam do tego… – co powiedzieć, co powiedzieć? 
Hades nieformalnie opowiedział się po stronie Lucyfera. 
Najwyraźniej postrzegał Williama, jako kłopotliwy problem, któremu 
brakowało prawdziwie „diabelskiej” duszy. Po pierwsze, to bzdury nikt 
nie był bardziej zły niż William. Wystarczy spojrzeć na to, co 
właśnie zrobił tym ludziom. I nie żałował! Po drugie, nie było nic 
złego w pragnieniu zerwania z rodzinną tradycją i byciem sobą. 
Odbiegasz od tematu. Kiedy Grecy przejęli niebiosa, uwięzili 

background image

Tytanów, a Hades, który pomógł Zeusowi przejąć tron, został uznany 
za trudnego do kontrolowania i również został uwięziony. William 
wykorzystał to zamieszanie na swoją korzyść i w końcu uciekł. 
Pomógł mu w tym Lucyfer, który pragnął tronu podziemi tylko dla 
siebie, a ucieczka Willego pozwoliła uniknąć walki. Po ucieczce 
William spędził wiele cudownych stuleci, pieprząc wszystko, co się 
ruszało. Nawet Herę - ukochaną królową Zeusa. Oczywiście Zeus 
ostatecznie przyłapał go ze spuszczonymi spodniami i zanim William 
zdążył wyskoczyć przez niebiańskie okno, został przeklęty i 
zamknięty w jeszcze innym więzieniu. Teraz był wolny, mógł znowu 
znikać i przenosić się w inne miejsca. Życie było rozkoszne! 

- William? 
Mrugnął. 
- Co? 
- Miałeś mi powiedzieć, co to wszystko ma wspólnego ze mną. 
- Nie, wcale nie. 
- Cholera, powiedz mi, dlaczego myślisz, że prześpię się z 
jednym z twoich popieprzonych potomków? – domagał się 
odpowiedzi Kane, którego przeszył zimny dreszcz. – To jest 
obrzydliwe. Chyba zwymiotuję. 
Wlliam oparł łokcie na kolanach i spojrzał. Wciągnął głęboko 
powietrze. 

- Żebyś zaczął Apokalipsę, musisz pomóc uwolnić Jeźdźców. 
Jedyny powód, jaki przychodzi mi do głowy, dla którego mógłbyś 
pomóc uwolnić te bękarty, to to, że się zakochasz. Nie gustujesz w 

background image

mężczyznach, więc pozostaje moja dziewczynka. Jedyny powód, dla 

którego się w niej możesz zakochać, to taki, że się z nią prześpisz. 
Głęboki wydech. 
Kane prychnął. 

- Ona jest częścią zabezpieczenia? 
- W zasadzie, tak – powiedział śmiertelnie poważnie William. 
W końcu Kane, nie mogąc w to uwierzyć, wypuścił powietrze. 
- Ostrzeżenie jest ostrzeżeniem. Nie będę odwiedzał piekła. 
Więc, problem rozwiązany. 
- Podoba mi się twój sposób myślenia, nawet jeśli jest głupi. 
- Hej! 
- Posłuchaj. Mojry nie są takie. Nie przysłały cię tutaj z dobroci 
serc. One nie mają serc. Zobaczyły, jak rozpoczynasz Apokalipsę i 
zaczęły układać domino. Musisz teraz na każdym kroku stawiać czoło 
pokusie i jakoś… w jakiś sposób, nie znaleźć się w piekle. 
Zanim Kane zdążył odpowiedzieć, coś wpadło przez okno, 
rozbijając szybę i zataczając się pomiędzy nimi. Spojrzeli na to, a 
potem na siebie. Granat. 

- Cholera – powiedział William, skacząc na równe nogi. 
- Ogień! – wrzasnął Kane, zmierzając w jego kierunku. 
Było za późno. Bum! Ogień pełzał nad nim, a wraz z nim około 
tysiąca odłamków drewna i kamieni. Gwałtowny podmuch powietrza 
rzucił Williama w górę. Wzleciał, a potem spadł i kiedy wylądował, 
upadł na głowę, rozbijając sobie czaszkę. Kane uderzył o niego, 
przygniatając go. Wojownik już się nie podniósł. 

background image

Cholerny Katastrofa - William dokładnie wiedział, po czyjej 
stronie leży wina. 

- W porządku….człowieku? – udało mu się wydusić pytanie z 
suchego gardła. 
W tym momencie coś twardego uderzyło go w skroń - ciemność 
połknęła go w jednym smacznym kawałku. Nie zobaczył nic więcej. 

William odpłynął, coś zimnego i twardego przygniotło jego 
plecy. Koła zaczęły piszczeć, małe wstrząsy, w górę i w dół 
powodowały rozchodzenie się palącego bólu. Zdał sobie sprawę, że 
leży płasko na noszach, a ktoś go wywozi. Nie jęcz. Nie wzdychaj. 

- Ten wygląda na martwego – powiedział męski głos. Nie był 
znajomy. Pięćdziesięcioletni, z charakterystyczną chrypką palacza. 
- Nie sir. Jeszcze nie – kolejny mężczyzna, ten był młodszy, 
prawdopodobnie dwudziestoletni. – Ale jeśli myśli pan, że z tym jest 
źle, musi pan zobaczyć tego drugiego. Demona. 
- Teraz tego nie zrobię. Potrzebuje ich obu, żywych. 
- Ale, sir. 
- Nie dyskutuj ze mną, synu. Rób, co trzeba, ale utrzymaj te 
kreatury przy życiu. 
Cisza, głośne przełknięcie. 

- Mimo wszystko ten nie jest demonem. Powinniśmy… 
- Nie obchodzi mnie, czym on jest, do cholery. Był z tym drugim 
w środku w czasie tej rzezi. Zasłużył na to, co dostał. 
Tym razem nie było pauzy. 

background image

- Tak sir. Zgadzam się z tym, sir. 
Szpitalne nosze uderzył kolejny wstrząs, większy, po raz kolejny 
silnie odbijając się w głowie Williama. Tak jak poprzednio, nie mógł 
powstrzymać nadciągającej ciemności. 

Bip. Bip. Bip - powolny, rytmiczny dźwięk zmieszał się z 
odgłosem szybkich kroków i szalonych oddechów. William mrugnął i 
otworzył oczy. Bogowie, to bolało. Czuł się tak, jakby miał drzazgi 
pod powiekami i każdy z tych ostrych kawałków drewna drapał jego 
rogówkę. Kiedy w końcu był zdolny do tego, żeby się skupić, 
zmarszczył brwi. Jakby gruba warstwa błony pokrywała pokój i 
wszystko w środku. Ludzie wokół niego biegali, ale nie mógł dostrzec 
ich rysów twarzy. 

- Jego demon... 
- Wiem! Robię, co mogę, ale to może nie wystarczyć. 
Rozmawiali o Kane’ie. O traceniu… William spróbował 
podnieść rekę. Mógł pomóc ocalić wojownika. Tylko, że jego 
nadgarstki zostały przywiązane do łóżka, a on nie miał wystarczająco 
dużo siły, żeby uciec. 

Co do cholery? 

- Doktorze, ten się obudził. 
- Cholera, nie jestem gotów, żeby się nim zająć. Daj mu kolejne 
dziesięć cc. Będzie go trzymać dopóki nie wydostanę tego ze stanu 
zagrożenia. 

background image

Coś ostrego dźgnęło go w ramię, myśli wymknęły się spod 
kontroli. 

- W porządku chłopcze? 
William przedarł się przez ciemność i bardzo szybko tego 
pożałował. Ból! Bolało go wszystko. Jego skóra była zwęglona, kości 
były tak płynne jak pudding i równie miękkie. 

- Bardzo dobrze. Jeszcze odrobinkę. 
Otworzył oczy. Przez moment świat był odwrócony, ale 
wkrótce, wszystko wróciło na miejsce. Spokojnym wzrokiem odnalazł 
piękną kobietę. Zmęczenie rysowało się na jej delikatnej, napiętej 
twarzy. Nosiła biały fartuch i miała stetoskop zawieszony wokół szyi. 
Blond włosy były związane z tyłu w koński ogon, na nosie znajdowała 
się para drucianych oprawek. 

- Jesteś zapewne ciekaw, kim jestem i dlaczego znajdujesz się 
tutaj? 
To byłaby istotna informacja, chociaż mógł zgadnąć odpowiedź 

- łowcy wykonali swój następny ruch. Zapamiętał nienawiść w 
głosach „sir” i kompanów, które słyszał, kiedy dyskutowali o 
demonach. 
Wzrok Williama przeniósł się na nadgarstki i na związane w 
kostkach nogi. Nie ufali wytrzymałości lin - użyli grubych, ciężkich 
łańcuchów. Potem obejrzał swoje obrażenia i zdał sobie sprawę, że 
tylko cud zachował go w jednym kawałku. Poczuł się jak pudełko 
pełne zużytych bożonarodzeniowych wstążek. Skóra była tak 

background image

poszarpana, że mógł zobaczyć pod spodem równie mocno poszarpane 
mięśnie. 

- Więc? 
- Nie jestem ciekaw – ruszanie szczęką powodowało drżenie w 
skroniach. – Mężczyzna… - nie udało mu się wypowiedzieć żadnego 
innego słowa. Miał zbyt sucho w gardle. 
- Żyje – odpowiedziała, domyślając się, o co mu chodzi. 
Dzięki bogom - Willy poczuł ulgę. 
- Nie chcę być tą, która ci to mówi, ale powinieneś wiedzie. 
Twój przyjaciel… w tym momencie jest transportowany do 
najgłębszych czeluści piekieł. 
Spodziewał się tego. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 15 

Kaia wiedziała, że Strider potrafi być bezwzględny i myślała, że 
jej się to podoba. Teraz jednak była całkowicie pewna, że ta jego 
skłonność doprowadzi ją do pozbawienia go życia. Cholernie chciała 
go zabić! Do bólu. Oczywiście zaraz po tym jak go wypije do sucha. 
Jego “wielkie plany” wobec niej? To Jeszcze więcej picia krwi - w 
każdym razie, tak przypuszczała. Cały dzień minął, odkąd się obudziła 
z drzemki, a picie krwi było wszystkim, na co jej pozwolił. 
Oczywiście upewniła się, żeby pożałował swojego wyboru - pokazała 
mu, jakie są konsekwencje drażnienia jej. Pozwolił żeby myślała, że 
będą się całować i dotykać, cóż… uprawiać słodką, nieprzyzwoitą 
miłość, aż ich serca eksplodują z napięcia. Nie potrzebowała więcej 
krwi. Jej kości szybko przesunęły się na miejsce, a rozcięcia skóry 
zagoiły. Była kompletnie wyleczona, zdolna do małego gwałtu, ale co 
godzinę on nacinał swój nadgarstek i trzymał ranę nad jej ustami. 
Nawet teraz, ssała, przełykając doskonały łyk bogatej, ciepłej krwi, 
przyprawionej słodyczą cynamonu. Ciepło rozprzestrzeniało się jak za 
każdym razem, kiedy karmił ją w ten sposób, pobudzając jej 
podniecenie, przypominając o tym, czego nie robili. 

- Jeszcze troszeczkę – powiedział chrapliwym głosem. 
Przedramię poruszyło się w jej uścisku. Zamknęła oczy, 
rozkoszując się dekadenckim smakiem, a mordercze myśli zniknęły. 
Czy ona kiedykolwiek się nim nacieszy? Nie, nigdy - zdecydowała 

background image

sekundę później. Był dobry i naprawdę uzależniła się od niego. Nie 
tylko od pocałunków - uświadomiła sobie. Nie tylko od krwi, ale 
również od jego obecności, szelmowskiego uśmiechu, wypaczonego 
poczucia humoru. Co zrobi, gdy zostawi ją po zawodach, tak jak 
planował? Normalnie powiedziałaby, że znajdzie sposób, żeby go 
zatrzymać. Pocieszyłaby się, odwołując do swojej siły i sprytu, 
rozkoszując się wiedzą, że może zrobić wszystko, czego chciała. Ale 
właśnie przeżyła największy w życiu łomot i nie miała już w sobie 
tyle optymizmu. Poza tym musiała być gotowa na nadchodzące 
zawody i mieć nadzieję, że wszystko pójdzie po jej myśli. 

Na szczęście, dzięki bogom, mogła gromadzić tysiące 
wspomnień o Striderze - tak na wszelki wypadek. Dotrzymają jej 
towarzystwa podczas długich, chłodnych, samotnych zim i będą spać 
tuż obok podczas gorących, parnych letnich nocy. Nie ważne gdzie 
czy z kim będzie - nigdy nie zostanie sama. W tym celu musiała 
stworzyć te wspomnienia, najpierw musi więc go uwieść. Wkrótce. 
Zapomnij o rewanżu. Nawet teraz jej ciało śpiewało dla niego, 
desperacko pragnąc bliższego kontaktu. Gdyby tylko pozwolił jej się 
napić z żyły szyjnej… 

Pytała, wielokrotnie, a on, wielokrotnie, odmawiał. Nie ufał jej? 
Czy może samemu sobie? Wyobrażała sobie, jak popycha go na 
materac i siada na nim okrakiem. Jej piersi ocierałyby się o niego, a jej 
sedno zawisłoby nad jego naprężoną erekcją. I tak - miałby erekcję. 
Upewniłaby się co do tego. 

background image

Ocierałaby się o niego w czasie, kiedy piłaby z niego. A on by 
jęczał, ręce położyłby na jej pośladkach, żeby ją pośpieszyć, 
przycisnąć mocniej do siebie. Wkrótce to by nie wystarczyło (im 
obojgu) - on zdarłby z niej ubranie, ona zdarłaby z niego. Byliby 
nadzy i… 

Zanim zdążyła przełknąć kolejny łyk krwi, odskoczył do tyłu, 
odsuwając jej kły od żyły i zupełnie przerwał kontakt. 

- Wystarczy – powiedział, dysząc. – Jesteś teraz całkowicie 
uleczona. 
Wijąc się na łóżku, zdała sobie sprawę, że dyszy. Przesunęła się 
w jego kierunku, rozchyliła nogi - jej sedno pragnęło go. Bogowie, już 
była wilgotna i obolała. 

Wstał, odszedł. Zatrzymał się i odwrócił. Potem stanął przed nią, 
opierając się o stolik telewizyjny. Usiadła, drżąca i rozpalona, 
rozkoszowała się jego widokiem, pierwszym odkąd opuściła łazienkę 

- kilka minut temu wzięła prysznic i przebrała się w świeże ubrania, 
które przyniosła jej Bianka. W tym czasie on usadowił się na skraju 
materaca i jedynie skinął na nią. Myślała… miała nadzieję… ale nie. 
Kiedy podeszła do niego, zamiast ją rzucić na łóżko i podbić 
Kaialandię, on rzucił ją na nie i znowu nakarmił. Patrzenie na niego 
zapierało jej dech - jasne włosy opadały wokół twarzy upadłego 
anioła, usta były czerwone, jakby je zagryzał. Wiele razy. Miał na 
sobie T-shirt z napisem “Kocham Williama” 
- William mi ją dał – powiedział, dostrzegając, gdzie przesunął 
się jej wzrok i wzruszając ramionami. 

background image

Wystarczyło, że usłyszała imię Williama, a wewnątrz zaczęła 
chichotać. Ciemnowłosy czaruś był nią zauroczony, nie mogła się 
doczekać, kiedy zrozumie, dlaczego zawsze mu domawia. 
Prawdopodobnie za moment się posika ze śmiechu! 

W każdym razie, nie obchodził jej T-shirt Stridera, ale mięśnie 
pod spodem już tak. Były twarde i mocno zarysowane, sutki 
nieznacznie pomarszczone – zdecydowanie nadawały się do lizania. 
Na brzegu koszuli mogła zobaczyć wybrzuszenie spowodowane 
obecnością broni schowanej w ciemnych dżinsach. Te dżinsy 
przykrywały również wybrzuszenie spowodowane przez coś zupełnie 
innego, coś co chciałaby zobaczyć, ale cóż. 

Podniosła się jedynie z powodu niewielkiego poczucia winy. 

- Chcę, żebyś był teraz brutalnie szczery – powiedziała. 
Na jego twarzy pojawiła się ostrożność. 
- Dobrze. 
- Jak ładnie wyglądam? 
Przebiegł wzrokiem wzdłuż jej ciała. Miała na sobie czerwoną, 
koronkową, sznurowaną sukienkę, która była rozcięta w połowie, aż 
do jej pępka. Dół zatrzymał się poniżej krzywizny pośladków. Źrenice 
Stridera powiększyły się - to prawie zawsze było wstępem do 
dotykania. 

- Musisz założyć majtki – jego głos był chrapliwy. 
Nie zrobił żadnego ruchu w jej kierunku. To była jedna z tych 
chwil, których „prawie” żałowała. 

background image

- Ech. Przecież tak nie wyjdę. Mam gdzieś tutaj… parę… rozejrzała 
się dookoła. – Tam. 

Podeszła do nocnego stolika i uniosła majtki w geście pytania. 
Szybkim ruchem wciągnęła materiał, chybocząc się i po raz kolejny 
stanęła przed małżonkiem. Strider otworzył usta. 

- Siedzieliśmy na łóżku razem, piłaś ze mnie, twoje usta były na 
mojej skórze i nie miałaś na sobie żadnych majtek? 
- To znaczy, że nie zauważyłeś? – powiedziała, robiąc kwaśną 
minę. 
Nic dziwnego, że odsunął się od niej tak łatwo. 

- Nie. Nie pozwoliłbym sobie na to. 
- Dlaczego? 
- Do cholery, Kaia! Nie możesz po prostu chodzić be majtek. 
- Dlatego właśnie włożyłam parę. Nie zauważyłeś? 
Zmrużył oczy. 
- Powiedziałaś majtki. Włożyłaś parę majtek. 
- Tak. Majtek. 
- Po prostu… - zacisnął szczękę i wyciągnął rękę w jej kierunku, 
machając palcem w górę i w dół . - Gdzie zamierzasz w tym czymś 
ukryć broń? 
- Strider, proszę. Daj mi i moim dziewczynom jakiś kredyt 
zaufania – rozłożyła głębokie rozcięcie w kształcie litery V, 
odsłaniając nagie piersi, jej sutki były zaczerwienione i błyszczące. 
Małe, cienkie ostrza były zamocowane do niej po bokach, tuż pod 
pachami. – Robiłyśmy tak na długo przedtem, zanim dojrzałyśmy. 

background image

- Słodki Jezu – powiedział zduszonym głosem, kiedy, z 
szerokim uśmiechem na ustach, nasunęła sukienkę z powrotem na 
swoje miejsce. 
Im bardziej jej się opierał, tym bardziej zamierzała zafundować 
sobie odbiorcę tych małych pokazów erotycznych. 

- No dalej – powiedział znowu chrapliwym głosem. 
Podeszła bliżej i splotła swoje palce z jego, zadowolona z 
kontaktu. 

- Chcesz się przekonać? 
- Słodki Jezu – powtórzył. Małe kropelki potu pojawiły się na 
jego czole. – Mamy plany. Pamiętasz? Duże plany. Musimy gdzieś 
dotrzeć. 
Więc picie krwi nie było jedyną rzeczą w jego programie. Ale w 
takim razie seks, w sposób oczywisty, również się w nim nie 
znajdował. 

- Dokąd się wybieramy? – zapytała ostrożnie, żeby ukryć 
rozczarowanie. 
- Przekonasz się. 
Po szybkiej kontroli otoczenia, wciągnął ją w chłodne, nocne 
powietrze. 
Pierwszą rzeczą jaką zrozumiała, było to, że nadal byli w 
Wisconsin. Nie rozglądała się, ani nie dopytywała. Księżyc schował 
się za chmurami, rzucając różowe i fioletowe cienie we wszystkich 
kierunkach. Śnieg przykrył ziemię i drzewa… 

- Zmarzłaś? – zapytał. 

background image

- Nie. To nic takiego – poza tym okrywało ją promieniujące 
ciepło jego ciała. – Jakieś wieści odnośnie działalności harpii lub 
łowców odkąd się obudziłam? 
Lub cholernych dwóch dni, kiedy była nieprzytomna? 

- Nie. Ukryliśmy cię dosyć dobrze. 
Pozornie spokojna, Kaia cały czas zachowywała czujność. 
Przeszli kilka bloków zanim puścił ją i zatrzymał się przed pikapem. 
Włamanie i wciśnięcie gazu do dechy zajęło mu tylko trzy minuty i 
osiem sekund. Nie wspomniała, że mogła zrobić to w dwie - jego 
demon mógłby to odebrać jako wyzwanie. Kiedy wrzucił bieg i 
popędził w dół drogi, po prostu powiedziała „dobra robota”. 

- Teraz powiedz mi, dokąd jedziemy, ponieważ nie lubię 
niespodzianek. Chyba, że dotyczą mężczyzny czekającego nago w 
moim łóżku – dodała po to, żeby mu dokuczyć. 
Ścisnął mocniej kierownicę, aż zbielały mu kostki. 

- Rozmawiałem z twoją siostrą Taliyah. Mamy dwa dni, żeby cię 
przygotować do następnej konkurencji. 
- Chwileczkę. Zamierzasz mnie trenować? 
Myślał, że była tak beznadziejnym wojownikiem, że 
potrzebowała kilku wskazówek? Cóż, dlaczego nie? - pomyślała 
rozgoryczona, śmiejąc się w duchu gorzkim śmiechem. 
Rozczarowała go swoją porażką. Nie mogła za nią winić nikogo poza 
sobą. To nie miało znaczenia. Szok i ból uderzyły ją jak zatrute 
strzałki. To nie był rodzaj wspomnień, jaki miała nadzieję gromadzić. 

background image

- Nie, oczywiście, że nie – odpowiedział, a ona zaczęła się 
uspokajać. Potem dodał. – Nie zamierzam cię trenować. 
Chciała głośno narzekać i uskarżać się na brak zaufania i 
wsparcia z jego strony. Przyrzekła, że wygra następną rundę czyż nie? 
Tak, tak, zrobiła to. Jej umysł mógł być otumaniony przez ból, ale to 
pamiętała. Mimo wszystko, Kaia powstrzymała swój język. 
Zwycięstwo było tak ważne dla Stridera jak dla niej. Nie zrobił tego, 
by być okrutnym. Ale, do cholery, nawet wiedząc, dlaczego 
zdecydował się na taki ruch, ból w jej wnętrzu wzrastał. Jestem 
wystarczająco dobra taka, jaka jestem. Żałosne usprawiedliwienie. 

- Dlaczego ty nie będziesz mnie trenował? – zapytała. 
Bogowie, czy ten marudny głos należał do jej? 
Zapadła długa cisza zanim przyznał. 
- Mój demon. 
Co ta pauza oznaczała? Kłamał? Nie - pomyślała zaraz. Nie 
kłamał. Ale wątpiła, czy demon był jedynym powodem. 

- Boisz się, że trening ze mną będzie dla niego wyzwaniem? 
- Tak. To już się wcześniej zdarzało. 
Już raz powiedział jej, że wszystko, co z nią związane, było 
wyzwaniem i to był jeden z powodów, dla których nie mogą być 
razem. Pomyślała, że wkrótce dostrzeże zalety w jej wyzwaniach – za 
każdym razem, kiedy wygra, doświadczy przyjemności, a jeśli wygra 
wielokrotnie w ciągu dnia… 

Jak dotąd ten sposób myślenia jedynie obracał się przeciw niej. 
Strider tak bardzo nienawidził bólu, który towarzyszył porażce, że 

background image

każdego konkurenta postrzegał jako zagrożenie. Im bardziej go 
naciskała, tym bardziej on odsuwał się od niej. 

To się musi zmienić. Więc. Dobra. Da mu to, czego chce zdecydowała. 
Spokój. Gładkie słówka. Kompletny spokój. 
Przebywanie z nią będzie przyjemne i miłe. Więcej rozrywki zapewni 
mu oglądanie jak rośnie trawa. Może wtedy zabierze ją do łóżka. 
Dlaczego nie mógł lubić jej za to, jaka była? Dlaczego inni nie mogli? 

- Dobrze – powiedziała, wzdychając i nienawidząc siebie za 
żałosne przedstawienie. 
Był z nią. Nie zostawił jej. Nie szukał Włóczni, kiedy była zbyt 
słaba, żeby go powstrzymać. 

– W porządku. Będę trenować, z kimkolwiek tylko chcesz. 
Ciężarówka wiła się w dół po ulicach miasta, co kilka sekund 
migały światła na przedniej szybie. Kaia oparła nogi na desce 
rozdzielczej i odchyliła się tak daleko jak pozwolił jej na to fotel. 
Sukienka powędrowała do góry ud, odsłaniając krawędź majtek. 
Strider był wpatrzony w drogę. 

- Nie oczekiwałem, że zgodzisz się z moimi planami. 
Czy usłyszała w jego głosie… rozczarowanie? Nie. To po prostu 
myślenie życzeniowe z jej strony. 

- Cała przyjemność po mojej stronie. 
- Ja… 
Zacisnął usta i potrząsnął głową. Nie naciskała bardziej, skoro 
jej nowy plan nakazywał spokój, a on nie oferował nic więcej. Minęło 
kilka minut w całkowitej ciszy. Potem zapytał. 

background image

- Dlaczego nie mam przezwiska? 
To nie było to, o czym chciała rozmawiać, ale mogła pociągnąć 
ten temat. Gładkie słówka - przypomniała sobie. 

- Cóż, nie zasłużyłeś na żadne. 
- Więc co mam zrobić, żeby zasłużyć? 
- Nie wiem. Każdy jest inny. To taka rzecz z rodzaju „wiemy, 
kiedy zobaczymy”. 
Znowu cisza. Tym razem przez jej ciężar i panujące między nimi 
napięcie, Kaia nie mogłaby się przebić nawet mieczem czy piłą 
łańcuchową. Nie miała pojęcia, co kotłowało się w jego głowę. 

- Myślałam, że nie obchodzi cię, jak cię nazywamy – 
powiedziała tylko po to, żeby przerwać napięcie. 
- Nie obchodzi – wychrypiał. – Byłem ciekaw. 
- Okej. 
- Znowu jesteś miła. Jesteś bardziej ranna, niż sobie zdawałem z 
tego sprawę? – zażartował. 
Zaczęła skubać sukienkę, starając się zignorować tę uwagę. 

- Nie zawsze jestem wrzodem na tyłku, wiesz? 
- Przestań bawić się ubraniem – warknął. 
Zamarła, nie ważąc się nawet oddychać. Nadal nie spojrzał w jej 
stronę, mimo to wiedział, co robi? Miał aż tak podzielną uwagę? 

- Dobrze. Rozważę to. 
Gładkie słówka zaczęły przynosić efekt. Walcząc z uśmiechem, 
wcisnęła się głębiej w fotel i opuściła nogi na podłogę. 

background image

Około godziny drogi od miasta, Strider zjechał z autostrady na 
parking zastawiony mnóstwem podupadających, sportowych bud i z 
migającym neonem głoszącym „Szaleństwo Abla”. Było tam kilka 
innych samochodów i dwóch wielkich facetów wytaczających się z 
frontowych drzwi. 

- Bar? – zapytała, próbując się nie dąsać. – Ludzki bar? 
- Musisz zagrać zanim zapłacisz. 
Naprawdę? Zapomnij o dąsach. Przebiegł ją dreszcz 
podniecenia. 

- Powinieneś mi powiedzieć. Założyłabym mój zdzirowaty strój. 
Zwężone oczy omiotły ją, zatrzymując się na dekolcie. Strider 
zaparkował, prawie uderzając w bok innego samochodu, a Kaia 
wyskoczyła, w połowie drogi od wejścia, zanim on otworzył swoje 
drzwi. Minęła zataczających się ludzi, krzywiąc się z powodu zapachu 
taniego piwa i papierosów. Gwizdnęli na nią i zmienili kierunek, 
podążając w jej stronę. 

- Ile? – zapytał jeden. 
Och, nie, nie zrobił tego? Odwróciła się, ręce położyła na 
biodrach, zęby obnażyła w grymasie. 

- Co powiedziałeś? 
- Zapłacimy cenę, jakąkolwiek podasz, przysięgamy – 
powiedział drugi. –Później. 
Obydwaj parsknęli śmiechem, potem pierwszy poklepał 
drugiego po plecach, jakby właśnie wynegocjował umowę życia. 

background image

Zanim zdążyła odpowiedzieć, Strider podkradł się i uderzył 
obydwu w tył głowy. Polecieli do przodu, ale złapał ich za włosy 
zanim zdążyli upaść na ziemię, kolana przycisnął do ich pleców, 
zmuszając kolesi, żeby przed nią klęknęli. 

- Przeproście! – rozkazał tak mrocznym głosem, że prawie 
mogła poczuć ogień, siarkę i piekło. – Teraz. 
Serce Kai zatrzepotało. Mężczyźni posłuchali, paplając 
przeprosiny i płacząc. Strider podniósł jednego i rzucił nim przed 
siebie. Facet spadł na samochód, w którym niespodziewanie odezwał 
się alarm. Chwilę później drugi mężczyzna dołączył do niego. 

- Dzięki – powiedziała, walcząc z pragnieniem, by roztopić się w 
drżącą kałużę u jego stóp. 
- Przyjemność po mojej stronie. 
Weszli razem do baru. 
Ta kobieta zamierza mnie zamordować tym zabójczym ciałem pomyślał 
Strider. Zachwycające krzywizny były spowite w pas 
materiału, który w niektórych krajach nie mógłby przejść nawet, jako 
kostium kąpielowy. Jej skóra była świetlista, ale pozbawiona 
wielobarwnego blasku. Kaia musiała ukryć go pod całkowitym 
makeupem ciała. Nie, żeby narzekał. 

Wszystko, co mogło powstrzymać innych mężczyzn przed 
pożądaniem jej, zasługiwało na pieczęć aprobaty. 
Kim był, żeby tak żartować? Mężczyźni jej nie pragnęli? 
Chciałby. Niestety, to się nigdy nie zdarzyło - nie ważne co robiła ze 

background image

swoją skórą, nie ważne jak była ubrana, mężczyźni zawsze jej 

pożądali. Ta wiedza jednocześnie wkurzała go i napawała dumą. 
Uważała, że to Strider jest jej małżonkiem. Nikt inny. 
Opieranie się jej stawało się coraz trudniejsze. I trudniejsze. 

- Hej, czy to jest Anya? Gideon? Amun? I chyba, tysiąc innych 
osób? – Kaia musiała wrzasnąć, żeby przekrzyczeć rozbrzmiewającą 
muzykę. Spojrzała na niego miękko szeroko otwartymi srebrno-
złotymi oczami z emocjami, których nie mógł nazwać. – Jak udało ci 
się ich wszystkich tutaj sprowadzić? 
Mężczyzna mógł się zatracić w tej bezdennej głębi. 

- Poprosiłem, a Lucjen ich przeniósł. 
Bardziej zażądał, a Lucjan w końcu się ruszył, ale kogo 
obchodzą szczegóły? 

- Mimo to oni są tylko na jedną noc - dodał. 
- Słodko! Jedna noc, mogę ich pokochać. Dwie i zaraz chcę ich 
zabić. 
- Po prostu nie wspominaj – ściszył głos – głównej nagrody. 
Dobrze? 
Zajęliby się tylko tym tematem. To, co zrobił z Peleryną 
Niewidzialności byłoby wypisane na jego twarzy. Motywy zostałyby 
zakwestionowane. Jego inteligencja. Chcieliby zostać, rozejrzeć się za 
Magiczną Różdżką, ukraść ją. 

On i Sabin już rozmawiali na ten temat. Inni powinni strzec 
artefaktów, które już mieli. Musieli strzec fortecy w Budzie. Musieli 
zachować czujność na wypadek ataków łowców. Jeśli jednak nie uda 

background image

im się ukraść Włóczni na własną rękę zanim ostatecznie rozstrzygną 
się zawody harpii, zadzwonią po posiłki. 

Dziś wieczorem, kiedy Kaia będzie zajęta treningiem, oni 
zamierzają upolować Eagleshield - w zasadzie Sabin już to robił, 
przyglądając się badawczo z niebios, znajdując to, co pozornie 
niemożliwe do znalezienia. Szef powinien być tutaj w każdej chwili, 
żeby go stąd wyciągnąć. 

- Nie będę wspominać niczego, na temat czegokolwiek. 
Przysięgam. I dziękuję ci! 
Ogromny uśmiech rozszerzył pomalowane na czerwono usta 
Kai. Klasnęła, potem podskoczyła i umieściła gorący pocałunek na 
jego policzku, zanim popędziła dalej. Poczuł gorąco jej pocałunku, 
prawdopodobnie pozostawiającego ślad na każdej komórce jego ciała. 

W ciągu ostatnich kilku dni jedyne co był w stanie robić, to 
myśleć tylko o niej. Była taka blada, nieruchoma, słaba. Strider był 
zdesperowany, żeby jej pomóc, a mimo to nie był zdolny do niczego 
więcej poza karmieniem jej swoją krwią… i pragnienia. Och, jak on 
jej pragnął. Wciąż pragnął. 

Zdał sobie sprawę z tego, że przespanie się z nią będzie musiało 
poczekać do zakończenia zawodów. Teraz musiał być silny - nie mógł 
ryzykować, że się rozłoży z powodu przegranego wyzwania. Żadnego 
wyzwania, nawet takiego w łóżku. Kiedy już dłużej jej dobro nie 
będzie zależało od niego, nic go nie utrzyma z dala od tych 
mikroskopijnych majtek. Musi ją mieć, usłyszeć jak krzyczy jego 
imię. Cholera, planował nasycić się kobietą, bez względu na 

background image

konsekwencje. I nie jeden raz, jak wcześniej sobie założył, ale wiele 
razy. 

Zobaczył, jak rzuciła się w ramiona Amuna. Wojownik wyglądał 
na zmęczonego, miał sińce pod oczami, ale, kiedy się do niej 
odwrócił, wydawał się autentycznie zadowolony, że widzi Kaię. 

Gideon - wycofany strażnik demona kłamstw, podniósł ją do 
góry i mocno przytulił. Potargała jego niebieskie, opadające na brwi 
włosy, a potem odrzuciła do tyłu głowę i zaśmiała się. Była taka 
beztroska, taka nieskrępowana. Taka moja - pomyślał mrocznie, 
potem zmusił się, żeby dodać: przynajmniej na razie. 

Strider poczuł, jak Porażka się ożywił. Och, nie, nie zrobisz 
tego. Siedź cicho, mały kutasie. Nie byłeś zaproszony na tę imprezę. 
Warknięcie zadzwoniło mu w uszach, rozpoznał ten dźwięk - to był 
okrzyk wojenny. 

Chcesz wygrać Magiczną Różdżkę, prawda? Czy może raczej 
wrócić do puszki Pandory i gnić w niej? Pamiętaj, jeśli zawiodę, Kaia 
będzie naszą jedyną nadzieją. A jeśli ona zawiedzie, stracimy artefakt. 
Jeżeli stracimy artefakt, łowcy będą mogli użyć go, by położyć swoje 
łapska na puszce i wciągną cię z powrotem do środka. Na wieki cię 
tam zamkną. 

Cisza. 

Tak. Tak myślał. Nic się nie stało, Porażka, bardziej niż 
wspomnieniami o puszce, gardził mrokiem i izolacją. Jednak Stirder 
nie wspomniał, że jeśli zdoła ukraść Włócznię, Kaia znienawidzi jego 

background image

cholerne bebechy. Ale wybaczy mu, tak jak Juliette przebaczyła 
swojemu mężczyźnie jego mroczne uczynki. Prawda? 

- Kye – usłyszał Gideona. – Nie chciałbym ci przedstawić 
mojego szkaradnego męża, Scar - wskazał czarnowłosą piękność obok 
niego. 
Gideon kłamał, odkąd nie mógł powiedzieć słowa prawdy bez 
doświadczenia wyniszczającego bólu. Kłamał na każdy temat. 

- Właściwie mam na imię Scarlet – odpowiedziała jego żona. 
Była strażnikiem demona koszmarów - kiedy zabiła kogoś we 
śnie, umierał w rzeczywistości. Była wysoka, smukła i piękna jak 
diabli. 

- I na wypadek gdybyś była ciekawa, nie mam penisa – dodała z 
uśmiechem. 
Dlaczego ja nie mogłem dostać tego demona? Koszmary? 

Porażka głośno odchrząknął. 

Jesteś wrzodem na tyłu i dobrze o tym wiesz. 

- Jestem Kaia. Lub Cholera Kaia, jak Strider lubi mnie nazywać. 
- Nie prawda – warknął Strider. 
Nazywał ją laleczką. I była nią. A teraz… gdzie, do cholery, był 
Sabin? Musi stąd wyjść el pronto. 
Kaia go zignorowała. 

- Czy to ty byłaś nie tak dawno zamknięta w lochach Lordów? – 
zapytała harpia, kierując swoje pytanie do Scarlet. – Zbyt 
niebezpieczna, żeby błąkać się na wolności, niegodna zaufania, 
ekstremalnie brutalna, bla, bla, bla? 

background image

- Tak. Na szczęście, tego doprowadziłam do szaleństwa odpowiedziała 
Sarlet, przechylając hardo podbródek i wskazała na 
Gideona, który poruszył ciemnymi brwiami. 

Kaia zachichotała, ciepło i zalotnie i… cholera, Strider poczuł, 
jak jego ciało odpowiada. To nie jest dobry moment na erekcję. 

Kaia jest w dobrych rękach – przekonywał samego siebie. 
Zwłaszcza, gdy był tu Gideon. Strider lekceważył ból, jaki znosił 
przyjaciel. Teraz, miał z tego niezły ubaw. W każdym razie, nie 
musiał martwić się o Kaię czy pożądanie jej przez innych, co nie 
dawałoby mu spokoju, gdyby został tutaj i ją obserwował. Ruszył do 
baru i wtedy zauważył blondynkę z różowymi pasemkami we włosach 
i tatuażami okrywającymi ramię. Haidee. Cholera. Przebywanie jej w 
tym samym pomieszczeniu z Kaią prawdopodobnie nie było zbyt 
dobrym pomysłem. 

Odwróciła się, trzymając w rękach dwa piwa i kiedy go 
zauważyła, skinęła głową na powitanie. Nadal promieniowała – nie z 
powodu ciąży, jak na początku przypuszczał - nie piłaby piwa, gdyby 
tak było. Po prostu promieniowała z miłości - to było jego drugie 
przypuszczenie. Po raz kolejny nie doświadczył ukłucia w piersi, 
kiedy na nią spojrzał. Nigdy nie był bardziej szczęśliwy z tego 
powodu. 

- Nie powinnaś tu być – powiedział, po czym poprosił barmana, 
żeby przyniósł mu piwo. 
W jej oczach pojawił się ból, ale szybko go zamaskowała. 

background image

- Nie starałem się być złośliwy – przyznał. – Po prostu chcę cię 
chronić. 
Uśmiechnęła się słodko i potrząsnęła głową. 

- Nie martw się tym. Amun właśnie wrócił z niebios i nie było 
sposobu, żeby mnie z nim dzisiaj rozdzielić. Zwłaszcza, że jutro mogę 
być z nim rozdzielona. 
Ależ to smutno zabrzmiało. 

- Dlaczego jutro? 
- Nie chcę na ten temat rozmawiać – mruknęła, a jej uśmiech 
zniknął. 
Podniósł rękę, żeby poklepać ją po plecach i zaoferować 
pocieszenie. Jednak opuścił ją jeszcze, nim dotknął kobiety - nawet 
taki gest mógł spowodować, że poczułaby się niekomfortowo. Poza 
tym zdał sobie sprawę, że nie powinien tego robić. Z ich gwałtowną, 
burzliwą przeszłością, każdy taki gest mógł obrazić Amuna. I tak by 
było. Strider mógł sobie wyobrazić własną reakcję gdyby, 
powiedzmy, jeden z jego przyjaciół mających w przeszłości coś 
wspólnego z Kaią (Parys) położył na niej swoje łapy. Wściekłby się. 
W tym momencie dotarło do niego, że nigdy naprawdę nie pragnął 
Haidee. Pożądał jej, tak, ale nigdy nie czuł się z nią związany (czy 
kimkolwiek innym) na tyle, żeby nie mógł podnieść się i odejść bez 
żalu. Bez wyrzutów sumienia. Cóż, Kaia doprowadzała go do szału, 
stanowiła wyjątek życia-i-śmierci. Na razie. Potrzebował jej. Pragnął 
jej, a kiedy nadejdzie czas, będzie ją miał. Koniec historii. 

background image

To przekonanie całkowicie pochłaniało jego myśli, zagłuszając 
wszystkie inne emocje. Nie teraz, cholera. Muszę pozwolić jej 
odpocząć i potrenować z chłopakami. 

- Tak przy okazji – powiedział do Haidee, próbując odwrócić 
swoją uwagę. – Wiem, że wiesz, dlaczego Amun został wezwany 
przez Kronosa kilka dni temu. 
- Tak. I co? – jej przygnębienie złagodniało, rysy twarzy 
rozświetliły się z rozbawienia. – Nie jestem już opętana przez demona 
nienawiści, ale nadal lubię cię czasami podręczyć. Poza tym wiem, że 
jeden z twoich kumpli mógłby się zaangażował i podzielić detalami. 
Wygraj. 

Wspaniale. Krnąbrna kobieta. Teraz Strider musiał wygrać z nią 
bitwę na siłę woli. Ale przypuszczał, że rozumie, dlaczego jego 
demon chwycił się tej szansy na zwycięstwo, małe, ale (miał 
nadzieję), że będzie. Kompromis zawarty, kiedy jechał tutaj z Kaią, 
spowodował, że sukinsyn potrzebował pożywki. 

- Czego miałby się dowiedzieć? I tak, mamy długotrwałą 
umowę, czy tego chcesz czy nie. Będę za tobą chodził jak szczeniak 
na smyczy całą cholerną noc, jeśli tego chcesz. 
Jeśli ta groźba jej nie zmusi do odpowiedzi, nie wiedział, co 
innego by mogło. 

- Niczego – westchnęła. – Amun nie mógł jej znaleźć… 
dziewczyny opętanej teraz przez demona nieufności. Kronos chce, 
żeby wrócił jutro do niebios i znowu spróbował. Teraz masz obydwie 
odpowiedzi. Zadowolony? 

background image

- Odrobinę. 
Wygrał i malutkie iskierki przyjemności wypełniły jego pierś. 
- Powiedz mu… - oczy Stridera rozszerzyły się, kiedy uderzyła 
go pewna myśl. – Niech do mnie zadzwoni, kiedy skończy z nim 
Kronos i trochę odpocznie. 
Amun był zbyt zmęczony, żeby go dzisiaj obciążać. Ale jeśli 
ktokolwiek mógł znaleźć sekretne miejsce, w którym Juliette 
ukrywała Magiczną Różdżkę, to był nim właśnie on. Cholera, Strider 
powinien pomyśleć o tym wcześniej. 

- Potrzebuję przysługi. 
Haidee przełknęła piwo. 
- Ty i wszyscy inni na świecie. 
- Cholera, dziewczyno. Naucz się dzielić. 
Przewróciła oczami. 
- To zabawne, usłyszeć coś takiego od ciebie. 
- Nie, to ironiczne. Poczuj różnicę. Ale, szczerze? W tym 
przypadku jestem na przegranej pozycji. Mam swoje przyzwyczajenia, 
ty za to masz okazję do sprzeczki. 
Zaśmiała się i powiedziała coś w odpowiedzi, ale przenikliwy 
krzyk w tle zagłuszył jej słowa. O, cholera! Strider znał bardzo dobrze 
ten krzyk. Obrócił się dokładnie wtedy, kiedy czerwona plama 
przeleciała tuż obok niego, zmierzając wprost do Haidee. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 16 

Wiatr zmierzwił włosy Stridera, kiedy chwycił Kaię w pasie. 
Była szybka, ale nie dość szybka. Zanim jednak zdołał przerzucić ją 
sobie przez ramię jak strażak, obydwa policzki Haidee zostały pocięte 
szponami i teraz krwawiły. 

Haidee wydawała się zbyt wstrząśnięta, żeby zareagować, tym 
bardziej, że się nie broniła. To nie było do niej podobne - nikt nie miał 
takiego instynktu samoobrony jak Haidee. Albo była kompletnie 
klapnięta albo egzystowanie bez Nienawiści ją spowolniło. 

- Nie dotykaj go. Nie odzywaj się do niego. Nigdy! – Kaia 
warknęła z obnażonymi zębami głosem, na który był nałożony krzyk 
innej istoty, jej własna wściekłość i smugi ciemności. 
- Cholera, Kaia – Strider klepnął ją w tyłek. 
Nie zauważyła tego. Próbowała się wywinąć i przypadkowo 
kopnęła go w żołądek. Mocno. Powietrze uciekło z jego ust, skulił się, 
prawie ją wypuszczając. Poprawił swój uścisk - chwycił jedną ręką jej 
kostkę, a drugą przycisnął na plecach. I cholera, była gorąca! 
Dosłownie. Ciepło sączyło się z niej, parząc go. 

Wygraj? - to był jego demon, w innej odsłonie. Wspaniale. W 
końcu sukinsyn nie był całkiem pewny, jak postępować z harpią. 

Złapałem ją, prawda? Czego jeszcze chcesz? 

background image

- Kaia – powiedział Strider – Jeśli się nie uspokoisz, zrobisz mi 
krzywdę. 
Ku jego zaskoczeniu to zadziałało - przeniknął mgłę jej furii. W 
mgnieniu oka uspokoiła się i wisząc na nim, przycisnęła dłonie do 
jego pleców. Gorący oddech rozszedł się nad koszulą i pieszcząc go, 
ześlizgnął po materiale. 

Witaj znowu, Bestio Striderka. Dzięki bogom jej zwisające nogi 
ukryły dowód podniecenia. 

Wygrałeś - Porażka westchnął z przyjemnością, która 
przemknęła przez wojownika. Przyjemność znacznie silniejsza niż 
wszystko, czego doświadczył z Haidee. 

Kilku ludzi przy barze obserwowało ich. Strider uśmiechnął się z 
zakłopotaniem. 

- Kobiety. 
Kiwnęli ze zrozumieniem. 
Niezadowolony Amun ruszył w stronę Haidee. 
- To nic, kochanie. Przysięgam – powiedziała uspokajająco. 
Ujął w dłonie jej policzki, a niezadowolenie zmieniło się w 
grymas. Grymas, który posłał Striderowi. Jako strażnik demona 
sekretów Amun mógł czytać w myślach wszystkich, którzy 
znajdowali się wokół niego, więc Strider otworzył swój umysł i 
pozwolił przyjacielowi wejść do środka.

 Nawet nie myślę o jej odzyskaniu. To mogło się skończyć o 
wiele gorzej i dobrze o tym wiesz. Kaia zaledwie ją zadrapała, nic 
więcej. 

background image

Ty bronisz tego, co twoje, a ja tego, co moje - Amun przekazał 
swą myśl ze złością. 

Kaia? Jego? Nie chciał analizować dreszczu emocji związanego 
z rozkoszną przyjemnością. Nie potrzebował go. Była jego. Tylko 
przez krótką chwilę – przypomniał sobie kolejny raz. 

Haidee owinęła palce wokół przedramienia swojego mężczyzny, 
zostawiając smugę krwi na skórze koloru mokki. 

- Wszystko w porządku. Nic mi nie jest - uspokajała. 
Kaia zaczęła coś „majstrować” na plecach Stridera, rozbawiając 
go tym. Serce – pomyślał, uśmiechając się. 
Ręce Amuna zaczęły zaciskać się z wściekłości, którą skierował 
w przyjaciela. Myślisz, że to jest zabawne? 

- Tak. Ja… Wybaczcie nam, mamy coś do załatwienia – nie 
zwlekając, Strider zataszczył Kaię na parkiet. 
Sabin jeszcze nie wrócił, co oznaczało, że nie ma powodu, by 
tego nie zrobić. Podrzucił Kaię w górę i zsunął na przód. Przycisnęła 
do niego swoje ciało. Zamiast postawić nogi na drewnianej podłodze, 
owinęła je wokół jego tali i mocno ścisnęła, dopasowując swoje sedno 
do jego erekcji. Jęknął krótko. W końcu jej temperatura opadła, więc 
nie musiał się martwić, że jego kutas stanie w płomieniach. Spojrzał 
głęboko w jej oczy, a świat wokół wyblakł. Była tylko Kaia, 
pożądanie i potrzeba, żeby uspokoić gniew, jaki nieumyślnie w niej 
wzbudził. Położył dłonie na jej pośladkach, żeby przytrzymać ją przed 
upadkiem i zapobiec zobaczeniu przez jego przyjaciół czegokolwiek, 

background image

czego nie powinni widzieć. Czegokolwiek, co należało do niego. Jej 
tyłek zdecydowanie był jego. 

- Puść mnie – powiedziała, choć w jej głosie nie było słychać 
ostrzeżenia. Nie pokazał jej, że zacisnęła uścisk na nim mocniej niż on 
na niej. – Zamierzam zabić tę sukę. 
- Nie, laleczko, nie zrobisz tego. 
- Zrobię. 
Czerń zniknęła z jej oczu, zostawiając dekadencki srebrno-złoty 
kolor, który tak kochał. Zaraz, zaraz, chwileczkę. Kochał? Cholera, 
nie. Lubił ten kolor, to wszystko. 

- Gdzie się podziała Miss Akceptacji? Dziewczyna, którą tutaj 
przywiozłem? 
Odkąd twierdził, że takiej jej właśnie chce, ten mały kawałek 
Miss Akceptacji, którego skosztował, powinien być kawałkiem nieba. 
Jednak niespodziewanie dla siebie uświadomił sobie, że woli ją taką na 
krawędzi i dziką. Może dlatego, że jego krew huczała na kuszącą 
perspektywę poskromienia jej? 

- Miss Akceptacji umarła - kolejny przebłysk czerni. - Zabiłeś ją, 
kiedy flirtowałeś z inna kobietą. 
- Jeśli o tym nie słyszałaś, to „martwy” nie musi oznaczać 
„odszedł na zawsze” – zakpił. – Może się zdarzyć, że ona powróci zza 
grobu. 
Sapnęła zrezygnowana. 

- Wiedziałam, że chcesz mnie taką – szturchnęła pięścią jego 
ramię. – Wiedziałam! 

background image

Roześmiał się, niezdolny ukryć drzemiącej w nim wesołości. 
Kaia zmarszczyła brwi, znieruchomiała i spiorunowała go wzrokiem. 

- Co cię tak śmieszy? 
- Ty – w tym momencie była nielogiczna i rozkoszna zarazem; 
zazdrosna jak cholera o Haidee, a nawet o siebie. – Mam ochotę cię 
schrupać. 
- Co? - otworzyła usta, odsłaniając perłowe zęby w mieszaninie 
szoku i nadziei. 
Teraz miał jej uwagę… Przesunął ręce tuż pod jej pośladki, 
podnosząc i umieszczając na szczycie swojej erekcji. 

- Chcesz mi opowiedzieć, co się właśnie wydarzyło? Z Haidee? 
Ekspresja zniknęła. Gapiła się po prostu przed siebie ponad jego 
ramieniem. Mimo to, zagryzła dolną wargę, kiedy wygiął biodra do 
przodu, ocierając się o nią. 

- Nie. Nie chcę. 
- A jednak zrób to. 
Znowu się o nią otarł, a ona mocniej zagryzła wargę. Zbyt wiele 
- pomyślał. Zbyt wiele tego jak na to zatłoczone pomieszczenie. 
Przytrzymał ją nieruchomo. 
- Powiedz mi – powtórzył. 
Zapadła cisza, a po chwili… 
- Lubisz ją bardziej ode mnie - Kaia zrobiła kwaśną minę. 
Stała w obliczu mściwego klanu harpii bez najmniejszego żalu, 
ale myśl o Striderze z inną kobietą była czymś więcej, niż mogła 
znieść. To połechtało jego ego, tak, ale nie chciał jej ranić. 

background image

- Nie, laleczko, nie lubię. 
- Lubisz. Tak mi mówiłeś. 
- To były urojenia. I naprawdę, naprawdę byłem głupi. 
Przepraszam za to - cała prawda na ten temat. 
Myślał, że pragnął Haidee w sensie romantycznym, a był 
jedynie rozdarty – kierowało nim wyzwanie, by zdobyć i wygrać serce 
wroga. Po zwycięstwie spokojnie odszedłby od niej bez 
jakiegokolwiek żalu. Z Kaią było inaczej - traktował ją koszmarnie, 
ale może właśnie dlatego, że gdzieś w głębi czuł, iż nie będzie zdolny 
tak po prostu od niej odejść. 

- Lubię cię. Bardzo. 
- Ale spałam z Parysem i nigdy o tym nie zapomnisz - uniosła 
podbródek w geście wyzywającego uporu. 
Rzucał jej w twarz ten fakt przy byle okazji, czyż nie? Ależ był 
głupi. Chociaż ta wiedza przeszkadzała mu, ponieważ, tak, był 
odrobinę zazdrosny i zraniony, że pierwszego wybrała Parysa – teraz 
to wydawało się nieistotne. 

Jak wiele kobiet miał Strider przez te lata? Jak wiele poza Kaią 
publicznie przyznawało się do niego? 

- Wiadomość z ostatniej chwili – powiedział, mając nadzieję 
uśmierzyć ból, jaki spowodował. – Połowa ludzi w tym 
pomieszczeniu spała z Parysem. 
Zakwitła nadzieja, złoto zalało jej oczy, nawet przesłaniając 
srebro, ale potem szybko zaniknęła i umarła. 

background image

- Nigdy nie będziesz w stanie tego przeboleć. Nie naprawdę. 
Nie ze mną. 
- Pozwól, żebym całkowicie rozwiązał ten problem - dobrze, 
mała kontrola zniszczeń była w porządku. - Czy jestem zazdrosny? 
Tak. Czy zrobisz to jeszcze raz? Cholera, nie. Nie, jeśli chcesz 
zachować go przy życiu. Czy z jego powodu martwię się o nasz 
pierwszy raz? Tak. Co jeśli nie jestem tak dobry? Czy obwiniam cię o 
to, co się stało? Nie. Rozmawiasz ze skrajnie męską dziwką. 
Naprawdę nie mam prawa cię oceniać. 
- Jesteś zazdrosny? – połyskujący blask jej skóry 
niespodziewanie wyjrzał spod makijażu, kiedy temperatura jej ciała 
wzrosła. 
Serce Stridera pogalopowało w niestabilnym rytmie, usta stały 
się wilgotne z pożądania. Przedsmak tego, co się stanie niedługo, 
bardzo niedługo. Musiał ją mieć. 

- Tak. I kolejna wiadomość – jego słowa były nieco niewyraźne, 
jakby był nieprzytomny z pożądania. – Jestem zaborczy. I to się nie 
zmieni. 
- Nie chcę, żeby się zmieniło. To mi się w tobie podoba. 
- Dobrze – kilkakrotnie próbował tych rzeczy ze związkiem, ale 
jego zaborczość szybko stawała się męcząca. 
- Ja… - zmarszczyła brwi, poświata przygasła tak jak jej 
nadzieja.– Mówisz to wszystko, ponieważ oczekujesz ode mnie, że 
wygram dla ciebie Magiczną Różdżkę. 

background image

Myliła się, ale on zasłużył sobie na jej wątpliwości. Naprawdę 
zasłużył. Poza tym nie potrafił powstrzymać ogarniającej go fali 
poczucia winy. Nie ważne, co jeszcze powie, nie ważne, czy uwierzy 
mu teraz, i tak będzie myślała, że kłamał, kiedy naprawdę ukradnie tę 
cholerną włócznię. 

Później się tym będzie martwił. 

- Czy Włócznia ma seksowne, czerwone włosy i ciało owinięte 
wokół mnie tak jak twoje? 
Ściągnęła ponętne usta. 

- Nie. 
Takie zapraszające do pocałunku… 
- Więc jestem całkowicie pewny, że lubię cię, ponieważ jesteś 
sobą. Czego miałbym nie lubić? 
- To prawda – powiedziała, ale nadal się nie odprężyła. – Jestem 
dość wyjątkowa. 
- Bardziej niż dość. 
- Wiem. I nikt nigdy nie przekona mnie, że tak nie jest. Nie 
ważne, jak bardzo będzie próbował. 
Celny strzał. Przypomniał mu o tych wszystkich razach, kiedy 
podeptał jej dumę, żeby powstrzymać się przed pożądaniem. Niestety, 
to nigdy nie działało. 

Porażka poderwał się, Strider mentalnie wepchnął go do 
najciemniejszego zakątka. Nie chciał, żeby demon wtrącał się właśnie 
teraz. To było tylko pomiędzy nim i Kaią. 

background image

- Przepraszam, że kiedykolwiek powiedziałem inaczej – dodał 
szczerze. – To oczywiste, że cierpiałem na pewnego rodzaju 
uszkodzenie mózgu. 
- Tak podejrzewałam – jej twarz złagodniała, ale nadal się nie 
rozluźniła. – Więc co lubisz we mnie poza moimi wspaniałymi 
włosami i ciałem? Ponieważ ostatnim razem, kiedy o tym 
rozmawialiśmy, powiedziałeś, że jestem zbyt kłopotliwa. 
Powiedziałeś, że prowokuję cię na każdym kroku i że nie chcesz mieć 
ze mną problemów. 
- Czy zamierzasz rzucić mi w twarz wszystko, co kiedykolwiek 
powiedziałem za każdym razem, gdy się kłóciliśmy? 
- Oczywiście – przyznała swobodnie i bez wahania. 
- Dobrze. Tylko sprawdzałem. 
I to było szokujące. Lubił to. Musiał użyć całej broni, jaką 
dysponował, żeby wygrać sprzeczkę, a ona wykorzystała każdą 
głupotę, którą popełnił jako ostrze przeciwko niemu. Zraniła go, w 
tym samym czasie ucząc, jak zaleczyć jej rany. 

- Więc? 
-Rzucasz mi wyzwanie za każdym razem, nie ma co temu 
zaprzeczać – zesztywniała, a on pospiesznie dodał: – ale nie mam nic 
przeciwko temu. 

Gniew błysnął burzą srebra bez odrobiny złota. 

- Nie masz nic przeciwko? Wiec, powinnam być szczęśliwą 
dziewczyną? Jeśli jedna z twoich byłych dziewczyn kiedyś 
powiedziała ci, że dobrze sobie radzisz z doborem słów, kłamała. 

background image

Kaia rozplątała nogi i opuściła je na podłogę. Mimo to Strider 
nie uwolnił jej z uścisku. Uniósł z powrotem i zmusił do pozostania na 
miejscu. Zarumieniła się, idealnie ocierając o niego bez zbytniego 
pobudzenia. 

- Posłuchaj. Bawisz mnie. Ekscytujesz. Wydaje mi się, że to, 
czego powinienem nie lubić w tobie, jest aktualnie moją ulubioną 
częścią ciebie. Poza tym wiem również, że nie jestem w parku na 
pikniku. 
Zaczęła mięknąć. W końcu odrobinę odsłoniła perłowe zęby w 
niejasnym grymasie. 

- Kopiesz sobie coraz większy dół, kretynie. 
- Daj spokój, laleczko – rozłożył palce, obejmując nimi większą 
powierzchnię jej ciała. - Jestem nowicjuszem jeśli chodzi o bycie 
małżonkiem. Zostaw mi jakąś furtkę. 
Tak, wiedział, że to było śmieszne - prosić o emocjonalną furtkę, 
podczas gdy unieruchomił ją fizycznie. Ale cóż - był facetem. To było 
na porządku dziennym. 

Kaia po chwili zrozumiała, co powiedział i znieruchomiała, 
nawet nie oddychała. W końcu rozpromieniła się. 

- Czy to jest deklaracja, że należysz do mnie? – zapytała. 
Tak było? 
- Tak – powiedział, kiedy dotarło to do jego świadomości. – 
Przez następne kilka tygodni będę najlepszym cholernym 
małżonkiem, jakiego kiedykolwiek miałaś przyjemność poznać. 
Potem… nie mogę tego obiecać. Nigdy nie robiłem tego na dłuższą 

background image

metę. Z różnych powodów. Będziemy musieli to ponownie ocenić, 
zobaczyć, jak się z tym czujemy. 

Pewna myśl błysnęła w jego umyśle. Co jeśli nie będzie mogła 
mu wybaczyć kradzieży włóczni? Co jeśli ten czyn okaże się więcej 
niż „prawie wszystkim”? Mogło nie być szans na ponowną ocenę, 
ponieważ nie będzie chciała mieć z nim nic wspólnego. To będzie 
koniec. 

Ogarnęło go uczucie nagłego pożądania. Musiał zdobyć jej 
zgodę, żeby go miała, całego, teraz. W ten sposób później będzie jej 
trudniej wykopać go ze swojego życia. Nie dlatego, że chciał pozostać 
w pobliżu. Tak jak jej powiedział - nigdy wcześniej nie robił tego na 
dłuższą metę. Kilka miesięcy – owszem, ale nigdy dłużej. Mimo to nie 
mógł sobie wyobrazić, że nie pragnie Kai. Gardził myślą o życiu bez 
niej. Więc tak, musiał zdobyć jej zgodę. 

- Daj mi szansę – błagał. – Proszę. 
Wygraj? - powiedział Porażka. 
Wracaj do swojego kąta. 
Podświadomie odnotował, że muzyka zmieniła się, tempo 
wzrosło, stało się szybsze, ale on nie przyspieszył - dalej wolno 
ocierał się z Kaią. 

Ramiona harpii opadły, ale zamiast odejść rozczarowana, że nie 
zgodził się zostać z nią na zawsze, położyła ręce na jego piersi i 
wyszeptała. 

- To nie wystarczy. Chciałabym, żeby tak było, ale… 

background image

- Na razie to wszystko, co mogę zaoferować – ujął jej twarz w 
dłonie, zmuszając, by skupiła na nim uwagę. – Wiem, że nienawidzę 
myśli o tobie z kimś innym. Wiem, że jesteś jedyną kobietą, której 
pragnę. 
Znowu zaczęła gryźć dolną wargę, a on prawie, prawie ją 
pocałował. Ale jeszcze nie teraz. Nie, dopóki się nie zgodzi. 

- Co wpłynęło na zmianę twojego zdania? – zapytała. – Mam na 
myśli to, że na pewno nie były to moje szalone umiejętności walki 
ulicznej odkąd sparzyłam się i sromotnie przegrałam w rywalizacji. 
Jego żołądek skurczył się, kiedy przywołał niewyraźny obraz w 
swoim umyśle. Bezwładne ciało pokryte krwią. Opuchnięta twarz, 
zniekształcone kończyny. Nigdy więcej - pomyślał ponuro. Będzie jej 
bronił. 

Wygraj? 

Teraz nie próbował odepchnąć Porażki. W tym względzie, tak mógł 
zaakceptować każde wyzwanie. Zanim zdążył odpowiedzieć na 
pytanie, Kaia spojrzała w dół i dodała. 

- Jeden raz porzuciłam walkę dla ciebie. Pamiętasz? Tej nocy z 
łowami? Wyzwałam cię, żebyś zabił ich więcej ode mnie i mogłam 
wygrać, ale oddałam ci moje cele. 
Jego klatka piersiowa opadła, przeszyło go ukłucie jakiejś 
nieznanej emocji. 

- Pamiętam, laleczko i nigdy ci za to nie podziękowałem. 
Przepraszam. 

background image

- Cóż, z podziękowaniami czy nie, nie zrobię tego po raz drugi. 
Nie rzucę dla ciebie walki – powiedziała łagodnie. 
- Cieszę się. 
Miała równie wielkie poczucie własnej wartości jak on. 
Nienawidziła przegranej. Co prawda nie doświadczała fizycznego 
bólu, kiedy przegrywała, ale za każdym razem przechodziła ogromną 
umysłową udrękę. Jej własny lud nazywał ją Kaia Rozczarowanie. Na 
miłość bogów! Z tego powodu zawsze starała się udowodnić sobie, że 
jest godne. Teraz to sobie uświadomił. Wiedział, że to był powód, dla 
którego wyzwała go na początku. Chciała udowodnić, że była dla 
niego wystarczająco dobra, a fakt, że celowo przegrała, pokazywał, 
jak bardzo go pragnęła. To również sobie uświadomił. Było tak, jakby 
wciąż musiała wszystko udowadniać. Jak mógł się jej odwdzięczyć? 
Rzucał ją, raz za razem. Wstyd eksplodował w nim bombą, którą 
zafundował sam sobie. Więc żadnych więcej porzuceń. Tak długo jak 
będą razem, będzie traktował ją z uwagą i troską, na jakie zasługiwała. 

- Jesteś zadowolony? – mrugnęła na niego. Ciepły, słodki 
oddech musnął jego szyję. Puls skoczył w górę. – Ale jeśli cię 
pokonam, będziesz cierpiał. 
- Więc pocałujesz mnie i poczuję się lepiej. W porządku? 
Wsunęła paznokcie pod jego koszulę, dotykając skóry. 
- Ja… ja… nie wiem, co powiedzieć. 
- Powiedz, że celowo nie rzucisz mi wyzwania, którego nie będę 
mógł wygrać. 
Nastąpiła chwila ciszy, w której rozważała jego słowa. 

background image

- Postaram się tego nie robić, ale nie mogę obiecać. Czasami 
wydobywasz ze mnie to, co najgorsze. 
Ha! Wydobył z niej to, co najlepsze. Nie, nie musiał się 
upewniać. Prawda jest prawdą, nie ważne jak się ją przedstawia. 

- Tak czy inaczej, możemy się dogadać. 
- Tak, popracujemy nad tym - powoli zwęziła oczy, zatapiając 
paznokcie głębiej w jego ciele. - No, no. W końcu poznałam Panią 
Akceptację. Będziesz mi się podlizywał, żebym nie skrzywdziła 
Haidee? 
Taka podejrzliwa, ale taka była natura bestii. Byli bardzo 
podobni w tym względzie. 

- Możesz ją zranić, jeśli nadal tego chcesz, ale Amun będzie 
wkurzony i mnie zaatakuje. Wtedy ja będę musiał skrzywdzić jego. 
- Dobrze – skinęła głową. – Lubię Amuna, więc nie zranię 
Haidee. 
- Dziękuję – powiedział przez zaciśnięte zęby. 
Lubiła Amuna? 
Schowała jeden zestaw pazurów i przerzuciła włosy na ramię. 
- Więc co we mnie lubisz? Nigdy tego nie powiedziałeś. Czuj się 
swobodnie, użyj szalonych opisów i może dołóż coś z poezji. Albo 
jeden z tych limeryków, o których wspominałeś. 
Zamierza zmusić go, żeby zapracował na to, hę? Mimo że już 
zdecydowała, by dać mu to, czego chciał - wszystkie przywileje 
związane z byciem małżonkiem i niepewną przyszłość… niech to 
cholera. Och, jeszcze tego nie powiedziała, ale przecież nie musiała. 

background image

Strider wiedział. Była tutaj, w jego ramionach, domagając się, żeby ją 
uwiódł. 

Cała Kaia - nigdy nie jest nudno, zawsze kupa zabawy. Co 
więcej, miała niemal opanowaną sztukę sprawiania przyjemności 
Porażce, oferując mu małe wyzwania, dokarmiając go tu i tam, 
wyzywając Stridera, by mógł wygrać bez problemu. 

Wygraj. 

Widzisz? Znowu to zrobiła, wyzwała go do czegoś łatwego. Ale 
czy zdobędzie wygraną w poezji? Bogowie, nie. 

- No cóż, zobaczmy – zaczął ochryple. – Lubię twoje bystre usta. 
Lubię twoje nadąsane usta. Lubię twoje szalone usta. Lubię twoje 
marudne usta. Lubię twoje wrzaskliwe usta. Lubię… 
- Moje usta – powiedziała oschle, przewracając oczami. Oczami 
błyszczącymi z podniecenia. Poruszyła się na jego trzonie, pocierając 
go dokładnie tak, jak lubił. – Powiedz mi, dlaczego. 
- Nie. Pokażę ci, dlaczego. 
Przesunął jedną rękę na jej kark i przycisnął do siebie. Ich usta 
się spotkały, otworzyły, a języki starły ze sobą. Smakowała jak wiśnia 
z miętą i Strider zdecydował, że to będzie jego nowy ulubiony smak. 
Wplotła palce w jego włosy, a paznokcie wbiła w skórę głowy. 
Czyste, silne pożądanie wypełniło jego żyły, przesłaniając wszystko 
inne - ludzi wokół, okoliczności, konsekwencje. Trzymał ogień w 
swoich ramionach i desperacko pragnął w nim spłonąć. Także on 
chciał ją spalać. Wypalić swoje sedno na każdej jej części, uczynić z 

background image

niej swoją kobietę. Każdy, kto spojrzałby na nią, zbliżył się do niej, 
wiedziałby, do kogo należy. 

Moja. Ona jest moja. 

Cholera, podniecała go. Ich języki stoczyły pojedynek, nawet 
bitwę. Tak, przepyszną bitwę. Zdominował ją, żądając jej ust jako 
swojego terytorium. Poczuł jej twardniejące sutki na swojej piersi, 
chciał je uszczypnąć. Pragnął włożyć palce pomiędzy jej nogi, 
głęboko, wbijając się w nią stale. 

- Strider – wychrypiała. 
- Tak, laleczko. 
- Nie przestawaj. 
Wygrałeś - powiedział Porażka, wzdychając i serwując mu 
więcej przyjemności, podkręcając jego pożądanie. 
Strider poprowadził ją do przodu, z każdym krokiem ocierała się 

o niego coraz mocniej. Kiedy dotarł do najbliższego stolika, pochylił 
się i przesunął ręką nad stolikiem, rozrzucając butelki z piwem. Jak z 
oddali usłyszał ich trzask o podłogę. Przycisnął Kaię do drewnianego 
blatu. Chciał zrobić jej te rzeczy. Złe rzeczy. Nie, dobre rzeczy powiedział 
sobie. Musiał zrobić jej dobre rzeczy. Chciał być jej 
„najlepszym”. Ale może popchnie ją w kierunku kilku z tych złych 
rzeczy, zmusi, żeby wzięła wszystko, co musiał jej dać, zmusi, żeby 
błagała, potrzebowała go, łaknęła jak narkotyku. 
- No dalej! Tak, kotku. Tak! – ożywiony głos Anyi, zwanej 
Mniejszą Boginią Anarchii, wyciągnął go z mgły pożądania. 

background image

Strider warknął i wyprostował się, przeskanował wzrokiem 
otoczenie. Zniszcz tłum i wróć do ust Kai - coś brzęczało w jego 
głowie. Kiedy zrozumiał, że wszyscy w barze przyglądają się im, 
ciepło wewnątrz niego opadło. Niektórzy obserwowali ich, szeroko się 
uśmiechając, niektórzy z irytacją, inni (a mianowicie ludzie) z 
pożądaniem. 

Ciepło powróciło, ale z zupełnie innej przyczyny. Wściekłość, 
tak, ogromna wściekłość przykryła cieniem jego własne pożądanie. 
Nie podobało mu się, że ktokolwiek widzi Kaię w takim stanie, 
zatraconą i spragnioną, chętną, by mu się oddać. Nie chciał na to 
pozwolić. Nie pozwoliłby na to. Chwycił ją za rękę i postawił na nogi, 
poprawiając na niej sukienkę. Jego ruchy były urywane, nerwowe. Jak 
mógł zapomnieć, choćby na sekundę, o tym, że mają widownię? Ktoś 
mógł go zaatakować, pokonać go. Jak mógł nie pomyśleć o tym, co by 
się stało, gdyby zawiódł i nie mógł dać Kai tego, co najlepsze? Jej 
najlepszy pocałunek. Jej najlepszy seks. Byłby skończony, zbyt słaby, 
żeby być skutecznym i nie użyteczny dla niej podczas nadchodzącego 
starcia. 

Chociaż… Nie był na kolanach pokonany przez ból, więc to 
oczywiste, że dostała swój najlepszy pocałunek. Znowu. Ta 
świadomość sprawiła, że dumnie wyprężył pierś. Oczywiście, że był 
najlepszy i… nieskromny. 

Jednak miał ważniejsze rzeczy do roboty niż podziwianie swojej 
własnej wspaniałości - musiał pozwolić chłopakom trenować ją do 

background image

następnej walki w taki sposób, w jaki obiecali to zrobić, a potem 
przetransportować ją do motelu. 

Wygrałeś, wygrałeś, wygrałeś - Porażka westchnął, ogarnięty 
przyjemnością. 

Nigdy w to nie wątpiłem. 

Strider spojrzał gniewnie na swoich przyjaciół. 

- Koniec zabawy – warknął, a potem zwrócił się do Kai. –Weź 
chłopaków i idź z nimi. Zrób to, po co cię tutaj przywiozłem. 
Grube, czerwone rzęsy uniosły się, ukazując zaskoczenie. 

- Nie idziesz ze mną? 
- Nie – popchnął ją lekko. – Teraz idź. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 17 

Ku zaskoczeniu Stridera, nie udało im się wyjść na zewnątrz. 
Kiedy jego przyjaciele w pośpiechu przełknęli drinki, niczego nie 
marnując, frontowe drzwi otworzyły się i czarnowłosa piękność 
wkroczyła dumnie do baru. Lawendowe oczy przeszukały bar i… 
zatrzymały się na Kai. Czerwone usta wykrzywił uśmiech 
zadowolenia. 

Strider zesztywniał. Cholera. Czy na prawdę ma takie szczęście? 
Wylądowały Eagleshields. Zdawało się, że misja Sabina była teraz 
zbędna, co oznaczało, że dzisiaj nie będzie żadnego polowania ani 
kradzieży. 

Kaia zaklęła pod nosem. 

- Ależ mam szczęście. Juliette (Będę Cię Dręczyć Aż Się 
Zabijesz) Likwidatorka jest tutaj. 
Małżonek kobiety stał opodal niej. Strider nie widział go na 
Turnieju, więc założył po prostu, że koleś był gdzieś, gdzie pilnował 
Magicznej Różdżki. Teraz doświadczył małej niespodzianki, kiedy 
sukinsyn wszedł do baru, wyniosły i zadowolony z siebie, jakby był 
panem wszystkiego, czemu się przygląda. Nie było śladu po 
artefakcie. Co on takiego miał? Otaczało go wiele uzbrojonych harpi. 
Jego strażnicy? Gdy wchodził, ten niezdarny gigant miał na sobie 
kajdany. Strider zauważył, że to były tatuaże - ogniwa zostały wyryte 
na ciele wokół szyi i nadgarstków. Bardzo prawdopodobne, że gdyby 

background image

zdjął mu buty, zobaczyłby atrament również wokół jego kostek. 
Tatuaże były zaczerwienione, opuchnięte i świeże. Strider mógłby się 
założyć o lewe jądro, że zostały wykonane dziś rano. 

Dlaczego trzyma przy sobie tak niebezpiecznego faceta, hm? 
Kaia powiedziała, że harpie mogą wybaczyć swoim małżonkom 
prawie wszystko, ale bez przesady - facet zamordował inne harpie. Z 
pewnością to było gorsze niż, powiedzmy, okraść wroga z bezcennego 
artefaktu. 

W ciągu kilku sekund przyjaciele Stridera stanęli w linii, 
formułując obok niego mur obronny. Nie mieli pojęcia, co się dzieje, 
może z wyjątkiem Amuna. Ale przecież znali go bardzo dobrze wiedzieli, 
kiedy wojownik przygotowywał się do walki. Cholera, 
wyczuwali wroga, gdy dostrzegli choćby jednego. 

Wygraj! Nie padły żadne słowa rozpoczynające walkę, ale 
Porażka już wyczuł zagrożenie. 

Strider przemyślał wszystko. Z przyjemnością. 

Mężczyzna – czy kimkolwiek był – dostrzegł Kaię. 
Obsydianowe oczy wirowały hipnotycznie. Mięśnie falowały na 
odkrytej piersi. 

Może dlatego, że wyobraził sobie ręce Kai na sobie? Strider 
napiął się. Moja. I nie będę się dzielić. Nigdy. 

- Porwijmy zwolenników Juliette i postraszmy ich uwolnieniem, 
jeśli nie zrobi tego, co chcemy – wyszeptała Kaia. 
- Poczekaj. Co powiedziałaś? Postraszyć uwolnieniem? 
- Oni są straszni, uwolnienie będzie dla nich karą. 

background image

Strider stłumił śmiech. 

- A teraz skończ tę pogawędkę i pozwól mamie pracować – Kaia 
przełknęła ślinę i wyprostowała ramiona. – No, no – powiedziała 
swobodnie, wystarczająco głośno, żeby być słyszaną jednocześnie 
przez wszystkich. – Czy to moje urodziny? 
- Nie – odpowiedziała Juliette. – Moje. 
A właśnie, wspominając o tym… 
- Kiedy są twoje? – Strider zapytał Kaię. 
Jego przyjaciele mogli pomyśleć, że chciał wiedzieć właśnie 
teraz, żeby zirytować nowo przybyłych, pokazać im jak mało są 
ważni. To była tylko część prawdy. Srider naprawdę bardzo, bardzo 
chciał to wiedzieć. Dla siebie samego. 

Duże, srebrno-złote oczy spojrzały na niego. 

- Nie wiesz? 
- Nie. 
Kaia dąsając się, zakręciła kosmyk włosów. 
- Jak możesz nie wiedzieć? 
- A ty wiesz, kiedy są moje? – zapytał. 
- Oczywiście, że tak. To dzień, w którym mnie poznałeś. 
Dobry jak każdy inny. 
- Nie, ponieważ to było podchwytliwe pytanie, laleczko. Tak 
naprawdę nie mam urodzin. Kiedy zostałem stworzony byłem w pełni 
ukształtowany, nie urodziłem się. 
To cała prawda. 

background image

- Nie możesz być aż takim kretynem! – wyrzuciła w górę ręce 
zirytowana. – Nie kłóć się ze mną na ten temat. Zawsze będę mieć 
rację. Poważnie. Byłeś martwy dopóki mnie nie spotkałeś i obydwoje 
o tym dobrze wiemy. Co oznacza, że przywróciłam cię do życia. 
Więc… spóźnione życzenia z okazji twoich urodzin. 
Amun roześmiał się, co było szokujące - ten poważny wojownik 
nigdy się nie śmiał. Anya skinęła głową, jakby nigdy nie słyszała 
bardziej rzetelnego argumentu, a Gideon parsknął śmiechem, 
zakrywając usta ręką. Scarlet klepnęła go w tył głowy. 

- Masz rację – powiedział Strider, uśmiechając się. – Więc, 
kiedy są twoje? 
- Zamknąć się! –warknęła nagle Juliette. – Myślałam, że 
zamierzamy wymieniać się kilkoma obelgami. 
Strider odwrócił się w jej kierunku, jakby był zdziwiony, że 
nadal tam stoi. Furia podkolorowała jej policzki, a nawet usta, na 
jasno różowy kolor. Wspaniale. Emocje spowodują, że stanie się 
nierozważna, choć jej małżonek wyglądał na rozbawionego. I jakby 
był pod wrażeniem, nawet odrobinę zadumany. 

Mały pokaz dla Kai, koleś. Wyzywam cię – planował Strider. 

Jakby wyczuwając zagrożenie, mężczyzna przeniósł swój wzrok 
na niego i przez kilka sekund po prostu mierzyli się wzrokiem. Nie 
było nawet mowy o tym, żeby Strider pierwszy oderwał spojrzenie. 
Facet musiał to wyczuć, ponieważ po tym, jak błysnął zębami, 
pokazując swoją arogancję, zwrócił uwagę na Kaię… i oblizał usta. 

background image

Och, zapłacisz za to. Dlaczego Porażka nie nadawał przez 
głośnik „Wygraj”? – Strider nie wiedział. 

- Więc jak ją znalazłaś? – zażądał odpowiedzi z większą siłą niż 
zamierzał. 
- Błagam. Jakby tropienie was sprawiało jakąś trudność – 
odpowiedziała Juliette, mówiąc jedynie do Kai. 
W końcu Porażka się ożywił. 

To nie jest wyzwanie, gnojku. Gdzie byłeś, kiedy cię 
potrzebowałem? 

Żadnej odpowiedzi. Oczywiście. 

Kaia powoli się uśmiechnęła. 

- Jakbym nie wiedziała, że mnie śledzisz. Jakbym nie zostawiła 
okruszków bułki, żebyś mogła mnie znaleźć. I spójrzmy… kto 
podążał śladem tej bułki jak mysz i wylądował tutaj w małej, 
przyjemnej pułapce? 
Punkt dla Kai. Juliette poruszyła się niespokojnie, przestępując z 
nogi na nogę. Jej wzrok przesunął się na stojących przed nią, 
opętanych przez demony wojowników i zbladła. 

Porażka zachichotał, znów zaskakując Stridera. Demona 
zareagował podobnie podczas rozgrywki, kiedy Kaia skopała tyłek 
jednej z ważniejszych harpii. Wtedy Strider był przekonany, że się 
przesłyszał, pomyślał, że hałas tłumu w jakiś sposób wtargnął do jego 
głowy. Teraz… 

Co to mogło oznaczać? 

background image

Zastanowi się nad tym później. Jego rozbawiony demon nie 
zamierzał przeciąć mu tętnicy szyjnej, jeśli jednak nie będzie 
ostrożny, może to zrobić Juliette. Zatem musi się skupić. 

- Tak więc, nim przeczyścimy podłogę twoją twarzą, czy 
mogłabyś nam powiedzieć, dlaczego mnie śledziłaś? – zapytała Kaia 
od niechcenia. – I przez „czyszczenie” rozumiem pokrycie podłogi 
cienką warstwą twojej krwi. 
- Zanim odpowiesz – dodał Strider – może powinienem 
przedstawić ci przyjaciół Kai. Gość trzymający topór to Gideon. Jest 
opętany przez demona Kłamstw. Dziewczyna obok niego ta, która 
podrzuca i łapie sztylety, to Scarlet. Ona jest opętana przez demona 
Koszmarów. Kołysząca się blondyna to bogini Anarchii. Nie ma 
powodu wspominać o tym, że jest „mniejszą” boginią. Nie brzmi to 
imponująco. 
Anya pokazała mu najmniejszy palec u ręki, ironizując, że ma 
małego. 

- Hej, ty! Witamy na imprezie. Kilka faktów na mój temat zanim 
będziesz zbyt martwa, żeby o nie zapytać. Lubię długie spacery po 
plaży, przytulanie się z moim mężczyzną i mordowanie ludzi, którzy 
mnie obrazili – powiedziała „mniejsza” bogini najsłodszym głosem, w 
którym czaiła się groźba. 
Strider otworzył usta, żeby kontynuować, ale Juliette warknęła. 

- Nie obchodzi mnie żadne z was. Nie przyszliśmy tutaj, żeby 
walczyć. Nie ma takiego powodu. Od tego jest Turniej. 

background image

Poważnie? Postawiłby niemałą sumkę na to, że było wręcz 
odwrotnie i wygrałby, bez dwóch zdań. 

- Jesteś pewna? – zapytała Kaia. – Nie mam nic przeciwko temu, 
żeby zrobić wyjątek i udawać, że to jest taka okazja. Pozwolę ci nawet 
wziąć pierwszy zamach bez odwetu. Chociaż nie mogę przewidzieć, 
jak zachowają się moi opętani przez demony przyjaciele. 
Milcząc, Juliette obróciła się na pięcie i skierował do baru. Jej 

małżonek i klan podążyli za nią. 
Wygrałeś - powiedział Porażka, wzdychając ze szczęścia. 
Strider w myślach zrobił gest zwycięstwa, rozkoszując się 

kolejnym dreszczem przyjemności, który przeszedł przez jego ciało. 
Jedynym problemem było to, że Kaia nie mogła teraz zacząć treningu. 
Nie mogła również wyjść - mogłoby to zostać odebrane jako 
tchórzostwo. Więc utknęli - ich wyczerpująca sesja została 
zawieszona. 

Znowu otworzyły się frontowe drzwi i podniecony, kobiecy głos 
krzyknął: 

- Kaia! 
Tym razem do środka wpadła Bianka. Ciemne włosy powiewały 
za nią i uderzały w twarz podążającego jej śladem Lysandera. Tuż za 
nim zamaszystym krokiem wszedł kolejny anioł-wojownik. Ten miał 
ciemne włosy, przenikliwe zielone oczy i pozbawioną emocji twarz 
przypominającą głęboką, ciemną pustkę - Zachariel. 

background image

Strider poznał skrzydlatego wojownika kilka tygodni temu, 
kiedy został wysłany do fortecy, by zapobiec opuszczeniu jej przez 
Amuna. 

Miał pewnego rodzaju problemy z tym facetem - jego ciało 
reagowało za każdym razem, kiedy był w pobliżu. Strider nigdy nie 
zachowywał się w ten sposób, ale nie mógł za to siebie winić - nie 
było istoty doskonalszej fizycznie niż Zachariel. Oczywiście… oprócz 
Kai. Tym razem jednak reakcja Stridera na skrzydlatego wojownika 
była stonowana. Może właśnie dlatego, że z niczym nie mógł 
porównać swojej intensywnej reakcji na Kaię. 

Sabin i Gwen weszli jako kolejni, oskrzydlając anioły. Nawet, 
mimo tego że Strider nie wysłał wiadomości do swego dowódcy, by 
powiadomić o Eaglshields, wojownik nie wyglądał na zaskoczonego 
ich widokiem - najwyraźniej, zgodnie z planem, obserwował klan 
Juliette z niebios. 

Czy poszczęściło mu się w szukaniu Włóczni? 

- Bianka! – zawołała Kaia ze śmiechem, kiedy ze środka 
pomieszczenia rzuciła się na spotkanie siostry. Bliźniaczki uściskały 
się i zatańczyły jakby nie widziały się od lat. 
- Byłabym wcześniej, ale Lysander trzymał mnie na naszej 
chmurze jak więźnia – powiedziała Bianka z uśmiechem. – Nie chciał 
ustąpić, dopóki Sabin się nie zgodził. Czego nadal nie rozumiem i 
będę go karać, aż nie puści farby. Sekrety albo jego bebechy, nie 
obchodzi mnie to. 

background image

To by wyjaśniało podbite oko – pomyślał Strider z uśmiechem, 
patrząc na „ozdobioną” twarz Lysandera. 

- Jesteś szczęściarą – powiedziała Kaia. – Możesz uszkodzić 
swojego małżonka. 
- Wiem. I nie krępuj się, jeśli też masz na to ochotę. Chociaż, 
może nie krzywdź go zbyt mocno. Jakiegoś rodzaju problemy są teraz 
w niebiosach, coś odnośnie utraty kawałka miłości, cokolwiek to 
oznacza, mój misiaczek jest zestresowany. 
To była ostatnia rzecz, którą Strider zrozumiał odkąd siostry 
zaczęły rozmawiać. 

- …ponieważ wyglądasz wspaniale i…- 
…uwierzyłabyś w to… - 
…następnym razem chcę filmik…- 
…cięcie idealnie, ciało jest najsłodszą nagrodą…- 
…ona to robi tutaj? 
Jednocześnie stanęły przy barze, mierząc Juliette gniewnym 
spojrzeniem z wyrazem skrajnego obrzydzenia na twarzach. Juliette 
udawała, że tego nie zauważyła, ale nie jej małżonek – mężczyzna 
uśmiechnął się na widok bliźniaczek, jakby były prezentem 
gwiazdkowym, którego zawsze pragnął. 

Krew… gorąco… Strider mógłby wybuchnąć jak bomba 
wodorowa, gdyby ciężka ręka nie opadła na jego ramię. 

- Nie robiłbym tego – powiedział Lysander. 
- Ty nie. Ja zrobię – Strider patrzył z pozorną obojętnością na 
mężczyznę, którego desperacko pragnął zamordować. 

background image

Równie ciężka ręka spoczęła na jego drugim ramieniu. 

- Może powinieneś przemyśleć swoją strategię – powiedział 
Zachariel zimnym, bezbarwnym głosem. 
Tak, cóż… może ludzie nie zgadzali się z „ideałem fizyczności” 
dostrzeganym przez Stridera – nadal bowiem wałęsali się po barze, nie 
zwracając uwagi na anioły. Cholera, przecież oni mieli skrzydła i 
nosili babskie szaty - dwa kolejne powody, dla których powinni się na 
nich gapić. 

- Oni nie mogą zobaczyć Lysandera ani mnie – wyjaśnił 
Zachariel. – Miałeś rację. Gdyby mogli, gapiliby się. 
Szczęka Stridera zacisnęła się. 

- Trzymaj się z dala od mojej głowy. 
- To przestań wyobrażać sobie swoje myśli. 
Strider nie miał nic na przeciw, gdy Amun to robił, ale 
Zachariel? Anioł? Cholernie irytujące. 

- Małżonek. Czym on jest? 
- Nazywa się Lazarus, jest jedynym synem Typhona (ostatniego 
syna Gai i Tartarosa). 
O cholera. Miał rację – kolesiowi daleko było do bycia 
człowiekiem. Strider chciał potrząsnąć głową, żeby zaprzeczyć, zrobić 
cokolwiek, by nie zaakceptować tego faktu. Jednak skoro powiedział 
to anioł, nie było powodu, żeby wątpić. Nigdy. Prawda powlekała 
każdy szczegół jego głosu i każda komórka w ciele Stridera wierzyła 
w to, co właśnie usłyszał. 

background image

W elitarnej straży Zeusa Strider walczył z wieloma potworami, 
ale żaden nie dorównywał Typhonowi. Sukinsyn był gigantem z 
głową smoka i ciałem węża. Jego skrzydła miały długość całego 
boiska do piłki nożnej, a w oczach czaiła się niekończąca się otchłań. 
Typhon wyzwał Zeusa i mógł wygrać. Wygrywał, dopóki Strider i 
jego przyjaciele nie wkroczyli na scenę, co spowodowało ucieczkę 
giganta. Bardzo proszę - pomyślał ironicznie, przypominając sobie, 
jak Zeus obwinił ich o rozproszenie go, twierdząc, że dałby sobie radę 
bez nich. Od tamtej pory słuch o Typhonie zaginął i teraz Strider był 
ciekaw, co się z gościem stało. 

- Kim jest jego matka? – zapytał. 
- Nie znam jej imienia, wiem tylko, że jest gorgoną. 
- Z każdą sekundą robi się coraz ciekawiej – mruknął sucho 
Strider. 
Gorgony mogły zamienić człowieka w kamień samym 
spojrzeniem. Zamiast włosów miały na głowach węże – węże, które 
kąsając, zatruwały swoje ofiary. Meduza była z nich najbardziej 
znana, nawet ludzie opowiadali historie o jej podstępnej naturze. 

Śmiertelnicy. Tacy łatwowierni. Gdyby tylko wiedzieli Meduza 
była w czołówce, a tak naprawdę była kochana w porównaniu 
do innej rasy. 

- Oczywiście, on chce Kai? 
- A kto nie chce? – zapytał Zachariel ze śmiertelną powagą. Jak 
zawsze. – Jest piękną kobietą, a widziałem, jak harpia może 
uszczęśliwić anioła. 

background image

Sekundę później Strider wciskał nos w twarz anioła, złowieszczo 
dysząc. 

- Lepiej trzymaj się od niej z daleka. 
Wygraj. 

Nie ma problemu. 

- Będę – odpowiedział anioł swobodnie. – Trzymać się od niej z 
daleka, dokładnie tak. 
- Ale właśnie…- Strider mrugnął, zdezorientowany i wycofał 
się. 
- Zgodziłem się z tobą. Tak. Ale, każdy wolny mężczyzna w tym 
budynku chcę ją mieć. 
Sekundę później twarz Stridera z powrotem była obok kolesia. 

- A ty? 
Cholera. Musi zacząć się kontrolować. Obiecał sobie, że nie 
wyzwie najważniejszego anioła przez następne kilka tygodni i 
powstrzyma reakcję przeciw każdemu, kto rzuci spojrzenie w 
kierunku Kai. 

- Jedynie upewniam się, że jej pragniesz, a nie… kogoś innego. 
Kogoś takiego jak anioł. Znowu się wycofał. Tym razem 
szybciej, a jego policzki płonęły z zakłopotania. A więc, gnojek 
wyczuł jego wcześniejszą fascynację. 

- Do cholery, wyglądasz jak niewiniątko, ale naprawdę jesteś 
diabłem w przebraniu, wiesz? 
Zachariel tylko wzruszył ramionami, jego wyraz twarzy się nie 
zmienił. 

background image

Wygraliśmy? 

Tak. Wygraliśmy tę rundę. 

Anioł nie zrobił żadnego ruchu w kierunku Kai i tylko to się 
liczyło. Porażka mógł się zgodzić, ale nie pojawiły się towarzyszące 
temu skry przyjemności. Ani ataki bólu. 

- A tak w ogóle, to co tutaj robisz? – wymamrotał Strider. 
- Bianka bierze udział w następnych zawodach. Lysander 
poprosił mnie… 
- Lysander może mówić za siebie – wtrącił się anielski 
wojownik. –Poprosiłem Zachariela o wsparcie. Przyda się przy 
powstrzymywaniu mojej popędliwości lub karaniu przeciwników 
Bianki. 
Ojej. Prawdziwa miłość. Ależ to jest obrzydliwe. 

Obydwaj, Lysander i Zachariel, mogli stworzyć ognisty miecz z 
niczego. Prawdopodobnie kilka głów harpii potoczy się podczas 
drugich zawodów, jeśli jakaś krzywda stanie się bliźniaczce Kai. 

- Wiesz, że zawstydzisz Biankę jeśli… 
- Z kim rozmawiasz, Strider? 
Chociaż w tym momencie Haidee znacznie zbliżyła się do niego, 
to jednak pytanie zadała zza butelki piwa, nie ośmielając się spojrzeć 
w jego kierunku. Wiedział, że nie obawia się Kai, choć powinna, a 
jedynie zapobiega kolejnemu atakowi, gdy wróg jest w pobliżu. 

Cholera. Aniołowie ostrzegali go - nikt inny nie mógł ich 
zobaczyć. No dobra, Sabin i Gwen mogli, był tego pewny, odkąd 
tłumili śmiech zza butelek z piwem. 

background image

- Z nikim – mruknął. 
Z nikim ważnym. Ponownie skupił się ma Kai i Biance. 
Bliźniaczki Rozrabiaczki. 

- Nie będzie lepszego momentu – powiedziała Bianka 
- Wiec zróbmy to – odpowiedziała Kaia z diabelskim 
uśmiechem. – Juliette nigdy się nie dowie, co ją uderzyło. 
Cholera. Zrobić, co? Z tymi dwiema “to” zawsze związane było 
z rozlewem krwi, wielką kradzieżą samochodu lub piątym stopniem 
zagrożenia pożarowego. Albo, w wyjątkowe dni, kombinacja tych 
wszystkich zagrożeń jednocześnie. Obserwował, gotowy zareagować 
w każdym momencie. Przeszył go lęk, kiedy dziewczyny ruszyły do 
przodu. Najgorsze obawy potwierdziły się, kiedy weszły na podium 
do karaoke. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 18 

Parys wcisnął się w ciemny kąt niebiańskiego haremu. 
Bezmyślny gwar i odgłosy rozchodzącej się zabawy toczyły się 
leniwie w rozgrzanym powietrzu. Zapach jaśminowego olejku i 
drzewa sandałowego dryfował w jego kierunku, a on starał się ich nie 
wdychać. Ambrozja nakładała się na obydwa, niosąc kokosowy 
powiew, który wabił i uwodził, ale on nie mógł jeszcze pozwolić sobie 
na odlot. Nie ważne jak bardzo drżało jego ciało, desperacko pragnąc 
działki. 

Po bójce w bocznej alejce wziął pierwszą kobietę, na którą się 
natknął. Seks albo Rozpusta - jak kto woli, zapewnił jej gotowość 
pomimo niechlujnego wyglądu Parysa, a jemu szybkie uleczenie się 
po wszystkim. 

Niestety ten niezbędny kontakt opóźnił jego spotkanie z Miną boginią 
oręża, która zażądała dodatkowej zapłaty za kryształowe 
ostrza. Gryzienie sprawiało jej przyjemność, a więc musiał zabawić 
się z nią w ten sposób, co najprawdopodobniej będzie go dręczyć 
przez lata. Ale teraz miał sztylety, mógł odhaczyć pierwszy punkt na 
swojej liście Rzeczy do Zrobienia. Potarł rękojeść, skanując całe 
otoczenie. Nienawidził udrapowanych w całym otoczeniu 
kobaltowych smug materiału opadających z sufitu. Nienawidził 
poduszek ozdobionych koralikami i nagich, połyskujących ciał 
przechadzających się tu i tam. 

background image

Czas odhaczyć punkt numer dwa. Arca - posłanka bogów. Z 
pewnością będzie wiedziała, gdzie przetrzymywana jest Sienna, 
zgodnie z tym, co powiedział jeden z jego znajomych, któremu 
wierzył. Głupie gadanie – jego najlepszy przyjaciel, wszyscy inni byli 
najgorszymi wrogami. 

Jeśli jej tutaj nie było, nie miał pojęcia, dokąd pójść dalej, lub 
kto będzie to wiedział. Nie myśl w ten sposób. 

Nikt go tutaj nie wyczuł. Jeszcze. To mogło się zmienić bardzo 
szybko, bo Sex miał ochotę na dzisiejszą dawkę. W tym momencie 
rozchodził się od niego zapach czekolady i szampana. Wkrótce 
śmiertelnicy podobnie jak nieśmiertelni - wszyscy, sprowadzeni tu, by 
służyć Kronosowi, przyjdą do niego dręczeni głodem. 

Król bogów zrezygnował z utrzymywania jednej kochanki. 
Teraz utrzymywał trzydzieści…trzy. Tak, trzydzieści trzy – jak zliczył 
Parys. Kolejnych dwadzieścia siedem stojących wokół krawędzi 
basenu było ochroniarzami, a nie seksualnymi zdobyczami. 

Parys wątpił, by Kronos spał ze wszystkimi, lub nawet planował 
je przelecieć w przyszłości. Ale Kronos zrobiłby wszystko, żeby 
wkurzyć swoją podstępną żonę Rheę. A przecież nic tak nie rani dumy 
kobiety jak niewierność partnera. To fakt, z którego Parys doskonale 
zdawał sobie sprawę - nigdy nie był wierny. Nie mógł być wierny, nie 
ważne jak bardzo tego chciał. Nie ważne jak wiele jego zdobyczy 
krzyczało i narzekało na niego, rozpaczliwie pragnąc czegoś, czego 
nie mógł im dać. Czegoś… więcej. Jego kochanki były pożywieniem 

background image

demona, to wszystko. Nie mógł pozwolić sobie, by były czymś 

więcej. I naprawdę nie chciał, żeby były czymś innym. 

Chciał po prostu Sienny. 

Gdyby mógł ją znaleźć, gdyby mógł jej dotknąć, gdyby już nim 
nie gardziła, co wydawało się prawdopodobne, zwłaszcza po rzeczach 
(ludziach), które zrobił tu na górze. Czy odda mu się? Tak wiele 
pytań. Od kiedy zniknęła bywał tutaj od czasu do czasu. Starał się 
wyczuć co w trawie piszczy, więc pieprzył każdego, kto był blisko 
Kronosa, żeby wyciągnąć informacje. Widzisz? Niewierny. Był tutaj 
dla jednej kobiety, ale przespał się z inną. I następną. I następną. Weź 
się w garść. Z drugiej strony, zaczął pragnąć tej ambrozji. 

Cholera. Może powinien się po prostu poddać. 

A może powinien odejść. Kronos dostanie ataku serca, kiedy 
odkryje miejsce pobytu Parysa. Bez wątpienia mógł go za to ukarać, 
bo Parys, żeby ukryć swoją obecność musiał nosić naszyjnik, który 
otrzymał od króla bogów – „męską ozdobę” jak zwykł go nazywać 
Torin. Miał go nosić tylko po to, żeby ukryć się przed Rheą. 
Używanie go, żeby ukryć się przed Kronosem było swego rodzaju 
przestępstwem. Pewnie, ale wykorzystywanie… zgodne z intencją 
Parysa. 

Jesteś blisko. Bliżej niż kiedykolwiek. Nie ważne co się stanie, 
nie zrezygnuje. Więc, żadnej ambrozji i uciekania. 

- Jestem taka gorąca – powiedziała jedna z kobiet. Leżała na 
aksamitnym fotelu, naga i błyszcząca, wyginając plecy i kreśląc 

background image

palcami pomiędzy dużymi piersiami o kolorze mahoniu. – Taka 
spragniona. 

- Ja również – powiedziała kolejna i oblizała wargi, rozglądając 
się w poszukiwaniu partnera. 

O tak, w końcu wyczuły Parysa. 

Jego przyjaciele przywykli do niego, przywykli do jego zapachu 

i potrzeby jaką budził. W większości byli odporni. Poza tym 
zazwyczaj nadmiernie dogadzał demonowi, więc Sex rzadko 
zachowywał się tak jak teraz. Parys jeszcze się z tym nie oswoił. 

- Nigdy nie byłam taka podniecona – powiedziała następna. 
A potem się zaczęło - rozbrzmiały jęki przyjemności, wybuchła 
orgia. Mnóstwo wijących się ciał, głaszczących rąk, rozchylających 
się nóg. Jednak ten widok nie zadziałał na niego pobudzająco nawet, 
kiedy najbardziej obnażone błyszczały z pożądania. Przebywanie tam 
stawało się coraz bardziej męczące. Rozproszyły się w końcu, a on 
obserwował je, szukając długich, splecionych w warkocz białych 
włosów jakie, zgodnie z tym co mu powiedziano, miała posiadać Arca 

- kolejny smakowity kąsek. Z tego co się dowiedział, była 
pierwowzorem dla opowiadanej dzieciom historii o Roszpunce. 
Pewnego razu, kiedy dostarczyła boską wiadomość ludzkiemu 
królowi, jej uroda oczarowała monarchę tak bardzo, że zapragnął ją 
zatrzymać. I prawie mu się udało. Nie dlatego, że użył czarnej magii, 
ale dlatego, ponieważ wybrał na to odpowiedni moment. Grecy 
przejęli kontrolę nad niebiosami i uwięzili Tytanów, zapominając o 
Arce. Parys nie wiedział, czy reszta historii była prawdziwa. Czy 

background image

bogini faktycznie została uratowana przez śmiertelnego księcia? Czy 
został on zabity na jej oczach, kiedy Grecy w końcu przypomnieli 
sobie o niej i zabrali ją do niebios, a potem zamknęli w innym, jeszcze 
cięższym więzieniu? Nie mógł sobie pozwolić na to, żeby go to 
obchodziło. Co wiedział? Arca została złapana na ulicy Złotej i 
umieszczona tutaj. Parys mógł to wykorzystać. Zakładał, że musiała 
gardzić królem i pragnąć zemsty. Ponadto, nie była w tej sekcji 
pałacu. Proszę, bądź gdzie indziej. 

Przemknął wzdłuż ściany. Mógł się rozebrać i występować jako 
niewolnik lub nowy dodatek do haremu, ale odrzucił tę możliwość, 
żeby nie stracić swojej nowej broni. Nie wątpił, że będzie mu 
potrzebna. Dotarł do rogu, zatrzymał się, nasłuchując i rozglądając. 
Nie usłyszał żadnych kroków. Nie zauważył cieni poruszających się 
po marmurowej posadzce. Wolno przesunął się na przód, zostawiając 
za sobą teren kąpieliska. Powitały go otwory drzwiowe zasłonięte 
kotarą. Zazgrzytał zębami - jeśli będzie musiał przelecieć kogoś, żeby 
dowiedzieć się, który pokój należał do Arci… 

Z pokoju na końcu korytarza zamaszystym krokiem wyszedł 
niewolnik, niosąc w dłoniach srebrną tacę. Mężczyzna zauważył 
Parysa, ale nie wszczął alarmu. Nie. Jego opalone, nagie ciało 
zareagowało natychmiast, brzuch zadrżał. Postawił tacę na podłodze i 
niemal przeskoczył nad nią, jakby był w transie. Pewnie był. Parys nie 
karmił swojego demona przez ostatnie dwadzieścia trzy godziny. 
Demon najwyraźniej nie chciał słabnąć jeszcze przez kolejną, więc 

background image

coraz intensywniejsze feromony Seksu – albo cokolwiek ten gnojek 
uwalniał przez skórę Parysa – unosiły się, dopóki kimś nie zawładną. 

Kilka razy Parys pozwolił sobie, by stać się tak słabym, że nie 
mógł się nawet ruszyć. Wtedy feromony rozchodziły się od niego tak 
cholernie intensywne, że ludzie rzucali się na niego, niezdolni, by się 
powstrzymać, przegrywając z pożądaniem. Kilka razy Parys osiągnął 
punkt całkowitego osłabienia, tracąc nad sobą kontrolę i rzucając się 
na ludzi. 

Niewolnik dotarł do niego. 

- Kim jesteś, piękny? 
Zgrubiałe, przepracowane ręce śmignęły przez jego pierś, 
głaszcząc ją. 
Może nie był tak blisko odnalezienia Sienny, jak myślał. Od 
kiedy pierwszy raz się do niej zbliżył, jego demon zaczął odpychać 
innych. Jednak tym razem był daleki od odpychania tego niewolnika. 
Ale nie zmieni postanowienia. Oczywiście - pomyślał Parys. Nie 
mógłby. 

Nie miał pojęcia dokąd mógłby pójść. 

- Wiesz gdzie jest Arca? – zapytał, ignorując zadane mu pytanie. 
Różowy język przebiegł po już i tak wilgotnych ustach. 
- Tak. 
Zalało go uczucie ulgi. 
- Powiedz mi – dodał po namyśle. 
Drżące ręce opuściły się niżej… jeszcze niżej… 
- Dla ciebie wszystko. 

background image

Czekał, zmuszając się, by pozostać na miejscu. Kiedy nie 
nadeszła żadna odpowiedź, powtórzył - Powiedz mi. 

- Tak, tak, oczywiście, ale najpierw muszę… muszę… proszę… 
Z każdym słowem głos niewolnika obniżał się, stawał się 
bardziej chrapliwy, całkowicie przesycony seksualnym podtekstem. 
Zatracił się - pomyślał Parys. Niewolnik był już owładnięty 
pragnieniami swojego ciała. Parys nie dostanie odpowiedzi dopóki te 
pragnienia nie zostaną zaspokojone. Oparł się o ścianę i zapatrzył na 
sklepienie sufitu. 

- Uklęknij – zażądał, przywołując w pamięci ciemne włosy, 
piegowatą skórę i drobną twarz Sienny. 
William przemierzał granice swojej więziennej celi. Po tym jak 
blond suka rzuciła sensacyjną wiadomość na temat Kane, wybuchł, 
krzyczał i walczył o wolność. Szybko zrozumiała, że nie ma sposobu, 
by go uspokoić, więc przyprowadziła jego szpitalne łóżko tutaj. Przez 
godzinę odzyskał wystarczająco dużo mocy, żeby zerwać metalowe 
kajdany, ale z klatką nie poszło tak łatwo. Cztery ściany, wszystkie z 
prętów, a on nie mógł zgiąć ani przekręcić żadnego z nich. Więzienie 
zostało zbudowane z myślą o nieśmiertelnych. 

Musiał się stąd wydostać. Znaleźć Kane’a. Zatrzymać 
wojownika zanim ten dostanie się do piekła. Jeźdźcy. 
Niebezpieczeństwo… 

- I jak? Uspokoiłeś się? 

background image

Blondynka. Zaczęła w nim rosnąć furia. William odwrócił się na 
pięcie, podążając za jej głosem. Była tam. Miała kucyki, druciane 
oprawki, delikatne rysy, fartuch. 

- Jesteś teraz gotowy na rozmowę? – zapytała. 
Nie wybuchaj znowu. Tak bardzo jak pragnął rozerwać jej 
gardło, potrzebował jej teraz. Był w niekorzystnej sytuacji – zdawał 
sobie z tego sprawę. Płaty jego skóry wciąż były zwęglone, spodnie – 
jedyny ciuch jaki obecnie okrywał jego ciało – były zakrwawione i 
podarte, włosy sterczały jak kolce. Ale nadal był pociągający. Z 
pewnością - pomyślał. Przykleił uwodzicielski uśmiech do twarzy. 

- Oczywiście, jestem gotowy. Jak masz na imię, kochanie? 
Zmarszczyła brwi ciemniejsze o dwa tony od włosów. 
- Myślałam, że nie obchodzi cię, jak mam na imię. 
Wspaniale. Była jedną z tych - upartą i zdeterminowaną, żeby 
nie pozwolić mężczyźnie się zmiękczyć. Z drugiej strony mogła już 
zmięknąć. Tak, zwykle działał tak szybko. 

- To z powodu bólu, przysięgam. 
- Dobrze. Będę udawać, że ci wierzę. Nazywam się Skye. 
- Będę cię nazywać doktor Kochany Pączuszek. 
- A ja cię wykastruję - nie było ciepła w jej tonie. 
- To perwersyjne. Więc… pracujesz dla Glena, prawda? 
Bogowie, William nienawidził tego sukinsyna. Nie ze względu 
na Lordów, chociaż to nie pomagało strażnikowi Nadziei, ale 
ponieważ William po prostu nie mógł znieść osób, które kłamały na 
temat ich zła. Zbyt mocno przypominały mu jego brata i nie były 

background image

bardziej kłamliwe niż Galen, który, udając anioła, mógł manipulować 
grupą ludzi o słabych umysłach, by wykonywali jego mroczne 
polecenia. 

Skye, czy to było jej prawdziwe imię? Roześmiał się. 

- W pewnym sensie, choć w większości nie. 
Ze wszystkich bezsensownych odpowiedzi jakich mogła 
udzielać, ta było na szczycie listy. 

- Możesz to dokładniej wyjaśnić? 
- Nie bardzo, ale mogę spróbować – potrząsnęła głową i 
wepchnęła ręce do kieszeni fartucha. – Nie jestem łowcą. Ani 
doktorem, jeśli to ma znaczenie. Nigdy nie skończyłam szkoły 
medycznej. 
- Więc dlaczego mnie zbombardowałaś, prawie zabiłaś, 
pomogłaś wyleczyć i co? Zamknęłaś w więzieniu, jakbyś mną 
gardziła. Ach, tak. I nie mogę zapomnieć o tym, że również wysłałaś 
mojego opętanego przez demona przyjaciela do piekła. 
Niektórzy ludzie nie wiedzieliby, jak to zrobić, czy jak przez to 
przebrnąć. To oznaczało ingerencję bóstwa, które było w to 
zaangażowane. Jedynym wrzodem na dupie, który aktualnie pomagał 
śmiertelnym była Rhea - królowa bogów. 

- Skąd wiesz o Galenie i łowcach? - dodał. - Skoro nie jesteś 
częścią tej zgrai, która przeszła pranie mózgu? 
- Po pierwsze, nie zbombardowałam cię - jej policzki zaróżowiły 
się. - Łowcy to zrobili, tak. I dobrze, mój maż jest łowcą, dlatego 
jestem taka mądra, ale pracuję z nim nad tym, staram się go 

background image

wyciągnąć. Co do reszty… zamknęłam cię jedynie dlatego, że byłeś 
niebezpieczny dla siebie i wszystkich wokół. 

Położył rękę na sercu, jakby go śmiertelnie zraniła. 

- Jakbym cię zranił. 
- Nieważne. 
Co mogłoby ją oczarować? 
- Cofnijmy się odrobinkę. Łowcy zdecydowali się mnie zabrać, 
twój mąż był wśród nich. Myślałaś, że możesz spróbować mnie ocalić, 
nawet nie mając dyplomu lekarskiego i nawet, mimo że ocalenie mnie 
mogło wkurzyć twojego faceta? Jestem wzruszony. Poważnie. 
Majstrowała przy czymś plastikowym w kieszeni. 

- Przynieśli cię tutaj, poprosili o pomoc. 
- I nawet myśląc o tym, że chcesz wyciągnąć swojego 
mężczyznę z ich szeregów, zdecydowałaś się im pomóc? 
Przesunął się w jej kierunku, tak minimalnie, żeby nie zdała 
sobie z tego sprawy… doki nie będzie za późno. Dopóki nie będzie 
wystarczająco blisko, żeby jej dosięgnąć przez kraty. 

- Zdecydowałam się pomóc tobie. 
Kolejny cal. 
- Ale nie pracujesz dla nich. 
- Nie. 
- W takim razie powinienem zdradzić ci wszystkie moje sekrety? 
Kolejny cal. 
Zmrużyła oczy, przesłaniając piękne tęczówki. 
- Zachowaj swoje sekrety. Nie jestem nimi zainteresowana. 

background image

Wyjęła rękę z kieszeni i wepchnęła coś do ust, a opakowanie 
zniknęło. 

Cóż… zdecydowanie była nim zainteresowana. 

- Jeśli nie pracujesz dla łowców, to dla kogo? Skąd wiesz, jak 
mnie uratować? I dlaczego mnie nie uwolnisz? Jak widzisz, nie jestem 
dla nikogo niebezpieczny. 
Cukierki wyskoczyły na zewnątrz. 

- Po pierwsze, jestem bezrobotna. A co do mojej wiedzy na 
temat tego jak ratować, to metoda prób i błędów. Niektórym rasom 
odrastają członki, niektórym nie. Niektóre mają skrzydła, większość 
nie. Niektóre reagują na ludzkie lekarstwa, niektóre nie. Co do 
łowców i twojego uwolnienia, to przykro mi to mówić, ale wezmą cię 
z powrotem w momencie, kiedy zdecyduję, że jesteś wystarczająco 
wyleczony. 
I kolejny cal. Prawie… 

- Ale nadal twierdzisz, że dla nich nie pracujesz. 
Wzruszyła ramionami. 
- Mój mąż zawarł z nimi umowę. Tak zdecydował. 
- I nie chcesz się mu sprzeciwiać? Czy wpłynąć na zmianę 
zdania? – zapytał, używając chrapliwego głosu. 
- Nie – powiedziała cicho, wciąż twardo i nieustępliwie. – Nie 
mogę. Chciałabym, ale nie mogę. 
W końcu William mógł jej dosięgnąć. Uśmiechnął się. 

- Szkoda – jego ramię wystrzeliło przez kraty, a palce zacisnęły 
się wokół delikatnej szyi. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 19 

Nad ranem uszy Stridera krwawiły. W myślach powtarzał słowa 
piosenki Naugty By Narure’s zespołu O.P.P, a jednak to nie pomagało 

- Kaia i Bianka wciąż śpiewały. Źle, cholernie źle. Jednak nigdy by 
tego nie przyznał głośno. Kaia skrzecząc, wyglądała tak radośnie. Nie 
chciał psuć jej tej przyjemności. Ale poważnie - był skłonny się 
założyć, że kot obdzierany ze skóry miałby lepszą tonację. I tak, 
postawiłby duże pieniądze na ten zakład, nie wspominając o swoim 
ciele i demonie. Gdy dziewczyny zaczęły, nie mogły przestać i 
chociaż minęły godziny, żadna z nich nie dostała zapalenia krtani. 
Oprócz ludzi, którzy zdążyli już wyjść (szczęśliwe gnojki), nikt 
nie odważył się opuścić baru - Lordowie, Skyhawks, aniołowie ani 
nawet Eagleshields. 

Dla harpii to był inny rodzaj konkursu, to oczywiste i proste. Kto 
inny mógłby to przetrwać? Pierwszy raz Strider był skłonny się 
poddać. Mógłby wyjść, skręcać się w (cudownym) bólu przez kilka 
dni, ale, do cholery, musiał chronić swoją małą harpię. Kilka razy 
jedna z Eagleshields usiłowała wejść na scenę i ją przejąć, by 
wybawić wszystkich z tej niedoli. Srider podskoczył, gotowy do akcji, 
ale Lysander i Zachariel, których nadal nikt nie mógł zobaczyć oprócz 
Stridera i Sabina, błyskawicznie uformowali nieprzeniknioną ścianę 
mięśni, której nikt nie był w stanie przejść. Mimo to harpie 
próbowały, uderzając, kopiąc i szarpiąc, dopóki ostatecznie nie 

background image

poddały się sfrustrowane. Oczywiście obwiniały Kaię i Biankę. 
Strider usłyszał pomruki zdumienia: Jaki rodzaj dziwnej mocy 
posiadały bliźniaczki? 

Dobrze. Niech się zastanawiają. 

Świadomość tego, że aniołowie pilnują Kai pozwoliła Striderowi 
skupić się na Juliette i jej zabawce – Lazarusie, który z uwagą 
obserwował Kaię. To mu się nie podobało. Absolutnie mu się to nie 
podobało. Nie zamierzał tego tolerować. 

Zachowuj się - powiedział Porażce. -Będzie dobrze. Wytrzymam 
to. 

Porażka prychnął, błagając o powrót do piekła, Puszki Pandory 
czy czegokolwiek, byleby uciec. 

Zatem dzisiaj żadnej współpracy. To go jednak nie powstrzyma. 

Zanim zdążył wytłumaczyć sobie, że powinien zaczekać i 
zaplanować swoje działanie, podszedł i kopnął stojące tuż obok 
stolika Juliette krzesło tak, że wgniotła się tylna listewka. Uspokoił się 
i usiadł, opierając łokcie na blacie stołu. Natychmiast poczuł w całym 
pomieszczeniu rosnące napięcie. Nie musiał sprawdzać, by wiedzieć, 
że Amun i Sabin właśnie zajęli pozycje tuż za nim. Zawsze byli jego 
wsparciem. 

Gdy w końcu raczyła na niego spojrzeć, Juliette miękkim, 
lawendowym wzrokiem omiotła niespiesznie jego twarz i ciało, 
zatrzymując się w miejscach, w których nie powinna była tego robić. 

background image

- Poproś, a dostaniesz - powiedziała. - Chciałam, żebyś zwrócił 
na mnie uwagę i tak się stało. Jednak muszę przyznać, że 
spodziewałam się tego znacznie wcześniej. 
Jeśli naprawdę chciała zwrócić na siebie uwagę Stridera, nie 
przebierając w środkach, powinna się bardziej postarać. Nie 
czekałaby, aż on zrobi pierwszy ruch. Cóż, gdyby miała jaja, to ona by 
go zrobiła. Kaia podeszłaby bez wahania. I to, zdecydował, było 
dokładnie tym, jaka według niego powinna być kobieta. 
Zdecydowana, chętna, seksowna. Juliette łaknęła zemsty, a każdy jej 
ruch miał pomóc jej osiągnąć cel. Tak, jego podejście coś oznaczało, 
ale nie wiedział co. 

- Dlaczego? – zapytał, autentycznie zaciekawiony. 
Przez chwilę zdawała się zaskoczona, jakby spodziewała się po 
nim poetyckiego opisu jej urody, błagania o wyrozumiałość dla Kai 
czy nawet chwycenia jej i bezmyślnego zerżnięcia na tym stole. 

- Mam coś, czego pragniesz, czyż nie? 
- A dokładnie? 
- Magiczną Różdżkę. Tak - dodała, zaskakując go. – Wiem 
wszystko na temat Lordów i poszukiwania Puszki Pandory. Wiem, że 
potrzebujesz czterech artefaktów, żeby ją znaleźć, a Włócznia jest 
jednym z nich. Myślisz, że z jakiego innego powodu miałabym ją 
zaoferować? 
Zamiast odpowiedzieć zadał kolejne pytanie. 

- Jak ją zdobyłaś? 
Uśmiech zakwitł na jej ustach - próżny i protekcjonalny. 

background image

- Nigdy nie dzielę się swoimi sekretami. 
Poważnie? Spojrzał na Amuna. Wielki, mroczny wojownik 
zmarszczył brwi, jego twarz się napięła, ale kiedy spotkał się 
wzrokiem ze Striderem, pokręcił gwałtownie głową. Czy to możliwe, 
że nie mógł czytać w jej myślach? To było niespotykane. Poza tym, 
dlaczego Sabin nie użył przeciw niej Zwątpienia? A może próbował, 
ale nie udało mu się tak jak Amunowi? 

Strider ponownie zwrócił swoją uwagę na Juliette, jednocześnie 
nie spuszczając wzroku z Lazarusa. Skurwiel nawet nie rzucił okiem 
na Stridera - cały czas obserwował Kaię. 

- No cóż, przenieśmy się odrobinkę w czasie. Zwycięzca będzie 
miał coś czego ja chcę – skłamał. 
Dostanie w swoje ręce artefakt, zanim nastąpi finał. Nie 
pozwoliłby sobie wierzyć w nic innego. 

- Dokładnie – powiedziała, wzruszając ramionami. – Ponieważ 
Kaia nic nie wygra. 
Porażka warknął. 

Grzeczny chłopiec. 

Gideon powiedział ostatnio Striderowi, że można zmusić 
demony do opuszczenia ich ciał i umieścić je w innych – nie na stałe i 
nie na długo, ale wystarczająco, żeby zniszczyć człowiekowi umysł. 
Striderowi spodobałoby się, gdyby Porażka zniszczył Juliette, 
przekonał ją o jej słabości tak, żeby nigdy nie miała nadziei na 
wygraną w czymkolwiek. Będą musieli tego spróbować, później. 
Zawsze później. Nie odważyłby się zaryzykować teraz. 

background image

- Kiedy Kaia przegra – kontynuowała Juliette – oczekuję, że do 
mnie przyjdziesz. I może, po tym jak będziesz błagał, pozwolę ci mnie 
zadowolić. I może, po tym jak to zrobisz, pozwolę ci użyć mojej 
Włóczni. 
Użyć mojej Włóczni. 

- To samo on powiedział – Strider parsknął śmiechem. 
Juliette mrugnęła. 
- Co, kto powiedział? – kiedy nie uzyskała odpowiedzi, spytała 
ponownie: - co on powiedział? 
Kaia zrozumiałaby żart. Prawdopodobnie udawałaby, że butelka 
piwa jest Włócznią i zwinęłaby ją, gdy on się zaśmiewał. Bogowie, 
uwielbiał jej poczucie humoru. 

- Więc? – Juliette nalegała. 
- Nie ważne – powiedział, wzdychając. 
Jedno wiedział na pewno - cokolwiek się stanie, nie będzie o nic 
błagał tej kobiety. Jeśli by ją uwiódł, nawet żeby odwrócić jej uwagę, 
Kaia będzie cierpieć. Znów poczuje się odrzucona, co było dokładnie 
tym, czego ta mściwa kobieta pragnęła, a to nie była gra, w którą 
Strider chciał zagrać. 

- Cóż, nie obchodzi mnie, kto to jest, czy co powiedział – 
Juliette przerzuciła włosy na ramię. – Jestem dużo ładniejsza niż ta 
czerwono-włosa ladacznica, a ty będziesz o mnie błagał. 
Złość? Nie, to było zbyt łagodne określenie dla emocji 
skwierczących nagle wewnątrz jego piersi. Nawet Porażka warknął. 

background image

- W zasadzie, nie jesteś. Nie ma nikogo piękniejszego od Kai. I 
tak na marginesie, ona nie jest ladacznicą. Ona jest moja. I nie, nie 
będę błagać cię o nic oprócz tego, żebyś stąd odeszła. 
To była zniewaga, która sprawiła, że nozdrza Juliette 
zafalowały. 

- Czyżby? Cóż, pozwól, że cię o coś zapytam, Striderze, 
strażniku demona porażki. Skrupulatnie cię sprawdziłam. Jesteś 
jednym z legendarnych Lordów Podziemia. Cenisz zwycięstwo ponad 
wszystko. Więc dlaczego, będąc takim wojownikiem, ze wszystkich 
możliwości wybrałeś bycie małżonkiem Kai Rozczarowanie? 
Tego. Było. Za. Dużo. Jego maleńka harpia dostała nowy 
przydomek, nagle? 

- Kaia oznacza dla mnie wiele rzeczy, ale rozczarowanie nie jest 
jedną z nich. Za to wyjaśnij mi pewną zagadkę – ty zimna suko. – Czy 
twój małżonek sam postanowił być z tobą? – wskazał wytatuowane 
łańcuchy, przechylając podbródek. – Bo założę się, że odciąłby ci 
głowę bez chwili wahania. 
W końcu Lazarus zwrócił na nich uwagę. 

- Masz rację – powiedział i na minutę nienawiść Stridera osłabła. 
„Minuta” było kluczowym słowem, bo Strieder nadal z przyjemnością 
mógłby wsadzić ostrze w serce kolesia. 
- Zamknij się! – Juliette warknęła na swojego małżonka. 
Chociaż rozgniewany, Lazarus podporządkował się, a zmrużone 
oczy Juliette pozostały skupione na Striderze. 

- Jest zaszczycony tym, że może być ze mną. Uwierz mi. 

background image

- Poważnie? To się nie obroni. 
Jej paznokcie wydłużyły się i zamieniły w szpony, a oczy zalała 
czerń. Och, pyszności. Jej Harpia była bliska przejęcia kontroli i 
walki. 

Strider ruszył do ataku póki jeszcze mógł. 

- Cóż, ja naprawdę jestem zaszczycony tym, że mogę być z 
Kaią. Jeśli spróbujesz kolejnego chwytu, tak jak podczas pierwszych 
zawodów, napuszczając na nią wszystkich w tym samym czasie, 
odbiorę to jako osobiste wyzwanie. Odkryłaś chyba, co się dzieje z 
tymi, którzy mnie wyzwali? 
Jeszcze więcej czerni, a biel z jej oczu prawie całkowicie 
zniknęła, dopóki Lazarus nie stanął obok i nie klepnął jej dłoni. To 
wszystko - pojedyncze klepnięcie. Czerń stopniowo ustąpiła, a szpony 
zamieniły się w paznokcie. 

Strider widział wiele razy, jak Sabin uspokaja Gwen, ale 
pierwszy raz był wstrząśnięty mocą, jaką małżonek naprawdę miał 
nad swoją harpią. Wstrząśnięty tym jak bardzo harpia potrzebowała 
małżonka. Ale przecież Lazarus był niewolnikiem, nie był tutaj z 
własnej woli, więc dlaczego uspokoił kobietę, która go zniewoliła? 
Czy nie powinno cieszyć go jej zdenerwowanie? I co więcej -jak 
Juliette udało się go schwytać? Nie jeden raz, ale dwa razy? Ten facet 
kiedyś wyciął sobie drogę przez harpią wioskę i wyszedł z tego 
zwycięsko. Cholera, był synem Typhona i Gorgony, co oznaczało, że 
miał moc wykraczającą poza wszelką wyobraźnię. Pozwolił jej na to, 

background image

żeby go schwytała - to było jedyne wyjaśnienie, jakie miało sens. Ale 
dlaczego zrobił coś takiego? 

Tak wiele pytań i na żadne z nich nie znał odpowiedzi. Strider 
zrobił notatkę w pamięci: zadzwonić do Torina i poprosić strażnika 
zarazy, żeby zrobił kilka magicznych sztuczek z komputerem i zobaczył 
co uda się odkopać na temat Lazarusa. Bez wątpienia, coś się tutaj 
dzieje. 

- Nic mi nie możesz zrobić wojowniku – kontrolując się, po raz 
kolejny Juliette uśmiechnęła się, zadowolona z siebie. – Nie bez 
obarczenia winą Kai. Wszyscy zobaczą ją jako słabą i przegraną, taką 
jaką naprawdę jest – zrobiła dramatyczną pauzę, zanim dokończyła 
śpiewnym głosem. – Znowu. 
Dokładnie to samo powiedziała mu wcześniej Kaia. Uwierzył 
jej, ale zlekceważył jej uczucia w świetle własnych celów. Stale to 
robił. Życie i śmierć za każdym razem powodowały emocjonalne 
siniaki. Ale teraz, był wkurzony. 

Wygraj - powiedział Porażka, warcząc niskim głosem. 

Strider wiedział, czego chciał jego demon. Z przyjemnością. 
Zanim zakończą się zawody, Strider zamierzał zrobić “wszystko”, ale 
tak, by Kaia nie została obwiniona. 

Wyzwanie zostało rzucone i przyjęte. 

To był powód, dla którego musiał trzymać się z dala od tej 
kobiety, ale nie żałował tego, że do niej podszedł. Był zadowolony. 
Suka zapłaci za wszystko, co dzisiaj powiedziała jak również za to, co 
zrobiła w przeszłości. 

background image

- Zobaczymy – powiedział, uśmiechając się do siebie. 
Właśnie uaktualnił listę zaakceptowanych wyzwań. Po pierwsze, 
ochrona Kai przed innymi harpiami – wyzwanie, które prawie stracił, 
mógł stracić, gdyby nie wróciła do zdrowia po odniesionych 
obrażeniach. Ponieważ jednak osiągnęła to dzięki jego krwi, nadal 
był w obiegu. Po drugie, zdobycie Magicznej Różdżki – wyzwanie w 
trakcie realizacji. A teraz jeszcze… zniszczenie Juliette. 

- To ty zobaczysz – odpowiedziała Juliette. – Acha i powinieneś 
o czymś wiedzieć, wojowniku. Jeśli Włócznia zostanie skradziona, lub 
zostanę zraniona przed końcem zawodów, Kaia zostanie zabita. Mój 
klan aż się rwie do działania. 
Próbuje związać mu ręce i, cholera, wykonała kawał dobrej 
roboty. 

Jak zdoła ochronić Kaię przed całą armią harpi? Na samą myśl 
zimny pot oblał jego ciało. 

Śpiew, w końcu ucichł. Zapanowała całkowita cisza, jakby 
wszyscy ze strachu przed hałasem, który rozpocznie nową melodię, 
bali się nawet oddychać. Ale nie - kroki rozeszły się echem, a po 
chwili Kaia odciągnęła krzesło od stołu. 

- Strider – powiedziała zdecydowanie. 
- Laleczko – odpowiedział, mając nadzieję, że dobrze ukrył swój 
strach. 
- Dzięki bogom – rzuciła Juliette z uśmiechem, który nie 
schodził z jej ust. – Twój śpiew był okropny. Moje bębenki potrzebują 
odpoczynku. 

background image

Strider położył dłonie na karku Kai i zaczął go jednostajnie 
masować. 

- Uważam, że brzmiało pięknie. 
Kaia uniosła podbródek. 
- Dziękuję. 
- Poważnie, laleczko. Mógłbym cię słuchać godzinami. Ale 
proszę, nie zmuszaj mnie do tego. 
Porażka mógł jęknąć. 

- To dlatego, że jesteś mężczyzną, który ma dobry smak – 
pochyliła się i pocałowała go w policzek. 
Dotyk jej ust pozostawił po sobie rozkoszne ciepło. Ledwie 
udało mu się powstrzymać ochotę, by sięgnąć i pogłaskać miejsce 
obdarzone przed chwilą tak smakowitą pieszczotą . Kiedy zaczęła się 
odsuwać, Strider zacisnął swój uścisk i przytrzymał ją na miejscu. 
Lubił mieć ją przy sobie. Zwłaszcza teraz, kiedy groźba Juliette 
dzwoniła w jego, już i tak cierpiących, uszach. Kaia obserwowała go 
przez moment, a zakłopotanie przesłoniło jej delikatne rysy. Potem jej 
twarz przykrył wyuczony wyraz znudzonego wyczekiwania i 
odwróciła się do swojego wroga. Ubawiła go reakcja Juliette 
obserwującej tę delikatną zmianę - furia pojawiła się w jej 
lawendowych oczach. 

- Poruszająca chwila. Słuchanie tego było czystą przyjemnością 
– powiedział Lazarus, odzywając się po raz drugi. Przedtem jego głos 
był głęboki, prawie niewyróżniający się. Teraz był hipnotyczny. 
Seksualny. - Kaia… Najsilniejsza, prawda? 

background image

Strider chwycił rękojeść schowanego u boku sztyletu. Żegnaj 
nudo. Witaj odnowiona, jeszcze większa nienawiści. Powiedz do niej 
tak jeszcze raz. Wyzywam cię. 

Juliette zaśmiała się – Czy tak się nazwała? Najsilniejsza? 

Rumieńce przykryły policzki Kai. 

- A ty jesteś Lazarus Tampon, prawda? 
Juliette zadławiła się. 
Lazarus jedynie mrugnął. 
- Słyszałem, że ty i twoje siostry tak mnie nazywacie. Przez 
długi czas chciałem zapytać, dlaczego nazwałaś mnie jak kobiecy 
produkt do higieny intymnej. Ponieważ doprowadziłem do tego, że 
krwawiłaś? 
Teraz Kaia była tą, która bełkotała. 

- Po prostu… ty… naucz się przyjmować zniewagę we właściwy 
sposób, do cholery! 
Pochylił głowę na znak zgody. 

- Postaram się ciebie zadowolić. Oczywiście. 
Na te słowa Strider i Juliette doświadczyli tej samej reakcji – 
rozdrażnienia. Jednocześnie zerwali się z miejsc. Jej krzesło wpadło w 
poślizg. Jego pozostało pomiędzy nogami. Amun i Sabin przysunęli 
się bliżej. Kaia, do tej pory nadal siedząca na krześle, wstała i 
popchnęła je do tyłu, jasno pokazując, że będzie tarczą Stridera. I 
mieczem. 

Lazarus również wstał. 

background image

- Jak to mówią ludzie… czas na nas – żaden niepokój nie wkradł 
się do jego tonu. 
- To… – Juliette zaczęła ostro. 
- Miałam nadzieję porozmawiać z tobą o czymś ważnym, Julie – 
powiedziała Kaia, przerywając jej. 
- Juliette – lawendowe oczy pociemniały do głębokiego fioletu. 
– Nazywam się Juliette Likwidatorka. Zwracaj się do mnie z 
należytym szacunkiem. 
- Nie ważne. Szkoda, że nie możesz walczyć w zawodach. 
Można niemal pomyśleć, że zgodziłaś się na pozycję lidera, ponieważ 
bałaś się rywalizacji. 
Juliette westchnęła z oburzenia. Czarny ponownie zaczął 
zalewać jej oczy, usuwając każdą drobinę koloru. 

- Przyjęłam pozycję lidera, żebym mogła wreszcie… 
- Nie – to jedno słowo Lazarus wypowiedział z taką mocą, że 
wstrząsnęło ścianami baru. - Wystarczy. 
Wreszcie. Skrawek jego mocy. I tak. Definitywnie coś tam było. 
Juliette zbladła i odchrząknęła. 

- Chciałam tylko powiedzieć, że możemy coś zorganizować. 
Chcesz ze mną walczyć, będziemy walczyć. Naprawdę. Nawet jeśli 
tego nie chcesz, i tak to zakończymy. Wyzwałaś mnie lata temu, ale 
nigdy nie mogłam odpowiedzieć na to wyzwanie. 
- Ponieważ byłaś zbyt wielkim tchórzem? 
- Po pierwsze – warknęła suka – musieliśmy naprawić szkody, 
które spowodowałaś. 

background image

- Ja? A co z nim? – Kaia wskazała kciukiem na Lazarusa. 
- Znasz odpowiedź na to pytanie. Zareagował na to, co ty 
zrobiłaś. Teraz zamknij się i słuchaj. Po drugie, musieliśmy uzupełnić 
nasze szeregi, a zabicie kolejnej harpii, poza zawodami, było 
zakazane. Po trzecie, twoja matka wypowiedziałaby wojnę moim 
ludziom. Ale żadna z tych rzeczy nie stoi już na naszej drodze – teraz 
furia opadła i zastąpiło ją zadowolenie. 
Kaia wzdrygnęła się na wspomnienie jawnego potępienia, jakie 
okazała jej matka. Juliette wyciągnęła naszyjnik spod swojej koszulki 
i dotknęła drewnianego medalika wiszącego na łańcuszku. 

- Ładny, prawda? 
Kaia nie ukrywała drżenia podbródka, kiedy spojrzała na 
medalion.

 - Widziałam lepsze. 
Moja dziewczynka. To było oczywiste, że oglądanie naszyjnika 
raniło ją i Juliette dobrze wiedziała dlaczego. Strider też chciał 
wiedzieć dlaczego. Nadal była jego laleczką. Zawsze musiała mieć 
ostatnie słowo, nie ważne, co się działo. Nie mógł jej za to winić, w 
zasadzie był z niej dumny. Podniecało go to. 

Zawsze myślał, że ten aspekt jej osobowości jest dla niego zbyt 
niebezpieczny i był, ale cholera, kiedy robiła to z innymi ludźmi, 
chciał walić pięściami w pierś jak neandertalczyk. Może zaciągnie ją 
do swojej jaskini i wykorzysta. Może? Ha! Chciał zdominować 
kobietę, której nikt nie mógł kontrolować. Kobietę, która podrapała 
wszystkich, ale zafundowała mu najczulszą z pieszczot. Nim jednak 

background image

Juliette wymyśliła kolejną uszczypliwą odpowiedź każda harpia w 
budynku, nawet Kaia, przerwała to co robiła i skrzywiła się. 

- Co? – zapytał Strider zaniepokojony. 
Brak odpowiedzi. Kobiety jednocześnie wyjęły swoje telefony. 
Kaia przeczytała wiadomość i zesztywniała. 

- Została ujawniona następna lokalizacja – powiedziała tonem 
pozbawionym emocji. – Mamy dwadzieścia cztery godziny, żeby tam 
dotrzeć. 
Juliette zachichotała. Mimo że była liderem, również sprawdziła 
swój telefon. Czy nie powinna już wiedzieć, dokąd zmierzają? 

- Biedna Kaia. Musisz podjąć bardzo trudną decyzję, czyż nie? – 
wymruczała, a potem zawołała – Ruszajmy, drużyno! 
W końcu Eagleshiels i ich małżonkowie, wliczając w to 
Lazarusa, wyszli z baru, a Juliette ociągając się, po drodze do wyjścia 
uśmiechnęła się i rzuciła: 

- Szkoda, że tym razem nie będziesz mogła ukryć się za swoim 
mężczyzną, hm? – z tym stwierdzeniem, w promieniach słońca, 
wyślizgnęła się na zewnątrz. 
- Co się dzieje? – naciskał Strider, zmuszając Kaię, żeby na 
niego spojrzała. 
Dlaczego Juliette wydaje się, że nie będzie mógł iść? 

- Musimy iść – wyszeptała z udręką. 
My. Dobrze. 

- Wezmę swoje rzeczy. 

background image

- Nie – potrząsnęła głową, włosy prześlizgnęły się po jej 
ramionach, a jej spojrzenie nie spotkało się z jego. – Mówiąc my, 
miałam na myśli moje siostry. Juliette miała rację. Ty i twoi 
przyjaciele nie możecie z nami iść. 
Pewnie. Jak cholera. 

- Dlaczego? Dokąd ty… my idziemy? 
Westchnęła. 
-Odynia. Bardziej znana jako Pożegnalny Ogród Hery, odkąd 
użyła tego miejsca, by pozbyć się swoich przeciwników bez 
konieczności podniesienia na nich ręki. Oczywiście teraz Odynia jest 
pod opieką Rhei, więc zgaduję, że będzie naszą gospodynią. 

Rhea - królowa Tytanów i prawdziwy lider łowców. Dużo 
bardziej niebezpieczna, dużo potężniejsza niż Galen mógł 
kiedykolwiek marzyć, by być. Jeśli Strider weźmie udział w tej części 
gry, bardzo prawdopodobne, że trafi prosto w pułapkę. Jeśli 
pozostanie z dala, Kaia może zostać zraniona, wtedy nie będzie w 
stanie do niej dotrzeć i pomóc jej się uzdrowić. 

Cholera, nie ma mowy – pomyślał. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 20 

Ten głupi mężczyzna nie przestał za nią podążać! 

Uwolnienie się od Stridera było łatwe - zrobiła to, pozwalając 
jego demonowi wygrać. 

Po tym jak rzuciła wiadomość o Rhei, Kaia zażądała chwili na 
osobności, żeby z nim porozmawiać. Pozwoliła, żeby przypuszczał, że 
przez rozmowę ma na myśli całowanie do nieprzytomności. Wyszli. 
Na zewnątrz baru otoczyło ją chłodne powietrze i zmroziło już i tak 
chłodną krew. Zanim Strider zdążył wymówić słowo, umieściła 
szybkiego całusa na jego wspaniałych ustach – niestety nie 
pozostawiając go nieprzytomnym – i rzuciła wyzwanie, by nie ruszał 
się z miejsca przez najbliższą godzinę. Acha i jeszcze, żeby trzymał 
przy sobie Sabina i Lysandera. 

Dzika furia biła od niego, kiedy zabrała Biankę i Gwen, a potem 
wyszły. Sposób w jaki zaatakował Sabina i Lysandera, kiedy tych 
dwóch starało się za nimi iść… dzika walka z nimi…Nigdy tego nie 
zapomni. Z tysiąc razy chciała się odwrócić, żeby błagać go o 
wybaczenie i prosić o to, by do niej dołączył. Zrobiła coś, czego nigdy 
nie chciała zrobić - użyła jego własnego demona przeciw niemu. Na 
bogów, zrobiła to po tym, jak tak spektakularnie się całowali, kiedy w 
końcu skręcili na właściwą ścieżkę i obrali właściwy kurs. 
Powstrzymały ją jedynie myśli o Rhei i jej mściwej naturze. Kaia nie 
mogłaby w tym samym czasie skupić się na zdobyciu nagrody i 

background image

ochronie Stridera. Łowcy mogliby wtedy nic nie robić, jedynie leżeć i 
czekać w Odynii, by zabrać jego głowę. 

Za wszelka cenę musiała chronić Stridera. Potrzebowała go 
bardziej niż powietrza. Stał się dla niej delikatny. Oczekiwał od niej 
czegoś więcej. Pocałował ją na oczach wszystkich tak, jakby się mieli 
kochać. Jakby się nie mógł nią nacieszyć. Jakby była narkotykiem, 
którego sobie odmawiał zbyt długo. A potem nazwał ją laleczką i 
pogłaskał jak cenny skarb…swoją drugą połowę. Prawdopodobnie 
wszystko popsuła tym wyzwaniem. Świadomość tego spowodowała, 
że skurczył się jej żołądek. Ale nie było czasu na wyjaśnienia czy 
przekonywanie do istoty jej planu. Drużyna Kai miała jedynie 
dwadzieścia cztery godziny (teraz dziewiętnaście), żeby dotrzeć do 
ogrodów Rhei w niebiosach, a żeby to zrobić, musiały najpierw 
dotrzeć do otwartego portalu królowej bogów. 

Z Taliyą i Neeką wysuniętymi do przodu jako zwiad, Kaia i 
reszta jej dziewczyn udały się do zimnej, cudownej krainy na Alasce. 
Alaska - ojczyzna Skayhawks i lokalizacja tymczasowego portalu 
wybrana na cześć pierwszego zwycięzcy konkursu. 

Ich przeznaczenie? Zapomniany kawałek ziemi pomiędzy 
dwoma wyjątkowymi górami. Nie zostawiły za sobą śladów, 
ukrywając trop pozostały całkowicie poza zasięgiem wzroku. Tak na 
wszelki wypadek, gdyby inna drużyna pomyślała o utrudnianiu im 
dotarcia do celu. 

Mimo to i tak nic nie stanie na przeszkodzie odnalezieniu ich 
zdeterminowanym mężczyznom podążającym ich tropem. 

background image

- Będziemy musiały ich spętać – powiedziała Gwen. 
Przed twarzą Kai pojawiła się mgła. Przeskoczyła z jednego 
czubka drzewa pokrytego lodem na kolejne, a truskawkowy blond loki 
powiewały za nią. Sugestia Gwennie była dobra. 

- Nie – powiedziała, skacząc na nowe drzewo, jej skrzydła 
trzepotały pod białym płaszczem ze sztucznego futra. To 
spowodowałoby utratę Stridera, nie mogła znieść myśli o tym, że 
zostanie pokonany i będzie wić się w bólu przez kilka dni, aż w końcu 
osłabnie. To przyczyniłoby się do tego, że stałby się łatwym celem dla 
Juliette. – Portal zostanie zamknięty o 8.01 jutro rano. Wejdziemy w 
niego tuż przed zamknięciem, potem nie będą w stanie za nami pójść. 
- To ryzykowne – stwierdziła Bianka tuż za nią. Konar 
nieznacznie kołysał się pod ich wspólną masą. – Możemy być zbyt 
późno, żeby wejść. Nie możemy sobie pozwolić na to, by nas 
zdyskwalifikowano w tej konkurencji. Jeśli tak się stanie, zostaniemy 
na dobre pozbawione nadziei na zajęcie trzeciego miejsca, a tym 
bardziej na zdobycie pierwszej nagrody. 
Cholera. Małżonkowie powinni ułatwiać życie, a nie jeszcze 
bardziej je komplikować. Kaia przesunęła ręką w dół po chłodnej 
twarzy, nagle stała się tak zmęczona, że po prostu chciała się poddać. 
Nie spała w ciągu ostatnich dni. Najpierw była zbyt zajęta 
uzdrawianiem, a potem martwieniem się o możliwe podstępne ataki. 

- Możesz wymyślić inny sposób, żeby to osiągnąć bez ranienia 
naszych mężczyzn? 

background image

W powietrzu pojawił się nienaturalny świst, wywołując 
drganie w uszach. Kaia bardzo dobrze znała ten dźwięk, przeszył ją 
strach. Właśnie znalazły się w zasadzce. 

- Unik! – wrzasnęła, szarpiąc Biankę w dół. Gałąź nad ich 
głowami poruszyła się, kiedy strzałka wbiła się w pień. Zapach 
avocado i soli uderzył w jej nos, skuliła się. 
- Złamałam cholerny paznokieć! – krzyknęła Gwen. Była 
bardziej wkurzona niż w czasie, kiedy organizowała swój ślub. 
Kaia wciągnęła powietrze, odnajdując resztki potu i strachu. 
Harpie nie wypuszczają takich strzałek, ludzie tak. Mimo to mogła 
postawić duże pieniądze, że harpie zapłaciły ludziom za tę robotę. W 
jaki inny sposób dowiedzieliby się o tym, by zamiast kul użyć groty 
wydrążone z pestek avocado zanurzonych w soli? Jak mogli się 
inaczej dowiedzieć o tym, że połączenie tych substancji osłabia serca 
harpi na długie tygodnie, bez względu na to w jakie miejsce uderzy 
strzałka? A jeśli nie wynajęły ich harpie, musiała to zrobić sama Rhea. 

Kaia i jej spółka były przyjaciółkami Lordów. Kiedy jeden z 
ludzi naciągnął strunę w swoim łuku, dostrzegła znak ósemki 
wytatuowany na wewnętrznej stronie nadgarstka - symbol 
nieskończoności, symbol łowców. 

Ze Striderem, Sabinem i Lysanderem w pobliżu… Cholera. Nie 
chciała Stridera w jakimkolwiek pobliżu tych chorych sukinsynów. 
Może właśnie dlatego ci ludzie zostali wysłani - żeby zdjąć chłopców 
albo, żeby zdjąć dziewczyny umawiające się z nimi. 

Nie, żeby im się to udało. 

background image

- Leżeli, czekając, a wiesz, jak nie lubię, kiedy ludzie czyhają warknęła 
Bianka, rzucając swoją torbę z ciuchami i zaopatrzeniem. W 
powietrzu uniósł się obłok, kiedy ciężki nylon wylądował na śniegu. – 
Zamierzam dać im mały wycisk. 

- Taaa. 
W krótkim odstępie czasu sześć kolejnych strzał uderzyło w jej 
drzewo, każda bliżej od poprzedniej. Wyciągnęła dwa sztylety, 
znalazła cele, rzuciła jednym, potem drugim. Usłyszały stęknięcie, 
potem krzyk. 

- Zostaw mi jednego, mogłabyś? – zapytała Kaia, rzucając swoją 
torbę obok siostry. 
- Cholera, nie. To twoja kolej na zostawienie jednego dla mnie. 
- Zrób to, a przestanę cię nazywać Niebiańskie Pagórki Dziwki. 
Kaia przesłała jej buziaka, a potem rzuciła się w dół, opadła i 
wylądowała w kucki jedynie z minimalnym wstrząsem. Wokół niej 
unosiły się drobne płatki śniegu, kiedy szybko przeskanowała 
otoczenie. Naliczyła pięćdziesięciu trzech łowców, większość nadal 
na ziemi. Łuki mieli podniesione i przygotowane do ataku. 

- Walczysz nieczysto, Kye – zawołała Bianka tuż za nią. – Ale 
dobra, umowa stoi. 
Kaia zachichotała szczęśliwa, że nie będzie musiała się 
kontrolować. Więcej strzał uderzyło w drzewa wciąż zbyt daleko od 
celu. Jej Harpia zaskrzeczała, chcąc się uwolnić. Kaia nawet nie 
próbowała powstrzymać małego skarbu. Siostry wiedziały co robić, 
wiedziały jak trzymać się z dala od niebezpieczeństwa. Natychmiast 

background image

jej wzrok przeszedł na tryb nocny, małe kropki czerwieni skupiły jej 
uwagę. Temperatura ciała wzrosła. Usta wypełnił smak krwi. Ci 
ludzie, gdyby mieli taką szansę, mogli zranić Stridera, więc ci ludzie 
zginą. Bolesną śmiercią. Uśmiechnęła się, rozciągając i wstając na 
nogi. 

- Tam, tam jest! – ktoś wrzasnął. 
- Widzę ją! 
Chwilę później strzały poszybowały w jej kierunku. 
Obserwowała je – sześć. Poruszały się zbyt wolno. Złapała jedną po 
drugiej, obejrzała je i rzuciła na ziemię. Nie były zabawkami. 

- Widziałeś to? Niemożliwe! 
Kaia ruszyła do akcji. W ciągu jednego mrugnięcia okiem była 
między ludźmi. Tańcząc, przebijała się przez nich. Pazury cięły, kły 
rozrywały. Słodki smak krwi spłynął w dół do gardła. Wkrótce, 
wrzaski bólu i błagania o litość rozeszły się dookoła. Litość? Czym 
jest litość? Nie znała tego słowa. Jedyne słowo, które znała to 
„więcej”. Pragnęła więcej. Więcej krzyków, więcej krwi. Cięła z 
większym zapałem, gryzła z większym entuzjazmem. La, la, la - to 
było takie zabawne. Och, zobaczmy. Znała też inne określenie. Takie 
wystrzałowe. Kości wydawały najwspanialszy dźwięk, kiedy były 
łamane. A dźwięk rozrywanej skóry brzmiał jakby stworzono 
najpiękniejszą kołysankę. Krzyk, krzyk, błaganie. Wrzask, krzyk, 
błaganie. La, la, la. 

Wszystko działo się zbyt szybko, ciała przestały się podnosić. 
Wrzaski i błagania zamarły. Nie było już trzasku łamanych kości, ani 

background image

skóry do rozdarcia. Żadnych więcej kołysanek. Kaia ucichła, 
zmarszczyła brwi. Ale… ale… ona chciała więcej. Dlaczego nie 
mogła mieć więcej? 

Wciągnęła i wypuściła powietrze – wyczuła zapach cynamonu. 
Cynamon, taki sam jak Stridera. Strider. Jej Strider. Jej seksowny, 
niemający dla nikogo szacunku małżonek, który nazwał ją laleczką. 
Harpia zaskrzeczała, nasycona i uspokojona przez Stridera, wycofała 
się w głąb jej umysłu. 

Kaia mrugnęła. Dyszała, zdała sobie sprawę, że jej skórę 
pokrywa pot. Nie, nie pot. Krew. Krew i… inne rzeczy. 

- Miło mieć cię z powrotem, doga siostro – powiedziała Bianka, 
klepiąc ją po ramieniu za dobrze wykonaną robotę. – Zgodnie z 
obietnicą wyciągnęłam jednego na bok i ocaliłam dla ciebie. 
Kaia odwróciła się, zobaczyła szkarłatny śnieg, nieruchome 
ciała, a raczej to, co z nich zostało. Ludzie mieli takie powiedzenie: 
„Jeśli zrobiłeś coś głupiego lub niebezpiecznego możesz zostać 
ranny”. Cóż, harpie mają również swoje powiedzenie: „Zadrzyj z 
harpią, a zginiesz”. 

Jedyną żyjącą pozostałością był człowiek przyszpilony do 
drzewa. Miał strzały wystające z ramion i kostek u nóg, drżał, kiedy 
Kaia się do niego zbliżyła. Każdy krok sprawiał jej ból, więc 
zatrzymała się w połowie drogi i spojrzała w dół. Nie zobaczywszy 
nic nadzwyczajnego, z wyjątkiem krwi, zdjęła płaszcz, który teraz stał 
się czerwony. Miała rany na ramionach, brzuchu i nogach – i 
końcówkę strzały w boku. 

background image

- Cholera. 
- Cholera – Bianka powtórzyła jak echo. – Wyciągnijmy to 
zanim wyrządzi jeszcze większą szkodę. – Bliźniaczka chwyciła 
swoją torbę, wyjęła parę szczypiec, popchnęła Kaię, żeby usiadła i 
przeszła do dzieła, wyciągając każdy najmniejszy odłamek. 
Ogień… Kaia chciała krzyczeć i odsunąć od siebie ręce siostry, 
ale nie zrobiła tego. Zmusiła się, by skoncentrować się na czymś 
innym. Swojej drużynie. Obejrzała Gwen, która była blada, ale 
pozbawiona ran. Obok niej było jeszcze dwóch członków - Juno i 
Tedra. Jedna była podrapana, ale druga była podziurawiona z kłutymi 
ranami i chwiała się na nogach. Nie będzie walczyć w najbliższej 
konkurencji. Cholera! 

Czy Kaia przypadkiem nie wyczuła chwilę temu cynamonu? 
Czy dlatego się uspokoiła? Więc gdzie teraz był Strider? 

- Wyjęłam wszystko – powiedziała, prostując się, Bianka. W jej 
tonie czuło się strach. Obydwie wiedziały, że Kaia potrzebuje krwi 
Stridera albo później będzie w złym stanie. 
- Dziękuję – Kaia wstała i pokonała resztę dystansu pomiędzy 
nią, a łowcą. 
Był od niej wyższy o co najmniej pięć centymetrów i 
prawdopodobnie był od niej cięższy o sto funtów, ale rozchodził się 
od niego siny i gryzący zapach strachu. Po wszystkim miał pierwsze 
miejsce na imprezie. 

- Proszę… nie zabijaj mnie… - płakał. – Nie w taki sposób. Nie 
tak jak ich. 

background image

- Nie zrobię tego – obiecała z zimnym uśmiechem. – W zamian 
wyświadczysz mi przysługę. 
- Tak? 
- Tak. 
- Proszę, zrobię to, czego chcesz - łzy ulgi spłynęły w dół po 
policzku. 
- Dobrze. Bardzo dobrze. Teraz słuchaj uważnie, bo nie będę 
powtarzać – wyjęła sztylet z kabury przypiętej do kostki u nogi i 
oderwała pasek sztucznego futra z leżącego płaszcza. 
- Co-co robisz? Powiedziałaś, że nie zamierzasz mnie 
skrzywdzić. 
- Nie, powiedziałam, że nie zamierzam cię zabić i nie zrobię 
tego – szybko się poruszając, zamocowała szkarłatny pasek wokół 
jego szyi. – Słuchasz? Oto co musisz zrobić… 
Strider wyczuł krew na długo, zanim zobaczył ogromną kałużę. 

Był na tropie Kai od kilku godzin, demon w jego głowie 
wariował - wygraj, wygraj, wygraj. Jeśli usłyszy to słowo jeszcze raz, 
zabije kogoś. Mianowicie siebie, potem Kaię. Wydaje się niemożliwe, 
ale znajdzie sposób, żeby to zrobić. Był zdecydowany obwinić ją za 
cały ten bałagan. 

Wciągnął powietrze, żeby się upewnić, że poprawnie 
zidentyfikował wskazówki. Zapomniał o swojej irytacji wywołanej 
przez Porażkę, zapomniał o złości wobec Kai i myślał jedynie o jej 
bezpieczeństwie. 

background image

To zdecydowanie była krew. 

On i Sabin spojrzeli na siebie z tą samą „o cholera!” miną i 
błyskawicznie ruszyli do przodu obijani przez oblodzone gałęzie. 
Strider miał Siga w jednej ręce i sztylet w drugiej, gotowy na 
wszystko… poza widokiem zranionej Kai. Albo czegoś gorszego. 

Wygraj, wygraj, wygraj. 

Znaleźć ją? Tak, mógłby. Ocalić ją? Tak, to również. Lysander i 
Zachariel przelecieli nad ich głowami, musieli wyczuć intensywny 
odór śmierci, ponieważ ich długie, pełne wdzięku skrzydła zaczęły 
gorączkowo trzepotać - rozpoczęli szybki desant. 

Wszystkich czterech mężczyzn uderzył jednocześnie ten sam 
widok. Zobaczyli ciała porozrzucane na ziemi. Sami mężczyźni. Krew 
zabarwiła śnieg, dając dowód na to, że ludzie nie oddali życia łatwo, 
ale prawdopodobnie na końcu błagali o śmierć. Lysander obszedł 
scenę, taksując ją węchem i dotykiem. 

- Kilka harpii zostało rannych. 
- Kaia? – wychrypiał Strider, a jego serce prawie się zatrzymało. 
Upiorna cisza. 
- Tak, ale odeszła. Wszystkie to zrobiły. 
Dzięki bogom! Serce powróciło do pozornie normalnego rytmu. 
- Ci ludzie byli opętani przez demona konfliktu – dodał 
Lysander. – Ich umysły były skupione tylko na niezgodzie. 
Rhea była opętana przez demona konfliktu. I Rhea otworzyła 
swój Pożegnalny Ogród dla wszystkich harpii. Żeby mogła łatwiej 
zniszczyć kobiety swoich wrogów? 

background image

- Nie przez demona nadziei? – zapytał, mając nadzieję. 
- Nie. To zrobił Konflikt, nie ma żadnych wątpliwości. 
Cholera. Zadanie Stridera – ochrona Kai – teraz było tysiąc razy 
trudniejsze. Nie, żeby się tym przejmował. Zrobi co będzie musiał, 
nawet stanie przeciw królowej bogów. 

- Skąd możesz to wiedzieć? 
- Każdy demon wydziela pewien zapach – te słowa zostały 
wypowiedziane z niesmakiem. – Nawet teraz z ciał sączy się gryzący 
smród Konfliktu. 
- W takim razie nasze dziewczyny są w niebezpieczeństwie – 
warknął Sabin. 
- Wiemy! 
Cały Sabin - Mało Subtelny Kapitan Osioł z okrętu 
marynarki Stanów Zjednoczonych. Strider przetarł dłonią twarz. Teraz 
był po prostu rozdrażniony. Teraz o coś innego mógł obwiniać Kaię ktoś 
został zraniony i pozostał bez jego krwi do leczenia. 

- Wezwę moje anioły, żeby posprzątać ten bałagan – powiedział 
Zachariel. 
Jego anioły? 

- Jeszcze nie – pośród śmierci on również złapał ślad zapachu. 
Będąc precyzyjnym, zapach Kai. Jego zmysł powonienia może nie był 
rozwinięty tak bardzo jak Lysandera, ale jeśli chodziło o Kaię, Strider 
był dostrojony do najdrobniejszych szczegółów. 
Pociągnął nosem. Podążył za miedzianym zapachem, a Sabin za 
nim. Znowu pociągnął nosem. Strider przykucnął i podniósł złamaną 

background image

strzałkę. Krew powlekała końcówkę. Podsunął ją do nosa i kolejny raz 
pociągnął, tym razem głębiej. Rzeczywiście to był zapach Kai. Tak 
jak powiedział Lysander, została ranna. 

Mając przed sobą dowód, zrobił coś dla siebie. Czerwona mgła 
wściekłości przesłoniła jego wzrok, gdy cienka strzała trzasnęła w 
dłoni. Muszę ją przytulić. Upewnić się, że jest cała. I muszę załatwić 
tego, który ją zranił. 

- Wszystko z nią w porządku – powiedział Sabin. – Ona odeszła. 
Anioł nie może kłamać. 
Usłyszał stłumione jęknięcie, każdy mięsień na jego ciele 
zastygł. Ktoś przeżył. Rozdzielił się z Sabinem, okrążając gruby pień 
drzewa. Mężczyzna – człowiek, łowca, jego ramiona były 
przyszpilone po bokach i odwrócone tak, aby pokazać wytatuowany 
nadgarstek – został uwięziony, nie miał na sobie nic poza kokardą 
wokół szyi, obszytą sztucznym futrem, tak jak płaszcz Kai. 

Zatem to był prezent. 

Kiedy zobaczył wojowników, zaczął gorąco płakać. Strider 
ciężko stąpając, podszedł do niego i chwycił za podbródek, docisnął 
sztylet do policzka łowcy. 

- Żyjesz tylko z jakiegoś powodu. Dlaczego? Zaraz. Najpierw 
środki ostrożności. Jeśli odważysz się wyrazić słowo oznaczające 
wyzwanie podetnę ci gardło zanim skończysz. Zrozumiałeś? 
Nie powiedziałby czegoś takiego swojej harpii, mimo iż 
była przebiegłym stworzeniem, zdecydowanym, żeby zostawić go w 
tyle. No cóż, szkoda. Rhea zaatakuje go w momencie, gdy go 

background image

zauważy, ale nie przejmował się tym. Nie zamierzał jej skrzywdzić, 
ponieważ krzywdząc ją, skrzywdziłby Kronosa, dosłownie, a Kronos 
zaraz potem zjadłby go na lunch. To też mu nie przeszkadzało. 
Zamierzał tam być dla Kai. Zamierzał osłonić ją przed królową bogów 
za wszelką cenę. Dla Magicznej Różdżki, tak. Dla swojego demona, 
tak, to też. Ale przede wszystkim był zdecydowany skończyć to, co 
zaczęli w barze. Jeśli nie dostanie tego gibkiego małego ciała pod 
sobą i to szybko, eksploduje. 

Co się stało z planami, żeby poczekać do końca zawodów? 

Głupie plany zostały porzucone. Teraz chcę jej. 

- Cześć, jesteś tym, którego nazywają Święty Strider? – zapytał 
człowiek. Strider skinął głową. 
- Ja – ja mam ci powiedzieć, że-żebyś się nie martwił. Dziedziewczyna 
ma wszystko pod ko-kontrolą. 
Sabin podszedł do Stridera. 

- To wszystko? 
Człowiek wzdrygnął się. 
- N-nie. Jeśli pójdziesz za nimi, jeśli zobaczą ciebie chociażby w 
przelocie, pozwolą na to, żeby je zdy-zdyskwalifikowano. 
Strider i Sabin znowu popatrzyli na siebie znacząco, ale 
wcześniej oznaczało to „o cholera”, teraz „o kurwa”. Jeśli ktokolwiek 
czekał na to, żeby na złość mamie odmrozić sobie uszy, to właśnie 
była Kaia. 

- Dzięki za przekazanie wiadomości – powiedział łowcy tuż 
przed tym, zanim go wykończył. 

background image

Oczekiwał napomnienia ze strony aniołów, ale zachowali 
milczenie, kiedy ludzka głowa opadła do przodu. Jego 
bezwartościowe życie teraz zostało wymazane z pamięci. 

Czasami Strider pozwalał swoim wrogom odejść, mając nadzieję 
że nauczą się lekcji o odcieniach szarości pomiędzy dobrem i złem. 
Tym razem tak nie zrobił. Ten mężczyzna zaatakował Kaię. Jego los 
został właśnie przypieczętowany. Zwycięstwo było umiarkowane, 
dlatego Porażka ledwo zareagował. 

- No dalej – powiedział Strider, wycierając ostrze o jeansy i 
wkładając je z powrotem do pochwy. – Nie jesteśmy zbyt daleko od 
nich. 
- Jesteś gotów zaryzykować? - Zachariel przechylił głowę na 
bok w zamyśleniu. 
Strider uciszył go gniewnym spojrzeniem. 

- Ruszamy. Musimy mieć tylko pewność, że nie zostaniemy 
zauważeni. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 21 

Portal do niebios znajdował się dokładnie tam, gdzie wskazywał 
wcześniejszy opis - w błyszczącej dziurze powietrza pomiędzy 
dwoma ośnieżonymi i oświetlonymi blaskiem księżyca górami. 

Drużyna Kai przyczaiła się na klifie, wysoko w górze, 
obserwując i czekając. Czuły strach. Kaia leżała na śliskiej krawędzi, 
a zimno przenikało ją aż do kości. Normalnie takie niskie temperatury 
jej nie wzruszały, ale tym razem zadrżała, szczękając zębami. Mogła 
być zainfekowana, ciało było lekko rozpalone, ale przynajmniej nie 
odczuwała bólu - zimno spowodowało odrętwienie wciąż otwartych 
ran. Żeby wyleczyć się z tego rodzaju obrażeń potrzebowała krwi 
Stridera. W zasadzie, po prostu, potrzebowała Stridera. Nie była 
pewna, jak mogła dotąd radzić sobie bez niego. Była niegrzeczną 
dziewczynką, która go nie dostanie - nie w najbliższym czasie i może 
nawet nie w przyszłości. Miała nadzieję, że dostał wiadomość, którą 
mu zostawiła i obrał kurs na Budę. Jego dobro, z oczywistych 
powodów, stawiała ponad swoją ogromną potrzebę jego. Ale jedynie 
odrobinę! 

Pokręciła pokrętłem lornetki, skupiając się na najbliższym 
otoczeniu. Biel, biel i jeszcze więcej bieli, ale jak do tej pory nie 
zauważyła innych harpii. Żadnego mglistego powietrza ujawniającego 
złowrogi znak gorącego oddechu. Żadnych jasnych kolorów 
skradających się w dół skał, wolno posuwających się do bezpiecznego 

background image

miejsca. Żadnych świstów na wietrze wydawanych przez lecące 
strzały. Nadal spodziewała się nieczystej gry. W każdym razie dopóki 
nie dotrą do podnóża góry, czyli do momentu, w którym jej drużyna 
przejdzie przez portal i nie znajdzie się na neutralnym gruncie. Wtedy 
nikt nie będzie już mógł ich zaatakować. Problem jednak w tym, jak 
tam dotrzeć. 

- Myślę, że jest dobrze – powiedziała Taliyah, konfiskując 
lornetkę i przeszukując wyższe szczyty. – I naprawdę nie możemy 
czekać dłużej. Musimy się zająć tobą i Tendrą, a nie możemy tego 
zrobić tutaj. 
Kaia odebrała lornetkę od siostry i spojrzała w dół na równinę. 

- Gdyby Lysander był tutaj, mógłby przelecieć nad i… 
-Znowu te głupoty? - Kaia zarzuciła lornetkę na ramie. 
Przez ostatnie godziny Bianka recytowała wszystkie powody, 
dla których byłoby im lepiej, gdyby byli z nimi mężczyźni. Jakby, do 
cholery, Kaia ich nie znała. 

- Hej! –wydyszała Neeka. – To boli. 
Kaia obróciła się, krzywiąc na ostre ukłucie w boku. Piękna 
dziewczyna spoglądała gniewnie, pocierając guza, który właśnie 
kiełkował tuż pod jej okiem. 

- Powiedziałabym „przepraszam”, ale to była całkowicie wina 
Bianki, ponieważ… 
- Cicho! – Bianka zacisnęła dłoń na jej ustach, uciszając siostrę. 
Bliźniaczka wolną ręką wskazała na połyskujący portal. – Spójrz. 

background image

Spojrzała. Falconways i Songbirds właśnie wspięły się na 
odległe zbocze i biegły sprintem w kierunku portalu, szybko… 
szybciej…coraz bardziej, aż w końcu stały się zamazane. Nikt nie 
próbował ich zatrzymać, a teraz jedna po drugiej szybko znikały z 
pola widzenia w tej olśniewającej powietrznej dziurze. 

Gdyby czekali tam łowcy, zdeterminowani żeby uderzyć, 
przynajmniej wyjrzeliby z cienia, by zobaczyć, kto się zbliża. Prawda? 

- Dobrze – powiedziała Kaia, kiwając głową. – Mamy 
bezpośredni dostęp do portalu więc oto, co zrobimy. Dwie z nas są 
zbyt ranne, żeby biec. Będziemy spowalniać każdego, kto będzie nas 
prowadził, a nie chcę się rozdzielać, więc wszyscy prześliźniemy się 
na ten występ skalny i zjedziemy na naszych plecakach w dół. Jak na 
sankach. A potem bum, zanim się zorientujemy, będziemy w 
niebiosach całe i zdrowe. 
Jej słowa spotkały się z aprobatą. W ciągu kilku minut były 
ustawione i gotowe do drogi. Kaia prowadziła. Siedziała na plecaku, a 
nogi zwisały po zewnętrznej stronie półki. Serce dudniło jej w piersi. 
Skakała z tej góry tysiące razy, bawiąc się z Bianką, w Kto Złamie 
Mniejszą Ilość Kości. Zazwyczaj wygrywała. Bianka zawsze 
zakrywała twarz i pozwalała swojemu ciału po prostu upaść na lód. 
Nie, żeby to miało teraz jakieś znaczenie - pomyślała. Skoncentruj się. 
Tylko, że gdyby jedna z jej dziewczyn została ranna… Zacisnęła 
zęby. To się nie stanie, nie znowu. Kiedy wypuściła powietrze, 
pojawiła się przed nią mgła. 

- Dobrze – przesunęła się – no to…ruszajmy! 

background image

Ześlizgnęła się. Wiatr uderzył w nią, kiedy zjeżdżała szybciej i 
szybciej tak, jak to robiły inne drużyny. Zewnętrzna część plecaka 
szybko się ścierała, następny będzie płaszcz, a potem skóra. Była 
prawie na miejscu… Nagle w jej mięśniu utkwił grot. Zanim mogła 
zareagować, dosięgnął jej kolejny. Krzyknęła z bólu. Cholera! W jaki 
sposób? Gdzie oni byli? Zobaczyła ich - łowcy przeszli przez własne 
miniaturowe portale, jakby byli tam cały czas, unosząc się pomiędzy 
jednym, a drugim wymiarem, obserwując i czekając. Kaia chciała 
odrzucić plecak i przedrzeć się przez nich, jednego po drugim… 
Błyskawicznie przeleciała przez portal, a oni zniknęli z jej pola 
widzenia. 

Przypływ mdłości. Błysk zbyt jasnego światła. Potem jej plecak 
zatrzymał się, złapany przez liny grubych korzeni drzew. Zamrugała, 
starając się uporządkować myśli i sięgnęła do strzały nadal wystającej 
z nogi, gdy Gwen uderzyła w nią z chrapliwym westchnieniem. 
Kolejny krzyk wydostał się z jej gardła, kolejny atak bólu przeszył 
całe ciało. 

- Wszystko z tobą w porządku? – spytała Gwen, stojąc już na 
nogach i przeciągając Kaię, by nie leżała innym na drodze. 
- Jasne, jasne – szukała Falconways i Songbirds. Dzięki bogom 
nie było po nich śladu. Cóż, dzięki wszystkim oprócz Rhei. Suka. 
Kaia nie będzie jej dziękować za nic, nawet w myślach. – Ty…? 
- Tak, ale myślę, że dorwali Biankę. Słyszałam jej krzyk. 
Nie! Kaia wolałaby raczej sama doznać tysiąca urazów, niż 
pozwolić, by Bianka doznała choćby jednego. 

background image

- Zamorduję… – groźba zamarła jej w gardle. 
Jeden z konarów drzewa poruszył się w dół, ukradkiem, 
umyślnie, liście – dwa na górze i dwa na dole – zaskakująco 
poszarpane na brzegach zaciskały się i otwierały jak zęby. To żyje. 
Drzewo było żywe. Kaia otworzyła szeroko oczy i uderzyła w wielkie, 
wyszczerzone liście, przekręcając się na bok. Kolejne ukłucie bólu. 

- Widziałaś to? – wydyszała. 
Konar szarpnął się do tyłu z dala od nich. 
- Tak i nadal jestem wstrząśnięta. Bądź ostrożna. – Gwen, 
obserwując drzewa, obróciła w rękach sztylet w taki sposób, aby 
sprowokować je tym samym do ponownego ruchu. 
Nagle pojawiła się Bianka, szybując do wyboistego przystanku. 
W jej barku, przedramieniu i brzuchu tkwiły strzały, a krew przesiąkła 
ubranie. 

- Cholera! Dorwali mnie. 
Widząc ją, Kaia musiała przezwyciężyć łkanie. Rhea naprawdę 
nie chciała, żebyśmy zaszły tak daleko - pomyślała ponuro. Cóż, 
będzie miała niemiłą niespodziankę. 

- Za sekundkę ci pomogę, siostrzyczko. Muszę tylko najpierw 
się czymś zająć - furia dała Kai siłę, kiedy wyrwała grot strzały z nogi. 
- Zrobione - pokuśtykała do siostry i odciągnęła ją z linii ognia i… 
głośno żujących konarów. 
Gwen pomogła, kopiąc i tnąc, dopóki ponownie nie odleciały do 
tyłu. 

background image

- Sukinkoty! – wychrypiała Bianka, pobladła od utraty krwi i z 
bólu. 
- Potem będziemy się martwić łowcami. I zapłacą za to. Myślę, 
że te drzewa są pieprzonymi wampirami - drżąc, Kaia uklęknęła i 
delikatnie… cóż, tak delikatnie jak była w stanie, usunęła groty z ciała 
bliźniaczki. 
Bianka marudziła, cały czas wrzeszcząc na Kaię, potem Taliyah, 
Neeke i pozostałe dziewczyny, gdy te przybyły. Neeka również 
odniosła obrażenia i teraz Taliyah ją leczyła. 

- Co jeśli chłopcy przejdą przez portal? – zapytała Kaia. – Nie 
będą na to przygotowani. 
- Jeśli będą tak głupi, żeby go przejść, dostaną to, na co zasłużą. 
A teraz chodź – powiedziała Taliyah. – Możemy być na neutralnym 
gruncie, ale wciąż mamy przed sobą godzinną wędrówkę do celu. Nie 
możemy się spóźnić. 
Tak i w godzinę bardzo dużo może się zdarzyć. 

- Jesteś po prostu zazdrosna, ponieważ nie masz rycerza na 
białym koniu, który mógłby cię uratować. 
Taliyah przewróciła błękitnymi oczami. 

- Twoje obrażenia spowodowały urojenia. Kiedy znajdę swojego 
małżonka, mam zamiar dźgnąć go prosto w serce, zanim wywoła u 
mnie moment niepewności. 
- Zrozumiałam. Twój małżonek nie może się równać z moim, 
nikt nie może, więc wolisz go raczej nie mieć. 
- Mój jest lepszy od twojego – powiedziała Bianka. 

background image

- Nie ma mowy. 
- Jest. 
-Dziewczyny – Taliyah klasnęła w dłonie, żeby zwrócić ich 
uwagę tak jak robiła to wtedy, kiedy były dziećmi i kłóciły się o 
zabawki. – Obydwaj wasi małżonkowie są beznadziejni. A teraz 
zamknijcie się i ruszajcie. 

Bianka pokazała Kai język. 

- Mój jest mniej beznadziejny od twojego – wymamrotała. 
- Tak, cóż, mój jest bardziej upierdliwy. 
Kaia, kuśtykając dalej, utkwiła wzrok w portalu. Martwiła się, 
ale jednocześnie poczuła ulgę z tego powodu, że mężczyźni nie 
zdołali przejść. 

Potrójne „niech żyją”! 

Każdej drużynie udało się przybyć na czas. Oczywiście drużyna 
Kai była ostatnią, która dotarła na pole bitwy, ale co tam. Odniosły 
kilka zadrapań i siniaków podczas drogi, ale nie było więcej zasadzek, 
więc Kaia nie narzekała (w przeciwieństwie do Bianki robiącej to 
przez całą drogę). 

Najgorsze siniaki należały do niej. Jedno z jedzących ludzi 
drzew ugryzło ją, dosięgając, zanim zdążyła je zastraszyć. Ostre 
liściaste zęby zatrzasnęły się na nadgarstku aż do kości. Kiedy 
krzyknęła, wydawało się, że drzewo… cóż, krztusiło się drąc i 
kołysząc, a potem zwiędło dokładnie przed jej oczami. Stało się 
czarne i zamarło w bezruchu, pozwalając, żeby Bianka usunęła konar 

background image

pojedynczym uderzeniem sztyletu. Potem, drzewo zostawiło je w 
spokoju. Może zatruła je jej gorączka, a reszta odczuła to 
wystarczająco mocno, żeby się tak samo bać. Tak, zdecydowanie 
miała gorączkę, choć to nie miało teraz znaczenia. Bogowie! Nie było 
tutaj żadnego lodu, a ona wciąż drżała z zimna. 

Zahartuje się. Dla Stridera. 

Konkurujące ze sobą harpie wypełniły jedyną polanę z 
otaczającą je bujną (nie gryzącą?) roślinnością. Powietrze było ciepłe, 
słońce złote i błyszczące, mieniące się odrobiną fioletu, błękitu i różu. 
Nie było małżonków czy niewolników. Kaia zastanawiała się, 
dlaczego inne dziewczyny zostawiły ich za sobą. Na pewno nie z 
takich powodów jak ona. 

Rhei nigdzie nie było widać, mimo to Juliette stanęła na 
wystającym konarze drzewa, górując nad masami, a czarne włosy 
powiewały za nią na idealnym wietrze - ani za lekkim, ani za 
mocnym. 

- Witam koleżanki harpie – oznajmiła. – Jestem zadowolona, 
mogąc was poinformować, że każda z rywalizujących drużyn 
dotrzymała terminu. 
Jej lawendowy wzrok spoczął na Kai. Dziewczyna 
wykorzystując puderniczkę, sprawdziła swoje odbicie - tak, wizerunek 
liczył się nawet tutaj. Kaia wiedziała, co zobaczyła Juliette - ciemne 
półksiężyce pod oczami i bladą skórę. 

- Na szczęście nikt nie poległ – dokończyła harpia. 

background image

Suka wiedziała o łowcach. W jaki sposób? Tylko jeden powód 
miał sens. Czy ona…mogła współpracować z Rheą? Kaia poczuła 
skręt w żołądku. Juliette natomiast kontynuowała triumfalnie. 

- Jak zapewne podejrzewacie, jesteście tutaj po to, żeby walczyć 
– rozległy się gromkie okrzyki, a kiedy umilkły, kilka chwil później 
dodała – przyszedł czas na kolejną rozgrywkę… do śmierci. 
Teraz echem rozeszły się „ochy” i „achy”. Juliette uniosła ręce, 
prosząc o ciszę. 

- Najpierw odrobina informacji na temat rozgrywki. Wybierzecie 
czterech członków do konkurencji. Muszą oni walczyć tutaj, wśród 
drzew i w powietrzu, w tym samym czasie. Jedynym celem jest 
wyeliminowanie przeciwnika, zrzucając go na ziemię. Kiedy harpia 
dotknie ziemi zostaje wyeliminowana na dobre. Na pewno ucieszy 
was, że nie obowiązują żadne reguły dotyczące metod, jakich 
użyjecie, więc możecie uderzać poniżej pasa, jak to zwykli mówić 
ludzie. 
Rozległo się ochocze rechotanie i „przybijanie piąstek”. Kaia 
pozostała na miejscu niewzruszona, a serce waliło jej jak młotem. 

- Pierwsza drużyna, która straci wszystkich czterech 
zawodników, zostanie zdyskwalifikowana – dodała Juliette. – Żeby 
tym razem zdobyć wygraną, jeden członek z waszej grupy musi być 
ostatnim, który dotknie ziemi. To takie proste… i takie łatwe. 
Tak. Jasne. Nic nie było prostsze czy łatwiejsze z Juliette. 
Błysnął uśmiech białych wyszczerzonych zębów. 

background image

- Acha, zanim zapytacie. Nie ma limitu czasu. Ta runda będzie 
trwała tak długo, jak będzie trzeba. Ale macie jedynie pięć minut, 
żeby zdecydować kto będzie walczył, a kto pozostanie na ziemi, 
czekając na udzielenie tak niezbędnej pomocy medycznej. – Spojrzała 
na zegarek wiszący na jej szyi, tuż obok medalionu wojownika 
Skyhawk. Medalionu, który musiała dać jej Tabitha, pomimo że 
należały do innych klanów. Medalionu Kai. – Te pięć minut zaczyna 
się… teraz. 
W ciągu kilku sekund zespoły podzieliły się na gromadki, a 
kobiece szepty rozchodziły się w świetle dnia. 

- Chcę tego – powiedziała Kaia, zrywając się. Miała wiele do 
udowodnienia. 
Bianka pocałowała ją w policzek. 

- Kocham cię, Kye, wiesz o tym, i wiesz, że uważam, że jesteś 
mistrzynią jeśli chodzi o przemoc i zemstę, ale latanie… cóż, po 
wszystkim, przez co przeszłaś w ostatnim czasie, to nie jest mądry 
wybór. Nie wspominając o fakcie, że nadal jesteś ranna! 
- Tak - odparła sucho. – Dzięki, że wiesz, co znaczy „nie 
wspominając”. A tak między nami, Niebiańskie Wzgórza, właśnie 
wbijasz mi nóż w plecy. 
- Hej! Obiecałaś nigdy więcej nie nazywać mnie tym 
idiotycznym przezwiskiem. 
- Jakby to była obietnica, której naprawdę mogłam dotrzymać. 

background image

- Bee miała rację – stwierdziła Taliyah, ignorując je obie. – 
Wszyscy chcą naszej krwi. Zamierzają zmówić się przeciwko nam, 
więc musimy mieć najszybszych zawodników w powietrzu. 
- Wiem, że nie sugerujesz tego, co myślę, że sugerujesz. Jestem 
szybka. Jak pocisk - wybełkotała Kaia. 
- Tak, ale Gwen jest szybsza. Tak jak ja, a o to tu chodzi. Więc 
jest Neeka i Bianka. Cholera! Juno i Tedra są szybsze od nas 
wszystkich razem – dodała Taliyah, wskazując pozostałych członków 
grupy. 
- Dlatego je przyjęłyśmy. Poza tym Juno jeszcze nie 
uczestniczyła w zawodach, a Tedra już wyleczyła się z obrażeń po 
strzałach. 
Wszystkie, oprócz Kai, skinęły głowami. Zacisnęła usta. To 
wyglądało jakby miały to przećwiczone. Jasne – pomyślała. Uznała, 
że nie chciały, żeby walczyła, bo uważały, że nie pomoże, będzie 
jedynie utrudniać. 

Bogowie, ból i upokorzenie, jakich doświadczyła prawie ją 
powaliły. Sprawiły, że chciała owinąć się wokół bioder Stridera i 
płakać. Jego silne dłonie mogłyby opleść ją, a on szeptałby do niej i 
pocieszał, a potem powiedziałby, jak bardzo jest sprawna. Albo i nie. 
Ostatni raz, kiedy byli razem, chciał, żeby trenowali ją jego 
przyjaciele. Nawet on wątpił w jej umiejętności. Żołądek…zacisnął 
się…znowu. Mogła pokonać siostry w tym sporze - mogła 
wykorzystać swoją pozycję i nalegać. Nalegać? Skinęła głową, jakby 
się z nimi zgodziła. Tak jak zrobiła to ze Striderem. Ale, po pierwsze, 

background image

sprzeczałyby się z nią, a ona nie miała żadnego solidnego punktu 
zaczepienia. Jedynie odniesione rany. Po drugie, jak brutalnie jej to 
wypomniały, nie była w najlepszej formie. Po trzecie, zwycięstwo 
było priorytetem, nie jej duma. 

- Dobrze – powiedziała, usiłując przybrać pewny siebie ton. – 
Bianka, Juno i Tedra. Jesteście na górze. Jeśli wszystko z tobą w 
porządku, Bee? Zostałaś poważnie postrzelona. 
- Nic mi nie jest – bliźniaczka zaoferowała jej pełen ulgi, choć 
smutny uśmiech. Znała myśli przelewające się przez umysł Kai. – 
Miałam ze sobą fiolkę krwi Lysandera, osuszyłam jej zawartość po 
drodze tutaj. 
Mądrala. I, do cholery, dlaczego nie pomyślała, żeby poprosić 
Stridera o fiolkę z jego krwią? Chociaż pewnie by się nie zgodził, 
żeby jej ją dać. Nie po tym wszystkim, co mu zrobiła. Poza tym, żeby 
to zrobić, musiałby się nią opiekować. Musiałby być bardziej 
zainteresowany jej zdrowiem, niż pozostawaniem przy jej boku. 

- Możecie zdecydować, kto będzie czwartym członkiem – 
powiedziała, wiedząc, że i tak by to zrobiły. 
Przyjęły zarządzenie bez zbędnych komentarzy - co za 
niespodzianka. Natychmiast zdecydowały, że to Gwen dołączy do 
walki. Krew Sabina uzdrowiła ją po ostatniej konkurencji i nie została 
trafiona przez strzałę. Głuchota Neeki mogłaby być wykorzystana 
przeciwko niej, a Taliyah, w zasadzie, nie była tak przygotowana do 
występu jak młodsza Skyhawk. 

Rozległ się przejmujący gwizd, uciszając grupy. 

background image

- Czas minął – oznajmiła Juliette. – Zajmijcie swoje miejsca. 
Rozległ się odgłos stłumionych kroków. Gdy wybrane 
dziewczyny wspinały się na szczyty drzew, Kaia pozostała na ziemi, 
obserwując je ze ściśniętym sercem. Jednocześnie ucisk w żołądku 
wzmocnił się, kiedy uchwyciła wzrok Juliette i wyszczerzony uśmiech 
harpii z jej jawną, próżną satysfakcją. Wydawało się, że ten uśmiech 
mówi „wiedziałam, że nie dałabyś rady”. Kaia robiła wszystko, by nie 
zarumienić się czy rozpłakać. 

- Nie zwracaj uwagi na tę wiedźmę – powiedziała Taliyah, 
klepiąc ją w ramię. – Jesteś lepsza od niej pod każdym względem. 
- Dzięki Tal. 
Neeka przekopała ich plecaki z nadzieją znalezienia potrzebnych 
medykamentów i dołączyła do nich w samą porę. Juliette uniosła 
pistolet wysoko w powietrze, trzymając go w gotowości. Wszyscy 
znieruchomieli, czekając. Nacisnęła spust. Bum! 

Wysoko ponad nimi nastąpiła eksplozja ruchu - szeleściły liście, 
a ciała uderzały o siebie. Rozległy się okrzyki siły, jęki bólu i ryki 
wściekłości, echa odgłosów kontuzji i satysfakcji. Kaia starała się 
śledzić swoje siostry, ale dziewczyny były zbyt wysoko, zbyt szybko 
się poruszały, znikając za liśćmi i chmurami. W końcu się poddała i 
obserwowała ziemię, czekając na spadające ciała. W ciągu kilku minut 
poczuła podmuch powietrza, znieruchomiała, gdy usłyszała plaśnięcie. 
Jeszcze bardziej zesztywniała, kiedy kilka kroków dalej dostrzegła 
leżącą w bezruchu… Songbird. Wokół dziewczyny była kałuża krwi, 
kiedy jedna z jej koleżanek rzuciła się do udzielenia pomocy. 

background image

Dzięki bogom. Żołądek Kai rozluźnił się, choć palące kwasy nie 
ustąpiły. 

Czy Gwen skończy w taki sam sposób? Albo Bianka? 

Zacisnęła pięści, a ciało zaczęło jej drżeć, oderwała wzrok od 
skupiska Songbirds. Na odległym skraju polany dostrzegła wirujące 
liście i błysk ciemnych włosów. Nieszkodliwa harpia potrzebuje 
chwili spokoju? Złośliwa harpia, która zaatakuje kogoś nawet, jeśli 
będzie myślał, że stoi na neutralnym gruncie? Łowca, który nie 
martwiłby się o nic poza zniszczeniem swojego celu? A może to Rhea 
we własnej osobie? 

Cholera, wszystko, co Kaia wiedziała to to, że czarne włosy 
należą do Sabina. Albo Lazarusa. Ten sposób, w jaki spojrzał na nią w 
barze, sposób, w jaki szydził z niej… jeszcze z nią nie skończył – tego 
była pewna. Nie chcąc ryzykować, pochyliła się do Taliyah i 
wyszeptała. 

- Coś zobaczyłam. Idę to sprawdzić. 
- Bądź ostrożna. Krzyknij, jeśli będziesz mnie potrzebować starsza 
siostra nie oderwała uwagi od walki. 
Znała swoją siostrę wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że 
Taliyah jej ustąpiła. Gdyby pomyślała, że istnieje realne zagrożenie, 
Taliyah Niewzruszona nalegałaby, żeby z nią pójść. To był kolejny 
cios w serce Kai, ale otrząsnęła się. 

Wtopiła się w bujne, zielone listowie. Wydawało się, że drzewa i 
rośliny odwróciły się od niej - jakby rozeszła się wieść i teraz 

background image

wszystkie się jej obawiały. Szkoda, że tego samego nie można 
powiedzieć o jej koleżankach harpiach. 

Lekko przygarbiona, trzymając sztylet w obydwu dłoniach, 
utorowała sobie drogę w kierunku polany. Nogi miała nieco 
gumowate, co powodowało, że ciągnęła za sobą stopy. Zachowywała 
się głośniej, niż chciała, ale nie było na to rady. Jeśli intruz nie 
zauważył ciężkiego stąpania jej butów, to na pewno usłyszał bicie jej 
kołatającego między żebrami serca walącego niczym młot 
pneumatyczny pracujący na najszybszych obrotach. 

W końcu dostrzegła ślady, które nie należały do harpii. Były 
duże, wyraźne i odciśnięte wystarczająco głębokie, by domyślić się, 
że ktokolwiek je zrobił, dźwigał przynajmniej sto kilo solidnych 
mięśni. To nieco zawężało wybór. Mogła mieć do czynienia z łowcą, 
Sabinem albo Lazarusem. Jej umysł furczał, szybko eliminując 
podejrzanych. Gdyby to był łowca byłyby też inne ślady. Łowcy byli 
jak karaluchy - jeśli ukrył się jeden, równie dobrze mogło to zrobić 
tysiąc innych. Gdyby ślady należały do Sabina, wyczułaby Stridera. 
Tych dwóch nigdy się nie rozdzielało. A więc zostawił je Lazarus 
Tampon. 

No, no. Może wreszcie będą mieli swoją zaciętą i ostrą walkę 
(jakby nie wiedziała o tym), ale stoczą tę walkę właśnie wtedy, kiedy 
ona nie była na pełnych obrotach. Czy to nie pech? 

Coś ciężkiego uderzyło ją w plecy, rzucając twarzą do ziemi. Ta 
sama siła przycisnęła jej skrzydła tak mocno, że utrudniała ich ruch, a 
nawet ograniczyła jej siłę. Eksplozja, która nią wstrząsnęła, sprawiła, 

background image

że powietrze uciekło z nagle powleczonych brudem ust. Była 
zdeterminowana, żeby podkraść się do swojej ofiary, ale zawiodła, nie 
chroniąc należycie tyłów. Wiedziała o tym. Cholera, co się z nią 
dzieje?! To był kolejny dowód jej słabości. Nic dziwnego, że siostry 
nie chciały jej w powietrzu. Mimo to nic nie powstrzyma jej przed 
walką. Pojawiły się szpony, wyrosły kły. Właśnie miała spróbować 
obrócić się i wcisnąć kolano pomiędzy siebie i napastnika, ale męski 
głos wyszeptał: 

- Nie rób tego. Wygrałem i na tym koniec - satysfakcja i 
przyjemność przebijały się przez ten znajomy, ukochany głos. 
Strider! W przeciwieństwie do samozadowolenia Juliette, jego 
samozadowolenie Kai nie przeszkadzało - w zasadzie rozkoszowała 
się nim. Był tutaj. Z nią, cały i zdrowy. Był również w 
niebezpieczeństwie, ale w tym momencie nie miało to znaczenia. Był 
tutaj! 

- Jesteś cała? – zapytał tym samym jedwabistym szeptem. Jego 
ciepły oddech pieścił jej ucho, obmyło ją całkowite ukojenie. Dopóki 
nie dodał – poczekaj, nie odpowiadaj. Ten sukinsyn Lazarus jest 
niedaleko, czeka na ciebie. Przygotował pułapkę. 
Kiedy złapała oddech, wychrypiała – Jakiego rodzaju pułapkę? 

- Taką z kwiatami, blaskiem świec i ozdobionym klejnotami 
kielichem wypełnionym jego, prawdopodobnie chorą, krwią. 
Oczy Kai rozszerzyły się. Lazarus zamierzał ją… uwieść? 
Dlaczego? 

background image

- Nic nie wiem, żeby była chora, ale ta krew przypuszczalnie jest 
zatruta. 

Prawda? 

Ta sztuczka prawdopodobnie miała ją zmiękczyć, zanim ten 

gnojek przeszedłby dalej do… zabicia jej. 

- Jeżeli będziemy mieli szczęście, facet umrze z rozczarowania, 
gdy nie skorzystasz z szansy. 
- Właściwie to on będzie miał szczęście. 
- Słuszna uwaga. A teraz muszę zdecydować, czy zabić go teraz 
czy może później. 
- Opcja numer dwa? – zapytała z nadzieją. 
- Też tak myślę. Teraz mam coś lepszego do zrobienia – Strider 
złagodniał trochę, a ona w końcu się obróciła i położyła na plecach. 
Jego nogi znajdowały się wokół jej tali, a granatowe spojrzenie 
przesunęło się w dół. Brud rozmazał się na jego opalonej skórze, a 
blond włosy były zaróżowione od zaschniętej krwi, która pokrywała 
mu twarz. 
- Nie martw się. Dostanie, na co zasłużył. 
- Jesteś ranny? – jeśli ktoś go zranił uwolni swoja harpię. Nie 
będzie w stanie się powstrzymać. Może… 
- Nic mi nie jest – jego twarz złagodniała, bogowie, był piękny. 
– Pamiętasz łowców, którzy ostatnio was zaatakowali? Cóż, zaraz 
potem bardzo cierpieli. Proszę bardzo. 

background image

Uczucie ulgi wzrosło, mieszając się z poczuciem dumy. To był 
jej mężczyzna, jej wojownik. Nikt nie był silniejszy, bardziej mściwy 
czy sprawny. 

- Dziękuję. A teraz musisz iść – powiedziała, popychając go 
delikatnie. – Rhea może być w pobliżu, a ty jesteś… 
- Nie – nawet nie drgnął. – Sabin i aniołowie jej szukają. Jak 
dotąd nie znaleźli żadnego śladu jej obecności. 
- To nie oznacza… 
- Cicho bądź, Kaia – powiedział, po raz kolejny jej przerywając. 
– Masz kłopoty i coraz bardziej w nie brniesz. – Stanął na nogi i złapał 
ją za nadgarstek, by pomóc jej wstać, a potem obrócił się, pociągnął ją 
za sobą i poprowadził jak najdalej od Lazarusa. 
Uderzały w nią liście i gałęzie, brzęczały owady, niektóre 
ośmielały się ją ugryźć. 

- Nie mogę iść zbyt daleko – powiedziała, marszcząc twarz z 
wysiłku. Cholera. Jej bok i noga pulsowały, a rany otworzyły się, 
kiedy upadła. Teraz krew sączyła się z nich, wypełniając buty. 
- Pójdziesz tak daleko, jak będę chciał – warknął nieświadomy 
jej bólu. 
- Strider, posłuchaj mnie. Moje siostry teraz walczą. Muszę… 
- Nie obchodzi mnie, co one robią. Ty i ja musimy pogadać. 
Teraz ucisz się, a ja znajdę dla nas miejsce. Jeśli nie, zaknebluję cię. I 
Kaia? Na prawdę mam nadzieję, że cię zaknebluję. 
Zacisnęła usta, milcząc, kiedy ciągnął ją coraz głębiej i głębiej w 
las. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 22 

Strider przeciągnął Kaie przez gęstniejącą mgłę i przeszedł z nią 
przez rwącą rzekę. 

Kiedy pierwszy raz tutaj przyszedł drzewa starały się pożreć go 
żywcem, musiał co kilka minut wycinać sobie drogę do bezpiecznego 
miejsca. Teraz te same drzewa pozostawały całkowicie nieruchome, 
ani jeden pojedynczy liść nie tańczył na wietrze. Co się stało? Pytanie 
przestało mieć znaczenie, kiedy dotarł do jaskini, którą odkrył, gdy 
tropił Kaię. Mógłby wrzucić ją do środka, a jedyne wejście zasłoniłby 
kamieniem. Spędziłaby kilka lat w odosobnieniu, zastanawiając się 
nad popełnionymi błędami. Chciał na nią krzyczeć, naprawdę, za to, 
że go zostawiła, za to, że prawie weszła w uwodzicielską pułapkę tego 
sukinsyna Lazarusa, za co, tak na marginesie, Strider powinien go 
ukarać; ale kiedy oparł ją o kryształową ścianę, po raz pierwszy 
przyjrzał jej się dokładnie, odkąd rzucił jej cudowny tyłek na ziemię. 
Wspaniałe rude włosy były na końcach wilgotne i prosto na jej nagi 
brzuch ściekały z nich małe perełki wody. 

Rzeka zmyła makijaż, który zawsze pokrywał jej migoczącą jak 
diament w palącym słońcu skórę. Choć dziś nie miała w sobie 
typowego dla niej blasku. Wstrząsały nią dreszcze. Zmarszczył brwi. 
Dlaczego drżała? Przecież tutaj było gorąco jak w piekle. To jednak w 
niczym nie umniejszało jej uroku. Nic nie miało takiej mocy. Może, 
dlatego, że nosiła maleńki pół top i parę szortów. Obydwie rzeczy 

background image

miały biały kolor i aktualnie były przezroczyste, pokazując mu 
wszystko, co skrywały pod sobą. Rumieniec, perlące się sutki, a 
potem pomiędzy długimi, zwinnymi nogami doskonały skrawek 
rudego centrum. Gdyby nie odwrócił szybko wzroku, erekcja 
wyjrzałaby siłą przez zamek od spodni. Studiował ją dalej. 
Uświadomił sobie, że jest ranna. Groźne rany w jej boku i udzie 
wywołały w nim wściekłość, zastępując pożądanie. Nic dziwnego, że 
jej skórze brakowało tego wspaniałego blasku, a ciało nie mogło 
przestać drżeć. 

Ugryzł nadgarstek i przytknął do jej ust. 

- Pij. 
Posłuchała, po czym jęknęła w ekstazie. Takie kunsztowne 
ssanie – pomyślał – takie ciepłe. Zamknęła oczy, oddając się tej 
czynności. Odetchnął z satysfakcją, kiedy zobaczył, jak rozdarty 
mięsień i skóra zrastają się i odsunął rękę. 

Tym razem to on jęknął - pozbycie się ran pozostawiło jej skórę 
gładką i nieskazitelną, pozwalając mu ją pochłaniać wzrokiem. 
Pożądanie powróciło z pełną siłą. 

Podniósł wzrok…Jej usta były nabrzmiałe, wilgotne. Z tego 
powodu, cholera, był pulsujący. Jej srebrno złote oczy błyszczały 
wszystkimi rodzajami emocji. Zdenerwowaniem, ulgą, podnieceniem, 
bólem. Chciał zatrzeć te złe i wzmocnić dobre. Jedynym sposobem 
powiedział 
sobie – jest ją posiąść. Wreszcie. Pójść na całość, nie 
powstrzymywać się. 

background image

Tak, kochanie się. Lubił o tym myśleć. Poczuł jakby po raz 
pierwszy w życiu myślał jasno. Potrzebował tego, co chciała mu 
ofiarować. Chciał zgłosić swoje roszczenia do niej, trzymać innych 
mężczyzn z dala. Będą tego konsekwencje, był tego pewny, ale nie 
mógł nic na to poradzić. Nie tutaj, nie teraz. Zostawiła go, a separacja 
prawie doprowadziła go na skraj szaleństwa. Przycisnął do niej swoje 
ciało. Sapnęła - taki cudowny dźwięk, potrzebujący i figlarny. 

- Dziękuję – powiedziała niskim, zmysłowym głosem. – Nie 
masz pojęcia, jak bardzo tego potrzebowałam. 
- Proszę. 
- Nadal chcesz mnie zakneblować. Jeśli tak, polecam użycie 
piłki do tenisa i taśmy izolacyjnej. 
- Nie ma takiej potrzeby. Poradzę sobie. 
- Poważnie? – jej oddech uwiązł, a ton zdradzał nadzieję. 
Skinął. 
- Tak. Więc przekonajmy się, co muszę zrobić. 
- D-dobrze. 
- Powiedziałaś mi, że Parys dał ci bazylion orgazmów. To twoje 
słowa. Zatem ile dokładnie oznacza bazylion? 
Jej policzki poczerwieniały, była urocza i jeszcze bardziej 
seksowna w swoim zakłopotaniu. 

- Nie wiem. Nie liczyłam. I nie chcę o nim rozmawiać. 
- Przypomnij sobie. Policz. To będzie jeden jedyny raz. Po tej 
rozmowie zapomnisz o nim. Na zawsze. 

background image

- Dlaczego? – położyła dłonie na jego piersi. – Dlaczego mam o 
tym myśleć, to znaczy… kiedy ja chcę myśleć jedynie o tobie? 
- Mój demon. Z jakiego innego powodu? – przesunął palcem 
wzdłuż jej szczęki. – Zrób to. Proszę. 
Wygraj. 
Szokujące – pomyślał cierpko. Zrobię to – miał taką nadzieję. 
Zrozumienie zaświtało na jej twarzy, a wraz z nim strach. 

Właśnie zdała sobie sprawę z tego, że Strider będzie musiał dać jej 
więcej orgazmów niż Parys. Nawet seks był dla niego wyzwaniem. 
Zastanawiała się, czy kiedykolwiek będą mieć spokój? Czy będzie 
taki moment tylko dla nich, żadnych gier, zwycięzców, przegranych? 

- Wiedziałaś, jak będzie, zanim przyjęłaś mnie jako swojego 
małżonka – powiedział sztywno. – Nawet nie próbuj mnie teraz 
odsunąć na bok. Zrób to. Przypomnij sobie i powiedz mi. 
- Nie chcę cię odsuwać na bok. Nie chcę cię również zranić – 
zagryzła dolną wargę; rozpoznał tę nerwową reakcję. – Dał mi czcztery, 
tak myślę. 
To jąkanie… 

- Tak myślisz, czy wiesz? 
Pauza. Jeszcze bardziej zagryzła wargę. 
- Ja, hmmm, wiem. Tak, wiem. Cztery. Były cztery. Na pewno. 
Wygraj. 

Zamknij się. Wygram – da jej (co najmniej) pięć orgazmów 
zanim sam dojdzie. I każdy z nich wywrze na niej ogromne wrażenie. 
Ale będzie to musiał zrobić, kiedy nadal będzie ubrana. W momencie, 

background image

w którym ją rozbierze, będzie w niej, poczuje ją, straci nas sobą 
kontrolę, której potrzebuje. 

- Muszę to powiedzieć, jestem trochę zaskoczony, że cztery 
potraktowałaś, jako bazylion, ale… jak kto lubi. Przygotuj się na 
kwadrylion. 
Sięgnął pomiędzy ich ciała i odpiął guzik przy szortach. 
Rozszerzyła oczy. 

- Będziemy teraz uprawiać seks? 
- Tak – rozpiął suwak, uniósł brew. – Jakiś problem? 
- Nie. Tylko…pamiętasz jak powiedziałam, że nie chcę cię 
zranić? Więc, miałam na myśli, że nie chcę cię zranić przez 
przypadek. Po prostu…cholera, będziesz potrzebował bezpiecznego 
słowa – pierś falowała jej pod silnym oddechem. – Przykro mi. 
Zdumiony zatrzymał się. 

- Ja? Będę potrzebował bezpiecznego słowa? 
Nie obawiała się, że mu się nie uda, tylko tego, że go zrani. 
Prawie się uśmiechnął. W tym momencie to było jego najlepsze 
seksualne doświadczenie w życiu. 

Przytaknęła niepewnie. 

- Zgadzasz się z tym? 
Cudowna kobieta. Przesunął się na rozsunięte spodnie. Białe 
majtki. Koronkowe. Jak miło. 

- Co powiesz na frazy? Moją będzie “ktoś tutaj jest” – nie 
czekał, aż odpowie, opadł na kolana. 

background image

- O bogowie – jej brzuch zadrżał. – Dobrze, tak, dobrze. 
Bogowie, powtarzam się, ale to działa. 
Jego spojrzenie zatrzymało się na rudym cieniu pod koronką, do 
ust napłynęła ślina. Pochylił się i trącił nosem, wdychając słodki 
kobiecy zapach. 

- Och, bogowie – powtórzyła. – Będziesz…będziesz najlepszy, 
Strider, nie musisz się o to martwić. Wiesz? Ja to wiem. 
Nie martwił się, jego umysł był skoncentrowany na niej i tylko 
na niej. Na poznawaniu smaku, słuchaniu błagań o więcej, 
delektowaniu się kurczowym uściskiem jej dłoni i tym jak ciągnie go 
za włosy. Rozchylił jej uda na tyle, na ile pozwalały krępujące ruchy 
szorty. Nie zwracając uwagi na majtki, przycisnął koniuszek języka do 
jej gorącego sedna. Nacisnął mocniej. Bogowie, mógł ją smakować i 
nigdy bardziej niczego nie pragnął. Ból w jego penisie stał się prawie 
nie do zniesienia. Cholera. Tak dobrze byłoby poczuć jak sięga w dół, 
zaciska palce wokół trzonu, przesuwając w górę i w dół, podczas gdy 
on zanurza głowę pomiędzy jej nogami. Sięgnął w dół zanim zdał 
sobie sprawę, że to zrobił. Cholera. Chwycił jej uda. Będzie musiał 
oczyścić myśli, dalej działać i zachować dystans. Tylko jeśli pokona 
Parysa, będzie mógł rozważyć własną przyjemność. Przeciągnął 
językiem po jej nabrzmiałej łechtaczce. 

- Och, Bogowie, tak – wydyszała. 
Nie musiał zmuszać się do panowania nad myślami - jej okrzyk 
przyjemności uprościł sprawę. 

background image

Satysfakcja, chciał jej satysfakcji. Wilgotne… jej majtki stały się 
wilgotne, ale chciał czegoś więcej. Jego język leniwie rysował koła 
wokół rozpalonego sedna, przesuwał się do tyłu i z powrotem, w górę 
i w dół, dotykając ją z każdej możliwej strony. Kiedy zaczęła wyginać 
biodra, wychodząc mu na spotkanie, przesunął dłonie od dołu do góry, 
pieszcząc łydki, uda, a potem pod szorty. Taka miękka, gładka 
skóra…tak cholernie ciepła. Chociaż chciał wcisnąć ręce wyżej, wbić 
palce w jej wnętrze, jedynie drażnił ją, korzystając z możliwości, że 
jego język nie przestawał jej atakować. W końcu słodko chwyciła go 
za tył głowy i stanowczo przycisnęła do siebie jego usta. Była 
zdyszana, błyszcząca od potu. 

- Muszę…muszę mieć… - zatrzymała go w najbardziej 
potrzebującym miejscu. – Strider! – wykrzyknęła, dochodząc. 

Jeden z głowy, jeszcze cztery. 

Stanął na chwiejnych nogach. Bez słowa odwrócił ją, zmuszając, 
żeby stanęła twarzą do ściany. Jego penis otarł się o jej tyłek. Strider 
wciągnął powietrze. Przesunął palce wokół niej, wsuwając pod szorty 
do majtek. Dotyk. Gorąca skóra, wilgotne kobiece sedno i och, słodkie 
nieba, poczuł się znakomicie. 

Jęk wymknął się z jej ust. Wygięła plecy, podniosła ramiona, a 
potem jej palce przeczesywały jego włosy. 

Potarł jej nabrzmiałą małą łechtaczkę, zanim włożył jeden palec 
głęboko w jej wnętrze, poruszając do środka i na zewnątrz, do środka i 
na zewnątrz, dołączając drugi i znów wsuwając do środka i na 

background image

zewnątrz, dopóki po raz kolejny nie oparła się o niego, rozpaczliwie 
pragnąc uwolnienia. 

- Strider, muszę, muszę… 
- Wiem, laleczko – włożył trzeci palec, rozciągając ją. Wolną 
ręką sięgnął do góry i chwycił jedną pierś. Idealnie mieściła się w 
dłoni. Jej sutek był wilgotny, prawdopodobnie obolały. Uszczypnął 
go. Westchnęła. Ten dźwięk poruszył go, podkręcając jeszcze bardziej 
jego własne pożądanie. 
- Jak mi idzie? 
- Idealnie. Nikt nie był leszy. Proszę. 
Nie mógł się powstrzymać, musiał mieć intensywny kontakt. 
Szarpnął jej biodra do tyłu, uderzając jej tyłkiem o swoją erekcję, 
idealna pozycja, kiedy jęknęła, zwolnił nacisk palców. W ciągu kilku 
sekund jej biodra zaczęły uderzać mocniej, szybciej, usilnie 
nakłaniając go do utrzymania rytmu. Nie zrobił tego. Zwolnił jeszcze 
bardziej. Wkrótce nie mogła złapać oddechu, dyszała płytko, 
nieregularnie. Jej skóra rozgrzała się o kolejny stopień, prawie paląc 
go przez ubranie. To bolało, ale, do cholery, to było jednocześnie 
przyjemne. Zwłaszcza, kiedy zatopiła paznokcie głęboko w skórze 
jego głowy, aż do krwi. Potem każdy mięsień jej ciała zacisnął się, 
kości zaczęły drżeć. Znowu wykrzyknęła jego imię. Tym razem, drugi 
skrzypiący, prawie warczący głos nałożył się na jej własny - wiedział, 
że jej harpia jest z nią, zadowolona. 

Drugi z głowy, jeszcze trzy. 

- Strider, pozwól mi…cię possać…musisz być…obolały. 

background image

Cholera, chciał przyjąć jej dekadencką propozycję. Zagryzał 
język dopóki nie poczuł krwi. Tak, zranił się, ale zrobiłby to o wiele 
mocniej, gdyby nie udało mu się zrobić dobrze tego, co założył. 

- Jeszcze nie. 
- Proszę… 
Bogowie, ona chce go wykończyć. 
On chciał ją wykończyć. 
Nogi Kai drżały ledwo zdolne do tego, żeby ją utrzymać. Krew 
osiągnęła punkt wrzenia w dawno roztopionym wnętrzu. I wciąż nie 
miała dość Stridera. Dał jej orgazm, a ona błyskawicznie pragnęła 
kolejnego. Dał kolejny, a ona wciąż pożądała następnego. Jeśli ona 
czuje się w ten sposób, jak on musi się czuć? Płonie? Może 
wybuchnąć? Cholera! Chciała, żeby cieszył się ich wspólnym czasem, 
a nie przechodził przez to w cierpieniu. 

Kiedy obrócił ją z powrotem, poczuła zawroty głowy. Nie dał jej 
szansy na rozmowę czy dojście do siebie, po prostu złączył ich usta 
razem. Wepchnął swój język tak, jakby chciała, żeby zrobił to swoim 
penisem. Kiedy chwycił jej tyłek i uniósł ją, owinęła nogi wokół jego 
tali. W momencie, kiedy to zrobiła naparł na nią twardą, grubą 
długością swojego członka, uderzając jej zmęczone centrum. 

Jęknęła. Stęknął. 

Nie może przestać karmić ją tym pocałunkiem. Był słodki, był 
torturą, wspaniałą rozpustą, erotyzmem; w całości dotykał jej duszy, 
och, bogowie to wracało, znowu, zanim mogła sięgnąć ręką pomiędzy 
nich i chwycić jego erekcję. 

background image

- Jesteś piękna, kiedy dochodzisz – powiedział gwałtownie 
napiętym głosem. – Jeszcze dwa razy, laleczko, dobrze? 
Nie rozumiał. Jak mogła zmusić go, żeby zrozumiał? Ilość 
orgazmów nie miała znaczenia. Nie z nim. Sam fakt, że Strider ją 
całował, dotykał, sprawiał jej przyjemność, był wystarczający. Żadne 
doświadczenie nie będzie lepsze od tego. Musi zmusić go, żeby 
zrozumiał. 

Nogi Kai były bezwładne, kiedy opuściła je na ziemię. 
Przycisnął jej plecy do kryształowej ściany – takiej zimnej – i ujął jej 
piersi, ściskając. Na spuchniętych i wciąż wilgotnych ustach pojawiło 
się napięcie. Owinęła palce wokół jego nadgarstków, używając tak 
dużej siły, że nie był w stanie się poruszyć bez doznania ataku bólu. 
Rzucił jej zaskoczone spojrzenie - ten błękitny wzrok był błyszczący, 
spragniony. Teraz miała jego uwagę, rzuciła go na bok i tańcząc przed 
nim, zmieniła ich pozycję. Pazury rozerwały jego jeansy. Materiał był 
wilgotny tam, gdzie otarła się o niego. 

- Co…? - pytanie przerwał ochrypły jęk, kiedy przebiegła 
palcami wzdłuż jego ciała. – Kaia, nie…nie możesz, do cholery, 
kochanie! Nie rób tego, proszę. 
Opadła już na kolana. Teraz wessała go głęboko, aż do tylnej 
ściany gardła. Wplatał palce w jej włosy. Może chciał odciągnąć ją od 
siebie, ale kiedy podniosła głowę, ssąc mocniej i przesuwając język po 
grubej żyle jego długości, on tylko głaskał jej włosy łagodnie, 
delikatnie, jakby się bał szarpnąć jakiś kosmyk. 

background image

- Dziecinko…kochanie…proszę – poruszał biodrami w rytmie 
jej ust, do środka i na zewnątrz, nadal starając się być delikatnym i 
powolnym, kiedy jego ciało wyraźnie pragnęło robić to szybko i 
mocno. 
Pomimo iż cieszyła się, sprawiając mu przyjemności, tak bardzo 
jak on cieszył się, będąc w tym miejscu, jego wcześniejsze 
wątpliwości przebiegły przez jej umysł, zakorzeniając się w niej. Co 
jeśli liczba orgazmów ma, w rzeczywistości, znaczenie dla jego 
demona? Strider mógł być z łatwością jej najlepszym, co do tego nie 
ma wątpliwości, choćby nie wiem co, ale jeśli liczba ma znaczenie, a 
ona zawiedzie, nie dostawszy czterech, zanim on będzie miał jeden? 
Strider będzie cierpiał. Jeśli tak się stanie, już nigdy nie zechce 
uprawiać z nią seksu. Zapamięta ból zamiast przyjemności. 

Och…cholera! Swój punkt widzenia będzie musiała udowodnić 
później. 

Zatrzymała się nagle, a on jęknął jakby był konający. 
Prawdopodobnie był. Jeszcze dwa, pomyślała. Musi mieć jeszcze dwa 
orgazmy zanim będzie mogła mu dać jeden. Poczuła się samolubna i 
chciwa, ale nie mogła ryzykować. Udowodni mu swoją rację i 
dokończy to z nim później. A wtedy da mu tyle orgazmów, że nie 
będzie w stanie chodzić przez tydzień. 

Drżąc jeszcze bardziej, wstała, wyciągnęła jego rękę ze swoich 
włosów i włożyła do szortów, pomiędzy swoje uda, gdzie była gorąca 
i mokra. Wtedy jęk rozdzielił jej usta. 

background image

- Kaia, proszę… musisz…muszę… - jego głos był zmęczony, 
twarz tak napięta, że przypominał jej gumkę recepturkę, gotową do 
pęknięcia w każdym momencie. A jego oczy…błyszczały 
połączeniem błękitu i czerwieni, Strider i jego demon 
współzawodniczyli o dominację. 
- Poddaję się – wyszeptała, wyginając się do niego i wsuwając te 
palce głębiej. – Jestem twoja i zrobimy to na twój sposób. Jakkolwiek 
będziesz chciał. 
- Nie, chcę…muszę… 
- Wiem kochanie, wiem, ale dotykaj mnie tak jak teraz, dobrze? 
Dotykaj mnie tak, dopóki nie powiem stop. Potem zatopisz tego 
pięknego członka bardzo głęboko we mnie…i nigdy…nie będę już… 
taka sama. 
Pojawił się ostatni jęk. Ciśnienie…znowu wzrosło…przejmując 
kontrolę… 

- Tak – warknął. 
- Och, tak – przesunęła jego kciuk do łechtaczki i przycisnęła. 
Czwarty orgazm nadszedł szybko, powodując napięcie i skurcze. 
Płynęła na jego fali, bezlitośnie nie pozwalając zwolnić jego palcom i 
nieustająco pocierając się o jego kciuk. Krew zawrzała w niej, zanim 
stała się morzem ognia. Para sączyła się z jej porów, tworząc wokół 
nich mgiełkę. Nie rozumiała, wiedziała, że to jest dziwne, złe, ale nie 
zamierzała się tym teraz martwić. To było zbyt ważne. 

background image

- Kaia…pospiesz się – krople potu przykryły jego czoło, 
ściekając po skroniach. Gwałtownie wciągał i wypuszczał powietrze 
przez nos. – Nie wytrzymam dłużej. Umieram… 
Nie przestała pulsować, ciśnienie znowu wzrosło, wijąc się przez 
całe ciało. 

- Jeszcze odrobinę… - jej sutki otarły się o jego pierś, 
wywołując więcej tego dekadenckiego napięcia. – Proszę, jeszcze 
odrobinę. 
- Zamierzam dojść w momencie, kiedy znajdę się w tobie. 
- Chciałbyś. 
- Bogowie, Kaia. Nigdy nie byłem bardziej gotowy. 
Dobrze, bardzo dobrze. Tak bardzo jak on będzie chciał być jej 
najlepszym, ona chciała, być jego najlepszą. Chciała odpędzić 
wszystkie jego myśli o innych partnerkach. Być tą jedyną. Na zawsze. 

- Jesteś mój – powiedziała. 
- Twój. Nigdy nie powinienem ci się opierać – drapieżne 
warknięcia wyrwały się z jego gardła. 
Wolną ręką uderzył w ścianę za sobą, tuż obok uda, miażdżąc 
kryształ. Uderzył ponownie. Rozłamał. Znowu. Skruszył. 
Cała ta intensywność…wszystko dla niej…Ciężka para gęstniała 
wokół nich. Kaia wspięła się na niego jakby był górą, oplatając nogi 
wokół jego tali. Wepchnął palce głęboko, bardzo głęboko i w końcu, 
cudownie, wystrzeliła. Wyrwał się z niej krzyk tak intensywny, że 
zobaczyła srebrne gwiazdy migoczące pod powiekami. 

background image

W następnej chwili leciała w dół. Uderzyła o ziemię z łoskotem i 
straciła oddech. Nie było czasu na dojście do siebie. Jej ubranie 
zostało zerwane. Otworzyła powieki dokładnie w tym momencie, by 
zobaczyć Stridera. Wyraz jego twarzy był szalony, kontrola gdzieś 
zniknęła, pochylał się nad nią. Zdjął ostatnią rzecz z siebie. Rozsunął 
jej nogi i wbił się w nią głęboko, w całości. 

Ryknął. Nie doszedł jednak, jeszcze nie, załkała i wygięła się na 
spotkanie z nim. Drapieżne powarkiwania stały się dzikie, kiedy w nią 
uderzał. Nie był człowiekiem czy nieśmiertelnym. Był zwierzęciem i 
kochała to. Naprawdę powinna była zostawić kwestię 
odpowiedzialności. Powinna po prostu stać się naczyniem dla jego 
przyjemności. Kiedy się w nią wwiercał, pochłaniał ją, również 
zatraciła się w uczuciach, stając się zwierzęciem. 

Nagle zatrzymał się. Zatrzymał! Spojrzał w dół, krople potu 
kapały na nią. 

- Laleczko? – wychrypiał szorstkim głosem. 
- Tak, jestem. A teraz ruszaj się! 
- Nie. Możesz…zajść w ciążę? 
- Nie. Nie jestem teraz płodna. 
Zaczął się poruszać, a ona znowu się zatraciła. To był jej 
małżonek, jej mężczyzna i byli połączeni. Byli jednością. Ta wiedza 
była zmysłowa, odurzająca. Szponami podrapała jego plecy, 
odzierając skórę. Kły poraniły jego usta, smakowała jego krew, a 
potem całował ją. Język wbijał się w nią tak jak penis, zostawiając 

background image

jego smak w środku jej ust. To było wszystko, czego kiedykolwiek 
potajemnie chciała, a ona oddała się w posiadanie Striderowi. 

Tak, w posiadanie, uświadomiła sobie. Demon był jego częścią, 
ale Strider był częścią niej, podstawą jej przetrwania. 

- Strider – westchnęła. – Mój Strider. 
Może jego imię na jej całowanych, opuchniętych ustach 
popchnęło go na krawędź, ponieważ zdała sobie sprawę z kolejnego 
ryku. Szalony dźwięk odbijał się od ścian. Jego ciało napięło się. 
Absolutna przyjemność owładnęła jego twarz, a on po raz ostatni 
zanurzył się w niej, dochodząc… dochodząc… doprowadzając ją 
prosto do kolejnego orgazmu. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 23 

Poparzyła go. Dosłownie. Na całym ciele miał bąble, które 
zaczęły znikać zaledwie kilka sekund po tym, jak się pojawiły. 

Moment, w którym szczytował, będąc w niej, był też 
momentem, w którym szczytował jego demon. Kaia - silna, zdolna 
harpia, poddała się im zupełnie i całkowicie, oddając wszystko, 
wszystko co miała. Dała też niekończącą się przyjemność, a 
świadomość tego obudziła w Striderze zaskakującą siłę. Nigdy nie 
doświadczył czegoś takiego - czuł się teraz…niezwyciężony. Tak, to 
było odpowiednie słowo. Mógł zrobić wszystko. Mógł pokonać armię, 
znaleźć puszkę Pandory, cokolwiek. Jego demon czuł się tak samo i 
nawet pojękiwał z pasją nadal zatracony we wrażeniach. 

W czasie, kiedy klęczał przed nią, ucztując pomiędzy nogami 
Kai i w czasie, gdy ona robiła te same sztuczki jemu, bycie jej 
najlepszym przestało mieć znaczenie. Chciał jedynie być z nią. Być jej 

– Kai, żadnej innej. Stała się jego chorobą i lekarstwem, 
doprowadzając go do ekstazy, o jakiej nawet nie śnił. 
Przewrócił się na bok, tuląc ją do siebie. Nie chciał, by 
odchodziła - nie teraz. Nigdy. 
Jedwabiste włosy połaskotały go, gdy ukryła głowę w 
zagłębieniu jego szyi. Obydwoje byli spoceni, a temperatura jej ciała 
spadła tylko nieznacznie. Podobało mu się to, świeciła się. Cholera, 
jej skóra, świeci wszystkimi kolorami tęczy - pomyślał. Rozbudziła w 

background image

nim pożądanie na kolejny raz, kiedy pobudzenie w ogóle nie powinno 
być możliwe co najmniej przez najbliższy rok. Przesunęła palcami 
wzdłuż krawędzi tatuażu jego błękitnego motyla i wydawało się, że 
tusz unosi się, wychodząc jej na spotkanie, jakby tatuaż pragnął 
więcej tego ciepła, głębszego żaru. Nigdy wcześniej nie pozwolił, 
żeby kobieta pieściła znak. To było miejsce, którym Porażka wdarł się 
do jego ciała - przypomnienie głupoty Stridera. Czasami spoglądał na 
poszarpane kontury tuszu i czuł wstyd, ale teraz podobało mu się, że 
tam jest. Polubił zainteresowanie Kai jego detalami. 

- Nie jesteś…ranny, prawda? – zapytała drżącym głosem. 
Teraz, kiedy chciał uderzyć się w pierś i krzyczeć z dumy? 
- Wręcz przeciwnie. 
- Naprawdę? - zapytała tak, jakby nie mogła uwierzyć w jego 
słowa. 
- Naprawdę. 
- Nie potrzebowałeś bezpiecznego słowa – zachichotała, ale jej 
rozbawienie szybko uleciało. Zesztywniała, poważniejąc. – Ale... 
dobrze się bawiliśmy? 
Strider opuścił podbródek, spoglądając w dół. Miała opuszczoną 
głowę, wiec widział jedynie czubek rudej czupryny. 

- Pytasz poważnie? 
- A mogłabym inaczej? - zirytowała się wyraźnie urażona. 
- Nie słyszałaś moich ryków? Dwa razy? 
- Tak – przyznała cicho – słyszałam. 
- I nadal chcesz wiedzieć, czy dobrze się bawiłem? 

background image

- Cóż, nie cierpisz, więc zgodnie z tym co powiedziałeś, wiesz, 
że byłeś moim najlepszym. Ale dopóki mi nie powiesz, nie ma innego 
sposobu, żebym się dowiedziała, jak było tobie. 
- Ach… - otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale ona dopiero się 
rozkręcała, podejmując temat. 
- Poza tym – kontynuowała – opierałeś mi się tak długo. Nie 
chciałeś być ze mną. Upewniłeś się, że będziemy razem tylko… 
tymczasowo. 
Tymczasowo. To słowo zakorzeniło się w jego głowie jak bomba 
kilka sekund przed detonacją. Myśl o tej kobiecie z innym mężczyzną, 
nagą tak jak teraz, zaspokojoną, dzielącą się… Każda komórka jego 
ciała krzyczała w proteście. Moja. 

Jeśli się zaangażował, będzie oczekiwała, że na zawsze. 
Zazwyczaj to słowo powodowało, że odchodził, ale teraz, wieczność 
wydawała się niewystarczająca, by z nią być. Było zbyt wiele rzeczy 
do przedyskutowania, zrobienia, zbyt wiele sposobów, by ją mieć. 
Czy to oznaczało, że on… ją kochał? Nie wzdrygnął się na tę myśl, 
ale kochanie jej oznaczało przedkładanie jej potrzeb ponad swoimi, 
ponad jego misję, ponad wszystko. Jeśli to zrobi, a potem ją straci… 
strata jej oznaczała utratę wszystkiego. Co więcej, będzie go 
nieustannie wyzywać, czy będzie tego chciała czy też nie. Będzie 
domagała się jego uwagi i nie pozwoli odejść. Ale - i to było DUŻE 
ale - myślał, że nienawidzi żyć w taki sposób. W rzeczywistości 
myślał, że potrzebuje przerwy od wyzwań oraz tego czym i kim był. Z 
tego powodu wyjechał na wakacje z Parysem i Williamem. Był 

background image

znudzony swoim wariującym umysłem. Znudzony i bardziej 
niespokojny niż kiedykolwiek, poszukiwał… czegoś. 

To wyjaśniało, dlaczego popędził do Kai w dniu, kiedy do niego 
zadzwoniła z więzienia. Wyjaśniało jego decyzję o przyjęciu roli 
małżonka, bez jednoznacznych deklaracji z obu stron. Ale to nie 
wyjaśniało tego, co teraz czuł - zaborczości na najwyższym poziomie, 
opiekuńczości i… rozradowania. I co najważniejsze - potrzebował 
wyzwania, żeby przeżyć. Nie dlatego, że zwycięstwo w tym 
wyzwaniu nakarmi jego demona, utrzymując to małe gówno 
szczęśliwe zamiast gadające bzdury wewnątrz jego umysły, ale 
również dlatego, żeby poczuł się pełen życia. Kiedy był z Kaią, nie 
tylko był pełen życia, był wręcz skwierczący wewnątrz i na zewnątrz. 
Przypomniał sobie, jak desperacko pragnął jej tej nocy, kiedy spotkał 
ją na korytarzu fortecy, ubraną jedynie w purpurową szatę. Włosy 
wijące się wokół ramion miała w nieładzie, sutki twarde i przebijające 
przez cienki materiał, bose stopy. Wyglądała bardzo rozkosznie, a 
zarazem cholernie podniecająco. Chciał zaspokoić to podniecenie w 
sposób, w jaki poprzedni kochanek nie zdołał, dzięki bogom Parys 
wychylił głowę ze swojego pokoju i rzucił Kai pantofle, zanim 
Porażka zdecydował się na wyzwanie, żeby ją mieć. Tak przynajmniej 
Strider wtedy myślał. Odszedł od Kai i zablokował wszystkie jej 
obrazy w swoim umyśle. Od tamtej pory był zrzędliwy, nikt nie był w 
stanie go zadowolić, nawet jego wątpliwe podkochiwanie się w 
Haidee nie mogło odciągnąć go od harpii. Teraz… jego satysfakcja 
była niezrównana, więc pragnął zatrzymać tę kobietę przy sobie. 

background image

Nigdy więcej nie pozwoli jej odejść. Nigdy więcej nie odejdzie od 

niej. 

Tak. Kochał ją. 

Nie był wstrząśnięty tym odkryciem. Prawdopodobnie, gdzieś w 
głębi - na pierwotnym poziomie cały czas o tym wiedział, nie chciał 
tylko tego przyznać. Teraz przezwyciężył to i nigdy więcej nie będzie 
z tym walczyć. 

Kaia była dla niego. Była jedyną, której chciał, musiał to 
przyznać. Była początkiem i końcem. Była jego na każdy sposób. 
Była jego drugą połową, potrzebował jej. Opierał się jej urokowi zbyt 
długo, przekonując siebie, że będzie taka jak każda inna, ale jak mogła 
taka być, skoro była dużo lepsza na każdy z możliwych sposobów? 
Powiedzieć jej czy nie? Czy jego deklaracja odciągnie ją od zawodów? 

- Strider? – miała niepewny głos, jakby się bała, że go 
przestraszyła. 
Kiedy spojrzał na jej twarz, była zarozumiała, pewna siebie i 
niepokorna. Kiedy spojrzał głębiej, mógł dostrzec, jak bardzo była 
wrażliwa. Nienawidził siebie za to, że wcześniej nie dostrzegł tej 
wrażliwości, że nie zauważył jak łatwo można ją zranić. Jak wiele 
razy i na jak wiele sposobów zranił ją przez ostatnie kilka tygodni? 
Przytulił ją mocniej. 

- Wiesz, że nie mogę cię okłamać, prawda? 
- Prawda - tak dużo lęku przebijało się w tym jednym słowie. 
Nawet, jeśli cierpiał dla niej, starał się nie uśmiechać. 

background image

- Więc oto jak jest. Byłaś wprost …Cholera, nie ma nawet słów, 
żeby opisać, jaka byłaś dobra. Nigdy nie doświadczyłem czegoś 
takiego, kogoś takiego i… uwielbiam każdy moment z tobą. 
- Naprawdę? – zapytała ponownie. 
- Och, tak. Naprawdę. 
- Cóż – teraz pewna siebie pocałowała jego pierś i dodała – to 
dlatego, że jestem stworzona z niesamowitości. 
- I zanurzona w niesamowitości. 
- I obsypana niesamowitością. 
- Bogowie, kocham smak niesamowitości. 
- Dziękuję - wymknął się jej kolejny śmiech, ciepły i bogaty jak 
wino. 
- Cała przyjemność po mojej stronie. Dosłownie. Jesteś boginią, 
Kaia. 
Kolejny pocałunek, miękki i słodki. 

- Nie. To tylko plotka zapoczątkowana przez jednego z moich 
byłych. 
Uśmiech uniósł kąciki jego ust. 

- Więc – prześledził palcami jej kręgosłup w górę i w dół. – 
Kiedy będziesz płodna? 
- Dlaczego? Chcesz mieć dziecko? 
- Cholera, nie. Żartujesz? Jestem wystarczająco przerażony 
dniem, kiedy urodzą się dzieciaki Maddoxa i Ashlyn. – Prawdę 
mówiąc, niemal polubił myśl o małych rudowłosych smarkaczach 
siejących spustoszenie w fortecy, doprowadzających go do 

background image

szaleństwa, wyzywających go w każdej minucie, każdego dnia, ale w 
pewnym sensie to go wystraszyło. - Zapytałem o dni płodne, 
ponieważ staram się dowiedzieć, kiedy będę musiał kupić zapas 
prezerwatyw. 

Otarła zębami o jego sutek. 

- Mądrala. Harpie są płodne jedynie raz w roku i nie będę miała 
mojego płodnego cyklu przez najbliższe osiem miesięcy. Poza tym, 
masz szansę jedynie jedną na milion, żeby spłodzić ze mną dziecko. 
- W zasadzie mam jedną na dziesięć szans spłodzenia 
przestępcy. 
Śmiech zabulgotał w niej, a on rozkoszował się tym beztroskim 
dźwiękiem. Wypełniła go duma. Ja to sprawiłem. 

- Skąd takie słabe szanse? – zapytał ciekawy. 
Jeśli myślała, że mu czegoś brakuje w tej kwestii, cóż, zaciągnie 
jej tyłek do specjalisty, zrobi to co trzeba do kubeczka i udowodni, jak 
wybitni są jego pływacy. Cóż, są świetni. Ego… 

- Ze względu na moje dziedzictwo po ojcu – powiedziała, 
odrobinę się wahając. - Feniks nigdy łatwo nie płodzi dzieci. To 
dlatego są prawie na wymarciu. 
- Jeśli prokreacja jest dla nich taka trudna, jak twoja matka 
zaszła w ciążę bliźniaczą z jednym z nich? 
Jej blask przygasł. 

- Jest przesadnie ambitna. 
- Tak jak ty. A mówiąc o dzieciach… kiedy byłaś mała, kim 
chciałaś być, gdy dorośniesz? 

background image

Zauważył, że jest zdesperowany, by dowiedzieć się czegoś o jej 
przeszłości, nadziejach i marzeniach. 

Westchnęła tęsknie. 

- Jak mam być szczera, to chciałam być władcą całego świata. 
Albo jego żoną. 
Tym razem to on się roześmiał. 
Uniosła głowę tak, by spojrzeć mu w oczy. 

- Co? 
- Podobają mi się twoje cele... to wszystko… są słodkie. Tak jak 
ty. 
- Słodka? – przewróciła oczami. – To dokładnie to, czym chce 
być każda dziewczyna w oczach swojego mężczyzny. Wiesz, to 
prawie jak porównanie do tęczowego kucyka. 
- Hej, nie ma nic złego w byciu słodkim. Ja jestem słodki jak 
cukiereczek. 
Kolejny raz przewróciła oczami i przesunęła się z powrotem do 
jego boku. 

- Wspominałam o twojej skromności wcześniej? Jestem pewna, 
że tak. To poruszające, naprawdę. Więc kim ty chciałeś być zanim 
dorosłeś? 
Kreśliła palcami koła na jego piersi, a on pochwycił jej dłoń i 
przyciągnął palce do ust, całując każdy, zanim położył je z powrotem 
na piersi. 

- Nigdy nie byłem dzieckiem, więc nigdy o tym nie myślałem. 

background image

- Ach, tak. Zapomniałam. Zatem dlaczego masz znamię na 
tyłku? 
- Zauważyłaś? - wygiął brwi pytająco. 
- Tak, jestem bardzo spostrzegawcza – powiedziała poważnie. – 
Ale nie myśl, że to ma coś wspólnego z obserwowaniem ciebie przez 
cały czas albo śledzeniem z natrętną uwagą. 
Rozkoszna dziewczyna. 

- To nie jest znamię. To tatuaż, a raczej przypominajka – coś, o 
czym nigdy nie mówił, ale to była Kaia. – Kobieta wyzwała mnie 
kiedyś, żebym wytatuował sobie jej imię. Zrobiłem to, ale miałem 
przy sobie Sabina na wszelki wypadek, gdyby nie można było usunąć 
tej głupoty. 
- Oczywiście zabiłeś tę kobietę? 
Jego Kaia - taka krwiożercza, ale to była jedna z tych rzeczy, 
które w niej kochał. 

- Zabiłem jej marzenia o „żyli długo i szczęśliwie” ze mną. 
Przytaknęła ze zrozumieniem. 
- Teraz cierpi w samotności. Dobra robota. Ale, człowieku, to 
smutne, że nie miałeś dzieciństwa. Poważnie. 
Wzruszył ramionami. 

- Nie bardzo. Nie może ci brakować czegoś, czego nie poznałeś. 
- Cóż, pewnego dnia, w najbliższej przyszłości, weźmiemy 
razem kąpiel, a wtedy pokażę ci, jak bawić się gumową kaczką. 

background image

Zsunęła rękę w dół jego do brzucha, zataczając kręgi wokół 
pępka, a w końcu kładąc ją na nim. Poruszył się w odruchu 
przyjemności. 

- Myślę, że polubię tę grę. 
- Bogowie. I zgadnij co jeszcze? W końcu zapracowałeś na 
swoje przezwisko. 
- Tak? 
Błyskawicznie polizała językiem jego sutek, sprawiając, że się 
napiął. 

- Tak, Seksowny Barbarzyńca. 
Strider parsknął nieoczekiwanie. 
- Podoba mi się. Lepiej niż Seksorcysta. 
- Lepiej. 
- Cóż, Kaia kochanie, ty też zasłużyłaś na swoje nowe 
przezwisko – kiedy jej dłoń przesunęła się na jego jądra, sięgnął w dół 
i przesunął palce wokół coraz twardszego penisa. 
Och, tak. To było coś. 

Zmiana lokalizacji odciągnęła ją od tematu, ale tylko na kilka 
sekund. Znieruchomiała. Przezwiska były dla niej bolesne. Streider to 
rozumiał. Rozumiał również, dlaczego nienawidziła swojego tytułu czuła 
się, jakby na niego zasłużyła. Ale przecież wszyscy popełniają 
błędy, a ona była winiona za swoje nazbyt długo. Na miłość bogów, 
była dzieckiem. On nie mógł nawet wyobrazić sobie problemów, jakie 
napotyka się, stając się dorosłym; on od razu wskoczył do dorosłej 
formy życia. Spójrzmy na to, co zrobił bez przechodzenia 

background image

dzieciństwa: ukradł Puszkę Pandory, uwolnił demony na niczego 
niepodejrzewający świat, oddał Płaszcz Niewidzialności 
niegodziwym, amoralnym kreaturom. Wystarczy? 

Przesunął ją na siebie, przyciskając do muskularnego ciała. 
Automatycznie owinęła ramiona wokół jego szyi – cholera, 
nienawidził tego, że jej palce nie ściskały dłużej jego długości. Och, 
cóż. To dla wyższego dobra. Rozsunęła nogi, zostawiając dla niego 
miejsce. Uniósł jej podbródek, zmuszając, żeby wzrok pozostał na 
jego twarzy. 

- Chcę o czymś z tobą porozmawiać – powiedział. 
Gdzieś w głębi jego świadomości Porażka przestał jęczeć z 
rozkoszy. Może wyczuł niepokój Stridera i obawiał się walki z harpią. 

- Wiem, o czym chcesz rozmawiać – Kaia oblizała wargi, a 
widok różowego języka spowodował, że jego penis drgnął. – Parys, 
prawda? Więc musisz… 
Strider potrząsnął głową. 

- Skończyliśmy z tym tematem. Teraz został wymazany z twojej 
pamięci. 
- Na pewno! Ale co będzie, jak na niego wpadnę, jeśli będę z 
tobą? Zobaczysz nas, jak rozmawiamy i przypomnisz sobie, że nie 
możesz mi wybaczyć… 
Kolejny raz potrząsnął głową, uciszając ją. 

- Nie ma czego wybaczać, laleczko. Ty i ja nie spotykaliśmy się. 
Nawet nie flirtowaliśmy. 
Lśniące oczy przebiły jego duszę. 

background image

- Ale…ale…dlatego mnie odrzuciłeś. Powiedziałeś, że dlatego 
nie możemy być razem. Nie, żebym myślała, że teraz jesteśmy razem 
– dodała pospiesznie. 
- Jesteśmy razem – warknął, a jego twardy ton nie pozostawiał 
wątpliwości, to był ton mówiący „spróbuj odejść, a zobaczysz, co się 
stanie”. 
Otworzyła usta, ukazując te cudowne białe zęby, bez kłów. 

- Jesteśmy? 
- Tak. 
- Na każdy sposób? 
- Na każdy sposób. Ja jestem twoim małżonkiem, a ty moją 
kobietą. Tylko moją. Potrzebuję jakiejś obrączki, czy czegoś 
podobnego. A ty? – przypomniał sobie medalion jej matki i kilku 
innych harpii. Przypomniał sobie również, że chciał z nią na ten temat 
porozmawiać. – A może medalion? 
- Nie – wychrypiała. – Żadnych obrączek, ani medalionów. One 
są dla wojowników, a mój został mi odebrany po tym jak… no wiesz. 
Nic dziwnego, że była taka zdenerwowana na widok noszącej go 
Juliette. Cóż, Kaia będzie miała swój i będzie najlepszy. Tak jak jej 
małżonek - znowu odezwało się „skromne” ego. 

- Ale oficjalnie będziemy związani? 
- Tak. Dopóki nie skończą się zawody, wiem - rozczarowanie 
zachmurzyło jej delikatne rysy i niech to cholera, jeśli łzy nie 
napłynęły jej do oczu. 

background image

Nie ważne, czy jego wyznanie rozproszy ją czy nie, musi jej 
powiedzieć. Nie mógł pozwolić, żeby dalej pogrążała się w tym 
grzęzawisku. 

- Po zawodach również. I jeśli ktokolwiek potrzebuje 
przebaczenia to tylko ja za odpychanie cię od siebie tak długo i tak 
szorstko jak to robiłem - kiedy to mówił jej oczy stawały się większe i 
większe i coraz bardziej wilgotne. – Przepraszam za to – prześledził 
jej usta kciukiem. – Uwierz mi, będę żałował tego przez wieczność. 
Ponieważ…cholera, Kaia… kocham cię. 
Wydawało się, że Porażka zamarł w jego głowie, nie śmiał się 
poruszyć, jakby słuchał tej rozmowy. Jeśli Kaia nie odpowie na tę 
deklarację, demon będzie… jaki? Czy to ważne? 

- Nie musisz nic mówić – kontynuował Strider. Zdobędę jej 
serce. I chciał to zrobić bez oddziaływania demona. Z drugiej strony, 
Kaia mogła nigdy nie uwierzyć w to, że te uczucia należały do niego i 
nie powstały z potrzeby zwycięstwa. – W zasadzie, nie chcę, żebyś 
cokolwiek teraz mówiła. Wrócimy do tego po przerwie. 
Mrugnęła, nie dając żadnych innych oznak, że usłyszała, co 
powiedział. 

- Przerwie? Jakbyśmy grali kilka rund w football? 
Widzisz? Nie odpuści ci niczego. 
- Mogłabyś okazać odrobinę radości względem tego, co 
powiedziałem, wiesz – mruknął. 
Szybko zacisnęła wargi, poczym je rozluźniła, jakby nie chciała 
zdradzić, co czuje. 

background image

- Nie mogę. 
- Nie możesz?! 
Porażka warknął, jej odpowiedź podobała mu się jeszcze mniej 
niż Striderowi. Gdy w końcu emocje wyjrzały poprzez maskę Kai, 
zobaczył mieszankę strachu i nadziei. 

- Ja też cię kocham, tak myślę. To znaczy, nigdy nie pozwolę 
sobie na rozważanie uczuć głębszych niż pożądanie, ale nigdy nie 
płonęłam dla nikogo w taki sposób jak dla ciebie. Co jeśli cię 
zawiodę? Jeśli nie będę na ciebie zasługiwać i będę musiała odejść. 
Nie będziesz chciał, żebym to zrobiła? Co jeśli… 
Pocałował ją, długo i mocno, wypełniając usta swoim językiem i 
smakiem, domagając się odpowiedzi. Dała mu ją, chwytając jego 
głowę i kradnąc mu oddech. Słysząc „kocham cię” nawet z 
towarzyszącą temu niepewnością… cholera, był teraz bardziej 
pobudzony niż zanim, chwilę wcześniej, znalazł się w niej. Ona. Go. 
Kochała. Żadnych pytań. Może nie poradziła sobie jeszcze z tym w 
swoich myślach, ale kochała go i ta wiedza go zniewoliła. Ona go 
zniewalała. Nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo pragnął jej 
miłości, aż do tego momentu. Był królem tego zwariowanego świata. 

Porażka zrozumiał jego jęk. 

Strider zmusił się do przerwania pocałunku i przewrócił na bok. 
Kaia próbowała wczołgać się na niego, skończyć to co zaczęli, ale 
mocny uścisk na jej tali zatrzymał ją na boku. Seks? Tak, będą go 
mieli, ale najpierw kilka rzeczy muszą wyjaśnić. 

background image

- Nie jesteś Kaią Rozczarowaniem. Rozumiesz? To chciałem ci 
wcześniej powiedzieć. Jesteś Kaią Wszechmocną. Jak myślisz, ile 
harpii mogłoby mieć największego gnojka z Lordów Podziemi? Tego 
samego, który również okazał się być najsilniejszym, 
najseksowniejszym i najmądrzejszym. I tak na marginesie, żeby nie 
było wątpliwości, opisuję siebie. 
- Wiem – łzy popłynęły jej z oczu prosto na jego pierś tak 
gorące, że zostawiły małe pręgi na skórze. – Tylko ja? 
- Tak. Tylko ty. A teraz, wyzwij mnie, żebym został z tobą. 
Zmarszczyła brwi, skondensowana wściekłość spowodowała, że 
zesztywniała. 

- Nie! 
- Kaia… 
- Nie. Nie chcę tego robić. Nie obchodzi mnie, co powiedziałeś. 
Musisz zostać z własnej woli, a nie dlatego, że nie chcesz być 
zaatakowany przez ten obrzydliwy ból pochodzący od demona. 
Nie chciał jej martwić tym, że mógłby zostawić ją w każdym 
momencie. 

- Zrób to, a dam ci kolejny orgazm. 
Powoli rozluźniła się. 
- Cóż… 
W tym momencie zabrzęczała jej komórka, zaskakując ich. 
Potem zabrzęczał jego telefon. Jeden mogli zignorować, ale obydwa? 
Coś się wydarzyło. Rzucili się jednocześnie. 

background image

- Założę się, że konkurencja już się skończyła. Bogowie, moje 
siostry. Jak mogłam o nich zapomnieć? – podeszła do rozrzuconych 
ubrań i sięgnęła do kieszeni szortów. 
Strider też znalazł telefon i jednocześnie odczytali wiadomość. 
Ona sapnęła. On chrząknął. Potem spojrzeli na siebie w milczeniu. 

- Ty pierwsza – zdecydował. 
- Wygrały – wydawała się oszołomiona i niepewna. – Zajęły 
pierwsze miejsce w tej rundzie. Zostały ranne, ale przeżyły i się leczą. 
Udało im się również zdyskwalifikować Skyhawks. To oznacza, że 
jesteśmy teraz na równej pozycji z moją matką. 
- Wspaniale – zmarszczył brwi, kiedy zobaczył falę łez 
spływających po policzkach. – Prawda? 
- Tak – skinęła stanowczo. – Moja rodzina jest żywa i zabrały do 
domu zwycięstwo, którego potrzebowałyśmy. Jestem tak szczęśliwa, 
że zaraz pęknę. 
- Ale? 
Jej ramiona opadły. 
- Ale zrobiły to beze mnie – wyszeptała wyraźnie udręczona. – 
Nie pomogłam im. Zrobiły to beze mnie. Tylko im przeszkadzam. 
Przegrywają, kiedy pomagam, a wygrywają, gdy tego nie robię. 
Jego pierś skurczyła się. 

- Laleczko, to, że wygrały bez ciebie, nie oznacza, że jesteś dla 
nich przeszkodą. To oznacza, że były lepiej przygotowane do tej 
rundy. 

background image

Cisza. Ubrała się. Westchnął i dołączył do niej, wkładając swoje 
ubranie. 

- Sabin i anioły znaleźli Rhee – powiedział, pomimo tego, że nie 
zapytała. – Albo raczej znaleźli miejsce, gdzie bogini powinna być. 
Opuściła je w pośpiechu, tak myślą, kilka dni, może tydzień temu. Jej 
ubrania były porozrzucane, a na podłodze znajdowały się pióra, 
wszystko pokrywał kurz. 
- Pióra? Galen. 
Skinął głową. 
- Sabin napisał, że nie ma żadnych śladów, więc nie da się 
upolować żadnego z nich. Musieli się gdzieś przenieść. 
- Ale… dlaczego została gospodarzem jednej z konkurencji 
właśnie tutaj, skoro nie mogła jej obserwować? 
- Może jej nieobecność była niezamierzona. Może planowała 
być tutaj, ale coś ją zatrzymało. 
- Łowcy? 
- Może wydała rozkaz, żeby cię zabili zanim ją zdjęli, albo może 
ktoś inny im przewodził. 
Kaia wyprostowała się i spojrzała na niego, przechylając na bok 
głowę. Zastanawiała się. 

- Jest tylko jedna osoba, którą znam i która nienawidzi mnie 
wystarczająco mocno… - zmarszczyła brwi. Zrobiła dwa kroki w jego 
kierunku i nagle zatrzymała się, spoglądając w dół na nogi. – 
Utknęłam. Strider, utknęłam! 

background image

Chciał ruszyć w jej kierunku, ale nie mógł. Jego stopy, tak jak 
jej, przywarły do ziemi. On również spojrzał w dół i zmarszczył brwi. 
Podłoga jaskini była… rozrzedzona? Tak, dokładnie to się z nią stało. 
Rozrzedzała się, traciła twardość, zmieniała się we… mgłę. 
Wyciągnął się w desperackiej próbie, by chwycić swoją kobietę. Tuż 
przed kontaktem, spadli jednocześnie, a potem opadali w dół…dół. 
Dół. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 24 

Kane budził się powoli i choć wciąż nie dawał żadnych oznak 
przebudzenia, można powiedzieć, że synapsy w jego mózgu były 
znowu odpalone. 

Zapadł w sen z bólu i odurzony narkotykami, co niestety 
zdarzało się mnóstwo razy wcześniej, w ciągu ostatnich kilku…dni? 
Tygodni? Starał się wyjść z odrętwienia i pomyśleć, zanim poruszy 
mięśnie lub wypowie słowo. Był obolały jak bokser, który właśnie 
przegrał wielki pojedynek po osiemnastu rundach. Chociaż wiele z 
jego ran zaczęło się już goić, jednak najgłębsza z nich wyryła jego 
imię niczym w kondolencyjnej księdze słowami „możesz nie 
wyzdrowieć”. Jakby tego nie wiedział. Jego demon to kochał, każdą 
tego część - chichotał w jego głowie, pławił się w skutkach katastrofy 

– zawsze, więc i teraz. 
Kane miał pocięte ręce - długo transportowano go, podnosząc do 
góry i opuszczając w dół krętą jaskinią, która pachniała siarką i 
rozkładem, ludzkimi odchodami i gryzącym strachem. Starał się nie 
zakrztusić. Znał ten odór - jego demon mieszkał z nim przez stulecia. 

Wokół niego byli strażnicy, ale żaden z nich nie dawał oznak, że 
zauważył jego przebudzenie. 

Planował ucieczkę, wyobrażając sobie lądujące anioły (to się nie 
wydarzy), jego przyjaciół przebijających się przez ściany jaskini (zero 
szans na rwalizację), zzieleniałby i zmienił się w kolosa (tylko w jego 

background image

snach) – zalała go nagła wściekłość. Nie musiałby nic robić - na 
koniec jego demon i tak zniszczyłby tych ludzi. Katastrofa żył dla 
chwil takich jak ta i gdyby nawet Kane w tym czasie zginął, co z tego? 

Zapamiętał eksplozję i Williama, który został odepchnięty od 
niego i wrzucony do innego pojazdu. William. Czy ten nieśmiertelny 
przeżył? Był torturowany? Prawdopodobnie. Wściekłość wzrosła. Ci 
ludzie zapłacą za to, choćby nie wiem co. 

Słyszysz mnie, Katastrofo? Muszą zapłacić. 

Chichot przerodził się w radosny śmiech, roznoszący się w jego 
czaszce. 

Zaczekaj na mój sygnał.

 Żaden ze strażników nie miał pojęcia o spustoszeniu, przed 
jakim wkrótce staną. I nie dowiedzą się, dopóki nie będzie za późno. 

Kiedy jego przywódca - Sabin ruszał do walki z łowcami, Kane 
często pozostawał w tyle. Zbyt wiele małych katastrof rujnowało ich 
wysiłek, niekiedy nawet sabotując ich własne posunięcia. Ale 
czasami…czasami Kane był wysyłany w pojedynkę, a wtedy nikt nie 
miał prawa przeżyć. 

- Za ciężki - powiedział jeden ze strażników – Zostawmy go 
tutaj. 
- Nie możemy, Doktor wydał rozkaz. Mamy przenieść go do 
wrót albo nie wracać. 
- Pocę się jak świnia. 
-Jesteś świnią. Za dużo grilla, gruby draniu? Chodzenie wywoła 
dobry efekt, wytopi z ciebie pojemnik sadła. 

background image

- Pieprz się, dupku. Mam chorobę gruczołów. 
Temperatura nie była zbyt przyjazna, a wilgotność tak duża, że 
praktycznie potrzebny był nóż, żeby się przez nią przebić. 
Najwyraźniej ciągnęli go w głąb ziemi, zbliżając się do bramy… 
piekła? Skąd łowcy wiedzieli, jak to zrobić? Dlaczego chcieliby to 
zrobić? To nie był ich zwykły sposób działania. 

Po schwytaniu było torturowanie, a potem zabicie, żeby wykraść 
z Lorda demona -to był cel, dla którego żyli. To tutaj, nie miało sensu 
i wprawiło go w zakłopotanie - jakby nie byli tymi, z kim myślał, że 
ma do czynienia. 

Kane nie zamierzał jednak tracić czasu na zadawanie pytań. 
Udowodnili intencje, kiedy pokazali swoje standardowe działanie pod 
hasłem „spójrz na moją piękną bombę”. Teraz musiał tylko znaleźć 
najlepsze miejsce, by jego demon mógł wkroczyć do akcji. Ich 
miejscem docelowym, z największym prawdopodobieństwem były 
Wrota. 

Im głębiej schodzili, tym mniej niewinni się wydawali. W oddali 
usłyszał trzask odciąganego cyngla, ale nikt wokół niego nie wydawał 
się tym zdziwiony, a strażnicy kontynuowali paplaninę. Czyżby ktoś 
chciał zastrzelić Kane? A może strażników? 

Demon w jego głowie krążył gotowy do działania, chcąc 
zniszczyć coś lub kogoś. 

Jeszcze nie. Jeszcze nie. 

Śmiech stał się głośniejszy. Wkrótce Katastrofa uderzy, nie 
ważne, co Kane zrobiłby, czy powiedział. 

background image

Jeśli strzał był przeznaczony dla niego, przeżyje. Ale nie chciał 
działać, na wypadek gdyby byli tutaj jego przyjaciele, żeby go ocalić. 
Miał nadzieję, że go zastrzelą. Kiedy rozbrzmiał wystrzał, wlokący go 
strażnik jęknął, a lewa połowa ciała Kane została uwolniona. Strażnik 
po prawej zaklął. Paplanina ustała. 

- Co do... 
- Kto to był? 
Kolejny strzał. 
Prawy bok Kane również został uwolniony, a on uderzył o 
podłogę. Leżał nieruchomo nawet, kiedy duży ciężar osunął się na 
niego, wyciskając powietrze z płuc jednym potężnym uderzeniem. 
Jeden ze strażników – pomyślał. Facet był prawdopodobnie 
nieprzytomny, a może i martwy. 

Tak. Ciepły płyn rozlewał się po jego plecach, ściekając na boki. 

Trzask, trzask, trzask. Nie było czasu dla znajdujących się wokół 
niego ludzi na przygotowanie czy ukrycie - upadali, a krew tryskała z 
dziur po kulach w ich piersiach, wykańczając ich. Cała strzelanina 
trwała mniej niż minutę i wszystko odbyło się bez najmniejszego 
oporu. 

Ratunek? Tak, ale nie ruszył się, ani nie odezwał. Po prostu 
czekał. Ostrożny… 
Dobiegły go odgłosy kroków. Rozpoznał ten ciężki łomot 
butów. 

- Widziałeś go? –zapytał ktoś. Mężczyzna. Nieznany. 

background image

Cholera! Kane miał nadzieje, że to on zniknie, umrze, a nie jego 
przyjaciele. Więc kto do cholery to robił? 

- Mam go! Tutaj jest. 
Strażnik stoczył się z niego. 
- Przeżył? 
Szelest ubrań, a potem twarde palce wbiły się w jego szyję. 
- Tak, jestem pewny. Może nie na długo. Jego puls zanika, więc 
musimy działać szybko. 
- Ta suka lekarka ma szczęście. Gdyby umarł zanim się tutaj 
dostaliśmy… - wściekłość i nienawiść przebijała z głosu – i tak mogę 
jej przyłożyć za niewypełnianie rozkazów. 
- Nie, nie możesz. Nie jest jedną z nas, a poza tym jej mężulek 
urwałby ci głowę. Zabierzmy lepiej tego kolesia do Stefano i 
pozwólmy mu zdecydować, co dalej robić. 
Stefano. Prawa ręka Galena, szef grupy łowców i wrzód na 
dupie. Szkoda, że tego drania tutaj nie było. Nagle Kane zaczął 
rozumieć. Łowcy wysadzili dom. Zabrali go do kobiety doktora, która 
nie była łowcą, ale żoną jednego z nich. To ona zapewniła mu 
przetrwanie. Łowcy nie zamierzali go tutaj znosić. To również ona im 
kazała, wbrew rozkazom męża. Mąż musiał się o tym dowiedzieć i 
zabił jej wspólników. 

- Demoniczne zwierzę – wstając, mruknął facet, który przed 
chwilą sprawdzał mu puls. Ktoś uderzył butem w żołądek Kane, 
odbijając kilka organów od kręgosłupa. 

background image

Kane siłą woli utrzymał zamknięte powieki i siłą woli zmusił 
mięśnie, by pozostały rozluźnione. Tymczasem Katastrofa kręcił się w 
jego głowie i teraz był jak kipiący kocioł. Jeszcze nie - powtórzył. 
Jeśli planowali zataszczyć go do Stefano, mógłby w końcu, po długim 
czasie, zniszczyć tego sukinsyna i zabrać ze sobą tylu wrogów ilu 
zdoła – nawet, gdyby to oznaczało również jego koniec. Tak, to 
właśnie postanowił zrobić. 

Zmiana miejsca nie miała znaczenia dla ostatecznego wyniku. 

Oczywiście, kiedy Kane wykituje, jego ciało nie będzie dłużej 
zdolne do utrzymywania demona - zostanie on uwolniony na niczego 
niepodejrzewający świat. Katastrofa ucieknie, będzie szalony, głodny 
i zdesperowany do tego, żeby wywołać katastrofę za katastrofą. To się 
przydarzyło przyjacielowi Kane’a - Badenowi. Umarł, pozbawiony 
przez łowców głowy, a jego demon - Nieufność, wałęsał się 
nieskrępowany po ziemi. Być może właśnie, dlatego narody walczyły 
ze sobą przez długi czas, wciąż podejrzewając innych o obrzydliwe 
czyny i najobrzydliwsze intencje. Być może dlatego też tak wielu 
małżeństwom nie układało się w tych latach. W końcu, nie tak dawno 
temu, łowcom w jakiś sposób udało się odnaleźć Nieufność i połączyli 
demona z nowym gospodarzem, którego sami wybrali. Kobietą. 
Jeszcze nie wyzwała Lordów, prawdopodobnie była zbyt zagubiona z 
powodu zła znajdującego się w jej wnętrzu, prawdopodobnie jęcząc i 
wijąc się, błagała o ulgę. 

- Diego? –mruknął ktoś. 

background image

- Tak – odpowiedział mężczyzna z lekkim hiszpańskim 
akcentem. 
- Gotowy? 
- Tak, proszę pana – w głosie było słychać nerwowe drżenie. 
- Markov, Sanders, przytrzymajcie jego ramiona. Tylko na 
wypadek gdyby się obudził zanim umrze. Billy, tnij głęboko i szybko. 
Nie ma miejsca na błędy. 
- Nie jestem głupi. Ćwiczyliśmy to tysiąc razy – odpowiedź 
człowieka, który kopnął Kane była agresywna. 
- Tak, ale to jest bardzo ważny moment, nasza jedyna szansa. 
Jeśli nie będziemy ostrożni, jego demon ucieknie z jaskini zanim 
Diego zdąży go pochłonąć. 
Dobra. Nie będzie czekania na Stefano, nie uda się go dopaść zdecydował 
Kane. Zamierzali go zabić i spróbować związać jego 
demona z łowcą, chcą kontrolować Katastrofę i użyć go do walki o ich 
sprawy. Do zniszczenia jego przyjaciół. Aby rządzić światem. 

Zło dało o sobie znać władczym śmiechem - pomyślał Kane 
cierpko, to go otrzeźwiło. To była poważna sprawa. 

Przygotuj się – rzekł do demona. 

Kłębienie w jego głowie rosło i rosło aż w końcu cała jaskinia 

zadrżała. Odrobinę. Tylko na tyle, aby spowodować unoszenie się 
kurzu w powietrzu i spadanie z sufitu niewielkich kamieni, które 
dudniły, odbijając się o ziemię. 

- Co to było? 
- Nie ważne. Pośpiesz się. Miejmy to już za sobą. Nóż? 

background image

- Tutaj. 
Silna ręka nagle chwyciła Kane za ramiona i przewróciła go na 
plecy. Te same ręce pchnęły go mocno, unieruchamiając w miejscu. 
Wojownik nie czekał ani sekundy dłużej. 

Teraz! 

Wstrząsy nagle przybrały na sile, spadające kamyki stały się 
głazami. Bum, bum, bum! 

Ktoś krzyknął z bólu. Kane został uwolniony. Kolejny krzyk, a 
za nim seria przekleństw. W końcu Kane otworzył oczy. W samą 
porę, bo prosto na niego zmierzał ogromny głaz; przetoczył się na 
bok, usuwając z jego drogi. Usta miał wypełnione brudem i 
odłamkami, zakasłał - nagły zryw wyszarpnął szwy, uwalniając 
krzywiznę żebra. Jednym spojrzeniem omiótł całe otoczenie. Tak jak 
podejrzewał, był w jaskini, ale bardziej przestronnej niż można było 
przypuszczać i rozgałęziającej się w kilku różnych kierunkach. Nic 
dziwnego, że łowcy pokonali jego pierwotnych porywaczy - nawet 
armia nie mogła się tutaj obronić przed zasadzką. Było zbyt wiele 
miejsc, żeby się ukryć. 

Łowcy starali się ukryć, walcząc z nawałnicą, ale wstrząsy wciąż 
trwały, a skały spadały. Kolejny krzyk, jęki, chrzęst łamanych kości. 

Kane stanął na nogi. Bardzo dobrze, koleś. Tak trzymaj. 

- Nie pozwól mu uciec – krzyknął ktoś. 
- Mam go na oku! 
Trzask. 

background image

Ostry ból przeszył jego nogę, a wojownik zaklął siarczyście. 
Ktoś go postrzelił. Kane pospieszył do jednej z zaciemnionych 
enklaw, omijając głazy wzdłuż drogi. Jeszcze więcej wstrząsów, 
więcej głazów. Wkrótce zostanie uwięziony. Jeśli już nie jest. Ale nie 
było sposobu, żeby powstrzymać katastrofę tej wielkości, kiedy już się 
rozpoczęła. 

Szczerze, to nie przeszkadzała mu perspektywa śmierci. 
Wcześniej umierał prawie tysiąc razy i już dawno przygotował się na 
tę ewentualność. Przynajmniej zabierze ze sobą tych łowców. Jednak 
nie oznaczało to, że Kane nie zamierzał ocalić siebie - jego instynkt 
wojownika nie pozwalał na to, wciąż szukał cienia możliwości 
ucieczki. Dlatego, gdy dostrzegł po prawej stronie światło w 
pęknięciu, nie namyślając się, zanurkował do niego i ostro pociągnął 
za skałę, poszerzając otwór, jednocześnie ignorując ukłucia bólu 
wywołane kolejnymi postrzałami. 

- Kane! 
- William? – zesztywniał. Cholera. Cholera! Jeśli zabije 
przyjaciela… 
Trzask. 

- Ludzie! – wrzasnął William gniewnie. Ktoś musiał do niego 
strzelić. – Będziecie za to cierpieć. 
Bum, bum, bum. 

- Uciekaj stąd – wrzasnął Kane. – Uciekaj! 
- Kane, do cholery! Gdzie jesteś? Nie wyeliminowałem Siostry 
Ratchet i nie pokonałem całej tej drogi w dół do najmniej lubianego 

background image

przeze mnie miejsca, żeby bawić się z tobą w chowanego. Rusz tutaj 
swój tyłek! 

Kane wyprostował się, wdychając sporą porcję pyłu i wyszedł z 
bezpiecznego miejsca – w odpowiednim czasie, żeby zobaczyć jak 
William chwycił łowcę za gardło. Niestety nie zwrócił uwagi na 
masywną skałę spadającą na niego. Po prostu przyglądał się 
Wiliamowi, a skała zmierzała wprost na niego. 

-Słodkie Nieba! To było niesamowite. 

Parys odsunął się od uśmiechającej się, dyszącej kobiety i jej 
błyszczącego potem – lśniącego ciała, żeby spojrzeć na sufit. Tak jak 
miał nadzieję, Arca nienawidziła Kronosa i nie miała nic przeciwko 
temu, żeby zdradzić króla bogów. I tak jak się obawiał, miała nagrodę 

– Parysa ciało, zapach jego demona rozbudzał ją do czasu, kiedy 
wszedł do środka jej komnaty. 
Spędził ostatnią godzinę, zadowalając ją na sposób, w jaki nigdy 
wcześniej nie była zaspokajana. Czerpała przyjemność z każdej chwili 
jego uwagi, podczas gdy on czuł wstręt do siebie i swoich reakcji. 

Robisz to, co trzeba zrobić. 

Nie musiał się martwić o to, że ktoś im przerwie. Przestronna 
sypialnia była ukryta na tyłach haremu. Sypialnia, której Arca nie 
mogła opuścić, bo podły Kronos rzucił na nią klątwę doświadczyłaby 
niewypowiedzianych mąk agonii, gdyby opuściła 
przestronne granice tego „domu”. Czerpiąc doświadczenia z błędów 
śmiertelników, król bogów upewnił się, że nie będzie żadnych okien, 

background image

które bogini mogłaby wykorzystać do ucieczki. Oczywistym było też, 
że król wolał raczej pozbawić Arcę słońca i świeżego powietrza niż 
pozbawić ją jej długich, jedwabistych włosów. 

Oparła się na łokciu i spojrzała w dół na Parysa, a białe 
warkocze zawieszone miała na ramieniu. 

- Więc? 
- Tak, to było naprawdę niesamowite – powiedział 
automatycznie, jak mówił tysiącom innym kobiet przed nią. 
Jej uśmiech powoli osłabł. 

- Mógłbyś przynajmniej spróbować brzmieć bardziej 
przekonująco. 
Westchnął, studiując ją. To fakt, był z niezliczoną ilością innych 
kobiet przez stulecia, jednak ona była zdecydowanie najpiękniejsza. 
Ale wygląd nie miał dla niego znaczenia. To, co miało piękną twarz, 
mogło kryć pod spodem potwora. Znaczenie miało tylko to jak inne 
osoby wpływają na to, jak się czujesz na zewnątrz i w środku. 

Niemniej wątpił, by Arca była w środku potworem. Co prawda 
spędziła wiele lat w niewoli, zarówno na ziemi jak i tutaj w 
niebiosach, powinna być spaczona, przynajmniej jędzowata, ale kiedy 
wkroczył do środka nie krzyknęła na niego. Nie walczyła z nim. 
Spojrzała szeroko otwartymi, niebieskimi oczami, splotła z nim ręce i 
uśmiechnęła się, taka samotna i desperacko potrzebująca uwagi, 
każdej uwagi. To wywołało ucisk w jego piersi. Kiedy próbował 
wypytać ją o Siennę, kiedy potrząsnęła głową i powiedziała „później”, 

background image

przegrał z pożądaniem wywołanym przez swojego demona i poddał 
mu się bez protestu. 

- Przepraszam – powiedział, nadając swojemu chrapliwemu 
głosowi ton głębokiej obietnicy. Kolejna umiejętność, w której przez 
lata doszedł do absolutnej perfekcji. – To dlatego, że mnie 
wykończyłaś, kochanie. Nie mam już energii. 
Zaśmiała się i opadła obok, przytulając do jego boku. 

- Kronos się o niczym nie dowie, obiecuję. Więc jeśli będziesz 
chciał do mnie wrócić… 
Nie odezwał się. Nie mógł się z nią znowu przespać. Jego 
demon nie pozwoliłby na to. Nawet gdyby spędził godziny na 
całowaniu i dotykaniu jej, jego penis pozostałby niewzruszony i 
bezużyteczny. Zawsze tak było w stosunku do osoby, z którą już sie 
przespał, a poza tym Parys nie chciał powtórki. Czuł się już 
wystarczająco winny, kochając się z kimś innym niż Sienna. 

Miał ją i mógł ją mieć znowu. Mógł stwardnieć na samą myśl o 
tym. Dlatego uważał, że wszystkie kobiety, które przeleciał po niej, 
były jak policzek wymierzony w jej piękną twarz. Jakby nie była dla 
niego wystarczająco dobra, jakby nie mogła go zaspokoić. Ale 
przecież nie mógłby jej ocalić, gdyby umarł, a naprawdę umarłby, 
gdyby pozostał w celibacie. 

Tak naprawdę czuł się winny jeszcze z innego powodu - jego 
kochanki… nie pragnęły go, nie prawdziwie. Gdyby nie jego demon, 
pewnie nie poszłyby z nim do łóżka, mogłyby go odrzucić, uznać za 
nieatrakcyjnego lub... cokolwiek. Więc, w pewnym sensie, zmuszał je 

background image

do tego, żeby z nim były. Jak zawsze, jego umysł wzdrygnął się na tę 
myśl. 

- Co się stało? – zapytała Arca. – Spiąłeś się. 
Zmusił się, by się zrelaksować i pogłaskał jej rękę w górę i w 
dół, oferując delikatną pieszczotę. 

- Wcześniej wspominałem pewną kobietę. Niewolnika, zabitego 
i pozostającego w formie duchowej, teraz opętanego przez demona 
gniewu. Jej duch jest niewidzialny dla zwykłego oka – starał się nie 
pokazać własnej desperacji. – Wiesz o kim mówię? 
Okręciła warkocz wokół palca. 

- Tak. Pamiętam. Chcesz wiedzieć, gdzie Kronos ją 
przetrzymuje. 
Spokojnie, bez nerwów. 

- Znasz odpowiedź? 
- Nic nie słyszałam, nie. 
Parys zamknął oczy, walcząc z przypływem żalu i 
rozczarowania. Myślał… miał nadzieję… był pewien… 

- Ale – kontynuowała – wiem, gdzie trzyma więźniów, których 
nie może kontrolować. Ludzi, których nie chce, żeby ktokolwiek 
odnalazł, zanim uwięzi ich w Tartarze. 
- Powiedz mi – słowa zabrzmiały z większą siłą, niż zamierzał. 
- Zrobię coś lepszego – owinęła ramiona wokół niego i zadrżała. 
– Pokażę ci. 
Zakręciło mu się w żołądku. Nie może jej zrazić. 

background image

- Wiesz, że to niemożliwe kochanie – wychrypiał. – Musisz tutaj 
zostać. 
- Ale… - usiadła ponownie, warkocze opadły wokół napiętej 
twarzy. - Proszę. Muszę stąd uciec. Nie mogę zostać tutaj ani chwili 
dłużej. Nienawidzę tego miejsca, ja tutaj oszaleję. Proszę. 
Chwycił dłońmi jej policzki, starając się być delikatnym. 

- Powiedz mi, gdzie znajdę to sekretne miejsce i pierwsza część 
mojej misji będzie gotowa. Wrócę po ciebie. Znajdę sposób, żeby cię 
ocalić. 
Łzy popłynęły z jej oczu. 

- To może zająć wieczność. Możesz umrzeć. 
- Wiem i przepraszam, ale to wszystko, co mogę ci zaoferować – 
nie mógł ocalić jej teraz. Nie mógł nawet spróbować jej teraz 
uwolnić. To zaalarmowałoby Kronosa. Król bogów mógłby 
zapolować na niego, a to zgubiłoby Siennę na zawsze. 
Jeśli Parys straci swoją głowę, jeśli to jego przeznaczenie, 
najpierw chciał przenieść Siennę w bezpieczne miejsce. Zmarła przez 
niego. Przez niego też została połączona z demonem, bo doprowadził 
do zainteresowania się nią króla bogów. Parys był jej to winny. 

- Mogę ci pomóc – powiedziała Arca. – Nie tylko znaleźć 
miejsce, ale poruszać się sekretnymi korytarzami. 
- Wiem kochanie, ale to nie zmieni mojego postanowienia. 
- Proszę… 

background image

Nie powiedział jej, że kobiece błagania wywołują w nim 
mizerną reakcję. Jak wiele błagało go, żeby został w łóżku? Jak wiele 
płakało, kiedy odchodził? 

- Przepraszam, ale to najlepsze, co mogę zaproponować. 
I jeśli nie powie mu tego, co chciał wiedzieć, jeśli będzie mu 
nadal odmawiała, zrani ją. Zrani… zabije… wszystkich, którzy staną 
mu na drodze. Wszystkich. Zaszedł tak daleko. Ona go nie zatrzyma. 

Przez długi czas cicho szlochała. Potem pozbierała się, 
wyprostowała ramiona i podniosła podbródek, zacięta mina 
przypominała mu Kaię. 

Jak Strider radzi sobie z kobietą zdecydowaną rzucić go na 
kolana? 

Albo zaborczy wojownik walczył ze swoim pociągiem 
seksualnym, albo w końcu mu się poddał; w innym wypadku byłby 
tutaj tuż obok Parysa, wypełniając warunki ich „wyzwania”. 

- Przysięgasz, że wrócisz po mnie, po tym jak ją znajdziesz? – 
zapytała Arca. 
- Tak. Przysięgam. Kiedy naprawdę będzie bezpieczna, wrócę – 
moment, w którym wypowiedział te słowa, oznaczał, że został nimi 
związany. Wiedział o tym, poczuł siłę więzi. Złamanie słowa danego 
bogowi lub bogini oznaczało wieczne cierpienie. Jeśli przeżyłeś. 
Otarła łzy. 

- W porządku. Powiem ci to, co chcesz wiedzieć. Jeśli Kronos 
pozostał wierny swoim starym przyzwyczajeniom, a uwierz mi wiem, 
że tak jest, znajdziesz swoją kobietę w jednym z dwóch miejsc. Jeśli 

background image

jest w pierwszym, została stracona dla ciebie na zawsze. Jeśli jest w 
drugim, a ty tam dotrzesz, nie wyjdziesz stamtąd bez szwanku. 

Sienna nie była w tym pierwszym. 

- Jak się nazywa to drugie miejsce? 
Kiedy słowa opuściły jej usta, zmroziły mu krew. Stracił 
oddech. Wiedział, ze Kronos mógł ukarać ją za ucieczkę do Parysa, 
ale nie wiedział, że król bogów planował torturować ją przez 
wieczność. 

Parys zerwał się z łóżka i zaczął się błyskawicznie ubierać. 

- Nadal chcesz ruszyć za nią w pogoń? – zapytała Arca. 
- Tak – odpowiedział bez chwili wahania. W tym momencie był 
bardziej zdeterminowany niż kiedykolwiek. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 25 

Wykopana z nieba prosto do piekła – pomyślała ponuro Kaia. 
Właściwie jeszcze gorzej - jej własnej wersji piekła, a ona nie miała 
nawet okazji nacieszyć się blaskiem swojego szczęścia! Wewnątrz 
niej wciąż płonęło swoiste ognisko - pomarańczowe płomienie 
mieszały się z niebieskimi, gorąco rozpalało jej ciało. 

Tak naprawdę nie ochłonęła jeszcze po kochaniu się ze 
Striderem – wciąż miała to w pamięci, a dreszcz rozkoszy przemknął 
wzdłuż jej kręgosłupa. Kaia musiała powstrzymać się, by nie jęknąć z 
zadowolenia. Uwielbiała to ciepło. W większości dlatego, że pomruk 
jej satysfakcji był… podarunkiem od małżonka. 

Małżonek. 

W tym momencie Strider robił rozpoznanie terenu, poszukując 
łowców, jednak przez dwie godziny przeszukał zaledwie niewielki 
obszar. Niewątpliwie szukał Magicznej Różdżki. Nie mógł jej tutaj 
znaleźć. Nie tutaj. Juliette nie była aż tak głupia, żeby ukryć tę rzecz 
w przypadkowym miejscu. 

Kaia tak bardzo chciała potwierdzić związek pomiędzy nimi. 
Tak bardzo chciała go dotknąć, spróbować. Pragnęła być dotykana i 
smakowana przez niego. Ona tego chciała i on również, ale 
Bogowie… teraz była śmiertelnie wystraszona, ponieważ… kochał 
ją. To ją nadal szokowało. Byli parą. Prawdziwą parą. Mógł ją mieć 

background image

znowu, tak jak ona jego. I co ważniejsze, teraz to on przyszedł 
pierwszy. I tak już będzie. 

Nie ważne czy był wrzodem na dupie, czy romantycznym 
kochankiem, był jej. Musiała go bronić. Musiała zadbać o jego 
przyszłość… i ostateczny rezultat. Chciał… potrzebował Magicznej 
Różdżki - potrzebował jej, żeby przeżyć, dlatego Kaia musiała ją dla 
niego zdobyć. 

W tym momencie jej zespół był na dobrej drodze do wygrania 
artefaktu. Co jeśli to się zmieni? Juliette z pewnością będzie 
oczekiwała, że Kaia spróbuje odzyskać swoją szansę, a wtedy 
prawdopodobieństwo zdobycia Magicznej Różyczki praktycznie 
przestanie przechylać się na jej korzyść. Dlatego nie było lepszego 
momentu, żeby uderzyć. Oczywiście to będzie kosztowało Kaię 
wyrzucenie z zawodów, a poza tym udowodni raz na zawsze, że jest 
niegodna i słaba, ale lepiej, żeby ucierpiała jej duma, niż żeby Strider 
zginął. Nie mogłaby bez niego żyć. Potrzebowała jego krwi, tak, ale 
również potrzebowała jego - jego uśmiechu, inteligencji, siły. Zatem 
koniec walki o zwycięstwo i żadnych myśli o tym co słuszne. 
Ukradnie Włócznię. Bum, zrobione. Nie będę w to angażować swoich 
sióstr - pomyślała. Nie będzie ryzykowała ich życia. Nie znowu. 
Zwłaszcza teraz, kiedy były ranne z powodu udziału w drugiej 
konkurencji. 

To musi nastąpić dzisiaj – pomyślała, zaciskając dłonie w pięści 
-kiedy większość będzie odurzona, leczona lub nieprzytomna. A 
potem będzie się kochała ze Striderem, jeśli zechce. I lepiej, żeby tak 

background image

było, wtedy pozwoli, żeby ciepło wypełniło ją po raz kolejny. To ją 
wzmocni - połączenie żądzy i furii zawiruje w niej tak bardzo, chcąc 
się wydostać… pochłonąć. Dzisiaj na to pozwoli. 

Wkrótce… wkrótce… Zmrużywszy oczy, by wzrokiem odnaleźć 
Juliette. Brunetka tańczyła wokół migoczącego ogniska tuż obok jej 
matki. Mimo swojej ostatniej przegranej były radosne, beztroskie. Tak 
jakby wiedziały o czymś, o czym ona nie wiedziała. Juliette musiała 
wyczuć, że jest obserwowana, bo spojrzała w oczy Kai i powoli się 
uśmiechnęła, jak zawsze zadowolona z siebie. Och, tak… dzisiaj. 

Kaia i Strider wypadli z lasu Rhei i wylądowali tutaj - na Alasce, 
pomiędzy dwoma górami, dokładnie tam, gdzie znajdował się 
mistyczny portal. Otworzyli oczy i odnaleźli się razem ze wszystkimi 
innymi harpiami uczestniczącymi w grze i ich małżonkami. 

Na początku opanowało ją zakłopotanie. Potem złość, że zostali 
wyrzuceni z niebios – złość, którą miała nadzieję rozładować. 
Mogłaby wybuchnąć walka, gdyby matka Kai nie ogłosiła tej ziemi 
neutralną. Najwyraźniej jednak cokolwiek Tabitha Bezwzględna 
chciała, Tabitha Bezwzględna dostawała. Tak więc, zamiast atakować, 
zamiast rozejść się w różne strony i czekać na trzecią konkurencję, 
harpie zdecydowały się pozostać i imprezować. Skradzionego piwa 
było pod dostatkiem, hard rock rozbrzmiewał po nocy, a 
zarekwirowane z pobliskiego miasta pojazdy strzelały jasnym 
światłem na wypełnioną lodem dolinę. Mnóstwo wojowniczek nadal 

background image

było posiniaczonych i zakrwawionych po wcześniejszej walce, 
niektóre nadal nieprzytomne, ale to nie zniechęcało imprezowiczów. 

Kilka godzin wcześniej, ktoś ukradł Kai płaszcz i nie miała 
żadnych wątpliwości kto był sprawcą. Juliette prawdopodobnie 
spodziewała się z tego powodu prywatnego wyzwania i zrujnowania 
wszystkim dobrej zabawy. Cóż, nie tym razem. Juliett musiała to 
przeboleć. Poza tym, płaszcz był brudny jak cholera. 

- Hej, laleczko – powiedział seksowny męski głos. 
Strider. Jej Strider. Pachniał jak cynamon i wyglądał jak raj. 
Miał zaróżowione policzki, a włosy okalające twarz były w nieładzie i 
wyglądały jak sugestywna aureola. Czy ona go kocha? Jest go 
spragniona, rozbawiona i uszczęśliwiona jego zainteresowaniem, ale 
miłość? Zaufać mu, biorąc pod uwagę to wszystko, czym była? Jej 
siostry były jedynymi członkami Kręgu Zaufania i nigdy nie myślała o 
powitaniu kolejnego. Zwłaszcza kogoś, kto ma cele inne niż jej 
własne. 

- To moje. Nie twoje. Nie dotykaj - opadł tuż obok niej i chwycił 
zmrożone szkło. 
Może zaufać mu, to nie taki zły pomysł? Zabrała szklankę, 
mrucząc „dzięki” i przełknęła. Pomimo chłodu napoju temperatura jej 
ciała wciąż rosła. 

- Rozmawiałem z Sabinem i Lysanderem. Rozbili obóz około 
mili stąd i zajęli się leczeniem Bianki i Gwen. 
W takim razie nie szukał Magicznej Włóczni? Cuda nad cudami. 

- A co z Taliya, Neeką i innymi? 

background image

- Zniknęły bez słowa. 
- Zawsze tak robią – narzekała. 
- Cóż, tym razem podążyłem za nimi. 
Spojrzała na niego. Jego granatowe oczy były rozświetlone, usta 
uwodzicielsko ściągnięte. Serce Kai podskoczyło. Miał na sobie 
skórzaną kurtkę, jeansy, buty - typowy strój Stridera. Ten facet był 
zawsze gotowy do tego, żeby komuś skopać tyłek. 

- Naprawdę? – zapytała. – I nie wyczuły cię? 
- Tego nie powiedziałem. 
Znów mu się przyjrzała. Miał świeże cięcia na dłoniach i 
palcach. 

- Co się stało? Zraniły cię? Bo jeśli tak, osobiście… 
- Spokojnie, Rudzielcu – usta miał ściągnięte, póki się nie 
uśmiechnął. – One po prostu mnie ostrzegły. Tak czy inaczej, na 
początku nie miały pojęcia, że jestem za nimi. Przekradły się przez 
kilka namiotów należących do zespołów konkurujących w zawodach. 
- Szukały Włóczni? Ale dlaczego miałyby to robić? 
- Nie wydaje mi się – pogładził brodę w zamyśleniu. – Tam w 
lesie – podniósł kciuk, wskazując za siebie – spotkały grupę facetów, 
których nie rozpoznałem. - Wojowników. Nieśmiertelnych. - Taliyah 
wyczuła mnie zanim mogłem podejść wystarczająco blisko, żeby 
usłyszeć o czym rozmawiają. 
Taliyah. Z mężczyzną. Interesujące. I niezwykłe. Jej starsza 
siostra zazwyczaj trzymała się na dystans od płci przeciwnej, nie 

background image

chcąc spotkać swojego małżonka. Nie, żeby Taliyah nienawidziła 
mężczyzn. Wręcz przeciwnie. Po prostu lubiła swoją wolność, lubiła 
robić wszystko po swojemu - nie mieć więzi, być gotową opuścić 
każde miejsce, w każdym momencie bez żadnych przeszkód. 

- Coś się dzieje – powiedziała Kaia. 
- To prawda, ale nie wydaje mi się, żeby to miało związek z 
nami czy zawodami. Mężczyźni w większości byli zainteresowani 
Neeką. Wręcz… roszczeniami względem niej. Więc… wracając do 
Włóczni – kontynuował. – Myślałem nad tym. Co jeśli Juliette jej nie 
ma? Co jeśli ma fałszywą? 
Możliwe, choć wątpliwe, Kaia przypomniała sobie siłę 
emanującą od Lazarusa, kiedy wszedł na scenę z Włócznią. Tak czy 
owak odkryje prawdę. 

Pijany kobiecy głos udaremnił jej odpowiedź, jakąkolwiek 
chciała mu dać. 

- Porozmawiamy o tym później. 
- Nie. Teraz. Musimy być tylko bardziej ostrożni – Strider 
owinął rękę wokół jej ramion i przysunął się bliżej. Nie puścił jej, ale 
zaczął szeptać prosto do ucha, pieszcząc ciepłym oddechem. – Dręczy 
mnie kilka pytań. Nie wiemy, gdzie znajduje się Włócznia. W jakim 
jest stanie? I jak wpadła w ręce Juliette bez zaalarmowania 
kogokolwiek z naszego świata? I dlaczego jej nie użyła? Dlaczego 
chce ją oddać? No dobrze, to więcej niż kilka. 
Sutki Kai już stwardniały, a pomiędzy nogami poczuła wilgoć. 
To było rozsądne? Nie ma znaczenia - zagra w to. 

background image

- Rhea mogła ją jej dać. Tak przypuszczam – wyszeptała mu do 
ucha i nie mogąc się powstrzymać, polizała je. 
Wypuścił powietrze, a ona miała ochotę go zjeść. Przeniosła 
swoją uwagę na tancerzy i zauważyła, że Juliette i jej matka zniknęły, 
ale w tym momencie nie zaprzątała sobie tym głowy. 

- Ale dlaczego miałaby to zrobić? – w odpowiedzi na jej 
liźniecie posłał ciepły podmuch powietrza. 
- Nie ma wystarczająco dobrego wytłumaczenia. Rhea 
nienawidzi mojego rodzaju, chce naszej śmierci. Nie chciałaby, żeby 
taka cenna rzecz trafiła w nasze ręce. Chciałaby dać ją łowcom. 
Galenowi. 
Gęsia skórka pojawiła się na całym ciele Kai. 

- Może Juliette jej ją wykradła? Mimo wszystko Rhea zaginęła i 
nikt o niej nie słyszał. Może Juliette ją zabiła i przejęła kontrolę nad 
łowcami. 
Zanim spojrzała na jego profil, lekko podgryzła płatek ucha, 
spragniona kolejnego ruchu z jego strony. Nie zawiódł jej. Pocałował 
ją w policzek, podczas gdy palce pieściły drogę w dół do piersi. 

- Gdyby tak było, Kronos byłby martwy. Są ze sobą związani, 
więc jeśli jedno z nich umrze drugie również. A Kronos zdecydowanie 
jest żywy. Amun się z nim widział. 
Przysunęła się do niego spragniona dotyku, a jej wrażliwość 
zaiskrzyła olśniewającym życiem. 

- W takim razie Juliette mogła ją uwięzić, żeby zdobyć Włócznię 
- Kaia wiedziała, że musi złapać Juliette i torturować, by wydobyć z 

background image

niej informację. Już przemyślała i zaakceptowała tę konieczność. 
Teraz musiała zapytać o Rhee i łowców. 

- Nawet jeśli, ma większą moc, niż sobie wyobrażamy… -
Strider okrążył jej sutek jeden raz… drugi… 

Cudowny ogień; to uczucie było wspaniałe. Położyła dłoń na 
jego udzie, nie zaskoczyło jej, że miała zaostrzone pazury, gotowe do 
zanurzenia się w jego ciele. 

- …nie martw się. Powstrzymam ją. Poza tym jestem jej coś 
winien – kontynuował jakby niezależnie od tego, co wyczyniał z jej 
piersią. 
Nie ważne jakie odpowiedzi Kaia mogła wyciągnąć od Juliette, 
oczywistym było, że ta suka w jakiś sposób zaaranżowała to 
wszystko. Żeby ukraść Stridera? Możliwe - tak na początku 
przypuszczała. Nie, żeby Juliette jakoś specjalnie wysiliła się na tym 
froncie, ale zdecydowanie chciała zakpić z Kai. Tak naprawdę nigdy 
wcześniej nie mogła tego zrobić. Zwyciężyć. Zdobyć szacunek jej 
przyjaciółek harpii. Ale również Stridera. Jeśli go zawiedzie? 

A jeśli go zawiedzie, czy nadal będzie ją kochał? Nie chciała 
zastanawiać się nad odpowiedziami, już i tak zmroziły ją do szpiku 
kości obecne możliwości. 

- Wracając do przyszłości – powiedziała, dłużej już nie szepcząc 
– powinieneś wiedzieć, że nie będę wściekła. Będę mściwa. 
- To dobrze – złożył delikatny pocałunek na skraju jej ust – 
ponieważ lubię właśnie takie cukierki i moje kobiety. Gorące i ostre. 
Ten komentarz nieoczekiwanie wywołał w niej chichot. 

background image

- W każdym razie, tak jak powiedziałam, nie powinniśmy o tym 
tutaj rozmawiać - nie ważne jak wielką przyjemność sprawiała jej ta 
wymiana informacji. 
- Masz rację - skinął głową. 
- Oczywiście, że mam. 
Sięgnął w górę i potargał jej włosy. 
- Bufon. Po prostu jestem szczera. Więc co się stało z twoimi 
rękami? – zapytała, zmieniając temat, nim pokonując opanowanie, 
rzuciłaby się na kolana i miała swoją chwilkę z nim tu i teraz. 
- Nic – w jego głosie była nuta stanowczości. Nuta, w której 
ośmielił się ją nacisnąć… i przegrał. 
Kłamstwo. Wiedziała o tym, ale pozwoliła na nie. To nie był 
czas na kłótnie - musieli pokazać wspólny front. 

- Ależ ze mnie szczęściarz – usłyszała kolejny seksowny głos, 
tym razem zza swoich pleców – czyż to nie moja ulubiona harpia? 
Strider zesztywniał. Odwrócili się i równocześnie wstali. 
Lazarus zatrzymał się przed nimi, grube ramiona miał skrzyżowane na 
piersi. Podobnie jak Strider miał na sobie kurtkę i jeansy, ale w 
przeciwieństwie do Stridera nie wywołał w Kai przyspieszonego bicia 
serca. 

- Hej, Tampon. Gdzie twoja pani? – zapytała. 
Obsydian w jego oczach zawirował groźnie. Co? Żadnego 
rozbawienia dla swojego pieszczotliwego przezwiska? 

- Ma prywatne spotkanie z twoją matką. Omawiają wszystkie 
możliwe warianty zniszczenia ciebie. Przypuszczam, że mam cię 

background image

czymś zająć. Zadanie, które nie jest trudne. Masz ochotę iść ze mną w 
jakieś odosobnione miejsce? Mógłbym w końcu zaspokoić wszystkie 
twoje potrzeby. 

Strider warknął nisko, a ten dźwięk skojarzył jej się z 
odliczaniem zegara - tik tak, tik tak, ktoś jest bliski śmierci. 

- Dzięki – powiedziała – ale wolałabym raczej być na nieznanej 
wyspie, gdzie zawzięty milioner polowałby na mnie, żeby mnie zabić 
i powiesić sobie moją skórę nad kominkiem. 
- Ty i ja zagramy w tę grę później, laleczko – powiedział Strider, 
patrząc Kai w oczy. – A ty – lodowatym spojrzeniem omiótł Lazarusa 
- możesz teraz pójść ze mną w jakieś ustronne miejsce. 
Zimny pot spłynął Kai po kręgosłupie. Proszę, proszę, proszę 
nie wyzywaj go. 

- Dzięki – odpowiedział Lazarus, zwracając się do Stridera – ale 
nie jesteś w moim typie. Wiec, jeśli nie chcesz ze mną iść, słodka 
Kaio – rzucił jej wyzywający uśmiech - dlaczego nie zostać tutaj i nie 
porozmawiać? 
Och, bogowie. Ci dwaj wymienią między sobą ciosy i nie będzie 
sposobu, żeby ich powstrzymać. 

Wiedziała jak potężny był nieśmiertelny stojący na przeciw niej. 
Przedarł się przez obóz harpii, uciekł nietknięty i pozostał w ukryciu 
przez… cóż, nie wiedziała jak długo, wiedziała tylko, że to zrobił. 
Strider był również potężny, ale miał pewne utrudnienie - swojego 
demona. Jakby to miało go zniechęcić. 

background image

Ale zaraz pojawiła się kolejna myśl. Możesz to wykorzystać. 
Musiała się dowiedzieć co jej matka i Juliette planowały. Walka 
pomiędzy Striderem i Lazarusem idealnie posłuży do odwróceniem 
uwagi, a ona wymknie się niepostrzeżenie i spróbuje coś podsłuchać. 
Strider musiał dojść do tego samego wniosku, a jego demon 
zaakceptować to wyzwanie, ponieważ wojownik rzucił się na intruza 
bez słowa ostrzeżenia. Upadli na ziemię w plątaninie kończyn. I noży. 
Srebrne ostrza błysnęły w świetle księżyca. Tak, Strider chciał zabić 
Lazarusa, ale to nie był powód, dla którego zaczął walkę, wiedziała o 
tym. Dał jej przykrywkę, której potrzebowała, żeby odnaleźć kobiety, 
które zapewne knuły coś paskudnego. Ale cholera! Nienawidziła go 
zostawiać. 

Kiedy wojownicy stękali w bólu, uderzając i robiąc uniki, kopiąc 
i tnąc, harpie wokół ogniska zauważyły ich potyczkę, a sekundę 
później zaczęły wiwatować i robić zakłady. 

Kaia usiłowała przebić się przez tłum, ale do ostatniej możliwej 
sekundy jej wzrok pozostawał na Striderze. W tym momencie on i 
Lazarus toczyli się po śniegu, zostawiając po sobie kałuże krwi. Jej 
żołądek zacisnął się w węzeł. Nie martw się. On potrafi o siebie 
zadbać. Jednak ta myśl nie powstrzymała drżenia, kiedy przykucnęła 
na skraju tłumu, szukając znajomego zapachu matki. Nic. Wolno 
przesunęła się do przodu. Nadal nic. W prawo. Nic. W lewo – tam! 

Poruszyła się w tym kierunku, pozostając w cieniu tak długo, jak 
to było możliwe. Zbyt szybko górskie zbocze zatrzymało ją, 
uniemożliwiając dalszy bieg. Spojrzała w górę - lód, poszarpane 

background image

skały, półka…występ skalny, który najprawdopodobniej prowadził do 
jaskini. Cóż za banał. Harpie mogą skakać wyżej niż ludzie, a nawet, 
przez krótki czas unosić się w powietrzu, ale ponieważ ich skrzydła są 
takie małe, nie mogą latać. Musiała zatem dostać się tam w bardziej 
skomplikowany sposób - wdrapać się. Precyzyjnie ulokowała swoje 
ręce i stopy, w razie gdyby spadały kamyki lub większe kawałki. Jeśli 
kobiety tam były – a myślała, że tak jest (pozbawione wyobraźni 
łajdaczki) - najmniejszy hałas mógł je zaalarmować. Och, nie wątpiła 
w to, że usłyszały chaos poniżej, ale to było coś, czego się 
spodziewały. 

Ucisk w żołądku pogłębił się, kiedy głos, który rozpoznała jako 
należący do Eagleshield, wrzasnął radośnie i krzyknął z dołu. 

- Bardzo dobrze, kowboju. Rozwal mu twarz! 
Kim był kowboj? Strider czy Lazarus? Stawiała na Lazarusa 
ponieważ Juliette należała do Eagleshield, co oznaczało, że jej klan z 
pewnością preferował właśnie jego. Nawet, mimo że Strider był 
wspaniałym Lordem Podziemi. Idiotki. Przynosiły wstyd, nazywając 
siebie harpiami. 

- O cholera, myślę że złamałeś mu nos. Uroczy cios. Zrób to 
znowu! Zrób to znowu –zaintonował ktoś inny. 
- Wypatroszyć go! 
- Ja przelecę zwycięzcę! 
- Nie ma mowy. Ja to zrobię. 
Nie możesz sobie pozwolić na spojrzenie. 

background image

Wspinała się dalej, nie przerywając, dopóki nie dotarła do półki. 
Ramiona Kai drżały, a uda piekły, ale utrzymała się w bezruchu, 
nasłuchując. Usłyszała szepczące głosy, tak, ale były ciche i nie mogła 
powiedzieć, czy należą do mężczyzn czy kobiet. Nie potrafiła nawet 
zgadnąć, jak wielu było rozmówców. Musiała wejść wyżej, żeby się 
przekonać. Jeśli ją zauważą, zostanie pokonana, ale walka była lepsza 
niż sekretne spotkanie, na którym były podejmowane decyzje i knute 
jakieś plany. Przynajmniej przeszkodzi uczestnikom. Wciągnęła płytki 
oddech, opuściła się w dół i zwisając z półki na jednej ręce, ukryła w 
dłoni sztylet. Potem zrobiła to samo z drugą ręką, a w końcu 
podciągnęła się, mając w dwóch zaciśniętych pięściach broń i lód. 

Duży błąd. Jedno wiedziała - zawsze będzie tego żałować. 
Została wystawiona. Od razu zdała sobie z tego sprawę i ogarnęło ją 
przerażenie. Nie było czasu na reakcję. Z jaskini wystrzeliły kajdany i 
zatrzasnęły się wokół jej kostek, wbijając metalowe zęby głęboko, aż 
do kości. Kaia stłumiła okrzyk bólu, nawet kiedy ugięły się pod nią 
kolana. Nie możesz rozpraszać Stridera. 

Teraz wiedziała, że jej matka i Juliette nie spotkały się na 
osobności. W ogóle nie miały takiego zamiaru. Po prostu zebrały 
grupę łowców planujących morderstwo, którzy gapili się teraz na nią 
uśmiechnięci, jakby na nią czekali przez cały ten czas. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 26 

WYGRAJ, WYGRAJ, WYGRAJ! - jego demon skandował 
podniecony i zdenerwowany, podczas, gdy Strider walczył z 
najsilniejszym nieśmiertelnym, jakiego kiedykolwiek spotkał. 

To nie byłoby takie złe, czy nawet rozpraszające, gdyby nie głos 
Tabithy rozbrzmiewający w jego głowie, ciągnący go w stronę 
rozszalałej ciemności: 

- Chcieli ją zabić! Zabiją ją! 
Dobrze wiedział, że harpie chciały ją zabić. Czy im się to udało? 
Do cholery, nie! 
Ale skoro Tabitha z nim rozmawiała, nie mogła być na 
spotkaniu z Juliette. A jeśli nie spotykała się z Juliette, to po jaką 
cholerę zaakceptował wyzwanie, którego być może nie był w stanie 
wygrać? Tylko po to, żeby odwrócić uwagę harpii, dając Kai czas na 
przeszukanie obozu wroga? 

WYGRAJ! 

Nie pomagasz! 

Twarda pięść spotkała się z jego ustami, zęby poszarpały 
sukinsynowi skórę. Nie tak wyobrażał to sobie w swoich snach. Mózg 
uderzył o czaszkę i przez chwilę widział gwiazdy. Nienawidził ich. 
Krew pokryła język, spływając do gardła. Lazarus przewrócił się na 
niego, silnie przyciskając ramiona kościstymi kolanami. Uderzył 
pięścią, kolejny raz i kolejny. 

background image

Pękła kość. Złamała się. Została zdruzgotana. 

WYGRAJ! 

Do cholery, wiem! - uśmiechnął się szyderczo w myślach. 

Mógł wygrać. Jak tylko znajdzie swoje noże w zakrwawionym 
śniegu, sukinsyn straci głowę. Może. Miejmy nadzieję. Z pewnością. 

Przynajmniej rozpruje Lazarusowi wnętrzności. Był 
zagrożeniem dla Kai. Zagrożeniem, które stanowiło 
niebezpieczeństwo dla jej życia. 

- Ona umrze. Dzisiaj. Nie możesz nic zrobić, żeby ją ocalić znowu 
Tabitha. 

Cios, cios, cios. 

Kolejne gwiazdy wywołały zasłonę bólu. Wściekła furia 
przeszła przez niego jak sztorm, zatrzymując się i grzmiąc zbyt długo 
w klatce. W końcu go opuściła, a on szarpnął się z całą siłą, posyłając 
poobijanego Lazarusa za siebie. 

W jednej chwili Strider stanął na nogi. Przez opuchnięte oczy 
zobaczył uśmiechającego się Lazarusa, który również wstawał. W 
głębi umysłu wiedział, że Lazarus mógł mu zrobić coś o wiele 
gorszego - mógł go pokroić na plasterki, posiekać w kosteczkę. Mógł 
to załatwić w inny sposób. Zamiast tego dziecko boga i koszmarnego 
potwora użyło pięści. O co chodziło? 

Wojownicy krążyli wokół siebie, a harpie wiwatowały. 

- Jesteś przewidywalny – Lazarus wydał dziwny gardłowy 
odgłos. 

background image
background image

Nie było w tym nic dziwnego - mówił językiem bogów, 
nieużywanym od bardzo dawna. Językiem, którego harpie 
prawdopodobnie nie zrozumiały. 

Strider odpowiedział, używając tych samych ostrych dźwięków, 
gdy wypowiadał prawie zapomniane słowa. 

- A ty żałosny. Lazarus… salonowy piesek suki Juliette. 
Pożegnalny uśmiech. Złota gwiazda dla Stridera – wreszcie 
naprawdę polubił gwiazdy. I bądź tu mądry. 
Porażka zachichotał. 

- Myślisz, że z tobą będzie inaczej? Juliette zniewoli cię w taki 
sam sposób jak zrobiła to ze mną. Z jakiego innego powodu są te 
zawody? Nie dlatego, że te kobiety lubią brać udział w tych 
idiotycznych grach. To ma być po prostu kara dla rudzielca. 
- Za to, co ty zrobiłeś. Słyszałem o tym. 
Lazarus wzruszył ramionami nieprzejęty. 
- Uwolniła mnie. Wina spadła na nią. 
- Była dzieckiem. 
Kolejny raz wzruszył ramionami. 
- Byłem wściekły ze względu na moje położenie, okoliczności. 
Nie kontrolowałem się, kiedy owładnęła mną furia. 
Co oznaczało, że teraz nie był pod działaniem furii. Albo, jeśli 
był, łańcuchy wytatuowane wokół jego szyi i nadgarstków 
powstrzymywały go przed zrobieniem czegoś podobnego. 

- Zacznijcie znowu walczyć – zawołała harpia. 

background image

- Poważnie. Nu-da! - mówiąca rzuciła w niego pustą butelkę po 
piwie, szkło uderzyło w brzuch. 
WYGRAJ! 

Głupi Porażka. 

- Ty gadasz. Ona umiera - i znowu Tabitha. 
Zazgrzytał zębami. Wiedział, że suka najzwyczajniej w świecie 
drwi sobie z niego, stara się go rozproszyć, zamydlić mu oczy, 
przekonać, żeby zrezygnował z tej potyczki i celowo przegrał. 

Potem, owładnięty bólem, byłby nieprzydatny, a Kaia 
bezbronna. 

- Jeśli Juliette jest taka potężna, dlaczego jeszcze do tej pory 
mnie nie zniewoliła? – naciskał Strider. Najpierw odpowiedź, potem 
skopanie tyłka. Wet za wet. 
Lazarus spojrzał z politowaniem. 

- Niczego się nie nauczyłeś? Harpie delektują się dramatyzmem 
i teatralnością bardziej niż jakakolwiek inna rasa. 
Nie można temu zaprzeczyć. 

- W takim razie, jak ona to zrobiła? Jesteś twardym gościem. Jak 
zrobiła z ciebie niewolnika? 
Spuchnięte wargi drgnęły. Z rozbawienia? 

- Tak jak z ciebie. Wszystko, co mogę powiedzieć, to „uważaj na 
główną nagrodę”. 
Włócznię? Włócznia zniewoliła Lazarusa? 

- To prawdziwa informacja? 

background image

Jego teoria, że Juliette udaje, upadła. Teoria, o której marzył, 
żeby okazała się prawdziwa. Żadne ręce, nie były bardziej 
nieodpowiednie. 

- Nie mogę powiedzieć. 
- Miałeś na myśli, że nie chcesz. 
Onyksowe oczy błysnęły tysiącem tajemnic. 
- Nie. Nie mogę. Jestem na granicy posłuszeństwa, mówiąc tak 
dużo. 
- Co się stanie, jeśli będziesz nieposłuszny? 
- Ból. Śmierć. Zwykłe rzeczy. A teraz, przykro mi to mówić, ale 
muszę kontynuować drażnienie ciebie. 
Strider wygiął brew. 

- Przykro ci to mówić? 
Pewne siebie przytaknięcie. 
- Nie jesteś taki zły, poza tym, tak naprawdę lubię rudzielca. Jest 
zadziorna. 
-Ona jest moja! - na usta Stridera, jak powoli skapujący z łyżki 
miód, wypłynął uśmiech. 

- Najpierw musisz przeżyć. 
To było jedyne ostrzeżenie, jakie dostał. Lazarus pobiegł do 
przodu, rozmywając się w niewyraźną plamę, której nie można było 
dostrzec gołym okiem. A potem po raz kolejny trafiły go pięści, z 
dużą siłą wrzucając w korkociąg bólu. Obojętny na to, że nie mógł 
złapać oddechu, obrócił się i uderzył. 

WYGRAJ. 

background image

Przynajmniej demon już nie krzyczał. Strider w poszukiwaniu 
broni wzrokiem przeszukał śnieg i zebrane wokół nich postacie. 
Rzucał się w lewo i w prawo i poruszał wokół harpii z nadzieją, że 
pięści wojownika nie dosięgną ich po to, żeby go dopaść. Koleś 
przypomniał Striderowi Sabina, który uważał, że podczas walki 
mężczyźni i kobiety są sobie równi i nie wyróżniał nikogo, gdy trzeba 
było zabić. Ale Juliette była jego panią i prawdopodobnie zabroniła 
mu krzywdzić swoje siostry. 

Nareszcie. Znalazł pałasze. Nienależące do niego, ale do harpii. 
Wysunął je z osłon na plecach. 

- Hej! – zaskrzeczała, kiedy zdała sobie sprawę z tego, co się 
stało. 
Odsunął się od niej, zanim mogła go złapać w swoje szpony i 
poślizgnął się na lodzie. Złapanie równowagi okazało się trudne, ale 
utrzymał się w ruchu, nasłuchując wszelkich ostrzegawczych 
dźwięków mogących wskazać lokalizację Lazarusa. Naburmuszona 
kobieta dokładnie za nim. To oznaczało, że harpia została odepchnięta 
na bok. Taka oczywista pomyłka - pomyślał. Lazarus był na to zbyt 
dobrym wojownikiem. Czyżby chciał przegrać? Cholera, Strider nie 
chciał go lubić. 

Obracając, pochylił się i wyciągnął do przodu ramiona, których 
przedłużeniem były ostrza. Kontakt. Lazars odskoczył, ale było już za 
późno. Metal przeciął mu kostki, spowodował utykanie. Nieśmiertelny 
upadł ciężko, a lód nie zamortyzował upadku. Z Porażką wiwatującym 
w głowie: Zwycięstw! Zwycięstwo! Zwycięstwo! Strider przyszpilił 

background image

kolanami ramiona wojownika, dokładnie tak jak powinien. Lazarus 
nie stawiał oporu. 

- To boli. 
- Przepraszam – Strider rzucił ostrze miecza tuż obok skroni 
mężczyzny. – I dziękuję – powiedział, walcząc z falą przyjemności, 
którą przyniosło zwycięstwo. 
To go rozproszyło. Oczy błyszczące ze zdziwienia spojrzały na 
niego. 

- Co, chyba nie myślałeś, że uznam, iż zarzucisz walkę? Okaż mi 
odrobinę zaufania, w końcu - po raz kolejny użył starożytnego języka 
bogów. 
Bezgraniczna fala przyjemności wywołanej wygraną zalała 
Stridra. Nie mógł utrzymać jej ani sekundy dłużej. Zadrżał i jęknął 
razem z Porażką. Iskry owej przyjemności rozpaliły w nim krew, 
rozgrzewając go, nie do tego stopnia, co kochanie się z Kaią, ale 
wystarczająco, aby wywołać krępującą erekcję. 

Zanim Lazarus zdążył coś powiedzieć, zaskoczenie mężczyzny 
ustąpiło rozbawieniu i wojownik wygiął pytająco brwi. 

- To nie z twojego powodu – powiedział Strider, rumieniąc się. 
- Dzięki bogom za to. 
- Więc – miejmy to już za sobą – szybko się leczysz? 
- Tak. 
- Zatem wybacz, ale potrzebuję pięciu minut na osobności i nie 
chcę, żebyś za mną szedł – Strider odzyskał miecze, wyciągając je z 

background image

lodu, a potem rzucił nimi w ramiona Lazarusa. - Zrób mi przyjemność 
i nie ruszaj się. 

Strider wstał na nogi i odsunął się, zwiększając dystans, 
skanując otoczenie. Harpie gapiły się na niego, nawet wycofały się. 
Kilka odważniejszych posłało mu uwodzicielskie uśmiechy, będące 
otwartym zaproszeniem do ich łóżek. 

Uchwycił wzrok Sabina. Lysander był tuż obok niego, a złote 
skrzydła wystawały ponad jego ramionami. Pomimo zimna obaj byli 
spoceni - musieli usłyszeć zamieszanie i ruszyli mu na pomoc. Strider 
wskazał brodą na góry po swojej lewej, a oni skinęli głowami. 
Podczas gdy Lazarus dostawał lanie, on cały czas obserwował Kaię. 
Wspięła się na górę i zniknęła wewnątrz jaskini. 

Zdecydowany ruszył do przodu, a kilka kroków dalej dwaj 
małżonkowie stanęli po jego bokach. Po drodze wyczuł dym i zapach 
spalonego ciała. Nagle ogarnęła go panika, spojrzał w górę. Panika 
wymieszała się z lękiem. Czarny dym unosił się z jaskini. 

Cholera! Nie ma czasu na wspinaczkę. 

- Zabierz mnie tam – zażądał. – Natychmiast! 
Lisander zrozumiał jego pośpiech. Złapał Stridera pod ramiona i 
rozłożył skrzydła, by zaraz odepchnąć się od ziemi i wystrzelić w 
powietrze. Anioł położył go na półce skalnej, nim skierował się w dół 
i powtórzył ten manewr z Sabinem. 

- Kaia! 
Strider pośpieszył do środka, kaszląc, kiedy dym zgęstniał i 
poparzył mu gardło. Machnął ręką przed piekącymi oczami, starając 

background image

się coś zobaczyć. Nagle znalazł się w centrum zniszczenia - nie trzeba 
było machać, żeby zobaczyć w ciemności. Widział bardzo dobrze. 
Około dwudziestu pięciu ciał płonęło, płomienie nadal z nich 
trzaskały, oświetlając przestrzeń. Były tak zwęglone, że nie mógł 
powiedzieć, czy należały do kobiet czy mężczyzn. Serce prawie 
wyskoczyło mu z piersi, krew zawrzała w panice. Ona nie może być 
jedną z nich. Po prostu nie może. 

Czyżby ją zawiódł? Nie mógł jej zawieść. Potrzebował jej. 
Kochał ją. 

- Kaia – powiedział, mimo guli rosnącej mu w gardle. – Kaia, 
laleczko. Gdzie jesteś, kochanie? 
- Co do cholery? – zapytał stojący za nim Sabin. 
- Wielki Boże – westchnął Lysander. 
Strider zignorował go, schylając się, żeby obejrzeć najbliższe 
niego ciała. Drżał, kiedy sięgnął, by wyciągnąć sztylet zaciśnięty w 
poczerniałej dłoni. Rękojeść była tak gorąca, że jego skóra 
natychmiast pokryła się bąblami, nie wypuścił jej jednak. Nie znał tej 
rękojeści. Dobrze. Bardzo dobrze. Ta nie należała do niej. Kilka 
kroków przed nim powtórzyło się łkanie. Kobiece. Wypełnione 
bólem. Znajome. Nie był to dźwięk pełen słodyczy. W oka mgnieniu 
rzucił się w tym kierunku. Wtedy ją zobaczył i gwałtownie się 
zatrzymał. Jego żołądek skręcił się w setkę ostrych węzłów, a każdy z 
nich ciął go boleśnie.

 Unieruchomili ją. 

background image

Tak bardzo jak ulżyło mu, że żyła, chciał umrzeć. W jej 
ramionach były zakotwione miecze, przyciskając ją do skalistej 
ściany. Krew spływała w dół po nagim ciele, przykrywając 
szkarłatnymi smugami bólu. Jeśli ją zgwałcili… 

Na samą myśl o tym Strider poczuł, że jest całkowicie gotowy 
otworzyć się na swojego demona, pozwolić jego nikczemnej połowie 
pokonać każdego obywatela świata i rozetrzeć na miazgę. 

Później będzie się wściekał. Teraz zobaczy, co z nią. Jeden 
ciężki krok, drugi. 

Płomienie trzasnęły na jego koszuli, spalając materiał, osmalając 
skórę. Zatrzymał się i poklepał, próbując ugasić ogień. Kiedy to nie 
pomogło, rozdarł materiał nad głową i rzucił go na bok. Dopiero 
wtedy ogień zniknął. 

- Co się stało… 
- Wynoście się – warknął, a Sabin zamknął usta. – Obydwaj. 
Teraz. 

Nie chciałaby, żeby ktokolwiek widział ją w takim stanie. 

Cisza, a potem niechętnie oddalające się kroki. Strider przez cały 

czas przyglądał się swojej kobiecie. Jej oczy były czarne - biel 
kompletnie zniknęła, ale na mrocznym tle przeplatały się te same 
gniewnie trzaskające płomienie, które go poparzyły. 

- Kaia – powiedział łagodnie. 
Walczyła z mieczami, wydając kolejne łkanie. 
- Uspokój się laleczko. Dobrze? - odważył się na kolejny krok w 
jej stronę. Błąd. Jego jeansy natychmiast stanęły w płomieniach. 

background image

Znowu się zatrzymał. Tym razem nie trudził się ich gaszeniem, po 
prostu odciął przeszkadzający mu materiał i zrzucił z siebie, 
pozostając w bieliźnie i butach. 

- Laleczko, posłuchaj mnie. Dobrze? – powiedział, próbując 
znowu. Upuścił nóż - ostatnią rzeczą, jakiej chciał, to żeby myślała, że 
chce ją zranić. 
- Proszę posłuchaj mnie. Chcę ci pomóc. Zamierzam ci pomóc, 
czy tego chcesz czy nie. Proszę, nie zabijaj mnie, dopóki cię stąd nie 
zabiorę. 
Spodziewał się po Porażce wszczęcia protestu po takiej litanii 
„proszę”. Może rozważał to jako wyzwanie. Ale demon pozostał 
cichy. Nadal bał się Kai? A może po przyjemności jakiej doznali w jej 
ramionach, lamentował nad tym, co ją spotkało? 

- No więc idę – wciągnął gęste powietrze. 
Wstrzymał… wstrzymał… i ruszył do przodu. Skóra wciąż 
rozgrzewała się, ale tym razem nie ogarnęły go płomienie. W końcu 
dotarł do niej, a wtedy delikatnie, bardzo delikatnie ujął jej policzki, 
prześledził kciukami drobne kości pod wrażliwą skórą. Zaskoczyło 
go, że pojawiły się jego własne szpony - szpony demona. Nie zranił 
jej, był… och, był bardzo ostrożny. 

- Kochanie - jęknął – przepraszam. 
Łzy spłynęły z kącików tych czarnych oczu, wiedział, że dotarł 
do kobiety w środku. Nie uchronił jej przed tym i nie miał pewności, 
dlaczego jeszcze nie cierpi w rezultacie swojej porażki. Ponieważ 
potrzebowała leczenia? Proszę niech ona się uleczy. Ponieważ ktoś 

background image

inny niż harpia dokonał tych zniszczeń? Jeśli taka była przyczyna… 
kto to był? Znowu łowcy? 

Desperacko pragnął otworzyć żyłę szyjną i dać jej tyle krwi, ile 
potrzebowała, ale nie mógł tego zrobić. Jeszcze nie. Nie mógł 
ryzykować, że gojące się kości i rany wokół metalu zatrzymają ją na 
miejscu jak w klatce. 

- Zamierzam usunąć te ostrza, dobrze? 
Nie mógł pozwolić, żeby to jej się kiedyś jeszcze przytrafiło. 
Nigdy. Nie zniósłby tego. To jest wyzwanie - powiedział do Porażki. 
Wyzwanie, które zaakceptujesz. Ona jest nasza, musimy ją chronić, 
jeśli zawiedziemy jeszcze raz, będziemy cierpieć, nawet jeśli później 
wyzdrowieje. Zrozumiałeś? 

Pauza. Potem słabe: wygraj. 

Mimo, że nie chciał, zrobił to - chwycił miecze. Były gorętsze 
niż sztylet, którego użył do odcięcia spodni, dłonie pokryte bąblami 
pulsowały z bólu. Nie przejmował się tym - jego ból się nie liczył. Co 
miało znaczenie? Jej ból. Mały ruch był dla niej torturą, wiedział o 
tym, ponieważ łzy zaczęły płynąć szybciej. 

Nie chcąc przedłużać agonii, szarpnął z całą swoją siłą. Przez 
kilka sekund metal zatrzymał się na kości. Musiał pociągnąć mocniej. 
Nie wydała żadnego dźwięku. W końcu była wolna i upadła do 
przodu. Rzucił miecze i złapał ją, ułatwiając płożenie się na ziemi. 
Miała rany również na kostkach, ale ponieważ nie były związane, 
zostawił je w spokoju. 

background image

Znowu chciał ją przytulić i znowu nie pozwolił sobie na ten 
luksus. Użył szponów, żeby przeciąć głęboko szyję, pochylił się i 
przyłożył ranę do jej ust. 

- Pij laleczko. Poczujesz się lepiej, przysięgam. A potem 
powiesz mi, co się stało i ukarzę wszystkich, którzy są za to 
odpowiedzialni. Przysięgam, że to zrobię. 
Na początku nie zareagowała. Potem jej język polizał go, 
przeszywając ogniem tak gorącym jak rękojeść mieczy. Sapnął z tego 
powodu, ale się nie poruszył. Usta zamknęły się, znakując go teraz i 
na zawsze, ssała… i ssała… i ssała… i och… tak, uwielbiał to. 

- Bardzo dobrze – pochwalił ją. – Grzeczna, grzeczna 
dziewczynka. Weź wszystko, czego potrzebujesz. Wszystko. 
Posłuchała go i napiła się do syta. Kiedy skończyła, ogarnęły go 
zawroty głowy, ale je zignorował. Był zadowolony, że Porażka nie 
rozważył tego jako wyzwania. Wyprostował się i spojrzał na nią. 
Miała zamknięte oczy, oddech chrapliwy, płytki. Temperatura 
odrobinę opadła, a twarz nie była już taka blada. To oznaczało, że była 
uzdrowiona. Prawda? 

Musiał ją zabrać z tej zadymionej jaskini. Dziurawa koszula 
leżała kilka kroków dalej, podniósł ją więc i tym, co z niej zostało, 
owinął ciało Kai. Tak delikatnie jak mógł, uniósł ją w ramiona. 
Zachwiał się, ale nie pozwolił, żeby to mu przeszkodziło. Przy wejściu 
do jaskini zawołał Lysandera. Anioł pojawił się sekundę później, 
unosząc się tuż przed nimi, a skrzydła poruszały się z gracją w 
powietrzu. 

background image

- Zabierz nas do naszego namiotu – wychrypiał. 
Nie mógł stracić tej kobiety. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 27 

- No dalej laleczko. Pozwoliłem ci spać wystarczająco długo. 
Teraz po prostu leniuchujesz. 
Strider - pomyślała oszołomiona Kaia, a jej całe ciało rozpaliło 
się do życia. Był tutaj, tuż obok. Musiał tu być. Jego głos, tak bliski, 
taki słodki. Miękkie palce pogładziły włosy wokół czoła. Znała ten 
dotyk. Kochała go i nachyliła się do niego. 

- No dalej. Właśnie tak - jego ochrypły baryton okazał się 
ostatnią deską ratunku, której się rozpaczliwie chwyciła. 
Pomimo tego, że każdy ruch bolał, centymetr po centymetrze 
wynurzała się z otaczającej ją gęstej, mdłej ciemności. „Strider, 
muszę się do niego dostać” - to była ostatnia myśl, zanim sobie 
przypomniała. Jej ostatnia myśl zanim… 

Usłyszała tak wiele krzyków. Pełnych przemocy, bólu. Należały 
zarówno do niej, jak i do wielu innych. Zapach zwęglonej skóry 
uderzył w nozdrza, zapierając jej dech. Teraz sobie przypomniała 
wypuściła 
linę ratunkową, a potem… w dół, spadała w dół, z 
powrotem w ciemność. 

- Kaia! Nie zamierzam się powtarzać. Obudź się do cholery. 
Natychmiast! 
Strider. Znowu chwyciła linę ratunkową. Znowu szarpnęła się 
tym razem do góry, w górę - na powierzchni czekało na nią jasne 

background image

światło. Musiała tylko do niego dotrzeć… chwycić je… była prawie 
na miejscu… kolejne szarpnięcie. 

Otworzyła powieki, a potem westchnienie szoku i 
nadciągającego oburzenia zagościło w jej gardle. Była zdyszana i 
spocona, miała zesztywniałe mięśnie. Starała się usiąść, ale 
przytrzymały ją silne ręce. 

- Nie. Nadal jesteś w trakcie leczenia, wiec nie chcę żebyś się 
ruszała. 
W końcu przystojna twarz Stridera pojawiła się tuż przed nią. 
Jego głęboko niebieskie oczy były szkliste, rozgorączkowane. Troska 
wyryła na jego twarzy głębokie zmarszczki, a normalnie opalona 
skóra była teraz równie bezbarwna jak włosy. Nie, nie prawda - były 
plamy koloru, ale jasnoczerwonych pręg i pęcherzy. Był nagi. 
Oglądanie go sprawiło, że coś w jej niej zaiskrzyło. Świadomość, 
siła… więź. Tak, więź, która była silniejsza nawet od tej łączącej ją z 
Bianką. Większa niż wzajemne zespolenie, ta więź splotła ich razem, 
aż trudno było powiedzieć kto jest kim. Byli po prostu jednością. 

- Jesteś cały? – bogowie, nawet mówienie sprawiało, że 
cierpiała. Gardło było suche, obolałe jakby ktoś dla zabawy podrapał 
je wyszczerbionym szkłem i kwasem wymalował krwawiące rany. 
- W porządku, nie martw się o mnie. Martw się o siebie. Byłaś 
nieprzytomna. Trzy dni. 
Trzy dni? - jej oczy się rozszerzyły. - Trzecie zawody… 

- Zaczną się za dwa dni od dzisiaj. Bianka na bieżąco mnie 
informuje. 

background image

Dzięki bogom. Spokojnie. Trzy dni. 

- Muszę wyglądać okropnie – mruknęła. Chciała przeczesać 
włosy palcami, ale podniesienie ręki wymagało zbyt wiele wysiłku. 
- Wyglądasz na żywą, a to dla mnie oznacza, że cholernie 
pięknie. 
Kochany facet. Serce podskakiwało, kiedy chłonęła jego 
komplement. 

- Poza tym – powiedział – oboje jesteśmy czyści. Lysander dał 
mi szaty. Anielskie szaty. W zasadzie całą stertę. Za każdym razem, 
kiedy zakładam nową, czuję się jakbym brał kąpiel. Ty również. 
Wszystko od stóp do głowy zostało… jest… umyte. I pozwól mi 
dodać: to jest dziwne. 
Po co jej to mówi? Chyba, że… och. Och! Pragnął jej. Dobrze. 
Rozgrzało ją podniecenie, sutki stwardniały. Ogarnęła wzrokiem 
swoje ciało, żeby oszacować obrażenia, które będzie musiała 
uwzględnić. Była naga, ramiona odbarwione i pokryte strupami. 
Brzuch w porządku. Nogi w porządku. Kostki posiniaczone. Nie jest 
źle. Leżała wewnątrz prawie pustego, białego namiotu na dywanie ze 
sztucznego futra, który musiała dostarczyć jej bliźniaczka. Powietrze 
wokół było gorące, mimo iż to wpadające przez wejście prawie 
krystalizowało się z zimna. 

Opierając swój ciężar na jednym ramieniu, Strider uważał na to, 
żeby nie otrzeć się o nią długą grubością swojej erekcji i… och, tak, 
miał ją. Miłe ciepło natychmiast pojawiło się miedzy nogami. 

background image

Pragnęła jego dotyku, ust. Chciała zbadać tę nową, głębszą więź. 
Oblizała usta. 

- Szybko działasz – powiedziała z uśmiechem. 
- Cholera, Kaia. Oderwij swoje myśli od sprośnych rzeczy i 
porozmawiaj ze mną. Czekałem cierpliwie przez ostatnie kilka dni. 
„Pieszczotliwe” przezwisko sprawiło, że skupiła wzrok z 
powrotem na jego twarzy. Zmartwieniem był powrót do pełni sił 
przypomniała 
sobie dlaczego się tutaj znalazła, w jakim stanie była i 
jakim zagrożeniem się stała dla tego mężczyzny. Nie musiała odsuwać 
na bok swoich seksualnych potrzeb – one zniknęły samoistnie. 

- Dobrze. Tak. Co chcesz, żebym ci powiedziała? 
Jego oczy błysnęły. 
- Po pierwsze, jeśli kiedykolwiek miałaś wątpliwości, że jestem 
twoim małżonkiem, możesz je porzucić. Będziesz spać obok mnie. 
Nie takich „okropności” się spodziewała, opadła więc odprężona 
na futrzany dywan. 

- Przykro mi kochanie, ale to tak nie działa. 
- Więc jak to działa? - popatrzył na nią z dezaprobatą. 
- Drzemki się nie liczą jeśli harpia zasypia, kiedy została ranna. 
Muszę spać obok ciebie, kiedy jestem uzdrowiona, a to jeszcze się nie 
stało. 
- Ale stanie się – emanował zdecydowaniem,. 
Kaia wiedziała, że uznał to za wyzwanie. Wyzwanie, które 
wyraźnie zaakceptował jego demon. Nie pozwoliła, żeby ją to 
zmartwiło. Chciała z nim spać, przytulać się do jego boku - coś czego 

background image

nigdy nie robiła z innym mężczyzną. Jakby ostatnie wydarzenia nie 
miały na to wpływu. 

- A teraz powiedz mi, co się stało – dociekał, a każde słowo było 
ostrzejsze niż poprzednie. – Czy ci mężczyźni… czy ty? 
Dobra. Pęcherze przestały być jedyną rzeczą barwiącą jego 
twarz. Pojawiła się furia. Tak, ogromna. Wściekłość za znęcanie się 
nad nią? 

- Zrobili co? Przyszpilili mnie do ściany? Tak. Zapalili się i 
spłonęli żywcem? Tak, to też. 
Jeszcze raz krzyki i płomienie przemknęły przez jej myśli. 
Zamiast udręki jakiej doświadczyła w ciemności i głębokiej pustki 
teraz zalała ją fala zadowolenia. Zwycięstwo należało do niej. 

- Nie laleczko – jego twarz złagodniała, stała się delikatna i 
zamyślona. Przesunął delikatnie palcem wzdłuż koniuszka jej nosa. – 
Czy oni… cię zgwałcili? 
- Nie – zadrżała pod wpływem smakowitego dotyku. – 
Zabiłabym ich na śmierć, gdyby to zrobili. 
- W takim razie nie odleję się na ich zwęglone szczątki - ulga 
zagościła na jego obliczu. - Jak ich zabiłaś? To znaczy wiem, że ich 
spaliłaś na śmierć, tak jak powiedziałaś, ale jak udało ci się to zrobić? 
Musiałaś to zrobić po tym, jak cię przyszpilili. Inaczej zostałabyś 
pocięta jak wigilijna szynka. 
Mądry mężczyzna. 

- Ja… - kiedy powróciły wspomnienia zmarszczyła brwi, 
odwróciła się do niego. – Nie chcę o tym mówić – wyszeptała. 

background image

Chociaż była zadowolona z ostatecznego efektu, to jednak 
osiągnięcie go otworzyło istną Puszkę Pandory pełną komplikacji i nie 
sądziła, żeby Strider właściwie ocenił tę ironię. 

- Zrób to mimo wszystko - przymknął powieki. - Teraz. I zacznij 
od początku. Chcę usłyszeć wszystko. 
Taki władczy - jej wojownik - taki seksowny. Nie chciała mu 
mówić, ale zrobi to. Zamierzała odmówić, ale zrobi wszystko, żeby 
powstrzymać go przed przeżywaniem bólu, nawet to. 

- Wspięłam się na półkę, tam czekali na mnie łowcy. Rzucili się 
na mnie i zaczęliśmy walczyć. Wygrałabym, ale wiedzieli, że 
najpierw muszą zająć się moimi skrzydłami – prawdopodobnie dzięki 
Juliette, chociaż mówienie o harpich słabościach z obcymi było 
niewybaczalne i karane śmiercią. – Kiedy zostały złamane, 
przyszpilenie mnie mieczami było łatwe. 
Każde jej słowo powodowało, że Strider był coraz bardziej 
spięty. 

- Nie słyszałem twojego krzyku. 
Wiedziała o tym. Upewniła się, że nie usłyszy, trzymając swój 
płacz w sobie. Nie chciała go rozpraszać podczas walki z Lazarusem, 
którą, notabene, musiał wygrać, skoro był tutaj ewidentnie wolny od 
bólu. Ale dlaczego nie słyszał krzyków łowców? Była ciekawa. 
Interesujące. Czyżby ktoś w jakiś sposób uwięził hałas wewnątrz 
jaskini? 

- Dalej – ponaglał. 

background image

- Byłam tak wściekła, tak… zdesperowana, ciepło we mnie po 
prostu… w jakiś sposób… się wylało. 
- Znam to ciepło – powiedział chrapliwie. 
- Tak? - złączyła brwi, manifestując zakłopotanie. 
- Tak. Kiedy się kochaliśmy, poparzyłaś mnie dość poważnie. 
- Co! – musiała nie zwracać uwagi na jego ciało, skupiła się 
tylko na swoim. Była bardzo samolubna. – Bogowie, Strider. Przykro 
mi. 
- Mnie nie – jego usta drgnęły w pierwszym prawdziwym 
przejawie radości odkąd się obudziła. – Podobało mi się to. 
To jej nie uspokoiło. Mogła go zabić. Zamiast to przemyśleć, a 
może dlatego, że wybuchła płaczem, przyspieszyła swoją opowieść. 

- Zapaliłam się, ale to mnie nie bolało. Nie rozumiałam, co się 
dzieje, po prostu obserwowałam, jak mężczyźni wokół mnie płoną. I 
kiedy inni próbowali uciec z jaskini, spojrzałam na nich, a następną 
rzeczą, którą pamiętam, jest to, jak wiją się, płonąc. Moja harpia 
zaśmiała się – gwoli szczerości ona również. – Wtedy po prostu 
straciłam przytomność. 
- Nie rozumiem. W jaki sposób zapaliłaś się, a kilka minut 
później nic ci nie było? - odpowiedź była powodem, dla którego nie 
chciała o tym rozmawiać. 
- Powinnam złożyć razem te kawałki wcześniej, ale odrzuciłam 
je jako niedorzeczne. Może dlatego, że byłam zbyt rozkojarzona 
zabieganiem o mojego małżonka. 

background image

-Rozkojarzona? - warknął ze śmiechem. - Co za 
niedorzeczność. I mówisz, że o mnie zabiegałaś? Laleczko, jeśli 
ostatnie kilka tygodni, to twój pomysł na zaloty, musimy poważnie 
popracować nad twoimi umiejętnościami podrywu. 

- Zamknij się. Złowiłam cię, czyż nie? 
- Tak – powiedział czule – złowiłaś mnie. 
To ją uspokoiło ( i roztopiło). 
- Tak jak mówiłam, moim ojcem jest zmiennokształtny feniks. 
Musiałam odziedziczyć jego umiejętności. 
I nie podobało jej się, że tak jest! Oczywiście doceniała swoją 
nowoodkrytą zdolność usmażenia wrogów na tlący się popiół, ale 
feniks był wyjątkową, nieprzyjazną rasą i każdy kto wykazywał 
najmniejsze zdolności do pirokinezy, był chwytany i przetrzymywany 
na ich terytorium. Szczerze? Nie miała pojęcia, jak jej matka i ojciec 
się połączyli. Obrzydliwość. Uciekła od tej myśli. Nie ważne. Ojciec 
porwał ją i Biankę całe wieki temu, żeby upewnić się, że nie wykazują 
powinowactwa z ogniem. Nie wykazywały, więc zostały uwolnione. 
Uwolnione i powiedziano im również, żeby nigdy nie wracały. Zatem 
nie powinna teraz wykazywać takiego pokrewieństwa. Feniks może 
być odpornym na wielki żar i kontrolować ogień od urodzenia. Aż do 
tej pory nie była do tego zdolna. Więc jak to się stało? Dlaczego 
teraz? Utajone zdolności, czy to możliwe? Ale czy nie powinny 
pojawić się wraz z okresem dojrzewania? Spośród wszystkich rzeczy 
tylko jedna zmieniła się w jej życiu. Jej potrzeba -gorące pożądanie 
Stridera. Kiedy – jeśli – jej ojciec dowie się o tym, czy po nią 

background image

przyjdzie? Zażąda, żeby żyła wśród jego ludzi? Nie ma sensu teraz 
tego rozważać. Tak, mógłby. A ona mu odmówi. Czy zostanie 
zmuszona do walki z nim i jego braćmi, tylko dlatego, że będzie 
chciała przeżyć życie, tak jak marzyła? Czy założy się ze Striderem, 
próbując ją zmusić? 

- Cieszę się, że odziedziczyłaś po ojcu zdolności. Jesteś żywa i 
nic innego się nie liczy – powiedział. – Wykonałaś dobrą robotę. 
- Naprawdę? – nigdy nie znudzi się jego pochwałami. 
- Jeśli twoim celem było to, żebym zamartwiał się na śmierć, to 
tak – teraz groźnie na nią spoglądał, a jego uczucie zmieniło się w 
złość. Domyśliła się, czym było to coś, co doprowadzało go do 
szaleństwa. – Nigdy więcej nie zaatakujesz nikogo na własną rękę. 
Przywiążesz się łańcuchem do mojego boku i polubisz to. 
Zrozumiałaś? 
Nie zamierzała komentować takich absurdów. 

- Tak żebyś wiedział, ty też wykonałeś dobra robotę – może jeśli 
mu przyklaśnie, on powstrzyma swoją pełną troski przemowę i 
przypomni sobie, że wygrała. 
- Cóż, nie wykonałaś dobrej roboty i taka jest, na bogów, cała 
prawda. Prawie umarłaś! Nie krzyczałaś i wiem dlaczego. Nie chciałaś 
mnie rozpraszać. Ale zgadnij co? Wolałbym, żebyś mnie rozproszyła! 
Mógłbym ruszyć na ratunek i pomóc ci w tym zabijaniu. 
Mógłby również spalić się na popiół z łowcami. 

- Cóż… więc… ty również nie wykonałeś świetnej roboty! 
- Nie? Właśnie powiedziałaś, że to zrobiłem. 

background image

- A potem powiedziałam, że nie. 
- Przykro mi, nie można zmieniać zdania. Spieprzyłaś to, 
ponieważ pozwoliłaś, żeby cię przyszpilili. Nie rób tego więcej. Masz 
w ogóle pojęcie, co oni mogli z tobą zrobić? 
Tak. To coś zdecydowanie go napędzało. Powoli odpłynęło z 
niej oburzenie. Jak mogła go winić? Gdyby sytuacja była odwrotna, 
zachowywałaby się dokładnie to samo. 

- Nie zrobię tego ponownie. 
Strider z trudem wypuścił powietrze, ale wyraźnie się 
zrelaksował. 

- Więc dlaczego nie chciałaś opowiedzieć mi o łowcach? 
Cóż, może nadal była odrobinę owładnięta oburzeniem, więc 
dość sztywno odpowiedziała. 

- Ponieważ powiedzenie ci o mojej nowoodkrytej mocy 
panowania nad ogniem oznacza, że muszę ci powiedzieć coś 
gorszego… nie możemy już nigdy uprawiać seksu - naprawdę nie 
żartowała. Mogła zapomnieć o swojej decyzji po przebudzeniu, ale 
teraz sobie przypomniała. 
- Jak cholera?! – ryknął. 
- Strider, nie możemy. Poparzę cię – poważnie, może nawet go 
zabije. 
- Nie zrobiłaś tego ostatnim razem – odpowiedział łagodnie. 
Wtedy w końcu odwrócił się do niej i wcisnął swojego penisa 
między jej uda, uderzając dokładnie tam, gdzie pragnęła go 
najbardziej. Pożądanie eksplodowało, budząc się do życia. Zacisnęła 

background image

dłonie na dywanie, żeby powstrzymać się przed kontaktem z nim. 
Gorąco… mogła poczuć jak znowu rośnie, gotując się pod skórą. 

- Kłamca. Powiedziałeś, że cię poparzyłam. 
- Powiedziałem również, że mi się to spodobało. 
Nie waż się teraz zmięknąć. 

- To nie ma znaczenia. Ostatnim razem niczego nie podpaliłam. 
Teraz tak, szanse, że to zrobię znowu wzrosły. I kiedy jestem z tobą, 
najwyraźniej całkowicie tracę zdrowy rozsądek. Nie chcę tracić nad 
sobą kontroli. 
- Jeśli tak jest, nie będziesz również zdolna do walki w dwóch 
następnych konkurencjach. Twoja złość najprawdopodobniej będzie 
zapalnikiem, który doprowadzi do wybuchu i zabicia wszystkich 
wokół. 
- Tak, ale ja chcę zabić swoich przeciwników – nie zupełnie, ale 
nie chciała tego przyznać. 
- To zagrozi twojej rodzinie. 
Cholera! 
- Po prostu pogódź się z tym, ponieważ to się dzieje. Jeśli 
możesz to znieść – dodał w zamyśleniu – twoje krzywdy… 
- Mogę znieść wszystko - podniosła podbródek, bo właśnie 
dotknął jej dumę. 
- Dobrze. Martwiłem się o ciebie zbyt długo. Potrzebuję cię, ale 
bardziej niż to, zasłużyłem na nagrodę za opiekowanie się tobą. Czyż 
nie? 

background image

Nawet jeśli, to troska o jego bezpieczeństwo nie ustępowała, 
przecież był najważniejszą częścią jej życia. 

- Mówi teraz przez ciebie demon. Wiem to. Gdybyś tak 
myślał… 
- Laleczko, nie myślałem tak trzeźwo, odkąd cię spotkałem. 
Będziemy się kochać. Spodoba ci się to, mi również i wyjdziemy z 
tego żywi – urwał i zachichotał. – Zrozumiałaś? Wyjdziemy z tego. 
Przewróciła oczami - jego całkowita obojętność na jej obawy 
bardzo pomogła je złagodzić, choć, tak naprawdę, Strider nic nie 
zrobił. 

- Mój demon lubi nad tobą dominować i bycie z tobą seksualnie 
jest dużo bardziej satysfakcjonujące niż cokolwiek innego, ponieważ 
on się również ciebie boi. Dzięki temu twoje poddanie jest jeszcze 
słodsze. Ale jeszcze nie zaakceptował wyzwania. Nadal jesteśmy 
tylko ty i ja. I pożądanie. Twarde, wzburzone pożądanie. 
Zagryzła wargę. 

- Nie chcę, żeby Porażka się mnie bał. Chcę, żeby mnie zawsze 
lubił. 
Powolny uśmiech wykrzywił jego usta. 

- Dobrze, ponieważ ten drań właśnie mruczy z aprobatą. 
- Poważnie? – wreszcie pozwoliła, żeby jej ręce owinęły się 
wokół jego szyi. 
Przycisnął do niej swój trzon, potarł, a potem wciskając się tam i 
z powrotem jęczał z przyjemności, będąc głęboko w jej wnętrzu. 

background image

Ciepło stało się intensywniejsze, rozchodziło się od niej. Zaczął się 
pocić, a to ją wystraszyło. 

- Strider. 
- Jestem twoim małżonkiem. Nie możesz mnie zranić. 
Kolejna słuszna uwaga. 
- Ale… mówi przez ciebie podniecenie. 
- Nie, to moja wiara w ciebie i twoje umiejętności. 
- Powiedziałeś, że zawaliłam robotę. 
- Nie. 
- Ależ tak. 
- Zamknij się Kaia i przestań grać na zwłokę. Spójrz na to z 
innej strony. Twoja harpia jest hardkorową laską i uwielbia mnie. Nie 
zrani mnie. Pogódź się z tym i przejdźmy do rzeczy. 
-Toleruje cię – skłamała Kaia. 

- W zasadzie to… trzeba poszerzyć jej słownictwo. Ona mnie 
uwielbia. I – kontynuował zanim zdążyła coś powiedzieć – jest 
silniejszą częścią ciebie niż ta należąca do feniksa. Musi być. 
Kiedy skończył mówić, trącił jej sutki, dając jej więcej rozkoszy, 
słodki kontakt, którego tak bardzo pragnęła. 

– Z drugiej strony – mówił dalej - nie wytrzymasz długo bez 
podpalania ludzi. Ale… jeśli to sprawi, że poczujesz się lepiej… 
Wziął ją w ramiona i zaniósł do wyjścia. Poczuła chłód w 
momencie, gdy wyszli na zewnątrz. Śnieg sypał się z zachmurzonego 
nieba z taką determinacją jak ulewny deszcz. 

background image

- Jesteśmy tutaj sami – powiedział. – Wszyscy inni wynieśli się 
wczoraj. Lysander rozstawił straże po drugiej stronie gór. Nikt się 
tutaj nie prześliźnie. 
Dobrze wiedzieć. Żenujące, ale w tym momencie nie myślała o 
podstępnym ataku - jedyne co się liczyło, to ten mężczyzna. Jego 
dotyk. 

- Zamierzasz zamarznąć tutaj na śmierć? – spytała, kiedy 
postawił ją na śniegu. Poczuła gęsią skórkę, zmarzła. 
- Zdecyduj się. Albo spalę się na śmierć, albo zamarznę. Więc? – 
Rozsunął jej nogi i przykucnął przed nią „taka piękna” powiedział, 
przesuwając palcami po jej wilgotnej szczelinie. Wygięła plecy w 
błaganiu – tak dobrze. 
- Taka moja –podrażnił jej łechtaczkę, podkręcając pożądanie i 
dotykając wszędzie poza tym miejscem. – Powiedz to. 
- Jestem twoja – szepnęła. - Zawsze. 
Pocałował, a potem polizał środek jej pożądania, doprowadzając 
ją do jęku, a potem po raz kolejny pojawił się przed nią. Wokół niego 
padał śnieg, a on był tak niesamowicie przystojny. Nie wszedł w nią, 
jeszcze nie, ale znowu zaczął to powolne, ostre pocieranie, drażniące, 
dokuczające. Wydała kolejny jęk. 

- Strider. Błagam. 
- Bogowie, smakujesz wspaniale. Muszę jeszcze raz spróbować 
– znów zaczął lizać i ssać. 
Wstrząsnęła nią przyjemność, a palce zacisnęły się na jego 
włosach. Mimo zimnego wiatru ciepło rozkwitło na nowo, szybko 

background image

przebiegając przez jej ciało. Niezależnie od przyjemnych zawrotów 
zasnuwających jej wzrok rozkoszną mgłą , obserwowała go, 
zdecydowana, by powstrzymać przy pierwszych oznakach 
niebezpieczeństwa. Kropelki potu spadały na jej uda wprost z jego 
skroni. Pot, ale nie ślad po oparzeniu. Dobrze, bardzo dobrze. Jego 
język nie przestawał pracować, tonąc w niej, kochając się z nią, zanim 
ostatecznie przesunął nim po łechtaczce. Jednym kończącym 
dotknięciem doprowadził ją do szybkiego orgazmu. Ogarnęła ją 
satysfakcja biegnąca spomiędzy ud wprost do piersi, ramion, stóp, 
omiatając falą uczuć każdą część jej ciała. Płomienie buchnęły, ale 
tym razem jej nie opuściły. Zaczęła wierzyć, że nie mogłaby 
skrzywdzić tego mężczyzny ani umyślnie, ani nieumyślnie. Był jej 
drugą połową, tak niezbędną do życia jak jej serce. Cholera, on był jej 
sercem. Uspokoił jej harpię, a teraz najwyraźniej oswoił feniksa. 

- Otwórz oczy laleczko. 
Posłuchała bez sprzeciwu. Był gotowy. Jego włosy były 
posklejane - nadal się pocił. Czubek penisa muskał jej wilgotne 
wejście i musiała zagryźć wargi, kiedy pożądanie powróciło. 

- Czas na spowiedź – powiedział. Kolejne muśnięcie. – Spaliłaś 
anielskie szaty. Na nas obojgu. Dlatego jesteśmy nadzy. I zapaliłaś 
mnie. Raz. Ale zapanowałem nad tym. 
Nie czekał na jej odpowiedź, uderzył w nią, zagłębiając się tak 
mocno, jak mógł. Odruchowo wygięła się na to spotkanie, żeby go 
przyjąć, całego. 

background image

- Ty… draniu – zdążyła westchnąć. Był taki szeroki, rozciągał 
ja. Taki długi, uderzał głębiej niż ktokolwiek wcześniej. Była tak 
mokra, że wślizgnięcie się było łatwe. – Mogę… cię zabić za to – 
powiedziała, choć tak naprawdę była pewna, że po tym orgazmie nie 
byłaby do tego zdolna. Teraz, żeby dowiedzieć się czy go zrani… 
może znowu… 
- Przypadkowo – powiedział z jękiem. Znowu ruszył 
gwałtownie, wycofał się, ruszył do przodu. 
- Nie będę cię narażać – czy mogła go teraz odepchnąć? Dla 
jego własnego dobra, dla jego dobra. - Strider… 
- Nie będziesz musiała mnie narażać. I udowodnię ci to. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 28 

Strider doprowadzał swoją kobietę do kolejnych szczytów, nie 
okazując żadnej litości i testując jej ciało w każdej z możliwych 
pozycji. Ssał jej sutki, lizał ją od stóp do głowy, drażnił kobiecość 
długimi, pewnymi ruchami, wbijał się w nią powoli i łatwo, by potem 
przyspieszyć - coraz szybciej i szybciej, a pchnięcia stawały się 
płytsze, by po chwili przejść w głębokie i ostre. Kiedy leżała na 
plecach, prawie nie mogąc złapać tchu, założył jej nogi na swoje 
ramiona. Osiągnęła kolejny szczyt, a on przełożył je na swoją talię. 
Kolejny raz doszła, a on przerzucił ją dookoła i wziął od tyłu. Kaia 
zaczęła wić się i błagać o więcej. 

Więcej? Tak, mógł dać jej jeszcze więcej. Pomyślał, że mógłby 
tak kochać się z nią przez wieczność, a nawet jeden dzień dłużej, 
mimo że sam pragnął orgazmu. Potrzeba w nim rosła i rosła, 
konsumowała go, ale nigdy nie był bardziej zdeterminowany, żeby 
powstrzymać się dla kogoś innego. I mógł to zrobić, dopóki Kaia 
każdą swoją komórką nie posiądzie wiedzy o nim, niezdolna, żeby mu 
odmówić. W ten sposób nigdy o nim nie zapomni, nigdy nie zapomni, 
co jej zrobi, jeśli jeszcze raz go tak przestraszy. Nie, żeby to miało 
odstraszać. Cholera, dawał jej powód, żeby każdego cholernego dnia 
była lepsza. Prawie umarła, dostanie więc najlepszy w życiu seks. 
Żadnego cholernego sprawdzania się - dziękuję bardzo. On po 
prostu… nie chciał, żeby ta chwila się skończyła. Potrzebował tego. 

background image

Potrzebował jej. Trzymanie się na dystans nie było dobrym 
rozwiązaniem. Tak, wiedział, jak Kaia zareaguje, kiedy dowie się o 
tym, że go poparzyła. I tak, Strider przyzna się jedynie, jeśli ona nie 
będzie chciała z tego powodu zbyt mocno atakować. Halo. Nie był 
głupi. Ale tak jak jej powiedział, przypieczenie go otwartym ogniem 
było przypadkiem. O czym jej nie powiedział, ale zamierzał zrobić to 
później? Że wypadek popchnął go do… 

Była umierająca, wydawała ostatnie tchnienie, a on widział 
wystarczająco dużo umierających ludzi, żeby wiedzieć, kiedy wzywa 
ich Śmierć. Wiedział, że wkrótce pojawi się Lucien, który będzie 
musiał usłuchać wezwania, nie ważne jak bardzo Strider będzie 
protestował. Będzie musiał zabrać duszę Kai do zaświatów, kiedy jego 
demon - Śmierć, uzna to za konieczne. Świadomość tego sprawiła, że 
Strider niemal oszalał i wspomnieniami sięgnął do Gideona. On 
poślubił swoją kobietę. Przypomniał sobie, jak Gideon zachwycał się, 
opowiadając o tym, jak najpierw skaleczył siebie, a potem Scarlet i 
połączył ich krew. W staromodny sposób związał się z nią. Powiązał 
ich życia i dusze, a siła Gideona stała się siłą Scarlet. Dlatego Strider 
zrobił dokładnie tak samo. Skaleczył najpierw siebie, a potem Kaię. W 
momencie, w którym zatopił ostrze we wrażliwym miejscu pomiędzy 
piersiami, wybuchła, miotała się, a ogień ponownie zapłonął. 
Skrawek jego ciała został poparzony (górna połowa), ale to była 
niewielka cena za jej życie. Już i tak był jej małżonkiem, a teraz dodał 
odrobinę… pikanterii do ich związku. Uczynił ich równymi. 
Partnerami. I na bogów, ta wiedza prawie go poraziła. 

background image

Moja - pomyślał. Moja żona. Na zawsze. 

Z każdym Kai orgazmem, Porażka stawał się pewniejszy swoich 
umiejętności jej poskramiania. Trochę bardziej zaborczy wobec niej. 
Tak jak Strider. Gnojek zdał sobie sprawę z tego, że piękna harpia 
nigdy celowo go nie skrzywdzi, że zdobycie jej – coś czego nigdy 
żaden mężczyzna nie osiągnął – było jednym z największych 
zwycięstw w ich egzystencji. Gnojek również wylewał swoją 
przyjemność prosto do żył Stridera. To było więcej, niż wojownik 
mógł znieść. 

- Strider – jęknęła, a jej słodka, wypięta pupa poruszyła się, 
kiedy po raz kolejny zwolnił pchnięcia. – Proszę. 
Nadal padał śnieg. Zobaczył delikatną burzę, ale jej nie poczuł jego 
kobieta była zbyt gorąca. Żar, który powitał, uwielbiał, pragnął… 
nie znał wcześniej takiej potrzeby. Kaia emanowała przyjemnością i 
satysfakcją. Potężna kombinacja. Prawdopodobnie będzie ćwiczył 
erekcje przez całe lato. 

- Nauczyłaś się tej lekcji? – słowa z łatwością przeszły mu przez 
gardło, choć ścisnęło je pożądanie. 
- Tak - szepnęła z aprobatą. 
Pochylając się w dół, przycisnął swoją pierś do jej pleców, jej 
kręgosłup pieścił jego ciała. Podobał mu się ten fantastyczny, nowy, 
głębszy kontakt, ale nie poprzestał na nim - oplótł wokół niej ręce i 
podniósł oboje tak, aby byli na kolanach, jej pomiędzy jego. 

Nabiła się na niego, gdy jego obolały penis nie wyślizgnął się z 
niej. Głowa Kai opadła na jego ramiona, a jej długie, jedwabiste włosy 

background image

łaskotały pomiędzy ich ciałami. Strider przesunął rękę na jej pierś, 
chwytając pomiędzy palce perlisty, różowy sutek. Drugą przesunął na 
wilgotne, bardzo wilgotne kobiece sedno. 

- Cholera, ruszaj się mocniej! – zażądała. Jej ruchy były teraz 
nieskoordynowane. – Szybciej. 
- Nie. Powiedz mi najpierw, czego się nauczyłaś – naciskał, 
nadal się nie poruszając. Nie pocierał jej łechtaczki, po prostu drażnił 
swoją bliskością czuły, nabrzmiały punkt. 
Warknęła. 

- Tego, że cię nie zranię, kiedy stracę nad sobą kontrolę podczas 
seksu. Dla twojej wiadomości, dowiedziałam się o tym pięć 
orgazmów temu, ty gnojku. 
- Nie wiedziałem, że tak szybko się uczysz. 
- Więc dlaczego się nie ruszasz? Zrobię ci krzywdę, jeśli tego 
nie dokończysz! – warczenie stawało się coraz ostrzejsze. Zatopiła 
szpony w jego udach, kiedy powiedziała: – przysięgam, skończę to 
sama, a ty obejdziesz się smakiem. 
Strider zachichotał szorstko. Taka niecierpliwa. Jego kobieta. 
Dzięki bogom. Nie chciałby jej w żaden inny sposób. 

- Kocham cię – powiedział i nim zdążyła odpowiedzieć, pochylił 
głowę, a potem przycisnął usta do jej ust, wsunął język i otoczył jej. 
Chwycił jej biodra i zmusił, żeby go ujeżdżała, zatapiał swojego 
kutasa tak głęboko, jak tylko mógł, z każdym jej ruchem w dół 
nabijając ją, a potem niemal zostawiając z każdym ześlizgnięciem w 
górę. Jakby tego było mało, przycisnął swój kciuk do najsłodszej 

background image

małej drobinki na świecie. Była taka mała, taka ciasna, wiedział, że 
jest dla niej nieco za duży. Może powinien być ostrożniejszy, ale Kaia 
była również silna, mogła przyjąć wszystko, co zamierzał jej dać - a 
zamierzał bardzo dużo. Uderzał coraz mocniej i szybciej. Pocałunek 
nie kończył się, ani nie zwalniał, a on kochał to, że smakowali się z 
taką pasją. 

Kaia uniosła rękę, wbijając paznokcie w jego głowę. 

- Strider – szepnęła, odsuwając się od jego ust. – Tak. Tak. 
Takie słodkie błogosławieństwo. Jego mięśnie drżały z 
najgłębszego pożądania. Kości bolały. Musiał… potrzebował… 
mógł… cholera! Powstrzymywał się tak długo, że nie potrafił teraz 
zburzyć tego muru, który wzniósł. Uderzał w nią, biodra cały czas 
poruszały się rytmicznie, a kiedy to nie pomagało, opadł razem z nią 
na bok i nie zważając ma chłód, przesunął jej nogę w górę ponad 
swoją, rozszerzając ją tak bardzo, jak tylko mógł. Mocniej… wciąż 
mocniej… ale spełnienie nadal się wymykało. Zdesperowany, pocił 
się tak bardzo, że lód topniał, tworząc kałużę. Wbił w biodro Kai 
palce - wiedział, że rano będzie miała siniaki. Jęknęła i zapiszczała. I 
kiedy zawołała „kocham cię!” jakby rozpadła się na kawałki, 
wyczerpana, a jej mięśnie zaciskały się na nim, zrozumiał, że 
dokładnie na to czekał, tego pożądał. Jej deklaracji. 

Strider również wybuchł. Jej ciało praktycznie wydzierało z 
niego nasienie. Gorące strumienie wystrzeliły w nią, pod powiekami 
błysnęło jasne światło, a jego ryk rozchodził się echem przez ciemną 
noc. Kiedy skończył długą chwilę później, opadł obok niej. Drżała. 

background image

Nie z powodu zimna, ale z wysiłku. Był zbyt słaby, żeby się 
uśmiechnąć i walić w pierś z dumy. Jego kobieta, żona, była 
usatysfakcjonowana. 

- O tym myślałaś? – zdołał zapytać. Senność zaczęła go ogarniać 
równie szybko jak ją. 
Nie udawała, że nie zrozumie. 

- Tak – głos był delikatny, wyczerpany. 
- Przez cały cholerny czas? 
- Och, po prostu zamknij się i odpoczywaj ze mną. 
Okej, jednak nie był zbyt słaby, żeby się uśmiechnąć. 
- Będziesz spać? Poważnie? 
- Spróbuj mnie powstrzymać – ziewnęła i ułożyła głowę w 
zagłębieniu jego szyi. 
- Zaufasz mi, że cię obronię? 
Minuty wlokły się w ciszy. 
- Kaia? 
- Co? – mruknęła sennie. 
- Czy ty… ufasz mi? Wierzysz, że cię ochronię? 
- Oczywiście – odpowiedziała. Miała zamknięte oczy, a kilku 
minut później opadła na niego, całkowicie zatracona w słodkim 
sennym uścisku. 
Powiedziała „oczywiście”. Tak po prostu, jakby jego 
oczekiwanie na odpowiedź nie było stresujące. Strider zebrał siły i 
przeniósł Kaię do namiotu. Trzymał ją w objęciach przez całą noc, 
klnąc się na bogów, że nigdy nie pozwoli jej odejść. 

background image

Dwa dni później, kiedy Kaia spotkała się z siostrami, nadal była 
pod wrażeniem tego, że Strider całkowicie posiadł jej ciało. 
Dziewczyny miały głowy pochylone ponad bronią i wymieniały 
wskazówki, przygotowując się do trzeciej konkurencji. 

Od tamtego razu ona i Strider nie kochali się ponownie i nie 
mówili o swoich uczuciach. Wiedziała, że to była kurtuazja z jego 
strony - musiała skupić się na wygranej. Niestety nie była zdolna do 
tego, żeby porwać i torturować Juliette dla zdobycia informacji o 
Włóczni. Poza tym nie było na to czasu - podróż z Alaski do Rzymu 
pożarła jakiekolwiek szanse na odwet. Niemniej Juliette była teraz w 
jej zasięgu, bo za pół godziny rozpoczynały się zawody. 

Bianka zauważyła Kaię, gdy spojrzała w górę, żeby znaleźć swój 
wypolerowany kamień. 

- Kye! – uśmiechnęła się, skoczyła na nogi, a jej broń brzęknęła 
o podłogę tuż obok cebra z wodą. Rzuciła się w jej kierunku i 
zamknęła siostrę w powitalnym uścisku. – Prawie zabiłam Stridera, 
kiedy odmówił mi spotkania z tobą, ale wiedziałam, że będziesz 
rozczarowana, jeśli go zbyt mocno podrapię – długie cierpiące 
westchnienie. – Na szczęście dostarczał mi codzienne raporty, wiec 
wiedziałam, że zdrowiejesz. Ale widząc cię… - gorące łzy popłynęły 
z jej oczu. 
- Tak, wiem. Też musiałam cię zobaczyć. 
Kaia wiedziała, że Strider nie powiedział Biance, ani nikomu 
innemu o płomieniach, rzeczach z nimi związanych czy ich 
następstwach. Nie, żeby musiał komukolwiek wyjaśnić tę sprawę. Po 

background image

prostu pozostawił tę decyzje jej. Powiedzieć czy nie? Jeśli to zrobi, jej 
siostry nie będą chciały, żeby walczyła. Jakby mogły ją powstrzymać! 
Zignorowała ostry wewnętrzny głos. Jednak ich niechęć byłaby 
zasadna. Kaia mogła powstrzymywać się przed wywołaniem 
kolejnego pożaru, jeśli jednak harpie ją wkurzą… tak, 
prawdopodobnie mogłaby się nie powstrzymać, a wtedy harpie, tak 
jak łowcy, mogą zginąć. I to było w porządku, nawet oczekiwała tego, 
w końcu podczas tego typu zawodów zachęcano do używania swoich 
umiejętności, wykorzystywania każdej zalety. Ale jeśli straci 
kontrolę, mogłaby również zaszkodzić swojej rodzinie? 

Kaia marzyła, żeby mieć czas na ćwiczenia, na sprawdzenie 
granic swojej strony feniksa. Czy jej emocje były wystarczająco silne, 
żeby się wyzwolić? Czy mogła zwyczajnie myśleć o działaniu 
płomieni? Nawet teraz, ciepło w jej żyłach czekało w pogotowiu. 
Będzie musiała kogoś zapytać. Ale jedynym feniksem, którego znała 
był jej ojciec. Raczej spędziłaby resztę wieczności, zastanawiając się 
nad odpowiedziami, niż porozmawiała z nim choćby przez minutę. 
Jego zło, jego absolutny brak troski o innych, o dobro własnych 
córek… Zadrżała. Zdecydowanie nie był on kandydatem do tytułu 
Ojca Roku. 

To był kolejny powód, żeby trzymała się z dala od rozgrywki. 
Jeśli wywoła pożar, albo kogoś podpali, wiadomość o jej nowej 
zdolności się rozniesie, a wtedy Najdroższy Ojciec może się po nią 
zjawić. 

background image

- Cholera, dziewczyno. Masz gorączkę? – Bianka była spocona, 
gdy odsunęła się od siostry. Nie zerwała jednak kontaktu z 
bliźniaczką, trzymając rękę wokół jej talii. 
- Nie – skłamała Kaia. – Uszczęśliwiona. I wiem, nie musisz nic 
mówić. Strider jest szczęściarzem. 
- Zgadza się. 
Kaia zignorowała rodzącą się iskierkę winy, zanim ta zdążyła się 
rozpalić – nienawidziła okłamywać bliźniaczki. Rozejrzała się 
dookoła. Taliyah skinęła z aprobatą, zanim powróciła do ostrzenia 
swojego noża. Gwen przesłała jej buziaka. Neeka przesłała mały 
uśmiech, a inne pomachały. 

- Podpuszczasz mnie – powiedziała. 
Bianka pociągnęła ją do przodu. Drugą ręką Kaia była spleciona 
ze Striderem i pozostała tak aż do ostatniej możliwej sekundy. Kiedy 
bliźniaczki usiadły na podłodze w namiocie należącym do jej drużyny, 
dostrzegła Sabina, Lysandera oraz Stridera zebranych w rogu z 
pochylonymi głowami i rozmawiających ściszonymi głosami. Starała 
się ich usłyszeć, nadstawiając uszu, ale nie mogła rozróżnić słów. 
Próbowała czytać z ruchu warg, ale byli odwróceni do niej plecami. 
Nie wiele brakowało, by wstała, podeszła i złapała swojego 
mężczyznę za ramiona, żeby solidnie nim potrząsnąć i zmusić, by jej 
powiedział, co się dzieje. Czego nie chce, żeby się dowiedziała? 

Ufasz mu. Wiesz, że nigdy by cię nie zranił. To była prawda. 
Wiedziała. Powierzyła mu swoje życie. To oczywiste. Inaczej nigdy 
by z nim nie spała. Naprawdę. Bogowie, to było niesamowite oderwać 

background image

się od seksownych marzeń i prawdziwie poczuć swojego mężczyznę 
obok siebie. Była otulona mocnymi ramionami owiniętymi wokół 
niej, rozkoszowała się jego siłą. Śpiąc, nadal trzymał ja w uścisku, a 
jego rysy były zrelaksowane, chłopięce. Nigdy w swoim życiu nie 
była tak zadowolona. 

- Więc… co o tym myślisz? Wchodzisz w to? – zapytała Bianka, 
skupiając na sobie jej uwagę. 
Cholera. Nie usłyszała nawet jednego słowa, które powiedziała 
siostra. 

- O czym dokładnie? Powiedz mi jeszcze raz, ponieważ twoje 
wyjaśnienia były tak kiepskie, że jestem zdezorientowana. 
Bianka przewróciła oczami - znała ją bardzo dobrze. 

- Jesteś takim kiepskim kłamcą. 
Naprawdę? – prawie zapytała, podnosząc brodę zadowolona z 
siebie. -Ostatnim razem mnie nie przyłapałaś. 

- Planowałaś coś. Kontynuuj. 
- Mówiłam o Rzymie, o Koloseum. Posłuchaj. To Koloseum z 
dawnych czasów, dokładnie takie samo jak dawniej, tylko inne. 
Kaia pomyślała, że kiedy jesteś tak piękna jak Bianka, nie 
musisz być inteligentna. 

- Bee, kochanie. Jesteś taka, taka wspaniała, ale również bardzo 
szalona. Masz pojęcie jak sprzeczne jest to stwierdzenie? 
- Co ty opowiadasz? Wszystko co mówię, ma sens. Widocznie 
niewłaściwie zrozumiałaś to, co powiedziałam. I zgadnij co jeszcze? 
Koloseum jest ukryte przed oczami śmiertelnych. My jesteśmy ukryte 

background image

przed oczami śmiertelnych w strefie, do której nie potrzebujemy 
portalu dostępu. Jesteśmy, a jak by nas nie było. 

- Jakim sposobem? 
- Dzięki Juliett. W jakiś sposób. 
Wystarczyło samo imię, żeby Kaia zacisnęła zęby. Juliette 
wystawiła ją, zaplanowała spotkanie dla zwykłych śmiertelników… i 
wrogów Stridera… żeby ją zarżnęli. Suka musi za to zapłacić. 
Wkrótce. 

- I? 
- I będziemy walczyć jak gladiatorzy. Co starałam się tobie 
powiedzieć wcześniej, gdybyś tylko skupiła swoją uwagę. Tak więc, 
jesteś bardzo dobra, a nasza drużyna potrzebuje cię w tej rundzie. 
Jesteś na to gotowa? Na Alasce dosyć mocno oberwałaś. 
Potrzebowały jej? Właśnie wtedy, gdy pierwszy raz zwyciężyły 
bez jej udziału? Spojrzała krytycznie na siostrę, szukając 
jakichkolwiek oznak fałszu. Tylko niewinność i pewność wyzierały z 
tych cudownych bursztynowych oczu. Tylko zdecydowanie kreśliło 
się na tych czerwonych ustach. Żadnej łaski, litości, ani oskarżeń z 
powodu wcześniejszych porażek. Bianka w nią wierzyła. 

Ale czy ona w siebie wierzy? Jej nowa zdolność może zranić 
siostry, tak, ale z pewnością pomoże w zdobyciu kolejnego 
zwycięstwa. Zwycięstwa, którego Srider potrzebował, żeby zapewnić 
sobie przetrwanie. 

Kaia spojrzała na niego. Nadal stał z przyjaciółmi, ale teraz 
patrzył na nią. Blond włosy były zmierzwione, policzki 

background image

zaczerwienione. Zawsze w jej pobliżu były takie, jakby ciągle był 
pobudzony. Lubiła to. Jego rzęsy były tak długie, że zakręcały się ku 
górze i, łał, stanowiły idealną oprawę dla tych szelmowskich 
błękitnych oczu. Usta miał nabrzmiałe i rozkosznie czerwone. Mogli 
nie uprawiać ponowie seksu, ale całowali się. Dużo - przy każdej 
możliwej okazji Kaia wsysała jego język. Bez wątpienia była od niego 
uzależniona. 

Zaczęła mu się intensywniej przyglądać i zauważyła cięcia na 
jego dłoniach i palcach. Takie same obrażenia odniósł wcześniej, ale 
zostały uzdrowione. Czyż nie? Zmarszczyła brwi - nie podobało jej 
się, że znowu został zraniony. Jeszcze bardziej nie podobało jej się, że 
nie wiedziała, jak to się stało. Czyżby to ona wyrządziła te szkody? Ta 
myśl spowodowała, że jej żołądek się skurczył. Ona po prostu, cóż, 
kochała go tak cholernie mocno. Nie wiedziała tego na pewno, dopóki 
nie wykrzyczała tych słów, ale zrobiła to. Był uosobieniem siły. Był 
diabelski. Był zabawny i czarujący, z tymi jego mądrościami. Nie 
mogła mu się oprzeć. Rozśmieszał ją. Doprowadzał na skraj, wiedząc, 
że to wytrzyma. Dokuczał jej, nie bał się jej. Znał ją, rozumiał. 
Czasem był delikatny, a czasem brutalny. Troszczył się o nią. Zaufał 
jej. 

On również ich zaślubił. 

To ją cholernie zszokowało. Tak, myślał, że nie wie o tym 
małym sekrecie, ale wiedziała. Nie była pewna, dlaczego jej tego nie 
wyznał, a także dlaczego to zrobił, ale była wystarczająco uparta, żeby 

background image

go przeczekać. Poza tym, była po prostu na tyle przebiegła, żeby się z 
nim droczyć, dopóki Strider się nie przyzna. 

W zasadzie polubiła jego metody. Poza tym lubiła świadomość, 
że tak bardzo jak ona była jego, on był jej. I dokładnie wiedziała, jak 
tego dokonał. Poczuła go. Strider stał się częścią jej umysłu, krwi, 
duszy, serca, ten głęboki związek okazał się silniejszy niż cokolwiek 
czego doświadczyła. 

Odkąd obudziła się w jego ramionach wiedziała, że coś się 
między nimi zmieniło, więc spędziła wiele, wiele godzin, 
zastanawiając się, co się mogło stać. Małe przebłyski pamięci 
pojawiały się i znikały – błysk ostrza, cieknąca krew, dotyk skóry 
Stridera, jego oddech i szept. Słowa „jesteś moja, a ja jestem twój. 
Jesteśmy jednością. Od tego momentu jesteśmy jednością”. Och, tak. 
Byli poślubieni, a ona nigdy nie była bardziej szczęśliwa. Tak dużo 
zawdzięczała temu mężczyźnie. 

Kaia obserwowała, jak z tylnej kieszeni wyciągnął paczkę Red 
Hotsów i przechylił zawartość do ust, a potem przeżuł. Jej pierś 
zacisnęła się na tę zmysłowość. 

Strider musiał poczuć na sobie jej wzrok, ponieważ spojrzał na 
nią i mrugnął. Znowu poczuła ucisk w klatce. Musi zapewnić mu 
bezpieczeństwo. Z czymkolwiek by się to wiązało, musi zapewnić mu 
bezpieczeństwo. Musi zdobyć Włócznię. 

Ponownie zwróciła swoją uwagę na siostrę i uniosła podbródek. 

- Będę walczyć – oznajmiła. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 29 

Po raz kolejny Strider usiadł na trybunach, by podczas 
rozgrywki oglądać swoją kobietę – żonę! Koloseum Romanum różniło 
się bardzo od odkrytych trybun w Brew City w Wisconsin. Był tutaj 
raz, czy dwa, pamiętał trawertyn, wapień, cegłę i marmur, ale nie 
myślał, że zobaczy to wszystko ponownie - nie w tak doskonałym 
stanie. Jakby ten czas nie minął, jakby starożytny świat w jakiś sposób 
wkomponował się w obecną rzeczywistość. 

Były tu cztery piętra. Do pierwszych trzech prowadziły szerokie 
łukowate bramy dla arystokracji, czwarte, na samym dole, miało 
prostokątne drzwi przeznaczone dla zwykłych ludzi. Wokół areny 
wznosiły się siatki chroniące widzów. A sama arena? Cóż, ją też 
dobrze pamiętał. Drewnianą podłogę splamiła krew tysięcy, 
pokrywając całą jej powierzchnię, ale był to podest, który można było 
usunąć, aby oczyścić go przed ponowną walką i znajdującą się pod 
nim ziemię zalać wodą. Ach ci Rzymianie, ależ oni kochali swoje 
turnieje. Zupełnie jak harpie kochały swoje. 

Zawodniczki zajęły jedną z podziemnych komór, czekając na 
wezwanie, tymczasem Juliette truła dalej na temat tego, co się będzie 
działo. Chyba nigdy nie było bardziej nieodpowiedniej chwili na jej 
bla, bla, bla niż teraz. Strider chciał pozbawić się słuchu bardziej niż 
wtedy, kiedy śpiewały bliźniaczki. 

background image

- Mamy przed sobą najtrudniejszy mecz – mówiła. – Po dwóch 
ostatnich rozgrywkach ta konkurencja może jasno ustalić lidera. 
Wiemy. 

Wszystkie drużyny miały ze sobą walczyć jednocześnie. 
Dowolnym rodzajem broni jaki wybiorą, ale dla każdego będzie 
dozwolony tylko jeden rodzaj broni. Będzie jednak można podnieść 
broń wytraconą podczas trwania walki. 

Każda drużyna składała się z dziesięciu walczących osób. To 
byłoby w porządku gdyby nie fakt, że Drużyna Kai liczyła siedem 
łącznie z Kaią, co oznaczało, że wszystkie muszą wziąć udział w 
konkurencji. Jeśli będą chciały. Niespodzianka - każda z nich chciała, 
pomimo że były w niekorzystnej sytuacji. 

Kobiety wokół niego wiwatowały. 

- Dowalcie im! Połamcie im kręgosłupy! Pokażcie, czego im 
brakuje! 
Zaledwie kilka dni temu Kaia prawie umarła i mimo że ją karmił 
i leczył, nie była jeszcze u szczytu swoich sił. Ale dobrze wiedział, że 
nie należy jej sugerować, by zrezygnowała. Duma była dla niej bardzo 
ważna, a to co ważne dla niej, teraz było ważne również dla niego. 
Nawet jeśli to oznaczało utratę Magicznej Różdżki. Zawsze mógł ją 
przecież ukraść temu, kto ją wygra. 

Wygraj. 

Tak, tak. 

Porażka był na krawędzi - Kaia była teraz jego częścią. Należała 
do nich i Strider zakładał, że jej zwycięstwo było dla demona równie 

background image

ważne jak jego. Nie wiedział, czy doświadczy instynktownego 
szarpnięcia bólu, jeśli ona przegra. Ostatnim razem tak się nie stało, 
pomimo iż zaakceptował wyzwanie, by ją bronić przed innymi 
harpiami. Zastanawiał się czy to ze względu na cienką linię 
stanowiąca dla demona różnicę pomiędzy ochroną, a karą. Wiedział, 
że może zostać ukarany. Ale wtedy nie byli małżeństwem. Modlił się, 
by nie poznać dziś tej różnicy. W zasadzie był przekonany, że nie 
będzie musiał - ona nie przegra. Pomimo jej osłabienia i faktu, że 
wszyscy członkowie pozostałych zespołów zamierzali najpierw ją 
zaatakować, osiągnie cel. 

Mniej niż pięć minut temu trzymał ją w ramionach, przytulając 
mocno, zanim go opuściła. 

- Jakieś wskazówki jak wygrać? – zapytała. 
- Tak. Rób to, co będziesz musiała, żeby przeżyć. 
- To wszystko? Łał. Żadnej mowy podnoszącej na duchu. 
Chwycił ją za ramiona i spojrzał w dół. 
- Dobrze, a co powiesz na to? Jesteś w to tak bardzo 
zaangażowana emocjonalnie, że pozwól tym emocjom zawładnąć 
każdym twoim ruchem. Normalnie powiedziałbym, że to głupie, ale 
lubię swoje jaja tam, gdzie są. Dlatego po prostu powiem, że nie 
możesz wyłączyć swoich uczuć, za to możesz ich użyć. 
- Jak? – zacisnęła usta. 
- Cóż, część ciebie kocha te kobiety, które są przeciw tobie, nie 
ważne jak źle cię traktowały, nie możesz temu zaprzeczyć. 
Nie próbowała. 

background image

- Ale pomimo miłości, którą czujesz, musisz pamiętać, że one w 
jednej chwili obrócą ją przeciw tobie – dodał. 
- Dobrze. 
- Poza tym, łatwo cię rozproszyć… 
-Dużo masz tego jeszcze? 
- Posłuchaj. Kiedy będziesz tam na dole, nie myśl o mnie. Nie 
myśl o tym, co robię… czy ze mną wszystko w porządku. 
Warknęła na niego. 

- Będziesz szukał Magicznej Różdżki. Jak mogłabym nie… 
-Nie myśl o tym, co będę robił. Dobrze? Zajmij się tym, co się 
dzieje teraz, w tym momencie. 
Sztywno przytaknęła. 

- Ponadto – kontynuował - jeśli ich nie pokonasz, zamierzam je 
zabić w sposób dużo bardziej okrutny, niż ty byś to zrobiła. Zanim 
tutaj przyszedłem, Porażka rzucił wyzwanie, żebym cię chronił przed 
innymi harpiami, ale ono jest tylko dla mnie. 
Opadła jej szczęka. 

- Proszę. Teraz jesteś odpowiednio zmotywowana do tego, co 
musisz zrobić. Zatem idź skopać im tyłki. 
Obok niego Sabin i Lysander poruszyli się niespokojnie, 
przywołując go do rzeczywistości. Zachariel jeszcze się nie pojawił. 

- Nienawidzę tego gladiatorskiego gówna – mruknął Sabin. 
- Tak, cóż, jak ci się wydaje, gdzie Rzymianie nauczyli się tego 
rodzaju zachowań? – zapytał anioł. 

background image

- Chcesz mi powiedzieć, że to harpie są za to odpowiedzialne? 
Że Rzymianie nauczyli się tego od nich? - po minucie wybełkotał 
Sabin. 
- Spróbuję tylko wtedy, jeśli straciłeś swoją inteligencję. 
Sabin otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zabrzmiała trąbka, 
sygnalizując początek trzeciej konkurencji i tłum ucichł. Sekundę 
później kilka żelaznych odrzwi jęknęło i trzasnęło jakby zostały 
podniesione. Zawodniczki biegnąc, wylały się na arenę. 

Strider wyprostował się w skupieniu. Kilka innych bram zostało 
otwartych. Do wyścigu dołączyły lwy, tygrysy i niedźwiedzie. O 
kurcze! Wszystkie były pobudzone, a na pyskach miały pianę. 

Szukał… szukał… tam. Błysnęły jasno rude włosy ciasno 
związane w koński ogon. Kaia, jak i reszta jej zespołu nosiła szkarłat. 
W przeciwieństwie do innych nie trzymała broni. Zmarszczył brwi. 

W końcu kobiety dotarły na środek i bez zbędnego ociągania, w 
plątaninie zębów, pazurów i metalu rozpoczął się turniej. Natychmiast 
zabrzmiały pomruki i wrzaski. Popłynęła krew. 

Cholera Kaia – zaklął, kiedy zrozumiał jej taktykę. Zamierzała 
użyć ognia – nowej, jeszcze niesprawdzonej umiejętności – i nie 
chciała, żeby ktokolwiek oskarżył ją o użycie dwóch rodzajów broni. 

Jeśli spali na śmierć swoje przyjaciółki harpie, znienawidzi 
siebie za to na zawsze. Albo, co gorsze, jeśli nie przywoła ognia, 
zabiją ją, a on je za to znienawidzi, ukarze i zniszczy, tak jak obiecał. 
Dla niego… dla Włóczni zdecydowała się zaryzykować. Niech ją 

background image

cholera! Myślał, że ją zmotywował do zwycięstwa, a jedynie 
przekonał ją do szaleństwa. 

- Co ona, do cholery, robi z gołymi rękami? – zapytał 
swobodnym tonem Sabin. – Nawet Gwen ma broń. 
Nie odpowiedział, nie mógł. Zaciśnięte gardło sprawiło, że nie 
mógł wydobyć głosu ani zaczerpnąć powietrza. Tak jak przewidywał, 
inne drużyny ruszyły na nią. Czego nie przewidział? Zwierzęta 
zaatakowały ją, jakby miała na sobie czerwoną płachtę. Nie trudno 
było zgadnąć dlaczego. Ktoś doprowadził je do szaleństwa, używając 
zapachu Kai, który prawdopodobnie uzyskał dzięki skradzionemu 
wcześniej płaszczowi. 

Strider był na nogach i po sekundzie torował sobie drogę przez 
tłum, dopóki coś twardego nie uderzyło go w plecy i nie powaliło na 
ziemię. Nie było czasu na to, żeby się czegoś złapać. Uderzył czołem 

o kamień, a ostry ból eksplodował w jego głowie, powietrze opuściło 
płuca i wzrok stracił ostrość. Nic go nie powstrzymało przed 
szarpnięciem się i wstaniem. Ruszył do przodu, nie dbając o to, żeby 
się za siebie obejrzeć i zobaczyć, kto chciał go zatrzymać. 
Wygraj… ją – powiedział Porażka. 
Tak. Wygram, ocalę ją. Zrobię to. 

Jak przez mgłę skoncentrował się na Kai. Była rzucana po całej 
arenie przez przeciwniczki na toczące pianę zwierzęta. Bestie 
podążały za nią zbyt szczęśliwe, żeby oderwać się od swojej nowej 
zabawki. 

background image

Po raz drugi uderzyło go coś ciężkiego, rzucając z powrotem na 
ziemię jak szmacianą lalkę. Ryknął. Odwrócił się z zamiarem 
uszkodzenia kogoś, zanim ruszy w dalszą drogę. 

Wygraj - nowe wyzwanie. 

Tak - pomyślał znowu. -To wyzwanie również wygram. 

- Twoja kobieta zostanie zdyskwalifikowana, jeśli do niej 
dołączysz –Lazarus zbliżył się do niego. 
Był bezbronny, bez koszuli, spodnie miał rozpięte i wyraźnie 
pospiesznie założone. Ciemny łańcuch tatuażu pulsował, przesuwając 
się wokół szyi jak wąż, ogniwa z atramentu uderzały o siebie, wydając 
brzęk. 

Strider wstał i przemyślał odpowiedź. 

- Wolałbym, żeby została zdyskwalifikowana niż zabita. A teraz, 
zanim pójdę, ty i ja mamy mały interes do załatwienia. 
- Życzę powodzenia - Lazarus uniósł brew. 
Wygraj. 

Do dzieła. 

Strider zmrużył oczy i ruszył do przodu tylko po to, żeby się 
zatrzymać, kiedy zobaczył Sabina i Lysandera mknących w jego 
kierunku i krzyczących jego imię. Patrzyli na niego, ale go nie 
widzieli. W rzeczywistości przeszli przez niego, zanim mógł im 
uskoczyć z drogi. Zszokowany spojrzał w dół na siebie. Przeszli przez 
niego, jakby nie był bardziej rzeczywisty niż mgła. 

- Nikt nie może nas zobaczyć – powiedział swobodnie Lazarus. 
– Nawet anioły. 

background image

- Co mi zrobiłeś? - czerwień przesłoniła mu wzrok. 
Kołysały nimi gwizdy i syki z tłumu. Walczący przerzedzili się 
nieco, ale większość Drużyny Kai nadal walczyła, nie wykluczając 
Kai, która cała była okryta krwią. Strider nie był pewny czy własną, 
czy może innych, ale jej ruchy nie stały się wolniejsze. Nadal 
zadawała ciosy, kopała i rzucała kobiety na… nie, nie na zwierzęta. 
Na Biankę, która wykańczała je długim, zakrzywionym ostrzem. 
Zwierzęta w tym momencie były najedzone i zaspokojone, siedziały z 
boku i sennym wzrokiem przyglądały się walce. 

Wewnętrzna panika zelżała - Kaia nie wykorzystała ognia. Albo 
może, jak przypuszczał, nie wiedziała, jak go przywołać. Z drugiej 
strony skopała wiele tyłków. Nawet lepiej, zespoły nie były dłużej 
zdolne do tego, żeby się przeciw niej połączyć - zbyt szybko się przez 
nie przedarła. 

- Mam tylko chwilę – powiedział Lazarus tuż obok niego. – Jeśli 
Juliette zauważy, że zniknąłem… 
Wygraj. 

- Przykro mi, ale muszę to zrobić –powiedział Strider, 
przypominając sobie o wyzwaniu, które zaakceptował. 
Szybko jak błyskawica zadał cios, stawy chrupnęły o nos 
wojownika. Pękła chrząstka, krew wylała się z jego nozdrzy. Porażka 
westchnął z zadowoleniem, wylewając przyjemność do jego żył. 
Lazarus wyprostował się i wierzchem dłoni wytarł szkarłatną ciecz. 

- Wątpię w to, żebym był pierwszą osobą, mówiącą ci jak bardzo 
jesteś irytujący. 

background image

- Możesz być tysięczną – Strider pokonał resztę drogi przez 
balkon, dochodząc do krawędzi. Wojownik podążył za nim. – Więc w 
jaki sposób jesteśmy tutaj nie będąc tu? 
- Juliette została zmuszona, by przyznać mi więcej mocy, aby 
zawody toczyły się tak jak ona chce je widzieć. 
- Ona może dać ci moc? Tak po prostu? – Strider pstryknął 
palcami. – W jaki sposób? – dopytywał, widząc jednoznaczne 
przytaknięcie. 
- Zdolność do tworzenia iluzji nie może zostać przeniknięta – 
kolejne skinienie głową, a ich otoczenie zmieniło się w tej samej 
chwili. 
Strider mrugnął, w jednym momencie widział trybuny takimi, 
jakimi były, a następnie takimi, jakimi są: popadające w ruinę, 
zniszczone przez czas i okrutne żywioły. Nie wspominając 
trzaskających foty ludzi zwiedzających wyznaczone sektory. Kiedy 
mrugnął kolejny raz, trybuny znowu stały się zupełnie nowe. 

- To też dodatkowa możliwość ukrycia świata nieśmiertelnych 
przed śmiertelnikami? – zapytał Strider. 
- Tak. To też. 
- Mówisz mi o tym ponieważ… - Tak, Strider wiedział bardzo 
dobrze, że to może być sztuczka. Ten gnojek, zanim uderzy, może 
uśpić jego czujność w fałszywym poczuciu bezpieczeństwa. Cholera, 
był tak rozkojarzony, że Lazarus mógł go zaatakować, w każdym 
momencie i bez większych przeszkód. 
- Jestem niewolnikiem, a nie chcę nim dłużej być. 

background image

Strider mógł to zrozumieć, ale… 

- Nie ufam ci. Nie zamierzam ci zaufać – obserwował jak Kaia i 
Bianka splatają ręce. Bianka okręciła siostrę dookoła, a nogi Kai 
uderzyły w trzy polujące na nią kobiety. Kiedy bliźniaczka ją 
wypuściła, poszybowała jak kula do kręgli, powalając je na ziemię. 
Co za kobieta! 

W kieszeni miał dla niej prezent, który teraz niemal wypalał w 
niej dziurę. Dlaczego jeszcze go jej nie dał? Nie wiedział. Nie był 
pewien, czy jej się spodoba. To było trochę żenujące, że go miał. 
Prawdę mówiąc, był brzydki jak cholera i dowodził jak bardzo zmiękł, 
odkąd ją spotkał. 

Na pewno jej się spodoba – pomyślał, uśmiechając się. 

- Co? – zapytał Lazarus. 
- Kaia – to wszystko co powiedział. 
- Tak, jest silna. Jest również bardzo honorowa, na swój sposób. 
Nie masz pojęcia, jak bardzo ci zazdroszczę. 
- Tak długo jak to jest wszystko, co robisz, jest okej. 
Może. 
- I doszliśmy do powodu, dla którego tutaj jesteśmy. Nie 
potrzebuję twojego zaufania – powiedział Lazarus naglącym tonem. – 
Potrzebuję jedynie, żebyś mnie wysłuchał. Wiesz, co może zrobić 
Magiczna Różdżka? 
To pytanie całkowicie pochłonęło jego uwagę. Strider chwycił 
poręcz balkonu tak mocno, że zbielały mu kostki. 

- Powiedz mi. 

background image

- Włócznia kradnie życie swoim ofiarom. Ich dusze, zdolności, 
siły życiowe, wszystko. Pozbawia ciała wszystkiego i to, co ukradła, 
więzi wewnątrz siebie. 
- Wysysa do końca, aż zostanie skorupa? – Strider wychrypiał, 
kiedy pojawiło się zrozumienie. To miało sens. Straszny, bardzo 
straszny sens. 
- Tak. Ale kiedy zawładniesz Włócznią, nie możesz zabrać z 
powrotem swojej mocy, tylko musisz oddać ją innym. Albo, jeśli 
chcesz jej dla siebie, musisz powierzyć Włócznię komuś innemu, a 
wtedy ona udzieli ci mocy. 
- I Juliette zrobiła to dla ciebie. Udzieliła ci mocy – takich jak 
tworzenie iluzji, o których wspomniał. 
- Tak – odpowiedział wojownik. – Nic istotnego, nic co 
mogłoby ją skrzywdzić, tylko niewielkie rzeczy, którymi mógłbym 
zaimponować jej siostrom. 
- Jak używasz tych mocy, żeby im zaimponować? 
- Musisz pytać? – oburzenie pojawiło się w głosie tego 
wielkiego mężczyzny. – Nigdy zawody nie odbyły się w tak 
egzotycznym miejscu. 
- Jakbym to wiedział. Nigdy wcześniej na nich nie byłem. 
- W takim razie wybaczam ci twoją ignorancję. Tak jakby -
Lazarus zirytował się. 

- Dzięki – odpowiedział Strider oschle. – Poczułem się dużo 
lepiej. 
- Jak już mówiłem… jesteś irytujący. 

background image

- Wracając do sprawy… razie w jaki sposób Juliette dostała 
Włócznię w swoje ręce? 
- Ona jest najemnikiem tak jak reszta jej rasy. Za odpowiednią 
cenę zrobi wszystko. Żona Kronosa użyła tej informacji, żeby ją 
wykorzystać. Wiedziała, że Juliette szukała mnie przez wiele stuleci. 
A ona z kolei szukała sposobu, żeby pozyskać Magiczną Różdżkę dla 
siebie i łowców. Dlatego kilka miesięcy temu królowa obiecała mnie 
doręczyć Juliette, jeśli ta ukradnie Włócznię mojej matce Gorgonie, 
która miała za zadanie jej strzec. Jednak ta chciwa wiedźma, kiedy 
dowiedziała się, co dokładnie może zrobić Magiczna Różdżka, 
zdecydowała, że chce mieć i mnie i Włócznię. Więc zabiła moją 
matkę i zrobiła replikę Różdżki, żeby przehandlować ją za mnie. Ale 
Rhea i większość jej armii zniknęli tuż przed ich spotkaniem, 
pozwalając Juliette po prostu zabrać mnie z celi bez specjalnych 
starań. Bez jakiegokolwiek oporu. 
- Dlaczego byłeś zamknięty? 
W jego oczach pojawił się błysk wstydu. 
- Hera, była królowa bogów, rozkoszowała się utrzymywaniem 
menażerii samców. Usłyszałem o moim ojcu. Był tam 
przetrzymywany, uśpiony, więc pozwoliłem się schwytać w nadziei, 
że w jakiś sposób go uwolnię. Ale nigdy go nie znalazłem, nie 
mogłem też sam uciec. 
Uśpiony. To oznaczało, że Typhon był żywy, ale niezdolny do 
wstania z łóżka. A więc to się stało z tą kreaturą. 

background image

- Przykro mi – Strider znalazł w sobie dość empatii, by 
odpowiedzieć. 
Miał swoją własną ckliwą historię, ale nic nie dorównywało 
cierpieniom Lazarusa. Wiedział, że w niewłaściwych rękach 
Magiczna Różdżka jest destrukcyjna i bardzo niebezpieczna. A teraz, 
dowiedział się również, dlaczego łowcy poszukiwali Kai i jej sióstr wraz 
ze zniknięciem Rhei Juliette uzyskała nie tylko Różdżkę, 
przejęła również kontrolę nad łowcami. 

- Co się stało z Galenem, prawą ręką Rhei? – spytał Strider, 
zakładając, że z pewnością Lazarus miał coś do powiedzenia na ten 
temat. 
- Galen jest dozorcą demona Nadziei? Wojownik wyruszył tuż 
przed przyjazdem Juliette. Nie jestem pewien dokąd zmierzał – dodał, 
kiedy Strider przytaknął. 
Cóż. A więc Galen gdzieś tam był. 

- A gdzie jest teraz Włócznia? 
- Ja ją mam. 
Nagle Strider stanął przed nim opanowany wcześniejszą 
wojowniczą gwałtownością. 

- Gdzie ona jest? 
Lazarus wyglądał na znudzonego. 
- Mam zdolności pozwalające ukrywać obiekty w przestrzeni 
wokół siebie. Jest tutaj. Tutaj. 
Strider otworzył szeroko oczy, spojrzał wokół wojownika, a 
potem poklepał powietrze wokół jego ramion. Poczuł jedynie ciepło 

background image

ciała, ale wiedział - ona tam była. Tak blisko, że prawdopodobnie 
otarł się o nią podczas rozmowy. Serce zabiło mocniej. 

- Daj mi ją – powiedział. Nagle przypomniał sobie, co nie tak 
dawno temu powiedziała mu Kaia i zawahał się. 
Jeśli Strider wykradnie Włócznię, zostanie upokorzona w oczach 
jej ludzi. Tylko że, kiedy była nieprzytomna i chora, wijąc się z bólu 
od odniesionych ran, bełkotała coś o tym, że sama ją ukradnie. 
Przypuszczał wiec, że planowała to zrobić - dla niego. Powinien 
odejść – dla niej – ale nie mógł. Zbyt wiele istnień było zagrożonych. 
Znajdę sposób, żeby to dla niej zrobić - powiedział sobie. Zrobi to. 

Czarne oczy stały się jednobarwne. 

- Nie…mogę. 
- Jak cholera. Wyciągnij ją z cholernego powietrza. Tak jak 
zrobiłeś pierwszej nocy podczas szkolenia. 
- Nie mogę – odpowiedział Lazarus. 
- Dlaczego? –głos Stridera grzmiał jak błyskawica. 
- Część mojej duszy jest w niej uwięziona. Fizycznie nie jestem 
w stanie zrobić nic wbrew temu, co postanowiła Juliette. Po prostu nie 
mogę, nie ważne jak bardzo się staram. Uwierz mi, próbowałem. To 
jedyny powód, dla którego powierzyła mi opiekę nad Włócznią. 
Prędzej umrę, niż pozwolę, by Włócznia została mi odebrana. 
Strider wyciągnął sztylet z pochwy umocowanej na nodze. 

- Nie chcę z tobą walczyć. 
Uparty podbródek uniósł się, przypominając mu Kaię. 

background image

- A ja nie chcę walczyć z tobą. Rozważałem to tak wiele razy, że 
straciłem rachubę, rozwiązanie jest zawsze takie samo. Juliette 
kontroluje Włócznię, a więc kontroluje mnie. Nigdy chętnie nie dzieli 
się z innymi. Jestem jej małżonkiem, jestem pewny, że nauczyłeś się 
czegoś na ten temat. Harpie zrobią wszystko co konieczne, aby 
utrzymać swoich małżonków przy sobie. Nawet jeśli dokonałbym 
niemożliwego i zdołał uciec od niej po raz drugi, nigdy nie 
przestałaby mnie szukać. Zdecydowałem, że prędzej umrę, niż 
pomogę jej w jakikolwiek sposób. Prędzej umrę, niż ją uszczęśliwię. 
Powinieneś poprzeć tę decyzję odkąd chce, żebym uwiódł i 
skrzywdził twoją kobietę. 
Więc koleś nie zamierzał tego zrobić. 

- Tak dla pewności. Powiedziałeś, że… 
- Powiedziałem, że wcześniej zostałem użyty jako seksualny 
niewolnik. Nie dopuszczę do tego, żeby to się powtórzyło. 
Powiedziałem, że twoja kobieta kiedyś mnie uwolniła, a ja ją za to 
skrzywdziłem. Nie zrobię tego ponownie. Powiedziałem, że Juliette 
zabiła moją matkę. A teraz ja zniszczę jej marzenia. 
Strider doznał szoku 

- Ty… 
- Chcę, żebyś mnie zabił? Tak. Bardziej niż ziszczenia Juliette. 
Nie mogę żyć dłużej jako niewolnik. Zbyt wiele stuleci spędziłem w 
celi, teraz miałbym spędzić resztę wieczności z kobietą, którą gardzę? 
Nie! Pragnę wolności, nawet jeśli znajdę ją w śmierci - Lazarus upadł 

background image

na kolana i przechylił głowę na bok, odsłaniając długą szyję. – Zrób 
to. Zanim zmienię zdanie. 

W tym momencie Strider zdał sobie sprawę z tego, że nigdy 
bardziej nikogo nie podziewał. Własne poświęcenie nie było częścią 
jego życia, a tutaj Lazarus oddawał wszystko. Nie dla miłości, ale dla 
zemsty, a ten motyw, do cholery, był dużo lepszy. 

Jeśli ktokolwiek zasługiwał na drugą szansę, by żyć długo i 
szczęśliwie – pomyślał -to na pewno ten mężczyzna. 

Strider w imię zwycięstwa zrobił wiele podłych rzeczy, nawet 
gorsze, w konsekwencji wojny z łowcami, ale to – zlikwidowanie 
dobrego człowieka – przebijało je wszystkie. W innym życiu mogliby 
być przyjaciółmi. 

- Śmierć nie musi oznaczać końca – powiedział bardziej do 
siebie, żeby poczuć się lepiej i wtedy zobaczył żal w twarzy 
mężczyzny. 
- Dla mnie będzie. Tak bardzo jak ty, Lordzie, byłbyś 
niekompletny bez swojego demona, tak ja jestem niekompletny bez 
mojej części duszy uwięzionej we Włóczni. Kiedy umrę, najlepsze na 
co mogę mieć nadzieję to to, że ona umrze razem ze mną. Żebym 
został dobrze zrozumiany, nie mam nadziei na połączenie dwóch 
kawałków mojej duszy i trafienie do nieba. 
- Więc w zasadzie mówisz mi, że nie wiesz, co się z tobą stanie? 
Błysk zdumienia. 
- Potrzebujesz tej wiary, żeby dokonać tego czynu? Że to byłaby 
dla mnie szansa na szczęście w życiu pozagrobowym? Muszę 

background image

przyznać, że jestem zaskoczony twoją niechęcią do zakończenia 
mojego życia. Spodziewałem się więcej po siejącym grozę Lordzie 
Podziemi. Nie zmuszaj mnie, żebym cię do tego wyzwał, Lordzie 
Porażki. Po prostu zrób to. Uwolnij mnie. 

Strider uniósł wysoko ostrze, obserwując puls. Jego nadgarstki 
drgnęły, ale pozostał dokładnie tam gdzie był. Cholera. Nie mógł tego 
zrobić. Nie mógł zabić tego stworzenia. 

Lazarus musiał wyczuć jego słabnącą determinację. 

- Powinienem żyć, znajdę sposób, żeby zwabić twoją kobietę do 
swojego łóżka. Juliette powinna żyć, zabije twoją kobietę, kiedy z nią 
skończę. I to tylko jeśli będzie wspaniałomyślna, a nigdy taka nie jest. 
Plan jest taki… ten, o którym wiem… to skończyć grę, upokorzyć 
twoją kobietę wieloma niepowodzeniami, a potem, kiedy popłacze się 
ośmieszona, Juliette zabierze Kai jej wolną wolę, tak jak to zrobiła ze 
mną. Kaia nie będzie zdolna, by powstrzymać się przed dołączeniem 
do łowców pod kontrolą Juliette. Aha, nie wspominałem ci jeszcze o 
tym… Juliette zmusi Kaię do tego, żeby zniszczyła ciebie i wszystko, 
co kochasz. Rozumiesz, co to oznacza? Będziesz walczył z własną 
kobietą? 
Tak po prostu decyzja, żeby działać, zapadła. Nie dlatego, że 
Kaia przyszłaby po niego, ale dlatego, że jej szczęście było dla niego 
wszystkim. Ona również zasługuje na drugą szansę. Nie pozwoli, żeby 
Juliette ją poniżyła. Nie pozwoli, żeby ta suka bawiła się jej umysłem 
i emocjami. Ma pozwolić, żeby Juliette sterowała Lazarusem facetem, 
który był wystarczająco szlachetny, by opuszczając statek, 

background image

ocalić kogoś innego? Gościem, który został wystarczająco zraniony? 
To się nie zdarzy. 

- Dziękuje za twoje poświecenie. To nie będzie bezsensowne. 
Juliette zostanie ukarana – przyrzekł. – Masz moje słowo. 
- Dziękuję… przyjacielu. 
Strider uderzył. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 30 

Kilka minut wcześniej… 

Zespół mógł zacząć niekorzystnie - pomyślała Kaia, dysząc z 
wysiłku -ale z pewnością wyrównały szanse. Również dzięki 
szczęściu. Teraz jedynie członkinie klanów Eagleshields i Skayhawks 
były nadal przytomne. 

Najpierw posypały się obelgi: słaba, głupia, suka. To 
początkowo ją rozproszyło. Może dlatego, że była skupiona na jednej 
jedynej myśli: ocalić Stridera przed bólem. 

Mężczyzna, który nienawidził wyzwań, teraz wyzwał samego 
siebie. Dla niej. Jeśli wcześniej wątpiła w jego miłość, to na pewno to 
ją przekonało. A więc musi wygrać. Dla niego. Zagroził, że zabije 
każdego kogo ona nie pokona, ale wiedziała, że tego nie zrobi. Za 
bardzo ją kochał, aby zranić członków jej rasy. Więc jeśli zawiedzie, a 
potem jemu nie uda się ich ukarać, czy doświadczy podwójnego bólu? 

Wygraj, wygraj, wygraj. 

Ach tak. Jej strategia? Uderzyć i uciec - nie pozwoliła sobie na 
zbytnie zaangażować w jedną przeciwniczkę. Cóż, nie zajmowało 
dużo czasu uderzenie raz… no dobrze czasem dwa razy. Uderzała, a 
potem odskakiwała, nie pozwalając sobie, by ją otoczyły. Kiedy 
więcej niż jedna harpia zjawiała się przy niej, po prostu uskakiwała z 

background image

drogi i pozwalała im się zderzyć. To oczywiście wywoływało 
pomiędzy nimi walkę, skutecznie odwalając za nią brudną robotę. 

Ich determinacja, żeby ją zniszczyć - tylko ją - była jednocześnie 
przyczyną ich upadku. Pasowało jej to. Kaia zamyśliła się, odwracając 
do następnego przeciwnika i kiedy spojrzała na harpię, jej podejrzenia 
się potwierdziły. Jej Matka. Zaschło jej w gardle. Pierwszy raz w tej 
rundzie zapaliły się w niej gorące iskry, ale zachowała ostrożność. 

Tabitha upuściła bezwładne ciało, które trzymała za włosy i 
spojrzała na swoją zapomnianą córkę. Wokół nich toczyła się walka, 
ale Bianka dostrzegła, co się szykuje i ostrzegła innych. Wkrótce 
Drużyna Kai rozsunęła resztę kobiet na zewnątrz, pozostawiając im 
szerokie pole do walki. 

- Nareszcie. Córka, którą kiedyś cały ranek chwaliłam, 
opowiadając moim konkurentom, czego pewnego dnia dokona, gdy 
stanie się silniejsza nawet ode mnie. A ty prawie nas wszystkich 
zniszczyłaś – powiedziała Tabitha. Jej zniecierpliwienie było 
wyczuwalne. – W końcu zostaniesz za to ukarana. Po tym do czego 
doprowadziłaś, pokażę ci, gdzie jest twoje miejsce. 
Matka spędziła cały poranek na chwaleniu Kai? Twierdząc, że 
może być od niej silniejsza? Tylko teraz nie wymiękaj. Ona właśnie 
tego chce. 

- A gdzie jest moje miejsce? – Kaia musiała zachować zimną 
krew. Ta walka była ważna i wyczekiwana od wieków. Użyj siły, nie 
ognia. 

background image

- U moich stóp… oczywiście - jedno pozornie delikatne 
poruszenie ramieniem. 
Kiedyś to by ją zdruzgotało. Dzisiaj Kaia poczuła jedynie drobne 
ukłucie. Przecież była kochana przez mężczyznę, który nie 
zakochiwał się łatwo. Który docenił jej wartość. 

- Możesz próbować. 
- Och, zrobię coś więcej. 
Gadanie, gadanie, gadanie - Kaia machnęła ręką, przerywając 
jej. 

- Będziemy tak tutaj stały, czy wreszcie zaczniemy? 
O dziwo Tabitha pozostała na miejscu i tylko zmarszczyła 
ciemne brwi. 

- Dam ci pięć sekund na ucieczkę, szansa, której nie dałaś 
innym. Powiedzmy, że ze względu na stare dobre czasy. I Kaia… to 
będzie jedyna taka okazja. Potem, zabiorę twoją głowę – rzuciła w 
powietrze sztylet, którego ostrze było pokryte krwią. 
- Raz – zaczęła odliczać Kaia. 
- Jesteś bezbronna. Naprawdę oczekujesz wygranej? - jeśli się 
pomyliła, a musiała się mylić, w bursztynowych oczach matki 
pojawiła się duma. 
- Dwa. 
- Starasz się zaimponować swojemu mężczyźnie? – kolejny 
błysk. - Szkoda, ponieważ go tutaj nie ma. Zniknął kilkanaście minut 
temu. 

background image

Żadnej reakcji. Nie nabierze się na tę taktykę. Nie oderwie 
wzroku od swojego celu. 

- Trzy. 
Kąciki ust Tabithy uniosły się. 
- Pamiętasz, kiedy byłaś dziewczynką, spędzałam godziny na 
trenowaniu ciebie? Za każdym razem cię rozkładałam. 
Żadnej cholernej reakcji. 

- Cztery. 
- No dobra, koniec gadania – Tabitha rzuciła wzrokiem na tłum. 
– Nikt nie będzie nam przerywał. Czy to jasne? – w tym momencie 
przyjęła pozycję bojową, rozstawiła nogi, zgięła kolana i ramiona w 
gotowości. – Jesteśmy tylko my, córko. 
Serce Kai podskoczyło. 

- Pięć. 
Rzuciły się na siebie. 
W momencie, gdy córka znalazła się w jej zasięgu, Tabitha 
uderzyła, tnąc ją – w końcu nie zyskała przydomku „Bezwzględna” 
bez powodu. Kaia była zbyt blisko, żeby uchylić się przed 
uderzeniem, dobrze o tym wiedziała. Przeklinając siebie za to, że jej 
matka to przewidziała, starała się pierwsza powalić ją na ziemię. 
Zrobiła więc jedyną rzecz, jaką mogła zrobić - uniosła ręce, 
pozwalając, żeby ostrze przecięło jej przedramiona zamiast szyi czy 
klatki piersiowej. Kiedy przeszył ją ostry ból z otwartej rany, matka 
uderzyła ponownie, szybko jak błyskawica, celując tym razem w 
brzuch. Wtedy Kaia przeszła do kontrataku. Dosięgnęła ręki Tabithy 

background image

w połowie drogi do celu, chwyciła za łokieć i wykręciła go, 
wykorzystując cały impet na swoją korzyść. Kiedy ramiona sięgnęły 
poziomu barku, przycisnęła nadgarstek Tabithy z ostrzem przed sobą i 
wolną ręką uderzyła matkę w skroń. Mogła użyć drugiej ręki, żeby 
wytrącić sztylet i posłać go w powietrze, ale lepiej było uderzyć teraz, 
kiedy miała szansę, niż wytrącić matce broń. 

Po co walczyć przez wieczność, skoro mogła zrobić coś, żeby to 
teraz zakończyć? 

Tabitha zatoczyła się pod wpływem uderzenia i oszołomiona 
upadła na kolana. Oczywiście w kilka sekund odzyskała równowagę, 
podczas gdy Kaia zmniejszyła pomiędzy nimi dystans. Zanim zdążyła 
uderzyć, Tabitha obróciła się, unikając kontaktu, a potem, w mgnieniu 
oka, Kaia została uderzona od tyłu… w głowę. Zatoczyła się, szybko 
analizując sytuację. Znając swoją matkę, była pewna, że kobieta w 
każdej chwili może się na nią rzucić, posyłając na ziemię uderzeniem 
w kark, podczas gdy jej ciężar przygniótłby skrzydła Kai. Był tylko 
jeden sposób, żeby z tym walczyć. Kaia wykorzystała tę strategię, 
żeby ją odepchnąć i ponownie przerzucić. Poniżej, przez mniej niż 
ułamek sekundy, zobaczyła czubek ciemnej głowy Tabithy. Miała 
rację. Tabitha zatrzymała się i zrozumiała, że nie wygra tak łatwo. 
Kaia wylądowała i kopnęła, celując w nerkę matki. Osiągnęła 
zamierzony efekt - chrząkając, Tabitha opadła na kolana. Kaia 
kopnęła ponownie, żadnej litości, celując w te trzepoczące skrzydła. 
Bum - ciało matki zostało wyrzucone do przodu i chrząstki w prawym 
skrzydle trzasnęły pod wpływem uderzenia. Cała sytuacja powtórzyła 

background image

się po raz kolejny tak szybko, że obserwatorzy mogliby ją z łatwością 
przegapić - wszystko działo się w mgnieniu oka. 

To powinno spowolnić matkę, ale Tabitha miała około miliona 
lat i walczyła już wcześniej ze złamanym skrzydłem. Pozornie 
nieczuła na ból musiała to jednak odczuć, bo kobieta zwinęła się, 
znieruchomiała, a potem odwróciła. 

- To wszystko na co cię stać, maleńka? – uśmiechnęła się 
Tabitha, ale na jej zębach pojawiła się krew; harpia była zimna i 
bezlitosna. – Przekonajmy się. 
Po raz kolejny rzuciły się na siebie, spotykając w połowie drogi i 
od razu przystąpiły do walki, fundując sobie solidne ciosy i blokady. 
Spokojnie, pozostań spokojna. Z każdym uderzeniem lewej ręki 
trzymany przez matkę sztylet ranił szyję Kai. Dosięgnął jej kilka razy, 
ale ostrze nigdy nie zatopiło się wystarczająco głęboko, żeby 
wyrządzić jej krzywdę. I nie dlatego, że jej matka powstrzymywała 
ciosy! Kaia miała umiejętności, z których nawet nie zdawała sobie 
sprawy. 

W tym momencie Tabitha miała przewagę i spychała Kaię w tył. 
Dziewczyna trzymała się - zimno, zimno, wielkie zimno gasiło nowe 
iskry ciepła, które próbowały z niej wypłynąć – dopóki nie potknęła 
się o bezwładne ciało. W dół, upadła w dół. W mgnieniu oka Tabitha 
była na niej, a sztylet zbliżał się w jej kierunku. Kaia wiedziała, że jest 
tylko jedna droga do ocalenia szyi i życia - ten sztylet potrzebował 
celu, a więc spotkał się z jej dłonią. Kaia pozwoliła, żeby koniec 
przebił jej ciało, wchodząc z jednej strony i wychodząc z drugiej. 

background image

Bolało jak cholera, ale było warto, nawet jeśli jej kość została 
rozłupana. Sztylet utknął pomiędzy jej kawałkami, a Tabitha cofnęła 
pustą dłoń, ale to jej nie powstrzymało. Cios za ciosem obijała 
pięściami twarz córki, tak szybko, że dziewczyna nie mogła uniknąć 
ich i prawie została ogłuszona. Ale nadal pozostała chłodna i w końcu 
zebrała siły, żeby się rzucić do tyłu i ostrymi ciosami zasunąć w 
brzuch matki, a potem zamachnąć się nogami. Zacisnęła kostki wokół 
szyi Tabithy i szarpnęła w dół. Kobieta upadła na plecy, a całe 
powietrze uszło z jej płuc albo mogłoby, gdyby Kaia nie wcisnęła 
obcasa w jej gardło, miażdżąc tchawicę i zapobiegając ucieczce 
powietrza. Nie przerywając, Kaia stanęła, a jej pole widzenia 
przesłaniała krew sącząca się z opuchniętych oczu. Czas kończyć. Z 
całą swoją siłą wyszarpnęła sztylet z dłoni, cholera, wyciąganie bolało 
bardziej, niż kiedy został wbity! A potem rzuciła nim poza okręg. 
Teraz obie były nieuzbrojone. Młoda harpia ruszyła do przodu, mając 
nadzieję, że znajdzie się na matce, zanim doświadczenie zdobyte w 
walkach da jej szanse na uzdrowienie i planowanie. To nie zadziałało 

- w jednej chwili Tabitha zerwała się na nogi i po raz trzeci kobiety 
stanęły naprzeciw siebie, zaczynając się okrążać. 
- Brawo – wychrypiała Tabitha łamiącym się głosem z powodu 
wciąż gojącej się tchawicy. – Spodziewałam się, że ugniesz się 
znacznie wcześniej. 
- To dlatego, że masz zbyt wysokie mniemanie o sobie i zbyt 
małe o tych, którzy cię otaczają. 
- Mam powody – beznamiętny głos. 

background image

Zmuszę ją, żeby coś poczuła. Kaia oblizała usta, wyczuwając 
miedziany smak krwi. 

- Matka Roku tytuł dla Tabithy Bezwzględnej. Albo i nie. Ale 
nie martw się. Tatuś też nie zasługuje na nagrodę dla Ojca Roku. 
Tabitha znieruchomiała, przymknęła powieki, dzięki czemu 
ukryła, ale i odsłaniała cierpienie. 

- Jestem dobrą matką. 
Hm, co? Czy właśnie uderzyła w jej czuły punkt? 
- Jeśli przez dobra rozumiesz, że jesteś najgorsza na świecie, to 
tak, jesteś na szczycie listy. 
Bursztynowe oczy zwęziły się, cierpienie zniknęło. 

- Kiedy umrzesz, inne harpie wezmą w posiadanie twojego 
mężczyznę. Wiesz o tym, prawda? A ponieważ cię zwyciężę, będę 
miała do tego prawo jako pierwsza. 
Ała. Teraz Tabitha uderzyła w najczulszy punkt, starając się 
tymi słowami wywołać emocjonalną reakcję, ale tak jak sugerował 
Strider, Kaia była obok swoich emocji. Mogła poczuć wewnętrzny 
ogień zrywający się z powrotem do życia, ciepło…cieplej… Mogła 
uwolnić płomienie i skończyć to teraz. Walczyły - nie byłoby teraz 
płaczu. Kaia chwyciła matkę, a jednak, mimo iż nie łączyła ich miłość 
matka - córka, nie mogła spalić tej kobiety na śmierć. Ale przecież to 
czego ona chciała, nie miało teraz znaczenia. „Zrób co będziesz 
musiała, żeby przetrwać” - tak powiedział jej Strider. 

Właśnie nadszedł ten czas. W końcu otworzyła swój umysł na 
ciepło, powitała je, pozwoliła mu rosnąć, rozprzestrzenić się… 

background image

pochłonąć. Gorąco… goręcej… Nie wiedziała, czego oczekiwać. 
Ostatnim razem zmiana przyszła tak niespodziewanie, ale nie miała 
chwili, by się zatrzymać i pomyśleć o tym, co się wówczas wydarzyło. 
Co zrobiłaby, gdyby płomienie nie chciały nadejść? 

Szok okrył twarz Tabithy. W uszach Kai pojawił się huk, ciało 
rozgrzewało się, a potem wszystko co mogła zobaczyć, to błękitną 
mgłę. W czasie krótszym niż uderzenie serca, płomienie zaczęły się 
wić, wypełzając z jej skóry i obejmując każdy centymetr ciała 
wzburzonym morzem ognia. Nawet jej ubranie spłonęło. 

- Przepraszam za to, mamo – powiedziała. 
Skoczyła, zmniejszając dystans pomiędzy nimi. Kontakt. Upadły 
na ziemię, a płomienie przeskoczyły z Kai na Tabithę. Wtedy 
zatrzymała się, wyczekując. Gdzie były krzyki jej matki? 

- Naprawdę myślisz, że przespałabym się z feniksem, gdybym 
nie miała ochrony przed jego ogniem? Ale jestem pod wrażeniem. 
Nabrałaś mnie. Nie miałam pojęcia, że posiadasz tę zdolność. 
- Ja…ja… – nie odpowiedziała. Była zbyt oszołomiona. 
- Nie mogę wezwać płomieni, ale mogę się im opierać kontynuowała 
Tabitha. - Więc walcz dalej. 
Po raz kolejny Kaia doskoczyła do jej pleców i zaczęła uderzać, 
znowu i znowu. Napędzało ją bardziej zaskoczenie niż niemożności 
pokonania matki, a kiedy zmysły powróciły do równowagi, przestała 
skupiać się na ochronie twarzy i szyi. Był tylko jeden sposób, żeby to 
zakończyć. 

background image

Ciosy nadal dosięgały Kai i przeszył ją ostry, przesłaniający 
wzrok ból, gdy gardło zostało zmiażdżone – wiedziała, że następne 
będą szpony, a razem z nimi straci głowę – ciepło zastąpiła zimna 
determinacja. 

Zrób co trzeba. 

Kaia wygięła się i przyjmowała kolejne ciosy, sprawiając, że jej 
matka niczego nie podejrzewała, zbyt pochłonięta rytmem swych 
uderzających pięści, spodziewając się, że Kaia w każdym momencie 
utraci świadomość. Tymczasem Kaia sięgnęła do pleców matki i 
mocno pociągnęła. Krzyk rozszedł się echem, kiedy ciepła krew 
pokryła jej ręce, a pięści matki wreszcie przestały na nią spadać. 

Kaia podniosła dłonie do ust i polizała. Wszystko, żeby przeżyć – 
powtórzyła. Krew, każda krew, była specyfikiem potrzebnym do 
uleczenia. Witalne siły matki spłynęły pokiereszowanym gardłem 
wprost do żołądka. Efekt nie był tak intensywny jak wtedy, gdy piła 
od Stridera, ale wzrok nieco się poprawił, a ona usiadła. Matka leżała 
kilka metrów od niej, nieprzytomna i naga od płomieni - mogła 
wytrzymać złamanie skrzydła, ale ich zupełnej utraty już nie. Miała 
pokiereszowane plecy, a skrzydła całkowicie zginęły. Pierś Kai 
ścisnęła się; z żalu, że ich spór doprowadził do tego i z dumy, że 
zwyciężyła. 

Rozejrzała się po otoczeniu. Reszta walczących była pokonana. 
Z rozczarowaniem zauważyła, że wojowniczki Eagleshields pokonały 
jej siostry, ale te z kolei pokonały klan Skyhawks. Zawodniczki, które 
nadal stały, obserwowały, co się dzieje, z szokiem wymalowanym na 

background image

twarzach. Ale Kaię interesowała tylko jej drużyna. Na szczęście 
wszystkie ukochane dziewczyny były żywe - trzymane na dystans 
miecza, ale żywe. Z każdą z osobna spotkała się wzrokiem, a one 
skinęły przepraszająco, ale też z uznaniem. Kaia nie przejmowała się 
tym, że przegrały – liczyło się jedynie, że przeżyły. Przyjdzie czas na 
rehabilitację podczas następnej rozgrywki. 

Stąpała ciężko, nieprzejęta swoją nagością. Nie ważne co się 
stanie później; w czwartej rundzie było teraz trzech kandydatów do 
zwycięstwa i ktokolwiek wygra, zdobędzie wszystko. Szacunek i 
Magiczną Różdżkę. 

Czy Strider zdawał sobie sprawę z tego, jak blisko byli 
najwyższej wygranej? Strider. Jej siostry mogły być żywe, ale ona 
była przegrana. Pokonując jej drużynę, Eagleshields pokonały ją. 
Strider właśnie przegrał swoje własne wyzwanie. 

Nie - upewniła się w następnej chwili. On przysiągł zabić 
jedynie tych, którzy ją pokonali. Albo zranili? Tak czy inaczej, nie 
określił limitu czasu na zadanie śmiertelnego ciosu. Prawda? 

Przeszukała wiwatujący tłum, ale go nie odnalazła. Był Sabin i 
Lysander, którzy również na chwilę zniknęli, ale zaraz wrócili. Obaj 
byli spięci, bladzi i zdenerwowali, wyraźnie czekali, żeby zabrać 
swoje kobiety i odejść. 

Czy ze Striderem było wszystko w porządku? Dokąd poszedł? 
Czy teraz cierpiał? 

Mogła wyzwać Eagleshields i kontynuować walkę. Ale nie 
mogła wyłączyć wszystkich w tym samym czasie. Któraś z dziewczyn 

background image

z jej drużyny mogła zostać zraniona, może nawet zabita. Kaia musiała 
zdecydować - ocalić je czy Stridera przed agonią z bólu. Modląc się, 
aby zrozumiał, uklęknęła, przyznając się do porażki. 

Trzy rzeczy wydarzyły się jednocześnie; 

Ich otoczenie zmieniło się i Koloseum nie było już nowe, ale 
stare i rozpadające się, a wokół nich nagle zmaterializowali się ludzie 
i stworzone przez nich bariery. 

Wrzask wściekłości i niedowierzania Juliette odbił się od ścian. 

I najgorsze ze wszystkiego - krzyk udręczonego Stridera przeciął 
jej duszę. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 31 

Stridera otoczył całkowity, absolutny chaos. Pozbawiony tchu, 
porażony osłabiającym bólem opadł na kolana, chwytając Magiczną 
Różdżkę. 

Harpie ich małżonkowie i niewolnicy rzucili się w różnych 
kierunkach, starając się uciec, zanim przyjedzie policja. Mogliby 
nawet przyprowadzić ze sobą reporterów. Zostały złamane niezliczone 
prawa i sprofanowany narodowy skarb - krew, która nasączyła ziemię, 
utworzyła wokół stóp Sridera kałużę. 

Co, do cholery, powinien zrobić? I dlaczego jego demon był taki 
udręczony, jęcząc i wijąc się w jego głowie? Przecież wygrali. Czyż 
nie? 

W momencie kiedy odrąbał Lazarusowi głowę, pojawił się 
artefakt. Coś błyszczącego wydobyło się z jego ciała i zostało 
wchłonięte przez czubek Włóczni, jakby wessał to odkurzacz. Dusza 
wojownika - prawdopodobnie jej reszta, która połączyła się z tą 
częścią w środku. W tym momencie dalsze podtrzymywanie iluzji 
stało się niemożliwe i świat powrócił do rzeczywistości. Strider nie 
przemyślał tej małej komplikacji, nie był więc na to przygotowany. 
Myślał jedynie o zdobyciu Włóczni. Teraz ją miał, jednak kilka rzeczy 
dzieliło go od sukcesu. 

Juliette wiedziała, że jej mężczyzna był martwy, z drugiej strony 
wiedziała też, że był jej nieposłuszny. Ten krzyk… Będzie szukała 

background image

jego ciała. Dowie się, kto jest za to odpowiedzialny. Nie ma 
możliwości, by ukryć ten fakt. Nie teraz - zbyt wiele osób widziało 
Stridera z zakrwawionym mieczem w dłoni pochylonego nad 
pozbawionym życia ciałem. Nie, żeby próbował ukryć prawdę. 
Dokonał zbrodni, musi więc ponieść konsekwencje tego czynu. 

Teraz jednak przyprowadził diabła pod drzwi Kai. Juliette nie 
będzie się dłużej zadawalać upokarzaniem jej. Będzie chciała ją 
ukarać. Zranić. Zniszczyć. 

Kiedy uderzyła go prawda, zebrało mu się na mdłości. Co on, do 
cholery, zrobił? Strider ledwo trzymał się na nogach, więc zachwiał 
się, kiedy kolejna prawda ostatecznie do niego dotarła - wyzwał Kaię, 
by zwyciężyła zawody. Musiała przegrać. 

Cholera. Cholera! Czy wszystko z nią było dobrze? 

Ktoś w niego uderzył, potknął się, ból stał się intensywniejszy. 
Zacisnął mocniej uchwyt na Włóczni. Sabin i Lysander 
prawdopodobnie szukali swoich kobiet, więc nie będą pomocni. 

Wolną ręką Strider wyciągnął telefon z kieszeni. Potrzebował 
Luciena. 

Jego wzrok był zbyt zamglony, by zobaczyć cyfry, mimo to 
spróbował zadzwonić do strażnika demona śmierci. Na szczęście 
numer był pod szybkim wybieraniem, więc jedyne co musiał zrobić, 
to wcisnąć trójkę – tylko trójkę – potem wymówić jedno słowo 
„pomocy” i pojawi się jego przyjaciel. 

Po raz kolejny ktoś na niego wpadł i Strider mocno się zachwiał, 
a telefon wypadł z mu ręki, uderzając o chodnik. Cholera! Schylił się. 

background image

Jego kości i stawy protestowały, kiedy przeszukiwał powierzchnię 
wokół siebie. W końcu palce zacisnęły się wokół plastiku. 

Na rękę nadepnęło wiele stóp, miażdżąc kości i telefon. Potem 
czyjeś stopy wbiły się w jego plecy łamiąc żebra i pozbawiając go 
powietrza, a następnie jego twarz została rzucona na ziemię. Uciekają 
w popłochu – pomyślał zamroczony. Jakie to upokarzające. Szarpnął 
Włócznię pod swoje ciało, mając nadzieję, że ją osłoni. Wątpił, żeby 
cokolwiek mogło ją złamać, pomimo jej kruchego wyglądu. Na 
końcach miała klepsydry, a sama laska była cienka i drewniana, ale tę 
rzecz wykonali bogowie, a on był żywym dowodem na to, że bogowie 
nie robią produktów kiepskiej jakości. Jednak Włócznia mogła zostać 
skradziona, a na to nie mógł pozwolić. Prawie nie wierzył w to, że 
trzymał czwarty artefakt. Po tym wszystkim, ostatni kawałek 
układanki wpadł prosto w jego ręce. Za okropną cenę, tak, ale miał ją. 

Ostatecznie kroki ucichły a Strider zmusił swoje poobijane ciało, 
by wstać. Dyszał i chwiał się. Kilka kolejnych harpii podbiegło do 
niego, ale nie udało im się go znokautować. Może dlatego, że nie 
próbowały. Śpieszyły się. 

Kolejny kobiecy krzyk wypełnił powietrze, tym razem bliżej. 
Agonia w tym krzyku… agonia i wściekłość zmieszały się razem w 
bezwzględnej harmonii. 

- Zabiję! Cię! – rozbrzmiały słowa Juliette, każde przepełnione 
ogromną nienawiścią. 
Gówno widział, ale mimo to odwrócił się i pozwolił, żeby 
prowadził go pędzący tłum. Kilka razy ugięły się pod nim kolana, ale 

background image

użył Włóczni jak zwykłej laski i szedł dalej. Jak blisko była Juliette, 
depcząc mu po piętach? 

Kaia! – krzyknął w myślach. Nigdy nie rozmawiali 
telepatycznie, ale też nigdy nie był tak zdesperowany, żeby do niej 
dotrzeć. Mógł mieć jedynie nadzieję, że małżeństwo wzmocniło ich 
połączenie. -Gdzie jesteś? 

- Tutaj – znajomy zapach otoczył go na ułamek sekundy, nim 
ciepła ręka przesunęła się wokół jego tali, szarpiąc go w lewo. – Czy 
to jest to, o czym myślę? 
Dzięki bogom. Żyła, była tutaj i mogli ze sobą rozmawiać 
telepatycznie. Przewaga, którą zgłębi, kiedy będą bezpieczni. Teraz 
mógł czuć jej bicie serca, przyspieszone, ale, do cholery, to było bicie 
i to mu wystarczyło. 

- Tak. Przepraszam laleczko. Musiałem ją wziąć. Nie mogłem 
przepuścić takiej okazji. Nie używaj jej, dobrze?- nie wiedział, jak 
działa Włócznia. Jak przejąć duszę i zdolności, by uwięzić je w środku 
dla innej osoby, czy jak ukraść duszę i zdolności z życia. Nie chciał 
ryzykować, wyrządzając Kai krzywdę nie do naprawienia. – Jesteś 
cała? 
- Nie widzisz? 
- Nie. Rogówki przestały działać. 
- To wyjaśnia dlaczego prawie rozbiłeś się o ścianę – 
powiedziała sucho. – Posłuchaj. Nawet mimo tego, że chciałam 
walnąć cię w głowę, poważnie, myślisz, że zabrałabym ci Włócznię? 
Wybacz, ale zgubiłam się – po chwili kontynuowała: - Przepraszam, 

background image

że cierpisz. Mogłam wygrać, mogłam zabić wszystkich, ale wtedy 
mogłyby umrzeć również moje siostry, nie potrafiłam… 

- Nie musisz się tłumaczyć. Jestem wdzięczny, że tu jesteś. I nie, 
nie uważam, że zabierzesz ode mnie Włócznię. Ale ona jest 
niebezpieczna i nie wiem, jak jej odpowiednio użyć. 
Pociągnęła go w prawo. 

- W takim razie w porządku. Przebaczam ci, że warczałeś na 
mnie, ale wracając do tematu. Nienawidzisz przegrywać. Bądźmy 
szczerzy, myślę, że zabiłbyś własną matkę, żeby wygrać walkę. 
Gdybyś ją miał. Wierzyłeś w moje zdolności, ale ja… 
- Kaia – powiedział, przerywając jej znowu. – Dla własnego 
dobra, nie bądź zbyt uparta. Nic nie ma dla mnie znaczenia poza tym, 
że żyjesz. Przysięgam. I szczerze? Nie jesteś jedyną, która powinna 
przepraszać. Powiedziałaś, żebym nie zabierał Różdżki, tylko 
pozwolił ci ją wygrać, ale mimo wszystko to zrobiłem. 
- Zmieniłam zdanie w tej sprawie. 
Szarpnięcie w lewo. 
- Wiem. To jednak nie zmienia faktu, że ja… 
- Wiedziałeś? Skąd? Nie ważne. Porozmawiamy na ten temat 
później. I kto jest teraz bardziej uparty? 
Strider uśmiechnął się pomimo bólu. 

- Cholera – nagle przeklęła. – Juliette nadal siedzi nam na ogonie 
i nie sądzę, że uda nam się ją zgubić. 
Jego rozbawienie zniknęło, gdy tymczasem Kaia skręciła za róg 
i sprowadziła go po schodach w dół. 

background image

- Zbliża się i jeśli czegoś nie zrobię, dorwie nas – nie robiąc 
przerwy na oddech, popchnęła go na twardą, zimną ścianę. – Zostań 
tutaj. 
Nie było czasu na zadawanie pytań. Uwolniła go i sekundę 
później gorący podmuch ciepła uniósł się nad nim. Zdał sobie sprawę 
z tego, że właśnie się podpaliła. Wybuchły kobiece wrzaski. 

- Zapłacisz za to – zaczęła Juliette, ale powstrzymał ją jęk 
agonii. 
Strider marzył o tym, żeby móc zobaczyć co się stało. Pot 
spłynął po jego ciele. Kłujący ból nie osłabł i bez dotyku Kai, 
rozpraszał go, poruszał nim i sprawiał, że wojownik z pełną siłą 
doświadczał każdego kolejnego ukłucia. Skulił się i zwymiotował. 
Powinien być przy Kai, która tuż obok walczyła w pojedynkę. Był 
przeszkodą - bez niego już dawno mogła uciec. 

- To powinno zatrzymać tę sukę na chwilę – powiedziała z 
satysfakcją, po raz kolejny owijając rękę wokół jego talii i szarpiąc go 
do przodu. Chociaż w tym momencie nie płonęła, temperatura jej ciała 
mocno wzrosła. 
- Jesteś w tym coraz lepsza– powiedział, zaciskając zęby, żeby 
znieść oparzenia. 
- Może dlatego, że utrzymuje mnie w ciągłym stanie białej 
gorączki. 
Zapach palącej się bawełny wypełnił jego nos. Moja koszula zdał 
sobie sprawę. Potem uderzyła go kolejna myśl. Ona się zapaliła. 
Całkowicie. Jej ubranie musiało już spłonąć. 

background image

- Jesteś naga, prawda? 
Nienawidził tego, że ktokolwiek oprócz niego mógł ją taką 
zobaczyć, ale rozbawiła go myśl o widoku jaki obydwoje 
przedstawiali. 

- Tak – w jej głosie nie słychać było wstydu. – Byłam przez 
chwilę. Więc jak zdobyłeś Włócznię? 
Fala winy wstrząsnęła nim, kiedy wyjaśniał, co się stało z 
Lazarusem, Juliette i rodzajem władzy jaki nad nim miała. 
Pokonali zakręty, zeszli schodami w dół, a potem w górę. 

- Więc Lazarus jest martwy? 
Chłodny, mile widziany wietrzyk uderzył w Stridera. 
- Tak. Nie był takim złym gościem. Chciałbym, żeby było inne 
wyjście i… może było. Lazarus przedstawił wszystko tak, żebym w 
ten sposób go zrozumiał, co oznacza, że mógł się pomylić. 
Mógł przeżyć to, co Strider mu zrobił. W każdym razie, jego 
dusza mogła - mógł być teraz uwięziony we Włóczni. 

- Tak, mnie też się coraz bardziej podobał. Porozmawiamy o tym 
później – puściła go. – Muszę wziąć swoje rzeczy i ubranie. Trzymaj 
się. 
A więc byli w namiocie, który zajmowali wcześniej. Strider 
zachwiał się, kiedy zaczął się skupiać na otoczeniu - wyostrzył słuch, 
nasłuchując głosów sióstr Kai, ale powitał go jedynie dźwięk jej 
ruchów. Potem chwyciła go i przeprowadziła przez labirynt. Mógł 
sobie teraz wyobrazić, co ich otacza - wiedział, że przed nimi 
majaczyło ogrodzenie. 

background image

- Wdrap się – powiedziała, potwierdzając jego przypuszczenia. 
Pokiereszowane ciało już i tak protestowało przez całą drogę, ale 
zrobił to. Szedł naprzód. 

- Teraz skacz. 
Jeszcze jeden płot, chociaż ten był niewielką przeszkodą. Strider 
z kolejnym ukłuciem bólu wylądował na ziemi. 

- Głaz – powiedziała, odciągając go na bok. 
Gdy tylko go odsunęła, zaczęli biec. Po prostu biec. Ciężko 
oddychając, wdychał woń sosny, brudu i spalin samochodów. Jego 
buty uderzały o skały i trawę, a potem o drogę. Kilka razy usłyszał 
zaskoczone – i może przerażone – pomruki ludzi. Kaia zwolniła, 
zatrzymała się, potem po raz kolejny odsunęła się od niego. 

- Zostań tutaj - poleciła. Minęło kilka minut. Nienawidził tak 
stać, bezradny z Włócznią na wierzchu. Kiedy wróciła, mruknęła: – 
kasa. 
- Mądra dziewczynka. 
Złota mgła przebiła się przez ciemność. Strider mrugnął. 
Kolejny raz. Żadnej zmiany, tylko takie małe, słabe światło. To 
wystarczyło. Zaczynał się leczyć. 

Wydawało się, że trwało to wieczność, nim Kaia wynajęła pokój 
w motelu i zabezpieczyła ich. Pomogła mu dotrzeć do łóżka, a on 
razem z Różdżką opadł na materac. 

- Dla twojej wiadomości, wyglądasz jak gówno – przysiadła 
obok niego i delikatnym dotykiem odsunęła mu włosy z czoła. 

background image

Nachylił się do tej pieszczoty. 

- Dziękuję, Rudzielcu. Muszę powiedzieć, że czuję się lepiej. 
- Mogę coś dla ciebie zrobić? 
- Nie. Wszystko czego potrzebuję, to czas. 
- Więc co robi ta rzecz? Wspominałeś coś o duszy, tak, ale nie 
zrozumiałam. 
- Masz telefon? – zapytał zamiast odpowiedzieć. Wszystko po 
kolei, najpierw musi wywieźć artefakt z Rzymu, jak najdalej od 
Juliette. 
- Tak. Zabrałam go, kiedy się ubierałam. 
- Zadzwoń do Luciena i poproś, żeby tutaj przybył. 
Posłuchała go. W tym czasie światło, które widział wcześniej 
zaczęło się powiększać, a wzrok stał się odrobinę bardziej wyraźny. 
Strider zaczął dostrzegać detale. Nad jego głową znajdował się sufit, 
w kolorze biało - żółtym. Ściany pokrywały białe stiuki. Okno zdobiły 
draperie z grubego, czerwonego materiału. Obok niego stał podrapany 
nocny stolik, na którym spoczywała niebieska lampka. Przesunął 
wzrok na Kaię, która przechadzała się, rozmawiając przez telefon. 
Skończyła, zamilkła, po czym wzburzona zaczęła stukać w klawiaturę. 
Minęło kilka kolejnych minut, zanim zobaczył ją wyraźnie. Siniaki 
przykryły jej lewe oko i szczękę, górna warga była rozcięta i 
spuchnięta. Włosy leżały splątane na ramionach. Była ubrana w czysty 
podkoszulek i jeansy, ale nie miała butów. Biegała po ulicach boso i 
było to widać po jej stopach - palce były czarne od brudu, a każdy 
krok pozostawiał na podłodze krwisty ślad. 

background image

Ani razu nie narzekała, czy nawet nie pisnęła z bólu. Była 
wojownikiem do szpiku kości. Serce Stridera urosło z dumy i miłości. 
I nie obchodziło jej, że zabrał Włócznię. Wręcz przeciwnie pochwaliła 
go, mimo że sprawił tym same kłopoty. Jedyna w swoim 
rodzaju, jego Kaia. Zasłużyła na wszystko co najlepsze. Dlatego 
postanowił być lepszym mężczyzną. Dla niej. 

Marszcząc brwi, wepchnęła telefon do tylnej kieszeni. 

- Lucien będzie tutaj za chwilę. Napisałam do sióstr i 
poinformowałam je, gdzie jestem. Taliyah i Neeka są w pobliżu, będą 
tutaj za kilka minut, ale nie słyszałam się z nikim innym. 
Pukanie do drzwi usłyszeli, zanim wypowiedziała ostatnie 
słowo. Taliyah nie czekała na odpowiedź Kai, po prostu weszła do 
środka, Neeka była tuż za nią. Uścisnęły ją. 

- Przepraszam z powodu porażki – powiedziała Taliyah, klepiąc 
siostrę po głowie. 
Kaia wzruszyła ramionami. 

- Jakbym wcześniej, w równym stopniu, nie przyczyniła się do 
tego. 
- Więc jesteś feniksem, tak? – upewniła się Neeka. 
- Wiem – twarz Kai pokryły szkarłatne pasma, podkreślając jej 
zmęczenie, kiedy przesunęła po niej palcami. – Dla mnie to też była 
niespodzianka. 
Taliyah potrząsnęła głową, przyglądając się kobietom, podczas 
gdy jej blond włosy zatańczyły wokół ramion. 

- Och, Neeka, a ja nie byłam zaskoczona. 

background image

Kaia zmarszczyła brwi, zdziwiona. 

- Dlaczego? 
- Wykazywałaś objawy przez kilka tygodni. Poza tym stanęłaś w 
płomieniach w dniu swoich narodzin. Matka chciała cię chronić przed 
ojcem, więc podała ci coś, aby mieć pewność, że to się nie powtórzy 
przez następne stulecia, nawet jeśli zareaguje trujący gen feniksa, gdy 
zostaniesz zadrapana czy pogryziona - kolejne klepnięcie, a potem 
Taliyah cicho podeszła do Neeki. – Wiedziałam, że to tylko kwestia 
czasu, zanim powrócą twoje zdolności. 
Strider mógł usłyszeć myśli Kai płynące przez łączącą ich nić. 
Były wyrazem tak silnych emocji, że wstrząsnęły nim. -Co za 
wariactwo. Matka rzeczywiście działała z pobudek macierzyńskich i 
chciała mi pomóc? Chcę uścisnąć tę kobietę. A potem potrząsnąć nią. 
Nie mogę teraz zmięknąć, to wojna. 

- Cóż, powinnaś mi o tym powiedzieć! – wściekła się na głos. 
- Poważnie – powiedział Strider. Usiadłby, gniewnie spojrzał, 
cokolwiek, ale, do cholery, ból wewnątrz niego nadal rósł, a jego 
demon zawodził i jęczał. 
Taliyah nie zwróciła na niego uwagi. 

- I wywołać niepotrzebne obawy? Na pewno nie. A teraz, kiedy 
to się stało, nadal nie musisz się niczym martwić. Rozumiesz? Twój 
ojciec cię nie zabierze. Obiecuję! 
- Naprawdę tak myślisz? – bezbronność wypływała z każdej 
sylaby. 

background image

Strider chciał ją przywołać, uścisnąć mocno. Jeśli jej ojciec w 
świetle prawa będzie zagrożeniem, czy udowodni, że może być 
poważnym problemem, poczuje na sobie gniew wojownika opętanego 
przez demona. 

- Wiem to – zapewniła ją Taliyah. – Jest martwy. Sama go 
zabiłam. Wiem, wiem. Jego ludzie będą cię poszukiwać, kiedy 
usłyszą, że możesz wytrzymać ich ogień, ponieważ nie ma zbyt wielu 
kobiet, które to potrafią. 
-Będą poszukiwać? – Kaia i Strider zapytali jednocześnie. 

Zauważył, że nie dała żadnego znaku, by śmierć ojca ją 
poruszyła. Nie. Żaden żal nie popłynął ich więzią, jej myśli były 
spokojne. Jedynie sztywne skinienie głowy, to wszystko. Jakby ich 
zaskoczenie ją obraziło. 

- Jestem pewna, że Strider powiedział ci o Neece i o tym jak 
podkradłam się i spotkałam z grupą mężczyzn. Nie ważne. W każdym 
razie Neeka była mi winna dużą przysługę i zgodziła się poślubić 
wojownika feniksa w zamian za ciebie. 
To musiał być jakiś przywilej, skoro ślub obcych był 
akceptowany jako zapłata. Ale co, do diabła, Taliyah miała na myśli? 

- W zamian za nią? – Strider nie zamierzał się awanturować, ale 
do cholery… – Myślą, że poślubi kogoś innego poza mną? Mogą 
sobie, kurde, tak myśleć! Ona jest moja. 
- Nie rozumiem – powiedziała cicho Kaia. – On ma rację. 
Należę do niego. 

background image

Jej wyznanie ogrzało go tak, jak robił to zawsze jej wewnętrzny 
ogień. 

- Mogliby przyjść po ciebie i go zabić. Wiedziałam, że to by cię 
zdenerwowało, wiec użyłam innych argumentów – powiedziała 
Taliyah. 
Tak po prostu. 

- Teraz będą starali się zabrać obydwie. 
- Nie –zapewniła go Taliyah. – Nie zdradziłam ci szczegółów 
umowy – to zależy od Neeki – ale nie wrócą po Kaię. 
- Neeka – powiedział Strider, a jego spojrzenie wylądowało na 
przepięknej, ciemnoskórej dziewczynie. 
Neeka obserwowała siostry, wyraz jej twarzy był smutny, i 
widać było, że nie zdawała sobie sprawy z tego, że o niej rozmawiają. 
Kaia również na nią spojrzała, harpia skinęła. 

- Dlaczego? – zapytała Kaia. 
- Ocaliłam jej życie – odpowiedziała Taliyah. – Jak 
powiedziałam, jest mi to winna. 
- Czy ona może wytrzymać ich ogień? – zapytał Strdier. Jeśli 
nie, wojownicy i tak przyjdą po Kaię. 
- Jeszcze nie – odpowiedziała Neeka. 
Jego spojrzenie wróciło do niej, zobaczył, że ona też na niego 
patrzy. 

- Więc co teraz zrobisz… 
- Będę. Kiedyś będę mogła. Teraz mam coś innego, coś równie 
cennego. 

background image

- Ale teraz naprawdę musimy już iść – powiedziała Taliyah, 
ciągnąc przyjaciółkę z powrotem do drzwi, zanim Neeka zdążyła 
rozwinąć temat. Nie żeby musiała. Zacisnęła usta cholernie mocno. – 
Śledziłyśmy Tabithę, żeby upewnić się, czy jej ludzie dostarczyli ją w 
bezpieczne miejsce. Dołożyłaś jej cholernie mocno. Byłam pod 
wrażeniem, dziecinko. 
- Dziękuję – mały impuls winy popłynął od Kai. 
Taliyah bardzo delikatnie się uśmiechnęła. 
- O ile mi wiadomo, szybko się nią zajęli. Wrócę. 
Drzwi zamknęły się za nimi. 
Strider obserwował, jak bladą twarz Kai zalały wyrzuty 
sumienia. 

- Chodzi o twoją matkę? – spytał. 
- Tak – odpowiedziała, wiedząc co miał na myśli. – Chciałabym, 
żeby nasze relacje nie osiągnęły tak kulminacyjnego punktu, ale… 
Lucien wybrał właśnie ten moment, żeby się zmaterializować, a 
Kaia zacisnęła usta. W jednej chwili wielki wojownik pojawił się i 
zaklął. 

- Co się wam, do cholery, stało? 
Strider skupił się na swoim przyjacielu. Czarne włosy, kolorowe 
oczy – jedno niebieskie, drugie brązowe i twarz pokryta bliznami. 

- Nie ma znaczenia, co się stało. Tylko rezultat jest ważny. To – 
powiedział, podnosząc z grymasem bólu Magiczną Różdżkę - jest 
czwarty artefakt. 

background image

Oczy Luciena rozszerzyły się, kiedy rozpoznał własność 
przyjaciela. 

- Żartujesz, prawda? - zdziwiony obejrzał przedmiot. 
- Nie. Tam na zewnątrz jest bardzo wściekła harpia, która chce 
to z powrotem, zrobi wszystko, żeby go odzyskać. 
Strażnik demona śmierci uniósł brodę, a jego oblicze 
przedstawiało perfekcyjnego żołnierza. 

- W jaki sposób zdobyła pierwszą nagrodę? 
- To jest historia na inną okazję – głos Strider był taki słaby, taki 
odległy. Ponownie spróbował usiąść, wszystko, żeby utrzymać się 
przy świadomości. Szarpnięcie bólu rozdzierające wnętrzności i 
wysiłek ostatnich dni wyczerpał tę odrobinę siły, jaka mu pozostała. 
Leżał tam, walcząc o oddech. 
- Przynajmniej w końcu wiemy, co ten artefakt może zrobić. W 
jakiś sposób więzi duszę i nadnaturalne zdolności wewnątrz tych 
końcówek. Te końcówki mogą również przekazywać duszę i te 
zdolności innym. 
Nastała nerwowa, ciężka cisza, podczas której Lucien 
przyswajał wiadomości. Nagle sygnał telefonu przeszył martwotę. 

- Wiadomość – Kaia wyjęła telefon, spojrzała na ekran i 
odetchnęła z ulgą. – Gwen i Sabin są bezpieczni. Powiadomiłam ich, 
gdzie jesteśmy, są w drodze do nas. 
Stridera zalała fala własnej ulgi i przyspieszył, chcąc przekazać 
resztę informacji, zanim padnie nieprzytomny. 

background image

- Nie wiem, jak używać tej cholernej rzeczy. Wiem jedynie, że 
ktokolwiek ją trzyma, nie może korzystać ze swojej mocy uwięzionej 
w środku. Może jedynie przekazać to prawo komuś innemu. 
Bip. 
Przerwa. 

- Lysander nie może znaleźć Bianki – powiedziała teraz Kaia, w 
jej głosie pojawił się ślad paniki. – Jest zmartwiony i pyta, czy ktoś ją 
widział. 
- Jestem pewny, że jest… - zaczął Lucien. 
Kolejne bip. 
Znowu pauza. 
- Och, bogowie – Kaia wykrztusiła okrzyk wściekłości. – Nie, 
nie, nie. Nie! 
W końcu Strider znalazł siłę, żeby usiąść, kiedy wstrząsnęła nim 
obawa. Jej zdenerwowanie napędziło jego własne. 

- Co się stało, laleczko? 
Furia przesłoniła wzrok Kai, kiedy pokazała mu ekran. Ręka 
drżała, gdy odczytywał „Chcesz żywą siostrę? Pohandlujmy”. 
Żołądek Stridera skurczył się, kiedy zobaczył symbol 
załącznika. 

- Co jest w załączniku? 
- Załącznik? Nie zauważyłam – drżenie wzrosło. Kaia 
przycisnęła kilka przycisków i stłumiła kolejny szloch. – Film. Widzę 
Biankę. Jest związana. Krwawi. 
Po kilku sekundach bezruchu usłyszała krzyk Bianki. 

background image

- Powiedz jej, żeby się pieprzyła, Kye! 
Potem stojąca nad nią Juliette powiedziała: 
- Przyniesiesz mi Magiczną Różdżkę w ciągu godziny, albo 
przysięgam na bogów, pozbawię twoją bliźniaczkę głowy w taki sam 
sposób, jak zrobił to ten sukinsyn mojemu małżonkowi Lazarusowi. I 
jeśli się ośmielisz… odważysz!... użyć płomieni… 
Pisk wściekłości. 

- Wiesz co? Przyprowadź również swojego małżonka. Albo 
umrze twoja siostra, albo on. Ty wybierzesz. Za każdą minutę twojego 
spóźnienia, twoja cenna siostra będzie cierpieć – pauza. – Acha i Kaia. 
Mam nadzieję, że się spóźnisz. Powodzenia w szukaniu nas. 

background image

The Darkest Surrender 

Rozdział 32 

Juliette zadarła z niewłaściwą dziewczyną. 

Kaia poświęciła pozostałą godzinę na zebranie wszystkich 
zaufanych bliskich i przyjaciół. Nie zawahali się, żeby pospieszyć z 
pomocą i za to zawsze będzie im wdzięczna. Przez cały ten czas 
Strider, który nadal w oczywisty sposób cierpiał, uspokajał ją, 
zapewniając, że wszystko będzie dobrze. Słodki, kochany mężczyzna. 
Dużo bardziej niż kiedykolwiek czuła ich więź - wspierał ją, podnosił 
na duchu. Był tuż za nią, zapach cynamonu otaczał ją, a ona 
postanowiła uwierzyć w jego zapewnienia. Skoro pokonała swoją 
własną matkę, mogła również zaufać jemu. 

Znalezienie Juliette nie było trudne. Nie ze zdolnym do 
przenoszenia się Lucienem. Podążał za duchowym śladem dopóki jej 
nie zlokalizował. Na miejscu sprawdził Biankę (była ranna, ale się 
trzymała), poinformował Kaię, dokąd ma podążać, a potem wrócił, 
żeby strzec jej siostry. Niewidzialny - nikt nie zrobiłby tego lepiej. 

Potajemna obecność Luciena była jedynym powodem, dla 
którego Kaia nie pisnęła jeszcze słowa na temat skrzywdzenia Juliette. 
To samo tyczyło się Lysandera. Cóż, stanowcza ręka Zachariela 
również ją powstrzymywała. 

Nic się nie zmieniło, Lucien powiedziałby im, gdyby tak było, a 
oni zmieniliby swój aktualny plan. Plan, żeby upewnić się, że 
Eagleshields nigdy znowu nie zrobi czegoś podobnego. 

background image

Kaia maszerowała z wysoko uniesioną głową, mając Taliyah i 
Gwen po bokach. Strider i jego bracia szli tuż za nimi, a Lysander i 
jego armia anielskich wojowników byli w powietrzu, okrążając teren. 
Ich biało-złote skrzydła rozpościerały się z wdziękiem. Kaia uważała, 
że będą potrzebni w niebiosach, ale Lysander mimo to, sprowadził 
tutaj jakiś rodzaj wojskowej śmietanki anielskiej. 

Tak więc Juliette zadarła z niewłaściwą rodziną. Kaia 
pomyślała, że dlatego właśnie wszyscy ci ludzie skupili się wokół niej 

- byli jej rodziną. Ani jeden z nich nie spocznie, dopóki Bianka nie 
będzie bezpieczna. W rzeczywistości mogli dla niej umrzeć. Mogli 
umrzeć dla Kai. Tak jak ona dla nich. Nie dojdzie do tego. 
Wyprostowała ramiona, wzrokiem zmierzyła otoczenie. 
Juliette wybrała cudowną lokalizację - plaża w tej księżycowej 
poświacie była zwodniczo cicha. Po drugiej stronie starożytne 
rzymskie ruiny wyciągały się ku ciemnemu niebu, a kamienie 
błyszczały srebrem. Woda obmywała piasek, tworząc kojącą 
kołysankę. Szkoda, że za chwilę wybuchną krzyki i poleje się krew. 

- Juliette! – krzyknęła Kaia. Koniec czekania. Chciała, żeby 
wreszcie było po wszystkim. 
Kipiąca ze złości, pokryta sadzą Juliette stanęła w strumieniu 
złotej księżycowej poświaty. Jej nienawiść była tak wielka, że 
wibrowała w powietrzu. Klan uformował groźną linię tuż za nią. Kaia 
zatrzymała się kilka kroków dalej w niewielkim dystansie, a jej 
oddział postąpił jej śladem. 

W Juliette zawrzało. 

background image

- Jestem zaskoczona, że twój pół-mózg zdołał mnie odnaleźć, ale 
cieszę się, że jesteś. Skończymy to teraz. Gdzie jest Włócznia? 
Zamiast odpowiedzieć, Kaia powiedziała: 

- Przykro mi z powodu twojego małżonka, naprawdę, 
chciałabym, żeby to skończyło się inaczej, ale nie mogę zmienić 
przeszłości. Mogę jedynie ogarnąć przyszłość. Daję ci więc jedną 
szansę, tylko jedną, żebyś to przerwała. Uwolnij moją siostrę a odejdę. 
I na tym koniec. 
Odpowiedź Juliette była natychmiastowa. 

- Och, nie. Nie opuścisz tej ziemi bez szwanku – strzeliła 
palcami i dwie członkinie klanu Eagleshields przyciągnęły wściekłą i 
zakrwawioną Biankę na pierwszą linię. – Wierzę, że dokonałaś 
wyboru, Kaio Rozczarowanie. Twoja siostra czy twój mężczyzna? 
Ryk oburzenia Lysandera rozniósł się echem po niebie. Juliette 
miała szczęście, Zachariel był tutaj po to, żeby ich powstrzymać przed 
atakiem szału. 

Po tym jak Bianka pokazała uniesiony kciuk swojemu 
mężczyźnie, spotkała się wzrokiem z Kaią i uśmiechnęła złośliwie. 
Kaia prawie opadła z uczuciem ulgi - usłyszenie siostry na wideo nie 
było tym samym, co zobaczenie jej żywej osobiście. 

- Mówiłem ci – szepnął szorstki męski głos. Drżącymi palcami 
prześledził długość jej kręgosłupa. Strider. Pomimo bólu, nadal 
okazywał jej wsparcie. 
I nagle Kaia dostrzegła zabawność tej sytuacji. Bianka zawsze 
korzystała z tego sposobu, żeby nakłonić Kaię do swojego pomysłu. 

background image

Pamiętasz czas, kiedy twoi wrogowie mnie porwali? – 
powiedziałaby jej bliźniaczka. -Ja też. Dlatego musisz dla mnie 
zrobić tę małą rzecz. 

- W zasadzie – powiedziała, rzucając Juliette nikczemny 
uśmiech – to ty masz wybór. Poddaj się albo zgiń. Lysander! – 
wrzasnęła – jesteś na górze? 
Anioły spadły z nieba. W mniej niż sekundę Eagleshields były 
na kolanach z pochylonymi głowami, skrzydlaci wojownicy trzymali 
ogniste miecze nad ich karkami. 

- Łał, to było łatwe – powiedziała. 
Na szczęście harpie nie zdawały sobie sprawy z tego, że anioły, 
które żyły zgodnie z kodeksem postępowania, którego Kaia nawet nie 
udawała, że rozumie, faktycznie nie miały prawa zranić ich „bez 
powodu”. Cokolwiek by nim było. 

Lysander otoczył ramionami Biankę, gruchając do niej i 
domagając się odpowiedzi na pytanie co jej zrobiono. 

Bianka pocałowała swojego mężczyznę, a potem spojrzała 
groźnie w tył na zaskoczoną Juliette. Choć klęczała, przywódczyni 
Eagleshields nie wyglądała na całkowicie zastraszoną. – Mówiłam ci, 
że jesteś głupia, skoro zadzierasz z anielskim małżonkiem. 

- Ale… ale… 
- Tak – powiedziała Kaia, obserwując tę scenę. – Zostałaś 
pokonana tak szybko – pstryknęła palcami w parodii gestu, którego 
Juliette użyła, przywołując Biankę. – A teraz, mając cię pod opieką, 
porozmawiajmy troszkę o naszych interesach. Lysander, czy mógłbyś 

background image

powiedzieć swojemu przyjacielowi, żeby odsunął swój ognisty miecz 
od brunetki i tylko brunetki, proszę? 

Minął moment ciężkiej ciszy. Potem Lysander kiwnął głową i 
ciemnowłosy anioł, który stał nad Juliette, odsunął się, a lśniący miecz 
wkrótce zniknął całkowicie. 

Juliette podniosła się, ale nie próbowała uciekać. Rozsądnie. 
Kaia oczywiście podążyłaby za nią i ostateczny rezultat nie byłby już 
taki piękny. 

- Są tylko trzy klany, które mogą wziąć główną nagrodę – 
stwierdziła Kaia. – Mój, twój i Skayhawks. 
- Nie prawda – powiedział z trudem kobiecy głos. 
Matka Kai wyszła z cienia i stanęła obok aniołów. 
Kaia spojrzała w pozbawioną emocji twarz Tabithy, ale starała 
się nie panikować. Tabitha była jeszcze w trakcie leczenia. Oczy 
miała sine ze zmęczenia, ramiona skulone, a nogi trzęsły się, jakby 
były z waty. 

- Co tutaj robisz? Planujesz oprotestować moje miejsce w finale? 
– młoda harpia uniosła dumnie podbródek. Nie było śladu emocji w 
jej głosie. Nie drżała. – Cóż, możesz… 
- Nie – powiedziała Tabitha, znów ją zaskakując. – Taliyah 
powiedziała mi, co się stało. Dlatego tutaj jestem. Zdecydowałam się 
wycofać moją drużynę z turnieju. 
- Co? – Kaia i Juliette wydyszały w tym samym momencie. 
Tabitha skinęła głową, ten ruch sprawił, że prawie się 
przewróciła. 

background image

- Po prostu chcę, żebyś miała szansę wykazać się przed klanem, 
bez jakiejkolwiek pomocy z mojej strony. I masz okazję. Nie jestem 
już dłużej potrzebna. Jak widzisz, nie stanowię w tym momencie 
zagrożenia. 
Kaia kompletnie oniemiała. 

- Jeśli to prawda, dlaczego ze mnie szydziłaś? – po raz pierwszy 
odzywając się, zażądał odpowiedzi Strider, a furia dodała siły jego 
słowom. 
- Szydziła z ciebie? – wychrypiała Kaia, złość pomogła jej 
odnaleźć siłę we własnym głosie. – Kiedy?! 
Zaczęło się na wprowadzeniu - usłyszała jak mówi w jej 
myślach. -Przed zawodami. 
Mógł mówić w jej myślach? Wiedziała, że niektóre pary mogą 
to robić, ale nie oczekiwała, że będą jedną z nich. Dodatkowy bonus! 
Tabitha uniosła podbródek, jakby była odbiciem Kai. A więc 
stąd się to wzięło. Aha. 

- Nie szydziłam z ciebie, głupi mężczyzno – bursztynowe oczy 
lśniły z wściekłości. – Ostrzegłam cię o intencjach jej wrogów. Tak na 
marginesie… nie ma za co. A nie dostałam od ciebie nic w zamian, 
poza żalem wobec mojej hojności. 
- Nie nazywaj go głupim – warknęła Kaia. Tylko ona miała do 
tego prawo. Ale, hmm, jej matka starała się ją wesprzeć? – Dlaczego 
miałby ci wierzyć? Nienawidzisz mnie. 
Ze mną wszystko w porządku, laleczko. Nie martw się o mnie. 

background image

Kiedy zwróciła swoją uwagę na Kaię, na twarzy Tabity pojawiła 
się delikatna łagodność. 

- Jesteś moją córką… Kaią Niszczące Skrzydło. Dlatego właśnie 
powinien mi uwierzyć. 
Kaią Niszczące Skrzydło? Nazwa odbiła się echem w jej 
umyśle, marzenie spełniło się i było dużo lesze, niż sobie wyobrażała. 

- Ja… 
Nie wiedziała co powiedzieć. Nigdy w ciągu ostatniego miliona 
lat (czy piętnastu tysięcy) nie oczekiwała, że usłyszy te słowa 
wypowiedziane z ust tej kobiety. 

- Zatem wiesz, że cię nie nienawidzę. Tak, byłam naprawdę 
wściekła, że nie posłuchałaś mnie całe stulecia temu. Tak, zawiodłaś 
mnie swoim postępowaniem. Miałaś się odkupić, ale nigdy tego nie 
zrobiłaś, a ja zmęczyłam się czekaniem. Kiedy zrozumiałam, że 
odnalazłaś swojego małżonka, wiedziałam, że albo zatracisz się 
kompletnie, albo w końcu odkryjesz wojownika jakim zawsze chciałaś 
być. I tak, to oznacza, że miałam cię cały czas na oku. To oznacza 
również, że pomogłam w zasadzce na ciebie, dla twojego dobra. 
Byłam bardzo dumna, że pokonałaś łowców i rozszyfrowałaś nasz 
plan. 
Kaia zauważyła, że to nie było wyznanie miłości. To była 
znowu, raptowna, okrutna i niezmienna Tabitha. Czy ona jest kłamcą? 
Nie. Nigdy. Tabitha przedstawiła to, co myśli. I to wszystko. Jak 
zawsze. Wiedząc to, Kaia poczuła jak jej pierś unosi się z emocji, 
których nie mogła dłużej ukrywać. Jej matka, nie nienawidzi jej! Czy 

background image

to oznacza, że spędzą razem Wigilię? Wątpiła w to, ale, do cholery, to 
było więcej, niż miała w ciągu lat. Przyjmie to, ponieważ… jej mama 
nie nienawidzi jej. Nigdy nie znudzi się tą myślą. Tak trzymać! 

- Nie mogę powiedzieć, że jestem wdzięczna za twardą miłość – 
odpowiedziała Kaia – ale jestem zadowolona z mojego życia. 
Satysfakcja Stridera prześlizgnęła się po niej jak płaszcz. 

- Teraz jesteś wystarczająco silna, aby zabrać co twoje. 
Oczywiście, że jesteś szczęśliwa - Tabitha pokuśtykała do przodu, 
zmniejszając dystans pomiędzy nimi i wyciągając swoją rękę. – Teraz. 
Marszcząc brwi, Kaia zrozumiała… medalion wojowników 
Skyhawk. Nowy. Ładniejszy niż ten Juliette. Otworzyła szeroko oczy, 
kiedy przesunęła rzemyk wokół szyi. Drewniany dysk był jasny, 
chłodny w dotyku, a jednak zdołał rozpalić ją w środku. 

- Odwiedź mnie wkrótce, porozmawiamy… - w tym momencie 
Tabitha odwróciła się do Juliette. – Długo cieszyłam się twoim 
towarzystwem, tak ja ty moim. Wiem, że pomiędzy tobą i Kaia 
pewnego dnia dojdzie do walki, to będzie uzasadnione. Odebrała ci 
małżonka. Mam jednak nadzieję, że w pewnym sensie została 
przygotowana do twojego ataku. Teraz jest. Powinnaś uderzyć w jej 
małżonka a nie w Biankę. Po tych wszystkich latach, które spędziłam 
na trenowaniu ciebie, miałam nadzieję, że nauczyłaś się, że kara 
zawsze musi być dostosowana do przestępstwa. Po twoich 
dzisiejszych czynach zostawiam cię na pastwę losu. I na skopanie 
tyłka przez moją córkę – powiedziawszy to, odwróciła się i potknęła. 

background image

Ona naprawdę mnie nie nienawidzi. Kaia pociągnęła nosem, 
starając się nie rozpłakać z radości. Jej matka co prawda nie stanęła 
tak dokładnie w jej obronie, nazwała ją jedynie „w pewnym sensie” 
przygotowaną, ale jednak. Żadnej nienawiści! 

A teraz zajmijmy się tym co moje… 

- Wygląda na to, że zostałyśmy tylko ty i ja – powiedziała do 
Juliette. – Skończmy to. 
Satysfakcja okryła twarz jej wroga. 

- Och, poważnie? I nie pozwolisz, żeby twój niewolnik nam 
przerwał i cię ocalił? 
- Anioły i Lordowie są moimi przyjaciółmi nie niewolnikami, 
choć zdaję sobie sprawę z tego, że to pojęcie jest ci obce. I dlaczego 
miałabym im pozwolić na to? Mam zamiar nasączyć ziemię twoją 
krwią. Uczciwie. 
Wzrok Juliette powędrował do Stridera, zmrużyła oczy, Kaia po 
części spodziewała się, że wyzwie wojownika. 

- Zwycięzca odejdzie z twoim małżonkiem. 
Suka. 
- Nie ma mowy… 
- Zrób to laleczko – przerwał Strider, mówiąc donośnym głosem, 
po czym pocałował ją w policzek. - Nie mam wątpliwości, kto wygra. 
Ostatnim razem go zawiodła, ale nadal w nią wierzył. Mogła to 
poczuć. Jej determinacja wzrosła. Pojawiła się fala chwilowej wiary w 
to, że jest nie do pokonania, a Juliette będzie cierpiała za to żądanie. 

background image

-Bez ingerencji… kogokolwiek – Juliette warknęła, okazując 
zupełny brak szacunku dla jej umiejętności. 

- Tak – odpowiedziała Kaia. – Jaka broń? Pozwalam ci wybrać. 
- Walka w ręcz. I żadnego ognia, suko. 
- Nie mogę uwolnić odrobiny ciepła? – Była zbyt chłodna i 
zdecydowana, żeby chcieć uciekać się do płomieni. - Bardzo dobrze. 
Ale z tego co słyszałam, straciłaś formę w walce w ręcz. Czy to nie 
jest prawdziwy powód dla, którego sama nie brałaś udziału w grze? 
Juliette głośno wciągnęła powietrze. 

- Przekonasz się. 
Strider wyglądał, jakby chciał się kłócić w kwestii użycia ognia, 
ale zamiast tego pocałował ją po raz kolejny. Wciąż jej ufał. Fala 
zamieniła się w tsunami. 

- Kiedy z tobą skończę, nic nie zostanie – dodała Juliette, 
odrzucając kilka sztyletów i broń. 
- Jesteś tak omamiona, że aż mi ciebie żal – Kaia wyciągnęła 
swój arsenał. Obserwowała, jak anioły zmusiły pozostałe harpie z 
klanu Eagleshields, żeby się odczołgały, uniemożliwiając im w 
jakikolwiek sposób udzielenie pomocy Juliette. Lordowie podążyli za 
nimi. Strider przesunął ostatni raz palcami wzdłuż Kai kręgosłupa, 
zanim od niej odszedł. 
W jednej chwili, tak po prostu, ona i Juliette wyprostowały się i 
zaczęły się okrążać. Kobiety emanowały nienawiścią, która była 
niemal wyczuwalna w powietrzu. Zrobiłaś poważny błąd, Juliette, 
dziecinko. Wmieszanie w to Sridera było gwarancją, że Kaia nie 

background image

zawiedzie. Ta walka była na poważnie, więc będzie działać bez cienia 
litości. 

Poczekaj tylko na to… poczekaj… 

- Myślisz, że jesteś niezwyciężona, bo pokonałaś swoją matkę? – 
warknęła Juliette. - Cóż, to jasne, że nie dała z siebie wszystkiego. 
- Cokolwiek musisz powiedzieć… – poczekaj… 
Koło. Jeszcze jedno. 
- Obserwowałam cię podczas konkurencji – samozadowolenie 
emanowało z Juliette. – Wiesz, co zauważyłam? -Czekaj… - To, że 
jesteś pod każdym względem gorsza? – Czekaj… - Juliette zmrużyła 
oczy - Że tracisz kontrolę. 
Co za ironia. Teraz to emocje Juliette, z każdym ruchem 
wymykały się spod kontroli. Myślała, że Kaia jest rozkojarzona. Nie 
była, była po prostu przygotowana. Rozszedł się krzyk. Ciało Juliette 
napięło się… rzuciła się w jej kierunku… 

Teraz! 

Zanim harpia dotarła do niej, Kaia skoczyła w powietrze, 
skrzydła pracowały ponad miarę, zrobiła salto w tył, za Juliette. Będąc 
świadkiem tego, co Kaia zrobiła Tabicie, Juliette przewidziała ten 
ruch i szybko się odwróciła. Ale Kaia wykonała kolejne salto. Znowu 
była za Juliette. Zanim harpia zdała sobie sprawę, że Kaia się 
przemieściła, dziewczyna złapała jej skrzydła, szpony zatonęły w 
skórze, sięgając do ścięgna, wtedy szarpnęła z całą siłą. Dokładnie 
tak, jak zrobiła to matce. Opatentowany ruch Kai Niszczące Skrzydło, 
tak prosty jak wylizanie miski po ulubionych lodach podczas 

background image

Weekendu Urodzaju – znanego także jako Piekielny Weekend – ale 
czego się można było spodziewać po kobiecie z taką reputacją jak jej? 

- Moja dziewczynka! - zawołał Strider radośnie. 
Juliette stęknęła, upadając twarzą na ziemię. Próbowała 
podciągnąć się na kolana, ale nie miała na to siły, po prostu opadła. 
Wokół niej zbierała się krew, tak jak obiecała Kaia, szkarłat wyglądał 
prawie nieprzyzwoicie na tle czystych białych ziarenek piasku. 
Eagleshields zamilkły na kilka uderzeń serca, a ich szok był prawie 
namacalny. Potem zabrzmiały westchnienia. 

Uśmiechając się, Kaia przykucnęła obok swojej nemezis. Ból 
wypełnił oczy Juliette, ale nie zwróciła na to uwagi. 

- Obydwie zraniłyśmy innych. Skończmy to. Mogę nawet 
powiedzieć, że jest mi przykro, że do tego doszło. Ale nie zrozum 
mnie źle, jeśli przyjdziesz po kogokolwiek, kogo kocham, zniszczę 
cię. Wiesz, że mogę to zrobić. Mam Magiczną Różdżkę i zabiorę 
twoją duszę bez żadnych wyrzutów sumienia. Poza tym, mam po 
swojej stronie tych świętoszkowatych aniołów. Nie powinnaś ich 
wkurzać. A teraz koniec gadania. 
Nie czekała na odpowiedź. Juliette mogła wyśmiać ją w kwestii 
wiedzy na temat tego jak korzystać z Włóczni. Mogła nawet popchnąć 
do czegoś, czego nie chciała zrobić - do obcięcia jej głowy. Tak więc 
wstała i poszła w kierunku Stridera. Uśmiechając się, wojownik 
wyszedł jej na spotkanie. 

background image

Kaia spędziła resztę dnia, kochając się ze swoim mężczyzną w 
sypialni… i innych miejscach. Przebywanie w domu na Alasce, domu 
w którym kiedyś złamał jej serce, było surrealistyczne. Niemniej po 
jej zwycięstwie nad Juliette Strider doznał nieopisanego przypływu 
siły. Przypływu, który wykorzystał w bardzo dobry sposób. 

Teraz leżała w jego ramionach niewiarygodnie zaspokojona. 
Zawdzięczała temu mężczyźnie wszystko. Jej obecne szczęście, tak, 
ale również wiarę w siebie. Była silna, ale on uczynił ją silniejszą, 
ponieważ jej zaufał, zobaczył coś więcej niż jej powierzchowność. 
Nigdy nie dbał o to, co myślą o niej inni, nigdy nie przejmował się jej 
błędami. I nie bał się pokochać jej za to, kim i czym była. 

- Kocham cię – powiedziała. 
- To dlatego, że jesteś bardzo mądra. Kolejny dowód na to… 
zobacz z kim skończyłaś. Ze mną, zamiast z tym kretynem Parysem. 
Roześmiała się. Dla własnego dobra przyjęła jego przemowę 
dotyczącą przyjaciela bardziej z rozbawieniem niż niechęcią i 
rozdrażnieniem. 

- Nie masz mi nic innego do powiedzenia? 
- Tak – westchnął. – A więc, tak. Wracając do Parysa, muszę 
udać się do niebios, żeby mu pomóc odnaleźć jego niezupełniemartwą 
dziewczynę. Obiecałem mu to. Mówiłem ci o tym wcześniej, 
prawda? 
- Tak. 
- To Dobrze. Chcę, żebyś ze mną poszła. 

background image

Jakby o tym nie myślała. Jej gotowość wypływała nie tylko z 
chęci pozostania ze Striderem. Chciała również szczęścia Parysa. 

- Oczywiście. 
- Dziękuję. Ja też cię kocham. Nie tylko dlatego, że mnie 
uszczęśliwiasz, ale również dlatego, że uszczęśliwiasz mojego 
demona. Karmisz go na sposób, o którym nawet nie miałem pojęcia, 
że potrzebuje. Sprawiasz, że jestem silniejszy niż kiedykolwiek 
wcześniej. Dlatego wyzwałem siebie, żeby mieć pewność, że będziesz 
to robić do końca swoich dni. 
Jęknęła. 

- Musisz przestać to robić. 
Jeśli zostanie rany – znowu – z jej powodu… 
- Nie martw się. Pozwolę się namówić w kwestii meritum, nie 
wyzywając się, laleczko. 
- A w jaki sposób pozwolisz mi się namówić, hmmm? 
- Nie bądź niemądra. Przy pomocy twojego ciała, oczywiście. 
Obsypała jego twarz małymi buziakami. 
- Tak zrobię. Ale czy nie chciałeś mi jeszcze o czymś 
powiedzieć? 
- Tak, a skąd wiesz? 
Stuknęła palcem w skroń. 
- Jestem inteligentna, pamiętasz? 
Usiadł, schylił się i sięgnął ręką do kieszeni spodni rzuconych na 
ziemię. Kiedy się wyprostował, wyciągnął przed siebie rękę z 
łańcuszkiem zwisającym z palców. 

background image

- Proszę. 
- Co to jest? – zapytała, siadając obok niego. 
Z łańcuszka zwisał cienki, drewniany dysk. W środku był 
zawiły, jakby przekrzywiony, niebieski motyl identyczny jak ten, 
który był wytatuowany na jego brzuchu i biodrze. 

Rumieńce pokryły jego policzki. 

- To naszyjnik. Cóż, medalion. Nie taki sam, jak ten, który dała 
ci twoja matka, ale… 
- Te cięcia na twoich rękach… – wysapała. – Wyrzeźbiłeś to 
sam. 

Skinął głową. 

Kiedy zdjął z jej szyi medalion, który dostała od Tabithy i 

odłożył na nocnym stoliku, a potem założył ten nowy, oczy Kai 
wypełniły się łzami. 

- Ten jest dużo lepsze niż ten od mojej matki – zarzuciła ręce 
wokół jego szyi. – Kocham cię Strider. Wcześniej żartowałam, ale 
teraz naprawdę tak myślę. 
Wydał z siebie ochrypły chichot. 

- W zasadzie, wolę Przystojniak. I ja też naprawdę cię kocham, 
Rudzielcu. Bardziej niż kiedykolwiek będę w stanie wyrazić. 
- Wszystko co Sabin zrobił, po tym jak poślubił Gwen, to 
wytatuował sobie jej imię w kilku miejscach na swoim ciele, mięczak 
– powiedziała, dotykając powierzchni medalionu. – Jestem taką 
szczęściarą. 
Zesztywniał. 

background image

- Hm, tak, mówiąc o małżeństwie… 
- W końcu – powiedziała głośno. – Jeśli masz coś do wyznania, 
to teraz jest najlepszy moment. Jak na przykład to, że jesteś obok 
mnie, we mnie. 
- Wiesz, że jesteśmy związani – powiedział, przyglądając się jej 
uważnie. 
Przytaknęła. 
Uspokoił się. 

- Jak? 
- Niektórzy ludzie mają brzydkie sekrety i byłoby lepiej gdyby 
podzielili się wszystkim z ubóstwianą przez siebie żoną. 
- Kaia. 
- Dobra. Poczułam połączenie. 
- Założę się, że z powodu porozumiewania się w myślach. 
Powinienem był wiedzieć – uśmiechnął się na tę wiadomość. – I nie 
masz nic przeciw? 
- Przeciw? Chcę być twoją żoną. Pamiętasz moje cele, kiedy 
byłam małą dziewczynką, prawda? – zagryzła dolną wargę. – Ale… 
może powinieneś wytatuować sobie moje imię na ciele. To znaczy… 
uwielbiam ten medalion, tusz byłby po prostu taką wisienką na torcie, 
dowodzącą, że jesteśmy lepszą parą niż Sabin i Gwen. 
- Załatwione. 
Usiadła okrakiem na jego tali, a on wyciągnął rękę i ujął jej 
brodę. 

background image

- Teraz, nie wątpię w ciebie, zrozumiałaś? Ale będę 
potrzebował, żebyś udowodniła mi swoją miłość. Pamiętasz, co 
obiecałaś mi zrobić, prawda? 
- Tak. Tylko powiedz mi jak – wyszeptała bez tchu, wiedząc 
dokładnie, do czego to prowadzi. – Mam na myśli to, że kocham cię 
za twój umysł, oczywiście, więc zgaduję, że mogłabym siedzieć tu 
godzinami i opisywać, jak zachwycają mnie twoje genialne pomysły. 
A potem mogłabym… 
- Tylko dzisiaj będziemy udawać, że kochasz mnie dla mojego 
ciała – położył się na plecach, ciągnąc ją za sobą. – Więc, możesz już 
zacząć. Dobra, dobra. Możesz również pokazać mi, jak bardzo jesteś 
mi wdzięczna za moją błyskotliwość. Twoja siostra jest dzięki mnie 
bezpieczna. Przynajmniej to możesz zrobić. 
Przestała się uśmiechać. 

- Nie boisz się, że cię wyzwę? 
Granatowe oczy błysnęły. 
- Laleczko, byłbym rozczarowany, gdybyś tego nie zrobiła. 

background image

The Darkest Surrender 

EPILOG 

Kane obudził się i natychmiast, skoczył na równe nogi. Ogarnęła 
go panika. Być może to pozostałość po spadających głazach, która 
pogłębiła się, gdy ujrzał dokoła siebie żelazne pręty. Pręty? Klatka? 
Był w pieprzonej klatce? Dlaczego? Dlaczego?! Zanim ta myśl 
zdążyła się w pełni uformować, spostrzegł znajdującego się poza 
klatką nieprzytomnego i krwawiącego William, ale… właśnie go 
wywozili. 

Strach ogarnął Kane’a, zimny, mocny i kłujący. Drżącą rękę 
wyciągnął przez kraty i spróbował krzyknąć do przyjaciela „ Obudź 
się! Walcz!”, ale nie mógł wykrztusić z siebie ani jednego słowa. 
Przełknął ślinę, czując w ustach trociny. I kurde, w głowie waliło mu 
jak sukinsyn. Jego ciało trzęsło się z prawej na lewą i znów z prawej 
na lewą, a on miał przeczucie, że w każdej chwili jego żołądek zwróci 
całą swoją zawartość. Klatkę, w której go trzymali, wieziono właśnie 
przestronnym korytarzem. Wtedy zdał sobie sprawę, w jakim znalazł 
się położeniu. Poczuł, że robi mu się słabo i przymknął oczy. Liczył 
każdy ciężki oddech z nadzieja, że wkrótce ten wysiłek się skończy. 
Powietrze było gorące, wilgotne przesiąknięte zapachem zgnilizny i 
siarki. Zgnilizna, siarka… to oznaczało tylko jedno – piekło. 
Zabierano go coraz głębiej do piekła. Jego demon zawył. 

Kane otworzył oczy i rozejrzał się dookoła, tym razem powoli i 
spokojnie. W pobliżu swojej klatki dostrzegł rogate skrzydlate bestie. 

background image

Ich ciała pokrywały łuski, a oczy świeciły na czerwono. Demony, 
słudzy. Wycie w jego głowie zmieniło się w śmiech - jego demon był 
autentycznie rozbawiony. To nie mógł być dobry znak. Jęknął. Jedno 
ze stworzeń zerknęło w jego stronę i skrzywiło się, ukazując długie 
białe, szablowate zęby. Chwilę później uzbrojona w szpony dłoń 
sięgnęła do klatki i uderzyła go w twarz, rozcinając skórę. Po raz 
kolejny, Kane stracił przytomność. 

*** 

Parys pomyślał, że jeszcze jedna rzecz na jego liście i 
mógłby podążyć za Sienną. Należało tylko znaleźć Violę - pomniejszą 
boginię życia po śmierci i dowiedzieć się, w jaki sposób ktoś taki jak 
on może widzieć dusze zmarłych. 

Mówiło się, że Viola często przesiaduje w barze w niebiosach, 
więc tam się skierował. W pewnym momencie zatrzymał się pośród 
ulic, wyciągnął telefon i wysłał swojemu kumplowi Striderowi 
wiadomość: “Zwalniam Cię z Twojego przyrzeczenia”. Wcisnął 
“wyślij” i schował telefon do kieszeni. Teraz, dowiedziawszy się od 
Arki o niebezpieczeństwach w dwóch królestwach, do których będzie 
musiał wejść oraz o możliwości nie wydostania się z jednego z nich… 
nigdy, po prostu nie chciał ryzykować życia przyjaciela. Zwłaszcza, 
że chłopak właśnie się ożenił ze swoją harpią. No, dostał od Stridera 
smsa z tą radosną nowiną. 

background image

Mi nigdy się to nie przydarzy – pomyślał. Zamiast rozpaczać, 
otworzył się z powrotem na ciemności, która teraz stale się w nim 
pieniła - mnóstwo ciemności. Osaczająca go mgła zamieniała go w 
zimnego, drętwego drania. Skrzywdź... Zabij... 

Dobrze. Potrzebował teraz tej oziębłości bardziej niż 
kiedykolwiek wcześniej. Ocali Siennę, nie zważając na nic. Choćby 
kosztem własnego życia.