Mroczny Szept
2 |
S t r o n a
Mroczny
Szept
Gena Showalter
Czwarta
Czwarta
Czwarta
Czwarta część serii
część serii
część serii
część serii
„Lordowie Świata Podziemnego”
„The Darkest Whisper”
Tłumaczenie:
Mikka
Mroczny Szept
3 |
S t r o n a
R
R
R
Rozdział 1
ozdział 1
ozdział 1
ozdział 1
Sabin, strażnik demona Zwątpienia, stał w katakumbach starożytnej
piramidy, dysząc, spływając potem, jego ręce ociekały krwią wrogów,
jego ciało było poranione i posiniaczone, gdy oglądał rzeź dookoła.
Rzeź, którą pomógł przeprowadzić.
Pochodnie błyskały pomarańczowo i złoto, rozdzielając cienie wzdłuż
kamiennych ścian. Ścian, które teraz spływały żywą czerwienią,
skapywały… krwawiły. Piaskowa podłoga była gęsta jak pasta,
wilgotna i czarna. Półtora godziny temu była miodowo brązowa, z
przesypującymi się i rozpraszającymi ziarnami. Teraz ciała zalegały
każdy cal małego korytarza, zapach śmierci już się znad nich unosił.
Dziewięciu wrogów przetrwało atak. Już zostali rozbrojeni, zapędzeni
do kąta i związani. Większość trzęsła się ze strachu. Kilku miało
wyprostowane ramiona, nosy w powietrzu, nienawiść w oczach,
odmawiając poddania się nawet w obliczu klęski. Przeklęta
wspaniałość.
Szkoda, że ta odwaga musi zostać zmiażdżona.
Odważni mężczyźni nie wyjawiają tajemnic, a Sabin chciał ich
sekretów.
Był wojownikiem, który robił to, co musiało być zrobione, wtedy,
kiedy musiało być zrobione, nie ważne, ile by go to kosztowało.
Zabijanie, torturowanie, uwodzenie. Również nie zawahałby się przed
nakazaniem zrobienia tego samego swoim ludziom. Z Łowcami –
śmiertelnymi, którzy zdecydowali, że on i jego kompani, Lordowie
Świata Podziemnego
1
są dobrymi chłopcami do bicia za wszelkie zło
tego świata – tylko zwycięstwo miało znaczenie. Bo tylko zwycięstwo
mogło zapewnić jego przyjaciołom w końcu spokój. Spokój na który
zasłużyli. Spokój, którego dla nich pragnął.
Płytki, nieregularny oddech wypełnił uszy Sabina. Jego, jego
przyjaciół, jego wrogów. Walczyli z całych sił, każdy z nich. To była
walka dobra ze złem i zło wygrało. Albo raczej, ci, których Łowcy brali
za złych.
Taa, dawno temu otworzyli puszkę Pandory, uwalniając zamknięte w
środku demony. Ale zostali ukarani na wieczność, każdy wojownik
1
Ew. Władcy Podziemi, ale bardziej podoba mi się tak ;)
Mroczny Szept
4 |
S t r o n a
został przeklęty przez bogów, którzy zamknęli obrzydliwe stwory w ich
ciałach. Taa, byli kiedyś niewolnikami tych nowych, demonicznych
połówek siebie, niszczącymi i pełnymi furii, zabijającymi bez poczucia
winy. Ale teraz się kontrolowali, ludzie na wszystkie sposoby, które
miały znaczenie. Przez większość czasu.
Czasami demony walczyły… wygrywały… niszczyły.
Ale wciąż. Zasługujemy na życie, pomyślał. Jak każdy inny, cierpieli,
gdy ich przyjaciele byli ranni, czytali książki, oglądali filmy, wspierali
dobroczynność. Zakochiwali się. Ale Łowcy nigdy nie widzieli tego w
taki sposób. Byli przekonani, że świat byłby lepszym miejscem bez
Lordów. Utopia, spokojna i doskonała. Wierzyli, że każdy grzech można
zrzucić na demony. Może dlatego, że byli głupi. Może dlatego, że
nienawidzili swojego życia i po prostu chcieli kogoś za nie winić. Ale i
tak, zabijanie ich było życiową misją Sabina. Jego utopią było życie bez
nich.
Co było powodem, dla którego on i inni opuścili komfort ich domu w
Budapeszcie i spędzili ostatnie trzy tygodnie przeszukując każdą
przeklętą piramidę w Egipcie, szukając starożytnych artefaktów, które
miały ich zaprowadzić do puszki Pandory – rzeczy, którą chcieli
wykorzystać Łowcy, żeby ich zniszczyć. W końcu razem z przyjaciółmi
rozbił pulę.
- Amun – powiedział, do żołnierza w dalekim, ciemnym kącie. Jak
zwykle, mężczyzna idealnie zlewał się z cieniem. Sabin przesunął się
przed schwytanymi, z ponurym potrząśnięciem głowy. – Wiesz co robić.
Amun, strażnik Tajemnic, skinął posępnie, wychodząc naprzód.
Cichy, zawsze cichy, jakby się bał, że przerażające tajemnice, jakie
uzbierał przez stulecia ujawnią się, jeśli wypowie choć słowo.
Widząc ogromnego wojownika, który przedarł się przez ich braci, jak
nóż przez jedwab, pozostali przy życiu Łowcy cofnęli się o krok. Nawet
ci odważni. Mądrzejsi z nich.
Amun był wysoki, szczupły i muskularny, poruszał się krokiem,
który był zarówno celowy, jak i pełen wdzięku. Celowość bez wdzięku,
upodobniłaby go do każdego innego żołnierza. Ale ta kombinacja
przydawała mu spokojnej dzikości, cechującej drapieżniki niosące
ofiary do domu w szczękach.
Stanął przed Łowcami. Mierząc spojrzeniem przerzedzony tłum.
Potem postąpił wprzód i schwycił jednego ze środka za gardło,
przyciągając go tak, że stanęli oko w oko. Ludzkie nogi szarpnęły się w
powietrzu, dłonie zacisnęły się na dłoniach Amuna, skóra pobielała.
Mroczny Szept
5 |
S t r o n a
- Puść go, obrzydliwy demonie – krzyknął jeden z Łowców,
szarpnąwszy towarzysza w talii. – Zabiłeś niezliczonych niewinnych,
zrujnowałeś wystarczająco wiele żyć!
Amun był niewzruszony. Wszyscy z nich byli.
- To dobry człowiek – krzyknął inny. – Nie zasługuje na śmierć.
Zwłaszcza z rąk takiego zła!
Gideon, niebieskowłosy strażnik Kłamstw, o oczach koloru
antymonu, w następnej chwili znalazł się u boku Amuna, odrzucając
protestującego.
- Dotknij go jeszcze raz, a cię pocałuję – wyciągnął parę
ząbkowanych noży, ciągle zakrwawionych po ostatnich starciach.
Pocałuję równało się pobiję w odwróconym świecie Gideona. Albo to
było zabiję? Sabin gubił się w kodach Kłamstwa.
Minęła chwila w zmieszanej ciszy, gdy Łowcy próbowali zrozumieć co
właściwie Gideon miał na myśli. Zanim mogli się zdecydować,
zakładnik Amuna zastygł, nieruchomiejąc całkowicie, a wojownik
rzucił go na ziemię bez emocji.
Strażnik Tajemnic pozostał przez długą chwilę w bezruchu. Nikt go
nie dotykał. Nawet Łowcy. Byli zbyt zajęci cuceniem towarzysza, który
upadł. Nie wiedzieli, że już za późno, że jego mózg został wyciśnięty,
Amun był nowym właścicielem jego najgłębszych sekretów. Może nawet
wspomnień. Wojownik nigdy nie powiedział Sabinowi jak to działało, a
on nie pytał.
Powoli Amun się odwrócił, jego ciało było sztywne. Jego czarne
spojrzenie napotkało wzrok Sabina w zimnym, udręczonym momencie,
gdy nie mógł ukryć bólu, wynikłego z nowego głosu w jego głowie.
Potem zamrugał, ukrywając ból, tak jak tysiące razy wcześniej i
podszedł do ściany. Sabin patrzył za nim, zdecydowany. Nie będę czuł
się winny. To musiało zostać zrobione.
Ściana wyglądała jak każda inna, wyszczerbione kamienie, jeden na
drugim, układające się na skos, gdy Amun położył jedną dłoń na
siódmym kamieniu od dołu, z rozwartymi palcami, potem drugą na
piątym od góry, zaciśniętą. Poruszając się synchronicznie, obrócił jeden
nadgarstek w lewo, drugi w prawo.
Kamienie obracały się razem z nim.
Sabin obserwował procedurę z grozą. Nigdy nie przestało go
zadziwiać czego Amun mógł się dowiedzieć w czasie kilku uderzeń
serca.
Gdy kamienie ustawiły się w ich nowej pozycji, w centrum każdego
pojawiło się pęknięcie, rozgałęziające się w górę, dołączając do smugi,
Mroczny Szept
6 |
S t r o n a
której Sabin nie zauważył wcześniej. Fragment ściany cofnął się w tył…
w tył i w końcu zaczął rozdzielać się na boki. Gdy skończy, powstanie
szerokie przejście, wystarczające dla armii ogromnych bestii, takich jak
on.
Gdy się poszerzało, chłodne powietrze przeszyło katakumby,
sprawiając, że ogień w pochodniach zadrżał i zatrzeszczał. Szybciej,
ponaglał kamienie. Czy cokolwiek, kiedykolwiek poruszało się z taką
zabójczą powolnością?
- Jacyś Łowcy czekają po drugiej stronie? – zapytał wyciągając
swojego Sig Sauera za pasa i sprawdzając magazynek. Zostały trzy
kule. Wyjął jeszcze parę z kieszeni i przeładował. Zwyczajny tłumik
pozostał na miejscu.
Amun skinął i uniósł siedem palców, zanim stanął na straży przed
ciągle poszerzającym się przejściem.
Siedmiu Łowców przeciw dziesięciu Lordom. Nie doliczał Amuna bo
mężczyzna wkrótce będzie zbyt rozproszony przez nowy głos w głowie,
żeby walczyć. Ale bogowie wiedzą, że ciągle będzie (cicho) żądać
włączenia do akcji. Biedni Łowcy. Nie mieli szans.
- Wiedzą, że tu jesteśmy?
Potrząśnięcie ciemnej głowy.
Więc nie obserwują ich żadne kamery. Wspaniale.
- Siedmiu Łowców to zabawa dla dzieci – potwierdził Lucien, strażnik
Śmierci, stojący pod oddaloną ścianą. Był blady, różnokolorowe oczy
błyszczały… gorączką? – Idźcie beze mnie. Ja spadam. I tak muszę
wkrótce odeskortować dusze. A potem przeniosę naszych więźniów do
lochu w Budapeszcie.
Dzięki demonowi Śmierci, Lucien mógł się poruszać z miejsca na
miejsce samą myślą i często był zmuszony odprowadzać zmarłych w
zaświaty. To nie znaczyło, że był odporny na zranienia. Sabin zamarł,
wpatrując się w niego. Blizny na jego twarzy były wyraźniejsze, nos
złamany. Miał ranę od kuli na ramieniu, jedną w brzuchu, i biorąc pod
uwagę szkarłat płynący z boku, w nerkach.
- Wszystko w porządku, stary?
Lucien uśmiechnął się ironicznie.
- Będę żył. Chociaż jutro pewnie nie będę tego chciał. Kilka organów
zostało uszkodzonych.
Auć.
- Przynajmniej nie musisz regenerować kończyn.
Kątem oka zauważył że Amun daje znaki ręką.
Mroczny Szept
7 |
S t r o n a
- Nie tylko nie ma tam zainstalowanych kamer, ale są w
dźwiękoszczelnej komnacie – przetłumaczył Sabin. – To było starożytne
więzienie i właściciele nie chcieli, żeby ktoś usłyszał krzyki
niewolników. Łowcy są całkowicie nieświadomi naszej obecności, co
powinno nam ułatwić zasadzenie się na nich.
- Nie potrzebujesz mnie przy prostej zasadzce. Zostanę z tyłu z
Lucienem – powiedział Reyes, opadając na tyłek i opierając plecy o
kamień. Reyes był połączony z demonem Bólu. Fizyczne cierpienie
przynosiło mu przyjemność, a zranienie wzmacniało go. W czasie walki.
Po walce słabł, jak każdy inny. Teraz był nawet bardziej wyczerpany
niż inni, z policzkami tak spuchniętymi, że musiały utrudniać mu
widzenie. – Poza tym, ktoś musi pilnować więźniów.
Więc siedmiu przeciw ośmiu. Biedni Łowcy. Właściwie Sabin
podejrzewał, że Reyes chciał zostać żeby strzec ciała Luciena przed
wrogami. Lucien mógł je zabrać ze sobą do duchowego świata tylko
kiedy był wystarczająco silny, a najprawdopodobniej teraz tak nie było.
- Wasze kobiety zrobią mi piekło – wymamrotał Sabin. Obie były
zakochane i obie, Anya i Danika, poprosiły strażnika Zwątpienia tylko
o jedno, nim wyjechali do Egiptu: żeby sprowadził ich mężczyzn z
powrotem bezpiecznych.
Kiedy chłopcy wrócą w takiej kondycji do domu, Danika potrząśnie
nad Sabinem głową z rozczarowaniem, biorąc się za opiekę nad
Reyesem, a on będzie się czuł jak błoto na butach. Anya postrzeli go
tak, jak Lucien został postrzelony, potem pocieszy Luciena, a Sabin
poczuje ból. Wiele, wiele bólu.
Wzdychając, spojrzał na resztę wojowników, próbując zdecydować
kto może iść naprzód, a kto powinien zostać z tyłu. Maddox – Furia –
był najostrzejszym wojownikiem, jakiego kiedykolwiek znał. Teraz
pokryty krwią tak, jak Sabin i dyszący, ale już stanął za Amunem,
gotowy do akcji. Jego kobieta nie będzie zadowolona z Sabina bardziej
niż inne.
Niewielki ruch i śliczna Cameo pojawiła się w polu widzenia. Była
strażniczką Boleści i jedyną kobietą wśród nich. Co traciła w
rozmiarach, nadrabiała dzikością. Poza tym, wszystko co musiała
zrobić, to zacząć mówić, a wszystkie smutki tego świata zawarte w jej
głosie, sprawiały, że ludzie chcieli się zabić, choć nawet nie kiwnęła
palcem. Ktoś ciął ją w kark, pozostawiając trzy głębokie ślady. Nie
wyglądało na to, żeby ją to spowolniło, gdy wyczyściła swoją maczetę i
dołączyła do Amuna i Maddoxa.
Mroczny Szept
8 |
S t r o n a
Kolejny ruch. Parys był strażnikiem Rozpusty i kiedyś był
najbardziej jowialny z nich. Teraz stwardniał, coraz bardziej
niespokojny z każdym dniem, ale Sabin nie mógł dojść co spowodowało
zmianę. Jakikolwiek był powód, stanął naprzeciw Łowców, skupiony i
warczący, tak skoncentrowany na walce, że aż wibrował brutalną
energią. I choć miał dwie dziury w nodze, Sabin wątpił, żeby poprosił w
najbliższym czasie o odpoczynek.
Za nim stał Aeron, Gniew. Niedawno bogowie uwolnili go od
przeklętej żądzy krwi, przez którą nikt nie był przy nim bezpieczny. śył
żeby ranić, zabijać. W takich chwilach, ciągle tak było. Dziś walczył tak
jakby żądza dalej nad nim panowała, skupiony na ranieniu każdego w
swoim zasięgu. To było dobre, poza…
O ile gorsza będzie ta żądza krwi kiedy skończy się kolejna walka?
Sabin bał się, że będą musieć wezwać Legion, chudą, głodną krwi
demonicę, która czciła Aerona jak boga i która była jedyną zdolną
uspokoić go podczas jego najmroczniejszych nastrojów. Niestety, teraz
inwigilowała dla nich piekło. Sabin lubił być na czasie w wydarzeniach
Świata Podziemnego. Wiedza była potęgą i nigdy nie wiadomo co będzie
akurat użyteczne.
Aeron nagle uderzył pięścią w skroń Łowcy, posyłając
nieprzytomnego człowieka na ziemię.
Sabin zamrugał.
- A to za co?
- Chciał zaatakować.
Niewątpliwie, ale teraz tak po prostu, Parys przeciął niewidzialne
pęta trzymające go w miejscu i przedarł się przez zgromadzenie,
metodycznie uderzając Łowców, dopóki każdy nie znalazł się na ziemi.
- To powinno uczynić ich na razie równie spokojnymi jak Amun –
wycharczał mrocznie.
Wzdychając, Sabin znów przeniósł wzrok. Był tam Strider, Klęska.
Mężczyzna nie mógł przegrać w niczym bez osłabiającego bólu, więc
zawsze zapewniał sobie zwycięstwo. Zawsze. Co prawdopodobnie było
powodem, dla którego wyjmował sobie kule z boku, w przygotowaniu
do nadchodzącej bitwy. Dobrze. Zawsze można było na niego liczyć.
Kane, strażnik Katastrofy, stanął przed nim, unikając deszczu
kamyczków spadających z sufitu, smug pyłu rozchodzących się w
każdym kierunku. Kilku wojowników zakaszlało.
- Uch, Kane – powiedział Sabin. – Dlaczego też tu nie zostaniesz?
Możesz pomóc Reyesowi pilnować więźniów – marna wymówka i
wszyscy o tym wiedzieli.
Mroczny Szept
9 |
S t r o n a
Zapadła cisza, jedynym dźwiękiem był odgłos wolno przesypującego
się piasku. Potem Kane krótko skinął głową. Nienawidził zostawania z
tyłu, jak wiedział Sabin, ale jego obecność czasami powodowała więcej
problemów niż było trzeba. I jak zawsze, Sabin stawiał zwycięstwo
ponad uczuciami przyjaciół. To nie było coś co by go cieszyło, ani coś
co zrobiłby w innej sytuacji. Ale ktoś musiał działać z zimnokrwistą
logiką albo zawsze będą przegrywać.
Wyłączając Kane’a, pozostawiało to siedmiu na siedmiu. Biedni
Łowcy. Ciągle nie mieli szans.
- Ktoś jeszcze chce zostać z tyłu?
Komnatę obiegło „nie”, niczym refren, zapał przebrzmiewał w każdym
głosie. Zapał, który Sabin podzielał.
Do znalezienia Puszki Pandory takie potyczki były koniecznością. Ale
nie mogła ona zostać znaleziona bez tych przeklętych boskich
artefaktów, wskazujących drogę. A skoro jeden z czterech reliktów był
tu, w Egipcie, ta szczególna potyczka była ważniejsza niż większość.
Nie pozwoli Łowcom zagarnąć ani jednego artefaktu, bo ta Puszka
mogła zniszczyć Sabina i każdego, kto był mu drogi, wyciągając
demony z ich ciał i pozostawiając muszle pozbawione życia.
Pomijając pewność, że wygrają dzisiaj, wiedział, że będą musieli
zapracować na zwycięstwo. Łowcy byli prowadzeni przez zaprzysięgłego
wroga Sabina, Galena, opętanego przez demona, co sprawiało, że ci
„obrońcy wszystkiego co dobre i właściwe” byli wtajemniczenie w
informacje, w które nie powinni. Jak najlepszy sposób by rozproszyć
Lorda… najlepszy sposób by go schwytać… zniszczyć.
W końcu kamień przestał się przesuwać i Amun zajrzał do środka.
Pomachał ręką, sygnalizując, że droga wolna. Nikt nie postąpił do
przodu. Ludzie Sabina i Luciena dopiero wznowili wspólną walkę,
rozdzieleni przez tysiąc lat. Jeszcze nie nauczyli się najlepszej
współpracy.
- Zrobimy to czy po prostu będziemy tu stać i czekać aż nas znajdą?
– mruknął Aeron. – Jestem gotowy.
- Spójrzcie na siebie, wszyscy nie napaleni – powiedział Gideon z
głupawym uśmiechem. – Nie jestem pod wrażeniem.
Czas na przejęcie sytuacji, zadumał się Sabin. Rozważał najlepszą
strategię. Te ostatnie kilka wieków nie pomogło Łowcom, ciągle tracili
głowę i rzucali się do walki z jedną tylko myślą: zabić.
Ale liczebność wroga wzrastała, nie malała, i żeby byś szczerym, ich
determinacja i nienawiść również rosły. To czas na nowy sposób
Mroczny Szept
10 |
S t r o n a
prowadzenia bitwy, katalogowania źródeł i słabości przed rzucaniem
się do walki.
- Pójdę pierwszy skoro jestem najlżej ranny – owinął palec wokół
spustu swojego pistoletu. – Chcę, żebyście się rozdzielili, mniej ranni
sparowali z tymi bardziej rannymi. Będziecie pracować razem, bardziej
poszkodowani atakują jako wsparcie, gdy zdrowsi robią z siebie cel.
Zostawcie tak wielu żywych, jak tylko potraficie – rozkazał. – Wiem, że
nie chcecie, że to sprzeczne z każdym waszym instynktem. Ale nie
martwcie się. Umrą wystarczająco szybko. Gdy złapiemy przywódcę – i
poznamy jego sekrety – będą bezużyteczni i możecie z nimi zrobić co
chcecie.
Trójka blokująca jego przejście rozdzieliła się, przepuszczając go,
potem każdy ruszył za nim, ich kroki były niczym najcichszy szept.
Lampy na baterie oświetlały hieroglify pokrywające ściany. Sabin
pozwolił spojrzeniu po tych glifach tylko przez sekundę, ale było to
wystarczające by obrazy zapłonęły w jego głowie. Pokazywały jednego
więźnia po drugim, prowadzonych w okrutną egzekucję, którym
usuwano serce kiedy jeszcze ciągle biły w ich piersi.
Zapachy ludzi pokrywał stal, powietrze pełne kurzu: woda kolońska,
pot, jedzenie. Jak długo Łowcy tu byli? Co tu robili? Czy już znaleźli
artefakt?
Pytania prześlizgiwały się przez jego umysł, a jego demon
zatrzymywał się na nich. Jako Zwątpienie, nie mógł nic na to poradzić.
Najwyraźniej wiedzą coś czego ty nie wiesz. Może wystarczająco wiele
by cię pobić. Twoi przyjaciele równie dobrze mogą dziś wziąć ostatni
oddech.
Zwątpienie nie mógł kłamać, nie bez przywodzenia Sabina do
omdlenia. Mógł jedynie używać szyderstwa i przypuszczeń do dręczenia
swoich ofiar. Sabin nigdy nie rozumiał czemu stwór z piekła nie mógł
wykorzystywać oszustwa – najlepsze do czego doszedł, to to, że demon
nosił własne przekleństwo – ale dawno to zaakceptował. Nie żeby
pozwalał mu dręczyć siebie tej nocy. Trzymaj tak dalej, a spędzę
najbliższy tydzień odizolowany w sypialni, czytając, żebym nie mógł za
dużo myśleć.
Ale muszę być karmiony, zaskomlał w odpowiedzi. Zmartwienia były
dla niego najlepszym pożywieniem.
Niedługo.
Szybciej.
Mroczny Szept
11 |
S t r o n a
Sabin uniósł dłoń, zatrzymując się i wojownicy idący za nim również
stanęli. Przed nimi była komnata, drzwi były otwarte. Dźwięki głosów i
kroków odbijały się echem, może nawet dźwięk wiertła.
Łowcy w rzeczywistości byli rozproszeni i wręcz prosili się o
zasadzkę. Jestem po prostu facetem, który im to da.
Jesteś, naprawdę? zaczął demon, groźba Sabina nie poskutkowała.
Jak ostatnim razem sprawdzałem…
Zapomnij o mnie. Dostarczam ci jedzenie, jak obiecałem.
W jego głowie rozległ się radosny okrzyk i Zwątpienie otwarło swój
umysł na Łowców w piramidzie, szepcząc każdym rodzajem
destruktywnych myśli. Wszystko na nic… co jeśli się mylisz…
niewystarczająco silni… możesz niedługo umrzeć…
Rozmowa ucichła, ktoś mógł nawet pisnąć.
Sabin uniósł w górę palec, potem kolejny. Kiedy uniósł trzeci, razem
z wojownikami ruszył do walki, wojenny okrzyk odbił się echem.
Mroczny Szept
12 |
S t r o n a
Rozdział
Rozdział
Rozdział
Rozdział 2222
Gwendolyn Nieśmiała skuliła się przy szklanej ścianie swojej celi w
chwili, gdy horda zbyt wysokich, zbyt muskularnych, zbyt
zakrwawionych wojowników władowała się do komnaty, którą kochała
i nienawidziła przez rok. Kochała, bo bycie w niej oznaczało, że była
poza swoją celą, że wolność była możliwa. Nienawidziła z powodu
wszystkich tortur, które miały tam miejsce. Czyny, których była
świadkiem i których nienawidziła.
Mężczyźni, którzy przeprowadzali te tortury wydali zaskoczone
okrzyki, odrzucili naczynia, igły, fiolki i wiele innych narzędzi.
Trzasnęło szkło. Rozbrzmiały dzikie ryki, intruzi rzucili się wprzód,
broń cięła, nogi kopały. Ich cele upadały. Nie było wątpliwości, kto
wygra tę walkę.
Gwen zadrżała, niepewna co stanie się z nią i innymi, gdy wszystko
się uspokoi. Wojownicy najwyraźniej nie byli ludźmi, jak ona, jak
wszystkie kobiety zamknięte w celach wokół niej. Byli zbyt twardzi,
zbyt silni, zbyt wszystko żeby być śmiertelnymi. Czym właściwie byli,
nie miała pojęcia. Dlaczego tu byli? Czego chcieli?
Zaznała tak wiele rozczarowań przez ostatni rok, że nie ośmieliła się
mieć nadziei na ratunek. Czy ona i inne zostaną tu zostawione, żeby
zgnić? A może ci mężczyźni spróbują je wykorzystać, tak jak ci
odrażający ludzie?
- Zabijcie ich! – jedna z schwytanych krzyknęła do nowych
wojowników, dźwięk jej twardego, gniewnego głosu sprawił, że Gwen
objęła się wpół. – Sprawcie, żeby cierpieli tak jak my!
Szyba oddzielająca kobietę była gruba, nie mogła się przez nią
przedrzeć ani pięść, ani kula, ale każde uderzenie serca w komnacie i
celach odbijało się w uszach Gwen.
Wiedziała jak zablokować hałas, coś czego nauczyły ją siostry, gdy
była dzieckiem, ale desperacko chciała słyszeć klęskę porywaczy. Ich
jęki bólu były dla jej uszu jak kołysanka o północy. Kojąca i słodka.
Ale mimo siły, wojownicy nie uderzali, żeby zabić. Dziwne, ale tylko
ranili, posyłając nieprzytomnych na ziemię przed zajęciem się kolejnym
przeciwnikiem. Po paru sekundach stał już tylko jeden człowiek.
Najgorszy z nich.
Mroczny Szept
13 |
S t r o n a
Jeden z wojowników wystąpił wprzód, zbliżając się do niego. Mimo
zdolności wszystkich nowoprzybyłych, ten walczył najbardziej
nieczysto, sięgając gardła. Uniósł rękę, jakby szykując się do zadania
ostatecznego ciosu, ale kiedy rozszerzone spojrzenie Gwen napotkało
jego wzrok, zatrzymał się. Powoli opuścił ramię.
Wstrzymała oddech. Brązowe włosy nasączone krwią, przylegały do
jego głowy. Jego oczy były koloru brandy, głębokie i ciemne, i…
obramowane szkarłatem. Niemożliwe. Na pewno wymyśliła sobie dziki
blask. Jego twarz, tak twarda, jakby wyrzeźbiona z granitu, obiecywała
zniszczenie każdą linią i zagłębieniem, ale było też w niej coś…
chłopięcego. Zaskakująca sprzeczność.
Jego koszula została podarta na wstążki, linie muśniętej słońcem
skóry były widoczne przy każdym ruchu. Och, słońce. Jak jej go
brakowało, jak go pragnęła. Fioletowy, wytatuowany motyl owijał się
wokół żeber po prawej stronie i ginął za paskiem spodni. Czubki jego
skrzydeł były ostre, wyglądając równocześnie kobieco i męsko.
Dlaczego motyl? zdziwiła się. Wydawało się dziwne że tak silny,
niebezpieczny wojownik wybrał taki wzór. Z jakiegoś powodu ten znak
ją pocieszył.
- Pomóżcie nam – powiedziała, modląc się żeby nieśmiertelny słyszał
przez dźwiękoszczelne szkło. Ale jeśli ją usłyszał, nie dał tego po sobie
poznać. – Uwolnijcie nas – ciągle bez reakcji.
Co jeśli cię tu zostawią? Albo gorzej, co jeśli są tu po to samo co
ludzie?
Myśli wypełniły nagle jej głowę, zamarła, może nawet zbladła. Lęk
nie był dziwny, sama się nad tym zastanawiała chwilę temu. Ale w
jakiś sposób były… obce. Nie były jej, nie wymawiane jej wewnętrznym
głosem. Jak… co…?
Mocne, białe zęby zatopiły się w męskiej dolnej wardze, gdy złapał się
za skronie, najwyraźniej rozwścieczony.
Co jeśli…
- Przestań! – warknął.
Myśl formująca się w jej głowie znikła nagle. Zamrugała ze
zdziwienia. Wojownik potrząsnął głową, gniew wzrósł.
Zauważając rozproszenie nieśmiertelnego, jej ludzki ciemiężyciel
postanowił zadziałać, zmniejszając dystans między nimi.
Gwen wyprostowała się, krzycząc:
- Uważaj!
Z uwagą ciągle skupioną na niej, wojownik o kamiennym wyrazie
twarzy wyciągnął rękę i złapał człowieka za kark, dusząc i zatrzymując
Mroczny Szept
14 |
S t r o n a
równocześnie. Człowiek – miał na imię Chris – szarpnął się. Był młody,
może dwudziesto-pięcioletni, ale był przywódcą tutejszych naukowców.
Był też człowiekiem, którym gardziła bardziej niż niewolą.
Wszystko co robię, robię dla większego dobra, zwykł mówić tuż zanim
zaczął gwałcić którąś z innych kobiet na jej oczach. Mógł je sztucznie
zapłodnić, ale wolał upokarzać je w ten sposób. Chciałbym, żebyś to
była ty, często dodawał. Każda z tych kobiet jest twoim substytutem.
Pomimo pożądania, nigdy jej nie dotknął. Za bardzo się jej bał.
Wszyscy z nich się bali. Wiedzieli czym była, widzieli ją w akcji, gdy po
nią przyszli. Niechcący zabiła kilku ludzi i zasłużyła sobie na reputację.
Zamiast ją eksterminować, trzymali ją, eksperymentując z różnymi
rodzajami narkotyków w wentylacji, w nadziei, że ją uśpią i
wykorzystają. Jeszcze im się nie udało, ale się nie poddali.
- Sabin, nie – powiedziała piękna, ciemnowłosa kobieta, gładząc
ramię znów szkarłatnookiego wojownika. Jej głos był tak pełen
smutku, że Gwen się skuliła. – Jak nam powiedziałeś, możemy go
potrzebować.
Sabin. Silne imię, przypominające broń. Pasuje.
Czy są kochankami?
W końcu to pochłaniające spojrzenie opuściło ją i znów była zdolna
oddychać. Sabin puścił Chrisa i sukinsyn upadł na ziemię,
nieprzytomny. Wiedziała, że żyje bo mogła usłyszeć przepływ krwi w
jego żyłach, buzowanie powietrza w płucach.
- Kim są te kobiety? – zapytał wojownik o blond włosach. Miał
jasnoniebieskie oczy i śliczną twarz obiecującą współczucie i
bezpieczeństwo, ale nie był tym, który sprawił, że Gwen wyobrażała
sobie, że mogła by się przy nim zwinąć i spokojnie zasnąć. Głęboko.
Bezpiecznie. W końcu.
Przez te wszystkie miesiące, bała się spać, wiedząc że Chris byłby
szczęśliwy biorąc ją nieprzytomną. Więc drzemała krótko i płytko, nie
tracąc ostrożności. Czasami powstrzymywała się przed myśleniem o
oddaniu się złemu człowiekowi w zamian za zapadnięcie w głęboki sen.
Czarnowłosy, fiołkowooki wielkolud zmierzył spojrzeniem otaczające
ją cele.
- Bogowie. Jedna jest w ciąży.
- Ta też – ten, który się odezwał miał wielobarwne włosy, bladą skórę
i oczy tak krystalicznie niebieskie, jak jego blond przyjaciel, tyle że jego
miały ciemniejszą oprawę. – Jaki rodzaj skurwysyna trzyma kobiety w
ciąży w takich warunkach? To jest podłe nawet jak na Łowców.
Mroczny Szept
15 |
S t r o n a
Kobiety w odpowiedzi przywarły do szkła, błagając o pomoc, o
wolność.
- Ktoś słyszy co mówią? – zapytał wielkolud.
- Ja – Gwen odpowiedziała automatycznie.
Sabin odwrócił się do niej. To brązowe spojrzenie nie błyszczało już
czerwienią, bardziej miodowe, zatopiło się w niej, sondując, szukając…
przyglądając się badawczo.
Dreszcz zatańczył na jej kręgosłupie. Czy ją słyszał? Jej oczy się
rozszerzyły, gdy zbliżył się do jej celi, wsuwając nóż do pochwy przy
pasie. Jej wyostrzone zmysły sprawiły, że mogła poczuć zapach potu,
cytryny i mięty. Odetchnęła głęboko, rozkoszując się każdym
niuansem. Przez tak długi czas nie czuła nic oprócz Chrisa i jego wody
kolońskiej, narkotyków i przerażenia innych kobiet.
- Słyszysz nas? – głos Sabina był równie szorstki jak jego rysy i
powinien drażnić jej nerwy jak papier ścierny, a jakimś sposobem
uspokoił ją jak pieszczota.
Niepewnie skinęła głową.
- A one? – wskazał inne więźniarki.
Potrząsnęła głową.
- Słyszysz mnie?
On też potrząsnął głową.
- Czytam z twoich ust.
Och. To znaczy że ją intensywnie obserwował, nawet gdy odwrócił
głowę. Nie było to nieprzyjemne.
- Jak można otworzyć szkło? – zapytał.
Jej usta zacisnęły się w upartą linię i ośmieliła się rzucić spojrzenie
na uzbrojone, pokryte krwią drapieżniki za nim. Czy powinna mu
powiedzieć? Co jeśli też planowali zgwałcić więźniarki, jak tamci? Tak
jak się bała?
Jego ostre spojrzenie zmiękło.
- Nie przyszliśmy was skrzywdzić. Masz moje słowo. Chcemy was
uwolnić.
Nie znała go, nie powinna mu ufać, ale podeszła na trzęsących się
nogach do szyby. Zbliżywszy się zrozumiała, że Sabin górował nad nią
a jego czy nie były brązowe, jak myślała. Raczej obramowane
bursztynem, kawowe, kasztanowe i brązowe, symfonia kolorów. Na
szczęście błysku czerwieni nadal nie było. Czyżby go sobie wyobraziła?
- Kobieto? – powiedział.
Jeśli otworzy cele jak powiedział… gdyby zebrała się na odwagę i nie
zamarła w miejscu jak miała w nawyku… ucieczka w końcu byłaby
Mroczny Szept
16 |
S t r o n a
możliwa. Ta nadzieja wróciła do życia, niepowstrzymana i silna,
temperowana jedynie przez myśl że mogłaby niechcący, okrutnie i
brutalnie zabić tych wybawców.
Nie martw się. Dopóki nie spróbują cię skrzywdzić, twoja bestia
będzie spokojna. Jeden zły ruch z ich strony i…
Warte ryzyka, pomyślała.
- Kamienie.
Zmarszczył brwi.
- Kości
2
?
Przełykając ciężko, uniosła jeden paznokieć – pazur w porównaniu
do ludzkiego – i wycięła na szybie słowo KAMIENIE. Każda rysa
wytrzymała tylko na tyle długo, by zakończyć słowo. Przeklęte boskie
szkło. Ciągle się zastanawiała, jak ludzie je zdobyli.
Cisza. Zmarszczył brwi, jego uwaga pozostała skupiona na jej zbyt
długim, ostrym paznokciu. Zastanawiał się jakiego rodzaju
stworzeniem była?
- Kamienie? – zapytał Sabin, jego spojrzenie znów napotkało jej.
Skinęła głową.
Okręcił się, rozglądając się po komnacie. Mimo, że trwało to tylko
kilka sekund, Gwen podejrzewała, że skatalogował w pamięci każdy cal
przestrzeni i mógłby znaleźć drogę w ciemności.
Wojownicy stanęli za nim w linii, wszyscy patrząc na nią
wyczekująco. Z wyczekiwaniem były zmieszane też ciekawość,
podejrzliwość, nienawiść – do niej? – i nawet żądza. Jeden krok, dwa –
cofnęła się. Nie zniesie więcej żądzy, nawet przez chwilę. Jej nogi drżały
tak gwałtownie, że bała się że się pod nią ugną. Spokojnie. Nie możesz
panikować. Złe rzeczy się dzieją kiedy panikujesz.
Jak zwalczyć pragnienie innych? Nie miała nic czym mogłaby się
bardziej okryć. Przez czas jej uwięzienia, jej dżinsy i t-shirt zostały
zastąpione białą koszulką i krótką spódnicą, które dali jej porywacze –
ułatwiając sobie dostęp. Skurwiele. Jedno z ramiączek urwało się
miesiąc temu i koszulka opadała. Musiała wiązać ją pod ramieniem,
żeby zakryć piersi.
- Odwrócić się – nagle warknął Sabin.
Gwen obróciła się bezmyślnie, długie, rude włosy zawirowały wokół
niej. Odetchnęła ciężko, pot spłynął jej na brwi. Dlaczego chciał, żeby
się odwróciła? śeby łatwiej ją zniewolić?
Nastąpiła kolejna z tych ciężkich cisz.
2
„Stones” i „bones” – podobnie brzmiące słowa po angielsku i podobnie wymawiane
Mroczny Szept
17 |
S t r o n a
- Nie miałem na myśli ciebie, kobieto – tym razem głos Sabina był
miękki, delikatny.
- Och, daj spokój – ktoś powiedział. Poznała głęboki, lekceważący ton
mężczyzny o blond włosach i niebieskich oczach. – Nie mówisz chyba
poważnie…
- Straszycie ją.
Gwen spojrzała przez ramię.
- Ale ona… - zaczął ten całkiem wytatuowany.
- Chcecie odpowiedzi czy nie? – ponownie przerwał Sabin. -
Powiedziałem: odwrócić się!
Kilka jęków, szuranie stóp.
- Kobieto.
Powoli znów się obróciła. Wszyscy wojownicy odwrócili się, tak jak
zażądał Sabin, pokazując jej plecy.
Przyłożył dłoń do szyby. Była wielka, nie pobliźniona i nieruchoma,
ale pokryta krwią.
- Które kamienie?
Wskazała skrzynkę z kamieniami za nim. Były małe, rozmiaru pięści
i każdy miał innego rodzaju śmierć namalowaną z przodu.
Przedstawiały: ścięcie, usuwanie wnętrzności, dźganie i dziki ogień
wspinający się po ciele mężczyzny przywiązanego do drzewa.
- Dobrze, dobrze. Ale co mogę nimi zrobić?
Teraz dysząc z potrzeby uwolnienia – blisko, tak blisko – pokazała
pantomimę wkładania kamienia do dziury, jak klucza do zamka.
- Czy to ma znaczenia, który kamień do którego zamka?
Przytaknęła, potem wskazała każdy kamień i którą celę on otwierał.
Zaczęła się lękać użycia tych kamieni, jeśli miałoby to znaczyć, że znów
stanie się świadkiem gwałtu. Wzdychając, zaczęła wydrapywać słowo
KLUCZ na szybie, kiedy Sabin uderzył pięścią w skrzynkę, niszcząc ją.
śeby zrobić coś takiego trzeba by siły dziesięciu ludzi, ale wyglądało na
to, że on to zrobił bez wysiłku.
Kilka ran poznaczyło jego dłoń od kłykci do nadgarstka. Pojawiła się
siatka szkarłatu, ale otarł ją, jakby nie miała znaczenia. Skóra już się
uzdrawiała, łącząc rozdarte tkanki. Och, tak. Był czymś daleko
wspanialszym niż śmiertelnik. Nie elfem, bo jego uszy były idealnie
zaokrąglone. Nie wampirem, bo nie miał kłów. Może męską syreną?
Jego głos był wystarczająco głęboki, wystarczająco pyszny, tak, ale
może zbyt szorstki.
- Weźcie kamień – zawołał, nie odrywając od niej spojrzenia.
Mroczny Szept
18 |
S t r o n a
Wojownicy natychmiast obrócili się na pięcie. Gwen celowo cały czas
patrzyła na Sabina, bojąc się, że patrzenie na innych zwiększy jeszcze
jej strach. Kontrolujesz się, dobrze. Nie mogła… nie złamie się. Już i
tak zbyt wielu rzeczy żałowała.
Czemu nie mogła być taka jak jej siostry? Czemu nie była tak
dzielna i silna? Gdyby były do tego zmuszone, odcięłyby sobie
kończyny, żeby uciec – i to zrobiłyby to dużo wcześniej. Przebiłyby
pięścią szybę, pierś Chrisa i zjadłyby jego serce tuż przed nim, cały
czas się śmiejąc.
Poczuła uderzenie tęsknoty. Jeśli Tyson – jej były chłopak,
powiedział im o jej porwaniu – czego najprawdopodobniej nie zrobił,
tak bardzo bojąc się jej sióstr – szukałyby jej i nie poddałyby się póki
by jej nie znalazły. Pomimo jej słabości, kochały ją, chciały dla niej jak
najlepiej. Ale będą bardzo zawiedzione dowiadując się o tym porwaniu.
Zawiodła samą siebie, tak samo jak swoją rasę. Nawet jako dziecko
unikała konfliktów, czym zasłużyła sobie na przydomek: „Gwendolyn
Nieśmiała”.
Odkryła, że jej dłonie są wilgotne i otarła je o uda.
Sabin kierował mężczyznami wskazując im który kamień pasował do
którego otworu. Kilka przydzielił źle, ale nie martwiła się. Rozgryzą to.
Nie mylił się w przypadku tego otwierającego jej celę i gdy jeden z
mężczyzn, niebieskowłosy, wykolczykowany punk chciał unieść
kamień, silne, opalone palce Sabina oplotły jego nadgarstek,
powstrzymując go.
Niebieskowłosy spojrzał w oczy Sabinowi, który potrząsnął głową.
- Mój – powiedział.
Punk uśmiechnął się szeroko.
- Nienawidzimy tego co widzimy, co?
Sabin tylko na niego patrzył.
Gwen zamrugała ze zdziwieniem. Nienawidził na nią patrzeć?
Jedna po drugiej, kobiety były uwalniane, niektóre próbując szybko
uciec z komnaty. Mężczyźni nie pozwolili ujść im daleko, łapiąc je, ku
zaskoczeniu Gwen chwytając je delikatnie, nawet gdy walczyły z furią.
Właściwie, najpiękniejszy mężczyzna w grupie, ten o wielobarwnych
włosach, obejmował jedną po drugiej, szeptają miękko: „Śpij dla mnie,
kochanie”.
Były szokująco posłuszne, opadając w opiekuńcze ramiona
wojownika.
Mroczny Szept
19 |
S t r o n a
Sabin schylił się i chwycił kamień Gwen, ten ukazujący płonącego
żywcem mężczyznę. Gdy się wyprostował, podrzucił go w powietrze i
złapał z łatwością.
- Nie uciekaj. W porządku? Jestem zmęczony i nie chcę cię gonić, ale
zrobię to jeśli mnie zmusisz. I obawiam się, że mógłbym cię wtedy
przypadkowo zranić.
Nie tylko ty, pomyślała.
- Nie… uwalniaj jej – wybełkotał Chris. Jak długo był przytomny?
Uniósł głowę i wypluł brud. Siniaki już powstawały pod jego oczyma. –
Niebezpieczna. Śmiertelnie.
- Cameo – to było wszystko co powiedział Sabin.
Kobieta-wojownik nie potrzebowała więcej by wiedzieć czego chciał,
podeszła do człowieka i chwytając za tył jego koszulki postawiła do na
nogi. Wolną ręką przystawiła sztylet do jego tętnicy szyjnej. Zbyt słaby
lub przestraszony, nie szarpał się.
Gwen miała nadzieję, że to strach trzymał go nieruchomo. Miała na
to nadzieję każdym włóknem swego istnienia. Nawet wpatrywała się w
czubek noża, chcąc by wbił się w gardło skurwiela, przebijając skórę i
kości, serwując niezapomnianą agonię.
Tak, pomyślała, zachwycona. Tak, tak, tak. Zrób to. Proszę, zrób to.
Zrań go, spraw by cierpiał.
- Co chcesz, żebym z nim zrobiła? – Cameo zapytała Sabina.
- Trzymaj go. śywego.
Rozczarowanie sprawiło, że ramiona Gwen opadły. Ale z
rozczarowaniem przyszło zdumiewające zrozumienie. Jej emocje były
pod kontrolą, ale i tak była bliska uwolnienia wewnętrznej bestii.
Wszystkie te myśli o bólu i cierpieniu nie były jej. Nie mogły być.
Niebezpieczna, powiedział Chris. Śmiertelnie. Miał rację. Musisz
utrzymać kontrolę.
- Ale nie bój się go zranić trochę – dodał Sabin i zmrużył oczy patrząc
na nią. Był.. rozgniewany? Na nią? Ale dlaczego? Co zrobiła?
- Nie uwalniaj dziewczyny – powtórzył Chris. Drżenie wstrząsnęło
jego ciałem. Próbował się cofnął, ale Cameo, oczywiście silniejsza niż
się wydawała, zatrzymała go w miejscu. – Proszę, nie.
- Może powinieneś zostawić rudowłosą w celi – powiedziała drobna
wojowniczka. – przynajmniej na razie. Na wszelki wypadek.
Wojownik uniósł kamień, zatrzymując się na chwilę przed włożeniem
go do otworu przy jej klatce.
- Jest Łowcą. Kłamcą. I myślę że ją zranił, ale nie chce, żeby mogła
nam o tym powiedzieć.
Mroczny Szept
20 |
S t r o n a
Gwen zamrugała, patrząc na niego z szokiem i zachwytem. Nie był
zły na nią, tylko na Chrisa – łowcę? – za to co mógł zrobić. Naprawdę
miał na myśli to co mówił. Nie zrani jej. Chciał żeby była wolna.
Bezpieczna.
- To prawda? – zapytał ją. – Zranił cię?
Z policzkami płonącymi z upokorzenia, skinęła. Emocjonalnie,
zniszczył ją.
Sabin przesunął językiem po zębach.
- Zapłaci za to. Masz moje słowo.
Powoli zakłopotanie zbladło. Jej matka, która wydziedziczyła ją
prawie dwa lata temu, wolałaby widzieć ją raczej martwą niż słabą, ale
ten mężczyzna – ten obcy – chciał ją pomścić.
Chris przełknął nerwowo.
- Posłuchaj mnie. Proszę. Wiem, że jestem waszym wrogiem i nie
będę kłamał, udawając, że wy nie jesteście moim. Jesteście.
Nienawidzę was całym sobą. Ale jeśli ją wypuścisz, zabije nas
wszystkich. Przysięgam.
- Czy spróbujesz i zabijesz nas, mały rudzielcu? – zapytał ją Sabin,
nawet delikatniej niż wcześniej.
Przywykła do nazywania „suką” i „dziwką” przez tamtych mężczyzn,
Gwen poczuła jak czułe słówko prześlizguje się przez jej umysł z siłą
pachnącego różami, letniego powietrza. Przez te kilka minut razem, ten
mężczyzna zdołał dać jej każdą rzecz o jakiej marzyła od chwili
zamknięcia: rycerz zdeterminowany pokonać jej smoki. Jasne, kiedyś
myślała, że rycerzem będzie Tyson albo nawet ojciec, którego nie znała,
ale wciąż. Nie codziennie spełniają się marzenia.
- Ruda?
Ocknęła się. O co pytał? Och, tak. Czy spróbuje i zabije jego i jego
przyjaciół. Oblizała usta i potrząsnęła głową. Jeśli bestia przejmie
kontrolę, nie spróbuje. Po prostu to zrobi. Mam kontrolę. W większej
części. Nic im się nie stanie.
- Tak myślałem – z błyskawicznym ruchem nadgarstka wsunął
kamień na miejsce. Serce grzmiało w jej piersi, niemal rozsadzając
żebra. Stopniowo szyba uniosła się… uniosła… niedługo… niedługo… I
już nie było między nią i Sabinem nic oprócz powietrza. Zapach cytryn
i mięty wzmógł się. Chłód do którego przywykła zdawał się ustępować
po kocem ciepła, który zdawał się ją owijać.
Uśmiechnęła się powoli. Wolna. Była naprawdę wolna.
Sabin odetchnął z trudem.
- Bogowie. Jesteś niewiarygodna.
Mroczny Szept
21 |
S t r o n a
Zorientowała się, że ruszyła w jego kierunku, sięgając, desperacko
pragnąc dotyku, którego była pozbawiona przez te miesiące.
Pojedynczego dotyku, to wszystko czego potrzebowała. I będzie mogła
odejść, do domu. W końcu.
Dom.
- Suka – krzyknął Chris, szarpiąc się w uścisku Cameo. – Trzymaj
się ode mnie z dala. Trzymajcie ją z dala ode mnie! Ona jest potworem!
Jej stopy zatrzymały się w miejscu, spojrzenie przeniosło się na
podłego człowieka, odpowiedzialnego za wszystkie cierpienia, całą
udrękę, którą przechodziła przez ostatni rok. Nie wspominając co zrobił
jej towarzyszkom niedoli. Jej paznokcie zmieniły się w ostre jak
brzytwa szpony. Drobne, pozornie pajęcze skrzydła rozpostarły się za
jej plecami, rozrywając wełnę, trzepocząc gorączkowo. Jej krew
rozcieńczyła się w żyłach, ruszając przez każdą część ciała, szybko, tak
szybko, a jej wzrok przeszedł w podczerwień, gdy jedynym na czym się
skupiła było ciepło ciała.
W tej chwili zrozumiała, że nie miała ani trochę kontroli nad swoją
bestią. Nad swoją ciemną stroną. Kotłowała się w niej, przeważnie
cicha, jakby czekała na okazję do uderzenia…
Tylko Chris, tylko Chris, błagam, bogowie, tylko Chris. Monotonne
błaganie przeszyło jej umysł, pełne nadziei starało się przebić przez
żądzę krwi jej mściwej bestii. Tylko Chris, zostaw innych w spokoju,
zaatakuj tylko Chrisa.
Ale w głębi duszy wiedziała, że nic teraz nie mogło powstrzymać
śmiertelnych żniw.
Mroczny Szept
22 |
S t r o n a
Rozdział 3
Rozdział 3
Rozdział 3
Rozdział 3
Od pierwszej chwili, gdy Sabin zobaczył ślicznego rudzielca w
szklanej celi, nie był zdolny oderwać od niej spojrzenia. Nie był zdolny
oddychać, myśleć. Jej włosy były długie i kręcone, blond przemieszany
z rubinowymi lokami. Brwi były kasztanowe, ale równie wspaniałe. Jej
nos był zadarty, policzki zaokrąglone jaku u cherubina. Ale jej oczy…
były zmysłową ucztą, bursztyn z prążkami błyszczącej szarości.
Hipnotyczne. Okalały je czarne rzęsy, dekadencka rama.
Halogeny zawieszone na hakach w ścianach i zatapiały ją w jasnym
świetle. U kogo innego ujawniłoby to wady i rzeczywiście ukazywały
brud pokrywający skórę, ale też nadawały jej zdrowy blask. Była
drobna, z małymi, krągłymi piersiami, wąskimi biodrami i nogami
wystarczająco długimi by owinąć się wokół jego pasa i trzymać przy
najbardziej burzliwej z jazd.
Nie myśl w taki sposób. Wiesz lepiej. Taa, wiedział. Jego ostatnia
kochanka, Darla, zabiła się i przysiągł nigdy więcej nie dopuścić do
czegoś takiego. Ale jego pociąg do rudzielca był gwałtowny. Tak jak jego
demona, tyle, że Zwątpienie chciało jej z innego powodu. Wyczuł jej
drżenie i wziął za cel, nurkując w jej umysł, rzucając się na jej
najgłębsze lęki i wydobywając je.
Ale nie była człowiekiem, obaj niedługo to zrozumieli, i Zwątpienie
nie był w stanie słyszeć jej myśli póki ich nie wyartykułowała. To nie
znaczy, że była bezpieczna przed tym złem. Och, nie. Zwątpienie
wiedział jak wykorzystać sytuację i dostosować truciznę. Nawet więcej,
demon podjął wyzwanie i jeszcze staranniej będzie się starał wyuczyć
niuansów myśli dziewczyny i zniszczyć każdą odrobinę wiary, jaką
miała.
Czym była? Mimo, że poznał wiele rodzajów nieśmiertelnych przez
tysiąclecia swojego życia, nie mógł jej do żadnego dopasować.
Wyglądała jak człowiek. Delikatna, krucha. Łamliwa. Te bursztynowo-
srebrne oczy niszczyły to wrażenie. I szpony. Mógł sobie wyobrazić, że
zatapia je w jego plecach…
Dlaczego Łowcy ją schwytali? Bał się odpowiedzi. Trzy z sześciu
uwolnionych kobiet najwyraźniej było w ciąży, co nasuwało tylko jedną
myśl: hodowla Łowców. Nieśmiertelnych Łowców, w takim przypadku,
Mroczny Szept
23 |
S t r o n a
bo rozpoznał dwie syreny z bliznami na szyi, którym najwyraźniej
usunięto głos; bladoskórą wampirzycę, której kły zniknęły; gorgonę,
której obcięto wężowe włosy i córkę Kupida, która została oślepiona.
śeby powstrzymać ją przed rzuceniem miłosnego zaklęcia, jak
przypuszczał Sabin.
Jak okrutni byli Łowcy dla tych ślicznych stworzeń. Co zrobili
rudowłosej, najśliczniejszej z nich? Mimo, że miała na sobie koszulkę i
spódnicę, nie mógł dostrzec blizn ani siniaków wskazujących
okaleczenia. Ale też to nic nie znaczyło. Większość nieśmiertelnych
szybko się leczyła.
Chcę jej. Głębokie zmęczenie promieniowało z niej, ale gdy
uśmiechnęła się, kiedy ją uwolnił… mógł umrzeć od piękna jej twarzy.
Też jej chcę, dodał Zwątpienie.
Nie możesz jej mieć. To znaczyło, że on też nie mógł. Pamiętasz
Darlę? Pomimo tego jak była silna i pewna, robiłeś wszystko, żeby ją
złamać.
Radosny śmiech.
Wiem. Czy to nie zabawne?
Jego dłonie zacisnęły się w pięści. Pieprzony demon. Każdy miał
obawy, a jego ciemniejsza połowa konsekwentnie je ujawniała: Nie
jesteś wystarczająco ładna. Nie jesteś wystarczająco mądra. Jak
ktokolwiek może cię kochać?
- Sabin – odezwał się zimny głos Aerona. - Jesteśmy gotowi.
Pokiwał palcem w stronę dziewczyny.
- Chodź.
Ale jego rudowłosa cofnęła się pod najdalszą ścianę, jej ciało drżało
w nowym strachu. Spodziewał się, że spróbuje uciec, mimo jego
ostrzeżenia. Ale nie oczekiwał takiego… przerażenia.
- Powiedziałem ci – odezwał się delikatnie. – Nie chcemy cię
skrzywdzić.
Jej usta się otworzyły, ale nie wydała dźwięku. I gdy patrzył, złoty
błysk jej oczu pogłębił się, zmroczniał, stał się czarny.
- Co, do cholery…
W jednej minucie stała przed nim, w następnej już jej nie było, jakby
tylko mu się przywidziała. Obrócił się, rozglądając. Nie widział jej. Ale
jedyny stojący Łowca wydał nagle krzyk agonii… krzyk ustał, gdy ciało
upadło na piaszczystą podłogę, rozlewając krew dookoła.
- Dziewczyna – powiedział Sabin, chwytając sztylet, zdeterminowany
chronić ją przed tym, co właśnie zabiło Łowcę, którego planował
przesłuchać. Ciągle jej nie widział. Jeśli mogła zniknąć przy użyciu
Mroczny Szept
24 |
S t r o n a
myśli, jak Lucien, będzie bezpieczna. Na zawsze poza jego zasięgiem,
ale bezpieczna. Ale czy mogła? Zrobiła to?
- Za tobą – odezwała się Cameo i przynajmniej raz jej głos był
bardziej zszokowany niż pełen boleści.
- Bogowie – odetchnął Parys. – Nie widziałem jej ruchu, póki…
- Ona nie… czy ona… jak ona mogła mieć… - Maddox przesunął
ręką po twarzy, jakby niedowierzał temu, co widzi.
Sabin znów się obrócił. I była tam, z powrotem w celi, siedząc z
kolanami przy piersi, ustami ociekającymi krwią i… tchawicą?...
zaciśniętą w jednej ręce. Rozdarła – a może przegryzła? – mężczyźnie
gardło.
Jej oczy znów miały normalny kolor, ale były tak całkowicie wyprane
z emocji, że podejrzewał, że szok spowodowany tym, co zrobiła,
odrętwił jej umysł. Jej wyraz twarzy też był pusty. Jej skóra była teraz
tak blada, że mógł zobaczyć znajdujące się pod nią niebieskie żyły. I
trzęsła się, kołysała w tył i przód, szeptała niesłyszalnie. Co. Do.
Diabła?
Łowca nazwał ją potworem. Sabin nie uwierzył. Wtedy.
Teraz wszedł do celi, niepewny, co robić, ale wiedząc, że nie zostawi
jej tak, ani nie zamknie z powrotem. Po pierwsze, nie zaatakowała jego
przyjaciół. Po drugie, biorąc pod uwagę jak była szybka, mogła uciec
zanim szyba się zamknie i porządnie go uszkodzić za złamanie słowa.
- Sabin, stary – powiedział Gideon ponuro. – Może nie chcesz
przemyśleć wchodzenia tam. Przynajmniej raz, Łowca kłamał.
Przynajmniej raz. Spróbuj jeszcze raz.
- Wiesz, z czym tu mamy do czynienia?
- Nie – Tak. – Ona nie jest Harpią
3
, sługą Lucyfera, który nie spędził
roku na ziemi. Nie miałem z nimi wcześniej do czynienia i nie wiem, że
potrafią zabić armię nieśmiertelnych w kilka sekund.
Ponieważ Gideon nie mógł powiedzieć słowa prawdy, nie cierpiąc
przy tym, Sabin wiedział, że wszystko, co mówił było kłamstwem. Więc
wojownik spotkał wcześniej Harpie – i bynajmniej nie miał na myśli tej
w uwłaczającym znaczeniu – i te Harpie były sługami Lucyfera i mogły
zniszczyć nawet taką bestię jak on w czasie mniejszym niż wymagało
mrugnięcie.
- Kiedy? – zapytał.
3
Harpie w mitologii greckiej to uskrzydlone bóstwa wiatrów, najlepiej znane, jako stworzenia kradnące jedzenie
Fineusowi. Hezjod nazywa harpie "pięknowłosymi" stworzeniami. Obraz harpii, jako brzydkiej, uskrzydlonej kobiety-ptaka
powstał dość późno, wskutek pomylenia tych stworzeń z syrenami. Rzymscy i bizantyjscy pisarze uszczegółowili ten
wizerunek. Na wazie w Muzeum Berlińskim harpia trzyma małą figurkę bohatera w każdym szponie, a jej głowa jest
podobna do głowy Gorgony, z wybałuszonymi oczami, sterczącym językiem i kłami.
Mroczny Szept
25 |
S t r o n a
Gideon zrozumiał, co miał na myśli.
- Pamiętasz, kiedy nie byłem uwięziony?
Ach. Gideon spędził kiedyś trzy miesiące tortur w rękach Łowców.
- Jedna nie zniszczyła połowy obozy nim zdołał się odezwać alarm.
Nie cofnęła się, z jakiegoś powodu, i pozostali Łowcy nie spędzili kilku
następnych dni przeklinając całą rasę.
- Czekajcie. Harpia? Nie sądzę. Nie jest odrażająca – tę małą perełkę
podrzucił Strider, król rzeczy oczywistych. – Jak może być Harpią?
- Wiesz równie dobrze jak my, że ludzkie mity są czymś
wykoślawionym. To, że większość legend opisuje Harpie, jako
odrażające nie znaczy, że takie są. Teraz, wszyscy wyjść – Sabin zaczął
odkładać broń na ziemię za sobą. – Poradzę sobie z nią.
Podniosło się morze protestów.
- Nic mi nie będzie – Miał nadzieję.
Możesz nie być…
Och, zamknij się, do kurwy nędzy.
- Ona…
- Idzie z nami – skończył, przerywając Maddoksowi. Nie mógł jej
zostawić. Była zbyt cenną bronią, bronią, która mogła zostać użyta
przeciw niemu… albo użyta przez niego. Tak, pomyślał, a jego czy się
rozszerzyły. Tak. – I pójdzie żywa.
- Do diabła, nie – odparł Maddox. – Nie chcę Harpii w pobliżu
Ashlyn.
- Widziałeś, co zrobiła…
- Tak, i właśnie dlatego nie chcę jej w pobliżu mojej ciężarnej kobiety
– Teraz Maddox mu przerwał. – Harpia zostaje.
Kolejny powód by unikać miłości. Zmiękczała nawet najtwardszych
wojowników.
- Musi nienawidzić tych mężczyzn tak bardzo jak my. Może pomóc
naszej sprawie.
- Nie - Strażnik Furii był nieugięty.
- Będzie moją odpowiedzialnością i dopilnuję, żeby trzymała szpony i
zęby ukryte – Znów, miał nadzieję.
- Chcesz jej, jest twoja – powiedział Strider, jak zawsze po jego
stronie. Dobry facet. – Maddox się zgodzi, ponieważ nigdy nie
naciskałeś, żeby Ashlyn szła do miasta i słuchała rozmów Łowców, nie
ważne jak bardzo byś chciał.
Mrużąc oczy, Maddox zacisnął szczękę.
- Musimy ją spętać.
Mroczny Szept
26 |
S t r o n a
- Nie. Będę ją trzymał – Sabinowi nie podobała się myśl o kimś
innym dotykającym jej. W żaden sposób. Powiedział sobie, że jest tak,
ponieważ mogła być torturowana, wykorzystywana w najstraszniejszy
sposób i mogła zareagować negatywnie na kogoś, kto by próbował,
ale…
Rozpoznawał wymówkę, gdy ją słyszał. Pociągała go i nie mógł
wyłączyć tej zaborczości. Nawet pomimo tego, że przysięgał trzymać się
z dala od kobiet.
Cameo podeszła do jego boku, skupiając uwagę na dziewczynie.
- Pozwól Parysowi się nią zająć. Potrafi najokrutniejsze kobiety
wprawić w doskonały nastrój. Ty nie za bardzo, a wszyscy wiem, że
teraz potrzebujemy, żeby była w dobrym nastroju.
Parys, który mógł uwieść każdą kobietę, zawsze, nie ważne
nieśmiertelną czy ludzką? Parys, który potrzebował seksu do
przetrwania? Zęby Sabina zacisnęły się, wyobrażenie pary błysnęło w
jego umyśle. Splecione nagie ciała, palce wojownika zaciśnięte w dzikiej
fali włosów Harpii, rozkosz wypełniająca jej spojrzenie.
Tak będzie lepiej dla dziewczyny. Tak najprawdopodobniej będzie
lepiej dla nich wszystkich, jak mówiła Cameo. Harpia będzie bardziej
skłonna pomóc im walczyć z Łowcami, jeśli będzie walczyć przy boku
kochanka… a Sabin był zdeterminowany zdobyć jej pomoc. Oczywiście,
Parys nie byłby zdolny spać z nią więcej niż raz, bo potrzebował do
przetrwania seksu z różnymi kobietami, mógłby tylko ją zdradzać, co
prawdopodobnie by ją wkurwiło. Wtedy mogłaby zdecydować się
pomagać Łowcom.
Zły pomysł, zdecydował i to nie tylko dlatego, że chciał żeby to był zły
pomysł.
- Po prostu… dajcie mi pięć minut. Jeśli mnie zabije, Parys może z
nią spróbować.
- Przynajmniej pozwól Parysowi uśpić ją jak inne – nalegała Cameo.
Sabin potrząsnął głową.
- Jeśli zostanie obudzona zbyt wcześnie, może się wystraszyć i
zaatakować. Najpierw muszę do nie dotrzeć. Teraz się wynoście.
Pozwólcie mi pracować.
Cisza. Szuranie stóp, cięższe niż zwykle, gdy wojownicy wynosili inne
kobiety. I w końcu zastał sam z rudowłosą. Albo może ten kolor
nazywano truskawkowym blondem? Ciągle drżała, kołysała się, ciągle
trzymała tę przeklętą tchawicę.
Mroczny Szept
27 |
S t r o n a
Jesteś taką złą dziewczynką, nieprawdaż? Odezwał się demon,
rzucając te myśli prosto w umysł Harpii. I wiesz, co się dzieje ze złymi
dziewczynkami, prawda?
Zostaw ją w spokoju. Proszę – błagał demona. Załatwiła naszego
wroga, uniemożliwiła im szukanie – i znalezienie – puszki.
Słysząc słowo: puszka, Zwątpienie zawył. Demon spędził tysiąc lat w
ciemności i chaosie puszki Pandory i nie chciał do niej wracać. Zrobi
wszystko by powstrzymać taki los.
Sabin nie mógł już egzystować bez Zwątpienia. Był stałą częścią i
chociaż tego często żałował, prędzej oddałby płuco niż demona. To
pierwsze mógł zregenerować.
Tylko parę minut ciszy, dodał. Proszę.
Och, w porządku.
Usatysfakcjonowany tym, pokonał resztę drogi do wnętrza celi.
Schylił się, by znaleźć się na poziomie oczu dziewczyny.
- Przepraszam. Przepraszam – zaintonowała monotonnie, gdy
wyczuła jego obecność. Nie spojrzała na niego, tylko dalej wpatrywała
się przed siebie, nic nie widząc. – Zabiłam cię?
- Nie, nie. Ze mną wszystko w porządku – Biedactwo, nie wiedziała,
co zrobiła ani co mówiła. – Zrobiłaś dobrą rzecz, zniszczyłaś bardzo
złego człowieka.
- Zły. Tak, jestem bardzo, bardzo zła – jej ramiona zacisnęły się
wokół kolan.
- Nie, on był zły – Powoli, wyciągnął rękę. – Pozwól mi sobie pomóc.
W porządku? – Jego palce lekko dotknęły jej, rozchylając je. Krwawa
reszta wypadła z jej uścisku, mógł złapać to wolną ręką i rzucić przez
ramię, z dala od niej. – Teraz, nie jest lepiej?
Na szczęście, jego działanie nie wepchnęło jej ponownie w gniew.
Wypuściła głęboki oddech.
- Jak masz na imię? – zapytał.
- C-co?
Wciąż poruszając się z nieśpiesznym spokojem, odsunął kosmyk
włosów z jej twarzy i wsunął go za jej ucho. Przysunęła się do jego ręki,
nawet wsunęła policzek w wnętrze jego dłoni. Przedłużył pieszczotę,
delektując się miękkością jej skóry, nawet, jeśli w głębi duszy
rozpoznawał cienką krawędź niebezpieczeństwa, w jakie się pakował.
Ośmielając się pragnąć jej bardziej, wręcz prowokował podobne
nieszczęście jak z Darlą. Ale nie cofnął się, nawet, gdy chwyciła jego
nadgarstek i przesunęła jego dłoń przez jedwabistą miękkość swoich
Mroczny Szept
28 |
S t r o n a
włosów, najwidoczniej chcąc być pieszczona. Pomasował jej głowę.
Praktycznie zamruczała.
Sabin nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio był tak… czuły dla
kobiety. Nawet nie z Darlą. Nie ważne jak by o nią dbał, stawiał
zwycięstwo, przed jej dobrym samopoczuciem. Ale w tej chwili, coś w
tej dziewczynie chwyciło go za serce. Była taka zagubiona i samotna,
uczucia, które dobrze znał. Chciał ją przytulić.
Widzisz? Już pragniesz więcej. Zamierając, zmusił swoją rękę by
cofnęła się do boku.
Wyrwał się jej nieznaczny krzyk rozpaczy, co uczyniło utrzymanie
niewielkiego dystansu między nimi jeszcze trudniejszym. Jak to biedne
stworzenie mogło tak dziko zabić człowieka? Nie wydawało się to
możliwe, ta historia nie chciała do niego dotrzeć. Musiał to zobaczyć.
Nie żeby było, co oglądać, biorąc pod uwagę jak szybko się poruszała.
Może, jak on, jak jego przyjaciele, była schwytana przez ciemną siłę
wewnątrz niej. Może nie mogła powstrzymać tej siły przez
traktowaniem jej ciała jak marionetki. Gdy ta myśl go uderzyła,
zrozumiał, że odgadł właściwie. Sposób, w jaki jej oczy zmieniły kolor…
przerażenie, gdy zrozumiała, co zrobiła…
Kiedy Maddoxa ogarniała furia jego demona, zachodziły w nim
podobne zmiany. Nie mogła nic poradzić na to, czym była i
najprawdopodobniej nienawidziła siebie za to, małe kochanie.
- Jak ci na imię, Ruda?
- Imię? - Jej usta wygięły się, naśladując jego wargi.
- Tak. Imię. Jak na ciebie mówią?
Zamrugała.
- Jak na mnie mówią – Zgrzytliwy to zniknął jej głosu, zapowiadając
świt świadomości. – Jak na mnie… Och. Gwendolyn. Gwen. Tak, to
moje imię.
Gwendolyn. Gwen.
- Śliczne imię dla ślicznej dziewczyny.
Ślady kolorów wróciły na jej twarz i znów zamrugała, tym razem
skupiając na nim uwagę. Podarowała mu niepewny uśmiech, mówiący
o uldze i nadziei.
- Jesteś Sabin.
Właściwie, jak wrażliwe są jej uszy?
- Tak.
- Nie zraniłeś mnie. Nawet, gdy ja… - było zdziwienie w jej głosie,
zdziwienie zmieszane z żalem.
Mroczny Szept
29 |
S t r o n a
- Nie, nie zraniłem cię – Chciał dodać: ani nie zranię, ale nie był
pewny czy to byłaby prawda. W swojej wyprawie dążącej do pokonania
Łowców, stracił dobrego mężczyznę, wspaniałego przyjaciela. Leczył się
niezliczonych niemal-śmiertelnych ran i pochował kilka zabitych
kochanek. Jeśli sprawa będzie tego wymagać poświęci tego małego
ptaszka, pożąda jej czy nie.
Chyba, że zmiękniesz – odezwał się nagle jego demon.
Nie zrobię tego. To była przysięga, bo odmawiał uwierzyć w coś
innego. I było to podkreślenie tego, co już wiedział: nie był honorowym
mężczyzną. Użyje jej.
Spojrzenie Gwen powędrowało za niego i uśmiech znikł.
- Gdzie twoi ludzie? Byli tam. Ja nie… Ja… Czy ja….
- Nie, nie zraniłaś ich. Są na zewnątrz komnaty, przysięgam.
Jej ramiona opadły, gdy odetchnęła z ulgą.
- Dziękuję – Wydawała się mówić do siebie. – Ja… Och, niebiosa.
Zrozumiał, że właśnie zauważyła zabitego Łowcę.
Znów zbladła.
- On… brakuje mu… cała ta krew… jak mogłam…
Sabin przesunął się na bok, zasłaniając jej widok.
- Jesteś spragniona? Głodna?
Te niezwykłe oczy wróciły do niego, teraz z dzikim zainteresowaniem.
- Masz jedzenie? Prawdziwe jedzenie?
Każdy muskuł w jego ciele napiął się na widok tego zainteresowania.
Była w nim niemal euforia. Mogła się z nim bawić, udając
podekscytowanie jego ofertą, żeby rozluźnił się i mogła łatwiej uciec.
Musisz być taki jak twój demon, wątpiąc we wszystko?
- Mam batony energetyczne – powiedział. – Nie jestem pewien czy
mogą być klasyfikowane, jako jedzenie, ale wzmocnią cię – Nie żeby
potrzebowała więcej siły.
Jej rzęsy lekko opadły i westchnęła marzycielsko.
- Batony energetyczne brzmią bosko. Nie jadłam od roku, ale
wyobrażałam to sobie. Wciąż i wciąż. Czekolada i ciasta, lody i masło
orzechowe.
Rok bez chociażby okruchów?
- Nic ci nie dawali?
Ciemne rzęsy uniosły się. Nie skinęła, ani nie odpowiedziała w żaden
sposób, ale wtedy, nie musiała. Prawda była w jej ponurym spojrzeniu.
Gdy tylko skończy przesłuchiwać Łowców, każdy, którego znalazł w
tych katakumbach zginie. Z jego ręki. Poświęci wiele czasu zabijaniu,
ciesząc się każdym cięciem, każdą kroplą krwi. Dziewczyna była
Mroczny Szept
30 |
S t r o n a
Harpią, sługą Lucyfera, jak powiedział Gideon, ale nawet ona nie
zasłużyła na torturę głodowania.
- Jak przetrwałaś? Wiem, że jesteś nieśmiertelna, ale nawet
nieśmiertelni potrzebują pożywienia, żeby pozostać silnymi.
- Wpuścili coś do systemu wentylacyjnego, specjalny środek
chemiczny, żebyśmy pozostałe żywe i uległe.
- Nie za bardzo to na ciebie podziałało, co?
- Nie – Jej mały, różowy język przesunął się wygłodniale po wargach.
– Wspominałeś batony energetyczne?
- Musimy opuścić tę komnatę, żeby się do nich dostać. Możesz to
zrobić?
Albo raczej, czy zechce? Wątpił czy mógłby ją zmusić do
czegokolwiek, czego by nie chciała nie kończąc z rozcięciami czy
złamaniami, albo nawet martwy. Zastanawiał się, jak Łowcy zdołali ją
uwięzić. Jak ją zamknęli i to przeżyli.
Lekkie wahanie, a potem:
- Tak, mogę.
Znów poruszając się powoli, złapał jej ramię i pomógł wstać.
Zakołysała się. Nie, zrozumiał, przysunęła się do niego, szukając
bliższego kontaktu z jego ciałem. Zamarł, zamierzając ją odepchnąć –
trzymać ją na dystans, musi trzymać ją na dystans – kiedy westchnęła,
a jej oddech przedarł się przez rozdarcia w jego koszuli i owiał jego
pierś.
Teraz jego oczy przymknęły się w ekstazie. Nawet owinął ramię wokół
jej bioder, przyciągając ją bliżej. Całkowicie ufna, oparła głowę na jego
barku.
- O tym też marzyłam – wyszeptała. – Taki ciepły. Taki silny.
Przełknął gulę, która nagle utkwiła mu w gardle, czując jak
Zwątpienie przemierza korytarze jego umysłu, szturmując, szukając
ucieczki, sposobu dotarcia do Gwen.
Za dużo wiary, powiedział demon, jakby to był rodzaj zarazy.
Doskonałe podsumowanie, jeśli Sabin miał być ze sobą szczery.
Podobało mu się, że patrzyła na niego jakby był raczej księciem
światła, a nie królem ciemności, kimś, przed kim powinna uciekać z
krzykiem. Podobało mu się, że pozwoliła mu złagodzić swoją udrękę.
To głupie z jej strony, musiał dodać. Sabin nie był niczyim
bohaterem. Był najgorszym wrogiem każdego.
Pozwól mi do niej mówić! zażądał demon, jak dziecko, któremu
odmówiono ulubionej zabawy.
Mroczny Szept
31 |
S t r o n a
Cicho. Powodując, że Gwen zacznie w jego wątpić, mógł zbudzić
Harpię i narazić swoich ludzi na niebezpieczeństwo. Na to nie pozwoli.
Byli dla niego zbyt ważni, zbyt potrzebni.
Dystans, jak zrozumiał wcześniej, był potrzebny. Opuścił ramię i
cofnął się.
- Bez dotykania – słowa były skrzekiem, bardziej szorstkim niż
zamierzał i zbladła. – Teraz chodź. Wydostańmy się stąd.
Mroczny Szept
32 |
S t r o n a
Rozdział 4
Rozdział 4
Rozdział 4
Rozdział 4
Ta kobieta go zabije i to nie dlatego, że była silniejsza i bardziej
niebezpieczna od niego. Co, jeśli się nad tym zastanowić, było prawdą.
Nigdy nie rozerwał człowiekowi gardła zębami i tym Gwen mu
zaimponowała. Sprawiła, że Lordowie Świata Podziemnego wyglądali
jak marshmallows
4
.
Pełne dwa dni minęły odkąd Sabin i jego drużyna uratowali ją z
piramidy. Jedyny raz kiedy widział ją zadowoloną zdarzył się, gdy
ujrzała słońce. Od tamtej pory nie zrelaksowała się nawet przez chwilę.
Ani nie jadła. Na batony energetyczne, których tak pożądała tylko
spojrzała, po czym potrząsnęła głową i odmówiła. Nawet nie umyła się
w przenośnym prysznicy, który dał jej Lucien.
Nie ufała im, nie chcąc ryzykować zatrucia, narażenia na utratę
przytomności, nagości i było to zrozumiałe. Ale do cholery, musiał
walczyć z chęcią zmuszenia jej do tego. Dla jej własnego dobra. Bez
tego gówna, które pompowano do jej celi, musiała w całości odczuwać
głód. Była zmęczona i brudna – zarówno przez czas od uwolnienia jak i
uwięzienia, co było dziwne, bo inne kobiety były czyste – ale nie chciała
tego zmienić. Zmuszenie jej, w każdym razie, nie było opcją. Lubił
swoją tchawicę tam, gdzie była.
Jedyną rzeczą, jaką od niego wzięła było ubranie. Jego ubranie.
Piaskowy kamuflaż i wojskowy mundur. Wisiały na niej, mimo że
podwinęła rękawy i nogawki, ale nie było kobiety, która wyglądałaby
lepiej. Z tą dziką falą truskawkowych loków… te stworzone do
całowania wargi… była czystą doskonałością. A wiedząc, że materiał,
który na sobie miała dotykał kiedyś jego skóry…
Muszę skończyć z tym dobrowolnym celibatem. Wkrótce.
Zrobi to, gdy tylko wróci do Budapesztu, to właśnie zrobi. Znajdzie
chętną kobietę, która chce tylko miło spędzić czas i – cóż – da jej miłe
chwile. Nikt nie zostanie zraniony. I może wtedy oczyści umysł i
znajdzie sposób negocjowania z Gwen.
Czymś, co go zajmowało, był sposób, w jaki Gwen usadziła się w
kącie i obserwowała go, nieważne, kto wchodził do jego namiotu. Jego.
Jakby on był dla niej największym zagrożeniem. Warknął na nią w
4
Marshmallow – rodzaj pianek wytwarzanych z cukru (syropu kukurydzianego), żelatyny i wody.
Mroczny Szept
33 |
S t r o n a
jaskini, taa, mówiąc jej, żeby go nie dotykała, ale upewnił się też, że
pozostała na nogach przez całą przeprawę przez pustynię do obozu.
Został z nią, strzegąc jej, gdy inni wojownicy wrócili do piramidy,
szukając wszystkiego, co mogli przegapić za pierwszym razem. Czy
naprawdę zasłużył na to przerażone spojrzenie?
Może…
Zamknij się, Zwątpienie! Nie potrzebuję twoich opinii.
Nie mam pojęcia, czemu dbasz o to, co ona myśli. Nigdy nie byłeś
dobry dla kobiet, czemu teraz miałbyś być? Zabawne, że teraz ja muszę
tobie przypominać o Darli.
Pochylając się nad piaszczystą podłogą, Sabin zatrzasnął mocno
skrzynkę z bronią, zamknął ją i odwrócił się do torby z jedzeniem,
którą przyniósł mu Parys.
Darla, Darla, Darla, zaśpiewał demon.
- Jak już powiedziałem, zamknij się do kurwy nędzy, ty parszywy
skurwysynu. Już dość przez ciebie zniosłem.
Gwen, ciągle w kącie, zadrżała, jakby krzyknął.
- Ale nic nie mówiłam.
śył wśród śmiertelników długi czas i trenował dyskutowanie ze
Zwątpieniem we własnej głowie. To, że zapomniał o tym treningu przy
tej bojaźliwej, zabójczej kobiecie… martwiło.
- Nie mówiłem do ciebie – wymamrotał.
Bledsza niż zwykle, objęła się ramionami.
- Więc, do kogo? Jesteśmy tu sami.
Nie odpowiedział. Nie mógł. Nie, nie kłamiąc. Od kiedy niezdolność
Zwątpienia do kłamstwa objęła Sabina, musiał mówić prawdę, albo
przespałby kilka następnych dni.
Na szczęście, Gwen nie naciskała.
- Chcę do domu – powiedziała miękko.
- Wiem.
Wczoraj Parys przepytał wszystkie kobiety o ich uwięzienie. W
rzeczywistości zostały porwane, zgwałcone, zapłodnione i powiedziano
im, że ich dzieci zostaną zabrane i wytrenowane do walki ze złem. Po
tym Lucien przeniósł je wszystkie oprócz Gwen – która nie powiedziała
nic Parysowi – do ich rodzin, które ukryły je przed Łowcami w
spokojnym i komfortowym miejscu, czego nie zaznały przez czas
uwięzienia.
Gwen chciała zostać przeniesiona na lodową pustynię, gdzieś na
Alasce, Lucien sięgnął po jej rękę – pomimo jej niechęci do współpracy
– ale Sabin wszedł między nich.
Mroczny Szept
34 |
S t r o n a
- Jak powiedziałem w jaskini, ona zostaje ze mną – powiedział.
- Nie! Chcę iść – sapnęła.
- Przykro mi. To się nie zdarzy – Nie spojrzał na nią, obawiając się, że
ją uwolni, pomimo że jej siła, szybkość i dzikość mogą pomóc mu
wygrać tę wojnę, ratując jego przyjaciół.
Bogowie, marzył o końcu, zwycięskim końcu, przez zbyt wiele lat. Nie
mógł przedłożyć potrzeb Gwen ponad to zwycięstwo.
Za bardzo pragnął Galena – osoby, której nienawidził najbardziej na
tym świecie – pokonanego i uwięzionego.
Galen, zapomniany Lord, był tym, który przekonał wojowników do
skradnięcia i otworzenia puszki Pandory. Był też tym, który sekretnie
planował zabić ich wszystkich, złapać demony, które uwolnili i zostać
bohaterem w oczach bogów. Ale wydarzenia nie ułożyły się tak, jak
skurwiel miał nadzieję i został przeklęty noszeniem w sobie demona –
Nadziei – tak jak pozostali wojownicy.
Gdyby tylko na tym się skończyło. Ale w ramach dalszej kary, zostali
wykopani z niebios. Galen, ciągle zdeterminowany zabić tych, którzy
nazywali go przyjacielem, szybko zebrał armię oburzonych
śmiertelników, Łowców, i wybuchła ta niekończąca się, krwawa wojna.
Wojna, która wzrastała z każdym minionym rokiem. Jeśli Gwen może
pomóc Sabinowi chociażby w najmniejszy sposób, była zbyt cenna,
żeby ją uwolnić. Ona, w każdym razie, myślała inaczej.
- Proszę – błagała. – Proszę.
- Zabiorę cię do domu, ale nie dziś – powiedział jej. – Możesz być dla
nas użyteczna, dla naszej sprawy.
- Nie chcę pomagać w żadnej sprawie. Po prostu chcę do domu.
- Przykro mi. Jak powiedziałem, na razie tak się nie stanie.
- Skurwiel – wymamrotała. Potem zamarła, jakby wcale nie chciała
powiedzieć tego głośno i teraz myślała, że ją uderzy. Kiedy tego nie
zrobił, uspokoiła się trochę. – Więc zmieniłam jedno uwięzienie na
inne, prawda? Obiecałeś, że mnie nie skrzywdzisz – cicha, tak cicha.
Tak pełna smutnej rezygnacji, że to go… zraniło. – Puść mnie. Proszę.
Oczywiście, dziewczyna się bała. Jego, jego przyjaciół. Siebie i swoich
zabójczych zdolności. Inaczej, próbowałaby go wykrwawić, albo
szukałaby drogi ucieczki. Ale nawet raz tak nie zrobiła. Czyżby bała
się, co by jej zrobili, gdyby ją złapali? Albo tego, co ona by im zrobiła?
Albo, jak lubił szeptać Zwątpienie w ciemnościach nocy, miała
bardziej złowrogie plany? Była Przynętą, bardzo przekonującą pułapką
zastawioną przez Łowców? Pułapką mającą go zniszczyć?
Mroczny Szept
35 |
S t r o n a
Niemożliwe, odpierał za każdym razem. Taka nieśmiałość nie mogła
być udawana. Drżenie, nawet odmowa jedzenia. Co znaczyło, że jej
lęki, jakiekolwiek były, były prawdziwe. I im więcej czasu z nim
spędziła, tym bardzie te lęki i wątpliwości będą wzrastać. Będą
wszystkim, co będzie znała, wszystkim, o czym będzie myślała. Będzie
kwestionować każde wypowiedziane słowo, każde słowo, które on
wypowie. Będzie kwestionować każde działanie.
Sabin westchnął. Inni tutaj już kwestionowali jego działania i to nie
przez jego demona. Przy jej argumencie spojrzenie Luciena stwardniało
– rzadka rzecz, bo Lucien był zawsze ostrożny z ukazywaniem emocji.
Po nakazaniu Parysowi strzeżenia jej, przeniósł Sabina do domu, który
wynajmowali w Kairze, gdzie mogli rozmawiać z dala od innych. Z dala
od Gwen.
Nastąpiła dziesięciominutowa kłótnia. A ponieważ przenoszenie
sprawiało, że Sabin chorował, wzburzało jego żołądek, nie był w
najlepszej formie.
- Jest niebezpieczna – zaczął Lucien.
- Jest silna.
- Jest zabójczynią.
- Hej, my też. Jedyna różnica jest taka, że ona jest w tym lepsza niż
my.
Lucien zamarł.
- Skąd wiesz? Widziałeś jak zabiła tylko jednego człowieka.
- I chcesz jej zakazać wstępu do naszego domu, z powodu tego
zabójstwa… pomimo że zabiła naszego wroga. Słuchaj, Łowcy znają
nasze twarze. Zawsze strzegą się przed nami. Ale każdy, kto ją zna jest
albo martwy albo zamknięty. Jest naszym koniem trojańskim. Naszą
własną wersją Przynęty. Powitają ją, a ona ich wykończy.
- Albo nas – wymamrotał Strażnik Śmierci, ale Sabin był pewny, że
to rozważa. – Wydaje się… bojaźliwa.
- Wiem.
- Przy tobie, to będzie się tylko pogarszać.
- Ponownie: wiem – warknął.
- Więc jak możesz myśleć o wykorzystaniu jej, jako żołnierza?
- Uwierz, rozważyłem za i przeciw. Bojaźliwa czy nie, z duszą
zniszczoną przeze mnie czy nie, ma wrodzoną skłonność do destrukcji.
Możemy wykorzystać to na naszą korzyść.
- Sabin…
- Idzie z nami i tyle. Jest moja – Nie chciał rościć sobie do niej praw,
nie w ten sposób. Nie potrzebował kolejnej odpowiedzialności.
Mroczny Szept
36 |
S t r o n a
Szczególnie pięknej, bojaźliwej kobiety, której nigdy nie będzie mieć.
Ale to jedyny sposób. Lucien, Maddox i Reyes wprowadzili kobiety do
ich domu, więc nie mogli teraz kwestionować jego wprowadzającego
swoją.
Nie powinien jej tego robić, powinien ją puścić dla dobra obojga. Ale
jak już sobie przypominał, stawiał wojnę z Łowcami przed wszystkim
innym, nawet ponad najlepszym przyjacielem. Baden, Strażnik
Nieufności. Teraz martwy, stracony na zawsze. Nie mógł zrobić wyjątku
dla Gwen. Jedzie do Budapesztu, chce czy nie.
Chociaż najpierw musi ją nakarmić.
Pochylając się kilka stóp przed nią, znajdując się na poziomie jej
oczu, Sabin zaczął rozkładać na talerzu Twinkies
5 i
rozszczelniać
Lunchables
6
. Wepchnął słomkę w karton soku. Bogowie, brakowało
mu domowego jedzenia, które przygotowała Ashlyn i dań, które Anya
„pożyczała” z pięciogwiazdkowych restauracji w Budapeszcie.
- Czy kiedykolwiek leciałaś samolotem? – zapytał ją.
- D-Dbasz o to? – Uniosła podbródek, żółty ogień zabłysł w jej
oczach. Ale to gorące spojrzenie nie było przeznaczone dla niego. Tylko
dla jedzenia, które nakładał na papierowy talerz przed sobą.
Pokaz ducha. Podobało mu się to. Ewidentnie wolał to od stoickiej
akceptacji, którą okazywała wcześniej.
- Nie dbam. Po prostu chcę się upewnić, że nie… - Cholera. Jak miał
to wyrazić bez przypominania jej, co zrobiła Łowcy?
- Zaatakuję cię ze strachu? – skończyła za niego, policzki zapłonęły z
zawstydzenia. – W przeciwieństwie do ciebie, ja nie kłamię. Zabierz
mnie samolotem, gdzieś indziej niż na Alaskę i jej duża szansa, że
poznasz moją… mroczną połowę- ledwie wykrztusiła ostatnie słowa.
Jego oczy zwęziły się niebezpiecznie, umysł skupił się na początku
jej przemowy. Zebrał porozrzucane opakowania i wrzucił je do worka
przeznaczonego na śmieci.
– Co masz na myśli mówiąc: w przeciwieństwie do mnie? Nigdy cię
nie okłamałem – to był ciągle w stanie udowodnić.
- Powiedziałeś, że mnie nie zranisz.
Mięśnie zacisnęły się za jego szczęce.
- I nie zrobiłem tego. Nie zrobię.
- Trzymanie mnie tu jest ranieniem mnie. Powiedziałeś, że mnie
uwolnisz.
5
http://www.esquire.com/cm/esquire/images/twinkies-0407-460x360.jpg
6
http://www.coupondad.net/blog/wp-content/uploads/2010/02/lunchables.jpg
Mroczny Szept
37 |
S t r o n a
- Uwolniłem cię. Z piramidy – wzruszył ramionami, zakłopotany. – I
tak długo jak długo nie jesteś zraniona fizycznie, dla mnie nie jesteś
zraniona – wyrwało mu się westchnienie. – Bycie przy mnie jest
naprawdę takie złe?
Jej usta zacisnęły się w cienką linię.
Auć.
- Nieważne. Będziesz musiała do mnie przywyknąć. Spędzimy razem
mnóstwo czasu.
- Ale dlaczego? Powiedziałeś, że mogę być użyteczna. Nie
zapomniałam tego. To, czego nie rozumiem, to to, co twoim zdaniem
mogę zrobić.
Dlaczego nie powiedzieć jej wszystkiego? pomyślał. Może to ją
zmiękczy w stosunku do niego i jego sprawy. Albo może wystraszy ją
jeszcze bardziej i w końcu ucieknie. Czy będzie zdolny ją zatrzymać?
Ale niewiedza, czego od niej chce musi być torturą, a wycierpiała już
dość.
- Dostarczę ci każdą informację, jaką zechcesz – powiedział. – Jeśli
zjesz.
- Nie. Ja… Ja nie mogę.
Sabin uniósł talerz, kręcąc nim. Śledziła każdy jego ruch. Pewny, że
przykuł jej uwagę, ugryzł jedno z Twinkies.
- Nie mogę – powiedziała znów, ale jej głos brzmiał podobnie jak
wyglądała: zachwycony.
Przełknął przez zlizaniem pozostałego kremu.
- Widzisz. Ciągle żyję. Niezatrute.
Z wahaniem, jakby nie mogła dłużej się powstrzymać, wyciągnęła
rękę. Sabin położył ciastko na jej dłoni i natychmiast cofnęła ją do
piersi. Kilka minut minęło w ciszy, nie zrobiła nic poza ostrożnym
patrzeniem na niego.
- Więc to jedzenie jest zapłatą za wysłuchanie cię? – zapytała.
- Nie – Nie pozwoli jej myśleć, że będzie akceptował przekupstwo. –
Po prostu chcę, żebyś była zdrowa.
- Och – odparła, najwyraźniej zawiedziona.
Dlaczego ją to rozczarowało?
Zwątpienie niemal tańczył z potrzeby wyrwania się z umysłu Sabina i
dotarcia do Gwen. Jeszcze trochę i straci kontrolę. W każdym razie
wojownik był pewien, że wystarczy jedna zła sugestia demona i
dziewczyna rzuci każdy kęs na ziemię.
Mroczny Szept
38 |
S t r o n a
Zjedz to, nalegał w myślach. Proszę, zjedz to. Nie była to najbardziej
pożywna z przekąsek, ale teraz byłby szczęśliwy gdyby zjadła choćby
garść piasku.
W końcu uniosła złote ciastko i przygryzła ostrożnie krawędź. Te
długie, ciemne rzęsy opadły i pojawił się niewielki uśmiech. Biła z niej
absolutna ekstaza… taka, jaka zwęgla przychodziła razem z
orgazmem.
Jego ciało natychmiast zareagowało, wszystkie mięśnie stężały. Puls
przyśpieszył, dłonie pragnęły dotyku. Bogowie, jest śliczna. Całkiem
możliwe, że była najbardziej doskonałą istotą, jaką kiedykolwiek
widział, cała była cielesną rozkoszą i błogą dekadencją.
Reszta ciastka znalazła się w jej ustach sekundę później, wypychając
jej policzki. Przeżuwając, wyciągnęła dłoń, milcząco żądając, żeby dał
jej kolejne. Zrobił to bez wahania.
- Mogę wziąć pół? – Zapytał przed puszczeniem.
Czerń zaczęła wypełniać jej oczy, zacierając złoto.
Najwyraźniej nie. Uniósł dłonie, wnętrzem do góry, a ona wepchnęła
drugie ciastko do ust. Czerń zbladła, wróciło złoto. Okruchy opadły z
kącika jej ust.
- Spragniona? – uniósł karton soku.
Znów wyciągnęła rękę, palce zafalowały, żeby go popędzić.
W parę sekund, każda kropla soku zniknęła.
- Zwolnij, albo się pochorujesz.
To wystarczyło, żeby czerń wróciła do jej tęczówek. Przynajmniej nie
rozlała się na białka, tak jak na chwilę przed zabiciem Łowcy. Sabin
popchnął talerz w jej kierunku i zajęła się resztą jedzenia.
Kiedy skończyła, znów wcisnęła się w ścianę namiotu, ten
ukontentowany uśmiech zmienił jej wygląd. Głęboki róż zabarwił jej
policzki. I tuż przed jego oczami jej ciało się wypełniło. Piersi i biodra
się zaokrągliły, idealnie i grzesznie. Jego członek, ciągle twardy i
obolały, drgnął w odpowiedzi.
Przestań. Teraz. Jego erekcja najprawdopodobniej by ją przeraziła,
więc pozostał w przysiadzie, łącząc kolana i opierając o nie klatkę
piersiową.
Co jeśli by się jej to spodobało? Co jeśli poprosiłaby, żebyś zmniejszył
dystans i ją pocałował? Dotknął?
Zamknij się.
Ale wtedy Gwen zbladła. Uśmiech zmienił się w skrzywienie.
- Co się stało? – zapytał.
Mroczny Szept
39 |
S t r o n a
Bez słowa, szarpnęła połę namiotu, wyszła i zwymiotowała, falami,
póki nie zwróciła każdej kropli i kęsa. Wzdychając, wstał i chwycił
ścierkę. Po nawilżeniu jej zawartością butelki z wodą, wsunął ją w jej
palce. Weszła znów do namiotu i otarła usta drżącą dłonią.
- Wiedział lepiej – wymamrotała, wracając do poprzedniej pozycji.
Objęła kolana ramionami, przygarniając je do piersi.
Wiedział lepiej, żeby nie jeść zbyt szybko? Cóż, tak, bo ją ostrzegał.
Sabin przeczyścił gardło i zdecydował, że znów ją nakarmi, kiedy jej
żołądek się uspokoi. Teraz, mogą skończyć rozmowę. W końcu
wypełniła swoją część wymiany. Zjadła.
- Zapytałaś, co chcę, żebyś zrobiła. Cóż, chcę twojej pomocy w
znalezieniu i zabiciu ludzi odpowiedzialnych za twoje… uwięzienie –
Ostrożnie, nie budź jej mrocznej strony bolesnymi wspomnieniami. Ale
nie było innego sposobu. – Inne powiedziały nam, co zostało zrobione.
Środki zwiększające płodność, gwałty. śe były inne kobiety zamknięte
w tych klatkach. Kobiety, które też zostały zgwałcone, a ich dzieci
zabrane od nich. Kilka przypuszczało, że działo się tak już od lat.
Plecy Gwen były przyciśnięte do poły namiotu o piaskowym kolorze,
ale i tak próbowała się cofnąć, jakby próbowała uciec przez jego
słowami i obrazami, które wywoływały.
Sabin sam się kulił słysząc te historie. Mógł być pół-demonem, ale
nigdy nie zrobiłby czegoś tak przerażającego, jak to, co zostało zrobione
tym kobietom w jaskini.
- Ci ludzie są podli – powiedział. – Muszą zostać zniszczeni.
- Tak – jedna z jej rąk opadła z kolan i narysowała małe kółko w
piasku obok swojego biodra. – Ale ja… nie zostałam – słowa zostały
wypowiedziane tak delikatnie, że musiał wytężyć słuch.
- Nie zostałaś… co? Zgwałcona?
Przygryzając dolną wargę – jej nerwowy nawyk? – potrząsnęła głową.
- Za bardzo się bał otworzyć moją klatkę, więc zostawił mnie w
spokoju. Przynajmniej fizycznie. On… przyprowadzał inne tuż przed
moją klatkę – w jej głosie było poczucie winy.
Ach. Czuła się odpowiedzialna.
Sabin czuł tylko ulgę. Myśl o tej istocie podobnej do elfa rzucanej na
ziemię, rozchylaniu jej nóg, gdy krzyczała i błagała o litość, litość,
której nigdy nie było… Zacisnął dłonie na udach, jego paznokcie się
wydłużyły, zmieniły w szpony i przebiły przez spodnie.
Kiedy wróci do Budapesztu, Łowcy w lochach będą cierpieć
niewypowiedzianą agonię, pomyślał tysięczny raz. Torturował wcześniej
Mroczny Szept
40 |
S t r o n a
ludzi, traktując to jako nieodłączną część wojny, ale tym razem
naprawdę będzie się tym rozkoszował.
- Więc dlaczego cię trzymali, skoro się ciebie bali?
- Bo nie stracił nadziei, że odpowiednie narkotyki uczynią mnie
posłuszną.
Krew spłynęła z miejsca, gdzie wbiły się szpony. śyła w strachu, był
tego pewien, że tak się stanie.
- Możesz pomścić samą siebie, Gwen. Możesz pomścić inne kobiety.
Mogę ci pomóc.
Jej rzęsy się uniosły, zapominając o piasku, którym się bawiła i te
bursztynowe oczy znalazły drogę do jego duszy.
- Ty też możesz. Pomścić nas, mam na myśli. To oczywiste, że ci
ludzie coś ci zrobili. Przybyłeś tu walczyć z nimi, prawda?
- Tak, zrobili coś mnie i moim ludziom, i tak, przybyłem tu walczyć z
nimi. To nie znaczy, że mogę sam ich zniszczyć – gdyby tak było, już
dawno by to zrobił.
- Co ci zrobili?
- Zamordowali mojego najlepszego przyjaciela. I chcą zamordować
każdego, kto jest mi drogi, wszystko z powodu kłamstw ich przywódcy.
Próbuję ich zmieść od stuleci – przyznał. Myśl, że Łowcy dalej mają się
dobrze była dla niego jak sztylet w boku.
Kiedy nawet nie mrugnęła na słowo „stulecia”, zrozumiał, że
wiedziała, że on też jest nieśmiertelny. Ale czy wiedziała, czym był?
Nie mogła odgadnąć. Jak większość kobiet w twoim życiu,
znienawidziłaby to, czym był. Jak mogłaby nie znienawidzić? Spójrz na
nią teraz. Taka słodka, delikatna. śadnych dowodów nienawiści. Na
razie. Ostatnie słowa były śpiewne.
Zwątpienie. Jego stały towarzysz. Krzyż do dźwigania.
- Skąd mogę wiedzieć, że nie jesteś jednym z nich? – Oświadczyła. –
Skąd mam wiedzieć, że to nie następna próba zdobycia mojej
współpracy? Pomogę ci zwalczyć wrogów i mnie zgwałcisz. Zajdę w
ciążę i ukradniesz mi dziecko.
Wątpliwości. Dzięki uprzejmości jego demona?
Zanim mógł pomyśleć o odpowiedzi, dodała napiętym głosem:
- Patrzyłam jak walczyłeś z tymi ludźmi. Raniłeś ich, najwyraźniej
nienawidzisz ich, ale ich nie zabiłeś. Pozwoliłeś im żyć. To nie jest
zachowanie wojownika chcącego wyeliminować wrogów.
Gdy mówiła, przyszedł mu do głowy pomysł. Sposób na
udowodnienie tego, co mówił.
Mroczny Szept
41 |
S t r o n a
- I gdybyśmy ich zabili, byłabyś przekonana o naszej nienawiści do
nich?
Więcej przygryzania dolnej wargi. Jej zęby były białe i mocne, i
trochę ostrzejsze niż ludzkie. Całowanie jej pewnie powodowało upływ
krwi, ale podejrzewał, że każda kropla byłaby tego warta.
- Ja… może.
Może było lepsze niż nic.
- Lucien – zawołał, nie odwracając od niej spojrzenia.
Strażnik Śmierci wszedł przez frontową połę namiotu, patrząc na
nich wyczekująco.
- Tak?
- Przyprowadź mi więźnia z Budapesztu. Nieważne, którego.
Brwi Luciena uniosły się z ciekawości, ale nie odpowiedział. Po
prostu zniknął.
- Nie mogę ci pomóc, Sabin – powiedziała, bolesnym głosem.
Błagając o zrozumienie. – Naprawdę nie mogę. Nie ma powodu robić
tego, co zamierzasz. Nie powinnam tak na ciebie krzyczeć. W
porządku? Przyznaję to. Nie powinnam oskarżać cię moimi
wątpliwościami. Ale naprawdę nie mogę z nikim walczyć. Zamieram,
kiedy jestem przestraszona. Potem tracę przytomność. A kiedy się
budzę wszyscy wokół mnie są martwi – przełknęła ciężko, przymykając
powieki na kilka sekund. – Kiedy zaczynam zabijać, nie mogę przestać.
To nie jest rodzaj żołnierza, jakiemu mógłbyś ufać.
- Nie zabiłaś mnie – przypomniał jej. – Nie zabiłaś moich przyjaciół.
- Naprawdę nie mam pojęcia, jak się przed tym powstrzymałam. To
nigdy wcześniej się nie zdarzyło. Nie będę wiedziała jak zrobić to p-
ponownie – zbladła.
Pojawił się Lucien, z Łowcą przy boku.
Sięgając za plecy, Sabin wyciągnął sztylet i wstał.
Gdy Gwen zobaczyła błyszczące srebro, z trudem wciągnęła
powietrze.
- C-Co robisz?
- Czy ten człowiek jest jednym z twoich oprawców? – Zapytał
trzęsącą się teraz kobietę.
Cisza, jej spojrzenie przeskakiwało od jednego mężczyzny do
drugiego ze strachem. Najwyraźniej wiedziała, co się zbliża, ale to nie
był ogień walki. To będzie po prostu morderstwo.
Łowca kopał i uderzał Luciena. Nie udało mu się odzyskać wolności,
więc zaczął szlochać.
Mroczny Szept
42 |
S t r o n a
- Wypuście mnie, wypuście mnie, wypuście mnie. Proszę. Zrobiłem
tylko to, co powiedziałem. Nie chciałem krzywdzić kobiet. To wszystko
dla większego dobra.
- Zamknij się – powiedział Sabin. Teraz on był tym, który nie
okazywał litości. – Również nie próbowałeś ich uratować, prawda?
- Przestanę próbować was zabić, przysięgam!
- Gwendolyn – głos Sabina był twardy, bezkompromisowy, ryk w
porównaniu do błagania Łowcy. – Odpowiedź. Proszę. Czy ten
mężczyzna jest jednym z twoich oprawców?
Raz kiwnęła głową.
Bez słowa ostrzeżenia, poderżnął Łowcy gardło.
Mroczny Szept
43 |
S t r o n a
Rozdział 5
Rozdział 5
Rozdział 5
Rozdział 5
Sabin zamordował człowieka tuż przed nią.
Kilka godzin minęło i zmienili lokalizację, ale krwawy obraz
człowieka opadającego na kolana, potem na twarz, bulgoczącej w ciszy
krwi, tak cicho, odmawiał opuszczenia jej pamięci.
Gwen znała ten rodzaj gwałtowności burzący się w Sabinie… ten
sam rodzaj gwałtowności, który ją popchnął do morderstwa. Wiedziała,
że był twardy i szorstki, nietykalny dla bardziej miękkich uczuć. Jego
oczy go oddalały. Mroczne i zimne, zawsze kalkulujące. Od momentu,
kiedy wypuścił ją z celi dwa dni temu, zaczęła zauważać sposób, w jaki
się rozglądał i decydował, kogo i co może wykorzystać dla swojej
korzyści. Wszystko inne było niepotrzebne.
Ona musiała być niepotrzebna. Wtedy. Teraz chciał jej pomocy.
Ale nie mogła zapomnieć, że odepchnął ją przy ich pierwszym
spotkaniu. Och, że ją zawstydził. Jedna prosta pieszczota
zrogowaciałych koniuszków palców i niemal przykleiła się do boku
mężczyzny, który nie chciał mieć z nią nic do czynienia. Ale był taki
ciepły, jego skóra buzowała energią, a ona była pozbawiona dotyku tak
długo, że nie była zdolna się powstrzymać.
Bez dotykania, powiedział i wyglądał jakby był gotowy ją zabić,
gdyby spróbowała sięgnąć ku niemu jeszcze raz.
Jego okrutne obejście przypomniało jej, że jej wybawiciele byli dla
nie obcy, że ich intencje mogły być równie nikczemne jak jej
porywaczy. Więc utrzymywała dystans, wykorzystując te dwa dni do
poznawania ich, podsłuchiwania najbardziej prywatnych rozmów. Jej
mentalne zatyczki do uszu zostały zdjęte, pozwalając jej słuchać
mężczyzn, którzy nie chcieli być usłyszani.
Jedna z tych rozmów, która miała miejsce tego ranka, stale
powracała w jej umyśle.
Jesteśmy tu już od miesiąca i nie ma ani śladu artefaktu. Ile piramid
mamy przeszukać zanim to znajdziemy? Myślę, że rozbiliśmy pulę tą
ostatnią piramidą, że Łowcy byli tam, bo…
Ponownie mężczyzna używał słowa łowca. Tak nazwali Chrisa.
Dlaczego?
Wiem, wiem. Cała ta praca i nie jesteśmy bliżej znalezienia puszki.
Artefakt? Puszka?
Mroczny Szept
44 |
S t r o n a
Powinniśmy się pakować?
Równie dobrze możemy. Dopóki nasze Oko nie da nam kolejnej
wskazówki, nie mamy punktu zaczepienia.
Dziwne stwierdzenie. Ich oko daje wskazówki? Jakie? I czyje oko
mają na myśli? Może tego, którego nazywają Lucienem, zauważyła, że
jedno oko ma niebieskie a drugie brązowe.
Mam nadzieję, że Galen też nic nie znalazł. Cóż, nic oprócz piki wbitej
w serce. To chciałbym mu pomóc znaleźć.
Kim jest Galen? Czy to ma znaczenie? Ci wojownicy byli… dziwni.
Połowa z nich mówiła jakby zatrzymali się w czasach Średniowiecza.
Druga połowa mogła być członkami ulicznego gangu. Kochali się
nawzajem, to było jasne. Dbali o potrzeby każdego, żartowali i śmiali
się razem i pilnowali nawzajem swoich pleców.
Trzech mężczyzn i wojowniczka, Cameo, wśliznęło się do namiotu
Sabina, kiedy ten rozmawiał z Lucienem. Każdy z nich dostarczył jej tę
samą wiadomość: zrań wojownika, a będziesz cierpieć. Nie zaczekali na
jej odpowiedź, tylko wyszli. Głos kobiety… Gwen zadrżała. Cierpiała
słuchając go.
Cały czas, jaki spędziła sama w namiocie, mogła uciec.
Prawdopodobnie powinna spróbować. Ale z każdą milą pustyni,
mocnym słońcem, no i kto wie, co jeszcze ją otaczało, strach trzymał ją
w miejscu.
Nawet mino tego, że dorastała w lodowych górach Alaski, powinna
poradzić sobie ze słońcem i piaskiem. Miała nadzieję. Nieznane ją
przerażało. Co jeśli natknie się na niebezpieczne plemię? Stado
głodnych zwierząt? Albo następną grupę oprawców?
Poza tym wychodzenie samej, żeby śledzić swojego (wtedy) chłopaka
do innego stanu już raz skończyło się dla niej zamknięciem w szklanej
klatce. Ale wciąż. Jeśli wojownicy ją zranią, zaryzykuje. Taką miała
nadzieję. Ale nie dotykali jej, w żaden sposób. I była szczęśliwa z tego
powodu. Naprawdę. Fakt, że Sabin dotrzymał słowa – bez dotykania –
był darem niebios. Naprawdę.
- Wszystko u ciebie w porządku? – wojownik nazywany Strider,
zapadł się w miękkie siedzenie obok niej. Byli wewnątrz prywatnego
odrzutowca, wysoko na niebie i było tu trochę burzowo.
Zaskakujące, ale jej to nie przerażało.
Gwen wydała lekki śmiech. Cienie powinny wysłać ją ku szukaniu
kryjówki, ale wstrząsające kośćmi falowanie sprawiało, że ziewała.
Może dlatego, że sama mogła latać – tak jakby – bo nie używała tej
Mroczny Szept
45 |
S t r o n a
zdolności od wieków. A może dlatego, że po tym, co przeżyła przez
ostatni rok, turbulencje wydawały się dziecinną zabawą.
- Jesteś blada – dodał, kiedy pozostała cicho. Wyciągnął z kieszeni
paczkę Red Hots
7
, napełnił usta, po czym zaoferował jej parę. Wyczuła
cynamon i ślina napłynęła jej do ust. – Musisz jeść.
Przynajmniej nie skuliła się przy nim. Ale wciąż. Co było z tymi
mężczyznami i ich potrzebą pokazywania jej jedzenia?
- Nie, dzięki. Wszystko w porządku – Jeszcze nie doszła do siebie po
Twinkies.
Och, nie żałowała zjedzenia ich. Słodki smak… pełność brzucha… to
było niebo. Przez te kilka cennych sekund, w każdym razie. Ale
powinna wiedzieć lepiej, żeby nie jeść zaoferowanego jedzenia.
Przeklęta przez bogów, jak wszystkie Harpie, nie mogła zjeść niczego,
czego nie ukradła czy nie zarobiła. To była pokuta za zbrodnie
popełnione przez przodków i to całkiem niesprawiedliwa, ale nic nie
mogła na to poradzić.
Cóż, mogła głodować.
Za bardzo bała się konsekwencji, żeby okradać tych mężczyzn i za
bardzo się bała, co kazali by jej zrobić, żeby zarobić te cenne kąski.
- Jesteś pewna? – Zapytał, potem wrzucił do ust jeszcze parę
cukierków. – Są małe, ale dają piekielnego kopa – Ze wszystkich
mężczyzn, ten był w stosunku do niej najdelikatniejszy. Bardziej
skoncentrowany na dbaniu o nią. Te jasnoniebieskie oczy nigdy nie
spoglądały na nią z pogardą. Albo furią, jak niekiedy w przypadku
Sabina.
Sabin. Jej umysł zawsze wracał do niego.
Poszukała go spojrzeniem. Usiadł po przeciwne stronie przejścia,
jego oczy były zamknięte, gęste rzęsy rzucały cień na zagłębienia jego
ostrych policzków. Nosił mundur, srebrny łańcuch na szyi i skórzaną,
męską bransoletkę. (Była całkiem pewna, że chciał „męskiego”
rozróżnienia.) Jego rysy były rozluźnione we śnie. Jak ktoś może
wyglądać jednocześnie szorstko i chłopięco?
To była tajemnica, którą chciałaby rozwikłać. Może gdyby to zrobiła,
przestałaby szukać go spojrzeniem. Pięć minut nie mogło minąć bez
zastanawiania się gdzie jest, co robi. Tego ranka, pakował swoje rzeczy,
przygotowywał do podróży, a ona wyobrażała sobie zatopienie paznokci
7
http://www.candyfavorites.com/pi/red-hot-concession.jpg
Mroczny Szept
46 |
S t r o n a
w jego plecach, zębów w karku. Nie żeby go skrzywdzić, ale ku jej
przyjemności.
Miała kilku kochanków przez lata, ale taki rodzaj myśli nigdy jej nie
nękał. Była delikatnym stworzeniem, do cholery, nawet w łóżku. To
przez niego, przez tę jego postawę Nie-Dbam-O-Nic-Oprócz-Wygrania-
Mojej-Wojny, która prowokowała tę… ciemność wewnątrz niej. Tak
musi być.
Powinna być zdegustowana tym, co zrobił, tym jak poderżnął ludzkie
gardło. I powinna, krzyczeć żeby go powstrzymać, protestować, ale
część niej, ta mroczna strona, potwór, przed którym nie mogła uciec,
wiedziała, co się stanie i była zadowolona. Chciała śmierci człowieka.
Nawet teraz była iskra wdzięczności w jej piersi. Dla Sabina. Za
cudownie okrutny sposób, w jaki wymierzył sprawiedliwość.
To było jedynym powodem, dla którego chętnie weszła do samolotu.
Samolotu lecącego do Budapesztu, a nie na Alaskę. To i pełen respektu
dystans, jaki wojownicy jej okazywali. Och, i Twinkies. Nie żeby mogła
się poddać ponownie ich słodkiej pokusie.
Może powinna. Może powinna wykazać się odwagą i ukraść jedno,
ryzykując karę. Jej umiejętności były zardzewiałe, ale teraz była poza
celą, jej głód się wzmógł, jej ciało słabło. Jeśli wojownicy ją zranią
popchnie ją to do działania. Wróci do domu.
Musiała zdecydować szybko. Niedługo nie będzie miała siły albo
zdecydowania, żeby ukraść okruchy, a co dopiero cały posiłek. I
ewidentnie nie będzie miała siły, żeby odejść. Najgorsze było to, że nie
walczyła po prostu z głodem, ale też ospałością.
Nie będzie w stanie pozostawać wiecznie obudzona, ale spanie przy
innych było wbrew kodeksowi postępowania Harpii. I to z dobrych
powodów! Sen czyni podatnym na zranienia, otwartym na atak. Albo
porwanie. Jej siostry nie żyły według wielu zasad, ale nigdy nie złamały
tej jednej. Ona też tego nie zrobi. Nigdy więcej. Już wystarczająco je
zawstydziła.
Ale bez jedzenia i snu, jej zdrowie będzie podupadać. Niedługo
Harpia przejmie kontrolę, zdeterminowana zmusić ją do zadbania o
siebie.
Harpia. Mimo, że były jedną istotą, odrzucała ją. Harpia lubiła
zabijać, ona nie. Harpia preferowała ciemność, on światło. Harpia
cieszyła się chaosem, ona spokojem. Nie możesz jej wypuścić.
Gwen rozejrzała się po samolocie, szukając Twinkies. Jej oczy, w
każdym razie, zatrzymały się na Amunie. Był najmroczniejszym z
wojowników i nie słyszała, żeby wypowiedział choć słowo. Spoczywał w
Mroczny Szept
47 |
S t r o n a
siedzenie najbardziej od niej oddalonym, z rękoma na skroniach, jęcząc
jakby z wielkiego bólu. Parys, ten z brązowo-czarnymi włosami –
uwodzicielski, jak zaczęła o nim myśleć, z lazurowymi oczyma i bladą
skórą – siedział za nim, patrząc z zamyśleniem przez okno.
Naprzeciw nich był Aeron, pokryty od stóp do głów tatuażami. On też
był cichy, stoicki. Tych trzech mogło być rzecznikami boleści. I ja
myślę, że mam źle. Co z nimi było nie tak? zastanawiała się. I czy
wiedzieli, gdzie są Twinkies?
- Gwendolyn?
Głos Stridera przeszył jej myśli błyskawicą.
- Tak?
- Zamyśliłaś się znów.
- Och, przepraszam – Pytał o coś?
Samolot znów zadrżał. Piaskowy lok opadł na czoło Stridera i
odsunął go na bok. Kolejna fala zapachu cynamonu towarzyszyła temu
ruchowi. Zaburczało jej w brzuchu.
- Wiem, że nie jesz – powiedział. – ale może jesteś spragniona?
Chcesz coś do picia?
Tak. Proszę. Tak. Jeszcze więcej śliny napłynęło jej do ust.
- Nie, dzięki.
- Przyjmij chociaż butelkę wody. Jest zamknięta, więc nie musisz się
martwić, że czegoś do niej dodaliśmy – wyciągnął błyszczącą, lodowato
zimną butelkę z uchwytu za nim i pomachał jej nią przed twarzą. Była
tam cały czas?
Wewnątrz zapłakała. Wygląda tak dobrze…
- Może później – słowa były skrzekiem.
Wzruszył ramionami jakby o to nie dbał, ale był zawód w jego
oczach.
- Twoja strata.
Na pewno było w pobliżu cos, co mogłaby ukraść. Kolejny raz się
rozejrzała. Jej spojrzenie przywarło do wpół opróżnionej butelki wody o
smaku wiśniowym obok Sabina. Oblizała usta. Nie, to będzie strata
Sabina. Jak tylko Strider odejdzie, pójdzie po to, do diabła z
konsekwencjami.
Może. Nie, zrobi to. Ale był tu teraz, więc równie dobrze może od
niego uzyskać jakieś odpowiedzi.
- Dlaczego lecimy? – zapytała. – Widziałam, jak ten, którego
nazywacie Lucien znika z kobietą. Moglibyśmy znaleźć się w
Budapeszcie w ciągu sekund.
Mroczny Szept
48 |
S t r o n a
- Niektórzy z nas źle znoszą przenoszenie – Jego oczy przywarły
prosto do Sabina.
- Więc niektórzy z was są dziećmi? – powiedziała to, zanim zdążyła
się zastanowić. To było coś, co miała przez siostry, jedyne istoty, przy
których mogła być sobą bez obaw o konsekwencje. Bianka, Taliyah i
Kaia rozumiały ją, kochały ją i robiły wszystko, żeby ją chronić.
Jej słowa nie obraziły Stridera, tylko rozbawiły. Ryknął śmiechem.
- Coś w tym stylu, chociaż Sabin, Reyes i Parys wolą myśleć, że łapią
wirusa przy każdym przeniesieniu.
Bliźniaczki Bianka i Kaia też były takie. Prędzej uwierzą w jakąś
dotykające je chorobę, niż że coś je ogranicza. Taliyah, zimną jak lód i
dwa razy twardszą, po prostu nic nie ruszało.
W końcu wesołość wojownika zbladła i przyjrzał się uważnie Gwen.
- Wiesz, jesteś inna niż się spodziewałem.
Spokojnie. Nie atakuj.
- Co masz na myśli?
- Cóż… czekaj, czy to, co powiedziałem cię obraziło?
Czy dał jej powód do wybuchu, o to naprawdę pytał. Widać bał się jej
mrocznej strony tak jak ona.
- Nie – Może.
Jego intensywne spojrzenie stało się uważniejsze, gdy rozważał jej
odpowiedź. Musiał zobaczyć determinację w jej rysach, bo kiwnął
głową.
- Myślę, że mówiłem to wcześniej, ale z mojej niewielkiej wiedzy
wynika, że Harpie są odrażającymi stworzeniami ze zniekształconymi
twarzami, ostrymi dziobami i dolną połową ciała ptaka. Są złośliwe i
bezlitosne. Ty… nie jesteś taka.
Jak mógł tak łatwo zapomnieć to, co zrobiła Chrisowi?
Spojrzała na Sabina, ale ani drgnął. Jego oddech był głęboki, jego
cytrynowo-miętowy zapach napływał do niej. Czy nie przypomniał
stridorowi, że nie wszystkie legendy są prawdziwe?
- Mamy złą reputację, to wszystko.
- Nie, to coś więcej.
Dla niej, tak. nie żeby mogła mu powiedzieć. Jej siostry – szczęściary
– miały zmiennokształtnych ojców. Taliyah był wężem, bliźniaczek
feniksem. Jej był aniołem – fakt, o którym wolała nie rozmawiać.
Nigdy. Anioły były zbyt czyste, za dobre, żeby jej gatunek je szanował, a
Gwen miała już dość słabych stron. Jak zawsze, myśl o ojcu sprawiła,
że przyłożyła drżącą dłoń do serca.
Mroczny Szept
49 |
S t r o n a
Mimo, że Harpie żyły w matriarchalnym społeczeństwie, ojcom
pozwalano widywać córki, jeśli chcieli. Obaj ojcowie jej sióstr
zdecydowali być częścią życia córek. Jej nie dostał szansy. Jej matka
zakazała tego. Dała Gwen jego portret, żeby ją ostrzec, czym może się
stać – zbyt umoralniona, żeby kraść jedzenie, kłamać, koncentrująca
się bardziej na innych niż na sobie – jeśli nie będzie ostrożna. A po tym
jak Tabitha umyła ręce w związku z Gwen, uznając wychowanie jej za
przegraną sprawę, ojciec nadal nie próbował się z nią skontaktować.
Czy wiedział o jej istnieniu? Przetoczyła się przez nią fala tęsknoty.
Całe życie marzyła, że jej ojciec zwalczy wszystko żeby się do niej
dostać, weźmie w ramiona i odleci z nią daleko. Śniła o jego miłości i
oddaniu. Śniła o życiu z nim w niebiosach, wiecznie chronionej przez
złem tego świata i jej własną mroczną połową.
Westchnęła. Tylko jedno imię można było wspominać, gdy była
mowa o jej rodzie i był to Lucyfer. Był silny, podły, mściwy, pełen furii
– krótko mówiąc, lepiej nie było mieć w nim wroga. Ludzie nie
zadzierali z nią, z żadna z nich, jeśli myśleli, że w zemście książę
ciemności może urządzić na nich polowanie.
I, będąc szczerym, przyłączanie go do rodziny nie było całkiem
kłamstwem. Dziadek jej matki. Gwen nigdy go nie spotkała, jego rok
na ziemi skończył się na długo przed jej urodzeniem i miała nadzieję,
że ich ścieżki nigdy się nie przetną. Sama myśl o tym sprawiała, że
drżała.
Ostrożnie rozważając kolejne słowa, odetchnęła głęboko, wdychając
zapach Stridera, aromat płonącego drzewa i cynamonu. Niestety,
nawet to nie odepchnęło dekadenckiego zapachu Sabina.
- Ludzie oceniają negatywnie wszystko, czego nie rozumieją –
powiedziała. – W ich umysłach dobro zawsze zwycięża zło, więc
wszystko silniejsze od nich jest złe. A to, co jest złe, jest też oczywiście
brzydkie.
- Bardzo prawdziwe.
Było bogactwo zrozumienia w jego głosie. Teraz była dobra chwila,
żeby zapytać o to, co ona chciała zrozumieć.
- Wiem, że jesteście nieśmiertelni, jak ja – zaczęła. – Ale nie mogę
dojść czym właściwie jesteście.
Poruszył się, jakby mu było niewygodnie i poszukał spojrzeniem
pomocy u przyjaciół. Wszyscy słuchający szybko spojrzeli w bok.
Strider westchnął, echo dźwięku, jaki sama przed chwilą wydała.
- Byliśmy kiedyś żołnierzami bogów.
Kiedyś, ale już nie.
Mroczny Szept
50 |
S t r o n a
- Ale co…
- Ile masz lat? – zapytał, uciszając ją.
Gwen chciała zaprotestować przeciw zmianie tematu. Rozważając
wady i zalety powiedzenia prawdy, zadając sobie trzy pytania, których
każda matka Harpia uczy córki: Jak informacja może zostać żyta
przeciw niej? Czy utrzymanie jej w sekrecie przyniesie jej jakąś
korzyść? Czy kłamstwo wystarczy, czy nawet będzie lepsze?
Odpowiedź nie uczyni krzywdy, zdecydowała. Korzyści też nie
przyniesie, ale nieważne.
- Dwadzieścia siedem.
Jego brwi się zmarszczyły i zamrugał.
- Dwadzieścia siedem setek lat, prawda?
Gdyby była mowa o Taliyah, tak.
- Nie. Dwadzieścia siedem zwykłych, najzwyczajniejszych lat.
- Nie masz na myśli ludzkich lat, prawda?
- Nie. Mam na myśli psie lata – powiedziała sucho i zacisnęła usta.
Gdzie był filtr, który zwykle znajdował się w jej ustach? Strider nie
wydawał się o to dbać. Właściwie wyglądało na to, że osłupiał. Czy
Sabin zareagowałby tak samo, gdyby był przytomny?
- Co w moim wieku jest tak trudnego do uwierzenia? – Gdy echo
pytania do niej dotarło, zbladła. – Wyglądam starożytnie?
- Nie, nie. Oczywiście, że nie. Ale jesteś nieśmiertelna. Potężna.
I potężni nieśmiertelni nie mogą być młodzi? Chwila. On myślał, że
jest potężna? Przyjemność wybuchła w jej piersi. Tym słowem zawsze
opisywano tylko jej siostry.
- Taa, ale nadal mam tylko dwadzieścia siedem lat.
Sięgnął ręką – żeby co zrobić, Gwen nie wiedziała, nie dbała o to – i
cofnęła się na siedzeniu. Podczas gdy od początku pragnęła dotyku
Sabina – dlaczego, dlaczego, dlaczego? – i wyobrażała sobie robienie
mu tych bardzo grzesznych rzeczy rano, myśl o kimś innym
dotykającym jej nie była przyjemna.
Ręka Stridera opadła do boku.
Zrelaksowała się, jej oczy znów poszukały Sabina. Był teraz
czerwony na twarzy, szczękę miał zaciśniętą. Zły sen? Czy wszyscy
ludzi, których zabił jazgoczą mu w głowie, torturują go? Może to
błogosławieństwo, że Gwen nie pozwala sobie spać. Doświadczyła już
takiego rodzaju koszmarów i nienawidziła każdej sekundy.
- Wszystkie Harpie są takie młode jak ty? – zapytał Strider,
przykuwając jej uwagę.
Mroczny Szept
51 |
S t r o n a
Czy ta informacja mogła zostać użyta przeciw niej? Czy trzymanie
tego w sekrecie przyniesie korzyść? Czy kłamstwo nie będzie lepsze?
- Nie – odparła prawdziwie. – Moje siostry są ciut starsze. Ładniejsze
i silniejsze też – Kochała je za bardzo, żeby być zazdrosną. Bardzo. –
Nie zostałyby schwytane. Nikt nie może ich zmusić do czegoś, czego nie
chcą. Nic ich nie przeraża.
Okej, musiała się zamknąć. Im więcej mówiła, tym więcej jej wad
wychodziło na światło dzienne. Lepiej żeby ci mężczyźni myśleli, że ma
jakąś odwagę. Ale czemu nie mogę być taka jak moje siostry? Czemu
uciekam przed niebezpieczeństwem, kiedy one je gonią? Gdyby jednej z
nich spodobał się Sabin, potraktowałyby narzucony przez niego
dystans, jako wyzwanie i uwiodły go.
Chwila. Stop. To szaleństwo. Sabin jej nie pociąga. Był przystojny,
tak, i nawet wyobrażała sobie, że się z nim kocha. Ale to przez
wdzięczność. Uwolnił ją i zabił jej wroga. I tak, zaskakiwał ją. Był tak
twardy i pełen furii, ale nie skrzywdził jej. Ale przyznać się, że
zauroczył ją nieśmiertelny wojownik? Nigdy.
Gdy Gwen znów zacznie się umawiać wybierze miłego, taktownego
człowieka, który nie będzie pobudzał jej mrocznej strony. Miłego,
taktownego człowieka, który będzie wolał posiedzenia zarządu od
szermierki. Miłego, taktownego człowieka, który sprawi, że poczuje się
szanowana i akceptowana, pomimo swoich win. Kogoś, kto sprawi, że
poczuje się normalna.
To wszystko, czego kiedykolwiek chciała.
* * *
Uwaga Sabina była skupiona na Gwen. Było tak odkąd wsiedli do
samolotu. Okej, dobrze. Odkąd ją spotkał. Myślał, że nie chce się
zrelaksować, bo on ją onieśmiela, więc udawał, że śpi. Musiał mieć
rację, bo opuściła straże i otworzyła się. Dla Stridera.
Fakt, który piekielnie go irytował.
Nie ośmielił się „obudzić”, w każdym razie. Nawet, gdy usłyszał, że
Strider próbuje ją dotknąć, nawet pomimo tego, że zapragnął
poczęstować przyjaciela pięścią prosto w nos, wbijając chrząstki w
tkankę mózgową. Ich rozmowa go fascynowała.
Dziewczyna – bo tym była, dziewczyną, tylko dwudziesto-
siedmioletnią, co sprawiło, że poczuł się jak pieprzony Ojciec Czas –
Mroczny Szept
52 |
S t r o n a
zaniżała swoją wartość, wychwalając siostry. Ładniejsze? Nie możliwe.
Silniejsze? Zadrżał. Nie zostałyby schwytane? Każdy mógł zostać wzięty
z zaskoczenia. Nawet on. Nic ich nie przeraża? Każdy ma głębokie,
mroczne lęki. Znów, nawet Sabin. Bał się niepowodzenia, tak bardzo
jak Gideon bał się pająków.
Biorąc pod uwagę, jak była nieśmiała i zszokowana w jaskini,
wiedział, że ma wątpliwości, co do swojej siły i dzikich umiejętności, ale
nie miał pojęcia jak głęboko one sięgały.
Sposób, w jaki porównywała się do sióstr udowodnił, że to głębokie
wątpliwości. Dziewczyna była nimi naszpikowana. A bycie przy nim
tylko to pogorszy.
Wszystkie jego kochanki były pewnymi siebie i samodzielnymi
kobietami (powyżej trzydziestu pięciu lat, do cholery). Wybierał je
właśnie z tego powodu, pewności siebie. Ale szybko się zmieniały, jego
demon wbijał głęboko szpony niepewności. Kilka, jak Darla, popełniło
samobójstwo, nie mogąc znieść ciągłego wątpienia w swój wygląd,
poczucie humoru, ludzi wokół. Po Darli dał sobie spokój z kobietami i
związkami raz na zawsze.
Potem zobaczył Gwen. Pragnął jej… och, jak bardzo. Mógłby pozwolić
sobie spędzić z nią jedną noc i móc to później jakoś usprawiedliwić,
pomyślał. Ale wątpił, żeby jedna noc wystarczyła. Nie z nią. Było zbyt
wiele sposobów, w jakie mógłby ją wziąć, zbyt wiele rzeczy, które chciał
zrobić temu małemu, krągłemu ciału.
Jej bujne piękno rozpalało jego krew za każdym razem, gdy na nią
spojrzał, sprawiało, że ślina napływała mu do ust a całe ciało bolało.
Jej niepewność budziła jego opiekuńcze instynkty tak bardzo jak
potrzebę destrukcji jego demona. Jej słoneczny zapach, pochowany
pod brudem, którego jeszcze nie zmyła, ciągle do niego napływał,
wzywając go bliżej… ciągle bliżej…
Poddać się, to zniszczyć ją. Nie zapominaj.
Może będę dobry. Może zostawię ją w spokoju.
Na to przymilanie, Sabin ugryzł się w język, do krwi. Demon chciał,
żeby zwątpił w jego złe zamiary.
Nabrałem się na to już raz. Nigdy więcej.
- Ciągle to robisz – powiedział Strider Gwendolyn, wybijając Sabina z
zamyślenia.
- Co? – Jej głos był bez tchu, chrapliwy. Najpierw myślał, że to
zmęczenie jest odpowiedzialne za jego barwę. Ale nie, ta chrypka była
po prostu jej właściwa. I cholernie seksowna.
- Patrzysz na Sabina. Interesujesz się nim?
Mroczny Szept
53 |
S t r o n a
Sapnęła, najwyraźniej oburzona.
- Oczywiście, że nie!
Sabin próbował nie zawyć. Drobne wahanie byłoby miłe.
Strider zachichotał.
- Myślę, że interesujesz się. I zgadnij, co? Znam go od tysięcy lat i
mam trochę brudów.
- Więc? – parsknęła.
- Więc, mogę się wygadać. Mam na myśli, zachowam się jak
przyjaciel was obojga, jeśli zmienisz zdanie, co do niego.
Twój przyjaciel cię podkopuje, powiedział Zwątpienie, może chce jej
dla siebie. Ufanie mu po tym nie będzie najmądrzejsze.
Sabin doświadczył momentu niepokoju zanim odrzucił to uczucie.
Odstrasza ją dla jej dobra. Dla mojego dobra. Tak jak powinien. Teraz
się zamknij.
- Nie chcę mieć z nim nic do czynienia, zapewniam cię.
- Więc nie będziesz miała nic, przeciwko jeśli opuszczę cię bez
mówienia tego co wiem – Przez opuszczone powieki Sabin patrzył jak
Strider wstaje.
Gwen chwyciła jego nadgarstek i pociągnęła go z powrotem na
siedzenie.
- Czekaj.
Sabin musiał chwycić się siedzenia, żeby nie wstać i ich nie
rozdzielić.
- Powiedz mi – powiedziała i sama puściła wojownika.
Strider powoli znów rozwalił się na siedzeniu. Uśmiechał się szeroko.
Nawet przez tak niewielką linię, przez jaką Sabin widział, mógł dostrzec
błysk zębów Strażnika Klęski. Nagle sam zapragnął uśmiechnąć się
szeroko. Gwen była go ciekawa.
Najprawdopodobniej chce się nauczyć najlepszego sposobu zabicia
cię.
Zamknij się, do cholery!
- Czego w szczególności chciałabyś się dowiedzieć? - Zapytał ją
Strider.
- Dlaczego jest taki… zdystansowany? – Ciągle na niego patrzyła, jej
wzrok go palił, sondował. – To znaczy, jest taki z każdym, czy tylko ja
jestem szczęściarą?
- Nie martw się. To nie przez ciebie. Jest taki z wszystkimi kobietami.
Musi być. Widzisz, jego demon jest…
- Demon? – Gwen sapnęła. Jej plecy wyprostowały się gwałtownie,
kolory odpłynęła z twarzy. – Powiedziałeś demon?
Mroczny Szept
54 |
S t r o n a
- Och, uch… tak powiedziałem? – Strider ponownie rozejrzał się
szukając pomocy. – Nie, nie. Myślę, że powiedziałem żeglarz.
- Nie, powiedziałeś demon. Demony. Demony i Łowcy i te
wytatuowane motyle. Powinnam się domyślić, gdy zobaczyłam ten
tatuaż, ale wydawaliście się tacy mili. Mam na myśli, nie zraniliście
mnie i tysiące ludzi ma wytatuowane motyle – Ona też rozejrzała się
wokół, obserwując wojowników innym, dzikim spojrzeniem. Sekundę
później była na nogach, cofnęła się od Stridera, przywierając do drzwi
łazienki. Wyciągnęła ramiona, jakby ten śmieszny gest mógł
kogokolwiek utrzymać z daleka. – Ja... Teraz rozumiem. Jesteście
Lordami, prawda? Nieśmiertelnymi wojownikami, których bogowie
wygnali na ziemię. M-Moje siostry opowiadały mi historie na dobranoc
o waszych złych czynach i podbojach.
- Gwen – powiedział Strider. – Uspokój się. Proszę.
- Zabiliście Pandorę. Niewinną kobietę. Spaliliście starożytną Grecję
do fundamentów, napełniając ulice krwią i krzykami. Torturowaliście
ludzi, ucinając im kończyny, kiedy ciągle żyli.
Spojrzenie Strażnika Klęski stwardniało.
- Zasłużyli na to. Zabili naszego przyjaciela. Próbowali zabić nas
wszystkich.
- Jeśli krzyknie, zaczną się dziać cudowne rzeczy – powiedział
Gideon ponuro i przysunął się do boku przyjaciela. – Nie próbuj jej
znokautować, a ja ci nie pomogę.
- Czekaj. Zanim przejdziemy do rękoczynów spróbujmy czegoś
innego. Parys! – burknął Strider, nie spuszczając spojrzenia z Gwen. –
Jesteś potrzebny.
Zdeterminowany Parys zbliżył się akurat, gdy Sabin dał sobie spokój
z udawaniem i wstał.
- Gwen – powiedział, mając nadzieję, że przymilny ton pomoże jej się
uspokoić zanim Parys użyje swoich sztuczek. Ale miała kłopoty z
oddychaniem, histeria wypełniła jej rysy. – Porozmawiajmy o…
- Demony… wszędzie dookoła mnie. – Otworzyła usta i krzyknęła.
I krzyczała, krzyczała, krzyczała.
Mroczny Szept
55 |
S t r o n a
Rozdział 6
Rozdział 6
Rozdział 6
Rozdział 6
Demony. Lordowie Świata Podziemnego. Kiedyś ukochani żołnierze
bogów, teraz uwalniający plagi na ziemię. Każdy mężczyzna nosił
demona w swoim ciele, demona tak niebezpiecznego, że nawet piekło
nie mogło ich utrzymać. Demony takie jak Zaraza, Śmierć, Boleść, Ból
i Furia. Jestem z nimi zamknięta w małym samolocie, pomyślała Gwen
i jej histeria osiągnęła nowy poziom.
Samolot, z drugiej strony, drżał i przechylał się, tracąc wysokość w
zastraszającym tempie. To nie powstrzymywało Lordów. Zbliżali się do
niej, otaczali ją. Jej serce ciężko biło w piersi, zmuszając krew do
przeszywania jej żył i szumienia w uszach. Gdyby tylko ten szum był
związany z Harpią… nie miała tyle szczęścia. Nie było burzliwej
symfonii w jej głowie, stuku, dzwonienia, odbierających jej
poczytalność, rzucając ją w dół… dół… w czarną próżnię gdzie
panowały śmierć i zniszczenie.
Biorąc pod uwagę jak brutalni i potężni byli ci wojownicy, powinna
podejrzewać, że są opętani przez demony. Te czerwone oczy, gdy
pierwszy raz zobaczyła Sabina… wytatuowany motyl na jego żebrach…
Jestem głupia.
Choć obserwowała ich od kilku dni, musiała być zbyt zmęczona, zbyt
głodna, zbyt uszczęśliwiona wolnością, żeby zauważyć tatuaże na
innych, gdziekolwiek je mieli. Albo, była zbyt zajęta urokiem Sabina.
Właściwie, teraz, gdy o tym pomyślała, wojownicy zawsze byli w pełni
ubrani w jej obecności, jakby przejmowali się tym, co myślała i nie
chcieli jej straszyć, pokazując zbyt dużo ciała. Ale teraz znała prawdę.
Po prostu ukrywali swoje znamiona.
Jaki demon opętał Sabina? zastanawiała się. Jakiego demona
obserwowała, zafascynowana każdym słowem i działaniem? Jakiego
demona wyobrażała sobie, że go całuje i dotyka, zanurza się w nim i
wije przy nim?
Jak jej siostry mogły adorować tych książąt ciemności? Cóż, ich
wyobrażenie, w każdym razie. Z jej wiedzy wynika, że nigdy ich nie
spotkały. Kto by przetrwał, gdyby tak się stało? Byli mężczyznami
bezlitosnymi i nie żałującymi niczego, zdolnymi do każdego mrocznego
czynu i byli zaangażowani w niekończącą się wojnę, ciągnącą się od
Mroczny Szept
56 |
S t r o n a
przeszłości do teraźniejszości, od morza do morza, od śmierci do
śmierci.
Za każdym razem, gdy jej o nich opowiadano, jej strach przed
drapieżnikami czającymi się w mroku i unikającymi dziennego światła
wzrastał. To było zanim zaczęła się bać drapieżnika czającego się w
niej, dlatego opowiadano jej te historie. śeby mogła naśladować
wojowników. Nawet, gdy Gwen cofała się przed tą myślą, Harpia
wchłaniała ją, gotowa udowodnić swoją wartość.
Muszę uciec. Nie mogę tu dłużej zostać. Nic dobrego z tego nie
przyjdzie. Zabiją mnie, albo Harpia zacznie silniej walczyć, żeby być
taką jak oni. Może byłoby jej lepiej w rękach ich nikczemnego wroga.
- Musisz przestać krzyczeć, Gwen.
Szorstki, znajomy głos przedarł się przez błoto zalegające w jej
umyśle, ale nadal wrzeszczała.
- Ucisz ją, Sabin. Moje pieprzone uszy krwawią.
- Nie pomagasz, dupku. Gwendolyn, musisz się uspokoić albo nas
zranisz. Chcesz nas zranić, kochanie? Chcesz nas zabić po tym jak cię
uratowaliśmy, ochroniliśmy? Możemy nosić demony, ale nie jesteśmy
źli. Myślę, że to udowodniliśmy. Czy nie traktowaliśmy ciebie i innych
kobiet lepiej niż porywacze? Czy dotknąłem cię w gniewie?
Przymusiłem do siebie? Nie.
To, co mówił było prawdą. Ale kto może ufać demonom? Kochają
kłamać. Tak jak Harpie, odezwał się głos rozsądku. Część niej chciała
im ufać. Część niej chciała wyskoczyć z samolotu. Z ciągle trzęsącego
się, kołyszącego samolotu.
Okej, czas pomyśleć logicznie. Była z nimi przez dwa dni. Ciągle była
cała i zdrowa, bez zadrapania. Jeśli będzie dalej panikować, Harpia
wyrwie się z jej uścisku, przejmie kontrolę i zacznie siać spustoszenie.
Mogłaby nawet doprowadzić do kraksy. Jak głupia będzie, gdy po
przetrwaniu uwięzienia i Lordów, zginie przez samą siebie?
Logika osiągnięta.
Spokój znalazł drogę do jej umysłu, wysokie wrzaski ucichły.
Wszyscy zamarli. Teraz, oddychając ciężko – albo raczej próbując, bo
jej gardło było ściśnięte, zablokowane – usłyszeli alarm dochodzący z
kokpitu. Zanim znów wpadła w panikę, lot się wyrównał i wszystko
ucichło.
- Grzeczna dziewczynka. Teraz odwalcie się, koledzy, mam ją – Sabin
nie brzmiał jakby był pewien siebie, tylko zdeterminowany.
Światło dotarło do jej świadomości i towarzyszyły mu kolory,
prawdziwe życie odmalowało się wokół. Jasny gwint. Harpia była
Mroczny Szept
57 |
S t r o n a
blisko, tak blisko uwolnienia, a ona o tym nie wiedziała. To cud, że się
nie wyrwało.
Gwen ciągle stała na tyle samolotu, trzymając się stojących obok,
obitych czerwoną skórą siedzeń. Tylko Sabin zastał przed nią. Inni się
cofnęli, ale nie odwrócili. Bali się? A może ochraniali przywódcę?
Czekoladowe spojrzenie Sabina było skupione na niej, ostrzejsze
nawet niż w katakumbach, gdy wbijał sztylety w mężczyzn, którzy – jak
teraz wiedziała – byli Łowcami. Teraz jego dłonie były uniesione, puste,
wnętrzem do góry.
- Musisz się jeszcze trochę uspokoić.
Naprawdę? pomyślała sucho Może by mogła, gdyby mogła złapać
oddech, ale ciągle nie była do tego zdolna. Ogarnęły ją zawroty głowy,
czerń znów zaciemniła wzrok.
- Co mogę zrobić, żeby ci pomóc, Gwen? – Rozległo się szuranie stóp,
gdy podszedł zmniejszając dystans między nimi. Jego ciepło ją otuliło.
- Powietrza – w końcu była zdolna to wykrztusić. Dłonie Sabina
znalazły się na szczycie jej ramion, delikatnie naciskając. Nogi nie
mogły już jej utrzymać, więc opadła w dół… prosto na te krzesła. –
Potrzebuję powietrza.
Bez wahania, Sabin opadł na kolana. Wsunął swoje duże ciało
między jej nogi i schwycił jej twarz, zmuszając ją do skupienia się na
nim. Intensywnie brązowe oczy stały się nowym środkiem jej świata,
kotwicą w burzy.
- Weź moje – Zrogowaciałe kciuki pieściły jej policzki, pocierając
lekko. – Dobrze?
Wziąć jego… co? zdziwiła się, ale nie dbała o to. Jej pierś! Kości i
mięśnie zaciśnięte razem. Ostry ból przeszywający żebra i serce,
powodujący chwilowe zatrzymanie organów. Szarpnęła się.
- Robisz się niebieska, kochanie. Położę swoje usta na twoich,
oddam ci swój oddech. W porządku?
Co jeśli to sztuczka? Co jeśli…
Zamknij się! Nawet przez otumanienie wiedziała, że ten mglisty szept
nie należy do niej. Na szczęście, usłuchał komendy i ucichł. Teraz,
gdyby tylko jej płuca zaczęły działać.
- Ja… Ja…
- Potrzebujesz mnie. Pozwól mi to zrobić – Jeśli bał się jej
odpowiedzi, nie pokazał tego po sobie. Jedna z jego dłoni przeniosła się
do podstawy jej karku i przyciągnęła ją bliżej, aż ich ciała się dotykały.
Ich usta się spotkały, ciepło wzrosło. Jego gorący język rozdzielił jej
Mroczny Szept
58 |
S t r o n a
zęby, a wtedy ciepłe, miętowe powietrze wśliznęło się w dół jej gardła,
łagodząc.
Jej ramiona zacisnęły się wokół niego z własnej woli, trzymając go
schwytanego, przyciskając pierś do piersi, twardą do miękkiej. Jego
naszyjnik był zimny, nawet przez jej koszulę i sprawił, że sapnęła.
Chciwie zabrała jego oddech.
- Więcej.
Nie zawahał się. Odetchnął w wnętrze jej ust i przeszył ją kolejny
ciepła, uspokajająca ochłoda. Powoli zawroty głowy zbladły. Jej głowa
się oczyściła, ciemność znów przegrała ze światłem. Szaleńczy taniec
jej serca zwolnił do delikatnego walca.
Potrzeba, żeby go pocałować, naprawdę pocałować i nauczyć się jego
smaku, wypełniła ją. Jego pochodzenie, zapomniane. Jego przeszłość,
konsekwencje. Publiczność zniknęła, jakby nigdy ich nie było. Tylko
oni dwoje istnieli. Uspokoił ją, uratował, obchodził się z nią delikatnie i
teraz, w jego ramionach, rzeczywistość zniknęła, jej fantazje o nim, o
nich, ogarnęły jej umysł. Ciała owijały się wokół siebie, napięte. Skóra
ociekała potem. Dłonie wędrowały. Usta szukały.
Przesunęła palcami przez jedwab jego włosów i na próbę przesunęła
swoim językiem po jego. Cytryna. Smakował słodkimi cytrynami i
śladem wiśni. Wyrwał jej się jęk, rzeczywistość była o tyle bardziej
dekadencka niż sobie wyobrażała. Taki upojny… taki… niebiański.
Czysty i dobry, był wszystkim, czego dziewczyna mogła chcieć od
kochanka. Więc przechyliła głowę i zrobiła to jeszcze raz, sięgając
głębiej, milcząco żądając więcej.
- Sabin – szepnęła, chcąc go pochwalić. Może podziękować mu. Nikt
nigdy nie sprawił, że czuła się tak chroniona, cenna, bezpieczna,
potrzebująca, tak pożądająca. Nie czymś tak prostym jak pocałunek.
Pocałunek, który nie zostawił miejsca dla strachu. Może nawet mogła
odpuścić, nawet sobie, nie bojąc się o swoją mroczną połowę… nie
bojąc się, że go skrzywdzi. – Daj mi więcej.
Zamiast się poddać, cofnął głowę i szarpnął jej ręce, aż nie było
między nimi żadnego fizycznego połączenia. „Pocałuj mnie jeszcze raz”
chciała krzyknąć. Jej ciało go potrzebowało, potrzebowało kontaktu.
- Sabin – powtórzyła, patrząc na niego. Dyszał, drżał, jego twarz była
blada… ale nie od pasji. Ogień nie tańczył w jego oczach, tylko
determinacja.
Nie oddał jej pocałunku, zrozumiała. Jej pożądanie… Otępienie
minęło, jak zawroty głowy przed chwilą i do tarła do niej szorstka
rzeczywistość, o której głupio zapomniała. Głosy wrzały wokół niej.
Mroczny Szept
59 |
S t r o n a
- …nie wygląda, żeby to nadchodziło.
- Ślepy jesteś?
- Nie pocałunek, idioto. Uspokajanie. Jej oczy się zmieniły, a szpony
wydłużyły. Jest gotowa do ataku. To znaczy, hej. Czy tylko ja
pamiętam, co się stało z Łowcą, który z nią pogrywał?
- Może Sabin jest portalem, jak Danika – ktoś powiedział sucho. –
Może Harpia zobaczyła anioły podczas tego usta-usta.
Rozległy się męskie chichoty.
Policzki Gwen zapłonęły. Nie rozumiała połowy z tego, co mówili.
Druga połowa ją martwiła. Pocałowała mężczyznę, demona, który
najwyraźniej nie chciał mieć z nią nic do czynienia… i zrobiła to przy
świadkach.
- Zignoruj ich – powiedział Sabin, jego głos był tak gardłowy, że
niemal ocierał się o jej bębenki uszne. – Skup się na mnie.
Ich spojrzenia się spotkały, brąz naprzeciw złota. Cofnęła się na
swoim krześle tak daleko, jak tylko mogła.
- Ciągle się mnie boisz? – zapytał, przechylając głowę na bok.
Uniosła podbródek.
- Nie – Tak. Bała się tego, co sprawił, że czuła, bała się, że dla niego
to nie miało znaczenia. Bała się, że nigdy nie będzie jej pragnął tak, jak
ona nagle zapragnęła jego. Bała się, że ten cudownie opiekuńczy
mężczyzna przed nią jest tylko mirażem, że zło czeka pod powierzchnią,
gotowe ją zranić.
Jaki z ciebie tchórz. Jak, do diabła, mogła go tak pocałować?
Jedna z jego brwi się uniosła.
- Nie kłamiesz, prawda?
- Nigdy nie kłamię, pamiętasz? – Ku ironii, to było kłamstwo.
- Dobrze. Więc słuchaj, bo nie chcę prowadzić tej dyskusji ponownie.
Mam demona w swoim ciele, to prawda – ścisnął jej ramię tak mocno,
że jej kłykcie powoli zbladły. – Jest tak dlatego, że stulecia temu głupio
pomogłem otworzyć puszkę Pandory, uwalniając dusze zamknięte w
środku. W ramach kary, bogowie przeklęli mnie i wszystkich
wojowników, których widzisz w tym samolocie i umieścili demony w
naszych ciałach. Na początku, nie mogłem kontrolować tego demona i
zrobiłem parę… złych rzeczy, jak powiedziałaś. Ale to było tysiące lat
temu i teraz mam kontrolę. Wszyscy mamy. Jak powiedziałem ci w celi,
nie masz się czego bać z naszej strony. Rozumiesz, Ruda?
Ruda. Wcześniej, podczas jej napadu paniki nazwał ją inaczej. Coś
jak… serduszko? Nie. Tyson tak ją nazywał. Najdroższa? Nie, ale
blisko. Kochanie? Tak! Tak, to było to. Zamrugała ze zdumieniem. Z
Mroczny Szept
60 |
S t r o n a
zachwytem. Ten twardy wojownik, który podrzynał mężczyzną gardła
bez wahania odnosił się do niej jak do cennego skarbu.
Więc czemu nie oddał jej pocałunku?
- Osiągnęliśmy miejsce przeznaczenia, chłopaki – nieznany głos
ociekający ulgą odezwał się przez interkom. Pilot, odgadła, i poczuła
falę poczucia winy za kłopoty, które spowodowała. – Przygotujcie się do
lądowania.
Sabin został w miejscu, ta nieugięta skała między jej nogami.
- Wierzysz mi, Gwen? Czy ciągle chętnie pojedziesz z nami do
naszego domu?
- Nigdy nie robiłam tego chętnie.
- Ale nie próbowałaś uciec.
- Powinnam sama przemierzać obcy ląd, bez zaopatrzenia?
Zamarł.
- Sam widziałem, jakie masz umiejętności. I oferowaliśmy ci
zaopatrzenie raz za razem. Z jakiegoś powodu, część ciebie chce być z
nami, albo już by cię tu nie było. Wiem to i ty to wiesz.
Logika, której nie mogła zaprzeczyć. Ale… dlaczego? Czemu część
niej chciała zostać? Wtedy i teraz?
Znasz odpowiedź, mimo, że starasz się jej zaprzeczyć. On. Sabin. Nie
jesteś nim zainteresowana? Ha! Uczyła się go, zwracając uwagę na
cienkie linie rozchodzące się od jego oczu, gęste cienie rzucane przez
rzęsy, skurcze mięśni w szczęce. Jego nieregularny puls, teraz tak
głośny w jej uszach. Może był tak samo zainteresowany jak ona, ale
walczył z tym, tak jak i ona. Ta myśl sprawiła jej przyjemność.
Czy miał kobietę czekającą na niego w Budapeszcie? śonę?
Gwen zacisnęła pięści, paznokcie wbiły się głęboko w skórę, raniąc.
Już nie czuła przyjemności. To nie ma znaczenia Nie powinnaś go
chcieć.
- Gwen. Pojedziesz?
Sposób, w jaki wypowiedział jej imię jednocześnie ją uderzył i pieścił,
rażąc ją, sprawiając, że przeszły ją ciarki. Podobało się, że szukał jej
współpracy, mimo że podejrzewała, że spróbuje i zmusi ją, gdyby
odmówiła.
- Może powinnam uciec.
- Do czego? śycia pełnego żalu? śycia, w którym życzyłabyś sobie,
żebyś zachowała się inaczej w stosunku do tych, którzy cię zranili?
Oferuję ci szansę, pomocy mi w zabiciu Łowców. I jak już wiesz,
zabijanie ich nie będzie jedyną korzyścią – powiedział.
- Co masz na myśli?
Mroczny Szept
61 |
S t r o n a
- Mogę ci pomóc kontrolować twoją bestię w sposób, w jaki
kontroluję swoją. Mogę ci pomóc skanalizować to dla dobrej sprawy.
Nie chcesz mieć kontroli?
Przez całe życie chciał tylko trzech rzeczy: spotkać ojca, zdobyć
szacunek rodziny i nauczyć się kontrolować Harpię. Jeśli Sabin
dotrzyma słowa, mogłaby w końcu, po wszystkich tych latach,
osiągnąć jedną z tych rzeczy. To było najprawdopodobniej nieosiągalne
i przeznaczone na klęskę, ale nie mogła się oprzeć pokusie.
- Pójdę z tobą – powiedział. – Pomogę ci najlepiej jak potrafię.
Biła z niego ulga, gdy zamknął oczy i uśmiechnął się.
- Dziękuję.
Ten uśmiech rozluźnił ostre krawędzie jego twarzy, sprawiając, że
znów wyglądał chłopięco. Gdy patrzyła na niego, samolot szarpnął
gwałtownie. Sabin został pchnięty do tyłu, ona do przodu. Ku jej
rozkoszy – przerażeniu – dystans między nimi się nie zwiększył.
- Pod jednym warunkiem – dodała.
Jego ulga zmieniła się w coś okrutnego.
- Jakim?
- Zaprosisz moje siostry – Może to niewłaściwe. Była zawstydzona
okolicznościami i nie chciała żeby siostry widziały ją w tej sytuacji,
wiedziały, co jej się przydarzyło. Ale szaleńczo za nimi tęskniła i
wiedziała, że jej tęsknota za domem wkrótce pokona zawstydzenie.
- Zaprosić twoje siostry? Chcesz, żebym się układał z innymi takimi
jak ty?
- Lepiej żeby w twoim głosie było szczęście, a nie niesmak –
powiedziała, obrażona. – Moje siostry kastrowały mężczyzn za mniejsze
rzeczy.
Sabin ścisnął nasadę nosa.
- Pewnie. Zaproś je. Bogowie ocalcie nas wszystkich.
Mroczny Szept
62 |
S t r o n a
Rozdział 7
Rozdział 7
Rozdział 7
Rozdział 7
Parys zgarbił się na tylnym siedzeniu Escalady
8
, Strider był za
kierownicą i całkowicie ignorował ograniczenia prędkości. Nawet, jeśli
słońce świeciło na przedmieściach Budapesztu, nie było tego widać z
miejsca, w którym siedział Parys. Okna były tak przyciemnione, że
wnętrze zalegały ponure cienie. Anya, kochanka Luciena i pomniejsza
bogini Anarchii, ukradła ten pojazd bogowie wiedzą skąd – z
pasującym Bentleyem dla siebie – tuż zanim wyjechali do Egiptu.
Nie musicie mi dziękować, powiedziała, uśmiechając się pięknie.
Wasze przerażone spojrzenia są wystarczającą nagrodą. Te auta są
niemal gangsterskie, gdyby ktoś mnie pytał. I zmierzcie się z tym:
naprawdę potrzebujecie zmiany image’u, a te kółka załatwią sprawę.
Niestety, Parys utknął w tym samym samochodzie z Amunem, który
ściskał swoją głowę jakby miała eksplodować; Aeronem, który nie
przestawał warczeć groźnie – koleś potrzebował towarzystwa swojej
małej, demoniej przyjaciółki, Legion – jak również z Sabinem i jego
Harpią.
Sabin nie mógł oderwać wzroku od niebezpieczniej, przegryzającej
gardła kobiety i nie stracił erekcji odkąd pocałował ją w samolocie.
Zrozumiałe, pewnie. Była nieporównywalnie śliczna ze złotymi oczyma,
niemal diamentowymi w swojej przejrzystości, ustami tak czerwonymi
jak było najprawdopodobniej jabłko Ewy i ciałem, które było definicją
słowa pokusa. I te truskawkowe loki były niesamowite. Ale była
Harpią, która została znaleziona w obozie wroga i nie było powodu jej
ufać.
Może została wykorzystana, jak inne uwięzione. Może nienawidziła
Łowców tak bardzo jak oni. Może…
Ale może nie było dość dobre by zdobyć jego zaufanie. Już nie. Mogła
być Przynętą, śliczną pułapką Łowców, którą Lordowie przyjęli z
otwartymi ramionami.
Parys nie chciał, żeby Sabin skończył jak on: pożądający wroga
każdą komórką swego istnienia, ale niemogący jej mieć.
8
http://www.uncrate.com/men/images/2007-cadillac-escalade.jpg
Mroczny Szept
63 |
S t r o n a
Minutę, godzinę, miesiąc, rok – nie wiedział, czas nie miał już dla
niego znaczenia – został schwytany przez Łowców i uwięziony.
Ponieważ był związany z demonem Rozpusty, potrzebował seksu do
przetrwania. Przynajmniej raz dziennie, ale nigdy dwa razy z tą samą
kobietą. W celi, przywiązany, stał się tak słaby, że otwieranie oczu było
udręką. Nie chcąc go zabić przed znalezieniem puszki Pandory – bez
niej, śmierć jego ciała uwolniłaby jego demona, błądzącego po ziemi,
szalonego, nieskrępowanego – przysłali ją. Siennę. Zwykłą, piegowatą
Siennę z jej eleganckimi dłońmi i nieodkrytą zmysłowością.
Uwiodła go, wzmacniając. I pierwszy raz od czasu opętania, Parysowi
stanął dwa razy przy tej samej kobiecie. W tej chwili wiedział, że
należała do niego. Wiedział, że była jego – jego powodem do życia.
Powodem, dla którego żył przez te tysiące lat. Ale jej właśni ludzie
postrzelili ją, gdy z nią uciekał.
Umarła w jego ramionach.
Teraz Parys był ciągle zmuszony do spania wciąż z nowymi
kobietami każdego dnia, a jeśli nie mógł znaleźć kobiety, musiał
znaleźć mężczyznę, nawet, jeśli nigdy nie pociągała go własna płeć.
Pieprzenie było pieprzeniem dla demona Rozpusty. Fakt, który już
dawno wepchnął go w mentalny wstyd.
Tyle, że obecnie bez znaczenia, kim była jego łóżkowa partnerka,
musiał wyobrazić sobie twarz Sienny, żeby mu stanął. Musiał
wyobrazić sobie jej twarz, żeby skończyć robotę, bo każdą komórka
jego ciała wiedziała, że osoba pod nim była niewłaściwa. Niewłaściwy
zapach, głos, faktura. Wszystko niewłaściwe.
Dziś będzie tak samo. Jutro też. I następnego dnia i następnego.
Przez wieczność. Nie było dla niego końca. Poza śmiercią, ale jeszcze
nie chciał umierać. Nie dopóki Sienna nie została pomszczona. Czy
kiedykolwiek zostanie?
Nie kochasz jej. To szaleństwo.
Mądre słowa. Jego demona? Własne? Już nie wiedział. Już nie mógł
odróżnić jednego głosu od drugiego. Byli jednym i tym samym, dwie
połowy całości. I obaj byli blisko punktu załamania. Gotowi pęc.
Dopóki…
Parys poklepał torebkę ambrozji w swojej kieszeni i wydał
westchnienie ulgi. Ciągle tu. Teraz ciągle to przy sobie nosił,
gdziekolwiek szedł. Na wypadek, gdyby tego potrzebował. Co zdarzało
się coraz częściej.
Mroczny Szept
64 |
S t r o n a
Tylko gdy ambrozja została dodana do ludzkiego wina alkohol na
niego działał i mógł się upić. Na krótką chwilę. Każdego dnia musiał
dodawać więcej, by osiągnąć to samo zamroczenie.
Musi poprosić przyjaciela by ukradł więcej. Bogowie wiedzą, że
zasługiwał na kilka godzin spokoju, na szansę żeby się zatracić. Później
będzie odświeżony, silniejszy, gotowy zwalczać wrogów.
Nie myśl o tym teraz. Niedługo znajdzie się w fortecy i ma robotę do
zrobienia. To najpierw. Zmusił oczy do skupienia się na otoczeniu,
umysł do oczyszczenia. Zniknęły wielokolorowe pałace, ludzie
przechodzący z jednej strony ulicy na drugą. Ich miejsce zajęły gęsto
zalesione wzgórza, opuszczone, zapomniane.
SUV wjechał na jedno z tych wzgórz, omijają drzewa i małe prezenty,
które inni zostawili dla Łowców na tyle głupich, żeby przyjść na nich
polować. Znowu.
Miesiąc temu przypuścili sztorm i wysadzili w cholerę jego dom,
dom, w którym żył od stuleci, zmuszając wojowników do szybkiej
odbudowy przed następną wyprawą, kolejną bitwą. Były potrzebne
nowe meble. Nowe urządzenia. Nie podobało mu się to. Było teraz tyle
zmian w jego życiu – kobiety w rezydencji, powrót starych przyjaciół,
wybuch wojny – nie mógł już unieść więcej.
Forteca pojawiła się w polu widzenia, wysoka potworność z cienia i
kamienia. Bluszcz oplatał wyszczerbione ściany, mieszając dom z
ziemią, sprawiając, że było niemal niemożliwe je oddzielić. Jedyną
rzeczą, która je rozdzielała była żelazna brama teraz otaczająca
budynek. Kolejna nowość.
Pragnienie nagle wypełniło chłodne powietrze. Ciała się napięły, usta
wstrzymały oddech. Tak blisko…
Torin, który obserwował ich z fortecy przez monitory i czujniki
otworzył bramę. Kiedy podjeżdżali do wysokich, łukowatych drzwi
wejściowych, Aeron ścisnął podłokietniki tak mocno, że niemal się
złamały.
- Jesteśmy trochę podekscytowani, co? – zapytał Strider, spoglądając
na niego w wstecznym lusterku.
Aeron nie odpowiedział. Była spora szansa, że nawet nie usłyszał
pytania. Jego wytatuowana twarz przedstawiała tylko determinację i
gniew. Nie było to jego zwykły wygląd, gdy miał zobaczyć Legion.
Kiedy pojazd się zatrzymał, cała grupa wyskoczyła. Prażące słońce
na jego ciele sprawiło, że spocił się pod t-shirtem i dżinsami. Bogowie,
czy tak gorąco jest w piekle?
Mroczny Szept
65 |
S t r o n a
Wkrótce po tym jak wysiadła z samochodu, mała Harpia zatrzymała
się z boku, obejmując się ramionami, z rozszerzonymi oczyma i bladą
twarzą. Sabin śledził każdy jej ruch, nie odwracając od niej wzroku
nawet, gdy wyciągał bagaże i układał je przy swoich stopach.
Jak coś tak niebezpiecznego jak Harpia, mogło być tak nieśmiałe? To
po prostu niemożliwe, nie pasowało. Była jak dwa kawałki różnej
układanki i Parys zaczął myśleć, że trzeba było zasłonić jej oczy w
drodze do fortecy.
Spóźniony refleks. Zawsze mogą uciąć jej język, żeby powstrzymać ją
od gadania. Może uciąć ręce, żeby nie mogła pokazywać znaków ani
pisać.
Kim jesteś?
Przed Sienną, zawsze walczył, żeby chronić kobiety. To, że teraz tak
nie było, że chciał ją zranić, napełniło go poczuciem winy. Poza tym,
był zły, że lepiej nie wykonał swojego zadania chroniąc przed nią
przyjaciół. Wszystkie możliwe zagrożenia powinny zostać
wyeliminowane. Przez lata inni wojownicy starali się go o tym
przekonać, ale zawsze się opierał. Teraz to rozumiał.
Teraz było za późno, żeby coś jej zrobić. Sabin na to nie pozwoli.
Koleś był stracony. Jeszcze przez rozpadnięciem się obu grup, Luciena
i Sabina, Parys nigdy nie widział, żeby Zwątpienie był tak skupiony na
kobiecie. Co nie było najlepsze. Jeśli nieśmiałość dziewczyny nie była
udawana, to Sabin ją zniszczy, pozbawi poczucia własnej wartości
kawałek po kawałku.
Maddox wysiadł z drugiej Escalady, czarny błysk na obrzeżach
wzroku Parysa. Strażnik Furii nie dbał o chwycenie swojego bagażu,
tylko wbiegł szybko w górę schodów prowadzący do wejścia. Drzwi
otworzyły się i jego ciężarna kobieta wybiegła na zewnątrz, śmiejąc się i
płacząc. Ashlyn wpadła w jego ramiona, rozmazany błysk złota i
zakręcił ją w koło. Parę sekund później zatonęli w gorącym pocałunku.
Dziki Maddox, jako ojciec był trudny do wyobrażenia… nawet, jeśli
dziecko skończy jako pół-demon jak Lordowie.
Następna wyszła Danika, która stanęła w drzwiach i rozglądała się
po tłumie za Reyesem. Śliczna blondynka zauważyła go i zapiszczała.
Jakby piszczenie było jakimś rodzajem sygnału, Reyes chwycił sztylet i
podszedł do niej.
Opętany przez demona Bólu, Reyes nie mógł czuć przyjemności bez
fizycznego cierpienia. Przez Daniką, wojownik musiał ciąć się
dwadzieścia cztery godziny na dobę, żeby móc funkcjonować. Przez
czas ich pobytu w Kairze nie musiał się ranić. Bycie z dala od Daniki
Mroczny Szept
66 |
S t r o n a
było wystarczająco bolesne, powiedział. Teraz, gdy znów byli razem,
znów będzie się musiał ciąć, ale Parys nie sądził, żeby któreś z nich o
to dbało.
Z warkotem, Reyes wziął ją w ramiona i oboje zniknęli w fortecy,
chichot Daniki był jedynym dowodem, że byli w pobliżu.
Parys zadrżał od nagłego bólu w piersi, modląc się żeby zniknął.
Wiedział, że tak się nie stanie. Nie dopóki nie weźmie ambrozji. Za
każdym razem, gdy był w pobliżu tych par, tak wyraźnie zakochanych,
ból uderzał i zostawał, pasożyt wysysający z niego życie, dopóki nie
upije się aż do otępienia.
Nie było widać Luciena, który przeniósł się do domu przed podróżą
samolotem. On i Anya najprawdopodobniej byli zamknięci w ich
pokoju. W końcu jedno małe szczęście.
Zauważył, że Harpia obserwowała pary tak intensywnie jak on. Bo
była zafascynowana czy dlatego, że miała zamiar wykorzystać tę
informację przeciwko nim?
śadnych innych kobiet nie było w fortecy, dzięki bogom. śadnej,
którą mógłby uwieść i ewentualnie zranić pieprząc się z inną. Gilly,
młoda przyjaciółka Daniki, teraz mieszkała w apartamencie w mieście.
Dziecina chciała własnej przestrzeni. I udawali, że ją jej dali, nie
mówiąc, że jej dom był objęty systemem bezpieczeństwa Torina. Babka,
matka i siostra Daniki też wyjechały, teraz z powrotem w Stanach.
- Chodź – powiedział Sabin do Harpii. Kiedy nie odpowiedziała,
przyciągnął ją do swojego boku.
- Te kobiety… - wyszeptała.
- Są szczęśliwe – Pewność wypełniała każdą sylabę. – Gdyby tak nie
pragnęły ponownego połączenia ze swoimi mężczyznami, osobiście by
cię powitały.
- Czy wiedzą…? – Znów miała trudności ze skończeniem zdania.
- Och, tak. Wiedzą, że ich mężczyźni są opętani przez demony. Teraz
chodź – pokiwał na nią palcami.
Ciągle się wahała.
- Gdzie mnie zabierasz? Sabin ścisnął nasadę nosa wolną ręką.
Wyglądało na to, że ostatnio robił to często.
- Chodź do środka albo nie, ale nie będę tu czekał aż zmienisz
zdanie.
Gniewne kroki, trzaśnięcie drzwi.
Każdą inną po prostu przerzuciłby przez ramię i zaniósł, jak
podejrzewał Parys. Jej, pozwolił wybrać. Cwaniak.
Mroczny Szept
67 |
S t r o n a
Harpia spojrzała w prawo i lewo, a Strażnik Rozpusty zebrał się w
sobie, żeby ja ścigać. Nie żeby sądził, że mógłby ją złapać, gdyby
zdecydowała się przejść w hiper-szybkość, którą zademonstrowała w
jaskini. Ale był gotów walczyć, gdyby okazało się to konieczne.
Kolejna czerwona flaga zaczęła falować w jego umyśle. Mogła uciec,
tu i teraz. Nawet wcześniej, zanim wsiedli do samolotu. Do diabła,
mogła uciec, gdy obozowali na pustyni. Dlaczego tego nie zrobiła?
Chyba, że była Przynętą, jak podejrzewał, przysłaną tu, żeby
dowiedzieć się wszystkiego, co tylko mogła.
Mimo, że zaprzeczyła, Sienna była Przynętą. Całowała go, nawet
wstrzykując mu truciznę… i była tylko człowiekiem. Jaki rodzaj
zniszczeń mogła spowodować Harpia?
Pozwól teraz Sabinowi się o to martwić. Już nasz dość na własnej,
pieprzonej głowie.
W końcu zdecydowała się podążyć za Sabinem i weszła do środka, jej
kroki brzmiały niepewnie.
- Więźniowie czekają na przesłuchanie – powiedział Parys do nikogo
w szczególności.
Cameo przerzuciła ciemne włosy przez ramię i uniosła swoją torbę.
Nikt nie próbował jej pomóc. Traktowali ją jak każdego innego
wojownika, bo tak wolała. Nigdy nie traktował jej inaczej, bo nigdy nie
chciał z nią spać. Może wolała rozpieszczać kogoś innego.
- Może jutro – powiedziała, jej tragiczny sprawił, że bębenki w jego
uszach niemal krwawiły. – Potrzebuję odpoczynku – Nie mówiąc nic
więcej – dzięki bogom – weszła do środka.
Tak dobrze AK Parys znał kobiety, wiedział, że kłamała. Miała iskry
w oczach, różowe policzki. Wyglądała na podnieconą, a nie zmęczoną.
Kogo planowała spotkać?
Ostatnio dużo przesiadywała z Torinem i… Parys zamrugał. Nie, na
pewno nie. Torin nie mógł dotknąć nikogo – w sensie skóra do skóry –
bez zarażania zarazą – jak również każdego, kogo ta osoba spotka,
roznosząc plagę po kraju. Nawet nieśmiertelni nie byli przed tym
bezpieczni. Nieśmiertelny nie umarłby, ale stałby się taki jak Torin,
niezdolny zaznać pieszczoty bez surowych konsekwencji.
Nie ważne czym się zajmują, naprawdę. On miał robotę do
wykonania.
- Ktokolwiek? – zapytał pozostałych. Chciał to gówno mieć za sobą.
Im szybciej skończy wydobywać informacje od Łowców, tym szybciej
będzie się mógł zabarykadować w pokoju i zapomnieć o tym, że żyje.
Strider zagwizdał, udając, że go nie słyszy i ruszył ku wejściu.
Mroczny Szept
68 |
S t r o n a
Co, do diabła? Strider doceniał przemoc jak nikt inny.
- Strider, stary. Wiem, że mnie słyszysz. Pomożesz z
przesłuchaniem, co?
- Och, daj spokój! Przynajmniej do jutra. Nie uciekną. Potrzebuję
trochę czasu dla siebie. Jak Cameo, będę gotowy z rana. Przysięgam
bogom.
Parys westchnął.
- Dobra. Idź – Więc Cameo i Strider są parą? – Co z tobą, Amun?
Amun skinął, ale ten ruch sprawił, że stracił równowagę i przewrócił
się obok schodów z jękiem.
Sekundę później Strider był przy jego boku, obejmując go w pasie.
- Wujek Strider tu jest, nie martw się o nic – Uniósł zwykle stoickiego
wojownika na nogi. Uniósłby go gdyby było to konieczne, ale ze
Strażnikiem Klęski jako kulą, Amun był zdolny zrobić krok po kroku,
tylko okazjonalnie się potykając.
- Ja pomogę z Łowcami – powiedział Aeron, podchodząc do Parysa,
oferta cholernie go zaskoczyła, gdyby miał być szczery.
- A co z Legion? Dziewczyna pewnie za tobą tęskni.
Aeron potrząsnął głową. Jego włosy były przycięte krótko przy
skórze, głowa błyszczała w blasku słońca.
- Już byłaby na moich ramionach, gdyby tu była.
- Przykro mi – Nikt tak jak Parys nie wiedział, jak to jest tęsknić za
kobietą. Chociaż musiał przyznać, że był zaskoczony, gdy okazało się,
że mały demon jest kobietą.
- Tak jest najlepiej – poznaczona żyłami ręka przesunęła się po
zmęczonej twarzy Aerona. – Coś… mnie obserwuje. Obecność. Potężna.
Zaczęła to robić na tydzień zanim wyjechaliśmy do Kairu.
śołądek Parysa zacisnął się ze strachu.
- Po pierwsze, masz okropny nawyk zatrzymywania takich informacji
dla siebie. Powinieneś nam powiedzieć, gdy tylko to zauważyłeś, tak jak
powiedziałeś nam, co się stało, gdy wróciłeś po wezwaniu Tytanów te
wszystkie miesiące temu. Ktokolwiek cię obserwuje, mógł
poinformować Łowców o naszej podróży. Mogliśmy…
- Masz rację, przepraszam. Ale nie sądzę, żeby ten ktoś pracował dla
Łowców.
- Dlaczego? – nalegał, nie chcąc odpuścić.
- Znam to odczucie znienawidzonego, osądzającego spojrzenia na
sobie i to nie to. Ten ktoś jest… ciekawy.
Zrelaksował się jakoś.
- Może to bóg.
Mroczny Szept
69 |
S t r o n a
- Nie sądzę. Legion nie boi się bogów, ale ten ktoś cholernie ją
przeraża. Dlatego tak chętnie poszła do piekła zrobić rozpoznanie dla
Sabina. Powiedziała, że wróci, gdy ta obecność zniknie.
Było zmartwienie w głosie kolegi. Zmartwienie, którego Parys nie
rozumiał. Legion mogła być niewielkim demonem z upodobaniem do
tiar – co odkryli niedawno, gdy ukradła jedną z tiar Anyi i paradowała
w niej po fortecy, niemożliwie dumna – ale potrafiła o siebie zadbać.
Parys obrócił się w koło, zdeterminowany.
- Twój cień tu jest? Teraz? – Jakby potrzebowali kolejnego wroga. –
Może mógłbym to uwieść, czymkolwiek jest i odciągnąć od ciebie – I
zabić. Bez znaczenia, czego już się o niech nauczyło.
Pojedyncze potrząśnięcie głowy Aerona.
- Naprawdę nie sądzę, żeby chciało nas skrzywdzić.
Przerwał, wypuścił głęboki oddech.
- W porządku, zajmiemy się tym później. Po prostu daj znać, kiedy
wróci. Teraz, zajmijmy się lochem pełnym skurwieli.
- Wiesz, że z każdym dniem coraz bardziej brzmisz jak człowiek? –
Gniew mówił to już, tyle, że tym razem nie było w jego głosie
dezaprobaty. Świsnęła maczeta, którą wyciągnął z pochwy na plecach.
– Może Łowcy będą się opierać.
- Tylko, jeśli będziemy mieli szczęście.
* * *
Torin, Strażnik Zarazy, siedział przy swoim biurku, ale częściej
zerkał na drzwi swojej sypialni niż na monitory pozwalające oglądać
mu zewnętrzny świat. Obserwował SUV-a wjeżdżającego na podjazd i
nagle mu stanął. Obserwował wysiadających wojowników i musiał
wziąć się w garść, żeby złagodzić nagły ból. Patrzył jak jeden po drugim
wchodzą do fortecy. Jeszcze chwila i…
Cameo wśliznęła się cicho do jego komnaty i zamknęła drzwi
miękkim ruchem. Zatrzasnęła zamek i przez kilka sekund stała do
niego plecami. Długie, ciemne włosy opadały jej do pasa, lekko kręcąc
się na końcach.
Raz pozwoliła mu okręcić te wijące się końcówki wokół odzianych w
rękawiczki palców, ostrożnie, tak ostrożnie starając się nie dotknąć jej
skóry. To był jego pierwszy kontakt z kobietą od setek lat. Niemal
doszedł, tylko przez czucie tych jedwabistych pasm. Ale ten mały dotyk
Mroczny Szept
70 |
S t r o n a
był wszystkim, na co pozwoliła, wszystkim, na co mogła kiedykolwiek
pozwolić, wszystkim, co mógł kiedykolwiek zaryzykować.
Właściwie był zaskoczony, że zaryzykowali nawet tyle. Z jego
rękawiczkami, oczywiście. To zmniejszało możliwość zarażenia jej do
zera. Ale, włosy przy skórze, jedwab przy cieple, kobieta przy
mężczyźnie? To wymagałoby brawury i zaufania z jej strony, i
desperacji i głupoty z jego. Włosy nie były skórą, ale gdyby się potknął?
Gdyby upadła na niego? Z jakiegoś powodu, żadne z nich nie mogło
zadać konsekwencjom znaczenia.
Kiedy ostatni raz dotknął kobiety, zginęła cała wioska. Czarna Plaga,
tak to nazwali. To właśnie było w nim, płynąc w jego żyłach, śmiejąc
się w jego umyśle. Lata później, Torin szorował swoją skórę póki nie
popłynęła czarna krew. Oczyszczenie się z wirusa okazało się
niemożliwe.
Przez stulecia nauczył się ukrywać poczucie brudu, skażenia, pod
uśmiechami i ironicznym poczuciem humoru, ale nigdy nie przestał
tęsknić za tym, czego nie mógł mieć: towarzystwem. Cameo go
rozumiała, wiedziała, z czym sobie radził, co mógł a czego nie mógł i
nie prosiła o więcej.
Chciałby, żeby poprosiła o więcej i nienawidził siebie za to.
Powoli się do niego odwróciła. Jej usta były czerwone i wilgotne,
jakby je przygryzała, a jej policzki były zaróżowione. Jej pierś poruszała
się w górę i dół, w płytkim dyszeniu. Oddech utknął mu w gardle.
- Wróciliśmy – powiedziała.
Dalej siedział, unosząc brew, jakby o to nie dbał.
- Nie jesteś ranna?
- Nie.
- Dobrze. Zdejmij ubranie.
Odkąd pieścił jej włosy te parę miesięcy temu, stali się najlepszymi
przyjaciółmi. Z korzyściami. Z korzyściami typu Pieszczenie-Się-Na-
Dystans-Patrzac-Jedno-Na-Drugie-Gdy-Robi-To-Samo, ale zadowolenie
było takie samo. To wszystko komplikowało. Tutaj i teraz… przyszłość.
Kiedyś zechce kochanka, który naprawdę będzie mógł jej dotknąć,
naprawdę się z nią kochać, wejść w nią, pocałować, posmakować i
owinąć wokół niej swoje ciało, a Torin będzie musiał się odsunąć i nie
zabijać skurwysyna.
Ale do tego czasu…
Nie wykonała polecenia.
- Może nie wyraziłem się jasno – powiedział. – Chcę, żebyś zdjęła
ubranie.
Mroczny Szept
71 |
S t r o n a
Później ukarze go za wydawanie rozkazów. Wiedział to, wiedział jak
pilnie walczyła, żeby udowodnić, że jest tak potężna jak jej męskie
odpowiedniki. Teraz, zagarnęła ją potrzeba. Mógł wyczuć słodki zapach
jej podniecenia. Nie będzie zdolna dłużej się opierać.
Drżące palce owinęły się wokół brzegu koszulki i zdjęły ją przez
głowę. Koronkowy, czarny stanik. Jego ulubiony.
- Grzeczna dziewczynka – pochwalił.
Jej oczy się zwęziły, skupiając się na jego erekcji, napinającej się za
pasem spodni.
- Powiedziałam ci, że masz być nagi, gdy wrócę. Ty nie byłeś dobrym
chłopcem.
Przyzwyczaiwszy się do jej pełnego smutku głosy, nie wzdrygał się
jak inni. Ani wewnętrznie ani zewnętrznie. Ten głos był częścią tego,
czym była – wojownikiem do głębi duszy, piękną katastrofą…
niezamierzonym koszmarem. Dla niego to była melodia pełna uczucia,
która odbijała się echem w jego duszy.
Torin wstał, prostując się na pełną wysokość, mięśnie się napięły.
- Czy kiedykolwiek byłem dobry?
Jej źrenice się rozszerzyły, sutki stwardniały. Lubiła, kiedy rzucał jej
wyzwanie. Może, dlatego że wiedziała, że nagroda wzrastała, gdy trzeba
było na nią zapracować.
Chciałby mieć szansę na wygranie z nią bitwy – raz, tylko raz. W
końcu, zawsze ona wygrywała. Miał niewielkie doświadczenie z
kobietami, był zbyt zdesperowany dla tego, co tu się działo. Ale zawsze
dawał dobry pokaz.
- Rozbiorę się, kiedy będziesz naga – powiedział ochrypłym głosem. –
Ani chwilę wcześniej – Mocne słowa, który najpewniej dotrzymać.
- Zobaczymy… - Czarne włosy zawirowały, gdy podeszła do jego
kredensu. Jedną obutą stopą kopnęła stojące przed sobą krzesło,
pożerając go wzrokiem. Jeszcze nigdy zdejmowanie butów nie
wyglądało tak seksownie. Pierwszy buty rzuciła w niego, tylko o cal
minął jego głowę. Drugiemu pozwolił uderzyć się w pierś. Nie było
mowy o opuszczenie z niej spojrzenia, żeby uniknąć uderzenia.
Ziip. Spodnie opadły. Wyszła z nich.
Czarne, koronkowe majteczki pasujące do stanika. Doskonałość.
Wszędzie broń. Zachwycające.
Jej piersi były małe i zuchwałe, wiedział, że sutki przypominają
różyczki. Miała owalny pieprzyk na prawej kości biodrowej. Co by dał,
żeby go polizać… Ale tym, co najbardziej rozpalało jego fascynację, był
błyszczący wytatuowany motyl owijający się wokół żeber.
Mroczny Szept
72 |
S t r o n a
Gdyby patrzeć na nią tylko z jednej strony, albo tylko z przodu, było
niemal niemożliwe powiedzieć, co to za migoczący, rozżarzony wzór.
Tylko, gdy stała tyłem kształt nabierał formy. Och, jak bardzo chciałby
podążyć językiem za każdym ostrym szczytem i zagłębieniem.
Miał pasujący tatuaż na brzuchu, tyle, że jego był w kolorze onyxu,
obramowany szkarłatem. Właściwie, wszyscy wojownicy tutaj mieli
tatuaż w kształcie motyla, ale niczyje znamię demona nie było
umiejscowione w jednym miejscu. I nigdy nie chciał sięgnąć rękoma,
ustami, ciałem znamion innych mężczyzn.
Kiedy Cameo skończyła zdejmować broń, mały stos znalazł się tuż
obok niej. Uniosła brew patrząc na niego.
- Twoja kolej – było drżenie w jej głosie, jakby to, co się zaraz stanie
pociągało ją bardziej, niż chciała się przyznać.
Przynosiło mu so egoistyczną ulgę.
- Nie jesteś naga.
- Mogę być.
Powinien to powstrzymać, odesłać ją, cokolwiek, bo oboje wiedzieli,
że to już najdalej jak mogą się posunąć i nigdy nie będzie to
wystarczające dla żadnego z nich, ale… rozebrał się.
Cameo sapnęła, jak zawsze w takiej chwili, utkwiła wzrok w jego
nabrzmiałej erekcji.
- Powiedz mi wszystko, co chciałbyś mi zrobić – zażądała, już
chwytając swoje piersi. – Nie opuszczaj niczego.
Poddał się i jej palce zachowały się jak jego, poruszając się po całym
jej ciele. Dopiero, gdy doszła dwa razy dotknął siebie, jego pace
wykonywały jej polecenia. Ale nawet przez chwilę nie zapomniał, że to
wszystko, co kiedykolwiek będzie mógł mieć, że nigdy nie dostanie
więcej.
Mroczny Szept
73 |
S t r o n a
Rozdział 8
Rozdział 8
Rozdział 8
Rozdział 8
- Chcę własny pokój.
- Nie.
- Tak po prostu? Bez wahania?
- Właśnie. Zostaniesz tutaj – Nie powiedział: ze mną, ale nie musiał.
To było jasne. – Nie mieszkam w Budapeszcie długo, nie spędzam wiele
czasu w tym pokoju, ale jest mój – Jak ty. Znów niewypowiedziane, ale
jasne.
Gwen siedziała na krawędzi nieznanego jeszcze, ogromnego łóżka, w
jeszcze nieznanym męskim pokoju, w jeszcze nieznanej masywnej
fortecy, z bardzo znanym, fascynującym mężczyzną, którego
pocałowała i chciała pocałować ponownie, ale nie mogła, bo nie chciał
mieć z nią nic do czynienia. I naprawdę, to nie ona pragnęła
pocałunku, tylko Harpia. Przynajmniej tak sobie wmawiała. Harpia
lubiła niebezpieczeństwo i mrok, a demoniczny Sabin bardzo do tego
pasował.
Gwen lubiła stateczność na granicy nudy.
Patrzyła jak kompletnie niestateczny Sabin rozpakowuje swój bagaż,
a jego ruchy były równie sztywne jak ton. Jego dystans jest najlepszy,
powiedziała sobie. Na korzyść Harpii, oczywiście. Ponowne całowanie
odurzającego i irytującego Sabina nie byłoby mądre. Był zbyt
intensywny, zbyt tajemniczy dla spokoju jej umysłu. Ale cholera, był
seksowny… nawet rozpakowywał się w sposób, który przywodził na
myśl grę wstępną. Sposób, w jaki poruszał się jego mięśnie…
Przestań na niego patrzeć. Ktoś taki jak ty nie mógłby się z nim
związać.
Kto mówił cokolwiek o wiązaniu się? Biorąc pod uwagę jak bardzo
bała się swojej mrocznej strony, była typem dziewczyny Bierz-Czego-
Chcesz-I-Spadaj. Jej półroczny związek z Tysonem już był anomalią.
Co robi teraz Tyson? Jest z kimś innym? Może nawet się ożenił? I jak
ona będzie się czuć, jeśli to zrobił? Czy myślał o niej kiedykolwiek?
Zastanawiał się gdzie jest, albo dlaczego została porwana? Pewnie
powinna do niego zadzwonić.
Zadanie dla umysłu pod ręką.
- Dlaczego muszę dzielić z tobą pokój? – zapytała Sabina.
Mroczny Szept
74 |
S t r o n a
- Tak jest bezpieczniej.
Dla kogo? Dla niej? Dla jego przyjaciół? Ta myśl ją zasmuciła. Och,
to dobrze, że ci mężczyźni się jej bali. Zostawią ją w spokoju. Ale
demony sądzące, że jest zbyt zabójcza, żeby się z nią zadawać? To
powinno być śmieszne.
- Już obiecałam zostać w Budapeszcie. Nie ucieknę.
- To nie ma znaczenia.
Jej oczy się zwęziły, gdy na niego patrzyła. Jego krótkie odpowiedzi
były irytujące.
- Masz dziewczynę, jak inni? śonę? – Sukę, nie mogła się
powstrzymać przed pomyśleniem tego. – Jestem pewna, że będzie
miała coś do powiedzenia w tej sytuacji.
- Nie mam. A nawet, jeśli, nie miałby to znaczenia.
Sapnęła, przekonana, że źle usłyszała.
- Nie miałby znaczenia? Dlaczego? Twoje dziewczyny nie są warte
życzliwości ani uwagi?
Jego kłykcie zacisnęły się wokół aksamitnego worka z… gwiazdkami
do rzucania? Pobrzękiwały, gdy niósł je i chował w skrzyni. Drugą
aksamitną torbę zostawił przypiętą do biodra.
- Nigdy nie zdradzam kochanek. Jestem wierny, zawsze. Ale kiedy
przychodzi wojna, jest na pierwszym miejscu. Za każdym razem.
Wow. Bitwa przed miłością. Bez wątpliwości, był najmniej
romantycznym samcem, jakiego kiedykolwiek spotkała. Nawet bardzie
niż jej pradziadek, który ze śmiechem spalił jej prababcię, po tym jak
urodziła babcię Gwen. Głowa dziewczyny przechyliła się na bok, gdy
bardziej intensywnie przyjrzała się wojownikowi.
- Zdradziłbyś kochankę, gdyby pozwoliło to wygrać wojnę?
Znów przy walizce, uniósł parę wojskowych butów.
- Czy to ma znaczenie?
- Jestem ciekawa.
- Wiec: tak.
Zamrugała z zaskoczeniem. Po pierwsze, nie brzmiał przepraszająco.
Po drugie, nawet się nie zawahał.
- Tak, zrobiłbyś to?
- Tak, zrobiłbym. Jeśli zdrada oznacza zbliżenie się do zwycięstwa,
zdradzę.
Podwójne wow. Jego szczerość… przygnębiała ją. Był demonem, ale
spodziewała się jakoś – chciała – po nim więcej. Nie ma szans, żeby
była zdolna spotykać się z mężczyzną, który mógł zdradzić. Nie, żeby
planowała spotykać się z Sabinem.
Mroczny Szept
75 |
S t r o n a
Gwen chciała być jedną jedyną. Zawsze. Dzielenie się nigdy nie było
dla niej łatwe, było sprzeczne z każdym jej instynktem. To dlatego w
końcu wyzbyła się lęków i związała z Tysonem.
Z jej wiedzy wynikało, że był jej wierny. Seks był dobry, jeśli łagodny,
bo nawet, jeśli przekonała samą siebie, że może utrzymać związek,
wiedziała, że zatracenie się w przyjemności mogło wywołać katastrofę.
Kochał ją i myślała, że też go kocha. Teraz, dzięki tym wszystkim
miesiącom rozdzielenia, zrozumiała, że kochała tylko to, co
reprezentował: normalność. I byli bardzo podobni. On pracował dla IRS
i był znienawidzony przez współpracowników. Ona była Harpią, która
nienawidziła konfrontacji i była żałosna dla własnej rasy. Tyle, że
podobieństwo nie jest wystarczającym powodem do bycia razem. Nie
na zawsze.
Gwen miała odczucie, że mogłaby sobie odpuścić – przynajmniej
trochę – przy Sabinie. Nie cofał się przed Harpią, ani w jaskini, ani w
samolocie. A biorąc pod uwagę ja silny był, mógł znieść więcej niż
człowiek. Ale mimo tego, że był odważny i nieśmiertelny, wątpiła, żeby
mógł przyjąć wszystko, co mogła zaserwować. Nikt nie mógł.
Ale i tak ciągle przyłapywała się na zastanawianiu, jaki byłby w
łóżku. Nie łagodny, tyle wiedziała. Na pewno zdarzało mu się być
niegrzecznym i pewne tego samego żądałby od kochanki. Ile mógłby
przyjąć od niej?
- Więc nie masz żony, ale czy jesteś samotny? – zapytała, słowa
zazgrzytały. Nie mogła sobie wyobrazić kogoś wystarczająco szalonego,
żeby się z nim umawiać. Taa, był przystojny. Taa, sam jego pocałunek
mógł zaprowadzić kobietę do bram niebios. Ale chwilowa przyjemność z
nim skończyłaby się tylko złamanym sercem. Ona na pewno nie była
jedyną, która to rozumiała.
- Co jest z tymi wszystkimi pytaniami?
- Po prostu zapełniam ciszę – Kłamstwo. Wyglądało na to, że ostatnio
była ich pełna. Była – ciągle, pomimo wszystko – ciekawa go, tego
wojownika, który ją uratował.
- Nie ma nic złego w ciszy – mruknął, niemal wsadzając głowę do
torby.
- Jesteś samotny czy nie?
- Bardziej cię wolałem, kiedy się bałaś, cóż, wszystkiego –
wymamrotał.
Była mniej nieśmiała przy nim niż zwykle, zrozumiała. Widok miłości
jego opętanych przyjaciół do ich kobiet, jakoś to sprawił. Przynajmniej
na razie.
Mroczny Szept
76 |
S t r o n a
- Więc? Samotny?
Westchnął, najwyraźniej się poddając.
- Tak, jestem samotny.
- Mogę w to uwierzyć – wymruczała. Jego ostatnia dziewczyna
pewnie kopnęła go w dupę. - Cóż, to nie znaczy, że możemy razem
spać. Musisz sobie znaleźć inne miejsce do spania, bo ja zajmuję łóżko
– Odważne słowa. Miała tylko nadzieję, że nie przejrzy jej blefu.
- Nie martw się. Będę na podłodze – Wrzucił parę zmiętych koszul do
kosza na brudy stojącego obok szafy. Demoniczny wojownik sortujący
pranie – to coś, czego się nie widzi codziennie.
- Co jeśli nie ufam, że tam pozostaniesz?
Roześmiał się, to był okrutny dźwięk.
- Kiepsko. Nie zostawię cię samej na całą noc.
Kiepsko. Nie chciał trzymać się od nie z dale i nie chciał też mieć z
nią nic do czynienia w seksualnym sensie.
A może?
I czy ona też go chciała?
Studiowała jego profil, wzrok przesunął się po długości jego nosa.
Był odrobinkę zbyt długi w przeciętnych ramach, ale przez to
arystokratyczny. Jego kości policzkowe były ostro zarysowane, szczęka
kwadratowa. Ogólnie bardzo dobrze wyglądająca twarz, bez śladu
chłopięcości, którą czasami sobie wyobrażała.
Jego oczy były otoczone długimi, niemal kobiecymi, rzęsami.
Zauważyła to wcześniej, ale te rzęsy były tak gęste, że jego oczy
wydawały się otoczone linią sadzy.
Obejmując się ramionami, przeniosła spojrzenie z tej intrygującej
twarzy i skupiła się na jego ciele. Wszystkie te muskuły… znów ją
zafascynowały. śyły pulsowały na jego bicepsie, kiedy podniósł zestaw
do golenia. Czarna skóra i metal składające się na męską bransoletkę
otulały szerokość nadgarstka. Długie nogi pożerały dystans do łazienki.
Szczęśliwie zdjął koszulkę i dostała kolejną porcję linii mięśni do
oglądania. Mogła zobaczyć ten tatuaż przedstawiający motyla
rozciągający się na żebrach i ginący za paskiem spodni.
- Teraz moja kolej na pytania – powiedział od drzwi łazienki. Oparł
ramię o framugę. – Dlaczego nie uciekłaś? Albo przynajmniej nie
spróbowałaś? Wiem, że powiedziałaś, że nie chciałaś stawiać czoła
nieznanemu na tej pustyni. To, na pewnym poziomie, rozumiem. Ale
kiedy odkryłaś nasz mały, brudny, demoni sekret, zostałaś. Nawet
powiedziałaś, że mi pomożesz.
Mroczny Szept
77 |
S t r o n a
Dobre pytanie. Rozważała zniknięcie między drzewami, kiedy
samolot wylądował, potem, gdy SUV się zatrzymał. Ale potem te
ludzkie kobiety wybiegły z fortecy, rzucając się na swoich mężczyzn,
najwyraźniej szaleńczo, głęboko zakochane i zatrzymała się.
Wojownicy-demony byli z nimi tacy delikatni, troszczący się. Pełni czci,
jakby kobiety były ich największym skarbem.
To, bardziej niż wszystko, sprawiło, że zmieniała zdanie o demonach.
Ci mężczyźni byli całkiem inni niż się spodziewała, honorowi na swój
sposób (na razie) i niemal mili. Wydawało się, że chcieli ją chronić.
Lepiej, nie patrzyli na nią z rozczarowaniem, chcąc żeby była silniejsza,
odważniejsza, miała w sobie więcej furii.
To anioł w niej, mówiła jej matka, gdy Gwen odmawiała ranienia
niewinnych. Powinnam lepiej wiedzieć, żeby z nim nie spać. Jej siostry
ją chroniły, kochały, ale wiedziała, że uważają ją za słabą. Prawda
zawsze jaśniała w ich oczach.
Gdyby jej ojciec ją znał, byłby z niej dumny, pomyślała obronnie.
Akceptowałby jej życzliwość.
- Więc? – odezwał się Sabin.
- Mogę ci odpowiedzieć w sposób, w jaki ty mi odpowiadasz –
powiedziała, unosząc podbródek. Jestem silna. Mogę być, jaka chcę. –
Dlaczego od ciebie nie uciekłam? Bo tak. dlatego. – Właśnie. Przyjmij
trochę własnego lekarstwa.
Sabin przesunął językiem po zębach.
- Nie bawi mnie to.
- Cóż, mnie też – Właśnie tak. To jest sposób.
- Kochanie, mów do mnie.
Sposób, w jaki wypowiedział czułe słówko… jak pieszczotę, fantazja i
przekleństwo, razem zawinięte w czekoladowa eklerkę. Kradzioną,
oczywiście.
- Czuję się przy tobie bezpieczna – w końcu przyznała. Dlaczego
wybrała prawdę, nie miała pojęcia. – Okej?
Parsknął, zaskakując ją.
- to śmieszne. Nawet mnie nie znasz. Ale jeśli naprawdę jesteś taka
głupia, dlaczego chciałaś własny pokój? Dlaczego pytałaś mnie w taki
sposób?
Gorąco zapiekło ją w policzki. Była głupia.
- Dlaczego wygląda na to, że chcesz mnie przegonić, skoro jestem tu
na twoją prośbę? Chcesz żebym uciekła czy co?
Pojedynczy, krótkie potrząśnięcie głową.
- Więc mógłbyś przynajmniej spróbować być miły? Konsekwentnie?
Mroczny Szept
78 |
S t r o n a
- Nie.
Znów, nawet się nie zawahał. To naprawdę zaczynało ją irytować.
- Dobrze. Ale powiedz, dlaczego w jednej minucie jesteś miły a w
następnej okrutny?
Mięśnie napięły się na jego szczęce, jakby zaciskał zęby.
- Nie jestem dla ciebie dobry. Ufanie mi przyniesie ci tylko ból.
I nie chciał przynosić jej bólu?
- Dlaczego tak mówisz?
Bez odpowiedzi.
- Przez twojego demona? – nalegała. – Którego demona nosisz?
- Nieważne – warknął.
Więc znów bez odpowiedzi. I tak nie było odpowiedzi, która mogłaby
nadać temu sens. Chyba, że kłamał i naprawdę nie chciał przynosić jej
bólu, bo był demonem a to właśnie robiły demony. Ale nie mógł być
naprawdę zły. Prawdziwie kochał swoich przyjaciół. To było oczywiste
za każdym razem, gdy na nich patrzył.
- Powiedz mi jeszcze raz, co twoim zdaniem mogę dla ciebie zrobić –
powiedziała, po prostu, żeby mu przypomnieć, że naprawdę czegoś od
niej chciał a ona nie musiała mu pomagać, jeśli nie będzie chciała. –
Powiedz, dlaczego chcesz mnie trzymać w pobliżu.
Przynajmniej raz wydawał się szczęśliwy mogąc odpowiedzieć.
- śeby zabić moich wrogów, Łowców.
Wypełnił ją śmiech.
- I naprawdę szczerze wierzysz, że mogę zrobić coś takiego? Celowo –
dodała szybko, nie potrzebując kolejnego przypomnienia o tym, co
niechcący zrobiła w jaskini.
Jego ciemne spojrzenie spoczęło na niej, wpijając się w nią z
ostrością ostrza.
- W odpowiednich warunkach, myślę, że możesz zrobić wszystko.
Odpowiednie warunki. Czyli strach o życie albo piekielne
wkurwienie. Zrobi to. Narazi na niebezpieczeństwo albo wkurzy, aż się
zatraci. Wszystko żeby wygrać wojnę.
- Co zrobisz, żeby nauczyć mnie kontroli?
- Powiedziałem, że spróbuję. Nie, że mi się to uda.
Nigdy nie było lepszego powodu by od niego uciec. Był bardziej
niebezpieczny niż myślała. Ale nie mogła teraz odejść, kiedy
zrozumiała, że część nie chciała mu pomóc. Nie zabijać, nie chciała być
częścią walki, ale nie podobało jej się, że gdzieś tam są tacy ludzie jak
Chris i może robią to samo innym nieśmiertelnym kobietom. Jeśli
Mroczny Szept
79 |
S t r o n a
może odegrać małą rolę w powstrzymaniu ich, czy nie była do tego
zobligowana?
- Nie boisz się o swoje życie? – zapytała. – Jeśli zmienię się w Harpię,
nie będzie żył, żeby napawać się śmiercią Łowców, których zabiję.
Nawet nieśmiertelni mogą zostać zabici w odpowiednich warunkach.
- To szansa, którą chętnie wykorzystam. Jak ci powiedziałem, zabili
mojego najlepszego przyjaciela, Badena, Strażnika Nieufności. Był
wspaniałym mężczyzną, niezasługującym na śmierć, jaką mu
zaserwowali.
- Co to był za rodzaj śmierci? – Po tym, co zrobili jej porywaczom,
mogła sobie to tylko wyobrażać.
- Wysłali kobietę, żeby go uwiodła i w połowie aktu schwytali go i
ucięli mu głowę. Ale jeśli chcesz lepszy powód, Łowcy winią mnie i
moich braci za każdą zarazę, za każdą śmierć ukochanej osoby, każde
wypowiedziane kłamstwo, każdy akt przemocy. Torturowali ludzi, jeśli
byłem wystarczająco głupi, żeby o nich dbać i zrobią wszystko, żeby
mnie pogrzebać. Wszystko. Zniszczą wszystkich i wszystko, cały czas
nazywając mnie złym.
- Och – tylko to przyszło jej na myśl.
- Taa. Och. Ciągle myślisz, że nie będziesz zdolna mi pomóc?
* * *
Sabin zupełnie oczarowany śliczną dziewczyną siedzącą przed nim.
Cała ta truskawkowa masa spływająca w dół jej ramion, opadająca na
kolana. Te złote oczy błyszczące srebrem. Ten róż płonący na
policzkach.
Bardziej niż wygląd, podobał mu się jej nowo odnaleziony duch.
Pomimo wcześniej wymruczanych narzekań. Siła była cholernie
seksowna. Szczególnie siła, która nie przychodziła naturalnie. Mimo, że
była nieśmiała z natury, bała się go, jego domu, nawet własnego cienia,
siedziała spokojnie na jego łóżku, pytając go, z wysoko uniesioną
głową, odmawiając wycofania się. Była naprawdę niezwykłą istotą.
Jeśli nie jest najlepszą aktorką na świecie. Zwątpienie.
Sabin warknął. Gwen nie była aktorką. Była uwięziona i torturowana
przez Łowców, a nie pomagała im.
Irytujesz mnie swoją podejrzliwością.
Może utrzymuję ciebie i twoich przyjaciół przy życiu. Lepiej być
uważnym niż martwym. W końcu Danika przyszła tu pod przykrywką
ratunku, a w rzeczywistości karmiła Łowców informacjami.
Mroczny Szept
80 |
S t r o n a
Sabin przełknął.
Wypuść mnie na Harpię! Złamię ją i wydobędę prawdę.
Wyobraził sobie Reyesa i Danikę, takich, jacy byli teraz. Szczęśliwi,
zakochani. Dowód, że złe intencje mogą zmienić się w coś dobrego.
Zamknij się. To wszystko, co musisz zrobić
A on…
Spojrzał na Gwen, wiedząc – poza wszelką wątpliwością – że jemu nie
jest przeznaczone bajkowy happy end, jak Reyesowi. Kobieta mogła
znieść patrzenie na to, jak mężczyzna się tnie. Tracenie szacunku do
siebie, nie zniosłaby. Gwen już i tak była tego bliska.
Co ją uczyniło taką dziewczyną? Albo raczej kobietą. W końcu była
starsza niż Ashlyn i Danika.
Był jej ciekawy, każdego detalu jej życia. Rodziny, przyjaciół,
kochanków. I ona też była go ciekawa, czego odkrycie podobało mu się
bardziej niż powinno. Chciał odpowiedzieć na wszystkie jej pytania,
powiedzieć wszystko, ale znał to niebezpieczeństwo. Jego irytacja na
samego siebie powodowała, że przybierał bardziej ostry ton niż zwykle.
Czyniła go ostrzejszym, ale nie mnie podnieconym.
Stojąc tu, czuł palące pożądanie. Chciał tych włosów owiniętych
wokół swoich palców, tego pełnego ciała drżącego pod nim, na nim,
słyszeć jej krzyki rozkoszy
śeby powstrzymać się od sięgnięcia po nią, skrzyżował ramiona na
piersi, napinając koszulkę. Jej wzrok opadł, przywarł do jego lewego
bicepsa. Cholera. Jeśli chciała go, tak jak on chciał jej, będą mieli
kłopoty. Mnóstwo przyjemności, och, ale tyle kłopotów.
Demon znów szarpnął stery, zdesperowany dorwać się do niej,
najechać jej umysł i napełnić go wątpliwościami. Właściwie szepty już
się zaczęły: Nie jesteś wystarczająco dobra, ładna, silna. Wykańczało
go utrzymywanie go na wodzy. Jeśli ją dosięgnie…
On wiedział, jak zwalczać wątpliwości podsyłane przez demona, ona
nie. Załamie się, tak jak chciał demon.
Dlaczego nie mogła uspokajać jego dręczyciela, jak Ashlyn uspokoiła
Furię Maddoxa? Czemu nie mogła oczarować jego mrocznej połowy, jak
Anya oczarowała Śmierć Luciena? Czemu nie mogła ograniczyć jego
potrzeby zła, jak Danika ograniczyła Ból Reyesa? Przeciwnie, Gwen
doprowadzała jego bestię do białej gorączki.
- Naprawdę nie wiem czy będę mogła pomóc ci w sposób, w jaki
oczekujesz, ale wiem, że przykro mi z powodu twojej straty –
powiedziała, a w jej głosie naprawdę był smutek.
Mroczny Szept
81 |
S t r o n a
- Dziękuję – Jak… słodko. Zamarł. Musiała lepiej chronić swoje serce
i emocje. Zranienie jej nie przyniesie nic dobrego. Zamarł. Teraz on
myślał jak chłopak. A jeśli mowa o… - Masz chłopaka?
- Miałam. Wcześniej.
Przed porwanie, domyślił się. Jak wyglądał ten związek? Czy biedny
facet uważał na każde słowo i gest, żeby nie obudzić jej bestii? –
Tęsknisz za nim? – Był ślad smutku w jej głosie.
- Tak, tęsknie.
Okej, to… go rozjuszyło.
- Zdradzał cię? To dlatego zadawałaś, te wszystkie śmieszne pytania?
- Śmieszne? – Różowy koniuszek języka przesunął się gniewnie po
ustach, a jego członek drgnął w odpowiedzi, wyobrażając sobie ten
język gdzie indziej. Na nim. – Nie, nie zdradzał mnie. On był uczciwy.
Z jakiegoś powodu, porównanie jeszcze bardziej go rozjuszyło.
-- Jestem uczciwy. Powiedziałem ci wcześniej, nie kłamię, co do tego,
czego chcę czy nie chcę. Nie mogę.
Jedna z jej brwi się uniosła.
- Co masz na myśli, mówiąc, że nie możesz?
- Nie ruszaj tego – wycedził. Gwen powinna pilnować swego serca,
ale on powinien zacząć pilnować słów.
- Mówienie prawdy o zdolności do zdrady nie czyni cię lepszym od
mojego człowieka. Tyson w żadnym wypadku by mnie nie zdradził.
Kochał mnie.
Jej człowiek? Jej człowiek!
- Ma na imię Tyson? Nie chcę niszczyć twoich złudzeń, ale ten twój
chłoptaś to tchórzliwy kurczak. I nie byłbym taki pewnie, co do jego
poczucia honoru. Idę o zakład, że podwijał ogon za każdym razem, gdy
się odwróciłaś. I jeśli cię tak bardzo kochał, czemu nie próbował cię
znaleźć? – Sabin zaklął w myślach i zacisnął wargi. Te straszne słowa
nie były jego tylko demona. Skoro nie pozwalał mu działać jak zwykle,
szukał innej drogi ucieczki.
Gwen zbladła.
- P-Pewnie próbował.
Poczucie winy i wstyd zmyły irytację. Mimo całej tej brawury, była
krucha. Ale naprawdę, to tylko potwierdzało jego podejrzenia. Kilka
nędznych wątpliwości i już wyglądała na gotową się załamać. Musi
trzymać się od niej z dala.
Ale czy może? Ciągło go do niej. Już tak to zaaranżowała, że spała w
jego pokoju. Z nim. Sami. Idiota! Ale to był jedyny sposób, w jaki mógł
ją chronić – przed innymi, przed nią samą. I głupio podobała mu się
Mroczny Szept
82 |
S t r o n a
myśl o byciu przy niej. Cieszył się nią. Bardziej niż jej uroda, podobała
mu się jej błyskotliwość – gdy nie była przestraszona i cicha – i
ujmująca słodycz.
Zastanawiał się czy wszystkie Harpie są tak kuszące i rozpraszające
jak ona. Najwyraźniej się przekona, skoro zgodził się zaprosić tu jej
siostry. Obietnica, której nie chciał składać. Na początku. Więcej
Harpii znaczy więcej niebezpieczeństwa. Więcej kłopotów. Ale potem
zrozumiał, że więcej Harpii to też więcej broni przeciw Łowcom. Jakoś,
w jakiś sposób, przekona jej siostry, żeby pomogły mu zniszczyć ludzi,
którzy skrzywdzili ich ukochaną siostrę.
Jeśli ją kochają, powiedział Zwątpienie. – Czy szukały jej, gdy
została porwana?
Cholera. Nie pomyślał o tym. Gwen była w tej celi przez rok. Nie
znalazł jej, nie uratowały. Ani ten skurwysyn, Tyson.
Dłonie zacisnęły się w pięści. Jeśli siostry nie będą chciały mu
pomóc, dobrze. Miał Gwen. Z pierwszej ręki wiedział, do czego była
zdolna.
- Słuchaj, przepraszam za to co powiedziałem – wydusił z siebie –
przepraszanie jest do bani – i ruszył do drzwi. – Chcesz pokoju dla
siebie, w porządku. Dam ci kilka godzin. Ale nie opuszczaj tego pokoju.
Przyślę jedzenie na górę.
Jęknęła z oczywistej przyjemności, ale powiedziała:
- Nie wysilaj się przysyłając jedzenie. Nie zjem.
Zatrzymał się, plecami do niej. Im więcej na nią patrzył, tym bardziej
miękł w stosunku do niej.
- Musisz zacząć jeść, Gwen. Rozumiesz? Nie chcę, żebyś myślała, że
będę cię głodził jak twoi porywacze.
- Nie myślę tak – odparła uparcie. – Ale nie zjem. Zostawiasz mnie
tutaj, gdzie mogą mnie dopaść demony? Gdzie idziesz?
- Ja jestem demonem – powiedział, ignorując drugie pytanie.
Zaczynał być w tym dobry.
- Wiem – jej głos był ledwie słyszalny.
Jego żołądek się zacisnął. Wiedziała, ale to nie miało znaczenie?
Nigdy nie wypowiedziano bardziej znaczących słów.
- Będę blisko, gdybyś mnie potrzebowała. Po prostu zawołaj.
Właściwie, mam lepszy pomysł. Przyślę Anyę, żeby z tobą posiedziała.
Ona i Luciem mieli parę godzin na… ponowne połączenie. Ochroni cię –
I zmusi Gwen do jedzenia, jeśli to będzie konieczne. Jeśli ktokolwiek
mógł kogoś do czegoś przekonać do czegoś, czego nie chciał robić, na
pewno była to machiaweliczna Anya.
Mroczny Szept
83 |
S t r o n a
Gdy tylko wyszedł, zamknął drzwi za sobą i zabarykadował Gwen w
środku, żeby nie była narażona na zabiegi jego przyjaciół, nie mogła
szpiegować czy znaleźć telefonu, żeby zadzwonić do Łowców – nie
pracuje dla nich, do cholery! – zrozumiał, że planuje sparować Harpię z
boginią Anarchii. Świetnie. Będzie szczęściarzem, jeśli rano jego głowa
pozostanie na miejscu.
Mroczny Szept
84 |
S t r o n a
Rozdział 9
Rozdział 9
Rozdział 9
Rozdział 9
Gdy Sabin przemierzał fortecę, bolesne jęki odbijały się echem od
ścian. Ktoś przesłuchiwał więźniów. Powinien tam być, pomagać, ale
najpierw musiał porozmawiać z Anyą.
Tak, wiedział, że stawia kobietę ponad swoim obowiązkiem, ale to
była mała rzecz, zapewniająca Gwen komfort i nie powinna potrwać
długo. Nigdy więcej, zapewnił się. Następnym razem, jak będzie
torturowanie do odwalenia, zajmie się tym najpierw, niech Gwen będzie
przeklęta.
Ale wciąż. Dziwne, opuszczanie Gwen wydawało się… niewłaściwe.
Część niego, duża część – kurwa, bardo duża część – myślała, że
powinien przy niej być, łagodząc lęki, zapewniając że wszystko będzie
dobrze.
Nie mogę zapewnić kobiecie nic prócz bólu, pomyślał mrocznie.
Zwłaszcza kobiecie, którą desperacko chciał znów pocałować.
Ten pocałunek w samolocie niemal go zabił. Nic nigdy nie było
słodsze – ani nie miało większej zdolności do wybuchu.
Ale pozwalanie sobie na uczestnictwo oznaczało rozluźnić żelazny
uścisk nad Zwątpieniem, a gdyby to zrobił, demon utoczyłby mentalnej
krwi – to była jedyna rzecz w jaką nie wątpił. Już i tak była w fatalnej
kondycji, przestraszona tego kim i czym była. Następny pocałunek
byłby czystą głupotą.
I dlaczego wszystko pogorszył przywołując wspomnienia o jej byłym?
Jak mógł jej powiedzieć, że mężczyzna, któremu ufała nie mógł być jej
wierny, nie ważne, że doprowadził go do powiedzenia tego demon?
Gorzej, z każdą chwilą Zwątpienie był coraz bardziej zdeterminowany
zniszczyć wszystko w co Gwen wierzyła. Może dlatego że Sabin zrobił z
niej zakazany owoc, stanowczo żądając, żeby demon trzymał się od niej
z dala.
Nic nie można było na to poradzić. Jeśli przestanie powstrzymywać
demona, krucha pewność siebie Gwen zostanie zniszczona. Nie mógł
pozwolić się temu zdarzyć. Musiał chronić swoją broń. To na pewno
jedyny powód, dla którego tak dbał o stan jej umysłu.
Mroczny Szept
85 |
S t r o n a
Musi obmyślić najlepszy sposób wykorzystania jej. Może przekona ją,
żeby udawała że chce się przyłączyć do Łowców i wyrżnęła ich od
środka? To była możliwość.
Łowcy próbowali tej strategii od tysięcy lat, Baden był ich
największym sukcesem. Może nadszedł czas, żeby użyć ich sposobu
przeciwko nim.
Czy będzie zdolny przekonać do tego Gwen?
Dręczyło go to pytanie, gdy wędrował przez fortecę. Barwione szkło w
oknach rzucało pryzmy kolorów na korytarz i podświetlony pył tańczył
w powietrzu.
Sabin nie mieszkał tu długo, ale nawet on mógł powiedzieć, że
kobiety przywróciły to miejsce do życia. Ich dekoracje jakoś przegnały
mrok, który zauważył, gdy pierwszy tu przyjechał. Ashlyn wybierała
meble. Sabin nie wiedział wiele o takich rzeczach, ale podejrzewał, że
były drogie, bo przypominały mu o czasach spędzonych w
Wiktoriańskiej Anglii.
Cienie nie kryły już śladów krwi, którą Reyes był zmuszony sobie
utaczać. Teraz był tu wypełniony bielą hol, krzesła obite różowym
aksamitem, karuzela z końmi i orzechowo-marmurowe biurko. Był
nawet żłobek, obok sypialni Maddoxa i Ashlyn.
Anya wybierała… dodatki. Automat z gumą do żucia w dalekim rogu,
kryty basen, który musiał ominąć, i automat „Ms. Packman Arcade”
obok schodów.
Danika namalowała portrety wiszące na ścianach. Niektóre były o
aniołach, lecących przez nieba, inne o demonach, czyhających w
piekle, ale każdy przedstawiał wizje, które jako Wszystkowidzące Oko,
miewała. Przez te obrazy mogli więcej nauczyć się o duchach
zamieszkujących ich ciała, jak i o bogach, którzy teraz ich
kontrolowali.
Oczywiście, wizje nieba i piekła były bardziej „ekstra” w wydaniu
Anyi. Zdarzały się portrety nagich mężczyzn. Ku konsternacji
wszystkich, zarządziła ocalenie ich przed wybuchem bomby Łowców.
Tylko raz Sabin zdjął jeden. Następnego dnia, znalazł swój nagi portret
wiszący w tym miejscu. Jak bogini mogła namalować go tak szybko – i
trafnie – nigdy się nie dowiedział. Nigdy więcej też nie ściągnął żadnego
z jej obrazów.
Skręcił za róg i przeszedł przez otwarte drzwi pokoju rozrywkowego,
zamierzając iść na górę do sypialni Luciena i Anyi. Kątem oka zauważył
kogoś wysokiego i szczupłego. Zatrzymał się w drzwiach, poznając
Anyę. Ubrana w ultrakrótką skórzana sukienkę i wysokie buty na
Mroczny Szept
86 |
S t r o n a
obcasie, była tak doskonała jak tylko może być kobieta. Bez jednej
wady. Poza spaczonym poczuciem humoru.
W tej chwili grała w Guitar Hero ze swoim przyjacielem, Williamem.
Jej głowa kołysała się w nieregularnym rytmie muzyki, loki tańczyły
wokół niej. William był nieśmiertelny i dawno temu został wykopany z
niebios, jak Lordowie. Z tym, ze oni niemal zniszczyli świat, a on po
prostu uwiódł niewłaściwą kobietę. Albo dwie. Albo trzy tysiące. W
przeciwieństwie do Parysa, spał z każdą kobietą zamężną czy nie.
Nawet z królową bogów. Król Zeus znalazł ich razem i jak to mawiał
William: „wyprztyknął go”.
Teraz jego los związany był z książką, książką, którą Anya mu
ukradła i nie chciała oddać więcej niż parę stron na raz. Książką, która
rzekomo przewidywała przekleństwo – z udziałem kobiety – które go
spotka.
Ku prawdzie, wojownik, zamiast grać patrzył na tyłek Anyi, jakby był
cukierkiem, którego długo mu odmawiano.
- Mógłbym to robić cały dzień – powiedział, unosząc brwi.
- Skup uwagę na swoich nutach – upomniała Anya. – Mijasz je i
pogrążasz zespół.
Krótka cisza i oboje się roześmiali.
- Nie chwal go, Gilly! Nie robi tego najlepiej jak potrafi. Tylko
dziewczyna… uch, nieważne. Po prostu… powiedz mu jaki jest
okropny! – bogini zawirowała, palce nie opuściły gitary.
Gilly tu byłą? Sabin rozejrzał się, ale jej nie dostrzegł. Potem
zauważył słuchawki, kóre nosili oboje i zrozumiał, że grali z nią na
odległość.
Oparł ramię o framugę drzwi, skrzyżował ramiona na piersi i patrzył
niecierpliwie do końca piosenki.
- Gdzie Lucien?
Ani Anya, ani William nie obrócili się czy sapnęli, jakby byli
zaskoczeni jego obecnością.
- Eskortuje dusze – odparła Anya, rzucając gitarę na kanapę. – Tak!
Wbiłam, dziewięćdziesiąt pięć procent. Gilly, ty dziewięćdziesiąt osiem,
a William tylko pięćdziesiąt sześć – Pauza. – Co mówisz? Nie chwal tego
mężczyzny. Taa, ty też. Do następnego razy, chica – Zdjęła słuchawki i
rzuciła je za gitarą. Potem podniosła paczkę chrupek serowych ze
stolika do kawy i zaczęła jeść powoli, przymykając oczy w ekstazie.
Sabinowi ślina napłynęła do ust. Chrupki serowe – jego ulubione.
Jakoś, zawsze wiedziała kiedy nadchodzi, szuka jej. W ten sposób
złośliwie go torturowała.
Mroczny Szept
87 |
S t r o n a
- Daj trochę – powiedział.
- Znajdź swoje.
William podrzucił swoje chrupki w powietrze, złapał i ustawił na
szczycie perkusji.
- Nie ważne ile nut ominę, ciągle tworzę najpiękniejszą muzykę.
- Ha! Totalnie cię zmiotłam – odłożyła chrupki i rzuciła rozbawione
spojrzenie Sabinowi. – Więc, Sabi, szukałam cię. Lucien mi powiedział,
że mamy w domu Harpię! – zaklaskała z ekscytacją. – uwielbiam
Harpie. Są bosko niegrzeczne.
Nie zwrócił jej uwagi, że grała a nie szukała go.
- Bosko niegrzeczne? Nie widziałaś jak rozdarła Łowcy gardło.
- Nie, nie widziałam – jej usta wygiął znajomy dąs. – Straciłam całą
zabawę przez niańczenie Williy’ego.
William przewrócił oczyma.
- Dzięki wielkie, Annie. Zostaję tu, dotrzymuję ci towarzystwa,
pomagam strzec kobiet, a ty chcesz walki. Bogowie, zraniłaś mnie na
wskroś. Nigdy się nie podźwignę.
Anya wyciągnęła rękę i pogłaskała go po głowie.
- Masz chwilę, pozbieraj się. W między czasie, mamusia zajmie się
Zwątpiątkiem. Okej?
Kąciki ust Williama się wygięły.
- Czy to czyni mnie tatusiem?
- Tylko jeśli chcesz umrzeć – powiedział Sabin.
Wybuchając śmiechem, wojownik włączył siedemdziesięciu trzy
calowy HDTV i rozwalił się w pluszowym fotelu przed nim. Trzy
sekundy później, rozpoczął się festiwal ciał i jęków. Kiedyś Parys
kochał te filmy. Ale w tygodniach przed ich wyjazdem do Kairu, tylko
William przy nich przesiadywał.
- Opowiedz mi wszystko o Harpii – Anya nachyliła się do Sabina, jej
twarz płonęła zainteresowaniem. – Umieram z ciekawości.
- Harpia ma imię – Czy to irytacja była w jego głosie? Na pewno nie.
Dlaczego miałoby go obchodzić, że wszyscy nazywają ją Harpią? On też
ją tak nazywał. – To Gwendolyn. Albo Gwen.
- Gwendolyn, Gwendolyn. Gwen – potarła podbródek długimi,
ostrymi paznokciami. – Przykro mi, nie znam.
- Złote oczy, rude włosy. Cóż, truskawkowo blond włosy.
Jej jasno niebieskie oczy zabłyszczały nagle.
- Hmm. Interesujące.
Mroczny Szept
88 |
S t r o n a
- Co? Kolor włosów? – Wiedział to! Chciał zatopić palce w tej masie,
zacisnąć te włosy w pięści, rozsypać na swojej poduszce, na swoich
udach.
- Nie, to że ty nazwałeś je truskawkowym blondem – wybuchła
dźwięcznym śmiechem. – Czyżby mały Sabin wpadł?
Zacisnął zęby z irytacji, gdy ciepło zalało mu policzki. Rumieniec?
Pieprzony rumieniec?
- Aaa. Bezcenne. Patrzcie tylko kto się zakochał przeszukując
piramidy. Co jeszcze o niej wiesz?
- Ma trzy siostry, ale nie znam ich imion – Słowa były szorstkie,
wypełnione pełnym furii ostrzeżeniem. On nie był zakochany.
- Cóż, dowiedz się – powiedział, najwyraźniej rozdrażniona, że jeszcze
tego nie zrobił.
- Właściwie, miałem nadzieję że ty się dowiesz. Musisz dotrzymać jej
towarzystwa – Strzeż jej, część niego chciała błagać. Ochroń ją. Chwila.
Część niego chciała błagać? Na poważnie? – Ale William zostaje tutaj.
William ma się do niej nie zbliżać.
Skóra zatrzeszczała, gdy wojownik obrócił się w fotelu. Praktycznie
świecił zaintrygowaniem.
- Czemu nie mogę się do niej zbliżać? Jest ładna? Założę się, że jest
ładna.
Sabin go zignorował. To, albo by go za był, a zabicie go wkurzyłoby
Anyę. Wkurzanie Anyi było równoznaczne z włożeniem głowy pod
gilotynę.
W takich chwilach, Sabin tęsknił za rutyną walki i treningów, która
wypełniała jego życie przed ponownym połączeniem Lordów. Wtedy
miał tylko pięciu współlokatorów i żadnych irytujących kobiet – poza
Cameo, ale ona się nie liczy – albo ich przesadnie podnieconych
przyjaciół.
- Mogłabyś też spróbować zmusić ja do jedzenia – dodał. – Jest ze
mną od kilku dni i przez ten czas zjadła tylko parę Twinkies, ale
natychmiast je zwymiotowała.
- Po pierwsze, nigdy nie powiedziała, że będę niańczyć twoją kobietę.
Po drugie, oczywiście, że nie będzie jeść. Jest Harpią – ton Anyi
sugerował, że jest kretynem.
Może był.
- O czym ty mówisz?
- Mogę jeść tylko to co ukradną lub zarobią. Ech. Jeśli zaoferowałeś
jej jedzenie, musiała je zwrócić. Inaczej… oklaski proszę…
zwymiotowałaby je.
Mroczny Szept
89 |
S t r o n a
- To śmieszne.
- Nie, to ich sposób życia.
Ale to… na pewno nie jest… kurwa. Kim był, żeby mówić, że coś
takiego jest niemożliwe? Przez lata Reyes musiał dźgać Maddoxa w
brzuch o północy, a Lucien musiał odprowadzić duszę martwego
wojownika go piekła – tylko po to, żeby wrócił rankiem do
uzdrowionego ciała i przeszedł to samo kolejnej nocy.
- Więc pomóż jej coś ukraść. Proszę. Czy kradzież nie jest twoim
hobby? – Później rozłoży w pokoju jedzenie tak żeby było łatwe do
„zwędzenia”.
Nagle wysoki krzyk agonii odbił się między ścianami i dźwięk ten
uspokoił duszę Sabina. przesłuchanie Łowców osiągnęło nowy poziom.
Powinienem tam być, pomagać. Został w miejscu, ciekawy, żądny
odpowiedzi.
- Co jeszcze powinienem o niej wiedzieć?
Zamyślona, podeszła do stołu bilardowego i wyjęła jedną z bil z
kieszeni. Podrzuciła ją w powietrze, złapała i znów podrzuciła.
- Pomyślmy, pomyślmy. Harpie poruszają się tak szybko, że ludzkie
oko – nieśmiertelnego też – nie może zarejestrować ruchu. Kochają
torturować i karać.
Dwóch rzeczy z tego był już świadkiem. Prędkość z jaką zabiła
Łowcę… brutalny sposób w jaki go zaatakowała… to były tortury i kara
jednocześnie. Ale kiedy Sabin wspomniał zaatakowanie innych Łowców
odpowiedzialnych za to jak została potraktowana, zbladła, trzęsła się ze
strachu.
- Jak każda inna rasa, harpie mogą mieć specjale zdolności. Niektóre
mogą przewidzieć kiedy ktoś umrze. Niektóre mogą wyrwać duszę z
ciała i przenieść ją w zaświaty. Szkoda, że więcej z nich tego nie potrafi
– to ułatwiłoby pracę mojego kochania. Niektóre mogą podróżować w
czasie.
Czy Gwen posiadała specjalną zdolność?
Za każdym razem, gdy dowiadywał się czegoś o jej pochodzeniu,
zaczynały go dręczyć tysiące pytań.
- Ale nie martw się o swoją kobietę – dodała Anya, jakby czytając mu
w myślach. – Tego typu zdolności pojawiają się późno. Chyba, że ma
kilka setek lat – a może to były tysiące? Nie pamiętam – pewnie jeszcze
nie odkryła swoich zdolności.
Dobrze wiedzieć.
- Czy są złe? Można im ufać?
Mroczny Szept
90 |
S t r o n a
- Złe? Zależy od definicji. Ufać im? – powoli uśmiechnęła się szeroko,
jakby rozkoszowała się kolejnymi słowami. – Ani odrobinę.
Niezbyt dobrze dla jego celów. Ale cholera, nie mógł sobie wyobrazić
słodkiej, niewinnej Gwen pogrywającej z nim.
- Po ty co Lucien ci powiedział, myślisz, że może pracować dla
Łowców? – Nie chciał o to pytać, naprawdę nie mógł uwierzyć w jej
zdolność do tego. Jedynym powodem, dla którego ta myśl znalazła się
w jego umyśle był Zwątpienie. Zwątpienie, dla którego zaufanie i
pewność były przekleństwem.
- Nie – odparła Anya. – to znaczy, znalazłeś ją zamkniętą. śadna
Harpia nie zgodziłaby się na zamknięcie. Dać się schwytać to znaczy
zostać wyśmianym, być nic nie wartym.
Więc jak potraktują ją jej siostry, kiedy tu przybędą? Nie pozwoli im
jej źle traktować. I cholera. Zostawił ją zamkniętą w sypialni.
Przestronna sypialnia, ale też więzienie. Czy teraz widziała go
podobnym do Łowców? śołądek mu się ścisnął.
- Zostaniesz z nią? Proszę.
- Przykro mi rozwiewać twoje złudzenia, słodki, ale jeśli nie będzie
chciała tu być, nawet ja jej nie zatrzymam. Nikt nie zdoła.
Kolejny ludzki krzyk przeszył pokuj, a za nim szybko pośpieszył
śmiech nieśmiertelnego.
- Proszę – powtórzył. – Jest przestraszona i potrzebuje przyjaciółki.
- Przestraszona – bogini się roześmiała. Ale gdy jego spojrzenie się
nie zmieniło, śmiech ucichł. – śartujesz, prawda? Harpie nigdy się nie
boją.
- Czy kiedykolwiek zademonstrowałem ślad poczucia humoru?
Anya potrząsnęła głową pogardliwie.
- Tu mnie masz. Dobra. Poniańczę ją, ale tylko dlatego, że jestem
ciekawa. Mówię ci, że przestraszona Harpia to oksymoron.
Wkrótce zrozumie swoją pomyłkę.
- Dziękuję. Jestem twoim dłużnikiem.
- Tak, jesteś – uśmiechnęła się słodko. Zbyt słodko. – Och, a jeśli
zapyta o ciebie, powiem jej wszystko co wiem. Każdy detal. I mam na
myśli każdy.
Przeszył go strach. Gwen już była przy nim ostrożna. Jeśli dowie się
o chociażby połowie rzeczy jakie zrobił w przeszłości, nigdy mu nie
pomoże, nie zaufa, nie spojrzy na niego z tym odurzającym pożądaniem
i niepewnością.
- Zgoda – odparł mrocznie. – Ale desperacko potrzebujesz lania.
- Kolejnego? Lucien sprawił mi już jedno dobre rano.
Mroczny Szept
91 |
S t r o n a
W tej chwili Sabin przyznał, że nigdy nie wygra w dyskusji z Anyą.
Nigdy też jej nie onieśmielał. Nie było nawet powodu próbować.
- Po prostu… bądź wobec nie delikatna. I jeśli masz choć odrobinę
litości w tym boskim ciele, nie mów jej, że noszę Zwątpienie. Już i tak
się mnie boi.
Wzdychając, odwrócił się i poszedł do lochu.
* * *
- Gdzie one są? – zapytał Parys.
Jęk bólu był jedyną odpowiedzią.
Wydawało się, że zajmują się już tym dawna, bez rezultatów.
Demon Aerona, Gniew, wysyłał każdy rodzaj chorych obrazów w jego
głowę, chcąc ukarać tych mężczyzn za ich grzechy. Już niedługo
Aeron nie będzie w stanie się powstrzymać. Jeśli tak się stanie, nie
uzyska odpowiedzi. Był gotowy przestać i spróbować ponownie jutro,
pozwalając pozostałym Łowcom – już przypadkowo zabili dwóch –
wyobrażać sobie, co ich czeka. Czasami nieznany było bardziej
onieśmielające niż rzeczywistość. Czasami.
Parys, nie wyglądał na gotowego dać spokój. Facet był opętany.
Przez więcej niż swojego demona. Zrobił tym ludziom rzeczy, które
nawet Aeronowi, zimnemu wojownikowi, było trudno znieść.
Miesiące temu bogowie rozkazali mu zabić Danikę Ford i jej
rodzinę. Szaleńczo walczył z żądzą krwi, która go pochłaniała.
Walczył z obrazami tych słodkich śmierci, które wypełniały mu
głowę, jego rękami rozrywającymi im gardła, oczyma obserwującymi
upływ krwi, uszami wchłaniającymi ostatnie, bulgoczące oddechy.
Bogowie, pożądał tego bardziej, niż czegokolwiek na świecie.
Odkąd żądza krwi w końcu go opuściła – chociaż nadal nie
wiedział, czemu tak się stało – bał się odbierać życie, jakiekolwiek
życie, bał się, że znów zmieni się w bestię. Wtedy razem z innymi
wojownikami do Egiptu i bitwa rozgorzała. Nie był zdolny
powstrzymać swoich rąk, żądza do ogarnęła, prowadząc.
Na szczęście opanował się nie raniąc przyjaciół. Ale gdyby się tak
nie stało? Nie byłby zdolny ze sobą żyć. Tylko Legion mogła go
całkowicie uspokoić, a właśnie jej towarzystwa został pozbawiony.
Ręce zacisnęły się w pięści. Ktokolwiek, po co kol wiek, go
obserwuje musi zostać powstrzymany zanim wróci Legion. Jakoś.
Mroczny Szept
92 |
S t r o n a
Niestety, tych niewidzialnych, penetrujących oczu nie było teraz na
nim. Był pokryty krwią i miał wypchaną szmatę w kieszeni – szmatę
zawierającą palce jednego z martwych Łowców. Może jego widok
przegoniłby teraz obserwatora.
Najpierw myślał, że to Anya, płatająca psikusa. Robiła coś
podobnego Lucienowi. Ale Legion nie bała się Anyi. Co czyniło ją
jedyną w fortecy, poza Lucienem, która mogła tak twierdzić.
- Ostatnia szansa odpowiedzenia na moje pytanie – powiedział
Parys spokojnie, przykładając sztylet do bladego policzka Łowcy. –
Gdzie są dzieci?
Greg, ich aktualna ofiara, zapiszczał, strumień śliny wytrysnął z
jego ust.
Odizolowali Łowców, jednego na celę. W ten sposób krzyki, które
wydobywali doprowadzały innych do szaleństwa, sprawiając, że
zastanawiali się, co było robione ich braciom. Zapach uryny, potu i
krwi już wypełniał powietrze, kolejny bonus.
- Nie wiem – zachlipał Greg. – Nie powiedzieli mi. Przysięgam na
Boga, że mi nie powiedzieli.
Zawiasy zaskrzypiały. Kroki odbiły się echem. Sabin wszedł do
celi, jego rysy wypełniała determinacja. Teraz sprawy staną się
naprawdę krwawe. Nikt nie był bardziej zdeterminowany niż Sabin.
Przy takim demonie jak Zwątpienie, pewnie tylko determinacja
utrzymuje go przy zdrowych zmysłach.
- Czego się dowiedzieliście? – zapytał wojownik. Wyciągnął
aksamitny woreczek zza pasa i położył go na stole, powoli rozwijając
materiał i ujawniając ostry blask różnych metali.
Greg zaszlochał.
- Nową informacją jest to, że naszemu staremu przyjacielowi,
Galenowi… - Aeron wymówił imię z szyderstwem. - … pomaga ktoś,
kogo nazywa… nie uwierzysz w to. Nieufność.
Sabin zamarł w miejscu.
- Niemożliwe. Znaleźliśmy głowę Badena, bez ciała.
- Tak – śaden nieśmiertelny nie mógł tego przetrwać. Głowa nie
była czymś, co można było zregenerować. Inne części ciała, tak, ale
nie głowę. – Wiemy też, że jego demon wędruje po ziemi, oszalały po
uwolnieniu. Nie ma mowy, żeby został znaleziony bez puszki
Pandory.
- Obraża mnie, że takie słowa zostały wypowiedziane. Oczywiście,
ukaraliście Łowcę za kłamstwo?
Mroczny Szept
93 |
S t r o n a
- Oczywiście – odparł Parys z usatysfakcjonowanym uśmiechem. –
Był jedynym, który musiał zjeść własny język.
- Powinniśmy włożyć tego do klatki – zaproponował Gniew. Klatka
Przymusu. Starożytny, potężny artefakt… jeden z tych, które miały
im pomóc znaleźć puszkę. Każdy zamknięty w środku musiał zrobić
wszystko, czego zażądali wojownicy, bez wyjątku. Cóż, prawie bez
wyjątku. Kiedy Aerona pochłaniała żądza krwi, błagał żeby
zamknięto go w środku i kazał mu trzymać się z daleka od rodziny
Ford.
Ale Kronos pojawił się przed nim i powiedział:
- Myślisz, że stworzyłbym coś tak potężnego jak ta klatka i
pozwolił, żeby mogła zostać użyta przeciwko mnie? Wszystko, co
wprawiłem w ruch nie może zostać zatrzymane. Nawet za pomocą
klatki. To jedyny powód, dla którego zgodziłem się ją tu zostawić.
Teraz, dość tego. Czas działać.
Aeron zamrugał i nagle znalazł się w sypialni Reyesa, z nożem w
ręce, a kark Daniki był tak cudownie blisko…
- Nie – odparł Sabin. – Zgodziliśmy się.
Nie pokażą klatki Łowcom… nawet tym straconym… pod żadnym
pozorem, więc Łowcy nigdy nie zobaczą, do czego jest zdolna. Na
wszelki wypadek.
- Dowiedzieliście się czegoś jeszcze? – zapytał Strażnik Zwątpienia,
zmieniając temat.
Ale Aeron dostrzegł blask w oczach wojownika. Ponieważ klatka
została wspomniana w mieszanym towarzystwie, ten Łowca zginie po
tej sesji.
- Tylko potwierdziliśmy to, co powiedziały nam schwytane kobiety.
Były gwałcone, zapładniane, ich dzieci zamierzali pewnego dnia użyć
do walki z nami. Już są pół-nieśmiertelne dzieci wychowywane przez
Łowców, ale Greg nie chce ocalić swoich palców u rąk i nóg, mówiąc
nam gdzie.
Szlochy ucichły, mężczyzna był tak przerażony, że gardło mu się
zacisnęło. W każdej chwili mógł zemdleć.
Parys złapał go za kark, wpychając mu głowę między kolana.
- Oddychaj, niech cię cholera! Albo przysięgam na bogów, że w
inny sposób sprawię, że pozostaniesz przytomny.
- Przynajmniej ciągle ma krtań – powiedział Sabin sucho. Uniósł
zakrzywione ostrze, dotknął wierzchołka. Krew spłynęła po palcu. –
W przeciwieństwie do jego przyjaciela z celi obok.
Mroczny Szept
94 |
S t r o n a
- Mój błąd – odparł Parys, ale nie wyglądał na skruszonego. Był
niemal maniakalny błysk w jego oczach.
- Jak niby miał odpowiadać na pytania, nie mogąc mówić?
- Taniec interpretacji – nadeszła ironiczna odpowiedź.
Sabin parsknął.
- Mogłeś użyć swoich zdolności – Jego dar uwodzenia działał
nawet na mężczyzn.
- Mogłem, ale tego nie zrobiłem – Parys skrzywił się. – I nie zrobię
tego teraz, więc nie pytaj. Za bardzo nienawidzę tych skurwysynów,
żeby używać na nich uroku, nawet dla informacji. Ciągle jestem im
dłużny za czas, jaki spędziłem w ich więzieniu.
Sabin spojrzał na Aerona, a niewypowiedziane „dlaczego go nie
powstrzymałeś?” przepłynęło w powietrzu. Gniew wzruszył
ramionami. Nie miał pojęcia jak poradzić sobie z tym ostrym, pełnym
furii żołnierzem, jakim stał się Parys. Czy inni czuli się tak w jego
przypadku?
- Więc teraz mamy wydobyć informację o lokalizacji dzieci? –
zapytał Zwątpienie. – O to chodzi?
- Tak – odparł Aeron. – Jeden z Łowców przyznał, że są w każdym
wieku, aż do nastolatka. I taa, gwałcili nieśmiertelne od dawna. Ta
jaskinia w Egipcie była kiedyś świątynią bogów. Jest chroniona,
chociaż nikt nie wie, przez kogo… ani jak minęliśmy tę ochronę.
- Przypuszczalnie dzieci są szybsze i silniejsze niż jakikolwiek
Łowca. Och, i posłuchaj tego: większość z tych inkubatorów, jak je
nazywają… to nieśmiertelne znalezione przez Ashlyn.
Ashlyn miała unikalną zdolność do słyszenia wszystkich rozmów,
jakie kiedykolwiek odbyły się w miejscu, w jakim się znalazła. Zanim
przyjechała do Budapesztu pracowała dla – kurwa, poświęcając
temu życie – Światowego Instytutu Parapsychologii, agencji, która
wykorzystywał jej zdolności do polowania na nieśmiertelnych. Do
„badań” - jak jej powiedzieli.
- Nie możemy jej powiedzieć – dodał Gniew. – To ją zniszczy.
Dowiedzenie się, że pracowała dla Łowców, było wystarczająco złe.
Odkrycie, że jej zdolności pomogły im założyć hodowlę nowych
Łowców, mogło być zbyt wielkim ciosem dla delikatnej, ciężarnej
kobiety.
- Powiemy Maddoksowi i pozwolimy mu zdecydować, co zechce jej
przekazać.
- Proszę, wypuście mnie – błagał Greg zdesperowanym tonem. –
Zaniosę innym wiadomość. Jakąkolwiek wiadomość chcecie. Nawet
Mroczny Szept
95 |
S t r o n a
ostrzeżenie. Powiem im, żeby trzymali się od was z daleka. śeby
zostawili was w spokoju.
Sabin uniósł fiolkę z wyglądającą na brudną cieczą znad
aksamitnego woreczka.
- Czemu miałbym cię wysyłać z ostrzeżeniem, które sam mogę
dostarczyć? – Zdjął zatyczkę kciukiem i polał ostrze. Rozległ się syk i
skwierczenie.
Greg próbował przesunąć się z krzesłem, ale było unieruchomione
w miejscu.
- C-Co to jest?
- Specjalny rodzaj kwasu, który lubię sam mieszać. Przeżre się
przez twoje ciało, przepali od środka. Stawy, mięśnie, kości, to bez
znaczenia. Jedyne, przez co nie może się przeżreć to ten metal,
ponieważ pochodzi z niebios. Więc, powiesz nam, co chcemy
wiedzieć? Czy też powinienem wbić ci to ostrze w stopę i czekać na
rezultaty?
Łzy spłynęły po twarzy mężczyzny, lądując na koszuli i mieszając
się ze znajdującą się tam krwią.
- Są w punkcie szkoleniowym. Każdy nazywa to Liceum Łowców.
To odłam Światowego Instytutu Parapsychologii. Miejsce, gdzie dzieci
są trzymane tak daleko od matek, jak to tylko możliwe. Tam uczą się
walczyć, polować. Uczą się nienawidzić wasz rodzaj za setki
zamordowanych przez wasze zarazy i kłamstwa. Za miliony tych,
którzy się zabili przez nieszczęście, jakie rozsiewacie.
Wspaniale. Teraz brzmiał jak Łowcy, których Aeron się brzydził.
- I gdzie ta placówka się znajduje? - zapytał Sabin płaskim głosem.
- Nie wiem. Naprawdę, nie wiem. Musisz mi uwierzyć.
- Przykro mi, ale tego nie zrobię – Przywódca greckich
nieśmiertelnych powoli zbliżył się do Łowcy. – Więc, zobaczmy czy
uda mi się odświeżyć ci pamięć, dobrze?
Mroczny Szept
96 |
S t r o n a
Rozdział 10
Rozdział 10
Rozdział 10
Rozdział 10
Jeśli jeszcze jeden napełniony bólem, skręcający wnętrzności wrzask
odbije się echem w ścianach sypialni Sabina, Gwen zrobi komuś
krzywdę! Wydawało się, że to nigdy się nie skończy. Nie pomagała
również ciężka pięść zmęczenia, przygniatająca powieki i miażdżąca
umysł, która sprawiała, że to wszystko wydawało się niekończącym
koszmarem. Ale była zdeterminowana utrzymać oczy i uszy otwarte, na
wypadek gdyby któryś z Lordów zdecydował się tu włamać i ją
skrzywdzić.
Tak jak ranili mężczyznę właśnie błagającego o litość. Bez
wątpliwości, wiedziała, że to Łowcy są torturowani. Tam poszedł Sabin.
To dlatego opuścił ją tak szybko. Jego „praca” była ważniejsza od jego
życia.
Tak dobrze go znasz, co? Nie. Ale wiedziała, że nienawidził Łowców,
pragnął ich zniszczenia tak bardzo jak ona pragnęła normalności i
zrobi wszystko, żeby to sobie zapewnić.
Rozumiała jego pragnienie. Odebrali mu coś, coś co kochał.
Właściwie, więcej niż jedną ukochaną osobę. Jej też coś zabrali. Wiele
rzeczy. Jej dumę, normalne życie, które właśnie zaczęła sobie
zapewniać. Nienawidziła ich tak bardzo jak Sabin. Może bardziej.
Z żądzą w oczach patrzyli, jak Chris gwałci te kobiety, chcąc swojej
kolejki. Nie powstrzymali go, nawet nie protestowali przeciwko jego
nikczemnemu zachowaniu. Więc nawet, jeśli krzyki doprowadzały ją do
szału, nie miała zamiaru powstrzymywać Sabina. Ci Łowcy zasłużyli na
to, co dostali. Chociaż każdy krzyk przypominał jej, że Sabin chciał
żeby pomogła mu odbierać życie.
Czy potrafiła?
Sama myśl sprawiała, że gula narastała jej w gardle, strach wypalał
krew, zmieniając komórki w kwas płynący w żyłach. Przez lata zabijała.
Gdy miała dziewięć lat zabiła nauczyciela za to, że wystawił jej ocenę
niedostateczną. Jako szesnastolatka mężczyznę, który śledził ją,
wciągnął do pustego pokoju i zamknął drzwi. Spędził trzydzieści
sekund z Harpią. Mając dwadzieścia pięć lat przeprowadziła się z
Alaski do Georgii, podążając za Tysonem – co sprawiło, że matka
zerwała z nią wszelkie więzi – i w końcu zaczęła studiować, coś o czym
Mroczny Szept
97 |
S t r o n a
wcześniej marzyła. Nie poradzi sobie z hałaśliwym tłumem, mówiły jej
siostry. I miały rację. śonaty profesor chciał ją przelecieć, to wszystko,
a ona rzuciła się na niego jakby chciał jej rozpłatać gardło. Trzeci
tydzień na studiach był jej ostatnim.
Jej siostry mówiły, że Harpia przestanie być taka gwałtowna, jeśli
Gwen przestanie walczyć z tym, czym jest, ale im nie wierzyła. Kochała
je i mimo, że zazdrościła im pewności siebie i siły, Niechciała być taka
jak one. Przez większość czasu.
Kolejny agonalny krzyk.
śeby się czymś zająć, zaczęła eksplorować sypialnię, otworzyła
skrzynię z bronią i schowała do kieszeni gwiazdki do rzucania, które
Sabin tam schował, ziewając tylko trzy razy – imponujące. Niektórych
umiejętności dziewczyna nigdy nie zapomina, a otwieranie zamków jej
rodzina traktowała bardzo poważnie. Powinnam zrobić to wcześniej.
Otworzyła zamek w drzwiach i wyszła na korytarz… tylko po to żeby
cofnąć się, gdy usłyszała kroki.
Dlaczego jestem takim tchórzem?
Kolejny krzyk, ten przeszedł w bulgotanie.
Drżąc, znów ziewając, opadła na materac, zmuszając rozproszony
umysł do skupienia się na tym, co ją otaczało, a nie na tym, co
słyszała. Sypialnia była zaskakująca. Biorąc pod uwagę jak twardy i
muskularny był Sabin spodziewała się rzadko rozsianego
umeblowania, czerni i brązu, niczego osobistego. I na powierzchni to
właśnie widziała.
Ale pod ciemno brązowym przykryciem były błyszcząco niebieskie
prześcieradła i wypchany pierzem materac. W szafie miał ogromny
wybór zabawnych t-shirtów. Piraci z Karaibów. Hello Kitty. Na jednej
było napisane „Witamy na Pokazie Broni” i strzałki wskazujące bicepsy.
Za ścianą bujnej roślinności było miejsce wypoczynkowe wyłożone
poduszkami niemal do sufitu, ozdobionego freskiem z zamkiem w
chmurach.
Podobały jej się jego kontrasty. Tak jak szorstko-chłopięce aspekty
jego twarzy.
- Cześć, cześć, cześć – zawołała kobieta. Drzwi po prostu się
otworzyły i do środka weszła wysoka, boska kobieta, balansująca tacą
z jedzeniem. Sądząc po zapachu unoszącego się z talerzy była tak
kanapka z szynką, garść Baked Lays, miska winogron i szklanka –
Gwen powąchała – żurawinowego soku.
Ślina napłynęła jej do ust. Może to przez intensywny głód, a może
przez brak snu, nie wyczuła wcześniej intruza.
Mroczny Szept
98 |
S t r o n a
- C-co tam masz?
- Nie zwracaj uwagi na jedzenie – powiedziała nieznajoma, kładąc
tacę na komodzie. – To dla Sabina. palant skłonił mnie do zrobienia
mu posiłku. To nie dla ciebie, więc nie ruszaj, przykro mi.
- Uch, nie ma problemu – Ciężko było mówić, tak nabrzmiały
wydawał się jej język. – Kim jesteś? – Nie mogła oderwać spojrzenia od
tacy.
- Jestem Anya, bogini Anarchii.
Nie było powodu wątpić w to oświadczenie. Niewypowiedziana moc
emanowała od kobiety, praktycznie błyszczała w powietrzu. Ale co
bogini robiła z demonami?
- Ja…
- Och, w mordę. Wybaczysz? Słyszę, że Luciem – Lucien jest mój,
więc łapy z dala – mnie woła. Nigdzie nie odchodź, okej? Zaraz wracam.
Gwen nic nie słyszała, ale nie protestowała. Z chwilą gdy drzwi
zamknęły się za boginią, była przy komodzie, wciskając kanapkę
Sabina do ust, zmywając ją sokiem, potem łapiąc chipsy w jedną rękę i
winogrona w drugą. Pochłonęła je, myśląc, że chyba nigdy nie jadła nic
lepszego.
Może i nie.
To było jakby mieć tęczę w ustach. Melanż smaków, tekstur i
temperatur. Jej żołądek zaakceptował każdy kęs skradzionych dóbr.
Anya zniknęła tylko na minutę, może dwie, ale kiedy wróciła jedzenie
znikło a Gwen siedziała na łóżku, ocierając usta wierzchem dłoni i
przełykając ostatnie ugryzienie.
- Teraz, gdzie to byłyśmy? – Nie rzucając tacy nawet spojrzenia, Anya
podeszła do łóżka i usiadła przy Gwen. – Och, tak. zapewniałam ci
komfort.
- Sabin mi powiedział, że cię przyśle, ale myślałam że zmienił zdanie.
Ja, uch, nie potrzebuję opieki. Szczerze – Proszę, nie zauważ tacy. –
Nie spróbuję uciec.
- Proszę – Piękna bogini machnęła ręką. – Jak powiedziałam, jestem
boginią Anarchii. Jakbym zniżyła się do takiej sytuacji. Poza tym, nikt
mnie nigdzie nie wysyła, jeśli nie chcę iść. Byłam tylko znudzona i
ciekawa. Teraz znalazłam odpowiedź przynajmniej na jedno pytanie
tłukące mi się po umyśle. Jesteś niewiarygodnie śliczna. Co za włosy –
wzięła parę pasm między palce. – Nic dziwnego, że Sabi wybrał cię na
swoją kobietę.
Powieki Gwen się przymknęły, przybliżyła się do dotyku bogini.
Harpia była cicho, uśpiona najpierw przez posiłek, teraz przez
Mroczny Szept
99 |
S t r o n a
towarzystwo. Wszystko czego teraz potrzebowała to opuścić fortecę, na
parę godzin, żeby złapać oddech.
- Nie wybrał mnie na swoją kobietę – Ale czemuś w niej podobała się
ta myśl. Jej sutki stwardniały, a ciepło zapłonęło między nogami.
- Oczywiście, że jesteś jego – Anya cofnęła rękę. – Zostajesz w jego
pokoju.
Jej powieki się otworzyły i niemal pisnęła. Dlaczego nikt nie chce jej
dotykać?
- Zmusił mnie, żebym tu została.
Bogini roześmiała się, jakby usłyszała dobry żart.
- Dobre!
- Poważnie. Pytałam o własny pokój, ale odmówił.
- Jakby ktokolwiek mógł zmusić Harpie, do zostania, gdzieś gdzie nie
miałaby ochoty być.
To była prawda jeśli chodzi o jej siostry. O niej? Nie bardzo.
Przynajmniej w głosie Anyi nie było ani śladu pogardy, gdy wymawiała
słowo Harpia. Wiele stworzeń z mitów i legend uważało Harpie za
zabójców i złodziei.
- Uwierz, nie jestem taka jak reszta mojej rodziny.
- Auć. W twoim głosie jest dość niesmaku, żeby zedrzeć z kogoś
skórę. Nie lubisz swojego pochodzenia czy siebie?
Spojrzenie Gwen opadło do jej dłoni, które zacisnęły się na kolanach.
Jak informacja może zostać żyta przeciw niej? Czy utrzymanie jej w
sekrecie przyniesie jej jakąś korzyść? Czy kłamstwo wystarczy, czy
nawet będzie lepsze?
- Obie z tych odpowiedzi – odparła w końcu, decydując, że prawda
jest bezpieczna. Tęskniła za wiarą sióstr, i oto była tu kobieta,
słuchająca jej, wydająca się dbać o nią. W tej chwili, to czy Anya
naprawdę o nią dbała nie miało znaczenia. Dzielenie się swoimi
uczuciami było miłe. Cholera, rozmawianie było miłe. Dwanaście
miesięcy minęło odkąd ktoś jej słuchał.
Wzdychając, Anya opadła plecami na materac.
- Ale wy jesteście najświetniejsze na świecie. Nikt wam nie karze jak
macie żyć. Nawet bogowie sikają w spodnie kiedy się zbliżacie.
- Taa, ale zdobywanie przyjaciół jest niemożliwe, bo wszyscy
trzymają się od nas z dala. Gorzej, nie można nawet być sobą w
związku, bo możesz przez przypadek zjeść chłopaka – Gwen opadła
obok bogini, ich ramiona się ocierały. Nie mogła się powstrzymać,
przytuliła się bliżej.
Mroczny Szept
100 |
S t r o n a
- I to jest złe? Gdy byłam mała, rówieśnicy ze mnie szydzili. Nazywali
mnie dziwką, niektórzy nawet nie chcieli się znajdować w tym samym
pokoju co ja, jakbym była skazą na ich bezcennym życiu. Tak bardzo
chciałam być Harpią, że mogłam to niemal posmakować. Wtedy nikt
nie mógłby ze mną zadzierać. Gwarantowane.
- Ty byłaś wyszydzona? Ta piękna, delikatna, całkowicie miła
kobieta?
- Taa. Też uwięziona i wygnana na ziemię – Anya przewróciła się na
bok, podkładając dłoń pod policzek i patrząc na Gwen. – Więc z którego
jesteś klanu?
Jak informacja może zostać żyta przeciw niej? Czy utrzymanie jej w
sekrecie przyniesie… Och, zamknij się.
- Skyhawk.
Bogini zamrugała, długie rzęsy natychmiast utworzyły cienie na
policzkach.
- Chwila. Jesteś Skyhawk? Z Taliyah, Bianką i Kaią?
Teraz Gwen się obróciła i spojrzała na boginię z nadzieją i strachem.
- Znasz moje siostry?
- Do diabła, tak. spędziłyśmy trochę czasu razem jakieś... och, tysiąc
sześćset lat temu. Przez całe życie tylko garść ludzi nazywałam
przyjaciółmi, a te dziewczyny osiągnęły wyżyny tej listy. Spotkałyśmy
się parę setek lat temu. Jedno z moich ludzkich zwierzątek umarło i
cóż, kiepsko to zniosłam. Zamknęłam się niemal przed wszystkimi –
Lazurowe oczy Anyi stały się mierzące, oceniające. – Musisz być nowym
dodatkiem.
Czy porównywała Gwen do jej pięknego, mądrego, zaskakująco
silnego rodzeństwa?
- Tak. Mam tylko dwadzieścia-siedem śmiertelnych lat.
Anya usiadła.
- Więc jesteś tylko dzieckiem. Ale z taką różnicą wieku między tobą a
twoimi siostrami, czy twoja mama nie minęła już wieku, w którym
bierze się kochanka?
- Widocznie nie – Gwen podążyła za nią czując iskrę irytacji w piersi.
Nie była dzieckiem, do cholery. Tchórzem, tak, ale dorosłą, dojrzałą
kobietą. Ci nieśmiertelni nie będą widzieć jej w ten sposób, to było
jasne. Nawet Sabin musiał uważać ją za dziecko. śe jest za młoda, żeby
ją pocałować.
- Dziewczyny wiedzą, że tu jesteś? – zapytała bogini.
- Jeszcze nie.
- Powinnaś do nich zadzwonić. Zrobimy imprezę.
Mroczny Szept
101 |
S t r o n a
- Zadzwonię – powiedziała. I zrobi to. Po prostu jeszcze nie teraz. Im
dłużej o tym myślała, tym bardziej rozumiała że jej strach przed
przyznaniem do tego co się stało był uzasadniony. To naprawdę będzie
upokarzające. Zrobią jej wykład, ukarzą według prawa przodków, może
nawet zabiorą do domu, na zawsze, tam gdzie będą mogły ją chronić.
Nigdy nie przyznają, że to tylko kolejny rodzaj klatki.
Właśnie dlatego uciekła do Georgii. Powiedziała sobie, że odchodzi
żeby być z Tysonem, spędzał wakacje w Anchorage, kiedy się poznali.
Ale te kilka ostatnich miesięcy, samotnie w celi, sprawiło, że
zrozumiała, że po prostu chciała uciec. Zyskać wolność. Przynajmniej
raz chciała o sobie decydować. Taa, zawiodła. Ale przynajmniej
spróbowała.
Myśl o celi przyprawiła ją po poczucie winny. Jej siostry na pewno
się o nią martwiły, o to że się z nimi nie kontaktuje, czy wiedziały co się
stało czy nie. Nie ważne jak upokarzające to będzie, powinna się z nimi
skontaktować.
- Mówisz, że nie masz z nimi kontaktu – nie mogła się powstrzymać
przed powiedzeniem tego. – Ale na pewno dostajesz od nich kartki.
Wiesz co u nich? Co robią?
- Nie dostaję i nie wiem. Przykro mi. Ale znając je, pewnie siedzą
głęboko w tarapatach.
Obie się roześmiały.
- Dobra wiadomość jest taka, że na pewno zaaprobują twój wybór
ciacha. Grzeszny Sabin jest na pewno w ich typie, bez wątpienia.
Kalambur zamierzony, oczywiście.
Kalambur? Jaki kalambur? A Sabin nie był jej chłopakiem. Dobrze
że nie był, bo skoro zostawiła siostry dla Tysona, pewnie zabiją jej
następnego chłopaka.
- Ja raczej podejrzewam, że pożrą jego wątrobę w pięć minut po
spotkaniu – Kolejny powód, żeby odłożyć telefon. Sabin nie był teraz jej
ulubieńcem, ale nie chciała, żeby zginął.
- To w porządku. Po prostu wyhoduje sobie nową. Poza tym, za mało
cenisz mojego chłopca. Gdy przychodzi do bitwy, walczy bardziej
nieczysto niż ktokolwiek, kogo znam. Nawet wliczając mnie, a ja
pchnęłam mojego BFF
9
w brzuch tylko dla śmiechu!
Okej. Może Anya nie jest tak miła i delikatna, jak myślała.
- Widziałam jak walczy. Wiem, że jest ostry.
- Ale martwisz się o niego? – bogini przyglądała jej się intensywnie.
9
Best Friend Forever – Najlepszy przyjaciel na zawsze.
Mroczny Szept
102 |
S t r o n a
Tak. Nie. Może.
- Cóż, nie rób tego. W końcu jest pół-demonem.
- Który demon go opętał? – zapytała, niezdolna ukryć niecierpliwego
oczekiwania na odpowiedź.
Ale Anya kontynuowała, jakby nie dosłyszała.
- Pozwól, że podrzucę ci parę informacji. Widzisz, Sabin walczy z
Łowcami – mężczyznami, którzy cię przetrzymywali – od tysięcy lat. Oni
winią Lordów za każde zło tego świata, choroby, śmierć i nie cofną się
przed niczym, żeby ich zniszczyć. Zabiją człowieka – jej oczy zabłysły –
zgwałcą nieśmiertelną.
Gwen odwróciła wzrok.
- Teraz trwa wyścig, żeby odnaleźć cztery artefakty, które kiedyś
należały do króla Kroniego, głąba, bo prowadzą one do puszki Pandory,
jedynej rzeczy gwarantującej zabicie Lordów. To wyciągnie z nich ich
demony – Przy ostatnich słowach zmartwienie zabarwiło jej głos.
- To brzmi dobrze – Co sama by oddała, żeby pozbyć się Harpii. Ale
to nie była osobna jednostka, jak lubiła udawać. To była ona.
Najgłębsza część niej.
- Och, nie. Nie dobrze. To zabije ich ciała. Te demony są dla nich jak
drugie serce. Bez nich, nie mogą funkcjonować.
- Och.
- Nie martw się o to. Trójkąty są fajne. Coś o tym wiem – Anya
uśmiechnęła się marzycielsko. – Mojemu mężczyźnie sam Kronos
rozkazał mnie zabić, ale Lucien nie mógł tego zrobić. Zakochał się we
mnie. I och, kocham sposób, w jaki on mnie kocha.
Nikt, nawet Tyson, nigdy nie sprawił, że Gwen uśmiechała się w taki
sposób. Co znaczy, że nigdy nie kochała i nie była kochana. I mimo, że
już doszła do tego wniosku w celi, zabolało.
- Teraz, dość płaszczenia leniwych tyłków – odezwała się bogini. –
chodź, oprowadzę cie po fortecy. I opowiem ci wszystko co wiem o
Sabinie.
Sabin. Jej serce przyśpieszyło, jakby samo wspomnienie jego imienia
ją rozgrzewało. Jak to możliwe? Był wszystkim czym nie był Tyson:
ostry, dominujący, mściwy, pełen pasji. Był wszystkim czego nigdy nie
chciała.
- Ale… Sabin kazał mi tu zostać.
- Och, proszę, Gwen – mogę mówić ci Gwen? – jesteś Harpią, a
Harpie nie słuchają nikogo, szczególnie apodyktycznych demonów.
Przygryzła wargę i spojrzała na drzwi. Już rozważałaś wyrwanie się
stąd.
Mroczny Szept
103 |
S t r o n a
- Wycieczka brzmi nieźle. Jeśli możesz zagwarantować, że Lordowie
zostawią mnie w spokoju.
- Mogę, więc chodź – wstała, ciągnąc Gwen za sobą. – Dam ci
dziesięć minut na prysznic, a potem…
- Och, nie potrzebuję prysznica – Albo raczej: nie weźmie go. Nie w
tym domu.
- Jesteś pewna? Jesteś cała… brudna.
Tak, i chciała taka pozostać. Przez czas uwięzienia, pokrywała się
pyłem i piaskiem co kilka dni. Inaczej każdy by widział kolor i teksturę
jej skóry. Bardziej niż była ciekawa reakcji Sabina, nie chciała użerać
się z następstwami. A zawsze były następstwa.
- Jestem pewna.
Gdyby była w domu, w Georgii lub na Alasce, mogłaby wziąć
prysznic, a potem ukryć skórę pod makijażem. Nie była, wiec nie
mogła. Brud był jedynym wyjściem.
- Dobrze. Szczęśliwie dla ciebie, nie jestem maniaczką porządku.
Przez półgodziny zwiedzały fortecę, górę, dół, otwartą kuchnię –
Gwen próbowała sobie wyobrazić Lordów gotujących tu coś i jej się nie
udało – bibliotekę, biuro, kryty ogród pełen wielobarwnych kwiatów,
nawet prywatne sypialnie. Bogini nic nie było straszne. W dwóch z
nich, spały pary ze splecionymi rękami i nogami. Policzki Gwen
zapłonęły jasno, póki drzwi nie zostały zamknięte, nagość zakryta.
Ale Anya nie ujawniła, żadnego sekretu Sabina.
Kiedy weszły do pokoju, który Anya nazwała „rozrywkowym”, była
gotowa się złamać i zapytać. Zmusiła się do skupienia i rozejrzenia
dookoła, starając się dowiedzieć więcej o Sabinie i jego przyjaciołach
przez to co posiadali. Był tu ogromny telewizor, asortyment gier wideo,
stół bilardowy, lodówka, karaoke, nawet obręcz do koszykówki. Ziarna
popcornu walały się po podłodze, wypełniając powietrze swoim
maślanym zapachem.
- To niesamowite – powiedziała, rozchylając ramiona i wirując w
miejscu. Mężczyźni najwyraźniej nie zajmowali się tylko wojną.
- Cóż, witam moje panie. Mam nadzieję, że nie tylko pokój jest
niesamowity.
Głęboki głos pochodził od strony fotela stojącego przed telewizorem.
Patrzył na nią boski mężczyzna o ciemnych włosach i niebieskich
oczach, oceniając każdy cal jej ciała. Gwen spanikowała,
automatycznie sięgając po jedną z gwiazdek ukrytych w kieszeni.
Mroczny Szept
104 |
S t r o n a
- Gwen, poznaj Williama. Jest nieśmiertelny, ale nie opętany przez
demona. Chyba że uznać by uzależnienie od seksu za jego osobistego
demona. William, poznaj kobietę, która rzuciła Sabina na kolana.
Zmysłowe usta wojownika wygięły się w dąsie.
- Ja też nie miałbym nic przeciwko znalezieniu się na kolanach. Więc
jeśli zmienisz zdanie na temat bycia z wojownikiem…
- Nie zmienię – pośpieszyła z odpowiedzią, mimo, że wcześniej
zaprzeczyła słowom Anyi. Zachęcanie wielbicieli wywołuje problemy.
Krwawe, śmiertelne problemy.
- Idealnie bym o ciebie zadbał, przysięgam.
- Przez dzień. Może półtora – odparła Anya sucho. – On jest typem
faceta Kochaj-I-Rzuć. A mimo, że nie jest Lordem, ma klątwę wiszącą
nad głową. Mam książkę jako dowód.
William warknął.
- Anya! Musisz się dzielić moimi sekretami ze wszystkimi? – oparł
dłonie na oparciu krzesła. – Dobra, jak ty możesz to ja też. To przez
Anyę Titanic zatonął. Grała górami lodowymi.
Nachmurzona bogini oparła dłonie na biodrach.
- William odlał swojego penisa w brązie i postawił na kominku.
Słowa raczej po nim spłynęły niż zawstydziły.
- Anya odwiedziła parę lat temu Wyspy Dziewicze, potem wszystkie
nacje zaczęły nazywać je Wyspami.
- William mam na plecach wytatuowaną własną twarz. Mówi, że to
dlatego że nie chce ludzi z tyłu pozbawiać swojego piękna.
- Anya…
- Chwila! – powiedziała Gwen ze śmiechem. Ich przepychanki
przegnały nerwowość. – Rozumiem. Oboje jesteście zdeprawowani.
Teraz dość o was. Niech ktoś mi powie coś o Sabinie. Mówiłaś, że to
zrobisz, Anya.
- Ona wie? – William od razu skupił na niej całą uwagę, niebieskie
oczy błyszczały. – Pozwól, że jej pomogę. Sabin dźgnął kiedyś w plecy
Aerona, tego wytatuowanego wojownika. Nie w ramach zabawy, ale
żeby zabić.
- Zrobił to? – zapytała. William zdawał się być oburzony tym faktem.
Gwen też chyba powinna, ale Sabin był rodzajem mężczyzny, który
walczył nieczysto… jak obie z Anyą wiedziały – i to, cóż, imponowało
jej. Jej siostry takie były. Czasami mimo strachu przed przemocą,
skrycie też chciałaby taka być.
- Nuuuda – powiedziała Anya. Zatarła ręce, jakby nie mogła się
doczekać swojej kolei.
Mroczny Szept
105 |
S t r o n a
- Chwila. Powiedz mi dlaczego Sabin go dźgnął.
- Więc chcesz się grzebać w historii Williama? Dobra – bogini
westchnęła. – Dokończę za niego. Wojna Lordowie-Łowcy dopiero
wybuchła. W starożytnej Grecji, jeszcze przed pysznymi gladiatorami.
W każdym razie Łowcy, ludzie, przegrywali, więc zaczęli używać kobiet
jako Przynęt, żeby zwieść, złapać i zabić Lordów. Zabili BFF Sabina,
Badena.
Palce Gwen uniosły się do gardła.
- Mówił mi – Musiał być bardziej poruszony tą stratą, niż jej się
wydawało.
- Naprawdę? – brwi Anyi powędrowały do góry. – Wow. Zwykle, jest
raczej milczący. Ale dlaczego wyglądasz jakbyś się miała zaraz
rozpłakać? Nie znałaś faceta.
- Coś mi wpadło do oka – wykrztusiła.
- Jasne – odparła bogini zaciskając usta. – Cokolwiek powiesz. Ale
wracając do historii. Sabin i inni wojownicy odkryli odpowiedzialność
Łowców i zniszczyli ich. Po wszystkim, Sabin chciał kontynuować
zabójczą imprezę. Inni nie. Czekaj, to nie prawda. Połowa zgodziła się z
Sabinem, druga połowa pragnęła spokoju. Aeron zaczął nagadywać o
konieczności porzucenia tego, rozpoczęcia nowego życia z dala od
Łowców i wojny, bla, bla, bla, więc Sabin, w swoim żalu i furii, wbił
swój sztylet w plecy mężczyzny.
- Czy Aeron wziął odwet? – Gwen wyobraziła sobie wojownika.
Wysoki, muskularny, cały wytatuowany, jak mówił William. Włosy
przywierające do czaszki, fiołkowe oczy, nieugięte i ponure. Wyglądał
zimno i cicho. Niemal skromny. Ale widziała jak zajadle atakował
Łowców.
Który z tych dwóch wygrałby walkę?
- Nie. A to wkurwiło Sabina jeszcze bardziej i rzucił się Aeronowi do
gardła.
Czy to źle, że poczuła ulgę? Nie lubiła myśli, że Sabin mógłby być
ranny. Ani atakowany.
- Ciągle chcesz być jego kobietą? – przerwał William, w jego głosie
niemal dało się wyczuć nadzieję. – Moja oferta nadal aktualna. Spełnię
wszystkie twoje niegrzeczne sny.
Gdyby należała go Sabina, co nie było prawdą, taa, ciągle by go
chciała. William był piękny, nie onieśmielał jej jak inni, ale też ani
trochę nie kusił. Jej oczy pożądały widoku surowej, czasami chłopięcej
twarzy Sabina. jej uszy pragnęły dźwięku jego twardego głosu. Dłonie
wręcz swędziały by dotknąć muśniętej słońcem skóry. Śmieszna
Mroczny Szept
106 |
S t r o n a
dziewczyna. Nie mógł już wyraźniej się wypowiedzieć na temat
utrzymywania jej na dystans.
Co ona zrobi jeśli zmieni zdanie? Był wszystkim czego się bała i nie
będzie mogła go kontrolować.
- Och, i jak pewnie wiesz – dodał William, uśmiechając się
niegodziwie. – Jest opętany przez demona Zwątpienia. Więc jak tylko
poczujesz, że musisz walczyć z niepewnością, on jest powodem. Ja, w
każdym razie, ciągle będę mógł sprawić, że poczujesz się wyjątkowa i
kochana. Ceniona.
- Nie, nie będziesz mógł – nagle odezwał się zza jej pleców głos,
którego tak pragnęła. – Nie zobaczysz kolejnego poranka.
Mroczny Szept
107 |
S t r o n a
Rozdział 11
Rozdział 11
Rozdział 11
Rozdział 11
Sabin wiedział, że wygląda jak potwór. Krew pokrywała go jak druga
skóra, oczy błyszczały wściekle, dziko – zawsze tak było po czymś
takim, jak to, czym zajmował się na dole – i śmierdział jak stare
monety. Chciał wziąć prysznic zanim zbliży się do Gwen, nie chcąc już
więcej jej straszyć. Najpierw poszedł sprawdzić co u Amuna. Mężczyzna
przestał się wić, ale ciągle jęczał, dalej przykuty do łóżka i trzymający
się za głowę. Musiał ukraść więcej sekretów niż zwykle. Bardziej
mrocznych sekretów. Zwykle, już by wyzdrowiał.
Sabin czuł poczucie winy, że poprosił przyjaciela o napełnienie sobie
głowy jeszcze większą porcją chaosu, nowymi głosami. Pocieszał się
tylko tym, że Amun wiedział co robi i chciał pokonać Łowców tak
bardzo jak on.
Po wyjściu od niego postanowił rzucić okiem na Gwen i zobaczyć co
robi. Czy Anya ją nakarmiła? Przestraszyła? Dowiedziała się o niej
więcej? Pytania dręczyły go i nie chciały odejść, jakoś zagłuszając jego
pragnienie wydobycia informacji od więźniów.
Tyle, że Gwen nie było w jego pokoju.
Rozwścieczony, zaczął polować. Sądząc, że to Parys, który niedługo
po nim wyszedł z lochu, wykorzystał jego rozproszenie na swoją
korzyść i postanowił ją uwieść, Sabin powędrował do sypialni
wojownika, a furia się w nim kotłowała. Sabin zastrzegł sobie prawa do
Gwen. Była jego. Nikt inny nie może jej dotykać. Nie dlatego, że był
zazdrosny czy zaborczy, oczywiście - zapewniał samego siebie, ale
dlatego, że planował wykorzystać ją jako broń. Czego nie mógłby
zrobić, gdyby któryś z wojowników ją wkurwił. Tak, to był jedyny
powód, dla którego jego oczy zapłonęły czerwienią, pięści się zacisnęły,
paznokcie wydłużyły w szpony, a mięśnie napięły się w oczekiwaniu
konfrontacji.
Parys nie był z nią w łóżku, co uratowało mu życie. Był sam, upijając
się do otępienia, praktycznie pochłaniając ambrozję.
Sabin był wciąż zszokowany tym widokiem. Parys był tym łagodnym,
optymistycznym, troszczącym się wojownikiem. Co, do diabła, się z
nim stało?
Mroczny Szept
108 |
S t r o n a
Trzeba było sobie poradzić z tym nadużywaniem boskiej substancji,
bo naćpany wojownik to rozlazły wojownik. Znów, Sabin musiał
zadziałać, wbić wojownikowi do głowy trochę rozsądku, potem
porozmawiać o tym z Lucienem. Wtedy usłyszał roześmiane kobiece
głosy i podążył za dźwiękiem, niezdolny zrobić nic innego, jego
ciekawość była zbyt wielka. Tak, ciekawość – nie desperacja by
zobaczyć śliczną twarz Gwen rozbawioną, a nie pokrytą cieniem
strachu i drżeniem.
Teraz stał w wejściu do pokoju rozrywkowego, rozdzielając spojrzenie
pomiędzy nią a Williama, wrząc furią, z demonem warczącym w jego
głowie. Zwątpienie mógł pragnąć destrukcji Gwen, ale chciał być tym,
który ją zniszczy. Chciał być jedynym samcem w pobliżu niej. Każdy
inny był intruzem i zasługiwał na karę.
Pozwól mi mieć wojownika, warknął demon. Pożałuje swoich działań.
Będzie błagał o litość.
Niedługo.
Sabin właśnie zabił człowieka, okrutnie i z furią, i powinien czuć
wstręt na myśl o kolejnym zabójstwie. Poza tym, Gwen nie powinna
być świadkiem kolejnego naładowanego przemocą aktu.
Zniknęło rozbawienie – co ją rozśmieszyło? – i w jego miejsce
pojawiło się więcej tego znienawidzonego drżenia. Przez niego? Czy
przez Williama, który właśnie w rażący sposób próbował zagarnąć to,
co należało do Sabina? I pomyśleć, że Sabin zaczął lubić
uwodzicielskiego skurwiela, podziwiać jego bezczelny dowcip. Teraz -
nie bardzo.
- Sabin, stary – powiedział skurwiel, wstając z lekceważącym
uśmiechem. – Właśnie o tobie mówiliśmy. Nie mogę powiedzieć, że
cieszę się, że cię widzę.
- Nie i wkrótce już w ogóle nie będziesz mówił dużo. Gwen, wracaj do
mojego pokoju.
Anya przyskoczyła do przyjaciela, zachowując się jak jego tarcza.
- Sabin, on nie chciał niczyjej krzywdy. Jest bezgranicznie głupi.
Wiesz to.
Zamiast zawstydzić się krycia za kobietą, William posłał mu znak
Przyjdź-I-Mnie-Złap zza pleców bogini.
- Może i miałem na myśli jakiś uszczerbek. Jest śliczna, a dla mnie
minął jakiś czas od ostatniego razu. Jakby kilka godzin.
- Gwen, idź. Teraz – Zmrużone spojrzenie nie opuściło wojownika.
Wyciągnął ostrze schowane za pasem i otarł pozostałą krew o spodnie.
Mroczny Szept
109 |
S t r o n a
– Nie ważne, za kim się schowasz. Widziałeś już swój ostatni wschód
słońca.
Gwen sapnęła, orientując się, że nadciąga konflikt. Kiedy Sabin
ruszył naprzód, uniosła rękę, żeby go zatrzymać. Pozwolił na to, jej
ręka na jego brzuchu, jakimś cudem była bardziej podniecająca niż
usta innych kobiet na jego członku.
- Proszę – wyszeptała. – Nie rób tego.
Nagle niezdecydowanie wzrosło. Gwen nie odejdzie. Zbyt dużo biło od
niej determinacji. Jak wiele musi czuć ta nieśmiała istotka, żeby
stanąć jak teraz? Ale czy miała nadzieję ocalić Williama? Chęć Sabina
by ukarać wojownika wzrosła.
- Jeśli o tym myślisz – powiedział tamten tym samym, rozbawionym
głosem, kładąc dłonie na ramionach Anyi. – Nie zrobiłem nic złego. Nie
jest twoja. Nie naprawdę.
Nozdrza Sabina zafalowały, mięśnie napięły się szaleńczo w chęci
ataku. Jakoś zmusił się do pozostania w miejscu. Może dlatego, że
Gwen drżała przy nim, jej palce przesuwały się po jego piersi, gorące i
natarczywe.
- Dlaczego tak mówisz? – dopiero po chwili dotarło do niego, że o to
spytał.
- Byłem w pobliżu wystarczająco wielu kobiet, żeby wiedzieć, kiedy
jakaś jest zajęta. Nie żeby to mnie kiedyś powstrzymywało. Ale Gwen
jest wolna. Dla mnie, dla każdego.
Gwen pomachała dłońmi przed jego twarzą.
-Nic się nie stało – powiedziała błagalnym tonem. – Nie wiem,
dlaczego jesteś wściekły. Ty i ja nie… my nie…
- Jesteś moja – odparł, ciągle patrząc na Williama – Moja do obrony –
Oznaczy ją, zdecydował, napiętnuje, tak, że William i inni bez cienia
wątpliwości będą wiedzieć, że ona teraz i na zawsze jest poza
zasięgiem. – Moja do zajęcia.
To mogło nic nie znaczyć. Mógł na to nie pozwolić. Ale musiało
zostać zrobione.
- Chodź – Splótł ich palce, odwrócił się i pociągnął za sobą. William
się roześmiał. Na szczęście, Gwen nie protestowała. Gdyby to robiła
przerzuciłby ją przez ramię… po wróceniu i wybiciu Williamowi kilku
zębów.
- Idiota – Usłyszał warknięcie Anyi. Rozległ się dźwięk jakby uderzyła
go otwartą dłonią w głowę. – Chcesz zostać wykopany? Jak myślisz po
czyjej stronie stanie Lucien, jeśli przyjdzie mu wybierać między tobą a
Sabinem?
Mroczny Szept
110 |
S t r o n a
- Cóż, po twojej – odparł wojownik. – A ty po mojej.
- Okej, zły przykład. Nie zapominaj, że mam twoją cenną książkę. Za
każdym razem, gdy zachowasz się w taki sposób, wyrwę kolejną stronę.
Niski pomruk.
- Pewnego dnia…
Ich głosy znikły, zostawiając echo płytkiego oddechu Gwen i ciężkie
kroki.
- Gdzie idziemy? – zapytała nerwowo.
- Do mojego pokoju. Gdzie powinnaś zostać od początku.
- Nie jestem więźniem, tylko gościem! – odparła.
Ciągle ciągnął ją w górę schodów. Po drodze minęli Reyesa z Daniką i
Maddoxa z Ashlyn, którzy szli do kuchni. Obie pary próbowały ich
zatrzymać, uśmiechnięte kobiety chciały przedstawić się Gwen, ale on
ciągle szedł do przodu bez słowa.
- Dlaczego jesteś taki zły? – jej palce zacisnęły się na jego dłoni. –
Czemu nie mogę z nimi porozmawiać? Nie rozumiem, co się dzieje.
Był z niej dumny. Poznała niebezpieczeństwo, które teraz
przedstawiał, ale nie próbowała uciec i nie wyglądało na to, żeby miała
stracić kontrolę nad Harpią.
- Nie jestem zły – Jestem rozwścieczony!
- Zwykle chcesz zabić mężczyzn, którzy cię nie złoszczą?
Zignorował pytanie, jedna z myśli kołatających mu się po głowie nie
chciała odejść.
- Dotknął cię? – Słowa były bezwzględne, ton gryzący. Zrezygnował z
walki, bo myślał, że William użył tylko słów, żeby zdobyć jej uwagę.
Jeśli coś więcej, odwróci się, jak chciał wcześniej i zmiażdży
skurwysyna na hamburger, po czym nakarmi nim zwierzęta żyjące na
wzgórzu.
- Nie. Nie dotknął. Twoje pazury, ranią mnie.
Nagle Sabin rozluźnił uścisk, zmuszając pazury by się zmniejszyły.
Skręcili za róg i jego tempo wzrosło. Przepływała przez niego potrzeba,
silna, wrząca rzeka.
- Przestraszył cię? – tym razem pytanie było prawie pomrukiem.
- Znów, nie. A, gdyby nawet… poradziłabym sobie z nim.
Usta mu drgnęły w pierwszym przebłysku humoru tego wieczoru.
śeby tylko. Gdy była Gwen, Harpia drzemała, była najbardziej potulą
istotą, jaką znał. To było, czasem, upajające. Jego życiem była śmierć i
brak honoru, okrucieństwo i siła, podczas gdy ona była spokojna i
dobra.
Mroczny Szept
111 |
S t r o n a
- I jakbyś to zrobiła? – Nie pytał, żeby ją obrazić, ale żeby zmusić ją
do przyznania, że potrzebuje strażnika. Jego. Tutaj, w tym domu,
nawet na tym świecie, potrzebowała go. Kiedy nauczy się kontrolować
Harpię, to się zmieni. I był zadowolony. Tak. Zadowolony.
Wyrwało jej się zirytowane sapnięcie, próbowała wyrwać rękę z jego
uścisku. Trzymał ciasno, mocno nie chcąc końca fizycznego
połączenia.
- Nie jestem totalnie nieporadna, wiesz?
- Nie dbałbym o to, nawet, gdybyś była tak silna jak kiedyś Pandora.
Jesteś godna pożądania, a niektórzy mężczyźni w ty domu wierzą, że
nie można im się oprzeć. Nie chcę z nimi walczyć. Nigdy.
- Myślisz, że jestem… godna pożądania?
Nie usłyszała ostrzeżenia w jego głosie? śeby trzymać się z dala od
wojowników?
- Nieważne – wymamrotała, jego wahanie najwyraźniej ją
zawstydziło. – Porozmawiajmy o czymś innym. Może o twoim domu.
Tak. Doskonale. Twój dom jest śliczny – Teraz dyszała, długi spacer był
ciężkim ćwiczeniem po rocznym uwięzieniu.
Posłał otoczeniu spojrzenie. Kamienna podłoga była wypolerowana,
ze złotymi żyłkami… jak jej oczy. Stoły z wiśniowego drzewa..
błyszczące jak jej włosy. Ściany były gładkie, z wielobarwnego
marmuru i niemal doskonałe… jak jej skóra, nawet tak brudna jak
teraz była.
Kiedy zaczął wszystko do niej porównywać?
Gdy dotarli do drugiego piętra, jego sypialnia znalazła się w polu
widzenia i odetchnął z ulgą. Prawie na miejscu… jak zareaguje na to,
co chciał zrobić? Zmieni się w Harpię?
Musiał obchodzić się z nią ostrożnie. Teraz nie mógł… nie cofnie się.
Co jeśli cię zrani? Wyszeptał nagle demon do jej umysłu. Co jeśli…
- Zamknij się, do kurwy nędzy! – warknął, a Zwątpienie roześmiał się
radośnie ze zniszczeń, jakie niemal spowodował.
Gwen stężała.
- Musisz tak przeklinać?
- Tak – Teraz niechętną przeciągnął przez drzwi, zatrzaskując je i
zamykając. Spojrzał na nią. Była blada, znów drżała. – Poza tym nie
mówiłem do ciebie.
- Wiem. Już prowadziliśmy tę rozmowę. Mówiłeś do swojego demona.
Do Zwątpienia.
Stwierdzenie, nie pytanie. Rozmasował tył karku, marząc żeby
owinąć palce wokół szyi bogini Anarchii.
Mroczny Szept
112 |
S t r o n a
- Anya ci powiedziała – Nie podobało mu się, że Gwen wiedziała,
wolałby, żeby najpierw do niego przywykła.
Potrząśnięcie pięknej głowy.
- William powiedział. Więc demon chce, żebym… wątpiła w ciebie? –
Zakręciła koniuszki włosów na palcu. Kolejny nerwowy gest?
- Chce, żebyś wątpiła we wszystko. Każdą podjętą decyzję, każdy
oddech. We wszystkich wokół. Nie mogę go powstrzymać.
Niezdecydowanie i zmieszanie innych dostarcza mu siły. Chwilę temu,
usłyszałem jak sączył truciznę do twojego umysłu, chcą żebyś
uwierzyła, że cię skrzywdzę. Dlatego poczułem potrzebę przekląć.
Jej oczy się rozszerzyły.
- Więc to słyszałam. Zastanawiałam się skąd przychodzą te myśli.
Zmarszczył brwi, przetrawiając jej słowa.
- Możesz rozróżnić jego głos od swojego?
- Tak.
Ci, którzy go znali rozpoznawali demona po doborze słów. Ale ktoś
obcy odróżniający go od demona… Jak mogła dostrzec różnicę?
- Niewielu to potrafi – powiedział w końcu.
Jej oczy rozszerzyły się jeszcze bardziej.
- Wow. Mam zdolność, której inni nie mają. I to imponującą. Twój
demon jest podstępny.
- Podstępny – zgodził się, zaskoczony, że nie zemdlała, krzyknęła ani
nie zażądała żeby uwolnił ją ze swoich nikczemnych szponów.
Wydawała się dumna z siebie. – Wyczuwa słabości i uderza.
Jej spojrzenie stało się zamyślone. Potem przygnębione. Potem
gniewne. Odkryła ukryte znaczenie jego słów: była słaba i demon to
wiedział. Wolał jej dumę.
Jego spojrzenie przywarło do tacy na komodzie. Niemal uśmiechnął
się szeroko. Anya ją nakarmiła, dzięki bogom. Nic dziwnego, że nabrała
kolorów, jej policzki słodko płonęły. Przy jej pasie było kilka
niewielkich wybrzuszeń, ale był pewien nie wynikały z ostatniego
posiłku.
Szybkie zmierzenie pokoju ujawniło, że jego skrzynia z bronią stoi o
trzy cale bardziej na prawo niż zwykle. Musiała otworzyć zamek i
ukraść zawartość. Mały złodziej, pomyślał, znów na nią zerkając.
Wiła się pod spojrzeniem, policzki poróżowiały.
- Co?
- Po prostu myślę – Pozwoli jej to zatrzymać, zdecydował. Przy
odrobinie szczęścia poczuje się z tym bezpieczniej. A im bezpieczniej
Mroczny Szept
113 |
S t r o n a
będzie się czuła, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że spotka go
konfrontacja z Harpią.
- Sprawiasz, że się denerwuję – przyznała. Potarła dłońmi uda.
- Więc przyśpieszmy sprawy i ukoimy twoje lęki – Bogowie, była
śliczna. – Zdejmuj ubranie.
Jej usta otwarły się szeroko.
- Co, proszę?
- Słyszałaś. Rozbieraj się.
Jeden krok, dwa, cofnęła się od niego, wyciągając ręce.
- Nie tylko nie, ale, go diabła. Nie – Uderzyła kolanami o brzeg łóżka i
upadła na materac, patrząc na niego z przerażeniem – Upadłam! To był
wypadek, nie zaproszenie – rzuciła się, starając wstać.
- Wiem. Do diabła, nie odpuszczę ci. Ale to nie ma znaczenia.
Idziemy pod prysznic – Ona musiała się umyć, on musiał ją oznaczyć.
Mogą upiec dwie pieczenie na jednym ogniu.
- Nie krępuj się – jej głos drżał – Sam.
- Razem. I to nie zaproszenie. Tylko fakt – sięgnął za siebie i ściągnął
koszulę przez głowę. Jego ulubiony naszyjnik, prezent od Badena,
uderzył o jego pierś, gdy rzucił materiał na ziemię.
- Włóż to z powrotem! – powiedziała, a jej wzrok przywarł do jego
wytatuowanego motyla. – Nie chcę cię widzieć – Jej źrenice się
rozszerzyły, zaprzeczając słowom.
Dobrze. Była zaintrygowana, chociaż spanikowana. Zdjął jeden but,
potem drugi. Rozpiął spodnie i zsunął je do kostek.
- To się stanie, chcesz tego czy nie, Gwendolyn.
Gwałtownie potrząsnęła głową, te truskawkowe loki zawirowały. Jej
spojrzenie nadal było utkwione w nim. Między jego nogami. Jej oddech
stał się szybszy, zgrzytliwy.
- Powiedziałeś, że mnie nie skrzywdzisz.
- I nie zrobię tego. Nie ma nic groźnego w prysznicu. To…
oczyszczające.
- Ha!
Wyszedł ze spodni, teraz totalnie i kompletnie nagi. I tak, miał
erekcję. Pozbyłby się tego, gdyby ją to uspokoiło, ale ta głupia rzecz nie
chciała się poddać, ciągle długa, twarda i gruba.
Oblizała usta, niema rekcja, niczym neon informująca: Chcę Tego.
Jej pożyczony t-shirt był luźny, ale mógł zobaczyć, że jej sutki były
twarde. Kolejny znak.
Po sposobie, w jaki pocałowała go w samolocie, podejrzewał, że go
pragnie. Teraz, miał pewność. Pragnęła. I był z tego zadowolony. To
Mroczny Szept
114 |
S t r o n a
było głupie, niewłaściwe i tylko w końcu zrani ich oboje, ale nie mógł
się zmusić, żeby teraz się tym przejmować.
- Nie będę cię pieprzył – powiedział z celową brutalnością. Wszystko,
żeby przerwać ten jej pojedynek na spojrzenia z Małym Sabem.
Podziałało. Bursztyn napotkał brąz w gorącym starciu.
- D-Dlaczego? I co masz zamiar mi zrobić?
Pocałować cię. Dotknąć. I dać ci orgazm, który sprawi, że będziesz
krzyczeć. William nie będzie już mógł kwestionować jego praw do
dziewczyny. Cóż, bez seksu… Kontrola Sabina nad demonem mogłaby
zawieść, gdyby doświadczył zbyt dużo przyjemności. Więc weźmie co
może: trochę pieszczot dla niego, mnóstwo pieszczot dla niej.
Jesteś pewien, że możesz ją zadowolić? Biorąc pod uwagę, jaka jest
śliczna, pewnie zaliczyła masę mężczyzn. Pewnie robili jej rzeczy, o
których ty możesz tylko śnić.
Zacisnął zęby. Mimo wieku, nie miał za wiele doświadczenia z
kobietami. Gdy żył w niebiosach, był zbyt zajęty obroną bogów, żeby
zajmować się własną przyjemnością. Tuż wygnaniu na ziemię był zbyt
zły, zbyt oszalały, żeby chcieć czegoś poza destrukcją. A po uzyskaniu
kontroli nad zamkniętym w nim szaleństwem, szybko nauczył się, że
jest fatalny, jeśli chodzi o seks.
Parę razy myślał, że jest zakochany i gonił za kobietą bezwstydnie.
Samotne, zamężne, to nie miało znaczenia. W tym byli z Williamem
podobni. Jeśli zapragnął kobiety, brał ją, bo pragnąć zdarzało mu się
bardzo rzadko.
Darla była ostatnim – i najbardziej niszczycielskim – przykładem jego
wpływu. Była żoną Łowcy, prawej ręki Galena. Przyszła do Sabina z
informacjami, wiedzą, gdzie jej mąż i jego ludzie trzymają broń, co
planują. Zobaczyła hipokryzję w kodeksie Łowców, powiedziała, i
chciała, żeby ta wojna się skończyła. Na początku, Sabin myślał, że
była Przynętą. Przysłaną, żeby wciągnąć jego i jego ludzi w pułapkę.
Ale nie była. Wszystko co mu powiedziała sprawdziło się.
Szybko stali się kochankami. Chciał, żeby odeszła od męża, ale
odmówiła, bo wtedy nie mogłaby pomagać Sabinowi. Nienawidził tego
przyznawać, ale część niego była zadowolona z jej decyzji. Nie stracił
informatora. Ale za każdym razem, gdy go odwiedzała, za każdym
razem, gdy brał ją do łóżka, opuszczała go mniej pewna siebie. Zbyt
szybko stała się nalegająca, potrzebująca, desperacko chcąca miłych
słów. Próbował, bogowie, próbował wzmocnić jej pewność siebie,
mówiąc jak bardzo jest piękna, odważna i inteligentna. Ale oczywiście,
wątpiła w niego, więc jego słowa nie miały znaczenia.
Mroczny Szept
115 |
S t r o n a
Zadzwoniła do niego po tym jak podcięła sobie żyły.
Nie dotarł na czas. Nie, Stefano przegnał go i nie pozwolił zobaczyć
jej ostatni raz. Nie mógł nawet iść na jej pogrzeb, nie chcąc żeby Łowcy
go złapali.
Jedenaście lat minęło od jej śmierci, ale jego poczucie winy było
świeże i czyste, jakby to stało się wczoraj. Powinien ją zostawić w
spokoju. Może gdyby to zrobił, Stefano zmęczyłby się pościgiem i
poddał się. Zamiast tego, wypełniony chęcią zemsty i fanatyzmem,
chciał wygrać tak samo jak Sabin.
Sabin nie był z nikim od tamtego czasu, zdecydowanie unikając
towarzystwa kobiet. Do Gwen. Zniosłaby go? Chociaż trochę?
- W-Więc? – wyjąkała. – Co chcesz zrobić?
Przegnał z umysłu zmartwienia podrzucone przez demona.
- Umyję cię.
Znów potrząsnęła głową.
- Nie chcę być czysta. Przysięgam, że nie chcę.
Dysząc, zaczęła się cofać na łóżku, aż uderzyła plecami o wezgłowie.
- Nie chcę tego robić, Sabin.
- Tak, chcesz. Po prostu się boisz.
- Masz rację. Co jeśli cię zabiję?
- Znosiłem Łowców przez tysiące lat. Co to dla mnie jedna Harpia? –
Odważne słowa, ale nie mógł wyznać całej prawdy. śe nie wiedział, co
zrobi, jak zareaguje, jeśli będą zmuszeni walczyć ze sobą. Ale chętnie
zaryzykuje jej gniew, żeby to zrobić.
Rozpalone do białości pożądanie zabłysło w jej oczach.
- Naprawdę myślisz, że poradzisz sobie z Harpią?
Wspiął się na łóżko, zbliżając się do niej coraz bardziej, niszcząc
znienawidzony dystans między nimi.
- Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie. Ale jeśli, cóż, razem się
dowiemy.
- Nie! To nie wystarczy – Oparła stopę o jego pierś, ale zamiast go
odepchnąć, przypieczętowała swój los. Jego palce owinęły się wokół jej
kostki i przyciągnął ją bliżej.
- Nigdy się nie dowiemy, jeśli nie spróbujemy.
Gdy łza spłynęła z kącika jej oka i ześliznęła się po policzku, jego
klatka piersiowa się zacisnęła.
- Proszę – wykrztusiła łamiącym się głosem. – Nie będę w stanie żyć
ze sobą, jeśli cię skrzywdzę.
Nie cofaj się.
Mroczny Szept
116 |
S t r o n a
- Jak powiedziałem, jest tylko jeden sposób, żebym udowodnił, że
mogę znieść wszystko, co możesz mi zrobić.
Uodpornił swoje serce na jej łzy, musiał. Dla niej, dla siebie, dla
spokoju w fortecy, to musiało się stać. Musiała zostać oznaczona.
Chciała być oznaczona, czy to przyznawała czy nie. A skoro był takim
wojownikiem, jakim był, doprowadzi to do końca.
Mroczny Szept
117 |
S t r o n a
Rozdział 12
Rozdział 12
Rozdział 12
Rozdział 12
Gwen nie mogła w to uwierzyć. Sabin, mężczyzna, którego
pocałowała, o którym fantazjowała, którego pożądała, widziała, jako
obrońcę, łajdaka, mężczyzna, którego nie chciała pożądać, ale i tak to
robiła, zignorował jej protesty i zaciągnął ją po prysznic, tuż zanim
wszedł do niego za nią. Mimo, że była wkurzona – a była, do cholery –
nie zmieniła się w Harpię.
Najpierw była zszokowana. Potem zdenerwowana. Potem
podekscytowana. Każda emocja obejmowała ją tylko przez kilka minut,
ale i tak wstrząsała jej światem. Dlaczego go nie zraniła? Ponieważ nie
wykonał ruchu, który by jej zagrażał? Ponieważ Harpia kochała
fizyczny kontakt tak bardzo jak Gwen i zrobiłaby dla niego wszystko?
W tej chwili para obejmowała ją i Sabina, gęsta jak chmura. Gorąca
woda kaskadami spływała w dół jej ciała. Nigdy nie czuła czegoś tak
zdumiewającego… może poza nagim mężczyzną za jej plecami,
zatrzymującym ją w środku. Nie będzie pieprzyć demona, nie ważne jak
bardzo byłby seksowny. Prawda? Jej życie nie potrzebowało więcej
udziwnień. Prawda?
Dlaczego nie mogła podjąć decyzji? Jego demon nie męczył jej, więc
nie miała wymówki.
Gwen objęła się ramionami, nie przejmując się okrywaniem piersi
czy małego trójkąta między nogami. Dlaczego się przejmować? Sabin
był silniejszy i mógł odciągnąć jej ręce, gdyby tylko zapragnął… a część
niej chciała, żeby ją widział, pożądał jej. Ale wciąż…
- Czy nie rozumiesz, że możesz mieć porannego moralnego kaca w
formie poszarpanej skóry i organów wewnętrznych? – zapytała.
Namydlone dłonie spoczęły na jej ramionach, gorące i mokre,
masując.
- W dotyku jesteś jak jedwab. Wątpię, żebym żałował czegokolwiek –
jego głos był ochrypły, głęboki… uzależniający.
Mmm, więcej. Jej mięśnie się rozluźniły, głowa opadła do tyłu i
oparła się w zagięciu jego ramienia. Przestań. Skup się. Walcz z jego
kuszeniem. Próbowała, naprawdę, ale jej ciało odmawiało poddania się
rozsądkowi. Ale to po prostu było zbyt wspaniałe.
Mroczny Szept
118 |
S t r o n a
Zastanawiam się czy wydajesz mu się atrakcyjna. Albo brzydka.
Okej. Teraz się napięła. To był ten oszukańczy, niszczący głos.
Demon, Zwątpienie. Tak różny ton od jej wewnętrznego głosu. Jej
szczęka zacisnęła się boleśnie, Harpia zaskrzeczała na tę nieproszoną
inwazję.
- Możesz jakoś uciszyć swojego przyjaciela? Jest irytujący.
- Taki duch. Lubię to. A demon nie jest moim przyjacielem – kciuki
Sabina przesunęły się po jej obojczyku. Schylił się, przysunął usta do
jej ucha, jego oddech był piękną pieszczotą. – Nie chcę zmieniać
tematu, ale czy mówiłem ci już, że jesteś niewiarygodnie śliczna?
Gwen przełknęła, niepewna jak odpowiedzieć. Część niej ciągle
chciała go zachęcić, druga chciała kazać mu odejść, zanim całkiem
zapomni czemu powinna mu się opierać. Reprezentował wszystko,
czego nienawidziła w swoim życiu. Ciemność, przemoc, chaos. Co
więcej, planował wykorzystać ją, żeby skrzywdzić swoich wrogów. Nic
nie było ważniejsze od jego nienawiści do Łowców, nawet miłość do
kobiety.
- Przejdźmy do rzeczy – Sabin puścił ją i musiała zacisnąć wargi,
żeby powstrzymać skowyt. Wtedy te zmysłowe palce zacisnęły się w jej
włosach, nacierając szamponem, zapach cytryn zawirował wokół nich.
Jej oczy zamknęły się w ekstazie. Nic dziwnego, że on zawsze pachniał
tak smacznie.
- Zmieniasz się w Harpię, kiedy jesteś przestraszona. A kiedy jesteś
podniecona? Kiedy szczytujesz?
Takie dosadne i osobiste pytanie. Ale wybrał na nie idealny czas.
Skoro byli nadzy, nie przeszkadzała jej konieczność odpowiedzi.
- C-Czasami daje o sobie znać. Staram się być ostrożna i
powstrzymać ją.
- Nie próbuj jej powstrzymywać ze mną – Zanim mogła odpowiedzieć,
znów zmienił temat. – William powiedział ci o moim demonie –
Przesunął biodra, jego erekcja otarła się o zagięcie jej kręgosłupa.
Przypadek? – Czy Anya opowiadała ci o mojej przeszłości?
Gwen przeszyło drżenie.
- Masz na myśli, czy powiedziała mi, że dźgnąłeś przyjaciela w plecy?
Nie. Odpuściła sobie tę część.
Jego paznokcie wbiły się głęboko w skórę jej głowy, sapnęła. Szybko
puścił ją i wymamrotał:
- Przepraszam.
Cholera. Jej sarkastyczny język ujawniał się w najmniej
odpowiednich momentach. Wkrótce ktoś (ekhem, Sabin, ekhem) zrobi
Mroczny Szept
119 |
S t r o n a
wyjątek i utnie go. I naprawdę, tłumienie tej części jej natury nie
powinno być trudne. Robiła to całe życie. Ale teraz pierwszy raz była
iskra oburzenia w jej piersi. Gdyby nie była taką tchórzliwą beksą, nie
bałaby się reakcji ludzi, nie bałaby się własnej reakcji i mogłaby być po
prostu sobą.
Ona sama. Czy chociaż widziała, kim teraz jest?
- Wsuń głowę pod prysznic – powiedział nagle, szorstko.
Nie dał jej czasu na wykonanie, tylko chwycił tył jej karku i
wepchnął pod gorący strumień. Mydliny trysnęły jej do ust i parsknęła.
- Zamknij oczy, albo będą…
- Au, Au, Au – Mocno zacisnęła powieki.
- Piec – skończył ze śmiechem.
Gwen potarła oczy, mimo woli wzburzona jego zmienną postawą w
tym wszystkim. Był taki zazdrosny o Williama – a przynajmniej tylko
taki sens wydawała się mieć jego reakcja. A jego wzrok palił, gdy ją
rozbierał, obiecując niewiarygodne przyjemności.
Więc dlaczego teraz nie ukazywał emocji?
Jego ruchy były szybkie, rzeczowe, gdy namydlał ją od karku po
palce u stóp. Jego dłonie przesunęły się po jej piersiach i
twardniejących sutkach bez zatrzymywania się, potem sięgnęły między
jej nogi. Mimo, że jego dotyk był jakiś bezosobowy, ciągle zostawiał ją
drżącą i obolałą, pragnącą i bez tchu.
- Sama mogę się umyć – wymamrotała.
- Miałaś na to szansę wczoraj i dzień wcześniej. Do diabła, miałaś
szansę dziś rano. Nie wykorzystałaś jej – Poruszył się, jego erekcja
znów się o nią otarła. – Dlaczego?
Jej krew zawrzała, gdy zacisnęła wargi. Nie było powodu mówić mu
tego, co chce wiedzieć. Zaraz sam odkryje odpowiedź. I, szczerze, była
niemal podekscytowana, chcąc zobaczyć jego reakcję. Już przyznał, że
jest dla niego śliczna. Co pomyśli o niej bez maski brudu? Czy w końcu
wykona jakiś ruch?
Kiedy skończył ją myć i opłukiwać, zamarł. Wydawało się, że oddech
utknął mu w gardle i poczuła wirujące w niej ciepło,
rozprzestrzeniające się, wzrastające. Oto była, jego reakcja. Zauważył.
- Twoja skóra…
- Próbowałam cię ostrzec.
- Cóż, powinnaś próbować bardziej – Obrócił ją, przesunął po niej
szybko uważnym spojrzeniem, potem bardziej spokojnie.
Mroczny Szept
120 |
S t r o n a
Widząc go, zrozumiała jak bardzo się myliła. Nie było w nim nic
zmiennego. Jego oczy były jasne, gorące jak ogień, wargi zaciskały się
na zębach, cienkie linie napięcia rozchodziły się od ust.
- Twoja skóra… - powtórzył.
Nie potrzebowała lustra, żeby wiedzieć, że bez brudu – błyszczała.
Otulał ją przeźroczysty połysk, który sprawiał, że wyglądała jak świeżo
wypolerowany opal.
Niepewnie, jakby w transie, Sabin wyciągnął ręce. Koniuszki jego
palców przesunęły się po linii jej szczęki, przesunęły na kark, między
piersi. Nie cofnęła się. Nie, przysunęła. Bliżej. Pożądając więcej. Nie
potrafiąc się powstrzymać. Pojawiła się na niej gęsia skórka, wszystkie
myśli o opieraniu się znikły.
- Gładka, ciepła i błyszcząca – wyszeptał z podziwem. – Czemu
ukrywałaś… - zacisnął zęby, a podziw na jej oczach zmienił się w
gniew. – Mężczyźnie nie mogą utrzymać rąk z dala od ciebie, prawda?
Gardło jej się zacisnęło, powstrzymując przed odpowiedzią.
Potrząsnęła głową. Co teraz Sabin powie albo zrobi? Jego nastroje
zmieniały się jak w kalejdoskopie. Dotknij mnie.
Ale on nie skończył zadawać pytań.
- Czy twoje siostry też mają taką skórę?
- Tak.
- Wszystkie Harpie?
- Tak – Miała nadzieję, że teraz skończył.
- Dzwoniłaś do nich?
Nie. Nie skończył.
- Jeszcze nie.
- Zrobisz to jak tylko wyjdziemy spod prysznica. Chcę ich tutaj, w
fortecy, przed upływem tygodnia.
Gapiła się na niego, zszokowana. Była naga, jej skóra była
najbardziej kusząca jak to było możliwe, a on chciał rozmawiać o jej
sistrach? Spotkać je? Dlaczego on… odpowiedź wśliznęła się na miejsce
i szok zbladł. Oczywiście, że ich tu chciał. Prawdopodobnie myślał, że
pomogą mu w jego wojnie. Albo może chciał mieć harem Harpii.
Coś mrocznego i potężnego rozkwitło w jej piersi. Coś trującego.
Sprawiło, że paznokcie się wydłużyły, Harpia zaskrzeczała, a jej zęby
się zaostrzyły. Czerwień przesłoniła wzrok.
- Jesteś zła – zamrugał ze zdziwieniem. – Dlaczego?
- Nie jestem zła – Zabiję cię, jeśli spróbujesz się z nimi przespać.
- Ściskasz mnie tak mocno, że moja dłoń krwawi.
Mroczny Szept
121 |
S t r o n a
Część niej zarejestrowała, że nie wydawał się zły ani przestraszony.
Reszta była ciągle zbyt rozwścieczona, żeby zachwycić się jego odwagą.
- Chcesz spać z moimi siostrami – warknęła. Warknęła? Ona,
Gwendolyn Nieśmiała?
Przewrócił oczyma.
- Nie, chcę, żeby moi przyjaciele z nimi spali.
Zamrugała tak jak on przed chwilą, nie rozumiejąc... Och. Och. Cała
furia odpłynęła, jak wcześniej szok, zostawiając słodkie uczucie
przyjemności. Jeśli jego przyjaciele będą okupowani przez jej siostry,
zostawią Gwen w spokoju. Czy Sabin był tak zaborczy w stosunku do
niej?
- Jesteś zazdrosna? – zapytał, jakby ta perspektywa go intrygowała.
- Nie. Oczywiście, że nie – To nie była informacja, której potrzebował,
mogła zostać użyta przeciw niej, a kłamstwo na pewno przesłuży jej się
lepiej. – Ja… myślałam o Tysonie, chciałam być z nim.
Oczy Sabina się zmrużyły, ale przez gęstą zasłonę rzęs, mogła
dostrzec, że szkarłat obramował brązowe tęczówki.
- Nie będziesz o nim myśleć. Rozumiesz? Zabraniam tego.
- Ja… okej – Nie wiedziała, co innego mogłaby powiedzieć. Sabin
nigdy bardziej nie wyglądał na zdolnego do morderstwa. Ale dlaczego
nie była przestraszona?
Jedna jej słaba odpowiedź, zdawała się go uspokajać.
- Już zdecydowałem, że cię oznaczę – była determinacja w jego
głosie. Determinacja tak zimna i twarda, że wątpiła, żeby coś mogło ją
naruszyć. – Ale to… - Przesunął wzrokiem po jej ciele. – Bogowie, będę
znaczył cię każdego dnia, jeśli będę musiał. Będziesz myśleć tylko o
mnie.
- C-co masz na myśli, mówiąc: oznaczyć mnie? – Znak, jak przy
cięciu? Kara? Teraz nie miała problemu z cofnięciem się. Oczekiwał, że
ile ona zniesie?
Wyciągnął rękę, jego palce owinęły się wokół jej nadgarstka
przyciągnęły ją z powrotem.
- Wbiję zęby w tę piękną skórę, delikatnie, ale wystarczająco, żeby
zostawić ślad.
Znów strach ją opuścił zostawiając wrzące płomienie grzesznej
rozkoszy. Minęło tak wiele czasu. Tak wiele czasu odkąd mężczyzna ją
trzymał, sprawiając, że czuła się cenna, wyjątkowa i wystarczająco
gorąca, żeby się przy nim wić.
- Chcesz tego? – zapytał miękko.
Mroczny Szept
122 |
S t r o n a
Chciała? Do diabła, tak. Mogła już nie wiedzieć, kim jest, ale
wiedziała, że jej ciało było głodne tego samca. Czy pozwoli na to?
Czas znaleźć logikę. Sabin był silny, nieśmiertelny i zdecydowany
znieść wszystko, co mogłaby mu zaserwować. Ona była wystarczająco
silna, żeby się nim cieszyć, ale też zachować dystans. Taką miała
nadzieję. „Oznaczenie” utrzyma innych wojowników z dala od niej. I
miło by było nakarmić Harpię tym, czego pragnęła, jeśli dzięki temu,
podczas tego, będzie się zachowywać.
Logika osiągnięta.
Zanim mogła ułożyć odpowiedź, nozdrza Sabina zafalowały, jakby
mógł wyczuć jej pożądanie.
- Jeśli ktoś inny cię dotknie, zginie.
Chciał zranić swoich przyjaciół dla niej? Boże, sama myśl sprawiła,
że się roztapiała.
Powoli przysunął ją bliżej, nie przerywając póki jej sutki nie
przywarły mocno do jego torsu. Jęknął.
- Twój demon…
- Będę go trzymał na krótkiej smyczy, nie martw się. Teraz, wybieraj.
Nie musiała już się nad tym zastanawiać.
- Tak – odparła bez tchu. Przełykając ślinę, sięgnęła w górę, owinęła
ramiona wokół jego karku, przyciskając się do niego mocniej. – Też nie
musisz się martwić. Będę z tobą ostrożna.
- Proszę, nie bądź – Schylił się i wziął jej usta w posiadanie. To nie
był miękki, jednostronny pocałunek z samolotu. Ten był pochłaniający,
szorstki, jego język zagłębiał się w jej ustach, uczestnicząc, głęboki,
twardy i żądający odpowiedzi. Dała mu to, niezdolna postąpić inaczej.
Zaciskając jedną rękę w ciemnym jedwabiu jego włosów, drugą
wpijając w jego plecy, prawdopodobnie zostawiając własne znaki.
Nie zatrać się kompletnie. Ostrzeżenie przeszyło jej umysł. Ciesz się
tym, ale pozostań skupiona. Harpia mruczała, uszczęśliwiona tym, co
się działo, chcąc więcej, więcej, więcej. Ale kiedy Gwen nakazała
swojemu oddechowi zwolnić, swojemu ciału znieruchomieć, cieszyć się
dotykiem Sabina, cieszyć się, ale nic więcej, to mruczenie zamieniło się
w warczenie. Więcej, więcej, więcej.
Sabin chwycił jej podbródek i obrócił jej głowę, zmuszając jej usta,
żeby otwarły się szerzej, nie pozwalając jej się wycofać, nawet odrobinę.
Ich zęby się zderzyły, przy następnym pchnięciu jego języka. Gdy
jęknęła, nie cofnął się. Nie złagodniał. Wciąż i wciąż ją całował, póki nie
straciła tchu, drżąc, wyginając się ku niemu, jęcząc, ciągle jęcząc,
gotowa błagać o więcej jak Harpia.
Mroczny Szept
123 |
S t r o n a
Drugi raz – trzeci? – próbowała się zdystansować, uspokoić swoje
ciało, żeby nie zapaść się głębiej pod jego urok.
- Och, nie ma mowy. Zostań ze mną.
- Nie, ja…
- Będziesz tylko czuć. Bez myślenia. To jest na później – Powoli
pchnął ją na pokrytą kafelkami ścianę, której chłód sprawił, że
sapnęła. Połknął ten dźwięk, swoimi ustami znów nakrywając jej,
biorąc wszystko, co mogła dać i żądając więcej. Za nimi strumienie
wody nadal uderzały o porcelanę.
Jedną ręką złapał jej nadgarstki i uwięził je nad jej głową. Drugą
schwycił jej pierś, pocierając sutek kłykciami. Jej brzuch zadrżał,
kolana osłabły. Przewróciłaby się, gdyby nie wcisnął uda między jej
nogi, podtrzymując ją. Tylko, że gdy najdelikatniejsza część jej ciała
potarło o szorstką skórę jego kolana, osłabiło ją to jeszcze bardziej.
- Podoba się?
- Tak – Nie było powodu kłamać. Nie mogła ukryć reakcji swojego
ciała.
Jego palce zjechały w dół jej ciała, zawirowały wokół pępka.
Przesunęła się w przód i tył na jego nodze, wyrwały jej się jęki. Więcej.
Więcej. Więcej! Krzyk Harpii zmieszał się z jej własnym, póki nie były
jednym głosem w jej głowie.
- Teraz cię ugryzę.
Nie dał jej czasu żeby się zgodzić bądź odmówić, wbijając zęby w
czułą podstawę jej karku. W tym samym czasie, wysunął udo z
pomiędzy jej nóg i zastąpił je ręką. Dwa palce zatopiły się w niej,
głęboko, tak cudownie głęboko.
- Sabin!
- Bogowie, kochanie. Jesteś gorąca. Ciasna.
- Ja zaraz… Nie mogę… Nie powinnam… - Już tak blisko. Tylko
przez przesuwające się w niej dwa palce.
- Odpuść sobie. Nie pozwolę, żeby stało się coś złego. Przysięgam.
Co jeśli ona… co jeśli Harpia… cholera! Jej myśli były rozproszone,
jej umysł skupiał się tylko na przyjemności, jaką dawały jej te dwa
palce.
- Dojdź dla mnie – Kciukiem potarł jej łechtaczkę i nie było już więcej
walki. Szczytowała, krzycząc, ocierając się o niego, potem gryząc go
dopóki nie poczuła smaku krwi.
Kiedy szarpały nią spazmy, puścił jej ręce i chwycił jej biodra,
przysuwając je do przodu, wtłaczając ją na swoją erekcję. Nie
Mroczny Szept
124 |
S t r o n a
wchodząc, tylko ocierając, ale cholera, to było dobre. Wbiła paznokcie
w jego plecy, głęboko, tnąc.
Syknął przez zęby, znów otarł ją o siebie, i znów syknął. Kochała ten
dźwięk. Musiała znów go usłyszeć. I znów. Wkrótce sama się
poruszała, spotykając się z nim w pół drogi, uderzając o niego,
zatapiając w nim ostre zęby, krople krwi pokryły jej język.
- W ten sposób – pochwalił. – Właśnie tak. To takie wspaniałe
uczucie, takie cholernie wspaniałe – Bełkotał. śeby przypomnieć jej
gdzie była, z kim? – Nie chciałem, żeby to zaszło tak daleko. Nie dla
mnie. Ale eksploduję. Wiem to. Nie powinno być tak dobrze. Nie
powinno…
I znów ją całował, wtłaczał w nią język, gorące nasienie tryskało na
jej brzuch, jego ciało drżało i znów wybuchła, po prostu na myśl o jego
przyjemności. Trzymali się nawzajem, dyszeli, jęczeli.
W końcu opadła na niego, zdumiona, że straciła kontrolę. Zdumiona,
że, mimo, że nie uprawiali seksu, ten prysznic wstrząsnął jej światem.
Zdumiona, że Harpia nie stała się niebezpieczna. Zdumiona, że Harpia
chciała tylko więcej. Najbardziej ze wszystkiego, zdumiewało ją, że
pomimo tego, że doświadczyła dwóch orgazmów, ciągle chciała więcej.
Mroczny Szept
125 |
S t r o n a
Rozdział 13
Rozdział 13
Rozdział 13
Rozdział 13
Sabin zaniósł Gwen do wielkiego łóżka w swojej sypialni i przytulił ją
do siebie. śadne z nich nie powiedziało ani słowa i tylko obserwowali
nocne niebo przez jedyne okno w sypialni. Leżeli tam, nadzy, spleceni,
każde sztywne i napięte, pogrążone we własnych myślach.
- Co się stało ze spaniem na podłodze? – zapytała go w końcu Gwen,
przerywając ciszę.
- Tak właściwie to nie zasnąłem. Teoretycznie nie złamałem słowa.
- Prawda.
Po tym, znów zapadła cisza. Ale też znów, żadne nie drzemało.
Oczekiwał, że dziewczyna łatwo zaśnie, miała cienie pod oczyma,
bardziej widoczne niż kiedykolwiek i wcześniej widział jak ziewała. Ale
znów go zaskoczyła. Raz lub dwa udawała, że zasypia, ale tego nie
zrobiła.
Wiedział, dlaczego on nie może się zrelaksować: demon szalał
wewnątrz jego umysłu, bardziej niż kiedykolwiek zdesperowany sięgnąć
jej, zranić. Sprawić, żeby kwestionowała wszystko, co się między nimi
wydarzyło. Tak jak to robił ze wszystkimi innymi wcześniej. Z
kobietami, które go opuszczały lub popełniały samobójstwo.
Powinienem odejść zanim stanie się coś takiego. W chwili, gdy to
pomyślał, ryk odmowy przeszył go całego, jakby miał zęby i wszystkie
powody, dla których powinien zostać pojawiły się w jego umyśle. Po
pierwsze, Parys mógłby go szukać, natknąć się na nią i uwieść.
Rozpusta po prostu nie mógł się powstrzymać. Po drugie, Łowca mógł
uciec z lochu, złapać ją i czmychnąć. Po trzecie, mogła zacząć żałować
tego, co zrobili pod prysznicem i sama uciec.
Wszystkie powody doskonałe. Ale nie były to powody, dla których
głębiej zapadł się w wypchany pierzem materac. Gwen była taka
miękka i ciepła przy jego boku, pachniała tak pysznie, jak cytryny –
jego ulubione – i wydawała westchnienie, które pragnął połknąć.
Już znów jej pragnął. Tym razem całej. Chciał w nią wejść,
zagłębiając się delikatnie, potem twardo i szorstko, w niekończącym się
rytmie, który by ich ze sobą związał. śadna kobieta jeszcze nie
pobudzała go tak całkowicie, nie smakowała tak idealnie, nie pasowała
do jego ciała tak doskonale. śadna też nie uchwyciła się go z taką
żywiołowością, gryząc, puszczając krwi i sprawiając, że dyszał po
więcej.
Mroczny Szept
126 |
S t r o n a
Nawet mimo tego, że nie zakończyli sprawy, oboje znaleźli ulgę.
Podejrzewał, że raz nie wystarczy i miał rację.
Słuchanie jej krzyków było słodsze, niż wchodzenie w inną kobietę. A
ta skóra… była niczym narkotyk dla oczu. Jedno spojrzenie i musiałeś
spojrzeć jeszcze raz i jeszcze. Patrzenie w inną stronę było bolesne,
ponowne spojrzenie było niegasnącą potrzebą.
Prawdopodobnie teraz cię nienawidzi, nie chce mieć z tobą nic
wspólnego. Nie byłbym zaskoczony, gdyby myślała o swoim ludzkim
chłopaku, gdy ją całowałeś i dlatego reagowała z taką pasją. Czy nie
powiedziała ci, że był w jej myślach? Człowiek był pewnie jedynym
czego chciała. Ty nie.
Ręka Sabina napięła się wokół Gwen, ściskając, aż wydała bolesne
sapnięcie. Natychmiast rozluźnił uścisk i wzniósł blokadę w umyśle,
uciszając demona. Nie myślała o ex-chłopaku , z naciskiem na ex. Był
tego pewien i ani Zwątpienie, ani wcześniejsze słowa Gwen nie
przekonają go, że było inaczej. To imię Sabina wykrzykiwała.
Zwątpienie był wredny, to wszystko, chłostał go słowami, szukając
celu. Przynajmniej, jak on, Gwen mogła rozróżnić głos demona od
własnej niepewności.
- Czy możemy teraz przestać udawać zrelaksowanych niczym
szczęśliwi kochankowie? – zapytała nagle, ponownie przerywając ciszę.
Westchnął, sprawiając, że parę pasm jej włosów przesunęło się po
jego piersi, łaskocząc skórę. Gdyby tylko byli szczęśliwymi
kochankami. Bez demona, Harpii, wojny, po prostu dwoje ludzi
cieszących się wspólnym czasem.
Sabin zamrugał, tak obca był mu ta myśl. Nigdy, przez wszystkie
tysiąclecia, nie chciał być niczym innym niż był. Nieśmiertelnym
wojownikiem. Potężnym, niezwykłym, wiecznym. Tak, popełnił błąd
pomagając innym Lordom ukraść i otworzyć puszkę Pandory. I tak,
został wykopany z niebios i cierpiał przez zamkniętego w nim demona.
Ale było to cierpienie, które akceptował i na które zasługiwał.
Cierpienie, które chętnie znosił, bo czyniło go silniejszym, niż gdy
służył Zeusowi. Więc dlaczego teraz chciał, czego innego?
- Tak, możemy przestać udawać. Możemy nawet porozmawiać. A
przez rozmowę rozumiem – oczywiście – że ja będę zadawał pytania a ty
będziesz na nie odpowiadać. Więc zacznijmy, dobrze? Nigdy nie śpisz.
Dlaczego?
- Apodyktyczny łobuz – wymamrotała. – Dla twojej informacji, nie
muszę spać – Płynnym ruchem obróciła się na plecy, tak że tylko ich
ramiona się stykały. Musiała czekać godzinami, żeby wykonać ten
Mroczny Szept
127 |
S t r o n a
ruch. Zauważył, że zwykle pragnęła każdego kontaktu, jaki mogła
dostać. Co się zmieniło?
Przypuszczał, że to nie ważne. Po Darli, obiecał sobie, że zawsze
będzie utrzymywał dystans w stosunku do kobiet, które będą go
pociągać. I robił tak przez jedenaście lat. Teraz Gwen mu w tym
pomagała. W jego piersi tkwiła iskra irytacji, że to ona wykonała ten
ruch.
- Odmówiłaś jedzenia, mimo że byłaś głodna. Nie chciałaś wziąć
prysznica, mimo że byłaś brudna. Nawet przez chwilę nie uwierzę, że
twoje ciało… – twoje soczyste ciało. – …nie potrzebuje odpoczynku.
A jeśli mówi tak, bo przypominasz chodzącego trupa? Bo wyglądasz
na zmęczoną, wyczerpaną, wychudzoną?
Chwilę później zesztywniała.
- Twój demon to skurwiel.
- Tak – I lepiej zamknij się, cholerny skurwysynu. Już raz cię
ostrzegałem. Pamiętasz puszkę?
Nastąpiła ciężka chwila ciszy, a potem wściekły warkot akceptacji.
- Więc? – sapnęła. – Wyglądam?
Jak chodzący trup? Nie.
- Jesteś najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widziałem –
Prawda. I nawet nie przeszkadzało mu, że mówił jak Lucien, kiedy
wojownik mówił słodkie nonsensy do Anyi. Nonsensy, na które Sabin
zawsze przewracał oczyma.
- Nie wierzę ci – Przewróciła się na bok, patrząc na niego i
podkładając dłoń pod policzek. – Powiedziałeś, że jestem ładna.
- Taa, bo jestem dżentelmenem – odparł sucho. Też przewrócił się na
bok, by napotkać jej spojrzenie. Te egzotyczne loki obramowywały jej
twarz i delikatne ramiona, jej olśniewająca skóra nabrała czerwonego
odcienia, sprawiając, że wyglądała na pysznie zarumienioną. – Myślisz,
że można powiedzieć, że zawsze jestem uprzejmy, nigdy nie chcę zranić
niczyich uczuć i wręcz tryskam słodkimi kłamstwami, bo chcę, żeby
ludzie wokół byli w dobrym humorze? Och, i jeśli kogoś przypadkowo
obrażę, bo nigdy nie robię tego celowo, absolutnie odmawiam brania
tego, czego chcę siłą?
Pełne wargi wygięły się w półuśmiechu – wargi, które całował, ssał i
przygryzał – i jej oczy zabłysły hipnotycznie. Oczy, w których się topił.
Widząc ten uśmiech, Sabin nagle doświadczył niechcianej erekcji i był
wdzięczny, za prześcieradło okrywające dolną połowę jego ciała. I to on
miał być niebezpieczny w tym związku, pomyślał mrocznie.
Mroczny Szept
128 |
S t r o n a
To nie związek, natychmiast odezwał się instynkt samozachowawczy.
Nie pozwoli, żeby to było coś więcej niż biznesowa transakcja. Przekona
ją, żeby dla niego walczyła, będzie jej bronił przed swoimi przyjaciółmi,
gdy będzie to robiła i kiedy wojna wreszcie się skończy, przestanie o
niej myśleć, przestanie jej pożądać.
- Może i nie dbasz o uczucia innych, ale chcesz mojej pomocy. Więc
mi słodzisz.
- Zgodzisz się walczyć z Łowcami, słodzę ci czy nie – powiedział,
przybierając pewny ton. To była pewność, której nie czuł, ale musiał w
to wierzyć. Nie mógł zaakceptować niczego innego. – Muszę ci
przypominać, że już obiecałaś pomóc?
Zmęczony bezczynnością, Zwątpienie rzucił: Niemal mdleje na widok
krwi. Pomoże ci walczyć? Nie sądzę!
- Pomożesz – Powtórzył dla demona, dla siebie.
- Nie mam nic przeciwko pomaganiu ci w umysłowych aspektach
twojej kampanii. Jak poszukiwania w Internecie i wypełnianie
papierkowej roboty. Jeśli masz dokumentację swoich, uch, zabójstw,
mogę się tym zająć. Mogę nawet poprowadzić szukanie tych
artefaktów, za którymi się rozglądacie. To właśnie robiłam, zanim
zostałam porwana. Pracowałam w biurze, robiłam notatki,
sprawdzałam fakty, ten rodzaj zajęć. I byłam w tym cholernie dobra.
Nigdy nie słyszał więcej dumy w czyimś tonie. Ale była dumna ze
swojej pracy czy ze zdolności dopasowania się do normalnego świata?
- I lubiłaś tę pracę? – zapytał.
- Oczywiście.
- Nie byłaś znudzona? – Prawdziwym pytaniem było, jak jej Harpia
zniosła monotonię. Sabin sądził, ze mroczna strona Gwen jest podobna
do jego własnej – jest siłą napędową, przekleństwem, chorobą – ale
częścią niej łaknącą ekscytacji i niebezpieczeństwa. Częścią, która
staje się nerwowa, jeśli ignorować ją zbyt długo.
- Cóż, może trochę – przyznała, okręcając pasmo włosów na placu.
Niemal się roześmiał. Założyłby się, że była szaleńczo znudzona.
- Zapłacę ci za pomoc – powiedział, przypominając sobie słowa Anyi
o tym, że Harpie mają potrzebę kradzieży lub zarabiania jedzenia.
Chciał jej na placu boju, walczącej, ale też nie miał nic przeciwko
temu, żeby pomogła przy poszukiwaniach. Przynajmniej na początku. –
Powiedz, czego chcesz, a będzie twoje.
Kilka minut minęło w ciszy.
- Nie mam pomysłu – odparła w końcu. – Muszę o tym pomyśleć.
- Nie ma nic, czego byś chciała?
Mroczny Szept
129 |
S t r o n a
- Nie.
Wiedząc, jak bardzo pożądał zwycięstwa, mogła poprosić go o
wszystko, nawet o księżyc i gwiazdy. Ale nic nie mogła wymyślić.
Dziwne. Większość ludzi rzuciłaby astronomiczną sumę i targowała się.
Zastanawiał się, co było uznawane za cenne wśród jej ludu. Pieniądze?
Klejnoty?
- Jak twoje siostry zarabiają na życie?
Zacisnęła usta w cienką linię.
Co to było? Nie chciała mu powiedzieć czy nie podobało jej się, co
robiły?
- Są dziwkami? – próbował zgadywać, nie tylko żeby uzyskać
odpowiedź, ale też sprawdzić jak daleko może się posunąć, zanim
Harpia zażąda jego głowy na tacy.
Sapnęła i spoliczkowała go, potem szarpnęła rękę do tyłu, jakby nie
mogła uwierzyć, że zrobiła coś takiego. Bała się, że zechce się zemścić
za takie drobny czyn? Śmieszna dziewczyna.
- Zasłużyłeś na uderzenie, więc nie przeproszę. Nie są dziwkami.
- Zabójczynie?
Bez sapnięcia. Bez uderzenia. Tylko zmrużenie jej oczu, opuszczenie
rzęs. Bingo.
- Są najemniczkami – Nie pytanie. Co za zaskakujący łut szczęścia.
- Tak – wycedziła przez zaciśnięte zęby. – Są.
Sabin chciał się roześmiać. Jeśli jedna Harpia mogła zniszczyć całą
armię, co mogły zrobić cztery? Mógł zapłacić im za ich usługi. Miał
pieniądze, bez względu na ich cenę.
- Wiedzę jak koła obracają się w twojej głowie – zrolowała poduszkę
pod własną głową. – Ale powinieneś wiedzieć, że mnie kochają i nie
wezmą pracy, jeśli poproszę je o to.
Teraz jego oczy się zwęziły, sondując. Przybrała niewinne spojrzenie,
nawet, jeśli oplecione gniewem.
- To groźba, kochanie?
- Traktuj to jak ci się podoba. Nie chcę, żeby walczyły z tymi podłymi
Łowcami z żadnego powodu.
- Dlaczego? Jak powiedziałaś, są podli. Źli. Znaleźliby sposób, żeby
zaćpać cię do otępienia, zgwałcić i ukraść twoje dziecko, gdybym cię
nie uratował. Powinnaś błagać siostry, żeby z nimi walczyły.
- Już ich torturowałeś za to, co zrobili mnie i innym – wyrwało się z
niej.
Mroczny Szept
130 |
S t r o n a
- I to ci wystarczy? Gdy ktoś mnie rani, chcę być tym, który mu
odda. Chcę być pewien, że zostanie to zrobione dobrze. Nie czułaś
żadnej satysfakcji rozrywając gardło temu…
- Tak, okej. Tak. Ale pozwolenie komuś innemu na zajęcie się tym
musi wystarczyć. Inaczej spędzę życie polując na nich, zabijając, nigdy
naprawdę nie żyjąc – Jej nozdrza falowały, pierś unosił się ciężko. Z
każdym oddechem, prześcieradło się ześlizgiwało, ukazując szczyt
różowego sutka. Musiał zmusić się, żeby spojrzeć gdzie indziej, zanim
zakończy rozmowę.
Czy mówiła, że jego życie jest puste? Cóż, nie było. Było pełne, go
cholery.
- Lepiej żyć polując i zabijając, niż pogrzebać się w strachu.
Uniosła dłoń, jakby zamierzała znów go uderzyć. Trzęsła się,
promieniował z niej cichy gniew teraz przeradzający się we wrzącą
furię. W końcu pchnął wystarczająco mocno. Harpia tu była, w jej
oczach.
- Zrób to – powiedział jej. To byłoby dla nie dobre. Pokazało jej, że
może na niego runąć, a on się nie złamie. Taką miał nadzieję.
Powoli jej ręka opadła. Drżenie ustało. Z głębokim oddechem, jej
oczy wróciły do normalności.
- Podobałoby ci się to, co? Chcesz, żebym była taka jak ty? Cóż, tak
się nie stanie. Nikt nie przetrwa, jeśli to zrobię. Nikt. Nawet moje
siostry.
Schwycił ukryte znaczenie i uniósł brew.
- Walczyłaś z nimi i zraniłaś je, prawda?
Niechętne skinienie.
- Byłam tylko dzieckiem i bawiły się ze mną, kpiąc jak to siostry.
Wybuchłam i bardzo jej zraniłam.
- Myślałem, że mówiłaś, że są silniejsze niż ty.
- Są. Mogą kontrolować to, kogo zabiją, nawet, gdy w pełni są
Harpiami. To jest prawdziwa siła.
Zastanowił się nad tym przez chwilę, przesuwając ręką przez swoje
włosy.
- Założę się, że dałbym radę twojej Harpii. To znaczy, jak twoje
siostry, jestem nieśmiertelny i szybko się leczę – Taa, pamiętał co
zrobiła z Łowcą i pamiętał jak szybko się poruszała. Dlaczego wcześniej
tego nie rozważył? Miał brutalną siłę, tysiące lat doświadczenia i
determinację, którą można by rozdzielić między wielu. Jak długo nie
pozbawi go głowy, podniesie się.
Mroczny Szept
131 |
S t r o n a
- Jesteś idiotą – Musiała dopiero po chwili zrozumieć, co powiedziała,
bo zesztywniała dopiero, gdy słowa odbiły się między ścianami.
- Nic co powiesz, nie sprowokuje mnie wystarczająco, żebym cię
zaatakował – powiedział jej, rozdarty między czułością a
rozdrażnieniem.
Stopniowo się rozluźniła, ale napięcie między nimi pozostało.
- śałujesz tego co stało się pod prysznicem? – Zapytał, po części
chcąc zmienić kierunek rozmowy i, cóż, dlatego że ciekawość żądała
zaspokojenia. Właśnie bardzo jasno wyraziła, że nie podoba jej się to,
czym był i co robił.
- Tak – odparła, policzki zapłonęły.
Brak wahania z jej strony, poważnie go zirytował.
- Dlaczego? Podobała ci się każda chwila.
A może nie?
Jego dłonie zwinęły się w pięści, kości chrupnęły. Cholerny
Zwątpienie. Ale obwiał się, że tym razem wątpliwość należała do niego,
nie była jedną z trucizn demona.
Uciekła spojrzeniem.
- Sądzę, że było w porządku.
Zazgrzytał zębami. Było w porządku. Tak sądzi. Tak, kurwa, sądzi.
Na bogów, da jej kolejną demonstracje. Będzie ją całował, tym razem
każdy jej cal, tak jak chciał. Jego język zatańczy między jej nogami,
ugryzie ją, wsunie w nią palce i sprawi, że będzie błagać o jego członek
i wtedy, tylko wtedy, da jej go. Przewrócił ją na brzuch, chwycił jej
biodra i…
Będzie się z nią kochał, jeśli podąży tą ścieżką. Błąd, błąd, błąd. To
jest tego warte, pomyślał następnie. Nie powstrzyma go i będzie
uwielbiać każdą minutą. Wejdzie w nią, rozleje nasienie, głęboko i
gorąco i…
Znów usłyszy ją mówiącą, że było w porządku. Tak sądzi. Zwątpienie
się zaśmiał, w tej chwili demon właściwie szanował dziewczynę.
- Było bardziej niż w porządku, ale odłożymy tę dyskusję na później –
Sabin wyskoczył z łóżka, niespeszony, gdy prześcieradło opadło,
ukazując jej jego ciało. Nagle nieśmiała, uniosła dłoń do oczu. Ale jeśli
się nie mylił, zerkała przez palce. Czuł gorąco tego spojrzenia, tlące się
pożądanie.
Podszedł do szafy. Po uzbrojeniu się jak zwykle – jeśli piętnaście
ostrzy przywiązanych do jego kostek, nadgarstków, bioder i pleców
były zbytnią ostrożnością, dajcie mu nagrodę „Zbyt Ostrożny” – założył
jeansy i t-shirt z napisem „Zobaczymy Się w Zaświatach”.
Mroczny Szept
132 |
S t r o n a
Chwycił parę spodni i zwykłą, białą koszulkę, i rzucił je Gwen.
- Wstawaj, ubieraj się.
- Dlaczego? – Usiadła, włosy zawirowały wokół niej i chwyciła
ubranie.
- Zadzwonisz do sióstr – Czas mieć to za sobą. – Anya opowiedziała
mi trochę o twojej kulturze i jeśli się boisz, że spróbują cię zranić za to,
że pozwoliłaś się schwytać to przestań. Nie pozwolę im – Nie dał jej
czasu na odpowiedź. – Kiedy skończysz dzwonić, zejdziemy na dół, żeby
zjeść. I będziesz jeść, Gwen. To rozkaz – Nie będzie teraz tego nonsensu
z jedzeniem tylko kradzionego jedzenia. Mógł rozważać porozkładanie
jedzenia dookoła, tak żeby miała wrażenie, że je kradnie, ale nie był
teraz w nastroju, żeby ją teraz przekupywać.
- Potem – kontynuował. – Muszę zwołać ludzi na zebranie i
powiedzieć im, czego dowiedziałem się o Łowcach. Też w tym teraz
siedzisz. Bo też jesteś teraz tego częścią.
Jej podbródek uniósł się uparcie.
- Nie jestem jednym z twoich ludzi, żebyś mógł mi rozkazywać.
- Jeśli należałabyś do moich ludzi, byłbym teraz zawstydzony swoimi
myślami – Jego spojrzenie opadło, przywarło do jej piersi, brzucha…
między nogi. Obrócił się na pięcie, zanim zrobiłby coś, czego naprawdę
chciała, podszedł do niej, przykrył własnym ciałem i wszedł w nią. –
Teraz się pośpiesz.
Długa cisza, a potem szmer materiału, napięcie łóżka, westchnienie.
- Okej, jestem gotowa – brzmiała na zrezygnowaną.
Sabin ponownie na nią spojrzał… i przestał oddychać. Tak jak
wcześniej, ubranie na niej wisiało. Tyle, że teraz, gdy była czysta, biała
bawełna sprawiała, że jej skóra zdawała się połyskiwać niczym perła.
Ślina napłynęła mu do ust, żeby jej posmakować, jedno liźnięcie
wystarczy. Musi wystarczyć, pomyślał, zachwycony, już idąc do niej,
sięgając.
Co ty, do diabła, robisz? Uspokój się, dupku! Zatrzymał się nagle,
zaciskając zęby. Chwilę potrwało zanim zebrał się w sobie i
przypomniał, co chciał zrobić. Przeszedł przez pokój do komody i
wyciągnął swoją komórkę. Byłby nieodebrane połączenia i wiadomość.
Przewinął menu. Połączenie było od Kane’a. Wiadomość… też od
Kane’a. Wojownik spędzał dzień w mieście, ale chciał, żeby do niego
zadzwonić, jeśli będzie potrzebny i wróci do domu. To cud, że Kane
mógł użyć telefonu dwukrotnie bez usmażenia go w cholerę.
Po wyczyszczeniu ekranu, rzucił komórkę Gwen. Nie złapała.
- Zacznij dzwonić – powiedział jej.
Mroczny Szept
133 |
S t r o n a
* * *
Gwen uniosła telefon drżącą ręką, łzy paliły ją w oczy. Przez cały rok
uwięzienia, chciała to zrobić, potrzebowała usłyszeć głosy sióstr. Ale
ciągle była zawstydzona tym, co się stało i ciągle nie chciała, żeby
wiedziały.
- Tutaj jest rano, więc na Alasce jest środek nocy – powiedziała. –
Może powinnam poczekać.
Sabin nie okazał litości.
- Dzwoń.
- Ale…
- Nie rozumiem twojej niechęci. Kochasz je. Chcesz, żeby tu były,
nawet zrobiłaś z tego warunek, pod jakim zostaniesz ze mną.
- Wiem – Przesunęła palcem po świecących numerach na małym,
czarnym aparacie. Powróciło poczucie winy. Poczucie winy, że zmusiła
ukochane siostry, żeby czekały na wieści o niej… albo, jeśli nie
wiedziały o jej porwaniu, po prostu na to, żeby się z nimi
skontaktowała.
- Czy będą cię winić za to, co się stało? Będą chciały cie ukarać?
Powiedziałem, że im nie pozwolę.
- Nie – Może. To co wiedziała, to to, że zażądają żeby Sabin pozwolił
im dołączyć do jego wojny, tak jak chciał. Będą chciały dup Łowców na
tacy, podanych na surowo. Ale jeśli zostaną zranione przez Gwen…
będzie nienawidziła siebie przez wieczność.
- Dzwoń – ponaglił Sabin.
Weź się w garść, pomyślała. Z westchnieniem, wybrała numer
Bianki. Z wszystkich trzech, Bianka była najłagodniejsza. A przez
najłagodniejsza, Gwen miała na myśli, że Bianka wylałaby szklankę
wody na osobę, którą właśnie podpaliła.
Po trzech sygnałach, siostra odebrała.
- Nie mam pojęcia, kto dzwoni do mnie z tego numeru, ale lepiej…
- Hej, Bianka – Jej żołądek zacisnął się boleśnie, głos był tak
znajomy i ukochany, że palące łzy spłynęły po policzkach – To ja.
Cisza, a potem głęboki oddech.
- Gwennie? Gwennie, to ty?
Otarła policzki wierzchem nadgarstka, bardzo świadoma gorącego
spojrzenia Sabina, praktycznie pożerającego ją. O czym myślał? Dla
takiego wojownika, to że pokazała słabość – właściwie więcej słabości –
Mroczny Szept
134 |
S t r o n a
musiało go oburzać. I to dobrze. Naprawdę. Całowali się i dotykali pod
prysznicem i była gotowa pójść dalej, wziąć więcej, dać więcej, pomimo
tego, jakiego rodzaju był mężczyzną i rzeczy, jakich jej powiedział.
- Hej, ciągle tam jesteś? Gwennie? Wszystko w porządku? Co się
dzieje?
- Tak, to ja. Jedna i jedyna – w końcu odparła.
- Bogowie, dziewczyno. Czy masz pojęcie ile czasu minęło?
Dwanaście miesięcy, osiem dni, siedemnaście minut i trzydzieści-
dziewięć sekund.
- Mam pojęcie. Więc co u was?
- Lepiej, teraz, kiedy cię słyszę, ale jesteśmy wkurwione jak cholera.
Czeka cię ciężka przeprawa, gdy Taliyah cię znajdzie. Dzwoniłyśmy do
ciebie – wiesz, żeby powiedzieć cześć i zagrozić ciężkim laniem, jeśli nie
wrócisz do domu. śadnej odpowiedzi. Więc zadzwoniłyśmy do Tysona.
Powiedział, że się wyprowadziłaś i nie wie jak cię znaleźć. Szukałyśmy i
szukałyśmy, po całym cholernym świecie, ale bez powodzenia. W
końcu złożyłyśmy Tysonowi wizytę i powiedział, że zostałaś zabrana
wbrew własnej woli.
- Torturowałyście go? – Nie była na niego zła, nie chciała, żeby został
skrzywdzony. Tylko się bronił, coś co rozumiała.
- Cóż… może troszkę. Nie nasza wina. Marnował cenny czas.
Jęknęła. Potem wyobraziła sobie Biankę, czarne włosy wirujące
wokół głowy, błyszczące bursztynowe oczy, czerwone usta wygięte w
złośliwym uśmiechu i nie mogła się nie uśmiechnąć.
- śyje, prawda?
- Proszę, dziewczyno. Tak jakbyśmy się zniżyły do zabicia tego
małego, słabowitego gówna. Nigdy nie zrozumiem co w nim widziałaś.
- Dobrze. Nie wiedział, gdzie byłam. Nie naprawdę.
- W każdym razie, kto cię zabrał? Co zrobiłaś, żeby ich ukarać? Nie
żyją, prawda? Powiedz mi, że nie żyją, dziecino.
- Ja, uch, dojdę do tego – Prawda. – Innym razem – Znów prawda. –
Słuchaj – dodała, zanim Bianka mogła sondować zbyt głęboko. –
Jestem obecnie w Budapeszcie, ale chcę was zobaczyć, dziewczyny.
Tęsknię za wami – Na końcu głos jej się załamał.
- Więc wróć do domu – Bianka nigdy o nic nie prosiła – to Gwen
wiedziała – ale teraz brzmiała na gotową błagać. – Chcemy, żebyś
wróciła do domu. Niewiedza gdzie jesteś nas niszczy. Mama
wyprowadziła się miesiące temu, bo nie przestawałyśmy ją męczyć o
ciebie, więc nie musisz się martwić o jej chłodne powitanie.
Mroczny Szept
135 |
S t r o n a
To, że kazała im czekać dłużej niż to konieczne… poczucie winy znów
narosło, gorętsze niż wcześniej i Gwen zatrzęsła się ze wstydu.
Zrobiłam to. Zrobiłam to moim silnym, dumnym siostrom.
- Nie dbam o mamę – I nie dbała. Nie naprawdę. Nigdy nie były
blisko. – Ale musicie do mnie przyjechać. Jestem z, uch, Lordami
Świata Podziemnego i chcą was poznać. Wiesz, to ci mężczyźni, którzy
są…
- Opętani przez demony? – Bianka zapiszczała z ekscytacji, potem
nagle spochmurniała. – Co ty z nimi robisz? To oni cię zabrali? – Była
chęć mordu w jej głosie.
- Nie. Nie. To dobrzy faceci.
- Dobrzy faceci? – roześmiała się. – Cóż, jacykolwiek są, nie są twoim
zwykłym towarzystwem. Chyba, że twoja osobowość przeszła ogromną
przemianę przez ostatnie półtora roku.
Nie bardzo.
- Po prostu… przyjedziecie?
Bez wahania.
- Już jesteśmy w drodze, dziecino.
Mroczny Szept
136 |
S t r o n a
Rozdział 14
Rozdział 14
Rozdział 14
Rozdział 14
Kuchnia wyglądała jak po wybuchu bomby. Głodni wojownicy są
dzikusami, pomyślał Sabin. Przed zejściem na dół, powysyłał każdemu
wiadomości – bogowie, kochał technologię; nawet technofobicznego
Maddoxa wprowadził w dwudziesty pierwszy wiek – zwołując zebranie
na południe, żeby przedyskutować to, co powiedzieli mu Łowcy o
Nieufności i szkole dla pół-ludzkich, pół-nieśmiertelnych dzieci, jak i
też poinformować ich o przyjeździe sióstr Gwen.
Siostry. Łzy wypełniły oczy Gwen, gdy Harpie odebrały telefon,
zmieniając jasne złoto w roztopiony rosół. Ulga, nadzieja i smutek
bawiły na jej twarzy i Sabin musiał walczyć z potrzebą, żeby podejść do
niej, wziąć w ramiona i dać każde pocieszenie, jakie mógł. Musiał użyć
każdego instynktu wojownika, jaki posiadał, żeby zostać w miejscu.
Miał nadzieję, że reszta dnia będzie łatwiejsza. Przekręceniem
nadgarstka zamknął drzwi lodówki. Natychmiast opłynęło go ciepło.
Obrócił się do Gwen, która patrzyła w dół na marmurowe blaty. Albo
może na umywalkę ze stali nierdzewnej, być może zastanawiając się,
dlaczego tak starożytny dom, został tak zmodernizowany w niektórych
miejscach a w innych zostawiony bez zmian.
Też się nad tym zastanawiał po przyjeździe do Budapesztu, te parę
miesięcy temu. On sam wprowadził parę poprawek od wprowadzenia i
miał zamiar zmienić jeszcze parę rzeczy przed końcem roku. To
zabawne. Podróżował po całym świecie, miał bazy operacyjne w wielu
miejscach, ale ta forteca szybko stała się jego domem.
- Pusta – ogłosił.
Uniosła na niego wzrok i minęła chwila zanim się skupiła. Gdy to
zrobiła, przesunęła dłonią po ciągle wilgotnych włosach, jakby
zawstydzona.
- Nic mi nie będzie bez jedzenia.
- Nie – Nie ma mowy, żeby na to pozwolił. Przez rok przechodziła
horror głodówki. Nie spędzi tak nawet jednego dnia więcej, jeśli on ma
coś do powiedzenia. Zaspokoi każdą jej potrzebę. Bo chciał jej pomocy i
współpracy.
Był w lepszym nastroju niż wcześniej, więc przypuszczał, że może
przekupić ją jej „kradzionym” jedzeniem.
Mroczny Szept
137 |
S t r o n a
- Pojedziemy do miasta – dodał. Parys, którego zadaniem były
zakupy, pewnie nadal jest nieprzytomny. – Po tym jak okryjemy cię od
stóp do głów – Nie ma mowy, żeby ktoś oglądał tę wspaniałą skórę.
- Makijaż wystarczy na twarz – powiedziała, zwracając jego uwagę. –
I w każdym razie, Anya przyniosła ci tacę… uch, to znaczy, jadłam już
wcześniej.
Więc w ten sposób Anya nakłoniła ją do jedzenia. Mówiąc, że
jedzenie jest dla niego, zapewniając, że zjedzenie go będzie kradzieżą.
Przynajmniej raz Sabin doceniał oszustwa bogini.
- Jeden posiłek nie wystarczy na długo. Poza tym, możemy ci kupić
jakieś ubrania, gdy tam będziemy.
Przyjemność wypełniła jej spojrzenie, a skóra wydawała się błyszczeć
wszystkimi kolorami tęczy. Jego członek stwardniał boleśnie, krew
zawrzała niebezpiecznie a umysł wypełniły obrazy jej nagiego ciała,
mokrego i błyszczącego. Nagle mógł niemal poczuć w ustach jej
dekadencki smak, usłyszeć krzyki.
- Ubrania? – odparła. – Moje własne?
Jej szczęście było zbyt wielkim ciosem dla Zwątpienia, który
zdecydował się uderzyć, używając rozproszenia Sabina i zrywając się ze
smyczy.
Nowe ubrania nie polepszą twojej sytuacji. Mogą ją nawet pogorszyć.
Jak chcesz za nie zapłacić? Swoim ciałem? Albo może twoje siostry za
nie zapłacą. Co jeśli Sabin ich pożąda? Nie wszedł w ciebie, mimo że
był twardy. Co jeśli zamiast tego weźmie do łóżka twoje siostry?
Zwykle demon był bardziej ostrożny, delikatny szept, ciche
przypuszczenie, skierowane ku zniszczeniu pewność siebie słuchacza.
Teraz używał tego, co stało się między nimi pod prysznicem, żeby
wzbudzić zazdrość i zniszczyć kobiecą dumę. Gwen nie musiała go
lubić ani pragnąć, żeby to zadziałało. Nikogo nie cieszy myśl o ich „być
może” kochanku, z kim innym w łóżku. Sabin już był gotów pozbawić
oczu każdego, kto tylko podziwiałby Gwen.
Wiedziałeś, że to się zdarzy. Wiedziałeś, że Zwątpienie nie da jej
spokoju.
- Gwen – powiedział, zaciskając szczękę. – Te myśli… Przepraszam -
Skrzywdzę cię za to, ty chory skurwysynu. – Nie będziesz mi nic winna
za ubrania. Nikomu.
Jej źrenice się poszerzyły, czerń pochłonęła złoto… biel… Niedługo
stanie się Harpią. Nie wiedząc, co jeszcze może zrobić, chwycił tył jej
karku i przyciągnął ją do swojego ciała. Podziałało w samolocie. Może…
Mroczny Szept
138 |
S t r o n a
Jego druga ręka owinęła się wokół jej bioder, przyciskając ją do
ciągle twardego członka.
- Czujesz to? To dla ciebie. Dla nikogo innego. Nie mogę
powstrzymać swoich reakcji, pragnę tylko ciebie – Ukrył twarz w
zagięciu jej szyi. – To głupie, nie możemy być razem, ale nie potrafię
sprawić, żeby to miało znaczenie. Tylko ciebie chcę – Powie to nawet
tysiąc razy, jeśli będzie to konieczne. Chciałby tylko, żeby te słowa były
kłamstwem.
Nic. Bez odpowiedzi.
Wycisnął miękki pocałunek na jej ustach, ociągając się, delektując.
Nawet ten niewinny pocałunek go znokautował. Czuć ją… znając jej
skórę pod tym luźnym ubraniem, małe, różowe sutki, stworzone do
lizania.
Wciągnęła oddech – jego oddech. Nieznacznie wygięła się ku jego
dotykowi, trzymając mocno, przyciągając go bliżej. Jej źrenice zaczęły
się zmniejszać. Oddech stał się mniej wzburzony, mięśnie mniej
napięte.
Jego słowa jej nie sięgnęły, jego dotyk tak. Harpia musiała uspokajać
się przy fizycznym kontakcie. Musi to zapamiętać.
Ale z tą myślą nadeszła furia, która sprawiła, że jego wnętrzności
zapłonęły. Rok, pełen rok, bez dotyku musiał być piekłem dla tej
dziewczyny, która nienawidziła swojej mrocznej strony. Harpia musiała
być wrzeszczącym głosem w jej głowie, stałym, znienawidzonym
towarzyszem.
To było kolejne powiązanie między nimi. Chociaż Sabin nie
nienawidził swojego demona. Nie cały czas. Ciszył się torturą, jaką
mógł sprowadzać na Łowców. Teraz, będąc szczerym (a musiał być) nie
mógł zaprzeczyć nienawiści. Skurwiel nie chciał zostawić Gwen w
spokoju, prowokując ją, gdy zasługiwała tylko na odpoczynek.
- Dobrze? – zapytał.
Wyrwał jej się drżący oddech. Puściła go, policzki zapłonęły.
- Zależy. Założyłeś kaganiec swojemu przyjacielowi?
- Pracuję nad tym. I jak ci powiedziałem, demon nie jest moim
przyjacielem.
- Więc wszystko w porządku.
Była pretensja w jej tonie.
- Na pewno? – Przesunął kciukiem po linii jej włosów.
- Na pewno. Możesz mnie już puścić.
Mroczny Szept
139 |
S t r o n a
Nie chciał, chciał ją trzymać już zawsze. I właśnie dlatego ją puścił,
cofając się o krok. Już ją oznaczył. Wszystko inne byłoby zabójcze.
Niepotrzebne i niebezpieczne dla jego ostatecznego celu.
Zwątpienie zapiszczał z rozczarowaniem, cofając się w głąb jego
umysłu i czekając na kolejną okazję do ataku.
* * *
Po tym jak zastosowała warstwę makijażu żeby pokryć skórę,
makijażu, który Sabin pożyczył od kobiet z rezydencji, oboje opuścili
fortecę. Stale jej dotykał. Muśnięcie ręki tu. Pieszczota palców tam. Nie
chciała, żeby kiedykolwiek przerywał. W końcu wiedziała jak magiczny
mógł być jego dotyk.
Zadrżała. Stymulacja i wspomnienia były niemal – niemal –
wystarczające, żeby nie zauważyła piękna Budapesztu. Były tu
zamkopodobne domy, nowoczesne budynki, zielone drzewa,
wybrukowane ulica i ptaki zjadające z nich okruchy. Była ciemna
rzeka, żelazny most i kaplica wzbijająca się w niebo.
Sabin rozproszył ją niemal tak, że nie zauważyła również ludzi z
miasta. Spoglądali na niego z podziwem i schodzili mu z drogi, choć i
tak starali się nawiązać z nim jakikolwiek kontakt, z jakąkolwiek
częścią niego. Niektórzy sapnęli „Anioł”, gdy przechodził.
Robili zakupy przez kilka godzin i ani razu nie widziała, żeby
irytowała go jej potrzeba by przymierzyć wszystko, przesunąć każdym
kawałkiem materiału po policzku i obracać się przed wielkimi lustrami.
Często przyłapywała go na tym, że się uśmiechał.
Po wybraniu kilku par dżinsów, garści kolorowych t-shirtów i
błyszczących, różowych klapek, jak też własnego zestawu do makijażu,
ruszyli po jedzenie. Ale kto by teraz dbał o jedzenie? Nosiła nowe
ubranie! Wygodną parę drelichów i śliczny, różowy t-shirt.
Jeszcze nigdy bardziej nie uszczęśliwiało jej to jak wyglądała. Po
roku w koszulce i spódnicy, czuła się piękna i dopieszczona, i, cóż,
normalna. Ludzka. Gdy opuścili sklep spożywczy ze swoimi zakupami,
Sabin spoglądał na nią jakby była pucharkiem jego ulubionych lodów.
Oczywiście, wtedy zaczęły się szepty.
Jesteś pewna, że dobrze wyglądasz? Zastanawiam się czy twój
oddech nie jest okropny. Z jak wieloma kobietami był Sabin? Ile z nich
było od ciebie ładniejsze, mądrzejsze i odważniejsze?
Mroczny Szept
140 |
S t r o n a
Szczęśliwy nastrój Gwen zbladł, zastąpiła go złość. Szepty trwały i
wkrótce nawet nerwy Harpii były napięte. Jeśli się załamie
spustoszenie nawiedzi to śliczne miasto i nawet Sabin może ucierpieć.
Mimo, że Sabin ją irytował, Gwen ciągle nie chciała, żeby spłynęła choć
jedna kropla jego krwi.
Teraz ładował ich zakupy do bagażnika, jego mięśnie napinały się
przy każdym ruchu. Chleby, mięsa, owoce i warzywa – było tego pełno.
Zapachy były boskie. Parę razy w sklepie pokusa okazała się zbyt
wielka, ślina napływała jej do ust i kradła. Ale jej zdolności musiały
być przyrdzewiałe, bo Sabin przyłapał ją za każdym razem. Ale nie
protestował. Nie, zachęcał ją porozumiewawczym uśmiechem, jakby
był z niej dumny. To ją zaszokowało… ciągle ją szokowało.
Oparła biodro o tył samochodu.
- Twój demon jest bliski zrujnowania mi dnia.
- Wiem. Przepraszam. Dla jasności: wyglądasz niesamowicie, twój
oddech jest świeży, nie byłem znów z tak wieloma i nie ma ładniejszej i
mądrzejszej od ciebie.
Zauważyła, że nie wspomniał o odwadze.
- Rozprosz mnie. Powiedz mi więcej o tych artefaktach, których
szukacie.
Zatrzymał się, torba zawisła w powietrzu. Światło słoneczne spływało
na niego kaskadą, ciemne włosy lśniły, rozsypując się na wietrze.
Zmrużył oczy patrząc na nią… coś, co robił często, pomyślała.
- To nie jest coś, o czym mogę dyskutować na otwartej przestrzeni.
Czy to tylko wymówka, żeby utrzymać ją w nieświadomości?
A może przez nacieranie jego demona, wątpiła w niego tak po
prostu?
Grrr!
- Możesz mi powiedzieć. Teraz z tobą pracuję – Prawda? Czy nie
zdecydowali, że zajmie się papierkową robotą? Nie wymieniła ceny, bo
pierwsze co jej przyszło do głowy to pokój i wyżywienie w fortecy. Tak,
na zawsze. Jak głupie to było? – Pomogę ci je znaleźć.
- A ja ci o nich opowiem. Później.
Okej, więc może demon jednak nacierał.
Sabin wrócił do toreb, z finezją wrzucił je do środka ruchem
nadgarstka. Drgnęła, gdy usłyszała trzask jajek.
- Przy okazji, nie osiągnęliśmy porozumienia co do twoich
obowiązków – powiedział.
Gwen uniosła łokieć nad głowę, opierając głowę na dłoni, paznokcie
wbijając w skórę głowy.
Mroczny Szept
141 |
S t r o n a
- Sądzisz, że nie jestem zdolna zająć się papierkową robotą, czy też
nie szanujesz mnie na tyle, żeby pozwolić mi udowodnić swoją
wartość?
- Czekaj. Czy właśnie wepchnęłaś słowo na S do dyskusji na temat
papierkowej roboty? – zazgrzytał zębami. – Co jest z wami, kobietami?
Popieść trochę, a nagle wszystko, co powiesz znaczy, że ich nie
szanujesz.
- To nie prawda – Musi wchodzić na ten temat, prawda? Już sama
rozmowa o tym sprawiała, że czuła gorące krople wody na skórze, jego
rękę pieszczącą ją, jego ugryzienie. To nie jest rodzaj mężczyzny,
jakiego dla siebie chcesz. To smutne, że musiała to sobie przypominać.
I prawdopodobnie będzie musiała jeszcze raz. I jeszcze. – Po pierwsze,
oferowała pomoc i przyjąłeś ją, ale nigdy właściwie nie powiedziałeś mi
jak mam zacząć. Po drugie, prysznic nie ma z tym nic wspólnego.
Właściwie, to uznajmy, że już nie będziemy rozmawiać o tym, co się
tam stało.
Obrócił się do nie, całkowicie zapominając o torbach.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie chcę fizycznie walczyć z twoim wrogiem.
- Nie, nie dlaczego sądzisz, że cię nie szanuję, ani dlaczego chcę,
żebyś zajmowała się papierkową robotą, ale dlaczego nie chcesz
rozmawiać o prysznicu?
Policzki zapłonęły, wyprostowała się i spojrzała w bok.
- Bo tak.
- Dlaczego – nalegał.
Bo chcę więcej.
- Mieszanie interesów z przyjemnościami jest bardziej niebezpieczne
niż nas dwoje – odparła sucho.
Mięsień zadrgał pod jego okiem, gdy się w nią wpatrywał i była
pewna, że czeka aż ona się wycofa. Nie zrobiła tego i to ją zaskoczyło.
Zrozumiała, że się go nie boi. Nawet odrobinę
- Wsiadaj do samochodu – nakazał.
- Sabin.
- Do wozu.
Szlag by trafił despotycznych mężczyzn!
Gdy byli w samochodzie, odpalił silnik, ale nie wyjechał na drogę.
Zasłonił oczy okularami przeciwsłonecznymi, położył dłoń na jej udzie i
spojrzał na nią.
Mroczny Szept
142 |
S t r o n a
- Teraz, gdy jesteśmy sami mogę ci opowiedzieć o artefaktach. Ale w
chwili, w której o nich usłyszysz utkniesz ze mną. Nie odejdziesz ze
swoimi siostrami, nie będziesz sama wychodzić z fortecy. Rozumiesz?
Chwila. Co?
- O jak długiem czasie tu mówimy?
- Dopóki nie zostaną znalezione.
Co mogło oznaczać kilka dni. Albo wieczność. Czego w sekrecie
chciała, ale nie dlatego że nie miałaby wyboru.
- Nie zgadzam się na coś takiego. Byłam już uwięziona przez rok i nie
chcę już żyć w taki sposób. Mam życie, do którego chcę wrócić, wiesz. –
Cóż, tak jakby. Nie, żeby próbowała. Albo chciała spróbować. – Są
rzeczy do zrobienia, ludzie do zobaczenia.
Wzruszył ramionami.
- Więc nic ci nie powiem – Nie mówiąc nic więcej, wyjechał na drogę.
Jechał powoli, dostosowując się do ruchu. Jego ostrożność wydawała
się… dziwna. Przeciwna jego osobowości „śyję-Na-Krawędzi”. Robił to
dla niej? śeby była bezpieczna? To było słodkie.
Nie waż się zmięknąć w stosunku do niego!
- Podoba ci się myśl o zostaniu w fortecy. Przyznaj to – powiedział.
Czy informacja może zostać żyta przeciw niej? Tak. Czy utrzymanie
jej w sekrecie przyniesie jej jakąś korzyść? Tak. Czy kłamstwo
wystarczy, czy nawet będzie lepsze? Tak. Ale kiedy otworzyła usta,
wypłynęła z niej prawda.
- Dobra. Przyznaję. Byłam samotna i przestraszona przez rok. Ty i
twoi przyjaciele pojawiliście się nagle i już nie byłam sama. Ciągle się
bałam, ale nikt mnie nie zranił, ani mi nie groził i to poczucie
bezpieczeństwa jest tak cudowne, że nie mogę się zmusić do odejścia.
- Możesz to samo poczucie otrzymać od swoich sióstr – jego głos
zmiękł, palce masowały jej nogę. – Prawda?
- Prawda – Tak jakby. – Mogę skłamać na temat tego, co się stało,
nie będą naciskać, ale zawsze zdawały się widzieć przeze mnie na
wskroś. Mogę kłamać każdemu, tylko nie im – I Sabinowi, na to
wyglądało. – Wasze towarzystwo jest niczym wakacje od życia. I to jest
w porządku – pośpieszyła dodać. – Jak długo to będzie papierkowa
robota.
Westchnął, długo i głośno, dźwięk odbił się echem w samochodzie.
- Słuchaj, bo zaoferuję tę informację tylko raz. Są cztery artefaktu.
Klatka Przymusu, Paring Rod
10
, Płaszcz Niewidzialności i
10
Nie umiem tego przetłumaczyć nie wiedząc, co ta rzecz robi, a nie chcę mącić, więc zostawiam w oryginale.
Mroczny Szept
143 |
S t r o n a
Wszystkowidzące Oko. Jakoś, gdy wszystkie cztery zostaną zebrane,
wskażą drogę do puszki Pandory. Mamy dwa. Klatkę i oko.
- Czym właściwie są? Nigdy o nich nie słyszałam.
- Ktoś zamknięty w klatce jest zmuszony zrobić wszystko, co się od
niego zażąda. Cokolwiek i wszystko, nic nie jest zbyt święte, jak długo
nie dotyczy to Kronosa. Ponieważ to on stworzył te rzeczy, jakoś
upewnił się, że nie będą mogły zostać wykorzystane przeciwko niemu.
Wow. Gwen musiała podziwiać kogoś o takiej mocy. Ona nawet nie
mogła kontrolować swojej mocy.
- Nie jesteśmy pewni, co robi Rod. Płaszcz sam się opisuje, a oko
pokazuje, co dzieje się w niebiosach. I w piekle – Położył głowę na
oparciu, z oczyma ciągle na drodze. – Danika jest okiem.
Okej, podwójne wow. Mała blondynka, która wygląda tak normalnie
może zobaczyć cuda niebios i horrory piekła? Biedna. Gwen wiedziała
jak to jest być inną, być czymś… więcej. Może mogłyby się
zaprzyjaźnić, przełamać lody i poplotkować o swoich kłopotach. Jak
świetne by to było? Nigdy wcześniej nie zaznała czegoś takiego.
- Więc jak znaleźliście klatkę i oko?
- Podążaliśmy za wskazówkami, które Zeus pozostawił za sobą, żeby
je kiedyś odnaleźć.
Jak poszukiwanie skarbów. Super.
- Mogę zobaczyć klatkę? – Nie mogła powstrzymać podekscytowania
w głosie. Jej siostry, płatne tajemniczki, często zostawiały ja w domu,
samą, gdy ruszały w świat polować. Zawsze chciała z nimi wyruszyć.
Albo, ostatnio, cieszyć się z nimi ich zdobyczami. Ale zawsze pozbywały
się przedmiotów przed powrotem do domu, więc jej życzenie się nie
spełniło.
Uwaga Sabina przywarła do niej, mogła poczuć ciepło jego
spojrzenia.
- Nie ma takiej potrzeby – powiedział surowo.
- Ale…
- Nie.
- Co to szkodzi?
- Właściwie, dużo.
- Dobra – Znów poczuła się odstawiona na boczny tor. Próbowała
ukryć rozczarowanie. – Co chcecie zrobić z puszką Pandory, gdy ją
znajdziecie?
Jego palce zacisnęły się na kierownicy.
- Rozwalić ją na kawałki.
Odpowiedź wojownika. Podobało jej się to.
Mroczny Szept
144 |
S t r o n a
- Anya wspomniała, że może ona wyciągnąć z ciebie demona,
zabijając cię i zamykając demona.
- Tak.
- Co się stanie, jeśli zostaniesz zabity bez puszki? Demon też umrze?
- Tak wiele pytań – mruknął.
- Przepraszam – Narysowała palcem kółko na kolanie. – Zawsze
byłam zbyt ciekawska, by było to dla mnie dobre – Ta ciekawość parę
razy niemal ją zabiła. Kiedyś, jako dziecko zwiedzała rodzinne góry i
natknęła się na spokojną, łagodną rzekę. Jeśli się zanurzy będzie
mogła zobaczyć rybki? zastanawiała się. A jeśli tak, jak wiele ich tam
jest, jakie mają kolory i czy zdołałaby je złapać?
W momencie, gdy się zanurzyła, lodowata woda całkiem ją osłabiła.
To nie ważne, że nie było prądu. Nie miała energii, żeby wypłynąć.
Harpia przejęła kontrolę, ale woda przymroziła jej skrzydła do pleców,
powstrzymując przed wzlotem.
Kaia usłyszała jej paniczne krzyki i uratowała ją, i zaserwował jej
życiowe cięgi. Ale to nie powstrzymało jej przed zastanawianiem się
nad tymi śmiesznymi rybkami.
- … słuchasz mnie? – powiedział Sabin, jego głos wyrwał ją z
zamyślenia.
- Nie, przepraszam.
Jego usta zadrżały. Kochała, kiedy to robiły. Sprawiało to, że
ogromny samiec wyglądał, cóż, ludzko.
- To co ci mówię jest uprzywilejowaną informacją, Gwen. Rozumiesz
to, prawda?
Och, tak. Rozumiała. To mogło zostać użyte przeciwko niemu,
przekazane Łowcą mogło go zranić.
- Uratowałeś mnie. Nie mam zamiaru cię zdradzić, Sabin. Ale jeśli
myślisz, że jestem do tego zdolna, dlaczego chcesz mnie w twojej
drużynie? – Fakt, że nie wierzył w jej lojalność ranił bardziej, niż
myślała, że to możliwe. Może nie może nic na to poradzić. Może jego
demon powstrzymuje go przed ufaniem komukolwiek. Zamrugała. Miało
sens i nie bolało tak bardzo.
- Ufam ci. Ale możesz zostać złapana i torturowana dla tej
informacji. Jesteś silna i szybka i nie sądzę, żeby do tego doszło, ale
byli zdolni dorwać cię wcześniej, więc…
W ustach jej wyschło.
- Ja… uch… - Torturowana?
- Nie żebym zamierzał na to pozwolić.
Mroczny Szept
145 |
S t r o n a
Powoli się uspokoiła. Oczywiście, że nie pozwoli, żeby coś takiego się
stało. Ona też nie. Była tchórzem, ale była też niebezpieczna, kiedy
musiała być i uczyła się na błędach.
- Ciągle chcę tę informację.
- Dobrze, bo sprawdzałem czy się cofniesz. To nie może zostać użyte
przeciw mnie, bo Łowcy już to wiedzą. Jeśli zostanę zabity bez puszki,
demon będzie wolny. Szalony, obłąkany i bardziej niebezpieczny niż
kiedykolwiek, ale wolny.
Jej oczy się rozszerzyły.
- To dlatego bardziej chcą was schwytać niż zabić.
- Skąd to wiesz?
- Różne dźwięki rozchodziły się w katakumbach, ale za każdym
razem, gdy szykowali się do walki – wtedy nie wiedziałam, z kim –
przypominali sobie nawzajem, żeby nie zabijać, tylko zranić i…
- Kurwa – warknął nagle, przerywając jej. – Byliśmy śledzeni. Niech
to diabli! – Uderzył pięścią w kierownicę. – Dałem się rozproszyć inaczej
zauważyłbym ich wcześniej.
Ignorując oskarżenie w jego głosie i nowy strumień bólu, który
powodował, Gwen obróciła się na siedzeniu, parząc przez ciemne szkło.
Jechały za nimi trzy samochody. Każdy miał przyciemniane szyby, więc
nie mogła zobaczyć ilu ludzi jest w środku.
- Łowcy?
- Na pewno. Kurwa! – Sabin znów warknął i było to jedyne
ostrzeżenie zanim czwarty samochód uderzył w ich przód. Boom.
Crunch. Metal tarł o metal.
Została rzucona w przód, uratowana przed obrażeniami przez pasy i
poduszkę powietrzną.
- Wszystko w porządku?
- Tak – odparła. Jej serce uderzało niekontrolowanie, krew była
niczym lód w żyłach.
Sabin już sięgał po ostrza przymocowane do jego ciała, srebrne
końcówki błyszczały w słońcu.
- Zamknij się w środku – powiedział. Rzucił dwa ostrza na półkę
między nimi. – Chyba, że chcesz walczyć – Nie dał jej czasu na
odpowiedź, po prostu wyskoczył z samochodu, zamykając za sobą
drzwiczki.
Gardło jej się zacisnęło, gdy zamykała drzwi. Spowodowane
strachem i wstydem. Jak mogła tu siedzieć, pozwalając mu walczyć…
zmierzyła grupy wysiadające z teraz zatrzymanych pojazdów, biegnące
Mroczny Szept
146 |
S t r o n a
ku niemu, unoszone pistolety… czternastu mężczyzn na jednego?
Dobry Boże. Czternastu!
Nie mogła.
Pop. Whiz.
Jestem Harpią. Mogę walczyć. Mogę wygrać, mogę mu pomóc.
Jej siostry by się nie wahały. Już byłyby na samochodach, zrywając
dachy i tnąc, zanim koła zdążyłyby się zatrzymać. Mogę to zrobić. Mogę.
drżącą ręką uniosła ostrza. Były cięższe niż wyglądały, ich rękojeści
wydawały się gorące niczym lawa przy jej zbyt zimnej skórze.
Ten jeden raz. Będzie walczyć ten jeden raz. Tak będzie. Po tym, w
pełni zajmie się papierkową robotą. Znów pop. Znów whiz. Potem
głośne thunck! Krzyknęła. Tak, mogę to zrobić. Być może.
Gdzie, do cholery jest Harpia? Jej wzrok był normalny, nie w
podczerwieni, i nie czuła potrzeby krwi w ustach.
Leniwa suka była pewnie usatysfakcjonowana przez jedzenie i dotyk,
może nawet spała. Gdyby tak długo nie negowała ciemnej strony swojej
natury, może by wiedziała jak ją teraz wezwać. Teraz, wyglądało na to,
że była sama.
Pop. Krzyk.
Nie mogę zostać tu na zawsze. Przełykając, drżąc, wysiadła z
samochodu. Powitał ją przerażający widok. Sabin, zamknięty w
zabójczym tańcu, broń cięła, krew tryskała. Łowcy, strzelający do
niego. Nawet nie zwolnił.
- Głupio jest wychodzić samemu, demonie – powiedział jeden z
nieznajomych. – Oddaj nam nasze kobiety, a zostawimy cię w spokoju.
Gwen powinna wiedzieć, że Łowcy będą się mścić za to, co stało się w
katakumbach.
- Waszych kobiet nie ma – warknął Sabin.
- Nie ruda. Widzieliśmy ją z tobą. Ta dziwka pewnie szybko się
puściła.
- Nazwij ją tak jeszcze raz. Tylko się ośmiel – Było tyle furii w jego
głosie, że Gwen była zaskoczona, że Łowcy nie spłonęli w miejscu.
- Ona jest dziwką, a ty jesteś skurwysynem. Mam zamiar
nafaszerować cię miedzią, ocucić i spędzić resztę życia sprawiając, że
będziesz płacił za to, co zdarzyło się w Egipcie.
- Zamordowaliście naszych przyjaciół, skurwysyny – dorzucił ktoś
inny.
Sabin nie odpowiedział. Po prostu nadal przebijał się w przód, oczy
świeciły jasną czerwienią, ostrym błyskiem, zdeformowane kości były
widoczne pod skórą. Ciała upadały wokół niego, ale jak długo mógł
Mroczny Szept
147 |
S t r o n a
wytrzymać? Było tam… jeszcze ośmiu. Ośmiu ciągle do niego strzelało.
Nie żeby zabić, ale żeby obezwładnić, w nogi i ramiona.
Gwen mogła niemal usłyszeć demona podrzucającego niebezpieczne,
małe wątpliwości do ich uszu: Tak naprawdę nie możesz go pokonać,
wiesz to, prawda? Istnieje spora szansa, że twoja żona będzie dziś
identyfikować twoje zwłoki.
Blokując dźwięk, sięgając po całą odwagę, jaką posiadała, ruszyła w
przód. Rozproszy Łowców, pozwalając Sabinowi wygrać. Tak, tak.
Dobry plan. Okej. Jak to zrobić, tak żeby Sabin mógł dalej czynić swoją
magię? Tak żeby nie została zabita ani okaleczona w trakcie.
Przyszła jej do głowy odpowiedź i niemal zwymiotowała. Nie, nie, nie.
Nie ma innego sposobu, powiedziała część niej.
To głupie i samobójcze, odparła inna część. To bez znaczenia. Zrobi
coś, pierwszy raz w życiu zachowa się odważnie i to wydawało się…
dobre. Naprawdę dobre, właściwie. Ciągle była przerażona, ciągle
drżała, ale to jej nie powstrzyma. Nie tym razem. Sabin uratował ją
przed Łowcami, więc jest mu to winna. Nawet więcej, patrząc na
mężczyzn częściowo odpowiedzialnych za jej roczne uwięzienie, czuła
potrzebę wymierzyć sprawiedliwość i ranić.
Sabin miał rację. Chęć zniszczenia wroga była dobra, chęć by zrobić
to z bliska i osobiście. Jedyny problem: nie była wytrenowanym
żołnierzem jak jej siostry. Wiedziała, co robić, ale czy mogło jej się
udać?
Spróbuj. Co mogło się zdarzyć w najgorszym przypadku? Cóż, mogła
umrzeć. Gwen wciągnęła oddech, wyprostowała się i pomachała
rękami w powietrzu, ostrza zabłysły w słońcu.
- Chcecie mnie? Chodźcie i sobie weźcie.
Taniec śmierci zwolnił. Każde spojrzenie pobiegło ku niej i rzuciła
nóż. Przeciął powietrze jakby zamierzał wyrządzić szkody i upadł na
ziemię bezużytecznie. Niech to cholera!
Upadła, ale jeden z Łowców strzelił zanim była całkiem ukryta, jego
przyjaciel krzyknął:
- Nie zabijaj jej – I pchnął jego rękę by zmienić kierunek strzału. Ale
było za późno. Kula utkwiła w jej ramieniu, przeszył ją ostry ból,
rzucając do tyłu.
Leżała przez chwilę, oszołomiona, dysząca, z kłującym ramieniem.
Pomyślała, że bycie postrzeloną nie jest takie złe jak sobie wyobrażała.
Taa, bolało jak cholera, ale ból był do zniesienia. Zwłaszcza gry jej oczy
zaczęły mrugać, niebieskie niebo z białymi chmurami było tam, a za
parę sekund go nie było. Słyszała kroki, ruszające samochody. Miała
Mroczny Szept
148 |
S t r o n a
nadzieję, że rozproszyła Łowców na tyle, żeby dać Sabinowi jego
zwycięstwo.
- Trzymajcie go z dala – krzyknął ktoś. – Ja wezmę dziewczynę.
Sabin ryknął, piekielny dźwięk tak blisko, że niemal rozsadził jej
uszy. Wtedy kula odbiła się rykoszetem od kołpaku i znalazła drogę do
jej piersi. Kolejny ostry ból nią szarpnął. Okej, ból jednak nie był do
zniesienia. Całe jej ciało się trzęsło, mięśnie zwijały się w twarde węzły.
Ale to co zajmowało ją najbardziej, to to, że ciepła krew zalewała jej
śliczny, nowy t-shirt. T-shirt, który sama wybrała. T-shirt z którego
noszenia była taka dumna i szczęśliwa. T-shirt, na który Sabin patrzył
z żądzą w oczach.
Jest zrujnowany. Mój piękny, nowy t-shirt jest zrujnowany. Na to
nawet Harpia się wściekła, w końcu się budząc.
Ale było za późno. Siła Gwen wypływała z niej razem z krwią.
Ciemność pokryła jej wzrok, żadnych widoków i kolorów. Sen ją
obejmował, kiwał, kołysał, ale walczyła z tym. Nie możesz spać. Nie tu,
nie teraz. Było zbyt wielu ludzi dookoła niej. Była bardziej podatna na
zranienie niż kiedykolwiek. Hańba dla rodziny. Znowu była celem.
- Gwen! – zawołał Sabin. W oddali rozległ się obrzydliwy dźwięk,
jakby kończyny odrywano od ciała, a następnie złowrogi łoskot. –
Gwen, mów do mnie.
- Wszystko… w porządku – Ciemność w końcu ją połknęła i nie było
już więcej walki.
Mroczny Szept
149 |
S t r o n a
Rozdział 15
Rozdział 15
Rozdział 15
Rozdział 15
Spotkanie z Sabinem miało się zacząć lada chwila, ale Aeron nie
widział ani śladu Parysa. Nikt nie widział, mimo że pary gołąbków
opuszczały swoje pokoje w różnym czasie, schodząc się z różnych
kierunków.
Martwił się o wojownika całą noc. Nigdy nie widział zwykle
optymistycznego wojownika tak ponurego. To nie było właściwe. Nie
będzie tolerowane. I właśnie dlatego Aeron stał przed drzwiami sypialni
Parysa, intensywnie pukając.
Nie było odpowiedzi. Nawet echa kroków.
Uniósł pięść by zapukać ponownie, tym razem głośniej i mocniej.
- Mój Aeron. Mój sssłodki Aeron.
Gdy usłyszał znajomy, dziecinny głos, napełniła go nadzieja i obrócił
się na pięcie. I była tam. Jego dziecko. Legion. Znał ją krótki czas, ale
już stała się jego ulubioną częścią niego samego, znajdując drogę do
jego serca niekwestowaną lojalnością. Była córką, której zawsze
sekretnie pragnął.
Gdy ujrzał ją – demonicę sięgającą wzrostem jego bioder, o zielonych
łuskach, łysą, czerwonooką, szponiastą i o rozdwojonym języku –
wszystkie zmartwienia się rozpłynęły, a Parys poszedł w zapomnienie.
- Chodź tu – powiedział szorstko.
To było jedyne zaproszenie, jakiego potrzebowała. Uśmiechając się
szeroko – i zaciskając te ostre zęby – skoczyła, lądując na jego
ramionach i owijając się wokół jego karku. Uścisnęła go mocno,
odcinając powietrze, ale nie miał nic przeciwko. Uścisk á la boa, był jej
wersją objęcia.
- Tęssskniłam za tobą – zagruchała. – Tak bardzo.
Sięgnął w górę i podrapał ją za uchem, tak jak lubiła. Już wkrótce
mruczała.
- Gdzie byłaś? – Lubił mieć ją w pobliżu, lubił wiedzieć, że jest
bezpieczna.
- Piekło. Ty wiedzieć. Ja ci powiedzieć.
Tak, wiedział to, ale miał nadzieję, że zmieniła zdanie i zniknęła
gdzie indziej. Piekło było miejscem, którego nienawidziła, ale Sabin
przekonał ją do powrotu, żeby… żeby „pomóc” Aeronowi przez
Mroczny Szept
150 |
S t r o n a
zdobywanie informacji, jak mówił wojownik. Skurwiel. Jej pobratymcy
wyczuwali w niej dobro i próbowali ją zranić, ścigając jakby była raczej
przeklętą duszą niż jedną z nich.
- Ktoś cię skrzywdził?
- Próbowali. Ja uciekłam.
- Dobrze – Znalazłby drogę do tej ognistej pieczary, gdyby ktoś
naruszył choćby jedną jej łuskę.
Uniosła się, opierając łokcie na jego ramionach i przyciskając swój
policzek do jego. Dotyk był gorący, jak piętno, ale nie odepchnął jej. Nie
cofnął się też, gdy przesunęła czubkiem zatrutego kła po kilkudniowym
zaroście na jego szczęce. Z jakiegoś powodu, Legion go uwielbiała.
Raczej by umarła niż go zraniła, tak jak on raczej by sczezł niż zranił
jej uczucia.
Jedyna okazja, gdy Legion była na niego zła, zdarzała się, gdy
wybierał się na obrzeże miasta, żeby obserwować mieszkańców. Jego
nawyk. Ich słabość i kruchość zarówno go obrzydzała jak i zachwycała.
Wydawali się nie zwracać uwagi na to, że przeznaczone im jest umrzeć
pewnego dnia, a on tak bardzo chciał zrozumieć ich sposób myślenia.
Legion zakładała, że szuka partnerki do łóżka i protestowała.
Należysssz do mnie. Do mnie! krzyczała. Uspokajała się dopiero, gdy
zapewnił ją, że nigdy nie wybrałby dla siebie tak słabego stworzenia.
- Twoje oczy znikły – Ulga biła z jej głosu.
Jego oczy… jego prześladowca. I tak, jego „oczu” nie było. Ale na jak
długo? To spojrzenie zatapiało się w nim losowo, nigdy o tej samej
porze dnia czy nocy. Ostatnim razem, kiedy je poczuł, akurat rozbierał
się, żeby pójść pod prysznic. Zanim ściągnął slipy był sam.
- Nie martw się. Dowiem się, kto to – Jakoś, w jakiś sposób. – I
powstrzymam ich – Cokolwiek byłoby konieczne.
- Och, och. Dowiedziałam sssię dla ciebie! – Zaklaskała ze szczęścia,
ale zaraz się nadąsała. – To dziewczyna. Anioł – zakrztuszenie, dreszcz.
Zamrugał, pewny że się przesłyszał.
- Co masz na myśli, mówiąc: anioł?
- Z… - kolejne zakrztuszenie. – Nieba – kolejny dreszcz.
Dlaczego anioł z niebios miałby go obserwować? I to kobieta? Z
wygładu musiałby ją odrzucać. Tatuaże, piercing… musiał dla niej
wyglądać prymitywnie.
- Skąd to wiesz?
- Wssszyssscy o tym mówią w piekle. Dlatego wróciłam, żebym mogła
cię ossstrzec. Mówią, że anioł ma kłopoty za śledzenie Lorda Świata
Podziemnego. Mówią, że chce upaść.
Mroczny Szept
151 |
S t r o n a
- Ale… dlaczego? – I co się dzieje z aniołami, kiedy upadają?
- Nie wiem. Ale ma kłopoty. Duże, duże kłopoty.
- Muszą się mylić – Zrozumiałby boga albo boginię obserwujących
jego działania. Chcieli artefaktów, chcieli puszki. Kronos, król Tytanów,
niczego bardziej nie chciał niż wykorzystać wojowników na swoją
korzyść, żądając żeby zabijali jego wrogów lub cierpieli.
Aeron dobrze to wiedział.
- Nienawidzę jej – parsknęła Legion.
Jeśli jego cień jest rzeczywiście aniołem, to wyjaśnia, dlaczego
demonica nie mogła przebywać w jej obecności. Anioły, jak dowiedział
się od Daniki, są zabójcami demonów. Nie byli kontrolowani przez
bogów, ale byli osobnymi jednostkami, których nikt nigdy nie widział.
Tylko… czuł.
- Może jest tu mnie zabić – powiedział w zadumie. Ach, to ma sens
biorąc pod uwagę, kim był. Ale dlaczego on, a nie inny opętany przez
demona Lord? Dlaczego teraz? On i inni wojownicy chodzili po ziemi od
tysięcy lat. Anioły zawsze zostawiały ich w spokoju.
- Nie! Nie, nie, nie. Ja zabiję ją! – padła gorączkowa odpowiedź.
- Nie chcę, żebyś ją wyzywała, słodka – Aeron pogładził czubek głosy
małej demonicy. – Wymyślę coś. Masz moje słowo. I jestem wdzięczny
za informację – Nie zaakceptuje łatwo wyroku śmierci, musiał chronić
Legion. Nie pozwoli również, żeby ktoś ukradł artefakty jego
przyjaciołom, jeśli tego chciał anioł. Zbyt wiele żyć wisiało na włosku.
To co zrobi, to porozmawia z Daniką, dowie się wszystkiego, co może
o swoim nowym cieniu. I dowie się jak go zniszczyć.
Na szczęście Legion się zrelaksowała. Był szczęśliwy, że potrafił ją
uspokoić, tak jak ona uspokajała jego.
- Co tu robisssz? Ja chcę zagrać w złap i rozssszarp.
- Nie mogę. Jeszcze nie. Muszę pomóc Parysowi.
- Och, och – Znów zaklaskała z ekscytacją, długie pazury się
zderzyły. – Pobawmy sssię z nim!
- Nie – Nienawidził jej odmawiać, ale lubił swojego przyjaciela
żywego. A kiedy przychodziło do Legion i jej gier, śmierć zwykle była
zaproszona. – Potrzebuję go.
Chwila minęła w ciszy. Potem westchnęła.
- Dobra. Ja będę sssię nudzić tylko dla ciebie.
Aeron chichotał obracając się z powrotem do drzwi. Kiedy Parys nie
odpowiedział na jego wezwanie, obrócił klamkę. Zamek trzymał mocno.
- Stań tam, słodka. Wywarzę je.
Mroczny Szept
152 |
S t r o n a
- Nie, nie. Ja załatwię – Legion zsunęła się po jego piersi, dolna część
jej ciała dalej była owinięta wokół jego karku, gdy wsunęła szpon do
zamka. Click. Zawiasy skrzypnęły, drewniane drzwi się uchyliły.
Chichot.
- Moja dziewczyna.
Kiedy się napawała dumą, wszedł do sypialni. Kiedyś to było
zmysłowe niebo. Dmuchane lalki, seksualne zabawki i jedwabne
prześcieradła zniknęły. Teraz, lalki były podziurawione… i to nie we
właściwy sposób. Były zniszczone. Zabawki wyrzucono do kosza, a
łóżko zostało pozbawione wszelkich udogodnień.
Szybkie przeszukanie i znalazł Parysa y łazience, wiszącego nad
toaletą i jęczącego. Jego włosy, piękna kombinacja czerni i złotego
brązu, były zlepione w strąki na jego karku. Zwykle blady, była jeszcze
bladsza, żyły były widoczne i nabrzmiałe. Pod oczyma miał ciemne
półksiężyce, tęczówki były mętno-niebieskie.
Aeron pochylił się i zobaczył butelki Baggies leżące na onyksowej
podłodze. Mnóstwo ambrozji i ludzkiego alkoholu.
- Parys?
Jęki przybrały na sile. Wojownik uniósł się i zwrócił pozostałą
zawartość żołądka do toalety.
Kiedy skończył, Aeron powiedział:
- Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Taa – ledwie słyszalne. – Odejdź.
- Uważaj na słowa, ty…
Aeron gestem nakazał Legion ucichnąć i ku jego zaskoczeniu, zrobiła
to. Nawet ześliznęła się i usadowiła się w kącie łazienki, krzyżując
ramiona na piesi, z drżącą dolną wargą. Intensywność jego nagłego
poczucia winy, niemal sprawiła, że do niej sięgnął. Najpierw zadbaj o
Parysa.
- Kiedy ostatnio uprawiałeś seks? – zapytał przyjaciela.
Kolejny jęk.
- Dwa… trzy dni – Parys otarł usta wierzchem nadgarstka.
Co znaczyło, że nie miał kobiety jeszcze zanim wrócili. Ale Aeron
wiedział, że Lucien każdej nocy przenosił wojownika do miasta z tego
powodu, kiedy byli na pustyni. Czyżby Rozpusta miał problem ze
znalezieniem chętnej partnerki?
- Pozwól, że zabiorę cie do miasta. Możesz…
- Nie. Chcę Sienny. Mojej kobiety. Mojej.
Uch, co teraz? Jak długo Gniew go znał, Parys zawsze był sam,
przedzierając się przez kobiecą populację. Pewnie przemawiała przez
Mroczny Szept
153 |
S t r o n a
niego ambrozja, zdecydował w końcu. Chociaż nie zaszkodzi pocieszyć
mężczyznę.
- Powiedz mi gdzie jest i pójdę po nią.
Gryzący śmiech.
- Nie możesz. Nie żyje. Łowcy ją zabili.
Okej, to było trochę zbyt specyficzne, żeby być spowodowane
ambrozją. Ale Aeron nigdy nie poznał tej sienny, nawet nigdy o niej nie
słyszał.
- Kronos miał mi ją oddać, ale zamiast tego wybrałem ciebie.
Wiedziałem, że nienawidzisz żądzy krwi. Wiedziałem, że Reyes umrze
bez blondynki. Więc ją oddałem. Nigdy więcej jej nie zobaczę.
Wszystkie kawałki układanki nagle wskoczyły na miejsce. Powód
ostatniego zachowania Parysa, wyjaśnienie, dlaczego żądza krwi tak
nagle opuściła Aerona. Rozpusta musiał poznać dziewczynę w Grecji,
gdy szukali puszki w Świątyni Wszystkich Bogów. Wielcy bogowie.
Oddał swoją kochankę dla Aerona.
Gniew nie miał własnej kobiety, nie chciał, ale widział jak Maddox
zachowuje się przy Ashlyn, Lucien przy Anyi, Reyes przy Danice. Każde
umarłoby dla drugiego. W przypadku Ashlyn, ona to zrobiła. Każde
ciągle myślało o drugim, pożądało i było oszalałe, gdy zostawało same.
Stopniowo kolana Aerona się poddały i opadł na wyłożoną płytkami
podłogę. Ogrom działania Parysa osiadł ciężkim krzyżem na jego
ramionach.
- Dlaczego zrobiłeś coś takiego?
- Kocham cię.
Takie proste.
- Parys…
- Przestań – Wojownik wstał na drżących nogach i zakołysał się.
Aeron natychmiast wstał, owinął ramię wokół pasa przyjaciela,
prowadząc Parysa do łóżka, wojownik jęknął i schwycił się za brzuch.
Więc Gniew uniósł go, mocno trzymając przy piersi.
Zamiast zanieść go do łóżka, posadził go w kabinie prysznicowej.
Wkrótce gorąca, parująca woda spływała w dół, zmywając dowody
choroby. Po ściągnięciu z Parysa ubrań, podał mu mydło i zaczekał aż
wojownik nie umył się od stóp do głów. Przez cały czas, Parys patrzył
przez stal, przez łazienkę, jakby – mentalnie – był w całkiem innym
miejscu.
- Boli mnie to, co sobie zrobiłeś – powiedział Aeron miękko. – I to dla
mnie. Nie zasługuję na to.
Mroczny Szept
154 |
S t r o n a
- Wydobrzeję – odparł, ale żaden z nich tak naprawdę w to nie
uwierzył.
Po wyłączeniu wody, podał przyjacielowi ręcznik. Samy by go
osuszył, ale nie sądził, żeby duma mężczyzny to doceniła.
- Po prostu idź – powiedział Parys, wyczołgując się z kabiny.
- Lepiej idź do łóżka, albo cię zaniosę – odparł.
Rozpusta warknął z głębi gardła, ale wstał bez komentarza. Ruszył
do łóżka i opadł na materac, odbijając się raz. Aeron podążył za nim,
potem patrzył na niego, niepewny co teraz zrobić. Jeszcze nigdy Parys
nie wyglądał na tak kruchego i zagubionego i ten widok sprawił, że łzy
napłynęły mu do oczu. W końcu, zawdzięczał temu mężczyźnie życie.
Nie tylko za to, co dla niego oddał, ale też za ich przyjaźń, walkę za
niego, za to, że brał na siebie za niego rany od kul i noża, wysłuchiwał
jego zmartwień – w tym życiu i gdy służyli bogom, gdy chciał, cóż,
więcej.
Nie mógł go tak zostawić. Co znaczyło, że musi udać się do miasta i
przyprowadzić mu kobietę.
Schylając się, odgarnął włosy z brwi wojownika.
- Sprawię, że będzie lepiej. Naprawdę.
- Ukradnij mi kolejną torbę ambrozji – nadeszła słaba odpowiedź. –
To wszystko, czego potrzebuję.
- Och, och – odezwała się uszczęśliwiona Legion, nagle przestając się
dąsać. Wbiegła do pokoju i wskoczyła na łóżko. – Wiem, gdzie to
dossstać.
Parys znów jęknął, gdy materac się zatrząsł.
- Pośpiesz się.
Aeron zmarszczył brwi patrząc na Legion i jej uśmiech zbladł.
Zwieszając głowę, wspięła się z powrotem na jego ramiona.
- Co złego teraz zrobiłam?
- Nie zachęcaj go. Nie chcemy, żeby był bardziej chory, chcemy, żeby
mu się poprawiło.
- Przeprassszam.
Podrapał ją za uchem.
- Wrócę – powiedział Parysowi i wyszedł z pokoju, zatrzaskując za
sobą drzwi. Na szczęście wszyscy byli w pokoju rozrywkowym, czekając
na początek zebrania. Jeśli już się nie zaczęło. Poszedł do swojej
komnaty nie natykając się na nikogo. Legion uścisnęła go, zanim
przeniosła się na kanapę, którą zrobił dla niej Maddox.
- Zostań tu – powiedział, podchodząc do szafy. W kilka sekund
obwiesił się nożami. Chciał wziąć pistolet, na wszelki wypadek, ale nie
Mroczny Szept
155 |
S t r o n a
chciał żeby człowiek, kogokolwiek wybierze, miał do niego dostęp, gdy
będzie zaabsorbowany lotem.
- Ale… ale… Dopiero wróciłam. Tęssskniłam za tobą.
- Wiem, też za tobą tęskniłem. Ale ludzie z miasta już i tak się mnie
boją. Pewnie wybuchłyby zamieszki, kiedy zobaczyliby nas dwoje – To
prawda. Nigdy nie obdarzali wytatuowanej twarzy Aerona taką samą
częścią, jaką obdarzali innych wojowników. – Muszę znaleźć kobietę
dla Parysa i przylecieć z nią tutaj.
- Ale możesssz unieść dwie. Mnie i ją.
- Nie. Przykro mi.
- Nie! – wstała, czerwone oczy rozbłysły. – śadnej kobiety sssamej z
tobą.
Wiedział, że nie była zazdrosna w romantycznym sensie, ale
zazdrosna jak dziecko, kiedy jego rodzice ponownie biorą ślub.
- Rozmawialiśmy o tym, Legion. Nie chcę ludzkich kobiet – Kiedy
odda się kobiecie, to będzie silna nieśmiertelna, która będzie twarda,
żywotna i niełatwa do zniszczenia.
Jak Parys i inni mogli sypiać z ludźmi, wiedząc, że ci są przeklęci
chorobami, głupotą, nieostrożnością lub okrucieństwem z rąk innych
ich gatunku, nie wiedział. Mogli umrzeć. Zawsze to robili. Nawet
Ashlyn i Danika, którym bogowie obiecali nieśmiertelność, miały
słabości.
- Nie będę długo – powiedział. – Planuję złapać pierwszą kobietę, jaką
znajdę. Kogoś kompletnie dla mnie nie atrakcyjnego.
Przesunęła szponem po szmaragdowym aksamicie.
- Obiecujesssz?
- Obiecuję – zapewnił.
To ja nieco uspokoiło i westchnęła.
- Okej. Zossstanę. Ja… - Jej cienkie usta się skrzywiły.
Sekundę później Aeron poczuł zatapiające się w nim niewidzialne
spojrzenie. Gorące, ciekawskie, natarczywe.
Legion zadrżała, łuski zbladły, strach przysłonił rysy.
- Nie. Nieee!
- Idź – nakazał i zrobiła to bez wahania, natychmiast znikając.
Powoli się obrócił, szukając jakiegoś śladu… anioła? Nie było nic,
żadnego błyszczącego zarysu, niebiańskiego zapachu. Wszystko
wyglądało jak zawsze. Zacisnął zęby. Tak bardzo chciał przekląć to
stworzenie, zażądać żeby się pokazało i załatwiło z nim sprawę. Ale nie
zrobił tego. Nie było czasu. Może później…
Mroczny Szept
156 |
S t r o n a
Ściągnął koszulę i rzucił ją na podłogę, patrząc w dół na
wytatuowaną pierś. Sceny bitw, twarze. Nigdy nie chciał zapomnieć
rzeczy, które zrobił. Ludzi, których rzeź widział. Obawiał się, że jeśli
zapomni stanie się tym samym złem, z który walczył. Stanie się swoim
demonem, Gniewem.
Nie ma czasu na ponure myśli. Na rzucony w myślach rozkaz,
skrzydła eksplodowały z ukrytych na plecach szczelin, czarne, pajęcze,
wyglądające krucho, ale niewiarygodnie silne. W tej samej chwili
wydało mu się, że usłyszał kobiece sapnięcie. Potem ciepłe ręce
pogładziły skrzydła, ucząc się każdego zaokrąglenia i płaszczyzny. Tak
po prostu, jego członek stwardniał, zdrajca.
Do diabła. Nie. Pożądać zabójczyni demonów? Nie w tym życiu.
- Nie dotykaj – warknął.
Fantomowe ręce się cofnęły.
Gdyby tylko stworzenie poddało mu się we wszystkim.
- Jeśli skrzywdzisz moich przyjaciół, albo spróbujesz coś ukraść,
rozedrę cię, kawałek po kawałku. Lepiej dla ciebie, żebyś odeszła i
nigdy nie wracała.
Nie było odpowiedzi. Gorące spojrzenie zostało.
Zaciskając zęby, podszedł do podwójnych drzwi, prowadzących na
balkon.
Na zewnątrz, opłynęło go ciepłe powietrze, wypełnione zapachami
natury. Drzewa otaczały fortecę, wyciągając się ku niebu. W oddali,
mógł zobaczyć czerwone dachy sklepów i katedr w mieście. Te miękkie,
gorące ręce już nie próbowały go dotknąć i cieszyło go to. Wcale nie był
zawiedziony, zapewnił samego siebie.
Zdeterminowany, skoczył z balkonu, spadał w dół. Raz rozciągnął
skrzydła i wzniósł się. Znów i wzniósł się wyżej. Obrócił się w lewo,
skręcając na północ. Wtedy ujrzał front fortecy i zobaczyła Sabina,
wyskakującego z SUV-a z krwawiącą, nieprzytomną Gwen w
ramionach.
Aeron chciał się zatrzymać, pomóc, ale tylko zaczął uderzać
skrzydłami szybciej, mocniej. Najpierw Parys. Teraz i zawsze, Parys
będzie na pierwszym miejscu.
Mroczny Szept
157 |
S t r o n a
Rozdział 16
Rozdział 16
Rozdział 16
Rozdział 16
Sabin chciał zostawić jednego Łowcę przy życiu, żeby go przepytać,
może trochę potorturować. Kiedy postrzelili Gwen, ta chęć znikła.
Druga kula była przypadkowa, ale wściekłość pochłonęła go,
wściekłość, jakiej jeszcze nigdy nie doświadczył. Zarżnął ich jak bydło,
jedno po drugim, ich gardła otwierały cię pod naciskiem jego ostrzy.
Nie wydawało się to wystarczające, wtedy i teraz.
W drodze do fortecy zadzwonił do Luciena, który przeniósł Maddoxa i
Stridera na miejsce, żeby posprzątali, potem Gideona i Cameo, żeby
sprawdzili czy inni Łowcy nie kręcą się w pobliżu. Niestety, nie było po
nich śladu. To nie znaczy, że ich tam nie było, ale tylko, że byli dobrze
ukryci.
Chciał zarżnąć kolejny tuzin albo więcej.
Tylko parę razy przez minione dwa dni Gwen odzyskiwała
przytomność. Przez to jak była słaba, wahał się ciągle: zawieźć ją do
szpitala w mieście czy zatrzymać tutaj. W końcu, zawsze wybierał
zatrzymanie jej w swojej sypialni. Nie była człowiekiem. Lekarze mogli
jej bardziej zaszkodzić niż pomóc.
Ale dlaczego nie zdrowiała szybciej? Była nieśmiertelna, była Harpią.
Anya znała tę rasę i przysięgała, że zdrowieją tak szybko jak Lordowie.
Ale nawet, gdy usunął kule, rany ciągle krwawiły, ciągle otwarte.
Po awanturze nad tym rano, Danika i Ashlyn zasugerowały, żeby
zaniósł Gwen do Klatki Przymusu i nakazał jej się leczyć. Pełen nadziei,
zrobił to. Ale tylko jej się pogorszyło. Klatka nie powinna tak działać i
zrozumiał, że muszą się jeszcze wiele dowiedzieć o zdolnościach
artefaktów.
Sabin próbował wzywać Kronosa, ale król-bóg ewidentnie go
ignorował. Przeklęci bogowie. Pokazują się tylko, kiedy oni czegoś chcą.
Zorientował się w końcu, że modli się o przyjazd jej sióstr. Będą
wiedziały, co robić… jeśli wcześniej nie zarżną wszystkich w fortecy.
Numer, który wybrała Gwen został w telefonie, więc zadzwonił, chcąc
się poradzić, powiedzieć dziewczynom żeby się pośpieszyły. Ale kobieta,
która odebrała wściekła się, kiedy zrozumiała, że to nie Gwen jest na
linii. A skoro nie mógł podać Gwen, zaczęły się groźby w stronę jego
męskości.
Mroczny Szept
158 |
S t r o n a
Niezbyt dobry omen przyszłych wydarzeń.
- Mogę ci coś przynieść?
Pytanie nadeszło od strony drzwi i Sabin podskoczył z zaskoczenia.
Normalnie, pająk by koło niego nie przeszedł niezauważony. Nikt i nic.
Przeklęci Łowcy. Byli w mieście, obserwowali go, czekali na jego
rozproszenie, żeby dorwać Gwen. A on, kurwa, nie wiedział.
- Sabin?
- Tak – Leżał na łóżku, przytulając Gwen do swojego boku.
Przynajmniej przestała jęczeć z bólu. Byłem na straży i zawiodłem.
Gorzej, obiecał jej, że Łowcy już nigdy jej nie zranią. Nieprawdaż? Jeśli
nie, powinien. Poczucie winy go zżerało.
A spodziewałeś się czegoś innego?
Zwątpienie już dawno skupił się na Sabinie, nie dając chwili
spokoju.
- Sabin.
Zaciskając dłonie, spojrzał na Kane’a, który stał w drzwiach. Ciemne
włosy, piwne oczy. Miał pasek bieli na policzku. Pewnie plaster. Sufity
uwielbiały się sypać na Strażnika Katastrofy.
- Wszystko dobrze?
- Nie – Powinien planować kolejne posunięci przeciw wrogom.
Powinien być ze swoimi ludźmi, przygotowując się do bitwy. Powinien
być na ulicach, polując. A nie mógł się zmusić do opuszczenia sypialni.
Jeśli nie trzymał oczu na Gwen, jeśli nie obserwował jak jej pierś się
unosi, jego umysł się smażył, niezdolny, żeby troszczyć się o logikę
Zwątpienia.
Co, do diabła, było z nim nie tak? Była tylko dziewczyną.
Dziewczyną, którą chciał wykorzystać. Dziewczyną, która
prawdopodobnie zginęłaby walcząc z jego wrogiem… dziewczyną, którą
poprosił, żeby walczyła z jego wrogami. Dziewczyną, której nie mógł
mieć. Którą znał tylko krótką chwilę.
Bycie z nią teraz, strzeżenie jej, nie było stawianiem jej ponad jego
misją, zapewniał siebie. Po tym jak ją wytrenuje, będzie maszyną do
zabijania. Nic jej nie powstrzyma. To dlatego tu był, niezdolny odejść,
desperacko pragnąc, żeby wyzdrowiała.
- Co z nią? – zapytał nagle kobiecy głos.
Znów zamrugał, żeby się skupić. Cholera, ale jego umysł ostatnio
wiele wędrował. Ashlyn i Danika wróciły – stracił rachubę, jeśli chodzi
o ich wizyty – i stały za Kanem.
- Bez zmian – Czemy nie zdrowiała, do cholery? – Jak poszło
zebranie? – Z powodu ataku, zostało przełożone na ten poranek.
Mroczny Szept
159 |
S t r o n a
Kane wzruszył ramionami i ten ruch musiał wkurzyć lampę w
dalekim kącie, bo zaiskrzyła. Potem eksplodowała. Kobiety krzyknęły i
podskoczyły. Przywykły do czegoś takiego, Kane kontynuował, jakby
nic się nie stało.
- Wszyscy są zgodni. Nie ma szans, żeby Baden żył. Każdy z nas
trzymał jego głowę zanim ją spaliliśmy. Albo ktoś się pod niego
podszywa, albo puszczają plotki, żebyśmy mniej skupiali się na celu.
To miało sens. To takie w styli Łowców. Ponieważ nie byli tak silni,
jak wojownicy, ich bronią były podstępy.
Danika podeszła do Gwen i odsunęła włosy z twarzy śpiącej
piękności. Ashlyn dołączyła do niej i chwyciła rękę Gwen,
prawdopodobnie chcąc oddać trochę swojej siły kruchemu, małemu
ciału. Ich troska go dotykała. Nie znały jej, nie naprawdę, ale i tak o
nią dbały. Ponieważ on dbał.
- Galen wie, że zdajemy sobie sprawę, że to on przewodzi Łowcom –
powiedział Kane’owi. – Czemu znów nie zaatakował?
- Prawdopodobnie planuje. Zbiera siły. Rozsiewa kłamstwa o
Badenie, żeby nas rozpraszać, na pewno.
- Cóż, zabiję go.
- Może szybciej niż myślisz. Widziałam go ostatniej nocy w moich
snach – powiedziała Danika bez patrzenia w górę. – Był z kobietą.
Scena była tak żywa, że namalowałam ją po przebudzeniu. Chcesz
zobaczyć?
Biedna Danika. Mierzyła się z przerażającymi wizjami każdej nocy.
Demony torturujące dusze, walczący ze sobą bogowie, śmierć
ukochanych. Była delikatnym człowiekiem, rzeczy, które widziała
musiały ją przerażać, ale i tak znosiła je z uśmiechem, bo pomagały
sprawie jej mężczyzny.
Co zrobiłaby Gwen, gdyby miała takie wizje? Zorientował się, że się
nad tym zastanawia. Czy drżałaby tak jak tamtego dnia w piramidzie?
Czy atakowałaby, z obnażonymi zębami, jak Harpia, którą się urodziła?
- Sabin? – zapytał Kane. – Twoje rozproszenie rozpierdala nasze ego.
- Przepraszam. Tak, proszę. Chcę to zobaczyć.
Danika wstała, ale Katastrofa ją powstrzymał.
- Zostań tu. Przyniosę.
Zniknął za drzwiami, żeby wrócić kilka minut później, z płótnem
rozciągniętym na ramionach. Trzymał je w górze, światło połyskiwało
na ciemnych kolorach.
Wyglądało na jakąś jaskinię, poszarpane skały w barwach purpury i
sadzy. Kilka kości było porozrzucanych na brudnej ziemi. Ludzkich,
Mroczny Szept
160 |
S t r o n a
najprawdopodobniej. I tam, w ciemnym rogu, był Galen, z
rozpostartymi pierzastymi skrzydłami. Jego blada głowa skierowana
była w kierunku oglądającego i trzymał… Sabin musiał zmrużyć oczy,
żeby zobaczyć. Kawałek papieru?
Rzeczywiście stała za nim kobieta, choć było widać tylko fragment jej
profilu. Była wysoka, szczupła, z czarnymi włosami. Krew spływała z
kącika jej ust. Ona też patrzyła na arkusz.
- Nigdy wcześniej jej nie widziałem.
- śaden z nas nie widział – odparł Kane. – Jest w niej coś dziwnie
znajomego, nie sądzisz?
Przyjrzał się jej uważnie. śaden z jej rysów nie był mu znajomy, nie.
Ale to jak marszczyła brwi… zmarszczki w kąciku oka… może.
- Chciałabym lepiej ją zobaczyć – dodała Danika.
- To, że zobaczyłaś cokolwiek jest cudem – zapewniła Ashlyn,
Kane przytaknął.
- Torin zeskanuje jej twarz do komputera, popracuje nad tym swoją
magią i spróbuje się dowiedzieć, kto to. Jeśli jest nieśmiertelna, pewnie
nie będzie jej w ludzkiej Badzie danych, ale warto spróbować.
- Gdzie są na portrecie? – zapytał Sabin, wyrzucając kobietę z
umysłu i skupiając się na ich otoczeniu.
- Nie jesteśmy pewni, ale też spróbujemy się dowiedzieć – Katastrofa
oparł obraz o swoje buty. – Znalezienie Galena stało się priorytetem
numer jeden. Jeśli go zabijemy, będziemy mogli wreszcie skończyć z
Łowcami. Bez jego porad, co do nieśmiertelnych, szybko się rozpadną.
Gwen zadrżała przy nim, kolanem uderzając w jego udo.
Zamarł, nie ważąc się oddychać. Chciał żeby się obudziła, ale nie
chciał żeby cierpiała. Ale minęło kilka minut i nie się nie zmieniło.
Pewnie umrze.
Pieprz się.
Siebie musisz winić, nie mnie.
Temu nie mógł zaprzeczyć.
- Co z naszymi poszukiwaniami puszki? – zapytał Kane’a. – Co z
poszukiwaniem szkoły, czy co to tam jest, dla dzieci-mieszańców? I
chcę wrócić do Świątyni Niewypowiedzianego, przeszukać ją jeszcze raz
– Świątynia była w Rzymie i dopiero, co wynurzyła się z morza…
proces, który rozpoczął się, gdy Tytani pokonali Greków i przejęli
kontrolę nad niebiosami. Dzięki Anyi, wiedział, że świątynie miały być
miejscem kultu, powrotem do dawnego świata: placu zabaw bogów.
Mroczny Szept
161 |
S t r o n a
- To priorytety dwa, trzy i cztery – odparł Kane. – Znając Torina
śledzi kilka różnych tropów na różnych komputerach. Parę dni i
pewnie wrócimy do akcji.
Czy Gwen wyzdrowieje do tego czasu?
- Jakieś wieści o trzecim artefakcie? – Czasami brakowało godzin w
dniach, żeby wszystko zrobić. Zwalczać Łowców, znaleźć starożytne
boskie relikty, pozostać przy życiu. Uleczyć malutką kobietę.
- Jeszcze nie. Maddox i Gideon zabierają Ashlyn na zewnątrz, żeby
posłuchała.
Oby Łowcy, którzy przybyli po Gwen rozmawiali o swoich planach.
Na przykład gdzie planowali ją zabrać. Sam rozpieprzyłby to miejsce.
- Informuj mnie.
Kane znów skinął.
- Masz to jak w banku.
- Sabin.
To była szorstki, zgrzytliwe zaklęcie… i pochodziło od Gwen. Obrócił
głowę w jej kierunku. Mrugała powiekami, próbując się skupić.
Jego serce przyspieszyło, skóra się napięła, krew zawrzała.
- Budzi się – powiedziała Danika z ekscytacją.
- Może powinniśmy… - Kane zacisnął usta, gdy dolna połowa obrazy
upadła na ziemię. Nachmurzony, chwycił drugi kawałek. –
Przepraszam, Danika.
- Nie martw się – Podskoczyła, zmniejszyła dystans między nimi i
zabrała od niego kawałki. – Można to skleić.
Ashlyn ruszyła ku nim, głaszcząc po drodze rosnący brzuch.
- Chodźcie. Dajmy tym dwoje trochę czasu.
I wyszli, drzwi zamknęły się za nimi.
- Sabin? – Tym razem trochę silniejszy głos.
- Jestem tu – Przesunął palcami w górę i dół jej ramienia, oferując
takie pocieszenie, jakie tylko mógł. Jego ulga była niemal namacalna. –
Jak się masz?
- Obolała. Słaba – Starła sen z powiek i spojrzała po sobie. Okrywał
ją czarny t-shirt i westchnęła z ulgą – Jak długo byłam nieprzytomna?
- Kilka dni.
Przesunęła dłonią po zmęczonej twarzy, według niego ciągle zbyt
bladej.
- Co? Naprawdę?
Była naprawdę zdziwiona.
- Zwykle jak długo się leczysz?
Mroczny Szept
162 |
S t r o n a
- Nie wiem – Była tak słaba, że nie mogła długo utrzymać ramienia w
górze. Ręka opadła do boku. – Nigdy nie byłam ranna. Cholera, nie
mogę uwierzyć, że zasnęłam.
Jej oświadczenie go zaskoczyło.
- To niemożliwe, żebyś nigdy nie była ranna – Każdy, nawet
nieśmiertelni, odrapywali kolana, ranili się w głowę, łamali kości w
którymś punkcie życia.
- Z moimi siostrami, chroniącymi na każdym kroku, to możliwe.
Więc jej siostry lepiej się wywiązały z chronienia jej niż on. To
napełniało goryczą.
Spodziewałeś się czegoś innego?
Nienawidzę cię dzisiaj, wiesz?
Pozwoliły, żeby została schwytana, przypomniał sobie. On ją
uratował.
- Wydawało mi się, że kazałem ci zostać w samochodzie – zorientował
się, że warczy.
Bursztynowe oczy skierowały się na niego, był w nich ból, ale też
więcej gniewu.
- Powiedziałeś, żebym została albo ci pomogła. Wybrałam pomoc – Z
każdym słowem, jej głos stawał się słabszy. Jej rzęsy znów opadały,
gotowe znów zamknąć się na długo.
Jego gniew wyparował.
- Zostań przytomna. Proszę.
Otworzyła oczy do połowy, usta skrzywiły się w zmęczonym
uśmiechu.
- Lubię, kiedy błagasz.
Nie wróży dobrze, że nagle zapragnął błagać o kilka pocałunków.
- Potrzebujesz czegoś, co pomogłoby ci zachować przytomność? –
Dzięki Anyi, Danice i Ashlyn, miał wszystko, czego mogłaby chcieć na
stoliku koło łóżka. – Wody? Leków przeciwbólowych? Jedzenia?
Oblizała usta, w jej brzuchu zaburczało.
- Tak, Ja… nie – Była tęsknota w jej głosie. – Nic. Nic nie potrzebuję.
Jej pieprzone zasady. Mimo, że nie był głodny złapał kanapkę z
indykiem i ugryzł krawędź. Uniósł szklankę z wodą do ust i przełknął.
- To jest moje, ale reszta jest dla ciebie – powiedział jej, wskazując
miskę z winogronami.
- Mówiłam. Nie jestem głodna.
Jej spojrzenie nawet na chwilę nie opuściło jedzenia w jego dłoni.
Mroczny Szept
163 |
S t r o n a
- Dobrze. Zjemy później – Położył kanapkę i szklankę z powrotem na
tacy, chwycił komórkę, jakby nie mógł się doczekać, żeby wysłać ważną
wiadomość. – Zaraz wracam.
Odturlał się od ciepła jej ciała i wstał z łóżka, wpisując i wysyłając.
Odpowiedź była niemal natychmiastowa. Duh.
Znów się położył. Kanapka zniknęła a woda została wypita. Nawet
nie widział, żeby się ruszyła. Udawał, że nie zauważył brakującego
jedzenia, wsuwając telefon do kieszeni.
- Jesteś pewna, że nic nie chcesz?
Przełknęła głośno i niemal się roześmiał.
- Potrzebuję łazienki. Prysznica.
- śadnego prysznica. Nie beze mnie. Jesteś tak słaba, że upadniesz –
Sabin zaniósł ją. Oczekiwał, że zaprotestuje, ale ukryła twarz w
zagięciu jego ramienia. Taka ufna. Cholera, podobało mu się to.
- Więc nie chcę prysznicu. Dzieje się, kiedy jesteśmy razem pod
prysznicem.
Jakby potrzebował przypomnienia.
- Kontroluję się – powiedział jej.
- A twój demon? Nie mam siły, żeby z nim walczyć. Po prostu… daj
mi parę minut – odparła, kiedy ją posadził. Loki otaczały jej głowę. –
Przyjdź mnie uratować, jeśli usłyszysz kości tłukące o porcelanę –
dodała i chwyciła się umywalki, żeby utrzymać równowagę.
Czuł jak jego sta drżą, z ulgi, że jest wystarczająco silna, żeby prawić
złośliwostki.
- Uratuję.
Dziewięć minut później wyszła, z wilgotną twarzą i unoszącym się od
niej zapachem cytryn. Ślina napłynęła mu do ust, żeby jej
posmakować, głębiej niż ostatnim razem. Uczesała włosy, spływały
kaskadą w dół pleców.
- Czujesz się lepiej?
Skupiła wzrok na podłodze, policzki płonęły.
- O wiele. Dziękuję – Próbowała iść, ale kolana się pod nią ugięły.
Sabin uniósł ją i przytulił do piersi zanim upadła. Jeszcze raz, była
zadowolona z jego uwagi. On też.
- Nieźle dostałam w dupę, co? – powiedziała, wzdrygając się, kiedy
zranione ramię dotknęło materaca.
- Tak – Stanął z boku łóżka, z ramionami skrzyżowanymi na piesi. –
Ale możemy to naprawić. Wytrenuję cię – Będzie znów walczyć czy nie,
potrzebowała umieć się bronić.
Mroczny Szept
164 |
S t r o n a
Czy będzie znów walczyć czy nie – teraz to pytanie? Myślałem, że
chciałeś żeby walczyła, bez oglądania się na cokolwiek.
Nie mógł zrzucić wahania na Zwątpienie. To było jego.
- Okej – odparła, zaskakując go. Jej rzęsy znów opadały. – Pozwolę ci
mnie trenować, bo miałeś rację. Lubię myśl o ranieniu Łowców.
Nie tego po niej oczekiwał.
- Możesz zmienić zdanie zanim z tobą skończę. Zranię cię, nawet jeśli
nie specjalnie, sprawię, że będziesz krwawić i złamię cię – Ale będzie
przez to silniejsza, więc jej nie będzie traktował ulgowo.
Chcesz ją namówić, żeby zrezygnowała?
Nie, po prostu chciał, żeby była przygotowana. W przeciwieństwie do
innych wojowników nie uważał, żeby kobiety-wojowniczki były słabe,
kruche i potrzebowały ochrony. Nie rozpieszczał ich i nigdy nie będzie
tego robił. Może dlatego Cameo zdecydowała się zostać z nim, a nie z
Lucienem, gdy się rozdzielili. Nawet kobiety Łowców traktował tak
samo jak mężczyzn. Czy torturował parę? Taa. I nie było mu przykro z
tego powodu. Zrobiłby to jeszcze raz, gdyby było konieczne.
W każdym razie, jeśli chodzi o Gwen, był trochę zaniepokojony. Ona
nie była każdą inną kobietą-żołnierzem i nie była jego wrogiem.
śadnej odpowiedzi.
- Gwen?
Lekkie westchnienie. Znów zasnęła. Okrył ją bardziej i ułożył się za
nią, rezygnując w teraz znajomy sposób i czekając aż się obudzi.
* * *
- Rusz się choć o cal, a utnę ci przeklętą głowę.
Sabin obudził się nagle. Zimna stal była przyciśnięta do jego szyi,
krople krwi spływały w dół karku. Jego sypialnia była ciemna, zasłony
zasłonięte. Wciągnął oddech i wychwycił zapach… kobiecy. Intruz
pachniał jak lód i zimowe niebo. Jej długie włosy przylgnęły do jego
nagiej piersi.
- Czemu moja siostra jest w twoim łóżku? I dlaczego śpi… i jest
ranna? Nie mów mi, że wszystko z nią w porządku, bo karzę ci zjeść
własny język. Mogę wyczuć jej rany.
Inne Harpie przyjechały.
Najwidoczniej przedarły się przez system zabezpieczeń Torina –
prawdziwe dzieło sztuki – bez problemu, bo żaden alarm nie wył.
Mroczny Szept
165 |
S t r o n a
Kolejny dowód, że potrzebował tych kobiet w swojej drużynie…
zakładając, że nadal miał drużynę.
- Czy moi ludzie nadal oddychają?
- Na razie – ostrze nacisnęło mocniej. – Więc? Czekam, a nie jestem
najcierpliwszym ze stworzeń.
Sabin pozostał całkowicie nieruchomo, nawet nie próbując
wyciągnąć broni spod poduszki. Może byś pomógł, powiedział do
Zwątpienia.
Myślałem, że mnie nienawidzisz.
Możesz po prostu wykonać swoje zadanie?
Mógłby przysiąc na bogów, że demon westchnął we wnętrzu jego
głowy.
Jesteś pewna, że chcesz zranić tego mężczyznę? zapytał Zwątpienie
Harpię. Co jeśli jest kochankiem Gwen? Gwen może cię znienawidzić na
zawsze.
Jej ręka zadrżała odrobinę, rozluźniając się odrobinę.
Dobry chłopiec. Były chwile, kiedy doceniał piękno jego klątwy.
- Jest tu, bo chce tu być. I jest ranna, bo moim wrogowie za nią
ruszyli.
- I nie ochroniłeś jej?
- Nie ty jedna to mówisz – zacisnął zęby. – Nie. Nie ochroniłem. Ale
uczę się na błędach i to się więcej nie zdarzy.
- W tym masz rację. Dałeś jej krew?
- Nie.
Zirytowany warkot.
- Nic dziwnego, że śpi z tobą w pokoju! Jak długo jest ranna?
- Trzy dni.
Wściekłe sapnięcie.
- Potrzebuje krwi, dupku. Inaczej nigdy nie wyzdrowieje.
- Skąd wiesz? Powiedziała mi, że nigdy nie była ranna.
- Och, była, tylko tego nie pamięta. Upewniłyśmy się, co do tego. I
żebyś wiedział, że zapłacisz za każdy znak na niej. Och i jeśli okaże się,
że kłamiesz, że to nie ty ją zraniłeś…
- Osobiście jej nie zraniłem – Jeszcze. Ta myśl zasmuciła go jak
jeszcze nigdy nic.
Zmierzyła go wzrokiem z góry na dół.
- Słuchaj, mogą mi imponować historie, jakie o tobie słyszałam, ale
to nie znaczy, że jestem wystarczająco głupia, żeby ci zaufać.
- Więc porozmawiaj z Gwen.
- Zrobię to. Za minutę. Więc powiedz mi. Którym demonem jesteś?
Mroczny Szept
166 |
S t r o n a
Rozważał, czy mądrze będzie odpowiedzieć. Jeśli pozna prawdę, może
strzec się przed Zwątpieniem.
- Czekam – Czubek noża przycisnął tętnicę szyjną.
A do diabła z tym, zdecydowała. Jeśli uwolni demona, nie będzie
miała szans, nawet jeśli będzie się pilnować. Nikt nie miał szans, nawet
on.
- Jestem opętany przez Zwątpienie.
- Och – Czy w jej głosie był zawód? – Miałam nadzieję, że to Seks, czy
jak go tam zwą. Historie o nim podobały mi się najbardziej.
Tak, zawód.
- Przedstawię cię – Może dobre pieprzenie z Parysem poprawi
kobiecie nastrój. Parysowi może też.
- Nie kłopotaj się. Nie będę tu wystarczająco długo, żeby nazbierać
wspomnień. Gwen – W następnej sekundzie ciało Gwen zatrzęsło się
przy nim.
Kurwa, siostra nią potrząsa, zrozumiał po chwili i warknął. Sabin
schwytał nadgarstek Harpii.
- Przestań. Jeszcze bardziej jej zaszkodzisz.
Nóż się cofnął, a ręka wyrwała z jego uścisku i zapłonęło światło.
Jego oczy się zamgliły i zamrugał. Harpia znów była na jego karku, ale
się nie ruszył.
Gdy wzrok mu się wyostrzył, przyjrzał się jej. Była śliczna, jej skóra
tak samo błyszczała jak u Gwen. Ale z jakiegoś powodu, Sabin nie
poczuł się oczarowany, nie czuł chęci żeby z nią spać. Miała jasno rude
włosy, nieprzetykane blondem jak u Gwen. Miały te same
bursztynowo-szare oczy i te same zmysłowe usta. Ale z Gwen biła
niewinność, a z tej kobiety wiedza i siła.
- Słuchaj – zaczął, tylko po to żeby ucichnąć, gdy nóż przebił skórę.
- Nie. Ty słuchaj. Jestem Kaia. Ciesz się, że to ja trzymam ostrze a
nie Bianka albo Taliyah. Dzwoniłeś do Bianki, nie pozwoliłeś jej
porozmawiać z Gwennie i teraz chce ci pourywać kończyny. Taliyah
chce tobą nakarmić nasze węże, kawałek po kawałku. Ja, dam ci
szansę się wytłumaczyć. Jakie masz co do niej plany?
Mógł jej powiedzieć wszystko, co chciała wiedzieć, ale tego nie zrobił.
Nie tak. Jeśli siostry Gwen miały się kręcić w pobliżu – a pomimo
gniewu Kaii, myślał, że będą – i jeśli będą dla niego walczyć, musi
zaznaczyć, kto tu rządzi.
Bez napięcia jakiegokolwiek mięśnia, żeby jej nie zaalarmować,
szarpnął ją na siebie. Ostrze się zagłębiło, uderzyło w ścięgno, ale nie
Mroczny Szept
167 |
S t r o n a
zwolnił. Przewrócił się, z dala od Gwen i przykuł ją do materaca swoją
wagą.
Zamiast walczyć, roześmiała się.
- Gładki ruch. Nic dziwnego, że jest w twoim łóżku. Muszę
powiedzieć, że jestem zawiedziona, że nie spróbowałeś uciąć mi głowy.
Oczekiwałam czegoś lepszego po Lordzie Świata Podziemnego.
Drżenie materaca musiało w końcu obudzić Gwen, bo sapnęła słabo.
- Kaia? – wykrztusiła.
Harpia przeniosła uwagę, piękny uśmiech rozświetlił jej twarz.
- Cześć, dziecino. Dawno się nie widziałyśmy. I wiem, że myślisz, że
jestem zła na ciebie za zaśnięcie, ale się mylisz. Wiem kogo winić.
Właściwie, twój mężczyzna i ja właśnie dopracowywaliśmy parę
szczegółów na temat twojego pobytu tutaj. Jak się masz?
- Jesteś pod nim. Jesteś pod Sabinem – Źrenice Gwen rozlały się na
złoto… biel… Paznokcie się wydłużyły, wyostrzyły. Zęby zabłysły w
świetle.
Kaia sapnęła.
- Ona… czy ona naprawdę…
- Tak. Staje się Harpią – Kurwa. Zrzucił Kaię z łóżka z całej siły.
Wylądowała z trzaskiem na podłodze, ale nie dbał o to. W chwili, gdy
jego ręce były wolne, wepchnął Gwen w ciepło swojego ciała, jedną ręką
otaczając jej kark i pieszcząc twarz, drugą głaszcząc miękkie kontury
brzucha, gdzie jej koszulka podjechała do góry.
Szpony sięgnęły jego ramion i wbiły się aż do kości, ale nie okazał
bólu. Mogła zrobić coś dużo gorszego.
- Tylko rozmawialiśmy. Nie chciałem jej skrzywdzić. Przygniotłem ją,
żeby oderwać jej ostrze ze swojego karku, nic więcej. Jest tu żeby ci
pomóc, chce dla ciebie jak najlepiej.
- Chcesz jej? – powiedziała chrapliwie.
Może był skurwielem, ale ucieszyła go jej zazdrość.
- Nie. Nie chcę. Ani ona nie chce mnie. Przysięgam. Wiesz, że chcę
tylko ciebie.
Kątem oka zauważył, że Kaia wstała i patrzyła na nich, niczym
urzeczona.
Na szczęście, szpony się cofnęły, zostawiając szerokie, krwawiące
zadrapania. Jej spojrzenie się oczyściło. A przede wszystkim,
Zwątpienie był dziwnie cicho. Śmiertelnie cicho, jakby ukrył się w
najgłębszej części umysłu Sabina.
- Wow – w końcu powiedziała Kaia. – Imponujące. Słowami
wyprowadziłeś Harpię z wściekłości. Wiesz co to znaczy, prawda?
Mroczny Szept
168 |
S t r o n a
Nawet na nią nie spojrzał. Skupił uwagę na Gwen, przesuwając rękę
na jej nogę, potem przesuwając ją tak, że jej kolano dotykało jego
biodra, ocierając o siebie dolne połowy ich ciał.
- Nie. Nie wiem.
- Jesteś małżonkiem mojej siostry. Gratulacje.
Mroczny Szept
169 |
S t r o n a
Rozdział 17
Rozdział 17
Rozdział 17
Rozdział 17
Gwen nigdy w życiu nie była bardziej nerwowa. Nie w celi. Nie, gdy
stawiała czoła Łowcom z Sabinem.
Po zobaczeniu jak nieśmiertelny uspokaja Harpię, Kaia wezwała
Biankę i Taliyah ostrym gwizdnięciem. Najwidoczniej były na korytarzy,
upewniając się, że nikt się nie zbliża, gdy Kaia ratuje Gwen. Potem trzy
siostry zabarykadowały ich w sypialni Sabina na małą „pogawędkę”.
- Nikt inny nie wie, że tu jesteśmy – powiedziała Bianka. – Więc
będzie nas tylko pięcioro.
Gwen protestowałaby przeciw nadchodzącej pogawędce, izolacji –
taki scenariusz zwykle kończył się rozlewem krwi – ale kilka rzeczy ją
powstrzymało. Po pierwsze, Sabin trzymał ją przykutą do swojego
boku. Dlaczego? Czyżby myślał, że mogła pobiec do sióstr i zażądać,
żeby go zabiły? Po drugie, była słaba jak nowonarodzone kocię, ledwie
zdolna utrzymać w górze powieki. Plus, jej ramię i pierś paliły boleśnie.
Jeśli Sabin by ją puścił, pewnie przewróciłaby się na wezgłowie. I po
trzecie, planowała być dzielna i kolejny raz zachować się jak tarcza
Strażnika. Jeśli jej siostry, które były wściekłe za jej stan i zdawały się
zapomnieć, że uwielbiały Lordów, ruszą po niego…
Dlaczego o to dbała, nie wiedziała. Minuty temu, obejmował Kaię.
Nieprawdaż? Wspomnienie było zamazane, jakby widziała parę raczej
na ekranie a nie w prawdziwym życiu. Prawdziwe czy nie, piekielnie ją
to wkurzało. Sabin należał do Gwen. Przynajmniej na razie. I nie
dlatego, że brali wspólny prysznic i dał jej najlepszy orgazm w życiu.
Ale dlaczego, nie wiedziała. Po prostu był jej.
- Zanim zaczniemy rozmawiać, zadbajmy od dziecinę – Kaia
podeszła, nacinając swój nadgarstek i podkładając go pod usta Gwen.
– Pij.
Wcześniej piła od sióstr przez całe dzieciństwo, żeby „być bezpieczna
przed wszelkim zranieniem”, jak mówiły. One same piły od aktualnych
chłopaków, zanim wybierały się na wojnę czy do pracy. Więc to nie był
dziwne komenda. W końcu, wampiry nie są jedynymi stworzeniami
potrzebującymi krwi, tyle, że dla Harpii była potrzebna tylko do
leczenia. Ale gdy tylko przyłożyła usta do krwawiącej rany, Sabin
złapał ją za kark i obrócił, tak żeby siedziała twarzą do niego.
Mroczny Szept
170 |
S t r o n a
- Hej – warknęła Kaia.
Na jego karku było długie, nabrzmiałe nacięcie, nacięcie, które znów
otworzył cięciem wyostrzonego nacięcia.
- Jeśli potrzebuje pić, będzie pić ode mnie.
Nie czekał na protesty, tylko szarpnął Gwen do przodu, trzymając jej
głowę nieruchomo, żeby powstrzymać ją przed odwróceniem się. Jakby
tego chciała. Już wyczuła jego słodki zapach. Cytryny i krew. Napełnił
jej nozdrza, wlewając się do płuc i rozlewając się po całym ciele,
zostawiając ślad ciepła.
Niezdolna się powstrzymać, ze śliną napływającą do ust, przesunęła
językiem po ranie. Ekstaza. Owocowy deser. Zamknęła oczy i
przylgnęła do jego ciała, otaczając go ramionami, żeby go zatrzymać w
miejscu i kolanami więżąc jego nogi. Jej anielska strona wiedziała, że
to złe, że nie powinna tego robić i już na pewno nie powinno jej się to
podobać, ale Harpia śpiewała ze szczęścia, zdesperowana po więcej, bo
nic nigdy nie smakowało tak jak to. Jak niebo i piekło, doskonałość i
grzech i pewność upadku.
Ciągle ssała, dekadencka ciecz wypełniała jej usta, spływała w dół
gardła. Z każdym łykiem wracała jej siła. Ból ran zaczął maleć,
zamykały się. Jak mogła wcześniej bez tego żyć? Na szczęście krew nie
musiała być kradziona, żeby się nią cieszyć. Była źródłem leczenia, nie
pożywienia. Powinna pomyśleć o piciu z Sabina wcześniej.
Przez ten czas, Sabin pozostał nieruchomo. Jednak pomiędzy
nogami czuła twardą długość jego erekcji. Jego palce opadły do jej
bioder i zagłębiły się w nich, trzymając ją w miejscu.
Dźwięk jego oddechu wypełniał jej uszy, mogła nawet usłyszeć kilka
jego myśli: tak, tak, więcej, nie przerywaj, tak dobrze… moja. Albo
może to były jej myśli.
- Nie wysusz go, dziecino – powiedział Bianka, wdzierając się w
zmącony nowym nałogiem umysł Gwen. – Najpierw mamy do niego
parę pytań.
Paznokcie wbiły się w skórę jej głowy i została oderwana od karku
Sabina. Krzyknęła, krew spłynęła z rozchylonych ust.
Warknął z głębi gardła, patrząc na Biankę i zacieśniając uścisk na
Gwen.
- Dotknij jej tak jeszcze raz, a pożegnasz się z dłońmi.
Uśmiechając się szeroko, Harpia owinęła wokół palca czarny lok.
- Teraz to jest Lord Świata Podziemnego, o jakim tyle słyszałam.
Niemal uwierzyłam, że to zrobisz, demonie. Cóż, spróbuj.
Mroczny Szept
171 |
S t r o n a
- Nigdy nie wypowiadam gróźb, których nie mam zamiaru wykonać –
powiedział, obracając Gwen i znów przyciągając ją do swojego boku.
Niemal jęknęła. Jej siostry nigdy – nigdy – nie cofały się przed
wyzwaniem.
- Tak się cieszę, że tu jesteście – odezwała się, próbując odwrócić ich
uwagę.
- Duży facet o ciebie nie dba? – Kaia przeszła po pokoju, podnosząc
przedmioty, otwierając szuflady. – Och, słodko. Uwielbiam czarne slipy
– Stanęła przed skrzynią z bronią Sabina, wyłamała zamek i otworzyła
ją. – Hmm, patrzcie co znalazłam.
- Dbał o mnie – powiedziała Gwen, dziwnie pragnąc go bronić.
Uwolnił ją z zamknięcia, strzegł jej, planował ją nauczyć się bronić.
Sprawa z Łowcami była jej winą. Powinna zostać w samochodzie. Ale
nie żałowała, że wysiadła, żeby pomóc. śył. Był bezpieczny.
Jesteś szczera z siostrami, bo mogę sobie przypomnieć parę intencji
Sabina…
- Przepraszam – wymamrotał.
Dobrze, że uciszył głupiego demona, bo Harpia zaczęła skrzeczeć w
chwili, gdy jego głos napełnił jej głowę.
Bianka dołączyła do Kaii przy skrzyni i zaczęły wydawać ochy i achy
nad pistoletami i nożami. Broń była ich kryptonitem. Taliyah podeszła
do krawędzi łóżka, patrząc na nią w dół, z pustym spojrzeniem, bez
emocji. Nikt nie był piękniejszy od Taliyah. Miała białe włosy, białą
skórę, najbledsze niebieskie oczy. Była jak królowa śniegu… i wielu
twierdziło, że w żyłach ma lód. Nie żeby potem długo żyli.
- Znam waszą sytuację z Łowcami – powiedziała do Sabina. –
Słyszałam opowieści o waszym okrucieństwie i uwielbiałam was za nie.
Nawet miałam nadzieję was poznać. Ale teraz chcę cię zabić za to, że
wciągnąłeś moją siostrę w ten bałagan. Ona nie jest wojowniczką.
- Może być – Minęło kila minut, ale nie doda nic więcej. Nie próbował
się bronić.
Ma zamiar to tak zostawić? Pozwolić im myśleć, że bez powodu
wciągnął ją w niebezpieczeństwo, zamiast powiedzieć im prawdę, że
była głupia, dała się złapać i zamknąć? śe ją uratował. Gdyby
powiedział im prawdę miałby ich gwarantowane dołączenie do jego
wojny. Wojny, którą stawiał nad wszystkim, nawet ponad miłością.
Dlaczego tego nie zrobił? Dla niej?
Nagle łzy zapiekły ją w oczy, grożąc spłynięciem po policzkach. Cóż,
mogła coś dla niego zrobić.
Mroczny Szept
172 |
S t r o n a
- Właściwie, Łowcy mnie w to wciągnęli – przyznała, zaciskając
prześcieradło w dłoni.
- Gwen – odezwał się Sabin. Ostrzeżenie.
- Muszą wszystko wiedzieć – Dla jego dobra i jej własnego. Zbierając
siłę, opowiedział siostrą o swoimi uwięzieniu, nie opuszczając żadnego
szczegółu. Gdy mówiła, spłynęły łzy. Minęło tylko kilka minut, ale to
były najcięższe minuty w jej życiu. Sabin, jak jej siostry, doceniał siłę.
Okrucieństwo. A oto ona opisuje swoją słabość przy ludziach, którzy
byli dla nie najważniejsi.
Zaskoczył ją czułym ocieraniem kciukiem słonych kropli, kaskadą
spływających po jej policzkach. To sprawiło, że płakała jeszcze mocniej.
Gdy skończyła, cisza wypełniła pokój. Napięcie naprężyło powietrze.
Taliyah przemówiła pierwsza.
- Jak cię złapali?
Jej zimny głos, sprawił, że Gwen przeszły ciarki.
- Tyson zapomniał komórki pewnego ranka, gdy poszedł do pracy, a
wiedziałam, że będzie jej potrzebował. Ale był już zbyt daleko, żebym go
złapała z ludzką prędkością, więc ja… - Przełknęła. Taka głupia
pomyłka, której żałowała każdego dnia. – Użyłam skrzydeł, żeby złapać
go w biurze. Łowcy zobaczyli mnie, gdy się zatrzymałam, magicznie się
pojawiając, chociaż wtedy tego nie wiedziałam. Myślę, że mnie śledzili,
czekali do późnego wieczora, kiedy Tyson i ja… – znów przełknęła. –
Zasnęliśmy.
- Spałaś w łóżku z Tysonem – trzy głosy rozległy się jak jeden.
- Co jest z Harpiami i snem? – Sabin zesztywniał przy niej. – Nie,
żebyście się myliły będąc zdegustowane kimkolwiek śpiącym z
mężczyzną-kurczkiem. Ten skurwień, Tyson, musi umrzeć. Nie obronił
jej.
- Ty też nie – odparła Taliyah płaskim głosem.
- śyję dzięki Sabinowi – posłała mu drżący uśmiech. – A Tyson nie
jest zły. Próbował mnie bronić póki go nie znokautowali – Nawet, jeśli
był na nią zły.
Kiedy wrócił do domu tego wieczora, nie chciał z nią rozmawiać o
tym, co się stało. Całkiem go przeraziła pojawiając się w jego biurze…
bo już zaczął zauważać w niej inne, dziwne rzeczy.
Ukrywała swoją mroczną stronę najlepiej jak mogła, ale czasami ta
konieczność doprowadzała ją do szału i wracał do domu, gdzie były
dziury w ścianach, podarte prześcieradła, rozbite naczynia. Raz
podczas śmiesznej kłótni o to, jaką płytę DVD wybiorą do oglądania,
Mroczny Szept
173 |
S t r o n a
przycisnęła go do ściany. Pocałowali się i pogodzili, ale to był początek
końca.
- W każdym razie – kontynuowała. – Ocknęłam się związana,
niezdolna się ruszyć, ledwie zdolna oddychać, lecąc z Łowcami do
Egiptu. Zamknęli mnie i dwanaście miesięcy później Sabin i inni
Lordowie uwolnili mnie i przywieźli tutaj.
- Zabiłeś mężczyzn odpowiedzialnych za jej uwięzienie, oczywiście? –
Taliyah zapytała Sabina.
Skinął głową.
- Gwen zabiła jednego. Ja paru innych.
Jej bladoniebieskie oczy zabłysły gniewem.
- Czemu nie wszystkich? I dobra robota, Gwen – dodała z aprobatą.
Zanim mogła przyznać, że to był wypadek, Sabin powiedział:
- Ocalali są trzymani w moim lochu i torturowani dla informacji.
Ramiona Taliyah się rozluźniła.
- To dobrze – odwróciła się do Gwen. – Jadłaś?
Gwen spojrzała z ukosa na Sabina. Bardzo dobrze pamiętała
pochłonięcie jego kanapki.
- Tak.
Na szczęście, nie okazał żadnej reakcji. Z Tysonem, kradła jedzenie z
pobliskich restauracji i mówiła, że sama to przygotowywała. Nigdy się
nie dowiedział prawdy. Zgromiłby ją za to. A Sabin? Nie sądziła.
Uśmiechał się, gdy zabierała rzeczy ze sklepu.
- Więc jesteś gotowa wrócić do domu? – Kaia wskoczyła na łóżko. –
Bo jestem więcej niż gotowa niż zająć się tym zadaniem. Wiem, że
lubisz swojego demona, więc możesz go wziąć za sobą, jeśli chcesz.
Chce tego czy nie. Zapewnimy ci bezpieczeństwo i ruszymy po Łowców.
Zapłacą za to, co ci zrobili. Nie martw się.
- Ja… Cóż… - Chciała wracać do domu? Ukryta, bezpieczna, żeby
inni zadbali o wszystko? Czy nie uciekła do Georgii, żeby przed tym
uciec? I choć lubiła być z Sabinem, wiedziała, że byłby nieszczęśliwy
będąc uwięzionym na Alasce i nie mogąc walczyć. Miałby jej to za złe.
Więc jeśli wróciłaby do domu, musiałaby wrócić sama. Ta myśl
spowodowała ból w piersi. To, co robili pod prysznicem… chciała
jeszcze. Myślałam, że nie można więcej. śe to zbyt niebezpieczne. Ale
mierząc się z możliwością, że odejdzie bez tego, bez niego, nie wiedząc
jak to jest być posiadaną przez niego, totalnie i kompletnie, żaden
powód do trzymania się z dala od niego wydawał się nie mieć
znaczenia.
- Ona nigdzie nie idzie – powiedział Sabin.
Mroczny Szept
174 |
S t r o n a
Boże, kochała dominujących mężczyzn. Czasami.
- Racja. Zostaję – Gwen patrzyła na siostry, milcząco prosząc, żeby
zrozumiały, zaakceptowały. Patrzyły na nią długą chwilę, tak cicho jak
ona.
Bianka przemówiła pierwsza.
- Dobra. Gdzie możemy zostawić nasz sprzęt? – zapytała z
westchnieniem.
Gwen wiedziała, że będą chciały zostać i zarówno cieszyło ją to i
martwiło. Przynajmniej Sabin nawet nie mrugnął.
- Jest pusty pokój obok tego. Nie przeszkadza wam dzielenie go?
Dawał im własny pokój, gdy jej go odmówił?
- Nie, nie przeszkadza – odparła Taliyah. – Ale powiedz mi, co
planujesz zrobić z Łowcami?
- Zabić ich. Wszystkich. Nie zaznamy spokoju póki żyją.
Skinęła.
- Cóż, masz szczęście, właśnie zdobyłeś trzech nowych żołnierzy.
- Czterech – pośpieszyła Gwen nim zdołała się powstrzymać.
Naprawdę miała to na myśli. Chciała powstrzymać Łowców. Chciała
przed nimi chronić siostry i Sabina. I przynajmniej raz chciała
udowodnić swoją wartość.
Znów wszyscy się na niej skupili. Sabin z gniewem – chociaż nie
wiedziała, dlaczego. Chciał tego, nieprawdaż? Bianka i Kaia z
pobłażliwością, a Taliyah z determinacją.
- Cóż, nie leż tak – odezwała się Kaia. – Wstawaj. Mamy wojnę do
wygrania.
Sabin przeciągnął ręką po twarzy.
- Witam w mojej armii, dziewczyny.
* * *
Był małżonkiem Gwen, tak powiedziały jej siostry. Sabin zrozumiał
to, jako że myślały, że należała do niego. Nie był pewien czy sam w to
wierzy, ale niech go cholera, jeśli nie podobała mu się ta myśl. Ciągle
nie mógł jej zatrzymać, nie niszcząc jej. Przynajmniej nie na stałe.
Spędziła resztę dnia i noc w łóżku, ale nie zasnęła znowu.
Zdeterminowany dowiedzieć się, dlaczego, zostawił ją samą następnego
ranka i ruszył na poszukiwanie Anyi. Znalazł ją w pokoju
rozrywkowym, kończącą koleją grę z Gilly. Powiedział jej o przyjeździe
ich gości i zaklaskała ze szczęścia.
Mroczny Szept
175 |
S t r o n a
- Lucien mówił, że mu napisałeś o gościach, ale nie miałam pojęcia,
że to więcej Harpii!
- Teraz wiesz. Są w siłowni. A więc co to za sprawa z Harpiami i
snem?
Roześmiała mu się w twarz.
- Sam to rozgryź – odparła ruszając do drzwi. – Mam spotkanie
Skyhawk do zobaczenia.
Poszedł za nią do siłowni, też ciekawy jak przebiegnie spotkanie.
Trio – które już się rozgościło – zobaczyło boginię, przestało
podrzucać i łapać sztangi, jakby to były małe kamyki, i podbiegły do
niej, obejmując.
- Anya! Zniknęłaś bez słowa, suko!
- Gdzie byłaś?
- Co tu robisz?
Zarzuciły ją pytaniami jednocześnie, ale jej to nie przeszkadzało.
- Przepraszam za to, dziewczynki. Podróżowałam po całym świecie.
Wiecie, rozsiewając znaki, powodując kłopoty i zakochując się w
Śmierci we własnej osobie. Jestem tu, bo to mój dom. Zobaczcie co
zrobiłam z tym miejscem.
Ściskały się, rozmawiały i śmiały. Sabin próbował się wtrącić kila
razy, ale został całkowicie zignorowany. W końcu się poddał i zostawił
je, mając zamiar znaleźć Anyę później i znów spytać o Harpie i sen.
Pytanie sióstr nie miało sensu. Jak się już nauczył, Harpie żyły według
własnych zasad i nie chciał przypadkowo poniżyć Gwen swoją
ignorancją.
Gwen.
Każda minuta z nią była niebezpieczna. Ostatnia noc była najgorsza.
Pozostał przy jej boku, czując jej zapach, słysząc wełnę ślizgającą się
po skórze, ale zachowali dystans, każde pozostając po swojej stronie
materaca. Wziąłby ją – był słaby jeśli o nią chodzi, to pyszne ciało i
niewiarygodna skóra były zbyt kuszące, więc w końcu przyznał się do
słabości – ale za każdym razem, gdy po nią sięgał, Zwątpienie zaczynał
sączyć truciznę.
A jeśli zginie, gdy ją zatrzymasz? Jeśli zechce więcej, niż możesz dać i
odejdzie, gdy nie będziesz mógł jej tego dać?
Znów nienawidził demona.
Tylko przy jej siostrach się uciszał, a Sabin nie wiedział, dlaczego.
Rozgryzie to. Był zdeterminowany. Bo jeśli uda mu się jakoś sprawić,
żeby demon uciszał się przy Gwen, będzie mógł ją mieć. Może na
zawsze.
Mroczny Szept
176 |
S t r o n a
Po sprawdzeniu więźniów – kto był ciągle zbyt słaby do kolejnych
tortur i kto przetrwał – poszedł do kuchni, żeby zrobić coś do jedzenia
dla Gwen. Całe jedzenie zniknęło. Jeśli mowa o déja vu. Nic nie
zostało, nawet paczka chipsów. Przypuszczał, że Harpie tu były.
Z westchnieniem, wszedł do swojej sypialni. Gwen nie była już w
łóżku. Zamierając, zaczął na nią polować. Znalazł ją na dachu z Anya i
siostrami – grającymi w Kto Spadnie Z Dachu I Złamie Najmniej Kości.
- Zostawiłem cię na mniej niż godzinę – powiedział do Gwen. – Nie
waż się skakać.
- Tylko patrzę – zapewniła z uśmiechem. Uśmiech, który przyprawił
go o ból w piersi.
Wojownicy stali na ziemi poniżej i też patrzyli. Przybrali
zrezygnowane spojrzenia, ale z rezygnacją zmieszany był podziw.
Zatapiali się w skórze Harpii, jakby to było wino.
- Dość tego – powiedział Sabin, zanim któraś Harpia znów skoczyła.
– Mamy trening.
Nie zgodzili się z zachwytem, ale się zgodzili i wkrótce każdy
mieszkaniec fortecy był na ziemi, jęki wypełniły powietrze, zapach krwi
i potu przegonił zwierzęta.
Sabin stał na boku, po prostu obserwując wydarzenia. Torin właśnie
mu napisał, że do niego idzie.
W końcu wojownik się pokazał. Zachowując bezpieczny dystans
między nimi, Strażnik Zarazy stanął u jego boku.
- Wszyscy byli tacy zajęci, więc doszedłem do wniosku, że zwołanie
kolejnego zebrania nie będzie dobre i próbuję złapać każdego
pojedynczo.
- Znalazłeś coś?
- Och, tak – Wygiął ciemne brwi, które były zaskakującym
kontrastem dla białych włosów. – Znalazłem niejasny, krótki artykuł o
szkole dla „obdarzonych” dzieci w Chicago. Dzieci, które mogą unosić
samochody, zmusić ludzi słowami do zrobienia czegokolwiek,
poruszają się szybciej niż może to uchwycić oko. I załap to: cała rzecz
należy do Światowego Instytutu Parapsychologii.
Oczy Sabina się rozszerzyły.
- Liceum Łowców. Tak jak powiedział więzień.
- Taa. To nie może być zbieg okoliczności, wiesz?
- Musimy poszukać tego obiektu.
- Zgadzam się. Dlatego robimy zebranie w ciągu dwóch dni.
Niektórzy muszą tam ruszyć inni powinni zostać i poszukać osób
wypisanych w zwojach. Muszę tylko wiedzieć, co kto będzie robił.
Mroczny Szept
177 |
S t r o n a
Uniósł głowę, żeby powiedzieć, że pojedzie – zabić Łowców, uratować
te dzieci i może w końcu zdjąć Gwen z celownika – gdy dotarły do niego
wszystkie słowa Torina.
- Chwila. Zwoje?
Lekki wiatr przepłynął wokół nich, unosząc włosy Torina. Odsunął
pasma z twarzy, odzianą w rękawiczkę dłonią.
- Kronos właśnie złożył mi wizytę.
śołądek Sabina się zacisnął.
- Próbowałem go wzywać, ale mnie zignorował.
- Szczęściarz.
- Co powiedział?
- znasz ten dryl. „Rób jak rozkażę, albo będę torturował wszystkich,
których kochasz – odparł Zaraza wysokim, aroganckim głosem.
Odtwarzanie roli padło.
- Taa, ale co ci rozkazał robić? Znaleźć kogoś, mówisz?
- Dojdę do tego. Wiesz, że chce śmierci Galena tak bardzo jak my,
odkąd Danika przewidziała, że Galen go zabije? Cóż, zwoje, które mi
dał są listą imion. Imion innych opętanych przez demony
nieśmiertelnych. Nie uwierzysz jak wielu ich jest. Są puste linie, jakby
kilka imion zostało wymazanych. Dziwne, nie? Myślisz, że to znaczy,
że jakoś zginęli?
- Może – Dopiero ostatni – dzięki Danice – dowiedzieli się, że nie są
jedynymi opętanymi przez demony nieśmiertelnymi kręcącymi się w
pobliżu. Wyglądało na to, że w puszce Pandory było więcej demonów
niż wojowników, których trzeba było ukarać i pozostałe duchy
umieszczono w więźniach Tartaru. Więźniach, którzy teraz zaginęli.
- W każdym razie, Kronos myśli, że możemy znaleźć naszych braci i
użyć ich, żeby pozbyć się Galena raz na zawsze. Mogą pomóc na go
zamknąć, powstrzymać od sprawiania kłopotów.
Sabin potrząsnął głową.
- Byli więźniami, co znaczy, ze nawet bogowie nie mogli ich
kontrolować. Nie możemy ufać im wystarczająco, żeby ich użyć. Poza
tym, mimo tego jak bardzo chcemy śmierci Galena, wiem jak
niebezpieczne będzie uwolnienie jego demona na świat. A co
powstrzyma tych obcych przed zrobieniem tego?
- Chwytam. I tak, jesteśmy wystarczająco litościwi, żeby pozwolić mu
zatrzymać głowę, ale Galen może nam nie oddać przysługi. Oni są
właśnie takimi stworzeniami, jakich może chcieć w swojej armii, co
znaczy, że musimy ich znaleźć zanim on to zrobi.
Mroczny Szept
178 |
S t r o n a
Sabin wiedział też, ze muszą uszczęśliwić Kronosa. Złe rzeczy się
dzieją, kiedy wchodzisz królowi bogów w drogę.
- Musimy też znaleźć pozostałe artefakty, a one są w tej chwili trochę
ważniejsze.
- Nie możemy ich znaleźć jednocześnie unikając nieśmiertelnych
zdeterminowanych, żeby nas zabić – powiedział Torin. – Więc, najpierw
musimy znaleźć szkolę i zneutralizować zagrożenie. Zostajesz czy
ruszasz?
- Ja… - Spojrzenie Sabina zatrzymało się na Gwen, która upadła na
tyłek żeby uniknąć słabego – celowo, był tego pewien – uderzenia
mieczu siostry. Jego dłonie zwinęły się w pięści. Zrań ją a umrzesz,
pomyślał w kierunku siostry, mimo że wiedział, że specjalnie osłabi
ciosy. Nawet więcej, wiedział, że jest hipokrytą przez myślenie czegoś
takiego, kiedy sam się zobowiązał nie ułatwiać Gwen niczego.
Jeśli pojedzie do Chicago, będzie musiał zostawić Gwen. Nie była
jeszcze gotowa do bitwy. Mógł zabrać jej siostry ze sobą, wykorzystać
je, żeby zapewnić bezpieczeństwo dzieciom. Dzieciom, które pewnie
będą walczyć z nim i innymi Lordami, bo były wychowywane w
nienawiści do nich. Albo mógł zostawić Harpie, żeby jej strzegły. śadna
opcja go nie satysfakcjonowała. Nie podobała mu się myśl o
zostawieniu Gwen samej. Cóż, nie samej, ale bez niego. I nie podobała
mu się myśl o niepotrzebnym straszeniu tych dzieci.
Clang. Click.
Uderzenie metalu o metal wybiło go z zamyślenia. Gideon i Taliyah
walczyli, ich spojrzenia były mroczne, poważne. Strider i Bianka
okładali się ciosami, a Harpia się śmiała. W końcu Strider zrezygnował
z pełnego starcia z nią, cofnął się nawet mimo tego, że przegrana mogła
dla niego oznaczać kilka dni w łóżku, wijąc się z bólu i płacząc za
mamusią, której nigdy nie miał. Potem Bianka złamała mu nos i
wkopała mu jaja do gardła. Walka rozgorzała.
Amun był w końcu na nogach. Siedział na boku polerując topór i
obserwował… kogoś. Sabin nie był pewny, kogo. Jeszcze. Podejrzewał,
że jedną z Harpii.
- Kogo na razie poinformowałeś? – zapytał Torina.
- Ty jesteś pierwszą osobą, którą zapytałem.
- Pojadę – powiedział, zanim zdążyłby się rozmyślić. Najpierw wojna.
– Daj mi pięciu innych wojowników. Spróbuję też załatwić Harpię –
Zostaną dwie siostry, żeby bronić Gwen, jednocześnie dając mu
niewielką przewagę.
Torin skinął i odszedł.
Mroczny Szept
179 |
S t r o n a
Podejmując decyzję, Sabin ruszył do przodu.
- Niańczysz ją – parsknął do Kaii. Niezbyt dobry sposób, żeby zdobyć
sympatię kobiety, ale nie dbał o to. śycie Gwen było zbyt ważne, żeby
ją rozpieszczać. Był tylko zadowolony, że nie podziękował Harpii za
delikatność.
Rudowłosa Harpia obróciła się, rzucając sztylet w jego serce.
- Jasne, do diabła! Rzuciłam nią sześć razy.
Tak i wszystkie sześć razy zapragnął rzucić Kaią. Nachmurzony,
złapał ostrze zanim uderzyło.
- Rozluźniasz łokcie przed uderzeniem. Nie uczysz jej właściwej
techniki i pozwalasz jej poznać swoją siłę i przeciwdziałać. Do diabła,
pokazujesz jej, że nieczysta walka i zwycięstwo za wszelką cenę są
niewłaściwe. Po prostu… znajdź kogo innego do zabawy – powiedział
jej. – Przejmuję lekcje Gwen. Narobiłaś wystarczająco szkód. I jeśli
ośmielisz się interweniować, pożałujesz tego. Nie dbam o to, co widzisz,
na co się zgadzasz czy co ci się nie podoba, trzymaj się z dala. To dla jej
dobra.
Usta Kaii się otwarły, jakby nie mogła uwierzyć, że ktoś przemówił
do niej w taki sposób. Potem ruszyła ku niemu z mordem w oczach,
odkrytymi pazurami, ostrymi zębami błyszczącymi w promieniach
słońca.
- Złamię ci kark jak gałązkę, demonie.
Rozdzierający uszy dźwięk wydobył się ze słodkiej, małej Gwen.
Oboje zamarli. Nawet Taliyah i Bianka zaprzestały walki, żeby
spojrzeć na Gwen, gdy się pochyliła ze wzrokiem utkwionym w
rudowłosej siostrze. Białka jej oczu nagle stały się czarne.
- śartujecie, kurwa? – sapnęła Kaia. – Ona chce mnie zaatakować.
Co ja zrobiłam?
- Grozisz jej mężczyźnie – powiedziała zimno Taliyah. – Powinnaś
wiedzieć lepiej. Mam nadzieję, że jej szpony znajdą drogę do twojego
kręgosłupa.
Jej mężczyzna. Na te słowa po prostu stwardniał natychmiast, co
było zawstydzające. Nie mógł jej pozwolić skrzywdzić siostry. Nigdy by
sobie nie wybaczyła. Podszedł do niej, każdy krok był powolny,
zamierzony.
- Gwen, uspokój się. Rozumiesz?
Kłapnęła na niego zębami, niemal przejeżdżając pazurami po jego
podbródku. Tylko szybki refleks uratował go przed mocnym
ugryzieniem.
- Gwendolyn. To nie było miłe. Mam cię ugryźć?
Mroczny Szept
180 |
S t r o n a
- Tak.
Okej, teraz był twardszy niż skała.
- Cóż, nie zostanie mi nic do gryzienia, jeśli się nie uspokoisz.
Jakoś jej to dosięgło. Oblizała usta, oczy wróciły do normalnego
wyglądu, ciało się wyprostowało. Przeszyło ją drżenie i przestąpiła z
jednej stopy na drugą. Nie dotknął jej, jeszcze nie. Nie potrafiłby się
zatrzymać a mieli świadków.
Wypuściła nosem głęboki oddech.
- Przepraszam – powiedziała łamiącym się głosem, przypominając
mu wypadek w piramidzie. – Przepraszam, nie chciałam… Nie
powinnam… Zraniłam kogoś? – Wilgotne oczy uniosły się ku niemu,
złote jak słońce i szare jak burzowe chmury.
- Nie.
- Ja… Wrócę do naszego pokoju. Ja…
- Zostaniesz tu i będziesz ze mną walczyć.
- Co? – Ze zszokowanym spojrzeniem, cofnęła się. – O czy ty mówisz?
Myślałam, że chciałeś, żebym się uspokoiła.
- Chciałem. Na razie – Chwycił koszulkę i ściągnął ja przez głowę,
upuszczając materiał na ziemię. Automatycznie jej spojrzenie opadło
do jego żeber i przylgnęło do tatuażu. – Będziemy walczyć. Nie zranisz
nikogo oprócz mnie.
- Wolę obejrzeć twój tatuaż – odparła ochryple. – Nie miałam szansy
prześledzić go pod prysznicem a śniłam o tym.
Wielki Panie. Jeśli mowa o nagłym dojściu. Zamiast rzucić się na
nią, jak pragnął, zmusił się, żeby wykopać nogę, łącząc jej kostki i
posłać ją na ziemię.
- Lekcja pierwsza. Rozproszenie cię zabije.
Wypuściła powietrze i spojrzała na niego w górę z niedowierzaniem.
Nawet… oskarżaniem o zdradę?
Bogowie. Czy naprawdę musi to robić? Utwardź swoje serce, dupku.
Traktuj ją jak Cameo. Jak jej siostry. Jak każdą inną kobietę.
Znienawidzi cię. Ona…
Ani jednego słowa więcej.
Ale…
Cisza!
- Przewróciłeś mnie – powiedziała.
- Tak – I zrobi dużo, dużo więcej zanim skończą. Tak musi być. Nie
może okazać litości. Inaczej nigdy się nie nauczy. Nigdy nie będzie
bezpieczna.
Mroczny Szept
181 |
S t r o n a
Na szczęście jej siostry się nie ruszyły i nie próbowały go
powstrzymać.
- Wstań – Wyciągnął rękę i złapała ją. Ale nie pomógł jej wstać.
Szarpnął ją ku swojemu ciału, wstrząsając jej mózgiem i przyciskając
jej ręce do boków. – Lekcja druga. Przeciwnik nigdy ci nie pomoże.
Może się zachowywać jakby chciał, ale nigdy, przenigdy mu nie wierz.
- Dobre. Teraz puść – Szarpnęła i uwolnił ją, pozwalając jej upaść
plecami na ziemię. Natychmiast wstała, rzucając mu płonące
spojrzenie.
- Próbujesz mnie zabić!
- Takie dramatyczne. Hartuj się. Nie jesteś człowiekiem. Możesz
znieść wszystko, co zaserwuję. Wiesz to dobrze.
- Zobaczymy – mruknęła.
Przez następną godzinę pracował na nią. Walka wręcz, sztylety. Na
jej korzyść: nie skarżyła się, nie błagała żeby przestał. Skrzywiła się
parę razy, krzyknęła raz, dwa razy myślał, że zaleje się łzami. Jego
pierś zaciskała się przy tym boleśnie i zauważył, że się cofa, nie używa
całej siły.
Jak Kaia.
Mięczak. Tym był hańbą dla siebie i swoich ludzi. Był gotowy
zrezygnować, coś czego nigdy wcześniej nie zrobił. Coś, co dokuczałoby
mu przez resztę niekończącego się życia.
Wszyscy Lordowie, wszystkie Harpie, William, Anya, Ashlyn i Danika
obserwowali ich chciwie. Niektórzy rzucali w nich popcornem.
Niektórzy się zakładali, kto wygra. William uderzał do sióstr Gwen…
nie dosłownie. Gwen drżała, z każdym ciosem mocniej. Nie
przetrwałaby pięciu minut w prawdziwej bitwie.
- Nawet nie jesteś blisko zranienia mnie – burknął. – Daj spokój.
Spraw, żebym na to zapracował. Ogrywam cię i ogrywam a ty się
dajesz. Pozwalasz. Niemal witasz.
- Zamknij się! – Pot kapał z jej twarzy, jej koszulka przylegała do
ciała. – Nie witam cię. Nienawidzę cie.
Każdy, kogo trenował mówił to, w którymś momencie, ale ten
pierwszy raz poczuł te słowa w duszy, palące, sprawiające ból.
- Więc dlaczego się nie poddajesz? Czemu to robisz? Dlaczego
próbujesz się nauczyć walczyć? – Zażądał odpowiedzi, znów łatwo ją
przewracając. Chciał powodów, dla których posuwała się tak daleko.
Może to ją zmotywuje. – Możesz zostać zraniona. Przeze mnie. Przez
Łowców.
Mroczny Szept
182 |
S t r o n a
Upadła, ale szybko wstała, wypluwając kurz. Rany i siniaki znaczyły
ją od czubka głowy po palce u stóp. Jej dżinsy były podarte od wielu
wywrotów.
- Łowcy zasługują na śmierć – została w miejscu, dysząc. – Poza tym
już zostałam ranna. Przetrwałam. Uleczyłam się.
Przez jego krew. To była najgorętsza rzecz, jaką kiedykolwiek robił,
oddając swoją esencję kobiecie. Chciał dać jej więcej, każdą kroplę. To
pragnienie rosło z każdą miniona godziną.
Sabin przesunął dłonią po twarzy, ścierając brud.
- To nie działa. – Nie mogła znieść więcej i nie był pewien czy on jest
w stanie więcej zaserwować. – Musimy spróbować czegoś nowego.
- Jedyną rzeczą, jakiej nie próbowaliśmy jest uwolnienie mojej
Harpii. Wtedy byłoby ci przykro. Desperacko chce cie dorwać w swoje
ręce.
Oczy mu się rozszerzyły. Oczywiście.
- Masz rację. Jeśli planujesz walczyć z Łowcami – choć już nie był
pewien czy na to pozwoli – chwila, skąd ta myśl? – Musisz się nauczyć
szybko wzywać Harpię. Co znaczy, że musisz wezwać ją teraz i
potrenować.
Każda odrobina koloru odpłynęła z jej twarzy. Potrząsnęła głową.
- Drażniłam się z tobą, chciałam cię przestraszyć. Nie mówiłam
poważnie.
- Może chcesz to przemyśleć, demonie – zawołała Bianka z boku,
odrzucając czarne włosy na przez ramię. – Nie nauczyła się jeszcze
kontrolować Harpii. Wkurz ją, a może cię nawet zjeść.
Obrócił się profilem do Gwen. Część niego miała nadzieję, że go
zaatakuje, udowodni, że słuchała i ruszy po krew, gdy przeciwnik jej
rozproszony. Ale tego nie zrobiła. Przypuszczał, że ma zbyt miękkie
serce.
- A ty? Nauczyłaś się to kontrolować?
Wygięła usta w uśmiechu.
- Tak. Zajęło mi to tylko dwadzieścia lat, ale lubiłam tę część siebie,
w przeciwieństwie do Gwen.
Super. Teraz zrozumiał, ze nie może zostawić Gwen i wyjechać do
Chicago, nawet z dwoma pilnującymi jej siostrami. Jeśli przypadkowo
straci kontrolę nad Harpią może zranić wojowników, którzy zostaną.
Tylko on wydawał się zdolny ją uspokoić. Czy może ją zabrać i zostawić
ją gdzieś, gdy ruszy na wojnę? Samą? Niestrzeżoną?
Kurwa. Będzie musiał z nią zostać.
Ku jego zaskoczeniu, ta decyzja przyniosła mu więcej ulgi niż irytacji.
Mroczny Szept
183 |
S t r o n a
- Jak się w końcu nauczyłaś? – zapytał Biankę.
- Praktyka. śal – ostatnie słowo ze śladem smutku. Pewnie zabiła
ludzi, o których dbała, tak jak Gwen bała się zrobić.
W końcu w pełni skupił się na Gwen.
- Cóż, zafunduję ci przyśpieszone szkolenie. Wypuść Harpię.
Pobawimy się razem.
- Nie – Znów dziko potrząsnęła głową, cofając się, wyciągając dłonie
żeby utrzymać go z dala – Za cholerę.
Bardzo dobrze. Zacisnął szczękę. To dla jej dobra. Zrób to. Musisz.
Wziął głęboki oddech.
Zwątpienie, bierz ją.
Szczęśliwy, że może zabrać się za nią bez restrykcji, demon rzucił się
na nią w mgnieniu oka.
Wczoraj przygniótł twoją siostrę do łóżka. Jest taka ładna, taka silna.
Zastanawiam się czy chciałby, żebyś się nie obudziła. Czy żałuje, że
dał ci swoją krew, żeby uczynić cię silną. Zastanawiam się czy
wyobraża sobie siebie z Kaią nawet w tej chwili, te wszystkie włosy
rozrzucone na jego udach, gdy ssie go do sucha. Może dlatego uderza
cię tak mocno – żebyś od niego odeszła, zostawiając pole siostrze. Albo
może ma nadzieję, że będziesz tak obolała, że nie będziesz protestować,
gdy zdecyduje zrobić do niej drugie podejście. Dziś wieczorem. Całą noc.
W jednej sekundzie Gwen stała przed nim, w następnej chwyciła go,
lecąc z nim w powietrzu, las mignął pod nimi, rozmazany. Gdy minęła
wieczność, jego plecy uderzyły w pień drzewa, a oddychanie stało nie
niemożliwym marzeniem.
Jej zęby były obnażone, szponami zrywała z niego spodnie. Chwycił
ją za ramiona, nie wiedząc czy chce ją odepchnąć czy przyciągnąć
bliżej. Była Harpią, totalnie i kompletnie, jej oczy były idealnym
nocnym niebem, włosy odsłaniały dzikie spojrzenie.
- Gwen. Musimy wrócić na pole.
- Nie ruszaj się – powiedziała, jej głos był wysoki i nagle zatopiła zęby
głęboko w jego karku i nawet nie mógł się ruszyć, żeby ratować życie. –
Jesteś mój. Mój!
Mroczny Szept
184 |
S t r o n a
Rozdział 18
Rozdział 18
Rozdział 18
Rozdział 18
Umysł Gwen był wirem działania. W większości wzburzonym,
mrocznym. Zeszłej nocy próbowała zignorować urok Sabina, bo nie
wydawało się, żeby jej chciał. Spał koło niej – jego cytrynowo-miętowy
zapach wypełniał jej noc, napływało do niej jego ciepło, jego chrapliwe
oddechy dzwoniły jej w uszach, ciało miała wyczulone na każdy jego
ruch, skóra cierpła za dotykiem, pojedynczym dotykiem, serce
galopowało – ale nie wykonał ruchu. Nie miała już możliwości
ignorowania go.
Miała na jego punkcie obsesję. Chciała dowiedzieć się o nim
wszystkiego. Chciała spędzać z nim każdą minutę. Chciała, żeby do
niej należał. Będzie należał, zaskrzeczał głos w jej umyśle. Ten
szarpiący teraz smycz, ponaglający ją do zrobienia tych wszystkich
niegrzecznych rzeczy, o jakich kiedykolwiek fantazjowała. Co z tego, że
Sabin nie był tym, o czym zawsze marzyła dla siebie? Co z tego, że
zdradziłby ją natychmiast, gdyby to mu pomogło wygrać jego wojnę?
Nie było nic złego w cieszeniu się chwilą obecną. Z nim. Jeśli myśli o
wzięciu jej sióstr…
Wiedziała, że demon Zwątpienia szeptał te wszystkie straszne myśli.
Poznała trujące mamrotanie, ale nie była w stanie powstrzymać
brutalnej wściekłości. Sabin i Kaia… do diabła, nie. Nikt go nie
dotknie, nie wyłączając tych, których kochała. Może to było
irracjonalne, ale nie dbała o to.
Kilka razy mówił, że pragnie tylko Gwen. Cóż, teraz to udowodni, do
cholery.
Przygniotła go do drzewa i nie mógł nic zrobić, żeby uciec. Był jej.
Jej, jej, jej żeby zrobiła z nim, co chce. I w tej chwili, chciała go
nagiego. Już zdjął koszulkę na polu, więc zostały tylko spodnie.
Pracowała nad guzikiem, potem suwakiem. W sekundy, ubranie nie
było niczym więcej jak wstążkami w ciepłym powietrzu.
Nie nosił bielizny.
- Sądzę, że moje slipy zostały ukradzione – powiedział głupkowato,
podążając za jej spojrzeniem.
Jego erekcja zerwała się na wolność, długa, nabrzmiała, dumna i
Gwen z trudem wciągnęła powietrze z przyjemności. Jego jądra były
Mroczny Szept
185 |
S t r o n a
ciężkie i napięte. Oblewały go promienie słońca, zmieniając brąz jego
skóry w przepyszne złoto. Dziś ją popychał i przyjmowała to bez słowa
(w większości) skargi. W głębi duszy, wiedziała, że potrzebuje tego
rodzaju treningu. Nigdy więcej nikt nie będzie do niej strzelał, niczym
do indyka na święta. Plus, część niej naprawdę chciała pokonać
mężczyznę, który nią poniewierał. Plus, chciała zaimponować
Sabinowi. On cenił siłę.
- Mój – powiedziała, owijając palce wokół jego członka. Nie
poznawała swojego głosu. Był wyższy, bardziej chrapliwy. Kropla
wilgoci spłynęła na jej rękę.
Wygiął biodra do przodu, zmuszając jej dłoń do ześlizgnięcia się do
jego podstawy.
- Tak – wycedził przez zaciśnięte zęby.
Zacieśniła uścisk. Jej wizja była trochę zniekształcona, przechodząca
w podczerwień, więc mogła zobaczyć pulsujące w nim ciepło.
- Powiedz twojemu demonowi, żeby zamknął mordę albo go
wypatroszę.
- Jest cicho odkąd mnie staranowałaś.
Dobrze. Musiała również wystraszyć leśne zwierzęta i insekty, bo nie
dochodziły jej żadne dźwięki. Była z Sabinem kompletnie sama, około
milę od miejsca, w którym trenowali.
- Rozerwij moje ubranie. Teraz.
Nieprzywykły do przyjmowania rozkazów, sięgnął ku niej powoli.
Puściła go, żeby sama się tym zająć.
- Połóż rękę z powrotem – warknął.
W chwili, gdy to zrobiła zaczął szarpać na niej ubranie, robiąc
wszystko, co konieczne, żeby je z niej ściągnąć, bez przerywania
kontaktu. W końcu była naga, ich rozgrzane skóry dotknęły się i
jęknął.
- Piękna – Przesunął dłońmi w dół jej pleców, zatrzymał się. –
Skrzydła?
- Problem? – Ciepłe powietrze ją pieściło, utwardzając sutki, gładząc
wilgotny ból między nogami. Niezmienny ból. Ten, który nie opuścił jej
od ich prysznica.
- Pozwól mi zobaczyć – Obrócił ją. Przez chwilę nie było nic, żadnej
reakcji, żadnego komentarza. Nawet nie oddychał. Potem wycisnął
miękki pocałunek na drobnej, trzepoczącej powierzchni. – Są
niesamowite.
śaden mężczyzna nigdy nie widział jej skrzydeł. Ukrywała je nawet
przed Tysonem, nie pozwalając im wyjrzeć ze szczelin w plecach.
Mroczny Szept
186 |
S t r o n a
Rozdzierały ja, udowadniając jak bardzo jej inna. Ale pod spojrzeniem
Sabina, czuła… dumę. Drżąc, obróciła się na pięcie, wracając do
poprzedniej pozycji.
- Zacznijmy.
- Jesteś pewna, że tego chcesz, Gwendolyn? – Jego głos był ochrypły
i niski, niemal uzależniający.
- Nie możesz mnie powstrzymać – Właściwie nic by jej nie
zatrzymało, nawet gdyby zaprotestował. Będzie go miała, pozna jego
smak, poczuje go w środku, dziś, teraz, w tej chwili. Część niej
wiedziała, że nie jest sobą w tej chwili, ale druga część w ogóle o to nie
dbała. Kiedyś Sabin oznaczył ją, żeby jego przyjaciele trzymali się z
dala. Teraz ona oznaczy jego.
- Jesteś pewna, że ty tego chcesz, a nie tylko Harpia?
Nie sprawi, że poczuje się winna.
- Przestań mówić. Będę cie mieć. Nie dbam o to, co powiesz.
- Bardzo dobrze – Jej świat się obrócił i postrzępiona kora wbiła jej
się w plecy. Sabin kopnął jej kostki, rozdzielając jej nogi. Szybko
wsunął między nie udo i umiejscowił jej łechtaczkę dokładni na swoim
kolanie.
- Będą konsekwencje. Mam nadzieję, że o tym wiesz.
- Czemu ciągle mówisz? – Ponieważ jego erekcja była tak nabrzmiała,
nie mogła zamknąć na niej palców i łatwo straciła uścisk. To ją
wkurzyło i warknęła. – Oddaj.
- Nie.
- Teraz!
- Niedługo – obiecał, przygryzając płatek jej ucha. śeby ją
rozproszyć, diaboliczny mężczyzna? Nie ważne, działało.
Gdy krzyknęła z niesamowitego odczucia, zniżył się i zajął jej usta
swoimi. Jego język zanurzył się głęboko, biorąc, dając, żądając,
błagając, obracając się i znacząc każdy jej cal. Najpierw uderzył ją
smak mięty, potem cytryn, potem smaki stały się częścią niej, jego
oddech teraz był jej.
Zacisnęła palce w jego włosach i przyciągnęła go bliżej. Ich zęby się
zderzyły, obrócił głowę, sięgając głębiej. Jej piersi otarły się o jego tors,
tarcie było tak dekadenckie, że jej nogi drżały. I nagle nogi już jej nie
podtrzymywały – on to robił. Opadła kompletnie na jego kolano,
ślizgając się w górę i dół, w tył i przód, przeszywały ją strumienie
odczuć.
- To ciasny uścisk – powiedział chrapliwie.
Mroczny Szept
187 |
S t r o n a
Zbierając każdą uncję człowieczeństwa, jaką w sobie miała,
rozluźniła go. Rozczarowanie ją napełniło, Harpia skrzeczała, żądając
żeby go zmusiła, żeby to lubił.
Sabin zmarszczył brwi.
- Co robisz? To ciasny uścisk, ale chcę ciaśniejszego. Nie złamiesz
mnie, Gwen – gdy schwycił i ścisnął jej pupę, ośmielając ją, opuścił
głowę i twardo wessał do ust jeden z jej sutków.
Krzyknęła, brzuch jej drżał, jej ręce wróciły do jego włosów, szarpiąc
mocno. Jego słowa… cholera, były piękne jak pieszczota, uwalniały ją
w sposób, jakiego sobie nigdy nie wyobrażała.
- Kocham to, jaki jesteś silny.
- Nawzajem. Chcę wszystkiego, co masz do dania – Kopnął jej kostki
i przewróciła się na ziemię. Sabin podążył za nią, nie zwalniając
wyprawy do jej wnętrza. Gdy go sięgnął, rozchylił jej nogi jak bardzo się
dało i spojrzał na nią.
- Dotknij – zażądała.
- Taka śliczna. Taka różowa i wilgotna – Jego powieki opadły, oblizał
usta jakby już sobie wyobrażał jej smak. Ciemne oczy świeciły. –
Miałaś mężczyznę?
Nie było powodu kłamać.
- Wiesz, że tak.
Mięśnie napięły się na jego szczęce.
- Ten pieprzony Tyson traktował cie dobrze?
- Tak – Jak mógł zrobić coś źle, skoro była z nim tak spokojna jak
tylko mogła? Ale tutaj, teraz, nie chciała się hamować. Jak powiedział
Sabin, nie mogła go złamać. Cokolwiek mu da, mógł przyjąć… chciał.
Chociaż jeszcze w nią nie wszedł, jej przyjemność osiągnęła nowy
poziom.
- Myślę, że go zabiję – wymamrotał, obracając jej sutek między
palcami. – Ciągle o nim myślisz?
- Nie – I nie chciała też o nim rozmawiać. – Miałeś kobietę?
- Niewiele, biorąc pod uwagę, jaki stary jestem. Ale chyba więcej niż
człowiek może kiedykolwiek mieć.
Przynajmniej był w tym szczery.
- Myślę, że je zabiję – Niestety, to nie była pusta groźba. Gwen czuła
wstręt do przemocy, uciekała przed walką, ale teraz byłaby szczęśliwa
mogąc wbić sztylet w serce, każdej kobiety, która go smakowała.
Należał do niej.
- Nie ma potrzeby – powiedział Sabin i były duchy w jego oczach.
Potem schylił się, polizał ją i jęknął, jego spojrzenie wypełniła rozkosz.
Mroczny Szept
188 |
S t r o n a
Jej plecy się wygięły, spojrzenie pobiegło prosto do nieba. Słodki
ogień, taki cudowny. Sięgnęła za siebie i uchwyciła się podstawy
drzewa, instynktownie wiedząc, że musi się trzymać przed jazdą
swojego życia.
- Więcej? – zapytał ochryple.
- Więcej!
Lizał ją bez końca, a jego palce dołączyły do zabawy, rozchylając ją,
sięgając głęboko. Nie musiała pytać czy to lubił, ssał ją jak cukierka i
sięgała każdego zmysłowego szczytu.
- Dobrze – pochwalił. – W ten sposób. Trzymam swojego członka w
dłoni, nie mogę nic na to poradzić, wyobrażam sobie, że to twoja dłoń,
gdy mam niebo w ustach.
Jej krzyki odbijały się echem w lesie, każdy bardziej ochrypły od
poprzedniego. Prawie… tak blisko.
- Sabin. Proszę.
Zatopił zęby w jej łechtaczce i to wystarczyło. Szczytowała, skóra się
napięła, mięśnie podskakiwały w radości, kości zderzały ze sobą.
Lizał ją dopóki nie wyssał każdej kropli.
Kiedy dyszała, Sabin ją obrócił i ustawił na rękach i kolanach.
Drażnił ją czubkiem swojego członka, przesuwając nim po jej fałdkach,
ale jeszcze nie wchodząc.
- Chcę cie widzieć.
- Nie chcę zranić twoich skrzydeł.
Słodki mężczyzna.
- Pozwól mi ciebie spróbować – powiedziała i jęknął. Chciała też
polizać jego tatuaż. Przyciągał ją, był niczym afrodyzjak, a nie miała
szansy go przestudiować w sposób, jakiego pragnęła.
- Ty spróbujesz mnie i nie będę zdolny się z tobą kochać. Naprawdę
bardzo chcę się z tobą kochać. Ale decyzja należy do ciebie – Przycisnął
pierś do jej pleców, jego twarz była tylko cal od jej.
Jego członek w jej ustach albo między nogami. Ciężki wybór,
dosłownie. W końcu, wybrała to, o czym fantazjowała całą noc. Musiał
wiedzieć, jak to jest być jego kobietą. Całkiem. Inaczej będzie cierpiała
z niedosytu przez całe życie. Nie ważne czy będzie ono krótkie czy
długie. Postrzał i zrozumienie, że naprawdę chce zniszczyć Łowców
nauczyły ją jednego: czas nie jest gwarantowany, nawet dla
nieśmiertelnych.
- Więc następnym razem – Sięgnęła za siebie, chwyciła pełną garść
jego włosów i przyciągnęła jego usta do swoich. Jego język znów
zanurzył się głęboko i tym razem on napełnił się jej smakiem.
Mroczny Szept
189 |
S t r o n a
Ustawił się przy jej wejściu, ale tuż zanim się wśliznął, zesztywniał.
Przeklął.
- Nie mam prezerwatyw.
- Harpie są płodne tylko raz w roku i teraz to nie mój czas – Kolejny
powód, dla którego Chris trzymał ją tak długo. – Do środka. Teraz.
W następnej sekundzie wszedł w nią aż do nasady. Pocałunek się
zatrzymał, gdy znów krzyknęła z rozkoszy. Wyprostował ją, napełnił,
dotykał każdej części niej i to było nawet lepsze niż marzyła.
Ugryzł płatek jej ucha. Ciągle sięgając za siebie, wbiła paznokcie w
jego ramie, poczuła spływającą, ciepłą krew, gdy syknął przez zęby.
Hmmm, słodki zapach wypełnił jej nozdrza i ślina napłynęła do ust.
- Chcę… Potrzebuję…
- Czegokolwiek chcesz, jest twoje – Wciąż i wciąż zagłębiał się w niej,
w przód i w tył, szybko i twardo.
- Chcę… wszystko. Wszystkiego – Czując go traciła zmysły,
zagubiona, już nie Gwen ani Harpia, ale przedłużenie Sabina. – Chcę
twojej krwi – dodała. Tylko jego. Myśl o kimś innym zostawiała ją
pustą, nieusatysfakcjonowaną.
Wyszedł z niej kompletnie.
Wyrwał jej się pisk.
- Sabin…
Sekundę później leżał na plecach, usadzając ją na sobie, głęboko w
niej, znów się w niej zagłębiając. Jedno z jej kolan wbiło się w korę i
zraniło, ale nawet to nie wybiło jej z rozkoszowania się wrażeniami.
Rozkosz, ból, nieważne. Każde ją karmiło i coraz głębiej wpychało w
morze rozkoszy.
- Pij – nakazał, chwytając jej głowę i przybliżając jej usta do swojego
karku.
Jej zęby już się wyostrzyły. Bez wahania, ugryzła go. Ryknął, długo i
głośno, gdy ciepła ciecz płynęła w głąb jej gardła, jej język tańczył na
jego skórze. Jak narkotyk, rozlało się po niej, ciepło stało się
trzaskiem, iskrzeniem, wrzeniem wypełniającym jej żyły. Wkrótce
drżała, wiła się na nim.
- Więcej – powiedziała. Chciała wszystkiego, co miał, każdej kropli.
Musiała mieć. To… zabije go, zrozumiała, zmuszając się do cofnięcia.
Jego członek wszedł nawet głębiej i zadrżała. – Omal nie wypiłam za
dużo.
- Nie ma czegoś takiego.
- Powinieneś mieć…
- Nie. Teraz daj mi więcej. Wszystko, jak powiedziałaś.
Mroczny Szept
190 |
S t r o n a
W górę i dół, ujeżdżała go, jego dłonie trzymały ją tak mocno, że
niemal przebijały skórę. Strach przed skrzywdzeniem go zbladł,
zostawiając tylko pochłaniającą potrzebę.
- W ten sposób. Tak dobrze… tak bardzo dobrze… - Dyszał,
uderzając o nią, jego kciuk gładził jej łechtaczkę. – Nie chcę, żeby to…
się skończyło.
Ona też. Nic jeszcze nigdy jej tak nie pochłaniało. Nic jeszcze nie
objęło jej ciała i umysłu tak gorączkowo, do punktu gdzie nic innego
nie miało znaczenia. Jej siostry mogły ich znaleźć, mogły szukać nawet
teraz. Poruszając się szybko, już mogłyby tu być. Nie mogę przestać.
Potrzebuję więcej.
Jej głowa odchyliła się do tyłu, Kośce włosów musnęły jego pierś.
Sięgając w górę, schwycił i pieścił jej piersi, naciskając i wyginając ją
bardziej do tyłu. Poddała się, opierając dłonie na jego udach.
- Obróć się –nakazał szorstko. – Ja chcę twojej krwi.
Może wahała się zbyt długo – czego właściwie chciał? Źle usłyszała?
Chwycił jej kolana, uniósł i obrócił ją. Jego członek pozostał wewnątrz
niej. Gdy spojrzała w innym kierunku, z dala od niego, owinął palce
wokół jej szyi i pociągnął ją w dół. Jej plecy do jego piersi. Jego zęby
były w jej karku sekundę później i zaczęły nią szarpać spazmy,
krzyczała z rozkoszy.
Nie ssał jej długo, tylko na tyle by doświadczyć własnego orgazmu,
uderzając biodrami w górę, w nią, jedną rękę kładąc na jej brzuchu i
przyciskając. Nic temu nie dorównywało. Nic nie było takie dzikie,
potrzebne, wyzwalające. Ona i Harpia szybowały przez niebiosa,
zatracone w rozkoszy kolejnego szczytowania.
Minęła wieczność zanim opadła, całkiem i kompletnie wypalona,
niezdolna oddychać. Jej pierś była zbyt zaciśnięta. Oddech Sabina był
wzburzony, jego uścisk na niej słaby.
Harpia była cicha, tak cicha, że chyba zemdlała. Gwen nie stoczyła
się z niego, nawet ona chciała zemdleć. Walczyła ze snem tak długo,
głębokim snem niezwiązanym z bólem i ranami, ale teraz otulał ją,
zdecydowany ją pochłonąć.
Leżała tam gdzie była, z głową miękko spoczywającą przy jego szyi,
jego ramionami owiniętymi wokół nie, jego członkiem ciągle wewnątrz
niej. Gwiazdy latały jej przed oczyma… albo może to słońce tańczące
między chmurami.
To co właśnie zrobili… rzeczy, które robili…
Mroczny Szept
191 |
S t r o n a
- Nie zgwałciłam cię, prawda? – zapytała miękko. Policzki paliły. Bez
chmury żądzy, przyznała, że była zazdrosna, zaatakowała go i
zdecydowała się uprawiać z nim seks czy będzie tego chciał czy nie.
Roześmiał się.
- śartujesz?
- Cóż, można powiedzieć, że użyłam siły – Jej powieki były tak
ciężkie, że zamrugała – zamknięte, otwarte, zamknięte – i odmówiły
ponownego uchylenia się, jakby sklejone. Jeśli siostry znajdą ją śpiącą,
zwariują. Byłyby nią zawiedzione i miałyby prawo. Nie nauczyła się
niczego po porwaniu?
- Właściwie, byłaś idealna.
Sława sprawiły, że się roztopiła. Właściwie, zesztywniała, walcząc
żeby zachować przytomność chwilę dłużej. Zawsze, gdy ona i Sabin byli
razem tak zrelaksowani, żadnego gniewu między nimi, Zwątpienie
uderzał.
- Coś nie tak? – zapytał, nagle zatroskany.
- Czekam na Zwątpienie, żeby spróbował mnie rozszarpać – Czy jej
słowa naprawdę były tak niewyraźne jak słyszała? – Ty mówisz coś
miłego i natychmiast od do mnie uderza, żeby wskazać, dlaczego się
mylisz.
Sabin złożył miękki pocałunek z boku jej szyi.
- Myślę, że boi się twojej Harpii. Ona wychodzi, a on się ukrywa –
Radość i podziw były w jego głosie, ale też coś, co mówiło, że podjął
jakąś decyzję. Ale jaką?
- Ktoś się mnie boi – uśmiechnęła się powoli. – Podoba mi się, jak to
brzmi.
- Mi też – pogładził ją między piersiami, palcami pogładził sutek. –
Czy Harpie mają jakieś słabości, o których powinienem wiedzieć?
Tak, ale przyznanie tego było karane. Jej siostry odcięłyby się od niej
jak matka, musiałyby. To była zasada, która nie mogła zostać
złamana. Letarg, rozrzucił jej myśli, zanim odnalazła tego powód.
Ziewnęła i przytuliła się do niego ciaśniej, zapadając się… jeszcze
walcząc…
- Gwen?
Miękkie zaklęcie, ale przeszyło jej umysł i chwyciła się tego.
- Tak?
- Straciłem cię na chwilę. Mówiłaś mi o największej słabości Harpii.
Naprawdę?
- Czemu chcesz wiedzieć?
Mroczny Szept
192 |
S t r o n a
- Chcę się upewnić, że jesteś chroniona i nikt nie użyje tego przeciw
tobie.
Dobry pomysł. Nie mogę uwierzyć, że naprawdę to rozważasz. Ale to
był Sabin, mężczyzna, który całował ją i dotykał wszędzie. Mężczyzna,
który chciał jej silnej, niepokonanej. I ona też nie lubiła tego, że ma
słabości. Właśnie tak złapali ją Łowcy, chociaż sami nie rozumieli jak
im to się udało. To napełniało ją zmartwieniem, gdy jej siostry
sprzedawały swoje usługi.
- Możesz mi powiedzieć – powiedział. – Nie użyję tego, żeby się zranić.
Przysięgam.
Kiedyś przyznał, że przekląłby swój honor, żeby wygrać bitwę. Czy
zlekceważyłby to ślubowanie? Westchnęła, zanurzając się w ciemności.
Zostań przytomna. Musisz zostać przytomna. To przywiodło ją do
decyzji: zaufać mu czy nie. Desperacko chciał zniszczyć swojego wroga.
Ale nie wystawiłby jej na niebezpieczeństwo zdradzając ją.
- Nasze skrzydła. Złam je, utnij, zwiąż i jesteśmy bezradne. Tak
Łowcy mnie dorwali. Nie wiedzieli tego, ale gdy okryli mnie kocem, żeby
porwać, sparaliżowali moje skrzydła, osłabiając mnie.
Uścisnął ją mocno. W pocieszeniu?
- Może moglibyśmy zaprojektować coś, żeby je chronić, coś, co nadal
pozwalałoby im się swobodnie poruszać. Ale i tak musisz potrenować
mając je związane. To jedyny sposób, żeby…
Jego głos zbladł kompletnie, ciemność ją objęła. Panie, zrobiła tyle
złych, złych rzeczy w ciągu ostatniej godziny. Oddała mu swoje ciało i
ułożyła się na nim, jakby był wygodną kanapą. Zasada Harpii: zawsze
odchodź po wszystkim.
Jeśli zaśnie, Sabin będzie ją musiał wynieść z lasu, obok sióstr,
które zobaczą ją nieprzytomną i wystawioną na ciosy, jak się bała.
Zawodzę w każdy sposób.
- Nie… pozwól… im zobaczyć – poprosiła, nim zapadła w
zapomnienie.
Mroczny Szept
193 |
S t r o n a
Rozdział 19
Rozdział 19
Rozdział 19
Rozdział 19
Nie pozwól im zobaczyć… czego? Zastanawiał się Sabin niosąc śpiącą
Gwen w ramionach. Kwilący dźwięk opuścił jej usta, miękki i dziwnie
erotyczny. Zacieśnił ucisk, czując dziwną potrzebę ochrony dziewczyny.
Nie pozwolić Lordom zobaczyć jej nagiego ciała? Zrobione. Prędzej by
umarł niż pozwolił innemu mężczyźnie widzieć jej piękno.
Nie pozwolić siostrom zobaczyć ją w takim stanie? Znów, zrobione.
Zadawałyby pytania, na które nie był gotowy odpowiedzieć. Nawet
więcej, dziwnie reagowały na myśl o drzemiącej Gwen. Dlaczego? To
ciągle nie miało dla niego sensu.
Znów zakwiliła, tym razem ciszej. Jego brzuch ścisnął się z
pożądania, bo ten sam dźwięk wydała chwytając jego erekcje. Słońce
gładziło ją, wzmacniając blask jej skóry, jej ciało było rozluźnione,
głowa ufnie spoczywała oparta o podstawę jego szyi. Truskawkowe loki
owijały jego ramię, brzuch i sprawiało to, że czuł się jakby okrywał go
jedwab.
Powinien ją ubrać? Nie, pomyślał chwilę później. Nie chciał
ryzykować, że przez przypadek ją obudzi. W końcu odpoczywała.
Naprawdę odpoczywała. A wszystko ci musiał zrobić to zaspokoić jej
zmysły, pomyślał sucho. Potem się uśmiechnął. Jeśli będzie musiał, to
będzie zaspokajał jej zmysły każdej nocy. W końcu dziewczyna
potrzebowała odpoczynku. I (ekhem, ekhem) on przywykł do
poświęceń.
Nawet nie rozważał tego, żeby samemu się ubrać. Musiałby ją
położyć, a okrycie nie było wystarczająco dobrym powodem, żeby
ukłuła ją kora, albo oblazły robaki.
Sabin pocałował jej skroń, niezdolny się powstrzymać i ruszył
naprzód. Trzymając się cieni, szedł ku tyłowi fortecy, unikając kamer,
pułapek i kabli, które on i inni wojownicy zaprojektowali, żeby trzymać
Łowców na odległość.
To, co właśnie stało się między nim a Gwen… Nigdy wcześniej nie
doświadczył czegoś takiego. Nawet z Darlą, którą kochał.
W przeciwieństwie do darli, Gwen była wystarczająco silna, żeby
poradzić sobie z jego demonem przez długi czas. To było zdumiewające,
mile widziane i rewelacyjne.
Mroczny Szept
194 |
S t r o n a
Naprawdę myślisz, że możesz ją zatrzymać? Jak długo będzie cię
kochać, jeśli w ogóle będzie wystarczająco głupia, żeby cie pokochać?
Możesz ją zdradzić. I zawsze ruszasz do walki. Gorzej, planujesz
wykorzystać jej siostry. Co jeśli zginą? Gwen będzie cie winić i będzie
miała rację.
Wątpliwości nie przepływały przez niego. Wyły, uderzały w skronie,
rozrywając czaszkę. Kulił się od bólu, który to powodowało. Teraz, gdy
Gwen spała, Harpia była na uwięzi, demon wyszedł z ukrycia,
wkurzony i wygłodniały.
Co będzie dla niego lepszym pokarmem, niż skryte lęki Sabina, które
dopiero zrozumiał, że ma? I teraz, gdy były wyciągane z głębi umysłu,
nic ich nie powstrzymywało, niemal go pochłaniały.
Czy chciał, żeby Gwen go kochała?
Mieć te bursztynowe oczy spoczywające na nim miękko, dziś, jutro,
zawsze… mieć to pyszne ciało w swoim łóżku każdej nocy… słyszeć ten
iskrzący śmiech… chronić ją… budzić siłę jej prawdziwej natury…
Tak, chciał, żeby go kochała. Mogła znieść jego demona w mentalnej
walce, jak właśnie odkrył. Do diabła, przerażała bestię do obłędu.
Zrozumiał, że część niego kochała ją od chwili, gdy pierwszy raz ją
zobaczył. Gdy była schwytana, bezbronna, każdy jego instynkt żądał,
żeby ją Ratowa. Potem, gdy walczyła, żeby utrzymać Harpię pod
kontrolą, podążać za zasadami swojego ludu, stwierdził, że go
fascynowała. Ale nigdy naprawdę jej nie rozumiał, mylnie myślał o jej
słabości. Teraz, zobaczył ją taką, jaka naprawdę była: silniejsza niż
siostry, niż on.
Przez większość życia tłumiła pozornie niekontrolowana siłę. Sabin
miał problem z opanowaniem swojego demona przez więcej niż dzień.
Opuściła rodzinę, żeby podążyć za marzeniem. Nie uciekła od niego,
nawet, gdy odkryła jego pochodzenie, nawet mimo tego, że się bała.
Och, tak. Było więcej odwagi w tej małej kobiecie niż w kimkolwiek
zdawał sobie sprawę. Nawet Gwen. Teraz, przez niego, chciała
zaatakować Łowców. Chciała narazić się na niebezpieczeństwo.
Jeśli zostanie ranna, będzie się leczyć. To wiedział. Przynajmniej
racjonalnie. Myśl o niej rannej, krwawiącej, połamanej sprawiała, że
niemal wył wkradając się na tyły fortecy. Jestem pieprzonym idiotą.
Tu nie mam argumentów.
Nachmurzony, ruszył do tajnego przejścia, przejścia, które Torin
monitorował.
Sabin spojrzał w górę, na jedną z ukrytych kamer i potrząsnął głową,
rozkaz by przyjaciel milczał. Ale nie zwolnił kroku. Gdy wszedł do
Mroczny Szept
195 |
S t r o n a
sypialni, zabarykadował drzwi. Czy Gwen go kochała? Pociągał ją,
inaczej by mu się nie oddała. Z taką pasją, że dała mu najlepszy
orgazm w jego długim, długim życiu. Ufała mu, inaczej nie przyznałaby
się do największej słabości. Ale miłość?
Jeśli go kochała, to czy tam miłość zniesie próby, z którymi się
zmierzą? Bez względu na odpowiedź, zrozumiał, że nie będzie mógł
pozwolić jej odejść. Teraz należała do niego, a on do niej. Ostrzegał ją,
że będą konsekwencje tego, że mu się oddała.
Chciał wiedzieć o niej wszystko. Chciał znać każdą jej potrzebę.
Rozpieszczać ją. Zabić każdego, kto ją zrani – nawet jej siostry.
Kiedyś powiedziałby, że mógłby – zrobiłby to – spać z inną kobietą,
niż ta, którą kochał, jeśli pomogłoby to jego sprawie. Jaki był
śmieszny. Jaki naiwny. Myśl o spaniu z inną kobietą sprawiała, że było
mu zimno. Czuł się chory. śadna nie będzie brzmieć i smakować jak
Gwen. Nawet więcej, to by ją zraniło, a on nie mógł jej zranić. A myśl o
Gwen śpiącej z innym mężczyzną – dotykającej go, całującej, cieszącej
się nim – tylko po to, żeby wygrać bitwę, przyprawiała Sabina o
zabójczą wściekłość.
Co jeśli będzie chciała innego? Pragnęła go? Pożądała…
Jeszcze jedno słowo i przysięgam, że znajdę puszkę Pandory i wyssę
cię z siebie za jaja.
Umrzesz. Było drżenie w tych słowach.
Ty będziesz cierpieć. A obaj wiemy, z jaką zajadłością dążę do
zniszczenia wrogów.
Kto wtedy będzie strzegł twojej bezcennej Gwen?
Jej siostry. Mam po nie iść? Pozwolić ci z nimi porozmawiać?
Cisza. Słodka cisza.
Sabin delikatnie położył Gwen na łóżku i otulił. Głośne pukanie
odbiło się echem i spojrzał na drzwi spode łba. Dziewczyna nie drgnęła,
nie jęknęła i nie zachowała się jakby była świadoma przeszkadzania.
To uratowało intruzowi życie.
Trzy długie kroki i był przy drzwiach, usuwając barykadę i
otwierając.
Kaia próbowała się wepchnąć do środka.
- Gdzie ona jest? Lepiej, żebyś nie zrobił jej krzywdy, panie Bijmy
Gwen Dla Śmiechu.
- To nie było dla śmiechu. To ma ją wzmocnić i ty to wiesz. Powinnaś
mi dziękować, skoro sama zawiodłaś. Teraz idź.
Spojrzała w górę na niego i oparła dłonie na biodrach.
- Nie pójdę póki jej nie zobaczę.
Mroczny Szept
196 |
S t r o n a
- Jesteśmy zajęci.
Złote oczy, tak podobne do oczu Gwen, przesunęły się w dół jego
nagiego ciała.
- Widzę to. Chcę z nią porozmawiać.
Nie pozwól im zobaczyć, poprosiła Gwen.
- Jest naga – Prawda. – I chcę do niej wrócić – Znów prawda. – Twoja
rozmowa może poczekać.
Szeroki uśmiech rozświetlił piękną twarz Harpii, a jego ramiona
opadły w uldze. Dzięki bogom, seks nie był łamaniem tych przeklętych
zasad Harpii.
On i Gwen odbędą długą rozmowę po jej przebudzeniu i powie mu
dokładnie, co jest dozwolone a co nie. A wtedy zasady, z którymi nie
będzie się zgadzał zostaną zburzone.
- Mama byłaby taka dumna! Mała Gwennie i zły demon.
- Spadaj – Trzasnął jej drzwiami prosto w twarz. Potem się skrzywił i
obrócił. Na szczęście, dziewczyna nie drgnęła.
Przez cały dzień wojownicy, kobiety i Harpie dobijali się do jego
drzwi. Nie mógł się zrelaksować, bo nie mógł wybić sobie z głowy słów
Gwen. Nie pozwól komu zobaczyć co, do cholery? Siostry już ją widziały
śpiącą z nim w noc, gdy przybyły, więc teraz nie był pewien czy to
ważne. Nie próbowały jej ukarać ani nic. Czy Gwen wstydziła się rany
na karku? Może nie powinien był jej gryźć?
Pierwszymi gośćmi byli Maddox i uśmiechnięta Ashlyn, trzymająca
talerz z kanapkami.
- Po tak intensywnej sesji treningowej, pomyślałam, że ty i Gwen
możecie być głodni.
Maddox się nie uśmiechał, ale też nie nalegał żeby Gwen odeszła.
- Dzięki – Sabin zabrał talerz i zamknął drzwi.
Włożył szlafrok – chcą sprawiać wrażenie, że trwa seksualny
maraton – Kaia wydawała się z tego cieszyć, więc to na pewno nie było
wstydliwe dla Harpii – przy jednoczesnym zachowaniu godności.
Następni przyszli Anya i Lucien.
- Ty i Gwen chcecie obejrzeć z nami film, udając, że przeglądamy te
zakurzone zwoje, tak naprawdę pozwalając innym wykonać całą
robotę? – zapytała Anya, unosząc brwi – Będzie zabawnie.
- Nie, dzięki – Znów zamknął drzwi.
Chwilę później przyszła Bianka.
- Muszę porozmawiać z siostrą.
- Jest zajęta – Spaniem. Zamknął drzwi w jej skrzywioną twarz.
Mroczny Szept
197 |
S t r o n a
W końcu wizyty się skończyły. Sabin napisał do Torina, żeby
zostanie, gdy inni pojadą do Chicago.
Rozumiem, nadeszła odpowiedź. Dlatego już znalazłem ci
zastępstwo. Gideon przejmuje misję.
Jego ulga była niemal niewypowiedziana. Zostawienie Gwen nie było
opcją.
Jeśli któryś z mężczyzn zostanie ranny, będziesz się obwiniał,
powiedział Zwątpienie.
Sabin nie próbował zaprzeczyć. Będę miał powody.
Co jeśli zaczniesz obwiniać Gwen?
Teraz przewrócił oczyma. Nie będę.
Skąd wiesz? Nadąsany.
Ona nie jest winna. Tylko ja. Jeśli będę kogoś obwiniał, to tylko
siebie.
Poważnie, jak mógłby obwiniać tę kobietę o czułym sercu? Gdyby
wiedziała o wyprawie, podejrzewał, że sama chciałby jechać.
Sabin obserwował zachód słońca, wzejście księżyca i ponowne
pojawienie się słońca, niezdolny odpocząć ani się zrelaksować.
Dlaczego Gwen się nie budziła? Nikt nie potrzebował, aż tyle
odpoczynku. Czy znów potrzebowała krwi? Myślał, że dał jej dość, gdy
się kochali.
Rozparł się na krześle, które przysunął do łóżka. Drewniane oparcie
wbiło mu się w plecy, ale nie zwracał na to uwagi. To pomagało mu
utrzymać przytomność, umysł w pogotowiu.
Spójrz na siebie. Stajesz się wszystkim, czym pogardzałeś, pomyślał.
Słaby, przez kobietę. Zmartwiony, o kobietę. Wystawiony na atak, przez
kobietę.
- Sabin – niemal bezdźwięczne westchnienie.
Wyprostował się na krześle, stopu uderzyły w podłogę. Serce
przyśpieszyło, płuca niemal ścisnęły. Nareszcie!
Zamrugała, ale jej rzęsy były zlepione i musiała je przetrzeć. Potem
ich spojrzenia się zderzyły i zapomniał oddychać. Zastanawiał się, jak
zareaguje na obudzenie się w jego łóżku, jak on zareaguje. Mógł się
przygotować. Drżał, krew wrzała na widok jej zmysłowości.
Zmarszczyła brwi, spojrzeniem przesuwając po sypialni.
- Jak się tu dostałam? Czekaj. Powiedz mi, kiedy wróciłam – Zsunęła
stopy z brzegu łóżka, ociężale próbując wstać.
Sabin już wstał, wciągnął ją w ramiona.
- Mogę chodzić – zaprotestowała.
Mroczny Szept
198 |
S t r o n a
- Wiem – Dostarczył ją do łazienki, wycofał się do pokoju i zamknął
za sobą drzwi, zapewniając jej trochę prywatności.
Co jeśli upadnie i się zrani?
Zamknij się. Nie będziesz teraz na mnie oddziaływał.
Przez drzwi usłyszał przerażone sapnięcie i uśmiechnął się. Musiała
właśnie zrozumieć, że jest naga. Trzymanie jej w takim stanie
podnieciło go szaleńczo. Był twardy jak stal, z jej zapachem w nosie.
Gdy usłyszał szum wody, chwycił zmianę ubrania i ruszył do
sypialni obok. Drzwi były otwarte, więc wszedł bez pukania. Trzy
Harpie siedziały w kole na ziemi, ze stosem bakalii między sobą.
Śmiały się z czegoś – dopóki go nie zauważyły.
Oczy Kaii poczerniały, a jego demon szybko się wycofał.
- Nasze jedzenie – zaskrzeczała i skrzywił się. Zabawne. Nie
przejmował się, gdy Gwen tak brzmiała. Chciał ją wtedy tylko
zadowolić. – Ukradłyśmy to. Jest nasze.
- Uspokój się – Bianka uderzyła ją w ramię, choć jej spojrzenie nie
opuściło Sabina. – Pokazałeś się o czasie. Gdzie Gwennie?
- Pod prysznicem. Ja muszę użyć waszego – Nie czekając na
pozwolenie, ruszył do łazienki i chwycił ręcznik.
- Po godzinach nieustannego seksu, nie możecie dzielić prysznica? –
jedna zawołała. Czasami, gdy nie widział bliźniaczek, ciężko było
powiedzieć, która się odzywa.
- Może zacznie się kolejny maraton, jeśli spróbują – drażniła się
inna.
Zarechotały.
- Wepchnęła cię w śpiączkę? Ukrywała cię przez tyle czasu, żebyś się
nie wstydził? – Tym razem przemówiła Taliyah, poznał zimny głos,
który przyprawiał go zawsze o drżenie.
Znała prawdę, zrozumiał. Znów zastanowił się czy drżenie było
wbrew zasadom Harpii.
- A jeśli nawet, to co?
- Na przód, siostrzyczko – zaćwierkały Kaia i Bianka.
Sabin kopnął drzwi i wskoczył pod prysznic, poruszając się szybko i
bojąc się, że kobiety pójdą do Gwen i przepytają ją przed nim. Ale gdy
wyszedł siedziały w tym samym miejscu, jedząc i śmiejąc się.
Taliyah, jedyna, która się nie uśmiechała, skinęła mu głową. Z
wdzięcznością?
Zrobił szyki rajd po kuchni – ktoś zrobił zakupy, dzięki bogom – i
chwycił paczkę chipsów, brawnie, baton granola, jabłko i butelkę
wody. Obładowany, wszedł do sypialni, zatrzaskując drzwi kopnięciem
Mroczny Szept
199 |
S t r o n a
i znalazł Gwen siedzącą na brzegu łóżka. Nosiła szorty i jasnoniebieski
t-shirt, które wybrała sobie w mieście, woda kapała z węzła na czubku
głowy.
Zwątpienie zerknął z zacienionego zakątku umysłu Sabina, ale
zdecydował, że woli nie ryzykować gniewu Harpii i schował się z
powrotem.
Zmuszając się żeby zachować neutralne spojrzenie, usiadł na
krześle, które okupował już byt długo. Balansował tacą na swoim
brzuchu.
- Musimy porozmawiać – powiedziała, patrząc na jedzenie z tęsknotą.
– O tym, co wydarzyło się w lesie…
Zanim podążyła tą ścieżką, powiedział jej jak długo spała, jak jej
strzegł, że nikt nie widział jej karku, nikt nie wiedział, co właściwe
robiła i że wszyscy byli pewni, że uprawiali dziki seks.
- Bóg istnieje – odparła z westchnieniem ulgi.
Albo bogowie. Nieważne. Każda inna kobieta byłaby przerażona,
walczył z szerokim uśmiechem. Coraz więcej powodów, dla których
była dla niego jedyną kobietą.
- Teraz odpowiesz mi na kilka pytań.
Przełknęła, błyszczące w blasku słońca oczy przesłoniły ciemne,
ciężkie kurtyny.
- W porządku.
- Dlaczego możesz jeść tylko kradzione jedzenie?
Zmrużyła oczy.
- Nie przypuszczałam, że o tym będziemy dyskutować.
- Myślę, że zaczniemy od tego punktu.
- Zgaduję, że tak – powiedziała niechętnie. – Dlaczego chcesz to
wiedzieć?
- śebym mógł zrozumieć – Uniósł brawnie i ugryzł. – Zaufałaś mi ze
swoim ciałem. Ufałaś, że będę cię strzegł, gdy będziesz spała. Zaufałaś
mi nawet ze swoją słabością. Teraz zaufaj mi ze swoimi sekretami.
Jej pierś poruszyła się w górę i dół, jej oddech był płytki i chrapliwy.
Zaburczało jej w brzuchu i potarła go nie odrywając od niego
spojrzenia. Albo raczej od jedzenia.
- Ja… Ja… Okej. Tak – Oblizała usta. – Zapłacisz mi?
- Zapłacę? Ile i za co?
- Po prostu powiedz tak! – warknęła.
- Tak?
Znów oblizała usta, słowa były drżące.
Mroczny Szept
200 |
S t r o n a
- Bogowie gardzili Harpiami i uważali nas za paskudztwo, odkąd
byłyśmy sługami księcia ciemności. Dawno temu, mieli nadzieję
przywieść nas do ruiny, w sposób, który nie odbiłby się na nich źle. W
sposób, żeby to wyglądało, że zniszczyłyśmy się same. Więc przeklęli w
tajemnicy, sprawiając, że nigdy już nie będziemy się mogły cieszyć
ofiarowanym posiłkiem ani takim, które same byśmy przygotowały.
Chorujemy straszliwie, jeśli spróbujemy zlekceważyć klątwę, niektóre
nawet umierają. Tylko raz można się tego nauczyć. Jak widziałeś w
obozie w Egipcie.
- W każdym razie, pierwsze z mojego rodzaju okryły metodą prób i
błędów, że mogą ciągle jeść, ale tylko to, co ukradną lub co zostanie
ofiarowane, jako zapłata. Bogom nie powiodło się zniszczenie nas, po
prostu utrudnili nam życie. Więc zapłać mi. Dałam ci odpowiedź, jak
chciałeś, teraz jesteś mi dłużny.
Jej żądanie zapłaty nagle nabrało sensu. I czy Anya nie wspomniała
czegoś o jedzeniu tego, co zarobiły? Bogowie, musi zmądrzeć i słuchać
lepiej.
- Za sekret – Rzucił jej brawnie, które złapała zbyt szybkim ruchem
nadgarstka. Deser został pochłonięty w sekundę. Znów byli w czymś
podobni. Na ich życia oddziaływała klątwa.
- Powinnaś mi powiedzieć, że mogę ci płacić jedzeniem – zbeształ ją.
– Mogłem cię karmić cały czas.
- Nie znałam cię wystarczająco, żeby dzielić się fundamentalnymi
informacjami o mojej rasie. A jak mówią moje siostry, wiedza jest
potęgą. Nie potrzebowałeś więcej władzy nade mną.
Często mówił to samo, ale uważał, że potrzebował więcej władzy nad
nią.
- Ale teraz tak? – zapytał miękko, głupio z tego zadowolony. – Znasz
mnie, prawda?
Policzki zapłonęły jej jasną czerwienią.
- Cóż, teraz znam cię lepiej.
Wystarczająco sprawiedliwe. Sabin uniósł paczkę chipsów.
- Powiedz mi kto miał cię nie widzieć i dlaczego?
- Moje siostry. Nie chciałam, żeby widziały, że śpię.
Więc to był powód.
- Chwila. Powiedz mi jak odpoczywałaś z tamtym kurczakiem i wtedy
to dostaniesz.
- Sabin. Chipsy!
- Twoja odpowiedź mnie nie usatysfakcjonowała.
Mroczny Szept
201 |
S t r o n a
- Nigdy nie odpoczywałam z kur… Och, masz na myśli Tysona. Przez
długi czas nie robiłam tego. To znaczy nie odpoczywałam. Czy to się
liczy? Zarobiłam chipsy? – wyciągnęła rękę.
Trzymał mocno.
- Jak długo z nim byłaś?
- Sześć miesięcy.
Sześć. Miesięcy. Zacisnął zęby, nie lubiąc myśli o niej z kimś przez
tyle czasu.
- Cały czas pozostawałaś przytomna?
- Nie. Na początku pozwalałam mu myśleć, że cierpię na bezsenność.
Byłam na nogach całą noc. A kiedy byłam już zbyt zmęczona,
dzwoniłam do pracy i się zwalniałam, i spałam na drzewach. To jedyne
miejsce gdzie możemy spać, bo to niemal niemożliwe żeby ktoś cię
zobaczył i sięgnął. Ale mijały miesiące i zaczęłam myśleć: dlaczego nie
spać z mężczyzną, któremu ufam? Więc zaczęłam spać z nim w łóżku. I
zanim zapytasz, nie spanie przy innych nie jest rozkazem czy klątwą,
ale środkiem bezpieczeństwa, uczonym Harpie od dziecka.
Nie widział jej sióstr wymykających się w nocy do lasy, ale biorąc pod
uwagę jak szybko się poruszaja, mogły to robić.
- Dlaczego?
Wydała sfrustrowane sapnięcie.
- Nasze skrzydła mogą być związane, kiedy śpimy, jak udowodniło
moje porwanie. Teraz. Daj. Mi. Chipsy.
Rzucił jej paczkę.
Plastik się rozdarł i barwione na pomarańczowo chipsy wystrzeliły na
wszystkie strony. Gwen wsunęła jednego do ust, zamknęła oczy i
jęknęła. Sabin musiał przełknąć własny jęk.
- Chcesz zarobić jabłko?
Wysunęła koniuszek języka i przesunęła nim po wargach.
- Tak. Proszę.
- Powiedz mi co o mnie myślisz. O tym, co robiliśmy w lesie. I nie
kłam. Będę płacił tylko za prawdę.
Zawahała się.
Czemu nie chciała, żeby wiedział? Czego nie chciała, żeby wiedział?
Minuta minęła w ciszy i zaczął się bać, że zadowoli się jedzeniem, które
już zarobiła. Wtedy go zaskoczyła.
- Lubię cie. Bardziej niż powinnam. Pociągasz mnie i chcę z tobą być.
Kiedy nie ma cię ze mną, myślę o tobie. To głupie. Ja jestem głupia. Ale
kocham to jak się przy tobie czuję. Kiedy twój demon jest cicho, nie
Mroczny Szept
202 |
S t r o n a
czuję się zawstydzona, aka, o jakiej można zapomnieć, przestraszona.
Czuję się wartościowa, pożądana i chroniona.
Sabin rzucił jabłko, a ona je złapała, jej spojrzenie go unikało.
- Ja czuję do ciebie to samo – przyznał szorstko.
- Naprawdę? – Jej oczy przylgnęły do niego, jaśniejące nadzieją.
- Tak.
Powoli uśmiechnęła się szeroko, ale ten uśmiech wkrótce znikł i jej
ramiona opadły. Ugryzła jabłko, przeżuła, połknęła.
- Powiedz mi o czym myślisz – powiedział.
- Nie wiem czy możemy sprawić, że to się uda. Kiedyś powiedziałeś,
że mógłbyś zdradzić kobietę, którą kochasz, żeby wygrać bitwę. Nie
żebym myślała, że mnie kochasz. Po prostu, cóż, jeśli byłbyś z kimś
innym, zabiłaby ją. Potem ciebie – Na końcu była stal w jej głosie. Stal
ostrzejsza niż brzytwa.
- Nie mogę. Nie mógłbym. Nie sądzę, żebym mógł – przesunął dłonią
po twarzy. – Jesteś jedyną o jakiej mogę myśleć. Nie sądzę, żebym mógł
nawet udawać z kimś innym.
- Ale jak długo to potrwa? – Zapytała miękko, obracając jabłko w
dłoni.
Podejrzewał, że zawsze. Napełniło go poczucie winy. Już poświęcił jej
więcej czasu niż powinien. Nie przejrzał imion na zwojach Kronosa ani
nie zrobił nic żeby znaleźć dwa pozostałe artefakty. Nie szukał Galena.
Przez tak wiele lat, stawiał wojnę z Łowcami ponad wszystkim innym
– i tego samego żądał od swoich ludzi. Rozproszenie nie było
tolerowane. Dawali mu wszystko, o co poprosił i więcej. Jak mógł on,
ich przywódca, teraz całkiem oddać się Gwen?
Więc, zamiast odpowiedzieć, wstał, mówiąc:
- Zaniedbałem swoje obowiązki, żeby cie pilnować i teraz mam dużo
do zrobienia – I zostawił ją. Jeśli ma nadzieję ją zatrzymać, najpierw
musi wiele przemyśleć.
Mroczny Szept
203 |
S t r o n a
Rozdział 20
Rozdział 20
Rozdział 20
Rozdział 20
I ja chciałam być żołnierzem? Zastanawiała się Gwen po raz
tysięczny po wyczerpującej sesji. Dyszała, spływała potem i była
posiniaczona, gdy opadła na łóżko Sabina.
Przez ostatnie kilka dni Sabin dzielił czas między swoje obowiązki –
jakiekolwiek były – i jej trening. Właśnie spędziła kilka godzin
otrzymując od niego straszliwy łomot. Znowu. Nie dawał ulg, nie
okazywał litości. Do bani!
- Jesteś silniejsza, prawda? – zapytał, jakby czytał jej w myślach.
- Tak – I była.
- Nie będę przepraszał. Teraz wiesz, że możesz przyjmować ciosy.
- I serwować własne – powiedziała z zadowoleniem, wspominając jak
posłała muskularnego wojownika lecącego w drzewa, starającego się
złapać oddech, tylko godzinę temu. Wiedziała też, kiedy się schylić i
kiedy atakować.
- Musisz się tylko nauczyć szybciej wzywać Harpię. Dobrze się dzieje,
kiedy to robisz – Usiadł na krawędzi łóżka, obejmując dłonią podstawę
jej karku i przyciągając do siebie. – Teraz pij.
Gdy wbiła zęby w jego arterię, policzki jej zapłonęły na wspomnienie
jak wzięła go w lesie. Potem powieki opadły i po prostu cieszyła się
smakiem tego mężczyzny.
Uniósł ją na swoje kolana bez przerywania kontaktu i szybko
rozchyliła nogi, witając go przy swoim ciele. Potarł swoją erekcją
między jej udami. Jęknęła z rozkoszy, dekadencji. Ale gdy zacisnęła
palce w jego włosach, wyciągnęła z niego zęby, żeby lizać i przygryzać,
pchnął jej plecy na materac, wstał na drżących nogach i ruszył do
drzwi.
- Czas na rundę drugą – powiedział. – Spotkamy się na zewnątrz –
Zniknął za rogiem.
- Naprawdę zaczynasz mnie wkurzać – zawołała.
Bez odpowiedzi.
Niemal zaskrzeczała z frustracji. Już dwa razy jej to zrobił. Trenował
z nią, zanosił do pokoju, leczył jej rany swoją pyszną krwią, rozpalał ją
i zostawiał dla swoich „obowiązków” albo kolejnego treningu. Dlaczego?
Od ich małej pogawędki, nie kochał się z nią znowu. Znów, dlaczego?
Mroczny Szept
204 |
S t r o n a
Zadeklarowali sobie uczucie. Nieprawdaż? Widziała, że go chciała,
jakkolwiek mogła go mieć, na jakkolwiek długo mogła go mieć. Dalsze
zaprzeczanie było bezcelowe. Jeśli im się nie uda, przynajmniej
spróbuje. I oczywiście, to będzie jego wina, więc ona nie będzie miała,
czego żałować.
Myśl o winieniu go za przyszłe niesnaski sprawiła, że frustracja
zbladła i uśmiechnęła się. A Myślo o przyszłości z nim sprawiła, że z
rozmarzonym westchnieniem owinęła się wokół poduszki. Był rodzajem
mężczyzny, jakiego pożądała każda Harpia. Potężny, trochę dziki,
bardzo grzeszny. Mógł zabić wroga bez poczucia winy. Nie bał się
ciężkiej pracy. Mógł być bezwzględny, bezlitosny, ale wobec niej był
czuły.
Jedynym pytaniem było czy postawi Gwen przed swoja wojną?
Chwila. Dwa pytania. Czy chciała, żeby to zrobił?
Z kolejnym westchnieniem, uniosła się i wyszła na zewnątrz. Słońce
było wysoko i grzało, gdy szukała Sabina. W chwili, gdy go zobaczyła,
doświadczyła przypływu dumy. Mój. Pochylał się nad dwoma
sztyletami, ostrząc je.
Nie ma powodu, żeby ćwiczyć z podróbkami, powiedział jej. Jutro,
planowali popracować z pistoletami. Złote światło pieściło jego nagą
pierś, pogłębiając jego opaleniznę. Pot oblewał muskuły, sprawiając, że
lśniły – a jej ślina napłynęła do ust. Punktowe rany już leczyły się na
jego szyi, chciała żeby zostały na zawsze, jej znak na nim.
Miałam całą tę siłę na sobie, w sobie.
Chciała tego jeszcze raz. Wkrótce. Noc była najtrudniejsza. Nie
wchodził do sypialni niemal do rana – nie trzeba było jego demona,
żeby zastanawiała się gdzie był, co robił – i wtedy wczołgiwał się na
łóżko za nią, ale jej nie dotykał. Czuła jego ciepło, słyszała miękki
oddech i cały czas była obolała. Zasypiała, zanim mogła coś z tym
zrobić.
Dziś w nocy, jeśli nadal będzie jej się opierał, weźmie sprawy w swoje
ręce. Dosłownie. Szamotał się już z jej Harpią i przetrwał, równie
dobrze może jeszcze raz, do cholery.
- Cholera – powiedziała Ashlyn, żona Strażnika Furii. To było
zaskakujące, słyszeć jak ta delikatna kobieta przeklina. – Nie znów!
Jak zwykle, Ashlyn i Danika siedziały na bocznej linii, żeby ją
dopingować. Lubiły też krzyczeć „buu”, gdy Sabin ją nokautował.
Mimo, że nie spędziła z nimi dużo czasu, już je uwielbiała. Były otwarte
i szczere, miłe i dowcipne, i jakoś, mimo wszystkiego, były zdolne
związać się z Lordami Świata Podziemnego. Gwen planowała wyciągnąć
Mroczny Szept
205 |
S t r o n a
od nich jak dokonały takiego wyczynu, ale jeszcze nie miała na to
czasu.
Obecnie, były trochę rozproszone, grając w jakąś grę z Anyą, Bianką
i Kaią – które też lubiły być świadkami jej sesji. Ashlyn i Danika
powitały jej siostry z otwartymi ramionami, oświadczając, że forteca
potrzebuje trochę więcej estrogenu, żeby zbalansować testosteron.
- To moja kolej rzutu – powiedziała Bianka z kpiącym warknięciem –
Więc oddaj kostkę, albo urwę ci palce. Twój wybór.
Maddox był w środku, inaczej wyzwałby jej siostrę, jak wiedziała
Gwen. Gra czy nie, nie lubił, kiedy ktoś groził jego kobiecie.
Wojownik zwany Kane stał z boku, obserwując kobiety z
półuśmiechem na twarzy, jego piwne oczy błyszczały jasno. Był na
otwartym polu, nie opierał się o drzewo, nie ocieniały go gałęzie. A i
tak, nawet, gdy Gwen patrzyła, gałąź dębu oderwała się od pnia i
poleciała w jego kierunku, uderzając w twarz.
On i kilku innych najwyraźniej zostali, żeby przeczytać zwoje, które
Kronos, król-bóg, im dał – czy to był jeden z obowiązków Sabina? – Gdy
reszta mężczyzn pojechała do Chicago na misję „skopać Łowcom
dupy”. Dziwne, ale tęskniła za nimi.
- …koncentrujesz? – Twardy ciężar uderzył ją w brzuch,
przewracając ją na tyłek.
Sabin leżał na niej sekundę później, groźny, sztylety tuż nad jej
ramionami.
- Rozmawialiśmy o pozwalaniu sobie na rozproszenie.
Gdy jej płuca starały się nabrać powietrza, zajęło chwilę nim
odpowiedziała.
- Jeszcze… nie zaczęliśmy.
Naprawdę sądzisz, ze jesteś… wystarczająco silna do tego?
Głos Zwątpienia przeszył jej umysł, ale demon wydawał się
niechętny, bojąc się ujawnić. Naprawdę się jej bał, jak powiedział
Sabin. Poczucie siły towarzyszyło stwierdzeniu.
- Przepraszam za używanie demona przeciwko tobie, ale chcę cię
przeciw temu wytrenować. I czy myślisz, że Łowca zapyta o pozwolenie,
żeby zacząć i zaczeka aż się zgodzisz?
Dobre stwierdzenie. Może czas, żeby sama rzuciła dobrym
stwierdzeniem.
- Po pierwsze, twój demon jest teraz niczym nieśmiały domowy kot.
Po drugie… - ponieważ jej ręce były wolne, zwinęła je w pięści i
uderzyła go w skronie. Mruknął ze zdziwienia, kołysząc głową, gdy
Mroczny Szept
206 |
S t r o n a
upadł do tyłu nie marnowała czasu. Kopnęła go w pierś, tak mocno, że
żebra trzasnęły.
Harpia się zaśmiała. Więcej!
Przynajmniej raz, słysząc ten głos nie wystraszyła się i zamrugała ze
zdziwienia. Czy ona… czy ona… ogarniała swoją mroczniejszą stronę?
- Dalej, Gwennie – zawołała Kaia.
- Kopnij go póki leży - - krzyknęła Bianka.
Ciągle ściskał sztylety, gdy zamrugał, próbując przeczyścić wzrok.
Gwen skoczyła na nogi, skrzydła wystrzeliły z jej pleców. Na szczęście
były tak małe, że nie rozerwały koszulki. Poruszając się szybciej niż
ktokolwiek mógł zobaczyć, ruszyła za niego i chwyciła jego nadgarstki.
Nie miał czasu się oprzeć.
Zanim zrozumiał, gdzie ona jest i co robi, miał twarde czubki noży
na ramionach. Kropla krwi spłynęła z każdego.
Chwila minęła w oszołomionej ciszy.
- Okej. Oficjalnie skopałaś mi dupę – Niektórzy mężczyźni czuliby się
tym upokorzeni, ale w głosie Sabina była duma.
Przeszyła ją radość. Tak po prostu, w mgnieniu oka, zrobiła to.
Naprawdę to zrobiła. Wygranie walki, bez względu na przeciwnika, było
czymś, czego jeszcze nie zrobiła, czymś co uważała za niemożliwe.
Właśnie pokonała pieprzonego Lorda Świata Podziemnego, jednego z
najzdolniejszych wojowników na tym świecie i każdym innym. Bogowie
drżeli na samo wspomnienie ich imion.
Cóż, jeśli nie, powinni.
- Następnym razem, gdy będziemy walczyć, chcę żebyś całkiem
uwolniła Harpię – powiedział.
Skinęła niechętnie. Uwalnianie Harpii w czasie kochania się jest
jedną rzeczą, w czasie walki inną.
- Po prostu myśl, co będziesz wkrótce robić Łowcom – powiedziała
Kaia z podziwem. – Dziecino, nigdy jeszcze nie widziałam takich
ruchów jak twoje.
- Matka będzie dumna – Taliyah stanęła za nią i klepnęła ją w plecy.
– Gdybyśmy wiedziały gdzie jest, mogłaby nawet znów powitać w swoim
uścisku.
Gwen mogłaby tańczyć. Zawsze była anomalią, słabym ogniwem,
pomyłką. Z jednym słodkim zwycięstwem, w końcu czuła się jak jedna
z nich. Jakby była wartościowa.
Cicho, Sabin sięgnął w górę i wyciągnął sztylety z jej teraz drżących
dłoni. O czym myślał?
Mroczny Szept
207 |
S t r o n a
- Dobra robota – Ashlyn potarła zaokrąglony brzuch. – Jestem pod
wrażeniem.
Uśmiechając się, Danika zaklaskała.
- Sabin, powinieneś być zawstydzony. Upadłeś w mniej niż minutę.
- I to przez dziewczynę – Ale rozbawienie Kaii szybko zbladło. – Okej,
kiedy trening się skończył mam pytanie. Kiedy ruszamy do akcji? –
Oparła dłonie na biodrach. – Jesteśmy znudzone. Byłyśmy znudzone. I
cholernie dobrze się zachowywałyśmy, czekając.
- Taa, Łowcy zranili siostrzyczkę i teraz muszą zapłacić – dodała
Bianka.
- Wkrótce – powiedział im Sabin. – Przysięgam.
To trochę drasnęło Gwen. Ale nie wystarczająco, żeby zmienić kurs,
który obrała.
- Ale w tej chwili, spędzę trochę czasu z kobietą godziny. Sam – Nikt
nie protestował, kiedy zaprowadził Gwen do prywatnej alkowy, gdzie
już ukrył lodówkę. Gestem kazał jej usiąść u cieniu. – Potrzebujesz
więcej krwi?
- Nie – Poważnie, co on myślał? Był grzeczny, ale bardziej
zdystansowany niż kiedykolwiek. Najwyraźniej „samotny czas” nie
wymagał nagości i łóżka. Co za rozczarowanie. – W porządku. Nawet
operuję całą siłą – śeby to udowodnić została na stojąco.
- Dobrze. Tak bardzo jak chcę ci to dać, chcę też zobaczyć jak leczysz
pomniejsze rany bez krwi.
- Nie jestem zraniona, wcale.
- Naprawdę – Znaczące spojrzenie opadło do jej ramienia.
Spojrzała w dół i zobaczyła krwawiące ślady na przedramieniu.
- Och – Wow. Postrzelenie musiało ją znieczulić na ból innych ran.
- Daj mi znać kiedy to zniknie.
Zawsze trener. Lubiła to w nim. Wszystko było lekcją, mającą ją
wzmocnić, przygotować na to, co może się zdarzyć. To pokazywało jak
bardzo o nią dbał, bo nie robił tego dla innych. Właściwie tylko dla niej.
Teraz, gdy o tym myślała, reagował przemocą tylko, kiedy ktoś jej
groził. Kaia i Bianka obrażały i tłukły jego przyjaciół przy kilku
okazjach i uśmiechał się, czasem nawet dołączał do dokuczania. Ale w
chwili, gdy siostry obracały się z tym ku niej, nastrój Sabina mroczniał.
Nigdy nie wahał się je odepchnąć. Naprawdę odepchnąć. Dla niego,
mężczyźni i kobiety byli równi w każdy sposób i zasługiwali na takie
samo traktowanie, kolejna rzecz, którą w nim uwielbiała.
- Usiądź – znów nakazał. – Chcę z tobą porozmawiać.
- Dobra.
Mroczny Szept
208 |
S t r o n a
Gdy się poddała, uniósł lodowato zimną butelkę wody.
- Jeśli chcesz to zarobić, powiedz mi, co się dzieje, gdy Harpia bierze
małżonka. Powiesz mi jak długo ma małżonka i czego od niego
oczekuje.
Czy on… czy on jest… myśli wpisaniu się w nową pracę? Jej oczy
były szeroko otwarte, gdy podszedł do niej i wyciągnął rękę.
- Więc?
- Małżonkowie są na zawsze – wychrypiała. – I są bardzo rzadcy.
Harpia jest wolnym duchem, ale kiedy spotka mężczyzną, który…
zachwyca ją. To najlepsze słowo, jakiego mogę użyć żeby opisać tę
obsesję. Jego zapach i smak stają się dla nie narkotykiem. Jego głos
łagodzi jej furię, jak nic innego nie jest zdolne, niemal jakby gładził jej
pióra. A jeśli chodzi o to, czego od niego oczekuje, nie wiem. Nigdy nie
spotkałam Harpii z małżonkiem.
Wygiął brew.
- Nigdy żadnego nie miałaś? Małżonka, mam na myśli. I jeśli
ośmielisz się wymienić kurczaka…
- Nie, nie małżonek – Tyson nie zachwycał jej Harpii, to było pewne.
Skinęła palcami na wodę.
- Zarobiłam to – Woda przefrunęła w powietrzu sekundę później.
Zimna ciecz ochlapała jej ramiona, kiedy złapała butelkę. Wypiła w
kilka sekund.
- Czy Harpie muszą się ugiąć przed małżonkami?
Wybuchła śmiechem.
- Nie. Naprawdę myślisz, że Harpia ugina się przed kimkolwiek?
Wzruszył ramionami, a gdy złapała jego spojrzenie było
zdecydowanie i rozczarowanie w ciemnych oczach.
- Dlaczego chciałeś to wiedzieć? – zapytała.
- Twoje siostry myślą… - Mięsień napiął się na jego szczęce. –
Nieważne.
- Co?
Jego spojrzenie stało się przeszywające.
- Jesteś pewna, że chcesz wiedzieć?
- Tak.
- Myślą, że ja jestem twoim małżonkiem.
Podbródek jej opadł, a usta utworzyły szerokie O.
- Co? – powtórzyła, brzmiąc głupkowato nawet we własnych uszach.
– Dlaczego tak myślą? – I dlaczego jej tego nie powiedziały, zamiast
Sabinowi?
- Uspokajam cię. Chcesz mnie – Jego ton był niemal obronny.
Mroczny Szept
209 |
S t r o n a
Ale jeśli on… jeśli ona… o do diabła. On ją naprawdę uspokajał. Od
początki, uspokajał ją. I pożądała go, jego krwi, jego obecności, jego
ciała. Tak zawodziła w świecie Harpii, ż uważała, że prawdziwy
małżonek nie jest dla niej. Prawda?
Kiedy Sabina nie było przy niej, szukała go. Kiedy był z nią, chciała
się do niego przytulić, cieszyć się nim. Dzieliła się z nim swoimi
sekretami i nie było jej przez to przykro.
Anya powiedziała, że Sabin należy do niej, ale Gwen nie uwierzyła
wtedy bogini. Teraz… do diabła, pomyślała znów, oszołomiona.
Dlatego Sabin był wobec nie taki zdystansowany? Nie chciał być jej
małżonkiem? Jej żołądek zacisnął się boleśnie.
- Ja nie… ja nie wiem czy cię kocham – powiedziała, próbując dać
mu drogę wyjścia.
Coś mrocznego wypełniło jego oczy. Coś twardego i gorącego.
- Nie musisz mnie kochać – Słowo „jeszcze” zawisło między nimi,
niewypowiedziane, ale było tam.
Czy on ją kochał? To było niemal zbyt dużo, żeby mieć na to
nadzieję. Bo jeśli ją kochał, dotknął by jej znów. Prawda?
- Porozmawiajmy o wojnie – odkryła, że to mówi, zamiast zapytać o
to, co naprawdę chciała wiedzieć: Dlaczego się ze mną nie kochasz? –
Nie będzie to takie niewygodne.
Westchnął.
- Jak chcesz. Nie pojechałem z innymi do Chicago, więc
przeglądałem zwoje z imionami innych nieśmiertelnych opętanych
przez demony, szukając ich w książkach, które Lucien zebrał przez lata
i próbując się czegoś o nich dowiedzieć.
Został dla niej. Wiedziała to i nie przestało ja to zachwycać. Może
jednak nie przeszkadzała mu myśl o byciu jej małżonkiem.
- Znalazłeś coś?
- Rozpoznałem wiele imion z moich dni w niebiosach. Większość
więźniów w Tartarze zostało umieszczonych tam przeze mnie i innych
Lordów, więc nie jesteśmy ich ulubieńcami. Może najlepiej będzie, jeśli
po prostu na nich zapolujemy i zabijemy, więc nie pomogą Galenowi.
Chociaż on też pomógł ich zamykać, kiedy był jednym z nas, więc to
kwestia sporna – przerwał, znów westchnął. – Słuchaj, zacząłem temat
małżonka, bo chciałem o czymś z tobą porozmawiać.
Rozczarowanie i zapał walczyły o przewagę. Zapał wygrał.
Wyprostowała się, nadstawiła uszu. To był najwyraźniej dla niego
ważny temat.
- Słucham.
Mroczny Szept
210 |
S t r o n a
Sztywno, odszedł do lodówki i wyciągnął kolejną butelkę.
- Zapłata? – zapytała ze śmiechem. – Już zgodziłam się pomóc. Nie
musisz mi płacić.
Milcząc, odkręcił zakrętkę i wypił zawartość.
Jej uśmiech zbladł, cisza stawała się napięta.
- Co się dzieje?
Oprał się o drzewo, patrząc wszędzie tylko nie na nią.
- Kiedy nadejdzie czas bitwy, a nadejdzie prędzej czy później, Chcę
żebyś została tutaj, z dala od wydarzeń.
Taa. Jasne. Znów się roześmiała, humor powrócił.
- Zabawne.
- Mówię poważnie. Mam twoje siostry. Nie potrzebuję cię.
Ale… nie mógł mieć tego na myśli. Mógł? Ten nieodparty wojownik
użyje każdego przeciw Łowcom, nie powinien być zadowolony z trzech
Harpii, gdy może mieć cztery. Prawda?
- Nie żartowałbym, jeśli chodzi o coś takiego – dodał.
Nie, nie robiłby tego. Poczuła się jakby tysiące sztyletów Sabina
dźgało ją w pierś, każdy raniący serce. Kilka musiało trafić organ, bo
rozpadał się i płonął.
- Ale mówiłeś, że mnie potrzebujesz. Robiłeś wszystko, co w twojej
mocy, żeby zdobyć moja pomoc. Trenowałam. Udoskonaliłam się.
Przesunął dłonią, po twarzy, która nagle wydawała się wykończona.
- Mówiłem tak. Udoskonaliłaś się.
- Ale?
- Kurwa! – nagle warknął, pięścią uderzył w ziemię. – Ja nie jestem
gotowy, żebyś włączyła się do akcji.
- Nie rozumiem. Co się dzieje? Co się stało, że zmieniłeś zdanie? – To
musiało być coś wielkiego.
- Ja po prostu… Kurwa – powtórzył. – Cokolwiek zdarzy się w
Chicago pewnie rozwścieczy Łowców. Patrz, co się stało po Egipcie.
Przyjdą tu. Będą próbować się mścić. Nie będę zdolny się
skoncentrować z tobą u boku. Dobra? Będę się martwił. Będę
rozproszony. A moje rozproszenie wystawi moich ludzi na
niebezpieczeństwo.
Gwen nie wiedziała, gdzie znalazła siłę, ale wstała. Zmrużyła oczy.
Będzie się martwił. Kobieta w niej cieszyła się na tą myśl. Bardzo.
Kwitnący wojownik, Harpia, którą teraz chciała być, nienawidziła tego,
wypalając radość. Już nigdy nie będzie tchórzem.
- Możesz poćwiczyć nie martwienie się, bo ja dołączam. To moje
prawo.
Mroczny Szept
211 |
S t r o n a
Też skoczył na nogi, zacisnął pięści.
- A moim prawem, jako twojego kochanka… małżonka, jest
odciągnąć od ciebie wroga.
- Nigdy nie powiedziałam, że jesteś moim małżonkiem. Więc
posłuchaj. Czekałam całe życie, żeby być kimś. śeby udowodnić swoją
wartość. Nie zabierzesz mi tego. Nie pozwolę ci!
- Nie, nie zrobi tego – przerwała nagle Taliyah. Stanęła u jej boku,
Kaia i Bianka za nią. Każda promieniała furią. – Nikt nie powstrzyma
Harpii. Nikt.
- Duży błąd, Zwątpienie – powiedziała mu Kaia. – Szkoda…
zaczynałyśmy cie lubić.
- Wiedziałam, że podsłuchiwanie będzie Madre – wycedziła Bianka
przez zaciśnięte zęby. – Możesz być cudownie okrutny, ale wciąż jesteś
mężczyzną, a my doskonale wiemy, żeby nie ufać samcom. Spójrzcie co
się stało ostatnim razem, gdy Gwennie sama ruszyła w drogę.
Taliyah przesunęła językiem po białych zębach.
- Gwen w końcu daje ci to, czego chciałeś i decydujesz, że już tego
nie chcesz. Typowe.
- Gwen – powiedziała Kaia. – Chodź. Opuszczamy fortecę. Same
zajmiemy się Łowcami.
- Nie – odparł Sabin. – Nic z tego.
Przez wieczność, Gwen po prostu na niego patrzyła, milcząco
błagając, żeby powiedział jej siostrom, że się mylą. Wątpliwości ją
pochłaniały, wszystkie jej własne. Robi to żeby ją chronić, bo o nią
dba? A może po prostu nie wierzy w jej zdolności, nawet po całej tej
pracy? Albo może planuje zrobić coś, co ją zrani… coś z kobietą
Łowców – i nie chce, żeby była tego świadkiem?
Albo demon przejął jego umysł? Jeśli tak, musi być sposób żeby to
zwalczyć.
- Sabin – powiedziała z nadzieją. – Porozmawiajmy o…
- Chcę, żebyś została w tych ścianach – przerwał płaskim głosem. –
Przez cały czas.
- Zostawisz mnie tu, ale weźmiesz moje siostry, tak?
- Dwie z nich. Jedna zostanie z tobą.
Wspomniane kobiety się roześmiały.
- Jeszcze czego – powiedziały unisono.
Gwen uniosła podbródek, patrząc na niego.
- Nie pomogą ci beze mnie. Ciągle chcesz mnie zostawić?
- Tak – Bez wahania.
Mroczny Szept
212 |
S t r o n a
Jak może to robić? Jak, skoro pracował tak ciężko, żeby zdobyć ich
pomoc? Gula rosła w jej gardle, paląca jak kwas.
- Chcesz wygrać swoją wojnę? W końcu? Bo możesz. Z nami, z nami
wszystkimi, możesz.
Cisza. Cisza, która sprawiła, że poczuła się jakby była karmiona
rozczarowaniem, żalem i smutkiem, jedna zjełczała łyżeczka po drugiej.
- Gwen – powiedziała Taliyah, tym razem ostro. – Chodź.
Czując się zdradzona, odwróciła się od Sabina i podążyła za
siostrami.
Mroczny Szept
213 |
S t r o n a
Rozdział 21
Rozdział 21
Rozdział 21
Rozdział 21
W Chicago było chłodno i tylko trochę wietrznie. Ale wciąż słońce
było świecącym okiem, śledzącym każdy krok Gideona. Ale podobały
mu się wieżowce i bliskość wody, jedno dawało mu poczucie bycia w
wielkim mieście, drugie plażę. Dwa najlepsze ze światów.
Razem z innymi wojownikami był tu od kilku dni, ale dopiero teraz
znaleźli placówkę, której szukali. Jakoś mijali ją, wciąż i wciąż. Może
dlatego, że numer był zdjęty, a może dlatego otaczające ją budynki były
dokładnie takie same. Cienkie i wysokie, przynajmniej
czternastopiętrowe, dwa kwadratowe okna na każdym piętrze.
Pomimo faktu, że budynek był tak dobrze ukryty, nie powinni go
ciągle mijać. Sprawiało to, że zastanawiał się czy nie tkwiło w tym coś
więcej niż tylko „może”. Coś jak magia.
Może ochronne zaklęcie? Przez lata spotkał kilka wiedźm i wiedział,
że to potężna rasa. To, dlaczego któraś miałaby chcieć pracować z
Łowcami, było poza jego pojmowaniem.
W końcu, wymyślili genialny plan, by zostawić Luciena tutaj samego,
w duchowej postaci, czekającego aż Łowca koło niego przejdzie.
Skutkiem tego kolejne opóźnienie – Łowcy nie są łatwi do dostrzeżenia,
ich ubrania są normalne, broń ukryta – więc Lucien śledził wielu ludzi.
Jego wysiłek się opłacił, gdy dostrzegł człowieka wchodzącego do
budynku, którego żaden z nich nie zauważył – a jeśli nawet, to nie
pamiętali. Śmierć oznakował budynek odrobiną swojej krwi, coś, za
czym Anya mogła podążyć z zamkniętymi oczyma.
Teraz każdy był rozstawiony po przeciwnej stronie ulicy, ukryci na
budowie i wpatrując się przez grube, drewniane belki, jak krzątający
się za nimi pracownicy. Kilku ludzi miało na tyle odwagi, żeby kazać im
odejść. Pachnąca różami, błyszcząca w niepasujących do siebie oczach
hipno-sugestia Luciena i wszyscy o nich zapomnieli. Gideon mógł
krzyczeć, a oni by nawet nie mrugnęli.
Gideon chciałby takiej mocy. Albo może takiej super wściekłości jak
u Maddoxa, który mógł rozedrzeć świat na strzępy, tylko dlatego, że był
wkurwiony. Albo czytania w ludzkich umysłach, jak Amun. Albo
cieszenia się cięciem, chlastaniem i ranieniem, jak Reyes. Albo nawet
pieprzenia się jak królik, jak Parys. Albo latania, jak Aeron. Albo
Mroczny Szept
214 |
S t r o n a
wiecznego wygrywania, jak Strider. Albo… mógł wymienić zdolność
każdego Lorda Świata Podziemnego. Nawet Cameo, wcielenie Boleści.
Mogła słowem opustoszyć pokój. Mogła posłać dorosłych mężczyzn na
ziemię, szlochających jak dzieci.
Co mógł zrobić Gideon? Mógł kłamać. To było do bani. (To nie
kłamstwo.) Nie mógł powiedzieć kobiecie, że jest piękna, chyba, że była
brzydka. Nie mógł powiedzieć przyjaciołom, że ich kocha. Mógł im tylko
powiedzieć, że ich nienawidzi. Nie mógł powiedzieć Łowcom, że są
skurwielami. Mógł im powiedzieć, że są ciasteczkami. Mówiąc o
koszmarze – który oczywiście mógł nazwać tylko spełnionym snem.
Czasami myślał, że jest jedynym wojownikiem zachwyconym swoją
klątwą. Nie było nic złego w noszeniu w sobie demona. Nic złego w
cieszeniu się tym, byciu zadowolonym, że nie jesteś sam – nie żeby jego
demon z nim rozmawiał, tak jak demony innych ze swoimi nosicielami.
Nie, on był bardziej… obecnością na tyle umysłu. Nie było nic złego w
cieszeniu się z bycia bardziej potężnym. Ale do cholery, czy bogowie by
się pochorowali dając mu Wściekłość albo Koszmar? Okej, teraz
Koszmar byłby cholernie fajny. Możliwość zmienienia koszmarów
Łowców w rzeczywistość byłaby słodkim niebem.
Nagle targnęła nim tęsknota i zamrugał ze zdziwienia. Tęsknota? Za
czym? Za zdolnością? Czy za samym demonem?
Gideon przegnał dziwne odczucie. Nie wiedział nawet czy Koszmar
był w puszcze – znów uderzenie tęsknoty.
- Obserwujemy to miejsce od godziny i nie było najmniejszego ruchu.
Myślę, że jest opuszczone – powiedziała Anya i był rzadki ślad
zmieszania w jej głosie. – Ale czuję chaos. Cholernie dużo chaosu –
Chaos był najsilniejszym źródłem jej siły i jeśli ktokolwiek mógł go
rozpoznać, była to piękna bogini.
- Nie możliwe, żeby miały z tym coś wspólnego wiedźmy i ich zaklęcia
– odparł Gideon.
Anya sapnęła.
- Wiedźmy. Oczywiście. Czemu o tym nie pomyślałam? Spotkałam
się z nimi parę razy przez lata. Mówiąc o osobach nadużywających
mocy – mruknęła. – Ciekawe jak się będą czuły, kiedy ja nadużyję
mojej i użyję ich czarnych serc, jako naszego nowego stolika.
- Może powinienem wejść do środka jak duch – odezwał się Lucien.
Byłby niewidzialny dla każdego i mógłby sprawdzić jak się sprawy
mają, bez ryzyka bycia dostrzeżonym.
- Nie. Rozmawialiśmy o tym – zareplikowała bogini z determinacją.
Potrząsnęła głową. Gideon stał po jej prawej stronie i poczuł jedwabiste
Mroczny Szept
215 |
S t r o n a
muśnięcie jej włosów. – Coś niezdrowego jest w tym budynku i nie
wiem czy chcę, żeby twój duch tam wchodził. A skoro wiedźmy mogą
być zamieszane… do diabła, nie.
Gideon uwielbiał kobiety i teraz stwierdził, że skóra mu się rozgrzała
na dotknięcie jej włosów. Ostatni raz był z kobietą kilka godzin po ich
powrocie z Egiptu. Kobiety w Budapeszcie wiedziały, w jakimś stopniu,
że on i inni Lordowie byli inni. Byli nazywani „aniołami”. Nie musiał
mówić, tylko kiwnął palcem i ta jedna podbiegła. Ale nie wystarczała by
ukoić tkwiący w nim ból. Nigdy nie wystarczały.
- Więc zostańmy tu, nie robiąc nic – powiedział. Co znaczyło, idźmy
tak, niech strzelają pistolety i przyjaciele to wiedzieli. Byli obeznani z
Mową Gideona. Musieli być.
Jeśli wypowiedziałby pojedynczą prawdę, jakakolwiek, zapłonąłby
ostrym bólem. Bólem dużo gorszym niż jedna osoba mogła znieść. Jak
noże ociekające kwasem, pokryte solą i polane trucizną wepchnięte w
jego wnętrzności i przeciągnięte przez całą drogę od mózgu do stóp i
tak bez końca.
- Nie przetrwaliśmy wybuchu bomby chwilę temu – dodała, bo tak,
przetrwali. Tylko kilka miesięcy minęło od wydarzenia a ciągle pamiętał
szok i ból. Ale chętnie przeszedłby to jeszcze raz. Zbyt długo minęło
odkąd wbił ostrze albo postrzelił wroga. – Więc możemy być cholernie
pewni, ze nie przetrwamy wszystko inne, co w nas rzucą. Nawe
zaklęcia.
Gideon był dowodem, że Lordowie mogą przetrwać każde gówno i
wyjść z tego z uśmiechem. Kiedyś Łowcy złapali go i uwięzili. Następne
trzy miesiące jego życia były torturą. Dosłownie. Wolałby się smażyć w
piekle niż ponownie doświadczyć szturchania, badania i pobicia, które
miało go doprowadzić na skraj śmierci, tylko po to żeby się uleczył i
znów był bity.
Sabin go znalazł i uratował, właściwie wyniósł na własnych plecach,
bo Gideon nie mógł chodzić. Ucięli mu stopy i patrzyli jak się
regenerowały. Może dlatego Gideon tak bardzo kochał wojownika.
Zrobiłby dla niego wszystko. Zabiję kilku Łowców dla niego. To, że
Sabina tu nie było, kiedy szef żył dla takiego gówna…
Był pewien, że to wina Harpii. Nigdy jeszcze Sabin nie miał takiej
obsesji na punkcie kobiety, ignorując obowiązki. Gideon ciszył się, że
przyjaciel znalazł kogoś, ale nie był pewien, co to znaczy dla ich wojny.
- Mam pomysł – powiedział Strider. Strider zawsze miał pomysły.
Skoro zwycięstwo było dla niego koniecznością, często planował i
układał strategie godzinami, dniami, tygodniami przed bitwą. – Ashlyn
Mroczny Szept
216 |
S t r o n a
znalazła nieśmiertelne dla Łowców. Do diabła, pewnie znalazła dla nich
wiedźmy. Wiec musimy sobie też jakąś znaleźć. Nasza wiedźma odbije
każdy czar tamtych, jeśli to z czarem mamy do czynienia i boom,
zwycięstwo.
- Czas nie jest naszym przyjacielem. Musimy wydostać te dzieci z rąk
wrogów. Musimy wrócić do poszukiwania puszki – odparł Lucien.
- Ale, dziecino – odezwała się Anya, było zmartwienie w jej głosie.
- Nic mi nie będzie, kochanie. Wygrałem twoje serce, więc mogę
zrobić wszystko – pocałował ją, przeciągając to mimo pośpiechu w
głosie, zanim zniknął kompletnie. Ludzcy pracownicy kręcili się wokół
nich, nieświadomi. Jeśli widzieli lub słyszeli wojowników, nie dali tego
po sobie poznać.
Anya westchnęła, z rozmarzeniem.
- Bogowie, ten facet jest moim paliwem.
Reyes zachichotał.
Strider przewrócił oczyma.
Amun pozostał stoicki, jak zawsze.
Nie, nie stoicki, pomyślał Gideon. Ale było w nim coś mrocznego.
Linie napięcia rozchodziły się od ciemnych oczu i ust. Ramiona były
sztywne, mięśnie po napinane. Ostatnia wycieczka w umysł Łowcy w
piramidzie musiała naprawdę go wykończyć.
Gdyby Gideon mógł cokolwiek dla niego zrobić, zrobiłby to. Kochał
cichego giganta. Nikt nie był życzliwszy, nikt bardziej się nie troszczył.
Kiedy Gideon zdrowiał po ucięciu stóp, Amun był jedynym, który
przynosił mu jedzenie, upewniał się, że jego bandaże są czyste i nawet
wynosił go na świeże powietrze.
Nie wiedząc, co innego mógłby zrobić, zamienił się miejscem z
Striderem, tak że teraz stał koło Amuna i klepnął wielkiego faceta w
plecy. Amun nie spojrzał na niego, ale usta zadrżały mu w lekkim
uśmiechu.
- Szybko, niech mnie ktoś zacznie rozpraszać – odezwała się Anya. –
Nudzę się.
Wszyscy jęknęli. Znudzona Anya to kłopotliwa Anya. Ale Gideon znał
prawdę. Ciągle słyszał zmartwienie w głosie bogini. Nie lubiła być
oddzielona od Luciena.
- Nie możemy zagrać w Jak Zabiję Łowców – zasugerował.
- Dźgnę im – odparł Reyes natychmiast, okrutny błysk pojawił się w
ciemnych oczach.
- Postrzelę ich – odparł Strider. – W genitalia.
Mroczny Szept
217 |
S t r o n a
- Złamię im karki – dodała Anya, zacierając dłonie. – Potem pozwolę
im patrzeć jak odcinam im interesy – Zrobiłaby to. Każdy, kto groził
Lucienowi trafiał na jej listę Trzeba Torturować.
Rozlegał się symfonia chichotów.
Tyle, jeśli chodzi o próbowanie bycia życzliwym dla Anyi. On zawsze
wszystko robił na odwrót.
- Wiem co możemy zrobić – odezwał się Reyes. Zwykle miał sztylet w
każdej dłoni i ciął się, gdy mówił. Nie dziś. Nie, gdy był oddzielony od
Daniki. Często powtarzał, że to wystarczająco bolesne. – Załóżmy się,
jak Sabin poradzi sobie z Harpią.
- Facet ma jaja, trzeba przyznać – odparł Strider. – Gwen jest śliczna,
ale każdy kto może tak rozedrzeć gardło… - zadrżał.
- Hej! – Bogini spojrzała na nich z ukosa. – To nie wina Gwen. Nie
żebym uważała, że jest coś złego w rozrywaniu gardeł Łowcom. W
każdym razie, z tego co słyszałam była przestraszona. Nie straszysz
Harpii i żyjesz, żeby się tym chwalić. To jedna z pierwszych rzeczy,
jakiej uczą w ich szkole. Cała rasa z natury uwielbia przemoc. To
znaczy, spotkaliście siostry Gwen, prawda?
Tym razem wszyscy zadrżeli.
- Sabin jest szczęśliwym skurwielem – powiedział Gideon.
Spojrzała na niego, ale jej spojrzenie nagle stało się oszołomione,
jakby widziała przez niego. Popłynęła od niej fala mocy, owijając się
wokół niego, ściskając. Gdy się skupiła, rozkwitł uśmiech.
- Lepiej uważaj – powiedziała. – Twoim losem jest kochać kobietę
dużo gorszą niż Harpia. Bogowie się bawią w ten sposób.
Ciepło odpłynęło z jego policzków i zacisnął pięści.
- Wiesz coś? – Była boginią i miała źródła informacji, do jakich oni
nie mieli dostępu.
- Może – odparła ze wzruszeniem ramion.
- Nie ośmielaj się mi mówić! – Kochał kobiety. Ale ostatecznie wziąć
jedną, kiedy jedna nigdy naprawdę go nie satysfakcjonowała? Do
diabła, nie. Jego życie było pełne przemocy, potrzebował czegoś
ekstremalnego, żeby wypchnęło go za krawędź. Kiedy jego partnerki
pytały go jak go zadowolić, musiał powiedzieć coś przeciwnego. O ile
gorzej by było gdyby utknął z jedną kobietą? Nigdy nie uprawiałby
seksu, jakiego pożądał, nawet przypadkiem.
- Powiedziałabym ci, gdybym widziała.
Kłamała. Wiedział to. Kłamstwo było jej pasją. Jak Lucien ją znosił?
Hej chwileczkę, pomyślał, zdegustowany.
Mroczny Szept
218 |
S t r o n a
Nagle Lucien się zmaterializował, jego pobliźniona twarz była
zmieszana, gdy go otoczyli.
- To miejsce jest umeblowane, ale opuszczone. śadnych papierów,
ale widziałem ubranie. W rozmiarach, jakie noszą dzieci. Musieli odejść
w pośpiechu.
Zamierając, Strider potarł skronie.
- To znaczy, że się spóźniliśmy, nasza podróż na nic.
- Są dziwne znaki na ścianach – dodał pobliźniony wojownik. – Nie
mogłem ich odszyfrować. Chcę was przenieść za jednym razem, jeśli
zewnątrz jest nadal monitorowane, nie dostrzegą nas. Pewnie ktoś z
nas widział już te znaki i będzie wiedział, co znaczą.
Nie zajęło długo. Po pięciu minutach byli w budynku. Gideon chwiał
się od zawrotów głowy – przenoszenie się jest do bani – Strider śmiał,
Reyes był blady i obejmował brzuch dłońmi, Anya tańczyła po pustym
pokoju, Amun znów wpatrywał się w przestrzeń.
- Tędy – powiedział Lucien.
Zeszli na dół wąskimi korytarzami, ich kroki odbijały się echem.
Gideon przesunął palcem po ścianie. Była pomalowana obrzydliwym
szarym. To był kolor jego celi, gdy został schwytany. Jedynym meblem,
jaki mu dano było łóżko i uchwytami na nadgarstki i kostki.
Złe wspomnienia. Nie lubił podążać tą ścieżką w umyśle, chyba że
był w środku bitwy. Pomagały kanalizować wściekłość. Rozejrzał się
wkoło. Było tu wiele sypialni. Cóż, wyglądały bardziej jak baraki, z
piętnastoma łóżkami. Było też coś, co wyglądało na klasę lekcyjną.
Lewo, prawo, prawo, lewo i weszli do Sali gimnastycznej. Wszyscy się
pilnowali. Jedna ściana była pokryta lustrami z uchwytem. Do…
baletu? Oczywiście, pomyślał po chwili. Zabójcy są bardziej efektywni,
gdy są elastyczni.
Trzy ściany były szare, jak na korytarzu. Ale ostatnia była
pomalowana w wiele kolorów. Gideon nie mógł wypatrzeć pojedynczego
obrazu, tylko ostre, postrzępione linie i zamaszyste łuki. To był
bałagan.
- Śliczne – wymamrotał.
- Jest też zaklęciem, jak podejrzewamy – odparła Anya.
Ciała zamknęły się wokół niego. Palce przebiegały po powierzchni,
oczy przemykały, szukając wzoru.
- Widziałem to wcześniej – odezwał się Reyes mrocznym głosem. – W
książce, której użyłem, żeby dowiedzieć się więcej o Anyi.
Mroczny Szept
219 |
S t r o n a
Gdy Anya do nich na początku przyszła, nie wiedzieli czy chce ich
skrzywdzić. Nie ich wina. Kobieta słynęła z kłopotów, jakie powodowała
przez wieki.
- Och, Bóluś. Twoje zainteresowanie ciągle mi pochlebia, ale
naprawdę, ale przestań. Jestem zajęta. Teraz o zaklęciu. Ewidentnie
użyli starego języka. Dodali też coś od siebie i teraz mam kłopot z
rozszyfrowaniem tego. To coś znaczy „mroczny”, to znaczy „moc”, a to…
„bezradny, tak sądzę.
- Nie chcę stąd iść teraz – powiedział Gideon, nagle czując
ostrzegawczy dreszcz przebiegający po kręgosłupie. Niebezpieczeństwo
było w pobliżu.
Reyes westchnął.
- Kłamstwa już działają mi na nerwy.
- Dbam o to. Naprawdę – odparł Kłamstwo sucho. – Serce mi krwawi
przez ciebie. I jak wiesz, nie mogę kłamać, tak jak ty nie możesz się
ciąć.
Kolejne westchnienie.
- Przepraszam. Powinienem odpuścić. Kłam ile chcesz.
- Nie będę.
Strider wybuchnął śmiechem i klepnął go w ramię.
Gideon wiedział, że jest irytujący. Był. Ale nie mógł przestać.
Nagle Anya, która mamrotała pod nosem, czytając, sapnęła.
- O, bogowie – Jeden krok, dwa, cofnęła się od ściany. Drżała, a w
tygodniach, przez które Gideon ją znał, przez bitwy, które stoczyli,
nigdy nie widział tej odważnie kobiety drżącej. – Przenieś nas, Lucien.
Teraz. Wszystkich, jeśli to możliwe.
Lucien się nie zawahał, nie marnował czasu na pytanie dlaczego.
Podszedł do niej i objął, najwyraźniej zamierzając przenieść ją pierwszą
– bo czy o tym wiedziała czy nie, nie mógł transportować więcej niż
mógł dotknąć. Ale było za późno. Ciemne, metalowe cienie opadły w
dwóch oknach pokoju, odcinając światło.
W dół korytarza, mógł usłyszeć inne cienie zamykające się na
oknach.
Gideon obrócił się, wyciągając sztylety. Chciał coś ciąć, ale było tak
ciemno, że nic nie widział, nawet przyjaciół. Nie chciał ciąć
niewłaściwej osoby.
- Lucien – krzyknęła Anya.
- Jestem tu, dziecino, ale nie mogę się przenieść. Nie mogę zmusić
swojego ciała do dematerializacji – Lucien jeszcze nigdy nie brzmiał tak
Mroczny Szept
220 |
S t r o n a
ponuro. – To jakby jakaś magnetyczna osłona uwięziła moją duszę w
ciele.
- To właśnie jest – odparła Anya. – Magia. Aktywowałam zaklęcie
odczytując je na głos.
Nastała złowroga cisza, kiedy wszyscy to rozważali. Zrozumienie
uderzyło Gideona, praktycznie go dusząc.
- Co znaczy ten wzór? – zapytał w końcu Strider.
- Większość jest zaklęciem, zamykającym nas w ciemności,
odbierając moce, zostawiając ciała bezradne. Ale ostatnie linijka jest
wiadomością dla nas wszystkich. Pisze tam: Witajcie w piekle,
Lordowie Świata Podziemi. Zostaniecie tu póki nie umrzecie.
Mroczny Szept
221 |
S t r o n a
Rozdział 22
Rozdział 22
Rozdział 22
Rozdział 22
Pierwsza kobieta, jaką Aeron znalazł dla Parysa już z nim spała. Nie
żeby Parys wiedział to patrząc na nią. Brak odpowiedzi jego ciała go
odrzucił. Więc wróciła do miasta. Od opętania przez demona, Parys
zrobił się twardy dla tej samej kobiety dwukrotnie tylko raz. I ta
właśnie kobieta umarła i nie mogła być odrodzona. Przeze mnie.
Druga kobieta, jaką Aeron znalazł dla przyjaciela też nie przeszła. Z
tego samego powodu. Trzecia była turystką, nową w mieście i na
szczęście jej ścieżki nie skrzyżowały się jeszcze z wojownikiem. Aeron
porwał ją prosto z pokoju hotelowego, kiedy spała, więc jego
wytatuowana twarz i nieludzkie skrzydła nie przestraszyły jej. Obudziła
się koło Parysa i kiedy rzuciła okiem na piękną twarz, wskoczyła na
pokład by odbyć jazdę swojego życia.
Dziś, Aeron leciał do miasta z przyjacielem. Koniec z noszeniem
kobiet w tę i z powrotem. To było marnowanie czasu. W ten sposób,
Parys sam mógł wybrać kobietę, którą chciał, a Aeron doprowadzał ją
efektywnie do niego. Oboje mogli się zabawić w apartamencie Gilly,
najbezpieczniejszym miejscu, jakie znał Aeron, odkąd Torin
zabezpieczył budynek dla przyjaciółki Daniki. Aeronowi nie podobało
się, że wyprowadziła się z fortecy – była zbyt krucha, zbyt płocha – ale
wojownicy ją przerażali, a czas tego nie zmieniał. Gniew zabierał ją do
kawiarni, jeśli mu pozwoliła i dotrzymywał towarzystwa, gdy czekali.
Doskonały plan. Cóż, tak doskonały, jak tylko mógł być.
Gdyby tylko Parys i Harpie się dobrali. Ale Rozpusta tylko spojrzała
na piękne kobiety i stwierdziła, że „za dużo zachodu”. Aeron
przypuszczał, że zna to uczucie. On sam nie cieszył się kobietą od stu
lat i nie będzie przez kolejną setkę. Jeśli w ogóle. Jak powiedział
Legion, były zbyt słabe, zbyt łatwe do zniszczenia, kiedy on pewnie
będzie żył wiecznie.
Nie był pewien czy przeżyłby ponownie patrzenia, jak umiera ktoś,
kogo kochał.
Mówiąc o kochanych, czy Legion wróciła z piekła? Czy była w
niebezpieczeństwie? Nie była szczęśliwa, dopóki nie była z Aeronem, a
on nie czuł się kompletny, póki nie siedziała na jego ramionach.
Mroczny Szept
222 |
S t r o n a
Tak zwany anioł nie odwiedził go od pary dni. Miał nadzieję, że
zniknęła na zawsze i Legion będzie mogła wrócić.
Obrócił się w lewo, delikatnie skręcając. Róże i fiolety zdobiły niebo,
doskonale otaczając słońce. Wiatr opływał mu skórę głowy, choć jego
włosy były zbyt krótkie by na nim powiewać. Chociaż włosy Parysa
uderzały go w policzki. Wojownik spoczywał przy jego piersi, z
ramionami wokół jego pleców, pod skrzydłami.
Leciał wolno i trzymał się cieni, poza widokiem.
- Nie chcę tego robić – powiedział Parys płaskim głosem.
- Szkoda. Potrzebujesz tego.
- Co z tobą? Będziesz teraz moim alfonsem?
- Jeśli muszę być. Słuchaj, znalazłeś kobietę, z którą mogłeś spać
więcej niż raz. Na pewno możesz znaleźć następną. Po prostu musimy
poszukać.
- Niech cię cholera! To jak mówienie facetowi, któremu ucięto rękę,
że utniesz dla niego rękę komuś innemu. To nie będzie to samo. To nie
będzie ten sam kolor, ta sama długość. Nic nie będzie tak doskonałe
jak tamta.
- Więc poproszę Kronosa, żeby oddał Siennę. Powiedziałeś, że jej
dusza jest w niebiosach, tak?
- Tak – oszczędna odpowiedź. – Powie nie. Powiedział, że miałem
wybór i jeśli nie wybiorę jej, upewni się, żeby nigdy nie wróciła na
ziemię. Pewnie już ją zabił. Znowu.
- Mogę wśliznąć się do niebios. Poszukać jej.
Nastąpiła długa pauza, jakby Parys to rozważał.
- Możesz zostać złapany, uwięziony. Wtedy moje poświęcenie
poszłoby na marne. Po prostu… zapomnij o Siennie.
Problem w tym, że Aeron nie mógł zapomnieć póki Parys tego nie
zrobi. Będzie musiał to rozważyć, zdecydować, jak postępować.
Wszystko co wiedział to, że chciał przyjaciela z powrotem. Radosnego,
dbającego o wszystkich wojownika, który miał zawsze dla wszystkich
uśmiech.
- Miasto jest dziś zatłoczone – zauważył, mając nadzieję zmienić
temat na bezpieczniejszy.
- Tak.
- Ciekawe co się dzieje – W chwili, gdy to powiedział, doświadczył
dreszczu strachu. Ostatnio, gdy był taki tłum, przybyli Łowcy. Przyjrzał
się ludziom poniżej uważniej, szukając znaku wskazującego łowców.
Tatuaż nieskończoności. Ale ci ludzie nosili zegarki i nie mógł dojrzeć
ich nadgarstków. Poza tym, jak znał Łowców – tak dumnych ze swoich
Mroczny Szept
223 |
S t r o n a
piętn – wiedział, że zaczęli je ukrywać, znacząc się nimi w innym
miejscu. To było cwane. - Przykro mi, ale musimy wrócić do fortecy.
- Dobrze.
Aeron był uzbrojony i nigdy nie przeszkadzało mu bronienie się, ale
był z nim Parys. Parys, który był ciągle skołowany przez te góry
ambrozji, więc bardziej byłby ciężarem niż pomocą.
- Czekaj. Stój! – Wojownik stężał przy nim, a jego głos był
niedowierzający, pełen nadziei i ociekający zdziwieniem.
- Co?
- Myślę, że widziałem… Myślę… Sienna – Wymówił jej imię jak
modlitwę.
- Jak to możliwe? – Aeron rozejrzał się po ziemi. Było tam zbyt wiele
twarzy, poruszających się zbyt szybko, nie mógł odróżnić jednej od
drugiej. Ale jeśli Parys widział Siennę, jeśli jakimś sposobem znów żyła,
więc na pewno byli tu Łowcy. – Gdzie?
- Wróć. Wracaj. Zmierzała na południe – Było tyle ekscytacji w głosie
Parysa, że Gniew nie mógł odmówić.
Pomimo niebezpieczeństwa, zawrócił. Chciał rzucić ostrzeżenie: nie
wzbudzaj w sobie nadziei, ale ni mógł. Dziwniejsze rzeczy się zdarzały.
Nagle Parys się szarpnął.
- Znajdź schronienie – mruknął. Teraz!
Aeron poczuł cos ciepłego i wilgotnego pod dłonią, gdzie obejmował
Parysa w pasie. Wtedy fala strzał przebiła mu skrzydła, rozdzierając
błony. Jego ręce i nogi były następne, mięśnie rozdarte, nacięte kości.
Gdy szarpnął się z bólu, zaświtało zrozumienie. Łowcy rzeczywiście tu
byli i zauważyli ich. Pewnie obserwowali i czekali na taką szansę.
Moja wina, pomyślał. Znowu. Zaczął spadać… spadać… wirując i
obracając się. Roztrzaskując się.
* * *
Torin oparł się na krześle, ręce zakładając za głowę, stopy opierając
na biurku. Był tu przyklejony od paru dni, ledwie odchodząc by zjeść,
wziąć prysznic albo, do diabła, żyć. Cameo nie przyszła się z nim
zobaczyć od nocy po powrocie i może tak było najlepiej. Nie mógł się
skoncentrować, gdy była w pobliżu a miał więcej do zrobienia niż
zwykle.
Utrzymywał wojowników dobrze uposażonych, pogrywając akcjami i
obligacjami. Monitorował otoczenie, strzegąc przed intruzami.
Mroczny Szept
224 |
S t r o n a
Przygotowywał podróże. Poszukiwał i prowadził do puszki Pandory,
artefaktów lub Łowców. Nawet przeglądał strony z wiadomościami,
szukając wieści skrzydlatym facecie. Vel Galenie. Według informacji
Torina, tylko Galen i Aeron mieli skrzydła.
Torin nie miał nic przeciwko tak wielu zajęciom, bo miał na to czas –
nigdy nie opuszczał fortecy. Gdyby to robił pewnie zabiłby wszystkich
na świecie. Takie dramatyczne, pomyślał sucho. Ale prawdziwe. Jeden
dotyk jego skóry na czyjejś innej był wszystkim, co było potrzebne do
wywołania plagi. Ostatnio, gdy się zaczęła, dzięki Łowcom, miała
miejsce w Budapeszcie. Na szczęście została powstrzymana przez
lekarzy nim narobiła zbyt wiele szkód.
Ale, och, chciał dotknąć Cameo. Zrobiłby wszystko, żeby mieć na to
szansę. Wywołał jej obraz w wyobraźni. Mała, smukła, te długie ciemne
włosy i te smutne szare oczy.
Po raz tysięczny tego dnia zastanowił się czy ciągle by jej chciał,
gdyby mógł wybierać wśród kobiet. Czy ciągle by jej chciał, gdyby mógł
dotykać każdego, kogo chciał? Iść do miasta, gdy chciał? Jako
mężczyzna, taa, chciał jej. Była piękna, mądra, zabawna, jeśli nie
zwracać uwagi na jej samobójczy głos. Ale coś stałego? Nie wiedział.
Ponieważ… jego wzrok przywarł do monitora po lewej.
Często o tej porze mógł dojrzeć piękną kobietę idącą przez miasto.
Długie, czarne włosy, egzotyczne oczy, które w jednej chwili były jasne
w następnej szkliste. Zatrzymała się, uśmiechnęła, zmarszczyła brwi i
znów ruszyła. Gdy pieścił ją wiatr, Torin dojrzał ślad… spiczastych
uszu? Czy je widział czy nie, na widok tych uszu stwardniał jak skała.
Poczuł dziwną potrzebę polizania ich.
Nosiła t-shirt z napisem „Rusałka NPZ Dom Zabawy” i miała
słuchawki w uszach. Czy była rusałką? Szybkie poszukiwanie w
Google i zrozumiał, że to – ona? – był jakiś rodzaj Nieśmiertelnych Po
Zmroku. Interesujące. Bo niczego bardziej nie chciał niż dobrać się do
niej po zmroku.
Jakiej muzyki słuchała? Osądzając po ruchu głosy, czegoś szybkiego
i mocnego. Skąd była? Jaka była? Pyszna, założę się…
śądza skierowana ku dziwnej kobiecie wstrząsnęła nim, sprawiając,
że te pytania o Cameo zawirowały w nim. Jeśli mógł pożądać innej, nie
kochał Cameo. A jeśli jej nie kochał, czy to było okrutne z jego strony,
że się przy niej kręcił? Czy mógł ją zranić? Albo siebie?
Nigdy nie będzie zdolny jej dotknąć, a biorąc pod uwagę jak pełna
pasji była, pewnie weźmie mężczyznę, który mógł to zrobić. Nigdy
wcześniej nie musiał się zastanawiać nad takimi rzeczami, bo nigdy nie
Mroczny Szept
225 |
S t r o n a
był z kobietą. Nawet przed opętaniem. Był wtedy zbyt zajęty, zbyt
zaaferowany swoją pracą. Może powinien dołączyć do Anonimowych
Pracoholików, pomyślał sucho. Musiał być jedynym wielotysięco-letnim
prawiczkiem w historii.
Jeden z monitorów zamrugał i włączył szczegółowy skan. Nic
niezwykłego. Również ani śladu spiczastouchej brunetki. Nawiedziło go
pytanie: gdyby Cameo nie obawiała się zarażeniem człowieka
niewypowiedzianą boleścią, czy wybrałaby innego mężczyznę?
Na myśl o nie z innym, nie poczuł uderzenia zazdrości, jak powinien
zajęty samiec. Okej, więc było kolejne potwierdzenie. Mimo tego jak ją
uwielbiał, seksualnie pożądał, mimo tego, że nie mógł się jej oprzeć,
gdy wchodziła do jego pokoju, nie wybrałby jej w innych
okolicznościach.
Cholera. Co za rodzajem kretyna był?
Po prawej, rozbłysło błękitne światło. Torin obrócił się ku niemu,
strach ścisnął brzuch. Kronos.
Upewnił się, gdy światło zbladło i król bogów stanął na środku jego
sypialni.
- Witaj ponownie, Zarazo – rozległ się majestatyczny głos. Biała szata
była udrapowana na jednym ze zwodniczo krucho wyglądających
ramionach i spływała do kostek. Na stopach miał skórzane sandały.
To, co zawsze uderzało Torina to zakrzywione, szponiaste paznokcie u
nóg nieśmiertelnego. Po prostu nie pasowały do szlachetności starego
jak świat mężczyzny.
- Wasza wysokość – Torin nie wstał, mimo że wiedział, że Kronos
tego oczekuje. Ten bóg miał już za wiele władzy na nim i jego
przyjaciółmi.
- Czy szukałeś opętanych więźniów, jak rozkazałem?
Torin przyjrzał mu się uważniej. Było coś innego w bogu. Chyba
wyglądał… młodziej. Jego srebrna broda nie była tak gęsta jak zwykle i
były kosmyki blond przemieszane z jego białymi włosami. Jeśli
niebiański suweren poszedł na botoks i zrobił pasemka, powinien też
znaleźć czas na pedicure.
- Więc?
Chwila. Co Kronos chciał wiedzieć? Och, tak.
- Niektórzy wojownicy ich szukają.
Mięsień napiął się na szczęce króla.
- Niewystarczająco dobre. Chcę, żeby inni opętani mężczyźni i
kobiety zostali znalezieni tak szybko jak to możliwe.
Mroczny Szept
226 |
S t r o n a
Cóż, Torin chciał dotknąć skóry kobiety bez zabicia jej, albo jak w
przypadku nieśmiertelnych, rujnowania reszty ich niekończącej się
egzystencji. Nie zawsze dostaje się to, czego się chce, prawda?
- Mamy teraz trochę zajęte ręce.
Srebrne oczy się zmrużyły.
- Więc je opróżnijcie.
Jakby to było łatwe.
- Nie pomogłoby, gdybym miał cały czas świata. Niektóre imiona
zostały usunięte z listy, więc nie ma szansy znaleźć ich wszystkich.
Cisza, a potem:
- Ja je usunąłem. Nie potrzebujecie tych imion.
Oookej.
- Dlaczego?
- Tak wiele pytań, demonie. Tak mało działania. Znajdź opętanych
albo narazisz się na mój gniew. To wszystko, co musisz wiedzieć. Nie
proszę o niemożliwe. Dałem wam imiona, jakich potrzebujecie. Teraz
wszystko, co musicie zrobić, to ich znaleźć. Możecie ich zidentyfikować
po wytatuowanych motylach – Na koniec głos boga był suchy. Niemal…
rozbawiony.
Znów, jakby to było proste.
- Tak właściwie, to dlaczego motyle? – mruknął, wiedząc, ze nie ma
sensu się kłócić. Nikt nie był bardziej uparty niż Kronos. Ale wiedział
też, że Kronos potrzebuje go do znalezienia i powstrzymania Galena.
To, czego nie wiedział – czego nikt nie wiedział – to, dlaczego król
bogów nie mógł zrobić tego sam.
- Z wielu powodów.
- Rozluźniam mój czas, jak rozkazałeś, więc mam dość wolnego by
wysłuchać tych powodów.
Bóg zacisnął szczękę.
- Wiedzę, że niektórzy uważają, że są bardziej przydatnie niż w
rzeczywistości.
- Proszę o wybaczenie – wycedził przez zaciśnięte zęby. – Jestem
wolniejszy niż powolny, niczym, niepotrzebny, bezużyteczny.
Kronos skłonił głowę, zgadzając się.
- Skoro moje zwierzątko tak szybko nauczyło się swojego miejsca,
dostanie nagrodę. Chcesz wiedzieć o motylach. Motylami moje dzieci,
Grecy, obdarzyli was.
Torin skinął sztywno, nie ośmielając się mówić, chyba że wyrzuciłby
boga ze swojej sypialni.
Mroczny Szept
227 |
S t r o n a
- Przed waszym opętaniem, byliście ograniczani w tym, co możecie
zrobić, gdzie możecie iść. Uwięzieni w kokonie, można powiedzieć.
Teraz spójrz na siebie – Machnął ręką w kierunku ciała Torina. –
Objawiliście się, jako coś mrocznego, ale pięknego. To, dlatego
przynajmniej ja wybrałbym ten znak. Moje dzieci, cóż… - Otworzył usta
by powiedzieć więcej, zatrzymał się i przechylił głowę na bok. – Masz
kolejnego gościa. Następnym razem, gdy cię odwiedzę, Zarazo, oczekuję
rezultatów. Albo nie będę już tak pobłażliwy – Bóg zniknął i rozległo się
pukanie u drzwi.
Torin rzucił spojrzenie na monitor po lewej. Cameo pomachała mu,
jakby jego wcześniejsze myśli ją wezwały. Zepchnął Kronosa i jego
ostrzeżenia na tył umysłu. Planował pomóc królowi, ale nie będzie
skakał, gdy skurwiel powie „skacz”. Zwierzątko, rzeczywiście.
Z ciałem ciągle napiętym i gotowym po spojrzeniu na Pyszne Uszy,
wcisnął przycisk otwierający drzwi. Cameo wśliznęła się do środka,
zamykając za sobą drzwi z determinacją. Obrócił się na krześle,
przyglądając jej się z nowym zrozumieniem. Była zaczerwieniona,
śliczna i biło z niej napięcie. Ale to było wszystko. Napięcie. Potrzeba
rozluźnienia.
Nie, też by go nie wybrała.
- Pozwól, że cie o coś zapytam – powiedział, przesuwając palcami po
swoim pasie.
Jej biodra się kołysały, gdy zbliżała się do niego, a usta wygięły się w
powolnym uśmiechu.
- W porządku – Pewnie chciała brzmieć ochryple, seksownie, ale ten
jej tragiczny głos osiągnął tylko poziom Może-Się-Jednak-Nie-Zabiję.
- Dlaczego ja? Możesz mieć tu każdego mężczyznę.
To powstrzymało jej uśmiech. Potem skrzywiła się siadając na
brzegu jego biurka, poza zasięgiem, kołysząc nogami.
- Naprawdę chcesz o tym rozmawiać?
- Tak.
- To nie będzie miłe.
- A co ostatnio było?
- Więc dobrze. Rozumiesz mnie, mojego demona. Moją klątwę.
- Tak jak inni tutaj.
Owinęła palce wokół kolana.
- Znów muszę zapytać czy naprawdę tego chcesz. Szczególnie, że
moglibyśmy robić coś innego…
Czy chciał? To mogło zmienić, to co razem robili. Przyjemność dla
nich obojga. Przyjemność, której nie mógł znaleźć gdzie indziej.
Mroczny Szept
228 |
S t r o n a
- Tak. Chcę tego – Idiota. Ale, gdy widział Maddoxa z Ashlyn, Luciena
z Anyą, Reyesa z Daniką i teraz Sabina z Harpią, chciał czegoś takiego
dla siebie.
Nie, żeby kiedyś mógł to mieć. Raz próbował, około czterysta lat
temu. Wszystko, co musiał zrobić żeby to zrujnować to zdjąć
rękawiczkę i dotknąć twarzy swojej Być-Może-Kochanki – a potem
patrzył jak umiera, jak jej ciało pożera choroba, którą jej dał.
Nie mógłby znów przez to przejść.
Od tamtego czasu trzymał się z dala od wszystkiego, co związane z
kobietami.
Do Cameo. Była pierwszą kobietą, na którą spojrzał, naprawdę
spojrzał, po zbyt wielu latach do zliczenia.
Jej spojrzenie od niego uciekło.
- Jesteś tu. Nigdy nie wychodzisz. Nie zginiesz w bitwie. Mężczyzna,
którego kochała został mi zabrany, torturowany przez wroga i odesłany
w kawałkach. Nie musze się martwić, że to cię spotka. I lubię cie,
naprawdę.
Ale nie kochała go, nie tą wieczną miłością, z rodzaju Umrę-Bez-
Ciebie.
I czy to nie podsumowanie reszty jego życia?
- Więc… chcesz przestać? – zapytała miękko.
Znów spojrzał na monitor. Ani śladu spiczastouchej ślicznotki.
- A wyglądam na głupiego?
Wyrwał się jej śmiech, przeganiając smutek.
- Dobrze. Będzie jak zwykle. Prawda?
- Prawda. Ale co się stanie, gdy spotkasz mężczyznę, którego
będziesz mogła kochać?
Przygryzła dolną wargę i wzruszyła ramionami.
- Przestaniemy.
Nie zapytała go o to samo. Poza, oczywiście zmianą „mężczyzny” na
„kobietę”. Oboje wiedzieli, że on nigdy nie spotka kobiety, która
mogłaby z nim być w każdym sensie.
Jeden z komputerów zapiszczał, przykuwając jego uwagę.
Wyprostował się, rozglądając póki nie znalazł właściwego ekranu.
Gwizdnął przez zęby.
- Do diabła, zrobiłem to!
- Co? – zapytała Cameo.
- Znalazłem Galena. I, cholera, nie uwierzysz, gdzie on jest.
Mroczny Szept
229 |
S t r o n a
* * *
- Nie zostawisz mnie – powiedział Sabin Gwen. Potem do jej sióstr
dodał: - Nie zabierzecie jej ode mnie – Spędziły ostatnią godzinę
pakując swoje rzeczy – i niektóre jego – i teraz stały w foyer fortecy.
Były gotowe odejść, ale Gwen ciągle „zapominała” czegoś z jego
pokoju.
Wiedział, że Harpie chcą ją zabrać, na teraz i zawsze. Tuż przed nim
dyskutowały jak bardzo nie chcą go w pobliżu Gwen. Myślały, że
łamała zbyt wiele zasad, za bardzo miękła dla mężczyzny, który nie
stawiał jej na pierwszym miejscu swojej listy priorytetów. Nawet więcej,
nie podobało im się, że kochał się z nią na otwartym terenie, gdzie
każdy, nawet wróg, mógłby się koło niego prześliznąć.
Lubiły go, doceniały to, czego nauczył Gwen – to zostało przyznane
niechętnie – ale wciąż uważały, że nie był dobry dla Gwen.
Słyszenie jak rozmawiały, myślenie o byciu bez niej, rozpieprzało mu
głowę. Nie mógł być bez niej. Nie będzie bez niej. Nie straci jej dla sióstr
i był cholernie pewny, że nie straci jej dla wojny. Potrzebował jej.
- Zrobimy, co będziemy chciały – powiedziała Bianka, jej to ośmielał
go, żeby jej zaprzeczył. – Jak tylko Gwen znajdzie… cokolwiek to jest
tym razem… odchodzimy.
- Jeszcze się przekonamy – Jego telefon zapiszczał, sygnalizując
wiadomość. Zamierając, wyciągnął go z kieszeni. Wiadomość od Torina.
Galen w Budapeszcie. Z armią. Przygotuj się.
Cameo zbiegła w dół schodów.
- Słyszałeś?
- Taa.
- Co? – zapytały Harpie. Mimo, że planowały odejść, ciągle czuły się
włączone w jego sprawy.
- Prawdopodobnie nigdy nie wyjechał – kontynuowała Cameo, jakby
się nie odezwały. Zatrzymała się przed nim. – Pewnie był tu cały czas,
czekając, obserwując, zbierając ludzi. A teraz jest nas tylko połowa…
- Cholera – Sabin przetarł twarz twardą ręką. – Nie ma lepszej chwili,
żeby ukarać nas za to, co stało się w Egipcie. I nie zapominajmy, że
chce tych kobiet z powrotem – Włączając Gwen.
- Taa. Torin zaalarmował pozostałych – odparła. – Nie ma ich tu, są
w mieście.
- Co się, do diabła, dzieje? – zażądała odpowiedzi Bianka.
- Łowcy są tu i szykują się na bitwę – odpowiedział Sabin. –
Powiedziałyście, że będziecie dla mnie walczyć, pomożecie mi ich
Mroczny Szept
230 |
S t r o n a
pokonać. Teraz macie szanse – Najpierw musi wymyślić, co zrobi z
Gwen, gdy on – oni? – ruszą. Jeśli spróbują ja zabrać, gdy tylko on
odwróci się plecami…
Warkot narastał mu w gardle, łaskocząc krtań.
I tak, myśl o zostawieniu silnego, zdolnego wojownika za sobą była
dla niego obca. Nawet śmieszna. Zwłaszcza, że chciał posłać Gwen do
walki od początku. Ale zmienił zdanie. Jakoś, w jakiś sposób, Gwen
stała się najważniejsza w jego życiu.
Zostawił ją samą przez parę ostatnich dni, próbując zaprzeczyć
temu, że jest dla niego ważna, próbując naprostować swoje priorytety.
Nie podziałało. Stała się najważniejsza – i jego priorytetem numer
jeden.
Kane ich minął. Niósł ciągle przedarty portret Galena, który
namalowała Danika, połowę w każdej ręce.
- Co z tym robisz? – zawołał Sabin.
- Torin kazał mi to schować – nadeszła odpowiedź. – Na wszelki
wypadek.
Z rozdziawionymi ustami, Kaia chwyciła Kane’a za ramię,
zatrzymując.
- Skąd to masz? Mam nadzieję, że wiesz, że zapłacisz za podarcie
tego, ty skur… - Puściła go, krzyknęła i potarła dłoń. – Jak, do diabła,
możesz tak kopać prądem?
- Ja nie…
- Och, mój Boże – Gwen zbiegła w dół schodów, ze wzrokiem
utkwionym w portrecie. Jej skóra była blada, usta szeroko otwarte. –
Skąd to masz?
- Coś nie tak? – Sabi przeszedł przez próg, by stanąć za nią. Owinął
jedną rękę wokół jej pasa. Drżała.
Spojrzenie Taliyah przeniosło się od Gwen do portretu i z powrotem.
Ona też zbladła.
- Musimy iść – powiedziała i pierwszy raz odkąd Sabin ją poznał były
emocje w jej głosie. Strach. Zmartwienie.
Bianka ruszyła na przód i chwyciła nadgarstek Gwen.
- Nie mów ani słowa. Chodźmy stąd, do domu.
- Gwen – powtórzył Sabin, trzymając mocno. Co, do diabła, się
dzieje?
Zaczęła się wojna na uścisk, ale Gwen nawet tego nie zauważyła.
- Mój ojciec- odezwała się w końcu – słowa były tak ciche, że musiał
wysilić słuch.
Mroczny Szept
231 |
S t r o n a
- Co z twoim ojcem? – nalegał. Nigdy wcześniej o nim nie
wspominała, więc kimkolwiek był, Sabin przypuszczał, że nie był
częścią jej życia.
- Nie lubią jak o nim mówię. Nie jest taki jak my. Ale skąd to macie?
Wisiało w moim pokoju na Alasce.
- Chwila – Spojrzał na portret. – Mówisz…
- Ten mężczyzna jest moim ojcem, tak.
Nie. Nie.
- To niemożliwe. Przyjrzyj się bliżej, a zobaczysz, że się mylisz – Myl
się. Proszę, myl się. Chwycił jej ramiona i zmusił do spojrzenia na
obraz.
- Nie mylę się. To on. Nie poznałam go nigdy, ale oglądałam ten
obraz całe życie – jej ton był tęskny. – To moje jedyne połączenie z moją
dobrą stroną.
- Niemożliwe.
- Gwen! – Harpie krzyknęły jak jedna. – Wystarczy.
Zignorowała je.
- Mówię ci, to mój ojciec. Dlaczego? Co z tobą? I skąd masz ten
portret? Czemu jest podarty?
Przeszyła go kolejna fala zaprzeczenia, za nią podążał szok i dużo
wolniej akceptacja. Z akceptacją przyszła furia. Tyle furii, zmieszanej
ze strachem i zmartwieniem, które wyrażało spojrzenie Taliyah. Galen
był ojcem Gwen. Galen, jego największy wróg, nieśmiertelny
odpowiedzialny za najgorsze dni w jego długim, długim życiu, był
pieprzonym ojcem Gwen.
- Kurwa – powiedział Kane. – Kurwa, kurwa, kurwa. To do dupy.
Bardzo do dupy.
Sabin zacisną szczękę i starał się uspokoić.
- Ten portret wisiał w twoim pokoju? Dokładnie ten portret?
Skinęła.
- Matka mi go dała. Namalowała go wieki temu, gdy zrozumiała, że
mnie nosi. Chciała, żebym widziała anioła, żebym chciała być od niego
inna.
- Gwen – parsknęła Kaia, ciągnąc siostrę mocniej – Kazałyśmy ci
przestać.
Nie zrobiła tego. Jakby słowa same jej się wyrywały, zbyt długo
powstrzymywane. I może, gdy nauczyła się walczyć, nie bała się już
sięgać po to, czego pragnęła.
- Miała złamane skrzydło i wczołgała się do jaskini, żeby się
wyleczyć. On ścigał demona, demona przebranego za człowieka, który
Mroczny Szept
232 |
S t r o n a
wbiegł do jaskini i próbował użyć jej jako zakładniczki. Uratował ją,
uwolnił od demona. Uleczył ją i przespała się z nim, mimo, że
nienawidziła tego czym był. Powiedziała, że nie mogła się powstrzymać,
że czuła nadzieję na przyszłość z nim. Na przyszłość – jak jakimś
cudem przekonała samą siebie – której chciała. Potem przybyła
ciemnowłosa kobieta z wiadomością, coś o znalezieniu śladu jakiegoś
ducha i odszedł. Kazał jej czekać, że po nią wróci. Ale kiedy zniknął,
moja matka odzyskała rozum, zrozumiała, że nie chce mieć nic do
czynienia z aniołem i odeszła. Była artystką i gdy się urodziłam,
namalowała portret jego i tej kobiety. Powiedziała, że tak ostatnim
razem go widziała.
Wielcy bogowie.
- Wiesz, kim jest twój ojciec, Gwen? – zażądał odpowiedzi.
W końcu wróciła do niego spojrzeniem, ze zmieszaniem w głębi oczu.
- Tak. Aniołem, jak powiedziałam. Aniołek, którego uwiodła moja
matka. Dlatego jestem taka, jaka jestem. Słabsza, mniej agresywna.
Już taka nie była, ale nie była to właściwa chwila, żeby to zaznaczać.
- Galen nie jest aniołem – powiedział, niesmak w jego głosie był
głośny i wyraźny. – Mężczyzna, na którego patrzysz, nazywasz ojcem,
to demon, Strażnik Nadziei. Gwarantuję, że to on jest powodem, dla
którego twoja matka doświadczyła fałszywej nadziei na przyszłość z
nim i zmądrzała, kiedy odszedł.
Wyrwało jej się ciężkie sapnięcie i dziko potrząsnęła głową.
- Nie. Nie, to nieprawda. Gdybym posiadała krew demona, byłaby
silniejsza, jak moje siostry.
- Zawsze była, tylko nie chciałaś tego przyznać – odparła Bianka. –
Mama strzaskała twoją pewność siebie, jak myślę.
Sabin zamknął oczy, otworzył je. Czemu to musi dziać się teraz?
- Ten mężczyzna jest taki, jak ja, z jednym ważnym rozróżnieniem.
Jest przywódcą Łowców. Odpowiada za zgwałcenie tamtych kobiet.
Kazał tym mężczyznom cie złapać. Jest tu, w Budapeszcie i szykuje się
do bitwy – Gdy to powiedział, zrozumiał swój błąd. Zachwyt zabłyszczał
w jej oczach, na myśl, że jej ojciec jest w pobliżu.
Nie tak dawno, Sabin zabawiał się myślą, że Łowcy zamknęli ją w tej
celi, chcąc użyć jej jako Przynęty, żeby poznać jego tajemnice i
doprowadzić do śmierci. Natychmiast przeganiał tę myśl. Ciągle ją
przeganiał, Nawet, gdy Zwątpienie krzyczał w jego głowie, odrzucając
inne możliwości.
Była bardziej niebezpieczna niż Przynęta. Galen mógł zagrać kartą
ojca, żeby zdradziła Sabina.
Mroczny Szept
233 |
S t r o n a
Niech to cholera!
- To nie może być prawda – powtórzyła Gwen, zachwyt zastąpiło
niedowierzanie, gdy odwróciła się do sióstr. – Nigdy nie byłam taka jak
wy, mimo tego, co mówi Bianka. Zawsze byłam zbyt miękka. Jak anioł.
Jak mój ojciec może być demonem? Byłaby gorsza niż wy! Prawda? To
znaczy… ja nie mogę… wiecie coś o tym?
Ignorując ją, Kaia wysunęła się na przód, tak że znalazła się twarzą
w twarz z Sabinem.
- Kłamiesz. Mimo, że zawsze chciałyśmy inaczej, jej ojciec nie jest
demonem. I na pewno nie przewodzi tym Łowcom. Gdyby Gwen była
pół-demonem, wiedziałybyśmy to. Nie byłaby… to na pewno jakaś
pomyłka. Ojciec Gwen nie jest przywódcą twoich wrogów, więc nawet
nie myśl o zranieniu jej!
Przeklęty ojciec Gwen. Te słowa odbijały się echem w jego głowie,
niemal nie mógł ich znieść. Każda przyszłość, jaką wyobrażał sobie z
Gwen była zrujnowana. Nawet, jeśli jest kompletnie niewinna i nie
pomagała temu skurwielowi, w co wierzył, Sabin chciał zamknąć
Galena na wieczność. Jak mogłaby żyć z wojownikiem, który uwięził jej
ojca?
Poza tym, większość ludzi nie odwracała się od rodziny, bez względu
na okoliczności. On nie mógł. Jego przyjaciele – jego przybrana rodzina
– byli dla niego wszystkim. Zawsze będą. I musi tak zostać.
Nie ważne jak jego umysł wył, na myśl o tym, co musi zrobić.
Gwen mogła nie pomagać ojcu, ale to mogło się zmienić, teraz gdy
wiedziała, kim jest. Pieprzony Los!
- Może Kaia ma rację i się mylisz – powiedziała z nadzieją, chwytając
jego koszulkę. – Może…
- Spędziłem tysiące lat z tym mężczyzną, strzegąc bogów w
niebiosach. Spędziłem kilka następnych tysięcy lat nienawidząc go
każdym włóknem swego istnienia. Cholernie dobrze wiem, kim jest.
- Czemu demon miałby prowadzić Łowców? Czemu miałby chcieć
znaleźć puszkę, która zniszczy was wszystkich, skoro miałaby też
zniszczyć jego, co? Powiedz mi to!
- Nie wiem jak ma zamiar się uratować. Ale wiem, że to przez niego
otworzyliśmy tę cholerną puszkę! Zrobi wszystko, nawet pośle własną
córkę do nas, żeby nas zrujnować. I od naszego opętania, oszukiwał
ludzi karząc im myśleć, że jest aniołem. Dlatego może ich prowadzić.
Potarła twarz.
- Może masz rację, co do niego, może nie. Nie wiem – Jej oczy
błyszczały, nawet mimo siniaków pod nimi. – I nie knuję przeciw tobie.
Mroczny Szept
234 |
S t r o n a
Wypuścił drżący oddech, rozluźniając się.
- Wiem, że tego nie robisz.
- Więc, o co chodzi? Myślisz, że pewnego dnia mu pomogę, teraz, gdy
wiem, kim jest? Nie zrobię tego. Nigdy bym tego nie zrobiła. Tak,
odchodzę jak planowałam – Jej głos się przy tym załamał. – Bo nie
ufasz, że będę walczyć u twojego boku. Ale możesz wierzyć, że
dotrzymam twoich tajemnic.
- Daj sobie spokój – odparł. – Nigdzie nie idziesz.
I wtedy ruszył po jej skrzydła.
Mroczny Szept
235 |
S t r o n a
Rozdział 23
Rozdział 23
Rozdział 23
Rozdział 23
Loch. Sabin zamknął ją w pieprzonym lochu. Gorzej, zamknął ją w
lochu tuż obok Łowców, którzy jęczeli, krzyczeli i błagali o uwolnienie. I
zrobił to po związaniu jej skrzydeł. Po tym, jak zaufała mu ze swoją
tajemnicą.
- Przepraszam – powiedział i była w jego głosie prawdziwa skrucha. –
Ale to dla twojego dobra.
Jakby to miało teraz znaczenie.
Wiedziała, że zrobi wszystko by wygrać swoją wojnę. Wiedziała to,
nienawidziła tego, ale głupio zaczęła wierzyć, że jego uczucia się
zmieniły odkąd ją poznał. Został z nią, zamiast jechać z przyjaciółmi do
Chicago. Nauczył ją jak skopać tyłek. Pytał ją o małżonka Harpii, niech
to licho. A potem postanowił zostawić ją za sobą i nie wiedziała czy to,
dlatego że o nią dbał czy nie wierzył w jej zdolności.
Teraz wiedziała. Nie dbał. Myślał, że jej ojciec jest jego wrogiem,
myślał, że ona jest jego wrogiem.
Była?
Jeśli miał rację i mężczyzna na portrecie był Galenem, przywódcą
Łowców, więc rzeczywiście Galen był jej ojcem. Spędziła dni, miesiące,
lata patrząc na ten portret: jasne włosy, oczy koloru nieba, silne
ramiona i białe skrzydła. Szerokie plecy i rzeźbioną szczękę.
Przesuwała po nim koniuszkami palców, wyobrażając sobie, że czuje
skórę. Jak wiele razy śniła, że przychodzi po nią, bierze w ramiona,
błagając o wybaczenie, że tyle czasu zajęło mu znalezienie jej i leci z
nią w niebiosa? Niezliczenie wiele. Teraz był w pobliżu… mogli się
spotkać…
Nie. Nie będzie szczęśliwego pojednania. Wiedza, że był demonem…
że ranił ludzi… że chciał zabić Sabina… Sabina, którego pragnęła na
stałe, ale który zamknął ją w celi, jakby nic dla niego nie znaczyła.
Gwen obróciła się w koło, śmiejąc gorzko. Ziemie była pokryta
brudem. Trzy ściany były z kamienia. Nie mur, ale gładki kamień. Jena
była z metalowych prętów. Nie było nawet posłania do spania, krzesła
do siedzenia.
Ostatnia rzecz, jaką powiedział zanim zostawił ją w tej dziurze?
- Przedyskutujemy to kiedy wrócę.
Mroczny Szept
236 |
S t r o n a
Jasne, do diabła.
Po pierwsze, nie będzie jej tu. Po drugie, ma zamiar złamać mu
szczękę pięścią, więc nie będzie mógł więcej rozmawiać. I po trzecie,
zabije go. I jej gniew był niczym w porównaniu z gniewem Harpii.
Skrzeczała w jej głowie, żądając zemsty. Jak Sabin mógł to zrobić? Jak
mógł jej odebrać nowo przebudzone pragnienie zemsty? Jak mógł ją tu
zostawić, po tym jak się kochali?
Zdrada Sabina była nawet większym ciosem, niż nowa wiedza o ojcu.
- Skurwysyn! – warknęła Bianka, chodząc z jednego kąta w drugi.
Ciemny ziarna piasku podnosiły się przy każdym kroku. – Miał nasze
skrzydła, zanim się nawet zorientowałyśmy, co się dzieje. Nie powinien
być do tego zdolny. Nikt nie powinien być do tego zdolny.
- Powieszę go na jego własnych wnętrznościach – Kaia uderzyła
pięścią w pręt. Nie drgną, jej siła była teraz zredukowana do ludzkiej. –
Utnę mu kończyny, jedna po drugiej. Nakarmię nim mojego węża i
pozwolę mu gnić w jej żołądku.
- Jest mój. Zajmę się nim – Smutne było to, ze Gwen nie chciała,
żeby siostry go ukarały. Sama chciała to zrobić. Tak, w części. Ale też,
pomimo wszystkiego – nawet własnego pragnienia by go okaleczyć i
zabić – nie chciała, żeby został skrzywdzony. Jak głupie to było? Gdy ją
zamknął, ulga błyszczała w jego oczach, zmieszana z żalem, więc
zasługiwał na to, co mu zrobi. Zasługiwał na wszystko poza tym, żeby
zmiękła.
Zabrało jej chwilę zrozumienie powodów jego ulgi. Ale w końcu jej się
to udało. Dostał, co chciał: nie mogła opuścić fortecy i nie będzie
walczyła z Łowcami. Uznał to za ważniejsze, niż jej wolność, nawet jeśli
jego wrogowie zrobili jej to samo.
Gwen też uderzyła w pręty. Metal wygiął się do tyłu.
- Cóż, ja zamierzam… Hej. Widziałyście to? – Zszokowana, spojrzała
w dół na swoją pięść. Była na niej czerwona linia od uderzenia, ale
kości były całe. Na próbę znów uderzyła pręt. Znów się ugiął. – Och,
wydostanę się.
Kaia gapiła się na nią.
- Jak to możliwe? Ja też uderzyłam, ale to nic nie dało.
- Związał skrzydła, osłabiając nas – powiedziała Taliyah. Co musiało
boleć jak diabli. – Gwen tylko trzymał póki nie wrzucił do klatki. Jest
tak silna jak zawsze. Zastanawiam się skąd wiedział, żeby ruszyć do
naszych skrzydeł i dlaczego był tak delikatny ze skrzydłami Gwen.
Pierwsza część wypowiedzi siostry wyssała jej dumę.
Mroczny Szept
237 |
S t r o n a
- Przepraszam. To moja wina. Nie chciałam… Myślałam… tak
bardzo, bardzo przepraszam. Powiedziałam mu. Myślałam, ze pomoże
mi to przezwyciężyć.
- To twoja pierwsza miłość – powiedziała Bianka, zaskakując ją. – To
zrozumiałe.
Mimo wdzięczności za wybaczenie, Gwen zjeżyła się na jej słowa.
Pierwsze implikowało, że będzie ich dużo więcej. Nie podobała jej się
myśl o byciu z innym mężczyzną. Nie podobała jej się myśl o całowaniu
i dotykaniu kogoś innego. Szczególnie, że nie była nawet blisko tego,
żeby mieć dość Sabina. Czy go kochała?
Nie mogła. Nie po tym.
- Nie winicie mnie?
Zebrały się wokół niej i uścisnęły, i jej miłość do nich wezbrała. To
była najlepsza rodzina. Wspierały ją, nie ważne ile zasad złamała i co
spieprzyła po królewsku.
Kiedy ją puściły, Taliyah pchnęła ją i wskazała pręty.
- Zrób to jeszcze raz. Mocniej.
- Czas rozwalić tę klatkę – powiedziała Kaia, klaskając.
Serce Gwen podskoczyło, kiedy się poddała, uderzając w metal
ponownie. I ponownie. Pręt wyginał się coraz mocniej.
- Tak trzymaj – wiwatowały unisono Kaia i Bianka. – Jesteś tak
blisko!
Wkładając całą furię i frustrację w uderzenia, zwiększając prędkość,
aż w końcu jej pięść stała się tylko rozmazaną plamą. Sabin musiał
być pewny jej braku siły i sprytu, bo nie zostawił straży. Albo może
wszyscy wojownicy teraz walczyli i tylko kobiety i Torin zostali. Gwen
nie widziała przez większość czasu zamkniętego Lorda, ale Sabin
wspominał, że nigdy nie opuszczał twierdzy, łącząc się ze światem
przez monitory w jego komnacie.
Czy była tu kamera? Prawdopodobnie.
Gwen nie pozwoliła by ta myśl ją spowolniła. Boom. Boom. Boom!
W końcu, pręt całkiem się złamał, zostawiając dość miejsca, żeby
można się przecisnąć. Sukces – i to smakujący cholernie dobrze.
Wyszły jedna po drugiej. Kiedy Łowcy dostrzegli je na zewnątrz celi,
chwycili własne pręty z zapamiętaniem.
- Wypuście nas.
- Proszę. Okażcie nam litość a my potem okażemy ją wam.
- Nie jesteśmy źli. To oni są. Pomóżcie nam!
Głosy były znajome. Słyszała je przez rok życia… najgorszy rok w jej
życiu. Łowcy. Blisko. Skrzywdzić. Gwen czuła jak jej Harpia przejmuje
Mroczny Szept
238 |
S t r o n a
kontrolę, wszystkie kolory oprócz czerwieni i czerni zbladły.
Skrzywdzić. Zniszczyć. Pod koszulą, skrzydła trzepotały dziko.
Ci mężczyźni ukradli jej dwanaście miesięcy. Gwałcili przed nią inne
kobiety. Byli źli. Byli wrogami. Wrogami Sabina. Dowodzonymi przez jej
ojca. Mężczyznę, który nie był życzliwym aniołem, jak zawsze myślała.
Jego też powinna zabić. Zniszczył jej marzenia. Ale gdy wyobraziła
sobie ruszenie po jego gardło, nawet Harpia się spłoszyła. Zamordować
własnego ojca? Nie… nie.
Nic dziwnego, że Sabin ją zamknął.
- Pomocy!
Krzyk przywrócił ją do teraźniejszości, z powrotem do wściekłości.
Dlaczego Sabin jeszcze nie zabił tych skurwieli? Musieli zostać zabici.
Ona musi ich zabić. Tak, zabić… zabić…
Na dnie umysłu, była świadoma, że siostry przytrzymują jej ręce, ale
były zbyt słabe, żeby ją powstrzymać. Zwykle sama starała się
powstrzymać. Nie tym razem. Miała się nauczyć kontrolować Harpię,
tak?
Uderzyła w drugi zestaw prętów, ślina napłynęła do ust. Zęby się
wyostrzyły. Paznokcie wydłużyły. Jej widok musiał ich przestraszyć, bo
mężczyźni cofnęli się od kraty.
Wróg… wróg…
W końcu, pręty się poddały i wpadła do celi, skrzecząc. W jednej
minucie mężczyźni stali, cofając się od nie, w następnej leżeli
nieruchomi. Więcej… chciała więcej…
Jej Harpia gruchała uszczęśliwiona, kiedy Gwen dyszała, próbując
złapać oddech, gdy głęboki męski głos wdarł się w jej świadomość.
- …Aeron i Parys zaginęli. Sabin, Cameo i Kane są w mieście,
William i Maddox trzymają kobiety w ukryciu, strzegąc ich własnym
życiem, więc jestem tu jedyny i nie mogę jej dotknąć, bo jestem Zarazą.
Więc zróbcie mi przysługę i uspokójcie ją, albo ja będę musiał to
zrobić, a nie spodobają się wam moje metody.
Głęboki głos był dla niej nieznajomy. Dobrze. Ktoś inny do
zniszczenia. Gdzie był… potoczyła wzrokiem po pokoju. Albo raczej, po
korytarzu. Och, spójrzcie tu. Ty ciała stały. Wyglądały raczej kobieco
niż męsko. To tylko znaczy, że będą smakować słodziej.
Więcej. Wyszła z klatki, zdeterminowana położyć je na ziemię jak
Łowców.
- Gwen.
Poznała głos. Nie był z jej koszmarów, ale nie spowolnił jej. Uderzyła
kobietę pięścią w skroń, usłyszała sapnięcie, patrzyła jak leci w tył i
Mroczny Szept
239 |
S t r o n a
uderza plecami w kamienną ścianę. Musiał się wzbić kurz wokół
kobiety, bo napełnił nos Gwen.
- Gwen, skarbie, musisz przestać – powiedział kolejny głos. –
Zrobiłaś to już raz. Pamiętasz?
- Cóż, zrobiłaś to dwa razy, właściwie niemal nas zabiłaś i
musiałyśmy ci urwać skrzydła z pleców – Trzeci znajomy głos. –
Zahipnotyzowałyśmy cię, żeby pogrzebać to wspomnienie, ale jest tam.
Pomyśl, Gwennie. Bianka, jaki był ten cholerny kod przywołujący to
wspomnienie?
- Rum toffi? Gra w klasy z bułką z masłem? Coś głupiego, jak to.
Wspomnienie rosło… wyżej… wyżej… pchając naprzód i w końcu
rozświetliło jej głowę, błyszcząc jasno. Miała osiem lat. Coś ją
wkurzyło… kuzynka zjadł jej tort urodzinowy. Tak. Prawda. Śmiała się,
gdy to robiła, drażniąc Gwen, po tym jak ta niemal została złapana
kradnąc to.
Pęta, w których trzymała Harpię pękły w niej i następnym, co
wiedziała, było, że kuzynka i siostry były blisko śmierci. Jedynym co
sprawiło, że przetrwały było to, że Taliyah jakoś urwała jej skrzydła.
Odrastały tygodniami. Tygodniami, które zostały zabrane z jej
pamięci. Moje wspomnienie, zaskrzeczała Harpia. Moje.
Zaborcza suka. Stracone wspomnienie jest lepsze niż alternatywa,
powiedziała racjonalna część jej umysłu. Poczucie winy by mnie
zniszczyło.
Są słabe. Nie mogą cię zranić tym razem. Możesz…
- Bogowie, kto by pomyślał, że będę chciała, żeby ten głupi demon
wrócił do jej życia?
- Torin, stary, możesz tu sprowadzić Sabina? Tylko on może ją
uspokoić bez ranienia jej.
Sabin. Sabin. Strumienie żądzy krwi zbladły, zostawiając miejsce
sumieniu Gwen, by dało o sobie znać. Nie chcesz zabić swoich sióstr.
Kochasz je. Oddychała, powoli i zamierzenie. Powoli kolory rozbłysły w
jej umyśle, czerń i czerwień się rozpraszały. Szare ściany, brązowa
podłoga. Białe włosy Taliyah, czerwone Kaii i czarne Bianki. Były
odrapane, ale żywe, dzięki niebiosom.
Uderzyło zrozumienie. Zrobiłaś to. Uspokoiłaś się nie zabijając
wszystkich w pokoju. Oczy jej się rozszerzyły i pomimo chaosu
dookoła, przeszyła ją radość. To się nigdy wcześniej nie stało. Za
każdym razem, gdy traciła kontrolę w fortecy, Sabin tu był, żeby ją
uspokoić. Może nie musiała się już bać Harpii. Może, chociaż raz,
mogły żyć w harmonii. Nawet bez Sabina.
Mroczny Szept
240 |
S t r o n a
Ta myśl niemal posłała ją na kolana. Nie chciała żyć bez niego.
Planowała odejść, tak, ale jeśli miała być szczera, oczekiwała, ze
pójdzie za nią – albo sama wróci.
- W porządku? – zapytała Bianka, tak zaskoczona jak ona.
- Tak – Obróciła się, celowo unikając klatki Łowców i nie znalazła ani
śladu mężczyzny, który mówił. – Gdzie Torin?
- Właściwie nie ma go tu – odparła Kaia. – Mówił do nas przez
głośniki.
- Więc wie, że uciekłyśmy – pomyślała, chwytając się za brzuch i
cofając. Co jeśli po nie przyjdzie? Co jeśli go zabije, żeby znów jej nie
zamknął? Sabin nigdy jej nie wybaczy. Uwierzy bez wątpliwości – a to
było coś, jeśli o nim mowa – że chciała pomóc Łowcom. Chwila, nie
musisz się już bać Harpii, pamiętasz? Przypuszczała, że trudno jest się
pozbyć starych nawyków.
- Wie – powiedziała Taliyah, gdy rozległ się echem głos Torina: - Taa,
wiem.
Kaia chwyciła jej ramię i zmusiła Gwen do stania.
- Nie może nic nam zrobić, bo nie może nas dotknąć.
- Cóż, mogę was zastrzelić – przypomniał bezcielesny głos.
Gwen zadrżała. Kule nie są zabawne.
- Zgarnijmy Ashlyn i Danikę – dodała Kaia, nie zwracając uwagi na
groźbę Torina.
- Torin powiedział, że strzegą ich Maddox i William – przypomniała
jej Bianka. – Też ich weźmy.
Nerwowa energia przeszyła Gwen, ale te słowa sprawiły, że krew w
niej zamarła.
- Czemu ich chcecie? – Dziewczyny były słodkie i miłe, i nie
zasługiwały na to, żeby je ranić.
- Odpłata. Teraz chodź – Bianka odwróciła się na pięcie i ruszyła w
górę schodów.
- Nie rozumiem – zawołała Gwen, jej głos drżał. – Jaka odpłata?
Kaia puściła ją i też się odwróciła.
- Sabin zniszczył nasze skrzydła, więc my zniszczymy jego cenną
armię. Kiedy reszta wojowników wróci i zobaczy, że kobiety zniknęły,
tak jak ich przyjaciele, zwariują.
Nie, pomyślała. Nie.
- Powiedziałam wam. Sabin jest mój. Zajmę się nim.
Obie, Kaia i Taliyah ją zignorowały, podążając za Bianką.
Mroczny Szept
241 |
S t r o n a
- Nie martw się. Możemy być słabe, ale po to są pistolety – odparła
Kaia, posyłając uśmiech przez ramię w kierunku jednej z kamer
Torina. – Prawda, Tor-Tor?
- Nie pozwolę wam tego zrobić – zareplikował, jego głos był twardy
jak stal.
- To patrz – głos Taliyah był zimny jak lód. Tworzyli ciekawą parę,
oboje nie chcą się ugiąć.
Gwen patrzyła jak jej siostry znikają na schodach. Złapać niewinne
kobiety, zranić jej mężczyznę. Cóż, nie jej mężczyznę. Już nie. Ale
zrozumiała, że musi podjąć decyzję. Albo zostawić wszystko jak było,
albo powstrzymać siostry, może raniąc je w czasie tego i wziąć sprawy
w swoje ręce.
- Gwen – powiedział Torin. – Nie możesz im pozwolić tego zrobić.
- Ale kocham je – Zawsze były przy niej. Tak łatwo wybaczyły jej
wyjawienie ich tajemnicy. Nawet starały się ją chronić przed własnymi
wspomnieniami. śeby to zrobić…
- Mężczyźni będą walczyć, żeby chronić te kobiety. I jeśli twoje
siostry zdołają ich pokonać – co jest dużym „jeśli” skoro nie operują
całą siłą – będzie to oznaczało wojnę między Lordami i Harpiami.
Tak, tak będzie.
- To podzieli wojowników tutaj, bo przypuszczam, że Sabin wybierze
ciebie. A to sprawi, że będziemy łatwiejszymi celami dla Łowców. Będą
mieli przewagę. Jeśli już jej nie mają. Nie mogłem dosięgnąć Luciena
przez cały dzień. Ani Stridera, Anyi, ani żadnego z wojowników, którzy
pojechali do Chicago. To do nich niepodobne i boję się, że coś im się
stało. Sabin musi ich poszukać, ale utknął tu, walcząc.
Jej pierwsza myśl? Miała nadzieję, że z Lordami w Chicago wszystko
w porządku. Druga? Sabin wybierze ją? Nie bardzo.
- Mógł mieć moją pomoc, ale mi nie ufa.
- Ufa ci. Po prostu użył tego, jako wymówki, żeby cię chronić. Nawet
ja to wiem, a nie jestem z nim blisko – Ciężka pauza, ciężki oddech. –
Cóż, lepiej szybko podejmij decyzję, bo twoje siostry naprawdę niosą
broń i zbliżają się do swoich celi.
* * *
Sabin pochylił się w cieniu. Kane był po jego lewej, Cameo po prawej,
byli obładowani wystarczającą ilością broni żeby przejąć mały kraj.
Niestety, to mogło nie wystarczyć w nadchodzące4ej bitwie.
Mroczny Szept
242 |
S t r o n a
Łowcy byli wszędzie. Wychodzili ze sklepów, krocząc w dół
chodników, jedząc na zewnątrz kawiarni. Jak muchy, roili się i
bzyczeli, i cholernie go to irytowało.
Była tam średnio wyglądająca kobieta, wypukłości noży i pistoletów
widać było z daleka. Wysocy, muskularni mężczyźni, którzy wydawali
się właśnie wrócić z wojny i być głodni kolejnej, ustawiający się na
dachach budynków, obserwujący wydarzenia w mieście. Poza nimi, ku
przerażeniu Sabina, były dzieci, w wieku od ośmiu do osiemnastu lat.
Sabin już widział jednego z tych nastolatków przechodzącego przez
ściany. Przechodzącego przez, jakby ich tam nie było.
Co mogły robić inne?
Był bez ludzi, wiedział o tym. I mimo tego jak był zdeprawowany,
wiedział, że nie skrzywdzi dzieci. Łowcy mogli na to liczyć. Mógłbyś
teraz użyć Harpii.
Palce zacisnęły się wokół pistoletu, kości chrupnęły. Nie myśl o tym.
Obserwował scenę, próbując zdecydować, wypracować plan. Zamiast
cuć się pewnym, czuł się bardziej bezradny niż kiedykolwiek. Po prostu
nie wiedział, co robić.
Najgorsze było to, że zamknął Gwen – wygląda na to, że i tak będzie
o tym myślał – i następna bitwa czekała go w domu. Głupi. Pozwolił by
troska opanowała zdrowy rozsądek. To było niebezpieczeństwo
mięknięcia wobec kobiety. Emocje rozpieprzały twój proces myślowy,
sprawiając, że robiłeś głupie rzeczy. Ale nie mógł do niej wrócić,
przeprosić i poprosić o pomoc. Zranił jej siostry. Wiedząc, jak były
wobec siebie lojalne i kochające, pewnie nigdy mu nie wybaczy.
Wciąż próbował przekonać samego siebie, że tak jest lepiej. śe
walczył z Łowcami i wygrywał przed nią i że mógł z nimi walczyć i
wygrywać po niej. I że w każdym razie, była związana z Galenem. Sabin
nie mógł teraz ufać motywacji Gwen. Nie mógł ufać, że mu pomoże i
nie pomoże własnej rodzinie.
Gwen może być twoją rodziną. Skulił się na tę samowolną myśl,
skulił na dalsze szepty Zwątpienia.
Nie zasługujesz na nią. Nie teraz. Może nawet nie wcześniej. I tak już
nie będzie cię chciała.
- Zamknij się – wymamrotał.
Kane spojrzał na niego.
- Twój demon sprawia ci problemy?
- Zawsze.
- Więc co zrobimy w tej sytuacji? Jest nas tylko trójka.
Mroczny Szept
243 |
S t r o n a
- Walczyliśmy już z mniejszymi szansami – powiedziała Cameo, a
Sabin się skulił. Jej głos zawsze tak na niego działał. Dziwne, ale tym
razem nie uderzał go tak mocno jak zwykle. Może dlatego, że już i tak
był nieszczęśliwy. Jak mógł to zrobić Gwen?
Chciałem ją tylko chronić.
Cóż, zawiodłeś.
- Nie, nie robiliśmy tego – odparł. – Bo tym razem musimy pilnować,
żeby nie zranić dzieci.
Jej palce sięgnęły pistoletu.
- Cóż, musimy coś zrobić. Nie możemy ich tam zostawić
nieskrępowanych.
Sabin znów się rozejrzał. Tłok, niebezpieczeństwo. Te dzieci…
cholera. Wszystko komplikowały. Czas podjąć decyzję.
- Okej. Oto, co zrobimy. Rozdzielimy się, podążając w różnych
kierunkach, trzymajcie się cieni, do cholery i zdejmujcie dorosłych
jednego po drugim. Zabijajcie na znak. Po prostu… nie dajcie się zabić.
Zróbcie mi przysługę i… - Słowa zamarły, gdy paru Łowców
wnoszących dwóch nieprzytomnych mężczyzn do vana na końcu ulicy.
Kilkoro dzieci ich otaczało, formując ścianę.
Cameo spożyła za jego spojrzeniem i sapnęła.
- Czy to…
Kawałek ziemi wysunął się spod nóg Kane’a i wpadł do poszerzającej
się dziury.
- Aeron i Parys? Cholera. Tak. To oni.
Sabin przeklął pod nosem.
- Nowy plan. Zabijcie tylu ludzi dookoła jak to możliwe, a ja zajmę się
dziećmi. Jeśli zdołacie, zanieście Aerona i Parysa z powrotem do fortecy
i tam się spotkamy.
Mroczny Szept
244 |
S t r o n a
Rozdział 24
Rozdział 24
Rozdział 24
Rozdział 24
Gwen uwięziła siostry. Jestem tak zła jak Sabin.
Była w pokoju Torina, stojąc za nim, z ramionami skrzyżowanymi na
piersi. Siedział do niej plecami, jakby nie musiał się martwić o jej
zbliżenie. Nie musiał. Ale przynajmniej powinien bać się kulki w głowę.
W końcu była Harpią.
- Myślę, że właśnie popełniłam największą pomyłkę w życiu i jest za
późno, żeby ją naprawić – Jeśli jej siostry jej przebaczą i jeśli ona
przebaczy Sabinowi, i tak będą chcieli ją ukarać. Och, kogo ona
oszukuje? Wszyscy, których kochała – cóż, tak jakby, czasami, w
przypadku Sabina – byli uparci do głębi duszy. Nie będzie wybaczania.
Jej wzrok przywarł do jednego z monitorów, który pokazywał jej
siostry. Przeklinały i uderzały w kraty, bez skutecznie. Szybko się
leczyły, więc może miała parę dni zanim będą zdolne to rozwalić. I
ukarać ja za zdradę, oczywiście. Pierś Gwen się zacisnęła.
Taliyah stoczyła najlepszą walkę i Gwen ciągle nosiła rany. Było
wiele zadrapań na jej żebrach i karku. Ciągle nie mogła uwierzyć, że je
pobiła, mimo że były osłabione. Przez całe jej życie, były na podeście,
którego nie mogła osiągnąć. Silniejsze, ładniejsze, mądrzejsze. Lepsze.
Zawsze się do nich porównywała i wychodziła na ich tle gorzej.
Teraz, była tu, wojownik aż do rdzenia. Jeśli poradzi sobie z
Łowcami, czy będą z niej dumne?
Na jednym z innych monitorów, byli Maddox i William, obaj
obładowani bronią. Ashlyn i Danika były za nimi, ściskając dłonie.
- Martwię się – powiedziała Danika. – Śniłam ostatniej nocy…
Widziałam Reyesa zamkniętego w ciemnym pudle, jego demon krzyczał
i krzyczał o uwolnienie.
Ashlyn potarła swój zaokrąglony brzuch, jej rysy były blade.
- Może powinniśmy pojechać do Chicago. Mogę słuchać, dowiedzieć
się, gdzie Łowcy ich ukryli.
- Nie – odparł Maddox.
- Obry pomysł – odezwała się Danika, nie zwracając na niego uwagi.
– Ale co z tym, co Torin nam powiedział? Łowcy są tu, w Budapeszcie,
nawet teraz.
Mroczny Szept
245 |
S t r o n a
- Lepiej udaj się do miasta – odezwał się nagle Torin, odrywając jej
uwagę od monitorów, jego głos nie był już sucho rozbawiony. – Właśnie
dostałem wiadomość od Sabina. Aeron i Parys są ranni i zostali
wrzuceni do vana, roi się od Łowców, a Sabin ma zamiar rozpocząć
bitwę.
śołądek Gwen zacisnął się boleśnie.
- Gdzie są?
- Mam namierzanie na komórce Sabina i to pokazuje jego lokalizację
dwie mile na północ stąd. Wyjdź tylnym wyjściem i w dół wzgórza. Nie
skręcaj nigdzie i powinnaś wyjść prosto na nich.
- Dzięki – Potrzebowała broni. Dużo, dużo broni. Obraz skrzyni
Sabina pojawił się w jej umyśle. Doskonale! Obróciła się na pięcie,
chcąc wyjść z sypialni Torina.
- Och i Gwen.
Spojrzała na niego.
Otworzył mapę otaczającego fortecę terenu na najdalszym ekranie
komputera, czerwona linia wskazywała kierunek.
- Są tam pułapki, tu i tu, wiec zachowaj ostrożność, gdy będziesz
schodziła w dół.
- Dziękuję – Z kolejnym westchnieniem, pobiegła do pokoju Sabina.
Skrzynia nie była już zamknięta, dzięki jej siostrom i niemal
wyczyszczona. Był tam tylko pistolet i nóż. Wzięła oba.
- Idziemy – wymamrotała, skrzydła trzepotały. Wyszła z fortecy i
zbiegła w dół wzgórza, nawet nie oglądając się na SUV-a stojącego z
tyłu. W formie Harpii mogła być tam szybciej.
Dwumilowa wyprawa zajęła jej mniej niż minutę. I zajęło jej to tak
długo tylko, dlatego, ze musiała oglądać się na pułapki Lordów. Miasto
było wypełnione pieszymi. Na szczęście, była tylko rozmazaną plamą,
więc jej nie zauważyli. Niektórzy ją wyczuli, rozglądając się ze
zmieszaniem, gdy musnął ich wiatr, który spowodowała.
Gdy osiągnęła przeznaczenie nadal poruszała się szybko, zatapiając
oczy w scenie. Grupa militarnych typów otaczała otwartego vana. Jak
powiedział Torin, dwaj nieprzytomni mężczyźni leżeli w środku. Trzech
strażników pochyliło się za nimi, z gotową bronią, dym snuł się z luf.
Nie było kierowcy na przedzie. Dziwne, pomyślała, dopóki nie
zrozumiała, że Kane był za budynkiem i zabijał każdego, kto zbliżył się
do kierownicy. Przednia szyba była roztrzaskana, krew kapała z
kierownicy. Cztery ciała leżały na zewnątrz otwartych drzwi.
Gdy zbliżał się do niego Łowca, Kane po prostu zmieniał lokalizację i
ukrywał się, ciągle mierząc do vana.
Mroczny Szept
246 |
S t r o n a
Gdzie był Sabin?
Dlaczego ludzie nie krzyczeli?
Gdy zadawała sobie to pytanie, jej wzrok padła na młodą dziewczynę
z rozpostartymi ramionami. Miękki głos szeptał w umyśle Gwen:
Spokojnie. Idźcie do domu. Zapomnijcie o tym, że przyszliście do miasta.
Zapomnijcie o tym, co widzieliście.
Ten głos sprawił, ze Gwen chciała zrobić, co sugerował, wspomnienia
już bladły, jej ciało już kierowało się ku fortecy. Może poddałaby się
kompletnie, gdyby nie była Harpią. Mroczna strona jej natury
skrzeczała w jej umyśle, odpychając głos, przypominając o jej celu.
Co powinnam zrobić? I co było z tym wszystkim dziećmi, które nagle
dojrzała? Jedno z nich, mały chłopiec, przechodził przez miasto niemal
tak szybko jak Gwen. Jedynym powodem, dlaczego go widziała, było to,
że zostawiał za sobą ślad światła. Najwyraźniej szukał Lordów i gdy
zobaczył jednego – Cameo, tym razem – zatrzymywał się i zaczynał
krzyczeć.
Zamierając, najwyraźniej nie chcąc go skrzywdzić, Cameo złapała
chłopca i ścisnęła jego tętnicę szyjną. Upadł jak kłoda. Pot spływał po
jej twarzy, po piersi, przyklejając t-shirt do ciała. Gwen jeszcze nigdy
nie widziała wojowniczki tak złej i zmęczonej.
Ale przynajmniej znalazła odpowiedź na jedno pytanie. Dzieci
pomagały Łowcom.
Nadszedł rozwścieczony warkot zza niej.
- Wychodźcie, wychodźcie, gdziekolwiek jesteście. Nie możecie nas
pokonać i nie możecie zadzwonić po wsparcie. Mamy waszych
przyjaciół. Nigdy jeszcze bardziej nie dojrzeliście do zerwania.
Gwen obróciła się, ale następny głos zawołał.
- Dlaczego się nie poddacie, uchronicie przed upokorzeniem i
przegraną?
- Twierdzicie, że nie jesteście źli – cóż, teraz jest czas to udowodnić!
Poddajcie się i oddajcie dziewczynę. Pozwólcie nam znaleźć sposób na
usunięcie z was demonów. Pozwólcie nam przywrócić świat taki, jaki
był kiedyś – dobry, prawy i czysty.
- Może też błagajcie o przebaczenie – zadrwił mężczyzna. – Gdybyście
byli zamknięci jak planowano, choroba nigdy by nie nawiedziła tego
świata i mój syn nadal by żył.
Wow, zdumiała się Gwen. Łowcy naprawdę są fanatykami. Jakby
Lordowie byli odpowiedzialni za wszelkie zło na świecie. Ludzie maja
wolną wolę. Łowcy też. Wybrali zamknąć Gwen. Wybrali zgwałcić
kobiety z innego świata. To czyniło Łowców złymi – i niewartymi litości.
Mroczny Szept
247 |
S t r o n a
Ktoś krzyknął, zwracając uwagę Gwen. Jej oczy się rozszerzyły, gdy
zobaczyła Sabina tańczącego w masie mężczyzn, z dwom sztyletami w
dłoniach. Jego ręce poruszały się z gracją, prześlizgując się po ludziach
z zabójczą precyzją. Jeden o drugim upadali wokół niego.
Wkrótce każdy cal jego ubrania pokrywał jasny szkarłat, jakby cały
był pocięty. Na szczęści, tak nie było. Na szczęście, oblewała go krew
wroga.
Gwen poczuła teraz znajomy przypływ Harpii przejmującej kontrolę,
nad umysłem i ciałem, nic tego nie powstrzymywało. Najpierw
doświadczyła instynktownego strachu. Potem strach zbladł. Mogę to
zrobić. Zrobię to. Jej wzrok przeszedł w czerń i czerwień, ślina
napłynęła do ust, żeby spróbować tego czerwonego nektaru. Jej ręce
wyciągały się do ranienia… okaleczania.
Zanim dała się całkiem przejąć, pomyślała: Proszę nie zrań Sabina i
jego przyjaciół. Proszę, nie zrań dzieci. Proszę zanieś tak wielu jak
zdołasz do fortecy i zamknij. Właśnie tego chciałby Sabin.
Skrzydła trzepotały bardziej dziko niż kiedykolwiek, Gwen złapała
śpiące dziecko, które załatwiła Cameo – nie rań, nie rań, nie rań – i
przeniosła nieruchome ciało przez masę i blokadę Łowców, kopiąc w tył
ich kolan tak by nie mogli stać i uderzając rękojeścią noża w ich
skronie.
Pomyślała, że jednak powinna była zabrać SUV-a, gdy niosła Łowców
w ramionach do fortecy. Złożyła swój depozyt w jednym z lochów i
zawróciła. Cała podróż zajęła pięć minut. Powtórzyła tę akcję
szesnaście razy, zanim zrozumiała, ze się trzęsie, zwalniając trochę.
Przynajmniej tłum zmalał.
Sabin był ciągle na nogach, a Cameo była za jego plecami, każde
odpierało ataki z innych kierunków. Kane ciągle mierzył do vana.
Aeron i Parys, pomyślała, przedzierając się ku nim. Musi ich usunąć
z obszaru. Najwyraźniej byli ranni i potrzebowali pomocy. Ale Łowca
wszedł jej w drogę i wpadła na niego, tracąc oddech i cofając się. Gdy
upadła, połamane kawałki betonu wbiły się w jej plecy, tnąc.
Sabin popchnął go i był u jej boku chwilę później, jakby cały czas
wiedział gdzie była mimo jej prędkości, postawił ją na nogi.
- Torin mi napisał, że tu jesteś. Wszystko w porządku? – powiedział
chrapliwie.
Jego ręka na niej… boskie. Momentalnie zapomniała, gdzie była i co
robiła. Błyszczący na nim pot i krew przypomniały jej.
- Tak – odparła, również chrapliwie. Dyszała, zmęczona rozgrzana,
obolała i drżąca. – W porządku.
Mroczny Szept
248 |
S t r o n a
Zachwiał się, ocierając twarz, jakby chciał przeczyścić wzrok. Nigdy
jeszcze nie widziała tego ostrego wojownika, tak blisko granicy
tolerancji.
- Możesz stąd zabrać Aerona i Parysa w bezpieczne miejsce?
Przynajmniej nie próbował jej odesłać.
- Tak – Miała nadzieję. Ale wolałaby Sabina zabrać w bezpieczne
miejsce, zamiast jego przyjaciół.
Zabrał pistolet zza jej pasa i odbezpieczył.
- Nie masz nic przeciwko?
- Wcale.
- Zaprowadzę cię do vana – powiedział zanim mogła go złapać i
poszedł. Szybkie bum, bum, bum podążyły.
Nawet mimo blokady na uszach, były wrażliwe i dźwięk strzałów
sprawił, że się skuliła. Właściwie, poczuła ciepłą ciecz wypływającą z jej
bębenków w uszach. Na szczęście, krew jakoś zablokowała dźwięk.
Znów ciała zaczęły upadać wokół niego. Gwen ruszyła do przodu,
zauważając, ze tylko jedno dziecko zostało z masy. Mała dziewczynka
uspokajająca mieszkańców miasta. Gwen zamknęła kilkoro dzieci, ale
Łowcy musieli zabrać inne i uciec. Jaki potwory zmuszają dzieci do
walki?
Gdy zbliżyła się do vana, Sabin ciągle strzelał, mimo że nie było
więcej Łowców wokół pojazdu, reszta próbowała się ukryć. Albo zajął
się nimi Kane. Położyła każdego wojownika na ramieniu, niemal
uginając się pod ich wagą. Nie ma szans, żeby zaniosła ich obu na raz.
Położyła Aerona na siedzeniu najdelikatniej jak mogła i zacieśniła
uściska na Parysie. Był bardziej zakrwawiony.
- Będę musiała wrócić – powiedziała, mając nadzieję, że Sabin ja
usłyszy i pobiegła między drzewami. Ta podróż zajęła dłuższą chwilę,
jej sprint zwolnił. W końcu osiągnęła przeznaczenie.
Sapiąc, dostarczyła ogromnego wojownika do foyer fortecy. Torin
musiał zobaczyć jej nadejście i zaalarmować Maddoxa i Williama, bo
wypuścili kobiety z ukrycia. Gdy Ashlyn i Danika zobaczyły Parysa,
ruszyły na przód.
Strach błyszczał w ciemnozielonych oczach blondynki.
- Czy on…
- Nie. Oddycha.
- Co się… - zaczęła Ashlyn. – Nie ma czasu. Muszę wracać po innych
– Gwen nie czekała na odpowiedź, ale ruszyła do miasta.
Sabin był wciąż przy vanie, grupa Łowców teraz trzymała osłony i
przedzierała się ku niemu. Najwyraźniej przygotowali się na wszystko.
Mroczny Szept
249 |
S t r o n a
Ciągle drżąc, zmęczona ponad wyobrażenie, Gwen uniosła Aerona i
zaczęła biec.
Zanim osiągnęła krawędź lasu, kula przeszyła jej lewe udo.
Krzyknęła, upadając. Aeron mruknął, ale nie obudził się, krew
chlusnęła z niej. Niech to cholera! Uderzyło w arterię. Drżenie stało się
niemal dzikie, ale wstała. Czerń mrugała jej przed oczyma. Dasz radę.
Możesz to zrobić. Ruszyła na przód. Tym razem zajęło jej to dziesięć
minut, ale osiągnięcie mety nigdy nie było słodsze.
Znów, obie Danika i Ashlyn czekały na nią, lecząc Parysa w foyer,
gdy Maddox i William ruszyli by przynieść im wszystko, czego
potrzebowały.
Gwen położyła Aerona koło przyjaciela, zbyt słaba by tym razem też
być delikatną. Gdy ruszyła ku drzwiom, Danika chwyciła jej ramię.
- Nie możesz wrócić. Ledwie stoisz.
Szarpnęła się słabo.
- Muszę.
- Nie uda ci się. Zemdlejesz na wzgórzu.
- Wiec pojadę samochodem - Bo nie ma szans, żeby tu została. Sabin
tam jest, potrzebuje jej.
- Nie – Była stal w głosie Daniki. – Ja cie zawiozę. Tylko pozwól mi
wziąć kluczyki.
- William – zawołał Maddox.
Wojownik westchnął.
- Wiem, co to znaczy. Mam prowadzić.
Ashlyn wstała i przyłożyła dwa palce do podstawy szyi Gwen.
- Twój puls jest zbyt szybki – powiedziała z westchnieniem. –
Oddychaj wolniej. W ten sposób. Wdech. Wydech. Grzeczna
dziewczynka.
Musiała zamknąć oczy, bo następne, czego była świadoma to, że jej
noga była bandażowana i William był u jej boku, chwytając jej rękę i
prowadząc ku drzwiom.
- Danni, daj mi kluczyki. Jeśli mam to zrobić, chodźmy.
- Bądźcie ostrożni – zawołała Ashlyn.
Kiedy byli w SUV-ie, William odpalił i ruszył przez las. Gwen rzuciło
na drzwi, skronią uderzyła w szybę. To zostawi ślad, pomyślała z
oszołomieniem.
- Trzymasz się?
- Tak – dźwięk był słaby, nawet w jej uszach.
Mroczny Szept
250 |
S t r o n a
- Hej, słuchaj. Dzięki za przyniesienie Aerona i Parysa do domu.
Anya ich uwielbia i byłaby wzburzona, gdyby zostali zabicie. Bardzo
mnie irytuje, ale chcę, żeby była szczęśliwa.
- Przyjemność po mojej stronie – I ból.
Gdy osiągnęli przeznaczenie, bitwa już właściwie się skończyła.
Sabin, Kane i Cameo krwawili obficie, pocięci i niemal złamani, ale
walczyli z maruderami.
Widząc SUV-a, skoczyli w tył, z drogi. Gwen zesztywniała, gdy
William przycisnął gaz i ruszył ku ludziom.
- Bogowie, ale zabawa – powiedział ze śmiechem. Pojazd zadrżał raz,
dwa. Zanim się zatrzymał, Gwen otwarła swoje drzwi. Sabin przybiegł
do jej boku i wsiadł. Inni szybko wsiedli na tylne siedzenie.
- Jedź, jedź, jedź – zażądał Zwątpienie i William znów ruszył. Ręka
Sabina owinęła się wokół pasa Gwen, ściskając mocno.
Teraz, gdy z nią był, żywy, ta niewielka energia, jaką posiadła
rozpłynęła się. Słabość ją pochłaniała, ocieniając wszystko inne. Nawet
Harpia była cicho.
- Gwen – powiedział, zmartwienie napełniało jego głos. – Gwen,
słyszysz mnie?
Próbowała odpowiedzieć, ale słowa nie chciały się formować. śaden
dźwięk nie przedarł się przez nagle narosłą gule w gardle. I tak nie
wiedziała, co powiedzieć. Ciągle była na niego wściekła, ciągle chciała
go zranić za to, co jej zrobił, ciągle chciała płakać przez to jak w nią
wątpił.
- Gwen! Zostań ze mną, kochanie. Okej? Po prostu zostań ze mną.
William musiał uderzyć w kolejne ciało, bo Gwen rzuciło w tył i
przód. Albo może Sabin nią potrząsał. Były dwie gorące obręcze
owinięte wokół jej przedramion.
- Zostań ze mną! To rozkaz.
Właśnie uratowała mu życie i ośmielał się jej rozkazywać?
- Idź… do… diabła – wycedziła, zanim pochłonęła ją ciemność.
Mroczny Szept
251 |
S t r o n a
Rozdział 25
Rozdział 25
Rozdział 25
Rozdział 25
Sabin przycisnął nadgarstek do ust Gwen, jej zęby wbiły się głęboko
w żyłę. Czuć te miękkie wargi… gorące ssanie… Był tak twardy, że jego
członek można było zaklasyfikować, jako niebezpieczną broń. To było
drugie karmienie Gwen i ładnie się leczyła. Odmówiła pic z jego szyi,
mimo że zapewniłoby to lepsze ciśnienie krwi. Gorzej, nie chciała z nim
rozmawiać.
Więc mówił do niej za oboje. Powiedział jej, że dzieci, które schwytała
są wciąż zamknięte, ale w wygodnym i bezpiecznym miejscu.
Powiedział jej, że jej siostry uciekły z lochu godzinę wcześniej i znów
zajęły komnatę obok. Pomimo gniewu, który musiały czuć, były
dziwnie ciche.
Tak jak Zwątpienie, jeśli o tym mowa.
Wiedział, że demon boi się Harpii. Wiedział, że małe gówno cofa się
na tyły jego umysłu, gdy Gwen się irytuje. Ale teraz demon pozostawał
cichy, nawet, gdy była spokojna. Uderzający dystans był wszystkim, co
było potrzebne. Wyglądało to jakby Zwątpienie, cóż, wątpił w swoją
zdolność do wygrania z nią na siłę woli. Poetycka sprawiedliwość, jeśli
ktoś spytałby Sabina.
Demon obracał się przeciw Lordowi, za każdym razem, gdy ten
odchodził od Gwen, oczywiście, i ciągle uparcie szukał innych ofiar. Ale
nie Gwen, już nie, i nawet nie ośmielił się powiedzieć nic o dziewczynie.
Po tym jak rozerwała gardła tym Łowcom… Zwątpienie przestał też
próbować przekonać Sabina, o tym, że ten nie może jej mieć, bojąc się
wkurzyć Gwen.
Niewielki gniew z jej strony nie byłby zły. Wolałby wszystko od tej
ciszy.
Westchnął. Tak bardzo chciał wskoczyć do samolotu i poszukać
zaginionych wojowników. Ale najpierw, musiał wyzdrowieć po
wczorajszej bitwie. Razem z innymi nie byli teraz dobrzy dla nikogo. Co
więcej, wiedział, że nie może bardziej podzielić sił, niż już były. Łowcy
byli wciąż w Budapeszcie i trzeba się nimi zająć, zanim forteca upadnie
albo kobiety zostaną zranione.
Mroczny Szept
252 |
S t r o n a
Tego ranka Torin przyczepił jednemu z nowo schwytanych nadajnik i
„przypadkowo” pozwolił mu uciec, śledząc każdy jego ruch przez
komputer i czekając aż skurwiel zaprowadzi wojowników do ich bazy.
Czekanie było trudne. Próbował namówić Harpie na podróż do
Chicago, obiecał im fortunę, ale trzasnęły mu drzwiami w twarz.
Wiedział, że nie chciały pieniędzy. Chciały, żeby kazał Gwen się
pakować. Tego, w każdym razie, nie mógł zrobić.
Kochał ją. Teraz nawet bardziej niż wcześniej.
Bardziej niż swoją wojnę, bardziej niż nienawiść do Łowców, kochał
ją. Była córką Galena – co z tego. Sabin nosił w sobie demona
Zwątpienia, więc naprawdę nie miał prawa oceniać. Gwen nie
pomogłaby ojcu. Nie zrobiłaby tego. Wiedział to w głębi duszy. I tak,
wiedział też, że Gwen oddałaby szansę na związek z ojcem, żeby być z
nim i dlatego musiał jej udowodnić, że teraz on jest jej rodziną.
Była numerem jeden w jego życiu. Nie powinien był jej zamykać.
Powinien jej zaufać, pozwolić jej walczyć. Do diabła, przegrałby bez niej
– i wolałby przegrać niż kiedykolwiek jeszcze być bez niej.
Nacisk jej ust zwolnił i odsunęła się od niego. Siedział na fotelu,
który przyniósł do pokoju – nie dość, że Gwen odmówiła pić z jego szyi,
odmówił także pić z niego na łóżku. Siedziała naprzeciw niego w
drugim fotelu, który skonfiskował, bo odmówiła także siedzieć na jego
kolanach.
Jej usta były jasno czerwone i spuchnięte, jakby była całowana.
- Dzięki – wymamrotała.
Dzięki – jej pierwsze słowo odkąd obudziła się tego ranka. Zamknął
oczy, uśmiechając się, gdy jej piękny głos przepłynął mu przez głowę.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
- Widzę – odparła sucho.
Powoli otworzył powieki. Nie cofnęła się na łóżko jak wcześniej, tylko
pozostała w fotelu, jej plecy były wyprostowane, patrzyła ponad jego
ramię i biła z niej determinacja. Przeszył go strach. Co, właściwie, była
zdeterminowana zrobić? Ciągle go zostawić?
- Jak tam Aeron i Parys? - zapytała.
Trzeba nad nią popracować?
- Leczą się jak reszta z nas. Dzięki tobie.
- Dzięki Williamowi. Ja posunęłam się za daleko i nie byłabym
zdolna…
- Dzięki tobie – przerwał. - Zrobiłaś więcej, walczyłaś ciężej, niż
ktokolwiek, kogo kiedykolwiek widziałem. I nie miałaś powodu, żeby to
Mroczny Szept
253 |
S t r o n a
zrobić i każdy powód, żeby tego nie robić. A i tak uratowałaś nas
wszystkich. Nigdy nie będę zdolny wystarczająco ci za to podziękować.
- Nie chcę twoich podziękowań – powiedziała z płonącymi policzkami.
Nie z zawstydzenie, nie z pożądania. Ale… gniewu? Czemu miałaby być
zła na jego wdzięczność? Wypuściła drżący oddech, co wydawało się ją
uspokoić. – Wyzdrowiałam, moja siłą niemal całkiem wróciła.
- Tak.
- Co znaczy… że odchodzę – Jej głos załamał się na końcu.
I oto było. Przypuszczał, że to nadejdzie, ale te słowa ciągle go
niszczyły. Nie możesz odejść, chciał krzyknąć. Jesteś moja. Teraz i
zawsze. Ale on, bardziej niż ktokolwiek, znał konsekwencje próby
kontrolowania tak ostrego żołnierza.
- Dlaczego? – To wszystko, co zdołał wykrztusić.
Założyła lok za ucho.
- Wiesz dlaczego.
- Przeliteruj to mi.
W końcu jej oczy przesunęły się na niego. Ogień napełnił ich głębię.
- Chcesz to usłyszeć? Dobra. Użyłeś mojej słabości przeciw mnie,
mojego sekretu. Zraniłeś moje siostry, zmusiłeś mnie, żeby je zraniła i
zamknęła, żeby cię uratować. Nie zaufałeś mi i niemal przez to zginąłeś
– Skoczyła na nogi, zaciskając pięści. – Niemal zginąłeś!
Okej, myśl o jego śmierci wkurzała ją najbardziej. Wspomniała to
dwukrotnie. Wypełniła go nadzieja i Sabin poderwał się z krzesła,
rzucił ją na łóżko zanim miała czas choćby mrugnąć. Gdy odbiła się od
lądowania, przygniótł ją swoją wagą.
Zamiast z nim walczyć, patrzyła na niego.
- Mogę ci złamać kark.
- Wiem – Właściwie, ta pozycja zostawiała ją wystawioną na
zranienie. Unieruchamiała jej skrzydła, drenując z siły. Jej słabość, ta,
którą wykorzystał wcześniej. Nigdy więcej. Przewrócił się a plecy,
kładąc ją na sobie. – Myślałem, że robię to dla twojego dobra. Nie
chciałem, żebyś walczyła. Nie chciałem, żebyś została ranna. Nie
chciałem, żebyś musiała walczyć przeciw własnemu ojcu.
- To nie był twój wybór.
- Wiem – powtórzył. – śeby być szczerym, zrobiłem to dla siebie.
Potrzebowałem wiedzieć, że jesteś bezpieczna. To było głupie z mojej
strony. Głupie i niewłaściwe. Nie zostawię cię więcej za sobą. Jesteś
lepszym żołnierzem, niż jak kiedykolwiek będę. Jej nogi otoczyły jego
biodra, jej gorąco dotknęło jego pulsującej erekcji. Jęknął, chwytając
jej biodra, by ją unieruchomić.
Mroczny Szept
254 |
S t r o n a
- Nie mogę ci już zaufać – powiedziała.
- Możesz. Możesz mi zaufać. Ty, bardziej niż ktokolwiek.
- Kłamca! – Uderzyła go, wystarczająco mocno by złamać kość. Jego
policzek eksplodował bólem, ale nie wydał żadnego dźwięku, ale nie
odwzajemnił się ani jej nie puścił. Po prostu powoli odwrócił do niej
twarz, gotowy na wszystko, co chciałaby zaserwować. Zasłużył na to.
Pozwoli jej się obedrzeć ze skóry, jeśli to znaczy, że się między nimi
ułoży. – Będę teraz kwestionować wszystko, co powiesz, coś, czego nie
robiłam nawet, gdy twój demon mnie dręczył przy każdej okazji. Nawet
więcej, nigdy naprawdę nie uwierzę, że ty mi ufasz. Po wszystkim, co
zrobiłeś…
- Ja też mam słabości – Słowa opuściły go z desperackim
pośpiechem, uciszając ją. – Podarowałaś mi swoje sekrety. Teraz
pozwól mi dać ci swoje. śeby udowodnić, że ci ufam, że nigdy więcej
nie zostawię cię z tyłu – Nie dał jej szansy odpowiedzieć. – Gdy
strzegłem króla bogów, straciłem oko. Zeus dał mi następne. Nie widzę
na ogromny dystans, jak pozostali wojownicy.
Gdy mówił, jej ramiona rozluźniły się odrobinę. Jej palce zacisnęły
się na jego koszulce, chwytając w garść materiał i unosząc go z jego
brzucha. Jego nadzieja intensywniała.
- Możesz kłamać.
- Powiedziałem ci, nie mogę kłamać. Zemdleję, jeśli spróbuję. To
część mojej klątwy – i kolejna słabość.
- Powiedziałeś, że nie wykorzystasz moich tajemnic przeciw mnie. To
było kłamstwo, ale nie zemdlałeś.
- Wtedy tak myślałem.
Pozostała cicha.
- Trzymam dwa sztylety, gdy walczę, bo mam tendencję do łapania
przeciwnika, jeśli mam wolną rękę. Straciłem palce w ten sposób
więcej razy, niż mógłbym zliczyć. Jeśli pozbawisz mnie jednego ostrza,
łatwiej możesz mnie pokonać – Nigdy nikomu tego nie mówił. Nawet
swoim ludziom, chociaż pewnie zauważyli to przez lata. Ale wiąż, był
zaskoczony, jak łatwo – i chętnie – dzielił się z nią.
- Ja… myślę, że to zauważyłam – Jej głos był bardziej miękki,
delikatniejszy. – W czasie ćwiczeń.
Zachęcony, kontynuował.
- Każdy jest wrażliwszy w pewnym miejscu, w jakiś sposób. To
słabość, pięta Achillesa. Moją jest lewe kolano. Najmniejszy nacisk
posyła mnie na ziemię. Dlatego walczę z wpół obróconym ciałem.
Mroczny Szept
255 |
S t r o n a
Zamrugała, jakby przypominała sobie ich sesje treningowe, próbując
osądzić czy to prawda. Kilka minut minęło w ciszy. Sabin
skoncentrował się na głębokim oddychaniu i nawet, wchłanianiem jej
zapachu.
- śeby być szczerym, jest jedna słabość, która może mnie zabić
bardziej niż inne. Teraz, zawsze, to ty – Jego głos się pogłębił, ochrypły
– Jeśli ciągle chcesz odejść, odejdź. Ale wiedz, ze odejdę z tobą. Spróbuj
mnie zgubić, a po prostu cię upoluję. Gdzie ty pójdziesz, jak też. Jeśli
zdecydujesz się zostać i będziesz chciała, żebym przestał walczyć, nigdy
więcej nie będę walczył z Łowcami. Ty jesteś ważniejsza. Wolę umrzeć,
niż żyć bez ciebie, Gwendolyn.
Potrząsnęła głową, niedowierzanie walczyło z nadzieją w jej
spojrzeniu.
- Mój ojciec…
- nie ma znaczenia.
- Ale… ale…
- Kocham cię, Gwen – Bardziej niż kogokolwiek innego. Bardziej niż
kochał siebie. A kochał siebie całkiem mocno… przez większość czasu.
– Nigdy nie myślałem, że będę wdzięczny Galenowi za cokolwiek, ale
jestem. Niemal mógłbym mu wybaczyć, wszystko złe, co zrobił, za to, że
sprowadził cię na ten świat.
Oblizała usta, ciągle wahając się czy zaakceptować jego
oświadczenie.
- Ale inne kobiety…
- Nawet mnie nie kuszą. Jestem twoim małżonkiem. Z żadnego
powodu, nawet żeby wygrać bitwę, nie zwróciłbym się ku komuś
innemu. Nigdy. Wolałbym przegrać bitwę, niż cię stracić. Jesteś tym
dla mnie. Jedyną. Zranienie ciebie mnie zniszczy. Teraz to wiem.
- Chcę ci uwierzyć. Naprawdę – jej wzrok opadł do jego piersi, gdzie
spoczywały jej palce. Te palce rozluźniły uścisk, nawet zakreśliły kręte
linie. – Boję się.
- Daj mi czas. Pozwól ni to udowodnić. Proszę. Nie zasługuję na
drugą szansę, ale chętnie będę o nią błagał. Wszystko, czego chcesz,
wszystko…
- Wszystko, czego pragnę to ty – Jej wzrok napotkał jego, źrenice
pochłonęły tęczówki. – Jesteś tu i żyjesz, i to jedyne, co w tej chwili ma
dla mnie znaczenie. Pozwól mi się mieć – Nagle rozerwała jego koszulkę
w pół, schyliła się i wessała jego sutek. – Nie wiem nic o p przyszłości,
ale wiem, że cię potrzebuję. Pokaż mi to, w co chcesz, żebym uwierzyła.
Pokaż mi, że mnie kochasz.
Mroczny Szept
256 |
S t r o n a
Dłonie Sabina zacisnęły się w jej włosach i obrócił ich. Płonęła w nim
radość. Radość i szok, miłość i płonące pożądanie. Nie dała mu
ostatecznej deklaracji, na którą miał nadzieję, ale to wystarczy. Na
razie.
Zerwał jej ubranie, swoje. Wkrótce oboje byli nadzy, gorące skóra
przyciśnięta do gorącej skóry. Odetchnął głęboko z rozkoszy. Jęknęła,
jej paznokcie wbiły się głęboko w jego ramiona.
Sabin pocałunkami wyznaczył drogę w dół jej klatki piersiowej,
polizał każdy z sutków, ugniatał piersi i kontynuował swoją ścieżkę
pocałunków. Wsunął język w jej pępek, zadrżała, wijąc się przy nim.
- Chwyć się wezgłowia – nakazał.
- C-Co?
- Wezgłowie. Chwyć. Nie puszczaj.
Zamrugała ze zdziwieniem, bił od niej zapach pożądania. Zbyła
zagubiona w przyjemności, zatopiona, ale w końcu się poddała. Jej
plecy się wygięły, sutki były twarde jak perły.
- Otocz nogami moje ramiona – wychrypiał, sięgając w górę i
obracając w palcach jeden z tych pięknych sutków.
Tym razem poddała się bez wahania, sapiąc, próbując otrzeć się o
niego. Kiedy poczuł jej pięty wbijające się w dół jego pleców, rozdzielił
dolne wargi strzegące nowego centrum jego świata i opuścił głowę, żeby
spróbować. Jej smak był uzależniający. Zajmujący. Bogaty i słodki,
doskonałość, jaką pamiętał. Okrążył jej łechtaczkę, drażniąc, gdy
wsunął w nią dwa palce. Jej krzyk odbił się echem w sypialni.
- Nie mogę uwierzyć, że ci się opierałem. Nawet przez chwilę.
- Więcej.
- Mówiłem ci jak piękna jesteś? Jak bardzo cię kocham?
- Więcej!
Zachichotał. Wciąż i wciąż ją lizał, jego palce nie złagodziły działania.
Obracała głową z boku na bok, truskawkowe loki leciały w każdym
kierunku, ciało się wiło.
- Więcej – wydyszała monotonnie. – Więcej, więcej, więcej.
Gdy dołączył trzeci palce, natychmiast szarpnęły nią spazmy,
trzymając go w środku, mięśnie zacisnęły się mocno. Wessał jej
łechtaczkę mocniej… dłużej… sprawiając, że znów szczytowała.
Dopiero, gdy wykrzyczała jego imię, dopiero, gdy opadła na materac,
puścił ją. Wczołgał się w górę jej ciała, członek zaczął delikatnie
wchodzić w nią. Ale nie pchnął. Jeszcze nie.
Jej powieki się uniosły. Błyszczące bursztynowe tęczówki spojrzały
na niego w górę, białe zęby przygryzły dolną wargę.
Mroczny Szept
257 |
S t r o n a
- Nigdy więcej cie nie skrzywdzę – przysiągł i obrócił ją na brzuch. –
Pozwól mi to udowodnić.
Sapnęła, natychmiast wyginając plecy, by zrzucić jego wagę z siebie,
ale sięgnął w dół i przycisnął pierś do jej pleców, powstrzymując
trzepotanie jej skrzydeł. Zamarła. Nie panikuj, kochanie. Potem
przycisnął swoimi dłońmi jej, wsuwając członek między jej pośladki,
nogi na zewnątrz je ud. Dyszał, gorący oddech dziko owiewał jej
ramiona.
- Jestem dłużny tym cennym skrzydłom odpowiednie przeprosiny –
powiedział, unosząc ciało. – Pozwolisz mi ich dotknąć?
Na szczęście, nie próbowała znów go zepchnąć. Chociaż przestała
oddychać. Usłyszał ja oddech uwiązł jej w gardle. Niezdolna
odpowiedzieć, skinęła.
- Zatrzymaj je – dodał. – Proszę.
Skrzydła się uspokoiły.
Cal po calu, pokrył każde delikatne skrzydło pocałunkami. Były
miękkie, jak jedwab i chłodne w dotyku, doskonały kontrast dla jego
gorąca. Była nich ślad piór, co go zaskoczyło. Były niemal
przeźroczyste, przenikały je niebieskie żyły, przepływając niczym
krystaliczne rzeki.
Znienawidził się w tej chwili za to, co jej zrobił. Jak mógł związać te
piękne skrzydła, Nawet na chwilę?
- Przepraszam – powiedział. – Tak mi przykro. Nie powinienem tego
robić. śaden powód nie jest wystarczająco dobry.
- Ja… wybaczam ci – Słowa były ochrypłe. – Rozumiem, dlaczego to
zrobiłeś. Nie podoba mi się to, ale rozumiem.
- Wynagrodzę ci to, przysięgam. Ja…
- Potrzebuję cie w środku. Teraz – Poruszyła plecami, szukając
główki jego członka. – Sprawiasz, że jestem zdesperowana. Potrzebuję
więcej.
- Tak. tak – Czekaj. Zwolnij. – Jesteś już płodna?
- Nie.
Przyśpiesz. Sabin chwycił jej biodra i wszedł w nią aż do końca.
Oboje krzyknęli w uniesieniu. Tak dobrze. Tak doskonale. Lepiej niż
wcześniej, goręcej, wilgotniej. Pełniej. Byli połączeni, jedno istnienie.
Należała do niego, on do niej.
Pochylając się, przycisnął brzuch do jej pleców, sięgając pod nią i
jedną ręką pocierając jej łechtaczkę, drugą ugniatając piersi, atakując
każdy możliwy punkt przyjemności. Uniosła ciało, znów chwytając się
wezgłowia i nabiła się mocniej na jego członek.
Mroczny Szept
258 |
S t r o n a
Cholera, nie wytrzyma długo. Był na krawędzi i to właściwie od kilku
dnie. Ale wciąż się w nią wsuwał, już nie Sabin, tylko mężczyzna Gwen.
Krzyk nagle wypełnił pokój i znów się na nim zacisnęła, wyciskając
go. Tak po prostu, Sabin runął, rozkosz go pochłonęła, zmywając go
ogromnymi falami odczuć.
Zostali tak, niczym przez wieczność, ciągle połączeni, zanim opadli
na materac. Szybko sturlał się do jej boku, nie chcąc miażdżyć jej
swoją wagą. Cóż, nie chcąc znów jej miażdżyć.
Niezdolny ją puścić, nawet na sekundę, przycisnął ją do swojego
boku i chętnie się do niego przytuliła. Tak, zdecydował, musi być w
niebiosach.
- Już dwa razy pytałeś mnie czy jestem płodna, co każe mi wierzyć,
że możesz mieć dzieci – powiedziała między oddechami, ochrypłe
oświadczenie wypełniło ciszę. – Nawet Ashlyn jest w ciąży, a
przypuszczam, że nie była w tym stanie przed przyjazdem tutaj. Och,
chwila. Galen pomógł mnie zrobić, więc wy, chłopcy, możecie się
rozmnażać.
- Tak, i tak, dziecko Ashlyn jest Maddoxa. Pewne warunki muszą być
spełnione, ale rzeczywiście możemy mieć dzieci. Jestem pewien, że
czytałaś historie o bogach zapładniających ludzkie kobiety.
- Taa, ale wy, chłopcy, nie przyszliście na świat w tradycyjny sposób
– odparowała. – Zostaliście stworzeni przez samego Zeusa. Myślałam,
że macie… braki w… wiesz… dziecięcym serum.
Dziecięce serum? Musiał powstrzymać śmiech.
- Mamy dużo więcej hormonów, białych krwinek i innych
potrzebnych komponentów niż ludzie. Dlatego zdrowiejemy tak szybko.
Większość kobiecych ciała nie może utrzymać tak potężnego… serum, i
zaczynają zwalczać to i zabijać.
- Myślisz, że ja mogłaby to utrzymać?
- Myślę, że możesz znieść wszystko.
Stopniowo się przy nim rozluźniła. Może nawet uśmiechnęła.
- Chciałeś kiedyś mieć dzieci?
Nigdy wcześniej. Jego życie było zbyt burzliwe. Ale podobała mu się
myśl o stworzeniu dziecka z Gwen. Takiego dziecka jak ona,
zwiększającego to nowe błogosławieństwo w jego życiu.
- Taa. Pewnego dnia, po prostu nie teraz. Nie, dopóki nie będzie
bezpiecznie.
Jej spojrzenie stało się zamyślone.
- Bezpiecznie – Westchnęła i zmieniła temat. – Nie chcę, żebyś
przestał walczyć z Łowcami, ale nie wiem czy z tobą zostanę.
Mroczny Szept
259 |
S t r o n a
- Wystarczająco sprawiedliwe – Tyle, że użyje wszystkiego, nawet
ostatniego oddechu, żeby ją przekonać do zostania. I nie kłamał.
Podąży za nią. Gdziekolwiek pójdzie, podąży. Pozbycie się go będzie
cholernym problemem. – Ale nie oczekuj, że będę patrzył jak
odchodzisz i nic nie robił.
- Cóż, jeszcze nie musisz się o to martwić. Najpierw, pomogę ci
znaleźć twoich przyjaciół. Zaufasz mi i pozwolisz na to?
- Tak. Mogę cię znaleźć tulącą Galena, a i tak w ciebie nie zwątpię –
Powiedział z pewnością w głosie. Naprawdę miał to na myśli. Gwen
była jedyną rzeczą w jego życiu, w którą nigdy nie będzie wątpił.
Zaśmiała się.
- Muszę to zobaczyć, żeby uwierzyć – Przesunęła koniuszkami
palców po jego piersi. – Muszę porozmawiać z siostrami.
- Powodzenia w tym – Uniósł jej dłoń do ust.
Kolejne westchnienie.
- Niemal oczekuję, że odejdą. Ale w głębi duszy wiem, że zostaną
tylko po to, żeby mnie ukarać za to, co im zrobiłam.
- Nie zranią cię – Nie pozwoli na to.
Złączyła ich dłonie i delikatnie uścisnęła.
- Co z Daniką i Ashlyn?
- Są ci wdzięczne i martwią się o zaginionych mężczyzn.
Marszcząc brwi, usiadła, włosy spłynęły w dół jej pleców.
- Idę pod prysznic, umyć głowę. Zwołasz spotkanie wszystkich,
którzy tu są… za godzinę?
Nie pytał, czemu tego chciała, po prostu jej zaufał, jak powiedział, że
zrobi.
- Uznaj za wykonane.
Mroczny Szept
260 |
S t r o n a
Rozdział 26
Rozdział 26
Rozdział 26
Rozdział 26
Gideon powoli popadał w szaleństwo. Stracił poczucie czasu, nie
wiedział jak długo był uwięziony. Dzień? Dwa? Rok? Nie było nawet
odrobiny światła, nic, co przypominałoby mu, że na zewnątrz jest świat
– do którego powróci za wszelką cenę.
Najpierw, potrzebuje odrobiny ciszy, żeby pomyśleć nad planem
ucieczki.
Jego demon, zwykle tylko obecność na dnie umysłu, musi przestać
wrzeszczeć w jego głowie. „Wejść, wejść, wejść” krzyczał, co znaczyło:
„wyjść, wyjść, wyjść”. „Potrzebuję mroku, potrzebuję mroku” szlochał,
co znaczyło „potrzebuję światła, potrzebuję światła”. Kłamstwo znów
był zamknięty w puszce Pandory, niezdolny uciec, zapomniany,
opuszczony.
Najwidoczniej inne demony myślały tak samo. Lucien często jęczał,
ale była tu Anya, żeby go pocieszyć. Reyes był dziwnie cichy.
Wymruczał imię Daniki, potem nie odezwał się przez godziny. Amun
warczał z głębi gardła, jakby walczył z hordą demonów, której Gideon
nawet nie mógł sobie wyobrazić. Sekrety musiały wrzeć w jego głowie…
Strider, który czuł się przechytrzony, stale uderzał głową w ścianę,
jego demon musiał skrzeczeć, jego ciało było w agonii. Gideon do tej
pory tylko raz widziała, jak wojownik przegrał, setki lat temu, ale
konsekwencje tego były wyryte w jego pamięci. Nigdy nie widział, żeby
dorosły mężczyzna wił się z taką siłą, łzy spływały w dół popielatej
twarzy, oczy błyszczały raczej udręką niż zwykłą dumą, zęby zaciskał
tak mocno, że płynęła z nich krew.
Skoncentruj się, głupku. Wiele razy cała grupa próbowała otworzyć
okiennice albo wspiąć się po ceglanej ścianie. Anya, jedyna, która
wciąż mogła używać swoich zdolności, wywołała tornado w komnacie,
ale zraniła tylko mężczyzn, nie budynek. Wszystko było umocnione –
zaklęciami? – aż ich więzienie wydawało się nie do zniszczenia.
- Rozejrzę się znów za wyjściem – powiedziała bogini. Była
najspokojniejsza w grupie – ironiczne, skoro kwitła w chaosie.
Nadszedł odgłos ubierania, jęk od Luciena i gruchanie Anyi, i szmer
kroków.
Mroczny Szept
261 |
S t r o n a
Gideon zawsze był niechętny do angażowania się w związki,
preferując różne kobiety. Teraz to wydawało się głupie. Nie miał, o kim
myśleć, kogo chcieć, o kim marzyć. Nikt nie utrzymywał go w
skupieniu, jak Reyesa. Nikt go nie pocieszał, jak Luciena.
Jaka kobieta by z tobą długo wytrzymała?
Co, teraz jest opętany przez Zwątpienie?
Bum.
- Przepraszam – wymamrotała Anya. – Kogo uderzyłam?
- Muszę… - Oddech Stridera był płytki i chrapliwy. – Pomocy.
Pomóżcie mi. Proszę.
- Niedługo – obiecała bogini, potem gruchała nad nim przez kilka
minut. Więcej kroków.
Bang. Bum.
- I cóż my tu mamy? – gruchnął głos z – jak sądził Gideon – ukrytych
głośników. I nie należał on, do kogoś, kogo by znał. – Czy to moje
urodziny?
W pokoju ucichło, dopóki Anya nie zaczęła się znów przedzierać z
powrotem do Luciena, jej pięty uderzały w podłogę.
Światło zamrugało, przeganiając cienie. W tej chwili, słodki spokój
ogarnął Gideona. Zamrugał, by pobyć się plam sprzed oczu, widząc
przyjaciół pierwszy raz od czasu, który wydawał się wiecznością.
Lucien leżał na podłodze, jego głowa spoczywała na kolanach Anyi,
która obejmowała go ochronnie. Reyes siedział przy ścianie,
uśmiechając się niesamowicie. Strider był z boku, ściskając swój
brzuch i kolana przyciągając do piersi, Amun był za nim, głaszcząc
jego głowę, mimo, że jego oczy były szkliste.
Ani śladu Łowców. Okna wciąż były zablokowane, drzwi zamknięte.
- Zastanawiałem się, kto uruchomił cichy alarm. Musiałem najpierw
zadbać o waszych przyjaciół w Budapeszcie, zanim mogłem tu wrócić –
Okrutny śmiech. – Mieliśmy nadzieję, że tu przyjdziecie, odkąd artykuł
został opublikowany. Widzę, że nasze zaprzeczenie istnieniu tej
placówki poskutkowało i przekonało was, ze nie może to być pułapka.
Z nagłą ciszą w umyśle, Gideon był zdolny przefiltrować ten głos
przez akta we własnej głowie i hello. Jednak należał do kogoś, kogo
znał. Dean Stefano. Zastępca dowodzącego Łowcami, odpowiadający
tylko przed tym chorym fiutem, Galenem. Stefano nienawidził Sabina
za ukradnięcie darli, jego żony. Twierdził, że Darla by żyła, gdyby
Lordowie i zło, które roznoszą byli w piekle, gdzie należą.
Zło Stefano nie znało ograniczeń. Wysłał Danikę, niewinną, żeby ich
szpiegowała, planując użyć jej do złapania – i torturowania – Lordów,
Mroczny Szept
262 |
S t r o n a
jednego po drugim. Nie żeby ten plan podziałał. Ale wysłał ją, a potem
próbował wysadzić fortecę z nią w środku.
Strach ścisnął żołądek Gideona, a za nim szybko podążyły
wściekłość i smutek, gdy dotarły do niego słowa Stefano: musiałem się
zająć waszymi przyjaciółmi. Zaświtało zrozumienie. Łowcy byli w
Budapeszcie. Walczyli… i wygrali, inaczej nie byłoby ich tutaj. Sabin
nigdy nie pozwoliłby im uciec.
Gdzie był teraz Sabin? Dopóki puszka nie zostanie znaleziona, Łowcy
nie zabijali Lordów, nie chcąc by ich demony uciekły, powodując więcej
kłopotów. Uwięzili go? Torturowali? Wstanie sprawiało trudności, ale
Gideon to zrobił. Chwiał się, ale ustał. Wszyscy oprócz Stridera zrobili
to samo, wyciągając broń, gotowi zrobić, co konieczne mimo słabości.
- Chodź tu – Reyes skinął palcami w wyzwaniu. – Ośmiel się.
Stefano znów się roześmiał, tym razem autentycznie rozbawiony.
- Dlaczego? Mogę was głodzić, patrzeć jak marniejecie. Mogę zatruć
powietrze, patrzeć jak cierpicie. I mogę zrobić to wszystko, bez
dotykania waszych obrzydliwych ciał – Na końcu jego głos stwardniał.
- Wypuść kobietę – zawołał Lucien. – Nic ci nie zrobiła.
- Do diabła, nie – Anya potrząsnęła głową, jasne włosy zawirowały. –
Zostaję tu.
- Jak słodko – odparł Stefano szyderczo. – Chce zostać ze swoim
demonem. Cóż, myślę, że ją usunę. Tylko dla ciebie, Śmierć. Choć
myślę, że nie spodoba ci się, co jej zrobię.
Warcząc, Lucien się pochylił, przygotowując do starcia. Uniósł
półautomat, załadował. Gotowy. Wyglądał brutalnie i dziko, Śmierć w
każdym calu.
- Spróbuj.
Wtedy chłopiec, na oko jedenastoletni, wszedł przez oddaloną ścianę,
jakby był duchem. Oczy Gideona się rozszerzyły, umysł odtwarzał
scenę, chcąc wyjaśnić niezwykłe zjawisko.
- Chodź ze mną – chłopiec powiedział do Anyi. – Proszę.
- Ciekawa sztuczka – Powoli się obróciła, rozpościerając ramiona. -
Wysyłasz dziecko do jaskini lwa. Tchórzliwe, nie sądzisz? I naprawdę
sądzisz, że twój zwierzak może mnie zmusić do zrobienia czegoś, czego
nie chcę?
- Tak, mogę – odpowiedział chłopiec poważnie. – Ale nie ma powodu
stosować przemoc.
Lucien wepchną boginię za siebie, jego czy błyszczały czerwienią,
zęby były ostre i obnażone. Widzenie zwykle stoickiego wojownika w
Mroczny Szept
263 |
S t r o n a
takim szale było niemal bolesne. Mężczyzna kochał swoją kobietę i
zginie dla niej. Woli zginąć, niż widzieć jak ktoś ją rani.
Gideon powoli stanął u boku Śmierci, niepewny co robić, ale
wiedząc, że nie może biernie obserwować. Ale naprawdę, kto był
śmierdząco zły? Mężczyźni w klatce czy facet, który wysyła dziecko w
środek wojny?
Reyes, Strider i Amun, stanęli u boku Gideona, formując ochronną
ścianę wokół Anyi.
- Chodź – powtórzył chłopiec, teraz marszcząc brwi. – Proszę. Nie
chcę cie krzywdzić.
- Czy nie jest cudowny? – zapytał Stefano ze śmiechem. – Mam
nadzieję, że go polubicie, moją nową broń przeciw wam. Nie
planowałem go wykorzystać. Potem wy wybraliście się do Egiptu i
ukradliście moje inkubatory. Inkubatory, które znajdę i znów
wykorzystam. Szczególnie tę, którą Sabin rak sobie upodobał.
- Tak miło cię znów słyszeć, Stefano – odezwał się Gideon, ignorując
odzywki. – To jest cudowne… - chore. - …nawet jak na ciebie.
Cisza. Potem:
- Achh, Kłamstwa. Rozkoszny, jak zawsze. Jak nudny musi być twój
demon. Ale mam dla ciebie dobrą wiadomość. Znaleźliśmy sposób,
żeby wyciągnąć go z ciebie i umieścić go w kim innym. Kimś słabszym,
kto zaakceptuje uwięzienie, dla dobra rodzaju ludzkiego. I to właśnie
już zrobiliśmy z Sabinem. Po tym jak go pokonaliśmy, oczywiście.
Nieźle walczył, ten Sabin, ale w końcu upadł. Tak. Jak. Ty.
Bo diabła, nie. Sabin nie był martwy. Sabin nie mógł być martwy.
Był zbyt żywotny, zbyt zdeterminowany. Nawet więcej, wyssanie z nich
demonów i umieszczenie ich w kimś innym nie było możliwe. Nie mogło
być możliwe.
- Nie wierzysz mi – znów zaśmiał się Stefano. – Dobrze. Uwierzysz,
gdy ci się to przydarzy. Poza tym, jak myślisz, czemu twojego
przyjaciela jeszcze tu nie ma, czemu cię nie ratuje?
Przerażenie Gideona wzrosło. Nie pozwól by się do ciebie dorwał.
Kłamie. Później możesz…
Uderzył pięścią w ścianę po prawej. Otoczył go kurz. Uderzył znów i
znów, łzy paliły oczy. Uderzał, aż kości się połamały, mięśnie
porozrywały. Spędził tysiące lat z Sabinem, myślał, że spędzi kolejny
tysiąc.
- Biedne Kłamstwo – szydził Stefano. – Bez przywódcy. Co teraz
zrobisz?
Mroczny Szept
264 |
S t r o n a
- Pieprz się! – krzyknął Gideon. – Zabiję cię. Kurwa, zabiję cię – I
dokładnie to miał na myśli, to była prawda, coś, co planował zrobić,
chciał zrobić, zrobi. – Zginiesz z mojej ręki, skurwysynu!
Gdy nienawistne słowa rozbrzmiały wokół niego, jego demon wydał
zszokowany krzyk… potem bolesny. Ból przeszył Gideona, rozdzierając
go, komórka po komórce. Jakby każdy jego organ wewnętrzny kruszył
się, kości wyskakiwały ze stawów. Kłamstwo wbijał szpony w jego
czaszkę, opadł do stóp, szukał kotwicy, gryzł w palce u stóp, aż ból
doprowadził go do szaleństwa. To ciągle nie wystarczyło. Demon
przeszył całą resztę niego, krzycząc, rozdzierając jego żyły, zostawiając
za sobą tylko kwas.
Kolana Gideona się poddały i przewrócił się na podłogę. Sztylet,
który trzymał w sprawnej ręce, upadł poza zasięgiem. Powinien
wiedzieć lepiej. Pozwalając emocjom przejąć kontrolę, zawsze
prowadziło go do upadku. Dlatego nauczył się ukrywać wszystko za
sarkazmem. Idiota! Stefano cię teraz pokonał. Twój wróg ma przewagę.
Może tu wejść, złapać cię, uciąć kończyny i nie, kurwa, nie będziesz
mógł z tym zrobić.
- Nienawidzę… cię… - wycedził. Do diabła, już raz powiedział
prawdę. Czemu znów tego nie zrobić? Powiedzieć to, za czego
wypowiedzeniem tęsknił tak długo. – Nienawidzę cię do głębi duszy.
Demon znów wrzasną. Wrzeszczał, wrzeszczał i wrzeszczał. Znów
przeszył go ból, rozdzierając na części.
Otworzył usta, by wymówić kolejną prawdę.
- Kł…kłamie – powiedział Amun zacinając się. – On… kłamie…
Sabin… żyje.
To były pierwsze słowa, jakie Strażnik Tajemnic wymówił od stuleci.
Jego głos był szorstki, jakby jego krtań została przetarta papierem
ściernym, każde słowo było jak wcieranie soli w ranę.
- Nie wiesz tego – bluznął Stefano. – Nie było was tam. Jest martwy,
obiecuję wam.
Gideon zesztywniał. Pomimo agonii, tortury jego stanu, zesztywniał.
Stefano go okłamał. Kurwa, okłamał go, a on w to uwierzył. Gideon,
który powinien wyczuć kłamstwo na tysiąc stóp. Tyle sam ich
wypowiadał przez całe życie, że identyfikowanie ich było tak naturalne
jak oddychanie.
Amun ryknął i upadł na kolana, obok Gideona. Tama została
zerwana, wyglądało na to, przez jedno słowo, przez jedno zdanie, potem
jedna historia za drugą zaczęły wyciekać z wojownika, każda
wypowiedziana innymi głosami swoich stworzycieli. Mówił o
Mroczny Szept
265 |
S t r o n a
morderstwach, gwałtach i nadużyciach wszelkiego rodzaju. Mówił o
zazdrości, chciwości i niewierności. Kazirodztwie, samobójstwie,
depresji.
śadna ze zbrodni nie była jego, ale mogłyby być. Należały do ludzi,
których napotykał przez lata, Łowców, których wysuszył ze wspomnień
i były dla niego równie jasne, jakby je przeżył.
Mocno zaciskając oczy, Amun pocierał skronie, wijąc się, krzywiąc,
strumień trucizny nie zwalniał.
- Już mnie nie kocha, nawet po wszystkim, co dla niego zrobiłam –
Jego głos był wysoki, kobiecy. Gideon pomyślał, że usłyszał sapnięcie
w głośnikach, ale nie był pewny. – Gotowała, czyściłam, spałam z nim,
nawet, gdy byłam zbyt zmęczona. Ale wszystko, o co o dba to ta jego
bezcenna wojna. Chociaż i tak ma czas pieprzyć tę dziwkę z
sąsiedztwa, wciąż i wciąż. Traktuje mnie jak śmiecia!
- Jak odtwarzasz ten głos? To głos darli. Jak, niech cię cholera? –
warknął Stefano. Nie było odpowiedzi, tylko więcej sekretów darli.
Gideon nie miał pojęcia, jak wojownik wszedł w ich posiadanie –
Uciszcie go. Uciszcie go, w tej chwili!
Mały chłopiec podskoczył, zdumiony, po czym ruszył na przód. Gdy
Lucien i Reyes chcieli go złapać ich ręce przeszły przez niego i obaj
wojownicy krzyknęli w agonii, dźwięk ich bólu zmieszał się Gideona,
Amuna. Potem obaj mężczyźni upadli jak fala w oceanie, ich ciała
trzęsły się, jakby przeżyli szok życia. Anya pochyliła się za nimi, gotowa
ruszyć na przód, gdyby chłopiec próbował dotknąć ich jeszcze raz.
Nie mogę mu pozwolić tak skrzywdzić Amuna, pomyślał Gideon,
zmuszając się do wstania. Chwiał się, z zawrotami głowy, bolało tak
bardzo, że miał łzy w oczach. Musiał się pochylić i objąć brzuch, żeby
powstrzymać wymioty. Wolną ręką chwycił sztylet i trzymał go
ostrzegawczo. Ale naprawdę, jak miał powstrzymać kogoś, kogo nie
mógł chwycić?
Anya wyciągnęła jedną rękę ku chłopcu, który teraz pochylił się nad
Amunem, chcąc sięgnąć ku jego gardłu. I co zrobić? Zatrzymała się tuż
przez kontaktem.
- Nie dotykaj go – krzyknęła. Małe złote płomienie błyskały na jej
dłoni, ale były przygaszone, ledwie widoczne. – Mam moc w tej
rzeczywistości i w każdej innej. Dotknij go, a cię spalę. Zaufaj mi. Nie
zawaham się. Robiła gorsze rzeczy.
Psie, brązowe oczy prosiły ją o zrozumienie, o pozwolenie wykonania
rozkazy. Biedny dzieciak. Jego ręka drżała i biły z niego potężne fale
żalu.
Mroczny Szept
266 |
S t r o n a
- Widzę, że jest w tym pokoju dwóch kłamców – powiedział Stefano. –
Nie dbam o to, jaką masz moc. Chłopiec jest synem Nekromanty,
zdolny chodzić pośród śmierci. Może wejść do każdego świata siłą woli i
nic nie może go dotknąć, gdy jest w innym.
- Śpię z Nekromantą, idioto. Lucien też może chodzić wśród śmierci –
Anya uniosła podbródek, niebieskie oczy jednocześnie błyszczały i
rozdzierały. – Plus, jestem Anarchią i nie mam litości. Twój zwierzak
podejdzie bliżej i zobaczysz mnie w akcji.
Znając ja, Gideon wiedział, że blefowała. Kobieta operowała czystą
brawurą. Nie byłaby zdolna skrzywdzić dziecka. W domu, wciąż
głaskała brzuch Ashlyn i gruchała do dziecka. Ciotunia Anya nauczy
cię kraść wszystko, czego zapragnie twoje małe serduszko, powtarzała.
Gideon wyciągnął rękę, chwiejnie, wzrok się zaciemniał, i oplótł palce
wokół jej nadgarstka.
- Nie znajdę radości w zajęciu się tym – wyrzęził przez zaciśnięte
gardło.
- Ja… ja… Tak – Powoli płomienie zniknęły i Anya skinęła. Była ulga
w jej oczach. Klękła i chwyciła Luciena za ramiona, odsuwając go od
chłopca. Amun ciągle paplał, a Stefano ciągle żądał, żeby dzieciak
jakoś go uciszył.
Kołysząc się na piętach, Strażnik Kłamstwa napotkał ponury,
zdeterminowany wzrok chłopca.
- Nie sprawie, że wojownik ucichnie.
Mimo, że mówił kłamstwo, chłopak zdawał się rozumieć, co miał na
myśli i skinął. Walcząc z słabością i bólem, Gideon schylił się i
przyłożył usta do ucha Amuna. I pierwszy raz od stuleci, był w stanie
zaoferować zapewnienie bez konieczności uciekania się do prawdy.
- Już w porządku. Będzie dobrze. Wydostaniemy się z tego żywi. Cii,
cii już. Wszystko będzie dobrze.
Stopniowo wysyp głosów Amuna zbladł, aż w końcu tylko mruczał
pod nosem. Ciągle ściskał głowę, miał zamknięte oczy, zwinął się w
kłębek. Kołysał się w przód i w tył.
Ręka owinęła się wokół pasa Gideona i się obrócił. Szybki ruch
sprawił, że żołądek mu się wywrócił, zrobiło mu się czarno przed
oczyma zanim spostrzegł, kto go dotyka. Anya. Jak długo jeszcze
utrzyma się w pionie? Jak długo będzie mógł udawać, że się trzyma?
Jej truskawkowy zapach wypełnił mu nos, gdy szarpnęła go do
pozycji pionowej i niemal się przewrócił.
- Myślałam. Chętnie pójdę z dzieciakiem – powiedziała cicho. śeby
Lucien nie usłyszał?
Mroczny Szept
267 |
S t r o n a
- Tak – odparł, mimo, że potrząsał głową na nie. Znów wywrócił mu
się żołądek, ciemne plamy pojawiły się przed oczyma.
Chwyciła jego twarz, przyciągając go jakby chciała go pocałować,
pocałowała lekko, potem przesunęła usta do jego ucha, mrucząc.
- Poza tym pokojem, moja siła całkiem wróci. Będę mogła zdjąć
Stefano.
Jeśli Lucien się obudzi i zobaczy, że nie ma Anyi… Nie, Gideon nie
mógł pozwolić przyjacielowi cierpieć takiego rodzaju agonię.
Jeśli chodzi o Luciena, Gideon nie potrzebował dalszego poczucia
winy. Od opętania, Lucien był dla niego bratem, biorąc go pod swoje
skrzydła, uspokajając Gideona, gdy ten stawał się zbyt dziki. Ale gdy
przyszedł czas wybrać między nim a Sabinem, wybrał Sabina, bo
wierzył, całym sercem, że Łowcy zasłużyli na śmierć po tym, co zrobili
Badenowi, Strażnikowi Nieufności. A Lucien pragnął spokoju. Gideon
ciągle w to wierzył, ale też wiedział, że Strażnik Śmierci zasłużył na cos
lepszego z jego strony.
- Czas, żebyś zostawiła swojego mężczyznę – oświadczył ich oprawca.
– Nie martw się, po tym, co ci zrobię pozwolę ci wrócić i opowiedzieć
mu o tym.
- Chodź – powtórzył po raz kolejny chłopiec. – Zmuszę cię, jeśli będę
musiał.
Gideon musiał ją powstrzymać. Ale jak? Jego siła wyciekała,
zastępowało ją coraz więcej bólu. Wkrótce będzie całkiem niesprawny,
niezdolny wstać przez godziny, może dni.
Ale też inni nie mogli znieść więcej. Czy Stefano przyśle posiłki i
rozdzieli ich siłą? Czy zostawi ich tu, żeby powstrzymać ich siły, jak
podejrzewała Anya? Nie ważne, jak sądził. Jest tylko jeden sposób by
kupić trochę czasu i wymyślić jak uciec.
- Nie chcę, żebyś wziął mnie zamiast niej. Nie chcę, żebyś mnie
przesłuchiwał – odezwał się w końcu. – Stefano, powiedz chłopcu, żeby
wziął Anyę a mnie zostawił.
Nastąpiła pauza, gdy jego kłamstwo było interpretowane.
- Nie – sapnęła Anya. Potem, jakby zaprzeczenie nie wystarczyło
chwyciła Gideona za ranię i posłała go na ziemię. Jedno kopnięcie,
dwa, prosto w brzuch. Niezdolny się powstrzymać, zwymiotował, wciąż
i wciąż, aż nic nie zostało. – Widzisz? Nie jest w formie do rozmowy.
Zabierzesz mnie – powiedziała płaskim głosem. – albo nikogo.
- Przyprowadź oboje – powiedział Stefano, z radością w głosie, jakby
to było to, czego chciał.
Mroczny Szept
268 |
S t r o n a
Po niewielkim wahaniu, chłopiec wszedł w ciało Anyi, znikając z
widoku. Może ją opętał, bo wyszła z pokoju bez słowa skargi. Jasna
cholera.
Gdy chłopak wrócił chwilę później, Gideon powstrzymał go gestem.
- Nie chcę zrobić tego sam.
To spowodowało skinięcie, z wyraźną ulgą.
Gideon wstał i rzucając ostatnie spojrzenie przez ramię, opuścił
przyjaciół.
Mroczny Szept
269 |
S t r o n a
Rozdział 27
Rozdział 27
Rozdział 27
Rozdział 27
Gwen była zaskoczona widząc siostry w pokoju medialnym… grrr, w
pokoju rozrywkowym, ale chodzi o to samo, naprawdę… kiedy weszła
do środka. Była równie zaskoczona, gdy nie wstały z kanapy i nie
dźgnęły jej.
Jej wzrok pobiegł do reszty obecnych. Kto ją wesprze, a kto nie?
Ashlyn, Danika i Cameo siedziały przy oddalonym stole, dwie głowy
pochylały się nad zwojami, jedna nad laptopem. Śliczna twarz Ashlyn
była zmartwiona. Danika była blada i wyglądała na chorą. Cameo była
nachmurzona.
Williama, Kane’a i Maddoxa nie było i podejrzewała, że są w mieście,
szukając pozostałych Łowców. Naprzeciw kobiet, Aeron i Parys grali w
bilard omawiając strategię, siniaki w większości zbladły. Cóż, Parysa w
większości zbladły. Ciężko było to ocenić, jeśli chodzi o Aerona, bo całe
jego ciało pokrywały tatuaże.
- Mówię ci, widziałem ją – powiedział Parys.
- Myślenie życzeniowe albo spowodowane ambrozję halucynacje –
odparł Aeron. – Gdy spadliśmy, byłeś przytomny. Widziałeś ją znowu?
- Nie. Pewnie się ukryła.
Wytatuowany wojownik był bezlitosny.
- Obchodziłem się z tobą delikatnie do tego punktu, Parys, i wygląda
na to, że to nie wychodzi ci na dobre. Musisz się podnieść ze smutku.
Dziś przesłuchiwaliśmy kilku nowych Łowców. Nic o niej nie wiedzieli.
Potem wezwałeś Kronosa, zapytałeś czy została odesłana. I co
powiedział?
Blednąc, Parys uderzył kijem w bile.
- Bez ciała, jej dusza zwiędła. Martwa.
Mała, łuskowata… rzecz owinięta wokół ramiona Aerona, przestała
gładzić jego głowę i pocałował go w policzek. Wojownik sięgnął w górę i
delikatnie podrapał kark stworzenia, jakby to było tresowane
zwierzątko, którego dotykanie było naturalne, mile widziane. Nie
zająknął się w rozmowie.
- Czy król bogów cię okłamał?
- Tak!
- Dlaczego? Chce naszej pomocy.
Mroczny Szept
270 |
S t r o n a
- Nie wiem – warknął Parys.
- Co to jest? – zapytała Gwen, jej wzrok przywierał do stwora
owijającego się wokół Aerona.
Sabin, który stał za nią w wejściu, paląc jej odkrytą skórę swoją
obecnością, kusząc do wybaczenia, zapomnienia i skupienia się na
przyszłości, przyszłości z nim, uśmiechnął się.
- To Legion. Jest demonem… i przyjaciółką. Aeron prędzej by zginął
niż pozwolił ją zranić, więc proszę nie próbuj i nie ruszaj jej.
Ta… rzecz jest dziewczyną? Nie ważne. Masz parę rzeczy do
zrobienia. Oczy Gwen się rozszerzyły, gdy skończyła rozglądać się po
osobach okupujących pokój. Torin opierał się ramieniem o ścianę, tak
daleko od innych jak tylko mógł. Trzymał podręczny monitor i
odzianych w rękawiczki dłoniach, jego uwaga skupiała się na małym
ekranie.
On ją wesprze, wiedziała to. Jedno, co w nim zauważyła, to, że
stawiał przyjaciół ponad własnym dobrem.
- Będziesz udawać, że nas tu nie ma? – Kaia wyprostowała ręce nad
głową, rozciągając się jak kot.
Tak. Nie.
- Hej – W końcu napotkała spojrzenie sióstr, zaoferowała im
półuśmiech i machnięcie dłonią. Spędziła ostatnią godzinę myśląc o
tym, co im powiedzieć… jeśli będą zainteresowane słuchaniem jej. Nic
nie wymyśliła nic. Przeprosiny nie podziałają, bo nie żałowała tego, co
zrobiła.
Taliyah wstała, ze spojrzeniem pustym jak zwykle. Jeżąc się, Sabin
stanął przed Gwen.
- Dobra – odezwała się najstarsza siostra, ignorując go. – Skoro nie
chcesz nic powiedzieć, o tym, co się stało, ja zacznę – Pauza. – Jestem
z ciebie dumna.
- C-Co? – zapytała Gwen łamiącym się głosem. Nie to spodziewała się
usłyszeć. Zerknęła zza masywnych pleców swojego wojownika, jej
starsza siostra znów pojawiła się w polu widzenia. Taliyah była z niej
dumna? Nic nie mogło zaskoczyć jej bardziej.
- Zrobiłaś co musiałaś zrobić – siostra zamknęła między nimi
dystans i próbowała zepchnąć Sabina z drogi. – Jesteś Harpią w
każdym sensie tego słowa.
Sabin nie drgnął.
Lód w oczach Taliyah zmroziłby każdego innego.
- Pozwól mi uścisnąć siostrę.
- Nie.
Mroczny Szept
271 |
S t r o n a
Gwen mogła dostrzec sztywność jego ramion, poczuć napięcie
pleców.
- Sabin.
- Nie – powiedział, wiedząc czego chciała. – To może być sztuczka –
Potem do Taliyah dodał: - Nie skrzywdzisz jej.
Bianka i Kaia dołączyły do starszej siostry, tworząc półkole wokół
wojownika. Mogły go zaatakować, ale ku zaskoczeniu Gwen, nie zrobiły
tego.
- Poważnie, pozwól nam uścisnąć siostrę – odezwała się Kaia twardo.
To, że nie groziła mu cielesnymi obrażeniami… cud. – Proszę – ostatnie
wypowiedziane niechętnie.
- Proszę, Sabin – powiedziała Gwen, przykładając dłonie do jego
łopatek.
Wziął głęboki, drżący oddech, jakby w zapachu szukał prawdy.
- śadnych sztuczek. Ani nie innego – Zszedł z drogi, a one
natychmiast prześliznęły się obok niego.
Trzy pary ramiona objęły Gwen.
- Jak mówiłam, jestem niewiarygodnie z ciebie dumna.
- Nigdy nie widziałam kogoś tak ostrego.
- Zszokowałaś mnie. Totalnie skopałaś mi dupę!
Gwen zamarła, zdumiona do głębi duszy.
- Nie jesteście złe?
- Do diabła, nie – odparła Kaia i cofnęła się. – Cóż, może na początku
byłyśmy. Ale dziś rano, kiedy spiskowałyśmy jak cię porwać i zemścić
się na Sabinie, widziałyśmy jak z niego pijesz. To sprawiło, że
zrozumiałyśmy, że teraz on jest twoją rodziną i cofnęłyśmy się. Nie
grozisz rodzinie Harpii, nigdy, a my to wiemy.
Okej. Wow. Spojrzenie Gwen skoczyło ku Sabinowi, który patrzył na
nią z ogniem w oczach. Chciał być z nią, powiedział. Poddałby się w
swojej wojnie dla niej. Chciał z niej uczynić pierwszy priorytet w swoim
życiu. Ufał, że go nie zdradzi. Kochał ją.
Chciała mu uwierzyć, tak strasznie chciała mu wierzyć, ale nie
mogła się do tego zmusić. Nie tylko dlatego, że ją zamknął, ale dlatego,
że gdy leżała w łóżku, zdrowiejąc, zrozumiała, że teraz była bronią,
bronią, którą zawsze chciał żeby była. Udowodniła swoją wartość w
bitwie. Nie musiałby jej już zostawiać z tyłu, nie musiał się o nią
martwić. Jak lepiej wziąć od niej to, czego chciał niż uwieść jej ciało i
duszę?
Czy naprawdę ją kochał? To chciała wiedzieć.
Mroczny Szept
272 |
S t r o n a
Powiedział, że nie dbałby o to nawet, gdyby złapał ją obejmującą
ojca. Może była to prawda. Ale, jeśli teraz ja kochał, czy kiedyś odrzuci
ją przez to, kim i czym była? Czy jego nienawiść do Łowców i ich
przywódcy przeniosą się na nią? Czy jego przyjaciele odwrócą się od
niego za wprowadzenie wroga do domu? Czy każde jej słowa i
zachowanie będą podejrzane?
Te wątpliwości nie były spowodowane przez jego demona. Były jej.
Wszystkie jej. I nie wiedziała jak się ich pozbyć, nawet, jeśli desperacko
chciała być z Sabinem.
Kiedy widziała go w mieście, zakrwawionego i zabójczego, jej serce
naprawdę się zatrzymało… absolutny dowód jej przynależności do
niego. Co za dziki widok przedstawiał. Każda kobieta byłaby dumna
mając tak silnego, kompetentnego mężczyznę u boku. Chciała być tą
kobietą. Wtedy i zawsze. Ale brakowało jej pewności by chwycić swoje
marzenie. Co było zabawne, gdy o tym pomyśleć. Fizycznie, nigdy nie
była silniejsza.
- Znienawidzę opuszczenie cię – powiedziała Bianka, puszczając ją i
cofając się o krok.
- Cóż… - Teraz najtrudniejsza część. – Więc czemu próbować?
Potrzebuję, żebyście tu zostały, w fortecy i pomogły Torinowi strzec
ludzi.
- A ty gdzie się wybierasz? – Taliyah też ją puściła, blade oczy
studiowały twarz Gwen. Przynajmniej nie odmówiły jej prośbie.
Skrzyżowała ramiona, wypełniła ją determinacja.
- Właśnie dlatego zwołałam to spotkanie. Czy mogę wszystkich
prosić o uwagę? – Zaklaskała, czekając aż wszyscy w pokoju na nią
spojrzą. – Sabin i ja jedziemy do Chicago znaleźć jego zaginionych
przyjaciół. Ciągle milczą i sądzimy, że coś jej nie tak.
Na to Sabin zamrugał. To była jego jedyna reakcja. Wiedziała, że
czekał na informację od Torina, ale pomyślała, że lepiej być wtedy w
drodze niż tkwić w miejscu.
- Tak się cieszę, że jedziecie – powiedziała Ashlyn. – Nie wiem czy
ktoś ci powiedział, ale Aeron, Cameo i, tak, twoja siostra, Kaia, zabrali
mnie do miasta dziś rano. Słyszałam parę rzeczy.
Ooo. Będą kłopoty w fortecy.
- Nie powinnaś iść do miasta. Twój mężczyzna oszaleje jak się dowie
– Widziała Maddoxa z ciężarną kobietą tylko parę razy, ale raz
wystarczył, żeby jej pokazać jak gwałtowna jest jego potrzeba
chronienia.
Ashlyn machnęła ręką.
Mroczny Szept
273 |
S t r o n a
- Wie o tym. Nie mógł sam ze mną pójść, bo nie słyszę rozmów, gdy
jest przy mnie, więc kompromisem było zabranie straży. Wiedział, że i
tak wymknęłabym się później. W każdym razie, niektórzy z Łowców też
są w drodze do Chicago. Boją się ciebie, niepewni co możesz im zrobić.
Łowcy się jej bali. Bali się jej, gdy była w piramidzie, ale wtedy nie
naprawdę nie mogła im zrobić. Już nie będzie tak bezradna. Ta myśl
sprawiła, że się uśmiechnęła. Sabin też praktycznie błyszczał z dumy.
Jej żołądek zwinął się na ten widok, oddech rozpalił płuca. Kiedy tak
na nią patrzył, niemal mogła uwierzyć, że naprawdę ją kochał i
zrobiłby dla niej wszystko.
- Co z więźniami?
- Ciągle zamknięci – Obracając się do niej, Parys oparł kij o podłogę i
oparł się na nim. Był bledszy niż zwykle, linii stresu otaczały oczy. –
Aeron i ja, tak wielozadaniowi jak jesteśmy, przejęliśmy… opiekę nad
nimi.
- Ja pomagam – dodała Legion, kobiecy demon.
Opieka. Vel tortury. Czy Sabin ich przesłuchiwał? Wiedziała, że lubił
to robić, ale prawie jej nie opuszczał od bitwy.
- Dzieci…
- Jak wspomniałem wcześniej, już zostały odseparowane i
umieszczone w miłych kwaterach. Są przestraszone i nie używają
zdolności, jakiekolwiek mają. Jeszcze. Więc nie jesteśmy pewni, z czym
mamy do czynienia. Ale wydobędziemy to z dorosłych, bez obaw. –
odezwał się Sabin.
Parys skinął z ponurą determinacją.
- Zrobię to, gdy wrócimy. Jadę z wami.
Sabin i Aeron podzielili ciężkie spojrzenia.
- Zostajesz tutaj – poprawił Strażnik Zwątpienia. – Wszyscy
zostajecie. Potrzebujemy tu tylu wojowników ilu możemy mieć. Nie
wiemy ilu Łowców zostało.
- Co więcej, Torin widział Galena w mieście – dodała Cameo. – Nie
widzieliśmy go jeszcze, co znaczy, że może się ukrywać, planując znów
uderzyć.
Sabin podszedł do Gwen i otoczył jej pas silną ręką. Nie
zaprotestowała. Choć jej umysł nie był go pewien, jej ciało wiedziało, że
do niego należy. Napłynął do niej jego cytrynowy zapach, narkotyk, do
którego zaczęła się przyzwyczajać.
- Ale ty, Parys… twój nowy nawyk narażania innych na
niebezpieczeństwo. Zostaniesz to i doprowadzisz się do porządku.
Wojownik otworzył usta, żeby zaprotestować.
Mroczny Szept
274 |
S t r o n a
- Torin zajmie się organizowaniem podróży – kontynuował Sabin,
uciszając go. W górę i dół, pieścił jej ramię, może nawet tego
nieświadomy.
- Musicie lecieć zwykłymi liniami – odparł Torin. – Chłopcy wzięli ze
sobą do Stanów odrzutowiec, który zwykle czarterujemy.
- Co jeśli zauważą nas Łowcy? I jak przeniesiemy broń przez ochronę
lotniska? Jeśli złapią nas z pojedynczym ostrzem, będą zadawać
pytania – strata czasu – i aresztują.
- Mam swoje sposoby – Sabin pocałował ja w skroń. – Zaufaj mi.
Robiłem to przez długi czas. Nie zauważą nas.
- Przywieźcie Reyesa i innych bezpiecznie do domu – Danika splotła
palce, jakby się modliła. – Proszę.
- Proszę – powtórzyła Ashlyn.
- I nie zapomnijcie o Anyi – dodała Kaia. – Nie wiadomo, w jakie
kłopoty się wpakowała.
- Zrobię co w mojej mocy – powiedziała im Gwen i miała to na myśli.
Ale czy wszystko, co w jej mocy wystarczy?
* * *
- Powiedz mi, co bogini robi z demonem?
Anya spojrzała na zaprzysięgłego wroga swojego kochanka: Galena,
Strażnika Nadziei. Okupywał jedną stronę jej nowego więzienia, ona
drugą. Jego długie, białe skrzydła były schowane za plecami, ich
wierzchołki wyginały się nad ramionami. Jego oczy były niebieskie jak
niebo i im dłużej w nie patrzyła, tym bardziej mogłaby przysiąc, że
widziała puszyste białe chmury. Te oczy miały być niczym kołysanka,
relaksować.
Ją tylko wkurwiały.
Chłopiec-duch odeskortował ją – cholerny dzieciak przejął kontrolę
nad jej ciałem, jakby było jego – do tej małej, piekielnej dziury i
zostawił. Gdzie czekała. I czekała. Sama, rozwścieczona. Teraz
wiedziała, że Łowcy zostawili ją dla swojego przywódcy – który był w
Budapeszcie, póki nie powiedziano mu o małym prezencie tutaj.
W międzyczasie, krzyki Gideona odbijały się w korytarzach, a z
krzykami, radosny śmiech jego oprawców. Biedny Kłamstwo. Czuła się
trochę winna przez to, że go wcześniej kopnęła. Wydał jakieś
tajemnice?
- Nie odpowiesz, piękna?
Mroczny Szept
275 |
S t r o n a
- Bawię się, ot co – Popełnili błąd pozostawiając ją nieskrępowaną.
Chociaż Chłopiec-duch towarzyszył Galenowi, oczywiście.
Najwidoczniej był ich ubezpieczeniem. Cóż, niedługo nauczą się, że
wybrali złe ubezpieczenie. Bez tego dziwnego metalu w celi, jej siła
wracała. Niedługo będzie żyjącym koszmarem. I będą cierpieć.
Czy Lucien zdrowiał jak ona? Anya nienawidziła być z dala od niego.
Powoli usta Galena wygięły się w rozbawieniu.
- Jesteś ostra. Lubię to. Lucien to szczęściarz. Nawet więcej. Taki
brzydki mężczyzna zdobywający serce kogoś takiego jak ty, to niemal
cud.
Nawet jego głos miał uspokajać. Właściwie, wszystko w nim
wydawało się stworzone do dawania nadziei, jak światło w pokoju
pełnym ciemności i strachu. To, czego nie wiedział to, że Anya
preferowała ciemność. Zawsze.
- Nie jest brzydki – powiedziała, przechodząc od jednej czarnej ściany
do drugiej. Podejrzewała, że im więcej będzie w ruchu, tym mnie będą
podejrzane jej działania. – Jest honorowy, kochający i cudownie ostry.
- Ale jest demonem – drwina.
Zatrzymała się i uniosła brew.
- Cóż, tak. Tak jak ty, do diabła.
- Nie – Cierpliwie, Galen potrząsnął głową. – Jestem aniołem,
zesłanym z niebios by oczyścić ziemię ze zła.
- Ha! – Wróciła do ruchu. – Dobre. Uwierzyłeś we własną ściemę, co?
- Nie będę się wykłócał o własne pochodzenie z dziwką demona – Już
nie brzmiał na rozbawionego i tolerancyjnego. – Teraz, powiedz mi co
Lordowie wiedzą o dwóch ciągle zaginionych artefaktach.
- Kro powiedział, że są zaginione? – drażniła się.
Chwila ciszy.
- Prawda. Ja mam jeden.
Skurwiel. Naprawdę?
- Gdyby mieli cztery ni byliby tu, na mojej łasce. Szukaliby puszki.
Albo już by znaleźli.
Przewróciła oczyma, mimo że w środku się trzęsła.
- Jesteś pewien, że wiesz co to łaska, aniele?
Uniósł ramiona w westchnieniu.
- śyjesz, prawda?
- Taa, ale jestem pewna, że tylko dlatego, że chcesz mnie jakoś
wykorzystać.
Mroczny Szept
276 |
S t r o n a
Skrzyżował ramiona na masywnej piersi, naciągając tkaninę białej
koszuli. Jego spodnie też były białe. Do bani, jeśli zapytać Anyę.
Chociaż wątpiła, żeby przyjął od niej rady odnośnie mody.
- Zaczynam być tobą zmęczony, bogini. Może powinienem
przyprowadzić Śmierć.
śe niby bardziej bawiłoby go torturowanie Luciena?
- Słuchaj, pogadam z tobą, powiem ci wszystko, co chcesz wiedzieć.
Jeśli pozbędziesz się dzieciaka. Irytuje mnie – Nie chciała skrzywdzić
kogoś tak młodego.
- Przykro mi, jeśli odniosłaś wrażenie, że jestem głupi – jego usta
wygięły się w półuśmiechu. – On zostaje.
Czas na plan B. Rozproszenie, potem furia. Jeśli naskoczy nie niego,
on naskoczy na nią. Chłopak nie będzie interweniował.
- Czemu tak bardzo nienawidzisz Lordów? Co ci zrobili?
- Lepszym pytaniem byłoby: czemu miałbym ich nie nienawidzić?
Chcą mnie zniszczyć. Więc ja ziszczę ich pierwszy – Rozpostarł
ramiona, gest „to takie proste”. – Przez te wszystkie lata, byliśmy zdolni
tylko ich ranić, za bardzo bojąc się uwolnić ich demony. Gdyby tak się
stało, bogowie znów by mnie przeklęli. Już zostałem ostrzeżony –
Uśmiechnął się słabo. – Ale jesteśmy blisko, tak blisko zmienienia tego.
Lada dzień będę wiedział czy demon Nieufności może zostać związany z
moją kobietą. Jeśli tak… Będę prowadził najpotężniejszą armię, jaką
widział ten świat.
- Twój sługa bez kręgosłupa zdaje się myśleć, że użyjesz słabszych i
zamkniesz ich dla dobra tego świata.
Wzruszył ramionami.
- Skąd on wziął ten pomysł?
Okej, czas pomyśleć. Powiedział, że zostanie jakoś przeklęty, jeśli
zabije Lordów i uwolni ich demony. Ale nie, oczywiście, jeśli jakoś
przeniesie demony. Zabierając je Lordom, zniszczy nieśmiertelnych.
Zniszczy – zabije – Luciena.
Zmroziło jej krew.
- Jak znalazłeś Nieufność? Jak go złapałeś, oszalałego demona? -
Stefano twierdził, ze już z sukcesem związali demona z innym ciałem.
Najwyraźniej kłamał. Znów. Ale fakt, że próbowali to zrobić był
przerażający.
- W przeciwieństwie do Amuna, ja nie wyjawiam swoich sekretów –
odparł Galen.
- Cóż, póki tego nie zrobisz, obawiam się, że ci nie uwierzę.
Znów posłał jej półuśmiech.
Mroczny Szept
277 |
S t r o n a
- Rani mnie to, naprawdę.
Bogowie, nienawidzę go! Podrapała się w podbródek, jakby była
głęboko zamyślona. Rozproszyła go, to teraz go wkurwi.
- Zobaczmy, zobaczmy. Gdybym była tchórzliwym, zazdrosnym
demonem udającym anioła i chciała znaleźć i kontrolować złego ducha,
zrobiłabym… co? Na pewno inni zajęliby się brudną robotą. Może
nawet użyłabym dzieci – powiedziała, rzucając spojrzenie Chłopcu-
Duchu. Jej oczy się rozszerzyły, gdy jego zmrużyły. Chciała go
rozwścieczyć drażnieniem, ale zrobiła nawet więcej niż to, zrozumiałą.
Znalazła odpowiedź. Jakoś, w jakiś spodów jedno – albo więcej – z
tych dzieci-Mieszańców były zdolne znaleźć ducha z innego świata.
Może nawet ten Chłopiec-Duch.
- Zabierzemy je od ciebie – powiedziała, napotykając znów wzrok
Galena. – Powstrzymamy przed ponownym ich wykorzystaniem.
Wygramy każdą kolejną bitwę z tobą. Nie będzie inaczej. To znaczy,
mamy nawet Harpie teraz po naszej stronie. Słyszałeś, co mogą zrobić
Harpie?
- Zamknij się – warknął na nią „anioł”.
Miała go. Wspaniale. Emocjonalny facet popełni błędy.
- A wiesz co jest gorsze od Harpii? Kronos, nowy król bogów. Chce
twojej śmierci. Wiedziałeś to?
Galen się wyprostował.
- Kłamiesz.
- Naprawdę? Wszystkowiedzące Oko – Oko, które straciłeś na naszą
korzyść – miało wizję. W niej, widziała jak próbujesz zamordować
Kronosa. I teraz ruszył za tobą. Nie wiem, czemu jeszcze sam cię nie
zabił. Jestem pewna, że ma powody. Ale uwierz, byłam jego celem. Nie
zostawi cię w spokoju, dopóki nie dostanie, czego będzie chciał.
- Nigdy nie zranię Tytana – jego szczęka twardniała przy każdym
słowie.
- Doprawdy? Zdradziłeś najbliższych przyjaciół.
- Nie byli moimi przyjaciółmi – krzyknął, uderzając pięścią w ścianę.
W ten sposób, chłopie.
- Szkoda, ze nie zrozumieli tego wcześniej. Ale nieważne. I tak cię
pokonają. Tak jak pokonali cię za każdym razem, gdy ich wyzywałeś.
To w końcu nauka. Jesteś słabszy.
Biła z niego furia, buzowała pod skórą.
- Twój bezcenny Lucien nie był wystarczająco silny żeby nas
prowadzić, elitarną armię Zeusa. Nie powinien dowodzić.
Mroczny Szept
278 |
S t r o n a
- Więc zamiast wyzwać go, jak honorowy żołnierz, przekonałeś go do
otwarcia puszki Pandory, potem powiedziałeś bogom o jego decyzji,
żeby ich zdradzić? Stworzyłeś własną armię i próbowałeś go
powstrzymać. Nie, to wcale nie jest tchórzliwe.
Zrobił dwa kroki do przodu zanim się powstrzymał i stanął. Zacisnął
pięści.
- Zrobiłem co musiałem. Dobry żołnierz wygrywa w każdy konieczny
sposób. Zapytaj swojego przyjaciela, Sabina.
Naciskaj mocniej. Niemal go masz.
- Ach, ale jak powiedziałam, nie wygrałeś, prawda? Nawet, gdy
wiedziałeś, co Lucien i inni chcą zrobić, nie byłeś zdolny ich
powstrzymać i to dowodzi, że jesteś słaby. Ty przegrałeś. Ty zostałeś
stworzony słaby. Ty zostałeś przeklęty noszeniem w sobie demona jak
inni. Ty, ty, ty – Roześmiała się. – Jakie upokarzające.
- Wystarczy!
- Chcesz mnie uderzyć? – Znów zaśmiała się okrutnie. – Czy mały,
słodki anioł chce uciąć Anyi język? Co o tym pomyślą twoi podwładni,
hmm? Ale jestem pewna, że widzieli już jak robisz gorsze rzeczy. Albo
może zawsze każesz Stefano to robić, żebyś wydawał się litościwy?
Przez długą chwilę patrzył na nią, cicho, nie zbliżając się – ja miała
nadzieje, ze zrobi. Potem, ku jej zaskoczeniu, się uśmiechnął.
- Stefano tu nie ma, a ja nie czuję się litościwy – Z tymi słowami,
wyciągnął małą kuszę z pomiędzy skrzydeł. Zanim miała czas się
schylić, wystrzelił dwie strzały, przykuwając ją za ramiona do czarnej
ściany.
Ból w niej eksplodował, wzrok się zamglił. Krew kaskadą spływała w
dół ramion, tak gorąca, że parzyła. Pot pojawił się nad brwiami i górną
wargą, ale jej nie ochłodził.
Chłopiec, jak zauważyła z dystansu, zbladł. Jego dolna warga drżała.
- Myślę, że czas, żeby Lucien dołączył do tego małego przyjęcia –
powiedział Galen. – Będzie oglądał wszystko, co ci zrobię. Rozbiorę cię,
wezmę, zranię. Zobaczmy czy jest wystarczająco silny, żeby cię
uratować, co?
- Dotknij go – wycedziła, przez zaciśnięte zęby. – A zjem twoje serce
tuż przed tobą.
Roześmiał się i och, nienawidziła tego dźwięku. Ale śmiech szybko
ucichł, gdy Budzynkiem wstrząsnął wybuch.
- Wygląda na to, że przybyła kawaleria – odparła Anya, uśmiechając
się mimo pulsujących ramion. – Wiedziałam, że inni po nas przyjdą.
Wspominałam Harpię, prawda?
Mroczny Szept
279 |
S t r o n a
Spojrzał na nią, w jego oczach pojawiła się panika, po czym
skierował wzrok na drzwi.
Kolejny wybuch, budynek znów się zatrząsł.
- To nie koniec. Jeśli wywalczy drogę tu, dobra – powiedział chłopcy,
przekraczając próg. – Ale nie pozwól jej wyjść z tego pokoju.
Mroczny Szept
280 |
S t r o n a
Rozdział 28
Rozdział 28
Rozdział 28
Rozdział 28
Mimo, że Sabin i Gwen nie zostali spostrzeżeni przez Łowców, ani
zaczepiani przez ochronę – Zwątpienie tego dopilnował, każąc każdemu
wątpić w to co widzi – lot do Stanów był ciężki, w każdego tym słowa
znaczeniu. Gwen przytulała się do Sabina, godzina po godzinie, a nie
mógł jej dotknąć tak jak pragnął. I nie zrobił tego, nie przy świadkach i
dopóki mu nie zaufa. Wygranie jej serce i zaufania było najważniejszą
bitwą w jego życiu i przynajmniej raz zdecydował się nie śpieszyć.
Będę ją miał.
Gdy wysiedli z samolotu, Sabinowi, który przywykł do bycia pośród
ludzi, gapiących się na niego i jego muskularną siłę, nie podobał się
sposób w jaki mężczyźni patrzyli na jego kobietę. Ich pożądanie było
oczywiste.
Doprowadzało go to do szału. I dlatego pozwolił Zwątpieniu wkraść
się do ludzkich umysłów i napełnić je niepewnością co do ich wyglądu,
zdolności w łóżku – i dlatego kusiło go, żeby wybuchnąć w najlepszym
stylu Maddoxa. Zdołał się opanować, utrzymując spojrzenie na
nagrodzie: bezpiecznym powrocie przyjaciół. Ale tylko dzięki temu, że
Gwen nie zauważyła poruszenia jakie wywoływała.
Natychmiast pojechali do domu, który zajmowali wojownicy, domu
mile od wszystkiego. obserwowali go trochę, zauważając dwie rzeczy:
po pierwsze, wojowników tu nie było. Po drugie, Łowców też, bo
pozostawione małe prezenty były nienaruszone. Brak Łowców był
przykry, jeśli zapytać Sabina. był gotowy do działania.
Razem z Gwen obładowali się bronią, oboje założyli czapki z
daszkiem, by ukryć włosy i osłonić twarze, i i pojechali w jedyne
miejsce w jakim wiedział, że przyjaciele byli. Teraz szli wzdłuż ulicy
przez linią budynków i wiedział, że jest blisko placówki treningowej,
ale… nie mógł jej znaleźć. Każdy budynek mieszał się z następnym. I za
każdym razem jak je liczył, tracił rachubę.
Gwen zatrzymała się i potarła kark, patrząc w niebo.
- To beznadziejne. Jesteśmy we właściwym miejscu. Dlaczego nie
możemy tego znaleźć?
Westchnął. Może to pora sięgnąć po grubszy arsenał. Jeśli król
bogów odpowie tym razem.
Mroczny Szept
281 |
S t r o n a
- Kronos – wymamrotał. – Mała pomoc byłaby miła. Chcesz, żeby
nam się udało, prawda?
Minęła chwila, potem następna. Nic się nie stało.
Już miał się poddać, kiedy Gwen sapnęła.
- Spójrz.
Sabin podążył za jej wzrokiem i doświadczył uderzenia szoku. Tam,
na dachu budynku po ich prawej, budynku, którego jakoś do tej pory
nie zauważał, stał król bogów. Budynek wydawał się trząść pod nim.
Jego biała szata wirowała wokół kostek. Po byciu tak długo
ignorowanym, Sabin dostał pomoc? I to tak łatwo?
- Teraz jesteś mi dłużny, Zwątpienie, a ja zawsze odbieram długi –
sekundę później Kronos zniknął.
Jeśli Sabin dziś zwycięży, będzie to korzystne dla Kronosa. Bóg
powinien być szczęśliwy wspomagając sprawę, a nie żądać w zamian
przysług.
- Kto to był? – zapytała Gwen. – Jak on to zrobił? I myślisz, że mój…
Galen tam jest?
Wyjaśnił obecność Kronosa.
- Galen… nie wiem. Co, jeśli tak? Ciągle chcesz to zrobić?
- Tak – nie wahała się tym razem.
Czy prosił o zbyt wiele? Sabin nie miał rodziców. Grecy stworzyli go
w pełni ukształtowanego. A ponieważ nie było nawet śladu miłości
między nim a poprzednimi bogami, nie mógł sobie wyobrazić co czuje
Gwen.
- Wszystko w porządku – dodała, jakby czytała mu w myślach. – Po
wszystkim co zrobił, musi zostać zdjęty.
Na końcu jej głos zadrżał. Sabin zdecydował, że zainterweniuję jeśli
Galen przyłączy się do zabawy – co było wątpliwe skoro skurwiel
zawsze ciał i uciekał, zostawiając podwładnych by zajęli się brudną
robotą. Nadzieja stawiał się przed innymi. Ale Sabin nie chciał, żeby
Gwen żałowała czegokolwiek. Nie chciał, żeby potem wyrzucała sobie
swoje działanie – albo jego, pomyślał ze ściskającym się żołądkiem.
Znów się zastanowił, nim zdołał się powstrzymać: czy znienawidzi go
jeśli pokona i uwięzi jej ojca?
Teraz dla Strażnika zwątpienia liczyły się tylko dwie rzeczy: Gwen i
bezpieczeństwo jego przyjaciół. W tej kolejności. Ona jest pierwsza,
teraz i zawsze. Nic tego nie zmieni.
- Zróbmy to – powiedziała miękko i ruszyła na przód.
Mroczny Szept
282 |
S t r o n a
- Zanim tam wejdziemy – odezwał się, podążając za nią. – Chcę ci
znów powiedzieć, że cie kocham. Kocham cię tak bardzo, że to boli. Po
prostu… Chcę, żebyś wiedziała, jeśli coś miałoby się stać.
- Nic się nie stanie – Potknęła się, zatrzymując. – Ale ja też cię
kocham. Nie będę temu więcej zaprzeczać. Chociaż ciągle nie jestem
ciebie pewna, ja.. nie wiem. Zwątpienie jest teraz moim zwierzaczkiem i
podoba mi się to. Naprawdę. po prostu…
- W porządku – Kochała go. Dzięki bogom, kochała go. Zawrócił ją i
objął, nienawidząc jej słów, niemniej rozumiejąc. Powinien jej ufać. Od
początku, powinien stawiać ją przed wszystkim. – Zajmiemy się tym
później. Obiecuję. Nie chcę, żebyś teraz się czymkolwiek martwiła.
Rozproszenie może cię…
- Zabić – skończyła za niego, uśmiechając się. – Uważałam na twoich
lekcjach – Na próbę owinęła ramiona wokół jego pasa, opierając głowę
w zagięciu jego szyi. Jej włosy były miękkie przy jego skórze. – Bądź
tam ostrożny.
Bogowie, uwielbiał tę kobietę. Jej siłę, odwagę, inteligencję.
- Ty też. Cokolwiek zrobisz, ratuj siebie. Rozumiesz? – powiedział
surowo. – Będę bez ciebie stracony.
- Będę uważać – Posłała mu pół-rozbawiony, pół-napięty uśmiech. –
W końcu to kodeks Harpii.
Pocałował szczyt jej głowy. Spojrzała na niego w górę, jej usta były
tak podpuchnięte i czerwone, że nie mógł się oprzeć. Nakrył je swoimi,
zaborczo wpychając język między jej wargi. Uniosła ręce, wplotła palce
w jego włosy i jęknęła.
Połknął dźwięk, delektując się nim, pozwalając mu go napełnić. Tu
było jego życie, w jego ramionach, wszystko czego potrzebował. Ale
zmusił się, żeby się cofnąć.
- Chodź. Chcę mieć to za sobą, żebyśmy mogli porozmawiać. Idź
przez frontowe drzwi, ja pójdę tylnymi. Spotkamy się w środku.
Znów szybko całując jej usta, ruszył na przód. Słońce płonęło jasno,
prosto na niego. Pochylał twarz, mając nadzieję, że nie zostanie
rozpoznany w kamerach, monitorujących teren.
Możesz to zrobić?
Tak.
Co jeśli zawiedziesz?
Nie zawiodę.
Co jeśli Gwen zostanie ranna?
Nie zostanie. Upewni się co do tego.
Mroczny Szept
283 |
S t r o n a
- Przyśpiesz ślamazaro – Delikatny wiatr musnął jego twarz, gdy
Gwen przeszła w hiper-prędkość i minęła go, jej skrzydła dawały
szybkość, której nigdy nie mógłby dorównać. To nie powstrzymało go
przed próbowaniem. Nie chciał, żeby była w tym budynku sama.
Przyśpieszył i pobiegł na tył. Znalazł tam ogrodzenie z kolcami,
sięgającymi nieba i elektrycznymi przewodami, które krążyły między
listwami.
Zwykle zająłby się rozłączaniem tych przewodów. Dziś, nie stać go
było na ten luksus. Po prostu skoczył. Szok, który wywołał prąd
zabiłby człowieka. Było to bolesne, dwa razy zatrzymało jego serce,
wycisnęło z niego oddech, ale nie spowolniło. Wspinał się aż spadł po
drugiej stronie. Buty uderzyły w beton, wstrząsając nim i rzucił się do
biegu, już sięgając po pistolety.
Zbliżenie się do pierwszej ofiary nie zajęło długo. Trzej Łowcy siedzieli
wokół stołu, w cieniu parasola. Nie czuli jak budynek się zatrząsł? Ich
pech. W końcu. Impreza może się zacząć.
- …zlał się w spodnie – jeden się roześmiał.
- Powinieneś widzieć jego twarz, kiedy wsunąłem mi kolce pod
paznokcie. I kiedy uciąłem mu dłonie… - Więcej śmiechu. – Miałem
nadzieję, że nadal będzie milczał. Nigdy w życiu się lepiej nie bawiłem.
- Demony. Zasługują na to i więcej.
Serce Sabina stanęło, nawet, gdy jego demon się wmieszał.
Chcę się bawić, powiedział Zwątpienie radośnie.
Więc miłej zabawy.
Nie potrzebując lepszej zachęty, demon wśliznął się do umysłów tych
trzech.
Inni Lordowie będą wściekli. Przyjdą po was, sprawią że zapłacicie.
Wszystko co zrobiliście ich braciom zostanie zrobione wam – mnożąc
przez tysiąc, jestem pewien.
Jeden z mężczyzn zadrżał.
- Wiem, że inne demony przyjdą po swoich przyjaciół, gdy wyleczą się
po ostatniej bitwie. Może powinniśmy, nie wiem, spakować się
niedługo.
- Nie jestem tchórzem. Zostaję tu i zrobię wszystko co konieczne,
żeby wydobyć informacje z innych więźniów.
Wypatroszą was jak ryby, założę się.
Teraz drugi zadrżał.
- Uch, chłopcy. Dajcie spokój. Mój beeper wibruje. Alarm się włączył.
Albo ktoś próbuje uciec albo jesteśmy atakowani.
Mroczny Szept
284 |
S t r o n a
Skoczyli na nogi. śaden z nich jeszcze nie zauważył Sabina.
założony tłumik… jest. Załadowany magazynek… jest. Kiedy indziej,
przyciągnął by ich uwagę, drażnił się nadchodzącą śmiercią i radował
tym jak bledną. Teraz, po prostu strzelił każdemu w tył głowy. Osunęli
się na krzesła, czoła uderzyły w blat.
Ruszył, skręcając za róg. Grupa dzieci rozpryskiwała wodę wokół
basenu. Jeden chłopiec wyciągał rękę, woda wznosiła się razem z nią.
- Rzuć to na mnie – błagała mała dziewczynka. – Zobaczę czy mogę
osłonić się zaklęciem osłaniającym.
Ze śmiechem, chłopiec rzucił wodę na dziewczynę. Ani jedna kropla
jej nie dotknęła.
Sabin przypuszczał, że tu będą, ale ciągle był zaszokowany widząc
ich. Pomimo niezwykłych zdolności, były tylko dziećmi. Jak Łowcy
mogli je tak wykorzystywać? Posyłać je w takie niebezpieczeństwo?
Zamienił jeden z półautomatów na pistolet usypiający. Nie chciał
tego robić, ale tak było najlepsze – i najbezpieczniejsze – rozwiązanie
dla wszystkich zainteresowanych. Co robiła Gwen? Była w środku?
Ranna? Bez zatrzymywania się, zaczął strzelać do dzieci strzałkami.
Jedno po drugim, popadły w nieświadomość. Szybko wyniósł je z wody
i położył w cieniu, nie wypuszczając broni.
W końcu był gotowy wejść do domu. śeby pomóc Gwen.
- Obrzydliwe zwierzę! Co zrobiłeś?
Sabin obrócił się. Łowca wycelował w niego, strzelił. Kula uderzyła w
prawe ramię. Krzywiąc się, posłał serię ze swojego Siga. Jedna kula
trafiła Łowcę w kark, inna w pierś. Opadł, dysząc. Gdy czaszka
uderzyła w ziemię, dyszenie ustało.
Krwawiąc, zdekoncentrowany przez ból, Sabin ruszył do budynku,
zmieniając pistolet usypiający na drugi półautomat. Łowcy już
zaścielali podłogę, nieruchomi. Gwen. Serce Sabina nabrzmiało dumą.
Może to było złe z jego strony, ale naprawdę kochał jej mroczną stronę.
Była magiczna na polu bitwy.
Podążył śladem ciał dorosłych przez kręte korytarze. Niektóre pokoje
były sypialniami i piętrowymi łóżkami, inne klasami. Były małe
tabliczki i grafiki na ścianach, każde pokazywały torturowane demony.
Były nawet znaki. Doskonały świat jest światem bez demonów. Gdy
demony przepadną, nie będzie chorób i śmierci. Nie będzie zła. Straciłeś
kogoś kogo kochasz? Wiesz kogo winić.
Och, tak. dzieci były trenowane, żeby nienawidzić Lordów od
urodzenia. Fantastycznie. Sabin narobił trochę złych rzeczy w życiu,
ale nigdy nie uczył nienawiści niewinnych.
Mroczny Szept
285 |
S t r o n a
- Skurwiel! – usłyszał krzyk Gwen, za którym podążyło bolesne
wycie.
Zwiększając prędkość, podążył za dźwiękiem, zobaczył skulonego
mężczyznę trzymającego się za krocze. Nie wiedział co się stało i nie
zatrzymał się żeby zapytać. Po prostu uniósł Siga i wystrzelił trzy serie.
Nikt nie rani Gwen.
Dziewczyna wirowała w koło, z obnażonymi szponami. Te małe
skrzydła trzepotały szaleńczo pod koszulą. Zabójcze spojrzenie zbladło,
gdy zrozumiała kto przed nią stoi.
- Dzięki.
- Do usług.
- Znalazła twoich przyjaciół. Są ranni, ale żywi. Uwolniłam ich, ale
dwojga brakuje. Gideona i Anyi.
Jeden – już ich znalazła i uwolniła? Jasna cholera. Była szybsza i
lepsza niż myślał. Dwa – gdzie, do diabła, są inni? Zamknięci?
- Anya? – krzyknął. – Gideon?
- Sabin? Sabin, to ty? – zawołała kobieta. Anya. – W samą porę.
Jestem tu. Ze strażą.
Sabin spojrzał na Gwen, dokładnie gdy trzech mężczyzn wbiegło do
pokoju, z dzikimi spojrzeniami.
- Chcesz ich? – zapytał.
- Idź – odwróciła się do nowego wyzwania. – Znajdź Anyę.
Pobiegł. Zostawiłby każdego ze swoich ludzi, a Gwen była lepszą
wojowniczką niż oni wszyscy razem wzięci, więc nie wątpił w jej sukces.
Nie wątpił. Myśl sprawiła, że się uśmiechnął.
Biegnąc, zmieni pistolet na ostrze. Niemal nie miał amunicji. Na
szczęści, nóż nie potrzebuje uzupełniania. Gdzie jesteś, Anya? Wbiegł
przez drzwi… pusto. Wyważył ramieniem następne. Nic. Jeszcze trzy
pokoje i była, patrząc na małego chłopca, oba ramiona spływały
szkarłatem.
Chłopiec obrócił się do niego, z zdeterminowanym spojrzeniem. Było
coś… w nim, jakby nie był trójwymiarowy.
- Sabin! – Gdy rzuciła się w jedną stronę, chłopak szybko podążył,
wyciągając rękę.
- Muszę ją tu zatrzymać – powiedział, ale nie brzmiał na
uszczęśliwionego tym.
Powoli Sabin schował ostrze i sięgnął do tyłu, po pistolet usypiający.
- Nie dotykaj go – pośpieszyła bogini. – I nie pozwól mu cię dotknąć.
Zgaśniesz bez przytomności.
- Anya!
Mroczny Szept
286 |
S t r o n a
Zwątpienie poznał głos Śmierci, więc nie obrócił się, gdy kroki się
przybliżyły. Śledził wzrokiem chłopaka, gotowy skoczyć pomimo
ostrzeżenia Anyi, jeśli jeszcze raz zbliży się do bogini.
- Lucien! Zostań tam, dziecino, ale powiedz czy wszystko z tobą w
porządku? – Na twarzy Anyi była mieszanina przyjemności i
zmartwienia. – Muszę wiedzieć, że z tobą w porządku.
- W porządku. A ty? Och, bogowie – Lucien stanął za nim i wciągnął
głęboki oddech. Sabin mógł poczuć fale pulsującej w nim furii. – Twoje
ramiona.
- Po prostu małe zadrapania – Był ogień w tych słowach, obietnica
zemsty.
Trzymając ręce z plecami, Sabin podał przyjacielowi pistolet
usypiający.
- Nie wiem czy dobrze robię, ale zostawię ci to. Muszę znaleźć
Gideona. – Wojownik wziął broń bez słowa i Sabin obrócił się na pięcie.
Kontynuował przedzieranie się przez pokoje. Kilka było
wyściełanych. Jeden napełniony komputerami i inną technologią. W
jednym było tyle jedzenia, że starczyłoby na całe życie. Biegł w dół
kolejnego korytarza, krzycząc imię Gideona. Te pokoje miały cięższe
zamki i czytniki odcisków palców. Z mocno bijącym sercem, Sabin
przyciskał drzwi, aż w końcu usłyszał skomlenie.
Gideon.
Z gwałtowną siłą, uderzył w środek drzwi. Mięśnie się napięły, kości
niemal wyskoczyły ze stawów, rana znów się otwarła, ale uderzał aż
powstała wystarczając dziura w metalu by można się przecisnąć.
Pierwszym co zauważył był przywiązany połamany i krwawiący kształt.
Niemal się porzygał od uczucia déja vu
Przeszedł dystans, gardło mu się zacisnęło. Powieki Gideona były tak
nabrzmiałe, że wyglądały jakby były pod nimi kamienie. Siniaki barwiły
każdy cal jego nagiego ciała. Wiele kości było złamanych i wystawały
przez skórę.
Obcięto mu obie dłonie.
- Odrosną, przysięgam, odrosną – wyszeptał Sabin przecinając więzy.
Były mocne. Za mocne, składające się z jakiegoś rodzaju – boskiego? –
metalu. Nawet nie mógł i wyżłobić nożem.
- Klucz. Nie tam – Głos Gideona był tak słaby, ż Sabin ledwie go
słyszał. Ale wojownik wskazał ruchem podbródka gablotę. I
rzeczywiście, zwisał tam klucz. – Nie drażnili mnie … nim.
- Oszczędzaj siłę, przyjacielu – Mówił delikatnie, ale wściekłość w
nim wrzała, pochłaniała go, stawała się jedyną znaną mu rzeczą. Ci
Mroczny Szept
287 |
S t r o n a
skurwiele zapłacą za to. Każdy jeden z nich i to po tysiąckroć. On też
musiał zostać ukarany, pomyślał. Przysięgał, że nigdy więcej coś
takiego nie przydarzy się znów jego towarzyszowi, ale oto byli tu,
praktycznie przeżywając przeszłość.
Gdy Gideon był wolny, Sabin delikatnie uniósł go w ramionach i
wyniósł na korytarz. Strider skręcał za róg, blady i drżący. Gdy
wojownik zobaczył brzemię Sabina, wydał rozwścieczony krzyk.
- Czy on…
- śyje – Ledwie.
- Dzięki bogom. Lucien ma Anyę. Zdołał uśpić strzegącego ją
dzieciaka. Reyes jest gdzieś z tyłu. Stefano ogłosił odwrót, ale nigdy nie
uwierzysz kto kręci się w pobliżu.
W tej chwili, Sabin o to nie dbał.
- Widziałeś Gwen?
- Taa. W dół korytarza i na prawo. – Strider przełknął. – Szukałem
cię. Wezmę Gideona. Pomóż swojej kobiecie.
Strach zmieszał się z wściekłością, gdy ostrożnie podał Gideona.
- Coś się jej stało?
- Po prostu idź.
Pobiegł, nogi drżały, póki nie znalazł się w komnacie w której ją
zostawił. Ciągle tu była, ale nie walczyła już z ludzkimi Łowcami.
Walczyła ze swoim ojcem. I przegrywała.
Zgadnij kto kręci się w pobliżu, powiedział Strider. Po tych
wszystkich latach, skurwiel wyhodował w końcu jaja. Gwen dyszała,
krwawiła, potykając się za każdym razem, jakby jej nogi nie mogły już
utrzymać jej ciężaru. Galen miał długi, wężopodobny bat. Nie, nie
wężopodobny. To był wąż. Syczący, z zębami ociekającymi jadem. I za
każdym razem, gdy Gwen zdołała ciąć wężu głowę, kolejna odrastała w
jej miejsce.
- Duży, silny Lord Świata Podziemnego polega na kobiecie. A to mnie
nazywają tchórzem – zadrwił Galen.
- Nie jestem po prostu kobietą – wycedziła Gwen. – Jestem Harpią.
- To nie robi różnicy.
- Powinno, jestem też pół-demonem. Nie poznajesz mnie? – Zbliżyła
się, pomimo węża i cięła w serce wojownika.
- Powinienem? Wszystkie ich kobiety wyglądają tak samo. Brudne
dziwki.
Zrobił umiejętny unik, uderzając batem i sprawiając, że krzyknęła,
zanim znów uderzył. Ty razem owinęło się to wokół jej pasa. Znów
Mroczny Szept
288 |
S t r o n a
uderzył. Znów krzyknęła. Opadła na kolana, całym ciałem szarpały
spazmy.
Sabin nie mógł na to patrzeć. Nie mógł pozwolić skurwielowi niszczyć
Gwen, nie ważne jak bardzo Gwen będzie urażona jego interwencją.
- Zostaw ją w spokoju. To mnie chcesz – Zgrzytając zębami,
wyciągnął kila sztyletów i rzucił wszystkie z wyjątkiem jednego na bat,
rozluźniając jego uścisk na Gwen. Ostatnim rzucił w Galena, trafiając
w brzuch. Wojownik ryknął, upadł, a Gwen wstała.
Sabin skoczył przed nią, odcinając ja od pochylonego Galena.
- W końcu gotowy do tego? Przyznać porażkę?
Nachmurzony, wojownik wyjął ostrze z wnętrzności.
- Naprawdę myślisz, że jesteś wystarczająco silny, żeby mnie
pokonać?
- Już to zrobiłem. Skosiliśmy większość twoich sił – Uśmiechał się
chwytając i celując swoim Sigiem. – Wszystko co zostało to cię uwięzić.
I wygląda na to, że nie będzie to trudne.
- Przestań. Po prostu przestań – Gwen stanęła przed nim, prostując
ramiona. Zachwiała się, ale nie upadła, jej wzrok utkwiony był w
Galenie. – Nie chcę, żebyś został zabrany, nim usłyszysz co chcę
powiedzieć. Czekałam na ten dzień całe życie, śniąc o tym, żeby ci
powiedzieć, że jestem córką Tabithy Skyhawk. śe mam dwadzieścia
siedem lat i myślałam, że moim ojcem jest anioł.
Galen roześmiał się wstając, ale śmiech nie mógł ukryć drżenia.
Teraz obficie krwawił.
- To ma coś dla mnie znaczyć?
- Ty mi powiedz. Około dwadzieścia osiem lat temu, spałeś z Harpią
– powiedziała Gwen. – Miała rude włosy i brązowe oczy. Była ranna.
Uleczyłeś ją. Potem odszedłeś, ale powiedziałeś, że wrócisz.
Jego powolny uśmiech zbladł, gdy jej się przyglądał.
- I? – Nie brzmiał, jakby go to obchodziło, ale też nie próbował uciec,
mimo że przegrał bitwę.
Całe ciało Gwen drżało, a gniew Sabina zmroczniał.
- I przeszłość lubi łapać ludzi, co? Więc, niespodzianka. Oto jestem –
Rozpostarła ramiona. – Twoja dawno stracona córka.
- Nie – Galen potrząsnął głową. Przynajmniej rozbawienie nie
wróciło. – Kłamiesz. Wiedziałbym.
- Bo dostałbyś zawiadomienie o narodzinach? – Teraz ona się
roześmiała, odgłos miał odcień ciemności.
- Nie – powtórzył. – To niemożliwe. Nie jestem niczyim ojcem.
Mroczny Szept
289 |
S t r o n a
Za nimi, bitwa się kończyła. Krzyki ustawały, pomruki bladły.
śadnych strzałów. śadnych walący kroków. Potem reszta Lordów
napełniła wejście, każde z spojrzeniem wypełnionym nienawiścią i
furią. Każde ociekające krwią. Strider ciągle niósł Gideona, jakby bał
się go położyć.
- Cóż, cóż, cóż. Patrzcie kogo tu mamy – warknął Lucien.
- Nie taki twardy, bez chroniącego cię dziecka, Nadziejo? – zaśmiała
się Anya.
- Dziś będę ucztował na twoim czarnym sercu – wymruczał Reyes.
Sabin przyjrzał się ponurym wyrazom twarzy przyjaciół. Ci
wojownicy byli torturowani i nie skończyli pragnąć zemsty. Mimo, że z
nimi sympatyzował, nie mógł im na to pozwolić.
- Galen jest nasz – powiedział im. – Zostańcie tam. Gwen?
* * *
Gwen wiedziała o co pytał Sabin. Czy pozwoli mu uwięzić ojca, czy go
uwolni. To że zostawił jej wybór, udowadniało jego miłość jak nic
innego. Gdyby tylko mogła mu dać to czego chciał.
- Ja… nie wiem – Powiedziała, głos jej się łamał. Patrzył w te oczy
koloru nieba, oczy o których śniła, uderzała ją wiedza, że jej ojciec tu
był, przed nią, że reprezentował wszystko czego chciała jako mała
dziewczynka i teraz, jako dorosła, gdy była zamknięta w celi w Egipcie.
Jak często pragnęła, żeby ją trzymał i chronił?
Nie wiedział o niej. Teraz, gdy wiedział, będzie ją kochał? Czy będzie
jej chciał przy sobie, jak pragnęła przez te wszystkie lata?
Galen spojrzał na wojowników, którzy patrzyli na niego groźnie.
- Może za bardzo się pośpieszyłem Porozmawiamy, ty i ja. Prywatnie
– Zrobił krok do przodu i sięgnął ku niej.
Sabin warknął i był to rodzaj dźwięku jaki wydaje bestia nim
zaatakuje.
- Możesz odejść, jeśli ci pozwoli, ale nie dotykaj jej. Nigdy.
Przez kilka sekund, wyglądało jakby Galen miał zamiar się kłócić.
Lordowie na pewno chcieli. Chcieli tego mężczyzny w łańcuchach i nie
podobało im się, że Sabin oferował mu wolność.
- Moje dziecko nie wybierze bycia z Lordami Świata Podziemnego –
Skinął na nią palcami. – Teraz chodź. Odejdziemy, poznamy się.
Czy naprawdę chciał ją poznać, czy też miał nadzieję wykorzystać ją
jako broń przeciw znienawidzonym wrogom? Podejrzenie raniło i Gwen
Mroczny Szept
290 |
S t r o n a
zorientowała się, że wzięła pistolet od Sabina, wycelowała w głowę
Galena.
- Nie ważne co się stanie, nigdzie z tobą nie pójdę.
Sabin go nienawidził. Ten mężczyzna zrobił okrutne rzeczy. Będzie
robił okrutne rzeczy nadal.
- Zabijesz własnego ojca? – zapytał, chwytając się za serce, jakby
naprawdę zraniła jego uczucia.
W jej umyśle, nagle ją objął, przycisnął blisko, mówiąc jak bardzo ją
kocha. Nadzieja. Była tam, w jej piersi, rozkwitając w całym ciele. Czy
to pochodziło od niego? Czy od niej?
- Tak szybko mnie odrzuciłeś – wycedziła. – Powiedziałeś, że nie
masz dzieci.
- Byłem w szoku – wyjaśnił cierpliwie. – Zaabsorbowany nowiną. W
końcu, nie każdego dnia mężczyzna otrzymuje bezcenny dar ojcostwa.
Jej ręka zadrżała.
- Twoja matka… Tabitha. Pamiętam. Była najpiękniejszą kobietą,
jaką kiedykolwiek widziałem, chciałem jej natychmiast i chciałem ją
zatrzymać, ale odeszła. Nie potrafiłem jej znaleźć. Gdybym o tobie
wiedział, chciałbym miejsca w twoim życiu.
Prawda czy kłamstwo? Uniosła podbródek, gdy jej ręka opadła. Może
było w nim dobro. Może mógł zostać uratowany. Może nie. Ale…
- Idź.
Sięgnął ku niej.
- Idź – powtórzyła, gorące łzy spłynęły po policzkach.
- Córko…
- Powiedziałam idź!
Nagle jego skrzydła się poruszyły, rozpostarły, szybko, zbyt szybko,
trzepocząc, owiał ich wiatr. Zanim ktokolwiek zamrugał, przebił się
przez sufit i na zewnątrz budynku.
Niezdolni się powstrzymać dłużej, inni wojownicy strzelali do niego,
nawet rzucili swoje noże. Ktoś musiał go trafić, bo rozległo się wycie. To
nie mogło być mocne obrażenie, bo Galen nie wpadł do środka. Gwen
nienawidziła siebie za ulgę jaką poczuła.
Dźwięki ciężkich oddechów wypełnił pokój, mieszając się z
przekleństwami, krokami.
- Nie znowu – Strider jęknął, w końcu kładąc Gideona na podłodze. –
Dlaczego to zrobiłeś, Sabin? Czemu jej pozwoliłeś to zrobić? – Sekundę
później ogromny wojownik był obok przyjaciela, wijąc się w agonii.
Wahanie Sabina dało Galenowi szansę na ucieczkę, a ucieczka
Galena oznaczała porażkę Lordów. Klęskę dla Stridera. Moja wina,
Mroczny Szept
291 |
S t r o n a
pomyślała. Właśnie udowodniła, że Sabin miał rację. Nie powinno jej
się ufać, jeśli chodzi o największego wroga. Zawahała się przed
zrobieniem tego co trzeba.
- Przepraszam – powiedział Sabin przyjaciołom.
Naprawię to. Jakoś. Obróciła się, chcąc go chwycić i przeprosić.
Zamiast tego sapnęła.
- Krwawisz.- W porządku. Uleczę się. Co z tobą? – Jego wzrok zatopił
się w niej, śledząc każdego siniaka i zadrapanie. Mięsień napiął mu się
poniżej oka. – Powinienem go zdjąć, kiedy miałem szansę. Zranił cię.
- Uleczę się – powiedziała, parodiując go, gdy rzuciła się w jego
ramiona. – Przepraszam, tak mi przykro. Wybaczysz mi?
- Kocham cię – mruknął, całując czubek jej głowy. – Nie ma nic do
wybaczania, kochanie.
- Spieprzyłam. Pozwoliłam twojemu największemu wrogowi odejść.
Ja…
- Nie, nie, nie. Nie pozwolę ci się za to winić. Ja pozwoliłem mu
odejść – Chwycił jej szczękę. – Teraz powiedz mi to co chcę usłyszeć. Co
muszę usłyszeć.
- Też cię kocham.
Zamknął na chwilę oczy, jego ulga była niewypowiedziana.
- Zostajemy razem.
- Tak. Masz mnie.
- Co masz na myśli, mówiąc masz mnie? Powiedziałem ci, jesteś
pierwsza w moim życiu.
- Wiem – Powoli jej rzęsy się uniosły i spojrzała na niego w górę, łzy
teraz strumieniem płynęły po policzkach. – Oddałeś dla mnie
zwycięstwo. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłeś.
- Oddałbym cokolwiek, wszystko dla ciebie.
- Naprawdę mnie kochasz. Nie znienawidzisz mnie, nie pozwolisz,
żeby wojna nas rozdzieliła.
- To cię martwiło? – prychnął. – Kochanie, mogłem ci to powiedzieć.
- Ale nie uwierzyłabym ci. Myślałam, że wygrywanie jest
najważniejszą rzecz w twoim życiu.
- Nie. Ty jesteś.
Uśmiechnęła się do niego promiennie. Ale uśmiech zbladł, gdy
mamrotanie Lordów wypełniło jej uszy, przypominając co zrobiła. Albo
czego nie zrobiła.
- Powinnam ci powiedzieć, żebyś zamknął go na zawsze.
Przepraszam. Tak mi przykro. Musi zostać powstrzymany, wiem to, ale
Mroczny Szept
292 |
S t r o n a
na końcu, po prostu nie mogłam się zmusić… nie mogłam ci
pozwolić… Tak mi przykro. Teraz sprawi więcej kłopotów.
- W porządku. W porządku. Poradzimy sobie z tym. Na pewno
przerzedziliśmy ich armię.
- Nie jestem pewna ile nam to da. Galen znalazł Nieufność. –
odezwała się Anya. – Próbuje umieścić demona w czyimś ciele, chcąc
stworzyć nieśmiertelnego żołnierza, którego będzie mógł kontrolować.
Był całkiem pewny sukcesu.
Nieufność, kiedyś najlepszy przyjaciel Sabina, przypomniała sobie
Gwen. Jeśli Nieufność będzie po stronie jej ojca, czy Sabin będzie mógł
zranić ciało w którym będzie się znajdował? Nie ważne, jakie
zniszczenia spowoduje ta osoba. Nie chciała, żeby jej mężczyzna stawał
wobec decyzji, jakiej ona musiała stawić czoła.
Pogładził jej wilgotne włosy.
- Nie wiem co zrobię – powiedział, jakby czytał jej w myślach. – Ale
rozumiem teraz jak trudna musiała być twoja decyzja. Jeśli
potrzebujesz tego skurwiela wolnego, żebyś była szczęśliwa, pozostanie
wolny.
- Hej – wymamrotało kilku wojowników za nim.
- Mamy w tym coś do powiedzenia – warknął Reyes, przeszukując
kieszenie leżących Łowców.
Gwen westchnęła.
- Pogodzę się z jego schwytaniem, wiem że tak. zobaczenie go
pierwszy raz było po prostu zbyt szokujące. Następnym razem poradzę
sobie lepiej.
- Taaa, ale martwienie się wychodzi mi najlepiej.
- Już nie. Kochanie mnie, wychodzi cie najlepiej.
- To prawda.
- Wracajmy do domu – dodała, ściskając go mocno. – Mamy dzieci do
ukojenia, artefakty do znalezienia, Łowców do zabicia, puszkę do
zniszczenia. Po tym, oczywiście, jak wydusisz ze mnie oddech,
kochając się.
Mroczny Szept
293 |
S t r o n a
Epilog
Epilog
Epilog
Epilog
Kiedy byli w domu, rany były wyleczone, byli zdolni kochać się jak
dzikie zwierzęta. Później Gwen miała za dużo energii, żeby spać. Wstała
i zaczęła skakać po łóżku, ośmielając Sabina, żeby coś z tym zrobił.
Oparł się o wezgłowie, obserwując ją jasnymi, rozbawionymi oczyma.
Klasnęła językiem o podniebienie.
- Spójrz na siebie. Siedzisz tam, niezdolny nadążyć za małą
dziewczynką, która… achhhh.
Wykopał z pod nie nogi, posyłając ją koziołkującą na plecy.
Uśmiechając się szeroko, wczołgał się na nią.
- Kto teraz jest zmęczony, co?
Roześmiała się, przewracając go, jej włosy otoczyły ich jak kurtyna.
- Nie ja, to na pewno.
- Pozwól mi zobaczyć, co mogę z tym zrobić.
I zrobił coś z tym.
Długą chwilę później, była przytulona do niego, mając kłopoty ze
złapaniem oddechu.
- I co teraz, co? – zapytała, szczęśliwsza niż kiedykolwiek. Kto by
pomyślał, że Gwendolyn Nieśmiała zwiąże się z najostrzejszym Lordem
Świata Podziemnego, rzucając się w środek wojny i pokocha to? Nie on,
to było pewne.
Chociaż w tej chwili było spokojnie. Wszystkie pary były bezpieczne,
chronione i połączone. Kobiety (i Legion) szukały nowych domów dla
dzieci, tych, które Gwen schwytała w czasie bitwy w Budapeszcie i
tych, które uratowali z Liceum Łowców. Anya nawet miała ulubionego,
tego, którego nazywała „Chłopiec-Duch” i Gwen przypuszczała, że
bogini znajdzie dla niego kochającą rodzinę w Budapeszcie, żeby mogła
mieć na niego oko.
Torin szukał ludzi z listy Kronosa, a inni wojownicy spiskowali, żeby
znaleźć Galena… i Nieufność. Gideon ciągle się leczył, to zajmie chwilę.
Legion tymczasowo zniknęła i obaj, Parys i Aeron, zachowywali się
dziwnie.
- Co teraz z nami? – zapytał Sabin. – Cóż, po tym jak moje serce
zacznie znów bić, znajdę swoją drogę w dół twojego ciała i…
Mroczny Szept
294 |
S t r o n a
- Nie – odparła ze śmiechem, trzepnąwszy jego rękę, którą łaskotał ją
w brzuch. – Z Łowcami.
Zapadł się głębiej w materac, ramiona zacisnął wokół niej.
- Danika myśli, że Galen spróbuje sparować Nieufność z kobietą z
obrazu. Jeśli mu się uda, nadejdzie bitwa o wszystko. Już nie będą
próbowali nas ranić, przyjdą po nasze głowy. Chcą naszych demonów
wolnych, żeby sparować je ze swoimi wybranymi.
Podejrzewała to, ale i tak zadrżała.
- Genialne ze strony mojego… Galena, żeby umieścić część waszego
ukochanego w ciele wroga.
- Taa, ale nie oczekiwałem niczego innego, ze strony mężczyzny,
który jest twoim ojcem. Może moglibyśmy przekonać twoje siostry, żeby
zostały – Sabin wyrysowywał serca na jej kręgosłupie. – Słyszałem, że
każda Harpia posiada pewne zdolności po przeżyciu paru stuleci.
Zdolności takie jak podróż w czasie. To byłoby przydatne.
- Tylko Taliyah je ma. Może zmieniać kształt, jak jej ojciec –
Mówienie o jej rasie stało się łatwiejsze. Chciała, żeby Sabin o niej
wiedział.
- Nawet lepiej – westchnął. – Musimy znaleźć te artefakty przed
Galenem. Jeśli już nie znalazł jednego. Ten wąż-bat… im więcej o tym
myślę, tym bardziej przypomina mi to stworzenie, które chroniło Klatkę
Przymusu. Takie stworzenie, jakie pewnie chronią inne artefakty.
Skoro jest Strażnikiem Nadziei, nie sądzę, żeby miał problemy z
przekonaniem nawet potwora, żeby mu pomógł.
- Jeśli ma jeden, ukradniemy go. To znaczy, masz Harpię i boginię
Anarchii po swojej stronie. Masz przewagę.
Zachichotał.
- Może ty i ja powinniśmy odwiedzić Świątynię Niewypowiedzianego.
Coś tam powiedziało nam o Danice, Wszystkowidzącym Oku. Może
ktokolwiek – cokolwiek – to jest, pomoże nam znaleźć coś jeszcze.
Przesunęła palcem po jego piersi, kochając kontrast w odcieniach ich
skóry.
- I jeśli znajdziemy tych ludzi z listy, może przekonamy ich, żeby
nam pomogli. Nie musisz się martwić, że Zwątpienie będzie sprawiał
kłopoty. Wie, że sprawię mu lanie.
- Wie – Pocałował jej skroń. – Ale tak, zrobię wszystko - w granicach
rozsądku – żeby wygrać tę wojnę, włączając przekonanie
kryminalistów, których pomagałem zamknąć. I właściwie, to powinno
być łatwe. W końcu, przekonałem najostrzejszą Harpię ze wszystkich,
żeby oddała mi serce.
Mroczny Szept
295 |
S t r o n a
- I czy zrobisz wszystko – w granicach rozsądku – żeby uszczęśliwić
tę Harpię?
- Wiesz to.
- Naprawdę? – Uśmiechnęła się do niego. – Udowodnij.
- Cała przyjemność po mojej stronie.
W następnej chwili była na plecach, chichocząc jak dziewczynka, jej
ciało i dusza należały do Sabina, tak jak lubiła.
Mroczny Szept
296 |
S t r o n a
Witam,
I tak o to dobrn
ęliśmy do końca historii o Sabinie i Gwen. Mam nadzieję
(tfu, tylko nie kojarzcie z Galenem, paszkuda jedna ;)),
że podobała się Wam
ta opowie
ść, tak jak mnie.
Mam nadzieję, że wybaczycie wszystkie błędy, jakie się przytrafiły w tekście
– normalnie paskudniki się mnożą nie wiadomo kiedy.
Teraz serdecznie zapraszam do chomika e
eeemikacz1
mikacz1
mikacz1
mikacz1,
,
,
, gdzie zamieszczane s
ą
rozdzia
ły „Mrocznej Namiętności”, tym razem opowiadającej o Aeronie i jego
perypetiach z prze
śladującą go anielicą.
Z kolei obiecuj
ę, że już niedługo, wrócę do tłumaczenia – tym razem z story
o moim ulubionym wojowniku, Gideonie (wybaczcie Sabin, Maddox i Torin –
te
ż was kocham ;)), który nadal lecząc się z zadanych przez Łowców ran i
u
żerając się ze swoim kłamliwym demonem, będzie musiał stawić czoła
trudnej sytuacji, gdy pojawi si
ę jego żona, której – o zgrozo! – nie pamięta…
To dopiero ch
łopak ma zagwozdkę XD
Tak,
że żegnajcie na razie, miłej lektury i mam nadzieję (znów się to
cholerstwo przypa
łętało, o żeż…), że już niedługo znów się spotkamy.
Mikka
PS. Oczywi
ście liczę na komentarze i wrażenia z lektury ;)
Pa.