Mroczny Anioł
(The Darkest Angel)
Gena Showalter
Rozdział 1
Wysoko w niebie Lysander wypatrywał swojej zdobyczy. Ostatniej. „Nareszcie
skończę z tym” Jego szczęka zacisnęła się, twarz napięła. Z napięciem. I ulgą. Znalazł
tego czego chciał, zeskoczył z obłoku i spadając z szybkością wiatru… jego włosy
rozwiewały się pod dziwacznym kątem, słuchając przepływającego obok powietrza…
Zbliżając się do ziemi rozwinął skrzydła: wielkie, upierzone, złotego koloru – i
złapawszy strumień wiatru opóźnił upadek.
Był żołnierzem Jedynego Istniejącego Boga. Członkiem z Elitarnej Siódemki.
Przez tysiąclecia życia uznał, że każdy z ich siedmiu miał swoją słabość. Pokusa, której
nie będą umieli się oprzeć. Coś co prowadzi do upadku. Zupełnie jak Ewa z jabłkiem.
Gdy znaleźli tą… rzecz, tą haniebną słabość, starali się ją zniszczyć przed tym jak ona
zniszczy ich.
Lysander wreszcie znalazł swoją.
Bianka Skyhawk.
Była córką Harpii i feniksa – zmiennokształtnego. A dodatkowo złodziejką,
kłamczuchą i zabójczynią, jedną z tych co znajdują radość w tego typu podłościach.
Gorzej tego, krew Lucyfera – jego najgorszego wroga, władcy hordy demonów –
płynęła w jej żyłach. I to właśnie oznaczało że Bianka jest jego wrogiem.
A Lysander żył dla unicestwiania swoich wrogów.
Jednak mógł ich karać tylko, gdy łamali Niebiańskie Prawo. Demon zasługujący
na wieczne potępienie mieszkał na ziemi. Nie mógł zesłać Bianki na życie w piekle
dopóki nie złamie Prawa Niebiańskiego. Co konkretnie- nie wiedział. Lecz jednego był
pewien, jeszcze nigdy nie czuł tego co ludzie nazywają „pożądaniem” Aż do spotkanie z
Bianką.
Podobało mu się to.
Pierwszy raz ujrzał ją kilka tygodni temu, długie czarne włosy spływające po
plecach, bursztynowe oczy śmiały się do wszystkiego, a pod nimi widoczne były pełne,
jaskrawoczerwone usta. Obserwował ją nie mając sił by się oderwać i tylko jedno pytanie
odbijało się w głowie: czy jej perłowa skóra jest w dotyku taka miękka, jak na to
wygląda?
Pociąg. Nigdy nie myślał o takich rzeczach. Nawet kiedy wpadał w zamyślenie.
Lecz pytanie robiło się coraz bardziej natrętną ideą, żądające odpowiedzi. I on dostanie
ją.
Dzisiaj. Teraz.
Wylądował wprost przed nią, ale ona nie widziała go. Nikt nie widział. Istniał
teraz w innym wymiarze, niezauważalny dla ludzkiego oka, ani też dla spojrzenia
nieśmiertelnego. Mógłby krzyczeć, a ona i tak nie usłyszy. Mógł przejść przez nią, a ona
nawet tego nie poczuje. Nigdy nie będzie w stanie go dostrzec…
Dopóki nie stanie się za późno.
Mógł stworzyć ognisty miecz z powietrza i ściąć jej głowę, ale nie zrobi tego. Już
zrozumiał fakt, że nie potrafiłby jej zabić i przyjął go. Na razie nie może. Ale pozwolić
jej wolno żyć jak wcześniej, kusząc go i dekoncentrować też nie mogła. A to oznacza, że
musi zabrać ją do swojego domu w niebiosach.
Nie było to dla niego aż tak straszne rozwiązanie. Spędzą ten czas razem i on
pokaże jej, jak powinno się żyć właściwie. A właściwie- czyli tak jak on.
Zrób to. Weź ją ze sobą.
Wyciągnął rękę. Lecz zanim ją złapał, by unieść w powietrze, zdał sobie sprawę
że jego ofiara nie jest już sama. Nie potrzebuje świadków.
- Dzisiaj jest najlepszy dzień! – krzyknęła Bianka do nieba, rozmachując rękami.
Dwie butelki z szampanem wyślizgnęły się z jej rąk i rozbiły się o bryły lodu, okrążające
ją.
Zatrzymała się, chwiejąc się i śmiejąc.
- U – ups…
Lysander nachmurzył się bardziej. Taka wspaniała możliwość stracona! Jest
pijana. Nie może się sprzeciwiać. Możliwe, że przyjmie go jako halucynacje albo
pomyśli że to zabawa. Obserwując ją przez ostatni czas zauważył jak lubi gry.
- Znów rozbita – warknęła jej siostra, taka sama przestępczyni. Chociaż były
bliźniaczkami ,Bianka i Kaja różniły się bardzo. Kaja była właścicielką soczystych
rudych włosów prawie czerwonych oraz szarych oczu, ze złotymi refleksami. Była trochę
niższa od Bianki, jej uroda odznaczała się większym wyrafinowaniem. – Dniami,
powiadam ci dniami! Ganiałam za tą kolekcją by ukraść parę butelek. Naprawdę, właśnie
rozbiłaś białe wino ze złotej kolekcji Don Perignon!
- Ukradnę je jeszcze dla ciebie – spojrzenie Bianki zasnuła mgiełka – Sprzedają
farmę Buna w mieście.
Pauza, głęboki oddech.
- To jedyny możliwy wariant, potrzebuje zrobić parę łyków. Byłam zajęta dziś i
mam nadzieję dostać swoje wino do zachodu słońca.
Lysander wsłuchał się w rozmowę. Bliskość Bianki jak zawsze nie dawała mu
skoncentrować się. Jej skóra była identyczna jak jej siostry, przygaszony blask
opalenizny. Więc dlaczego nie miał ochoty sprawdzić jaka jest w dotyku skóra Kaja?
Bo ona nie jest twoją słabością. I ty wiesz o tym.
Lysander obserwował jak Bianka spadła ze szczytu diabła. Mgła nadal obracała
się wokół niej, tworząc efekt nierealności. A jej ucieleśnienie koszmarem anioła.
- No wiesz – dodała Kaja – kradzież z farmy Buna nie pomoże mi teraz. Byłam
zajęta przez dłuższy czas i potrzebuje bardzo dobrej dawki do zachodu słońca.
- Powinnaś być mi wdzięczna. Za dawkę poprzedniej nocy. I poza wczorajszej. I
dziś rano. Kaja potrząsnęła ramionami.
- I co?
- Twoje życie biegło znajomym torem. Ukradłaś likier, pijana zabrałaś się na
wierzch góry i zdążyłaś zanurkować do lodowatej wody.
- Tak, ale twoje życie jest podobne do mojego, bo przez te trzy nocy byłaś ze mną
–
ruda nachmurzyła się – Cóż chyba masz racje. Może musimy coś zmienić–
obejrzała się – Tak więc co interesującego i przyjemnego proponujesz zrobić teraz?
- Myślę. Wiesz że Gwen wychodzi za mąż? – Spytała Bianka – Za Sabina,
nosiciela demona wątpliwości. Ze wszystkich ludzi wybrała jego. Albo demonów.
Gwen. Gwendolyn. Ich młodsza siostra.
- Wiem i to jest dziwne. – Wciąż chmurząc się Kaja opuściła się w dół za siostrą.
– Co byś wolała- być druhną panny młodej czy wpaść po autobus?
- Autobus. Oczywiście, że autobus. Po tym przynajmniej będę mogła jakoś się
zrehabilitować.
- Zgadzam się.
Bianka nie lubi ślubów? Dziwne. Większość kobiet marzy o nich. O ustatkowaniu
się. „
Nie ma potrzeby z autobusem – chciał powiedzieć Lysander – Nie będzie cię na
ślubie siostry” - Jak myślisz, która z nas będzie świadkiem? – spytała Kaja - Ja nie –
szybko odpowiedziała Bianka, przed czy siostra otworzyła usta by powiedzieć to samo.
- Niech to!
Bianka szczerze roześmiała się.
- Ej nie jest aż tak źle. Gwendolyn jest najlepszym członkiem rodzinny
Skyhawks.
- Tylko wtedy, gdy nie broni Sabina – Kaja wzdrygnęła się. – Przyrzekałam, że
będę starać się aby nie sprawiać przykrości jej mężczyźnie, wiem że jest gotowa
wydrapać mi oczy tylko za jedną groźbę skierowaną w jego stronę.
- Myślisz, że kiedyś się zakochamy? – zaciekawiona spytała Bianka, lecz w jej
głosie prześlizgnęła się nutka smutku.
Dlaczego smutek? Chce się zakochać? Czy myśli o kimś konkretnym? Przez cały
okres jego obserwacji ona ani rani nie przejawiła zainteresowania żadnym mężczyzną.
Kaja machnęła ręką.
- Żyjemy tysiące lat, nie zakochując się. Myślę że po prostu nie jesteśmy
sposobne kochać. Jestem nawet szczęśliwa. Kiedy jesteś przez cały czas z tym samym
mężczyzną- w końcu staje się to rutyną.
- Masz racje – odpowiedziała Bianka – Ale to jest prawie przyjemne.
- Tak. Dawno nie odczuwałam takiego. – Grymas pojawił się na twarzy Kai.
- Jak i jak. Chyba, że sama siebie ale to nie liczy się.
- To jest właśnie to, co ja robię.
Seks, zrozumiał Lysander, rozmawiali o seksie. Nie mógł uczestniczyć w ich
rozmowie, nawet gdyby chciał. Nigdy nie uprawiał seksu. Nawet sam ze sobą. Po prostu
nie chciał tego. Albo… nie jednak nie. Nawet z Bianką i jej zadziwiająco kuszącą skórą.
Żył o wiele dłużej niż ich kilkaset lat. I widział ludzi zajmujących się tym. To
wyglądało… na nie przyjemne. Nie tak jak sobie przedstawiał. Ludzie zdradzali rodzinę i
przyjaciół dla tego. Chętnie pieprzyli się dla pieniędzy. A jeżeli nawet nie uczestniczyli w
tym to oglądali proces przez telewizor, albo komputer.
- Widzieliśmy jednego z Władców, gdy byliśmy w Budapeszcie – zamyślona
powiedziała Kaja – Parys jest bardzo seksualny.
Miała na myśli jednego z lordów. Wojowników opętanych przez demony z puszki
Pandory. Lysander obserwował ich przez wieki lecz oni respektowali prawa, głównie
zapewne dlatego, że gdyby tego nie robili, demony mogłyby uciec ze strachu przed
śmiercią. Jeden z lordów- Parys był w posiadaniu demona żądzy, musiał zmieniać
partnerki za każdym razem, bez seksu słabł i mógł umrzeć.
- Parys jest gorący to fakt, ale wolę bardziej Amuna. – Bianka przeciągnęła się,
mgła znów zakłębiła się wokół niej. – Nie mówi, a to czyni go jak dla mnie idealnym
mężczyzną Amun otrzymał demona Tajemnic. Podobał się Biance? Lysander
przypomniał sobie strażnika. Wysoki, chociaż sam był od niego wyższy. Napompowany
ale Lysander jest bardziej umięśniony. Jednak podczas gdy on był jasny, Amun był
ciemny. Właściwie teraz dostał potwierdzenie, że Biance podobał się zupełnie inny typ
mężczyzn niż ten, który on reprezentował.
To nie zmieni jego zdania. Nie był też pewny czy wypełni swój dług jeżeli ona
dotnie go. Poprosi o pomoc.
- A co myślisz o Aeronie? – spytała Kaja – Jego tatuaże … - stęknęła – mogłabym
studiować je językiem.
Aeron- demon Gniewu. Jeden z dwóch mistrzów mających skrzydła. W jego
przypadku były czarne i aksamitne. Tatuaże pokrywały każdy centymetr jego ciała,
wyglądał jak demon. A do tego niedawno złamał prawo Niebiańskie. Takim sposobem
mógł nie dożyć do najbliższego ślubu.
Podopiecznej Lysandra kazano zabić strażnika. Jak na razie sprzeciwiła się
nakazowi.
Dziewczyna była bardzo przyjazna i dobra. W końcu wypełni zadanie. Inaczej
wyprawią ją na ziemie, odbierając nieśmiertelność, a do tego Lysander dopuścić nie
może.
Ze wszystkich aniołów z którymi się spotykał ona podobała mu się najbardziej.
Lysander chciał by była szczęśliwa. Była nadzieją, oddana i z czystą duszą-
idealna kobieta, która powinna go zachwycić. Kobietą, z którą związałby chętnie swój
los.
Bianka… nie. Nigdy.
- A więc muszę wybrać jednego z dwóch. Bi? – pytanie przywołało Lysandra do
teraźniejszości.
Bianka zatoczyła oczami.
- Po prostu weź obu. Nigdy cie nie obchodziła liczebność.
Kaja roześmiała się, lecz w jej głosie nie było słychać wesołości. Prędzej taką
samą nutkę smutku jak u jej siostry.
- Fakt.
Usta Lysandra wykrzywił się z obrzydzenia. Dwóch różnych partnerów w jeden
dzień.
Albo nawet na raz. Czy Bianka robiła tak samo? Pewnie tak.
- A co do ciebie – spytała Kaja – Będziesz na ślubie z Amunem?
Nastąpiła ciężka cisza. Zatem Bianka odezwała się: - Może być. Chyba tak.
On musi teraz odejść i wrócić, gdy ona będzie sama. Im więcej dowiadywał się o
niej, tym bardzie rosło w nim odrzucenie dla niej. Niedługo zabierze ja ze sobą a zatem
wypełni swoje zamiary czyli pozbawi świat od jej zła.
Zamachnął skrzydłami raz, drugi unosząc się w powietrze.
- A wiesz czego najbardziej pragnę na świecie? – spytała jego pokusa,
przesuwając się tak by stanąć na wprost siostry. I na wprost Lysandra oczywiście. Jej
oczy były szeroko otwarte, bursztynowe wzrok świecił się. Promienie słońca padające na
skórę jakby wpijały się w nią, a wtedy wysłannik niebios zamarł, porażony jej pięknem.
Kaja spytała - Powiedzieć „dzień dobry Ameryko?” - Świetny pomysł, lecz myślę
o czym innym.
- W takim razie poddaje się.
- Więc… - Bianka przegryzła dolną wargę. Otworzyła usta. Zamknęła go.
Nachmurzyła się. – Powiem ci,, ale obiecaj że nikomu nie powiesz.
Ruda wyraźnie przewiodła ręką wzdłuż ust jakby zamykała je na zamek.
- Mówię naprawdę Kaja. Powiesz komuś a ja znajdę cie i zetnę ci głowę.
„Czy ona naprawdę by to zrobiła?” – zainteresował się Lysander. Odpowiedz była
raczej oczywista - tak. Nie mógł pozwolić, by przyczyniła bólu Olivii, kochał ją jak
siostrę. Może dlatego że ona nie była z Elitarnej siódemki, przynosiła mu radość chociaż
była najsłabsza ze wszystkich aniołów.
Anioły dzieliły się na trzy typy. Elitarna siódemka, żołnierze i przynoszące
radość. Typ decydował o obowiązkach i kolorze krwi. U siódemki była złota, tak jak u
niego. U żołnierzy – biała, ze złotymi dodatkami, u przynoszących radość – czysto biała.
Olivia była przynosząca radość aniołem przez cały czas swojej egzystencji. Była
szczęśliwa. Wszyscy byli bardzo zdziwieni ,gdy na jej skrzydłach pojawiły się pierwsze
złote piórka.
Wszyscy prócz Lysandra. Zwrócił do Starszyzny aniołów i oni zgodzili się z nim.
Trzeba było coś pilnie zrobić. Była za bardzo zainteresowana demonem Aeronem… za
bardzo zainteresowana. Nieuniknione było ją od tego wyzwolić. Dobrze to wiedział.
Jego ręce zacisnęły się w pięści. Jest winny w tym, że tak się stało. Wysłał ją by
go obserwowała. Uczyła się. Powinien był sam zając się tym ale był zbyt zajęty
obserwacją Bianki.
- Dobra, będę milczeć. Tak więc, czego chcesz najbardziej na świecie? –
krzyknęła Kaja, przyciągając jego uwagę.
- Chce spać z mężczyzną.
Kaja była zmieszana.
- Ej, hallo! Przecież rozmawialiśmy o tym teraz?
- Nie, nie o tym. Mam na myśli po prostu spać. Zapomnieć się. Przytulić się
tyłkiem do kogoś i słuchać jego chrapanie.
Minuta milczenie i Kaja zakrzyczała.
- Co?! Przecież to jest zabronione! Głupie. Nie bezpieczne!
Lysander wiedział że harpie miały dwie zasady. One mogą jeść tylko to co
ukradły, albo co wypracowały, i nie mogły spać w obecności drugiej osoby. Pierwsze
było przekleństwem wszystkich Harpii, a drugie – świadectwem ich wrodzonej
nieufności.
Lysander nachylił głowę przedstawiając jakby wyglądała śpiąca Bianka w jego
ramionach. Długie, ciemne loki przelewające się przez jego palce. Jej ciepło przyciśnięte
do niego. Jej nogi splątane z jego.
Nigdy nie będzie mógł tego poczuć , oczywiście, ale nie przeszkadzało mu to
wyobrażać sobie takiej sytuacji. Przytulić ją do siebie, bronić, uspokajać byłoby ….
Miłe.
Czy jej skóra będzie tak miękka w dotyku, na jaką wygląda?
Zacisnął zębami. Znów to głupie pytanie. Wszystko jedno. To nie ma znaczenia.
- Zapomnij o tym co przed chwilą powiedziałam – fuknęła Bianka, kładąc się na
plecach i patrząc się w niebo.
- Nie mogę. Twoje słowa brzmią w moich uszach. Czy wiesz co stało się z
naszymi przodkami, kiedy oni zapomnieli o warunkach i …?
- Tak. Wiem. – wyciągnęła nogi. Jaskrawy płaszcz dobrze kontrastujący się z jej
kolorem włosów, kontrastował też z białymi bryłami lodu wokół. Jej buty były czarne i
dochodziły do kolan. Obcisłe spodnie też miała czarne. Była piękna i przerażająca.
Czy posiadała miękką skórą?
Nie może dłużej czekać. Nie może czekać, aż ona w końcu zostanie sama. Musi
zabrać ją teraz. Natychmiast. Jego reakcja na nią jest nieprzewidywalna. Jeszcze trochę, a
on dotknie jej. A gdyby to zrobił to potrzebowałby więcej. Właśnie tak działa twoja
słabość . Dostaniesz jedno, a zaczynasz chcieć więcej. A potem zatracasz się.
- Wystarczy tego, lepiej wróćmy do naszej rutynie i skoków – powiedziała
Bianka, podchodząc do skraju góry. – Znasz zasady. Ta, która będzie miała mniej
uszkodzeń wygrywa. Jeśli umierasz to przegrywasz. Wszystko jak zawsze – spojrzała w
dół.
Lysander zrobił to samo. Na drodze były szczeliny i ostre lodowe wzgórza, plus
zimny krojące powietrze. Taki skok na pewno zabiłby człowieka. Harpie po prostu
żartowały w tej sytuacji, jak by to nie miało znaczenia.
Kaja podeszła do niej wciąż chwiejąc się od wypitego likieru.
- Dobrze, ale nie myśl że skończyliśmy rozmowę o marzeniach i głupich
dziewczynkach, które…
Bianka skoczyła.
Lysander czekał na jakieś ruchy, ale nie taki. Podążył za nią. Bianka rozłożyła
ręce i zamknęła oczy, głupio uśmiechając się. Ten uśmiech…. Wstrząsnął nim.
Wychodziło na to że ona napawała się wolnością. Czasami i on tak robił. Lecz jej nie uda
się nasycić tym do końca.
Sekundę przed tym, jak osiągnęła ziemię, anioł zmaterializował się przed nią.
Złapał ją pod ramiona i wbił się z nią w powietrze. Jej nogi uderzyły o jego, lecz
Lysander utrzymywał nadal ją.
Jej oczy otworzyły się, bursztyn zmieszał się z ciemnością, zakrzyczała.
Inni spytaliby kim jest i zażądali puszczenia. Ale nie Bianka.
- Duży błąd. Niebezpieczny błąd, nieznajomy – wypowiedziała – Zapłacisz za to.
Lysander przez wiele lat uczestniczył w sporej ilości różnych walk i chociaż nie
widział tego, wiedział że właśnie wyjmuje z płaszcza sztylet. Nie trzeba być
psychologiem by zrozumieć co kobieta zamierzała z nim zrobić.
- To ty zrobiłaś błąd, Harpio. Ale nie martw się. Jestem gotów naprawić go – i
przed tym jak sztylet doścignął celu on wyrzucił ją w drugi wymiar, do swojego domu –
tam gdzie zostanie. Na zawsze.
Rozdział 2
Bianka Skyhawk rozejrzała się w osłupieniu. W jednej chwili leciała z lodowej
góry, uciekając przed pytaniami siostry i zamierzała wygrać w ich grze „kto złamie mniej
kości”, a w następnej –
znajdowała się w rękach wspaniałego blondyna. Co ją dziwiło, a nie radowało.
Spróbowała uderzyć go sztyletem ale on udaremnił jej zamiar. Zablokował ją. Nikt nie
mógł uniknąć śmiertelnego ciosu Harpii.
Teraz znajdowała się wewnątrz zachmurzonego dworu. Zamek ten przerażał
swoją wielkością, nigdy takiego nie wdziała. Był ciepły, pachniało tu czymś dusząco –
słodkim, a do tego wynikało uczucie jakby pływała w powietrzu.
Ściany białe i nieco przydymione, na nich jakby żywe, poruszały się rysunki
skrzydlatych istot, aniołów i demonów, lecących w porannym niebie. Przypominały jej
rysunki Daniki. Danika –
Wszechwidzące Oko, mogła obserwować co się działo zarówno w Piekle i
Niebie. Podłoga, chociaż była z tej samej substancji i nawet pozwalała zobaczyć ziemie i
ludzi na dole, była twarda.
Anio ł y. Ob ł oki. Raj? Panika zalała ją, gdy wspominała twarz mężczyzny, jej
porywacza.
Nazwanie go „Aniołem” świetnie do niego pasowało. Od czubka głowy do
ostatniego mięśnia, ciało miał jak muśnięte słońcem, złote skrzydła wystawały zza jego
pleców. Nawet biała toga, schodząca do kostek i sandałów nadawała mu aury świętości.
Czy jest aniołem? Jej serce jęknęło. Nie jest człowiekiem, to jest pewne. Żaden
człowiek nie może się równać z nim. Ale cholera… te oczy… były ciemne i okrutne,
niemal puste.
Jego oczy nie s ą teraz tym czym powinna ś si ę martwi ć. Anioły były zabójcami
demonów, a ona były bardzo bliska ku temu wyróżnieniu. W końcu jej prapradziadkiem
jest sam Lucyfer.
Lucyfer który spędził rok na ziemi bez ograniczeń, kradnąc i gwałcąc. Niektóre
kobiety poczęły i właśnie ich dzieci stanęły pierwszymi Harpiami.
Nie wiedząc co robić, Bianka chodziła wokół blondyna: pozostawał nieruchomy,
nawet kiedy była za jego plecami zupełnie jakby nie miał czym się martwić. Może nie
wiedział. Na pewno, jest bardzo silny. Po pierwsze potrafił zablokować ją – do tej pory
nie mogła uświadomić ten fakt, a po drugie – jakoś udało mu się zdjąć z niej płaszcz i
broń, ani razu nie dotykając jej.
- Jesteś aniołem? – spytała, kiedy znów znalazła się przed nim.
- Tak. – bez zastanowienia odpowiedział. Jakby nie miał czego się wstydzić.
Biedny facet, pomyślała wzdrygając. Chyba nie widziała z której strony ona
oglądała go. Gdyby miała do wyboru anioła, a psa, wybrałaby psa.
Bianka jeszcze nigdy nie była tak blisko anioła. Widziała je, o tak. Właściwie
widziała tego, kogo wzięła za anioła ale później okazało się że to umięśniony demon. W
każdym bądź razie nie mogła wytrzymać teraz z tym facetem, brzydzącym się jej ojcem.
Uważał się za Boga, a innych traktował z góry.
- Przyciągnąłeś mnie tu, by zabić? – spytała. Wątpiła czy mu się to powiedzie.
Jeszcze zrozumie że ona nie jest wcale łatwą zdobyczą. Sporo nieśmiertelnych próbowało
ją zabić, ale żadnemu nie udało się to.
Westchnął, ciepły oddech dotknęło jej policzka. Nieświadomie zmniejszyła
między nimi odległość: pachniało od niego mrozem, który bardzo lubiła. Świeży i ciut
skrzypiące zapach z ledwo zauważalną nutką czegoś ziemskiego.
Kiedy uświadomił że między nimi nie ma w ogóle dystansu, jego usta – zbyt
pełne jak dla mężczyzny ale idealne dla niego – ścisnęły się w wąską linie. Ona nie
zauważyła jego ruchu ale on nagle okazała się daleko od niej. Hmm. Ciekawe. Dlaczego
zwiększył dystans między nimi?
Z ciekawości podeszła do niego.
Odszedł jeszcze dalej. Dlaczego? Boi się jej?
Tylko z ciekawości- jak często to robiła, znów zbliżyła się. I znów on odszedł.
Tak. Wielki i groźny facet nie chce być obok niej. Uśmiechnęła się.
- A więc. – powtórzyła – Zamierzasz zabić mnie?
- Nie. Nie przyniosłem cie tutaj by zabić – jego głos był bogaty, głęboki i chował
w sobie wszystkie grzechy. A jednak uświadomiła sobie, że lepiej jest nie ufać temu
brzmieniu. – Chce pokazać ci swoje życie. Chce byś się nauczyła działać tak samo.
- Dlaczego? – co zrobiłby gdyby go dotknęła? Cienkie jak pajęczyna, kruche
skrzydła na jej plecach zatrzepotały na samą myśl. Jej bluzka była specjalnie uszyta dla
niej- tak by nic nie blokowało jej skrzydeł. Stój. Nie odpowiadaj. Zacznijmy od początku.
– kłamstwo, ale nie musi o tym wiedzieć.
- Bianka – powiedział, jego cierpliwość kończyła się. – to nie jest zabawa. Nie
każ mi przywiązywać cie do mojego łóżka.
- O masz, bardzo mi się to podoba. Brzmi kusząco – owinęła się wokół niego,
dotykając palcami twarzy i szyi. – Miękka jak u dziecka.
Zamarł oddychając.
- Bianka!
- Chce więcej, kuś mnie.
- Bianka!
Pogłaskała jego tyłek.
- Tak?
- Przestań natychmiast!
- Zmuś mnie – melodycznie roześmiała się.
Marszcząc się, wyciągnął rękę i ścisnął jej ramie. Nie zdążyła odepchnąć się- on
był szybszy niż ona. Pchnął ją w swoim kierunku, zmrużając oczy popatrzył na nią z góry
w dół tymi ciemnymi oczami.
- Nie będziesz mnie dotykała. Jasne?
- A ty? – jej spojrzenie zatrzymało się na jego dłoni którą miał na jej ramieniu. –
Jak na razie to ty dotykasz mnie.
Jego spojrzenie również padło na jego dłoń. Zwilżył wargę i ścisnął ją mocniej,
spodobało jej sie to. Potem popatrzył na nią tak jakby płonęła, odskoczył.
- Zrozumiałaś? – spytał zdenerwowany.
W czym problem? Powinien chcieć jej dotykać. Była seksowną Harpią, do
cholery! Jej ciało –
istne piękno. Lecz dla jego uspokojenia powiedziała: - Tak zrozumiała. Ale to nie
oznacza że będę cie słuchać.
Jej ciało żądało jego dotyku. Niegrzeczna dziewczynka. Bardzo, bardzo
niegrzeczna dziewczynka. On jest tylko g ł upim anio ł em, w ogóle nieciekaw ą zabawk
ą.
Lysander potrzebował minuty by słowa dotarły do niego.
- Nie boisz się mnie? – jego skrzydła pokazały się za plecami.
- Nie – odpowiedziała, unosząc brwi i próbując z całych sił pokazać, że jest
pewna tego – A powinnam?
- Tak.
Cóż, w takim razie powinien mieć duże, ogniste pazury jak jej ojciec. To była
jedyna rzecz której się bała. Gdy była dzieckiem, raz podrapała się o nie, zżerający skórę
ogień rozprzestrzeniał się po całym ciele zmuszając ranną osobę do bezradnego wicia się
po ziemi w agonii.
- Jednak nie boje się. Teraz możesz zacząć uczyć mnie – położyła ręce na jego
biodrach patrząc mu w oczy. – Zadałam tobie pytanie, ale nie dostałam odpowiedzi.
Dlaczego chcesz aby była taka jak ty?
Jego wzrok drgnął nerwowo.
- Bo jestem dobry, a ty zła.
Jeszcze jeden uśmiech wyrwał się z jej ust. Nachmurzył się zmuszając ją do
głośniejszego śmiania się. – Wspaniała robota. Nie będę się przy tobie nudziła.
W odpowiedzi bardziej się nachmurzył.
- Nie drażnij mnie. To oznacza że zostawię cie tutaj na zawsze i nauczę jak stać
się bezgrzeszną.
- Boże jakie… - oj przepraszam. Mam na myśli, ależ nie jesteś czarujący? „To
oznacza że ja zostawię cie tu na zawsze i będę uczył” – powtórzyła to jego głosem. Na
razie nie miała powodu by z nim walczyć. Gdy zdecyduje, że chce odejść udowodni mu
w jakim był błędzie. Ale teraz była zainteresowana. Bliskim zawierzała siebie, nie
aniołom. Niebiosa nie były na liście miejsc, które chciała odwiedzić.
Lysander uniósł podbródek lecz wyraz jego oczu pozostało taki sam.
- Mówię poważnie.
- Jestem tego pewna. Ale dowiesz się z czasem że nie robię tego co mi każą. Ja?
Bezgrzeszna?
Zabawne!
- Zobaczymy.
Jego pewność siebie mogłaby zasiać w niej zwątpienie, gdyby nie była pewna
swoich sił. Jako Harpia może podnieść dom, poruszać się szybciej niż człowiek i z
lekkością zbywać niechcianych gości.
- Powiedz prawdę- zobaczyłeś mnie i zachciałeś kawałek, mam racje?
Przez chwile przerażenie tkwił na jego twarzy.
- Nie – ochryple odpowiedział a zatem zakaszlał i powtórzył. - Nie Drań.
Dlaczego sama myśl wywołuje u niego takie odrazę? To ona powinna bardziej do siebie
to czuć. On był niebiańskim bóstwem.” Jestem dobry a ty zła”, jak on to powiedział. Tfu.
Jego wzrok drgnął znów.
- Jesteś niebezpieczna - Wystarczy facet – kochała rabować – i co z tego? Mogła
zabijać nawet nie mrugając – znów i co z tego? – Gdzie moja siostra Kaja? Jestem tak
samo niebezpieczna jak i ona. Dlaczego nie zamienisz mnie na nią?
- Wciąż jest na Alasce, myśli że zostałaś już pochowana pod wodą. Jesteś
jedynym moim projektem na dany moment.
Projekt? Kanalia. Ale Kaja będzie szukała ją wszędzie.
- Wydajesz się być… zaniepokojona? – powiedział, nachylając głowę –
Dlaczego? Martwisz się o nią?
Taaaa… Typowy dobroczyńca.
- Nie zostaje tu na długo – spojrzała przez jego ramie – Czy jest coś do picia?
- Nie - Do jedzenia?
- Nie - Do przebrania się?
- Nie Kąciki jej ust uniosły się.
- Czyli chodzisz nago po domu?
Zaczerwienił się.
- Wystarczy. Chcesz mnie skusić, a mi się to nie podoba.
- W taki razie było mnie tu nie przyprowadzać. – ej chwila. Przecież nie
powiedział dlaczego wybrał ją do tego projektu. – Porozmawiajmy teraz rzeczowo.
Potrzebujesz mojej pomocy w czymś? – w końcu była najemnikiem. Jej dewiza: jeżeli
jest do nielegalne i niebezpieczne, a płacicie za to dobrze, jestem wasza! – Mam na
myśli, że na pewno nie przyprowadziłeś mnie tu, by pozbawić świata od zła, którym
jestem. Inaczej razem ze mną sprowadziłbyś tutaj kilka milionów innych złych ludzi
Lysander skrzyżował ramiona na piersi.
Westchnęła. Znając mężczyzn prawie wiedziała co on odpowie. Cóż dobrze.
Mogłaby go wkurzać dopóki jej nie wypuści, ale nie chciała mu tego robić.
- Jak się tutaj bawisz?
- Zabijam demony.
Takich jak ja- dodała sobie w myślach. Ale już powiedział, że nie zabije jej, a ona
mu uwierzyła – jak mogła nie uwierzyć? Ten głos…
- A więc nie zamierzasz przyczyniać mi bólu, dotykać mnie.. ale chcesz abym
została tu na zawsze?
- Tak.
- Byłabym idiotką gdybym odmówiła – to, jak szczerze powiedziała to było
cudem –
Weźmiemy ślub i spędzimy noc w objęciach, całując, pieszcząc nasze ciała…
- Stój. W tej chwili się zatrzymaj – miał nerwowy tik.
Tym razem nie zdążyła ukryć swojego uśmiechu. Był szeroki i nawet dumny.
Drgające spojrzenie oznaka gniewu , oczywiście. Ale co zrobić, by ten gniew objawił się
zewnętrznie? Co zrobić by go porządnie zdenerwować?
- Pokaż mi tu wszystko. – powiedziała – Jeżeli mam tu mieszkać, to muszę
wiedzieć gdzie jest moja szafa – będzie mogła niechcący otrzeć się o niego… – Mamy
kablówkę?
- Nie. I nie będę mógł cię oprowadzić. Mam obowiązki. Bardzo ważne obowiązki.
- No tak, oczywiście. Moje zadowolenie to twój najważniejszy obowiązek. To
musi być bardzo ważne dla ciebie.
Skrzypiąc zębami odwrócił się i poszedł precz.
- Nie znajdziesz tutaj niczego niebezpiecznego, więc nawet nie próbuj
kombinować. – doniósł się jego głos.
No i proszę. Mogła zrobić kłopoty z niczego, na przykład łyżki i wykałaczki.
- Jeżeli wyjdziesz rozniosę tu wszystko.
Fakt, żadnych mebli nie było…
Cisza zamiast odpowiedzi.
- Zatęsknię i odlecę.
- Powodzenia.
No, to jest już coś.
- Naprawdę zostawiasz mnie tu? Tak po prostu? – pstryknęła palcami - Tak –
odpowiedział, wciąż wychodząc - A co do łóżka do którego obiecałeś mnie przykuć?
Gdzie jest?
Oj, oj wróciliśmy do milczenia.
- Nawet nie powiedziałeś mi jak się nazywasz – zawołała, rozdrażniona. Jak mógł
ją odrzucić?
Powinien jej pożądać!
- Ej? Musze znać imię mężczyzny, z którym zamierzam się kłócić.
Nareszcie zatrzymał się. Lecz nadal długo milczał i ona już myślała, że
zdecydował się ją zignorować. Ponownie. Ale potem powiedział.
- Mam na imię Lysander – i zniknął z pola widzenia.
Rozdział 3
Lysander obserwował jak dwóch aniołów – strażników, znajdujących się pod jego
okiem, nareszcie pokonali demona, uciekiniera z piekła. Stworzenie było łyse, z małymi
różkami na plecach i ramionach. Jego oczy były jaskrawo – czerwone niczym zaschnięta
krew.
Bitwa ciągnęła się przez pół godziny i obaj aniołowie ponieśli obrażenia i ciężko
oddychali. Demony były znane ze swoich skłonności do drapania i gryzienia.
Lysander powinien był zwrócić uwagę mężczyzn na ich błędy, podpowiedzieć jak
lepiej walczyć, żeby następnym razem walka była szybsza i lepsza. Ale gdy oni walczyli
z demonem jego myśli krążyły wokół Bianki. Co ona robi? Czy już pogodziła się ze
swoim losem? Dał jej dopiero kilka dni by mogła się uspokoić i przyjąć to wszystko do
wiadomości.
- Co teraz? – spytał jeden z jego uczniów. Nazywał się Biekon.
- Puśśśście mnie, puśśśśćie – błagał demon, oblizując się rozdwojonym językiem
– Będę dobrze się zachowywał. Wrócę. Sssszzczerze.
Bzdura. Ten demon był sługą Najwyższego Lorda – demony, jak i aniołowie tak
samo dzieliły się na trzy typy. Najwyższy Lord otaczał się najbardziej potężnymi siłami i
miał swoich popleczników. I ci ostatni mogli spowodować ogromne szkody wśród ludzi.
Nie dlatego, że personifikowali zło, ale karmili się nienawiścią i kłopotami.
Zanim Lysander poczuł obecność demona na ziemi, ten zdążył rozwalić dwa
związki, zmusić jednego młodzieńca by zaczął palić a drugiego by zakończył swe życie
samobójstwem.
- Zlikwidujcie go – rozkazał Lysander – Wiedział, że łamie Prawo Niebiańskie a
jednak uciekł.
Demon znów zaczął się wyrywać.
- Służysz mu, chociaż tak naprawdę jesteś silniejszy i lepszy? Wypełniasz swoją
brudną robotę. Zabić go!
Anioły synchronicznie unieśli ręce i zmaterializowali ogniowe miecze. Czekali,
dopóki płomień nie owinął ciała demona i spalił go. Potem odwrócili się do Lysandra w
oczekiwaniu na dalsze instrukcje.
- Dobra robota – pochwalił – Poduczcie się jeszcze zabijać a zacznę być z was
dumny. Ale na razie będziecie trenować z Rafaelem – dodał. Rafael był silnym, mądrym i
jednym z najlepszych trenerów w Niebiosach.
Rafael nie zainteresował by się Harpią, której nie mógłby mieć.
Mieć? Lysander mocno ścisnął szczękę. On nie jest jakimś tam demonem. Nikt do
niego nie należy. Kiedy skończy z Bianką, ona będzie szczęśliwa. Nie będzie więcej
zabawiania się, tańczenia wokół niego, łaski i dmuchu. Jego szczęka rozluźniła się:
opuścił plecy. W rozczarowaniu? Niemożliwe.
Możliwe, że potrzebuje kilka dni, by się uspokoić i przyjąć to wszystko.
Zostawił ją na tydzień, słońce wschodziło i zachodziło za chmurami. Z każdym
dniem jej złość rosła coraz bardziej. I rosła. Ale najgorsze było to, że była coraz słabsza.
Harpie mogą jeść to co ukradną albo na co zapracują, ale w tym miejscu było to
niemożliwe. To nie była zasada, którą można naruszyć. To było przekleństwo. Boskie
przekleństwo dla jej narodu na tysiące lat. Bogowie zakazali Harpiom jeść jedzenie
zaproponowane przez innych albo przygotowane przez siebie. Gdyby zjadły, to
zachorowałaby bardzo poważnie. Nadzieja bogów na ratunek? Szybciej na unicestwienie.
Od początku musiały nauczyć się kraść. Nawet aniołowie mogli okradać zakony
by przeżyć.
Lysander pierwszy się o tym dowie. Była to tego pewna. Kretyn.
A może na początku ma zamiar ją zapytać?
W jego dworze wystarczyło by Bianka wypowiedziała życzenie, a od razu się
spełniało. Jabłko – smaczne, soczyste, czerwone. Indyk – podsmażany z chrupiącą
skórką.
Nie mogła tego zjeść i to ją dobijało. Złapać – gryźć zębami – wyrzucić.
Na początku Bianka próbowała biec. Dużo razy. Lecz w odróżnieniu od Lysandra
nie potrafiła zeskoczyć z obłoku. Podłoga po której skakała była podobna do marmuru.
Mogła przechodzić jedynie z pokoju do pokoju, obserwując bitwy na freskach. Fakt, że w
ten sposób mogła podążać za Lysandrem.
Oczywiście próbowała się sprzeciwić rzucając ostrym kamieniem. Ale jak na
złość głupia rzecz przelatywała przez podłogę a nie przez niego!
Gdzie jest teraz? Co robi? Czy teraz zamierza zabić, nie patrząc na wcześniejsze
zapewnienia? Wolno i boleśnie? Przynajmniej przestanie czuć głód. Zostanie tylko
pustka…
Gdy tylko go zobaczyła chciała zabić go nożem. Potem spalić. Rozsypać jego
prochy po pastwisku by stada bydła deptały go kopytami. Zasłużył na to, by zostawiły na
nim kilka kup. Oczywiście, jeżeli nadal żyje to ona będzie spalona i rozrzucona. Nie
mogła wypić nawet szklanki wody.
Z drugiej strony jej sprzeciw nie był dla niego karą. To zrozumiała już pierwszego
dnia pobytu. Nie chciał, by go dotykała. Czyli… dotyk jest jego karą. O tak, będzie go
dotykała. Wszędzie. Dopóki nie zacznie błagać o litość. Nie. Dopóki nie poprosi o
więcej.
Da mu to, czego tak pragnie, by później to odebrać.
Jeżeli przeżyje.
W tym momencie ledwo jest w stanie chodzić. Dlaczego tak naprawdę dopuściła
do tego?
- Łóżko – przemówiła słabo i pojawiło się przed nią wielkie czteroosobowe łóżko.
Zazwyczaj nie spała na takich. Najchętniej weszłaby na pierwsze napotkane drzewo, ale
tu nie mogłaby wejść na niego nawet gdyby obłoki były teraz uścielone drzewami.
Upadła na rozkoszny materac, aksamitne prześcieradło przyjemnie chłodziło skórę. Spać.
Musi trochę się przespać.
Lysander nie mógł dłużej czekać. Dziewięć dni. Nie było go przez dziewięć dni.
Przez te dni ciągle myślał o niej, chciał dowiedzieć się co robi, o czym myśli. Czy jej
skóra ciągle była taka miękka w dotyku.
Dłużej nie mógł się powstrzymywać. Chciał sprawdzić co z nią, zobaczyć
własnymi oczami jak – i co – robi. A potem znowu pójdzie. Dopóki nie nauczy się
kontrolować siebie.
Dopóki w końcu podniecenie przepadnie. Wtedy zacznie ją uczyć.
Robiąc duże rozmachy skrzydłami zbliżał się do swojego obłoku. Jego puls bił…
dziwnie. Serce jakby biło o żebra. I krew, wydawało się jakby ognistą lawą niosła
się po żyłach. Nie wiedział jaka jest tego przyczyna. Aniołom mogło być źle od jadu
demonów, ale przecież nie został ugryziony.
Na pewno czekają na niego zarzuty, pomyślał nachmurzony.
Na początku zobaczył śmiecie na podłodze. Od owoców do mięsa i opakowań po
chipsach. Nawet nie były rozpakowane.
Nachmurzony złożył skrzydła i poszedł do przodu. Bianka leżała na łóżku w
jednym z pokoi. Miała na sobie to samo ubranie w którym ją tu przyniósł: czerwona
koszula, rajstopy, tylko buty zdjęła. Włosy plątały się jej wokół twarzy, a skóry była zbyt
blada. Nieżywa, bez wcześniejszego perłowego blasku. Siniaki pod oczami zajmowały
pół twarzy.
Część niego oczekiwała, że zobaczy ją wściekłą. Druga część – spokojną i
pogodzoną z tym. Nigdy by nie pomyślał, że może zobaczyć ją w takim stanie.
Poruszyła się słabo gdy zaszeleściły opakowania z jedzeniem.
- Hamburger – wychrypiała.
Pachnący hamburger pojawił się tuż obok niej: sałata, pomidory, marynowane
ogórki i ser leżały na brzegach talerza. To go nie zdziwiło. Właśnie w tym była piękność
anielskich demonów: wszystko, co sobie zażyczysz – oczywiście w granicach rozsądku,
pojawiło się przed tobą.
Ale ona niczego nie ugryzła. Dlaczego tak było– bo nie ukradła tych produktów,
zrozumiał to i po raz pierwszy przez całe życie rozzłościł się na siebie. I wystraszył się.
Za nią.
Nienawidził emocji, ale one pojawiały się same. Ona nie jadła przez ostatnie
dziewięć dni, bo nie mogła. To była prawie śmierć głodowa.
Chociaż chciał wyrzucić ją ze swojej głowy i z życia, to nie chciał by cierpiała.
Niemniej, teraz cierpiała. Nie do zniesienia. Teraz jest na tyle słaba, że nie może
nic ukraść.
Ale jeżeli ją nakarmi to będzie jeszcze gorzej – będzie ją mdlić. Nagle miał
ochotę załkać.
- Sztylet – powiedział i za chwilę na jego ręce leżał ostry jak brzytwa sztylet.
Wziął go i skierował się do łóżka. Przeszywał go dreszcz.
- Frytki. Czekoladowy shake. – jej głos był ledwo słyszalny.
Lysander przeciął ostrzem nadgarstek. Gdy pojawiła się krew, uniósł rękę tak, by
każda kropla wpadała do jej ust. Krew nie była pokarmem dla Harpii, ale uleczała je. I jej
ciało musiało z tym się pogodzić. Nigdy nie dzielił swojej krwi z drugą żyjącą istotą i nie
był pewien, czy podobała mu się myśl o tym, że jego krew płynie po żyłach tej kobiety.
Jednak jego serce od tej perspektywy zabiło dwa razy szybciej. Cóż, drugiego wyjścia nie
ma.
Na początku nie poruszała się, jakby nie zauważyła niczego. Nagle ukazał się jej
języczek, zlizywała krew. Nagle jej oczy otworzyły się, ich bursztyn świecił się jaskrawo,
chwyciła jego rękę i przycisnęła do ust. Ostre ząbki dotykały jego skóry gdy ssała jego
krew.
Jeszcze jedno dziwne uczucie, pomyślał on. Ta kobieta piła z niego. Było ciepło,
mokro i trochę kuło, ale nie przeszkadzało mu to. To prawie ugryzienie wywierało…
przypływ ciepła prosto do jego brzucha i między nogi.
- Pij, ile tylko potrzebujesz – powiedział do niej. Jego siła nie zniknie. Każda
uciekająca z jego organizmu kropla krwi od razu się regenerowała.
Jej oczy zwęziły się. Im więcej piła, tym bardziej wściekłe miała spojrzenie. Jej
palce trzymały jego nadgarstek, paznokcie wbijały się w jego skórę. Jeżeli liczyła na
jakąś reakcję na znak odpowiedzi to przeliczyła się. Przez swoje życie otrzymał sporo
obrażeń, tak więc ten nieznaczny ból go nie obchodził. Oprócz tego ten przypływ ciepła
między nogi… Co to było?
Wreszcie puściła go. Lysander nie był pewny czy ucieszyło go to czy też
rozczarowało.
Pewnie ucieszyło, powiedział do siebie.
Kropla krwi ściekała z kącika jej usta, zlizała ją. Na widok jej różowego języczka
jakby przeszła przez niego błyskawica.
Nie mógł się wahać – uch ucieszyło.
- Ty draniu! – z trudem zaryczała- Jesteś chorym draniem!
Zwiększył dystans między nimi. Nie dla własnej obrony, ale dla jej. Jeżeli
zaatakuje to będzie musiał odpowiedzieć. A jeżeli odpowie to będzie mógł ją zranić.
Niechcący zahaczyć.
Krew…
- Nigdy nie miałem zamiaru by sprawić ci ból – powiedział. Nawet teraz jego głos
wciąż drżał. Dziwnie.
- A jak nazywa się to, co ze mną zrobiłeś? – usiadła, ciemne włosy opadały na
plecy. Jej skóra znów stanowiła się perłowa. – Zostawiłeś mnie tu bez jedzenia.
- Wiem – czy była jej skóra tak samo miękka na jaką wygląda? Przełknął – I jest
mi przykro.
Jej gniew powinien go ucieszyć. Jak miał nadzieje, nie ucieszyła się na jego
widok i jej twarz nie wyrażała zadowolenia. Nie będzie chodziła wokół niego, pieszcząc.
Tak, powinien się ucieszyć. Zamiast tego rozczarowanie przemknęło po jego krwi.
Rozczarowanie, zmieszane ze wstydem.
Była o wiele bardziej kusząca niż sobie wyobrażał.
- Wiedziałeś? – wyszeptała – Wiedziałeś, że mogę żywić się tylko tym co ukradnę
albo zapracuję i w związku z tym nic nie zrobiłeś?
- Tak – przyznał się, pierwszy raz w życiu odczuwając nienawiść do siebie.
- Do tego zostawiłeś mnie tutaj. W miejscu, które w żaden sposób nie przypomina
domu.
Jego kiwnięcie było gwałtowne.
- W końcu ocaliłem twoje życie. Ale jak już mówiłem jest mi przykro.
- O tak, oczywiście tobie jest przykro. – powiedziała unosząc ręce – To wszystko
zmienia.
Moja śmierć teraz wygląda wystarczająco przypadkowo – nie czekała na
odpowiedz.
Opuściła nogi z łóżka i wstała. Jej skóra w pełni odzyskała swój blask. – A teraz
posłuchaj mnie. Po pierwsze znajdziesz sposób żeby mnie karmić. Po drugie, opowiesz
mi jak dostać od tego obłoku to, co jest mi potrzebne. Albo twoje życie będzie piekłem.
Chociaż, wszystko jedno. I tak nie zapomnisz, jak to jest żyć razem z Harpią.
Uwierzył jej. Ona już działała na niego tak, jak nikt i nigdy do tej pory. To już
było piekło. Jego usta wypełniły się śliną gdy tylko na nią spojrzał a ręce same pragnęły
dotknięcia. Jednak zamiast tego powiedział: - Jesteś tu bezsilna. W jaki sposób chcesz mi
zaszkodzić?
- Bezsilna? – Zaśmiała się – Ja tak nie sądzę.
Jeden krok, drugi, zbliżała się do niego.
Został na miejscu. Nie będzie uciekał. Nie teraz.
- Nie możesz odejść, jeżeli nie pozwolę. Obłok należy do mnie i wypełnia moje
żądania. Nie jest to zbyt mądre z twojej strony popadać w konflikt ze mną.
Westchnęła i zatrzymała się.
- Chcesz powiedzieć ,że masz zamiar zostawić mnie tu na zawsze? Nie patrząc na
to, że muszę być obecna na ślubie siostry? – zdawała się być zdziwiona.
- To co mówiłem wcześniej to co to według ciebie, co miałem na myśli? Oprócz
tego słyszałem jak mówiłaś, że nie chcesz być na ślubie swojej siostry.
- Powiedziałam, że nie chce być druhną. Ale kocham swoją młodszą siostrę i
zrobię to –
Uśmiechając się Bianka powiodła językiem po swoich biało-śnieżnych ząbkach. –
Ale porozmawiajmy o tobie. Lubisz podsłuchiwać? Brzmi to trochę demonicznie dla
takiego świętoszkowatego anioła.
Przez całe życie Lysander słyszał gorsze zarzuty. Świętoszkowaty znaczy,
chociaż…
Naprawdę widziała go takim? Zamiast wojownik świata, którym był?
- Na wojnie każde środki by wygrać są dobre.
- Pozwól mi coś wyjaśnić – jej oczy zwęziły się i skrzyżowała ręce – Walczyliśmy
jeszcze do tego momentu, gdy cie spotkałam?
- Tak W tej wojnie on zwycięży. Ale co ma zrobić jeżeli ona się nie poprawi?
Mógłby ją unicestwić, oczywiście, ale do tego jest potrzebne usprawiedliwienie,
przypomniał sobie, ona musiałaby popełnić jakieś grzech. Bianka żyła już przez długi
czas ale nigdy nie przekroczyła tej granicy. I to oznacza, że będzie musiała coś zrobić.
Ale jak? Tutaj, z dala do cywilizacji –
jak śmiertelnych, tak i nieśmiertelnych – nie mogła wyswobodzić demona z
piekła. Nie mogła zabić anioła. Z wyjątkiem jego osoby, ale to też mizerne. Jest o wiele
silniejszy od niej.
Zostaje tylko upadły anioł. Ale znów zostaje tylko anioł w przedziałach
możliwości, a on nie będzie upadłym. Kochał swoje życie, Świętość, swoją pracę i
wszystko co robił.
Jeszcze może zostawić Biankę tu na zawsze. W takim przypadku będzie żyła ale
nie będzie mogła szkodzić. Będzie odwiedzał ją co kilka tygodni – no, może miesięcy –
ale nigdy nie pozwoli jej się podrywać.
Nagłe uderzenie w policzek zmusiło jego twarz do odwrócenia w bok. Potarł
miejsce, w którym teraz pulsował ból. Bianka, tak jak wcześniej, stała przed nim. Tylko
teraz się uśmiechała.
- Uderzyłaś mnie – powiedział zdziwiony.
- Jak miło z twojej strony że mi o tym powiedziałeś.
- Dlaczego to zrobiłaś? – mówiąc szczerze, to nawet nie powinien być zdziwiony.
Harpie ogólnie były agresywne i pochodziły od demonów. Dlaczego ona nie może
wyglądać jak demon? Dlaczego musi być aż tak piękna? – Uratowałem cię, dałem swoją
krew. Nawet wytłumaczyłem, dlaczego nie możesz wrócić. Mogłem tego nie robić.
- Czy mam powtórzyć swoją zbrodnię?
- Nie – cholera to nie była żadna zbrodnia! Ale najlepiej zmienić temat. – Pozwól,
że cię nakarmię. – powiedział. Podszedł do talerza z hamburgerem i wziął go. Zapach
mięsa uderzył w nos, zmuszając żołądek do skurczenia się z odrzucenia.
Chociaż nie chciał, to musiał ugryźć kawałek i przełknąć. Zazwyczaj jadł owoce,
orzechy i warzywa.
- To – powiedział z odrzuceniem – moje – trzymał hamburgera w ręce tak, by
dotykać go jak najmniej. – Nie możesz tego zjeść.
- O, świetnie – nie przedłużając chwyciła hamburgera i przełknęła w mgnieniu
oka. Wypił łyk czekoladowego shake’a, marszcząc się gdy poczuł w ustach cukier.
– Moje – słabo powiedział – Ale następnym razem zamów coś bardziej zdrowego.
Odwróciła się do niego gdy dopiła shake’a.
- Jeszcze.
Lysander zobaczył frytki. Nie, za nic na świecie nie będzie zaśmiecał żołądku
tymi tłustymi kawałkami niewiadomego pochodzenia! Znalazł jabłko, gruszkę i zamówił
jeszcze brokuły dla siebie. Odgryzając po kawałku, dawał jej możliwość zjedzenia. Uch o
wiele lepiej.
- Jestem drapieżcą, kretynie.
Skrzywił się wspominając, jak kawałek burgera wolno prześlizgiwał się po
gardle.
Próbując nie zauważyć jej uśmiechu, powiedział: - Wszystkie produkty
znajdujące się w tym domu należą do mnie. Mnie, mnie i mnie. Teraz możesz zostawać
sama.
- Byłoby wspaniale gdybym mogła się czymś zająć, kiedy siedzę tutaj w
samotności – jadła frytki.
Westchnął. Na pewno kiedyś przyjmie do wiadomości swój los. Musi.
Im więcej jadła, tym większego blasku nabierała jej skóra. Wspaniała, pomyślał,
wyciągając rękę do przodu.
Bianka schwyciła jego i wbiła się paznokciami.
- Nie. Nie chcę żebyś teraz mnie dotykał..
Poczuł piekący ból, ale tylko zamrugał w odpowiedzi.
- Moje przeprosiny. – sucho wypowiedział tylko. Dzięki Jedynemu Bogu, że go
zatrzymał.
On przecież naprawdę chciał dotknąć jej. Jak śliniący się człowiek?
Wzdrygnął się.
Bianka wzruszyła ramionami i odeszła.
- A teraz porozmawiamy o czymś innym. Odstaw mnie do domu – Kończąc
przyjęła bojową pozycje. Nogi nieco ugięte i rozstawione, ręce zaciśnięte w pięści.
Lysander w mgnieniu oka powtórzył jej pozycje, odrzucając myśl, że jej odwaga
zmusza jego krew do szybszego biegu.
- Nie możesz zrobić mi krzywdy Harpio. Wobec mnie jesteś bezsilna.
Wolno jej usta wygięły się w diabelskim uśmiechu.
- A kto powiedział, że mam zamiar zrobić ci krzywdę?
Lysander nie zdążył mrugnąć, gdy Bianka znalazła się obok, przytulając się do
niego i kładąc rękę na szyi, przyciągnęła jego głowę do swojej. Ich usta się spotkały, a jej
język wsunął się w jego ustach. Zastygł. Wiedział, że ludzie się całują ale nigdy nie
pomyślał, że sam będzie tym się zajmował.
Tak samo i seks, to wydawało się być chaotyczne – chociaż i zadziwiające – ale
niepotrzebne. Ale kiedy jej język igrał z jego, a ręce wędrowały po jego plecach,
Lysander zaczął płonąć – o wiele bardziej niż kiedy sobie to z nią wyobrażał – a dźwięk
w uszach, który zauważał wcześniej, powracał. Tylko tym razem był głośniejszy i
mocniejszy. Tak samo między jego nogami. On podnosił się …. I rósł…
Chciał jej spróbować i teraz mógł to zrobić. Bianka była delikatesem, jak to
jabłko, które niedawno jadła, tylko słodsze niczym jego ulubione wino. Musi kazać jej się
zatrzymać.
Ale jej ruchy były błędne. One elektryzowały.
Jeszcze, wyszeptał maleńki głos w jego głowie.
- Tak – wychrypiała, jakby słyszała ten głos.
Gdy otarła się dolną częścią ciała o niego, przyjemność zwiększyła się. Jego ręce
opierały się w ścianę tuż przy jej ciele.
Stęknęła. Jej palce zaplątały się w jego włosy. Jego głowa załkała żądając jej
dotyku. I kiedy ona znów potarła się o niego, Lysander stęknął.
Jej ręce opadły na jego pierś i zaczęły pocierać jego sutek. Lysander zajęczał i
złapał ją za nadgarstki. Jego palce ścisnęły jej biodra, zatrzymując na miejscu, chociaż
tak obsesyjnie chciał to powtórzyć. Ale to nie zmusiło jej do przerwania pocałunku.
Kontynuowała erotyczny taniec z jego językiem, całowała go w taki sposób jakby
mieli przed sobą całą wieczność. I on też tego chciał.
Muszę to zatrzymać powiedział do siebie Lysander jeszcze jeden raz.
Tak. Tak, musi. Spróbował językiem wypchnąć ją z ust. Ale ten ruch wywołał
zupełnie inne uczucie, nowe i silniejsze. Jego ciało jakby zapłonęło. Zaczął pchnięcia
zupełnie z innej przyczyny, łącząc ich, próbując jej, oblizując, ssąc.
- Mmm, tak. O tak. – pochwaliła go.
Jej głos był narkotykiem, wciągający go do koła uczuć, zmuszający by pragnął
więcej.
Jeszcze, jeszcze, jeszcze. Podniecenie było zbyt duże i on…
Podniecenie.
Słowo echem przeszło w jego głowie, ochładzając myśli. Ona była pragnieniem.
Jego podnieceniem. A on dopiero co omal się nie poddał.
Odsunął się, ręce opadły mu bezsilnie. Oddychał ciężko, spocił się, co nie
zdarzało się nawet podczas bitwy. Jej skóra była wspaniała i świeciła silniej niż
kiedykolwiek. Jej usta były czerwone i spuchnięte. I on był tego przyczyną. Zatracił się w
porywającej go fali dumy.
- Nie powinnaś była tego robić – warknął Lysander.
Uśmiechnęła się.
- Świetnie, mogłeś po prostu mnie zatrzymać.
- Chciałem to zrobić.
- Ale nie zrobiłeś – jej uśmiech zrobił się szerszy.
Zacisnął szczękę.
- Nie rób tego więcej.
Jej brew uniosła się w zdziwieniu.
- Jeśli będziesz mnie tu trzymał wbrew mojej woli, to znów to zrobię. Znowu,
znowu i znowu. Faktycznie…
Rozerwała koszulę i odrzuciła na bok, obnażając piersi.
Lysander zaczął mieć problemy z oddychaniem.
- Chcesz ich dotknąć? – spytała ochryple, kładąc dłonie na piersi. – Pozwolę ci na
to. A nawet poproszę o to.
Święty… Boże. One były przepiękne, pełne i apetyczne. Stworzone dla
pocałunków.
A jeżeli je liźnie, to jak będą smakowały? Jak jego ulubione wino? Krew… żar…
znowu…
Nie obchodziło go, jakim okaże się tchórzem. Miał do wyboru: skoczyć z obłoku
albo zastąpić jej ręce swoimi.
Skoczył.
Rozdział 4
Lysander zostawił Biankę na cały tydzień – drań! – ale nie miała nic przeciwko.
Nie tym razem. Miała czym się zająć. Na przykład, wymyślaniem planu, jak zmusić go
do okazania swego pożądania. Na tyle silnego, by Lysander żałował, iż przyprowadził ją i
zostawił tu. Żałował nawet tego, że istnieje.
To, albo jego miłość do niej, mogłoby zmusić go do wypełniania jej zachcianek.
Gdyby tak było – co jest w pełni możliwe, biorąc pod uwagę jego gorące
pożądanie -
poprosiłaby go, żeby odstawił ją do domu i po tym wbiła sztylet prosto w jego
serce.
Idealnie. Lekko. Według niej, naprawdę proste.
By przygotować podłoże dla jego upadku, udekorowała jego dom jak burdel.
Czerwony barki czekali na swoją kolej przy każdych drzwiach – na wypadek
gdyby Lysander nie chciał zrobić tego na jednym z łóżek, które stały teraz w każdym
kącie. Obnażone portrety – jej portrety – wisiały na ścianach. Styl przyjęła od swojej
koleżanki Anay, której poszczęściło się stać boginią Anarchii.
Jak obiecał Lysander, Bianka mówiła czego pragnie – w granicach rozsądku – i
wszystko się pojawiało. Oczywiście, meble i piękne obrazy były w granicach rozsądku.
Uśmiechnęła się. Nie mogła doczekać się spotkania z nim i zacząć to.
On nie miał żadnych szans. Nie tylko przez jej wspaniałe piersi i pożądanie – ej,
nie ma potrzeby zapominać o tym, bo i tak to podejrzewała, że ona była jego pierwszą.
To był jego pierwszy pocałunek: wiedziała o tym. Był na początku spięty, niepewny.
Niezdecydowany. Nie wiedział gdzie ma podziać ręce.
To jednak nie zmniejszyło jej zachwytu. Jego smak był… dekadencki. Grzeszny.
Jak czyste niebo, zmieszane z wieczorowym sztormem. I jego ciało, och, jego ciało. Z
górą mięśni, które chciała dotknąć. I oblizać. Nie była wymagająca.
Jego włosy były aksamitne, miała ochotę zapuścić w nie palce i pozostawić je tam
na zawsze. Jego penis był taki długi i duży, mogłaby potrzeć się o niego i sama
doprowadzić się do orgazmu. Jego skóra była na tyle ciepła i gładka, że mogłaby
przytulić się do niego i po prostu zasnąć. Chociaż spać z mężczyzną było zbyt
niebezpieczne dla jej rasy. Tą zasadę przestrzegali wszyscy.
Głupia dziewczyna! Aniołowi nie można ufać. Przecież to oczywiste, że on ma
jakieś nędzne plany wobec niej – chociaż o tych planach nie powiedział jej jeszcze.
Uczyć ją by być takim jak on – większej głupoty jeszcze w życiu nie słyszała! W sumie,
jego plany nie są aż tak ważne, przecież niedługo to on będzie zdany na jej łaskę.
Niczego więcej jej nie potrzeba.
Bianka zrobiła krok do szafy, który dopiero co się i przejrzała ubrania. Głębokie,
czerwone, czarne. Koronka, skóra, satyna. Kilka kostiumów: niegrzecznej pielęgniarki,
skorumpowanej kobiety – policjantki, diabła, anioła. Jaki założyć dzisiaj?
Lysander już wiedział, że jest złem. Może powinna wybrać coś bardziej białego i
koronkowego. Może narzeczona – dziewica z różkami. O tak. Ma to czego potrzebuje.
Roześmiała się nad własnym zamyśleniem.
- Lustro poproszę – powiedziała i pojawiło się przed nią wielkie lustro. Ubranie
opadało do kostek ale pośrodku było wielkie rozcięcie, które kończyło się na wysokości
bioder. Jaka szkoda, że ona nie nosi majteczek.
Cienkie paski opadały z tyłu na jej plecy i łączyły się z przodu na piersiach. Jej
sutki, różowe i napięte, sterczały jak u modelki „weź mnie teraz”.
Zostawiła włosy rozpuszczone, ciemną, aksamitną falą opadały na plecy. Złote
oczy błyszczały, policzki były zaróżowione.
Bianka powiodła ręką po dekolcie i uśmiechnęła się. Wzięła prysznic, zmywając
cały makijaż. Jeżeli pociągała Lysandra wcześniej – a raczej tak było, sądząc po
rozmiarach jego penisa – to nie oprze się i teraz. Ona dosłownie lśniła.
Skóra Harpii jawiła się być potężną bronią. Czułą bronią. Jej blask przyciągał
mężczyzn, robiąc z nich totalnych głupków. Dotknąć jej – to wszystko, czego chcieli i
pragnęli w życiu.
I dlatego przedwcześnie się starzeli. W sumie właśnie dlatego Bianka zmyła z
siebie makijaż. Dla Lysandra zrobi wyjątek. Zasługuje na to. W końcu przez niego
Bianka cierpi.
Przez niego cierpią jej siostry. Może.
Czy szukała jej Kaja? Martwiła się albo myślała, że to zabawa w której Bianka
była pierwsza? Czy opowiedziała siostrom i czy szukają jej teraz, tak jak kiedyś szukali
Gwen?
Jeżeli podejrzewają, że ją zabrali, to na pewno są przekonane w jej zdolnościach
do samodzielnego uwolnienia się. Spokojnie.
Lysander był dupkiem.
I na pewno prawiczkiem. Zachwycona zatarła ręce. Większość mężczyzn
całowała kobiety z którymi spali. I jeżeli to był jego pierwszy pocałunek, to na pewno
jeszcze z nikim nie spał. Jej narwanie zmniejszyło się. Powstało pytanie: dlaczego
jeszcze z nikim tego nie zrobił?
Czy był młodym nieśmiertelnym? Nie znalazł sobie dostojnej pary? Czy
aniołowie nie potrzebują seksu? Mało o nich wiedziała. W porządku, w ogóle nic o nich
nie wiedziała. Czy uważają seks za rzecz potrzebną? Możliwe. To wytłumaczyłoby
dlaczego on nie chciał, by go dotykała.
Ok, to oznaczało, że wcześniej Lysander nie odczuwał pociągu seksualnego.
Ale jednak reagował na ich pocałunki. Bianka znów zatarła ręce.
- Co ty masz na sobie? Albo raczej, czego nie masz?
Jej serce zatrzymało się na chwile. Odwróciła się. Jakby w odpowiedzi na jej
myśli Lysander stanął w drzwiach. Wokół niego kłębiła się mgła i na chwilę wydawało
jej się, że on nie jest niczym więcej, jak tylko jej fantazją.
- Więc? – ponaglił ją.
W jej marzeniach on nie był surowy. Pragnął jej. Ale… jest tu teraz i to jest
rzeczywistość. I w tej rzeczywistości patrzył na jej piersi z otwartymi ustami.
Zdziwienie lepsze niż gniew. Bianka uśmiechnęła się nieśmiało.
- Podoba ci się ? - zapytała, dotykając dłońmi bioder. Pora zacząć grę.
- Ja… ja…
Podoba się. Jego głos zmieniał się w zależności od nastroju, więc nie mógł
kłamać.
- Twoja skóra… zmieniła się. Mam na myśli, że była innego koloru, ale teraz…
to…
- Zadziwiające – obróciła się wokół własnej osi, a sukienka z szelestem
prześlizgnęła się po jej kostkach. – Wiem.
- Wiesz? – Przesunął językiem po zębach. Pierwszy raz zobaczyła, jak anioł
napina się z gniewu. – Zakryj ją – warknął.
W mgnieniu oka biały szlafrok zakrywał ją od szyi aż po pięty.
Nachmurzyła się.
- Zwróć mi moją togę – szlafrok zniknął zostawiając ją w białej koronce. – Zrób
to znowu –
powiedziała – a będę chodzić nago. Wiesz, tak jak na tych obrazach.
- Obrazach? – ściągając brwi, rozejrzał się. Kiedy zobaczył jeden z obrazów,
gdzie Bianka leżała przed dużym, srebrzystym księżycem, wypuścił ze świstem
powietrze.
Takiej reakcja się spodziewała.
- Mam nadzieje że nie masz nic przeciwko temu, że zmieniła twój obłok w
przytulne miłosne gniazdko, by czuć się tu jak w domu. I przy okazji, jeżeli będziesz
chciał wszystko cofnąć, to nowy wystrój będzie o wiele bardziej gorszy.
- Co próbujesz ze mną zrobić? – warknął, patrząc na nią. Jego oczy zwęziły się,
zacisnął szczękę i usta.
Bianka niewinnie zatrzepotała oczami.
- Obawiam się, że nie wiem o czym mówisz.
- Bianka.
To było uprzedzenie, zrozumiała ale nie posłuchała się.
- Sądzę, że teraz moja kolej zadawać pytania. A więc, gdzie byłeś gdy porzuciłeś
mnie?
- To nie twoja sprawa.
Czy był mało pobudzony?
- Zaraz sprawdźmy, czy to nie moja sprawa.
Podeszła do łóżka i położyła się na kraju. Niegrzeczna, bezwstydna dziewczyna,
którą się stała, rozsunęła nogi i pozwoliła mu ujrzeć główne życie.
- Za każdą odpowiedz na moje pytanie, będę coś zakładać na siebie – zanuciła. –
Pasuje?
Lysander odwrócił się, tak szybko, żeby nie zdążyła zobaczyć szoku i podniecenia
na jego wspaniałej twarzy.
- Wypełniałem swój dług. Śledziłem za bramą do piekła. Polowałem i zabijałem
uciekinierów demonów. Karałem tych, co zasługiwali na to. Broniłem ludzkość. A teraz
przykryj się.
- Nie mówiłam dokładnie jakiego ubrania wybiorę, czyż nie? – szybko
zlustrowała siebie –
Jedną szpilkę, poproszę. Z białej skóry, wysokim obcasem. – Skórzana szpilka
zmaterializowała się na jej nodze. Bianka roześmiała się. – Łatwo poszło.
- Kłamczucha – mruknął Lysander. – Mogłem się tego domyślić.
- Czy ja cię oszukałam? Zadbałeś o szczegóły naszej umowy? Nie, bo potajemnie
miałeś nadzieje, że nie będę się chować pod ubraniem.
- To nieprawda – powiedział, ale Bianka nie usłyszała szczerości w jego głosie.
Ciekawe.
Kiedy kłamał albo nie był pewny w swoich słowach, jego głos stawał się
normalny, jak u niej.
A to mogło oznaczać, że będzie wiedziała kiedy kłamie. Czy może być coś
piękniejszego od tego?
To będzie o wiele łatwiejsze niż podejrzewała.
- Następne pytanie. Czy myślałeś o mnie gdy byłeś nieobecny?
Cisza. Szorstka, napięta.
Czekanie. Mogła usłyszeć jego oddech. Wdech, wydech, szybko, głęboko.
Lysander ciężko oddychał.
- Oceniam to jako odpowiedź twierdzącą. – Powiedziała, uśmiechając się. – Ale
skoro nie odpowiedziałeś, to nie założę drugiej szpilki.
I znów nic nie odpowiedział. Na szczęście nie opuścił jej.
- Do przodu i w górę. Aniołom wolno flirtować?
- Tak, ale oni rzadko chcą tego – wychrypiał Lysander.
A więc miała rację. Pragnienie nie było mu znajome. To, co teraz odczuwa,
przyprawia go o obłęd. Możliwe, że właśnie z tego powodu ją porwał. Dlatego, że
zobaczył ją i zapragnął, ale nie wiedział jak nazywa się to, co odczuwał. To było
prawie… przyjemne. W jakimś stopniu. Ale to oczywiście nie zmieni jej planu. Skusi go
– a zatem rozbije jego serce na dwie części. To będzie symbolicznie, chyba. Kolejny żart.
Wspaniale dla niej. On niestety tego samego nie odczuje.
Nie będzie też kłamać, że bycie jego pierwszą kobietą jej się nie podoba. Żadna
nie będzie się z nią równać – ej, poczekajcie. Kosztując ciała, będzie chciał jeszcze.
Bianka może uciekać od niego i pociąć na plasterki, ale później i tak powstanie, bo jest
nieśmiertelny.
Będzie mógł iść do każdej kobiety, do której tylko będzie chciał.
Będzie ją całował i dotykał.
- Czekam – powiedział.
- Na co? – warknęła. Jej ręce ścisnęły się w pięści, paznokcie wbiły się w dłonie.
On może być z kim zechce, jest jej wszystko jedno. Są wrogami. Kto zechce takiego
neandertalczyka.
Ale na Boga ona będzie w stanie zabić każdą kobietę, która będzie grzać jego
łóżko. Na złość.
Nie zazdrość.
- Odpowiedziałem na twoje pytanie. Teraz musisz przykryć swoje ciało.
Majteczki byłyby w sam raz.
Westchnęła.
- Chciałabym drugą szpilkę, proszę. – Po chwili na drugiej nodze miała już
szpilkę. –
Wróćmy do interesu. Wróciłeś po to, bym cię pocałowała?
- Nie!
- Bardzo źle. Chciałabym spróbować cię znów. Dotykać cię. Możliwe, że ty też
byś mnie dotykał. Odczuwałam ból gdy mnie zostawiłeś. Musiałam dwa razy
doprowadzić się sama do orgazmu, by chociaż trochę sobie ulżyć. Ale nie martw się,
myślałam wtedy o tobie.
Wyobrażałam sobie, jak oblizuje cie, ssąc wciągam do ust. Mmmm, a nawet…
- Wystarczy! – wychrypiał, odwracając się – Wystarczy.
Jego oczy, o których kiedyś myślała że są ciemne i emocjonalne, teraz błyszczały
jak poranne niebo, pałając intensywnym podnieceniem. Ale zamiast podejść do niej,
objąć i przyciągnąć do siebie, Lysander wystawił rękę do przodu, rozstawiając palce.
Ognisty miecz pojawił się w powietrzu. Wszystko dookoła zaiskrzyło się żółto-złotym
płomieniem.
- Wystarczy – zażądał. – Nie chcę sprawiać ci bólu, ale zrobię to, jeżeli dalej
będziesz przeciwstawiać się i robić różne głupoty.
W jego głosie słychać było szczerość.
Wcale nie wystraszona, podziwiała jego działania. Myślałam, że tobie nie
podobają się neandertalczycy.
Och, zamknij się.
Bianka rzuciła się do tyłu, opierając na łokciach.
- Lysander lubi ostro pogrywać? Czy mam założyć czarną skórę? O, albo
zagrajmy w złego policjanta i nieposłusznego przestępcę! Czy mam odkryć przed tobą
swoje ciało?
Lysander podszedł do łóżka, jego nogi unieruchomiły jej, tak że kolana okazały
się przyciśnięte do jej. Był twardy jak skała. Złoty płomień wijący się wokół miecza
odbijał się na jego twarzy, sprawiając że jego aura stała się bardziej przerażająca.
Był jak anioł i demon. Mieszanka boga i diabła.
Jej skrzydła zatrzepotały, przygotowane do bitwy – nawet przy tym jak jej skóra
płonęła z podniecenia w poszukiwaniu zaspokojenia. Mogłaby przemierzyć ten pokój,
zanim zdołałby zrobić choć jeden krok. Spokojnie. Bianka z trudem oddychała.
Powietrze przypominało lód w jej płucach. Lecz krew wrzała zupełnie jak jego miecz.
Taka mieszanka emocji nie była dla niej normalna.
- Jesteś gorsza niż sądziłem – zaryczał Lysander.
Jeżeli proces pójdzie w tym kierunku co miała nadzieje, to kiedyś Lysander
będzie jej za to wdzięczny. Ale ona powiedziała: - Więc odstaw mnie do domu. I już
więcej nigdy mnie nie zobaczysz.
- I to wyrzuci ciebie z mojej głowy? To powstrzyma pożądanie? Nie, to tylko je
zwiększy.
Ty będziesz się im oddawać, całować ich tak, jak całowałaś mnie, ocierać się o
nich, jak ocierałaś się o mnie, a ja będę chciał zabić ich wszystkich, chociaż nie zrobili
nic złego.
To dopiero wyznanie! A ona myślała, że to jej krew była gorąca…
- Więc weź mnie – ochrypłym głosem zaproponowała Bianka. Przewiodła
językiem po wargach. Obserwował jej ruch. – To będzie baaaardzo przyjemne, obiecuję
ci.
- I mam się dowiedzieć, że jesteś taka mokra i miękka na jaką się wydajesz? Mam
spędzić z tobą wieczność w łóżku i być sługą własnego ciała? Nie, to tylko zwiększy
potrzebę.
Och, aniele. Nie powinieneś się do tego przyznawać. Sługa własnego ciała? Jeżeli
to jest to, czego się boi, to on jej nie zechce.
Lysander wziął głęboki wydech. Z trudem. A teraz, kiedy ona już wie, jak bardzo
jej pragnie…
- Jeżeli chcesz mnie zabić – powiedziała, robiąc kółka palcem wokół pępka – to
zabij mnie z przyjemnością.
Lysander przestał oddychać.
Bianka usiadła, skracając między nimi odległość. On wciąż jeszcze nie uderzył.
Bianka oparła dłonie o jego pierś. Lysander zamknął oczy, jak gdyby samo
patrzenie na nią przez rzęsy to było już zbyt wiele.
- Zdradzę ci mały sekret – wyszeptała Bianka. – Jestem o wiele bardziej wilgotna
i miękka niż ci się wydaje.
Czy to było stęknięcie?
Jeżeli tak, to czyje? Jego? Czy może jej?
Dotykanie go było tym samym, co dotykanie siebie. Ta siła w jej rękach upajała.
Świadomość, że ten wojownik pragnie jej – tylko jej i nikogo innego – była
wspaniała.
Świadomość tego, że ona była jego pierwszą działało na niego z taką siłą,
napominało to afrodyzjak.
- Bianka.
O, tak. Stęknięcie.
- Ale jeżeli tego nie chcesz, możemy po prostu poleżeć razem. – Powiedział pająk
muszce. –
Nie będziemy dotykać się. Nie będziemy się całować. Będziemy leżeć obok
siebie i myśleć o rzeczach, które nam się w sobie nie podobają i możliwe, że uda nam się
wtedy wyrobić immunitet. I może powstrzymamy pragnienie, by dotykać się i całować.
Jeszcze nigdy w życiu Bianka nie mówiła podobnych bzdur, nie licząc kilku
oszustw w przeciągu stulecia. Część jej oczekiwała, aż zaraz nazwie ją kłamczuchą.
Druga część czekała, że Lysander uchwyci się tej głupiej propozycji jak koła
ratunkowego. Wykorzysta to jako propozycję, by w końcu zrozumieć czego on chce.
Ponieważ jeżeli zrobi to, będzie po prostu leżeć obok niej, sama pokusa przywiedzie do
drugiego. Nie będzie myślał o tym co mu się w niej nie podoba – będzie myślał co można
zrobić z jej ciałem. Będzie czuł jej ciepło, zapach jej podniecenia. Będzie chciał –
potrzebował więcej. A ona będzie obok, by dać mu to wszystko.
Ścisnęła kawałek jego szaty i ostrożnie pociągnęła do siebie.
- Wystarczy spróbować, czyż nie? Wszystko, by zatrzymać to nieporozumienie.
Prawie stykali się nosami. Jego oddech muskał jej twarz, a spojrzenie padło na jej
usta. Bianka odchyliła się do tyłu. Obserwował ją, nie podejmując prób sprzeciwu.
- Chcesz wiedzieć, jaka jedna rzecz nie podoba mi się w tobie? – zapytała cicho
Bianka. –
Wiesz, że trzeba nam pomagać.
Lysander kiwnął głową, tak jakby nie potrafił mówić.
Bianka zadecydowała się ukarać go trochę szybciej, niż myślała. Wyglądało na to,
że był już gotów na więcej.
- Ty nade mną – Jeszcze trochę i się zgodzi. Jeszcze trochę… - Ciekawe jak to by
było, gdybyś czuł mnie tak blisko siebie.
- Lysander – zawołał nagle nieznajomy kobiecy głos. – Jesteś tu?
Co do diabła? Bianka nachmurzyła się.
- Zignoruj ją – powiedziała. – Masz ważniejszą sprawę.
Niech ją szlag, kimkolwiek jest!
Jego twarz rozjaśniła się jak rozżarzona stal.
- Ani słowa więcej – warknął. – Próbowałaś zmusić mnie bym położył się z tobą
w łóżku.
Nie sądzę, że chciałaś obrzydzić mnie sobą. Myślę, że chciałaś… - niski ryk
wyrwał się z jego gardła. – Nigdy nie próbuj więcej tego robić. A jeżeli zrobisz, to
oddzielę twoją głowę od reszty ciała.
Więc ta walka właśnie się zakończyła. Ale zamiast poddać się, Bianka spróbowała
znaleźć inną strategię.
- Zamierzasz mnie znowu opuścić? Tchórz! No dawaj, idź. Zostaw mnie tu
bezbronną i samotną. Ale wiesz co? Kiedy tęsknię, dzieją się złe rzeczy. Następnym
razem kiedy się pojawisz, sama się na ciebie rzucę. Moje ręce będą wszędzie. I wtedy nie
będziesz mógł się ode mnie oderwać!
- Lysander! – zawołała ponownie kobieta.
Zgrzytnął zębami.
- Wracaj na swój obłok – kiwnął przez ramię. – Spotkamy się tam.
ON zamierzał spotkać się z inną kobietą? Na jej obłoku? We dwójkę, sami? O
cholera, nie. Nie po to Bianka doprowadzała go do szaleństwa, by ktoś inny zebrał teraz
owoce jej pracy.
Jednak zanim zdążyła mu to powiedzieć, Lysander przemówił: - Daj Biance
wszystko, czego zechce – powiedział do obłoku. – Wszystko, prócz swobody i tych….
Kostiumów. – Popatrzył na nią. – To powinno zmniejszyć tęsknotę. Ale zgodzę się na to
tylko pod jednym warunkiem. Że przyrzekniesz trzymać ręce przy sobie.
Wszystko czego zechce? Nie pozwoliła sobie na uśmiech. Zgubiła się w świecie
tej wygranej.
- Zrobione.
- A zatem niech tak będzie – powiedział, a potem wyszedł z pokoju. Jego skrzydła
rozprostowały się w zdenerwowaniu. Zniknął, zanim Bianka mogłaby za nim podążyć.
Nie to, żeby tego potrzebowała. Nie teraz.
Nie przyszło mu do głowy, że dopiero co ubezpieczył swoją przegraną. Wszystko
czego ona zapragnie, powiedział. Bianka zaśmiała się. Nie musiała go dotykać albo
specjalnie się ubierać by wygrać w ich następnej bitwie. Potrzebuje tylko to by tu wrócił.
Ponieważ stanie się jej więźniem.
Rozdział 5
Prawie się poddał.
Lysander nie mógł uwierzyć w to, jak szybko był gotów poddać się Biance. Jedno
spojrzenie, jedna propozycja i to wystarczyło, by zapomniał o swoim celu. To była
porażka.
Lecz była przyjemna porażka. Bardziej dziwne było rozczarowanie –
rozczarowanie, że im przerwano!
Stojąc przed Bianką i wdychając jej grzeszny aromat, czując ciepło jej ciała było
tym wszystkim co mógł sobie przypomnieć, ten dekadencki smak. Chciał więcej. Chciał
wreszcie dotknąć jej skóry. Skóra, która świeciła się wszystkimi kolorami tęczy. Ona też
tego chciała, był tego pewien. Im większe było pożądanie tym bardziej jej skóra świeciła
się.
Czy to była podpucha? Co on naprawdę wie o kobietach i pożądaniu?
Ona jest gorsza niż demon, pomyślał Lysander. Wiedziała, jak znaleźć do niego
klucz.
Te szczere obrazy omal nie powaliły go na kolana. Nigdy w życiu nie widział
czegoś tak wspaniałego. Jej piersi, uniesione i jędrne. Płaski brzuszek. Jej czarujący
pępek. Biodra, okrągłe i kuszące. Leżeć obok niej i myśleć, co mu się w niej nie
podoba… to była pokusa, której trudno było się oprzeć.
Wiedział, że jego zdecydowanie rozpada się i musiał przywrócić je z powrotem.
W jaki sposób ma to zrobić i myśleć o tym, co mu się w niej nie podoba? Gdyby leżał
obok niej, to ani razu nie wspomniałby o tym – tak samo nie mógł zrobić tego i teraz.
Ona była brylantem. I należała do niego.
Lysander nigdy nie pragnął demona. Nigdy nie odpowiadało mu złe zachowanie.
Lecz Bianka martwiła go w taki sposób, w jaki nie mógł przewidzieć. Co mu się w niej
podoba w danym momencie? Że była gotowa powiedzieć i zrobić wszystko, by go
skusić. Podobało mu się, że ona się nie powstrzymywała. Podobało mu się, że gdy
patrzyła na niego w jej oczach świeciła tęsknota.
Jak będzie patrzyła na niego gdy znów naprawdę ją pocałuje? Pocałuje, nie tylko
w usta? Jak będzie patrzyła na niego, gdy ją dotknie? Będzie pieścił jej skórę? Nagle
złapał się na potrzebie by poobserwować za śmiertelnikami i nieśmiertelnikami oraz ich
reakcji między zachodzące między sobą. Mężczyzna i kobieta, pożądanie do pożądania.
Same myśli wywołały pewną reakcje jego ciała, tak samo jak z Bianką. Wdech,
wydech. Pragnienie, pożądanie. Jego oczy rozszerzyły się. To też nigdy mu się nie
zdarzało.
Pozwoliłem jej wygrać, zrozumiał Lysander nie patrząc na odległość między nimi.
Pozwolił uwodzeniu zniszczyć go krok po kroku.
Coś trzeba było zrobić z Bianką a jego poprzedni plan legł w gruzach.
- Lysander?
Głos podopiecznej wyrwał go z mrocznych myśli.
- Tak, słodka?
Głowa Olivii pochyliła się w bok, a jej złote loki podskoczyły. Jej niebieskie jak
niebo oczy wpatrywały się w niego.
- Nie słuchasz mnie, prawda?
- Nie – przyznał się. - Prawda była jego wiernym towarzyszem. Lecz to niczego
nie zmieniało. – Przepraszam.
- Wybaczam – powiedziała z uśmiechem na ustach.
Z nią zawsze wszystko było łatwe. Zawsze. Nie ważne jak wielkie i okrutne było
przestępstwo, ona nigdy się nie obrażała. Może dlatego też była tak poważana w swoim
narodzie. Wszyscy ją kochali.
Co pomyślą inni aniołowie o Biance?
Bez wątpienia wszyscy byliby oburzeni. Tak samo jak on.
Myślałem, że nie zamierzasz kłamać? Nawet sobie. Nachmurzył się. W
przeciwieństwie do wspierającej Olivii podejrzewał, że uraza Bianki będzie urazą do
grobu.
Nagle przestał się chmurzyć, wargi drgnęły od tej myśli. Dlaczego to go
relaksuje? Uraza rodziła gniew, a gniew był brzydki. Z wyjątkiem gniewu Bianki. Czy
wybuchnie taką samą namiętności z którą spotkała go w sypialni? Prawdopodobnie. Czy
pocałuje go z gniewem?
Myśl o całowaniu jej dopóki nie zmieni gniewu na miłość w ogóle go nie
cieszyła.
Zazwyczaj radził sobie z gniewem innych ludzi, jak i ze wszystkim innym. Z
pełną obojętnością. Zmuszanie ludzi by czuli określone emocje nie należało do jego
pracy. Oni ponosili odpowiedzialność za swoje emocje, on – za swoje. Nie to, żeby mógł
coś czuć. W przeciągu wieków widział zbyt dużo, by coś go zmartwiło. Tak było, aż do
Bianki.
- Lysander?
Głos Olivii znów przywrócił go do realności. Jego ręce zacisnęły się w pięści.
Odszedł od Bianki ale tej wciąż udaje się wpływać na niego. Ach tak. Jego plan został
zniszczony.
Dlaczego nie pragnie kogoś podobnego do słodkiej Olivii? To sprawiłoby, że jego
niekończące się życie byłoby o wiele łatwiejsze. Tak jak powiedział Biance, nie
zabraniano aniołom pożądania i sporo już je przeżywało. Ci co chcieli często wybierali
sobie na partnera drugiego anioła. Z wyjątkiem książek Lysander nigdy nie słyszał o
aniołach wybierających sobie parę z inne rasy.
- … ty znów. – powiedziała Olivia.
Mrugnął, ręce zacisnęły się jeszcze mocniej.
- Znów proszę o wybaczenie. Postaram się słuchać.
Uśmiechnęła się, lecz brakowało jej zwyczajnej lekkości.
- Tylko się zapytałam co cię martwi. Zachowujesz się inaczej.
To działo się z nimi obydwojgiem. Coś ją martwiło: nigdy wcześniej nie słyszał
nutki smutku w jej głosie. Zdecydowany by jej pomóc przywołał dwa krzesła, dla siebie i
jej i usiedli naprzeciwko siebie. Lysander pochylił się do przodu opierając się na
łokciach.
- Porozmawiajmy najpierw o tobie. Co z misją? – spytał. Tylko to mogło być
przyczyną jej przygnębienia. Oliwia zazwyczaj znajdowała radość we wszystkim.
Właśnie dlatego tak dobrze wychodziła jej robota. Właściwie, przyszła robotę. Przez
niego stała się tym, kim nie chciała być. Wojownikiem. Ale jednak to jest dobrze i nie
żałował decyzji o zmianie zakresu jej obowiązków. Tak samo jak i on, Olivia była
oczarowana nie tym, co trzeba.
Lepiej skończyć to teraz. niż później.
Ona oblizała wargi i odwróciła się.
- To jest właśnie to o czym chciałam z tobą pogadać. – przeszył ją dreszcz –
Sądzę, że nie dam rady tego zrobić, Lysander – wyszeptała. – Nie wiem, czy mogłabym
zabić Aerona.
- Dlaczego? – spytała, chociaż wiedziała, co jej odpowie. W przeciwieństwie od
Bianki, Aeron naruszył niebiański zakon.
Jeżeli Olivia nie zlikwiduje opętanego przez mężczyznę demona, to przydzielą
drugiego anioła do tej misji, a Olivia zostanie ukarana za nieposłuszeństwo. Będzie
wygnana z niebios, pozbawiona skrzydeł oraz nieśmiertelności, skazana na życie na
ziemi.
- Od czasu gdy zdjęto z niego przekleństwo nie zabił ani jednego człowieka –
powiedziała, a on słyszał tylko błagalne nutki w jej głosie.
- On pomógł jednemu z ludzi Lucyfera uciec z piekła.
- Na imię jej Legion. Tak, Aeron zrobił to. Lecz on pilnuje by demon był jak
najdalej od ludzi. Kiedy przebywa z nim to zachowuje się bardzo dobrze.
- To nie zmienia faktu, że Aeron pomógł komuś uciec.
Ramiona Olivii opadły, lecz to nie oznaczało, że się poddała. Widział gotowość
do walki w jej oczach.
- Wiem. Ale on jest taki… dobry.
Lysander zaśmiał się szyderczo. On nie mógł pomóc nawet sobie.
- Czy rozmawiamy o jednym z władców podziemi, tak? O tym, którego ciało jest
pokryte tatuażami od gwałtów, krwawymi rysunkami i tym podobne? Jego nazywasz
dobrym?
- Nie wszystkie ukazują gwałty – wybełkotała urażona – Dwa z nich to motylki.
Znalezienie motylków na jego ciele wśród tych wszystkich twarzy z kości
oznaczało, że ona uważnie go obejrzała. Lysander westchnął.
- Czy ty… poczułaś coś do niego? Fizycznie?
- Co masz na myśli? – spytała, a jej policzki zaróżowiały - Nic – zmęczony
przetarł czoło nieco szorstkimi dłońmi – Czy podoba ci się twój dom Olivio?
Spięła się, jakby wiedziała w jakim kierunku dąży.
- Oczywiście.
- Podobają ci się twoje skrzydła? Brak bólu przy otrzymanych podczas walk
obrażeniach?
Czy podoba ci się toga, którą nosisz? Toga, która oczyszcza się sama oraz przy
tym odświeża również ciebie?
- Tak – odpowiedziała cicho. Potem przeniosła wzrok na ręce – Przecież wiesz, że
tak.
- A wiesz, że stracisz to wszystko a nawet więcej. jeżeli nie wypełnisz swojego
zadania? –
Słowa były okrutne i wypowiedziane bardziej do siebie, niż do niej.
Łzy zawisły an jej rzęsach.
- Po prostu miałam nadzieję, że będziesz mógł przekonać pozostałych, by
odrzucili ten pomysł.
- Nawet nie będę próbował – szczerze, przypomniał sobie. Powinien być szczery.
Tak jak chciał. Albo wcześniej zamierzał. – Zasady były wprowadzone wskutek
określonych przyczyn i nie ważne, czy zgadzamy się z nimi, czy nie. Żyję już przez
dłuższy czas i widziałem świat – nasz, ich – pogrążony w ciemności i chaosie. I wiesz
co? Ciemność i chaos zawsze zaczynają się od jednego niewypełnionej zasady. I jeszcze
jedno. To jest błędne koło.
Minęła minuta zanim ona zrozumiała, co powiedział. Następnie westchnęła i
kiwnęła głową: - Bardzo dobrze – jednak słowa były wypowiedziane tonem
dowodzącym, że to zupełnie nie tak.
- Wypełnisz swoje zadanie? – tak naprawdę pytał czy ona zabije Aerona, strażnika
gniewu, czy chce tego czy nie? Lysander nie prosił o więcej.
Olivia kiwnęła. Łza ześlizgnęła się jej po policzku.
Lysander wyciągnął rękę i złapał błyszczącą kropelkę na czubek palca.
- Twoje współczucie jest godne zachwytu ale ono cię zabije, jeżeli dasz mu zbyt
dużą władzy nad sobą.
Nachmurzyła się. Może dlatego, że nie wierzyła, a może dlatego, że nie
zamierzała zmieniać zdania i rozmawiać o tym.
- Tak więc, co to za kobieta, która jest u ciebie w domu? Czyje portrety wiszą na
ścianach?
Lysander zaczerwienił się??... Tak, ciepło rozeszło się po jego policzkach.
- Moja.. – jak miał to wytłumaczyć? Jak mógł nie oszukać?
- Kochanka? – dokończyła za niego.
Policzki zapłonęły bardziej.
- Nie – możliwe. Nie! – Jest moim więźniem – więc tak. Prawidłowo i bez
szczegółów. – A teraz – powiedział wstając – muszę wrócić do niej zanim ta jeszcze
narozrabia.
Muszę z tym skończyć. Raz na zawsze.
Olivia przez dłuższy czas po wyjściu Lysandra nie ruszała się z miejsca. Czy ten
zaczerwieniony, niezdecydowany, nieskoncentrowany człowiek był jej opiekunem? Znała
go przez stulecia i on zawsze był spokojny. Nawet podczas walki.
Kobieta była bardzo ważna, Olivia była tego pewna. Lysander nigdy nie
przetrzymywał nikogo na obłoku. Czy czuł do niej to samo, co ona do Aerona?
Aeron.
Sama myśl on nim spowodowała u niej dreszcz przebiegający przez kręgosłup,
napełniając pragnieniem zobaczenia go. Skoczyła na nogi rozprostowując skrzydła.
- Chce odejść – powiedziała i podłoga straciła stabilność, zmieniając się w mgłę.
Spadała w dół z wdziękiem machając skrzydłami. Próbowała unikać kontaktów z
aniołami latającymi po niebie o których słyszała w Budapeszcie. Oni znali jej
przeznaczenie, nawet wiedzieli, że ona tam jest.
Niektórzy patrzyli na nią z litością, inni tacy jak Lysander, opiekuńczo.
A niektórzy – nieprzyjaźnie. Unikając ich, dała sobie możliwość by się nie
zatrzymywać i nie komunikować. Kłamstwo było odrażająco – gorzkie.
Dawno temu, podczas jej przygotowań, Lysander zmusił ją do kłamstwa. Nigdy
nie zapomni tego odrażającego smaku kwasu w ustach w momencie, kiedy go posłuchała.
Nigdy w życiu nie chciała tego powtórzyć. Chociaż dla możliwości by pobyć z
Aeronem….może.
Jego mroczna wieża znajdowała się na wysokiej górze i wreszcie pojawiła się w
polu jej widzenia. Jej serce biło jeszcze szybciej, w geometrycznym postępie. W końcu
stała w sypialni Aerona.
Polerował pistolet. Jego mała przyjaciółka – demon Legion, której pomógł uciec z
piekła, rzucała się i wiła się wokół niego, różowe boa wierciło się razem z nią.
- Zatańcz ze mną – błagała istota. To było tańcem? Tak poruszali się ludzie, kiedy
umierali.
- Nie mogę. Mam dziś dyżur w mieście w poszukiwaniu łowców.
Łowcy – zaklęci wrogowie Demonów. Oni mieli nadzieję, że znajdą puszkę
Pandory i zamkną w niej demonów z nieśmiertelnych mężczyzn, zabijając każdego.
Demony natomiast szukali puszki, by zniszczyć ją i przy okazji łowców.
- Nienawidzimy łowców – powiedziała Legion – ale musimy ćwiczyć do śśślubu
Wątpliwości.
- Nie będę tańczył na ślubie Sabina, dlatego nie potrzebuje praktyki.
Legion nachmurzyła się i milczała.
- Ale będziemy tańczyli na ślubie. Jako para – kąciki jej ust opuściły się w dół.
Czy naprawdę się… obraziła? – Prossssze. Jeszcze mamy czas. Ciemność nastąpi za
godzinę.
- Jak tylko skończę z bronią to będę musiał popracować dla Parysa.
Parys posiadał demona Rozpusty i musiał spać z inną kobietą każdej nocy, inaczej
osłabłby i umarł. Lecz on był zbyt stłumiony i nie troszczył się o potrzeby demona,
dlatego Aeron czując się odpowiedzialny za niego, sam znajdował kobiety dla
przyjaciela.
- Zatańczymy innym razem, obiecuję. – Aeron nie odrywał wzroku od swojego
zajęcia. – Ale zrobimy to tu, w moim pokoju.
Też chcę z nim zatańczyć, pomyślała Olivia. Jak to jest przytulać się swoim
ciałem do cudzego? Do kogoś bardzo gorącego, silnego i grzesznie pięknego?
- Ale Aeron…
- Bardzo mi przykro, moja droga.
Olivia złożyła skrzydła. Aeron potrzebował czasu dla siebie. Zawsze był w ruchu,
walcząc z łowcami i podróżując po świecie w poszukiwaniu puszki, pomagając swoim
przyjaciołom. Ponieważ obserwowała go, wiedziała że on rzadko odpoczywa i nie robi
nic dla własnej przyjemności.
Wyciągnęła rękę, pragnąć przesunąć nią po włosach Aerona. Lecz istota nagle
zasyczała, ukazując kły: „Nie, nie, nie!” Chyba wyczuł obecność Olivii.
Grubiańskim, niskim głosem Aeron burknął: - Powiedziałem byś nie wracała. –
Chociaż nie widział Olivii to jednak wydawało mu się, że wyczuwał ją gdy wracała.
Nienawidził też gdy ona straszyła jego przyjaciela. Ale nic nie mogła na to poradzić.
Anioły zabijały demony i to oczywiste, że bali się ich.
- Zniknij – rozkazał.
- Nie – odpowiedziała, lecz on nie mógł jej usłyszeć. Aeron założył pokrowiec na
broń i położył ją przy łóżku. Stał, zasępiony. Fioletowe oczy zwęziły się w szparki gdy
szukał po pokoju najmniejszych szczegółów ukazujących jej obecność. Niestety, nigdy
nie będzie w stanie go znaleźć.
Olivia studiowała go. Włosy były krótko obcięte. Był na tyle wysoki, że czuła się
przy nim jak karzełek, a jego ramiona mogłyby ją nakryć. Z tymi tatuażami na ciele
wyglądał na najbardziej okrutne stworzenie, jakie kiedykolwiek widziała. Możliwe, że
właśnie dlatego ją tak pociągał. Był pociągający i niebezpieczny, gotowy zrobić
wszystko, żeby ochronić tych, których kochał. Większość nieśmiertelnych stawiała swoje
pragnienia wyżej niż resztę. Aeron stawiał wszystkich innych wyżej niż siebie. Ten fakt
szokował ją. Powinna go zniszczyć?
Przerwać jego życie?
- Jesteś aniołem – powiedział.
W jakiś sposób wiedział o tym – przez demona, zrozumiała. Demon, możliwe że
nie mogła go zobaczyć, ale jak Olivia zrozumiała, diabełek czuł niebezpieczeństwo w jej
obecności. A gdy Legion odchodziła to wracała do piekła. Ogniste ściany, które nie
mogły jej już powstrzymać, witały ją gdy tego pragnęła.
- Jeżeli jesteś aniołem, to musisz wiedzieć, że to nie powstrzyma mnie jeżeli
zrobisz krzywdę Legion.
I właśnie, znów myśli o kimś zamiast o sobie. Wiedział, że Legion nie jest jej do
niczego potrzebna. Jeżeli Aeron umrze, Legion straci wolność i znów pójdzie do piekła.
Olivia zmniejszyła odległość między nimi, jej kroki były zdecydowane.
Zatrzymała się tylko po to, żeby mógł usłyszeć jej szept. Jej nozdrza rozszerzyły się, lecz
on nie poruszył się. W takim widzie on nigdy jej nie zobaczy, nigdy nie poczuje jej
zapachu, nigdy jej nie usłyszy. Podeszła i przewiodła ręką po jego podbródku. Jak bardzo
chciała go poczuć! Lecz w odróżnieniu od Lysandra, który był Elitarnym Wojownikiem,
nie mogła materializować się na tej płaszczyźnie. Tylko broń. To dostawała z powietrza,
ogień jarzył się bardziej niż na niebie.
Jednym ciosem mogła ściąć jego głowę.
- Jesteś kobietą – dodał surowo. Jak zawsze. – Ale nie myśl, że to mnie
powstrzyma. Wiedz, że zawsze dostaję to tego czego chcę, zmiatając wszystkich na mojej
drodze.
Olivia wzdrygnęła, lecz nie z powodu słów Aerona, tak jak on miał nadzieję.
Takie określenie…
Musiała odejść nim jeszcze bardziej go rozeźli. Z westchnieniem rozłożyła
skrzydła i wzbiła się z wieży prosto w stronę nieba.
Rozdział 6
- Wy, obłoki, od tej chwili należycie do mnie – powiedziała Bianka. To nie była
próba ucieczki, ani seksowna odzież... – Lysander podarował mi was i dlatego że nie
dotykam go, to będę mieć wszystko co zechcę. A chcę was. Pragnę, abyście należeli do
mnie, a nie do niego.
Taki sposobem będziecie słuchać tylko moich rozkazów. I jeżeli powiem byście
zrobili coś, a on się sprzeciwi, wy dalej będziecie robić to co wam każę. Tego chcę.
Och, maleństwo, to będzie wspaniałe.
Im więcej o tym myślała, tym bardziej cieszyła się, że od tej pory nie będzie
musiała dotykać Lysandra. Naprawdę. Kuszenie go było dużym błędem. Właściwie to
uwodziła samą siebie. Jego ciepło… zapach… siła… Weź mnie. Na różne sposoby.
Teraz myślała tylko o jego dotykającym ją ciele. I o tym gdy już nauczy go, gdzie
ma ją dotykać. Kiedyś otrzymawszy lekcje pocałunku drażnił się i wdzierał w jej usta ze
sztuką mistrza.
Tak samo będzie z lekcjami seksu.
Chciałaby oblizać każdą cząstkę jego ciała. Słyszeć jęki, znowu i znowu, aż do
momentu gdy on będzie z nią robił to samo.
Jak mogła myśleć o robieniu takich rzeczy ze swoim wrogiem? Jak mogła
zapomnieć choć na chwilkę, że trzymał ją pod kluczem? Może dlatego, że był
wyzwaniem? Seksualnym, przyciągającym, czarującym wyzwaniem.
Nieważne. Zagra rolę słodkiej niewolnicy. Jak na razie nie mogła go zabić,
inaczej zostałaby tu na wieczność. A to oznacza, że musi zrobić tak by on chciał się jej
pozbyć. I właśnie teraz, gdy posiądzie obłok, bez problemu może do tego doprowadzić.
Chciała już zaczynać. Jeżeli będzie trzymał się swojego grafiku, to powinien
pojawić się za tydzień. Wróci by ją „sprawdzić”. Operacja „Załka jak dziecko”
rozpocznie się. Jutro zaplanuje podstawowe działania i rozbije go etapowo. Kilka
pomysłów pojawiło się już teraz. Na przykład, przywiązać go do krzesła i zrobić striptiz.
Albo lepiej. Może powinna ogłosić wtorki dniem nagości.
Uśmiechając się, położyła głowę na rękach, ziewnęła i zamknęła oczy.
„Chce miskę zimnych winogron Lysandra” – powiedziała i marmurowa miseczka
pojawiła się na jej brzuchu. Nie otwierając oczu wrzuciła do ust winogrono. Boże, jaka
ona była zmęczona. Nie miała odpoczynku od chwili, gdy tylko się tu dostała – w sumie
przed tym też nie miała żadnej wolnej chwili.
Nie mogła tego zrobić. Żadnego drzewa, żadnej możliwości by się schować. I
nawet jeżeli poprosi o drzewa, Lysander łatwo znajdzie ją jeżeli wróci wcześniej.
Poczeka. Nie, on nie będzie czekał. A gdyby tak zażyczyć sobie setki drzew?
Znów uśmiechnęła się, uniosła powieki. Odstawiła winogrona i podniosła się.
- Zastąpić wszystkie meble drzewami. Setkami wielkich, zielonych drzew.
Tam, gdzie się znajdowała, obłok przypominał las. Bluszcz owijał się wokół pni
drzew, a na liściach lśniła rosa. Kwiaty wszelkich kształtów i kolorów kwitły wokół,
drobne płatki spadały na ziemię i tworzyły na niej barwny kobierzec. Dziewczyna
westchnęła z zachwytu nad tym pięknem. Nic na ziemi nie mogło się z tym równać.
Gdyby tylko jej siostry mogły to zobaczyć.
Jej siostry. Wygrała w grze lub nie, z każdą sekundą traciła czas, który mogłaby
spędzić z nimi. Lysander też za to zapłaci.
Znów ziewnęła. Gdy spróbowała wspiąć się na pierwszy lepszy dąb, zahaczyła
bielizną o gałąź. Wyprostowała się – jeszcze raz przypomniała sobie o zwyczajach jej
mrocznego anioła, gdy nachylał się do niej, jak gorący oddech muskał jej skórę.
- Chcę nosić wojskowy kamuflaż.
Za moment dostała to o co poprosiła i od razu wspięła się na najwyższą gałąź –
skrzydła dodały szybkość i zwinność – położyła się na niej, patrząc w gwiaździste niebo.
- Chcę butelkę wina Lysandra.
Sekundę później jej palce ściskały szyjkę butelki czerwonego wina. Chociaż
wolałaby białe, tańsze ale w sumie wszystko jedno. Trudne czasy wymagają ofiary.
Osuszyła butelkę w rekordowym czasie.
Nagle usłyszała krzyk Lysandra.
- Bianka!
Zamrugała. Albo minęło sporo czasu nim się zorientowała, albo ten kogo sobie
przedstawiała, pojawił się przed nią.
Dlaczego nie mogła wyobrazić sobie Lordów Podziemi? – pomyślała z
odrzuceniem.
Ach, ach. Jak fajnie byłoby gdyby Lysander musiał walczyć z którymś z nich.
Byłby w przepasce i oczywiście… uśmiechałby się przy tym. Ale nic po za tym.
Może tak zrobić! Przecież to jej obłok, czyż nie? Będzie grała z Lysandrem
według własnych zasad. A ponieważ władza należała teraz do niej, on nie mógł zmienić
jej rozkazu, bez uzyskania jej zgody.
Przynajmniej modliła się by tak było.
- Usunąć drzewa – usłyszała.
Czekała, wstrzymując oddech, a drzewa pozostały. Nie wyszło mu! Uśmiechając
się, klasnęła w dłonie. Miała rację. Obłok należał do niej.
- Usunąć te drzewa.
Wciąż nic się nie zmieniło.
- Bianka – zaryczał – Pokaż się!
Satysfakcja zalała ją w tym momencie, gdy zeskoczyła z drzewa. Kontrola
obszaru wykazała, że Lysander nie znajduje się w pobliżu.
- Przenieś mnie do niego.
Mrugnęła i ukazała się przed nim. Próbował przedostać się przez gęste listowie, a
kiedy zobaczył ją, zatrzymał się. Wyciągnął ognisty miecz.
Bianka zrobiła krok do tyłu, pozostając poza jego zasięgiem. Żadnej bliskości.
- To dla mnie ? – spytała, wskazując na miecz. Nigdy jeszcze nie była aż tak
zdenerwowana.
Żyła pulsowała wściekle na jego skroni.
Bianka przyjęła to za pozytywną odpowiedź.
- Zbereźnik. – Przyszedł by ją zabić, pomyślała. Jeszcze jeden uczynek, za który
będzie musiała go ukarać. – Wróciłeś rano.
Parzył ją wzrokiem, jego powieki i nozdrza rozszerzyły się. Usta miała
wykrzywione w grymasie niesmaku.
- Jesteś pijana.
- Jak śmiesz obwiniać mnie o takie rzeczy! – Próbowała przyjąć poważną minę,
lecz cały wysiłek poszedł na marne, kiedy się roześmiała – W sumie… pijana.
- Co zrobiłaś z moim obłokiem? – skrzyżował ręce na piersi w wyrazie
niezłomnej odwagi. –
Dlaczego drzewa nie znikają?
- Po pierwsze: nie masz racji. To nie jest już twój obłok. Po drugie, drzewa będą
tu dopóki nie każę im zniknąć. Co zresztą teraz zrobię. Znikajcie, miłe drzewka, znikajcie
– zachichotała. – O mój Boże. Kazałam aby znikły drzewa. Chyba jestem poetką i
dlaczego o tym nie wiedziałam ?
– Nagle zniknęły otaczające ich drzewa i Lysander zobaczył tylko białą mgłę. –
Po trzecie, ty nigdzie nie pójdziesz bez mojego pozwolenia. Słyszysz, obłoku? On
zostaje. Po czwarte, nosisz zbyt dużo ubrania. Chce cię w przepasce na biodrze oraz bez
broni.
Miecz zniknął. Jego oczy rozszerzyły się bardziej, gdy zniknęła jego toga i
pojawiła się niedbale zawiązana przepaska na biodrze w kolorze beżu. Bianka stłumiła
krzyk. A myślała, że las jest wspaniały. Wow. Po prostu… WOW. Jego ciało był istnym
dziełem sztuki. Był o wiele bardziej umięśniony niż mogła sobie wyobrazić. Jego bicepsy
były idealne. Linia po linii prowadziły do okolic brzucha. Biodra miał wąskie.
- To jest mój obłok i żądam, by zwrócono mi togę – jego głos był niski i ostry.
Słodki dźwięk zwycięstwa, pomyślała. Dalej pozostawał w tym o co prosi.
Śmiejąc się, okręciła się wokół własnej osi, szeroko rozrzucając ręce.
- Czyż to nie jest bajkowe?
Lysander ruszył za nią.
- Nie, nie, nie – tańczyła. – Nie możemy do tego dopuścić. Chciałabym byś był
teraz w dużej wannie pełnej ropy.
I gdy tylko skończyła zdanie, Lysander stał się z dużej wannie, w pułapce. Ropa
sięgała jego łydek, Lysander spojrzał w dół przerażony.
- Jak ci się podoba arena do walki? – wyśmiała go.
Jego oczy spotkały się z jej.
- Nie będę walczył z tobą w tym czymś.
- Głupi mężczyzna. Oczywiście, że nie będziesz. Ty będziesz walczył z…. –
przewiodła paznokciem po brodzie. – Niech pomyślę. Amun? Nie. On nie będzie się
odzywał a jak chce słyszeć przekleństwa. Strider? Jako posiadacz bólu, będzie bronił się
przed bólem, a to ma być zacięta walka i chcę się przy tym bawić. Wiesz, coś lekkiego i
sexy. Skoro nie będę mogła cię dotknąć, to niech Lord zrobi to za mnie.
Lysandrowi opadła szczęka.
- Nie rób tego, Bianka. Nie masz pojęcia jakie będą później tego skutki.
- Jakie to smutne – powiedziała. – Jestem już tu dwa tygodnie, a ty nadal mnie nie
znasz.
Oczywiście, że chcę aby były z tego jakieś konsekwencje. Torin, władca zarazy?
Obserwowanie walki z Torinem byłoby śmieszne, w końcu Lysander jest odporny na
zarazę. Albo i nie? Czy anioły chorują? – Paris będzie pasował, tak sądzę. Jest bardzo
silny i będzie walczył dla mojej satysfakcji.
- Nie waż się…
- Chmuro, miejsce dla Parisa, Władcy Pożądania, jest w jednej wannie z
Lysandrem.
Gdy chwilę później pojawił się Paris, Bianka klasnęła w dłonie. Był wysoki i
muskularny jak Lysander. Tylko że on miał czarne włosy, w odcieniu brązu i złota, jasne
niebieskie oczy, a jego twarz prawie zmuszała ją do płaczu z powodu idealnych rysów.
Lecz wciąż był problem ponieważ nie reagowała na niego tak, jak reagowała na
Lysandra.
- Bianka? – Paris przeniósł wzrok z niej na anioła. – Gdzie jesteś? Czyżby moja
ambrozja powodowała halucynacje? Co się do cholery dzieje?
- Na początek, masz na sobie za dużo ubrania. Powinieneś mieć taką samą
przepaskę co Lysander.
Jego T-shirt i jeansy szybko zamieniły się w przepaskę.
Najlepszy dzień. Przez ostatnie dni.
- Paris, poznaj Lysandra, anioła który porwał i przetrzymuje mnie tu, w niebie, w
zamknięciu.
Wytrącenie z równowagi Parisa natychmiast zamieniło się we wściekłość.
- Oddaj mi moją broń, a zabiję go dla ciebie.
- Jesteś taki miły – powiedziała, kładąc rękę na sercu. – Dlaczego jeszcze ze sobą
nie spaliśmy?
Lysander warknął.
- Co? – spytała niewinnym głosem. – On chce mnie uwolnić. Zamierzałeś być
posłuszny przez długie moje życie. Ale w końcu musiałabym z tym skończyć. Lysander,
poznaj…
- Wiem kto to. Pożądanie. – W jego głosie słychać było wstręt. - Każdej nocy
musi mieć inną kobietę, inaczej słabnie.
Uśmiech zadowolenia wykrzywił kąciki jej ust.
- Właściwie on może sypiać również z mężczyznami. Jego demon nie jest zbyt
wybredny. Mam nadzieję, że będziesz pamiętał o tym podczas walki.
Lysander, grożąc, podszedł do niej.
- Co się dzieje? – znów zażądał odpowiedzi Paris, patrząc na nią z ukosa.
- Och, nie powiedziałam ci? Lysander dał mi kontrolę na swoim domem, więc to
czego chcę to walka. A kiedy skończycie, ty odnajdziesz Kaję i powiesz jej co się stało,
że zostałam porwana przez upartego anioła i nie mogę wrócić. Cóż, nie mogę odejść
dopóki on się mną nie zmęczy i mnie nie uwolni.
- Albo dopóki ja go nie zabiję – warknął Paris.
Bianka roześmiała się.
- Albo dopóki Paris cię nie zabije. Mam nadzieję, że chłopaki będą grać ładnie.
Wiecie jacy jesteście teraz sexy? Jeżeli będę chciała kogoś pocałować, nie ważcie się
mnie powstrzymywać.
- Wow, Bianka – zaczął Paris, odczuwając dyskomfort – Kaia jest w Budapeszcie.
Pomaga w przygotowaniach do ślubu i myśli, że ty ukrywasz się przed obowiązkami
druhny.
- Nie jestem żadną druhną, do cholery! – Przynajmniej Kaia się nie martwi. Suka,
pomyślała z miłością.
- Ona mówi co innego. W każdym bądź razie, nie mam nic przeciwko walce z
drugim człowiekiem, żeby dostarczyć ci rozrywki, ale przecież to anioł. Muszę wrócić
by…
- Nie dziękuj mi – wyciągnęła rękę. – Miskę popcornu Lysandra, poproszę. -
Miska pojawiła się w jej ręce, a do nosa doleciał zapach masła. – Zacznijmy wreszcie tą
imprezkę. Ding, ding –
powiedziała Bianka i usiadła, obserwując walkę.
Rozdział 7
Lysander nie mógł uwierzyć, że jest do tego zmuszony. Był zły, wstrząśnięty, a
przy tym skruszony.
Czy zrobiłby coś podobnego, co uczyniła Bianka? Oczywiście, że nie rozebrałby
jej. I nie zmusiłby do walki z inna kobietą.
Znów poczuł napięcie w kroku.
Co z nim nie tak?
- Uwolnię cie – powiedział do Bianki. O, Boże ona wyglądała przepięknie.
Bardziej czarująco niż wcześniej. Teraz była w czarno- zielonej koszuli, która ukrywała
jej złocistą skórę. Czy była taka miękka na jaką wygląda? Nie myśl o tym! Jej koszulka
była zawiązana nad pępkiem, pragnienie by dotknąć go językiem sprawiło, że ślinka
napłynęła mu do ust. Co przed chwilką powiedziałem? Nie myśl o tym. Jej spodnie, tego
samego koloru, tylko trochę ciemniejsze, były nisko osunięte na biodrach.
Wrócił by walczyć z nią, by w końcu przyjęła jego stronę i sądząc po jej ubraniu,
ona była gotowa do walki. To… martwiło go. Nie dlatego, że ich ciała będą w bliskiej
odległości od siebie i nie dlatego, że ich ręce będą się dotykać, lecz dlatego, jeśli jej
udałoby się go zranić to on miałby prawo ją zabić. Wreszcie.
Lecz póki co on wrócił, a ona dała mu niezapomnianą lekcje. Postąpił nie w
porządku, kiedy przyprowadził ją do swojego domu i zostawił w postaci niewolnicy.
Nieważne, podrywała go czy nie. Bianka mogła być jego wrogiem, może i nie rozumiała
tego, ale on nie miał prawa stawiać własnej woli wyżej niż jej. Powinien był pozwolić jej
żyć własnym życiem, tak jak ona tego chciała.
Przecież właśnie dlatego istniał. By bronić woli innych.
Gdy skończy tą walkę- uwolni ją, tak jak sobie właśnie obiecał. Jednak dalej
będzie ją obserwował.
Bardzo uważnie. Gdy zrobi jakiś błąd, wyślę ją prosto do piekła. I Bianka
zostanie tam. Taka będzie kara za jej błąd. Jako harpia, nie będzie mogła pomóc sobie.
Lysander nie chciałby, żeby do tego doszło. Chciałby by ona była szczęśliwa… z nim,
przyjmując jego ścieżkę życiową.
On nie będzie martwić się jej stratą. Nie będzie za nią tęsknił. Postawiła go w tej
sytuacji, każąc walczyć z innym mężczyzną, na miłość boską!
W ustach poczuł gorycz.
- Bianka – ponaglij ją – nie masz nic do powiedzenia?
- Tak wiem, że mnie uwolnisz. – Powiedziała wreszcie, na ustach miała
promienny uśmiech.
Zakręciła wokół palca ciemny jak noc kosmyk – Później.
Jej słowa były trochę niewyraźne przez wino, które wypiła. Pijane zagrożenie-
właśnie tym teraz była. I on nie będzie tęsknił za nią, powtórzył sobie jeszcze raz.
Gorycz wzrosła.
Sztywne ciało uderzyło w niego i powaliło na plecy. Jego skrzydła wpadły do
wanny, ropa pokryła go od stóp do głów. Zaśmiał się, a część jej zapachu o wiśniowym
smaku – trafiła do jego ust.
- Nie zapomnij by używać języka, gdy będziesz całował – przypomniała uważnie
Bianka.
- Nie uwięzisz ponownie żadnej kobiety- Parys warkną na niego, widać było
mięśnie prężące się pod skórą Lorda Podziemi. Oczy miał czerwone i lśniące. Oczy
demona.- Nieważne jak są one irytujące.
- Twoi przyjaciele zrobili coś bardzo podobnego swoim kobietom, nieprawda?
Poza tym dziewczyna nie jest twoim problemem- Lysander pchnął przeciwnika,
posyłając go na ziemie, na plecy. Anioł próbował użyć skrzydeł by się unieść, ale ich
ruchy były zbyt powolne i słabe, więc wszystko co mógłby zrobić to stać.
Ropa ściekała po jego twarzy, ograniczając widoczność. Parys podniósł się na
nogi i zacisnął pięści, jego ciało błyszczało.
- To jest takie fajne – szczęśliwa zaśpiewała Bianka.
- Wystarczy – powiedział Lysander – To nie jest potrzebne. Przekonałaś mnie do
swego zdania.
Jestem gotowy by cię wypuścić.
- Masz racje – powiedziała harpia. – Nie ma sensu walczyć bez muzyki! –
Przewiodła paznokciem po podbródku, rozmyślając – Wiem! Potrzebujemy Lady Gagi w
tej sytuacji.
Lysander nigdy nie słyszał piosenki, która zaczęła rozbrzmiewać chwilę później.
Jak syrena, która wypłynęła nagle z morza. Tańcząc w rytm melodii, Bianka
uwodzicielsko poruszała biodrami.
Lysander zacisnął szczękę. Prawdopodobnie nie dojdzie z nią do porozumienia.
To oznaczało, że trzeba będzie odwoływać się do rozumu Parysa. Kto by pomyślał, że
będzie musiał dogadywać się z demonem?
- Parys… – zaczął, ale chwilę później dostał pięścią w twarz.
Jego głowa opadła do tyłu. Nogi ześlizgnęły się po podłodze, upadł. Zapach wiśni
wypełnił jego nozdrza.
Parys usiadł nad nim i uderzył go ponownie. Rozwalił wargę aniołowi. Zanim
jednak kropla krwi zdążyła pociec, rana zasklepiła się.
Lysander skrzywił się. Teraz miał pełne prawo zabić Lorda, lecz nie mógł zmusić
się do tego. Nie winił Parysa za tą walkę, ponieważ cała wina była po stronie Bianka. To
ona stworzyła tą sytuację.
Jeszcze jeden cios.
- Jesteś tym, który obserwuje Aerona? – Zażądał odpowiedzi Parys - Ej –
zawołała Bianka. Jej głos nie brzmiał już tak beztrosko – Parys nie możesz walczyć
pięściami. To walka, a nie boks.
Lysander przemilczał, nie widząc różnicy. Walka jest walką.
Jeszcze jeden cios.
- Ty? – Warknął Parys.
- Parys! Słyszysz mnie? – Teraz Bianka była wkurzona – Posłuż się jeszcze raz
pięściami, a odetnę ci głowę.
Zrobiłaby to, pomyślał Lysander i zapytał sam siebie dlaczego to ją to martwiło.
Czy w jakiś sposób martwiła się jego zdrowiem? Spojrzał rozszerzonymi ze zdziwienia
oczami. Czy właśnie dlatego wybrała zapasy? Czy zrobi to samo z nim, gdy ten uderzy
Lorda?
Jaki ona ma stosunek do Lorda?
- Ty ? – Powtórzył Parys - Nie – wreszcie odpowiedział Lysander – Ja.
Zgiął nogi i oparł się nimi o klatkę piersiową mężczyzny. Lecz zamiast go
odepchnąć, nogi ześlizgnęły się i złamały szczękę Parysa, a następnie wracając po ciosie,
nastawił ją z powrotem.
- Używaj pięści aniele – zaproponowała Bianka – Dołóż mu! Zasługuje na to, za
złamanie zasad.
- Bianka – rzucił Parys. Potknął się i upadł na tyłek. – Wydawało mi się, że chcesz
bym zabił go, a nie na odwrót.
Bianka mrugnęła, na czole pojawiły się zmarszczki.
- Bo tak chce. Po prostu nie chce byś go zranił. To jest moja zadanie.
Parys przewiódł ręką po splątanych włosach.
- Przepraszam kochanie, ale jeżeli to będzie kontynuowane, to będę musiał go
zranić. I żebyś później nic nie mówiła, bo to mnie na pewno nie powstrzyma.
Kochanie? Ten nieśmiertelny, opętany przez demona mężczyzna, nazywał Biankę
kochaniem? Coś mrocznego i groźnego obudziło się w Lysandrze, opętało go i zanim
zrozumiał co robi, już był obok demona, unosząc nad nim ognisty miecz… by ugasić
pragnienie krwi.
Mocna ręka na nadgarstku zatrzymała go. Ciepła, gładka skóra. Jego dzikie
spojrzenie przeniosło się w stronę intruza. Bianka, w wannie, otoczona ropą. Jak
przemieściła się tak szybko?
- Nie możesz go zabić – powiedziała zdecydowanym tonem .
- Ponieważ go chcesz – zaryczał anioł. Gniew, morze gniewu. Nie wiedział skąd
to się bierze i kiedy się zatrzyma.
Bianka zdziwiona zamrugała, jakby ta myśl nigdy nie przyszła jej do głowy i to w
czarujący sposób ostudziło jego ślepą wściekłość.
- Ponieważ wtedy staniesz się taki jak ja – powiedziała Bianka – To będzie
niesprawiedliwe w stosunku do świata.
- Skończcie z rozmowami – rozkazał Parys. Jego pięść wyrżnęła w szczękę
Lysandra, anioł upadł.
Miecz, który dalej ściskał, zanurzył się w ropie lecz nie zgasł . Śmieszne.
Podgrzewana ropa.
Coraz lepiej. Teraz wziął gorącą kąpiel, jak to mówią ludzie.
- Dlaczego to zrobiłeś do cholery? – Bianka nie czekała na odpowiedź Parysa,
rzuciła się na niego.
Zamiast dotknąć jego twarzy, uderzyła go. Znowu i znowu. – Nie dotknąłby
ciebie.
Parys przyjmował ciosy, nie odpowiadając na nie.
To uratowało mu życie.
Lysander chwycił harpie za talie i przyciągnął do siebie. Mokry tak samo jak i
ona, z trudem ją przytrzymywał. Bianka ciężko dyszała, wymachując rękami, ale nie
próbowała się wyrywać.
- Pokaże ci co to znaczy ignorować mnie, ty zgniły kawałku gówna – warczała.
Parys przewrócił oczami.
- Odeślij go z powrotem. – Rozkazał Lysander - Dopiero po…
Lysander rozprostował palce, w ten sposób bardziej dotykając jej talię. Był
szczęśliwy i jednocześnie wkurzony, ponieważ nie mógł poczuć kobiecej skóry pod
warstwą ropy.
- Chce pobyć z tobą.
- Co?
- Sam na sam. Z tobą.
Nie wahając się, rozkazała: - Wracaj, Parys. Wypełniłeś swoją robotę. Dziękuje ci
za to, że próbowałeś mnie uratować. To jedyna przyczyna, dla której wciąż żyjesz. I nie
zapomnij powiadomić moich sióstr, że mam się dobrze.
Parys zniknął.
Lysander puścił ją. Bianka gwałtownie odwróciła się do niego, teraz stali twarzą
w twarz.
Uśmiechała się.
- Chcesz pobyć ze mną sam na sam, tak?
Lysander powiódł językiem po zębach.
- Dobrze się bawiłaś?
- Tak.
Nie wstydziła się do tego przyznać, zrozumiał on. Jakie to ekscytujące.
- Zwróć mi moją chmurę, a odstawie cię z powrotem.
- Poczekaj… co? – Jej uśmiech zgasł – Myślałam, że chcesz zostać ze mną na
osobności.
- Tak jest. Teraz możemy skończyć nasze sprawy.
Rozczarowanie, żal, złość odbiły się na jej twarzy. Jeden krok, drugi, zbliżała się
do niego.
- Nie, nie zwrócę ci chmury. To byłoby głupie.
- Daje słowo, że po tym jak mi ją zwrócisz, odstawię cię do domu. Wiem, że
możesz poznać prawdę w moich słowach.
- O – jej ramiona opadły – Więc teraz już naprawdę pozbędziemy się siebie raz na
zawsze. Super.
Naprawdę w to uwierzyła? Albo… Nie, oczywiście że nie.
- Chcesz tu zostać?
- Oczywiście, że nie! – Bianka zaczęła ssać dolną wargę, jej powieki przymknęły
się, wyraz zadowolenia zmienił kobiecą twarz. – Mmmm, wiśnia.
Krew…ciepło…
Otworzyła oczy. Pragnienie zastąpiło wszystkie inne emocje, a jej głos stał się
uwodzicielski.
- Lecz znam lepszy smak.
On też. Jej. Zimna dłoń prześlizgnęła się wzdłuż jego kręgosłupa.
- Nie rób tego, Bianka. Nic z tego nie wyjdzie – miał taką nadzieje, gdy mówił to.
- Jeden pocałunek – błagała harpia. – I chmura jest twoja.
Jego oczy zwęziły się. Ależ zrobiło mu się nagle gorąco.
- Nie mogę być pewny, że dotrzymasz słowa.
- Zwykle tak by było. Ale tym razem bardzo potrzebuje pocałunku i dotrzymam
słowa. Obiecuje.
Nie poruszył się. Ciężko było tak stać, gdy jego serce waliło dziko.
- Jeżeli naprawdę tego chcesz i nie będziesz nalegała na kontynuowaniu.
Harpia zmrużyła oczy.
- Proszę tylko o to, czego mi już wcześniej odmówiłeś.
- Dlaczego tego chcesz? – Od razu pożałował pytania, gdy tylko je zadał. Miał
zamiar kontynuować ich rozmowę, a nie tak szybko skończyć.
Kobiecy podbródek uniósł się.
- To jest pożegnalny pocałunek kretynie, ale nie ważne. Chmura jest twoja. Idę do
domu i tam będę całować się z Parysem. To na pewno będzie ciekawsze.
Ona nie będzie całować Parysa! Lysander wślizgnął się językiem w jej usta, nie
zdążywszy przekonać siebie by tego nie zrobił. Jego ręce, jakby wbrew anielskiej woli,
same znalazły drogę do jej talii, przyciągnął ją do siebie bliżej, tak że teraz jej piersi
ocierały się o niego przy każdym oddechu. Jej sutki stwardniały, były dla niego
prawdziwą ambrozją.
- Od ropy – wyszeptała harpia – Oczyścić.
Lysander nadal był w przepasce, ale jego ciało stało się czyste. Chmura znów
należała do niego.
Bianka nachyliła głowę i jeszcze pogłębiła jego pocałunek. Ich języki zderzyły się
w namiętnym pojedynku. Jej ręce były wszędzie.
Żegnaj, mówiła ona.
To wszystko prawda. To była jego ostatnia możliwość, by ją dotknąć. By to
zakończyć. Tak, nadal zamierzał zobaczyć ją znowu, obserwować ją z ukrycia, czekać na
swoją szansę, by pozbyć się jej na zawsze, ale nigdy więcej nie pozwoli sobie zbliżyć się
do niej tak mocno.
Ręka Lysandra ślizgała się po jej ciele, torując szlak od tali do brzucha. Tam
przystanęły, wyczuwając drżenie mięśni dziewczyny. O Bogowie Światła i Miłości. Ona
była o wiele bardziej miękka niż myślał. Miększa niż cokolwiek, co w życiu dotykał.
Jęknął. Chciał więcej. Uniósł ręce do góry, wsuwając je pod koszulę. Ciepła,
gładka tak jak przypuszczał wcześniej. Jeszcze bardziej miękka i taka słodka. Jej pierś
wypełniła jego rękę, kusząc, by jej posmakować. Niedługo, powiedział sobie. Ale zaraz
pokręcił przecząco głową. To jest ostatni raz, gdy są razem. Żegnajcie wspaniałe piersi.
Ścisnął je lekko.
Miękkie wspaniałości.
Ogarnęło ją drżenie, gdy Lysander dotknął jej obojczyka. Pleców. Wzdrygnęła
się. Jeszcze więcej zadziwiająco miękkiej skóry. Chciał dotykać jej wszędzie.
- Lysander – wyszeptała Bianka. Nagle padła na kolana i podniosła jego
przepaskę, zanim anioł zorientował się w jej intencjach.
Jego męskość uniosła się wbrew jego woli, ręce wylądowały na jej plecach by
odepchnąć dziewczynę. Lecz ponownie, tylko dotykając jej miękkiej skóry, stracił
rozsądek. Doskonałość to doskonałość.
- Pozwól mi cię pocałować. Innym pocałunkiem – jej ciepłe, wilgotne usta
pochłonęły twardą długość. Oddech anioła zmienił się w jęk. W górę, w dół, te usta
jeździły po jego trzonie.
Pożądanie… To było zbyt dużo i mało, wszystko i nic. W tym momencie Bianka
była mu potrzebna, by przeżyć. Zaczynał mieć trudności z oddychaniem, gdy myślał co
ona będzie robiła dalej. Nie odepchnął jej. Nie mógł. Nie potrafił.
Bianka jeździła językiem po główce penisa, ręka igrała z jego jądrami. W końcu,
mógł tylko poruszać biodrami, wchodząc głębiej w jej usta. Nie mógł się zatrzymać,
tylko jęczał, tracił dech.
- Bianka – wydyszał – Bianka.
- O tak, kochanie. Daj Biance wszystko.
Ostre uczucie wypełniło go, mięśnie napięły się, ciało zastygło. A potem wybuchł
do jej ust. Coś gorącego i bezmyślnego. Jego ciało drgnęło. Nasienie, które wystrzelił w
kobiece usta, Bianka połknęła do ostatniej kropelki.
W końcu oderwała się od niego, lecz jego ciało wciąż się trzęsło. Kolana miał jak
z waty. To była przyjemność, zrozumiał. To była namiętność. To było to, dla czego inni
mężczyźni byli gotowi umrzeć. To zmieniało rozumnych ludzi w niewolników. Jego też.
Od teraz był niewolnikiem Bianki.
Idioto! Wiedziałeś, że to się stanie. Walka. Wystarczyło, by ładnie uśmiechnęła
się, a ten już chciał ją złapać i zatrzymać przy sobie na zawsze. Zdrowy rozsądek znikał.
Tak. Walka. Jak on mógł pozwolić jej na zrobienie tego?
Jak wciąż mógł jej pragnąć?
Jak mógł chcieć to z nią zrobić?
Jak mógł kiedykolwiek ją wypuścić?
- Bianka – wypowiedział tylko jej imię. Potrzebował chwili, by odetchnąć. Nie,
potrzebował chwili,by przemyśleć to co się stało i co trzeba dalej robić. Nie, zaplątał się
w tym wszystkim. Jak powinien działać?
- Nie mów nic – jej uśmiech zniknął, jakby go w ogóle nie było – Chmura jest
twoja - jej głos drżał… ze strachu? Niemożliwe. Od chwili porwania nie poczuła i nie
okazała strachu. – Zabierz mnie do domu. Proszę.
Otworzył usta by odpowiedzieć. Sam jeszcze nie wiedział co. Wiedział tylko, że
nie chciał jej takiej widzieć.
- Przenieś mnie do domu – wychrypiała.
Lysander zawsze dotrzymywał słowa i zrobi to dziś również. Kiwnął, złapał ją za
rękę i wrócił na lodową górę na Alasce, tam gdzie ją znalazł. Czerwony płaszcz, wysokie
buty. Bardzo seksownie, coś czego wcześniej nie zrozumiał.
- Nie chce cię widzieć – w jej głosie było słychać chłód, gdy odwróciła się do
niego plecami. –
Pasuje?
Czy … ona? Po tym wszystkim, co zaszło między nimi… teraz mówi o rozstaniu?
Nie!- w myślach zaryczał Lysander.
- Zachowuj się odpowiednio, a wtedy na pewno nigdy mnie już nie ujrzysz –
Wychrypiał.
Kłamstwo? Oczywiście, ale nie skrzywił się nawet na to.
- Dobrze – spotkała jego wzrok, posłała mu pocałunek – Chciałabym powiedzieć,
że byłeś wspaniałym właścicielem, ale przecież nie chcesz bym kłamała, prawda?
Gdy odchodziła od niego, jej ciemne włosy falowały na wietrze.
Rozdział 8
Pierwszą rzeczą, którą Bianka zrobiła była kąpiel, ubranie się i zjedzenie całego
opakowania chipsów – które ukradła. Później przez jakieś półgodziny słuchała iPoda i
zdrzemnęła się w swojej piwnicy. Po jakimś czasie zadzwoniła do Kai. Nie to, żeby bała
się do niej zadzwonić, albo coś w tym stylu. Wszystkie te procedury były konieczne.
Naprawdę.
Ponadto, było mało prawdopodobne żeby Kaia się o nią martwiła. Parys na pewno
zdążył jej już wszystko opowiedzieć. Bianka nie chciała rozmawiać na temat Lysandra.
Myślenie o nim jako o chaosie wywoływało w niej liczne emocje ogarniające na równi
jej ciało, myśli i zdrowy rozsądek.
Po czasie, który z nim spędziła już teraz chciała wtulić się jego ramiona, kochać
go, spać przy nim. Ale to było nie do przyjęcia.
Jej siostra podniosła słuchawkę od razu i Bianka odezwała się: - Nie musisz
urządzać dla mnie przyjęcia powitalnego. Nie było mnie aż tak długo.
Nie pytaj mnie o anioła.. Nie pytaj mnie o anioła.
- Bianka? – nieufnie zapytała siostra.
- Czy o tej porze czekałaś na telefon od kogoś innego?
Na Alasce była szósta rano. Przez Gwen i Sabina podróżowała z jednego miejsca
do drugiego i doskonale wiedziała, że w Budapeszcie jest teraz trzecia w nocy.
- Tak – odpowiedziała Kaia – Czekałam.
Naprawdę?
- Od kogo?
- Sporo ludzi. Gwen, która zupełnie zwariowała. Sabin, który robi wszystko by ją
uspokoić, chociaż nie podoba mu się sposób w jaki ja to robię. – bełkotała jakby Bianka
w ogóle nie została porwana i nawet się o nią nie martwiła. Pewnie pomyślała, że Bianka
wzięła sobie urlop od swoich obowiązków, ale czy nie mogłaby być choć trochę
zmartwiona? – Anya, która uświadomiła sobie, że też mogłaby mieć ślub. Tylko by był
bardziej ekstrawagancki i luksusowy niż u Gwen. William, który chce się ze mną
przespać i nie wiem, co z tym zrobić.
Jest zupełnie nie w moim typie. Czy mam kontynuować?
- Tak - Zamknij się.
Wyobrażała sobie, że Kaia siedzi teraz na drzewie przyciskając telefon do ucha,
uśmiechając się przy tym i starając nie spaść.
- Gdy mnie nie było i moje życie znajdowało się w niebezpieczeństwie ty sobie
spokojnie spałaś? Jaka z ciebie kochająca siostra.
- Polecam się na przyszłość. Wzięłaś sobie wolne i obie o tym wiemy. Nie musisz
opowiadać o ciężkim życiu. A w ogóle to miałam dziś… dość ekscytujący dzień.
- Kto się o to postarał? – zapytała sucho. Dopiero twa tygodnie minęły od ich
ostatniego spotkania, a już czuła falę nostalgii przeszywającą przez jej ciało. Kochała tą
dziewuchę bardziej niż siebie. A to dużo dla niej znaczyło!
Kaia uśmiechnęła się.
- Bardziej... przez kogo. Właśnie dwaj władcy demonów walczą o mnie. Ale
później i tak zadowolę ich obydwu. A najgorsze jest to, że ta walka toczy się już przez
dłuższy czas.
- Idioci.
- Wiem. Czy zauważyłaś, że Gwen zmieniła się w pannę młodą z piekła rodem?
Oni boją się, że zacznę zachowywać się jak ona…
- Panna młoda z piekłem rodem? Jak to?
- Jej suknia nie leżała na niej dobrze. Jej podwiązki nie były w odpowiednim
kolorze. Nikt nie miał kwiatków, jakie chciała. Bla, bla, bla.
To nie było podobne do spokojnej Gwen.
- Zagadaj ją. Powiedz, że zostałam schwytana przez Łowców, którzy zrobili mi
tatuaże na rękach, jak u Gideona.
Gideon, strażnik demona kłamstw. Seksownego wojownika, który farbował włosy
pod kolor oczu, czyli na niebiesko i miał bardzo dobre poczucie humoru.
Myśl aby go poderwać, ku jej zdziwieniu, nie przyniosła jej satysfakcji. Cholerny
anioł. Nie myśl o nim.
- On nawet nie martwiłby się gdybyś została rozerwana na małe kawałeczki.
Jesteś za bardzo podobna do mnie i prawdopodobnie dostaniemy to, na co zasłużyłyśmy
– powiedziała Kaia –
Tracę przez ciebie zmysły! Do tego na szczycie mojej paskudnej listy, jest to, że
całkowicie zapomniałam o naszej grze „ Rozbij się o skałę”. W każdym razie, czemu
zdecydowałaś się sama uratować? Mówię ci, większą szanse na przeżycie masz na tej
chmurce niż tutaj z Gwen.
- Wspaniała myśl. Schować się na chmurce gdzie nie mogłabym dostać się do
ciebie. Mam rację, prawda?
- Czy to jest aż takie okropne? Zostać porwaną prze seksownego anioła?
Zdezorientowana przeczesała palcami włosy wyobrażając sobie przy tym
wspaniałą twarz Lysandra. Pożądanie które wzbudzał w niej, gdy go ssała było takie
cudowne. Ej, miałaś nie myśleć o nim, pamiętasz?
- Tak. To było okropne. – Przerażająco piękne.
- Zaprosiłaś go na ślub?
Te słowa powinny wywołać u niej atak śmiechu, przyjmując to za głupi żart, ale
zanim się zorientowała krzyknęła „Nie!”. Co to za Harpia, która spotyka się z aniołem?
Nie do pomyślenia!
Zresztą pozwolić, aby Władcy Demonów opętały niebiańskiego wojownika
byłoby zbyt głupie. Nie to, żeby bała się o Lysandra. Facet bez problemu poradzi sobie
sam.
Dowodem na to jest choćby sposób w jaki materializuje swój ognisty miecz. Ale
jeżeli coś się stanie z ukochanym Gwen, Sabinem, coś w rodzaju ścinania głów, przyjęcie
byłoby trochę niewypałem.
- Ale ja tam będę – powiedziała nieco spokojniejszym głosem – Bo chyba
wypadałoby przyjść. Przecież jestem jej siostrą i tym podobne.
- O cholera nie! To ja, pamiętasz?
Powoli uśmiechnęła się.
- Mówiłaś wcześniej, że wolisz wpaść pod autobus niż być druhną.
- Tak, ale chciałabym zagrać bardziej właściwą rolę niż ty, tak więc… jestem tu,
w Budapeszcie, i chcę pomóc w przygotowaniach do uroczystości Gwen. Tylko że ona
się ze mną nie zgadza. Uważasz, że zabije mnie, gdy zaproponuję, że przyjdę na ślub
nago?
Harpia roześmiała się.
- No cóż, mogę przyjść razem z tobą nago - powiedziała Bianka - To na pewno
odświeży nieco całą uroczystość.
- Wspaniale!
Nastąpiła pauza.
Kaia westchnęła.
- Wszystko w porządku?- spytała, a w jej głosie było słychać niepokój.
- Tak- bo tak było. Albo będzie. Miała taką nadzieję. Wszystko co musi zrobić to
wymyślić w jaki sposób obejść się z Lysandrem. Nie próbował jej zatrzymać. Ale odejść
od niej też nie potrafił. Oczywiście, odepchnęła go. Ale gość mógłby przynajmniej
walczyć o jej uwagę po tym, co zrobiła dla niego.
- Zamierzasz zemścić się na nim, za to, że cię porwał, prawda? A właściwie o
czym ja gadam.
Oczywiście, że zamierzasz. Jeżeli poczekasz, to po weselu będę mogła ci pomóc.
Proszę, proszę, pozwól mi pomóc. Mam kilka pomysłów i myślę, że ci się spodobają. Co
sądzisz o tym: północ, twój anioł przywiązany do łóżka, a my odrywamy mu skrzydła?
Miło. Ale czy przypadkiem Lysander tego nie słyszy? Sama myśl o tym
spowodowała, że jej ciało rozpaliło się.
- Wszystko zrobię sama.
- Poczekaj, czy ty…? - Kaia głęboko westchnęła - Nie możesz tego zrobić. On cię
porwał.
Przetrzymywał w niewoli. Tak, walczył w ropie z Parysem – jaka szkoda, że
musiało mnie to ominąć… ale to nie usprawiedliwia jego zachowania. Jeżeli pozwolisz
mu pozostać bezkarnym, to będzie myślał, że to jest w porządku. Będzie uważał cię za
słabą. I przyjdzie znowu.
Tak. Tak, zrobi to pomyślała nagle, próbując przy tym się nie uśmiechać.
- Nie, nie dojdzie do tego - skłamała. Lysander, kochaniutki słyszałeś to?
- Bianka powiedz, że nie jesteś w nim zakochana. Powiedz, że nie chcesz tego
anioła.
Uśmiech zniknął. Akurat taki typu pytań starała się unikać.
- Nie chce go - kolejne kłamstwo.
Pauza.
- Nie wierzę ci.
- Szkoda.
- Ojciec Gwen był aniołem, a jej matka wciąż żałuje, że spała z nim przez te
wszystkie lata.
Oni są wspaniali. Za bardzo… różnią się od nas. Anioły i Harpie nie mogą być
razem.
Powiedz, że mnie rozumiesz.
- Oczywiście, że tak. A teraz muszę iść. Kocham cie, do zobaczenia -
odpowiedziała i odłożyła szybko słuchawkę zanim Kaia zdążyła cokolwiek powiedzieć.
Mimo uczucia, który budził w niej Lysander, Bianka nie zamierzała mu nic robić.
Przebywając u niego w domu pozostawała na przegranej pozycji. I jeżeli teraz go
tu nie ma, to oznacza, że musi go zwabić za wszelką cenę.
Kazała mu zostawić się w spokoju, pomyślała i to może stanowić problem.
Chociaż…
Z krzykiem zerwała się i obróciła. To nie będzie problemem. Mówiąc mu by
trzymał się od niej z daleka, bez wątpienia stała się dla niego zakazanym owocem.
Oczywiście, że teraz tu był i ją obserwował.
Mężczyźni nigdy nie robią tego, co im się każe. Nawet anioły.
Proste.
Co więcej, częściowo pozwoliła mu zrozumieć, jak to jest być z nią. On pragnął
kontynuacji. Ponadto, nie pozwoliła mu doprowadzić się do orgazmu. Jego duma nie
pozostawi jej niezaspokojonej w tym stanie na długo, biorąc pod uwagę, że anioł będzie
wtedy usatysfakcjonowany.
Jeżeli pozostawi ją w tym stanie to od tej chwili przestanie być dla niej już
odważnym wojownikiem.
Ile czasu minie zanim pokaże się przed nią? Nie widzieli się zaledwie pół dnia, a
ona już za nim tęskni.
Tęskni. Och. Nigdy do tej pory nie tęskniła za mężczyzną. Szczególnie za tym,
który chce ją zmienić. Który gardzi tym, kim jest. Który może być wyłącznie jej
wrogiem.
Powinnaś go unikać. Jednak chcesz spać w jego ramionach. Broniłaś go podczas
walki z Parysem. Wkurzył cie, ale nie zabiłaś go. A teraz tęsknisz za nim? Wiesz, co to
oznacza?
Jej oczy rozszerzyły się, poczuła przeszywające podniecenie. Bogowie. Powinna
zrozumieć… przynajmniej podejrzewać. Szczególnie gdy chroniła go, broniła.
Lysander, ten chodząc dobroczyńca, był jej małżonkiem.
Nagle straciła władzę w kolanach i wylądowała na tyłku. Przez cały ten czas nie
podejrzewała, że w końcu go znajdzie. Czasami w nocy marzyła o znalezieniu
ukochanego, ale nigdy nie przypuszczałaby, że kiedyś stanie się to naprawdę.
Jej małżonek. Wooow.
Jej rodzina będzie przerażona. Nie dlatego, że Lysander ją porwał, bo akurat do
tego odniosą się z szacunkiem, ale tym kim jest dla niej. Co więcej, nie ufa Lysandrowi,
nikomu nie zaufa i dlatego spać z nim nie będzie.
Ale na sex mogłaby pozwolić. Dosyć często. Tak, tak – to by jej odpowiadało,
pomyślała. Mogłaby zwabić go na mroczną stronę, nie pozwalając, by rodzina
dowiedziała się, że spędza z nim czas. To miało zapobiec jego śmierci!
Zdecydowana kiwnęła. Lysander będzie należał wyłącznie do niej. Potajemnie.
Jeżeli rzeczywiście obserwuje ją, jak podejrzewała, istnieje tylko jeden sposób by się
ujawnił.
Ubrała się w czerwony koronkowy top i wąskie jeansy. Po chwili udała się do
miasta.
Samochód kupiła tylko dlatego, że pozwalało jej to wyglądać jak człowiek.
Wydawał ją tylko sposób w jaki się poruszała. Zimne powietrze chłodziło ją ale jej to nie
przeszkadzało.
Zaparkowała przed The Moose Lodge, miejscowym lokalem i skierowała się do
wejścia. Ponieważ było jeszcze za wcześnie i chłodno i nikogo nie było. Kilka latarni
oświecało ją. Otworzyła drzwi kluczem, który ukradła właścicielowi kilka miesięcy temu
i wyłączyła alarm.
W środku znalazła ulubione orzechowe ciasto, złapała widelec i usiadła przy
stoliku.
Robiła to już tysiąc razy.
Wychodź, wychodź gdziekolwiek się znajdujesz. Przecież nie zostawi jej na drodze
zła.
Prawda? Chciałaby móc go wyczuwać, chociaż w najmniejszym stopniu.
Lysander pachniał jak dzikie nocne niebo. Biorąc głęboki wdech, wyczuła tylko ciasto i
cukier. Nawet nie poczuła gdy złapał ją podczas upadku więc mało prawdopodobne by
wyczuła go teraz.
Ciasto zostało zjedzone, talerz wylizany a widelec wyrzucony na bok więc wzięła
puszkę Dr Pepper. Harpia wrzuciła kilka monet do starego automatu, a po chwili fala
echa muzyki odbijała się od ścian. Bianka weszła na scenę, poruszając przy tym
biodrami, wyginając się i tańcząc wokół poręczy całym ciałem.
W tym momencie wyobrażała sobie, jak gorące dłonie anioła zastępują jej, badają
jej piersi, brzuch. Jak aksamitne skrzydła owijają ją zakrywając przy tym każdy
centymetr jej ciała. Uspokoiła się, ale serce wciąż gwałtownie biła w jej piersi. A więc…
co ma zrobić? Jak ona…?
Poczucie bliskości i bezpieczeństwa zniknęło.
Do diabła z nim!
Zgrzytając zębami, nie wiedząc co zrobić wyszła z lokalu tą samą drogą co
weszła.
Drzwi zatrzasnęły się za nią.
- Musisz zamknąć za sobą.
Był tutaj i obserwował. Wiedziała! Starając się nie uśmiechać odwróciła się
twarzą do Lysandra. Na jego widok zaparło jej dech w piersi. Był taki przystojny. Jego
jasne włosy trzepotały na wietrze, a płatki śniegu latały wokół. Jego złote skrzydła były
rozłożone i błyszczące. A czarne oczy nie były już tak puste, jak wtedy gdy spotkała go
po raz pierwszy.
Były jak ocean bez dna, takie same miał, gdy odchodziła.
- Mówiłam ci byś się trzymał ode mnie z daleka - powiedziała, robiąc wszystko
by wyglądać na obojętną.
Nachmurzył się.
- Kazałem ci zachowywać się dobrze. A ty już kradniesz ciasto.
- Czego chcesz ode mnie? Mam go zwrócić?
- Nie bądź niemiła. Chcę byś zapłaciła za niego.
- Kiedy to zrobię, zacznę płakać - skrzyżowała ręce na piersi. Zmniejsz odległość
między nami. Pocałuj mnie - To popsuje mój wizerunek, więc niestety muszę odmówić.
On też stał mając skrzyżowane ręce.
- Przecież możesz zapracować na jedzenie.
- Tak, ale to nie jest już takie zabawne.
Minuta ciszy. A za chwilę: - Czy ty w ogóle masz pojęcie o moralności? – syknął.
- Nie - O seksualnej granicy też. Więc daj mi już ten cholerny pocałunek. - Nie
mam.
Jego szczęka opadła, zniknął rozczarowany.
Ręce Bianki opadły, rozejrzała się zdumiona. Odszedł? Jak to? Nawet nie
dotknąwszy jej? Nie dając jej pocałunku? Drań! Skierowała się do swojego samochodu.
Lysander obserwował gdy Bianka odjeżdżała. Był twardy jak skała, jak wtedy,
gdy harpia chodziła nago po kąpieli. Był nią rozczarowany. Dlaczego nie może być
aniołem?
Dlaczego nie stroni się od grzechu? Dlaczego ona?
I dlaczego wciąż kradnąc i kłamiąc nadal go przyciąga?
Ponieważ to było koleją rzeczy, pomyślał, która trwała już od niepamiętnych
czasów.
Pokusa by prześlizgnąć się przez zabezpieczenia, zmieniając go – sprawiając, by
stał się tym kim nie powinien być.
Musi położyć temu kres tego szaleństwa. Nie mógł jej zabić, już to sobie
udowodnił.
A co jeśli będzie mógł to zmienić? Nie próbował wcześniej i możliwe, że to
zadziała. Gdyby przyjęła jego drogę, wtedy mogliby być razem. Mógłby być z nią.
Dowiedzieć się więcej o jej pocałunkach, dotykać ją.
Tak, pomyślał anioł. Tak. Pomoże jej stać się kobietą z której będzie dumny.
Kobietą, która nie będzie przyczyną jego upadku.
Rozdział 9
Ponieważ Lysander nigdy nie miał….dziewczyny, zupełnie nie miał pojęcia od
czego zacząć. Wiedział, jak szkolić swoich żołnierzy. Bez emocji, utrzymując dystans i
oraz nie wnosząc nic osobistego. Jego żołnierze chcieli się u niego szkolić. Słuchali
uważnie każdego jego słowa. A Bianka będzie sprzeciwiała się na każdym kroku. To
wiedział na pewno.
Pierwszego dnia obserwował nie ujawniając się. Planując.
Ona oczywiście kradła jedzenie - nawet drobną przekąskę, za dużo wypiła w
barze, z mężczyzną którego prawdopodobnie nawet nie znała tańczyła zbyt odważnie a
potem złamała mu nos, kiedy ten dotknął jej tyłka. Lysander ledwie się powstrzymał od
ukazania się i złamania karku temu kretynowi. Gdy przyszła pora snu, Bianka
przechadzała się po pokoju przeklinając go pod nosem. Ani minuty nie spędziła na
odpoczynku.
Jakże piękna była: ciemne włosy, które spływały po plecach, czerwone usta. Jej
skóra świeciła się jak tęcza w świetle księżyca. Tak bardzo chciał jej dotknąć, owinąć
swoimi skrzydłami, nasycając się nią.
Niedługo, obiecał sobie.
Harpia pozwoliła mu skończyć, ale on nie zrobił tego samego dla niej. Im więcej
o tym myślał – co robił przez większość czasu – tym bardziej nie mógł usiedzieć na
miejscu. Im więcej myślał o tym, tym bardziej był zakłopotany.
Nie wiedział w jaki sposób ma ją dotykać, w jaki sposób zadowolić, chciał
spróbować, nauczyć się. Ale najpierw musi ją zmienić, jak wcześniej sobie zaplanował.
„Tylko jak?” –
znów zapytał siebie. Wydawało się, że Bianka lubiła gdy całował jej piersi, a to
przepełniało go dumą. Lysander nigdy nie nagradzał swoich żołnierzy za dobrą robotę,
ale możliwe, że będzie wiedział jak zrobić to dla Bianki. Nagroda w formie pocałunku za
każdym razem, gdy będzie się dobrze zachowywała.
Propozycja nie do odrzucenia. Miał nadzieje.
Na drugi dzień Bianka poszła do sklepu z ubraniami i po chwili gdy schowała do
torebki chustę, Lysander zmaterializował się przed nią gotowy rozpocząć swój plan.
Bianka spokojnie uniosła wzrok i spojrzała na niego. Zamiast spuścić głowę i
mieć wyrzuty sumienia, harpia uśmiechnęła się ironicznie: - Cóż za spotkanie.
- Odłóż to na miejsce – rozkazał – Aby przetrwać, nie trzeba koniecznie kraść
ubrań.
Bianka skrzyżowała ręce na piersi, gest uporu, który tak dobrze znał.
- Tak, ale przecież to jest zabawne.
Stojąc niedaleko kobieta dziwnie spojrzała na Biankę, po chwili zapytała: -
Przepraszam czy mogę w czymś pomóc?
Bianka odwróciła się do niej.
- Nie, dziękuję.
- Ona mnie nie widzi – wyjaśnił Lysander – Tylko ty możesz mnie zobaczyć.
- Więc rozmawiając teraz z tobą wyglądam na wariatkę?
Kiwnął.
Harpia roześmiała się, zadziwiając go tym. I chociaż nic śmiesznego w tym nie
było (a jej śmiech nie był na miejscu), lubił sposób, w jaki się śmiała. Miał w sobie coś
magicznego, jak harfa akord. Uwielbiał obserwować jak radość łagodzi jej rysy i rozpala
wspaniałą skórę.
Muszę ją dotknąć, pomyślał nagle przerażony. Zrobił krok w jej stronę z tym
zamiarem. Musi poczuć miękkość jej skóry. I przy tym będzie mógł zrozumieć urok
nagrody, którą miał zaproponować.
Harpia przełknęła.
- Cco ty…?
- Jest pani pewna, że nie potrzebuje pani pomocy? – jeszcze raz zapytała kobieta,
zwracając na siebie uwagę.
Bianka stała w miejscu, drżąc i patrząc na nią wściekle.
- Jestem pewna. A teraz zamknij się zanim zaszyję ci tę gębę.
Kobieta cofnęła się, zbladła i pobiegła, by pomóc innemu klientowi.
Lysander zamarł.
- Możesz kontynuować – powiedziała do niego.
Jak mógł nagrodzić ją za takie zachowanie? To będzie sprzeczne z jego celem.
- Nie obchodzi cię to, co pomyślą o tobie ludzie? – zapytał, pochylając głowę.
Jej oczy zwęziły się, a ciało przestało drżeć.
- A po co? Za kilka lat ci ludzie będą martwi, a ja wciąż zdrowa i żywa – gdy
mówiła, jeszcze jedna chusta zniknęła w jej torbie.
Teraz po prostu się z nim drażniła.
-Odłóż to na miejscu, a wtedy cię pocałuje – syknął.
- Co?
Znowu zaczęła się jąkać. Lysander delikatnie ją dotknął.
- Słyszałaś.
Nie będzie się powtarzał. I tak powiedział wystarczająco wyraźnie to, czego
chciał –
połączyć ich usta, wsunąć język do jej ust i smakować ją. Słuchać jej jęków. Czuć
jej ciało.
- Chcesz mnie pocałować? – wychrypiała.
Chętnie. Rozpaczliwie. Pokiwał głową.
- Bo? Dlaczego?
- Po prostu odłóż chusty – i zacznijmy się całować.
Uniosła brew.
- Chcesz mnie przekupić? Wiedz, że ten trick ze mną nie przejdzie.
Zamiast tego odpowiedzieć i skłamać, przemilczał, a w powietrzu rozlała się fala
stresu. Krew…żar.
Patrząc na niego wyciągnęła rękę biorąc pasek i wrzucając go do torebki.
- Co zrobisz teraz? Będziesz robił mi wyrzuty? Jakie to straszne. Ale
bezużyteczne.
Ogień przeszedł wzdłuż jego kręgosłupa, wybuchając kolcami gniewu.
Zmniejszył odległość między nimi, tak, że jej oddech muskał teraz jego szyje i klatkę
piersiową.
- Oczywiście, wszystko co mówię i robię to kłamstwo. Myślałam, że wiesz o tym.
Więc chciała go… czy nie? Dwa dni temu powiedziała swojej siostrze Kai, że nie
chciałaby mieć z nim nic do czynienia. Wtedy pomyślał, że mówi to specjalnie Kai. Teraz
nie był już pewien.
- Możesz mnie oszukiwać – powiedział. Przynajmniej miał taką nadzieje. Kto by
mógł pomyśleć, że to kłamstwo go uszczęśliwi.
Podniecenie ujawniło się w jej oczach i przeszło przez ciało. Pogłaskała go po
policzku, a następnie położyła rękę na jego pierś.
- Uczysz się, aniele.
Odetchnął. Taka gorąca. Taka miękka.
- Mam propozycję dla ciebie. Ukradnij coś z tego sklepu, a wtedy ja ciebie
pocałuję.
Poczekaj. Jej słowa wypowiedziane minutę temu, przemknęły przez jego umysł.
Uczysz się aniele. Uczył się?
- Nie – wychrypiał – Nie będzie robił takich rzeczy. Nawet dla niej. - Ci ludzie
potrzebują pieniędzy. Nie obchodzi cię to?
Przez chwilę na jej twarzy było widać zamyślenie.
- Nie – odpowiedziała Jeszcze jedno kłamstwo? Możliwe.
- Po co kradniesz tego typu rzeczy?
- Tak sobie – odpowiedziała wzruszając ramionami.
Krew…żar…znowu.
- Obawiam się, że Pani będzie musiała pojechać z nami.
Z niespodziewaną inwazją oboje zamarli. Bianka odeszła od niego i razem
spojrzeli na policjanta.
Bianka nachmurzyła się.
- Czy nie widzicie, że rozmawiam?
- Dla mnie pani może teraz rozmawiać nawet z samym Bogiem– mroczny oficer
założył jej kajdanki – Pojedzie pani ze mną.
- Ja tak nie sądzę. Lysander - zawołała, oczekując jakiejkolwiek reakcji z jego
strony.
Jego instynkt walczył, by ją ratować. Chciał by była bezpieczna i szczęśliwa, ale
tak będzie dla niej najlepiej.
- Mówiłem ci, byś to odłożyła.
Opadła jej szczęka, a oficer ją zabrał. O ile Lysander się nie pomylił to zauważył
w jej oczach dumę.
Aresztowana za kradzież w sklepie, pomyślała Bianka z obrzydzeniem. Znów. Już
trzeci raz w tym roku. Lysander stał za plecami policjanta gdy ten przeszukiwał torebkę.
W milczeniu. Jego dezaprobata mówiła wiele.
Co dziwne, ale nie wkurzyła się. Lysander stał na swoim miejscu, a ona go
podziwiała. Przejęta tym. To będzie nie tak łatwa wygrana, jak myślała na początku.
Oprócz tego, po raz pierwszy od początku ich znajomości to on pierwszy zaproponował
pocałunek.
Chętny by się całować.
Ale tylko wtedy, gdy zwróci skradzione rzeczy, przypomniała sobie. Nie trzeba
być geniuszem by zrozumieć, że chce ją zmienić. Przerobić na własną modłę.
To było dokładnie to, co ona chciała zrobić z nim. A to oznacza, że anioł pragnie
jej tak samo, jak ona jego.
To również oznaczało, że teraz musi zmienić plan gry. Sześć godzin spędzonych
za kratkami dały jej czas do namysłu. Sformułowanie strategii.
Gwizdała pod nosem, gdy wychodziła z aresztu schodząc po schodach. Lysander
w końcu zapłacił kaucję, ale nie został by pogadać. I nie trzeba. Wiedziała, że jest teraz z
nią.
W domu, biorąc prysznic, świadomie stała długo pod gorącą wodą, powolnymi
ruchami namydlała się, pieściła swoje piersi i bawiła się loczkami znajdującymi między
jej nogami. Niestety, anioł się nie pojawił. Nie ważne.
Gdy prysznic nie przemówił do niego, przeczytała kilka fragmentów ze swojego
ulubionego romansu. Po jakimś czasie zajęła się upiększaniem diamencikami swojego
pępka, założyła obcisłą spódnice, wysokie buty do kolan i pojechała do najbliższego
klubu ze striptizem.
- Zostało mi tylko kilka dni. Potem pojadę na ślub do Gwen na który TY nie jesteś
zaproszony. Słyszysz mnie? Spróbuj tylko się zjawić a wtedy zmienię twoje życie w
piekło.
Jeżeli chcesz przyjść do mnie to zrób to teraz - powiedziała, a po chwili wyszła z
samochodu.
Znowu się nie pojawił.
Omal nie zakrzyczała z frustracji. Jak na razie jej strategia nie przynosiła
korzyści.
Czym on się zajmuje?
Noc była zimna, a w klubie było gorąco i duszno a wszystkie miejsca były
pozajmowane przez facetów. Na scenie rudy – pewnie farbowany – obracał się wokół
rurki.
Światło było szare, a w powietrzu unosił się dym.
- Będziesz tańczyła, kochanie? – zapytał ktoś Biankę.
- Nie. Mam ważniejsze sprawy.
Przywłaszczyła sobie cudzy portfel, ukradła piwo z baru i usadowiła się w kącie
za stolikiem.
- Ciesz się – szepnęła do Lysandra, podnosząc toast na jego sześć.
- Nie masz wstydu? – zaryczał nagle Lysander.
Nareszcie! Każdy mięsień jej ciała rozluźnił się, a krew zawrzała. Ale nie
odwróciła się do niego. Wtedy zobaczyłby triumf w jej oczach.
- Masz wystarczająco wstydu za nas oboje.
Parsknął.
- To nie wygląda mi na ważne sprawy.
- Nieprawdaż?Cóż, zrelaksujmy się. Chcesz taniec na kolanach?- uniosła
kradzione pieniądze - Jestem pewna, że ten rudy na scenie chętnie by się o ciebie
poobcierał.
Jego duże dłonie spoczęły na jej ramionach i mocno ścisnęły.
- A może chcesz piwa?
- Nie odmówiłbym – nieznajomy dosiadł się do stolika naprzeciw niej. Sięgnął do
tylnej kieszeni - Ej, ukradli mi portfel - Jego spojrzenie zatrzymało się na niewielkim
brązowym, skórzanym portfelu, który leżał na stole. Nachmurzył się - Ten wygląda
zupełnie jak mój.
- Dziwne- niewinnie odezwała się Bianka - To chcesz bym kupiła ci piwo, czy
nie?
Ręce Lysandra zacisnęły się mocniej.
- Oddaj mu portfel, to cię pocałuję.
Na moment przestała oddychać. Boże, chciała go pocałować. Bardziej niż
kiedykolwiek. Jego usta były miękkie, a smak dekadencki. Jeżeli go pocałuje, to uda jej
się go pokonać i robić z nim różne inne rzeczy.
Nagle powiedziała: - Ukradnij jego zegarek, to cię pocałuję.
- O czym ty mówisz? - facet nachmurzył się - chcesz żebym ukradł twój zegarek?
Lysander nachylił się i położył dłonie na jej piersiach. Bianka zadrżała, a jej sutki
stwardniały, rozpaczliwie wymagając uczucia. Słodki Boże.
- Zwróć mu portfel.
Nagle chciała to zrobić. Wszystko, by być z Lysandrem jak najdłużej. Przecież nie
potrzebuje pieniędzy. Poczekaj. Co robisz? Poddajesz się? Dumnie się wyprostowała.
- Nie, ja…
- Będę całować całe twoje ciało - dodał Lysander Och…piekło. On też zmienił
strategie gry. Jeżeli to prawda, to ma mizerne szanse na wygraną. Niech to szlag. W ten
sposób stanie się taka, jak on. Przez całą tą cholerną wieczność. Żadnych kradzieży,
przekleństw, zabawy. Pomijając ich zabawy łóżkowe, bo chyba nie myśli, że tam również
będzie grzeczna i posłuszna?
Życie stanie się nudne i monotonne, bezgrzeszne, a przecież o to Harpie tak długo
walczyły.
Wstała na chwiejnych nogach i wreszcie odwróciła się do niego. Jego ręce opadły
na jej talię. Bianka starała się, by nie jęknąć z irytacji. Wyraz jego twarzy było pusty,
nijaki.
Też położyła ręce na jego piersi. Chociaż nie okazywał żadnych emocji, ale nie
mógł ukryć swojej nabrzmiałości.
- Ukradnij cokolwiek, a będę całowała cię wszędzie - jej głos był ochrypły -
Pamiętasz pierwszy raz? Całowałeś mnie, a ja rozkoszowałam się każdą minutą.
Jego nozdrza rozszerzyły się.
- Tak! - krzyknął facet stojący za nią - Daj mi pięć minut, a na pewno coś
ukradnę.
- Nigdy się nie nauczysz?- zapytał sucho Lysander.
- Nie- odpowiedziała, nie mając nawet ochoty, by uśmiechnąć się. Czy
odepchnęła go tym sposobem? Czy ją zostawi? I nigdy nie wróci? - Ale to nie oznacza,
że powinieneś przestań próbować.
- Chwileczkę. Co próbować? - zapytał nieznajomy zdziwiony Boże, kiedy
wreszcie sobie pójdzie?
- Lysander- zażądała.
- To nie moje imię.
- Zniknij- zaryczała harpia Lysander spojrzał przymrużonymi oczami na
człowieka. Nagle Bianka usłyszała kroki. Jej anioł niczego nie powiedział, nie pokazał
się, ale w jakiś sposób udało mu się zmusić faceta do odejścia. Posiadał siłę o której
nawet nie miała pojęcia. Dlaczego to robi się coraz bardziej ekscytujące?
- Jeżeli nie zwrócisz portfela, a ja nic nie ukradnę, to co nam to da?-
zainteresował się anioł.
- Wojnę. Nie wiem jak ty, ale ja wolę prowadzić walki w łóżku- przemówiła i
objęła go za szyję.
Rozdział 10
Wiatr targał włosy Bianki. Wiedziała, że Lysander jest teraz z nią i leci gdzieś na
swoich wielkich skrzydłach. Zamknęła oczy napawając się jego zapachem – wreszcie!
Nie obchodziło jej gdzie ją niesie. Jej język pieścił jego. Ręce trzymała na jego biodrach.
Po jakimś czasie leżała na plecach przyciśnięta jego wspaniałym ciężarem do miękkiego
materaca.
To nie powinno być aż tak wspaniałe. Nigdy nie pozwalała na tą pozycje. Nigdy.
Przez to jej skrzydła były uwięzione, a tylko one były źródłem jej siły. Bez nich
była zupełnie bezbronna, jak zwykły człowiek. Ale przecież to był Lysander! Jeden
niewłaściwy ruch, powiedziane słowo i odleci stąd precz.
- Nikt tu nie wejdzie – powiedział szorstko.
Stęknąwszy, owinęła nogi wokół jego talii, pochyliła głowę by posmakować jego
ust i czerpać przyjemność penetrując go językiem. Cholera, jak ten facet szybko się
uczył. Bardzo szybko. Teraz jest ekspertem w sprawach pocałunków. Najlepszy z tych
których kiedykolwiek miała. Kiedy z nim skończy, będzie ekspertem w dziedzinie seksu.
Jego członek był twardy, długi i gruby. Przylgnął do wewnętrznej części jej uda.
Mogła poczuć każdy jego centymetr pod miękkim materiałem jego togi. Oplótł ją
ramionami, a gdy Bianka otworzyła oczy, uświadomiła sobie, że znajdują się na jego
chmurce, a jego złote skrzydła nakrywały ich, przypominając kołdrę.
Harpia wplotła palce w jego włosy i przyciągnęła do siebie, porywając w
kolejnym namiętnym pocałunku.
- Będziesz miał przez to problemy? – zapytała, oddychając ciężko. Chwileczkę.
Co takiego?
Skąd wzięła się ta myśl?
Jego oczy zwęziły się.
- Obchodzi cię to?
- Nie – skłamała z wymuszonym uśmiechem. Nie, nie, nie. To nie było kłamstwo.
– Ale to dodaje dreszczyku emocji, nie sądzisz?
Tak lepiej. To bardziej do niej podobne. Nie powinna podobać jej się jego dobroć,
nie powinna pojawiać się w niej chęć by chronić go i trzymać w bezpieczeństwie.
Czyż nie?
- Nie, nie będę miał problemów – ścisnął palcami jej skronie, kładąc się na niej i
przyciskając częścią swojego ciała. – Jeżeli to jest jedyną przyczyną, dla której tu jesteś,
możesz odejść.
Jaki potrafisz być okrutny.
- Jakie to pieszczotliwe, aniele – uchwyciła kawałek jego togi na szyi i
pociągnęła. Materiał lekko rozerwał się. Nachmurzona, pociągnęła raz jeszcze, tym
razem pozbywając się materiału z jego pleców i ramion. – Tylko się drażnię.
Jego pierś była wspaniała. Istne dzieło sztuki. Umięśniona, złocista i pozbawiona
włosów. Uniosła głowę i oblizała miejsce na szyi gdzie bił puls, a zatem zaznaczyła
dróżkę wzdłuż obojczyka i wokół sutka.
- Podoba ci się?
- Gorąco. Wilgotne – wychrypiał, zaciskając zęby.
- Tak, ale podoba ci się?
- Tak.
Ssała jego brodawkę, a następnie pocałowała miejsce ugryzienia. Dreszcz
podniecenia wstrząsnął nim, wyzwalając w niej poczucie dumy za dobrze wykonaną
robotę.
- Dlaczego mnie chcesz, aniele? Dlaczego obchodzi cię czy jestem dobra albo
nie?
Pauza. Próba: - Twoja skóra…
Każdy mięsień jej ciała spiął się. Spojrzała na niego.
- To oznacza, że podoba ci się każda Harpia? - Próbowała ukryć złość, ale nie
mogła. Myśl, że druga harpia, inna kobieta, nieśmiertelna lub nie - będzie napawać się
nim, wzbudziła w niej instynkt zwierzęcy. Paznokcie wydłużyły się, a zęby zaostrzyły.
Czerwona mgła zaćmiła pole widzenia. „Mój”- pomyślała. Zabiję każdego, kto go
dotknie.
- Wszystkie mamy taką samą skórę, wiedziałeś o tym? - powiedziała ochryple,
drapiąc przy tym jego gardło.
Lysander otworzył szeroko oczy. Jego źrenice rozszerzyły się, a twarz jakby
skamieniała… Nie mogła zidentyfikować tej emocji.
- Tak, ale tylko twoja mi się podoba. Dlaczego?
To było wszystko co chciała usłyszeć. Jej gniew całkowicie wyparował. Powinna
coś odpowiedzieć, pomyśleć o czymś jasnym i prostym.
- Odpowiadając na twoje pytanie… chcesz mnie, ponieważ jestem groźna. I wiesz
co?
Spowoduje, że będziesz szczęśliwy i przyznasz to, wojowniku.
Wojowniku, nie aniele. Nigdy wcześniej go tak nie nazywała. Dlaczego?
Dlaczego teraz?
- Nie. To ja cię uszczęśliwię - potraktował jej T-shirt tak samo, jak ona jego togę.
Bianka nie nosiła biustonosza, dlatego jej piersi wyskoczyły ku niemu. Dreszcz przeszył
jego ciało, gdy pochylił ku nim swoją głowę.
Liznął, a po chwili zassał jej sutek, tak samo jak ona bawiła się z jego, a za chwilę
przyszła kolej na drugi. Wiła się pod nim, rozpaczliwie pragnąc by jego usta dotknęły ją
również w innym miejscu. Jej ciało płonęło, potrzebując uwolnienia. Ale nie popędzała
go.
Wciąż bała się go wystraszyć. Ale do cholery, jeżeli nie pośpieszy się i nie
dotknie jej między nogami, to chyba umrze.
- Lysander – zawołała drżącym głosem.
Jego skrzydła dotknęły jej, dłonie przesuwały się w górę i dół łaskocząc,
pieszcząc, wywołując dodatkowe dreszcze na jej skórze.
Podniósł się.
- Co robisz? Nie powiedziałam byś się zatrzymywał - krzyknęła, unosząc się na
łokciach.
- Nie chcę by cokolwiek było między nami - przesunął togę w dół, a po chwili był
już całkiem nagi. Przezroczysty płyn pojawił się na końcu jego członka, a usta Bianki
napełniły się śliną. Po chwili zdjął z niej buty i odrzucił na bok. To samo było z jej
spodniami. Bianka oczywiście nie nosiła majtek.
Jego wzrok pochłaniał ją, wiedziała to, co w niej widział. Jej promieniująca barwą
skórę. Słodkie miejsce znajdujący między jej nogami. Jej różowe sutki.
- Chce dotknąć i posmakować każdego centymetra twojego ciała – powiedział.
Wydawałoby się, że jego wola do sprzeciwu opuściła go już zupełnie.
- Dotkniesz i spróbujesz następnym razem. - Proszę, niech będzie kolejny raz.
Próbowała owinąć go nogami jeszcze raz. - Teraz potrzebuję rozładować napięcie.
Lysander złapał ją za kolana i rozsunął je. Podniecona harpia odrzuciła głowę do
tyłu.
Lysander zaznaczył ścieżkę od jej piersi aż do brzucha. Zatrzymał się na pępku,
gdy Bianka naglę stęknęła.
- Lysander - powtórzyła. Wspaniale. Będzie musiała wytrzymać, ponieważ on
chciał jej posmakować. Niech smakuje.
- Więcej. Potrzebuję więcej.
Zamiast jej to dać, odsunął się.
- Ja… Zrobiłem sobie dobrze przed spotkaniem z tobą - przyznał się, a na jego
twarzy ukazało się zakłopotanie. - Pomyślałem, że to da mi jakąś szansę żeby się przed
tobą ochronić.
Jej oczy rozszerzyły się. Było w nich widać szok.
- Zrobiłeś sobie dobrze sam?
Kiwnął głową.
- Myślałeś o mnie?
Jeszcze jedno kiwnięcie.
- Och, kochanie. To wspaniale. Mogę sobie to wyobrazić… Podoba mi się to, co
widzę. -
Jego ręka na penisie, zamknięte oczy, bardzo podniecony, ciało nachyla się do
przodu, pragnąć uwolnienia. Wokół skrzydła, on upada na kolana, przyjemność jest zbyt
duża. Ona, obnażona w jego myślach. - I co zamierzasz robić?
Pauza. Niezdecydowana odpowiedź.
- Polizać cię. Między udami. Skosztować ciebie.
Harpia wygięła się, a jej ręce opadły do wewnętrznej strony jej ud. Rozszerzyła
swoje nogi jeszcze bardziej.
- Więc zrób to. Liż mnie. Chcę, by to było niegrzeczne. Chcę, by twój język był
na mnie.
Popatrz jaka jestem wilgotna.
Syknął.
- Tak, tak. - Opuściwszy się niżej zaczął całować jej kostkę, schodząc na dół i
zatrzymał się dopiero przy jej wilgotnej muszelce.
- Proszę - wyszeptała znowu, będąc na skraju przepaści. - Proszę, zrób to.
- Tak - wyszeptał znowu. - Tak.
Górował na nią, gotowy. Przejechał po niej językiem. Nareszcie, ta słodka chwila.
Czekała na jego dotyk, ale nic nie przygotowało ją do tej doskonałości.
Krzyknęła, drżąc na całym ciele. Błagając o więcej.
- Tak, tak, tak. Proszę, proszę, proszę.
Na początku po prostu był w niej, napawając się jej smakiem. Dzięki bogom.
Albo Bogu. Albo komukolwiek. W tym momencie chciała – potrzebowała – być
wszystkim, czego on sobie zapragnie. Chciała by smakował ją całą. Ona też go chciała.
Nawet jego dobroć?
Tak, pomyślała, wreszcie przyznając się do tego. Tak. Nie miała teraz żadnej
obrony, a jej dusza była obnażona. Jego doskonałość była uzupełnieniem. Walczyła z tym
– i dalej nie chciała zmieniać się – byli skrajnością, którą wypełniali się nawzajem.
- Bianka – stęknął. - Powiedz mi jak… co…
- Więcej. Nie zatrzymuj się.
Jego język wchodził w nią i wychodził, symulując seks.
Uchwyciła się za prześcieradła, ściskając. Wiła się za każdym jego pchnięciem.
Znowu krzyczała, jęczała i prosiła o więcej.
W końcu rozpadła się na kawałeczki. Przygryzła dolną wargę, aż poczuła krew.
Białe ogniki tańczyły przed oczami - od jej skóry, zrozumiała. Jej skóra błyszczała
jaskrawie, niemal oślepiając. Coś takiego nigdy wcześniej się nie zdarzało.
Wtedy Lysander uniósł się na nią.
- Nie możesz zajść w ciążę - syknął. Na jego szyi widać było kropelki potu.
Te słowa wywołały pauzę między jej niegrzecznymi myślami.
- Wiem - słowa wydobywały się z niej z takim trudem, jak i u niego. Harpia
mogła zajść w ciążę tylko raz w roku, teraz nie była jej pora. - Skąd o tym wiesz?
- Czuję to. Wszyscy wiedzą o takich sprawach. Jesteś… gotowa? – zapytał.
Bianka usłyszała niepewność w jego głosie.
Nie musi wiedzieć o „rytuale”, jej ukochany prawiczek. Uczył się. A ona nie
dbała o etykietę. Robić to, od czego jest dobrze jest jedyną rzeczą która nią kierowała.
- Jeszcze nie - wzięła go za ręce i ostrożnie zabrała je za jego plecy. Lysander nie
stawiał oporu i nie protestował. Potem wzięła do rąk jego członek. Jej skrzydła trzepotały
szczęśliwie. - Lepiej?
Anioł oblizał wargi, kiwnął głową. Jego skrzydła opadły, okrywając i pieszcząc
jej skórę. Harpia schyliła głowę, długie kosmyki włosów łaskotały jej biodrach. Zadrżał.
Czy będzie żałował? – nagle zadała sobie pytanie. Nie chciała by później
przeklinał ją za zniszczone życie.
- Jesteś gotowy? – zapytała. - Później nie da się już tego cofnąć. - Jeżeli nie jest
gotowy, to w porządku…. - Chwila, zrozumiała wreszcie. Tak, będzie czekała aż on
będzie gotów. Tylko ona zrobi to z nim pierwsza. Nikt inny. Jej ciało pragnęło go.
- Nie zatrzymuj się - rozkazał, przedrzeźniając ją.
Na jej ustach odmalował się uśmiech.
- Będę ostrożna – zapewniła. - Nie uszkodzę cię.
Jego palce złapały jej biodra i uniosły ją, usadawiając na główce jego penisa.
- Jedyne co może mnie zranić to to, że zostawisz mnie takim.
- Nie ma takiej szansy – powiedziała, a po chwili zjechała na nim po całej jego
długości.
Lysander wyginając się wyszedł jej na spotkanie, oczy miał szczelnie zamknięte,
zęby omal nie przegryzły dolnej wargi na wylot. Wspaniale ją rozciągał, poruszał się w
dobrym tempie, a ona rozpaczliwie potrzebowała rozładowania. Lecz spowalniała, jego
pragnienie było ważniejsze.
- Powiedz kiedy będziesz gotowy…
- Teraz! – krzyknął, unosząc przy tym biodra tak wysoko, że jej kolana oderwały
się od materaca.
Jęcząc z przyjemności, unosiła się w górę i dół, ślizgając po jego erekcji. Był
dziki nawet dla niej, trzymał tą namiętność głęboko w sobie przez te wszystkie lata, a
teraz ona wyrwała się na zewnątrz, całkiem niekontrolowana.
Wchodził w nią dalej, a ona witała go. Podobała jej się jego intensywność.
Wszystko co mogła robić, to trzymać się go, ześlizgując po nim w dół i mając przy tym
problemy z oddychaniem. Jej paznokcie wbijały się w jego pierś, a ich oddechy mieszały
się ze sobą. Gdy dochodziła po raz drugi, Lysander skończył razem z nią, jęcząc.
Złapał ją za szyję i pociągnął ku sobie, łącząc ich usta w pocałunku. Ich zęby
uderzyły o siebie, kiedy pocałował ją dziko i prymitywnie.
Naprawdę był jej małżonkiem, pomyślała oszołomiona. Nie można było temu
zaprzeczyć. Był dla niej. Tylko jej i już! Potrzebny. Anioł bądź nie. Zaśmiała się,
zaskoczona jak beztrosko to zabrzmiało. Przywłaszczona wspaniałym seksem. To fakt.
Po tym już z nikim nie będzie tak samo. Wiedziała o tym, czuła to.
Upadła na niego, spocona, oddychając ciężko. Była wystraszona. Czuła się
zagrożona.
Co do niej czuł? Nie pochwalał jej czynów nawet teraz, oddając jej swoje
dziewictwo.
Oznaczało to, że pewnie podoba mu się tym kim ona jest. To był powód, dla
którego tak bardzo jej pragnął.
Jej serce biło wściekle w piersi. Harpia uśmiechnęła się do niego.
- Bianka - odezwał się niepewnie.
Wyczerpana harpia ziewnęła, bardziej zmęczona niż kiedykolwiek. Mój
małżonek. Jej powieki opadły, stając się nagle zupełnie ociężałe. Przepełniło ją
zmęczenie, nie potrafiła z tym walczyć.
- Później… porozmawiamy - odparła, a potem odpłynęła w najbardziej spokojny
sen w swoim życiu.
Rozdział 11
Całymi godzinami Lysander trzymał Bianka w zgięciu swojego ramienia podczas
gdy ona spała, zachwycając się - to było to czego ona łaknęła najbardziej na świecie a on
dał jej to -
a jednak, również martwił się. Wiedział co to oznaczało, wiedział jak trudne to
było dla Harpii zawieść swoją czujność i spać przy kimś innym. To oznaczało, że
powierzyła mu ochronienie jej. I cieszył się z tego. Chciał chronić ją. Równy jej.
Ale czy mógł? On nie wiedział. Byli tak różni. Do czasu gdy znaleźli się w łóżku,
tak jest.
Nie mógł uwierzyć co właśnie się zdarzyło. Stał się istotą z uczuć, nie mógł
uwierzyć, że jego niższe pragnienia aż tak się liczyły. Przyjemność … niepodobna do
niczego co Lysander kiedykolwiek doświadczył. Jej smak był jak miód, jej skóra tak
miękka. Chciał mieć to wszystko, przeciwko sobie, na resztę wieczności. Jej lekko
schrypnięte jęki —
równy jej krzyki — był pieszczotą wewnątrz jego uszu. Kochał każdy ten
moment. Gdyby został wezwany do walki, to nie był pewien, czy mógłby ją zostawić.
Dlaczego właśnie ona? Dlaczego była tą jedyną, która zniewoliła go? Kłamała mu przy
każdej okazji.
Wyrażała wszystko, czym gardził. Ale nią już nie gardził. Z każdym momentem
spędzonym z nią, tylko chciał więcej. Wszystko, co robiła ekscytowało go. Przyjemność,
Blanka znalazła w niej swoją broń … była pozbawiona wstydu, nieskrępowana,
wymagając wszystko, co mógł jej dać.
Czy byłby zafascynowany nią gdyby przyzwoicie się prowadziła? Gdyby była
skromniejsza?Pewnie nie! Lubił ją dokładnie taką jaka była. Dlaczego? Zastanowił się
jeszcze raz.
Gdy rozciągnęła się leniwie, zmysłowo przy nim, wciąż nie miał odpowiedzi. Ani
nie wiedział, co z nią zrobić. Wiedział już, że nie będzie mógł zostawić jej w spokoju. I
ponieważ wiedział wszystko na jej temat, zdawał sobie sprawę, że była gotowa się
sprzeciwić.
– Lysander – powiedziała.
– Jestem tu.
Mrugnęła otwierając oczy, rzucając pionowe cienie na policzki.
– Ja zasnęłam.
– Wiem – Yeah, ale czuję się jak we śnie. - Potarła ręką o swoją piękną twarz,
przekręciła się i spojrzała w dół na niego z wrażliwym zdziwieniem. - I powinnam się
tego wstydzić, ale tak nie jest. Co jest ze mną nie tak??
Lysander powiódł w górę i odnalazł koniuszkiem palca jej spuchnięte wargi. Jak
mocno ją całował?
– Przepraszam – powiedział - Straciłem kontrolę na moment. Ja nie powinienem
zrobić ci tego.
Blanka przygryzła jego palec, jej samooskarżenia wydawały się ginąć w
rozbawieniu.
– A słyszysz, jak skarżyłam się na to?? - Lysander odprężył się. Nie, nie słyszał,
jak skarżyła się. Tak naprawdę, wydała się całkowicie zaspokojona. I zrobił to. Sprawił
jej przyjemność.
Duma napełniła go. Duma — głupie uczucie, które często prowadziło do
ludzkiego upadku.
Co było takiego w Blance, że mogłaby sprawić, że upadłby? Ona zmusiłaby go do
upadku kuszeniem.
Z westchnieniem odwróciła się od niego.
– Nagle zrobiłeś się poważny. Chcesz o tym porozmawiać?
– Nie – Chcesz porozmawiać o czymkolwiek?
– Nie – Ok, bardzo źle, - narzekała ale Lysander słyszał cień zadowolenia w jej
głosie. Lubiła sprawiać, by robił rzeczy, których nie chciał robić — albo nie wiedział, że
chciał robić? -
Ponieważ chcesz rozmawiać, i to dużo, możesz zacząć od tego, dlaczego
uprowadziłeś mnie. Wiem, że chciałeś zmienić mnie, ale dlaczego mnie? Ja wciąż tego
nie wiem.
Lysander wiedział, że nie powinien jej tego mówić. I bez tego miała już zbyt duży
wpływ na niego, a znanie prawdy tylko powiększyłoby jej władzę nad nim. Ale również
chciał by rozumiała jak zrozpaczony był.
– Moim głównym obowiązkiem jest bycie rozjemcą, i jako taki, muszę zwracać
uwagę na żyć Władców Podziemi od czasu do czasu, upewniać się, że oni przestrzegają
niebiańskie prawa. Ja … zobaczyłem ciebie z nimi. Moje zachowanie tego dnia sprawiło,
że zdałem sobie sprawę, że jesteś moją jedyną słabością. Jedną rzeczą która może
wyrywać mnie z mojej prawej drogi.
Przekręciła się znów twarzą w jego stronę. Jej oczy były szerokie otwarte z...
zadowolenia?
– Naprawdę? W pojedynkę mogę zrujnować ci życie??
On zmarszczyło brwi.
– To nie oznacza że powinnaś próbować i zrobić tak.
Śmiejąc się, pochyliła się i pocałowała go. Jej piersi napierały na jego klatkę
piersiową, kolejny raz rozgrzewając jego krew, tak jak tylko ona mogła zrobić. Ale był
zdecydowany walczyć i się sprzeciwić temu.
– To nie jest to co miałem na myśli. Po prostu chciałbym być dla ciebie ważny.
Jej policzki nagle zrobiły się czerwone.
– Czekaj! To nie to co ja miałam na myśli, wcale. To co próbuje powiedzieć to to,
że wybaczyłam ci, że zamknąłeś mnie w twoim pałacu w niebie. Zrobiłbyś to samo
gdyby sytuacja została odwrócona.
Lysander nie oczekiwał, że przebaczenie przyjdzie tak łatwo. Nie od niej.
Zmarszczył brwi, położył ręce na jej policzkach i zmusił ją do spojrzenia w swoje oczy.
– Dlaczego byłeś ze mną? Wiem, że nie jestem kimś kogo byś mile widziała czy
akceptowała.
Blanka sztywno wzruszyła ramionami.
– Zgaduje, że jesteś moją słabością.
Teraz zrozumiał dlaczego uśmiechnęła się po mimo jego wyznania. Chciał
zakaszlał żeby zamaskować śmiech .
– Jeśli mamy zamiar być razem... - Blanka zatrzymała się, czekając. Gdy kiwnął
głową, odprężyła się i kontynuowała, - wtedy zgaduje, że mogę okradać tylko
nieuczciwych.
To było ustępstwo. Ustępstwo, które nigdy nie pomyślałby, że Blanka będzie
gotowa zrobić.
Ona naprawdę musi go lubić. I chcieć spędzić z nim więcej czasu.
– Więc słuchaj, - powiedziała. - Moja siostra bierze ślub za tydzień, Jak mówiłam
ci wcześniej. Czy chciałbyś iść ze mną? Jako mój gość? Wiem, wiem. To jest krótkie
ogłoszenie. Ale nie miałam zamiaru cię zapraszać. Wiesz, jesteś aniołem – W jej głosie
słychać było wstręt przy tym słowie. - Ale kochasz się tak jak demon więc uważam, że
powinnam, no nie wiem, chwalić się tobą albo coś w tym stylu.
Otworzył usta w odpowiedzi. Co powinien odpowiedzieć, nie wiedział. Nie mogli
powiedzieć innym o swoim związku. Nigdy. Ale głos z zewnątrz zatrzymał go przed
odpowiedzeniem.
– Lysander. Jesteś w domu?? - Lysander rozpoznał głos natychmiast. Rafael,
waleczny anioł.
Panika nieomal odebrała mu głos. Nie mógł pozwolić mu zobaczyć go takiego.
Nie mógł pozwolić komukolwiek ze swojego rodzaju zobaczyć go z Harpią.
– Musimy porozmawiać o Olivii, - Rafael zawołał. - mogę wejść do twojego
domu? Jest tu jakiś rodzaj blokady uniemożliwiający mi to.
– Jeszcze nie, - zawołał Lysander. Czy było słychać panikę w jego głosie? Nigdy
wcześniej nie doświadczył czegoś takiego i nie wiedział jak z tym walczyć – Poczekaj na
mnie. Zaraz wyjdę.
Lysander poruszył się i wyskoczył z łóżka, od Bianki. Złapał swoją szatę z
podłogi albo raczej jej kawałki i zawinął ją wokół siebie. Jak tylko to zrobił kawałki szaty
złączyły się z powrotem na jego ciele. Materiał nawet wyczyścił go, ocierając go z
zapachu Blanki.
Później przeklął w duchu. W najlepszej wierze.
– Wpuszczasz go? - spytała Bianka, okręcając się prześcieradłem - Nie dbam o to!
Lysander stał do niej plecami.
– Nie chce by cię zobaczył – Nie martw się. Przykryłam moją nieposłuszną
nagością.
Lysander nie odpowiedział. W przeciwieństwie do niej, on nie kłamał. A gdyby jej
nie okłamał, to by ją zranił. Tego też nie chciał robić.
– Więc wezwij go już, - powiedziała ze śmiechem. - chcieć zobaczyć czy
wszystkie anioły wyglądają jak grzech ale zachowują się jak święci.
– Nie. Nie chce go tutaj teraz. Wyjadę zobaczyć się z nim. A ty zostaniesz tu. -
powiedział.
Wciąż nie mógł na nią spojrzeć.
– Czekaj. Jesteś zazdrosny??
Nie odpowiedział – Lysander?
– Bądź cicho. Proszę. Ściany z chmur są cienkie.
– Bądź… cicho? - Zaraz zapadła cisza o którą poprosił. Jednak on nie lubił jej.
Słyszał szelest materiału, nagły wdech. - Nie chcesz, żeby on wiedział że ja tu jestem,
prawda?? Wstydzisz się mnie. - powiedziała wyraźnie wstrząśnięta – Nie chcesz by twój
przyjaciel wiedział, że jesteś ze mną.
– Bianka.
– Nie. Nie nalegasz by powiedzieć im natychmiast - Z każdym słowem jej głos
robił się głośniejszy. - Ja byłam skłonna zabrać cię na ślub mojej siostry. Chociaż
wiedziałam, że moja rodzina będzie śmiać się ze mnie albo spojrzy na mnie ze wstrętem.
Byłem skłonna dać ci szanse. Dać nam szans! Ale nie ty. Ty zamierzałeś mnie ukryć.
Jakby była czymś karygodnym.
Lysander odwrócił się do niej, do fuji płonącej dzięki niemu. U niej i u niego.
– Jesteś czymś karygodnym. Zabijam istoty tak jak ty. Nie zakochuję się w nich.
Blanka nie odpowiedziała. Tylko patrzyła na niego w górę z szeroko otwartymi
oczami pełnymi cierpienia. Tak dużo cierpienia, znów popełnił błąd. Ostry ból przeszył
jego klatkę piersiową. Patrząc na nią widział jak jej cierpienie zmutowane we wnętrzu
furii tak bardzo przekraczało jego cierpienie.
– Więc mnie zabij, - warknęła.
– Wiesz, że nie chcę.
– Dlaczego???
– Ponieważ!!
– Pozwól mi zgadnąć. Ponieważ w głębi duszy wciąż myślisz, że możesz mnie
zmieniać.
Myślisz, że zostanę czystą, prawą kobietą jaką chcesz bym był. Dobrze, kto ci
powiedział co jest prawe a co nie ??
Lysander tylko zmarszczył czoło. Odpowiedź była oczywista i nie było potrzeby
odpowiadać.
– Mówiłam ci że od tej chwili będę krzywdzić tylko nieuczciwych, prawda? Tak
więc, niespodzianka! To jest to co robiłam od samego początku. Pamiętasz jak
przyglądałeś się jak zjadałam ciastka? Właściciel tej restauracji oszukuje w karty, bierze
pieniądze, które nie należą do niego. Ukradłam portfel? Wzięłam go człowiekowi, który
zdradza żonę.
Spojrzał na nią, nie pewny czy dobrze usłyszał – Dlaczego chciałaś ukryć to
przede mną?
– Dlaczego miałoby to zmienić to co myślisz o mnie? - Blanka odrzuciła nakrycie
i stanęła cudowna w swej nagości. Jej skóra była wciąż promieniejąca, wieloma
drobinkami odbijającymi promienie - Lysander dotknął tej skóry. Jej ciemne włosy
spadały kaskadą wokół jej ramion — zacisnął je w swojej pięści.
– Chcę być z tobą, - powiedział. -Naprawdę. Ale to musi być tajemnica.
– Ja myślę tak samo. I to właśnie to co zrobiliśmy, - powiedziała, pośpiesznie się
ubierając. Jej ubranie nie było takie jak jego, nie naprawiło się jak jego własne, więc jej
rozdarta koszula ujawniała więcej niż zakrywała.
Lysander spróbował jeszcze raz. Spróbować sprawić, by zrozumie.
– Jesteś przeciwieństwem wszystkiego, co mój rodzaj wyznaje, Bianka. Trenuję
wojowników do polowania i zabijam demony. Co pomyśleliby gdybym przedstawił cię
im jako moją towarzyszkę?
– Mam lepsze pytanie. Co powiedzieliby gdyby dowiedzieli się, że ukrywasz
swój grzech?
Ponieważ tak mnie postrzegasz, prawda? Jako twój grzech. Jesteś takim
hipokrytą. - mówiąc Blanka intensywnie gestykulowała przed nim, uważając jednak by
go nie dotknąć. - A ja nie będę z hipokrytą. To jest gorsze od bycia z aniołem.
Lysander pomyślał, że Blanka ma zamiar udać się do Rafaela i obnieść się ze
swoją obecnością. Szok, nie zrobiła tego. a ponieważ nie kazał jej zostać, powiedziała: –
Chcę wyjść - i chmura otworzyła się pod jej stopami. Zniknęła, spadając przez niebo.
– Bianka, - wykrzyknął. Lysander rozłożył swoje skrzydła i skoczył za nią. Minął
Rafaela, ale teraz nie troszczył się o to.
Chciał tylko Bianki. Usunąć z jej twarzy ślady cierpienia i wściekłości. Bianka
odwróciła się twarzą w dół by zwiększyć prędkość. Lysander musiał schować swoje
skrzydła na plecach aby zwiększyć własną. W końcu złapał ją w połowie drogi i owiną
swoje ramiona wokół niej, jej plecy przyciągnął do swojego brzucha. Nie wyrywała się,
nie rozkazała mu ją uwolnić, na co był przygotowany.
Gdy zbliżyli się do ziemi, wyprostował ich, rozłożył skrzydła i zwolnił. Śnieg
wciąż pokrywał ziemię i skrzypną gdy wylądowali. Blanka nie odsunęła się. Nie uciekła.
To coś na co nie był przygotowany.
Najwyraźniej wiedział o niej bardzo mało.
– To prawdopodobnie najlepszy sposób, wiesz o tym, - powiedziała
kategorycznie, trzymając się tyłem do niego. Wiatr cisnął jej włosy na jego policzki. -
Byłam śmiałą rozmawiającą z tobą wcześniej, w każdym razie. Nigdy nie powinnam
zapraszać cię na ślub. Jesteśmy zbyt różni by to mogło zadziałać.
– Ja byłem skłonny spróbować, - powiedział, zgrzytając zębami. - Nie robić tego,
wyrzucił w myślach, Nie kończ nas!
Zaśmiała się bez humoru, zachwycił się różnicą pomiędzy tym śmiechem a
jednym z tych danych wewnątrz jego chmury.
Zachwycić się i zapłakał.
– Nie, skłonny byłeś ukryć mnie.
– Tak. Dlatego ponieważ próbowałem zrobić coś. Chcę być z tobą, Bianka. W
innym wypadku nie skoczyłbym za tobą. Zostawiłbym cię w spokoju od samego
początku. Nie próbowałbym pokazać ci światła.
– Jesteś takim napuszonym dupkiem, - sapnęła - Pokazać mi światło? Proszę!
Chcesz bym była doskonała. Niewinna. Ale co dzieje się gdy zawodzę? A będę, wiesz?
Nie jestem doskonała. Pewnego dnia przeklnę. Jak teraz. Pieprz się. Pewnego dnia
wezmę coś tylko dlatego, że jest śliczne i chcę tego. Czy zrujnowałoby mnie to w twoich
oczach?
– Nie było to tak dawno, - od parsknął.
Zaśmiała się jeszcze raz, teraz bardziej ponuro.
– Szale, które wzięłam zostały zrobione przez dzieci - robotników. Więc
naprawdę nie zrobiłam nic zbyt strasznego jeszcze. Ale zrobię. I wiesz co? Gdybyś miał
robić coś obrzydliwie sprawiedliwego, nie dbałabym o to. Wciąż chciałabym zabrać cię
na ślub. To jest różnica pomiędzy nami. Zły czy nie, dobry czy nie, chciałam cię.
– Ja Ciebie też chcę. Ale nie zawsze było to konieczne, wiesz o tym. I dbałabyś. -
Lysander zacieśniło swój chwyt na niej. - Bianko. Możemy to naprawić.
– Nie, nie możemy. - W końcu odwróciła się do niego twarzą. - To wymagałby
dania ci drugiej szansy, a ja nie daje drugiej szansy.
– Ja nie potrzebuje drugiej szansy. Potrzebuje tylko, żebyś przemyślała to. Zdała
sobie sprawę, że nasze stosunki muszą zostawać ukryty.
– Ja nie będę twoim sekretnym wstydem, Lysanderze.
Jego oczy zwęziły się. Próbowała wywrzeć na niego presję, a on tego nie lubił.
– Kradniesz w tajemnicy. Śpisz w tajemnicy. Więc dlaczego nie to?
– Pewnie nie wiesz, że twoja odpowiedź dowodzi, że nie jesteś wojownikiem,
którym myślałam, że jesteś. Miej miłe życie, Lysanderze, - powiedziała, wyrywając się
jego uścisku i odeszła nie oglądając się za siebie.
Rozdział 12
Lysander siedział z tyłu w budapeszteńskiej kaplicy, niewidzialny, przyglądając
się, jak Bianka pomogła jej siostrom i ich przyjaciołom ustawiać ozdoby na ślub.
Obecnie mocowała kwiaty przy sklepieniu sufitu. Bez drabiny. Towarzyszył jej przez te
dni, nieumiejący zostać daleko od niej. Zauważył jedną rzecz: rozmawiała i śmiała się
jakby wszystko było świetnie, normalnie, ale blask zginął z jej oczu i jej skóry. I on jej to
zrobił.
Gorzej, nie raz przeklęła, skłamała albo kradła. To też, jego wina. On powiedział
jej, że nie zasługuje na niego. On był — był, prawda? — tak bardzo zawstydzony, żeby
powiedzieć o niej jego ludziom.
Ale nie mógł zaprzeczać, że zatęsknił za nią. Tęsknił za wszystkim w niej.
Wiedział to, aż za dobrze. Ekscytowała go, wyzwała go, irytowała go, wyniszczała go,
sprawiała, że czuje.
Nie chciał być bez niej.
Coś miękkiego musnęło jego ramię. Ledwie udało mu się oderwać wzrok od
Bianki i zobaczyć, że Olivia teraz siadała przy nim.
Co było nie tak z nim, że nie usłyszał, kiedy przyszła. Zazwyczaj jego zmysły
były czujne i alarmujące.
– Dlaczego wezwałeś mnie tu? - zapytała. Olivia rozejrzała się nerwowo. Jej
ciemne loki obramowały jej twarz, pąki róży spływały po paru kosmykach.
– Do Budapesztu? Ponieważ zawsze tu jesteś, przecież.
– Jak i ty ostatnimi dniami, - odpowiedziała sucho.
Lysander wzruszył ramionami.
– Czy właśnie przychodzisz z pokoju Aerona? - Oliwia odpowiedziała
niechętnym kiwnięciem głowy. - Rafael był u mnie, - powiedział. Dzień kiedy stracił
Biankę. Najgorszy dzień w jego istnieniu.
– Te kwiaty nie są na środku, B, - powiedziała rudowłosa Kaia, żądając jego
uwagi i powodując przerwę w jego przemowie. - Przesuń je trochę z lewej.
Bianka wydała zirytowane westchnienie.
– Jak teraz?
– Nie. Moja lewa strona.
Narzekając, Bianka przesunęła kwiaty.
– Doskonale - Kaia wykrzyknęła do niej. Bianka obrzuciła ją gniewnym
spojrzeniem i Lysander uśmiechnął się. Dziękować Jedynemu Prawdziwemu Bogu, że
Lysander nie zabił całego jej ducha.
– Ja też myślę że jest doskonale – powiedziała jej najmłodsza siostra, Gwendolyn.
Bianka puściła kasetony i spadła na podłogę. Gdy wylądowała, wyprostowała się
jakby szarpnięcie wywołane zetknięciem się z podłogą nie wpłynęło na nią w żaden
sposób.
– Świetnie księżniczka jest w końcu zadowolona z czegoś, - wymamrotała. I
głośniej dodała, -
Ja nie rozumiem dlaczego nie możesz brać ślub na drzewie jak cywilizowana
Harpia.
Gwen zacisnęła ręce na swoich pięściach.
– Ponieważ, moim marzeniem zawsze było wziąć ślub w kaplicy tak jak każda
inna normalna osoba. Teraz proszę kogokolwiek o usunięcie nagich portretów Sabina ze
ścian? Proszę.
– Dlaczego chcesz pozbyć się ich gdy właśnie spędziłam cały ten czas przy
wieszaniu ich? -
zapytała Anya, bogini Anarchii i partnerka Luciena, dozorcy demona Śmierci,
najwyraźniej urażona. - One dodają czegoś ekstra, inaczej byłoby bardzo nudno. Mój
ślub będzie mieć striptizerów. Prawdziwych.
– Nudno? Nudno! - Furia przeszła po Gwen, oczy zaszły czernią, jej zęby
wyostrzyły się.
Lysander widział jak ta sama zmiana pojawiała się u niej wiele razy. W
poprzednich godzinach tak samo.
– Nie będzie nudno, -powiedziała uspokajająco Ashlyn, partnerka Maddox,
dozorca demona Furi. - Będzie piękne.
Kobieta w ciąży potarła swój zaokrąglony brzuch. Ten brzuch był większy niż
powinien być, jak na tak wczesny stan ciąży. Jednak nikt nie wydawał się zdawać sobie z
tego sprawy.
Lysander przypuszczał, że dziecko przyjdzie na świat dużo wcześniej niż myśleli.
Miał tylko nadzieję, że są gotowi na to co nosiła w sobie.
Jakie byłoby dziecko Bianki i jego? Nagle się zastanawiał. Harpia jak ona? Anioł
jak on?
Albo mieszanka ich obojga? Coś nagle ścisnęło jego serce i już zostało w klatce
piersiowej.
– Nudne? - Gwen warknęła jeszcze raz, najwyraźniej nie gotowa by zapomnieć o
zniewadze.
– Świetnie! - Bianka wyrzuciła do góry swoje ramiona. - Niech ktoś
przyprowadzi Sabina zanim Gwen zabije nas wszystkich we wściekłości.
Lysander wiedział, że Harpia we wściekłości mogła zaszkodzić również innym
Harpiom.
Sabin dozorca demona Zwątpienia jako małżonek Gwen był jedynym, który mógł
uspokoić ją. Z tą myślą, Lysander przechylił głowę na bok. Uświadomił sobie, że nigdy
nie widział, jak Bianka wybucha. Najwidoczniej traktowała wszystko jak grę. OK, nie
prawda. Raz, miała napad szału. W czasie kiedy Paris uderzył go pięścią. Lysander był jej
wrogiem, ale mimo to wściekła się przez to że ktoś go bił. To Lysander ją uspokoił. Coś
ścisnęło jeszcze bardziej jego serce, potarł swój mostek. Czy był małżonkiem Bianki?
Czy chciał nim być?
– Nikt nie musi mnie szukać. Jestem tutaj. - Sabin przeszedł przez drzwi
dwuskrzydłowe. -
Jakbym mógł być więcej niż kilka stóp dalej, gdy jest taka wrażliwa i uhh na
wszelki wypadek chciałaby mojej pomocy. Gwen, dziecinko? - tutaj na końcu jego głos
obniżył się, złagodniał. Podszedł do niej i objął ją swoim ramieniem, Gwen przytuliła się
do niego –
jutro najważniejszą rzeczą jest to, że będziemy razem. Prawda?
– Lysander, - powiedziała Olivia, odwracając jego uwagę od tkliwej pary – To
czekanie jest nieznośne? Rafael przyszedł do ciebie i... i co?
Lysander westchnął, zmuszając się do koncentracji.
– Najpierw odpowiedz mi na kilka pytań.
– Samą prawdę, - odpowiedziała po krótkim wahaniu.
– Dlaczego lubisz Aeron, chociaż on jest tak inny niż ty?
Olivia wygładziła materiał swojej szaty – Myślę, że lubię go właśnie dlatego, że
tak się ode mnie różni. Dał sobie rade wśród ciemności i zachował blask swojej duszy.
Aeron nie jest idealny, nie jest niewinny, ale mógł ulec swojemu demonowi już dawno
temu a jednak wciąż walczy. Chroni tych, których kocha. Jego pasja do życia jest... -
Olivia zadrżała - zdumiewając. I on krzywdzi ludzi tylko wtedy gdy jego demon zmusza
go i to tylko jeśli oni są winni. Niewinnych zostawia w spokoju.
To samo było z Bianką. A Lysander próbował sprawić, żeby się wstydziła siebie.
Wstydzić się, mimo że powinna być tylko dumna z tego co osiągnęła, że dała sobie radę
wśród ciemności, jak powiedziała Olivia.
– I nie jesteś zawstydzona, że nasz rodzaj wie o twojej sympatii do niego?
– Wstydzić się Aeron? - Olivia śmiała się. - Kiedy on jest silniejszy,
gwałtowniejszy, żywszy niż ktokolwiek kogo znam? Oczywiście, że nie. Byłabym dumna
gdybym była jego kobietą.
Nie żeby to kiedykolwiek mogło się zdarzyć, - dodała smutno.
Duma. I znów to słowo. Nagle pojawiło się coś w jego umyśle. Ja nie będę twoim
sekretnym wstydem, Lysanderze, powiedziała Bianka. On przypomniał jej, że wszystkie
swoje grzechy robi w tajemnicy. Więc dlaczego nie to? Ona nie dała mu odpowiedzi, ale
teraz zrozumiał.
Ponieważ była dumna z niego. Ponieważ chciała się nim chwalić. Tak jak on
powinien się chcieć chwalić nią.
Każdy inny mężczyzna byłby dumny stojąc przy niej. Była piękna, inteligentna,
dowcipna, namiętna i żyła zgodnie ze swoim własnym kodeksem moralnym. Jej śmiech
był melodyjniejszy niż piosenka harfy, jej pocałunek tak słodki jak modlitwa.
Lysander uważał ją za nasienie Lucyfera, mimo że była prezentem od Jedynego
Prawdziwego Boga. Był takim głupcem.
– Czy odpowiedziałam wystarczająco na twoje pytanie? - zapytała Olivia.
– Tak. - Lysander był zaskoczony szorstkością swojego głosu. Czy zrujnował
nieodwracalnie sprawy między nimi???
– Więc teraz odpowiedz na parę moich.
Nie zdolny wydobyć jakikolwiek dźwięk, kiwnął głową. Musiał zrobić to
szczerze.
Przynajmniej spróbować. - Bianka. Harpia, którą obserwujesz. Kochasz ją?
Miłość. Lysander znalazł ją wśród tłumu i uścisk w jego klatce piersiowej stał się
nie do zniesienia. Obecnie dodawała magicznym markerem wąsy do jednego z portretów
Sabina podczas gdy Kaia dodała … inne rzeczy na dole. Kaia chichotała, Bianka
wyglądała tak jakby była w trakcie zachowywania pozorów, udając radość.
Lysander pragnął jej szczęścia. Chciał być jej drogą.
– Myślisz, że się jej wstydzisz, - kontynuowała Olivia, gdy nie odpowiedział.
– Skąd wiesz? - Zmusił się do odpowiedzi.
– Jestem - albo byłam – posłańcem radości, Lysanderze. Moją pracą było
dowiedzenie się co ludzie czują a następnie pomóc im poznać prawdę. Ponieważ tylko w
prawdzie można znaleźć prawdziwe szczęście. Nigdy nie wstydziłeś się jej. Znam cię.
Niczego się nie wstydzisz. Po prostu byłeś przestraszony. Wystraszyłeś się że może nie
jesteś tym czego ona pragnie.
Oczy Lysandera powiększyły się. Czy to mogłoby być prawda? Przecież
próbował ją zmienić. Próbował zrobić z niej kogoś takiego jak on, więc jak mogłaby
chcieć kogoś takiego? Tak. Tak, to miało sens, i po raz drugi w swoim życiu, czuł do
siebie odrazę.
Pozwolił Biance uciec od siebie. Rzucił ją, podczas gdy powinien wyśpiewywać
pieśni na jej cześć do wszystkich w niebie. Żaden człowiek nie był bardziej niemądry.
Szkoda nie do naprawienia albo może nie, Lysander musiał spróbować ją odzyskać.
Skoczył na równe nogi.
– Kocham ją – powiedział – Kocham. -Lysander chciał wziąć ją w swoje ramiona.
Chciał krzyknąć do całego świata, że Bianka należy do niego. Że wybrała go na swojego
mężczyznę.
Jego ramiona gwałtownie opadły. Wybrany. Kluczowe słowo. Czas przeszły. Nie
wybrałaby go jeszcze raz. Nie daje drugiej szansy, powiedziała. Ona często kłamie... Po
raz pierwszy, myśl, że jego kobieta lubiła kłamać spowiła, że się uśmiechnął. Może
skłamała w tej sprawie. Może dałaby mu drugą szansę. Okazje by udowodnił swoją
miłość do niej. Gdyby musiał się płaszczyć przed nią, zrobiłby to. Ona była jego
słabością, ale to nie musiało być czymś złym. To mogłoby być jego ocaleniem.
Wcześniej jego życie bez niej nie miało sensu. Tak samo jej dla niej. Powiedziała
mu przecież, że jest jej własną słabością. On też mógłby być dla niej ocaleniem.
– Dziękuję, - powiedział do Olivii. - Dziękuję, że pokazałaś mi prawdę.
– Przyjemność po mojej stronie.
Jak Lysander powinien się zbliżyć do Bianki? Kiedy? Pilna potrzeba zalała go.
Chciał zrobić to jak najszybciej. Jako wojownik wiedział jednak, że niektóre bitwy
wymagają planowania.
I ponieważ to była najważniejsza bitwa w jego istnieniu, chciał zaplanować swój
atak. Jeśli wybaczyłaby mu i zdecydowałaby być z nim, wciąż mieliby trudną drogę
przed sobą.
Gdzie zamieszkaliby? Jego obowiązki były w niebach. Ona miała się dobrze na
ziemi, z jej rodziną znajdującą się obok niej. Oprócz tego, Olivia miała zabić Aerona,
który od jutra zasadniczo byłby szwagrem Bianki. A jeśli Olivia zdecydowałaby się go
nie zabijać, wtedy inny anioł byłby wybrany do załatwienia tej sprawy.
Najprawdopodobniej byłby to Lysander. Ale jego Bóg nauczył go jednej rzeczy, miłość
mogła pokonać wszystko. Nic nie było silniejsze. Mogli jeszcze wszystko naprawić.
– Znów cię straciłam, - powiedziała Olivia ze śmiechem. Zanim odejdziesz
daleko, musisz powiedzieć dlaczego mnie wezwałeś. Co Rafael ci powiedział.
Część jego dobrego humoru zniknęła. Podczas gdy Olivia właśnie dała mu
nadzieję i pomogła mu znaleźć dobrą drogę, on miał zniszczyć wszystkie jej nadzieje na
„długo i szczęśliwie” dla niej.
– Rafael przyszedł do mnie, - powtórzył. Po prosty zrób to! Po prostu powiedz to!
-
Powiedział mi, że rada jest nie zadowolona z ciebie. Że staje się ona już znużona
czekaniem na twoje posłuszeństwo. - jej uśmiech zbladł.
– Wiem. - szepnęła.- Ja tylko... Nie mogę zmusić się do sprawienia mu bólu.
Patrzenie na niego daje mi tyle radość. A zasługuję by doświadczyć radości po tylu
wiekach wiernej służby, czyż nie?
– Oczywiście.
– A jeśli on będzie martwy, nigdy nie będę mogła robić rzeczy, o których teraz
marzę.
Lysander zmarszczył czoło.
– Jakich rzeczy?
– Dotykać go. Wtulać się w jego ramiona. - pauza. - Całować go.
To były niebezpieczne pragnienia. Oh, Lysander znał ich moc.
– Ale jeśli nie zrobisz tego, - zaoferował, - oni mogą się sprzeciwić. - Ale
nienawidził myśleć, że ta wspaniała kobieta będzie musiała zrezygnować z czegoś, czego
pragnęła. Mógł wnieść petycję do rady w sprawie przebaczenia Aeronowi, ale to nie
dałoby nic. Dekret był dekretem. Prawo zostało złamane i ktoś musiał za to zapłacić. -
Wkrótce, rada zostanie zmuszona do dania ci ultimatum. Twój obowiązek albo twój
upadek.
Olivia wpatrywała się w dół na swoje ręce, kolejny raz wygładzając materiał
swojej szaty.
– Wiem o tym. Nie wiem dlaczego się waham. Aeron przecież nigdy by mnie nie
zechciał.
Jego kobieta powinna być pasjonująca, niebezpieczna. Tak gwałtowna jak on. A ja
jestem...
– Skarbem, - powiedział Lysander. - Jesteś szczególnie cenna. Nigdy nie myśl
inaczej. - Olivia zaproponowała mu niepewny uśmiech. - Zawsze cię kochałem, Olivio.
Nie chciałbym zobaczyć, jak oddałaś wszystko, czym jesteś dla człowieka, który
zagroził, że cię zabije.
Wiesz co straciłabyś, tak? - Jej uśmiech znikł, gdy kiwnęła głową. - Spadłabyś
prosto do piekła. Demony przyszłyby po twoje skrzydła. One zawsze przychodzą
najpierw po skrzydła. Już nie będziesz obojętna na ból. Mimo że będą cię krzywdzić,
będziesz musiała sama wykopać sobie drogę na wolność z podziemi albo tam umrzeć.
Twoja siła zostanie zmniejszona. Twoje ciało nie będzie się już samo leczyć tak jak teraz.
Będziesz słabsza niż człowiek ponieważ nie zostałaś wychowana wśród nich.
Lysander uważał, że sam mógłby przeżyć takie coś, ale sądził, że Olivia nie
dałaby rady.
Była zbyt delikatna. Zbyt… chroniona jak do tej pory. Dotąd w swoim życiu
zajmowała się radością i szczęściem. Nie znała się na niczym więcej.
Demony piekielne byłyby dla niej okrutniejsze, niż dla niego, mężczyzny - anioła
bali się bardziej niż kogokolwiek innego. Olivia była wszystkimi, czym gardzili.
Całkowicie dobra.
Niszczenie takiej niewinności i czystości zachwyciłaby ich.
– Dlaczego mi to mówisz? - Jej głos zadrżał. Łzy popłynęły smugami w dół jej
policzków.
– Ponieważ nie chcę byś podjęła niewłaściwą decyzję. Ponieważ chcę byś
wiedziała co ryzykujesz.
Moment minął w ciszy, nagle podskoczyła i zarzuciła mu swoje ramiona na szyje.
– Kocham cię, wiesz.
Lysander uściskał ją mocno, czując, że to jest jej sposób na pożegnanie się.
Wyczuwał, że to mógł być dla niej ostatni czas wytchnienia. Ale nie zatrzymałby jej,
jakąkolwiek drogę wybrała. Cofnęła się i położyła swoje drżące ręce wzdłuż lśniącej
białej szaty.
– Poświęciłeś mi dużo uwagi, więc teraz zostawię cię już twojej kobiecie. Moja
miłość zawsze podąży za tobą, Lysanderze. - Gdy To powiedziała jej skrzydła rozwinęły
się.
Poleciała w górę, zachodząc mgła przy suficie - i kwiatach Bianki - przed
zniknięciem.
Miał nadzieję, że Olivia wybierze swoją wiarę, swoją nieśmiertelność, ponad
dozorcę demona Gniewu, ale obawiać się, że ona tego nie chce. Jego spojrzenie
powędrowało ku Biance, teraz idącej w dół przejścia do wyjścia. Zatrzymała się przy
jego ławce, zmarszczyła brwi, potem potrząsnęła głową i wyszła. Uświadomił sobie, że
gdyby był zmuszony do wyboru między nią a swoją reputacją, wybrałby ją. A teraz był
czas by jej to udowodnić.
Rozdział 13
Muszę odciągnąć swoje myśli od tego tchórza, pomyślała Bianka. To był dzień
ślubu jej najmłodszej siostry. Powinna się cieszyć. Być zachwycona. Ale jeśli miałaby
być szczera, to była jednak ździebełko – czyli strasznie - zazdrosna. Gwen miała
mężczyznę, demona, który ją kocha. Który był dumny z niej.
Lysander uważał Bianka za niegodną jego. Pomyślała nawet o zmienieniu się dla
niego, ale szybko zaniechała tego pomysłu. Zmienić swoją osobowość – na taką jaką on
by wybrał -
byłoby niczym więcej niż ordynarnym kłamstwem. A Lysander nie cierpiał
kłamstw. Więc, według niego, nigdy nie byłaby dość dobra. Co oznacza, że był głupi, a
ona nie spotyka się z głupimi ludźmi. Plus, on nie zasługuje na nią. Zasłużył tylko by
gnić w swoim nieszczęściu.
I to jest to co go czeka bez niej. Bycie nieszczęśliwym. Przynajmniej miała taką
nadzieję.
- To tyle, jeśli chodzi o nasz plan chodzenia nago, - Kaia mamrotała przy niej. -
Gwen zobaczyła, mnie nagą w moim pokoju i prawie podcięła mi gardło.
- Nie prawda, - obmawiana panna młoda odezwała się za ich pleców. Obróciły się
jednocześnie.
Biance zaparło dech w piersiach, miała tak za każdym razem gdy widziała swoją
młodszą siostrę w jej sukni ślubnej. Wyglądała jak księżniczka, cięcie w pasie pasowało
idealnie do jej wąskiej talii, piękne białe sznurowadło było przewiązane tuż pod jej
piersiami zanim opadło do jej kostek. Materiał zakrywający jej nogi był przezroczysty,
pozwalający zobaczyć uda i te olśniewające czerwone buty na obcasach. Jej truskawkowe
loki były częściowo upięte, diamenty błyszczały pomiędzy kosmykami. W jej złoto
szarych oczach było tyle miłości i radosnego podniecenia, że były prawie oślepiały.
- Prawie wyrzuciłam cię za okno, - dodała Gwen.
Roześmiały się. Nawet stoicka Taliyah, ich najstarsza siostra, która obejmowała
Gwen ramieniem. Okazało się, że ojcem Gwen był największy wróg Lordów, a matka
Gwen nie przyznawała się do niej do lat, więc to Taliyah będzie odprowadzać Gwen do
ołtarza.
- Dlatego teraz noszę to, - Kaia wskazała swoją suknię, identyczną jak suknia
Bianki.
Jaskrawo żółty twór z dużą ilością wstążek, plisek i wyszywaną cekinami różą
appliqués, którego nikt nigdy nie powinien nosić w życiu. Nawet miały kapelusze z
pomarańczowymi wstążkami.
Gwen wzruszyła ramionami nieskruszona.
- Nie chciałam, żebyście wyglądały piękniej niż ja.
- Śluby są chore, - powiedziała Bianka. - Powinnaś mieć tylko swoje imię
wytatuowane na tyłku Sabina i to byłoby idealne. - To jest to co zrobiłabym, pomyślała .
Nie żeby Lysander kiedykolwiek się na taką rzecz zgodził. Czy byliby razem, czy też nie.
Ale nigdy przecież nie będą. Łajdak.
- Zrobiłam to. Zmusiłam go do wytatuowania moje imię na jego tyłku, -
powiedziała Gwen. - I na ramieniu. I klatce piersiowej. I plecach. Ale potem
wspomniałam mimochodem jak bardzo zawsze chciałam mieć wielki ślub i wtedy
powiedział mi, że mam cztery tygodnie do zaplanowania go albo on przejmuje zadanie i
robi to sam. Każdy wie, że mężczyzna nic nie może zaplanować dobrze, więc… -
wzruszyła ramionami, radosne podniecenie i miłość jeszcze bardziej uwidoczniły się na
jej twarzy. - Czy oni są już gotowi?
Bianka i Kaia odwróciły się do kaplicy i zerknęły przez szparę w zamkniętych
drzwiach.
- Jeszcze nie, - powiedziała Bianka. - Brakuje Parisa.
Paris, który miał przewodniczyć uroczystością ślubnym, był zajęty przez Internet.
- Niech się lepiej pośpieszy, - dodała gderliwie. - Albo znajdę sposób by zmusić
go do walki w oleju jeszcze raz.
- Jesteś bardzo przygnębiona ostatnio. Tęsknisz za swoim aniołem? - zapytała ją
Kaia, kiwając małym palcem do Amun, który stanął w linii drużbów obok Sabina przy
ołtarzu.
Amun nie powinien móc jej zobaczyć, ale jakoś się mu to udało. Kiwnął głową, a
uśmiech szarpną kąciki jego ust do góry.
- Oczywiście, że nie. Nienawidzę go. - kłamstwo. Nie powiedziała siostrom
dlaczego ona i Lysander rozeszli się, tylko że tak miało być. Na zawsze.
Gdyby znały prawdę, zechciałyby go zabić. A wszystkie oprócz Gwen były
wytrenowanymi zabójcami, strasznie dobrymi w tym co robiły i zmuszona byłaby być
dumnym właścicielem głowy Lysandera. Której nie chciała. Bianka pragnęła tylko
Lysandera. Głupia dziewczyna.
- Wiesz, ja tylko będę ci dokuczać tak przez kilka najbliższych lat, - powiedziała
Kaia.
- Powinnaś zatrzymać go przy sobie. Byłoby fajnie korumpować go.
On nie chciał już zostać skorumpowanym, teraz ona chciała zostać
oczyszczonym. Byli zbyt inni. To nigdy nie zadziałałoby. Rozstanie było najlepszym
wyjściem. Więc dlaczego nie mogła sobie z tym dać rady. Dlaczego czuła jego spojrzenie
na sobie w każdą minutę każdego dnia? Nawet teraz, gdy wyglądała jak południowa
piękność na pęknięciu?
- Więc Sabin nie ma nazwiska, - powiedziała Bianka do Gwen, odciągając
rozmowę od siebie. - Czy zamierzasz nazywać się Gwen Sabin?
- Nie, nic podobnego. Będę nazywała się Gwen Lord.
- Jak Anya planuje się nazywać? Anya Underworld? - zapytała ze śmiechem Kaia.
-
Znając naszą boginię, będzie ona wymagać od Luciena, żeby wziął dla siebie jej
nazwisko.
Kłopoty. Czy to jest jej nazwisko?
- Jesssstem tutaj, jesssstem tutaj, - wrzasnął jakiś głos nagle. Legion przepchała
się przed Bianka i Kaia. Również miała na sobie żółtą sukienkę. Jej suknia miała jednak
więcej wstążek, plisek i cekinów. Trzymała kurczowo kosz kwiatów w rękach, jej za
długie paznokcie zakręcały się wokół rączki. Najlepsze ze wszystkiego było to, że nosiła
diadem.
Ponieważ nie miała włosów, musiał zostać przyklejonym na jej głowy.
- Zaczynamy.
Nie czekała na pozwolenie, ale zrobiła sobie ramionami przejście do drzwi. Tłum
— który składał się z Lordów Podziemi, ich towarzyszek i jakichś bogów i bogiń
znanych Anyi —
odwrócił się i jękną gdy ją zobaczył. No dobrze, oprócz Gideona. On był
niedawno więziony i torturowany przez Łowców, prześladowców Lordów i obecnie nie
ma rąk. (Jego stopy też nie są w najlepszym stanie.) Z powodu swoich urazów, był dalej
słaby, więc leżał w noszach na kółkach, ledwo przytomny. Gideon uparł się jednak by
być na ceremonii.
Ze swojej ławki Aeron uśmiechnął się z pobłażaniem, gdy Legion rzucała różowe
płatki na wszystkie strony. W tym samym czasie kiedy podeszła do ołtarza, Paryż wszedł
na podium.
Wyglądał na znękanego i bladego. Sabin uderzył go pięścią w ramię.
Sabin wyglądał niewiarygodnie. Nosił czarny smoking, jego włosy zostały
zaczesane do tyłu, a kiedy odwrócił się przodem do drzwi, w oczekiwanie na Gwen, jego
cała twarz promieniała. Z miłością. Z dumą. Zazdrość Bianki wzrosła. Chciała tego.
Chciała by jej mężczyzna uważał ją za doskonałą pod każdym względem.
Czy to było zbyt wiele? Pozornie tak. Głupi Lysander.
- Idź, idź, idź, - zarządziła Gwen, popychają lekko.
Bianka ruszyła w kierunku będącego z przodu Stridera, wyznaczonego jako jej
drużby.
Uśmiechnął się do niej gdy podeszła do niego. Byłby dumny móc nazwać ją swoją
kobieta, pomyślała. Spróbowała odwrócić swoją uwagę od tych myśli, ale jej oczy już
wypełniały się łzami. Rozglądnęła się, próbując je powstrzymać.
Kaplica naprawdę była piękna. Błyszczące, białe kwiaty, które zwisały z sufitu
były grube i bujne, tworząc baldachim, schronienie. To była najładniejsza część wystroju
gdyby ktoś ją o to zapytał. Świece migotały złotym światłem, bawiąc się z cieniami.
Kaia stanęła na swoim miejscu i każdy oprócz Gideona wstał. Muzyka zmieniła
się, zwolniła do ślubnego marsza.
Gwen i Taliyah pojawiły się. Sabinowi zaparło dech w piersiach. Tak, to był
sposób w jaki mężczyzna powinien reagować na widok swojej kobiety.
Co sprawiło, że myślałaś, że kiedykolwiek byłaś kobietą Lysandera?
Ponieważ była jego jedną słabością, pokusą. Ponieważ mimo swojej nabożnej
drogi dotknął jej. Ponieważ lubiła to jak sprawiał, że się czuła. Ponieważ uzupełniali się.
Ponieważ dokańczał ja w pewnym sensie, mimo że nie wiedziała, że potrzebowała tego.
Był światłem w jej ciemności.
Był skłonny do pokazania ci tego światła. Bez przerwy.
Może powinna walczyć o niego. To przecież to kim była. Wojownikiem. Już
poddała się, jakby nic dla niej nie znaczył, a przecież stał się, jakimś cudem,
najważniejszą rzeczą w jej życiu. Bianka nie chciała, ale wyłączyła się, gdy Paris
przemawiał, gdy młoda szczęśliwa para dawała sobie śluby, jej myśli pozostawały wciąż
przy Lysanderze. Czy powinna spróbować walczyć o niego teraz? Jeśli tak, jak się do
tego zabrać?
Dopiero gdy tłum zaczął wiwatować porzuciła swoje myśli, popatrzyła jak Sabin i
Gwen całują się. Potem pomaszerowali razem w dół przejścia i na zewnątrz kaplicy.
Reszta gości wyszła za nimi.
- Możemy? - zapytał Strider, podając jej ramię.
- Ona nie może. - Paris złapał jej ramię. - Jesteś potrzebna w tym pokoju. -
Wskazał wolną ręką.
- Dlaczego? - Czy on planuje zemstę przeciwko niej za zmuszanie go do zapasów
w oleju z Lysanderem. Paris nie wspomniał o tym od dnia jej powrotu do Buda, ale nie
był z tego powodu zadowolony. Powinien jej dziękować za boskiego przeciwnika. Mógł
dotknąć Lysandera wszędze. Paris zmrużył oczy.
- Po prostu iść za czym twój chłopak zdecyduje się przyjść tutaj, zmęczony
czekaniem.
Jej chłopak. Lysander? Nie może być. A może jednak? Ale dlaczego przyszedł?
Serce waliło jej jak bęben w klatce piersiowej, ruszyła do przodu. Nie pozwoliła sobie
biec, chociaż chciała taaak strasznie. Sięgnęła do drzwi. Jej ręka zadrżała gdy przekręciła
gałkę.
Zawiasy zaskrzypiały. I wtedy wpatrywała się w... pusty pokój. Jej zęby
zazgrzytały. Zemsta Parisa, właśnie kiedy ona odstępowała. Oczywiście. Ten szczur,
łajdak, kawałek gówna zapłaci za to. Ona nie tylko zrobi mu zapasy w oleju. Zrobi mu...
- Cześć, Bianko.
Lysander. Jęknęła i obejrzała się za siebie. Jej oczy powiększyły się. W jednej
chwili, kaplica została odmieniona. Jej sióstr i przyjaciół nie było już w środku. Lysander
i inne anioły zajęli każdy wolny cal kaplicy. Anioły były wszędzie, światło otaczające ich
mogło zawstydzić świece Gwen.
- Co tu robisz? - domagała się odpowiedzi, bojąc się mieć nadzieję - Przyszedłem
błagać o twoje przebaczenie. - Jego ramiona poruszyły się -
Przyszedłem powiedzieć ci, że jestem dumny, będąc twoim mężem. Namówiłem
moich przyjaciół i braci by byli świadkami mojej proklamacji.
Bianka przełknęła, wciąż nie pozwalając nadziei wybuchnąć.
- Ale ja jestem zła i to się nie zmieni. Jestem twoją słabością. Możesz, nie wiem,
stracić wszystko przez bycie ze mną. - Ta myśl uderzyła w nią i Bianka opadła z sił.
Mógł stracić wszystko. Nic dziwnego, że chciał ją zniszczyć. Nic dziwnego, że
chciał ją ukryć.
- Nie, nie jesteś zła. I nie chcę, żebyś się zmieniła. Jesteś piękna i inteligentna i
dzielna. Więcej, jesteś dla mnie wszystkim. Jestem nikim bez ciebie. Ani dobry, ani
prawy, ani kompletny. I nie martw się. Nie stracę wszystkiego jak powiedziałaś. Nie
popełniłaś przecież niewybaczalnego grzechu. - Bianka przełknęła.
- A jeśli popełniłam?
- To upadnę.
OK. Niewielkie ziarnko nadziei przesączyło się do jej myśli. Ale w żadnym
wypadku nie pozwoli mu upaść. Nigdy. Lysander uwielbiał być aniołem.
- Co spowodowało tą zmianę?
- W końcu wyjąłem swoją głowę ze swojej dupy, (to jest pewnie amerykańskie
powiedzonko oznaczające to, że zmądrzał:) - powiedział sucho.
On powiedział dupa. Lysander właśnie użył słowa dupa. Wypełniło ją jeszcze
więcej nadziei i musiała mocniej ścisnąć swoje usta, żeby powstrzymać się przed
uśmiechem. I płaczem!
Łzy cisnęły się jej do oczu, paląc. Naprawdę mogli naprawić swój związek?
Jeszcze tak niedawno temu była wdzięczna — albo przynajmniej jej się tak wydawało, że
była — że byli osobno, do tej pory istniało tak wiele przeszkód między nimi.
- Mam tylko nadzieję, że mogłabyś kochać tak niemądrego mężczyznę jak ja.
Jestem skłonny do życia gdziekolwiek będziesz chciała. Jestem skłonny zrobić wszystko
czego tylko zapragniesz, żebyś tylko mi wybaczyła. - Lysander upadł na kolana –
Kocham cię, Bianka Skyhawk. Byłbym dumny móc być z tobą.
Był dumny z niej. Pragnął ją. Kochał ją. To było wszystkim o czym potajemnie
marzyła w ostatnich tygodniach. Tak, mogli wszystko naprawić. Byliby razem, i to
byłaby najważniejsze. Ale nie powiedziała mu tego. Za to wrzasnęła: - Teraz?
Zdecydowałeś się przedstawić mnie swoim przyjaciołom teraz? Gdy wyglądam jak to? -
Marszcząc brwi, Bianka zerknęła ponad swoim ramieniem na nich i dostrzegła ich
zdziwione wyrazy twarzy. - Wiesz, zazwyczaj wyglądam lepiej. Powinieneś zobaczyć
mnie innego dnia, gdy byłam naga.
Lysander jęknął.
- To wszystko co masz mi do powiedzenia?
Stanęła tyłem do niego. Jego oczy były tak szerokie jak i jej pewnie były, ramiona
krzyżował na swoim mostku.
- Nie. Jest tego więcej, - narzekała. - Ale wiesz ja nigdy nie pozbędę się skutków
noszenia tej żółtej sukni.
- Bianka.
- Tak, ja ciebie też kocham. Ale jeśli jeszcze kiedyś stwierdzisz, że jestem
niegodna ciebie, wtedy pokarze ci jaka demoniczna mogę być.
- Zgoda. Ale nie musisz się o to martwić, kochana, - powiedział, a wolny uśmiech
podniósł jego smakowite usta. - To ja jestem niegodny ciebie. Modlę się o to byś nigdy
nie musiała dowiedzieć się o tym.
- Oh, wiem to już, - powiedziała, i jego uśmiech zniknął. - Teraz choć tu. - Złapała
za tył jego szyi i szarpnęło go w dół dla pocałunku.
Podniósł swoje ramiona i objął ją. Bianka nigdy wcześniej nie pomyślałby, że
mogłaby zostać dopasowana do anioła, ale nie mogła żałować tego teraz. Nie gdy
Lysander był omawianym aniołem.
- Jesteś pewny, że jesteś gotowy na mnie - zapytała go kiedy przerwali pocałunek,
żeby nabrać powietrza. Szepnął przy jej brodzie.
- Byłem gotowy na ciebie całe moje życie. Tylko dotąd o tym nie wiedziałem.
- Dobrze. - Podskoczyła z okrzykiem i owinęła nogi wokół jego pasa. Fala
gwałtownych wdechów przeszła przez pokój. Oni byli wciąż tu?
- Ty pozbędziesz się swoich przyjaciół, ja urwę się z przyjęcia mojej siostry i
urządzimy sobie zapasy w oleju.
- Zabawne, - powiedział, skrzydła otoczyły ją i Lysander poleciał z nią w górę, do
swojej chmury.- To jest dokładnie to o czym pomyślałem.