MEG CABOT
Czwarty wymiar
To był zwykły sobotni poranek w Brooklynie Nic nie kazało mi podejrzewać, że tego dnia
moje życie zmieni się na zawsze Absolutnie nic
Wstałam wcześnie, żeby pooglądać kreskówki. Nie miałam nic przeciwko temu, żeby wstać
wcześnie, jeśli chodziło o spędzenie paru godzin z królikiem Bugsem i jego przyjaciółmi. Nie
znosiłam tylko wstawać wcześnie do szkoły Już wtedy za nią nie przepadałam W zwykły
dzień tygodnia tata łaskotał mnie w pięty, żebym podniosła się z łóżka
Ale nie w soboty.
Tata chyba czuł to samo. To znaczy, jeśli chodzi o soboty. Zawsze wstawał pierwszy, ale w
soboty wstawał jeszcze wcześniej i zamiast owsianki z brązowym cukrem, którą karmił mnie
w tygodniu, przygotowywał mi tosty. Mama, która nie znosiła zapachu syropu klonowego,
zostawała w łóżku, dopóki talerze nie zostały opłukane i włożone do zmywarki, stół wytarty,
a kuchnia wywietrzona.
W tamtą sobotę - zaraz po moich szóstych urodzinach - zmyliśmy z tatą naczynia i
posprzątaliśmy, a potem wróciłam do oglądania filmów Nie pamiętam, co akurat oglądałam,
kiedy wszedł tata, żeby się ze mną pożegnać, ale film musiał być dobry, bo strasznie
chciałam, żeby się pośpieszył i już sobie poszedł
-Idę pobiegać - powiedział, całując mnie w czubek głowy - Cześć, Suze
-Cześć - powiedziałam
Chyba nawet na niego nie spojrzałam. Wiedziałam, jak wygląda, Wysoki z gęstymi,
ciemnymi, posiwiałymi w niektórych miejscach włosami Tego dnia miał na sobie szare
spodnie do joggingu i koszulkę z napisem Homeport, Menemsha, świeże owoce morza
na okrągło przez cały rok, pamiątka naszej ostatniej wyprawy na Martha's Vineyard
Żadne z nas nie zdawało sobie sprawy, że to ostatnie ubranie, jakie na siebie włożył
-Na pewno nie chcesz iść ze mną do parku? - zapytał
-Tato - powiedziałam, przerażona myślą, że mogłaby mnie ominąć choć minuta
kreskówki -Nie
-Baw się dobrze - odparł - Powiedz mamie, że w lodówce jest świeżo wyciśnięty sok
z pomarańczy
-W porządku - mruknęłam – Cześć. I wyszedł
Czy postąpiłabym inaczej, wiedząc, że nigdy więcej go nie zobaczę -w każdym razie,
żywego? Oczywiście, że tak Poszłabym z nim do parku Zmusiłabym go, żeby
spacerował, a nie biegał Gdybym wiedziała, że dostanie ataku serca tam, na ścieżce w
parku, i umrze na oczach obcych ludzi, przede wszystkim zamiast do parku, kazałabym
mu pójść do lekarza Ale nie wiedziałam Skąd mogłam wiedzieć? No skąd?
1
Kamień leżał dokładnie tam, gdzie wskazała pani Gutierrez, pod obwisłymi gałęziami
przerośniętego hibiskusa na jej podwórku Wyłączyłam latarkę Pomimo pełni gruba
warstwa chmur przywiana znad morza koło północy oraz lepka wilgoć ograniczały
widoczność do
zera
Ale światło i tak nie było mi już potrzebne Zabrałam się do kopania Zanurzyłam palce w
wilgotnej, miękkiej ziemi i usunęłam kamień z miejsca, w którym spoczywał Dał się łatwo
poruszyć, nie był ciężki Zaczęłam grzebać w dziurze, szukając metalowego pudełka, które,
jak zapewniła mnie pani Gutierrez, powinno tam być
Nie było go jednak Pod palcami nie wyczułam niczego poza mokrą ziemią
Wtedy w pobliżu trzasnęła pod czyimś ciężarem leżąca na ziemi gałązka
Znieruchomiałam Wdarłam się w końcu na teren prywatny; ostatnia rzecz, jakiej mi było
trzeba, to powrót do domu w asyście funkcjonariuszy policji Carmelu w Kalifornii
Po raz kolejny
Potem, z sercem bijącym jak oszalałe, usiłując gorączkowo wymyślić jakieś wyjaśnienie,
żeby się wyplątać z tej sytuacji, rozpoznałam szczupły cień - ciemniejszy niż wszystkie inne
wokół - o jakiś metr ode mnie W uszach nadal czułam silne pulsowanie, ale teraz już z
innego powodu
-To ty - powiedziałam, podnosząc się z wolna na chwiejnych nogach
-Cześć, Suze - Głos, który mnie dobiegł w wilgotnym powietrzu, brzmiał głęboko i pewnie w
przeciwieństwie do mojego, który wykazywał denerwującą skłonność do drżenia, kiedy on
był gdzieś w pobliżu
A nie tylko głos mi drżał, kiedy się zjawiał Starałam się nie dać tego po sobie poznać
-Oddaj - powiedziałam, wyciągając rękę. Odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął śmiechem
-Zgłupiałaś? - powiedział
-Mówię poważnie, Paul - oznajmiłam stanowczo; moja pewność siebie zaczynała jednak
ustępować niczym piasek osypujący się pod stopami
-Suze, to dwa tysiące dolarów - stwierdził, jakbym o tym nie wiedziała - Dwa tysiące
-Należą do Julia Gutierreza - powiedziałam zdecydowanie, chociaż czułam się zupełnie
inaczej - Nie do ciebie
-Och, jasne - stwierdził z ironią - I co Gutierrez zrobi, wezwie gliny? Nie ma pojęcia, że
czegoś mu brakuje W ogóle nie zdawał sobie sprawy, że to tutaj było
-Bo jego babcia umarła i nie zdążyła mu o tym powiedzieć -przypomniałam
-Więc niczego nie zauważy, prawda? -Wyczuwałam w ciemności, że Paul się uśmiecha
Słyszałam śmiech w jego głosie -Nie będzie mu brakować czegoś, o czym i tak nie wiedział
-Pani Gutierrez wie - Opuściłam rękę, żeby nie zauważył jej drżenia, ale rosnącą niepewność
w głosie trudniej było ukryć -Jak odkryje, że ukradłeś pieniądze, znajdzie cię
-A skąd wiesz, że już tego nie zrobiła? - zapytał tak obojętnie, że dostałam gęsiej skórki a nie
miało to nic wspólnego z jesiennym chłodem
Nie chciałam mu uwierzyć Ale nie miał powodu, żeby kłamać Było oczywiste, że pani
Gutierrez, szukając pomocy wszędzie, gdzie się dało, przyszła również do niego. Jak inaczej
dowiedziałby się o pieniądzach?
Biedna pani Gutierrez Zaufała niewłaściwemu pośrednikowi Ponieważ wyglądało na to, że
Paul dopuścił się w stosunku do niej nie tylko kradzieży: o, nie.
Jak ostatnia idiotka, stałam na środku jej podwórza i wzywałam ją po imieniu - na tyle
głośno,
na ile się odważyłam - tak na wszelki wypadek Nie chciałam obudzić pogrążonej w żałobie
rodziny, śpiącej w skromnym, tynkowanym domku parę metrów dalej.
-Pani Gutierrez? -Wyciągałam szyję, szepcząc jej imię w mroku i usiłując nie zwracać uwagi
na zimno w powietrzu i w sercu - Pani Gutierrez? Jest pani tam? To ja, Suze Pani
Gutierrez?
Nie byłam specjalnie zaskoczona, że się nie zjawia Wiedziałam, naturalnie, że Paul jest w
stanie pozbywać się umarłych na dobre Nigdy nie przyszło mi po prostu do głowy, że może
być na tyle podły, żeby to zrobić Powinnam była się domyślić
Odwróciłam się w jego stronę; znad morza napłynął zimny wiatr Rozrzucił mi włosy
wokół twarzy, aż kilka długich, ciemnych pasm przywarło do błyszczyka na ustach
Miałam jednak poważniejsze zmartwienia
-To oszczędności jej życia - powiedziałam, nie dbając o to, czy zauważy drżenie mojego
głosu, czy nie -Wszystko, co miała, żeby zostawić dzieciom
-
Paul, z dłońmi wsuniętymi głęboko w kieszenie skórzanej kurtki, wzruszył ramionami
-Powinna je była złożyć w banku – stwierdził
Może trzeba z nim podyskutować, pomyślałam Może zdołam mu wyjaśnić
-Wielu ludzi nie ma zaufania do banków Na próżno
-Nie moja wina - powiedział, ponownie wzruszając ramionami
-Ty nawet nie potrzebujesz tych pieniędzy - krzyknęłam -Rodzice kupują ci, co
chcesz
-Dwa tysiące dolarów to dla ciebie nic, a dla dzieci pani Gutierrez to majątek!
-Powinna była lepiej o nie zadbać - burknął tylko A potem, chyba na widok mojej miny -
chociaż nie wiem, jak to możliwe, bo chmury były gęstsze niż przedtem - dodał
łagodniej: -Suze, Suze, Suze -Wyciągnął jedną rękę z kieszeni i przysunął się, żeby
położyć mijana ramieniu - Co ja mam z tobą zrobić?
Milczałam. Nie sądzę, żebym zdołała wydobyć głos, gdybym próbowała Oddychałam z
trudem Mogłam myśleć tylko o pani Gutierrez i krzywdzie, jaką jej wyrządził Jak to
możliwe, żeby ktoś, kto tak ładnie pachniał - przenikliwy, świeży zapach jego wody
kolońskiej unosił się w powietrzu - ktoś, od kogo biło tyle ciepła - szczególnie
pożądanego przy chłodnej pogodzie i złudnej ochronie, jaką przed zimnem dawała mi
wiatrówka -mógł być takim Cóż, złym?
-Coś ci powiem - odezwał się Paul Czułam, jak głos wibruje w jego ciele, tak
blisko staliśmy
-Podzielę się z tobą Tysiąc na łebka
Musiałam przełknąć - coś naprawdę nieprzyjemnego - zanim zebrałam się na odpowiedź:
-Jesteś chory
-Nie bądź taka, Suze - powiedział z wyrzutem - Musisz przyznać, że to sprawiedliwe Ze
swoją połową możesz zrobić, co ci się podoba Odeślij to Gutierrezom, jeśli chcesz Ale
jeśli masz rozum, kupisz sobie za to samochód - teraz, kiedy wreszcie zrobiłaś prawo
jazdy Z taką kasą mogłabyś wpłacić zaliczkę za jakieś przyzwoite cztery kółka, zamiast
podkradać mamie samochód z podjazdu, kiedy zaśnie
-Nienawidzę cię - parsknęłam i uwolniłam się z jego uścisku, nie zwracając uwagi na
lodowaty podmuch, który natychmiast owionął miejsce, które przedtem on ogrzewał
swoim ciałem
-Nie, nieprawda - powiedział Zza chmur na moment wysunął się księżyc, ale to
wystarczyło, żeby zobaczyć krzywy uśmiech na twarzy Paula -Jesteś wściekła, bo wiesz,
że mam rację
Nie wierzyłam własnym uszom Mówił poważnie?
-Odbieranie pieniędzy zmarłej kobiecie jest czymś właściwym?
-Oczywiście - stwierdził Księżyc zniknął, ale po głosie Paula można było poznać, że jest
rozbawiony - Ona ich już nie potrzebuje Ty i ojciec Dominik Para naiwniaków
Chciałbym cię o coś zapytać Skąd wiesz, czego ona od ciebie chciała? Sądziłem, że
uczysz się francuskiego, nie hiszpańskiego
Nie od razu odpowiedziałam A to dlatego, że rozpaczliwie usiłowałam wymyślić
odpowiedź, w której nie musiałabym wymówić słowa, którego nie znosiłam
wymawiać w jego obecności; słowa, które za każdym razem, kiedy je słyszałam albo
nawet kiedy o nim pomyślałam, powodowało, że serce zaczynało tłuc się mi w piersi, a
krew żywiej pulsowała w moich
żyłach
Na nieszczęście u Paula to słowo nie wywoływało podobnej reakcji
Zanim wymyśliłam kłamstwo, sam sobie odpowiedział
-Och, fakt - odezwał się niespodziewanie bezbarwnym głosem - On Ale jestem głupi Zanim
zdołałam powiedzieć coś, co rozładowałoby napięcie, albo przynajmniej odwróciło jego myśli
od Jesse'a, ostatniej osoby na świecie, o której Paul powinien myśleć - dodał zupełnie innym
tonem:
-Cóż, nie wiem, jak ty, aleja mam dość Kończę na dzisiaj Do zobaczenia, Simon
Odwrócił się, żeby odejść Tak po prostu
Wiedziałam, oczywiście, co muszę zrobić Nie miałam na to ochoty w gruncie rzeczy,
żołądek podszedł mi do gardła, a dłonie nagle zwilgotniały z zupełnie niezrozumiałych
powodów
Ale jaki miałam wybór? Nie mogłam pozwolić mu odejść z pieniędzmi Próbowałam go
przekonać, ale nie udało się Jesse'owi to by się nie spodobało, ale nie widziałam innego
wyjścia Skoro Paul nie chciał rozstać się z pieniędzmi dobrowolnie, to musiałam mu je
odebrać
Uznałam, że mam duże szanse Paul wsadził pudełko do wewnętrznej kieszeni kurtki
Wyczułam je, kiedy obejmował mnie ramieniem Musiałam tylko odwrócić jakoś jego uwagę
- celny cios w splot słoneczny załatwiłby prawdopodobnie sprawę a potem złapać pudełko i
cisnąć je przez najbliższe okno do domu Brzęk rozbitego szkła przestraszyłby, oczywiście,
Gutierrezów, ale mocno wątpię, czy wezwaliby policję znalazłszy dwa tysiączki zielonych
rozsypane po podłodze
Nie był to może najlepszy plan, ale jedyny, na jaki wpadłam
Zawołałam go
Odwrócił się Księżycowi spodobało się akurat w tym momencie wyskoczyć zza gęstej
zasłony chmur i w jego bladym świetle zobaczyłam na twarzy Paula wyraz bezsensownej
nadziei Ta nadzieja wyraźnie wzrastała w miarę, jak zbliżałam się
do niego przez trawnik Chyba myślał przez chwilę, że udało mu się wreszcie mnie złamać
Odkrył mój słaby punkt Przeciągnął na złą stronę
A to wszystko za jedyne tysiąc dolców
Nic z tego
Wyraz nadziei zniknął z jego twarzy z chwilą, gdy zauważył moją pięść Wydawało mi się
nawet, że w jego niebieskich, bladych jak księżycowe światło oczach dostrzegam urazę
Później księżyc ponownie ukrył się za chmurami i znowu pogrążyliśmy się w ciemności
Zaraz potem Paul, poruszając się nadspodziewanie szybko, złapał moje nadgarstki w
bolesnym uścisku, podcinając mi jednocześnie nogi W sekundę później leżałam na mokrej
trawie przywalona jego ciężkim ciałem, z twarzą o parę centymetrów od jego twarzy
- To był błąd - powiedział zdecydowanie zbyt swobodnym tonem, biorąc pod uwagę, jak
szybko biło jego serce tuż koło mojego - Cofam ofertę
Jego oddech jednak, w przeciwieństwie do mojego, nie był urywany Mimo to starałam się
ukryć przed nim strach
-Jaką ofertę? - wysapałam
-Podziału pieniędzy Zatrzymam całą sumę Naprawdę mnie uraziłaś, wiesz o tym, Suze?
-Jestem o tym przekonana - odparłam z taką ironią, na j aką tylko było mnie stać - A teraz
złaź ze mnie To moje ulubione ridersy, przez ciebie poplamią się trawą
Paul nie miał jednak ochoty mnie puścić Nie przyjął też mojej nieudolnej próby obrócenia
całej tej sytuacji w żart W jego głosie brzmiała śmiertelna powaga
-Chcesz, żeby twój chłopak zniknął, tak samo jak pani Gutierrez? – wysyczał
Z jego ciała płynęło ciepło, więc jedynym wyjaśnieniem, dlaczego nagle moje serce
zamieniło się w kawałek lodu, było to, że na skutek przerażenia krew chyba zamarzła mi w
żyłach
Nie mogłam jednak okazać strachu Słabość u ludzi takich jak Paul wywołuje raczej
okrucieństwo niż współczucie
-Zawarliśmy porozumienie - powiedziałam, z wysiłkiem poruszając ustami,
równie zmarzłymi ze strachu jak serce
-Obiecałem, że go nie zabiję - odparł Paul - Nie mówiłem nic na temat niedopuszczenia
do tego, żeby umarł
Zamrugałam oczami, zupełnie ogłupiała
-O o czym ty mówisz? - wyjąkałam
-Domyśl się - Pochylił się i pocałował mnie lekko w zlodowaciałe usta - Dobranoc, Suze
A potem podniósł się i rozpłynął w ciemności
Trochę to trwało, zanim do mnie dotarło, że jestem wolna Chłodne powietrze ogarnęło
mnie wszędzie tam, gdzie przedtem zasłaniał mnie swoim ciałem W końcu wydobyłam z
siebie dość siły, żeby przetoczyć się na brzuch Czułam się, jakbym wyrżnęła głową w
mur Zdołałam jednak zawołać:
- Paul! Poczekaj!
Wtedy właśnie u Gutierrezów ktoś włączył światło Podwórko rozjaśniło się niczym
pas startowy na lotnisku Otworzyło się okno i ktoś zawołał:
- Hej, ty! Co ty tam robisz?
Nie czekałam, żeby sprawdzić, czy zdecydują się wezwać policję Poderwałam się z ziemi
i pognałam w stronę ogrodzenia, które pokonywałam pół godziny wcześniej Samochód
mamy stał tam, gdzie go zostawiłam Wskoczyłam do środka i ruszyłam w długą podróż
do domu, przeklinając całą drogę pewnego kolegę po fachu oraz plamy z trawy na
nowych dżinsach Nie miałam pojęcia, co mnie jeszcze czeka ze strony Paula Wkrótce
miałam się tego dowiedzieć
Zrobił to W końcu W głębi duszy zawsze chyba wiedziałam, że to zrobi Można by
pomyśleć, że po tym, co przeszłam, powinnam była się tego spodziewać To dla mnie nic
nowego A wszystko wskazywało, że tak się stanie A jednak cios, kiedy padł, uderzył jak
piorun z jasnego nieba
-No, więc dokąd idziesz na kolację przed balem zimowym? - zapytała mnie Kelly
Prescott na czwartej lekcji w pracowni językowej Nawet nie czekała na odpowiedź Kelly
Prescott ona nie interesowała Nie po to pytała - Paul zabiera mnie do Cliff-side Inn -
ciągnęła -Znasz Cliffside Inn, prawda, Suze? Na wybrzeżu Big Sur?
-Och, pewnie - mruknęłam - Znam
Tak w każdym razie powiedziałam Czy to nie zabawne, jak nasz umysł potrafi się
przestawić na autopilota? Na przykład, jak to się dzieje, że można powiedzieć jedno, a
pomyśleć zupełnie co innego? Bo kiedy Kelly to powiedziała - o tym, że Paul zabierają
do Cliffside Inn -pierwszą myślą, jaka przyszła mi do głowy, nie było wcale: Och,
pewnie Znam Nic podobnego Myślałam coś w stylu: Co? Kelly Prescott? Paul Slater
zabiera Kelly Prescott na bal zimowy?
Ale, dzięki Bogu, nie powiedziałam tego głośno Zwłaszcza że Paul siedział zaledwie
parę stanowisk dalej i nastrajał dźwięk w magnetofonie Najmniej chyba życzyłam sobie,
żeby uznał, że się obraziłam, bo zaprosił na bal kogoś innego Już to było złe, że poczuł
mój wzrok na sobie, a co dopiero, gdyby do niego doszło, że o nim mówię Uniósł brwi
pytająco, jakby chciał powiedzieć: „Czy mogę w czymś pomóc?"
Wtedy zauważyłam, że ma na uszach słuchawki Z ulgą zdałam sobie sprawę, że nie
słyszał, co powiedziała Kelly Słuchał
błyskotliwej konwersacji między Dominiąue a
Michelem, naszymi drogimi francuskimi przyjaciółmi
-Ma pięć gwiazdek - oznajmiła Kelly, sadowiąc się przy swoim stanowisku - Chodzi mi o
Cliffside Inn
-Wspaniale - powiedziałam, zdecydowanie odwracając wzrok od Paula i przysuwając sobie
krzesło - Z pewnością będziecie się świetnie bawić
-Och, tak- zgodziła się Kelly Odrzuciła miodowo-złote włosy do tyłu, żeby nałożyć
słuchawki - To takie romantyczne A ty dokąd się wybierasz na kolację przed balem?
Wiedziała, oczywiście Wiedziała doskonale Ale chciała mnie zmusić, żebym to powiedziała
Bo dziewczyny jak Kelly już takie są
-Chyba nie wybiorę się na tańce - powiedziałam, siadając obok i wkładając słuchawki Kelly
spojrzała na mnie ponad ścianką działową Jej twarz wyrażała głębokie współczucie Udawane
współczucie, rzecz jasna Nic nie obchodzę Kelly Prescott Ani też nikt inny, poza nią samą
-Nie? Och, Suze, to okropne! Nikt cię nie zaprosił? Uśmiechnęłam się tylko w odpowiedzi
Uśmiechnęłam się, starając się nie zwracać uwagi na świdrujący wzrok Paula, wbijający mi
się w tył głowy
-To fatalnie - powiedziała Kelly -Wygląda na to, że Brad też nie będzie mógł pójść, bo
Debbie jest akurat chora Hej, mam świetny pomysł - Kelly zachichotała - Powinniście
wybrać się na tańce razem z Bradem!
-Zabawne - powiedziałam, podczas gdy Kelly zanosiła się od śmiechu z własnego dowcipu
Ponieważ nie ma nic żałośniejszego niż dziewczyna, która na szkolnym balu zimowym
zjawia się w towarzystwie własnego brata przyrodniego
Poza, być może, dziewczyną, która w ogóle nie udaje się na ten bal
Włączyłam magnetofon Dominiąue natychmiast zaczęła się skarżyć Michelowi na
dormitoire* Jestem pewna, że Michel wymrukiwał odpowiedzi pełne współczucia (zawsze to
robi), ale zupełnie ich nie słyszałam
Bo w ogóle nie miało sensu to, co się stało Jak Paul mógł zaprosić Kelly Prescott, skoro to ja
byłam tą dziewczyną, z którą za wszelką cenę chciał się umówić wszystko jedno dokąd?
Nie to, żebym była tym zachwycona, oczywiście Ale musiałam mu rzucić od czasu do czasu
jakąś kość, choćby po to, żeby nie zrobił z moim chłopakiem tego, co zrobił z panią
Gutierrez
Zaraz, zaraz Czy to o to chodziło? Paulowi znudziło się w końcu zawracać sobie głowę
dziewczyną, którą musiał szantażować, żeby zechciała spędzić z nim trochę czasu?
Cóż, dobrze Jeśli Kelly go chce, niech go sobie w końcu bierze
Problem tylko polega na tym, że trudno jest mi zapomnieć, jak czułam się, kiedy Paul leżał na
mnie tam, w ogrodzie Gutierrezów Bo to było przyjemne uczucie - ciężar jego ciała, jego
ciepło - mimo strachu Naprawdę przyjemne
Przyjemne uczucie niewłaściwy chłopak
A ten właściwy? Tak, nie należał do tych, którzy rozciągnęliby dziewczynę na trawniku A
ciepło? Nie wydzielał go przez pół-tora stulecia
Oczywiście, nie jego wina Z tym ciepłem Jesse nie mógł nic na to poradzić, że jest martwy,
tak samo, jak Paul nie mógł nic poradzić na to, że był no, Paulem
A jednak, zaprosić Kelly zamiast mnie to mnie doprowadzało do szału Od tygodni
przygotowywałam się do tego, że mnie zaprosi - i do tego, jak zareaguje na moją odmowę
Chyba nawet zaczynała mnie wciągać gra, jaką toczymy między sobą
jakbyśmy odbijali piłeczkę w tenisie w hotelu, w którym poznaliśmy się zeszłego lata
Tylko że teraz odnosiłam wrażenie, że Paul posłał na moje boisko piłeczkę, której nigdy nie
zdołam odbić
O co chodzi?
Słowa, naskrobane na kartce wyrwanej z zeszytu, którą ktoś pomachał przez drewnianą
ścianką dzielącą nasze boksy, zamajaczyły mi przed oczami Wyrwałam kartkę z palców,
które ją trzymały, i napisałam: Paul zaprosił Kelly na bal zimowy, po czym wsunęłam ją za
ściankę
Parę sekund później kartka ponownie sfrunęła na moje biurko
Myślałam, Że zaprosi Ciebie!!!, napisała moja najlepsza przyjaciółka Cee Cee
Wygląda na to, że nie, nabazgroliłam w odpowiedzi
Cóż, może to i lepiej, stwierdziła Cee Cee I tak nie chciałaś z nim pójść, prawda? Przecież
jestJesse?
No właśnie Co z Jesse'em? Gdyby Paul zaprosił mnie na bal i spotkał się z, delikatnie rzecz
ujmując, brakiem entuzjazmu, znowu zacząłby rzucać tajemnicze groźby pod jego adresem z
których najnowsza dotyczyła, zdaje się, nowo nabytej umiejętności zapobiegania temu, żeby
umarli umierali Cokolwiek by to znaczyło
A jednak dzisiaj zaprosił na tańce kogoś innego I to nie kogokolwiek, ale Kelly Prescott,
najładniejszą, cieszącą się największym powodzeniem w szkole dziewczynę tę samą, którą,
co przypadkiem wiedziałam, Paul pogardzał
Coś tu się nie zgadzało i wcale nie chodziło o to, że rezerwowałam wszystkie tańce dla
chłopaka, który nie żył od stu pięćdziesięciu lat
Ale o tym nie wspomniałam Cee Cee Najlepsza przyjaciółka czy nie, szesnastoletnia
dziewczyna - nawet szesnastoletnia albinoska, która ma przypadkiem ciotkę medium - nie jest
w stanie przyjąć wszystkiego i wszystko zrozumieć Owszem, wiedziała o Jessie Ale Paul? O
nim się nawet nie zająknęłam
Chciałam, żeby tak zostało
Nieważne, nabazgrałam A co u ciebie?' Adam już cię zaprosił?
Zanim przekazałam kartkę Cee Cee, rozejrzałam się, żeby sprawdzić, czy siostra Marie-Rose,
nauczycielka francuskiego, nie patrzy w naszą stronę, ale zamiast niej zobaczyłam ojca
Dominika, który stał w progu pracowni i machał do mnie ręką
Zdjęłam słuchawki bez specjalnego żalu - narzekanie Dominiąue i Michela nie byłoby
fascynujące po angielsku, a po francusku było nie do zniesienia - i pośpieszyłam do drzwi
Czułam na sobie czyjeś uważne spojrzenie
Nie zamierzałam dać mu satysfakcji i popatrzeć w jego stronę
-Susannah - powiedział ojciec Dominik, kiedy wyślizgnęłam się z pracowni
językowej na pasaż pod arkadami, który służył za szkolny korytarz w Akademii
Misyjnej im Junipero Serry - Cieszę się, że udało mi się ciebie złapać przed
wyjazdem
-Wyjazdem? - Dopiero wtedy zwróciłam uwagę, że ojciec D trzyma torbę podróżną
i ma mocno zaniepokojony wyraz twarzy - Dokąd ojciec wyjeżdża?
-Do San Francisco - Twarz ojca Dominika była niemal równie biała jak jego
starannie przystrzyżona broda - Obawiam się, że stało się coś strasznego
Uniosłam brwi
-Trzęsienie ziemi?
-Niezupełnie - Ojciec Dominik przesunął okulary w drucianej oprawie w stronę
nasady perfekcyjnie zarysowanego orlego nosa, zerkając na mnie z góry - Chodzi
o wielebnego Miał wypadek i jest w stanie śpiączki
Starałam się wyglądać na stosownie zmartwioną, ale prawda jest taka, że wielebny
nigdy mnie specjalnie nie obchodził
Zawsze zajmuje się nic nieznaczącymi głupstwami -jak na przykład, dziewczynami
w mini spódniczkach na terenie szkoły Nigdy za to nie interesuje się sprawami
istotnymi, jak podawane w porze lunchu obrzydliwie zimne hot dogi
- Ojej - powiedziałam - Ale co się stało? Wypadek
samochodowy?
Ojciec Dominik odchrząknął
-Eee, nie On, hm, udławił się
-Ktoś próbował go udusić? - zapytałam z nadzieją
-Oczywiście, że nie Doprawdy, Susannah - skarcił mnie ojciec D - Udławił się kawałkiem hot
doga na parafialnym bar-becue
No, no! Poetycka zemsta! Nie powiedziałam tego głośno, wiedząc, że ojciec D nie byłby
zachwycony Zamiast tego zapytałam:
-Och, więc jak długo ojca nie będzie?
-Nie mam pojęcia - odparł ojciec D z miną ofiary - To nie mogło się zdarzyć w gorszym
momencie Chociażby weekendowa aukcja
Akademia Misyjna nie ustaje w wysiłkach mających na celu gromadzenie funduszy W ten
weekend miała się odbyć doroczna aukcja staroci Dary napływały przez cały tydzień
-składowano je w piwnicy na plebanii Do najciekawszych przedmiotów, jakie wpłynęły do
komitetu organizacyjnego, należała tabliczka ouija* (do seansów spirytystycznych) z
przełomu wieków (dar ciotki Cee Cee, Pru) oraz srebrna klamra od pasa - oceniana przez
Towarzystwo Historyczne Carmelu na sto pięćdziesiąt lat - znaleziona przez mojego
przyrodniego brata Brada podczas sprzątania strychu, którym został ukarany za wyrządzone
zło jego natury w tej chwili sobie nie przypominam
Chciałem jednak, żebyś wiedziała, gdzie jestem - Ojciec Dominik wyciągnął z kieszeni
komórkę - Zadzwoń do mnie, jeśli zdarzy się coś, eee, niezwykłego, dobrze, Susannah? Mój
numer
-Znam numer telefonu ojca - powiedziałam Ojciec D miał nową komórkę, ale nie aż tak nową
Czy muszę dodawać, jakie to idiotyczne, że on, który nigdy nie chciał - ani nie miał pojęcia,
jak używać - komórki, w przeciwieństwie do mnie ją posiadał? -A przez „coś niezwykłego"
należy rozumieć zaliczenie przez Brada śród-semestralnego testu z trygonometrii czy też
zjawiska nadprzyrodzone, jak pojawienie się ektoplazmy w bazylice?
-To ostatnie - odparł ojciec D, chowając komórkę - Mam nadzieję, Susannah, że to potrwa
najwyżej dzień czy dwa, ale doskonale pamiętam, że w przeszłości wpakowanie się w
sytuację śmiertelnego niebezpieczeństwa nie zajmowało ci więcej czasu Bardzo cię proszę,
żebyś zachowała ostrożność podczas mojej nieobecności Nie chciałbym wrócić do domu po
to, żeby odkryć, że kolejna część szkoły przeniosła się w niebyt Och, poza tym dopilnuj, żeby
Szatan miał dość jedzenia
-No nie - powiedziałam i cofnęłam się Po raz pierwszy od dawna moje nadgarstki i dłonie nie
nosiły czerwonych śladów wściekłych kocich pazurów i chciałam, żeby tak zostało -Teraz
ksiądz opiekuje się tym kociskiem, nie ja
-A co ja mam zrobić, Susannah? - zmartwił się ojciec D -Poprosić siostrę Ernestynę, żeby do
niego zajrzała od czasu do czasu? Na plebanii w ogóle nie powinno być żadnych zwierząt, ze
względu na alergię Musiałem się przyzwyczaić do spania przy otwartym oknie, tak żeby ten
piekielny stwór mógł wchodzić i wychodzić, kiedy mu się podoba, żeby go nowicjuszki nie
zauważyły
-Świetnie - przerwałam, wzdychając ciężko - Wstąpię po karmę dla zwierząt po szkole
Jeszcze coś?
Ojciec Dominik wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę papieru Rzucił na nią okiem i
powiedział:
-Och Pogrzeb u Gutierrezów Wszystko załatwione A całą rodzinę umieściłem na liście
najbardziej potrzebujących, tak jak prosiłaś
-Dzięki, ojcze D - powiedziałam cicho, kierując wzrok ku fontannie na dziedzińcu
W Brooklynie, gdzie się wychowałam, listopad oznaczał śmierć wszelkiej roślinności Tutaj,
w Kalifornii - mimo że to północna Kalifornia - listopad oznacza tyle, że turyści
odwiedzający Misję noszą stroje khaki zamiast bermudów, a surferzy na plaży Carmelu
zamieniają kostiumy z krótkim rękawem na te z długim Na klombach nadal rosną czerwone i
8
różowe kwiaty, a w południe, kiedy zwalniają nas na lunch, można się nieźle spocić
w promieniach słońca
A jednak, przy temperaturze około dwudziestu stopni, zadrżałam i to wcale nie dlatego, że
stałam w chłodnym cieniu pod arkadami Nie, gęsią skórkę na moich ramionach wywołało
zimno płynące z wnętrza Ponieważ pomimo niezaprzeczalnego piękna ogrodów Misji nie
ulegało wątpliwości, że pod tymi cudownymi płatkami kryje się coś ciemnego i
cóż, przypominającego Paula To prawda Ten chłopak potrafił najpiękniejszy dzień uczynić
pochmurnym Przynajmniej w moim odczuciu Czy ojciec Dominik czuł coś podobnego, nie
jestem w stanie powiedzieć, ale jakoś w to wątpiłam Po dość burzliwym początku roku Paul
ostatecznie dużo rzadziej kontaktował się z dyrektorem niż ja Było to trochę dziwne,
zważywszy, że wszyscy troje zajmowaliśmy się pośrednictwem
Taki układ chyba jednak odpowiadał zarówno Paulowi, jak i ojcu D Obaj zachowywali
dystans, wykorzystując mnie w charakterze łączniczki w razie absolutnej konieczności
Wynikało to częściowo
z tego, że - powiedzmy to - obaj byli facetami Ale też z tego, że zachowanie Paula
-przynajmniej w szkole - poprawiło się znacząco i nie było powodu, żeby go posyłać do
gabinetu dyrektora Paul stał się wzorowym uczniem, miał bardzo dobre stopnie, a nawet zyskał
nominację na kapitana szkolnej drużyny tenisowej
Gdybym tego nie widziała na własne oczy, nie uwierzyłabym Ale tak było Rzecz jasna, Paul
wolał nie wtajemniczać ojca D w swoją działalność pozalekcyjną, bo zdawał sobie sprawę,
że ksiądz raczej by jej nie zaaprobował
Weźmy chociażby przypadek Gutierrezów Duch zgłosił się do nas po pomoc, a Paul zamiast
zrobić, co należy, ukradł mu dwa tysiące dolarów Na coś takiego ojciec Dominik na pewno nie
przymknąłby oka
Tyle że o tym nie wiedział To jest, ojciec D Ponieważ Paul nie zamierzał mu powiedzieć, a
ja, prawdę mówiąc, też nie Bo gdybym powiedziała ojcu Dominikowi coś, co zaszkodziłoby
wizerunkowi Paula - piątkowego kujona, o jaki się starał - to to, co spotkało panią Gutierrez,
spotkałoby również mojego chłopaka
Albo raczej chłopaka, z którym mogłabym chodzić Gdyby żył
Paul miał na mnie haka, zgadza się Ustawił mnie, jak chciał Cóż, może niezupełnie tam, gdzie
chciał, ale blisko
Dlatego też musiałam użyć podstępu, żeby zapewnić Gutierrezom jakiś rodzaj
zadośćuczynienia, bo zostali okradzeni, nawet jeśli nie byli tego świadomi Nie mogłam,
naturalnie, pójść na policję (No, rozumie pan, panie oficerze, duch pani Gutierrez powiedział
mi, że pieniądze są ukryte u niej na podwórku pod kamieniem, ale kiedy tam poszłam,
stwierdziłam, że zabrał je już inny pośrednik Kim jest pośrednik? Och, to taka osoba, która jest
łącznikiem między światem żywych a światem umarłych Ojej, proszę poczekać co robicie z tą
kamizelką?)
Zamiast tego umieściłam Gutierrezów na misyjnej liście potrzebujących, co zapewniło pani
Gutierrez przyzwoity pogrzeb,
a jej bliskim dość pieniędzy, żeby spłacili chociaż częściowo jej dług Który nie wynosił z
pewnością aż dwa tysiące dolarów
-
podczas gdy mnie nie będzie, Susannah Włączyłam się trochę za późno A nie mogłam
zapytać:
„O czym to ksiądz mówił?" Zacząłby się dopytywać, jakie myśli pochłonęły mnie na tyle, że
nie zwracałam uwagi na jego słowa
- Obiecujesz, Susannah?
Błękitne oczy ojca Dominika wpiły się w moje Czy miałam inne wyjście, niż przełknąć ślinę
i skinąć głową?
9
-Oczywiście, ojcze D - powiedziałam, nie mając pojęcia, co obiecuję
-Cóż, muszę stwierdzić, że teraz czuję się lepiej - odparł i faktycznie miałam wrażenie, że
rozluźnił się i przyjął swobodniejszą postawę -Wiem, naturalnie, że mogę ufać wam obojgu
Tylko strasznie bym nie chciał, żebyś zrobiła coś eee, głupiego kiedy wyjadę Każdemu
trudno jest oprzeć się pokusie, a szczególnie młodym ludziom, którzy nie zdają sobie w pełni
sprawy z konsekwencji swoich czynów
Och Już wiedziałam, o czym mówił
- Alejeśli chodzi o ciebie i Jesse'a - ciągnął ojciec Dominik -następstwa byłyby po prostu
katastrofalne, gdybyście przypadkiem, eee
-
ulegli nieopanowanej żądzy? - dokończyłam za niego Ojciec Dominik zerknął na mnie
żałośnie
- Susannah, mówię poważnie Jesse nie należy do tego świata Przy odrobinie szczęścia nie
zabawi tutaj dużo dłużej Im bardziej się do siebie przywiążecie, tym boleśniej będzie się
wam rozstać Bo kiedyś to nastąpi, Susannah Nie można zakłócić naturalnego
Ble, ble, ble Ojciec D poruszał wargami, aleja się znowu wyłączyłam Nie czułam potrzeby
wysłuchiwania po raz kolejny wykładu A więc ojcu Dominikowi nie ułożyło się szczęśliwie
z duchem ukochanej dziewczyny z czasów średniowiecza Ale to nie znaczy, że mnie i
Jesse'owi przeznaczone jest to samo Zwłaszcza biorąc pod uwagę, czego dowiedziałam się od
Paula, który chyba posiada dużo rozleglejszą wiedzę na temat pośredniczenia niż ojciec
Dominik
szczególnie jeśli chodzi o ten drobny, mało znany fakt, że pośrednicy są w stanie
przywrócić zmarłym życie
Był tylko jeden szkopuł: trzeba było mieć jakieś ciało, w którym dałoby się umieścić duszę
właściwego zmarłego A ciało to nie jest coś, co ma się zwykle pod ręką W każdym razie nie
takie, które byłoby skłonne dobrowolnie poświęcić zamieszkującą je aktualnie duszę
- Oczywiście, ojcze D - zapewniłam, kiedy skończył wreszcie przemowę - Niech ksiądz się
dobrze bawi w San Francisco
Ojciec Dominik skrzywił się Przypuszczam, że ludzie udający się do San Francisco, żeby
odwiedzić dostojników kościelnych w stanie śpiączki, niekoniecznie mają czas na turystykę,
na przykład obejrzenie mostu Golden Gate czy Chinatown itd
-Dziękuję, Susannah - Rzucił mi przenikliwe, wymowne spojrzenie - Zachowuj się
-A czy kiedykolwiek było inaczej? - zapytałam lekko zdumiona
Nie pofatygował się nawet, żeby odpowiedzieć; potrząsnął głową i odszedł
3
No, to o czym to gwarzyliście sobie dzisiaj z ojczulkiem na francuskim? - dopytywał się Paul
- O pogrzebie pani Gutierrez - odpowiedziałam zgodnie z prawdą No, mniej więcej
Doszłam do wniosku, że nie opłaca się oszukiwać Paula Ma niesamowitą zdolność
odkrywania prawdy
To, oczywiście, wcale nie znaczy, że mówię mu samą prawdę i tylko prawdę Po prostu nie
stosuję wobec Paula Slatera polityki pełnej otwartości Ze względów bezpieczeństwa Względy
bezpieczeństwa kazały mi nie wyjawiać Paulowi tego, że ojciec Dominik udał się do San
Francisco i nie wiadomo, kiedy wróci
-Chyba cię to już nie martwi, co? - zapytał Paul - Ta sprawa z panią Gutierrez? Wiesz, te
pieniądze zostaną wykorzystane z pożytkiem
-Och, z pewnością, wiem Kolacja w Cliffside Inn wyniesie ile? Stówę od łebka? I pewnie
wynajmiesz limuzynę
Paul, wsparty na poduszkach, uśmiechnął się niemrawo
-Kelly ci powiedziała? Tak szybko?
-Przy pierwszej okazji
10
-Długo nie czekała
-Kiedy ją zaprosiłeś? Wczoraj wieczorem?
-Zgadza się
-A więc około dwunastu godzin - powiedziałam - Nieźle, zważywszy, że przez jakieś osiem
prawdopodobnie spała
-Och, w to wątpię - odparł Paul - Wtedy robią najwięcej To znaczy, sukuby Kelly mruży oczy
najwyżej na jedną, dwie godziny w nocy i tyle
-Romantyczne - Odwróciłam pożółkłą kartkę starej książki, leżącej na łóżku między mną a
Paulem - Nazwać dziewczynę, z którą się wybierasz na bal zimowy, sukubem
-Ona przynajmniej chce iść ze mną - powiedział Paul z twarząbez wyrazu, jeśli nie liczyć
ciemnej brwi, która ledwo zauważalnie uniosła się nieco wyżej niż druga - Ożywcza odmiana ,
muszę stwierdzić, w stosunku do tego, jak się tutaj zwykle rzeczy mają
-Czyżbyś słyszał, jak się skarżę? - zapytałam, przewracając kolejną kartkę
Byłam dumna z siebie, że zdołałam - przynajmniej na zewnątrz - zachować całkowitą
obojętność wobec całej sprawy Bo w środku krzyczałam: Co się dzieje? Dlaczego zapraszasz
Kelly, a nie mnie? Nie to, że mnie w ogóle obchodzą te głupie tańce, ale w co ty teraz grasz,
Paulu Slaterze?
Zdumiewające, że nie dałam nic po sobie poznać W każdym razie, nic mi o tym nie
wiadomo
- Chodzi tylko o to, że chętnie dowiedziałabym się wcześniej, że nie zostałam uwzględniona
w twoich planach - powiedziałam głośno - Mogłam przecież zdążyć już wydać majątek na
sukienkę
Kącik ust Paula uniósł się gwałtownie
- Nie zrobiłaś tego - powiedział -1 wcale nie zamierzałaś Odwróciłam wzrok Czasami
trudno było wytrzymać jego
spojrzenie, było takie przenikliwe, takie
Błękitne
Silna, opalona dłoń spoczęła na mojej, nie pozwalając mi przewrócić strony
- To tutaj - Paul raczej nie ma problemu z patrzeniem mi w oczy (chyba dlatego, że są
zielone i tak przenikliwe jak, hm, algi) Nie spuszczał wzroku z mojej twarzy - Przeczytaj
Spojrzałam w dół Książka, którą Paul wyciągnął na naszą „lekcję pośrednictwa", była tak
stara, że kartki kruszyły się w palcach Powinna znajdować się w muzeum, a nie w sypialni
siedemnastoletniego chłopca
Ale właśnie tam trafiła, zabrana - wątpię, żeby Paul był świadomy, że ja o tym wiem - ze
zbiorów dziadka Księga umarłych -taki miała tytuł
Tytuł nie był jedynym przypomnieniem, że wszystko przemija Wydzielała zapach, jakby mysz
czy inne małe stworzenia dostało się nie tak dawno temu między jej stronice i ulegała
powolnemu rozkładowi
- „Jeśli wierzyć przekładowi z 1924 roku - czytałam głośno zadowolona, że głos nie drży mi
tak jak palce - które zawsze drżą, kiedy Paul mnie dotyka - zdolności zmienników nie
kończyły się na komunikacji ze zmarłymi i umiejętności teleportacji między ich światem a
naszym, ale obejmowały również swobodne przemieszczanie się w czwartym wymiarze"
Przyznaję, nie bardzo wczuwałam się w lekturę Było średnio' zabawne siedzieć w szkole cały
dzień, a potem, przymusowo, pobierać lekcje pośredniczenia, jasne, odbywały się tylko raz w
tygodniu, ale to, proszę mi wierzyć, więcej niż dosyć Dom Paula nie stracił nic ze swojej
sterylności w ciągu tych paru miesięcy, kiedy go odwiedzałam Był tak samo przerażający jak
zwykle
tak samo, jak dziadek Paula, który, jak sam twierdził, prowadził półzycie w pokoju
niedaleko sypialni Paula Na to półzycie składała się opieka najmowanych całodobowych
pielęgniarzy, zajmujących się przynoszeniem starszemu panu ulgi w rozlicznych chorobach
11
oraz nieustanne oglądanie kanału rozrywkowego Nic dziwnego, że Paul unikał pana Slatera
-czy też doktora Śląskiego, jak sam mi się przedstawił -jak zarazy Dziadek nie stanowi
najbardziej interesującego towarzystwa, nawet kiedy nie udaje otumanionego lekami Pomimo
mojego braku zapału Paul puścił moją dłoń i rozparł się z powrotem na poduszkach,
niezwykle zadowolony z siebie
-No? - Znowu jedna brew powędrowała do góry
-No, co? - Przewróciłam kartkę; na następnej stronie widniała jedynie kopia cytowanego
hieroglifu
Uśmieszek zniknął z jego twarzy Stała się równie pozbawiona wyrazu co ściana za jego
plecami
-A więc tak chcesz to rozegrać - powiedział Nie miałam pojęcia, o czym mówi
-Rozegrać co? - zapytałam
-Mógłbym to zrobić, Suze - odparł - Nie powinno być trudno dojść do tego A kiedy mi się
uda cóż, nie będziesz mogła mi zarzucić, że nie dotrzymałem umowy
-Jakiej umowy? Paul zacisnął szczęki
-Zęby nie zabijać twojego chłopaka - powiedział bezbarwnym tonem
Gapiłam się na niego, autentycznie zdumiona Nie mogłam zrozumieć, co się dzieje Spędzamy
razem całkiem miłe - no, dobrze, może nie miłe, ale zwyczajne - popołudnie, a on nagle
zaczyna grozić, że zabije albo raczej, że nie zabije, mojego chłopaka O co właściwie
chodziło?
- O-o czym ty mówisz? - wyjąkałam - Co to ma wspólnego z Jesse'em? Czy to czy to z
powodu tańców? Paul, gdybyś mnie poprosił, poszłabym z tobą Nie wiem, dlaczego to
zrobiłeś i zaprosiłeś Kelly, nawet nie
Uśmieszek powrócił, ale tym razem Paul tylko pochylił się i zamknął książkę Z wiekowych
stronic podniósł się tuman kurzu, niemal prosto na moją twarz, ale nie zwróciłam na to uwagi
Z sercem w gardle czekałam na odpowiedź Pisane mi jednak było rozczarowanie, ponieważ
Paul rzucił jedynie:
-Nie przejmuj się tym - Po czym podniósł się z łóżka -Jesteś głodna?
-Paul - Poszłam za nim, stukając głośno butami od Stuarta Weitzmana na gołej, wyłożonej
płytkami podłodze - Co się dzieje?
-A dlaczego sądzisz, że coś się dzieje? - zapytał, idąc długim, rozświetlonym korytarzem
-O rany, nie wiem - Strach sprawił, że zabrzmiało to uszczypliwie - To, co przedtem
powiedziałeś o Jessie I to, że zostawiłeś mnie na lodzie, jeśli chodzi o bal zimowy A teraz to
Coś knujesz
-Naprawdę? - Paul spojrzał na mnie, wchodząc na kręcone schody prowadzące do kuchni
-Poważnie tak myślisz?
-Tak - powiedziałam - Tylko jeszcze nie wpadłam na to, co
-Wiesz, jakie teraz sprawiasz wrażenie? - zapytał Paul, otwierając lodówkę i zaglądając do
środka
-Nie Jakie?
-Jakbyś była zazdrosna o inną dziewczynę Zatkało mnie
-Ajak się rzeczy mają na planecie niespełnionych życzeń? Znalazł puszkę coli i otworzył ją z
trzaskiem
-Ładne - skwitował moją uwagę - Nie, poważnie Podoba mi się Kiedyś może sam to
wykorzystam
-Paul - Wpatrywałam się w niego uważnie, w gardle mi zaschło, a serce tłukło mi się w
piersi - Co ty knujesz? Poważnie
-Poważnie? - Pociągnął długi łyk napoju Mimo woli zwróciłam uwagę, kiedy przełykał, jak
mocno jest opalony - Asekuruję się
-A cóż to znaczy?-
To znaczy - powiedział, zamykając lodówkę i opierając się o nią
plecami - że zaczyna mi
się tutaj podobać Dziwne, ale prawdziwe Nigdy nie myślałem, że jestem typem nadającym
się na kapitana szkolnej drużyny tenisa Mój Boże, w poprzedniej szkole - Znowu pociągnął
łyk coli - Ale mniejsza o to Faktem jest, że zaczyna mnie wciągać to szkolne życie Chcę iść
na bal zimowy Chodzi o to, że pewnie nie będziesz chciała ze mną być przez jakiś czas, po
tym jak cóż, zrobię to, co planuję
Drzwi lodówki były zamknięte, więc to nie z jej powodu poczułam nagle zimny
dreszcz przebiegający po plecach Widocznie zauważył, że drżę, bo powiedział z
uśmiechem:
- Nie martw się, Susie W końcu mi wybaczysz Z czasem zdasz sobie sprawę, że tak
będzie
le
Nie dokończył A to dlatego, że podeszłam i wytrąciłam mu puszkę z ręki Wylądowała z
hukiem w zlewie ze stali nierdzewnej Paul spojrzał zaskoczony na pustą dłoń, jakby nie
mógł zrozumieć, gdzie się podziało jego picie
- Nie wiem, co planujesz, ale jedno niech będzie jasne: jeśli coś mu się stanie -
syknęłam nie
głośniej niż napój wydobywający się z puszki, ale znacznie gwałtowniej - cokolwiek, to
pożałujesz, że się w ogóle urodziłeś Zrozumiałeś?
Zaskoczenie na jego twarzy ustąpiło miejsca irytacji
-Tego nie obejmowała nasza umowa Obiecałem tylko, że nie
-Cokolwiek I nie nazywaj mnie „Susie"
Serce biło mi tak mocno, że nie rozumiałam, jak mógł tego nie słyszeć -jak
mógł nie zauważyć, że jestem bardziej przerażona niż rozgniewana
A może i zauważył, bo rozciągnął usta w uśmiechu -w uśmiechu, który zdążył sprawić,
że połowa dziewczyn w szkole zakochała się w nim na zabój
-Nie martw się, Suze - powiedział - Moje plany wobec Jes-se'a? Są o wiele
bardziej humanitarne niż to, co przewidziałaś dla mnie
-Ja
Paul pokręcił głową
- Nie obrażaj mnie, udając, że nie wiesz, co mam na myśli Nie musiałam udawać
Nie
miałam pojęcia, o co mu chodzi
Nie zdołałam mu jednak tego powiedzieć, ponieważ w tym samym momencie otworzyły
się drzwi z boku i ktoś zawołał:
- Halo?
Był to doktor Slaski wraz z opiekunem -wrócili właśnie z kolejnej tury niekończących się
wizyt lekarskich Okrzyk pochodził od opiekuna Doktor Slaski - czy też Slater, jak nazywał
go
Paul - nigdy się nie odzywał W każdym razie nie wtedy, kiedy poza mną był w pobliżu
jeszcze ktoś inny
-Hej - powiedział Paul, wchodząc do salonu i spoglądając na przykutego do
wózka inwalidzkiego dziadka -Jak było?
-Świetnie - odparł pielęgniarz z uśmiechem - Prawda, panie Slater?
Dziadek Paula nie odpowiedział Głowę miał spuszczoną na piersi, jakby
spał
Tyle że nie spał Był nie mniej świadomy niż ja W zniszczonym i kruchym starczym ciele
krył się umysł tryskający inteligencją i pełen żywotności Nie jestem w stanie pojąć,
dlaczego uznał za stosowne to ukrywać Mnóstwa rzeczy dotyczących Slaterów nie
rozumiem
-Przyjaciółka zostaje na kolacji, Paul? - zapytał wesoło opiekun
-Tak - powiedział Paul
-
Nie - powiedziałam w tym samym momencie Po czym nie patrząc mu w oczy, dodałam:
-Wiesz, że nie mogę To, przynajmniej, było prawdą Czas posiłków to w moim domu
czas dla rodziny Wystarczy opuścić jeden z wymyślnych posiłków przygotowanych
przez mojego ojczyma, a wymówkom nie ma końca
- W porządku - powiedział Paul przez wyraźnie zaciśnięte zęby - Odwiozę cię do domu
Nie sprzeciwiałam się Byłam bardziej niż chętna do wyjścia
Przejażdżka mogła być dużo przyjemniejsza, niż była Chodzi o to, że Carmel należy do
najpiękniejszych miejsc na świecie, a dom Slaterów leży tuż nad oceanem Słońce zachodziło
i wydawało się, że niebo staje w płomieniach, a z dołu dobiegał odgłos fal rytmicznie
uderzających o nadbrzeżne skały Do tego Paul, którego widok też nie jest, no cóż, niemiły
dla wzroku, prowadzi nie jakiś tam, przechodzący z ojca na syna samochód,
ale srebrzysty kabriolet bmw, w którym, o czym przypadkiem wiem, wyglądam wyjątkowo
dobrze - z ciemnymi włosami, bladą cerą i znakomicie dobranym obuwiem
A jednak napięcie panujące w samochodzie można by ciąć nożem Jechaliśmy w całkowitym
milczeniu, aż dotarliśmy wreszcie na ulicę Sosnowego Wzgórza 99, pod pełen tajemniczych
zakamarków wiktoriański dom na Wzgórzach Carmelu, który moja mama i ojczym nabyli
przeszło rok temu, ale jeszcze nie skończyli odnawiać A ponieważ powstał w początkach
wieku - XIX, nie XX - wymagał mnóstwa przeróbek
Żadne jednak, nawet najnowocześniejsze oświetlenie nie mogło usunąć w cień awanturniczej
przeszłości tego domu, ani faktu, że przed paroma miesiącami odkopano tam na podwórku
szkielet mojego chłopaka Nadal nie mogłam postawić stopy na tarasie, nie odczuwając
mdłości
Już miałam wysiąść z auta bez słowa pożegnania, kiedy Paul wyciągnął rękę i położył dłoń
na
moim ramieniu
- Suze - odezwał się, a kiedy odwróciłam głowę, zobaczyłam w jego niebieskich oczach
zakłopotanie - Posłuchaj Co byś powiedziała na zawieszenie broni?
Zamrugałam oczami Żarty sobie stroił? Groził, że usunie mojego chłopaka; okradł ludzi,
którym miał pomóc; nie raczył zaprosić mnie na szkolne tańce i upokorzył w rezultacie przed
najpopularniejszą dziewczynę w szkole A teraz chciał buzi i pa, pa?
-Nie ma mowy - burknęłam, zgarniając swoje podręczniki
-Daj spokój, Suze - powiedział, oślepiając mnie uśmiechem, od którego serce topniało
-Wiesz, że jestem nieszkodliwy No, w zasadzie Poza tym, co mógłbym zrobić Jesse'owi? Ma
ojca Dominika, żeby go chronił, prawda?
Niezupełnie W każdym razie, nie teraz Ale Paul o tym nie wiedział Jeszcze nie
-Przykro mi z powodu tej sprawy z Kelly Ale ty nie chciałaś iść ze mną Jak możesz mieć do
mnie pretensję o to, że mam ochotę zabrać dziewczynę, której cóż, której się podobam? Może
to przez ten uśmiech Może przez sposób, wjaki mrugał błękitnymi oczętami Nie wiem,
dlaczego, ale nagle poczułam, że mięknę
-A co z Gutierrezami? - zapytałam - Oddasz pieniądze?
-Hm Cóż, nie Nie mogę tego zrobić
-Paul, możesz Nic nie powiem, przysięgam
-Nie o to chodzi Nie mogę, ponieważ ja, eee, potrzebuję ich
-Na co?
Paul uśmiechnął się
- Dowiesz się
Otworzyłam drzwi i wysiadłam, wbijając obcasy głęboko w usłaną igłami ścieżkę
-Do widzenia, Paul - powiedziałam i zatrzasnęłam drzwiczki, ucinając jego słowa:
-Nie, Suze, poczekaj!
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę domu Mój ojczym Andy rozpalił ogień w którymś z
licznych kominków Silna woń spalonego drewna wypełniała rześkie wieczorne powietrze,
mieszając się z jeszcze innym zapachem Curry To był wieczór kurczaka tandoori Jak mogłam
zapomnieć?
Za plecami słyszałam, jak Paul cofa samochód i odjeżdża Nie obejrzałam się Weszłam
po schodkach w świetle płynącym z jadalni i stanęłam przed frontowymi drzwiami
Otworzyłam je i zawołałam:
- Jestem w domu!
Ale tak naprawdę nie byłam Bo teraz dom oznaczał dla mnie coś innego i tak było
od jakiegoś czasu I on już tu nie mieszkał
4
Garść kamyków zagrzechotała z hałasem, uderzając o grube, oprawne w ołów szkło
Rozejrzałam się zaniepokojona, czy to nie zwróciło czyjejś uwagi Lepiej jednak, żeby
usłyszeli stuk drobinek żwiru o szybę niż mnie, szepczącą imię kogoś, kto wcale nie
powinien
tutaj mieszkać
Kogoś, kto w rzeczywistości właściwie w ogóle nigdzie nie mieszkał
Zjawił się niemal natychmiast, nie w oknie, ale tuż koło mnie Tak to jest z umarłymi Nie
muszą się przejmować schodami Czy ścianami
- Susannah - Światło księżyca uwypukliło rysy jego twarzy Plamy cienia znajdowały się
tam, gdzie powinny być oczy, a blizna na brwi - ślad po ugryzieniu psa w dzieciństwie -
stała
się całkiem biała
Ale nadal, mimo tych księżycowych sztuczek, Jesse był najprzystojniejszym
chłopakiem, jakiego spotkałam Nie sądzę, żeby to miłość sprawiała, że tak go oceniłam
Pokazałam Cee Cee jego miniaturowy portret, który przypadkiem-specjalnie wyniosłam
z siedziby Towarzystwa Historycznego Carmelu, a ona przyznała mi rację
„Niesamowicie przystojny" -tak się dokładnie wyraziła
- Nie musisz sobie zawracać tym głowy - powiedział, strząsając z mojej dłoni
resztę
kamyków -Wiedziałem, że tu jesteś Słyszałem, jak mnie wołałaś
Tyle że wcale tak nie było Właściwie nie zawołałam go Ale wszystko jedno Był ze
mną i tylko to się liczyło
-O co chodzi, Susannah? - zapytał Wysunął się z cienia plebanii, więc mogłam w końcu
zobaczyć jego oczy Ciemne i lśniące, były pełne inteligencji inteligencji i czegoś jeszcze
Czegoś, jak myślałam z przyjemnością, przeznaczonego tylko dla mnie
-Wpadłam, żeby powiedzieć „cześć" - oznajmiłam ze wzruszeniem ramion Było tak
chłodno, że mój oddech tworzył] chmurkę pary między nami
Tak się nie działo, kiedy odzywał się Jesse Ponieważ on, rzecz! jasna, nie oddycha
- O trzeciej nad ranem? - Ciemne brwi uniosły się do góry,] ale raczej w wyrazie
rozbawienia
niż niepokoju - W dzień powszedni?
Tu mnie złapał, oczywiście
-Ojciec D prosił, żeby przynieść jakieś kocie jedzenie - wyjaśniłam, potrząsając torbą -
Nie chciałam, żeby siostra Ernestyna nakryła mnie na tym, jak je podrzucam Nie
powinna wiedzieć o Szatanie
-Kocie jedzenie - powtórzył Jesse Tb go na dobre rozbawiło -1 tylko tyle?
Nie tylko i dobrze o tym wiedział Ale chodziło o coś innego, niż sądził W każdym razie
niezupełnie
Ale kiedy przyciągnął mnie do siebie, nie stawiałam oporu Zwłaszcza że jest jedno jedyne
miejsce na świecie, gdzie czuję | się bezpiecznie, i tam właśnie byłam w jego ramionach
- Zimno ci, querida - szepnął w moje włosy - Trzęsiesz się Owszem, ale nie z zimna
No,
może nie tylko Zamknęłam
oczy i rozpłynęłam się w jego objęciach, napawając dotykiem jego silnych ramion i
twardej piersi, w którą wtulałam policzek Żałowałam, że to nie może trwać wiecznie -
że nie mogę być ciągle w jego ramionach, gdzie nic nie mogło mnie zranić Bo on by
do tego nie dopuścił
Nie wiem, jak długo tak staliśmy w ogródku na plebanii ojca D Ocknęłam się, dopiero kiedy
jesse, gładząc mnie po włosach, w końcu odsunął się lekko, żeby móc spojrzeć mi w twarz
-O co chodzi, Susannah? - zapytał ponownie Jego głos zabrzmiał, zważywszy sytuację,
zaskakująco szorstko - Co się stało?
-Nic - skłamałam, ponieważ nie chciałam, żeby to się skończyło światło księżyca, jego
uścisk, cokolwiek w ogóle wszystko
-Nieprawda, że nic - powiedział i odsunął dłonią kosmyk włosów, który wiatr przylepił do
moich, pokrytych błyszczykiem, warg Ten problem mnie prześladuje - Znam cię, Susannah
Wiem, że coś cię gnębi Mów
Ujął mnie za rękę i pociągnął Poszłam za nim, chociaż nie wiedziałam dokąd Mogłabym
towarzyszyć mu wszędzie, nawet do wnętrza piekieł Ale on, oczywiście, nigdy by mnie tam
nie zabrał
W przeciwieństwie do niektórych ludzi
Trochę jednak się opierałam, kiedy zobaczyłam, dokąd faktycznie idziemy To nie było może
piekło, ale
-Do samochodu? - Zagapiłam się zaskoczona na hondę ac-cord mojej mamy
-Zmarzłaś - stwierdził stanowczo Jesse, otwierając dla mnie drzwiczki od strony kierowcy
-Możemy porozmawiać w środku
Rozmowa nie była dokładnie tym, co mi chodziło po głowie Uznałam jednak, że to akurat
moglibyśmy robić równie dobrze w samochodzie, jak i w ogródku I byłoby dużo cieplej
Tylko że Jesse nie miał takich zamiarów Chwycił mnie za dłonie, kiedy usiłowałam objąć go
za szyję i zdecydowanie ułożył je na moich kolanach
- Powiedz mi - odezwał się w mroku, a ton jego głosu dawał jasno do zrozumienia, że nie ma
ochoty na żarty
Westchnęłam i spojrzałam w szybę Miejsce nie należało do najbardziej romantycznych
zakątków, jeśli chodzi o całowanie się Big Sur już bardziej Bal zimowy, zdecydowanie tak
Ale parking przy plebanii w Misji im Junipero Serry? Niespecjalnie
-O co chodzi, querida? - Pochylił się i odgarnął mi włosy z czoła Na widok mojej miny,
odsunął rękę
-Och Chodzi o niego - powiedział zupełnie innym tonem Chyba nie powinnam się dziwić Ze
domyślił się bez moich
wyjaśnień Tylu rzeczy mu nie powiedziałam - nie odważyłam się Na przykład moja umowa z
Paulem: że nie wyśle Jesse'a w zaświaty, a w zamian za to ja będę spędzać z nim każde
środo-we popołudnie, aby nauczyć się czegoś więcej o naszym wyjątkowym darze chociaż,
prawdę mówiąc, przez większość czasu chyba Paul myślał o tym, jak mi wpakować język w
usta, a niejakie by mi tu jeszcze przekazać stare mądrości
W Jesse'em te lekcje nie wzbudziłyby zapewne entuzjazmu tym bardziej, gdyby się domyślił,
z czym mogą się wiązać Jesse z Paulem nie mieli dla siebie ciepłych uczuć, ich znajomość
była podszyta wrogością od samego początku Paul był przekonany, że jest lepszy od Jesse'a
tylko dlatego, że żyje, a Jesse jest martwy, natomiast Jesse nie przepadał za Paulem, który
urodził się już uprzywilejowany - ze zdolnością komunikowania się z umarłymi - ale
wykorzystywał dar losu dla własnych, egoistycznych celów Naturalnie, ich wzajemna
niechęć mogła również mieć coś wspólnego ze mną Wcześniej, zanim w moim życiu pojawił
się Jesse, fantazjowałam czasem, jak by to było wspaniale, gdyby dwóch chłopaków o mnie
walczyło Teraz, kiedy do tego naprawdę doszło, zrozumiałam, jaka byłam głupia Nie było nic
śmiesznego w areszcie domowym, jaki zarobiłam ostatnim razem, kiedy się wzięli za czuby,
niszcząc przy okazji połowę domu A ta bójka nie była nawet z mojej winy Chyba ic takiego -
powiedziałam, unikając jego wzroku, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że jeśli zapatrzę się
w te ciemne bliźniacze jeziora, będę zgubiona, jak zwykle - Po prostu Paul, zachowuje się
gorzej niż zwykle
-Gorzej? - Spojrzenie, jakie rzucił mi Jesse, było ostre jak sztylet - Gorzej pod jakim
względem? Susannah, jeśli on cię dotknął
-Nie to - przerwałam pośpiesznie, uświadamiając sobie z zamierającym sercem, że
przemówienie, które ćwiczyłam pół nocy - przemówienie, o którego doskonałości byłam
przekonana, tak że musiałam udać się na plebanię natychmiast, w środku nocy, w
dodatku „pożyczonym" samochodem mamy - dalekie było od doskonałości W gruncie
rzeczy, było zupełnie do kitu - Chodzi o to, że ostatnio groził cóż, że zrobi coś, czego do
końca nie rozumiem Zrobi coś tobie
Jesse wydawał się rozbawiony Nie takiej reakcji oczekiwałam
-Więc zjawiłaś się tutaj pędem - powiedział - głuchą nocą, żeby mnie ostrzec? Susannah,
jestem wzruszony
-Jesse, mówię poważnie Myślę, że Paul coś knuje Pamiętasz panią Gutierrez?
-Oczywiście - Jesse przetłumaczył dla mnie wolę zmarłej kobiety, jako że mój
hiszpański ogranicza się w zasadzie do „taco", no i, oczywiście, „ąuerida" - A co z nią?
Opowiedziałam mu szybko o spotkaniu z Paulem na podwórku u Gutierrezów Mimo że
bardzo skrótowo opisałam, jak Paul ukradł pieniądze, zanim ja zdołałam położyć na nich
rękę, Jesse wyraźnie się wściekł W jego oczach ujrzałam stalowy błysk Powiedział też
coś po hiszpańsku, czego nie zrozumiałam, ale podejrzewam, że było to coś niezbyt
pochlebnego pod adresem Paula
-Ojciec D się tym zajmie - zapewniłam pośpiesznie, na wypadek gdyby Jesse wpadł na
pomysł, żeby sam to załatwić -przed czym wiele razy go już ostrzegałam Nie
wspomniałam, że ojciec D nic nie wie o kradzieży wie tylko, że Gutierrezowie są
potrzebujący Byłam pewna, co powiedziałby Jesse, gdyby odkrył, że nie powiadomiłam
ojca Dominika o ostatnim wyczynie Paula
Wiedziałam również, niestety, co zrobiłby Paul, gdyby odkrył, że na niego doniosłam
-Ale nie tym się martwię - ciągnęłam - Chodzi o to, co Paul powiedział, kiedy kiedy
próbowałam go skłonić do zwrotu pieniędzy - Uznałam, że lepiej pominąć fakt, że
usiłowałam dołożyć Paulowi w splot słoneczny Jak i to, co Paul powiedział wcześniej
tamtego dnia - że jego plany wobec Jesse'a były bardziej ludzkie niż moje wobec niego
Bo miałam wrażenie, że już wiem, co miał na myśli Nie mógł się bardziej mylić - Coś o
tobie i co zamierza ci zrobić Nie zabić
-To - przerwał Jesse suchym tonem - byłoby trudne, querida, biorąc pod uwagę, że
już jestem martwy
Spojrzałam na niego gniewnie
- Wiesz, co mam na myśli Powiedział, że nie zamierza cię zabijać Zamierza chyba nie
dopuścić, żebyś umarł
Nawet w ciemnym wnętrzu samochodu zauważyłam, jak Jesse unosi brwi do góry
-Ten człowiek ma niezwykle wysokie mniemanie o swoich umiejętnościach - odezwał się
-Jesse - Nie mogłam uwierzyć, że nie traktuje poważnie groźby Paula - On nie żartował
Powtórzył mi to już parę razy Naprawdę podejrzewam, że on coś szykuje
- Slater zawsze coś knuje, jeśli chodzi o ciebie, Susannah -powiedział Jesse tonem
wskazującym na to, że jest mocno znudzony tematem - On jest w tobie zakochany
Ignoruj
go, a w końcu da sobie spokój
- Jesse - Nie mogłam, oczywiście, powiedzieć mu, że niczego nie pragnęłabym bardziej,
jak
zignorować Paula i jego pokrętne pomysły, ale nie jestem w stanie tego zrobić, ponieważ
przyrzekłam, że tego nie zrobię w zamian za życie Jesse'a Albo przynajmniej jego
obecność w tym wymiarze - Naprawdę myślę -
Nie zwracaj na niego uwagi,
Susannah - Jesse uśmiechał się lekko, potrząsając głową - On
to mówi tylko dlatego, że wie, jak to na ciebie działa i wtedy nie możesz go ignorować
„Och,
Paul! Nie, Paul!"
Spojrzałam na niego przerażona
-Czy usiłowałeś przed chwilą mnie naśladować?
-Nie dawaj mu powodu do satysfakcji - ciągnął Jesse, jakby innie nie usłyszał - a zmęczy się i
w końcu odejdzie
-Ja wcale tak nie mówię - Zagryzłam niepewnie dolną wargę - Naprawdę tak to brzmi?
-A teraz, jeśli to już wszystko - ciągnął Jesse, lekceważąc mnie tak, jak ja miałam lekceważyć
Paula - sądzę, że powinnaś wrócić do domu, querida Jeśli twoja mama się obudzi i stwierdzi,
że cię nie ma, wiesz, że będzie się martwić A poza tym, czy za parę godzin nie idziesz
przypadkiem do szkoły?
-Ale
-Querida -Jesse pochylił się w moją stronę i położył mi dłoń na karku - Za bardzo się
przejmujesz
-Jesse ja
Nie dokończyłam - a w sekundę później nie pamiętałam już nawet, co chciałam mu
powiedzieć A to dlatego, że przyciągnął mnie - delikatnie, ale stanowczo - do siebie i zakrył
mi usta swoimi wargami
Oczywiście, kiedy jego usta dotykają moich, nie sposób myśleć o czymś innym, jak tylko o
odczuciach, jakie one wywołują - a które są niebywale przyjemne i pożądane Nie mam zbyt
wielkiego doświadczenia w tej dziedzinie, ale wiem, że to, co się dzieje, kiedy Jesse mnie
całuje, jest cóż, niezwykłe
I to nie dlatego, że on jest duchem Wystarczy, że dotknie moich ust, a czuję się tak, jakby
wybuchły we mnie fajerwerki na czwartego lipca i rozpalały się coraz bardziej i bardziej, aż
w końcu nie mogę znieść żaru Jedynym sposobem ugaszenia! tego ognia wydaje się jeszcze
większa bliskość jego ciała
Ale to, naturalnie, nie wychodzi, bo kiedy się przytulam, Jes-1 se, w którym podobny ogień
też chyba płonie, dotyka mniej gdzieś, na przykład pod bluzką, gdzie, oczywiście, chcę być
do-1 tykana, ale gdzie, jak on uważa, jego ręce nie mają powodu się I zapuszczać Na tym
całowanie się kończy, a jesse przeprasza, żel mnie obraził, chociaż obrażanie się jest ostatnią
rzeczą, jaka przy-1 szłaby mi w tym momencie do głowy, co mu już niejednokrotnie
bezskutecznie tłumaczyłam
Ale tak to jest, jeśli zakochujesz się w chłopaku urodzonymi w czasach, kiedy mężczyźni
traktowali kobiety jak delikatne, kruche porcelanowe laleczki, a nie istoty z krwi i kości
Usiłowałam I mu wyjaśnić, że teraz wszystko wygląda inaczej, ale on uporczywie obstaje
przy tym, że wszystko poniżej szyi jest niedostępne I aż do miodowego miesiąca
Zdarza mu się jednak, kiedy się całujemy, pod wpływem chwili zapomnieć, że jest
dziewiętnastowiecznym dżentelmenem
Czułam, jak jego ręka przesuwa się po pasku moich dżinsów Nasze języki splotły się, a ja
wiedziałam, że ta ręka lada chwila wsunie się pod sweter i powędruje w kierunku
biustonosza Wyśpiewałam w duchu modlitwę dziękczynną za to, że włożyłam biustonosz
rozpinany z przodu Potem, z zamkniętymi oczami, sama zajęłam się odkrywaniem nowych
obszarów, przesuwając dłonie wzdłuż ściany twardych mięśni, wyczuwalnych przez jego
koszulę
dopóki palce Jesse'a, zamiast zanurzyć się w moje 34B, niej unieruchomiły moich rąk w
żelaznym uścisku
-Susannah - wy dyszał z trudem, oddychając ciężko i opierając czoło na moim
-Jesse -Ja sama też nie mogłam złapać tchu
- Myślę, że powinnaś już jechać Skąd wiedziałam, że to powie? Przyszło mi do głowy, że
moglibyśmy to robić - to znaczy, całować się - dużo częściej i wygodniej, gdyby Jesse nie
trzymał się głupiego pomysłu mieszkania z ojcem Dominikiem, skoro już jesteśmy, z braku
lepszego określenia, parą To w końcu w moim pokoju został zamordowany dawno, dawno
temu Czy to nie mój pokój powinien dalej nawiedzać? Nie wyraziłam tego jednak głośno,
ponieważ wiem, że Jesse, jako staroświecki dżentelmen, nie aprobuje wspólnego mieszkania
par przed ślubem Zdecydowanie usunęłam też z pamięci ostrzeżenie, jakiego udzielił mi
ojciec Dominik tuż przed wyjazdem do San Francisco, na temat nieulegania pokusom
związanym z Jesse'em Ojcu D łatwo mówić Jest księdzem Nie ma pojęcia, jak tojest być
pełnokrwistą, nastoletnią pośredniczką Dziewczyną
- Jesse - powiedziałam, nadal nieco zadyszana od pocałunków - Ciągle myślę wiesz, o tej
sprawie z Paulem Kto wie, może rzeczywiście wykombinował coś nowego, żeby nas
rozdzielić? A teraz, kiedy ojciec D wyjechał nie wiadomo na jak długo, ja Cóż, nie
uważasz, że byłoby lepiej, gdybyś na jakiś czas wrócił do mojego domu?
Jesse, mimo że jeszcze przed chwilą trzymał rękę pod moją bluzką, nie okazał entuzjazmu
-Tak, żebyś mogła mnie chronić przed tym złoczyńcą, panem Slaterem? - Wydawało mi
się, czy też był bardziej rozbawiony niż, eee, zirytowany? - Dzięki za zaproszenie,
ąuerida, ale sam potrafię się o siebie troszczyć
-Ale kiedy Paul odkryje, że ojca D nie ma, może cię szukać A jeśli nie będzie mnie
w pobliżu, żeby go powstrzymać
-To cię może zaskoczyć, Susannah - odparł Jesse, podnosząc głowę i ponownie układając
moją rękę na kolanach - ale potrafię dać sobie radę ze Slaterem bez twojej pomocy
Wjego głosie brzmiało teraz wyraźnie rozbawienie
-Teraz wracasz do domu - ciągnął - Dobranoc, ąuerida
Pocałował mnie raz jeszcze, przelotnie, na do widzenia Wiedziałam, że lada chwila
zniknie Było jednak coś jeszcze, czego koniecznie chciałam się dowiedzieć Normalnie
zapytałabym ojca Dominika, ale skoro wyjechał
-Poczekaj - powiedziałam - Zanim odejdziesz jeszcze jedna rzecz
Jesse zaczął już migotać
-Tak, ąuerida?
-Czwarty wymiar - rzuciłam
Był w trakcie dematerializowania się, ale wrócił
-Co z nim?
-Hm - mruknęłam Z pewnością myślał, że pytam po to, żeby go zatrzymać na parę
cennych sekund A tak naprawdę? Pewnie miał rację - Co tojest?
-Czas-powiedział Jesse
-Czas? - powtórzyłam - Tojest to? Po prostu czas?
-Tak Czas Dlaczego pytasz? Do szkoły?
-Pewnie - powiedziałam - Do szkoły
-Czego to was teraz uczą - powiedział, potrząsając głową
-Kocie jedzenie - Podałam mu torbę - Nie zapomnij
-Dobranoc, ąuerida
I zniknął O tym, że w ogóle tutaj był, świadczyły mocno zaparowane od naszych
oddechów szyby Albo raczej mojego oddechu, bo Jesse przecież nie oddycha
5
Pan Walden podniósł do góry plik zadrukowanego papieru i
powiedział:
- Tylko ołówki numer 2, bardzo proszę
Ręka Kelly Prescott natychmiast wystrzeliła w górę
- Panie Walden, to nie do przyjęcia - Kelly śmiertelnie poważnie traktuje swoją rolę
przewodniczącej klasy trzeciej zwłaszcza jeśli chodzi o rozkład imprez tanecznych Oraz,
widocznie, sprawdziany umiejętności - Powinniśmy zostać uprzedzeni co najmniej
dwadzieścia cztery godziny wcześniej, że będzie sprawdzian
-Spokojnie, Prescott - Pan Walden, nasz wychowawca, zaczął rozdawać formularze - To są
testy dotyczące predyspozycji zawodowych, nie wiedzy Wyniki nie zostaną umieszczone w
waszej dokumentacji Mają wam pomóc - podniósł broszurkę leżącą na biurku i przeczytał
głośno - „ustalić, jaka kariera zawodowa jest najbardziej zgodna z waszymi szczególnymi
umiejętnościami i/oraz zainteresowaniami i/oraz osiągnięciami" Zrozumiano? Po prostu
odpowiedzcie na pytania - Rzucił stos papierów na moją ławkę, żebym przekazała je wzdłuż
rzędu - Macie pięćdziesiąt minut I bez gadania
-„Co bardziej ci odpowiada: a) praca w pomieszczeniu? czy b) praca na zewnątrz?"
-usłyszałam głos Brada z drugiego końca sali - Hej, a gdzie jest: ,,c) praca w warunkach
silnego odurzenia"?
-Ty świrze - zachichotała Kelly Prescott
-„Jesteś »sową« czy »rannym ptaszkiem«"? - Adam McTa-vish udawał oburzenie - To jest
kwestionariusz dyskryminujący narkoleptyków
-„Wolisz pracować: a) sam czy b) w grupie?" - Moja najlepsza przyjaciółka Cee Cee z
trudem powstrzymywała obrzydzenie - Och, mój Boże, jakie to głupie
-Co w poleceniu „bez gadania" - zapytał pan Walden -jest dla was niezrozumiałe?
Nikt nie zwrócił na niego uwagi
-To jest głupie - oświadczył Adam -W jaki sposób za pomocą tego testu można ustalić, czy
nadaję się do robienia jakiejś kariery?
-To sprawdza twoje uzdolnienia, głupolu - Kelly była zdegustowana -Jedynym zajęciem, do
którego się nadajesz, jest sprzedawanie hamburgerów w McDonaldzie
-Gdzie ty, Kelly, będziesz smażyć frytki - zauważył Paul suchym tonem, co spowodowało
wybuch śmiechu w klasie
Aż w końcu pan Walden, który usadowił się za biurkiem i usiłował skupić na lekturze
najnowszego wydania „Magazynu dla amatorów surfingu", ryknął:
- Czy chcecie zostać po lekcjach, żeby to skończyć? Będę zachwycony, mogąc was
zatrzymać; nie mam nic lepszego do roboty Bądźcie cicho, jeden z drugim i bierzcie się do
roboty
To w znacznym stopniu uciszyło gaduły
Niechętnie wypełniałam maleńkie kwadraciki Moja niechęć nie wynikała, oczywiście,
wyłącznie z tego, że praktycznie nie spałam całą noc To mi z pewnością nie pomagało, ale
istotne było co innego Tak, te testy, jeśli o mnie chodzi, nie miały specjalnego znaczenia
Moja przyszłość została już ustalona od dnia, w którym się urodziłam W dorosłym życiu
miałam tylko jedną, jedyną opcję A każda inna kariera, jaką bym wybrała, kłóciłaby się z
moim prawdziwym powołaniem, którym jest, naturalnie, pomaganie umarłym w
odnajdywaniu drogi do ostatecznego kresu ich podróży
Zerknęłam na Paula Pochylał się nad kwestionariuszem, wypełniając kratki z lekkim
uśmiechem Ciekawa byłam, co wpisuje jako obszar zainteresowań Nie zauważyłam takiej
możliwości, jak przywłaszczenie pieniędzy Albo podstępna kradzież
Po co, zastanawiałam się, w ogóle się fatygował? To na nic I tak będziemy przede wszystkim
pośrednikami, niezależnie od zawodu, jaki wybierzemy Choćby ojciec Dominik Och, pewnie,
udało mu się utrzymać swój status pośrednika w tajemnicy nawet przed Kościołem,
ponieważ, jak się wyraził, jego szefem jest Bóg, i to Bóg stworzył pośredników Oczywiście,
ojciec D nie jest wyłącznie księdzem Przez wiele, wiele lat pracował jako nauczyciel, zdobył
nawet różne nagrody - dopóki nie awansowano go na dyrektora Ale z nim to inna sprawa On
na serio uważa, że zdolność widzenia i rozmawiania ze zmarłymi to dar od Boga Nie widzi
tego we właściwym świetle: jako przekleństwa Tylko tylko że, oczywiście, gdyby nie to
przekleństwo, nigdy nie spotkałabym Jesse'a
20
Jesse Małe niezapełnione kwadraciki zaczęły się rozpływać, kiedy łzy napłynęły mi do oczu
Och, wspaniale Teraz płaczę W szkole
Ale co mogłam na to poradzić? Siedzę tu, moja przyszłość bez żadnych niespodzianek
ukończenie szkoły, college, kariera zawodowa Cóż, raczej pseudokariera, skoro i tak
wiadomo, czym tak naprawdę będę się zajmować
A co z Jesse'em? Jaka czekała go przyszłość?
-Co się z tobą dzieje? - szepnęła Cee Cee Wytarłam oczy rękawem koszuli firmy Miu Miu
-Nic - odszepnęłam -Alergia
Cee Cee ze sceptyczną miną wróciła do kwestionariusza
Zapytałam go kiedyś, kim chciał być Oczywiście, Jesse'a Wiecie, zanim umarł Miałam na
myśli jakiś zawód, ale on nie zrozumiał Kiedy wreszcie zdołałam mu to wytłumaczyć,
uśmiechnął się, ale ze smutkiem
- Za mojego życia, Susannah, to wyglądało inaczej - powiedział - Byłem jedynym synem
swojego ojca Miałem odziedziczyć ranczo i pracować na nim, żeby utrzymać matkę i siostry
po śmierci ojca
Nie dodał, że miał się również ożenić z dziedziczką sąsiedniego rancza, tak aby z ziem obu
rodów stworzyć potężny
majątek Nie wspomniał także, że to ta dziewczyna kazała go zabić, bo podobał jej się bardziej
inny mężczyzna, na którego jej ojciec nie bardzo chciał się zgodzić Ponieważ ja i takjuż o tym
wszystkim wiedziałam Niełatwo się żyło, nawet w połowie XIX wieku
- Och - powiedziałam tylko Jesse nie mówił z rozgoryczeniem, ale, moim zdaniem, to nie
było w porządku A gdyby on nie chciał być ranczerem? - No, a kim chciałbyś być? Wiesz,
jakbyś miał wybór?
Zamyślił się
- Nie wiem Wtedy było inaczej, Susannah Ja byłem inny Myślałem czasami że
chciałbym zostać lekarzem
Lekarz To miało sens - przynajmniej dla mnie Za każdym razem, kiedy przywlekłam się do
domu z którąś częścią ciała pulsującą bólem - czy od jadu trującej rośliny, czy na skutek
odparzenia - Jesse zawsze udzielał mi pomocy, a dotyk miał przyjemny jak kaszmir Byłby
wspaniałym lekarzem
-Więc czemu nie byłeś? - zapytałam - Czemu nie zostałeś lekarzem? Z powodu ojca?
-Tak, głównie dlatego - odparł - Nigdy nie ośmieliłem się nawet komuś o tym wspomnieć
Ledwie mogłem sobie pozwolić na opuszczenie rancza na parę dni, a co dopiero na kilka lat,
żeby studiować medycynę Ale sądzę, że to by mi się podobało Szkoła lekarska Chociaż
wtedy, kiedy żyłem - dodał - nie wie- dziano tyle o medycynie, co dzisiaj Myślę, że teraz taka
praca byłaby znacznie ciekawsza
Wiedział, co mówi Przez sto pięćdziesiąt lat obserwował, jak wynalazki - elektryczność,
samochody, samoloty, komputery nie wspominając już o penicylinie i szczepionkach na
choroby, które w przeszłości regularnie uśmiercały miliony - sprawiają, że świat zmienia się
nie do poznania w stosunku do tego, w którym dorastał
Zamiast trzymać się kurczowo przeszłości, jak zrobiłoby wielu na jego miejscu, Jesse z
ogromną ciekawością śledził zmiany, czytając wszystko, co mu wpadło w ręce - od tanich
powieści po encyklopedie Twierdził, że musi mnóstwo nadrobić Jego ulubioną lekturę
stanowią chyba niemające nic wspólnego z literaturą piękną tomiszcza pożyczane od ojca D,
wszystko od filozofii po badania nad nowymi wirusami - książki, jakie mogłabym podarować
tacie na Dzień Ojca, gdyby mój ojciec nie był, no, wiecie, martwy Mój ojczym z kolei
bardziej ucieszyłby się z książki kucharskiej Ale rozumiecie, o co mi chodzi Jesse'owi to, co ja
uważam za suche i nieinteresujące, wydaje się niezwykle podniecające Może dlatego, że
widział na własne oczy, jak to się wszystko rozwija Wzdychając, spojrzałam na setki opcji
zawodowych przede mną na ławce Jesse nie żył, ale
nawet on wiedział, kim chciałby być kim byłby, gdyby nie umarł Albo nie byłby, biorąc
pod uwagę oczekiwania jego ojca
A oto ja, uprzywilejowana na wszelkie sposoby, i jedyne, o czym myślę, to być
Cóż, być z Jesse'em, kiedy dorosnę
- Jeszcze dwadzieścia minut
Głos pana Waldena wyrwał mnie z zamyślenia Stwierdziłam, że wzrok mam utkwiony w
morzu, odległym o jakiś kilometr od Misji i widocznym z niemal każdego okna w szkole ze
szkodą dla takich uczniów jak ja Nie wychowałam się, jak większość moich kolegów, blisko
morza Stanowiło ono dla mnie nieustające źródło zachwytu i zainteresowania
Coś takiego, uświadomiłam sobie, to niczym fascynacja Jesse współczesną nauką
Tylko że w przeciwieństwie do Jesse'a mogłam coś z tym swoim zainteresowaniem zrobić
- Jeszcze dziesięć minut - oznajmił pan Walden, powtórnie przywołując mnie do
rzeczywistości
Dziesięć minut Spojrzałam na swoją ankietę, w połowie pustą Zauważyłam, jak z sąsiedniej
ławki Cee Cee zerka na mnie z niepokojem Skinęła głową, wskazując kwestionariusz „Bierz
się do roboty", ponaglały jej fiołkowe oczy
Sięgnęłam po ołówek i zaczęłam zaznaczać kratki jak leci Było mi obojętne, jakie
odpowiedzi wybieram Ponieważ, prawdę mówiąc, nie obchodziła mnie przyszłość Bez
Jesse'a nie miałam żadnej przyszłości Z nim, oczywiście, także nie miałam przyszłości Co
on mógł właściwie zrobić? Towarzyszyć mi w college'u? W pierwszej pracy? Pierwszym
mieszkaniu?
Tak Tak się stanie
Paul miał rację Jestem głupia Głupia, że zakochałam się w duchu Głupia, myśląc, że mamy
jakąś przyszłość przed sobą Głupia
- Czas minął - Pan Walden zdjął nogi z ławki - Proszę odłożyć ołówki Przekażcie
kwestionariusze do przodu
Nie zdziwiłam się, kiedy Paul podszedł do mnie w przerwie na lunch
-To było bez sensu - powiedział cicho, idąc ze mną w kierunku szafek - To jest, drogę kariery
mamy już ustaloną, prawda?
-Cóż, nie da się zarobić na życie, zajmując się tym, co my -powiedziałam, a potem przypomniałam
sobie, że Paul ma sposób, żeby rozwiązać ten problem - Uczciwie zarobić na życie -sprostowałam
Zamiast jednak zawstydzić się, jak się spodziewałam, Paul uśmiechnął się szeroko
- Dlatego zdecydowałem się na zawód prawnika - oznajmił - Twój tata był prawnikiem,
zgadza się?
Skinęłam głową Nie lubię rozmawiać z Paulem o tacie Ponieważ mój tata uosabiał
wszystko, co dobre Zaś Paul wszystko, co nie jest
- Tak mi się właśnie wydawało - ciągnął Paul -W dziedzinie prawa nic nie jest czarne ani
białe Wszystko jest szare O ile znajdzie się precedens
Nic nie powiedziałam Łatwo wyobraziłam sobie Paula jako prawnika Nie takiego, jakim był mój
ojciec, obrońcę publicznego, ale z gatunku tych, co to bronią bogate osobistości, ludzi
przekonanych, że stoją ponad prawem a ponieważ dysponują nieograniczonymi funduszami na
obronę, w pewnym sensie mają rację
-Co do ciebie - powiedział Paul - sądzę, że powinnaś podjąć pracę społeczną Urodziłaś się, żeby
robić coś dla innych
-Owszem - odparłam, zatrzymując się przy swojej szafce -Może pójdę w ślady ojca D i
zostanę zakonnicą-
No, to - powiedział Paul, opierając się o sąsiednią szafkę -byłoby
zwykłe marnotrawstwo
Miałem raczej na myśli pracownika społecznego Albo terapeutę Bardzo dobrze sobie radzisz
z problemami innych ludzi
Czy tak nie było rzeczywiście? To dlatego dzisiaj miałam takie zapuchnięte, zmęczone oczy
Ponieważ zeszłej nocy, po rozstaniu z Jesse'em wróciłam do domu i poszłam do łóżka ale
nie po to, żeby zasnąć Leżałam zupełnie rozbudzona i gapiłam się w sufit, rozmyślając nad
tym, co powiedział Jesse Nie o Paulu, ale o tym, co Paul dał mi wcześniej do przeczytania:
„Zdolności zmienników nie kończyły się na komunikacji ze zmarłymi i umiejętności
teleportacji między ich światem a naszym, ale obejmowały również swobodne
przemieszczanie się w czwartym wymiarze"
Czwarty wymiar Czas
Na dźwięk tego słowa dostawałam gęsiej skórki, mimo że był typowy piękny jesienny dzień
w Carmelu i ani śladu zimna w powietrzu Czy to mogła być prawda? Czy pośrednicy - albo
zmiennicy, jak uporczywie nazywali ich Paul i jego dziadek -
podróżują w czasie, tak samo jak między światem żywych i umarłych?
A jeśli -jeśli - tak było, to co, u diabła, to oznaczało?
Co ważniejsze, dlaczego Paulowi tak zależało, żebym o tym wiedziała?
-Wyglądasz na wykończoną - zauważył, kiedy odłożyłam książki i sięgnęłam po papierową
torbę z lunchem, jaki przygotował mi ojczym: sałatką z kurczaka tandoori - Co jest? Problemy
ze snem?
-Powinieneś się domyślić - odparłam, patrząc na niego z gniewem
-A co ja takiego zrobiłem? - zapytał szczerze zdumiony Nie wiem, czy to zmęczenie, czy też
fakt, że test kompetencji
skłonił mnie do rozmyślań na temat przyszłości mojej i Jes-se'a Nagle poczułam się
strasznie znużona Paulem i jego gierkami I postanowiłam wypytać go trochę
-Czwarty wymiar - przypomniałam - Podróże w czasie? Uśmiechnął się
-Och, świetnie Doszłaś do tego Zabrało ci to trochę czasu
-Naprawdę myślisz, że zmiennicy mogą podróżować w czasie? - zapytałam
- Nie myślę-powiedział Paul-Ja to wiem Znowu przejął mnie niewytłumaczalny
chłód Staliśmy w cieniu pod arkadami, ale o parę kroków dalej upalne słońce zalewało
dziedziniec Misji Kolibry skakały z jednego kwiatka hibiskusa na drugi Turyści robili ujęcia
kamerami cyfrowymi Więc skąd ta gęsia skórka?
-Skąd? - zapytałam Nagle zaschło mi w gardle - Robiłeś to?
-Jeszcze nie - odparł niedbale - Ale zrobię Wkrótce
-Tak - mruknęłam, starając się pokryć strach ironią - Cóż, może mógłbyś cofnąć się do tej
nocy, kiedy ukradłeś pieniądze pani Gutierrez i tym razem tego nie zrobić?
-Boże, przestaniesz się tego czepiać? - Potrząsnął głową -To były nędzne dwa tysiące
dolarów Zachowujesz się, jakby chodziło o dwa miliony
-Hej, Paul - Kelly Prescott oderwała się od swojej paczki -Cee Cee przezwała je
Wiedźmami z Carmelu - i ruszyła w naszą stronę, wachlując się mocno umalowanymi
rzęsami-Idziesz na lunch?
-Za chwilę - odparł Paul niezbyt grzecznie, zważywszy, że miała być jego partnerką na
sobotnim balu
Kelly, urażona, opanowała się na tyle, żeby poczęstować mnie morderczym spojrzeniem,
zanim skierowała się na podwórze, gdzie pod gołym niebem jadaliśmy codziennie lunch
-No, więc nie rozumiem - Wpatrzyłam się w niego uważnie - Co z tego, jeśli potrafimy
przemieszczać się w czasie? Wielkie mi rzeczy Przecież i tak nie możemy niczego zmienić
-Dlaczego? -W niebieskich oczach Paula zabłysła ciekawość - Bo Doc z Z powrotu do
przyszłości tak powiedział?
-
Bo nie możemy nie możemy zmieniać naturalnego porządku rzeczy Czemu nie? Czy nie robisz
tego codziennie, zajmując się pośrednictwem? Czy nie zakłócasz naturalnego porządku rzeczy,
odsyłając duchy w zaświaty?
-To co innego
-A to dlaczego?
-Bo ci ludzie już nie żyją! Nie mogą zrobić niczego, co by zmieniło bieg historii
-Jak pani Gutierrez i jej dwa tysiące dolarów? - Paul popatrzył na mnie przenikliwie -Myślisz, że
gdybyś dała te pieniądze jej synowi, to by nie zmieniło biegu historii? Nawet w małym stopniu?
-Ale to co innego, niż wkraczać w czwarty wymiar, żeby zmienić coś, co już się zdarzyło To jest
po prostu niewłaściwe
-Czyżby, Suze? - Kącik ust Paula uniósł się do góry - Niej sądzę I wiesz, co? Myślę, że tym razem
twój chłopczyk, Jesse, zgodzi się Ze mną
Nagle pod arkadami powiało lodowatym chłodem
6
Proszę, bądź w domu, proszę,
bądź w domu, proszę, bądź w domu, modliłam się, czekając, aż ktoś odpowie na dzwonek do
drzwi Proszę, proszę, proszę, proszę Nie wiem, czy ktoś wysłuchał mojej modlitwy, czy też kalecy
archeolodzy nie tak często wychodzą z domu W każdym razie pielęgniarz doktora Śląskiego
otworzył drzwi Jego twarz rozjaśniła się, kiedy zobaczył, że to ja tak natrętnie dobijałam się do
drzwi
-Och, cześć, Susan - zawołał, przekręcając imię, chociaż mnie samą wyraźnie zapamiętał -Szukasz
Paula? O ile wiem, nadal jest w szkole
-Wiem, że jest w szkole - powiedziałam, wchodząc pośpiesznie do holu, zanim pielęgniarz zdążył
zamknąć drzwi - Nie przyszłam, żeby się z nim zobaczyć Chciałam spotkać się z jego dziadkiem,
jeśli to możliwe
-Z jego dziadkiem? - Pielęgniarz był zaskoczony Nic dziwnego Według jego rozeznania, pacjent
od lat z nikim świadomie nie rozmawiał
A to nieprawda Rozmawiał zaledwie parę miesięcy temu Ze mną
- Wiesz, Susan, dziadek Paula nie nie czuje się dobrze -powiedział powoli pielęgniarz -
Nie mówimy o tym w jego
obecności, ale ostatnie badania Cóż, wyniki nie były najlepsze Właściwie, lekarze uważają, że
niewiele mu już zostało
-Chcę mu zadać tylko jedno pytanie - powiedziałam -Jedno krótkie pytanie To zajmie chwilę
-Ale - Pielęgniarz, młody człowiek, którego wypłowiałe pod wpływem słońca dredy
wskazywały, że prawdopodobnie cały swój wolny czas spędzał na plaży, podrapał się w brodę
-To jest, on nie może on już niespecjalnie rozmawia Wiesz, Alzheimer
-Czy mogłabym chociaż spróbować? - zapytałam, nie przejmując się tym, że sprawiam wrażenie
stukniętej Byłam zdesperowana Musiałam koniecznie poznać odpowiedzi, których udzielić mi
mogła tylko jedna osoba na ziemi A ta osoba znajdowała się w tym domu -Proszę? Nic złego się
nie stanie, prawda?
-Nie - odparł pielęgniarz powoli - Nie, chyba nie
-Świetnie - powiedziałam, po czym prześlizgnęłam się obok niego, wbiegając po schodach po dwa
stopnie naraz - To zajmie parę minut Możesz nasz zostawić samych? Zawołam, jeśliby
potrzebował pomocy
-Dobrze, w porządku - powiedział pielęgniarz, zamykając drzwi z roztargnieniem -Ale czy
nie powinnaś być w szkole?
-Jest przerwa obiadowa - oznajmiłam wesoło, wbiegając po schodach, a następnie kierując się
korytarzem w stronę pokoju doktora Śląskiego Zresztą nie kłamałam Była pora lunchu A to, że nie
powinniśmy wtedy opuszczać terenu
szkoły? Cóż, uznałam, że nie warto o tym wspominać Mniej przerażał mnie gniew siostry
Ernestyny, gdyby odkryła, że się urwałam, niż konieczność wyjaśnienia mojemu
przyrodniemu bratu Bradowi, dlaczego tak strasznie potrzebne sami kluczyki od land-rovera
Tylko dlatego, że dostał prawo jazdy na pięć sekund przede mną (no,
dobrze, na parę tygodni przede mną), wydaje mu się, że sędziwy land-rover, „samochód
dzieci", należy wyłącznie do niego i tylko on może wozić do i ze szkoły mnie i młodszego
brata, Davida
aby wymusić od niego kluczyki, użyłam jako pretekstu „kobiecych środków higienicznych" w
„schowku na rękawiczki" Nie miałam pojęcia, co zrobi, kiedy lunch się skończy, a on
zobaczy, że samochodu nie ma Bez wątpienia nakabluje To mu chyba sprawiało największą
przyjemność w życiu
Niestety, nigdy nie udawało mi się odpłacić mu pięknym za nadobne, bo Brad z reguły ma na
mnie jakiegoś haka
W każdym razie nie zamierzałam marnować ani chwili cennego czasu na zastanawianie się,
co zrobi Brad, kiedy odkryje, że wzięłam samochód Zamiast tego pośpieszyłam do pokoju
dziadka Paula
Jak zwykle królował kanał Gamę Show Pielęgniarz ustawił fotel doktora Śląskiego przed
ekranem plazmowego telewizora Dziadek Paula nie wydawał się jednak zwracać
najmniejszej uwagi na Boba Parkera Gapił się tylko uporczywie w jakiś punkt na środku
wypolerowanej na wysoki połysk, wyłożonej kafelkami, podłogi
Nie dałam się zwieść
- Doktorze Slaski? - Chwyciłam pilota i ściszyłam głos w telewizorze, a potem stanęłam
obok starszego pana - Doktorze Slaski, to ja, Suze Suze, przyjaciółka Paula Muszę z panem
pomówić przez chwilę
Dziadek Paula nie odpowiedział Chyba że za odpowiedź uznać strumyczek śliny, jaki
wydobył się z jego ust
- Doktorze Slaski - powtórzyłam, przysuwając sobie krzesło, tak żeby znaleźć się bliżej jego
ucha Nie chciałam, żeby pielęgniarz słyszał, o czym mówimy, więc zniżyłam głos do szeptu
- Doktorze Slaski, pańskiego pielęgniarza tu nie ma,
Paula też Jesteśmy tylko we dwoje Chcę z panem pomówić o czymś, co on mi powiedział O,
eee, pośrednikach To ważne Kiedy tylko doktor Slaski usłyszał, że w pobliżu nie ma ani
pielęgniarza, ani Paula, uległ metamorfozie Wyprostował się na krześle i podniósł głowę,
patrząc na mnie zamglonymi oczami Ślinienie ustało, jak nożem uciął
- Och - powiedział, kiedy stwierdził, że to ja Nie wydawał się tym faktem zachwycony - To
znowu ty
To nie było całkiem w porządku, w końcu poprzednim razem to on mnie szukał żeby
przekazać tajemnicze ostrzeżenie na temat swojego wnuka, którego porównał, ni mniej, ni
więcej, tylko do diabła Postanowiłam jednak puścić to mimo uszu
-Tak, to ja, doktorze Slaski - powiedziałam - Suze Niech pan posłucha Chodzi o Paula
-Co ten gnojek znowu wymyślił?
Dziadek i wnuk chyba niewiele mieli dla siebie serdecznych uczuć
-Nic - powiedziałam - Nic jeszcze nie zrobił W każdym razie, o ile wiem Chodzi o to, co, jak
sam twierdzi, może zrobić
-Co to jest, zatem? - zapytał doktor Slaski - Lepiej, żeby to było coś dobrego Za pięć minut
zaczyna się Kłótnia rodzinna
Dobry Boże Czyja też, zastanawiałam się, kiedy dojdę do wieku doktora Śląskiego, skończę
przykuta do fotela inwalidzkiego i uzależniona od programów telewizyjnych? Ponieważ
doktor Slaski - albo pan Slater, jak Paul wolał, aby o nim mówiono - także jest pośrednikiem,
takim, który dotarł na krańce ziemi, żeby dowiedzieć się jak najwięcej o swoim niezwykłym
darze Zdaje się, że to, czego szukał, znalazł w grobowcach starożytnego Egiptu
Problem w tym, że nikt mu nie uwierzył Nie uwierzył w istnienie ludzi, których jedyne
zadanie polega na kierowaniu
duchów umarłych do miejsca ostatecznego przeznaczenia, ani też w to, że doktor Slaski jest
jednym z nich Liczne prace starszego pana, większość opublikowana na własny koszt, nie
przyciągnęły uwagi środowisk naukowych i akademickich i porastały obecnie kurzem w
plastykowym pudle pod tapczanem j ego wnuka
Co gorsza, własna rodzina doktora Śląskiego usiłowała, jak się wydaje, jego samego
wpakować pod tapczan Ojciec Paula posunął się aż do zmiany nazwiska, bo nie chciał być
kojarzony ze starszym panem
A co doktor Slaski zyskał w zamian za swoje starania? Śmiertelną chorobę i towarzystwo
wnuka Chorobę, tak przynajmniej sam twierdził, wywołało zbyt częste przebywanie w
„krainie cienia" - stacji pośredniej między dwoma światami A Paul?
Cóż, Paula załatwił sobie na własne życzenie
Sądzę, że miał powody, aby czuć gorycz wobec ludzi Dlaczego jednak Paul budził w nim
podobne uczucia, dopiero zaczynało mi świtać
Starałam się mówić powoli, żeby mieć pewność, że do niego dotarło
-Paul twierdzi, że pośrednicy
-Zmiennicy - Doktor Slaski upierał się, że ludzi takich jak on, Paul czyja powinno się nazywać
zmiennikami, ze względu na naszą (w moim wypadku, świeżo odkrytą) zdolność do zmiany
wymiaru, przenoszenia się z krainy żywych do krainy umarłych - Zmiennicy, dziewczyno, już ci
mówiłem Nie każ mi tego jeszcze raz powtarzać
-Zmiennicy - poprawiłam się - Paul twierdzi, że zmiennicy potrafią podróżować w czasie
-Rzeczywiście - mruknął doktor Slaski - No i co z tego? Szczęka mi opadła To było silniejsze
ode mnie Gdyby rąbnął
mnie kijem bejsbolowym w tył głowy, nie byłabym bardziej zdumiona - Pan pan o tym wiedział?
- Oczywiście, że o tym wiem - stwierdził kwaśno doktor Śląski - Kto, twoim zdaniem,
napisał pracę, z której mój głupawy wnusio czerpie swoją wiedzę na ten temat?
Oto, co mnie spotkało za brak uwagi podczas lekcji pośrednictwa u Paula
- Ale dlaczego pan mi o tym nie powiedział?
Doktor Slaski poczęstował mnie ironicznym spojrzeniem
- Nie pytałaś - powiedział
Siedziałam jak kłoda i gapiłam się na niego Nie mogłam w to uwierzyć Przez cały czas
cały czas posiadałam jeszcze jedną zdolność, o której nie miałam pojęcia Do czego jednak
mogłabym tę umiejętność wykorzystać? Było parę dni, kiedy włosy fatalnie mi się układały,
więc fajnie byłoby do nich wrócić i poprawić fryzurę, ale poza tym
Wtedy, niczym grom z jasnego nieba, spłynęła na mnie myśl
Tata Mogłabym cofnąć się w czasie i uratować tatę
Nie Nie, to nie mogło działać w ten sposób Na pewno nie Bo gdyby mogło gdyby
mogło
Wtedy wszystko byłoby inaczej
Wszystko
Doktor Slaski zakaszlał gwałtownie Drgnęłam i dotknęłam jego ramienia
-Doktorze Slaski? Dobrze pan się czuje?
-A jak myślisz? - zapytał niezbyt życzliwie - Zostało mi sześć miesięcy życia Może mniej, jeśli ci
przeklęci lekarze będą się upierać przy swoim i wypompowywać ze mnie życie Myślisz, że mogę
się dobrze czuć?Ja - To był egoizm z mojej strony, wiedziałam o tym, ale nie miałam czasu
wysłuchiwać
żalów na temat stanu jego zdrowia Musiałam dowiedzieć się czegoś więcej na temat tej
mocy, którą on - a może i ja - posiadał -Jak? - zapytałam gorączkowo -Jak to się robi? To
znaczy, podróżuje w czasie?
Doktor Slaski spojrzał na ekran Na szczęście nadal pokazywano tabele wyników we
Właściwej cenie Kłótnia rodzinna jeszcze się nie zaczęła
- To łatwe - powiedział -Jeśli ten idiota, mój wnuczek, mógł na to wpaść, to każdy głupi
może
Nie zostało nam dużo czasu Kłótnia rodzinna miała się zacząć lada chwila
-Jak? - powtórzyłam -Jak?
-Potrzebujesz czegoś - powiedział doktor Slaski z przesadną cierpliwością, jakby zwracał się
do pięciolatki - Jakiegoś przedmiotu z czasów, w które chcesz się przenieść Zęby się tam
jakoś zakotwiczyć
Przypomniałam sobie film o podróżach w czasie
-Czegoś, jak, na przykład, moneta?
-Moneta może być - powiedział doktor Slaski, choć minę miał sceptyczną - Oczywiście,
musiałabyś mieć monetę, należącą kiedyś do konkretnej osoby, która była w tamtym czasie i
stała w tym miejscu, w którym ty będziesz się znajdować I musisz wybrać miejsce powrotu,
tak żeby nie wpaść na nikogo przypadkowego
-To znaczy - Zamrugałam oczami - Chce pan powiedzieć, że jak się wraca, to wraca cała
osoba? Nie tylko?
-Dusza? - parsknął doktor Slaski - Dobre by to było, włóczenie się po jakimś innym stuleciu
bez żadnego ciała Nie, kiedy się przemieszczasz, to przemieszczasz się cała Dlatego trzeba to
mądrze rozegrać Nie można sobie, ot tak, bez pojęcia skakać w czasie i przestrzeni Chyba że
chcesz się przekręcić na lewą stronę Udajesz się do miejsca, o którym wiesz, że ta osoba
kiedyś w nim była, trzymasz przedmiot, który do niej należał i
-I? - zapytałam, wstrzymując oddech
-Zamykasz oczy i przenosisz się - Doktor Slaski, znudzony rozmową, przeniósł wzrok na
ekran
-I to wszystko? - To było łatwe - Chce pan powiedzieć, że mogę sobie tak skakać w czasie i
odwiedzać, kogo mi się podoba?
-Oczywiście, że nie - odparł doktor Slaski, nie odrywając wzroku od telewizora Po chwili coś
jeszcze przyszło mu do głowy: - Musi być, naturalnie, martwy Ktoś, z kim pracowałaś jako
zmienniczka Nigdy nie doszedłem, jaka jest tego przyczyna, ale to musi mieć coś wspólnego z
energią tego człowieka, jego osobowością Musi być jakieś łącze - Doktor Slaski umilkł,
zagubiony w dociekaniach, którymi zajmował się dziesiątki lat wcześniej
-To znaczy - Zamrugałam oczami zaskoczona - Można się cofnąć w czasie tylko wtedy, jeśli
chodzi o pomoc dla ducha?
-Mądra dziewczynka - mruknął przeciągle, wracając do oglądania telewizji
Jego sarkazm tym razem mi nie przeszkadzał Duchy? Duchy, z którymi mam do czynienia?
Duchy jak
cóż, na przykład mój tata Mam mnóstwo rzeczy, które kiedyś do niego należały Nadal
przechowuję koszulkę, którą nosił w dniu swojej śmierci Wyciągnęłam ją z rzeczy, które
zwrócił nam szpital, i trzymałam pod poduszką przez całe miesiące po jego śmierci aż do dnia,
kiedy znowu go zobaczyłam, jako ducha, i wyjaśnił mi, dlaczego tak jest, że ja go widzę, a
mama nie Myślałam, że mama o tym nie wiedziała - o tej koszulce - ale teraz sądzę, że było
inaczej Z pewnością musiała ją znaleźć, kiedy ścieliła mi łóżko albo bawiła się we wróżkę od
zębów Nigdy o tym nie wspomniała Szczerze mówiąc, nie mogła wspomnieć, ponieważ przez
lata trzymała popioły taty w jego ulubionym kuflu do piwa - zanim wreszcie, tuż przed ślubem
z Andym, zdobyła się na to, żeby je rozrzucić po parku, w którym umarł pierwszy mąż
Uświadomiłam sobie, że to właśnie do parku będę musiała pójść, jeśli zechcę odbyć podróż w
czasie, żeby go uratować, ponieważ nasze stare mieszkanie zostało sprzedane, a nie mogłam
tak po prostu zwrócić się do nowych właścicieli ze słowami: „Czy mogłabym postać przez
chwilę w waszym salonie? Muszę tylko cofnąć się w czasie, żeby uratować życie ojcu"
Oczywiście, zarówno park jak i mieszkanie znajdowały się na drugim końcu kraju Ale miałam
trochę pieniędzy zaoszczędzonych przy niańczeniu dzieci Może starczyłoby nawet na samolot
Byłam w stanie to zrobić Mogłam nie dopuścić do śmierci taty
- Co jeszcze? - zapytałam doktora Śląskiego, zerkając na telewizor Dzięki Bogu, reklama -
Kiedy mamy przedmiot który należał kiedyś do ducha i jesteśmy tam, gdzie on kiedyś
przebywał? Co wtedy?
Doktor Slaski wyglądał na lekko zirytowanego
- Trzymasz tę rzecz - tę kotwicę - i nic innego To ważne Nie możesz niczego dotykać, bo
możesz to zabrać ze sobą Potem wyobrażasz sobie tę osobę I tyle Proste jak drut - Doktor
Slaski skinął w stronę telewizora - Zrób głośniej Kłótnia będzie za minutę
Nie do wiary, że to takie łatwe Tak po prostu mogłam przenieść się w czasie i zapobiec
śmierci kochanej osoby
- Oczywiście - dodał doktor Slaski niedbale - kiedy już się dostaniesz, dokąd chciałaś, musisz
bardzo uważać Nie należy zmieniać historii przynajmniej nie za bardzo Trzeba bardzo
starannie rozważyć konsekwencje swoich czynów
Milczałam Jakie następstwo miałoby uratowanie życia mojemu tacie? Poza tym że mama,
zamiast latami wypłakiwać sobie oczy w poduszkę - póki nie spotkała Andy'ego - byłaby
szczęśliwa? Ze ja byłabym szczęśliwa?
Wtedy mnie olśniło Gdyby tata żył, mama nigdy nie poznałaby Andy'ego Albo raczej, może
by go i spotkała, ale nie wyszłaby za niego za mąż
A wówczas nigdy nie przeprowadziłybyśmy się do Kalifornii
Nigdy nie poznałabym Jesse'a
Nagle zrozumiałam znaczenie tego, co powiedział doktor Slaski
- Och - powiedziałam
Doktor Slaski patrzył - mimo bielma przesłaniającego niebieskie oczy, które poza tym
wyglądały zupełnie jak u Paula -przenikliwie
-Tak myślałem, że w którymś momencie padnie to „och" -stwierdził - Nie takie proste to
przemieszczanie się w czasie, prawda? I pamiętaj o tym, że im dłużej przebywasz w czasie innym
niż twój własny, tym dłużej dochodzisz do siebie po powrocie - dodał niezbyt miłym tonem
-Dochodzę do siebie? O co chodzi może boleć mnie głowa? - Tak się czułam po każdej podróży w
inny wymiar Zawsze
Doktor Slaski wydał się nagle czymś rozbawiony Nie patrzył w ekran, więc musiało to być
związane ze mną
-To coś trochę gorszego niż ból głowy - stwierdził sucho, poklepując materac, na którym siedział -
Jeżeli nie nazywamy tego wprost utratą masy komórek mózgowych A to najmniejsze zło, jakie cię
może spotkać Będziesz zbyt wiele podróżować w czasie, a skończysz jako warzywo, zanim
dorośniesz na tyle, żeby móc kupić piwo w sklepie, zaręczam ci
-Czy Paul o tym wie? - zapytałam - To jest o utracie komórek?
-Powinien - odparł doktor Slaski - o ile czytał moją pracę na ten temat A
jednak zdecydował się spróbować
Dlaczego Paul chce podróżować w
czasie? - zapytałam Raczej nie kierowała nim chęć
udzielenia komuś pomocy, bo
jedyną osobą, której Paul Slater miałby ochotę pomagać, był cóż, on sam
- Skąd mam wiedzieć? - Doktor Slaski był znudzony - Nie rozumiem, dlaczego w ogóle
spędzasz tyle czasu z tym chłopakiem Mówiłem ci, że jest nic niewart Zupełnie jak jego
ojciec ten się mnie wstydzi
Nie zwracałam uwagi na oskarżenia doktora Śląskiego pod adresem wnuka Myślałam
intensywnie Co takiego powiedział Paul wtedy, na podwórku Gutierrezów? Ze nie zabije
Jesse'a
ale że mógłby zrobić coś, żeby zapobiec jego śmierci I dopiero teraz ostatecznie pojęłam
Tu, w pokoju doktora Śląskiego, który właśnie odnalazł pilota, nastawił głośniej telewizor i
krzyknął:
- Cholera, przegapiliśmy pierwszą część!
Paul zamierzał przenieść się w przeszłość W czasy Jesse'a Ale nie, żeby go zabić Żeby
uratować mu życie
7
Ojcze Dominiku? - Mój
głos brzmiał niespokojnie, nawet dla mnie samej - Ojcze D, jest ksiądz tam?
-Tak, Susannah - Ojciec Dominik sprawiał wrażenie znużonego Ale może wynikało to z tego,
że nadal nie bardzo wiedział, jak używać telefonu komórkowego - Tak, jestem Myślałem, że
należy wcisnąć inny guzik, żeby odebrać, ale chyba
-Ojcze Dominiku, stało się coś strasznego - Nie czekałam, aż zapyta, po co dzwonię, tylko
wyrzuciłam z siebie, co miałam do przekazania - Paul dowiedział się, w jaki sposób przenosić
się w czasie, i chce cofnąć się do dnia śmierci Jesse'a, żeby uratować mu życie
Nastąpiła długa przerwa Potem usłyszałam głos ojca Dominika:
- Susannah, gdzie jesteś?
Rozejrzałam się Stałam w kuchni Paula, rozmawiając z zamontowanego na ścianie telefonu
Zapytałam pielęgniarza doktora Śląskiego, czy mogę z niego skorzystać Powiedział, żebym
się nie krępowała
-Jestem w domu u Paula - powiedziałam - Ojcze Dominiku, czy ksiądz mnie słyszał? Paul
odkrył sposób, żeby nie dopuścić do śmierci Jesse'a
-Cóż - odparł ojciec Dominik - To wspaniała nowina Ale czy nie powinnaś być w szkole?
Jest dopiero parę minut po pierwszej
-Ojcze D! - niemal wrzasnęłam - Ksiądz nie rozumie! Jeśli Paul uratuje Jesse'owi życie, ja i
Jesse nigdy się nie spotkamy!
-Hm - Ojciec Dominik nie śpieszył się z odpowiedzią -Zmienianie biegu historii to nigdy nie
jest dobry pomysł, jak sądzę Weźmy, na przykład to, co się zdarzyło w tym filmie Co to było?
Och, tak, Powrót do przyszłości
-Ojcze Dominiku - Prawie płakałam ze zdenerwowania -Proszę, to nie jest film To moje życie
Musi mi ksiądz pomóc Musi ksiądz wrócić i pomóc mi go powstrzymać Mnie nie posłucha
Wiem, że nie Ale może księdza
-Cóż, nie mogę na razie wrócić, Susannah - powiedział ojciec Dominik - Wielebny nie
jest eee, ten hot dog siedział mu w gardle dłużej, niż podejrzewano Susannah, czy
powiedziałaś, że Paul wynalazł sposób na podróżowanie w czasie?
-
Tak - powiedziałam przez zaciśnięte zęby Zaczynałam żałować, że trzymałam przed ojcem
Dominikiem w tajemnicy to, ile się nauczyłam od Paula podczas naszych środowych sesji
Wielki Boże - powiedział ojciec D - To naprawdę interesujące A w jaki mianowicie sposób on
to robi?
-Musi tylko mieć coś starego Coś, no, wie ksiądz, co należało do osoby, którą chce spotkać w
przeszłości Ten ktoś musi być duchem, znajomym duchem A potem trzeba tylko stanąć w miejscu,
w którym, jak nam wiadomo, ta osoba była - i gotowe
-O mój Boże - wykrzyknął ojciec Dominik - Czy ty wiesz, Susannah, co to znaczy?
-Tak - odparłam żałośnie - To znaczy, że przeprowadzę się do Carmelu, a tu nie będzie
nikogo, kto by nawiedzał mój pokój, bo Jesse nigdy nie zostanie w nim zamordowany
-Nie - powiedział ojciec Dominik -A właściwie tak, chyba tak będzie rzeczywiście Ale co
ważniejsze, to znaczy, że będziemy mogli zapobiec śmierci wszystkich duchów, jakie spotkamy,
po prostu cofając się w czasie i
-Nie będziemy mogli - przerwałam bezbarwnym tonem -Chyba że chcielibyśmy skończyć tak, jak
dziadek Paula, któremu zostało sześć miesięcy życia To nie to samo, co przenoszenie się w wymiar
duchów Całe ciało podróżuje i, jak sądzę, ponosi konsekwencje Ale Paul planuje tylko jedną
podróż
-Tak- odezwał się ojciec Dominik Wydawało się, jakby był bardzo daleko - dużo dalej niż w San
Francisco, w każdym razie - Tak, rozumiem
-Ojcze Dominiku! - wykrzyknęłam Traciliśmy kontakt i to nie tylko dlatego, że
połączenie telefoniczne nie było najlepsze - Musi go ksiądz powstrzymać!
-Ale dlaczego miałbym to zrobić, Susannah? - zapytał - To, co Paul zamierza zrobić, jest w
gruncie rzeczy bardzo szlachetne
-Szlachetne? - wrzasnęłam - A co w tym szlachetnego?
-Stworzy Jesse'owi drugą szansę na życie - stwierdził ojciec Dominik - A z tego, co mówisz,
wynika, że zaryzykuje w dodatku własne Uważam, że to bardzo wspaniałomyślne
-Wspaniałomyślne! - Nie wierzyłam własnym uszom -Ojcze D, zapewniam księdza, że
motywy Paula nie mają w sobie niczego szlachetnego On to robi tylko po to, żeby
-Tak? - Ojciec Dominik nagle cały zamienił się w słuch Ale jak tu wyjaśnić księdzu, że facet
usiłuje wyeliminować
Jesse'a po to, żeby dobrać się do mnie?
Zwłaszcza że Paul chciał pozbyć się Jesse'a, ale ratując mu życie?
-Chodzi o to, że - To nie miało sensu, ale było mi wszystko jedno - Czy ksiądz może go wyrzucić
ze szkoły, na przykład?
-Nie, Susannah - powiedział ojciec Dominik Wydawało mi się czy w jego głosie słyszałam
cichutki chichot? - Nie mogę go usunąć W każdym razie nie za to
-Ale musimy mu przeszkodzić - Moje protesty, nawet jak dla mnie, wypadały coraz bladziej -
To to nie jest naturalne, co on planuje
-Bardzo możliwe - odparł ojciec Dominik - ale nie niemoralne Nie jest nawet nielegalne, na tyle,
na ile mogę stwierdzić
To byłoby niesłychane - Paul dokonujący czegoś, co można postrzegać jako moralne
-Ale ciągle się zastanawiam - ciągnął ojciec Dominik w zamyśleniu -w jaki sposób zamierza
dokonać tego małego cudu
-Mówiłam ojcu - powiedziałam z goryczą -Wystarczy, jeśli będzie miał coś, co należało do tej
osoby, a potem znajdzie się w miejscu, gdzie ona przebywała
-Tak - odezwał się ojciec Dominik - Ale co Paul posiada z rzeczy, które należały do Jesse'a? To mi
zamknęło usta na dobrą chwilę Ojciec Dominik miał rację Paul nie miał niczego, co kiedyś
znajdowało się w posiadaniu Jesse'a Nie mógł zapobiec morderstwu, ponieważ nie miał niczego z
przeszłości Jesse'a
-Och - powiedziałam, czując, jakby pętla zaciskająca się na mojej szyi rozluźniła się nieco -Och,
ma ksiądz rację Oczywiście, że mam - zgodził się ojciec Dominik, jakby odrobinę roztargniony -
Chociaż to jest coś, czego powinnaś się być może nauczyć, Susannah Jeśli on ci wytłumaczy
dokładnie, jak to się robi
-Co? - Okręciłam sobie przewód telefoniczny wokół palca - Zęby cofnąć się w przeszłość i
uratować Jesse'owi życie?
-Dokładnie - potwierdził ojciec Dominik - Może to jest przyczyna, dla której wciąż błąka się
po ziemi Ponieważ nie było przeznaczone mu umrzeć
Wpadłam w takie przygnębienie, że przez chwilę w ogóle się nie odzywałam W mojej pamięci
pojawił się niespodziewanie plakat, jaki moja nauczycielka angielskiego z dziewiątej klasy
powiesiła w naszej pracowni, a który przedstawiał dwie mewy lecące nad plażą Plakat, który
zawsze przychodził mi na myśl w najmniej odpowiednim momencie Jeśli coś kochasz, zwróć
mu wolność, głosił napis pod obrazkiem Jeśli tak ma być, wróci do ciebie Niewidzialna pętla
znów zacisnęła mi się na szyi, tak że traciłam oddech
-To bzdura, ojcze D - ryknęłam w słuchawkę - Słyszy mnie ksiądz? Bzdura!
-Susannah - przestraszył się ojciec Dominik
-To nie dlatego Jesse wciąż tu przebywa - krzyknęłam - Nie dlatego Jesse i ja mamy być
razem, a jeśli ksiądz tego nie widzi, to księdza cholerny problem!
Teraz ojciec Dominik wydawał się bardziej niż przestraszony Był zły
-Susannah - powiedział - Nie ma powodu, żebyś używała takiego języka
-Nie, nie ma - zgodziłam się - Zwłaszcza że nie mam nic więcej ojcu do powiedzenia
-Odłożyłam słuchawkę
Sekundę później ze zmartwioną miną pojawił się pielęgniarz doktora Śląskiego
-Susan? - zapytał - Wszystko w porządku?
-Nic mi nie jest - zapewniłam, przerażona odkryciem, że mam wilgotne policzki
-Usłyszałem - powiedział pielęgniarz - że krzyczysz
-Nieważne Wychodzę Nie martw się
I poszłam sobie, nie żegnając się z doktorem Śląskim Nie miałam mu nic więcej do
powiedzenia, podobnie jak ojcu D Tylko jedna osoba mogła powstrzymać Paula od tego, co
zamierzał zrobić
Tą osobą byłam ja
Oczywiście, sama świadomość tego nie mogła zastąpić planu działania Nad tym właśnie
myślałam w drodze powrotnej do szkoły Nad planem
Dopiero kiedy wjeżdżałam na parking Akademii Misyjnej, zaczęło do mnie docierać, co
powiedział ojciec Dominik Paul nie miał żadnego przedmiotu należącego kiedyś do Jesse'a,
który mógłby go przenieść w tę okropną noc, kiedy Jesse umarł Byłam tego niemal pewna
Jesse został zamordowany, a ciała nie odnaleziono - aż do niedawna Jego własna rodzina
sądziła, że uciekł, żeby uniknąć niechcianego małżeństwa
Co takiego mógł Paul posiadać z rzeczy Jesse'a, co pozwoliłoby mu wrócić do dnia jego
śmierci? Nic Z tamtych czasów zachował się jedynie miniaturowy portret Jesse'a -
przechowywany przeze mnie w bezpiecznym miejscu w domu - oraz kilka listów, które
napisał do narzeczonej A te znajdowały się na wystawie w Muzeum Towarzystwa
Historycznego Carmelu
Paul nie mógł mieć żadnej rzeczy, której mógłby użyć, aby skrzywdzić Jesse'a Albo raczej,
żeby go uratować Żadnej Jesse był bezpieczny
Co oznaczało, że ja też
Uczucie ulgi okazało się jednak przejściowe Och, nie, nie miało to związku z Jesse'em To się
nie zmieniło Moja świeżo odzyskana równowaga duchowa uległa zachwianiu, kiedy
usiłowałam dostać się z powrotem do szkoły Tym razem nie z powodu Paula Nie, to siostra
Ernestyna zrujnowała mój z najwyższym trudem osiągnięty stan wewnętrznego spokoju
akurat w momencie, kiedy starałam się wmieszać w tłum kolegów i koleżanek zmierzających
na kolejną lekcję, udając, że byłam z nimi cały czas
-Susannah Simon! - Przenikliwy głos zastępczyni dyrektora poderwał do lotu przerażone gołębie
siedzące na belkach zadaszenia - Przyjdź natychmiast do mojego gabinetu! Świadkiem tej sceny
był przypadkiem najmłodszy z moich przyrodnich braci Kiedy usłyszał polecenie siostry, wyraźnie
pobladł co zdumiewające, biorąc pod uwagę jego naturalną, właściwą rudzielcom bladość
-Suze - powiedział David z przerażoną miną Jakżeby inaczej? Zazwyczaj, jeśli miewam kłopoty, to
nie z powodu spóźnienia Nie, na ogół wiąże się to ze zniszczeniem cudzej własności przy czym
ktoś z reguły traci przytomność, o ile nie życie - Co zrobiłaś tym razem?
-Nieważne - powiedziałam, nieco rozczarowana, że wpadłam z powodu takiego głupstwa jak
opuszczenie szkoły Starzeję się
Poszłam za siostrą Ernestyną do jej gabinetu, w którym, inaczej niż u ojca Dominika, na półkach
nie było żadnych nagród za dokonania pedagogiczne Nikt widocznie nie uważa siostry Ernestyny
za genialnego pedagoga Jej specjalnością jest dyscyplina - zwyczajnie i po prostu
Zdołałam, jak sądzę, się wywinąć Zauważyła moją nieobecność na religii, zaraz po lunchu, więc
powiedziałam jej, że z nagłych przyczyn musiałam koniecznie udać się do apteki Napomknęłam o
środkach higienicznych w nadziei, że się odczepi Na niąjednak nie podziałało to tak jak na Brada
- Trzeba było iść do pielęgniarki - stwierdziła cierpko
Za popełnioną zbrodnię kazała mi napisać wypracowanie na tysiąc słów- o tym, jak ważne
jest dotrzymywanie zobowiązań Ponadto miałam się stawić na sobotniej aukcji staroci, żeby
pomóc uczniom dziewiątej klasy przy stoisku z wypiekami
W sumie uważam, że mogło być gorzej
Tak, w każdym razie, myślałam Dopóki nie wpadłam na Paula Slatera
Czaił się za jedną z kamiennych kolumn podtrzymujących zadaszenie wokół dziedzińca i
dlatego nie zauważyłam go, kiedy szłam z gabinetu siostry Ernestyny na lekcję trygonometrii
Wysunął się z cienia, gdy przechodziłam obok
- Oto powraca wędrowiec - powiedział
Przycisnęłam dłoń do piersi, jakbym mogła w ten sposób przywrócić normalny rytm sercu, które
na jego widok niemal wyskoczyło spomiędzy żeber
-Czy ty musisz to robić? - zapytałam rozzłoszczona - O mało gaci nie zgubiłam ze strachu
-Szkoda - Uśmiech Paula był zdecydowanie świętokradczy, zważywszy, że staliśmy w odległości
zaledwie kilkudziesięciu metrów od kościoła - A więc? Dokąd to cię poniosło? Pewnie mogłabym
skłamać Ale po co? Dowiedziałby się prawdy zaraz po powrocie do domu, kiedy pielęgniarz
wspomniałby o mojej wizycie Wysunęłam więc podbródek i nie przejmując się szalejącym tętnem,
rzuciłam:
-Do ciebie
Ciemne brwi Paula opadły błyskawicznie w grymasie zdumienia
-Do mnie? Po co jechałaś do mojego domu?
-Żeby pogadać - parsknęłam - z twoim dziadkiem Brwi Paula zmarszczyły się jeszcze bardziej
-Moim dziadkiem? - Potrząsnął głową - Po co, u diabła, chciałaś się z nim widzieć? Facet jest
kompletnie odrealniony
-Nie czuje się dobrze - przyznałam - Ale nadal jest w stanie rozmawiać Tak- powiedział Paul
drwiąco - Może o programach telewizyjnych
-Owszem, o tym - powiedziałam, wiedząc, że to, co za chwilę powiem, zdenerwuje go, ale nie
miałam innego wyjścia -i o podróżach w czasie
Paul szeroko otworzył oczy Tak jak myślałam - zaskoczyłam go
-Podróże w czasie? Rozmawialiście o podróżach w czasie? Z dziadkiem Świrkiem?
-Z doktorem Śląskim - sprostowałam - Owszem, tak Słowa „doktor Slaski" podziałały na
niego, jak cios pięścią
Minę miał tak zdumioną, jakbym go rzeczywiście uderzyła
-Czy ty - Wyraźnie miał problem z wysłowieniem się Skłaniał się chyba ku: „Czy ty
zwariowałaś?"
-Nie - oznajmiłam - Twój dziadek też nie Ale sądzę, że ty może tak - ciągnęłam,
nierozważnie, wiem, ale już mi nie zależało Nie teraz, kiedy wiedziałam, o co mu chodzi
-Wiem, że twój dziadek to 01iver Slaski - oświadczyłam -Sam mi powiedział Wytrzeszczył na
mnie oczy To było tak, jakbym na jego oczach zaczęła zmieniać się w kogoś zupełnie innego
niż ta Suze, którą znał Może faktycznie się zmieniłam Z pewnością byłam na niego bardziej
wściekła niż kiedykolwiek - nawet bardziej niż za pierwszym razem, kiedy usiłował pozbyć
się Jesse'a Ponieważ wtedy nie wiedział tego, co teraz Ze on i ja? Tak, to się nie mogło
zdarzyć
-Nie rozmawiał z tobą - odezwał się Paul w końcu, patrząc na mnie niebieskimi,
nieprzeniknionymi i zimnymi jak Pacyfik w listopadzie oczami - On z nikim nie rozmawia
-Może nie z tobą - powiedziałam - Dlaczego miałby to robić, skoro traktujesz go tak, jak
traktujesz jakby ci wybitnie przeszkadzał, jakby był -jak to ująłeś? - och, tak, odrealniony No,
twój własny ojciec zmienił nazwisko, tak się go wstydził Ale gdybyś zechciał kiedyś
poświęcić trochę czasu, odkryłbyś, że doktor Slaski nie jest taki oderwany od świata, jak ci się
wydaje i ma o tobie parę ciekawych rzeczy do powiedzenia
-W to nie wątpię - powiedział Paul z krzywym uśmiechem - Chyba nawet wiem, jakie Jestem
pomiotem szatana Nie jestem nic wart Powinnaś trzymać się ode mnie z daleka Czy to mniej
więcej tyle?
-W dużym stopniu - stwierdziłam - A biorąc pod uwagę, że wybierasz się w podróż w czasie,
żeby nie dopuścić do śmierci Jesse'a, powiedziałabym, że twój dziadek ma sto procent racji
Jego oczy ożywiły się, ale pozostały tak samo zimne Nawet uśmiechnął się lekko
- Więc w końcu doszłaś do tego, co? Trochę ci to zajęło Nie pozwoliłam mu skończyć
Podeszłam do niego, tak że
nasze twarze znalazły się zaledwie parę centymetrów od siebie i powiedziałam z całą
zajadłością, na jaką byłam w stanie się zdobyć:
- Owszem, doszłam do tego I tyle ci mogę powiedzieć, że jeśli sądzisz, że nie dopuszczając
do mojego spotkania z Jes-se'em, zmienisz moje uczucia w stosunku do ciebie, to bujasz w
świecie marzeń
Paul wyglądał na zranionego Wiedziałam, że to tylko gra Bo on nie ma uczuć Nie, skoro
zamierzał zrobić to, o co go podejrzewałam
Starał się jednak najlepiej, jak potrafił, żeby mi udowodnić, że nie mam racji
- Ależ, Suze - powiedział, otwierając szeroko niewinne, błękitne oczęta -Ja po prostu robię
to, czego ty chcesz Po tej historii z panią Gutierrez zacząłem się zastanawiać Naprawdę
pragnę wstąpić na ścieżkę światła A czyż ratowanie życia Jes-se'owi nie jest rzeczą słuszną?
Oczywiście, jeśli go naprawdę kochasz, powinnaś życzyć mu wszystkiego, co najlepsze, nie
prawdaż? A czy długie, szczęśliwe życie nie jest czymś najlepszym dla niego?
Zamrugałam oczami, kompletnie zbita z tropu jego talentem do odwracania kota ogonem To
nie ja - Nie mogłam wydobyć z siebie słów Stałam i jąkałam się jak głupia
-W porządku, Suze - powiedział, kładąc mi rękę na ramieniu - żeby pocieszyć mnie, jak sądzę, w
godzinie próby - Nie, musisz mi dziękować A teraz, nie uważasz, że powinniśmy wracać? Chyba
nie chcesz, żeby siostra Ernestyna ponownie złapała cię na wagarach, co? Gapiłam się na niego
oniemiała W życiu nie spotkałam kogoś tak pokręconego z wyjątkiem, być może, mojego
przyrodniego brata Brada Tyle że Bradowi brakowało inteligencji Paula i rzadko udawało mu się
wykręcić coś więcej niż imprezę w domu bez wiedzy rodziców a nawet to sprowadziło na niego
kłopoty tylko w postaci glin
-Jesteś jesteś naćpany - wyjąkałam w końcu -jeśli myślisz, że uratowanie Jesse'a tamtej nocy -
nocy jego śmierci -zagwarantuje mu długie życie Kto powiedział, że Diego nie spróbuje drugi raz?
Albo jeszcze następny? Co ty chcesz zrobić, zostać w roku 1850 jako jego ochroniarz?
-Jeśli to konieczne - powiedział Paul obrzydliwie słodziutkim głosem - Widzisz, zrobiłbym
wszystko - absolutnie
wszystko, co potrzeba - żeby zapewnić Jesse'owi spokojną śmierć w łóżku, późną starością,
tak aby nigdy, przenigdy nie potrzebował pośrednika
Kolory dziedzińca - czerwone dachówki Misji, różowe kwiaty hibiskusa, głęboka zieleń palm
-zlały się w jedną, wirującą plamę, kiedy zrozumiałam sens jego słów Coś paskudnego
zaczęło rosnąć mi w gardle
-Dlaczego to robisz? - Spojrzałam na niego ze zgrozą -Wiesz przecież, że to nic nie zmieni
Usunięcie Jesse'a nie sprawi, że zaczniesz mnie obchodzić Nie interesujesz mnie w ten sposób
- Czyżby? - powiedział Paul z uśmiechem równie zimnym jak jego oczy - Zabawne,
mógłbym przysiąc, że ostatnim razem, kiedy się całowaliśmy, podobało ci się Przynajmniej
trochę Dość, żeby
Jego głos zamarł znacząco co jednak miał na myśli, nie potrafię sobie wyobrazić
-Dość, żeby co? - zapytałam
-Dość - odparł Paul - żeby myśleć o usunięciu duszy z mojego ciała i wprowadzeniu tam Jesse'a
8
Nie próbuj zaprzeczać - odezwał się
Paul w odpowiedzi na moje zaszokowane spojrzenie -Wiem, że planowałaś to od momentu, kiedy
popełniłem błąd i powiedziałem ci o tym -Ciepło jego dłoni niemal parzyło skórę na moim
ramieniu -Uratowanie życia Jesse'owi to z mojej strony bardziej obrona konieczna niż cokolwiek
innego Ponieważ prawda jest taka, że dosyć lubię swoje ciało i nie mam ochoty pozbywać się go
dla niego Poruszałam ustami -wiem o tym, bo Paul wyraźnie czekał na jakiś odzew Nie mogłam
jednak wydobyć z siebie żadnego dźwięku Tak mnie zamurowało W końcu wszystko ułożyło się
do kupy Oskarżenie, które Paul rzucił mi w twarz wtedy u siebie w kuchni Ze jego plany wobec
Jesse'a są o wiele bardziej ludzkie niż moje wobec niego Bo on zamierzał uratować Jesse'a,
podczas gdy ja rzekomo zamierzałam zabić Paula Naturalnie, nie miałam takich pomysłów Ale to
chyba niespecjalnie go obchodziło
-Wszystko w porządku - zapewnił - No, wiesz, w jakiś sposób to mi nawet pochlebia, naprawdę
To, że uważasz mnie za dość przystojnego, żeby umieścić duszę swojego chłopaka w moim ciele
To dowód, że bez względu na to, co mówisz, trochę przynajmniej ci się podobam Albo że chociaż
lubisz się ze mną całować
-To kompletna - udało mi się wreszcie odzyskać głos Na nieszczęście brzmiał jak jęk potępionej
duszy Nie przejęłam się tym Chciałam tylko przekonać go, jak bardzo się myli -
bzdura! Jak mogłeś skąd ci przyszło do głowy, że ja -
Och, daj spokój, Suze - powiedział
Paul - Sama przyznaj, Ze mną przeżywasz coś realnego
Nie wmawiaj mi, że kiedy jesteś z Jesse'em, nie myślisz - choćby wam było nie wiem jak
przyjemnie - o tym, że to wszystko złudzenie Nie słyszysz naprawdę bicia jego serca Jego
skóra nie jest naprawdę ciepła Bo on nie ma skóry To wszystko jest tylko w twojej głowie
Nie tak jak to - dodał, gładząc delikatnie kciukiem moje ramię
Dopóki nie cofnęłam go gwałtownie, robiąc krok do tyłu To go zaskoczyło, ale podniósł ręce
do góry na znak, że więcej mnie nie dotknie
- Hola, w porządku, Suze Przepraszam Ale nie możesz zaprzeczyć, że kiedy się całujemy,
nie usiłujesz mnie odepchnąć W każdym razie nie tak natychmiast
Poczułam ogień na policzkach Strasznie się zmieszałam Ze też on musi o tym mówić, i to
właśnie w szkole
zwłaszcza że Jesse Tak, to było jego nowe terytorium Z pewnością krążył gdzieś w
pobliżu
Nie mogłam jednak zaprzeczyć temu, co mówił Paul Właściwie mogłam, ale to by było
kłamstwo
- Oczywiście, że lubię, kiedy mnie całujesz - powiedziałam, chociaż każde słowo musiałam z
siebie wykrztusić, tak głęboko tkwiły w gardle - Świetnie całujesz i wiesz o tym -A co
miałam powiedzieć? Tak było - Ale to nie znaczy, że cię lubię
Co również odpowiadało prawdzie Ale Paul się tym nie przejął
-To tylko dowodzi, że mam rację - oznajmił pewnym tonem - Pragniesz mojego ciała, ale z
duszą Jesse'a w środku
-Myślę, że to, co spotkało Jesse'a, było straszne - powiedziałam powoli, mając na myśli
morderstwo -1, w porządku, zrobiłabym wszystko, co w mojej mocy, żeby przywrócić go do
życia, gdyby to było możliwe Ale nie w ten sposób
-Dlaczego nie? - zapytał Paul, wzruszając ramionami - Co cię powstrzymuje? Wiele razy
stwierdziłaś, że jestem odrażającą istotą, nierokującą żadnych nadziei na poprawę nic
niewartą, z wyjątkiem moich umiejętności w dziedzinie całowania Dlaczego więc nie
wykopać mojej duszy z ciała, by stworzyć doskonałemu pod każdym względem Jesse'owi
drugą szansę na życie?
Faktem jest, że jego oskarżenia były całkowicie bezpodstawne Nigdy nie przyszło mi do
głowy to, co, jak podejrzewał, knułam od dłuższego czasu Och, dobrze, może czasem taka
myśl przemknęła mi przez głowę Ale natychmiast przechodziłam nad tym do porządku
dziennego
Teraz jednak- może dlatego, że mi to wmawiał -jakaś cząstka mnie ożywiła się i pomyślała:
„Czemu nie?" Paul nie zasługiwał na te wszystkie wspaniałe rzeczy, które mu przypadły w
udziale Nawet nie umiał ich docenić! Okradł ludzi, którzy żyli skromniej niż on, swoją
rodzinę traktował bez cienia szacunku, nie był dobry dla mnie ani dla Jesse'a
Dlaczego nie miałabym wysłać Paula w krainę wielkiej nie-wiadomej i dać Jesse'owi jego
ciało i jego życie? Jesse'owi należała się druga szansa, a z pewnością byłby lepszym Paulem
Slaterem niż ten był kiedykolwiek w życiu
Oczywiście, Jesse'owi to by się nie spodobało Z pewnością uważałby, że nie wolno
obrabowywać Paula z życia, które do niego należało, tylko po to, żeby on sam mógł znowu
mieszkać wśród żywych
I byłoby strasznie dziwnie patrzeć w niebieskie oczy Paula, wiedząc, że to Jesse nimi
spogląda na mnie
To nie byłoby morderstwo Jego ciało nadal by żyło A jego dusza cóż, znalazłaby się tam,
gdzie teraz jest dusza Jesse'a; włóczyłaby się bez celu po ziemi, nie mając pojęcia, co ją czeka
w przyszłości Wzięłam się w garść Rozsądek wrócił - chłodny jak woda bulgocząca w fontannie na
środku dziedzińca Misji Usłyszałam swoją odpowiedź na pytanie Paula - „Dlaczego więc nie
wykopać mojej duszy z c i a ł a " - równie chłodną i opanowaną, jak samo pytanie:
-Hm - mruknęłam ironicznie - bo to byłoby morderstwo, czyż nie? Mięśnie
twarzy Paula napięły się
-W najlepszym razie usprawiedliwione zabójstwo - powiedział - A oboje wiemy, że bym nie umarł
I zasłużyłem na to, prawda? Za moje grzechy?
-Może i tak - powiedziałam, czując się tak, jak zawsze się czuję po odbyciu długiej sesji kick
boxingu z kasetą wideo Rozładowana, ale totalnie zmęczona Bo, w gruncie rzeczy, odbyłam
właśnie wyczerpujący trening Tyle że emocjonalny - Rzecz w tym jednak, że nie do mnie należy
osąd
-Dlaczego nie? - odparł Paul - Zwykle nie masz problemów z osądzaniem mnie Nie
pozwoliłam, żeby miał ostatnie słowo
-Twój dziadek powiedział mi kiedyś, że kiedy zdał sobie sprawę, do czego pośrednicy są zdolni,
popełnił błąd, myśląc, że jest Bogiem Popatrz, dokąd go to zaprowadziło Nie powtórzę jego błędu
Paul zamrugał oczami On naprawdę myślał, że ja chcę to zrobić Wymianę dusz A teraz, kiedy go
oświeciłam, wydawał się cóż, równie zdumiony jak ja przedtem
- Widzisz więc - powiedziałam, wykorzystując uzyskaną przewagę - Ten twój plan podróży
w czasie, żeby uratować Jes-se'a jest po prostu bez sensu Po pierwsze dlatego, że nie możesz
cofnąć się w czasie, chyba że osoba, którą chcesz spotkać, potrzebuje twojej pomocy a
Jesse jej nie potrzebuje Po drugie, nigdy nie zamierzałam ukraść ci ciała i dać go Jesse'owi
Ale, wiesz, możesz sobie dalej pochlebiać, że było inaczej, jeśli cię to tylko uszczęśliwi
O parę sekund za późno zdałam sobie sprawę, że nie powinnam okazywać takiej pewności siebie
Przynajmniej jeszcze nie wtedy Ponieważ, kiedy po tych słowach odwróciłam się, żeby odejść
-potrząsając lekceważąco czupryną - coś w nim jakby pękło Jego ręka wystrzeliła nagle w górę i
ścisnęła boleśnie moje ramię
- O, nie - warknął - Nie wykręcisz się z tego tak łatwo
Mylił się W następnej chwili jego ręka opadła z mojego ramienia i została wykręcona za jego
plecami w raczej, na oko, bolesnej pozycji
- Czy nikt ci nie mówił - zapytał Jesse lekko rozbawionym tonem - że dżentelmen nigdy nie
zachowuje się tak poufałe wobec damy?
Dość zabawne, jeśli przypomnieć sobie, jak poufale zachowywał się Jesse w stosunku do
mnie, kiedy widzieliśmy się ostatnio Uznałam jednak, że lepiej do tego nie wracać
-Jesse - powiedziałam - Nic mi nie jest Możesz go puścić: Jesse jednak nie zwalniał uchwytu
Przypadkowy przechodzień mógłby zobaczyć, jak Paul zgina się w dziwacznej pozie, z twarzą
białą od bólu Ponieważ, rzecz jasna, tylko my dwoje widzieliśmy ducha, który go trzymał
-Nie chciałem jej nic zrobić - powiedział Paul zduszonym; głosem - Przysięgam! Jesse
spojrzał na mnie
-Czy on cię skrzywdził, Susannah? Potrząsnęłam głową
-Wszystko w porządku - stwierdziłam
Więził Paula w uścisku jeszcze przez sekundę czy dwie - pewnie, żeby pokazać, na co go stać
-a potem puścił go tak raptownie, że Paul stracił równowagę i upadł na kolana, na kamienne płytki
posadzki
-Nie musiałaś go wzywać - powiedział urażonym tonem
-Nie wzywałam - Mówiłam prawdę
-Nie musiała - powiedział Jesse, opierając się o jeden z filarów podtrzymujących zadaszenie Złożył
ramiona na piersi i przyglądał się beznamiętnie, jak Paul podnosi się i otrzepuje ubranie Poczułeś
zakłócenia Mocy, czy co? - zapytał Paul ze złością
-Coś w tym rodzaju -Jesse przeniósł spojrzenie z Paula na mnie i znowu na Paula - Czy dzieje
się tutaj coś, o czym powinienem wiedzieć?
-Nie - powiedziałam szybko Być może zbyt szybko, ponieważ brew Jesse'a - ta przecięta
szramą- uniosła się pytająco
Paul ku mojej wściekłości zachichotał szyderczo
- Och, tak - powiedział - Cóż za wspaniała więź was łączy To naprawdę cudowne, jak
bardzo szczerzy jesteście wobec siebie
Jesse wbił ciemne oczy w Paula Chęć do śmiechu odrobinę mu chyba przeszła, choć Jesse nie
powiedział ani słowa Potem spojrzał badawczo na mnie
-To nic takiego - wymamrotałam, ogarnięta nagłą paniką -Paul właśnie on chciał coś ci zrobić
Ale zmienił zdanie Prawda, Paul?
-Niezupełnie - powiedział Paul - Hej, mam pomysł Zapytajmy Jesse'a, czego on by chciał,
dobrze? Powiedz, Jesse, jakbyś się poczuł, gdybym ci powiedział, że mógłbym
-Nie - przerwałam, z trudem łapiąc oddech Nagle zrobiło mi się duszno - Paul, naprawdę, to
niepotrzebne Jesse nie
-Suze - Paul zwrócił się do mnie jak do trzyletniego dziecka - Pozwólmy Jesse'owi
zdecydować Jesse, a gdybym ci tak powiedział, że oprócz wielu wspaniałych rzeczy, które
my, pośrednicy, potrafimy robić, okazało się również, że umiemy przenosić się w czasie? I że
wspaniałomyślnie zaoferowałem, że wrócę w twoje czasy - do tej nocy, kiedy cię
zamordowano -i uratuję ci życie Co ty na to?
Jesse nie spuszczał z Paula spojrzenia ciemnych oczu Jego twarz wyrażała niezmiennie
zimną wzgardę
-Uznałbym, że jesteś kłamcą- odparł z niesamowitym spokojem
-Widzisz, tak myślałem, że to powiesz - Paul miał gadane i pewność siebie komiwojażera
zachwalającego swój towar -Ale jestem tu po to, żeby ci powiedzieć, że to absolutna prawda
Pomyśl o tym, Jesse Nie musiałeś umierać tamtej nocy Mogę
cofnąć się w czasie i cię ostrzec Oczywiście, nie będziesz mnie znał, ale sądzę, że jeśli ci
powiem - w 1850 roku - że przybywam z przyszłości i że zginiesz, jeśli mnie nie posłuchasz,
to mi uwierzysz
- Tak myślisz? - zapytał Jesse z tym samym, lodowatym spokojem - Boja nie
To na sekundę czy dwie przyhamowało Paula, a w tym czasie trochę uspokoiłam oddech Moje
serce wezbrało uczuciem dla chłopaka wspartego o kamienny filar obok mnie Nie było sensu
ukrywać tego przed Jesse'em On nigdy by nie wybrał życia beze mnie Nigdy, za bardzo mnie
kocha Tak przynajmniej myślałam, zanim Paul znowu nie wystąpił ze swoją gadką
-Chyba nie rozumiesz, o czym mówię - Pokręcił głową, -Mówię o przywróceniu ci życia,
Jesse Żadnego wałęsania się jako duch przez półtora stulecia i przyglądania, jak twoi bliscy
starzeją się i umierają jeden po drugim Nic z tych rzeczy Będziesz żyć Do późnej starości, o
ile zdołam, wiesz, pozbyć się tego typa, Diega, który cię zabił Jak mógłbyś powiedzieć „nie na
taką propozycję?
-Zwyczajnie - odezwał się Jesse głosem nie zdradzającym żadnych uczuć - Nie
Tak! - pomyślałam uradowana Tak! Paul zamrugał oczami Raz Drugi
A potem odezwał się, ale bez cienia życzliwości, jaką przed chwilą usilnie starał się
okazywać:
- Nie bądź idiotą Daję ci szansę, żebyś żył Żył Co zamierzasz robić, włóczyć się tutaj przez
całą wieczność? Chcesz patrzeć, jak ona się starzeje - wycelował palec w moją stronę -i w
końcu obraca się w proch, tak jak twoja rodzina? Nie pamiętasz, jak się wtedy czułeś? Chcesz
przejść przez to jeszcze! raz? Chcesz, żeby poświęciła dla ciebie normalne życie -małżeństwo,
dzieci, wnuki - dla ciebie, który nie może jej wesprzeć, nie może nawet
- Paul, przestań - powiedziałam ostro, ponieważ zobaczyłam, jak twarz Jesse'a z każdym
słowem traci swój beznamiętny wyraz
Paul jednak nie skończył Daleko mu było do tego
-Myślisz, że wyświadczasz jej przysługę, tkwiąc tutaj? - zapytał - Człowieku, ty tylko nie dajesz
jej normalnie żyć
-Przestań! - krzyknęłam na Paula i chwyciłam jednocześnie Jesse'a za ramię
Dwie rzeczy zdarzyły się jednocześnie Po pierwsze, drzwi klas dookoła otworzyły się nagle i
uczniowie zaczęli przemieszczać się między salami na następną lekcję
Po drugie, obiema rękami chwyciłam Jesse'a za ramię i zaglądając mu z niepokojem w twarz,
powiedziałam:
-Nie słuchaj go Proszę Nie dbam o takie rzeczy jak małżeństwo, dzieci Chcę tylko ciebie Było
jednak za późno Widziałam, że jest za późno Słowa Paula wyraźnie poruszyły Jesse'a Na jego
twarzy pojawił się wyraz głębokiego zmieszania Unikał mojego wzroku
-Mówię poważnie - powiedziałam, potrząsając nim rozpaczliwie - Nie zwracaj uwagi na to, co on
wygaduje!
-Hm, cześć, Suze - Głos Kelly Prescott przebił się przez hałas zatrzaskiwanych drzwiczek od
szafek i gwar rozmów -Często gadasz do ściany?
Zerknęłam przez ramię i zobaczyłam ją, ze złośliwym uśmieszkiem na ustach, w otoczeniu
gromadki Wiedźm z Carmelu Zdawałam sobie, oczywiście, sprawę z tego, jaki widok miały przed
sobą Stałam z rękami uniesionymi w górę, ściskając powietrze i mówiąc do kolumny Jakby moja
reputacja osoby pokręconej nie była dostatecznie ugruntowana Teraz faktycznie mogłam sprawiać
wrażenie kogoś, kto stracił kontakt z rzeczywistością
Kiedy odwróciłam głowę, żeby powiedzieć Jesse'owi, że później dokończymy rozmowę, było za
późno Zdążył już zniknąć
Opuściłam ręce i odwróciłam się w stronę Paula, który sta tam, gdzie przedtem Na jego
twarzy malował się gniew, zakłopotanie, ale i zadowolenie z siebie
-Wielkie dzięki - powiedziałam
-Nie ma za co - Odszedł, pogwizdując
9
Czy w tym jest pszenica? - zapytała
mnie drobna kobieta w ogromnych okularach przeciwsłonecznych, podnosząc do góry
czekoladowe ciasteczko
-Tak - zapewniłam
-A w tym? - Wskazała herbatniki
-Tak - powiedziałam
-A co z tym? - Meksykańskie ciasteczko weselne
-Też
-Chcesz powiedzieć - zapytała oburzona - że pszenica jest we wszystkich wypiekach, jakie
macie?
Opuściłam krzesło Kołysałam się na nim z nudów, żeby sprawdzić, jak bardzo mogę je
odchylić, żeby się nie przewrócić
-Bo Tyler nie je pszenicy - ciągnęła kobieta, przytulając stojącego obok, pucołowatego
chłopczyka Zamrugał w moją stronę niebieskimi oczkami spomiędzy palców matki z
doskonałym manikiurem -Jest na diecie bezglutenowej
-Proszę spróbować tego - powiedziałam, wskazując batoniki cytrynowe
-Czy zawierają nabiał? - zapytała podejrzliwie kobieta - Bo nie daję Tylerowi również
produktów z laktozą
-Ani laktozy, ani glutenu, przysięgam – powiedziałam obieta wyjęła dolara, a ja podałam jej
batoniki Wręczyła jeden Tylerowi, który przyjrzał mu się uważnie, wbił w niego zęby po czym
obdarzył mnie olśniewającym uśmiechem -niewątpliwie pierwszym tego dnia - podczas gdy matka
ujęła go za rękę i poszła dalej Shannon, sprzedająca ze mną wypieki, zrobiła wystraszoną minę
-W tych batonikach jest i pszenica, i nabiał - zauważyła
-Wiem - Ponownie odchyliłam krzesło - Zrobiło mi się żal tego małego
-Ale
-Nie powiedziała wcale, że jest uczulony Powiedziała tylko, że mu nie daje tych rzeczy
Biedny dzieciak
-Suu-uuze - stwierdziła ósmoklasistka, przeciągając moje imię - Ale jesteś niesamowita Twój
brat Davidek mówił, że taka jesteś, ale nie wierzyłam
-Och, jestem niesamowita, zgadza się - odparłam Dziwnie było słyszeć, jak ktoś nazywa
mojego brata „Davidkiem" Dla mnie był poważnym Davidem
-Tak, jesteś taka - stwierdziła Shannon ze śmiertelną powagą
Wszystko jedno Takie już moje pieskie życie, że sterczę na szkolnym kiermaszu, podczas
gdy reszta świata cieszy się cudowną sobotą Niebo nad głową było tak błękitne i pozbawione
chmur, że aż kłuło w oczy Temperatura utrzymywała się w granicach przyjemnych
dwudziestu jeden stopni Piękny dzień na plażę albo cappuccino w kafejce na powietrzu, albo
nawet na spacer
A gdzie ja byłam? O, tak, warowałam z uczniami ósmej klasy przy stoisku z wypiekami na
aukcji staroci zorganizowanej na
terenie Misji, z której dochód przeznaczono na cele dobroczynne
- Nie mogłam uwierzyć, kiedy siostra Ernestyna powiedziała nam, że będziesz pomagać przy
stoisku - mówiła Shannon Ósmoklasistka, jak się przekonałam, nie była nieśmiała Lubiła
rozmawiać Bardzo -Jesteś przecież z jedenastej klasy, i w ogóle No i wiesz, jesteś taka
niesamowita
Niesamowita Tak, zgadza się
Nie spodziewałam się tylu ludzi na aukcji Och, pewnie, kilkorga rodziców, chcących pokazać,
jak interesują się szkołą dzieci Ale nie bandy zapalonych kolekcjonerów antyków A właśnie
tacy ludzie przyszli Byli wszędzie, zupełnie nieznani mi ludzie, spacerujący tu i tam,
popatrujący na przedmioty wystawiane na licytację, wymieniający konspiracyjne szepty Od
czasu do czasu któryś przystawał przy naszym stoisku i dawał dolca w zamian za herbatnik
Rice Krispies czy coś podobnego Przeważnie jednak gapili się na przyszłe trofea W tym
wypadku stanowiła je obrzydliwa klatka na ptaki z wikliny albo stary zegarek z Myszką Miki,
albo szklana kula z mostem Golden Gate, albo jeszcze jakiś inny śmieć Licytowanie
rozpoczęło się z opóźnieniem, ponieważ to wielebny miał być osobą prowadzącą Nie wyszedł
jednak jeszcze ze śpiączki i w związku z tym siostra Ernestyna wykonała kilka gorączkowych
telefonów w poszukiwaniu jakiegoś godnego zastępcy Można sobie wyobrazić moje
zaskoczenie, kiedy wspięła się na podwyższenie na dziedzińcu i oznajmiła do mikrofonu
rzeszy zbieraczy staroci, że z powodu nieobecności wielebnego licytację poprowadzi nie kto
inny, jak Andy Ackerman, prezenter popularnego programu w telewizji kablowej
poświęconego majsterkowaniu i mój ojczym
Andy wszedł na podium, machając dyskretnie ręką, onieśmielony oklaskami Zmieszana jak
nigdy w życiu, zaczęłam się osuwać na krześle
Och, ale zaraz, było coś bardziej żenującego niż własny ojczym prowadzący szkolną licytację
antyków A mianowicie to, że oklaski pochodziły głównie od kobiety w pierwszym rzędzie
Mojej matki
- Hej - zawołała Shannon - Czy to nie jest - Tak - przerwałam - Owszem, jest
Parę minut później aukcja się rozpoczęła, a Andy świetnie naśladował oglądanych w telewizji
licytatorów, którzy potrafią tak szybko mówić Wskazywał na brzydkie pomarańczowe,
plastykowe krzesło i oznajmiając, że to „autentyczny Eames", pytał, czy ktoś miałby ochotę
postawić na nie sto dolarów
Sto dolarów? Nie dałabym za nie paczki herbatników
Ale patrzcie państwo, publiczność zaczęła podnosić ręce i wkrótce krzesło zostało sprzedane
za trzysta pięćdziesiąt dolców!
I nikt nie narzekał, jakie to zdzierstwo
Najwidoczniej siostrze Ernestynie udało się przekonać publiczność, że szkoła bardzo
potrzebuje funduszy na renowację boiska do siatkówki, bo ludzie wyrzucali pieniądze na
zupełnie bezwartościowe śmiecie Na własne oczy widziałam, jak ciotka Cee Cee, Pru, i mój
wychowawca pan Walden rywalizują o wyjątkowo paskudną lampę Kupiła ją ciotka Pru - za
sto siedemdziesiąt pięć zielonych - a potem podeszła do pana Waldena, pewnie żeby się
chełpić Tylko że parę minut później zobaczyłam, jak piją lemoniadę i rozmawiają ze
śmiechem, jak podsłuchałam, o zorganizowaniu wspólnej opieki nad lampą, jakby to było
dziecko jakiejś rozwiedzionej pary Na ich widok Shannon zawołała:
- Ach, czy to nie słodkie?
Nie, w żaden sposób Zupełnie nie jest słodkie to, że dziwaczna ciotka twojej przyjaciółki
wpada z wzajemnością w oko twojemu
szkolnemu wychowawcy, a ty sama nie możesz nawet liczyć na telefon od swojego chłopaka,
ponieważ - zgadnijcie? - on jest przypadkiem duchem i nie ma telefonu
Co nie znaczy, że gdyby Jesse zadzwonił, miałabym mu dużo do powiedzenia Co niby
miałaby mu powiedzieć: „Och, a taki przy okazji, Paul chce odbyć podróż w czasie i
spowodować, że nie umrzesz A ja zamierzam go powstrzymać Ponieważ chcę, abyś włóczył
się zawieszony w próżni przez sto pięćdziesiąt lat żebyśmy mogli się całować w samochodzie
mojej mamy W porządku? Pa!"
Poza tym, to wyglądało mało prawdopodobnie To znaczy, ta podróż Paula On nie miał tego
przedmiotu - kotwicy, o którym wspominał doktor Slaski Rzeczy, która przeniosłaby go w
tamtą noc, kiedy Jesse został zamordowany
Tak się, w każdym razie, pocieszałam, dopóki Andy nie podniósł w górę srebrnej sprzączki
od paska, którą Brad znalazł na strychu podczas sprzątania Wtedy, zaklinowana przez ponad
wiek między deskami podłogi pod oknem na strychu, była tak brudna i pociemniała ze
starości, że ledwie rzuciłam na nią okiem Andy wrzucił ją do pudełka z napisem Aukcja w
Misji, a ja zupełnie o niej zapomniałam
Teraz, kiedy ją podniósł, zalśniła w promieniach popołudniowego słońca Ktoś ją wyczyścił i
wypolerował Andy opowiadał, że to zabytek z czasów, kiedy nasz dom był jedynym hotelem
w okolicy - tak naprawdę był to zwykły zajazd - liczący sobie, według Towarzystwa
Historycznego Carmelu, około stu pięćdziesięciu lat
Mniej więcej od tylu lat mój chłopak nie żyje
- Ile dostanę za tę piękną srebrną klamrę? - pytał Andy -Wspaniały przykład starodawnego
rzemiosła Proszę popatrzeć na wygrawerowane ozdobne D
Siedząca obok mnie Shannon odezwała się nagle:
Czy twój brat czasem o mnie mówi? To znaczy, Davidek Obserwowałam leniwie ojczyma
Słońce paliło niemiłosiernie i trudno było myśleć o czymś innym niż o pójściu na plażę
Nie wiem - odparłam Rozumiałam, oczywiście, udrękę Shannon Zadurzyła się w
chłopaku Chciała tylko wiedzieć, czy nie traci czasu Jako siostra obiektu jej gorących uczuć,
myślałam fuj A także o tym, że David jest stanowczo za mały, żeby mieć dziewczynę
Jeden z
członków Towarzystwa Historycznego - nie myśl, że cię nie widzę, Bob - ciągnął Andy ze
śmiechem - uważa na
wet, że klamra mogła należeć do kogoś z klanu Diegów, bardzo starej i szanowanej rodziny,
która osiadła w tych stronach jakieś dwieście lat temu
Szanowanej, pożal się Boże Diegowie - a przynajmniej duchy dwojga członków tej rodziny,
których miałam wątpliwą nieprzyjemność spotkać - byli wyłącznie złodziejami i mordercami
Sądzę, że to, a nie tylko piękne wykonanie sprawi - ciągnął Andy - że pewnego
dnia kolekcjonerzy bardzo się nią zainteresują kto wie, może nawet dzisiaj!
David raczej nie rozmawia w domu o dziewczynach -zwróciłam się do Shannon -W
każdym razie, nie ze mną
Och - To ją strasznie przygnębiło -Ale czy sądzisz no, jeśli Davidkowi spodobałaby się
jakaś dziewczyna, to taka, która byłaby podobna do mnie?
Zacznijmy licytację tego pięknego wyrobu jubilerskiego od stu dolarów - powiedział
Andy - Sto dolarów W porządku, mamy sto A co powiecie państwo na sto dwadzieścia pięć
dolarów? Kto da sto dwadzieścia pięć?
Myślałam o tym, o co pytała mnie Shannon David i dziewczyna? Najmłodszy z przyrodnich
braci Nie mogłam go sobie
wyobrazić z dziewczyną, tak samo jak za kierownicą samochodu czy grającego w piłkę To po
prostu nie ten typ
Trzysta pięćdziesiąt - usłyszałam głos Andy'ego - Czy dobrze słyszę, trzysta
pięćdziesiąt?
Przypuszczam jednak, że pewnego dnia David poprowadzi samochód Ja na przykład teraz
jeżdżę, ale były czasy, kiedy moja rodzina wątpiła, czy to kiedyś nastąpi Było logiczne, że
pewnego dnia David skończy szesnaście lat i będzie robił to, co starsi bracia, Jake i Brad, i ja
No, wiecie, zrobi prawo jazdy Będzie wkuwał matmę Całował się z przedstawicielkami płci
przeciwnej
Mój Boże, Bob - powiedział Andy do mikrofonu - Nie żartowałeś, mówiąc, jak
znaczący, będzie ten przedmiot dla dzisiejszej licytacji, prawda? Już osiągnął siedemset
dolarów Czy ktoś Dobrze, siedemset pięćdziesiąt Czy dobrze usłyszałem: osiemset?
Pewnie - zwróciłam się do Shannon - Dlaczego miałabyś się nie podobać Davidowi?
To znaczy, zakładając, że ktoś mu się jakoś szczególnie podoba A nie mówię, że tak jest O
ile mi wiadomo
Naprawdę? - zmartwiła się Shannon - Bo Davidek jest taki mądry Myślę, że podobają
mu się tylko inteligentne dziewczyny A mnie matematyka nie idzie zbyt dobrze
Jestem pewna, że David nie dbałby o coś takiego - powiedziałam, chociaż wcale
nie byłam o tym przekonana - Pod warunkiem, że jesteś, no wiesz, miłą osobą, i w ogóle
Naprawdę? - Shannon zaczerwieniła się ślicznie - Naprawdę tak myślisz?
Boże, co ja powiedziałam?
Na szczęście w tej chwili Andy opuścił młotek z hałasem i odwrócił uwagę Shannon,
krzycząc:
Sprzedane za tysiąc sto dolarów!
Ojej - powiedziała Shannon - To dużo pieniędzy Nie tylko ona była zaskoczona Przez
tłum przeleciał pomruk zdumienia Jak dotąd, żaden ze staroci nie osiągnął takiej ceny nawet w
przybliżeniu Wyciągnęłam szyję, żeby zobaczyć co za kretyn ma tyle kasy, że wyrzucają w
błoto, i zdziwiłam się, widząc, że Andy nadal trzyma klamrę znalezioną u nas na strychu
a Paul Slater, właśnie on, przedziera się przez tłum, żeby ją odebrać Patrzyłam, jak wyraźnie
zadowolony, potrząsa ręką Andy'ego, bierze klamrę, a następnie wyciąga książeczkę czekową
Co za dupek, pomyślałam Od dawna wiedziałam, że Paul jest dziwakiem Ale żeby wywalać
ciężko zarobione pieniądze - no, może nie tak ciężko, bo z
pewnością płacił za klamrę pieniędzmi ukradzionymi Gutierrezom - na takiego śmiecia
Przecież to było chore
Nie trzymało się kupy Dlaczego Paul Slater wydawał tysiąc sto dolarów na starą, zniszczoną
klamrę od paska nawet jeśli ją wyczyszczono i nawet jeśli należała kiedyś do kogoś z klanu
Diegów?
Wtedy nagle, jakby ktoś walnął mnie w głowę młotkiem licytatora, wbijając w nią trochę
rozumu, wszystko stało się jasne
Poczułam się tak, jakbym miała za chwilę zwrócić te wszystkie ciastka i ciasteczka, którymi
napychałyśmy się za plecami siostry Ernestyny Chyba było to po mnie widać, bo Shannon
nagle wciągnęła głośno powietrze i zapytała:
Dobrze się czujesz?
Nieświeży baton cytrynowy - powiedziałam - Zaraz wrócę -Wstałam i zaczęłam się
przedzierać pośpiesznie od stoiska z wypiekami, za rzędami rozkładanych krzeseł, wzdłuż
przejścia aż do podwyższenia, gdzie Paul odbierał swój łup Zanim zdołałam do niego dotrzeć, ktoś
chwycił mnie za ramię
Serce biło mi tak mocno z powodu Paula i jego planów niedopuszczenia do śmierci mojego
chłopaka, że podskoczyłam na kilometr do góry, tak się przestraszyłam Okazało się, że to tylko
moja matka
Susie, kochanie - powiedziała, uśmiechając się anielsko! w stronę Andy'ego - Czy to nie
świetna zabawa? A Andy radził sobie znakomicie, prawda?
Eee Tak, mamo - powiedziałam
To urodzony aktor, nie sądzisz? Ależ ona go kocha Jakie to
śmieszne Miłe Ale jednak śmiesz-J ne
Owszem Posłuchaj, mamo, muszę Nie musiałam
się niepokoić Paul sam mnie znalazł
Suze - odezwał się, schodząc po schodkach z podium!' Spóźniłam się Dokonał
transakcji W dłoni trzymał klamrę -\ Cieszę się, że cię widzę
Muszę z tobą porozmawiać - powiedziałam z większym naciskiem, niż zamierzałam,
ponieważ moja matka i siostra Ernestyna, stojąca w pobliżu z jeszcze ciepłym czekiem Paula w
ręce, odwróciły się i spojrzały na mnie pytająco
Susie, kochanie - powiedziała mama - Dobrze się czuj esz?!
Wszystko w porządku - zapewniłam pośpiesznie Czy to i było widać? Czy wiedziały, że
serce wali mi jak młotem, a w ustach mam sucho jak na pustyni? - Muszę tylko pilnie po-
rozmawiać z Paulem
A kto zajmuje się stoiskiem? - zapytała siostra Ernestyna, j
Shannon nad wszystkim panuje - powiedziałam, ujmując i Paula pod ramię Przyglądał
się nam - mamie, siostrze Ernestynie i mnie - z lekko ironicznym uśmiechem, jakby bawiło go
wszystko, co mówimy
Dobrze, ale nie zostawiaj jej samej zbyt długo - upomniała mnie surowym głosem siostra
Ernestyna Wiedziałam, że niezupełnie to chciałaby powiedzieć, ale na więcej nie mogła sobie
pozwolić w obecności mojej matki
Zaraz wrócę, siostro - powiedziałam A potem odciągnęłam Paula daleko od podwyższenia i
składanych krzeseł, za jeden ze stołów z rzeczami przeznaczonymi do licytacji
Co ty wyprawiasz? - syknęłam, jak tylko znaleźliśmy się poza zasięgiem słuchu
Hej, Suze - powiedział z nadal rozbawioną miną - Też mi miło, że się spotkaliśmy
Nie wygłupiaj się - Mówiłam z trudem ze względu na suchość w ustach, ale nie
zamierzałam się poddać - Po co kupiłeś tę klamrę? To? - Paul otworzył dłoń Srebro błysnęło
w promieniach słońca, a potem palce Paula z powrotem zacisnęły się na klamrze - Och, nie
wiem Kupiłem ją, bo jest taka ładna
Taka ładna, że warta tysiąc sto dolarów? - Patrzyłam na niego wściekła i miałam
nadzieję, że nie zauważy, jak się trzęsę -Daj spokój, Paul Nie jestem głupia Wiem, dlaczego ją
kupiłeś
Naprawdę? - Uśmiech Paula dzisiaj wyjątkowo działał mi na nerwy - Oświeć mnie
zatem
Tylko że to ci się nie uda - Serce tłukło mi się o żebra, ale wiedziałam, że nie ma
odwrotu - Nazwisko Jesse'a to de Silva A więc S a nie D To nie jego klamra Spodziewałam
się, że ta informacja zmyje z twarzy Paula nieznośny uśmieszek Ale tak się nie stało Kąciki
jego ust ani drgnęły
Wiem, że to nie jest klamra Jesse'a - oznajmił spokojnie -
Co jeszcze, Suze? Czy mogę odejść?
Wytrzeszczyłam na niego oczy Czułam, jak krew zaczyna płynąć mi wolniej, a okropny
szum w uszach, który się pojawił, kiedy zrozumiałam, że to on jest nowym właścicielem
klamry,
nagle zniknął Po raz pierwszy od dobrych paru minut była w stanie wziąć głęboki oddech
Przedtem czułam się jak ryba piasku
A więc więc wiesz - powiedziałam z dziwaczną ulgą wiesz, że nie możesz jej użyć,
żeby cofnąć cofnąć się w czas' i uratować Jesse'a
Oczywiście - powiedział Paul, uśmiechając się szerzej ni przedtem - Zamierzam jej
użyć, żeby cofnąć się w czasie i powstrzymać mordercę Jesse'a Cześć, Suze
10
Diego Feliks Diego, człowiek, który zabił mojego chłopaka na prośbę Marii, nienawistnej
narzeczonej Jesse'a Chciała poślubić Diega, handlarza niewolników i najemnego mordercę,
zamiast mężczyzny, którego wybrał jej ojciec, swojego kuzyna (fuj!)
Jesse nie dotarł na ślub A to dlatego, że zginął po drodze Zabił go Feliks Diego, chociaż nikt
w tamtych czasach o tym nie wiedział Nigdy nie znaleziono jego ciała Ludzie - nawet jego
własna rodzina - uznali, że wolał raczej uciec, niż ożenić się z kobietą, której nie kochał i
która też nie darzyła go uczuciem Maria wyszła za mąż za Feliksa i razem spłodzili gromadę
dzieciaków, które również wyrosły na morderców i złodziei
Nie tak dawno temu na żądanie Paula ta para złożyła mi wizytę Paul spotkał przedtem ducha
Diega Właściwie to go wezwał
A teraz Paul chciał przeszkodzić Diego w zabiciu Jesse'a prawdopodobnie zabijając samego
Diega Zmiennikom łatwo
jest zabijać ludzi Wystarczy usunąć duszę z ciała, odprowadzić ją do tak zwanej stacji
przejściowej, gdzie ważą się ich dalsze losy - cokolwiek by to miało być, niebo, piekło,
kolejne życie -i tyle Potem z powrotem na ziemię Jeszcze jedna niewyjaśniona śmierć,
jeszcze jedno ciało w kostnicy
Albo, w wypadku Diega, lodownia, ponieważ około 1850 roku w Kalifornii nie było kostnic
Tylko że to nie miało się tak potoczyć Nie zamierzałam do tego dopuścić Och, pewnie,
Diego zasługiwał na śmierć Był skończonym draniem W końcu to on zabił mojego
chłopaka
Gdyby jednak Diego umarł, to by znaczyło, że Jesse pozostanie wśród żywych
A wtedy nigdy bym go nie spotkała
Wiedziałam, naturalnie, że sama nie powstrzymam Paula -chyba że go zabiję Potrzebowałam
wsparcia Na szczęście wiedziałam, gdzie go szukać Jak tylko licytacja dobiegła końca i zabrzmiało
zwięzłe „Możecie odejść" siostry Ernestyny, zostałyśmy z Shannon zwolnione, pobiegłam do
samochodu mamy, który mi wspaniałomyślnie pożyczyła w nagrodę za moją „dobrowolną"
pomoc w Misji Paul odszedł w sekundę po rzuceniu swojej małej bomby o powstrzymaniu
Diega Nie miałam pojęcia, dokąd się udał
Ale wiedziałam, gdzie szukać odpowiedzi na to pytanie
Kiedy wjechałam na Scienic Drive, słońce właśnie zachodziło, malując niebo na zachodzie na
ciemnopomarańczowo, a morzu nadając barwę płomieni Okna drogich nadmorskich willi
odbijały światło słońca, więc nie sposób było zobaczyć wnętrza
Ale i tak wiedziałam, że za lśniącymi szybami rodziny siadają właśnie do kolacji rodziny
takie jak moja Za to, co robiłam, groziły mi poważne kłopoty oczywiście nie dlatego, że
próbowałam powstrzymać Paula przed uratowaniem życia mojemu
chłopakowi, ale dlatego że nie stawiłam się na kolację Andy nie zna się na żartach, jeśli
chodzi o rodzinne posiłki
Ale czy miałam inne wyjście? Chodziło o życie No, dobrze! życie odrażającego mordercy,
który zasługiwał na śmierć Ale tdj nieważne Należało powstrzymać Paula
A znałam tylko jednego człowieka, którego mógłby, ewentualnie, posłuchać
Kiedy jednak wjechałam na podjazd przed domem Slaterów, stwierdziłam, że niepotrzebnie
panikowałam Stał tam nie tylko srebrny kabriolet bmw Paula, ale też czerwony porsche
boxster, którego znałam aż za dobrze
Wiedziałam, że Paul w najbliższym czasie nie będzie podróżować po innych wymiarach
Zaparkowałam za boxsterem i pobiegłam po schodach do drzwi nowoczesnego domu, a tam
oparłam się na dzwonku Znad morza nadlatywał chłodny, rześki wiaterek Kiedy się go
wdychało, czuło się niemal, że świat jest cudownym miejscem wszystko, co wydzielało taki
czysty i świeży zapach musiało być dobre, prawda?
Nieprawda Wody w Zatoce Carmelu potrafią być zdradliwe, pełne niebezpiecznych wirów,
które wciągnęły w śmiertelną pułapkę setki niespodziewających się niczego turystów To, że
Paul mieszkał tutaj, o parę metrów od tego morderczego żywiołu, nie wydawało się
przypadkowe
Osobiście otworzył drzwi Widocznie spodziewał się dostawy czegoś do jedzenia, a nie
mojego przybycia, ponieważ miał ze sobą portfel
Trzeba mu przyznać, że kiedy stwierdził, że to ja, a nie, powiedzmy, mój przyrodni brat Jake
z pizzą z Peninsuła Pizza, powieka mu nawet nie drgnęła Wsunął portfel z powrotem do
kieszeni starannie wyprasowanych bojówek i, uśmiechając się nieznacznie, powiedział:
Suze Czemu zawdzięczam tę przyj emność?
Nie obiecuj sobie za dużo - odparłam Przy odrobinie szczęścia mógł wziąć moją nagłą
chrypkę za przejaw lekceważenia, a nie za to, czym naprawdę była, czyli strach - Nie przyszłam,
żeby się z tobą zobaczyć
Paul? - Znaj omy głos odezwał się w głębi domu, cieniutki niczym dźwięk wietrznych
dzwonków - Sprawdź, czy dodali więcej tych no, wiesz Jak to się nazywa Gorących dodatków
Paul obejrzał się przez ramię Kelly Prescott - bosa, z ramiączkami wyjątkowo skąpej sukienki
od Betsey Johnson zsuniętymi z ramion - schodziła po schodach
Och - mruknęła, kiedy zobaczyła, że to ja, a nie pizza -Suze Co ty tu robisz?
Przepraszam, że przeszkadzam - powiedziałam, maj ąc nadziej ę, że nie domyśla się, jak
szybko bije mi serce pod konserwatywną białą bluzką, którą włożyłam, żeby ułagodzić siostrę
Ernestynę - Muszę chwilę porozmawiać z dziadkiem Paula
Dziadkiem Świrkiem? - Kelly spojrzała pytająco na Paula - Mówiłeś, że on nie może
rozmawiać! Zdaj e się - powiedział Paul z uśmieszkiem rozbawienia, który nie opuszczał j ego
twarzy - że może Ale tylko z Suze Kelly rzuciła mi jadowite spojrzenie
Rany, Suze - powiedziała - Nie wiedziałam, że tak gustuj esz w staruszkach
To cała j a - odparłam ze śmiechem i z nadziej ą, że nie brzmiał on w ich uszach równie
nerwowo jak w moich - Przyjaciółka staruszków Więc mogę wejść? Spodziewałam się, że
Paul może się nie zgodzić Musiał przecież wiedzieć, po co przyszłam Musiał wiedzieć, że
chciałam porozmawiać z doktorem Śląskim, żeby się przekonać, czy nie ma jakiegoś sposobu
przeszkodzenia jego wnukowi w igraniu z przeszłością i narobieniu bałagan w moim obecnym
życiu
Zamiast jednak rozzłościć się, czy choćby lekko zdenerwować, Paul otworzył szerzej drzwi i
zaprosił mnie do środka
Gość w dom Zdobyłam się na uśmiech pod adresem Kelly, kiedy przechodziłam obok
niej w drodze na piętro Nie odwzajemniła go Zrozumiałam dlaczego, kiedy znalazłam się w
salonie W kominku palił się ogień, a na chromowo-szklanym stoliku przy długiej, niskiej
kanapie stały kieliszki do brandy Najwyraźniej przerwałam im słodkie sam na sam
Usiłowałam nie brać tego do siebie, że Paul nigdy nie częstował mnie brandy ani też nie palił
w kominku podczas moich licznych wizyt Ostatecznie, nie jestem wolna A jednak uznałam, że
mocno przesadził Kelly od tak dawna durzyła się w nim, że zadowoliłaby się suszoną
wołowiną z lemoniadą, a co dopiero ogniem na kominku i courvoisierem Minęłam salon i
ruszyłam długim korytarzem prowadzącym do pokoju doktora Śląskiego Z daleka słyszałam
kanał rozrywkowy Słodki głosik Boba Parkera musiał stwarzać przyjemny akompaniament do
intymnych spotkań Paula i Kelly
Zapukałam do drzwi, na wypadek gdyby starszy pan był akurat myty, czy coś Nikt nie
poprosił, żebym weszła, więc popchnęłam lekko uchylone drzwi Pielęgniarz leżał w fotelu w
rogu pokoju, ucinając sobie, prawdopodobnie dobrze zasłużoną, drzemkę Doktor Slaski, na
szpitalnym łóżku, również wydawał się drzemać
Było mi niezręcznie, oczywiście, przerywać mu sen, ale jaki miałam wybór? Chyba dobrze
robiłem, zawiadamiając go, że jego wnuk ma ochotę zmienić bieg historii, czyli dokonać
czegoś, co doktor Slaski uznawał za krańcowo niebezpieczne?
Doktorze Slaski - szepnęłam, tak żeby nie obudzić pielęgniarza - Doktorze Slaski? Nie
śpi pan? To ja, Suze Suze Simon Muszę pana zapytać o coś naprawdę ważnego Doktor Slaski
otworzył jedno oko i spojrzał na mnie
Lepiej - zaświszczał (z jego oddechem było chyba coś nie w porządku) - żeby to było
coś dobrego
Nie jest - zapewniłam - Żadna dobra wiadomość, w każdym razie Chodzi o Paula
Doktor Slaski skierował wzrok na sufit
Czemu mnie to nie dziwi?
Chodzi o to - powiedziałam, siadaj ąc na krześle przy łóżku
że odkryłam, dlaczego Paul chce cofnąć się w czasie
Powieki doktora Śląskiego uniosły się nieco wyżej
Żeby uchronić ludzkość przed okrucieństwami Stalina? -wychrypiał
Hm Nie - powiedziałam - Żeby nie dopuścić do śmierci mojego chłopaka
Dziadek Paula zamrugał zamglonymi oczami
A to jest coś złego, ponieważ?
Ponieważ, jeśli Paul cofnie się w czasie i uratuje Jesse'a -szepnęłam, tak żeby to nie
dotarło do uszu pielęgniarza - nigdy go nie spotkam!
Paula? Nie - Nie mogłam uwierzyć -Jesse'a! Doktor Slaski oblizał popękane wargi
Ponieważ - wycharczał-Jesse nie
Nie żyj e, j asne? - Zerknęłam z niepokój em na wciąż po
grążonego we śnie pielęgniarza -Jesse nie żyje Mój chłopak jest
duchem Doktor Slaski powoli opuścił powieki
Nie mam - westchnął - cierpliwości do tego wszystkiego Nie czuję się dzisiaj najlepiej
Doktorze Slaski! - Pochyliłam się, dotykaj ąc j ego ramienia
Proszę, musi mi pan pomóc Proszę powiedzieć Paulowi, że nie może
tego zrobić Że nie może bawić się w podróżowanie
w czasie Że to niebezpieczne, że skończy tak jak pan Proszę, mu coś powiedzieć, cokolwiek Musi
go pan powstrzymać, za nim zrujnuje mi życie! Doktor Slaski, z zamkniętymi oczyma, pokręcił
powoli głową
Zwracasz się do niewłaściwej osoby - oznajmił - Nie mam kontroli nad tym
chłopakiem Nigdy nie miałem I nie będę miał
Ale może pan spróbować, doktorze Slaski - krzyknęłam -« Proszę, musi pan to zrobić!
Jeśli uratuje Jesse'a jeśli mu się uda
Serce ci pęknie - Doktor Slaski otworzył oczy i wpatrywał się we mnie - Twoje życie nie
będzie nic warte
Tak!
Ile ty masz lat? - zainteresował się - Piętnaście? Szesnaście? Naprawdę sądzisz, że twoje
życie się skończy, jeśli chłopak, w którym się zadurzyłaś - nawet nie chłopak, duch! -przypadkiem
zniknie? Za rok, zresztą i tak nie będziesz o nim pamiętać
To nieprawda - syknęłam przez zaciśnięte zęby - To, co łączy mnie i Jesse'a to coś
wyjątkowego Paul o tym wie Dlatego próbuje to zniszczyć Doktor Slaski wyraźnie się
zainteresował
Doprawdy? - zapytał z pewnym ożywieniem - A dlaczego, jak myślisz, chce to zrobić?
Ponieważ - Byłam zakłopotana, że muszę mówić o tym, ale nie widziałam innego wyjścia
Wzięłam głęboki oddech - Bo on uważa, że powinniśmy być razem On i ja Bo jesteśmy
pośrednikami Suche, pokryte brązowymi plamami usta doktora Śląskiego rozciągnęły się w
uśmiechu
Zmiennikami - sprostował
Zmiennikami - powtórzyłam -Wszystko jedno To nie jest w porządku i pan o tym wie
Wręcz przeciwnie - stwierdził doktor Slaski, pokasłuj ąc -To chyba naj mądrzej sza rzecz,
jaką ten chłopak dotąd zrobił I do tego romantyczna Niemal przywraca mi wiarę w niego
Doktorze Slaski!
A poza tym, to co j est w tym złego? - Doktor Slaski patrzył na mnie z gniewem -Ja mam
wrażenie, że on ci oddaje przysługę Albo raczej twojemu chłopakowi Myślisz, że ten jessup
Jesse
Myślisz, że ten Jesse lubi być duchem? Poniewierać się przez całą wieczność w niebycie,
patrzeć, jak przeżywasz swoje życie, podczas gdy on jest zawieszony w próżni, nigdy się nie
starzejąc, nigdy nie mając okazji znowu poczuć smaku ciasta z jagodami Czy takiego życia mu
życzysz? Musisz go bardzo kochać, jeśli tak jest Ton jego głosu sprawił, że poczułam gorąco na
policzkach Oczywiście, że nie chcę dla niego takiego losu - zaprzeczyłam gwałtownie -Ale jeśli
alternatywą byłoby nigdy go nie spotkać - no, to tego też nie chcę I on też nie!
Ale nie zapytałaś go o to, prawda?
No ja
Zapytałaś?
Cóż - Spuściłam wzrok, bo nie mogłam wytrzymać jego spojrzenia - Nie Nie, nie
zapytałam
Tak też myślałem - stwierdził doktor Slaski - Wiem też dlaczego Boisz się, co
mógłby odpowiedzieć Boisz się, że mógłby wybrać jednak życie Spojrzałam na niego
gniewnie
To nieprawda!
Prawda i wiesz o tym Boisz się, że chciałby raczej przeżyć swóje życie, takie, jakie
miało być, nigdy cię nie spotkawszy
Musi być jakieś inne wyjście! - prawie krzyknęłam - Nie może być tylko jedno albo
drugie Paul mówił coś o transferze) dusz
Ach Ale do tego potrzebujesz ciała, do którego można by przenieść duszę
Przyszła mi do głowy ponura myśl - o Paulu
Chyba mam jedno Doktor Slaski jakby
czytał w moich myślach:
Ale tego nie zrobisz Uniosłam brwi
Nie?
Nie - odparł Jego głos brzmiał coraz słabiej - Nie zrobisz tego On tak Gdyby sądził, że
w ten sposób coś osiągnie Ale nie ty Nie masz tego w sobie
Mam - powiedziałam, starając się, żeby mój głos zabrzmiał pewnie
Doktor Slaski potrząsnął znowu głową
Nie jesteś taka jak on - powiedział - Czyja Nie ma się o co obrażać To dobrze
Będziesz dłużej żyć
Może - powiedziałam, wpatrując się w swoje dłonie oczami pełnymi łez - Ale co z
tego, skoro nie będę szczęśliwa
Doktor Slaski milczał przez chwilę Jego oddech stał się tak chrapliwy, że po minucie czy
dwóch pomyślałam, że zasnął i podniosłam głowę, przestraszona Ale nie spał Patrzył cały
czas na mnie
Kochasz tego chłopca? - zapytał w końcu
Jesse'a? - Skinęłam głową, nie mogąc mówić
Jest coś, co mogłabyś zrobić - wysapał - Sam tego nigdy nie zrobiłem, ale słyszałem,
że to możliwe Oczywiście, nie polecam tego To prawdopodobnie krótsza droga na cmentarz,
gdzie ja się wkrótce znajdę Pochyliłam się na krześle
Co to jest? - zawołałam - Proszę mi powiedzieć Zrobię wszystko wszystko!
Coś, co by nie wymagało cudzej śmierci - powiedział doktor Slaski i dostał ataku
kaszlu, który trwał chyba wieki Kiedy w końcu koszmarne, wstrząsające jego ciałem skurcze
minęły, powiedział:
Kiedy będziesz wracać
Wracać? W czasie, tak? Nie
odpowiedział Patrzył tylko w sufit
Doktorze Slaski? Wracać z podróży w czasie? To pan miał na
myśli?
Doktor Slaski nie dokończył zdania Bo kiedy doszedł do polowy, szczęka mu opadła, oczy
zamknęły się i zapadł w głęboki sen Tak przynajmniej sądziłam
Nie mogłam w to uwierzyć Już miał mi udzielić jakiejś cennej rady, w jaki sposób uratować
Jesse'a i nagle sen go zmorzył? O co tu chodzi?
Dotknęłam jego ręki w nadziei, że się obudzi
Doktorze Slaski? - zawołałam trochę głośniej Kiedy nie odpowiedział, wpadłam w panikę -
Doktorze Slaski? - krzyknęłam - Doktorze Slaski, proszę się obudzić! Mój krzyk wyrwał z drzemki
chrapiącego pielęgniarza Zerwał się z fotela, wołając:
Co? Co się dzieje?
Nie wiem - wyjąkałam - On on się nie budzi Dłonie pielęgniarza
natychmiast zaczęły krążyć nad ciałem dziadka Paula, badając puls,
poprawiając kroplówkę A potem pochylił się nad starcem i zaczął mu ugniatać
klatkę piersiową
Dzwoń 9-1-1 -wrzasnął do mnie
Stałam, nic nie rozumiejąc
Rozmawiał ze mną - powiedziałam - Prowadziliśmy zul pełnie
normalną rozmowę Co prawda, dużo kasłał, ale ale czuł się dobrze A
potem znienacka Pielęgniarz musiał powtórzyć:
Wezwij 9-1 -1! Dzwoń po karetkę!
Wtedy dopiero zauważyłam telefon w pokoju Podniosłam słuchawkę i wykręciłam numer
Poprosiłam o przysłanie karetki i podałam adres W tym czasie, za moimi plecami, pielęgniarz
nałożył doktorowi Śląskiemu maskę tlenową na twarz, a teraz napełniał czymś strzykawkę
Nie rozumiem - powtarzał - Godzinę temu wszystko było w
porządku W zupełnym porządku!
Ja też nie rozumiałam Chyba że doktor Slaski był poważniej chory, niż na to wyglądał Nie miałam
tam już nic do roboty, więc uznałam, że lepiej będzie, jak sobie pójdę i zawiadomię Paula, że jego
dziadek miał jakiś atak Wróciłam do salonu w porę, żeby zobaczyć, jak Kelly, siedząca obok Paula
na kanapie, z nogami na jego kolanach, pakuje mu język w usta Chętnie zapłaciłabym, żeby mi
oszczędzono tego widoku
Ehm - mruknęłam z holu Kelly odsunęła się nieznacznie od Paula i
popatrzyła na mnie ze złością
Czego chcesz? - zapytała Biorąc pod uwagę j ej wrogość w stosunku do mnie, aż
trudno uwierzyć, że sprawowałyśmy
obecnie funkcje przewodniczącej i wiceprzewodniczącej samorządu trzeciej klasy i codziennie (no
dobrze, co tydzień) musiałyśmy się spotykać, żeby omawiać ważne kwestie, na przykład,
dokąd udać się na szkolną wycieczkę albo jakie kwiaty zamówić na
szkolny bal wiosenny Nie zwracając uwagi na nią, oznajmiłam:
Paul, twój dziadek dostał chyba ataku serca
Spojrzał na mnie na pół przymkniętymi oczami Ta Kelly musi mieć niezłą siłę ssącą
Co? - zapytał głupio
Twój dziadek - Odsunęłam kosmyk włosów z oczu Miałam nadziej ę, że nie zauważy, jak
bardzo drży mi ręka - Karetka jest już w drodze Miał wylew, czy coś takiego Paul nie wyglądał na
zaskoczonego Mruknął „och" tonem jakby lekkiego rozczarowania, ale bardziej chyba z powodu
przerwanej sesji całowania z Kelly niż z powodu dziadka, który jak wszystko na to wskazywało,
umierał
Nie odchodź - powiedział Paul, wyplątując się z nóg Kelly
Paul - zawołała Kelly Udało jej się rozciągnąć jego imię do dwóch sylab, tak że
wyszło coś w rodzaju „Popol"
Wybacz, Kelly - powiedział Paul, poklepuj ąc j ą dobrodusznie w łydkę - Dziadek
Świrek znowu przedawkował medykamenty Muszę się tym zająć Kelly wydęła
wdzięcznie usta
Ale j eszcze nawet nie przywieźli pizzy!
Musimy wziąć na wstrzymanie, kotku
„Kotku" Zadrżałam
A potem uświadomiłam sobie, co on właściwie powiedział Kiedy przechodził obok, kierując
się do pokoju dziadka, złapałam go za ramię
Co masz na myśli, mówiąc, że przedawkował leki? - syknęłam
Hm - odparł Paul, uśmiechaj ąc się półgębkiem - Bo tak właśnie się stało?
Skąd wiesz? Nie widziałeś się z nim nawet!
Hm - mruknął, uśmiechaj ąc się szerzej - Być może nawet j akoś w tym pomogłem
Cofnęłam rękę, jakby jego skóra nagle zaczęła mnie parzyć
Zrobiłeś to? - Nie mogłam w to uwierzyć
A powinnam Naprawdę powinnam Bo to był Paul
Na Boga, Paul, dlaczego?
Wiedziałem, że przyjdziesz się z nim zobaczyć po dzisiejszej licytacji - powiedział,
wzruszając ramionami - A szczerze mówiąc, nie sami potrzebne kłopoty ze strony staruszka
Teraz pozwolisz, że cię przeproszę
Potem ruszył spacerkiem do pokoju dziadka Patrzyłam za nim; z trudem do mnie docierało to,
co przed chwilą usłyszałam A jednak
A jednak miało sens To w końcu był Paul Chłopak, którego poglądy w dziedzinie etyki
wydawały się dużo bardziej niż zwichnięte
Z pustką w głowie wróciłam do salonu, gdzie Kelly właśnie wkładała buty i piszczała do
telefonu:
Nie, mówię ci, wpadła tutaj, domagając się wyjaśnień, co robię z jej chłopakiem No,
dobra, nie powiedziała tego dokładnie w ten sposób Wymyśliła historyjkę o tym, jak to chce
porozmawiać z dziadkiem Paula Tak, wiem, z tym, który nie jest w stanie mówić Wiem,
słyszałaś kiedyś żałośniejszą wymówkę? A potem ona - Kelly podniosła głowę, napotykając
mój wzrok - Och, przepraszam, Deb, muszę kończyć, zadzwonię później - Rozłączyła się i
spojrzała na mnie z gniewem, nie ruszając się z miejsca - Dzięki - powiedziała w końcu - że
Że psułaś wieczór, który zapowiadał się naprawdę miło
Kusiło mnie, żeby powiedzieć jej prawdę - że niczego nie zepsułam To Paul, najwyraźniej,
podał dziadkowi zwiększona dawkę leków Tak mi to, w każdym razie, przedstawił Ale po co
miałam się wysilać? I tak by mi nie uwierzyła
Przepraszam - powiedziałam tylko, idąc w stronę drzwi Kiedy je otworzyłam, na
progu stał mój przyrodni brat Jake,z pudełkiem pizzy w ręku
Peninsula Pizza, to będzie dwadzieścia siedem dziewięćdziesiąt - Głos mu zamarł, kiedy
dotarło do niego, że to ja -Suze? Co ty tu robisz? Właśnie wychodzę Tak, dobrze, tak będzie
lepiej - Jake spojrzał na zegarek -Spóźnisz się na kolację Tata cię zabije Jeszcze jedna
przyjemność, której nie mogę się doczekać
Kelly - zawołałam w stronę schodów - Jest pizza! - A do Jake'a powiedziałam: - Mam
nadzieję, że pamiętałeś o ostrej papryce I wyszłam
11
Zpowodu licytacji Andy spóźnił się z kolacją i wyszło na to, że zjawiłam się w porę Mama nie
mogła zrozumieć, dlaczego tak cicho zachowuję się przy stole Przestraszyła się, że za długo
siedziałam na słońcu, pilnując stoiska z wypiekami
Siostra Ernestyna powinna była dać wam przynajmniej parasol - powiedziała, zabierając się
do przyrządzonej przez Andy'ego polędwicy wieprzowej - Ta dziewczynka, która z tobą siedziała
jak jej było na imię?
Shannon Ale nie ja to powiedziałam To był
David
Tak, Shannon - powiedziała mama -Jest ruda j ak David Za
dużo słońca szkodzi ludziom o tym kolorze włosów Mam nadzieję, że
miała jakiś daszek na głowie
Spodziewałam się, że David wystąpi, jak zwykle, z komentarzem - na przykład statystyką
przypadków raka skóry u uczniów
klasy ósmej w północnej Kalifornii, czy czymś takim Miał głowę pełną bezużytecznych informacji
tego rodzaju David jednak milczał, przerzucając ugniecione ziemniaki z jednej strony talerza na
drugą Brad, który zjadł już własne oraz te, które zostały na półmisku, zawołał:
Człowieku, jesz to, czy się bawisz? Jeśli ich nie chcesz, daj je mnie
Davidzie - powiedział Andy - Dokończ, co masz na talerzu David
nabrał łyżką ziemniaki i zjadł je
Spojrzenie Brada przeniosło się natychmiast na mój talerz Wyraz nadziei zniknął jednak, kiedy
zobaczył, jaki jest czysty Nie dlatego, oczywiście, że ja tak wszystko zmiotłam Wcale nie
Miałam jednak Maksa, rodzinnego psa-zsyp na śmiecie u boku, i niesamowitą wprawę w
podrzucaniu mu tego, czego sama, nie mogłam przełknąć
Mogę przeprosić? - zapytałam - Może rzeczywiście trochę się przegrzałam
Twój a kolej Suze, żeby włożyć naczynia do zmywarki -oświadczył Brad
Nieprawda - Nie do wiary Czy ci ludzie nie zdawali sobie sprawy, że miałam dużo
ważniejsze sprawy na głowie niż głupie zajęcia domowe? Musiałam dopilnować, żeby mój
chłopak umarł, tak jak to się stało - Moja była w zeszłym tygodniu
O, nie - powiedział Brad - Zamieniliście się z Jakiem na tygodnie, nie pamiętasz? Ponieważ
on w tym tygodniu pracuje po południu Rzeczywiście tak było - widziałam dowód na własne oczy
dzisiaj, u Paula
W porządku - powiedziałam, odsuwaj ąc krzesło i omal nie tratuj ąc przy okazji Maksa -
Zajmę się tym
Dziękuj ę, Susie - powiedziała mama z uśmiechem, kiedy zabierałam j ej talerz
Nie byłam równie uprzejma Mruknęłam „nieważne" i poszłam do kuchni ze stertą talerzy i
nieodstępującym mnie psem Maks uwielbia, kiedy na mnie przypada kolej zmywania naczyń,
ponieważ wszystkie resztki zeskrobuję do jego miski, zamiast do kosza Ale tego wieczoru nie
byliśmy z Maksem sami w kuchni Mimo że nie od razu zauważyłam obecność kogoś trzeciego,
zorientowałam się, że coś jest nie tak, kiedy Maks nagle podniósł głowę znad miski i uciekł z
podkulonym ogonem, nie dokończywszy jedzenia Tylko jedno było w stanie zmusić Maksa do
zostawienia niedojedzonej wieprzowiny - przybysz z zaświatów Zmaterializował się w chwilę
później
Cześć, dzieciaku - powiedział -Jak leci? Nie krzyknęłam, czy coś Po prostu nalałam
Cytrynowej Radości do garnka, w którym Andy gotował ziemniaki, i napełniłam go gorącą
wodą
Świetnie wybrany moment, tato - powiedziałam - Wpadłeś tylko, żeby się przywitać,
czy też doszły cię plotki, że cierpię akurat duchowe katusze?
Uśmiechnął się Nie wyglądał inaczej niż w dniu, w którym umarł Nie inaczej niż za każdym
razem, kiedy mnie nawiedzał od tamtej pory Nadal nosił koszulkę, w której umarł -koszulkę,
którą przez tyle lat trzymałam pod poduszką
Słyszałem, że masz j akieś problemy - powiedział tata Tak to jest z duchami Kiedy nie
nawiedzają ludzi, siedzą sobie w wymiarze duchowym i plotkują Tata poznał nawet Jesse'a
Czasami nawet boję się o tym myśleć No i, oczywiście, po śmierci cóż nie ma się specjalnie
dużo do roboty Zdawałam sobie sprawę, że tata poświęca dużo wolnego czasu na
szpiegowanie mnie
Trochę upłynęło, odkąd ostatnio gawędziliśmy - ciągnął, rozglądając się
z uznaniem po kuchni Jego spojrzenie padło na rozsuwane szklane drzwi i saunę
za nimi Gwizdnął z wrażenia - To coś nowego
Andy ją zbudował - powiedziałam Zabrałam się do szklanej brytfanki, w której Andy
piekł wieprzowinę
Czy j est coś, czego ten facet nie potrafi? - zapytał tata W j ego słowach zabrzmiała
ironia Tata nie lubi Andy'ego W każdym razie, niespecjalnie
Nie - odparłam - Andy jest bardzo utalentowany I nie mam pojęcia, co widziałeś -czy
słyszałeś - ale u mnie wszystko gra, tato Poważnie
Nie oczekiwałem niczego innego - Tata przyjrzał się uważnie blatom kuchennym -Czy
to prawdziwy granit? Czy może imitacja?
Tato - O mało nie rzuciłam w niego ścierką - Przestań grać na zwłokę i powiedz, co
masz do powiedzenia Bo jeśli to jest to, o czym myślę, to nic z tego
A myślisz, że co? - zapytał tata, krzyżując ręce na piersi i opierając się o kuchenny blat
Nie dopuszczę do tego, tato - oznajmiłam - Po prostu nie Tata westchnął Nie
dlatego, że się zasmucił Westchnął ze szczęścia Za życia był prawnikiem Po śmierci
nadal uwielbiał interesujące dyskusje
Jesse zasługuje na jeszcze jedną szansę - powiedział - Oboje o tym wiemy
Jeśli on nie umrze - odparłam, atakuj ąc garnek po ziemniakach z większym zacięciem,
niż to było konieczne - nigdy go nie spotkam To samo dotyczy ciebie Tata uniósł brwi
To samo och, chcesz powiedzieć, że myślałaś o uratowaniu mnie? -Wyraźnie się
ucieszył - Suze, to najmilsza rzecz, jaką od ciebie kiedykolwiek usłyszałem
To wystarczyło Tych parę słów Coś we mnie nagle jakby pękło i po chwili płakałam już w
jego ramionach po cichu, tak żeby nikt w domu nie usłyszał
Och, tato - łkałam w j ego koszulkę - Nie wiem, co robić Chcę, żebyś
wrócił Naprawdę Tata pogłaskał mnie po włosach i powiedział najmilszym na
świecie głosem:
Wiem Wiem, że chcesz, dzieciaku To tylko wzmogło mój płacz
Ale j eśli cię uratuj ę - chlipałam - nigdy go nie spotkam Wiem - powtórzył tata - Susie, ja
wiem
Co mam zrobić, tato? - zapytałam, odrywaj ąc głowę od j ego piersi i usiłuj ąc się opanować -
koszulkę miał już, praktycznie, przemoczoną -Jestem taka skołowana Pomóż mi Proszę
Susie - Tata uśmiechnął się, nadal czule gładząc moje włosy - Nigdy nie
przypuszczałem, że doczekam dnia, kiedy akurat ty przyznasz, że potrzebujesz pomocy
Zwłaszcza ode mnie Otarłam pięścią łzy nadal spływające mi po twarzy
Oczywiście, że cię potrzebuję, tato - szepnęłam - Zawsze cię potrzebowałam Zawsze będę
potrzebować
Nie wiem - Tata, zamiast głaskać, teraz mierzwił mi włosy -Ale chciałbym wiedzieć jedno
To przemieszczanie się w czasie Czy to niebezpieczne? Pociągnęłam nosem
Cóż - powiedziałam - Tak
A ty naprawdę myślisz - ciągnął tata, mrużąc oczy, tak że wokół nich pojawiło się
mnóstwo zmarszczek - że pozwoliłbym mojej małej dziewczynce ryzykować życie, żeby
uratować moje?
Ale tato
Nie, Suze - Zmarszczki pogłębiły się Tata wydawał się j eszcze poważniej szy, niż stał się z
czasem - Nie dla mnie
Dałbym wszystko, żeby znowu żyć - Teraz oprócz zmarszczek zauważyłam też łzy w jego oczach -
ale nie, jeśli to by miało ci zagrażać Podniosłam na niego oczy - tak samo błyszczące od łez, jak
jego-
Och, tato - powiedziałam Gardło miałam ściśnięte do bólu Ujął
moją twarz w dłonie
Nie chciałbym mówić w imieniu Jesse'a - powiedział, odchylaj ąc moj ą głowę, tak
żebyśmy patrzyli sobie w oczy - Ale
chyba mogę bezpiecznie stwierdzić, że pomysł narażania twojego życia w celu uratowania jego nie
spodoba mu się tak samo,
jak mnie A tak naprawdę, myślę, że nie spodoba mu się jeszcze
bardziej Położyłam ręce na jego dłoniach
Rozumiem to, tato Naprawdę I nie cofnę się w czasie dla ciebie, j eśli naprawdę tego nie
chcesz Ale nie mogę mu na to pozwolić, tato To znaczy Paulowi
Nie możesz mu pozwolić uratować życia chłopakowi, którego podobno kochasz
-powiedział tata z niezbyt uszczęśliwioną miną - Coś tu wybitnie nie pasuje, Suze
Wiem, tato - powiedziałam - Ale ja go kocham Wiesz o tym Nie możesz żądać, żebym
spokojnie siedziała i pozwoliła Paulowi to zrobić Jeśli mu się uda, nie będę nawet pamiętać, że
spotkałam Jesse'a
Zgadza się - stwierdził tata rzeczowym tonem - Więc to nie będzie bolało
Będzie - upierałam się - Będzie bolało, tato Ponieważ w głębi duszy będę wiedziała Będę
wiedziała, że był ktoś ktoś, kogo miałam spotkać Tylko że go nigdy nie spotkam Spędzę resztę
życia, czekając, aż się pojawi, ale to nigdy nie nastąpi Co to za życie, tato, co? Co to za życie?
A co to za życie - zapytał tata łagodnie - dla Jesse'a spędzić wieczność j ako duch,
zwłaszcza jeśli tobie stanie się coś złego i umrzesz przed nim?
Wtedy - powiedziałam, siląc się na dowcip - będziemy przynajmniej mogli razem
nawiedzać ludzi przez resztę wieczności Z Jesse'em, który już nigdy nie pozbędzie się
poczucia winy, bo będzie wiedział, że przyczynił się do twojej śmierci? Nie sądzę, Suze Tu
mnie złapał Gapiłam się na niego i nie wiedziałam, co odpowiedzieć
Suze, przez całe swoje życie - ciągnął tata ze współczuciem - zawsze podejmowałaś
słuszne decyzje Niekoniecznie najłatwiejsze Ale właściwe Nie psuj tego teraz, kiedy stoisz,
zapewne, wobec najważniejszej decyzji, jaką kiedykolwiek będziesz musiała podjąć
Otworzyłam usta, żeby mu powiedzieć, że się myli że moja decyzja jest słuszna że robię to,
czego, w moim przekonaniu, życzyłby sobie Jesse Ale wiedziałam, że to nie ma sensu Zamiast
tego powiedziałam:
W porządku, tato Ale jest jedna rzecz, której nie rozumiem
Dlaczego kasztanowy odcień farby do włosów ma takie wzięcie? -Wskazał głową na
mnie
Hm - Uśmiechnęłam się mimo woli - Nie Nie rozumiem, dlaczego, jeśli uważasz
że miałeś udane życie i że tyle się nauczyłeś, odkąd umarłeś Skoro naprawdę tak jest, to
czemu jeszcze tu jesteś?
Powinnaś wiedzieć Zamrugałam oczami
Powinnam? Skąd?
Bo sama to powiedziałaś
Kiedy
Hm Suze? Odwróciłam się na pięcie i zamiast łagodnych brązowych oczu'
taty spojrzałam w niespokojne, niebieskie oczy Davida
Nic ci nie j est? - Na bladej twarzyczce Davida malował się niepokój - Czy ty czy ty
przed chwilą płakałaś?
Oczywiście, że nie - odparłam, pospiesznie chwytając ścierkę - tata na szczęście
zniknął - i wycierając nią policzki -Wszystko w porządku A co?
Hm - David rozejrzał się po kuchni z szeroko otwartymi oczami - Nie nie jesteś sama?
Poza tatąDavid jest jedynym członkiem rodziny, który zna prawdę o mnie a raczej sporą jej
część Gdybym powiedziała mu całą prawdę cóż, pewnie dałby sobie z tym radę, mając taki
bystry i otwarty umysł Nie sądzę jednak, żeby mu się to spodobało
Teraz tak -Wiedziałam, co ma na myśli
Przyszedłem tylko po deser - powiedział David - Tata powiedział powiedział, że
zrobił ciasto z jabłkami
W porządku - stwierdziłam - Ja już skończyłam Idę na górę Ruszyłam do
drzwi, ale głos Davida - w ciągu paru ostatnich miesięcy zmienił się z piskliwego na
głęboki - zatrzymał mnie w miejscu
Suze, j esteś pewna, że nic ci nie j est? Wydaj esz się smutna
Smutna? - Zerknęłam na niego przez ramię - Nie j estem smutna No, nie zbyt smutna
Tylko tylko jest coś, co muszę zrobić -Już postanowiłam, że mimo zastrzeżeń taty, nie oddam
Jesse'a tak łatwo - Coś, czego specjalnie nie chcę zrobić
Och - powiedział David Potem twarz mu się rozj aśniła -No, to
zrób to szybko Wiesz, tak jak się zrywa plaster opatrunkowy Zrób to
szybko Strasznie bym chciała Nie miałam jednak pojęcia, na kiedy Paul
planuje swoją podróż w przeszłość Wiedziałam tylko, że mogę się
obudzić jutro rano bez żadnych wspomnień związanych z Jesse'em
Dzięki - Zdobyłam się przed Davidem na nikły uśmiech - Będę
to miała na uwadze
Pół godziny później, kiedy udało mi się wreszcie złapać przez telefon ojca Dominika, moją
ostatnią deskę ratunku -już się nie uśmiechałam
Ojciec D wbrew moim oczekiwaniom nie okazał zrozumienia wobec mojej męki Myślałam, że
wiadomość, którą chciałam się z nim podzielić - że Paul kupił klamrę należącą do Feliksa Diega, a
potem prawdopodobnie o mało nie otruł własnego dziadka -wzbudzi w staruszku iskrę słusznego
oburzenia
Ojciec Dominik jednak w tym wypadku zgadzał się z tatą Jesse umarł zbyt młodo, zbyt
gwałtownie Miał prawo otrzymać drugą szansę życia To moralnie naganne z mojej strony usiłować
do tego nie dopuścić
A może był inny powód tego, że ojciec D zachowywał się tak beztrosko Wielebny wyszedł już ze
śpiączki i wracał powoli do zdrowia
Ha - powiedziałam, kiedy przekazał mi tę radosną, w j ego przekonaniu, nowinę - To
wspaniale, ojcze D A co do Paula
Nie martwiłbym się tym tak bardzo, Susannah - powiedział - Przyznaję, że źle postąpił
wobec dziadka -jeśli rzeczywiście zrobił coś takiego
Sam mi powiedział, oj cze D - przerwałam - No, prawie
Tak Cóż, wy obój e macie skłonność do, eee, wyolbrzymiania pewnych faktów
Oj cze D - powiedziałam, zaciskaj ąc palce na słuchawce Osobiście wezwałam karetkę
Skoro tak mówisz Ale, Susannah, żeby Paul mógł tego dokonać - odbyć tę podróż w czasie,
o której wspominałaś - o ile dobrze zrozumiałem, musi znaleźć się dokładnie w tym miejscu, gdzie
przebywała osoba, którą chce zobaczyć, i to w czasie, do którego pragnie wrócić
Owszem - powiedziałam -Więc? - Zwykle nie byłam taka obcesowa wobec ojca
Dominika, ale to były, przyznacie, okoliczności łagodzące
Czy to zatem nie oznacza, że Paul musiałby zacząć podróż w twoim pokoju? - Oj ciec
Dominik wydawał się trochę roztargniony Tak było faktycznie Pakował się właśnie przed
powrotem do domu Zamierzał wrócić do Carmelu jeszcze tej nocy - Czy to nie tam Diego zabił
Jesse'a? W twoim pokoju? Raczej mało prawdopodobne, żeby Paul dostał się do twojego pokoju,
Susannah - ciągnął - Nie bez twojego pozwolenia
Prawie wypuściłam słuchawkę z rąk Nie mogłam w to uwierzyć Niepojęte, że nie przyszło mi to
wcześniej do głowy
Bo ojciec Dominik nie mylił się Paul nie mógł się cofnąć w czasie do nocy, kiedy umarł Jesse
chyba że dokonałby drobnego włamania Bo tylko w ten sposób mógł się dostać do mojego pokoju
To był jedyny sposób
Nie pomyślałam o tym - powiedziałam z uczuciem rosnącej ulgi -Ale ksiądz ma rację O,
mój Boże, ksiądz ma całkowitą rację Ojcze Dominiku, jesteś geniuszem!
Eee - mruknął ojciec D - Dziękuję, Susannah Tak myślę Chociaż, gdybyś chciała postąpić
właściwie, pozwoliłabyś Paulowi działać, a Jesse'owi przeżyć swoje życie w niezakłócony sposób,
tak jak miało być
Hm - Tę śpiewkę już słyszałam i zdążyła mi się znudzić Na szczęście odezwał się sygnał,
że ktoś czeka na rozmowę Znakomite zgranie w czasie
Oj ej, ktoś j est na drugiej linii, oj cze D - powiedziałam -Muszę kończyć Do
zobaczenia, kiedy ksiądz wróci Rozłączyłam się Czułam się o wiele lepiej, niż cóż, po
dzisiejszej licytacji Jesse był
bezpieczny Paul nie mógł sprawić, że zniknie, ponieważ w tym celu musiałby mieć dostęp do
mojego pokoju Jak inaczej cofnąłby się do 1850 roku?
Potrzebował jakiegoś miejsca, miejsca, które istniało w roku 1850 i w chwili obecnej
Miejsca, w którym kiedyś przebywał Feliks Diego Dokąd mógłby pójść? Do centrum
handlowego?
Halo? - powiedziałam, przełączaj ąc się na drugą rozmowę
Suze? - To była Cee Cee, której z podniecenia brakowało tchu - O, mój Boże, nigdy
nie uwierzysz, co się właśnie stało
Co? - zapytałam bez większego zainteresowania Ponieważ, no, naprawdę, dokąd
mógłby pójść Paul, jak nie do mojego pokoju?
Zaprosił mnie - Głos Cee Cee drżał - Adam Adam zaprosił mnie na bal zimowy
Byliśmy akurat w Coffee Clutch, wiesz, piliśmy cappuccino - pojechałabyś z nami, ale
wiedziałam, że jesteś na licytacji przez cały dzień
E-he - mruknęłam i on mnie zaprosił Tak ni stąd, ni zowąd Musiałam wybiec na zewnątrz i
zadzwonić do ciebie On jest w środku Ja tylko O, mój Boże Musiałam komuś powiedzieć
Zaprosił mnie
Poza tym, nic nie wskazuje na to, żeby Paul miał to zrobić w najbliższym czasie To znaczy,
cofnąć się w czasie Nie teraz, kiedy jego dziadek jest w szpitalu
To wspaniale, Cee Cee - powiedziałam do słuchawki
Chyba powinnam wrócić i powiedzieć „tak" - ciągnęła Cnej Cee - Powinnam się
zgodzić, prawda? Czy też grać niedostępną? Nie chcę, żeby pomyślał, że tak się do tego palę
A to już
następny weekend Właściwie powinien był mnie zaprosić dawno temu
Nagle dotarło do mnie, o czym mówi Cee Cee Parsknęłam śmiechem
Cee Cee - powiedziałam - Czyś ty zgłupiała? Rozłącz się, wejdź do środka i powiedz
„tak"
Powinnam tak zrobić, prawda? Ja tylko Wiesz, tak chciałam, żeby to się stało, a
teraz, kiedy się spełniło, ja cóż, nie mogę w to uwierzyć
Cee Cee!
Rozłączam się - powiedziała Cee Cee
Usłyszałam kliknięcie
On i Kelly wyglądali tak ładnie tak „przyjaźnie" na tej kanapie Może dał sobie spokój
Może już mu przeszło to „bycie ze mną" Może moje życie stanie się znowu normalne
Może
12
Czy to tego samego reżysera, który nakręcił Szczęki? - zapytał Jesse - Nie chce mi się w to
wierzyć Sobotni wieczór Wieczór romantycznych spotkań No, dobrze, chociaż my z
Jesse'em nie możemy praktycznie nigdzie wyjść (bo jak?), Jesse odwiedza mnie w większość
sobotnich wieczorów Fakt, to nie jest tak romantyczne jak kolacja
czy kino Fakt, że musimy być cicho, żeby moja rodzina nie zorientowała się, że nie jestem
sama w pokoju
Ale przynajmniej jesteśmy razem
W ten konkretny sobotni wieczór miałam mnóstwo na głowie, ale nic takiego, o czym
chciałabym opowiadać Jesse'owi To nie znaczy jednak, że nie mogliśmy spędzić paru godzin,
oglądając filmy na wideo W tej
dziedzinie Jesse ma wiele do nadrobienia, biorąc pod uwagę, że za jego życia nawet jeszcze
nie wynaleziono filmów
Jak dotąd, jego ulubionym był Ojciec chrzestny Zamierzałam wyleczyć go z tej słabości,
pokazując mu ET Jak można przedkładać Don Corleone nad Drew Barrymore w wieku
sześciu lat?
Ale sześcioletnie dziecko z trudem przyciągnęło uwagę Jesse
A
Szczęki są dużo lepsze - stwierdził Szczęki to z kolei jego drugi ulubiony film Podobają mu
się jednak nie te fragmenty, które powinny Lubi na przykład kawałek, gdzie mężczyźni pokazują
sobie nawzajem blizny Nie pytajcie dlaczego Do tego trzeba pewnie być mężczyzną W końcu
wyłączyłam ET i powiedziałam:
Porozmawiajmy Miałam oczywiście na myśli: Całujmy się Wszystko szło jak
najlepiej, dopóki Jesse nie przestał mnie w pewnym momencie całować i nie powiedział:
Byłbym zapomniał Co Paul robił w Misji dzisiaj wieczorem? Czyżby się nawrócił?
Zabrzmiało to tak przedziwnie, że aż odsunęłam się nieco od Jesse'a
Co?
Twój przyj aciel Paul - powiedział Jesse Próbowałam odsunąć się j eszcze bardziej, ale on
nie puszczał mnie Było
przyjemnie, ale zupełnie nie mogłam się skoncentrować; Zwłaszcza że jego wargi nadal muskały
moje, i to w jaki sposób -Widziałem go całkiem niedawno w bazylice zamkniętej, jak; wiesz Co on
tam robił o tej porze, jak sądzisz? Raczej nie wygląda na kogoś, kto myślałby o stanie duchownym
Chyba że nagle poczuł powołanie Wyrwałam się z jego ramion Cóż, każdy by tak zrobił, gdyby
nagle padł na niego blady strach
Susannah? -Jesse patrzył na mnie uważnie; w j ego ciemnych oczach poj awił się
niepokój, którego cóż, którego tam przed chwilą nie było - Co ci jest?
O, Boże -Jak mogłam być taka głupia? Jak, jak, jak? Siedzę tu i oglądam filmy - filmy - z
moim chłopakiem, niczego nie podejrzewając Myśląc, że Paul musiałby przyjść do mojego domu,
żeby odbyć podróż w czasy Jesse'a Myśląc, że inaczej by mu się nie udało Myśląc, że nie
odważyłby się na to teraz, kiedy jego dziadek jest w szpitalu Myśląc, że skoro spotyka się teraz z
Kelly, to po co miałby w ogóle to robić?
Paul nie troszczył się o dziadka Nie troszczył się o nikogo ze swojej rodziny i zawsze tak było
I z pewnością nie obchodziła go Kelly Dlaczego miałaby go obchodzić? Ona go nie
rozumiała, nie wiedziała, kim jest naprawdę
No i, oczywiście, było inne miejsce istniejące także za czasów Jesse'a Miejsce, w którym
Feliks Diego bywał zapewne często za życia Misja Misja Junipero Serry, zbudowana w XVIII
wieku
Muszę iść - powiedziałam, gramoląc się na nogi i sięgając po kurtkę Czułam się chora
- Przykro mi, Jesse, ale muszę
Susannah -Jesse również się podniósł, chwytając mnie za ramię stanowczo, ale
jednocześnie delikatnie Jesse nigdy
nie sprawiłby mi bólu Nie specjalnie - O co chodzi? Co się dzieje? Dlaczego to dla ciebie takie
ważne, że Paul jest w bazylice?
Nie rozumiesz - powiedziałam Poważnie czułam, że się rozchoruję To musiało być
widoczne na mojej twarzy, bo Jesse nagle wzmocnił uścisk a twarz mu pociemniała
Przekonaj się, ąuerida - powiedział głosem tak twardym, j ak dotyk j ego ręki Wtedy
nagle - nie potrafię wytłumaczyć, jak to się stało -wyrzuciłam z siebie wszystko Nie chciałam
mu mówić Nie dlatego, żeby go nie denerwować Boże, nic z tych rzeczy Nie,
nie chciałam, żeby się dowiedział, z jak najbardziej egoistycznych pobudek: ze strachu, że
przyzna rację ojcu Dominikowi i mojemu tacie - że woli szansę na drugie życie niż spędzenie
wieczności jako duch
Ale wyjawiłam wszystko, począwszy od tego, co mi powiedział doktor Slaski, aż po rozmowę
telefoniczną z ojcem Dominikiem To był niepowstrzymany potok słów Chciałabym je
wepchnąć z powrotem do ust
Było jednak za późno O wiele za późno
Jesse słuchał nieporuszony; nie przerywał, nawet kiedy opowiedziałam mu o moim układzie z
Paulem: tajemnej umowie dotyczącej środowych „lekcji pośrednictwa" w zamian za obietnicę
nieodesłania mojego chłopaka w zaświaty
Ale teraz on nie chce cię zabić, Jesse - powiedziałam z goryczą - On chce cię uratować
Uratować ci życie Cofnie się w czasie, żeby powstrzymać Feliksa Diega przed morderstwem
A jeśli to zrobi jeśli to zrobi
Ty i ja nigdy się nie spotkamy - Na twarzy Jesse'a widniał spokój, głos brzmiał
zwyczajnie Nigdy żadne stwierdzenie tak mnie nie zmroziło Jakby mi ktoś wbił sztylet w
serce
Tak - powiedziałam gorączkowo - Nie rozumiesz, muszę tam iść - teraz Natychmiast -
powstrzymać go
Nie, ąuerida - powiedział Jesse tym samym, spokojnym tonem - Nie możesz tego
zrobić
Przez chwilę ogarnęło mnie takie przerażenie, że serce o mało nie przestało mi bić Myślałam,
że umrę
Jesse chciał żyć Mój tata, ojciec Dominik, doktor Slaski, Paul wszyscy oni mieli rację
Wszyscy, tylko nie ja Jesse wolał życie od spotkania ze mną; wolał żyć, niż mnie poznać
niż mnie pokochać Powinnam się była domyślić A może nawet w głębi duszy wiedziałam
Jaki człowiek -zwłaszcza taki, który umarł w wieku Jesse'a, mając jakieś dwadzieścia lat - nie
chciałby otrzymać drugiej szansy na życie? Jaki człowiek nie oddałby wszystkiego, żeby ją
dostać? A co takiego miał Jesse? Nic Tylko mnie
Tata od dawna mnie winił za to, że Jesse nie może przenieść się w inne rejony Ojciec
Dominik też tak twierdził że powinnam go uwolnić, jeśli go kocham A teraz wiedziałam
Jesse woli wolność niż mnie Boże Byłam głupia Ależ byłam koszmarnie głupia Jesse
puścił moje ramię
Spodziewałam się, że usłyszę: „Nie możesz tego zrobić, boja chcę tej szansy Chcę mieć
szansę na ponowne życie" Zamiast tego powiedział głosem tak zimnym jak wiatr za oknem:
Nie możesz tego zrobić On jest niebezpieczny Ja pójdę
Powstrzymam go
Nie byłam pewna, czy dobrze usłyszałam Czy powiedział -czy było możliwe, że powiedział
to, co jak sądzę, powiedział?
Jesse - odezwałam się - Chyba nie rozumiesz On chce cię
uratować Chce nie dopuścić, żebyś umarł tamtej nocy
Rozumiem - powiedział Jesse - Rozumiem, że Paul jest głupcem, który uważa się za
Pana Boga Nie wiem, skąd u niego przekonanie, że ma prawo bawić się moim
przeznaczeniem
Ale wiem, że mu się nie uda Jeśli zdołam go powstrzymać
Krew znowu zaczęła krążyć w moich żyłach Znowu mogłam oddychać Ogarnęła mnie
nieopisana ulga Chciał zostać Jesse chciał zostać Zostać, bardziej niż żyć Wolał zostać - ze
mną- niż żyć Nie zdołasz - powiedziałam głosem, który nawet w moich uszach zabrzmiał
dziwacznie piskliwie Uczucie ulgi wprawiło mnie w stan oszołomienia - Nie możesz go
powstrzymać, Jesse Paul
A co ty zamierzasz zrobić, Susannah? - zapytał ostro Gdybym nawet nie uwierzyła
przedtem w jego chęć pozostania w tym miejscu i czasie, ta szorstkość przekonałaby mnie
ostatecznie - Namówić go do zmiany planów? Nie To niebezpieczne Uczucie do Jesse'a napełniło
mnie odwagą, o jąkanie podejrzewałam siebie Narzuciłam skórzaną kurtkę i powiedziałam:
Paul nic mi nie zrobi, Jesse To przecież z mojego powodu on to robi
Nie chodzi mi o Paula - odparł Jesse - Mam na myśli podróże w czasie Slaski twierdzi,
że to niebezpieczne?
Tak, ale
Więc tego nie zrobisz
Jesse, ja się nie boję
Nie - powiedział Jesse Było coś w jego oczach, co mnie zaskoczyło -Ja pójdę Ty zostajesz
Zostaw to mnie
Jesse, nie W sekundę później stwierdziłam, że mówię do ściany
Jesse zniknął
Wiedziałam, oczywiście, dokąd się udał Przeniósł się do bazyliki, żeby zamienić słowo z
Paulem
A mogłam się założyć, że będzie to słowo poparte pięścią
Mogłabym się też założyć, że Jesse zjawi się za późno Paula nie będzie w Misji w momencie,
kiedy Jesse zacznie go szukać
Albo raczej, będzie Ale nie w tej bazylice, którą znamy
Miałam tylko jedno wyjście Nie, jak chciał Jesse, zwalić wszystko na niego Nie, kiedy
mogłam obudzić się rano bez żadnych wspomnień
Wiedziałam, co muszę zrobić
Tym razem nie zamierzałam popełnić po raz kolejny tego samego błędu i zasięgać
czyjejkolwiek opinii
Podeszłam do łóżka, podniosłam poduszkę i wyjęłam miniaturowy portret Jesse'a - ten, który
podarował niegdyś swojej narzeczonej Marii Ten, na którym spałam od dnia, kiedy go
ukradłam eee kiedy mi go dano
Popatrzyłam w ciemne, spokojne oczy Jesse'a, zamknęłam oczy i wyobraziłam go sobie -
Jesse'a w tym samym pokoju -tylko bez łóżka z baldachimem i staroświeckiego telefonu
(dzięki, mamo)
Nie, wyobraziłam go sobie tak, jak musiał wyglądać sto pięćdziesiąt lat wcześniej Bez
białych, marszczonych firanek w oknie Bez zarzuconej poduszeczkami ławy pod oknem Bez
dywanu na drewnianej podłodze Bez - ojej! - łazienki, ale może z jak to się nazywało? Och,
tak, nocnikiem?
Bez samochodów Telefonów Komputerów Kuchenek mikrofalowych Lodówek
Telewizorów Magnetofonów Samolotów Penicyliny
Tylko trawa Trawa i drzewa, i niebo, drewniane wozy z końmi i błoto, i
I otworzyłam oczy
Byłam na miejscu
To był i nie był mój pokój W miejscu, w którym powinno być łóżko z baldachimem, stało
obecnie łoże na mosiężnych nogach Zakrywająca je kolorowa kołdra doprowadziłaby mamę
do obłędu, gdyby wypatrzyła ją w jakimś sklepie Zamiast toaletki z dużym, podświetlanym
lustrem stała komoda, a na niej miska i dzban z wodą Lustra nigdzie nie zauważyłam, za to na
podłodze leżał chodniczek dziergany z cóż,
różnych rzeczy Nie widziałam zbyt wyraźnie, bo jedynego światła dostarczały promienie
księżyca wpadające przez okno Nie było włącznika elektryczności Zaczęłam go
instynktownie szukać, kiedy tylko otworzyłam oczy i znalazłam się w głębokim mroku Tam
gdzie powinien być włącznik, moja ręka natrafiła na gładką, drewnianą ścianę
A to mogło oznaczać tylko jedno
Udało mi się
Ho ho
Ale gdzie był Jesse? Pokój był pusty Łóżko nie wyglądało, jakby ktoś w nim ostatnio spał
Czyżbym przybyła za późno? Jesse został już zabity? A może zjawiłam się za wcześnie i
Jesse jeszcze nie dojechał?
Mogłam to sprawdzić tylko w jeden sposób Chwyciłam za klamkę - tyle że zamiast klamki
była teraz zasuwa - i wyszłam na korytarz
Panowała tam niemal atramentowa ciemność Rzecz jasna, nie było włącznika Kiedy
macałam ścianę, usiłując odruchowo go znaleźć, dotknęłam jakiegoś obrazka w ramce, czy
czegoś podobnego
co natychmiast zleciało ze ściany i spowodowało huk, chociaż nie słyszałam dźwięku
rozbitego szkła Nie wiedziałam, co
robić Nie mogłam znaleźć tego, co zrzuciłam, bo było za ciemno Ruszyłam więc po
schodach, kierując się jedynie pamięcią; przy pokonywaniu różnych zakrętów
Zobaczyłam blask, zanim usłyszałam pośpieszne kroki w dole schodów Zbliżał się jakiś
człowiek człowiek ze świecą Jesse? Czy to mógł być Jesse?
Kiedy zeszłam na dół, przekonałam się, że to kobieta - i nie ze świecą, tylko z jakąś latarenką
W pierwszym odruchu pomyślałam, że jest strasznie gruba - Boże, jak ona się odżywia?
Twinkies to oni przecież nie mieli w czasach Jesse'a eee, to jest, obecnie Potem jednak
stwierdziłam, że ma na sobie coś jak spódnicę na rusztowaniu i to, co wzięłam za tuszę, było
w rzeczywistości ubraniem
Jezu! - wykrzyknęła kobieta na mój widok - Skąd się tu wziąłeś? Uznałam, że lepiej
będzie zignorować pytanie Zamiast tego zapytałam jak najuprzejmiej:
Czy Jesse de Silva jest tutaj?
Co? - Kobieta uniosła latarenkę wyżej i przyjrzała mi się uważniej - Boże - krzyknęła -
Ależ ty jesteś dziewczyną!
Hm - mruknęłam To mi się wydawało oczywiste Włosy, ostatecznie, mam dość długie
i zawsze noszę je rozpuszczone Poza tym, jak zwykle, użyłam mascary - Tak, psze pani Czy
Jesse jest tutaj? Boja naprawdę muszę z nim pomówić
Kobieta jednak, zamiast docenić moją uprzejmość, zacisnęła mocniej usta Zaraz potem
podeszła do drzwi i otworzyła je szeroko, próbując mnie przez nie wykurzyć
Precz - powiedziała - Precz stąd Powinnaś wiedzieć, że nie wpuszczamy tu
takich jak ty To przyzwoity dom Stałam z wybałuszonymi na nią oczami Przyzwoity
dom? Jasne, że tak To mój dom
Nie chcę sprawiać kłopotu, psze pani - powiedziałam Rozumiałam, jakie to dziwne
zastać obcą dziewczynę we własnym domu nawet jeśli to był zajazd Który przypadkiem
należał do mnie A przynajmniej do mojej mamy i jej drugiego męża -Ale naprawdę muszę
porozmawiać z Jesse'em de Silva Czy może mi pani powiedzieć, czy
Czy ty mnie bierzesz za głupią? - odezwała się kobieta niezbyt miłym tonem - Pan de
Silva nie poświęciłby ani odrobiny czasu komuś twojego pokroju Musi porozmawiać z
Jesse'em de Silva, rzeczywiście! Precz! Precz z mojego domu! A potem, z zaskakującą jak na
kobietę w rozłożystej spódnicy siłą, złapała mnie za kołnierz skórzanej kurtki i wypchnęła za
drzwi
Krzyżyk na drogę - powiedziała i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem
Nie byle jakie drzwi, w dodatku Moje własne drzwi Moje własne frontowe drzwi - drzwi mojego
domu
Nie mogłam w to uwierzyć Z tego, co wiedziałam, od Jesse'a i z książek z serii Domek na prerii, w
XIX wieku spędzano czas na ubijaniu masła i głośnym czytaniu przy kominku Nie było mowy o
złośliwych niewiastach wyrzucających dziewczęta z ich własnego domu Przygnębiona,
odwróciłam się i ruszyłam po schodkach prowadzących z ganku
i o mało nie padłam na twarz Bo tam, gdzie powinny być schodki, żadnych schodków nie było
To znaczy, pewnego dnia będą A poza światłem księżyca, które w tej chwili, na nieszczęście, nie
dopisało z powodu przemieszczającej się chmury, nie było żadnego innego światła Poważnie,
panowały straszliwe ciemności Brakowało kojącego światła latarń - nie byłam nawet pewna, czy w
miejscu, gdzie powinna być ulica Sosnowego Wzgórza, w ogóle była ulica
Odwróciłam głowę w jedną i drugą stronę, ale nie dostrzegłam świateł w oknach ponieważ z tego,
co widziałam, w pobliżu nie było żadnych okien Dom, przed którym stałam, mógł być jedynym
domem w tej okolicy
I właśnie mnie z niego wyrzucono Znajdowałam się w 1850 roku i nie miałam dokąd pójść ani
jak się stamtąd wydostać Chyba że w staroświecki sposób
Mogłam, jak sądzę, udać się do Misji Tam prawdopodobnie wylądował Paul Wyciągnęłam szyję,
wypatrując znajomej czerwonej kopuły bazyliki, widocznej z ganku mojego domu, na Wzgórzach
Carmelu
Zamiast jednak widoku Doliny Carmelu rozciągającej się u moich stóp, rozbłyskującej
światełkami aż do ciemnej płaszczyzny morza, zobaczyłam tylko mrok nocy Żadnych świateł
Żadnej czerwonej kopuły, oświetlonej na użytek turystów Nic Zapewne, uświadomiłam sobie,
nie było świateł Jeszcze ich nie wynaleziono W każdym razie żarówek
Boże Jak można było w tych warunkach gdziekolwiek trafić? Czym się kierowano, jakimiś tam
gwiazdami?
Podniosłam głowę, żeby sprawdzić, czy znajdę może jakąś wskazówkę na niebie i omal znowu nie
zleciałam z ganku Bo na niebie lśniło więcej gwiazd, niż widziałam w życiu Droga Mleczna bieliła
się szeroką smugą, świecąc tak mocno, że prawie zaćmiewała księżyc, który wreszcie wysunął się
zza chmur
Ho, ho Nic dziwnego, że Jesse nie wpadał w zachwyt, kiedy udawało mi się wypatrzyć Wielki
Wóz
Westchnęłam Cóż, nie mogłam nic zrobić, jak tylko ruszyć w stronę Misji z nadzieją, że wpadnę
na Paula - albo Jesse'a to znaczy, dawnego Jesse'a - gdzieś po drodze Udało mi się zejść z ganku -
po nędznych drewnianych schodkach, nie takich, jak w moim „teraz", betonowych - kiedy to
poczułam Pierwsze ciężkie, zimne krople deszczu Deszczu Nie żartuję Spojrzałam w górę, żeby
się przekonać, czy to faktycznie deszcz, a nie zawartość nocnika jakiegoś lokatora z górnego piętra
(fuj!), i dostrzegłam zbitą masę czarnych chmur nadciągających od strony morza Byłam tak bardzo
zajęta oglądaniem gwiazd, że ich wcześniej wcale nie zauważyłam
Wspaniale Przemieszczam się półtora stulecia w czasie i co mnie spotyka za ten trud?
Wywalenie z własnego domu i deszcz Prawdziwa ulewa
Wysoko na niebie pojawiła się błyskawica Parę sekund później rozległ się długi, głęboki
pomruk - gdzieś uderzył piorun Bajecznie Burza z piorunami Utknęłam podczas
dziewiętnastowiecznej burzy, nie mogąc się
nigdzie schronić
Wiatr wzmógł się, przynosząc zapach, którego początkowo nie potrafiłam rozpoznać Po
jakiejś minucie już wiedziałam Wspomnienie odżyło w jednej chwili: parę wypadów do
Central Parku, kiedy jeszcze mieszkałam w Brooklynie
Koń W pobliżu znajdowały się konie
A zatem musiała być i stajnia Prawdopodobnie sucha Może nawet niestrzeżona przez
kobiety w obszernych spódnicach, które traktują człowieka jak wyrzutka
Kuląc się przed deszczem, który padał coraz mocniej, pobiegłam w tamtym kierunku i
wkrótce znalazłam się na tyłach domu, przed ogromną stodołą, w miejscu, gdzie Andy
zamierzał zrobić basen, kiedy pokończymy szkoły i będzie go na to stać
Drzwi stodoły były zamknięte Zbliżałam się do nich, modląc, żeby dały się otworzyć
Dały się Odsunęłam jedno skrzydło i wślizgnęłam się do środka, w chwili kiedy niebo
przecięła kolejna błyskawica i odezwał się, tym razem głośniej, piorun
W stodole było przynajmniej sucho Ciemno jak w grobie, ale sucho
Zapach koni przybrał na sile - słyszałam, jak wiercą się niespokojnie w swoich boksach,
przestraszone hałasem na zewnątrz - ale tłumił go jakiś inny zapach To chyba siano Jako
dziewczyna mająca niewiele wspólnego z wsią, nie mogłam tego stwierdzić z całą pewnością
Ale wydawało mi się, że to coś, co chrzęści pod moimi butami, może być sianem
No, wszystko szło znakomicie Przybyłam, żeby uratować życie mojemu chłopakowi - a
raczej, żeby przeszkodzić komuś innemu w uratowaniu go - a, jak dotąd, udało mi się tylko
wprawić we wściekłość gospodynię
Och, i zmokłam na deszczu I znalazłam stodołę
Świetnie Doktor Slaski nie żartował, kiedy ostrzegał mnie przed podróżami w czasie Piknik
to z pewnością nie był
A kiedy w sekundę później wyciągnęłam rękę, żeby wyżąć wodę z włosów, poczułam ciężką
dłoń na ramieniu
Cóż, miałam serdecznie dosyć lat pięćdziesiątych XIX wieku
Na szczęście dla mnie, odgłos pioruna stłumił mój krzyk Inaczej gospodyni albo, co gorsza,
jej mąż, jeśli go miała, zjawiliby się tutaj w mgnieniu oka I nie skończyłoby się pewnie tylko
na strachu
Zamknij się! - szepnął Paul - Chcesz, żeby zastrzelili nas
oboje?
Obróciłam się na pięcie W ciemności widziałam zaledwie zarys postaci Ale wystarczyło,
żeby mój puls, przed chwilą galopujący, niemal zamarł
Co ty tu robisz? - zapytałam z nadzieją, że nie wyczuje
mojego zmieszania Wzbudzał we mnie mieszaninę uczuć:
złość, że dotarł tu przede mną; strach, że w ogóle tu był; oraz
ulgę na widok znajomej twarzy
A jak myślisz? - Paul rzucił mi coś szorstkiego i ciężkiego Złapałam to niezręcznie
Co to?
Koc Wytrzyj się Z wdzięcznością zarzuciłam koc na ramiona Mimo że nadal
miałam na sobie skórzaną kurtkę, dygotałam z zimna Nie sądzę, żeby tylko z powodu
deszczu Koc pachniał silnie końmi Ale wcale nie było tak źle
A zatem - powiedział Paul, przesuwaj ąc się w obręb światła, wpadaj ącego przez
półotwarte drzwi stodoły, tak żebym mogła zobaczyć jego twarz - Udało ci się
Pociągnęłam żałośnie nosem Starałam się nie pamiętać, że jestem przemarznięta,
przemoczona i w stodole W 1850 roku Naprawdę sądziłeś, że ci się powiedzie? -
spytałam, zadowolona, że udało mi się wreszcie zapanować nad drżeniem głosu
Szczękanie zębami to odrębna sprawa - Myślałeś, że na to pozwolę? Paul wzruszył
ramionami
Uznałem, że warto spróbować Wiesz, Suze, nadal są szanse, że mi się uda Jeszcze go tu nie
ma
Kogo? - zapytałam głupio Ciągle zastanawiałam się, j ak się pozbyć Paula i odnaleźć
Jesse'a bez uprzedzania go o tym
Jesse'a - powtórzył Paul tonem, j akby mówił do osoby niedorozwiniętej urny słowo I wiecie
co? Chyba rzeczywiście tak jest - Zjawiliśmy się o dzień za wcześnie On będzie tu jutro
Skąd wiesz? - zapytałam, ocieraj ąc cieknący nos wierzchem dłoni
Rozmawiałem z tą damą Panią (Weil Właścicielką twojego domu
Rozmawiała z tobą? - zdziwiłam się - Ze mną nie chciała rozmawiać Wyrzuciła mnie
A co zrobiłaś, zmaterializowałaś się na j ej oczach? - zapytał Paul drwiąco
Nie - odparłam - No, niezupełnie na jej oczach Paul potrząsnął
głową Widziałam jednak, że się lekko uśmiecha
Pewnie niewiele brakowało, żeby dostała ataku serca Co mogła o tobie pomyśleć?
-Wskazał ręką na mój strój
Przyjrzałam się sobie W dżinsach i skórzanej kurtce nie przypominałam raczej żadnej z
dziewiętnastowiecznych panienek, jakie widziałam na filmach Albo, co istotniejsze, na
zdjęciach z tamtej epoki
Powiedziała, że prowadzi przyzwoity dom i że nie powinnam się tam pokazywać
-oznajmiłam Poczułam się dotknięta, kiedy Paul wybuchnął śmiechem
Co jest?- zapytałam
Nic - odparł, wciąż się śmiej ąc
Powiedz
Dobrze Tylko się nie wściekaj Pomyślała, że j esteś panną lekkich obyczaj ów
Posłałam mu gniewne spojrzenie
Nieprawda!
Tak było Mówiłem, żebyś się nie wściekała
Nie jestem ubrana jak burdelmama - stwierdziłam - Mam na sobie spodnie
I właśnie o to chodzi - oznajmił Paul - Szanujące się kobiety w tym stuleciu nie noszą
spodni Dobrze, że Jesse cię nie widział Prawdopodobnie nawet by z tobą nie rozmawiał Miałam
tego kompletnie dość
Rozmawiałby Jesse nie jest taki - warknęłam ze złością
Nie ten Jesse, którego znasz - powiedział Paul - Ale my nie mówimy o Jessie, którego
znasz, prawda? Mówimy o tym, który nigdy cię nie spotkał Który nie stał z boku przez sto
pięćdziesiąt lat, obserwując, jak świat się zmienia Mówimy o Jessie, który jest teraz w drodze do
Carmelu, żeby poślubić dziewczynę swoich
Zamknij się - parsknęłam, zanim dokończył zdanie Paul
uśmiechnął się szerzej
Przepraszam Trochę będziemy musieli poczekać Nie ma sensu
spędzać tego czasu na kłótniach Chodźmy na strych, przesiedzimy
tam burzę
Zanurzył się ponownie w ciemnościach Usłyszałam chrzęst butów na drewnianych
szczeblach Jeden z koni zarżał Nie bój się, Suze - zawołał Paul z wysokości j akichś
dwóch metrów nad ziemią - To tylko konie Nie ugryzą Jeśli nie podejdziesz za blisko
Nie to mnie akurat przerażało Ale nie miałam zamiaru się do tego przyznawać
Chyba zostanę tutaj, na dole - powiedziałam w ciemność, z której dobiegał jego głos Jak
uważasz - odparł Paul -Jeśli chcesz, żeby cię złapali, to mi tylko ułatwi zadanie Pan (Weil był
tu niedawno, żeby sprawdzić, czy z końmi wszystko w porządku Jestem jednak przekonany,
że nie zastrzeliłby dziewczyny To znaczy, gdyby w porę zdał sobie sprawę z tego, że jesteś
dziewczyną To mnie popchnęło w stronę drabiny
Nienawidzę cię - oświadczyłam, wspinaj ąc się po szczeblach Nie, nieprawda - odezwał się
Paul z mroku ponad moj ą głową Słyszałam śmiech w jego głosie -Ale możesz śmiało tak
sobie wmawiać, jeśli dzięki temu poczujesz się lepiej
14
Na strychu było ciepło Ciepło i sucho Nie tylko z powodu siana Także dlatego, że oboje z
Paulem siedzieliśmy
tak blisko siebie - tylko żeby się ogrzać, zaznaczyłam, kiedy mi pokazał wielką, wygrzebaną
przez siebie, niszę w sianie
Nie chcę umrzeć z zimna - oznajmiłam, gdyż końska derka nie spełniła raczej zadania
W każdym razie nadal szczękałam mocno zębami, a dżinsy nie schły tak szybko, jak bym
sobie życzyła
Będę trzymać ręce przy sobie - zapewnił Paul I,
jak na razie, dotrzymywał słowa
Czegoś nie rozumiem - powiedziałam, podczas gdy na zewnątrz bębnił deszcz, a niebo
rozjaśniały od czasu do czasu błyskawice, choć limit piorunów na dzisiejszy wieczór chyba
się już wyczerpywał - Co ty tutaj robisz? Czy nie miałeś szukać Feliksa Diega? żeby go
powstrzymać?
Owszem - W ciemności panującej dokoła z trudem dostrzegałam profil Paula - i to
tylko dzięki światłu przedostającemu się przez szpary w drewnianych ścianach stodoły
Więc dlaczego tego nie robisz? Chyba że - zdrętwiałam ze strachu -już go znalazłeś
Ale w takim razie, dlaczego
Uspokój się, Simon - powiedział Paul - Nie znalazłem go Jeszcze nie Ale oboje
wiemy, że zjawi się tu jutro, tak samo jak jesse
Uspokoiłam się No, przynajmniej odrobinę A zatem Paul nie dopadł, jak na razie, Diega A to
oznaczało, że nadal miałam czas
Tylko na co? Co mogłabym zrobić, gdybym spotkała Jesse'a? Nie mogłabym mu powiedzieć,
żeby nie zatrzymywał się u pani (Weil, bo zginie, ponieważ w gruncie rzeczy chciałam, żeby
zginął Jak inaczej spotkałabym go i umawiała się na randki -w XXI wieku? Musiałam się
trzymać Paula, i tyle Trzymać się Paula i nie pozwolić mu powstrzymać Diega Może nawet
nie zobaczę Jesse'a Co pewnie byłoby lepsze No, bo gdybym go spotkała, co takiego
mogłabym mu powiedzieć? A gdyby, podobnie jak pani (Weil, wziął mnie za jakąś damę z
półświatka? Tego bym nie zniosła To mi przypomniało
Czy ludzie zauważą, że nas nie ma? - zapytałam - To znaczy, w naszym czasie? Czy
też, kiedy wrócimy, będzie tak, jakby żaden czas w ogóle nie upłynął?
Nie wiem - Miałam wrażenie, że Paul próbował się zdrzemnąć, kiedy się pojawiłam
Teraz, zdaje się, usiłował to nadrobić i moje niekończące się pytania tylko go drażniły
-Czemu nie zapytałaś mojego dziadka? Oboje tak się zaprzyjaźniliście
Nie miałam okazji, nie pamiętasz? - Popatrzyłam na niego z uwagą - w każdym razie
próbowałam - w ciemności Ciągle nie wiedziałam, dlaczego doktor Slaski wybrał mnie na
powierniczkę, a nie swojego wnuka Może dlatego, że Paul wykorzystuje ludzi i kradnie i, och,
prawda, świadomie podał dziadkowi za dużą dawkę leków
On nie j est taki, za j akiego go bierzesz, Paul - powiedziałam, maj ąc na myśli doktora
Śląskiego - Nie jest twoim wrogiem Jest taki jak my
Nie mów tak - Niebieskie oczy Paula wpiły się nagle we mnie poprzez mrok - Nigdy
Dlaczego? On jest pośrednikiem, Paul Zmiennikiem Masz to prawdopodobnie po nim
Mnóstwo wie A jedną z rzeczy, o których wie, jest to, że im więcej korzystamy z naszej mocy tym
większe mamy szanse, żeby skończyć tak jak on
Powiedziałem ci, żebyś tak nie mówiła - warknął Paul
Ale gdybyś tylko dał mu szansę, zamiast nazywać go świrem i celowo
Nie jesteśmy tacy jak on, jasne? Ty i ja? Jesteśmy zupełnie inni On był głupi
Próbował powiedzieć ludziom Próbował ich przekonać, że pośrednicy - zmiennicy
-wszystkojedno-
że istniejemy Wszyscy się z niego śmiali Mój tata zmienił nazwisko, Suze, ponieważ nikt by go nie
traktował poważnie, gdyby wiedział, że jest spokrewniony z kimś, kogo uważano za opętanego
Więc nigdy - nigdy więcej - nie mów, że jesteśmy tacy jak on albo że skończymy tak jak on Ja już
wiem, jak skończę Zamrugałam oczami
Och, naprawdę? A j ak, mianowicie?
Nie tak j ak on - zapewnił Paul -Ja będę taki j ak mój tata
Twój tata nie jest pośrednikiem - przypomniałam
Chodzi mi o to, że będę bogaty j ak mój tata - powiedział Paul
A niby jak? - zapytałam ze śmiechem - Okradając ludzi, którym masz pomagać?
A ty znowu swój e - powiedział Paul, potrząsaj ąc głową -Kto ci mówił, Suze, że mamy
pomagać umarłym? Hę? No, kto?
Wiesz doskonale, że nie powinieneś brać tych pieniędzy Nie były twoje
Owszem Tam, skąd j e wziąłem, j est ich j eszcze więcej, a w przeciwieństwie do ciebie nie
mam skrupułów, żeby je brać Pewnego dnia będę bogaty, Suze i, inaczej niż dziadek Świrek,
zachowam kontrolę
Chyba że zniszczysz sobie komórki mózgowe, przeskakuj ąc w przeszłość i z
powrotem - zauważyłam
Tak, owszem Ale to j ednorazowa sprawa Potem nie będę już miał po co wracać
Spojrzałam na jego profil Pod końską derką dotykaliśmy się tylko bokami Ale Paul wydzielał
mnóstwo ciepła Było mi aż za ciepło pod przykryciem
Zdałam sobie wtedy sprawę, że jedynym chłopakiem, obok którego leżałam tak blisko, był Jesse, a
ciepło, jakie wydzielał? Tak, wyobrażałam je sobie Ponieważ duchy nie wydzielają ciepła Nawet
wobec pośredników Nawet wobec pośredników, którzy są przypadkiem w nich zakochani
To nie w porządku - powiedziałam cicho, patrząc na zamknięte powieki Paula - To, co
robisz Jesse'owi On tego nie chce Paul otworzył oczy
Powiedziałaś mu?
Słyszał, jak o tym mówiliśmy - odparłam -i wcale mu się to nie podoba Nie chce, żebyś się
w to mieszał, Paul Udawał się do Misji, żeby cię zatrzymać, w momencie kiedy ja się tutaj
zjawiłam Paul przyglądał mi się przez parę sekund; w mroku trudno było odczytać wyraz jego
oczu
Sypiasz z nim? - zapytał brutalnie Otworzyłam
usta; na policzkach poczułam gorąco
Oczywiście, że nie! - Potem, uświadamiając sobie, co po
wiedziałam, wyjąkałam: - T-to i tak nie twoja sprawa Paul jednak,
zamiast ucieszyć się, że udało mu się wprawić mnie z zakłopotanie,
czego się spodziewałam, patrzył na mnie z powagą
Wobec tego nie rozumiem - powiedział po prostu - Dla
czego on? Dlaczego nie ja? Och Więc o to chodzi
Bo on jest uczciwy - powiedziałam -i jest dobry i jestem dla niego ważniejsza niż
cokolwiek innego
Dla mnie też byś była - oznajmił Paul - Gdybyś dała mi szansę
Paul - powiedziałam - Gdyby nastąpiło trzęsienie ziemi albo coś takiego, a ty miałbyś
możliwość, żeby mnie uratować, ale tylko ryzykując własne życie, ratowałbyś siebie, a nie
mnie
Nieprawda! Jak możesz tak mówić?
Bo tak jest
Twierdzisz, że twój doskonały Jesse gotów byłby cię uratować nawet kosztem
własnego życia?
Tak - stwierdziłam z absolutną pewnością - Bo już tak robił Kiedyś
Nie, nieprawda, Suze - odparł Paul równie pewnym tonem
Owszem, tak, Paul Nawet nie wiesz
Owszem, wiem Jesse nie mógł ryzykować własnego życia, żeby uratować twóje,
ponieważ przez cały czas, odkąd go poznałaś, on już był martwy Więc niczego nie
ryzykował, ratując cię Czyż nie tak?
Otworzyłam usta, żeby zaprzeczyć, i wtedy zdałam sobie sprawę, że Paul ma rację Tak
rzeczywiście było Przykra prawda, ale prawda
Co ci się stało, że jesteś taki zgorzkniały? - zapytałam -Zawsze dostawałeś to, co
chciałeś, przez całe życie Wystarczyło poprosić i już to miałeś Ale tobie zawsze jest za
mało
Nie dostałem wszystkiego, czego chciałem - stwierdził Paul z naciskiem - Chociaż
staram się to zmienić Potrząsnęłam głową, bo wiedziałam, do czego pije
Chcesz mnie, Paul, tylko dlatego, że nie możesz mnie mieć - powiedziałam - Sam to
przyznasz To jest, o Boże Masz Kelly Wszyscy faceci w szkole jej pragną
Wszyscy faceci w szkole - powiedział Paul - są idiotami
Puściłam to mimo uszu
Czułbyś się o wiele lepiej - oznajmiłam - gdybyś zadowolił się tym, co masz, zamiast
myśleć o czymś, czego nigdy nie zdobędziesz Paul uśmiechnął się tylko Uśmiechał się,
układając wygodnie, żeby zasnąć
Na twoim miej scu, Suze, nie byłbym tego taki pewien -powiedział tonem, który j ak dla
mnie, brzmiał zanadto zarozumiale
Ty
Śpij, Suze
Ale ty
Czeka nas długi dzień Po prostu śpij Zdumiewające, ale faktycznie zasnęłam Nie
myślałam, że
będę w stanie to zrobić Ale może doktor Slaski miał rację Podróże w czasie wyczerpują Nie
sądzę, żebym w innej sytuacji zasnęła no, wiecie, biorąc pod uwagę siano, konie, deszcz oraz,
ach tak, przystojnego ale śmiertelnie niebezpiecznego chłopaka leżącego obok Położyłam
głowę i zaraz potem film mi się urwał Obudziłam się gwałtownie Nie pamiętałam nawet, że
spałam Przez szpary między deskami w ścianach stodoły wpadały smugi światła I to wcale nie
szarego światła oznaczającego świt Pełnego, słonecznego światła, świadczącego o tym, że
było już dobrze po ósmej A przede mną klęczał Paul ze śniadaniem
Skąd to wziąłeś? - zapytałam, siadając Paul trzymał ciasto Całe
ciasto Szarlotkę, sądząc po zapachu Nadal było ciepłe
Nie pytaj - odparł, wyciągając, o dziwo, dwa widelce z tylnej kieszeni -Jedz
Paul - Z dołu dobiegł jakiś szelest Paul mówił przyciszonym głosem Teraz
zrozumiałam, dlaczego Nie byliśmy sami
Chodźcie no tutaj - odezwał się męski głos Mówił chyba do koni
Ukradłeś j e? - zapytałam, zanurzaj ąc w cieście widelec Podróże w czasie nie tylko
wywołują zmęczenie Również głód
Mówiłem, żebyś nie pytała - odparł Paul, ładuj ąc sobie porcj ę ciasta do ust Kradzione czy
nie, smakowało całkiem nieźle Wprawdzie jadałam lepsze - ale nie wiem, czy na Dzikim
Zachodzie wysokogatunkowy cukier i takie rzeczy były w ogóle dostępne Wystarczyło jednak,
żeby uciszyć burczenie w moim żołądku i wkrótce uświadomić mi inną potrzebę Paul chyba czytał
w moich myślach
Za stodołą jest budka - poinformował mnie
Co za budka?
No, wiesz - uśmiechnął się - Uważaj na pająki Myślałam, że żartuje Nie żartował
Pająki były A jeszcze gorsze okazało się to, czego używano jako papieru toaletowego Powiem
tyle, że dzisiaj nie uznano by tego za materiał piśmienniczy, nie mówiąc już no, wiecie o
innym przeznaczeniu Na dodatek musiałam się śpieszyć, żeby nikt mnie nie zobaczył w moim
dwudziestopierwszowiecznym ubranku i nie zaczął zadawać pytań Przyszło mi to z trudem, bo
kiedy wymknęłam się ze stodoły, poraził mnie widok, jaki zobaczyłam Całkowita pustka
Naprawdę Niczego, z żadnej strony Żadnych domów Żadnych słupów telefonicznych
Brukowanych dróg Żadnego Circle K Żadnego In-N-Out Burger Nic Tylko drzewa I
piaszczysty trakt, który, podejrzewałam, ciągnął się aż do drogi
Dostrzegłam jednak czerwoną kopułę bazyliki Wznosiła się tam, w dolinie pod nami, z
morzem w tle To się przynajmniej nie zmieniło przez ostatnich sto pięćdziesiąt lat Za to,
dzięki Bogu, wprowadzono kanalizację
Kiedy zakradłam się znowu na strych, po panu 0'Neilu nie było ani śladu Zabrał, zdaje się, konie i
poszedł zająć się tym, czym mężczyźni tacy jak on zajmowali się we dnie w roku Paul czekał na
mnie z dziwnym wyrazem twarzy
Co j est? - zapytałam, sądząc, że będzie sobie stroił żarty na temat wychodka
Nic - powiedział tylko - Ale mam dla ciebie niespodziankę Myślałam, że chodzi o
coś nowego do jedzenia, mimo że nasyciłam się ciastem:
Co takiego? Nie mów, że to j aj ko McMuffin, bo wiem, że nie maj ą tutaj barów
samochodowych
To nie jaj ko- odparł Paul A potem, zanim się obejrzałam, wyciągnął coś z kieszeni -sznur I
chwycił mnie za ręce Poprzednio już, rzecz jasna, wiązano mnie sznurem Nigdy jednak nie zrobił
tego ktoś, komu zdarzyło się mnie całować Naprawdę nie spodziewałam się, że Paul może zrobić
coś tak perfidnego Uratować życie mojemu chłopakowi, tak żebym go nigdy nie spotkała, tak Ale
związać mi ręce sznurem? Raczej nie
Walczyłam, oczywiście Udało mi się wpakować mu parę razy łokieć w odpowiednie miejsce
Nie mogłam jednak krzyczeć, bo nie chciałam sprowadzić pani (Weil, która pobiegłaby po
szeryfa W więzieniu nie byłabym w stanie niczego zrobić dla Jesse'a
Na razie chyba jednak i tak nie mogłam wiele zdziałać
Wierz mi - powiedział Paul, zaciskaj ąc więzy, które już praktycznie zahamowały mój
krwiobieg - Mnie to sprawia dużo większy ból niż tobie
Nieprawda - warknęłam, szarpiąc się Ale trudno było stawiać opór, leżąc na brzuchu w
sianie z kolanem Paula ugniatającym plecy
Cóż - powiedział, zabierając się z kolei do moich nóg -Chyba masz rację Otóż, mnie to
w ogóle nie boli A ty w nic się nie wpakujesz, kiedy ja będę szukać Diega
Dla takich ludzi j ak ty, Paul, j est specj alne miej sce - oświadczyłam, wypluwaj ąc siano
Siana miałam naprawdę po dziurki w nosie
Poprawczak? - zapytał swobodnym tonem
Piekło - odparłam
Suze, nie bądź taka - Skończył z moimi nogami i, na wszelki wypadek, żeby nie
przyszło mi do głowy sturlać się ze strychu, przywiązał koniec sznura do pobliskiej belki
-Przyjdę cię rozwiązać, jak tylko zabiję Diega Potem wrócimy do domu
I nigdy już się do ciebie nie odezwę - oznajmiłam
Oczywiście, że się odezwiesz - zapewnił Paul radośnie -Nie będziesz nic z tego
pamiętać Bo nie będziemy podróżować w czasie, żeby uratować Jesse'a Bo nie będziesz
nawet wiedziała, kto to jest jesse
Nienawidzę cię - powiedziałam, tym razem z pełnym przekonaniem
Teraz tak- zgodził się Paul -Ale jutro, kiedy obudzisz się we własnym łóżku, nie
Ponieważ bez Jesse'a ja będę najlepszym chłopakiem, jaki ci się trafi w życiu Będziemy tylko
ty i ja, dwoje zmienników kontra reszta świata Czy to nie będzie zabawne?
Idź do Nie dokończyłam, bo Paul wyjął z kieszeni coś jeszcze Czystą białą chusteczkę
Powiedział mi kiedyś, że zawsze nosi ją przy sobie, bo nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba
będzie kogoś zakneblować
Nie waż się! - syknęłam Było jednak za późno Wsunął mi chusteczkę do ust,
zabezpieczając ją kawałkiem sznurka Jeśli przedtem nie czułam do niego nienawiści, to teraz
owszem Nienawidziłam go każdą komórką ciała, każdym uderzeniem serca Zwłaszcza kiedy
poklepał mnie po głowie i powiedział:
Do zobaczenia A potem zsunął się po
drabinie i zniknął na dole
15
Nie wiem, jak długo tak leżałam Na tyle długo, żeby zacząć się zastanawiać, czy nie zamknąć
oczu i nie przenieść się do domu Kto wie, gdzie bym wylądowała? Pewnie gdzieś na
podwórku W kępie sumaka jadowitego, bo przecież teraz nie było tam stodoły Wszystko
jednak wydawało się lepsze niż leżenie w niewygodnej pozycji w sianie na strychu, gdzie nie
wiadomo co łaziło mi we włosach
Ale świat bez Jesse'a? Tobym sobie właśnie zapewniła, gdybym się poddała Świat bez
jedynego celu w życiu No, mniej więcej Wiem oczywiście, że kobiety potrzebują mężczyzn,
jak ryba roweru i tak dalej Tylko że Tylko że go kochałam Nie mogłam się na to zdobyć
Byłam zbyt samolubna Nie zamierzałam się poddać Jeszcze
nie Miałam wciąż przed sobą wiele godzin, przynajmniej od momentu, kiedy Paul mnie
zostawił Cienie, nie mogłam tego nie zauważyć, wydłużały się
A jednak, o ile pani (Weil powiedziała Paulowi prawdę i Jesse miał przyjechać tej nocy,
nadal nie było za późno Paul mógł nie znaleźć Diega Mógł wrócić, nie wykonawszy
zadania A gdyby wrócił i rozwiązał mnie
No, dowiedziałby się mnóstwa na temat, co to znaczy „boli", o, to na pewno Bo tym razem
przygotowałabym się na jego przyjęcie
Nie wiem, jak długo leżałam, planując zemstę na Paulu Slaterze Śmierć wydawała się,
oczywiście, za łagodną karą Wieczność w charakterze ducha - ciągle unoszenie się między
jednym a drugim wymiarem - to było to, na co zasłużył Niech zasmakuje tego, przez co
przechodził Jesse przez te wszystkie lata To powinno go nauczyć
Mogłam mu to załatwić Mogłam usunąć jego duszę z ciała i spowodować, że nigdy by do
niego nie wrócił
a jego ciało dać komuś innemu Komuś, komu należała się szansa na kolejne życie Ale nie
zdobyłabym się na to Wiedziałam, że nie Nie mogłabym całować warg Paula, wiedząc, że to
Jesse oddaje mi pocałunki To by było zbyt wulgarne
I kiedy leżałam, rozmyślając nad tym wszystkim, doszły do mnie dźwięki, na które moje uszy
nastroiły się tak precyzyjnie przez ostatni rok, że choćbym była na mistrzostwach w piłce nożnej i
tak bym je usłyszała Głos Jesse'a
Wołał kogoś Nie słyszałam dokładnie słów Brzmiały jednak nie wiem Jakoś inaczej Zbliżał
się To znaczy, jego głos Był coraz bliżej stodoły
Znalazł mnie Nie wiem jak - doktor Slaski nie wspominał o tym, że duchy są zdolne do podróży w
czasie Ale może są Może to potrafią, tak samo jak zmiennicy, i Jesse cofnął się w czasie, żeby
mnie odnaleźć Zęby mnie uratować Pomóc uratować siebie Zamknęłam oczy, intensywnie
powtarzając w myślach jego imię To na ogół skutkowało Jesse materializował się przede mną,
ciekaw, jaką to mam do niego strasznie pilną sprawę Nie tym razem Otworzyłam oczy i nic Ale
jego głos wciąż dobiegał z dołu - Nie, nie, tak będzie w porządku, pani (Weil - mówił Pani (Weil
Pani (Weil widziała Jesse'a? Drzwi stodoły otworzyły się Słyszałam, jak skrzypnęły Potem Odgłos
kroków
Ale jakim sposobem Jesse stąpa tak głośno? Przecież jest duchem
Wijąc się, starałam się doczołgać jak najbliżej krawędzi, żeby coś zobaczyć Jednak sznur, którym
Paul przywiązał mnie do belki, nie pozwalał mi przesunąć się wystarczająco daleko Teraz
słyszałam go jeszcze lepiej - dużo lepiej Przemawiał cichym, kojącym tonem do do Do swojego
konia
Jesse rozmawiał z koniem Zwierzę parskało cichutko w odpowiedzi
Wtedy wreszcie zrozumiałam To nie był Jesse Duch, który przybył, żeby mnie ratować To był
Żywy Jesse, który nawet mnie nie znał Żywy Jesse, który stawił się na spotkanie z
przeznaczeniem, dziś w nocy w moim pokoju
Zamarłam, czując mrowienie w całym ciele - nie tylko z powodu długiego leżenia w
niewygodnej pozycji Musiałam go zobaczyć Musiałam Ale jak? Poruszył się, a ja
odwróciłam głowę w kierunku, z którego dobiegał dźwięk
i zobaczyłam przez szparę między deskami podłogi kolorową plamę Jego konia Zobaczyłam jego
ręce manewrujące przy siodle To był Jesse Był dokładnie pode mną Był
Dlaczego zrobiłam to, co zrobiłam, dotąd nie jestem w stanie pojąć Nie chciałam, żeby Jesse
odkrył moją obecność To mogłoby wszystko popsuć Kto wie, może by go nawet tej nocy nie
zamordowano A wtedy nigdy bym go nie spotkała
Ale pragnienie ujrzenia go - żywego - było na tyle silne, że nie zastanawiając się dłużej,
zaczęłam ze wszystkich sił uderzać stopami o podłogę strychu
Ręce poruszające się przy siodle nagle znieruchomiały Usłyszał mnie Usiłowałam go
zawołać, ale knebel skutecznie udaremnił wszelkie próby
Tłukłam stopami jeszcze mocniej
- Czy ktoś tam jest? - usłyszałam wołanie Jesse'a
Uderzyłam ponownie
Tym razem nie odezwał się Wspinał się po drabinie Słyszałam, jak drewniane szczeble
skrzypią pod jego ciężarem
Ciężarem Jesse miał ciało
A potem zobaczyłam jego ręce - duże, brązowe, zręczne ręce - na szczycie drabiny, a w
sekundę później jego głowę
Serce mi zamarło
To był on Jesse
Ale nie taki, jakiego znałam wcześniej Był żywy Po prostu był W niepodważalny sposób
zajmował przestrzeń, jakby do niego należała, jakby nie pozostawało jej nic innego, jak
ustąpić mu miejsca, bo jak nie, to byłoby źle
Nie świecił Promieniował Nie spektralnym blaskiem, do którego przywykłam, ale pełnią
zdrowia i siły Tak jakby Jesse, którego znałam, stanowił jedynie blade odbicie - cień - tego,
na którego patrzyłam teraz Nigdy nie uderzył mnie tak bardzo widok jego czarnych włosów,
układających się w puklach na opalonym karku, ciemnobrązowych oczu, bieli zębów,
mocnych, długich nóg, kiedy obok mnie klęknął, żyłek na odwrocie brązowych dłoni;
ścięgien w nagich ramionach
Panienko? I ten jego głos Jego głos! Tak głęboki, że niemal wprawiał w drżenie mój
kręgosłup To był jego głos, owszem, ale teraz z efektem stereo, zupełnie
Panienko? Nic ci nie jest? Jesse przyglądał mi się z troską w ciemnych oczach Jedną
ręką sięgnął do buta i w następnej chwili w jego dłoni błysnął długi, ostry nóż Patrzyłam jak
urzeczona na ostrze zbliżające się do mojego policzka
Nie bój się - mówił Jesse - Rozwiążę cię Kto ci to uczynił? Knebel zniknął Usta bolały
od sznura, który wpijał się w nie Potem zostały uwolnione moje ręce Były obolałe, ale
nieskrępowane Czy możesz mówić? - Ręce Jesse'a dotykały teraz moich stóp, nóż przecinał
więzy - No, już
Odłożył nóż i zbliżył coś do mojej twarzy Woda Z manierki Wzięłam ją i pociągnęłam
chciwie Nie miałam pojęcia, że tak strasznie chce mi się pić
Spokojnie - powiedział Jesse - ten jego głos! - Przyniosę ci
więcej Zostań tutaj, sprowadzę pomoc
Na dźwięk słowa „pomoc" moje ręce, jakby niezależnie ode mnie, puściły manierkę i
chwyciły Jesse'a za koszulę na piersi
To nie była koszula, w której zwykle go widziałam Uszyta z miękkiego, białego płótna,
przypominała tamtą, ale podchodziła wyżej pod szyję Miał również na sobie kamizelkę
-chyba z mory
Nie - wychrypiałam i sama się zdziwiłam, j ak bardzo zmienił mi się głos - Nie
odchodź Naturalnie nie chodziło o to, że mógłby sprowadzić panią (Weil, która
rozpoznałaby we mnie podejrzaną osobniczkę, włóczącą się po jej domu poprzedniej
nocy Po prostu nie mogłam znieść myśli o rozstaniu z nim Ani teraz Ani nigdy To był
Jesse Prawdziwy Jesse Ten, którego kochałam A który miał wkrótce umrzeć
Kim j esteś? - zapytał Jesse Podniósł manierkę i kiedy
stwierdził, że nie jest całkiem pusta, podał mi ja z powrotem -Kto to
zrobił - kto cię tutaj zostawił w tym stanie?
Wypiłam resztę wody Znałam Jesse'a dostatecznie długo, żeby wiedzieć, że jest oburzony
-oburzony na człowieka, który postąpił ze mną w ten sposób
Pewien mężczyzna - powiedziałam Rzecz jasna, Jesse - ten Jesse -
nie miał pojęcia o Paulu Nie wiedział też, kim ja jestem
Zmarszczył brwi - brew przecięta blizną wyglądała wyjątkowo cudnie u Żywego Jesse'a
blizna dużo mniej rzucała się w oczy niż u Jesse'a Ducha
Czy ten sam mężczyzna dał ci ten przedziwny strój? - zapytał Jesse, przyglądając się
krytycznie moim dżinsom i skórzanej kurtce
Miałam ochotę się roześmiać Wydawał się zupełnie innym Jesse'em - albo raczej, sto razy
prawdziwszym Jesse'em niż ten, którego znałam - ale jego pogarda wobec mojej garderoby? To się
nie zmieniło ani trochę
Tak - powiedziałam Uznałam, że w to łatwiej mu będzie uwierzyć
Dopilnuję, żeby chłosta go nie ominęła - oznajmił Jesse pewnym siebie tonem, jakby w
każdy dzień tygodnia zdarzało mu się chłostać rzezimieszków za przebieranie dziewcząt w
dziwaczne stroje i pozostawianie ich związanych na sianie w stodole - Kim jesteś? Rodzina z
pewnością cię poszukuje
Hm - mruknęłam - Nie szukają mnie To znaczy nie sądzę Nazywam się Suze Ciemne
brwi zmarszczyły się ponownie
Suuse?
Suze - odparłam ze śmiechem Nie mogłam się powstrzymać Od śmiechu Tak cudownie
było go widzieć takim - Su-sannah Jak w Och, Susannah, nie plącz, bo już dość Uświadomiłam
sobie z drżeniem, że to samo mu powiedziałam w moim własnym pokoju, pierwszego dnia, kiedy
go poznałam, tego dnia, kiedy przyjechałam do Carmelu Wtedy nie wiedziałam jeszcze, że ta
chwila stanie się punktem zwrotny w moim życiu - wszystko, co działo się wcześniej, należało do
czasu PRJ: Przed Jesse'em Wszystko, co stało się później, PJ -Po Jessie Nie wiedziałam, że ten
chłopak w bufiastej koszuli i obcisłych czarnych spodniach będzie pewnego dnia znaczył dla mnie
więcej niż życie będzie dla mnie wszystkim
Wiedziałam jednak coś jeszcze: Źle to wymyśliłam Zupełnie źle Ale
nie było za późno, żeby to naprawić Na szczęście
Susannah - powiedział Jesse, siadając koło mnie na sianie - Susannah (Weil, być
może? Jesteś spokrewniona z państwem (Weil? Pozwól, że ich zawołam Ucieszą się, że jesteś
bezpieczna
Nie - powiedziałam, potrząsaj ąc głową - Moj a, hm, rodzina, j est daleko stąd
-Naprawdę daleko - Nie możesz ich sprowadzić Bardzo dziękuję, ale nie możesz ich
sprowadzić
Zatem ten człowiek -Jesse był podekscytowany A czemu nie? Pewnie nie co dzień natykał
się na szesnastoletnią dziewczynę, związaną i zakneblowaną, pozostawioną w stodole - Kim on
jest? Wezwę szeryfa Musi zapłacić za to, co zrobił
Choćbym nie wiem jak chciała napuścić Jesse'a - Żywego Jesse - na Paula, to nie wydawało się
rozsądne Nie wtedy, kiedy Jesse miał sam za chwilę znaleźć się w trudnej sytuacji Paul stanowił
mój problem, nie jego Nie - powiedziałam - Nie, tak jest dobrze -Widząc jego zaskoczenie,
dodałam: -Teraz jest wszystko w porządku Nie wzywaj szeryfa
Już nie musisz się go bać, Susannah - powiedział Jesse łagodnie Wyraźnie nie zdawał
sobie sprawy z tego, że miał do czynienia z dziewczyną, która skopała niejeden tyłek w
swoim czasie Tyłki duchów w większości, ale wszystko jedno - Nie pozwolę, aby cię
skrzywdził
Nie boję się go, Jesse
Zatem - Twarz Jesse'a pociemniała nagle - Zaraz Skąd znasz moje imię? Ach
To się nazywa wpadka, co?
Jesse patrzył na mnie badawczo ciemnymi oczami Nieźle musiałam wyglądać Jaka
dziewczyna zachowałaby świeżość po parogodzinnym leżeniu w sianie z zakneblowanymi
ustami?
To, oczywiście, nie miało znaczenia Ale i tak zrobiło mi się głupio Podniosłam rękę i
odgarnęłam jakiś kosmyk z oczu, próbując umieścić go z powrotem za uchem Takie już moje
szczęście, pierwszy raz spotykam swojego chłopaka - za jego życia -i wyglądam jak
czupiradło
Czyj a cię znam? - zapytał Jesse, nie spuszczaj ąc ze mnie
wzroku - Spotkaliśmy się już? Jesteś jesteś jedną z dziewcząt
Andersonów?
Nie miałam pojęcia, kim mogą być dziewczyny Andersonów, ale poczułam ukłucie zazdrości
Ponieważ to były dziewczyny, które poznały Jesse'a - Żywego Jesse'a Ciekawa byłam, czy
wiedzą, jakie mają szczęście
Nie spotkaliśmy się - powiedziałam -Jeszcze Ale znam cię Właściwie wiem o tobie
Tak? - Sprawiał wrażenie, jakby coś nagle zrozumiał -Czekaj tak! Przyjaźnisz się
zjedna z moich sióstr Chodzicie razem do szkoły? Z Mercedes? Znasz Mercedes?
Potrząsnęłam głową, grzebiąc w kieszeni kurtki
A więc znasz Józefinę? -Jesse nadal przyglądał mi się z uwagą -Jesteś chyba mniej
więcej w jej wieku, masz piętnaście lat, tak? Nie możesz znać Marty, jest dużo starsza
Znowu potrząsnęłam głową i podałam mu to, co wydobyłam z kieszeni Spojrzał na
przedmiot, który trzymałam w dłoni
Nombre de Dios - wyszeptał i wyj ął mi go z ręki Był to miniaturowy portret Jesse'a,
ten, który ukradłam z Towarzystwa Historycznego Carmelu Teraz się przekonałam, jak marny
to był obraz Och, artysta dobrze oddał kształt głowy Jesse, kolor jego oczu i, do pewnego
stopnia, wyraz twarzy
Ale zupełnie umknęło mu to, co sprawiało, że Jesse był cóż Jesse'em Żywa inteligencja w
ciemnych oczach Wyrażający pewność siebie zarys pełnych, zmysłowych warg Delikatność
chłodnych, silnych rąk Siła - teraz przyczajona, ale tkwiąca tuż pod skórą, tak że mogła
ujawnić się w każdej chwili - mięśni wyrobionych przez lata pracy na ranczu razem z
parobkami, ukrytych pod miękką płócienną koszulą i czarnymi spodniami
Skąd to masz? - zapytał Jesse, zaciskając portrecik w pięści Jego oczy wydawały się
sypać iskry, tak był rozgniewany - Tylko jedna osoba ma taki portret
Wiem Twój a narzeczona Maria Jedziesz, żeby ją poślubić A w każdym razie takie są
twoje plany Jesteś teraz w drodze, ale do rancza jej ojca została jeszcze długa droga, więc noc
spędzisz tutaj
Gniew przeszedł w zdumienie, gdy Jesse podniósł wolną rękę, aby przeczesać palcami czarne
włosy- wykonywał ten gest przy mnie tyle razy, kiedy się na mnie złościł, że łzy napłynęły
mi do oczu; ten widok - to było coś tak znajomego i tak pięknego Skąd wiesz to wszystko? -
zapytał zmieszany - Przyjaźnisz się jesteś przyjaciółką Marii? Czy ona ci to dała?
Niezupełnie Wciągnęłam
głęboko powietrze
Jesse, nazywam się Susannah Simon - wyrzuciłam z siebie, bojąc się, że za chwilę
zmienię zdanie -Jestem kimś, kogo nazywają pośrednikiem Przybywam z przyszłości i
jestem tu po to, żeby nie dopuścić, aby tej nocy cię zamordowano
16
Bo, ostatecznie, nie mogłam tego zrobić Myślałam, że mogę Naprawdę sądziłam, że mogę
spokojnie stać z boku i pozwolić, żeby Jesse'a zamordowano Oczywiście,
jeśli w przeciwnym razie miałabym go nigdy nie spotkać? Pewnie, żaden problem Nie ma
sprawy
Ale to było przedtem Zanim go zobaczyłam Zanim zaczęliśmy rozmawiać Zanim mnie
dotknął Zanim się przekonałam, jaki był, jaki mógłby być, gdyby żył
Teraz zrozumiałam, że nie mogę biernie czekać i pozwolić go zabić, tak samo jak nie
mogłabym cóż, wepchnąć mojego młodszego brata Davida pod pędzący samochód albo
podać mamie trujących grzybów Nie mogłam dopuścić do śmierci Jesse'a, nawet jeśli to
oznaczało, że już go nigdy nie zobaczę Za bardzo go kochałam
To proste
Och, wiedziałam, że znienawidzę siebie za to Wiedziałam, że obudzę się i, jeśli w ogóle będę
pamiętać, co zrobiłam, znienawidzę siebie na resztę życia
Ale co miałam robić? Musiałam działać, gdy drogiej mi osobie groziło śmiertelne
niebezpieczeństwo Ojciec Dominik, mój tata, oni wszyscy - włącznie z Paulem - mieli rację
Musiałam ratować Jesse'a za wszelką cenę
Tak należało postąpić
Ale, naturalnie, nie było to łatwe Łatwo byłoby wyciągnąć palec w jego stronę, kiedy patrzył
na mnie z wyrazem niedowierzania na twarzy i zawołać: „Ha! Ale cię nabrałam! To tylko
żart"
Zamiast tego powiedziałam:
Jesse Słyszałeś, co mówiłam? Powiedziałam, że przybyłam z przyszłości, żeby nie
dopuścić
Słyszałem - Jesse uśmiechnął się do mnie łagodnie -Wiesz, co powinniśmy zrobić?
Sprowadzę, jeśli pozwolisz, panią (Weil Zajmie się tobą, a ja w tym czasie pojadę po doktora do
miasta Myślę, że mężczyzna, który cię związał i zostawił, mógł również uderzyć cię w głowę
Jesse - powiedziałam stanowczo Nie do wiary Zdobywam się na największe poświęcenie w
życiu, ratując ukochanego i zdając sobie sprawę, że już nigdy go nie zobaczę, a on oskarża
mnie o brak piątej klepki - Paul nie uderzył mnie w głowę Jasne? Nic mi nie jest Trochę chce mi
się jeszcze pić, ale poza
tym wszystko w porządku Chcę tylko, żebyś mnie wysłuchał Dziś w nocy Feliks Diego wślizgnie
się do twojego pokoju w zajeździe i udusi cię Potem wrzuci twoje ciało do płytkiego grobu i nikt
go nie znajdzie, aż dopiero po upływie półtora stulecia, kiedy mój ojczym zacznie instalować
saunę przy tarasie Jesse tylko na mnie spojrzał Nie jestem pewna, ale chyba dostrzegłam litość w
jego oczach
Jesse, mówię poważnie Musisz wrócić do domu Rozumiesz? Wsiadaj na konia, jedź z
powrotem do domu i nawet nie myśl o poślubieniu Marii de Silva Maria cię przysłała - odezwał się
w końcu Jesse Jego twarz pociemniała z gniewu -Chce w ten sposób zachować twarz, tak? Cóż,
wracaj do swojej pani i powiedz jej, że to się nie uda Nie dopuszczę, żeby jej rodzina uznała, że
nie jestem na tyle dżentelmenem, aby osobiście to zerwać - niezależnie kogo na mnie nasyła z
dziwacznymi opowieściami Zobaczę się z nią jutro, czyjej się to podoba, czy nie Zamrugałam
oczami, kompletnie ogłupiała O czym on mówi?
Potem, zbyt późno, przypomniałam sobie sekret, który kiedyś wyjawił mi - i tylko mnie -Jesse
że udawał się na rancho de Silvów nie po to, żeby poślubić Marię, ale żeby z nią zerwać
Co wyjaśnia, dlaczego jej listy odnaleziono zeszłego lata przy jego zwłokach - kiedy mój
ojczym przypadkiem je odkopał W XIX wieku zasady dobrego wychowania wymagały, aby
pary zrywające zaręczyny zwracały sobie nawzajem listy: Diego zamordował Jesse'a, zanim
taka wymiana się odbyła, tak aby
ojciec Marii nie mógł zadawać niewygodnych pytań dotyczących zerwania -jak, na przykład,
czego takiego dowiedział się Jesse o swojej narzeczonej, że rozmyślił się w sprawie
małżeństwa
Poczekaj - powiedziałam - Chwileczkę Jesse, Maria mnie nie przysłała Nawet nie
znam Marii No, właściwie spotkałyśmy się, ale
Musisz ją znać - Jesse spojrzał na oprawiony portrecik, który trzymał w dłoni - Dała ci
to Musiało tak być Skąd inaczej znalazłby się w twoim posiadaniu?
Hm - mruknęłam, wzruszaj ąc ramionami - Ukradłam go
Zmiana na jego twarzy uświadomiła mi, że popełniłam błąd
Och, nie - zawołałam, podnosząc obie ręce do góry, j akbym się poddawała -Spokojnie
Nie ukradłam go twojej najdroższej Marii, wierz mi Ukradłam go z Towarzystwa
Historycznego Carmelu, jasne? Z muzeum, gdzie leżał nie wiadomo, jak długo Mogę się
założyć, że twoja ukochana Maria nadal ma swój To znaczy, twój portret
Nie zrobiono kopii - oznajmił twardym tonem Jesse
Wiem - Boże, jakie to było trudne - Ale popatrz na ten, który trzymasz, Jesse Spójrz,
jaki się wydaje stary, jak popękała farba, jak pociemniała ramka A to dlatego, że ma prawie
dwieście lat Ukradłam go w przyszłości, Jesse Użyłam go, żeby wrócić tutaj, w przeszłość, i
ostrzec cię - Ściśle biorąc, to nie była zupełnie prawda, ale coś koło tego - Musisz mi
uwierzyć, Jesse Paul - chłopak, który mnie związał - pomoże mi w tym Teraz szuka Feliksa
Diega, żeby go powstrzymać, zanim ten dobierze się do ciebie Jesse potrząsnął głową
Nie wiem, kim jesteś - powiedział niskim, beznamiętnym
głosem, jakim nigdy ze mną nie rozmawiał - Ale zamierzam
zwrócić to - Pomachał mi portrecikiem przed nosem - prawowitej właścicielce Bez
względu na to, jaką grę prowadzisz, to już koniec Rozumiesz?
Grę? Nie mogłam tego pojąć Nadstawiam dla niego karku, a on się wścieka, bo ukradłam jego
głupi portret?
To nie żadna gra, Jesse Gdyby tak było rzeczywiście - gdyby Maria naprawdę
mnie przysłała - skąd wiedziałabym to wszystko, co wiem? Skąd bym wiedziała, że
Maria i Diego kochają się
potajemnie? Skąd bym wiedziała, że twoja dziewczyna - kawał łajdaczki, zresztą-w ogóle nie
chce wyjść za ciebie? I że jej ojciec
nie akceptuje Diega, i uważa, że jeśli poślubi ciebie, to w końcu zapomni o tamtym? Skąd
mogłabym wiedzieć, że tych dwoje
uknuło spisek, żeby zabić cię tej nocy, a ciało ukryć, tak żeby uzna
no, że uciekłeś przed małżeństwem z Marią?
Nombre de Dios -Jesse zerwał się na nogi Zwróciłam mimowolnie uwagę, jak strych
zatrząsł się lekko
pod jego ciężarem Coś takiego z Jesse'em Duchem byłoby niemożliwe
Nie tylko tym Jesse Duch różnił się od obecnego Uświadomiłam to sobie w sekundę później,
kiedy Żywy Jesse schylił się nade mną i, chwyciwszy za ramiona, potrząsnął gniewnie
Wiesz to wszystko, bo Maria ci powiedziała! - warknął przez
zaciśnięte zęby - Przyznaj! Powiedziała ci! - Równie szybko jak przedtem
mnie złapał, teraz puścił i odwrócił się Wydając jęk rozpaczy, przeczesał
włosy palcami Ból pulsował w miejscach, których przed chwilą dotknął
Posłuchaj, przykro mi - powiedziałam szczerze Rozumiałam, jak się czuł
Ostatecznie, nie tylko jego serce krwawiło w tej
stodole - Ze względu na to, że twoja dziewczyna chce cię zabić, i w ogóle Nawet jeśli
zamierzałeś z nią zerwać Jeśli to mogłoby cię jakoś pocieszyć, to uważam, że bez niej będzie
ci
0wiele lepiej niż z nią Za każdym razem, kiedy się spotykałyśmy, próbowała mnie zabić, ale
to nieważne Lepiej, żebyś teraz
się dowiedział, że to łąjdaczka i zerwał z nią, niż gdybyś to odkrył dopiero po ślubie Bo nawet
nie wiem, czy, no, wiesz, w twoich czasach ludzie mogą się rozwodzić
Przestań mówić takie rzeczy! - Jesse chwycił się za głowę obiema rękami
Co? Ze łaj daczka? - Może i byłam trochę za ostra - Cóż, w porządku Ale dziewczyna
wydaje się mocno nieciekawa
Nie -Jesse odwrócił się ponownie w moj ą stronę Zaskoczyła mnie intensywność
spojrzenia, z jakim wpijał się w moje oczy - „Twoje czasy" „Przyszłość" Ty ty "wybacz, panno
Susannah Obawiam się jednak, że będę musiał wezwać szeryfa Ponieważ jest oczywiste, że
pomieszało ci się w głowie
„Panna" Susannah! - Ku mojemu śmiertelnemu przerażeniu poczułam wilgoć w
kącikach oczu Nic nie mogłam na to poradzić To było takie takie Niesprawiedliwe
A więc j estem panna Susannah, tak? - zapytałam, nie przejmuj ąc się łzami - Och,
wspaniale Przebywam taką drogę, ryzykuję uszkodzenie komórek mózgowych, a ty mi nawet nie
wierzysz? Praktycznie zapewniam sobie całe życie ze złamanym sercem, a ty myślisz, że
zwariowałam? Dzięki, Jesse Nie, naprawdę Świetna sprawa Szloch nie pozwolił mi skończyć Nie
mogłam już tego znieść Nie mogłam nawet na niego patrzeć, bo jego widok oślepiał mnie, jak
najwspanialsza świąteczna choinka Zakryłam twarz rękami i rozpłakałam się
Może dość już zrobiłam Może to, że powiedziałam mu o planie Marii i Diega, skłoni go do
powrotu do domu jeszcze dzisiaj Mimo że informacja pochodziła ze źródła, które uważał za
niewiarygodne Nic więcej nie mogłam zrobić, prawda? No bo, w jaki sposób mogłam sprawić,
żeby mi uwierzył?
1wtedy sobie przypomniałam
Opuściłam ręce i spojrzałam na niego, nie dbając, że widzi moje łzy
Lekarz - powiedziałam
Tak -Jesse wydobył skądś chusteczkę i podał mij a Wydawał się teraz trochę udobruchany -
Pozwól, że ci go sprowadzę Naprawdę uważam, panno Susannah, że wbrew temu, co twierdzisz,
nie jesteś w dobrym
Nie - Odepchnęłam chusteczkę niecierpliwym gestem -Nie dla mnie Ty Kąciki ust
Jesse'a uniosły się w lekkim uśmiechu
Ja potrzebuj ę lekarza? Zapewniam cię, panno Susannah, że nigdy w życiu nie czułem się
lepiej Nie - Podniosłam się na nogi Usiłowałam stanąć po raz pierwszy, odkąd mnie rozwiązał, i z
pewnym trudem utrzymywałam równowagę
Ale udało mi się wstać bez pomocy Stałam naprzeciwko niego, dysząc ciężko - nie z
wysiłku, ale z podniecenia
Lekarz - powtórzyłam, patrząc na j ego śmiałą, teraz zatroskaną twarz Przewyższał
mnie o jakieś piętnaście centymetrów,
ale nie dbałam o to Podniosłam brodę - W głębi duszy pragniesz zostać lekarzem
-powiedziałam - Nie pytałeś ojca, ale
wiesz, że by ci na to nie pozwolił Potrzebuje cię na ranczu, bo jesteś jedynym synem Nie
mogliby się bez ciebie obejść na tak długo, ile wymaga ukończenie szkoły medycznej
Wyraz twarzy Jesse'a uległ zmianie Podejrzliwość, którą widziałam w jego oczach, odkąd
pokazałam mu portret, zniknęła, a na jej miejscu pojawiło się coś Coś, jakby zadziwienie
Skąd? -Jesse przyglądał mi się z najwyższym zdumieniem -
Skąd możesz? Nigdy nikomu o tym nie mówiłem
Ujęłam jedną z jego dłoni
jej ciepło wstrząsnęło mną Zawsze, kiedy Jesse mnie obejmował zawsze, kiedy głaskał mnie
po włosach, a ja napawałam się jego ciepłem teraz wiedziałam, że ono nie było prawdziwe To
ciepło było tylko w mojej głowie Teraz ono było realne Zgrubienia na dłoni, które znałam tak
dobrze były realne Prawdziwy Jesse
Powiedziałeś mi o tym Powiedziałeś mi o tym w przyszłości Jesse pokręcił głową, ale
nie za mocno Tylko troszeczkę
To to niemożliwe
Owszem, jest możliwe Widzisz, dziś w nocy Diego cię zabije Ale umrze tylko twoje
ciało, Jesse Twoja dusza nigdzie nie
odejdzie, bo cóż, chyba nie tak miało być - Spojrzałam na niego czule, nie puszczając jego
dłoni - Myślę, że miałeś żyć Ale
umarłeś Więc twoja dusza błąkała się, dopóki ja się nie pojawiłam, jakieś sto pięćdziesiąt lat
później Jestem kimś, kto pomaga
cóż, ludziom, którzy zmarli Powiedziałeś mi, że chciałeś być lekarzem, Jesse Powiedziałeś mi
o tym w przyszłości Czy teraz mi wierzysz? Czy zechcesz teraz stąd odjechać i nigdy nie
wracać?
Jesse spojrzał na nasze splecione dłonie, na moje blade, na tle jego opalonej skóry, palce, które
przy jego odciskach musiały mu się wydawać bardzo miękkie Milczał Co takiego, w gruncie
rzeczy, mógł powiedzieć? Ponieważ jednak był Jesse'em, coś powiedział dokładnie to, co
należało powiedzieć:
Jeśli wiesz o mnie coś takiego - odezwał się cicho - o tym, że chciałbym zostać
lekarzem - czego nigdy nie mówiłem Marii - ani nikomu z żyjących - wobec tego muszę
muszę ci uwierzyć
A więc kiedy już wiesz, musisz stąd odjechać, Jesse Siadaj na konia i jedź
Zrobię to - powiedział Staliśmy tak blisko, że mógłby wyciągnąć
ręce i ująć moją twarz w dłonie Nie zrobił tego, naturalnie
Czułam jednak bijące od niego ciepło, nie tylko z dłoni, którą trzymałam, ale z całego ciała
Był tak promienny i pełen życia, że czułam niemal każdy włos na jego głowie, każdą
cząsteczkę jego skóry Tak bardzo go kochałam
a on się nigdy, przenigdy miał się o tym nie dowiedzieć Ale tak
właśnie musiało być Bo przynajmniej miał życie przed sobą Ale -
powiedział Jesse, puszczając nagle moją rękę i odwracając się - nie
dzisiaj Miałam wrażenie, jakby ktoś mi dołożył w głowę Wszystkie
miejsca, ogrzewane przed chwilą ciepłem jego ciała, ogarnął teraz
chłód
C-co? - wyj ąkałam głupio - Nie co?
Nie dzisiaj - oznajmił Jesse, skinąwszy głową w kierunku drzwi stodoły, przez które nie
wpadały już wydłużone cienie Słońce zaszło Cienie zniknęły -Jutro pojadę na ranczo de Silvów,
żeby pomówić z Marią i jej ojcem Ale nie dzisiaj Robi się późno Za późno na podróż Zostanę tutaj
na noc i odjadę jutro rano
Ależ nie możesz! - Te słowa wyrwały się z głębi mojej duszy - Musisz wyjechać już teraz,
Jesse, dziś wieczorem! Nic nie rozumiesz, to zbyt niebezpieczne Na jego ustach pojawił się
doskonale znany mi uśmiech
Potrafię o siebie zadbać, panno Susannah - stwierdził -Nie boję
się Feliksa Diega Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam
A powinieneś! - praktycznie wrzasnęłam - Biorąc pod uwagę, że on cię zabije!
Ach Ale, o ile dobrze cię zrozumiałem, tak miało być, zanim przybyłaś, aby mnie ostrzec za
co ci dziękuję Nie mogłam pojąć, dlaczego wszystko zmierza w złą stronę
Jesse - podj ęłam j eszcze raz rozpaczliwy wysiłek przekonania go - Nie możesz spędzić
nocy w tym domu Rozumiesz? To zbyt niebezpieczne Jesse zaskoczył mnie jednak Cóż,
dlaczego nie? Zawsze tak robi
Rozumiem - powiedział
Naprawdę? -Wytrzeszczyłam na niego oczy - Naprawdę? Więc wyjedziesz?
Nie-odparł-Nie wyjadę
Ale
Zostanę tutaj - powiedział, wskazując brodą strych - Z tobą Aż do rana
Szczęka mi opadła
Tutaj? - powtórzyłam - Tutaj w stodole?
Z tobą-powiedział Jesse
Ze mną?
Tak - potwierdził Dopiero teraz zrozumiałam, o co mu chodzi Cofnęłam się o sto
pięćdziesiąt lat, aby go chronić - no, w każdym razie, tym się zajmowałam - a on próbował
chronić mnie To było tak typowe dla niego, że prawie się rozpłakałam Poważnie Ale tylko
prawie Ponieważ pytanie, które mi zadał, odciągnęło moją uwagę
Muszę j ednak wiedzieć Dlaczego? - Ciemne oczy wpatrywały się we mnie z uwagą
Co dlaczego? - wymamrotałam, zahipnotyzowana, jak zwykle, jego spojrzeniem
Dlaczego to zrobiłaś - przebyłaś całą tę drogę - żeby ostrzec mnie przed Diegiem?
Ponieważ cię kocham
Trzy proste słowa Trzy proste słowa, których nie mogłam za nic w świecie wypowiedzieć Nie
przed tym Jesse'em, którego praktycznie nie znałam Już myślał, że mi odbiło Nie chciałam
pogarszać sprawy
Ponieważ to nie powinno było cię spotkać I tyle To, w każdym razie,
zaczęłam mówić, kiedy odezwał się męski głos:
Seńor de Silva? Powiem tylko, że
nie był to pan Cneil Krew zastygła mi w
żyłach Znałam ten głos Znałam go aż za
dobrze Jego właściciel próbował raz mnie
zabić
To on - szepnęłam Niepotrzebnie, rzecz j asna, Jesse przecież doskonale znał tego
człowieka
Wysunął się z cienia skrywającego jego twarz Wyrażającą, jak z ulgą zauważyłam, głęboką
nieufność Zaczynał mi wierzyć
Kto tam? - zawołał, podnosząc lampę i przekręcaj ąc maleńką śrubkę, tak aby uzyskać
większy płomyk
Człowiek na dole powiedział coś po hiszpańsku, czego nie zrozumiałam Z wyjątkiem dwóch
ostatnich słów Nie były trudne do rozszyfrowania, nawet dla mnie Feliks Diego
Stało się, pomyślałam Teraz już nie ma odwrotu
Jesse odpowiedział też po hiszpańsku, a Diego przemówił tonem, który, choć nie rozumiałam
słów, brzmiał zbyt słodko, aby wzbudzić zaufanie Miałam wrażenie, że zaprasza Jesse'a do
czegoś A Jesse wyraźnie się wykręcał
No? - szepnęłam z niepokój em, kiedy rozmowa skończyła
się i Diego wreszcie sobie poszedł
Jesse podniósł jednak rękę, najwyraźniej nie do końca przekonany, czy tamten rzeczywiście
odszedł
Jakiś czas potem, kiedy wieczór nieodwołalnie przeszedł w noc i nie sposób było niczego
zobaczyć poza złotym kręgiem światła rzucanego przez lampę, Jesse powiedział:
To był Feliks Diego Twierdzi, że j ego pan - oj ciec Marii -wysłał go, żeby sprawdził,
czy mam wszystko, czego mi trzeba i towarzyszył mi jutro w dalszej drodze
Czy oj ciec Marii postępował podobnie podczas twoich poprzednich wizyt?
Nie - odparł zwięźle Jesse
Co mu powiedziałeś?
Ze niczego nie potrzebuję Odpowiadał na pytania, ale widać było, że myślami jest
zupełnie gdzie indziej Starał się połączyć dziwaczne historie, jakimi go uraczyłam, z tym, co
teraz zaszło, i efekt niezbyt mu się podobał
Powiedziałem mu, że noc spędzę tutaj - ciągnął - Bo mój koń jest chory Stwierdził, że
koń wygląda na zdrowego i zaprosił mnie na zewnątrz, na szklaneczkę Wciągnęłam powietrze
Nie zgodziłeś się, prawda?
Oczywiście, że nie - Po raz pierwszy Jesse wyglądał, jakby rzeczywiście mnie
dostrzegał, kiedy na mnie patrzył - Sądzę, że masz rację On chyba naprawdę chce mnie
zabić
Nie odpowiedziałam radosnym: „A nie mówiłam", no bo jaki by to miało sens? Poza tym
Jesse wydawał się dostatecznie przygnębiony Właściwie nie tyle przygnębiony, co
zaszokowany I coś jeszcze Coś, czego nie potrafiłam nazwać
W każdym razie nie potrafiłam do momentu, kiedy ponownie usłyszałam skrzypienie drabiny
Podejrzewając, że to Diego wraca, zbliżyłam się do krawędzi stryszku, gotowa posłać duszę
drania do lepszego świata
Jesse stanął jednak przede mną, oddzielając mnie od drabiny wyciągniętym ramieniem
Wtedy zrozumiałam, czym było to „coś", które dostrzegłam w jego oczach
Okazało się jednak, że to nie Feliks Diego wspinał się po drabinie Och, wspaniale - powiedział
Paul, wdrapawszy się w końcu na sam szczyt - Och, po prostu wspaniale Co on tutaj robi? -
Popatrzył z gniewem na Jesse'a, który odwzajemnił mu się podobnym spojrzeniem
Znalazł mnie, Paul -wyjaśniłam Nie uznałam za konieczne wspomnieć, że sama
postarałam się o to, żeby mnie znalazł
Paul był wściekły Jeśli zwrócił uwagę na to, jak bardzo żywy Jesse różnił się od martwego, nie dał
tego po sobie poznać Jesse natomiast skinął głową w stronę Paula i zapytał:
To on? Mężczyzna, który cię związał? Powinnam była, oczywiście, zaprzeczyć Powinnam
była przewidzieć, na co się zanosi Ale nie pomyślałam o tym
Owszem, to on - powiedziałam Dopiero, jak ręce Jesse'a zacisnęły się w
pięści, uświadomiłam sobie swój błąd
Nie, poczekaj! - krzyknęłam Za późno Jesse rzucił się na Paula jak bokser i przewrócił go,
tak że przestraszone hałasem konie zaczęły rżeć i biegać niespokojnie w swoich przegrodach
Przestań! - zawołałam, podbiegając do nich i usiłując ich
rozdzielić
Ale to było tak, jakbym próbowała rozdzielić dwie góry Paul, przynajmniej, nie zaangażował się w
walkę tak bardzo, jak Jesse, bo słyszałam, jak krzyczał:
Ściągnij go ze mnie, Suze, ściągnij Na dźwięk tych słów Jesse sam go puścił i cofnął się,
dysząc ciężko W tym zamieszaniu trochę mu się rozpięła koszula i zobaczyłam jego umięśniony,
płaski brzuch Trudno było, mimo powagi sytuacji, nie zachwycić się tym widokiem
Co, do - Paul wygramolił się z siana, otrzepując ubranie - Boże, Suze Co ty mu o mnie
naopowiadałaś? Czy on nie wie, że jestem tutaj pozytywnym bohaterem? To ty miałaś zamiar
pozwolić
On wie - przerwałam pospiesznie Paul przestał się otrzepywać i posłał
mi spojrzenie pełne niedowierzania
Wie? - powtórzył - Wie naprawdę?
Wie - stwierdziłam ponuro
Cóż - mruknął Paul zaintrygowany - Co wywołało tę zmianę? Myślałem
To było przedtem - powiedziałam szybko
Przed czym? - Paul znalazł źdźbło siana we włosach i wyciągnął j e
Zanim go zobaczyłam - powiedziałam cicho, nie patrząc na żadnego z nich Paul milczał, co
było dość niezwykłe jak na niego Jesse, naturalnie, nie rozumiał, o czym mówimy Nadal był
wściekły na Paula za to, że mnie związał
Nie wiem, czy w czasach, z których przybywasz, uważa się za
normalne zostawianie gdzieś związanych i zakneblowanych
niewiast - odezwał się surowo - W tych jednak czasach podobne zachowanie, zapewniam cię,
każdego dżentelmena kosztowałoby więzienie
Słowo „dżentelmen" wymówił tonem dającym do zrozumienia, że w żadnym wypadku nie uważa,
aby mogło dotyczyć Paula Paul tylko zerknął w jego stronę
Wiesz, co - powiedział - Chyba wolę twojego ducha
Uznałam, że mądrzej będzie zmienić temat
On już tu jest - powiedziałam do Paula - Chodzi mi o Feliksa Diega
Wiem Szedłem za nim
Myślałam, że chcesz się go pozbyć!
Tak, cóż, nie mogłem tak po prostu podej ść do niego i wyrwać mu duszy na oczach
wszystkich Dlaczego nie?
Bo by mnie zastrzelono
Ale mógłbyś się natychmiast przenieść w przyszłość
Hm, i zostawić cię związaną na strychu u pani (Weil? Raczej nie Musiałbym wrócić,
żeby cię wybawić z tej sytuacji - Przeniósł wzrok na Jesse'a - Nie zdawałem sobie,
oczywiście, sprawy, że Jego Książęca Wysokość zjawił się tutaj pierwszy i zrobił to za mnie
No, to co zrobimy? - zapytałam Paul znowu spojrzał na Jesse'a
Cóż - powiedział - A co chce zrobić cudowny chłopczyk?
Cudowny chłopczyk? - W oczach Jesse'a był gniew - Czy ten ktoś j est w przyszłości
moim przyjacielem? - spytał mnie
Nie - odpowiedziałam, po czym zwróciłam się do Paula: -Próbowałam skłonić go do
wyjazdu, ale on nie chce
Koleś - powiedział Paul - Nie mówię ci tego, bo cię lubię Wierz mi Ale jeśli
zostaniesz, będziesz sztywny Proste Ten cały Diego - on nie żartuje
Nie boj ę się go - stwierdził Jesse, j akbyśmy byli niespełna rozumu, nie chcąc mu
uwierzyć
Widzisz? - zwróciłam się do Paula Świetnie - Paul
przysiadł na kupie siana, z bolesną miną -Po prostu fantastycznie
Kiedy Diego przyjdzie go zabić, będzie mógł dołożyć również
tobie i mnie Otworzyłam usta, żeby zaprotestować, ale Jesse mnie
ubiegł
Jeśli myślisz, że zostawię cię z nią samego - powiedział, nie spuszczając wzroku z
Paula - to nie znasz mnie w ogóle w tej twojej przyszłości
Nie martw się - powiedział Paul, podnosząc rękę zmęczonym gestem - Niczego innego
bym się po tobie nie spodziewał, Jesse Cóż, to tyle na razie - Rozparł się wygodnie na sianie -
Czekamy Jeśli wróci, sądząc, że zasnąłeś, i będzie chciał wykonać swoją robotę, capniemy go
Nie -Jesse był bardzo stanowczy Nie podniósł głosu Ani odrobinę Ale głos miał twardy
jak stal -Ja się z nim zmierzę
Hm, bez obrazy - odezwał się Paul - ale Suze i ja zjawiliśmy się tutaj specjalnie po to,
żeby
Powiedziałem, że j a to zrobię - powiedział Jesse tym samym lodowatym tonem,
którego, o czym zdążyłam się przekonać, używał tylko wtedy, kiedy coś go naprawdę
rozgniewało -To mnie zamierza zabić Ja jestem tym, który go powstrzyma Wymieniliśmy z
Paulem spojrzenia Paul westchnął, wziął końską derkę i rozłożył ją na sianie w ciemnym kącie
strychu
Świetnie - powiedział - Obudźcie mnie, kiedy przyjdzie
pora wracać do domu
Ku mojemu najwyższemu zdumieniu zamknął oczy i chyba zapadł w drzemkę Jesse
zerkał w stronę Paula z niechęcią Kiedy zauważył mój wzrok, zapytał nieco
łagodniejszym niż przedtem tonem:
Czy wy dwóje jesteście przyjaciółmi tam, skąd przybyliście?
Hm Raczej nie Bardziej może współpracownikami Oboje mamy ten sam
powiedzmy, dar
Do podróżowania w czasie - powiedział Jesse
Tak i do innych rzeczy A kiedy zabiję Diega - zwróciłam uwagę na to „kiedy" zamiast
jeśli" - wrócicie tam, skąd przybyliście?
Tak - Starałam się nie myśleć, j ak potwornie trudna będzie dla mnie ta chwila
A chcecie mi pomóc - powiedział Jesse równie cichym głosem jak ja - ponieważ?
Uświadomiłam sobie, że nie udzieliłam odpowiedzi na to pytanie, kiedy zadał je po raz pierwszy
W ciepłym świetle lampy -Jesse przykręcił płomień, tak żeby Diego pomyślał, że śpi -nigdy nie
wyglądał tak przystojnie, jak w tej chwili Ponieważ, rzecz jasna, nigdy przedtem nie widziałam go
żywego Jego brązowe oczy lśniły delikatnie, rzęsy były równie ciemne jak cienie na strychu Usta-
mocne, miękkie usta, które nie całowały mnie tak często, jakbym chciała i według wszelkiego
prawdopodobieństwa miały już nigdy tego nie robić -wydawały się hipnotycznie kuszące
Zmusiłam się, żeby oderwać od niego wzrok, przenosząc go na przetarte miejsce na kolanie
dżinsów
Ponieważ tym się właśnie zajmuję - powiedziałam, tylko że coś
przeszkadzało mi w gardle i słowa brzmiały dość chrapliwie Zakasłałam
I robisz to - Jesse miał, zdaje się, na myśli cofanie się w przeszłość w celu ostrzeżenia
potencjalnych ofiar morderstwa przed czekającym je losem - dla wszystkich ludzi, którzy zmarli
przed czasem?
Eee niezupełnie Jesteś szczególnym przypadkiem
I wszystkie dziewczęta z twoich czasów - ciągnął Jesse w zamyśleniu, nie zauważając
chyba mojego zmieszania ani fascynacji jego ustami - są takie jak ty?
Jak j a? Jak czy są pośredniczkami?
Nie -Jesse potrząsnął głową - Nieustraszone j ak ty Odważne j ak ty
Uśmiechnęłam się trochę niepewnie
Nie jestem dzielna, Jesse
Zostałaś tutaj - Wskazał ręką strych - Mimo że wiesz -albo wydaj e ci się, że wiesz -że
zdarzy się coś strasznego
No, tak - powiedziałam - Bo właśnie dlatego przybyłam Żeby się nie zdarzyło Chociaż,
prawdę mówiąc - rzuciłam ostrożne spojrzenie w stronę Paula, na wypadek, gdyby - i pewnie tak
było - podsłuchiwał - przybyłam po to, żeby przeszkodzić jemu, Paulowi W powstrzymaniu Diega
Ponieważ, jeśli dzisiaj nie umrzesz, no, wiesz, to ty i ja - w przyszłości, z której pochodzę - nigdy
się nie spotkamy Nie mogłam znieść myśli, że tak się może stać A ty nawet - w przyszłości -
powiedziałeś, że tego nie chcesz Tylko tylko jestem tutaj, i to się stanie Widzisz więc, w ogóle nie
jestem odważna Wątpię, żeby zrozumiał choć słowo z tego, co powiedziałam Nie miało to jednak
znaczenia Było to możliwie bliskie przeprosinom Czułam, że jestem mu to winna Przeprosiny Za
to, co zrobiłam Za zniszczenie tego, co nas łączyło
Myślę, że się mylisz - powiedział Jesse - Co do tej odwagi Ale co
on mógł wiedzieć na ten temat? Uśmiechnęłam się tylko do niego Właśnie
wtedy to usłyszałam
18
Nie umiem tego wytłumaczyć Nie urodziłam się z nadzwyczajnym słuchem, czy coś Po
prostu usłyszałam Skrzypnięcie drzwi stodoły
A Jesse, przy drabinie, zamarł Także usłyszał ten dźwięk W sekundę później Paul usiadł na
sianie Nie spał Wcale a wcale
Czekaliśmy w pełnym napięcia milczeniu, ledwie oddychając
Rozległo się kolejne skrzypnięcie Tym razem buta na szczeblu drabiny Diego Z pewnością Diego
przyszedł, żeby zabić Jesse'a
Jesse musiał wyczuć mój niepokój, bo podniósł rękę w moją stronę, w uniwersalnym geście
oznaczającym: „Stój" Chciał, żebyśmy z Paulem zostawili Diega jemu
Tak Właśnie tak
Potem zobaczyłam - głowę i ramiona Diega, masywne i czarne na tle mrocznej stodoły
Głowę miał odwróconą w stronę leżącego Jesse'a - nie widział nic innego
Powoli stąpając cicho po sianie, z obawy, żeby nie obudzić ofiary, Diego wdrapał się na
strych Kiedy podchodził coraz bliżej - na odległość półtora metra metra jeszcze bliżej -
naprężałam się, gotowa do skoku Nie miałam pojęcia, co zrobię, żeby go zatrzymać Nie był
ułomkiem, a ja nie ćwiczyłam karate Ale myśl o zabraniu go w inny wymiar narzucała się
sama
Paul jednak przytrzymywał mnie za rękaw kurtki i odciągał do tyłu, tak żeby dać Jesse'owi
szansę na osobiste rozwiązanie problemu Zabawne, że w tej jednej jedynej sytuacji Paul był
po stronie Jesse'a, co mu się nigdy dotąd nie zdarzyło
Był tuż-tuż Diego znalazł się tuż obok rzekomo pogrążonego we śnie Jesse'a Sięgnął do
czegoś - po pas Błysnęła klamra ta sama klamra, która znalazła się w jakiś sposób na
strychu mojego domu
Kiedy Diego owinął sobie końce pasa wokół pięści, napinając go, żeby udusić nim swoją
ofiarę, ciszę przeciął chłodny, spokojny głos Jesse'a
Po hiszpańsku Powiedział coś po hiszpańsku
Dlaczego? Dlaczego poszłam na francuski, a nie na hiszpański?
Diego, kompletnie zaskoczony, cofnął się o krok Nie mogłam wytrzymać
Co on powiedział? - syknęłam do Paula
Paul, niezbyt zachwycony rolą tłumacza, odparł:
„A więc to prawda" A teraz cicho siedź, żebym słyszał, co
mówią
Diego szybko doszedł do siebie Nie opuścił nawet rąk z pasem Powiedział coś tylko Tym
razem nie musiałam ponaglać Paula
Powiedział: „A więc wiesz Tak, to prawda Jestem tu, żeby cię
zabić" Jesse odpowiedział Jedynym słowem, jakie zrozumiałam, było
imię
„Maria cię przysłała?" Diego zaśmiał się Potem skinął
głową I rzucił się naprzód
Chyba nie krzyknęłam Wiem, że wciągnęłam masę powietrza, żeby je wyrzucić z siebie w
krzyku Ale wstrzymałam oddech Bo Jesse, zamiast usunąć się Diego z drogi, jak ja bym
zrobiła, podniósł się na spotkanie przeciwnika
Obaj znajdowali się niebezpiecznie blisko krawędzi, prawie cztery metry nad ziemią W
ciemności trudno było dokładnie stwierdzić, co się dzieje, ale jedno wydawało się pewne:
Diego miał przewagę, jeśli chodzi o ciężar ciała
Teraz oboje z Paulem byliśmy na nogach, zupełnie niezauważani przez walczących na skraju
strychu Usiłowałam skoczyć z pomocą, ale Paul mi nie pozwolił
To równa walka-oznajmił W chwilę później jednak, kiedy przeciwnicy odskoczyli od
siebie, a Diego odrzucił pas z szyderczym śmiechem, stwierdziłam, że walka nie była w żaden
sposób równa Ponieważ Diego nie wiadomo skąd wyciągnął nóż Błyszczał złowrogo w
świetle stojącej na ziemi lampy Powietrze z moich płuc uszło gwałtownie
Jesse!-krzyknęłam-Nóż! To odwróciło na chwilę uwagę Diega i dało Jesse'owi czas na
wyciągnięcie własnego noża zza cholewy tego, którym przeciął mi więzy W porządku, tak jest
- powiedziałam, kiedy to zobaczyłam - Ktoś zaraz
O to właśnie chodzi - powiedział Paul, ściskając mnie jeszcze mocniej - Pod
warunkiem, że to będzie ten właściwy facet
Nie rozumiałam Paula Jesse i Diego krążyli teraz wokół siebie, zbliżając się niebezpiecznie do
krawędzi Mogliśmy ich powstrzymać Mogliśmy ich powstrzymać z taką łatwością Dlaczego on
Olśniło mnie Może Paul był po stronie Diega? Może to była jakaś dziwaczna pułapka? Czy
naprawdę nie zdołał odszukać Diega w ciągu dnia, czy tylko udawał, żeby potem patrzeć z
przyjemnością, jak Jesse umiera? Wyrwałam mu się
Chcesz, żeby Jesse zginął - wrzasnęłam - Chcesz tego, tak? Paul spojrzał na mnie, jakbym
zwariowała
Żartujesz? Przeniosłem się tutaj tylko po to, żeby nie zginął
Więc dlaczego mu nie pomagasz?
Nie potrzebuję - Jesse uchylił się przed ciosem Diega -pomocy
Kim są ci ludzie? - warknął Diego, ponownie atakuj ąc Jesse
A
Nikim - odparł Jesse - Nie zwracaj na nich uwagi To sprawa między tobą a mną
Widzisz? - powiedział Paul, nie bez satysfakcji - Uspokoisz się?
Jak mogłam się uspokoić, patrząc, jak mój chłopak no, ściśle mówiąc, nie był jeszcze moim
chłopakiem - toczy walkę na
śmierć i życie? Stałam z duszą na ramieniu, ledwie oddychając i obserwując błysk zimnego
metalu między oboma walczącymi
I wtedy to się stało Diego odwrócił się nagle i w mgnieniu oka chwycił
Mnie
Zaskoczył mnie tak, że nie byłam w stanie myśleć W jednej chwili stałam obok Paula i
patrzyłam ze zgrozą na to, co się działo
a w następnej znalazłam się w samym środku walki, z ramieniem Diega przygniatającym mi
szyję i ostrzem jego srebrnego noża przy tętnicy
Rzuć nóż - rozkazał Jesse'owi Trzymał mnie tak blisko, że czułam
wibrację głosu w jego ciele - Albo dziewczyna zginie Jesse zbladł Ale nie
zawahał się ani chwili Rzucił nóż Paul wrzasnął:
Suze! Przenieś się! Po sekundzie dotarło do mnie, co miał na myśli Diego mnie dotykał
Wystarczyło przywołać w myślach ten korytarz, którego tak nienawidziłam - tę stację pomiędzy
dwoma planami istnienia - i znaleźlibyśmy się tam oboje
i pozbylibyśmy się go raz na zawsze Zanim jednak zdążyłam choćby zamknąć oczy, Diego
odepchnął mnie i rzucił się na Jesse'a Usiłowałam krzyknąć, kiedy upadałam, ale z obolałego od
uścisku Diega gardła nie wydobył się żaden dźwięk
Nie spadłam ze strychu Upadłam na jakiś metalowy - i częściowo szklany - przedmiot
Przedmiot, który pękł pod moim ciężarem Wylała się z niego na siano jakaś ciecz Od której
strych stanął w płomieniach
Lampa Przewróciłam się na lampę i rozbiłam ją I wywołałam pożar
Ogień rozprzestrzenił się szybciej, niż mogłabym to sobie wyobrazić Nagle oddzieliła mnie od
pozostałych pomarańczowa ściana Widziałam ich po drugiej stronie Paul wpatrywał się we mnie w
niemym przerażeniu, zaś Jesse i Diego Cóż, Jesse starał się przeszkodzić Diego w zanurzeniu noża
w jego sercu Paul! - krzyknęłam - Pomóż mu! Pomóż Jesse'owi! Ale Paul tylko stał i patrzył w
moją stronę To Jesse w końcu wyswobodził się z uścisku
Diega To Jesse wykręcił mu ramię, tak że tamten wypuścił nóż To Jesse wymierzył mu cios
w twarz, który posłał go
Przez krawędź strychu na ziemię
Rozległ się głuchy łomot uderzającego o ziemię ciała i niepozostawiające wątpliwości
chrupnięcie kości kręgów szyjnych
Konie także go usłyszały Zarżały przenikliwie, kopiąc w ściany przegród Czuły dym
Podobnie jak 0'Neilowie Na zewnątrz stodoły słychać było krzyki
Udało ci się - krzyknęłam, patrząc na zasapanego Jesse'a poprzez ogień i dym
-Zabiłeś go!
Suze - Paul nadal mi się przyglądał - Suze
Udało mu się, Paul! - Nie mogłam w to uwierzyć - Będzie żył -i zwróciłam się z
radością do Jesse'a: - Będziesz żył! Jesse nie wyglądał na szczęśliwego Powiedział tylko:
Susannah Nie ruszaj się Wtedy zobaczyłam, co się stało Ogień odciął mnie całkowicie
od pozostałej części strychu Nawet od jego krawędzi Otaczały mnie płomienie Oraz dym Dym
tak gęsty, że ledwie ich widziałam Nic dziwnego, że Paul się na mnie gapił Znalazłam się w
ogniowej pułapce
Suze - powiedział Jego głos brzmiał słabo Potem krzyknął: -Jesse, nie Jednak za
późno W następnej chwili jakiś duży przedmiot przeleciał przez dym i ogień i uderzył we
mnie, przewracając na
ziemię Po chwili zrozumiałam, że to Jesse, owinięty końską derką, która służyła mi za
okrycie poprzedniej nocy Końską derką, która się teraz tliła
Chodź - powiedział, odrzucaj ąc ją, chwytaj ąc mnie za rękę i stawiaj ąc na nogi - Nie
mamy czasu
Suze! - usłyszałam krzyk Paula Nie widziałam go już, dym zupełnie go zasłonił
Zejdź na dół - wrzasnął do niego Jesse - Zejdź na dół i pomóż im przy koniach
Paul go nie słuchał
Suze! - ryknął - Przenieś się! Natychmiast! To twoja jedyna szansa! Jesse odwrócił się
i zaczął kopać deski w ścianie obok Ściana drżała pod uderzeniami Przenieść się? Mój umysł
pracował jakby na wolniejszych obrotach, może z powodu dymu Nie sądzę jednak, żebym
mogła się przenieść A co z Jesse'em? Nie mogłam go zostawić Nie po to zadałam sobie tyle
trudu, żeby go uratować przed Diegiem, aby teraz pozwolić mu zginąć w płomieniach
Suze - krzyknął ponownie Paul - Przenieś się! Ja też to
zrobię Spotkamy się po drugiej stronie!
Po drugiej stronie? O czym on mówił? Odbiło mu? Och, jasne To Paul Oczywiście, był
porąbany Usłyszałam trzask Jesse ujął mnie za rękę
Będziemy musieli skoczyć - powiedział, przysuwaj ąc twarz
bardzo blisko mojej
Poczułam chłód na policzkach Powietrze Świeże powietrze Odwróciłam głowę i stwierdziłam,
że Jesse wybił dość desek, żeby dało się przecisnąć przez dziurę Na zewnątrz było ciemno Ale
kiedy podniosłam głowę, żeby powdychać więcej świeżego i rozkosznie chłodnego powietrza,
zobaczyłam gwiazdy na niebie
Zrozumiałaś mnie, Susannah? - Jesse przysunął twarz tuż do mojej Na tyle blisko, żeby
mnie pocałować Dlaczego mnie nie całował? - Wyskoczymy razem, kiedy policzę do trzech
Poczułam, jak obejmuje mnie w pasie i przyciąga do siebie No, to już lepiej Lepiej, jeśli
chodzi o całowanie się
Raz Czułam, jak bije jego serce Jak to możliwe? Serce Jesse'a przestało bić sto pięćdziesiąt
lat temu
Dwa Płomienie lizały mnie po piętach Było mi strasznie gorąco Dlaczego się nie pośpieszył
i nie pocałował mnie wcześniej?
Trzy A potem pofrunęliśmy w powietrzu Nie dlatego, że mnie całował Nie, dlatego że
naprawdę lecieliśmy w powietrzu
Jak tylko chłodny powiew oczyścił mój umysł z dymu, zrozumiałam, co się dzieje Mknęliśmy z
Jesse'em ku ziemi, która wydawała się bardzo odległa Tak więc zrobiłam jedyną rzecz, którą
mogłam zrobić Przywarłam do niego, zamknęłam oczy i pomyślałam o domu
19
Grzmotnęłam tak mocno o ziemię, że wszelkie powietrze ze mnie uleciało To tak, jakby dostać w
plecy podkładem kolejowym - co mi się kiedyś przydarzyło, więc wiem, co mówię Leżałam
oszołomiona i nie mogłam ani złapać tchu, ani się poruszyć, niezdolna do niczego, do niczego poza
odczuwaniem bólu
Świadomość wróciła powoli Mogłam poruszyć nogami To był dobry znak Poruszyłam
także rękami Też dobrze Wrócił oddech - z bólem, ale jednak
Potem usłyszałam
Świerszcze
Nie rżenie koni, opierających się przy wyprowadzaniu z płonących boksów Nie ryk ognia
wokół Nawet nie swój urywany oddech
Świerszcze, które cykały beztrosko, jakby nie miały nic lepszego do roboty
Otworzyłam oczy
Zamiast ognia i dymu, i płonącej stodoły, zobaczyłam tylko gwiazdy, setki świecących zimno
gwiazd, odległych o miliony kilometrów
Odwróciłam głowę
I zobaczyłam swój dom
Nie zajazd pani (Weil, tylko swój dom Byłam na podwórzu Widziałam taras, który
zbudował Andy Ktoś zostawił światła w saunie
Dom Byłam w domu
I żyłam Z trudem, ale żyłam
I nie byłam sama Nagle ktoś ukląkł koło mnie, przesłaniając światła w łaźni i powtarzając
moje imię
Suze?Suze,nicciniejest? Paul tarmosił mnie, dotykając obolałych miejsc Próbowałam
odepchnąć jego ręce, ale on nie przestawał, aż w końcu powiedziałam:
Paul, dosyć!
Jesteś cała - Opadł koło mnie na trawę Wydawał się bardzo blady w świetle księżyca Ale
spokojny - Dzięki Bogu Przedtem się nie ruszałaś
Nic mi nie jest-stwierdziłam Potem przypomniałam sobie, że niezupełnie Ponieważ Jesse
straciłam Jesse'a
Uratowaliśmy go, żebym mogła stracić go na zawsze Ból - dużo gorszy od tego, jaki czułam,
lądując na zimnej, twardej ziemi - chwycił mnie jak w imadło
Jesse Odszedł Odszedł na dobre
Tylko że
Jeśli to prawda, dlaczego o nim pamiętam?
Uniosłam się na łokciach, nie zwracając uwagi na ból w żebrach
Wtedy go zobaczyłam Leżał na brzuchu, w trawie, niedaleko mnie, zupełnie bez ruchu,
zupełnie nie
Wydzielając blasku
Nie otaczała go żadna poświata
Spojrzałam na Paula Zamrugał oczami
Nie wiem - powiedział, jakby z przymusem -W porządku, Suze? Nie wiem, jak to się
stało Byliście tu oboje, kiedy się zjawiłem Nie wiem, jak to się stało
Podniosłam się na rękach i kolanach i poczołgałam w jego stronę Chyba płakałam Nie
jestem pewna Ale ledwie widziałam cokolwiek wyraźnie
Jesse!-Byłam już przy nim To on Naprawdę
on Prawdziwy Jesse Żywy Jesse
Tylko że nie wydawał się taki żywy Wyciągnęłam rękę, badając tętno na jego szyi Wyczułam
je - wstrzymałam oddech - ale było słabe Oddychał, ale ledwo ledwo Bałam się go dotknąć,
bałam się go poruszyć Ale jeszcze bardziej bałam się nic nie zrobić
Jesse! - krzyknęłam, odwracając go i potrząsając za ramiona -Jesse, to ja, Suze!
Obudź się! Obudź się, Jesse!
To na nic, Suze - powiedział Paul -Już próbowałem Jest tutaj ale go nie ma Nie
naprawdę
Trzymałam głowę Jesse'a w ramionach Tuliłam go do siebie W księżycowym świetle
wydawał się martwy 179 Ale nie był Nie był martwy Wiedziałabym, gdyby był
Myślę, że sknociliśmy to, Suze - powiedział Paul - Nie miałaś nie miałaś
sprowadzić go tutaj
Nie zamierzałam - odparłam Mój głos był tak słaby, że świerszcze praktycznie go
zagłuszały - Nie zrobiłam tego specjalnie
Wiem - powiedział Paul -Ale myślę, że może powinnaś go odstawić
Odstawić dokąd? - wściekłam się Teraz mówiłam głosem znacznie głośniej szym od
cykania świerszczy Tak głośnym, w gruncie rzeczy, że przestraszone świerszcze umilkły -W
sam środek pożaru?
Nie Ja tylko ja tylko nie sądzę, żeby on mógł tutaj zostać, Suze, i żyć Tuląc Jesse'a,
zastanawiałam się usilnie To nie w porządku Nikt nas nie uprzedził Doktor Slaski nie mruknął
słowa Powiedział tylko, że trzeba sobie wyobrazić czas i miejsce, do którego chce się
przenieść i
I nie dotykać niczego, czego nie chce się ze sobą zabrać w podróż w czasie Jęknęłam i
pochyliłam twarz ku twarzy Jesse'a To była moja wina To wszystko moja wina
Suze - Paul położył rękę na moim ramieniu - Pozwól mi spróbować Może ja zdołam
go przenieść z powrotem
Nie możesz - Podniosłam głowę, mój głos był zimny j ak ostrze, które Diego przytknął
mi do gardła - To go zabije Nie jest taki jak my Nie jest pośrednikiem Jest jest człowiekiem
Paul potrząsnął głową
Może j ednak miał wtedy umrzeć, Suze Tak, j ak mówiłaś Może słusznie mnie
ostrzegałaś, że nie powinniśmy się wtrącać
Wspaniale - Zaśmiałam się gorzko - Wspaniale, Paul A więc teraz się zgadzasz ze mną?
Paul stał nieporuszony, z wyrazem niepokoju na twarzy Gdybym była wtedy zdolna do
innych uczuć niż rozpacz, znienawidziłabym go
Ale nie potrafiłam Nie mogłam go znienawidzić Nie mogłam myśleć o niczym innym, poza
Jesse'em Nie uratowałam go, powiedziałam sobie, tylko po to, żeby siedzieć i patrzeć, jak
umiera
Idź do wiaty - odezwałam się cichym, spokojnym głosem -1
wejdź do domu tamtymi drzwiami Nigdy nie pamiętają,
żeby je zamknąć Na haku przy drzwiach wiszą kluczyki od samochodu mamy Weź je i
wracaj, pomożesz mi wsadzić go do samochodu Paul spojrzał na mnie, jakbym oszalała
Samochód? -W głosie brzmiało powątpiewanie - Zamierzasz gdzieś go zawieźć?
Tak, głupolu - parsknęłam - Do szpitala
Do szpitala - Paul potrząsnął głową - Ale Suze
Zrób to! Zrobił Wiem, że nie miało to dla niego sensu, ale zrobił Zabrał kluczyki, wrócił i
pomógł mi zanieść Jesse'a do samochodu mamy Nie było to łatwe, ale wspólnymi siłami daliśmy
radę Zaciągnęłabym go sama, gdyby to było konieczne
Potem ruszyliśmy; Paul prowadził, a ja trzymałam głowę Jesse'a na kolanach Nie uważałam, że to,
co robię, nie ma sensu Łudziłam się chyba, że w szpitalu mu pomogą W końcu medycyna poszła
do przodu w ciągu ostatnich stu pięćdziesięciu lat Dlaczego nie mieliby uratować człowieka, który
właśnie przybył z innego czasu, poprzez inny wymiar? Dlaczego by nie? Otóż nie
Och, próbowano W szpitalu Przybiegli z noszami, kiedy Paul oznajmił, że mamy w
samochodzie nieprzytomnego człowieka Założyli Jesse'owi maskę tlenową, podczas gdy
lekarz z pogotowia
mnie przesłuchiwał Czy pacjent brał narkotyki? Za dużo wypił? Miał atak? Ból głowy?
Skarżył się na ból w ramieniu?
Nie dało się znaleźć medycznego wyjaśnienia śpiączki, w jaką zapadł Jesse Tak właśnie
oświadczył lekarz, kiedy przyszedł się ze mną zobaczyć parę godzin później Żadnego konkretnego
wyjaśnienia Tomografia komputerowa mogłaby coś wykazać Czy nie wiem przypadkiem, jaki
rodzaj ubezpieczenia posiada Jesse? Może znam numer oddziału, w którym jest ubezpieczony?
Telefon do kogoś z najbliższej rodziny?
Przyjęli go o szóstej rano O siódmej zadzwoniłam do mamy i powiedziałam jej, gdzie jestem - w
szpitalu, z przyjacielem O ósmej zadzwoniłam do jedynej osoby, która, jak sądziłam, mogła mieć
jakiś pomysł na to, co zrobić
Ojciec Dominik wrócił z San Francisco poprzedniej nocy Wysłuchał mnie bez żadnych uwag
Oj cze Dominiku, ja chyba zrobiłam coś strasznego Nie chciałam, ale Jesse jest tutaj
Prawdziwy Jesse Żywy Jesteśmy w szpitalu Przyjedź, proszę Przyjechał Na widok jego wysokiej,
silnej postaci zmierzającej w stronę twardego plastykowego krzesła, na którym spędziłam ostatnich
parę godzin, omal się nie załamałam Ale nie zrobiłam tego "wstałam i w chwilę później byłam w
jego objęciach Coś ty zrobiła? - szeptał raz po raz Nie zwracał się wyłącznie do mnie Paul też tam
był - Co wyście zrobili?
Coś złego - powiedziałam, odrywając mokrą od łez twarz od jego koszuli -Ale
nieumyślnie
Próbowaliśmy go ratować - odezwał się zgnębiony Paul -Jego życie Prawie nam się
udało
Wtedy przeniosłam go tutaj Och, oj cze Dominiku Uciszył mnie i wszedł do
pokoju, gdzie leżał Jesse Koc, którym go przykryto, ledwie się poruszał przy każdym,
płytkim
oddechu Jesse Duch, jak sobie uświadomiłam, wyglądałby teraz lepiej - na bardziej żywego
-niż Żywy Jesse
Ojciec Dominik przeżegnał się, tak mocno zaniepokoił go ten widok Pielęgniarka zmierzyła
właśnie Jesse'owi puls i zapisywała go na tabliczce Uśmiechnęła się smutno na widok księdza,
po czym wyszła Ojciec Dominik przyjrzał się Jesse'owi Nie odzywał się
Chcą wiedzieć, j aki ma rodzaj ubezpieczenia - powiedziałam z goryczą - zanim zrobią
następne badania
Rozumiem - powiedział oj ciec Dominik
Nie wiem, co mogą wykazać kolejne badania - odezwał się Paul
Nigdy nie wiadomo - parsknęłam, wyżywaj ąc się na Paulu, ponieważ nie mogłam
wyżyć się na osobie najbardziej winnej, czyli sobie samej - Może jest coś, co mogliby
zrobić Może
Czy twój dziadek j est gdzieś tutaj ? - zapytał Paula oj ciec Dominik
Paul oderwał wzrok od nieprzytomnego Jesse'a
Owszem - przytaknął - To znaczy, tak, proszę księdza Tak sądzę
Może powinieneś pójść go odwiedzić - Ojciec D mówił spokojnym głosem Jego
obecność, muszę przyznać, dodawała mi otuchy - Jeśli jest przytomny, może będzie mógł
udzielić nam jakiejś rady
Nie będzie chciał ze mną rozmawiać - stwierdził Paul -Nawet jeśli jest przytomny
Myślę - powiedział cicho oj ciec Dominik - że j eśli można wyciągnąć z tego j akąś
naukę, to taką, że życie upływa i jeśli są jakieś płoty do naprawienia, to trzeba je naprawić
szybko, bo potem będzie za późno Idź i pogódź się z dziadkiem
Paul otworzył usta, żeby zaprotestować, ale spojrzenie ojca Dominika zamknęło mu je z
powrotem Spojrzał jeszcze raz w moją stronę, po czym opuścił pokój, wyraźnie przybity
Nie gniewaj się na niego, Susannah - powiedział oj ciec
Dominik - Chciał dobrze Byłam zbyt zmęczona, żeby się
spierać Okropnie zmęczona
Myślał, że ukradnie mi Jesse'a Nawet pamięć o nim
Ojciec Dominik wzruszył ramionami
W końcu, Susannah, może tak byłoby lepiej, nie sądzisz? Lepiej niż tak,
w każdym razie - Skinął głową w kierunku nieruchomej postaci Cóż, pewnie
miał rację
I tak musiałby kiedyś odej ść, Susannah - ciągnął oj ciec D - Pewnego dnia
Wiem - Czułam dławienie w gardle Wtedy sobie przypomniałam W życiu ojca
Dominika też był duch Duch dziewczyny, którą kochał, może równie mocno jak ja jesse'a
Ja - Mówiłam z trudem, w gardle tkwiło mi coś gigantycznego, nie do przełknięcia
-Przepraszam, ojcze Dominiku Zapomniałam Ojciec D uśmiechnął się ze smutkiem i dotknął
mojego ramienia
Nie bądź dla niego za surowa - powiedział, maj ąc na myśli Paula Potem rzucił j eszcze raz
okiem na Jesse'a i dodał: - Nie bardzo wiem, co moglibyśmy zrobić Tylko to ubezpieczenie Myślę,
że
tym można by się zająć Zaraz wrócę Przynieść ci coś? Jadłaś coś?
Myśl o tym, że miałabym przepchnąć jakieś jedzenie przez ściśnięte gardło, rozbawiła mnie, że
aż zaśmiałam się lekko
Nie, dzięki - powiedziałam
W porządku - Ojciec Dominik skierował się do drzwi Na progu przystanął i odwrócił się do
mnie - Przykro mi, Susannah - powiedział cicho - Przykro mi, że nie było mnie przy tobie, kiedy to
się stało I jest mi bardziej przykro, niż potrafię to wyrazić, że to musiało się skończyć w ten sposób
Z tymi słowami wyszedł
Stałam przez chwilę bez ruchu, z pustką w głowie Dopiero po chwili dotarło do mnie
znaczenie tego, co powiedział
Ojciec Dominik miał rację To był koniec Mogłam zaprzeczać, ile mi się podobało, ale było po
wszystkim Jesse umierał na moich oczach, a ja nie mogłam niczego, absolutnie niczego, dla
niego zrobić
I to była moja wina Opuszczał mnie z mojej własnej winy Jasne, mogłam się pocieszać, że
gdziekolwiek trafi, będzie mu lepiej niż tu, ze mną, na ziemi, gdzie prowadził życie - nie życie
Ale to nie zmniejszyło bólu
Opadłam na krzesło obok szpitalnego łóżka Płakałam tak mocno, że nic nie widziałam Ale nie za
głośno Nie chciałam, żeby przybiegła pielęgniarka z mnóstwem środków uspokajających Czego mi
brakowało, uświadomiłam sobie, to obecności mamy Nie, nie mamy Taty Gdzie był mój tata, kiedy
go naprawdę potrzebowałam?
Susannah Pomyślałam o grobie Jesse'a, tym z kamieniem nagrobnym, za który zapłaciliśmy
oboje z ojcem Dominikiem Co było w tym grobie, skoro ciało Jesse'a znajdowało się tutaj? Nic Był
pusty Ale nie na długo Nie, nie na długo
Susannah A w jego czasie? Co robili teraz państwo (Weil? Prawdopodobnie grzebali w
zgliszczach stodoły Z pewnością znajdą jeden szkielet Ale czy będą wiedzieli, że nie należy do
Jesse'a? A czy rodzina Jesse'a wpadnie w rozpacz, czy będzie się wiecznie zastanawiać, co stało się
z ich synem i bratem?
Nie W żaden sposób nie da się ustalić, że to ciało Diega Pomyślą, że to zwłoki Jesse'a
Rodzina de Silva wyprawi pogrzeb Niewłaściwemu człowiekowi
Poczułam rękę na ramieniu Wspaniale Ktoś był w pokoju Widział, jak wypłakuję sobie oczy
Czy nie można pozwolić dziewczynie się wypłakać w samotności? - Odejdź - parsknęłam,
podnosząc głowę - Nie widzisz, że Wtedy zobaczyłam, że postać obok mnie promienieje
20
Podskoczyłam chyba na kilometr w powietrze Tak się przestraszyłam Na pewno zerwałam
się z krzesła z taką prędkością, że je przewróciłam Stałam, dysząc i patrząc zupełnie suchymi
nagle oczami
Ponieważ koło łóżka stał i przyglądał się leżącemu Jesse'owi
Jesse
Przenosiłam wzrok z jednego Jesse'a na drugiego, nie dowierzając własnym oczom Ale to była
prawda Było ich dwóch: martwy i żywy A właściwie należałoby powiedzieć: martwy i umierający
- J-Jesse? - Otarłam łzy umazanym sadzą rękawem
Jesse jednak nie patrzył na mnie Wpatrywał się w cóż, samego siebie, na łóżku
- Susannah - szepnął - Co co ty zrobiłaś?
Tak się ucieszyłam na jego widok, że nie myślałam trzeźwo Podeszłam do niego i chwyciłam
go za rękę
- Jesse, ja się przeniosłam To znaczy, w czasie - wymamrotałam
Oderwał ciemne oczy od postaci na łóżku i skupił spojrzenie na mnie Nie wydawał się
uszczęśliwiony
Przeniosłaś się? - Patrzył gniewnie - Udałaś się za Slaterem? Po tym, j ak ci
powiedziałem, że sam potrafię się o siebie zatroszczyć?
Był wściekły Jego złość napełniła mnie takim szczęściem, że zaśmiałam się cicho Nie
zdawałam sobie jeszcze sprawy, co to znaczy, że widzę go tutaj, w szpitalu
Zadbałeś o swoje sprawy - zapewniłam - Powiedziałam ci
- tobie z przeszłości - o Diegu i on cię nie zabił, Jesse Ty zabiłeś jego Ale potem potem
wybuchł pożar - Przełknęłam
ślinę; ochota do śmiechu przeszła mi zupełnie - W stodole W
stodole (Weilów Zmrużył oczy
0'Neilowie - mruknął Wydawał się równie oszołomiony, jak ja - Pamiętam ich
Tak- powiedziałam -Wybuchł pożar, a ty, Jesse ty mnie uratowałeś A w każdym razie,
próbowałeś Ale ale
Glos mi zamarł Jesse puścił moją rękę Przysunął się do łóżka i patrzył na leżące, prawie
pozbawione oddechu ciało
Nie rozumiem - powiedział Jesse -Jak to się stało?
Zagryzłam wargi Nie było czasu na wyjaśnienia Nie teraz,
kiedy każda chwila mogła być naszą ostatnią
Zrobiłam to - wyrzuciłam z siebie - Nie chciałam Chciałam cię uratować, Jesse, a nie
Ale dotykałam cię nadal, kiedy
przenosiłam się w czasie, w przyszłość, i ty po prostu przeniosłeś się ze mną Jesse
chyba po raz pierwszy, odkąd znalazł się w pokoju, spojrzał na mnie, jakby
rzeczywiście mnie widział
Naprawdę się cofnęłaś? - Patrzył na mnie szeroko otwarty
mi oczyma - W przeszłość? W moją przeszłość? Skinęłam głową
Co miałam powiedzieć?
A Paul? Poszedłem za nim do bazyliki, ale on zniknął Ścigałaś go?
Skinęłam ponownie
Chciałam mu przeszkodzić W uratowaniu ciebie Ale ostatecznie nie mogłam, Jesse To
nie wporządku To, co zrobił ci Diego Nie mogłam dopuścić, żeby się powtórzyło Więc
ci powiedziałam A ty go zabiłeś Zabiłeś Diego Ale potem był pożar i - Spojrzałam na postać
na łóżku Nie mogłam stłumić
szlochu - A teraz myślę, że to pożegnanie Przykro mi, Jesse
Bardzo, bardzo mi przykro
Oczy znowu zaszły mi łzami Nie mogłam uwierzyć, że to się rzeczywiście dzieje Zawsze
uważałam swój „dar" za przekleństwo, ale nigdy, nigdy nie nienawidziłam go tak mocno, jak
teraz Żałowałam, że w ogóle usłyszałam o pośrednictwie Żałowałam, że w ogóle widziałam
jakieś duchy Żałowałam, że się urodziłam Poczułam rękę Jesse'a na policzku
Querida - powiedział Oparł drugą rękę na łóżku, żeby zachować równowagę, i przechylił
się, żeby mnie pocałować Ostatni pocałunek, zanim zostanie mi odebrany na zawsze Zamknęłam
oczy w oczekiwaniu na dotyk chłodnych ust Zegnaj, Jesse Zegnaj Jego usta ledwie mnie musnęły
Usłyszałam, jak wzdycha Odsunął głowę od mojej i spojrzał w dół
Ręką dotykał nogi swojego ciała
Coś wydawało się przez niego przepływać Zajaśniał mocniej przez chwilę, wpatrując się we mnie
intensywniej niż kiedykolwiek, odkąd go poznałam A potem został wchłonięty przez własne ciało,
jak dym w wywietrznik I zniknął
Och, jego ciało zostało Ale duch Jesse'a - duch, którego kochałam - odszedł Na jego miejscu
Była pustka Wyciągnęłam ręce, pragnąc chwycić choć jakąś cząstkę Jesse'a, ale przecięły tylko
powietrze
Jesse odszedł Odszedł naprawdę Wrócił do ciała, które opuścił tak dawno temu ciała, które na
moich oczach zadrżało gwałtownie, jakby odrzucało powracającą duszę Potem znieruchomiało jak
martwe
Wiedziałam, co się stało Ciało Jesse'a przeniosło się w przyszłość, owszem Ale nie jego
dusza, ponieważ dwie jednakowe dusze nie mogę istnieć w tym samym wymiarze Ciało
Jesse'a pozostawało bez duszy równie długo jak dusza Jesse'a bez ciała Teraz zjednoczyły się
wreszcie Ale za późno Miałam stracić ich obu
Nie mam pojęcia, jak długo stałam, trzymając Jesse'a za rękę i wpatrując się w niego z
rozpaczą Na tyle długo, że wrócił ojciec Dominik
Nie martw się, Susannah, wszystko załatwione - powiedział -Jesse przejdzie
wszystkie potrzebne badania
To już nieważne -wymamrotałam, nie puszczając jego dłoni zimnej dłoni
Nie porzucaj nadziei, Susannah - odparł ojciec Dominik - Nigdy nie porzucaj nadziei
Roześmiałam się z goryczą
A czemu to, oj cze Dominiku?
Bo, wiesz, to wszystko, co mamy - Położył mi rękę na ramieniu - Zrobiłaś, co zrobiłaś,
ponieważ go kochałaś, Susannah Kochałaś go dostatecznie mocno, żeby pozwolić mu odejść To
najwspanialszy dar, jakim można kogoś obdarzyć Potrząsnęłam głową, nadal niewiele widząc
przez łzy
To nie tak idzie, oj cze Dominiku
Co takiego? - zapytał łagodnie
To powiedzenie Ono brzmi: „Jeśli coś kochasz, zwróć mu wolność
Jeśli tak ma być, wróci do ciebie" Nie wiedział ksiądz? Ojciec tego nie
czytał?
Podniosłam oczy, żeby sprawdzić, co ojciec Dominik o tym sądzi, ale on wcale na mnie nie patrzył
Wpatrywał się w Jesse'a na łóżku Niebieskie oczy ojca Dominika, zauważyłam, były tak samo
pełne łez jak moje
Susannah - odezwał się zduszonym głosem - Patrz Spojrzałam W tej samej chwili
poczułam, jak palce dłoni, którą trzymałam, zaciskają się na mojej Rumieńce, których przed
chwilą nie było, napłynęły do twarzy Jesse'a Nie była już blada jak
prześcieradło Jego cera miała teraz ten sam oliwkowy odcień, jak przy pierwszym spotkaniu
w stodole (Weilów
To nie wszystko Pierś Jesse'a wznosiła się i opadała pod kocem w widoczny sposób Żyły na
szyi pulsowały
Uniósł powieki
i zapadłam się tak samo, jak za każdym razem, kiedy na mnie patrzył, w ciemną głębię
jeziora, jaką stanowiły oczy Jesse'a oczy, które nie tylko mnie widziały, ale również
poznawały Znały moją duszę
Podniósł rękę, zerwał maskę tlenową i wypowiedział słowo
Ale było to słowo, na dźwięk którego moje serce zaśpiewało
Querida
21
Suze! - Usłyszałam z dołu głos mamy - Suze! Siedziałam przy toaletce, podziwiając swoje
uczesanie Poświęciłyśmy z Cee Cee całe popołudnie na włosy i paznokcie
Cee Cee nie potrzebuje specjalnych zabiegów, jeśli chodzi o to pierwsze jej białe włosy są z
natury proste Upięła je jednak do góry i cały czas narzekała, że się rozsypią
U mnie jednak zabiegi zostawiły widoczny ślad, bo moje włosy były równie ciemne i lśniące
jak w momencie, kiedy wyszłam z salonu
Suze! - zawołała mama po raz trzeci i ostatni
Zerknęłam na zegar Kazałam mu czekać prawie pięć minut
Dostatecznie długo, uznałam
Idę - krzyknęłam, chwytaj ąc wieczorową torebkę i lekki
biały szal od sukienki
Podbiegłam do drzwi pokoju i otworzyłam je Po schodach wspinał się Jake z ciężkim
plecakiem, pełnym książek Z biblioteki
Czy piekło zamarzło? - zapytałam, kiedy mnie mijał
Nie zaczynaj ze mną, mam egzaminy końcowe - warknął Potem, już przy drzwiach
swojego pokoju, odwrócił się i, chyba całkiem szczerze, powiedział: - Ładna sukienka - Po
czym zniknął w czeluściach swojej kawalerskiej jaskini
Uśmiechnęłam się mimo woli To był pierwszy komplement, jaki udało mi się wydrzeć
Jake'owi
Ruszyłam po schodach, unosząc lekko suknię To były te same schody, uświadomiłam sobie, z
których przepędziła mnie pani (Weil jakieś, och, sto pięćdziesiąt lat temu Zastanawiałam się,
czy w obecnym stroju, wzięłaby mnie za pannę lekkich obyczajów Raczej wątpiłam
Przyjemnie, pomyślałam, mieć takie schody Schody, dzięki którym można mieć prawdziwe
„wejście" Dotarłam do ostatniego półpiętra, tego, które powinno służyć dziewczynom
wybierającym się na bal zimowy za scenę, na której obracałyby się, każąc osobom w salonie
podziwiać suknię Zatrzymałam się, szykując do występu
Ale niepotrzebnie Zorientowałam się od razu Mój ojczym biegał po pokoju z łyżką pełną
czegoś zielonego i namawiał każdego, kogo dopadł, żeby spróbował, tylko spróbował Mama
usiłowała dociec, jak działa jej nowa kamera cyfrowa i nie bardzo jej to szło Najmłodszy z
moich przyrodnich braci, David, rozmawiając z moim chłopakiem, wyrzucał z siebie z
prędkością karabinu maszynowego informacje na temat nowych wynalazków w aeronautyce,
o których się dowiedział z kanału Discovery A Maks, pies rodziny, wciskał nochal w spodnie
mojego chłopaka
Przypuszczam, że była to typowa scenka rodzinna, która z pewnością powtarza się co wieczór
w milionach domów Dlaczego więc łzy napłynęły mi do oczu? Och, nie z powodu Andy'ego i
jego łyżki, ani też mamy z jej kamerą, ani Davida z jego
głębokim przekonaniem, że każdy pragnąłby poznać dokładny przebieg programu, jaki
obejrzał
Nie, to dlatego, że pies rodziny pakował nochal w niewłaściwe miejsca u mojego chłopaka, a
mój chłopak musiał go odpychać, łzy napłynęły mi do oczu
Ponieważ Maks wyczuwał zapach mojego chłopaka Maks mógł wreszcie powąchać Jesse'a
David pierwszy zauważył mnie na półpiętrze Głos mu zamarł; stał tylko, gapiąc się na mnie
Po chwili wszyscy już patrzyli w moją stronę
Pośpiesznie zamrugałam oczami, aby pozbyć się łez Zwłaszcza kiedy Maks przybiegł do
mnie i próbował władować mi wielki, włochaty łeb pod sukienkę
- Och, Susie - zaszczebiotała mama i ku zdumieniu wszystkich - zwłaszcza jej własnemu -
pstryknęła zdjęcie - Wyglądasz ślicznie
Andy wyczuł kolejną ofiarę i uniósł łyżkę w moją stronę, ale matka powstrzymała go
stanowczo
Andy, nie podchodź z tym do niej, kiedy j est tak ubrana
-ostrzegła
Uśmiechnęłam się Spojrzałam na Jesse'a - on też się uśmiechał Takim tajemniczym uśmiechem,
przeznaczonym tylko dla mnie - chociaż teraz, rzecz jasna, wszyscy mogli go zobaczyć Zaparł mi
dech w piersiach, jak zawsze
Więc - powiedziałam na tyle swobodnym tonem, na ile pozwalało mi ściśnięte gardło Ale
tym razem z radości - Widzę, że poznaliście już Jesse'a Andy, zanim pobiegł z łyżką z powrotem
do kuchni, podsumował wrażenia w dwóch słowach:
Może być Mama
promieniała
Jak miło cię poznać - zwróciła się do Jesse'a - A teraz chodź tutaj,
chcę wam obojgu zrobić zdjęcie
Zeszłam na sam dół i stanęłam obok Jesse'a przed kominkiem Wydawał się niewiarygodnie wysoki
i przystojny w smokingu I nawet nie przejmowałam się, że mama ośmiesza mnie wobec niego
Przypuszczam, że takie rzeczy nie mają znaczenia, kiedy traci się motywację do życia, a potem,
wbrew wszelkim przeciwnościom, odzyskuje ją z powrotem
To dla ciebie - powiedział Jesse, kiedy podeszłam blisko
Wręczył mi coś, co trzymał w dłoni Pojedynczą białą orchideę, z
takich, jakie spotyka się na pogrzebach Albo na grobach
Wzięłam ją z lekkim uśmiechem Tylko my dwoje wiedzieliśmy, jakie znaczenie ma ten kwiat Dla
mamy, która podbiegła, żeby mi go przypiąć do sukni, zanim zrobi zdjęcie, to była tylko ozdoba
No, to teraz proszę o uśmiech - Pstryknęła zdj ecie, nie
zmuszając nas, na szczęście, do dalszego pozowania
Andy wynurzył się ponownie z kuchni, tym razem bez łyżki, z wyrazem ojcowskiej troski na
twarzy
Przyprowadzisz ją do domu przed północą, zrozumiałeś, młody człowieku?
-powiedział, wyraźnie zadowolony, dla odmiany, z roli ojca dziewczynki, a nie chłopca
Przyprowadzę, proszę pana - odparł Jesse
O pierwszej - zwróciłam się do Andy'ego
O dwunastej trzydzieści - odparował Andy
O dwunastej trzydzieści - zgodziłam się Kłóciłam się tylko dlatego, że, cóż, tak wypada Nie
miało znaczenia, kiedy Jesse odprowadzi mnie do domu Mieliśmy przed sobą całe życie Suze -
szepnęła mama, poprawiając mi szal - podoba nam się, nie zrozum mnie źle Ale czy nie jest, cóż,
trochę dla ciebie za stary? W końcu, to uczeń college'u - w wieku Jake'a Gdyby wiedziała
Dzięki temu j esteśmy prawie równi - oświadczyłam
-Dziewczęta dojrzewają szybciej niż chłopcy
Akurat w tej chwili Brad przywlókł się z pokoju telewizyjnego, gdzie coś oglądał Kiedy
zobaczył nas nadal w drzwiach, twarz wykrzywiła mu się ze zniecierpliwienia
Jeszcze nie wyszliście? - burknął i poszedł do kuchni
Spojrzałam na mamę
Wiem, o czym myślisz - powiedziała, poklepując mnie po
plecach - Baw się dobrze
Na zewnątrz otoczyło nas rześkie powietrze wieczoru Jesse obejrzał się przez ramię,
sprawdzając, czy moi rodzice nie patrzą Potem wziął mnie za rękę
Gdybym miał do wyboru: zrobić to jeszcze raz albo spędzić wieczność w ogniu
piekielnym, wybrałbym piekło
Nie będziesz musiał tego powtarzać - odparłam ze śmiechem - Teraz cię znają Poza
tym, spodobałeś im się
Nie twój ej matce - stwierdził Jesse
Owszem, tak - sprzeciwiłam się - Ona tylko myśli, że jesteś trochę dla mnie za stary
Gdyby wiedziała - powiedział Jesse, wyrażaj ąc - co często mu się zdarzało - dokładnie
to, o czym wcześniej pomyślałam
Z kolei twój oj czym zaprosił mnie na jutro na kolacj ę
Niedzielną kolację? - Byłam pod wrażeniem - On cię naprawdę musi lubić Doszliśmy
do samochodu Jesse'a - no, tak naprawdę to był samochód ojca Dominika Ojciec D pożyczył
go Jesse'owi na tę okazję To nie znaczy, rzecz jasna, że Jesse posiadał prawojazdy Ojciec D
wciąż pracował nad tym, żeby zdobyć dla niego świadectwo urodzenia kartę ubezpieczenia
społecznego świadectwa szkolne, tak żeby mógł starać się o miejsce w college'u i stypendium
Poczciwy ojczulek zapewnił nas, że to nie będzie trudne „Kościół, powiedział, ma swoje
sposoby"
Pani - powiedział Jesse, otwierając przede mną drzwiczki
Dziękuj ę - odparłam, wślizguj ąc się do środka
Jesse obszedł samochód i wsunął się na fotel kierowcy
Jesteś pewien, że wiesz, j ak się to prowadzi? - zapytałam na wszelki wypadek
Susannah - Jesse włączył silnik - Nie obij ałem się j ako duch przez sto pięćdziesiąt lat,
jedząc cukierki Poczyniłem parę obserwacji to tu, to tam I z całą pewnością- zaczął
wycofywać samochód z podjazdu - potrafię prowadzić
W porządku Tylko się upewniałam Bo zawsze mogę poprowadzić, jeśli to będzie
potrzebne
Siedź, gdzie siedzisz - powiedział Jesse, skręcając w ulicę Sosnowego Wzgórza i nie
potrącając przy tym skrzynki na listy, co mnie, posiadaczce prawa jazdy, rzadko się udawało -i
wyglądaj ładnie, jak przystało na młodą damę
Zaraz, który to wiek mamy teraz?
Litości - powiedział zgnębiony - Robię to dla ciebie, w tym małpim stroju
Pingwinim
Susannah
Tak się mówi Tak to się nazywa Musisz się podszkolić w gwarze, jeśli nie chcesz
odstawać
Wszystko j edno - powiedział Jesse, tak świetnie naśladuj ąc - cóż, mnie - że aż
palnęłam go żartobliwie w ramię Siedziałam i wyglądałam ładnie przez resztę
podróży do Misji Na miejscu pozwoliłam mu
nawet obejść auto i otworzyć dla mnie drzwiczki Jesse podziękował mi, wspominając, że
jego męskie ego dostało dostatecznie dużo cięgów w zeszłym tygodniu
Wiedziałam, o czym mówi i nie miałam pretensji, że czuje się tak, a nie inaczej Ze szpitala
wyszedł jak człowiek nowo narodzony, bez przeszłości, a w każdym razie, bez takiej, która
mogłaby mu obecnie pomóc, bez rodziny - poza mną, oczywiście, i ojcem Dominikiem - i bez
grosza przy duszy Gdyby nie ojciec Dominik, kto wie, jak by się to skończyło? Och,
przypuszczam, że mama i Andy pozwoliliby mu się do nas wprowadzić
Ale nie byliby zachwyceni Tymczasem ojciec Dominik znalazł Jesse'owi małe - ale ładne i
schludne - mieszkanie, a teraz szukał mu pracy Do cołlege'u miał pójść później, kiedy już
przygotuje się i zda egzaminy na poziomie szkoły średniej
Kiedy j ednak wpadliśmy na oj ca D przy wej ściu na salę taneczną - urządzoną na dziedzińcu
Misji, przekształconym na tę okazję w zalaną światłem księżycowym oazę, z migotliwymi
światełkami okręconymi wokół pni palm oraz wielobarwnymi światłami w fontannie -
udawał, że widzi Jesse'a po raz pierwszy - ze względu na stojącą w pobliżu siostrę Ernestynę
Miło mi cię poznać - powiedział oj ciec Dominik, ściskaj ąc mu rękę
Jesse nie zdołał powstrzymać uśmiechu
Mnie również, proszę księdza Kiedy siostra Ernestyna, przyjrzawszy się mojej sukni -
pewnie spodziewała się po mnie stroju z rozcięciem do pępka, a nie skromnej białej sukni od
Jessiki McClintock - odeszła, ojciec Dominik przestał udawać
Mam dobre wiadomości Masz pracę Jesse był podekscytowany
Naprawdę? Co to za praca? Kiedy zaczynam?
W poniedziałek rano, a chociaż płaca nie będzie wysoka, to jest coś, co myślę, będzie
ci wyjątkowo odpowiadało - wygłaszanie pogadanek o starym Carmelu w Muzeum
Towarzystwa
Historycznego Sądzisz, że dasz radę robić to przez jakiś czas? W każdym razie dopóki nie
umieścimy cię w szkole medycznej? Uśmiech Jesse'a wydawał się - przynajmniej w moich
oczach -jaśniejszy od księżyca
Tak przypuszczam - odparł
Wspaniale - Oj ciec Dominik podsunął okulary wyżej na nosie i uśmiechnął się do nas -
Przyjemnego wieczoru, dzieciaki Podziękowaliśmy z Jesse'em i poszliśmy tańczyć
Nie był to bal z połowy XIX wieku, ale bawiliśmy się dobrze Był poncz i ciastka, i rodzice
-opiekunowie No, był też didżej i sztuczny dym, ale to nieważne Jesse był wyraźnie zadowolony,
zwłaszcza kiedy podeszli do nas Cee Cee z Adamem, a on mógł obojgu uścisnąć ręce i
powiedzieć:
Dużo o was słyszałem Adam, który nie miał pojęcia o istnieniu
Jesse'a, zmarszczył czoło
Nie mogę tego samego powiedzieć o sobie - oznajmił Ale Cee Cee, która stała się blada jak
jej suknia, kiedy przedstawiłam Jesse'a, zachowywała się z większą życzliwością Czy też
entuzjazmem
A-ale -wyjąkała, przenosząc spojrzenie z twarzy Jesse'a na moją i z powrotem - czy czynie
Już nie - powiedziałam
Cóż - Cee Cee mimo zmieszania uśmiechnęła się i dodała: - Cóż! To wspaniale!
Wtedy zauważyłam jej ciotkę gawędzącą nieopodal z panem Waldenem
Co ona tu robi? - zapytałam Cee Cee Adam parsknął śmiechem i zanim Cee
Cee zdążyła odpowiedzieć, wyjaśnił: Pan Walden dyżuruje Zgadnij, kogo
przyprowadził do pary?
Oni nie chodzą ze sobą - powiedziała Cee Cee z naciskiem - Tylko się przyjaźnią
Jasne - stwierdził Adam z szerokim uśmiechem
Suze - Cee Cee owinęła mocniej ramiona koronkowym szalem - Pójdziesz ze mną do
toalety?
Zaraz wrócę - zwróciłam się do Jesse'a
W jaki sposób - zaczęła Cee Cee, jak tylko zaciągnęła mnie do toalety Nie zdołała
jednak dokończyć zdania, ponieważ za nami wpadła gromadka pierwszaków, które
skupiły się przy umywalkach, poprawiając przed lustrem fryzury
Kiedyś ci opowiem - zapewniłam ze śmiechem Cee Cee skrzywiła się
Słowo?
Jeśli mi powiesz, jak ci się układa z Adamem Cee
Cee westchnęła i przyjrzała się własnemu odbiciu
Bajecznie - powiedziała A spojrzawszy na mnie, dodała: -Tobie też Masz to
wypisane na twarzy
„Baj ecznie" to dobre określenie - stwierdziłam
Tak myślę No, chodźmy Nie wiadomo, co też Adam może tam wygadywać
Odwróciłyśmy się w momencie, kiedy otworzyły się drzwi i do środka wkroczyła Kelly
Prescott Rzuciła mi wyjątkowo jadowite spojrzenie, którego nie zrozumiałam, dopóki nie
ukazała się za nią siostra Ernestyna z taśmą krawiecką w ręku Wówczas zwróciłam uwagę na
rozcięcie w eleganckiej sukni Kelly Sięgało znacznie wyżej niż do kolana, jak przewidywał
regulamin
Prześlizgnęłyśmy się obie z Cee Cee za plecami zakonnicy i chichocząc wypadłyśmy na
pasaż przy dziedzińcu
Nie przestawałam się śmiać, dopóki nie zobaczyłam Paula
Stał w cieniu, szalenie przystojny w smokingu Widocznie czekał na powrót Kelly - po
drobnych poprawkach stroju Wyprostował się na mój widok
Hm, powiedz Jesse'owi, że będę za moment, dobrze? - po prosiłam Cee Cee
Cee Cee skinęła głową i odeszła Zbliżyłam się do opartego o kamienny filar Paula
Cześć - powiedziałam Wyjął ręce z kieszeni
Cześć - odparł Po czym żadne z nas, wydawało się, nie miało pomysłu na to, co
jeszcze powiedzieć W końcu odezwał się Paul:
Wpadłem na Jesse'a tam, w sali Uniosłam brwi
Wpadłam na Kelly tam, w toalecie
Tak - powiedział Paul, zerkając na drzwi toalety - Mój mój dziadek o ciebie pytał
-dodał po chwili
Naprawdę? - Słyszałam, że doktor Slaski wrócił do domu -Czy on
Ma się lepiej Dużo lepiej I i miałaś rację co do niego Nie jest stuknięty A właściwie
jest, ale w inny sposób, niż sądziłem Wie mnóstwo na temat takich ludzi jak my
Owszem Przekaż mu moj e pozdrowienia
Przekażę Paul wydawał się niesamowicie zmieszany Wcale mnie to nie zdziwiło
Spotkaliśmy się po raz pierwszy od czasu tego pożaru i szpitala Widziałam go w szkole w
następnym tygodniu, ale miałam wrażenie, że za wszelką cenę mnie unika Teraz też wyglądał,
jakby miał ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie Nie zrobił tego jednak Ponieważ, jak się okazało,
miał jeszcze coś do powiedzenia
Suze To co się stało Uśmiechnęłam się Wszystko w porządku, Paul Już wiem To go
zaskoczyło Wiesz? O czym?
O pieniądzach O dwóch tysiącach dolarów, które przekazałeś anonimowo na kościelny
fundusz dla potrzebujących, ze wskazaniem na Gutierrezów Otrzymali je i, według ojca Dominika,
byli głęboko wdzięczni
Och - powiedział Paul I zaczerwienił się - Tak Nie to miałem na myśli Chciałem
powiedzieć że miałaś rację Zamrugałam oczami
Miałam? Co do czego?
Co do mojego dziadka - Odchrząknął Widziałam, ile go kosztowało przyznanie czegoś
takiego Widziałam również, że bardzo chciał to powiedzieć - Cóż, nie tylko co do dziadka, ale co
do wszystkiego Uniosłam brwi To było więcej, niż śmiałabym kiedykolwiek oczekiwać
Wszystkiego? - powtórzyłam z nadziej ą, że ma na myśli to, co
podejrzewałam A wiele na to wskazywało
Tak Wszystkiego
Nawet co do - musiałam się upewnić - ciebie i mnie? Skinął
głową, z niezbyt zachwyconą miną
Powinienem to wiedzieć od początku - mówił wolno, jakby słowa wydzierano mu siłą -
Chodzi mi o to, co do niego czułaś Powtarzałaś mi to dostatecznie często Ale to to nie dotarło do
mnie, aż do tamtej nocy w stodole, kiedy ty powiedziałaś mu o tym Po co przybyliśmy To, że
wolałaś, żeby żył
Nie musimy o tym mówić - powiedziałam, ponieważ samo wspomnienie tej nocy
powodowało u mnie ściskanie w gardle - Naprawdę
Nie - odparł Paul, wbijając we mnie spojrzenie niebieskich oczu -Nie rozumiesz Ja muszę
Ja nigdy, Suze, nigdy nie czułem do nikogo czegoś podobnego Nawet do ciebie Hm, pewnie
zauważyłaś Kiedy właściwie nie próbowałem cię ratować Podczas pożaru i w ogóle
Ale potem byłeś wspaniały - powiedziałam, ujmując się za nim, bo czułam, że ktoś chyba
powinien - Pomogłeś mi zawieźć Jesse'a do szpitala i w ogóle Wzruszył żałośnie ramionami
To się nie liczy Jesse skoczył w płomienie - a nawet cię dobrze
nie znał
Wszystko w porządku, Paul - powiedziałam - Naprawdę Nie wydawał się
przekonany
Naprawdę?
Naprawdę - powtórzyłam zupełnie szczerze Potem, wskazując brodą na drzwi toalety,
dodałam: - Poza tym, zawsze uważałam, że wy dwoje lepiej do siebie pasujecie
Tak - odparł Paul, idąc za moim wzrokiem - Chyba tak Ku moj emu zaskoczeniu
wyciągnął rękę
Bez urazy, Simon? Spojrzałam w dół na jego dłoń Zdumiewające, ale naprawdę nie miałam,
urazy Wcale Już nie Wsunęłam palce wjego rękę
Bez urazy Drzwi toalety otworzyły się i pojawiła się Kelly Jej krok uległ zasadniczej
zmianie, ponieważ siostra Ernestyna zafastrygowała rozcięcie sukni prawie do samego kolana
Kelly wyrażała się mocno niepochlebnie o zakonnicy
Ale przynajmniej nie odesłała cię do domu, żebyś się przebrała - przerwałam jej Kelly tylko
zamrugała oczami
Co to za chłopak? - zapytała zaintrygowana Obejrzałam się przez ramię Jesse szedł ku
nam pasażem Serce, jak zawsze na jego widok, zabiło mi gwałtownie
Och, ten? - powiedziałam obojętnym tonem - To Jesse,
mój chłopak
Mój chłopak Mój chłopak
Oczy Kelly otworzyły się na całą szerokość, kiedy Jesse wszedł w krąg księżycowego światła,
w którym staliśmy, i ujął mnie za rękę
Paul - odezwał się, skinąwszy głową
Cześć, Jesse - odparł Paul, wyraźnie nie w sosie Potem przypomniał sobie o Kelly i
przedstawił ich sobie z zakłopotaniem
Miło mi cię poznać - stwierdził Jesse, ściskając dłoń Kelly Ona była jednak zbyt
zdumiona, żeby odpowiedzieć Wpatrywała się w jesse'a, jakby zobaczyła
No, może niekoniecznie ducha Raczej coś, czego nie była w stanie zrozumieć Niemal
słyszałam, jak myśli: „Co taki facet, jak ten, robi z Suze Simon?" Ha, nie wiedziała, przez
co przeszłam dla tego faceta ani co on zrobił dla mnie Starając się nie sprawiać wrażenia,
jakbym się pyszniła, ujęłam Jesse'a pod ramię i powiedziałam:
No, to na razie - Po czym zaprowadziłam go na parkiet
Z Paulem? - Jesse uniósł brwi pytająco, kiedy objęłam go za szyję
W porządku
Wiesz to stąd, że?
Tak mi powiedział
A ty mu wierzysz?
Wiesz co? - Podniosłam głowę z ramienia Jesse'a - Wierzę
Rozumiem -Jesse stał, podczas gdy ja kołysałam się w takt muzyki - Susannah? Co ty
robisz?
Tańczę z tobą Jesse spojrzał na moje stopy, ale nie mógł ich
zobaczyć pod długą suknią
Nie znam tego tańca - oznajmił
To łatwe - Puściłam j ego szyj ę, chwyciłam j ego dłonie i ułożyłam j e na swój ej talii A
potem znowu objęłam go za szyję - Teraz się kołysz Jesse zaczął się poruszać
Widzisz? Też to potrafisz
Jak się ten taniec nazywa? - szepnął mi do ucha
Wolny - odparłam - Nazywa się wolnym tańcem
Później Jesse już nie odzywał się za wiele Naprawdę szybko
chwytał dwudziestopierwszowieczne obyczaje towarzyskie
Nie wiem, po jakim czasie podniosłam głowę i wtedy zobaczyłam stojącego obok tatę
Tym razem nie podskoczyłam jak oparzona W pewien sposób spodziewałam się, że go
zobaczę
Cześć, dzieciaku - powiedział
Przestałam tańczyć i zwróciłam się do Jesse'a:
Czy mogę cię na chwilę przeprosić? Jest tu ktoś, z kim, hm,
muszę zamienić słowo
Oczywiście - uśmiechnął się Jesse
Z sercem przepełnionym zachwytem dla niego, podeszłam pośpiesznie do palmy, za którą
przystanął tata
Cześć - powiedziałam, lekko zdyszana - Przyszedłeś
Naturalnie, że przyszedłem - odparł tata - Pierwszy prawdziwy bal mojej córeczki?
Sądzisz, że mógłbym to przegapić?
To nie dlatego cieszę się, że przyszedłeś - stwierdziłam, biorąc go za rękę - Chciałam ci
podziękować
Podziękować? - zdziwił się - Za co?
Za to, co zrobiłeś dla Jesse'a
Dla Jesse'a? - Domyślał się i zmieszany wykonał ruch, jakby chciał puścić moją rękę Och
To
Tak, to - powiedziałam, ściskając go jeszcze mocniej -Gdybyś nie skłonił go do
przyjścia do szpitala, straciłabym go na zawsze
Cóż - powiedział z miną, j akby chciał być gdzieś - gdziekolwiek- indziej W gruncie
rzeczy, wyglądał cóż, prawie tak, jakby już był gdzieś indziej Był dużo bardziej przezroczysty niż
zwykle - Płakałaś i wzywałaś mnie Podczas gdy to Jesse'a powinnaś była wzywać
Myślałam, że Jesse odszedł Więc wzywałam ciebie Bo zawsze byłeś przy mnie, kiedy cię
naprawdę potrzebowałam I wtedy też Uratowałeś go, tato Chciałam tylko, żebyś wiedział, ile to
dla mnie znaczy Zwłaszcza że wiem, że wcale nie pochwalałeś, no, wiesz, tego, że się przeniosłam
w czasie
Tata wyciągnął rękę i poprawił mi przekrzywioną orchideę przy sukni Z jakiegoś jednak powodu,
zamiast ją chwycić, jego palce przenikały przez woskowe płatki Nagle zrozumiałam, co się dzieje I
nie mogłam nic zrobić, tylko stać i patrzeć na niego ze łzami napływającymi do oczu
Tak, przykro mi z tego powodu - ciągnął tata, maj ąc na myśli swój sprzeciw wobec mojej
podróży w czasie w celu „uratowania" Jesse'a Z każdym słowem nikł w oczach I to wcale nie
dlatego, że patrzyłam poprzez zasłonę łez - Widzisz, gdybyś się cofnęła i uratowała moje życie, to
byłoby tak cóż, jakbym umarł i obijał się przez ostatnich dziesięć lat daremnie
To nie było daremne, tato - powiedziałam, trzymając z całej siły rękę, która, nawet kiedy to
mówiłam, prawie wyślizgiwała mi się z dłoni - To było dla Jesse'a I dla mnie To dlatego
jesteś wreszcie gotów, żeby przejść dalej Sam zobacz Tata popatrzył na
siebie, potem na mnie, wyraźnie wstrząśnięty
W porządku, tato - powiedziałam, ocieraj ąc wolną ręką łzy z twarzy
Teraz już ledwie go widziałam została tylko drżąca kolorowa plama i lekki ucisk na dłoni Czułam
jednak, że się uśmiecha Uśmiecha i płacze jednocześnie Tak samo jak ja
Będzie mi ciebie brakowało
Opiekuj się swój ą matką - wyrzucił z siebie pośpiesznie, j akby w obawie, że zniknie, zanim
zdoła to powiedzieć
Przyrzekam
I bądź grzeczna
A czy zdarza mi się nie być? - zapytałam łamiącym się głosem
Błysnął raz jeszcze, po czym zniknął Na zawsze
Minęło sporo czasu, zanim zdołałam wrócić do Jesse'a Musiałam się wypłakać za palmą, a potem
naprawić poczynione przez łzy uszczerbki w makijażu Kiedy wreszcie podeszłam do niego,
spojrzał na mnie z uśmiechem
Odszedł? - zapytał
Odszedł - odparłam odruchowo A potem aż westchnęłam z wrażenia
Jesse -Wytrzeszczyłam na niego oczy - Czy ty c z y ?
Czy widziałem, j ak rozmawiałaś przed chwilą ze swoim oj cem? - zapytał Kąciki ust
lekko mu drżały - Tak
A więc możesz - Nie mogłam się pozbierać ze zdumienia-Możesz
Widzieć duchy i rozmawiać z nimi? - Jesse uśmiechnął się w świetle księżyca
-Wygląda na to, że tak Dlaczego? Czy to stanowi jakiś problem?
Nie Tylko że to by znaczyło - prawie nie wierzyłam we własne słowa - To znaczy,
że jesteś
Querida - powiedział Jesse i przyciągnął mnie do siebie -Zatańczmy Nie mogłam
jednak otrząsnąć się z szoku Jesse - mój Jesse -nie był już duchem Był pośrednikiem Jak
ja
Jedyna rzecz, której nie rozumiem - mówił mi Jesse wprost
do ucha - to dlaczego zajęło mu to tyle czasu?
Kołysałam się w jego ramionach, prawie nie zwracając uwagi na jego słowa „Jesse jest
pośrednikiem - tylko to miałam w głowie - Teraz Jesse jest pośrednikiem"
Twój oj ciec - powiedział Jesse - Przenosi się dalej Dlaczego teraz?
Objęłam go za szyję A co innego miałam zrobić?
Naprawdę nie wiesz? - zapytałam Pokręcił głową
Uśmiechnęłam się; czułam, jakby serce miało mi pęknąć ze szczęścia
Podziękowania
Serdecznie dziękuję Beth Ader, Jennifer Brown, Laurze Langlie, AbigailMcAden, a zwłaszcza
Benjaminowi Egnatzowijak również wszystkim czytelnikom, którzy od początku wspierali tę
serię.