background image
background image

Nie   zgadzam   się   na 

umieszczanie   mojego   tłumaczenia  
na innych chomikach, forach itp.,  
ani  na wysyłanie ich na e-maile. 

Szanujmy się!!

background image

 

Spis treści

    

 Rozdział Pierwszy: Aria

....................................................

 

str. 4

         

Rozdział Drugi: Sebastian

 

................................................. 

str. 10

       

  

Rozdział Trzeci: Aria

 

......................................................

 

str. 18

       

  Rozdział Czwarty: Sebastian

............................................... 

str. 24

         

Rozdział Piąty: Aria

.

........................................................ 

str. 31

background image

Rozdział 1

Aria

Las Vegas, Nevada 

Walenie powinny siedzieć w oceanie, a nie w kasynie. Ale w moje profesji, częściej niż 

rzadziej, właśnie tu je znajdziesz. Przytulone do stolika pokerowego, albo do rosyjskiej ruletki, 
popijają Lagavulin i zawracają głowę każdej ładnej dziewczynie która przechodzi obok. 

No ale cóż, mieszkam w Vegas i pracuję w Atlantis, w aktualnie najgorętszym kasynie w 

Strip. Gdzie indziej do diabła zobaczę walenia, jak nie w swoim własnym ogródku?

Dziś to miejsce jest nimi zapełnione, bogaci faceci rozrzucają wokół żetony o wartości 

tysięcy   dolarów   jak   konfetti   i   wychylają   alkohole   warte   tysiące   dolarów   w   ten   sam   sposób. 
Chciałabym powiedzieć, że to nietypowy przypadek, ale prawdą jest, że to jest moje życie. Było 
takie już od jakiegoś czasu. 

Ja mam inny wgląd z tej strony na kasyno niż wy z waszego typowego doświadczenia w 

Vegas, taki który jest wypełniony garniakami za dziesięć tysięcy dolców i zakładami za dziesięć 
milionów. Powietrze trzaska od dźwięku, zapachu i uczucia pieniędzy. Co przekłada się na znacznie 
wyższe   napiwki,   niż   obsługiwanie   regularnych   piętr,   napiwki   których   rozpaczliwie   potrzebuję. 
Wszystko co muszę zrobić by je zarobić to ignorowanie faktu, iż walenie po tej stronie jedwabnej 
kurtyny   mają   o   wiele   bardziej   lepkie   łapska.   I   zawyżone   poczucie   posiadania   prawa   do 
wszystkiego.

Potrzebuję   dwóch   kolejek   Lagavulin,   Belvederu   i   żurawiny,   kolejnego   Nolet's   Reserve, 
toniku   i   kieliszka   Patron   Silver,   -   mówię   Michaelowi,   dzisiejszemu   barmanowi,   gdy 
podnoszę brudne martini i kilka mohito zmieszanych z alkoholem z górnych półek.

Kiwa głową, nie przerywając rytmu, kiedy potrząsa margaritę w jednej ręce i dolewa coli do 

rumu drugą. 

I   wtedy   znowu   wychodzę   w   tłum,   wracając   do   stolików   z   rosyjską   ruletką   w 

dziesięciocentymetrowych szpilkach, które noszą wszystkie kelnerki jak mówi mój szef. Za bardzo 
mi one nie przeszkadzają – nauczenie się chodzenia w Louboutins i Manolo było zawarte w moim 
programie nauczania podczas dorastania – ale po siedmiu godzinach na nogach, nawet moje stopy 
zaczynają skomleć. 

Więc,   może   dlatego   nie   jestem   zbyt   cierpliwa   gdy   Wieloryb   Numer   Jeden,   Japoński 

biznesmen który właśnie przyleciał z Tokyo, głaszcze sugestywnie mój tyłek i uda. 

Odwracam  się  i   posyłam  mu   spojrzenie,   a  on  unosi  ręce   do  góry  w udawanym   geście 

poddania się. 

Podać   coś   jeszcze?   -   pytam   go   słodkim   głosem   i   ze   stanowczym   wzrokiem.   Z 
doświadczenia wiem, że kolesie jak on mają problem z utrzymywaniem tej gierki kiedy 

background image

patrzą ci prosto w oczy. To lekcja której nauczyłam się od mojej matki lata temu: nadziani 
faceci będą cię szanować tylko wtedy, gdy tego zażądasz.

Nawet jeśli jesteś żoną jednego z nich. A może, zwłaszcza wtedy.

Ale to inna historia, milion światów od miejsca w którym jestem teraz. Dzięki Bogu. Teraz 

muszę się martwić jedynie o facetów którzy lubią mój tyłek odrobinę za bardzo. 

Kolejnego Lagavulina, Aria, - mówi mi, z intensywnym Brytyjskim akcentem.

Oczywiście, sir. Za sekundkę z nim wrócę.

Tym razem gdy się odwracam, mój tyłek zostaje nietknięty. 

Serwuję mohito Waleniowi Numer Dwa i debilnej blondynie starszej o pewnie czterdzieści 

lat, która obecnie wali się mu na ramię. Rzuca on napiwek pięćdziesięciu dolarów na moją tacę i 
dziękuję   mu   zanim   przygotowuje   się   na   dostarczenie   brudnego   martini.   Idzie   ono   do  Walenia 
Numer Trzy, Rosyjskiego milionera, a ten jest prawdziwym dupkiem. Był tu jedynie godzinę i już 
mam więcej niż jednego siniaka na tyłku od jego nieproszonej uwagi. 

Proszę, brudne martini z trzema oliwkami, - mówię mu z wymuszonym uśmiechem gdy 
stawiam szkło przed nim. Upewniam się by utrzymać moje ciało – i tyłek – z dala od niego,  
ale w jakiś sposób ten kutas i tak mnie szczypie. Zaciskam zęby i odliczam od dziesięciu, by 
przypomnieć sobie wszystkie powody dla których przywalenie mu było by złym pomysłem. 
Zaczynając od tego, że na serio potrzebuję tej pracy. - Mogę podać coś jeszcze?

Zaczynam ze sztuczką z nawiązywaniem kontaktu wzrokowego, ale ten facet jest jednym z 

tych rzadszych – i najgorszych – bywalców. On patrzy mi prosto w oczy i kurwa szczypie jeszcze 
raz. W tym momencie zaczynam widzieć na czerwono, a ręka aż mnie świerzbi do zaciśnięcia w 
pięść bym mogła mu ją wbić w twarz. Wyglądałby o wiele lepiej ze złamanym nosem. I bez zęba 
lub dwóch. 

Ja, jednakże, nie wyglądałabym nawet w połowie tak dobrze mieszkając na ulicy i w tym 

momencie, jedyna rzecz która stoi między mną i zboczeńcem jest ta praca. Nie dokładnie to co 
sobie wyobrażałam po ukończeniu Vassar, ale dawno temu przekonałam się że jak się nie ma co się 
lubi, to się lubi co się ma.

Poza   tym,   pozostaje   mi   to,   lub   czołganie   się   do   domu   tatusia   ze   spuszczoną   głową   i 

podwiniętym ogonem. A skoro to się na pewno nie wydarzy, muszę się po prostu uśmiechnąć i to 
znosić. Może i nie jestem w stanie kontrolować tego kolesia i tego co robi, ale jestem cholernie 
pewna,   że   mogę   kontrolować   siebie   i   swoje   życie.   I   to   zawiera   nie   poddanie   się   swojemu 
temperamentowi, bez względu na to, jak bardzo jestem prowokowana. 

Poza tym, moja zmiana się prawie skończyła. Mogę znieść wszystko, nawet utratę kontroli 

która wiąże się z tą pracą, tak długo jak koniec jest w zasięgu ręki. Nauczyłam się tego w ciężki 
sposób dawno temu. 

Co powiesz na randkę dziś wieczorem? - mówi gdy przesuwa ciepłą, lekko spoconą dłoń w 
górę   mojego   ramienia.   Z   całych   sił   powstrzymuję   się   żeby   nie   wzdrygnąć   się   w 
obrzydzeniu.

Kasyno nie pochwala randek pracowników z klientami. Ale z największą przyjemnością 
przyniosę panu drinka, lub menu jeśli pan zgłodniał. 

To czego kasyno nie wiem, kasyna nie zrani. - Jego ręką w dalszym ciągu przesuwa się po 

background image

moim ramieniu, a knykcie muskają moją pierś i sutek. - O której kończysz? - szczerzy się na 
swoją własną insynuację.

Napotykam wzrok rozdającego nad jego głową i Jake przyspiesza swoje rozdanie. Jego 

twarz jest pusta, ale widzę obrzydzenie w jego oczach, które na pewno odzwierciedla to, które teraz 
staram się jak najlepiej ukryć. 

Będę   pracować   jeszcze   przez   jakiś   czas,   -   mówię   mu,   delikatnie   wysuwają   się   z   jego 
uścisku. - Daj mi znać jeśli będziesz czegoś potrzebował.

Uśmiecham się krótko, gdy ten wrzuca napiwek na moją tacę – dwadzieścia dolców – ale 

nie   mogę   zmusić   się   do   podziękowania.   Zamiast   tego,   kiwam   głową   i   znikam   w   tłumie   za 
kurtynami. Pozwalam sobie odetchnąć dopiero gdy jestem kilka kroków dalej. 

Przyjmuję   kilka   nowych   zamówień   i   podsuwam   je   Michaelowi,   gdy   ustawiam   na   tacy 

ostatnią kolejkę drinków. I wtedy jestem wolna, ale jeszcze robię kolejna rundkę wokół stolików. 
Dziś, ta połowa sali zachowuje się znacznie lepiej. Oczywiście jeśli nie przeszkadza ci kilka długich 
spojrzeń i klepnięcie lub dwa w tyłek. 

To nie jest na zawsze, przypominam sobie gdy ignoruję sposób w jaki pan Benson przesuwa 

rękę po moim ramieniu.  Bierze  on swojego Johnnie Walkera  Blacka  i wrzuca mi  dwadzieścia 
dolarów na tacę jako okazanie tego, że docenia to co widzi. Wsuwam kasę do kieszeni i dziękuję 
mu uprzejmie. 

Następny przystanek to stół do pokera. W puli dziś jest pięćdziesiąt tysięcy i każde krzesło 

jest zajęte. Stawiam Belvedere i żurawinę przy łokciu pani Jenkins, Nolet's Reserve i tonik koło 
pana Daviesa i kieliszek Patron Silver obok pana Cervantesa. Wycofuję się nie chcąc napiwku – 
trzy godziny dostarczania mu drinków nauczyło mnie by wejść i wyjść tak szybko jak możliwe. 

To   właśnie   kiedy   wracam   do   baru   zauważam   Walenia   Numer   Trzy   –   Rosjanina   – 

obmacującego jakąś kasynową laskę, która zawędrowała w bogate progi. Króliczek jest wystrojona, 
prawdopodobnie planując złapać jakiegoś nadzianego walenia, ale nawet stąd mogę powiedzieć, że 
ten którego złapała jest spoza jej ligi. 

Cholera.

Spieszę z powrotem do baru, biorę swoje zamówienia i idę w tamtym kierunku. Ostatnią 

rzeczą jakiej chcę, jest angażowanie się w kolejną rozmowę z tym facetem, ale ma on rękę szczelnie 
owiniętą wokół ramienia dziewczyny i wiem, po sposobie w jaki się ona skręca – i po grymasie na 
jej twarzy – że on ją rani.

Po drodze zatrzymuję się przy ochroniarzu i wskazuję głową w ich kierunku. Ten spogląda 

na nich, ale wzrusza ramieniem na mnie, jakby nie miał pojęcia czego od niego oczekuję.

Ja pierniczę. Mam tak dosyć tego klubu bogatych kolesi, gdzie facet może sobie robić co 

żywnie mu się podoba, tak długo jak kładzie forsę na stół. Niesamowite jest jak kilka milionów 
dolarów potrafi kupić własnowolne odwrócenie wzroku i pozwolenie na seksualne molestowanie.

Nie   mając   innego   dostępnego   ratunku,   idę   do   walenia   i   jego   nieszczęśliwej   wybranki 

wieczoru.

Tu jest pański drink, - mówię mu, uderzając szkłem o stół troszeczkę za mocno. - Podać coś 

background image

jeszcze?

Nawet na mnie nie patrzy, gdy przesuwa wolną rękę po ramieniu dziewczyny, ale ona tak, 

jej mocno umalowane oczy błagają mnie bym coś zrobiła, gdy próbuje odsunąć się od niego cal po 
calu. Przez sekundę, jest to jakby patrzenie się we własne oczy, we wspomnienia dziewczyny, którą 
kiedyś byłam.

Cholera by to. Nie mogę się zaangażować. Nie w to – jestem wystarczająco mądra by 

wiedzieć, że to nie skończy się dla mnie dobrze. Ale w tym samym czasie, nie mogę zostawić tej 
biednej, głupiej dziewczyny. Nie kiedy wyraźnie czuje się nie komfortowo. 

Posyłam jej subtelne skinięcie głową i wracam do ochroniarza. Mannego, tak mi się wydaje.

Słuchaj,   będziesz   musiał   interweniować.   Ten   koleś   kompletnie   przekracza   granice.   - 
Wskazuję na Rosjanina.

Manny patrzy w ich stronę.

Nie wygląda jakby potrzebowała pomocy.

Ale potrzebuje. On praktycznie ją molestuje. Musisz wkroczyć.

Mam wyraźnie rozkazy od pana Caine. Nie interweniujemy w takie sytuacje, chyba  że 
zostaniemy o to poproszeni bezpośrednio przez klienta. 

Czy ty tak na poważnie? - nie czekam na jego odpowiedź – to nie tak że ma on taką która 
mnie zadowoli – i zamiast tego odchodzę by dostarczyć ostatnie zamówienia. 

Nie   spuszczam   wzroku   z   tej   dwójki,   gdy   przyjmuję   nowe   zamówienia   i   cały   czas 

dostarczam drinki. Kilka razy wygląda jakby laska próbowała go spławić, uciec, ale za każdym 
razem on się tym nie przejmuje. Raz dziewczyna nawet wstaje, żeby odejść, idąc do drugiego 
stolika, ale facet idzie za nią, ręką obmacując jej tyłek, dokładnie jak zrobił to z moim jakiś czas 
temu.

Zaciskam zęby, próbując przypomnieć sobie że to nie jest moja sprawa. Jeśli naprawdę by 

chciała, mogłaby po prostu wstać i wyjść z kasyna. Chociaż z drugiej strony nie jestem pewna, czy 
by za nią nie poszedł. I najwyraźniej ona jest tego samego zdania. Nie trzeba się wysilić żeby 
pomyśleć, że jest tu bezpieczniejsza będąc molestowana przez niego, niż byłaby próbując sama 
wyjść. Zabezpieczenie się i takie tam. 

I nadal mówię sobie, żeby trzymać się z daleka. Że to nie jest mój problem. Że i tak mam już 

wiele na głowie bez tego. Że za piętnaście minut skończę zmianę i że powinnam po prostu spuścić 
głowę i zignorować to.

Ale i tak wracam się do ich stolika i nic mnie nie kosztuje zapytanie go czy chce kolejnego 

drinka. Więc tak robię. I tym razem widzę jak rękę wsuwa pod jej spódniczkę, a palcami muska 
brzegi jej pończoch. 

Wtedy   rzucam   okiem   na   jej   twarz,   z   uniesionymi   delikatnie   brwiami.   Patrzy   na   mnie 

błagająco, zanim łapie go za rękę i ją odsuwa. Oczywiście, dupek jest zboczeńcem – i to ogromnym 
– więc w ciągu tylko kilku sekund jego ręka wraca, tym razem wsuwając się wyżej. 

Odwracam się, zdeterminowana żeby zaciągnąć tu Mannego – bez względu na wszystko. 

Ale ledwie co robię krok zanim słyszę pisk. Odwracam się akurat by zobaczyć jak ta menda ściska 
jej pierś. 

background image

Spadaj stąd, - mówi do mnie oddychając ciężko i część mnie wie że powinnam zrobić 
dokładnie to, jeśli chcę zatrzymać pracę.

Ale nie mogę tego zrobić. Nie kiedy Manny odmówił pomocy dwa razy. I nie kiedy wiem, 

że zostawienie jej samej z nim zaprowadzi tylko do gorszych rzeczy.

Pochylając się, tak żeby musiał spojrzeć mi w oczy, mówię mu:

Pójdę sobie, kiedy ty zrobisz to samo. Dziewczyna nie jest zainteresowana.

Co ty wiesz? - prycha na mnie i zaciska rękę na jej nodze aż ta znowu piszczy, tym razem  
wyraźnie z bólu. Kilka innych graczy spogląda w naszą stronę i jeden wygląda nawet jakby 
zamierzał interweniować. Ale twarde zimne spojrzenie Ruska powoduje, że nagle wszyscy 
znowu są zafascynowani swoimi kartami. - Dziwki jak ona zawsze są zainteresowane. 

W tym momencie widzę na czerwono, ale używam każdej resztki samokontroli, by mój głos 

był stanowczy. 

Proszę puść ją.

Albo co? - rzuca okiem na Mannego, który najwyraźniej patrzy wszędzie tylko nie tu. - 
Poślesz na mnie swojego tłustego ochroniarza? Ta groźba mi nie imponuje.

By to udowodnić, wsuwa palec jeszcze wyżej pod jej sukienką.

Dziewczyna drży i zaczyna odsuwać jego rękę.

Przestań, ty mała dziwko, - mówi jej, mściwie ściskając jej udo. - Powinnaś się cieszyć, że 
w ogóle się z tobą użeram

To ostatnie ostrzeżenie.

Chyba ci się coś pomyliło, - mówię mu gdy odwracam moją pustą tacę bokiem. - Ty się z 
nią nie użerasz, ty ją nękasz.

I dlaczego to jest twoja sprawa, ty mała cipo?

Obraza przechodzi mi tuż koło dupy. Jakby nie było, ci faceci nie są znani z posiadania 

klasy, przynajmniej nie wtedy kiedy są przyskrzynieni. 

Dlatego, że ona też jest klientką kasyna, a ty sprawiasz że czuje się niekomfortowo.

Mógłbym kupić i sprzedać to kasyno. Dobrze by ci zrobiło, gdybyś to sobie zapamiętała.

Oczywiście, że by mógł. Dlaczego, Boże dlaczego takie dyskusje zawsze sprowadzają się do 

stanu kont bankowych? Nie wiele dobrego mogę powiedzieć o moim życiu zanim tu przyjechałam, 
ale przynajmniej w mojej rodzinie i pośród ich znajomych, rozmiar męskiego fiuta zależy od czegoś 
więcej niż ile zer ma na koncie.

Umyślnie przewracam oczami i mówię mu:

O ile chciałabym być pod wrażeniem twojego kutasiego zachowania, niestety nie jestem. 
Więc odwal się od dziewczyny. Teraz.

Ten unosi wyzywająco brew, gdy całą rękę wsuwa pod jej spódnicę. Czekam, aż ta zacznie 

background image

się szarpać, odepchnie go, zrobi coś poza siedzeniem i wyglądaniem na przerażoną, ale udaje jej się 
tylko pisnąć. Matko Święta. Laska serio musi wyhodować sobie jaja.

Fakt,   że   ten   koleś   nawet   już   nie   zwraca   na   nią   uwagi,   fakt   że   wszystko   to   stało   się 

popisowym wyścigiem wkurzania między naszą dwójką z nią jako niefortunny poszkodowany, 
mnie wkurza. Jeśli pogrywałby sobie ze mną, zniosłabym to. Ale ona najwyraźniej nie może i 
próbując pomóc, tylko wszystko pogorszyłam.

To jest jedyna  wymówka jaką mam na to co robię następnie. Jakby nie było, kiedy tu 

przyszłam moją intencją było utrzymać wszystko na stopie spokoju. Ale kiedy facet się pochyla, nie 
spuszczając   ze   mnie   wzroku   i   liże   policzek   dziewczyny,   temperament,   nad   którym   tak   ciężko 
pracuję, wybucha.

I uderzam frajera moją tacą do drinków. 

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

background image

Rozdział 2

Sebastian

Co ja tu kurwa robię?

Te pytanie zadaję sobie przynajmniej pięć razy dziennie, codziennie, odkąd tu przybyłem. 

Jest to pytanie którego – przynajmniej teraz – oczekuję zadawać sobie   z pięć razy dziennie do 
końca życia.

Jest to przygniatająca myśl, przez którą przeczesuję dłonią włosy i zwalczam przymus by 

wyjść z tego biura, z kasyna i w ogóle wyjechać z tego cholernego miasta. Ale to nie wchodzi w 
grę. Nie dla mnie. Nie teraz. Bez względu na to, jak nie na miejscu się czuję. Sięgam po kontrolę,  
przypominam sobie że powrót był moją decyzją. Moją decyzję żeby tu teraz być, pracując żeby 
ulepszyć podstawy kasyna i zachować pracę wszystkich, którzy tu pracują. 

Interkom na biurku mojego ojca – na moim biurku – brzęczy i jego sekretarka – moja 

sekretarka – mówi:

Sebastian, Todd Waters chce pięciu minut.

Zachodzę w głowę, próbując przypomnieć sobie kim do chuja jest Todd Waters. Jestem tu 

od pięciu dni po tym jak nie było mnie dziesięć lat i nic nie jest takie jak zapamiętałem. Ani 
pracownicy, ani kasyno, ani nawet mój ojciec, który zachorował, zmarnował powłokę człowieka 
którym był kiedyś. 

Nie wiem co to o mnie mówi – albo o nim – że wolę g w takim stanie. 

Przyślij go, - mówię Lindzie, odwracając się od okna i idąc z powrotem do biurka, za 
którym nigdy nie pomyślałbym że usiądę. Za burkiem za którym nigdy nie chciałem usiąść.

Kiedy tylko Todd Waters wchodzi do pomieszczenia, od razu poznaję jego twarz. Dzienny 

Menadżer Piętra Kasyna z Wysokimi Relacjami. Jestem do dupy w pamiętaniu imion, ale nigdy nie 
zapominam twarzy. Jest on jednym z setek ludzi, którzy zostali mi przedstawieni w ciągu ostatnich 
kilku lat, ale pamiętam że go polubiłem. Myśląc, że wydawał się nie tylko kompetentny, ale i 
porządny. 

Wiem, że jeszcze się ze wszystkim oswajasz, - zaczyna zanim nawet dochodzi do mojego 
biurka.  - I  chciałem dać  ci  jeszcze  kilka  dni zanim zacznę  walić  do  twoich  drzwi,  ale 
zaistniała sytuacja, która wymaga załagodzenia przez ciebie lub twojego ojca.

Mój tata nie jest w stanie   niczego załagodzić i oboje o tym wiemy. Będąc ofiarą mini 

zawałów w ciągu ostatnich miesięcy, w tej chwili ani jego mowa ani stan psychiczny nie są w stanie 
nic zdziałać. Zwłaszcza po ostatnim ataku.

Co jest, oczywiście, głównym powodem dla którego tu jestem, próbując prowadzić kasyno, 

background image

w   którego   prowadzeniu   nie   jestem   w   ogóle   zainteresowany,   bo   raczej   wolałbym   siedzieć   w 
Bostonie będąc CFO jednej z największych fundacji dla dzieci na świecie. 

Od tego tutaj jestem ja, - mówię Toddowi, wskazując żeby usiadł w jednym z krzeseł po 
drugiej stronie biurka. Robi to i nie pierwszy raz odkąd tu przyjechałem, powala mnie to o 
ile niższe są one od fotela mojego ojca. Niedorzeczne wojenne zagranie psychologiczne, 
które powodowało, że jego goście czuli się nieswojo, a on czuł się jak król.

Nie   mam   czasu   –   ani   zainteresowania   –   w   takich   gierkach   pokazujących   władzę   i 

zapamiętuję żeby kazać wymienić te krzesła przed końcem dnia. To pewnie nie powinno być moim 
głównym priorytetem – nie po tym jak przejrzałem zapisy i zobaczyłem jak bardzo mojemu ojcu 
udało się wyruchać Atlantis na kasę w ciągu kilku ostatnich lat – ale pieprzyć to. Mogę mieć więcej 
niż jeden priorytet.

Co się dzieje? - pytam, po tym jak Todd siada i to samo robię ja.

Zeszłej nocy zaszła pewna sytuacja z jednym z waleni. On i jedna z kelnerek wdali się w 
kłótnię i ta skończyła uderzając go w banie ze swojej tacy do drinków.

Cóż,   muszę   przyznać,   to   jest   nowość.  Albo   przynajmniej,   coś   o   czym   wcześniej   nie 

słyszałem. Gapię się na niego kompletnie zaskoczony gdy czekam aż powie więcej. Kiedy tego nie 
robi, w końcu pytam:

Więc, powiedziała ci przynajmniej dlaczego to zrobiła? Molestował ją?

Nie rozmawiałem z nią... to się stało na nocnej zmianie zanim przyszedłem. Ale pewnie tak. 
Naprawdę ma atuty, więc z nią pogrywają sobie bardziej niż z innymi kelnerkami. Ale 
zawsze się kontrolowała, aż do zeszłej nocy. 

Więc co w takim razie ją wkurzyło?

Właśnie chodzi o to, że nie wiem. David zwolnił ją po tym incydencie... powiedział jej żeby 
przyszła dziś odebrać wypłatę – i na tym powinno się skończyć. Nie słyszałem nawet o tym 
co   się   stało   dopóki   waleń   do   mnie   nie   zadzwonił,   wrzeszcząc   na   całe   gardło.  Właśnie 
wracam ze spotkania z nim. Jest całkiem nieźle wkurzony i grozi że nas pozwie, jeśli nie 
dostanie rekompensaty za swoje fizyczne i psychiczne urazy. 

Siłą powstrzymuję się, żeby nie przewrócić oczami. 

Fizyczne i psychiczne urazy?

Todd zaciska usta i wydaje mi się, że próbuje powstrzymać się od prychnięcia. 

Ta.

Czy my już go nie rekompensujemy? Oferując mu darmowy pobyt, furę i resztę?

Tak.

Więc   kim   jest   ten   koleś?   Czego   chce?   Jeśli   kelnerka   została   już   zwolniona   nie   jestem 
pewien czego on szuka. 

Ma na imię Petrov Rubinov. Jest rosyjskim milionerem, zarobił kasę na czarnym rynku, 
przemycając diamenty, broń, dziewczyny.

W żołądku mi się przewraca i ponownie zastanawiam się co ja tu kurwa robię. Spędziłem 

lata   pracując   w   fundacjami   żeby   pomóc   zakończyć   przemyt   niewolników   i   handel   seksualny 
niepełnoletnimi, a teraz jestem tutaj, obdarowując jednego z najgorszych wrogów. Czy to dziwne, 
że cały pieprzony czas czuję się brudny? 

background image

Widziałeś nagranie? - domagam się, bo nie ma mowy żeby ten skurwysyn dostał ode mnie 
coś za darmo, zwłaszcza jeśli to on jest tym, który zawinił. Chcę wiedzieć dokładnie co się 
wydarzyło, zanim Todd zorganizuje spotkanie, żebym mógł „załagodzić sytuację”. Jakby to 
się miało w ogóle wydarzyć.

Kazałem je wyciągnąć gdy szedłem tutaj. Powinno być już w twojej poczcie.

Odwracam się do komputera i odświeżam przeglądarkę, żebym mógł zobaczyć większość 

nowych   e-maili.   Jakby   nie   patrzył,   jest   tam   jeden   e-mail   od   ochrony   zatytułowany   „nagranie 
Rubinova”.

Klikam w niego i przywołuję Todda, żeby stanął obok mnie i obejrzał to ze mną. 

Są tam dwa różne klipy wideo, jeden który trwa pięć minut i jeden który trwa dwadzieścia 

cztery minuty. Klikam najpierw w pięciominutowy i patrzę jak Rubinov sunie palcem w górę uda 
ładnej   rudej   dziewczyny,   który  jest   ze   dwadzieścia   lat   młodsza   od   niego.  W  sposobie   jaki   ta 
odpycha jego rękę i rozgląda się za pomocą, nie wygląda jakby cieszyła się jego niepodzielną 
uwagą. 

Wściekle   zapamiętuję,   jak   nawiązuje   ona   kontakt   wzrokowy   w   rozdającym...   i   jak   ten 

celowo odwraca wzrok. 

Co to było do ciężkiej cholery? - domagam się.

Nie wiem. - Todd też brzmi na wkurwionego. - David i ja mamy różne style panowania nad 
sprawami,   ale   żaden   z   nas   nie   jest   obojętny  gdy  klienci   są   molestowani.   Nawet   przez 
wysoko postawionych kutasów. 

Fakt, że musi to tak ująć sprawia, że jestem jeszcze bardziej zirytowany. Dorastałem w 

Vegas, w kasynie stojącym jakieś dwie przecznice od Strip.

1

 Poszedłem na Harvard, pracowałem w 

wysoko ustawionej fundacji. Wiem jak działa ten rozrzedzony świat. Jak pieniądze dają facetom 
fałszywe poczucie posiadania kontroli i przez które myślą że mogą mieć wszystko czego chcą. 

To nie oznacza, że musi mi się to podobać.

Dwadzieścia sekund później kelnerka – przynajmniej zakładam że to kelnerka – wchodzi w 

kadr. Ma na sobie króciutką granatową spódniczkę, czystą białą bluzkę i pończochy które musi 
nosić każda kelnerka i od razu mogę powiedzieć, że Todd ma rację. Kobieta naprawdę ma atuty. 

W  sumie   to   jest   przepiękna   i   przez   minutę   jestem   tak   zajęty  gapieniem   się   na   nią,   że 

przestaję śledzić to co powinienem. Jej ciemne włosy sięgają ramion i są spięte w kucyk, który 
tylko uwydatnia jej oszałamiającą strukturę kości i długą, delikatną szyję. Ma ciemne oczy, pulchne 
wargi i oliwkową skórę. Na jej policzkach widnieje również wściekłe zarumienienie, przez które 
jest jeszcze bardziej atrakcyjna.

Jak również dzięki kontroli jaką ma nad sobą – i nad temperamentem – przez  co widzę, że 

znajduje się na granicy. 

Teraz zainteresowany, zarówno nią jak i sytuacją, obserwuję sposób w jaki się porusza, 

sposób w jaki się trzyma. Jest wysoka nawet bez szpilek, które ma  na nogach, mając w nich 
przynajmniej sto osiemdziesiąt centymetrów, z długimi nogami i krągłymi biodrami i z tyłkiem 
który w tej spódniczce wygląda jak milion dolców. I chodzi jakby wiedziała, że stać ją na więcej niż 
ta robota, niż to miejsce. 

1

http://www.searchrank.com/wp-content/uploads/2015/09/las-vegas.jpg

 

 

background image

Cholera. Nie ma się co dziwić, że wszystkie bogate gnojki ją obmacują. Dla większości 

facetów do których podchodzi, wyrzeczenie nie jest słowem które znają. Do diabła, sam jestem 
całkiem   spokojnym,   zawsze-miej-szacunek-do-kobiety   typem   faceta   i   wszystko   o   czym   mogę 
myśleć, to przetestowanie tej kontroli, przekonanie się jak daleko mogę ją doprowadzić zanim ją 
straci.

Ale nawet kiedy o tym myślę, ona faktycznie traci kontrolę... choć nie w sposób w jaki 

wyobrażałem sobie w ostatnich kilku minutach. Zamiast tego zamachuje się tacą i uderza faceta, a 
jej   długie,   idealne   ciało   rusza   się   z   perfekcyjną   precyzją.   Nieoczekiwane   zwrot   –   pomimo 
ostrzeżenia   Todda   –   wyciąga   mnie   z   chwilowego   odurzenia   i   puszczam   nagranie   jeszcze   raz. 
Oglądam je ponownie, tym razem zwracając uwagę na to co się dzieje, zamiast rozmyślać o tym jak 
bardzo chcę przetestować kontrolę kelnerki. 

Zajmuję mi jakieś trzydzieści sekund, żeby uświadomić sobie że dziewczyna robi wszystko 

żeby nakłonić Rubinova żeby przestał macać drugą kobietę. Przez kolejne trzydzieści sekund mój 
gniew wzrasta, a do czasu gdy go uderza jestem wściekły, że nie było mnie tam żebym zrobił to za 
nią. 

Facet jest draniem z pierwszej ligi. 

Puszczam nagranie jeszcze raz, żeby upewnić się że złapałem każdy niuans sytuacji. Wtedy 

puszczam   dłuższe   nagranie,   patrząc   jak   kelnerka   podchodzi   do   ochroniarza,   kiwając   głową   na 
Rubinova i dziewczynę.

Więc próbowała to zgłosić, próbowała iść po pomoc. I ochroniarz ją spławił. Ta świadomość 

sprawia że gniew buzujący w moich żyłach gotuje się. Pozbawili jej kontroli, zostawili bez innego 
wyjścia niż zrobić to co zrobiła. A później ją za to zwolnili. 

Nie. Absolutnie nie. Może tak sprawy toczyły się pod rządami mojego ojca, ale on już nie 

jest u władzy. Ja jestem. I nie tak będą załatwiane tu sprawy. 

Gdzie on jest? - pytam Todda, kiedy wideo w końcu się kończy.

Kiedy   wychodziłem,   był   w   swoim   apartamencie,   czekając   na   twoje   przeprosiny.   Pokój 
2857.

Na moje przeprosiny tak? - chyba raczej na moją stopę w swojej dupie, bo to jedyna rzecz –  
ostatnia rzecz – jaką ten drań dostanie ode mnie czy od Atlantis. - Wygląda na to, że będzie 
zawiedziony. 

Odpycham się od biurka i wstaję.

W chwili gdy pani... jak ma na imię kelnerka?

Aria. Aria Winston.

W chwili gdy Aria Winston przyjdzie po wypłatę, chcę o tym wiedzieć. Powiedz ZP, żeby ją 
do mnie przyprowadzili, dobrze? 

Kiwa głową.

Oczywiście.

I chcę dziś spotkania ze wszystkimi głowami dziennej zmiany. Chcę upewnić się że wszyscy 
poczynając od ochroniarzy po pracowników, rozumieją iż przymykanie oka na taki rodzaj 
naprzykrzania się klientom jest nie do przyjęcia i nie będzie tolerowany. - Patrzę na swój 
zegarek, gdy wychodzimy z biura. - Chcę spotkania na jedenastą. 

background image

Zatrzymuję się przy biurku mojej sekretarki. Ma ona z pięćdziesiąt lat, jest mądra, sprytna i 

z tego co zrozumiałem, kompletnie lojalna mojemu ojcu. Muszę jeszcze zdecydować czy przeniesie 
tę lojalność na mnie – bo ona też jeszcze nie zdecydowała. Mam nadzieję, że tak będzie. Lubię ją i 
myślę że jest silnym dodatkiem do tego biura. 

Linda, potrzebuję żebyś zwołała spotkanie za godzinę. Każda głowa, dyrektor i menadżer 
każdego   obszaru   kasyna   ze   zmiany   dziennej   ma   stawić   się   w   pokoju   konferencyjnym. 
Proszę przekaż im, że nieobecność nie wchodzi w grę. Wtedy zwołaj to samo spotkanie dla 
menadżerów nocnej zmiany. To ustaw na dziewiątą, dobrze?

Oczywiście. Mam powiedzieć im czego ono dotyczy?

Nie kłopocz się. Wprowadzę ich w temat. 

Dwadzieścia   minut   później   –   po   tym   jak   wykonałem   parę   telefonów   które   okazały  się 

oświecające – stoję przed drzwiami Rubinova, czekając aż otworzy. Oczywiście, zajmuje to kilka 
minut – klasyczne zagranie pokazujące władzę słabych i narcystycznych – i kiedy w końcu otwiera 
drzwi, ma na sobie jeden z hotelowych szlafroków i nic poza tym. Tylko żeby pokazać mi jak 
bardzo ma mnie gdzieś. Tylko po to, żebym zrozumiał, jak ważny on jest i jak przejął kontrolę nad  
sytuacją. 

Szkoda tylko, że nikt nigdy nie nauczył go, że ci którzy mają prawdziwą władzę i kontrolę 

nigdy nie muszą się z nią obchodzić. 

To jest błąd który popełnia większość bogatych kolesi i taki, którego przysiągłem sobie nie 

popełnić. Dorastałem patrząc jak mój tata grał w te władcze gierki. Wiem wszystko o tym, jak one 
działają   i   może   jeśli   nie   byłbym   taki   wkurzony,   zechciałbym   okazać   panu   Rubinovi,   trochę 
szacunku jaki myśli że mu się należy. Ale jestem wkurzony i gówno mnie obchodzi jak myśli że 
ważny jest ten pierdolony drań. Nie ma  prawa molestować kobiet w moim hotelu a następnie 
przyjść z płaczem domagając się rekompensaty, kiedy on zawinił.

Oczekiwałem ciebie pół godziny temu, - mówi gdy podchodzi do swojej luksusowej kanapy, 
która   jest   ustawiona   tak,   aby  można   było   patrzeć   na   Strip.   Jest   to   widok   przy  którym 
dorastałem i który przestał mnie zadziwiać dawno temu – ale to widok którym odwiedzający 
Las Vegas wydaje się nigdy nie nudzić. Chociaż w dzień nie wygląda inaczej niż inne miasta 
– o ile nie liczyć piramid, fontann, repliki Wieży Eiffel i Empire State Building.

Bardzo umyślnie nie przepraszam, tak jak nie czekam aż powie mi że mogę usiąść, zanim 

zajmuję miejsce. Jego nozdrza falują i wiem z jego spojrzenia, że nie jest zadowolony, ale nie 
jestem tu po to, żeby go zadowalać. Tylko dlatego, że nie interesują mnie władcze gierki, nie 
znaczy, że nie wiem jak kontrolować sytuację kiedy tego chcę. 

Rubinov podnosi szklankę wody, wódki – nie wiem i mam to w dupie – i wychyla zwartość 

naraz gdy czeka aż rozpocznę konwersację. No to sobie poczeka – on chciał tego spotkania, on 
przemówi pierwszy. 

Cisza zalega między nami, napięta jak przewody wysokiego napięcia Cirque du Soleil, który 

jest teraz główną atrakcją Atlantis. Rubinov wierci się niekomfortowo gdy cisza się przedłuża, ale ja 
się nie ruszam, nie mówię. Ledwo co mrugam, gdy celowo rozluźniam swoją postawę. I czekam aż 
pęknie. 

Mija   tylko   kilka   minut   zanim   wykrzykuje   coś   po   rosyjsku.   Dwie   nagie   dziewczyny 

wychodzą z sypialni. Wyglądają na ledwie pełnoletnie i mimo że żadna z nich nie ma aktualnie na 
sobie siniaków, obydwie wyglądają jakby wracały z tygodniowej popijawy. Siadają na kanapie 

background image

obok niego a ten poklepuje je jakby normalna osoba poklepała psa. 

Jestem wystarczająco mądry, żeby wiedzieć że odstawia przedstawienie dla mojej korzyści, 

ale i tak przez to zaciskam zęby i napinam ramiona. Bo mimo że wyglądają jakby były tu z własnej 
woli, nie mogę być pewny. Nie po przebiegającymi mi przez głowę słowach Todda, który wyjaśnił 
w jaki sposób Rubinov zarabia swoje pieniądze. 

Wybiera on ten moment żeby przemówić. 

Chcę, żeby kelnerka została zwolniona. I żeby moja stawka przy stole urosła do dwudziestu 
milionów,   niestrzeżona.   Chciałbym   zostać   tu   dodatkowy   tydzień...   moje   dziewczynki 
polubiły ten apartament. - Przesuwa odrobinę rękę, ściskając sutki jednej z dziewczyn. Ta 
nie krzywi się na jego dotyk, zamiast tego wygina się, uśmiechając i czuję jak ulga zalewa 
moje ciało. Mogę czuć obrzydzenie, na to jak on traktuje te kobiety, ale przynajmniej nie 
wydaje   się,   że   im   to   przeszkadza.   To   jedna   rzecz   mniej   do   zamartwiania   się   przy 
kontrolowaniu  już i  tak  niestabilnej   sytuacji. - A  moje  dziewczynki  lubią  ładne  rzeczy. 
Biżuterię, bieliznę i tym podobne. - Wzrusza ramionami jakby to pojęcie wprawiło go w 
zakłopotanie. Jakby nie nosił stu kawałków w złocie i diamentach na własnym palcu. - 
Byłbym   bardzo   zadowolony,   gdyby   dostały   wszystko   czego   chcą   z   sklepów   na 
promenadzie. I oczywiście dostęp do spa. 

Patrzy mi w oczy.

Czegokolwiek zechcą. Jeśli tak się stanie, jestem pewien że będę w stanie zapomnieć o 
niefortunnym incydencie który wydarzył się zeszłej nocy.

Nieograniczony   dostęp   do   sklepów   i   spa,   -   powtarzam.   -   Dodatkowy  tydzień   w   moim 
hotelu,   za   darmo   oczywiście.   Wyższy,   nieograniczony   limit   przy   stołach.   Poprawnie 
zrozumiałem twoje żądania?

Prośby, - mówi mi z uśmiechem który mówi, że są to w rzeczy samej żądania. I, że jest 
pewien że ma kontrolę... czym pokazuje jakim jest głupcem. - Ta dziwka. Musi zostać 
zwolniona. Zostałem zapewniony przez twojego pracownika, że to już się stało, ale chcę też 
twojego zapewnienia. 

Daję sobie chwilę, żeby pomyśleć jaką taktykę chcę obrać, ale szczerze mówiąc, skończyła 

mi się cierpliwość z tym draniem i jego nadętym poczuciem własnej wartości. Może zabawne 
byłoby trochę sobie z nim pograć, zapędzić go w róg jak kot robi z myszką, ale nigdy nie miałem 
głowy do takich rzeczy. 

Więc,   zamiast   pozwolić   mu   zapędzać   się   w   swoich   żądaniach,   zamiast   przez   kolejną 

sekundę pozwolić mu myśleć że ma Atlantis – i mnie – w garści, patrzę mu prosto w oczy i mówię:

Nie.

Mija chwila zanim to słowo do niego dociera, zanim zadowolony z siebie i skąpy wyraz jego 

twarzy znika i wypełnia się zdezorientowaniem.

Nie rozumiem.

Przykro to słyszeć, bo myślałem że „nie” nie wymaga objaśnienia. 

Wygląda jak ryba, jego usta otwierają się i zamykają jak żyworódka gdy tak się na mnie 

gapi. Wtedy wrzeszczy na dziewczyny po rosyjsku i te podskakują schodząc z kanapy i biegną z 
powrotem do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Nie to, żeby to był szok. Ego u facetów jest 

background image

punktem w który zawsze można ostro uderzyć.  

Zakładam, że żartujesz, - mówi mi po tym jak echo zatrzaskiwanych drzwi cichnie.

Zakładasz   niepoprawnie.  Ale   skoro   najwyraźniej   masz   problem   ze   zrozumieniem   mnie, 
pozwól że ci to wszystko przeliteruję. Mówię „nie” na dodatkowy tydzień. Mówię „nie” na 
podwyżkę przy stołach. Mówię „nie” na opłacone wizyty w sklepach i w spa dla twoich 
'dziewczynek'. I mówię zdecydowane „nie” na zwolnienie kelnerki, która tak przy okazji, 
ma na imię Aria, za zrobienie tego co powinien zrobić każdy mój pracownik. Czy to co 
powiedziałem jest dla ciebie wystarczająco jasne? 

Do tego czasu twarz Rubinova jest krwisto czerwona i jedynie podstawowa ludzka biologia 

powstrzymuje go od wypuszczenia pary uszami.

Myślisz, że to jakaś gra? - domaga się. - Myślisz, że możesz sobie ze mną kurwa pogrywać? 
Zniszczę to kasyno.

Nie krępuj się, - mówię. - Nie sądzę, że zajdziesz bardzo daleko... widziałem nagranie z tego 
co się działo kiedy moja kelnerka cię  uderzyła.  Zdecydowanie próbowała  powstrzymać 
molestowanie którego dokonywałeś.

To jest niedorzeczne...

Nie   jest.   Chciałabym   żeby  było,   bo   myśl   że   ktokolwiek   mógłby  tak   traktować   kobietę 
gdziekolwiek, ale zwłaszcza w moim kasynie, wkurwia mnie. Ale to nie jest niedorzeczne. I 
wiesz co jeszcze nie jest niedorzeczne? Fakt, że kiedy kazałem szefowi ochrony zadzwonić 
do paru innych kasyn, dowiedział się że to nie jest pierwszy raz kiedy byłeś zamieszany w 
coś takiego. W rzeczy samej dostałeś zakaz wstępu do Bellagio, New York-New York i 
Venetian za incydenty bardzo podobne do tego, do którego doszło tu zeszłej nocy. 

Wstaję, posyłam mu spojrzenie które mówi, że się nie pieprzę, że ja mam kontrolę nad tą 

sytuacją i że tak było od początku. 

Więc, żeby upewnić się że nie będzie nieporozumień w związku z tym co ma się właśnie 
wydarzyć, pozwól że powiem ci to powoli i wyraźnie. Spakujesz śmieci swoje i swoich 
dziewczyn i wyniesiesz się z mojego hotelu. Dziś. Jeśli znikniesz w ciągu godziny to nie 
zostaniesz obciążony rachunkiem za ostatnie cztery dni pobytu w tym apartamencie i cztery 
miliony dolarów które w tym momencie wisisz kasynu zostaną wymazane. Jeśli wybierzesz 
nie zaakceptowanie mojej oferty, zostaniesz stąd usunięty i będziesz bulił każdego centa, 
którego roztrwoniłeś w tym hotelu przez ostatnie cztery dni. A więc, twój wybór którą opcję 
wybierzesz, ale bardzo polecam zdecydować się na tę pierwszą.
 

Wtedy się odwracam, celowo pokazując mu swoje plecy mimo że wiem iż to jest ryzyko. 

Ale dla faceta jak on, upokorzenie przez bycie zignorowanym, przez  bycie odprawionym jest jakieś 
milion razy gorsze niż uderzenie. Właśnie dlatego nie mogę oprzeć się pokazaniu mu za jakie 
ścierwo go uważam. Za takie ścierwo za jakie on uważa Arię i drugą kobietę z wczoraj. Za takie 
ścierwo jakimi według niego są wszystkie dziewczyny – i chłopacy – na których zbudował to 
imperium. 

Przeklina po rosyjsku, kupa słów których nie rozumiem. Ale nie muszę ich rozumieć, żeby 

wiedzieć że mój przekaz do niego dotarł. 

Nie ujdzie ci to na sucho, - mówi mi, jego akcent nagle staje się dziesięć razy silniejszy niż  
był pięć minut temu. - Nie wiesz kim jestem?

Wtedy podnoszę na niego wzrok. Nie mogę się powstrzymać. Ale upewniam się, że moje 

background image

spojrzenie jest puste i pokazuje że nie jestem pod wrażeniem gdy mierzę wzrokiem jego ciało od na 
wpół łysej głowy z kucykiem do jego gołych stóp. 

Wiem dokładnie kim jesteś, - mówię mu po minucie, upewniając się że jasno zobaczy jak 
bardzo nie jestem pod wrażeniem tego, kim i czym jest. - To dlatego nigdy więcej nie chcę 
widzieć cię w pobliżu mojego hotelu.

Z jego przekleństwami dzwoniącymi mi w uszach jak muzyka – jest jeszcze wcześnie ale 

teraz,   kiedy   zrujnowałem   mu   humor   tak   absolutnie,   że   uważam   swój   dzień   za   spełniony   – 
wychodzę z apartamentu.

Jedna godzina, - przypominam mu zanim zamykam drzwi za sobą. Ale jakoś nie sądzę, że 
wszystko zajmie mu aż tyle czasu.

  

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

background image

Rozdział 3

Aria

Przyjadę później, Lucy. Mam kilka spraw do załatwienia, - mówię siostrze gdy wychodzę z 
samochodu i zaczynam długi spacer do Atlantis, przez parking dla pracowników.

Obiecujesz? - domaga się. - Bo mama zgłupiała i nie pozwala mi nawet wyjść z łóżka. Ja tu 
oszaleję.

Ona nie jest głupia. Jest po prostu... nadopiekuńcza. Miałaś poważną operacją mniej niż 
tydzień temu. 

I przeżyłam ją! - oponuje Lucy. - Tak jak przeżyłam wszystkie inne. Ale wszyscy wiemy, że 
nie naprawiła ona niczego, że odwleka tylko to, co nieuniknione. I nie chcę spędzić reszty 
tego co nieuniknione, leżąc w łóżku kiedy mogę coś robić!

Słyszenie jak mówi o własnej śmierci tak nonszalancko, jest jak kopniak w brzuch. Istnieje 

część mnie, która wie, że dobrą rzeczą jest, że siostra nie żyje w zaprzeczeniu, że walczy z tą 
cholerną chorobą wszystkim co posiada. Że jest tak zdrowa jak każdy z ciężkim przypadkiem 
choroby kruchych kości. Ale istnieje też druga część – część, która zatrzymuje mnie w Vegas mimo 
że chcę być najdalej jak się da od tego miejsca – która jest rozrywana kawałek po kawałeczku za 
każdym razem gdy o tym mówi. Za każdym razem muszę stawiać czoła faktowi, że moja mała 
siostrzyczka nie będzie żyła wiecznie. Że może nie przeczyć nawet kolejnych dziesięciu lat. 

Wiem, wiem. - Mówię miękko, spoglądając na zegarek, gdy biegusiem pędzę przez parking. 
Cholera jest prawie druga, co znaczy że jeśli chcę dostać się do domu, żeby zobaczyć Lucy 
zanim  wróci   tata,   muszę   ruszyć   tyłek.   Powinnam   przyjść   po  swoją   cholerną   wypłatę   z 
samego rana, ale siedziałam w internecie rozglądając się za ogłoszeniami i próbując znaleźć 
inną pracę.

Niestety,   jest   lato   i   większość   prac   do   których   mam   kwalifikacje   –   nawet   jeśli   nie 

ukrywałam swojego stopnia w Vassar z filozofii, ani prawdziwego nazwiska – zostały zajęte przez 
studentów, którzy chcą spędzić swoje wakacje imprezując w Vegas.

A wszystko to oznacza mniej więcej że mam przejebane, przynajmniej jeśli nie chcę wracać 

do tatusia po pomoc. Czego absolutnie odmawiam zrobić. 

Mam trochę oszczędności, nie wiele, ale wystarczająco na przetrwanie sześciu tygodni, bez 

wypłaty. Dwa miesiące jeśli zrezygnuję z moich co tygodniowych sesji na terapii... a tego naprawdę 
nie chcę robić. Ale biorąc pod uwagę alternatywę – powrót do domu z podkulonym ogonem – kilka 
tygodni, bez wizyt u z Dr. Collins to mała cena do zapłacenia.

Dziś mamy czterdzieści cztery stopnie i do czasy gdy dochodzę do kasyno-hotelu jestem 

oblana   potem   i   zatrzymuję   się   na   chwilkę   w   drzwiach,   żeby   wchłonąć   trochę   klimatyzacji   i 
pożegnać się z siostrą.

Następnie idę szybko przez kasyno z jego oślepiającym światłem i automatami, kierując się 

do   kasy   żeby   odebrać   swój   czek.   Z   moich   kalkulacji   powinien   on   być   wart   płacy   za   jakieś 
czterdzieści osiem godzin – pełny tydzień przed pięcioma dniami wolnego – i cały wczorajszy 
dzień. Co brzmi jakby miała to być przyzwoita suma, ale tak naprawdę nie jest. Kiedy pomyślę o 

background image

tym na jak długo musi mi starczyć ta wypłata skoro nie będzie więcej napiwków i dopóki nie znajdę 
innej pracy. 

Myślę, że będzie to dość szybka procedura – jakby nie było, zostałam zwolniona. To raczej 

nie wymaga przemowy końcowej. Ale kiedy dochodzę do kasy, odsyłają mnie do kadry i kiedy tam 
docieram, odsyłają mnie do biura pana Caine. 

Co totalnie mnie wkurwia. No proszę cię. Tak, przegięłam ale dupek serio się o to prosił. W 

dodatku,  zostałam już zwolniona – co jeszcze do diabła chce mi zrobić ten facet?

2

Kusi mnie, żeby uciec i powiedzieć do diabła z tym wszystkim. Ale potrzebuję wypłaty – to 

jedyna rzecz jaka stoi między mną i proszeniem ojca o kasę – a wolałabym powiesić się na Strip niż 
poprosić go o choćby centa. Nie dlatego, że by mi go nie dał, ale dlatego że właśnie by to zrobił. 
Jedyny problem polega na tym, że to liczyło by się z milionem zobowiązań, a z tym definitywnie 
skończyłam. Zajęło mi dwadzieścia cztery lata by odciąć się od tych cholernych zobowiązań i 
przejąc kontrolę na własnym życiem i kiedy to zrobiłam, zrobił się bałagan w cholerę. Nie ma 
mowy, żebym dobrowolnie zgodziła się do ponownego przywiązania do nich. 

Żołądek mi się skręca do czasu gdy docieram do biura pana Caine na trzydziestym piętrze. 

Nie dlatego, że denerwuję się spotkaniem z wielkim szefem – w ten sposób nie denerwuję się już od 
dłuższego czasu – ale dlatego, że boję się co powie. To jest Vegas i ci faceci mają całą władzę. Jeśli 
nie chce mi zapłacić, bo tamten fiut chce mnie pozwać czy coś, nie będę mogła nic z tym zrobić. 
Nie bez prawnika, na którego mnie nie stać. I nie kiedy najwyraźniej to ja jestem ta zła. 

Nie żebym zamierzała przyznać to jemu lub komukolwiek innemu. Nie, potrzebuję tego 

cholernego czeku i nie wyjdę stąd bez niego. 

Kiedy dochodzę do jego biura, pokazuję się jego sekretarce – starszej kobiecie z krótkimi 

włosami i kwaśnym wyrazem twarzy który przypomina mi o zakonnicy z  Our Lady of Lourdes, 
katolickiej szkoły dla dziewczyn do której chodziłam przez ostatni rok liceum. Sekretarka mówi, 
żebym usiadła, ale ignoruję ją. Zamiast tego, podchodzę do okna i wyglądam przez nie na Strip 
znajdujące się pode mną. Stąd wygląda ono prawie magicznie – syf, broszury porno i desperacja są 
oddalone o milion mil. 

Przypominam sobie czas kiedy te rzeczy zawsze były oddalone o milion mil, czas kiedy 

prestiż i błyskotki były jedynymi rzeczami które wiedziałam o Las Vegas. 

Ale to było dawno temu i nie ma po co zaglądać do przeszłości. Albo przynajmniej to moja 

filozofia i będę się jej trzymać. Jak tylko dostanę ten cholerny czek i będę w drodze. 

Przygotowuję   się   na   długie   czekanie   –   nie   mogę   uwierzyć   że   zwolniona   kelnerka   jest 

wysokim   priorytetem   dla   Richarda   Caine   –   ale   mija   ledwie   kilka   minut   zanim   zakonnica   w 
normalnych ubraniach mówi mi żebym weszła do środka.

Idę do drzwi prowadzących do biura wewnętrznego kręgu ludzi, ale zanim mogę tyle co 

dotknąć klamki, drzwi stają otworem. I ukazują wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę z 
najszerszymi   ramionami   jakie   wiedziałam.   Mężczyznę,   który   zdecydowanie   nie   jest 
siedemdziesięcioletnim panem Caine. 

Nasze oczy spotykają się w progu, nasze ciała stykają się w wąskim przejściu. I przez długą 

sekundę nie mogę myśleć, nie mogę oddychać. Nie mogę zrobić niczego poza gapieniem się, gdy 

2 Zależy czy chodzi Ci o usta czy o inne części ciała :D

background image

moje starannie dopracowane mam-wszystko-w-dupie nastawienie idzie w diabły. 

Nie chcę, żeby to zobaczył, nie mogę na to pozwolić, więc patrzę na jego twarz, prosto w 

oczy, dokładnie tak jak nauczyła mnie matka. Ale tym razem, to nie działa. Tym razem, jedynie co 
robi to spojrzenie to sprawia, że jestem jeszcze bardziej roztrzęsiona. Nie dlatego, że jest takim 
zbereźnikiem jak Ruski drań z zeszłej nocy, ale dlatego że właśnie nie jest. 

Mrugam,   próbując   się   skupić,   ale   widzę   tylko   jego   zielone   oczy.   Wibrujące,   dzikie   i 

wypełnione mrokiem który wydaje się być echem tego, który jest we mnie. Jest to mrok, nad 
którego ignorowaniem ciężko pracowałam, mrok nad  którego udawaniem że nie istnieje spędziłam 
zbyt dużo czasu.

Fakt że tak łatwo widzę odbicie tego mroku w tym mężczyźnie jest przerażający. Powinnam 

odwrócić wzrok, odsunąć się. Uciekać. Ale zamiast tego, po prostu stoję tam przez kilka długich, 
cichych sekund. Zaczarowana. Pochwycona. Zniewolona.

Nie ruszam się. Nie mrugam. Do diabła, nie jestem pewna czy w ogóle oddycham. Jedynie 

dziko galopujące serce dowodzi mi, że nadal żyję.

Istnieje   mała   część   mojego   mózgu   –   wygląda   na   to,   że   to   jedyna   część   która   nadal 

funkcjonuje   –   która   jest   przerażona   moją   fascynacją   tym   mężczyzną.  To   ta   sama   część,   która 
krzyczy żebym odeszła, uciekła póki jeszcze mam jakąś kontrolę i żebym dała sobie spokój z kasą 
za czterdzieści osiem godzin, którą mi wiszą. 

A ja dalej się nie ruszam. Nadal stoję tam, w tych drzwiach, z piersiami jedynie cal lub dwa 

od jego klaty, z twarzą zdecydowanie zbyt blisko jego. I patrzę jak ten mnie obserwuje. 

Ale wtedy coś zmienia się w jego boskich, zielonych oczach, coś się otwiera i przez chwilę 

– tylko chwilę – mogę wejrzeć głęboko w niego, gdy nagle boję się że on może wejrzeć we mnie. 

To jest najstraszniejsza rzecz w tym całym cholernym spotkaniu, myśl że tylko spoglądając 

może   zobaczyć   coś,   na   co   ciężko   pracowałam   żeby   ukryć.   Jedynie   ta   myśl   wyrywa   mnie   z 
dziwnego stanu zawieszenia i wrzuca z powrotem do mojej popieprzonej rzeczywistości. 

Przepraszam,   -   mówię,   przyciskając   plecy   do   ściany,   żeby   znowu   go   nie   dotknąć.   - 
Przyszłam zobaczyć się z panem Caine.

Ja jestem panem Caine.

Bezczelne kłamstwo pomaga mi się trochę ogarnąć. Mrużąc oczy na niego, cal po calu 

wycofuję się z progu, wchodząc do recepcji. 

Widziałam pana Caine a ty wcale nie wyglądasz jak on. Nie wspominając o tym, że jesteś o 
jakieś pięćdziesiąt lat za młody by zastąpić gościa który prowadzi to miejsce.

Wtedy   się   uśmiecha   i   tak   łatwo   przechodzi   z   mrocznego   i   dobrze   wyglądającego   do 

absolutnie   boskiego,   tak   boskiego   że   jeśli   nie   czułabym   ciepła   jego   ciała   przy   swoim,   nie 
uwierzyłabym że jest prawdziwy. Nie uwierzyłabym, że jest czymś innym niż bogiem Atlantis 
wychodzącym z  jednego z obrazów w galerii sztuki mieszczącej się dwadzieścia pięter pod nami. 

Ale on jest prawdziwy i ten uśmiech wypełnia jego ostre kości policzkowe i pełne usta i 

nagle palce mnie swędzą, żeby zaplątać je w dzikich czarnych włosach, które obramowują jego 
twarz upadłego anioła. To nie jest uczucie jakiego zazwyczaj doznaję – nie reakcja jaką normalnie 

background image

mam – i przez to robię się nerwowa, a nie wiele rzeczy potrafi to we mnie wywołać. 

Ludzie mówię, że wyglądam jak moja matka. I tak naprawdę jestem czterdzieści lat młodszy 
od mojego ojca, ale dzięki za komplement.

Jesteś synem Richarda Caine. - Ciężko mi  w to uwierzyć  biorąc pod uwagę to, że nie 
słyszałam nic o jego powrocie. Wydaje się to jak okropnie duży sekret do zachowania i 
totalnie niepotrzebny. 

Jestem. Sebastian Caine. Mój ojciec jest chory, więc wróciłem w zeszłym tygodniu, żeby 
przejąć trochę jego obowiązków, - wyjaśnia, odpowiadając na pytanie, którego nie zadałam. 

Ale to wyjaśnia dlaczego nie wiedziałam, że wrócił – cały zeszłym tydzień miałam wolne, 

siedząc z Lucy w szpitalu kiedy plotka rozeszłaby się najgłośniej. 

Proszę, - mówi, odsuwając się z progu i wskazując na swoje biurko. - Wejdź do mojego 
biura.

Mówi pająk do muchy. Z wyjątkiem tego, że to miało coś wspólnego z siecią prawda? Ale 

kiedy czeka tak cierpliwie, obserwując mnie tymi wielkimi, zielonymi oczami, nie mogę poradzić 
nic   na   widzenie   jedynie   sieci.   Istnieje   część   mnie

3

  –   ta   która   ma   władzę   nad   instynktem 

samozachowawczym – która chce uciec tak daleko i tak szybko jak potrafi od tego mężczyzny, tego 
biura, tej chwili. Ale już raz uciekłam. Obiecałam sobie, że nie zrobię tego ponownie i nie planuję 
złamać tej obietnicy. Zwłaszcza nie przez coś tak niedorzecznego jak mała fascynacja seksualna. 

Więc   robię   jedyną   rzecz   jaką   mogę   –   wchodzę   do   jego   biura.   I   modlę   się,   żebym   nie 

pozwoliła dumie wejść w drogę zdrowemu rozsądkowi. 

Ale ledwie co przeszłam przez próg, moje szpilki zaplątują się w dywan i lecę do przodu, 

kompletnie   pozbawiona   równowagi.   Myśląc,   że   już   po   mnie   wyrzucam   ręce   przed   siebie   i 
przygotowuję się na upadek. Ale ten nigdy nie nadchodzi. Zamiast tego, silne ramiona okrążają 
moją talię i pociągają mocno do tyłu.

W tak łatwy sposób znowu stoję prosto, ale jestem również tam gdzie byłam na początku – 

przyciśnięta do długiego, gibkiego śmiercionośnego ciała Sebastiana Caine. Z tym, że teraz to nie 
lekkie muśnięcie piersi przy piersi i ręki przy ręce. Nie, to kontakt całego ciała – moje plecy przy 
jego klacie – i nie jestem pewna czy jestem przestraszona czy podniecona tym jak dobrze go czuć. 

Może to i to. 

Przynajmniej to jest wymówka, którą sobie daję, co do tego dlaczego od razu od niego nie 

odskakuję. Dlaczego tam stoję, przyciśnięta do niego – chroniona przez niego – dużo dłużej niż 
powinnam. 

Nie to, żeby spieszył się mnie puścić. Nie, jego ręka jest zaciśnięta na moim biodrze, a 

kciukiem   pociera   moją   talię.   Moje   zakończenia   nerwowe   nagle   płonął   na   jego   dotyk,   gorące 
uczucie ogarnia moje ciało z każdym przesunięciem jego kciuka. 

Wszystko dobrze? - jego głos jest niski, prymitywny z wystarczającą ilością chrypki by 
moje ciało przeszedł dreszcz. To dziwne, nowe uczucie, takie które prosi się o splątane i 
długie, przepełnione śliskimi od potu ciałami noce. Z nim.

Jest tak intensywny, potężny i tak mroczny seksualnie że reaguję na niego fizycznie. Na jego 

3 Kolejna część? Ja pierdziele to z ilu ty się części składasz? O.o

background image

moc którą rozprzestrzenia jedynie oddychając. Mój puls przyspiesza, sutki są naprężone, a oddech 
wychodzi w krótkich, ostrych sapnięciach, które rozpaczliwie próbuję – i zawodzę – kontrolować. 

Jest do-dobrze, - mówię mu w końcu, a głos drży mi o wiele bardziej niż bym chciała.

Czuję jak kiwa głową, jego podbródek muska moją głowę gdy powoli – prawie niechętnie – 

odsuwa ramiona z mojej talii. 

Może usiądziesz, - mówi, wskazując dwa krzesła przed jego biurkiem.

To   przypomnienie,   że   muszę   ogarnąć   swój   mózg.

4

  W   końcu.   Wysuwając   podbródek, 

upewniam się że brzmię pewnie – lub przynajmniej tak pewnie jak każda kobieta która właśnie 
została złapana, trzymana i pieszczona przez szefa swojego szefa i jego szefa szefa.

5

Nie sądzę by to było konieczne. Przyszłam tylko odebrać wypłatę.

Wtedy unosi brwi, szybki ruch w górę i w dół przez który mam motyle w brzuchu. 

Usiądź, Aria. - Brzmi rozkazująco, ale w tym samym czasie, wiem że to rozkaz kiedy go 
słyszę. Chcę się sprzeciwić dyrektorowi – kobieta którą jestem teraz nie za dobrze wykonuje 
rozkazy, ale potrzebuję tych pieniędzy. A nie złej diagnozy. I dlatego właśnie uginam kolana 
i powoli, boleśnie siadam na krześle.

Zamyka drzwi i oczekuję, że okrąży swoje biurko, żeby usiąść w ogromnym fotelu które jest 

naprzeciwko tego w którym obecnie siedzę. Ale zamiast tego, ten siada na krześle obok mnie zanim 
sięga do kieszeni i podaje mi kopertę.

Wierzę, że przyszłaś po to.

Kiwam głową nie kłopocząc się otwieraniem jej. Zamiast tego, wsuwam ją do torebki i 

ruszam się by wstać. Jego ręka wystrzela do przodu, delikatnie spoczywa na moim ramieniu i 
dostarcza wystarczającego nacisku, by zatrzymać mnie na miejscu. 

Od kontaktu ogarnia mnie gorąco, moje sutki twardnieją pomimo mojej determinacji by 

utrzymać sprawy na poziomie profesjonalnym. Wtedy uśmiecha się, mroczne wykrzywienie ust 
które wywołuje u mnie dreszcze. To sprawia, że moje ciało drży a oddech jest nierówny. 

Odsuwam się gwałtownie na oparcie krzesła – ruch który w ogóle nie jest w moim stylu – i 

próbuję zdecydować co do diabła się dzieje. On mi nie grozi, nie ma nic niebezpiecznego ani 
bardzo seksualnego w sposobie w jaki na mnie patrzy i dotyka. I jednak moje ciało płonie jak Strip 
o północy, każda komórka mojego ciała iskrzy na nic więcej niż jego zwyczajny dotyk. 

Nie łapię tego. Nie rozumiem dlaczego reaguję tak na Sebastiana Caine kiedy nigdy nie 

reagowałam tak szybko ani tak silnie na innych mężczyzn. Oj trochę się umawiałam. Byłam nawet 
zaręczona i spędziłam sześć miesięcy tych zaręczyn próbując przekonać samą siebie, że kochałam 
Carlo.  A  i   tak   nigdy   nie   zareagowałam   w   ten   sposób,   tak   szybko   i   rozpaczliwie.   Obolałymi 
piersiami, płonącą skórą, coraz bardziej mokrą cipką. 

Niezwykłość tego wystarcza by zatrzymać mnie na krześle przez długie sekundy, z oczami 

na jego gdy odwzajemnia mój wzrok. Ale wtedy ogarnia mnie strach i zaczynam wstawać. 

4 Hahahaha zaorała i zamiotła ;D
5 Wat? Serio musisz se zbadac mózg ^^

background image

Ponownie, delikatnie lecz stanowczo naciska na mnie bym została na miejscu. Nadal się do 

mnie uśmiecha, jego twarz jest wyrzeźbiona w idealnie uprzejmy wraz. Ale jego oczy wypełnione 
są zainteresowaniem drapieżnika, którego nawet nie próbuje ukryć. 

To mnie martwi. Nie dlatego, że myślę że mnie skrzywdzi, ani dlatego że nie sądzę że sobie 

poradzę. Ale dlatego, że to mi się podoba. Lubię sposób w jaki na mnie patrzy, lubię sposób w jaki 
reaguje moje ciało na jego wzrok. 

Co jest niedorzeczne – i dlaczego ja się kołyszę?

Słuchaj, nie wiem co myślisz, że tu się dzieje panie Caine...

Sebastian, - mówi, przerywając moją tyradę. - Mam na imię Sebastian. 

Dobrze dla ciebie. Jestem pewna, że kogoś na pewno to obchodzi, ale ja przyszłam tu tylko 
po wypłatę i teraz ją mam, więc wychodzę.

Chciałbym, żebyś tego nie robiła.

Co proszę?

Chciałbym,   żebyś   została   na   kilka   minut   i   porozmawiała   ze   mną.   Przekonamy  się   czy 
moglibyśmy dotrzeć do źródła tego bałaganu. 

Przez minutę myślę, że bałagan o którym mówi to my i sposób w jaki na siebie działamy.  

Ale wtedy uświadamiam sobie że ma na myśli rosyjskiego walenia i mnie, zwolnioną. I nagle boję 
się, że wpakowałam się w więcej niż to, na co się pisałam. Byłam gotowa walczyć z Richardem 
Caine o moja wypłatę, byłam przygotowana na kpinę i irytującą protekcjonalność. Jakby nie było 
żyję z nią każdego dnia i nauczyłam się kontrolować siebie i sytuacje najlepiej jak mogłam. 

Ale to. To jest coś innego. Na twarzy Sebastiana nie ma arogancji, założenia że padnę na 

kolana i zrobię mu loda w podzięce za czek. Żadnego przeczucia, że myśli że może mnie przelecieć 
po prostu dlatego, że ma biuro na najwyższym piętrze, najgorętszego kasyna w Vegas. 

To nie jest ta straszna część. Z tym mogę sobie poradzić. Do diabła, radzę sobie z tym 

praktycznie   każdego   dnia.   Ale   reszta...   reszta   do   mnie   dociera.   Cichy   respekt,   oczywiste 
zainteresowanie, mrok który odzwierciedla mój. Nie wiem jak poradzić sobie z tymi rzeczami, nie 
wiem   jak   powinnam   odpowiedzieć.   Nie   jestem   w   swojej   grze,   zdezorientowana,   szukając 
odpowiedzi kiedy czuję że nawet nie wiem jakie pytania zadać.

Może właśnie dlatego zostaję, zamiast wybiec stąd tak szybko jak poniosą mnie stopy. 

Bo chcę poznać...i pytania i odpowiedzi. 

  

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

background image

Rozdział 4

Sebastian

Zauważam   moment,   w   którym  Aria   decyduje   się   zostać   zamiast   wybiec   z   krzykiem   z 

mojego biura. Jej całe ciało rozluźnia się i odchyla się ona na oparcie zamiast siedzieć na krawędzi, 
gotowa w każdej chwili stąd uciec. 

Ja też się rozluźniam, albo przynajmniej dobrze to udaję. Ciężko jest się naprawdę rozluźnić 

kiedy mój kutas jest już twardy i każdy instynkt jaki posiadam krzyczy, żebym ją wziął, bym ją 
pieprzył, związał i zrobił jej milion niewyobrażalnych rzeczy. 

Ale ona jest płochliwa, gotowa by uciec, a to ostatnia rzecz jakiej chcę. Nie żebym ją winił... 

dziewczyna każdego dnia użera się z bogatymi gnojkami. W swojej głowie została za to nawet 
zwolniona. Więc dlaczego powinna myśleć, że jestem inny? Dlaczego powinna myśleć, że chcę od 
niej czegoś innego, niż odebrania jej ostatniej cząstki kontroli jakiej się trzyma? 

Ale ostatnią rzeczą jakiej chcę, to pozbawienie jej kontroli... chcę jej ją dać, chcę pokazać jej 

po raz pierwszy w jej życiu, co to znaczy być potężną. Silną. W posiadaniu kontroli. Ale zanim 
mogę   zrobić   którąkolwiek   z   tych   rzeczy,   najpierw   musi   zrozumieć   jak   bardzo   różnię   się   od 
mężczyzn do których przywykła. 

Zaczynam więc od tego:

Przykro mi z powodu tego, co przydarzyło ci się zeszłej nocy. Byłaś jedyną na tym piętrze, 
która zajęła się tą sytuacją i myślę, że bulwersujące jest to, że David cię za to zwolnił.

Patrzy na mnie jakby wyrosły mi trzy głowy.

Przepraszam, co?

To ja powinienem cię przepraszać. Nie mam zwyczaju pozwalać na molestowanie kobiet  w 
moim   kasynie,   a   wczoraj   doszło   dokładnie   do   tego.   Zrobiłaś   co   mogłaś,   żeby   to 
powstrzymać, kiedy ochroniarz, makler, a nawet David tego nie zrobili. Nie powinnaś była 
zostać za to ukarana.

Nadal wygląda na zdezorientowaną.

Nie rozumiem.

Nie zwalniam cię, Aria. Nie za zrobienie tego co trzeba było zrobić. Możesz wziąć sobie 
dziś wolne, płatne, ale twoja posada będzie na ciebie jutro czekać, jeżeli nadal jej chcesz. 

Jeśli to możliwe, to wygląda na jeszcze bardziej osłupiałą, z szeroko otwartymi oczami i 

ustami w uroczym pokazie szoku.

Mówisz teraz poważnie? - domaga się w końcu.

Mówię kompletnie poważnie. 

Ale przywaliłam waleniowi. 

background image

Jestem tego świadomy. 

Moją tacą do drinków.

Tak. Widziałem nagranie.

Mocno. - Przeciąga słowo, podkreślając je, na wypadek gdybym miał wątpliwości do tego 
co zobaczyłem na nagraniu kasyna. - Uderzyłam go mocno.

I bardzo się z tego cieszę. Jedyne czego żałuję to to, że nie uderzyłaś go mocniej – draniowi 
udało się wstać i pokuśtykać to wyjścia kilka minut później. Wielka szkoda.

Wielka szkoda?

Wzruszam ramionami.

Moim zdaniem zasłużył na to i na od cholery więcej. Faceci którzy traktują kobiety, jakby 
były ich własnością zasługują na to co dostaną w zmian, kiedy ta własność się odgryzie.

Tym   razem   wyskakuje   z   krzesła,   ale   nie   zatrzymuję   jej   bo   nie   planuje   uciekać.   Jest 

wypełniona nerwową energią, która potrzebuje ujścia. Mam więcej niż jedną sugestię na to jak 
może poradzić sobie z tą energią, ale seksualne obmacywanie moich pracowników nie jest czymś 
czego jestem zwolennikiem. Nigdy. Zwłaszcza tych, które muszą zmagać się z takim zachowaniem 
co noc.

Więc zaciskam dłonie w pięści, by powstrzymać się od sięgnięcia po nią i patrzę i czekam, 

gdy ona chodzi od okna do krzesła i z powrotem. 

Nie łapię tego, - mówi, kiedy ponownie stoi przede mną. - Gdzie jest haczyk?

Nie ma haczyka. Twoja praca jest nadal twoja, jeśli jej chcesz.

Mimo że zaatakowałam klienta?

Atak to takie brzydkie słowo. Powiedzmy po prostu, że broniłaś klientki i tak to zostawmy.

To w sumie nie jest kłamstwo. Ale wiesz, jeżeli mnie tu zatrzymasz, koleś pewnie cię 
pozwie. 

Wtedy się uśmiecham, drapieżne obnażenie zębów sprawia że unosi brwi a oczy wyostrzają 

się z czyś co wygląda na coś bardzo podobnego do zainteresowania. Albo strachu. W tej chwili nie 
mogę zdecydować. 

To sprawia, że czuję się niekomfortowo – chcę wielu rzeczy od Arii, rzeczy które obejmują 

mokre od potu pościele i nielimitowany dostęp do każdego cala jej boskiego ciała – ale nie chcę 
żeby się mnie bała. Nie chcę, żeby choć przez moment czuła, że nie jest ze mną bezpieczna. 

Może spróbować mnie pozwać, - mówię jej. - Nie uda mu się.

Skąd wiesz?

Może  i minęło  dziesięć  lat  odkąd postawiłem stopę w Atlantis, Aria, ale  dorastałem w 
Vegas. Wiem jak to miasto działa.

Ja też. I wiedziałam, kiedy uderzyłam tego drania, że skończę płacąc za to w taki czy inny 
sposób. Więc jeśli nie tracę pracy, jak dokładnie oczekujesz, że zapłacę? - znowu wraca do 
chodzenia w kółko. 

Gniew zaczyna we mnie płonąć na insynuację, iskrzy pod moją skórą. Na nią, za myślenie, 

że wszystko czego od niej chcę to szybkie zrobienie mi loda, albo jeszcze szybsze pieprzenie na 
moim biurku jako zapłata za zrobienie właściwej rzeczy, za zaopiekowanie się nią. I na świat który 
nauczył ją by być tak podejrzliwą. Który nauczył ją, że wszyscy bogaci mężczyźni chcą od niej 
tylko jednej rzeczy. 

background image

A ponieważ to mi teraz nic nie da, chowam gniew głęboko w sobie. Koncentruję się na 

byciu racjonalnym, na pokazaniu jej że ja posiadam kontrolę, skoro instynkt mówi, że to jedyny 
sposób żeby ją teraz o wszystkim zapewnić.

Oczekuję, że zapłacisz mi wykonując swoją pracę. Z tego co słyszę, jesteś kelnerką od 
cholery. Dlatego właśnie David i Todd przydzielili cię do pracy w obszarze wymagającej 
klienteli. Nie planuję cię stracić bo jakiś dupek nie wie co znaczy słowo nie.

Widzę moment w którym dociera do niej moje słowo i podwójne znaczenie, które można 

dostrzec w koncepcji mojej utraty jej. Ale i tak, nie odpowiada w sposób w jaki oczekuję. Nie 
wydaje się, że odczuwa ulgę moim zapewnieniem. Zamiast tego, mruży na mnie oczy i domaga się:

Pieprzysz się ze mną?

Siła i żar za jej pytaniem, podnieca mnie, sprawia że mój kutas robi się jeszcze twardszy, 

nawet jeśli czuję jak płonie mój własny temperament. Wtedy wstaję, upewniając się że mam zapiętą 
marynarkę i ukrywa ona moją nagle rosnącą erekcję. I wtedy podchodzę do niej powoli, zmuszając 
ją do czekania. Zmuszając ją do zastanowienia się.

Zatrzymuję się jakąś stopę od niej – zbyt blisko na standardy biznesowe, ale nie tak blisko 

by ją wystraszyć. I wtedy pytam:

Czy czujesz się jakbym się z tobą pieprzył, Aria?

Te piękne, ciemne oczy rozszerzają się i ostatkiem sił powstrzymuję się by jej nie dotknąć. 

Żeby nie przyciągnąć jej do siebie i nie pokazać jak bardzo poważny jestem w stosunku do niej – w  
stosunku do pieprzenia jej i trzymania w ramionach po wszystkim. 

Nie wiem, - mówi po minucie. - W tym rzecz.. Nie mogę cię rozkminić.

To dlatego, że źle na mnie patrzysz. - Wtedy podchodzę bliżej, sunę ręką po jej policzku. - 
Bo   mogę   cię   zapewnić,   kochanie,   że   kiedy   będę   się   z   tobą   pieprzył,   będziesz   o   tym 
wiedziała.

Szarpie głowę do tyłu, z dala od mojego dotyku. 

Więc chcesz seksu.

Lubię jej bezceremonialność.

Od ciebie? Absolutnie.

Wiedziałam. - Łapie swoją torebkę, która leży na krześle, na którym siedziała. - Nie chcę tej 
głupiej roboty. Możesz ją sobie zatrzymać. 

Przechodzi obok mnie do drzwi, cała w ogniu i furii i długimi, szybkimi krokami. Łapię ją 

za ramię zanim może odejść za daleko i obracam żeby stanęła twarzą do mnie. Napotyka moje oczy 
z uniesioną głową, jej płoną gorąco gdy próbuje zdominować mnie wzrokiem. I widzę jedynie stal 
w jej kręgosłupie, silę woli czekającą żeby się wydostać.

Złapałem urywek tego kilka godzin wcześniej, kiedy oglądałem film jej pracującej przy 

stolikach.   Wtedy   się   na   tym   nie   skupiałem,   byłem   zbyt   rozzłoszczony,   że   w   ogóle   została 
postawiona w takiej sytuacji. Ale patrząc na nią teraz, zdecydowanie to widzę. Potrzebę kontroli – 
na sobą i nad światem wokół niej. Potrzebę stawiania własnych zasad, stawiania własnych granic 

background image

zamiast postawienia ich wokół niej przez mężczyznę, pracę i życie.

Podniecenie   niskiego   stopnia,   które   rosło   we   mnie   od   chwili,   gdy   otworzyłem   drzwi 

swojego biura i zobaczyłem że stała po ich drugiej stronie, nagle wybuchło w pełne pożądanie. 
Pełną potrzebę. Nie jest to reakcja do jakiej jestem przyzwyczajony, do tej nagłej, nienasyconej 
potrzeby dotknięcia, smakowania, posiadania. Spędziłem zbyt wiele lat pracując nad posiadaniem 
totalnej kontroli nad sobą i nad moim środowiskiem, żeby stracić ją tak po prostu na kobietę. Bez 
względu jak seksowna, jak mądra i jak prawdziwa jest ta kobieta.

Ale jaka jest alternatywa? Pozwolić jej wyjść? Nigdy się do niej nie odezwać, nigdy jej nie 

zobaczyć, nigdy ponownie o niej nie pomyśleć? Znam siebie wystarczająco dobrze by wiedzieć, że 
to się nie stanie.

Aria topnieje przy mnie, jej ciało robi się miękkie i mokre gdzie dotyka mojego własnego 

żaru. A i tak mnie wyzywa.

Powinieneś mnie puścić. - Jej głos jest ochrypły, ale oczy stanowcze. Zdecydowane.

Odhaczam palce z wokół jej ramienia, patrzę jak przysuwa łokieć do swojej talii i obniża 

rękę   do   boku.   Przez   chwilę   wpatruje   się   w   nią,   prawie   jakby  chciała   zrozumieć   co   się   stało. 
Dlaczego tak łatwo ją puściłem kiedy najwyraźniej szykowała się na walkę. Może nawet jej chciała.

Ale tu nie można pytać o pozwolenie, na żadne myśli o przymusie. Nie z tym co chcę jej 

zrobić, zrobić  z nią. Nie na to co zaplanowałem.

Tak więc odsuwam się, wyciągam ręce dłońmi do góry, w uniwersalnym geście poddania. W 

jej oczach widzę błysk rozczarowania - tak nikły że przeoczyłbym go gdybym na niego nie czekał – 
nie mniej jednak pojawił się. 

To tylko potwierdzenie jakiego potrzebuję i czuję jak się rozluźniam, stres wyparowuje z 

mojego ciała jakby nigdy nie istniał. Mój kutas nadal jest twardy, a zmysły wyostrzone. Ale dobre 
rzeczy przychodzą do tych, którzy czekają... a cierpliwość zawsze była jedną z moich zalet.

Muszę iść, - mówi mi i już słyszę nutkę pytania gdzie piętnaście minut temu znajdowałoby 
się jedynie zapewnienie. Determinacja.

Kiwam głową, i wskazuję drzwi w „rób co chcesz” ruchu. 

Przez długą sekundę, nie rusza się. Po prostu tam stoi, patrząc na mnie, zaciskając ręce w 

pięści i rozluźniając je po bokach i pełną wargą złapaną między zębami. 

Więc mam z powrotem swoją pracę? - pyta.

Tak, oczywiście.

Po prostu zgłoszę się jutro do pracy o ustalonej godzinie?

Absolutnie.

I nie ma żadnych haczyków?

Haczyków?

Nie muszę się z tobą pieprzyć, żeby zatrzymać pracę. - Wygląda na trochę zawstydzoną na 
swoją bezceremonialne żądanie informacji, jakby oczekiwała że dostanie reprymendę za 
wulgarny język. Ale ja lubię jej szczerość, lubię fakt że jest taka śmiała i otwarta. Na 
dłuższą metę to ułatwi między nami sprawy. 

background image

Twoja praca jest twoja bez względu na to co się stanie – lub się nie stanie – między nami. 

Chce tylko się upewnić że wszystko jest jasne. Nic między nami nie zajdzie. Nie sypiam z 
bogaczami. 

Więc to dobrze, że raczej nie planuję zbyt dużej ilości snu, prawda?

Panie Caine...

Sebastianie.

Patrzy   na   mnie   jakby   chciała   się   kłócić,   ale   w   końcu   poddaje   się   z   wyczerpany 

westchnięciem.

Dobra, niech będzie. Sebastianie.

Podoba mi się jak moje imię brzmi w twoich ustach, Aria. - Podoba mi się to, jak jej imię  
brzmi w moich.

Skoro zebrało ci się na dokładność, to proszę bardzo. Nie będę cię pieprzyć. 

Okej. - Słowo wychodzi o wiele bardziej nonszalancko niż czuję.

Patrzy na mnie podejrzliwie.

I to tyle? Okej?

Czego oczekiwałaś?

Nie wiem. Wcześniej brzmiałeś na tak pewnego siebie... chyba oczekiwałam, że będziesz 
zły, zirytowany.

Nie   widzę   sensu   w   złoszczeniu   się   na   coś,   na   co   nie   mam   absolutnie   wpływu.  Albo 
zdecydujesz się mnie pieprzyć, - specjalnie używam tego okrutnego słowa, ciesząc się jak 
kręci się trochę gdy opuszcza ono moje usta – albo nie. Tak czy inaczej, decyzja należy do 
ciebie. Ja tylko zabieram się na przejażdżkę. 

Tak dla jasności, nie będzie żadnej przejażdżki.

Wtedy się szeroko uśmiecham, lubiąc jej szybką odpowiedź prawie tak bardzo jak lubię jej 

ciało.

Zobaczymy.

Oj zobaczymy. - Urywa na chwilę, pochyla głowę i mogę praktycznie usłyszeć jak trybiki 
obracają się w jej głowie, gdy rozważa co chce powiedzieć. 

Okej. Tak. Będę tu jutro. Żeby pracować. - Wtedy odwraca się żeby wyjść, idąc prosto do 
drzwi z długimi nogami i pewnością siebie, które pierwszy raz zauważyłem na nagraniu. Na 
początku myślę, że to już wszystko, że wyjdzie bez oglądania się za siebie. Ale zatrzymuje 
się w ostatniej sekundzie, z ręką na klamce i patrzy się na mnie przez ramię. - Dziękuję. - 
Mówi. 

I tak po prostu moje ciało znowu twardnieje, mięśnie tężeją gdy żar ogarnia moją skórę. 

Kocham dźwięk tego słowa w jej ustach. Nie mogę powstrzymać wyobrażania sobie jak mówi to w 
innym czasie, innym miejscu i z innych powodów

Nie masz mi za co dziękować.

Wtedy  się   uśmiecha,   jedynie   szybkie   uniesienie   kącików   ust,   które   sprawia   że   chcę   je 

polizać. 

Jasne, że jest. Większość facetów w biurze najpierw by mnie zwolniło, a później nie zadało 
żadnych pytań.

background image

Nie jestem większością facetów.

Tak. Właśnie widzę. - Otwiera drzwi, ale nadal nie odrywa ode mnie wzroku. - Miło było 
cię poznać, Sebastianie Caine. 

Ciebie też, Ario Winston. 

To jest to. To co mówi, jak się zachowuje, określi jak sprawy się potoczą. Określi czy 

odczepię się od niej i zostawię w spokoju, lub czy będę ją ścigał z intencją wzięcia wszystkiego co 
ma mi do zaoferowania, z intencją naciskania na jej bariery – na jej kontrolę – aż do złamania i  
jeszcze dalej. 

Odchrząkuje,  odwraca wzrok i mamrocze.

Może czasami zobaczę cię gdzieś w kasynie?

Mam cię.  Teraz mogę  prawie zobaczyć  kajdanki  zamykające się wokół jej  delikatnych, 

małych nadgarstków.

Myślę, że to poprawne założenie.

No tak. Ponieważ prowadzisz to miejsce.

Tak, ponieważ posiadam to miejsce.

Więc nie będę mówić do widzenia. Tylko dzięki. I do zobaczenia.

Wychodzi przez drzwi i zamyka je za sobą delikatnie.

A ja... ja robię jedyną rzecz jaką mogą, biorąc po uwagę obecną sytuację. Jedyną rzecz o 

jakiej mogę pomyśleć żeby zrobić z moim kutasem pulsującym w spodniach i myślami skupionymi 
na tym, że muszę uczynić Arię moją. 

Idę do drugiej strony mojego biura i przez drzwi które prowadzą do mojej osobistej łazienki. 

Zamykam drzwi, strząsam marynarkę i rozpinam spodnie.

Wtedy owijam rękę wokół mojego twardego fiuta.

Ulga mnie zalewa po pierwszym dotyku, pierwszym potarciu. Na tą wiedzę ulga jest rychła. 

A jednak nie wystarczająca, nawet nie jest bliska temu.

Opierając się o zlew, zamykam oczy. Moje pociągnięcia są długie i płynne. I myślę o Arii.

O Arii w swojej krótkiej spódniczce i z podwiązkami i na milę długimi nogami, noszącą tacę 

gdy przechodzi przez pomieszczenie jak generał dzielący swoje wojsko. 

O  Arii   z   pełnymi   wargami   i   ciemnymi,   cygańskimi   oczami   atakującą   tego   rosyjskiego 

drania.

O Arii w ciasnych dżinsach i koronkowej bluzce siedzącą w moim krześle, w moim biurze.

O Arii ocierającej się swoim ciałem o moje.

O Arii wyzywającej mnie.

O Arii mówiącej „pieprzyć”.

background image

O Arii.

Arii.

Arii. 

Nie zajmuje mi dużo czasu dojście jak nastolatek, ze stłumionym jękiem i orgazmem tak 

potężnym, że muszę wykorzystać każdą cząstkę kontroli żeby się nie przewrócić. I nadal nie jestem 
usatysfakcjonowany. To nadal nie wystarcza.

Nie, kiedy nadal mogę ją poczuć, wiśnie i wanilię i słodki, słodki seks. 

Nie, kiedy nadal mogę czuć jej soczysty tyłek przyciśnięty do mojego kutasa. 

Nie, kiedy nadal jej chcę.

Kurwa.   Kurwa.   Kurwa.   Odwracam   głowę,   zatapiam   zęby   w   bicepsie   i   czekam   aż   ból 

przyniesie mi trochę samokontroli nad moim ciałem. Ale tym razem to nie działa. Tym razem ostry 
nacisk zębów jeszcze bardziej mnie podnieca bo wyobrażam sobie, że to ona mnie gryzie, że to ona 
jest na granicy utraty kontroli. 

Znowu jestem twardy, albo nadal twardy i w tej chwili zaprzeczenie nie istnieje nawet w 

moim słowniku. Więc znowu biorę do ręki swojego kutasa i dochodzę drugi raz. I modlę się, gdy w 
końcu sprzątam bałagan i ubieram marynarkę, żeby dwa razy wystarczyły, żebym mógł się skupić. 
Żebym nie oszalał. I żebym nie naskoczył na nią jak zwierzę, gdy zobaczę ją następnym razem. To 
nie wiele, ale w tej chwili to jedyna kontrola jaką posiadam. Przynajmniej jeśli chodzi o Arię. 

 

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97

background image

Rozdział 5

Aria

Czuję jak mnie obserwuje. Czuję jego oczy sunące po moich włosach, piersiach, nogach. To 

prawie mrowiące uczucie, jakby muskały mnie jego ręce, jego szorstkie dłonie sunące delikatnie, 
słodko, po moich ramionach i w dół gołych rąk i po wrażliwej skórze między każdym z moich 
palców. Jest wszędzie – nade mną, obok mnie, przede mną, za mną i nie mogę zrobić sobie przerwy. 
Nie mogę złapać oddechu. 

Mówimy tu o wskakiwaniu z ognia w ogień. Och, sposób w jaki na mnie patrzy nie mówi, 

że nie ma dla mnie szacunku – to nie jest sposób, w jaki patrzy na mnie pan Cervantes kiedy 
donoszę mu jego drinki Patrona i to nie sposób w jaki się czuję gdy pan Benson rozbiera mnie  
wzrokiem za każdym razem gdy jestem w jego pobliżu. 

Ale to nie oznacza też, że to wpatrywanie się sprawia, że czuję się komfortowo.  Bo tak nie 

jest. Ciężko czuć się komfortowo, gdy 

 

szef swojego szefa i jego szefa szef obserwuje twój każdy 

ruch.

6

 

Próbuję powiedzieć sobie, że to tylko to. Że powód dla którego jestem tak nerwowa, gdy 

stawiam Absolut i grejpfruta obok łokcia pana Torre i Glenfiddisch na stolik obok Pani Brandt jest 
taki, że boję się znowu coś spieprzyć przed moim szefem. Że boję się, że zrobię coś za co mnie 
wyleje. 

Ale nigdy nie byłam z takich co oszukują samych siebie i no cóż – jaki jest sens tego kiedy 

głęboko w środku znasz prawdę. W tym przypadku, prawdą jest, że minęło dwadzieścia osiem 
godzin odkąd wyszłam z biura Sebastiana Caine i nadal mogę ledwie oddychać bez pożądania. Bez 
czucia potrzeby.

To   głupie,   tak   bardzo   głupie,   być   tak   podnieconą   po   tylko   jednym   spotkaniu   z   nim. 

Oczywiście, jeszcze głupsze jest choćby myślenie o przespaniu się z nim. Wiem, że tak jest. Z moją 
rodziną i jego biznesem, moja przeszłość, jego teraźniejszość, jakikolwiek ruch żeby się zejść, nie 
ważne jak tymczasowy, byłby katastrofą. 

Intelektualnie wiem to wszystko. Tak jak wiem, że sypianie z bogatym facetem – każdym 

bogatym facetem a co dopiero z tym który jest właścicielem kasyna w Vegas – jest absolutnie 
niemądre. A i tak nie mogę nic poradzić na to, że myślę o sposobie w jaki na mnie patrzył, gdy od 
niego odchodziłam wczoraj w biurze, jego oczy wibrującą leśną zielenią i twarz maską tego samego 
pragnienia które ogarnia mnie teraz. 

Hej, Aria. - Pan Sheenan przywołuje mnie ręką. Mimo że już teraz próbuję zdecydować jak 
uniknąć obmacywania, które wiem że nadchodzi to i tak staję koło niego. I uśmiecham się 
nawet gdy odsuwam tyłek z dala do niego i od stolika przy którym stoi.

Co mogę podać, sir?

Dolewka Marker Marka byłaby świetna, dzięki. - Unosi w górę pustą szklankę i potrząsa 
lodem na jej dnie.

6 A ta znowu z tymi szefami O.o :P

background image

Już się robi. - Biorę szklankę i stawiam ją pośrodku mojej pustej tacy. 

I czy macie tu coś do jedzenia? Cokolwiek, co mogłabyś mi przynieść, żebym nie musiał 
odchodzić od stolika? - Podnosi kości żebym na nie chuchnęła i robię to, bo to nie jest warte 
obrażania go. Poza tym, zawsze miałam szczęście z kośćmi. - Kości mi dziś sprzyjają. 

Żeby to potwierdzić, rzuca nimi i oboje patrzymy jak obracają się pokazując dziesiątkę. 

Makler wypłaca mu i wszyscy inni w kolejce robią to samo, a wtedy rzuca jeszcze raz.

Widzisz? - mówi mi, gdy znowu je bierze do ręki. - To szczęśliwa noc. Nie mogę odejść.

Przyniosę panu menu z naszego sklepiku z kanapkami, - mówię mu. - Czy to panu pasuje?

Brzmi świetnie, śliczna. - Wrzuca pięćdziesiąt dolców na moją tacę i znowu unosi kości, 
żebym chuchnęła. Robię to i tym razem gdy trafia dwunastkę, cały stolik wiwatuje. 

Wykorzystuję to odwrócenie uwagi, żeby się odsunąć ale pan Sheenan musi zauważyć, że 

odchodzę, bo dostaję klapsa na tyle mocnego, że podskakuję... i prawie przewracam jego szklankę z 
lodem na głowę innego gracza. 

Odzyskuję równowagę w porę i udaję się do baru gdzie znowu pracuje Michael. Podaję mu 

zamówienie pana Sheenana razem z trzema innymi, które przyjęłam po drodze, ale kiedy zaczynam 
zapełniać   tacę   z   ostatnią   rundką   zamówionych   drinków,   Michael   dosłownie   przede   mną 
nieruchomieje. 

I stąd wiem na pewno, że uczucie bycia obserwowaną, które miałam wcześniej nie jest tylko 

moją wyobraźnią. Było prawdziwe. Tak prawdziwe że gorące mrowienie które czuję na karku, 
może być spowodowane jedynie tym, że za mną stoi Sebastian. 

Przygotowując się na uczucie zobaczenia go ponownie, odwracam się z uśmiechem. Tak jak 

mówiłam, stoi tam, z twardym wyrazem twarzy i zielonymi oczami jeszcze bardziej zaciętymi. 

Dobry wieczór, panie Caine, - mówię do niego, gdy podnoszę teraz ciężką tacę i ostrożnie 
go obchodzę.

Moje   formalne   użycie   jego   nazwiska   nie   podoba   mu   się   –   nie   robi   nic   jawnego,   ale 

zdecydowanie jego zaciśnięcie szczęki mnie wkurza. Ale, co niby powinnam zrobić tu, pośrodku 
kasyna, gdzie wydaje się jakby wszyscy się na nas patrzyli. Nazwać go Sebastianem? Pozwolić mu 
zbliżyć się tak jak pozwoliłam mu wczoraj na górze?

Jakby to się miało w ogóle wydarzyć. Jedyną rzeczą gorszą od sypiania ze swoim szefem 

jest to, że twoi współpracownicy myślą ze z nim sypiasz. Nie-e. Nie ma mowy. 

Z tym że Sebastian nie wydaje się tego łapać. Zamiast wtopić się w tłum, żeby zrobić to, co  

robią kolesie jak on, aby w kasynie wszystko szło gładko w ruchliwe sobotnie noce, odwraca się by 
za mną iść. Posuwa się nawet do tego, że idzie za mną krok w krok, gdy dostarczam drinki do 
dwóch stolików w dalekim końcu pomieszczenia.

Tym   razem,   gdy   chodzę   między   klientami,   nie   muszę   unikać   niczego   więcej   jak   par 

zamyślonych oczu. Wszyscy są zbyt zajęci gapieniem się na Sebastiana – wiadomość o tym że jest 
on dziedzicem Caine'a rozchodzi się piorunem. Wdzięczna byłabym za jego obecność i ochronę 
gdybym nie była tak zirytowana przez całą tą cholerną sytuację. 

Jednak i tak sprawy toczą się w miarę gładko, do czasu gdy zatrzymuję się przy stole i 

podaję panu Sheenan menu ze sklepiku kanapkowego po drugiej stronie piętra. Dziękuje mi za nie 

background image

puszczając oczko i wtedy – albo nie zauważając Sebastiana, albo mając gdzieś jego obecność – 
opuszcza swoją wielką łapę prosto na mój tyłek na tyle mocno, że podskakuję. A nawet na tyle 
mocno, że rozlewam dwa drinki które zostały mi na tacy. 

Ej! - Ręka Sebastiana pojawia się znikąd, łapie nadgarstek pana Sheenana i ściska aż ten 
upuszcza kości. - Ten pan chce już wypłacać, Justice, - Sebastian mówi maklerce która 
obserwuje całe zajście z ogromnym zainteresowaniem. Mogę prawie zobaczyć jak próbuje 
upewnić się, że zna każdy szczegół soczystej historyjki, którą opowie przy pierwszej okazji.

Chyba se jaja robisz, koleś. - Wrzeszczy pan Sheenan. - Dopiero się rozkręcam. 

Ach tak? Naprawdę? - pyta Sebastian, ściskając nadgarstek faceta jeszcze bardziej. - Bo mi 
się   wydaje,   że   za   chwilę   będziesz   miał   rundkę   wybitnego   pecha.   Jakby   nie   było,   nie 
będziesz w stanie rzucić kośćmi jeśli nie będziesz miał ręki, co może stworzyć problem z 
twoim udziale w grze. 

Obserwuję z otwartymi utami, jak grozi jednemu z najczęściej przebywającym w kasynie 

waleniowi, temu który obstawia kilka milionów zawsze kiedy gra. 

Jaki masz problem? - domaga się pan Sheenan, brzmiąc zadziornie jak i gniewnie, gdy 
próbuje strząsnąć żelazny uchwyt Sebastiana.

Kładę   rękę   na   ramieniu   Sebastiana,   zaczynam   interweniować   i   za   staranie   otrzymuję 

wściekłe spojrzenie, które mówi mi żebym się odsunęła. 

Mój problem, - mówi mu Sebastian, - jest taki, że to jest moje kasyno. I nie życzę sobie 
patrzeć   jak   jakiś   dupek   ze   złudnym   poczuciem   wyższości,   klepie   i   obmacuje   moje 
pracownice. Nie takim miejscem zarządzam.

Wtedy puszcza nadgarstek pana Sheenana, ale kontakt wzrokowy między nimi utrzymuje 

się.   Nie  trzeba   geniusza   by  uświadomić   sobie,   że   jestem  w   samym   środku   wielkiej   wojny  na 
spojrzenia, w takiej której Sebastian nie ma absolutnego zamiaru przegrać. 

Nie ma zamiaru przegrać? Prawie wybucham śmiechem na tą myśl. Nie ma szans żeby 

przegrał. Nie przez to kim jest, ale przez spojrzenie w jego oczach. Ma kompletną kontrolę nad tą 
sytuacją i nie podda się. Przynajmniej nie wygląda mi na to, bo sama przez pierwsze kilka minut, 
próbowałam go przepędzić i nic. Ochronie, która krąży jak wilki, też się tak nie wydaje, bo tylko 
czeka   na   rozkaz   szefa.   I   zdecydowanie   nie   wydaje   się   tak   panu   Sheenanowi,   który  wcześniej 
wyglądając na potężnego i jowialnego zmienił się w małego i słabego w przeciągu kilku sekund. 

W końcu to pan Sheenan pierwszy odwraca wzrok – zaskakując zupełnie nikogo, oprócz 

może samego siebie. 

Czekam by Sebastian powiedział coś jeszcze, żeby upokorzyć pana Sheenana faktem, że 

pierwszy   spuścił   wzrok.  Ale   nie   doceniam   Sebastiana   Caine'a.   Wszystko   co   mówi   to   proste, 
cywilizowane „Dziękuję”, zanim kładzie dłoń nisko na moich plecach i prowadzi mnie z powrotem 
do baru. 

Co to miało być do cholery jasnej? - syczę gdy tylko jesteśmy poza zasięgiem słuchu.

Mierzy mnie chłodno wzrokiem.

To miało być upewnienie się, że nie dotknie ciebie – ani żadnej innej kelnerki, która tu 
pracuje – nigdy więcej. Obserwowałem go od trzech godzin i jeśli nie masz przez niego ani 

background image

jednego siniaka na tyłku, to jestem zszokowany.

Ma rację – już czuję jak boli mnie lewy pośladek od tego jak często był uderzany. Nie 

mówię tego Sebastianowi, nie chce dać mu satysfakcji z wygrania tej rundy. Ale rzut oka na jego 
twarz mówi, że i tak wie że ma rację i nie jest z tego zadowolony. 

Chodź   do   mojego   biura,   -   mówi,   biorąc   tacę   z   moich   rąk   i   kładzie   ją   na   barze   obok 
Michaela, który próbuje wyglądać jakby nie podsłuchiwał.

Nie mogę, - mówię mu, wyciągając rękę po napiwki, które nadal leżą na tacy. Jestem pewna, 
że wyglądam najemnie, ale nadal mam czynsz który musi zostać zapłacony i samochód 
który rozpaczliwie potrzebuje kilku opon. - Gdybyś nie zauważył, pracuję. 

Masz   przerwę,   -   mówi   mi   z   pewnością   mężczyzny,   który   nie   jest   przyzwyczajony   do 
lekceważenia. - Skorzystaj z niej teraz. 

Nie chcę jej teraz brać. - Mój brzuch wybiera ten moment by zaburczeć, nazywając mnie 
kłamczuchą   bardziej   efektywnie   niż   zrobiłby  to   Sebastian.   Prawdą   jest,   że   planowałam 
zrobić sobie przerwę po jeszcze jednym okrążeniu stołów – moja przerwa zaczęła się tak 
naprawdę pięć minut temu. Ale zrobienie tego, bo kazał mi tak Sebastian nie jest takie samo 
jak robienie tego, bo tak chcę, ani dlatego że menadżer mówi mi że już czas. 

Ciężka sprawa, - mówi mi i wtedy ręka na moich plecach wydaje się bardziej zagrażająca. - 
Jesteś głodna, miałaś ciężką noc zmagania się z tym draniem i wyglądasz jakbyś miała zaraz 
paść jeśli czegoś nie zjesz. Weź cholerną przerwę na lunch. 

Teraz, to pewnie najlepszy czas żeby powiedzieć ci, że nie przyjmuję za dobrze rozkazów, - 
prycham na niego. Prawdą jest, że moje sprzeciwianie się autorytetom jest szerokie na mile i 
z każdym dniem robi się większe. Mój terapeuta mówi, że wywodzi się to z tego, że od 
wczesnych lat robiłam dokładnie to co było ode mnie oczekiwane, aż...

Zatrzymuje   ten   tok   myśli,   odmawiając   pozwolenia   sobie   na   przygnębienie   przeszłością 

której   nie   mogę   zmienić   i   nigdy   nie   mogłam   kontrolować.   Poza   tym,   mam   dość   kłopotów   z 
radzeniem   sobie   z   Sebastianem   w   swojej   własnej   grze.   Radzenie   sobie   z   nim   kiedy   jestem 
pochłonięta tym, co stało się czternaście miesięcy temu byłoby po prostu niemożliwe. 

Właśnie zamierzam wyrzucić kolejną ofensywę – taką dzięki której Sebastian zdejmie rękę z 

moich pleców i powie mu ona gdzie może sobie wsadzić swoje rozkazy – kiedy do rozmowy 
włącza się David. 

Wszystko w porządku? - pyta szybko mój główny szef, skacząc wzrokiem między mną a 
Sebastianem.

Nie jestem głupia. Wiem, że pyta on z powodu Sebastiana a nie robi tego dla mnie, ale i tak  

cieszę się że go widzę. Zwłaszcza że daje mi to wymówkę by wrócić do pracy. 

Wszystko gra, - mówię mu z uśmiechem tak fałszywym, że dziwię się że twarz nie pęka mi 
na pół. - Właśnie miałam zrobić kolejną rundkę.

A ja właśnie przyszedłem, powiedzieć ci żebyś wzięła sobie przerwę, - mówi mi David. - 
Już i tak uciekło ci dziesięć minut.

Kurwa. Serio? Od kiedy to David nadzoruje moje przerwy? Zazwyczaj to my jesteśmy tymi, 

którzy muszą go szukać żeby przypomnieć że musimy iść na przerwę. Drań. Nie dość że zwolnił 
mnie dwie noce temu, to teraz musi zabierać małą cząstkę kontroli jaka mi pozostała. 

Właśnie miała to zrobić, - mówi Sebastian, używając ręki na moich plecach by poprowadzić 

background image

mnie z dala od baru i w kierunku prywatnej windy za kasą.

Gdzie idziemy?  - żądam, rozdarta między opieraniem się i podążeniem za Sebastianem 
tylko   po  to,   żeby  przekonać   się   co  on   planuje.  Ciekawość  zawsze   była   jedną   z  moich 
największych wad. 

Do mojego biura.

Wtedy się zatrzymuję, pośrodku korytarza i ruchu kasynowego.

Muszę zjeść, - mówię mu używając tego jako wymówki, by uniknąć jego sanktuarium. Nie 
chcę być z nim sama, nie mogę być z nim sama. Nie po wczorajszym. I zdecydowanie nie z 
tymi wszystkimi dziwnymi uczuciami, które we mnie wzbudza.

Zająłem się tym, - zapewnia mnie. Wkłada kluczyk do zamka nad przyciskiem w windzie i 
drzwi   otwierają   się   natychmiast.   Wtedy   pospiesza   mnie   do   środka   i   wciska   guzik 
najwyższego piętra. Kilka sekund później, drzwi zsuwają się. 

Nie wiem, czy mam być wkurzona czy może rozbawiona jego arogancją. Prawdę mówiąc, 

czuje i tego i tego po trochu i nie próbuję ukryć żadnej z tych reakcji, kiedy drzwi windy rozsuwają  
się w korytarzu recepcji przy jego biurze. To musi być miłe.

Prowadzi mnie do biura, odsuwa się i otwiera dla mnie drzwi, żebym mogła wejść pierwsza. 

Zajmuje mi tylko chwilę zrozumienie co miał na myśli mówiąc że zajął się jedzeniem. Po środku 
pokoju stoi mały stolik z krzesłami po dwóch stronach. Nakryty jest wspaniałym obrusem, a na 
środku stoi bukiet róż, razem z talerzami przykrytymi srebrną pokrywką. 

Patrzę na Sebastiana gdy zaczynam rozumieć. Ledwie co zdążyło dotrzeć do mnie że nadal 

mam pracę. Ten wymyślny obiadek wybiega daaaleko poza moją strefę komfortu. 

Musi wyczuć mój niepokój, bo uśmiecha się uspokajająco, gdy wskazuje ręką na stół.

To   nie   to   co   myślisz,   -   zapewnia   mnie.   -   Ludzie   po   prostu   robią   wielką   sprawę   ze 
wszystkiego co zamówię. To przychodzi z bycia szefem.

Nie chcę się z tobą umawiać, - mówię mu bezceremonialnie.

Wzrusza ramionami.

To nie jest randka.

Teraz moja ciekawość wzrasta. Tylko z tego powodu podążam za nim do stolika, pozwalam 

mu odsunąć dla mnie krzesło. A przynajmniej tak sobie mówię i tego będę się trzymać. 

Więc co to jest?

Nazwijmy to spotkaniem podobnie myślących indywidualności. 

Mrużę oczy.

Nie jestem pewna czy na pewno myślimy podobnie.

Byłabyś zaskoczona. - Wyciąga rękę i odkrywa mój talerz i siłą powstrzymuję się, żeby nie 
okazać zaskoczenia. Zamiast wybornego steku czy ryby której oczekiwałam, zamówił dla 
mnie   pizze.   I   to   nie   jakąś   tam   pizze,   ale   pizze   z   ananasem   i   świeżą   mozarellą,   które 
absolutnie uwielbiam. 

Skąd wiedziałeś? - żądam.

background image

Wzrusza   ramionami,   następnie   podnosi   pokrywę   ze   swojego   talerza   i   ukazuje   pizze   ze 

wszystkimi dodatkami oprócz zlewu kuchennego. 

Chyba szczęśliwy traf.

Ta, jasne, szczęśliwy traf.

Mój brzuch znowu burczy, gdy Sebastian kiwa głową na mój talerz.

Jedz.

Zegar tyka, moja ulubiona pizza leży przede mną i coraz bardziej oczywiste staje się, że 

Sebastian nie pozwoli mi się z tego wywinąć. Wiedząc to, chyba mogę się po prostu tym nacieszyć. 
Jakby nie było jedna pizza nie czyni z tego wszystkiego randki. 

Sebastian przez jakiś czas prowadzi rozmowę, gdy ja jem. Ale po drugim kawałku pizzy, 

jestem wystarczająco dożywiona, żeby powiedzieć to co siedziało mi w głowie odkąd uratował 
mnie od lepkich rąk pana Sheenana. 

Wiesz, że nie możesz robić tego cały czas, prawda?

Robić czego? - pyta, biorąc długiego łyka swojego drinka.

Skakać do gardeł klientów, bo jesteś zaniepokojony stanem mojego tyłka.

Natychmiast jego oczy ciemnieją z letniej zieleni do ciemniejszej, głębszej leśnej zieleni.

Jestem zaniepokojony stanem mojego kasyna. Nie jestem pewien jakie do diabła zasady 
stosował tu mój ojciec, ale nie podoba mi się to, że moje pracownice są molestowane w 
pracy. Żadne z moich pracownic, - podkreśla. - Nie tylko ty. Odbyłem już spotkanie z 
pracownikami w tej sprawie.

Gniew w jego głosie rozluźnia mnie jak nic innego. Och, nie jestem wystarczająco naiwna, 

żeby myśleć że wszystkich swoich pracowników częstuje pizzą w biurze – wiem, że traktuje mnie 
wyjątkowo bo chce mnie pieprzyć – ale w tym samym czasie podoba mi się to, że nie chodzi tylko 
o mnie. To, że potrafi postąpić słusznie, a nie tylko sugerować się tym czego chce jego kutas.

Ale i tak czuję się zobowiązana go ostrzec.

W ten sposób stracisz klientów.

To nie jest rodzaj klientów, jakich tu chcę.

To w sumie nie zależy od ciebie.

Mruży na to oczy i po raz pierwszy odkąd go poznałam, Sebastian wygląda arogancko. I nie 

tylko troszkę arogancko. Nie, to jest postawa bogatego faceta, u władzy, naginającego ludzi do 
swojej woli. To powinno mnie odstraszyć – Bóg wie że tak dzieje się ze wszystkimi. Zamiast tego  
to mnie podnieca, podwija palce u nóg. A to jest problem. Naprawdę poważny problem. 

Od kogo to zależy jeśli nie ode mnie? - domaga się. - To jest moje miejsce.

Powstrzymuję się od powiedzenia tego, co już oboje wiemy. Że Atlantis jest miejscem jego 

ojca i podczas gdy on może być teraz synem marnotrawnym, to to zawsze będzie hotel który 
zbudował Richard Caine. 

background image

Nie mówię, że nie możesz prowadzić tego miejsca według własnych zasad. To znaczy, to są 
dobre zasady. Ale faceci z kasą są notorycznymi dupkami. To jest załączone w opisie pracy.

Unosi na mnie brew.

Naprawdę?

Tak, naprawdę. Obecne towarzystwo może to wykluczy.

Tylko może?

Powstrzymam się od osądu dopóki będę miała trochę więcej faktów. 

Kiwa głową jakbym miała kompletną rację kiedy tak naprawdę, nie jestem nawet pewna co 

mówię. Próbuję być tu twarda, próbuję zostać przy kontroli. Jakby nie było, zakochanie się w 
bogatym   mężczyźnie   –  we  właścicielu  kasyna,   na  miłość   Boską   –  wychodzi  tak   poza  granice 
mojego dziesięcioletniego planu, że mogę ledwo pojąć że jestem tutaj, w jego biurze, jedząc pizze i 
tocząc   z   nim   słowną   wojnę,   kiedy   powinnam   raczej   siedzieć   w   pokoju   dla   pracowników   na 
przerwie z paczką chipsów. 

Mówię   tylko,   że   możesz   ustalić   swoje   granice   co   do   zachowania,   jakiego   oczekujesz. 
Możesz je nawet wyegzekwować. Ale jeśli im się nie spodobają te zasady, znajdą inne 
kasyno w którym wydadzą dwadzieścia milionów dolców, a ty stracisz grubą porcję zysku.

Doceniam twoją troskę, - mówi mi. - Naprawdę. Ale trzymam rękę na zyskach Atlantis. I 
jeśli zyski dostaną trochę po dupie, żebym mógł chronić swoich pracowników, to bardzo mi 
to pasuje.

Czy ty tak na poważnie? - żądam. - Nikt nie mówi takich rzeczy. 

Ja mówię. A nawet więcej, mówię szczerze. - Sięga przez stół i nalewa mi trochę więcej 
bąbelkowej lemoniady, którą lubię pić kiedy nie mogę się upić. 

Co robiłeś przez dziesięć lat, kiedy cię tu nie było? Żyłeś w fantazjolandzie? Prawdziwe 
życie tak nie działa. 

Byłem dyrektorem finansów w jednej z największych fundacji charytatywnych na świecie. I 
prawdziwe życie działa w sposób w jaki chcesz, żeby działało. 

Ta, jasne. Jeśli tak byłoby można... - urywam zanim mogę powiedzieć za dużo. Ale nie 
dziwię się że jest taki naiwny. On spędził kilka lat pracując dla fundacji kiedy ja... żyłam 
moim życiem robiąc w sumie coś kompletnie odwrotnego. 

Ale Sebastian nie ma zamiaru pozwolić mi uciec z niedokończoną myślą. Mogę zobaczyć to 

w drapieżnym błysku w jego oczach i sztywnym ustawieniu ramion zanim mówi:

Jeśli tak byłoby można... ?

Próbuję wymyślić coś co go zadowoli, ale nadal pozwoli mi mieć tajemnicę.

Jeśli   tak   byłoby   można,   nie   spędzałabym   nocy   w   dziesięciocentymetrowych   szpilkach, 
odpychając facetów z większą kasą niż manierami.

Wiesz, nie musisz tego robić.

Ostrzegawczy alarm zaczyna rozbrzmiewać mi w głowię i patrzę na niego podejrzliwie.

Co to oznacza?

Oznacza to, że to jest kasyno. Są inne rzeczy jakie możesz robić. 

Nie   takie,   które   zapłacą   mi   sto   dolców   za   noc   w   napiwkach.   I,     tak   dla   jasności,   nie 
potrzebuję żebyś przyjechał na jakimś białym koniu i naprawił za mnie moje życie. Świetnie 

background image

sobie radzę sama. 

Masz absolutną rację.

Brzmi szczerze kiedy to mówi, ale i tak przeszukuję jego twarz w poszukiwaniu jakichś 

znaków sarkazmu lub drwin. Nie mogę znaleźć żadnych, ale to nie oznacza, że mu ufam. Może i 
był   za   prawami   pracowników,   ale   nadal   jest   nadzianym   facetem   z   edukacją   z   Ivy   League. 
Chodziłam do szkoły z kupą takich jak on – znam ten typ. I żaden z nich nie uwierzyłby, że 
pracowanie jako kelnerka w kasynie jest pracą wartą zachodu. 

Sebastian bierze kolejny łyk piwa, obserwując mnie znad krawędzi kufla. 

Nie wierzysz mi.

Nie, nie wierze ci. Próbuję po prostu zdecydować ile z tego co mówisz jest bzdurą, w którą 
naprawdę wierzysz. 

Większość, - mówi mi z uśmieszkiem.

No cóż, to dopiero szczerość.

Zawsze jestem szczery. Kłamanie jest dla słabych. 

Albo dla zdesperowanych, - czuję się zobowiązana mu to powiedzieć. 

Być może.

W tym nie ma być może. Nigdy nie było. Nie byłoby mnie tu, żyjącej życiem jakim żyję,  

jeśli miałabym jakąś inną sensowną perspektywę. 

Posłuchaj, możemy przejść do rzeczy? Zostało mi tylko kilka minut zanim będę musiała 
wrócić do pracy.

Oczywiście. Przejdźmy do rzeczy.

Czekam aż powie coś więcej, że powie mi dlaczego tak naprawdę tu jestem, ale on tylko 

odchyla się na krześle, z kostką na kolanie i obserwuje mnie, widząc o wiele za dużo. 

Rozpoznaję co robi, próbuję go przeczekać, żeby udowodnić że mam tyle samokontroli co 

on. Ale zegar tyka i z każdą przemijającą minutą, mój żołądek coraz bardziej się skręca, a ręce się 
pocą. Nienawidzę tego uczucia, nienawidzę straty kontroli, którą na mnie wymusza. Ale jeszcze 
bardziej nienawidzę faktu, że może będę musiała stąd wyjść bez odpowiedzi których tak bardzo 
chcę. 

Powiedziałam ci już, że się z tobą nie prześpię, - mówię mu, kiedy cisza zapada na dłużej 
niż mogę znieść.

Powiedziałaś.

Więc dlaczego tu jestem? Dlaczego w ogóle cię obchodzę?

Czy wszystko musi kręcić się wokół seksu?

Wtedy się śmieję. Nie mogę się powstrzymać. Pytanie jest niedorzeczne, zwłaszcza biorąc 

pod uwagę seksualne napięcie między nami, które płonie tak, że może podpalić połowę hotelów na 
Strip. 

Nie musi, ale w moim doświadczeniu tak właśnie jest.

Niezadowolenie błyska w jego oczach, w jego twarzy, ale znika prawie od razu gdy je 

zauważam. A wtedy wracamy do czekania i obserwowania siebie w ciszy. 

background image

Lubisz   swoją   pracę,   -   mówi   w   końcu.   Pogratulowałabym   sobie   za   zmuszenie   go   do 
przerwania ciszy, z wyjątkiem tego, że zaczynam się uczyć że Sebastian nigdy nie robi 
czegoś, czego nie chce.

Lubię pieniądze jakie ona daje. 

Czy to wszystko, co w niej lubisz?

Nigdy tak naprawdę o tym nie myślałam, o tym czy lubię pracę którą wykonuję, czy nie. 

Lubię nie być pod kontrolą ojca. Lubię być z dala od przemocy i mroku, które są sposobem na życie 
dla mojej rodziny. Lubię iść własną ścieżką w tym świecie, nawet jeśli jest ona niepewna. Ale praca 
sama w sobie? Czy naprawdę ją lubię?

Nie jest taka zła, - wykręcam się. - Płaci ona rachunki i jestem w niej dobra.

Jesteś w niej dobra, - zgadza się. - Ale mogłabyś być lepsza. 

Och,  naprawdę?  -  teraz  czuję   się  obrażona.   Może   odzywa   się  samodzielność  we  mnie, 
dziewczyna   która   zawsze   była   najlepsza   w   klasie   –   nawet   na   jednym   z   najbardziej 
konkurencyjnych uniwersytetów na świecie. - A to niby jak?

Brakuje ci kontroli.

Że   co   proszę?   Pracowałam   tu   przez   ponad   rok   i   ostatniej   nocy   był   pierwszy   raz   gdy 
straciłam kontrolę na temperamentem. 

Nie powiedziałem, że brakuje ci samokontroli. - Przechyla głowę, mruży oczy aż czuję się 
jakby się ze mną bawił. - Powiedziałem, że brak ci kontroli.

Wypija do końca swoje piwo i odkłada je na bok. Wtedy wstaje i wyciąga do mnie rękę. 

Zaczynam odmawiać – jestem zirytowana i ostatnia rzecz jakiej chcę to dotykanie go teraz. Ale coś 
w jego twarzy, coś w sposobie w jaki na mnie patrzy sprawia, że w żołądku mi się przewraca i 
oddech utyka w gardle. To sprawia, że myślę że bardzo złym pomysłem byłoby odmówienie mu 
ręki. 

Więc biorę ją, pozwalam mu pociągnąć się na nogi. Wtedy pozwalam mu zaciągnąć się do 

ogromnego widokowego okna, które wypełnia całą tylną ścianę jego biura. Jest dziewiąta i mrok w 
końcu zapada. Nie wiedziałabyś tego jeśli stałabyś trzydzieści pięter pod nami na Strip, gdzie 
światła płoną  tak jasno, że w większość dni wydaje się jakbyś był na szczycie świata gdzie słońce 
świeci dwadzieścia cztery na siedem.

Sebastian jest za mną, jego długie, silne ciało przyciśnięte do mojego od ramienia po kolana. 

Jest ciepły i solidny i – pomimo wszystkiego co myślę – czuje się tak właściwie opierając o niego. 
Kąpiąc się w cieple i władzy, która odchodzi od niego w falach. 

Spędziłem dziś zbyt wiele godzin patrząc na nagranie ciebie z poprzedniej nocy, - szepcze w 
moje ucho, gdy jego palce delikatnie pieszczą moje biodro, mój brzuch, zewnętrzną część 
moich ud. - Zbyt wiele godzin patrzenia dziś jak pracujesz.

Szpiegowałeś  mnie?   -   próbuję   brzmieć   na   obrażoną,   ale   ciężko   jest   się   zgrywać   kiedy 
czułam jego oczy na sobie cały wieczór. Nawet ciężej jest się zgrywać, gdy moje ciało 
dosłownie wtapia się w jego. 

Obserwowałem  cię. - Pochyla głowę, aż jego usta znajdują się tylko cal od mojego ucha, 
jego gorący oddech czuję na karku. - I wiesz co zobaczyłem?

Co?   -   nie   mogę   się   powstrzymać   przez   zapytaniem,   ani   sposobu   w   jaki   moje   ciało 
odpowiada. Sutki twardnieją, krew buzuje, cipka pulsuje. Nie wiem co w nim jest, że tak 
mnie nakręca, ale jest tak, jakby moje ciało rozpoznawało jego. Jakby wiedziało coś, czego 
ja nie wiem. 

Kogoś, kto pożąda kontroli tak bardzo jak ja. Kogoś, kto chce mieć nad sobą kontrolę, nad 

background image

swoim życiem, na swoim światem. 

To... to nie prawda.

Nie? -  szepcze.

Nie. Ja tylko... nie chcę być na czyjejś łasce. Chcę żyć swoim życiem tak jak chcę i przed 
nikim nie odpowiadać. - Dlaczego mój oddech jest tak niestabilny? A serce bije tak szybko?

Kontrola, - mówi mi ponownie. - Dyscyplina. Opanowanie. 

Słowa przerażają mnie, nawet kiedy mnie podniecają. A może to tylko sposób w jaki mnie 

trzyma, dotyka. Sposób w jaki jego usta suną w górę mojej szyi i po szczęce. 

Ja nie... - Głos mi się załamuje. - Nie wiem czego ode mnie chcesz. 

Nie chodzi o to, czego od ciebie chcę, - mówi gdy wyciska gorące pocałunki na moim 
policzku, w kąciku ust. - Chodzi o to, co chcę ci dać. 

I co to jest? - zmuszam się do powiedzenia przez suche gardło.

Powiedz mi, Aria. Ile znaczy dla ciebie kontrola? Jak daleko się posuniesz, żeby ją posiąść?

  

Koniec części pierwszej

 

Tłumaczenie nieoficjalne: sylwiaz97