ROZDZIAŁ 1
N
igdy nie wyjdę za Davida Tredwella!
Ariel Weatherly spojrzała w lustro i przećwiczyła jesz
cze raz mowę, którą miała wygłosić przed matką:
- Mam dwadzieścia cztery lata i sama wybiorę sobie męża.
Nie, pomyślała, niedobrze.
- Wybrałam już mężczyznę, za którego chcę wyjść, i zrobię
to.
Tak lepiej. Dużo lepiej.
Pod wpływem nagłego impulsu Ariel potargała sobie włosy.
Podobało jej się to, co zobaczyła.
Ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę - powiedziała.
- Twoja matka prosi cię na dół.
Pokojówka rzuciła spojrzenie przez ramię, by upewnić się, że
pani Weatherly nie było w pobliżu.
- Fajna fryzura - rzuciła i zamknęła drzwi.
Ariel złapała szczotkę, wygładziła włosy i uśmiechnęła się.
Nie była jeszcze pewna, ale chyba miała pomysł, jak wywinąć
się od małżeństwa z Davidem, wyjść za mężczyznę, którego
naprawdę kocha, i nie zostać wydziedziczoną. Z uśmiechem na
ustach wyszła z pokoju i ruszyła na dół schodami. Żeby tylko
Sara się zgodziła. Jeżeli się nie zgodzi...
Ale Ariel nie mogła teraz o tym myśleć. Wiedziała, że zrobi
wszystko, co w jej mocy, żeby kuzynka przystała na ten plan.
ROZDZIAŁ 2
S
ara przeczytała list Ariel dwukrotnie. Nie wierzyła włas
nym oczom. Jak zawsze, list był napisany wiecznym
piórem które - Sara była pewna - kosztowało połowę jej rocznej
pensji. Ale to nie ekstrawagancja ją zaszokowała, do tego była
przyzwyczajona.
Ariel chciała zamienić się z Sarą miejscami.
- Ona chce być mną? - wyszeptała z niedowierzaniem Sara,
kładąc list na kolanie. Czyż nie byłoby cudownie całymi dniami
siedzieć bezczynnie i wymyślać przebiegłe intrygi? Albo
w ogóle wymyślać cokolwiek. Czas, żeby robić coś innego, niż
tylko wypełniać zadania, które co chwila wymyśla twój szef
z ego wielkości kuli ziemskiej? Sara bardzo przywiązała się do
swej kuzynki przez te wszystkie lata, ale to nie oznaczało, że
przestała być zazdrosna.
Siedząc w swoim maleńkim, nowojorskim mieszkaniu, z no
gami do góry, wyczerpana po kolejnym dniu biegania na każde
zawołanie szefa, Sara wyjrzała przez okno na ceglany mur po
drugiej stronie ulicy. Stać ją było na lepsze mieszkanie, ale
przez całe życie ledwo wiązała koniec z końcem i teraz wolała
mieć pieniądze w banku, niż je wydawać. Poza tym bez przerwy
mówiła szefowi, że odchodzi. Jeżeli zrezygnuje z pracy, ile
czasu upłynie, zanim znajdzie nową posadę? Ale to, że prowa
dziła życie tak, jakby jutro miała wszystko stracić, wcale nie
zmieniało faktu, że zazdrościła kuzynce wielkiego domu ze
służbą i wycieczek na zakupy do Nowego Jorku. Jakbym się
czuła, gdyby ktoś uszył sukienkę specjalnie dla mnie? - za
stanawiała się Sara.
Spojrzała ponownie na list.
Jude Deveraux Kuzynki
„Tylko na chwilę", napisała Ariel. „Na jakiś czas".
Sara uśmiechnęła się, czytając te słowa. Biedna Ariel, taka
zepsuta, wszystko zawsze dostawała na tacy. Nie miała pojęcia,
jak wygląda praca dla kogoś takiego jak R.J. Brompton.
Oczywiście cały ten pomysł był niedorzeczny, ale miło po
marzyć. Tak naprawdę list Ariel otworzył Sarze oczy na praw
dę, którą trzymała w tajemnicy nawet przed samą sobą: bardzo
chciała zobaczyć Arundel w Karolinie Północnej. Nie zwiedzić,
jak turysta, ale poznać od środka. Chciała sama wyrobić sobie
zdanie o tym mieście. Jej ojciec mówił, że Arundel to „środek
piekła", ale Ariel nie mogła się nachwalić zalet rodzinnego
miasta.
Sara wiedziała, że ma tam krewnych, ale nigdy ich nie
poznała. Była pewna, że - z uwagi na dawne spory - gdyby
pojawiła się u nich jako Sara Jane Johnson, nie zostałaby ciepło
przyjęta. Ale jeżeli pozna ich jako Ariel i pokaże im, że nie jest
taka jak rodzina ojca? Pokochają ją czy znienawidzą?
Poznawanie ludzi w Arundel brzmiało dobrze w teorii, ale tak
naprawdę Sara bała się tego miejsca.
Przez siedemnaście lat to „co nam zrobili" było ulubionym
tematem rozmów jej ojca - jeśli niekończące się monologi
można uznać za rozmowę. Sara wielokrotnie słuchała, jak jej
matka dorastała, będąc „częścią rodziny" w Arundel, mieście,
które - zdaniem jej ojca - było centrum snobizmu na ziemi.
- Właśnie tam powstaje snobizm i emanuje na cały świat
- powiedział.
- Jak promienie ze słońca? - spytała, gdy była jeszcze mała
i wciąż sądziła, że ojciec mówi do niej.
- Nie, raczej jak rozprzestrzeniająca się choroba - odparł.
Powiedział Sarze, że jej matka miała błękitną krew, należała
do elity, do Czterystu*, ale zakochała się w nim i to był jej
* Czterystu angielskich purytanów, z których wywodzili się pasażerowie
statku Mayflower (przyp. tłum.).
Jude Deveraux Kuzynki
koniec. Jego rodzina była biedna jak mysz kościelna, jak
dzierżawcy w dawnych czasach, mówił, chcąc dodać swym
przodkom szlachetności.
- Ale rodzina twojej matki nie mogła znieść ludzi, którzy
zarabiali na życie pracą własnych rąk.
Dziadek Sary wydziedziczył córkę po tym, jak uciekła z uko
chanym. Matka zginęła w wypadku samochodowym, gdy Sara
miała trzy lata, a ojcu udało się wreszcie zapić na śmierć, gdy
miała siedemnaście.
Spojrzała znowu na list.
Kiedy poznała Ariel, kończyła pierwszy rok college'u. Sie
działa wtedy w czytelni po całej nocy zakuwania do egzami
nów. Nie kąpała się od trzech dni, a jej włosy zwieszały się
w tłustych strąkach wokół twarzy. Ubrana była w dresowe
spodnie i poplamiony podkoszulek, stopy wbiła w znoszone
trampki. Nie znaczyło to, że Sara kiedykolwiek biegała albo
wykonywała inne ćwiczenia.
Wyczuła obecność Ariel, zanim ją zobaczyła. Gdy podniosła
wzrok znad książki, w czytelni zapadła cisza, a wszyscy wpat
rywali się w dziewczynę, która stanęła w drzwiach. Wyglądała
ślicznie w swej prostej sukience, która - Sara gotowa była się
założyć - kosztowała więcej, niż ona wydała na wszystkie
swoje ubrania. Ku zdumieniu Sary podeszła prosto do niej.
- Możemy porozmawiać? - spytała.
Czując się jak brudna niezdara, Sara wykrztusiła:
- Oczywiście. - I wyszła za elegancką nieznajomą na ze
wnątrz. Zastanawiała się, czy nie chce zlecić jej koszenia traw
nika. Często kosiła trawniki i przycinała żywopłoty, opiekowała
się też dziećmi sąsiadów.
Młoda kobieta usiadła ostrożnie na kamiennej ławce pod
kwitnącym dereniem. Patrzyła przez chwilę na Sarę, po czym
oznajmiła jej, że są kuzynkami.
- Powiedziano mi, że jesteśmy do siebie podobne - dodała
Ariel.
ROZDZIAŁ 3
A
riel miała wyrzuty sumienia, bo okłamała kuzynkę, ale
wiedziała, że inaczej nie mogła postąpić. Gdyby powie
działa Sarze prawdę, dziewczyna nawet by nie pomyślała o za
mianie miejsc. I czyż nie było prawdą, że w miłości i na wojnie
wszystkie chwyty są dozwolone? Ariel miała tylko nadzieję, że
kuzynka jej wybaczy, gdy dowie się, że zrobiła to wszystko
z miłości.
To zaczęło się ponad rok temu, w czasie jednej z podróży do
Nowego Jorku, które odbywały z matką w celu odnowienia
garderoby. Ariel musiała uczestniczyć w jakimś nudnym, cha
rytatywnym przyjęciu z mnóstwem ludzi, którzy chcieli poka
zać, jak bardzo są bogaci.
Przez pierwszą godzinę Ariel brała udział w banalnych kon
wersacjach i słuchała ludzi, którzy mówili jej, jak niezwykłe
wydaje im się Arundel. Ich ton sugerował, że nie potrafili sobie
wyobrazić, jak można mieszkać w miejscu, gdzie nie można
zamówić jedzenia przez telefon, ale i tak, mimo wszystko, to
było urocze małe miasteczko. „Takie czyste" - mówili.
Gdy tylko rodzicielka zwróciła swe sokole oko w inną stronę,
Ariel przekupiła kelnera dwudziestodolarówką, by zamienił jej
aprobowane przez matkę piwo imbirowe na szampana. Kiedy
powoli sączyła boski napój, zobaczyła jego. Jego. Dla Ariel
była to jedna z tych chwil, gdy czas stanął w miejscu. Gdy
ujrzała mężczyznę, który wszedł do pokoju, wiedziała, że spog
ląda na swoją przyszłość. Patrzyła na jedynego mężczyznę,
którego kiedykolwiek pokocha.
R.J. Brompton. Oczywiście wiedziała, kim jest - Sara przy
syłała jej fotografie i wycinki z gazet. Ale zdjęcia nie pokazy-
Jude Deveraux
9
Kuzynki
wały tak naprawdę tego, jaki był. Jego obecność była wręcz
namacalna. Roztaczał wokół siebie magiczną aurę. W czasie
wszystkich wycieczek z matką nigdy nie spotkała nikogo takie
go jak R.J. Brompton.
Sara opisywała go w samych negatywach. Mówiła, że zmu
szał ją do pracy ponad siły i nie przyznawał podwładnej żad
nego prawa do życia osobistego. Niejeden raz musiała wskaki
wać w dżinsy i koszulkę i jechać w środku nocy do jego
mieszkania, żeby coś znaleźć albo napisać dla niego jakiś list.
Mówiła, że jej zdaniem on nigdy nie sypiał.
Gdy Ariel tak stała i patrzyła, jak on ściska dłonie gości, raz
po raz zerkając na blondynkę uwieszoną u jego ramienia, wie
działa, że pewnego dnia R.J. Brompton będzie należał do niej.
Przebudziła się z transu, by spojrzeć w oczy kobiety, która z nim
przyszła. Patrzyła na Ariel w sposób, który miał powiedzieć
dziewczynie, żeby dała sobie spokój, że R.J. należał do niej.
Ariel tylko się uśmiechnęła. Wiedziała od Sary, że R.J. zmieniał
partnerki częściej niż buty. W następnym tygodniu inna głupiut
ka blondynka - albo ruda, wszystko jedno - będzie patrzyła na
niego z uwielbieniem w oczach.
Przez całe przyjęcie Ariel pozostawała w zasięgu wzroku R.J.
Za każdym razem, gdy spoglądał w jej stronę, odwracała się tak,
by myślał, że patrzyła na kogoś za jego plecami. Ale on nie dał
się oszukać. Po godzinie wreszcie do niej podszedł i mimo że
udawała, iż go nie widzi, jej serce biło jak oszalałe. Gdyby nie
miała tych wszystkich wiadomości od Sary, odwróciłaby się
i uśmiechnęła do R.J. Sara nie wiedziała, co przyciągało do
niego kobiety, ale miał ich na pęczki. Bez przerwy opowiadała
historie o dziewczynach, które dla niego robiły z siebie kom
pletne idiotki. Sara mówiła, że musiała wyprowadzać je za
drzwi, niektóre całe we łzach, a potem zawsze posyłała im
kwiaty i uprzejmy liścik, który mówił: „było miło, dziękuję".
Ariel była zbyt mądra, żeby podejść do R.J. i przedstawić się.
Jeżeli można polować na kogoś przez całe, trzygodzinne przyję-
Jude Deveraux
Kuzynki
cie i nadal go ignorować, to Ariel właśnie to robiła. Paplała
radośnie z grupką starych, bogatych mężczyzn, którzy próbo
wali zajrzeć jej w dekolt, jednocześnie nie spuszczając oczu
z R.J. Dokładnie w chwili, w której on opuszczał towarzystwo
osoby, z którą rozmawiał, Ariel odsuwała się dalej od niego.
Grali w kotka i myszkę - i bardzo im się to podobało. Pod koniec
przyjęcia Ariel poczuła, że R.J. zbliża się coraz bardziej, a ona
nie ma już dokąd uciec. Wiedziała też, że będzie miała tylko
jedną szansę, by wywrzeć na nim wrażenie. Ale nie wiedziała,
co on lubił! Ma słodko się wdzięczyć? Czy być chłodna i wynio
sła jak Grace Kelly w „Złodzieju w hotelu"? Dla R.J. Ariel
stanie się, kimkolwiek on zechce. Ale najpierw będzie musiała
dowiedzieć się, co sprawi, że będzie pragnął jej dłużej niż dwa
tygodnie.
Gdy zaczął ją osaczać, Ariel wiedziała, że musi go powstrzy
mać. Ale jak? W świecie biznesu uchodził za człowieka, który
dostawał to, czego chciał. Słyszała z więcej niż jednego źródła,
jak nazywano go bezwzględnym.
Ariel rozglądała się desperacko dokoła. Może powinna pójść
do toalety? Ale wiedziała, że gdy wyjdzie, on wciąż tu będzie
bez względu na to, czy Ariel będzie gotowa czy nie. Gdy
zobaczyła matkę, uśmiechnęła się. Bezwzględna to za łagodne
określenie, by opisać jej matkę. Wiedząc, że R.J na nią patrzy,
Ariel przedefilowała przez pokój w sposób, w jaki - taką miała
nadzieję - chodziły królowe piękności, uwodzicielki i wyniosłe
damy. Gdy stanęła obok matki wiedziała, że wystarczy, by
szepnęła kilka słów, a pani Weatherly utrzyma R.J. z dala od
córki lepiej niż gromada wilków.
Miała rację.
Idąc do toalety, rzuciła spojrzenie przez ramię i zobaczyła,
jak matka bojowym krokiem podchodzi do R.J. Bromptona.
Wyglądał na zaskoczonego i Ariel wiedziała, że osiągnęła swój
cel. Gdy wróciła na salę piętnaście minut później, R.J. już
wyszedł z przyjęcia. Czy straciła jedyną szansę? Nie, była
Jude Deveraux
Kuzynki
bardzo pewna siebie. Ariel uśmiechała się przez resztę wieczo
ru, bo już wiedziała, co zrobić ze swoim życiem: chciała wyjść
za mąż za szefa swojej kuzynki.
Po tej nocy życie uległo zmianie. Ariel zaczęła planować,
w jaki sposób dostać to, czego pragnęła najbardziej na świecie.
Najpierw musiała poznać swój obiekt, więc poszła do biblioteki
i zaczęła poszukiwania. Spędziła całe miesiące, czytając i wyci
nając artykuły dotyczące R.J. Pisała setki listów do kuzynki,
w których zachęcała ją do snucia opowieści o pracy i szefie.
Wysyłałaby co dzień do Sary maile, ale matka nie wierzyła
w Internet. Ariel była przekonana, że matka obawiała się, iż
córka odkryje, że ludzie rozbierają się, uprawiają seks i sprawia
im to przyjemność. Postawiła sobie za punkt honoru, by Ariel
pozostała dziewicą, oczekując na noc poślubną z Davidem
- noc, którą matki obojga planowały od chwili, gdy Ariel
i David przyszli na świat w dwutygodniowym odstępie czasu.
David, jak zawsze, pracował dla Ariel jako zwierzę pociągo
we. Ponieważ to on miał kontakt ze światem zewnętrznym,
Ariel kazała mu sprawdzić R.J. w Internecie i to on przyniósł jej
sto pięćdziesiąt stron wydruków. Zamówił na swoją pocztę
codzienne wiadomości na temat R.J. i dostarczał Ariel kopie.
- Media bardziej interesują się jego kobietami niż tym,
w jaki sposób zarabia na życie - powiedział David, patrząc na
zdjęcie R.J. - Kto by pomyślał, że taki stary i brzydki facet może
poderwać te wszystkie laski.
Ariel wyrwała mu zdjęcie z dłoni.
- On ma tylko czterdzieści dwa lata i wcale nie jest brzydki
- powiedziała, patrząc na niego wilkiem.
- Czterdzieści dwa? Jest wystarczająco stary, żeby być na
szym ojcem, więc...
- Dla twojej informacji, ty i ja nie mamy wspólnego ojca.
Poza tym musiałby być nastolatkiem, by spłodzić dwójkę takich
dwudziestoczterolatków jak my.
- Spłodzić - powiedział David z uśmiechem. - Cóż za
Jude Deveraux
Kuzynki
urocze słowo. - Leżał rozciągnięty na jej łóżku, kręcąc na palcu
pluszowego dziobaka. Ariel zabrała od niego zabawkę. David
wrócił do Arundel po skończeniu college'u dwa lata temu, ale
nie wydawał się zagrożony koniecznością znalezienia pracy.
Pomimo protestów matki studiował ogrodnictwo. Jego rodzi
cielka spędziła długie godziny z matką Ariel, pijąc niezliczone
filiżanki herbaty i szlochając, że jej ukochany syn kształcił się
po to, by zostać farmerem.
- Dlaczego nie może zostać lekarzem albo prawnikiem?
Dlaczego farmerem? - jęczała. Zdaniem Ariel, przy zamożno
ści Davida nie miało żadnego znaczenia, co chłopak studiował.
- Nie masz czegoś do roboty? - spytała, ale wiedziała, że ich
matki określiły obowiązkową ilość czasu, jaką mieli ze sobą
spędzać. Gdyby nie poddali się temu zarządzeniu, ich życie
stałoby się nie do zniesienia. David i Ariel zawarli cichą umowę,
że dadzą matkom to, czego chciały, i dlatego chłopak leżał teraz
na jej łóżku, niemal odrywając ucho pluszowego pancernika.
- Moglibyśmy pójść popluskać się w zatoce - zapropo
nował.
- Doszły mnie plotki, że robiłeś to dwa tygodnie temu z jed
ną dziewczyną, która mieszka koło młyna. - Stare zakłady
przędzalni bawełny były nieczynne od czterdziestu lat, ale
wciąż dzieliły miasto na dwie części. Maleńkie domy, wybudo
wane dla pracowników młyna, stanowiły teraz historyczne za
bytki, ale to nie zmieniało faktu, że stały tam, gdzie stały.
- Zazdrosna?
- O co? - spytała, przeglądając najnowsze wiadomości na
temat R.J. Ariel spojrzała na Davida. Leżał rozciągnięty w po
przek łóżka, długi, szczupły, pełen męskiej energii i pomyślała,
że Sarze pewnie by się spodobał. Ariel uważała, że Sara, mimo
sarkazmu i pozy „twardej dziewczyny", była bardzo wrażliwa.
Tak, dumała, Sara i David mogą świetnie do siebie pasować.
- Mama chce, żebym zaprosił cię na tańce w przyszłą sobotę.
Robimy to, co zwykle?
Jude Deveraux
Kuzynki
„To, co zwykle" oznaczało, że David zaprosi jakąś inną
dziewczynę, a Ariel będzie go kryła. Tak naprawdę, przez
ostatnie pół roku David umawiał się tylko z jedną dziewczyną
i Ariel zaczynała myśleć, że to coś poważnego. Miała na imię
Britney i pochodziła z najgorszej części miasta, z jakiej można
pochodzić. Jej ojciec jeździł ciężarówką po całych Stanach,
a matka sprzątała cudze domy. Gdyby matka Davida dowie
działa się o Britney, prawdopodobnie wylądowałaby w szpitalu
z zawałem i zostałaby tam, dopóki David nie zgodziłby się
rzucić dziewczyny. Nic takiego nie powiedział, ale Ariel za
czynała podejrzewać, że prawdziwym powodem, dla którego
David nie podjął pracy w innym stanie i wciąż był w miastecz
ku, była właśnie Britney.
Chłopak przewrócił się na brzuch i spojrzał na nią.
- O co chodzi z tobą i z tym całym Bromptonem?
- Zamierzam za niego wyjść. - Ariel i David mieli przed
sobą niewiele sekretów. Razem siedzieli w tym więzieniu, więc
równie dobrze mogli być przyjaciółmi.
- Świetnie! - ocenił. - Powiedziałaś już matce?
- Nie. Pozwolę tobie powiedzieć twojej matce, żeby ona
powiedziała mojej.
David znowu przewrócił się na plecy i podrzucił w powietrze
pluszowego kangura.
- A może ty i ja się pobierzemy, przeprowadzimy do innego
stanu i weźmiemy rozwód? Oczywiście, jeśli po zamieszkaniu
ze mną wciąż będziesz chciała rozwodu.
Ariel sięgnęła po zeszyt z wycinkami i usiadła koło Davida na
łóżku.
- Wiem, myślisz, że ja żartuję, ale podoba mi się ten mężczy
zna. Jest starszy, ale nie za stary. Najlepsze jest to, że jest bogaty
i wpływowy, więc może spodoba się matce. Jeżeli nie, będzie
mógł mnie utrzymywać, kiedy ona mnie wydziedziczy.
- Mogłabyś znaleźć pracę, wiesz?
- A co mogłabym robić? Sprzątać domy, jak matka Britney?
Jude Deveraux
Kuzynki
David spojrzał na nią w sposób, który mówił wyraźnie, że
przeholowała.
- No dobrze, przepraszam. Jestem pewna, że Britney jest
bardzo miłą osobą i że lubisz ją nie tylko z powodu imponujące
go rozmiaru stanika.
- Potrafisz być złośliwą małą suką, wiesz?
- To powiedz matce, że nie możesz wyjść za kogoś takiego
jak ja.
David, wzdychając, odwrócił się na bok i wyjął zeszyt z jej
rąk, żeby spojrzeć na zdjęcia R.J.
- Będziesz miała brzydkie dzieci, oczywiście, o ile męż
czyzna w tym wieku może to w ogóle jeszcze robić.
- Jego kobiety wydają się szczęśliwe.
- On kupuje im brylanty, a one udają orgazmy. Co prawda
nie sądzę, żebyś wiedziała cokolwiek o orgazmach. A może
wiesz?
Gdy Ariel nie odpowiedziała, David wyciągnął rękę i po
klepał ją po ramieniu.
- No, Ariel, nie jest aż tak źle. Ja nie jestem taki zły. Ludzie
w innych krajach często zawierają aranżowane małżeństwa. Nie
będzie tak źle. Obiecuję.
Ariel spojrzała na niego spode łba.
- Zmuszanie kogoś, by poślubił osobę, której nie kocha, jest
potworne. Przez całe życie nigdy nie dzwoni ci w uszach, gdy
się całujecie! Przez całe życie nie czujesz mrowienia w całym
ciele, gdy on na ciebie patrzy! Całe lata...
David ziewnął.
- Znowu czytałaś romansidła? Słuchaj, lepiej już pójdę.
- Britney cię wzywa? - spytała Ariel złośliwie. W pewien
sposób była zazdrosna. Zazdrościła mu, że miał kogoś w swoim
życiu, a ona tylko zeszyt z wycinkami.
- Tak - odpowiedział, uśmiechając się lubieżnie.
Ariel odwróciła wzrok. Tak bardzo pragnęła, by był przy niej
mężczyzna, którego kochała.
Jude Deveraux
Kuzynki
David wstał z łóżka i podszedł do niej. Przez chwilę trzymał
ręce luźno opuszczone wzdłuż ciała, jakby nie wiedział, co
z nimi zrobić.
- Ty zostań tutaj, mała - powiedział, wyciągając dłoń, by
dotknąć jej ramienia, ale Ariel odsunęła się gwałtownie. - Ariel
- powiedział miękko. - Ja rozumiem. Pewnie nie wierzysz, ale
rozumiem. To nie ja stanowię problem, po prostu chcesz mieć
wybór. Chcesz sama wybrać, za kogo wyjdziesz.
- Wybór - powiedziała. - To słowo nie istnieje w moim
życiu.
- Może ty i ja moglibyśmy... - Przerwał i wpatrzył się
szeroko otwartymi oczami w jej zeszyt. Podniósł go, podszedł
do okna i przyjrzał się z bliska ziarnistemu zdjęciu, wyciętemu
z gazety. - Wiesz, kto to jest, prawda?
- Kto jest kto? - spytała.
Wskazał palcem na kobietę stojącą niedaleko R. J. Ariel znała
mężczyznę, który stał u jej boku. To był Charley Dunkirk, stary,
bogaty facet, który wprowadził R.J. w interesy i wciąż był jego
najlepszym przyjacielem.
- To Susie Edwards.
- A kim jest ta Susie Edwards?
- Zapomniałem, że ty żyjesz we własnym maleńkim świe
cie. Jej zdjęcie wisi na korytarzu w liceum. Odkąd skończyła
trzy lata, wygrywała wszystkie konkursy piękności w trzech
hrabstwach aż do czasu, gdy uciekła z Arundel po skończeniu
liceum. Pojechała do Nowego Jorku, zmieniła imię na Katlyn
i wyszła za jednego z najbogatszych ludzi świata.
Ariel spojrzała na zdjęcie. Prawda, kobieta była ładna, ale
w sposób, który mówił, że miała co najmniej pół tuzina liftin
gów i całe dnie spędzała u kosmetyczki.
- Ona jest z Arundel? I jest żoną najlepszego przyjaciela
R.J.? Hm... - Ariel musiała przemyśleć te nowiny. Intuicja jej
podpowiadała, że to właśnie dzięki tej kobiecie dostanie się do
R.J. Już dawno zdecydowała, że im mniej Sara wie o jej
Jude Deveraux
Kuzynki
planach, tym lepiej, co niestety oznaczało, że nie mogła prosić
kuzynki o żadne rady. Ariel najbardziej pragnęła zwabić R.J. na
swój teren, do Arundel. Jeżeli jej plan podszycia się pod kuzyn
kę miał się powieść, Sara musiała być blisko Ariel, gdy będą
udawały siebie nawzajem. Ariel wiedziała, że będzie potrzebo
wała pomocy przy pracy dla R.J., dlatego chciała mieć Sarę przy
sobie. Ale jak zwabić R.J. - Sara jechała wszędzie tam, gdzie on
- do maleńkiego Arundel?
Ariel położyła rękę na ramieniu Davida, podniosła na
niego oczy i obdarzyła swym najpiękniejszym, błagalnym
uśmiechem.
- O nie, nic z tego - powiedział. - Nie zamierzam ci w tym
pomagać. Kiedy uciekniesz z tym mężczyzną, ja będę niewin
nym, porzuconym niedoszłym panem młodym. Chcę, żeby
nasze matki były przekonane, że ja nic złego nie zrobiłem. Na
pewno nie chcę, żeby którakolwiek z nich myślała, że ci w tym
pomagałem.
- Davidzie, kochany - powiedziała słodko - nie miałbyś
ochoty na filiżankę herbatki? Moglibyśmy ją wypić i jednocześ
nie odbyć długą, miłą pogawędkę.
- Będę tego żałował - mruknął, siadając na pokrytym per-
kalem krześle.
Ariel uśmiechnęła się i zaczęła mówić. David był tak za
dowolony, widząc ją znowu szczęśliwą, że został na całe po
południe.
W końcu David jej pomógł. Przez swoją dziewczynę, Brit-
ney, i jej kontakty w „tamtej części miasta" znalazł człowieka,
który przesyłał Susie Edwards - alias Katlyn Dunkirk - infor
macje o Arundel.
David zdobył adres pani Dunkirk i Ariel napisała do niej list,
pytając, czy mogłyby się spotkać, gdyby kiedykolwiek zawitała
w te okolice. Zgodnie z nadzieją Ariel odpowiedź nadeszła
wkrótce wraz z datą i nazwą restauracji w Raleigh.
Wyznaczonego dnia Ariel udało się, z pomocą Davida, uciec
Kuzynki
spod czujnego oka matki na tyle długo, by zjeść lunch z panią
Dunkirk w Raleigh.
Ariel wiedziała wszystko o tej kobiecie, gdy tylko ją zoba
czyła. Mimo całej jej biżuterii (brylantowy naszyjnik w porze
lunchu?), starannego akcentu (rodzaj francusko-angielskiej kom
binacji) i wartego pięć tysięcy dolarów kostiumu (w Raleigh?!)
Ariel poznałaby ją wszędzie. Roztaczała wokół siebie aurę
dziewczyny z drugiej strony młyna, której żaden czas ani pie
niądze nie mogły zatrzeć. Kobieta była bardzo zdenerwowana,
bez przerwy paliła i zbyt wiele mówiła.
Na koniec obie dostały to, co chciały. Pani Dunkirk powie
działa, że jej mąż mówił coś o kupnie wyspy, którą chciał
zamienić w „plac zabaw dla miliarderów". Równie dobrze
mogła to być wyspa w pobliżu Arundel. Mówiąc to, zgasiła
poplamionego szminką papierosa i posłała Ariel spojrzenie,
które miało mówić, że, bez względu na jej pochodzenie, wyszła
za Duże Pieniądze.
Pani Dunkirk powiedziała, że zwróci uwagę męża na jedną
z wielu wysp leżących na wybrzeżu Karoliny Północnej, jeżeli
Ariel skłoni swoją matkę, by mianowała ją Mrs. Arundel na
jesiennym festiwalu. Ariel musiała powstrzymywać się całą siłą
woli, by nie wytknąć jej wulgarności takiego pomysłu, ale
wiedziała, skąd pani Dunkirk pochodzi. Dziewczyny z młyna
nigdy nie zostawały Miss Arundel, nieważne, jak śliczne miały
buzie. Matka Ariel była Miss Arundel, ona sama też.
Żeby przekonać matkę do występu w tak plebejskim stylu
- pomyślała Ariel - będę musiała albo podać jej narkotyki, albo
dać jej to, czego pragnie najbardziej na świecie: wyjść za
Davida.
Ariel uśmiechnęła się do pani Dunkirk i wyraziła zgodę, nie
dając po sobie znać, jakie myśli kłębiły się w jej głowie.
Powiedziała, że to cudowny pomysł, by ukoronować Mrs.
Arundel, a kto lepiej nadaje się, by nosić ten tytuł, jeśli nie
osoba, która odniosła w życiu taki sukces. Pani Dunkirk zgasiła
Jude Deveraux Kuzynki
kolejnego papierosa i ruszyła do czekającej na nią limuzyny.
Ariel pomachała jej na pożegnanie, myśląc, że pochodzenia nie
da się ukryć. Nawet tego jednego, jedynego razu, gdy spotkała
Sarę osobiście, a kuzynka nie kąpała się chyba od tygodni, i tak
roztaczała wokół siebie aurę, po której od razu można było
poznać, kim była jej matka. Co prawda krew Sary została
rozcieńczona przez jej rozpustnego ojca, ale krew rodziny Am-
blerów była silniejsza i to w kuzynce było widać na pierwszy
rzut oka - dokładnie tak samo, jak było widać pochodzenie pani
Dunkirk.
Ariel wiedziała, że gdyby David poznał jej myśli, nazwałby
ją snobką, ale nic jej to nie obchodziło. W innej epoce David na
pewno zostałby socjalistą.
Gdy Ariel wróciła do domu, była już w pełni przygotowana,
by rozpocząć realizację swojego planu i zdobyć mężczyznę,
którego kochała. Ale najpierw musiała powiedzieć Davidowi,
co ona i Sara zamierzały zrobić. On będzie, oczywiście, protes
tował i powie jej, że to się nigdy nie uda, ale Ariel wiedziała, że
i tak w końcu zgodzi się jej pomóc. Jej plan nie miał szans
powodzenia bez jego udziału, bo David ją znał. Naprawdę ją
znał. Nie tak jak matka, której tylko zależało na tym, żeby Ariel
była odpowiednio ubrana i nie przynosiła jej wstydu w towarzy
stwie.
David był inny. Jeden fałszywy ruch Sary i on od razu będzie
wiedział, że dziewczyna nie jest tą osobą, za którą się podaje.
David zgodzi się pomóc, Ariel była tego pewna. A jej plan się
powiedzie. Co do tego także nie miała żadnych wątpliwości.
ROZDZIAŁ 4
K
iedy Sara wreszcie dotarła do sypialni Ariel, była tak
zmęczona, że marzyła tylko o tym, żeby wpełznąć pod
kołdrę i zasnąć. Ale nie mogła, bo łóżko Ariel było usłane całą
menażerią dziwacznych pluszowych zwierzaków. Sarze przy
pomniało się, że Ariel kazała jej zapamiętać jakąś zasadę na
temat tych zabawek, ale była zbyt zmęczona, by teraz ją sobie
przypomnieć.
Obie kuzynki spędziły razem prawie trzy tygodnie w Nowym
Jorku. Ariel wolałaby mieć więcej czasu, ale tylko tyle udało jej
się uzyskać od matki.
- I tak musiałam kłamać jak z nut, żeby wydębić te trzy
tygodnie - powiedziała. - Oczywiście z pomocą Davida. Ko
chany David. - Kiedy to mówiła, kąciki jej ust opadły w dół,
jakby przełknęła coś gorzkiego.
Ponieważ kuzynki pisywały do siebie od lat, Sara uważała, że
zna Ariel dobrze, ale już pierwszego dnia okazało się, że nie
znała jej wcale. Może dlatego, że Ariel dorastała w izolacji, ale
Sara wkrótce przekonała się, że nie czekało ją nic z tego, na co
miała nadzieję. Nie było dziewczęcych chichotów do rana ani
polegiwania godzinami w piżamie w sobotnie poranki.
Sara była pewna, że Ariel nie zdawała sobie z tego sprawy, że
kiedy opisywała swoją matkę, to jakby mówiła o sobie. Upłynął
prawie tydzień, zanim Sara odkryła, że Ariel zauważyła, jak
bardzo podobna staje się do matki i postanowiła zrobić wszyst
ko, by do tego nie dopuścić. Ale bez względu na to, jak bardzo
Ariel próbowała z tym walczyć, było w niej coś eleganckiego,
co sprawiało, że gdy szła, odwracały się za nią wszystkie głowy.
Po niecałej dobie Sara zrozumiała, że są tematy, których nie
Jude Deveraux
Kuzynki
należy poruszać, jak na przykład jej ojciec-pijak. Sara tak
bardzo chciała zrzucić z ramion ten ciężar, wreszcie zwierzyć
się komuś z wszystkich tajemnic życia z ojcem - ale wydawało
się, że Ariel nie może znieść tematu alkoholizmu. Żeby po
wstrzymać Sarę przed dalszymi zwierzeniami, Ariel posyłała jej
lodowate spojrzenie.
Sara usiadła później przed lustrem i ćwiczyła „spojrzenie".
Ale to, co przychodziło Ariel naturalnie, było prawie nieosiąga
lne dla Sary.
- Chyba trzeba wychować się w rodzinie królewskiej, żeby
móc posyłać takie spojrzenia - wymamrotała do siebie. Następ
nego dnia wypróbowała je na Ariel. Miała nadzieję, że uda jej
się zmrozić Ariel tak samo, jak kuzynka zmroziła ją. Ariel
zachichotała.
- Kiedy tak robisz, wyglądasz prawie jak moja matka. - Sara
miała ogromną ochotę powiedzieć kuzynce, że to ją naśladowa
ła, ale tego nie zrobiła.
Ariel chciała, żeby obie całymi dniami siedziały w maleńkim
mieszkanku Sary i uczyły się, jak udawać siebie nawzajem.
Przede wszystkim Sara musiała zapamiętać drzewa genealogi
czne najstarszych rodzin Arundel.
- Obowiązkowo musisz wiedzieć, kto należy do jakiej ro
dziny.
Sara powiedziała, że to niezwykle interesujące i bardzo żału
je, że nie ma czasu nauczyć się tego wszystkiego na pamięć, ale
musi iść do pracy.
Na wzmiankę o pracy Ariel zaczęła zadawać jej tysiące pytań
o R.J. Sara wiedziała, że kuzynka jest przekonana, iż uda jej się
oszukać R.J., jednak Sara nie sądziła, żeby dał się nabrać na tę
zamianę choćby przez dziesięć sekund. Ale z Ariel nie było
dyskusji. Mimo że Ariel wyglądała jak dama z przeszłości, cała
wymuskana, delikatna i idealnie wychowana, Sara wkrótce
przekonała się, że kuzynka ma wolę ze stali. Kiedy Ariel coś
postanowiła, nic nie mogło zmienić jej decyzji.
Jude Deveraux
Kuzynki
Dopiero kiedy RJ. powiedział Sarze, że chce, aby pojechała
z nim w delegację do Arundel, dziewczyna zrozumiała, do
jakiego stopnia Ariel była zdeterminowana. Kiedy usłyszała
jego słowa, poczuła się tak oszołomiona, że myślała, iż nogi
odmówią jej posłuszeństwa. Kilka minut wcześniej w biurze
złożył wizytę stary przyjaciel R.J., Charley Dunkirk, i R.J. dał
mu tyle whisky, że gość był zbyt pijany, by wyjść o własnych
siłach. Sara chciała powiedzieć R.J., co myśli o zgubnych
skutkach alkoholu, ale już dawno zauważyła, że szef przekręcał
każde jej słowo, więc nauczyła się siedzieć cicho.
Przez godzinę po tym, jak powiedział jej, że jadą do Arundel,
Sara nie mogła wykrztusić słowa. Udało się jej! - tylko ta jedna
myśl kołatała się w jej głowie. Jakimś cudem Ariel tego dokona
ła. Jak?! - zastanawiała się Sara. Ariel mieszkała w małym,
miasteczku, a R.J. trząsł biznesowym światem wielkiego mias
ta, on i Donald Trump* byli kumplami. W jaki sposób taka
małomiasteczkowa dziewczyna jak Ariel sprawiła, że R.J. tań
czył, jak ona zagrała?
Dwa poranki później Sara została obudzona o czwartej nad
ranem przez rozdzierający uszy dźwięk dzwonka. Nieprzytom
na, otworzyła drzwi i ujrzała na progu Ariel z odźwiernym za
plecami. Sara była zbyt zaspana, by powiedzieć cokolwiek,
gdy kuzynka kazała wnieść swoje sześć walizek (wszystkie
oryginalny Louis Vuitton) do jej mieszkania.
Ariel zdjęła rękawiczki i rozejrzała się po mieszkaniu. Sara
wciąż próbowała zetrzeć sen z powiek, ale widziała, że Ariel
uznała trzydzieści metrów kwadratowych jej mieszkania za
żałosne, ale postanowiła być uprzejma. Ariel uśmiechnęła się,
położyła dłonie na ramionach kuzynki i ucałowała ją w oba
policzki, zupełnie jak we francuskim filmie. Wydawała się nie
zdawać sobie sprawy, że jest czwarta rano, a Sara niedługo musi
iść do pracy.
* Donald Trump (ur. w 1946 r.) amerykański miliarder (przyp. tłum.).
Jude Deveraux Kuzynki
Dla Sary następne trzy tygodnie były piekłem. W biurze
miała R.J., w domu Ariel. R.J. wyjaśnił, że chce pojechać do
Arundel, żeby obejrzeć jakąś maleńką wysepkę u wschodniego
wybrzeża Karoliny Północnej. Nazywała się Wyspa Króla i nie
cieszyła się popularnością wśród turystów, ponieważ nie było
na niej plaży. Ale Charley Dunkirk zamierzał kupić większą
część wyspy i zamienić ją w ekskluzywny kurort, dlatego
chciał, żeby J.R. obejrzał to miejsce i wyraził swoją opinię.
Sara spytała szefa, czy chce, żeby zebrała wstępne materiały
na temat wyspy, ale R.J. powiedział, że sam się tym zajmie.
Chciał, żeby odwołała wszystkie spotkania - co w praktyce
oznaczało, że on siedział na kanapie i bawił się Internetem,
a ona użerała się z rozwścieczonymi ludźmi, którzy byli z nim
umówieni.
W wyniku tego wszystkiego Sarze znowu przybyło pracy.
Ponieważ nie miała prawie żadnych sekretarskich umiejętności,
R.J. używał jej jako chodzącego kalendarza. Oczekiwał, że
dziewczyna będzie pamiętała, gdzie on sam powinien być w każ
dej minucie dnia, gdzie znajdowały się należące do niego
przedmioty i, oczywiście, miała dbać, by wszystko działało.
Pewnego dnia Sara musiała na czworakach i ze śrubokrętem
w dłoni naprawiać obrotowe krzesło szefa. Gdy zaproponował,
że nadal będzie w nim siedział, gdy ona pracowała, obdarzyła
go najlepszą imitacją lodowatego spojrzenia Ariel, na jaką
potrafiła się zdobyć. R.J. zamrugał parę razy powiekami, wstał
i, chichocząc, poszedł w drugi kąt pokoju. Uwielbiał zamawiać
przez Internet elektroniczne gadżety, ale nie chciało mu się
czytać instrukcji, więc Sara musiała dojść, jak to, co akurat
zamówił, działało, a później mu wytłumaczyć. Często kupował
gadżety podwójnie, drugi oferując Sarze, ale ona nigdy nie
przyjęła podarunku. Jej filozofia mówiła, że jeżeli ktoś daje ci
prezent, na pewno chce czegoś w zamian. A ona nie chciała
mieć wobec R.J. jakichkolwiek długów.
W domu Sara musiała radzić sobie z Ariel.
Jude Deveraux
Kuzynki
Ćwiczyły codziennie przez dwie godziny, zanim Sara wyszła
do pracy, a po jej powrocie - do północy. Obie były świetnymi
aktorkami. Sara miała za sobą lata profesjonalnego szkolenia,
a Ariel przez dwadzieścia cztery lata kłamała swojej matce - co
wychodziło na to samo.
W końcu odważyły się na małe improwizacje w miejscach
publicznych. Gdy wychodziły z budynku, jedna z dziewcząt
musiała włożyć chustkę i ciemne okulary, żeby nikt się nie
zorientował, jak bardzo są do siebie podobne, ale kiedy tylko
znalazły się na ulicy, próbowały zamieniać się rolami. Ich
ulubioną scenką było udawanie, że Sara jest bogatą snobką,
a Ariel jej zapracowaną asystentką. Doszły w tym do takiej
perfekcji, że pewnego dnia Sara powiedziała:
- Doprawdy, Ariel, czy ty niczego nie potrafisz zrobić dob
rze? - Ariel zaniemówiła, bo Sara powiedziała to zupełnie jak
jej matka i... musiały przerwać scenkę.
- Byłam tak podobna do twojej matki, że ogarnęła cię obez
władniająca tęsknota za domem? - spytała Sara.
- Ależ nie - odpowiedziała Ariel. - Byłaś... - Wtedy zdała
sobie sprawę, że Sara żartuje, i spojrzała na kuzynkę w osłupie
niu. Potem obie się roześmiały i Sara zaczęła myśleć, że może
ich plan ma szanse powodzenia.
Sara powiedziała Ariel, że marzy o odpoczynku od R.J., ale
tak naprawdę z całego serca pragnęła poznać Davida. Wspięła
się na wyżyny swego kunsztu aktorskiego, gdy, udając, że nic
jej to nie obchodzi, zapytała:
- Och, tak, a co z Davidem? Chyba powinnaś mi coś o nim
opowiedzieć.
Wydawało się, że Ariel nie przywiązuje do osoby Davida
żadnej wagi. Powiedziała mu, że zamierzają zamienić się miejs
cami, więc chłopak o wszystkim wiedział, ale Sara chciała
dowiedzieć się jak najwięcej o przystojnym narzeczonym ku
zynki, tak samo, jak ona musi wiedzieć wszystko o R.J. Kiedy
Ariel nie chciała mówić o Davidzie, Sara pomyślała, że kuzynka
Jude Deveraux
Kuzynki
jest zazdrosna, ale gdy już raz zaczęła opowiadać, nie można
było jej powstrzymać.
Po całych dniach słuchania o Davidzie Sara doszła do
wniosku, że jego osobowość musi być jeszcze lepsza niż
wygląd - o ile to w ogóle możliwe. Był uprzejmy, rozsądny,
inteligentny i zawsze chętny do pomocy. Innymi słowy miał te
wszystkie cechy, których brakowało R.J. Próbowała powie
dzieć Ariel, jakim dupkiem jest jej szef, ale kuzynka nie chciała
słuchać. Przez chwilę Sara myślała, że może Ariel uknuła ten
plan z zamianą miejsc, bo należała do tych powierzchownych
kobiet, które durzyły się w R.J., ale doszła do wniosku, że to
niemożliwe. Ariel chciała po prostu uciec od matki i zobaczyć,
jak żyje się w prawdziwym świecie. Co do R.J., jeśli Ariel
darzyła go jakimikolwiek romantycznymi uczuciami po tym
wszystkim, co o nim usłyszała, to w pełni zasłużyła na to, co
ją czekało.
Dwa dni przed wyjazdem do Arundel Ariel powiedziała
Sarze, że chce, aby ona także pojechała na Wyspę Króla.
Spokój, z jakim Ariel mówiła o wyspie, pokazywał, jak dalece
wczuła się w role Sary. Gdy pierwszy raz Sara powiedziała
kuzynce, że przyjaciel R.J. myśli o kupnie Wyspy Króla, Ariel
dostała szału.
- On jest wariatem, jeśli myśli, że uda mu się dobić targu
z tymi ludźmi! - zawołała i zaczęła przemierzać pokój szybkim
krokiem. - Czy R.J. nie pytał nikogo z Arundel, co to za ludzie?
- „Nikogo" oznaczało elitę Arundel, ludzi, do których Sara
miała wkrótce należeć. - Nie znasz ich - mówiła Ariel roz
trzęsionym głosem. - Ludzie na wyspie są straszni. Krążą o nich
okropne historie. Turyści, którzy tam jeżdżą, znikają. Miesz
kańcy mówią, że utonęli, ale każdy, kto mieszka w pobliżu
Arundel, zna prawdę.
- Ach - odrzekła Sara, tłumiąc ziewnięcie. Czy nie oglądała
tego w nocnym kinie? Od przyjazdu Ariel nie miała okazji się
wyspać i coraz trudniej było jej się skoncentrować.
Jude Deveraux
Kuzynki
Ariel uspokoiła się dopiero po dłuższej chwili i Sara myślała,
że kuzynka porzuciła te dziecięce lęki przed Wyspą Króla, ale
dopiero przed wyjazdem okazało się, jak bardzo się myliła.
Czas zamiany był tuż tuż i Ariel znowu zaczęła mówić o strachu
przed maleńką wyspą.
- Ty i David musicie tam z nami pojechać. Nie możecie
zostawić mnie i R.J. samych. Musisz przekonać R.J., żeby
zabrał was ze sobą.
Sara nie chciała prosić R.J. o przysługę. Mówiła, przekony
wała, błagała, nawet uciekła się do płaczu, ale Ariel była
niewzruszona. Sara nawet myślała, żeby się wycofać, ale wtedy
już pragnęła tej zamiany tak samo jak Ariel.
Może ona i David tak bardzo przypadną sobie do gustu, że
Sara będzie mogła wyjść za niego i stać się częścią społeczno
ści, której tak bardzo nienawidził jej ojciec? Na myśl o niena
wiści ojca wobec Arundel Sara musiała się uśmiechnąć.
Nienawidził ich, bo go do siebie nie wpuścili. Wiedziała, że
gdyby ojciec jej matki przyjął go z otwartymi rękoma, dał
dom i pracę, ojciec by ich uwielbiał. Miałby jakąś szansę
w życiu, ale on wszystko pogmatwał. Sara nie chciała stracić
jednej jedynej szansy na spotkanie naprawdę przyzwoitego
mężczyzny. Koledzy z pracy próbowali umawiać się na ran
dki przez Internet, ale jak na razie Sara nie widziała żadnych
sukcesów. Ariel dała Sarze szansę na stanie się częścią spo
łeczności, do której inaczej nigdy nie miałaby wstępu, i po
znanie mężczyzn, wśród nich Davida, którzy w normalnych
okolicznościach nie wpuściliby dziewczyny takiej jak Sara do
swojego świata.
Ale bez względu na to, co mówiła, Sara nie mogła wpłynąć na
Ariel, by kuzynka zmieniła zdanie co do wspólnej wyprawy na
Wyspę Króla. Ariel zgodziła się kontynuować maskaradę tylko
i wyłącznie pod warunkiem, że Sara poprosi R.J., żeby Ariel
i David mogli jechać z nimi.
- Będzie potrzebował przewodnika - tłumaczyła Ariel
Jude Deveraux Kuzynki
_ więc dlaczego nie wybrać twojej kuzynki, która mieszka
w Arundel?
- I jej chłopaka? - zapytała Sara z niedowierzaniem.
- Powiedz mu, że jeśli nas nie zabierze, odejdziesz.
W końcu Sara była tak wyczerpana żądaniami R.J. i Ariel, że
nie miała już siły protestować. Gdy wyjeżdżała z szefem do
Karoliny Północnej, padała ze zmęczenia. Kiedy dojechali do
pięknego pensjonatu w Arundel, który zarekomendowała Ariel,
Sara czuła pewne wyrzuty sumienia z powodu tego, co zamie
rzały zrobić R.J., ale wtedy szef rozpoczął swą zwykłą litanię
skarg i Sara znowu nie mogła go znieść. Jak komukolwiek
mogło nie podobać się tak piękne miejsce? Powiedziała mu, że
idzie do łóżka, i wycofała się do swojego pokoju.
Ariel już na nią czekała. Gdyby chodziło o kogokolwiek
innego, Sara pomyślałaby, że wspięła się przez okno, ale wie
działa, że Ariel nigdy nie posunęłaby się do takiego czynu.
- Zgodził się, prawda? - spytała Ariel, wręczając Sarze
obciętą na pazia perukę.
Sara pomyślała przez chwilę, co by się stało, gdyby powie
działa, że nie. Przekazała jednak Ariel zgodę R.J. i dodała, że
następnego ranka wszyscy czworo jadą na Wyspę Króla.
- I niech Bóg ma nas wszystkich w swojej opiece - zakoń
czyła Ariel. Chwilę później otworzyła okno. - Przykro mi, ale to
jedyny sposób, żeby nikt cię nie zobaczył, jak będziesz opusz
czała pensjonat.
Sara już chciała protestować, ale wyjrzała na zewnątrz
i ujrzała stojącego w ciemności Davida, który wznosił ręce do
góry tak, jakby chciał ją złapać. Sara miała ochotę włożyć białą
suknię, stanąć na parapecie, i paść prosto w jego ramiona.
Ariel źle zinterpretowała wyraz twarzy kuzynki.
- Tam nie jest tak źle - powiedziała. - Mam na myśli,
w domu. Moja mama też nie jest taka zła. Wyspa Króla jest
okropna, ale wszystko inne będzie w porządku. Zobaczysz.
Zbierz się na odwagę i zrób to.
Jude Deveraux
Kuzynki
Ariel zachęcała kuzynkę, by zebrała się na odwagę i skoczyła
w wyciągnięte ramiona Davida.
Kurczę blade, pomyślała sarkastycznie Sara, mam nadzieję,
że się na to zdobędę. Stłumiła uśmiech, przybrała zrezygnowa
ny wyraz twarzy, włożyła perukę i rzuciła się z okna naj-
wdzięczniej, jak umiała. Pewnie wyszłoby lepiej, gdyby nie
zaczepiła stopą o bluszcz, który porastał mury pensjonatu.
Wylądowała do góry nogami, z jedną stopą w roślinie, drugą
wierzgającą w powietrzu, górną częścią ciała celując wprost
w ramiona Davida.
- Doprawdy, Saro! - wysyczała Ariel, wychylając się przez
okno. - Wszystkich obudzisz!
To by było na tyle, jeżeli chodzi o współczucie ze strony
mojej kochanej kuzynki, pomyślała Sara. Chciała zrewanżować
się jakąś złośliwą uwagą, ale uścisk ramion Davida odebrał jej
mowę. Chłopak pochylił się, by wyplątać stopę Sary z bluszczu,
po czym pociągnął ją całą w swe -jakże silne - ramiona, cały
czas przepraszając, że nie złapał jej jak należy.
Gdy niósł ją do samochodu, Sara oparła głowę na jego
ramieniu i pomyślała, że chyba będzie potrafiła mu wiele
wybaczyć.
- Jak twoja stopa? - spytał, sadzając ją delikatnie na fotelu
pasażera. Sara nie wiedziała, co to za auto, ale czuła lekki
zapach skórzanych siedzeń.
- W porządku - odrzekła, żałując w duchu, że nie ma na
sobie, zamiast dresów i koszulki polo, jednej z markowych
sukienek Ariel. Przy Davidzie czuła się jak dama.
Uśmiechnął się i nawet w ciemności Sara dostrzegła biel jego
zębów. Zamknął drzwi po jej stronie, usiadł na miejscu kierow
cy i włączył silnik.
- A więc ty jesteś Sara.
- Właściwie to powinnam być Ariel. Może gdy włożę na
siebie jej ubrania, będę bardziej do niej podobna. A tak w ogóle,
to dziękuję za pomoc. Zwykle nie jestem taka niezdarna.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Przede wszystkim musisz przestać być taka miła. Każdy od
razu pozna, że nie jesteś Ariel.
Sara roześmiała się i poczuła ulgę. Wiedziała, że Ariel nie
kocha Davida, ale nie mogła zrozumieć, dlaczego taki chłopak
miałby wytrzymywać humory kuzynki, jeżeli jej nie kochał.
Teraz okazało się, że nie kocha, i Sara poczuła ogromną ulgę.
- No to może tak: Ty idioto! Gdybyś złapał mnie tak, jak
powinieneś, nie zaplątałabym stopy w ten bluszcz! Myślisz, że
był trujący? Czy nie sądzisz, że powinniśmy jechać do szpitala?
David roześmiał się znowu, a Sara miała ochotę spędzić tak
całą noc.
- Jesteś pewna, że chcesz to zrobić? - spytał głosem pełnym
troski.
- Nigdy nie chciałam tego robić, ale... - Wzruszyła ramiona
mi, żeby pokazać mu, że ma swoje powody. - Czy Ariel zdążyła
ci powiedzieć, że R.J. zgodził się, żebyśmy wszyscy czworo
pojechali jutro na Wyspę Króla? - Sara nie była pewna, ale
chyba David wymruczał pod nosem „R.J.!" - Opowiedz mi o tej
wyspie - poprosiła z uśmiechem. - Jest taka zła, jak mówi Ariel?
- W Arundel straszy się dzieci nie wilkołakiem, tylko Wy
spą Króla - powiedział. - Tak naprawdę wody wokół niej są
pełne raf i rzeczywiście jest tam parę zatopionych statków,
a przez stulecia rozbiło się u jej brzegów kilka okrętów. Tutaj to
tradycja wymyślanie historii o mieszkańcach wyspy, którzy
wabią załogi statków ku pewnej śmierci.
- Cienie Daphne du Maurieur* - powiedziała Sara, czując
ulgę, że obawy Ariel okazały się bezpodstawne. Już prawie
zaczęła wierzyć w tę paranoję.
- W jaki sposób udało ci się przekonać Bromptona, żeby
pozwolił Ariel i mnie pojechać z wami? To znaczy, tobie i mnie?
* Daphne du Maurieur (1907-1989) - pisarka kornwalijska, autorka mrocz
nych romansów i makabresek, m.in. opowiadania „Ptaki", na którym Hitchcock
oparł swój film (przyp. tłum.).
Jude Deveraux
Kuzynki
- Można się pogubić, co? - spytała, a David skinął głową.
- R.J. da mi wszystko, o co poproszę, ale ja bardzo się staram,
żeby nie prosić go o nic.
David posłał jej ostre spojrzenie.
- Dlaczego twój szef miałby dawać ci wszystko, co ze
chcesz?
- Bo beze mnie nie przeżyłby jednego dnia. - Sara słyszała,
że podnosi głos. - Koordynuję wszystko w jego życiu i wszyst
ko za niego robię, od programowania jego komórki po kupowa
nie bielizny. Ostatnim razem, gdy wydawał przyjęcie, troje
dzieci barmanki zachorowało na odrę i musiałam podawać
drinki. Chciał, żebym włożyła krótką spódniczkę i biały far
tuszek z falbankami, ale powiedziałam mu, żeby realizował
swoje chore fantazje gdzie indziej. Wiesz, co dał mi na moje
urodziny? Papużki nierozłączki. Oddałam je do schroniska.
Mówię ci, ten facet...
Sara, zakłopotana, zamilkła i spojrzała na Davida, który
patrzył prosto przed siebie z twarzą wypraną z wszelkich emocji.
Ten to dopiero umie trzymać emocje na wodzy, pomyślała.
Byłby świetnym graczem w pokera albo...
- Myślałeś kiedyś o zostaniu politykiem? - spytała.
Na pięknej twarzy Davida ukazał się wyraz niekłamanego
zdumienia, a samochód lekko zboczył na sąsiedni pas.
- Trafiony, zatopiony - powiedział. - Nawet moja matka nie
wie o moich sekretnych ambicjach. Jak na to wpadłaś?
Sara musiała wykorzystać wszystkie umiejętności aktorskie,
by zachować powagę. To miał być żart - albo obraza. David
miał tak nieprzeniknioną twarz, że wyglądał jak jeden z prezy
dentów na banknocie.
- Chcesz ocalić świat? - spytała, starając się, by jej głos
zabrzmiał szczerze i bez sarkazmu.
- Mniej więcej. - Spojrzał na nią, a jego oczy zalśniły.
- W każdym razie ocalić środowisko. Myślałem, żeby spróbo
wać zostać sekretarzem w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Dlaczego nie prezydentem? - spytała bezceremonialnie,
ale nawet w zalegającej samochód ciemności zauważyła, że
chłopak się zaczerwienił.
Sara odwróciła głowę i wyjrzała przez okno. Prezydent. Ten
chłopak chciał zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych.
Pochodził z dobrej rodziny, miał mnóstwo pieniędzy, doskonałe
wykształcenie i chciał zostać prezydentem. Spojrzała na jego
silne ramiona, okryte idealnie wyprasowaną koszulą i wiedzia
ła, że kobiety na pewno będą na niego głosować.
David wjechał na podjazd i w końcu Sara ujrzała dom,
o którym od tak dawna marzyła. Wyłączył silnik, ujął jej dłoń
i przytrzymał.
- Poradzisz sobie. Kiedy Ariel powiedziała mi, co chce
zrobić, byłem przekonany, że jej się nie uda. Jak jedna osoba
może podszyć się pod drugą? Ale teraz, gdy zobaczyłem, że
jesteś kobietą o wielkiej wrażliwości i intuicji, myślę, że tobie
może się udać.
Gdy pocałował jej dłoń, kolana Sary zamieniły się w galaretę.
Co gorsza, poczuła, że zsuwa się z siedzenia. Marzyła o tym
mężczyźnie od tak dawna, że teraz mała sesja zapoznawcza
w samochodzie wydała się jej czymś zupełnie naturalnym. Poza
tym, przecież była teraz Ariel, a Ariel i David byli parą, prawda?
Ale wtedy przez jego oczy przemknął jakiś cień, który tak
bardzo przypomniał jej wzrok R.J., że natychmiast usiadła
prosto i wyrwała dłoń.
- Doprawdy, Davidzie! - powiedziała, naśladując Ariel.
- Chyba nie zamierzasz znowu tego zaczynać!
Wyraz jego twarzy natychmiast się zmienił i chłopak usiadł
prosto na siedzeniu.
- Naprawdę jesteś dobrą aktorką! Przez chwilę byłem prze
konany, że to Ariel!
Sara sama czuła się zaskoczona, bo okazało się, że wszystkie
poradniki mówiły prawdę: mężczyźni traktowali cię tak, jak im
na to pozwoliłaś. Gdy David wiedział, że rozmawia z Sarą,
Jude Deveraux Kuzynki
dziewczyną, której ojciec znalazł się po złej stronie drogi, a ona
topniała od jego dotyku, uśmiechał się do niej tak samo głupa
wo, jak R.J. uśmiechał się do swych licznych kobiet. Ale kiedy
stała się Ariel, czyli Królową Świata, usiadł prosto i przypo
mniał sobie o dobrych manierach.
- Wydaje mi się, że od tej chwili, nawet gdy będziemy sami,
powinniśmy trzymać się swoich ról - powiedziała Sara, po raz
pierwszy zdając sobie sprawę, że jeżeli ma mieć jakąkolwiek
szansę na zdobycie tego wspaniałego mężczyzny, nigdy nie
może mu pokazać, że go pragnie. Z głową zaprzątniętą tymi
myślami, położyła rękę na klamce, ale David ją powstrzymał.
- Zdajesz sobie sprawę, że miss Pommy będzie na ciebie
czekać, prawda?
- Matka Ariel? Teraz? Ale jest już chyba...
- Po drugiej. Tak, wiem, ale ona będzie czekać. Musisz się
trzymać. - Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów. - Nie spodoba
jej się to, co masz na sobie. Potrafisz nadrobić to bezczelnością?
Sara otworzyła usta, żeby powiedzieć, że oczywiście, ale
potem obleciał ją strach.
- Walizki Ariel są w bagażniku?
- Część z nich. Powinienem był wziąć pickupa, ale miss
Pommy nie cierpi, kiedy prowadzę ciężarówkę. „To takie po
spolite" mówi.
Gdy wysiadali z samochodu, Sara miała ochotę zapytać, czy
jeżdżąc ciężarówką, nosi sprane dżinsy i niebieską koszulę, ale
nie chciała wydać się „pospolita".
- Jak myślisz, co Ariel włożyłaby do samolotu? - spytała.
- Coś drogiego - odrzekł, wyciągając walizkę z bagażnika,
który cicho zamknął, po czym zniknął w wysokich krzakach,
rosnących przy podjeździe. Sara poszła za nim i zobaczyła
drzewo gęsto zarośnięte dzikim winem. Koło pnia stała ławka.
- A zatem tutaj ty i Ariel wymykacie się, kiedy chcecie
być sami?
David parsknął.
Jude Deveraux
Kuzynki
_ Spędzam całe dnie sam na sam z Ariel w jej sypialni, ale
nigdy do niczego nie doszło.
Sara nie potrafiła powiedzieć, czy David był zły, czy też taki
stan rzeczy mu odpowiadał. Wyciągnął klucze z kieszeni i włą
czył maleńką latarkę, żeby spojrzeć na zamek walizki Ariel.
Sara musiała bardzo się starać, żeby nie okazać, jak bardzo jest
zdziwiona faktem, że chłopak znał szyfr do walizki kuzynki.
Położył walizkę na ławce, otworzył, pogrzebał chwilę w śro
dku, po czym wyjął dwie części garderoby. Podał Sarze spodnie
i obcisły, różowy sweterek z krótkim rękawem.
Dziewczyna zaczęła się rozbierać, mówiąc:
- Nie patrz - ale zabrzmiało to nieszczerze nawet dla niej
samej.
David grzecznie odwrócił się do niej plecami. Sara nie mogła
zwalczyć myśli, że gdyby tu był R.J., skrzyżowałby ramiona na
piersi i kazał jej kontynuować - oczywiście nie spuszczając
z niej wzroku. Ale R.J. był szalonym maniakiem seksualnym,
który uganiał się za każdą spódniczką.
W parę sekund Sara włożyła strój, który idealnie na nią
pasował. Czuła delikatną tkaninę, jej wysoką jakość, nawet
w ciemności.
- Już możesz się odwrócić - powiedziała.
David odwrócił się i popatrzył na nią. Miejsce, w którym
stali, nie było oświetlone, ale padała na nich blada poświata
księżyca, tak, że mogli się nawzajem widzieć.
- Ariel powiedziała, że jesteś... - nie dokończył, ale Sara
wiedziała, co chciał powiedzieć.
- Ariel powiedziała, że jestem gruba, tak?
Uśmiechnął się.
- Właściwie tak. Ale nosisz ten sam rozmiar co ona.
- Nadwagę, którą miałam w college'u, straciłam po czterech
miesiącach pracy dla R.J. Bieganie po Nowym Jorku z jego
brudnym praniem i lunchami miało zbawienny wpływ na moją
sylwetkę.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Cokolwiek zrobiłaś, wyglądasz świetnie.
Sara czuła, jak jej twarz przybiera kolor różowego swetra,
i była zadowolona, że nie jest na tyle ciemno, że David nie mógł
jej wyraźnie widzieć.
Wzięła głęboki oddech. Nadeszła wielka chwila. Spotkanie
z matką Ariel będzie prawdziwym sprawdzianem umiejętności
aktorskich Sary. Zbliżało się jej własne, prywatne przesłuchanie
do roli, którą tylko ona mogła zagrać.
- Idziemy? - spytała i ruszyła za Davidem w stronę domu.
Czekała na wielkiej, szerokiej werandzie, na której stały
piękne, malowane na biało, wyplatane krzesła z kwiecistymi
poduszkami, aż David wniesie po schodach cztery walizy
Ariel.
Sara nie była zaskoczona, gdy David wyjął klucze i otworzył
drzwi domu.
Budynek był ogromny i tak piękny, jak mówiła Ariel. Został
zbudowany w 1832 roku na fundamentach jeszcze starszego
domu, wzniesionego przez przodków Ariel. Rodzina Weatherly
była wtedy jeszcze bogatsza niż teraz, więc dom był okazały.
U szczytu schodów stała starsza kobieta. Ramiona miała
wyprostowane, brzuch wciągnięty, włosy starannie upięte
w skomplikowany kok na czubku głowy. Ubrana była w lawen
dowy, szyfonowy szlafrok, narzucony na lawendową koszulę
nocną. Wyglądała pięknie i imponująco.
- Ariel - powiedziała cichym głosem, jednak Sara była
przekonana, że gdyby stały na scenie i zawiodłyby mikrofony,
kobieta świetnie dałaby sobie bez nich radę. - Jesteś bardzo
spóźniona.
- Dzień dobry, miss Pommy - odezwał się David zza
pleców Sary.
Dziewczyna zobaczyła, jak surowy wyraz twarzy kobiety
natychmiast się zmienił, nabierając słodyczy. Matka Ariel pat
rzyła na Davida z sympatią.
Czy Ariel mi o tym mówiła? - zastanawiała się Sara. Jeżeli
Jude Deveraux
Kuzynki
tak, nie pamiętała tego. A może słyszała o tym, ale zlekceważy
ła myśląc, że na pewno wszyscy kochają Davida?
- Witaj, Davidzie - powiedziała pani Weatherly, a jej głos
nabrał łagodniejszego brzmienia. - Jak się masz?
- Bardzo dobrze. A pani?
Nie odpowiedziała, tylko spojrzała na Sarę.
- Ariel, masz pogniecione spodnie. Czy używałaś tego kre
mu, który ci dałam? Twoja cera wygląda jak u nastolatki. Na
jutro umówię ci wizytę u dermatologa.
Sara mogła tylko wpatrywać się w nią bez słowa. Jej cera
stanowiła ogromny atut, z którego była dumna. Mimo ciągłego
przebywania na słońcu i pielęgnacji opartej jedynie na wodzie
i mydle, jej skóra była jedną z jej największych zalet. Jednak ta
kobieta...
Sara zmusiła się do uśmiechu.
- Czy to nowa koszula, mamo? Wyglądasz w niej pięknie.
- Nie bądź impertynencka - warknęła pani Weatherly, od
wróciła się i ruszyła w górę schodów. - Davidzie, zadbaj, żeby
poszła prosto do swego pokoju. Ariel, zobaczymy się rano,
wtedy będziesz miała szansę wytłumaczyć się ze swego kary
godnego zachowania.
Sara stała jak wmurowana i patrzyła, jak kobieta wchodzi po
schodach, znika w jakimś pokoju i zamyka za sobą drzwi.
Oniemiała spojrzała na Davida.
- Tłumaczenie: tęskniła za tobą, martwiła się o ciebie i chce
cię zobaczyć z samego rana, żeby dowiedzieć się wszystkiego
o twojej podróży.
ROZDZIAŁ
N
astępnego ranka Sara czekała na rogu ulicy, gdy David
przyjechał po nią o siódmej. Wiedziała, że Ariel tak by
nie postąpiła, ale nie mogła zmusić się do konfrontacji z „miss
Pommy". Poza tym, tłumaczyła sobie, chciała zobaczyć, czy
Ariel i R.J. w ogóle się dogadali. Czy szef dał się nabrać na
zamianę?
- Tchórz - powiedział David uprzejmie, gdy Sara otworzyła
drzwi jego bmw.
- We własnej osobie - potwierdziła i roześmiała się. - Ariel
odzywała się do ciebie?
- Myślisz, że twój szef wyrzucił ją z pracy przed śniadaniem?
- On sypia nago. Obawiam się, że mógł uwieść Ariel.
Sara tylko żartowała, ale gdy David o mało nie wjechał
w hydrant, sapnęła.
- Nie zrobiłby tego, prawda? - spytał David.
Sara nie mogła zrozumieć, dlaczego tak bardzo go to ob
chodziło. Według listów Ariel David był prawie zakochany
w jakiejś „wysoce niestosownej dziewczynie", która mieszkała
„po drugiej stronie" Arundel, ale teraz Sara zaczęła się za
stanawiać, czy tych dwoje nie łączyło jednak coś więcej.
Gdy jechali przez Arundel, Sara mogła dokładniej przyjrzeć
się miastu, które wyglądało jak dekoracja do filmu o idealnym,
małym miasteczku. A więc to stąd pochodzę, pomyślała. Nie
urodziła się w Arundel, ale tutaj została poczęta. Na szczycie
diabelskiego młyna w wesołym miasteczku, jeśli wierzyć opo
wieściom ojca.
Mijali wielkie, stare domy, otoczone pięknymi ogrodami.
Ogromne drzewa magnolii i miłorzębu zacieniały idealnie
Jude Deveraux Kuzynki
utrzymane trawniki. Wszędzie kwitły kwiaty. Domy opatrzone
były tabliczkami z nazwą i datą wybudowania. Sara dwa razy
dostrzegła panieńskie nazwisko matki: Ambler. Mimo że od
mówiła nauczenia się na pamięć genealogii najstarszych rodzin
miasta, zapamiętała, co Ariel mówiła o Amblerach: najstarsi,
najbogatsi, najbardziej wpływowi. Jej przodkowie spacerowali
po tych ulicach, mieszkali w tych budynkach.
Z zadumy wyrwał ją dopiero widok ogromnego, wiktoriań
skiego domu, pomalowanego na biało i niebiesko. Ozdobiony
niezliczoną ilością portyków, wieżyczek i małych, okrągłych
okienek, wyglądał jak wyjęty z romantycznego snu.
David popatrzył na nią z uśmiechem.
- Wybudował go twój pra, pra, pra i tak dalej-wujek.
- Miał świetny gust. - Pomyślała, że dobrze być częścią tego
wszystkiego!
Gdy wjechali na parking, Ariel i R.J. wkładali pudła do
bagażnika wynajętego jaguara. Właściwie to Ariel wkładała
pudła, a R.J. rozmawiał przez komórkę z kimś z Tokio. Sara
naprawdę oczekiwała, że gdy tylko wysiądzie z samochodu
Davida, szef zacznie jej rozkazywać, ale tak się nie stało.
Zamiast tego po raz pierwszy przekonała się na własnej skórze,
jak to jest, gdy J.R. stara się zrobić wrażenie. Zmierzył ją
spojrzeniem od stóp do głów. Kiedy skończył, popatrzył jej
prosto w oczy.
Po raz pierwszy Sara mogła zrozumieć, dlaczego tak wiele
kobiet się w nim durzyło. Ale ona go dobrze znała. Z największą
łatwością - wręcz naturalnie - przyszło jej wczucie się w rolę
Ariel i obdarzenie R.J. lodowatym spojrzeniem. Gdy David do
niej podszedł, Sara zaborczo ścisnęła jego ramię.
R.J. przeniósł wzrok z Davida na Sarę i z powrotem. Na jego
twarzy pojawił się irytujący uśmieszek, który mówił „ten chło
piec nie jest żadną konkurencją dla mężczyzny takiego jak ja".
Sara walczyła z całej siły, by nie powiedzieć R.J., co o nim
myśli, ale gdyby to zrobiła, cały podstęp wyszedłby na jaw.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Ty musisz być Ariel - powiedział R.J., kiedy wreszcie
skończył rozmawiać. Stanął między Sarą a Davidem i ujął jej
ramię, prowadząc do samochodu.
- A pan musi nazywać się Brompton - powiedziała, uwal
niając ramię.
- Proszę, mów mi R.J.
Sara miała ogromną ochotę powiedzieć, żeby nazywał ją
panną Weatherly, ale tylko się uśmiechnęła i odsunęła od niego.
- Cieszę się, że Sara zaproponowała, żeby zabrać na tę
wycieczkę swoją kuzynkę.
Sara musiała ugryźć się w język, żeby nie powiedzieć czegoś
niemiłego. Widziała tysiące razy, w jaki sposób R.J. flirtował
z kobietami i jak one reagowały na jego umizgi i nie chciała
mieć z tym nic wspólnego. Spojrzała na Davida, błagając o po
moc, ale on stał blisko Ariel i o czymś szeptali.
R.J., nie odrywając wzroku od Sary, zawołał asystentkę.
- Sara! - krzyknął przez ramię, a ona niemal odpowiedziała.
Na szczęście Ariel była pierwsza.
- Tak, sir? - spytała, a Sara się skrzywiła. Nigdy nie nazywa
ła R.J. „sir".
- Zabrałaś moją teczkę i notes?
- Ja...
Sara spojrzała ponad ramieniem R.J. na kuzynkę, która patrzy
ła na nią błagalnie. Odsunęła się od J.R. i ruszyła w stronę Ariel.
- Tak dawno nie widziałam kuzynki, że chyba pójdę z nią
- rzekła i zaprowadziła Ariel z powrotem do pensjonatu, zanim
R.J. zdążył zaprotestować.
- I jak było? - spytała Sara, gdy tylko znalazły się same.
Ariel opadła na stojącą u stóp łóżka sofę, a Sara zaczęła
krzątać się po pokoju, zbierając wszystkie rzeczy, których -jak
wiedziała - R.J. będzie potrzebował. Co w praktyce oznaczało
prawie wszystko, co ze sobą przywiózł, poza ubraniami.
- On sypia nago - powiedziała Ariel.
- Czyżbym zapomniała ci o tym powiedzieć?
Jude Deveraux Kuzynki
- Tak, zapomniałaś. Zapomniałaś mi powiedzieć mnóstwo
rzeczy, jak na przykład, że na jego komputerze pojawia się jakiś
śmieszny obraz, a on oczekuje, żebym ja to naprawiła.
_ I co zrobiłaś?
- Wyłączyłam i znowu włączyłam. Moją wiedzę o kom
puterach można by zmieścić na łebku szpilki. Czy on przed tobą
także paraduje nago?
Sara chowała do pokrowca naładowane baterie do aparatu
fotograficznego RJ.
- Dlaczego tak cię interesuje jego nagie ciało?
- Nie interesuje, tylko...
Sara wyjrzała przez okno i zobaczyła, że David i R.J. stoją
blisko siebie. Zbyt blisko. Zupełnie, jak krążące wokół siebie psy.
- Musimy tam wyjść - powiedziała. - Masz, weź to. - Rzuci
ła na kolana Ariel teczkę i torbę z aparatem.
- Co się stało?
- Nic. Chodzi tylko o to, że R.J. nie polubi Davida.
- Dlaczego nie? - W głosie Ariel zabrzmiało niedowierza
nie. - David jest tak nudny, że wszyscy go lubią.
- Nudny? - zdziwiła się Sara, posyłając Ariel ostre spoj
rzenie. Ona nazywa mężczyznę, który chce zostać prezyden
tem, nudnym? - R.J. musiał sam zapracować na swoją pozycję,
a David dostał wszystko na tacy. David należy do grupy ludzi,
którymi R.J. pogardza.
- Czy to oznacza, że gdyby R.J. wiedział, kim jestem, mną
także by gardził?
- Jesteś zbyt ładna, żeby mógł cię nie lubić - odrzekła Sara.
- Dzisiaj to ty jesteś ślicznotką. Ja potrzebują co najmniej
trzech godzin snu więcej i fryzjera. Ale ty wyglądasz świetnie.
Masz na sobie ciuchy od Prady, a ja... co to jest? - spytała Ariel.
- Chyba Liz Clairborne, ale nie jestem pewna, nie zapamię
tuję marek moich ubrań. Cokolwiek to jest, wyglądasz w tym
świetnie. Naprawdę. I dobrze ci w tych krótszych włosach.
Chodźmy, zaraz będzie na ciebie trąbił.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Naprawdę? - spytała Ariel takim głosem, jakby brakło jej
tchu. - On jest naprawdę ekscytującym mężczyzną, nie sądzisz?
- Zaraz dowiesz się, jak bardzo, jeżeli natychmiast do niego
nie wyjdziesz.
- Co zrobi? - chciała wiedzieć Ariel.
- Nic z tych rzeczy, o których myślisz - powiedziała Sara,
układając rzeczy w ramionach Ariel i wypychając ją za drzwi.
Wrócą, zanim zapadnie zmierzch i, jeśli Sara będzie miała
trochę szczęścia, spędzi kilka dni sam na sam z Davidem.
Uśmiechnęła się do niego zza pleców Ariel i pomyślała, że będą
siedzieli razem na tylnym siedzeniu samochodu przez całą
trzygodzinną podróż na Wyspę Króla.
Ale RJ. pokrzyżował jej plany.
- Skoro masz być moim nawigatorem, musisz usiąść ze mną
z przodu - powiedział. Jego propozycja miała sens i Sara nie
mogła wymyślić żadnej wymówki, więc zajęła miejsce obok
kierowcy, a Ariel i David usiedli z tyłu. Ruszyli w stronę
pełnych niebezpieczeństw wschodnich wybrzeży Karoliny Pół
nocnej. Huragany, wraki statków i napaści piratów zagrażały
większości wysepek, którymi usiane było wybrzeże. Jedne
z wysp były duże i gęsto zamieszkane, inne stanowiły jedynie
małe płachetki ziemi, które zawadzały w drodze statkom, usiłu
jącym dotrzeć do lądu.
- Myślisz, że spotkamy ducha Czarnobrodego? - R.J. spytał
Sarę, gdy ruszyli w drogę.
Ponieważ udawała kogoś innego, nie mogła dawać mu zwyk
łych, monosylabicznych odpowiedzi, choć miała na to ogromną
ochotę. Nie podobał jej się sposób, w jaki flirtował z kobietą, za
jaką ją uważał.
- A pan chciałby zobaczyć ducha Czarnobrodego czy jego
skarb?
- Może duch zaprowadziłby mnie do skarbu.
- Wydawało mi się, że ma pan już dosyć skarbów, panie
Brompton.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Każdy chce więcej, panno Weatherly. To się nazywa ambi
cja i jest w naszym wspaniałym kraju w wielkiej cenie.
_ To także nazywa się chciwość - powiedziała, zmuszając
się jednocześnie do uśmiechu.
Sara opuściła zasłonę przeciwsłoneczną i dostrzegła w ma-
łym lusterku, że Ariel i David szeptali coś, głowa przy głowie.
Ciekawa jestem, co oni knują, pomyślała, po czym podniosła
zasłonę.
- Niech pani przyzna, panno Weatherly - a tak przy okazji,
prosiłem, żebyś mówiła do mnie R.J. - czy nie zdarzyło ci się
nigdy w życiu pragnąć czegoś tak mocno, że byłaś gotowa na
wszystko, żeby to zdobyć?
- Dobrze jest starać się być coraz lepszym - powiedziała tak
sztywno, jak tylko mogła - ale gdy dochodzi się do punktu, gdy
ma się zbyt wiele, a wciąż chce się jeszcze, pora się zatrzymać.
- Domyślam się, że masz na myśli mnie - powiedział
z uśmiechem. - Ale, panno Weatherly, nie pracujesz dla mnie
i nie musisz trzymać buzi na kłódkę. Powiedz mi, co tak
naprawdę myślisz. Na pewno Sara trochę ci o mnie opowiadała.
- Nie powtarzam tego, co przekazano mi w zaufaniu - od
powiedziała Sara, zerkając przez ramię. O czym oni rozma
wiają?
- W takim razie opowiedz mi wszystko o Arundel - poprosił
J.R. - Zastanawiam się nad kupnem letniego domu w tej
okolicy.
- Chcesz dowiedzieć się czegoś o ludziach czy o cenach
ziemi?
R.J. roześmiał się.
- Nawet gdybym nie wiedział, że ty i Sara jesteście kuzyn
kami, i tak bym zgadł. Mówicie i zachowujecie się bardzo
podobnie.
- W życiu nie mogłabym robić tego co Sara - odparła. - Sara
jest święta.
- W pełni się z tobą zgadzam - powiedział cicho, patrząc
Jude Deveraux
Kuzynki
w lusterku na siedzącą z tyłu parę. - Z drugiej jednak strony, jest
fatalną sekretarką. Niedawno o mało nie wylała na mnie dzban
ka gorącej kawy.
Sara musiała odwrócić twarz, żeby R.J. nie dostrzegł wściek
łości w jej oczach. Po wszystkim, co dla niego zrobiła, jedyne,
co zapamiętał, to to, że o mało nie wylała na niego kawy! Teraz
chętnie usunęłaby to „o mało".
- Opowiedz mi o ludziach z Arundel - poprosił. - Opowiedz
mi o twoim życiu tutaj.
Sara skorzystała ze swoich umiejętności aktorskich, żeby
trochę się uspokoić. Przeistoczyła się w Ariel i zaczęła po
wtarzać to wszystko, co zapamiętała. Opowiedziała mu o mat
ce, dzieciństwie z nauką w domu, o starych rodzinach z Arun
del, które wciąż nadają swoim dzieciom imiona ojców - założy
cieli rodu. Sara bardzo się starała brzmieć beztrosko, jakby nie
miała żadnego zmartwienia na świecie - takie wydawało jej się
życie Ariel, zanim poznała jędzę, jaką była jej matka.
Sara nauczyła się na pamięć drogi na Wyspę Króla i teraz
mogła dawać R.J. wskazówki na każdym skrzyżowaniu.
- Dlaczego wybrałeś akurat Wyspę Króla? - spytała.
- Słyszałaś kiedyś o mężczyźnie nazwiskiem Dunkirk?
Charley Dunkirk?
- Sara i ja korespondujemy od lat, dlatego wiem więcej
o tobie i twoich interesach, niż ci się wydaje.
- Nie mogę sobie wyobrazić, żeby Sara napisała choć jedno
słowo o mnie. Przez większość czasu zachowuje się tak, jakby
mnie nienawidziła. Nawet nie wiesz, jakie historie mógłbym ci
opowiedzieć! Och, no dobrze, o czym to ja mówiłem?
Sara popatrzyła na niego spode łba.
- O panu Dunkirku - powiedziała sztywno.
- A, tak. Mój najlepszy przyjaciel Charley udaje, że jego żona
jest dla niego utrapieniem, ale tak naprawdę za nią szaleje. To była
królowa piękności. - Zerknął na Sarę. - Wychowała się tutaj.
Sara się nie odezwała, bo co miała powiedzieć? Zapytać,
Jude Deveraux Kuzynki
z której części miasta ta kobieta pochodzi? Ariel, gdyby tylko
usłyszała adres, od razu by wiedziała, czy żona Charleya miesz
kała powyżej czy poniżej młyna.
- W każdym razie, Charley przyszedł do mnie i powiedział,
że jego żona, Katlyn, chce, żeby on kupił wysepkę w okolicy
Arundel, a ja mam ją obejrzeć.
- Dlaczego akurat ty?
- Nie mam pojęcia. Charley też tego nie wiedział. Na po
czątku myślał, że może Kat i mnie coś łączy, ale...
- Nie zrobiłbyś tego najlepszemu przyjacielowi, prawda?
- Nie, chyba że ona... - R.J. wyszczerzył zęby w uśmiechu,
ale jedno spojrzenie na twarz Sary wystarczyło, by spoważniał.
- Oczywiście, że bym tego nie zrobił. Sprawa honoru i tak dalej.
W każdym razie Charley powiedzie mi, że Kat chce, żeby on
kupił wyspę i otworzył na niej kurort, Luksusowy. Powiedział...
R.J. wyprostował się na siedzeniu i obniżył nieco głos. Kiedy
się odezwał, do złudzenia przypomina pana Dunkirka, ale Sara
- jako Ariel - nie mogła o tym wiedzieć, więc musiała siłą
powstrzymywać się od śmiechu.
- Nie takie wczasy dla mamci-tatka-z-dzieciarni- po-
wiedział R.J. głosem Charleya Dunkirka- Chcę widzieć tam
sławy. Multimilionerów, którzy szukają prywatności. Wyspa
Króla to jedyna wysepka, która nie została jeszcze wyeksploa
towana. Zupełnie jakby to miejsce czekało na mnie. Po jednej
stronie jest płaski teren, na którym będzie można urządzić
lotnisko. Nie ma plaży, ale czym jest plaża? To piasek, tak? No
to przywieziemy trochę piasku.
Sara musiała odwrócić wzrok, żeby nie wybuchnąć śmie
chem, ale R.J. zobaczył, jak drgają jej zaciśnięte szczęki, więc
mówił dalej.
- Myślałem o wyspie na Karaibach, ale skoro Kat chce
wysepkę w Karolinie Północnej, to taką właśnie ode mnie
dostanie. Może chce mieć interes, którym będzie mogła się
zająć, kiedy ja odejdę. Może o to chodzi- Nie wiem dlaczego,
Jude Deveraux
Kuzynki
ale ona chce, żebyś to właśnie ty obejrzał tę wysepkę. Zrobisz to
dla mnie?
R.J. wrócił do swego normalnego głosu.
- Powiedziałem mu, że obejrzę tę wyspę i nawet wziąłem
aparat. Wakacje - ciągnął, znowu naśladując Charleya. - Po
traktuj to jak wakacje. Ja też pewnego dnia zrobię sobie wolne.
Oczywiście, odpowiedziałem, wszyscy sobie zrobimy. Pew
nego dnia.
Sara wciąż patrzyła przez okno. Przypomniał jej się ten dzień,
gdy widziała, jak R.J. prawie wyniósł pana Dunkirka ze swego
biura. Myślała wtedy, że szef celowo upił starszego pana, ale
może po prostu Charley Dunkirk lubił wypić.
- I zgodziłeś się pomóc staremu przyjacielowi - powie
działa.
- Oczywiście najpierw musiałem zebrać trochę informacji
na temat wyspy. To była ciężka praca.
Sarze stanął przed oczami obraz R.J. rozciągniętego na wiel
kiej, skórzanej kanapie, z laptopem na piersi. Ciężka praca,
akurat!
- Chyba Sara pisała mi, że pomagała ci zbierać informacje
o wyspie.
R.J. zerknął na Davida i Ariel we wstecznym lusterku, po
czym zniżył głos.
- Nie, ona była zajęta odwoływaniem wszystkich spotkań,
żebym mógł pojechać. Sam zająłem się poszukiwaniami.
- I kto powiedział, że Herkules miał dużo pracy?
Roześmiał się.
- No dobrze, przyznaję, zwykle składam wszystko na jej
silne barki, ale informacje o Wyspie Króla zebrałem sam.
- I czego się dowiedziałeś?
- Niczego, o czym ty, jako mieszkanka Arundel, mogłabyś
nie wiedzieć.
- Zawsze ciekawie jest usłyszeć zdanie kogoś z zewnątrz
- powiedziała Sara z uśmiechem. - A zatem oświeć mnie.
Jude Deveraux
Kuzynki
_ To dziwne miejsce.
- Wszyscy w Arundel o tym wiedzą. Ale dlaczego tobie
wydaje się dziwne? - Próbowała mówić tak, jakby wszystko
wiedziała, ale chciała usłyszeć to od kogoś innego.
- Z żadnego szczególnego powodu, ale wydaje mi się, że na
tej wyspie można zrobić ogromne pieniądze.
- A to jest najważniejsze.
- W tym celu Charley chce ją kupić, ale wyspa ma też
ciekawą historię. Podobno jej mieszkańcy odmówili udziału
zarówno w rewolucji, jak i w wojnie secesyjnej. Kiedy patrioci
wygrali, mieszkańcy nie zgodzili się na zmianę nazwy wyspy na
„Wyspę Wolności", co sugerował nowy rząd. A gdy przypływa
li do nich żołnierze wojny secesyjnej, bez względu na to, po
której stronie walczyli, mieszkańcy palili ich łodzie, wsadzali
żołnierzy na tratwy i odsyłali na stały ląd. Kiedy prezydent
Lincoln dowiedział się o tym, powiedział, że gdyby wszystkie
stany tak robiły, nie byłoby żadnej wojny. Nie pozwolił, żeby
jego oddziały traciły amunicję na wysadzenie wyspy, choć
wielu ludzi miało na to ochotę.
- Szkoda, że nie wszystkie stany tak zrobiły - zauważyła
Sara.
- Tak, szkoda. We wczesnych latach dziewięćdziesiątych
osiemnastego wieku na Wyspie Króla zapanowała nędza. Mie
szkało tam wtedy tylko kilka setek ludzi. Wtedy odkryto natura
lne gorące źródła, które biły ze skał na środku wyspy i już rok
później Wyspa Króla stała się miejscem, gdzie należało bywać.
Bogacze jeździli tam dla rozrywki i żeby pławić się w gorących
źródłach. Wybudowali wielkie domy i drogi, niemal w przecią
gu doby Wyspa Króla stała się bogata.
- Ale teraz już nie jest, więc co się stało? Źródła wyschły?
- Coś w tym stylu. Na przełomie wieków na wyspie miał
miejsce wybuch - nikt nie wie, co go spowodowało - i w ułam
ku sekundy źródła zniknęły. Od tamtej pory wyspa zaczęła
podupadać i w tej chwili żyje na niej około dwustu pięćdziesię-
Jude Deveraux
Kuzynki
ciu mieszkańców. Wielkie, stare domy wciąż tam są, ale w In
ternecie wyczytałem, że powoli chylą się ku upadkowi, na dziko
zamieszkane przez tubylców. Chłopak, który dostarcza zakupy,
może sobie mieszkać w dwóch pokojach domu o powierzchni
dziesięciu tysięcy metrów kwadratowych i marmurowych posa
dzkach. Wielu mieszkańców w ogóle nie płaci czynszu.
Sara dostrzegała drzemiące w wyspie możliwości. Nowobo
gackim najbardziej zależało na tym, aby ludzie myśleli, że ich
fortuny przechodzą z pokolenia na pokolenie. Stare domostwa
mogłyby tego dokonać.
- Dlaczego nikt wcześniej nie próbował odrestaurować sta
rych domów i zamienić wyspy w kurort?
- Z tego, czego udało mi się dowiedzieć, wynika, że sporo
ludzi próbowało, ale każdy biznesmen był odsyłany. Wygląda
na to, że dzisiejsi mieszkańcy nie są ani trochę bardziej gościnni
od swoich przodków.
- Tobie się uda - powiedziała Sara, zanim zdążyła pomyśleć.
- Tak myślisz?
- Sara powiedziała mi, że potrafisz być bardzo przeko
nujący.
- Naprawdę? - spytał z uśmiechem. - Mam nadzieję, że
miała rację. Chciałbym zdobyć tę wsypę dla Charleya. Przy
obecnych możliwościach wykopaliskowych może udałoby się
odkryć tamte źródła. Charley miał rację, mówiąc, że większość
ludzi lubi szukać prywatności na tropikalnych wyspach, ale
wysepka z gorącymi źródłami na wybrzeżu Stanów Zjedno
czonych? To ma niezliczone możliwości. Może dobra kam
pania reklamowa przekonałaby ludzi, że źródła mają uzdra
wiającą moc.
Sarze podobało się to wszystko, o czym mówił R.J. - oczywi
ście poza kłamstwem, że źródła mają lecznicze właściwości.
Może uda jej się go przekonać, żeby pozwolił jej pracować przy
tym projekcie. Mogłaby mieszkać w Arundel i pracować na
Wyspie Króla.
Jude Deveraux
Kuzynki
Ale co miałabym robić? - zastanawiała się.
_ A oto i ona - powiedział R.J. i Sara spojrzała przez
przednią szybę. Przed nimi rozciągała się woda, z której wy
dzielono ogromny basen portowy, a w oddali majaczyła wyspa.
przy brzegu nie było żadnego promu. R.J. zaparkował na pobo
czu i zgasił silnik.
- Czy ktoś jest głodny? - zapytał.
- Wielkie nieba, nie! - Ariel-jako-Sara odezwała się z tyl
nego siedzenia. - Po tym śniadaniu w pensjonacie już chyba
nigdy niczego nie zjem. Powinniście byli to widzieć! Grube
pajdy chleba, posmarowane topionym serem i unurzane w syro
pie! Przytyłam chyba z kilogram!
- Ja też zjadłem duże śniadanie - powiedział David.
Sara nie odwróciła się, żeby spojrzeć na R.J., ale wątpiła,
żeby zjadł to wielkie śniadanie w pensjonacie. Około dwóch
miesięcy temu, gdy wcinał czwartego pączka jednego ranka,
Sara nie mogła się powstrzymać i powiedziała:
- Widzę, że zamieniasz swój kaloryfer na baryłkę.
I od tej pory, o ile wiedziała, nie tknął żadnego pączka.
- Ja jestem głodna - oświadczyła.
- Dzięki - wymamrotał, ale ona i tak na niego nie spojrzała.
Zapalił silnik, zawrócił samochód i pojechał do małej, ro
dzinnej restauracji, którą przed chwilą mijali.
- A zatem, panie Brompton - zaczął David, gdy tylko złożyli
zamówienie - w jakim celu jedzie pan na Wyspę Króla? Oczy
wiście poza tym, żeby wykorzystywać ludzi. - Chłopak powie
dział to z uśmiechem, chcąc sprawić wrażenie, że żartuje, ale
wyszło sztucznie. - Bo na tym polega pana praca, prawda?
R.J. popatrzył Davidowi prosto w oczy.
- Oczywiście. To właśnie robimy my wszyscy, tępaki zaj
mujące się pracą zarobkową. Korzystamy z zasobów świata.
A powiedz mi - jak tam miałeś na imię, chłoptasiu? - co ty
zrobiłeś dla świata?
- Studiowałem, żeby dowiedzieć się, jak go ocalić.
Jude Deveraux
Kuzynki
Sara zobaczyła, że obaj mężczyźni patrzą na siebie jak łosie
przed starciem, i ogarnęła ją przemożna ochota, by wstać, wyjść
stąd i nigdy nie wrócić. Dlaczego byli na siebie tak bardzo
wściekli? Spojrzała na Ariel, żeby zobaczyć, czy ona ma poję
cie, o co tu chodzi, ale kuzynka wpatrywała się w R.J. w sposób,
który Sara widziała u niejednej kobiety. Jej szef wydawał się
fascynować niektóre przedstawicielki płci pięknej. Był przy
stojny, na swój niewygładzony sposób, z tym zuchwałym,
agresywnym wyglądem mężczyzny, który sam doszedł do
wszystkiego, co ma, podczas gdy David reprezentował raczej
typ „ani-jednego-dnia-pracy-w-życiu".
Trzeba położyć temu kres, pomyślała Sara.
- Ja stawiam na staruszka - powiedziała. - Jest starszy, ale
ma w sobie bezwzględność, której młodszy nigdy nie miał.
Wydaje mi się, że tego mężczyzny nic nie powstrzyma przed
dostaniem tego, czego chce, podczas gdy chłopak ma sumienie
i skrupuły. To wspaniałe cechy, ale w świecie biznesu są
zbędne. Dlatego, jeżeli ci dwaj wyjdą ze swoją dziecinną walką
„kto-jest-lepszy" na dwór, wierzę, że starszy wygra. A co ty
o tym myślisz? - oświadczyła.
- Bez wątpienia młodszy - odrzekła Ariel. - Potrafi być
całkiem wytrwały, kiedy czegoś chce. Nie odpuszcza i nic nie
może go powstrzymać. Kiedy twój staruszek padnie wyczerpany,
chłopak dalej będzie walczył. Być może złamie kilka kości i straci
parę zębów, ale dalej będzie walczył. David się nie poddaje.
Sara zerknęła na J.R. i zobaczyła, że bawi go każde słowo,
które wypowiedziały, ale David był czerwony aż po koniuszki
uszu. Bez względu na to, co obaj mężczyźni myśleli, Sara
skutecznie zamknęła im usta.
Po skończonym lunchu wrócili do samochodu, gdzie R.J.
uśmiechnął się do Sary konspiracyjnie, jakby walczył o jakąś
nagrodę z dzieciakiem o połowę od niego młodszym i Sara
postawiła właśnie na niego.
Gdy wrócili do portu, prom już czekał. Był to dosyć
Jude Deveraux
Kuzynki
nowoczesny statek, mogący pomieścić cztery samochody. R.J.
wymamrotał, że oczekiwał raczej człowieka z tratwą i kijem.
Sara trąciła Ariel łokciem, żeby zapłaciła pięć dolarów za
przejazd - w końcu to należało do obowiązków asystentki
- i R.J. wjechał samochodem na stalowy pokład. Ich samo
chód był jedynym na promie i tylko oni jechali na Wyspę
Króla.
Gdy prom odbił od brzegu, wszyscy czworo wysiedli z auta
i podeszli do barierki z przodu promu, żeby popatrzeć na
majaczącą w oddali wyspę. Po chwili Ariel i David odeszli na
bok, dyskutując o czymś przyciszonymi głosami.
- Myślisz, że Sara za niego wyjdzie? - spytał R.J. cicho.
- Słucham? - nie zrozumiała.
- No, za niego, tego żołnierzyka Myślisz, że za niego wyj
dzie?
Sara nie miała pojęcia, co odpowiedzieć, ale wiedziała, że
R.J. do czegoś zmierza, więc pozwoliła mu mówić.
- Domyślam się, że Sara pisała ci, jak ciągle mówi, że chce
odejść z pracy. Powinienem jej na to pozwolić. Powinienem dać
jej dużą nagrodę pożegnalną i pozwolić jej zrobić ze swoim
życiem to, na co ma ochotę. Ze sposobu, w jaki patrzy na tego
żołnierzyka, można by wnioskować, że są już niemal zaręczeni.
Mogłaby mieszkać w wielkim, wiktoriańskim domu w Arundel
i hodować róże, które wygrają każdy ogrodniczy konkurs. Ni
gdy nie zrozumiem, dlaczego pragnie takiego życia. Pewnie
wiesz, że uczyła się na aktorkę.
- Niezbyt dobrą - powiedziała Sara.
- Żartujesz? Występowała w jednej sztuce na Broadwayu
i była naprawdę świetna.
- Skąd wiesz? - zapytała Sara miękko. Nigdy nie sądziła, że
R.J. potrafi ją zaszokować, ale teraz mu się udało.
Wzruszył ramionami.
- Pewnego dnia wystukałem jej nazwisko w wyszukiwarce
internetowej i dowiedziałem się, że ma jakąś rólkę w sztuce na
Jude Deveraux
Kuzynki
Broadwayu. Poszedłem tam trzy wieczory z rzędu, żeby ją
zobaczyć. Przechodziła tylko przez scenę i niewiele mówiła, ale
moim zdaniem była świetna. Grała najlepszą przyjaciółkę córki
głównej bohaterki i miała na sobie jedną z tych cieniutkich,
białych sukienek, które zawsze każą ci się zastanawiać, co jest
pod spodem.
Sara była tak zaskoczona, że aż odebrało jej mowę. Jakim
cudem udało mu się znaleźć trzy wolne od towarzystwa kobiet
wieczory, żeby zobaczyć ją na scenie? Zaczęła coś mówić, ale
R.J. odszedł na drugą stronę promu, żeby popatrzeć na stały ląd,
zostawiając Sarę, która ze zmarszczonym czołem zastanawiała
się nad jego słowami.
W końcu dopłynęli do wyspy, która wydawała się taka jak
przed wiekami i Sara była pewna, że R.J. nie będzie rozczaro
wany. Wyspa Króla była zaniedbana w sposób, który część
ludzi uznałaby za romantyczny, ale nie biznesmen. Każdy dom
w zasięgu wzroku, nawet budynek portowy, wymagał remontu
i wydawało się, że budowle runą, jeśli ktoś wkrótce ich nie
odnowi.
R.J. miał rację, pomyślała Sara. Tu panuje bieda.
Co gorsza, powietrze przesiąknięte było poczuciem klęski
w zachowaniu dawnej świetności. Sara nie sądziła, żeby R.J.
miał kłopoty z wykupieniem całej wyspy.
Kiedy się odwróciła, zobaczyła, że R.J. wpatruje się w nią
i była ciekawa, o czym on myśli. David i Ariel stali przy
barierce, ramię przy ramieniu, i wyglądali, jakby byli przeraże
ni, a zarazem zahipnotyzowani wyspą.
Gdy prom dobił do brzegu, wsiedli do samochodu i wjechali
w głąb wyspy. Wszyscy milczeli. Sara zobaczyła, jak R.J.
kilkakrotnie zerka we wsteczne lusterko i gdy sama się obej
rzała, zobaczyła, że Ariel i David wyglądają przez okna szeroko
otwartymi oczami. Sara usiadła prosto i wbiła wzrok przed
siebie.
Dokoła nie było żadnych ludzi. Absolutnie nikogo. R.J.
Jude Deveraux
Kuzynki
jechał wolno wzdłuż ulicy, przyglądając się zniszczonym bu
dynkom.
- Gdzie są wszyscy ludzie? - wyszeptała Sara.
- Może dziś jest jakieś lokalne święto - powiedział David.
- Urodziny jakiegoś świętego czy coś w tym stylu i wszyscy
pojechali na piknik.
Nikt nic nie odpowiedział. Sara zerknęła na R.J. i zauważyła,
że nawet on wydawał się trochę niespokojny. A co jego mogło
niepokoić?
- Pomyślałem, że pojeździmy trochę po wyspie, dobrze się
jej przyjrzymy, a potem wrócimy - powiedział R.J. - O której
odpływa następny prom? - Popatrzył we wstecznym lusterku na
Ariel, ale Sara wiedziała, że kuzynka nie sprawdziła rozkładu.
Zresztą, ona sama także nie. Normalna rozmowa z R.J., a nie
wysłuchiwanie jego rozkazów, tak ją rozproszyła, że nie pomy
ślała o rzeczach, które zwykle robiła bez zastanowienia.
R.J. minął dwie willowe ulice, zanim dojechał do miejsca,
które najwyraźniej było sercem wyspy, po czym skręcił w pra
wo i pojechał wzdłuż głównej ulicy. Tutaj także nikogo nie
było, ulica wydawała się kompletnie opuszczona. Nie było
świateł sygnalizacyjnych ani znaków stopu. R.J. pochylił się do
przodu, oglądając budynki.
- I co o tym myślisz? - spytała Sara cicho.
- To miasto jest martwe - odpowiedział. - Chyba przydało
by im się trochę pieniędzy.
- Gdzie są ludzie? - odezwała się Ariel z tylnego siedzenia.
Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie.
R.J. zerknął na samochodowy zegar, który wskazywał pierw
szą trzydzieści.
- Jak myślicie, jak szybko uda nam się opuścić to miejsce
i wrócić na stały ląd? Czy ktoś sprawdził, o której płynie
następny prom?
- Nie podoba mi się to miejsce - wyszeptała Sara.
Na końcu ulicy R.J. skręcił w lewo i wjechał w zadrzewioną
Jude Deveraux
Kuzynki
aleję, po której obu stronach stały wille, jeden wielki wiktoriań
ski dom za drugim. Każdy wymagał malowania i generalnego
remontu. Poprzewracane drzewa leżały tam, gdzie upadły.
Na rogu stał wyjątkowo wielki dom, zbudowany z cegły,
z ciemnozielonymi okiennicami, które niedawno zostały pomalo
wane. W oknie widniał wypłowiały napis „pokoje do wynajęcia".
- Spędzimy tu noc? - spytał R.J., próbując rozluźnić nieco
atmosferę.
Odpowiedziała mu cisza. Tyle, jeśli chodzi o poczucie humo
ru, pomyślała Sara. Włoski na jej przedramionach stanęły dęba.
Wszyscy tak intensywnie wpatrywali się w domy, że nikt nie
zwracał uwagi na drogę. Nagle Sara wrzasnęła:
- Uważaj! - R. J. skręcił gwałtownie, żeby nie przejechać psa,
który leżał na środku ulicy. Wjechał na chodnik i skrzywił się
boleśnie, gdy usłyszał zgrzyt podwozia na wysokim krawężniku.
Sara wyskoczyła z samochodu, zanim R.J. zdążył wyłączyć
silnik, i podbiegła do psa. R.J. ruszył z nią, Ariel i David deptali
mu po piętach. Gdy dobiegli do psa, Sara już kucała nad
zwierzęciem.
- Nie żyje już od dłuższego czasu - powiedziała, patrząc
na R.J.
- I nikt się nim dobrze nie opiekował, kiedy żył - dodał
David z oburzeniem. - Biedactwo wygląda, jakby ktoś za
głodził go na śmierć.
Ariel milczała. Zbyt przerażona, żeby się ruszyć, stała blisko
Davida ze wzrokiem wbitym w martwe zwierzę.
- No tak - powiedział R.J., rozglądając się dokoła. Cisza,
która panowała w miasteczku, była niesamowita. Jedyne, co
słyszeli, to ćwierkanie ptaków. Żadnych samochodów, samolo
tów, nawet statków.
- Myślicie, że ktoś mieszka w tych domach? - wyszeptała
Sara.
- Na pewno nie chcę poznać ludzi, którzy traktują psy w ten
sposób - powiedział David.
Jude Deveraux Kuzynki
- Może był stary i... - zaczął R.J., ale David mu przerwał.
- Spójrz na niego! Ten pies nie miał więcej niż rok,
chyba nawet do końca jeszcze nie urósł, ale był tak źle
traktowany, że...
Ariel ujęła dłoń Davida i chłopak trochę się uspokoił.
- Myślę, że powinniśmy stąd iść - powiedziała Sara. - Od
tego miejsca dostaję dreszczy.
- Może najpierw zrobimy kilka zdjęć, a potem pojedziemy?
- zaproponował R.J.
- Tak - wyszeptała Ariel, wciąż ściskając dłoń Davida.
Wyglądała, jakby stała w centrum nawiedzonego domu.
Sara, najwyraźniej zapominając o swoim przebraniu, bez
słowa wyciągnęła rękę po kluczyki, po czym poszła do samo
chodu i wyjęła z bagażnika aparat R.J. Po chwili pstrykała jak
szalona, tak szybko, jak tylko aparat cyfrowy na to pozwalał,
obracając się wkoło na ulicy.
- Zrobione - ogłosiła. - Jedźmy i zobaczmy, o której płynie
następny prom, który zabierze nas jak najdalej od tego miejsca.
Wszyscy skinęli potakująco głowami, ale David nagle się
zatrzymał.
- Nie możemy tak zostawić tego psa. Musimy przynajmniej
usunąć go z drogi. - Próbował sam podnieść zwierzę, ale R.J.
złapał z drugiej strony i razem przenieśli psa na chodnik, z dala
od ulicy.
- Wydaje mi się, że powinienem komuś powiedzieć o tym
psie - powiedział David, ruszając w stronę najbliższego domu.
- A mnie się wydaje, że powinniśmy jak najszybciej zabrać
stąd dziewczęta - zauważył R.J.
Przez chwilę David wyglądał, jakby był rozdarty między
rycerską stroną swej natury a miłością do zwierząt, ale kiedy
zerknął na pobladłą twarz Ariel, zdecydował się.
W milczeniu wsiedli z powrotem do samochodu.
R.J. jechał wolno przez miasto, zatrzymując się co jakiś czas,
żeby Sara mogła robić zdjęcia przez okno.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Będę miał mnóstwo zdjęć do pokazania Charleyowi - za
uważył ze sztuczną wesołości w głosie, ale nikt nie odpowiedział.
Minął kolejne dwie ulice, ale wciąż nie widzieli żadnych
ludzi. Ogromne domy wyraźnie świadczyły, że Wyspa Króla
była kiedyś bogata.
- Powiem Charleyowi, że moim zdaniem może kupić całe to
miejsce za jakieś dziesięć dolarów - powiedział R.J. do Sary.
- A sądzisz, że on powinien kupować to miejsce? - wyszep
tała w odpowiedzi.
R.J. znowu jechał główną ulicą i wszyscy popatrzyli na
sklepy, z których większość była pusta.
- Na tej wystawie stoją świeże owoce! - zauważyła Sara
z podekscytowaniem w głosie. - Jednak tutaj są jacyś ludzie.
Minęli lokal, który wyglądał na kafejkę i sklep z artykułami
żelaznymi, a ponieważ nikogo w nich nie było, trudno było
powiedzieć, czy sklepy były otwarte, czy nie. R.J. już chciał
skręcić w ulicę prowadzącą z powrotem do portu, ale na rogu
zobaczył wielki budynek.
- Chyba kogoś widziałem - powiedział i dalej jechał prosto.
Kiedy nie skręcił, David powiedział:
- Minąłeś naszą ulicę!
Ale Sara zobaczyła wielki budynek na końcu alei i wiedziała,
co R.J. miał na myśli. Przyjechali tutaj w konkretnym celu i R.J.
zamierzał wykonać powierzone mu zadanie. Może tę budowlę
dałoby się przerobić na klub golfowy, pomyślała. Kiedy R.J.
spojrzał na Sarę i kiwnął głową w stronę budynku, wiedziała, że
myślą o tym samym.
Budynek okazał się gmachem sądu i w przeciwieństwie do
pozostałych domów w mieście, był w świetnym stanie. Właś
ciwie był piękny. Miał dwa piętra i wyglądał na dużo młodszy
niż wiktoriańskie domy na wyspie.
- Charleyowi to się spodoba - zauważył R.J.
- Mnie też się podoba - powiedziała Sara i oboje wysiedli.
Ariel i David zostali w samochodzie.
Jude Deveraux
Kuzynki
Sara zrobiła zdjęcia gmachu sądu i ulicy, która do niego
prowadziła, a R.J. chodził dookoła i oglądał budynek.
-Tak - powiedział - Charley może coś zrobić z tego miasta.
Może wyremontować domy, rozkręcić parę interesów i zamie
nić wyspę w kurort, jakiego pragnie jego żona.
R.J. uśmiechał się na myśl, że przywiezie Charleyowi dobre
nowiny, kiedy rozpętało się istne piekło. Znikąd pojawiły się
nagle dwa wozy policyjne, jeden z prawej, drugi z lewej strony.
Auta zahamowały gwałtownie, niemal rysując boki wynajętego
jaguara, a ze środka wyskoczyło czterech uzbrojonych policjan
tów. Zarówno Sara, jak i R.J. stanęli w miejscu, zbyt osłupiali,
by się ruszyć. Wszyscy czterej mężczyźni otoczyli R.J. jak
gdyby myśleli, że będzie próbował ucieczki.
- Czy pan jest kierowcą tego pojazdu? - spytał wysoki
mężczyzna o szerokich barkach i poważnym wyrazie twarzy.
- Tak, jestem - odpowiedział R.J. z uśmiechem, próbując
wkraść się w ich łaski.
Czego oni chcą? - pomyślała Sara. Łapówki?
Ku jej przerażeniu mężczyzna powiedział:
- Przeczytaj mu jego prawa - i w następnej sekundzie zakuto
R.J. w kajdanki, a ktoś zaczął deklamować formułę Mirandy.
Sara otrząsnęła się z szoku.
- Co wy robicie? - spytała głośno, próbując wejść pomiędzy
mężczyzn.
- Odsuń się! - zawołał R.J., ale Sara nie posłuchała. Kiedy
jeden z policjantów ją odepchnął, R.J. zaczął się wyrywać i jakiś
mężczyzna przewrócił go na ziemię. R.J. jęknął, gdy jego
kolano rąbnęło o chodnik. Usta mu krwawiły, a on nie mógł
wytrzeć krwi, bo ręce miał skute z tyłu kajdankami. Drugi
gliniarz pociągnął R.J. do góry, niemal wyrywając mu ramię ze
stawu.
- O co go oskarżacie? - zapytała Sara, znowu próbując
wcisnąć się między policjantów a R.J.
- Zabił psa Johna Nezbita. Zabójstwo z premedytacją.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Co?! - Sara i R.J. krzyknęli jednocześnie.
Policjant złapał R.J. za ramię i zaczął ciągnąć w stronę
drzwi sądu.
- Nie możecie tego zrobić! - zawołała Sara. - Ten pies był
już martwy, kiedy go zobaczyliśmy!
- Pan Nezbit mówi coś innego. Twierdzi, że widział, jak
specjalnie wjechaliście na chodnik, żeby potrącić psa.
- Sir! - powiedział David do policjanta i Sara bardzo ucie
szyła się z jego widoku. Pomimo że R.J. kierował ogromną
korporacją, nadal wyglądał na skorego do bitki, a David był
uosobieniem opanowania. Jeżeli ktokolwiek zostanie tu wy
słuchany, to na pewno on.
- Pan Brompton zobaczył psa leżącego na ulicy i skręcił na
chodnik, żeby na niego nie najechać. Pies był już martwy, i to od
dawna. Sami przenieśliśmy go na chodnik.
- Pan Nezbit mówi coś innego - odwarknął policjant, wbija
jąc palce w ramię R.J. - Powiedział, że uderzyliście psa tak
mocno, że wasz samochód odrzuciło w jedną, a psa w drugą
stronę. Twierdzi, że wszyscy czworo wysiedliście i śmialiście
się z tego.
Sytuacja była tak absurdalna, że wszyscy troje - Ariel wciąż
siedziała w wozie - zaniemówili.
- To nieprawda - burknęła Sara.
- Powiedz to sędziemu - odparł policjant i pociągnął R.J.
w stronę sądu.
- Sara, zadzwoń do mojego prawnika! - zawołał R.J. przez
ramię gliniarza, gdy wlekli go przez drzwi.
Z ulgą, że krótka maskarada wreszcie się skończyła, Sara
ściągnęła perukę i pobiegła do samochodu po telefon.
- Przynajmniej przestałaś mnie oszukiwać! - zawołał R.J.,
znikając w gmachu sądu. Próbował dodać nieco humoru tej
okropnej sytuacji.
ROZDZIAŁ 6
B
rak sygnału.
Sara rzuciła bezużyteczny telefon na podłogę samocho
du i popatrzyła na Davida. Ariel kuliła się bez słowa na tylnym
siedzeniu.
David odwrócił się do Sary i powiedział:
- Wsiadaj do samochodu i jedźcie z Ariel na prom. Jeżeli nie
będzie promu, wynajmijcie łódź. Jeżeli będziecie musiały pły
nąć wpław na stały ląd, zróbcie to, ale chcę, żebyście obie
natychmiast zniknęły z tej wyspy.
Sara wzięła głęboki oddech.
- Jestem pewna, że to, co mówisz, brzmiałoby dobrze w la
tach pięćdziesiątych w westernie, ale mamy dwudziesty pierw
szy wiek. Ty i Ariel wracajcie. Ja zamierzam wyciągnąć stąd
RJ. - Ruszyła w stronę sądu, ale David złapał ją za ramię.
- A ty dokąd się wybierasz?
- Znaleźć telefon - odpowiedziała, strząsając jego rękę.
-Wygląda na to, że jest to jedyny budynek, w którym są ludzie,
więc zamierzam tam wejść i skorzystać z ich telefonu.
- Jestem pewien, że to jakaś pomyłka - powiedział David.
- Ktoś musiał nas widzieć przy tym psie. W którymś z tych
wielkich domów musiał być ktoś, kto nas zauważył.
Sara zaczęła coś mówić, kładąc dłoń na wielkiej, mosiężnej
klamce, ale Ariel jej przerwała.
- Nie zostawiajcie mnie samej - wyszeptała z twarzą białą
z przerażenia.
David uśmiechnął się pokrzepiająco do dziewczyny.
- Pozwól, że ja będę mówił - poprosił Sarę, otwierając drzwi
sądu. Kiedy zaczęła protestować, dodał: - Tu nie chodzi o pra-
Jude Deveraux
Kuzynki
wa kobiet, tylko o logikę. Saro, ty mówisz jak jankes, a Ariel jest
śmiertelnie przerażona, więc kto z nas wie najlepiej, co ma
mówić? Z braku innych osób zostaję ja.
- Mam nadzieję, że nie wsadzą mnie do więzienia za mój
akcent - wymamrotała Sara.
Ale tak się właśnie stało. Szef policji Wyspy Króla wsadził całą
czwórkę do paki. Były tam dwie cele, przedzielone żelaznymi
kratami, Ariel i Sara wylądowały w jednej, David i R. J. w drugiej.
Gdy tylko R.J. ich zobaczył, popatrzył na Sarę i spytał:
- Co wy, do diabła, zrobiliście?! - To był szept, który
zabrzmiał jak krzyk.
David, z rękoma spętanymi z tyłu, rzucił Sarze przez ramię
mordercze spojrzenie.
Ariel i Sara nie zostały skute i Sara wiedziała, że to dzięki
nienagannym manierom kuzynki. Nawet w czasie aresztowania
Ariel mówiła „proszę" i „dziękuję" i ani razu nie podniosła głosu.
Kiedy policjant zdjął Davidowi kajdanki i zamknął za sobą
drzwi celi, Ariel usiadła na brzegu łóżka, wyprostowana jak
struna i wpatrzyła się wprost przed siebie. Była tak przerażona,
że Sara przypuszczała, iż odebrało jej mowę.
R.J. podszedł do dzielących celę krat i popatrzył groźnie
na Sarę.
- Co ty narobiłaś?
Dziewczyna usiadła na drugim końcu łóżka i próbowała
przywołać uśmiech na twarz.
- Nie nabrałeś się na naszą zamianę?
- Ani na sekundę - odpowiedział R.J. bez emocji. - Chcę
wiedzieć, dlaczego wszyscy tutaj jesteście? Dzwoniłaś do mo
jego prawnika?
- Nie było sygnału - powiedziała Sara, wbijając wzrok
w swoje dłonie. Usiłowała ocenić, ile czasu upłynie, zanim
zaczną szukać R.J. Jej nieobecności nikt nie zauważy, dopóki
nie nadejdzie czas płacenia czynszu, ale R.J. to inna sprawa. Ile
z uwielbiających go sekretarek wiedziało, dokąd wybierał się
Jude Deveraux 53 Kuzynki
T
w ten weekend? Odpowiedź brzmiała: tylko i wyłącznie ona
znała jego rozkład zajęć.
- Saro - powiedział R.J. cicho. - Czekam.
Zanim zdążyła coś odpowiedzieć, odezwał się David:
- Powiedziała szefowi policji, że jesteś bardzo ważnym
człowiekiem i że sprowadzisz tylu prawników do tej dziury, że
druga wojna światowa będzie wyglądała przy tym jak piknik.
- Rozumiem - powiedział R.J. i kiedy spojrzał na nią, Sara
dostrzegła błysk w jego oku. Wiedziała, że powiedziałby do
kładnie to samo, gdyby dano mu szansę przemówić. Zrobił
przesadnie srogą minę, żeby ukryć uśmiech, a potem odwrócił
się do Davida.
- Nie to powinna była powiedzieć, co?
- Nie. - Twarz Davida była poważna i chłopak nie odrywał
oczu od Ariel, która była w stanie bliskim histerii.
Zanim R.J. zdążył powiedzieć cokolwiek, drzwi celi otwo
rzyły się i wszedł mężczyzna, który wyglądał na prawnika.
Prawnicy byli tak częstymi gośćmi w biurze R.J., że Sara była
pewna, iż poznałaby każdego, nawet nago (to znaczy, oni byliby
nago, a nie Sara). Poruszali się w określony sposób i z arogan
cją, której nawet lekarze nie mogli dorównać.
Mężczyzna miał na sobie tani, ciemnozielony letni garnitur.
Był wysoki i chudy, wyglądał, jakby wcale nie miał ust, miał
małe oczka, długi nos i żuł gumę. Choć wyglądem przypominał
szczura, uśmiechał się szeroko i zachowywał, jakby całe życie
było doskonałą zabawą.
- Cześć! - zawołał, jakby czworo ludzi w celach było jego
przyjaciółmi od wieków. - Usłyszałem, że macie kłopoty, i po
stanowiłem wpaść zobaczyć, czy mógłbym w czymś wam
pomóc. No dobrze, która z was nazywa się Sara? - Mówiąc to,
przeniósł wzrok z jednej dziewczyny na drugą, po czym spoj
rzał na Sarę, jakby wiedział, że to ona ma niewyparzoną buzię.
- Musisz przeprosić - powiedział, a kiedy skinęła głową, popat
rzył na R.J. - Ty jesteś psim mordercą?
Jude Deveraux
Kuzynki
Twarz R.J. zapłonęła żywym ogniem i Sara widziała, że robił,
co w jego mocy, by nie nawymyślać gościowi.
David stanął między mężczyznami.
- Nazywam się David Allenton Tredwell - powiedział.
- Z Arundel.
- Arundel, co? - spytał mężczyzna z przekąsem. - Amatorzy
podwieczorków.
Sara spojrzała pytająco na R.J., który wzruszył ramionami.
Jakich podwieczorków? Sara wstała i podeszła do krat, a David
się uśmiechnął.
- Tak, sir, dokładnie - powiedział z dumą. - Jeden z moich
przodków...
Mężczyzna odwrócił się z lekceważeniem.
- My tutaj wciąż jesteśmy lojalni wobec króla i pijamy
herbatę, nie kawę.
Sara zaczęła się śmiać, ale zamilkła, gdy dostrzegła śmiertel
nie poważny wyraz twarzy mężczyzny.
- Nazywam się Lawrence Lassiter - obwieścił - i jestem
adwokatem. Niestety, w tym mieście jestem jedynym adwokatem
i tak się złożyło, że bronię pana Nezbita. To jego psa zabiliście.
- Nie zabiłem żadnego psa - powiedział R.J. cicho, ale jego
głos zabrzmiał złowróżbnie.
Lassiter podszedł do krat i wbił spojrzenie zmrużonych
oczu w R.J.
- Znam Johna Nezbita całe moje życie i wiem, że ciążą na
nim obowiązki, które przytłoczyłyby niejednego mężczyznę.
Ma żonę i sześcioro dzieci, które z trudem utrzymuje... Ten jego
pies... - Przerwał i przetarł oczy, jakby chciał otrzeć łzy. - Wy
chował tego psa od szczeniaka i zwierzę było wiernym towarzy
szem jego i jego dzieci. Ten pies strzegł całą rodzinę przed
niebezpieczeństwem i pilnował jej, gdy spali. To przekracza
wszystko, co kiedykolwiek słyszeliśmy, że wy, ludzie ze stałego
lądu, mogliście przejechać tego psa kilkakrotnie, przez cały
czas wychylając się z okien samochodu i śmiejąc.
Jude Deveraux
Kuzynki
David zaczął coś mówić, ale RJ. położył mu dłoń na ramie
niu, wpatrując się w prawnika zwężonymi oczyma. Sara widzia
ła taki wyraz na jego twarzy tylko dwukrotnie i za każdym
razem przeciwnik bardzo szybko dowiadywał się, dlaczego R.J.
Bromptona nazywano bezlitosnym.
- Biedny pies - powiedział prawnik, po czym wyciągnął
chusteczkę z kieszeni i wytarł nos. Uniósł podbródek i uśmiechnął
się niepewnie, tak, jakby uśmiechał się przez łzy. - Cóż, jedyne,
co możemy zrobić, to ostrzec nasze dzieci przed ludźmi takimi jak
wy i mieć nadzieję, że zostaną w domach, tam, gdzie ich miejsce.
Ale teraz szkoda już została wyrządzona i musicie za nią zapłacić.
- A ile nas to wyniesie? - zapytał R.J. głosem, który zjeżył
Sarze włosy na karku.
- Nie mam zielonego pojęcia - odpowiedział Lassiter, uno
sząc brwi, jakby R.J. zadał mu najdziwniejsze pytanie na świe
cie. - Podjęcie takiej decyzji należy do sędziego. Ile jest warte
bezpieczeństwo rodziny?
- Kupimy mu nowego psa - zaproponował David. - Treso
wanego psa obronnego. Rottweilera. Albo dobermana.
- Rozumiem, że gdyby chodziło o jedno z jego dzieci,
zaproponowalibyście mu kupno nowego dzieciaka, tak? - spytał
Lassiter, patrząc na Ariel, która wpatrywała się w niego z przera
żeniem. - A może pozwolilibyście jednej z tych uroczych
młodych dam, by urodziła mu dziecko w zastępstwie tego, które
zabiliście?
David chwycił za kraty.
- Czy tak właśnie zamierza pan przedstawić sprawę sędzie
mu? Że równie dobrze mogliśmy zabić dziecko?
- Kiedy zobaczymy się z sędzią? - zapytał R.J. szybko.
- W poniedziałek rano - odrzekł Lassiter.
Wszyscy czworo jęknęli.
- Chce pan powiedzieć, że mamy tu spędzić trzy noce?
- spytała Sara. Kiedy poczuła, że Ariel złapała ją za rękę, mocno
zacisnęła dłoń.
Jude Deveraux
Kuzynki
R.J. przysunął się bliżej krat.
- Skoro pana praca nad sprawą Nezbita zaczyna się dopiero
w poniedziałek, to znaczy, że teraz może pan pomóc nam.
Oczywiście, za godziwym wynagrodzeniem.
- Żałuję, ale nie mogę wam pomóc - powiedział Lassiter,
żując gumę. - Widzicie, wszystko, co mieliście ze sobą, w tym
ten fikuśny samochodzik, zostało zajęte przez niezależny rząd
Wyspy Króla. W tej chwili wygląda to tak, że posiadacie tylko
ciuchy, które macie na grzbiecie, więc jak moglibyście mi
zapłacić? - Znowu spojrzał na Ariel.
- Mogłabym przelać pieniądze na pana konto - zasugerowa
ła Sara.
- Przelać? - Lassiter zachichotał. - Tak jak w Western
Union? Wiecie, co przydarzyło mi się ostatnim razem, gdy
próbowałem pomóc turystom, którzy znaleźli się w podobnej
sytuacji jak wy? Dali mi czek, ale gdy tylko dotarli do stałego
lądu, anulowali go. Zadzwoniłem do nich, ale wiecie, co oni
zrobili? Zmienili numer telefonu. Kiedy do nich pojechałem,
dowiedziałem się, że przeprowadzili się i nie zostawili nowego
adresu. Możecie to sobie wyobrazić?
Przez chwilę wszyscy milczeli, myśląc nad tym, co powie
dział mężczyzna. Żeby uciec od tego człowieka - a może, żeby
uciec z Wyspy Króla? - ludzie musieli opuścić swój dom.
- Gdyby udało nam się zdobyć pieniądze, gotówkę - powie
dział R.J. - mógłby pan nas stąd wydostać?
- Oczywiście. I tak nigdzie nie możecie uciec. Następny
prom odpływa w poniedziałek po południu, a nikt w mieście wam
nie pomoże. Nie po tym, co zrobiliście biednemu psu Fenny'ego.
- Fenny? - zapytał R.J. - Myślałem, że ten facet ma na
imię John.
- John Fenwick Nezbit. Dobre, stare nazwisko. - Spojrzał
z krzywym uśmieszkiem na Davida. - Oczywiście nie aż tak
dobre jak nazwiska w Arundel, za którymi stoją stare pieniądze,
prawda?
Jude Deveraux
Kuzynki
Po raz pierwszy Ariel podeszła do krat i uśmiechnęła się do
prawnika.
- Osobiście nienawidzę kawy - powiedziała najsłodszym
głosem, jaki ktokolwiek kiedykolwiek słyszał. - I, panie Las-
siter, rozumiem pańską niechęć wobec ludzi, którzy nie urodzili
się na waszej pięknej wyspie. Być może to pana przekona, żeby
nam pan pomógł. - Zsunęła z palca pierścionek i wręczyła
mężczyźnie. Pierścionek był mały, ale przepiękny: szafir oto
czony diamentami. Sara uznała, że musiał być wart co najmniej
dwanaście tysięcy. Uśmiechając się, Ariel podała przez kraty
pierścionek prawnikowi.
Sara wstrzymała oddech. Spodziewała się, że mężczyzna
weźmie pierścionek i już nigdy więcej go nie zobaczą. Ale on
uśmiechnął się do Ariel i zawołał:
- Re!
W drzwiach pojawił się policjant, który otworzył drzwi cel.
Sara w życiu nie słyszała cudowniejszego dźwięku niż zgrzyt
klucza w tym zamku!
Gdy tylko drzwi stanęły otworem, Sara chciała wybiec na
słońce, ale R.J. i David zwlekali, więc obie z Ariel zostały z nimi.
- Skoro ty reprezentujesz Nezbita, kto będzie reprezentował
nas w poniedziałek rano? - spytał R.J.
Prawnik obejrzał Davida od stóp do głów, wykrzywiając usta
w pogardliwym uśmieszku.
- Ten mi wygląda na dobrze zapowiadającego się prawnika.
Niech on ciebie broni. Co do reszty, przeprosiny i grzywna
powinny wystarczyć.
- A o co Ariel jest oskarżona? - spytał David.
- Nielegalne parkowanie - odparł prawnik szybko. - Sie
działa w samochodzie, zaparkowanym przed samymi schodami
sądu. Całe miasto to widziało. Cóż, tylko tyle mogę teraz dla
was zrobić. Pokażcie się tutaj w poniedziałek rano.
- Gdzie możemy się zatrzymać? - spytała Ariel. - To zna
czy, sir...
Jude Deveraux
Kuzynki
- U nas nie ma hotelu, jeśli o to pytasz, ale mamy pensjonat.
Tyle że właścicielka będzie chciała pieniędzy, a wy chwilowo
nic nie macie - wzruszył ramionami.
- To nielegalne! - zawołał David i postąpił krok w stronę
prawnika. Po raz kolejny R.J. złapał chłopaka za ramię.
- Pozwól, że dam ci jedną radę, bogaty dzieciaku z nadętego
Arundel: trzymajcie buzie na kłódkę. O nic nikogo nie pytajcie.
Umiecie kosić trawę? Malować płoty? To znajdźcie pracę
i niech ludzie płacą wam jedzeniem i kątem do spania. Przyj
dźcie do sądu w poniedziałek rano, punktualnie o dziewiątej
i odpowiadajcie sędziemu „tak, sir" i „nie, sir". Zapłaćcie
grzywnę, zniknijcie z Wyspy Króla i nigdy nie wracajcie?
Rozumiesz mnie?
- Tak, sir, on rozumie - odpowiedziała szybko Ariel.
- Wszyscy rozumiemy i zrobimy dokładnie tak, jak pan powie
dział. Prawda, Davidzie?
Sara widziała odbicie wewnętrznej walki na twarzy Davida.
Nie sądziła, żeby kiedykolwiek w życiu spotkało go coś podob
nego i chłopak pewnie wciąż wierzył, że ludzie są z natury
dobrzy. Zapewne sądził, że jeśli porozmawiasz z drugą osobą
i wyjaśnisz jej sytuację, rozmówca spojrzy na sprawę z twojego
punktu widzenia. Sara miała ochotę go objąć i pocieszyć.
Kiedy spojrzała na R.J., zauważyła, że szef z całej siły stara
się nie patrzeć na prawnika z nienawiścią. Wiedział, że to mogło
im tylko zaszkodzić.
- Czy istnieje jakaś możliwość, że zapadnie inny wyrok niż
grzywna? - spytał stojącego przy drzwiach adwokata.
Gdy Lassiter się odwrócił, jego twarz jaśniała. On to uwiebia,
pomyślała Sara.
- Tak, oczywiście. Możesz dostać od sześciu do ośmiu mie
sięcy więzienia. Zależy od humoru sędziego. I, rzecz jasna, od
tego, w jaki sposób przedstawię sprawę przeciwko wam.
- Nie może pan.... - zaczęła Sara, ale Lassiter jej przerwał.
- Czego nie mogę, mała nowojorska panienko? - Jego oczy
Jude Deveraux
Kuzynki
były pełne wściekłości i nienawiści. - Posłać bogatego człowie
ka do więzienia? Mogę cię zapewnić, panienko, że nasze sądy
może i są małe, ale działają zgodnie z prawem. Mimo wszyst
kich naszych protestów, płacimy podatki waszemu amerykańs
kiemu rządowi, więc, przynajmniej na papierze, jesteśmy jego
częścią- Zanim wasi prawnicy przygotują sprawę, a nasz jeden,
jedyny sędzia, który zresztą jest wujem Fenny'ego Nezbita,
znajdzie czas, żeby ich wysłuchać, wyrok w waszej sprawie już
dawno zapadnie. Powiedz mi, panie bogaty i wszechwładny
-popatrzył na R.J. - naprawdę myślisz, że jesteśmy tacy głupi,
że nie potrafimy przeciągnąć przesłuchań na osiem miesięcy
i przez cały ten czas trzymać was w więzieniu?
Kiedy R.J. nie odpowiedział, prawnik, zanosząc się śmie
chem, wyszedł z aresztu.
David, R.J. i Sara stali jak wmurowani, wpatrując się w za
mknięte drzwi z otwartymi ustami, ich umysły były w stanie
absolutnego szoku. Osiem miesięcy w więzieniu!
To Ariel pierwsza ruszyła w stronę drzwi, a reszta podążyła
za nią. Chyba cała policja z Wyspy Króla siedziała w biurze
i uśmiechała się triumfalnie. Wszyscy czworo unieśli wysoko
głowy i wyszli na wolność. Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz,
popatrzyli na siebie nawzajem, a potem, bez słowa, schwycili
się za ręce i rzucili do ucieczki.
Biegli wzdłuż głównej ulicy wyspy, w stronę wąskiej uliczki,
która prowadziła do portu. Sara nie miała pojęcia, o czym
myśleli. Może, że będzie tam prom, na który wskoczą, odpłyną
i zapomną, że to im się kiedykolwiek przydarzyło?
Ale kiedy dobiegli do portu, dok był pusty. Rozdzielili się,
zakłopotani tym, że złapali się za ręce i zachowali tak dziecin
nie, i każdy z nich znalazł sobie miejsce na doku, by w samotno
ści pozbierać myśli. Wszyscy byli w szoku. Stracili samochód
i pieniądze, a za dwa i pół dnia mieli stanąć przed sądem.
ROZDZIAŁ 7
D
Dlaczego tak bardzo bałaś się tej wyspy? - spytała Sara
Ariel.
-Bała się tego miejsca? - upewniał się R.J., przenosząc
wzrok z jednej dziewczyny na drugą.
- W
Nowym Jorku powiedziała mi, że jest przerażona i nie
chce tu przyjeżdżać - odpowiedziała Sara.
R.J. wstał i spojrzał na wodę, jak gdyby mógł wypatrzeć
gdzieś prom, ale w zasięgu wzroku nie było nawet kutra. Znowu
spojrzał na Sarę.
_ przekazała ci te informacje wtedy, gdy planowałyście tę
szaradę dzięki której miałem uwierzyć, że nie jesteście tymi, za
które się podajecie?
_ jesteś pewny, że gdybym powiedziała ci, iż moja kuzynka
uważa Wyspę Króla za niebezpieczną, zmieniłbyś plany? - Kie
dy R.J- nic nie odpowiedział, Sara popatrzyła na niego ostro.
- Wiedziałeś, prawda? Nigdy nic nie robisz sam, ale wiadomo
ści o tym miejscu zebrałeś beze mnie. - Wstała i ruszyła w jego
stronę- ~ Co takiego znalazłeś, o czym ja miałam się nie
dowiedzieć? I dlaczego nie powiedziałeś mi, że mogą być jakieś
problemy?
R.J. spojrzał na Davida i Ariel, szukając w nich oparcia, ale
młodsi przyglądali mu się w milczeniu.
- Na kilku stronach znalazłem informacje, że w przeszłości
turyści mieli tutaj pewne kłopoty, ale nie zawracałem sobie tym
zbytnio głowy.
_ przejąłeś się tym na tyle, żeby to przede mną ukryć - za
uważyła Sara, wciąż zbliżając się do niego. - Dlaczego nic mi
nie powiedziałeś?
Jude Deveraux Kuzynki
A dlaczego ty mi nie powiedziałaś, że tak bardzo chcesz
uciec ode mnie, że jesteś gotowa zrobić ze mnie idiotę i nosić tę
głupią perukę i te kiecki? Kto w ogóle uszył ten żakiet?
Chanel - odpowiedziała Ariel. - Nie obwiniaj Sary, to był
-Ale ona się na to zgodziła. Czy to dlatego przez ostatnich
tygodni byłaś taka zmęczona? Bo ty i twoja kuzynka
kombinowałyście, jak zrobić ze mnie kretyna?
_ Nie waż się obwiniać mnie za to wszystko! - zawołała
_ Ariel i ja zrobiłyśmy to... - Machnęła lekceważąco
dłonią _ To nie ma teraz znaczenia. Chodzi o to, że zataiłeś
przed nami bardzo istotne informacje i z tego powodu znaleźliś-
my się teraz w takiej sytuacji.
_ I tak byś mnie nie posłuchała - powiedział. - Od kiedy
interesują cię straszne historyjki?
Sara usiadła na słupku i spojrzała na wodę.
_ Rozumiem, że to wszystko moja wina.
Gdy nikt nic nie powiedział, podniosła wzrok. Ariel i R.J.
wydawali się z nią zgadzać, tylko David zmarszczył brwi.
_ Powiedziałbym, że to wina Ariel - zauważył. - W końcu to
ona namówiła panią Dunkirk, żeby jej mąż...
- Co?! - krzyknął R.J. - Jak tobie udało się zmanipulować
takiego człowieka jak Charley Dunkirk? - Zamilkł i popatrzył
na Ariel z niedowierzaniem.
Teraz z kolei ona wbiła wzrok w swoje dłonie.
David postąpił krok do przodu.
- Wzajemne obwinianie nic nam nie pomoże. Musimy za
stanowić się, jak przeżyjemy kilka następnych dni. Traktują nas
jak wrogów, nie mamy żadnych pieniędzy ani kontaktu ze
światem zewnętrznym. A co do Ariel, to prawda, ostrzegała nas.
- Ale mnie nikt nic nie powiedział - odezwał się z pretensją
R.J.
- Ty też nikomu nie powiedziałeś, czego się dowiedziałeś
- odwarknęła Sara.
Jude Deveraux 57
Kuzynki
- Chyba już wolałem, kiedy w ogóle się do mnie nie od
zywałaś - mruknął.
- Chciałbyś.
- Czy wy dwoje moglibyście na chwilę przestać się kłócić?
- wtrąciła się Ariel. - Musimy znaleźć jakiś nocleg. Może
w tym domu, gdzie widzieliśmy ogłoszenie w oknie? Może uda
nam się jakoś wytargować pokój.
- Sprawdźmy nasze zasoby - zaproponował R.J.
- Ja mam zegarek - powiedziała Sara, odpinając wąski, złoty
paseczek i kładąc zegarek na słupku, po czym popatrzyła na R.J.
- To był prezent, więc nie wiem, ile jest wart.
- Dziesięć tysięcy - powiedział, ściągając własny zegarek
i kładąc obok jej. - Mój zegarek jest wart około trzydziestu
dziewięciu dolarów, w każdym razie tyle był wart pięć lat temu,
kiedy go kupiłem.
Sara patrzyła na niego oniemiała.
- Podarowałeś mi na Gwiazdkę zegarek wart dziesięć tysię
cy? - spytała z niedowierzaniem. - Nie powinno się dawać
takich prezentów pracownikom.
- To moje pieniądze i będę z nimi robił, co mi się żywnie
podoba - odparł, kiwając głową w stronę Davida. - A ty
co masz?
David sięgnął do rozcięcia koszuli i wyciągnął złoty łańcuch.
- To jest warte kilka setek - powiedział, dokładając ozdobę
na stosik.
- Nie wiedziałam, że nosisz łańcuszek - powiedziała Ariel,
patrząc na chłopaka.
- Możesz wierzyć, albo nie, ale jeszcze wielu rzeczy o mnie
nie wiesz.
- Nie sądzę - powiedziała Ariel, zdejmując kolczyki. - Dia
menty. Warte około pięciu tysięcy. Naszyjnik jest wart dwanaś
cie tysięcy - dodała, mocując się z zapięciem. Gdy David
wyciągnął rękę, by jej pomóc, Ariel odwróciła się do R.J.
- Pomoże mi pan, panie Brompton?
Jude Deveraux Kuzynki
- Oczywiście, kotku - powiedział, odpinając naszyjnik.
- Nie pozwól, żeby on cię dotykał - powiedziała Sara,
wciąż patrząc krzywo na R.J. - Chcę wiedzieć, dlaczego on
podarował mi zegarek wart dziesięć tysięcy. To nie jest od
powiedni prezent.
- Lubisz go, prawda? - spytał R.J. - Nie spóźnia się, nie
śpieszy, tak? I nosiłaś go każdego dnia, odkąd ci go dałem, więc
w czym tkwi problem?
- Problem tkwi w tym, że ja pracuję dla ciebie, a ty nie
powinieneś dawać tak cennego prezentu podwładnej! Taki ze
garek można dać swojej dziewczynie.
- Wielkie nieba, Ariel! - zawołał David, gdy dziewczyna
położyła na stosiku czwartą część biżuterii. - Ile ty masz tego na
sobie?
- Wliczając kolczyk w pępku?
Wszyscy troje popatrzyli na nią z osłupieniem, a Ariel uśmie
chnęła się słodko.
- To, co mam, lub czego nie mam w pępku, to moja osobista
sprawa.
- I dobrze - poparła ją Sara. - Nie pozwól, żeby ci roz
kazywali.
- Wiesz - zauważył R.J., patrząc na Ariel - kiedy to mówi
łaś, wyglądałaś zupełnie jak Sara. Ona też posyła mi to harde
spojrzenie, kiedy nie chce, żebym się wtrącał.
- Czyli prawie przez cały czas - dodał David.
- Właśnie. - R.J. opuścił podbródek i przymknął oczy. - Zo
staw mnie. Ja jestem boska, a ty nie.
David roześmiał się.
- Idealnie. Nawet, gdyby nie były do siebie podobne, i tak
wiedziałbym, że są spokrewnione. Powiedz mi, czy Sara daje ci
do zrozumienia, że tylko ona może coś dobrze zrobić, bez
względu na to, co to jest?
- Przez cały czas. Moim jedynym środkiem obrony jest
zawalenie jej pracą. Skoro tak dobrze sobie radzi z zarządza-
Jude Deveraux
Kuzynki
niem całym światem, pozwolę jej to robić. Gdyby tylko umiała
pisać na maszynie...
- Tak, Ariel tak samo.
Obaj mężczyźni roześmieli się. Siedzieli ze skrzyżowanymi
nogami po obu stronach zniszczonego słupka, dziewczyny u ich
boków.
Ariel zebrała biżuterię, zostawiając obie męskie ozdoby i odda
jąc Sarze jej zegarek. Nie mówiąc ani słowa, obie kuzynki wstały,
chwyciły się pod ręce i ruszyły ulicą prowadzącą do miasta.
- Nienawidzę ich obu - powiedziała Sara.
- Je też - poparła ją Ariel i westchnęła. - Saro, bardzo mi się
podoba to kobiece wsparcie, ale co my zrobimy? Musimy
zorganizować jakieś jedzenie i miejsce do spania.
- Nie wiem, co mamy zrobić, ale nie mówmy im o tym.
- Zerknęła przez ramię rozczarowana, że mężczyźni nie ruszyli
w ich ślady.
Ariel zwolniła kroku, wciąż nie puszczając ramienia kuzynki.
- Nie wydaje mi się, żeby to, co przydarzyło się dziś R.J.,
było na tej wyspie czymś niezwykłym. Słyszałam, że tutejsi
ludzie oskarżają turystów o przestępstwa, których nie popełnili,
żeby wyłudzić od nich pieniądze.
- Sama już na to wpadłam, ale nie martw się, R.J. sobie z tym
poradzi. Jutro będzie miał tu helikoptery i więcej prawników,
niż może się zmieścić w oceanie. Zadzwoni do Charleya Dun-
kirka i wszystko załatwi. Myślę, że powinniśmy znaleźć jakiś
nocleg, coś do jedzenia, a potem...
- Poczekaj! Słyszę ludzi!
Stały niedaleko skrzyżowania z główną ulicą Wyspy Króla
i słyszały dużo ludzkich głosów, zupełnie, jakby z naprzeciwka
zbliżał się tłum.
Sara ścisnęła mocniej ramię Ariel.
- Myślisz, że chcą nas zlinczować?
- Naprawdę nie wiem, jak możesz jeszcze żartować, po tym
wszystkim, co się stało.
Jude Deveraux
Kuzynki
Przez dłuższą chwilę Sara i Ariel stały bez ruchu, ramię przy
ramieniu, wpatrując się w ulicę, która wcześniej wyglądała jak
z miasta duchów. Najzwyklejsi w świecie ludzie, ubrani w zwy
kłe ubrania, zajmowali się swoimi sprawami. Ktoś wchodził do
sklepu, ktoś inny śpieszył chodnikiem. Kilkoro dzieci biegało
dokoła, rzucało w siebie piaskiem, po czym dostawało burę od
matek. Dziewczynki i chłopcy, mężczyźni i kobiety, wszyscy
zajęci swoimi sprawami, roześmiani, rozgadani. Najzwyklejsi
pod słońcem, poza tym, że nikt nie patrzył na Sarę i Ariel.
W końcu mężczyźni przyłączyli się do dziewcząt.
- To wygląda zupełnie tak, jakby kurtyna poszła w górę
i rozpoczęło się przedstawienie - zauważył David. - W jednej
minucie scena jest pusta i cicha, a potem kurtyna idzie w górę
i wychodzi mnóstwo ludzi.
- Jak na mój gust, to za bardzo przypomina scenę - powie
dział R.J., przyglądając się uważnie ludziom przed nimi. - Myś
licie, że oni nas nie widzą? A może ktoś im kazał nas ig
norować?
- Proponuję, żebyśmy poszli do tego domu, gdzie były po
koje do wynajęcia, i zobaczyli, czy nie uda nam się tam znaleźć
noclegu - powiedziała Ariel, unosząc złoty łańcuszek, ozdobio
ny czterema perłami. - Myślicie, że to wystarczy na wynajęcie
kilku pokoi na jedną noc? Lub dwie?
- Jedna noc absolutnie wystarczy - powiedział R.J. - Jutro
znajdę telefon i wyciągnę nas stąd. Jak myślicie, panie i pano
wie, chyba pora wkroczyć na scenę?
Ariel skrzywiła się.
- Chciałabym tylko wiedzieć, czy to jest komedia czy tra
gedia.
- Życie jest tym, co sami z niego zrobimy - powiedział
David tak przesadnie radosnym tonem, że Sara i R.J. jęknęli.
- No dobrze, może tutaj musimy trochę bardziej się postarać,
żeby dostrzec dobrą stronę całej tej sytuacji. - Przetarł oczy
dłonią. - Prawie mógłbym uwierzyć, że nic się nie wydarzyło.
Jude Deveraux
Kuzynki
Czy my naprawdę mamy stawić się w poniedziałek rano w są
dzie pod zarzutem zabicia psa?
- Nie - odrzekł R.J. stanowczo. - Gdy tylko skontaktuję się
z moim prawnikiem, on przyśle nam tu z pół tuzina ludzi
i utopi miejscową policję w papierach. Nie będzie żadnego
przesłuchania w poniedziałek rano. - Zerknął na Sarę i uśmie
chnął się lekko, żeby wiedziała, że jego plan dokładnie
pokrywał się z tym, czym groziła wcześniej policjantom na
posterunku.
Sara musiała się odwrócić, żeby R.J. nie dostrzegł jej uśmie
chu. Dobrze wiedziała, w jaki sposób pracuje jego umysł. Może
źle postąpiła, próbując zastraszyć policję maleńkiej wyspy, ale
tego właśnie nauczyła się, obserwując R.J. Jej szef miał władzę
i wiedział, jak jej używać. Sara nie miała wątpliwości, że R.J.
wydostanie ich z tej głupiej sytuacji.
- Idziemy do tego pensjonatu? - spytała Sara. - Skoro już tu
jesteśmy, to równie dobrze możemy mile spędzić czas - powie
działa i usłyszała, jak burczy jej w brzuchu. - Przepraszam.
- Mój brzuch jest przekonany, że ktoś podciął mi gardło
- powiedział R.J., a Sara spojrzała na niego ze zdziwieniem.
Zwykle bardzo się starał nie pokazywać swojego wiejskiego
pochodzenia i nigdy nie używał takich powiedzonek.
- Myślicie, że w tym mieście sprzedają jakieś kosmetyki?
- spytała Ariel. - Lancóme, Estee Lauder może.
- Może to Maybelline - zaśpiewała Sara, gdy ruszyli wzdłuż
głównej ulicy w stronę domu z pokojami do wynajęcia.
Ludzie mijali ich i uśmiechali się, nikt się przesadnie nie
gapił. Wszystko wydawało się takie normalne, że z każdym
krokiem trudniej im było uwierzyć w wydarzenia, które roze
grały się tego ranka.
- Naprawdę byliśmy w więzieniu? - spytała Sara cicho.
- Czy sami to sobie wymyśliliśmy?
Ariel popatrzyła na kuzynkę jak na wariatkę.
- Nie mamy ani samochodu, ani pieniędzy. Musimy zostać
Jude Deveraux
Kuzynki
na noc, ale nie mamy żadnego bagażu. Jak możesz w ogóle
mówić, że sami to wszystko wymyśliliśmy?
- Po prostu to wszystko wydaje się takie... normalne.
-Wcale nie wydaje się normalne - zaprotestowała Ariel.
-W jednej chwili miasto jest puściuteńkie, a w drugiej
pełne ludzi, którzy wychodzą ze skóry, żeby na nas nie
patrzeć.
- Ona ma rację - poparł ją R.J. - Im szybciej się stąd
wydostaniemy, tym lepiej.
- Zgadzam się - powiedział David.
Sara westchnęła.
- Po prostu tak się cieszę, że udało mi się wyrwać z pracy na
kilka dni... - przerwała i zerknęła na R.J. - Przepraszam.
- Nie szkodzi - odpowiedział. - Ja też się cieszę, że wy
rwałem się z pracy. - Nagle zobaczyli przed sobą dom z wy
blakłym napisem w oknie. RJ. popatrzył na Davida. - W pracy
mam taką asystentkę, całkiem kompetentną...
- Która nie umie pisać na maszynie ani stenografować
- wtrąciła Sara.
- To prawda. Ale ma świetną pamięć. Jest lepsza niż te
wszystkie gadające urządzenia, w które trzeba wstukiwać infor
macje.
- To co jest z nią nie tak? - spytał David, otwierając małą
furtkę przed domem.
- Nienawidzi mnie. Darzy mnie czystą, głęboką nienawiś
cią. Na ogół gdy zadaje jej jakieś pytanie, nawet mi nie od
powiada.
David przepuścił wszystkch przez furtkę i popatrzył na Sarę.
- Czy to prawda? Czy jego asystentka go nienawidzi?
Sara uśmiechnęła się lekko, ale gdy nic nie odpowiedziała,
RJ. westchnął:
- Widzisz, co miałem na myśli?
Weszli po schodach na ganek wielkiego, starego domu i R.J.
zapukał do drzwi. Nie usłyszeli żadnego odzewu.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Pewnie właściciel chodzi z pozostałymi mieszkańcami po
ulicach i udaje, że jest kimś zupełnie innym - powiedziała Ariel.
Uniosła dłoń, żeby znowu zapukać, ale w drzwiach stanęła
kobieta - i wszyscy czworo zaniemówili. Kobieta była wysoka,
ładna, około czterdziestki, ubrana w bawełniane spodnie i ko
szulę. W jej stroju nie byłoby nic niezwykłego, gdyby nie był
tak obcisły. Guziki rozchodziły się na jej obfitym biuście, dół
koszuli związała w pasie tak, że widać było kawałek opalonego,
płaskiego brzucha. Spodnie mocno ścisnęła paskiem, a materiał
tak ciasno opinał jej biodra, że gdyby miała tatuaż, na pewno
byłoby go widać.
Ale najbardziej zmysłowy był wyraz jej twarzy. Gdy uśmie
chnęła się ciepło do obu mężczyzn, wyglądała wręcz na za
chłanną. Dziewczyny odsunęły się, pozwalając panom postąpić
krok naprzód.
- Dzień dobry - powiedzieli David i R.J. zgodnym chórem.
Stali przed Sarą i Ariel, zasłaniając im widok. - Przyszliśmy
w sprawie - znowu powiedzieli to razem.
Kobieta roześmiała się.
- Wiem, kim jesteście, i mogę się domyśleć, po co przyszliś
cie. Proszę, wejdźcie i wybaczcie mi mój strój. Malowałam hol
z tyłu domu.
David i R.J. przeszli przez drzwi, nie spuszczając wzroku
z kobiety, która także nie przestawała im się przyglądać.
Ariel popatrzyła na Sarę, jakby chciała zapytać, czy odważą
się przekroczyć próg tego domu.
- Tak długo, jak nie będzie chciała wskoczyć ze mną do
wanny, nie obchodzi mnie, jak wygląda - wyszeptała Sara, idąc
za mężczyznami w głąb domu.
Gdy wszyscy czworo znaleźli się w środku, kobieta powie
działa:
- Nazywam się Phyllis Vancurren i witam was na Wyspie
Króla, mimo że na pewno wolelibyście, żeby wasza stopa nigdy
tutaj nie postała. - Odwróciła się i ruszyła korytarzem, dając
Jude Deveraux Kuzynki
r
znak ręką, by poszli za nią. - Właśnie zrobiłam herbatę. Napije
cie się?
David i R.J. niemal pobiegli za gospodynią, ale Sara i Ariel
zwlekały.
- Już bardziej podobał mi się ten prawnik, Larry Lassiter, niż
ona - wymamrotała Ariel.
- Jestem pewna, że to bardzo miła kobieta i nie ma nic innego
na myśli, jak tylko dać nam coś do zjedzenia i miejsce do spania.
Gdy Ariel popatrzyła na kuzynkę okrągłymi oczami, Sara
uśmiechnęła się.
- Jeżeli szukali osoby do obsadzenia roli kobiety, która
patrzy w lustereczko i pyta, czy jest najpiękniejsza w świecie,
a potem zabija dziewczynę ładniejszą od siebie, to świetnie
wybrali.
- Chodźcie, dziewczęta - zawołała Phylis przez ramię. - Za
nim wy, leniuszki, dojdziecie do kuchni, chłopcy wypiją już
całą herbatę.
- Jak myślisz, którego ona chce? - zapytała Sara pod nosem.
- Davida - odpowiedziała Ariel bez namysłu. - Ona chce
Davida.
- Nie rozumiem dlaczego. R.J. jest bystrzejszy.
- Kiedy chcesz iść z kimś do łóżka, nie zastanawiasz się, czy
jest bystry.
- To prawda, ale zawsze w końcu nadchodzi ranek - zauwa
żyła Sara.
Dziewczyny weszły do kuchni i ujrzały R.J. i Davida siedzą
cych przy dużym, dębowym stole i pijących mrożoną herbatę
z wysokich szklanek.
- Już zaczynałam myśleć, że się gdzieś zgubiłyście - powie
działa Phyllis głosem przypominającym mruczenie.
- Czy ma pani telefon? - zapytała Sara.
- Już mówiłam R.J., że w tej chwili nikt na wyspie nie ma
działającego telefonu. I nie będziemy mieli jeszcze przez jakieś
dziesięć dni. Trawler uderzył w kabel i przeciął go na pół.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Phyllis nalała mrożoną herbatę jeszcze do dwóch szklanek.
- Zwykle nasza wyspa jest dosyć nowoczesna, mamy telefony,
a nawet Internet, ale obecnie czujemy się jak w średniowieczu.
Oczywiście, w średniowieczu z elektrycznością i spuszczanymi
toaletami. - Popatrzyła na R.J. i Davida tak, jakby powiedziała
bardzo zabawny dowcip, a oni się roześmieli, jakby rzeczywiś
cie tak było.
- Czy ma pani pokoje do wynajęcia? - zapytała Ariel.
- Kotku, jak widzisz, to wszystko, co mam. Mam pokoje,
pokoje i jeszcze więcej pokoi. Wszystkie wymagają malowania
i remontu, ale tak, mam pokoje do wynajęcia.
Mężczyźni znowu się roześmieli, jakby powiedziała coś za
bawnego.
Sara uśmiechnęła się nieszczerze.
- A jaka jest pani stawka?
- Wezmę, co macie. Albo możecie przysłać mi czek, gdy
wrócicie na stały ląd. Jestem elastyczna. - Spojrzała na R.J.
spod przymrużonych rzęs. - Ty wyglądasz na mężczyznę, który
płaci swoje rachunki.
- Tak - odpowiedział R.J. zachrypniętym głosem. - Tak
naprawdę płaci je Sara, ale to ja dostarczam pieniądze do banku.
Phyllis spojrzała na Sarę.
- A zatem, ty pracujesz dla niego. Myślałam, że jesteście
parami. - Popatrzyła na Davida. - A ty? Żonaty?
- Jest zaręczony ze mną - powiedziała Ariel zbyt głośno.
Phyllis obejrzała dziewczynę od stóp do głów.
- Interesujące. Wy dwie jesteście bardzo do siebie podobne,
aż trudno was rozróżnić. Domyślam się, że jesteście siostrami.
- Kuzynkami - uściśliła Ariel. - Czy jest tu jakieś miejsce,
w którym mogłabym się odświeżyć?
- Musisz iść do toalety, tak? Tutaj nie musisz być aż tak
wytworna.
Ariel poczerwieniała jak piwonia i obdarzyła Phyllis spoj
rzeniem, ale straszna kobieta wydawała się tego nie zauważyć.
Jude Deveraux
Kuzynki
-
Chodźcie - powiedziała. - Pokażę wam wasze pokoje.
Umieściłam was w mieszkaniu niani. Mam nadzieję, że nie
macie nic przeciwko temu. Człowiek, który zbudował ten dom,
miał ośmioro dzieci i nie chciał ich ani widzieć, ani słyszeć,
dlatego urządził na górze osobne mieszkanie. Jest tam parę
wiatraków, więc nie będzie wam gorąco. Dwie sypialnie, wiel
ka łazienka, którą będziecie musieli się podzielić, i mały salon.
Chodźcie za mną.
Ariel i Sara wyszły z kuchni jako pierwsze, ale mężczyźni
wcisnęli się przed nie, by iść zaraz za Phyllis. Gdy kobieta
wchodziła po szerokich schodach, jej biodra kołysały się na
boki tak mocno, że niemal uderzała nimi o ścianę i barierkę. Za
nią, nie odrywając oczu od jej siedzenia, postępowali R.J.
i David. Nawet Pied Piper* nie miał tak zahipnotyzowanych
towarzyszy.
Ariel schwyciła Davida za ramię.
- Ona powiedziała, że umieściła nas w mieszkaniu niani.
- No to co?
- Chciała nam powiedzieć, że wiedziała, że przyjdziemy.
Umieściła nas tam z jakiegoś powodu.
- Ariel - powiedział David z przesadną cierpliwością.
-Wiem, że to, co nas spotkało, było okropne, ale nie sądzę, żeby
cała wyspa mogła być aż tak okropna, jak ci się wydaje. Może
w dziewiętnastym wieku, ale nie w dzisiejszych czasach.
- Och, masz absolutną rację, Davidzie. O czym ja myślałam?
W dzisiejszych czasach nie mamy morderstw ani okrutnych
przestępstw. Wszyscy seryjni mordercy zostali złapani, wszyscy
przestępcy zamknięci. Poza tym, przecież ty byłeś w college'u,
podczas gdy ja siedziałam w naszym małym, sennym miastecz
ku, więc co ja mogę wiedzieć? - Minęła go i ruszyła schodami.
David machnął z irytacją rękami i ruszył za nią.
* Pied Piper -jak głosi legenda wyprowadził w 1284 r. wszystkie szczury
z miasteczka Hamelin do Wezery (przyp. tłum.).
ROZDZIAŁ
Musicie przestać być takie nadąsane. Popatrzcie na jej
dobre strony - wyszeptał R.J. do Sary.
- Tak jak ty i David? - spytała, przysuwając się bliżej Ariel.
- To jak bardzo jej nienawidzisz?
- W skali od jeden do dziesięciu? Około tysiąca.
- A ja milion.
- Popatrz tylko na nich - szepnęła Ariel. - Wyglądają jak
śliniące się postacie z kreskówki. - Phyllis Vancurren niemal
wylewała się ze swojej koszuli i spodni, a mężczyźni robili, co
w ich mocy, by zobaczyć to, co ukrywała - a nie było tego wiele.
- Zastanawiam się, dlaczego umieściła nas na samej górze
- powiedziała Sara. Nastąpiła na skrzypiący stopień i dodała:
- To lepsze niż system alarmowy.
Na drugim piętrze Phyllis pokazała im swoją sypialnię. Był to
ogromny pokój, z łóżkiem o czterech filarach, okrytym delikat
ną bawełną i jedwabiem.
- Ten materiał kosztuje co najmniej dwieście dolarów za metr
- powiedziała cicho Ariel do Sary - a w holu widziałam trzy
krzesła, które wyglądały jak oryginalny Hepplewhite* z nową
tapicerką.
- Skoro ona nie potrzebuje pieniędzy, to po co wynajmuje
pokoje?
Ariel skinęła głową w stronę Davida.
- Myślisz, że ona chce Davida? - sarknęła Sara.
Przed nimi Phyllis i mężczyźni przerwali pogawędkę.
* Hepplewhite - twórca klasycyzującego kierunku w meblarstwie angiel
skim. Jego meble - głównie mahoniowe - zdobione były często intarsją lub
dekoracją malarską (ornamenty roślinne) (przyp. tłum.).
Jude Deveraux
Kuzynki
- Wielkie nieba! - powiedziała pani Vancurren, patrząc na
Ariel. - Co za spojrzenie!
- Proszę nie przejmować się Ariel, ona po prostu denerwuje
się poniedziałkiem - wyjaśnił R.J. i posłał dziewczynie ostrze
gawcze spojrzenie za plecami Phyllis.
- Ach, tak - powiedziała pani Vancurren. Usiadła na małej
sofie w salonie i rozłożyła ramiona na oparciu, co uczyniło jej
pokaźny biust jeszcze bardziej widocznym. David i R.J.,
z oczami jak spodki, usiedli na kanapie naprzeciwko gos
podyni. - Domyślam się, że chcielibyście się czegoś o tym
dowiedzieć.
Sara i Ariel usiadły na krzesłach, obitych materiałem w małe
króliczki i wszyscy słuchali, co kobieta miała do powiedzenia.
Gospodyni mówiła, a Sara rozglądała się po pokoju. W oknach
były kraty - żeby dzieci nie wypadły, czy żeby oni nie mogli
uciec? Czy opuścili jedno więzienie tylko po to, żeby znaleźć
się w innym?
Najpierw pani Vancurren opowiedziała im o sobie, mówiąc,
że nie urodziła się na Wyspie Króla. Wyszła za starszego
człowieka, który pochodził z Pensylwanii, a kiedy on umarł,
ze zgrozą odkryła, że wszystko zostawił swojej pierwszej
żonie. Ona sama dostała jedynie stary dom na wyspie, w któ
rym dorastał jego ojciec, i maleńką polisę ubezpieczeniową.
Wystarczało, żeby przeżyć, ale o żadnej zabawie nie mogło
być mowy.
- Rozumiecie, co mam na myśli - powiedziała, a obaj męż
czyźni pokiwali z zapałem głowami.
Sara i Ariel wymieniły spojrzenia. Nie wierzyły w ani jedno
jej słowo. Następnie Phyllis powiedziała im, że Fenny Nezbit
jest nieudacznikiem i kłamcą, ale jest też krewnym sędziego,
a jego rodzina mieszka na wyspie od wieków.
- A zatem w poniedziałek sprawa może różnie się potoczyć.
- Dlaczego miasto było dzisiaj zupełnie opustoszałe? - za
pytała Sara.
Jude Deveraux Kuzynki
- Doroczny Dzień Wieloryba - odrzekła Phyllis z uśmie
chem. - Jesteśmy małą wyspą i wszyscy się znamy, dlatego
robimy różne rzeczy razem. Domyślacie się, jak bardzo byliśmy
zaskoczeni, gdy wróciliśmy i usłyszeliśmy o tym wszystkim, co
się stało.
- Lassiter powiedział, że są jacyś świadkowie, którzy mogą
zeznać, że my... - RJ. nie mógł dokończyć.
- Może i są jacyś świadkowie, ale pytaliście o nich ludzi
szeryfa? - Phyllis zdawała się sugerować, że świadkowie mogą
nie być do końca tym, czym powinni być.
- Tak naprawdę nie mieliśmy szansy, żeby w ogóle z kim
kolwiek porozmawiać - powiedział David.
- Na waszym miejscu - powiedziała Phyllis konspiracyjnym
tonem - nie przejmowałabym się tym tak bardzo. Jestem pewna,
że sędzia Proctor umorzy cała sprawę w poniedziałek rano,
a cała policja wie, że nie zabiliście tego psa. Po prostu w prze
szłości mieliśmy pewne kłopoty z ludźmi z zewnątrz i policja
jest teraz bardzo ostrożna.
- Co takiego się stało, że policja jest tak bardzo podejrzliwa
wobec obcych? - spytała szybko Sara.
Phyllis machnęła ręką, jakby to nie miało znaczenia, po czym
popatrzyła na Ariel i uśmiechnęła się.
- Widzę, że słyszałaś o nas jakieś straszne historie. Jesteśmy
naprawdę niegodziwymi ludźmi. - Powiedziała to tak, jakby
było to największe kłamstwo na świecie.
- Jakie historie? - spytał R.J., wreszcie opadając na oparcie
kanapy. Był światowym mężczyzną i widział wiele kobiet o tak
agresywnym sex-appealu jak ta, ale David przyglądał się gos
podyni z lekko otwartymi ustami.
- Och, no wiecie - powiedziała pani Vancurren, a potem
poruszyła się na kanapie w sposób, od którego zakołysał się jej
obfity biust.
- Nie, nie wiemy. - R.J. popatrzył na nią zwężonymi oczy
ma, a Sara miała ogromną ochotę go uściskać. Czyżby w końcu
Jude Deveraux
Kuzynki
zaczął rozumieć coś więcej, niż tylko to, co usłyszał, i zajrzał
pod powierzchnię? To znaczy, głębiej niż pod jej ubranie.
Kobieta zerknęła na Sarę, a potem na Ariel.
- Chcecie powiedzieć, że nie słyszeliście, jak porywamy
turystów? - Jej uśmiech miał być zapewne niewinny, ale przy
dwóch trzecich odsłoniętego biustu stracił nieco swój efekt.
-Ludzie z lądu mówią, że aresztujemy turystów i całymi latami
trzymamy ich w więzieniu.
R.J. uniósł brew.
- A nie robicie tego?
Phyllis wzruszyła ramionami, a jej prawa pierś niemal wy
skoczyła z koszuli. Gdy się poruszyła, Sara dostrzegła przód jej
stanika i była pewna, że kobieta ma na sobie Aubade. Skoro nie
miała pieniędzy, to w jaki sposób mogła sobie pozwolić na
francuską bieliznę?
- Mam jeszcze trochę pracy i jestem pewna, że wy też
chcecie się oddać swym zajęciom. - Spojrzała na mężczyzn
z ukosa, jak gdyby wiedziała, że gdy tylko wyjdzie, cała czwór
ka urządzi dziką orgię.
Gdy gospodyni wstała, R.J. i David zerwali się jak oparzeni
i Sara przestraszyła się, że poproszą kobietę, żeby została.
- A zatem zostawię was samych sobie - powiedziała Phyllis.
- Przykro mi, że skonfiskowali wasz bagaż, ale na pewno go
odzyskacie.
- A samochód i pieniądze? - niepokoiła się Sara.
- Czy możemy gdzieś tutaj zjeść kolację? - zapytał R.J.
- Och, biedactwa - powiedziała, mrucząc w stronę męż
czyzn i ignorując pytanie Sary. - Gdybym tylko umiała goto
wać, przyrządziłabym wam przepyszną kolację. - Zrobiła minę,
która miała świadczyć, że może i nie umie gotować, ale ma,
cóż... inne talenty. - Idźcie do pubu i powiedzcie, żeby dopisali
wasz posiłek do mojego rachunku.
Gdy wychodziła z pokoju, obaj mężczyźni prześcigali się
w podziękowaniach za jej hojność.
Jude Deveraux
Kuzynki
Dziesięć minut później cała czwórka schodziła po schodach,
ale Sara się ociągała.
- Co ty robisz? - wyszeptała Ariel.
- Liczę stopnie i sprawdzam, które skrzypią. Jeżeli chcemy
się stąd wydostać, będziemy musieli zrobić to w ciszy, bez tego
alarmu domowej produkcji.
- Dobry pomysł. Kryj mnie - powiedziała Ariel. - Muszę
coś zrobić.
- Ty... - zaczęła Sara, ale Ariel już weszła na palcach
z powrotem po schodach.
Gdy tylko znaleźli się na zewnątrz, David zapytał:
- A gdzie ona jest?
- W łazience - odpowiedziała Sara.
- Ariel węszy, prawda? - domyślił się David.
- Nie mam zielonego pojęcia. Zastanawiam się, dlaczego
ludzie nazywają tutaj amerykańską restaurację „pubem", tak,
jak w Anglii? - powiedziała, próbując zmienić temat.
Ariel stanęła w drzwiach pięć minut później i Sara od razu do
niej podeszła.
- Co robiłaś? - wyszeptała.
- Próbowałam zatelefonować z aparatu, który widziałam
w jej sypialni, ale nie było sygnału. Nie zdążyłam sprawdzić,
czy wtyczka jest w gniazdku, bo usłyszałam, że ona się zbliża.
- Wolałabym, żebyś była ostrożniej sza. Nie ufam tej kobie
cie - powiedziała Sara. - I gdzieś ty się nauczyła tak skradać?
- Kiedy masz taką matkę jak moja, musisz umieć się skra
dać. I kłamać. Ja jestem dobra i w jednym, i w drugim. Po
czekajcie! - zawołała za mężczyznami i pospieszyła za nimi.
R.J. zatrzymał się i wyciągnął ramię w stronę Sary, a ona je
przyjęła.
- Poradzimy sobie z tym wszystkim - powiedział David.
- Po dobrej kolacji...
- „Jedz, pij i bądź wesół" - zacytował R.J.
- „Bo jutro czeka nas śmierć" - dokończyła Sara.
ROZDZIAŁ 9
K
iedy dotarli do restauracji, którą miejscowi nazywali
„pubem", wszyscy czworo musieli się uśmiechnąć.
Wnętrze naprawdę wyglądało jak angielski pub, aż po końskie
uprzęże wiszące wokół ogromnego kominka. Było ciepło, więc
nie płonął w nim ogień, ale łatwo było sobie wyobrazić, jak
przytulnie to miejsce musiało wyglądać zimą.
Kelnerka zachowywała się tak, jakby była przyzwyczajona
do obcych, a stali bywalcy spojrzeli na nich bez zainteresowa
nia, gdy szli do stolika. Ariel i Sara usiadły obok siebie, mężczy
źni zajęli miejsca na przeciwko.
Kelnerka podała menu, skserowane kartki, oprawione w sta
romodne, plastikowe obwoluty z czarnym brzegiem. Panowie
zamówili piwo, Sara poprosiła o dżin z tonikiem, a Ariel gazo
waną wodę z plasterkiem limonki.
- Myślę, że powinniśmy spróbować zacząć czerpać jakąś
przyjemność z naszego pobytu na wyspie - powiedział David,
gdy kelnerka odeszła.
- Z której części naszego pobytu najpierw? Z „braku pienię
dzy" czy z „nadchodzącego procesu"? - spytała Sara.
David zachowywał się tak, jakby tego nie słyszał.
- Spotkaliśmy kogoś miłego, mamy za co zjeść i spać,
a w poniedziałek wyjedziemy z wyspy. Kiedyś to wszystko
wyda nam się ciekawą przygodą.
Kelnerka podała im napoje i gdy tylko oddaliła się na tyle, że
nie mogła ich słyszeć, Sara powiedziała:
- Nie ufam tej Vancurren. - Dziewczyny roześmiały się, bo
powiedziały to jednocześnie.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Chyba tak - powiedział R.J. - Strony internetowe mówiły
to samo, ale myślałem, że może ty wiesz coś więcej.
Przyniesiono potrawy i gdy jedli, usiłowali rozmawiać
o czymś innym niż ich kłopotliwe położenie, ale nie było to
łatwe.
Kelnerka wróciła, pytając, czy chcą zamówić deser. Sara
czuła się syta, ale nie wiedziała, kiedy będą mieli szansę zjeść
następny posiłek. Musieli jeszcze powiedzieć kelnerce, żeby
zapisała wszystko, co zjedli, na rachunek pani Vancurren. Czy
kobieta miała tu otwarty kredyt, czy czeka ich zmywanie na
czyń? - zastanawiała się Sara.
Gdy kelnerka postawiła przed nimi talerzyki z szarlotką
i położyła rachunek na stole, R.J. powiedział jej, żeby dopisała
kolację do rachunku Phyllis Vancurren. Przez chwilę Sara
myślała, że młoda kobieta zabierze deser z powrotem. Kelnerka
wydęła usta i zmarszczyła brwi, a potem powiedziała, że mogą
to zrobić tylko raz. Odeszła, poirytowana, i po raz pierwszy
pozostali goście w restauracji zaczęli się im przyglądać. Sara
miała ochotę dać nura pod stół ze wstydu.
Przez chwilę wszyscy czworo milczeli. Sara wzięła widelec
i skubnęła trochę szarlotki Davida.
- Żałuję, że nie zamówiłem jeszcze jednego piwa, zanim jej
powiedziałem - wymamrotał R.J., a Sara się uśmiechnęła.
- Ja się cieszę, że nie powiedzieliśmy jej przed posiłkiem
- dodał David, a Sara uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- A co będziemy jedli jutro? - spytała Ariel.
Wszyscy znowu zamilkli, ale wtedy R.J. wyjął długopis
z plastikowej okładki, którą zostawiła kelnerka, i wyciągnął
serwetkę ze stojaka.
- Zróbmy listę pożytecznych rzeczy, które umiemy robić.
Może uda nam się znaleźć wystarczająco dużo pracy, żeby
zarobić na jedzenie przez te kilka dni.
- Będziemy pracować za jedzenie i kąt do spania, dokładnie
tak, jak przewidział Lassiter - powiedział z entuzjazmem David.
Jude Deveraux Kuzynki
- Ja potrafię kosić trawniki - zgłosiła się Sara. - Tak napraw
dę, to chyba jestem najlepszym kosiarzem trawników na całej
planecie. Potrafię nawet kosić we wzorki. Kiedyś wycięłam na
trawie inicjały jednego dzieciaka.
Gdy skończyła mówić, wszyscy patrzyli na nią z nieodgad-
nionym wyrazem twarzy.
- Koszenie trawy - zapisał R.J., ale nikt nie mógł odczytać
jego pisma, więc Sara odebrała mu serwetkę i długopis i napisa
ła od nowa wyraźnie, po czym popatrzyła na R.J.
- Ty umiesz kłaść cegły.
R.J. skrzywił się i Sara wiedziała, że ucierpiała jego duma.
Potrafił zawierać milionowe transakcje, ale nie sądziła, żeby na
Wyspie Króla było zapotrzebowanie na takie umiejętności.
Nagle dotarła do niej powaga ich sytuacji. Popatrzyła na serwet
kę. Jakim cudem znaleźli się w takim położeniu? Czym sobie na
to zasłużyli? Co się z nimi stanie, jeśli sędzia zadecyduje, że
R.J. jest winny?
Tym razem to David rozładował atmosferę.
- Saro - powiedział z powagą - czy ty nie masz litości?
Może i twój szef układał cegły, kiedy był młodszy, ale teraz już
nie może tego robić, nie z tą dodatkową wagą, której nabrał.
Sara popatrzyła na Davida z ustami otwartymi ze zdumienia.
Czy on stara się sprowokować bójkę? Ale wtedy David mrugnął
i Sara zrozumiała.
- Słuchaj, chłopcze - powiedział R.J. - Wciąż jestem zdolny
do ciężkiej pracy, a ta tak zwana waga, którą noszę, to drzemią
ce mięśnie.
To ich dopiero rozśmieszyło. Drzemiące mięśnie!
Kiedy R.J. popatrzył na Sarę, dziewczyna zrozumiała, że szef
dobrze wiedział, iż David celowo rozładował atmosferę, i był
mu za to wdzięczny.
- Zapisz mnie tam do kładzenia cegieł i wszelkiego rodzaju
napraw. - Popatrzył na Davida. - A co potrafi nasz błękitnooki
kochaś?
Jude Deveraux Kuzynki
- Zapisz, że ja mogę być konsultantką do spraw stylu - wtrą
ciła Ariel.
- Jakiego stylu? - spytała Sara. - Zamierzasz pomóc im
wybierać, czy na przyjęcie mają założyć strój od Dolce Gab-
bany czy Armaniego?
Ariel się nie uśmiechnęła.
- Zamierzam nauczyć Phyllis Vancurren, jak ubierać się
odpowiednio do jej wieku.
Sara roześmiała się. Ariel wygrała.
W tym momencie jakiś mężczyzna przeszedł koło ich
stolika, uderzył o niego, po czym omal się nie przewrócił.
David wyciągnął rękę, by go podtrzymać, ale mężczyzna
sam się wyprostował. Był niski, chudy i brzydki, w jednej
dłoni trzymał szklankę z piwem i wyglądał, jakby pił
od wieków.
Sara odsunęła serwetkę z listą poza zasięg dłoni mężczyzny,
żeby nie mógł zrzucić jej ze stołu.
- Tak, pewnie - powiedział mężczyzna bełkotliwie. - Odsuń
się ode mnie, panienko. Wysokiej klasy lalki nie mogą być
blisko takich jak ja.
Sara wciąż trzymała spuszczoną głowę.
- A może ty odsuniesz się od niej? - powiedział R.J. i Sara
usłyszała groźne nuty w jego głosie. Gdy spojrzała na szefa,
zobaczyła, że był gotowy odsunąć mężczyznę siłą, ale David
robił, co w jego mocy, by zatrzymać go na ławie.
Pijany mężczyzna stał przez chwilę u końca stołu i mrugał
powiekami, próbując odzyskać ostrość widzenia. Przeniósł
wzrok z Ariel na Sarę, i potrząsnął głową. Sara wiedziała, że
w peruce Ariel wyglądała jak bliźniaczka kuzynki.
Czuła napięcie obu siedzących przy stole mężczyzn i bała się,
że zrobią coś nieprzemyślanego. Obejrzała się w stronę baru,
gotowa prosić o pomoc, ale wszyscy w pubie wpatrywali się
uparcie we własne szklanki i talerze.
Właśnie miała wstać i spróbować łagodnie nakłonić męż-
Jude Deveraux Kuzynki
czyznę do odejścia od ich stolika, kiedy pijak wyprostował się,
zachwiał i ruszył w stronę baru.
Cała czwórka wydała westchnienie ulgi. Sara obrzuciła
wzrokiem salę i zobaczyła, że wszyscy znowu zabrali się do
jedzenia. Zachowali się tak, jakby uważali, że przybysze za
służyli na wszystko, co najgorsze. Wymieniła spojrzenia z R.J.
On także dostrzegł brak reakcji stałych klientów.
- Tylko wieki endogamii mogły dać życie czemuś takiemu
-powiedział R.J. i wszyscy czworo się uśmiechnęli. Mężczyzna
był rzeczywiście bardzo brzydki - chudy, miał wielkie, od
stające uszy, ziemistą cerę, a policzki pomarszczone i pokryte
szarymi plamami.
- Jak myślicie, ile on może mieć lat? - zainteresował się
David. - Wydaje mi się, że nie więcej niż czterdzieści pięć, ale
wygląda na dużo starszego. To zapewne wina ciężkiego, wy
spiarskiego życia.
Po chwili otworzyły się drzwi wejściowe i do środka wszedł
jakiś mężczyzna. Miał czerwoną twarz, jakby przed chwilą
zszedł z łodzi. David i Sara patrzyli - pozostałej dwójce widok
przesłaniały wysokie oparcia ław -jak gość podszedł do baru,
zamówił piwo, po czym klepnął pijaka w plecy.
- Masz już nowego psa, Fenny? - spytał głośno. W re
stauracji zapadła cisza, a barman skinął w stronę ich stolika.
Mężczyzna zobaczył Davida i Sarę, a jego twarz nabrała brzyd
kiego odcienia purpury. Nie czekając na piwo, wybiegł z re
stauracji.
Cała czwórka opadła na wysokie oparcia ław. Powiedzenie,
że w restauracji było cicho, byłoby niedopowiedzeniem. Sara
była pewna, że słyszy skrzypienie linoleum. Po chwili od strony
baru zaczął dochodzić jakiś hałas, ale nie odwróciła się, żeby
zobaczyć, co się dzieje. Wiedzieli, że pijak - czyli John Fen-
wick Nezbit - został wyrzucony z baru.
Sara zerknęła na Davida i zauważyła, że nawet jego uśmiech
zniknął.
Jude Deveraux
Kuzynki
- To z tym mamy walczyć? - wyszeptał. - Sędzia może
uwierzyć jego słowu przeciwko naszemu?
- Chodźcie - powiedział RJ. - Wynośmy się stąd.
Wyszli z restauracji z wysoko uniesionymi głowami. Sara
czuła, jak bardzo ludzie wokół nich starają się nie patrzeć
na nich.
Kiedy znaleźli się na zewnątrz, powoli ruszyli w stronę
pensjonatu.
- Jeżeli zabrali nam wszystko po zeznaniu takiego człowie
ka... - zaczęła Ariel, ale nie była w stanie dokończyć zdania.
- To nie ma wątpliwości, że to zasadzka - dokończył R.J.
Sara spojrzała na niego i zobaczyła, że oczy RJ. są szkliste,
ale nie wiedziała, czy to ze strachu, czy ze złości. W końcu
to jego oskarżano o przestępstwo. On miał najwięcej do stra
cenia, jeśli... jeśli... Sara nie mogła sobie wyobrazić tego,
co mogło się stać.
- Jutro - powiedziała - zrobimy wszystko, co w naszej
mocy, żeby wydostać się z wyspy. Nie będzie nas tutaj w dniu
rozprawy. Czy wszyscy się ze mną zgadzają?
- Chcesz nas podnieść na duchu? - spytał R.J., ale na ustach
igrał mu uśmiech.
- To działka Davida - zażartowała Sara.
- Próbowałam użyć telefonu pani Vancurren, ale nie było
sygnału - odezwała się Ariel.
Mężczyźni popatrzyli na nią ze zdumieniem, na co Ariel
wzruszyła ramionami.
- Zrobiłam to tuż przed wyjściem do restauracji. Schowała
bym się i dowiedziała czegoś więcej, ale usłyszałam jej kroki na
schodach.
Sara spojrzała na Davida.
- Czy ona często węszy... tak skutecznie?
David uśmiechnął się smutno.
- Nie potrafię ci powiedzieć, ile razy udawałem, że z nią
rozmawiam, podczas gdy tak naprawdę nie miałem pojęcia,
Jude Deveraux Kuzynki
gdzie ona jest. Jeżeli jej matka robiła coś, o czym Ariel miała nie
wiedzieć, mogłeś być pewien, że Ariel chowa się za donicą
i podsłuchuje.
- Interesujące - zauważył R.J., patrząc na Ariel z podziwem.
- Proponuję, żebyśmy dobrze się wyspali, a rano spróbowali
znaleźć jakąkolwiek pracę - powiedziała Sara. - Przy takiej
ilości owoców morza, które tu jedzą, muszą mieć mnóstwo
wypływających łodzi.
- Moglibyśmy którąś porwać - zaproponował R.J.
- Świetny pomysł - poparł go David. - Myślę, że jutro
powinniśmy się rozdzielić i sprawdzić, w jaki sposób moglibyś
my dostać się na stały ląd. Albo chociaż zadzwonić. Na pewno
na wyspie jest jakieś radio czy coś w tym stylu.
- Jestem przekonana, że w każdym domu jest telefon - po
wiedziała Ariel - ale na pewno nie pozwolą nam zbliżyć się do
aparatu. Gdybym mogła wykonać jeden telefon, zadzwoniła
bym do matki. Ona w ułamku sekundy sprowadziłaby tu całą
armię Stanów Zjednoczonych. I FBI.
- Ja bym zadzwonił do mojego prawnika - powiedział R.J.
- Przy tym, ile mu płacę, pojawiłby się tu z marynarką
wojenną.
- Ja popieram Ariel - odezwał się David. - Też zadzwonił
bym do jej matki. Gdyby musiała, wezwałaby UFO.
Cała trójka roześmiała się i zwróciła w stronę Sary. Do kogo
ona by zadzwoniła? Co miała powiedzieć? Że zadzwoniłaby do
swojego szefa? Odwróciła wzrok i powiedziała:
- Spójrzcie, jej wysokość zostawiła dla nas światło na
ganku.
- Czerwone? - spytała Ariel i wszyscy się roześmiali.
Sara zerknęła na R.J., który wydawał się pogrążony w głębo
kiej zadumie. David i Ariel pospieszyli w stronę domu, który
powoli stawał się dla nich niczym port dla rozbitków, ale R.J.
złapał Sarę za ramię.
- Zawiodłem cię - powiedział miękko.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Nieprawda - odpowiedziała, uwalniając rękę z jego uścis
ku. - Ty masz największe kłopoty z nas wszystkich.
- Ale to ja przede wszystkim chciałem przyjechać na wyspę.
To ja...
Sara czuła się zakłopotana jego słowami i nie wiedziała, co
powiedzieć.
- Saro... - zaczął, ale ona odwróciła się dokładnie w chwili,
w której pani Vancurren otworzyła drzwi. Gospodyni miała na
sobie przejrzysty, zielony szlafrok i koszulę w tym samym
kolorze. Stanęła w drzwiach, ziewając, jakby nieświadoma
własnej seksualności.
- Nie spodziewałam się, że wrócicie tak późno.
Gdy tylko znaleźli się w środku, David powiedział do pani
Vancurren:
- Spotkaliśmy tego Nezbita.
- Obawiałam się, że do tego dojdzie - powiedziała. - On
dosyć często chadza do pubu.
Sara przyjrzała się jej uważnie i nie dostrzegła na twarzy
kobiety żadnych oznak zaskoczenia. Ktoś już jej powiedział, że
spotkali Nezbita. Ale jak? Czy na wyspie działa jakiś prywatny
system telefoniczny? Czy też ktoś przybiegł tu i o wszystkim jej
opowiedział? Fakt, że kobieta o wszystkim wiedziała, upewnił
Sarę, że gospodyni była wmieszana w spisek. Czy obiecano jej
część pieniędzy z grzywny, którą w poniedziałek zasądzą R.J.?
R.J. postąpił krok naprzód.
- Nie sądzę, żeby zeznanie takiego człowieka miało duże
znaczenie w sądzie.
- Nie lekceważcie go - poradziła Phyllis. - Jego rodzina
mieszka na Wyspie Króla od pokoleń, poza tym jest bogaty.
- Bogaty? - spytała z niedowierzaniem Ariel. - Nie wygląda
na bogatego.
Pani Vancurren obejrzała Ariel od stóp do głów, po czym
powiedziała:
- Może i nie nosi markowych ciuchów, ale jest bogaty.
Jude Deveraux Kuzynki
- To skąd ma pieniądze? - chciał wiedzieć R.J. - Inne psy,
inni turyści?
Phyllis uśmiechnęła się lekko.
- Teraz poruszyłeś jedną z największych tajemnic tej wyspy.
Fermy nie przepracował ani jednego dnia od swoich trzydzies
tych drugich urodzin, zajmuje się tylko robieniem dzieci, a mi-
mo to wciąż ma pieniądze. Mogłabym opowiedzieć wam histo
rie, które... - Przerwała w środku zdania, ziewając tak szeroko,
że o mało nie wyskoczyła z koszuli. - Będziecie musieli mi
wybaczyć, ale jestem wyczerpana. Muszę iść do łóżka. -Z tymi
słowami weszła po schodach i zamknęła za sobą drzwi sypialni.
- Co za niegrzeczna kobieta! - powiedziała Ariel takim
tonem, jak gdyby nieuprzejmość był najgorszą wadą na świecie.
Sara nie wiedziała, jak reszta, ale ona była tak zmęczona, że
mogłaby zwinąć się w kłębek na schodach i zasnąć.
David uśmiechnął się do niej.
- Damy przodem.
Na górze stanęli, patrząc na drzwi sypialni. Nikt się nie ruszał.
- Królestwo za szczoteczkę do zębów - powiedziała Sara.
,: - Może pójdę do Phyllis i jakąś pożyczę? - zaproponował
- Jeśli wejdziesz do sypialni tej kobiety, to nie wyjdziesz
stamtąd żywy - powiedziała Ariel z absolutną powagą.
- Dla mnie brzmi nieźle - uznał R.J.
Sara była zbyt zmęczona, żeby przejmować się męskimi
ciągotami do tej okropnej kobiety i postąpiła krok w stronę
łazienki, ale Ariel ją ubiegła. Wślizgnęła się do pomieszczenia
i zamknęła drzwi, zanim Sara zdążyła zareagować. Oparła się
o drzwi i westchnęła.
- To jak się dzielimy sypialniami? - spytał R.J.
David wyglądał na zmieszanego, ale Sara wiedziała, co R.J.
miał na myśli.
- Chłopcy w jednej, dziewczynki w drugiej - powiedziała.
- Do diabła! - zawołał R.J. i dziewczyna się uśmiechnęła.
Jude Deveraux Kuzynki
Cała trójka stała tuż przy drzwiach łazienki i słyszeli wszyst
ko, co Ariel robiła w środku; Sara odeszła od drzwi.
- Przypomnijcie mi, żebym zachowywała się cicho, jak
tam będę.
W następnej sekundzie z łazienki dobiegł głuchy odgłos.
Zabrzmiało to tak, jakby Ariel upadła.
- Ariel? - powiedziała Sara przez drzwi. - Wszystko w po
rządku? Ariel?! - Wciąż żadnej odpowiedzi. Spróbowała prze
kręcić klamkę. Zamknięte. Szarpnęła za uchwyt.
R.J. poszedł do niej.
- Sądzę, że nie powinniśmy budzić naszej gospodyni. - Ob
rócił mocno klamkę, ale drzwi pozostały zamknięte. Popatrzył
na Sarę. - Czasami w starych domach jeden klucz otwiera
wszystkie zamki.
Nie musiał mówić nic więcej. W ułamku sekundy Sara wróci
ła z kluczem, który zabrała z jednego z pokoi, i próbowała
włożyć go do zamka. Nie chciał wejść. Schyliła się i zajrzała
przez dziurkę.
- W zamku od wewnątrz tkwi klucz. Musimy go wyciągnąć.
- Pozwól, że ja spróbuję - powiedział David. Wziął z szafy
metalowy wieszak na ubrania i rozgiął go. Uklęknął obok R.J.,
wsunął drut do zamka i po chwili usłyszeli, jak klucz uderza
o posadzkę w łazience. Dźwięk wydał im się wyjątkowo głośny
i wszyscy troje wstrzymali oddech. Czy pani Vancurren to
słyszała?
Gdy nie usłyszeli na dole żadnego ruchu, R.J. zajrzał przez
dziurkę. To, co zobaczył sprawiło, że ramiona mu zesztywniały,
a kark poczerwieniał.
- Co się dzieje? - wyszeptała Sara.
R.J. wstał, a David włożył klucz do zamka.
- Musimy dostać się tam tak szybko, jak tylko się da - po
wiedział R.J. i Sara wiedziała, że coś jest nie tak z Ariel.
Poczuła, jak ogarnia ją panika. Jeżeli coś się stało, kogo będą
mogli poprosić o pomoc? Policję Wyspy Króla?
Jude Deveraux Kuzynki
Wreszcie klucz dał się przekręcić i David otworzył drzwi
łazienki. Ariel, ubrana tylko w bieliznę, leżała na posadzce,
zwinięta w kłębek, twarzą do wanny, a plecami do nich. David
pierwszy do niej dobiegł i porwał dziewczynę w ramiona.
- Ariel, kochanie - wyszeptał.
Sara stała zwrócona plecami do wanny, na pół przykrytej
zasłonką. Kiedy spojrzała na R.J., zobaczyła, że cała krew
odpłynęła mu z twarzy. Patrzył do wanny, z oczami okrągłymi
jak spodki i twarzą białą jak ściana.
Gdy Sara zaczęła odwracać głowę, R.J. krzyknął:
- Nie! - ale było już za późno.
W wannie, na pół ukryty za zasłonką, leżał John Fenwick
Nezbit. Oczy miał szeroko otwarte i był tak samo brzydki jak
wtedy, gdy widzieli go w barze, ale teraz miał dziurę w czole.
Był martwy.
Sara stała tam, patrząc na obrzydliwego mężczyznę i przy
chodziły jej do głowy same, jak jej się wydawało, racjonalne
myśli, gdy nagle R.J. złapał ją pod ramiona i pociągnął do góry.
Nie wiedząc o tym, osuwała się na podłogę. Trzy sekundy
dłużej, a leżałaby na podłodze obok Ariel.
Gdy R.J. poruszył się tak gwałtownie, David podniósł wzrok
i zobaczył, jak R.J. kiwa głową w stronę wanny. Bez względu na
to, co chłopak poczuł, zachował spokój. Popatrzył na martwego
mężczyznę, a potem skupił uwagę z powrotem na Ariel, która
powoli odzyskiwała przytomność.
- Nic mi nie jest - powiedziała Sara, ale kiedy próbowała
zrobić krok, kolana się pod nią ugięły. R.J. wziął ją na ręce,
zaniósł do salonu i posadził na jednej z kanap. W pokojach nie
było żadnego alkoholu, więc przyniósł jej szklankę wody. Za
nim z łazienki wyszedł David, niosąc Ariel i posadził dziew
czynę na drugiej kanapie na przeciwko Sary.
- Zostańcie - rozkazał R.J. obu kobietom, ale im nie trzeba
było tego mówić. Mężczyźni wrócili do łazienki i zamknęli za
sobą drzwi.
Jude Deveraux
Kuzynki
Ariel popatrzyła na Sarę, a Sara na Ariel, ale żadna nic nie
powiedziała. Sara wyciągnęła rękę nad stolikiem do kawy i po
dała kuzynce szklankę wody.
Siedziały w milczeniu. Jeśli mężczyźni rozmawiali, robili to
tak cicho, że nic nie mogły usłyszeć.
Po upływie czasu, który wydawał się wiecznością, David
i R.J. wrócili do pokoju i usiedli na krzesłach obok kanap. Obaj
wyglądali na dużo starszych niż godzinę temu.
- On nie żyje - powiedział R.J. - Strzał w głowę.
- Nie mogliśmy tego zrobić - powiedziała Sara. - Całe
miasto widziało nas przy kolacji.
- I jego też widzieli - odparł R.J. - Był w barze, kiedy
wychodziliśmy, co oznacza, że został zabity w czasie naszej
drogi powrotnej. Wracaliśmy sami. Tylko we czwórkę. Żad
nych świadków z zewnątrz.
- Został zabity, a potem wniesiony po schodach domu tej
kobiety -powiedziała Ariel, siadając. - Ona wie, że on tutaj jest,
i czeka na nasze krzyki.
Cała trójka popatrzyła na nią, gdy usłyszeli jad w jej głosie.
- Nie będzie żadnych krzyków - powiedział R.J. cicho.
- Żadnych krzyków ani histerii. Potraktujemy to tak, jakbyśmy
mieli do czynienia z transakcją biznesową. - Popatrzył na nich,
jakby spodziewał się protestów, ale Sara wiedziała, że jeżeli
R.J. był w czymś dobry, to właśnie w interesach.
- Jak to zrobimy? - spytała Ariel słabym głosem.
- Przede wszystkim, nie pokażemy wrogowi, co się dzieje
w naszych głowach. I nie będziemy robić tego, czego od nas
oczekują. Przypuszczam, że w tej chwili w krzakach na ze
wnątrz chowają się ludzie, którzy czekają, aż zrobimy coś
dramatycznego.
- Na przykład? - dociekał David. Starał się, by jego głos
brzmiał chłodno i spokojnie, ale Sara wiedziała, że był tak samo
przerażony jak cała reszta. Oprócz R.J., który wyglądał na
bardzo złego.
ROZDZIAŁ 10
T
ylko mi tu teraz nie mdlej, Johnson - powiedział
miękko R.J.
Oboje z Sarą stali w łazience i patrzyli na ciało Johna Fenwi-
cka Nezbita. Nie dotykali go, tyko patrzyli, jak gdyby nie mogli
uwierzyć własnym oczom.
- Jestem... - zaczęła Sara.
- Przerażona jak cholera?
Skinęła głową.
- Ja też.
- Ty?
- To cię dziwi?
- Szokuje - odrzekła Sara. - Wchodzisz w układy, które
przerażają innych ludzi, ale sam zawsze zachowujesz spokój.
Wzruszył ramionami.
- Pieniądze. A jakie one mają znaczenie? Wygrywasz - dob
rze, przegrywasz - w porządku. Ale to... - Skinął głową w kierun
ku ciała Nezbita. - Ktoś go tutaj podrzucił, żeby dać nam nauczkę,
tyle że ta nauczka prowadzi do więzienia, a nawet egzekucji.
Sara była coraz bardziej przerażona.
- Nie moglibyśmy po prostu komuś powiedzieć, prawda?
- A jak myślisz?
- Nie ma takiej możliwości - uznała.
R.J. usiadł na zamkniętej klapie sedesu i pokazał Sarze, żeby
zamknęła drzwi.
- Słuchaj - powiedział miękko - wygląda na to, że jesteśmy
w tym tylko we dwójkę. Tamci dwoje...
Ariel i David siedzieli na sofie w salonie, blisko siebie i nic
nie mówili.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Ona też w tym siedzi - powiedziała Sara, wskazując ręką
na drzwi, aby pokazać, że mówi o Phyllis Vancurren. - Wiem,
że ty i David myślicie, że ona jest piękna, ale bardzo bym
chciała, żebyście mogli zobaczyć ją taką, jaką jest.
- Daj spokój. Widziałaś kobiety, z którymi się umawiam.
Naprawdę myślisz, że straciłbym głowę dla kogoś takiego jak
Phyllis Vancurren? Wiedziałem, że cna coś kręci już w pierw
szej chwili, gdy ją zobaczyłem.
- Ariel mówi, że w domu jest kilka bardzo drogich przed
miotów.
- Więcej, niż ci się wydaje. Nie tylko twoja kuzynka potrafi
węszyć. Otworzyłem parę szafek. Wygląda na to, że ona spo
dziewała się naszego przyjazdu, bo zdążyła schować parę dro
biazgów z jadeitu, porcelany i wazę z epoki Ming.
- Oni tu zbijają fortunę, co?
- Ktoś na pewno i zgadzam się z tobą, że ta Vancurren jest
w to zaplątana, chociaż nie mam pojęcia, jak bardzo. Jedno nie
ulega wątpliwości: oni na pewno na nas czekali. Wiedzieli, że
przyjedziemy.
Sara uniosła głowę.
- Prom.
- Właśnie - potwierdził R.J. z uśmiechem. - Nikomu nie
mówiłem, ale szukałem rozkładu i żadnego nie znalazłem.
Kiedy podjechaliśmy do brzegu lądu. nie było żadnego promu,
ale gdy zjedliśmy lunch...
- I powiedzieliśmy kelnerce, że jedziemy na Wyspę Króla...
- Prom magicznie się pojawił.
- Po twojego jaguara. Prowadząc taki samochód, równie
dobrze mogłeś przykleić sobie na czole kartkę: jestem
bogaty. - Sara usiadła na wannie, odgrodzona zasłonką od
zwłok. - I powiedziano nam, że następny prom odpływa
dopiero po rozprawie. Która teraz może dotyczyć morderstwa
- dodała.
- Nie sądzę, żeby mieli to w planach. Na stronach inter-
Jude Deveraux Kuzynki
netowych czytałem skargi wielu turystów, ale nikt nic nie mógł
zrobić, bo ich słowo było przeciwko słowu policji i sędziego
Wyspy Króla.
- No i jeszcze ta historia o ludziach, którzy musieli wy
prowadzić się z domu, żeby uciec przed Larrym Lassiterem.
Myślisz, że to prawda?
- Nie wiem, ale sprawdzę to, jak się stąd wydostaniemy.
Sara spojrzała na zegarek - ten, który, jak już teraz wiedziała,
kosztował dziesięć tysięcy. Było po północy.
- Jak my się z tego wypłaczemy?
- Nie mam pojęcia. Ty jesteś tą mądrą, więc jak myślisz?
- Najpierw wydawało mi się, że musimy pozbyć się ciała,
ale teraz? Nie możemy wynieść go na zewnątrz, bo ktoś na
pewno nas zobaczy. Wydaje mi się, że miałeś rację, kiedy
mówiłeś, że nas obserwują.
- Pewnie oczekują, że zejdziemy po tych skrzypiących scho
dach, niosąc na ramionach zwinięty dywan.
- Trzeci, szósty, ósmy - powiedziała Sara.
- Słucham?
- Te stopnie skrzypią: trzeci, szósty, ósmy.
- Gdybym się nie bał, że mnie za to spoliczkujesz, to pocało
wałbym cię.
- Powiedziałeś Davidowi, że jestem fatalną sekretarką. Po
wiedziałeś...
- Chodź - przerwał jej R.J. - zobaczymy, czy tamci
już się uspokoili. - Wstał i przepuścił ją w drzwiach.
Ariel i David nadal siedzieli blisko siebie na kanapie. David
trzymał dziewczynę za rękę.
- Nie wiem, jak możecie przebywać w jednym pomiesz
czeniu z tym... ciałem - powiedziała Ariel.
- Próbujemy wymyśleć jakiś plan - odpowiedziała Sara.
- I wpadliście na coś? - zapytał David.
- Tylko tyle, że musimy pozbyć się ciała, nic nikomu nie
mówiąc, a Sara - R.J. poklepał ją po udzie - wie, które stopnie
Jude Deveraux
Kuzynki
skrzypią. Myślę, że uda nam się znieść ciało tak, żeby Phyllis
nic nie słyszała - dodał.
- I tak nas nie usłyszy - powiedziała Ariel. - Jest pijana.
- Skąd wiesz?
- Kiedy próbowałam zadzwonić, zajrzałam do szafki przy
łóżku. Pełno w niej było butelek wódki. I czułam alkohol od
niej, gdy otwierała nam drzwi.
- Nie potrafisz wyczuć wódki - stwierdził R.J.
- Potrafię - odparła Ariel.
- Już gdzieś cię widziałem, prawda? - R.J. wpatrywał się
w dziewczynę.
- Czy ktoś ma jakieś pomysły, co mamy robić? Poza telefo
nem na policję, rzecz jasna? - spytała Sara, chcąc odwrócić
uwagę szefa.
- Tak - R.J. spojrzał na zegarek. - Minęło jakieś... - Popat
rzył na Sarę.
- Dwadzieścia trzy minuty.
- Tak, dwadzieścia trzy minuty od chwili, gdy znaleźliśmy
ciało. Na pewno oczekują, że wkrótce coś zrobimy.
- W piwnicy jest zamrażarka - powiedział David i wszyscy
popatrzyli na niego ze zdumieniem. - Pamiętasz? - zwrócił się
do R.J. - Sama nam powiedziała.
- To prawda - przyznał R.J. z uśmiechem. - Na schodach.
Powiedziała, że jej pierwsze mieszkanie było mniejsze niż
zamrażarka, którą ma w piwnicy.
Przez chwilę wszyscy czworo spoglądali po sobie.
- Jeżeli rano ciała tu nie będzie - powiedziała Ariel - wszys
cy się domyślą, że nadal jest gdzieś w domu.
- Chyba że zobaczą, jak je wynosimy - Sara spojrzała na R.J.
- Pamiętasz, jak upiłeś pana Dunkirka tak bardzo, że trzeba go
było wynieść?
- Wcale nie upiłem Charleya Dunkirka - zaprotestował R.J.
- Sam się tak załatwia każdego dnia. On...
Sara popatrzyła na szefa.
Jude Deveraux Kuzynki
- Możemy to spreparować?
Przez chwilę mężczyzna patrzył na nią, nic nie rozumiejąc,
po czym na wargach powoli wykwitł mu uśmiech.
- Dwoje z nas zabierze ciało na dół, a pozostała dwójka
pozwoli ludziom którzy nas obserwują, uwierzyć, że wynosimy
trupa z domu.
- Dokładnie to miałam na myśli - powiedziała Sara.
- Zawsze stanowiliśmy zgrany zespół - przyznał miękko
RJ.
- Powinniśmy wszyscy trzymać się razem - wtrąciła Ariel
stanowczo. - Nie możemy się rozdzielać.
- Ariel - powiedział RJ. - chcę, żebyś poszła do pokoju
Phyllis i przyniosła coś z jej rzeczy, co będziemy mogli
położyć na ciało. Coś łatwego do zidentyfikowania. Może
z monogramem. Jeżeli ktoś odnajdzie trupa, chcę, żeby to
wyglądało na sprawkę Vancurren. Nie oszukamy nikogo na
długo, ale potrzebujemy każdej minuty, jaką uda nam się
zyskać.
Ariel przełknęła ślinę. Czym innym było węszenie w domu
matki, a zupełnie czym innym myszkowanie po cudzej sypialni
- zwłaszcza gdy właścicielka spała w środku.
Sara wstała.
- Ruszajmy. Obawiam się, że spędzimy noc w...
- Nawet tak nie mów - przerwał jej David, także wstając.
- Nikomu nie wolno dotykać tego ciała. Żadnych włosów,
płynów ustrojowych, niczego.
Sara popatrzyła na Davida i zauważyła, że wokół jego ust
pojawiły się cienkie białe linie i sińce pod oczami. Jeśli marzył
o karierze politycznej, to właśnie mógł kłaść kres swoim ambi
cjom. Miała ochotę podejść do niego i go przytulić, ale R.J.
stanął między nimi.
- Idź, Ariel...
Sara widziała, że kuzynka jest śmiertelnie przerażona. Pode
szła z nią do drzwi, które prowadziły na schody.
Jude Deveraux Kuzynki
- A jeżeli ona nie śpi? - wyszeptała Ariel. Była zadowolona,
że nad schodami paliło się światło.
- Wydaje mi się, że bardzo jej zależy na tym, żeby spać i nie
zostać o nic oskarżoną - powiedziała Sara.
- A może ma sumienie - podsunęła Ariel, po czym obie
spojrzały na siebie i potrząsnęły głowami. - Może drzwi jej
sypialni są zamknięte na klucz. - Znowu potrząsnęły głowami.
Drzwi sypialni Phyllis Vancurren były ostatnimi drzwiami,
które mogły być zamknięte w tym domu.
- Trzeci, szósty i ósmy, na odwrót, jak będziesz wracała
- przypomniała Sara, otwierając drzwi.
- Jak ja mam to policzyć? - spytała Ariel, po czym spojrzała
na tapetę i uśmiechnęła się.
Sara odpowiedziała z uśmiechem.
- Róże - wyszeptała. - Licz róże.
Ariel wzięła głęboki oddech i ruszyła w dół schodów. Przed
trzecim stopniem schwyciła się barierki i ominęła go. Żadnego
skrzypnięcia. Spojrzała z uśmiechem na Sarę, po czym przenio
sła wzrok na róże na tapecie. Jeden z kwiatków nad skrzypią
cym stopniem został pomalowany na niebiesko. Nie można
było tego zauważyć od razu, chyba że ktoś przyjrzał się napraw
dę uważnie.
Ariel wskazała na niebieską różę i pomachała do Sary, ale
kuzynka nie zrozumiała. Ariel powoli ruszyła w dół scho
dów, odnotowując niebieską różę przy każdym skrzypiącym
stopniu. Gdy znalazła się pod drzwiami pokoju Phyllis, pod
niosła wzrok na Sarę, która uśmiechała się, chcąc dodać jej
otuchy.
Ariel ostrożnie otworzyła drzwi sypialni i odetchnęła z ulgą,
gdy zobaczyła na ścianie zapaloną maleńką lampkę nocną. Gdy
jej oczy przyzwyczaiły się do półmroku, dostrzegła Phyllis
Vancurren rozciągniętą na łóżku i cicho pochrapującą. Ariel
pomyślała, że pewnie mogłaby wystrzelić z armaty, a gos
podyni i tak by się nie obudziła, ale nie chciała ryzykować. Na
Jude Deveraux Kuzynki
paluszkach przeszła przez dywan - antyczny perski, wart co
najmniej dziesięć tysięcy - i podeszła do komody. Tak, jak
miała nadzieję, na wierzchu leżała szczotka do włosów. Ariel
wzięła chusteczkę z pudełka, zdjęła ze szczotki kilka włosów
i schowała zawiniątko do kieszeni. W lustrze, które wisiało nad
komodą, zerknęła na Phyllis, po czym bezszelestnie otworzyła
górną szufladę. Śmieci. Stare spinki, wizytówki, złamane grze
bienie, małe pudełko taniej biżuterii. Zamknęła szufladę.
W następnej znalazła bieliznę. Ariel nie byłaby bardziej
uszczęśliwiona, gdyby znalazła złoto. Czysta bielizna! Wcis
nęła za dekolt koszulki z pół tuzina koronkowych majtek.
Staniki były, oczywiście, bezużyteczne zarówno dla niej, jak
i dla Sary, więc je zostawiła.
W następnej szufladzie leżały nocne koszule, wszystkie fran
cuskie i niemal przezroczyste. Ariel miała ochotę wziąć kilka,
ale nie zrobiła tego.
Wreszcie w najniższej szufladzie znalazła to, czego szukała.
Chusteczki z monogramem i odręcznie napisana kartka: „Za
wsze będę cię kochać. Phyllis".
Gdy zamykała szufladę dostrzegła w lustrze maleńki, czer
wony punkcik, jak gdyby diodę jakiegoś urządzenia elektrycz
nego. Obejrzała się i uważnie zlustrowała wzrokiem pokój, ale
niczego takiego nie dostrzegła. Znowu spojrzała w lustro na
punkcik, nadal tam był, ale nagle zdała sobie sprawę, że widzi
go przez szparę w zasłonach. Światełko migało na zewnątrz.
Z plecami przyciśniętymi do ściany, nie ważąc się dotknąć
zasłon, Ariel wyjrzała przez malutką szparę i czekała. Za kilka
sekund czerwony punkt pojawił się znowu. To był czubek
palącego się papierosa. Dokładnie tak, jak powiedział R.J., ktoś
chował się w krzakach i obserwował ich.
Ariel znowu przecięła na palcach dywan, wyszła z pokoju
i wróciła na górę.
- Co ty tam robiłaś tak długo? - zapytała Sara. - Już za
czynałam się martwić!
Jude Deveraux Kuzynki
- Spójrz, co mam. - Ariel wyciągnęła zza koszulki majtki,
dwie chusteczki z monogramem i kartkę.
- Czysta bielizna - powiedziała Sara z nabożeństwem.
- Największy luksus w życiu.
- Gdzie oni są? I on?
- Wyszli zaraz za tobą, żeby poszukać zamrażarki w piwni
cy i zabrali go ze sobą. Ja zostałam tutaj i zrobiłam to. - Odstąpi
ła na bok, żeby pokazać Ariel dwie długie kukły z prześcieradeł
i poduszek, obie związane konopnym sznurkiem w kształt,
który miał z grubsza przypominać Fenny'ego Nezbita.
- Są świetne. Są... - Ariel przerwała, gdy mężczyźni weszli
do pokoju. Nie słyszały ani jednego dźwięku, gdy wchodzili po
schodach.
- Znaleźliście zamrażarkę? - zapytała Sara.
- Tak - odpowiedział David z twarzą jeszcze bledszą niż
przedtem. - To przekroczyło moje najśmielsze wyobrażenia.
Przed chwilą ukryliśmy trupa...
- Tak, i musieliśmy wyjąć wszystkie mrożonki. Najpierw się
rozmrożą, a potem zaczną śmierdzieć - dodał R.J. i spojrzał na
Ariel. - Jak ci poszło?
- Fantastycznie - odpowiedziała za nią Sara. - Ukradła dla
nas czystą bieliznę.
Kiedy mężczyźni nie powiedzieli ani słowa, Sara wzruszyła
ramionami.
- To taka babska sprawa. Ale Ariel zdobyła też dowody,
których możemy użyć, żeby obciążyć tę kobietę.
- Podrzucimy je, jak będziemy wychodzić - powiedział R.J.
i spojrzał na Sarę. - A ty jak sobie poradziłaś?
Dziewczyna odsunęła się na bok, żeby pokazać dwie kukły,
które zrobiła.
- Świetnie - ocenił R.J. z błyskiem w oku. - Zawsze po
trafiłaś zrobić coś z niczego.
- Widziałam zapalonego papierosa - powiedziała Ariel.
- Ktoś stoi z tyłu domu i pali.
Jude Deveraux Kuzynki
- Żadnych radiowozów? - spytał R.J.
- Między ścianą a zasłoną była tylko maleńka szparka, więc
nie mogłam nic zobaczyć - odpowiedziała Ariel. - Czy mog
libyście wtajemniczyć mnie w nasz plan?
Sara przemówiła pierwsza:
- Jeżeli w to wszystko zamieszana jest policja i teraz nas
obserwuje, to będą próbowali nas zatrzymać, gdy tylko wyj
dziemy z domu z grubym rulonem na ramionach. Ale jeśli
obserwuje nas jeden człowiek...
- Czy dwóch - wtrącił David.
- Tak, jeśli obserwuje nas kilku ludzi, zapewne pójdą za
nami i będą patrzeć, jak pozbywamy się tego, co, mam nadzieję,
będzie wyglądało na ciało - dokończył R.J. - Sara i ja idziemy
w jedną stronę, ty i żołnierzyk w drugą.
Nikt się nie poruszył. Wszyscy stali jak wmurowani i patrzyli
na R.J..
- No dobrze, David - poprawił się R.J. - Ariel, ty i David
pójdziecie w drugą stronę.
- Znaleźliśmy parę przydatnych rzeczy - powiedziała Sara
do Ariel. - Pod okapem jest mała kopalnia skarbów. - Skinęła
głową w stronę małych drzwi u dołu pochyłych ścian strychu.
- Gotowi? - spytał R.J.
- Myślę, że byłoby lepiej, gdybym poszła z tobą, a nie
z Davidem - powiedziała Ariel do R.J.
Kiedy Sara spojrzała na chłopaka, ten zaczerwienił się jak
piwonia. A więc ciągle o to w tym wszystkim chodzi, pomyślała
z niesmakiem. Kolejna kobieta, która pragnęła R.J.
- Myślę, że to świetny pomysł - powiedziała, stając bliżej
Davida.
Mężczyźni popatrzyli na siebie.
- Sara i ja dobrze się znamy - powiedział R.J. tonem, który
wykluczał jakąkolwiek dalszą dyskusję.
- Tak jak Ariel i ja - odparł David tonem, jakby to R.J.
poprosił Ariel, żeby z nim poszła.
Jude Deveraux Kuzynki
R.J. zwrócił się do dziewczyny:
- Kiedy wyjdziecie na zewnątrz, zachowujcie się podejrza
nie, jakbyście robili coś złego.
- Bo robimy! - powiedział David. - Powinniśmy byli...
- zamilkł i popatrzył na pozostałych - zadzwonić po policję.
Takie wyjście nigdy nie wchodziło w grę.
Dziesięć minut później byli gotowi do wyjścia. David miał
przerzuconą przez ramię, owiniętą w dywan, jedną z kukieł
Sary. Chłopak uginał kolana tak, jakby to, co niósł, było bardzo
ciężkie.
Drugą Sara ubrała w rzeczy, które znalazła w schowku. Do
środka włożyła kij od szczotki, żeby kukła trzymała pion, a na
głowę włożyła jej krzywo perukę Ariel. Razem z R.J. mieli
spróbować wyjść z kukłą na zewnątrz tak, jakby prowadzili
pijanego.
Gdy zaczęli ostrożnie schodzić ze schodów, Ariel wskazała
na pomalowane na niebiesko róże, żeby ostrzec ich przed
skrzypiącymi stopniami. Wyglądało na to, że inni ludzie także
zatrzymywali się w pokojach o zakratowanych oknach i słysze
li, jak nieproszeni goście wkradają się na górę.
Zatrzymali się przy drzwiach wejściowych i poczekali, aż
R.J. zejdzie do piwnicy, żeby podłożyć do zamrażalnika ob
ciążające Phyllis dowody. Wrócił w ułamku sekundy. Zgasił
światło na ganku, po czym ostrożnie otworzył drzwi.
- Czas na show! - powiedział.
N
ie mogę tego zrobić - powiedział R.J. cicho do Sary.
- Chcę, żebyś ty i dzieciaki zostali w domu i zrobili
wszystko, co w waszej mocy, żeby przetrwać, ale ja muszę...
- Machnął ręką, chcąc pokazać, że ma pewne pomysły, które
wolałby zachować dla siebie.
Sara mocowała się z bezwładną kukłą, usiłując trzymać ją
pionowo. Gdyby noc nie była tak ciemna, a R.J. nie prowadził
ich do jeszcze ciemniejszego lasu, nigdy by się nie łudziła, że
ktoś, kto ich obserwował, mógłby uwierzyć, że niosą trupa.
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz - odrzekła. - Musimy...
- Zrzucić to ciało z klifu po wschodniej stronie wyspy. Tak,
wiem, ale...
- No to mi pomóż. Jeśli będziesz mieć przede mną jakieś
tajemnice, upuszczę to coś i zacznę wrzeszczeć. -Czuła, że R.J.
się śmieje.
- Już chyba wolałem, jak się do mnie nie odzywałaś. Na
prawdę byłem takim okropnym szefem?
- Najgorszym. Ty rządzisz i nikt nie ma nic do powiedzenia.
- Ale to moja firma.
- No to sam nią zarządzaj.
- Ty naprawdę mnie nienawidzisz?
- Możemy pomówić o tym później? W tej chwili chciałabym
zrobić wszystko, żebyśmy nie trafili do więzienia.
- W ten sposób znowu wracamy do punktu wyjścia - powie
dział R.J. - Sądzę, że tu chodzi o coś więcej, niż nam się wydaje.
Zaczynam myśleć, że to ma coś wspólnego z moją pracą.
Sara zawahała się, ale nie stanęła. Stopy fałszywego trupa
ciągnęły się po ziemi i co chwila musieli unosić go na ramio-
Jude Deveraux
Kuzynki
nach. R.J. włożył do kieszeni płaszcza kukły kilka kamieni,
żeby ją obciążyć, ale i tak była za lekka.
- A co mogłeś takiego zrobić, że ktoś chciałby uwikłać cię
w morderstwo?
- Nic szczególnego, ale zastanawiam się, czy to nie ma
przypadkiem czegoś wspólnego z... -Zamilkł i Sara poczuła, że
wzruszył ramionami.
- Chciałabym, żebyś chociaż raz w życiu powiedział mi
prawdę. O co w tym wszystkim chodzi? - Poczuła, że R.J. się
uśmiechnął, po czym wziął prawie cały ciężar kukły na swoje
ramiona, dając Sarze chwilę wytchnienia.
- Dzieciaki! - powiedział. - Mogą zagadać cię na śmierć,
prawda? Dobrze, że oboje są bogaci, bo inaczej umarliby
z głodu.
Sara wiedziała, że R.J. próbował zmienić temat, nie odpowia
dając na jej pytanie, ale w końcu zawsze tak robił.
- Rozumiem, że masz na myśli Ariel i Davida.
- Właśnie - potwierdził R.J.
- Więc co zamierzasz z nimi zrobić?
- Zostawiłem im wiadomość, że nie wracam i że spotkam się
z nimi w poniedziałek w sądzie - chyba że uda im się wcześniej
uciec z wyspy. Myślę, że ktoś, kto podrzucił nam ciało, poluje
na mnie i zamierzam zrobić wszystko, co w mojej mocy, żeby
dowiedzieć się, kto to zrobił.
- Sam?
- Sam. Dokładnie w ten sposób, w jaki prowadzę moją
firmę.
- Rozumiem - powiedziała Sara.
- Tutaj - szepnął R.J., skręcając pomiędzy drzewa.
- Wydaje się, że dobrze znasz to miejsce? Byłeś tu już
kiedyś?
- Nigdy, ale spędziłem sporo czasu, czytając o wyspie w In
ternecie, pamiętasz?
Sara obróciła się razem z kukłą i weszli w ciemny, gęsty las.
Jude Deveraux Kuzynki
- Czy ta droga dokądś prowadzi? - wyszeptała. Chciała
rozmawiać albo zezłościć się na R.J., bo obawiała się, że
powaga sytuacji może ją załamać. Ktoś zabił Fenny'ego Nez-
bita i morderca wciąż był na wolności. Jeżeli on - albo ona
- myśli, że RJ. i Sara niosą martwe ciało, dlaczego miałby nie
spróbować zastrzelić także ich?
Sara i R.J. szli przez kilka minut w milczeniu i do dziewczyny
zaczęło docierać, w co są uwikłani. Może zostać oskarżona
o współudział w morderstwie. A może i o samo morderstwo?
Czy można oskarżyć dwoje ludzi o tę samą zbrodnię?
- Chcę zrzucić to ciało ze wschodniego brzegu wyspy - po
wiedział R.J. cicho. - Tam jest klif. Kiedy o tym czytałem,
myślałem o rozwieszeniu neonów, nie o zrzucaniu trupów,
nawet fałszywych.
Sara nie uśmiechnęła się. Myślała o tym, co powiedział R.J.,
że chce sam wyruszyć na poszukiwanie prawdy. Nie chciała się
do tego przyznać, ale ona także miała ochotę opuścić towarzyst
wo Ariel i Davida. Dlaczego tak się czuła? Przecież pojechała
na tę wycieczkę tylko po to, by być blisko Davida.
- Idę z tobą - wyszeptała, przygotowując się na kłótnię,
która, była tego pewna, miała zaraz nadejść. Będzie musiała
przekonać RJ., że ona nie jest „dzieciakiem" jak David i Ariel,
że może mu się na coś przydać. Ale R.J. nic nie powiedział.
Kiedy nie próbował odwieść jej od tego pomysłu, Sara wiedzia
ła, że miał w tym jakiś cel.
- Jeżeli chodzi ci tylko o to, żeby mnie uwieść... - przerwała,
słysząc jego stłumiony śmiech.
- Ty się nigdy nie poddajesz, co, Johnson? Co ja takiego
zrobiłem, że myślisz o mnie jak o najgorszym z najgorszych?
- Spytaj kobiet, które uwodzisz, a potem porzucasz.
- A co mam robić? Żenić się z nimi? Myślisz, że nie wiem,
czego one ode mnie chcą? Pieniędzy i niczego więcej. Gdybym
nie miał pieniędzy, nie zaszczyciłyby niskiego, brzydkiego,
starego faceta jak ja drugim spojrzeniem. Wszystkie te piękne,
Jude Deveraux Kuzynki
młode kobiety umawiałyby się z pięknymi, młodymi mężczyz
nami. Tylko ze względu na pieniądze dają szansę takim starym
głupcom jak ja. - Zatrzymał się. - Tutaj go wyrzućmy. Zróbmy
z tego przedstawienie, a potem, gdy już go zrzucimy, ty udawaj,
że płaczesz, a ja będę cię pocieszał.
Sara puściła jego ostatnie słowa mimo uszu i złapała kukłę za
nogi, a R.J. za ramiona. Zakołysali nią kilka razy nad urwis
kiem, którego Sara nawet nie widziała. Z taką uwagą słuchała
słów R.J., że nie dotarło do niej, iż znajdują się nad samym
brzegiem stromego brzegu morza.
- Teraz - powiedział R.J. i puścili ciało.
Sara widziała, jak kukła leci w dół, po czym uderza w skały
u stóp urwiska.
- Dlaczego morderca od razu nie zrobił tego z ciałem?
- Też chciałbym to wiedzieć - powiedział R.J., wyciągając
ku niej ramiona.
Sara szybko się odsunęła.
- Co ty robisz?
- Chcę cię pocieszyć.
- Nawet w takiej sytuacji nie możesz zostawić kobiety
w spokoju, co? Muszę przyznać, że na chwilę mnie oszukałeś
tą smutną historyjką, jaki to jesteś bogaty i nikt cię nie
kocha.
- Nie wierzysz mi?
- W ani jedno słowo.
- A zatem nie dostanę całusa na pożegnanie?
- Powiedziałam ci, ja nie wracam. Zostaję z tobą, ale zanim
cokolwiek sobie pomyślisz, chcę wiedzieć, jaki masz plan.
- Wynośmy się stąd - powiedział R.J., rozglądając się po
ciemnym lesie. W zasięgu wzroku nie było nikogo, a jedyne
dźwięki wydawały żaby i komary. - Myślę, że ktokolwiek nas
obserwuje, widział już wszystko, co chciał zobaczyć.
- Ty też to czujesz? - zapytała Sara, pocierając ramiona, całe
pokryte gęsią skórką. Temperatura mogła sięgać trzydziestu
Jude Deveraux
stopni, ale jej było zimno. Kiedy R.J. chciał otoczyć Sarę
ramieniem, dziewczyna szybko się odsunęła.
- Chcę wiedzieć, co zamierzasz zrobić. - Nie patrzyła na
niego, ale wiedziała, że R.J. jest w rozterce. Pomimo ciągłych
rozkazów - czasami potrafił wezwać ją pięćdziesiąt razy dzien
nie - R.J. był bardzo skrytym człowiekiem. Przez pierwszych
kilka miesięcy, kiedy dla niego pracowała, sądziła, że wie o jego
życiu absolutnie wszystko. Ale wtedy on ogłosił fuzję z inną
firmą, o której ona nigdy nie słyszała, sam zajął się całą papier
kową robotą i badaniami. Co do R.J. Bromptona jednego mogła
być pewna: ten mężczyzna miał wiele tajemnic. Teraz próbował
zdecydować, czy ma się nimi podzielić, czy nie.
W powrotnej drodze do miasta Sara milczała. Znała R.J. na tyle
dobrze, żeby nie próbować zmuszać go do wyjawienia swoich
planów, albo chociaż przekonywać. Sam musiał podjąć decyzję.
- Zamierzam złożyć wizytę pani Nezbit - powiedział
w końcu.
- Masz zamiar uwieść wdowę? - spytała osłupiała Sara.
- Czy mogłabyś na kilka minut przenieść myśli powyżej
pasa? - warknął. - Ona musi coś wiedzieć. Przynajmniej będzie
znała jego wrogów. Kto nienawidził jej męża tak bardzo, żeby
go zabić?
Sarze przypomniała się otwarta wrogość mężczyzny, gdy
spotkali go w barze.
- Opierając się na własnych doświadczeniach, wnioskuję, że
znalazłoby się kilku chętnych. Nawet pani Vancurren powie
działa, że był kłamcą i złodziejem.
- Kłamcą i nieudacznikiem - poprawił R.J. cicho. - Chcesz
mi wmówić, że tego nie zapamiętałaś?
- Zapamiętałam. Może to coś innego sprawiło, że uznałam
go za złodzieja.
- A może wart dwadzieścia tysięcy zegarek, który miał
na ręku?
- Nie zauważyłam.
Jude Deveraux
Kuzynki
- A ja tak. Phyllis powiedziała, że on jest bogaty.
Sara zatrzymała się gwałtownie.
- Chcesz się dowiedzieć, w jaki sposób się wzbogacił,
tak? Może kogoś szantażował, aż ofiara miała dosyć i za
mordowała go.
- A my akurat byliśmy pod ręką, więc spróbują zrzucić winę
na nas - dodał R.J.
- Co się stanie, kiedy nie znajdą ciała?
R.J. znowu ruszył przed siebie.
- Zastanawiałem się nad tym. Jak mogą nas oskarżyć, skoro
nie ma trupa? Ta zamrażarka była włączona, ale jedzenie w niej
było stare. Myślę, że od bardzo dawna nikt do niej nie zaglądał.
Zapewne upłynie trochę czasu, zanim znajdą tam ciało.
- Ale przecież morderca będzie go szukał na dole urwiska.
- Albo w jakimkolwiek innym miejscu, w którym dzieciaki
wyrzuciły swoją kukłę.
- Dlaczego mówisz o nich „dzieciaki"? Ariel jest w tym
samym wieku co ja.
- Słyszałem, że jeśli ktoś ma ciężkie życie, to dorasta szybciej.
Jeżeli to prawda, to czy ty i Ariel jesteście w tym samym wieku?
- Myślę, że po tym, co przeżyłam z moim ojcem, mam jakieś
sto pięćdziesiąt lat.
- A ja tysiąc.
- Ty? A od kiedy ty masz jakieś uczucia? Widziałam, jak
rzucasz kobiety, nawet nie oglądając się przez ramię.
- Płakały z powodu utraty mojego konta bankowego.
- Nie wszystkie. A Tiffany?
- Nabiła rachunki u Bergdofa i Barneya sięgające sześciu zer
w przekonaniu, że się z nią ożenię. Kiedy się jej pozbyłem,
Harry Winston zadzwonił do mnie i zapytał, czy nadal rezer
wuję pierścionek z dziesięciokaratowym różowym diamentem.
- Aha - powiedziała Sara. Doszli do domu pani Vancurren
i poczuła, że R.J. cofnął się o krok. Odwróciła się do niego
z prośbą w oczach. - Nie wchodzisz tam, prawda?
Jude Deveraux Kuzynki
_ Nie, a ty nie możesz pójść ze mną. Tę sprawę muszę
załatwić sam.
Sara podniosła wzrok na okna na ostatnim piętrze wiktoriań
skiego domu i zobaczyła przeświecające przez zasłony światło,
a potem jakiś cień. David i Ariel już wrócili. Sara wiedziała, że
R.J. miał rację. Tyle samo czasu zajęło im uspokojenie ich po
znalezieniu ciała, co samo pozbycie się trupa. Z jednej strony
chciała do nich wrócić. To byłaby doskonała okazja, żeby
poznać bliżej Davida. Mogłaby mu pokazać, jaka jest spokojna
w stresującej sytuacji, jak dobrze sobie radzi. R.J., jako najstar
szy, stał się naturalnym przywódcą całej czwórki, ale teraz, gdy
jego nie będzie, Sara mogłaby przejąć tę rolę.
Tak, pomyślała, ona zacznie dowodzić, a David znienawidzi
jej za to. Ariel padnie w jego męskie ramiona, a David zaniesie
ją prosto do ołtarza. Silna, samowystarczalna Sara znowu zo
stanie sama.
- Idę z tobą - powiedziała bardziej stanowczo, przygotowu
jąc się na nadchodzącą kłótnię.
- Stracisz swoją szansę z panem politykiem.
- A dlaczego sądzisz, że on myśli o karierze politycznej?
- Słucham i obserwuję ludzi. Myślałaś, że się w nim zako
chałaś, prawda?
- Tak. Nie. Nie wiem. To skomplikowane. On należy do
rodziny mojej matki, a ja też chciałabym stać się jej częścią.
- Spojrzała na okna. - Ale chyba odziedziczyłam wszystkie
geny po rodzinie ojca.
R.J. rozejrzał się dokoła. Stali ukryci pod drzewami i Sara
czuła, że szef chce coś powiedzieć, ale on milczał.
- Jesteś pewna, że chcesz ze mną pójść? - zapytał. - Przyda
łaby mi się twoja pomoc.
Sara czekała, wstrzymując oddech. Chyba nigdy niczego nie
pragnęła tak bardzo, jak zostać teraz z R.J. Jeżeli istnieje
jakikolwiek sposób, by wydostać ich z tej kabały, on na pewno
go znajdzie.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Dobrze - powiedział w końcu i ruszył szybko przed siebie.
- Ale masz robić to, co ci każę.
- Zawsze tak robię.
- Właściwie to nigdy - powiedział miękko. - Tak naprawdę
nigdy nie skorzystałaś z żadnej z moich propozycji.
Sara nie chciała ciągnąć tego tematu. Z trudem szła za R.J. po
kamienistej drodze. Kosztowne, włoskie sandały Ariel nie były
tak naprawdę przeznaczone do chodzenia.
- Jak możesz planować cokolwiek z żoną Nezbita, skoro
nigdy jej nie widziałeś? Może jest tak samo poniżej twoich
standardów jak piękna Phyllis Vancurren.
- Wszystko potrafisz przekręcić, co? Jeżeli podoba mi się
jakaś kobieta, jestem rozpustnikiem, jeśli nie - snobem.
- Usiłuję tylko postawić sprawę jasno - powiedziała Sara,
a R.J. się roześmiał.
- Chodź, znajdziemy jakieś miejsce do spania.
- Gdzie?
- Co powiesz na werandę? Widziałem sporo tych
jak-im-tam mebli z poduszkami.
- Leżaków. Szezlongów. Kanap. Chyba lepiej, żebyśmy nie
próbowali się włamać do żadnego domu.
- Chyba tak - zgodził się R.J. - Gotowa na noc z komarami?
- Pewnie. Komary są lepsze niż kule. Wiesz cokolwiek
o wdowie po Nezbicie?
- Wiem, że jeżeli jest świadoma, iż jest wdową, to na pewno
siedzi w tym wszystkim po uszy. Mój plan nie polega na tym,
jak tobie najwyraźniej się wydaje, żeby ją uwieść. Zamierzam
uwieść jej sześcioro dzieci.
- Co?! Nie możesz...
- Zawsze spodziewasz się po mnie najgorszego, prawda?
- spytał, kładąc dłoń na łokciu Sary i poprowadząc ją w stronę
ciemnego domu z ogromną werandą, na której stało z pół tuzina
mebli. - Kiedy byłaś dzieckiem, czy było coś, co robił twój
ojciec, o czym ty byś nie wiedziała?
Jude Deveraux Kuzynki
- Nie - odrzekła Sara powoli, wchodząc po schodkach na
ganek. Uśmiechnęła się, gdy zrozumiała, o czym mówił R.J.
Wydobycie informacji z dorosłego zajęłoby im całe tygodnie,
a oni mieli tylko kilka dni. Ale które dziecko nie wypaple
wszystkiego, co wie, każdemu, kto zapyta?
Z uśmiechem na ustach Sara usiadła na jednej z pokrytych
poduszkami leżanek. Poduchy pachniały stęchlizną i dziew
czyna czuła, że są podarte. Gdyby zobaczyła je w dziennym
świetle, pewnie byłaby przerażona. Czy mieszkały w nich my
szy? Robaki? Albo węże?
- No, Johnson - powiedział R.J. łagodnie, wyciągając rękę
i ujmując jej dłoń. - Najgorsze już za nami. Gdyby policja
wiedziała o tym trupie, już dawno by nas wszystkich aresz
towali. Wydaje mi się, że o śmierci Nezbita wie nie więcej niż
dwoje ludzi.
- A jednym z nich jest Phyllis Vancurren.
- Nie jestem tego taki pewien. Ktokolwiek podrzucił to ciało
do wanny, mógł wiedzieć, że ona co noc usypia się drinkami.
A skrzypiące stopnie są zaznaczone.
Sara przez chwilę milczała, wpatrując się w gwiazdy, próbo
wała się zrelaksować. Nie było to łatwe, bo bała się, że w każdej
chwili mogą pojawić się radiowozy z wyjącymi syrenami i are
sztuje ich policja.
- Ariel będzie przerażona, kiedy nie wrócę.
- Nie oszukuj się - powiedział R.J. sennym głosem. - Ta
dziewczyna jest zrobiona ze stali. Pewnie jest silniejsza niż ty
i ja razem wzięci.
- Mylisz się. Jej matka...
- Jej matka! To tam ją spotkałem! W Nowym Jorku, na
przyjęciu, na którym byłem z Tiffany. To było zaraz przed
naszym zerwaniem i ona wiedziała, co ją czeka, dlatego zrobiła
mi wielką scenę zazdrości. Była tam ładna dziewczyna, która cały
czas mi się przyglądała, ale za każdym razem, gdy robiłem krok
w jej stronę, uciekała. To była interesująca gra, ale szybko mnie
Jude Deveraux
Kuzynki
znudziła. Wtedy, nie wiadomo skąd, podeszła do mnie ta kobieta
i powiedziała mi, że jeśli tknę choćby palcem jej córkę, każe
mnie aresztować. Tego było już dla mnie za wiele. Tiffany była
wściekła, jakaś dziewczyna flirtowała ze mną, a potem uciekała,
i jeszcze ta kobieta, która niemal oskarżała mnie o gwałt.
Pomimo lęku Sara poczuła, że się odpręża.
- Ile setek im zostawiłeś? - wymruczała.
- Jakich setek?
Sara była zbyt zmęczona, żeby się kłócić.
- Z tych, które nosisz w butach. Każda para butów, jaką
nosisz, ma pod wkładką złożony studolarowy banknot. Dwa
buty, dwie setki.
- Obie - odrzekł R.J. sennie. - Masz coś przeciwko?
- Nie. Będą im potrzebne.
- Mają siebie nawzajem. Założę się z tobą o pięćdziesiąt
tysięcy, że w poniedziałek twoja kuzyneczka nie będzie już
dziewicą.
- Tylko ją tkniesz, a...
- Nie irytuj się. Pan prezydent to zrobi, nie ja.
- Skąd o nim wiesz? No, że on... że chce... - Sara właściwie
już spała.
- Zostać prezydentem? Sama mi powiedziałaś. Nie jesteś
najlepsza w zachowywaniu tajemnic.
- Tajemnice o mężczyźnie, którego kocham - wyszeptała
Sara i zasnęła.
R.J. leżał jeszcze przez parę minut z otwartymi oczami,
wpatrując się w gwiazdy nad głową. W dachu werandy była
dziura.
Tak, pomyślał, lepiej, żeby Charley szybko tu przyjechał,
zanim te stare domy się zawalą. Spojrzał na Sarę, jej profil był
oświetlony przyćmionym światłem.
- Wiem, kogo kochasz, ale ty nie masz o tym pojęcia - wy
szeptał i, z uśmiechem na twarzy, zapadł w sen.
Z krzaków uważnie obserwowano każdy ich ruch.
S
łyszę kutry - powiedział R.J. z ustami blisko jej twarzy.
- Chcę, żebyś znalazła się na jednym z nich. Musisz
zniknąć z tej wyspy.
Sara otworzyła jedno oko na tyle, żeby zobaczyć, że nie było
jeszcze zupełnie widno, co oznaczało, że spali nie więcej niż
dwie godziny.
Była zmęczona, głodna i brudna - ale i tak wiedziała, kiedy
ktoś chciał ją wykiwać. R.J. próbował się jej pozbyć.
- I pozwolić, żeby cała chwała za rozwikłanie zagadki spły
nęła na ciebie? - Usłyszała, że R.J. zachichotał.
- Porozmawiam dzisiaj z rybakami i spróbuję załatwić, że
byście wszyscy wrócili na stały ląd. Zamierzasz tu leżeć przez
cały dzień?
- Może - odrzekła, przeciągając się. Na ganku było bar
dzo przyjemnie i Sara nie miała ochoty stawić czoła rzeczy
wistości.
- Saro - powiedział R.J. tonem, którego nigdy wcześniej
u niego nie słyszała -jeśli natychmiast nie wstaniesz, przyłączę
się do ciebie na tej kanapie. Masz ochotę na przedstawienie dla
sąsiadów?
Dziewczyna nie zamierzała dać się sprowokować.
- Niee - powiedziała leniwie - oni wyglądają przez okna
tylko po to, żeby zobaczyć martwe psy.
Gdy usłyszała, że R.J. znowu się śmieje, otworzyła oczy.
Patrzył na nią w sposób, w który -jak sama widziała - spoglądał
na niejedną kobietę, ale Sara nie zamierzała reagować tak jak
one. Wiedziała, co spotykało kobiety, które dały się nabrać na to
spojrzenie. Usiadła, wzdychając i spojrzała na ulicę. W zasięgu
Jude Deveraux Kuzynki
wzroku nie było żadnych ludzi, jedynie rząd starych domów,
wyglądających na opuszczone.
Nagle przypomniało jej się martwe ciało Fenny'ego Nezbita
i wszystko, co musieli zrobić, żeby je ukryć, i poczuła, jak strach
łapie ją za gardło. Przeczesała palcami lekko tłuste włosy
i przesunęła językiem po zębach, na których - jak jej się
wydawało - zaczęło rosnąć coś zielonego.
- Czy w więzieniu jest łazienka?- spytała. - Muszę się
wykąpać, potrzebuję dezodorantu i świeżych ciuchów.
Wydawało się, że R.J. jej nie usłyszał, wpatrywał się w rozcią
gającą się przed nimi część miasta. Mimo grozy sytuacji, wyglądał
prawie tak jak zawsze. Jak to jest, że mężczyźni mogą spać
w ubraniu, które rano nie jest nawet pogniecione? I dlaczego
z zarostem na policzkach wydawał się bardziej atrakcyjny? Gdyby
w tej chwili wsiadł na kuter, wyglądałby jak jeden z rybaków.
Sara wstała z ociąganiem i ruszyła za R.J. w dół ulicy, którą
szli poprzedniego wieczoru. Z każdym krokiem oddalali się
coraz bardziej od domu Phyllis Vancurren, i od Davida i Ariel.
- Myślisz, że oni sobie poradzą? - spytała Sara.
- Myślę, że będą wniebowzięci. Mają wystarczająco dużo
pieniędzy, żeby przetrwać te kilka dni, więc mogą oddać się
zajęciu, w którym są najlepsi - czyli nic nie robić.
- Nie lubisz ich za bardzo, co?
- A kto wpadł na ten idiotyczny pomysł z zamianą?
- Tu nie chodziło o ciebie - zaczęła Sara, ale zamilkła. O ile
dobrze wszystko rozumiała, Ariel zobaczyła R.J. na przyjęciu
w Nowym Jorku, uznała, że się w nim zakochała, i dlatego
zaproponowała Sarze zamianę miejsc. A ponieważ Ariel uzna
ła, że kuzynka będzie jej potrzebna, zaaranżowała przyjazd
całej czwórki na Wyspę Króla.
- Jeżeli nie chodziło o mnie, to o co? - R.J. nie dawał za
wygraną. - O ciebie i Davida? Tak bardzo chciałaś należeć do
jego małego, snobistycznego świata, że postanowiłaś zrobić ze
mnie głupca?
Jude Deveraux Kuzynki
Sara była zbyt zmęczona, żeby wysłuchiwać jego oskarżeń
i wcale nie zamierzała się bronić.
- Zapomniałeś dzisiaj rano zażyć lekarstwa na artretyzm,
staruszku? Dlatego jesteś taki zrzędliwy?
- Nie - powiedział wolno. - Staram się być jak najbardziej
nieprzyjemny, żebyś wróciła do swoich przyjaciół.
- Nie działa - odparła Sara, ziewając szeroko. - Jestem
przyzwyczajona do twoich humorów. Poza tym, kto powiedział,
że oni mogą wrócić na ląd? Jeżeli ktokolwiek może nas wyciąg
nąć z tej kabały, to tylko ty i zamierzam trzymać się zwycięzcy.
- Uznałbym to za komplement, ale to by oznaczało, że świat
się kończy, więc wiem, że to niemożliwe.
- Dokąd idziemy?
- Na śniadanie. Brzmi dobrze?
- A jak zamierzasz za nie zapłacić? Zmywaniem naczyń?
R.J. uniósł do góry zwinięty banknot studolarowy.
- Czy to znaczy, że zostawiłeś Ariel i Davidowi tylko jeden
banknot?
- Nie - odpowiedział. Szedł tak szybko, że Sara ledwo za
nim nadążała.
- Okłamałeś mnie, prawda?
- Nie.
- Kiedy to się wszystko skończy, nie będę więcej dla ciebie
pracowała.
R.J. odwrócił się z uśmiechem na twarzy.
- Pasek.
- Słucham?
- Myślisz, że wiesz o mnie wszystko, bo węszyłaś w mojej
szafie i odkryłaś, że trzymam w butach pieniądze na czarną
godzinę. Ale nie wiesz, że wszystkie moje paski są robione na
zamówienie i także mają skrytkę na pieniądze.
- Nigdy nie węszyłam w twojej szafie! Jeśli nie pamiętasz,
sam mi powiedziałeś... - Zamilkła. Jakie to miało teraz znacze
nie? - Ile masz?
Jude Deveraux Kuzynki
- Tu jest knajpa dla rybaków. Otwarta o czwartej rano.
Gotowa? - R J. zmienił temat.
Sara wciąż myślała, jak obronić się przed oskarżeniem o wę
szenie w szafie, gdy zobaczyła rybaków, wychodzących z knaj
py. Wtedy zdała sobie sprawę, że może jednak uda im się uciec
z wyspy. Jeśli R.J. miał kilka setek, to może wystarczy, żeby
opłacić pomoc.
- Możesz iść - powiedział R.J. miękko, patrząc na nią.
- Jestem pewny, że sam sobie poradzę.
Sarze stanął przed oczami obraz martwego Fenny'ego Nez-
bita w wannie. Gdyby udało jej się uciec z wyspy, mogłaby
sprowadzić pomoc. Mogłaby wrócić z całym stadem prawni
ków. Mogłaby... zerknęła na R.J. Jeśli ona wyjedzie, on zostanie
tu sam, zdany na łaskę policji.
- Myślę, że powinieneś wysłać Ariel i Davida - powiedziała.
A kiedy oni wyjadą, co policja zrobi z nią i R.J.?
- Przemyślałem to wszystko. Jesteśmy obserwowani i myślę,
że oni oczekują, że będziemy próbowali dostać się na kuter. A jeśli
to zrobimy, wsadzą nas do więzienia. Chwilę później znajdą ciało
i nigdy nie wydostaniemy się z tej wyspy żywi. Sądzę, że najlepiej
będzie jeśli wszyscy czworo będziemy na widoku, żebyśmy nadal
byli wolni, tak, jak teraz. Jeżeli zrobimy coś, czego nie powinniś
my, musimy działać w absolutnej tajemnicy.
- Zgadzam się - odpowiedziała Sara, czując ulgę, że nie
będzie musiała wybierać, czy ma zostać, czy odejść.
R.J. przytrzymał dla niej drzwi tawerny i gdy weszli, w środ
ku zapadła cisza. W sali stało osiem stołów o plastikowych
blatach, a wokół każdego - oprócz jednego - siedzieli mężczy
źni w ciężkich spodniach i buciorach, gotowi do wypłynięcia
w morze. Sara zerknęła na zegarek. Nie było jeszcze piątej.
Uśmiechnęła się najładniej, jak potrafiła, do mężczyzn przy
stolikach i kelnerki, która stała za ladą, ale nikt nie odpowie
dział jej uśmiechem. Mężczyźni spuścili wzrok na talerze,
a kelnerka odwróciła się do ekspresu z kawą.
Jude Deveraux Kuzynki
Usiedli przy wolnym stoliku i R.J. wziął do ręki kartę, która
leżała zatknięta między serwetnikiem a butelką keczupu.
- Chyba zjem specjalne - powiedział normalnym tonem, jak
gdyby wokół nich nie panowała śmiertelna cisza.
Sara z trudem skupiła się na menu. „Specjalne śniadanie"
składało się z dwóch sadzonych jajek, dwóch plastrów bekonu,
dwóch kiełbasek, grzanki, trzech naleśników, soku pomarańczo
wego i kawy. Zanim pomyślała o tym, gdzie jest, powiedziała:
- Widzę, że twardo trzymasz się diety.
Grupka mężczyzn, siedzących dwa stoliki dalej, parsknęła
śmiechem. Sara popatrzyła zaskoczona na R.J., a on, zadowolo
ny, uśmiechnął się do niej.
- A ty co zjesz? Jak zwykle miseczkę patyków i gałązek?
Znowu śmiech, tym razem głośniejszy.
- Z patyków i gałązek składała się twoja ostatnia dziew
czyna - powiedziała Sara, zaciskając zęby, jak gdyby była na
niego wściekła. -Zjem jajecznicę na toście, o ile oczywiście nie
masz nic przeciwko temu, że to nie Phyllis ją usmaży.
- Nie mieszaj jej do tego! - wysyczał R.J. wystarczająco
głośno, by wszyscy w tawernie go usłyszeli. Nachylił się w stro
nę Sary. - Gdyby nie ona, to...
- Co? - spytała, pochylając się do przodu tak, że niemal
zetknęli się nosami. - Spalibyśmy na werandzie? Ciekawa tylko
jestem, dlaczego wczoraj wieczorem nie skorzystałeś z jej
propozycji.
- Miałem zostawić cię samą, żebyś błąkała się po nocy?
Wszędzie cię szukaliśmy. A wszystko przez to, że miałaś napad
zazdrości o bardzo miłą kobietę, która...
- Miłą! Już ja wiem, którą jej część uważasz za miłą. Ona...-
Sara przerwała, bo zdała sobie sprawę, że ludzie wokół znowu
zaczęli rozmawiać. Mężczyźni chichotali i parę razy usłyszała
imię Phyllis.
- Świetnie - wyszeptał R.J. - Bardzo dobrze. Chyba na coś
się przydały te twoje studia aktorskie.
Jude Deveraux Kuzynki
- A kto tu grał? - spytała, patrząc na menu. Kiedy podniosła
wzrok, R.J. wpatrywał się w nią szeroko otwartymi oczami.
- Nie łudź się, nie jestem ani trochę zazdrosna o twoje kobiety.
- Kiedy zaczął coś mówić, Sara kiwnęła głową w stronę zbliża
jącej się kelnerki.
- Co zamawiacie? - spytała dziewczyna z kamienną twarzą.
- Phyllis Vancurren na półmisku - powiedziała Sara słodko.
Kelnerka nie mrugnęła nawet okiem.
- A pan?
- To samo - odpowiedział R.J., nie spuszczając wzroku
z Sary.
- Dobrze, czyli dwie kanapki z szynką i dodatkowym sosem
- podsumowała kelnerka.
Wszyscy w restauracji, w tym także Sara i R.J., wybuchnęli
gromkim śmiechem.
Kiedy wychodzili z tawerny, rybacy machali do nich przy
jaźnie, jakby Sara i R.J. byli jednymi z nich i jakby rozumieli,
co się między parą dzieje. Sara, płacąc rachunek - w końcu
nadal była asystentką R.J. - zapytała kelnerkę, gdzie mieszkają
Nezbitowie.
- Chcemy przeprosić za psa - powiedziała za spuszczonymi
oczami.
Gdy podniosła wzrok, kelnerka patrzyła na nią, jakby nie
wiedziała, czy Sara kłamie, czy zwariowała. Dziewczynie przy
szło do głowy, że być może ludzie w mieście są wplątani w to
wszystko, co im się przydarzyło, bo ktoś im grozi. Ale kto?
I czym? - zastanawiała się.
Kelnerka objaśniła jej drogę.
- To jakieś pięć kilometrów - powiedziała, ale nie zapropo
nowała, że ktoś ich podwiezie.
R.J. czekał na zewnątrz.
- Pięć kilometrów, tak?
- Tak - odparła. - Pytałeś?
Jude Deveraux Kuzynki
- Tak, pytałem o drogę, ale nie było to łatwe, gdy każdy chciał
uciekać na mój widok. Ktoś ostrzegł tych ludzi, żeby nie poma
gali nam wyjechać z wyspy. Możesz chodzić w tych butach?
- Nie bardzo. Szczoteczka i pasta do zębów, i przyzwoita
para butów, w których będę mogła chodzić. Takie są w tej
chwili moje priorytety.
R.J. potoczył wzrokiem po głównej ulicy miasta. Wszystkie
sklepy były jeszcze zamknięte. Gdy zobaczył, że Sara zdejmuje
buty i zamierza iść boso, uśmiechnął się.
- Dobry pomysł. Chyba zrobię to samo. - Rozsznurował
skórzane buty i wcisnął skarpetki do środka, związał sznurówki
razem, po czym wziął sandały od Sary i także je przywiązał.
- Nareszcie razem - powiedział, podnosząc obie pary.
- Jesteś niereformowalny - powiedziała Sara, ale uśmiech
nęła się szeroko.
- Wcale nie. Jestem najlepszym kochankiem świata.
- Chciałbyś. Przestań i powiedz mi, czego się dowiedziałeś.
- Niczego.
- A może niczego, co chciałbyś mi powiedzieć?
- Jak myślisz, jaka jest żona Fenny'ego?
Sara wiedziała, że nic więcej z niego nie wyciągnie, ale ufała
mu. Bardzo zgrabnie zaaranżował tę sprzeczkę w knajpie. Jeżeli
ktokolwiek widział ich na ulicy wczoraj w nocy, R.J. to wy
tłumaczył. Powiedział, że Sara wybiegła w napadzie zazdrości
i wszyscy jej szukali.
- Nie sądzę, żeby ktokolwiek wiedział, że Nezbit nie żyje
- zauważył.
- Albo że zaginął. - Szli starą, dziurawą drogą, wysadzaną
wielkimi drzewami i wydawało się, że nikogo nie ma w pobliżu,
ale Sara i tak ściszyła głos. - Jak myślisz, czego oni się boją?
- Sędziego. Policji. Może Lassitera. Jedno jest pewne - nikt
nie zamierza nam pomóc.
- Myślałeś, że znajdzie się przynajmniej jeden buntownik
- powiedziała Sara. - Jedna osoba, która odważy się im sprzeciwić.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Musiałaby nie mieć rodziny, której można by było grozić.
Myślę sobie, że mieszkańcy lubią to miejsce i nie chcą nic
zmieniać. Mają darmowe mieszkania, mnóstwo jedzenia, przy
jaciół. Co jeszcze liczy się w życiu?
- Pasta do zębów - powiedziała Sara, a R.J. się roześmiał.
- Myślisz, że to ta droga? - Kiwnął głową w stronę piasz
czystej dróżki, która skręcała w prawo.
- Mam nadzieję. Całe stopy mam posiniaczone i otarte.
- Pocałuję je i będzie lepiej.
- Wolałabym parę adidasów.
- Gdzie jest twój zegarek?
- Teraz, kiedy wiem, ile kosztował, boję się go nosić. Jest
bezpieczny w moim... jest bezpieczny.
- Mogę zerknąć, która godzina?
Sara potrząsnęła z rezygnacją głową, ale tak naprawdę dzięki
R.J. czuła się lepiej. Jego żarty sprawiały, że zapominała o po
wadze sytuacji, w jakiej się znaleźli. Kiedy siedzieli w tawernie,
bała się, że rybacy zlinczują ją i R.J. za zabicie ich drogiego
przyjaciela Fenny'ego Nezbita.
Po chwili doszli do wąskiej dróżki, na końcu której stała
poobijana, stara skrzynka na listy. Ledwo widoczne litery ukła
dały się w nazwisko „Nezbit".
Sara zawahała się.
- Chcę, żebyś wróciła do Ariel - powiedział R.J. cicho.
- Pójdziesz prosto tą drogą, skręcisz w lewo...
- Znam drogę - odparła Sara, zasłaniając dłonią oczy przed
słońcem. - Myślisz, że ona czeka na nas ze strzelbą? Co
będzie...- Przerwała, bo zobaczyła nadjeżdżającą ciężarówkę.
Samochód wydawał się pędzić z prędkością światła, rozprys
kując za sobą bryzgi żwiru.
- Na ziemię! - krzyknął R.J. i popchnął Sarę do głębokiego
rowu. Sam skoczył zaraz za nią, przykrył ramieniem jej głowę
i przycisnął do ziemi.
- Myślisz, że nas widzieli? - wyszeptała.
Jude Deveraux Kuzynki
- Mam nadzieję, że nie - odpowiedział, ale w następnej
sekundzie ciężarówka zatrzymała się gwałtownie obok nich.
R.J. niemal leżał na Sarze, próbując ją chronić.
- A co wy tam robicie? - odezwał się kobiecy głos. - Myś
lałam, że wybieracie się do mnie z wizytą.
Podnieśli głowy i zobaczyli chudą kobietę, na pół wychyloną
z okna ciężarówki. Na twarzy miała gruby, niedokładnie nało
żony makijaż, a w uszach wielkie, okrągłe kolczyki, które
sięgały jej do ramion. Cerę miała tak zniszczoną słońcem, że
równie dobrze mogła mieć trzydzieści pięć jak i pięćdziesiąt lat.
- To jak? -powiedziała. - Idziecie do mojego domu czy nie?
- Pani Nezbit? - spytał R.J., stając na dnie rowu i wyciągając
rękę, by pomóc Sarze się podnieść.
- To ciężar, który dobry Bóg złożył na me ramiona i staram
się go dźwigać najlepiej, jak potrafię. Zamierzacie zostać na
dnie tego rowu w towarzystwie węży czy przyjdziecie do mnie?
- Do pani! - zawołała Sara, wyskakując z rowu na drogę.
- To bardzo miłe z pani strony, że zaprasza nas pani do
siebie, a jeszcze milsze, że pani po nas przyjechała. - RJ. ruszył
w stronę drzwi pasażera.
- Wcale po was nie przyjechałam. Jadę do miasta. Ta dziew
czyna, która z wami przyjechała, robi nowojorski makijaż,
radzi, jak się ubrać i w ogóle. Jestem na jej liście, więc muszę
lecieć. Wy dwoje możecie zaopiekować się moimi dzieciakami,
kiedy mnie nie będzie. Myślę, że przynajmniej tyle możecie
zrobić po tym, jak potraktowaliście mojego biednego psa. To
było dobre zwierzę. - Otarła oko, rozmazując sobie czarną
kredkę na całej skroni.
- Pani Nezbit - zaczęła Sara - naprawdę nie sądzę, że
możemy...
- Tylko nie próbuj traktować mnie z góry. A może jesteś
zazdrosna o swoją siostrę? To, że ona ma talent, nie oznacza, że
ty też nie masz jakiś ukrytych zalet. Nie mogę wam poświęcić
ani minuty więcej. Zapytajcie Effie, co macie robić, ona jest tak
Jude Deveraux Kuzynki
samo bystra jak wszystkie dzieciaki Fenny'ego. Do zobaczenia
kiedyś - powiedziała, wybuchając śmiechem i odjechała
w chmurze żwiru i kurzu.
Kiedy Sara przestała kaszleć, popatrzyła na R.J.
- Ariel...
- Stylizuje całą wyspę - dokończył zdumiony R.J.
- Tak, jak powiedziałeś, moja kuzynka ma kręgosłup ze
stali. - W głosie Sary zabrzmiała duma i podziw.
- Możesz wracać do miasta, jeśli chcesz - powiedział R.J.
miękko.
- I podawać Ariel pędzelki do cieni? Nie, dziękuję, niech
David się tym zajmie. Ale masz u Ariel dług wdzięczności.
Wygląda na to, że dzięki niej będziesz mógł spędzić trochę
czasu sam na sam z szóstką dzieci Nezbitów.
- Myślisz, że któreś z nich nosi pieluchy ? - zaniepokoił się R. J.
- Wiesz, niektóre dzieci noszą pieluchy do czwartego roku
życia. To oznacza, że kilkoro z nich może wciąż je nosić.
Bawełniane pieluchy, które trzeba prać. Ciekawe, czy mają
pralkę, czy też ona pierze je w strumieniu?
- Masz okropne poczucie humoru.
- Rozwinęłam je, pracując dla mojego szefa. Muszę ci kie
dyś o nim opowiedzieć.
- Kiedy indziej. Na dzisiaj mam dosyć.
Sara pociągnęła za przód bluzki i zajrzała sobie w dekolt.
- A nie ma jeszcze siódmej rano. - Roześmiała się, kiedy
dostrzegła błysk w oku R.J. - Najwidoczniej jeszcze nie umar
łeś. Chodź. - Ruszyła wzdłuż podjazdu.
- Jeżeli będą tam jakieś pieluchy, dam ci dziesięć procent
podwyżki za ich zmienianie - powiedział.
Sara potrząsnęła głową.
- To za mało. Może elegancki apartament w centrum?
- Czy ty wiesz, ile to kosztuje? - spytał, osłupiały.
- Mam nadzieję, że mają bawełniane pieluchy.
- Dwadzieścia procent podwyżki.
Jude Deveraux Kuzynki
- Zastanowię się nad tym - odrzekła z uśmiechem. Miło
było pomyśleć o czymś poza wyspą.
Zobaczyli dom dopiero, gdy nad nim stanęli i spojrzeli na
długi, wąski dach. Spadzista skała została wyrównana, a tylna
ściana jednopiętrowego domu była idealnie do niej dopasowa
na. Dom stał przodem do morza, i najpiękniejszego widoku, jaki
R.J. i Sara widzieli w życiu.
- Kurczę - powiedziała Sara, patrząc na wodę. W oddali
majaczyły trzy inne wyspy, ich piękne i tajemnicze kształty,
a z przodu widać było wąski pasek plaży, gdzie piasek koloru
miodu stykał się z wodą. Dom zacieniały drzewa, które jednak
nie zasłaniały widoku.
- Jak myślisz, kto to wybudował? - zapytała.
- Nezbit - odparł R.J. i Sara nie mogła się nie roześmiać.
- Jeszcze jeden ukradziony dom - powiedziała. - Ale ten...
Nigdy nie widziałam czegoś takiego. A ty?
Kiedy R.J. nic nie powiedział, Sara spojrzała na niego. Mar
szczył brwi w sposób, który mówił jej, że on coś wie.
- O co chodzi?
- Kiedy byłem w college'u, widziałem plany budynku bar
dzo podobnego do tego - powiedział.
- Myślisz, że ktoś ukradł ten pomysł?
- Nie wiem.
Sara miała ochotę go kopnąć, bo była pewna, że coś przed nią
ukrywa. Ale nagle usłyszeli strzał i w ułamku sekundy R.J.
znowu pchnął ją na ziemię.
- Nie bójcie się - powiedział cienki głosik.
Odwrócili się i ujrzeli dwójkę dzieci, około czteroletnich,
chłopca i dziewczynkę. Maluchy miały brązowe, kręcone włosy
i, mimo że umorusane od stóp do głów, były najładniejszymi
dziećmi, jakie Sara w życiu widziała. Nie wyglądały, jakby
mogły zostać stworzone przez Fenny'ego Nezbita i jego pomar
szczoną od słońca żonę.
ROZDZIAŁ 13
C
zy wy jesteście dziećmi Nezbitów? - spytała Sara, wsta
jąc powoli, żeby nie wystraszyć malców, ale dzieci były
spokojne. Ktokolwiek oddał ten strzał, nie przestraszył ich.
Dziewczynka skinęła głową.
- Macie broń? - spytał R.J.
Sara chciała mu powiedzieć, żeby nie był niemądry, ale
dzieci zachichotały.
Były bardzo brudne, jakby nie kąpały się od tygodni. Ich
ubrania były poszarpane i szare, stopy bose i zrogowaciałe.
- A może sądziliście, że jesteśmy słoniami, i dlatego do nas
strzelaliście, co? - spytał R.J. i dzieci znowu zachichotały.
Sara nigdy wcześniej nie widziała R.J. w towarzystwie dzieci
i teraz musiała się uśmiechnąć.
- No to kto strzelał? - spytał.
- Gideon - odpowiedział chłopiec. - Do królików.
- Na kolację - dodała dziewczynka.
- Nie jecie tego, co mama przyniesie ze sklepu? - spytała
Sara.
- Czasami - odrzekła mała i w następnej sekundzie dzieci
pobiegły do lasu.
- Króliki na kolację - powiedziała Sara. - Dzikie życie.
- Nie byłbym tego taki pewny. - R.J. odwrócił się, żeby
popatrzeć na dom. - Idziemy poznać resztę rodziny?
- Jeśli musimy - powiedziała Sara, ale ruszyła za nim ścież
ką prowadzącą do domu.
Kiedy dotarli do stóp wzgórza, zobaczyli, że dom wymaga
remontu. Ale, mimo oderwanych rynien, pajęczyn wielkich jak
ręczniki i stert śmieci, budynek był przepiękny.
Jude Deveraux Kuzynki
- Z odrobiną farby... - zaczęła Sara.
- I brygadą stolarską - dokończył R.J., pukając do drzwi.
Po paru sekundach w progu stanęła dziewczynka, około
dwunastoletnia, co do której nie mogło być wątpliwości, że jest
córką Fenny'ego Nezbita. Była chuda, jak rodzice, a odstające
uszy rozdzielały jej rzadkie, jasne włosy. Miała długi nos,
opadające kąciki oczu, a usta wyglądały na trwale ułożone
w podkówkę.
- Wy macie opiekować się dziećmi? - spytała głosem, który
mówił, że widziała już wszystko na tym świecie i jest śmiertel
nie znudzona.
- Chyba tak - powiedziała Sara lekko i zerknęła na R.J.
Naprawdę bardzo chciała wiedzieć, w jaki sposób wieści na
wyspie rozchodziły się w tak szybkim tempie.
- No to wejdźcie - powiedziała dziewczynka - ale niczego
nie dotykajcie. Jak mój tata się dowie, że ukradliście cokolwiek,
dopadnie was w sądzie.
R.J. uniósł brwi.
W domu było mroczno i chłodno. Szli za dziewczynką kory
tarzem i rozglądali się dookoła. Po lewej stronie minęli duży
salon, gdzie zniszczone fotele stały przodem do ogromnego
telewizora, który musiał kosztować kilka tysięcy. Na ścianie, na
przeciwko wielkich okien, stał zestaw stereo z głośnikami,
których mógłby pozazdrościć zespół rockowy. Z tyłu pokoju
wbudowano w ścianę regał ze szklanymi półkami, które wyglą
dały, jakby nie były odkurzane od lat, ale stały na nich porcela
nowe kwiaty, które, jak Sara wiedziała, były bardzo kosztowne.
W kątach dostrzegła pudełka z nazwami telewizyjnych sklepów
wysyłkowych, których chyba nikt jeszcze nie otwierał.
Sara pociągnęła R.J. za rękaw, by na nie spojrzał, a on wskazał
głową w prawą stronę, gdzie stało więcej nierozpieczętowanych
pudeł. Drzwi na końcu korytarza były otwarte i widać było przez
nie ogromne łóżko w kształcie muszli. Nie było w guście Sary,
ale wiedziała, że musiało kosztować mnóstwo pieniędzy.
Jude Deveraux Kuzynki
Doszli do kuchni. Przy małym, okrągłyn. stole siedziały dwie
dziewczynki, które wyglądały dokładnie tak samo jak siostra:
rzadkie włosy, chude ciałka i odstające uszy. Popatrzyły bez
zainteresowania na Sarę i R.J., po czym z powrotem wbiły
wzrok w puste talerze.
Na piecu dymiła ogromna, żelazna patelnia, na której smaży
ło się chyba z pół kilo bekonu. Najstarsza dziewczynka zaczęła
wbijać do niego pół tuzina jaj.
- Ty jesteś Effie? - spytała Sara, postępując krok do przodu.
- Twoja mama mówiła nam o tobie. Powiedziała...
- Nie zbliżaj się do mnie - warknęła dziewczynka przy
piecu, wykrzywiając twarz. - Tak, ja jestem Effie, i nieważne,
jak bardzo będziecie się podlizywać, nie dostaniecie ani odrobi
ny tego jedzenia.
- Dziękujemy, jedliśmy już śniadanie - odparła Sara
sztywno.
- Ta, akurat - powiedziała dziewczynka, uśmiechając się
krzywo. - Dobrze wiem, żeście nic nie jedli. - Ta myśl wydała
jej się tak przyjemna, że uśmiechała się, nakładając łopatką
bekon i jajka na trzy talerze.
Sara spojrzała na R.J., szukając u niego pomocy, ale on
rozglądał się po kuchni.
- Kto zbudował ten dom?
- Nikt, o kim mógłbyś słyszeć - odpowiedziała Effie nie
grzecznie.
Sara wywróciła oczami.
- Czy mogę skorzystać z łazienki
9
- spytała i ruszyła w stro
nę przedpokoju.
- Nie! - zawołała jedna z mniejszych dziewczynek. - Idź na
zewnątrz!
- Słucham? - zdumiała się Sara.
Wszystkie trzy patrzyły na nią z tą samą wrogością w oczach.
Sara stanęła.
- Kim są te dwa brzdące przed domem? -chciał wiedzieć R.J.
Jude Deveraux
130
Kuzynki
J
- To bliźniaki - odpowiedziała jedna z dziewczynek z peł
nymi ustami, błyszczącymi do tłuszczu.
Sara spojrzała na niego i zobaczyła, że szef robi się cały
czerwony. Wyglądał na tak wściekłego, że mógłby kogoś zabić.
Bez namysłu złapała go za ramię.
- Myślę, że powinniśmy wyjść na zewnątrz - powiedziała
głośno. - Wasza matka chciała, żebyśmy się wami zaopiekowa
li, ale widzę, że wy, dziewczynki, świetnie sobie radzicie, więc
pewnie miała na myśli bliźniaki. Może powinnam je wykąpać.
- Nie tutaj - powiedziała Effie. - Dla nich wystarczy
strumień.
- Strumień - powtórzyła Sara. - Dobrze. Wykąpię je w stru
mieniu.
- Tata mówi - odezwała się jedna z mniejszych dziew
czynek - że i tak są za ładne, więc lepiej, żeby były brudne.
Żeby nie były z siebie takie zadowolone.
- Twój tata wydaje się człowiekiem wielkiej mądrości - po
wiedziała Sara, mocno ściskając R.J. za armię i błagając go
wzrokiem, by nic nie mówił.
- Czy ty się ze mnie nabijasz? - spytała dziewczynka, mru
żąc małe oczka. - Mój tata wam odda. W poniedziałek każe
wam zapłacić za to, co zrobiliście naszemu psu.
- Wcale w to nie wątpię - powiedziała Sara, cofając się.
- A tak przy okazji, gdzie jest wasz tata?
- Nie wiem, poza tym to i tak nie wasza sprawa.
- Oczywiście, że nie - przyznała Sara. - Tylko że ktoś
zadzwonił do waszej mamy i powiedział...
- Telefony nie działają. Kabel jest zerwany. - Wszystkie
trzy patrzyły na Sarę, jakby usiłowała wyciągnąć z nich jakieś
informacje, co Sara właśnie robiła.
- Och, dobrze - powiedziała. - W takim razie to musiała być
komórka.
- Komórki tutaj nie działają.
- Więc skąd wiedziała o...?
Jude Deveraux Kuzynki
- Stylizacji? - dokończyła Effie.
- Tak - odpowiedziała Sara, trzymając mocno R.J. za ramię.
- W jakiś sposób ona wie o wszystkim. Gideon.
- A kim on jest? - spytał R.J., a w jego głosie było tyle samo
wrogości, co u dziewczynek.
- Ja to wiem, a ty musisz się dowiedzieć - odpowiedziała
najstarsza ze złośliwym uśmiechem.
Zanim R.J. zdążył cokolwiek powiedzieć, Sara wyciągnęła
go na zewnątrz, zatrzasnęła za nimi drzwi i poprowadziła w cień
wielkiego drzewa.
- Co się z tobą dzieje? - wysyczała. - Mieliśmy się czegoś
od nich dowiedzieć, a nie robić sobie wrogów na całe życie.
R.J. oparł się o drzewo i popatrzył na wodę.
- To mi przypomina miejsce, w którym dorastałem - powie
dział cicho. - Moje siostry... - Nie skończył, tylko stał tak,
patrząc na morze.
Gdyby nie żyła, która drgała mu na szyi, Sara nie wiedziała
by, jak bardzo R.J. jest zdenerwowany. Usiadła na dużym
korzeniu przy jego stopach.
- Domyślam się, że te dzieci były molestowane - powiedzia
ła. - A przynajmniej zaniedbywane. Nie sądzę, żeby miały
szansę stać się kimkolwiek innym niż osobami, które uczynili
z nich rodzice.
- Jak to jest, że dwoje dzieci może dorastać w tym samym
domu, przechodzić przez to samo, i jedno z nich wyrasta na
mordercę, a drugie pomaga ludziom?
- Myślę, że szukano odpowiedzi na to pytanie od czasów
Kaina i Abla.
R.J. usiadł obok Sary.
- Myślę, że pod warstwą brudu te dzieciaki mają mnóstwo
siniaków. - Odwrócił wzrok.
Sara pragnęła siedzieć tam i słuchać, co R.J. chciał powie
dzieć. Znała go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nikomu się nie
zwierzał. Ale wiedziała też, że w tej chwili nie mieli na to czasu.
Jude Deveraux
Kuzynki
Może dopiero teraz dotarło do niego, z czym będzie musiał się
zmierzyć, z czym oni wszyscy będą musieli walczyć. Martwy
człowiek był zupełnie inną sprawą niż martwy pies.
- Przynajmniej miałeś siostry - powiedziała. - Mój staru
szek odbijał sobie wszystko na mnie. Tylko na mnie. Przez
siedemnaście lat słuchałam, jak moja święta matka została
zabita przez „nich", ludzi z Arundel. Myślałam, że przysłali
płatnego mordercę. Wiesz, czego się dowiedziałam po jego
śmierci? Że to mój ojciec prowadził samochód wtedy, gdy
Zginęła, i że był pijany. Dowiedziałam się też, że rodzina mojej
matki opłaciła prawnika, żeby ojciec nie poszedł do więzienia.
Zastanawiałam się, czy rzeczywiście wyświadczyli mi tym
przysługę. Gdyby poszedł siedzieć, czy ja zamieszkałabym
z nimi? Dorastałabym tak jak Ariel i jeździła do Nowego Jorku,
gdzie szyto by ubrania specjalnie dla mnie? Czy miałabym
takiego chłopaka jak David?
Kiedy skończyła przemowę, spojrzała na R.J. i nie dostrzegła
już złości w jego oczach. Uśmiechał się.
,. - Zrobili ci przysługę - powiedział miękko. - Nie lubiłbym
cię, gdybyś była taka jak Ariel.
Sara chciała rzucić jakąś celną ripostę, i tydzień temu na
pewno by tak zrobiła, ale teraz komplement sprawił jej przy
jemność.
- Czy ty mnie podrywasz?
- Chyba dawno nie patrzyłaś w lustro, co? - spytał, ale
uśmiechał się od ucha do ucha. Wstał i wyciągnął do niej
ręce. Sara podniosła się i stanęła na korzeniu, więc była
prawie tak wysoka, jak on, a ich twarze znalazły się blisko
siebie.
-Coś było w tej chwili, coś związanego z ich przeszłością, co
sprawiło, że w tym momencie pomyślała cieplej o R.J.
- Jeśli się we mnie zakochasz, będę musiał znaleźć nową
sekretarkę - powiedział cicho.
- I dobrze-odrzekła Sara, odsuwając się od niego.-Wtedy
Jude Deveraux
Kuzynki
ja wezmę wysoką odprawę, przeprowadzę się do Los Angeles
i zostanę gwiazdą filmową.
Oczekiwała, że RJ. rzuci coś złośliwego, że jest na to za
stara, albo że resztę życia może spędzić w więzieniu, ale nic
takiego nie powiedział.
- Jestem przekonany, że ci się uda. - Odwrócił się. - Na
pewno nie brakuje ci talentu.
Ruszyła za nim, uśmiechnięta, ale chwilę później zaczęła się
zastanawiać, czy to rzeczywiście był komplement. Czy chciał
jej powiedzieć, że zwykle udaje? Że nie jest szczerą, uczciwą
osobą?
- Powiesz mi, co miałeś na myśli? - spytała, zrównując się
z nim. Kiedy zobaczyła, że RJ. się uśmiecha, wiedziała, że
miała rację. - Ależ z ciebie podstępny szczur! Ja tu użalam się
nad tobą, a ty w podziękowaniu mówisz mi coś okropnego! Ty...
Przerwała, bo R.J. otoczył ramieniem jej talię, przyciągnął do
siebie i pocałował. To nie był lekki całus, ale głęboki, mocny
pocałunek mężczyzny, który wreszcie dostał coś, czego od
bardzo dawna pragnął. Sara poczuła, jak topi się pod wpływem
jego dotyku, wspiera na nim, jakby chciała czerpać od niego
siłę. W ciągu ostatnich, potwornych dni jej świat stanął na
głowie, ale ona wzięła w karby swój strach, a razem z nim
potrzebę poczucia bezpieczeństwa. Teraz, w silnych ramionach
R.J., odwzajemniała jego uścisk i pocałunek.
Kiedy odsunął twarz, Sara zauważyła ze wstydem, że po
policzkach płyną jej łzy.
- Ciii - powiedział, głaszcząc jej włosy i tuląc do siebie.
- Wszystko będzie dobrze. Postaram się o to. Przepraszam, że
tak się tam zezłościłem. To się więcej nie powtórzy.
- Nie ma sprawy - powiedziała, pociągając nosem i od
suwając się od niego. Odwróciła się, żeby nie mógł widzieć jej
twarzy. R.J. przyglądał się jej w milczeniu. - Nie wracam do
Ariel, jeśli o tym właśnie myślisz.
- Nie, myślałem o czymś zupełnie innym - powiedział
Jude Deveraux Kuzynki
miękko. - Jeśli chodzi o to... - Machnął ręką, mając na myśli
pocałunek. - To była jedna z tych rzeczy pod wpływem chwili.
Ja... - Przerwał i odwrócił wzrok. Wyglądał na zaniepokojone
go. - Może spróbujemy znaleźć tego Gideona?
Sara była zawstydzona, że odwzajemniła pocałunek. Nigdy
wcześniej nie próbował jej dotknąć. Robił tysiące seksualnych
żarcików, udając, że chce się z nią kochać, że chce... Sara
podniosła wzrok na mężczyznę, ale on wpatrywał się w ścieżkę
przed nimi, która prowadziła w górę stromego wzgórza i znikała
w ciemnym lesie.
- Wyobrażam sobie, że jest głupi - powiedziała Sara, w koń
cu przerywając niezręczną ciszę.
- Bo Effie jest taka sprytna? - spytał R.J. i wydawał się
zadowolony, że znaleźli jakiś temat do rozmowy.
- Otóż to - odpowiedziała.
- Najbardziej martwi mnie ta broń - powiedział R.J. - Trzy
maj się za mną i ...
- Pozwól, żebym został zastrzelony pierwszy?
- To by rozwiązało wiele problemów - powiedział żartob
liwie, ale Sara się nie roześmiała. Ruszyła za nim pod górę, na
szczycie ścieżka skręcała w prawo i znikała w głębokim lesie.
Szli przez chwilę po miękkich, sosnowych igłach. Drzewa rosły
tak gęsto, że widzieli drogę tylko na parę metrów przed sobą.
Było bardzo cicho, zupełnie, jakby byli jedynymi ludźmi na
ziemi.
Kiedy doszli do końca ścieżki, oboje stanęli na chwilę bez
ruchu, zdziwieni tym, co zobaczyli. Przed nimi stała mała chata,
z gankiem i miejscem na ognisko, do ściany przytwierdzona
była skóra jelenia i metalowa wanna. Domek stał na samym
brzegu klifu, który opadał stromo wprost do oceanu. Jeżeli
z domu rozciągał się piękny widok, to to, co widać było z chaty,
zapierało dech w piersiach.
Z komina unosił się dym, ale nie widać było nikogo.
- Gdybym nie wiedziała, gdzie jestem, powiedziałabym, że
Jude Deveraux Kuzynki
to dekoracja do filmu o pionierach - odezwała się Sara. - Jesteś
my w dobie Internetu i podróży kosmicznych, prawda?
R.J. wszedł na ganek i przyjrzał się uważnie ławkom i ema
liowanym garnkom.
- Większość z tych rzeczy została zrobiona ręcznie i nie
służy do dekoracji. Ktoś tego codziennie używa.
- Ja - odezwał się głos z lewej strony i oboje spojrzeli w głąb
ganku, gdzie stał wysoki, przystojny chłopak o ciemnoblond
włosach i głębokich, niebieskich oczach. W dłoni trzymał długi
sznur ryb. - Macie ochotę na śniadanie?
- Niedawno... - zaczęła Sara.
- Z wielką chęcią! - zawołał R.J. z entuzjazmem. - Mogę
pomóc ci je oczyścić?
- Jeśli wiesz, jak to się robi, to proszę bardzo - odpowiedział
chłopak, ukazując w uśmiechu idealnie białe zęby. - Jestem
Gideon.
- A ja...
- Wiem, kim jesteś. Wszyscy wiedzą. Najnowszą zdobyczą.
- Popatrzył na Sarę. - A ty musisz być tą sekretarką.
- Asystentką - poprawiła z uśmiechem. - Nie piszę zbyt
dobrze na maszynie, o czym przypominano mi więcej niż raz.
- Szkoda - powiedział Gideon. - Mam parę notatek do
przepisania.
R.J. jak i Sara popatrzyli na niego skonsternowani.
- Tylko żartowałem - wyjaśnił. - Żadnych notatek. Nic do
przepisywania. Tylko ryby, które trzeba oczyścić i upiec. - Ob
szedł werandę dookoła i zobaczyli, że miał co najmniej metr
dziewięćdziesiąt wzrostu. Ubrany był w czyste dżinsy i pod
koszulek, ale obie rzeczy były wypłowiałe i niemal znoszone do
cna. Stopy miał obute w zniszczone mokasyny.
Mimo że nie mógł mieć więcej niż szesnaście, góra siedem
naście lat, roztaczał wokół siebie atmosferę, która sprawiała, że
człowiek relaksował się w jego obecności.
- Nie zajęło wam długo odnalezienie mnie - rzucił przez
Jude Deveraux Kuzynki
ramię, idąc w stronę wielkiego kamienia wystającego z ziemi
przed chatą. R.J. niemal zbiegł ze schodów, żeby obok niego
stanąć.
Sara patrzyła z rozbawieniem, jak R.J. wziął ryby od chłopa
ka i zaczął je czyścić. Nie miała pojęcia, że on coś wie o życiu na
łonie natury.
- Masz łazienkę? - spytała.
- Na zewnątrz - odpowiedział Gideon z uśmiechem. - Dzie
wczyny nie pozwoliły ci skorzystać?
- Nie - powiedział R.J., fachowo rozcinając nożem rybę na
pół. - Prawdziwe słoneczka.
- Są tak samo podłe jak ich ojciec - zauważył Gideon
mimochodem, bez cienia niechęci. Spojrzał na Sarę. - Przykro
mi, ale mogę zaproponować ci tylko las albo strumień.
- Poczekam - powiedziała, usiadła na ławce i przyglądała
się, jak mężczyźni czyszczą ryby. Milczała przez chwilę, ale
wkrótce nie mogła znieść ciszy. - A zatem, kim ty jesteś,
dlaczego mieszkasz w tej chacie i kim są bliźniaki?
Gideon roześmiał się cicho, odłożył oczyszczoną rybę na
deskę i ruszył w stronę domu.
- Wejdźcie do środka - powiedział. - Muszę nakarmić bliź
niaki.
Chata składała się z jednego pomieszczenia, w kącie stało
wielkie łóżko, przy jednej ze ścian kominek, obok niego staro
dawny piec, a umeblowanie stanowiło kilka starych gratów,
przykrytych ciężkimi narzutami. Wnętrze miało przytulną, do
mową atmosferę, pachniało dymem drzewnym i Sara poczuła
się swobodnie po raz pierwszy od chwili, gdy Ariel stanęła
w drzwiach jej nowojorskiego mieszkania. Usiadła na kanapie
i położyła nogi na niskim, sosnowym stoliku do kawy.
- Dali wam w kość, co? - spytał Gideon, siadając na krześle
naprzeciwko dziewczyny. R.J. podszedł do pieca i wydawało
się, że wie doskonale, co ma robić, gdy uniósł fajerkę i włożył
do środka gałązki, które wyjął ze stojącego na podłodze pudła.
Jude Deveraux Kuzynki
- Na tyle mocno, że zrobilibyśmy wszystko, żeby wydostać
się z tej wyspy - powiedział.
Sara wiedziała, że mówił młodemu człowiekowi, iż zapła
ciłby wiele za transport, ale Gideon patrzył bez zmrużenia
okiem. On czegoś chce, pomyślała. Cokolwiek nam powie, nie
podzieli się wiedzą za darmo. I dopóki nie dostanie tego, na
czym mu zależy, nie pomoże nam stąd uciec. Popatrzyła na
Gideona.
- Jesteś taki miły, jak się wydajesz, czy to tylko złudzenie
i zamierzasz nasłać na nas szeryfa za naruszenie twojej prywat
ności?
- Chyba wiecie, że tak naprawdę nie macie żadnych poważ
nych kłopotów, prawda? - zapytał chłopak.
- Nie - odpowiedział R.J. - Wcale tego nie wiemy. - Posłał
Sarze ostrzegawcze spojrzenie, żeby nie poczuła się za swobod
nie i nie ufała zbyt szybko młodemu gospodarzowi. Gideon
wydawał się miły, ale był synem człowieka martwego, Fen-
ny'ego Nezbita.
- Ostrzeżono ludzi na wyspie, że szykuje się coś ważnego
- wyjaśnił Gideon. - Ktoś z biura miliardera Charleya Dunkirka
zadzwonił do pośrednika nieruchomości w Arundel i wkrótce
potem usłyszeliśmy, że słynny R.J. Brompton ogląda wszystkie
strony internetowe na temat wyspy.
Sara spojrzała na R.J., a on uniósł brew. Wiedziała, co
myślał: dobra robota detektywistyczna.
- Ktoś z wyspy zadzwonił do waszego biura w Nowym
Jorku - ciągnął Gideon - i zapytał, na kiedy zostało wyznaczone
spotkanie na Wyspie Króla. Podał złą datę, chyba osiemnas
tego, a sekretarka pana Bromptona powiedziała, że szef będzie
na wyspie dopiero dwudziestego drugiego, więc wiedzieliśmy,
kiedy przyjedziecie.
- I zaplanowaliście, że wsadzicie nas do więzienia? - spytała
zdumiona Sara.
- Ja nie - odparł Gideon. - Nie miałem z tym nic wspólnego.
Jude Deveraux Kuzynki
Nie mam z nimi nic wspólnego, ale to nie znaczy, że nie wiem,
co się dzieje.
R.J. podgrzewał rondel pełen oleju, w który za chwilę miał
włożyć ryby.
- Dlaczego chcieli, żebym znienawidził to miejsce? Jeżeli
zadali sobie tyle trudu, żeby dowiedzieć się o moim przyjeź
dzie, to musieli też wiedzieć, że chcę kupić tu ziemię. A może
lubią tę wyspę taką, jaka jest i nie chcą sprzedawać?
- Bardzo chcą sprzedać. Jesteśmy ginącym społeczeńst
wem. Rybołówstwo upada i jedyne, co nas trzyma przy życiu, to
nadzieja na ruch turystyczny. Ale ludzie nigdy nie wracają na
Wyspę Króla - powiedział Gideon. - Tu nic nie ma. Żadnych
plaży, żadnych gorących źródeł. Pomysł polegał na tym, żeby
zmusić cię do spędzenia tu kilku dni, żebyś mógł dobrze się
rozejrzeć i naprawdę poznać wyspę. Myśleli, że jeżeli trochę tu
pobędziesz, polubisz to miejsce.
- Przerazili nas niemal na śmierć - powiedziała Sara. - Ten
człowiek, Lassiter...
- Niezły z niego intrygant, co? Najlepszy przyjaciel Fen-
ny'ego. Nikt na wyspie nie oczekiwał, że przyjedziecie we
czwórkę, i to nieco zbiło ich z tropu. Powiedziano im, że
przyjedzie tylko bajecznie bogaty R.J. Brompton i jego se
kretarka. Prawda jest taka, że większość mieszkańców nie
ma pojęcia, co się działo. Kazano nam spędzić dwie godziny
na zachodnim brzegu wyspy i każdy, kto by się nie podpo
rządkował, musiałby zapłacić grzywnę w wysokości tysiąca
dolarów.
- To dużo pieniędzy - zauważyła Sara.
- Dzień przed waszym przyjazdem przecięli kabel telefo
niczny.
- Czy ty też poszedłeś na zachodni brzeg wyspy? - spytał
R.J.
- Ja nigdy nie robię tego, co ktoś mi każe - odparł Gideon
i po raz pierwszy jego głos pozbawiony był radości. - Niech mi
Jude Deveraux Kuzynki
pan powie, Brompton, co zamierzał pan zrobić w sprawie
Wyspy Króla?
- Powiedzieć Charleyowi Dunkirkowi, żeby nic tutaj nie
kupował.
Sara popatrzyła na niego w osłupieniu.
- Podjąłeś decyzję, zanim...
- Zanim zostaliśmy aresztowani na podstawie fałszywych
oskarżeń? Tak. Nie podobało mi się to miejsce od chwili,
w której zeszliśmy z promu.
- Racja - poparł go Gideon. - Zbyt wielu ludzi, zbyt wiele
domów. Łatwiej jest zaczynać od zera.
- Mądry chłopak - powiedział R.J. - Chcesz dla mnie
pracować?
To miał być żart, ale Gideon potraktował słowa R.J. całkiem
serio.
- Tak - powiedział poważnie. - Wszędzie, w każdej chwili.
Tak, jak powiedziałeś, zrobiłbym wszystko, żeby wydostać się
z wyspy.
R.J. zsunął sześć idealnie usmażonych ryb na półmisek.
- Dlaczego po prostu nie wyjedziesz? Jesteś wystarczająco
duży.
- Nie jestem pełnoletni i Nezbit ruszyłby za mną w pogoń.
- Nezbit? Twój ojciec?
- Nie mam na to dowodu, ale jestem pewien, że on nie jest
moim biologicznym ojcem, jednak prawo mówi, że jest inaczej
i muszę zostać. Poza tym...
- Bliźniaki - dokończyła Sara miękko. - Czyje one są?
- Nie wiem. Stary przyprowadził je jednego dnia do domu,
jak zagubione szczeniaki.
- A Opieka Społeczna nie...?
- Tutaj? Nikt na Wyspie Króla nie sprzeciwi się nieświętej
trójcy.
- Nezbit, Lassiter i sędzia? - domyślił się R.J.
- Właśnie.
JudeDeveraux Kuzynki
R.J. uśmiechnął się.
- I co teraz z nami zrobią?
- Wlepią wam karę za tego psa, którego Nezbit torturował.
Biedne stworzenie, pewnie z ulgą zdechło.
- W jaki sposób Phyllis Vancurren jest zamieszana w to
wszystko? - zapytał R.J.
Gideon wzruszył ramionami.
- Kazano jej być bardzo miłą dla pana Bromptona. Chcieli
pana zamknąć w areszcie w jej mieszkaniu, żeby nie mógł pan
uciec. Powiedziano jej, że pan Brompton to znany kobieciarz,
a ona może go uwieść.
Sara posłała R.J. spojrzenie „a-nie-mówiłam", ale on ją
zignorował, stawiając półmisek z rybami na stole.
Kiedy Gideon wstawał, nogawka spodni zaczepiła się o krze
sło i podjechała do góry, ukazując parę centymetrów skóry
pokrytej bliznami. Kiedy zauważył, że Sara patrzy, obciągnął
szybko nogawkę.
- Muszę zawołać bliźniaki - powiedział i prędko wyszedł na
zewnątrz.
- Widziałeś? - wyszeptała Sara.
- Tak, widziałem. Nie przeceniaj jego uprzejmości. W tym
młodym człowieku jest wystarczająco dużo nienawiści, żeby
rozpętać wojnę.
- Albo kogoś zabić?
- Z łatwością.
- Ale został tutaj i opiekuje się tymi maluchami.
- Tak, może. Ale gdyby Nezbit nie stał mu na drodze,
mógłby wyjechać z wyspy i zabrać ze sobą bliźniaki, jeśli
rzeczywiście tego pragnie. Nie byłbym tego taki pewny. - Popa
trzył na drzwi, zza których słychać było głosy.
- Polubiłam go i proponuję, żeby powiedzieć mu o śmierci
Nezbita - powiedziała Sara. - Gideon jest pierwszą osobą na tej
wyspie, którego nie mogłabym uznać za mordercę. Cała re
szta... - Potarła ramiona na myśl, o ludziach, których dotych-
Jude Deveraux
Kuzynki
czas poznali. - Potrzebujemy pomocy, i to szybko. Nie mamy
wiele czasu. W każdej chwili mogą zawyć syreny, bo policja
znalazła ciało i zaczyna nas szukać.
- Jestem pewien, że wszyscy na wyspie wiedzą dokładnie,
gdzie jesteśmy.
- To pocieszające. - Drzwi się otworzyły i wszedł Gideon
z bliźniakami. Sara zamilkła. Oboje z R.J. patrzyli na młode
go człowieka z dziećmi, jego miłość wobec maluchów była
wyraźnie widoczna. Usadził dzieci przy stole, na krzesłach
z dużymi poduchami, żeby sięgały do blatu, po czym uważnie
wypatroszył każdą rybę, sprawdzając, czy nie ma w nich śla
du ości.
Sara patrzyła na trójkę przy stole przez około pięciu minut,
ale dłużej nie mogła tego znieść. Wszyscy jedli ryby, ale nic
więcej. Na prawo od pieca stała wysoka szafka, zasłonięta
bawełnianą zasłonką. Przez szparę z boku Sara widziała torebkę
mąki i puszkę proszku do pieczenia. Wstała, podeszła do szafki
i nie pytając o pozwolenie, odsunęła zasłonkę. Na półkach stało
wszystko, czego potrzebowała.
- Obierz mi dwanaście - poleciła R.J., wręczając mu torbę
jabłek. - Gideon, zabierz te dzieci i kostkę mydła na zewnątrz.
Nie usiądą przy moim posiłku, dopóki nie będą czyste.
- Tak, proszę pani - odpowiedział, złapał po jednym malu
chu pod każde ramię i wybiegł przez drzwi.
- Heteroseksualny - powiedziała Sara, wpatrując się w za
mknięte drzwi.
- Słucham? - wyszeptał R.J.
- Gideon jest heteroseksualny. Najlepiej to sprawdzić w ten
sposób: mówisz „jeśli wyjdziesz przed dom i rozpalisz ogień, ja
ugotuję". Mężczyźni heteroseksualni zapytają: „gdzie są zapa
łki", podczas gdy geje... Hej! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?
- R.J. miał dziwnie nieobecny wzrok i minę, której Sara nigdy
wcześniej nie widziała na jego twarzy.
- Potrafisz gotować?
Jude Deveraux Kuzynki
- Musiałam się nauczyć, jeśli chciałam cokolwiek jeść. Za
mierzasz tak siedzieć czy mi pomożesz?
- Rób ze mną, co tylko zechcesz - powiedział i za sekundę
obierał jabłka. - Do diabła, umiesz gotować - powtarzał
raz po raz.
Sara wskazała na niego czubkiem ostrego noża.
- Jeśli oczekujesz, że po powrocie do Nowego Jorku cokol
wiek dla ciebie ugotuję...
R.J. schwycił jej dłoń i szybko pocałował.
- Nigdy. Obiecuję. Nigdy. - Milczał przez całą minutę,
obierając jabłka, po czym zapytał: - A co umiesz gotować?
- Jeśli się we mnie zakochasz, będę musiała znaleźć sobie
nowego szefa - powiedziała, parafrazując jego wcześniejsze
słowa. Spojrzeli na siebie i oboje się roześmiali.
ROZDZIAŁ 14
N
o to jak Nezbit doszedł do swoich pieniędzy? - spytał
R.J., odchylając się razem z krzesłem do tyłu i żując
wykałaczkę. Sara pomyślała, że brakowało jedynie muzyki
Charliego Danielsa* w tle.
- To wielka tajemnica tej wyspy - odpowiedział Gideon,
odsuwając talerz. Spróbował po trochu wszystkiego, co ugoto
wała Sara: pieczonych jabłek, tostów, jajecznicy, bekonu i ma
łych naleśników, ozdobionych uśmiechniętymi buziami. Bliź
niaki wybiegły na dwór dziesięć minut temu, prawdopodobnie
po to, żeby jak najszybciej znowu się umorusać.
- Ile masz lat? - spytał Gideon Sarę.
- Za dużo dla ciebie - szybko odpowiedział R.J. - No to
jak myślisz, skąd twój tata - przepraszam, Nezbit - ma tyle
forsy?
- I kto robi zakupy w tvshopie? - Sara kiwnęła głową
w stronę drzwi.
- Jego żona - odpowiedział chłopak, wzruszając ramionami.
Sara spojrzała na R.J. Gideon nie nazywał mieszkańców
domu matką ani ojcem.
- To wszystko wydaje mi się bardzo podejrzane - powie
dział R.J. do chłopaka i Sara usłyszała wahanie w jego głosie.
- Nie sądzę, żeby cokolwiek było tak niewinne, jak ci się
wydaje. Myślę, że ktoś chce nas skrzywdzić.
Gideon przeniósł wzrok z jednego gościa na drugiego.
- Co się stało?
Sara usiadła przy stole.
* Charlie Daniels - gwiazda muzyki country (przyp. tłum.).
Jude Deveraux
Kuzynki
- Musisz mu powiedzieć - powiedziała do R.J. - Mamy
tylko dzisiaj i jutro i koniec. Jeśli ktoś otworzy tę... Wiesz,
o czym mówię. Komuś musimy zaufać.
Gideon popatrzył na R.J.
- Rozumiem, że mi nie ufacie, skoro mieszkam na tej zapo
mnianej przez Boga wyspie. Kiedy powiedziałem, że zrobiłbym
wszystko, żeby się z niej wydostać, mówiłem prawdę. Fenny
Nezbit używał mnie jako wołu roboczego odkąd skończyłem
sześć lat. Nie wiem, skąd pochodzę, ale podejrzewam, że moi
przodkowie mieli coś wspólnego z domem, w którym on miesz
ka, i z tą chatą.
Wstał, podszedł do starej komody, stojącej przy jednej ze
ścian, wyjął podarty blok i rzucił go na stół.
- Ja to narysowałem.
R.J. wziął szkicownik do ręki i zaczął przerzucać strony,
a Sara zaglądała mu przez ramię. W bloku były piękne rysunki
budynków, które wydawały się wyrastać z morza, inne przy
czepione na stokach klifów, jak integralna część krajobrazu.
Całe strony zajmowały rysunki muszli i mięczaków, których
kształty zamieniały się w budynki.
- Masz talent - powiedział R.J.
- Co udowadnia, że nie jestem synem Fenny'ego Nezbita.
- Gideon usiadł z powrotem przy stole. - Przez niego musiałem
opuścić szkołę, gdy skończyłem szesnaście lat. Powiedział, że
zbyt dużo nauki to nic dobrego dla mężczyzny. Miałem zamiar
wtedy uciec. Chciałem schować się na tym przeklętym promie
i opuścić wyspę na zawsze.
W jego głosie było tyle gniewu, że Sara wyciągnęła rękę
i przykryła jego dłoń swoją.
- I wtedy przyprowadził do domu bliźniaki, tak?
- Tak. Znał mnie. Powiedział, że jeśli wyjadę, wrzuci dzie
ciaki do morza.
- A co się stało z ich rodzicami?
Gideon wzruszył ramionami.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Nie mam pojęcia. Prawdopodobnie zginęli w katastrofie
łodzi. Próbowałem się czegoś dowiedzieć, ale nie mogłem.
Sara poczuła, że serce jej krwawi na myśl, przez co musiał
przejść ten piękny chłopiec, ale R.J. siedział odchylony na
krześle i uważnie go obserwował. Odniosła wrażenie, że nie
ufał Gideonowi, ale nie była pewna dlaczego. Myślał, że chło
pak kłamie?
- On nie żyje - powiedział R.J. po chwili.
- Co?
- John Fenwick Nezbit nie żyje. Znaleźliśmy go z dziurą
w głowie, leżącego w wannie w mieszkaniu Phyllis Vancurren.
Przystojna twarz Gideona stała się biała jak śnieg.
- Dobrze się czujesz? - spytała Sara.
- To koniec - wyszeptał. - Bliźniaki i ja jesteśmy wolni.
Możemy wyjechać i nikt nie będzie nas ścigał. Dziękuję wam.
- Poczekaj chwilę - powiedział R.J. - To nie my go za
biliśmy.
- W takim razie kto? - spytał Gideon, a potem uśmiechnął
się lekko. - Aha, uważacie, że ja powinienem to wiedzieć.
- Wstał od stołu i podszedł do okna. - Setka ludzi mogła to
zrobić, w tym sama Phyllis. Fenny nie dawał jej spokoju, aż
zagroziła, że go zabije. Wszyscy wiedzieli, że była kochanką
jakiegoś bogacza, i Fenny uważał ją za dziwkę, sądził, że jemu
też powinno się coś dostać.
- Kto jeszcze? - spytał R.J.
- Pozostali dwaj.
- Lassiter i sędzia?
- Ja stawiam na Lassitera - powiedziała Sara. - To najbar
dziej śliski człowiek, jakiego w życiu spotkałam. Dostałam przy
nim gęsiej skórki.
- A kto wpadł na pomysł, żeby nas aresztować? - dociekał
R.J. - Kto przeciął kabel?
- Nie wiem - odrzekł Gideon. - Oni nic mi nie mówią.
Bliźniaki lubią podsłuchiwać pod drzwiami i powtarzają mi to,
Jude Deveraux Kuzynki
czego się dowiedzą. Ja składam to z tym, co wiem o Fennym,
i wyciągam wnioski.
- Jak myślisz, co się stanie, jeśli ktoś znajdzie ciało Nezbita?
- spytała Sara.
- A gdzie ono jest?
R.J. i Sara popatrzyli po sobie, zastanawiając się, czy mogą aż
tak zaufać młodemu człowiekowi. To R.J. podjął decyzję.
- W zamrażalniku w piwnicy Phyllis.
- Dobrze - pochwalił Gideon. - Ona nigdy go tam nie
znajdzie. Wcale nie używa tej zamrażarki.
- Wydaje się, że bardzo dobrze ją znasz.
Gideon, zawstydzony, uśmiechnął się do Sary.
- Wszyscy młodzi mężczyźni na wyspie dużo wiedzą
o Phyllis Vancurren i jej domu. Widzieliście niebieskie róże?
- Tak - odpowiedziała Sara z uśmiechem - ale ja i tak
policzyłam stopnie, więc róże nie były nam potrzebne.
- Policzyłaś stopnie?
- Sara zapamiętuje różne rzeczy - wyjaśnił R.J., zanim ona
sama miała szansę coś powiedzieć. - Co się stanie, jeśli znajdą
ciało przed przesłuchaniem w poniedziałek?
-
To nie byłoby dobrze - powiedział Gideon. - Sędzia
Proctor i Nezbit są...
- Spokrewnieni - dokończył R.J. - Tak, mówiono nam
o tym.
- Kto naprawdę, ale tak naprawdę, mógł pragnąć śmierci
Nezbita? - spytała Sara. - Oczywiście, poza nami.
- I mną - dodał Gideon. - Myślę, że każdy, kto chciał jego
pieniędzy, a nie mógł ich znaleźć.
- Ach - powiedział R.J. -I wracamy znowu do tego. Jakich
pieniędzy?
- Trzydzieści dwa lata - przypomniała Sara cicho. - Phyllis
powiedziała, że Fenny Nezbit nie pracował, odkąd skończył
trzydzieści dwa lata.
- To sugeruje, że pracował wcześniej - powiedział Gideon,
Jude Deveraux
Kuzynki
po czym machnął ręką. - Domyślam się, że znalazł wrak
jakiegoś statku. Nic wielkiego, pewnie jakąś łódź z Florydy
z bogatymi ludźmi na pokładzie, może emerytami. Statki często
rozbijają się w tych okolicach.
- Bardzo często? - chciał wiedzieć R.J.
- Prawdopodobnie częściej, niż powinny - powiedział Gide-
on, ale mówiąc te słowa, odwrócił wzrok.
Sara wiedziała, nad czym zastanawiał się R.J. Czy to moż
liwe, że mieszkańcy wyspy pomnażali swoje dochody, powodu
jąc katastrofy statków? I jak to robili?
- Musimy się dowiedzieć, skąd Nezbit brał pieniądze, kto
pragnął ich tak bardzo, by zabić, i mamy na to niecałe dwa dni.
- O to mniej więcej chodzi - podsumował Gideon, śmiejąc
się z absurdalności tego pomysłu. - Dwa dni na rozwiązanie
tajemnicy, którą mieszkańcy wyspy usiłowali zgłębić od ponad
dziesięciu lat. Co trzy miesiące Fenny wyjeżdża - a raczej
wyjeżdżał - z wyspy i wracał z gotówką. Razem z żoną wyda
wali te pieniądze do ostatniego pensa i Nezbit znowu jechał na
stały ląd i przywoził więcej gotówki.
- Co robił przed samym wyjazdem?
- Szedł na środek wyspy i znikał na sześć godzin.
- A ty oczywiście poszedłeś za nim - dokończył R.J.
- Kiedy stary Fenny wychodził z miasta, ludzie szli za nim
jak za czarodziejskim fletem, ale jemu zawsze udawało się
wymknąć. Sam mogę zaświadczyć, że znikał jak kamfora. Puf!
I już go nie było.
- Ale ty obejrzałeś dokładnie to miejsce, kiedy go tam nie
było, prawda?
- Wiele, wiele razy - odpowiedział Gideon z powagą. - Czę
sto fantazjowałem, że znajdę pieniądze i ucieknę z nimi. Ale to
chyba jest marzenie każdego mężczyzny, kobiety i dziecka na
wyspie. „Złoto Fenny'ego", tak je nazywamy.
- Ten człowiek był alkoholikiem - powiedziała Sara. - Tak,
jak mój ojciec, a on nie potrafił zachować tajemnicy. - Nawet
Jude Deveraux
Kuzynki
gdy mówiła te słowa, wiedziała, że to nieprawda. Nieważne, jak
pijany bywał jej ojciec i jak często pił, nigdy nie powiedział
Sarze prawdy o nocy, w której zmarła jej matka.
- Próbowali wszystkiego, co w ludzkiej mocy - powiedział
Gideon - ale nikt nie mógł nic wyciągnąć z Fenny'ego. Jego
żona mówiła mu, że jeśli on umrze, pieniądze przepadną, a on
odpowiadał: „No to będziesz za mną tęskniła, co?". Nic nikomu
nie mówił. Podobało mu się, jak ludzie go śledzili, i uwielbiał
wyprowadzać ich w pole. Dorastał na tej wyspie i znał każdy
milimetr tej ziemi. Jego ojciec pił i Fenny mieszkał czasami
tygodniami na wzgórzach. Wiedział wszystko o życiu pod
gwiazdami.
- Tak jak ty - zauważył RJ. rozglądając się po chacie.
- Tak jak ja musiałem się nauczyć - poprawił Gideon obron
nym tonem. - Gdy tylko stałem się wyższy od Nezbita, uciek
łem z domu i schroniłem tutaj. Myślę, że ktokolwiek zbudował
tę chatę, mieszkał tu podczas budowy domu i sądzę, że jestem
z nim jakoś związany.
- Nie mogłeś sprawdzić w akcie własności, kto ją zbudował?
- spytała Sara.
- Nezbit może i wyglądał na idiotę, ale nie był głupi - powie
dział Gideon. - Jego imię widnieje na akcie własności jako
jedynego właściciela. Nie mogłem znaleźć żadnych dokumen
tów, na których widniałoby nazwisko budowniczego. Starzy
mieszkańcy mówią, że to był ktoś ze stałego lądu. Zajmował się
swoimi sprawami i nie nawiązał tutaj żadnych znajomości.
- Mądry człowiek - uznał R.J.
- Gdzie były te gorące źródła? - spytała Sara.
- Tam nie można wejść - powiedział Gideon szybko. - Zie
mia jest sypka i mnóstwo tam dziur.
- Po eksplozji? - domyślił się R.J.
- Od dynamitu - odpowiedział Gideon. - Gorące źródła,
które uczyniły to miasto bogatym, nie były prawdziwe. Wysoko
na górze jest naturalny, kamienny zbiornik. W latach dziewięć-
Jude Deveraux
Kuzynki
dziesiątych dziewiętnastego wieku jacyś ludzie włożyli do
niego wielkie, żelazne kotły i podgrzali w nich wodę, po czym
puścili ją małymi, podgrzewanymi rurami w dół wzgórza.
Z niewiadomego powodu ktoś podłożył dynamit pod zbiornik
i zrobił w nim dziurę. Taki był koniec fałszywych gorących
źródeł.
- Może moglibyśmy rozreklamować tę wyspę jako najbar
dziej...
- Podstępną - wtrąciła Sara.
- Tak, najbardziej podstępną wyspę w Stanach. „Przyjedźcie
i zobaczcie, gdzie w czasach wiktoriańskich oszukiwano nicze
go nie spodziewających się bogaczy".
- „I gdzie mieszkańcy rozbijali statki na skałach, żeby skraść
ich bogactwa" - dokończyła Sara.
- I dzieci - dodał Gideon.
Sara, poważniejąc, spojrzała na niego.
- Skądś musiałem się tu wziąć, a bliźniaki na pewno nie
należą do żadnej rodziny z wyspy - wyjaśnił.
R.J. i Sara popatrzyli na siebie, po czym wstali od stołu.
- Jesteś gotowa?
Sara wiedziała bez słów, o czym on mówi, i cieszyła się, że
nie będą się znowu kłócić o to, czy ma wrócić do Ariel.
- Potrzebuję dobrych butów.
- Nie możecie tam iść - zaprotestował Gideon. - Tam jest
naprawdę niebezpiecznie, poza tym każdy mieszkaniec wyspy
przeczesał to miejsce. Nigdy nie znajdziecie złota Fenny'ego
- o ile ono w ogóle istnieje. Fenny nie opuszczał wyspy od
sześciu miesięcy. Może zabrał już wszystko, co tam było.
- Możesz skombinować dla niej jakieś buty? - zapytał R.J.
Młody człowiek potrząsnął głową z niedowierzaniem.
- Miło było was poznać - powiedział. - Przez chwilę na
prawdę myślałem, że uda mi się uciec z tej wyspy.
- Jeżeli ja stąd ucieknę, to ty też - powiedział R.J.
- Obiecuję.
Jude Deveraux Kuzynki
- Razem z bliźniakami - dodała Sara. - Nawet spróbujemy
dowiedzieć się, kim są ich rodzice.
Przez chwilę emocje w oczach Gideona były tak silne, że
Sara nie mogła tego znieść.
- Jaki nosisz rozmiar buta? - spytał.
- Szóstkę - powiedziała Sara.
- Taki sam, jak Effie. To nie będzie trudne. Potrzebujecie
czegoś jeszcze?
- Plecaka, parę butelek wody, oczywiście skarpetek, kremu
nawilżającego, latarek i...
- I telefonu komórkowego - dodał R.J. - Przynieś wszystko,
co możesz. Chcę tylko zobaczyć, gdzie były te gorące źródła.
- Szczoteczkę i pastę - rozmarzyła się Sara. - Szampon
i przenośny prysznic, albo może wielką wannę na lwich łapach.
To byłoby miłe... I...
- Mapę - powiedział Gideon. - Poczekajcie tutaj, a ja po
wiem dzieciakom, co mają przynieść i pójdę pokłócić się z Ef
fie, żeby bliźniaki mogły przetrząsnąć dom. Wracamy za dzie
sięć minut.
ROZDZIAŁ 1
P
owiedz mi jeszcze raz, dlaczego my to robimy? - spytała
Sara, gdy tylko Gideon wyszedł z chaty.
- Nie wierzę w to, co on powiedział. - R.J. wyglądał przez
okno. - Myślisz, że chłopak poszedł na policję?
- Nie. Dlaczego ty nigdy nikomu nie wierzysz?
- Uwierzyłem w to, co widzę, gdy pierwszy raz cię zobaczy
łem - odpowiedział obronnym tonem. - Po prostu nie sądzę,
żeby powiedział nam całą prawdę o tym, dlaczego zamknięto
nas w więzieniu. Myślę, że może i taka jest oficjalna wersja, ale
to nie ma sensu.
Sara wciąż próbowała zrozumieć, co R.J. miał na myśli,
mówiąc o pierwszym razie, gdy ją spotkał. Powiedziano jej, że
była w windzie, której drzwi akurat się zamykały, gdy R.J.
powiedział: „Ta! Chcę ją.". Ludzie mówili, że usiłował udowo
dnić, iż można wybrać jakąś nic nie znaczącą urzędniczkę
i uczynić jej zaszczyt bycia do dyspozycji R.J. Bromptona
dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ale teraz R.J. sugerował,
że chodziło o coś więcej,
- Nie, to nie ma sensu - przyznała.
- No właśnie. Więzienie i trup w wannie nikogo nie zachęcą
do zostania w jakimś miejscu.
Sara z wysiłkiem skupiła się na jego słowach.
- Oni chcą się upewnić, że my niczego tu nie kupimy, prawda?
- Tak właśnie myślę. Wydaje mi się, że jest na tej wyspie
coś, co ktoś chce zachować w tajemnicy.
- Nie mogę sobie wyobrazić, co to może być - powiedziała
Sara. - Porywanie statków, czy jak to tam się nazywa, chyba
tym się tutaj zajmują.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Nie wspominając o morderstwie. - Popatrzył na nią.
- A gdybyśmy znaleźli trupa w wannie i udało nam się uciec
z wyspy, zanim ciało zostałoby znalezione?
Sara skinęła głową.
- Nigdy byśmy tu nie wrócili, prawda?
- Nie. A Wyspa Króla stałaby się naszym najgorszym kosz
marem. Przez całe życie wertowalibyśmy gazety i przeszukiwali
Internet, żeby się dowiedzieć, czy ciało zostało już odnalezione.
- Żylibyśmy w strachu, że będą nas szukać - dodała.
- A w świecie biznesu rozeszłaby się wieść, że Charley Dunkirk
sprawdził wyspę i powiedział, że to zła inwestycja.
- A to by oznaczało, że ktokolwiek nie chce tu żadnych
obcych, miałby przynajmniej jeszcze kilka lat spokoju na ukry
wanie swojej tajemnicy.
- Dobry tok myślenia - pochwaliła Sara.
- No, Johnson - powiedział R.J. - Stać cię na lepszy kom
plement.
- To dobra teoria, ale nie wiemy, czy prawdziwa. Dlaczego
zatrudniłeś akurat mnie? - wyrzuciła z siebie. - W twoim biurze
jest z tuzin kobiet, które potrafią pisać na maszynie. Dlaczego
nie wybrałeś którejś z nich?
- Ty masz doskonałą pamięć.
- Nie wiedziałeś o mnie absolutnie nic, kiedy mnie zatrud
niałeś, nic poza tym, co było w mojej teczce osobowej, a nie
było tego wiele.
- Myślisz, że nic? Naprawdę uważasz, że to prawda, że
wybrałem cię na chybił trafił?
Sara otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Tak, tak myślę... myślałam. Ale ty... - Przerwał jej Gideon
i bliźniaki, którzy wpadli do chaty.
- Chodźcie, zobaczcie, co mamy! - zawołał podekscy
towany.
R.J. i Sara wyszli na werandę, na której stało duże pudło pełne
różnych rzeczy. Na wierzchu leżał zestaw ratunkowy kupiony
Jude Deveraux
Kuzynki
w tvshopie, który zawierał dwie latarki, pokryte woskiem zapał
ki, dmuchane koce w maleńkich torebkach, paczki z prowian
tem, świeczki, butelki z wodą i apteczkę. Pod pudełkiem leżała
para ciężkich butów numer sześć i trzy pary damskich, baweł
nianych skarpetek.
- Pomyślałem, że wam się przydadzą - powiedział Gideon,
unosząc do góry dwie flanelowe koszule, jedną dużą, męską,
a drugą damską.
- Dobrze nam poszło? - zapytał chłopiec.
Sara porwała go w ramiona i uściskała.
- Wspaniale. Cudownie. Fantastycznie. - Przytknęła twarz
do szyi malca i dmuchała tak długo, aż chłopiec zanosił się
śmiechem.
- Ja też! Ja też! - wołała dziewczynka, więc Sara postawiła
chłopca na ziemi i schwyciła małą. Łaskotała dziewczynkę, aż
ta piszczała z radości.
Sara postawiła dziewczynkę i zwróciła się do Gideona.
- Jak one mają na imię?
- Beatrice i Bertie.
- Nie brzmią mi na imiona Nezbita - zauważyła Sara.
- Prawda - przyznał Gideon. - Zastanawiam się, czy to ich
prawdziwe imiona.
- Gdybyśmy wiedzieli, łatwiej byłoby nam znaleźć ich ro
dziców.
R.J. przeglądał rzeczy w pudle i chował je do dwóch nylono
wych plecaków.
- Chcesz pójść z nami? - spytała Sara Gideona.
- Jestem pewien, że on ma inne zajęcia - powiedział R.J.,
dając Sarze do zrozumienia, że woli, aby poszli tylko we
dwójkę. - Ale może narysujesz nam mapę?
- Oczywiście - zgodził się Gideon, ale Sara wyczuła, że był
rozczarowany. Kiedy obaj z R.J. wchodzili do chaty, Sara
patrzyła na silne, młode plecy chłopaka i myślała, jak wiele
stracił ktoś, kto nie patrzył, jak on dorastał.
Jude Deveraux Kuzynki
Schyliła się i ułożyła rzeczy w obu plecakach, po czym
wciągnęła skarpetki i zawiązała ciężkie buty. Zakołysała ślicz
nymi sandałkami Ariel na palcu i zastanowiła się, jak radzi
sobie kuzynka. Co sobie pomyślała, kiedy obudziła się dziś rano
i znalazła wiadomość od R.J.? Notatka była miła czy w zwyk
łym, oschłym stylu R.J.? „Wy dwoje jesteście do niczego, więc
Johnson i ja poradzimy sobie bez was. Miłego dnia. R.J.".
Sara nie miała czasu o niczym pomyśleć od chwili, gdy
obudziła się na zimnej, twardej poduszce tego ranka, ale cieszy
ła się, gdy usłyszała, że David i Ariel nie ukrywali się w domu
Phyllis, przerażeni i drżący. Zamiast tego Ariel znalazła sposób
na zarobienie pieniędzy.
- I wysłuchiwanie plotek - powiedziała Sara, wstając. R.J.
zostawił im dwieście dolarów, banknoty, które zawsze trzymał
w butach. Ariel nie musiała brać się do pracy, ale zrobiła to.
Stała się osobą, którą każda kobieta w mieście chciałaby od
wiedzić. I porozmawiać.
Sara spojrzała na chatę i zobaczyła R.J. i Gideona, roz
mawiających przy oknie. Z gestów R.J. wywnioskowała, że
Gideon daje mu wskazówki, jak dojść do centrum wyspy. I co
on miał nadzieję tam znaleźć? Motyw morderstwa? Przyczynę,
dla której ludzie na wyspie nie chcieli tu obcych? Sara zgadzała
się z R.J., że fałszywie oskarżono ich o przestępstwo raczej po
to, żeby odstraszyć ich z wyspy, niż na niej zatrzymać. Nawet
jeżeli nie doszłoby do morderstwa, nawet gdyby w poniedziałek
sędzia powiedział, że oskarżenie o zabicie psa jest niedorzecz
ne, i umorzył sprawę, i tak nigdy nie chcieliby wrócić na tę
wyspę.
Gdyby była pewna, że to wszystko spotkało ich tylko po to,
żeby stąd odjechali i nigdy nie wrócili, poszłaby do domu
Phyllis Vancurren i przeczekała. Ale Sara nie była pewna, co się
dzieje. Młody Gideon był jedyną osobą, która chciała z nimi
rozmawiać, więc nie mogli po prostu chodzić po mieście i zada
wać pytań.
Jude Deveraux Kuzynki
A Ariel mogła, pomyślała Sara z uśmiechem.
R.J. wyszedł na werandę i popatrzył na nią pytająco. Dlacze
go się uśmiecha? Sara machnęła ręką, dając do zrozumienia, że
później mu powie.
- Mógłbym zostawić bliźniaki z Effie i dziewczynkami - po
wiedział Gideon. - Nie będą zadowolone, ale mógłbym tak to
urządzić.
- Nie - odrzekł R.J. - możemy zrobić to sami. Sara i ja
mamy pewne doświadczenie we wspinaczce, więc nic nam nie
będzie.
Sara otworzyła szeroko oczy. Doświadczenie we wspinacz
ce? Czy on miał na myśli wsiadanie i wysiadanie z autobusu na
Piątej Alei? Odwracając się, żeby Gideon nie mógł zobaczyć jej
twarzy, Sara zarzuciła lżejszy plecak na ramiona i zawiązała
flanelową koszulę wokół talii.
- Śmiesznie wyglądasz - powiedziała Beatrice.
- I śmiesznie się czuję.
- Wrócicie?
- Mam taką nadzieję - odparła Sara, dopasowując szelki
plecaka do swego wzrostu.
- Czasami nie wracają - odezwał się Bertie.
- Świetnie - powiedziała Sara. - Dzięki, że mnie o tym
uprzedziłeś. Czy moglibyście nikomu o nas nie mówić?
- Nigdy nikomu nie mówimy, co robi Gideon. On ma całe
mnóstwo tajemnic, ale my nigdy nic nie mówimy.
Sarze nie podobało się to, co mówiły bliźniaki. R.J. i Gideon
wciąż rozmawiali, a na przystojną twarz chłopaka światło pada
ło w taki sposób, że wyglądał na dużo starszego i groźnego. Sara
uklęknęła, żeby zajrzeć maluchom prosto w oczy.
- Czy Gideon kiedykolwiek was skrzywdził?
- Nie, głuptasku - odpowiedziała Beatrice. - On jest miły.
Daje nam cukierki, kiedy jesteśmy grzeczni.
Sara popatrzyła na Bertiego.
- A czy ktokolwiek was skrzywdził?
Jude Deveraux Kuzynki
Jego mała twarzyczka zapłonęła czystym oburzeniem.
- Jeśli Effie spróbuje mnie uderzyć, to jej oddam.
Sara roześmiała się, ale natychmiast przywołała się do po
rządku.
- Nie wolno nikogo bić, ale...
- Chodź, Johnson - zawołał R.J. - Później adoptujesz dzie
ciaki. Niedługo zapadnie zmierzch.
- Pan wzywa - mruknęła, wstając.
- A adoptujesz nas? - spytał Bertie z szeroko otwartymi
oczami. - Gideon powiedział, że ktoś nas kiedyś weźmie.
- Ja... ja muszę już iść - powiedziała Sara, patrząc na
R.J. krzywo, kiedy ten uśmiechnął się, widząc jej kłopotliwe
położenie.
Gideon postąpił krok do przodu, a dzieci uczepiły się jego nóg.
- Może ona za mnie wyjdzie i wszyscy będziemy rodziną
- powiedział, uśmiechając się do Sary tak, że dziewczyna się
zarumieniła.
- Chodźmy - powiedział R.J. głośno.
- Do zobaczenia! - zawołała Sara, ruszając za R.J. w stronę
lasu. - Do zobaczenia po powrocie!
- Co, w takim tempie, nastąpi w przyszłym tygodniu - wy
mamrotał R.J.
- Zazdrosny? - spytała Sara.
- O ciebie i tego chłopca?
- O mnie, o tego chłopca i o Davida. Nie zapominaj o Da-
vidzie.
- Ciekawe, co on robi, kiedy panna stylistka odwala całą
robotę.
- Uśmiecha się do kobiet - powiedziała Sara. - Albo zdej
muje koszulę i pozwala im na siebie patrzeć. David potrafi robić
mnóstwo rzeczy.
- Przestań myśleć pożądliwie o tych chłopaczkach i patrz,
gdzie idziesz - powiedział R.J. szorstko, a Sara się roześmiała.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Dokąd idziesz, Gideonie? - spytała Beatrice.
- Za tą parą idiotów - odpowiedział, zawiązując ciężkie
buty. - Oni są naszą jedyną szansą na wydostanie się z tej wyspy
i nie zamierzam pozwolić, żeby ktoś ich zabił.
- Tata nie pozwoli nam wyjechać z Wyspy Króla - powie
dział Bertie.
- Mówiłem ci tysiące razy, że on nie jest waszym ojcem,
więc przestań go tak nazywać - warknął Gideon ostro, a Beat
rice zaczęła płakać.
- Cicho, kotku. Nie jestem zły.
- Miałeś zabrać mnie na ryby - powiedział Bertie. - Na
łódkę.
- Dzisiaj nie mogę. Idźcie do domu i powiedzcie Effie, żeby
was nakarmiła.
- Nie - odparła Beatrice i bliźniaki przysunęły się do siebie.
Gideon westchnął.
- No dobrze, to zostańcie w chacie. Nie oddalajcie się dalej
niż na parę metrów, słyszycie mnie? W szafce są tosty, bekon
i sok jabłkowy. Zostańcie tutaj, bawcie się swoimi zabawkami
i nie pakujcie się w kłopoty. Słyszycie mnie?
Bliźniaki skinęły głowami i patrzyły w milczeniu, jak Gideon
wiąże stary plecak i zarzuca swoją dubeltówkę na ramię. Na
spód plecaka schował półtora pudełka naboi.
- Żadnych kłótni, żadnego bicia, nie pakujcie się w nic,
w czym moglibyście zrobić sobie krzywdę i trzymajcie się tak
daleko od dziewcząt, jak to tylko możliwe.
- Ale powiedziałeś... - zaczęła Beatrice.
- Wiem. Powiedziałem, żebyście poszli do Effie, ale oba
wiam się, że powiecie jej zbyt dużo.
- My nie paplamy - oburzył się Bertie.
- To prawda, ale ta tajemnica jest większa niż inne. - Gideon
wyjrzał przez okno. - Cieszę się, że nie wiecie, dokąd idziemy.
- Na szczyt góry, do gorących źródeł - powiedział Bertie
z dumą.
Jude Deveraux Kuzynki
Gideon jęknął.
- Jesteście za bystre i tyle. A teraz zostańcie tutaj i rysujcie.
Powinienem wrócić przed zmrokiem. Chcę się tylko upewnić,
że nikt nie zabije tych mieszczuchów.
- Bo są naszym biletem na wyjazd z wyspy - dodał Bertie, na
co Gideon się roześmiał.
- No dobrze, wystarczy tego dobrego, A teraz mnie uściskaj
cie i idę. I tak będę musiał nieźle pędzić, żeby dotrzeć na
miejsce przed nimi.
- A dlaczego musisz być tam pierwszy? - spytała Beatrice.
- Są tam pewne rzeczy, które muszę...
- Żeby wygrać! - Zawołał Bertie.
- No właśnie. To są wyścigi i ja muszę wygrać. A teraz
uściski - powiedział Gideon.
Gideon uszedł nie więcej niż parę metrów, gdy bliźniaki
postanowiły ruszyć za nim. Przez całe życie chowały się przed
wzrokiem rodziny Nezbitów, więc potrafiły być naprawdę ci
cho. Gideon nie usłyszał ani jednego kroku.
ROZDZIAŁ 16
D
laczego się uśmiechałaś? - odezwał się R.J., gdy tylko
weszli na udeptaną drogę, prowadzącą do centrum
wyspy.
- Myślałam o Ariel. Udało jej się znaleźć zajęcie, przy
którym będzie mogła wysłuchiwać wszystkich plotek w mie
ście.
R.J. posłał jej ostre spojrzenie.
- Nie pomyślałeś o tym, prawda?
- Nie, ale to rzeczywiście sprytne z jej strony - powiedział
z uśmiechem. - Może ona rzeczywiście jest twoją kuzynką.
- No dobrze - powiedziała Sara, zatrzymując się na środku
drogi. - Mam tego dosyć. Najpierw mnie całujesz, a przed
chwilą powiedziałeś mi kolejny komplement. Albo nadchodzi
koniec świata, albo myślisz, że niedługo umrzesz.
R.J. wziął Sarę za rękę.
- W poniedziałek na przesłuchaniu chcę cię mieć po swojej
stronie. A co do pocałunku, ładna dziewczyna i...
- Oszczędź mi tego - powiedziała i znowu ruszyła przed
siebie, wyrywając dłoń. Była tylko jedną z wielu. Na to najbar
dziej narzekały kobiety, które szlochały na jej ramieniu, gdy
R.J. je rzucał.
Szli dalej, a Sara patrzyła na jego plecy i zastanawiała się, jak
było naprawdę.
- Masz jakiś plan?
- Żadnego. A ty?
- Też nie - powiedziała pogodnie. - Jesteś pewny, że Nezbit
był martwy? Nie leżał w wannie i nie udawał trupa?
- Absolutnie pewny. Jego ciało było kompletnie zimne.
Jude Deveraux Kuzynki
- Czy myślisz, że... - zaczęła, ale zamilkła, gdy R.J. się
zatrzymał. Stanęła obok niego.
- Nie oglądaj się, ale ktoś za nami idzie - powiedział szybko.
-I myślę, że ktoś jest przed nami. Wydaje mi się, że być może
wokół nas jest cała parada. Widzisz tamte skały? Myślisz, że
mogłabyś po nich przejść?
- Tak - odpowiedziała Sara, chociaż wcale nie była tego
pewna. Ściany wyglądały na zupełnie pionowe.
- No to chodźmy - powiedział. - Chcesz, żebym niósł twój
plecak?
- Nie. Wszystkie ciężkie rzeczy włożyłam do twojego, więc
nic mi nie będzie.
Ruszyła za R.J. przez wysoką trawę, aż wyszli na kamienne
podłoże. Nad ich głowami majaczyły nagie skały.
- Myślę, że możemy pójść tędy - wyszeptał R.J. i wyciągnął
dłoń, by pomóc Sarze się wspiąć.
Dziewczyna nie mogła znaleźć oparcia dla stóp na skalnej
ścianie i R.J. musiał wciągnąć ją do góry, aż otarła sobie kolano
o kamień.
- W porządku? - wyszeptał.
Kiedy Sara skinęła głową, R.J. odwrócił się i zaczął się wspinać
na skalną półkę, po czym wyciągnął do niej rękę, ale dziewczyna
postanowiła, że sama sobie poradzi. Podciągnęła wysoko prawą
nogę i napięła wszystkie mięśnie, żeby ciało oderwało się od
ziemi. Udało jej się wspiąć na półkę i R.J. pociągnął ją w swoje
ramiona, kładąc palec na ustach, by była cicho.
Posuwali się powoli w lewą stronę z plecami przyciśniętymi
do skały. R.J. dwukrotnie zatrzymał się i rozejrzał po okolicy.
Za każdym razem Sara czekała w milczeniu, bojąc się wysoko
ści i lękając, że nie ma solidnego oparcia dla stóp, ale nic nie
powiedziała. Kiedy R.J. kiwnął głową, znowu zaczęła powoli
przesuwać się do przodu.
- Spójrz! - szepnął, ale ona nie widziała, co chciał jej
pokazać.
Jude Deveraux Kuzynki
Wstrzymując oddech, patrzyła, jak R.J. zdejmuje plecak i go
jej podaje.
- Za dużo pączków - mruknął, po czym skręcił gwałtownie
w lewo i zniknął Sarze z oczu. Trzymając się najlepiej, jak
mogła, ze swoim plecakiem na plecach, a R.J. z przodu, Sara
próbowała odwrócić się na tyle, żeby zobaczyć, co się z nim
stało, ale nic nie mogła dostrzec.
- Tutaj - usłyszała szept R.J. - Możesz podać mi plecaki?
Sara potrząsnęła głową. Gdyby zdjęła plecaki, spadłaby.
R.J. musiał ją widzieć, bo powiedział:
- No dobrze, chyba jesteś wystarczająco szczupła, żeby
przecisnąć się z nimi.
- Nie mogę się ruszyć.
W następnej sekundzie R.J. złapał ją za ramię i mocno
pociągnął. Sara poczuła, że leci do tyłu na litą skałę. Plecak,
który miała z przodu, utknął w szczelinie, ale R.J. ciągnął tak
długo, aż w końcu Sara przecisnęła się przez wąskie przejście.
Przed nimi tunel się rozszerzał i widać było światło.
Sara próbowała ukryć strach.
- Znaleźliśmy złoto Fenny'ego, prawda? Powiedz mi, że to
jaskinia, w której znikał, i dlatego nikt nie mógł go znaleźć.
R.J. kopnął jakiś przedmiot, leżący na kamiennym podłożu
i Sara popatrzyła pod nogi. Stara puszka po piwie.
- Chyba nie my pierwsi znaleźliśmy to miejsce.
Szli między skałami przez parę metrów, aż dotarli do małego
jeziorka, nad którym widać było niebo.
- Jak pięknie - westchnęła Sara. - Aż zapiera dech w pier
siach.
- Kolejna rzecz, którą ktoś chce ukryć - powiedział R.J.
- Założę się, że miejscowi kapią się tu na golasa. - Spojrzał na
Sarę spod opuszczonych rzęs. - Może miałabyś ochotę...
Dziewczyna wiedziała, że on się z nią drażni, ale wcale nie
miała ochoty oburzyć się, tylko pomyślała, że miło by było
rozebrać się i wskoczyć do jeziorka.
Jude Deveraux Kuzynki
- Nie patrz na mnie w ten sposób - warknął R.J. - Mamy
dużo pracy. Mamy...
Odwrócił się gwałtownie, złapał ją w ramiona i przyciągnął
do siebie.
- Nie powinienem był przywozić cię tutaj. Nie powinienem
był pozwolić ci pójść ze mną, ale nie mogłem znieść myśli
o tobie z tym dzieciakiem, Davidem, a potem z Gideonem. Nie
rozumiesz, że to są tylko chłopcy?
Sara poczuła, jak rośnie w niej wściekłość, i odepchnęła go
od siebie.
- Nie zamierzam być jedną z twoich kobiet - powiedziała.
- Widziałam, jak z nimi postępujesz, i nie będę jedną z nich.
Wiedziałam, dlaczego pozwalasz mi ze sobą pójść, ale to nie
miało dla mnie znaczenia, dopóki mogłam coś robić. Pozwoli
łam ci się pocałować... Nie wiem dlaczego. To była odpowied
nia chwila, ale teraz...
Musiała się od niego odwrócić, bo bała się, że padnie mu
w ramiona i zupełnie się podda. Przez ostatnie dwa dni bardzo
się starała tłumić strach, który w niej rósł, i była bliżej R.J. niż
kiedykolwiek przedtem, a on był seksownym mężczyzną. Nie
był przystojny, ale miał w sobie siłę, która przyciągała kobiety.
Ale Sara nie zamierzała być jedną z wielu!
- Przepraszam - powiedział, patrząc jej prosto w oczy. - Źle
zrozumiałem to, co zobaczyłem. Myślałem...
- Nie musisz mi mówić, co myślałeś. Pamiętaj, że ja cię
dobrze znam. Jesteś przekonany, że wszystkie kobiety mogłyby
zabić, żeby pójść z tobą do łóżka. Ale ja nie!
Gdy tylko padły te słowa, Sara już żałowała, że je powiedzia
ła. Wiedziała, że posłała mu sugestywne spojrzenie. Myślała
o wskoczeniu z nim do ślicznego jeziorka i to było widać w jej
oczach. Ale kiedy on zareagował, zaatakowała go.
- To moja wina - powiedziała pod nosem. - Możemy po
prostu pójść tam, dokąd zmierzaliśmy?
Oczy R.J. były lodowate.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Może powinnaś wrócić do Gideona. Albo do Ariel. Pomóc
jej przy stylizacji.
- Nie. Nie chcę - zaprotestowała bardziej gwałtownie, niż
zamierzała. - Możemy po prostu iść dalej? Proszę!
Skinął głową, odwrócił się i ruszył przed siebie. Po
sposobie, w jaki wyprostował ramiona, Sara widziała, że
był zły.
Udało im się wydostać z jaskini, wspinając się po bocznej
skale. Sara żałowała, że była tak nieustępliwa, gdy RJ. ją objął,
bo jego zachowanie zupełnie się zmieniło. Zamiast śmiechów,
przekomarzania i flirtu był teraz chłodny, odległy i uprzejmy.
Wyciągał do niej dłoń, gdy potrzebowała pomocy, ale potem
szybko ją cofał.
Szła za nim po ostrej krawędzi skały i gdy się potknęła,
zatrzymał się i obejrzał, ale nie zaoferował pomocy.
Gdy przystanęli, żeby odpocząć i napić się wody, Sara po
prosiła o mapę, którą narysował Gideon. Przyjrzała się jej
dokładnie i zobaczyła, że narysowany przez chłopaka szlak
biegł dokładnie pod nimi. Zmierzali we właściwym kierunku,
ale inną drogą, niż wskazał Gideon.
- Nie ufasz mu, prawda?
- Nie ufam nikomu na tej wyspie. - R.J. pociągnął długi łyk
wody. - Zaczynam myśleć, że jeśli uda mi się stąd wydostać,
powiem Charleyowi, żeby kupił całą tę ziemię i wysiedlił tych
ludzi. Intuicja mi podpowiada, że tu dzieją się bardzo brzydkie
rzeczy.
- Albo zostaliśmy okłamani - zauważyła Sara.
- Ciało Nezbita nie było kłamstwem.
- Nie, ale morderstwo jest w pewien sposób normalne, praw
da? Podczas gdy wraki statków i dzieci przynoszone do domu
jak szczenięta w kocu nie.
R.J. przyglądał się jej z głową przechyloną na jedną stronę.
- Myślisz, że wysłali nas tutaj, żeby się nas pozbyć? Usunąć
nas z drogi aż do poniedziałkowego przesłuchania? Może cho-
Jude Deveraux Kuzynki
dziło im o to, żebyśmy przez kilka dni siedzieli cicho, a jak
lepiej to osiągnąć, niż posłać nas do starych, gorących źródeł?
Sara odsunęła się od skały, o którą się opierała, i rozejrzała
wokół siebie. Było już późne popołudnie i była głodna.
- A może dotrzemy do gorących źródeł, zerkniemy na nie
i wrócimy do miasta najszybciej, jak to możliwe?
- Chyba masz rację - zgodził się R.J. - Albo w ogóle
darujmy sobie gorące źródła.
W tym momencie usłyszeli strzał. Dochodził z daleka, a echo
niosło go tak, jakby tysiąc ludzi strzelało z dubeltówek.
- Chodźmy - powiedział R.J., wkładając plastikową butelkę
po wodzie do plecaka i zarzucając go na ramiona.
Po chwili poczuli pierwsze ciepłe krople deszczu. Dwie
sekundy później rozpętała się burza. Ogłuszające grzmoty, bły
skawice i ulewa tak gwałtowna, że Sara ledwo widziała sylwet
kę R.J. przed sobą. Skulony, z opuszczoną głową, pędził po
wąskiej, śliskiej ścieżce.
- Wszystko w porządku? - wrzasnął, odwracając się w jej
stronę. Odkrzyknęła, że tak, ale nie była pewna, czy usłyszał.
W plecakach mieli poncza, ale nie było gdzie się zatrzymać,
żeby je włożyć.
Otaczały ich wysokie drzewa, a błyskawice wydawały się
przecinać niebo wprost nad ich głowami. Po jednym wyjątkowo
oślepiającym błysku i ogłuszającym grzmocie Sara krzyknęła.
W następnej sekundzie R.J. był przy niej i otoczył ją opiekuńczo
ramionami.
- Chyba widziałem kryjówkę - zawołał. - Chodź!
Sara opuściła głowę, chowając się pod jego ramieniem i pró
bując skryć twarz przed strugami deszczu. Dwa razy próbowała
spojrzeć do góry, ale R.J. pchnął jej głowę do dołu. Wokół nich
latały błyskawice, szybkie i oślepiające i wydawało się jej, że
słyszy trzask łamanych drzew.
- Czy możemy wrócić? - wrzasnęła, a R.J. chyba odkrzyk
nął, że nie.
Jude Deveraux Kuzynki
Wykręciła szyję, żeby spojrzeć na ścieżkę za nimi i w świetle
błyskawicy ujrzała zamazany krajobraz. Czy jakieś zwalone
drzewo zatarasowało im odwrót?
Spojrzała spod ramienia R.J. akurat w chwili, gdy błyskawica
oświetliła na ułamek sekundy Gideona. Jego sylwetka wyraźnie
odcinała się w oślepiającym świetle, gdy tak stał parę metrów za
nimi, z plecakiem na plecach i strzelbą w dłoni. Mimo że lało
jak z cebra, chłopak stał z podniesioną głową i wzrokiem
wbitym wprost przed siebie. Patrzył na nich. Wyglądał, jak
gdyby był integralną częścią skalistego krajobrazu, jak odwiecz
ny człowiek gór, polujący na niedźwiedzia - ale jego wzrok
utkwiony był w nich.
Sara znowu się odwróciła, przysunęła się najbliżej jak mogła
do ucha R.J., i powiedziała:
- Widziałam Gideona. Jest za nami.
- Wiem - odpowiedział R.J. i ruszył szybciej przed siebie.
Kiedy potknęła się o wystający kamień, jeszcze wzmocnił
uścisk, tak, że po chwili niemal ją niósł. Chciała zapytać, dokąd
idą, ale była pewna, że R.J. nie miał pojęcia. A może? Czy
poprosił Gideona o mapę, żeby go przetestować? R.J. powie
dział, że czytał o Wyspie Króla całymi tygodniami, zanim tu
przyjechali. Czy oglądał też mapy? Z tego, co wiedziała, wypy
tywał inżynierów o to miejsce. Czy R.J. zobaczył, że mapa
Gideona miała błędy i sam wybrał drogę, która prowadziła na
miejsce? Ale na jakie miejsce?
- Tutaj! - zawołał R.J. i gwałtownie skręcił w lewo. Sara
znowu spojrzała spod jego ramienia, ale nikogo nie zobaczyła,
tylko pustą ścieżkę i ścianę deszczu. Znowu błysnęło i dostrzeg
ła stertę kamieni w miejscu, w którym R.J. skręcił w lewo.
W następnej sekundzie wszystko wydarzyło się jednocześ
nie: rozbłysła błyskawica, trzasnęło padające drzewo, R.J.
wzmocnił uścisk i rzucił się do przodu. Padli na ziemię i Sara
chciała pełznąć dalej, ale R.J. ją przytrzymał.
Nie było żadnego dalej. Leżeli na skraju przepaści.
Jude Deveraux Kuzynki
Ogromne drzewo leciało wprost na nich, a oni wczepili się
mocno w siebie, R.J. osłaniał ramionami głowę Sary. Konary
rozsypały się wokół nich, ale żadna z ciężkich gałęzi ich nie
przywaliła. Gdy trzask ucichł, a ziemia przestała drżeć, popat
rzyli na siebie i uśmiechnęli się. Udało się!
Ale wtedy ziemia pod nimi osunęła się i zaczęli spadać.
Sczepieni w jedno ciało, lecieli w dół, aż uderzyli o ziemię
poniżej.
- Saro? - wyszeptał R.J. Wciąż obejmował ją ramionami.
Udało mu się tak wykręcić ciało, że to on wylądował na spodzie.
- Wszystko w porządku?
Kiedy dziewczyna nie odpowiedziała, rozluźnił uścisk i spró
bował na nią spojrzeć, ale było za mało światła. Jakieś sześć
metrów nad nimi widział dziurę, przez którą przelecieli. Gałęzie
zwalonego drzewa zakrywały otwór, zasłaniając mdłe światło
burzowego dnia.
Gdy jego oczy przyzwyczaiły się do półmroku, R.J. popatrzył
na Sarę. Była bezwładna w jego ramionach i przez jedną,
straszną chwilę myślał, że dziewczyna nie żyje, ale poczuł, że
oddycha. Powoli przesunął dłońmi po jej ciele. Wypuścił z ulgą
powietrze gdy nie znalazł krwi na jej głowie, ani żadnych
guzów, które by wskazywały, że uderzyła się w czaszkę. Kiedy
dotknął jej żeber, nie sapnęła, więc nie sądził, żeby któreś
złamała. Dopiero gdy sięgnął do jej nogi, zobaczył, że prawa
jest złamana. Wyczuł złamanie golenia, ale na szczęście kość
nie przebiła skóry.
Delikatnie ułożył Sarę na ziemi, zdjął plecak i wyciągnął
latarkę. Najpierw rozejrzał się szybko po miejscu, w którym się
znaleźli. Była to okrągła jaskinia, z jedynym -jak się wydawało
- otworem na górze, bardzo podobna do tej, w której widzieli
jeziorko, tyle że dużo mniejsza. Wszystko wskazywało na to, że
ludzka noga nigdy tu nie postała. R.J. cieszył się, że w kącie nie
czaił się żaden mieszkaniec Wyspy Króla.
Przesunął światłem latarki po Sarze, jeszcze raz szukając
Jude Deveraux
Kuzynki
obrażeń. Wyciągnął nóż z przedniej kieszeni plecaka i rozciął
jej spodnie do kolana. Złamana, ale bez komplikacji, pomyślał
i był zadowolony, że Sara zemdlała w wyniku upadku. Musiał
usztywnić jej nogę, żeby nie mogła nią poruszać. Będzie musiał
wynieść stąd dziewczynę i nie chciał, żeby ruch przesunął
złamaną kość.
Użył dwóch ułamanych gałęzi jako szyn, po czym pociął
jedną z flanelowych koszul na długie pasy i obwiązał nogę Sary
od kolana do kostki. Kiedy skończył, dziewczyna zaczęła jęczeć
i ruszać głową. R.J. sięgnął po butelkę z wodą, położył sobie
głowę Sary na kolanach i dał jej się napić.
Sara zakrztusiła się lekko, zakaszlała i otworzyła oczy.
- Co się stało? - spytała, czując przeszywający ból.
- Cii - powiedział R.J. miękko, głaszcząc ją po policzku.
- Wpadliśmy w jedną z tych dziur. Chyba był tu kiedyś wulkan.
Złamałaś nogę, a ja ją opatrzyłem.
Sara próbowała usiąść, ale ból był zbyt dotkliwy. Zagryzła
wargę, żeby się nie rozpłakać.
- Nie musisz być taka twarda - powiedział R.J. - No, dalej,
popłacz sobie. Nawrzeszcz na mnie za to, że byłem takim idiotą,
przyciągnąłem cię tutaj i naraziłem na to wszystko.
- Sama to zrobiłam - powiedziała Sara, sapiąc przy każdym
słowie. Nad ich głowami burza powoli przechodziła w zwykły
deszcz. Gruba kołdra gałęzi zwalonej sosny chroniła ich przed
ulewą, ale pojedyncze krople i tak padały na ziemię. - Zgodzi
łam się na propozycję Ariel, a ona namówiła panią Dunkirk,
żeby...
- Wiem - przerwał jej R.J. - Ale ja zgodziłem się przyjechać
tylko dlatego, że Arundel jest twoim rodzinnym miastem.
- Moim... - zaczęła Sara, ale musiała przerwać, gdy prze
szyła ją fala bólu. - Nigdy nie wpisałam tego do żadnego
formularza. Skąd o tym wiesz?
- Wiem o tobie bardzo dużo, Saro Jane Johnson - powiedział
miękko, głaszcząc jej włosy. - Jeszcze tego nie zauważyłaś?
Jude Deveraux Kuzynki
- Nie - powiedziała tępo, po czym odwróciła głowę, żeby
rozejrzeć się po jaskini. Obok RJ. leżała latarka i mężczyzna
poświecił nią po ścianach. Otaczały ich skały, po których spły
wały krople wody. Pod nimi była gruba warstwa ziemi i gnijące
go drewna.
R.J. wskazał latarką na drzewo nad ich głowami.
- Nawet nie zrobiliśmy takiej wielkiej dziury. Myślę, że
byliśmy na samym brzegu i... widzisz? Tam się zawaliło. Led
wo uniknęliśmy zgniecenia. Pewnie przez wieki wiele drzew
spadło na tę dziurę i zgniło. I dobrze dla nas, inaczej spadlibyś
my na gołą skałę.
- W tej chwili wcale nie czuję się tak dobrze - powiedziała
Sara.
R.J. delikatnie zdjął jej głowę ze swoich kolan i ułożył na
drugiej flanelowej koszuli.
- Zobaczę, czy uda mi się znaleźć coś, co dałoby się spalić.
Dziś w nocy może być zimno.
- A co z.... - Sara zamilkła.
- Z Gideonem?
- Tak. Jestem pewna, że widziałam go sekundę, zanim skrę
ciłeś. Wydawałeś się zmierzać w jakimś kierunku, myślałam, że
wiesz, dokąd idziesz.
- Widziałem parę map w Internecie - odpowiedział R.J., ale
nie wyjaśnił nic więcej. Szukał czegoś przez chwilę w swoim
plecaku, po czym wyjął małą butelkę Amaretto di Saronno,
likieru o migdałowym smaku- - Chcę, żebyś to wypiła.
- A skąd to masz? - spytała Sara, znowu próbując usiąść.
R.J. podniósł ją bez słowa i usadził w najdalszym, najbardziej
suchym kącie jaskini.
- Kiedy ty zachwycałaś się bliźniakami, ja znalazłem to
w chacie Gideona i schowałem do plecaka. Miałem nadzieję na
romantyczną chwilę i... - Uśmiechnął się, gdy Sara posłała mu
ostre spojrzenie. -Nie można winić mężczyzny o to, że próbuje.
- Oczywiście, że można - powiedziała Sara, ciężko dysząc.
Jude Deveraux Kuzynki
Jej twarz zalewał pot. Chciała wrzasnąć na R.J., w tej chwili
chciała wrzeszczeć na kogokolwiek, nieważne z jakiego powo
du. Może wybuch wściekłości odwróciłby jej myśli od powagi
sytuacji. Jak oni się stąd wydostaną? Czy Gideon, ten miły
młody człowiek, czyhał na górze ze strzelbą? Czy zamierzał
powystrzelać ich jak ryby w beczce? Ponure myśli musiały
odbić się na jej twarzy.
- Nie zajmuj się tym teraz - polecił R.J., głaszcząc ją po
policzku. - Wszystko będzie dobrze.
- Nie możesz mi tego obiecać, prawda? Jesteśmy obcy na
wyspie i nikt nie wie, dokąd poszliśmy. Zostawiłeś Ariel i Davi-
dowi nie wiadomo jaką wiadomość, więc oni będą wściekli i nie
zaczną nas szukać. A reszta tych ludzi nas nienawidzi. I nawet
nie wiedzą, że wkrótce będą myśleć, że kogoś zabiliśmy.
R.J. wstał i wręczył Sarze butelkę likieru.
- Chcę, żebyś wszystko wypiła. Może to pomoże ci weselej
spojrzeć na życie.
- Życie - powiedziała Sara, pociągając łyk z butelki. - Tego
właśnie usiłuję się trzymać. Wciąż nie mogę zrozumieć, dlacze
go dałam się namówić Ariel na tę idiotyczna zamianę.
- Na którą nie dałem się nabrać ani przez minutę - dodał
R.J., omiatając jaskinię światłem latarki.
- A ja myślałam, że tak. David powiedział...
- A co on może wiedzieć? Jest tak zakochany w Ariel, że nie
potrafi myśleć o niczym innym. „Davidzie, kochany - powie
dział wysokim głosem - proszę, idź na dwór i zastrzel się, ale
bądź tak dobry i zrób to gdzieś na polu, bo nie chciałabym,
żebyś zabrudził mój piękny dom".
- David nie jest taki. On chce zostać...
- Tak, wiem. Prezydentem. - R.J. próbował wspiąć się na
jedną z mniej stromych ścian, ale była zbyt śliska. Oparł się o skałę
i zdjął skarpetki i buty, żeby spróbować znowu. - Myślę, że Ariel
byłaby wspaniałą pierwszą damą. Mogłaby nosić ładne ciuchy, za
które rząd nie musiałby płacić, i uwielbiałaby fotografów.
Jude Deveraux Kuzynki
- Ona nie jest taka zła, jak ci się wydaje. W jej życiu są
rzeczy, o których nie masz pojęcia. Ariel i ja pisałyśmy do siebie
od lat, więc dużo o sobie wiemy. Powiedziała mi, że kiedy miała
dziewięć lat, jej matka zabrała ją do psychiatry w Nowym Jorku,
bo Ariel robiła plany co do swego pogrzebu.
- Pogrzebu? Miała skłonności samobójcze?
- Ariel powiedziała psychoterapeucie, że skoro matka za
planowała jej ślub w najmniejszych szczegółach, wybrała na
wet kolor sukien dla druhen, jedyne, co zostało Ariel, to plano
wanie własnego pogrzebu. Co było w tym najzabawniejsze to
to, że gdy psychiatra spytał matkę Ariel, czy to prawda, ona
odpowiedziała: „oczywiście". Potem zapytał ją, czy pan młody
też już został wybrany, a matka Ariel myślała, że lekarz zwario
wał. Powiedziała: „Jak można urządzać ślub bez pana młodego?
Oczywiście, że został wybrany". Ariel mówiła mi, że gdy
psychiatra chciał następnym razem spotkać się nie z nią, lecz
z jej matką, pani Weatherly wyszła wściekła z gabinetu i naza
jutrz wróciły do Arundel.
R.J. uśmiechnął się krzywo.
- Mogę w to uwierzyć. Poznałem tego starego nietoperza.
Groziła mi kryminałem tylko za to, że spojrzałem na jej córecz
kę. Ale jeśli chcesz znać moje zdanie, Ariel grozi, że stanie się
dokładnie taka sama. Chyba że znajdzie mężczyznę, który
będzie potrafił się jej sprzeciwić, a to, z tego co widziałem, nie
będzie David.
- On... - Sara chciała powiedzieć, że David nie był mięcza
kiem, ale zamiast tego pociągnęła z butelki. W obecnej sytuacji
wydawało się nie mieć znaczenia, kim był albo nie był David
Tredwell. - Oni nas tu nie dopadną - powiedziała cicho, pod
nosząc wzrok na drzewo, które przykrywało otwór. Wciąż było
jasno, ale wkrótce zapadnie zmrok. I co się wtedy stanie?
- Niczego się nie dowiedzieliśmy, prawda? - Nie udało jej się
ukryć drżenia głosu.
- Pozwalam sobie mieć inne zdanie - powiedział R.J., pocie-
Jude Deveraux Kuzynki
rając kolano, którym uderzył o skałę. Nie mógł wspiąć się na
ścianę, była zbyt wilgotna. - Dowiedzieliśmy się prawie wszyst
kiego, co było nam potrzebne.
Sara znowu napiła się likieru.
- No to powiedz mi, profesorze, czego takiego się dowie
dzieliśmy?
- Że wielu ludzi nienawidziło Nezbita i miało motyw, żeby
go zamordować. Nie sądzę, żeby jakikolwiek sąd uwierzył, że
zamordowaliśmy człowieka z powodu martwego psa. Wiesz, że
ja mam zdjęcia tego psa, prawda?
- Co masz?
RJ. odsunął się od ściany, włożył rękę do przedniej kieszeni
spodni i wyciągnął mały dysk z aparatu cyfrowego.
- Zanim policja się pojawiła i zakuła mnie w kajdanki,
upłynęło pełne piętnaście sekund. Wyjąłem dysk z aparatu
i schowałem go do kieszeni. Nie wiem, co na nim jest, ale wiem,
że ty zrobiłaś...
- Kilka zdjęć psa leżącego na ulicy. - Sara patrzyła na niego
z osłupieniem i podziwem. Nie było wątpliwości, że R.J. działał
szybko w kryzysowych sytuacjach.
- Nie - powiedział RJ. - Zrobiłaś z pół tuzina zdjęć twojego
kochanego Davida, ale myślę, że pies też tam jest.
Sara czuła już wpływ alkoholu i nie zaprotestowała przeciw
ko słowom R.J. Poza tym, mówił prawdę. Przez większość
czasu, gdy robiła zdjęcia, siedziała w samochodzie, ale kiedy
David oglądał psa, fotografowała go. Wydawało się, jakby to
było lata temu, ale chyba myślała wtedy, że pewnego dnia
będzie mógł użyć tych zdjęć w kampanii politycznej. Kiedy był
młodym człowiekiem, troszczył się o zwierzęta czy coś w tym
stylu.
- Więc masz zdjęcia, które pokazują, że pies był zagłodzony
- powiedziała. - Ale to nie udowadnia, że go nie potrąciliśmy.
- To prawda, ale udowadnia, że Nezbit był kłamcą.
- Ale teraz Nezbit nie żyje. Martwy w naszej wannie.
Jude Deveraux Kuzynki
- W wannie Phyllis Vancurren - poprawił ją R.J. Ciągnął
jakieś zielsko, które zwieszało się z dziury, ale trawa roz
padała mu się w rękach. - Ludzie na tej wyspie zmienili
swój los - powiedział. - Gdyby to wszystko się nie wy
darzyło, wróciłbym do Charleya i poradził, żeby nie kupował
ani centymetra tej ziemi, ale teraz mam ochotę sam ją kupić.
- I wpuścić tu buldożery?
- Nie - odpowiedział, patrząc na nią z zaskoczeniem.
- Zamierzam przysłać tutaj grupę geologów, żeby zbadali
każdy centymetr tej ziemi. Dowiem się, co takiego znalazł
stary Fenny Nezbit, w jaki sposób znikał i za co został zabity.
Myślę, że cała wyspa jest usiana takimi jaskiniami, i zamie
rzam otrzymać raport na temat ich wszystkich. Jeśli mają tu
przyjeżdżać turyści, nie mogą co chwila zapadać się pod
ziemię.
- I łamać nóg - dodała Sara. - I utykać pod zwalonymi
drzewami. I lepiej powiedz miejscowym, żeby przestali strzelać
do obcych, i porywać dzieci. I... - Przełknęła kolejny łyk likieru
i zamilkła. Myślenie o przyszłości i o tym, co będą robić, nie
pomagało teraźniejszości. - Myślisz, że ktokolwiek by nas
usłyszał, gdybyśmy wrzasnęli? A gdyby nas usłyszeli, przyszli-
by nam pomóc czy zastrzelić?
- Dla ciebie szklanka jest zawsze do połowy pusta, prawda?
- To pomaga, jeśli ma się szefa takiego jak mój - powiedzia
ła, a potem spojrzała na niego. - Przepraszam.
- No dobrze, odpowiedz mi na jedno pytanie. - R.J. usiłował
przesunąć leżący przy ścianie kamień na środek jaskini, żeby
móc na nim stanąć. - Gdybym nie wydawał ci tylu poleceń, jak
inaczej mógłbym utrzymać cię blisko siebie?
- Chyba jestem pijana. A dlaczego chciałbyś mieć mnie
blisko siebie?
R.J. parsknął cicho.
- Nie mam zielonego pojęcia. Jak twoja noga?
- Prawie nic nie czuję. Nigdy nie miałam mocnej głowy.
Jude Deveraux
Kuzynki
Wyobraź sobie, mieć ojca takiego jak mój i nie mieć skłonności
do picia. Gdzie jest genetyka, kiedy jej potrzebujesz?
- Mój staruszek też był pijakiem.
- Wiem. Wszystkie dziewczyny w biurze bez przerwy o to
bie mówiły. Czasami słuchałam.
- Co jeszcze... one... mówiły... o mnie? - Popychał kamień
z takim wysiłkiem, że ledwo mógł mówić.
- Tylko tyle, że jesteś bogatym kawalerem i jak bardzo cię
pragną.
- Ale ty nie.
- Nie - przyznała Sara. - Ja chcę... - Przerwała. W tej chwili
nie mogła sobie przypomnieć, czego pragnęła w życiu.
- Zostać wielką aktorką? - podpowiedział jej R.J., zatrzy
mując się i wpatrując w skałę. - Masz talent.
- A skąd ty to wiesz?
- Widziałem cię trzy razy na scenie, pamiętasz?
- Ach, tak - powiedziała z uśmiechem. - Powiedziałeś to
Ariel.
- Powiedziałem to tobie i wiedziałem, że to ty. - Podniósł
wzrok na drzewo przykrywające otwór. - Szkoda, że masz
złamaną nogę, inaczej mogłabyś stanąć mi na ramionach i może
dosięgłabyś którejś gałęzi.
- Jeśli wypiję jeszcze trochę, to będą mogła to zrobić na
jednej nodze. Naprawdę myślisz, że byłam dobra na scenie?
- Fantastyczna, ale ja nie jestem obiektywny. Pytanie brzmi,
czy ty lubisz być na scenie, czy nie. Podobało ci się to? Czy
wolałaś być swoją kuzynką?
Sara zamknęła na chwilę oczy. Ból zamienił się w tępe
pulsowanie i pomyślała, że jeśli nie będzie się ruszać, uda jej się
wytrzymać.
- Nie byłam Ariel na tyle długo, żeby się tego dowiedzieć.
Myślę, że chciałabym...
- Czego? - spytał R.J., przetrząsając oba plecaki w poszuki
waniu przydatnych rzeczy.
Jude Deveraux Kuzynki
- Nie wiem. A może wiem. Myślę, że pragnę tego, co
wszyscy: domu, rodziny.
- Z takim żołnierzykiem jak David - dokończył R.J. złoś
liwie. - Słuchaj, jeśli natychmiast przestaniesz o nim mówić,
podam ci go na tacy, jak stąd wyjdziemy. Dam mu posadę
i będziesz mogła z nim pracować. Gdy tylko zacznie spędzać
z tobą czas, kompletnie zapomni o Ariel.
- Muszę być bardzo pijana - powiedziała Sara, a głowa
opadła jej do tyłu - bo cały czas mi się wydaje, że mówisz
o mnie miłe rzeczy. To niemożliwe.
R.J. przestał przetrząsać plecaki i popatrzył na śpiącą dziew
czynę. Miłe rzeczy o tobie, pomyślał. Czy zakochanie się
w tobie od pierwszego wejrzenia jest „miłą rzeczą"?
W tej chwili najważniejsze było, żeby Sara nie zauważyła,
jak bardzo sam się boi. On także widział Gideona. Czy chłopak
skradał się za nimi, żeby ich chronić? Czy z jakiegoś innego
powodu? Kiedy ciało Nezbita zostanie odnalezione, ktoś będzie
musiał ponieść karę za to morderstwo. Czy Gideon chciał się
upewnić, że wina spadnie na turystów?
W następnej sekundzie we wnętrzu jaskini rozbłysło światło.
R.J. podniósł wzrok i zobaczył Gideona wiszącego nad krawę
dzią z latarką w jednej i strzelbą w drugiej ręce.
ROZDZIAŁ 17
N
ienawidzę tego człowieka - powiedziała Ariel pod no
sem. - Głęboko i naprawdę go nienawidzę. Porwał moją
kuzynkę i zostawił nas tutaj samych.
Wciąż było ciemno w ten sobotni poranek, gdy znalazła
wiadomość, którą zostawił dla nich R.J. David odwrócił się
żeby ukryć uśmiech. Notatka była krótka i treściwa, mówiła, że
Brompton i Sara nie wrócą. R.J. kazał Ariel i Davidowi zostać
w domu Phyllis Vancurren i czekać na ich powrót.
- Czekać na niego?! - wykrzyknęła z niedowierzaniem
Ariel. - Mam w tym czasie robić na drutach? A może zażyć
laudanum i leżeć w łóżku? Myślałam, że Sara przesadza, kiedy
o nim opowiadała, ale teraz widzę, że miała rację.
David leżał rozciągnięty na tapczanie i udawał, że ziewa.
Mimo że ostatnia noc była okropna, bardzo go cieszyła reakcja
Ariel. Nigdy nie wierzył, żeby ona rzeczywiście go kochała,
i odczuwał satysfakcję, gdy słuchał, jak mówiła, że go nie
nawidzi.
Poprzedniej nocy zabrali jedną z kukieł Sary na obrzeża
miasta, chociaż nie mieli pojęcia, dokąd idą ani co mają zrobić
z fałszywym trupem. Brompton powiedział: „pozbądźcie się
tego tak, żeby nikt go nie znalazł" i zniknął. Tak bardzo spieszy
ło mu się z powrotem do Sary, że nie miał czasu na żadne
wyjaśnienia.
Dopiero gdy znalazł się sam na sam z Ariel, David zaczął się
zastanawiać, kto wybrał Bromptona na przewodnika. Czy to ze
względu na jego wiek? Czy sam uzurpował sobie do tego
prawo? Cokolwiek sobie myślał, Brompton przejął dowodzenie
i Davidowi wcale się to nie podobało.
Jude Deveraux
Kuzynki
Kiedy zniknął z Sarą i ich kukłą w lesie, David zdał sobie
sprawę, że facet wiedział dużo więcej o topografii Wyspy
Króla, niż powiedział. Miał swoje tajemnice, pomyślał David.
Tak, cóż, David też miał ich parę. Sekrety, o których nie
wiedziała nawet Ariel. Kiedy miał dziewięć lat, spędził cały
miesiąc na wyspie. To było trudne lato dla jego matki i, jak
zawsze, zrzuciła wszystkie swoje kłopoty na barki syna. Nie
szkodzi, że był tylko dzieckiem, matka oczekiwała, że David
naprawi wszystko, co ją gryzło. Tamtego lata czuła się bardzo
samotna, więc wyruszyła w rejs - a David został wysłany na
obóz na Wyspę Króla. Obóz okazał się jedną wielką imprezą,
prowadziła go para hipisów, którzy chcieli tylko w spokoju
palić trawkę. Dobrą stroną sytuacji było to, że dzieciaki, które
były pod ich opieką, zostawiono same sobie, więc David mógł
zająć się odkrywaniem wyspy i myśleniem. Mimo że miał tylko
dziewięć lat, wiedział, że musi znaleźć jakiś pomysł na życie.
Matka nie miała męża, o którym warto by było wspominać.
Miała małżonka na papierze. Podczas miesiąca miodowego
młoda para dowiedziała się o sobie nawzajem dwóch rzeczy: po
pierwsze, że on ożenił się z nią dla pieniędzy, a po drugie, że nie
może tknąć tych pieniędzy bez jej pozwolenia - a rzadko mu na
to pozwalała. Kiedy chodziło o kwestie finansowe, Inez Tred-
well do złudzenia przypominała swego ojca, dlatego David
został wysłany na bardzo tani obóz. Po roku piekła rodzice
Davida osiągnęli kompromis: jeżeli on da jej dziecko, ona
zapłaci mu za życie z dala od niej. Rozwiązanie okazało się
idealne.
Inez często mówiła, że od szaleństwa ocaliła ją tylko matka
Ariel. Dla całej reszty świata Pomberton Weatherly była snob
ką, która nie miała sobie równych, ale Inez Weatherly uważała
ją za miłą i zdolną do miłości. Oto dwie samotne kobiety,
wychowujące dzieci, które w pojedynkę musiały stawić czoło
plotkom małego miasteczka. Podczas gdy miss Pommy była
ostoją siły, Inez Tredwell wydawała się uosobieniem kobiecej
Jude Deveraux
Kuzynki
bezbronności. Oczywiście nikt nie wiedział, jak mocno trzy
mała w dłoniach troczki od trzosa, ani jak potrafiła sponiewie
rać męża i jaki układ z nim zawarła. Dla zewnętrznego świata
Inez była najbardziej bezbronną i płaczliwą kobietą na ziemi.
Bez wątpienia używała łez wystarczająco często jako sposobu
na syna.
W dniu, w którym David poszedł do pierwszej klasy, matka
powiedziała mu, że odtąd on jest mężczyzną w jej życiu - i od
tej chwili zaczęła go tak traktować. Opowiadała mu wszystko
o swoim życiu, płakała na jego ramieniu, jeśli przydarzyło jej
się coś złego, i oczekiwała, że chłopiec poradzi sobie z jej
problemami. W wieku ośmiu lat David załatwiał sprawy, z kup
cami i służącymi, którzy prowadzili wielki dom, należący od
pokoleń do rodziny ojca.
Kiedy matka powiedziała Davidowi, że ma się ożenić z córką
miss Pommy, chłopak chciał dla zasady odmówić, ale nie
potrafił znieść napadów płaczu matki, które mogły trwać całymi
dniami - albo tak długo, aż nie dostała tego, czego chciała.
Z drugiej strony David znał Ariel i jej matkę całe życie i dla
niego ich dom był ostoją zdrowego rozsądku. To prawda, że
miss Pommy chciała kontrolować wszystko wokół siebie, ale
ostrzegała przed atakiem. Mówiła ludziom, którymi rządziła,
czego od nich oczekiwała i jeśli tego nie robili, następowały
określone konsekwencje. David nigdy w życiu nie widział, żeby
płakała, a brak łez stanowił dla niego ogromną odmianę i ulgę.
Dla Davida Ariel była taka sama jak jej matka. Przez te
wszystkie lata, które spędzili razem, ani razu nie widział, żeby
Ariel płakała. Wiedziała, czego pragnie, i zdobywała to.
Ale problem polegał na tym, że Ariel pragnęła tego starucha,
R.J. Bromptona. Facet nie spodobał się Davidowi od pierwszej
chwili, gdy tylko go zobaczył. Brompton był człowiekiem
bywałym w świecie, doświadczonym w obcowaniu z kobietami
- miał wszystkie te cechy, których brakowało Davidowi i który
mi chłopak pogardzał. David widział swojego ojca tylko sześć
Jude Deveraux Kuzynki
razy w życiu, ale Brompton bardzo mu go przypominał. Bez
względny, doświadczony, pozbawiony sumienia. A celem życia
Davida było, żeby nie stać się takim człowiekiem jak jego
ojciec.
Drugą siłą napędową W życiu Davida była miłość do Ariel.
Od piątego roku życia David był przewodniczącym klasy. Za
wsze na świeczniku. Kapitan drużyny futbolowej. Na balu
końcowym ogłoszono go „najprzystojniejszym" i „najlepiej
rokującym na przyszłość"- Od dziecka był śmiały i pewny
siebie. „Mój mały mężczyzna" - tak nazywała go matka.
Ale kiedy znajdował się w towarzystwie Ariel, stawał się
skończonym idiotą. Ona była jak księżniczka, mieszkała w tym
swoim pięknym domu, nigdy nie chodziła do szkoły z innymi
dziećmi, nigdy nie nosiła ubrań, które nie zostały uszyte specjal
nie dla niej. Ariel nigdy W życiu nie miała pary dżinsów.
Jego przyjaciel Wesley powiedział, że David kochał się
w Ariel, bo ona była poza jego zasięgiem.
- Wszystkie inne dziewczyny wypisują ci swoje numery
telefonu na dłoni, ale Ariel mówi: „to znowu ty?". A ty to
uwielbiasz.
Może i tak, pomyślał David. Ale bez względu na przyczynę,
David był jej niewolnikiem, odkąd skończyli pięć lat - i tak
właśnie Ariel go traktowała. Kiedy byli dziećmi, dawała mu
listę zakupów, na której znajdowały się takie rzeczy jak maleń
kie kółka, przezroczysty materiał czy brokat, a on przełykał
dumę i kupował to, czego potrzebowała. Potem siedział w mil
czeniu, podczas gdy Ariel dobywała zestaw niewielkich narzę
dzi, który dla niej kupił, i budowała maleńkie domki dla wróżek.
Nigdy nie bawiła się z nim, ale łaskawie pozwalała mu przy
glądać się swoim zajęciom.
Kiedy David dorósł, słyszał, że ludzie mówią o miss Pommy
jako o „Królowej Arundel", zaś o Ariel jak o księżniczce.
„Czeka, aż stara królowa umrze", mówił ktoś i wszyscy się
śmiali. Rodzina Ariel nie była najbogatsza w tym zamożnym
Jude Deveraux Kuzynki
mieście, ale miała największy prestiż i najdłuższą listę
przodków.
Czasami David zabierał Ariel do kina. Inne dziewczyny
nosiły tanie, kuse bluzeczki, które odsłaniały pępek, ale Ariel
zawsze była zapięta pod samą szyję. Według niej, strój spor
towy składał się z wartych tysiąc dolarów spodni i nieskazitel
nie białej koszuli.
- Po prostu chcę tego, co najlepsze - mówił David do Wesa,
albo kogokolwiek innego, kto robił uwagi na temat Ariel.
Przejście od miłości do Ariel do planowania kariery politycz
nej wydawało się Davidowi zupełnie naturalne. Uważał, że
potrafi przekonywać innych i wierzył w dobroć ludzkiej natury,
dlatego sądził, że może zrobić coś dobrego dla świata. A z urodą
i stylem Ariel, jej znajomością manier i etykiety, bez trudu mógł
sobie wyobrazić ich oboje w Białym Domu.
Do niedawna David myślał, że Ariel w końcu ulegnie matce
i zgodzi się za niego wyjść. Wiedział, że jeżeli uda im się
przebrnąć przez samą ceremonię, Ariel będzie jego. Była zmys
łową dziewczyną, dziewicą w wieku lat dwudziestu czterech
i David bardzo pragnął się z nią kochać. Był pewien, że mimo
wszystkich jej protestów, Ariel go kochała. Ona o tym nie
wiedziała, ale on tak.
Ale wtedy powiedziała mu, że zobaczyła R.J. Bromptona
i zakochała się w nim. W mężczyźnie, którego dopiero co
poznała? Po tym, gdy pierwszy raz usłyszał o jej planach wobec
Bromptona (a musiał się wtedy bardzo starać, żeby nie urządzić
jej piekielnej awantury), David przeprowadził dokładne bada
nia nad tym człowiekiem i zrozumiał, co Ariel w nim pociągało.
Pragnęła być z kimś, kto będzie potrafił przeciwstawić się jej
matce. To, że miss Pommy od zawsze była oczarowana Davi-
dem, nie miało dla Ariel żadnego znaczenia.
O ile David nie zamierzał ujawnić swojej miłości do Ariel
- i zaryzykować, że zostanie na zawsze odrzucony - musiał
pomagać jej we wszystkich planach. Pomógł jej w przeprowa-
Jude Deveraux
Kuzynki
dzeniu idiotycznej zamiany miejsc z kuzynką i zgodził się
pojechać z nimi na Wyspę Króla. To dzięki jego pomocy Ariel
dotarła do Bromptona. Czy to oznaczało, że z właśnie z winy
Davida znaleźli się teraz w tej sytuacji?
Ale David lubił trzeźwo patrzeć na problemy, a potem je
rozwiązywać. Musiał się bardzo starać, żeby powstrzymać
uśmiech, gdy Ariel mówiła, że nienawidzi Bromptona, ale
z doświadczenia wiedział, że nie powinien jej przyklaskiwać.
Ariel lubiła, gdy ktoś się jej sprzeciwiał.
- Jestem przekonany, że chciał dobrze - powiedział.
- W końcu ma doświadczenie w takich sytuacjach.
- Jak ktokolwiek może mieć doświadczenie w takich sytua
cjach? Chyba że on jest członkiem mafii. A może chcesz mi
powiedzieć, że świat biznesu w Nowym Jorku jest tak krwawy,
że trupy w wannie są na porządku dziennym?
- Nic nie chcę ci powiedzieć, ale myślę, że on ma racje,
każąc nam zostać w domu. Powinniśmy pilnować ciała.
Ariel popatrzyła na niego z wściekłością.
- Naprawdę sądzisz, że powinniśmy siedzieć tutaj, w tym
domu, przez cały dzień i czekać?
- Czy nie właśnie tak powiedział R.J.? On jest...
- Biznesmenem z Nowego Jorku - dokończyła Ariel. - Co
on może wiedzieć? - Uniosła dwa studolarowe banknoty, które
R.J. zostawił razem z liścikiem. - Myślisz, że to wszystkie
pieniądze, jakie miał? Że dał nam wszystko i nie zatrzymał nic
dla siebie?
David ułożył się wygodniej na tapczanie, jak gdyby zamie
rzał spędzić na nim cały dzień.
- Pewnie on myśli, że może zarobić pieniądze gdziekolwiek,
więc nie potrzebuje żadnych zaskórniaków. Pamiętaj, że zarów
no on, jak i Sara zarabiają na życie. Ty i ja jesteśmy... - Wzru
szył ramionami, jakby nie mógł znaleźć słów, żeby ich opisać.
- Bezużyteczni. Chcesz powiedzieć, że ty i ja jesteśmy
bezużyteczni?
Jude Deveraux Kuzynki
_ Wcale nie. Jestem przekonany, że gdyby ktoś chciał wy
prawić przyjęcie, byłabyś niezastąpiona. Ale fakt, że wszyscy
na tej wyspie nas nienawidzą...
-Naprawdę? A może kazano im trzymać się od nas
z daleka?
Ariel usiadła na brzegu tapczanu, przygniatając palce stóp
Davida, ale chłopak się nie ruszył. Jeszcze nigdy nie widział jej
tak zdenerwowanej.
- Pieniądze - powiedziała z obrzydzeniem. - Nie zdajesz
sobie sprawy, że pieniądze są źródłem wszystkich moich prob
lemów?
David zmarszczył brwi.
- Czy ty i miss Pommy macie kłopoty finansowe?
_ Tak! - zawołała Ariel. - Ona ma wszystkie, a ja żad
nych. Gdybym tylko miała pieniądze, mogłabym żyć włas
nym życiem. - Wstała i David poruszył palcami u stóp.
_ Wychowała mnie tak, żebym była bezradna jak kobieta ze
związanymi stopami. Starannie pokierowała moją edukacją
tak, żebym absolutnie nic nie umiała. Potrafię nakryć stół,
kładąc po dwanaście sztućców przy każdym talerzu. Wiesz,
że nigdy w życiu nie jadłam inaczej banana jak tylko nożem
i widelcem. Zresztą, zwykle każdy owoc dostaję już po
krojony.
David popatrzył na nią z ciekawością. Nie wiedział, że Ariel
zdawała sobie sprawę, iż można jeść banana w inny sposób
- albo że w ogóle można żyć inaczej niż ona.
- Co mogę innego robić w życiu, niż wyjść za jakiegoś
mężczyznę i wydawać mu proszone kolacje?
- Myślę, że nie tylko to mogłabyś dla niego robić - zauważył
David miękko.
- Och, zamknij się! Zawsze myślisz tylko o swojej przyszło
ści, o tym, czego ty oczekujesz od kobiety. Idealna żona. Idealne
przyjęcia. Davidzie, jesteś najbardziej idealną osobą, jaką w ży
ciu poznałam.
Jude Deveraux Kuzynki
- Ja? - Nie wierzył własnym uszom. - To ty jesteś taka
idealna...
- Chcę coś robić - przerwała mu Ariel. - Zostać kimś.
David usiadł na tapczanie.
- Wybacz, że jestem taki głupi, ale jak małżeństwo z Bromp-
tonem miałoby ci w tym pomóc?
- On jest silny. Niezależny. Powiedziałby mojej matce, żeby
dała mi spokój, poszedłby do pracy, a ja wreszcie mogłabym
robić ze swoim życiem to, co chcę.
- Czyli?
Ariel znowu usiadła.
- To tyle. Nie mam pojęcia, co chcę robić w życiu.
- Zawsze możesz przez następne dwa dni zarobić jakieś
pieniądze i gdy zobaczysz Bromptona, rzucisz mu jego pienią
dze w twarz. O ile nie zostaniemy aresztowani za morderstwo
- dodał po chwili namysłu.
- Całe życie bałam się matki. Ona kontroluje to, co noszę, co
jem, nawet za kogo wyjdę za mąż. A teraz, kiedy myślę o tym
trupie w zamrażarce, bardzo chciałabym, żeby tu była. Chyba
pobiegłabym do niej i padła jej w ramiona.
- I co miss Pommy by zrobiła, gdybyś pobrudziła jej bluzkę
tuszem do rzęs? Byłaby wściekła, gdyby nie mogła sprać mas-
kary z ubrania.
- Maskary? Żartujesz? Nie mam na twarzy żadnego makijażu.
- Dałbym się nabrać, ale ty zawsze wyglądasz świetnie.
- David dotknął jej ramienia i zaczął posuwać palce ku górze.
Nagle Ariel wstała.
- Pamiętasz, jak byliśmy w pubie? Pamiętasz, jak powie
działam Sarze, że pomogę Phyllis zacząć się ubierać stosownie
do jej wieku?
- Myślę, że ona ubiera się zgodnie ze swym wiekiem men
talnym.
Ariel oparła ręce na biodrach i popatrzyła na Davida z góry.
- Ta kobieta chce mężczyzny.
Jude Deveraux Kuzynki
- Myślę, że już kilku ich miała.
- Nie, nie w tym sensie. Spróbuj pomyśleć o czymś powyżej
pasa. Ona pragnie męża, ale jakiego męża znajdzie, ubierając
się tak jak teraz?
- Nicponia. Nastolatka.
- Właśnie.
David uśmiechnął się.
- Odkąd tu przyjechaliśmy, co najmniej pół tuzina kobiet
gapiło się na ciebie.
- Nie, nie na mnie, na Sarę. To ona ma na sobie dobre ciuchy.
- Spojrzała na swoje proste, bawełniane spodnie i takąż koszul
kę. - To tylko naśladownictwo ubrań Sary, ale i tak...
- Ubranie nie ma tu nic do rzeczy. To na ciebie patrzyły. Nie
zdajesz sobie sprawy, Ariel, jaką masz prezencję, jaki styl, jak
bardzo różnisz się od innych kobiet.
- Naprawdę? - spytała miękko. - Nie bywałam w takich
miejscach jak inne kobiety. Matka zawsze trzymała mnie
w klatce.
- A kto ma lepsze wyczucie stylu niż miss Pommy?
- Nikt - odpowiedziała Ariel i popatrzyła na Davida. - Myś
lisz, że moja wiedza jest coś warta?
- Myślę, że mogłabyś z powodzeniem prowadzić agencję
modelek w Nowym Jorku. Albo zostać naczelną „Vogue".
Ariel uśmiechnęła się.
- A na Wyspie Króla w Karolinie Północnej?
- Myślę, że kobiety będą się ustawiały w długie kolejki.
Tylko wyobraź sobie, ilu plotek będziesz mogła wysłuchać!
- To miał być żart, ale gdy tylko David wypowiedział te słowa,
oboje popatrzyli na siebie.
- Jak myślisz, czego mogłabym się dowiedzieć?
- Czegokolwiek. Wszystkiego. Może kobiety powiedziały
by ci, co tu się tak naprawdę dzieje. - David spoważniał. - Ariel,
skarbie, ale co ty tak naprawdę umiesz robić? Potrafisz zrobić
taki makijaż na pokaz jak w drogeriach?
Jude Deveraux
Kuzynki
- Nie wiem. Nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawia
łam, ale kiedy widzę kobietę, często myślę o tym, jak mogłaby
się ubrać albo co zrobić z włosami, żeby lepiej wyglądać.
Weźmy na przykład Britney.
- Kogo?
- Britney. Kobietę, którą kochasz. Tę, dla której zostałeś
w Arundel, pamiętasz?
David parsknął śmiechem.
- Ach, tak, miłość mojego życia. Britney. No i co z nią?
- Byłaby całkiem ładna, gdyby związała włosy i przestała
malować czarną kreskę pół centymetra nad linią rzęs. A jej
maskara za bardzo się klei...
Ariel przestała mówić, bo David położył jej dłoń z tyłu głowy
i przyciągnął jej usta do swoich. Po raz pierwszy pocałował ją
w sposób, który trudno było nazwać braterskim. To był mocny,
głęboki pocałunek, który miał przypomnieć Ariel, że David nie
był jej bratem.
Kiedy skończył, wstał i przeciągnął się.
- Chyba wezmę prysznic, a kiedy wyjdę, pomyślimy, jak się
do tego wszystkiego zabrać. - Dopiero przy drzwiach łazienki
obejrzał się na Ariel. Kiedy zobaczył, że ona wciąż tam siedzi
z osłupiałym wyrazem twarzy, uśmiechnął się. Wóz albo prze
wóz. Postanowił pokazać Ariel, co do niej czuł.
ROZDZIAŁ 1
O
biecujesz, tak? - Phyllis patrzyła na swoje odbicie w lus
trze. Na twarzy miała o połowę mniejszy makijaż niż
zwykle, a ubrana była w męską koszulę i spodnie, które, według
niej, były stanowczo za duże. Ale musiała przyznać, że wy
glądała... inaczej. Prawie elegancko.
- Przysięgam - powiedziała Ariel. - R.J. Brompton załatwi
ci hotel w Nowym Jorku na tydzień i przedstawi co najmniej
czterem mężczyznom, uznawanym za dobrą partię. Co się
stanie potem, będzie zależało tylko od ciebie.
- A Saks?
- Voucher na zakupy za pięć tysięcy dolarów.
- Ze stylistką - zaznaczyła Phyllis.
Ariel zacisnęła za plecami dłonie w pięści, ale uśmiechnęła
się i skinęła głową, gdy Phyllis znowu na nią spojrzała.
- Nie wiem... - powiedziała Phyllis, ponownie patrząc w lu
stro. - Nie jestem pewna, jak ludzie to potraktują, jeśli ci
pomogę.
- Rozumiem - odrzekła Ariel, ustawiając równo kosmetyki
Phyllis. Musiała walić w drzwi sypialni jak wściekła, żeby
obudzić Phyllis z jej pijackiego snu, a i tak gospodyni nie
zrozumiała ani słowa z tego, co Ariel do niej mówiła.
- Co chcesz ze mną zrobić? - pytała.
W końcu David musiał wyciągnąć kobietę z łóżka i posadzić
przed toaletką.
- On jest cudowny - wyszeptała Phyllis do Ariel, gdy ta
nakładała brązowy cień na jej powieki. - Czy cały jest taki
śliczny?
Ariel podniosła wzrok na Davida i po raz pierwszy w życiu
Jude Deveraux Kuzynki
poczuła ukłucie zazdrości. Z iloma kobietami poszedł do łóżka?
Zastanawiała się, po czym potrząsnęła głową, zła sama na siebie.
- Nie mam pojęcia - powiedziała, próbując skoncentrować
się na cieniu do powiek. Wcześniej tylko raz robiła komuś
makijaż, a była to pokojówka, która szła na kolację ze swoim
chłopakiem. Byli ze sobą od trzech lat, ale kiedy dziewczyna
wróciła z pierścionkiem zaręczynowym, Ariel czuła się tak,
jakby naprawdę pomogła.
- Nigdy nie zdarłaś z niego ciuchów? - dopytywała się
Phyllis.
Ariel chciała trzepnąć kobietę w ucho albo poradzić jej, żeby
zatrzymała swoje opinie dla siebie, ale wiedziała, że będzie
musiała przełknąć dumę, jeśli ma się czegokolwiek dowiedzieć.
- Gdyby jakakolwiek kobieta tego spróbowała, David wal
czyłby jak lew. - Miała na myśli, że David był człowiekiem
honoru, ale to wcale tak nie zabrzmiało.
- To znaczy, że on jest gejem?
Ariel uśmiechnęła się.
- Różowy jak róże w ogrodzie mojej babci.
- Może ja mogłabym to zmienić.
- Uwierz mi, niejedna kobieta już próbowała. Powinnaś
porozmawiać z Britney. Ona próbowała całymi latami, ale...
- Nic z tego?
- Absolutnie. - David mnie zabije, pomyślała Ariel, ale nie
przestawała się uśmiechać. Tyle że skoro nie mogła obiecać
kobiecie - nazwijmy to - „usług" Davida, będzie musiała
wymyśleć coś innego, żeby przekonać Phyllis Vancurren do
współpracy. Ariel obiecywała jedną gwiazdkę z nieba za drugą.
- Więc zadzwonisz do nich? - spytała, przykładając roz
grzaną lokówkę do zniszczonych trwałą i rozjaśnianiem wło
sów Phyllis.
- Telefony nie działają - przypomniała Phyllis, unosząc
lusterko i oglądając z bliska makijaż, który zrobiła jej Ariel.
- Kabel jest przecięty, pamiętasz?
Jude Deveraux Kuzynki
- Zapomniałam. Ale macie jakiś sposób na przekazywanie
sobie informacji, prawda?
- Próbujesz mnie podejść, żebym ci coś powiedziała, tak?
- Próbuję zarobić pieniądze na jedzenie dla siebie i Davida
- wycedziła Ariel z zaciśniętymi zębami. - On się do tego nie
przyzna, ale jest kompletnie przerażony, więc ja muszę coś
zrobić. Nawet nie wiesz, z jaką radością przekażę go z po
wrotem pod opiekę jego matki, gdy tylko wrócimy do Arundel.
Ta kobieta rozpieszcza go do granic możliwości. Nigdy nie
pozwala mu nic robić. - Wybacz mi, pomyślała, przepraszając
Davida w duchu. Jeżeli ktoś na świecie nie był rozpieszczany
przez matkę, to właśnie David. Przez całe życie Ariel widziała,
jak chłopak załatwiał dla swojej matki sprawy, którymi zaj
mowali się tylko dorośli. Płacił rachunki i często widywała go
w banku, jak rozmawiał z menedżerem o ogromnym majątku
matki.
- Słyszałaś, co do ciebie powiedziałam? - niecierpliwiła się
Phyllis.
- Nie, przepraszam. Zamyśliłam się. O, tak jest dobrze.
- Obniżyła fryzurę Phyllis o jakieś cztery centymetry.
- Nie sądzisz, że wyglądam starzej?
Ariel niemal powiedziała: „bo jesteś starsza", ale ugryzła się
w język.
- Myślę, że tak wyglądasz na naprawdę inteligentną.
Taki wygląd pomoże ci przyciągnąć uwagę mężczyzn dużo
lepszej klasy niż przedtem. - To było uczciwe stwierdzenie
i Phyllis właśnie tak je odebrała. - A zatem możesz to
zorganizować? - Ariel próbowała ukryć desperację w głosie.
- Naprawdę muszę spróbować zarobić jakieś pieniądze dla
Davida i dla mnie.
- A co z R.J. i tą dziewczyną? Jak ona miała na imię?
- Sara. Oni poszli sobie gdzieś.
Phyllis odwróciła się szybko, żeby popatrzeć na Ariel.
- Lepiej, żeby nie opuszczali wyspy!
Jude Deveraux Kuzynki
- A jak mieliby to zrobić? - spytała Ariel spokojnie, ale
serce waliło jej jak młotem. A jeżeli R.J. i Sarze udało się uciec
z wyspy? - A co by się z nimi stało?
- Nic dobrego - odrzekła Phyllis, odwracając się do lustra
i najwyraźniej decydując, że powiedziała za dużo. - Mogę wam
pomóc w nagłośnieniu tego biznesu. Dzieciaki rozpowiedzą
o tym po mieście.
- Mogłyby powkładać ulotki do skrzynek? To znaczy, jeśli
uda mi się przekonać sklepy w mieście, żeby wzięły w tym
udział.
- O to nie musisz się martwić. Interesy idą tutaj tak fatalnie,
że większość ludzi zrobiłaby wszystko, żeby zarobić parę do
larów.
- Powinni znaleźć skarb, tak jak pan Nezbit - rzuciła Ariel,
czekając w napięciu na odpowiedź Phyllis.
- Złoto Fenny'ego - powiedziała kobieta, uśmiechając się
do lustra. - Każdy tutaj o tym mówi, jak wypije kilka piw.
- Ale nikt nigdy go nie znalazł?
- Nikt nie był nawet blisko. Poza...
- Poza kim?
- Myślę, że Gideon wie więcej, niż mówi. Nawet ja nie
mogłam nic z niego wyciągnąć.
- A próbowałaś?
Phyllis roześmiała się serdecznie.
- Kotku, ten chłopak i ja rozkołysaliśmy to moje stare wyro
tyle razy... Powiedzmy tylko, że to, co wie, zachował dla siebie.
- Kim jest Gideon?
- Synem Fenny'ego. A może nie. Gideon twierdzi, że nie,
ale Fenny i Eula, że tak. Nigdy nie widziałam, żeby była
w ciąży, ale powiedziała, że po niej tego nie widać, a poród
odbył się w domu. - To bardzo Phyllis rozśmieszyło, ale Ariel
nie wiedziała, na czym polegał dowcip.
- Więc David może użyć twojego komputera, wydrukować
ulotki i ktoś rozniesie je po mieście?
Jude Deveraux Kuzynki
- Oczywiście - odpowiedziała Phyllis, poklepując nową
fryzurę.
- A czy oni się nie zdenerwują?
- Kto?
- Ci, którzy rządzą miastem?
Phyllis popatrzyła w lustrze na Ariel.
- Nie martw się o to przesłuchanie w poniedziałek. Bromp-
tona na pewno stać na grzywnę.
- Jestem tego pewna - odpowiedziała Ariel cicho i odsunęła
się krok w tył. - Lepiej pójdę i powiem Davidowi, że... o tym.
- Powiem mu, że jest gejem, pomyślała i nie mogła ukryć
uśmiechu.
- Pozwól mi to zrobić - powiedziała Ariel. - Proszę.
David popatrzył na nią zmrużonymi oczami.
- I co im powiesz? Że jestem twoją asystentką?
- Może mógłbyś pomagać w doborze odpowiednich do
datków.
- Nabijaj się ze mnie, a powiem im, że mieszkasz w przy
czepie pod młynem.
- Po sąsiedzku z Britney?
- Z Brit. Jako jej kochanka.
Ariel roześmiała się.
- Nie miałam pojęcia, że potrafisz być aż tak okrutny.
- To dlatego, że nic o mnie nie wiesz. Chyba pójdę do sklepu
z artykułami żelaznymi i sprawdzę, czy tutejsi mężczyźni znają
się na czymkolwiek innym niż piły łańcuchowe.
- Założę się, że z radością wysłuchają twojej przemowy, jak
ocalić lasy deszczowe.
David uśmiechnął się niepewnie.
- Może jeszcze z tym poczekam. To co mam robić, żeby
pomóc ci przemienić te kobiety w królowe piękności?
- Nie mają być piękne, tylko wyglądać najlepiej, jak po
trafią, pamiętasz?
Jude Deveraux Kuzynki
- Tak, sam pisałem ulotkę.
- Naprawdę myślisz, że mi się uda? - wyszeptała Ariel,
a David uśmiechnął się do niej.
- Tak, naprawdę. I żadnych więcej wątpliwości.
Davidowi nie było łatwo stać za plecami Ariel, gdy dziew
czyna delikatnie pukała do drzwi właścicielki jedynego sklepu
odzieżowego na Wyspie Króla. Sklep z sukienkami sąsiadował
z drogerią, którą prowadziła jej siostra, i oba lokale otwierano
dopiero o dziesiątej. Teraz nie było jeszcze ósmej.
Kiedy nikt nie otwierał, Ariel cofnęła się o krok.
- Może jeszcze nie wstali. Przyjdziemy później.
David sięgnął nad jej głową i zapukał tak głośno, że z po
wodzeniem mógłby obudzić sąsiadów. Parę minut później
w drzwiach stanęła kobieta w średnim wieku, ubrana w zno
szony szlafrok i skrzywiła się przed promieniami porannego
słońca.
- Tak? - powiedziała.
David zaczął coś mówić, ale przerwał i popchnął Ariel lekko
do przodu. Dziewczyna miała małe doświadczenie w rozmo
wach z ludźmi, których nie znała całe swoje życie. Albo którym
nie została właściwie przedstawiona.
- Chciałabym porozmawiać z panią o pewnym układzie
biznesowym - zaczęła ostrożnie.
- Nie możemy wam pomóc - odparła kobieta i zaczęła
zamykać drzwi.
Ariel wcisnęła stopę w szparę między drzwiami a futryną, po
czym spojrzała na kobietę.
- Przed chwilą zmieniłam twarz i fryzurę Phyllis Vancurren.
Wygląda teraz na tyle lat, ile ma, i jest wystarczająco elegancka,
by znaleźć sobie męża spoza wyspy.
Kobieta zamrugała kilka razy powiekami.
- Albo jesteś czarodziejką, albo kłamiesz.
- Nie - powiedziała Ariel. - Po prostu szyję sobie ubrania
w Nowym Jorku i tak często robiono mi profesjonalny makijaż,
Jude Deveraux Kuzynki
że mogłabym pracować jako makijażystka u Estee Lauder.
Potrzebujemy pieniędzy i chciałabym zaproponować nową styli
zację każdej kobiecie w tym mieście. Ubrania, buty, kosmetyki
i fryzury. Dostanę dwadzieścia procent od wszystkiego, co kupią.
David uśmiechnął się za jej plecami. Był naprawdę pod
wrażeniem.
- Będę miała przez was kłopoty, ale wejdźcie.
- Jeśli nie wsadzą nas do więzienia do końca życia, zabiję cię
- powiedział David do Ariel tak, żeby tylko ona słyszała. - Czy
ty masz w ogóle pojęcie, co te kobiety ze mną robią?
Ariel wiedziała, bo kobiety były zachwycone.
- Jeżeli on potrafi to znieść - mówiły - to naprawdę musi
być gejem.
Ariel uwijała się jak w ukropie, nie mając czasu na nic więcej,
jak tylko próbować ze wszystkim zdążyć.
Drogerię dzieliły od sklepu z sukienkami podwójne drzwi,
które teraz stały otworem, żeby kobiety mogły swobodnie prze
chodzić z jednego pomieszczenia do drugiego. Ariel uwijała się
między nimi, przez większość czasu mówiąc „nie".
- Ta ci nie pasuje. Przymierz niebieską. Nie, nie, nie! Nie ten
pasek!
Na początku czuła się onieśmielona i z całej siły próbowała
być dyplomatyczna. Ale o jedenastej porzuciła uprzejmości.
Kobiety nie były uprzejme, więc dlaczego ona miała być miła?
Wyrywały sobie ubrania, przepychały się w kolejce i kłóciły,
i ogólnie zachowywały się tak, jak oczekiwała: wygłodniałe
mody i piękna.
Żeby obsłużyć tak wiele klientek, Ariel przestała wszystko
robić sama. Na początku sama nakładała kosmetyki, zrobiła
nawet pasemka na włosach jednej kobiety, ale po godzinie
zaczęła wydawać polecenia, których panie chętnie słuchały.
Makijaże, fryzury, garderoba, wszystko było robione naraz,
a Ariel tylko wykrzykiwała rozkazy.
Jude Deveraux Kuzynki
- Ona nie potrzebuje już więcej blondu! Jej włosy już i tak są
wystarczająco białe! I spójrzcie na jej brwi! Niech ktoś mi poda
pęsetę! - Kobiety nie czuły się urażone, tylko śmiały się i prze
pychały jeszcze bliżej Ariel.
- Przyniosłam wszystkie sześćdziesiąt jeden moich torebek
i pomyślałam, że mogłabyś mi powiedzieć, które mam za
trzymać.
Ariel zajrzała do plastikowej torby pełnej torebek, sztywnych
od wieku i brudu, ale od razu rozpoznała skarby z lat czterdzies
tych i pięćdziesiątych.
- Weź trochę kremu i bezbarwnej pasty do butów - poradziła
- a potem usiądź w tamtym kącie i wyczyść te torebki. Kiedy
skończysz, rozłóż je na stole, a ja je dla ciebie sprzedam.
Dwadzieścia pięć procent zysku dla mnie. - Kobieta mrugnęła
powiekami parę razy, po czym wybiegła prosto do sklepu
przemysłowego, żeby zrobić zakupy.
David pomagał Ariel przez chwilę, ale okazało się, że to dla
niego zbyt wiele. Kobiety były zafascynowane jego urodą i tym,
co w sekrecie powiedziała im Phyllis.
Około pierwszej Ariel usłyszała z ust kobiety o zniszczonej
słońcem skórze imię Gideon. Ruszyła w stronę dziewczyny,
która nakładała na powieki kobiety jasnoniebieski cień, i wzięła
od niej pędzelek.
- Ja się tym zajmę - powiedziała i dziewczyna spojrzała na
nią z wdzięcznością.
- Twoja skóra wymaga leczenia laserem - orzekła Ariel
mimochodem.
- Jakbym o tym nie wiedziała. To przez te wszystkie lata na
łódce Fenny'ego.
Ariel musiała na chwilę przerwać nakładanie makijażu, tak
bardzo zadrżała jej dłoń. Fenny Nezbit. Trup w wannie. Męż
czyzna, który pozwał ich do sądu.
- Wszystko w porządku - powiedziała kobieta miękko.
- Nie pozwolę, żeby Fenny was skrzywdził w poniedziałek. To
Jude Deveraux Kuzynki
tylko gra, w którą on się bawi. Nie miał na myśli nic złego.
Wiedział, że ten facet jest bogaty.
- R.J.
- Tak, ten starszy. On jest bardzo zakochany w tej dziew
czynie, prawda?
Znowu dłoń Ariel zawisła w powietrzu.
- W Sarze? Ona dla niego pracuje, ale nie sądzę, żeby byli
w sobie zakochani.
- Akurat - powiedziała kobieta. - Powinnaś była widzieć ich
dzisiaj rano. Jechałam tutaj, a on chyba myślał, że zamierzam
ich przejechać ciężarówką, bo popchnął ją do rowu i przykrył
własnym ciałem. Jeżeli ktokolwiek by ucierpiał, to on. Mogę ci
powiedzieć, że Fenny nigdy nie zrobiłby dla mnie czegoś
takiego. - Nachyliła się do Ariel. - Założę się, że ten twój
gołowąs też zrobiłby to dla ciebie.
Ariel zerknęła na Davida. Jakaś kobieta pytała go, czy bluz
ka, którą miała na sobie, nie ma zbyt wyciętego dekoltu.
- David jest...
- Nie wciskaj mi tego kitu. Potrafię poznać kłamstwo, kiedy
je usłyszę. Żyję z Fennym i na tym kończą się łgarstwa, które
mogę znieść. Ten chłopak nie jest homoseksualistą.
- Zastanawiam się, czy mogłabym porozmawiać z panem
Nezbitem - powiedziała Ariel. - Może mogłabym się z nim
spotkać dziś wieczorem.
- Wyjechał i nie wiem, kiedy wróci. Pewnie dopiero w po
niedziałek, na randkę z sędzią.
- Czy on wyjechał z wyspy?-Ariel nakładała cień na powieki
kobiety, ale zmarszczki sprawiały, że wciąż robiły się grudki.
- Nie. Poszedł przespać się ze swoim złotem.
- Przespać się ze swoim złotem? - powtórzyła Ariel.
- Na pewno słyszałaś o złocie Fenny'ego.
- Phyllis...
- Nie wspominaj przy mnie imienia tej kobiety! Ona i Gi-
deon...
Jude Deveraux Kuzynki
- Kim jest Gideon?
- Diabelskim nasieniem, jeśli chcesz znać moje zdanie. Ma
ły, podły bękart.
- On jest twoim synem, prawda?
Kobieta spojrzała na Ariel w lustrze, a jej oczy rozbłysły.
- Skoro tak mówisz.
Ariel próbowała uspokoić gwałtownie bijące serce.
- Kiedy widziałaś R.J. i Sarę, dokąd oni szli?
- Do mojego domu. Kazałam im zająć się moimi dziećmi.
Ariel już miała się uśmiechnąć na myśl o R.J. w roli niańki,
ale potem pomyślała o tym dzieciaku, Gideonie i o Sarze.
- Powiedz mi coś więcej o Gideonie.
- Najbardziej podły, najbardziej podstępny diabeł na wy
spie. Tak, przy okazji, jestem Eula. Masz dzieci?
- Nie - odpowiedziała Ariel.
- Dobra rzecz. Moje dziewczynki są po prostu cudowne, ale
Gideon zawsze kładł łapę na wszystkim, co mu wpadło w ręce.
Mam tylko nadzieję, że ci twoi przyjaciele go nie spotkają.
Mogą dać się zwieść jego wyglądem. Urodę odziedziczył po
mojej stronie rodziny.
Ariel nie potrafiła nie przerwać nakładania makijażu i Eula
zarechotała.
- Teraz trudno ci w to uwierzyć, ale kiedyś byłam praw
dziwą pięknością. Zbyt wiele czasu spędziłam na tej zapom
nianej przez Boga wyspie i moja uroda przeminęła.
- Skoro twój mąż ma złoto, dlaczego stąd nie wyjedziesz?
- Myślisz, że dałby mi coś z niego? Wylicza co do pensa.
Przynosi je skądś z wyspy, potem zabiera na stały ląd i zamienia
na gotówkę.
Kłamie, pomyślała Ariel, przyglądając się, jak kobieta rusza
ła oczami, gdy mówiła. Ale gdzie tkwi kłamstwo?
Ariel nie miała czasu, żeby się dowiedzieć. Drzwi otworzyły
się i do sklepu weszła kobieta równie okrągła, jak wysoka
i z ciszy, która zapadła wokół, Ariel wywnioskowała, że była
Jude Deveraux
Kuzynki
kimś ważnym. Szybko dowiedziała się, że oto miała do czynie
nia z żoną burmistrza Wyspy Króla, i musiała zostawić Eulę
Nezbit, żeby się nią zająć.
Dopiero o piątej po południu Ariel mogła pomówić z Davidem.
- Gdzieś ty się podziewał? - wysyczała, gdy siostry, które
były właścicielkami sklepów, ryglowały drzwi. W sklepie
odzieżowym nie zostało wiele towaru, a w drogerii skończyła
się farba do włosów i większość kosmetyków. Wszyscy poza
Ariel wyglądali na wyczerpanych.
- Możemy pójść coś zjeść? - spytał David, wskazując wzro
kiem na obie kobiety.
- Jak tylko podzielimy zyski - odpowiedziała Ariel. - Pro
wadziłam rachunki w głowie, więc mniej więcej wiem, ile mi
się należy. To nie powinno długo potrwać.
Jedna z sióstr popatrzyła na Davida, jakby chciała powie
dzieć „co za strata", po czym podeszła do kasy i zaczęła uderzać
w klawisze. Dziesięć minut później wręczyła Ariel zwitek
banknotów.
Zanim dziewczyna zdążyła cokolwiek powiedzieć, David
wypchnął ją za drzwi.
- Dwieście trzydzieści dolarów? To wszystko? Wyczyści
łam to miejsce do zera.
- Sprzedali towar wartości około dwu tysięcy trzysta. Po
dziel to na pół z tym, ile za niego zapłacili i dwadzieścia procent
daje dwieście trzydzieści - powiedział.
Ariel zwinęła banknoty i wsunęła je do stanika.
- Musi być jakiś sposób, żeby zwiększyć zyski - powiedzia
ła, po czym jej twarz rozjaśnił uśmiech. - Ale nigdy w życiu tak
dobrze się nie bawiłam. Myślisz, że mogłabym otworzyć sklep
z odzieżą w Arundel?
- Jeśli chcesz natychmiast zabić swoją matkę.
- Chciałabym, żeby ona w nim pracowała.
David już miał wyrazić swoje głębokie przerażenie, kiedy
zobaczył, że Ariel żartuje.
Jude Deveraux Kuzynki
- Chodź, bogata dziewczyno, zaproś mnie na kolację. Chcę
usłyszeć wszystko, czego się dowiedziałaś.
Dwadzieścia minut później byli w pubie i atmosfera nie
mogła bardziej różnić się od tej, jaka tu panowała poprzednio.
Prawie każda kobieta, która wchodziła, machała do Ariel i pyta
ła, jak wygląda. Ariel, witając się z nimi, dyskretnie radziła im,
co powinny zrobić: mniej szminki, mniej lakieru do włosów,
zakryj pępek.
- Więc niczego się nie dowiedziałaś? - zapytał David.
- Tylko tyle, że ten Gideon jest chory psychicznie. Wyrośnie
na lokalnego seryjnego mordercę. - Nachyliła się do Davida.
- Opiekuje się dwojgiem dzieci, Eula mówiła, że są jego.
Wszyscy w mieście myślą, że to jej dzieci, ale to nieprawda.
- A kto jest matką?
Ariel odchyliła się na oparcie.
- Nie chciała mi powiedzieć, ale myślę, że Phyllis Vancur-
ren. Może pije właśnie dlatego, że Nezbit zabrał jej dzieci.
- Niedobrze mi się robi od tego wszystkiego, co dzieje się na
tej wyspie - powiedział David.
- Nie sądzę, żebyśmy w poniedziałek mieli jakieś kłopoty.
Myślę, że R.J. będzie musiał zapłacić jakąś grzywnę i sprawa
zostanie umorzona.
- A potem co? Przypłynie po nas prom i odjedziemy z wy
spy? Nie sądzisz, że zaczną nas ścigać, kiedy otworzą za
mrażarkę?
- Nas albo Phyllis - powiedziała Ariel, wpatrując się w ta
lerz pełen pieczonych małży.
- Myślałem, że jej nie cierpisz, i nie ufasz.
- Bo tak jest, ale nie sądzę, żeby była morderczynią. Jeżeli
znajdą trupa w zamrażarce, to przy wszystkich tych dowodach,
które ty i R.J. podrzuciliście, Phyllis może zostać oskarżona
o morderstwo. Nie wydaje mi się, żeby ona cokolwiek wiedziała.
- No to kto wie? Teraz znasz już całe miasto, więc kto jest
winny?
Jude Deveraux Kuzynki
- Myślę, że ktoś chciał złota Fenny'ego, a gdy go nie dostał,
zabił. Nie byłabym zaskoczona, gdyby okazało się, że uznali
podrzucenie nam trupa do wanny za świetny dowcip.
David patrzył na Ariel przez chwilę.
- Założę się, że gdybyś poszła do jakiejś żony rybaka, ona
przekonałaby męża, żeby zabrał cię z tej wyspy.
- Zastanawiałam się nad tym. Tak naprawdę, już prawie
jedną z nich poprosiłam. W końcu tylko R.J. jest o coś oskar
żony. Reszta z nas... - Wzruszyła ramionami.
- Ariel - powiedział David miękko - czy usłyszałaś coś,
o czym nie chcesz mi powiedzieć?
Dziewczyna siedziała ze wzrokiem wbitym w talerz.
- Dlaczego pocałowałeś mnie dziś rano?
- Nie zmieniaj tematu.
- Czy muszę mówić ci wszystko, co usłyszałam albo pomyś
lałam? A ty? Gdzie zniknąłeś dzisiaj po południu? Nie było cię
prawie trzy godziny.
- Nieważne. Myślę, że powinnaś wyjechać z wyspy.
- Coś kombinujesz, prawda?
- Nie - odpowiedział David, szeroko otwierając oczy.
- Jesteś najgorszym kłamcą na świecie. Myślę, że powinniś
my poszukać Sary i R.J.
- Wydawało mi się, że go nienawidzisz.
- Może. Jutro jest niedziela i myślę, że powinniśmy...
- Mam jutro coś do zrobienia i chcę, żebyś została w domu
Phyllis i odpoczęła.
Ariel już miała coś powiedzieć, ale tylko uśmiechnęła się.
- Davidzie, jesteś najmilszym człowiekiem na świecie. Zu
pełnie, jakbyś czytał w moich myślach. O niczym bardziej nie
marzę, niż żeby położyć się i odpocząć. Cała ta praca zupełnie
mnie wykończyła.
David przyjrzał się jej podejrzliwie, ale Ariel ziewnęła szero
ko, a oczy same jej się zamykały.
- Chodź, skarbie, pozwól, że zabiorę cię do domu.
Jude Deveraux Kuzynki
- Dom. Jakie cudowne słowo. Myślisz, że moja matka mar
twi się o mnie?
- Wariuje z niepokoju. Nie powiedziałaś jej przypadkiem,
dokąd się wybierasz, prawda?
- Byłam wtedy Sarą, pamiętasz? - Ariel pozwoliła, by David
pomógł jej wstać. Podobało mu się, gdy wsparła się o niego.
Uśmiechając się w duchu, zaprowadził dziewczynę do domu
Phyllis.
Gdy Ariel przygotowywała się do snu, David przejrzał zaka
marki na strychu w poszukiwaniu rzeczy, które mogłyby mu się
przydać następnego ranka. Źle się czuł na myśl, że będzie
musiał zostawić Ariel samą, ale to tylko na kilka godzin, potem
po nią wróci. Dzisiaj, gdy te wszystkie kobiety go podrywały,
przypomniał sobie coś, co kiedyś odkrył na Wyspie Króla.
Nigdy nie znalazł, jak inne dzieciaki, serca gorących źródeł, ale
odkrył parę innych rzeczy.
ROZDZIAŁ 19
D
avidzie? - wyszeptała Ariel. Stała w drzwiach sypialni
ubrana w za dużą koszulę nocną i szlafrok, które poży-
czyła od Phyllis. - Spisz?
Gdy wracali z pubu, niebo się rozwarło i rozpętała się gwał
towna burza. Przemoczona i zmarznięta Ariel zawinęła się
w starą, miękką kołdrę i położyła z butelką gorącej wody pod
stopami. Słyszała, jak David przetrząsa schowki, i zastanawiała
się, co on knuje. Myślała też, co robili R.J. i Sara. Czy to prawda,
co powiedziała wdowa po Fennym Nezbicie, że R.J. był zako
chany w Sarze?
Ariel usiłowała sobie przypomnieć wszystko to, co Sara
pisała o swoim szefie. To był główny temat ich rozmów. Co R.J.
zrobił, z kim się spotkał, czyje serce złamał. „Kobiety robią
z siebie takie idiotki", pisała Sara. „Gdyby tylko wpadły na to,
że on lubi sobie zapracować na nagrodę". Czy ta cała krytyka
Sary była tylko przykrywką dla jej prawdziwych uczuć? Ariel
uśmiechnęła się do siebie. Jeżeli wieczny sprzeciw i mówienie
o danej osobie oznaczało miłość, to Ariel musiała kochać się
w Davidzie.
Zakochać się w Davidzie? Co za absurdalna myśl! David był
najmniej interesującym, najnudniejszym...
Ariel westchnęła, bo przypomniało jej się, jak wspinał się
kiedyś na wielką, starą jabłoń na jego rodzinnej farmie i rzucał
jej największe i najbardziej dojrzałe jabłka. Znowu westchnęła,
przypominając sobie, ile razy wysłuchiwał jej narzekań na
matkę - a potem łagodził wszelkie konflikty. David umiał
wpłynąć na jej matkę w sposób, w jaki nikt inny nie potrafił.
Kiedy Ariel miała piętnaście lat, David zapytał, co chciałaby
Jude Deveraux Kuzynki
dostać na urodziny, a ona się skrzywiła. Matka na pewno da
jej coś pożytecznego i praktycznego, albo coś ozdobnego
i drogiego, czego Ariel nie będzie wolno dotykać. Pomyślała
wtedy o najdzikszej rzeczy, jaka kiedykolwiek przyszła jej do
głowy.
- Chciałabym przejechać się na motorze z mężczyzną ubra
nym w czarną skórę.
Kiedy David powiedział:
- Porozmawiam o tym z twoją matką.
Ariel rzuciła w niego poduszką.
Ale gdy nadszedł poranek jej szesnastych urodzin, matka
dostała pilne wezwanie od kogoś, o kim Ariel w życiu nie
słyszała, i wyjechała na cały dzień.
- Kiedy wrócę, zjemy tort - powiedziała, wciągając ręka
wiczki. - No i, oczywiście, dostaniesz prezent.
- Tak, mamo - powiedziała Ariel, a gdy matka się odwróci
ła, pokazała jej język. Widziała to jedna z pokojówek i musiała
uciec z pokoju, żeby się nie roześmiać.
Godzinę później zadzwonił David.
- Załóż najtańsze ciuchy, jakie masz, i czekaj na mnie. - Po
czym odłożył słuchawkę. Ariel nie lubiła, jak ktokolwiek jej
rozkazywał, ale takie zachowanie tak nie pasowało do Davida,
że posłuchała. Kiedy się zjawił, czekała ubrana w bawełniane
spodnie, bawełnianą koszulkę i buty do tenisa.
David wszedł do saloniku odziany od stóp do głów w czarną
skórę, a pod pachą niósł dwa kaski motocyklowe.
- Jesteś gotowa?
- Na co?
Skinął głową w kierunku okna. Przed werandą lśnił w słońcu
wielki, czarno-srebrny motocykl.
Teraz Ariel, skulona pod kołdrą, przypominała sobie, jak
cudowny był ten dzień, który spędziła z Davidem, jeżdżąc na
motocyklu. David zapakował kanapki, owoce, colę i maleńką
butelkę brzoskwiniowego wina.
Jude Deveraux Kuzynki
- Nie powinnam - protestowała ze śmiechem. - Nie wie
działam, że umiesz prowadzić motor - powiedziała, obejmując
go ramionami w pasie, a David tylko się roześmiał.
Aż do dzisiejszego dnia - gdy została kobietą interesu - szes
naste urodziny były najbardziej ekscytującym dniem w życiu
Ariel. Pędzili przez most, wiatr rozwiewał jej włosy pod kas
kiem, a ona trzymała się mocno Davida, czując szorstki dotyk
skóry na policzku.
Wciąż stojąc w drzwiach sypialni, Ariel odchrząknęła. Stała
tam bez słowa już od dłuższej chwili, ubrana w bawełnianą
koszulę i szlafrok. David czytał na łóżku gazetę sprzed dwóch
dni i nie zwracał na dziewczynę żadnej uwagi. Rozejrzała się
dokoła, próbując zgadnąć, czego szukał w schowkach, ale ni
czego nie zauważyła.
- Byłeś dzisiaj wspaniały - powiedziała.
David nie oderwał wzroku od gazety.
- Dzięki. Ty też.
- Przepraszam, że powiedziałam im, że jesteś gejem.
- Nie szkodzi. - Wciąż nie podnosił wzroku. - Przynaj
mniej chociaż część z tych kobiet trzymała się ode mnie
z daleka.
Ariel popatrzyła na jego idealny profil. Przed chwilą brał
prysznic i jego włosy wciąż były wilgotne. Miał na sobie dżinsy
i czysty, biały podkoszulek, który dostał od właścicielki sklepu
odzieżowego.
- Kobiety często cię podrywają? - spytała.
Nie odrywając oczu od gazety, David wyszczerzył zęby
w uśmiechu.
- Bez przerwy. To prawdziwy koszmar. Nie dają mi spokoju
ani na minutę. A co?
Ariel nie odpowiedziała na pytanie, bo nie wiedziała jak.
- Idę do łóżka - oznajmiła i czekała, aż on coś powie. Ale
co? Zastanawiała się. Proszę zostań?
David powiedział:
Jude Deveraux Kuzynki
- Dobranoc. Do zobaczenia rano. - I odwrócił stronę.
Kiedy Ariel opuściła pokój, David poszedł prosto do łazienki,
odkręcił zimną wodę i wsadził głowę pod strumień. Przebywa
nie sam na sam z gotową pójść z nim do łóżka Ariel - to było za
dużo. Nie odważył się na nią spojrzeć, bo bał się, że zaraz się na
nią rzuci. Cały dzień w towarzystwie półnagich kobiet do
prowadził go na skraj wytrzymałości.
Kiedy wyszedł z łazienki z ręcznikiem przewieszonym przez
szyję spojrzał na drzwi sypialni Ariel, które były lekko uchylo
ne, a ze środka sączyło się światło. Gdyby chodziło o jakąkol
wiek inną kobietę, uznałby to za zaproszenie.
Ale nie Ariel, pomyślał, wzdychając. Trzy razy w ciągu
dzisiejszego dnia myślał, że powinien dać sobie z nią spokój.
Ponad dwadzieścia lat nieodwzajemnionej miłości to o wiele za
dużo dla każdego mężczyzny. Powinien znaleźć sobie dziew
czynę, która będzie patrzyła na niego tak jak Sara.
David uśmiechnął się na tę myśl. Sara była typem kobiety,
która mówiła: „cokolwiek chcesz robić, ja się zgadzam". David
znał siebie wystarczająco dobrze, żeby wiedzieć, że przy takiej
żonie niczego by nie osiągnął. On nie był taki jak R.J., mężczyz
na, który sam stanowił siłę przeciwną naturze. David zbyt wiele
dostał od życia, a łzy jego matki i jej ciągłe „nie zostawiaj mnie"
przykuły go do jednego miejsca. Ale Ariel...
David uśmiechnął się na tę myśl. Nie było ambicji na tym
świecie, która byłaby zbyt wygórowana dla Ariel. Prezydent?
Pewnie. Król? Jeszcze lepiej.
Potrząsnął głową, żeby rozjaśnić myśli. Nic nie mówił Ariel,
ale zachęcał dziś kobiety, żeby mówiły tak dużo, jak to tylko
było możliwe. Były wściekłe i miały serdecznie dość tego,
w jaki sposób miejscowe władze kazały aresztować tych nie
wielu turystów, którzy odwiedzali ich wyspę, ale nic nie mogły
na to poradzić. Sędzia Proctor był właścicielem wielu kutrów,
dzierżawił też sporo domów. Ludzie, którzy mu się sprzeciwia
li, kończyli na ulicy, bez domu i pracy.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Któreś z was musi być bogate - powiedziała dzisiaj jedna
z kobiet, po czym czknęła. David przekonał właścicielkę sklepu
z ubraniami, żeby podała wino kobietom, które czekały w kolej
ce do Ariel.
Na te słowa tylko się uśmiechnął, ale zdał sobie sprawę, że
wszyscy - oprócz Sary - byli bogaci. Właściwie Sara też,
tylko o tym nie wiedziała. Mimo że dziadek wydziedziczył
jej matkę, kiedy wyszła za tego gbura Johnsona, nigdy nie
wydziedziczył wnuczki. Braddon Granville był prawnikiem
matki Davida, on także zajmował się majątkiem ziemskim
matki Sary. David nieraz pomagał miss Pommy w rachun
kach i wiedział, że kiedy Sara skończy trzydzieści lat, odzie
dziczy fortunę.
Ile osób o tym wiedziało? - zastanawiał się David. Wrócił
myślami do lunchu, który jedli w tawernie niedaleko przystani
i promu. Kelnerka wydawała się przyjazna i ciekawska, wypy
tywała ich o to, kim byli. Każdy, kto wiedział cokolwiek
o Arundel, poznałby nazwiska Davida i Ariel. Jedno spojrzenie
w Internet wyjaśniłoby, kim jest R.J., a nawet Sara, skoro
występowała kiedyś na Broadwayu.
Mimo że Brompton zostawił im oschłą notatkę i uciekł
i mimo że aż trzy kobiety twierdziły, iż widziały R.J. i Sarę tego
ranka, David i tak się o nich martwił. Burza i historie, które
słyszał o tym dzieciaku o imieniu Gideon, nie dawały mu
spokoju. Czy wszystko z nimi w porządku? Dlaczego Sara i R.J.
nie próbowali się z nimi skontaktować?
Pod koniec dnia David postanowił, że rano wyruszy na
poszukiwania. Gdy Ariel moczyła się w wannie pełnej gorącej
wody, napełnił plecak, który znalazł w piwnicy Phyllis. Kiedy
tam zszedł, zajrzał od razu do zamrażarki, ciało Nezbita wciąż
tam było.
Wypakowany plecak leżał teraz ukryty w jednej z szaf. David
zamierzał wyruszyć około czwartej rano. Miał pewien pomysł,
co mogło się dziać w głowie Bromptona i dokąd mężczyzna
Jude Deveraux
Kuzynki
mógł pójść. Nikt nie zdawał sobie z tego sprawy, ale David
wiedział dużo więcej, niż im się wydawało.
Położył się, ale nie mógł zasnąć. Usiłował przypomnieć sobie
wypracowanie, które napisał w piątej klasie: „Co robiłem tego
lata". Zwyczajny temat, ale Davidowi udało się napisać nie
zwykłe opowiadanie, które tak bardzo spodobało się jego nau
czycielce, że posłała je na stanowy konkurs i David zdobył
drugą nagrodę. Jego matka była z niego tak dumna, że kiedy
kilka lat później kupiła komputer, umieściła opowiadanie w In
ternecie, na stronie genealogicznej Tredwellów. Kiedy ktoś
kliknął na imię Davida, pojawiały się jego zdjęcia i nagrodzone
opowiadanie.
Przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny David zastanawiał
się, czy to nie przez to opowiadanie zginął John Fenny Nezbit.
Facet był bezpieczny tak długo, jak tylko on wiedział, gdzie jest
jego skarb. Ale gdyby kryjówkę znał ktoś jeszcze, Nezbit stałby
się niepotrzebny, zbyteczny. Może tym kimś, kto wiedział,
gdzie jest złoto, był właśnie David.
- Davidzie - usłyszał szept Ariel. - Spisz?
Zerknął na zegarek. Dwadzieścia trzy po pierwszej. Za dwie
i pół godziny będzie musiał wstać. Miał ogromną ochotę nie
odpowiadać, ale nie mógł.
- Nie śpię. Wystraszyłaś się burzy?
- Nie - odparła, po czym, ku osłupieniu Davida, odwinęła
koc i położyła się obok niego.
- Ariel, nie możesz tego zrobić - powiedział, odsuwając się
od niej najdalej, jak tylko mógł. Wstałby, gdyby łóżko nie stało
przy ścianie. A tak, co miał zrobić? Przeturlać się przez nią?
- Dobra byłam dzisiaj, prawda?
Leżała z rękami pod głową i wpatrywała się w sufit.
- Ariel...
- Tak, Davidzie? - Odwróciła się do niego.
David leżał z plecami przyciśniętymi do ściany. Ich ciała
dzieliła odległość nie większa niż parę centymetrów.
Jude Deveraux
Kuzynki
- W co ty pogrywasz?
Ariel znowu odwróciła się na plecy.
- Pamiętasz, jak zabrałeś mnie na przejażdżkę motocyklem?
- Tak. Mogłabyś się odsunąć i zostawić mi trochę miejsca?
Ariel ani drgnęła.
- Dlaczego tamtego dnia mnie nie pocałowałeś?
- Niedotykalska - powiedział David, który zaczynał być
coraz bardziej poirytowany. - Byłaś i jesteś lodową księżnicz
ką. Nikt nie odważyłby się ciebie dotknąć.
Ariel odwróciła głowę, żeby na niego popatrzeć.
- Moja matka jest Królową Śniegu i dlatego ja muszę być
lodowatą księżniczką?
- Ariel, może ci się wydawać, że jestem twoim chłopcem na
posyłki, ale mogę cię zapewnić, że jestem mężczyzną.
- Wiem - powiedziała miękko. - W końcu zaczynam zda
wać sobie z tego sprawę.
- Ariel - wyszeptał David, wyciągając dłoń i dotykając jej
policzka.
W ułamku sekundy znalazła się w jego ramionach, ale David
odsunął się trochę.
- Jesteś pewna? - spytał.
- Absolutnie - odpowiedziała. - Zupełnie.
Uśmiechnął się i delikatnie pocałował ją w usta, wiedząc, jak
jest niewinna.
Ariel odsunęła się trochę.
- Czy to właśnie do mnie czujesz? Czy to wszystko?
- Ariel - powiedział David czule -jesteś dziewicą. Jesteś...
Usiadła na łóżku, schwyciła przód koszuli i pociągnęła.
Materiał puścił, guziki poleciały na wszystkie strony.
- Jestem kobietą - powiedziała.
David objął ją ze śmiechem.
- Tak? Naprawdę? - Położył dłoń z tyłu jej głowy i mocno
pociągnął na łóżko.
ROZDZIAŁ 20
A
riel przeciągnęła się i powoli otworzyła oczy. A więc
o to w tym wszystkim chodzi, pomyślała,
- I naprawdę warte całego tego gadania - powiedziała głoś
no, uśmiechając się do siebie. Odwróciła głowę, żeby podzielić
się tą głęboką myślą z Davidem, ale jego nie było. Wciąż
z uśmiechem na twarzy nasłuchiwała odgłosu prysznica, ale
w pokoju panowała cisza.
W nocy przenieśli się z wąskiego łóżka Davida na połączone
łóżka w sąsiednim pokoju. Po drodze kochali się na obu tap
czanach i dywanie w salonie. O trzeciej trzydzieści wzięli
razem prysznic, mydląc się nawzajem, a dłoń Ariel poznawała
każdy centymetr anatomii Davida. Po raz czwarty kochali
się w wannie.
O czwartej trzydzieści David powiedział, że więcej nie da
rady, i błagał o sen. Ariel nazwała go mięczakiem, ale z radością
umościła się w jego ramionach i zasnęła.
- Nie wiedziałam, że tak doskonale do siebie pasujemy
- powiedziała.
- A ja tak - wyszeptał David. - Zawsze wiedziałem.
Z uśmiechem na twarzy, bardziej zadowolona niż kiedykol
wiek dotychczas w swoim życiu, Ariel zapadła w sen.
Teraz, budząc się powoli, nasłuchiwała kroków Davida. Spoj
rzała na zegarek: siódma czternaście. Wciąż było jeszcze wcześ
nie, sklepy są dzisiaj zamknięte, więc może mogliby... Roz
marzona, pomyślała o ich wspólnej nocy.
- Kochać się przez cały boży dzień.
Czekała na powrót Davida, ale wciąż nie było słychać żad
nego dźwięku. Może poszedł na dół, żeby przygotować śniada-
Jude Deveraux
Kuzynki
nie, które zamierzał podać jej do łóżka? Doskonałe zakończenie
- a raczej początek, pomyślała.
Czekała przez następny kwadrans, po czym wstała. Davida
nie było w mieszkaniu. Dobrze, pomyślała, będzie miała czas,
żeby się ogarnąć. Wczoraj dostała nowe, czyste ubrania
i kosmetyki. Czterdzieści pięć minut i dobra suszarka do
włosów i Ariel wiedziała, że znowu może wyglądać tak, jak
powinna.
Godzinę później była czysta, ubrana, umalowana, a jej włosy
były w tak dobrym stanie, jak to tylko możliwe bez szczotki do
stylizacji, którą zostawiła w domu. Ale David ciągle nie
wracał.
Ariel z groźną miną zeszła na dół. Phyllis stała przy ekspresie
do kawy.
- Gdzie on jest?
- David? - Phyllis miała na sobie przedpotopową podomkę,
gwarancja, że w pobliżu trzech kilometrów nie było żadnych
mężczyzn.
- Tak, David - powiedziała Ariel, zaciskając dłonie na opar
ciu krzesła. Jeśli go tknęła, zamorduję ją, pomyślała.
- Słyszałam, jak wychodził około piątej - odparła Phyllis.
- Piątej? Rano?
- Raczej nie zeszłej nocy, prawda? Chyba nie, sądząc z od
głosów, które dochodziły z góry. David może i doszedł, ale nie
poszedł.
- Nie ma potrzeby być wulgarną - zauważyła Ariel wynioś
le. - To, co ja i David Tredwell robimy, jest... Do diabła z tym!
- powiedziała i darowała sobie wyniosłość. - Dokąd on po
szedł? Jeśli powiesz, że nie wiesz, ja uświadomię cię, co tu się
tak naprawdę dzieje, i wszyscy uznają cię za współwinną.
- Do Euli Nezbit - powiedziała Phyllis szybko.
- Nezbit - powtórzyła Ariel. Nie miała wątpliwości, że
David poszedł pomóc Sarze i R.J. Beze mnie! - Co ze sobą
zabrał? I nie próbuj mi wmawiać, że go nie podglądałaś. Jeżeli
Jude Deveraux
Kuzynki
byłaś wystarczająco trzeźwa, żeby nas podsłuchiwać, i wystar
czająco rozbudzona, żeby usłyszeć, jak wychodził, na pewno go
szpiegowałaś.
- A wczoraj nawet cię polubiłam - wymamrotała Phyllis.
- Miał na ramionach stary plecak, który ukradł z mojej piwnicy.
Ciekawe, co jeszcze mi ukradliście? Zejdę na dół i...
- Nie rób tego - powiedziała Ariel cicho, gdy Phyllis ruszyła
w stronę drzwi do piwnicy.
Kobieta odwróciła się, popatrzyła Ariel w oczy i usiadła przy
stole.
- Stało się coś strasznego, prawda? Wiedziałam, że tak
będzie. Kiedy Larry do mnie przyszedł i powiedział, że on
z Fennym znowu zamierzają to zrobić, a ja mam was przyjąć,
błagałam go, żeby tego nie robili.
- Dlaczego oni to zrobili?
Phyllis wzruszyła ramionami.
- Larry potrzebuje pieniędzy. Fenny lubi unieszczęśliwiać
ludzi, a sędzia uwielbia władzę. To tylko gra.
- Dla nas to nie była tylko gra, a teraz stała się naprawdę
poważna.
- Co się stało? - spytała Phyllis, po czym uniosła dłoń. - Nie,
nie mów mi. Czego ode mnie chcesz?
- Masz jeszcze jakiś plecak?
- Tak, śliczny drobiazg, ale niezbyt użyteczny.
- Potrzebuję go.
- Po co?
- Nie mam pojęcia - powiedziała Ariel i przez chwilę niemal
straciła pewność siebie. Do diabła z nimi wszystkimi, pomyś
lała. Z całą trójką. Najpierw R.J. i Sara zniknęli gdzieś razem,
zostawiając ją, a teraz David też ją opuścił. Najwidoczniej
żadne z nich nie myślało, że Ariel mogłaby się do czegokolwiek
przydać.
- To co mam włożyć do tego plecaka? - spytała Phyllis.
- Wodę, kanapki i...
Kuzynki
- Lakier do paznokci? - Ariel posłała kobiecie takie spoj
rzenie, że ta powiedziała: - Przepraszam.
- Ty mnie spakuj, a ja zmienię buty. Nie wiesz, skąd mogła
bym wziąć parę porządnych traperek numer sześć?
- Zadzwonię do Helen Graber. Jej córka... - Phyllis za
mknęła usta.
- Kabel telefoniczny został przecięty, tak?
Phyllis potrząsnęła głową.
- Czy to znaczy, że nie pojadę do Nowego Jorku na
koszt R.J.?
- Nie chcę nawet myśleć, co on zrobi z tą wyspą, kiedy
dowie się, jakich rozmiarów nabrała ta cała sprawa.
- Może zrzuci na nią tyle złota, że wyspa zatonie.
- Chciałabyś. Idę poszukać moich przyjaciół i chcę, żeby na
wyspę przyleciał helikopter ratunkowy najszybciej, jak to moż
liwe. Jeśli tego nie zrobisz, konsekwencje będą katastrofalne.
Czy wyrażam się jasno?
- Tak, pewnie - powiedziała Phyllis. - Wy, snoby z Arundel,
zawsze wyrażacie się jasno. Myślicie, że możecie wszystkim
rozkazywać. Myślicie...
Ariel przecięła szybkim krokiem kuchnię i otworzyła szeroko
drzwi do piwnicy.
- Mam ci pokazać, jak my, snoby, kontrolujemy sytuację?
Phyllis potrząsnęła głową.
- To był tylko sposób na zdobycie pieniędzy. Nigdy nie
chcieliśmy nikogo skrzywdzić.
- Ale skrzywdziliście. Potrzebuję plecaka i butów. I nikomu
ani słówka! - Odwróciła się na pięcie i z wysoko uniesioną
głową wyszła na werandę. Nie ufała nikomu na tyle, by wierzyć,
że nie będą próbowali jej zamknąć w areszcie na górze.
Usiadła na krześle i zaczęła się zastanawiać, na kogo powin
na być wściekła. Na Davida? Na mieszkańców Wyspy Króla?
Na matkę?
Po dwudziestu minutach Phyllis wręczyła jej wypakowany
Jude Deveraux Kuzynki
plecak i parę butów, po czym podwiozła Ariel do domu Nez-
bitów.
- Gdzie mieszka ten Gideon? - spytała Ariel, wyglądając
przez okno, gdy Phyllis zatrzymała samochód.
- Gdzieś tam z tyłu. Nie wiem - powiedziała Phyllis, nie
mogąc się doczekać, kiedy zostawi Ariel samą.
- Chcę, żebyś odpowiedziała mi uczciwie na jedno pytanie.
Czy ty jesteś matką dzieci Gideona?
- Czy ja jestem...? - zaczęła Phyllis w osłupieniu, po czym
się roześmiała. - Eula jest podstępną żmiją. Całe miasto
słyszało, jak jej mąż mówi, że powinna być tak ładna jak ja,
albo jakakolwiek inna kobieta. Ten facet doprowadza do
szaleństwa całą swoją rodzinę. Co do mnie i Gideona, przy
znaję, raz się upiłam i wylądowałam z nim w łóżku. Raz. A jeśli
chodzi o mnie w roli matki jego dzieci, to bliźniaki mają cztery
lata, a Gideon szesnaście. Sama sobie policz. Jeszcze jakieś
pytania?
- Nie - powiedziała Ariel. - Ale ostrzegam cię, lepiej,
żebyś nam teraz pomogła. Kiedy policja wkroczy w to wszyst
ko, będziesz potrzebowała dowodów, że nie stałaś na czele
spisku.
- Tak jest. Helikoptery i policja.
Ariel wysiadła z samochodu i poprawiła plecak na ramio
nach. Nie była pewna, czy powinna wierzyć Phyllis.
- Idź w lewo i nie wychodź z lasu - poradziła Phyllis. - Eula
ma trzy córki, które wyglądają dokładnie jak matka i są równie
podłe.
Ariel skinęła głową, a Phyllis ruszyła gwałtownie, wznieca
jąc fontannę żwiru.
Ariel została sama i rozejrzała się po ubitej drodze. Nic, tylko
drzewa i pole. Po prawej stronie stała skrzynka na listy, a obok
niej biegła ścieżka, która prowadziła w dół wzgórza. W oddali,
między drzewami, połyskiwała woda.
Ariel zignorowała obie drogi i ruszyła w lewo, jak przypusz-
Jude Deveraux
Kuzynki
czała, na podjazd. Musiała przeleźć przez dwa płoty i obejść
coś, co wyglądało jak trujący bluszcz, rosnący w kępie u pni
trzech drzew.
Gdy znalazła się blisko wody, dostrzegła ścieżkę i ruszyła nią
ostrożnie. Minęła zakręt i zobaczyła chatę. Na ganku leżał
mężczyzna. W pierwszej chwili pomyślała, że to David, ale gdy
podbiegła do niego, zauważyła, że chłopak był młodszy. Wyda
wał się nieprzytomny.
Wbiegła po schodkach i pochyliła się nad nim. Chłopak
wciąż oddychał. Ostrożnie dotknęła jego twarzy, i poczuła pod
palcami krew. Rzuciła plecak na ziemię, po czym wbiegła do
chaty po ręcznik i wodę. Zanim weszła, rozejrzała się po chacie,
ale nikogo nie dostrzegła.
Wrzuciła wielki ręcznik do zlewu, zmoczyła zimną wodą
i wybiegła z powrotem na zewnątrz. Przyłożyła ociekający
ręcznik do głowy młodego człowieka.
Chłopak jęknął, odwrócił głowę i otworzył oczy. Na skroni
miał paskudne rozcięcie, a krew zakrzepła na całej prawej
stronie jego twarzy, spłynęła też na włosy i koszulę.
- Pomóż mi wstać - wyszeptał.
Ariel wsunęła się pod jego ramię i pomogła mu usiąść na
krześle. Położyła ręcznik na karku chłopaka, a rąbkiem materia
łu próbowała oczyścić ranę.
- Jak się stamtąd wydostałaś?
Airel przez chwilę myślała, że mówił o domu Phyllis, ale po
chwili zdała sobie sprawę, że chłopak wziął ją za Sarę. Może
uda jej się podstępem coś z niego wyciągnąć.
- Jakoś mi się udało - powiedziała. - To cud, że żyję po tym,
co mi zrobiłeś.
Chłopak zabrał jej ręcznik.
- Nie mam pojęcia, o czym ty, u diabła, mówisz. Ty musisz
być tą drugą. Słyszałem, że jest was dwie. - Próbował podnieść
się z krzesła, ale opadł bez sił na oparcie. - Muszę iść! Muszę
znaleźć bliźniaki.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Nie sądzę, żebyś dał radę chodzić. Domyślam się, że ty
jesteś Gideon, tak?
- Tak. A co o mnie naopowiadali?
Ariel nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc tylko stała, pat
rząc na niego. Był przyjacielem czy wrogiem? Eula powiedziała,
że chłopak był „diabłem", ale mówiła też, że jej dzieci... Na razie
Ariel nie mogła pozwolić sobie na luksus długich rozważań, czy
Gideon był dobry, czy zły. Nie dostała na jego widok gęsiej
skórki i martwił się o zaginione dzieci, to musiało jej wystarczyć.
- Gdzie są bliźniaki?
W oczach Gideona zalśniły łzy i znowu spróbował wstać.
- Muszę je znaleźć. Poszły za mną. Nie było ich w domu
przez całą noc.
- Gdzie są R.J. i Sara?
- Uwięzieni w jednej z tych cholernych dziur. Mówiłem im,
żeby nigdzie nie szli, ale R.J. myślał, że może odnaleźć zabójcę
Fenny'ego.
- Powiedzieli ci o tym?
- Tak. Ale teraz to bez znaczenia. Muszę odnaleźć bliźniaki.
Widziałem je. Rozbłysła błyskawica i wtedy je zobaczyłem.
- Ja je znajdę - powiedziała Ariel. - Ja...
- Ty? - Mimo nękającego go bólu, Gideon zrobił sceptyczną
minę. - Czy ten plecak to Gucci?
- A moje kolczyki to prawdziwe diamenty - warknęła Ariel.
- Jeżeli możesz wstać i pójść ze mną, zrób to. Jeśli nie, to siedź
tutaj i rozkoszuj się swoją przewagą. - Schwyciła plecak i ru
szyła ścieżką w lewo, mając nadzieję, że prowadziła tam, gdzie
była Sara, R.J. i dzieci.
Oczekiwała, że chłopak pójdzie za nią, ale prawie przez
trzydzieści minut szła sama. Kiedy wreszcie się pojawił, wyrósł
jakby znikąd. Na głowie miał bandaż, już przesiąknięty krwią,
plecak na plecach i strzelbę w dłoni.
- Przepraszam za to, co powiedziałem. My na Wyspie Króla
traktujemy obcych dosyć chłodno.
Jude Deveraux
Kuzynki
- Co ty nie powiesz! - prychnęła Ariel. - Zamierzam polecić
tę wyspę jako miejsce prób atomowych.
- Nie jesteśmy aż tak źli - zaprotestował. Próbował utrzy
mać tempo Ariel, ale przy każdym kroku krzywił się z bólu.
- Czy te dzieci są twoje? Phyllis mówiła, że nie, ale...
- Rozmawiałaś z Eulą.
- Twoją matką.
- Nie sądzę. Myślę, że ona...
Ariel uniosła dłoń.
- Im mniej będę wiedziała o mieszkańcach tej wyspy, tym
lepiej. Opowiedz mi o R.J. i Sarze.
- Ona złamała nogę. Nic jej nie jest, ale ją boli. Wyruszyli
wczoraj sami, ale ja poszedłem za nimi. Bliźniaki musiały pójść
za mną. Burza zwaliła drzewo i myślałem, że ich przygniotło,
ale zanim do nich dotarłem, wpadli do dziury. Tam jest ich
pełno. Wspiąłem się na to drzewo, żeby pomóc im się wydostać,
ale wtedy błysnęła błyskawica i zobaczyłem dzieciaki. Zoba
czyłem też kogoś z nimi. R.J. i Sara wydawali się bezpieczni,
więc ruszyłem za bliźniakami. Lało jak z cebra i prawie nic nie
widziałem ani nie słyszałem. Wspiąłem się na sam szczyt góry.
Dotarłem do źródeł i...
- Do gorących źródeł?
- Tam, gdzie kiedyś były gorące źródła.
- Zobaczyłeś dzieci?
- Tak. Widziałem je dwa razy i za każdym razem ktoś był
z nimi.
- Stary? Młody? Mężczyzna czy kobieta? - dopytywała się
Ariel.
- Było zbyt ciemno, nic nie mogłem zobaczyć.
- Jak uderzyłeś się w głowę?
- Usłyszałem jakiś dźwięk. Przypominał strzał, ale to mógł
być piorun walący w drzewo, nie wiem. W jednej minucie
stałem, w drugiej już leciałem w dół. Próbowałem się czegoś
chwycić, ale wokół był tylko żwir. Myślałem, że spadnę w jeden
Jude Deveraux
Kuzynki
z tych dołów, ale tylko sturlałem się po zboczu. Chyba straciłem
przytomność.
- Jakim cudem wróciłeś do chaty?
- Nie wiem. Leżałem na ziemi, deszcz zalewał mi twarz,
głowa pękała mi z bólu, a zaraz potem otworzyłem oczy na
własnej werandzie, gdzie anioł bił mnie po twarzy mokrym
ręcznikiem.
Ariel nie uśmiechnęła się.
- David musiał cię znaleźć.
- Kim jest David?
- Widziałeś wysokiego mężczyznę, przystojnego blondyna?
Właściwie pięknego. Wyszedł z domu Phyllis z samego rana.
- Nie widziałem żadnych pięknych mężczyzn - odparł Gide-
on. - Ani żadnych pięknych bliźniąt. - Jego głos nabrzmiał łzami.
- Znajdziemy je. Myślę, że najpierw powinniśmy...
- Wydostać R.J. i Sarę. Szedłem tu tak długo, bo po drodze
musiałem znaleźć kołowrotek i sznur. Drzewo zwaliło się w po
przek dziury. Przywiążę kołowrotek do drzewa i wyciągniemy
ich. Ty zostaniesz z Sarą, a ja z R.J. poszukamy bliźniąt.
- Jesteś ranny, więc ty zostaniesz z Sarą.
Gideon spojrzał na nią spod oka.
- Założę się, że rządzisz całym domem, co?
- Nie mam swojego domu. Mieszkam z matką i to ona
wszystkim rozkazuje.
- Rozkazuje tobie? - spytał Gideon, ale zanim Ariel zdążyła
odpowiedzieć, powiedział: - To tam- i ruszył szybko przed siebie.
Ariel poszła za nim i zauważyła, że chłopak utyka, pod
skakuje od czasu do czasu, żeby odciążyć bolącą kostkę i stopę.
Na szyi i koszuli miał zaschniętą krew, długie rozdarcie mate
riału na plecach także przykrywała zakrzepła krew. Ariel przy
puszczała, że chłopak miał więcej ran, niż było widać. Powinien
być w szpitalu, pomyślała.
Kilka minut później zobaczyła Gideona rozciągniętego na
ziemi, niemal zupełnie zakrytego gałęziami ogromnego drze-
Jude Deveraux Kuzynki
wa. Ariel podeszła do niego i zobaczyła R.J. stojącego jakieś
sześć metrów poniżej.
- Ariel! - zawołał. - A ty co tutaj robisz?
Ariel poczuła, jak ogarnia ją złość - znowu ktoś sugerował,
że ona nie może się do niczego przydać.
- Słyszałam, że występuje tu rzadki gatunek jaszczurki, a ja
potrzebuję nowego paska.
R.J. popatrzył na nią bez słowa, jak gdyby nie wiedział, czy
Ariel mówi poważnie.
- Przyszłam was uratować - powiedziała. -Jak się czuje Sara?
- W porządku - zawołała Sara z kąta. - Tylko że złamałam
nogę i bardzo potrzebuję proszków przeciwbólowych. Opium,
przybywaj!
- Widzieliście dzieci? - spytała Ariel.
Kiedy R.J. i Sara milczeli, popatrzyła na Gideona.
- Oni mieli dosyć swoich zmartwień, więc nie powiedziałem
im, że bliźniaki zginęły.
- Bliźniaki! - powiedziała Sara do R.J. i podniosła wzrok na
Ariel. - Wyciągnijcie stąd R.J. i idźcie we trójkę ich poszukać.
Ja będę tutaj bezpieczna. Proszę, pospieszcie się. Jak długo ich
nie ma?
- Zbyt długo - odrzekł Gideon. Kiedy spróbował się pod
nieść, potknął się i omal nie wpadł do dołu, ale Ariel przy
trzymała go za ramię.
- A tobie co się stało? - zawołał R.J.
- Spadł ze skały - wyjaśniła Ariel. - Wydaje mi się, że David
zaniósł go do chaty.
- A gdzie teraz jest David? - chciał wiedzieć R.J.
- Nie wiem - odparła Ariel, odpychając Gideona jak naj
dalej od dołu. - Jak my ich wyciągniemy?
Gideon wyjął z plecaka wielki metalowy kołowrotek i grubą,
nylonową linę.
- Przy wiążę to na środku pnia, tędy przełożę linę i wyciągnę
R.J.
Jude Deveraux Kuzynki
Ariel popatrzyła na drzewo. Była pewna, że kiedy stało, było
olbrzymie, ale gdy leżało w poprzek dziury, wyglądało jak lina
z gałęziami.
- Spadniesz - powiedziała.
- Muszę zaryzykować.
Położyła mu dłoń na ramieniu.
- Jedyny węzeł, jak znam, to kokardka na sznurowadłach.
Pokaż mi, co robić, i ja to zrobię. - Kiedy chłopak zaczął
protestować, dodała: - Jeśli spadniesz, zostanę tu sama, żeby
wyciągnąć was wszystkich i znaleźć bliźniaki. Jeżeli ja spadnę,
ty i R.J. nadal będziecie mogli ich szukać.
Gideon nie protestował już więcej, tylko pokazał Ariel, jak
ma przywiązać kołowrotek do drzewa.
- Nie spuszczaj oczu z pnia - poradził, przywiązując jej linę
do pasa.
Ariel bez przerwy zerkała na wąski pień. Czy da sobie radę?
Im dłużej patrzyła, tym bardziej miękły jej kolana.
- Kim jest ten piękny mężczyzna, którego szukasz? - spytał
Gideon.
- Jesteś zbyt młody, żeby to zrozumieć, poza tym to i tak nie
ma znaczenia, bo zabiję go, gdy tylko go zobaczę.
- Och, tak? - Jego twarz dzieliło od twarzy Ariel tylko
kilka centymetrów, gdy obejmował jej talię ramionami, przy
wiązując linę. - Mogę sobie wyobrazić gorsze rzeczy niż
śmierć z twojej ręki.
- Ja nie jestem Phyllis - powiedziała Ariel lodowatym to
nem, odsuwając się od niego i ruszając w stronę drzewa.
- Co do tego nie mam wątpliwości - odparł Gideon, nie
wzruszony jej chłodem.
Ariel nie podobały się jego insynuacje, całe to flirtowanie ani
lekkość, z jaką traktował tak poważną sytuację. Była tak zła na
Gideona, że dopiero w połowie pnia zorientowała się, jak
daleko zaszła. Kiedy w dole zobaczyła R.J. i Sarę, zamarła.
Spojrzała przez ramię na Gideona.
Jude Deveraux Kuzynki
- W tych spodenkach wyglądasz równie słodko jak Phyllis
- powiedział, uśmiechając się do niej lubieżnie. - Jesteś pewna,
że nie dorastałaś na Wyspie Króla?
- Pochodzę z Arundel w Karolinie Północnej - oświadczyła
Ariel tak dumnym tonem, że R.J. się roześmiał.
- Masz rację, kotku - zawołał. - Wygarnij mu.
Ariel dotarła do środka drzewa i obejrzała się na Gideona
z triumfem. Pocierał skroń, ale uśmiechał się do niej szeroko.
- No dobrze, skarbie - powiedział. - A teraz usiądź na tym
pniu jak na koniu i zawiąż węzeł.
Ariel usiadła na drzewie, spojrzała w dół na R.J. i zapytała:
- Kim jest to dziecko?
- Nie mam pojęcia, ale zamierzam się tego dowiedzieć.
Ariel skupiła się na przywiązywaniu kołowrotka do drzewa,
po czym przeciągnęła linę przez bloczek tak, jak pokazał jej
Gideon. Ostrożnie wróciła do chłopaka i pomogła mu ciągnąć
linę z R.J. na drugim końcu.
Kiedy R.J. znalazł się na powierzchni, schwycił Ariel w ra
miona i pocałował ją mocno w usta.
- Hej! Widziałam to! - zawołała Sara z dołu. - On jest mój,
kuzyneczko!
- Och? - Ariel patrzyła na R.J.
- Omówiliśmy parę spraw - wyjaśnił R.J. skromnie.
- Omówiliście? - spytała Ariel. - Masz koszulę na lewą
stronę.
- No cóż... jest wiele sposobów komunikacji...
Gideon zarzucił sobie linę na szyję i podszedł do nich. Twarz
miał teraz śmiertelnie poważną.
- R.J., ty i ja musimy się rozłączyć. Ariel, chcę, żebyś wróciła
do miasta i zorganizowała poszukiwania. Zbierz wszystkich
mieszkańców i wracajcie tutaj najszybciej, jak to tylko możliwe.
Ariel nie protestowała, schwyciła plecak i ruszyła z powro
tem tą samą ścieżką, którą przyszli. Z każdym krokiem prze
klinała Phyllis i wszystkich mieszkańców Wyspy Króla. Nic już
Jude Deveraux Kuzynki
jej nie obchodziło, kto zabił Fenny'ego Nezbita. Najwyraźniej
ktoś zabił go z chciwości. Ktoś pragnął jego złota.
Ariel była już niedaleko chaty Gideona, gdy jej wzrok padł na
jaskraworóżowy przedmiot, który leżał na ziemi. Pochyliła się
i podniosła maleńki, plastikowy bucik na szpilce. Bucik dla
lalki.
Zeszła ze ścieżki w las. Szła powoli, wyglądając węży i in
nych kolorowych przedmiotów. Wydawało się, że ktoś niedaw
no przeszedł po tej trawie, ale Ariel nie była tego pewna.
Serce zabiło jej szybciej, gdy zobaczyła złamaną gałąź. Dwa
metry dalej znalazła drugi maleńki bucik. Trzymając go w dło
ni, zastanawiała się, co powinna dalej zrobić. Wrócić po męż
czyzn? To zajęłoby jej co najmniej godzinę, a stracona godzina
w poszukiwaniu małych dzieci mogła stanowić różnicę między
życiem a śmiercią.
Poza tym był jeszcze element zaskoczenia. A jeżeli Gideon
miał racje i ktoś był z dziećmi? Na Wyspie Króla grasował
morderca. A jeśli on...
Nie zastanawiała się dłużej. Schowała szpileczki do kieszeni
i ruszyła przed siebie, powoli i cicho - dużo ciszej, niż gdyby
szła trójka ludzi, powiedziała sobie.
Co jakieś dwieście, trzysta metrów znajdowała kolejne przed
mioty: okulary przeciwsłoneczne, krótkie spodenki, śliczną ma
łą bluzeczkę. Maleńkie kolczyki ktoś położył na kamieniu.
Kiedy znalazła pierwszą część ciała, miała ochotę usiąść i się
rozpłakać. Biedna, mała dziewczynka, która musiała rozczłon
kować swoją lalkę.
Ariel znalazła ręce i nogi, ale po tułowiu nie było już nic.
Ruszyła wzdłuż zdeptanej - jak jej się wydawało - trawy, ale
nawet po przejściu prawie kilometra nic więcej nie dostrzegła.
Żadnych złamanych gałęzi, części lalki, nic.
Już miała zawrócić, gdy coś kazało jej skręcić w prawo. To
nie był dźwięk, ale zapach, który znała tak dobrze, jak własne
ciało. David.
Jude Deveraux
Kuzynki
Zamknęła na chwile oczy, po czym obróciła się wokół
własnej osi, głęboko wdychając powietrze. Kiedy się za
trzymała, otworzyła oczy i uśmiechnęła się, po czym ruszyła
prosto przed siebie, przez kamienie, martwe liście, zwalone
drzewo. W końcu zobaczyła pod nawisem skalnym dwoje
ślicznych dzieci leżących ze związanym razem rękami i kneb
lami w ustach.
Ariel niczego bardziej nie pragnęła, jak tylko podbiec do
malców, ale ukucnęła za skałą i czekała, nasłuchując. Nic
nie dostrzegła ani nie usłyszała. Ostrożnie wysunęła się zza
skały. Kiedy nikt się na nią nie rzucił, podeszła do dzieci
i rozwiązała je.
Maluchy przytuliły się do niej mocno, ale nie płakały, a kiedy
nazwały ją Sarą, Ariel ich nie poprawiła. Usiadła razem z nimi
pod skałą i zapytała o imiona.
- Opowiedzcie mi wszystko, co się stało.
- Poszliśmy za Gideonem - powiedział Bertie.
- Ale się zgubiliśmy.
- I padał na nas deszcz.
- Kto was związał? - spytała Ariel.
- Pan Larry.
- Larry Lassiter - powiedziała Ariel bez zaskoczenia. - Czy
był z nim ktoś jeszcze?
- David - odpowiedziała Beatrice, trzepocząc rzęsami. - On
nas uratował.
- Ale pan Larry powiedział, że nas zabije, jeśli David z nim
nie pójdzie, więc David poszedł.
- A czego on chciał od Davida? - zdziwiła się Ariel.
- David wie, gdzie jest złoto.
- David wie, gdzie jest złoto?! - powtórzyła z niedowierza
niem. - Jesteście tego pewni?
Bertie odsunął się od Ariel i wyszedł spod skały, po czym
wymierzył w Beatrice pistolet z palców.
- „Wiesz, czego chcę, prawda, chłopcze?"
Jude Deveraux Kuzynki
- „Tak, wiem" - odpowiedziała Beatrice głosem, który do
złudzenia przypominał głos Davida. - „Jak się dowiedziałeś?"
- „Sprawdziłem cię w Internecie i przeczytałem twoje opo
wiadanie Kryjówka Dziwnego Człowieka. Taki był tytuł?"
- „Mniej więcej" - powiedziała Beatrice - „Pozwól mi
zabrać dzieci w bezpieczne miejsce, a potem cię zaprowadzę".
- „Nie. Nic im tutaj nie będzie" - odpowiedział Bertie,
machając palcem, tak jak wcześniej robił na oczach Ariel
Lassiter. - „Ktoś je znajdzie".
- „Nie możesz ich tutaj zostawić! Umrą z zimna!"
- „To twardzi gówniarze. Często chowały się w lesie przed
matką. Co nie, dzieciaki?"
Bliźniaki zamilkły i popatrzyły na Ariel.
- Dokąd oni poszli? - spytała.
Dzieci wzruszyły ramionami. Skąd miały wiedzieć, skoro
leżały tu związane?
Ariel miała pewien pomysł.
- Wiecie, gdzie są gorące źródła?
- Jasne - odpowiedział Bertie. - Ciągle tam chodzimy z Gi-
deonem. On nas tam kąpie.
Ariel uśmiechnęła się.
- Możecie mnie tam zaprowadzić?
- Pewnie.
Odwróciła się, żeby popatrzeć na Beatrice, i zobaczyła, że
dziewczynka ściska w dłoni głowę lalki. Ariel sięgnęła do
kieszeni i wyjęła lalczyne członki i ubranka.
- Założę się, że gdy będziemy szli, uda mi się ją poskładać.
Po raz pierwszy dostrzegła łzy w oczach małej. Żadne dziec
ko nie powinno być takie twarde, pomyślała.
- Umiałabyś? - zapytała Beatrice.
- Na pewno - odpowiedziała Ariel.
ROZDZIAŁ 21
A
riel nie chciała, żeby dzieci były przy niej, gdy znajdzie
Davida. Jeżeli ten okropny człowiek, Lassiter, miał
broń, ostatnią rzeczą, jakiej chciała, była obecność dzieci. Ale
wiedziała, że gdyby zaprowadziła je z powrotem do chaty
Gideona, nie zostałyby tam. Poza tym zajęłoby to zbyt dużo
czasu.
Kiedy dotarli do miejsca, które Ariel rozpoznawała, wiedzia
ła, że grota Sary jest niedaleko. Gdy do niej doszli, zawołała do
kuzynki, że opuści na dół dzieci. Ariel nie miała tyle siły, żeby
wyciągnąć Sarę na powierzchnię, ale mogła użyć liny, by
spuścić bliźniaki do niej. W dole będą bezpieczne, zanim przy
będzie pomoc. Spojrzała na niebo, ale nie dostrzegła żadnego
helikoptera. Czy Phyllis zadzwoniła?
Kiedy Ariel powiedziała dzieciom, co chce zrobić, były
podekscytowane. Zawiązała pętle na końcu liny i Bertie włożył
w nią stopę. Założyła mu na ramiona swój plecak i owinęła
paski wokół liny.
- Gotowa? - spytała Ariel Sarę. Stała na pniu, na który
wcześniej odważyła się wejść tylko dlatego, że była wściekła na
Gideona. Pod nią Sara stała na jednej nodze, opierając się na
prowizorycznej kuli zrobionej z ułamanej gałęzi.
- Jestem gotowa - powiedziała Sara.
Ariel musiała wrócić do krawędzi, żeby zawiązać sobie pętlę
wokół pasa, po czym powoli opuściła dziecko do dołu. Sara
pomogła chłopcu zejść, odwiązała paski plecaka i posłała go
z powrotem na górę.
Beatrice zjechała szybciej. Gdy spuszczała się w dół, Ariel
pomachała do małej. Z plecaka wystawała poskładana lalka.
Jude Deveraux Kuzynki
Gdy dzieci znalazły się bezpiecznie na dole, Ariel wbiegła na
pień drzewa, przyklęknęła i popatrzyła na Sarę.
- W plecaku macie kanapki i wodę. Wrócę najszybciej, jak
będę mogła. Postarajcie się być cicho. Na wyspie działają
telefony i być może przyleci po nas helikopter.
- Jesteś aniołem! - wykrzyknęła Sara z dołu.
Ariel wróciła z uśmiechem na skałę. Dwa razy w ciągu
jednego dnia została nazwana aniołem.
Dzieci pokazały jej drogę do starych gorących źródeł, ale
Ariel nie poszła ścieżką. Jeżeli ktokolwiek na nią czekał, od
razu by ją zobaczył. Trzymała się blisko skał i dwa razy wyda
wało jej się, że widzi świeże ślady. Czy R.J. i Gideon prze
chodzili tędy?
Przeszło około półtora kilometra i żałowała z całego serca, że
nie zatrzymała sobie butelki z wodą, gdy nagle jakaś dłoń
wysunęła się z krzaków i schwyciła ją za kostkę. Gdyby Ariel
nie była tak przerażona, wrzasnęłaby. W następnej sekundzie
ktoś przykrył jej dłonią usta i pociągnął na ziemię. Nie mogła
krzyczeć, ale nie zamierzała poddać się bez walki.
- Ariel! Ariel - ktoś gorączkowo wyszeptał jej do ucha.
- Jeśli nie przestaniesz tak wierzgać, usłyszą nas.
- David? - Zarzuciła mu ramiona na szyję i zaczęła go
całować.
David przez chwilę odwzajemniał jej pocałunki, po czym się
odsunął.
- Kochanie, kotku, nie ma teraz na to czasu. Tu się dzieją
naprawdę złe rzeczy i musimy się z nimi uporać.
Ariel nie podobał się jego ton. Chciała mu opowiedzieć, jak
ona i Gideon uratowali R.J., a potem ona sama odnalazła
bliźniaki i... ale, tak jak powiedział, nie mieli teraz na to czasu.
- Chcę ci wytłumaczyć, jak masz wrócić do chaty Gideona
- powiedział David. - Potem będziesz musiała pójść do lasu,
żeby znaleźć dwójkę dzieci. Ariel, możesz to zrobić. Musisz
pokonać swoje lęki i pomóc tym dzieciom.
Jude Deveraux Kuzynki
Kolejny mężczyzna chciał się jej pozbyć.
- A ty co zmierzasz zrobić?
David przesunął ręką po twarzy.
- Tyle się wydarzyło, że nawet nie wiem, od czego zacząć to,
co powinienem zrobić.
- Dlaczego twoja noga krwawi i skąd krew na koszuli?
- Musiałem nieść jednego wielkiego dzieciaka, prawie przez
kilometr. Spadł ze skały i rozciął sobie głowę. Potem te małe
dzieci...
- I Larry Lassiter.
- Tak - potwierdził David powoli, patrząc na nią z za
skoczeniem.
- Dlaczego Lassiter myśli, że ty wiesz, gdzie jest złoto
Fenny'ego?
- Kosmiczny zbieg okoliczności, ale skąd ty o tym wszyst
kim wiesz?
- Długa historia. Bliźniaki są bezpieczne i w każdej chwili
może nadlecieć helikopter ratunkowy. Wiesz, gdzie są R.J.
i Gideon? I Lassiter? - spytała Ariel.
David patrzył na dziewczynę, jakby widział ją pierwszy raz
w życiu.
- Uciekłem mu. Dałem mu fałszywą mapę i kiedy zaglądał
do jaskini, skoczyłem.
Ariel patrzyła na niego przez chwilę, usiłując odczytać praw
dę z jego oczu. Znała go przez całe życie i wiedziała, kiedy
usiłował coś ukryć. Sięgnęła do jego nogi i rozerwała materiał
spodni. Rana w łydce była głęboka i David stracił sporo krwi.
- Ostatni raz, gdy rozerwałaś materiał... - zaczął David
z uśmiechem.
- To było całe wieki temu - przerwała Ariel stanowczo.
- Potrzebujesz lekarza. Chcę, żebyś mi powiedział, gdzie tak
naprawdę jest złoto Fenny'ego, po czym schował się tu i po
czekał.
- I pozwolić, żebyś tam poszła? Sama? Po moim trupie.
Jude Deveraux Kuzynki
- Próbował się podnieść. Natychmiast rana w jego nodze ot
worzyła się i znowu zaczęła krwawić.
- Jeżeli się stąd ruszysz, powiem matce, że jestem w ciąży
z R.J. Bromptonem.
- Ona cię wydziedziczy.
- Wtedy pojadę do Nowego Jorku i nigdy mnie nie znaj
dziesz.
- Ariel, naprawdę, to niedorzeczne. Nie dasz rady znaleźć
jaskini i...
Wstała, rozejrzała się dokoła i zrobiła krok do przodu. Zamie
rzała pójść sama i wiedziała, że on nie może ruszyć jej śladem.
- No dobrze. - David skapitulował. - W przedniej kieszeni
mojego plecaka jest mapa.
Ariel wyciągnęła plecak z krzaków i rozpięła zamek.
- Czy to ten plecak, który znalazłeś w piwnicy i potajemnie
spakowałeś, kiedy wróciliśmy z pubu?
- Tak - powiedział cicho. - Po prostu nie chciałem cię
martwić.
- Ha! Chciałeś mnie trzymać z dala od wszystkiego. Wszys
cy traktowaliście mnie tak, jakbym nic nie umiała zrobić,
jakbym była tylko zbędnym bagażem. Bezużytecznym.
- Nie jesteś bezużyteczna. Nie dla mnie - powiedział David
miękko, kładąc jej dłoń na ramieniu.
- Davidzie Tredwell, myślisz, że jestem głupia? Zawsze
chciałeś mnie tylko wykorzystać do swoich własnych celów.
Myślisz, że nie wiem o twoich marzeniach o karierze politycz
nej? Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy, że byłabym idealną
żoną dla polityka? Myślisz, że nie wiem, że znosiłeś wszystko,
co ci robiłam, bo tak idealnie pasowałam do twojego małego,
ambitnego planu? Obcałowywałeś tę głupiutką Britney o wiel
kim biuście, a ja nie mogłam cię skłonić, żebyś pocałował mnie
w rękę.
- Więc cała ta heca z Bromptonem miała wywołać we mnie
zazdrość?
Jude Deveraux Kuzynki
- Nie pochlebiaj sobie. Od początku wiedziałam, że RJ.
traktowałby mnie jak kobietę, a nie jak porcelanową lalkę, tak
jak ty.
David opadł na trawę i roześmiał się.
- A ja myślałem, że wiem, czego ty chcesz. Miss Pommy...
- Miała nade mną władzę, bo trzymała w garści wszystkie
pieniądze, ale to już skończone. Kiedy się stąd wydostanę,
zamierzam... - Wyciągnęła mapę z plecaka. - Nie wiem, co
zamierzam, ale na pewno wprowadzę w moim życiu pewne
zmiany.
- Mam nadzieję, że ja wciąż jestem w twoich planach - po
wiedział David.
- Może - odrzekła Ariel, patrząc na mapę.
- Pozwól, że ci pokażę...
- Potrafię czytać mapę. - Wcisnęła zwiniętą mapę za stanik
i popatrzyła na Davida. - Zostań tutaj i bądź cicho. Nasłuchuj
helikoptera.
- Tak jest, proszę pani - odpowiedział z uśmiechem.
Ariel wyjęła z jego plecaka butelkę wody, potem, powodo
wana impulsem, pochyliła się i pocałowała Davida.
- Nigdy więcej nie zostawiaj mnie z boku. Zrozumiano?
- Nigdy więcej - przyrzekł. - Przenigdy.
- Przynajmniej tyle zrozumiałeś - powiedziała i wyszła
z krzaków.
Mapa Davida była bardzo prosta. Ariel trzymała się wody
po prawej stronie i kiedy zobaczyła wielkie drzewo, wy
palone do połowy przez piorun, nie potrzebowała już więcej
wskazówek. Skała wyglądała na jednolitą, ale gdy prze
suwała się wzdłuż niej z rozłożonymi ramionami, natrafiła
na szczelinę. Gdy przeciskała się przez wąskie przejście,
zrozumiała, dlaczego Nezbit był taki chudy. Większość
dorosłych nie zmieściłaby się między skałami, ale Ariel,
przy wadze pięćdziesięciu jeden kilogramów, udało się prze
śliznąć.
Jude Deveraux Kuzynki
W środku było tak ciemno, że nic nie mogła zobaczyć.
Macała skały dookoła, a serce o mało nie wyskoczyło jej
z piersi. Węże uwielbiały takie ciemne kryjówki. Kiedy jej dłoń
natrafiła na starodawną lampę, Ariel odetchnęła z ulgą. Obok
leżały zapałki. Wiedziała, jak ją zapalić - lata oglądania „Dom
ku na prerii".
Ariel podniosła wysoko lampę i rozejrzała się po jaskini.
Była maleńka, może dwa na trzy metry, z kamienną podłogą
i sufitem. Pod najdalszą ścianą stała stara, drewniana skrzynka
po owocach, a w środku jakieś rzeczy. Ariel postawiła lampę
i usiadła obok skrzynki.
W środku leżało coś, co wyglądało na zawartość sejfu. W pla
stikowej torbie leżały dwa stare, spleśniałe paszporty Raya
i Alice Erickson, lat pięćdziesiąt pięć i pięćdziesiąt sześć,
dowód własności jachtu i testament. Obok paczki z papierami
leżała kasetka na biżuterię, wielkie pudło z mahoniowego drew
na, z mnóstwem małych szufladek i dwoma uchwytami po
bokach.
Ariel uniosła wieko, zaskoczona, że kasetka nie była za
mknięta na klucz, ale kto inny mógł trafić do tego miejsca poza
Fennym Nezbitem? I Davidem, pomyślała Ariel.
Kasetka była prawie pusta, poza dwiema parami kolczyków,
ale odciski na zamszowej wyściółce wskazywały, że kiedyś
musiało być w niej mnóstwo biżuterii.
Legendy, mity, a w końcu morderstwo, wszystko z powodu
zawartości damskiej kasetki na biżuterię.
Ariel oparła się o ścianę, otworzyła testament i przeczytała
go. Ray i Alice Erickson zostawiali wszystko swemu synowi
i córce do równego podziału. Do testamentu załączony był
kodycyl, który wyjaśniał cała historię. Dwoje ludzi przeszło na
emeryturę po latach prowadzenia świetnie prosperującego skle
pu jubilerskiego. Wszystko sprzedali i kupili jacht. Przepraszali
dzieci, bo ich decyzja mogła wydawać się irracjonalna, ale mieli
dość pracy sześć dni w tygodniu. Napisali, że zamierzają zabrać
Jude Deveraux Kuzynki
ze sobą najlepsze sztuki biżuterii, bo czeka ich ostatnia wielka
transakcja w Arabii Saudyjskiej.
- Nigdy tam nie dotarli - wyszeptała Ariel, składając tes
tament i chowając go z powrotem do torebki. Wyglądało na to,
że ich nowa łódź się rozbiła, a Fenny Nezbit ukradł i stopniowo
wyprzedawał ich skarb.
Ariel zastanawiała się, czy Nezbit zabił państwa Erickson.
- Nigdy się tego nie dowiemy - powiedziała na głos.
Włożyła ostatnie dwie pary kolczyków do torebki z pa
pierami i wsunęła z tyłu za pasek spodni. Zrobiła krok w stronę
wyjścia i usłyszała jakiś dźwięk. Jednym susem pokonała od
ległość do szczeliny i wyjrzała na zewnątrz. Helikopter ra
tunkowy!
Wysunęła się na brzeg skały i zamachała ramionami, aż pilot
ją zauważył. Odwrócił się do drugiego mężczyzny, który ryknął
przez megafon:
- Jesteś ranna?
- Nie! - wrzasnęła Ariel, potrząsnęła głową, po czym obie
ma rękami wskazała w prawą stronę, żeby pokazać, że tam są
ranni.
- Mamy już całą resztę - powiedział mężczyzna przez me
gafon. - Zejdź na dół, to cię zabierzemy.
- Och tak, och tak, och tak - powtarzała Ariel całą drogę
w dół zbocza. Raz się pośliznęła, wzięła głęboki oddech i dalej
schodziła już ostrożniej.
Helikopter wylądował i Ariel podbiegła do niego, schylając
głowę przed podmuchami śmigieł.
- Czy ty jesteś Ariel Weatherly? - spytał drugi pilot, a ona
wrzasnęła:
- Tak!
Wspięła się na tylne siedzenie. Nie wiedziała, czy ma płakać
z ulgi, czy skakać z radości.
Drugi pilot odwrócił się do niej i wskazał na ziemię. Pod nimi
stała karetka, R.J. opierał się o policyjny radiowóz, trzymając
Jude Deveraux Kuzynki
bliźniaki za ręce. Czterech potężnych policjantów w mundurach
Karoliny Północnej pomagało wsiąść do wozu dwojgu ludziom,
zakutym w kajdanki: Larry'emu Lassiterowi i Euli Nezbit. Ariel
nie widziała nigdzie Davida, Sary ani Gideona, ale domyślała
się, że lekarze opatrywali im rany. Opadła na siedzenie i uśmie
chnęła się, gdy Wyspa Króla stała się tylko maleńkim punktem
za ich plecami, a oni lecieli prosto do Arundel.
Ariel wracała do domu.
Epilog
Z
a nas! - powiedział R.J., unosząc wysoko kieliszek z sza
mpanem.
Cała czwórka siedziała w pubie na Wyspie Króla, który poza
nimi był absolutnie pusty. R.J. był jego właścicielem, więc
mogli robić, co chcieli. Minął ponad rok od chwili, gdy pierw
szy raz przyjechali na wyspę i wiele się od tamtego czasu
zmieniło.
- Za moją cudowną żonę - powiedział R.J., patrząc na Sarę
pełnymi miłości oczami. - I za nagrodę Emmy.
- Dziękuję - odpowiedziała Sara, podnosząc szklankę soku
pomarańczowego. Była w szóstym miesiącu ciąży.
- I za moją - dodał David, unosząc kieliszek w stronę Ariel.
- Kto by pomyślał, że potrafisz pisać?
- Nikt nie podejrzewał, że w ogóle potrafię coś robić - od
rzekła Ariel. - Nawet ja sama.
- Twój scenariusz był świetny - powiedziała Sara. -I bardzo
ci za niego dziękuję. Nie wiem, co będę robiła dalej, ale świetnie
się bawiłam przy naszym wspólnym filmie.
David znowu uniósł kieliszek w stronę Ariel.
- Za moją żonę, kobietę, która myślałem, że znam, ale nie
znałem.
R.J. popatrzył na Sarę.
- I za moją żonę, która nigdy nie miała pojęcia, że ją zatrud
niłem, bo zakochałem się w niej bez pamięci.
Ariel popatrzyła na R.J.
- Dziękuję, że zaniosłeś mój scenariusz do agenta.
- Poczekaj chwilę! - zaprotestował David. - To ja go prze
czytałem i ja zaniosłem go R.J.
Jude Deveraux Kuzynki
- A ja go od niego wzięłam - dodała Sara.
- I przerobiłaś - dokończyła Ariel.
- Podrasowałam - poprawiła Sara.
Cztery tygodnie po powrocie z Wyspy Króla Ariel odkryła,
że jest z Davidem w ciąży. Natychmiast rozpoczęto przygoto
wania do ślubu, ale dzięki snutym od lat planom matki Ariel nie
było mowy o skromnej uroczystości. Z towarzyską śmietanką
Południa i koneksjami R.J. szykował się ślub roku. Trzy dni
przed uroczystością Sara zapytała Ariel, czy miałaby coś prze
ciwko podwójnej uroczystości. Kupiono suknię i więcej szam
pana i wyprawiono wesele, którego Arundel tak szybko nie
zapomni.
Przez następnych osiem miesięcy Ariel była nieustannie pil
nowana przez Davida, teściową i swoją matkę. Znudzona za
częła pisać o tym, co spotkało ich na Wyspie Króla, i w jakiś
sposób historia zaczęła przybierać kształt scenariusza. Ariel
zamówiła książkę o pisaniu scenariuszy, dostosowała się do
wszystkich poleceń, najlepiej jak umiała, i przelała ich przygo
dy na papier.
Najbardziej jej się podobało, gdy nadawała dramatyczną
formę kłótni Lassitera i Fenny'ego, po której prawnik strzelił
Fenny'emu w głowę. To Eula pomogła mu zanieść ciało po
skrzypiących schodach w domu Phyllis i ukryć je w wannie.
- Niech te mądrale z Arundel za to bekną - powiedziała
Eula.
- Oprócz tego dzieciaka, który napisał opowiadanie - za
strzegł Lassiter. Po tym, jak on i Fenny zrobili swój stary numer
z aresztowaniem bogatych turystów, Lassiter znalazł nagrodzo
ne opowiadanie Davida Tredwella i zdał sobie sprawę, że
chłopak widział, jak Fenny wślizgiwał się do jaskini, w której
ukrył skarb.
Całymi latami Fenny machał swoim skarbem przed nosami
wszystkich - „chciwych hien", jak sam mawiał - ale nikt nie
mógł go znaleźć. Tego wieczoru, gdy R.J. został aresztowany,
Jude Deveraux Kuzynki
Fenny, pijany jak zawsze, niemal pokpił sprawę i Lassiter, który
miał tego dość, powiedział mu, że ktoś jeszcze wie, gdzie ukryty
jest skarb. Lassiter sam w to do końca nie wierzył, ale chciał raz
mieć ostatnie słowo. Kiedy zacytował pewne fragmenty opo
wiadania, Fenny oszalał. Pobiegł do swojej ciężarówki, wyciąg
nął spod siedzenia pistolet i zagroził Lassiterowi, że go zabije.
Wtedy prawnik zdał sobie sprawę, że dzieciak napisał prawdę.
Zaczęli się szarpać, pistolet wystrzelił i Fenny padł martwy.
Lassiter poszedłby na policję, ale wtedy z tylnego siedzenia
ciężarówki podniosła się Eula. Wszystko słyszała. Lassiter był
zdenerwowany i przerażony, ale Eula zachowała lodowaty spo
kój. Była zachwycona, że wreszcie pozbyła się męża, którego
nienawidziła. Natychmiast uknuła plan. Wnieśli ciało Fen-
ny'ego po schodach Phyllis, podrzucili je do wanny i ukryli się
w ciemnym salonie, podczas gdy Phyllis otwierała drzwi loka
torom.
Eula i Lassiter wybiegli na zewnątrz i czekali na zamieszanie
i krzyki, których się wkrótce spodziewali. Lassiter stał na skraju
lasu i palił papierosa za papierosem, ale nic się nie wydarzyło.
O świcie czworo mieszczuchów pojawiło się, niosąc coś, co
wyglądało jak dwa ciała.
- Myślą, że są tacy sprytni - powiedziała Eula, kiedy pary się
rozdzieliły. - Ale ja ich dopadnę. Poczekam dwa dni, a potem
zacznę się martwić, co się stało z moim ukochanym mężem.
- Odwróciła się do Lassitera. - Ty znajdź złoto. Rób, co musisz,
ale znajdź to złoto.
Ale ich plan nie wypalił i zarówno Lassiter, jak i Eula opuścili
wyspę w kajdankach. Koroner wydobył ciało Fenny'ego z za
mrażarki. Później R.J. musiał się sporo nagadać, żeby wyjaśnić,
dlaczego na trupie były włosy Phyllis, mimo że kobieta była
niewinna. Phyllis została oczyszczona z zarzutów.
Kiedy Ariel skończyła scenariusz, wstydziła się pokazać go
Davidowi. W końcu jako pierwsza przeczytała go jej matka.
- David i ja będziemy mieszkać z tobą w tym domu, ale
Jude Deveraux Kuzynki
zasady muszą ulec zmianie - powiedziała matce po powrocie.
Wreszcie zrozumiała, jak bardzo matka ją kocha. Miss Pommy
bała się, że jeśli Ariel wyjdzie za kogoś spoza Arundel, wyje
dzie i rozpocznie nowe życie gdzie indziej.
Oczywiście matka Ariel nie zmiękła w ciągu jednej nocy, ale
zrozumiała, że już więcej nie może zmusić córki do uległości.
Tak, jak Ariel powiedziała Davidowi:
- Kiedy znajdujesz trupa w wannie, zły humor matki nie robi
już na tobie takiego wrażenia.
I tak matka przeczytała scenariusz jako pierwsza.
- To nie w moim guście - powiedziała - ale wyobrażam
sobie, że pewnym ludziom mogłoby się podobać.
Była to największa pochwała, jaką Ariel kiedykolwiek usły
szała z ust matki. Następnego dnia pokazała scenariusz Davido-
wi, który był zachwycony i zabrał dzieło do R.J. Sara zobaczyła
scenariusz, zanim R.J. go przeczytał, przewertowała go w jeden
wieczór i powiedziała mężowi, że musi kupić studio filmowe,
bo z tego scenariusza ma powstać film, w którym zagrają ona
i Ariel.
R.J. niczego nie musiał kupować. Przeczytał scenariusz,
po czym posłał go do agenta. Popularny kanał telewizyjny
nabył go na pniu. Zanim nadszedł czas na pierwsze zdjęcia,
R.J. i Charley Dunkirk stali się właścicielami prawie całej
Wyspy Króla, więc film został nakręcony właśnie tutaj. Sara
była tak zdenerwowana, gdy znowu musiała spaść do jaskini,
że R.J. kazał podać jej tlen.
Teraz, w pubie, Sara uniosła szklankę z sokiem.
- Za cudowne początki.
Miała na myśli scenę, jaką Ariel zaczęła swój scenariusz,
wzorując się na historii, którą David opowiedział jej, gdy był
w szpitalu. Film zaczynał się od wyjazdu jedenastoletniego
chłopca na obóz prowadzony przez dwójkę palących marihuanę
hipisów. Nie było żadnych dialogów, tylko muzyka z lat sześć
dziesiątych, gdy chłopiec opuszczał obóz i wyruszał, żeby
Jude Deveraux Kuzynki
obejrzeć wyspę. Gdy zobaczył chudego mężczyznę o wielkich
uszach, znikającego pomiędzy skałami, poszedł za nim. Kame
ra pokazywała, jak David chowa się i czeka, a potem, gdy
brzydki człowieczek zniknął, wsuwa się w szparę między skała
mi i ogląda grotę. To było przed trzydziestymi drugimi urodzi
nami Fenny'ego, więc jaskinia była pusta. Następna scena
pokazywała małego Davida w szkole, jak próbuje napisać wy
pracowanie o tym, co robił tego lata. Przypomniał sobie o jas
kini i chudym mężczyźnie z odstającymi uszami i napisał o tym.
Ostatnia scena przed napisami pokazywała, jak opowiadanie
dostaje nagrodę, a dumna matka chłopca umieszcza je w Inter
necie.
Potem była czołówka, a pierwsza scena filmu pokazywała
zepsutą, wystrojoną i wymalowana Ariel, która domaga się
niecierpliwie, żeby jej zapracowana kuzynka zamieniła się z nią
miejscami. Ariel nie zrobiła z siebie snobki ani z Sary takiego
uosobienia cnót, ale -jak Sara sama powiedziała - „podrasowa
ła" nieco scenariusz. Broniąc się, Sara mówiła, że zrobiła
z Ariel odwrotność Pigmaliona.
- Masz na myśli, że zeszłam z wyższej klasy do twojej?
- spytała Ariel, na co Sara zareagowała wybuchem śmiechu.
Gdzieś po drodze straciła poczucie, że jest outsiderem. W Arun-
del powitano ją z otwartymi ramionami i w końcu czuła, że
znalazła swoje miejsce.
Raz nawet wygrała jedną kłótnię z kuzynką. Zaraz po ocale
niu, w przypływie uczucia ulgi, że są już bezpieczne, kuzynki
śmiały się i płakały i opowiadały sobie swoje historie. Ariel
opowiedziała Sarze, jak najpierw rozdarła swoją koszulę nocną,
a potem nogawkę spodni Davida. Sara uznała, że to świetne
sceny, i dodała je do scenariusza. Wybuchła awantura, ale sceny
zostały.
Tego wieczora, gdy nadawano film w telewizji, R.J. kazał
ustawić przed gmachem sądu na Wyspie Króla ekran wielkości
stodoły i zaprosił całe miasto. Kiedy Ariel - grana przez Sarę
Jude Deveraux
Kuzynki
i pokazywana tylko od kołnierzyka w górę - rozerwała koszulę
i powiedziała: „jestem kobietą", wiwaty słychać było aż
w Arundel. Ariel była tak zawstydzona, że ukryłaby się pod
krzesłem, gdyby R.J. i David nie złapali jej z obu stron za
ramiona i nie przytrzymali na miejscu.
Tłum znowu wiwatował, gdy Larry Lassiter i Eula Nezbit
zostali zakuci w kajdanki, a przy scenie aresztowania sędziego
Proctora wystrzelono fajerwerki. Ani David, ani R.J. nie wie
dzieli nic o sztucznych ogniach i obaj śmiali się i krzyczeli ze
wszystkimi.
Po projekcji R.J. ogłosił, że jego własne, prywatne studio
filmowe przygotowało krótki film, który chciałby pokazać. Parę
osób jęknęło, bo grill już dymił, a zespół stroił instrumenty.
Ariel i David popatrzyli na siebie, a Sara uśmiechnęła się
wszechwiedzącym uśmiechem.
Na wielkim ekranie pojawił się czarno-biały obraz, zrobiony
na niemy film z lat trzydziestych. Nawet parę razy taśma się
zacięła. Bez żadnych dialogów i z pociętymi, gwałtownymi
ruchami Gideon spotkał się ze swymi dziadkami. Kiedy R.J.
zobaczył piękny, oryginalny dom, w którym mieszkała rodzina
Nezbitów, przypomniał sobie, że widział podobny budynek na
wystawie, którą odwiedził w Nowym Jorku jeszcze za czasów
studenckich. Po ciężkich doświadczeniach na Wyspie Króla
odnalazł nazwisko architekta i skontaktował się z jego rodzica
mi. Powiedzieli, że nie mają pojęcia, co stało się z ich synem. Po
zerwaniu z dziewczyną oznajmił im, że potrzebuje trochę samot
ności i że nie wie, dokąd jedzie ani co będzie robił. Wtedy
widzieli go po raz ostatni. R.J. doszedł do wniosku, że to on
musiał być tym młodym człowiekiem, który mieszkał na Wy
spie Króla i zbudował ten dom. Nazywał się James Gideon.
Nikt nie wiedział, co się z nim stało, ale testy DNA udowod
niły, że był ojcem Gideona. Jak dotychczas wciąż nie było
wiadomo, kim była matka chłopca.
Film pokazywał R.J. otoczonego książkami, jakby pogrążo-
Jude Deveraux
Kuzynki
nego w głębokich studiach. Oczywiście prawda była taka, że
wystarczył jeden dziesięciominutowy telefon do dawnej dziew
czyny, żeby poznać nazwisko artysty, którego wystawę oglądali
razem tyle lat temu.
Następna scena pokazywała Gideona z dziadkami. Chłopak
był świetny przed kamerą, na przemian udawał, że roni łzy
jak bóbr i śmieje się do rozpuku. Kiedy R.J. wręczył Gideo-
nowi wielką książkę z napisem „Princeton" na okładce, mło
dy człowiek udawał, że szlocha, po czym porwał R.J. w ob
jęcia. R.J. udawał urażonego tak dobrze, że wszyscy się
roześmieli. Do tego dnia nie było osoby na wyspie, która nie
prowadziłaby z R.J. jakichś interesów, więc wszyscy dobrze
go znali.
Następnie na ekranie pojawiły się bliźniaki. Na zaniedba
nym, ceglanym budynku R.J. kazał umieścić napis „Sierociniec
stanowy". Kobieta ubrana jak wiktoriańska matrona odbierała
wrzeszczące dzieci - które okazały się świetnymi aktorami - od
Sary. Sara płakała, odpychała je od siebie, a potem padła na
kolana i coś do nich mówiła. Karta dialogowa pokazała:
- Nic wam nie będzie. Jestem pewna, że oni bardzo was
pokochają.
Sara wstała i płakała dramatycznie na ramieniu R.J., podczas
gdy wrzeszczące bliźniaki ciągnięto w stronę sierocińca. Nagle
R.J. odsunął Sarę na odległość ramienia, a na karcie ukazał
się napis: „Nikt nie może kochać ich tak bardzo jak my.
Kupmy je". Kiedy Sara kopnęła go w kostkę, widownia wy-
buchnęła śmiechem, a na ekranie pojawił się napis: „Prze
praszam. Adoptujmy je."
Ostatnia scena była kolorowa, seria zdjęć ze Święta Dzięk
czynienia i Gwiazdki. Jedna z fotografii ukazywała Davida
i Ariel i ich maleńkie dziecko, na które patrzyła z uwielbieniem
miss Pommy. W jej przekonaniu, wygrała. Inne zdjęcie przed
stawiało R.J. z Bertiem na ramionach i Sarę z Beatrice na
rękach. Gideon z dziadkami przy absurdalnie długim stole,
Jude Deveraux 236 Kuzynki
zastawionym masą jedzenia, przy którym siedzieli także Sara,
R.J., David, Ariel i cała reszta.
Nagle scena ożyła i wszyscy przy stole wznieśli kieliszki
w toaście do kamery.
- Za Wyspę Króla! - zawołali.
Ryk, jaki wydali mieszkańcy wyspy, był ogłuszający. Kiedy
film się skończył, wszyscy wstali i zaczęli tańczyć, zanim
jeszcze rozbrzmiały pierwsze takty muzyki.
To było miesiąc temu, a teraz R.J. i Sara, Ariel i David
wznieśli kieliszki i powiedzieli:
- Za nas.