STUDIUM PRZYPADKU DOROSŁEJ OSOBY z MUTYZMEM WYBIÓRCZYM
Swój artykuł chciałabym rozpoczać cytatem ze znanego podręcznika psychoterapii: "Rozpoczęcie psychoterapii poprzedzone jest zwykle przeprowadzeniem przez psychoterapeutów wstępnego rozpoznania [...]. Głównym źródłem informacji jest dla psychoterapeuty to, co sam pacjent ujawnia zarówno w słowach, jak i przez swoją niewerbalną ekspresję" (Trzebińska, 1994, s. 115-116)2. Co możemy jednak zdziałać, kiedy pacjent ogranicza swoje wypowiedzi do pojedynczych słów? Kiedy w trakcie wywiadu nie możemy niczego się dowiedzieć, znamy zaledwie kilka objawów? Pragnę przedstawić opis propozycji skutecznej terapii z pacjentką, z którą kontakt słowny był w początkowym okresie bardzo utrudniony.
Przedmiotem pierwszej części tego artykułu będzie opis: (1) interakcji między pacjentką a terapeutką, (2) przebiegu sesji, (3) rodzaju interwencji terapeutycznej, a także (4) analiza procesu terapeutycznego. w drugiej części przedstawię najbardziej istotne informacje z życia pacjentki. Taka struktura opisu odzwierciedla przebieg procesu zachodzącego w trakcie psychoterapii w tym właśnie przypadku.
Terapii trwała około półtora roku. Przeprowadziłam z pacjentką ponad 50 godzinnych sesji; spotkania odbywały się co tydzień, z niewielkimi przerwami w okresie wakacji. Już na samym początku terapii wszystko miało inny niż zazwyczaj przebieg. Pacjenci przeważnie sami zgłaszają się do terapeuty - tym razem pacjentkę na terapię zgłoszono. z prośbą o jej leczenie zwróciła się siostra zakonna, opiekunka młodych zakonnic w nowicjacie, która dostrzegła szereg niepokojących zmian w zachowaniu jednej ze swoich podopiecznych, takich jak: znaczne obniżenie nastroju, nieadekwatna do sytuacji płaczliwość, unikanie towarzystwa innych osób oraz niechęć do rozmawiania z kimkolwiek o własnym stanie emocjonalnym. w czasie codziennych, uporządkowanych zajęć - wspólnej pracy, modlitwy, czy wymiany informacji na temat codziennych potrzeb - pacjentka rozmawiała, natomiast całkowicie milkła, gdy ktokolwiek pytał ją o to, co się z nią dzieje. Siostra opiekująca się adeptkami zauważyła też, że młoda zakonnica nie sypia, sprawia wrażenie wystraszonej, często płacze. Zmiany te nasilały się już od kilku tygodni. Trudno jednak było ustalić, dlaczego tak się dzieje. Jak się później okazało, wystąpienie wyżej opisanych objawów u pacjentki poprzedził konflikt z jedną z zakonnic, dyrektorką szkoły podstawowej, w której siostra D. pracowała jako nauczycielka.
Na pierwszym spotkaniu z pacjentką zobaczyłam dorosłą osobę, 28-letnią kobietę, lecz czułam intuicyjnie, że siedzi przede mną małe dziecko. Początkowo spotkania terapeutyczne ograniczały się do tego, że pacjentka przychodziła i siedziała w milczeniu. Jedyne zdanie, które czasem wypowiadała, brzmiało: "Ja nie mówię". Dlatego też wszystko to, co składa się na początek procesu terapeutycznego, a więc zebranie informacji na temat historii życia pacjentki, pogłębienie wiedzy dotyczącej znaczących zdarzeń i sposobu ich przeżywania przez nią - było zupełnie niemożliwe. Fakt ten skutecznie utrudniał postawienie jakiejkolwiek diagnozy; nie pozostawało nic innego, jak formułowanie hipotez. Sądziłam, że pacjentka przeżywa lęki, ma niedostateczne poczucie bezpieczeństwa. Ponieważ kojarzyła mi się z dzieckiem, pomyślałam, że gdybym przyjęła na terapię naprawdę małe dziecko, opowiadałabym mu bajki. Zaczęłam więc opowiadać jej najprostsze historie o zwierzętach: o kotach, żółwiach, słoniach (w opowieściach tych zwierzęta starsze albo większe opiekowały się młodszymi), a także historie o dzieciach, które za pomocą różnych magicznych sposobów pokonywały smoki i potwory i przeżywały liczne przygody mające dobre zakończenie. Początkowo nie były to klasyczne bajki, ale raczej opowiadania dla bardzo małych - dwu-trzyletnich dzieci. Pacjentka słuchała tych powiastek, siedząc na podłodze i opierając głowę o moje kolana.
Oprócz tych prostych historii o bezpieczeństwie i spokoju, stopniowo zaczęłam też opowiadać pacjentce klasyczne bajki, zaczerpnięte ze zbioru baśni braci Grimm. w baśniach niegodziwość jest równie często obecna, jak i cnota. w każdej baśni część postaci uosabia dobro, a część zło. Zło przedstawiane jest w baśniach w sposób, który nie pozbawia go atrakcyjności - symbolizowane jest przez potęgę olbrzyma lub smoka, moc czarownicy, przebiegłość królowej (np. baśń o królewnie Śnieżce) i często zyskuje chwilową przewagę. w procesie identyfikacji słuchacz wyobraża sobie, że wraz z bohaterem przechodzi jego próby i cierpienia i że wraz z nim triumfuje, gdy cnota wreszcie odnosi zwycięstwo (np. w bajce o Kopciuszku). Identyfikując się z bohaterem, również zyskuje nadzieję, że nawet najsłabszemu może się w życiu udać.
Pewnego dnia, po około 15 spotkaniach, zaproponowałam pacjentce wspólne rysowanie. Nie odpowiedziała mi, tylko patrzyła z miną, którą już znałam, oznaczającą: "Ja nie mówię". Dopiero na następną sesję przyniosła pierwszy rysunek opowiadający o tym, jak zaczęła radzić sobie ze swoim strachem, z potworem, który do niej przychodził (rys. 1). Nie wiedziałam jeszcze, kim był ten potwór. Rysunek przedstawiał małą dziewczynkę, która na różne sposoby tak radziła sobie z wielkim, strasznym potworem o ostrych zębach, że w końcu znikał. Kolejny rysunek przypominał komiks, który opowiadał o małej dziewczynce i dobrej błękitnej wróżce, która ją ochraniała (rys. 2). Jak się później dowiedziałam, była to postać trochę z marzeń, trochę siostra-opiekunka, a trochę terapeutka. Kiedy pacjentka chowała się w jej objęciach, uspokajała się.
W ten sposób - za pomocą rysunków - pacjentka pokazywała, jak przyjmuje z dnia na dzień, ze spotkania na spotkanie, obraz pozytywnej, ochraniającej postaci i jak buduje w sobie umiejętność radzenia sobie ze strachem, pokonywania go i odgradzania się od niego. W kolejnym rysunku, który przyniosła, pojawiły się pierwsze zapisane słowa. Rysunek przedstawiał dwa koty: jednego jasnego i puchatego, a drugiego czarnego, otoczonego czerwonymi kolcami. Biały kot pytał czarnego, dlaczego zachowuje się jak czarny kot z otoczką, na co tamten odpowiadał: Kłamiesz, kłamiesz, bo wszyscy kłamią. Dopiero później, na jednym z kolejnych spotkań, pacjentka wyjaśniła, że to siebie przedstawiła jako wystraszonego kota, który boi się i nikomu nie ufa (rys. 3). Kot był w środku zupełnie ciemny, wypełniony strachem, a czerwone szpilki miały być kolczastą warstwą, która pozwala przetrwać i daje schronienie przed wielką czarną postacią.
Na późniejszym rysunku (rys. 5) kot jest już jasny w środku, a swojej otoczce pozwala znikać, kiedy jest pod opieką innego, dużego, dobrego kota. Zmianę tę można zinterpretować jako przejaw poprawy stanu emocjonalnego pacjentki, znacznej redukcji lęku i poczucia zagrożenia, a także zwiększonego zaufania wobec innych ludzi i przyzwolenia na otrzymywanie od nich wsparcia. Pierwsze rysunki były ciemne i jednobarwne, natomiast na kolejnych widoczna była zmiana: kolory (niebieski i żółty) oraz postacie symbolizujące dobre związki z innymi ludźmi (rys. 4).
Nasze spotkania w trakcie tej rysunkowej komunikacji wciąż były podobne: nie rozmawiałyśmy, ja opowiadałam bajki, oglądałam rysunki, a siostra D. sluchała. Jednak równolegle zachodziły zmiany w jej życiu w klasztorze, o czym opowiedziała mi miesiąc później. Zgłaszane objawy ustępowały, a pacjentka była spokojniejsza, coraz bardziej towarzyska i chętniej uczestnicząca w życiu innych zakonnic.
Wydawało się, że wszystko zmierza w dobrym kierunku, kiedy znów przyniosła czarno-biały, ciemny rysunek (rys. 6). Tym razem jednak, mimo że jego symbolika wyraźnie wskazywała na nawrót objawów, po raz pierwszy siostra D. opowiedziała coś o sobie. Powiedziała mi, że jej rodzice mieszkają stale za granicą i że rozmawiała z nimi przez telefon. Rozmowa ta była dla niej bardzo trudna i przypomniała jej zdarzenia z dzieciństwa, liczne nieporozumienia i konflikty z matką. To właśnie wtedy pacjentka, będąc małym dzieckiem, "zamilkła". w ten niedojrzały, dziecięcy sposób reagowała w sytuacjach konfliktowych, co później utrwaliła jako sposób funkcjonowania w sytuacjach trudnych. Dlatego podobnie w życiu dorosłym zareagowała na konflikt ze swoją przełożoną milczeniem, zamknięciem w sobie, wycofaniem, smutkiem i częstym płaczem. Dyrektorka szkoły, w której pracowała, symbolicznie reprezentowała jej matkę, a konflikt z nią stanowił reminiscencję trudnych doświadczeń z dzieciństwa.
W lewej części rysunku 6 pacjentka narysowała siebie jako dziewczynkę, w prawej - swoją mamę, którą przedstawiła jako kwadrat. Powiedziała, że są dwa światy: świat kwadratów, w którym panuje zło, oraz świat, który jest jasny, ciepły, pełen ptaków, kotów, ludzi i drzew - i właśnie tam chciałaby żyć. w trakcie naszych dalszych spotkań pacjentka zaczęła dużo o sobie opowiadać. Teraz mogłyśmy już swobodnie rozmawiać o jej doświadczeniach życiowych, co dotychczas było niemożliwe ze względu na podjętą przez nią w przeszłości decyzję: "Ja nie mówię".
Pacjentka pochodziła z małego miasteczka na południu Polski. w dzieciństwie, kiedy jej matka studiowała, pozostawała przez dwa lata pod bezpośrednią opieką ojca. Miała wtedy pięć, sześć lat. Kiedy miała siedem lat, jej ojciec wyjechał na stałe za granicę. w tym samym roku urodziła się też jej młodsza siostra, a ona sama rozpoczęła naukę w szkole podstawowej. w szkole nie radziła sobie dobrze, nie potrafiła odnaleźć swojego miejsca w grupie, czuła się wyobcowana. Opowiadała o tym matce, szukając u niej zrozumienia, wsparcia i pomocy, jednak matka wyśmiewała ją. Zraniona i odrzucona, pacjentka coraz rzadziej odzywała się do matki. Reakcją matki na postępujące wycofanie córki była narastająca złość, gniew i agresja. Prawdopodobnie pacjentka przeżyła w dzieciństwie nadużycie fizyczne i psychiczne, co jeszcze bardziej spotęgowało jej wycofanie emocjonalne.
Po rozmowie telefonicznej z matką, pacjentka nie mogła spać w nocy. w trakcie sesji następującej po tym zdarzeniu mówiła mi, że chciała krzyczeć w nocy, ale nie była w stanie. Zaproponowałam jej dość niekonwencjonalną metodę pracy - pojechałyśmy do lasu, gdzie pomagałam jej wyrazić głosem od dawna nieujawnione uczucia. Pacjentka krzycząc, miała szansę uwolnić się od negatywnych uczuć będących pochodną jej doświadczeń z dzieciństwa. Był to moment przełomowy w terapii. Na kolejnych spotkaniach opowiadała mi o swoim życiu, dzieciństwie, bieżących wydarzeniach; wyjaśniła znaczenie swoich rysunków. Przyniosła też dwa ostatnie, wesołe i kolorowe rysunki, ilustrujące historie o zwierzętach i aniołach, które jej opowiadałam (rys. 7 i 8).
Kilka ostatnich sesji poświeciłyśmy planom na przyszłość. Siostra D. nie chciała dłużej pracować w szkole. Poprosiła siostrę przełożoną o przydzielenie jej innej pracy. Pewnego dnia pacjentka niespodziewanie stwierdziła, że chciałaby zawiesić nasze spotkania, ponieważ pragnie sama zastanowić się nad tym, jak ma dalej żyć i samodzielnie podjąć decyzję, czy pozostanie w klasztorze. Po roku, na zaproszenie pacjentki uczestniczyłam w uroczystości przyjmowania przez nią ślubów wieczystych. Dzięki terapii uzyskała wgląd w wewnętrzne konflikty i przeżywane uczucia, zmieniła niedojrzałe mechanizmy obronne, nauczyła się wyrażać wprost głębokie potrzeby.
* Adres do korespondencji: Akademicki Ośrodek Psychoterapii, ul. Smyczkowa 11A, 02-678 Warszawa
1 Artykuł oparty na treści wystąpienia Autorki podczas sympozjum "Jednostka i system w terapii ericksonowskiej" na XXXI Naukowym Zjeździe PTP w Lublinie w 2002 roku
2 Trzebińska, E. (1994). Ogólna charakterystyka przygotowania i przebiegu psychoterapii. W: Grzesiuk L. (red) Psychoterapia - szkoły, zjawiska, techniki i specyficzne problemy (109-136). Warszawa: Wydawnictwo Naukowe
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Studium przypadku na podstawie analizy rysunku rodziny Artykulelektrotechnologie studium przypadkustudium przypadku 1SP029 Studium przypadku Projekt Arabianranta, Helsinki, Finlandiastudium przypadku 6 rkicstudium przypadku rkic iistudium przypadkuStudium przypadku (1)Zarządzanie w sytuacjach kryzysowych studium przypadkuStudent polski Studium przypadkuZarzadzanie projektami Studium przypadkowSP001 Studium przypadku Le Sequanawięcej podobnych podstron