SLAVE BOY
Evangeline Anderson
www.loose-id.com
Tłumaczenie: GeDeTe
UWAGA!!!
Książka zawiera dokładne opisy scen seksu oraz wulgarny język mogące być uznane za
nieprzyzwoite i obraźliwe przez niektórych czytelników. Przeznaczona jest tylko i
wyłącznie dla osób pełnoletnich.
Historia zawarta w tej książce jest fikcją. Niektóre wydarzenia mogą sprawiać wrażenie
odwołania do aktualnych lub historyczny zdarzeń, istniejących miejsc, nazw i postaci
jednak wszystkie są całkowicie fikcyjne i stanowią wytwór wyobraźni autorki.
Rozdział pierwszy
- Ah, Mistrzu Haven, jestem niezmiernie szczęśliwy, że w końcu tu jesteś. -
ambasador Gowany skłonił się głęboko, jego owłosiona głowa i jasne turkusowe oczy
znikły na chwilę, kiedy wyszedł z obrębu ekranu.
- Jako Sługa Światła jestem zaszczycony mogąc pomóc w waszych pokojowych
negocjacjach. - Mistrz D’Lon Haven, najbardziej szanowany mediator w Zakonie
Światła ukłonił się także głęboko nad panelem kontrolnym tak, że koniec jego
kruczoczarnych włosów prawie otarł się o panel kontrolny pojazdu.
Zakon, którego był przedstawicielem był wiekowy, a jego członkowie byli bardzo
szanowani, zarówno ze względu na ich ogromne i niezwykłe moce umysłowe jak i ich
zaangażowanie w sprawy pokoju i jedności świata, jako całości. Długa nauka rzemiosła
i rygorystyczne fizyczne i psychiczne metody treningu używane w Zakonie Światła
oznaczały, że nie wszyscy, którzy znaleźli azyl w jego ścianach byli w stanie osiągnąć
tytuł mistrza albo mistrzyni. Ze względu na to, że większość wysoko
wykwalifikowanych mediatorów, uzdrowicieli i wszelkich uczonych we wszechświecie
pochodziło z Zakony, nigdy nie brakowało kandydatów pożądających pozycji
nowicjuszy, które była dostępna każdego ziemskiego roku.
Haven był Sługą Światła albo Niosącym Światło, jak czasami ich nazywano,
przez większość swojego życia. Został znaleziony w trakcie poszukiwania uzdolnionych
jako młode dziecko i zaczął swój trening w Zakonie w wieku dziesięciu lat, obecnie
miał koło trzydziestu dwóch. Jego szerokie ramiona i muskularna postura pod
standardowym uniformem Zakonu składający się z przewiewnej bladoniebieskiej tuniki
i dopasowanych czarnych spodni były dowodem, że jego trening nie był ograniczony
jedynie do dyplomacji. Słudzy Światła usiłowali nieść pokój i harmonię gdziekolwiek
byli, ale jeżeli fizyczne działanie było potrzebne, byli oni gotowi i zdolni zmierzyć się z
zadaniem.
Podczas wymiany uprzejmości z ambasadorem Gowany, Haven skanował
przestrzeń wokół ich statku, obserwując szybko zbliżającego się Triberioński statek
wojenny. Jago głębokie niebieskie oczy zwęziły się a duże dłonie zacisnęły się na lasce,
kiedy zobaczył olbrzymi groźnie wyglądający statek zbliżający się szybko od strony ich
prawej burty. To nie były kolejne negocjacje o szlaki handlowe czy zmniejszenie cła
albo podatku na towary i usługi. To był szczyt pokojowy – ostatnia szansa, aby uniknąć
rozlewu krwi i bezsensownej wojny.
Tiberioński cesarz, Rudgez Czwarty był gotowy zniszczyć miłującą pokój planetę
Gow gi Nef i zabić każdego Golańskiego mężczyznę, kobietę i dziecko. I na dodatek
Tiberioński cesarz miał podobno doznać, prawdziwej albo wymyślonej, obrazy podczas
rutynowego handlu z nieszczęsnymi Gowanami.
- Mistrzu, wiem, że jesteśmy prawie w zasięgu, ale chciałbym...oh, wybacz mi –
łagodny głos z tyłu przerwał rozmowę Havena. Odwrócił się, aby spojrzeć na swojego
ucznia, Wrena, stojącego za nim, wyraźnie odświeżonego po dźwiękowym prysznicu,
ponieważ był ubrany jedynie w ręcznik.
Obdarzywszy młodego groźnym spojrzeniem, Haven odwrócił się powrotem do
ekranu i grubego, futrzanego Gowańskiego ambasadora ubranego w wymyślną złotą
szatę, aby go przeprosić.
- Proszę wybaczyć przerwę Ambasadorze – powiedział gładko – i mówić dalej.
- Nie ma, za co, nie ma, za co. – Ambasador spoglądając przez ekran, chwilowo
skupił swa uwagę na smukłej atletycznej figurze Wrena, białym ręczniku nisko
owiniętym wokół jego wąskich bioder i blado złotej skórze nadal pokrytej kroplami
wody. – Wprost przeciwnie, Mistrzu Hazenie, jestem zarówno zadowolony jak i
uspokojony ze zabrałeś swojego niewolnika ze sobą.
- Słucham? – Haven uderzył lekko swój głośnik i zmarszczył brwi – Przepraszam
Ambasadorze, co Pan powiedział? Myślę, że mój uniwersalny translator musiał coś
przekręcić.
- Powiedziałem - Ambasador krzykną, jakby podnosząc głos chciał uczynić
znaczenie swoich słów jaśniejsze - Jestem zadowolony, że przywozisz stosownie
pożądanego niewolnika ze sobą, tak jak życzyłem sobie w mojej ostatniej transmisji.
Haven zamyślony podrapał swoją czystą i starannie przystrzyżoną kozią bródkę i
wąsy.
- To możliwe, że Twoja transmisja została zagmatwana w trakcie szyfrowania. –
powiedział Golańskiemu ambasadorowi – ale ja zrozumiałem po prostu, że oczekujesz
ode mnie że przywiozę towarzysza. Co uczyniłem – to jest Wren mój uczeń. Jest
terminatorem w Zakonie Światła – skiną na Wrena, który skłonił się głęboko, ochlapując
zimnymi kroplami wody ze swoich ciągle mokrych włosów tył pleców Havena za
monitorem.
- Nie, nie, nie! – Spiczaste brązowe uszy położyły się płasko na jego okrągłej
włochatej głowie z widocznym zdenerwowaniem. – To nie to, co powiedziałem!
Specjalnie poprosiłem abyś zabrał niewolnika do służenia podczas negocjacji. To
kwestia Tiberiońskiej etykiety! Wszystkie osoby o wysokiej randze w ich społeczności
mają jednego, i pojawienie się przed Rudgezem Czwartym bez niego byłoby obrazą.
- Założyłem, że chcesz abym przyprowadził towarzysza ma państwowy obiad i to
wszystko. – Haven powiedział gładko, jedną ręką wycierając krople wody ze swojej szyi
– ale ja zrozumiałem, że Triberiończycy kładą szczególny nacisk na protokół i symbole
rangi.
- Czy zrozumiesz, że moja planeta zostanie całkowicie zniszczona, jeżeli ty
okażesz Tiberiońskiemu cesarzowi obrazę. – wykrztusił ambasador. Jego duże
niebiesko-zielone oczy zwęziły się do szparek a jego wąsy drgały ze zdenerwowania. –
Zauważ – kontynuował, zrobił krok do tyłu od monitora odsłaniając Golańską kobietę,
która stała za min. Tak jak Gowański ambasador miała duże kryształowe oczy,
szpiczaste uszy na czubku głowy i futro pokrywające jej całe ciało. W jej wypadku futro
było wygolone jak Haven przypuszczał w we wzór o znaczeniu erotycznym, wokół jej
małych sprężystych piersi i wrażliwych miejscach pomiędzy jej udami.
- Twoja niewolnica jak przypuszczam. – powiedział neutralnie, kiedy Golański
ambasador wrócił na ekran.
- Oczywiście, że nie – Ambasador odpowiedział naburmuszony – My
Gowańczycy nie aprobujemy sprzedawania innych czujących gatunków – to jest
wstrętne. To jest Ylla - jest ona kurtyzaną specjalnie trenowana w dobrym zachowaniu i
gracji. Towarzyszy mi, jako moja niewolnica, aby zadowolić Tiberiońskie barbarzyńskie
wymagania.
- Pozdrowienia, Sługo Światła – erotycznie wygolona kurtyzana/niewolnica
ukłoniła się skromnie i uśmiechnęła się pokazując maleńkie, ostre białe zęby.
- Wiec, ten problem jest prosty do rozwiązania – Wren uśmiechną się i położył
rękę na szerokim ramieniem Havena – Po prostu ja będę udawał twojego niewolnika tak
jak Ylla udaje niewolnicę Ambasadora, Mistrzu.
- To może nie być wcale takie proste – Haven zmarszczył brwi i potrząsną głową
„Nie proponuj tego dopóki nie zrozumiesz zadania, jakie podejmujesz, Uczniu” przesłał
przez prywatne połączenie umysłów, które mistrzowie i nowicjusze dzielili podczas
współpracy. Ale było za późno – Golański ambasador zaakceptował już ten pomysł.
- Jak dla mnie do doskonałe rozwiązanie – Ambasador był ponownie
uśmiechnięty i prezentował własne ostre białe zęby kiwając popierająco głową.
Haven zmarszczył brwi.
- Ambasadorze, proszę wybacz nam na moment, mam kilka spraw do załatwienia.
Odezwę się do Pana jak tylko zadokujemy do Tiberiońskiego statku.
- Oczywiście – Golański ambasador ponownie ukłonił się głęboko, jego bogata
szata zaszeleściła przy ruchu a obraz złożył się do małej białej kropki w środkowej
części ekranu, kiedy Haven przerwał transmisję. Zanim zdołał wymówić, chociaż jedno
słowo, Wren staną przodem do niego patrząc z determinacja w jego szeroko rozstawione
bursztynowe oczy.
- Mistrzu poradzę sobie z tym.
Haven westchną i przejechał ręką po swoich kruczoczarnych włosach.
- Jak możesz wiedzieć, że sobie poradzisz, Uczniu, skoro nie wiesz, z czym masz
sobie poradzić? Czy wiesz, jakie są obowiązki niewolnika zgodne z Tiberiońskimi
obyczajami?
Wren z gracją wzruszył ramionami. Nigdy nie osiągną wzrostu ani rozmiaru
Hazena, ale miał budowę szczupłego pływaka z delikatnie zaznaczonymi mięśniami i
gładką opaloną na złoto skórą, która podkreślała oczy, które przemieszczały się przy
każdym ruch. Jego jasno brązowe włosy były krótkie, pocierał o nie ręką, kiedy mówił.
- To prawdopodobne, co mówisz Mistrzu, - zajmowanie się państwowym
obiadem, podawanie do stołu – uśmiechną się szeroko – nic, czego bym do tej pory nie
robił.
- Bezwartościowy żółtodziób – Haven potrząsną głową, dotknięty jego słowami.
W przeszłości mógł chwycić Wrena i przyłożyć mu swoją dużą dłonią przez jego złoto
brązowy czub z włosów albo uderzyć go tyłek. Później, codzienne kontakty, które stały
się próbą ich współpracy, od kiedy wziął Wrena, jako swojego Ucznia niemalże cztery
lata wcześniej przerodziły się w przyjaźń, która była bliższa niż się mogło wydawać... z
jakiegoś powodu niebezpiecznie bliska. Źle. Wiec zadowolił się wracając do szeroko
uśmiechniętego młodego mężczyzny trzymając ręce twardo skrzyżowane na piersi.
- Wiem, jaka jest stawka – kontynuował Wren – I wiem, że byłeś przeciwny
zabrania mnie na tą misję z powodu niebezpieczeństwa, ale Mistrzu, nie możesz mnie
traktować wiecznie jak dziecko. Mam prawie dwadzieścia dwa lata – byłeś w tym
samym wieku, kiedy mnie uratowałeś. Kiedy kupiłeś mnie za dziewięćdziesiąt pięć
kredytów i bochenek owocowego chleba. Pamiętasz?
- Czy pamiętam? Haven westchną i spojrzał na smukłego młodego mężczyznę
stojącego przed nim zastanawiając się jak Wren tak szybko dorósł. – Jak mógłbym
zapomnieć?
* * *
To była pierwsza prawdziwa misja Havena jako Sługi Światła. Przeszedł swoją
próbę zaledwie tydzień wcześniej i jego Mistrz, Serin, wypuścił go z własnym
błogosławieństwem. Być wysłanym samotnie we wszechświata, aby służyć żywemu
Światłu, które otacza i ogarnia wszystkie rzeczy było ekscytującym doświadczeniem dla
młodego człowieka. Ale Haven miał poważną, troskliwą naturę, która nie była skłonna
do pochopnych działań i nie miał żadnych intencji, aby złamać jakąkolwiek regułę albo
robić coś niezwykłego. Planował pojechać i szybko zakończyć swoją misję zgodnie z
przepisami – tak było zanim zobaczył obdartego młodego niewolnika pochylonego nad
rannym ptakiem w wąskiej uliczce targu, który pokazywał mu Regeliański poseł.
Haven sądził, że byli na rynku, aby spróbować trochę lokalnych potraw.
Powietrze było pełne egzotycznych przypraw i krzyczących sprzedawców
zachwalających swój towar. W ręku miał świeży, gorący bochenek lokalnego
owocowego chleba z chrupiącą brązową skórką i kruchym środkiem z blado różowymi
jagodami, który zamierzał zjeść na obiad. Regaliońskie podwójne słońce grzało go w
głowę i chciał się schować w cieniu pobliskiej wąskiej alejki.
Ale wąska kamienna szczelina ofiarowywała więcej niż tylko wytchnienia od
światła słonecznego. Mieszankę niewolników klęczących i opierających się o szorstki
szary kamień – w większości wyglądające na zmęczone kobiety z obrożami wokół szyi
trzymających je przed ucieczką, chociaż nikt z nich nie wyglądał jakby miał energię,
aby próbować uciec.
To jednak nie kobiety wpadły Havenowi w oczy. W dole alejki znajdował się
samotny chłopiec wyglądający na około 10 lat, chociaż mógł być starszy i niski jak na
swój wiek. Było w nim coś niezwykłego – coś przyciągało Havena, coś, co tylko mógł
czuć dzięki latom treningu.
- Nie ma tu nic ciekawego do oglądania, Niosący Światło – mrukną posłaniec,
nerwowy stary mężczyzna z cienkimi szarymi włosami próbując ruszyć dalej. Ale
Haven opierał się uprzejmie szarpiąc jego długi rękaw.
- Będę za chwilę- powiedział niewygodnemu posłańcowi, który był oczywiście
bardziej przyzwyczajony do uprzejmości Regeliańskiego dworu niż brudnej ulicy.
Idąc na koniec alei gdzie przykucną chłopiec obserwował cicho sceny, które
rozgrywały się dookoła. Chłopiec ubrany w obszarpaną, za dużą bluzę miał splatane
brązowo-złote włosy był pochłonięty oglądaniem małego rannego ptaka, który trzepotał
skrzydłami wzbijając dookoła kurz nie zauważył nawet obecności Havena. Ptak miał
nakrapiane brązowe pióra i brązowy brzuch – jeden z Rigeliańskich ptaków, które były
powszechne jak kurz na pustyni. Jedno maleńkie skrzydło - prawe- było uszkodzone.
Dzięki żywemu Światłu Haven mógł czuć ból jakby igły kłującej skórę na swoim
prawym ramieniu, dokładnie tam gdzie ptak był zraniony.
- Już wszystko dobrze – powiedział półgłosem chłopiec- Już dobrze, mały
ptaszku. – wyciągną ostrożnie rękę, podniósł szarpiącego się ptaszka swoimi małymi
rękoma robiąc mu schronienie ze swoich palców.
Havena zdziwiło, że ptak przestał się szamotać i siedział spokojnie w dłoniach
chłopca. Wstrzymał oddech, zastanawiając się, co nastąpi dalej. Większość chłopców
skończyłaby cierpienie zwierzęcia i prawdopodobnie w nie bardzo ludzki sposób. Ale
ten mały niewolnik był inny, Haven mógł wyczuć to, kiedy obserwował go wąska
uliczka zafalowała, co tylko on mógł wyczuć.
- Zaraz będzie lepiej – szepną chłopiec. Haven zdziwił się, kiedy żyjące Światło
wypłynęło z chłopca jak promień słońca przez czystą taflę szkła. Nagły skok leczącej
mocy był tak czysty i słodki. Haven patrzył jak chłopiec powoli otwiera ręce.
Ptak siedzący na rozłożonych dłoniach chłopca wyglądał zupełnie inaczej.
Chłopiec sprawdził czy jego skrzydło jest zdrowe. Ból w ramieniu Havena ustał, ale
zastąpiło go inne uczucie od małego zwierzątka – radość bijąca jak promień słońca.
Wstrzymał oddech, kiedy ptak rozłożył skrzydła i piszcząc radośnie wzleciał do nieba.
Chłopiec odwrócił się ostrożnie osłaniając, aby zobaczyć, kto pochylając się nad
nim.
- Cześć Mały.- Haven przykucną obok niego w alejce i posłał mu przyjazny
uśmiech, który chłopiec nieśmiało odwzajemnił.
- Witaj – odpowiedział. Na jego szyi widniała metalowa obroża, która na pewno
sprawiała mu ból. Chłopiec miał tak niezwykły kolor oczu, jakiego Haven jeszcze nigdy
nie widział. Ich blady, bursztynowy kolor przypominał mu złoty ocena na Radiant,
świecie gdzie mieścił się Zakon Światła.
- Widziałem, co zrobiłeś dla ptaszka – Haven powiedział do chłopca – Często
robisz takie rzeczy?
Chłopiec wzruszył ramionami, obszarpany, brudny rękaw od jego bluzy poruszył
się.
- Nie wiem. Czasami. To go bolało, rozumie Pan? – spojrzał, na Havena błagalnie
– Nie mogę znieść, kiedy ktoś cierpi. Staram się mu pomóc, jeżeli mogę. Ale proszę nie
mów Dungbarowi - to nasz właściciel. – Wskazał brodą na koniec alei – On będzie
wściekły i powie, że to marnowanie czasu żeby się zajmować zwierzętami. – Zgarbił
plecy i zrobił smutną minę. – Jeśli mnie przyłapie zbije mnie.
- To nigdy nie jest marnowanie czasu pomóc komuś cierpiącemu. – Haven mówił
do niego łagodnie patrząc na chłopca z aprobata. Odczuwanie bólu innych było jednym
z wczesnych sygnałów, że dziecko było wrażliwe na Światło i będzie zdolne używać
jego mocy do czynienia dobra we wszechświecie. – Ile masz lat? – zapytał chłopca.
Ten wzruszył ramionami ponownie.
- Dwanaście lat, chyba. Wiem tak, ponieważ Dungbar powiedział, że jestem
wystarczająco duży, aby mnie sprzedać. Nie tylko moje usta – mój tyłek także. On ma
specjalnych kupców na wszystko.
- Rozumiem – Haven walczył, aby nie stracić kontroli nad napływającą złością po
tym, co powiedział chłopiec. – Jak się nazywasz? – zapytał starając się utrzymać swój
głos niezmieniony.
Chłopiec potrzasną głową.
- Nie mam imienia. Dungbar woła na mnie po prosty chłopiec.
- Chłopiec, hmm? – Haven zmarszczył brwi – Wiesz jak się nazywa ten mały
ptaszek, którego przed chwilą uleczyłeś?
- Pewnie – chłopiec skiną potwierdzająco – To wren, Jest ich pełno na rynku. –
westchną – Czasami je obserwuję i także chciałbym umieć latać - odlecieć daleko stąd.
- Więc, od tej chwili będę cię nazywał Wren. – Haven powiedział do chłopca – I
mógłbyś odlecieć daleko stąd – jeżeli pójdziesz ze mną. Chciałbyś?
Chłopiec spojrzał na niego z obawą.
- Wybacz panie poprzedni klienci mówili mi to samo. Ale po tym jak mnie użyli
oddawali mnie z powrotem.
Haven czuł jak jego serce wypełnia się bólem małego niewolnika.
- Tym razem tak nie będzie, Wren. – obiecał głaszcząc jego chudy brudny
policzek. – Nie zamierzam cię wykorzystać. Ale zabiorę cię daleko stąd do miejsca
gdzie będziesz mógł być wolny jak ptak, którego uleczyłeś. – Wstał i poklepał chłopca
po głowie.
Dungbar, jak nazywał go Wren, był grubym, łysym mężczyzną ze złym
charakterem. Stał na drugim końcu uliczki, grzebał w zębach zaostrzoną kością i czekał
aż podwójne słońce schowa się, aby mógł przenieść swój interes. Haven zignorował
Rigeliańskiego przewodnika patrzącego ze wstrętem i podszedł bezpośrednio do niego.
- Ile chcesz za tego chłopca? – wskazał na drugi koniec alejki gdzie chłopiec
nadal obserwował go niepewnym wzrokiem.
Dungbar odwrócił się do niego, jego gruby brzuch prawie otarł się płaski brzuch
Havena w wąskiej alei.
- Możesz kupić jego usta za pięć kredytów Niosący Światło – powiedział, jego
małe czarne oczy zabłysły lekceważąco, kiedy spojrzał na rękaw Havena gdzie
znajdował się symbol Zakonu Światła. – Ale jego tyłek nie jest na sprzedaż. Mam
znakomitego kupca, który chce dziewicę właśnie w jego wieku i zapłaci kupę kredytów
za to.
- Nie zrozumiałeś.- Haven czuł złość kotłująca się w jego wnętrzu i bardzo się
starał ją kontrolować. Nie mógł zabić tego mężczyzny, tak jak mógłby tego chcieć,
Przysięga, którą składał, jako Sługa Światła zabraniała tego. Mógł tylko targować się o
życie tego chłopca i mieć nadzieję, że Światło mu pomoże. – Nie chcę, eh... wynająć
żadnej części jego ciała – powiedział do grubego mężczyzny – Chcę go kupić całego.
Wiec ile?
- Dwieście kredytów – ale chciwy blask w małych czarnych oczkach mówił
Havenowi, że to dopiero początek licytacji.
- Piętnaście – skontrował krzyżując ręce na piersiach i ściskając świeży bochenek
owocowego chleba, o którym prawie zapomniał ze trzyma go w teku.
- Sto – Odpowiedział Dungbar, jego oczy skierowały się na chleb trzymany przez
Havena – Jest wart znacznie więcej – nie oddam go za mniej.
Haven czuł, że jego serce stanęło. Miał tylko dziewięćdziesiąt pięć kredytów na
swoje nazwisko i te pieniądze były przeznaczone na zapłatę dla przewoźnika za powrót
na Radiant. Mógł także pracować dla przewoźnika, aby zapłacić – każdy kapitan statku
był zadowolony mając na pokładzie Sługę Światła, ponieważ potrafili oni naprawiać
maszyny. Wiedział bardzo dobrze, że Rada Starszych nie będzie zadowolona, kiedy
zobaczy go w świątyni z nowym rekrutem – praktycznie był za duży, aby zacząć trening
w Zakonie i kto nie miał formalnie żadnego wykształcenia. Ale Haven musiał mu
pomoc – wiedział, że obdarty mały niewolnik, Wren był prawdziwym Sługą Światła – i
Haven byłby przeklęty gdyby zostawił do tutaj w tej wąskiej kamiennej alei na
zaściankowej planecie.
- Dziewięćdziesiąt pięć kredytów – powiedział. I z nagłym natchnieniem dodał –
Oraz ten Świeży bochenek owocowego chleba, ciągłe gorący z piekarni. – Przeciąga
bochenek pod grubym nosem mężczyzny i patrzył jak oczy Dungbara rozszerzają się i
rozważa tą opcje.
- Zgoda – warkną w końcu – Przyprowadź chłopca zdejmę mu obroże. I tak był za
duży, aby go sprzedać.
* * *
I w taki sposób za dziewięćdziesiąt pięć kredytów i bochenek chleba, który miła
być jego obiadem Haven kupił ludzką istotę, obdartego małego niewolnika imieniem
Wren i zabrał go do Zakonu Świątyni Światła. I tak jak przewidywał Rada starszych nie
była zachwycona widząc chłopca, który był dwa lata za duży, aby zacząć trening i nie
był odnaleziony podczas formalnych poszukiwań. Ale nie mogli zaprzeczyć, że Wren
był pełen żywego Światła i miał olbrzymie niewykorzystane zdolności. Kiedy Haven
opowiedział o ptaku, którego chłopiec uzdrowił, zgodzili się, aby wziąć go pod
warunkiem, że zostanie uczniem Havena, kiedy nadejdzie na to pora.
Haven zgodził się na postanowienie rady – w czasie, kiedy on i Wren wracali na
Radion powstała między nimi więź. Patrzył na postępy chłopca podczas treningów,
pomagał mu po godzinach, kiedy to było konieczne, co nie było zresztą częste, gdyż
Wren udowodnił, że jest bardzo inteligentny i szybko się uczy. Kiedy nadszedł dzień
osiemnastych urodzin Wrena jego formalny trening skończył się, Haven był dumny, że
będzie jego uczniem. To było prawie cztery lata temu i teraz Wren był prawie gotów,
aby poddać się próbie, aby z ucznia stać się mistrzem. Był to jedyny powód, dla którego
Haven zgodził się zabrać go na te trudne i niebezpieczne negocjacje pomiędzy
Gowańczykami i Tiberionami. Teraz jednak miał wątpliwości czy nie będzie żałował tej
decyzji.
Patrząc teraz na swojego ucznia, stojącego przed nim Haven zastanawiał się gdzie
znikną ten obszarpany niewolnik z szerokimi niezdecydowanymi oczami. Kiedy strach
w jego oczach zamienił się na pewność siebie i jak tek chudy brudny chłopiec, którego
Haven uratował z wąskiej kamiennej alei na Rigel Sześć zmienił się w tego smukłego
młodego mężczyznę o jasno złotej skórze?
Ostatnio zauważał zmiany w swoim Uczniu, chociaż powinien zauważyć je
wcześniej. Przypuszczał, że to, dlatego że statek, którym lecieli był tak mały i zapchany,
że byli zmuszeni dzielić kabinę – i koję. Podczas powrotu z Rigel Sześć, Wren spał
obok niego każdej nocy, jego kościste kończyny owijały wie wokół dużego ciepłego
ciała Havena dla wygody i ciepła. To było lata temu, ale teraz, kiedy Wren odwracał się
podczas snu i owijał ramieniem nagi tors Mistrza, Haven często uważał, że koniecznie
musi wstać z łóżka i oczyścić umysł z nieodpowiednich myśli.
Czasami zastanawiał się czy jego Uczeń ma pojecie o uczuciach, jakie wywołuje
u swojego Mistrza i stwierdził, że raczej nie. Wren był po prostu młody i nieostrożny,
ignorował wpływ, jaki miał na mężczyznę prawie dziesięć lat starszego. Nawet, jeśli
różnica wieku miedzy nimi nie byłaby przeszkodą, fakt, że Haven był Mistrzem Wrena
mogła zniechęcać do każdej myśli o związku miedzy nimi. Zakon Światła surowo
zabraniała kontaktów seksualnych między Mistrzami i Uczniami z oczywistych
powodów i Haven absolutnie zgadzał się z ta polityką. To byłoby złe – tragiczne
nadużycie jego władzy i pozycji – zmuszanie swojego ucznia do kontaktów
seksualnych, nie ważne jak pociągająco Wren wyglądał stojąc tam mając na sobie
jedynie ręcznik z kroplami wody ciągle lśniącymi na jego gładkiej, opalonej skórze.
„Mistrzu, o czym myślisz?”
Wren zaskoczył go używając prywatnego połączenia zamiast mówić głośno.
Haven podskoczył od łagodnego połączenia umysłów swojego Uczenia. Szybko osłonił
swoje myśli i oczyścił umysł.
- Tak tylko... na prawdę dorosłeś ostatnio, Wren. Nie jesteś już obszarpanym
małym niewolnikiem przestań wracać na Rigel Sześć.
- Nie, Mistrzu, jestem już pełnoletni od kilku lat - lekki tenor Wrena był pełen
sarkazmu. - Dlatego poradzę sobie z tym zadaniem – nie ważne jak będzie wymagające.
- Upadł na kolana przed Havenem i złożył błagalnie ręce.
-Wren, nie chcę cię narażać na niebezpieczeństwo - Haven westchną i zmierzwił
włosy na głowie starając się ignorować światło poruszające się między jego nogami. –
Nie tylko fizycznym, ale umysłowym i emocjonalnym. Pamiętasz, kiedy znalazłem się.
Nie wydaje ci się, że udawanie mojego niewolnika przywoła z powrotem...
traumatyczne wspomnienia?
Wren zaskoczony twardym stwierdzeniem.
- Mam to już za sobą – ta część mojego życia skończyła się, kiedy zabrałeś mnie z
Rigel Sześć i skierowałeś mnie na nową ścieżkę. – Potem ponownie użył połączenia i
błagał „Proszę, Mistrzu, wiesz, że dam rade to zrobić. Będę najlepszym niewolnikiem,
jakiego jeszcze Tiberioni nigdy nie widzieli”. Szczupłe ręce na udach Havena przesunęły
się do góry niebezpiecznie zbliżając się do miejsca gdzie jego penis był niespodziewanie
obrzmiały w jego obcisłych czarnych spodniach. „Wiem jak zagrać tę rolę – jak być
posłusznym” Dodał Wren. Wysłał szybki obraz siebie klęczącego kompletnie nago z
nisko pochyloną głową i swoimi ramionami założonymi za plecy prze połączenie
umysłów.
- Boże! – Haven podskoczył niespodziewanie, czując jak jego męskość prawie
rozsadza mu spodnie.
- Mistrzu? – Wren przypadkowo spojrzał na niego, jego zawstydzenie zmieszało
się z zakłopotanym ruchem Havena. – Jest jakiś problem? – zapytał.
„Tak, jest problem. Myślę, że całkiem dosadnie to ujęłoś.” Haven był ostrożny nie
wysyłając wszystkich myśli przez połączenie. Nie było sensu niepokoić i przerażać
Ucznia swoimi niechcianymi uczuciami. Nagle podją decyzję.
- Dobrze – zmarszczył brwi – Możesz udawać mojego niewolnika. Ale Światło
nam nie pomoże, jeżeli negocjacje nie pójdą gładko. Tiberioni tylko szukają pretekstu,
aby zdmuchną Gowańczyków z nieba.
- Wiem, że to poważna sytuacja Mistrzu – powiedział Wren poważnie – I obiecuję
ci, że możesz na mnie liczyć, dyrygować mną w sposób zgodny ze Światłem.
Haven czuł, że jego zmarszczone brwi topnieją. Dotarł do niego dźwięk słów jego
ucznia zza zimnego umysłowego pokładu. Przytulił go delikatnie.
- Wiem to, Wren. Jestem z ciebie dumny i chce abyś wiedział, że ci ufam. Nie
ważne jak trudne będą te negocjacje wiem, że przetrwamy je razem. A teraz idź się
ubierz. – Skiną głową na miękki ręcznik dookoła bioder Wrena, który osuną się
niebezpiecznie nisko.
- Tak Mistrzu – Wren odwrócił się, pokazując swoje plecy, z krzyżującymi się
delikatnymi białymi liniami. Blizny przypominały o jego ciężkim dzieciństwie jako
niewolnik na Rigel Sześć. Zakłopotany Haven patrzył za nim, zastanawiając się jak
czuje się jego młody uczeń wracając do przeszłości.