Wojenna prawda Hitlera
Celem było całkowite zniszczenie przeciwnika
Decydując o inwazji na Polskę, Adolf Hitler po raz kolejny postanowił stanąć w
roli ofiary. W oczach opinii międzynarodowej to Polacy mieli wywołać wojnę.
Jednak niewiele z tego wyszło, gdyż prowokacje graniczne wypadły niezwykle
nieudolnie.
Nie chodzi mi o osiągnięcie jakiejś określonej rubieży, czy ustalenie nowej granicy z
Polską. Nie! Celem jest całkowite zniszczenie przeciwnika! Bądźcie surowi i brutalni.
Wszystkimi środkami i sposobami! – mówił Hitler do zgromadzonych 22 sierpnia 1939 r.
w Berghofie generałów. Tego dnia najwyżsi dowódcy Wehrmachtu zjawili się w górskiej
rezydencji swego wodza, gdzie zakomunikowano im ostateczną decyzję o wszczęciu
wojny z Polską. Dyktator III Rzeszy wręcz hipnotyzował swych podkomendnych. Na tę
chwilę czekali wiele lat. Dla każdego generała niemieckiej armii wojna ze
znienawidzonym wschodnim sąsiadem, który dwadzieścia lat wcześniej „bezprawnie”
odebrał im ziemie Wielkopolski, Pomorza i Śląska, była wręcz obowiązkiem. A jednak
zgromadzonych w Berghofie sztabowców Wehrmachtu trawił niepokój. Czy jeśli uderzą
na Polskę, Wielka Brytania i Francja nie interweniują? I jak wytłumaczyć sam fakt
agresji, jak wówczas będą postrzegane Niemcy? Ten niepokój wyczuł Hitler. –
Dostarczę propagandowego powodu do rozpoczęcia wojny. Mniejsza z tym, czy będzie
on wiarygodny. Później nikt nie będzie pytał zwycięzcy, czy mówił prawdę, czy nie.
Fabryka konserw
Hitler nie rzucał słów na wiatr, a preparowanie „powodów do rozpoczęcia wojny” miało
już w Niemczech tradycję. Rok wcześniej właśnie z powodu rzekomego maltretowania
mniejszości niemieckiej w Czechach nazistowski dyktator rozpętał międzynarodowy
kryzys zakończony konferencją w Monachium.
(fot. AFP)
Teraz także w Polsce miał zostać zastosowany podobny mechanizm. Latem 1939 r.
prasa niemiecka donosiła o licznych prześladowaniach swych ziomków w Polsce. Hitler
pragnął jednak czegoś więcej. – Należy stworzyć niepodważalny powód do
wypowiedzenia wojny, który by usprawiedliwiał jej wywołanie przed historią, a zarazem
piętnował Polskę w oczach świata jako agresora – oświadczył swym najbliższym
współpracownikom. Tę myśl podchwycili szef SS Heinrich Himmler oraz podległy mu
szef SD (wszechwładna Służba Bezpieczeństwa SS kontrolująca zarówno wydarzenia
w Niemczech, prześladująca „podludzi”, jak również zajmująca się wywiadem i
kontrwywiadem) Reinhard Heydrich. Lubujący się w grze wywiadowczej i operacjach
specjalnych Heydrich zaproponował przeprowadzenie kilku akcji z udziałem jego
agentów udających polskich powstańców lub żołnierzy na terenie Niemiec. Na miejsce
prowokacji wybrał Śląsk – rejon szczególnie zapalny i zróżnicowany etnicznie. Hitler
zgodził się, zaś Himmler wspomógł ambitnego szefa SD, koordynując jego współpracę
z innymi podległymi SS służbami specjalnymi, zwłaszcza zaś z gestapo.
Na podstawie dokonanej na początku sierpnia osobiście przez Heydricha wizji lokalnej
na Śląsku, ustalono cele i skalę akcji. Największa operacja miała dotyczyć „ataku”
kompanii regularnego Wojska Polskiego na urząd celny w Hochlinden (Stodoły),
mniejszy atak powinien zostać wykonany na leśniczówkę w Pitschen (Byczyna).
Wreszcie grupa cywilnych „powstańców” powinna opanować stację radiową w
Gliwicach, skąd nadano by sygnał do powstania na Śląsku. Aby wszystko wyglądało
realistycznie, w miejscach starć musieli paść zabici. W tym celu w obozach
koncentracyjnych wyselekcjonowano grupę kilkunastu więźniów, których zaczęto lepiej
odżywiać i pielęgnować. Otrzymali oni miano „konserw” – mieli żyć do czasu akcji,
następnie zamierzano ich zamordować, przebrać w polskie mundury i podrzucić w
miejsce wyimaginowanych starć. Po mundury SD zwróciło się do Abwehry i szefostwa
Wehrmachtu, włączając je tym samym w mistyfikację.
Operacji nadano kryptonim „Tannenberg”. Łącznie do całej akcji przygotowano ponad
200 esesmanów pod dowództwem SS-obersturmführera Otto Hellwiga i SS-oberführera
Otto Rascha. Ludzie ci mieli przede wszystkim odegrać walkę w Hochlinden, przy czym
część miała atakować jako Polacy, część zaś bronić się z sukcesem jako Niemcy. Tu
też podrzucono ciała więźniów. Najmniejszy oddział, zaledwie sześciu ludzi
kierowanych przez SS-sturmbannführera Alfreda Naujocksa, skierowano na Gliwice.
Sygnałem dla Naujocksa miał być osobisty telefon od Heydricha z hasłem: „babcia
umarła”. Po wykonaniu akcji miał on zameldować swemu zwierzchnikowi, iż „pogrzeb
się odbył”. Pierwotnie „Tannenberg” zaplanowano na 25 sierpnia wieczorem, ale wobec
przełożenia inwazji z 26 sierpnia na 1 września, wyznaczono go ostatecznie na 31
sierpnia 1939 r. Tego wieczoru operacja weszła w fazę realizacji. Przeprowadzono
wszystkie trzy akcje – odparto „atak” na Hochlinden, zdemolowano i wymazano bydlęcą
krwią leśniczówkę w Pitschen, wreszcie uderzono na celowo pozostawioną w tym
czasie bez nadzoru policji stację radiową w Gliwicach. Jednak ta trzecia akcja, na którą
tak bardzo liczył Heydrich, spaliła całkowicie na panewce, choć początkowo wszystko
przebiegało zgodnie z planem.
Grupa Naujocksa spokojnie opuściła hotel w Gliwicach, przyjechała samochodami pod
radiostację i ok. godz. 20:00 opanowała ją bez jednego strzału. Na miejscu okazało się
jednak, iż radiostacja gliwicka była wówczas faktycznie tylko... centrum
przekaźnikowym dla rozgłości wrocławskiej, zatem nie nadawała własnych programów
radiowych. Z tego powodu posiadała jedynie własny mikrofon techniczny,
niegwarantujacy udanego przekazu. Ostatecznie za jego pomocą Niemcy wyemitowali
przygotowane w języku polskim i niemieckim oświadczenie: – Uwaga! Tu radiostacja
Gliwice. Rozglośnia znajduje się w polskich rękach. Również Wrocław, Opole i Gdańsk
będą polskie! Bracia Ślązacy! Mówi do was dowódca polskiego ochotniczego korpusu
górnośląskich powstańców. Nadszedł czas, kiedy chwyciliśmy za broń i idziemy na
Wrocław – uwolnić nasze prastare ziemie polskie. Gliwice są w naszych rękach.
Wzywamy do walki: Niech żyje Polska!. Ponoć problemy techniczne spowodowały, iż
większość tego przemówienia w ogóle nie została wyemitowana!
A reszta dotarła falami eteru tylko do najbliższej okolicy. Tak czy inaczej, Naujocks
zarządził wkrótce odwrót. W budynku radiostacji pozostawiono jedną „konserwę” – ciało
aresztowanego i zabitego kilka godzin wcześniej przez gestapo Franza Honioka,
śląskiego Niemca znanego z sympatii do Polaków.
Nieudana prowokacja
Żadna z akcji ludzi Heydricha nie przekonała światowej opinii publicznej co do tego, iż
to Polska rozpętała II wojnę światową. Zresztą dla Hitlera nie miało to znaczenia, czy
ktoś w nie uwierzy. W nazistowskim państwie była to odtąd oficjalna wykładnia przyczyn
wybuchu wojny. Nie podlegała dyskusji. Rankiem 1 września 1939 r. Adolf Hitler w
przemówieniu w Reichstagu oświadczył: – Tej nocy po raz pierwszy na naszym
własnym terytorium strzelali Polacy, i to regularni żołnierze. Od 5.45 odpowiadamy
ogniem! W tym samym czasie Wehrmacht wyruszył już na wschód, publikując swój
pierwszy komunikat wojenny. „Berlin dnia 1 września: Na rozkaz Wodza i Naczelnego
Dowódcy Wehrmacht wziął w swoje ręce aktywną ochronę Rzeszy. Wypełniając
powierzone sobie zadanie położenia kresu polskim gwałtom, dziś rano niemieckie
wojska lądowe przystąpiły do kontrataku na całej długości granicy niemiecko-polskiej.
Jednocześnie wystartowały jednostki Luftwaffe mające zwalczać cele wojskowe w
Polsce. Marynarka Wojenna przejęła ochronę Morza Bałtyckiego...”.