50
4/2015
Cezary Rudnicki
DELEUZE I GUATTARI
O DWÓCH ZAGROŻENIACH
Być może zwykle nie jesteśmy świadomi konkretnych niebezpieczeństw, jakie na nas
czyhają. Na ogół zdajemy sobie jednak sprawę z tego, że świat wokół nas pełen jest
zagrożeń, które możemy napotkać, które mogą niespodziewanie pojawić się na naszej
drodze, przeciąć ją, a nawet przerwać. Złudzenie, które zaburza nasz proces poznawczy;
wirus, który może zaatakować nasz organizm; agresor, czekający ze swą armią u granic
państwa. Co jednak, gdyby istniały takie zagrożenia, które nieustannie niesiemy ze sobą?
Zagrożenia, które nie przychodzą z zewnątrz, lecz wbudowane są w samą strukturę danej
dziedziny bytu? Zagrożenia nie empiryczne, lecz transcendentalne? W jaki sposób mog-
libyśmy je w porę zdiagnozować? I w jaki sposób moglibyśmy wymknąć się (a raczej:
stale wymykać) temu, co przecież nieustannie za nami podąża?
Choć różne nauki szczegółowe dostarczają nam nieocenionych danych, pozwala-
jących orientować się i działać w świecie, żadna z nich nie będzie w stanie wskazać tego
rodzaju niebezpieczeństw.
Po t r z e b a
b y
t u
d i a g n o s t y k i,
k t ó r a
n i e o d wo ł a l n i e
b y ł a b y
o n t ol o g i c z n a. Nie faktów empirycznych, nawet tych opisanych w oparciu
o jakąś teorię, lecz modelu jak najbardziej abstrakcyjnego. Model taki – z pewnością nie
jedyny, choć być może jeden z nielicznych odpowiednio abstrakcyjnych – odnajdziemy
w dziełach napisanych wspólnie przez dwóch francuskich myślicieli: Gilles’a Deleu-
ze’a i Féliksa Guattariego. Niniejsza podróż przez ich książki przebiegnie w kierunku
przeciwnym do ich powstawania: wychodząc od Co to jest fi lozofi a?, dotrzemy do Anty-
-Edypa (pomijając przy tym tekst o Kafce i literaturze). Pozwoli nam to – obok zdiagnozo-
wania różnych niebezpieczeństw – powoli kolekcjonować strategiczne wskazówki mające
umożliwić wymykanie się owym zagrożeniom. Rozpoczniemy jednak od „wczesnego”
tekstu, napisanego przez samego Deleuze’a. Po czym rozpoznać strukturalizm? – bo o nim
mowa – zawiera bowiem pewien pomysł, ideę, konceptualną ramę, która przecina pozo-
stałe teksty, odpowiadając za ich diagnostyczną moc.
DWA ZAGROŻENIA DLA STRUKTURY
Choć sam Deleuze w swych późniejszych pismach rezygnuje z bezpośrednich odwołań
do transcendentalizmu, jego fi lozofi ę można określić mianem empiryzmu transcendental-
nego, albo wręcz transcendentalnego materializmu. Ważne są przy tym nie same te okreś-
lenia, ale zrozumienie „poziomu”, na jakim sytuują się rozważania autora Różnicy i po-
wtórzenia. Deleuze każdorazowo pyta o warunki – choć nie tyle o warunki możliwości,
51
DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH
4/2015
co raczej o warunki genezy. Jego myśl próbuje zdać sprawę z tworzenia, z wyłaniania
się nowych form. To nie jedyna różnica względem tradycyjnego transcendentalizmu.
Druga, równie istotna, dotyczy budowy samego „obszaru” transcendentalnego: nie jest
to już żadna wersja podmiotowości (nawet tak specyfi czna jak egzystujące Dasein), lecz
„bezosobowe” pole, systematycznie pozbawiane wszelkich antropomorfi cznych odniesień.
Jedną z postaci tak rozumianego pola transcendentalnego są struktury. Już we
wczesnych pismach – określanych właśnie jako „strukturalistyczne” – Deleuze konstru-
uje pewien
u k ł a d
k o n c e p t ó w, który będzie towarzyszył mu również na kolejnych
etapach (także w okresie współpracy z Guattarim). Celem pewnego uproszczenia ów
układ można sprowadzić do trzech składowych. W punkcie wyjścia mamy pewnego ro-
dzaju elementy, pozbawione tożsamości oraz określenia (co jednak nie oznacza, że są one
homogeniczne). Można by je nazwać fragmentami, przy czym nie należy tu myśleć
o jakiejś uprzednio istniejącej całości, która zostałaby na owe fragmenty rozbita – owo
określenie ma jedynie wskazywać, że te elementy same
n i e
s ą jakimiś gotowymi ca-
łościami (tyle że „niższego rzędu”). Należałoby o nich myśleć również jako o pewnego
rodzaju pozycjach: struktura to nie tyle „obiekty” zajmujące jakieś konkretne położenie,
ile zestaw wszelkich możliwych miejsc, jakie mogą być przez owe „obiekty” wypeł-
nione. Struktura jest zatem nieporównanie bogatsza od swoich każdorazowych realizacji,
np. strukturą jest nie konkretny układ fl ag, ale wszelkie możliwe pozycje, jakie fl aga
może zająć, by wciąż być uważaną za przynależną do alfabetu fl agowego. Ów podział
można określić również za pomocą par pojęciowych wirtualne/aktualne, pole transcen-
dentalne/fenomen lub problem/rozwiązanie (przy czym o owym problemie należy myśleć
raczej w kategoriach ontologicznych niż epistemologicznych). Jak pokazuje przywołany
przykład, w myśli Deleuze’a istnieje miejsce na tożsamość i określoność: po stronie tego,
co aktualne, po stronie fenomenu, konkretnej realizacji. Samej strukturze natomiast brak
tożsamości nie z powodu jakiegoś niedostatku, lecz przeciwnie – z powodu zawsze jej
towarzyszącego nadmiaru.
Owe „fragmentaryczne elementy” – oto krok drugi omawianego układu konceptów
– „z konieczności organizują się w serie”
1
. Przy czym jedna seria musi zawsze odnosić
się do jakiejś innej. Struktura jest wieloseryjna, jak stwierdza Deleuze, muszą istnieć
co najmniej dwie serie (np. seria znaczonych i seria znaczących), aby można było mówić
o strukturze. Warto zaznaczyć, że owe serie są zawsze rozbieżne,
j a k o
t a k i e nigdy
nie przecinają się, nigdy się nie łączą. Z owymi seriami wiąże się jeszcze jedna, bardzo
istotna kwestia, która zyska na znaczeniu w późniejszych dziełach Deleuze’a (częściowo
przeważając nad problematyką samych serii). Chodzi o specyfi cznie strukturalną prze-
strzeń, na której „rozkładają się” czy też którą tworzą owe serie. Francuski fi lozof określa
ową przestrzeń jako nieekstensywną, jako czyste spatium.
Struktura jest już prawie gotowa, brakuje jeszcze tego, co pozwalałoby jej funk-
cjonować. Tym czymś – to trzeci, ostatni krok – jest element, który Deleuze nazywa
paradoksalnym (inne jego miana to „pusta przegródka” albo „przedmiot = x”). Jest on pa-
radoksalny, gdyż „jest punktem, w którym się zbiegają – jako takie – rozbieżne serie. [...]
1
G. Deleuze, Po czym rozpoznać strukturalizm?, przeł. S. Cichowicz, w: Drogi współczesnej fi lozofi i, red. M.J. Sie-
mek, Warszawa 1978, s. 307.
52
CEZARY RUDNICKI
4/2015
jest immanentny naraz obu seriom”
2
. Zapewnia komunikację, łączność dysjunktywnych
serii, a także przemieszczenie elementów z jednej serii do drugiej oraz wewnątrz danej
serii. Jest elementem pozostającym w ciągłym ruchu. Nazywany jest zaś pustą przegródką
dlatego, że stanowi doskonale strukturalną pozycję, której nie wypełnia żaden „obiekt”.
Choć nic jej nie wypełnia, nic jej nie zajmuje, to jednak jest z nią sprzęgnięta pewna in-
stancja, która jej zawsze towarzyszy – Deleuze nazywa ją
p o d m i o t e m. To ów podmiot
wyprowadza z elementu paradoksalnego wszelkie przemieszczenia.
Strukturalizm zgoła nie jest myśleniem, które znosi podmiot, ale myśle-
niem, które systematycznie go rozrzuca i rozdziela, które zaprzecza tożsa-
mości podmiotu, które go rozkłada i przesuwa z miejsca na miejsce, ukazu-
jąc podmiot nomadyczny, stworzony z ujednostkowień, ale bezosobowych,
lub z osobliwości, ale przedindywidualnych
3
.
Ów związek pustej przegródki i podmiotu jest o tyle ważny, że to właśnie tu pierw-
szy raz natkniemy się na koncepcję dwóch zagrożeń, które będziemy śledzić w kolejnych
paragrafach niniejszego tekstu.
Deleuze zauważa, że istnieją dwa wypadki, na które struktura jest nieustannie
narażona, dwa schorzenia, które zawsze mogą się jej „przytrafi ć”.
Jakoż albo ruchome i puste miejsce odłącza się od nomadycznego podmiotu,
który podkreśla jego obieg, a wówczas jego pustka staje się prawdziwym
brakiem, prawdziwą luką; albo przeciwnie, zostaje wypełnione, zajęte przez
to, z czym jest ono sprzęgnięte, a wówczas jego ruchliwość zatraca się
w zjawisku nieruchomej czy zastygłej pełni
4
.
Tym, co każdorazowo zagraża strukturze, jest zaprzestanie funkcjonowania. Jesz-
cze dobitniej wyraża to terminologia, która zastępuje strukturalistyczną, gdy Deleuze
zaczyna współpracować z Guattarim: tym, co zagraża maszynie, jest zatrzymanie procesu
produkcji. Może się to odbyć na dwa sposoby. Albo przez takie wypełnienie struktury,
które sprawi, że niemożliwy będzie w niej jakikolwiek ruch, jakiekolwiek przemieszcze-
nie, albo przez opustoszenie struktury, wyjałowienie jej w taki sposób, że już dłużej nie
będzie miało co jej poruszać.
Na koniec tej części warto zaznaczyć, że owe dwa wypadki nie są czymś, co za-
graża strukturze z zewnątrz. „Przeciwnie, w grę wchodzi »tendencja« immanentna”
5
.
A zatem owe niebezpieczeństwa są czymś, co zawsze towarzyszy każdej strukturze,
co wyłania się nie z porządku aktualnego, co przychodzi nie od strony fenomenów, lecz
sytuuje się w samym polu transcendentalnym i jest jego częścią. Przy okazji widzimy, z jak
specyfi cznym transcendentalizmem mamy tu do czynienia: nie tylko „bezosobowym”,
lecz również ożywionym przez ruch i różnego rodzaju wydarzenia.
2
Tamże, s. 311–12.
3
Tamże, s. 322.
4
Tamże, s. 322–23.
5
Tamże, s. 324.
53
DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH
4/2015
WSKAZÓWKA NR 1: PRZYGOTUJ WŁASNE WYDARZENIE
Jak widzieliśmy, koncepcja Deleuze’a nie neguje istnienia podmiotu. „W grę wchodzi
tu jednak inna podmiotowość, rozproszona i nomadyczna, żywioł podmiotowy, sytu-
ujący się na innym poziomie niż tradycyjny podmiot -indywiduum”
6
. Aby dotrzeć do owej
podmiotowości, należy zejść poniżej poziomu obdarzonego tożsamością indywiduum
i dotrzeć do szczególnych elementów strukturalnych – bezosobowych ujednostkowień
i przedindywidualnych osobliwości
7
. Ów podmiot, jako sprzęgnięty z pustą przegródką,
sytuuje się w relacji do dwóch wspomnianych wydarzeń (wypadków) będących częścią
struktury. Zdaniem Deleuze’a może on przeciwstawić owym wydarzeniom swoje własne,
transcendentalne wydarzenie – zapewnia ono „rozpad struktury, która została dotknięta
nadmiarem lub brakiem”
8
.
Ów podmiot lub – jak go w tym wypadku nazywa Deleuze – „strukturalistyczny
b o h a t e r: »ani Bóg, ani człowiek«”
9
sytuuje się w miejscu mutacji strukturalnej, w przej-
ściu pomiędzy jedną strukturą a drugą. To od niego, od jego konkretnej praxis zależy to,
czy nowa struktura nie wpadnie w pułapki czyhające na starą. Wymknięcie się zagroże-
niom nie zależy zatem od zwykłego szczęścia, nie da się go również „zaprogramować”
na poziomie budowy samej struktury. Wymaga ono specyfi cznego podmiotu i podejmo-
wanych przez niego działań.
DWA ZAGROŻENIA DLA MYŚLENIA
Istnieją trzy podstawowe rodzaje myślenia: fi lozofi a, nauka oraz sztuka. Każda z nich
myśli na swój własny sposób, za pomocą charakterystycznych dla siebie środków. Mają
one jednak ze sobą również wiele wspólnego: każda z nich jest tworzeniem, każda z nich
wystawiona jest na dwa immanentne niebezpieczeństwa i każdą z nich da się sprowadzić
do omówionego wyżej układu konceptów. Za przykład niech posłuży fi lozofi a.
Można ją opisać za pomocą bardzo prostego schematu (należy jednak być świa-
domym uproszczeń, jakie niosą ze sobą tego typu operacje):
pojęcia → płaszczyzna immanencji → postaci pojęciowe
Pojęcia są owymi „fragmentarycznymi”, „niesamodzielnymi” elementami (w na-
uce będą to funkcje, w sztuce – bloki wrażeń); płaszczyzna immanencji odpowiada nieek-
stensywnemu spatium, a postać pojęciowa (która nie jest samym fi lozofem) – podmiotowi
nomadycznemu. Warto przy tym zaznaczyć, że – przynajmniej od czasu współpracy
z Guattarim – owa specyfi cznie strukturalna (czy też maszynowa) przestrzeń zaczyna być
rozumiana przede wszystkim jako pewnego rodzaju powierzchnia zapisu, a zarazem śro-
dowisko „zamieszkiwane” przez elementy struktury/maszyny. Płaszczyzna immanencji
6
M. Herer, Gilles Deleuze. Struktury – maszyny – kreacje, Kraków 2006, s. 156.
7
Osobliwości czy też punkty osobliwe (fr. singularités) to – krótko mówiąc – wyróżnione elementy strukturalne,
które określają specyfi kę przebiegu danej serii.
8
G. Deleuze, Po czym rozpoznać strukturalizm?, s. 325.
9
Tamże, s. 324.
54
CEZARY RUDNICKI
4/2015
stanowi „pole, płaszczyznę, glebę, która nie powinna być z nimi [tzn. pojęciami] mylona,
ale która skrywa ich zarodki oraz zajmujące się nimi postacie”
10
.
Filozofi a jest praktyką wytyczania płaszczyzny immanencji oraz tworzenia pojęć
(w pewnym sensie obu tych aktów dokonują postaci pojęciowe
11
). Filozofi a – tak samo jak
nauka i sztuka – nie polega na myśleniu o świecie, lecz na myśleniu wraz ze światem
12
.
Myślenie mierzy się z napotkanymi w świecie wydarzeniami lub problemami, ale nie
przez ich proste odwzorowanie (mentalną reprezentację) lub formułowanie jakichś recept,
po które można by następnie (bezmyślnie) sięgać. Zadanie polega tu raczej na wytwa-
rzaniu nowych pojęć (funkcji, wrażeń), które pozwolą nam inaczej niż dotąd odnieść się
do świata (np. inaczej zorganizować swoją praktykę). Nowe pojęcia mogą odpowiadać
na problemy i wydarzenia napotkane w samym świecie (np. Anty -Edyp jako kreacja po-
jęciowa odpowiadająca na wydarzenia Maja ’68, pojęcie czasu -obrazu jako odpowiedź
na wydarzenia w kinematografi i), ale również na problemy wewnętrzne samej fi lozofi i
(np. przejście od problemu podmiotu -ja do problemu podmiotu -Innego).
Tak rozumianemu myśleniu zagrażają dwa niebezpieczeństwa. Pierwsze z nich
zostało już wskazane: to gotowe recepty, czy też mniemania – jak wolą mówić Deleuze
i Guattari. Pewna ilość (nawet minimalna) stałych reguł, do których zawsze możemy
się odnieść, które chronią nas przed chaosem, które wprowadzają nieco ładu, a zarazem
zakrywają problematyczność i wydarzeniowość samej rzeczywistości. Drugie niebezpie-
czeństwo to ów chaos, który oznacza nieustanne wymykanie się, nieustanną utratę naszych
idei. Istotne jest, by zrozumieć, że Deleuze i Guattari nie odwołują się do tradycyjnego
pojęcia chaosu (czyli jakiegoś stanu całkowitego bezładu, braku porządku), ale tworzą
własne, oryginalne pojęcie tegoż.
Tym bowiem, co cechuje chaos, jest w mniejszym stopniu nieobecność
określeń niż nieskończona prędkość, z jaką się one zarysowują i znikają:
nie jest to ruch od jednego do drugiego, lecz przeciwnie – niemożliwość
powiązania między dwoma określeniami, ponieważ jedno pojawia się wy-
łącznie wtedy, gdy drugie już znikło, i jedno pojawia się jako znikające,
gdy drugie znika jako zarysowujące się. Chaos nie jest stanem bezruchu lub
stałości ani przypadkową mieszaniną. Chaos chaotyzuje i w nieskończo-
ność niszczy wszelką spójność
13
. [...] Chaos w mniejszym stopniu defi niuje
się przez nieporządek niż przez nieskończoną prędkość, z jaką rozprasza
się każda zarysowująca się w nim forma
14
.
Każda postać myślenia nieustannie wystawiona jest na działanie owego chaosu,
który sprawia, że wszelkie myśli (pojęcia, funkcje, wrażenia) ulatują zaraz po tym, gdy
10
G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest fi lozofi a?, przeł. P. Pieniążek, Gdańsk 2000, s. 14, przekład nieznacznie zmie-
niony. Z uwagi na rażące błędy, jakie zawiera polskie tłumaczenie, korzystam również z wydania francuskiego:
G. Deleuze, F. Guattari, Qu’est -ce que la philosophie?, Paris 2005.
11
Tamże, s. 87. O tym, że sam fi lozof jest tylko jedną z masek postaci pojęciowej: tamże, s. 73–74.
12
Zob. E.W. Holland, Deleuze and Guattari’s A Thousand Plateaus, London–New York 2013, s. 33.
13
G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest fi lozofi a?, s. 51, przekład nieznacznie zmieniony.
14
Tamże, s. 130, przekład nieznacznie zmieniony.
55
DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH
4/2015
ledwie zdołały się zarysować. Zagrożenie chaosem odpowiada wypadkowi pustki: struk-
tura przestaje funkcjonować, machina myśli przestaje produkować, gdyż nie istnieją żadne
pojęcia, które mogłyby krążyć po płaszczyźnie immanencji.
Właśnie z tego powodu pragniemy „s t wo r z yć
s o b i e
m n i e m a n i e jako swego
rodzaju »parasolkę« chroniącą nas przed chaosem”
15
. To parasolka, na której spodzie
zapisujemy konwencje i opinie mające służyć nam jako „klisze”, za pomocą których
odnosimy się do świata. Owa parasolka wyraża również marzenie o jedności, choćby
naukowe marzenie o „unifi kacji swych praw”, o odnalezieniu „wspólnoty czterech sił”
16
,
o stworzeniu teorii wszystkiego, lub fi lozofi czne marzenie o całości uporządkowanych
i połączonych idei. Owo marzenie wystawia nas jednak na drugie niebezpieczeństwo,
odpowiadające strukturalnemu wypadkowi „wypełnienia na sztywno” – ruch, funkcjo-
nowanie, produkcja, tworzenie ponownie stają się niemożliwe
17
.
WSKAZÓWKA NR 2: WPUŚĆ ODROBINĘ CHAOSU
Filozofi a, nauka i sztuka – każda na swój sposób – walczą z chaosem, aby uniknąć całko-
witego rozpuszczenia, aby uniknąć czekającej na końcu tej drogi samodestrukcji i pustki.
Naciągają one na chaos swoje płaszczyzny (immanencji, odniesienia, kompozycji). „Jeśli
jednak [zmagają] się z chaosem, to po to, aby przejąć od niego broń i zwrócić ją przeciwko
mniemaniu, by za pomocą sprawdzonej broni skuteczniej je pokonać”
18
. Owe płaszczyzny
nie są ochronnymi parasolami,
lecz mają umożliwić przedo-
stanie się cząstki chaosu do na-
szego myślenia. Spośród dwóch
zagrożeń Deleuze i Guattari za
bardziej niebezpieczne uznają
zagrożenie mniemaniem. Ich
zdaniem to ono jest prawdziwym źródłem nieszczęść człowieka i jedynie udaje, że chroni
nas przed chaosem. Mniemanie jest bowiem samą bezmyślnością (i to bezmyślnością
immanentną naszemu myśleniu!), tzn. zakazuje jakiegokolwiek tworzenia (pojęć, funkcji,
wrażeń), zmuszając do odtwarzania tego, co zastane.
Ową różnicę między myśleniem a mniemaniem widać chyba najlepiej na przykła-
dzie „etnografi cznych sprawozdań”. Z jednej strony mamy programy podróżnicze, w któ-
rych telewizyjni celebryci odwiedzają najbardziej odległe i egzotyczne zakątki świata.
Cała różnorodność, którą pokazują (stroje, potrawy, fl ora i fauna) staje się ostatecznie
tłem dla przedstawienia uczuć i opinii, które przywieźli tam ze sobą: stosunki społeczne,
doświadczenie religijne, pragnienia – koniec końców to wszystko okazuje się nie różnić
od tych, które znamy z własnego podwórka. Jakakolwiek
r e a l n o ś ć, którą napotykają,
zostaje natychmiast przykryta gotowymi formułkami. Z drugiej strony mamy np. Yage
15
Tamże, s. 223, przekład nieznacznie zmieniony.
16
Tamże, s. 227.
17
Już po zakończeniu pisania tego artykułu trafi łem na tekst Quentina Meillassoux, w którym krótko omawia
on dwa zagrożenia czyhające na fi lozofi ę: kapłaństwo (dogmatyzm) lub szaleństwo. Zob. Q. Meillassoux, Odejmo-
wanie i skurcz. W związku z uwagą Deleuze’a o Materii i pamięci, przeł. P. Herbich, „Kronos” 2015 nr 2.
18
G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest fi lozofi a?, s. 226.
TYM, CO ZAGRAŻA MASZYNIE,
JEST ZATRZYMANIE PROCESU
PRODUKCJI
56
CEZARY RUDNICKI
4/2015
Letters – korespondencję pomiędzy Williamem S. Burroughsem a Allenem Ginsbergiem,
w której ten pierwszy opisuje swoją wyprawę do Ameryki Południowej. Burroughs wydaje
się całkowicie pusty (tzn. pozbawiony mniemań), dzięki czemu może oddać napotkaną
rzeczywistość taką, jaka ona jest, nie nakładając na nią żadnych klisz (jak np. tej o „do-
brym dzikusie” – Indianie, których spotyka Burroughs, są oddani bez żadnych upięk-
szeń, ale również bez żadnej oceny; nawet gdy są opisywani jako podli i plugawi, to brak
w tym jakiegokolwiek moralizatorstwa, jakiejkolwiek negatywnej oceny, jest to jedynie
„pozamoralne sprawozdanie”
19
). Jeszcze lepszym przykładem wydają się tu powieści Hen-
ry’ego Millera, które w większości nie wiążą się z żadnym wyjazdem i dotyczą „własnego
podwórka” (Nowego Jorku). A jednak owo „podwórko” zostaje odmalowane w sposób
sprawiający, że jego mieszkańcy mieliby problem z rozpoznaniem go. Miller bowiem
nie pragnie jedynie „rejestrować napotkanego” (jak jest może u Burroughsa), ale raczej
myśleć (tzn. tworzyć) wraz ze światem, czyli odmalowywać go w sposób, który pozwoli
się nam zorientować w nim inaczej niż dotąd. Obu amerykańskich pisarzy łączy jednak
to, że ukazują oni rzeczywistość jako problemową, że pozwalają wedrzeć się do naszego
świata odrobinie chaosu (tzn. realności), w przeciwieństwie do celebrytów -podróżników,
którzy nie dostrzegają żadnych pytań, gdyż zawsze mają pod ręką gotowe recepty.
Filozofi a, nauka i sztuka wymagają zatem każdorazowego sięgania do chaosu
i wydobywania stamtąd – odpowiednio – zmian, zmiennych lub odmian. Ich zadaniem
jest rozciąć ochronną parasolkę, „ażeby pozwolić wniknąć niewielkiej ilości wolnego
i wietrznego chaosu”
20
. Czekająca na końcu tej drogi samodekstrukcja, „śmierć”, okazuje
się nie głuchą pustką, lecz – paradoksalnie – czystym życiem, tzn. czystym wydarzaniem
się, nieskończoną prędkością tworzenia. Ten chaos nie jest jakimś brakiem (niebytem), lecz
czystą wirtualnością (transcendentalnością) – czystą, tzn. składającą się z nieskończonej
liczby niezaktualizowanych „możliwości”. I gdy autorzy Co to jest fi lozofi a? stwierdzają,
że „nauka oddałaby całą racjonalną jedność, do jakiej dąży, za mały kawałek chaosu, który
mogłaby zgłębiać”
21
, to mają na myśli właśnie to: dostęp do tego, co wirtualne, ów „ta-
jemniczy” empiryzm transcendentalny, o którym pisał Deleuze w Różnicy i powtórzeniu.
DWA ZAGROŻENIA DLA CIAŁA
Przyjdzie nam się teraz zmierzyć z konceptem Ciała bez Organów (CbO), kreacją poję-
ciową, która sprawia chyba najwięcej trudności czytelnikom obu tomów Capitalisme et
schizophrénie. CbO jest jednym z „etapów” ontogenezy podmiotowości. Dla ułatwienia
warto sięgnąć po dwa schematyczne ujęcia tejże ontogenezy – pierwsze odsyła do rozwa-
żań zawartych w Różnicy i powtórzeniu, drugie do tych z Anty -Edypa:
nawyki → pamięć → podmiot
pragnienia → ciało bez organów → podmiot
19
Za to spostrzeżenie dziękuję Michałowi Hererowi oraz Krzysztofowi Wolańskiemu, prowadzącym seminarium
Podziemny nurt nowoczesności.
20
G. Deleuze, F. Guattari, Co to jest fi lozofi a?, s. 225.
21
Tamże, s. 227.
57
DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH
4/2015
Choć ich elementy w znacznym stopniu sobie odpowiadają, to jednak dochodzi
do bardzo silnego przesunięcia akcentów. Pomimo daleko idącej – specyfi cznej dla De-
leuze’a – reinterpretacji pojęć pierwszy schemat odsyła do stosunkowo klasycznej wizji
podmiotowości, do „ja myślącego”, do podmiotu rozumianego „duchowo”. Natomiast
w drugim wypadku mamy zdecydowanie do czynienia z ontogenezą cielesną, w wyniku
której powstaje „ja czujące”.
Przed przejściem do samego Ciała bez Organów konieczne jest wprowadzenie
pewnej komplikacji do używanego dotąd układu konceptów. Otóż jego pierwszy składnik
– tzn. „elementy fragmentaryczne” (w Anty -Edypie mowa jest o „obiektach częściowych”)
– nigdy nie jest czymś prostym, lecz sam w sobie jest złożony. Przykładowo: konstytuujące
sztukę wrażenia składają się z perceptów i afektów, natomiast konstytuujące fi lozofi ę
pojęcia – ze składników pojęciowych. Nie inaczej jest w przypadku ontogenezy podmio-
towości. W określeniach takich jak „nawyk” czy „pragnienie” należy przede wszystkim
dostrzegać odniesienie do połączeń, „ściągnięć”, syntez. Nawyki to ściągnięcia wrażeń
(np. „tik” i – oczekiwanego po nim – „tak”) albo przedmiotów (np. nawykiem ziarna
pszenicy jest syntezowanie wilgoci i związków mineralnych)
22
. Pragnienie (a właściwie
„maszyny pragnienia”) to przede wszystkim synteza organów: ust oseska i piersi matki,
oka (spostrzeżenie matki) i ust (uśmiech), ale również palców i gniazdka elektrycznego
(nie należy dać się zwieść –
p o j ę c i e organu odsyła tu nie tylko do tego, co desygnuje
pochodzące z mowy potocznej
s ł owo).
Ciało bez Organów oznacza przede wszystkim – bardzo dosłownie – „pozbawione”
organów ciało, swego rodzaju czystą „tkankę cielesną”. Jest ono powierzchnią zapisu,
na której rozmieszczone są organy (niczym „medale przypięte na koszuli zapaśnika”
23
).
Chociaż jest konstytuowane przez owe organy, to nie redukuje się do nich. Jest rodzajem
strukturalnego, nieekstensywnego spatium. Nie jest również – jak wielokrotnie podkreś-
lają Deleuze i Guattari – przeciwko organom, nie jest ich wrogiem. Jest za to wrogiem
organizmu, tzn. pewnej ściśle określonej
o r g a n i z a c ji organów. Warto przy tym zwró-
cić uwagę na to, jak specyfi czne jest to ciało. Zgodnie z powyższymi przykładami: jego
organami są nie tylko „należące” do „danego osobnika” palce, oko i usta, ale również
pierś „innego osobnika” (matki), a nawet gniazdko elektryczne. Ten przypadek doskonale
obrazuje sposób myślenia Deleuze’a i Guattariego: rzeczywistość dzieli się nie na tożsame,
stosunkowo statyczne i zindywidualizowane byty (dziecko, matka, sieć elektryczna), lecz
wedle pewnych funkcjonalnych układów (fr. agencement) – pierś „tej samej” kobiety jest
czymś zupełnie innym w zależności od tego, czy przynależy do układu utworzonego
z ustami dziecka, czy do układu utworzonego z dłonią kochanka
24
.
22
Zob. G. Deleuze, Różnica i powtórzenie, przeł. B. Banasiak, K. Matuszewski, Warszawa 1997, s. 117–20 (ściąg-
nięcie wrażeń) oraz s. 123 (przykład ziarna). Warto zauważyć, że ten drugi przypadek pokazuje, że już w Różnicy
i powtórzeniu mamy do czynienia z uwzględnieniem czynników cielesnych. Nie twierdzę, że pomiędzy tym dziełem
a L’Anti -Œdipe dochodzi do jakiegoś gwałtownego zerwania. Chcę wskazać raczej na inne rozłożenie akcentów
(a także – co nie bez znaczenia – dobór przykładów).
23
G. Deleuze, F. Guattari, Anti -Oedipus. Capitalism and Schizophrenia, trans. R. Hurley, M. Seem, H.R. Lane,
London–New York 2013, s. 22 (wszystkie tłumaczenia z języka angielskiego, o ile nie zaznaczono inaczej, pochodzą
od autora niniejszego tekstu).
24
Będąc bardziej precyzyjnym, należałoby powiedzieć, że wszelkie globalne, całościowe osoby (matka, dziecko,
kochanek) są tylko pewnego rodzaju efektem, natomiast pierwotnie obiekty częściowe (takie jak pierś) nie tylko nie
58
CEZARY RUDNICKI
4/2015
Co jest zapisywane na tak rozumianej – zgodnie z użytym powyżej określeniem –
powierzchni zapisu? Otóż właśnie „nawyki”, maszyny pragnienia: nie tyle same organy,
co każdorazowe połączenia, syntezy dwóch (lub więcej) organów, a właściwie całe
s e r i e
takich połączeń: „na przykład maszyna -odbyt i maszyna -jelito, maszyna -jelito i maszyna-
-żołądek, maszyna -żołądek i maszyna -usta, maszyna -usta i przepływ mleka stada bydła
mlecznego (»i następnie... i następnie...«)”
25
. Zasadą owych maszyn pragnienia jest synteza
łącząca (ew. konektywna), która tworzy – dosłownie rozumiane –
n a w y k i, czyli trwałe
związki pomiędzy organami, których ostatecznym efektem jest organizm (organizacja
organów) oraz globalna, całościowa, tożsama osoba. „Maszyny pragnienia czynią nas or-
ganizmem; ale w samym sercu tej produkcji, wewnątrz samej produkcji tej produkcji ciało
cierpi z powodu bycia zorganizowanym w ten sposób, z powodu nieposiadania innego
rodzaju organizacji lub niebycia zorganizowanym w ogóle”
26
. Jak wspomniano wyżej,
Ciało bez Organów jest wrogiem organizmu, tzn. samo jest taką powierzchnią (w sensie
nieekstensywnego spatium), na której rozmieszczają się różne,
d y s j u n k t y w n e serie
(czy może raczej: układy) połączeń organów. Organizm oznacza pewnego rodzaju selek-
cję owych serii, nawykowe, sztywne przyporządkowanie organów do tych, a nie innych
serii („nie będziesz używał tego organu w ten sposób”, „nie będziesz łączył tego organu
z tamtym”). Przeciwnie CbO – „przyswaja” ono każdą serię, każde połączenie, do jakiego
(rzeczywiście) doszło. Dzięki temu CbO staje się
z a s a d ą
a n t y - n a w y k u
27
, tzn. uwalnia
organy od konieczności każdorazowego łączenia się w ten sam sposób.
Jest to wątek niezwykle istotny dla całej fi lozofi i Deleuze’a (i Guattariego). O ile
maszyny pragnienia odsyłają do sztywnych nawyków, determinujących instynktów, ko-
nieczności, o tyle wraz z Ciałem bez Organów pojawia się możliwość wyzwolenia się
od nich
28
(musimy jednak pamiętać, że to same maszyny pragnienia produkują CbO, łączą
produkcję i antyprodukcję). I jeśli nawyki są aktualizacjami, to CbO jest stale powiększa-
jącym się „zbiorem” owych aktualizacji.
Ci a ł o
b e z
O r g a n ów
j e s t
ś r o d ow i s k i e m
n a s z e j
wol n o ś c i, choć samo nie jest tym, co ową wolność (tzn. możliwość reagowania
inaczej) wytwarza.
Do tego potrzebujemy trzeciego – zgodnie z układem konceptualnym, jakim się
tu posługujemy – elementu. Łatwo się domyślić, że będzie nim (nomadyczny) podmiot,
owo „ja czujące”. Jego funkcja jest dwojaka. Z jednej strony jest on czymś, co jedynie kon-
sumuje stany, przez jakie przechodzi. Złożona interakcja pomiędzy maszynami pragnienia
a CbO – czyli jednoczesne przyciąganie (zapis) i odpychanie (antynawyk) – wytwarza
coś, co Deleuze i Guattari określają mianem
i n t e n s y w n o ś c i. Podmiot jest tym, co –
przechodząc od jednej do drugiej – doświadcza owych intensywności (stąd „ja czujące”),
zarazem konsumując pewien naddatek energii, jaki one zawierają. Konsumując, podmiot
przynależą do żadnej osoby, ale – co więcej – są częściowe (fragmentaryczne) właśnie dlatego, że nie mają żadnej
z góry określonej tożsamości i stają się każdorazowo czymś innym, zależnie od układu, jaki tworzą (choć zarazem
sprawiają, że owe różne układy „zachodzą” na siebie).
25
Tamże, s. 50.
26
Tamże, s. 19.
27
Deleuze i Guattari mówią tu o antyprodukcji, to pojęcie ma u nich jednak szersze zastosowanie niż to, które
pragnę wydobyć.
28
Zob. E.W. Holland, Deleuze and Guattari’s Anti -Oedipus. Introduction to schizoanalysis, London–New York
2001, s. 28–32.
59
DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH
4/2015
doznaje rozkoszy (fr. jouissance, które jest szeroką kategorią, obejmującą zarówno przy-
jemność, jak i cierpienie)
29
. Zarazem jednak ów podmiot – o ile pozostaje podmiotem
nomadycznym, tzn. ruchomym – spełnia funkcję „elementu paradoksalnego”. Przecho-
dząc pomiędzy rozbieżnymi intensywnościami (pomiędzy rozmieszczonymi na CbO
dysjunktywnymi seriami połączonych organów), łączy je ze sobą, sprawia, że możliwy
staje się „wybór” różnych reakcji (a nie działanie w oparciu o wciąż ten sam nawyk),
a przede wszystkim „wyzwala” proces stawania się
30
. Stawanie się oznacza wymianę in-
tensywności, „nawyków”, „zachowań” pomiędzy różnymi seriami (układami). „Stawanie-
-się -innym jest wykładniczym wzrostem repertuaru reakcji ciała. [...] Ciało jest
z d ol n e
d o wyselekcjonowania jednej z tych reakcji, ale
n i e
m u s i [tego robić]”
31
. O ile CbO
jest środowiskiem dla naszej wolności, to stawanie się jest samym aktem tej wolności
(jest takim nabywaniem nowych „nawyków”, które zarazem umożliwia wybór pomiędzy
owymi „nawykowymi” reakcjami)
32
.
Wróćmy jednak do samego ciała, gdyż to ono jest tematem tego paragrafu. Przed
analizą nieustannie towarzyszących mu zagrożeń konieczne jest wprowadzenie jeszcze
jednego konceptu, a mianowicie warstw. W Tysiącu plateau, poświęconym „geologii
moralności”
33
, Deleuze i Guattari próbują ukazać rzeczywistość jako złożoną z wielu
różnych warstw – przede wszystkim trzech „głównych”: nieorganicznej, organicznej oraz
alloplastycznej. Warstwa to pewien sposób organizacji „elementów fragmentarycznych”,
nadawania im formy, zamykania w pewien system. Przy czym owe warstwy – jak suge-
ruje samo słowo – nadbudowują się jedna nad drugą. Jednym z podstawowych mecha-
nizmów ontologicznych opisanych przez Deleuze’a i Guattariego jest podwójny proces
uwarstwiania/odwarstwiania, czyli z jednej strony nadawania sztywnej formy, a z drugiej
rozpuszczania czy raczej otwierania owych form, „wystawiania” ich na proces stawania
się. Na całą rzeczywistość można spoglądać jako na oscylującą pomiędzy dwiema płasz-
czyznami: płaszczyzną spójności i płaszczyzną organizacji. Ta pierwsza jest nieskończoną
29
Można by w tym dostrzec doskonale kapitalistyczny, konsumpcjonistyczny i „bierny” typ podmiotowości. Jed-
nakże kwestia kapitalistycznej konsumpcji i podmiotowości jest o wiele bardziej złożona. Wprowadzając tak proste
zestawienie konsumpcja -konsumpcjonizm, dokonuje się jedynie (bezmyślnej) gry słów.
30
O tym, że stawanie się wiąże się dopiero z podmiotem (z trzecią syntezą procesu produkcji), zob. G. Deleu-
ze, F. Guattari, Anti -Oedipus, s. 28–31, 103–05. Należy przy tym jednak pamiętać, że sam podmiot przynależy
do trzeciej fazy procesu produkcji, jaki uruchamiają same maszyny pragnienia, a jego funkcjonowanie jest możliwe
tylko dzięki spożytkowaniu resztki pierwotnej energii, zapewnianej przez owe maszyny. Toteż nie należy myśleć,
że stawanie się (czy też: deterytorializacja) jest uruchamiane dopiero przez ów podmiot – jako swego rodzaju
„zewnętrznego” sprawcę; jest ono procesem, który od początku immanentnie towarzyszy maszynom pragnienia,
a dla którego podmiot jest jedynie pewnym agensem, nośnikiem.
31
B. Massumi, A User’s Guide to Capitalism and Schizophrenia, MIT Press 1992, s. 100.
32
Napisanie całej pierwszej części paragrafu o ciele byłoby niezwykle utrudnione, gdyby nie moje uczestnictwo
w seminarium domowym Czytanie Anty -Edypa (odbywającym się w roku akademickim 2014/15). Składam po-
dziękowania na ręce wszystkich uczestniczek i uczestników – zwłaszcza Jakuba Tercza – których wątpliwości,
pytania, interpretacje, a nawet sama obecność zmuszały mnie do tego, by ze szczególnym wysiłkiem i poświęce-
niem zagłębiać się w lekturę Anty -Edypa. Osobne podziękowania należą się Kamilowi Radomskiemu, który nie
tylko zasypywał nas tysiącem wątpliwości, ale również udostępnił swoje mieszkanie, bez czego owe spotkania nie
mogłyby odbywać się w niezbędnej dla nich atmosferze swobody.
33
G. Deleuze, F. Guattari, A Thousand Plateaus. Capitalism and Schizophrenia, trans. B. Massumi, London–
Minneapolis 2005, s. 39–74.
60
CEZARY RUDNICKI
4/2015
sumą wszystkich wirtualności, wszystkich możliwych procesów stawania się, ta druga
– całkowitą sumą wszystkich istniejących uwarstwień (czy też aktualizacji)
34
.
Również na ciało można spojrzeć z takiej perspektywy. Deleuze i Guattari wyróż-
niają w nim trzy warstwy: organizm, znaczącość (fr. signifi ance) oraz upodmiotowienie.
Organizm wcale nie jest ciałem, CbO; jest raczej warstwą na CbO, innymi
słowy: fenomenem akumulacji, koagulacji i sedymentacji, który – w celu
wydobycia z CbO użytecznej pracy – narzuca na nie formy, funkcje, więzy,
dominujące i zhierarchizowane organizacje, zorganizowane transcendencje.
Warstwy są więzami, kleszczami. [...] Jesteśmy nieustannie uwarstwiani
35
.
To samo tyczy się dwóch pozostałych warstw: one również są pewnego rodzaju
zakrzepnięciami powstającymi na Ciele bez Organów. Natomiast samo CbO stanowi-
łoby „cielesny” odpowiednik płaszczyzny spójności (tzn. byłoby zbiorem wszystkich
możliwych procesów stawania się, w jakie może wejść ciało), byłoby tendencją ciała
do odwarstwiania się.
Deleuze i Guattari formułują swoisty imperatyw etyczny:
z r ó b
s o b i e
C i a ł o
b e z
O r g a n ó w. Na tle powyższych rozważań powinien on tracić nieco ze swej „dzi-
waczności”. Zwykle to koncept stawania się (lub deterytorializacji) przyciąga uwagę czy-
telników obu tomów Capitalisme et schizophrénie jako posiadający największy potencjał
praktyczny (tzn. etyczny i polityczny). Wydaje się jednak, że niedostateczną uwagę przy-
kłada się do zagadnienia CbO. To ono jest środowiskiem procesów stawania -się -innym,
to od jego „stopnia” (stopnia dezorganizacji
warstw) zależy sama możliwość zachodzenia
tych procesów. To tutaj czyhają również dwa
podstawowe niebezpieczeństwa. Analogicz-
nie do wcześniejszych przypadków, pierwsze
z nich wiąże się z pewnego rodzaju „opusto-
szeniem”. Robienie CbO można spartolić,
w efekcie czego powstaje coś, co Deleuze i Guattari określają mianem
p u s t e g o
C i a ł a
b e z
O r g a n ó w. Jest to ciało, którego nie przemierzają żadne intensywności, żadne
afekty, w którym nie ma żadnych wytwarzających napięcie nawyków. Ciało, które już
nie tylko nie musi reagować w z góry określony sposób, lecz w ogóle nie może reagować:
ciało niezdolne do (re)akcji. Przykładami mogą być ciało katatoniczne albo ciało ćpuńskie.
Jest to ciało sytuujące się po stronie śmierci.
Istnieje jednak jeszcze jedno zagrożenie dla ciała. Tym razem jego konceptualizacja
nieco różni się od wcześniejszych przypadków niebezpieczeństw (tym samym rzucając
na tamte nowe światło). Deleuze i Guattari określają to mianem
n o w o t w o r o w e g o
C i a ł a
b e z
O r g a n ó w: proces uwarstwiania „wymyka się spod kontroli”, nie tylko
całkowicie usztywnia daną warstwę, ale przerzuca się również na pozostałe i zaczyna je
organizować we właściwy sobie sposób. Przykładem takiego ciała jest ciało faszystowskie.
34
E.W. Holland, Deleuze and Guattari’s A Thousand Plateaus, s. 56.
35
G. Deleuze, F. Guattari, A Thousand Plateaus, s. 159.
KAPITALIZM DZIAŁA
WEDLE REŻIMU
PARANOICZNEGO
61
DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH
4/2015
To jedna z ciekawszych konsekwencji rozważań autorów Anty -Edypa: pokazują oni, że fa-
szyzm nie jest stanem „ducha”, światopoglądem ani ideologią – jest stanem ciała (i jako
taki może ukrywać się pod różnymi światopoglądami, również tymi na pozór najbardziej
odległymi od faszyzmu)
36
. I co równie ważne: ów faszyzm jest czymś, co stale zagraża
nam od wewnątrz.
WSKAZÓWKA NR 3: STOSUJ MAŁE DAWKI
Do ciała przynależą zarówno procesy uwarstwiania, jak i odwarstwiania. Zbyt gwałtowny
przebieg jednego z nich wystawia nas na immanentne niebezpieczeństwo. Niemniej nie
są one sobie równorzędne, Deleuze i Guattari stają ponownie – podobnie jak w przypadku
myślenia – po stronie jednego z nich. Należy zrobić sobie CbO, należy odwarstwiać ciało.
I istnieje tu prawidłowy sposób postępowania, który wymyka się niebezpieczeństwu
opustoszenia.
Tak to powinno wyglądać: zakwateruj się na warstwie, eksperymentuj
z możliwościami, które oferuje, znajdź na niej korzystne miejsce, odnajdź
potencjalne ruchy deterytorializacji, możliwe linie ujścia, doświadcz ich,
tu i tam produkuj przepływy koniunkcji, wypróbuj kontinua intensywności
segment po segmencie, miej w każdej chwili mały wykres nowych obsza-
rów. To dzięki drobiazgowej relacji z warstwą udaje się uwolnić linie ujścia.
[...] Łącz, koniuguj, kontynuuj: oto cały „diagram”, przeciwstawny do wciąż
znaczących i podmiotowych programów
37
.
Deleuze i Guattari kilkukrotnie podkreślają, że „pozostanie uwarstwionym – zor-
ganizowanym, znaczonym, podległym (fr. assujetti) – nie jest najgorszym, co może się
przytrafi ć”
38
. O wiele gorszym jest doprowadzenie warstwy do obłąkanego lub samobój-
czego załamania – zbyt gwałtowne odwarstwienie. Demontaż organizmu (oraz dwóch
pozostałych warstw) nie oznacza samodestrukcji, lecz otwarcie ciała na nowe połączenia,
eksperymentowanie z nowymi możliwościami (nowymi „nawykami”), wyposażanie ciała
w nowe intensywności. Ciało bez Organów jest przede wszystkim
ś r o d o w i s k i e m
e k s p e r y m e n t ó w.
Prawidłowe wytworzenie CbO wymaga eksperymentów, ale ostrożnych: stosowa-
nia małych dawek
39
. Nie chodzi o to, by w nagłym, jednorazowym akcie rewolucyjnym
zniszczyć megamaszynę, która nas organizuje, lecz o to, by wytwarzać swoje własne,
małe maszyny i podłączać je do tej większej, powoli doprowadzając do jej rozregulowania.
Należy wręcz pozostawić pewną ilość organizmu. Nie chodzi o to, by całkowicie pozbawić
36
Wspaniałym studium faszyzmu jako właśnie organizacji ciała, która łączy ze sobą różne, nawet sprzeczne ideo-
logie i światopoglądy, jest dwutomowe dzieło Klausa Theweleita zatytułowane Männerphantasien (wydanie polskie:
K. Theweleit, Męskie fantazje, przeł. M. Falkowski, M. Herer, Warszawa 2015).
37
G. Deleuze, F. Guattari, A Thousand Plateaus, s. 161.
38
Tamże.
39
To eksperymentowanie wymaga zaś pewnego programu (diagramu); można by go wręcz nazwać
p r o g r a m e m
(d i a g r a m e m)
t r e n i n g o w y m, jako że żaden z eksperymentów nie ogranicza się do jednego przeprowadzenia,
lecz wymaga powtarzania (czy raczej: wciąż przedłużającego się wykonywania) w celu przejmowania kolejnych
intensywności oraz rozwijania („używania”, „ćwiczenia się w używaniu”) tych już przejętych.
62
CEZARY RUDNICKI
4/2015
swoje ciało zdolności do reagowania, rzekomo przechodząc tym samym ze strony ak-
tualizacji na stronę wirtualności, lecz o to, by wcielać w siebie wciąż nowe możliwości
reagowania (tzn. zbliżać to, co aktualne i to, co wirtualne). Należy dokonać somatyzacji
nieprawdopodobnego.
DWA ZAGROŻENIA DLA SPOŁECZEŃSTWA
Przebyta droga powoduje złudzenie, że nie ma nic prostszego, niż wskazać dwa niebezpie-
czeństwa dotyczące tego, co społeczne: jedno byłoby bezruchem spowodowanym pustką,
drugie – wypełnieniem na sztywno czy (jak poucza nas przypadek nowotworowego CbO)
dzikim uwarstwieniem, które atakuje wszystkie pozostałe warstwy. Wystarczyłoby je-
dynie nazwać te dwa stany rzeczy. A jednak sytuacja jest tu o wiele bardziej skompliko-
wana, ponieważ dziedzina tego, co społeczne, od razu jest głęboko zanurzona w historii.
Wcześniejsze przypadki były do pewnego stopnia modelowe, ahistoryczne, tzn. zakładały
pewną stałość funkcjonowania każdej z trzech składowych układu konceptualnego, jaki
wykorzystano w tym tekście do analiz. Natomiast w odniesieniu do trzech typów społe-
czeństw, trzech – jak wolą mówić Deleuze i Guattari – maszyn społecznych zmienia się
nie tylko sama „struktura” (np. ilość samych serii, przez uzupełnienie tych istniejących
o wysoko rozwiniętą technologię komunikacyjną, do której nie miały dostępu społeczeń-
stwa wcześniejsze), ale przede wszystkim
s p o s ó b
u ż yc i a każdej z trzech składowych.
Przykładowo: wyłonienie się trzeciego typu społeczeństwa, tj. cywilizowanej maszyny
kapitalistycznej, stało się możliwe nie tylko dzięki wyłonieniu się nowych „elementów
strukturalnych” (a ściślej: przepływów materii maszynowej) w postaci „wolnej” pracy
najemnej i kapitału, ale również dzięki „nowej koncepcji koniunkcji”
40
wprowadzonej
przez burżuazję (koniunkcja odsyła tu do syntezy koniunktywnej, czyli zasady, wedle
której funkcjonuje trzeci składnik wykorzystywanego tu układu konceptualnego). W efek-
cie opisanie społeczeństwa i jego zagrożeń w sposób analogiczny do opisu poprzednich
przypadków nie tylko jest znacznie utrudnione, ale wymagałoby również o wiele obszer-
niejszego studium niż ten skromny tekst. Toteż w niniejszym paragrafi e zostanie wskazane
jedynie kilka – najważniejszych zdaniem autora – tropów.
W swojej wielkiej fi lozofi i dziejów Deleuze i Guattari wskazują na istnienie trzech
następujących kolejno po sobie maszyn społecznych: prymitywnej maszyny terytorialnej,
barbarzyńskiej maszyny despotycznej (Państwa) oraz cywilizowanej maszyny kapitali-
stycznej. Dwie pierwsze można by określić jako tradycyjne rodzaje społeczeństw, tzn.
społeczeństwa posiadające swoje sztywne kody (i nadkodowania), które przyporząd-
kowują jednostki do stałych ról, narzucają określone sposoby zachowania oraz dzielą
życie na konkretne etapy (np. przez różne rytuały inicjacyjne albo zawarcie związku
małżeńskiego). Kapitalizm, przeciwnie, oznacza typ społeczeństwa, w którym wszelkie
kody zostają zdekodowane, wszelkie sztywne role, podziały oraz reguły stają się płynne
i otwarte na coraz to nowe zmiany. O tyle kapitalizm – tak jak rozumieją go Deleuze
i Guattari – defi niuje się nie przez stosunki ekonomiczne, ale właśnie przez owo całkowite
rozpuszczenie (dokonujące się nawet nie na poziomie – tradycyjnie rozumianych – sto-
sunków społecznych, lecz raczej na poziomie samej „struktury”).
40
G. Deleuze, F. Guattari, Anti -Oedipus, s. 292.
63
DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH
4/2015
A jednak nie mamy tu do czynienia ze zwykłą diachronią. „W pewnym sensie
kapitalizm nawiedzał wszystkie formy społeczne, ale nawiedza je jako ich przerażający
koszmar, jest to lęk odczuwany przed przepływem, który wyminie ich kody”
41
. Można by
powiedzieć, że typowa dla kapitalizmu tendencja do dekodowania i deterytorializowania
(innymi słowy: swobodnego eksperymentowania na Ciele bez Organów) jest pierwotną
tendencją wszelkich zbiorowości ludzkich, pierwotną tendencją ontologiczną w ogóle.
Celem wszystkich prekapitalistycznych maszyn społecznych byłoby zahamowanie tej
tendencji, narzucenie kodów płynnemu z natury pragnieniu, zablokowanie, uwięzienie
(w jakim celu? – oczywiście po to, by ktoś mógł przejąć i skonsumować wytwarzaną przez
pragnienie nadwyżkę). Kapitalizm byłby zatem zagrożeniem, immanentnym zagrożeniem
dla dwóch wcześniejszych maszyn społecznych, a cały ich wysiłek (polegający na kodo-
waniu lub nadkodowaniu) miałby na celu właśnie zażegnanie owego niebezpieczeństwa.
Jednakże oba te prekapitalistyczne typy społeczeństw nie są jednorodne (nie róż-
nią się jedynie natężeniem mechanizmów blokowania: od kodowania do nadkodowania).
Z szeregu różnic pomiędzy nimi wybierzmy tylko jedną: różnicę w funkcji „przywódcy”.
Segmentacyjna maszyna terytorialna wykorzystuje rozłam, by zapobiec
fuzji i uniemożliwić koncentrację władzy, utrzymując organy wodzowskie
w relacji niemocy z grupą: jak gdyby dzicy sami przeczuwali wzrastanie
imperialnego Barbarzyńcy, który i tak wkroczy z zewnątrz i nadkoduje
wszystkie ich kody
42
.
Deleuze i Guattari kilkakrotnie podkreślają, że pozycja wodza jest w społeczeń-
stwach „prymitywnych” dosyć chwiejna. Musi on nieustannie reagować na pragnienie
grupy, a ponadto przysługujący mu prestiż nie ulega „akumulacji”, co zmusza go do nie-
ustannej improwizacji i roztropnej analizy każdego posunięcia. Przeciwnie jest w przy-
padku despoty (przywódcy barbarzyńskiego), wszelkie jego zasługi gromadzą się – dzięki
czemu teraźniejsze porażki mogą zostać przyćmione przez przeszłe osiągnięcia. Ponadto
nie jest on zależny od grupy, lecz to grupa zależna jest od niego, to on determinuje prag-
nienie grupy (a mówiąc precyzyjniej: jest pseudoprzyczyną tego pragnienia). Przywołany
cytat pokazuje jednak, że już wewnątrz samej prymitywnej maszyny terytorialnej funk-
cjonuje mechanizm (fuzja), który może doprowadzić do wyłonienia się despoty i któremu
– właśnie dlatego – należy nieustannie przeciwdziałać.
Śmierć systemu prymitywnego zawsze przychodzi z zewnątrz; historia
jest historią kontyngencji i spotkań. [...] Lecz ta śmierć, która przycho-
dzi z zewnątrz, jest również tym, co rośnie wewnątrz: ogólna niereduko-
walność aliansu do fi liacji, niezależność grup będących w aliansie, spo-
sób, w jaki służą one jako element przewodzący relacjom politycznym
41
Tamże, s. 164.
42
Tamże, s. 178. (Cytowany fragment został przetłumaczony w oparciu o kompilację tekstu angielskiego i fran-
cuskiego. Warto jednak zwrócić uwagę, że na miejsce francuskiego empêche tłumacz angielski – najwyraźniej
dzięki trafnej intuicji – użył słowa exorcise. Egzorcyzmowanie odsyła oczywiście do duchów i widm, czyli tego,
co nawiedza – tak jak kapitalizm nawiedza wcześniejsze maszyny społeczne).
64
CEZARY RUDNICKI
4/2015
i ekonomicznym, system prymitywnego rankingu, mechanizm wartości
dodatkowej – wszystko to zapowiada już despotyczną formację i kastowe
hierarchie
43
.
Prymitywnej maszynie terytorialnej immanentnie zagraża nie tylko kapitalizm,
ale również despotyzm (choć oba ostatecznie potrzebują transcendentnych, przychodzą-
cych z zewnątrz czynników, aby przełamać zapobiegawcze mechanizmy pierwotnych
społeczeństw i móc zaistnieć).
Podobnie jest w przypadku barbarzyńskiej maszyny despotycznej. Z jednej
strony nawiedza ją formacja społeczna typowa dla „dzikich”, która niejako wciąż w niej
żyje, tyle że podporządkowana innym prawom (nadkodowana). Z drugiej strony Pań-
stwo musi nieustannie kontrolować (nadkodować) system monetarny, nie pozwalając
pieniądzowi przekształcić się w przepływ abstrakcyjnego kapitału
44
. Wygląda na to,
że wszystkie maszyny społeczne są immanentnymi zagrożeniami dla siebie nawzajem.
Choć z pewnością sytuacja komplikuje się w przypadku kapitalizmu, który wydaje się
karmić własnymi niebezpieczeństwami oraz wyraźnie nadbudowuje się nad pozosta-
łymi maszynami społecznymi.
Ta doskonałość („chytrość”) kapitalizmu i jego zdekodowana, zdeterytorializo-
wana natura, identyczna z naturą wyzwolonego pragnienia (jego swobodnych prze-
pływów na Ciele bez Organów), sprawia, że niezwykle często interpretuje się myśl
Deleuze’a i Guattariego jako prokapitalistyczną
45
. Autorzy Anty -Edypa, jakby spodzie-
wając się takich zarzutów, wprowadzają niezwykle istotną
d y s t y n k c j ę
p o j ę c i o w ą
p o m i ę d z y
n a t u r ą
i
r e ż i m e m. Każdą maszynę (społeczną lub pragnącą) cechuje
nie tylko natura jej elementów (to, czy są uwięzione, zakodowane, czy też swobodne,
zdekodowane), ale również reżim, wedle jakiego działają (produkują). Specyfi ką ma-
szyny kapitalistycznej jest to, że o ile osiąga identyczność natur pomiędzy maszyną
społeczną a maszynami pragnienia, o tyle zarazem maksymalizuje różnicę reżimów ich
funkcjonowania. Kapitalizm rozbija „pierwotnie” jednolity proces produkcji, w którym
pragnienie = praca (tzn. pragnienie nie jest jedynie fantazją, zachcianką, ale jest aktem
prawdziwie twórczym, wytwarzającym to, co realne), na dwa odrębne procesy: produkcji
pragnącej (pragnienia) i produkcji społecznej (pracy). Pierwszy z nich jest przy tym pod-
porządkowany regułom życia nuklearnej rodziny (a jego opisem i „dyscyplinowaniem”
zajmuje się psychoanaliza), drugi zaś – regułom rynku (którym zajmuje się ekonomia
polityczna). Reżim, w którym pragnienie i praca tworzą całość, określany jest mianem
molekularnego, nomadycznego lub
s c h i z o r e w o l u c y j n e g o, natomiast ten, w któ-
rym pragnienie i praca zostają oddzielone – mianem molowego, segregatywnego lub
p a r a n o i c z n o - f a s z y s t o w s k i e g o.
Reżim paranoiczny polega na powoływaniu do życia wielkich mas, organizowa-
niu swobodnych molekuł w stada oraz tworzeniu dla nich centralnej władzy, która jawi
się jako ostateczna przyczyna. Reżim schizofreniczny odsyła natomiast do zakładania
43
Tamże, s. 226.
44
Zob. tamże, s. 228.
45
Czynił tak – w formie zarzutu – m.in. S. Žižek, zob. jego Organs without Bodies Deleuze and Consequences,
London–New Jork 2004.
65
DELEUZE I GUATTARI O DWÓCH ZAGROŻENIACH
4/2015
na peryferiach i w enklawach swobodnych „grup opartych na fuzji”, które wymykają
się prawom statystycznym i masowym fenomenom, podążając po liniach stawania się,
a ponadto podkopując wielkie, molowe „megamaszyny”. Nie jest to zatem przeciwsta-
wienie sobie tego, co kolektywne i tego, co indywidualne, lecz opozycja dwóch rodza-
jów zbiorowości. Zdaniem Deleuze’a i Guattariego mimo swojej płynnej (zdekodowanej
i zdeterytorializowanej) natury kapitalizm działa właśnie wedle reżimu paranoicznego.
A to oznacza, że wszelkie faszystowskie, „rewolucyjno -konserwatywne” zjawiska, na po-
zór antykapitalistyczne, faktycznie są jak najbardziej zgodne z mechanizmem działania
trzeciej maszyny społecznej i jedynie ją umacniają. Ów sposób funkcjonowania kapi-
talizmu zostaje w Anty -Edypie określony jako jednoczesność ruchu deterytorializacji
i reterytorializacji. Kapitalizm rzeczywiście jest zdeterytorializowany (co do natury), ale
jednocześnie reterytorializuje (wedle swego reżimu), np. przywracając do życia wszelkiej
maści archaizmy, na które – zdałoby się – nie ma w nim miejsca (nawet jeśli i one zostaną
zaraz ponownie rozpuszczone, po to aby zastąpić je innymi; istotny jest sam ów proces
reterytorializacji i rekodowania).
WSKAZÓWKA NR 4: ZMONTUJ NOMADYCZNĄ MASZYNĘ WOJENNĄ
Jeśli nie kapitalizm, to co? Z pewnością nie despotyzm. Państwo jawi się w pismach De-
leuze’a i Guattariego jako naczelny (a dla tych, którzy czytają nieuważnie: jedyny) wróg.
W końcu maszyna despotyczna jest tylko „nieudaną wersją” kapitalizmu: rozdzieliła już
pragnienie i pracę (po to by wydobywać z produkcji wartość dodatkową), ale nie udało
się jej do owej pracy zaprzęgnąć płynnej i twórczej natury pragnienia. Być może zatem
prymitywna maszyna terytorialna, skoro to w niej reżim produkcji pragnącej i reżim pro-
dukcji społecznej są do siebie najbardziej zbliżone? Rzeczywiście, pozytywnie oceniane
przez francuskich myślicieli kolektywy – określane mianem maszyn wojennych – swoim
opisem dosyć mocno przypominają społeczeństwa „dzikich”. Wystarczy jednak pamiętać
o różnicy natur, by nie dać się zwieść tym powierzchownym podobieństwom. Potrzebna
jest raczej taka organizacja społeczna, która łączyłaby typową dla kapitalizmu identycz-
ność natur z typową dla dzikich identycznością (a w każdym razie: bliskością) reżimów.
Nie byłby to jednak jakiś hiperkapitalizm, ale raczej kooperacjonizm
46
.
Wewnętrzna budowa (diagram, „struktura”) kolektywu konstytuującego takie
społeczeństwo kooperacji jest dosyć złożonym zagadnieniem. Jednakże zebrane dotąd
wskazówki wyznaczają pewne punkty orientacyjne. Owa maszyna wojenna musiałaby
zatem nieustannie wytaczać „działa” własnego wydarzenia (coraz to „nowych” wydarzeń)
przeciwko dwóm nieustannie ją nawiedzającym zagrożeniom. Nie mielibyśmy tu już
jednak do czynienia z żadnym pojedynczym strukturalistycznym bohaterem, lecz zawsze
z pewną grupą. I to nie tyle grupą składającą się z jednostek ludzkich, ile złożonym ukła-
dem, zbudowanym z heterogenicznych elementów. Owo
w yd a r z e n i e byłoby praktyką
zakładającą zarówno eksperymentowanie, jak i wytwarzanie odpowiedniego dla tego
eksperymentowania środowiska. W wąskim sensie maszyna wojenna jest samym tym
środowiskiem, jest CbO kolektywu. Eksperymenty, których by dokonywała, polegałyby
46
Być może rozważania Deleuze’a i Guattariego spotykałyby się w tym punkcie ze sformułowaną przez Edwarda
Abramowskiego koncepcją rzeczpospolitej (rzeczy -wspólnej) kooperujących, opartych na przyjaźni kolektywów.
66
CEZARY RUDNICKI
4/2015
na ostrożnym wpuszczaniu chaosu, na uruchamianiu procesów stawania -się -innym, które
miałyby na celu z jednej strony poszerzać obszar wolności członków kolektywu, z drugiej
zaś – łączyć ów kolektyw z innymi podobnymi sobie, nie dopuszczając przy tym do żadnej
centralizacji czy wyłonienia się fi gury wodza -despoty. Deleuze i Guattari dostrzegają po-
tencjał takiego funkcjonowania w różnego rodzaju mniejszościach, grupach badawczych
i wspólnotach artystycznych (przykładem mogliby tu być sytuacjoniści).
ZAKOŃCZENIE
Tekst taki jak ten powinien być szczególnie wyczulony na zagrożenia. Dwa własne zagro-
żenia: pustego bełkotu, w którym trudne terminy maskują brak myśli, oraz zbyt dużej pre-
cyzji i schematyczności, które ostatecznie prowadzą do powtarzania powszechnie podzie-
lanych banałów. Wydaje się, że za (stosunkową) przystępność, na jaką się tu zdecydowano,
trzeba zapłacić wysoką cenę: niebezpiecznego zbliżenia się do bieguna standaryzacji.
Omówienie trzech gęstych i trudnych tekstów na raptem kilkunastu stronach nieodzownie
prowadzi do usztywnienia myśli Deleuze’a i Guattariego, a tym samym unieruchomienia
jej produktywności. Oni sami jednak – starając się stworzyć myśl jak najbardziej dete-
rytorializującą, jak najbogatszą w możliwości swobodnych aktualizacji – zapłacili cenę
równie wysoką: ogromnej trudności, jaką lektura ich dzieł sprawia nawet posiadającym
odpowiednie przygotowanie czytelnikom. Warto może zatem zamieścić jeszcze jedną,
ostatnią, piątą w kolejności wskazówkę. Powyższe rozważania należy z konieczności roz-
ciąć, „ażeby pozwolić wniknąć niewielkiej ilości wolnego i wietrznego chaosu”. Rozciąć
w jedyny możliwy sposób: sięgając po Co to jest fi lozofi a? oraz oba tomy Capitalisme et
schizophrénie. Wpuszczając do nich kolejne koncepty: prawomocnego i nieprawomoc-
nego użytku z trzech syntez (co pozwoli lepiej zrozumieć naturę pragnienia i Ciała bez
Organów), noologii i krytyki obrazu myśli (istotnych dla zagadnienia trzech sposobów
myślenia), różnicy pomiędzy modelem śmierci i instynktem śmierci (by zobaczyć, jak
ten ostatni wykształca się dopiero wraz z kapitalizmem i jak nieodłączny od niego się
staje) oraz wielu innych. Jeśli ten tekst stanie się okazją do takich eksperymentów – to już
wystarczająco wiele.