DZIEJE RELIGII, FILOZOFII I NAUKI
do ko
ń
ca staro
ż
ytno
ś
ci
│
ś
redniowiecze i odrodzenie
│
barok i o
ś
wiecenie
│
1815-1914
│
1914-1989
jak i z czego studiowa
ć
filozofi
ę
│
moje wykłady
│
Wittgenstein
│
filozofowie i socjologowie nauki
David HUME
BADANIA DOTYCZ
Ą
CE ROZUMU LUDZKIEGO
przekład Jana Łukasiewicza i Kazimierza Twardowskiego, opracowała Anna
Hochfeldowa
wybór fragmentów
Rozdział I. O ró
ż
nych rodzajach filozofii
Rozdział II. O pochodzeniu idei
Rozdział III. O kojarzeniu idei
Rozdział IV. W
ą
tpliwo
ś
ci sceptyczne dotycz
ą
ce czynno
ś
ci rozumu
Rozdział V. Sceptyczne rozwi
ą
zanie tych trudno
ś
ci
Rozdział VI. O prawdopodobie
ń
stwie
Rozdział VII. O idei zwi
ą
zku koniecznego
Rozdział VIII. O wolno
ś
ci i konieczno
ś
ci
Rozdział IX. O rozumie zwierz
ą
t
Rozdział X. O cudach
Rozdział XI. O szczególnej opatrzno
ś
ci i o
ż
yciu przyszłym
Rozdział XII. O filozofii akademickiej, czyli sceptycznej
Rozdział I
O RÓ
ś
NYCH RODZAJACH FILOZOFII
Filozofi
ę
moraln
ą
, czyli nauk
ę
o naturze ludzkiej, mo
ż
na ujmowa
ć
w sposób dwojaki;
ka
ż
dy z nich ma swoje zalety i mo
ż
e przyczyni
ć
si
ę
do zadowolenia (entertainement),
nauki i poprawy ludzko
ś
ci. Jedni uwa
ż
aj
ą
człowieka za istot
ę
zrodzon
ą
głównie do
działania, zale
ż
n
ą
w swoim post
ę
powaniu od upodoba
ń
i uczu
ć
, d
ążą
c
ą
do rzeczy
jednych, a unikaj
ą
c
ą
innych, stosownie do warto
ś
ci, jak
ą
zdaj
ą
si
ę
posiada
ć
, oraz do
tego, z jakiej bierzemy je strony. A
ż
e ze wszystkich rzeczy najwi
ę
ksz
ą
warto
ść
przyznaje
si
ę
cnocie, przeto maluj
ą
j
ą
filozofowie tej kategorii w najpi
ę
kniejszych barwach,
korzystaj
ą
c obficie z pomocy poezji i wymowy, i przedstawiaj
ą
swój przedmiot w sposób
łatwy i przyst
ę
pny, a przy tym tak, a
ż
eby najskuteczniej przemówi
ć
do wyobra
ź
ni i
pozyska
ć
sympati
ę
. Dobieraj
ą
szczególnie efektowne przypadki i przykłady z
ż
ycia;
zestawiaj
ą
c przeciwne sobie charaktery, uwydatniaj
ą
zachodz
ą
cy mi
ę
dzy nimi kontrast; a
wabi
ą
c nas na drog
ę
cnoty nadziej
ą
chwały i szcz
ęś
cia, strzeg
ą
naszych kroków na tej
drodze za pomoc
ą
m
ą
drych wskazówek i znakomitych wzorów. Ucz
ą
nas odczuwa
ć
ró
ż
nic
ę
mi
ę
dzy wyst
ę
pkiem a cnot
ą
; wzbudzaj
ą
nasze wzruszenia i kieruj
ą
nimi; kiedy
za
ś
uda im si
ę
skłoni
ć
serca nasze do umiłowania tego, co prawe i godziwe, s
ą
dz
ą
,
ż
e
osi
ą
gn
ę
li w pełni cel wszystkich swych trudów.
Filozofowie drugiego rodzaju widz
ą
w człowieku istot
ę
raczej my
ś
l
ą
c
ą
ni
ż
działaj
ą
c
ą
i
staraj
ą
si
ę
bardziej wykształci
ć
jego rozum ni
ż
udoskonali
ć
obyczaje. Dla nich natura
ludzka jest przedmiotem docieka
ń
; roztrz
ą
saj
ą
j
ą
zatem skrupulatnie, chc
ą
c znale
źć
zasady, które rz
ą
dz
ą
naszym rozumem, pobudzaj
ą
uczucia i sprawiaj
ą
,
ż
e chwalimy albo
ganimy dany przedmiot, uczynek, sposób zachowania si
ę
. Poczytuj
ą
to całemu
pi
ś
miennictwu za brak,
ż
e filozofia nie zdołała dotychczas w sposób powszechnie uznany
ustali
ć
podstaw etyki, rozumowania, krytyki estetycznej;
ż
e rozprawia ci
ą
gle o prawdzie i
fałszu, o cnocie i wyst
ę
pku, o pi
ę
knie i brzydocie, nie umiej
ą
c poda
ć
ź
ródła tych
rozró
ż
nie
ń
. W mozolnym tym przedsi
ę
wzi
ę
ciu nie cofaj
ą
si
ę
przed
ż
adnymi trudno
ś
ciami,
lecz post
ę
puj
ą
c od poszczególnych przypadków do zasad ogólnych staraj
ą
si
ę
wy
ś
ledzi
ć
zasady coraz to ogólniejsze i nie zaznaj
ą
spoczynku, póki nie dotr
ą
do owych zasad
Strona 1 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
ostatecznych, które musz
ą
w ka
ż
dej nauce poło
ż
y
ć
kres ciekawo
ś
ci ludzkiej. Chocia
ż
dociekania ich wydaj
ą
si
ę
abstrakcyjne, a nawet niezrozumiałe dla zwykłych czytelników,
pragn
ą
oni uznania ludzi uczonych i m
ą
drych i czuj
ą
si
ę
dostatecznie wynagrodzeni za
trudy całego
ż
ywota, je
ż
eli uda im si
ę
wydoby
ć
na jaw kilka ukrytych prawd, które mog
ą
przyczyni
ć
si
ę
do pouczenia potomno
ś
ci.
Jest rzecz
ą
pewn
ą
,
ż
e filozofia popularna i przyst
ę
pna (easy and obvious) zachowa
zawsze u ogółu ludzi pierwsze
ń
stwo przed
ś
cisł
ą
filozofi
ą
spekulatywn
ą
(accurate and
abstruse), a wielu zachwala
ć
j
ą
b
ę
dzie jako nie tylko przyjemniejsz
ą
, lecz tak
ż
e bardziej
po
ż
yteczn
ą
. Bli
ż
ej ł
ą
czy si
ę
ona z
ż
yciem, kształci serce i uczucia, a odnosz
ą
c si
ę
bezpo
ś
rednio do zasad, które kieruj
ą
działaniem ludzkim, poprawia obyczaje i zbli
ż
a
człowieka do doskonałych wzorów, jakie opisuje. Filozofia spekulatywna natomiast,
opieraj
ą
c si
ę
na sposobie my
ś
lenia, który nie ma nic wspólnego z działaniem i
ż
yciem
praktycznym, zatraca si
ę
, gdy filozof opu
ś
ci swe ustronie i wst
ą
pi na widowni
ę
ż
ycia;
niełatwo te
ż
mog
ą
jej zasady wywrze
ć
wpływ na nasz sposób zachowania si
ę
i
post
ę
powanie. (...)
(...) Sława Cycerona kwitnie po dzi
ś
dzie
ń
, podczas gdy sława Arystotelesa zupełnie
upadła. La Bruyere gło
ś
ny jest poza morzami i do tej pory cieszy si
ę
uznaniem, natomiast
Malebranche'a sławili tylko współcze
ś
ni mu rodacy. A Addisona b
ę
d
ą
mo
ż
e jeszcze
ch
ę
tnie czyta
ć
ludzie wtedy, gdy o Locke'u nikt ju
ż
nie wspomni.
Człowiek zajmuj
ą
cy si
ę
wył
ą
cznie filozofi
ą
jest postaci
ą
na ogół nie bardzo ch
ę
tnie przez
ś
wiat widzian
ą
, poniewa
ż
według powszechnego mniemania nie przysparza
społecze
ń
stwu ani
ż
adnego po
ż
ytku, ani przyjemno
ś
ci,
ż
yj
ą
c z dala od ludzi, w
ś
ród
zasad i poj
ęć
tak samo jak on niedost
ę
pnych. Ale kompletny nieuk z jeszcze wi
ę
kszym
spotyka si
ę
lekcewa
ż
eniem; za
ś
kiedy w jakim
ś
kraju rozkwitaj
ą
nauki, zupełny brak
zamiłowania do szlachetnych tych zaj
ęć
uchodzi za najpewniejsz
ą
oznak
ę
pospolito
ś
ci
ducha. Za wzór doskonało
ś
ci uwa
ż
a si
ę
człowieka, który nie popada w
ż
adn
ą
z tych
kra
ń
cowo
ś
ci i odznacza si
ę
w równej mierze zamiłowaniem do ksi
ąż
ek, towarzystwa i
ż
ycia praktycznego, zachowuj
ą
c w obcowaniu z innymi ow
ą
bystro
ść
umysłu i
wra
ż
liwo
ść
, któr
ą
wytwarza kontakt z literatur
ą
pi
ę
kn
ą
, a w
ż
yciu praktycznym -
rzetelno
ść
i dokładno
ść
, do jakiej z natury rzeczy prowadzi dobra filozofia. A
ż
eby
wykształci
ć
i rozpowszechni
ć
tak wszechstronnie rozwini
ę
ty typ człowieka, nie ma nic
u
ż
yteczniejszego nad utwory w łatwym stylu i typie, które nie odci
ą
gaj
ą
zanadto od
ż
ycia,
nie wymagaj
ą
do swego zrozumienia gł
ę
bokich studiów ani odci
ę
cia si
ę
od
ś
wiata, a
sprawiaj
ą
,
ż
e czytelnik powraca do ludzi pełen szlachetnych uczu
ć
i m
ą
drych nauk,
daj
ą
cych si
ę
zastosowa
ć
w ka
ż
dej
ż
yciowej potrzebie. Dzi
ę
ki takim utworom cnota staje
si
ę
pon
ę
tna, nauka przyjemna, towarzystwo pouczaj
ą
ce, a samotno
ść
- nie nudna.
Człowiek jest istot
ą
rozumn
ą
, z nauki czerpie wi
ę
c wła
ś
ciw
ą
dla siebie straw
ę
i
po
ż
ywienie. Lecz tak ciasne s
ą
granice rozumu ludzkiego,
ż
e niewiele mo
ż
na si
ę
spodziewa
ć
zadowolenia z osi
ą
gni
ęć
w tej dziedzinie, czy to pod wzgl
ę
dem ich zakresu,
czy pewno
ś
ci. Równie jak rozumn
ą
, jest człowiek istot
ą
towarzysk
ą
; nie zawsze jednak
znale
źć
mo
ż
e towarzystwo przyjemne i zajmuj
ą
ce i nie zawsze czuje do niego nale
ż
yty
poci
ą
g. Człowiek jest tak
ż
e istot
ą
czynn
ą
, zarówno wi
ę
c z tego powodu, jak wskutek
rozlicznych potrzeb
ż
yciowych musi pracowa
ć
i zajmowa
ć
si
ę
sprawami praktycznymi.
Lecz umysłowi potrzeba od czasu do czasu odpoczynku, nie mo
ż
e zatem bez przerwy
utrzyma
ć
si
ę
w gotowo
ś
ci do pracy i trudu. Zdaje si
ę
przeto,
ż
e natura wyznaczyła
rodzajowi ludzkiemu mieszany sposób
ż
ycia jako najbardziej dla
ń
odpowiedni i po cichu
ostrzegła człowieka, a
ż
eby
ż
adnej ze swych skłonno
ś
ci nie pozwolił wybuja
ć
na tyle, by
odebrało mu to mo
ż
liwo
ść
innych zainteresowa
ń
i zaj
ęć
. Pu
ść
wodze swej nami
ę
tno
ś
ci
dla nauki, powiada; niech tylko nauka twoja b
ę
dzie ludzka i niech ma bezpo
ś
redni
ą
styczno
ść
z czynnym
ż
yciem i społecze
ń
stwem. Spekulacji my
ś
lowych i bada
ń
si
ę
gaj
ą
cych w gł
ą
b zabraniam ci i kara
ć
je b
ę
d
ę
surowo: sprowadz
ą
one na ciebie
Strona 2 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
pos
ę
pn
ą
melancholi
ę
, pogr
ążą
ci
ę
w wiecznej niepewno
ś
ci, a gdy rzekome swe odkrycia
ogłosisz
ś
wiatu, spotkasz si
ę
z chłodnym przyj
ę
ciem. B
ą
d
ź
filozofem, lecz przy całej swej
filozofii b
ą
d
ź
te
ż
człowiekiem.
Gdyby ogól ludzi poprzestawał na tym,
ż
e woli filozofi
ę
popularn
ą
ni
ż
abstrakcyjn
ą
i
uczon
ą
, a tej ostatniej nie pot
ę
piał ani lekcewa
ż
ył, mo
ż
na by ostatecznie zgodzi
ć
si
ę
z t
ą
powszechn
ą
opini
ą
i bez sprzeciwów pozwoli
ć
ka
ż
demu człowiekowi lubi
ć
to, do czego
skłaniaj
ą
go własne upodobania i uczucia. Poniewa
ż
jednak cz
ę
sto w sprawie tej idzie
si
ę
dalej, posuwaj
ą
c si
ę
a
ż
do całkowitego odrzucenia wszelkich gł
ę
bszych docieka
ń
,
czyli tego, co nosi zwykle nazw
ę
metafizyki, przeto zastanowimy si
ę
obecnie, jakie
rozumne argumenty przytoczy
ć
mo
ż
na w ich obronie.
Zacznijmy od uwagi,
ż
e jedn
ą
ze znacznych korzy
ś
ci, wynikaj
ą
cych z filozofii
ś
cisłej i
abstrakcyjnej, s
ą
usługi
ś
wiadczone filozofii popularnej i bliskiej sprawom ludzkim, która
bez pomocy tamtej nie zdołałaby nigdy osi
ą
gn
ąć
w swych pogl
ą
dach, wskazówkach i
dowodzeniach dostatecznego stopnia
ś
cisło
ś
ci. Cała literatura pi
ę
kna to tylko obrazy
ż
ycia ludzkiego, rozmaitych ludzkich postaw i sytuacji; wzbudza ona w nas ró
ż
ne uczucia
- pochwały lub nagany, podziwu lub kpiny - stosownie do rodzaju przedmiotu, który nam
przedstawia. Zadanie to niezawodnie lepiej wykona artysta, który oprócz subtelnego
smaku i bystrego zmysłu spostrzegawczego posiada dokładn
ą
znajomo
ść
naszej
wewn
ę
trznej organizacji, czynno
ś
ci rozumu, działa
ń
nami
ę
tno
ś
ci i rozmaitych odmian
uczucia, odró
ż
niaj
ą
cych wyst
ę
pek od cnoty. Jakkolwiek mozolne wyda
ć
mo
ż
e si
ę
to do
wewn
ą
trz skierowane badanie, staje si
ę
ono jednak w pewnej mierze nieodzownie
potrzebne tym, którzy chc
ą
z powodzeniem opisa
ć
widom
ą
, zewn
ę
trzn
ą
stron
ę
ż
ycia i
obyczajów. Anatom ukazuje nam rzeczy w najwy
ż
szym stopniu niemiłe i wstr
ę
tne; a
jednak nauka jego przydaje si
ę
malarzowi, nawet kiedy maluje Wenus lub Helen
ę
.
U
ż
ywaj
ą
c najbogatszych barw swojej sztuki i nadaj
ą
c swoim postaciom pełen gracji i
uroku wygl
ą
d, musi malarz jednak zwróci
ć
zarazem uwag
ę
na wewn
ę
trzn
ą
budow
ę
ciała
ludzkiego, na rozmieszczenie mi
ęś
ni, układ ko
ś
ci oraz na przeznaczenie i kształt ka
ż
dej
cz
ęś
ci ciała i ka
ż
dego jego organu. Dokładno
ść
w ka
ż
dym przypadku podnosi walory
pi
ę
kna, a trafno
ść
rozumowania - walor subtelnych uczu
ć
. Daremnie wywy
ż
szaliby
ś
my
jedno, deprecjonuj
ą
c drugie.
Widzimy nadto,
ż
e gdy chodzi o wszystkie sztuki i umiej
ę
tno
ś
ci, nawet je
ś
li ich zwi
ą
zek z
ż
yciem i działaniem jest najbli
ż
szy, duch
ś
cisło
ś
ci, jakkolwiek b
ą
d
ź
nabyty, zbli
ż
a je do
doskonało
ś
ci i sprawia,
ż
e lepiej słu
żą
dobru społecze
ń
stwa. A chocia
ż
filozof
ż
yje z dała
od
ż
ycia praktycznego, przecie
ż
filozoficzny sposób my
ś
lenia, je
ż
eli poszczególne
jednostki starannie go kultywuj
ą
, rozszerza si
ę
stopniowo na całe społecze
ń
stwo i
u
ż
ycza podobnej poprawno
ś
ci ka
ż
dej sztuce i ka
ż
demu powołaniu. Polityk nabywa
wi
ę
kszej ostro
ż
no
ś
ci i subtelno
ś
ci w rozdzielaniu i równowa
ż
eniu władzy, prawnik
rozumuje bardziej metodycznie i wedle lepszych zasad, wódz
ś
ci
ś
lej przestrzega
karno
ś
ci i z wi
ę
ksz
ą
przezorno
ś
ci
ą
układa plany operacji. Trwało
ść
nowo
ż
ytnych rz
ą
dów
w porównaniu ze staro
ż
ytnymi oraz
ś
cisło
ść
nowo
ż
ytnej filozofii wzrastały stopniowo i
prawdopodobnie w analogicznym tempie wzrasta
ć
b
ę
d
ą
nadal.
Gdyby nawet z docieka
ń
filozoficznych wynikała tylko ta korzy
ść
,
ż
e zaspokajaj
ą
niewinn
ą
ciekawo
ść
, i tak nie nale
ż
ałoby ich lekcewa
ż
y
ć
, gdy
ż
byłyby jedn
ą
wi
ę
cej z
nielicznych bezpiecznych i nieszkodliwych rozrywek, które ludzko
ś
ci przypadły w udziale.
Najmilsza
ś
cie
ż
ka
ż
ycia i najmniej kryj
ą
ca zasadzek prowadzi drog
ą
nauki i wiedzy, a
tego, kto potrafi usun
ąć
jak
ąś
przeszkod
ę
na tej drodze lub ukaza
ć
nowe jakie
ś
perspektywy, powinno si
ę
uwa
ż
a
ć
za dobroczy
ń
c
ę
ludzko
ś
ci. Zaj
ę
cia naukowe mog
ą
wydawa
ć
si
ę
uci
ąż
liwe i nu
żą
ce, ale podobnie jak silne organizacje cielesne, tak samo
zdarzaj
ą
si
ę
dzielne i kwitn
ą
cym zdrowiem obdarzone umysły, które potrzebuj
ą
forsownych
ć
wicze
ń
i czerpi
ą
przyjemno
ść
z tego, co dla ogółu ludzi jest mozolne i
trudne. Ciemno
ść
jest w samej rzeczy uci
ąż
liwa zarówno dla umysłu, jak dla oka, lecz co
Strona 3 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
za rozkosz, co za rado
ść
wydoby
ć
z ciemno
ś
ci
ś
wiatło, cho
ć
by kosztem najwi
ę
kszej
pracy.
Zarzuca si
ę
jednak,
ż
e ta ciemno
ść
w filozofii uczonej i abstrakcyjnej jest nie tylko
uci
ąż
liwa i nu
żą
ca, lecz
ż
e jest ona tak
ż
e nieuniknionym
ź
ródłem niepewno
ś
ci i bł
ę
du. W
samej rzeczy, najsłuszniejszym i najbardziej powa
ż
nym zarzutem w stosunku do
znacznej cz
ęś
ci metafizyki jest to,
ż
e nie jest ona wła
ś
ciwie nauk
ą
, lecz wynika albo z
bezowocnych wysiłków pró
ż
no
ś
ci ludzkiej, która chciałaby zgł
ę
bi
ć
rzeczy dla rozumu
zgoła niedost
ę
pne, albo te
ż
z chytro
ś
ci potocznych zabobonów, które, nie mog
ą
c obroni
ć
si
ę
na otwartym polu, fabrykuj
ą
spl
ą
tane zaro
ś
la, by ukry
ć
i osłoni
ć
sw
ą
słabo
ść
.
Wyp
ę
dzone z miejsc otwartych, ucieka to plemi
ę
rozbójnicze do lasów i czatuje w
zasadzce, by wedrze
ć
si
ę
na ka
ż
d
ą
niestrze
ż
on
ą
drog
ę
my
ś
li i zablokowa
ć
j
ą
religijnymi
skrupułami i przes
ą
dami. (...)
(...) Jedyna metoda, za pomoc
ą
której uwolni
ć
mo
ż
na od razu nauk
ę
od tych zawiłych
kwestii, polega na tym, by wnikn
ąć
w natur
ę
rozumu ludzkiego i okaza
ć
na podstawie
ś
cisłej analizy jego władz i zdolno
ś
ci,
ż
e nie nadaje si
ę
w
ż
aden sposób do roztrz
ą
sania
tak odległych i niejasnych rzeczy. Musimy podj
ąć
si
ę
tej pracy,
ż
eby móc nast
ę
pnie
ż
y
ć
spokojnie; musimy uprawia
ć
starannie prawdziw
ą
metafizyk
ę
, by pozby
ć
si
ę
fałszywej i
zepsutej. Niektórych od zwodniczej filozofii chroni lenistwo; u innych nad lenistwem
przewa
ż
a jednak ciekawo
ść
. Zw
ą
tpienie, które w pewnych chwilach bierze gór
ę
, ust
ę
puje
z kolei miejsca
ś
miałym nadziejom i oczekiwaniom.
Ś
cisłe i trafne rozumowanie jest
jedynym uniwersalnym lekarstwem, odpowiednim dla wszystkich osób i usposobie
ń
; ono
jedno potrafi obali
ć
filozoficzn
ą
t
ę
spekulacj
ę
i ów
ż
argon metafizyczny, który w
poł
ą
czeniu z potocznym zabobonem czyni j
ą
niejako nieprzeniknion
ą
dla tych, co
rozumuj
ą
niedbale, i nadaje jej pozór nauki i m
ą
dro
ś
ci.
Z dokładniejszego rozpatrzenia władz i zdolno
ś
ci natury ludzkiej wynika nie tylko ta
korzy
ść
,
ż
e mo
ż
emy po uwa
ż
nym zbadaniu sprawy odrzuci
ć
najmniej pewn
ą
i najmniej
przyjemn
ą
cz
ęść
wiedzy, lecz i wiele korzy
ś
ci pozytywnych. Jest rzecz
ą
godn
ą
uwagi,
ż
e
czynno
ś
ci umysłu, jakkolwiek s
ą
nam najbli
ż
sze, zdaj
ą
si
ę
, gdy je badamy, zapada
ć
w
ciemno
ść
; wzrok nasz niełatwo umie znale
źć
linie i granice, które je wyró
ż
niaj
ą
i dziel
ą
.
S
ą
to zbyt ulotne obiekty, by mogły przez dłu
ż
szy czas przedstawia
ć
si
ę
jednakowo;
trzeba je uj
ąć
w jednej chwili, przy pomocy szczególnej przenikliwo
ś
ci, b
ę
d
ą
cej darem
natury, udoskonalonym przez przyzwyczajenie i refleksj
ę
. Jest to przeto wcale
niepo
ś
lednia cz
ęść
nauki, pozna
ć
po prostu ró
ż
ne czynno
ś
ci umysłu, oddzieli
ć
jedne od
drugich, uło
ż
y
ć
je według wła
ś
ciwych kategorii i uporz
ą
dkowa
ć
cały ten pozorny chaos, w
który s
ą
uwikłane, gdy staj
ą
si
ę
przedmiotem refleksji i badania. (...)
Gdy wi
ę
c starannie uprawia
ć
b
ę
dziemy filozofi
ę
i gdy ogół, zwracaj
ą
c na t
ę
nauk
ę
uwag
ę
, doda jej zach
ę
ty, czy
ż
nie b
ę
dzie nam wolno spodziewa
ć
si
ę
,
ż
e zdoła ona
poszukiwania swe posun
ąć
jeszcze dalej i wykry
ć
, do pewnego przynajmniej stopnia,
tajemne spr
ęż
yny i prawa, które kieruj
ą
czynno
ś
ciami umysłu ludzkiego? Przez długi
czas zadowalali si
ę
astronomowie tym,
ż
e na podstawie zjawisk okre
ś
lali rzeczywiste
ruchy, układ i wielko
ść
ciał niebieskich; a
ż
pojawił si
ę
wreszcie filozof, który za pomoc
ą
bardzo udatnego rozumowania okre
ś
lił tak
ż
e prawa i siły rz
ą
dz
ą
ce i kieruj
ą
ce ruchami
planet. Podobnych rzeczy dokonano i dla innych dziedzin przyrody. Nie ma wi
ę
c powodu
traci
ć
nadziei na analogiczne sukcesy i w naszych badaniach, dotycz
ą
cych władz umysłu
i jego organizacji, je
ż
eli tylko przeprowadzone zostan
ą
z takim samym talentem i
ostro
ż
no
ś
ci
ą
. Prawdopodobnie jedne czynno
ś
ci i prawa umysłu zale
żą
od drugich, te
znowu mog
ą
da
ć
si
ę
sprowadzi
ć
do innych, jeszcze bardziej ogólnych i uniwersalnych.
Jak daleko mo
ż
na w badaniach tych si
ę
posun
ąć
- trudno to nam b
ę
dzie
ś
ci
ś
le okre
ś
li
ć
,
zanim starannie rzeczy nie wypróbujemy, a trudno tak
ż
e i potem. (...) Je
ż
eli wi
ę
c kwestie
te le
żą
w granicach rozumu ludzkiego, to mo
ż
e rozwi
ąż
emy je w ko
ń
cu szcz
ęś
liwie; je
ż
eli
nie, b
ę
dziemy przynajmniej mogli porzuci
ć
je z czystym sumieniem. (...)
Strona 4 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
(...) B
ę
dziemy szcz
ęś
liwi, gdy uda nam si
ę
zł
ą
czy
ć
ró
ż
ne rodzaje filozofii, godz
ą
c
gruntowno
ść
bada
ń
z jasno
ś
ci
ą
i rzetelno
ść
z oryginalno
ś
ci
ą
; za
ś
jeszcze szcz
ęś
liwsi,
gdy rozumuj
ą
c w sposób przyst
ę
pny, zdołamy podwa
ż
y
ć
podstawy filozofii
spekulatywnej, która dotychczas słu
ż
yła, jak si
ę
zdaje, jedynie ochronie zabobonu i
osłaniała niedorzeczno
ść
i bł
ą
d.
Rozdział II
O POCHODZENIU IDEI
Ka
ż
dy bez trudu przyzna,
ż
e istnieje znaczna ró
ż
nica mi
ę
dzy percepcjami umysłu
zale
ż
nie od tego, czy odczuwamy przykro
ść
nadmiernego gor
ą
ca lub przyjemno
ść
umiarkowanego ciepła, czy te
ż
uprzytamniamy sobie pó
ź
niej wra
ż
enia te z pami
ę
ci lub
wyprzedzamy je wyobra
ź
ni
ą
. Te zdolno
ś
ci umysłu mog
ą
na
ś
ladowa
ć
lub odtwarza
ć
percepcje zmysłów; nie potrafi
ą
jednak nigdy osi
ą
gn
ąć
w całej pełni siły i
ż
ywo
ś
ci czu
ć
pierwotnych. Nawet wtedy, gdy działaj
ą
z najwi
ę
ksz
ą
sił
ą
, mo
ż
emy co najwy
ż
ej rzec o
nich,
ż
e tak
ż
ywo przedstawiaj
ą
nam przedmioty, i
ż
prawie je czujemy lub widzimy.
Wyj
ą
wszy jednak wypadki rozstroju umysłowego, wywołanego chorob
ą
lub obł
ą
kaniem,
nie mog
ą
nigdy percepcje te uzyska
ć
takiego stopnia
ż
ywo
ś
ci, by zupełnie nie dały si
ę
od
pierwotnych odró
ż
ni
ć
. Wszelkie barwy poezji, cho
ć
by najwspanialsze, nie zdołaj
ą
nigdy
odda
ć
przyrody w taki sposób, a
ż
eby
ś
my opis wzi
ę
li za rzeczywisty krajobraz. Naj
ż
ywsza
my
ś
l nie dorówna nigdy najsłabszemu nawet czuciu.
Tak
ą
sam
ą
ró
ż
nic
ę
mo
ż
emy zauwa
ż
y
ć
, je
ś
li chodzi o wszystkie inne percepcje umysłu.
Inaczej zachoruje si
ę
człowiek w napadzie gniewu, inaczej, gdy tylko my
ś
li o tym uczuciu.
Skoro mi kto
ś
powie,
ż
e jaka
ś
osoba jest zakochana, łatwo zrozumiem jego my
ś
l i
utworz
ę
sobie trafne wyobra
ż
enie o stanie tej osoby; w
ż
aden jednak sposób nie mog
ę
wzi
ąć
tego wyobra
ż
enia za rzeczywiste niepokoje i wzruszenia miłosne. Gdy my
ś
limy o
minionych uczuciach i wzruszeniach, my
ś
l nasza jest wiernym zwierciadłem i odtwarza
rzeczy zgodnie z prawd
ą
; lecz barwy, których u
ż
ywa, s
ą
blade i niewyra
ź
ne w
porównaniu z tymi, w które odziane były percepcje pierwotne. Nie trzeba wielkiej
bystro
ś
ci ani głowy metafizycznej, by spostrzec mi
ę
dzy nimi ró
ż
nic
ę
.
Mo
ż
emy przeto teraz podzieli
ć
wszystkie percepcje umysłu na dwie klasy, czyli rodzaje,
które ró
ż
ni
ą
si
ę
od siebie stopniem siły i
ż
ywo
ś
ci. Słabsze i mniej
ż
ywe percepcje
nazywaj
ą
si
ę
zwykle my
ś
lami lub ideami. Dla drugiej kategorii brak nazwy w naszym
j
ę
zyku i w bardzo wielu innych; jak przypuszczam dlatego,
ż
e tylko dla potrzeb
filozoficznych trzeba było obj
ąć
je jakim
ś
jednym słowem czy terminem ogólnym.
Pozwólmy sobie zatem nazwa
ć
je impresjami, nadaj
ą
c słowu temu znaczenie cokolwiek
odmienne od zwykłego. Przez wyraz impresja rozumiem wi
ę
c wszystkie percepcje
ż
ywsze, które powstaj
ą
, gdy słyszymy, widzimy, czujemy, kochamy, nienawidzimy,
po
żą
damy lub chcemy. Impresje za
ś
odró
ż
niam od idei, które s
ą
mniej
ż
ywymi
percepcjami i które u
ś
wiadamiamy sobie wtedy, gdy zastanawiamy si
ę
nad
którymkolwiek z wymienionych powy
ż
ej wra
ż
e
ń
lub wzrusze
ń
.
Na pierwszy rzut oka nie ma, zdaje si
ę
, rzeczy, która by mniej była skr
ę
powana ani
ż
eli
my
ś
l człowieka; wymyka si
ę
ona nie tylko wszelkiej ludzkiej władzy i kontroli, ale
swobody jej nie hamuj
ą
nawet granice natury i rzeczywisto
ś
ci. Tworzy
ć
dziwol
ą
gi i ł
ą
czy
ć
nieodpowiadaj
ą
ce sobie kształty i formy - to dla wyobra
ź
ni trudno
ść
nie wi
ę
ksza, ni
ż
przedstawienie sobie najnaturalniejszych i doskonale znanych przedmiotów. I podczas
gdy nasze ciało przykute jest do jednej planety, po której porusza si
ę
z mozołem i
trudem, my
ś
l mo
ż
e nas w jednej chwili przenie
ść
w najodleglejsze zak
ą
tki wszech
ś
wiata,
a nawet poza wszech
ś
wiat, w nieograniczony chaos, w którym, jak sobie wyobra
ż
amy,
panuje zupełny zam
ę
t. Czego oko nie widziało ani ucho nie słyszało - nawet to mo
ż
na
sobie tak
ż
e wyobrazi
ć
; w mocy my
ś
li jest wszystko, z wyj
ą
tkiem tego, co zawiera
absolutn
ą
sprzeczno
ść
.
Strona 5 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
Chocia
ż
jednak my
ś
l nasza zdaje si
ę
posiada
ć
nieograniczon
ą
swobod
ę
, przekonamy si
ę
po bli
ż
szym zbadaniu,
ż
e zamkni
ę
ta jest faktycznie w bardzo ciasnych granicach i
ż
e
cała twórcza moc umysłu sprowadza si
ę
jedynie do zdolno
ś
ci ł
ą
czenia, przemieszczania,
powi
ę
kszania lub umniejszania materiału dostarczonego nam przez zmysły i
do
ś
wiadczenie. Gdy my
ś
limy o złotej górze, ł
ą
czymy tylko ze sob
ą
dwie niesprzeczne
idee, złoto i gór
ę
, które poznali
ś
my ju
ż
poprzednio. Cnotliwego konia mo
ż
emy sobie
pomy
ś
le
ć
; mo
ż
emy bowiem na podstawie znajomo
ś
ci własnych dozna
ń
pomy
ś
le
ć
sobie
cnot
ę
i poł
ą
czy
ć
j
ą
z kształtem i postaci
ą
konia, zwierz
ę
cia dobrze nam znanego. Jednym
słowem, cały materiał my
ś
lowy pochodzi albo z wra
ż
e
ń
zewn
ę
trznych, albo z
wewn
ę
trznych, a tylko poł
ą
czenie ich i układ zale
żą
od umysłu i woli. Albo te
ż
, wyra
ż
aj
ą
c
si
ę
w sposób filozoficzny, wszystkie nasze idee, czyli słabsze percepcje, s
ą
kopiami
impresji, czyli percepcji
ż
ywszych.
A
ż
eby to udowodni
ć
, wystarcz
ą
, mam nadziej
ę
, dwa nast
ę
puj
ą
ce argumenty. Po
pierwsze: gdy analizujemy nasze my
ś
li, czyli idee, najbardziej nawet zło
ż
one lub
wzniosłe, przekonujemy si
ę
zawsze,
ż
e mo
ż
na je rozło
ż
y
ć
na idee proste, odtwarzaj
ą
ce
jakie
ś
poprzednie uczucie lub wra
ż
enie. Nawet idee, które z pochodzeniem tym na pozór
nic wspólnego nie maj
ą
, ujawniaj
ą
po bli
ż
szym zbadaniu taki sam sposób powstania.
Idea Boga jako istoty niesko
ń
czenie rozumnej, m
ą
drej i dobrej powstaje z refleksji nad
czynno
ś
ciami naszego własnego umysłu i z nieograniczonego spot
ę
gowania cech
dobroci i m
ą
dro
ś
ci. Rozbiorów takich mo
ż
emy przeprowadza
ć
, ile nam si
ę
podoba;
zawsze oka
ż
e si
ę
,
ż
e ka
ż
da badana idea jest kopi
ą
podobnej do niej impresji. Kto by
twierdził,
ż
e teza ta nie jest w ka
ż
dym przypadku prawdziwa i
ż
e nie brak wyj
ą
tków, ma
jedn
ą
tylko i to łatw
ą
drog
ę
,
ż
eby j
ą
obali
ć
: niech nam poda ide
ę
, która w jego mniemaniu
nie pochodzi z tego
ź
ródła. Wtedy naszym zadaniem b
ę
dzie wskaza
ć
impresj
ę
, czyli
ż
yw
ą
percepcj
ę
, która jej odpowiada, je
ż
eli zechcemy utrzyma
ć
nasze stanowisko.
Po wtóre: je
ż
eli si
ę
zdarzy,
ż
e wskutek jakiej
ś
wady narz
ą
du zmysłowego brak komu
ś
pewnej kategorii czu
ć
, okazuje si
ę
zawsze,
ż
e brak mu równie
ż
i odpowiednich idei.
Ś
lepy nie mo
ż
e utworzy
ć
sobie poj
ę
cia barw, ani głuchy poj
ę
cia d
ź
wi
ę
ków. (...)
Lapo
ń
czyk lub Murzyn nie maj
ą
poj
ę
cia smaku wina. (...) Człowiek o łagodnych
obyczajach nie mo
ż
e utworzy
ć
sobie idei nienasyconej m
ś
ciwo
ś
ci lub okrucie
ń
stwa;
niełatwo te
ż
pojmie samolub, czym jest wielka przyja
źń
i bezinteresowno
ść
. Przyznamy
bez trudu,
ż
e inne istoty posiada
ć
mog
ą
wiele zmysłów, o których nie jeste
ś
my w stanie
mie
ć
poj
ę
cia, gdy
ż
idee ich nigdy nie dotarły do nas t
ą
drog
ą
, któr
ą
idea jaka
ś
mo
ż
e
dosta
ć
si
ę
do umysłu, to znaczy drog
ą
faktycznego wra
ż
enia i uczucia.
(...) Wszystkie idee, a zwłaszcza idee abstrakcyjne, s
ą
z natury blade i niewyra
ź
ne i
umysł zaledwie mo
ż
e je uchwyci
ć
. Łatwo mo
ż
na je pomyli
ć
z innymi, podobnymi ideami,
a gdy cz
ę
sto u
ż
ywali
ś
my jakiego
ś
terminu, cho
ć
nie ł
ą
czyli
ś
my z nim wyra
ź
nego
znaczenia, skłonni jeste
ś
my my
ś
le
ć
,
ż
e ł
ą
czy si
ę
on z jak
ąś
okre
ś
lon
ą
ide
ą
. Natomiast
wszystkie impresje, to znaczy wszystkie wra
ż
enia, czy to zewn
ę
trzne, czy wewn
ę
trzne,
s
ą
jasne i
ż
ywe. Granice mi
ę
dzy nimi s
ą
ś
ci
ś
lej okre
ś
lone i nie tak łatwo w ich zakresie
popełni
ć
jaki
ś
bł
ą
d lub si
ę
pomyli
ć
. Skoro zatem podejrzewamy,
ż
e jaki
ś
termin
filozoficzny bywa u
ż
ywany bez znaczenia, czyli idei (co zbyt cz
ę
sto si
ę
dzieje), pozostaje
nam tylko zbada
ć
, z jakiej impresji wywodzi si
ę
owa rzekoma idea. Je
ż
eli za
ś
ż
adnej
impresji nie da si
ę
wskaza
ć
, potwierdzi to słuszno
ść
naszych podejrze
ń
. O
ś
wietlaj
ą
c idee
tak jasno, mo
ż
emy si
ę
nie bez racji spodziewa
ć
,
ż
e czynimy bezprzedmiotow
ą
wszelk
ą
dalsz
ą
dyskusj
ę
na temat ich realnego istnienia i natury. (...)
Rozdział III
O KOJARZENIU SI
Ę
IDEI
Jest rzecz
ą
, oczywist
ą
,
ż
e istnieje jakie
ś
prawo (principle) zwi
ą
zku pomi
ę
dzy ró
ż
nymi
my
ś
lami, czyli ideami umysłu, i
ż
e nast
ę
puj
ą
one po sobie w sposób do pewnego stopnia
Strona 6 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
metodyczny i prawidłowy, gdy pojawiaj
ą
si
ę
w pami
ę
ci lub wyobra
ź
ni. W powa
ż
niejszych
rozmy
ś
laniach i wypowiedziach fakt ten jest tak widoczny,
ż
e ka
ż
d
ą
poszczególn
ą
my
ś
l,
która przerwie prawidłowy tok czy ła
ń
cuch idei, spostrzegamy i eliminujemy natychmiast.
Nawet w najbardziej fantastycznych, najbardziej bezładnych marzeniach, ba, nawet w
snach naszych odkry
ć
mo
ż
emy po zastanowieniu si
ę
,
ż
e wyobra
ź
nia nie p
ę
dzi w nich na
o
ś
lep, ale
ż
e zawsze jest jaki
ś
zwi
ą
zek pomi
ę
dzy poszczególnymi nast
ę
puj
ą
cymi po
sobie ideami. Gdyby
ś
my spisali najzupełniej swobodn
ą
, lu
ź
no tocz
ą
c
ą
si
ę
rozmow
ę
,
zauwa
ż
yliby
ś
my od razu co
ś
, co stanowiło ł
ą
cznik pomi
ę
dzy kolejnymi jej etapami.
Gdyby za
ś
nie dało si
ę
go odszuka
ć
, to jednak osoba, która przerwała tok rozmowy,
powiedziałaby nam,
ż
e jakie
ś
ukryte nast
ę
pstwo my
ś
li pojawiło si
ę
w jej umy
ś
le,
odwodz
ą
c j
ą
stopniowo od przedmiotu rozmowy. Stwierdzono,
ż
e w ró
ż
nych j
ę
zykach,
nawet je
ś
li nie mo
ż
na podejrzewa
ć
najmniejszego mi
ę
dzy nimi zwi
ą
zku czy styczno
ś
ci,
wyrazy oznaczaj
ą
ce najbardziej cho
ć
by zło
ż
one idee
ś
ci
ś
le sobie odpowiadaj
ą
. Stanowi
to niezbity dowód tego,
ż
e idee proste, zawarte w zło
ż
onych, zostały poł
ą
czone ze sob
ą
na zasadzie jakiego
ś
powszechnego prawa, które jednako przejawia si
ę
u wszystkich
ludzi.
Chocia
ż
fakt ł
ą
czenia si
ę
rozmaitych idei ze sob
ą
zbyt jest oczywisty, by mógł uj
ść
uwagi,
nie znam przecie
ż
filozofa, który by próbował wyliczy
ć
lub sklasyfikowa
ć
wszystkie
zasady ich kojarzenia si
ę
; a jest to przecie
ż
przedmiot, który, jak si
ę
zdaje, zasługuje na
zainteresowanie. Co do mnie, s
ą
dz
ę
,
ż
e istniej
ą
tylko trzy zasady zwi
ą
zku pomi
ę
dzy
ideami, mianowicie podobie
ń
stwo, styczno
ść
w czasie lub przestrzeni oraz przyczyna i
skutek.
W to,
ż
e zasady te słu
żą
do ł
ą
czenia idei, jak s
ą
dz
ę
, nikt szczególnie w
ą
tpi
ć
nie b
ę
dzie.
Obraz wiedzie w sposób naturalny my
ś
l nasz
ą
w stron
ę
oryginału. Wzmianka o jednym
pomieszczeniu w jakim
ś
domu daje w sposób naturalny pocz
ą
tek my
ś
li lub rozmowie o
innych. A gdy my
ś
limy o ranie, trudno nam powstrzyma
ć
si
ę
od my
ś
li o cierpieniu, które z
niej wynika. Trudno byłoby jednak
ż
e udowodni
ć
w stopniu zadowalaj
ą
cym dla czytelnika,
a nawet dla siebie samego,
ż
e wyliczenie to jest wyczerpuj
ą
ce i innych zasad kojarzenia
si
ę
prócz wymienionych nie ma. W takich przypadkach mo
ż
emy jedynie przemy
ś
le
ć
szereg przykładów, badaj
ą
c starannie zasad
ę
, która wi
ąż
e ze sob
ą
ró
ż
ne my
ś
li, i nie
ustawa
ć
dopóty, dopóki zasadzie tej nie nadamy mo
ż
liwie najogólniejszej postaci. Im
wi
ę
cej przykładów zbadamy i im wi
ę
cej doło
ż
ymy stara
ń
, tym wi
ę
ksz
ą
osi
ą
gniemy
pewno
ść
,
ż
e wyliczenie, które na tej podstawie podajemy, jest wyczerpuj
ą
ce i pełne. (...)
Rozdział IV
W
Ą
TPLIWO
Ś
CI SCEPTYCZNE DOTYCZ
Ą
CE CZYNNO
Ś
CI ROZUMU
Cz
ęść
I
Wszystkie przedmioty rozumu lub badania ludzkiego mo
ż
na w sposób naturalny
podzieli
ć
na dwa rodzaje, tj. na stosunki pomi
ę
dzy ideami i na fakty. Pierwszego rodzaju
przedmiotów dotycz
ą
geometria, algebra i arytmetyka, krótko mówi
ą
c - wszelkie
twierdzenia, które s
ą
albo intuicyjnie, albo demonstratywnie pewne. Twierdzenie,
ż
e
kwadrat przeciwprostok
ą
tnej równa si
ę
sumie kwadratów obu przyprostok
ą
tnych, wyra
ż
a
pewien stosunek pomi
ę
dzy tymi figurami. Zdanie,
ż
e trzy razy pi
ęć
równa si
ę
połowie
trzydziestu, wyra
ż
a pewien stosunek pomi
ę
dzy tymi liczbami. Twierdzenia tego rodzaju
odkry
ć
mo
ż
na dzi
ę
ki samemu działaniu my
ś
li, niezale
ż
nie od jakichkolwiek przedmiotów
istniej
ą
cych we wszech
ś
wiecie. Gdyby nawet kół lub trójk
ą
tów na
ś
wiecie wcale nie było,
to i tak prawdy dowiedzione przez Euklidesa zachowałyby zawsze pewno
ść
i
oczywisto
ść
.
Fakty, które stanowi
ą
drug
ą
kategorie przedmiotów rozumu ludzkiego, nie daj
ą
si
ę
dowodzi
ć
(are not ascertained) w taki sam sposób; dowody (evidence), które
Strona 7 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
przemawiaj
ą
na rzecz ich prawdziwo
ś
ci, jakkolwiek wielkiej wagi, maj
ą
odmienn
ą
natur
ę
ni
ż
tamte.
ś
aden fakt nie wyklucza mo
ż
liwo
ś
ci faktu przeciwstawnego, ten bowiem nie
mo
ż
e nigdy zawiera
ć
sprzeczno
ś
ci, a umysł równie łatwo i jasno go pojmuje, jak gdyby
był najzupełniej zgodny z rzeczywisto
ś
ci
ą
.
ś
e sło
ń
ce jutro nie wzejdzie, jest zdaniem nie
mniej zrozumiałym i nie bardziej w sobie sprzecznym ni
ż
twierdzenie,
ż
e wzejdzie.
Nadaremnie przeto usiłowaliby
ś
my wykaza
ć
demonstratywnie jego fałszywo
ść
. Gdyby
mo
ż
na fałszywo
ść
tego zdania wykaza
ć
demonstratywnie, musiałoby ono zawiera
ć
w
sobie sprzeczno
ść
, a wtedy umysł nie mógłby go jasno poj
ąć
.
Jest zatem, jak si
ę
zdaje, rzecz
ą
interesuj
ą
c
ą
zbada
ć
, co uprawnia nas do tego (what is
the nature of that evidence), by w kwestiach rzeczywistego istnienia i faktów
ż
ywi
ć
pewno
ść
wykraczaj
ą
c
ą
poza bie
żą
ce
ś
wiadectwo zmysłów i zapis pami
ę
ci. Ten dział
filozofii - rzecz ciekawa - mało był uprawiany zarówno w staro
ż
ytno
ś
ci, jak i w czasach
nowszych; (...).
Wszelkie rozumowanie dotycz
ą
ce faktów ma, jak si
ę
zdaje, za podstaw
ę
stosunek
przyczyny i skutku. Jedynie za pomoc
ą
tego stosunku mo
ż
emy wyj
ść
poza
ś
wiadectwo
pami
ę
ci i zmysłów. Gdyby kogo
ś
zapyta
ć
, dlaczego uznaje fakt, który mu nie jest dany w
do
ś
wiadczeniu, np.
ż
e przyjaciel jego bawi na wsi albo we Francji - podałby tego racj
ę
,
ą
racj
ą
t
ą
byłby jaki
ś
inny fakt, np.
ż
e otrzymał od niego list albo
ż
e znał wcze
ś
niejsze jego
plany i decyzje. Kto znalazłby zegarek lub jaki
ś
inny przyrz
ą
d na niezamieszkałej wyspie,
wnioskowałby,
ż
e na wyspie tej byli kiedy
ś
ludzie. Wszelkie nasze rozumowania
dotycz
ą
ce faktów s
ą
takiej samej natury; przypuszczamy tu zawsze,
ż
e zachodzi zwi
ą
zek
pomi
ę
dzy faktem danym nam w do
ś
wiadczeniu a innym, o którym na podstawie tamtego
wnosimy. Gdyby ich nic ze sob
ą
nie ł
ą
czyło, wniosek byłby nieuprawniony. Słysz
ą
c w
ciemno
ś
ci artykułowany głos i rozumne słowa, jeste
ś
my przekonani,
ż
e jest tu jaki
ś
człowiek. Dlaczego? Poniewa
ż
s
ą
to rzeczy wynikaj
ą
ce z ustroju i organizmu ludzkiego,
ś
ci
ś
le z nim zwi
ą
zane. Analizuj
ą
c jakiekolwiek inne rozumowanie tego rodzaju,
zobaczymy zawsze,
ż
e opiera si
ę
ono na stosunku przyczyny i skutku, przy czym
stosunek ten bywa bli
ż
szy lub dalszy, prosty lub rozgał
ę
ziony. Ciepło i
ś
wiatło s
ą
równoległymi skutkami ognia i z jednego z nich wolno zasadnie wnosi
ć
o drugim.
Chc
ą
c zatem pozna
ć
dokładnie, co stanowi podstaw
ę
upewniaj
ą
c
ą
nas o prawdziwo
ś
ci
faktów, musimy zbada
ć
, w jaki sposób poznajemy przyczyny i skutki.
O
ś
mielam si
ę
twierdzi
ć
, przy tym tez
ę
moj
ą
wypowiadam w postaci zdania ogólnego nie
dopuszczaj
ą
cego wyj
ą
tku,
ż
e w
ż
adnym przypadku nie osi
ą
gamy znajomo
ś
ci tego
stosunku na podstawie rozumowania a priori, wynika ona w zupełno
ś
ci z do
ś
wiadczenia,
mianowicie wtedy, gdy spostrzegamy,
ż
e jakie
ś
konkretne przedmioty stale ze sob
ą
si
ę
ł
ą
cz
ą
. Przypu
ść
my,
ż
e człowiek o najbystrzejszym nawet rozumie wrodzonym i jak
najwi
ę
kszych zdolno
ś
ciach znajduje si
ę
wobec jakiego
ś
przedmiotu: je
ż
eli przedmiot ten
jest mu zupełnie nieznany, człowiek ów nie potrafi na podstawie najstaranniejszego
zbadania jego własno
ś
ci zmysłowych wykry
ć
ani
ż
adnej z jego przyczyn, ani
ż
adnego ze
skutków. Chocia
ż
by zdolno
ś
ci intelektualne Adama były od samego pocz
ą
tku bez
zarzutu, nie zdołałby on przecie
ż
z płynno
ś
ci i przejrzysto
ś
ci wody wywnioskowa
ć
,
ż
e
mo
ż
e go zadławi
ć
, ani te
ż
z jasno
ś
ci i ciepła ognia,
ż
e mo
ż
e go spali
ć
. Własno
ś
ci
przedmiotu dost
ę
pne zmysłom nigdy nie ujawniaj
ą
przyczyn, które go wywołały, ani te
ż
skutków, które z niego wynikn
ą
; rozum nasz bez pomocy do
ś
wiadczenia nie mo
ż
e nic
wnosi
ć
o rzeczywistym istnieniu i faktach.
Łatwo zgodz
ą
, si
ę
wszyscy na zdanie,
ż
e przyczyny i skutki mo
ż
emy pozna
ć
nie na
podstawie rozumu, lecz tylko za pomoc
ą
do
ś
wiadczenia, je
ś
li chodzi o przedmioty, o
których pami
ę
tamy,
ż
e niegdy
ś
były nam zupełnie nieznane; zdajemy sobie bowiem
spraw
ę
,
ż
e byli
ś
my wówczas zupełnie niezdolni przewidzie
ć
, co z nich wyniknie.
Poka
ż
my człowiekowi, który nie ma poj
ę
cia o fizyce, dwie gładkie płyty marmuru;
Strona 8 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
człowiek ten nie domy
ś
li si
ę
,
ż
e przylgn
ą
do siebie w taki sposób, i
ż
trzeba b
ę
dzie
wielkiej siły, by je rozsun
ąć
w kierunku prostopadłym, gdy tymczasem naciskowi
bocznemu stawiaj
ą
tak niewielki opór. Tak
ż
e gdy chodzi o zjawiska, które wykazuj
ą
mało
podobie
ń
stwa do powszednich zjawisk przyrody - wszyscy łatwo si
ę
godz
ą
,
ż
e
poznajemy je jedynie drog
ą
do
ś
wiadczenia; nikt przecie
ż
nie b
ę
dzie sobie wyobra
ż
ał,
ż
e
wybuch prochu strzelniczego albo przyci
ą
ganie magnesu mo
ż
na było odkry
ć
na
podstawie rozumowania a priori. Tak samo rzecz si
ę
ma, je
ż
eli skutek jaki
ś
zale
ż
y od
bardzo skomplikowanego mechanizmu albo od ukrytego układu cz
ą
stek; w takich
przypadkach równie
ż
bez trudu przyznajemy,
ż
e wszelka nasza wiedza pochodzi z
do
ś
wiadczenia. Któ
ż
b
ę
dzie twierdził,
ż
e potrafi wskaza
ć
ostateczn
ą
przyczyn
ę
, dla której
mleko i chleb s
ą
straw
ą
odpowiedni
ą
dla człowieka, a nieodpowiedni
ą
dla lwa lub
tygrysa?
Ale ta sama prawda nie wyda si
ę
na pierwszy rzut oka równie oczywista, je
ż
eli chodzi o
zjawiska, z którymi oswoili
ś
my si
ę
od pierwszych chwil
ż
ycia, które wykazuj
ą
ś
cisł
ą
analogi
ę
z całym biegiem przyrody i o których przypuszczamy,
ż
e wynikaj
ą
z prostych
własno
ś
ci przedmiotów, a nie z ukrytego układu cz
ą
stek. Skłonni jeste
ś
my mniema
ć
,
ż
e
skutki mo
ż
na by odkry
ć
tu samym działaniem rozumu, bez pomocy do
ś
wiadczenia.
Wyobra
ż
amy sobie,
ż
e znalazłszy si
ę
niespodziewanie na tym
ś
wiecie, umieliby
ś
my od
razu wywnioskowa
ć
, i
ż
jedna kula bilardowa, uderzaj
ą
c o drug
ą
, wprawi j
ą
w ruch;
sadzimy,
ż
e nie trzeba czeka
ć
na wynik, by móc to z cał
ą
stanowczo
ś
ci
ą
twierdzi
ć
.
Przyzwyczajenie w ten sposób na nas wpływa,
ż
e tam, gdzie jest najsilniejsze, zasiania
nie tylko nasz przyrodzony brak wiedzy, lecz tak
ż
e ukrywa samo siebie i pozornie nie
odgrywa roli wła
ś
nie dlatego,
ż
e oddziałuje z najwi
ę
ksz
ą
sił
ą
.
(...) Gdy widz
ę
np. kul
ę
bilardow
ą
poruszaj
ą
c
ą
si
ę
w kierunku innej kuli i gdy nawet,
przypu
ść
my, przypadkiem powstanie we mnie my
ś
l o ruchu drugiej kuli jako skutku
zetkni
ę
cia si
ę
czy zderzenia obu kul - czy
ż
nie mog
ę
sobie pomy
ś
le
ć
,
ż
e sto innych
zdarze
ń
mo
ż
e by
ć
równie dobrze nast
ę
pstwem tej przyczyny? Czy
ż
nie mogłyby obie
kule znale
źć
si
ę
w stanie bezwzgl
ę
dnego spoczynku? Czy nie mogłaby pierwsza w linii
prostej wróci
ć
na dawne miejsce albo odskoczy
ć
od drugiej w dowolnym kierunku?
Wszystkie te przypuszczenia s
ą
niesprzeczne i dadz
ą
si
ę
pomy
ś
le
ć
. Dlaczegó
ż
wi
ę
c
mieliby
ś
my uprzywilejowa
ć
jedno, ani bardziej niesprzeczne, ani łatwiejsze do
pomy
ś
lenia ni
ż
inne? Nigdy rozumowanie a priori nie potrafi uzasadni
ć
takiego
przywileju.
Jednym słowem: ka
ż
dy skutek jest zdarzeniem ró
ż
nym od swojej przyczyny. Nie mo
ż
na
go przeto wykry
ć
w przyczynie, a aprioryczne na jego temat pomysły i koncepcje s
ą
czym
ś
zupełnie dowolnym. A nawet gdy ju
ż
mamy skutek, jego poł
ą
czenie z przyczyn
ą
musi okaza
ć
si
ę
równie dowolne, poniewa
ż
jest zawsze wiele innych skutków, które
rozumowi musz
ą
wyda
ć
si
ę
równie dobrze dopasowane do przyczyny i równie naturalne.
Daremnie wi
ę
c usiłowaliby
ś
my bez pomocy obserwacji i do
ś
wiadczenia przewidywa
ć
poszczególne fakty lub drog
ą
wnioskowania rozpoznawa
ć
przyczyny i skutki.
Pozwala nam to zrozumie
ć
, dlaczego jeszcze
ż
aden rozumny i skromny filozof nie
wyobra
ż
ał sobie,
ż
e potrafi poda
ć
ostateczn
ą
przyczyn
ę
jakiegokolwiek zjawiska
przyrody lub wskaza
ć
wyra
ź
nie działania siły wytwarzaj
ą
cej którykolwiek z danych nam
skutków. Wiadomo,
ż
e rozum ludzki ze wszystkich sił d
ąż
y do tego, by upro
ś
ci
ć
zasady
rz
ą
dz
ą
ce zjawiskami przyrody i - rozumuj
ą
c na podstawie analogii, do
ś
wiadczenia i
obserwacji - sprowadzi
ć
liczne skutki szczegółowe do kilku przyczyn ogólnych.
Wysilaliby
ś
my si
ę
jednak daremnie, chc
ą
c wykry
ć
przyczyny tych przyczyn ogólnych; nie
potrafimy nigdy wyja
ś
ni
ć
ich sobie w sposób, który by nas zadowolił. Te ostateczne
spr
ęż
yny i zasady s
ą
w zupełno
ś
ci ukryte przed ciekawo
ś
ci
ą
ludzk
ą
i niedost
ę
pne
badaniu. Spr
ęż
ysto
ść
, ci
ąż
enie, spójno
ść
cz
ą
stek, przenoszenie si
ę
ruchu przez
uderzenie - oto prawdopodobnie ostateczne przyczyny i zasady, jakie kiedykolwiek
Strona 9 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
odkryjemy w przyrodzie; b
ę
dziemy mogli uwa
ż
a
ć
si
ę
za dostatecznie szcz
ęś
liwych, je
ż
eli
uda si
ę
nam przez dokładne badania i
ś
cisłe rozumowanie sprowadzi
ć
poszczególne
zjawiska w zupełno
ś
ci albo w przybli
ż
eniu do tych zasad ogólnych. Najdoskonalsza
filozofia naturalna jedynie odsuwa nieco nasz
ą
niewiedz
ę
, tak jak najdoskonalsza
filozofia moralna czy metafizyczna pozwala, by
ć
mo
ż
e, jedynie dojrze
ć
wi
ę
ksze jej
obszary. Tak oto z ka
ż
dej nauki wypływa przekonanie o
ś
lepocie i niemocy człowieka,
prze
ś
laduj
ą
c nas na ka
ż
dym kroku, mimo i
ż
usiłujemy si
ę
mu wymkn
ąć
.
Nawet pomoc u
ż
yczona filozofii naturalnej przez geometri
ę
, mimo całej wła
ś
ciwej tej
nauce
ś
cisło
ś
ci rozumowania, dla której tak słusznie si
ę
j
ą
sławi, nie zdoła temu brakowi
zapobiec ani poprowadzi
ć
nas ku poznaniu ostatecznych przyczyn. Ka
ż
dy dział
matematyki stosowanej opiera si
ę
na zało
ż
eniu,
ż
e przyroda ustanowiła okre
ś
lone
prawa, którymi si
ę
kieruje, a rozumowaniem abstrakcyjnym posługujemy si
ę
albo po to,
by wesprze
ć
do
ś
wiadczenie w wykrywaniu tych praw, albo by okre
ś
li
ć
ich działanie w
poszczególnych przypadkach, w których zale
ż
y ono od pewnej
ś
ci
ś
le oznaczonej
odległo
ś
ci i ilo
ś
ci. Istnieje np. wykryte do
ś
wiadczalnie prawo ruchu, które powiada,
ż
e
p
ę
d, czyli siła ciała w ruchu pozostaje w stosunku zło
ż
onym, czyli w proporcji do jego
masy i pr
ę
dko
ś
ci; st
ą
d wynika,
ż
e niewielka siła mo
ż
e pokona
ć
ka
ż
d
ą
przeszkod
ę
lub
podnie
ść
ka
ż
dy ci
ęż
ar, je
ż
eli za pomoc
ą
odpowiedniego przyrz
ą
du czy maszyny
potrafimy zwi
ę
kszy
ć
pr
ę
dko
ść
do takiego stopnia,
ż
e przewy
ż
szy opór przeszkody.
Geometria pomaga nam stosowa
ć
to prawo, okre
ś
laj
ą
c wła
ś
ciwe rozmiary cz
ęś
ci i figur,
które mog
ą
wej
ść
w skład danej maszyny. B
ą
d
ź
co b
ą
d
ź
jednak wykrycie samego prawa
zawdzi
ę
czamy wył
ą
cznie do
ś
wiadczeniu i całe rozumowanie abstrakcyjne
ś
wiata nie
potrafiłoby nigdy ani o krok zbli
ż
y
ć
nas do jego poznania. (...)
Cz
ęść
II
Nie mamy dot
ą
d zadowalaj
ą
cej odpowiedzi na nasze pierwotne pytanie. Wszelka
odpowied
ź
stwarza coraz to nowe zagadnienia, nie mniej trudne od poprzednich, i
prowadzi do dalszych pyta
ń
. Gdy zapytamy, jakiej natury s
ą
wszystkie nasze
rozumowania dotycz
ą
ce faktów, wła
ś
ciwa odpowied
ź
, jak si
ę
zdaje, brzmi,
ż
e opieraj
ą
si
ę
one na stosunku przyczyny i skutku. Gdy zapytamy z kolei, co jest podstaw
ą
wszystkich
naszych rozumowa
ń
i konkluzji dotycz
ą
cych tego stosunku, odpowiedzie
ć
mo
ż
emy
jednym słowem: do
ś
wiadczenie. Gdy jednak posuniemy nasz
ą
ciekawo
ść
jeszcze dalej i
zapytamy, jaka jest podstawa wszystkich konkluzji uzyskanych z do
ś
wiadczenia - to
wyst
ą
pi tu pytanie nowe, którego rozwikłanie i wyja
ś
nienie wydaje si
ę
trudniejsze. (...)
W tym rozdziale zadowol
ę
si
ę
rozwi
ą
zaniem łatwego zadania, ograniczaj
ą
c si
ę
do
negatywnej odpowiedzi na postawione tu pytanie. Twierdz
ę
zatem,
ż
e nawet gdy ju
ż
wiemy z do
ś
wiadczenia, jak działaj
ą
przyczyna i skutek, konkluzje, uzyskane z tego
do
ś
wiadczenia, nie opieraj
ą
si
ę
na rozumowaniu ani na
ż
adnych w ogóle czynno
ś
ciach
intelektu. Odpowied
ź
t
ę
postaram si
ę
zarówno wyja
ś
ni
ć
, jak obroni
ć
.
Trzeba niew
ą
tpliwie przyzna
ć
,
ż
e przyroda trzyma nas z dala od wszystkich swych
tajników i poucza jedynie o niewielu powierzchownych własno
ś
ciach rzeczy, ukrywaj
ą
c
przed nami siły i zasady, od których oddziaływanie tych rzeczy w cało
ś
ci zale
ż
y. Zmysły
mówi
ą
nam o barwie, ci
ęż
arze i konsystencji chleba, ale ani zmysły, ani rozum nie mog
ą
nam nigdy wskaza
ć
tych jego własno
ś
ci, które czyni
ą
ze
ń
straw
ę
i po
ż
ywienie ludzkiego
organizmu. Wzrok lub dotyk dostarcza nam idei dokonuj
ą
cego si
ę
wła
ś
nie ruchu ciał; nie
mo
ż
emy sobie jednak utworzy
ć
nawet najsłabszego poj
ę
cia o tej cudownej sile czy
mocy, która sprawia,
ż
e poruszaj
ą
ce si
ę
ciało pozostałoby w wieczystym ruchu, a któr
ą
ciała trac
ą
tylko wtedy, gdy udzielaj
ą
jej innym ciałom. Chocia
ż
jednak nie znamy sił
[wyrazu "siła" u
ż
ywam tutaj w znaczeniu nie
ś
cisłym i potocznym (...)] i zasad przyrody,
przypuszczamy z reguły,
ż
e podobnym własno
ś
ciom zmysłowym odpowiadaj
ą
podobne
siły ukryte, i spodziewamy si
ę
,
ż
e wynikn
ą
z nich skutki podobne do tych, które były nam
Strona 10 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
ju
ż
dane w do
ś
wiadczeniu. Je
ż
eli nam kto
ś
poka
ż
e substancj
ę
podobn
ą
barw
ą
i
konsystencj
ą
do chleba, który jedli
ś
my dawniej, powtórzymy prób
ę
(experiment) bez
namysłu, przewiduj
ą
c z wszelk
ą
pewno
ś
ci
ą
,
ż
e substancja ta tak samo nas po
ż
ywi. Oto
czynno
ść
umysłu czy my
ś
li, której podstaw
ę
bardzo chciałbym pozna
ć
. Przyznaje si
ę
ogólnie,
ż
e pomi
ę
dzy własno
ś
ciami zmysłowymi a ukrytymi siłami nie zachodzi
ż
aden
znany nam zwi
ą
zek, i co za tym idzie,
ż
e umysł nie wnioskuje o ich stałym i prawidłowym
(regular) poł
ą
czeniu na podstawie niczego, co o nich wie. Co si
ę
tyczy do
ś
wiadczenia
minionego, mo
ż
na zgodzi
ć
si
ę
,
ż
e dostarcza nam bezpo
ś
redniej i pewnej wiedzy w
zakresie tych wył
ą
cznie przedmiotów i w obr
ę
bie tego jedynie czasu, który obejmowało.
Dlaczego jednak mieliby
ś
my rozszerza
ć
to do
ś
wiadczenie na przyszło
ść
i na inne
przedmioty, które mog
ą
, o ile wiemy, by
ć
tylko z wygl
ą
du podobne do poprzednich - oto
główne pytanie, na które kładłbym nacisk. Chleb, który dawniej jadłem, po
ż
ywił mnie, to
znaczy,
ż
e ciało o takich to a takich zmysłowych własno
ś
ciach posiadało wtedy takie to a
takie siły ukryte; czy jednak z tego wynika,
ż
e inny chleb musi mnie kiedy indziej tak
ż
e
po
ż
ywi
ć
i
ż
e podobnym własno
ś
ciom zmysłowym musz
ą
zawsze towarzyszy
ć
podobne
siły ukryte? Wniosek taki nie wydaje mi si
ę
ż
adn
ą
miar
ą
konieczny. Ale nie mo
ż
na chyba
zaprzeczy
ć
,
ż
e umysł wyprowadza tu jakie
ś
nast
ę
pstwo,
ż
e stawia si
ę
tu jaki
ś
krok,
dokonuje jakiej
ś
czynno
ś
ci my
ś
lowej, jakiego
ś
wnioskowania, które wymaga wyja
ś
nienia.
Wszak bynajmniej nie mo
ż
na uwa
ż
a
ć
za identyczne tych dwóch zda
ń
: Przekonałem si
ę
,
ż
e z takim to a takim przedmiotem ł
ą
czył si
ę
, zawsze taki to a taki skutek, oraz:
Przewiduj
ę
,
ż
e z innymi przedmiotami, z wygl
ą
du podobnymi, ł
ą
czy
ć
si
ę
, b
ę
d
ą
skutki
podobne. (...)
Rozumowanie bywa dwojakie, mianowicie albo demonstratywne, tj. takie, które dotyczy
stosunków mi
ę
dzy ideami, albo te
ż
moralne, tj. takie, które dotyczy faktów i istnienia.
ś
e
w niniejszym przypadku nie mamy do czynienia z argumentami demonstratywnymi, jest,
jak si
ę
zdaje, rzecz
ą
oczywist
ą
, nie ma bowiem
ż
adnej sprzeczno
ś
ci w przypuszczeniu,
ż
e bieg przyrody mo
ż
e ulec zmianie i
ż
e rzecz jaka
ś
, pozornie podobna do tych, które
znamy z do
ś
wiadczenia, poci
ą
gnie za sob
ą
odmienne albo nawet wprost przeciwne
skutki. Czy
ż
nie mog
ę
sobie jasno i wyra
ź
nie pomy
ś
le
ć
,
ż
e ciało spadaj
ą
ce z chmur i pod
ka
ż
dym innym wzgl
ę
dem podobne do
ś
niegu, posiada mimo to smak soli i działa na
dotyk jak ogie
ń
? Czy istnieje twierdzenie zrozumialsze nad zdanie,
ż
e wszystkie drzewa
zakwitn
ą
w grudniu i styczniu, a opadn
ą
w maju i czerwcu? Otó
ż
wszystko, co jest
zrozumiałe i co mo
ż
na sobie wyra
ź
nie pomy
ś
le
ć
, wolne jest od sprzeczno
ś
ci i
ż
adne
argumenty demonstratywne,
ż
adne abstrakcyjne rozumowanie a priori nie dowiod
ą
tego,
ż
e jest fałszem. (...)
W istocie, wszelkie argumenty uzyskane z do
ś
wiadczenia opieraj
ą
si
ę
na podobie
ń
stwie,
które spostrzegamy pomi
ę
dzy zjawiskami przyrody i dzi
ę
ki któremu jeste
ś
my skłonni
oczekiwa
ć
w przyszło
ś
ci skutków podobnych do tych, jakie nast
ę
powały po owych
zjawiskach do tej pory. (...) Po przyczynach, które wydaj
ą
si
ę
podobne, spodziewamy si
ę
podobnych skutków. To jest cała nasza tre
ść
wszystkich naszych opartych na
do
ś
wiadczeniu wniosków. Otó
ż
wydaje si
ę
oczywiste,
ż
e gdyby
ś
my wniosek taki
wyprowadzali na podstawie rozumu - to od razu, i oparty na jednym przypadku, byłby on
równie doskonały jak po najdłu
ż
szym do
ś
wiadczeniu. Rzecz ma si
ę
jednak zupełnie
inaczej. Nic nie jest tak podobne do siebie, jak jajka; a przecie
ż
nikt z racji tego
zewn
ę
trznego podobie
ń
stwa nie spodziewa si
ę
,
ż
e wszystkie b
ę
d
ą
mu tak samo
smakowały. Dopiero po długim szeregu jednakowych do
ś
wiadcze
ń
zebranych w danym
zakresie zjawisk nabieramy pełnego zaufania i pewno
ś
ci, gdy chodzi o poszczególne
przypadki. (...)
(...) Istnieje zgoda co do tego,
ż
e barwa, konsystencja i inne własno
ś
ci zmysłowe chleba
nie wydaj
ą
si
ę
same przez si
ę
pozostawa
ć
w zwi
ą
zku z ukryt
ą
sił
ą
ż
ywi
ą
c
ą
. Inaczej
bowiem mogliby
ś
my, obywaj
ą
c si
ę
bez pomocy do
ś
wiadczenia, wnosi
ć
o tej sile
natychmiast, gdy pojawi
ą
si
ę
odpowiednie własno
ś
ci zmysłowe - wbrew opinii wszystkich
Strona 11 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
filozofów, wbrew oczywistym faktom. Objawia si
ę
tu zatem nasz przyrodzony stan
niewiedzy je
ś
li chodzi o siły i oddziaływanie obiektów. W jaki sposób zaradza temu
do
ś
wiadczenie? Ukazuje nam jedynie pewn
ą
ilo
ść
jednakowych (uniform) skutków
wywołanych przez okre
ś
lone obiekty i uczy nas,
ż
e owym obiektom przysługiwały w
danej chwili takie to a takie siły i władze. Skoro zjawia si
ę
nowy obiekt wyposa
ż
ony w
podobne własno
ś
ci zmysłowe, spodziewamy si
ę
po nim podobnych sił i władz i
oczekujemy analogicznego skutku. Po ciele o takiej samej barwie i konsystencji, co
chleb, spodziewamy si
ę
,
ż
e dostarczy nam podobnego po
ż
ywienia i strawy. Ale krok ten,
który stawia nasz umysł, wymaga niew
ą
tpliwie wyja
ś
nienia. Gdy kto
ś
powiada: We
wszystkich dotychczasowych przypadkach stwierdziłem,
ż
e takie to a takie własno
ś
ci
zmysłowe ł
ą
czyły si
ę
z takimi to a takimi siłami ukrytymi, oraz gdy powiada: Podobne
własno
ś
ci zmysłowe b
ę
d
ą
si
ę
zawsze ł
ą
czyły z podobnymi siłami ukrytymi, nie mo
ż
na mu
zarzuci
ć
tautologii, a zdania te nie s
ą
pod
ż
adnym wzgl
ę
dem identyczne. Powiecie,
ż
e
jedno z tych zda
ń
jest wnioskiem wyprowadzonym ze zdania drugiego. Musicie jednak
przyzna
ć
,
ż
e wniosek ten nie jest ani intuicyjny, ani wyprowadzony demonstratywnie;
jaki
ż
wi
ę
c ma charakter? Twierdzi
ć
,
ż
e opiera si
ę
na do
ś
wiadczeniu, byłoby petitio
principii, albowiem wszystkie wnioski uzyskane z do
ś
wiadczenia wychodz
ą
z zało
ż
enia,
ż
e przyszło
ść
b
ę
dzie podobna do przeszło
ś
ci i
ż
e z podobnymi własno
ś
ciami
zmysłowymi b
ę
d
ą
ł
ą
czyły si
ę
podobne siły. Je
ż
eli zachodzi najl
ż
ejsze podejrzenie,
ż
e
bieg przyrody mo
ż
e ulec zmianie i
ż
e przeszło
ść
mo
ż
e nie by
ć
norm
ą
przyszło
ś
ci -
wszelkie do
ś
wiadczenie staje si
ę
nieu
ż
yteczne i nic ze
ń
nie wynika.
ś
adn
ą
wi
ę
c miar
ą
argumenty uzyskane z do
ś
wiadczenia nie zdołaj
ą
dowie
ść
,
ż
e przyszło
ść
b
ę
dzie
podobna do przeszło
ś
ci, poniewa
ż
one same opieraj
ą
si
ę
bez wyj
ą
tku na zało
ż
eniu,
ż
e
podobie
ń
stwo takie istnieje. (...)
Jest rzecz
ą
niew
ą
tpliw
ą
,
ż
e najbardziej nieo
ś
wieceni i nierozgarni
ę
ci chłopi, ba, nawet
dzieci i nierozumne zwierz
ę
ta korzystaj
ą
z do
ś
wiadczenia i poznaj
ą
własno
ś
ci
otaczaj
ą
cych przedmiotów, obserwuj
ą
c wynikaj
ą
ce z nich skutki. Je
ż
eli dziecko doznało
bólu dotkn
ą
wszy płomienia
ś
wiecy, b
ę
dzie w przyszło
ś
ci starannie unikało zbli
ż
ania r
ę
ki
do
ś
wiec, spodziewaj
ą
c si
ę
podobnego skutku po przyczynie o podobnych własno
ś
ciach
zmysłowych i podobnym wygl
ą
dzie. Je
ś
li na tej podstawie twierdzisz,
ż
e umysł dziecka
do takiego wniosku dochodzi za pomoc
ą
jakiego
ś
procesu argumentacji czy
rozumowania, to mam prawo domaga
ć
si
ę
, by
ś
mi t
ę
argumentacj
ę
wyłuszczył; nie
znajdziesz pretekstu,
ż
eby nie uczyni
ć
zado
ść
temu tak słusznemu
żą
daniu. Nie mo
ż
esz
powiedzie
ć
,
ż
e argumentacja jest zawiła i mo
ż
e nie uda ci si
ę
jej uchwyci
ć
, skoro
przyznajesz,
ż
e pojmuje j
ą
prosty umysł dzieci
ę
cy. A je
ż
eli chwil
ę
si
ę
zawahasz albo te
ż
,
po namy
ś
le, przytoczysz jak
ąś
argumentacj
ę
skomplikowan
ą
i uczon
ą
- sam poniek
ą
d
dasz za wygran
ą
i przyznasz,
ż
e to, co nam ka
ż
e przypuszcza
ć
, i
ż
przyszło
ść
jest
podobna do przeszło
ś
ci, i spodziewa
ć
si
ę
podobnych skutków po przyczynach z wygl
ą
du
podobnych, nie jest rozumowaniem. (...)
Rozdział V
SCEPTYCZNE ROZWI
Ą
ZANIE TYCH W
Ą
TPLIWO
Ś
CI
Cz
ęść
I
Zamiłowanie do filozofii, podobnie jak zamiłowanie do religii, posiada, jak si
ę
zdaje, t
ę
słab
ą
stron
ę
,
ż
e cho
ć
słu
ż
y
ć
ma poprawie naszych obyczajów i wykorzenieniu wad,
czasem przecie
ż
, je
ś
li
ź
le nim pokierowa
ć
, podsyca w nas jedynie jak
ąś
dominuj
ą
c
ą
skłonno
ść
i pcha umysł tym bardziej zdecydowanie ku temu, co wskutek wrodzonego
charakteru i nastawienia i tak zanadto go ci
ą
gnie. Nie ulega w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e d
ążą
c do
podniosłego spokoju ducha, który cechuje filozofa-m
ę
drca, i usiłuj
ą
c znale
źć
przyjemno
ść
tylko w tym, czego nam dostarcza własny umysł, mo
ż
emy na koniec - jak to
si
ę
przydarzyło Epiktetowi i innym stoikom - uczyni
ć
z naszej filozofii po prostu
wysubtelniony nieco system egoizmu i usprawiedliwi
ć
sobie rozumowo zarówno
Strona 12 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
poniechanie wszelkiej cnoty, jak te
ż
wszelkiej przyjemno
ś
ci społecznej natury; kiedy za
ś
analizujemy uwa
ż
nie marno
ść
ż
ycia ludzkiego i rozmy
ś
lamy o znikomo
ś
ci i nietrwało
ś
ci
bogactw i zaszczytów - mo
ż
e wła
ś
nie tym samym schlebiamy wrodzonemu lenistwu,
które, nienawidz
ą
c wiru
ś
wiatowego i zgiełku interesów, szuka sobie rozumnego pozoru,
aby oddawa
ć
si
ę
pełnej i nieskr
ę
powanej bezczynno
ś
ci. Istnieje jednak pewien kierunek
filozofii, któremu pod tym wzgl
ę
dem niewiele zdaje si
ę
grozi
ć
, poniewa
ż
nie wi
ąż
e si
ę
z
ż
adn
ą
ujemn
ą
skłonno
ś
ci
ą
człowieczego umysłu ani nie mo
ż
e przymiesza
ć
si
ę
do
wrodzonych upodoba
ń
i tendencji. Kierunkiem tym jest filozofia akademicka, czyli
sceptyczna. Akademicy mówi
ą
ustawicznie o w
ą
tpliwo
ś
ciach, o zawieszeniu s
ą
du, o
niebezpiecze
ń
stwie tkwi
ą
cym w pospiesznych rozstrzygni
ę
ciach, o ograniczeniu bada
ń
do bardzo w
ą
skiego zakresu i o wyrzeczeniu si
ę
wszelkich docieka
ń
, le
żą
cych poza
obr
ę
bem powszedniego
ż
ycia i praktyki. Có
ż
wi
ę
c silniej ni
ż
taka filozofia sprzeciwia si
ę
lenistwu i gnu
ś
no
ś
ci umysłu, jego beztroskiej arogancji, wygórowanym pretensjom i
zabobonnej łatwowierno
ś
ci! Pow
ś
ci
ą
ga ona wszelk
ą
nami
ę
tno
ść
, z wyj
ą
tkiem umiłowania
prawdy, tej za
ś
nami
ę
tno
ś
ci nigdy nie jest, ani by
ć
nie mo
ż
e, dosy
ć
. Jest tedy
zdumiewaj
ą
ce,
ż
e wła
ś
nie ta filozofia, która w
ż
adnym niemal wypadku nie jest zdolna
wyrz
ą
dzi
ć
zła ani szkody, stanowi obiekt tylu nieuzasadnionych zarzutów i oszczerstw.
Lecz mo
ż
e wła
ś
nie to, co czyni j
ą
tak bezgrzeszn
ą
, nara
ż
a j
ą
zarazem na ogóln
ą
niech
ęć
i zło
ść
. Nie schlebiaj
ą
c niedobrym skłonno
ś
ciom, mało zdobywa sobie zwolenników; a
poniewa
ż
sprzeciwia si
ę
tylu przywarom i niedorzeczno
ś
ciom, podnosi przeciw sobie
tłumy nieprzyjaciół, którzy oskar
ż
aj
ą
j
ą
o libertynizm, profanacj
ę
ś
wi
ę
to
ś
ci i bezbo
ż
no
ść
.
Nie nale
ż
y te
ż
obawia
ć
si
ę
,
ż
e filozofia ta, staraj
ą
c si
ę
zamkn
ąć
nasze badania w
granicach powszedniego
ż
ycia, zdoła kiedykolwiek podwa
ż
y
ć
sens rozumowa
ń
, jakie w
ż
yciu tym przeprowadzamy, i posun
ąć
swe w
ą
tpliwo
ś
ci tak daleko, by sparali
ż
owało to
wszelkie działanie i wszelk
ą
prac
ę
my
ś
li. Natura nigdy si
ę
swych praw nie wyrzeknie i
ostatecznie zawsze odniesie zwyci
ę
stwo nad dowolnego rodzaju rozumowaniem
abstrakcyjnym. (...)
Wyobra
ź
my sobie,
ż
e jaki
ś
osobnik, obdarzony zreszt
ą
wielkim rozumem i inteligencj
ą
,
znalazłby si
ę
znienacka na
ś
wiecie. Niew
ą
tpliwie zauwa
ż
yłby od razu nieustaj
ą
c
ą
sukcesj
ę
rzeczy i nast
ę
puj
ą
cych kolejno zdarze
ń
; niczego wi
ę
cej nie potrafiłby wykry
ć
.
ś
adne rozumowanie nie pozwoliłoby mu pocz
ą
tkowo doj
ść
do poj
ęć
przyczyny i skutku,
poniewa
ż
owe siły, dzi
ę
ki którym dokonuj
ą
si
ę
wszystkie operacje przyrody, nigdy nie
podpadaj
ą
pod zmysły i poniewa
ż
nie mo
ż
na na tej tylko podstawie,
ż
e jedno zjawisko w
jednym przypadku wyprzedziło inne, wyprowadzi
ć
rozumnego wniosku,
ż
e pierwsze jest
przyczyn
ą
drugiego. Zwi
ą
zek ich mo
ż
e by
ć
arbitralny i przygodny. Mo
ż
e nie istnie
ć
racja
pozwalaj
ą
ca z ukazania si
ę
jednego zjawiska wnosi
ć
o istnieniu drugiego. Jednym
słowem, osobnik ów, zanim nie nabyłby wi
ę
kszego do
ś
wiadczenia, nie byłby w ogóle
zdolny powzi
ąć
na temat faktów
ż
adnych hipotez ani wniosków, pewnym za
ś
mógłby by
ć
jedynie tego, co dane mu jest bezpo
ś
rednio w postrze
ż
eniu i pami
ę
ci.
Wyobra
ź
my sobie natomiast,
ż
e zdobył on wi
ę
ksze do
ś
wiadczenie i
ż
e
ż
ył do
ść
długo na
ś
wiecie, by zauwa
ż
y
ć
, i
ż
podobne rzeczy czy zjawiska wchodz
ą
w stałe ze sob
ą
zwi
ą
zki;
jakie
ż
b
ę
d
ą
efekty takiej sytuacji? Ze zjawienia si
ę
jednego przedmiotu wnosi on
bezpo
ś
rednio o istnieniu drugiego. A przecie
ż
mimo całego swego do
ś
wiadczenia nie
wytworzył idei ani nie poznał tej ukrytej siły, dzi
ę
ki której jedna rzecz wywołuje inn
ą
; nie
skłania go te
ż
do wyprowadzenia takiego wniosku
ż
aden proces rozumowania. Mimo to
czuje,
ż
e co
ś
go do tego zmusza; a cho
ć
by był przekonany, i
ż
rozum nie bierze udziału w
tej operacji, sposób jego my
ś
lenia nie ulegnie zmianie. Inna to zasada nim powoduje,
gdy taki wyprowadza wniosek.
Zasad
ą
t
ą
jest nawyk, przyzwyczajenie. Gdziekolwiek bowiem powtarzanie si
ę
pewnej
czynno
ś
ci lub funkcji wytwarza skłonno
ść
do ponawiania tej samej czynno
ś
ci lub funkcji
tak
ż
e wtedy, gdy nie pobudza nas do niej
ż
adne rozumowanie ani działanie umysłu, tam
Strona 13 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
zawsze powiadamy,
ż
e skłonno
ść
ta jest efektem przyzwyczajenia. U
ż
ywaj
ą
c tego
wyrazu wcale nie s
ą
dzimy, jakoby
ś
my podali ostateczn
ą
przyczyn
ę
tego rodzaju
skłonno
ś
ci. Wskazujemy tylko pewn
ą
tkwi
ą
c
ą
w naturze ludzkiej zasad
ę
, powszechnie
uznan
ą
i dobrze znan
ą
ze swego działania. (...) Wszystkie zatem wnioski z
do
ś
wiadczenia nie s
ą
wynikiem rozumowania, lecz przyzwyczajenia.
Przyzwyczajenie wi
ę
c jest tym wielkim kierownikiem
ż
ycia ludzkiego. Jest ono jedyn
ą
zasad
ą
, która sprawia,
ż
e do
ś
wiadczenie jest dla nas po
ż
yteczne i
ż
e oczekujemy w
przyszło
ś
ci podobnego porz
ą
dku zjawisk jak ten, który poznali
ś
my dawniej. Bez wpływu
przyzwyczajenia nie wiedzieliby
ś
my o
ż
adnym fakcie nic poza tym, co jest bezpo
ś
rednio
dane w spostrze
ż
eniu i pami
ę
ci. Nie dowiedzieliby
ś
my si
ę
nigdy, jak dobiera
ć
ś
rodki do
celów, ani jak posługiwa
ć
si
ę
danymi nam przez przyrod
ę
siłami, by wywoła
ć
skutek. Od
razu sko
ń
czyłoby si
ę
zarówno wszelkie działanie praktyczne, jak te
ż
, po najwi
ę
kszej
cz
ęś
ci, badanie naukowe.
Tutaj jednak mo
ż
e na miejscu b
ę
dzie uwaga,
ż
e chocia
ż
wnioski czerpane z
do
ś
wiadczenia prowadz
ą
nas poza zakres pami
ę
ci i zmysłów, upewniaj
ą
c nas o faktach
zaszłych w najodleglejszych miejscach i w najdawniejszych czasach, przecie
ż
musi by
ć
zawsze dany zmysłom lub pami
ę
ci jaki
ś
fakt, który mógłby przy wyprowadzaniu takich
wniosków słu
ż
y
ć
za punkt wyj
ś
cia. Kto by natrafił w bezludnej okolicy na szcz
ą
tki
wspaniałych gmachów, wnosiłby st
ą
d,
ż
e okolic
ę
t
ę
w dawnych czasach zamieszkiwali
ludzie cywilizowani; gdyby za
ś
nie napotkał
ż
adnej tego rodzaju rzeczy, nigdy by takiego
wniosku nie sformułował. O zdarzeniach wieków minionych dowiadujemy si
ę
z historii;
znaczy to,
ż
e musimy przestudiowa
ć
ksi
ę
gi, które zawieraj
ą
odpowiednie informacje, a
nast
ę
pnie posuwa
ć
si
ę
we wnioskowaniu, przechodz
ą
c od jednego
ś
wiadectwa do
drugiego, a
ż
dotrzemy do naocznych
ś
wiadków i widzów owych zamierzchłych
wypadków. (...)
(...) Wszelkie przekonanie o faktach, czyli o rzeczywistym istnieniu, wynika wył
ą
cznie
st
ą
d,
ż
e jaka
ś
rzecz dana jest pami
ę
ci lub zmysłom, oraz
ż
e przywykli
ś
my ł
ą
czy
ć
t
ę
rzecz
z jak
ąś
inn
ą
. Czyli innymi słowy: Stwierdziwszy w wielu przypadkach,
ż
e jakie
ś
dwa
rodzaje przedmiotów, płomie
ń
i gor
ą
co,
ś
nieg i zimno, zawsze si
ę
ze sob
ą
ł
ą
czyły, umysł
przez przyzwyczajenie nakłoniony zostaje do tego,
ż
e ilekro
ć
znowu spostrze
ż
e płomie
ń
lub
ś
nieg, oczekuje ciepła lub zimna i jest prze
ś
wiadczony, i
ż
własno
ś
ci te istniej
ą
naprawd
ę
i ujawni
ą
si
ę
przy bli
ż
szym kontakcie. Prze
ś
wiadczenie to (belief) jest
koniecznym rezultatem zetkni
ę
cia si
ę
umysłu z danym faktem. Jest to akt duszy w
danych warunkach tak samo nieunikniony, jak odezwanie si
ę
uczucia miło
ś
ci, gdy
doznajemy dobrodziejstw, lub nienawi
ś
ci, gdy spotyka nas krzywda. Wszystkie te akty s
ą
rodzajem wrodzonych instynktów, których
ż
adne argumentowanie,
ż
aden proces
my
ś
lowy czy rozumowy nie mo
ż
e ani wytworzy
ć
, ani usun
ąć
.
Cz
ęść
II
Nie ma nic swobodniejszego nad wyobra
ź
ni
ę
człowieka; chocia
ż
nie mo
ż
e ona wyj
ść
poza pierwotny zasób idei, którego jej dostarczaj
ą
zmysły zewn
ę
trzne i wewn
ę
trzne,
posiada przecie
ż
nieograniczon
ą
władz
ę
mieszania, ł
ą
czenia, rozł
ą
czania i dzielenia tych
idei, tworz
ą
c najrozmaitszego rodzaju fikcje i fantazje. Mo
ż
e wymy
ś
li
ć
sobie ci
ą
g
wypadków posiadaj
ą
cych wszelkie pozory rzeczywisto
ś
ci, mo
ż
e przypisa
ć
im okre
ś
lone
miejsce w czasie i w przestrzeni, przedstawi
ć
je sobie jako istniej
ą
ce i odmalowa
ć
je w
całym bogactwie szczegółów, jakie bywaj
ą
wła
ś
ciwe faktom historycznym, o których
autentyczno
ś
ci jeste
ś
my najzupełniej prze
ś
wiadczeni. Na czym polega wi
ę
c ró
ż
nica
mi
ę
dzy tak
ą
fikcj
ą
a prze
ś
wiadczeniem? Nie tkwi ona po prostu w jakiej
ś
okre
ś
lonej idei,
która ł
ą
czyłaby si
ę
z danym wyobra
ż
eniem i zmuszała nas do uznania jego
rzeczywisto
ś
ci, a której brakowałoby wszelkiej widomej fikcji. Wszak umysł rozporz
ą
dza
swobodnie wszystkimi swymi ideami; mógłby wi
ę
c wedle woli doł
ą
czy
ć
ow
ą
ide
ę
do byle
Strona 14 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
jakiej fikcji, dzi
ę
ki czemu potrafiłby by
ć
prze
ś
wiadczony o czymkolwiek by zechciał; ale to
sprzeciwia si
ę
codziennemu do
ś
wiadczeniu. Mo
ż
emy w my
ś
li zł
ą
czy
ć
głow
ę
ludzk
ą
z
ciałem ko
ń
skim; nie mo
ż
emy jednak na zawołanie wzbudzi
ć
w sobie prze
ś
wiadczenia,
ż
e
taka istota kiedykolwiek rzeczywi
ś
cie istniała.
St
ą
d wynika,
ż
e ró
ż
nica mi
ę
dzy fikcj
ą
a prze
ś
wiadczeniem tkwi w jakim
ś
uczuciu lub
poczuciu (sentiment or feeling), zwi
ą
zanym wła
ś
nie z prze
ś
wiadczeniem, a nie z fikcj
ą
,
niezale
ż
nym od naszej woli i nie daj
ą
cym si
ę
według upodobania wywoła
ć
. Musi ono
stanowi
ć
reakcj
ę
wrodzon
ą
, jak wszystkie inne uczucia, i wynika
ć
z okre
ś
lonej sytuacji,
wobec której umysł znalazł si
ę
w danej chwili. (...) Gdy widz
ę
kul
ę
bilardow
ą
d
ążą
c
ą
po
gładkim stole ku innej, łatwo mog
ę
sobie pomy
ś
le
ć
,
ż
e zatrzyma si
ę
, kiedy si
ę
z ni
ą
zetknie. My
ś
l ta nie zawiera
ż
adnej sprzeczno
ś
ci, a przecie
ż
odczuwam j
ą
zupełnie
inaczej, ani
ż
eli my
ś
l, w której przedstawiam sobie,
ż
e jedna kula popchnie drug
ą
i udzieli
jej swego ruchu.
Gdyby
ś
my chcieli pokusi
ć
si
ę
o definicj
ę
tego poczucia, stan
ę
liby
ś
my zapewne wobec
zadania nierozwi
ą
zalnego lub przynajmniej bardzo trudnego, tak samo, jak gdyby
ś
my
chcieli zdefiniowa
ć
uczucie zimna lub gniewu na u
ż
ytek kogo
ś
, kto nigdy stanów tych nie
doznał. Prze
ś
wiadczenie, oto trafna i wła
ś
ciwa nazwa tego poczucia; a nie ma chyba
człowieka, który by nie wiedział, co wyraz ten oznacza, skoro ka
ż
dy człowiek w ka
ż
dej
chwili
ś
wiadom jest uczucia odpowiadaj
ą
cego temu wyrazowi. (...) Prze
ś
wiadczenie daje
ideom wi
ę
ksz
ą
wag
ę
i wpływ; sprawia,
ż
e wydaj
ą
nam si
ę
donio
ś
lejsze, utrwala je w
umy
ś
le i czyni z nich zasady kieruj
ą
ce naszym post
ę
powaniem. Słysz
ę
np. w tej chwili
głos znanej mi osoby; brzmienie głosu zdaje si
ę
dochodzi
ć
z s
ą
siedniego pokoju. To
wra
ż
enie zmysłowe zwraca moj
ą
my
ś
l ku owej osobie, a zarazem ku całemu jej
otoczeniu. Wyobra
ż
am sobie,
ż
e i ona, i zwi
ą
zane z ni
ą
rzeczy, istniej
ą
w tej chwili
naprawd
ę
, wyposa
ż
one w te same własno
ś
ci i stosunki, które poznałem dawniej. Te idee
silniej opanowuj
ą
mój umysł ani
ż
eli my
ś
l o zaczarowanym zamku. Maj
ą
one zupełnie
inn
ą
tre
ść
uczuciow
ą
i odznaczaj
ą
si
ę
pod ka
ż
dym wzgl
ę
dem o wiele wi
ę
kszym
wpływem, czy to chodzi o wzbudzenie przyjemno
ś
ci czy przykro
ś
ci, rado
ś
ci czy smutku.
(...)
Zauwa
ż
yli
ś
my ju
ż
,
ż
e natura ustanowiła zwi
ą
zki pomi
ę
dzy poszczególnymi ideami; skoro
tylko pewna idea przychodzi nam na my
ś
l, poci
ą
ga ona za sob
ą
swój korelat i powoli,
niepostrze
ż
enie kieruje na
ń
nasz
ą
uwag
ę
. Zasady tego zwi
ą
zku, czyli kojarzenia,
sprowadzili
ś
my do trzech, mianowicie do podobie
ń
stwa, styczno
ś
ci i przyczynowo
ś
ci; s
ą
to jedyne ogniwa wi
ążą
ce ze sob
ą
nasze my
ś
li i wytwarzaj
ą
ce ów uporz
ą
dkowany tok
my
ś
li i słów, który w stopniu silniejszym lub słabszym wyst
ę
puje u wszystkich ludzi. (...)
Otó
ż
jako pierwsze w tym kierunku do
ś
wiadczenie mo
ż
emy przytoczy
ć
fakt,
ż
e na widok
portretu nieobecnego przyjaciela idea, któr
ą
o nim mamy, staje si
ę
dzi
ę
ki podobie
ń
stwu
wyra
ź
nie
ż
ywsza i
ż
e ka
ż
de wywołane przez ni
ą
uczucie, czy to rado
ś
ci, czy smutku,
nabiera nowej siły i
ś
wie
ż
o
ś
ci. (...)
Obrz
ę
dy religii rzymsko-katolickiej mo
ż
na uwa
ż
a
ć
za przykład tego samego rodzaju.
Wyznawcy tego [osobliwego] zabobonu, chc
ą
c usprawiedliwi
ć
cały ten ceremoniał, który
im si
ę
wyrzuca, twierdz
ą
zwykle, i
ż
odczuwaj
ą
dodatni wpływ pewnych ruchów, pozycji i
czynno
ś
ci, gdy chodzi o spot
ę
gowanie pobo
ż
no
ś
ci i o
ż
ywienie zapału religijnego, który
inaczej, skierowany wył
ą
cznie ku dalekim i niematerialnym celom, niechybnie by osłabł.
Przedstawiamy sobie, powiadaj
ą
, przedmioty naszej wiary w wizerunkach i obrazach
dostrzegalnych, a znalazłszy si
ę
wobec tych wizerunków, uobecniamy sobie owe
przedmioty lepiej, ani
ż
eli potrafiliby
ś
my to uczyni
ć
wył
ą
cznie okiem ducha i drog
ą
kontemplacji. (...)
Strona 15 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
Nie ulega w
ą
tpliwo
ś
ci,
ż
e przyczynowo
ść
wywiera taki sam wpływ, co stosunki
podobie
ń
stwa i styczno
ś
ci. Ludzie zabobonni otaczaj
ą
kultem relikwie
ś
wi
ę
tych i
pobo
ż
nych m
ęż
ów z tej samej racji, z jakiej czuj
ą
potrzeb
ę
wizerunków i obrazów, a
czyni
ą
to, aby wzmocni
ć
swoj
ą
gorliwo
ść
i uzyska
ć
dokładniejsze i
ż
ywsze poj
ę
cie o
ż
ywotach, których wzór pragn
ą
na
ś
ladowa
ć
. Otó
ż
jest rzecz
ą
jasn
ą
,
ż
e jedn
ą
z
najcenniejszych relikwii, jak
ą
mo
ż
e sobie zdoby
ć
ich czciciel, byłby jaki
ś
przedmiot
sporz
ą
dzony r
ę
k
ą
ś
wi
ę
tego; a je
ż
eli takiego charakteru nabieraj
ą
odzie
ż
i sprz
ę
ty
ś
wi
ę
tego, to dzieje si
ę
tak dlatego,
ż
e niegdy
ś
posługiwał si
ę
on tymi rzeczami,
ż
e ich
dotykał i kładł je na siebie. Z tego wzgl
ę
du nale
ż
y je wi
ę
c uzna
ć
do pewnego stopnia za
jego dzieło powi
ą
zane z nim ła
ń
cuchem przyczyn i skutków krótszym ni
ż
wszystko, co
poza tym pozwala nam stwierdzi
ć
,
ż
e
ś
wi
ę
ty ów istniał rzeczywi
ś
cie.
Wyobra
ź
my sobie,
ż
e spotykamy syna przyjaciela, który ju
ż
dawno umarł lub wyjechał;
rzecz jasna,
ż
e widok taki natychmiast o
ż
ywi skorelowan
ą
z nim ide
ę
i odtworzy w
naszych my
ś
lach cał
ą
dawniejsz
ą
serdeczno
ść
i poufało
ść
w barwach daleko
ż
ywszych,
ani
ż
eli by si
ę
to stało w innych warunkach. Otó
ż
i nowe zjawisko, które zdaje si
ę
potwierdza
ć
nasz
ą
zasad
ę
.
Widzimy,
ż
e stałym elementem w tego rodzaju zjawiskach jest prze
ś
wiadczenie o
rzeczywistym charakterze korelatu; w innym wypadku skorelowanie nie odniosłoby
skutku. (...)
Mamy tu wi
ę
c co
ś
w rodzaju przedustanowionej harmonii pomi
ę
dzy biegiem przyrody a
nast
ę
pstwem naszych idei; a chocia
ż
władze i siły kieruj
ą
ce owym biegiem s
ą
nam
zupełnie nieznane, przecie
ż
nasze my
ś
li i przedstawienia zawsze mimo to, jak widzimy,
post
ę
puj
ą
tym samym torem, co inne zjawiska przyrody. Przyzwyczajenie jest ow
ą
zasad
ą
, dzi
ę
ki której wytworzyła si
ę
ta zgodno
ść
, tak niezb
ę
dna do istnienia naszego
rodzaju i do unormowania naszego post
ę
powania we wszystkich okoliczno
ś
ciach i
przypadkach
ż
ycia. Gdyby obecno
ść
przedmiotu nie wywoływała natychmiast idei
przedmiotów, które z nim normalnie si
ę
ł
ą
cz
ą
, cała nasza wiedza musiałaby zamyka
ć
si
ę
w ciasnych granicach naszej pami
ę
ci i zmysłów; nie nauczyliby
ś
my si
ę
nigdy dobiera
ć
ś
rodków do celów ani wykorzystywa
ć
naszych przyrodzonych władz do tego, by
zapewni
ć
sobie jakie
ś
dobro lub unikn
ąć
zła. Kto si
ę
lubuje w dociekaniu i roztrz
ą
saniu
przyczyn celowych, ma tu obszerne pole do zachwytu i podziwu.
Na poparcie przedstawionej powy
ż
ej teorii dodam jeszcze,
ż
e owo działanie umysłu,
dzi
ę
ki któremu z podobnych przyczyn wnosimy o podobnych skutkach i vice versa, jest
tak nieodzownym warunkiem utrzymania si
ę
przy
ż
yciu ka
ż
dej istoty ludzkiej, i
ż
jest
nieprawdopodobne, aby mogło zosta
ć
powierzone zwodniczym dedukcjom rozumu, który
pracuje tak powoli; w pierwszych latach dzieci
ń
stwa nie przejawia si
ę
wcale, za
ś
w
ka
ż
dym wieku i ka
ż
dym okresie
ż
ycia jest, w najlepszym razie, nadzwyczaj podatny na
bł
ę
dy i pomyłki. Odpowiada to lepiej zwykłej m
ą
dro
ś
ci przyrody, je
ś
li tak konieczny akt
umysłu powierzyła jakiemu
ś
instynktowi czy mechanicznej skłonno
ś
ci, która mo
ż
e działa
ć
nieomylnie, mo
ż
e zjawia
ć
si
ę
razem z pojawieniem si
ę
ż
ycia i my
ś
lenia i funkcjonowa
ć
zupełnie niezale
ż
nie od mozolnych dedukcji rozumu. Tak jak przyroda nauczyła nas
u
ż
ywa
ć
naszych członków, nie udzielaj
ą
c nam znajomo
ś
ci mi
ęś
ni i nerwów, za pomoc
ą
których wprawiamy je w ruch, tak samo te
ż
wszczepiła nam instynkt, który ka
ż
e porusza
ć
si
ę
naszej my
ś
li zgodnie z porz
ą
dkiem, jaki ustanowiła dla zdarze
ń
zewn
ę
trznych, mimo
i
ż
nie znamy władz i sił, od których w cało
ś
ci zale
ż
y ów prawidłowy tok i nast
ę
pstwo
zdarze
ń
.
Rozdział VI
O PRAWDOPODOBIE
Ń
STWIE
Strona 16 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
[Locke dzieli wszystkie sposoby argumentowania na demonstratywne i prawdopodobne.
Z tego punktu widzenia powinni
ś
my mówi
ć
,
ż
e jest tylko rzecz
ą
prawdopodobn
ą
, i
ż
wszyscy ludzie musz
ą
umrze
ć
, lub
ż
e sło
ń
ce jutro wzejdzie. Aby jednak zbli
ż
y
ć
nasz
sposób mówienia do potocznego, nale
ż
ałoby podzieli
ć
argumenty na demonstracje,
dowody i prawdopodobie
ń
stwa, przy czym przez dowód rozumiem taki oparty na
do
ś
wiadczeniu argument, wobec którego ustaje wszelka w
ą
tpliwo
ść
i opozycja.]
Nie istnieje wprawdzie na
ś
wiecie nic takiego jak przypadek, ale nieznajomo
ść
rzeczywistej przyczyny zjawiska oddziałuje na rozum w taki sam sposób i wytwarza taki
sam typ przekona
ń
czy pogl
ą
dów.
Istnieje na pewno prawdopodobie
ń
stwo wynikaj
ą
ce z przewagi szans po jakiej
ś
stronie; a
w miar
ę
, jak ta przewaga wzrasta i przewy
ż
sza szanse przeciwne, wzrasta te
ż
w
odpowiednim stosunku prawdopodobie
ń
stwo i sprawia,
ż
e strona, po której ow
ą
przewag
ę
widzimy, wzbudza w nas coraz silniejsze prze
ś
wiadczenie i uznanie. Je
ż
eli
cztery
ś
ciany kostki oznaczymy okre
ś
lon
ą
figur
ą
czy liczb
ą
punktów a dwie pozostałe
ś
ciany - inn
ą
figur
ą
czy inn
ą
liczb
ą
punktów, to b
ę
dzie bardziej prawdopodobne, i
ż
kostka
odwróci si
ę
do góry jedn
ą
z owych czterech
ś
cian, a nie jedn
ą
z dwóch. (...)
Wydaje si
ę
rzecz
ą
oczywist
ą
,
ż
e umysł, staraj
ą
c si
ę
przewidzie
ć
, co wyniknie z rzucenia
takiej kostki, uwa
ż
a zwrócenie si
ę
ka
ż
dej ze
ś
cian do góry za rzecz w równym stopniu
prawdopodobn
ą
; na tym wła
ś
nie polega istota przypadku,
ż
e zrównuje on całkowicie
wszystkie poszczególne wchodz
ą
ce w gr
ę
zdarzenia. (...)
Z prawdopodobie
ń
stwem przyczyn ma si
ę
rzecz tak samo, jak z prawdopodobie
ń
stwem
przypadku. Niektóre przyczyny wywołuj
ą
okre
ś
lony skutek w sposób całkowicie
jednostajny i stały; nie znamy przykładu, by działanie ich nas zawiodło lub ujawniło jak
ąś
nieprawidłowo
ść
. Ogie
ń
zawsze parzył, a woda dławiła wszystkie istoty ludzkie; to,
ż
e
ruch powstaje wskutek zderzenia i ci
ęż
ko
ś
ci, jest prawem powszechnym, które, jak
dot
ą
d, nie dopuszcza wyj
ą
tków. S
ą
jednak inne przyczyny, o których przekonali
ś
my si
ę
,
ż
e działaj
ą
mniej regularnie i niezawodnie. Rabarbar nie zawsze okazuje si
ę
ś
rodkiem
przeczyszczaj
ą
cym, a opium - nasennym dla ka
ż
dego, kto za
ż
ył te lekarstwa. (...)
Gdzie
ś
my natomiast widzieli,
ż
e z przyczyn pozornie zupełnie podobnych wynikały skutki
ró
ż
ne, wszystkie te rozmaite skutki sił
ą
rzeczy przychodz
ą
nam na my
ś
l i musz
ą
zosta
ć
wzi
ę
te w rachub
ę
, gdy okre
ś
lamy prawdopodobie
ń
stwo zdarzenia. (...) Wida
ć
tu wi
ę
c w
sposób oczywisty,
ż
e przenosz
ą
c minione do
ś
wiadczenie na przyszło
ść
, by móc okre
ś
li
ć
skutek, który z danej przyczyny wyniknie, przenosimy wszystkie poszczególne zdarzenia
z zachowaniem proporcji, w jakich wyst
ę
powały one w przeszło
ś
ci, u
ś
wiadamiaj
ą
c sobie,
ż
e jedno wyst
ą
piło np. sto razy, inne dziesi
ęć
razy, a jeszcze inne - raz jeden. (...)
Rozdział VII
O IDEI ZWI
Ą
ZKU KONIECZNEGO
Nauki matematyczne posiadaj
ą
nad moralnymi t
ę
wielk
ą
przewag
ę
,
ż
e idee ich, b
ę
d
ą
c
wyra
ź
ne, s
ą
zawsze jasne i precyzyjne,
ż
e najmniejsz
ą
mi
ę
dzy nimi ró
ż
nic
ę
mo
ż
na
natychmiast spostrzec,
ż
e te same terminy wyra
ż
aj
ą
zawsze te same idee i wolne s
ą
od
dwuznaczno
ś
ci i chwiejno
ś
ci. Nikt nie pomiesza linii owalnej z kołem ani te
ż
hiperboli z
elips
ą
. Trójk
ą
ty równo- i ró
ż
noramienne s
ą
o wiele
ś
ci
ś
lej rozgraniczone, ani
ż
eli cnota i
wyst
ę
pek, prawda i fałsz. Je
ż
eli termin jaki
ś
jest zdefiniowany w geometrii, umysł
samorzutnie przy ka
ż
dej sposobno
ś
ci bez trudu podstawia definicj
ę
t
ę
w miejsce
zdefiniowanego terminu; a nawet kiedy definicj
ą
si
ę
nie posługuje, mo
ż
e uzmysłowi
ć
sobie sam przedmiot i dzi
ę
ki temu uj
ąć
go w sposób jasny i trwały. Natomiast
subtelniejsze stany umysłu, operacje rozumu, rozmaite poruszenia uczu
ć
, chocia
ż
faktycznie ró
ż
ni
ą
si
ę
mi
ę
dzy sob
ą
, przecie
ż
trudne s
ą
do uchwycenia, kiedy si
ę
nad nimi
zastanawiamy; nie potrafimy te
ż
wskrzesi
ć
w sobie pierwotnego zjawiska za ka
ż
dym
Strona 17 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
razem, kiedy zdarza nam si
ę
o nim my
ś
le
ć
. Dlatego to stopniowo w nasze rozumowanie
wkrada si
ę
chwiejno
ść
: zjawiska podobne łatwo bierzemy za identyczne, a wnioski
zaczynaj
ą
w ko
ń
cu odbiega
ć
bardzo daleko od przesłanek. (...)
W
ś
ród idei wyst
ę
puj
ą
cych w metafizyce nie ma bardziej niejasnych i chwiejnych, ni
ż
s
ą
idee mocy, siły, energii czy zwi
ą
zku koniecznego, którymi z konieczno
ś
ci bez przerwy
zajmujemy si
ę
we wszystkich naszych roztrz
ą
saniach. Spróbujmy wi
ę
c w tym rozdziale
ustali
ć
w miar
ę
mo
ż
no
ś
ci
ś
cisłe znaczenie tych wyrazów i tym sposobem usun
ąć
nieco
tej niejasno
ś
ci, na któr
ą
podnosi si
ę
tyle skarg wobec tej dziedziny filozofii.
ś
e wszystkie nasze idee s
ą
tylko kopiami naszych impresji, czyli, innymi słowy,
ż
e
niepodobna nam pomy
ś
le
ć
ż
adnej rzeczy, której nie czuli
ś
my poprzednio b
ą
d
ź
zmysłami
zewn
ę
trznymi, b
ą
d
ź
wewn
ę
trznymi - oto twierdzenie, które, jak si
ę
zdaje, nie wywoła
wielkiej dyskusji. Próbowałem [rozdz. II] twierdzenie to wyja
ś
ni
ć
i uzasadni
ć
, a tak
ż
e
wyraziłem nadziej
ę
,
ż
e czyni
ą
c ze
ń
odpowiedni u
ż
ytek mo
ż
na osi
ą
gn
ąć
w
rozumowaniach filozoficznych wi
ę
ksz
ą
jasno
ść
i
ś
cisło
ść
, ani
ż
eli to si
ę
dot
ą
d udawało.
Idee zło
ż
one daj
ą
si
ę
, by
ć
mo
ż
e, dobrze pozna
ć
za pomoc
ą
definicji, która jest po prostu
wyliczeniem wchodz
ą
cych w ich skład cz
ęś
ci, czyli idei prostych. Gdy jednak doszedłszy
w definicji do idei najprostszych natykamy si
ę
nadal na jak
ąś
wieloznaczno
ść
i brak
jasno
ś
ci, jakie
ż
wtedy mamy wyj
ś
cie? W jaki sposób mo
ż
emy rzuci
ć
na idee te dosy
ć
ś
wiatła i sprawi
ć
, by stały si
ę
dla intelektualnego wgl
ą
du całkowicie jednoznaczne i
ś
cisłe? Otó
ż
trzeba wskaza
ć
impresje, czyli pierwotne odczucia (sentiments), których
kopiami s
ą
idee. Impresje te s
ą
bez wyj
ą
tku
ż
ywe i wyra
ź
ne. Wykluczaj
ą
wszelk
ą
dwuznaczno
ść
. Nie tylko same staj
ą
przed nami w jasnym
ś
wietle, lecz mog
ą
tak
ż
e
rzuci
ć
ś
wiatło na odpowiadaj
ą
ce im, a pogr
ąż
one w ciemno
ś
ciach idee. W ten sposób
uda nam si
ę
mo
ż
e uzyska
ć
nowy mikroskop czy te
ż
rodzaj narz
ę
dzia optycznego, za
pomoc
ą
którego potrafimy w zakresie nauk moralnych najbardziej nieuchwytne,
najprostsze idee tak powi
ę
kszy
ć
, aby bez trudu mo
ż
na je było uj
ąć
i niemniej dobrze
pozna
ć
, jak najjaskrawsze i najbardziej wyra
ź
ne z idei, jakie mog
ą
by
ć
przedmiotem
bada
ń
.
Aby wi
ę
c pozna
ć
w całej pełni ide
ę
siły czy koniecznego zwi
ą
zku, zbadajmy
odpowiadaj
ą
c
ą
jej impresj
ę
; aby za
ś
tym pewniej impresj
ę
t
ę
wykry
ć
, szukajmy jej we
wszystkich
ź
ródłach, z których dałaby si
ę
zaczerpn
ąć
.
Patrz
ą
c na otaczaj
ą
ce nas przedmioty zewn
ę
trzne i rozwa
ż
aj
ą
c działanie przyczyn, nie
potrafimy nigdy, w
ż
adnym konkretnym przypadku, wykry
ć
jakiejkolwiek siły czy
koniecznego zwi
ą
zku, jakiejkolwiek własno
ś
ci ł
ą
cz
ą
cej skutek z przyczyn
ą
tak, i
ż
by był
on jej niechybnym nast
ę
pstwem. Widzimy tylko,
ż
e aktualnie jedno zjawisko faktycznie
nast
ę
puje po drugim. Pchni
ę
cie jednej kuli bilardowej ł
ą
czy si
ę
z ruchem drugiej. Oto
wszystko, co si
ę
przedstawia zmysłom zewn
ę
trznym. Umysł nie doznaje
ż
adnego
odczucia,
ż
adnej wewn
ę
trznej impresji, któr
ą
wywołałoby nast
ę
pstwo tych zjawisk: st
ą
d
wynika wi
ę
c,
ż
e
ż
aden pojedynczy, konkretny przypadek przyczyny i skutku nie zawiera
nic, co mogłoby nasuwa
ć
ide
ę
siły lub koniecznego zwi
ą
zku. (...)
W rzeczywisto
ś
ci nie ma takiej cz
ą
stki materii, która by kiedykolwiek za po
ś
rednictwem
swoich własno
ś
ci zmysłowych ujawniła jak
ąś
sił
ę
lub energi
ę
albo dała nam podstaw
ę
do
wyobra
ż
ania sobie, i
ż
cokolwiek wywołuje lub
ż
e nast
ę
puje po niej co
ś
innego, co
mieliby
ś
my prawo nazwa
ć
jej skutkiem. Cielesno
ść
, rozci
ą
gło
ść
, ruch - wszystkie te
własno
ś
ci s
ą
w sobie zamkni
ę
te i nigdy nie wskazuj
ą
innych zjawisk, które miałyby z nich
wynika
ć
. Widownia wszech
ś
wiata zmienia si
ę
ustawicznie; jedna rzecz nast
ę
puje po
drugiej nieprzerwanym szeregiem, ale siła czy te
ż
moc, poruszaj
ą
ca cał
ą
maszyneri
ę
,
jest przed nami całkowicie ukryta i nie uwidacznia si
ę
w
ż
adnej z dostrzegalnych
własno
ś
ci ciał. Wiemy,
ż
e ciepło rzeczywi
ś
cie zawsze towarzyszy ogniowi, nie mamy
jednak
ż
adnych podstaw, by chocia
ż
by domy
ś
la
ć
si
ę
lub wyobra
ż
a
ć
sobie, na czym
Strona 18 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
polega zwi
ą
zek jednego z drugim. Niepodobna zatem, by idea siły miała swe
ź
ródło w
rozwa
ż
aniu ciał, ciała bowiem nigdy nie uwidaczniaj
ą
siły, która mogłaby sta
ć
si
ę
pierwowzorem takiej idei.
(...) Akt woli wprawia nasze członki w ruch lub wzbudza w naszej wyobra
ź
ni nowe idee.
Ten wpływ woli znany nam jest z własnej
ś
wiadomo
ś
ci.
(...) Nale
ż
y zauwa
ż
y
ć
,
ż
e wpływ ten jest faktem, który, jak wszystkie inne zjawiska
przyrody, mo
ż
e by
ć
znany tylko z do
ś
wiadczenia i którego niepodobna przewidzie
ć
na
podstawie jakiej
ś
widocznej w przyczynie siły lub energii, która by przyczyn
ę
t
ę
ł
ą
czyła ze
skutkiem i czyniła go nieuchronnym jej nast
ę
pstwem. Ruch naszego ciała odbywa si
ę
na
rozkaz naszej woli. Tego jeste
ś
my w ka
ż
dej chwili
ś
wiadomi. Sposobu jednak, w jaki to
si
ę
dzieje, energii, dzi
ę
ki której wola dokonuje tak nadzwyczajnej operacji - rzeczy tych
tak dalece nie jeste
ś
my bezpo
ś
rednio
ś
wiadomi,
ż
e pozosta
ć
musz
ą
na zawsze
nieuchwytne nawet dla najstaranniejszych bada
ń
.
Albowiem, po pierwsze: Czy
ż
jest w całej przyrodzie zasada bardziej tajemnicza, ni
ż
poł
ą
czenie duszy z ciałem, dzi
ę
ki któremu domniemana substancja duchowa zyskuje taki
wpływ na materialn
ą
,
ż
e najsubtelniejsza my
ś
l mo
ż
e wprawi
ć
w ruch najgrubsz
ą
materi
ę
?
Gdyby
ś
my posiadali zdolno
ść
przenoszenia tajemnym pragnieniem gór albo kierowania
planetami po ich drogach - ogromna ta władza nie byłaby wcale czym
ś
bardziej
nadzwyczajnym ani bardziej dla nas niepoj
ę
tym. Je
ż
eliby
ś
my jednak za spraw
ą
ś
wiadomo
ś
ci postrzegali jak
ąś
sił
ę
lub energi
ę
w woli, to musieliby
ś
my sił
ę
t
ę
zna
ć
,
musieliby
ś
my zna
ć
jej zwi
ą
zek ze skutkiem, musieliby
ś
my zna
ć
tajemne poł
ą
czenie
duszy i ciała oraz natur
ę
obu tych substancji, dzi
ę
ki której jedna z nich mo
ż
e w tylu
przypadkach oddziaływa
ć
na drug
ą
.
Po drugie: Nie mamy jednakowej władzy nad ruchami wszystkich narz
ą
dów naszego
ciała, chocia
ż
nie umiemy wskaza
ć
ż
adnej oprócz do
ś
wiadczenia racji dla tej tak
znacznej mi
ę
dzy nimi ró
ż
nicy. Dlaczego wola mo
ż
e oddziaływa
ć
na j
ę
zyk i palce, a nie
na serce lub w
ą
trob
ę
? Pytanie to nie sprawiałoby nam trudno
ś
ci, gdyby
ś
my mieli
ś
wiadomo
ść
jakiej
ś
siły w przypadku pierwszym, w drugim natomiast nie mieli.
Rozumieliby
ś
my wtedy niezale
ż
nie od do
ś
wiadczenia, dlaczego władza woli nad
narz
ą
dami ciała nie przekracza pewnych okre
ś
lonych granic. Znaj
ą
c w takim wypadku
dokładnie sił
ę
czy te
ż
moc, za pomoc
ą
której wola działa, wiedzieliby
ś
my równie
ż
,
dlaczego oddziaływanie jej ma wła
ś
nie taki, a nie inny zakres. (...)
Po trzecie: Anatomia uczy nas,
ż
e bezpo
ś
rednim przedmiotem siły przy ruchu dowolnym
nie jest sam poruszony członek, lecz
ż
e s
ą
nim pewne mi
ęś
nie, nerwy i tchnienia
ż
yciowe, a mo
ż
e jakie
ś
jeszcze drobniejsze i mniej znane elementy, którym kolejno
udziela si
ę
ruch, zanim dosi
ę
gnie członka, którego ruch jest bezpo
ś
rednim przedmiotem
aktu woli. (...) Oto umysł chce, by zaszło okre
ś
lone zjawisko; natychmiast powstaje
zjawisko inne, nam samym nieznane, a całkiem od zamierzonego odmienne; zjawisko to
wywołuje z kolei inne, tak samo nieznane, a
ż
w ko
ń
cu długiego szeregu nast
ę
pstw
pojawia si
ę
wreszcie zjawisko zamierzone. (...)
(...)
ś
e ruch ich posłuszny jest rozkazom woli - o tym, tak samo jak o innych zjawiskach
przyrody, mówi nam potoczne do
ś
wiadczenie; siła jednak czy te
ż
energia, dzi
ę
ki której to
si
ę
dzieje, jest tak samo jak siła działaj
ą
ca w innych zjawiskach przyrody nieznana i
niepoj
ę
ta.
Czy
ż
b
ę
dziemy wobec tego twierdzi
ć
,
ż
e jeste
ś
my
ś
wiadomi siły czy te
ż
energii, która
działa w naszym własnym umy
ś
le wówczas, gdy aktem lub rozkazem woli wywołujemy
jak
ąś
now
ą
ide
ę
, ka
ż
emy j
ą
umysłowi w skupieniu rozwa
ż
a
ć
, obracamy j
ą
na wszystkie
strony, a wreszcie - usuwamy na rzecz innej idei w przekonaniu,
ż
e rozpatrzyli
ś
my j
ą
ju
ż
Strona 19 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
dokładnie? My
ś
l
ę
,
ż
e te same argumenty dowiod
ą
, i
ż
nawet tego rodzaju rozkaz woli nie
dostarcza nam rzeczywistej idei siły czy te
ż
energii.
Po pierwsze: (...)
Po drugie: Władza, któr
ą
ma umysł nad sob
ą
samym, jest tak samo ograniczona, jak jego
władza nad ciałem; nasza wiedza o tych granicach nie wynika ani z rozumu, ani ze
znajomo
ś
ci natury przyczyny i skutku, ale opiera si
ę
na do
ś
wiadczeniu i obserwacji, tak
samo jak i wiedza o wszystkich innych zjawiskach przyrody i o zachowaniu si
ę
przedmiotów zewn
ę
trznych. Nad naszymi uczuciami i nami
ę
tno
ś
ciami mamy władz
ę
o
wiele skromniejsz
ą
ni
ż
nad ideami, a i ta zamyka si
ę
w bardzo ciasnych granicach. Czy
ż
powie kto
ś
,
ż
e potrafi wskaza
ć
ostateczn
ą
racj
ę
tych granic lub wyja
ś
ni
ć
, dlaczego w
jednym wypadku siła jest wi
ę
ksza, a w drugim mniejsza?
Po trzecie: Ta władza nad sob
ą
samym jest w ró
ż
nych momentach bardzo ró
ż
na.
Człowiek zdrowy posiada j
ą
w stopniu wy
ż
szym ni
ż
osłabiony chorob
ą
. Jeste
ś
my
bardziej panami swoich my
ś
li rano ni
ż
wieczorem; bardziej na czczo ni
ż
po sutym
posiłku. Czy potrafimy wytłumaczy
ć
sobie te wahania inaczej ni
ż
na podstawie
do
ś
wiadczenia? Gdzie
ż
jest wiec owa siła, której jeste
ś
my rzekomo
ś
wiadomi? Czy nie
ma tu, b
ą
d
ź
w duchowej, b
ą
d
ź
w cielesnej substancji, albo i w obu naraz, jakiego
ś
ukrytego mechanizmu lub układu cz
ą
stek, od którego zale
ż
y skutek, a który, b
ę
d
ą
c nam
zupełnie nieznany, sprawia,
ż
e siła czy te
ż
energia woli jest nam równie nieznana i
niepoj
ę
ta? (...)
Na ogół ludzie nie maj
ą
najmniejszych trudno
ś
ci z tłumaczeniem bardziej zwykłych i
pospolitych działa
ń
przyrody, jak np. spadanie ciał ci
ęż
kich, wzrost ro
ś
lin, rozmna
ż
anie
si
ę
zwierz
ą
t albo od
ż
ywianie si
ę
organizmów pokarmem, ale s
ą
dz
ą
, i
ż
we wszystkich
tych przypadkach postrzegaj
ą
sam
ą
ow
ą
sił
ę
czy energi
ę
, która tkwi w przyczynie, ł
ą
cz
ą
c
j
ą
ze skutkiem i czyni
ą
c jej działanie raz na zawsze niezawodnym. Na podstawie
długiego nawyku wyrabia si
ę
w nich taki sposób my
ś
lenia,
ż
e na widok przyczyny z
całym zaufaniem zaczynaj
ą
natychmiast oczekiwa
ć
towarzysz
ą
cego jej normalnie
zjawiska i niemal nie wyobra
ż
aj
ą
sobie, i
ż
mogłoby z niej wynikn
ąć
co
ś
innego. Jedynie
natykaj
ą
c si
ę
na wydarzenia niezwykłe, w rodzaju trz
ę
sienia ziemi, zarazy czy
wszelakiego typu dziwów i cudów, popadaj
ą
w zakłopotanie, nie umiej
ą
c dobra
ć
do nich
przyczyny ani wyja
ś
ni
ć
sposobu, w jaki powstaje z niej skutek. W przypadku takich
trudno
ś
ci zwykli ludzie ucieka
ć
si
ę
do jakiego
ś
niewidzialnego rozumnego czynnika,
upatruj
ą
c w nim bezpo
ś
redni
ą
przyczyn
ę
zdarzenia, które ich zadziwia, a którego ich
zdaniem niepodobna wytłumaczy
ć
zwykłymi siłami przyrody. Filozofowie natomiast,
którzy posuwaj
ą
si
ę
w swych badaniach nieco dalej, spostrzegaj
ą
od razu,
ż
e nawet w
najzwyklejszych zjawiskach energia przyczyny jest tak samo niepoj
ę
ta jak w zjawiskach
najbardziej niezwykłych i
ż
e z do
ś
wiadczenia dowiadujemy si
ę
jedynie o cz
ę
stym
poł
ą
czeniu zjawisk, natomiast nigdy nie jeste
ś
my w stanie dopatrzy
ć
si
ę
mi
ę
dzy
zjawiskami niczego w rodzaju zwi
ą
zku. (...)
[Nie mam potrzeby rozbiera
ć
szczegółowo owej vis inertiae, o której tyle si
ę
mówi w
najnowszej filozofii, a któr
ą
przypisuje si
ę
materii. Wiemy z do
ś
wiadczenia,
ż
e ciało w
stanie spoczynku lub ruchu pozostaje w tym samym stanie, póki nie wytr
ą
ci go z niego
jaka
ś
nowa przyczyna, oraz
ż
e ciało poruszone odbiera poruszaj
ą
cemu je tyle wła
ś
nie
ruchu, ile go samo nabywa. To s
ą
fakty. U
ż
ywaj
ą
c tu nazwy vis inertiae, oznaczamy ni
ą
jedynie te fakty, nie twierdz
ą
c wcale,
ż
e mamy jak
ąś
ide
ę
siły bezwładno
ś
ci, tak samo jak
mówi
ą
c o sile ci
ąż
enia mamy na my
ś
li pewne skutki, nie zajmuj
ą
c si
ę
sam
ą
działaj
ą
c
ą
sił
ą
. Sir Isaac Newton nie miał nigdy intencji pozbawia
ć
przyczyn wtórnych [wydania E i
F: materii] wszelkiej siły i energii, chocia
ż
niektórzy z jego zwolenników usiłowali tak
ą
wła
ś
nie teori
ę
oprze
ć
na jego powadze. Przeciwnie, ów wielki uczony uciekł si
ę
do
eterycznego czynnego fluidu, by wyja
ś
ni
ć
powszechne ci
ąż
enie; był jednak na tyle
Strona 20 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
ostro
ż
ny i skromny,
ż
e przyznał, i
ż
jest to tylko hipoteza, przy której nie nale
ż
ałoby si
ę
bez dalszych do
ś
wiadcze
ń
upiera
ć
. Musz
ę
wyzna
ć
,
ż
e losy pogl
ą
dów maj
ą
w sobie co
ś
do
ść
niezwykłego. Descartes napomkn
ą
ł o teorii powszechnego i wył
ą
cznego działania
Boga, nie upieraj
ą
c si
ę
przy niej. Malebranche i inni kartezja
ń
czycy uczynili z niej
podstaw
ę
całej swej filozofii. W Anglii jednak nie cieszyła si
ę
ona uznaniem. Locke,
Clarke i Cudworth nie zwrócili na ni
ą
nawet uwagi, zakładaj
ą
c przez cały czas,
ż
e materia
posiada rzeczywist
ą
sił
ę
, chocia
ż
podrz
ę
dn
ą
i pochodn
ą
. Jakim sposobem teoria ta
nabyła takiej przewagi u naszych współczesnych metafizyków?]
Cz
ęść
II
Spieszmy jednak do konkluzji tego dowodzenia, które i tak ju
ż
ci
ą
gnie si
ę
zbyt długo.
Daremnie szukali
ś
my idei siły czy te
ż
koniecznego zwi
ą
zku wsz
ę
dzie tam, gdzie mo
ż
na
by si
ę
dopatrywa
ć
jej
ź
ródeł. Okazuje si
ę
,
ż
e bez wzgl
ę
du na to, jak gruntownie
podchodzimy do rzeczy, w odosobnionych przypadkach działania ciał wykry
ć
mo
ż
emy
wył
ą
cznie nast
ę
powanie jednego zjawiska po drugim, nigdy natomiast nie jeste
ś
my w
stanie uchwyci
ć
siły czy mocy, dzi
ę
ki której przyczyna działa, ani zwi
ą
zku mi
ę
dzy
przyczyn
ą
a jej domniemanym skutkiem. Na tak
ą
sam
ą
trudno
ść
natrafiamy równie
ż
i
wtedy, gdy rozpatrujemy oddziaływanie umysłu na ciało; widzimy mianowicie,
ż
e ruch
ciała nast
ę
puje po akcie woli, nie jeste
ś
my jednak w stanie dostrzec czy te
ż
poj
ąć
w
ę
zła,
który wi
ą
załby ruch z aktem woli, ani energii, dzi
ę
ki której umysł wytwarza ów skutek.
Władza woli nad własnymi jej zdolno
ś
ciami i ideami nie jest ani odrobin
ę
bardziej
zrozumiała. Tak wi
ę
c w ogóle w całym wszech
ś
wiecie nie wyst
ę
puje ani jeden przypadek
zwi
ą
zku, który mogliby
ś
my uchwyci
ć
. Wszystkie zjawiska ukazuj
ą
si
ę
nam jako
całkowicie niezale
ż
ne i odr
ę
bne. Jedno nast
ę
puje po drugim, ale jakiego
ś
w
ę
zła mi
ę
dzy
nimi nie udaje si
ę
zaobserwowa
ć
. Wydaj
ą
si
ę
poł
ą
czone, lecz nigdy zwi
ą
zane. A
poniewa
ż
nie mo
ż
emy mie
ć
idei tego, co nigdy nie było nam dane ani w postrzeganiu
zewn
ę
trznym, ani w wewn
ę
trznym odczuciu - to wydaje si
ę
wynika
ć
st
ą
d konieczna
konkluzja,
ż
e idei zwi
ą
zku czy te
ż
siły nie mamy w ogóle i
ż
e wyrazy te s
ą
całkowicie
pozbawione sensu, czy to gdy posługujemy si
ę
nimi w rozumowaniu filozoficznym, czy w
ż
yciu powszednim.
(...) Gdy jednak pewien rodzaj zjawisk zawsze, we wszystkich wypadkach, wyst
ę
pował w
poł
ą
czeniu z innym, nie wahamy si
ę
przepowiada
ć
jednego z nich, gdy pojawia si
ę
drugie i posługiwa
ć
rozumowaniem, które jedyne zdolne jest upewni
ć
nas o faktach i
istnieniu. Jedno z takich zjawisk nazywamy wtedy przyczyn
ą
, drugie skutkiem;
przypuszczamy,
ż
e zachodzi mi
ę
dzy nimi pewien zwi
ą
zek,
ż
e w jednym z nich tkwi jaka
ś
siła, która nieuchronnie wytwarza drugie, działaj
ą
c w sposób absolutnie niezawodny i
konieczny.
Okazuje si
ę
tedy,
ż
e idea koniecznego zwi
ą
zku mi
ę
dzy zjawiskami powstaje na
podstawie wi
ę
kszej liczby podobnych do siebie przypadków, w których owe zjawiska
stale ze sob
ą
si
ę
ł
ą
cz
ą
,
ż
e natomiast nie mo
ż
e nam jej nasun
ąć
jeden spo
ś
ród takich
przypadków, cho
ć
by
ś
my rozpatrywali go z wszelkich mo
ż
liwych punktów widzenia i stron.
W wi
ę
kszej liczbie przypadków nie ma jednak
ż
e nic, co by ró
ż
niło ka
ż
dy z nich od
ka
ż
dego z przypadków pojedynczych; s
ą
one z zało
ż
enia dokładnie do siebie podobne, z
wyj
ą
tkiem tej tylko okoliczno
ś
ci,
ż
e umysł po powtórzeniu si
ę
przypadków podobnych
staje si
ę
wskutek przyzwyczajenia skłonny na widok jednego zjawiska oczekiwa
ć
tego,
które tamtemu stale towarzyszy, i wierzy
ć
, i
ż
zaistnieje ono rzeczywi
ś
cie. Ten wi
ę
c
zwi
ą
zek, który umysł nasz czuje, to nawykowe przenoszenie si
ę
wyobra
ź
ni z jednego
przedmiotu na drugi, który tamtemu stale towarzyszy - oto owo odczucie, oto impresja,
na podstawie której tworzymy ide
ę
siły czy koniecznego zwi
ą
zku. Niczego wi
ę
cej tu nie
ma. (...)
Strona 21 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
(...) Podobne przedmioty ł
ą
cz
ą
si
ę
zawsze z podobnymi. Tego uczy nas do
ś
wiadczenie.
Zgodnie zatem z tym do
ś
wiadczeniem mo
ż
na zdefiniowa
ć
przyczyn
ę
jako przedmiot, po
którym nast
ę
puje przedmiot inny, przy czym po wszystkich przedmiotach podobnych do
pierwszego nast
ę
puj
ą
przedmioty podobne do drugiego; albo innymi słowy: przy czym,
gdyby nie było przedmiotu pierwszego, drugi nie mógłby był istnie
ć
. Pojawienie si
ę
przyczyny naprowadza umysł zawsze, na zasadzie nawykowego przej
ś
cia, na ide
ę
skutku. Tego równie
ż
uczy nas do
ś
wiadczenie. Mo
ż
na tedy zgodnie z tym
do
ś
wiadczeniem utworzy
ć
inn
ą
definicj
ę
przyczyny i nazwa
ć
j
ą
przedmiotem, po którym
nast
ę
puje przedmiot inny, a którego pojawienie si
ę
naprowadza zawsze nasz
ą
my
ś
l na
ten inny przedmiot. Chocia
ż
jednak obydwie te definicje opieraj
ą
si
ę
na okoliczno
ś
ciach
wzgl
ę
dem przyczyny obcych - brakowi temu nie mo
ż
na zaradzi
ć
ani te
ż
doj
ść
do jakiej
ś
definicji doskonalszej, uwydatniaj
ą
cej w przyczynie ten moment, który stanowi o jej
zwi
ą
zku ze skutkiem. Nie mamy
ż
adnej idei tego zwi
ą
zku ani nawet jasnego wyobra
ż
enia
o tym, co wła
ś
ciwie pragniemy wiedzie
ć
, gdy usiłujemy wyrobi
ć
sobie jakie
ś
o nim
poj
ę
cie. Mówimy np.,
ż
e drganie tej oto struny jest przyczyn
ą
tego oto d
ź
wi
ę
ku. Có
ż
jednak mamy na my
ś
li, wypowiadaj
ą
c to twierdzenie? Albo to,
ż
e po okre
ś
lonym drganiu
nast
ę
puje okre
ś
lony d
ź
wi
ę
k i
ż
e po wszystkich podobnych drganiach nast
ę
powały
podobne d
ź
wi
ę
ki, albo
ż
e po okre
ś
lonym drganiu nast
ę
puje okre
ś
lony d
ź
wi
ę
k i
ż
e w
momencie pojawienia si
ę
pierwszego zjawiska umysł wyprzedza zmysły, tworz
ą
c
natychmiast ide
ę
zjawiska drugiego. Mo
ż
emy rozpatrywa
ć
stosunek przyczyny i skutku z
któregokolwiek z tych dwóch punktów widzenia; poza tym jednak
ż
adnej jego idei nie
mamy. [W my
ś
l tych wyja
ś
nie
ń
i definicji idea siły jest równie wzgl
ę
dna jak idea
przyczyny: obie odniesione s
ą
do skutku, czyli jakiego
ś
zjawiska stale ł
ą
cz
ą
cego si
ę
z
poprzednim. Rozwa
ż
aj
ą
c nieznany moment zjawiska, normuj
ą
cy i okre
ś
laj
ą
cy stopie
ń
lub
wielko
ść
jego skutku, nazywamy go jego sił
ą
. Zgodnie z tym wszyscy uczeni przyjmuj
ą
,
ż
e skutek jest miar
ą
siły. Wszak gdyby mieli jak
ąś
ide
ę
siły samej w sobie, dlaczego nie
mogliby jej samej w sobie mierzy
ć
? Sporu, czy energia ciała b
ę
d
ą
cego w ruchu jest
proporcjonalna do jego pr
ę
dko
ś
ci, czy te
ż
do kwadratu jego pr
ę
dko
ś
ci - sporu tego,
mówi
ę
, nie trzeba by rozstrzyga
ć
, porównuj
ą
c ze sob
ą
skutki w równych i ró
ż
nych
odcinkach czasu, lecz mo
ż
na by to uczyni
ć
drog
ą
bezpo
ś
redniego pomiaru i porównania.
(...)]
Powtórzmy wi
ę
c pokrótce wywody tego rozdziału. Ka
ż
da idea jest kopi
ą
jakiej
ś
poprzedzaj
ą
cej j
ą
impresji czy uczucia (sentiment), a gdzie nie da si
ę
takiej impresji
odnale
źć
, tam z pewno
ś
ci
ą
idei nie ma. W
ż
adnym z osobna wzi
ę
tym przypadku
działania ciał lub umysłów nie ma nic, co wytwarzałoby jak
ąś
impresj
ę
, a przeto mogło
nasun
ąć
ide
ę
siły czy koniecznego zwi
ą
zku. Gdy jednak zachodzi wi
ę
ksza ilo
ść
przypadków jednakowych (uniform), a po takich samych zjawiskach nast
ę
puje zawsze to
samo - zaczynamy my
ś
le
ć
o przyczynie i zwi
ą
zku. Doznajemy wtedy nowej impresji,
czujemy nowe uczucie (we feel a new sentiment), a mianowicie nawykowe zwi
ą
zanie (a
customary connection) w my
ś
li lub wyobra
ź
ni jednego zjawiska z innym, które mu stale
towarzyszy. To wła
ś
nie uczucie jest pierwowzorem idei, której poszukujemy. Skoro
bowiem idea ta powstaje na podstawie wi
ę
kszej ilo
ś
ci podobnych do siebie przypadków,
a nie powstaje na podstawie
ż
adnego przypadku pojedynczego, przeto
ź
ródłem jej musi
by
ć
to, czym wi
ę
ksza ilo
ść
przypadków ró
ż
ni si
ę
od ka
ż
dego przypadku wzi
ę
tego z
osobna. Jedyna jednak ró
ż
nica mi
ę
dzy nimi polega na owym nawykowym zwi
ą
zaniu,
czyli nawykowym przenoszeniu si
ę
wyobra
ź
ni. Pod ka
ż
dym innym wzgl
ę
dem s
ą
one do
siebie podobne. Pierwszy, jaki widzieli
ś
my, przypadek ruchu przeniesionego przez
zderzenie si
ę
dwóch kul bilardowych (by powróci
ć
do przykładu, który rzecz doskonale
obja
ś
nia) jest zupełnie podobny do przypadków, które widujemy teraz; ró
ż
nic
ę
stanowi
tylko to,
ż
e za pierwszym razem nie mogli
ś
my z jednego zjawiska wyprowadzi
ć
wniosku
o drugim, co mo
ż
emy zrobi
ć
obecnie, po tak długim jednostajnym do
ś
wiadczeniu
(uniform experience). (...)
Strona 22 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
Rozdział VIII
O WOLNO
Ś
CI I KONIECZNO
Ś
CI
Mo
ż
na by nie bez racji oczekiwa
ć
,
ż
e w kwestiach, roztrz
ą
sanych i dyskutowanych z
wielk
ą
zawzi
ę
to
ś
ci
ą
od chwili powstania nauk i filozofii, strony dyskutuj
ą
ce powinny si
ę
były zgodzi
ć
przynajmniej co do znaczenia poszczególnych terminów i
ż
e w ci
ą
gu dwóch
tysi
ę
cy lat powinni
ś
my byli w naszych badaniach zdoby
ć
si
ę
na to, by przej
ść
od słów do
rzeczywistego przedmiotu sporu. Jak
ż
e bowiem łatw
ą
rzecz
ą
mo
ż
e wydawa
ć
si
ę
ś
cisłe
zdefiniowanie u
ż
ytych w rozumowaniu wyrazów i zaj
ę
cie si
ę
w dalszym ci
ą
gu
rozpatrywaniem i rozbiorem tych definicji, a nie pustych d
ź
wi
ę
ków. Przypatrzywszy si
ę
jednak całej sprawie bli
ż
ej, b
ę
dziemy skłonni doj
ść
do zgoła odmiennych wniosków. Z
samego faktu,
ż
e pewien spór długo si
ę
toczył i dot
ą
d pozostaje nierozstrzygni
ę
ty,
mo
ż
na si
ę
domy
ś
li
ć
,
ż
e w sposobie wyra
ż
ania si
ę
zachodzi tu jaka
ś
niejednoznaczno
ść
i
ż
e strony dyskutuj
ą
ce ł
ą
cz
ą
ró
ż
ne idee z wyrazami, którymi si
ę
w sporze posługuj
ą
.
Skoro bowiem przyjmujemy,
ż
e władze umysłu s
ą
z natury rzeczy u wszystkich jednostek
jednakowe - inaczej wzajemne przekonywanie si
ę
i dysputy musiałyby by
ć
najzupełniej
bezowocne - to gdyby ludzie z wypowiadanymi wyrazami ł
ą
czyli jednakowe idee, byłoby
niepodobie
ń
stwem, by przez tak długie lata dochodzili w tej samej sprawie do ró
ż
nych
pogl
ą
dów, zwłaszcza
ż
e informuj
ą
si
ę
wzajemnie o swoich zapatrywaniach i
ż
e ka
ż
da ze
stron stara si
ę
wszelkimi sposobami o argumenty, które by jej przyniosły zwyci
ę
stwo nad
przeciwnikiem. Co prawda, gdy ludzie próbuj
ą
dyskutowa
ć
o zagadnieniach le
żą
cych
całkowicie poza zasi
ę
giem ludzkich mo
ż
liwo
ś
ci poznawczych, jak np. problem pocz
ą
tków
bytu lub organizacji
ś
wiata czystych inteligencji czyli duchów - mog
ą
przez długie lata
przelewa
ć
z pustego w pró
ż
ne, nie dochodz
ą
c do
ż
adnego wyniku. Gdy jednak chodzi o
zagadnienia le
żą
ce w sferze
ż
ycia i do
ś
wiadczenia, to narzuca si
ę
my
ś
l,
ż
e
rozstrzygni
ę
cie sporów odwleka si
ę
tak bardzo jedynie wskutek niejednoznaczno
ś
ci
pewnych wyrazów, która utrzymuje mi
ę
dzy przeciwnikami ci
ą
gły dystans i nie pozwala im
zetrze
ć
si
ę
wr
ę
cz.
Tak wła
ś
nie miała si
ę
rzecz z roztrz
ą
sanym od tak dawna zagadnieniem wolno
ś
ci i
konieczno
ś
ci; a miała si
ę
tak do tego stopnia,
ż
e, je
ś
li nie bardzo si
ę
myl
ę
, wszyscy
ludzie, zarówno uczeni, jak nieuczeni, w sprawie tej, jak to zobaczymy, zawsze byli
jednego zdania i
ż
e kilka jasnych definicji byłoby natychmiast zako
ń
czyło cały spór.
Kwesti
ę
t
ę
zreszt
ą
tak dalece nicowano na wszystkie strony i wtr
ą
ciła ona filozofów w taki
labirynt pogmatwanej sofistyki,
ż
e nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby rozs
ą
dny
czytelnik dbał o swój spokój na tyle, i
ż
pozostałby głuchy na propozycj
ę
zaj
ę
cia si
ę
zagadnieniem, po którym nie mo
ż
e si
ę
spodziewa
ć
ani nauki, ani zabawy. Proponowany
jednak tutaj sposób argumentowania mo
ż
e zdoła na nowo pobudzi
ć
jego uwag
ę
; wszak
jest on mniej utarty, pozwala si
ę
spodziewa
ć
pewnego cho
ć
by rodzaju rozstrzygni
ę
cia
sporu i zbytnio nie zakłóci spokoju czytelnika zawiłym i niejasnym rozumowaniem.
Spodziewam si
ę
tedy wykaza
ć
,
ż
e w pogl
ą
dach i na konieczno
ść
, i na wolno
ść
- je
ś
li
nadaje si
ę
tym wyrazom jakie
ś
sensowne znaczenie - wszyscy ludzie zawsze si
ę
ze sob
ą
zgadzali, a cały spór toczył si
ę
dot
ą
d wył
ą
cznie o słowa. Zaczniemy od rozbioru doktryny
konieczno
ś
ci. (...)
Wydaje si
ę
rzecz
ą
oczywist
ą
,
ż
e gdyby sceneria przyrody zmieniała si
ę
ustawicznie w
taki sposób, i
ż
nie byłoby dwóch zjawisk do siebie podobnych, lecz ka
ż
dy przedmiot
byłby czym
ś
zupełnie nowym, niepodobnym do niczego, co widzieli
ś
my przedtem - nie
byliby
ś
my nigdy ani w przybli
ż
eniu doszli do idei konieczno
ś
ci czy zwi
ą
zku ł
ą
cz
ą
cego
tego rodzaju przedmioty. W takich warunkach mogliby
ś
my powiedzie
ć
,
ż
e jeden
przedmiot czy te
ż
jedno zjawisko nast
ę
puje po drugim, nie za
ś
,
ż
e jedno wywołuje
drugie. Stosunek przyczyny i skutku musiałby rodzajowi ludzkiemu by
ć
zupełnie
nieznany. Wnioskowanie i rozumowanie o działaniach przyrody stałoby si
ę
niemo
ż
liwe, a
jedynymi drogami, którymi wiedza o rzeczywistym istnieniu czegokolwiek mogłaby
Strona 23 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
dotrze
ć
do umysłu, pozostałyby zmysły i pami
ęć
. Zatem idea konieczno
ś
ci i
przyczynowo
ś
ci ma swoje
ź
ródło wył
ą
cznie w widocznej w działaniach przyrody
jednostajno
ś
ci (uniformity); przedmioty podobne stale si
ę
tu ze sob
ą
ł
ą
cz
ą
, a
przyzwyczajenie urabia umysł tak, i
ż
z istnienia jednego przedmiotu wnioskuje si
ę
o
istnieniu drugiego. Na tych dwóch momentach polega cała konieczno
ść
, któr
ą
przypisujemy materii. Poza stałym poł
ą
czeniem przedmiotów podobnych i wynikaj
ą
cym
stad wnioskowaniem z jednego o drugim nie mamy
ż
adnego w ogóle poj
ę
cia
konieczno
ś
ci ani zwi
ą
zku. (...)
Co si
ę
tyczy momentu pierwszego, tj. stałego i regularnego poł
ą
czenia zjawisk
podobnych, zadowol
ą
nas mo
ż
e nast
ę
puj
ą
ce uwagi: Istnieje powszechna zgoda,
ż
e
czyny ludzkie, bez wzgl
ę
du na kraj i czasy, znamionuje wielka jednostajno
ść
i
ż
e natura
ludzka pozostaje zawsze co do swych pierwiastków (principles) i działa
ń
taka sama. Te
same motywy wywołuj
ą
zawsze te same czyny, te same skutki wynikaj
ą
z tych samych
przyczyn. Ambicja, sk
ą
pstwo, samolubstwo, pró
ż
no
ść
, przyja
źń
, szlachetno
ść
, duch
obywatelski - uczucia te, splataj
ą
c si
ę
w rozmaitych proporcjach i przenikaj
ą
c
społecze
ń
stwo, były od pocz
ą
tku
ś
wiata i s
ą
do tej chwili
ź
ródłem wszystkich czynów i
przedsi
ę
wzi
ęć
w dziejach ludzko
ś
ci. Chcecie pozna
ć
uczucia, skłonno
ś
ci i sposób
ż
ycia
Greków i Rzymian? Przypatrzcie si
ę
dobrze usposobieniu i post
ę
powaniu Francuzów i
Anglików; nie mo
ż
na bardzo zbł
ą
dzi
ć
, przenosz
ą
c na narody dawniejsze wi
ę
kszo
ść
spostrze
ż
e
ń
, które dotycz
ą
pó
ź
niejszych. Ludzie s
ą
tak dalece, bez wzgl
ę
du na czas i
miejsce, tacy sami,
ż
e historia nie powie nam w tej materii nic nowego ani niezwykłego.
Główny jej po
ż
ytek polega wył
ą
cznie na tym,
ż
e wykrywa ona stałe i powszechne
pierwiastki natury ludzkiej, ukazuj
ą
c człowieka w najró
ż
norodniejszych okoliczno
ś
ciach i
warunkach, i
ż
e dostarcza materiału, na podstawie którego mo
ż
emy obserwowa
ć
i
poznawa
ć
trwałe mechanizmy post
ę
powania i zachowania si
ę
ludzi. Te opowiadania o
wojnach, intrygach, walkach stronnictw i rewolucjach s
ą
zbiorami tylu
ż
do
ś
wiadcze
ń
, za
pomoc
ą
których polityk albo filozof ustala zasady swej nauki, podobnie jak fizyk lub
przyrodnik zapoznaje si
ę
z natur
ą
ro
ś
lin, minerałów albo innych przedmiotów
zewn
ę
trznych dzi
ę
ki do
ś
wiadczeniom, które gromadzi. A podobie
ń
stwo mi
ę
dzy ziemi
ą
,
wod
ą
i innymi
ż
ywiołami, którymi zajmowali si
ę
Arystoteles i Hipokrates, a t
ą
ziemi
ą
,
wod
ą
etc., które obserwujemy obecnie - otó
ż
podobie
ń
stwo mi
ę
dzy tymi rzeczami nie jest
bynajmniej wi
ę
ksze ni
ż
podobie
ń
stwo mi
ę
dzy lud
ź
mi opisanymi przez Polibiusza i Tacyta
a tymi, którzy dzisiaj rz
ą
dz
ą
ś
wiatem. (...)
Dlatego to do
ś
wiadczenie, nabyte w długim
ż
yciu i dzi
ę
ki ró
ż
norodno
ś
ci zaj
ęć
i
otoczenia, jest tak po
ż
yteczne dla poznania zasad natury ludzkiej i regulowania zarówno
naszego przyszłego post
ę
powania, jak i bada
ń
naukowych. Dzi
ę
ki takiemu
przewodnictwu wznosimy si
ę
od poznania czynów, słów, a nawet gestów człowieka do
poznania jego skłonno
ś
ci i motywów; i na odwrót, znaj
ą
c jego motywy i skłonno
ś
ci,
dochodzimy do zrozumienia jego czynów. (...)
Nie nale
ż
y si
ę
jednak spodziewa
ć
, by taka jednostajno
ść
w post
ę
powaniu ludzkim miała
doprowadzi
ć
do tego, i
ż
wszyscy ludzie w takich samych warunkach zachowywaliby si
ę
zawsze dokładnie w ten sam sposób, bez wzgl
ę
du na ró
ż
norodno
ść
charakterów,
upodoba
ń
i pogl
ą
dów. Takiej jednostajno
ś
ci w ka
ż
dym szczególe nie znajdujemy nigdzie
w przyrodzie. Wprost przeciwnie, obserwuj
ą
c rozmaito
ść
post
ę
powania rozmaitych ludzi,
dochodzimy na tej podstawie do znacznej rozmaito
ś
ci zasad, zakładaj
ą
cych z reguły
pewien stopie
ń
jednostajno
ś
ci i prawidłowo
ś
ci. (...)
Tak na przykład, gdy zwykłe objawy fizycznego zdrowia i choroby nie odpowiadaj
ą
naszym oczekiwaniom, gdy lekarstwa nie działaj
ą
tak jak zazwyczaj, gdy taka czy inna
przyczyna wywołuje nieprawidłowe skutki, filozof i lekarz nie dziwi
ą
si
ę
temu ani te
ż
nie
s
ą
skłonni zaprzeczy
ć
w ogóle konieczno
ś
ci i jednostajno
ś
ci praw, które rz
ą
dz
ą
organizmem istot
ż
ywych. Wiedz
ą
oni,
ż
e ciało ludzkie jest wielce skomplikowan
ą
Strona 24 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
maszyn
ą
,
ż
e drzemie w nim wiele ukrytych sił zupełnie naszemu pojmowaniu
niedost
ę
pnych,
ż
e musi nam si
ę
ono w swych działaniach cz
ę
sto przedstawia
ć
jako
nader niepewne i
ż
e przeto nieprawidłowe skutki objawiaj
ą
ce si
ę
na zewn
ą
trz nie mog
ą
dowodzi
ć
, jakoby w jego wewn
ę
trznych czynno
ś
ciach i stanach prawa przyrody nie były
zachowane z najwy
ż
sz
ą
dokładno
ś
ci
ą
.
Je
ż
eli filozof jest konsekwentny, zastosuje to samo rozumowanie do post
ę
powania i
aktów woli istot rozumnych. Najdalej odbiegaj
ą
ce od normy, najbardziej nieoczekiwane
postanowienia ludzkie mog
ą
by
ć
cz
ę
sto zrozumiałe dla osób, które dokładnie znaj
ą
charakter i sytuacj
ę
tego, kto postanowienie takie podj
ą
ł. Człowiek o usposobieniu
uprzejmym odpowiada opryskliwie: otó
ż
bol
ą
go z
ę
by albo te
ż
nie jadł obiadu. Osobnik z
natury ospały objawia w zachowaniu niezwykłe o
ż
ywienie: otó
ż
spotkał go
niespodziewanie jaki
ś
szcz
ęś
liwy przypadek. A gdy nawet jakiego
ś
post
ę
pku, jak si
ę
to
niekiedy zdarza, nie mo
ż
e szczegółowo wytłumaczy
ć
ani sama osoba działaj
ą
ca, ani te
ż
nikt inny, to wiemy przecie
ż
na ogół,
ż
e charakter ludzki jest do pewnego stopnia
zmienny i nierówny. Jest to poniek
ą
d stałe znami
ę
natury ludzkiej, chocia
ż
szczególniej
odnosi si
ę
to do tych osób, które nie maj
ą
c utrwalonych zasad post
ę
powania zachowuj
ą
si
ę
z reguły w sposób kapry
ś
ny i chwiejny. Wewn
ę
trzne zasady i pobudki mog
ą
działa
ć
w
sposób jednostajny, mimo owych pozornych nieprawidłowo
ś
ci; tak samo jak wiatry,
deszcze, chmury i inne zmiany pogody podlegaj
ą
, jak przypuszczamy, stałym zasadom,
chocia
ż
niełatwo wykrywa je ludzka przenikliwo
ść
. (...)
Wzajemna zale
ż
no
ść
ludzi jest we wszystkich zwi
ą
zkach społecznych tak wielka,
ż
e nie
ma prawie czynno
ś
ci ludzkiej zupełnie w sobie zamkni
ę
tej lub wykonywanej bez
ż
adnego
wzgl
ę
du na czynno
ś
ci innych, niezb
ę
dne do tego, by osi
ą
gn
ę
ła ona w pełni cel, do
którego zmierza działaj
ą
cy. Najubo
ż
szy, w pojedynk
ę
pracuj
ą
cy rzemie
ś
lnik spodziewa
si
ę
przynajmniej opieki władzy, która by mu zapewniała korzystanie z owoców jego
pracy. Spodziewa si
ę
tak
ż
e,
ż
e znajdzie nabywców, gdy wyniesie swój towar na targ i
zaofiaruje go za odpowiedni
ą
cen
ę
, oraz
ż
e za pieni
ą
dze, które zarobi, potrafi skłoni
ć
innych, by go zaopatrzyli we wszystko, czego potrzebuje do
ż
ycia. (...) Krótko mówi
ą
c,
wnioskowanie oparte na do
ś
wiadczeniu i rozumowanie dotycz
ą
ce post
ę
powania innych
ludzi przenika tak dalece
ż
ycie ludzkie, i
ż
nie ma chwili, w której by si
ę
nim nie posługiwał
ka
ż
dy człowiek, o ile nie
ś
pi. Czy
ż
wi
ę
c nie mamy racji twierdz
ą
c,
ż
e wszyscy ludzie
zawsze si
ę
zgadzali z teori
ą
konieczno
ś
ci w tym znaczeniu, w którym okre
ś
lili
ś
my j
ą
i
wyja
ś
nili powy
ż
ej?
I filozofowie nie
ż
ywili w tym wzgl
ę
dzie nigdy pogl
ą
du odmiennego od ogółu ludzi. (...)
Wydaje si
ę
zatem prawie niepodobie
ń
stwem, by mo
ż
na było wzi
ąć
si
ę
do jakiejkolwiek
nauki albo działalno
ś
ci praktycznej, nie uznaj
ą
c teorii konieczno
ś
ci i owego
wnioskowania z motywów o czynno
ś
ciach zale
ż
nych od woli, z cech człowieka - o jego
post
ę
powaniu. (...)
Cz
ę
sto nad tym si
ę
zastanawiałem, co by mogło by
ć
powodem,
ż
e ludzie, chocia
ż
powszechnie w całym swym post
ę
powaniu i rozumowaniu godz
ą
si
ę
bez wahania z
teori
ą
konieczno
ś
ci, objawiaj
ą
mimo to tak
ą
niech
ęć
, gdy chodzi o uznanie jej w słowach
i w ka
ż
dej epoce okazuj
ą
si
ę
skłonni wyznawa
ć
raczej pogl
ą
d przeciwny. Mo
ż
na to, jak
s
ą
dz
ę
, wytłumaczy
ć
w sposób nast
ę
puj
ą
cy: Badaj
ą
c działania ciał i wywoływanie
skutków przez przyczyny, przekonujemy si
ę
,
ż
e wszystkie nasze władze poznawcze nie
s
ą
w stanie naszej wiedzy o tym stosunku posun
ąć
poza stwierdzenie,
ż
e poszczególne
przedmioty stale si
ę
ze sob
ą
ł
ą
cz
ą
i
ż
e umysł nawykowo przechodzi od zjawienia si
ę
jednego przedmiotu do prze
ś
wiadczenia o istnieniu drugiego. Chocia
ż
jednak ostateczny
ów wniosek, konstatuj
ą
cy ułomno
ść
wiedzy ludzkiej, jest rezultatem naj
ś
ci
ś
lejszego
rozbioru tej kwestii, ludzie mimo to nader skłonni s
ą
wierzy
ć
,
ż
e wnikaj
ą
gł
ę
biej w siły
przyrody i spostrzegaj
ą
co
ś
w rodzaju koniecznego zwi
ą
zku pomi
ę
dzy przyczyn
ą
a
skutkiem. Gdy natomiast zwróciwszy my
ś
l ku czynno
ś
ciom własnego umysłu, zwi
ą
zku
Strona 25 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
takiego pomi
ę
dzy pobudk
ą
a czynem nie czuj
ą
, gotowi s
ą
na tej podstawie
przypuszcza
ć
,
ż
e istnieje ró
ż
nica mi
ę
dzy skutkami wynikaj
ą
cymi z sił materialnych, a
skutkami wywołanymi przez my
ś
l i rozum. Doszedłszy natomiast raz do przekonania,
ż
e
o
ż
adnego rodzaju zwi
ą
zku przyczynowym nie wiemy nic prócz tego,
ż
e przedmioty stale
si
ę
ze sob
ą
ł
ą
cz
ą
, i
ż
e w
ś
lad za tym umysł z jednego wnioskuje o drugim, oraz widz
ą
c,
ż
e te dwie rzeczy, jak si
ę
powszechnie uwa
ż
a, dotycz
ą
tak
ż
e działa
ń
zale
ż
nych od woli,
łatwiej mo
ż
e damy si
ę
nakłoni
ć
do tego, by przyzna
ć
wszystkim przyczynom jedn
ą
i t
ę
sam
ą
konieczno
ść
. A chocia
ż
rozumowanie to, przypisuj
ą
c decyzjom woli konieczno
ść
,
sprzeciwia si
ę
systemom wielu filozofów, zobaczymy po namy
ś
le,
ż
e owi filozofowie nie
zgadzaj
ą
si
ę
z nim tylko w słowach, a nie w swym prawdziwym przekonaniu.
Konieczno
ś
ci tak rozumianej, jak rozumiemy j
ą
tutaj,
ż
aden filozof nigdy dot
ą
d jeszcze
nie odrzucał i, jak s
ą
dz
ę
, nigdy nie b
ę
dzie mógł odrzuci
ć
. Mo
ż
e jedynie utrzymywa
ć
,
ż
e w
działaniach materii umysł potrafi spostrzec mi
ę
dzy przyczyn
ą
i skutkiem jaki
ś
gł
ę
bszy
zwi
ą
zek, który nie wyst
ę
puje w zale
ż
nych od woli działaniach istot rozumnych. Czy tak
jest czy te
ż
nie jest, o tym mo
ż
e rozstrzygn
ąć
jedynie zbadanie sprawy; obowi
ą
zek
uzasadnienia tego stanowiska spada na filozofów, którzy je głosz
ą
, w tym za
ś
celu
powinni oni zdefiniowa
ć
lub opisa
ć
t
ę
konieczno
ść
i wskaza
ć
j
ą
nam w działaniach
przyczyn materialnych.
Wydawałoby si
ę
istotnie,
ż
e ludzie przyst
ę
puj
ą
do zagadnienia wolno
ś
ci i konieczno
ś
ci z
niewła
ś
ciwej strony, rozpoczynaj
ą
c od rozpatrywania władz duszy, wpływu rozumu i
czynno
ś
ci woli. Niechaj si
ę
naprzód zajm
ą
rozbiorem sprawy prostszej, mianowicie
działaniem ciał i martwej, nierozumnej materii, i niechaj spróbuj
ą
, czy w tej dziedzinie
potrafi
ą
sobie utworzy
ć
ide
ę
przyczynowo
ś
ci i konieczno
ś
ci innej ni
ż
ta, która polega na
stałym poł
ą
czeniu przedmiotów i na id
ą
cym w
ś
lad za tym wnioskowaniu umysłu z
jednego przedmiotu o innym. Je
ż
eli momenty te s
ą
naprawd
ę
wszystkim, co składa si
ę
na konieczno
ść
, któr
ą
poznajemy w
ś
wiecie materialnym, i je
ż
eli wszyscy si
ę
godz
ą
,
ż
e
tak samo si
ę
dzieje w przypadku działa
ń
umysłu, dyskusja dobiegła ko
ń
ca; a
przynajmniej trzeba j
ą
odt
ą
d uwa
ż
a
ć
za czysto słown
ą
. (...)
Ale id
ź
my dalej w tej próbie pogodzenia przeciwnych stanowisk w kwestii wolno
ś
ci i
konieczno
ś
ci - najbardziej spornej kwestii metafizyki, tej najbardziej spornej z nauk. Nie
trzeba b
ę
dzie wielu słów, by dowie
ść
,
ż
e ludzie powszechnie zgadzali si
ę
ze sob
ą
zarówno w pogl
ą
dzie na wolno
ść
, jak i w pogl
ą
dzie na konieczno
ść
, i
ż
e przeto cały spór
na ten temat był dot
ą
d czysto słowny. Có
ż
bowiem rozumiemy przez wolno
ść
, kiedy
u
ż
ywamy tego słowa w stosunku do działa
ń
zale
ż
nych od woli? Z pewno
ś
ci
ą
nie chcemy
przez to powiedzie
ć
, jakoby działania były tak lu
ź
no powi
ą
zane z pobudkami,
skłonno
ś
ciami i okoliczno
ś
ciami, i
ż
by nie wypływały z nich w sposób do pewnego stopnia
jednostajny, i by jedne nie dawały podstaw do wnioskowa
ń
pozwalaj
ą
cych konkludowa
ć
o istnieniu drugich. S
ą
to bowiem niew
ą
tpliwe i uznane powszechnie fakty. Przez
wolno
ść
mo
ż
emy wi
ę
c jedynie rozumie
ć
mo
ż
no
ść
działania lub niedziałania stosownie do
determinacji woli, co znaczy,
ż
e je
ż
eli chcemy si
ę
nie rusza
ć
, mo
ż
emy si
ę
nie rusza
ć
,
je
ż
eli chcemy poruszy
ć
si
ę
, mo
ż
emy i to uczyni
ć
. Otó
ż
hipotetyczna ta wolno
ść
przysługuje według zgodnego i powszechnego zdania wszystkim, którzy nie s
ą
wi
ę
zieni i
zakuci w kajdany. Tu wi
ę
c nie ma
ż
adnej kwestii spornej.
W jakikolwiek sposób definiowaliby
ś
my wolno
ść
, zawsze powinni
ś
my przestrzega
ć
dwóch niezb
ę
dnych warunków: po pierwsze,
ż
eby definicja była zgodna z niew
ą
tpliwymi
faktami, po drugie, by pozostawała w zgodzie sama z sob
ą
. Je
ż
eli b
ę
dziemy warunków
tych przestrzegali, a definicji naszej nadamy form
ę
zrozumiał
ą
- to zobaczymy, o czym
jestem gł
ę
boko przekonany,
ż
e wszyscy ludzie oka
żą
si
ę
co do niej zgodni.
Jest rzecz
ą
powszechnie uznan
ą
,
ż
e nie istnieje nic, co by nie miało przyczyny istnienia, i
ż
e w efekcie
ś
cisłego rozbioru przypadek okazuje si
ę
tylko wyrazem negatywnym, nie
oznaczaj
ą
cym
ż
adnej realnej siły, która by miała byt rzeczywisty. Istnieje jednak pogl
ą
d,
Strona 26 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
ż
e pewne przyczyny s
ą
konieczne, a inne konieczne nie s
ą
. Otó
ż
i korzy
ś
ci definicji.
Niechaj kto
ś
zdefiniuje przyczyn
ę
, nie uwzgl
ę
dniaj
ą
c jako elementu definicji koniecznego
zwi
ą
zku przyczyny ze skutkiem, i niech wyra
ź
nie wska
ż
e
ź
ródło idei, któr
ą
definicja
wyra
ż
a, a ch
ę
tnie dam za wygran
ą
. Je
ż
eli jednak przyj
ąć
podane powy
ż
ej wyja
ś
nienie
sprawy, rzecz b
ę
dzie absolutnie niewykonalna. Gdyby przedmioty nie były ze sob
ą
w
sposób trwały (regular) poł
ą
czone, nie doszliby
ś
my nigdy do poj
ę
cia przyczyny i skutku;
za
ś
efektem tego trwałego poł
ą
czenia jest wnioskowanie rozumu, stanowi
ą
ce jedyny
uchwytny dla nas rodzaj powi
ą
zania. Ktokolwiek podejmuje si
ę
zdefiniowa
ć
przyczyn
ę
pomijaj
ą
c te momenty, musi albo posłu
ż
y
ć
si
ę
wyrazami niezrozumiałymi, albo
synonimami wyrazu, który usiłuje zdefiniowa
ć
. Je
ż
eli za
ś
przyjmuje si
ę
definicj
ę
wspomnian
ą
powy
ż
ej - wolno
ść
, rozumiana jako przeciwie
ń
stwo nie przymusu, lecz
konieczno
ś
ci, niczym nie ró
ż
ni si
ę
od przypadku, który, jak wszyscy zgodnie przyznaj
ą
,
nie istnieje.
Cz
ęść
II
Nie ma bardziej rozpowszechnionej, a przecie
ż
bardziej nagannej metody rozumowania,
jak stara
ć
si
ę
w dyskusjach filozoficznych zbi
ć
jak
ąś
hipotez
ę
utrzymuj
ą
c, i
ż
konsekwencje jej s
ą
niebezpieczne dla religii i moralno
ś
ci. Je
ż
eli pogl
ą
d jaki
ś
prowadzi
do niedorzeczno
ś
ci, jest on niew
ą
tpliwie mylny; nie jest jednak jaki
ś
pogl
ą
d niew
ą
tpliwie
mylny dlatego,
ż
e wypływaj
ą
ze
ń
niebezpieczne konsekwencje. Takich argumentów
nale
ż
y wyrzec si
ę
całkowicie; wszak nie przyczyniaj
ą
si
ę
w niczym do wykrycia prawdy, a
słu
żą
tylko do tego, by zohydzi
ć
przeciwnika. Uwag
ę
t
ę
wypowiadam całkiem ogólnie, nie
zamierzaj
ą
c wyci
ą
gn
ąć
st
ą
d
ż
adnej korzy
ś
ci dla siebie. Poddaj
ę
si
ę
bez zastrze
ż
e
ń
tego
rodzaju krytyce i
ś
miem twierdzi
ć
,
ż
e koncepcje zarówno konieczno
ś
ci, jak wolno
ś
ci, tak
jak je powy
ż
ej wyło
ż
yłem, nie tylko s
ą
z moralno
ś
ci
ą
zgodne, lecz bezwzgl
ę
dnie
potrzebne dla jej utrzymania.
Konieczno
ść
mo
ż
na definiowa
ć
dwojakim sposobem, stosownie do dwóch okre
ś
le
ń
przyczyny, której jest istotn
ą
cz
ęś
ci
ą
. Polega ona albo na stałym poł
ą
czeniu przedmiotów
podobnych, albo na wnioskowaniu rozumu z jednego przedmiotu o innym. Otó
ż
w
szkołach, na ambonie, w zwykłym wreszcie
ż
yciu uznaje si
ę
powszechnie, cho
ć
milcz
ą
co,
ż
e konieczno
ść
w obu tych znaczeniach (które naprawd
ę
s
ą
w gruncie rzeczy
identyczne) cechuje zjawiska woli; nikt te
ż
dot
ą
d nie próbował zaprzeczy
ć
,
ż
e mo
ż
emy
działania ludzkie czyni
ć
przedmiotem wniosków i
ż
e wnioski te opieraj
ą
si
ę
na
do
ś
wiadczeniu wskazuj
ą
cym, i
ż
podobne do siebie działania ł
ą
cz
ą
si
ę
z podobnymi
pobudkami, skłonno
ś
ciami i okoliczno
ś
ciami. (...)
Jedynym rzeczywistym przedmiotem nienawi
ś
ci lub zemsty jest osoba, czyli istota
obdarzona my
ś
l
ą
i
ś
wiadomo
ś
ci
ą
, a je
ż
eli uczucia te bywaj
ą
wywoływane przez
zbrodnicze lub haniebne czyny, dzieje si
ę
tak tylko dlatego,
ż
e pozostaj
ą
z t
ą
osob
ą
w
jakim
ś
stosunku lub zwi
ą
zku. Czyny z natury rzeczy s
ą
czym
ś
ograniczonym w czasie i
przemijaj
ą
cym, a gdy nie wypływaj
ą
z jakiej
ś
przyczyny tkwi
ą
cej w charakterze lub
usposobieniu osoby, która ich dokonała, nie mog
ą
ani przynie
ść
jej zaszczytu, kiedy s
ą
dobre, ani niesławy, kiedy s
ą
złe. Same czyny mog
ą
by
ć
naganne, mog
ą
si
ę
sprzeciwia
ć
wszelkim przepisom moralno
ś
ci i religii, ale osoba działaj
ą
ca nie jest za nie
odpowiedzialna; a poniewa
ż
nie s
ą
efektem
ż
adnej trwałej i stałej jej wła
ś
ciwo
ś
ci i nic
stałego ani trwałego po sobie nie zostawiaj
ą
, tedy niepodobna, aby owa osoba z ich
powodu mogła si
ę
sta
ć
przedmiotem kary lub zemsty. Według pogl
ą
du zatem, który nie
uznaje konieczno
ś
ci, a co za tym idzie - przyczyn, człowiek, który popełnił
najstraszniejsz
ą
zbrodni
ę
, jest tak samo czysty i bez skazy, jak w chwili przyj
ś
cia na
ś
wiat, a jego charakter nie ma absolutnie nic wspólnego z popełnionymi czynami, skoro
nie wypływaj
ą
one z charakteru i skoro ich zbrodniczo
ść
nie mo
ż
e nigdy słu
ż
y
ć
za dowód
zepsucia.
Strona 27 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
Nie gani si
ę
ludzi za czyny, których dokonuj
ą
bezwiednie i przypadkowo, jakiekolwiek by
poci
ą
gn
ę
ły nast
ę
pstwa. Dlaczego? Tylko dlatego,
ż
e to, z czego te czyny wypływaj
ą
(the
principles of these actions), jest czym
ś
jedynie chwilowym i wył
ą
cznie do tych czynów si
ę
ogranicza. Mniej si
ę
gani ludzi za czyny, których dokonuj
ą
w po
ś
piechu i bez namysłu,
ani
ż
eli za czyny przemy
ś
lane. Z jakiej racji? Tylko dlatego,
ż
e temperament porywczy,
chocia
ż
jest stał
ą
przyczyn
ą
czy te
ż
pierwiastkiem (principle) w umy
ś
le, nie działa przez
cały czas i nie kazi całego charakteru. Z drugiej strony skrucha zmazuje wszelk
ą
zbrodni
ę
, je
ż
eli ł
ą
czy si
ę
z ni
ą
poprawa
ż
ycia i obyczajów. Jak to wytłumaczy
ć
? Tylko w
ten sposób,
ż
e czyny wyciskaj
ą
na człowieku pi
ę
tno zbrodniarza wył
ą
cznie o tyle, o ile
dowodz
ą
,
ż
e w jego umy
ś
le tkwi
ą
pierwiastki zbrodnicze, a gdy w stanie umysłu nast
ą
piła
pod tym wzgl
ę
dem zmiana, czyny trac
ą
charakter dowodu, a zarazem trac
ą
zbrodniczo
ść
. A gdyby nie zaj
ąć
stanowiska konieczno
ś
ci, nigdy by niczego nie
dowodziły, a w nast
ę
pstwie tego nigdy nie byłyby zbrodnicze.
Równie łatwo i na podstawie tych samych argumentów mo
ż
na wykaza
ć
,
ż
e wolno
ść
, w
my
ś
l owej wspomnianej powy
ż
ej definicji, co do której wszyscy ludzie s
ą
zgodni, jest
tak
ż
e istotnym warunkiem moralno
ś
ci i
ż
e czyny ludzi, którym jej brak, nie podlegaj
ą
kwalifikacji moralnej, nie mog
ą
sta
ć
si
ę
przedmiotem uznania lub nagany. Skoro bowiem
czyny s
ą
przedmiotem naszych uczu
ć
etycznych tylko o tyle, o ile s
ą
objawem
wewn
ę
trznego charakteru, uczu
ć
i afektów, to niepodobna, aby pobudzały do pochwały
lub nagany, gdy nie wynikaj
ą
z owych
ź
ródeł, lecz s
ą
w cało
ś
ci wytworem zewn
ę
trznego
przymusu. (...)
Odpowied
ź
na zarzut pierwszy wydaje si
ę
jasna i przekonywaj
ą
ca. Jest wielu filozofów,
którzy na podstawie dokładnego rozbioru wszelkiego rodzaju zjawisk przyrody
stwierdzaj
ą
,
ż
e cało
ść
, rozwa
ż
ana jako jeden system,
ś
wiadczy w ka
ż
dym momencie
swego istnienia o doskonałej dobroci sprawcy i
ż
e ostatecznie wszystkie istoty stworzone
dost
ą
pi
ą
mo
ż
liwie najwy
ż
szego szcz
ęś
cia, bez domieszki pozytywnego czyli
bezwzgl
ę
dnego cierpienia i zła. Ka
ż
de zło fizyczne, powiadaj
ą
, jest istotn
ą
cz
ęś
ci
ą
tego
systemu dobroci i nawet samo Bóstwo, ze wzgl
ę
du na sw
ą
m
ą
dro
ść
, nie mogłoby go
usun
ąć
, nie stwarzaj
ą
c przy tym wi
ę
kszego zła albo nie eliminuj
ą
c wi
ę
kszego dobra,
które z owego zła wyniknie. Niektórzy filozofowie, a w
ś
ród nich staro
ż
ytni stoicy,
wyprowadzili z tej teorii argument maj
ą
cy dostarcza
ć
pociechy w ka
ż
dym utrapieniu;
pouczali mianowicie swych zwolenników,
ż
e zło, z powodu którego cierpi
ą
, jest w istocie
czym
ś
dla wszech
ś
wiata dobrym i
ż
e przy szerszym sposobie widzenia rzeczy, który
zdołałby obj
ąć
cało
ść
ś
wiata, ka
ż
de zdarzenie dawałoby powód do zadowolenia i
rado
ś
ci. Argument ten mo
ż
e wydawa
ć
si
ę
dobry i wzniosły, ale w praktyce rychło okazał
si
ę
słaby i nieskuteczny. Niezawodnie zniecierpliwiliby
ś
my raczej ani
ż
eli uspokoili
człowieka wij
ą
cego si
ę
w bólach go
ść
cowych, gdyby
ś
my mu prawili o m
ą
dro
ś
ci ogólnych
praw, które wywołały w jego ciele zło
ś
liwe humory i doprowadziły je przez odpowiednie
przewody do
ś
ci
ę
gien i nerwów, gdzie teraz powoduj
ą
tak okropne m
ę
ki. Takie szersze
spojrzenie na rzeczy mo
ż
e na chwil
ę
poci
ą
gn
ąć
wyobra
ź
ni
ę
człowieka usposobionego
refleksyjnie, a wiod
ą
cego
ż
ycie spokojne i bezpieczne; nie mo
ż
e jednak osta
ć
si
ę
na
dłu
ż
szy czas w jego umy
ś
le, cho
ć
by nie przeszkadzały temu ból ani nami
ę
tno
ść
; tym
bardziej nie mo
ż
e si
ę
utrzyma
ć
, gdy przypuszcz
ą
na
ń
atak pot
ęż
ni ci przeciwnicy. (...)
Rozdział IX
O ROZUMIE ZWIERZ
Ą
T
(...) Po pierwsze: Wydaje si
ę
rzecz
ą
oczywist
ą
,
ż
e zwierz
ę
ta, nie inaczej ni
ż
ludzie, ucz
ą
si
ę
wielu rzeczy z do
ś
wiadczenia i wnosz
ą
,
ż
e te same skutki wynikaj
ą
zawsze z tych
samych przyczyn. Na tej podstawie zapoznaj
ą
si
ę
z bardziej widocznymi własno
ś
ciami
ciał zewn
ę
trznych i od chwili przyj
ś
cia na
ś
wiat gromadz
ą
stopniowo wiadomo
ś
ci o
wła
ś
ciwo
ś
ciach ognia, wody, ziemi, kamieni, wysoko
ś
ci i gł
ę
bi itd. oraz o nast
ę
pstwach
wynikaj
ą
cych z ich oddziaływania. Brak wiedzy i do
ś
wiadczenia młodych ró
ż
ni si
ę
tu
Strona 28 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
wyra
ź
nie od sprytu i rozumu starszych zwierz
ą
t, które na podstawie dłu
ż
szej obserwacji
nauczyły si
ę
unika
ć
tego, co im szkodzi, a szuka
ć
tego, co im przynosi po
ż
ytek lub
przyjemno
ść
. Ko
ń
obeznany z terenem poznaje wła
ś
ciw
ą
wysoko
ść
, któr
ą
mo
ż
e wzi
ąć
w
skoku, i nigdy nie pokusi si
ę
o co
ś
, co przechodzi jego siły i zr
ę
czno
ść
. Stary chart
powierzy bardziej m
ę
cz
ą
c
ą
cz
ęść
polowania młodszemu, a sam si
ę
tak ustawi, by
spotka
ć
zaj
ą
ca, gdy b
ę
dzie kluczył; przewidywania za
ś
, które mu nastr
ę
cza ta sytuacja,
opieraj
ą
si
ę
wył
ą
cznie na obserwacji i do
ś
wiadczeniu.
Wida
ć
to jeszcze wyra
ź
niej ze skutków tresury i wychowania zwierz
ą
t, które mo
ż
na przez
odpowiednie zastosowanie nagród i kar nauczy
ć
czynno
ś
ci najbardziej nawet
niezgodnych z ich wrodzonymi instynktami i skłonno
ś
ciami. Czy
ż
to nie do
ś
wiadczenie
uczy psa obawia
ć
si
ę
bólu, gdy mu grozimy lub podnosimy bicz, by go uderzy
ć
? Czy
ż
nie
do
ś
wiadczenie równie
ż
ka
ż
e mu reagowa
ć
na imi
ę
i na podstawie najzupełniej
dowolnego d
ź
wi
ę
ku wnosi
ć
,
ż
e mamy jego na my
ś
li, a nie którego
ś
z jego towarzyszy, i
ż
e chcemy go przywoła
ć
, gdy imi
ę
to wymawiamy w pewien sposób, z pewn
ą
intonacj
ą
i
akcentem?
We wszystkich tych przypadkach, jak widzimy, zwierz
ę
wnioskuje o pewnym fakcie
przekraczaj
ą
cym zakres tego, co bezpo
ś
rednio działa na jego zmysły, a wnioskowanie to
opiera si
ę
w zupełno
ś
ci na minionym do
ś
wiadczeniu; zwierz
ę
spodziewa si
ę
mianowicie
po danej mu aktualnie rzeczy nast
ę
pstw takich samych jak te, o których przekonało si
ę
w
do
ś
wiadczeniu,
ż
e wynikaj
ą
z rzeczy do niej podobnych.
Po drugie: Niepodobna, aby to wnioskowanie zwierz
ą
t mogło si
ę
opiera
ć
na jakim
ś
procesie argumentacji czy rozumowania, dzi
ę
ki któremu stwierdzi
ć
by mogły w konkluzji,
ż
e jednakowe rzeczy musz
ą
poci
ą
gn
ąć
za sob
ą
jednakowe skutki i
ż
e wszystko w
przyrodzie b
ę
dzie i
ść
zawsze tym samym trybem. Je
ż
eli bowiem istniej
ą
naprawd
ę
jakie
ś
za tym przemawiaj
ą
ce argumenty, s
ą
one niew
ą
tpliwie zbyt zawiłe, by mogły by
ć
dost
ę
pne istotom o tak ograniczonej inteligencji; wszak trzeba nieraz najdalej id
ą
cej
staranno
ś
ci i uwagi umysłu filozoficznego, aby je odkry
ć
i zastosowa
ć
. Zatem zwierz
ę
ta
nie kieruj
ą
si
ę
w tych wnioskach rozumowaniem, tak jak nie kieruj
ą
si
ę
nim dzieci ani te
ż
ogół ludzi w zwykłych swoich poczynaniach i wnioskach; nie kieruj
ą
si
ę
nim nawet sami
filozofowie, którzy, o ile chodzi o wszelkie praktyczne strony
ż
ycia, s
ą
w gruncie rzeczy
tacy sami jak zwykli ludzie i tym samym podlegaj
ą
prawom. Przyroda musiała postara
ć
si
ę
o jak
ąś
inn
ą
zasad
ę
, daj
ą
c
ą
si
ę
łatwiej i bardziej ogólnie u
ż
y
ć
i zastosowa
ć
; nie mo
ż
e
te
ż
operacja tak niesłychanie dla
ż
ycia doniosła, jak
ą
jest wnioskowanie o skutkach na
podstawie przyczyn, by
ć
powierzona niepewnym procesom rozumowania i argumentacji.
A je
ż
eli mo
ż
na by jeszcze o tym w
ą
tpi
ć
, gdy chodzi o człowieka, to gdy chodzi o istoty
nierozumne, rzecz wydaje si
ę
nie ulega
ć
w
ą
tpliwo
ś
ci; skoro za
ś
owa teza jest w pełni
uzasadniona w przypadku zwierz
ą
t, to według wszelkich prawideł analogii wiele
przemawia za tym,
ż
e nale
ż
y j
ą
przyj
ąć
ogólnie, bez wyj
ą
tków i zastrze
ż
e
ń
. Jedynie
przyzwyczajenie sprawia,
ż
e zwierz
ę
ta z rzeczy danej w postrze
ż
eniu zmysłowym
wnosz
ą
o istnieniu tego, co stale rzeczy tej towarzyszy, i przyzwyczajenie wła
ś
nie ka
ż
e
ich wyobra
ź
ni na widok jednego zjawiska przedstawia
ć
sobie drugie w osobliwy ów
sposób, który zwiemy prze
ś
wiadczeniem. Nie mo
ż
na poda
ć
innego wytłumaczenia tej
operacji znamionuj
ą
cej wszystkie, zarówno wy
ż
sze, jak ni
ż
sze rodzaje istot czuj
ą
cych,
które znajduj
ą
si
ę
w zasi
ę
gu naszej obserwacji. (...)
Chocia
ż
jednak zwierz
ę
ta czerpi
ą
wielk
ą
cz
ęść
swej wiedzy z do
ś
wiadczenia, niemał
ą
cz
ęść
otrzymuj
ą
wprost z r
ę
ki przyrody; ta cz
ęść
ich wiedzy przewy
ż
sza znacznie zakres
poj
ę
tno
ś
ci, któr
ą
przejawiaj
ą
w zwykłych warunkach, i przy najdłu
ż
szym stosowaniu i
do
ś
wiadczeniu mało albo wcale si
ę
nie doskonali. Nazywamy j
ą
instynktem i jeste
ś
my
nader skłonni podziwia
ć
j
ą
jako co
ś
bardzo nadzwyczajnego i nie daj
ą
cego si
ę
wytłumaczy
ć
ż
adnym dociekaniem rozumu ludzkiego. Ale podziw nasz mo
ż
e zniknie albo
zmaleje, gdy zwa
ż
ymy,
ż
e wła
ś
nie to oparte na do
ś
wiadczeniu rozumowanie, które jest
Strona 29 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
wspólne nam i zwierz
ę
tom i od którego zale
ż
y całe post
ę
powanie w
ż
yciu, nie jest niczym
innym ni
ż
rodzajem instynktu lub mechanicznej siły, która działa w nas, cho
ć
jej nie
znamy, i któr
ą
w jej głównych czynno
ś
ciach nie kieruj
ą
owe stosunki czy porównania idei,
b
ę
d
ą
ce wła
ś
ciwym przedmiotem naszych władz intelektualnych. Cho
ć
instynkty te ró
ż
ni
ą
si
ę
od siebie, przecie
ż
jednak to, co uczy człowieka unika
ć
ognia, jest tak samo
instynktem jak to, co uczy ptaka tak dokładnie sztuki wysiadywania jaj oraz całej
ekonomii i porz
ą
dku wychowania młodych.
Rozdział X
O CUDACH
Cz
ęść
I
W pismach Dra Tillotsona znajduje si
ę
argument przeciw rzeczywistej obecno
ś
ci,
nacechowany tak
ą
zwi
ę
zło
ś
ci
ą
, zgrabno
ś
ci
ą
i sił
ą
, jaka w ogóle da si
ę
pomy
ś
le
ć
w
wywodzie skierowanym przeciw nauce tak mało zasługuj
ą
cej na powa
ż
ne odparcie. Jest
rzecz
ą
powszechnie uznan
ą
, powiada ów uczony prałat,
ż
e powaga zarówno Pisma
ś
wi
ę
tego, jak tradycji, opiera si
ę
wył
ą
cznie na
ś
wiadectwie apostołów, naocznych
ś
wiadków tych cudów, za pomoc
ą
których nasz Zbawiciel potwierdzał swe boskie
posłannictwo. (...)
Chocia
ż
do
ś
wiadczenie jest naszym jedynym przewodnikiem w rozumowaniu
dotycz
ą
cym faktów, trzeba przyzna
ć
,
ż
e przewodnik ten nie jest pod ka
ż
dym wzgl
ę
dem
nieomylny, lecz mo
ż
e nas w niektórych przypadkach wprowadzi
ć
w bł
ą
d. Je
ż
eli kto
ś
spodziewa si
ę
w naszym klimacie lepszej pogody w którym
ś
tygodniu czerwca ani
ż
eli
grudnia, rozumuje trafnie i zgodnie z do
ś
wiadczeniem, cho
ć
niew
ą
tpliwie mo
ż
e si
ę
zdarzy
ć
,
ż
e si
ę
pomyli. (...)
Człowiek roztropny dostosowuje zatem prze
ś
wiadczenie do mocy dowodowej. We
wnioskach opartych na do
ś
wiadczeniu niezawodnym oczekuje zjawiska z maksymaln
ą
pewno
ś
ci
ą
, widz
ą
c w do
ś
wiadczeniu minionym niezbity dowód tego,
ż
e zjawisko to
zaistnieje w przyszło
ś
ci. W innych razach post
ę
puje z wi
ę
ksz
ą
ostro
ż
no
ś
ci
ą
; porównuje
do
ś
wiadczenia przeciwne, zastanawia si
ę
, za czym przemawia wi
ę
ksza ilo
ść
do
ś
wiadcze
ń
i ku tej te
ż
stronie si
ę
skłania, nie bez w
ą
tpliwo
ś
ci i waha
ń
; a gdy
ostatecznie s
ą
d swój ustali, moc dowodowa nie wykracza poza to, co nazywamy
prawdopodobie
ń
stwem. (...)
(...) Skoro jest zasad
ą
ogóln
ą
,
ż
e pomi
ę
dzy przedmiotami nie ma wykrywalnego zwi
ą
zku
i
ż
e wszystkie wnioski, jakie mo
ż
na na podstawie jednych przedmiotów wyprowadzi
ć
o
innych, opieraj
ą
si
ę
wył
ą
cznie na do
ś
wiadczeniu stałego i regularnego poł
ą
czenia, to jest
rzecz
ą
oczywist
ą
, i
ż
nie powinni
ś
my wył
ą
cza
ć
spod tej zasady
ś
wiadectwa ludzkiego,
którego zwi
ą
zek z jakim
ś
zdarzeniem wydaje si
ę
sam w sobie równie mało konieczny jak
wszystkie zwi
ą
zki. (...)
Otó
ż
skoro moc dowodowa relacji i
ś
wiadectw ludzkich opiera si
ę
na minionym
do
ś
wiadczeniu, przeto odpowiednio do tego do
ś
wiadczenia przybiera rozmait
ą
warto
ść
i
uwa
ż
ana bywa za dowód b
ą
d
ź
prawdy, b
ą
d
ź
prawdopodobie
ń
stwa, stosownie do tego,
czy poł
ą
czenie mi
ę
dzy jak
ąś
okre
ś
lon
ą
relacj
ą
a obiektem jest stałe czy zmienne. (...)
W przypadku, którym si
ę
obecnie zajmujemy, ta niezgodno
ść
materii dowodowej
(contrariety of evidence) mo
ż
e wynika
ć
z kilku ró
ż
nych przyczyn: z przeciwie
ń
stwa
niezgodnych ze sob
ą
ś
wiadectw, z charakteru i liczby
ś
wiadków, ze sposobu, w jaki
zło
ż
yli
ś
wiadectwo, albo te
ż
z poł
ą
czenia wszystkich tych okoliczno
ś
ci. Fakt jaki
ś
wydaje
nam si
ę
podejrzany, je
ż
eli
ś
wiadkowie wzajem sobie przecz
ą
, je
ż
eli jest ich niewielu albo
je
ż
eli ich charakter budzi pewne w
ą
tpliwo
ś
ci, je
ż
eli maj
ą
interes w przedstawieniu sprawy
Strona 30 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
tak, jak j
ą
przedstawiaj
ą
, je
ż
eli składaj
ą
ś
wiadectwo z wahaniem albo, na odwrót, w
ś
ród
zbyt stanowczych zapewnie
ń
. Istniej
ą
liczne inne tego typu okoliczno
ś
ci, które mog
ą
osłabi
ć
lub zniszczy
ć
sił
ę
argumentów powołuj
ą
cych si
ę
na
ś
wiadectwo ludzkie.
Przypu
ść
my np.,
ż
e fakt, którego autentyczno
ść
ś
wiadectwo usiłuje wykaza
ć
, ma w sobie
co
ś
nadzwyczajnego i cudownego; warto
ść
dowodowa
ś
wiadectwa mo
ż
e w takim
wypadku ulec wi
ę
kszemu lub mniejszemu osłabieniu, w zale
ż
no
ś
ci od tego, czy fakt jest
mniej czy bardziej niezwykły. Je
ż
eli pokładamy jakie
ś
w ogóle zaufanie w tym, co mówi
ą
ś
wiadkowie i historycy, to dzieje si
ę
tak nie dlatego, jakoby
ś
my postrzegali a priori jaki
ś
zwi
ą
zek mi
ę
dzy
ś
wiadectwem a rzeczywisto
ś
ci
ą
, lecz dlatego,
ż
e przywykli
ś
my
stwierdza
ć
mi
ę
dzy nimi zgodno
ść
. Kiedy jednak
ż
e fakt, którego dotyczy
ś
wiadectwo,
nale
ż
y do kategorii zjawisk rzadko podpadaj
ą
cych pod nasz
ą
obserwacj
ę
, wywi
ą
zuje si
ę
walka dwóch przeciwstawnych do
ś
wiadcze
ń
- jedno w miar
ę
swej siły niweczy drugie, a
do
ś
wiadczenie posiadaj
ą
ce przewag
ę
mo
ż
e działa
ć
na umysł jedynie z tak
ą
sił
ą
, jaka mu
pozostaje. Dokładnie ta sama zasada do
ś
wiadczenia, która daje nam, w pewnym
stopniu, poczucie pewno
ś
ci co do wiarygodno
ś
ci
ś
wiadectwa, w tym wypadku daje nam
tak
ż
e, w innym stopniu, poczucie pewno
ś
ci co do niewiarygodno
ś
ci faktu, którego
autentyczno
ść
usiłuje ono wykaza
ć
; z tej sprzeczno
ś
ci wynika nieuchronnie pewna
przeciwwaga i wzajemne niweczenie si
ę
prze
ś
wiadcze
ń
i autorytetów. (...)
Ów ksi
ążę
indyjski, który nie chciał uwierzy
ć
pierwszym wie
ś
ciom o skutkach mrozu,
rozumował trafnie; trzeba było oczywi
ś
cie bardzo przekonuj
ą
cego
ś
wiadectwa, aby
nakłoni
ć
go do uznania faktów wynikaj
ą
cych z nieznanych mu zjawisk przyrody i tak
bardzo niepodobnych do tego, o czym mówiło mu stałe i jednostajne do
ś
wiadczenie.
Cho
ć
owe fakty nie sprzeciwiały si
ę
temu do
ś
wiadczeniu, nie były jednak z nim zgodne.
(...)
Cud jest zakłóceniem praw przyrody, a poniewa
ż
prawa te opieraj
ą
si
ę
na
niewzruszonym i niezmiennym do
ś
wiadczeniu, przeto dowód, jakiego przeciw cudowi
dostarcza sama natura faktu, jest tak pełny, jak tylko mo
ż
na sobie w ogóle wyobrazi
ć
jaki
ś
dowód z do
ś
wiadczenia. Dlaczego jest rzecz
ą
wi
ę
cej ni
ż
prawdopodobn
ą
,
ż
e
wszyscy ludzie musz
ą
umrze
ć
,
ż
e ołów sam z siebie nie mo
ż
e zawisn
ąć
w powietrzu,
ż
e
ogie
ń
spala drzewo i
ż
e go gasi woda, je
ś
li nie dlatego,
ż
e zjawiska te okazały si
ę
zgodne z prawami przyrody i
ż
e trzeba zakłócenia tych praw lub, innymi słowy, trzeba
cudu, aby im zapobiec? Nie uwa
ż
a si
ę
za cud niczego, co si
ę
zdarza w granicach
zwykłego porz
ą
dku przyrody. Nie jest cudem, je
ż
eli człowiek pozornie zupełnie zdrowy
nagle umrze; taki bowiem rodzaj
ś
mierci, cho
ć
jest mniej zwyczajny od innego, widuje si
ę
cz
ę
sto. Byłoby jednak cudem, gdyby umarły powrócił do
ż
ycia; tego bowiem nie widziano
nigdy i nigdzie. Musi zatem istnie
ć
jednostajne do
ś
wiadczenie przemawiaj
ą
ce przeciw
ka
ż
demu zdarzeniu cudownemu; inaczej zdarzenie nie zasługiwałoby na t
ę
nazw
ę
. A
poniewa
ż
jednostajne do
ś
wiadczenie ma znaczenie dowodu, przeto mamy tutaj
bezpo
ś
redni i całkowity dowód wynikaj
ą
cy z natury faktu przeciw istnieniu jakichkolwiek
cudów; i tylko dowód przeciwny, wyposa
ż
ony w wi
ę
ksz
ą
sił
ę
przekonuj
ą
c
ą
, mo
ż
e taki
dowód obali
ć
i uczyni
ć
cud wiarygodnym.
Wynika st
ą
d w sposób jasny (a jest to zasada ogólna, godna naszej uwagi),
ż
e "
ż
adne
ś
wiadectwo nie wystarcza do wykazania autentyczno
ś
ci cudu, je
ż
eli nie jest ono tego
rodzaju,
ż
e jego fałszywo
ść
byłaby wi
ę
kszym cudem ani
ż
eli fakt, który ma by
ć
na jego
podstawie wykazany, a nawet w tym wypadku argumenty wzajemnie si
ę
niwecz
ą
i
silniejszy daje nam pewno
ść
odpowiadaj
ą
c
ą
jedynie temu stopniowi siły, który pozostaje
po odj
ę
ciu siły argumentu słabszego". Je
ż
eli mi kto
ś
opowiada,
ż
e widział, jak umarłemu
przywrócono
ż
ycie, natychmiast my
ś
l
ę
sobie, czy jest rzecz
ą
bardziej prawdopodobn
ą
,
ż
e opowiadaj
ą
cy b
ą
d
ź
mnie wprowadza w bł
ą
d, b
ą
d
ź
sam został w bł
ą
d wprowadzony,
czy te
ż
ż
e fakt, o którym opowiada, istotnie zaszedł. Porównuj
ę
jeden cud z drugim i
stosownie do przewagi, któr
ą
po jednej z tych stron stwierdzam, spraw
ę
rozstrzygam,
Strona 31 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
odrzucaj
ą
c zawsze cud wi
ę
kszy. Je
ż
eliby fałszywo
ść
ś
wiadectwa była czym
ś
bardziej
cudownym ani
ż
eli opowiedziany fakt, wtedy, ale dopiero wtedy,
ś
wiadcz
ą
cy mógłby
wymaga
ć
, abym mu podporz
ą
dkował swoje prze
ś
wiadczenie i s
ą
d.
Cz
ęść
II
W powy
ż
szym rozumowaniu przypuszczali
ś
my,
ż
e
ś
wiadectwo, na które powołuje si
ę
cud, mo
ż
e ewentualnie osi
ą
gn
ąć
warto
ść
pełnego dowodu i
ż
e fałszywo
ść
tego
ś
wiadectwa byłaby prawdziwym cudem. Łatwo jednak wykaza
ć
,
ż
e
ś
my w tym ust
ę
pstwie
byli o wiele za liberalni i
ż
e nigdy
ż
adnego cudownego zdarzenia nie stwierdzono w
sposób tak zupełnie oczywisty.
Albowiem, po pierwsze: Nie znajdzie si
ę
w całej historii cudu po
ś
wiadczonego przez
wystarczaj
ą
c
ą
liczb
ę
ludzi posiadaj
ą
cych tak niew
ą
tpliwy zdrowy rozs
ą
dek, takie
wychowanie i wykształcenie, które by nas upewniły,
ż
e sami w
ż
aden sposób nie ulegli
złudzeniu; ludzi o tak niew
ą
tpliwej prawo
ś
ci, i
ż
by mo
ż
na ich uwa
ż
a
ć
za wy
ż
szych ponad
wszelkie podejrzenie,
ż
e maj
ą
zamiar wprowadzenia innych w bł
ą
d; ludzi ciesz
ą
cych si
ę
u ogółu tak dobr
ą
sław
ą
i takim powa
ż
aniem, i
ż
by mieli bardzo wiele do stracenia na
wypadek, gdyby im wykazano jaki
ś
fałsz; ludzi po
ś
wiadczaj
ą
cych przy tym fakty, które
dokonały si
ę
w sposób tak jawny i w tak znanej cz
ęś
ci
ś
wiata,
ż
e wyj
ś
cie na jaw fałszu
byłoby nieuniknione; a przecie
ż
wszystkie te czynniki s
ą
nieodzowne, aby wzbudzi
ć
w
nas pełne zaufanie w
ś
wiadectwo ludzkie.
Po drugie: Mo
ż
emy w naturze ludzkiej zauwa
ż
y
ć
pewien pierwiastek, o którym, je
ś
li go
ś
ci
ś
le zbadamy, przekonamy si
ę
,
ż
e musi niezmiernie osłabi
ć
wiar
ę
we wszelkiego
rodzaju cuda, jak
ą
mogłoby wzbudzi
ć
w nas
ś
wiadectwo ludzkie. (...)
Jak łakomie słucha si
ę
cudownych sprawozda
ń
podró
ż
ników, ich opisu potworów
morskich i l
ą
dowych, opowie
ś
ci o bajecznych przygodach, zadziwiaj
ą
cych ludach i
obyczajach! A je
ż
eli z upodobaniem do cudów zł
ą
czy si
ę
duch religijny - ko
ń
czy si
ę
zdrowy rozs
ą
dek, a
ś
wiadectwo ludzkie traci w tych warunkach wszelk
ą
miarodajno
ść
.
Człowiek religijny mo
ż
e by
ć
marzycielem (enthusiast) i wyobra
ż
a
ć
sobie,
ż
e widzi to, co
jest nierzeczywiste; mo
ż
e wiedzie
ć
,
ż
e jego opowiadanie nie jest prawdziwe, a przecie
ż
trwa
ć
przy nim w najlepszej w
ś
wiecie intencji po to, aby przysłu
ż
y
ć
si
ę
tak
ś
wi
ę
tej
sprawie; albo te
ż
, nawet gdy nie ulega takiemu złudzeniu, działa na niego pró
ż
no
ść
,
która, podniecona tak wielk
ą
pokus
ą
, wywiera na niego wpływ silniejszy ni
ż
na ludzi w
innych warunkach; a tak samo działa miło
ść
własna. Ci, którzy go słuchaj
ą
, mog
ą
nie
mie
ć
i zwykle nie maj
ą
do
ść
rozs
ą
dku, aby zbada
ć
, o ile to, co mówi, jest zasadne; z tej
dozy rozs
ą
dku za
ś
, jak
ą
maj
ą
, rezygnuj
ą
z zasady, gdy chodzi o tego rodzaju wzniosłe i
tajemnicze sprawy. A gdyby nawet chcieli rzeczywi
ś
cie posłu
ż
y
ć
si
ę
rozs
ą
dkiem,
nami
ę
tno
ść
i rozogniona wyobra
ź
nia sprawiaj
ą
,
ż
e nie funkcjonuje on prawidłowo. Ich
łatwowierno
ść
pot
ę
guje zuchwalstwo opowiadaj
ą
cego, a zuchwalstwo opowiadaj
ą
cego
wzmaga ich łatwowierno
ść
.
Sztuka wymowy doprowadzona do szczytu pozostawia mało miejsca rozumowi i refleksji;
zwracaj
ą
c si
ę
w zupełno
ś
ci do wyobra
ź
ni i uczu
ć
, ujarzmia ch
ę
tnych słuchaczy i
podporz
ą
dkowuje sobie ich rozs
ą
dek. Na szcz
ęś
cie szczyt ten rzadko kiedy bywa
osi
ą
gany. Czego jednak taki Tuliusz czy Demostenes tylko z trudem mogli dokona
ć
z
audytorium rzymskim lub ate
ń
skim, to z ogółem ludzi potrafi zrobi
ć
pierwszy lepszy
kapucyn, pierwszy lepszy w
ę
drowny lub miejscowy kaznodzieja, przy czym osi
ą
ga efekt
lepszy, gdy
ż
porusza nami
ę
tno
ś
ci niewyszukane i pospolite.
Liczne przykłady oszuka
ń
czych cudów, proroctw i nadprzyrodzonych zdarze
ń
, które w
ci
ą
gu wszystkich wieków demaskowano na podstawie zaprzeczaj
ą
cych im
ś
wiadectw
albo które same si
ę
demaskuj
ą
przez sw
ą
niedorzeczno
ść
, dowodz
ą
w sposób
Strona 32 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
dostateczny wielkiego upodobania człowieka do rzeczy nadzwyczajnych i cudownych i
powinny, rozumie si
ę
, wzbudzi
ć
nieufno
ść
wobec wszelkich tego rodzaju relacji. (...)
Po trzecie: Silnej presumpcji przeciw wszelkim opowiadaniom o nadprzyrodzonych
zjawiskach i cudach dostarcza okoliczno
ść
, i
ż
obfituj
ą
w nie głównie ludy nieo
ś
wiecone i
barbarzy
ń
skie; je
ś
li za
ś
jakim
ś
tego rodzaju opowiadaniom daje do siebie przyst
ę
p naród
cywilizowany, to okazuje si
ę
z reguły,
ż
e przej
ą
ł je od nieo
ś
wieconych i barbarzy
ń
skich
przodków, którzy przekazali je wraz z ow
ą
sankcj
ą
nietykalno
ś
ci i powag
ą
, jaka
towarzyszy zawsze opartym na tradycji pogl
ą
dom. (...)
Dziwna to rzecz, powie mo
ż
e bystry czytelnik po przeczytaniu relacjonuj
ą
cych te cuda
historyków,
ż
e takie nadzwyczajne rzeczy nie zdarzaj
ą
si
ę
nigdy w naszych czasach. Ale
wcale, mam nadziej
ę
, nie jest dziwne to,
ż
e ludzie we wszystkich czasach kłami
ą
.
Musiałe
ś
zapewne spotka
ć
do
ść
przykładów tej ułomno
ś
ci. Sam wiele razy byłe
ś
ś
wiadkiem, jak rodziły si
ę
opowie
ś
ci o cudach, które wszyscy ludzie m
ą
drzy i bystrzy
przyjmowali z szyderstwem, a które na koniec porzucał nawet i szary tłum. B
ą
d
ź
przekonany,
ż
e owe gło
ś
ne kłamstwa, które rozkrzewiły si
ę
i rozwin
ę
ły do tak potwornych
rozmiarów, miały pocz
ą
tki podobne; padłszy jednak na odpowiedniejszy grunt, wyrosły
na koniec na cuda równe nieomal tym, o których opowiadaj
ą
. (...)
Jako czwarty powód, osłabiaj
ą
cy wiarygodno
ść
cudów, chciałbym wskaza
ć
i t
ę
okoliczno
ść
, i
ż
za
ż
adnym z nich, nawet je
ś
li nie został dot
ą
d wyra
ź
nie zdemaskowany,
nie przemawia
ś
wiadectwo, któremu nie sprzeciwiałaby si
ę
wielka ilo
ść
ś
wiadków, tak
ż
e
nie tylko cud niweczy wiarygodno
ść
ś
wiadectwa, ale tak
ż
e
ś
wiadectwo niweczy samo
siebie. Aby to ja
ś
niej wytłumaczy
ć
, zwa
ż
my,
ż
e w kwestiach religijnych wszystko to, co
jest ró
ż
ne, jest sobie przeciwne, i
ż
e jest rzecz
ą
niemo
ż
ebn
ą
, aby religie staro
ż
ytnego
Rzymu, Turcji, Syjamu i Chin były wszystkie razem oparte na niewzruszonej podstawie.
Tak samo wi
ę
c jak ka
ż
dy cud, do którego ro
ś
ci sobie prawo jedna z tych religii (a
wszystkie one obfituj
ą
w cuda), zmierza bezpo
ś
rednio do uzasadnienia tego systemu, do
którego nale
ż
y, tak te
ż
w równej mierze, cho
ć
w sposób bardziej po
ś
redni, słu
ż
y obaleniu
ka
ż
dego innego systemu. Obalaj
ą
c system współzawodnicz
ą
cy, obala zarazem
wiarygodno
ść
cudów, na których system ten został oparty, tak
ż
e cuda ró
ż
nych religii
trzeba uwa
ż
a
ć
za fakty ze sob
ą
sprzeczne, a dowody (evidences) na ich rzecz, bez
wzgl
ę
du na to, czy s
ą
słabe, czy silne, za dowody, które si
ę
sobie nawzajem
przeciwstawiaj
ą
. (...)
Jednym z najlepiej po
ś
wiadczonych cudów całej
ś
wieckiej historii jest to, co Tacyt
opowiada o Wespazjanie:
ś
lin
ą
swoj
ą
uzdrowił w Aleksandrii
ś
lepca, a dotkni
ę
ciem
kalekiej nogi - kulawego, który posłuszny objawieniu boga Serapisa wypełnił jego
polecenie i udał si
ę
do Wespazjana po cudowne uzdrowienie. Opowiadanie to mo
ż
na
sobie przeczyta
ć
u owego znakomitego historyka. Ka
ż
dy szczegół zdaje si
ę
dodawa
ć
wagi takiemu
ś
wiadectwu i mógłby zosta
ć
szeroko rozwini
ę
ty z cał
ą
sił
ą
argumentacji i
wymowy, gdyby komu
ś
dzisiaj na tym zale
ż
ało, by przeprowadzi
ć
dowód tego wygasłego
i bałwochwalczego zabobonu: - Wi
ę
c powaga, rzetelno
ść
, wiek i prawo
ść
tak wielkiego
cesarza, który przez całe
ż
ycie swobodnie przestawał z przyjaciółmi i dworzanami i nie
przybierał nigdy owych póz bosko
ś
ci, w które stroili si
ę
Aleksander i Demetriusz. -
Historyk, pisarz współczesny, znany z nieskazitelno
ś
ci i prawdomówno
ś
ci, a nadto mo
ż
e
najwi
ę
kszy i najprzenikliwszy geniusz całego
ś
wiata staro
ż
ytnego, tak dalece nieskłonny
do łatwowierno
ś
ci,
ż
e ci
ąż
y na nim nawet zarzut przeciwny - ateizmu i bezbo
ż
no
ś
ci.
Osoby, na których powadze opiera swoj
ą
relacj
ę
o cudzie, objawiaj
ą
ce, jak wolno
przypu
ś
ci
ć
, w swych s
ą
dach wyrobiony charakter i prawdomówno
ść
. - Naoczni
ś
wiadkowie zdarzenia, podtrzymuj
ą
cy swe zeznania, gdy ród Flawiuszów był ju
ż
pozbawiony tronu i nie mógł ju
ż
ż
adnymi nagrodami płaci
ć
za kłamstwo. (...) - Je
ś
li do
tego dodamy,
ż
e wedle relacji zdarzenia te miały si
ę
odby
ć
publicznie, to oka
ż
e si
ę
,
ż
e
Strona 33 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
niepodobna pomy
ś
le
ć
dowodu, który by silniej przemawiał za tak grubym i namacalnym
fałszem. (...)
Z pewno
ś
ci
ą
nigdy nie przypisywano nikomu wi
ę
kszej ilo
ś
ci cudów, ni
ż
miało to miejsce
w zwi
ą
zku z cudami, które ostatnimi czasy działy si
ę
rzekomo we Francji u grobu opata
Parisa, słynnego jansenisty, którego
ś
wi
ę
to
ś
ci
ą
tak długo zwodzono lud.
ś
e chorzy
odzyskuj
ą
zdrowie, głusi słuch,
ś
lepi wzrok - o tym wsz
ę
dzie mówiono jako o zwykłych
zjawiskach zachodz
ą
cych za spraw
ą
ś
wi
ę
tego owego grobu. Bardziej zdumiewa to,
ż
e
wiele z tych cudów stwierdzono na miejscu wobec s
ę
dziów o nieposzlakowanej
prawo
ś
ci,
ż
e potwierdzone one zostały przez
ś
wiadków wiarygodnych i wybitnych, w
wieku o
ś
wieconym i w najznakomitszej z istniej
ą
cych obecnie na
ś
wiecie miejscowo
ś
ci.
Ale to jeszcze nie wszystko: wydano i szeroko rozpowszechniono opis tych cudów, a
nawet jezuici, którzy przecie
ż
s
ą
korporacj
ą
uczon
ą
i ciesz
ą
si
ę
poparciem władzy, a przy
tym s
ą
zdecydowanymi przeciwnikami wierze
ń
, na których rzecz owe cuda miały si
ę
rzekomo dzia
ć
, nigdy nie potrafili ich w sposób stanowczy odeprze
ć
lub wyja
ś
ni
ć
(...).
Gdzie
ż
znajdziemy tak wielk
ą
liczb
ę
okoliczno
ś
ci stwierdzaj
ą
cych zgodnie jaki
ś
fakt? I
có
ż
mo
ż
emy przeciwstawi
ć
takiej chmarze
ś
wiadków prócz absolutnej niemo
ż
liwo
ś
ci,
czyli cudowno
ś
ci zdarze
ń
, o których opowiadaj
ą
? Ale ten jeden argument b
ę
dzie w
oczach wszystkich rozumnych ludzi uchodzi
ć
niew
ą
tpliwie za wystarczaj
ą
cy.
Czy
ż
słuszny jest wniosek,
ż
e poniewa
ż
pewnego: rodzaju
ś
wiadectwo ludzkie ma
olbrzymi
ą
doniosło
ść
i powag
ę
w pewnych przypadkach, np. je
ż
eli nam opowiada o
bitwie pod Filippi lub Farsalos, to z tego powodu wszelkie
ś
wiadectwo ludzkie musi we
wszystkich przypadkach mie
ć
tak
ą
sam
ą
doniosło
ść
i powag
ę
?
Przypu
ść
my,
ż
e zarówno stronnicy Cezara, jak Pompejusza przyznawaliby sobie
zwyci
ę
stwo w tych bitwach i
ż
e historycy ka
ż
dej ze stron w jednakowy sposób
przypisywaliby przewag
ę
własnej partii; jak
ż
eby ludzko
ść
mogła po takim upływie czasu
mi
ę
dzy nimi rozstrzygn
ąć
? Równie silne jest przeciwie
ń
stwo mi
ę
dzy cudami opisanymi
przez Herodota czy Plutarcha, a cudami, które podaje Mariana, Bede czy jakikolwiek inny
historyk zakonny.
Człowiek m
ą
dry okazuje bardzo akademick
ą
wiar
ę
wszelkiej relacji, która sprzyja
uczuciom relacjonuj
ą
cego, b
ą
d
ź
to sławi
ą
c jego ojczyzn
ę
, jego ród lub jego samego,
b
ą
d
ź
to zgadzaj
ą
c si
ę
w jakikolwiek inny sposób z wrodzonymi mu skłonno
ś
ciami i
pop
ę
dami. Ale czy
ż
jest wi
ę
ksza pokusa ni
ż
uchodzi
ć
za wysłannika, proroka, posła
ń
ca
niebios? Któ
ż
nie chciałby walczy
ć
z licznymi niebezpiecze
ń
stwami i trudno
ś
ciami, aby
zdoby
ć
tak wzniosł
ą
godno
ść
? A je
ż
eli kto
ś
wskutek pró
ż
no
ś
ci i podnieconej wyobra
ź
ni
sam siebie naprzód nawrócił i bierze teraz swoje urojenia na serio, czy
ż
b
ę
dzie si
ę
kiedy
wahał u
ż
y
ć
pobo
ż
nego oszustwa, by poprze
ć
spraw
ę
tak
ś
wi
ę
t
ą
i pełn
ą
zasługi?
Najmniejsza iskra mo
ż
e tutaj buchn
ąć
najwi
ę
kszym płomieniem, poniewa
ż
zawsze
znajdzie przygotowany materiał palny. Owo avidum genus auricularum, ów tłum gapiów,
przyjmie łakomie i bez zastanowienia wszystko, co schlebia zabobonowi i sprzyja cudom.
Ile
ż
to takich historii wykryto w ci
ą
gu wieków i wy
ś
miano w samym ich zarodku! A ile
ż
wi
ę
cej szumnie przez jaki
ś
czas rozgłaszano, by pó
ź
niej je porzuci
ć
i zapomnie
ć
! Gdzie
wi
ę
c kr
ążą
tego rodzaju opowie
ś
ci, wytłumaczenie zjawiska jest rzecz
ą
prost
ą
.
Post
ę
pujemy zgodnie z nie zmieniaj
ą
cym si
ę
do
ś
wiadczeniem i danymi obserwacji,
tłumacz
ą
c je znanymi i naturalnymi przyczynami - łatwowierno
ś
ci
ą
i urojeniem. Czy
ż
powinni
ś
my, zamiast odwoływa
ć
si
ę
do tak naturalnego wyja
ś
nienia, pogodzi
ć
si
ę
raczej
z my
ś
l
ą
o cudownym pogwałceniu najbardziej ustalonych praw przyrody?
Nie musz
ę
przypomina
ć
, jak trudno jest stwierdzi
ć
fałszywo
ść
informacji w sprawach
b
ą
d
ź
prywatnych, b
ą
d
ź
nawet publicznych, chocia
ż
dotycz
ą
rzeczy, które zaj
ść
miały na
Strona 34 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
miejscu. Có
ż
dopiero, gdy chodzi o sprawy cho
ć
by nieco bardziej odległe! Nawet
trybunał s
ą
dowy z całym autorytetem, cał
ą
ś
cisło
ś
ci
ą
i rozumem, jakie ma do dyspozycji,
znajduje si
ę
cz
ę
sto w kłopocie, gdy ma rozstrzygn
ąć
mi
ę
dzy prawd
ą
a fałszem
rozpatruj
ą
c całkiem niedawne czyny. Kwestia ta za
ś
nigdy nie zostanie rozstrzygni
ę
ta,
je
ż
eli powierzymy j
ą
zwykłym metodom sporów, kłótni i niepewnych wie
ś
ci, zwłaszcza
gdy po obu stronach działaj
ą
nami
ę
tno
ś
ci ludzkie.
Gdy zaczyna kiełkowa
ć
jaka
ś
nowa religia, ludzie m
ą
drzy i uczeni uwa
ż
aj
ą
rzecz zwykle
za zbyt błah
ą
, by zasługiwała na ich uwag
ę
. A gdy pó
ź
niej zapragn
ą
ujawni
ć
oszustwo,
aby otworzy
ć
otumanionemu tłumowi oczy, min
ę
ła ju
ż
pora po temu, a dokumenty i
ś
wiadectwa, które mogłyby spraw
ę
wyja
ś
ni
ć
, zagin
ę
ły bezpowrotnie.
Nie dysponujemy
ż
adnymi innymi
ś
rodkami wykrycia fałszywo
ś
ci
ś
wiadectwa prócz tych,
które trzeba wydoby
ć
z samych wła
ś
nie
ś
wiadectw, a
ś
rodki te, chocia
ż
zawsze
skuteczne w r
ę
kach m
ą
drych i
ś
wiadomych rzeczy, bywaj
ą
zazwyczaj zbyt subtelne, by
mogły by
ć
zrozumiałe dla ludzi niewykształconych.
Ogólnie wi
ę
c mówi
ą
c, okazuje si
ę
,
ż
e
ż
adne
ś
wiadectwo za jakiegokolwiek rodzaju
cudem nigdy nie osi
ą
ga
prawdopodobie
ń
stwa, a tym mniej siły dowodu; dalej,
ż
e gdyby
nawet osi
ą
gn
ę
ło t
ę
sił
ę
, przeciwstawia mu si
ę
inny dowód, wynikaj
ą
cy z samej natury
faktu, którego autentyczno
ść
ś
wiadectwo usiłuje wykaza
ć
. Jedynie do
ś
wiadczenie nadaje
powag
ę
ludzkiemu
ś
wiadectwu; jest to to samo do
ś
wiadczenie, które upewnia nas o
prawach przyrody. Gdzie tedy oba te rodzaje do
ś
wiadczenia sprzeciwiaj
ą
si
ę
sobie, nie
pozostaje nam nic innego, jak odj
ąć
jedno od drugiego i skłoni
ć
si
ę
do jednego lub
drugiego pogl
ą
du z takim poczuciem pewno
ś
ci, jakie wynika z ró
ż
nicy. W my
ś
l jednak
wyłuszczonej tutaj zasady, odejmowanie to, gdy chodzi o wszystkie religie obiegowe,
równa si
ę
zupełnemu unicestwieniu. Dlatego mo
ż
na przyj
ąć
jako norm
ę
,
ż
e
ż
adne
ś
wiadectwo ludzkie nie mo
ż
e mie
ć
takiej siły, aby udowodni
ć
cud i uczyni
ć
go prawowit
ą
podstaw
ą
systemu religijnego. (...)
(...) Naj
ś
wi
ę
tsza nasza religia opiera si
ę
na wierze, nie na rozumie (...). Aby rzecz t
ę
lepiej unaoczni
ć
, zanalizujemy cuda, o których opowiada Pismo
ś
wi
ę
te;
ż
eby za
ś
nie
zgubi
ć
si
ę
na polu zbyt obszernym, ograniczmy si
ę
do cudów, o których czytamy w
Pi
ę
cioksi
ę
gu, przy czym zgodnie z zasadami owych rzekomych chrze
ś
cijan potraktujemy
to dzieło nie jako słowo lub
ś
wiadectwo samego Boga, lecz jako czysto ludzki wytwór
pisarzy i historyków. Mamy tu wi
ę
c przede wszystkim do czynienia z ksi
ę
g
ą
przekazan
ą
nam przez lud barbarzy
ń
ski i nieo
ś
wiecony, napisan
ą
w okresie, gdy lud ów tkwił w
jeszcze gł
ę
bszym barbarzy
ń
stwie, i według wszelkiego prawdopodobie
ń
stwa - w bardzo
długi czas po faktach, które relacjonuje, nie potwierdzon
ą
przez
ż
adne zbie
ż
ne z ni
ą
ś
wiadectwo i przypominaj
ą
c
ą
owe bajeczne opowie
ś
ci, które ka
ż
dy naród snuje o swoich
pocz
ą
tkach. Czytaj
ą
c t
ę
ksi
ę
g
ę
widzimy,
ż
e obfituje w rzeczy cudowne i nadprzyrodzone.
Opowiada o stanie
ś
wiata i natury ludzkiej zupełnie odmiennym od obecnego; o upadku,
który nas tego stanu pozbawił; o wieku ludzkim si
ę
gaj
ą
cym prawie tysi
ą
ca lat; o
zniszczeniu
ś
wiata przez potop; o arbitralnym wyznaczeniu jednego narodu na
wybra
ń
ców niebios, przy czym naród ten to ziomkowie autora; o wybawieniu owego
narodu z niewoli przez cuda tak zdumiewaj
ą
ce, jak to sobie tylko mo
ż
na wyobrazi
ć
.
Chciałbym, aby kto
ś
z r
ę
k
ą
na sercu i po, powa
ż
nym namy
ś
le o
ś
wiadczył, czy s
ą
dzi,
ż
e
fałszywo
ść
tego rodzaju ksi
ę
gi, popartej tego rodzaju
ś
wiadectwem, byłaby czym
ś
bardziej niezwykłym i cudownym od cudów, które zostały w niej opisane; co wszak
ż
e, w
my
ś
l podanego powy
ż
ej kryterium prawdopodobie
ń
stwa, stanowi warunek konieczny
tego, by móc ksi
ąż
k
ę
t
ę
zaakceptowa
ć
.
To, co
ś
my powiedzieli o cudach, mo
ż
e by
ć
bez zmian zastosowane tak
ż
e do proroctw;
wszelkie proroctwa s
ą
wszak rzeczywistymi cudami i tylko jako cuda mog
ą
uchodzi
ć
za
dowody objawienia. Gdyby przepowiadanie przyszło
ś
ci nie przekraczało przyrodzonych
Strona 35 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
zdolno
ś
ci ludzkich, byłoby niedorzeczno
ś
ci
ą
powoływa
ć
si
ę
na jakiekolwiek proroctwo
jako argument przemawiaj
ą
cy za posłannictwem boskim lub za powag
ą
nadan
ą
przez
niebiosa. Ogółem wi
ę
c wzi
ą
wszy, mo
ż
emy stwierdzi
ć
w konkluzji,
ż
e religii
chrze
ś
cija
ń
skiej towarzyszyły cuda nie tylko w jej pocz
ą
tkach, lecz
ż
e tak
ż
e dzisiaj
ż
aden
rozumny człowiek nie mo
ż
e w ni
ą
wierzy
ć
bez cudu. Sam rozum nie wystarcza, aby nas
przekona
ć
o jej prawdziwo
ś
ci. A kogokolwiek pobudza do jej przyj
ę
cia wiara, ten
ś
wiadom jest dziej
ą
cego si
ę
w nim samym nieustaj
ą
cego cudu, który obala wszystkie
zasady jego rozumu i zniewala go do akceptacji rzeczy całkowicie sprzecznych z
nawykiem i do
ś
wiadczeniem.
Rozdział XI
O SZCZEGÓLNEJ OPATRZNO
Ś
CI I O
ś
YCIU PRZYSZŁYM
Wdałem si
ę
niedawno w rozmow
ę
z przyjacielem, który lubuje si
ę
w paradoksach
sceptycznych. (...)
Rozmowa rozpocz
ę
ła si
ę
od tego,
ż
e wyraziłem podziw dla osobliwie szcz
ęś
liwego losu
filozofii, która potrzebuj
ą
c przed wszystkimi innymi przywilejami zupełnej wolno
ś
ci, a
kwitn
ą
c głównie dzi
ę
ki swobodnemu
ś
cieraniu si
ę
stanowisk i argumentów, zrodziła si
ę
po raz pierwszy w epoce i w kraju wolno
ś
ci i tolerancji, niekr
ę
powana nawet w swych
najdziwaczniejszych pogl
ą
dach
ż
adnymi wierzeniami, wyznaniem czy kodeksem karnym.
Pomin
ą
wszy bowiem wygnanie Protagorasa i
ś
mier
ć
Sokratesa, która miała po cz
ęś
ci i
inne podło
ż
e, trudno wła
ś
ciwie w dziejach staro
ż
ytnych o przykłady owej zawistnej
bigoterii, dr
ę
cz
ą
cej w tak wysokim stopniu nasz wiek. Epikur a
ż
do pó
ź
nej staro
ś
ci
mieszkał spokojnie w Atenach; epikurejczyków dopuszczano nawet do godno
ś
ci
kapła
ń
skiej (...).
Podziwiasz, odrzekł mój przyjaciel, jako całkiem osobliwe szcz
ęś
cie filozofii to, co, jak si
ę
zdaje, wynika z naturalnego biegu rzeczy i jest nieuniknionym zjawiskiem, jakikolwiek
byłby to wiek i naród. Ta uparta bigoteria, na któr
ą
si
ę
u
ż
alasz jako na rzecz tak dla
filozofii fataln
ą
, jest w istocie rzeczy jej córk
ą
, która, poł
ą
czywszy si
ę
z zabobonem,
zupełnie odsuwa si
ę
od spraw swej matki i staje si
ę
jej najzaci
ę
tszym wrogiem i
prze
ś
ladowc
ą
. (...) gdy min
ę
ły pierwsze burze wywołane nowymi paradoksami i
zasadami filozofów, nauczyciele ci zawsze od tej pory przez cał
ą
staro
ż
ytno
ść
zdawali
si
ę
ż
y
ć
w wielkiej zgodzie z ugruntowanym zabobonem dziel
ą
c ludzko
ść
starannie na
dwie cz
ęś
ci: dla wykształconych i m
ą
drych przeznaczali filozofi
ę
, religi
ę
za
ś
oddali na
własno
ść
nieo
ś
wieconemu ludowi. (...)
Chciałbym, odpowiedziałem, aby
ś
spróbował swej wymowy na tak niezwykłym temacie i
wypowiedział mow
ę
w obronie Epikura (...).
W takich warunkach, odrzekł, rzecz nie byłaby trudna; je
ż
eli chcesz, b
ę
d
ę
przez chwil
ę
uwa
ż
ał si
ę
za Epikura, a ciebie potraktuj
ę
jako lud ate
ń
ski i wypowiem tak
ą
mow
ę
,
ż
e
cała urna wypełni si
ę
biał
ą
fasol
ą
i nie znajdzie si
ę
ani jedno czarne ziarnko,
ż
eby
ucieszy
ć
zło
ś
liwo
ść
moich przeciwników.
Doskonale; uczy
ń
wi
ę
c, jake
ś
my uło
ż
yli.
Ate
ń
czycy! Przybywam tutaj, by usprawiedliwi
ć
przed waszym gronem nauki, które
głosiłem w mojej szkole i widz
ę
,
ż
e zamiast rozprawia
ć
ze spokojnymi i wolnymi od
nami
ę
tno
ś
ci badaczami, stoj
ę
wobec oskar
ż
e
ń
zaciekłych przeciwników. Wasza uwaga,
która naprawd
ę
powinna si
ę
kierowa
ć
ku zagadnieniom dobra publicznego i interesom
republiki, odbiega oto ku roztrz
ą
saniom filozofii spekulatywnej; i te imponuj
ą
ce cho
ć
mo
ż
e bezowocne dociekania zajmuj
ą
miejsce waszych bardziej powszednich, lecz i
bardziej po
ż
ytecznych zaj
ęć
. O ile to jednak ode mnie zale
ż
y, pragn
ę
temu nadu
ż
yciu
Strona 36 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
zapobiec. Nie b
ę
dziemy tutaj rozprawiali o powstaniu i rz
ą
dach
ś
wiatów. Zastanowimy
si
ę
tylko nad tym, jak dalece tego rodzaju zagadnienia wi
ążą
si
ę
z dobrem publicznym. A
je
ż
eli potrafi
ę
was przekona
ć
,
ż
e s
ą
one rzecz
ą
dla spokoju społecznego i dla
bezpiecze
ń
stwa rz
ą
du zupełnie oboj
ę
tn
ą
, to natychmiast, jak si
ę
spodziewani, ode
ś
lecie
nas do naszych szkół, aby
ś
my tam dowoli rozpatrywali to najsubtelniejsze, a zarazem
najbardziej spekulatywne zagadnienie wszelkiej filozofii.
Religijnie usposobieni filozofowie, nie zadowalaj
ą
c si
ę
tradycj
ą
waszych przodków ani
naukami kapłanów (co do mnie, ch
ę
tnie si
ę
na to wszystko godz
ę
), folguj
ą
niewczesnej
ciekawo
ś
ci próbuj
ą
c ustali
ć
, w jakiej mierze potrafi
ą
religi
ę
uzasadni
ć
przy pomocy zasad
rozumu; tym sposobem za
ś
, zamiast usun
ąć
- budz
ą
w
ą
tpliwo
ś
ci wyłaniaj
ą
ce si
ę
naturalnym biegiem rzeczy z pilnych i sumiennych roztrz
ą
sa
ń
. W barwach
najwspanialszych opisuj
ą
ład, pi
ę
kno i m
ą
dre urz
ą
dzenie wszech
ś
wiata, a nast
ę
pnie
pytaj
ą
, czy tak
ś
wietny objaw inteligencji mo
ż
e by
ć
dziełem przypadkowego zetkni
ę
cia
si
ę
atomów albo czy
ś
lepy traf mógł wytworzy
ć
rzeczy, dla których najwi
ę
kszy nawet
geniusz nie znajdzie do
ść
słów podziwu. Nie b
ę
d
ę
badał słuszno
ś
ci tego argumentu.
Przyznam,
ż
e jest tak silny, jak tego tylko pragn
ąć
mog
ą
moi przeciwnicy i oskar
ż
yciele.
Wystarczy, je
ż
eli potrafi
ę
na podstawie samego tego rozumowania wykaza
ć
,
ż
e
zagadnienie jest czysto spekulatywne i
ż
e odrzucaj
ą
c w moich filozoficznych
roztrz
ą
saniach opatrzno
ść
i
ż
ycie przyszłe, nie podkopuj
ę
podstaw społecze
ń
stwa, lecz
głosz
ę
pogl
ą
dy, o których nawet oni, wychodz
ą
c ze swoich własnych zało
ż
e
ń
i rozumuj
ą
c
konsekwentnie, musz
ą
powiedzie
ć
,
ż
e s
ą
rzetelne i nale
ż
ycie uzasadnione.
Otó
ż
wy, oskar
ż
yciele moi, uznajecie,
ż
e główny albo i jedyny argument przemawiaj
ą
cy
za istnieniem Boga (czego nigdy nie podawałem w w
ą
tpliwo
ść
) opiera si
ę
na panuj
ą
cym
w
ś
wiecie ładzie; wida
ć
w nim bowiem takie oznaki inteligencji i
ś
wiadomo
ś
ci celów,
ż
e
uwa
ż
acie to za rzecz nierozs
ą
dn
ą
, je
ż
eli za przyczyn
ę
tego wszystkiego przyjmuje si
ę
b
ą
d
ź
przypadek, b
ą
d
ź
ś
lep
ą
i niczym nie kierowan
ą
sił
ę
materialn
ą
. Przyznajecie,
ż
e jest
to argument post
ę
puj
ą
cy od skutków do przyczyn. Na podstawie ładu cechuj
ą
cego dzieło
wnosicie,
ż
e ten, kto je sporz
ą
dził, musiał je zaprojektowa
ć
i obmy
ś
li
ć
z góry. Je
ż
eli nie
potraficie my
ś
li tej obroni
ć
, to, jak przyznajecie, konkluzja wasza upada; nie twierdzicie
równie
ż
, jakoby konkluzj
ę
ow
ą
mo
ż
na było posun
ąć
poza to, do czego upowa
ż
niaj
ą
zjawiska przyrody. Oto wasze ust
ę
pstwa. Wi
ę
c zwa
ż
cie, prosz
ę
, co z tego wynika.
Je
ż
eli na podstawie skutku wnosimy o jakiej
ś
konkretnej przyczynie, musimy
przestrzega
ć
wła
ś
ciwej mi
ę
dzy nimi proporcji; nie wolno nam nigdy przypisywa
ć
przyczynie jakichkolwiek własno
ś
ci prócz tych, które akurat wystarczaj
ą
do wywołania
skutku. (...)
Przyznaj
ą
c zatem,
ż
e twórcami bytu albo ładu wszech
ś
wiata s
ą
bogowie, otrzymujemy
wniosek,
ż
e posiadaj
ą
dokładnie taki stopie
ń
mocy, inteligencji i dobroci, jaki si
ę
przejawia w ich dziele; niczego wi
ę
cej tym sposobem dowie
ść
nie mo
ż
na, chyba
ż
e
przywołamy na pomoc przesad
ę
i pochlebstwo, aby wypełni
ć
braki dowodzenia i
rozumowania. (...)
Widzicie w
ś
wiecie pewne zjawiska. Szukacie przyczyny lub sprawcy. Wyobra
ż
acie
sobie,
ż
e
ś
cie go znale
ź
li. Nast
ę
pnie tak si
ę
rozmiłowujecie w tym płodzie waszego
mózgu,
ż
e sobie wyobra
ż
acie, i
ż
sprawca ów musiał wytworzy
ć
co
ś
wi
ę
kszego i bardziej
doskonałego od tego, co sami widzimy, a co tak pełne jest zła i nieładu. Zapominacie,
ż
e
ta najwy
ż
sza inteligencja i dobro
ć
s
ą
czym
ś
całkowicie wyimaginowanym, a przynajmniej
rozumowo bezzasadnym, i
ż
e nie macie prawa przypisywa
ć
temu sprawcy
ż
adnych
własno
ś
ci, prócz tych, które naprawd
ę
, jak sami widzicie, objawił i wyraził w swoich
tworach. Pozwólcie tedy, filozofowie, aby wasi bogowie odpowiadali obecnemu
wygl
ą
dowi
ś
wiata i nie próbujcie wygl
ą
du tego zmienia
ć
przy pomocy dowolnych
Strona 37 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
przypuszcze
ń
tak, by lepiej odpowiadał atrybutom, które tak ochoczo przypisujecie swoim
bóstwom. (...)
St
ą
d to pochodz
ą
wszystkie owe daremne usiłowania zmierzaj
ą
ce do wyja
ś
nienia tego,
co nam si
ę
w
ś
wiecie przedstawia jako zło, i do ocalenia honoru bogów, skoro musimy
uzna
ć
rzeczywisto
ść
zła i nieładu, w co
ś
wiat tak bardzo obfituje. Uparte i oporne
własno
ś
ci materii, przestrzeganie ogólnych praw albo jakie
ś
inne tego rodzaju racje - oto,
jak powiadaj
ą
, jedyna przyczyna, która ograniczała moc i dobro
ć
Jowisza i kazała mu
uczyni
ć
człowieka i wszelkie czuj
ą
ce stworzenie tak niedoskonałym i nieszcz
ęś
liwym.
Widocznie wi
ę
c atrybuty te przyjmuje si
ę
z góry jako dowiedzione w ich najszerszym
zakresie. I przyznaj
ę
,
ż
e przy takim zało
ż
eniu tego rodzaju domysły mog
ą
przedstawia
ć
si
ę
jako prawdopodobne wyja
ś
nienie istniej
ą
cego w
ś
wiecie zła. Ale znowu si
ę
pytam:
Dlaczego uwa
ż
a
ć
atrybuty te za dowiedzione albo dlaczego przypisywa
ć
przyczynie inne
własno
ś
ci ani
ż
eli te, które istotnie przejawiaj
ą
si
ę
w skutku? Po co torturowa
ć
mózg, by
usprawiedliwi
ć
porz
ą
dek
ś
wiata na podstawie zało
ż
e
ń
, które, o ile wiadomo, mog
ą
by
ć
całkowitym urojeniem i których
ś
ladów nie da si
ę
nigdzie w przyrodzie odnale
źć
?
Hipotez
ę
religijn
ą
trzeba zatem uwa
ż
a
ć
tylko za pewien sposób wyja
ś
nienia widzialnych
zjawisk
ś
wiata; nikt jednak, kto rozumuje trafnie, nie o
ś
mieli si
ę
wywnioskowa
ć
z niej
ż
adnego konkretnego faktu ani te
ż
na jej podstawie zmieni
ć
czegokolwiek w zjawiskach,
ani czegokolwiek do nich doda
ć
. (...)
Gdzie
ż
wi
ę
c jest ohyda tej nauki, któr
ą
głosz
ę
w mej szkole albo któr
ą
raczej rozpatruj
ę
w
moich ogrodach? Albo có
ż
znajdujecie w całym tym zagadnieniu, co chocia
ż
w
najsłabszym stopniu zagra
ż
ałoby bezpiecze
ń
stwu dobrych obyczajów czy spokoju i
porz
ą
dku społecznego?
Powiadacie,
ż
e nie uznaj
ę
opatrzno
ś
ci ani najwy
ż
szego władcy
ś
wiata, który kieruje
biegiem wypadków i karze złych niesław
ą
i niepowodzeniem, a wynagradza dobrych
czci
ą
i powodzeniem we wszystkich ich przedsi
ę
wzi
ę
ciach. Ale z pewno
ś
ci
ą
nie
kwestionuj
ę
samego biegu wypadków, jawnego ka
ż
demu, kto go chce bada
ć
i
roztrz
ą
sa
ć
. Przyznaj
ę
,
ż
e w obecnym porz
ą
dku rzeczy cnota ł
ą
czy si
ę
z wi
ę
kszym
spokojem umysłu ni
ż
wyst
ę
pek i spotyka si
ę
na
ś
wiecie z
ż
yczliwszym przyj
ę
ciem.
Ś
wiadom jestem tego,
ż
e zgodnie z dotychczasowym do
ś
wiadczeniem ludzko
ś
ci
przyja
źń
jest najwi
ę
ksz
ą
rozkosz
ą
ż
ycia ludzkiego, a umiarkowanie jedynym
ź
ródłem
równowagi i szcz
ęś
cia. Nigdy nie waham si
ę
pomi
ę
dzy cnotliwym i wyst
ę
pnym sposobem
ż
ycia, lecz zdaj
ę
sobie spraw
ę
,
ż
e dla ka
ż
dego zdrowo my
ś
l
ą
cego człowieka przewaga w
zupełno
ś
ci jest po stronie cnoty. Có
ż
wi
ę
cej mo
ż
ecie powiedzie
ć
, razem z wszystkimi
waszymi przypuszczeniami i całym waszym rozumowaniem? Prawda, mówicie mi,
ż
e ten
porz
ą
dek rzeczy (disposition of things) jest dziełem inteligencji i zamiaru. Ale sk
ą
dkolwiek
by si
ę
wywodził - sam ów porz
ą
dek, od którego zale
ż
y nasza dola lub niedola, a co za
tym idzie, nasz sposób i rodzaj
ż
ycia, nie ulega przez to zmianie. Zawsze mam mo
ż
no
ść
,
tak samo jak macie j
ą
wy, kierowa
ć
si
ę
w post
ę
powaniu dawniejszym do
ś
wiadczeniem.
(...)
Có
ż
jednak musi sobie pomy
ś
le
ć
filozof o owych pustych rezonerach, którzy, zamiast
traktowa
ć
rzeczywisty stan rzeczy jako jedyny przedmiot rozwa
ż
a
ń
, tak dalece odwracaj
ą
do góry nogami cały porz
ą
dek natury,
ż
e czyni
ą
z tego
ż
ycia tylko przej
ś
cie do czego
ś
,
co le
ż
y dalej, przedsionek, wiod
ą
cy do obszerniejszego i zupełnie odmiennego gmachu,
prolog, słu
żą
cy jedynie za wst
ę
p do sztuki i maj
ą
cy jej doda
ć
wdzi
ę
ku i zalet! Jak
s
ą
dzicie, sk
ą
d mog
ą
tacy filozofowie czerpa
ć
swoj
ą
ide
ę
bogów? Z pewno
ś
ci
ą
z własnej
swej pomysłowo
ś
ci i wyobra
ź
ni. Gdyby bowiem czerpali j
ą
z danych nam zjawisk, nie
wskazywałaby nigdy na nic poza nimi, lecz musiałaby by
ć
do nich dokładnie
dostosowana.
ś
e jest rzecz
ą
mo
ż
liw
ą
, i
ż
bóstwo jest wyposa
ż
one w atrybuty, których
przejawów nigdy nie zdarzyło si
ę
nam widzie
ć
, oraz
ż
e kieruje si
ę
ono w działaniu
Strona 38 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
zasadami, których nie umiemy nale
ż
ycie rozpozna
ć
- wszystko to mo
ż
na
ś
miało
przyzna
ć
. Ale zawsze b
ę
dzie to czysta mo
ż
liwo
ść
i hipoteza. Brak nam wszelkich racji,
na podstawie których mogliby
ś
my wnosi
ć
o jego atrybutach i zasadach działania, o ile nie
widzimy,
ż
e si
ę
przejawiaj
ą
i realizuj
ą
.
Czy istniej
ą
na
ś
wiecie jakie
ś
oznaki sprawiedliwo
ś
ci w rozdziale dóbr? Je
ż
eli
odpowiecie,
ż
e tak, wnosz
ę
st
ą
d, i
ż
sprawiedliwo
ś
ci dzieje si
ę
zado
ść
, skoro si
ę
w
ś
wiecie objawia. Je
ż
eli odpowiecie,
ż
e nie, wnosz
ę
,
ż
e nie macie podstaw, by
przypisywa
ć
bogom sprawiedliwo
ść
w tym znaczeniu, w jakim słowa tego u
ż
ywamy.
Je
ż
eli zajmiecie stanowisko po
ś
rednie pomi
ę
dzy twierdzeniem a przeczeniem, mówi
ą
c,
ż
e sprawiedliwo
ść
bogów w chwili obecnej objawia si
ę
tylko po cz
ęś
ci, a nie w całej swej
pełni - odpowiem, i
ż
nie macie podstaw, by przypisywa
ć
jej inny jaki
ś
okre
ś
lony zasi
ę
g
oprócz tego, w jakim w chwili obecnej widzicie,
ż
e si
ę
przejawia.
Tym wi
ę
c sposobem, Ate
ń
czycy, doprowadzam spór z moimi przeciwnikami do rychłego
ko
ń
ca. Bieg
ś
wiata tak samo jest dost
ę
pny moim rozwa
ż
aniom, jak waszym. Dany w
do
ś
wiadczeniu tok wypadków jest t
ą
wielk
ą
wskazówk
ą
, któr
ą
wszyscy si
ę
kierujemy w
post
ę
powaniu. Nie wolno si
ę
powoływa
ć
na nic innego ani. w polu, ani w senacie. O
niczym innym nie powinno by
ć
mowy ani w szkole, ani w izbie uczonego. Daremnie
ograniczony nasz rozum chciałby przedrze
ć
si
ę
przez te granice, zbyt ciasne dla naszej
żą
dnej wyobra
ź
ni. Gdy na podstawie biegu
ś
wiata wnosimy o jakiej
ś
przyczynie
rozumnej, która naprzód zaprowadziła, a nast
ę
pnie utrzymuje we wszech
ś
wiecie ład,
chwytamy si
ę
zasady tyle
ż
niepewnej, co bezu
ż
ytecznej. Jest niepewna, poniewa
ż
sprawa le
ż
y całkowicie poza zasi
ę
giem naszego do
ś
wiadczenia; jest bezu
ż
yteczna,
poniewa
ż
je
ś
li wiedz
ę
o tej przyczynie czerpiemy w cało
ś
ci z naturalnego biegu
wydarze
ń
, to w my
ś
l reguł poprawnego rozumowania nie mo
ż
emy
ż
adn
ą
miar
ą
post
ą
pi
ć
odwrotnie i z przyczyny wyprowadza
ć
nowych wniosków o skutku ani te
ż
, czyni
ą
c jakie
ś
dodatki do zwykłego i znanego z do
ś
wiadczenia biegu
ś
wiata, ustanawia
ć
na tej
podstawie nowych zasad post
ę
powania. (...)
(...) Gdy chodzi o wytwory sztuki i my
ś
li ludzkiej, wolno post
ę
powa
ć
od skutku do
przyczyny, a nast
ę
pnie odwrotnie, wychodz
ą
c od przyczyny, wyprowadza
ć
nowe wnioski
o skutku oraz bada
ć
zmiany, którym prawdopodobnie ulegał albo te
ż
mo
ż
e jeszcze ulec.
Ale có
ż
jest podstaw
ą
tej metody rozumowania? Niew
ą
tpliwie to,
ż
e człowiek jest istot
ą
znan
ą
nam z do
ś
wiadczenia; znamy jego pobudki i zamiary, a jego plany i skłonno
ś
ci
wi
ążą
i ł
ą
cz
ą
si
ę
ze sob
ą
w pewien sposób zgodny z prawami, którym przyroda poddała
tego rodzaju istoty. (...)
Sprawa ma si
ę
inaczej, gdy w naszych rozumowaniach wychodzimy od tworów przyrody.
Bóstwo jest nam znane wył
ą
cznie ze swych dzieł i jest w całym wszech
ś
wiecie jedyne;
nie podpada pod
ż
aden rodzaj lub gatunek, którego własno
ś
ci lub cechy znaliby
ś
my z
do
ś
wiadczenia, tak i
ż
na ich podstawie mogliby
ś
my wnioskuj
ą
c drog
ą
analogii doj
ść
do
jakich
ś
atrybutów czy cech Bóstwa. (...)
Walnym
ź
ródłem popełnianych przez nas w tej mierze bł
ę
dów i nieograniczonej
dowolno
ś
ci domysłów, na jak
ą
sobie w tym przedmiocie pozwalamy, jest to,
ż
e
cichaczem stawiamy siebie w miejscu Najwy
ż
szej Istoty i wnosimy, i
ż
za ka
ż
dym razem
obierze ona taki sposób post
ę
powania, na jaki by
ś
my, jako na rozumny i wskazany, sami
si
ę
na jej miejscu zdecydowali. Ale pomin
ą
wszy okoliczno
ść
,
ż
e zwyczajny porz
ą
dek
ś
wiata mo
ż
e nas przekona
ć
, i
ż
prawie wszystkim rz
ą
dz
ą
zasady i prawa odmienne od
naszych własnych, pomin
ą
wszy ju
ż
to, powiadam, przecie
ż
musi si
ę
wyda
ć
rzecz
ą
ewidentnie niezgodn
ą
z wszelkimi regułami analogii,
ż
eby z intencji i planów ludzkich
wnioskowa
ć
o intencjach i planach Istoty tak bardzo odmiennej i o tyle wy
ż
szej. (...) Co
uwa
ż
amy za wielk
ą
doskonało
ść
, mo
ż
e by
ć
w rzeczywisto
ś
ci ułomno
ś
ci
ą
. A chocia
ż
by
nawet było najdoskonalsz
ą
doskonało
ś
ci
ą
, to przecie
ż
wygl
ą
da to raczej na pochlebstwo
Strona 39 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
i panegiryzm ani
ż
eli na trafne rozumowanie i zdrow
ą
filozofi
ę
, je
ż
eli t
ę
mnieman
ą
doskonało
ść
przypisuje si
ę
Najwy
ż
szej Istocie wtedy, gdy si
ę
w jej dziełach w całej pełni
naprawd
ę
nie przejawiła. Cała wi
ę
c filozofia
ś
wiata i cała religia, która jest wszak tylko
rodzajem filozofii, nigdy nie zdoła nas wyprowadzi
ć
poza zwyczajny porz
ą
dek
do
ś
wiadczenia ani dostarczy
ć
nam norm post
ę
powania i zachowania si
ę
innych ani
ż
eli
te, które płyn
ą
z refleksji nad
ż
yciem. Na podstawie hipotezy religijnej niepodobna ani
wywnioskowa
ć
ż
adnego nowego faktu, ani przewidzie
ć
czy przepowiedzie
ć
ż
adnego
zdarzenia, ani oczekiwa
ć
ż
adnych nagród czy kar wykraczaj
ą
cych poza to, co ju
ż
znamy
z praktyki i obserwacji. Tak wi
ę
c moja obrona Epikura nadal przedstawia si
ę
jako dobrze
uzasadniona i przekonywaj
ą
ca; a mi
ę
dzy politycznymi interesami społecze
ń
stwa i
filozoficznymi rozprawami dotycz
ą
cymi metafizyki i religii nie ma
ż
adnej ł
ą
czno
ś
ci.
Jest jeszcze jedna okoliczno
ść
, odrzekłem, któr
ą
, jak si
ę
zdaje, przeoczyłe
ś
. Chocia
ż
godz
ę
si
ę
na twoje przesłanki, musz
ę
jednak odrzuci
ć
twój wniosek. Stwierdzasz
mianowicie,
ż
e koncepcje i rozumowania tre
ś
ci religijnej nie mog
ą
wpływa
ć
na
ż
ycie,
poniewa
ż
wpływa
ć
na nie nie powinny. Nie liczysz si
ę
zupełnie z tym,
ż
e ludzie nie
rozumuj
ą
tak jak ty, ale
ż
e z wiary w istnienie boskie wyci
ą
gaj
ą
liczne konsekwencje,
przypuszczaj
ą
c, i
ż
Bóstwo wymierzy kar
ę
za wyst
ę
pki i udzieli nagrody cnocie poza tym,
co ujawnia si
ę
w zwykłym porz
ą
dku
ś
wiata. Nie idzie o to, czy to ich rozumowanie jest
czy te
ż
nie jest słuszne. Jego wpływ na ich
ż
ycie i post
ę
powanie przez to si
ę
nie zmienia.
Ci za
ś
, którzy usiłuj
ą
pozbawi
ć
ich tego rodzaju przes
ą
dów, s
ą
by
ć
mo
ż
e dzielnymi
my
ś
licielami, lecz nie mog
ę
ich uwa
ż
a
ć
za dobrych obywateli i polityków; wszak
uwalniaj
ą
człowieka od jednego z hamulców pow
ś
ci
ą
gaj
ą
cych jego nami
ę
tno
ś
ci i
sprawiaj
ą
,
ż
e gwałcenie praw społecznych staje si
ę
pod pewnym wzgl
ę
dem łatwiejsze i
bardziej bezpieczne.
Ostatecznie zgodziłbym si
ę
mo
ż
e na twoje ogólne konkluzje przemawiaj
ą
ce na korzy
ść
wolno
ś
ci, chocia
ż
oparłbym je na przesłankach odmiennych od tych, którymi usiłujesz je
uzasadni
ć
. S
ą
dz
ę
,
ż
e pa
ń
stwo powinno tolerowa
ć
ka
ż
dy kierunek filozoficzny; nie ma
wszak przykładu,
ż
eby jakikolwiek rz
ą
d wskutek takiej pobła
ż
liwo
ś
ci doznał był szkody w
swych interesach politycznych. Filozofowie nie ulegaj
ą
egzaltacji; ich doktryny nie s
ą
dla
szerokich warstw zbyt pon
ę
tne; a wszelkie hamulce, jakie mo
ż
na nało
ż
y
ć
ich
rozumowaniu, musz
ą
z konieczno
ś
ci poci
ą
gn
ąć
konsekwencje niebezpieczne dla nauki,
a nawet i dla pa
ń
stwa, gdy
ż
toruj
ą
drog
ę
prze
ś
ladowaniu i uciskowi w sprawach
posiadaj
ą
cych gł
ę
bsze znaczenie i doniosło
ść
dla ogółu. (...)
Rozdział XII
O FILOZOFII AKADEMICKIEJ, CZYLI SCEPTYCZNEJ
Cz
ęść
I
W
ż
adnej sprawie nie u
ż
yto tylu filozoficznych dowodze
ń
, co z my
ś
l
ą
o tym, by wykaza
ć
,
ż
e Bóg istnieje i
ż
e atei
ś
ci s
ą
w bł
ę
dzie; a przecie
ż
najbardziej wierz
ą
cy filozofowie dot
ą
d
wiod
ą
spór o to, czy mo
ż
e kto
ś
by
ć
tak za
ś
lepiony,
ż
eby wyznawał ateizm. Jak mamy te
sprzeczno
ś
ci pogodzi
ć
? Bł
ę
dni rycerze, którzy włóczyli si
ę
po
ś
wiecie, aby go uwolni
ć
od
smoków i olbrzymów, nie mieli nigdy najmniejszych w
ą
tpliwo
ś
ci co do istnienia tych
monstrów.
Innym wrogiem religii jest sceptyk, który z natury rzeczy wywołuje oburzenie wszystkich
teologów i solenniejszych filozofów, chocia
ż
z cał
ą
pewno
ś
ci
ą
nikt nie spotkał si
ę
jeszcze
z tak niedorzeczn
ą
istot
ą
ani te
ż
nie rozmawiał z człowiekiem, który nie miałby
ż
adnego
zdania czy pogl
ą
du ani w sprawach
ż
yciowych, ani w kwestiach teoretycznych. St
ą
d
rodzi si
ę
całkiem naturalnym trybem rzeczy pytanie, co mamy na my
ś
li, gdy dajemy
komu
ś
miano sceptyka? I do jakich granic mo
ż
na posun
ąć
filozoficzne zasady w
ą
tpienia i
niedowierzania?
Strona 40 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
Istnieje pewien rodzaj sceptycyzmu, który poprzedza wszelk
ą
prac
ę
badawcz
ą
i filozofi
ę
,
a który nader zalecany był przez Descartes'a i innych jako znakomita ochrona przed
bł
ę
dami i zbyt pochopnym s
ą
dem. Sceptycyzm ten ka
ż
e nam zaj
ąć
stanowisko ogólnego
pow
ą
tpiewania nie tylko wobec wszystkich naszych dawniejszych pogl
ą
dów i zasad, lecz
nawet wobec samych władz naszych; o tym,
ż
e nas te władze nie wprowadzaj
ą
w bł
ą
d,
musimy si
ę
, powiadaj
ą
owi sceptycy, sami upewni
ć
przy pomocy ła
ń
cucha rozumowa
ń
wyprowadzonych z pewnej zasady pierwotnej, która
ż
adn
ą
miar
ą
nie mo
ż
e by
ć
bł
ę
dna
ani zwodnicza. Ani jednak nie ma
ż
adnej takiej pierwotnej zasady, która by miała
pierwsze
ń
stwo przed innymi oczywistymi i przekonuj
ą
cymi zasadami, ani te
ż
, gdyby taka
zasada istniała, nie mogliby
ś
my o krok nawet wyj
ść
poza ni
ą
, nie posługuj
ą
c si
ę
tymi
wła
ś
nie władzami, którym ju
ż
z zało
ż
enia nie ufamy. Kartezja
ń
skie zatem w
ą
tpienie,
gdyby jaka
ś
istota ludzka potrafiła si
ę
na nie zdoby
ć
(co jest jawnym niepodobie
ń
stwem),
byłoby całkiem nieuleczalne i
ż
adne rozumowanie nie mogłoby nam da
ć
pewno
ś
ci i
przekonania w jakimkolwiek przedmiocie.
Trzeba jednak przyzna
ć
,
ż
e temu rodzajowi sceptycyzmu, uj
ę
temu w form
ę
bardziej
umiarkowan
ą
, mo
ż
na nada
ć
sens nader racjonalny, a wtedy jest on niezb
ę
dnym
przygotowaniem do zajmowania si
ę
filozofi
ą
, poniewa
ż
pozwala nam zachowa
ć
wła
ś
ciw
ą
bezstronno
ść
s
ą
du i uwalnia umysł od rozmaitych przes
ą
dów, którymi mogli
ś
my
przesi
ą
kn
ąć
wskutek wychowania lub pochopno
ś
ci w pogl
ą
dach. Rozpoczynaj
ą
c od
jasnych i oczywistych zasad, post
ę
puj
ą
c krokiem ostro
ż
nym i pewnym, dokonuj
ą
c cz
ę
sto
przegl
ą
du naszych wniosków i skrupulatnie analizuj
ą
c wszystkie ich nast
ę
pstwa,
b
ę
dziemy si
ę
co prawda w systemie naszym posuwali i powoli, i nie nazbyt znacznie; ale
przecie
ż
jest to jedyny sposób pozwalaj
ą
cy nam si
ę
spodziewa
ć
,
ż
e dojdziemy do
prawdy i osi
ą
gniemy nale
ż
yt
ą
stało
ść
i pewno
ść
przekona
ń
.
Istnieje inny rodzaj sceptycyzmu, b
ę
d
ą
cy nast
ę
pstwem nauki i zaj
ęć
badawczych, a
polegaj
ą
cy na przypuszczeniu,
ż
e ludzie wykryli b
ą
d
ź
to całkowit
ą
zawodno
ść
władz
umysłowych, b
ą
d
ź
te
ż
sw
ą
niezdolno
ść
do wyrobienia sobie jakiego
ś
ustalonego
przekonania w tych wszystkich ciekawych kwestiach teoretycznych, którymi si
ę
zazwyczaj zajmuj
ą
. Nawet i nasze zmysły stały si
ę
dzi
ę
ki pewnemu rodzajowi filozofów
przedmiotem sporu, a prawidła post
ę
powania w
ż
yciu potocznym bywaj
ą
tak samo
podawane w w
ą
tpliwo
ść
jak najgł
ę
bsze zasady lub twierdzenia metafizyki czy teologii.
Poniewa
ż
z tymi paradoksalnymi doktrynami (je
ś
li zechcemy je w ogóle tak nazwa
ć
)
mo
ż
na spotka
ć
si
ę
u niektórych filozofów, a u niejednego - z ich odparciem, przeto z
natury rzeczy budz
ą
one nasz
ą
ciekawo
ść
i zach
ę
caj
ą
do zbadania argumentów, na
których mo
ż
na by je oprze
ć
.
Byłoby niepotrzebne zatrzymywa
ć
si
ę
na bardziej oklepanych argumentach, którymi
sceptycy wszystkich czasów wojuj
ą
przeciw
ś
wiadectwu zmysłów; nale
żą
do nich
argumenty czerpane z niedoskonało
ś
ci i zawodno
ś
ci naszych narz
ą
dów zmysłowych
objawiaj
ą
cej si
ę
przy niezliczonych sposobno
ś
ciach: pozorne załamanie wiosła w
wodzie, ró
ż
ny wygl
ą
d przedmiotów zwi
ą
zany z ró
ż
nym ich oddaleniem, podwójne obrazy
powstaj
ą
ce przy ucisku na jedno oko i liczne inne tego rodzaju złudzenia. Takie
sceptyczne argumenty naprawd
ę
dowodz
ą
jedynie,
ż
e na samych zmysłach nie mo
ż
na
bezwzgl
ę
dnie polega
ć
, lecz
ż
e nale
ż
y prostowa
ć
ich
ś
wiadectwo za pomoc
ą
rozumu oraz
uwzgl
ę
dniaj
ą
c to wszystko, co wynika z natury
ś
rodowiska, odległo
ś
ci przedmiotu i stanu
narz
ą
du zmysłowego; tylko w tych warunkach mo
ż
na z nich, w stosownym dla nich
zakresie, uczyni
ć
autentyczne kryteria prawdy i fałszu. Istniej
ą
przeciw zmysłom inne,
gł
ę
bsze argumenty, z którymi nie tak łatwo jest da
ć
sobie rad
ę
.
Wydaje si
ę
rzecz
ą
oczywist
ą
,
ż
e przyrodzony instynkt czy predyspozycja skłania
człowieka do tego, by polegał na swych zmysłach, i
ż
e bez pomocy jakiegokolwiek
rozumowania, a nawet niemal przed u
ż
yciem rozumu, zakładamy zawsze istnienie
ś
wiata
zewn
ę
trznego, który nie jest zale
ż
ny od naszego postrzegania, lecz który by istniał,
Strona 41 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
chocia
ż
by
ś
my wszyscy, a z nami wszystkie istoty czuj
ą
ce, nie istnieli lub wygin
ę
li. Nawet
zwierz
ę
ta podlegaj
ą
takiemu mniemaniu; przekonanie o istnieniu przedmiotów
zewn
ę
trznych towarzyszy wszystkim ich my
ś
lom, planom i czynno
ś
ciom.
Wydaje si
ę
równie
ż
rzecz
ą
oczywist
ą
,
ż
e człowiek id
ą
c za tym
ś
lepym a pot
ęż
nym
instynktem natury przyjmuje zawsze, i
ż
wła
ś
nie obrazy, których dostarczaj
ą
mu zmysły,
s
ą
przedmiotami zewn
ę
trznymi i nigdy nie podejrzewa, i
ż
by jedne miały by
ć
tylko
przedstawieniami drugich. Ten oto stół, który, jak widzimy, jest biały, i który, jak czujemy,
jest twardy, wedle naszego przekonania istnieje niezale
ż
nie od tego,
ż
e go postrzegamy,
i jest w stosunku do postrzegaj
ą
cego go umysłu czym
ś
zewn
ę
trznym. Nasza obecno
ść
nie nadaje mu bytu, nasza nieobecno
ść
bytu go nie pozbawia. Zachowuje swoje istnienie
niezmiennie i całkowicie, niezale
ż
nie od stanu istot rozumnych, które go postrzegaj
ą
lub
o nim my
ś
l
ą
(contemplate it).
Ale ten powszechny i pierwotny pogl
ą
d ka
ż
dego człowieka rychło burzy najskromniejsza
ju
ż
filozofia, która nas poucza,
ż
e umysłowi mog
ą
by
ć
dane jedynie obrazy (images),
czyli percepcje i
ż
e zmysły s
ą
jedynie wej
ś
ciem przepuszczaj
ą
cym owe obrazy, lecz
niezdolnym wytworzy
ć
bezpo
ś
rednio obcowania umysłu z przedmiotem. Stół, który
widzimy, wydaje si
ę
coraz mniejszy w miar
ę
jak si
ę
od niego oddalamy; rzeczywisty
jednak stół, istniej
ą
cy niezale
ż
nie od nas, nie ulega
ż
adnej zmianie; wi
ę
c to, co było dane
umysłowi, było tylko obrazem stołu. Oto oczywiste wyroki rozumu;
ż
aden my
ś
l
ą
cy
człowiek nigdy nie w
ą
tpił,
ż
e byty, o które nam chodzi, gdy mówimy ten dom, to drzewo,
nie s
ą
niczym innym, jak postrze
ż
eniami w umy
ś
le, ulotnymi kopiami albo
przedstawieniami (representations) innych bytów, istniej
ą
cych zawsze tak samo i od
niczego niezale
ż
nie.
Co si
ę
wi
ę
c tyczy tej kwestii, rozumowanie zmusza nas do tego, aby
ś
my przeciwstawili
si
ę
przyrodzonym instynktom pierwotnym lub wzi
ę
li z nimi rozbrat, przyjmuj
ą
c nowy
system pogl
ą
dów, gdy chodzi o
ś
wiadectwo zmysłów. Jednak
ż
e filozofia znajdzie si
ę
teraz w olbrzymim kłopocie chc
ą
c ten nowy system uzasadni
ć
i zabezpieczy
ć
si
ę
przed
chwytami i obiekcjami sceptyków. Nie mo
ż
na ju
ż
powoła
ć
si
ę
na nieomylny i nie
dopuszczaj
ą
cy sprzeciwu przyrodzony instynkt, ten bowiem zawiódł nas do zupełnie
odmiennego systemu, o którym przekonali
ś
my si
ę
,
ż
e jest złudny, a nawet bł
ę
dny. A
uzasadnienie tego domniemanego systemu filozoficznego, które by opierało si
ę
na
szeregu jasnych i przekonuj
ą
cych argumentów albo chocia
ż
by na jakim
ś
pozorze
argumentów, to rzecz ponad wszelkie ludzkie siły i mo
ż
liwo
ś
ci.
Na podstawie jakich argumentów mo
ż
na dowie
ść
,
ż
e percepcje umysłu musz
ą
by
ć
wywołane przez przedmioty zewn
ę
trzne, zupełnie od nich ró
ż
ne, a przecie
ż
do nich, je
ś
li
to mo
ż
liwe, podobne, i
ż
e nie mogłyby powsta
ć
b
ą
d
ź
to dzi
ę
ki energii samego umysłu,
b
ą
d
ź
to dzi
ę
ki sugestii wywieranej przez jakiego
ś
niewidzialnego i nieznanego ducha,
b
ą
d
ź
te
ż
dzi
ę
ki jakiej
ś
innej, jeszcze mniej nam znanej przyczynie? Jest rzecz
ą
wiadom
ą
,
ż
e w rzeczywisto
ś
ci wiele owych percepcji powstaje bez udziału czynników
zewn
ę
trznych, np. we
ś
nie, w obł
ą
kaniu i w innych chorobach. I nie mo
ż
e by
ć
nic bardziej
niewytłumaczalnego ni
ż
sposób, w jaki ciało miałoby tak oddziaływa
ć
na umysł, aby
obraz swój zdołało przekaza
ć
substancji, której natura ma tak dalece ró
ż
ni
ć
si
ę
od natury
ciała, a nawet by
ć
jej przeciwie
ń
stwem.
Czy percepcje zmysłowe s
ą
wywołane przez podobne do nich przedmioty zewn
ę
trzne,
jest to quaestio facti. Jak nale
ż
y pytanie to rozstrzygn
ąć
? Niew
ą
tpliwie na podstawie
do
ś
wiadczenia, tak jak wszystkie innego tego typu pytania. Ale tutaj do
ś
wiadczenie
milczy i milcze
ć
musi. Umysłowi zawsze dane s
ą
tylko percepcje i niepodobna, by zdoby
ć
miał jakie
ś
do
ś
wiadczenie co do ich zwi
ą
zku z przedmiotami. Przypuszczenie,
ż
e taki
zwi
ą
zek istnieje, nie ma
ż
adnego oparcia w rozumowaniu.
Strona 42 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
Kto powołuje si
ę
na wiarygodno
ść
Istoty Najwy
ż
szej, by dowie
ść
wiarygodno
ś
ci naszych
zmysłów, ten niew
ą
tpliwie nadaje sprawie bardzo niespodziewany obrót. Gdyby w
sprawie tej w ogóle znaczyła cokolwiek wiarygodno
ść
owej Istoty, zmysły nasze byłyby
całkowicie nieomylne, gdy
ż
niepodobna, by mogła ona nas kiedykolwiek zwodzi
ć
. Nie
mówi
ę
ju
ż
o tym,
ż
e podawszy raz
ś
wiat zewn
ę
trzny w w
ą
tpliwo
ść
, niełatwo znajdziemy
argumenty zdolne dowie
ść
istnienia takiej Istoty lub któregokolwiek z jej atrybutów.
Jest to wi
ę
c sposób argumentowania zapewniaj
ą
cy stałe triumfy sceptykom gł
ę
bszym i
bardziej filozoficznie wyrobionym, gdy usiłuj
ą
wprowadzi
ć
uniwersalne w
ą
tpienia do
wszystkich dziedzin wiedzy ludzkiej i nauki. Czy idziesz za przyrodzonymi instynktami i
skłonno
ś
ciami, powiedz
ą
, kiedy godzisz si
ę
z tez
ą
o wiarygodno
ś
ci zmysłów? Ale to
prowadzi ci
ę
do przekonania,
ż
e samo postrze
ż
enie czy sam zmysłowy obraz jest
przedmiotem zewn
ę
trznym. Czy odrzucasz t
ę
tez
ę
, by głosi
ć
bardziej racjonalny pogl
ą
d,
ż
e postrze
ż
enia s
ą
tylko przedstawieniami czego
ś
zewn
ę
trznego? Zatem odbiegasz od
skłonno
ś
ci przyrodzonych i od bardziej oczywistych zapatrywa
ń
, a mimo to nie potrafisz
zadowoli
ć
swego rozumu, który nigdy nie zdoła znale
źć
ż
adnego przekonuj
ą
cego, na
do
ś
wiadczeniu opartego argumentu,
ż
eby dowie
ść
,
ż
e postrze
ż
enia pozostaj
ą
w zwi
ą
zku
z jakimi
ś
przedmiotami zewn
ę
trznymi.
Istnieje inny, podobnej natury, sceptyczny sposób argumentowania, zaczerpni
ę
ty z nader
gruntownej filozofii, który zasługiwałby na nasz
ą
uwag
ę
, gdyby trzeba było si
ę
ga
ć
a
ż
do
takiej gł
ę
bi, aby odkry
ć
argumenty i rozumowania, tak mało przydatne do jakich
ś
powa
ż
nych celów. Jest rzecz
ą
przez współczesnych badaczy powszechnie uznan
ą
,
ż
e
wszystkie jako
ś
ci zmysłowe przedmiotów, jak twardo
ść
, mi
ę
kko
ść
, ciepło, czarno
ść
,
biało
ść
itp. s
ą
wył
ą
cznie wtórne i
ż
e nie istniej
ą
w samych tych przedmiotach, lecz s
ą
percepcjami umysłu, przy czym nie istnieje
ż
aden zewn
ę
trzny oryginał czy wzór, który by
sob
ą
reprezentowały. Je
ż
eli teza ta jest słuszna, gdy chodzi o jako
ś
ci wtórne, to musi
stosowa
ć
si
ę
tak
ż
e do jako
ś
ci domniemanie pierwotnych - rozci
ą
gło
ś
ci i
nieprzenikalno
ś
ci; do takiej nazwy jako
ś
ci te nie mog
ą
te
ż
sobie ro
ś
ci
ć
wi
ę
kszego od
tamtych prawa. Idei rozci
ą
gło
ś
ci dostarczaj
ą
nam wył
ą
cznie zmysły wzroku i dotyku; a
je
ż
eli wszystkie jako
ś
ci postrzegane zmysłowo s
ą
w umy
ś
le, nie za
ś
w przedmiotach - to
samo dotyczy
ć
musi tak
ż
e idei rozci
ą
gło
ś
ci, która jest całkowicie zale
ż
na od idei
zmysłowych, czyli od idei jako
ś
ci wtórnych. Od takiego wniosku nic nas nie mo
ż
e
uchroni
ć
prócz twierdzenia,
ż
e idee owych jako
ś
ci pierwotnych zawdzi
ę
czamy abstrakcji;
je
ś
li pogl
ą
d taki dokładnie zbadamy, przekonamy si
ę
,
ż
e jest niezrozumiały, a nawet
niedorzeczny. Niepodobna poj
ąć
rozci
ą
gło
ś
ci, która by nie była ani widzialna, ani
dotykalna; a rozci
ą
gło
ść
dotykalna i widzialna, która by nie była ani twarda, ani mi
ę
kka,
ani czarna, ani biała, jest czym
ś
w równej mierze niepoj
ę
tym. Niechaj kto
ś
spróbuje poj
ąć
trójk
ą
t w ogóle, który nie jest ani równoramienny, ani ró
ż
noboczny, i który nie ma
okre
ś
lonych rozmiarów ani okre
ś
lonego stosunku boków, a rychło zrozumie
niedorzeczno
ść
wszystkich scholastycznych pogl
ą
dów na abstrakcj
ę
i idee ogólne.
[Argument ten jest wzi
ę
ty od dra Berkeleya; wi
ę
kszo
ść
pism tego bardzo pomysłowego
autora jest w istocie najlepsz
ą
szkoł
ą
sceptycyzmu, na jak
ą
trafi
ć
mo
ż
na czy to u
staro
ż
ytnych, czy u nowszych filozofów, nie wył
ą
czaj
ą
c Bayle'a. Na tytułowej karcie swej
ksi
ąż
ki wyznaje on jednak,
ż
e napisał j
ą
tyle
ż
przeciwko sceptykom, co przeciw ateistom i
wolnomy
ś
licielom. Ale
ż
e wszystkie jego argumenty, mimo i
ż
inaczej pomy
ś
lane, maj
ą
w
rzeczywisto
ś
ci charakter czysto sceptyczny, to wida
ć
po tym, i
ż
nie dopuszczaj
ą
ż
adnej
odpowiedzi i nie wytwarzaj
ą
ż
adnego przekonania. Jedynym ich skutkiem jest to,
ż
e
wywołuj
ą
owo chwilowe zaniepokojenie, zakłopotanie i zmieszanie, które jest efektem
sceptycyzmu.]
Tak wi
ę
c pierwszy zarzut filozoficzny przeciw
ś
wiadectwu zmysłów, czyli przeciw
pogl
ą
dowi uznaj
ą
cemu byt zewn
ę
trzny, polega na tym,
ż
e o ile pogl
ą
d taki opiera si
ę
na
przyrodzonym instynkcie, sprzeciwia si
ę
rozumowi, a o ile odnosimy go do rozumu -
sprzeciwia si
ę
przyrodzonemu instynktowi, nie dysponuj
ą
c przy tym
ż
adnymi
Strona 43 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
sensownymi argumentami (rational evidence), które by przekonały bezstronnego
badacza. Drugi zarzut si
ę
ga dalej i przedstawia pogl
ą
d ten jako niezgodny z rozumem;
przynajmniej wtedy, je
ż
eli jest zasad
ą
rozumu, i
ż
wszystkie jako
ś
ci zmysłowe s
ą
w
umy
ś
le, a nie w przedmiotach. Pozbaw materi
ę
jej wszystkich dost
ę
pnych nam jako
ś
ci,
zarówno pierwotnych, jak wtórnych, a obrócisz j
ą
niejako w nico
ść
, pozostawiaj
ą
c jedynie
jakie
ś
nieznane, niewytłumaczalne co
ś
jako przyczyn
ę
naszych postrze
ż
e
ń
: poj
ę
cie tak
niejasne,
ż
e
ż
aden sceptyk nie uzna go za godne zwalczania.
Cz
ęść
II
Mo
ż
e si
ę
to wydawa
ć
przedsi
ę
wzi
ę
ciem bardzo dziwacznym ze strony sceptyków, i
ż
pragn
ą
zniweczy
ć
rozum przy pomocy dowodzenia i rozumowania; a przecie
ż
jest to
podstawowe zadanie wszystkich ich bada
ń
i dysput. Usiłuj
ą
podnosi
ć
zarzuty zarówno
przeciwko rozumowaniu abstrakcyjnemu, jak przeciwko rozumowaniu dotycz
ą
cemu
faktów i istnienia.
Główny zarzut przeciw wszelkiemu rozumowaniu abstrakcyjnemu opiera si
ę
na ideach
przestrzeni i czasu; idee te s
ą
bardzo jasne i zrozumiałe w
ż
yciu potocznym i przy
bezkrytycznym ich uj
ę
ciu; kiedy jednak zostaj
ą
poddane rozbiorowi w prawdziwie
gruntownych naukach (a s
ą
głównym przedmiotem tych nauk) - prowadz
ą
do tez, które
wydaj
ą
si
ę
pełne niedorzeczno
ś
ci i sprzeczno
ś
ci.
ś
aden dogmat ko
ś
cielny, wymy
ś
lony w
celu poskromienia i ujarzmienia buntowniczego rozumu ludzkiego, nie razi zdrowego
rozs
ą
dku w stopniu wy
ż
szym, ani
ż
eli twierdzenie o niesko
ń
czonej podzielno
ś
ci
przestrzeni wraz z płyn
ą
cymi st
ą
d nast
ę
pstwami, o których z pewnego rodzaju triumfem i
egzaltacj
ą
rozpowiadaj
ą
ostentacyjnie wszyscy matematycy (geometricians) i metafizycy.
Wielko
ść
rzeczywista niesko
ń
czenie mniejsza ani
ż
eli jakakolwiek wielko
ść
sko
ń
czona,
zawieraj
ą
ca wielko
ś
ci niesko
ń
czenie od niej samej mniejsze i tak dalej in infinitum - oto
konstrukcja tak zuchwała i zadziwiaj
ą
ca,
ż
e
ż
aden ewentualny dowód nie potrafi jej
ci
ęż
aru ud
ź
wign
ąć
, albowiem obra
ż
a ona najja
ś
niejsze i najnaturalniejsze zasady
rozumu ludzkiego. [Cokolwiek by s
ą
dzi
ć
o punktach matematycznych, trzeba przecie
ż
przyzna
ć
,
ż
e istniej
ą
punkty fizyczne, tj. cz
ęś
ci rozci
ą
gło
ś
ci, których nie mo
ż
na dzieli
ć
czy
te
ż
zmniejsza
ć
ani wzrokowo, ani w wyobra
ź
ni. Te wi
ę
c obrazy (images) dane wyobra
ź
ni
lub zmysłom s
ą
absolutnie niepodzielne, matematycy musz
ą
przeto uzna
ć
,
ż
e s
ą
niesko
ń
czenie mniejsze ani
ż
eli jakakolwiek rzeczywista cz
ęść
rozci
ą
gło
ś
ci; a przecie
ż
nic
nie wydaje si
ę
dla rozumu rzecz
ą
pewniejsz
ą
ni
ż
to,
ż
e niesko
ń
czona ich ilo
ść
tworzy
niesko
ń
czon
ą
rozci
ą
gło
ść
. Có
ż
dopiero, gdy chodzi o niesko
ń
czon
ą
ilo
ść
owych
niesko
ń
czenie małych cz
ęś
ci rozci
ą
gło
ś
ci, które si
ę
uwa
ż
a znowu za niesko
ń
czenie
podzielne.] Ale sprawa staje si
ę
jeszcze dziwaczniejsza przez to,
ż
e te pozornie
niedorzeczne pogl
ą
dy opieraj
ą
si
ę
na arcyjasnym i arcynaturalnym ci
ą
gu rozumowa
ń
; a
niepodobna wszak zgodzi
ć
si
ę
na przesłanki, nie przyjmuj
ą
c zarazem, tego, co z nich
wynika. Nie mo
ż
e by
ć
rzeczy bardziej przekonuj
ą
cej i przemawiaj
ą
cej nam do rozumu,
ani
ż
eli wszystkie twierdzenia o własno
ś
ciach kół i trójk
ą
tów; a przecie
ż
, raz je
przyj
ą
wszy, jak
ż
e mo
ż
emy nie uzna
ć
,
ż
e k
ą
t utworzony przez koło i doprowadzon
ą
do
niego styczn
ą
jest niesko
ń
czenie mniejszy ani
ż
eli jakikolwiek k
ą
t o ramionach prostych,
ż
e powi
ę
kszaj
ą
c
ś
rednic
ę
koła in infinitum otrzymujemy mi
ę
dzy kołem a styczn
ą
k
ą
ty
coraz mniejsze, znowu in infinitum, i
ż
e k
ą
ty utworzone przez inne krzywe i
doprowadzone do nich styczne mog
ą
by
ć
niesko
ń
czenie mniejsze ani
ż
eli k
ą
t mi
ę
dzy
jakimkolwiek kołem a jego styczn
ą
itd. in infinitum? Dowód tych twierdze
ń
wydaje si
ę
równie poprawny jak dowód wykazuj
ą
cy,
ż
e suma k
ą
tów w trójk
ą
cie równa si
ę
dwóm
k
ą
tom prostym, chocia
ż
to twierdzenie jest zrozumiałe i przyst
ę
pne, a tamto obfituje w
sprzeczno
ś
ci i niedorzeczno
ś
ci. Rozum wydaje si
ę
tu wtr
ą
cony w rodzaj osłupienia i
zawieszenia, a st
ą
d rodzi si
ę
w nim, bez podszeptów ze strony sceptyków, brak zaufania
do samego siebie i do gruntu, po którym st
ą
pa. Widzi jasne
ś
wiatło, rozja
ś
niaj
ą
ce
niektóre miejsca; ale tu
ż
obok tego
ś
wiatła rozci
ą
ga si
ę
nieprzenikniona ciemno
ść
. To
Strona 44 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
wszystko tak go razi i miesza,
ż
e niemal o niczym nie mo
ż
e wypowiedzie
ć
si
ę
w sposób
stanowczy i pewny.
Niedorzeczno
ść
tych
ś
miałych orzecze
ń
wydawanych w naukach abstrakcyjnych wydaje
si
ę
stawa
ć
, je
ś
li jest to w ogóle mo
ż
liwe, bardziej jeszcze wyrazista, gdy chodzi o
zagadnienie czasu, a nie przestrzeni. Niesko
ń
czona ilo
ść
realnych cz
ą
stek czasu,
nast
ę
puj
ą
cych kolejno po sobie i kolejno zapadaj
ą
cych si
ę
w nico
ść
, wydaje si
ę
sprzeczno
ś
ci
ą
tak oczywist
ą
,
ż
e nale
ż
ałoby s
ą
dzi
ć
, i
ż
ż
aden człowiek, na którego umysł
owe nauki nie wpłyn
ę
ły ujemnie zamiast dodatnio, nie potrafi nigdy na ni
ą
si
ę
zgodzi
ć
.
A przecie
ż
rozum musi trwa
ć
dalej w niepokoju i niepewno
ś
ci, nawet w stosunku do tego
sceptycyzmu, ku któremu popychaj
ą
go owe pozorne niedorzeczno
ś
ci i sprzeczno
ś
ci.
Jest całkowicie niezrozumiałe, jak idea jasna i wyra
ź
na mo
ż
e zawiera
ć
czynniki
sprzeczne z ni
ą
sam
ą
albo z inn
ą
jasn
ą
i wyra
ź
n
ą
ide
ą
; jest to rzecz mo
ż
e równie
niedorzeczna, jak jakikolwiek s
ą
d, który mo
ż
na wypowiedzie
ć
. Tak wi
ę
c nic nie mo
ż
e by
ć
bardziej sceptyczne, bardziej wypełnione niepewno
ś
ci
ą
i w
ą
tpliwo
ś
ciami, ani
ż
eli sam ów
sceptycyzm, wyłaniaj
ą
cy si
ę
z niektórych paradoksalnych twierdze
ń
geometrii, czyli nauki
o wielko
ś
ciach. [Nie s
ą
dz
ę
, aby było niemo
ż
liwe unikni
ę
cie tych niedorzeczno
ś
ci i
sprzeczno
ś
ci, je
ż
eli przyj
ąć
,
ż
e w ogóle nie istnieje nic takiego, jak idee oderwane lub
ogólne w
ś
cisłym tego słowa znaczeniu, lecz
ż
e wszystkie idee ogólne to w istocie idee
szczegółowe, przył
ą
czone do pewnych wyrazów ogólnych, które w danym przypadku
przywodz
ą
na my
ś
l inne idee szczegółowe, podobne pod pewnymi wzgl
ę
dami do idei
obecnej w danym momencie w umy
ś
le. Tak wi
ę
c, słysz
ą
c wyraz "ko
ń
", natychmiast
przedstawiamy sobie ide
ę
karego czy siwego zwierz
ę
cia o pewnych rozmiarach i
kształtach; poniewa
ż
jednak wyraz ten normalnym trybem rzeczy stosuje si
ę
tak
ż
e do
zwierz
ą
t o innych barwach, kształtach i rozmiarach, przeto odpowiednie idee, chocia
ż
faktycznie wyobra
ź
ni dane nie s
ą
, łatwo jej si
ę
przypominaj
ą
, a nasze rozumowanie i
wnioskowanie przebiega tak samo, jak gdyby były nam one dane rzeczywi
ś
cie. Je
ż
eli to
przyjmiemy (co wydaje si
ę
rzecz
ą
sensown
ą
), to wyniknie st
ą
d,
ż
e wszystkie idee
wielko
ś
ci, których dotycz
ą
rozumowania matematyków, to wył
ą
cznie idee szczegółowe,
dostarczone przez zmysły i wyobra
ź
ni
ę
, i
ż
e, co za tym idzie, nie mog
ą
by
ć
podzielne w
niesko
ń
czono
ść
. (...)]
Zarzuty sceptyczne przeciw dowodzeniu moralnemu (moral evidence), czyli przeciw
rozumowaniu dotycz
ą
cemu faktów, s
ą
albo potoczne, albo filozoficzne. Zarzuty potoczne
powołuj
ą
si
ę
na przyrodzon
ą
ułomno
ść
rozumu ludzkiego, na sprzeczne ze sob
ą
pogl
ą
dy, wyznawane w ró
ż
nych czasach i przez ró
ż
ne ludy, na odmienno
ść
naszych
zapatrywa
ń
w warunkach zdrowia i choroby, młodo
ś
ci i staro
ś
ci, pomy
ś
lno
ś
ci i
niepowodze
ń
, na ustawiczne sprzeczno
ś
ci w stanowisku i pogl
ą
dach ka
ż
dego człowieka
z osobna i na wiele innych tego rodzaju argumentów. Nie ma potrzeby dłu
ż
ej rozwodzi
ć
si
ę
nad t
ą
spraw
ą
. Zarzuty te s
ą
zbyt błahe. Poniewa
ż
w
ż
yciu codziennym na ka
ż
dym
kroku przeprowadzamy rozumowania dotycz
ą
ce faktów i istnienia i nie mogliby
ś
my
ż
adn
ą
miar
ą
ż
y
ć
, nie posługuj
ą
c si
ę
ustawicznie tym rodzajem rozumowania, przeto
ż
aden st
ą
d zaczerpni
ę
ty zarzut potoczny nie mo
ż
e wystarczy
ć
do tego, aby dowodzenie
moralne podkopa
ć
. Wielkimi burzycielami pyrronizmu, czyli przesadnych zasad
sceptycznych, s
ą
czyn, działanie, zaj
ę
cia codziennego
ż
ycia. Owe zasady mog
ą
kwitn
ąć
i triumfowa
ć
w filozofii szkół, gdzie istotnie trudno albo nawet niepodobna ich zbi
ć
. Z
chwil
ą
jednak, gdy wyst
ę
puj
ą
z ukrycia i gdy obecno
ść
rzeczywistych zdarze
ń
poruszaj
ą
cych nasze uczucia i nami
ę
tno
ś
ci przeciwstawi je pot
ęż
niejszym zasadom
naszej natury - znikaj
ą
jak dym, a stanowisko najzagorzalszego sceptyka okazuje si
ę
takie samo, jak stanowisko wszystkich innych
ś
miertelników.
Sceptyk zatem lepiej by czynił, nie opuszczaj
ą
c wła
ś
ciwego swego terenu i rozwijaj
ą
c
owe bardziej filozoficzne zarzuty, które wynikaj
ą
z gł
ę
bszego spojrzenia na spraw
ę
. Ma
on, jak si
ę
wydaje, a
ż
nadto okazji do triumfu, gdy słusznie obstaje przy tym,
ż
e wszelkie
Strona 45 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
dowodzenie dotycz
ą
ce faktów, wykraczaj
ą
cych poza
ś
wiadectwo zmysłów lub pami
ę
ci,
opiera si
ę
w cało
ś
ci na stosunku przyczyny i skutku,
ż
e nasza idea tego stosunku jest
wył
ą
cznie ide
ą
dwóch zjawisk, które cz
ę
sto były ze sob
ą
poł
ą
czone,
ż
e nie dysponujemy
argumentami, które by nas przekonały, i
ż
zjawiska, które według naszego do
ś
wiadczenia
były cz
ę
sto poł
ą
czone, b
ę
d
ą
równie
ż
kiedy indziej poł
ą
czone w taki sam sposób i
ż
e do
takiego wniosku nie skłania nas nic prócz przyzwyczajenia, czyli pewnego istniej
ą
cego w
naszej naturze instynktu, któremu co prawda trudno si
ę
oprze
ć
, lecz który, jak ka
ż
dy w
ogóle instynkt, mo
ż
e by
ć
zawodny i wprowadza
ć
nas w bł
ą
d. Gdy sceptyk obstaje przy
tych argumentach, dowodzi swojej siły, a wła
ś
ciwie raczej swojej i naszej ułomno
ś
ci, i
zdaje si
ę
burzy
ć
, przynajmniej w danej chwili, wszelk
ą
pewno
ść
i wszelkie przekonanie.
Argumenty te mo
ż
na by przedstawi
ć
szerzej, gdyby mo
ż
na si
ę
po nich spodziewa
ć
jakiego
ś
trwałego dobra czy po
ż
ytku dla społecze
ń
stwa.
W tym bowiem tkwi główny i najbardziej kłopotliwy zarzut przeciw przesadnemu
sceptycyzmowi,
ż
e nie mo
ż
e z niego nigdy wynikn
ąć
ż
adne trwałe dobro, póki zachowuje
on pełn
ą
swoj
ą
sił
ę
i moc. Wystarczy po prostu spyta
ć
takiego sceptyka, o co mu chodzi i
co chce osi
ą
gn
ąć
przez osobliwe swoje, dociekania, a od razu znajdzie si
ę
w kłopocie i
nie b
ę
dzie wiedział, co odpowiedzie
ć
. Wyznawca Kopernika lub Ptolemeusza, broni
ą
c
którego
ś
z tych systemów astronomii, mo
ż
e mie
ć
nadziej
ę
,
ż
e wzbudzi u słuchaczy
przekonanie, które oka
ż
e si
ę
stabilne i trwałe. Stoik lub epikurejczyk głosi zasady, które
nie tylko mog
ą
okaza
ć
si
ę
trwałe, lecz nadto oddziała
ć
na post
ę
powanie ludzi.
Pyrro
ń
czyk natomiast nie mo
ż
e liczy
ć
na to,
ż
e jego filozofia wywrze jaki
ś
trwały wpływ
na umysł, a gdyby go wywarła -
ż
e wpływ ten byłby dla społecze
ń
stwa korzystny.
Przeciwnie, musi przyzna
ć
, je
ż
eli w ogóle co
ś
przyzna,
ż
e wszelkie
ż
ycie ludzkie
musiałoby zgin
ąć
, gdyby teorie jego zapanowały trwale i powszechnie. Wszelka logiczna
my
ś
l, wszelkie działanie natychmiast by ustały, a człowiek trwałby w stanie kompletnego
letargu, póki nie zaspokojone potrzeby organizmu nie poło
ż
yłyby kresu n
ę
dzy jego
ż
ywota. Prawda,
ż
e tak fatalnej ewentualno
ś
ci nie bardzo nale
ż
y si
ę
obawia
ć
. Przyroda
jest zbyt pot
ęż
na, aby mogła j
ą
zmóc teoria. A chocia
ż
pyrro
ń
czyk dociekliwo
ś
ci
ą
swoich
rozumowa
ń
mo
ż
e wprawi
ć
siebie lub innych w chwilow
ą
konsternacj
ę
i zmieszanie, to
przecie
ż
pierwsze najzwyklejsze zdarzenie
ż
yciowe rozwieje wszystkie jego w
ą
tpliwo
ś
ci i
skrupuły i we wszystkich sprawach działania i my
ś
lenia postawi go na równi z filozofami
dowolnego innego kierunku, albo i z lud
ź
mi, którzy nigdy filozofi
ą
si
ę
nie zajmowali.
Zbudzony ze swych snów, pierwszy b
ę
dzie si
ę
wraz z innymi z siebie
ś
miał i wyzna,
ż
e
wszystkie jego obiekcje s
ą
tylko zabaw
ą
i maj
ą
na celu jedynie wykazanie dziwacznego
poło
ż
enia rodzaju ludzkiego, który musi i działa
ć
, i my
ś
le
ć
, i wierzy
ć
, chocia
ż
nie potrafi,
mimo najusilniej szych stara
ń
, znale
źć
dla tych czynno
ś
ci zadowalaj
ą
cej podstawy, ani
te
ż
oddali
ć
zarzutów, jakie mog
ą
by
ć
przeciw nim podniesione.
Cz
ęść
III
Istnieje, rzecz prosta, sceptycyzm bardziej umiarkowany, czyli filozofia akademicka, która
mo
ż
e by
ć
zarazem trwała i po
ż
yteczna, a która mo
ż
e po cz
ęś
ci wypływa
ć
z owego
pyrronizmu, czyli sceptycyzmu przesadnego, je
ż
eli jego niewiele znacz
ą
ce w
ą
tpliwo
ś
ci
zostan
ą
w jakiej
ś
mierze sprostowane przez zdrowy rozs
ą
dek i refleksj
ę
. Wi
ę
kszo
ść
ludzi
z natury ma skłonno
ść
do pogl
ą
dów o charakterze stanowczym i dogmatycznym; patrz
ą
c
na rzeczy jednostronnie i nie maj
ą
c poj
ę
cia o argumentach, które by tu stanowi
ć
mogły
jak
ąś
przeciwwag
ę
, chwytaj
ą
si
ę
bez namysłu zasad, ku którym czuj
ą
skłonno
ść
; nie
maj
ą
te
ż
ż
adnego wyrozumienia dla tych, co
ż
ywi
ą
pogl
ą
dy przeciwne. Wszelkie
niezdecydowanie i niepewno
ść
pl
ą
cz
ą
ich my
ś
l, unieruchamiaj
ą
uczucia, parali
ż
uj
ą
działanie. Niecierpliwi
ą
si
ę
tedy, póki nie wyzwol
ą
si
ę
ze stanu, w którym tak
ź
le si
ę
czuj
ą
, i s
ą
dz
ą
,
ż
e gwałtowno
ś
ci
ą
swych twierdze
ń
i uporczywo
ś
ci
ą
przekona
ń
nie mog
ą
si
ę
nigdy do
ść
daleko od niego odsun
ąć
. Gdyby jednak tacy dogmatycy zdołali
u
ś
wiadomi
ć
sobie osobliwe ułomno
ś
ci rozumu ludzkiego, którym podlega on nawet
wtedy, gdy funkcjonuje bez zarzutu i zachowuje maksymaln
ą
ś
cisło
ść
i ostro
ż
no
ść
s
ą
du,
Strona 46 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
to tego rodzaju refleksja z natury rzeczy wzbudziłaby w nich wi
ę
ksz
ą
skromno
ść
i
pow
ś
ci
ą
gliwo
ść
, obni
ż
aj
ą
c zarazem ich wysokie o sobie mniemanie i osłabiaj
ą
c
uprzedzenia, jakie
ż
ywi
ą
wobec swoich przeciwników. Człowieka niewykształconego
mo
ż
e zastanawia
ć
postawa uczonego, który mimo przewagi, jak
ą
daje mu nauka i
rozmy
ś
lanie, zwykle przecie
ż
s
ą
dom swym nie dowierza; a je
ż
eli jaki
ś
uczony jest
wskutek wrodzonego usposobienia skłonny do pychy i uporu - kilka kropelek pyrronizmu
mo
ż
e wyleczy go z zarozumiało
ś
ci, pokazuj
ą
c mu,
ż
e niewielka wy
ż
szo
ść
, jak
ą
ewentualnie uzyskał nad bli
ź
nimi, jest całkowicie bez znaczenia w porównaniu z
uniwersaln
ą
dezorientacj
ą
i pomieszaniem tkwi
ą
cym w naturze ludzkiej. Istnieje w ogóle
pewien stopie
ń
w
ą
tpienia, ostro
ż
no
ś
ci i skromno
ś
ci, który nie powinien nigdy opuszcza
ć
dobrego my
ś
liciela we wszelkiego rodzaju badaniach i s
ą
dach.
Inn
ą
form
ą
sceptycyzmu umiarkowanego, która mo
ż
e przynie
ść
ludzko
ś
ci korzy
ść
, a
stanowi
ć
naturalny rezultat pyrro
ń
skich w
ą
tpliwo
ś
ci i skrupułów, jest ograniczenie
naszych bada
ń
do przedmiotów najlepiej dostosowanych do niewielkich mo
ż
liwo
ś
ci
rozumu ludzkiego. Wyobra
ź
nia ludzka z natury rzeczy jest wysokiego lotu, zachwyca si
ę
wszystkim, co dalekie i niezwykłe, i unosi si
ę
dowolnie w najbardziej odległe regiony
czasu i przestrzeni, by uciec od rzeczy, które wskutek przyzwyczajenia zbytnio jej
spowszedniały. Poprawny za
ś
sposób s
ą
dzenia (a correct judgement) przestrzega
metody przeciwnej: unikaj
ą
c wszelkich zbyt daleko i wysoko si
ę
gaj
ą
cych roztrz
ą
sa
ń
,
zamyka si
ę
w granicach zwykłego
ż
ycia i spraw, które nale
żą
do codziennej praktyki i
do
ś
wiadczenia, tematy za
ś
bardziej wzniosłe odst
ę
puje umiej
ę
tno
ś
ciom zdobniczym
poetów i mówców oraz sztuce kapłanów i polityków. Najskuteczniejsz
ą
drog
ą
,
prowadz
ą
c
ą
do zaj
ę
cia tak zbawiennego stanowiska, jest przekona
ć
si
ę
raz do gł
ę
bi o
sile pyrro
ń
skiego w
ą
tpienia i o tym,
ż
e nic nas nie potrafi od niego uwolni
ć
z wyj
ą
tkiem
wielkiej pot
ę
gi przyrodzonych instynktów. Ci, którzy maj
ą
zamiłowanie do filozofii, b
ę
d
ą
mimo to kontynuowa
ć
badania, gdy
ż
pomin
ą
wszy bezpo
ś
redni
ą
przyjemno
ść
,
towarzysz
ą
c
ą
takim zaj
ę
ciom, zdaj
ą
sobie spraw
ę
, i
ż
pogl
ą
dy filozoficzne nie s
ą
niczym
innym, jak odbiciem (rejflections) powszedniego
ż
ycia, skorygowanym i
usystematyzowanym. Nigdy jednak nie ogarnie ich pokusa wykroczenia poza granice
ż
ycia powszedniego, póki pami
ę
ta
ć
b
ę
d
ą
o niedoskonało
ś
ci, w
ą
skim zasi
ę
gu i
niedokładnym funkcjonowaniu władz, którymi si
ę
posługuj
ą
. Skoro nie umiemy poda
ć
zadowalaj
ą
cej racji, dla której po tysi
ą
ckrotnym do
ś
wiadczeniu wierzymy,
ż
e kamie
ń
upadnie, a ogie
ń
spali - czy
ż
zdołamy kiedykolwiek uzasadni
ć
pogl
ą
d, który mówiłby o
pocz
ą
tku
ś
wiatów lub o miejscu przyrody w wieczno
ś
ci?
To zaw
ęż
enie bada
ń
jest w samej rzeczy czym
ś
tak pod ka
ż
dym wzgl
ę
dem racjonalnym,
ż
e aby przekona
ć
nas o nim, wystarczy najbardziej pobie
ż
ny rozbiór przyrodzonych
władz umysłu ludzkiego i zestawienie ich z tym, co stanowi ich przedmiot. Zobaczymy
wtedy, co jest wła
ś
ciwym polem nauki i bada
ń
.
Wydaje mi si
ę
,
ż
e jedynym przedmiotem nauk abstrakcyjnych i rozumowania
demonstratywnego jest wielko
ść
i liczba i
ż
e wszelkie wysiłki zmierzaj
ą
ce do
rozszerzenia tego doskonalszego rodzaju wiedzy poza ten zakres s
ą
czyst
ą
sofistyk
ą
i
złudzeniem. Poniewa
ż
składniki wielko
ś
ci i liczby s
ą
całkiem podobne, przeto stosunki
mi
ę
dzy nimi komplikuj
ą
si
ę
i wikłaj
ą
i nie ma nic ciekawszego, a zarazem
u
ż
yteczniejszego, jak
ś
ledzi
ć
za pomoc
ą
ró
ż
norodnych
ś
rodków ich równo
ść
lub
nierówno
ść
poprzez ró
ż
ne ich przejawy. Poniewa
ż
jednak wszystkie inne idee s
ą
wyra
ź
nie od siebie ró
ż
ne i odmienne, przeto nawet przy ich najdokładniejszym
roztrz
ą
saniu mo
ż
emy jedynie spostrzec t
ę
odmienno
ść
i na podstawie prostego
zastanowienia si
ę
orzec,
ż
e jedna rzecz nie jest drug
ą
. Je
ś
li za
ś
zdarzy si
ę
w tym
zakresie jaka
ś
trudno
ść
, pochodzi ona wył
ą
cznie z nieokre
ś
lonego znaczenia słów, które
mo
ż
na poprawi
ć
za pomoc
ą
lepszych definicji. Tego,
ż
e kwadrat przeciwprostok
ą
tnej jest
równy sumie kwadratów dwóch pozostałych boków, nie mo
ż
na wiedzie
ć
, mimo
najdokładniejszego okre
ś
lenia wyrazów, bez bada
ń
i przeprowadzenia odpowiedniego
Strona 47 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
rozumowania. Aby si
ę
jednak przekona
ć
o prawdziwo
ś
ci zdania,
ż
e tam, gdzie nie ma
własno
ś
ci, nie ma te
ż
niesprawiedliwo
ś
ci, wystarczy zdefiniowa
ć
poszczególne wyrazy,
wyja
ś
niaj
ą
c,
ż
e niesprawiedliwo
ść
jest naruszeniem własno
ś
ci. Zdanie to jest w istocie
po prostu mniej dokładn
ą
definicj
ą
. Tak samo ma si
ę
rzecz z owymi wszystkimi
rzekomymi wnioskami sylogistycznymi, które mo
ż
na znale
źć
w ka
ż
dej dziedzinie wiedzy,
z wyj
ą
tkiem nauk o wielko
ś
ci i liczbie; o wielko
ś
ci za
ś
i liczbie mo
ż
na, jak s
ą
dz
ę
, orzec z
całym spokojem,
ż
e s
ą
one jedynym wła
ś
ciwym przedmiotem wiedzy posługuj
ą
cej si
ę
dowodzeniem demonstratywnym.
Wszystkie inne badania ludzkie dotycz
ą
wył
ą
cznie faktów i istnienia, te za
ś
, rzecz prosta,
nie nadaj
ą
si
ę
do dowodzenia demonstratywnego. Cokolwiek jest, mo
ż
e nie by
ć
.
ś
adne
zaprzeczenie faktu nie mo
ż
e prowadzi
ć
do sprzeczno
ś
ci. Nieistnienie ka
ż
dego bez
wyj
ą
tku bytu (being) jest równie jasn
ą
i wyra
ź
n
ą
ide
ą
, jak jego istnienie. Zdanie
stwierdzaj
ą
ce,
ż
e byt ów nie istnieje, chocia
ż
by było fałszywe, jest równie zrozumiałe i
jasne jak zdanie stwierdzaj
ą
ce,
ż
e istnieje. Inaczej ma si
ę
rzecz z naukami w
ś
cisłym
tego słowa znaczeniu. Tu ka
ż
de zdanie, które nie jest prawdziwe, jest bałamutne i
niezrozumiałe. Ze pierwiastek sze
ś
cienny z 64 równa si
ę
połowie 10, jest zdaniem
fałszywym, którego niepodobna zrozumie
ć
. Ale
ż
e Cezar albo archanioł Gabriel, albo
inna jaka
ś
istota, nigdy nie istniała, mo
ż
e by
ć
zdaniem fałszywym, które niemniej jest w
pełni zrozumiałe i nie prowadzi do sprzeczno
ś
ci.
Istnienie wi
ę
c wszelkiego bytu mo
ż
na udowodni
ć
jedynie za pomoc
ą
argumentów
czerpanych z jego przyczyn lub skutków; te za
ś
argumenty opieraj
ą
si
ę
całkowicie na
do
ś
wiadczeniu. Je
ż
eli rozumujemy a priori, wtedy jakakolwiek rzecz mo
ż
e nam si
ę
wyda
ć
zdolna wytworzy
ć
jak
ą
kolwiek inn
ą
. Upadniecie kamyczka mo
ż
e na dobr
ą
spraw
ę
zgasi
ć
sło
ń
ce, a
ż
yczenie ludzkie kierowa
ć
biegiem planet po orbitach. Jedynie do
ś
wiadczenie
poucza nas o naturze i granicach przyczyny i skutku i pozwala z istnienia jednego
przedmiotu wnosi
ć
o istnieniu innego. [Owa bezbo
ż
na zasada dawnej filozofii Ex nihilo
nihil fit, wykluczaj
ą
ca stworzenie materii, na gruncie tej filozofii traci racj
ę
bytu. Nie tylko
wola Najwy
ż
szej Istoty mo
ż
e stworzy
ć
materi
ę
, lecz, ujmuj
ą
c rzecz a priori, stworzy
ć
j
ą
mo
ż
e wola jakiejkolwiek innej istoty lub jakakolwiek w ogóle przyczyna, jak
ą
tylko potrafi
wskaza
ć
najbardziej bujna wyobra
ź
nia.] Taka jest podstawa rozumowania moralnego,
które le
ż
y u podstaw wi
ę
kszej cz
ęś
ci wiedzy ludzkiej i z którego płyn
ą
wszelkie działania i
post
ę
pki człowieka.
Rozumowanie moralne dotyczy albo faktów szczegółowych, albo ogólnych. Wszelkie
rozwa
ż
ania
ż
yciowe dotycz
ą
faktów szczegółowych, a tak samo wszelkie dociekania w
zakresie historii, chronologii, geografii i astronomii.
Naukami, które zajmuj
ą
si
ę
faktami ogólnymi, s
ą
polityka, filozofia naturalna, medycyna,
chemia itd., gdzie bada si
ę
własno
ś
ci, przyczyny i skutki całych kategorii zjawisk.
Nauka o Bogu, czyli teologia, dowodz
ą
c istnienia Boga i nie
ś
miertelno
ś
ci duszy, składa
si
ę
po cz
ęś
ci z rozumowa
ń
dotycz
ą
cych faktów szczegółowych, po cz
ęś
ci z rozumowa
ń
dotycz
ą
cych faktów ogólnych. Ma oparcie w rozumie, o ile zasadza si
ę
na
do
ś
wiadczeniu. Najlepszym jednak i najsilniejszym jej oparciem jest wiara i objawienie
boskie.
Etyka i estetyka s
ą
raczej sprawami smaku i odczu
ć
(taste and sentiment) ani
ż
eli
rozumu. Pi
ę
kno, czy to duchowe, czy fizyczne, raczej czujemy, ni
ż
postrzegamy. Je
ż
eli
za
ś
na jego temat rozumujemy i usiłujemy ustali
ć
jego kryterium - to rozwa
ż
amy tu fakt
nowy, mianowicie smak ludzki w ogóle lub te
ż
inny jaki
ś
fakt tego rodzaju,
ż
e mo
ż
e by
ć
przedmiotem rozumowania i bada
ń
.
Strona 48 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20
Je
ż
eli przej
ę
ci tymi zasadami przebiegniemy biblioteki, jakiego
ż
musimy dokona
ć
spustoszenia! Bior
ą
c do r
ę
ki jaki
ś
tom, traktuj
ą
cy np. o teologii albo szkolnej metafizyce,
zapytujemy: Czy zawiera jakie
ś
rozumowanie abstrakcyjne, dotycz
ą
ce wielko
ś
ci lub
liczby? Nie. Czy zawiera jakie
ś
oparte na do
ś
wiadczeniu rozumowanie dotycz
ą
ce faktów
i istnienia? Nie. A wi
ę
c w ogie
ń
z nim, albowiem nie mo
ż
e zawiera
ć
nic prócz sofisterii i
złudze
ń
!
Strona 49 z 49
Bez tytułu 1
2009-10-20