John Locke - „Rozważania dotyczące rozumu ludzkiego”
Locke zakłada, że nie ma w umyśle ludzkim czegoś takiego jak idee wrodzone (ideae innatae). Descartes i neoplatonicy twierdzili, że pojęcia pierwotne istnieją. Locke odpowiada, że skoro mamy władze, które pozwalają nam łatwo i pewnie poznać dane prawdy (są to władze dane przez Boga - na przykład zmysły), to nie ma powodu, by miały one być odciśnięte w umyśle od urodzenia (oczywiście nie jest to żaden argument).
Zwolennicy idei wrodzonych twierdzą, zdaniem Locke'a, że istnienie powszechnie przyjętych, praktycznych i teoretycznych zasad jest dowodem na to, że są one umysłowi ludzkiemu wrodzone. Filozof odpowiada, że jest to przekonanie bezpodstawne, o ile dałoby się (a dałoby się) wskazać alternatywną drogę ich powstania. Wskazuje następnie na fakt, że nie można mówić o powszechnym przyjęciu jakiejś zasady, skoro należy brać pod uwagę dzieci, ludzi chorych umysłowo i „niecywilizowanych”. Zakłada tym samym, że człowiek musiałby zdawać sobie sprawę z obecnej w jego umyśle idei wrodzonej. Gdyby z kolei nie musiałby być jej świadomy, to równie dobrze nie musiałby być świadomy dowolnego zdania prawdziwego (bo jak odróżnić zdania prawdziwe od idei wrodzonych?).
Natywiści odpowiadają na to, że każdy człowiek rozpoznaje wrodzone jego umysłowi idee, gdy tylko dochodzi do stadium, w którym zaczyna używać umysłu. Locke formułuje więc następującą alternatywę: albo rzecz ma się tak samo i ze wszystkimi prawdami, które rozum może wykryć w sposób pewny, albo w odkryciu idei wrodzonych pomagają ćwiczenia rozumu. Jeżeli akceptujemy człon drugi, to dochodzimy do absurdu - co to za idee wrodzone, do rozpoznania których potrzebny jest rozum? Jeżeli zaś zgadzamy się na człon pierwszy, ponownie stajemy przed bardzo ważnym pytaniem: czym różnią się owe idee wrodzone od innych prawd opartych na faktach, które ujmuje się w sposób pewny?
Natywiści wprowadzają następujące rozróżnienie: prawdy, które nie są nam wrodzone, nie uzyskują naszej aprobaty z chwilą wyłożenia ich nam. Locke kontruje: do zaaprobowania ich potrzeba rozumu już posługującego się dowodami. Gotowość umysłu do uznania pewnych prawd nie zależy wcale od wrodzonych zapisów ani od użycia rozumu, ale od innej władzy. Sformułowane zostają stopnie, po których umysł dochodzi do różnych prawd:
zmysły wprowadzają do umysłu idee szczegółowe;
idee zostają włączone do pamięci, nadane im zostają nazwy;
następuje abstrakcja z nazw do nazw ogólnych;
Tak więc zasób idei ogólnych oraz rozumu wzrasta wspólnie, lecz nie dowodzi to ich wrodzenia.
Locke przytacza wreszcie argument natywistów, którzy twierdzą, że specyfiką prawd wrodzonych jest wyżej wymienione ich zaaprobowanie zaraz po usłyszeniu. Tymczasem można uczyć się przecież de novo.
Idee wrodzone, gdyby istniały, to byłyby najmocniej odciśnięte u osobników najmniej dotkniętych obyczajami i poglądami (czyli na przykład właśnie dzieci i chorych umysłowo) - tymczasem tak nie jest.
Gottfried Wilhelm Leibniz - „Nowe rozważania dotyczące rozumu ludzkiego”
Traktat Leibniza ujęty jest w formie dialogu dwóch przyjaciół: Filaleta i Teofila. W rozdziale tyczącym się istnienia idei wrodzonych (jak i w całym dziele) Filalet reprezentuje stanowisko empiryczne, jest zwolennikiem Johna Locke'a, natomiast Teofil argumentuje za racjonalizmem (w konkretnej kwestii istnienia idei wrodzonych nie jest kartezjanistą, ale przemawia za samego Leibniza).
Tak więc na samym początku Filalet deklaruje się jako lockista i przeczy istnieniu idei wrodzonych, czemu Teofil się sprzeciwia. Twierdzi, że wrodzona jest idea Boga i inne, które nie mogą pochodzić od zmysłów. Co więcej, wszystkie myśli i działania duszy wypływają z jej wnętrza, a nie mogą być dane przez zmysły. Zmysły są jedynie pretekstem, okazją do dostrzeżenia obecnych w duszy prawd. Teofil zarzuca Locke'owi, że nie rozróżnił prawd koniecznych, płynących z rozumu, od prawd o faktach, których źródłem są zmysły.
Filalet próbuje oponować, twierdząc, że dowodem na istnienie idei wrodzonych musiałaby być powszechna zgoda, który to pogląd wystarczająco skrytykował Locke. Teofil nie opiera jednak swojego natywizmu na koncepcji powszechnej zgody. Twierdzi, że skłonność do uznawania idei Boga tkwi w naturze ludzkiej, a objawienie „rozbudza to, co jest w nas”.
Następnie dyskusja schodzi na temat nieuświadomionych idei wrodzonych. Filalet uważa, że w ogóle nie można o nich mówić. Teofil, natomiast, kontruje: skoro pamięć może ukryć idee nabyte, to czemu dusza nie mogłaby ukryć idei wrodzonych? Są wśród nich zapewne i takie, których ani nie poznała, ani nigdy nie pozna - nic z tego nie wynika. Przy okazji wraca temat kryterium odróżniania idei wrodzonych od wszystkich innych rozsądnych twierdzeń - Teofil twierdzi, że idee wrodzone i prawdy konieczne można odróżnić od innych prawd, ale nie precyzuje linii demarkacyjnej pomiędzy nimi.
Dyskusja idzie więc dalej: Teofil uznaje, że umysł nie tylko poznaje, ale i odnajduje w sobie prawdy konieczne - jest ich źródłem (zmysły nie wystarczają do ich udowodnienia). Co prawda, jak postuluje Filalet, zgodzenie się z niektórymi prawdami wymaga odpowiedniej zdolności umysłu, ale łatwość ta nie odnosi się do wrodzoności.
Kolejna kwestia: Filalet twierdzi, że prawdy pochodzą od idei, a te w konieczny sposób - od zmysłów. Teofil nie zgadza się: idee intelektualne opierają się na autorefleksji umysłu, a nie na zmysłach. Z definicji znajdują się one w umyśle.
Zdaniem Filaleta w tej sytuacji trzeba założyć ogromną liczbę idei wrodzonych. Teofil zauważa jednak, że wiele spośród nich można do siebie nawzajem sprowadzić (w konsekwencji - sprowadzić do najogólniejszych prawideł).
EPISTEMOLOGIA