Charlene Sands Uśmiech fortuny

background image
background image

Charlene Sands

Uśmiech fortuny

Tłumaczenie: Julita Mirska

HarperCollins Polska sp. z o.o.

Warszawa 2022

background image

Tytuł oryginału: One Night in Texas

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2021

Redaktor serii: Ewa Godycka

© 2021 by Harlequin Books S.A.

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o.,

Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin

Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji

części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek

podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych –

jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi

znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i

zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym

do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą

być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books

S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-8222-2

background image

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek

/

Woblink

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Patrząc w lustro, Gracie Diaz widziała tę samą dziewczynę

co zawsze. Dziewczynę pochodzenia meksykańskiego, której
ojciec, imigrant, latami pracował na ranczu Wingate’ów,
a matka po śmierci męża została kelnerką. Dziewczynę
o piwnych oczach, oliwkowej cerze i długich ciemnych
włosach, która ciągle fantazjuje o jednym z bliźniaków –
Sebastianie.

Ale już nią nie była. Była dwudziestoośmioletnią kobietą,

która wygrała na loterii sześćdziesiąt milionów dolarów
i mogła robić wszystko, na co miała ochotę.

- I zrobiłaś – powiedziała cicho.

Trzy miesiące temu na balu maskowym w Teksańskim

Klubie Hodowców nie zdołała oprzeć się wysokiemu
mężczyźnie o twarzy zakrytej maską. Kiedy obejmował ją
w tańcu, czuła w nim żar i siłę. Podniecał ją jego zapach, głos,
ruchy. Tej nocy postanowiła zaszaleć. Znaleźli odosobnione
miejsce i oddali się uciechom ciała. Chwilę po tym, jak
skończyli się kochać, z korytarza dobiegły ją strzępy rozmów.
Wystraszona uciekła, nie pytając kochanka o imię.

Jego tożsamość nie przestawała jej intrygować.

Ale wreszcie ją poznała.

Nagle zabrzęczał telefon. Odebrała po drugim dzwonku.

background image

- Cześć, Beth. – Zanim wygrała miliony, była asystentką

Beth Wingate, swojej najlepszej przyjaciółki, ale nawet jej nie
wyjawiła, czego dowiedziała się dwa tygodnie temu. – Dzięki,
że oddzwaniasz.

- Wiem, złotko, czym się martwisz, ale to, że kupujesz

naszą posiadłość, wcale mnie nie smuci. Przeciwnie, cieszę
się. Potrzebujemy pieniędzy, żeby ratować Wingate
Enterprises. A sprzedaż posiadłości pozwoli nam ruszyć
z nową siecią hotelową.

Była wdzięczna przyjaciółce za te słowa. Zawsze chciała

mieszkać w tak pięknej rezydencji i los się do niej uśmiechnął.

- Dzięki – szepnęła.

Na Beth zawsze mogła liczyć, ale wkrótce będzie musiała

odbyć rozmowę z jej bratem; ta myśl ją przerażała.

- Jak się czujesz?

- Nieźle. Mdłości minęły. Jeszcze nic nie widać. Wyniki

badań dobre.

- Super.

Gracie przymknęła powieki. Po tym, jak wygrała na loterii,

różni mężczyźni zaczęli zapraszać ją na randki, ale nie miała
pewności, czy to ona im się podoba, czy jej pieniądze. Po paru
nieudanych spotkaniach postanowiła zajść w ciążę bez
partnera. Kilka miesięcy temu rozpoczęła u doktora Everetta
przygotowania do zabiegu in vitro, ale zanim do tego doszło,
wybrała się na bal maskowy…

Wystarczył ten jeden raz. Dziś była w trzecim miesiącu

ciąży z mężczyzną, w którym podkochiwała się jako

background image

nastolatka, który nigdy nie przejawiał nią zainteresowania
i którego tożsamość dopiero niedawno odkryła.

Przyłożyła rękę do brzucha. To prawdziwy cud. Tak

bardzo chciała mieć rodzinę i za sześć miesięcy jej marzenie
się spełni. Ale… Nie, o wszystkim pomyśli jutro.

- Bałam się, czy sprawa domu nie skomplikuje naszych

relacji.

- Żartujesz? Jesteś moją przyjaciółką i nic tego nie zmieni.

- Cieszę się. Słuchaj, muszę kończyć. Odezwę się za parę

dni.

- Okej. Powodzenia, kochana.

Odłożywszy telefon, Gracie przygryzła wargi.

Skup się, nakazała sobie. Za godzinę miała spotkanie

w dawnej posiadłości Wingate’ów. Spotkanie, na którym
będzie jej pośrednik od nieruchomości, jej prawnik oraz ojciec
dziecka.

Styczniowy chłód przenikał ściany rezydencji. Sebastian

wzdrygnął się. Z zimna? Czy z poczucia straty? Pokoje były
puste, większość mebli sprzedana. Jednak za wspomnienia
nikt nie płaci.

Nie należał do osób sentymentalnych, mimo to ogarnął go

smutek zmieszany z tęsknotą. Tu mieszkał z rodzicami
i rodzeństwem; kochali się, kłócili i wygłupiali, zwłaszcza on
i jego brat bliźniak Sutton. Siostry Harley i Beth też nie były
aniołkami, ani brat Miles. Uśmiechnął się na myśl
o wspólnych wybrykach. W domu Wingate’ów nie znano
pojęcia nudy.

background image

Niestety w ostatnim roku, na skutek poczynań pewnego

nikczemnika, prawie stracili dobre imię oraz dorobek życia.

Odpowiedzią na problemy była sprzedaż posiadłości.

Mając gotówkę, Sebastian wiedział, że uratuje honor rodziny;
zamierzał zainwestować pieniądze w sieć hoteli, w których
ludzie spędzaliby romantyczne weekendy lub organizowali
wesela i inne imprezy.

Wingate’owie mieli hotele na całym świecie, ale

przeznaczone głównie dla biznesmenów i przemysłowców.
Proste, surowo urządzone. Dzięki pieniądzom ze sprzedaży
domu sale konferencyjne można by przerobić na sale balowe,
powstałyby eleganckie restauracje, kucharzy zastąpiliby
wybitni szefowie kuchni.

Nagle drzwi się otworzyły.

Na widok Gracie Diaz Sebastian wstrzymał oddech.

Wyglądała zjawiskowo: miała zaczesane na bok włosy,
wielkie oczy w kształcie migdałów, ogniste spojrzenie.
Zawsze mu się podobała, ale nigdy nie próbował się do niej
zbliżyć. Jako córka pracownika Wingate’ów oraz przyjaciółka
Beth stanowiła zakazany owoc. Gdyby uległ pokusie i zaczął
się do niej zalecać, źle by się to skończyło. Wolał nie
ryzykować.

Ujrzawszy go, Gracie przystanęła. Sprawiała wrażenie

zmieszanej. Nic dziwnego. Dziś to ona dzierżyła władzę. Ich
role się odwróciły i czuła się zakłopotana.

- Wejdź, Gracie. Nie gryzę. – Uśmiechnął się i ruszył w jej

stronę. – Zapewniam cię, nikt nie ma pretensji, że kupujesz
naszą posiadłość.

background image

- Beth mówiła to samo.

- No widzisz? Zapraszam do jadalni. Twój prawnik uznał,

że lepiej będzie, jak wszystkie twoje obawy omówimy na
miejscu.

Obeszła Sebastiana szerokim łukiem.

- Nie mam żadnych obaw.

Może on miał?

Usiadła przy stole, teczkę położyła na sąsiednim krześle.

Od czasu loterii stała się prawdziwą kobietą interesu. Nie
tylko pomagała Beth przy organizowaniu przyjęć i eventów,
ale również zainwestowała sporo kasy w nową restaurację.
Podobno szukała też kolejnych inwestycji.

Dzisiaj wydawała się spięta. Chodzi o kupno posiadłości?

Czy o ciążę? W opinającej ciało szarej sukience nie wyglądała
na kobietę spodziewającą się dziecka.

Powędrował myślami tam, gdzie nie powinien. Gdzie

nigdy się nie zapuszczał. Bo wyćwiczył się w niedostrzeganiu
seksapilu Gracie Diaz.

Na szczęście, zanim pozwolił wyobraźni rozwinąć

skrzydła, do pokoju weszli prawnicy i pośrednik, Tom Riley.
Negocjacje toczyły się gładko. Gracie nie miała szczególnych
wymagań. Obie strony przystały na warunki uzgodnione przez
prawników. Gracie nawet zgodziła zatrzymać ogrodnika
i część dawnej służby. Szanowała ludzi, którzy ciężko pracują.

Po śmierci swojego ojca zatrudniła się w restauracji, by

opłacić sobie studia. Sebastian ją podziwiał. Zresztą sam też
pracował bez wytchnienia; czasem Sutton radził mu wyjechać

background image

gdzieś na urlop, ale kto by tam słuchał młodszego o trzy
minuty brata?

- Skoro nie ma zastrzeżeń, przygotuję umowę. – Tom

Riley uśmiechnął się do Gracie, jakby chciał dodać jej otuchy.

Odwzajemniła jego uśmiech, co zirytowało Sebastiana.

Powinien odczuwać satysfakcję, w końcu biznes Wingate’ów
potrzebuje zastrzyku gotówki, ale… Hm, od wejścia Gracie
prawie się nie odzywała, tylko stukała lekko palcami w blat
lub wygładzała dół sukienki. Oczywiście starał się nie patrzeć
na jej nogi, lecz nie było to łatwe.

Znał ją od lat, nigdy jednak nie widział jej tak spiętej.

- Czyli możemy się zbierać – rzekł Todd Woodbury,

prawnik Sebastiana, i kiwając z zadowoleniem głową, zaczął
chować dokumenty do teczki.

Sebastian uśmiechnął się do Gracie, ale nawet na niego nie

spojrzała. Unikała jego wzroku. Dlaczego?

- Odprowadzę was – powiedział do mężczyzn, jakby był

gospodarzem. – Chcę chwilę porozmawiać z panną Diaz.

Kiedy obrócił się, zamknąwszy za nimi drzwi, zobaczył,

jak Gracie zgarnia ze stołu stos papierów i rusza do wyjścia.
Była prawie u celu, kiedy papiery wysunęły się jej z ręki
i spadły na podłogę. Sebastian się schylił.

- Pomogę ci…

- Nie trzeba.

Kucnęła. O mało nie zderzyli się głowami. I wtedy poczuł

kwiatowy zapach jej długich lśniących włosów. Wciągnął
głęboko powietrze. Coś mu się przypominało…

background image

Po chwili dobiegł go zmysłowy zapach perfum. Oba

zapachy prześladowały go od kilku tygodni.

Nieustannie myślał o tamtej kobiecie i upojnych chwilach,

jakie spędzili razem. Nie sypiał, zastanawiał się, kim była jego
tajemnicza kochanka. Czy kiedykolwiek pozna jej tożsamość?

Z żadną kobietą nie było mu tak dobrze. Wspominał

gładkość jej skóry, słodki smak ust, jedwabistość włosów,
ciche jęki wydawane podczas orgazmu. Teraz, gdy schylił się
po papiery i poczuł ten zapach… teraz już wiedział.
Tajemniczą kobietą, z którą kochał się na balu maskowym,
była Gracie Diaz. Spojrzał na jej zarumienione policzki. Była
tak blisko…

- Gracie?

Wyszarpnęła papiery i wstała.

- Przepraszam, muszę iść. Jestem… spóźniona na

spotkanie.

Zanim zdążył ją zatrzymać, ba, zanim zdążył się podnieść,

była już za drzwiami. Ponownie zalała go fala wspomnień.
Gdyby nie zapach, nie odgadłby, że kochał się z Gracie. Bo to
była ona, prawda?

Wstał i potrząsnął głową. Musi uzyskać pewność.

Chodziła po salonie, wyłamując sobie palce. Nie była

głodna, ale wiedziała, że musi się dobrze odżywiać.
Zadzwoniła więc po pizzę; dostawca powinien zjawić się lada
chwila. Zamówiła zdrową, wegetariańską, z ulubionymi
dodatkami. Na razie czuła mdłości. Nie, nie z powodu ciąży.
Z innego powodu: wydawało jej się, że Sebastian odgadł, kim
była kobieta, z którą się kochał.

background image

Ciekawe, co jeszcze odgadł? Kochali się trzy miesiące

temu, a ona była w trzecim miesiącu ciąży. Serce waliło jej
mocniej, ilekroć myślała o tamtej nocy. Ona też nie znała
tożsamości swego kochanka. Poznała ją tydzień temu na
przyjęciu w ogrodzie, gdy ktoś wepchnął Sebastiana do
basenu. Wtedy zobaczyła bliznę na jego plecach, w tym
samym miejscu i o tym samym kształcie co ta, którą gładziła
podczas seksu.

Przeżyła szok. Sebastian zawsze traktował ją jak

przyjaciółkę rodziny. Nigdy się nią nie interesował. Pochodzili
z dwóch różnych światów, dzieliła ich przepaść ekonomiczna
i klasowa. Nawet jeśli Wingate’owie tego nie okazywali, ona
wyraźnie to czuła. Owszem, marzyła o Sebastianie, ale nie
przypuszczała, że jej dziewczęce marzenia się spełnią.

Pukanie wyrwało ją z zadumy.

- Pizza – oznajmił Sebastian, trzymając przed sobą karton.

Gracie wytrzeszczyła oczy. Co, do diabła? Po chwili

usłyszała warkot silnika; dostawca odjechał.

- Co tu robisz?

- Znasz odpowiedź. Musimy porozmawiać.

- Niezapowiedziane wizyty nie są w dobrym tonie.

- Kłamstwa też nie. Mogę wejść?

Odsunęła się na bok. Wszedł do małego, gustownie

urządzonego domu. Przez chwilę wpatrywali się w siebie,
potem Gracie chwyciła karton z pizzą. Nie puścił go.

- Gdzie kuchnia? – spytał.

background image

Westchnęła zrezygnowana i obróciwszy się, ruszyła przed

siebie. Nie była przygotowana na wizytę Sebastiana; wciąż
przetwarzała w myślach informację, że to z nim zaszła
w ciążę. Jeszcze nie miała pomysłu, jak go o tym
powiadomić…

Położył karton na stole i oparł ręce na biodrach, jakby był

władcą świata. Władcą w czarnych spodniach i białej koszuli
z podwiniętymi rękawami.

- To ty, prawda? To ty jesteś tą kobietą z balu?

- Owszem, byłam na balu. – Stanąwszy tyłem, Gracie

uniosła pokrywę kartonu. W nozdrza uderzył ją zapach
papryki, oliwek i pomidorów.

- Spójrz na mnie. I odpowiedz na pytanie.

Nie lubiła, gdy jej rozkazywano. W dodatku czuła się tak,

jakby zastawił na nią pułapkę. Ponieważ nie odwróciła się,
podszedł parę kroków i stanął naprzeciwko niej.

- Odpowiedziałam. Byłam na balu.

- Dlatego jesteś dziś taka zdenerwowana?

- Bo wydałam fortunę na kupno twojego domu.

- Cholera, Gracie!

Nie miała, dokąd uciec ani gdzie się schować. Unikanie

rozmowy było bez sensu. Już i tak za długo zwlekała.

Sebastian przyłożył palec do jej policzka. Przeszył ją

dreszcz. Była zła, że w ten sposób reaguje na niewinny dotyk.

- Gracie? To byłaś ty, prawda?

background image

Skinęła głową. Cofnął się i omiótł ją całkiem innym

spojrzeniem, takim, jakby w najdrobniejszych szczegółach
odtwarzał w pamięci tamtą noc. Wyglądał na autentycznie
zaskoczonego, jakby nie mógł uwierzyć, że mała Gracie
wzbudziła w nim tak silne emocje.

- Od kiedy wiesz? – zapytał zmienionym głosem.

- Jakie to ma znaczenie?

- Od kiedy?

- Na przyjęciu w ogrodzie, kiedy wyszedłeś z basenu,

zobaczyłam na twoich plecach bliznę. Przypomniałam ją
sobie. – Tamtej nocy było ciemno, gorąco, namiętnie. Wodząc
dłońmi po ciele kochanka, zastanawiała się, skąd się wzięła
blizna, którą wyczuła pod palcami.

Sebastian zamyślił się, jakby wrócił myślami do przyjęcia

w ogrodzie. Świętowali otwarcie nowego hotelu. W jednej
minucie stał przy basenie, w następnej brat wrzucił go do
wody. Śmiejąc się wesoło, wdrapał się po drabince na brzeg
i zdjął mokrą koszulę.

- Nie zapomniałem tamtej nocy – powiedział, patrząc

Gracie w oczy.

Ona też nie. To była noc cudownego seksu.

- I kąpieli w ubraniu?

- Mówię o balu maskowym, nie o przyjęciu nad basenem.

- Aha. – Starała się odwlec chwilę prawdy.

- A ciąża… To moje dziecko?

Przyłożyła rękę do brzucha. Nie, to jej dziecko. Wyłącznie

jej. Nie chciała mężczyzny, który jej nie pragnie, a Sebastian

background image

ani razu przez te wszystkie lata nie okazał jej zainteresowania.
Nigdy nie wodził za nią wzrokiem. Nigdy z nią nie flirtował.
Ale to właśnie z nim przeżyła tak fantastyczny seks.
Potrzebowała czasu, by uporządkować myśli.

- Moje – odparła. – Niczego od ciebie nie chcemy.

- Chyba żartujesz? – obruszył się.

- Posłuchaj, tamtej nocy byliśmy dwojgiem nieznajomych.

Nie planowaliśmy ciąży. Nic mi nie jesteś winien.

- Nie, Gracie, to ty posłuchaj. Może popełniliśmy błąd, ale

ja poważnie traktuję swoje zobowiązania. Nie masz prawa
mnie…

- To dziecko nie jest błędem – wycedziła. – Jest darem.

- Nie powiedziałem, że jest błędem. Gracie, bądź

rozsądna…

- Jestem bardzo rozsądna. Pragnę tego, co najlepsze dla

mojego dziecka.

- Naszego.

Zrobiło jej się słabo. Pewnie dlatego, że nic od rana nie

jadła. Powinna wyrzucić Sebastiana za drzwi.

- Usiądźmy i porozmawiajmy, dobrze? – poprosił.

- Nie, idź już. Muszę odpocząć.

- Gracie…

- Wyjdź. Jestem zmęczona, zostaw mnie. – Naprawdę

miała za sobą ciężki dzień.

- W porządku. Ale nie skończyliśmy. Zadzwonię jutro.

background image

Skinąwszy głową, skierowała się do drzwi. Ruszył za nią.

W progu przystanął; na jego twarzy malowały się wyrzuty
sumienia zmieszane z paniką.

- Gracie… zadzwonię jutro, okej?

Nie miała ochoty z nim rozmawiać, ani dziś, ani jutro.

- W porządku – mruknęła.

- Śpij dobrze.

background image

ROZDZIAŁ DRUGI

Poranek spędziła w piżamie, siedząc na łóżku i szukając

w sieci mebli do pokoju dziecięcego. To, plus jagodzianka
popita kawą bezkofeinową pomogło jej nie myśleć
o wczorajszej wizycie Sebastiana. Prawdę rzekłszy, sądziła, że
zadzwoni do niej skoro świt, ale minęła jedenasta, a telefon się
nie odezwał.

Wchodziła na kolejne strony sklepów, oglądała kołyski

i komódki, krzesełka, wózki oraz tysiące przydatnych rzeczy.
Zawsze pragnęła mieć dziecko, ale ten namiar produktów zbił
ją z tropu. Oj, musi się podszkolić! Chciała też zapisać się do
szkoły rodzenia. Przejęta i lekko wystraszona pogładziła się po
brzuchu; w odpowiedzi zaburczał.

Przed laty fantazjowała o Sebastianie, ale to były mrzonki

naiwnej dziewczyny. Dorosła Gracie marzyła o prawdziwej
miłości, takiej, jaka łączyła jej rodziców. Sebastian zaś nic do
niej nie czuł.

Właściwie trudno powiedzieć, by go znała. Czy był

chłopakiem z jej dziecięcych fantazji, czy tajemniczym
mężczyzną, z którym tak namiętnie się kochała? Bez przerwy
wracała myślami do tego wieczoru. Seks z nieznajomym. To
zupełnie nie w jej stylu. Ale coś ją ciągnęło do tego faceta
w masce. Jakaś siła, której nie mogła się oprzeć. I dobrze, że
nie próbowała, bo dzięki Sebastianowi przeżyła
niezapomniane chwile.

background image

I zaszła w ciążę. Teraz musi poukładać sobie wszystko

w głowie. Z zadumy wyrwał ją melodyjny dźwięk komórki.
Pewna, że to Sebastian, bała się odebrać. Ale kiedy zerknęła
na ekran, zobaczyła twarz Lauren.

Odetchnęła z ulgą. Lauren Roberts była jej przyjaciółką

i od niedawna wspólniczką. Za tydzień miało nastąpić
oficjalne otwarcie Eatery. Wszystko było prawie gotowe.
Lauren, która potrafiła fantastycznie gotować, zaczynała
biznes od foodtrucka, najpierw jednego, potem kilku czy
kilkunastu. Sprzedała je i zainwestowała pieniądze
w restaurację. Oprócz tego była zaręczona z Suttonem, bratem
Sebastiana, ale tego Gracie nie mogła mieć jej za złe, bo
Sutton był świetnym gościem.

- Hej, Lauren. Myślałam, że za kilka godzin spotykamy się

w Eatery?

- Coś mi wypadło. Nie mogłabyś zajrzeć wcześniej? –

Lauren wydawała się spięta. – Przyrządzę twoje ulubione
danie. Dzidziusiowi też będzie smakowało.

- Nie wątpię. Mogę być za godzinę, o dwunastej. Dobrze?

- Dzięki. Super.

- Lauren, wszystko w porządku?

- Tak… tak sądzę.

- Okej. Pogadamy o wielkim otwarciu, dobrze? Mam parę

pomysłów…

- Jasne. Muszę kończyć.

Gracie chwilę wpatrywała się w telefon. Przyjaciółka

dziwnie się zachowuje. No cóż, dowie się wszystkiego, kiedy

background image

się spotkają.

Kilka minut po dwunastej weszła do restauracji od strony

zaplecza i znalazła się w nowocześnie urządzonej kuchni.
Bijący od sprzętów blask mógł oślepić. Miejsce wciąż
pachniało nowością.

- Lauren! Już jestem!

Przyjaciółka, opasana fartuchem, wybiegła z sali

restauracyjnej.

- Cześć. Lunch na ciebie czeka.

- Chciałaś powiedzieć: na nas.

Lauren zaczerwieniła się.

- Gracie, wiesz, że cię kocham?

- Tak, oczywiście.

- I że cenię sobie naszą przyjaźń?

- Ja też. – Nagle, słysząc jakieś kroki, Gracie zerknęła

w stronę sali. – Zaprosiłaś Suttona?

Lauren przymknęła na moment oczy.

- To nie Sutton. To Sebastian.

- O Chryste! Nie chcę z nim rozmawiać! Nie teraz! –

szepnęła Gracie.

Nie była gotowa, dlatego wczoraj się go pozbyła.

Rozmowa w cztery oczy przerażała ją. Ilekroć patrzyła na
Sebastiana, przypominała sobie jego pocałunki i pieszczoty.
Kochał się z nią, jakby była jedyną kobietą na świecie. Dzięki
niemu przeżyła najlepszy wieczór w życiu. Nie sądziła, że

background image

dwie osoby mogą być tak dopasowane fizycznie, tak idealnie
wyczulone na swoje potrzeby…

Zanim zdołała cokolwiek więcej powiedzieć, jej niedawny

kochanek wkroczył do kuchni.

- Nie gniewaj się na Lauren. Strasznie protestowała.

Musiałem użyć wszystkich środków perswazji, żeby zgodziła
się mi pomóc.

Gracie łypnęła na przyjaciółkę.

- Przystawił ci broń do skroni?

- Nie broń. Dziecko. – Lauren uśmiechnęła się smutno. –

Przepraszam cię, kotku.

- Czyli… wiesz?

- Tak. Zwierzył mi się. To fantastyczna wiadomość.

Gracie zamrugała. Tak, przyjaciółka miała dobre intencje.

Tak, prędzej czy później prawda wyszłaby na jaw. Po balu
maskowym dzieliły się wrażeniami. Lauren opowiedziała jej
o tym, jak pomyliła braci bliźniaków. Na szczęście wszystko
się dobrze skończyło; ona i Sutton świata poza sobą nie
widzieli i wkrótce zamierzali się pobrać.

- Ale… kurczę, Lauren! Dlaczego wzięłaś stronę

Sebastiana?

- Niczyjej strony nie wzięłam. Po prostu musicie

porozmawiać. Tutaj nikt wam nie będzie przeszkadzał.

Gracie wzruszyła ramionami.

- Zjecie, pogadacie, a potem, jeśli nie zerwiesz ze mną

znajomości, omówimy nasze sprawy biznesowe. Okej?

background image

Gracie wbiła wzrok w sufit, tak jak to robiła jej mama,

kiedy podejmowała trudną decyzję.

- W porządku – oznajmiła w końcu.

- To zmykam. – Lauren uśmiechnęła się. – Lunch czeka na

stole. Zrobiłam twoje ulubione danie.

- Dzięki – szepnęła Gracie. Ulubione? Może w tej sytuacji

wybaczy przyjaciółce.

Starała się nie patrzeć na Sebastiana, który podszedł do

niej i wyciągnął rękę, jakby chciał ją objąć w pasie.
W ostatniej chwili zrezygnował.

- Wygląda smakowicie – powiedział, spoglądając na bułkę

z homarem i cieniutkie frytki.

- Jest pyszne. Już dawno zakochałam się w kuchni Lauren.

- A propos Lauren. Obawiam się, że mocno na nią

naciskałem, żeby pozwoliła mi się z tobą tu zobaczyć.

- Zawsze osiągasz to, co chcesz. Jesteś z tego znany.

Puścił to mimo uszu.

- Wybaczysz jej?

- Tak. Wiem, że miała dobre intencje – rzekła Gracie,

patrząc mu w oczy. Wciąż nie mogła uwierzyć, że tamtego
wieczoru go nie rozpoznała.

- Ja też, to znaczy miałem dobre intencje, tylko jakoś

niefortunnie… Dasz mi drugą szansę?

- Zostałam przyparta do muru.

- Może na dobry początek powinniśmy przełamać się

chlebem? Jesteś głodna? Czy na mój widok straciłaś apetyt?

background image

Roześmiała się – wbrew sobie, bo przecież była na niego

zła, choćby za nazwanie dziecka błędem, ale nie zdołała
oprzeć się jego urokowi. A w ogóle czy jakakolwiek kobieta
na widok takiego ciacha straciłaby apetyt?

Jedli w milczeniu. Od czasu do czasu ich spojrzenia się

spotykały. Sebastian miał oczy w różnych odcieniach zieleni.
Czasem, w zależności od nastroju, były seledynowe jak woda
w płytkiej rzece, a niekiedy przybierały malachitową barwę
niczym drzewa w lesie.

Dziś w spranych dżinsach i białej koszuli wyglądał

niesłychanie męsko. Gracie poczuła dreszcz. Niedawno nadzy,
jedynie w maskach na twarzy, nie wiedząc nic o sobie,
oddawali się cielesnym uciechom. Nigdy wcześniej nie była
tak odważna; tajemniczy kochanek szeptem i pomrukami
zachęcał ją, by pozbyła się hamulców.

Sebastian, który już nic nie miał na talerzu, bacznie się jej

przyglądał.

- Tak dla jasności – powiedziała, machając mu frytką

przed nosem – to dziecko nie jest błędem.

- Wiem, Gracie. Zachowałem się wczoraj jak kretyn.

- Owszem.

- Więc przyjmujesz moje przeprosiny?

- Żadnych nie słyszę.

Pochyliwszy się nad stołem, ujął jej dłoń.

- Przepraszam cię .

Jego dotyk sprawił, że poczuła ciarki. Po chwili zacisnął

mocniej rękę i zamknął oczy, jakby też je poczuł. Mruknął coś

background image

pod nosem. Nie zdziwiła się. Miała wrażenie, że za moment
oboje staną w ogniu. Dziś iskrzyło między nimi tak samo jak
podczas balu maskowego. Wyszarpnęła rękę; wolała nie
ryzykować.

- Wybaczysz mi?

Psiakość! Nie chciała, lecz wyniosła z domu przekonanie,

że należy wybaczać, jeśli przeprosiny są szczere, a zielone
oczy Sebastiana wyrażały żal i skruchę.

- Tak.

- Chcę być częścią twojego życia, częścią życia naszego

dziecka. Nie znasz płci, prawda?

- Jeszcze nie.

- Chciałbym być z tobą podczas badania.

Nie miała szklanej kuli, nie wiedziała, co przyszłość

przyniesie. Kiedy postanowiła zostać matką, nie sądziła, że
będzie miała jakiś kontakt z ojcem dziecka. Chciała zajść
w ciążę metodą in vitro. Los potrafi zaskakiwać.

- Nie mogę ci nic obiecać.

Uniósł brwi.

- Nie proszę o obietnicę. Chociaż… - Potrząsnął głową. –

Właściwie to proszę. Mam wrażenie, że chcesz wszystko robić
sama. Dlaczego, Gracie? Czy dlatego, że role się odwróciły?
Że teraz stać cię, żeby samodzielnie wychować dziecko? O to
chodzi? Że Wingate’owie znaleźli się w tarapatach
finansowych, a ty zostałaś milionerką? Dlatego uznałaś, że nie
nadaję się na ojca?

- Jak śmiesz? – Poderwała się na nogi.

background image

Sebastian również wstał.

- Nie sądzisz, Gracie, że dziecko potrzebuje ojca i matki?

Nawet jeśli jedno z rodziców jest bankrutem?

Poczuła wściekłość; z trudem powściągnęła swój latynoski

temperament.

- Choć znamy się od dziecka, nic o mnie nie wiesz. – Na

tym polegał problem: latami wpatrywała się w niego jak
w obrazek, podziwiała go, a on jej nie dostrzegał. Bo była
córką człowieka, który pracował u jego rodziców. – Nie będę
z tobą dłużej rozmawiać. Wychodzę. Nawet nie próbuj mnie
zatrzymywać.

- Nie mam zamiaru.

- Świetnie.

- Świetnie.

Ruszyła przez kuchnię w stronę wyjścia. Zanim

zatrzasnęła za sobą drzwi, usłyszała:

- Szlag by to trafił.

No właśnie, szlag by to trafił.

„Mogę już wrócić?”. Takiej treści esemes Lauren wysłała

do obojga. Optymistka, pomyślał Sebastian. Najwyraźniej
narzeczona brata sądziła, że wystarczy im jedno spotkanie,
jedna rozmowa. Swoją drogą, zachowała się wspaniałe:
przygotowała lunch, a sama znikła, zostawiając jego i Gracie
samych. Niestety wszystko zepsuł, choć nie do końca
z własnej winy. Czy Gracie musi być tak uparta?

Odpisał Lauren, że tak, może wracać. On i Gracie

skończyli.

background image

Dziesięć minut później weszła przez kuchenne drzwi.

- Jestem! – Na widok Sebastiana, który stał przy stalowym

zlewie, zmarszczyła czoło. – Co robisz?

- Sprzątam. Przeze mnie nie pogadacie, a miałyście chyba

parę spraw do omówienia.

- Wiem, rozmawiałam z Gracie. Jest przybita. Na miłość

boską, daj mi tę ścierkę. – Wyrwała mu ją z ręki.

- Chciałem się czymś zająć.

- Opowiedz, co się stało. Gracie nie wdawała się

w szczegóły…

- Mam mętlik w głowie. Nieustannie o niej myślę. Ten

wieczór, który spędziliśmy razem… Po prostu to było coś
wyjątkowego. Niezapomniane przeżycie z fantastyczną
kobietą. – Takiej Gracie pragnął, cudownej, namiętnej, z którą
rozumiał się bez słów.

Wcześniej starał się trzymać od niej z daleka, nie chciał

wykorzystywać swojej pozycji, a teraz… Teraz to nie miało
znaczenia. Zależało mu na niej i na ich dziecku.

- Niezapomniane, mówisz? Ciekawe, jaką rolę odegrało to,

że nie wiedziałeś, kim ona jest?

- Jakąś na pewno, ale… To było istne szaleństwo. Nigdy

nie przeżyłem czegoś podobnego. Potem tygodniami
usiłowałem odgadnąć jej tożsamość. Bez powodzenia.

- Nie pomyślałeś o Gracie?

- Szczerze? Nie. Zawsze mi się podobała, ale nie

próbowałem jej podrywać. Po pierwsze, przyjaźniła się z Beth
i do niedawna u niej pracowała, a po drugie, jej ojciec

background image

pracował u nas na ranczu, więc sama rozumiesz… Ale
wczoraj, wychodząc ze spotkania z prawnikami, upuściła plik
dokumentów. Oboje się schyliliśmy. Poczułem zapach jej
perfum i włosów. I doznałem olśnienia.

- O rany!

- No właśnie.

- Mówiła mi o waszej nocy, o tajemniczym kochanku –

rzekła Lauren. – Nie wchodziła w szczegóły, ale oczy tak jej
lśniły… Sebastian, czym ją dziś zdenerwowałeś?

Westchnął ciężko.

- Napomknąłem, że pewnie nie chce mieć ze mną do

czynienia z powodu zszarganej opinii Wingate’ów.

- Napomknąłeś?

- Okej, oskarżyłem ją o to. Nie chciała ustąpić, uparła się,

że to jej dziecko i sama je wychowa. Wiesz, ostatnio miałem
naprawdę trudny okres. Walczyłem o dobre imię rodziny,
o Wingate Enterprises. Po miesiącach walki odetchnąłem
z ulgą, a potem w moim życiu pojawia się piękna kobieta
w masce. Nieznajoma. I nagle dowiaduję się, że jest nią
Gracie, która wygrała miliony, kupuje naszą posiadłość
i w dodatku nosi pod sercem moje dziecko.

- Przykro mi, że nie doszliście do porozumienia. Dalej

musisz radzić sobie sam. Nie chcę narażać mojej przyjaźni
z Gracie i pomagać ci za jej plecami.

Sebastian uścisnął dłoń Lauren.

- Jesteś kochana. Mój brat to prawdziwy szczęściarz.

- Dzięki… Więc co zamierzasz?

background image

- Nie wiem – odparł. Ale jedno nie ulegało wątpliwości: na

pewno się nie podda.

- Dzięki, że wpadłaś. – Sebastian popatrzył na elegancką

kobietę w pastelowym żakiecie i beżowych spodniach typu
palazzo.

- Dzień dobry, kochanie. Jak się miewasz?

- Dobrze. – Pocałował matkę w policzek.

Usiedli na kanapie. Ava Wingate zawsze miała mnóstwo

energii, jednak od pewnego czasu sprawiała wrażenie
zmęczonej życiem. To, że w ostatnim roku oszukał ją zaufany
przyjaciel, niewątpliwie odcisnęło na niej piętno. Keith
Cooper, przyjaciel zmarłego męża Avy, usilnie próbował
zdobyć serce wdowy. Kiedy mu się nie udało, sprzeniewierzył
pieniądze firmy, niemal doprowadzając do upadku Wingate
Enterprises. Na szczęście został złapany, zanim firma
zbankrutowała.

- Napijesz się czegoś, mamo? A może coś zjesz?

- Nie, dziękuję. Lepiej powiedz, co się z tobą dzieje.

Widzę, że się zamartwiasz.

- Właśnie chciałem ci przekazać najnowszą wiadomość.

- Kolejne kłopoty w firmie?

- Nie. – Uśmiechnął się. – Nie chodzi o sprawy zawodowe.

- A więc o prywatne?

- Tak. Ale to dobra wiadomość, przynajmniej mam

nadzieję, że za taką ją uznasz. Ponownie będziesz babcią.

Czteroletniego Daniela, syna Harley, Ava słabo znała.

Harley, która zawsze kiepsko dogadywała się z matką,

background image

wyjechała do Europy, zamierzając tam wychowywać synka;
wróciła do Stanów kilka miesięcy temu i dopiero wtedy
poinformowała Granta Everetta, że jest ojcem. Dziś byli już
rodziną i planowali przenieść się razem do Tajlandii.

Ava otworzyła zdumiona usta.

- Tak, to bardzo dobra wiadomość. – Nagle zmarszczyła

czoło. – Nie miałam pojęcia, że się z kimś spotykasz.

Sebastian podrapał się po brodzie.

- Ja… Sam dowiedziałem się przed dwoma dniami. Gracie

Diaz jest w ciąży. Ze mną.

- Gracie? – Brwi matki podjechały do góry. – Nasza

Gracie? Nigdy nie przejawiałeś nią zainteresowania.

- To prawda, ale sytuacja się zmieniła. Za kilka miesięcy

zostanę ojcem. Niestety ilekroć próbuję z Gracie rozmawiać,
język mi się plącze, gadam od rzeczy, ona się złości
i wychodzi.

Ava uśmiechnęła się. Nieczęsto widywał matkę tak

rozbawioną.

- Uważasz, że to śmieszne?

- Po prostu przypomniało mi się, że twój ojciec

zachowywał się identycznie. Strasznie się denerwował przy
mnie. I albo milczał, albo mówił nie to, co trzeba.

- Serio? Nie wiedziałem.

Właściwie to nie dziwił się ojcu: matka miała silny

charakter, często onieśmielała ludzi. Ale ojcu pewnie nie
chodziło o jej charakter, tylko o pociąg fizyczny, jaki istniał
między nimi. Dlatego był stremowany.

background image

- Co zamierzasz?

- Nie wiem. Gracie postanowiła sama wychowywać

dziecko.

- Prawnie nie może ci zabronić…

Sebastian potrząsnął głową.

- Prawnie nie, ale… Myślę, że jest oszołomiona. Nie

chciałbym zniszczyć tego, co nas łączy.

- To jesteście w związku czy nie?

- Nie, ale muszę to naprawić. Na razie ona nie odbiera

moich telefonów i nie odpowiada na esemesy.

- Chcesz, żebym z nią porozmawiała?

Wolał nie. Matka miała dobre intencje, lecz nie była

najbardziej taktowną osobą na świecie.

- Nie, mamo, dziękuję. Sam sobie poradzę. Ale mam

prośbę. Zatrzymaj tę informację dla siebie. Dobrze?

- Oczywiście.

- Uznałem, że masz prawo wiedzieć.

- Szkoda, że twoja siostra się w ciebie nie wdała.

- Mamo, Harley była młoda i bardzo zagubiona.

- Najważniejsze, żeby rodzina trzymała się razem. To

dotyczy również twojego dziecka. Znasz już płeć?

- Jeszcze za wcześnie. Ale jak tylko się dowiem, od razu

dam ci znać.

- Będę wdzięczna. Jak sądzisz, czego Gracie pragnie

najbardziej w świecie?

background image

- Do czego zmierzasz?

- Skoro chcesz czegoś od niej, daj jej to, na czym jej

najbardziej zależy.

Sebastian zamyślił się. Pomysł nie był głupi.

Matka podniosła się z kanapy.

- Za pół godziny mam spotkanie.

Sebastian również wstał.

- Dzięki, mamo.

- Będziesz dobrym ojcem. – Pocałowała syna

w policzek. – Jestem przekonana, że wszystko się ułoży.

Matka bardziej w niego wierzyła niż on sam. Czy uda mu

się dojść z Gracie do porozumienia? Nie miał pewności.

Nagle wpadł na pewien pomysł. „Daj jej to, na czym jej

najbardziej zależy”. Na czym zależy Gracie? Na domu. Kupiła
posiadłość Wingate’ów pierwszego dnia, gdy nieruchomość
pojawiła się na rynku. To tam chciała wychowywać swoje
dziecko. Hm.

To ryzykowne. Pomysł może nie wypalić, a wtedy straci.

Ale nie zamierzał się poddawać. Ciągnęło go do Gracie, chciał
spędzić z nią więcej czasu, lepiej ją poznać. Nie mógł stać
z założonymi rękami. Musi zacząć działać.

Przez cały tydzień Gracie pomagała Lauren

w przygotowaniach do otwarcia Eatery. Zaglądała do szafek
i lodówek, upewniała się, czy niczego nie zabraknie.
W sprawach kuchni i kulinariów to Lauren była
profesjonalistką, ona zaś świetnie znała się na reklamie.
Zamówiła ogłoszenia w miejscowych gazetach, wynajęła

background image

nastolatków do roznoszenia ulotek i poprosiła klientów, którzy
odwiedzali foodtrucki Lauren, żeby informowali wszystkich
o Eatery.

Restauracja była jej pierwszą inwestycją, ale zamierzała

zrobić kilka innych. Na przykład chciała hodować konie,
o czym zawsze marzył ojciec. Poza tym planowała założyć
firmę eventową. Połknęła bakcyla, pracując z Beth przy
organizacji imprez charytatywnych. Ale dziś była skupiona na
Lauren oraz Eatery.

- Strasznie to wszystko ekscytujące – powiedziała do

przyjaciółki. – Wiąże się z ogromnym nakładem pracy, ale na
pewno odniesiesz sukces.

- Nie masz pojęcia, jaka jestem zdenerwowana. Ta knajpa

to spełnienie moich marzeń. Mam nadzieję, że o niczym nie
zapomniałam.

- Nie zapomniałaś. Będzie wspaniale. Cały jutrzejszy dzień

jestem do twojej dyspozycji.

- Dzięki. Od początku mnie wspieracie, ty i Sutton.

- Zasługujesz na własny lokal. Ciężko na niego

pracowałaś.

- To prawda.

- A teraz powinnyśmy jechać do domu i odpocząć.

- Dopiero szósta! – sprzeciwiła się Lauren.

- Ale znając ciebie, wrócisz tu bladym świtem.

- Okej. – Lauren objęła przyjaciółkę. – Ty, ja i dzidziuś

musimy się wyspać.

background image

Wzmianka o dziecku sprawiła, że myśli Gracie

powędrowały do jego ojca. Zszokowały ją jego słowa. Zawsze
wydawał się jej miłym uprzejmym człowiekiem, a tu… Gdzie
się podział mężczyzna, do którego od lat wzdychała? Znikł,
a jego miejsce zajął obcy, do którego nie miała za grosz
zaufania.

Później tego wieczoru, po rozmowie z pośrednikiem,

Gracie, kręcąc z niedowierzaniem głową, odłożyła komórkę.
W zeszłym tygodniu podpisała umowę kupna posiadłości
Wingate’ów, wpłaciła pieniądze na rachunek zastrzeżony
i liczyła, że w krótkim czasie otrzyma tytuł własności. Bądź co
bądź dom stał pusty, ona chciała się wprowadzić,
a Wingate’owie potrzebowali gotówki, by odbudować biznes.
Ale przed chwilą Tom Riley poinformował ją, że sprawa
utknęła w miejscu.

Sebastian grał na zwłokę; nie podjął pieniędzy i podawał

najróżniejsze powody, dlaczego nie może złożyć ostatecznego
podpisu. Minęło już osiem dni. Bez podpisu umowa nie
dojdzie do skutku.

Psiakrew, usiłuje przyprzeć ją do muru. Codziennie

dzwonił, a ona go zbywała. Teraz ona musi zadzwonić do
niego. Oczywiście mogłaby poprosić prawnika, by
porozmawiał z Sebastianem, ale czuła, że to nic nie da. Jako
doświadczony biznesmen Sebastian zawsze dążył do
upatrzonego celu. Wiedziała, że nie odpuści.

Zacisnęła powieki. Bała się go. Wystarczył jego dotyk, aby

drżała z podniecenia. Nie lubiła tracić kontroli. A ponieważ
chodziło o jej przyszłość, powinna myśleć trzeźwo i logicznie.

background image

Najważniejsze było dziecko. Zamierzała zrobić wszystko, by
je chronić.

Wieczór, który spędzili razem, Sebastian określił mianem

pomyłki. Czyli dziecko też uważał za pomyłkę. Oskarżył ją
o to, że jest karierowiczką, że odrzuca go z powodu jego
niedawnych problemów finansowych. W dodatku postanowił
ją zaszantażować i wstrzymać się ze sprzedażą posiadłości.

- Tak się przyjaciół nie zdobywa – mruknęła pod nosem.

Gdyby była zołzą, wycofałaby pieniądze i zrezygnowała

z kupna domu. Wtedy jednak wyrządziłaby krzywdę
wszystkim Wingate’om, a tego nie chciała robić.
I skrzywdziłaby siebie. Kochała ten dom; spędziła w nim
mnóstwo czasu, kiedy dorastała. Miała postawić krzyżyk na
swoich marzeniach tylko dlatego, że Sebastian zachowuje się
jak kretyn?

Z rozmyślań wyrwał ją telefon. Spojrzawszy na

wyświetlacz, natychmiast odebrała. Sebastian. Przynajmniej
nie musi do niego dzwonić.

- Masz świadomość, że narażasz na niepowodzenie naszą

transakcję?

- Dobry wieczór, Gracie. I tak, mam tę świadomość.

Postawiłem wszystko na jedną kartę. Bo chcę być obecny
w twoim życiu. – Na moment zamilkł. – Cały tydzień
próbowałem się z tobą skontaktować.

- I uznałeś, że szantaż będzie najskuteczniejszy?

- Nie nazwałbym tego szantażem.

- A jak?

background image

- Delikatnym szturchnięciem. Zachętą.

- Zachętą? – Parsknęła śmiechem. – Masz nie po kolei

w głowie.

- Jestem zdeterminowany.

Męczyła ją ta rozmowa, jednak by zamieszkać

w wymarzonym domu, musi wysłuchać Sebastiana.

- W porządku. Jaką masz propozycję? – Zawahała się.

Powinna inaczej sformułować pytanie. – To znaczy, czego
oczekujesz?

- Spotkania. Rozmowy. Im szybciej, tym lepiej.

- A co, boisz się, że się wycofam?

- Może. Zrobiłabyś to?

- Nie. Chyba że dałbyś mi powód.

- Nie dam. Słowo honoru.

Westchnęła.

- Obiecujesz podpisać dokumenty?

- Tak. Nie mam zwyczaju nikogo zwodzić. Czy

moglibyśmy spotkać się jutro? – spytał.

- To niemożliwe. Jutro jest wielkie otwarcie Eatery.

- Fakt. Wyleciało mi z głowy.

- Może w poniedziałek? – zaproponowała.

- Dopiero za trzy dni?

- Tak, a co?

- Nic. W porządku. Wpadnę do ciebie w poniedziałek rano.

background image

Zamknęła oczy.

- Nie. Spotkamy się w twoim biurze.

- Dobrze – odrzekł, starając się nie okazać

rozczarowania. – Zatem do poniedziałku. Dobranoc, Gracie.

Niski ochrypły głos ponownie przyprawił ją o dreszcz. Po

raz pierwszy w życiu czuła tak silny pociąg fizyczny do
mężczyzny. Niestety nie umiała oddzielić mężczyzny, który ją
szantażował, od tego, w którym się podkochiwała. To jej nie
dawało spokoju, nocami budziła się zlana potem, z bólem
głowy. Dlatego unikała Sebastiana. Czekała, aż ból minie. Aż
odzyska zdolność logicznego myślenia.

- Śpij dobrze.

- Ty też – szepnęła, zanim zdołała się powstrzymać.

Miał nad nią władzę i chociaż była na niego zła, nie

potrafiła zapomnieć tamtej nocy. Jego dotyku, pocałunków,
pieszczot. Dwoje nieznajomych ukrytych za maskami… To
wspomnienie zostanie z nią na zawsze.

background image

ROZDZIAŁ TRZECI

Ekipa Royal 7 News zjawiła się w porze lunchu, by

przeprowadzić z Lauren wywiad. Wóz transmisyjny stał przed
lokalem, zajmując połowę szerokości ulicy. Gracie nawet nie
musiała na nikogo mocno naciskać; dziennikarze zawsze
nadstawiali uszu, gdy padało nazwisko Wingate. Przez ostatni
rok pisali o nich krytycznie, na szczęście Wingate’owie zdołali
oczyścić swoje imię, odzyskać część skradzionych pieniędzy
i powoli odbudowywali biznes.

Ustawiwszy się z boku, Gracie słuchała, jak Lauren

odpowiada na pytania Danieli Moon.

- Zaczęłam od jednego foodtrucka, z czasem moja firma

Street Eats rozrosła się. Od dziecka marzyłam o restauracji.

- Sądząc po kolejce, myślę, że odniesie pani wielki sukces.

Royal przyda się kolejny świetny lokal. A zmieniając temat:
jest pani narzeczoną Suttona Wingate’a. Wingate’owie byli
niedawno uwikłani w skandal. Co pani może o tym
powiedzieć?

Lauren zamilkła, po czym uśmiechnęła się promiennie.

- Nie miałam cienia wątpliwości, że Sutton i jego rodzina

odzyskają dobre imię. I się stało. Zostali oczyszczeni
z wszelkich zarzutów.

- Krążą plotki, że ma pani cichego wspólnika i że jest nim

Gracie Diaz, która niedawno wygrała sześćdziesiąt milionów

background image

w loterii Powerball. Jak ważne jest dla pani jej wsparcie?

- Bez Gracie nie byłabym tu, gdzie jestem. Pomagała mi,

wspierała mnie, zachęcała, wierzyła we mnie. Nigdy nie
zdołam się jej odwdzięczyć.

Dziennikarka podeszła do Gracie.

- Wygląda na to, że poczyniła pani znakomitą inwestycję.

Biznes kwitnie.

Gracie nie cierpiała być w centrum zainteresowania –

miała dość spotkań z prasą po wygranej w Powerball – ale
uprzejmie odpowiedziała na kilka pytań. Wkrótce ekipa
wsiadła do wozu i odjechała.

Wróciwszy do kuchni, Lauren otarła pot z czoła.

- Dzięki, przyda mi się reklama. I przepraszam, że tobie

też podetkano pod nos mikrofon. Wiem, że tego nie cierpisz.

- Dla ciebie i Eatery jestem gotowa do poświęceń –

odparła z uśmiechem Gracie.

I nagle jej dobry humor prysł: zobaczyła wchodzącego

tylnym wejściem wysokiego Teksańczyka o blond czuprynie
i zielonych oczach. Dopiero po chwili uzmysłowiła sobie, że
to Sutton. Pomachał do niej i pochwycił Lauren w ramiona.

Później wpadła na lunch Beth z Camem. Gracie wskazała

im stolik tuż przy kuchni. Beth była nie tylko jej przyjaciółką
i mentorką, ale również siostrą Sebastiana. Za kilka tygodni
miał się odbyć jej ślub z ranczerem Camem Guthriem.

- Super, że przyszliście! Brakuje mi naszej burzy mózgów.

Gracie przez kilka lat pracowała z Beth przy organizacji

imprez. Ponieważ praca bardzo się jej podobała, uznała, że

background image

któregoś dnia założy własną firmę eventową. Wtedy to były
marzenia palcem na wodzie pisane, ale dziś… Hm.

- Słyszałem o tych waszych burzach – rzekł z kamienną

miną Cam. – Po dwóch drinkach przychodziły wam do głowy
świetne pomysły.

- O kurczę! Zdradziłaś mu nasze tajemnice zawodowe! –

Gracie parsknęła śmiechem.

- Przyznaję się bez bicia. Ona – Beth zwróciła się do

narzeczonego – już po jednym drinku błyszczała intelektem.

- Ty też, kochana, ty też!

- Dlatego stanowiłyśmy zgrany zespół.

- To prawda. Powiem Lauren, że jesteście. Będzie

zachwycona.

- Nie mogliśmy nie przyjść. Lauren należy do rodziny.

- Wiem, ale szykujecie się do ślubu…

Cam zbudował dla Beth dom jej marzeń. A do ślubu

zostały zaledwie dwa tygodnie.

- Wszystko jest już zapięte na ostatni guzik – rzekła Beth,

po czym zmarszczyła czoło. – Chyba że o czymś
zapomniałam?

- Na pewno nie – powiedziała Gracie. – Gdybyś jednak

potrzebowała pomocy, możesz na mnie liczyć.

- Dzięki. – Beth rozejrzała się po restauracji. – Jak tu

pięknie.

- Zerknijcie do menu. – Gracie podała narzeczonym karty

dań. – Zaraz przyślę kelnerkę.

background image

- Okej. I gratuluję, skarbie. To miejsce jest super, w dużej

mierze dzięki tobie.

Gracie uścisnęła przyjaciółkę.

- Twoje słowa wiele dla mnie znaczą. A teraz lecę

sprawdzić, jak sobie radzi Lauren. Musi wytrzymać do
wieczora.

O ósmej trzydzieści sala powoli zaczęła pustoszeć. Gracie

ledwo czuła nogi; nawet nie wyobrażała sobie, jak
zmordowana musi być Lauren. Usiadła przy narożnym stoliku
i skinęła na przyjaciółkę.

- Zmęczona?

- Owszem, ale i podekscytowana. Wiesz, że zabrakło

sernika? Nie sądziłem, że będzie taki popularny. Jutro się
lepiej przygotuję.

- Nikt nie narzekał, każdy dostał darmowy deser…

Drzwi się otworzyły i do sali wkroczył Sutton.

- Oj, chyba jednak nie posiedzisz. Wydaje mi się, że ten

uroczy dżentelmen przyszedł po dokładkę – powiedziała ze
śmiechem Gracie.

Lauren wstała, przytuliła narzeczonego, po czym wskazała

mu miejsce przy stoliku. Dopiero w tym momencie Gracie
zorientowała się, że tym razem to nie Sutton, lecz Sebastian.
Psiakość, znów dała się zaskoczyć.

- Dzięki, że wpadłeś – powiedziała Lauren.

- Chciałem przyjść wcześniej, ale cały dzień miałem

wypełniony spotkaniami. W każdym razie obu wam należą się
gratulacje. Słyszałem, że otwarcie było wielkim sukcesem.

background image

- Przerosło moje oczekiwania. – Lauren westchnęła

cicho. – Było wspaniale.

- Tak, było fantastycznie – przyznała Gracie.

Nie chciała psuć Lauren humoru, okazując Sebastianowi

niechęć. Miał prawo tu być. Kiedy usiadł i powiódł po niej
spojrzeniem, serce znów jej załomotało i przez chwilę nie była
w stanie złapać tchu.

- Pewnie nic nie jadłeś? – spytała Lauren. – Ty, Gracie, też

nie miałaś nic w ustach od lunchu. Zaraz wam coś przygotuję.

- Nie, nie fatyguj się – zaprotestował Sebastian. – Nie

jestem głodny.

- Ja też nie – powiedziała Gracie.

- Mowy nie ma! Musisz się dobrze odżywiać.

Gracie zaczerwieniła się. Chociaż Lauren słowem nie

zająknęła się o ciąży, Sebastian natychmiast skierował wzrok
na jej brzuch.

- A ty – Lauren spojrzała na Sebastiana – nie wygaduj

bzdur, że nie jesteś głodny. Znam was, Wingate’ów.

- W porządku – odrzekł. – Chętnie coś zjem.

- No widzisz? Nie mogłeś tak od razu? Porozmawiajcie

sobie, a ja wrócę za kilka minut.

- Idealnie do siebie pasują, Lauren i Sutton. – Sebastian

pokiwał z uśmiechem głową.

- To prawda.

- O, przynajmniej w jednym się zgadzamy. To już coś.

background image

- Mam prośbę: nie rozmawiajmy dzisiaj, dobrze? Padam

na nos.

- Cały dzień tu spędziłaś?

Potwierdziła skinieniem głowy.

- To było pasjonujące obserwować narodziny firmy. Nigdy

nie uczestniczyłam w takim przedsięwzięciu.

- Masz głowę do interesów, Gracie.

Wzruszyła ramionami.

- Raczej mam pomysły inwestycyjne.

- Zdradzisz jakie?

- Jeszcze za wcześnie. Wiesz, to niesamowite, jacy

jesteście podobni, ty i Sutton – rzekła, zmieniając temat. –
Sutton wyszedł stąd godzinę temu i kiedy się pojawiłeś, przez
ułamek sekundy myślałam, że wrócił po dokładkę.

- Wszyscy nas mylą. Ale powiedziałaś: przez ułamek

sekundy. Czyli jednak umiesz nas odróżnić?

Speszona przygryzła wargę.

- Gracie…?

- Ja…

- Też to czuję, te iskry. Kiedy się zbliżam, od razu wiesz,

że to ja, a nie mój brat. Prawda?

Zamknęła oczy. Nie chciała nic mówić.

- Twoje milczenie wystarczy mi za odpowiedź – oznajmił

cicho.

background image

W jego głosie nie było nuty triumfu czy zadowolenia. Po

prostu stwierdzał fakt.

Skinęła głową. Nie ulegało wątpliwości, że istnieje między

nimi chemia. Próbowała to wypierać, ale Sebastian miał rację:
czuła dreszcz, ilekroć wchodził do pokoju. Najgorsze było to,
że choć znali się od lat, to właściwie wcale się nie znali. Nie
wiedziała, czego Sebastian od niej chce. I czy może mu ufać.

- Gracie…

Z kuchni wyłoniła się Lauren. Postawiła na stole półmisek

z ryżem i kawałkami kurczaka oraz sałatkę.

- Mm, wygląda pysznie – rzekł Sebastian.

- Rzeczywiście – przyznała Gracie. Nagle zaburczało jej

w brzuchu, w dodatku głośno. Wszyscy troje wybuchnęli
śmiechem. – Chyba faktycznie powinnam coś zjeść.

Patrząc w lśniące oczy Sebastiana, poczuła coś dziwnego.

Jakby zobaczyła przed sobą człowieka, którego znała od
dziecka, młodzieńca, za którym wodziła wzrokiem,
sympatycznego, choć lekko zdystansowanego mężczyznę,
o którym snuła fantazje. Był tym spokojniejszym, bardziej
poważnym bliźniakiem. Tym, który zawsze bardziej się jej
podobał.

- Tak, lepiej nakarm dziecko – powiedziała ze śmiechem

Lauren.

- A ja przypilnuję, żeby Gracie… - Sebastian urwał.

Najwyraźniej wolał się jej nie narażać. – Mniejsza o to.

- Dobra, pałaszujcie. – Odwróciwszy się na pięcie, Lauren

oddaliła się do kuchni.

background image

Zostali sami. Sebastian ważył słowa, więc reszta wieczoru

upłynęła przyjemnie.

Tuż przed dziesiątą wszyscy już wyszli. Lauren, która

ledwo trzymała się na nogach, ucieszyła się, że Sutton po nią
przyjechał. Kiedy zaproponowali Gracie, że odprowadzą ją do
samochodu, Sebastian zaprotestował.

- Ja ją odprowadzę.

- Dam sobie radę – sprzeciwiła się Gracie. – Nikt mnie nie

musi odprowadzać.

- Nie kłóć się ze mną. Włóż żakiet i chodź.

Lauren przekręciła klucz w zamku i każda para ruszyła

w inną stronę parkingu.

Dotarłszy do samochodu, Gracie obróciła się do

Sebastiana.

- To mój. – Jeździła czerwonym sportowym lexusem;

kochała swoje autko, ale wiedziała, że kiedy urodzi dziecko,
będzie musiała kupić coś większego.

Zadrżała. Styczniowe powietrze było chłodne.

- Zimno ci?

- Trochę. – Wskazała na samochód. – Zaraz się ogrzeję.

- Poczekaj. – Sebastian zacisnął rękę na jej nadgarstku.

Zamknęła oczy.

- Tak?

- Porozmawiaj ze mną.

- Jesteśmy umówieni na poniedziałek.

background image

- Gracie… - Wymówił jej imię z czułością, jakby miał

przed sobą największy skarb. – Chciałbym się z tobą zobaczyć
wcześniej.

Wbiła wzrok w jego zielone oczy.

- Dlaczego?

- Przecież wiesz.

- No, nie bardzo. – Nie do końca mu ufała.

Uniósł jej brodę, pochylił się i zaczął powoli przysuwać

usta do jej warg. Nawet gdyby chciała, nie mogłaby uciec. Nie
dałaby rady zwalczyć tej dziwnej siły, która ciągnęła ją do
niego. Musnął oddechem jej policzek. Czekała, na szczęście
niedługo. Parę sekund później docisnął usta do jej warg. To
był idealny pocałunek, wykonany z idealnym wyczuciem.
Otoczył ją zapach Sebastiana, bijące od niego ciepło. Kiedy
wziął ją w ramiona, zakręciło się jej w głowie.

- Sebastian… - szepnęła. – To nie jest dobry pomysł.

- A jeśli się mylisz?

Czy wtedy ominie ją coś wspaniałego? Jeżeli się zakocha,

wszystko może się zdarzyć. Może przez Sebastiana płakać,
cierpieć. Nie ma gwarancji, że im się uda. Zatem czy nie lepiej
trzymać się na dystans? Czy nie lepiej oprzeć się pokusie?

- Czego od mnie chcesz?

- Szansy, żeby cię poznać. Tylko tyle.

- To znaczy?

- Chcę umawiać się z tobą na randki. Zobaczyć, co z tego

wyniknie. Przekonać się, jak razem funkcjonujemy. Proszę cię,
Gracie. Jesteś mi to winna.

background image

- Winna? – Zamrugała.

Westchnął głęboko.

- Odkryłaś, że to ze mną kochałaś się na balu i cały czas

trzymałaś język za zębami. Tamtej nocy zrobiliśmy dziecko.
Dowiedziałem się o tym przypadkiem. Nie chciałaś mi nic
powiedzieć, ani że to byłaś ty, ani że zaszłaś w ciążę.

- Nieprawda.

- Nieprawda? Miałaś mnóstwo okazji. Wtedy kiedy

negocjowaliśmy sprawę kupna-sprzedaży posiadłości, a także
później. Dlaczego milczałaś?

- Bo… byłam zagubiona. I zaniepokojona. W sumie

niezbyt dobrze cię znam. Nie wiem, czy mogę ci ufać.

- Jest tylko jeden sposób, żebyś się o tym przekonała.

To było takie dziwne. Kolejność odwrócona. Najpierw

uprawiali szalony seks, najlepszy w jej życiu, potem okazało
się, że poczęli dziecko, a teraz Sebastian proponuje randki.

- To szaleństwo.

- Szaleństwa dobrze nam wychodzą.

Najwyraźniej ich myśli biegły jednym torem.

- To prawda.

- Wpadnę po ciebie jutro o siódmej – rzekł z uśmiechem,

otwierając drzwi jej samochodu.

Usiadła za kierownicą, włączyła silnik i ruszyła. Jadąc,

zerknęła w lusterko: z tym seksownym facetem stojącym na
parkingu była jutro umówiona na randkę.

background image

Zanim zapukał, kilka razy nakazał sobie ostrożność. Nie

chciał powiedzieć nic, co by ją do niego zraziło. Co by zepsuło
randkę. Innymi słowy postanowił być dżentelmenem.

Otworzyła mu gosposia. Śmiesznie, jak ich role się

odwróciły. Teraz Gracie miała służbę, a on żył skromnie.

Kobieta wpuściła go do środka. Po chwili Gracie pojawiła

się w holu. Wytrzeszczył oczy. Wyglądała zjawiskowo
w obcisłej czerwonej sukni do kolan z delikatną koronką na
rękawach i na plecach. Miała znakomitą cerę i gęste długie
włosy. Na balu maskowym też wystąpiła w czerwonej kreacji,
od której nie mógł oderwać wzroku. I wtedy, i dziś czuł, jak go
ciągnie do niej.

Przez trzy miesiące zastanawiał się, kim jest kobieta,

z którą się kochał. Wczorajszy pocałunek uzmysłowił mu,
dlaczego nie potrafił o niej zapomnieć.

Gracie, odważna i seksowna Gracie trwale zapisała się

w jego pamięci.

- Ładnie wyglądasz – powiedział.

- Dzięki, ty też – odparła instynktownie.

Spędził godzinę na wybieraniu ubrania; w końcu

zdecydował się na beżowe spodnie, koszulę w kolorze
bakłażana i czarną zamszową bomberkę zamiast sportowej
marynarki.

- Gotowa?

Skinęła z wahaniem głową. Beth zdradziła mu, że kiedy

Gracie wygrała loterię, nagle zaczęło się wokół niej kręcić
mnóstwo mężczyzn i nie była pewna, czy chodzi im o nią, czy

background image

o jej miliony. Dziwne, nigdy nie zdawała sobie sprawy
z własnej urody, a była piękna, zgrabna, długonoga.

Trzy miesiące temu pieścił ją, dziś jednak chciał pokazać

się jej od innej strony. Chciał zdobyć jej zaufanie oraz
sympatię, chciał uczestniczyć w życiu ich dziecka. Na moment
wrócił myślami do Lonny’ego, nastoletniego brata jego
dawnej dziewczyny, chłopca z wieloma problemami. Starał się
mu pomóc, być dla niego wsparciem. Chłopak bardzo tego
potrzebował. Ale potem jego związek się rozpadł i stracił
z Lonnym kontakt. Miał z tego powodu wyrzuty sumienia,
choć przecież niczemu nie zawinił.

Nie chciał w podobny sposób zawieść nadziei i oczekiwań

własnego dziecka. Pragnął je kochać, wychowywać, mieć
wpływ na jego życie.

- Świetnie, to ruszajmy. Masz jakieś okrycie? Jest chłodno.

Sięgnęła po długi sweter pasujący barwą do sukienki.

Sebastian wyciągnął rękę, ale powstrzymał go jej wzrok. Nie
życzyła sobie pomocy. Od dziecka wpajano mu zasady
dobrego wychowania, ale cóż… dziś ma za zadanie być
miłym, unikać kłopotów i lepiej poznać matkę dziecka.

Nacisnął klamkę. Uderzyło w nich zimno. Poczekał, aż

Gracie przekręci klucz w zamku, po czym podprowadził ją do
czarnego bmw. Zanim zajął miejsce za kierownicą, zdążyła
zapiąć pas.

- Mam nadzieję, że lubisz kuchnię włoską.

- A znasz kogoś, kto nie lubi?

Roześmiał się.

- Lokal, do którego jedziemy…

background image

- Jak się nazywa?

- Amore. Znajduje się tuż za miastem. Szefem kuchni jest

mój przyjaciel.

Uśmiechnęła się.

- Wolisz ciszę czy muzykę? – spytał.

- Muzykę.

Włączył radio; wnętrze samochodu wypełnił mocny głos

Reby McEntire śpiewającej z Kelly Clarkson piosenkę o bólu,
krzywdzie i zaufaniu.

- Lubię ten utwór. – Gracie oparła głowę o zagłówek. –

Nie ma w nim grama fałszu.

Sebastian zerknął na nią z ukosa. Stale się czegoś nowego

o niej dowiadywał.

- Muzyka przekazuje prawdę lepiej niż inne środki wyrazu.

Nie sądzisz? – spytała.

- Bo ja wiem? – Nigdy się nad tym nie zastanawiał. –

Może.

Pięć utworów później siedzieli w przytulnej sali.

- Dzięki, mistrzu. – Sebastian uśmiechnął się do Tony’ego

Perrina.

- Cała przyjemność po mojej stronie, Sebastianie. – Tony

był przystojnym sześćdziesięciolatkiem o siwej czuprynie,
który po długim ciekawym życiu w końcu osiadł w Teksasie.
W przeszłości prowadzili razem interesy; obaj kochali golfa
i włoską kuchnię. Nic dziwnego, że się zaprzyjaźnili. –
Cieszyłbym się, gdybyś odwiedzał mnie częściej.

background image

Sebastian obrócił się do Gracie.

- Gracie, przedstawiam ci Tony’ego, właściciela Amore,

który doskonale gra w golfa i wyśmienicie gotuje.

Tony skłonił się nisko.

- Miło mi cię poznać, Gracie.

- A mnie ciebie, Tony. Piękny masz lokal.

Rozejrzała się z zaciekawieniem, podziwiając śnieżnobiałe

obrusy, ręcznie zdobione talerze, kryształowe kieliszki,
ustawione na środku stołów długie świeczki. Na końcu sali
znajdowała się nieduża scena, na której czasem zespół
muzyków, a czasem piosenkarze zabawiali gości.

- Niezwykle klimatyczny…

- Bardzo dziękuję. – Tony się uśmiechnął.

- Gracie z naszą wspólną znajomą otworzyły restaurację.

The Eatery, w samym sercu Royal – rzekł Sebastian.

- Całe miasto o tym huczy – powiedział Tony. – Też jesteś

szefem kuchni, Gracie?

- Nie. Geniuszem kulinarnym jest Lauren, moja

przyjaciółka i wspólniczka. Ja pełnię rolę inwestora.

Tony zerknął na Sebastiana. Po chwili skojarzył, że Gracie

to zwyciężczyni loterii Powerball. Nic jednak na ten temat nie
powiedział.

- Będę musiał was odwiedzić i przekonać się

organoleptycznie.

- Serdecznie zapraszam!

background image

- Jeśli twoja wspólniczka jest tak utalentowana, jak

twierdzisz, cieszę się, że Eatery znajduje się daleko od Amore.

- A jak ja się z tego cieszę. – Gracie obdarzyła Tony’ego

czarującym uśmiechem.

- Jeśli pozwolicie, uraczę was dziś czymś specjalnym.

Sebastian popatrzył na Gracie.

- Zgadzasz się?

- Ależ tak, oczywiście!

- Mistrzu – Sebastian zwrócił się do przyjaciela – będzie

nam bardzo miło.

- Czy mogę wam zaproponować butelkę naszego

wyjątkowego wina?

Sebastian nawet chwili się nie zawahał.

- Nie, dziękujemy, nie dzisiaj.

- Sebastian, nie przejmuj się mną – zaoponowała Gracie. –

Jeśli masz ochotę na kieliszek…

Potrząsnął głową. Nie zamierzał pić, skoro ona nie może.

Nie zamierzał pić przez co najmniej sześć miesięcy.

- To było miłe z twojej strony – powiedziała, kiedy zostali

sami.

- Bo tak w ogóle to jestem sympatycznym gościem.

Uniosła brwi. Wciąż się opierała, ale czuł, że niedługo

zmięknie.

- Mam nadzieję, że jesteś głodna.

background image

- Powoli odzyskuję apetyt. Przez kilka tygodni dokuczały

mi mdłości i musiałam się zmuszać do jedzenia, ale na
szczęście to już przeszłość.

Sebastian odwrócił na moment wzrok i westchnął.

Żałował, że Gracie wcześniej nie poinformowała go o ciąży.
No ale było, minęło.

Kelner postawił na stoliku koszyk z pieczywem

czosnkowym.

- Mmm, ale pachnie.

- Spróbuj.

- Oj, uważaj, bo zjem wszystkie. – Gracie sięgnęła po

rumianą bułeczkę. – No dobrze, może jedną ci zostawię. –
Wsunęła kawałek do ust. – Mmm, nie tylko cudownie pachną,
ale i smakują.

Parę minut później zjawił się kelner, tym razem

z półmiskiem pełnym oliwek, karczochów, pomidorków,
wędlin i serów finezyjnie ułożonych na liściach sałaty.

- Chyba trafiłam do raju – szepnęła Gracie.

- Z powodu towarzystwa?

- Tak.

Zmrużył oczy. Przekomarza się z nim? A może…

- Tony podbił moje serce.

- Ha, ha, bardzo śmieszne.

Podniosła oliwkę. Dokładnie śledził każdy jej ruch. Nie

potrafił powiedzieć, co takiego Gracie ma w sobie, że
zapomina przy niej o Bożym świecie.

background image

- Przynajmniej wiem, że masz doskonały gust kulinarny –

oznajmił. – To jedno mogę odfajkować.

- Dużo jest rzeczy, które chcesz odfajkować?

Pytanie było podchwytliwe. Postanowił jednak nie unikać

odpowiedzi.

- Niby znamy się, a w rzeczywistości niewiele o sobie

wiemy. Na przykład, jakie masz hobby. Jaki był twój ulubiony
przedmiot w szkole. Kogo najbardziej podziwiasz.

Uniosła brwi.

- Naprawdę cię to interesuje? Okej. Hobby to konie.

Uwielbiam konie, chociaż dawno nie jeździłam. Ulubiony
przedmiot to historia. Ciekawi mnie, w jaki sposób przeszłość
wpływa na teraźniejszość. A osoba, którą najbardziej
podziwiam, to mój ojciec. Był uczciwym, ciężko pracującym
człowiekiem. Brakuje mi go.

Podobało mu się, jak oczy jej lśniły, kiedy mówiła o ojcu.

Widać było, że bardzo go kochała. Nic dziwnego, Alberto
Diaz był porządnym człowiekiem.

- Wszyscy go szanowaliśmy – stwierdził. – Wspaniale

zajmował się naszymi końmi. Był kimś więcej niż
kierownikiem rancza; potrafił nawiązać niesamowitą więź ze
zwierzętami. Pewnie po nim odziedziczyłaś miłość do koni.

- Może odziedziczyłam, a może nauczył mnie kochać te

piękne stworzenia. A ty?

- Co ja?

- Mam powtórzyć twoje pytania?

background image

- A, okej. Też lubię jeździć konną. Uwielbiam wszystkie

zwierzęta, ale konie najbardziej. Może dlatego, że od dziecka
są obecne w moim życiu? Czasem wydają mi się znacznie
mądrzejsze od ludzi.

- To prawda. Co jeszcze?

- Nigdy nie odmawiam partyjki golfa. Ciągle staram się

doskonalić moją grę. – Westchnął głośno. – Ostatni rok był
jednak ciężki, nie miałem czasu na przyjemności. Próbowałem
oczyścić nasze nazwisko i nie dopuścić do bankructwa firmy.
Jak wiesz, Keith Cooper nas oszukał, niemal zniszczył. Na
szczęście zdołaliśmy odbudować sieć hotelową i uratowaliśmy
WinJet.

- Beth coś mi o tym opowiadała. Nie było wam łatwo.

Sebastian skinął głową. Wszystkie gazety o tym pisały, ale

najgorsze było to, gdy zaczęto łączyć nazwisko Wingate’ów
z handlem narkotykami. Dzięki Bogu, że ta sprawa została
szybko wyjaśniona.

- Czyli znasz prawdę.

- Tak, inaczej by mnie tu nie było. Ulubiony przedmiot?

- A może być ulubiony wiersz? Poemat o Gracie?

Uśmiechnęła się.

- Jeszcze taki nie powstał – rzekła.

- No dobrze. Czyli przedmiot… Matematyka. Albo się ją

rozumie i lubi, albo nie. Ja nigdy nie miałem z nią problemów.
Podobają mi się jasne klarowne zasady, to, że dwa plus dwa
zawsze równa się cztery, że białe jest białe, a czarne jest
czarne, że nie ma szarości.

background image

- Och, gdyby życie było takie proste.

Zamyślił się. Czyżby Gracie znajdowała się w jakiejś

szarej strefie? Ścisnął nad stołem jej dłoń. Nie podskoczyła,
nie próbowała jej wyszarpnąć, jedynie wciągnęła z sykiem
powietrze, kiedy uniósł jej rękę do ust.

- Może być proste – szepnął.

Popatrzyła na niego sceptycznie.

- Życie to coś więcej niż pociąg fizyczny.

- Fakt, ale dzięki niemu jest przyjemniej. – Wyszczerzył

zęby i puścił jej dłoń. Obiecał sobie, że nie będzie wywierał na
Gracie presji i choć płonął z pożądania, zamierzał dotrzymać
słowa.

Kelner postawił przed nimi szereg potraw: dania

z makaronem, z bakłażanem, z krewetkami.

Gracie wytrzeszczyła oczy.

- Wiem, że mam jeść za dwoje, ale tego starczy dla pułku

wojska.

- Próbujemy?

- Tak! Pęknę, ale nie oprę się pokusie.

Nałożyła sobie wszystkiego po trochu, a potem uniosła

pytająco brwi. Skinął głową, więc jemu też nałożyła sporą
porcję. Siedzieli odprężeni, jedząc i popijając lemoniadę.
Rozmawiali o różnych sprawach, o pracy, o Eatery. W pewnej
chwili na scenę wszedł trzyosobowy zespół i wkrótce utwory
Sinatry wypełniły salę.

Kilka par ruszyło na parkiet. Na myśl o tym, że choć przez

pięć minut mógłby tulić do siebie Gracie, Sebastian wstał od

background image

stołu i wyciągnął rękę.

- Zatańczymy?

Rozejrzała się po restauracji, jakby niepewna, co ma

zrobić. Utkwiła wzrok w ręce Sebastiana, potem w jego
twarzy i westchnęła, jakby przegrała walkę, którą toczyła
sama z sobą. Przeszli na parkiet. Sebastian objął ją w talii,
zostawiając jednak przestrzeń między ich ciałami. Nie
przypuszczał, że to będzie takie trudne.

- I jak? – spytał. – Dobrze się bawisz?

- Tak – odparła po chwili wahania.

Ich spojrzenia się spotkały.

- Wiesz, ciągle wracałem myślami do tego, jak

tańczyliśmy na balu, a teraz znów trzymam cię w ramionach…
Bałem się, że nigdy cię nie odnajdę.

- Byłeś zaskoczony, kiedy odkryłeś, że tamta nieznajoma

to ja?

- Owszem, ale ucieszyłem się.

Wyczuł, że Gracie odpręża się, że opuszcza ją napięcie.

Ruchy miała płynne, pełne wdzięku; raz na jakiś czas jej ciało
ocierało się o niego. Wciągał w nozdrza jej perfumy,
rozkoszował się jej bliskością, muśnięciem włosów, dotykiem
piersi…

Im dłużej tańczyli, im dłużej ją obejmował, tym większy

żar czuł w lędźwiach. Wreszcie nie wytrzymał.

- Gracie… - wyszeptał.

Wtuliła twarz w jego szyję. Po chwili podniosła wzrok.

W jej oczach dojrzał zaproszenie. Pochyliwszy się, przywarł

background image

ustami do jej warg i zaraz skarcił się w duchu: przecież miał
zachowywać się dziś jak dżentelmen. Na szczęście Gracie
odwzajemniła pocałunek. Chciał tulić ją do siebie i całować
przez całą noc. Chciał wsunąć palce w jej włosy i wdychać jej
cudowny zapach. Chciał znów się z nią kochać. Z nią, Gracie,
a nie z tajemniczą nieznajomą w masce.

Gdy muzyka ucichła, ich spojrzenia ponownie się spotkały.

Sebastian odchrząknął.

- Czas na deser. – Zerknął na właściciela Amore, który

osobiście przyniósł im talerz włoskich ciastek. – Nie wypada,
żeby Tony na nas czekał.

- Nie, nie wypada – powiedziała lekko zdyszana.

Trzymając się za ręce, wrócili do stolika. Ciastka były

wyśmienite, ale dziś dla Sebastiana nic nie mogło się równać
ze smakiem ust jego partnerki.

background image

ROZDIAŁ CZWARTY

Odprowadził ją do drzwi. Przekręcając klucz w zamku,

uświadomiła sobie, że jeżeli zaprosi Sebastiana, wiadomo, co
się wydarzy, a nie była pewna, czy to dobry pomysł.

Dzisiejsza randka pozwoliła im się nieco lepiej poznać.

Ona nie była już tajemniczą nieznajomą, a Sebastian jej
tajemniczym kochankiem. Teraz miała przed sobą realną
postać. I powinna zdecydować, co dalej: czy wpuścić go do
swojego życia? Do życia dziecka?

Wieczór należał do udanych. Sebastian zachowywał się jak

przystało na dżentelmena, może pomijając chwilę, kiedy
pocałował ją na parkiecie. Ale właściwie trochę sama się do
tego przyczyniła. Wspomnienia tamtej nocy tak mocno
odcisnęły się w jej pamięci. Chciała, by Sebastian ją znów
przytulił, pocałował…

- Doskonale się bawiłem – powiedział. – Mam nadzieję, że

ty też.

- Tak, było bardzo sympatycznie.

Oczy mu lśniły.

- Chętnie bym się z tobą znów umówił. Co robisz jutro?

- Siedzę w Eatery i zajmuję się księgowością.

- A udałoby ci się tak zorganizować pracę, żeby mieć

wolne popołudnie?

background image

- Chyba tak.

- Super. Wpadnę po ciebie o drugiej. Wyglądasz

zjawiskowo. – Powiódł po niej wzrokiem. – Ale jutro
wystarczą dżinsy i żakiet.

- Nie powiesz, dokąd pojedziemy?

- Po prostu mi zaufaj.

- Spróbuję. – Zmrużyła oczy.

Pochyliwszy się, cmoknął ją w policzek.

– Śpij dobrze.

- Ty też – szepnęła.

Zanim zdążyła cokolwiek dodać, Sebastian ruszył do

samochodu. Czy mądrze postąpiła, zgadzając się na jutrzejsze
spotkanie? Serce mówiło jedno, a rozum co innego. Wciąż
miała wątpliwości; Sebastian pociągał ją fizycznie, ale musiała
myśleć o dziecku. O tym, co będzie najlepsze dla niego.

Pół godziny później, kiedy wyszła z wanny, zadzwonił

telefon. Odebrała po trzecim dzwonku.

- Halo?

- To ja, Sebastian.

Niski seksowny głos z teksańskim akcentem sprawił, że

dreszcz przebiegł jej po plecach.

- Cześć. – Czyżby chciał odwołać randkę?

- Przeszkadzam?

Od powrotu do domu nieustannie o nim myślała.

- Nie. Właśnie wyszłam z wanny.

background image

Nastała długa cisza. Gracie skarciła się w duchu: musiałaś

to mówić?

- Nie przyznam się, o czym teraz pomyślałem.

Roześmiała się. Sama się o to prosiła.

- Słuchaj, naprawdę spędziłem dziś wspaniały wieczór.

A dzwonię… - Urwał. – Mógłbym wymyślić jakiś powód, ale
tak z ręką na sercu to chciałem przed pójściem spać usłyszeć
twój głos. Nie gniewasz się?

Zaskoczył ją.

- Przeciwnie, to miło z twojej strony.

- Mówiłem ci, że fajny ze mnie gość.

Zamilkła. Owszem, bywał czarujący, ale potrafił być

również bezwzględny. Nie zapomniała o tym, że wstrzymał
sprzedaż posiadłości, by dostać to, na czym mu zależy.

- Stale to powtarzasz.

- Może po setnym razie uwierzysz.

Ponownie wybuchnęła śmiechem.

- Więc taką obrałeś strategię?

- Aż tak przebiegły nie jestem.

- Nie?

- Właściwie nie umiem cię rozgryźć.

Ona jego też nie. Wcześniej nie wzbudzała jego

zainteresowania; umawiał się z kobietami należącymi do
miejscowej socjety. Całe życie wierzyła, że jest kimś gorszym,
że nie ma u niego szans. Toteż nagła zmiana w zachowaniu
Sebastiana wprawiła ją w zakłopotanie.

background image

- Ja ciebie też nie.

- Chcę twojego dobra. Przysięgam.

- Dziękuję – szepnęła, bo nic innego nie przyszło jej do

głowy. Wciąż jednak miała wątpliwości; jeden telefon nie
mógł ich rozwiać.

- Kładź się spać, Gracie. Słodkich snów.

- Dobranoc, Sebastianie.

Psiakrew, spryciarz wie, co robić, żeby osiągnąć cel.

Powoli, acz konsekwentnie kruszył jej opór.

Czy naprawdę był „fajnym gościem”, na którym może

polegać, czy tylko próbował uśpić jej czujność, by zdobyć to,
na czym mu zależy?

Rozłączył się z Gracie i westchnął ciężko. Nie umiał

wyrzucić jej z głowy. Była piękna, ale uroda to nie wszystko.
Dlatego chciał ją lepiej poznać. Nosiła jego dziecko. Powoli
się przed nim otwierała, wpuszczała go do swojego świata. On
był jednak niecierpliwy…

Z zadumy wyrwało go brzęczenie komórki. Zdziwił się,

ujrzawszy na ekranie imię swojej byłej dziewczyny,
supermodelki Rhondy Pearson.

- Halo?

- Sebastian? No, w końcu! Dzwonię od paru godzin.

Wyłączył telefon podczas randki z Gracie.

- Hej, Rhondo. Co u ciebie?

Nie widzieli się od ponad roku, ale od czasu do czasu

pisali do siebie. Ich związek nie przetrwał, ale rozstali się

background image

w przyjaznej atmosferze.

- Potrzebuję twojej pomocy. Możemy się spotkać?

- Teraz? Jest późno. To nie może poczekać?

- Chodzi o Lonny’ego.

- Coś się stało? – spytał, czując napięcie.

Rhonda sama wychowywała brata. Chłopak często bywał

smutny, jakby zagubiony; brakowało mu prawdziwego domu.
Sebastian polubił chłopca, z wzajemnością. Żałował, że stracił
z nim kontakt. Po rozstaniu z Rhondą chciał się czasem z nim
widywać, ale Rhonda uznała, że to zły pomysł.

- Wymyka mi się spod kontroli. Nie wiem, co robić. Może

mógłbyś z nim pogadać? Zawsze cię szanował.

- Hm, mogę się z tobą spotkać jutro wieczorem. Wcześniej

nie dam rady.

- Dzięki, Sebastianie. Aha, chciałabym cię prosić

o dyskrecję. Z uwagi na Lonny’ego.

- Oczywiście. Nikomu nic nie powiem – obiecał. Miał

wyrzuty sumienia. Powinien był pozostać w kontakcie
z Lonnym, nie słuchać Rhondy. Chłopak potrzebował
przyjaciela, a on go zawiódł. – Wpadnij do mojego biura.
O ósmej. O tej porze nikt nam nie będzie przeszkadzał.

- Świetnie, do zobaczenia.

O drugiej rozległo się pukanie do drzwi. Była gotowa.

Wróciwszy do domu dwadzieścia minut temu, zdążyła się
przebrać. Włożyła dżinsy – jak długo jeszcze będzie się w nich
mieścić? – szary sweter w prążki, skórzaną kurtkę w kolorze
cynobrowym oraz skórzane cynobrowe botki.

background image

Sebastian ubrany był podobnie: dżinsy, sztyblety, kurtka,

beżowy T-shirt. Wyglądał fantastycznie. Serce zaczęło jej
łomotać. Zganiła się w duchu. Nawet słowa nie powiedział,
a ona już traciła nad sobą kontrolę.

- Hej, Gracie.

- Cześć. Jesteś punktualny.

- I co, uporałaś się z pracą?

- Prawie. Resztę dokończę wieczorem. – Wskazała na swój

strój. – Czy mam coś jeszcze wziąć?

- Nie, tak jest idealnie.

Zmarszczyła czoło.

- Powiesz mi, dokąd jedziemy?

- Zobaczysz. – Uśmiechnął się.

Zamknęła drzwi i ruszyła za Sebastianem do jego bmw. Po

chwili skręcili w stronę dawnej posiadłości Wingate’ów.

- Sebastian, co…? Dlaczego…?

- Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.

- Ale…

- Będziesz zadowolona, obiecuję.

Patrząc na nią, błysnął w uśmiechu zębami. Odwróciła

głowę. Nie chciała, by widział podniecenia w jej oczach.

Minęli dom i zatrzymali się przy stajni.

- Konie – wyjaśnił, widząc zdumioną minę swojej

pasażerki. – Może masz ochotę na przejażdżkę?

background image

- Och, tak! – Dawno nie siedziała w siodle. Tęskniła za

jazdą konną, a także za stajnią. Teoretycznie znajdowała się na
terenie własnej posiadłości, ale tylko teoretycznie, bo
pieniądze wciąż leżały nietknięte na rachunku zastrzeżonym.

- Moje konie nadal tu przebywają – powiedział. – Książę

i Księżna.

- Tak, są piękne.

- Pomyślałem, że przyda im się trochę ruchu. Niech

wiedzą, że o nich nie zapomniałem.

Jednym z warunków sprzedaży nieruchomości było to, że

konie pozostaną na miejscu, dopóki Sebastian nie znajdzie dla
nich nowej stajni. Stado liczyło osiem sztuk.

Przeszli do zagrody. Sebastian zagwizdał. Wszystkie konie

zastrzygły uszami, ale tylko dwa ruszyły do niego: jabłkowity
wałach oraz gniada klacz.

Sebastian poklepał je czule szyi.

- Stęskniłem się za wami – szepnął.

Gracie udała się do stajni, wrzuciła do wiadra jabłka

i marchew – robiła tak, kiedy ojciec zarządzał ranczem –
i wróciła do zagrody. Po chwili wszystkie konie tłoczyły się
przy płocie, jedząc jej z ręki.

- Ubiegłaś mnie! – zawołał ze śmiechem Sebastian. –

I teraz wolą ciebie.

- Sprawdza się powiedzenie: przez żołądek do serca –

odparła. Marzyła o tym, by kiedyś mieć własną stadninę.

- Owszem.

Wkrótce dołączył do nich Pete, opiekun koni.

background image

- Zaraz je osiodłam.

Sebastian popatrzył pytająco na Gracie. Skinęła głową.

- Dzięki, Pete – powiedział. – Sami to zrobimy.

- W porządku, będę w biurze, gdyby mnie pan… ktoś

potrzebował. – Mężczyzna przeniósł wzrok z Sebastiana na
Gracie. Był wyraźnie zmieszany, jakby to wszystko go
przerastało. Biedaczysko, pomyślała Gracie. Dawniej
Wingate’owie płacili mu pensję, a dziś ona podpisywała dla
niego czek.

Kiedy Pete wrócił do swoich zajęć, Sebastian przyniósł

siodła.

- Hola, hola, supermenko! – zawołał, kiedy schyliła się. –

Takie ciężary zostaw mnie.

Szybko osiodłał konie. Gracie podeszła do klaczy

i usiłowała wsunąć but w strzemię. Chociaż była wysoka,
potrzebowała pomocy. Sebastian podsadził ją… Miała
wrażenie, że trzyma rękę na jej pośladku dłużej, niż było to
konieczne.

- Nie za dużo sobie pozwalasz, kolego? – spytała

żartobliwym tonem.

- Ja? Skądże znowu! – oburzył się, udając niewiniątko.

Patrząc w jego roześmiane oczy, pokręciła głową, po czym

chwyciła wodze.

- Czegoś tu brakuje. Poczekaj – poprosił.

Udał się do samochodu i chwilę później wrócił

z przewieszoną przez ramię torbą oraz dwoma kapeluszami.
Dosiadłszy Księcia, podjechał do Księżnej.

background image

- Trzymaj. – Włożył Gracie na głowę kapelusz. –

Wyglądasz rozkosznie.

On natomiast… po prostu nie mogła oderwać od niego

wzroku. W przeszłości często obserwowała go z daleka, jak
galopuje po terenie rancza. I marzyła o tym, że kiedyś razem
będą galopować.

- Co jest w torbie?

- Przekąska.

- No proszę. O wszystkim pomyślałeś.

Cmoknęła i lekko ścisnęła klacz łydkami. Księżna

posłusznie ruszyła.

Jechali w milczeniu. Od czasu do czasu Gracie zerkała na

Sebastiana; jego bliskość podniecała ją, a piękny krajobraz
uspokajał.

- Wszystko w porządku? – spytał, przerywając ciszę.

- No pewnie! Jest cudownie.

- Wiedziałem, że ci się spodoba. Widywałem radość na

twojej twarzy, kiedy wracałaś z ojcem z przejażdżki.

- Stare dobre czasy. – Gracie poczuła, jak wzbiera w niej

tęsknota. – Nie mogłam się doczekać tych przejażdżek. Za
rzadko mnie ojciec zabierał; zawsze na pierwszym miejscu
stawiał pracę.

- Pokazać ci coś?

- Co?

- Sekretne miejsce moje i Suttona. Szopę, w której

urządziliśmy sobie klub. Obok płynie rzeczka. Od lat tam nie

background image

byłem; nawet nie wiem, czy szopa nadal stoi. Ale uprzedzam,
droga zajmie nam pół godziny. Wytrzymasz?

- Co za pytanie? Prowadź.

Sebastian skręcił na zachód. Niecałe pół godziny później

dotarli do polany.

- Widzisz? Nasze królestwo.

Oczami wyobraźni Gracie ujrzała pełnych życia

roześmianych bliźniaków, którzy siedząc w starej chałupie,
snują opowieści o duchach. Woda w rzeczce szemrała cicho
i migotała w słońcu. Za nią była bujna zieleń.

- Zerkniemy do środka? – Zeskoczywszy z konia,

Sebastian podszedł do Księżnej. Zaciskając ręce na talii
Gracie, pomógł jej zsiąść.

- Gracie… - szepnął, nie cofając rąk.

Odwróciła się. Oczy Sebastiana płonęły pożądaniem.

Przeniosła wzrok na jego usta. I nagle uznała, że nie będzie się
dłużej opierać. Że pragnie go; że chce uwolnić ciało od
napięcia, które narastało w niej, ilekroć Sebastian wchodził do
pokoju.

- Sebastian…

Pocałował ją lekko. Zakręciło się jej w głowie. O niczym

nie myślała, zapomniała o lękach i wątpliwościach. Wiedziała
jedno: że rozpaczliwie pragnie tego mężczyzny.

Objęła go za szyję i zaczęła odwzajemniać pocałunki.

Promieniował ciepłem i energią, rozgrzewał każdą komórkę
jej ciała. Klacz poruszyła się niecierpliwie i prychając,
odsunęła parę kroków. Uświadomili sobie, że stoją na środku

background image

polany i nie mają gdzie się schować, nie licząc starej szopy
pełnej pajęczyn.

- Księżna ma więcej rozumu niż ja – mruknął Sebastian,

opuszczając ręce.

- Czyżby?

- Nie kuś, Gracie. To nie jest łatwe.

- Co?

- Koniecznie chcesz to ze mnie wydusić?

Tak, chciała usłyszeć wszystko, co ma jej do powiedzenia.

- Pragnę, żebyś mi zaufała. Pragnę cię lepiej poznać. Nie

chcę niczego na siłę przyśpieszać. Na moment straciłem nad
sobą panowanie, przepraszam.

- Czyli chcesz się pokazać od jak najlepszej strony?

Uśmiechnął się chytrze.

- Od najlepszej już mnie widziałaś.

- No tak. – Domyśliła się, że chodzi mu o bal maskowy.

Tańczyli coraz bardziej przytuleni, aż taniec przestał im
wystarczać. Wtedy Sebastian zaproponował, by zeszli
z parkietu i znaleźli cichy kącik. To był najlepszy seks, jaki
miała w życiu. – Ale teraz też mi się podobasz.

- To dobrze. Staram się. Ale gdybym nie musiał się

kontrolować… - Powiódł po niej wzrokiem.

Zadrżała. Nie była w stanie wydusić słowa.

Westchnąwszy ciężko, wziął ją za rękę.

- Chodź, zjemy coś. – Wyjął z torby koc i rozłożył na

trawie koło rzeczki. – Zapraszam.

background image

Usiadła, Sebastian naprzeciwko niej, po czym zaczął

wyjmować jedzenie: nieduży bochenek chleba, kawałki sera,
jabłka, chipsy kukurydziane oraz dwa ogromne ciastka
czekoladowe z Eatery.

Jedli powoli.

- Sutton i ja często tu przychodziliśmy – powiedział. – To

było nasze sekretne miejsce. Sądziliśmy, że nikt o nim nie wie.
Po latach dowiedzieliśmy się, że twój ojciec tu wpadał,
dokonywał drobnych napraw, wyganiał z szopy pająki, usuwał
pajęczyny. Nigdy ci o tym nie wspominał?

- Nie. Ale to pasuje do taty. – Gracie przeniosła spojrzenie

na drewnianą chatę. Tak, to było w stylu ojca: pilnować, by
chłopcy byli bezpieczni. – Tata kochał nie tylko konie,
również dzieci. – Na moment zamilkła. – Dziękuję, że mnie tu
przywiozłeś.

Skinął głową; przez chwilę nic nie mówił. Gracie

pogrążyła się w zadumie. Spędziła tu sporą część swojego
życia. Teraz posiadłość Wingate’ów należała do niej.

Gdy skończyli jeść, zaczęła pakować torbę.

- Już chcesz wracać? – spytał Sebastian.

- A ty nie?

Wstał i wyciągnął rękę.

- Może przejdziemy się?

- Chętnie. – Nigdzie się jej nie spieszyło.

Nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.

Czym zasłużyła na takie szczęście? To niesamowite, że jej

background image

życie tak bardzo się zmieniło, a przecież w głębi duszy wciąż
była tą samą dziewczyną co dawniej, córką imigranta.

Wędrowali brzegiem rzeki. W pewnym momencie Gracie

oparła głowę o ramię Sebastiana. Było w tym geście coś
bardzo naturalnego. A Sebastian, przystanąwszy, pochylił się
i pocałował ją w usta.

- Chętnie zjadłabym z tobą dziś kolację – powiedziała,

zaskakując samą siebie.

Uśmiechnął się, oczy mu zabłysły, ale nagle skrzywił się,

jakby coś sobie przypomniał.

- Ja z tobą też, ale niestety nie mogę.

- Praca?

- Spotkanie. Którego nie mogę odwołać. – Odgarnął jej

z twarzy kosmyk włosów. – Może jutro?

- Dobrze – zgodziła się natychmiast.

Trzymając się za ręce, wrócili na polanę, na której czekały

na nich konie.

Z małego barku w gabinecie wyjął butelkę i nalał sobie

whisky. Gdyby nie obiecał Rhondzie, że się z nią spotka,
jadłby teraz kolację z Gracie i był o krok bliżej celu. Nie mógł
uwierzyć, że zaproponowała mu randkę.

I że on odmówił.

Chciał, by mu ufała, jednak nie mógł powiedzieć jej

o swoim dzisiejszym spotkaniu. Rozumiał Rhondę: pragnęła
oszczędzić Lonny’emu kolejnych cierpień. Świat nie musi
wiedzieć o problemach nastolatka. Sebastian zawsze

background image

dotrzymywał słowa, dlatego w rozmowie z Gracie uciekł się
do niewinnego kłamstwa.

Każda informacja o supermodelce Rhondzie Pearson

trafiała do gazet na całym świecie. Jej zdjęcia zdobiły okładki
dziesiątek czasopism. Była znana i miała na swoim koncie
mnóstwo sukcesów. Przez cały czas wychowywała młodszego
brata. Sebastian wypił kolejny łyk alkoholu i punktualnie
o ósmej wpuścił do pustego o tej porze biura byłą kochankę.
Rhonda uśmiechnęła się, lecz jej spojrzenie pozostało smutne.

- Dzięki, że zgodziłeś się na spotkanie.

Odwzajemnił uśmiech. Odkąd widzieli się po raz ostatni,

nic się nie zmieniła. Była tą samą piękną blondynką obdarzoną
naturalnym wdziękiem. Ale jemu to nie wystarczało. Uważał,
że jest zbyt skoncentrowana na sobie. Aby mogła zachować
twarz, pozwolił dziennikarzom wierzyć, że to ona zerwała
z nim, a nie odwrotnie. Postąpił słusznie, decydując się na
rozstanie. Żałował tylko jednego: że stracił kontakt z Lonnym.
Zastępował chłopcu ojca, był jego przyjacielem i opiekunem,
a potem to się urwało.

Poprowadził Rhondę do swojego gabinetu i wskazał na

kanapę. Usiadła.

- Napijesz się?

Zerknęła na szklankę, którą odstawił na biurko.

- Chętnie. To samo co ty.

- Jest aż tak źle? – Uniósł brwi.

- Owszem. A ty dlaczego pijesz? Wciąż macie kłopoty

w firmie?

background image

Westchnąwszy, Sebastian ruszył do barku.

- Jeszcze nie wyszliśmy na prostą, ale niedługo to zrobimy.

Trudno odzyskać dobre imię.

- Wiem. Dlatego za wszelką cenę staram się unikać

skandali.

Nalał whisky i podał szklankę Rhondzie, po czym usiadł

na drugim końcu kanapy.

- Lecz oto przyszłaś do złodziejskiej meliny Wingate’ów.

Pokręciła ze śmiechem głową.

- Nigdy nie wierzyłam w te plotki.

- Teraz wszyscy tak mówią, ale wcześniej… Zresztą

nieważne. Powiedz mi, co z Lonnym?

Utrata rodziców odcisnęła na chłopcu piętno. Nastolatek

nikogo nie słuchał i ciągle pakował się w kłopoty. Miewał
ataki złości, wpadł w złe towarzystwo, groziło mu wydalenie
ze szkoły. Rhonda odchodziła od zmysłów. Ubłagała
dyrektora, by dał Lonny’emu jeszcze jedną szansę. Zgodził
się, ale Lonny musi zmienić swoje zachowanie.

- Odrzucam coraz więcej zleceń, żeby jak najwięcej czasu

spędzać w domu. Jeżeli Lonny wyleci ze szkoły, opinia łobuza
będzie się za nim ciągnąć. On tego nie rozumie. A może mu
wszystko jedno? Postraszyłam go, że jak się nie uspokoi, trafi
do szkoły z internatem, a on na to: wiedziałem, że chcesz się
mnie pozbyć. Już sama nie wiem, co mam zrobić. – Łzy
napłynęły jej do oczu.

- Nie jesteś złą siostrą, Rhondo – rzekł łagodnie. Zdawał

sobie sprawę, że niełatwo wychowywać nastolatka, pracując

background image

od rana do wieczora. – Jeśli tylko mogłaś, stawiałaś
Lonny’ego na pierwszym miejscu. Myślałaś o tym, żeby
wysłać go na terapię?

- Był u trzech specjalistów. Nic to nie dało. U żadnego się

nie otworzył. Dlatego zadzwoniłam do ciebie. Miałeś z nim
fantastyczny kontakt. Lonny nigdy nie był tak szczęśliwy jak
wtedy, kiedy ty i ja byliśmy razem.

- Nie jestem psychologiem, ale…

- On ciebie posłucha. Spróbuj przemówić mu…

Sebastian potrzasnął głową.

- Lonny nie potrzebuje kazania.

- Ale porozmawiasz z nim? Proszę cię…

Miał mnóstwo własnych spraw na głowie, nie mógł jednak

odmówić. Wciąż dręczyły go wyrzuty sumienia; czuł, że
zawiódł Lonny’ego, a chłopak zasługiwał na to, by dostać
szansę. Dlatego tak wytrwale dążył do naprawienia relacji
z Gracie. Nie wyobrażał sobie, że mógłby zawieść
oczekiwania kolejnego dziecka, zwłaszcza własnego.

- Zadzwonię i ustalimy datę. Ale to nie może wyglądać na

zaplanowane spotkanie. Lonny by się zraził.

- Lepiej będzie, jak niechcący na siebie wpadniemy?

- Tak.

- Dzięki. Wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć.

Ostawiwszy szklankę, wstała. Sebastian ujął ją za łokieć

i odprowadził do drzwi. Zanim się zorientował, Rhonda
wspięła się na palce i lekko go pocałowała. Spędzili razem
dwa lata, potrafił więc odróżnić namiętny pocałunek od

background image

takiego wyrażającego wdzięczność. Ten był niewinny, tyle że
stali w otwartych drzwiach; gdyby ktoś ich zobaczył, mógłby
odnieść mylne wrażenie.

Pożegnawszy się z Rhondą, spojrzał na zegarek. Za

kwadrans dziewiąta. Jeszcze nie jest za późno na wizytę
u Gracie. Przynajmniej miał taką nadzieję.

background image

ROZDZIAŁ PIĄTY

Gracie potarła obolałe plecy. Ale ten dyskomfort był niską

ceną za towarzystwo Sebastiana i frajdę z jazdy konnej.
Spędzili cudowne popołudnie. Sebastian sporo o sobie
opowiadał. Słuchając zabawnych historii o przygodach
bliźniaków, ciągle wybuchała śmiechem.

Bracia uwielbiali nabierać ludzi, a że byli identyczni

z wyglądu, łatwo im to przychodziło. Ofiarą ich żartów padali
wszyscy, i znajomi, i nauczyciele. Niedawno Lauren ich
pomyliła. Sądziła, że na balu maskowym poznała Sebastiana,
podczas gdy to był jego brat. Gdy nieporozumienie zostało
wyjaśnione, Lauren i Sutton zakochali się w sobie po uszy.

Gracie zamyśliła się. Och, gdyby tak ona i Sebastian…

Zamierzała pójść na górę, kiedy rozległo się pukanie.

Zaskoczona poprawiła fryzurę, obciągnęła bluzkę i otworzyła
drzwi.

- Cześć – powiedział Sebastian, obdarzając ją czarującym

uśmiechem.

- Cześć. – Serce jej zabiło mocno.

- Mam nadzieję, że nie jest za późno? Chciałem ci je dać…

Dopiero w tym momencie spostrzegła śliczny bukiet

zimowych kwiatów.

- Jakie piękne – szepnęła. – I jak pięknie pachną.

background image

- Są skromnym podziękowaniem za dzisiejszy dzień. Za

urocze popołudnie.

- Tak, było bardzo sympatycznie. A twoje spotkanie… tak

szybko się zakończyło?

Zadała proste pytanie i ze zdziwieniem zauważyła, że

Sebastian się zmieszał. Dlaczego? Czyżby ją okłamał?

- Trwało krócej, niż sądziłem.

- Aha. Wejdziesz?

- Nie jest za późno?

Podejrzewała, że nie zaśnie, jeśli go odprawi.

- Nie. – Odsunęła się na bok, robiąc przejście.

Wszedł. Pocierając jedwabisty płatek róży, Gracie się

uśmiechnęła.

- Tędy. – Ruszyła do kuchni. – Wstawię je do wody.

Położyła bukiet na stole, po czym wspięła się na palce, by

z górnej szafki wyjąć wazon. Sebastian stanął za nią
i pierwszy po niego sięgnął.

- Proszę – powiedział.

Popatrzyła w zielone oczy o ognistym spojrzeniu, które tak

ją rozpaliło na balu, że pierwszy raz w życiu kochała się
z nieznajomym. Na samo wspomnienie o mało nie wypuściła
z ręki wazonu. Czy Sebastian wie, o czym pomyślała? Czy
pomyślał o tym samym?

Nie odrywając od niej wzroku, zabrał jej wazon i postawił

go na blacie.

- Gracie…

background image

Nie miała wątpliwości, co się za moment wydarzy.

Marzyła o tym.

- Słowo honoru. Przyjechałem tylko po to, żeby ci

podziękować.

- Wiem. – Czuła, jak przeskakują między nimi iskry.

Wszystko jedno, co nim kierowało, czy naprawdę chciał tylko
podziękować. Liczyło się, że tu jest. I chciała, by został. –
Cieszę się.

Może hormony mieszały jej w głowie. A może nie. Pewna

była jednego: że przy Sebastianie traci nad sobą kontrolę.
Znów chciała poczuć to, co wtedy, gdy nie znała jego
tożsamości. I gdy on nie miał pojęcia, kim ona jest.

- To muzyka dla moich uszu – powiedział zmienionym

głosem, przyciągając ją do siebie.

Ich ciała się zderzyły. Sebastian potrząsnął głową, jakby

ledwo nad sobą panował, jakby dłużej nie mógł wytrzymać tej
tortury. Potem zmiażdżył jej usta w pocałunku. Całował ją
namiętnie, a przerwał tylko dlatego, że zabrakło mu powietrza.
Po chwili zacisnął ręce na twarzy Gracie i ponownie zaczął ją
całować. Serce biło jej mocno, hormony szalały. Bluzka
i koszula wylądowały na podłodze. Ręce błądziły po ciepłej
skórze, języki wsuwały się pomiędzy wargi. Obojgu było
mało, pragnęli więcej…

Sebastian wziął ją na ręce. Bez wysiłku. Jakby ważyła tyle

co piórko.

- Gdzie sypialnia? – spytał między jednym a drugim

pocałunkiem.

- Na górze – wyszeptała. – Pośpiesz się.

background image

Nie trzeba mu było tego powtarzać.

Na wprost drzwi stało duże łóżko. Położywszy ją, zaczął

zdejmować resztę jej ubrania.

- O rany – zamruczał na widok czerwonej bielizny.

Ostrożnie odpiął stanik, potem powoli, rozkoszując się

każdą sekundą, zsunął jej z ud figi. Po chwili leżała naga;
wyglądała tak ponętnie, że ledwo oddychał.

- Jesteś piękna, Gracie. Niewiarygodnie.

Gdy kochali się na balu, było za ciemno, by cokolwiek

któreś z nich widziało. Polegali wyłącznie na dotyku.

- Moja kolej – szepnęła.

Usiadłszy na brzegu łóżka, rozpięła Sebastianowi spodnie

i pociągnęła w dół bokserki. Wreszcie! Delikatnie wzięła
członek do ręki, przysunęła usta. Sebastian wstrzymał oddech.
Co za kobieta! Piękna, seksowna, pewna siebie. Potem
zamienili się rolami. Pieścił jej podbrzusze, wzgórek łonowy,
wewnętrzną stronę ud. Łóżko skrzypiało, Gracie dyszała,
wydawała coraz głośniejsze jęki i wreszcie odleciała.
Podobało mu się, że niczego nie udaje, że nie próbuje się
hamować ani ukrywać podniecenia.

Kiedy wróciła na ziemię i jej oddech się uspokoił, zgarnął

ją w ramiona.

- Najlepsze dopiero przed nami – szepnął.

Roześmiała się cicho i mocniej w niego wtuliła. A on…

nie miał wątpliwości. Poprzednim razem nie chodziło o seks
z tajemniczą nieznajomą. Nie maska i nie ciemność stanowiły
podnietę. Po prostu z żadną kobietą nie było mu tak dobrze jak

background image

z Gracie. Hm, ciekawe, ilu ona miała kochanków. Jacy byli?
Nie, wolał się nad tym nie zastanawiać. Pierwszy raz w życiu
poczuł ukłucie zazdrości.

Na szczęście mieli przed sobą całą noc. Gracie obróciła go

na wznak i usiadła na nim. Wpatrywał się w nią oczarowany;
włosy opadały jej na ramiona, skóra lśniła w blasku księżyca.
Jak to możliwe, że przez tyle lat nie próbował jej uwieść?

Wprowadziła go do swego wnętrza i przymknęła powieki.

Zaczęła unosić się i opadać, wolno, rytmicznie, potem coraz
szybciej. Jej ciało porażało go swoją doskonałością.
Zaciskając zęby, chwycił ją za biodra. Ich spojrzenia się
spotkały. Rozumieli się bez słów, zwiększyli tempo. Nagle
Gracie otworzyła usta, jakby w niemym krzyku, i na moment
znieruchomiała. Po chwili zawładnął nią orgazm. Nie była
w stanie dłużej się powstrzymać i też odleciał. Miał wrażenie,
że ziemia zadrżała w posadach.

Przez kilka minut leżeli zdyszani, wpatrując się w sufit.

- Czy…? – Urwał.

- Tak. Teraz już wiemy.

- Też się zastanawiałaś?

- Oczywiście – przyznała. – Nigdy wcześniej nie kochałam

się z nieznajomym. Nie bywam tak… szalona. Tak
nieokiełzana.

- Serio?

- Przysięgam.

- To musi coś znaczyć.

- Że dobraliśmy się erotycznie.

background image

Faktycznie. Ale czuł się zawiedziony jej odpowiedzią.

Czego się obawiała? Dlaczego nie chciała dopuścić do siebie
myśli, że łączy ich coś więcej niż świetny seks?

Utkwił wzrok w jej brzuchu, tam, gdzie rosło dziecko.

Chciał mu nieba przychylić, ale wiedział, że musi postępować
ostrożnie; nie może wywierać na Gracie presji. Sięgnął po jej
dłoń.

- Pójdziesz ze mną na ślub Cama i Beth? – Czekał na

odpowiedź; po kilku ciągnących się w nieskończoność
sekundach spytał: - To dla ciebie problem?

Przekręciła się twarzą do niego.

- Nie, ale wiesz, co ludzie pomyślą?

- Że jestem ojcem dziecka?

- Nie… Tak.

Wstydzi się? Woli nie ujawniać prawdy? On sam gotów

był ogłosić to całemu światu. Nie chciał okłamywać swoich
bliskich ani nic przed nimi ukrywać. Pragnął być z Gracie i ich
dzieckiem, lecz ona najwyraźniej wciąż miała opory.

- Nie jestem jeszcze gotowa. Nie wiem, co będzie dalej i…

Nie chcę się wszystkim tłumaczyć, kiedy sami nie znamy
odpowiedzi.

On znał.

- Pójdziemy razem. Jako para – oznajmił zdecydowanie. –

Nikt nie będzie snuł żadnych przypuszczeń, a tym bardziej
o nic pytał.

Prędzej czy później prawda i tak wyjdzie na jaw. Chciał

być obecny w życiu syna lub córki. Gracie nie może mu tego

background image

zabronić. Ale dziś chciał tylko, by zgodziła się towarzyszyć
mu na ślub Beth. Wewnętrzny głos mu podpowiadał, że to
pierwszy krok do celu.

Przytuliwszy się, położyła głowę na jego piersi.

- Dobrze – szepnęła.

- Zgadzasz się?

- Tak.

Obudził ją oddech Sebastiana. Zaczynało świtać, choć nie

wiedziała, która jest godzina. Wciąż nie doszła do siebie po
tym, co wydarzyło się w nocy. Zerknęła na śpiącego obok
mężczyznę; jego umięśnione ciało było odprężone. Seks
z Sebastianem był niesamowitym przeżyciem; nigdy czegoś
takiego nie doświadczyła. A w samym Sebastianie z łatwością
mogłaby się zakochać.

Trochę się tego bała. Bo chciałaby, ale instynktownie

czuła, że nie powinna. Coś ją powstrzymywało. Przecież nie
ma tak dobrze, by wszystkie marzenia się spełniały. Żeby
zakochał się w niej mężczyzna, którego od lat pragnęła; żeby
miała z nim dziecko oraz miliony, które wygrała na loterii.
Prędzej czy później los się od niej odwróci.

Ponownie spojrzała na kochanka, ojca swojego dziecka.

Fizycznie byli idealnie dobrani, ale czy poza tym? Seks to nie
wszystko.

Zrzuciła kołdrę, wstała i przeciągnęła się, po czym

przeszła na palcach do łazienki. Zamknąwszy się w kabinie,
zadrżała z zimna. Po chwili ciepły strumień rozgrzał jej ciało.
Obróciła się, słysząc, jak szklane drzwi kabiny się otwierają.
Jej oczom ukazał się Sebastian.

background image

- Mogę?

O tym też kiedyś marzyła, o wspólnej kąpieli. Czy to

naprawdę się dzieje? Może to tylko sen?

- No pewnie, zapraszam. Tu jest cudownie.

Zamknął za sobą drzwi.

- Ty jesteś cudowna. – Przyłożył dłoń do jej brzucha. –

Cześć, maluszku.

Stojąc pod gorącym strumieniem, całował Gracie,

a jednocześnie mydlił jej ciało. Odwdzięczyła mu się tym
samym. Kiedy woda zmyła z nich pianę, Sebastian zacisnął
ręce na pośladkach Gracie i ją uniósł. Otoczyła go w pasie
nogami. Wiedziała, co nastąpi. I faktycznie, po chwili był
w niej. Odkąd wszedł do łazienki, przeczuwała, że znów będą
się kochać, jednak za każdym razem zaskakiwała ją
intensywność doznań. Sebastian nadawał tempo, wkrótce nie
była w stanie wytrzymać sekundy dłużej. Chwyciła go za
szyję i poczuła rozkosz.

Było dziko i namiętnie, tak jak poprzednio. Nie musieli

myśleć o zabezpieczeniach: ona była w ciąży, a oboje od wielu
miesięcy z nikim nie współżyli. Sebastian ponownie przywarł
ustami do jej warg, po czym wyciągnął rękę i zakręcił wodę.
Jeszcze przez moment stali w kabinie, przytuleni, czekając, aż
ich oddechy się unormują.

- Lubisz jajecznicę na boczku?

Wybuchnął śmiechem.

- Akurat takiego pytania się nie spodziewałem.

background image

- Dziecka nie wolno głodzić. Ale jeśli wolisz, może być

omlet. Robię znakomite omlety.

- Okej, chodźmy. – Cmoknął ją w czubek nosa.

Kwadrans później, ubrani, krzątali się po kuchni, szykując

śniadanie. Ona smażyła jajecznicę, on parzył kawę.
Wczorajszy bukiet zdobił stół.

Przed laty fantazjowała, że budzą się i razem siadają do

stołu. Kolejna fantazja stała się rzeczywistością.

Kilka godzin później Gracie weszła do Eatery. Jej

wspólniczka pracowała w kuchni, przygotowując specjalność
dnia: kurczaka w ziołach z pieczonymi warzywami.

- Ależ tu pachnie!

- Prawda? – Lauren, ubrana w firmową kurtkę szefa

kuchni i białą czapkę kucharską, uśmiechnęła się i dolała do
potrawy kilka kropli oliwy.

- Powoli zyskujemy sławę. Sala jest prawie pełna.

- Przychodzi sporo ludzi, którzy wcześniej przychodzili do

moich foodtrucków. Polecają nas kolejnym osobom. Nie masz
pojęcia, jak to mnie uszczęśliwia.

- Myślałam, że tylko Sutton to potrafi.

- Ha, ha. On i dobre żarcie. A skoro o Suttonie mowa…

mówi, że Sebastian nie wrócił na noc do domu. A ty
promieniejesz.

- Hormony ciążowe mają takie działanie.

- Jasne.

background image

- Swoją drogą, skąd Sutton czerpie informacje? Myślałam,

że noce spędza z tobą.

- Czasem jeździ do domu podlać roślinki. Jak nie chcesz,

nie musisz mi nic mówić. – Lauren udała, że się dąsa.

Gracie wolałaby trzymać język za zębami, ale Lauren była

jej przyjaciółką i wiedziała o przygodzie, którą przeżyła na
balu maskowym, więc…

- No dobra. Zaprosił mnie na przejażdżkę konną,

a wieczorem wpadł z bukietem.

- Ciekawe. Mów dalej.

Gracie wywróciła oczy do sufitu.

- Użyj wyobraźni.

- Stale używam. W kuchni. Ale gdy chodzi o życie moich

przyjaciół, to chcę wszystko usłyszeć od nich.

- W porządku. Skoro muszę cię prosić o przysługę, to

zdradzę ci, że wczoraj dwa razy widziałam gwiazdy przed
oczami.

Lauren pokiwała głową.

- Wspaniale! To znaczy, że…

- Nie pytaj. Prosił, żebym poszła z nim na ślub Beth

i Cama. Nie wiem, czy to mądre.

- Do niczego się nie zmuszaj. Co ma być, to będzie. Boże,

ale byłoby cudownie, gdyby…

- Beth, wyświadczysz mi przysługę? – Gracie nie dała

przyjaciółce dokończyć.

background image

Owszem, byłoby cudownie, gdyby Sebastian się w niej

zakochał, ale pewnie się nie zakocha, a ona musi myśleć
o dziecku. Cały czas miała wrażenie, że jest gorsza od
Wingate’ów, dlatego Sebastian wcześniej się nią nie
interesował. W każdym razie nie zamierzała przystać na żaden
układ; marzyła o prawdziwej miłości, takiej jak z bajki,
i wiedziała, że nic innego jej nie zadowoli.

- Kiedy minie pora lunchu, poszłabyś ze mną na zakupy?

I pomogła mi znaleźć sukienkę na ślub Beth?

- Z dziką radością. Za jakieś dwie godziny powinno się

przerzedzić.

- Super. Popracuję w pokoiku na zapleczu, dopóki nie

będziesz wolna.

Lauren przygryzła wargę.

- Wiesz, nie musisz nic kupować. Masz fantastyczną

czerwoną suknię.

Gracie potrzasnęła głową.

- Och, nie! Nie mogę włożyć tej samej co na bal. Ty też

nie. – Obie wystąpiły w czerwonych sukniach i złotych
maskach. Stąd wynikło całe późniejsze zamieszanie.

- Masz rację. – Lauren westchnęła. – Ale szkoda.

Trzy godziny później weszły do jednego z najelegantszych

butików w Royal i z pomocą niezwykle pomocnej
ekspedientki o imieniu Edith zawęziły wybór sukien do trzech.
Gdy Gracie zajęta była mierzeniem, kobieta podała im herbatę
ziołowo-owocową i ciasteczka. Na ciasteczka się nie skusiły,
na herbatę owszem. Obie pochodziły z dość ubogich domów
i tego typu zakupy stanowiły dla nich nowe doświadczenie.

background image

Gracie czuła się jak Julia Roberts w „Pretty Woman”, z tą
różnicą, że używała własnej karty kredytowej.

Tak, dziś nie musi oszczędzać: suknia – koronkowa, bez

rękawów, z dekoltem w serek, z delikatnym pasem kryształów
górskich od biustu do talii, sięgająca z przodu do kolan, z tylu
do pół łydki – kosztowała więcej niż zarabiała przez miesiąc,
kiedy pracowała jako kelnerka.

- Wygląda pani rewelacyjnie – oznajmiła Edith.

- Jest idealna. – Lauren przyznała ekspedientce rację.

Stojąc przed trójskrzydłowym lustrem, Gracie oglądała

siebie ze wszystkich stron. Wiedziała, że to ostatnia chwila, że
już wkrótce się w nią nie wciśnie. Brzuch był jeszcze
niewidoczny, ale piersi miała większe niż zazwyczaj.

- Chyba się zdecyduję. Jest piękna.

- Zapakować?

Gracie zerknęła na przyjaciółkę i skinęła głową.

- Poproszę.

- Doskonale! Cieszę się, że panią poznałam. Chwilę

wcześniej obsługiwałam Rhondę Pearson. Kto by pomyślał?
Dwie sławne osoby jednego dnia!

- Nie jestem sławna – zaprotestowała Gracie. – Czy

Rhonda Pearson też tu robi zakupy?

Wiedziała, że modelka dość długo spotykała się

z Sebastianem. Nawet krążyły plotki, że zamierzają się pobrać.
Potem jednak nastąpiło głośne rozstanie: Rhonda rzuciła
narzeczonego i prasa miała używanie. A teraz modelka wróciła
do Royal? Po co?

background image

- A owszem, owszem. Ma znakomity gust. Zresztą nic

dziwnego, prawda? W końcu jest słynną modelką, no
i przesympatyczną osobą.

- Wierzę.

Rhonda była pięknością o wysokich kościach

policzkowych i pełnym wdzięku uśmiechu. W dodatku miała
burzę jasnych włosów, których każda kobieta mogła jej
pozazdrościć.

W pamięci Gracie odżyły obrazy z przeszłości, zdjęcia

Rhondy i Sebastiana pojawiające się w gazetach. Poczuła
ukłucie zazdrości. Nie należała do świata, w którym obracał
się Sebastian, a z Rhondą nie miała co się porównywać. Nawet
najbardziej asertywne kobiety traciły przy Rhondzie pewność
siebie.

- Dziękujemy za herbatę – powiedział Lauren. – I za

pomoc, ale niestety musimy… a przynajmniej ja muszę
wracać do pracy. Jesteśmy z Gracie współwłaścicielkami
nowo otwartego lokalu, Eatery. Serdecznie panią do niego
zapraszamy.

Ekspedientka uśmiechnęła się ciepło.

- Chętnie zajrzę.

Lauren i Gracie po chwili znalazły się na ulicy.

- Rany boskie, jakie to fajne! Uwielbiam, złotko, wydawać

twoje pieniądze! I ta kiecka! Jest fantastyczna! Wyglądasz
w niej rewelacyjnie. Sebastian oszaleje z zachwytu. Tylko
teraz nie wiem, co ja mam włożyć, żeby Suttonowi zawrócić
w głowie.

background image

- Nie żartuj. Jesteście zaręczeni, Sutton świata poza tobą

nie widzi.

- No wiem, wiem. – Przez całą drogę uśmiech nie schodził

z twarzy Lauren.

Sebastian poprawił przed lustrem krawat. Nie mógł

uwierzyć, że jego siostra Beth wychodzi dziś za mąż. Lubił jej
narzeczonego. Cam Guthrie był uczciwym, ciężko pracującym
facetem, który zbudował dla Beth wymarzony dom. Ślub, na
który wybierał się w towarzystwie Gracie, miał się odbyć
w kameralnym rodzinnym gronie.

- Co tak szczerzysz zęby? – spytał Sutton, zaglądając do

pokoju.

- Bo myślę o Beth – skłamał Sebastian. – Chyba nigdy nie

widziałem jej tak szczęśliwej.

- Ty też wydajesz się ostatnio bardzo radosny.

Podejrzewam, że za sprawą pewnej ślicznotki, którą obaj
znamy.

- Możliwe. – Sebastian obejrzał się przez ramię. – Wiesz,

przez lata ani razu nie przyszło mi do głowy, że mógłbym się
z nią umówić. Zobaczymy, jak się dziś wszystko potoczy.

- Jasne. Ale w sumie się dogadujecie?

Sebastian potwierdził skinieniem głowy. Nie chciał

wdawać się w szczegóły.

- A, mam nowe informacje – ciągnął brat. – Chloe nabrała

podejrzeń wobec Keitha Coopera, kiedy ojciec wracał do
zdrowia po zawale. Jej zdaniem Keith udawał, że pomaga
firmie, a w rzeczywistości usiłował dobrać się do kasy. Miles
postanowił przyjrzeć się tej sprawie. A znasz naszego brata:

background image

nie spocznie, dopóki nie odkryje prawdy. Na razie mamy
siedzieć cicho i nie puszczać pary z ust.

Chloe była narzeczoną Milesa i razem badali przeszłość

finansową rodziny.

- Jeśli komukolwiek uda się dotrzeć do sedna, to tylko

Milesowi. – Sebastian podrapał się po brodzie. Co za podłym
draniem Keith się okazał! – Ale chyba nie o tym będziemy
rozmawiać na weselu.

- Chciałem tylko, żebyś wiedział, jak sprawy stoją.

- Jasne. Miles będzie nas o wszystkim na bieżąco

informował.

Sebastian spojrzał na zegarek; powinien jechać po Gracie.

Serce zabiło mu mocniej; zawsze tak reagowało, kiedy o niej
myślał. Dzisiejsze wspólne wyjście było czymś więcej niż
randką; wybierali się na ślub Beth, którą oboje kochali. Dziś
też po raz pierwszy rodzina zobaczy Gracie z nim pod rękę.
Nie chciał ukrywać, że to on jest ojcem dziecka.

- Pora ruszać.

- Na mnie również czas – powiedział Sutton. – Muszę

pojechać po Lauren. Wiesz, ciekaw jestem nowego domu
Beth. Wreszcie Cam go skończył. To będzie wyjątkowy
wieczór.

- Nie tylko dla nowożeńców. Dla nas wszystkich.

Kilka minut później Sebastian patrzył na Gracie oniemiały

z zachwytu. Miała na sobie dopasowaną do sylwetki suknię
w kolorze ametystowym, który podkreślał jej oliwkową cerę
i ciemne oczy. Do tego fantazyjnie upięte włosy

background image

przytrzymywane klamrą, na której połyskiwały kryształki
górskie.

- Wyglądasz… - Zjawiskowo. Apetycznie. Oszałamiająco.

- Dziękuję. Ty też. – Uśmiechnęła się. – Wezmę płaszcz.

Po chwili wróciła ze sztucznym futrem i torebką. Sebastian

wziął od niej futro. Kiedy je wkładała, poczuł delikatną woń
perfum.

- Cudownie pachniesz – szepnął. – Ten zapach przywodzi

mi na myśl… - urwał. Tę noc, kiedy się kochali.

- To, jak pachniałam, kiedy zsiadłam z Księżnej? – Gracie

posłała mu rozbawione spojrzenie.

- Właśnie to chciałem powiedzieć.

Pochyliwszy się, musnął jej usta pocałunkiem. Po prostu

nie mógł się powstrzymać. Wiedział, że przez resztę wieczoru
musi zachowywać się jak dżentelmen, a nie miał na to
najmniejszej ochoty.

- W drogę – rzekł, kradnąc jeszcze jednego całusa. –

Przepraszam, to mi musi wystarczyć na cały wieczór.

Nigdy nie grzeszył cierpliwością, a teraz miał z tym coraz

większy problem.

background image

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Gracie oglądała plany budowy, ale co innego widzieć coś

na papierze, a co innego w rzeczywistości. Przed jej oczami
rozpościerało się ogromne ranczo, na środku którego stał
wspaniały dom zbudowany w stylu hiszpańsko-rustykalnym,
z czerwonym dachem oraz podwójnymi drzwiami ze szkła
i drewna. Na parterze znajdowała się szeroka weranda, która
mogłaby pomieścić wszystkich gości, na piętrze zaś był
balkon, z którego w pogodny bezchmurny dzień musiał
niesamowity widok.

Nieopodal stały baraki i budynki gospodarcze, odnowione

i pomalowane na kolor soczystej zieleni.

Na zaproszeniu widniała informacja, że goście spotykają

się w salonie na kieliszek szampana, a potem wszyscy razem
przechodzą do stodoły, w której odbędzie się ślub i wesele.
Wysiadłszy z samochodu, Sebastian oddał kluczyki
parkingowemu, po czym okrążył maskę, by otworzyć drzwi
dla Gracie.

Weszli po schodach i zaczęli zwiedzać parter: jadalnię,

w której dominował sosnowy stół z dziesięcioma krzesłami,
oraz przestronny salon pełen miękkich wygodnych kanap
i foteli. W jego urządzeniu wyraźnie widać było rękę Beth.
Najbardziej rzucał się w oczy kamienny kominek ze zdjęciami
rodziny, masywny, lecz nieprzytłaczający. Beth z Camem

background image

spisali się na medal; stworzyli przestrzeń, w której wszyscy
mogli się dobrze poczuć.

Kiedy pojawili się kelnerzy z szampanem i przekąskami,

Sebastian

poprosił

o

dwie

wody

mineralne.

Z porozumiewawczym uśmiechem podał Gracie jeden
kieliszek, drugi zatrzymał dla siebie. Na widok jedzenia
zaburczało Gracie w brzuchu. Poczęstowała się krewetką
owiniętą plastrem bekonu i kawałkiem rolady wellington.

Przez kilka minut krążyli po salonie, a potem zostali

zauważeni przez Harley i Granta, którzy podeszli do nich ze
swoim synkiem Danielem.

Harley obrzuciła ich pytającym spojrzeniem. Grant –

lekarz, u którego Gracie przechodziła terapię hormonalną
poprzedzającą zapłodnienie metodą in vitro – również
wydawał się zdziwiony, widząc ich razem.

- Cześć, Harley. – Sebastian pocałował siostrę

w policzek. – Ślicznie wyglądasz. – Uścisnął dłoń szwagra, po
czym pogłaskał po głowie siostrzeńca. – Jak się masz,
brzdącu? Pewnie nie możesz doczekać się ślubu cioci Beth?

- I tortu – odparł rezolutny czterolatek.

Dorośli wybuchnęli śmiechem.

- Myślę, że dziś mamusia pozwoli ci zjeść tyle kawałków,

ile tyko zechcesz.

- No, bez przesady. – Harley ściągnęła ostrzegawczo brwi.

Sebastian uśmiechnął się do dziecka.

- Przywitasz się, Danielu, z moją dziewczyną Gracie?

background image

Chłopiec skierował na nią niewinne oczy, a jego rodzice

wymienili spojrzenia. Gracie się uśmiechnęła.

- Cześć, Danielu. Bardzo elegancko wyglądasz z tą muchą

pod brodą, wiesz? Może później byś zatańczył ze mną?

Chłopiec skrzywił się, jakby pomysł tańca nie przypadł mu

do gustu.

- No może… - mruknął.

Harley zgarnęła Gracie w objęcia.

- Hej, kochana. Nie wiedziałam, że spotykasz się z moim

bratem.

- Tak, byliśmy na kilku randkach. – Gracie zerknęła na

Granta. – Dobry wieczór, doktorze. Miło pana widzieć.

- I panią, Gracie. – Pewnie domyślał się, że skoro

zrezygnowała z in vitro, to zaszła w ciążę metodą naturalną.

- Grant i ja chcemy was o czymś poinformować. – Oczy

Harley lśniły z podniecenia. – Podjęliśmy ostateczną decyzję
i za dwa tygodnie wyjeżdżamy do pracy do Tajlandii. Już nie
mogę się doczekać. Daniel też jest strasznie przejęty.

- Za dwa tygodnie? Tak szybko? – zdziwił się Sebastian. –

Będziemy za wami tęsknić.

- My za wami też. – Jednym ramieniem Grant otoczył

żonę, drugim przyciągnął do siebie syna. – Ale w Tajlandii
liczą na naszą pomoc.

Gracie była pełna podziwu dla ich szlachetnej postawy: nie

każdy potrafiłby wyjechać do obcego kraju, by leczyć ludzi na
wsi pozbawionych porządnej opieki medycznej.

background image

Stopniowo do ich czteroosobowej grupy zaczęła dołączać

reszta rodziny: Miles z Chloe, Sutton z Lauren, Piper i Brian,
Luke i Kelly oraz Zeke i Reagan. Sebastian wziął Gracie za
rękę, by nie czuła się wykluczona. Wszyscy kolejno życzyli
Grantowi i Harley powodzenia w ich nowym przedsięwzięciu.

Po chwili ogłoszono, że niedługo rozpocznie się

ceremonia. Przekroczywszy próg stodoły, Gracie miała
wrażenie, jakby znalazła się w bajkowej krainie. W głowie się
jej nie mieściło, że zwykłą stodołę można tak wspaniale
przeobrazić. Przestrzeń była podzielona na dwie strefy: ślubną
oraz weselną, w której stały pięknie nakryte stoły. Goście
zajęli miejsca w części ślubnej.

- Beth przeszła samą siebie – szepnęła Gracie.

Sebastian pokiwał głową.

- Tak, spisała się fantastycznie.

Z belek pod sufitem zwisały szerokie pasy cieniutkiego

materiału, tworząc coś w rodzaju baldachimu. Wnętrze
rozświetlały umieszczone wysoko migoczące światełka. Niżej,
pośród czerwonych róż, paliły się świece. Krzesła osłonięte
były pięknymi złotymi pokrowcami; każdy z tyłu zdobiła
ogromna kokarda w kolorze kości słoniowej.

Uroczystość była kameralna, przeznaczona dla rodziny

i najbliższych przyjaciół. Trzydzieścioro gości zajmowało
miejsca, rozglądając się z zachwytem.

Gracie cieszyła się szczęściem przyjaciółki, która

postanowiła iść przez życie z Camem, owdowiałym
ranczerem.

background image

- Co się stało? – spytał Sebastian, słysząc jej ciche

westchnienie.

- Nic, nic.

- Bo wydawało mi się, że wzdychasz…

- Z zachwytu. I z radości, że Beth z Camem się odnaleźli.

Wpatrywał się w nią tak intensywnie, że odwróciła wzrok.

Zobaczyła bowiem w jego oczach coś, co ją zaniepokoiło. Nie
była pewna co.

Może nadzieję, że również mogliby być rodziną? Chociaż

nie, chyba jej się przywidziało. Przecież Sebastian jej nie
kocha. A jej nie interesowała żadna namiastka miłości.
Pragnęła uczucia, jakie łączyło jej rodziców, a także Lauren
i Suttona oraz Beth i Cama. Ale hormony ciążowe siały zamęt
w jej głowie.

Skupiła się ponownie na pracy, jaką Beth włożyła

w transformację stodoły w elegancką salę weselną. Tak jest
bezpieczniej. Na ślubach zawsze się wzruszała, a widok pana
młodego, który czeka przy ołtarzu na wybrankę, nieodmiennie
wyciskał jej łzy z oczu.

Kiedy rozległa się muzyka, wszyscy poderwali się na nogi.

W drzwiach stała promiennie uśmiechnięta Beth
w rozkloszowanej beżowej sukni, a obok niej jej matka Ava,
do niedawna skłócona ze wszystkimi swoimi dziećmi. Kiedy
szła obok córki, rysy jej twarzy coraz bardziej łagodniały. Jej
obecność na ślubie była jak gałązka oliwna.

Cam prezentował się dostojnie w czarnym smokingu

i krawacie bolo. Beth i przystojny ranczer idealnie do siebie
pasowali. Powtarzali słowa przysięgi małżeńskiej z powagą,

background image

ale też i nutą humoru, ze śmiechem i łzami wzruszenia
w oczach. Kiedy złączyli usta w pocałunku, Gracie poczuła,
jak Sebastian ściska jej dłoń. Po chwili podał jej chusteczkę.
Wytarła mokre policzki i gdy pastor ogłosił Cama i Beth
mężem i żoną, wraz ze wszystkimi zaczęła bić brawo. Potem
ustawiła się w kolejce do życzeń.

- Gratulacje, kochani. – Przytuliła ich oboje. – To była

piękna uroczystość.

- Dziękuję – szepnęła Beth; oczy miała wilgotne. –

Właśnie taką sobie wymarzyłam.

Sebastian zgarnął siostrę w objęcia, po czym uścisnął dłoń

szwagra.

- Wszystkiego najlepszego na nowej drodze –

powiedział. – Wyglądasz cudownie. – Pocałował Beth
w policzek. – Kocham cię.

- Ja ciebie też, Seb. Przyszliście razem? – spytała, widząc,

jak Sebastian władczym gestem bierze Gracie za rękę.

- Tak.

- To świetnie. – Posłała Gracie spojrzenie typu: musimy

pogadać. – Wreszcie osoba, którą wszyscy lubimy.

Uśmiechając się pod nosem, Sebastian pociągnął Gracie

do części weselnej. Znaleźli swoje miejsca przy jednym
z sześciu stołów przykrytych białymi obrusami. Na każdym
leżała przepiękna dekoracja z zielonych gałązek i czerwonych
róż.

- Co Beth miała na myśli, mówiąc o osobie, którą wszyscy

lubicie? – spytała Gracie.

background image

- To, że cała rodzina darzy cię sympatią – odparł.

- A kogo nie darzyła? – Nie zamierzała pozwolić mu na

zmianę tematu.

Westchnął.

- Moi bliscy nie przepadali za Rhondą Pearson. Uważali,

że do siebie nie pasujemy.

- Spotykaliście się dwa lata…

- Skąd wiesz?

- Przecież to nie tajemnica. Gazety w Royal często o was

pisały.

Niektórzy dziennikarze byli im przychylni, inni

przedstawiali ich związek w niezbyt korzystnym świetle.
Kiedy się rozstali, Rhonda całą winę za rozpad związku
zrzuciła na niego.

- Nie wierz we wszystko, co czytasz.

- Staram się tego nie robić.

- Mieliśmy swoje wzloty i upadki.

- Podobno Rhonda wróciła do miasta – powiedziała

Gracie, nie mogąc pohamować ciekawości.

- Tak? – Sebastian popatrzył jej w oczy. – Nic mi o tym nie

wiadomo.

- Złamała ci serce…

Skrzywił się.

- Nie mówmy o tym. To stare dzieje. Dziś moja siostra

bierze ślub…

background image

Poczuła wyrzuty sumienia. Szkoda, że nie ugryzła się

w język. Sebastian miał rację. Powinna się cieszyć: jej
przyjaciółka właśnie wyszła za mąż.

- Przepraszam. – Sięgnęła po rękę Sebastiana. – Niedługo

wznosisz toast, prawda?

- Tak – odparł, spoglądając z zadowoleniem na ich

splecione dłonie.

- Nie mogę się doczekać.

Potarł nosem o jej ucho, potem delikatnie musnął wargami

szyję. Poczuła, jak serce jej drży. Wcale nie z pożądania,
chodziło o coś innego, o coś więcej.

Wkrótce wstał od stołu, który dzielili z Piper oraz Brianem

Cooperem i wyszedł na środek sali, by jako najstarszy
z braci – starszy od brata bliźniaka o całe trzy minuty –
wznieść toast za nowożeńców. Najpierw rozpływał się nad
nimi w pochwałach, potem ku uciesze wszystkich opowiedział
kilka zabawnych anegdotek o Beth. Z każdego jego słowa biła
miłość i przywiązanie do siostry.

- A teraz wypijmy zdrowie państwa młodych. Niech im się

zawsze w życiu wiedzie.

- Za Beth i Cama!

Gracie stuknęła się kieliszkiem z Piper i Brianem, po czym

wypiła łyk wody.

- Piękny toast – Piper pochwaliła bratanka, gdy ten zajął

z powrotem swoje miejsce.

- Bardzo piękny – zawtórowała jej Gracie.

background image

Trochę dziwnie się czuła, siedząc przy stoliku z Brianem

i Piper. Piper była ciotką Sebastiana, a Brian siostrzeńcem
Keitha Coopera. Ale to właśnie Brian ujawnił zdradę, jakiej
wobec Wingate’ów dopuścił się jego wuj. Stanął po ich
stronie, a przy okazji zakochał się w Piper, starszej od niego
o jedenaście lat.

Gracie zauważyła, że Piper też pije wodę zamiast

szampana. W dodatku co jakiś czas z błogim uśmiechem na
twarzy przykładała rękę do brzucha. Nagle zerknęła pytająco
na Briana.

- Śmiało, skarbie. – Ścisnął jej dłoń. Widać było, jak

bardzo się kochają. – Możesz im powiedzieć.

Piper rozciągnęła usta w uśmiechu.

- Nie chcieliśmy skupiać na sobie uwagi, w końcu dziś jest

wielki dzień Beth i Cama, ale chyba możemy zdradzić wam
naszą nowinę. Spodziewamy się z Brianem dziecka.

- To… to… - Sebastian zaniemówił.

- To wspaniale – dokończyła Gracie. – Gratulujemy.

- No właśnie, gratulacje! – Sebastian uścisnął dłoń Briana

i pocałował ciotkę w policzek.

O ile Gracie się orientowała, zawsze lubił Piper.

- Nie byłam pewna, czy zdołam zajść w ciążę, ale jak

widać, cuda się zdarzają.

- Ty jesteś moim cudem – szepnął Brian.

Gracie poczuła na sobie spojrzenie Sebastiana. Tak, oni też

mieli do zakomunikowania nowinę, ale na razie się
wstrzymają.

background image

- Myślę, że Beth z Camem ucieszyliby się z waszych

wieści – zauważył Sebastian.

- Och, nie. – Brian potrząsnął głową. – Dziś jest ich dzień.

- Brian ma rację – poparła go Piper. – Jeszcze sama nie

przywykłam do myśli o ciąży.

Gracie doskonale ją rozumiała. Odkąd wysiadła

z samochodu, czuła na sobie zaciekawione spojrzenia
Wingate’ów. Oczywiście wszyscy byli taktowni, nie zadawali
żadnych pytań, ale jakie mogli wyciągnąć wnioski, widząc ją
z Sebastianem, z którym wcześniej nic jej nie łączyło? Poza
tym Sebastian nie miał zwyczaju prowadzać się z ciężarnymi
kobietami.

- Będziemy trzymać język za zębami – obiecał Sebastian,

zerkając na Gracie.

- Tak, pary z ust nie puścimy. – Wykonała gest, jakby

zamykała usta na klucz.

- Dzięki.

Muzycy ponownie zajęli miejsca i wkrótce stodoła

rozbrzmiała muzyką.

- Zatańczymy? – Brian wstał i podał rękę Piper.

Gdy zostali sami, Sebastian również wstał. Bez słowa

wyciągnął rękę, Gracie podała mu swoją. Przeszli na parkiet
i przytuleni zaczęli tańczyć. Wszystkie kłopoty znikły, nagle
życie wydało się proste i nieskomplikowane.

Wieczór zleciał nie wiadomo kiedy. Goście zjedli kolację,

deser, potem parkiet znów się zapełnił. Wreszcie jednak
przyjęcie dobiegło końca.

background image

Sebastian odwiózł Gracie do domu; odprowadził ją pod

drzwi, nie wiedząc, czy zaprosi go do środka.

Zaprosiła. Szli na górę, po drodze zrzucając ubranie.

- Uwielbiam budzić się przy tobie – szepnął, unosząc jej

dłoń do ust i całując kolejno wszystkie palce.

Zasnęli nago, objęci, po ekscytującej nocy. Teraz poranne

światło wpadało przez okno.

- I wciąż mi ciebie mało.

Gracie uśmiechnęła się. Och, tak! Ona też nie mogła

nasycić się Sebastianem. Jej obawy kruszały. Gotowa była
zaufać, zapomnieć o lękach i wahaniach.

- Czuję tak samo – przyznała cicho.

- Naprawdę? – Zaczął gładzić jej udo.

Natychmiast zareagowała podnieceniem.

- Jak dobrze…

Serce jej waliło, dreszcze przebiegały po skórze.

- Gracie, czy to się dzieje naprawdę? – spytał oszołomiony.

- Chyba tak. Uszczypnąć cię? – spytała żartobliwym

tonem.

Pocałował ją w usta, mocno, namiętnie. Należała do niego,

przynajmniej w tym momencie. A on do niej. Ich języki się
dotknęły. Wdychała jego zapach. Kiedy uwięził jej ręce nad
głową, poczuła się mała i bezbronna. Ale to też się jej
podobało, ta jego siła. Ustami i dłońmi pieścił jej piersi
i brzuch, a ona wiła się podniecona. Potem przesunął się niżej,
rozchylił jej uda, przycisnął twarz do wzgórka.

background image

Jęknęła. Dokładnie wiedział, co robić, których miejsc

dotykać. Koncentrował się na jej przyjemności. I gdy
zorientował się, że Gracie jest na krawędzi, wtedy się z nią
połączył. Odpowiadała na każdy jego ruch. Razem wzbili się
w przestworza, a potem razem, bez tchu, opadli z powrotem na
ziemię.

- Gracie… - wycharczał, z trudem łapiąc oddech. – Co

teraz będzie? – spytał, zgarniając ją w objęcia.

Zwykle to kobieta zadaje takie pytanie, tyle że ona bała się

je zadać i bała się udzielić na nie odpowiedzi.

- Teraz zrobię ci najlepsze śniadanie, jakie jadłeś.

Zerwała się z łóżka i pośpiesznie wciągnęła ubranie.

Uciekała od emocji. Widziała, że Sebastian toczy z sobą
walkę. Chciał być ojcem, chciał cieszyć się swoim dzieckiem,
a ona ciągle się broniła.

- Będzie gotowe za pół godziny.

Oparł się o wezgłowie i popatrzył na nią smętnym

wzrokiem.

- Nie musisz dla mnie nic robić.

- Ale chcę. Będziesz zachwycony.

- Nie wątpię. Wszystko, co robisz, mnie zachwyca.

Zaczerwieniła się. Sebastian wstał. Nie mogła oderwać od

niego oczu; był wspaniale umięśniony, szczupły w biodrach,
szeroki w ramionach. Stanowił okaz męskości.

- Pomogę ci.

Przeniosła spojrzenie z jego ciała na twarz.

background image

- Okej – powiedziała, po czym zbiegła na dół.

Sebastian zebrał z podłogi swoje ubranie. Parę sekund

później dołączył do niej w kuchni.

- Znasz chorizo mojej mamy?

Zmarszczył brwi.

- Nie, no skąd…

- Myślałam, że tata… – Wzruszyła ramionami. – Ale

pewnie nie. – Podała mu dzbanek. – Zaparzysz kawę? Ja się
zajmę resztą.

Do dużej żeliwnej patelni wrzuciła kawałek masła, wlała

trochę oleju, następnie dodała plasterki średnio ostrej
kiełbaski, drobno pokrojone wczorajsze kartofle oraz szklankę
ugotowanej czarnej fasoli.

Nastawiwszy kawę, Sebastian usiadł przy stole.

- Każda rodzina ma własny przepis na chorizo, używa

innych przypraw i różnych składników. Ja robię według
przepisu mojej mamy. – Znad patelni unosił się aromatyczny
zapach. Machając ręką, Gracie rozprowadziła go po kuchni. –
Ten zapach przywodzi mi na myśl tyle wspomnień. -
Uśmiechnęła się. – Szkoda, że nie mam domowych tortilli.

- Może innym razem?

- Tak, może.

Kwadrans później przystąpili do jedzenia. Sebastianowi

uszy się trzęsły. Dziecku najwyraźniej też smakowało, bo
Gracie prawie nic nie zostawiła na talerzu.

- Ale to dobre. – Oblizała się ze smakiem.

background image

- Fajnie, że jesz – oznajmił Sebastian.

- Hm, jakby ci to powiedzieć? Większość ludzi jada.

- Nie wszystkie kobiety.

- A ty znasz wszystkie?

- Nie, ale…

- Ach, już wiem! Supermodelki nie jedzą, tylko skubią

listki sałaty. O to ci chodziło?

- Pozwolisz, że nie odpowiem? – Uśmiechnął się szeroko.

Dziwne, pomyślała, że po ich wspólnej nocy porównuje ją

z byłą dziewczyną.

- To było naprawdę pyszne. Dzięki, Gracie.

- Cieszę się, że…

- Co robisz wieczorem? – wszedł jej w słowo.

- Nie wiem. Pewnie zajarzę do Eatery.

- Zjedz ze mną kolację. Chętnie bym cię zabrał do pewnej

wyjątkowej knajpki.

Marzyła o tym, ale wszystko działo się za szybko. Miała

wrażenie, jakby pędziła na łeb na szyję. Wiedziała, że musi
przystopować, otrząsnąć się, zastanowić. To śmieszne, bo
kiedyś dałaby wszystko, by Sebastian oszalał na jej punkcie,
a teraz… Teraz potrzebowała spokoju. Nie chciała popełnić
błędu. Chodziło o przyszłość jej i dziecka, a fantastyczny seks
z Sebastianem tylko mącił jej w głowie, nie pozwalał zebrać
myśli.

- Dziś nie mogę – odparła.

Blask w jego oczach przygasł.

background image

- Dlaczego?

- Potrzebuję… czasu.

Westchnął. Widziała, że się niecierpliwi.

- To kiedy?

- Jutro?

- Świetnie. Przyjadę po ciebie o siódmej – rzekł, po czym

wstał i bez słowa opuścił kuchnię.

background image

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Nazajutrz rozglądał się uważnie po parku. Kilka osób

uprawiało jogging, kilka prowadziło psa na spacer. Zauważył
na huśtawkach dwoje dzieci w ciepłych niebieskich
kurteczkach i huśtające je mamy. Nieopodal siedział na ławce
skulony z zimna siwowłosy mężczyzna.

Sebastian zerknął na esemesa, którego dostał od Rhondy.

„Po szkole będzie w parku kopał piłkę z kolegami”.

- Guzik prawda – mruknął.

Kręcił się po parku od godziny. Nigdzie nie widział ani

Lonny’ego, ani żadnych chłopaków grających w piłkę.
Obiecał Rhondzie, że pogada z chłopcem; uznał, że najlepiej,
jak spotkają się „przypadkowo”, niestety jego plan spalił na
panewce. Wzdychając ciężko, jeszcze raz powiódł wkoło
wzrokiem, ale nie, nie było śladu chłopaka.

Skierował się z powrotem na parking. Tam, przy swoim

bmw, zobaczył opartą o maskę Rhondę.

- Co tu robisz? – zdziwił się.

Łzy płynęły jej po policzkach.

- Lonny nie poszedł dziś do szkoły. Pokłóciliśmy się,

wybiegł z domu… Nigdzie nie mogę go znaleźć. Myślałam, że
przyjdzie do kumpli. Chciałam sprawdzić.

- Tu go nie ma. Jego kumpli też nie ma.

background image

Zaczęła szlochać.

- Przepraszam, że ci zawracam głowę. Po prostu… nie

wiem, co robić.

- Nie denerwuj się – powiedział, próbując ją uspokoić. –

Może Lonny trochę się pogubił, ale to w sumie dobry
dzieciak.

- Mam wyrzuty sumienia. – Zwiesiła głowę. – Czuję się

tak, jakby to była moja wina.

Sebastian wziął ją w ramiona. Potrzebowała pocieszenia.

- Niczemu nie jesteś winna. Lonny bywa krnąbrny, to taki

wiek. Wkrótce zmądrzeje.

Był o tym święcie przekonany. Lonny przechodził okres

buntu. Niełatwo mieć siostrę, sławną modelkę, której zdjęcia
w bikini podziwia cały świat.

- Mam pomysł. Wiesz, gdzie mieszkają jego kumple?

- Wiem, gdzie większość mieszka.

- To wskakuj do mojego samochodu.

- Naprawdę?

- Tak, przed zachodem na pewno go znajdziemy. – Słońce

zachodziło za jakieś dwie godziny, więc nie mieli czasu do
stracenia. – Okej?

Uśmiechając się przez łzy, Rhonda zacisnęła dłonie na

jego policzkach i z wdzięczności pocałował go w usta.

- Dziękuję.

Otworzył drzwi od strony pasażera.

- Raz, dwa, raz, dwa…

background image

Roześmiała się. Próbował rozładować jej napięcie, ale sam

też się niepokoił. Nastoletni chłopcy bywają zuchwali
i lekkomyślni, przynajmniej on i Sutton tacy byli. Ciągle
wpadali w kłopoty, mieli jednak oparcie w rodzinie,
a Lonny… jeden nieostrożny krok może wywrócić jego życie
do góry nogami.

- W rodzinie huczy o tobie i Sebastianie. – Uśmiechając

się szeroko, Sutton podał Gracie kubek gorącej czekolady.
Mieli z Sebastianem bardzo podobną mimikę.

- Dzięki. – O tej porze, między lunchem a kolacją,

w Eatery panował mniejszy ruch. Mogli bez wyrzutów
sumienia usiąść przy stoliku i pogadać. – Huczy w jakim
sensie? Pozytywnym czy…

- A jak myślisz? – Lauren pociągnęła ją za kosmyk

włosów. – Wingate’owie znają ciebie i twoją rodzinę od lat. Są
zachwyceni.

- Serio?

Gdy chodziło o jej pozycję w świecie Wingate’ów, zawsze

dręczyły Gracie wątpliwości. Nie przypuszczała, że bliscy
Sebastiana będą jej przychylni. A może na ich stosunku do niej
zaważyły miliony, które wygrała?

- Przecież od dawna jesteś jak członek rodziny –

powiedział Sutton.

Gracie uniosła pytająco brwi.

- Ostatnio Sebastian sprawia wrażenie bardzo

szczęśliwego – dodał.

Ucieszyły ją te słowa. Bliźniaków łączyła niesamowicie

silna więź, toteż niemal czuła się tak, jakby padły z ust

background image

Sebastiana. Chociaż kiedy wczoraj się rozstali, nie był zbyt
szczęśliwy. Powoli tracił do niej cierpliwość.

- To jakie masz plany na dziś? – spytała ją Lauren. –

Idziesz na kolejną randkę z moim przyszłym szwagrem?

- Tak. Jak tylko skończę pracę, jadę się przebrać.

- A dokąd cię zabiera?

- Nie mam pojęcia. Powiedział tylko, że to wyjątkowe

miejsce. – Nagle zadzwonił jej telefon. Spojrzała na numer,
który się wyświetlił. – Przepraszam, muszę odebrać. –
Przeszła do pokoiku na zapleczu i zamknęła za sobą drzwi. –
Halo? Tak, tu Gracie Diaz. Dziękuję, że pani oddzwania.

- Mówi Trudy Metcalf ze Szkoły Rodzenia. Rozumiem, że

chciałaby się pani już teraz, na wczesnym etapie ciąży, zapisać
na lekcje? Oczywiście gratuluję błogosławionego stanu.

- Dziękuję. I tak, chcę się zapisać. Przeczytałam chyba

wszystkie podręczniki, jakie wpadły mi w ręce.

- Doskonale. Można wiedzieć, który to tydzień?

- Czternasty.

Spędziła kilka minut na telefonie, wybierając dni

i godziny. Po skończonej rozmowie pogratulowała sobie
w duchu: powoli wszystko układa się w jedną harmonijną
całość. Nieważne są poranne mdłości, grubsza talia, ogromny
apetyt. Ważne jest życie, które nosi w sobie.

Wyszła z Eatery o piątej, by przygotować się na randkę

z Sebastianem. Była wdzięczna za wsparcie, jakie Lauren
i Sutton jej okazywali. Wiele to dla niej znaczyło.

background image

Dotarłszy do domu, od razu ruszyła na górę, rozebrała się

i wskoczyła pod prysznic. Ciepła woda rozgrzała jej
zmarznięte ciało, a mydełko o lawendowym zapachu pomogło
pozbyć się napięcia.

Nieśpiesznie wytarła się do sucha, przy okazji sprawdzając

w lustrze, jak bardzo powiększył się obwód talii. Cieszyła się
z każdego dodatkowego centymetra, bo to znaczyło, że
dziecko się rozwija.

- Nie mogę się doczekać, żeby cię poznać, mój maluchu.

Przeszła do szafy, zastanawiając się, co włożyć. Sebastian

wspomniał o jakimś wyjątkowym miejscu. Wyjęła jedną
sukienkę, drugą, piątą, rzucała je na łóżko, aż zrobił się stosik.
Wreszcie wybrała beżową, z głębokim dekoltem, sięgającą tuż
za kolano. Nigdy nie miała jej na sobie, ale kiedy ją
przymierzyła, od razu podjęła decyzję. Leżała idealnie.

Dopełnieniem stroju był złoty naszyjnik, a właściwie

obroża, i duże okrągłe kolczyki. Włosy upięła w luźny kok.

Do przyjścia Sebastiana zostało kilka minut. Usiadła

w salonie i zadzwoniła do mamy. Dzwoniła do niej co parę
dni. Cieszyła się, że dzięki wygranej na loterii może zapewnić
matce i bratu dobre życie na Florydzie.

- Hej, mamuś. To ja.

- Słońce, jak miło cię słyszeć. Minęło tyle dni…

- Ze trzy, mamo. Góra cztery. Co u ciebie? I jak się miewa

nasz mały Enrico?

- Mały Enrico jest już wyższy ode mnie. Miewa się

świetnie. Akurat wyszedł z kolegami. A ty, Graciello, jak się
czujesz? Jak dziecko?

background image

Matka nigdy nie rozumiała jej chęci zajścia w ciążę za

wszelką cenę, nawet kosztem wychowywania dziecka
w pojedynkę. Alisa Diaz wyznawała tradycyjne wartości;
uważała, że dzieci powinny dorastać w pełnej rodzinie. Gracie
zdradziła jej, kto jest ojcem, oczywiście nie wdając się
w szczegóły. Matka przyjęła to ze spokojem.

- Oboje mamy się wspaniale. Zapisałam się do szkoły

rodzenia.

- To dobrze. Sebastian będzie z tobą chodził?

- Nie wiem. Dziś idziemy na randkę.

- Czyli wszystko się układa?

Alisa usiłowała dowiedzieć się jak najwięcej. Nic

dziwnego; chciała, by córka się ustatkowała i była szczęśliwa.

- Tak, mamo, ale staramy się niczego nie przyśpieszać.

- Nie przyśpieszać? Przecież jesteś w ciąży!

Gracie roześmiała się. Alisa nie owijała w bawełnę.

- Oj, no wiesz, o co mi chodzi. Chcę tego samego co

mieliście ty i tata.

- Rozumiem. Czyli nie zmieniłaś swoich planów? Nie

przeniesiesz się do nas na Florydę?

- Nie, moje życie jest tutaj. A wy zawsze możecie mnie

odwiedzić.

Było wpół do ósmej, gdy się rozłączyła. Zmarszczywszy

czoło, sprawdziła, czy Sebastian nie przysłał esemesa. Może
coś go zatrzymało? Ale nie, nie przysłał.

background image

Odczekała pięć minut. Zamierzała sama do niego napisać,

kiedy nadeszła wiadomość: „Przepraszam. Coś mi wypadło.
Muszę odwołać nasze spotkanie. Obiecuję, że ci to
wynagrodzę”.

Przez dłuższą chwilę wpatrywała się w telefon.

Wiadomość wydała jej się zimna, bezosobowa.

„Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?” – wystukała.

Odpowiedź nadeszła po godzinie. „Tak”.

Dotąd żaden facet nie wystawił jej wiatru. Była

zawiedziona, a także ciekawa, co się stało. Dlaczego Sebastian
nie zadzwonił, dlaczego wcześniej jej nie uprzedził?

- I po co się tak stroiłaś? – mruknęła pod nosem.

Zdjęła buty, powiesiła sukienkę w szafie, po czym

wciągnęła na siebie wygodne szare dresy.

Wspaniały wieczór zakończył się, zanim miał szansę się

rozpocząć.

Rano podjechała do Klubu Hodowców. Był to stary,

bardzo prestiżowy klub, do którego należeli mieszkający
w okolicy bogaci wpływowi przedsiębiorcy, dawniej tylko
mężczyźni, obecni również kobiety.

Miejsce przeszło transformację. Ciemne sale urządzone

w typowo męskim stylu zostały odnowione, pojawiły się
lżejsze meble i jaśniejsze kolory. Charakter klubu się zmienił,
ale jedna rzecz pozostała: wstęp mieli tylko członkowie oraz
ich goście. Gracie była tu wielokrotnie z Beth, teraz sama
chciała się zapisać, zwłaszcza że na terenie klubu działały
żłobek i przedszkole.

background image

Recepcjonistka natychmiast ją rozpoznała. Bycie jedyną

osobą w Royal, która wygrała tak dużą sumę pieniędzy, miało
swoje plusy.

- Pani Gracie Diaz, prawda?

- Zgadza się.

- Bardzo mi miło. Czym mogę służyć?

- Chciałabym złożyć podanie o członkostwo. Wiem, że

kandydatura podlega głosowaniu, ale najpierw wypełnia się
jakiś formularz?

- Tak. Potrzebna jest również rekomendacja.

- Z tym nie powinno być problemu. – Nagle Gracie się

zawahała. A może? Przecież nie pochodziła z bogatego domu,
dopiero niedawno została milionerką.

Po chwili odrzuciła tę myśl. Była pewna, że kiedy Beth

i Cam wrócą z podróży poślubnej, poprą jej kandydaturę.
Sebastian również, ale jego nie chciała prosić.

Wciąż była trochę zła, że bez słowa wyjaśnienia odwołał

wczorajszą randkę. Nawet nie zadzwonił. Nie wiedziała, co
o tym sądzić.

Recepcjonistka podała jej formularz.

- Dziękuję. Czy… czy mogłabym zobaczyć, jak wygląda

żłobek?

- Tak. – Kobieta zdjęła okulary i odłożyła je na ladę. –

Mogę panią zaprowadzić.

- Byłabym wdzięczna.

background image

Z holu dobiegł ją głośny wesoły śmiech. Obejrzawszy się

przez ramię, spostrzegła Sebastiana idącego w towarzystwie
siwowłosego mężczyzny. Zaaferowani, na nikogo nie zwracali
uwagi. Najwyraźniej wczorajszy kryzys, z powodu którego
Sebastian odwołał kolację, został zażegnany, bo wyglądał jak
człowiek, który nie ma żadnych zmartwień.

I nagle ich spojrzenia się spotkały. Sebastian nie odwrócił

wzroku, przynajmniej nie okazał się tchórzem. Pożegnał się ze
swoim towarzyszem i ruszył w jej stronę.

- Gracie, co tu robisz?

- No… między innymi przyszłam obejrzeć tutejszy żłobek.

Recepcjonistka wstała zza biurka.

- Właśnie miałam zaprowadzić pannę Diaz…

- Proszę się nie fatygować. Ja to zrobię.

Kobieta, lekko zmieszana, przeniosła wzrok z Sebastiana

na Gracie. I w tym momencie na biurku zadzwonił telefon.

– Ojej, muszę odebrać.

- Śmiało, poradzimy sobie.

Kobieta skinęła głową. Sebastian ujął Gracie za łokieć

i ruszył korytarzem.

- Przepraszam za wczoraj. Brakowało mi ciebie.

- Naprawdę? – Gracie przystanęła.

- Oczywiście.

- Nie rozumiem, dlaczego nie zadzwoniłeś.

Odwrócił spojrzenie w bok.

background image

- To długa historia. Wszystko ci wyjaśnię, ale nie tu.

Zaufaj mi.

Popatrzył na koniec korytarza, po czym wziął ją za rękę.

Natychmiast zrobiło się jej ciepło. Jak to możliwe, że jeden
człowiek potrafi wywołać w niej tyle różnych emocji?
Pożądanie, niepewność, radość, gniew.

- Chodź, pokażę ci sale dla dzieci. I przyrzekam, że kiedy

będę mógł, o wszystkim ci opowiem.

Zmarszczyła czoło. Sebastian nie spuszczał z niej oczu;

jego spojrzenie prosiło, by mu zaufała.

- No dobrze.

- Świetnie. – Rozciągnął usta w uśmiechu.

Po chwili znaleźli się w kolorowej sali pełnej żółtych,

zielonych, niebieskich i pomarańczowych mebelków.

- O rany, widzisz to? – spytał oszołomiony.

W sali przebywała piątka dzieci. Dwie dziewczynki

wyciągały ze skrzyni kostiumy księżniczek, a trzej chłopcy
siedzieli na alfabetycznych matach i bawili się miniaturowymi
samochodzikami. Sala była duża, przestronna; miała kilka
„kącików”, między innymi kącik do malowania i kącik
biblioteczny.

- Widzę, widzę – szepnęła z zachwytem.

Podeszła do nich kobieta, która opiekowała się dziećmi.

- Czy mogę państwu pomóc?

- Na razie tylko zwiedzamy – odparł Sebastian.

background image

- Członkowie klubu zawsze są tu mile widziani. Na imię

mi Katherine – przedstawiła się opiekunka. – Gdyby mieli
państwo jakieś pytania, chętnie odpowiem.

- Oczywiście, dziękujemy. – Gdy Katherine wróciła do

swoich zajęć, Gracie przyłożyła rękę do brzucha. – Nie mogę
uwierzyć, że niedługo też będę miała takiego dzieciaczka.

- My. My będziemy mieli – poprawił ją Sebastian.

Uśmiechnęła się, złość powoli ustępowała. Sebastian

prosił o kredyt zaufania. Nie miała wyboru. Musi mu go dać.
Dla dobra dziecka.

Naturalnie miała sporo pytań do opiekunki, ale one mogą

poczekać. Na razie wystarczy wizja lokalna.

- Muszę jechać. Mam kilka spotkań…

Skierowali się do wyjścia. Na parkingu Sebastian ujął obie

jej ręce w swoje i popatrzył jej głęboko w oczy.

- Też będę dziś dość zajęty, ale chętnie bym się z tobą

spotkał wieczorem.

Potrząsnęła głową.

- Przykro mi, nie dam rady.

- Bo?

- Jak na faceta, który ma mnóstwo tajemnic, jesteś

strasznie wścibski.

- Gracie… - obruszył się.

- Żartuję. Jestem umówiona z Tomem Rileyem, moim

pośrednikiem.

- Umówiona? Na randkę?

background image

Przewróciła oczami.

- Gość ma żonę i trójkę dzieci.

- Żartuję.

- Ha, ha, bardzo śmieszne. Szukam lokalu na biuro.

Prędzej czy później będzie mi potrzebne. – Zamierzała założyć
firmę eventową. Lubiła organizować przyjęcia, akcje
charytatywne, imprezy sportowe. Miała doświadczenie,
pieniądze i była w tym naprawdę dobra.

Kiedy wspomniała o swoich planach, w oczach Sebastiana

dostrzegła dziwny błysk, który po chwili zgasł.

- Może mógłbym wpaść później, jak wrócisz do domu?

Chętnie wynagrodziłbym ci moją wczorajszą nieobecność.

Domyśliła się, w jaki sposób chciał to zrobić. Serce zabiło

jej mocniej.

- Może.

Roześmiał się.

- Boże, co za entuzjazm! Chyba straciłem cały swój urok

osobisty.

- Nie straciłeś, wierz mi.

Wsunął palce pod brodę Gracie i pocałował ją w usta.

Z jego oczu wyzierała obietnica.

- Dobrze wiedzieć – szepnął. – Zadzwonię wieczorem.

Wjechał windą na szóste piętro budynku Wingate

Enterprises i wszedł do gabinetu. Zaabsorbowany, dopiero po
chwili podniósł wzrok i zauważył Suttona, który stał przy
barku i nalewał burbona do dwóch szklanek.

background image

- Hej, co słychać? – zapytał, zdejmując marynarkę.

- Niewiele. Kryzys numer dwanaście.

- Mam wrażenie, że dwunasty był dawno temu.

Podawszy bratu szklankę, Sutton wypił łyk z drugiej.

- To prawda. Idą jak burza, jeden się kończy, następny

zaczyna. Wypij.

Sebastian ściągnął brwi.

- Na trzeźwo nie da rady? Jest aż tak źle? – Uniósł

szklankę do ust i poczuł miłe pieczenie w gardle.

- Nie, aż tak to nie. Z WinJet wyszliśmy na prostą. Z nową

siecią hotelową również jest nie najgorzej, ale potrzebujemy
paru dobrych inwestycji na rynku amerykańskim…

- Czyli musimy zdobyć gotówkę. Zdobędziemy. Jakoś.

- Ale jak? Odkąd gazety zaczęły pisać o naszych

kłopotach, wielu naszych inwestorów boi się o przyszłość. Nie
będą chcieli ryzykować bardziej niż to konieczne.

- Jasne. Ale co w takiej sytuacji? Sprzedajemy?

- Wolałbym nie, bo tylko stracimy. Poza tym szkoda by

było. Niektóre z mniejszych firm były oczkiem w głowie taty.
Trzeba też myśleć o zatrudnionych w nich ludziach…

- Też mi się sprzedaż nie uśmiecha. – Sebastian pociągnął

kolejny łyk burbona. – Może powinniśmy pogadać z mamą.

- I znaleźć się w paszczy lwa?

Sebastian pokręcił ze śmiechem głową.

- Racja, to głupi pomysł. Daj mi kilka dni. Coś wymyślę.

background image

- Okej. – Sutton przyjrzał mu się uważnie. – Podobno

Gracie zapisała się do szkoły rodzenia.

Sebastian odstawił szklankę.

- Pierwsze słyszę.

- Cholera, myślałem, że wiesz. Lauren mnie zbije.

- Czyli wszyscy wiedzą oprócz mnie? – Dlaczego nic mu

nie powiedziała?

- Przykro mi, stary. Nie zdawałem sobie sprawy, że…

- Nie twoja wina – wszedł mu w słowo. – Gracie nie do

końca mi ufa. Woli dmuchać na zimne. Rozumiem ją. –
Sięgnąwszy po szklankę, wypił kolejny łyk. – Chociaż nie, nie
rozumiem. Spodziewamy się dziecka. Ona i ja, razem. Nie
mam pojęcia, dlaczego wszystko chce robić sama.

- Daj jej trochę czasu. Wasza sytuacja jest… hm, dość

osobliwa. Przecież zainteresowałeś się Gracie dopiero, gdy
dowiedziałeś się o ciąży. Musisz popracować nad tym, żeby
zdobyć jej zaufanie.

- Cholera, wyszedłem z wprawy. Od czasu Rhondy nie

byłem w żadnym związku.

Sutton mrużył oczy.

- A propos Rhondy… Słyszałem, że jest w mieście.

- Owszem – potwierdził Sebastian.

Wczoraj razem szukali Lonny’ego. W końcu go znaleźli

tuż za granicami Royal w towarzystwie trzech bandziorów.

Wyraźnie coś kombinowali, na pewno nie mieli uczciwych

zamiarów. Na widok Sebastiana Lonny o mało nie dostał

background image

zawału. Sebastian uspokoił chłopaka, potem przeprowadził
z nim męską rozmowę. Lonny przyznał się, że w czwórkę
włamali się do opuszczonego domu, powybijali szyby,
zniszczyli meble. Sebastian powiedział mu, że musi zgłosić się
na policję. Lonny był przerażony, ale nie protestował.
Sebastian z Rhondą cały czas byli przy nim.

Później Sebastian pogadał z sędzią Haymore’em, swoim

znajomym z Klubu, tym, z którym rozmawiał rano, kiedy
zobaczył w klubie Gracie. Haymore skontaktował się
z policją. Policja zwolniła Lonny’ego, ostrzegając go, że
następnym razem odpowie za swój chuligański czyn,
i nakazując mu sprzątnięcie bałaganu.

- Widziałeś się z nią? – dociekał Sutton.

Sebastian skinął głową.

- Ale to nie jest to, co myślisz. Z Rhondą łączy mnie tylko

przyjaźń.

- I niech tak zostanie. – Sutton poklepał brata po plecach.

Ale Sebastian był już myślami przy Gracie.

background image

ROZDZIAŁ ÓSMY

Spotkanie z pośrednikiem zakończyło się wcześniej, niż

się spodziewała. Niewiele było na rynku ofert, a żadne
z trzech miejsc, które Tom jej pokazał, się nie nadawało. Jedno
było za miastem, w drugim cierpiałaby na klaustrofobię,
a trzecie znajdowało się na wprost Wingate Enterprises.
Zdecydowanie za blisko.

Wróciwszy do domu, przebrała się w piżamę, podgrzała

sobie miskę zupy i o ósmej trzydzieści zaległa na kanapie.
Panowała cudowna cisza, ale było za wcześnie na sen, więc
przez pół godziny skakała po kanałach, jednak nic nie
przykuło jej uwagi. Westchnęła znużona. I nagle zadzwonił
telefon. Wstała z kanapy i podniosła komórkę.

- Halo?

- Cześć, to ja. – Niski zmysłowy głos przyprawił ją

o dreszcz.

- Cześć. Nie myślałam, że zadzwonisz. Jest późno. –

Wcale nie było późno, ale nie zamierzała niczego mu ułatwiać.

- Jak spotkanie z pośrednikiem?

- Słabo. Na rynku posucha. Ale prędzej czy później coś się

trafi.

- Na pewno… Co porabiasz?

- Nic. Odpoczywam.

background image

- Gotowa do snu?

- Prawie.

- A zanim się położysz, możesz otworzyć drzwi?

Ciśnienie jej skoczyło.

- Drzwi? Dlaczego?

- Przekonasz się.

Podeszła do okna. Samochód Sebastiana stał przed jej

domem. Boże! Co on tu robi? Wyglądała jak straszydło:
ubrana w piżamę, włosy związane w kucyk, zmyty makijaż…
Nie chciała się tak pokazywać, ale przecież nie mogła nie
otworzyć. Wygładziła piżamę, przeczesała ręką włosy
i ostrożnie uchyliła drzwi.

Na wprost twarzy ujrzała dużego pluszowego słonia

z różowymi uszami. Po chwili spostrzegła torebkę pełną
czekoladowo-malinowych paluszków, takich, jakie najbardziej
lubiła. Nie z żadnej ekskluzywnej cukierni, ale z normalnego
sklepu. Oraz wielki bukiet kwiatów złożony co najmniej
z dwóch tuzinów róż, od bladoróżowych po krwistoczerwone.

- Dobry wieczór. – Sebastian wychylił się zza słonia.

- Co… co to wszystko… - Pokręciła zdumiona głową.

- Przeprosiny. Jeśli nie masz ochoty na gości, to

w porządku. Zostawię te rzeczy i zniknę.

- Nie wygłupiaj się, chodź.

Otworzyła szerzej drzwi i skinieniem zaprosiła go do

środka. Przez chwilę stali bez ruchu, wpatrując się w siebie.

- Słoń? – przerwała ciszę. – Skąd ci…

background image

- Masz ich całą kolekcję, prawda?

O kurczę! Wiedział, że w dzieciństwie kolekcjonowała

słonie. Że uwielbiała paluszki czekoladowe. Naprawdę jej
zaimponował.

- Zgadza się.

Wyciągnęła ręce po słonia. Był cudownie miękki, aż

chciało się do niego przytulić.

- To dla dziecka?

- Dla ciebie. Dziecko dostanie swoje pluszaki.

Znów nastała cisza. W powietrzu przeskakiwały iskry. Po

chwili Sebastian odłożył na bok kwiaty i słodycze.

- Mogę sobie pójść. Choć bardzo nie chcę.

Ona też nie chciała.

- Zostań.

- Pragnąłem to usłyszeć.

Zgarnął ją w ramiona i pocałował, mocno i namiętnie.

Jeden pocałunek przeszedł w drugi, potem w trzeci. Wkrótce
stała przyparta do ściany, a Sebastian zaciskał dłonie na jej
policzkach i całował ją bez wytchnienia. Ledwo nad sobą
panowała, pragnęła go dotykać, czuć pod palcami jego skórę.
Zaczęła ściągać mu marynarkę, koszulę; męczyła się
z guzikami.

Sebastian rzucił koszulę na podłogę. Gracie przyłożyła

ręce do jego rozgrzanego torsu; gładziła klatkę piersiową,
brzuch, słyszała przyśpieszony oddech, mruczenie. Wiedziała,
że Sebastianowi podobają się te pieszczoty, a jej podobało się,
kiedy czuła jego członek.

background image

Wsunął ręce pod kurtkę od jej piżamy, zacisnął na biuście,

w palce chwycił sutki.

- O Chryste – jęknął ochryple. – Jesteś doskonała.

Spieszyli się, jakby czas im uciekał, jakby uczestniczyli

w jakimś szalonym wyścigu. Od pocałunków Sebastiana
kręciło się jej w głowie, kolana się pod nią uginały. Kiedy
gładząc jej brzuch, powędrował pod spodnie od piżamy,
a potem rozchylił jej uda, była pewna, że zemdleje.

- Sebastian…

- Wiem, kochanie, wiem.

Odnalazł palcami łechtaczkę. Gracie mruczała przeciągle,

a on ją pieścił, całował, wsuwał język do jej ust. Nie
wytrzymała. Orgazm wstrząsnął jej ciałem. Jego siła sprawiła,
że rozpadła się na tysiące drobnych kawałków. Płonęła, topiła
się, frunęła.

Nigdy czegoś takiego nie przeżyła. I wiedziała jedno: że

trudno odwrócić się od mężczyzny, który potrafi doprowadzić
ją do takiego stanu, który umie wywołać w niej takie emocje,
który zna jej potrzeby. Czuła, że się w nim zakochuje.

Wziął ją na ręce, zaniósł do sypialni i położył na łóżku.

Bez skrępowania pozbyła się piżamy oraz spodni i bokserek
Sebastiana. Był piękny, zwłaszcza w stanie podniecenia,
wysoki, opalony, wspaniale zbudowany. Wieczorny zarost na
twarzy dodawał mu zbójeckiego uroku.

- Gracie, nie spotkałem dotąd takiej kobiety jak ty.

Uśmiechnęła się, miłość wypełniła jej serce.

- A ja takiego mężczyzny.

background image

Oczy Sebastiana zalśniły. Po chwili ich ciała się złączyły.

Gracie zamruczała cicho, on jej zawtórował. Miał wrażenie,
jakby znalazł swoje miejsce w świecie, jakby wrócił do domu.

Leżał na łóżku, wpatrzony w swoją śpiącą piękność.

Wcześniej stawiała opór, a dziś coś drgnęło. Stała się bardziej
otwarta, zaczęła dopuszczać do siebie myśl, że mogą być
razem. Najwyraźniej mu zaufała.

Sytuacja była dość skomplikowana, ale zależało mu na

tym, by ich związek się rozwijał. Nie zamierzał wywierać
presji, by przypadkiem niczego nie zepsuć. Niech sprawy
toczą się swoim rytmem, tak będzie najlepiej. Nie chciałby,
żeby Gracie uciekła wystraszona.

Pogładził ją po głowie, odgarniając na bok kilka

kosmyków. Nastał świt, pierwsze promienie słońca wpadały
do pokoju; świat powoli budził się do życia. On też. Najciszej
jak potrafił wstał z łóżka i spojrzał na zegarek. Parę minut po
szóstej. Czas na prysznic i poranną kawę.

Umył się i włożył na siebie wczorajsze ubranie. Przed

pracą pojedzie do domu i się przebierze. Nagle pomyślał, jak
miło byłoby zamieszkać z Gracie, trzymać u niej swoje rzeczy,
nie musieć się rozstawać…

Nie, to bez sensu. Na pewno by się nie zgodziła. Nie byli

na tym etapie. Może kiedyś… Może kiedyś opowie mu
o szkole rodzenia, do której się zapisała. Przeszkadzało mu, że
nie może uczestniczyć we wszystkich aspektach jej życia.

Czekając, aż się kawa zaparzy, zastanawiał się, z czego

mógłby zrobić śniadanie. Nie był najlepszym w świecie
kucharzem, ale potrafił zrobić jajecznicę i podsmażyć bekon.
Znalazł w lodowce bekon z indyka, zdrowszy od

background image

wieprzowego. Przygotował wszystko, nalał do szklanek sok
pomarańczowy.

Parę minut później zjawiła się Gracie, zaspana,

rozczochrana, w pogniecionej bluzie od piżamy. Wyglądała
rozkosznie.

- Dzień dobry, kotku.

Uśmiechnęła się i skierowała prosto w jego ramiona.

Zaskoczony, przez moment nie wiedział, co robić z rękami.
Potem objął ją i przytulił.

- Dobry, dobry. – Oparła głowę na jego piersi.

Poczuł, jak przenika go żar.

- Jak się miewa moja Śpiąca Królewna?

- Prędzej zaspane czupiradło – odparła ze śmiechem.

- Czupiradełko, w dodatku prześliczne.

Skrzywiła się.

- Robię śniadanie – rzekł Sebastian. Po kuchni rozchodził

się zapach bekonu i kawy. – Jesteś głodna?

Uniosła twarz i popatrzyła mu w oczy.

- Trochę. Ale najpierw muszę wziąć prysznic.

- Leć. Jak wrócisz, jedzenie będzie gotowe.

- Nie musisz nic robić. – Uwolniła się z objęć i ruszyła ku

schodom. – Ale dzięki.

- Hej! – zawołał za nią. – Wszystko okej?

- A jak myślisz? – Z błogim uśmiechem opuściła kuchnię.

background image

Poczuł przyjemne kłucie w żołądku, takie jak

w dzieciństwie, kiedy w Boże Narodzenie schodził rano do
salonu i widział stos prezentów pod choinką. Nagle wyobraził
sobie, że codziennie budzi się przy Gracie. Chciałby.

- No, nareszcie czuję się jak człowiek – oznajmiła, gdy

parę minut później wróciła do kuchni ubrana w spodnie
i różowy sweter. Włosy jeszcze jej nie wyschły. Cerę miała
gładką, twarz pozbawioną makijażu. Ciąża wyraźnie jej
służyła.

- Zapraszam do stołu. Śniadanie gotowe.

- Serio zrobiłeś coś do jedzenia? – Usiadła.

- Tak, ale liczę na wyrozumiałość. Nie jestem dobry w te

klocki.

- Bo nigdy nie musiałeś dla siebie gotować. Zawsze ktoś

inny się tym zajmował.

Powiedziała to przyjaznym tonem, więc się nie obruszył.

- Do niedawna tak było – przyznał. – A potem mój świat

się nie zawalił. Tylko nie myśl, że narzekam. Jestem
wdzięczny za wszystko, co mnie w życiu spotkało.

- Lubię pokorę u mężczyzn.

- Mnie chyba też lubisz, co? Chociaż troszkę?

- Może. – Wypiła łyk soku.

- Tylko może? Myślałem, że po wczorajszej nocy…

Zaczerwieniła się.

- Słonik był bardzo miłym akcentem.

background image

Sebastian pokręcił ze śmiechem głową. Ależ jest uparta!

Nie ustąpi nawet na centymetr. Mimo to uważał, że poczynili
duże postępy. Łączyła ich czułość, a zarazem namiętność, a to
nie zdarza się codziennie.

Gracie utkwiła spojrzenie w talerzu.

- Jeśli koniecznie chcesz wiedzieć, to ciebie też lubię.

Troszkę. – Podniosła widelec i zaczęła jeść.

Tydzień później Gracie przyszła do Eatery o osiemnastej,

w porze kolacji, i skierowała się do kuchni. Niemal całe
popołudnie spędziła z Tomem Rileyem, szukając miejsca na
swoją firmę, ale żadna lokalizacja jej nie odpowiadała.

Lauren doglądała dań, które kelnerzy zanosili gościom.

Zerknąwszy przez ramię, spytała:

- Co tu robisz? Myślałam, że masz randkę z Sebastianem.

Czwarty wieczór z rzędu…

- Piąty, ale kto by liczył? – odparła Gracie. – Owszem,

byliśmy umówieni, ale w ostatniej chwili odwołał.

- Przykro mi. – Lauren wytarła ręce. – Sutton i Sebastian

znani są z tego, że poważnie traktują pracę. Przypuszczalnie
coś mu wypadło.

- To już drugi raz w tym tygodniu. Nawet tak bardzo by mi

to nie przeszkadzało, ale jest strasznie tajemniczy, nie podaje
powodu, a potem zjawia się z bukietem kwiatów i przeprasza.

Lauren podeszła do przyjaciółki i ją uścisnęła.

- Należy mi się przerwa. Chodź, coś zjemy. Niestety,

drinka nie mogę ci zaproponować. – Spojrzała na brzuch

background image

Gracie i mrugnęła porozumiewawczo. – Za to mamy świetną
pizzę. Znajdź wolny stolik, a ja zaraz przyjdę.

Parę minut później obie zajadały się ciepłą pizzą

z warzywami i serem.

- Pycha!

- Klienci ją uwielbiają. Kto wie, czy nie jest lepsza od

tego, co Sebastian na dziś dla ciebie przygotował.

Gracie niemal się zakrztusiła.

- Może.

Lauren uśmiechnęła się, po chwili jednak spoważniała.

- Wiesz, on ma teraz sporo na głowie. Sutton mi mówił, że

brakuje im gotówki. Wiele z ich firm ledwo przędzie. Może to
go absorbuje? Pewnie nie chce cię zanudzać swoimi
problemami. Wasz związek dopiero rozkwita…

Gracie wytrzeszczyła oczy. Sądziła, że pieniądze ze

sprzedaży posiadłości rozwiązały problemy finansowe
Wingate’ow.

- Chcesz powiedzieć, że Wingate Enterprises wciąż jest na

minusie?

Lauren skinęła głową i ściszyła głos.

- Dobrze sobie radzą hotele i WinJet, ale Wingate

Enterprises potrzebuje zastrzyku gotówki. Tak twierdzi Sutton.
Oczywiście mówię ci to w sekrecie.

- Nikomu nic nie powiem – obiecała Gracie.

Umiała dochować tajemnicy, żałowała jedynie, że

Sebastian nie zwierzył się jej ze swoich problemów

background image

finansowych. Dlaczego? Duma mu nie pozwoliła? Innych
powodów wolała nie analizować.

Jego firma potrzebuje kasy. Ja ją mam.

Nie, nawet tak nie myśl, przykazała sobie. Przecież

Sebastian nie przystawiałby się do niej po to, by dobrać się do
jej pieniędzy.

- Sebastianowi naprawdę na tobie zależy – powiedziała

Lauren, jakby czytała w jej myślach.

Gracie uśmiechnęła się. W zeszłym tygodniu było im

razem fantastycznie. Codziennie poznawali się coraz lepiej.
No a seks… to dopiero było coś! Ale łączyło ich coś więcej,
uczucie; widziała to w spojrzeniu Sebastiana, kiedy na nią
patrzył.

- Ja też nie byłam pewna Suttona – ciągnęła Lauren. –

Zwłaszcza po tej pomyłce na początku. Myślałam, że mnie
nabiera, że kłamie. Po prostu miałam mętlik w głowie. Ale
kiedy ludzie są sobie pisani, wszystko się w końcu dobrze
układa. I wiem, że twoje miejsce jest u boku Sebastiana.
Nawet jeśli jeszcze o tym nie wiesz.

- Zaczynam to przeczuwać.

- Zaufaj intuicji, Gracie. Wpuść go do swojego serca.

Gracie zamyśliła się. Od lat podkochiwała się w starszym

bracie bliźniaku i teraz jej marzenia miały szansę się spełnić.
To do niego ciągnęło ją na balu maskowym. To z nim się
kochała, z nim zaszła w ciążę. Zasłużył na jej zaufanie. Może
powinna to wreszcie zaakceptować. Może takie było jej
przeznaczenie: pokochać Sebastiana i być przez niego
kochana?

background image

- Dzięki, Lauren. Rozmowa z tobą zawsze mi dobrze robi.

- Od tego są przyjaciółki.

- Wiem. Cieszę się, że cię mam.

- Ja też. I kto wie, może któregoś pięknego dnia będziemy

kimś więcej. Rodziną. Szwagierkami.

Niewykluczone, pomyślała Gracie. O dziwo, słowa Lauren

wcale jej nie wystraszyły.

Nazajutrz postanowiła wpaść z niezapowiedzianą wizytą

do biura Sebastiana. Wysiadła z windy na szóstym piętrze.

- W czym mogę pani pomóc? – spytała recepcjonistka

siedząca przy półkolistym szklanym biurku.

Za nią na ścianie wisiała wyrzeźbiona w drewnie tekowym

nazwa Wingate Enterprises.

- Chciałam zobaczyć się z Sebastianem Wingate’em.

Recepcjonistka zerknęła do komputera.

- Jest pani umówiona?

- Nie, ale jeśli pani mu powie, że przyszła Gracie Diaz,

przypuszczalnie pan Wingate znajdzie dla mnie chwilę.

- Dobrze. – Kobieta połączyła się z Sebastianem

i przekazała mu wiadomość.

Gracie usłyszała głos Sebastiana.

- Tak, Lois, zaproś panią.

- Zapraszam. – Recepcjonistka postąpiła dwa kroki

w stronę szerokich dwuskrzydłowych drzwi, kiedy te
otworzyły się na oścież.

background image

- Gracie! Co za niespodzianka! – zawołał Sebastian. –

Lois, proszę mnie z nikim nie łączyć. Chodź, Gracie.
Wszystko w porządku?

- Oczywiście.

- To wspaniale. Miło cię widzieć.

- Ciebie również.

Oczy mu lśniły. Podejrzewała, że jej też lśnią. Przez kilka

długich sekund patrzyli na siebie, a potem jednocześnie padli
sobie w objęcia. Pocałunek nie był zwykłym pocałunkiem; był
obietnicą, zaproszeniem. Sebastian pierwszy go przerwał, ale
nie wypuścił jej z ramion. Tulił ją tak mocno, że ledwo była
w stanie oddychać.

- Tego potrzebowałem – szepnął jej do ucha. – Od razu mi

się humor poprawił.

- Miałeś ciężki dzień?

- Tak, ale teraz jest znacznie lepiej. – Odgarnął jej z twarzy

luźny kosmyk.

Jego dotyk i spojrzenie przyprawiły ją o dreszcz.

W objęciach Sebastiana czuła się bezpieczna… i kochana.

Może Lauren miała rację, może Sebastian nie chciał jej

zanudzać swoimi problemami?

- Nie wiedziałam, czy nie jesteś zajęty. Ale postanowiłam

zaryzykować…

- Cieszę się, że przyszłaś.

Uwolniwszy się, rozejrzała się po gabinecie.

- Więc to tu spędzasz większość czasu.

background image

- W niektóre dni owszem.

Wyjrzała przez okno; z szóstego pietra rozciągał się widok

na Royal.

- Tylko w niektóre? A w pozostałe co robisz?

- Mam spotkania z bankierami, prawnikami, politykami.

Gracie skrzywiła się.

- Wiem, to żadna frajda. Ale czasem widuję pewną śliczną

osóbkę i to mi wszystko wynagradza.

- Naprawdę? – Obróciła się do niego twarzą.

- Przysięgam.

- Sebastian, przyszłam w konkretnym celu…

- Nie po to, żeby mnie uszczęśliwić?

Uśmiechnęła się promiennie.

- Co robisz w sobotę rano?

- Nie wiem. – Zmarszczył czoło. – Spotykam się z tobą?

- Potrzebuję kogoś, kto będzie mi towarzyszył w szkole

rodzenia…

- Tak, chętnie. – Podszedł do niej, niwelując dystans

między nimi. – Za skarby świata bym tego nie przegapił.

Przyłożył rękę do jej brzucha. Robił to wiele razy, kiedy

się kochali, ale dziś było inaczej. Dziś jego dotyk więcej
znaczył. Gracie poczuła, jak opuszczają ją wątpliwości, jak
sypie się mur, który wzniosła wokół siebie.

- Nie masz pojęcia, jak bardzo tego pragnę. Jak bardzo

ciebie pragnę.

background image

- Chyba wiem – odparła. – Bo ja też tego pragnę.

Zgarnął ją w ramiona i delikatnie pocałował.

- Nie mogę się doczekać soboty – szepnął.

Siedziała na macie po turecku w sali gimnastycznej na

terenie szkoły rodzenia; Sebastian siedział obok niej.

- Cześć, jestem Maddy – przedstawiła się instruktorka. –

Najpierw chciałam wam wszystkim pogratulować. Cieszę się,
że mogę z wami przeżywać te wspaniałe chwile. Będziemy
razem przez cztery tygodnie. Pomogę wam przygotować się
psychicznie i fizycznie na powitanie dziecka. A teraz niech
każdy powie parę słów o sobie…

Kilka par przedstawiło się. Kiedy nadeszła kolej Gracie

i Sebastiana, wszyscy popatrzyli na nich, jakby wiedzieli, kim
są. I faktycznie: ona wygrała fortunę na loterii, on był jedną
z najlepszych partii w mieście, choć ostatnio jego rodzina
zamieszana była w jakiś skandal.

- Cześć, mam na imię Gracie. Chcę się jak najwięcej

dowiedzieć o zdrowiu kobiety w ciąży i co robić, żeby urodzić
zdrowe dziecko. A to jest mój trener Sebastian.

Sebastian uśmiechnął się do grupy.

Instruktorka wręczyła wszystkim po broszurze i poprosiła,

by zapoznali się z treścią. Przyszli rodzice w skupieniu
przewracali kartki; przed każdym otwierał się całkiem nowy
świat.

- To surrealistyczne – szepnął Sebastian. – W pozytywnym

sensie.

background image

- Tak. Niesamowite, że za sześć miesięcy dziecko będzie

już na świecie.

- Boisz się?

- Trochę – przyznała. – Od dawna marzę o dziecku, ale

jednak czuję lekki strach.

- Będę z tobą cały czas, na każdym etapie.

Skinęła głową wdzięczna za wsparcie. Zauważyła rzucane

w ich stronę zaciekawione spojrzenia.

- Zostaliśmy rozpoznani – powiedziała szeptem.

- Chyba tak. Bardzo ci to przeszkadza?

- Nie. Zresztą nie mamy wyboru.

Uśmiechnął się z aprobatą i pocałował ją w policzek.

- A teraz, kochani, pora zadbać o nasze ciała, żeby były

gotowe do porodu. Im więcej popracujemy nad kondycją
teraz, tym łatwiej będzie później. Dziś poznamy ćwiczenia
wzmacniające i rozciągające. Zanim do nich przystąpimy,
weźcie długopis albo ołówek, i na pustych kartkach z tyłu
broszury napiszcie wszystko, co wczoraj jedliście.

Kobiety w grupie wydały chóralny jęk.

- Wiem, nie byłyście na to przygotowane. Ważne jednak,

żebyście się zdrowo odżywiały. Ale o tym porozmawiamy na
następnej lekcji. Aha, proszę nie oszukiwać i niczego nie
pomijać, nawet tego malutkiego ciasteczka. Nikogo nie będę
osądzać. Chcę wam tylko pomóc.

Półtorej godziny zleciało błyskawicznie. Gracie żałowała,

że zajęcia się skończyły. Wiele się nauczyła i poczuła
siostrzaną więź z innymi kobietami.

background image

- Do zobaczenia za tydzień – powiedział do Sebastiana

jeden z mężczyzn. Podczas przerwy panowie również
nawiązali więź: wszyscy pasjonowali się sportem.

Sebastian wziął pod pachę matę i razem z Gracie podeszli

do instruktorki.

- Chciałam podziękować – powiedziała Gracie. – To

bardzo ciekawe zajęcia. Mnóstwa nowych rzeczy się
dowiedziałam.

- Oboje wiele się nauczyliśmy.

Instruktorka spojrzała na nich z uśmiechem.

- Miło mi to słyszeć. Materiału jest dużo, czasu mało.

- A brzuch szybko rośnie.

- Owszem, ale ze wszystkim sobie poradzisz – zapewniła

Gracie instruktorka. – Masz świetnego pomocnika. Aha, mój
numer figuruje w broszurze. Dzwońcie, gdybyście mieli jakieś
pytania czy wątpliwości.

- Super, dziękujemy.

Kiedy wyszli na zewnątrz, Sebastian pogładził się po

brzuchu.

- Po tych wszystkich ćwiczeniach zrobiłem się głodny.

- Ty? – Pacnęła go w ramię. – Przecież to ja ćwiczyłam.

- Myślisz, że bycie trenerem to takie hop-siup?

Roześmiała się.

- Narzekasz?

- Ja? A skąd!

background image

Zacisnął dłonie na jej policzkach i przywarł ustami do jej

warg. Odwzajemniała pocałunek. Nie przejmowała się, że
stoją na widoku przed szkołą rodzenia, że obok przejeżdżają
samochody, że wszyscy ich widzą.

Czuła się wolna, jakby porzuciła wszelkie obawy.

Sebastian był jej szczęściem, jej przyszłością. Uświadomiła
sobie, jak mocno go kocha.

Zarzuciła mu ręce na szyję.

- Chciałbyś się ze mną ożenić? – Ledwo wypowiedziała te

słowa, zrozumiała, że niczego bardziej nie pragnie.

- Pytasz… Chcesz, żebym…?

Skinęła głową.

- Tak. Żebyś mnie poślubił.

Otworzył szeroko oczy i cofnął się o krok. Pierwszy raz

widziała taki wyraz na jego twarzy, mieszankę niedowierzania
i przerażenia. Jakby małżeństwo było ostatnią rzeczą, o jakiej
marzył. Psiakość, to jej nie przyszło o głowy. Czyżby aż tak
się pomyliła?

- Zaskoczyłam cię…

- Tak… nie… to znaczy…

Łzy napłynęły jej do oczu. Sebastian jej nie kocha. Nie

chce jej. Źle odczytała sygnały, które wysyłał. Znów była tą
małą dziewczynką, która mieszka po drugiej stronie torów.
Kobietą, która mimo wygranych milionów nigdy nie będzie
dość dobra dla Wingate’a. Była zwykłą Gracie Diaz, córką
imigranta, kierownika rancza, kimś z niższej sfery. Kimś, kogo
osiągnięcia są nic niewarte. Wrócił strach, niepokój, frustracja.

background image

- Okej, nie mówmy o tym. – Obróciła się na pięcie.

- Gracie, poczekaj.

- Nie, Sebastianie. Nie waż się iść za mną. Sama sobie ze

wszystkim poradzę.

- Jesteś zła. Przepraszam. Ja…

- Nie jestem zła. – Ruszyła biegiem do samochodu.

Czuła się upokorzona. Idiotka! Jak mogła myśleć, że

Sebastian się w niej zakochał? Nigdy nic takiego nie
powiedział. Ona go nie interesowała, chodziło mu wyłącznie
o dziecko. Chciał być obecny w życiu syna lub córki, a nie jej,
Gracie.

- Zostaw mnie w spokoju.

Przetarła oczy. Niewiele to dało, bo wciąż napływały nowe

łzy. Nie potrafiła zrozumieć tego, co się wydarzyło. Po
powrocie do domu zrobiła sobie kubek gorącego kakao,
usiadła na kanapie i pogrążyła się w myślach.

Może przesadnie zareagowała? Sama nie była pewna.

Sebastian dzwonił do niej, przysyłał esemesy, ale nie była
gotowa, by z nim rozmawiać. Z drugiej strony, znając go, bała
się, że może zjawić się u niej znienacka.

Bardzo by tego nie chciała. Była zbyt zagubiona.

Może za szybko wyskoczyła z tym ślubem? Dotychczas

odpychała Sebastiana, a potem nagle się jej odmieniło.
Potrząsnęła głową, usiłując się w tym połapać.

Kiedy zabrzęczał dzwonek u drzwi, poczuła złość,

a jednocześnie nadzieję. Może Sebastian chce się

background image

wytłumaczyć, usprawiedliwić? Może drobna część winy leży
po jej stronie? Może hormony za bardzo w niej szaleją?

Wierzchem dłoni ponownie osuszyła oczy. Uchyliła drzwi.

I ku swemu bezbrzeżnemu zaskoczeniu ujrzała Lauren. Na
wszelki wypadek sprawdziła, czy nikt obok niej nie stoi.
Przyjaciółka jednak przyszła sama i wyglądała na strapioną.

- Płakałaś? Tak mi przykro, skarbie. Wsiadłam

w samochód, jak tylko usłyszałam…

- Usłyszałaś? Od kogo? Sebastian ci powiedział?

- Sebastian nie pisnął słowa. Zobaczyłam w wieczornych

wiadomościach. Musi być jakieś logiczne wytłumaczenie.

Przytuliła Gracie, ale ta szybko się oswobodziła.

- Co zobaczyłaś w wiadomościach? Zaledwie dziś rano mu

się oświadczyłam. Jakim sposobem…

- Oświadczyłaś się? Nic o tym nie wiem. Och, kotku…

Usiądźmy. – Lauren pociągnęła przyjaciółkę w stronę kanapy.

- Co zobaczyłaś w wiadomościach? – powtórzyła Gracie.

- Pokażę ci. – Lauren wyjęła z torebki tablet. – Gotowa?

Gracie przygryzła wargę i wbiła wzrok w ekran, na którym

pojawiły się wieczorne wiadomości. W części zatytułowanej
„Rozrywka” zobaczyła zdjęcie Sebastiana obejmującego
swoją byłą dziewczynę, supermodelkę Rhondę Pearson.
Wyglądali na bardzo zadowolonych z siebie. Na kolejnym
zdjęciu zobaczyła siebie i Sebastiana wychodzących z lekcji
w szkole rodzenia. Nagłówek brzmiał: „Trójkąt miłosny?
Którą Wingate wybierze: supermodelkę czy zwyciężczynię
loterii?”.

background image

Gracie zaczęła czytać tekst pod zdjęciami.

„Firma Wingate Enterprises nadal boryka się

z problemami finansowymi. Czyżby Sebastian Wingate
usiłował przekonać obie panie, by zainwestowały w jego
biznes? A może chodzi o miłość? Która z tych bogatych dam
zdobyła jego serce? Słynna modelka Rhonda Pearson, z którą
dawniej się spotykał, czy oczekująca dziecka bizneswoman
i zwyciężczyni loterii, Gracie Diaz? Tak czy owak, Wingate do
przegranych nie należy”.

Łzy trysnęły Gracie z oczu. Była zbyt oszołomiona, by

czuć cokolwiek. Tysiące myśli krążyły jej po głowie; powoli
wszystko nabierało sensu. Wiedziała już, dlaczego Sebastian
w ostatniej chwili odwołał randkę. Wiedziała, dlaczego miał
tak zszokowaną minę, kiedy mu się oświadczyła.

Nie był człowiekiem, za jakiego go brała.

- Co za idiotka ze mnie…

Lauren ścisnęła jej dłoń.

- Wygląda to dość paskudnie, ale znam Sebastiana. On by

tak nie postąpił.

- A jednak. Nie widzisz? Nigdy mu na mnie nie zależało.

Zależy mu na dziecku i na Rhondzie. A ja? Ja go nie
obchodzę. Nie wiem, co jest gorsze: to, że mną się bawił czy
to, że mu na to pozwalałam, bo uważałam się za kogoś mniej
wartościowego. Mój ojciec pracował u Wingate’ów. Był
lojalnym i oddanym pracownikiem, ale znał swoje miejsce.
Niestety ja tej pokory nie odziedziczyłam. Uwierzyłam, że
zasługuję na miłość Sebastiana. Pomyliłam się. Lepiej mi
będzie samej, bez niego. – Łzy dalej płynęły jej po twarzy.

background image

- Gracie, nie jesteś mniej wartościowa. I zasługujesz na

miłość i szacunek Sebastiana. Błagam cię, nie skreślaj go,
dopóki nie porozmawiacie.

- O czym? O zdjęciu, na którym obejmuje swoją byłą?

- Boże, Gracie, tak mi przykro.

- Mnie też. – Przyłożyła rękę do brzucha i nagle poczuła

ból. Z początku wyobrażała sobie, że sama wychowa dziecko.
Kiedy jednak Sebastian poznał prawdę i zaczął się do niej
zalecać, uwierzyła, że mogą zostać rodziną. Teraz wiedziała,
że to mrzonki.

Westchnęła cicho, z całej siły usiłując zapanować nad

swoimi emocjami, jednak nie zdołała pohamować łez.
Wszystko ją bolało, ciało, serce, dusza.

- Tu… tu jest napisane, że firma wciąż ma kłopoty

finansowe. Rozmawiałyśmy o tym, ale… ale sądziłam, że to
przeszłość. Sebastian ani razu nie poruszył tego tematu.

Lauren potrząsnęła głową.

- Nawet tak nie myśl, Gracie. Sebastian nie próbowałby cię

wykorzystać.

- Tu… tu jest napisane inaczej.

Obie podskoczyły, kiedy rozległo się walenie do drzwi.

Lauren wyjrzała przez okno.

- To on. Sebastian.

- Nie chcę z nim rozmawiać.

- Jesteś pewna?

- Dziś nie mogę – odparła Gracie. – Nie dam rady.

background image

- Trudno będzie się go pozbyć, ale spróbuję.

- Nie chcę go widzieć ani słyszeć. Pójdę do kuchni.

Wstała i na drżących nogach wyszła z pokoju. Po chwili

dobiegły ją przytłumione głosy. Czekała. Minęły ze trzy,
cztery minuty i wreszcie do kuchni wkroczyła Lauren.

- Odjechał. Nie było łatwo. Skłamałam, że brzuch cię boli,

że stres źle wpływa na dziecko. To go przekonało.

- Dziękuję.

- On cierpi, Gracie. Mówi, że w tym wszystkim nie ma

słowa prawdy.

- Co innego mógłby powiedzieć?

- Prosił, żebym się tobą zaopiekowała. Jest autentycznie

zatroskany.

Tak, troszczy się o dziecko. Wciąż miała przed oczami

wyraz przerażenia na jego twarzy, kiedy spytała, czy by się
z nią nie ożenił. Zranił ją. Zranił i upokorzył. Jak mogła mu to
wybaczyć?

Lauren zaczęła otwierać szafki.

- Czego szukasz?

- Chcę ci zaparzyć herbaty ziołowej. I zrobić coś do

jedzenia. Pewnie od rana nie miałaś nic w ustach.

- To prawda. Ale nie zdołam nic przełknąć.

- Ugotuję ci zupę. Później wystarczy ją tylko podgrzać.

A na razie herbata.

- Dzięki, że przyjechałaś – szepnęła Gracie. – Naprawdę to

doceniam.

background image

- Nie wyjdę, dopóki nie poczujesz się lepiej.

- Czyli zamieszkasz ze mną na stałe? – Gracie westchnęła

ciężko. – Kiepski żart.

Ostatnio mnóstwo czasu spędzała z Sebastianem. Zbliżyli

się do siebie. Miała wrażenie, że łączy ich coś więcej niż
świetny seks. Lubili swoje towarzystwo, dobrze się razem
czuli. Najbardziej bolało ją to, że Sebastian zawiódł jej
zaufanie.

Kiedy zupa jarzynowa się gotowała, Lauren usiadła przy

stole i podsunęła Gracie kubek herbaty o smaku korzenno-
cynamonowym.

- Mm, jaka dobra.

- Prawda?

- Lauren… - Gracie wzięła głęboki oddech. – Opowiedz

mi o Sebastianie i Rhondzie.

- Niewiele wiem. W sprawach męsko-damskich Sebastian

bywa niezwykle dyskretny.

- Myślisz, że Rhonda złamała mu serce?

- Nie mam pojęcia. Powinnaś sama go spytać, kiedy znów

się spotkacie.

- Nie wiem, czy się spotkamy. – Gracie poczuła gulę

w gardle.

- Nosisz w brzuchu jego dziecko, więc prędzej czy później

się spotkacie. Ale na razie nie musisz o tym myśleć. Wypij
herbatę i spróbuj się odprężyć.

- Dobrze – powiedziała, choć wiedziała, że czeka ją dziś

bezsenna noc. Że ból serca długo nie minie.

background image

Przez pół nocy Sebastian krążył po pokoju, pijąc burbon

i wydeptując ścieżkę w dywanie. Był zbyt zdenerwowany,
zbyt spięty, by zasnąć. Cały czas myślał o Gracie, o tym, jak
ona się czuje.

Dziś, kiedy do niej pojechał, drzwi otworzyła mu Lauren.

Oznajmiła, że Gracie nie chce z nim rozmawiać. Nawet nie
mógł mieć jej tego za złe. Okłamał ją, a tym samym zniszczył
ich związek. Było mu wstyd, że tak głupio się zachował.
Gracie mu się oświadczyła, a on zaskoczony zrobił oczy.
Chyba nigdy nie zapomni bólu na jej twarzy.

Ale przecież świadomie nie wyrządził jej krzywdy. I,

psiakrew, jest niewinny. Dziennikarze prześcigają się
w pisaniu bzdur. Nie istnieje żaden trójkąt miłosny. On kocha
Gracie. Dopiero gdy ją stracił, uświadomił sobie, ile dla niego
znaczy. Ale jeśli wyzna jej teraz miłość, ona oczywiście mu
nie uwierzy.

Z Rhondą nic go nie łączyło. A insynuacja, że

wykorzystuje kobiety dla własnych korzyści finansowych…
Co za kłamstwo! Ale jak ma o tym przekonać Gracie?

Kiedy o północy zadzwonił telefon, wstąpiła w niego

nadzieja. Niestety na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie
Rhondy. Odczekał kilka dzwonków i w końcu odebrał.

- Boże, Sebastian, tak mi przykro!

Nie zrobiła nic złego. Jej „wina” polegała na tym, że była

znaną na całym świecie modelką, za którą łazili paparazzi. To
on powinien był pamiętać, że nawet w Royal Rhonda nie jest
anonimową postacią.

background image

- Nie miałam pojęcia, że mnie śledzą. Chciałam tylko

pomóc Lonny’emu. Nie sądziłam, że ci zaszkodzę.

- Wiem, Rhondo. Ja też chciałem pomóc Lonny’emu.

Popełniłem błąd, że nie powiedziałem o tym Gracie.

- Zależy ci na niej, prawda?

- Tak. A ona nie chce mnie widzieć.

- Będziecie mieli dziecko. Gratuluję. Nie mam cienia

wątpliwości, że będziesz wspaniałym tatą.

- Dzięki. Na razie muszę odzyskać zaufanie Gracie.

- Daj znać, gdybym mogła w czymś pomóc.

Nie sądził, żeby pomoc Rhondy była wskazana. Raczej

pogorszyłaby sytuację. Był zdany na siebie. Najpierw musi
przekonać Gracie, by zechciała go wysłuchać.

background image

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Przez kilka dni nigdzie nie wychodziła. Nie chciała się

z nikim widzieć, a tym bardziej udzielać wywiadów. Na ulicy
stały dwa wozy transmisyjne, na szczęście trzeciego dnia
gdzieś w mieście wybuchł kolejny skandal i wozy odjechały.
Przez Sebastiana i jego kłamstwa czuła się jak więzień we
własnym domu.

Kwiaty, które codziennie przysyłał, kazała zwracać, listów

nie otwierała. Pisał esemesy, nagrywał wiadomości. Wreszcie
postanowiła się z nim spotkać.

W piątek rano związała włosy w koński ogon, włożyła

czapkę baseballową, a na nos okulary słoneczne. W dżinsach,
luźnym swetrze, bez makijażu, wsiadła do samochodu
i upewniwszy się, że nikt jej nie śledzi, pojechała do biura
Sebastiana.

Zaparkowała przed budynkiem. Przez dłuższą chwilę nie

ruszała się z miejsca. Wiedziała, co chce zrobić: wygarnąć
Sebastianowi, co o nim myśli, przedstawić swój punkt
widzenia i jak najszybciej wrócić do domu. Tyle że jakoś nie
była w stanie wysiąść z auta.

- Słuszną podjęłaś decyzję – powiedziała szeptem.

Po prostu musi wyrzucić z głowy obraz szczęśliwej

rodziny, o jakiej zawsze marzyła. Sebastian będzie wolny,
będzie mógł się umawiać z kimkolwiek zechce. Ponownie

background image

pomyślała o artykułach i upokarzających zdjęciach w prasie.
Koniec, basta!

Otworzyła drzwi, wysiadła i pomaszerowała do budynku.

Dzieliło ją od niego kilka kroków, kiedy usłyszała, jak ktoś ją
woła.

- Gracie? To ty?

Obróciwszy się, zobaczyła zielonookiego jasnowłosego

Wingate’a. W pierwszej chwili była pewna, że to Sutton.
Jednak nie. Dostrzegała minimalne różnice w wyglądzie
bliźniaków, na które inni nie zwracali uwagi, i to był
zdecydowanie Sebastian.

Sprawiał wrażenie, jakby ucieszył się na jej widok. Serce

kobiety mniej zdeterminowanej przypuszczalnie by zmiękło,
ale ona była silna. Skinęła głową na powitanie.

- Od kilku dni próbuję cię złapać.

- Najwyraźniej nie chciałam być złapana.

- Przepraszam za ten cały burdel. Zaraz ci wszystko

wyjaśnię…

- I tak ci nie uwierzę. Przyjechałam powiedzieć, że to

koniec. Przestań wysyłać mi kwiaty i liściki. – Zauważyła, jak
spojrzenie Sebastiana pociemniało, a twarz sposępniała.

- Nawet nie dasz mi szansy nic wytłumaczyć?

- A co, nie okłamałeś mnie?

- Ja… Miałem ważny powód.

- Przykro mi – oznajmiła. – Nie interesują mnie twoje

ważne powody. Nie chcę cię więcej widzieć. Tak będzie
najlepiej.

background image

- Nie możesz ze mną zerwać! Bądź rozsądna, Gracie. Daj

mi wytłumaczyć.

Z trudem hamował gniew. Domyślała się, dlaczego jest

zły. Z powodu dziecka i dlatego, że został przyłapany przez
paparazzich. Na dziecku mu zależało, na niej nie. Nigdy jej nie
kochał. Odrzucił jej oświadczyny, a tym samym ją upokorzył.
A najgorsze, że zabiegał o jej względy, licząc na korzyści
finansowe.

- Nie zabronię ci widywać się z dzieckiem, nie jestem tak

okrutna. Będziesz mógł je często odwiedzać. Dziecko
powinno znać ojca. Nasi prawnicy ustalą warunki.

- Nasi prawnicy? – powtórzył ochryple. – To nie tak

powinno być.

- Nie widzę innego wyjścia.

Zacisnął zęby.

- A ja owszem. Najprostsze? Mogłabyś mnie wysłuchać.

- Już dość się ciebie nasłuchałam. – Wypuściła z płuc

powietrze. – Upokorzyłeś mnie i zraniłeś. Najchętniej całkiem
wykreśliłabym cię z mojego życia. Czy jest mi przykro
z powodu naszego rozstania? Owszem, ale nie ja do niego
doprowadziłam.

- Nie, Gracie, błagam. Nie mów, że to koniec.

- Możesz spotykać się z kimkolwiek chcesz. Możesz…

- Ale ja nie chcę się z nikim spotykać. Do jasnej cholery,

Gracie! Wysłuchaj mnie. Nic mnie z Rhondą…

- Przestań. Daj mi święty spokój. Muszę myśleć o sobie.

To całe zamieszanie odbija się na moim zdrowiu. A tobie

background image

zależy na tym, żeby dziecko urodziło się zdrowe, prawda?

- Oczywiście, że tak.

- No właśnie. Więc pozwól mi odejść. Ja tak dłużej nie

mogę, nie dam rady.

Wpatrywał się w nią intensywnie, jakby wzrokiem

usiłował przewiercić ją na wylot. W końcu się poddał. Zwiesił
głowę, zgarbił się i cofnął.

Gracie zacisnęła powieki, żegnając się w duchu ze swoimi

marzeniami. Serce jej łkało. Powłócząc nogami, wróciła do
samochodu i rzuciwszy ostatnie spojrzenie na Sebastiana,
odjechała.

Wiedziała, że postępuje słusznie; chroniła siebie i dziecko,

ale ból był prawie nie do zniesienia.

Niesamowite, że zaledwie tydzień temu Gracie mu się

oświadczyła, a on jak dureń zaniemówił. Dlaczego nie
krzyknął „Tak”? Bo jej nie kochał? Kochał! Właśnie sobie
uświadomił, że Gracie jest całym jego światem. Jej
oświadczyny po prostu go zaskoczyły. Teraz, gdy się go
pozbyła, nie mógł znaleźć sobie miejsca; odczuwał ból przy
każdym oddechu.

Kochał ją i nie zamierzał się poddać. Musi ją odzyskać;

udowodnić, że chce z nią spędzić resztę życia. Toteż
zebrawszy się na odwagę, wszedł do szkoły rodzenia. Czuł na
sobie wzrok zaciekawionych par. Trudno; najważniejsza jest
Gracie i ich dziecko.

Czekał, by się pojawiła. Po kilku minutach podeszła do

niego instruktorka Maddy.

background image

- Twoja partnerka – powiedziała, zniżając głos, tak by nikt

ich nie słyszał – zrezygnowała z zajęć. Postanowiła wziąć
prywatne lekcje. Przykro mi.

- Powinienem był się domyśleć. Przepraszam, że zakłócam

zajęcia.

- Nic się nie stało. Powodzenia.

Podziękowawszy Maddy, Sebastian opuścił budynek. Czuł

się tak, jakby dostał cios w splot słoneczny. Był wściekły na
siebie za wszystkie głupie błędy, jakie popełnił. Nic dziwnego,
że po artykułach w brukowcach Gracie nie chciała się tu
pokazywać.

Był winien ich rozstania. Teraz płaci za to cenę.

O szóstej, ubrany w dżinsy i koszulę, zajechał pod dom

matki. Matka raz na jakiś czas zwoływała rodzinne spotkania;
nie robiła tego często, ale odmowa nie wchodziła w grę.
Sebastian nie bardzo miał ochotę widzieć się z rodziną, ale
ponieważ jakiś nadgorliwy dziennikarzyna znów utytłał
w błocie nazwisko Wingate’ów, uznał, że bliskim należy się
słowo wyjaśnienia.

Ava uścisnęła go w drzwiach. Przyjrzał się jej uważnie.

Zaskoczył go brak dezaprobaty w jej oczach. Nie tylko nie
była na niego zła, ale okazywała mu bezwarunkową miłość.

- Witaj, kochanie. Co u ciebie? Miałeś ciężki tydzień…

- Bardzo, ale będzie dobrze.

- Co się stało?

- Straciłem coś… kogoś, na kim mi zależy.

background image

- Nawet tak nie myśl. Nie wolno się poddawać. Gracie się

opamięta, wybaczy ci.

Nie bardzo w to wierzył, ale wsparcie matki wiele dla

niego znaczyło.

- Chodź, twoi bracia i siostry już są.

Zaprowadziła go do jadalni; wszyscy siedzieli przy stole,

rozmawiając, pijąc wino, coś skubiąc. Sutton i Lauren, Beth
z Camem, którzy wrócili z podróży poślubnej, Miles i Chloe,
którzy przyjechali do Royal, podobnie jak ciotka Piper
siedząca obok Briana. Dalsze miejsca zajmowali Luke z Kelly
oraz Zeke z Reagan. Była też Harley z Grantem i małym
Danielem. Patrząc na Daniela, Sebastian pomyślał o swoim
dziecku. Czy Daniel będzie miał okazję poznać swoją młodszą
kuzynkę lub kuzyna?

Wysunął krzesło i usiadł. Jadalnia w wynajmowanym

domu matki nie umywała się do ogromnej, pięknie urządzonej
jadalni w ich dawnym domu, ale to nie było ważne. Ważni byli
oni, bracia, matka, rodzina.

Wypiwszy kieliszek wina, poprosił o ciszę.

- Kochani, staraliśmy się naprawić nasz wizerunek,

a przeze mnie nazwisko Wingate’ów znów trafiło na strony
plotkarskie. Przepraszam was, a jednocześnie chcę
powiedzieć, że tym pismakom wszystko się pomieszało.

- Jak zwykle – mruknął Miles, a reszta pokiwała głową.

Dobrze znali cenę bycia sławnym i bogatym.

- Prawdą jest, że Gracie i ja spodziewamy się dziecka. Ale

sam dopiero niedawno się o tym dowiedziałem. Wszyscy
sądzili, że Gracie poddała się zabiegowi in vitro, ale jak

background image

obecny tu Grant może potwierdzić, sprawy nie zaszły tak
daleko.

Grant uśmiechnął się.

- Bez komentarza.

- Przykro mi, że musieliście się o wszystkim dowiedzieć

z prasy i telewizji. Ja chciałem ogłosić nowinę całemu światu,
ale Gracie wolała poczekać.

Rozległy się gratulacje, na twarzach pojawiły się

uśmiechy. Tego Sebastian potrzebował.

- Najgorszy był ten pismak z „The Gossiper” – rzekł

Sutton. – Co za suk… - urwał, przypomniawszy sobie
o obecności Daniela.

- To prawda – przyznał Sebastian. – I jeszcze jedno: nie

zdradzałem Gracie z Rhondą. Pomagałem Rhondzie znaleźć
Lonny’ego. Mój błąd polegał na tym, że zachowałem to
w tajemnicy przed Gracie.

- Dlaczego? – spytała Lauren.

- Lonny miał kłopoty w szkole, wdał się w złe

towarzystwo. Ponieważ łączyły mnie z chłopakiem przyjazne
relacje, Rhonda poprosiła mnie, żebym z nim pogadał,
zachowując dyskrecję. Bała się, że gdyby wieść się rozniosła,
Lonny zamknąłby się w sobie. – Sebastian wziął głęboki
oddech. – Nie wiem, czy Gracie mi wybaczy. Powinienem był
jej zaufać… – Rozejrzał się po rodzinie. – Chciałem, żebyście
znali prawdę, ale koniec o mnie. Nie po to się tu zebraliśmy.

Przez chwilę rozmowa toczyła się na inne tematy, po czym

głos zabrał Miles.

background image

- Słuchajcie, mam do przekazania dobre wieści. Dzięki

pomocy Chloe wreszcie mam dowód, że nasz kochany
„wujek” Keith ma więcej oszustw na sumieniu, niż sądziliśmy.
Otóż kiedy tata dochodził do siebie po zawale, Keith, bez
naszej wiedzy, wyprowadził z konta firmowego sporą sumę.
Wkrótce ją odzyskamy. Pieniądze te pozwolą nam z powrotem
stanąć na nogi; żadna z naszych firm nie zbankrutuje.

- Wspaniale! – ucieszyła się Ava. – Ale nie mieści mi się

w głowie, że byłam taka ślepa! Że tak długo dawałam się
łobuzowi wodzić za nos. Brian, przepraszam za te słowa;
wszyscy wiemy, że w niczym nie przypominasz swojego wuja.

- Absolutnie w niczym. – Ciotka Piper rzuciła się do

obrony ukochanego. Brian wprawdzie nosił nazwisko Cooper,
ale z wujem nie miał nic wspólnego. I to dzięki niemu wyszły
na jaw machlojki Keitha.

- Miles, uratowałeś nas. – Ava popatrzyła z dumą na syna,

który kiedyś był czarną owcą rodziny; dziś prowadził Steel
Security, jedną z najlepszych w kraju firm śledczych.

- Dzięki, mamo, ale wszyscy przyłożyli do tego rękę. Na

szczęście kłopoty mamy już za sobą.

- To znakomicie – powiedział Luke, ściskając dłoń swojej

narzeczonej. – Teraz Kelly i ja możemy z czystym sumieniem
lecieć do Oahu, żeby przygotować hotel.

Nastrój przy stole zelżał.

- Skoro wszyscy dziś coś ogłaszają, to Reagan i ja też

chcemy podzielić się nowiną – oznajmił Zeke, brat Luke’a. -
Otóż jak Sebastian, my też oczekujemy narodzin dziecka.
A nawet… - Popatrzył na ukochaną. – Ty im powiedz.

background image

Reagan ani chwili się nie wahała.

- Bliźniąt! Spodziewamy się bliźniąt!

Wszyscy poderwali się na nogi i zaczęli gratulować

przyszłym rodzicom. Kiedy usiedli z powrotem, na końcu
stołu wstał Brian i uniósł kieliszek.

- Pragnę wznieść toast.

Zapadła cisza. Wszystkie pary oczu skierowane były na

mówcę.

- Ale najpierw chcę wam coś powiedzieć. Nie macie

pojęcia, jak bardzo mi przykro z powodu haniebnego
zachowania mojego wuja. Postąpił karygodnie. Cieszę się, że
pozbyliśmy się go z naszego życia. I dziękuję wam, że mimo
mojego z nim pokrewieństwa przyjęliście mnie do waszej
rodziny. – Odchrząknął. – Jako że dziś każdy ma do
przekazania radosną wieść, ja też chcę się z wami czymś
podzielić. Avo, ponownie zostaniesz ciocią.

Zszokowana matka Sebastiana utkwiła spojrzenie w swojej

siostrze.

- To prawda – powiedziała Piper i stanęła obok Briana. –

Brian i ja również będziemy mieli dziecko. Później pomyślimy
o ślubie.

Ava podeszła do siostry. Różnie między nimi się układało,

więc cała rodzina wstrzymała oddech.

- Ty szczęściaro. – Ava porwała Piper w ramiona

i przytuliła mocno. – Gratuluję. – Pocałowała Briana
w policzek. – Czy mogę dokończyć toast? – spytała.

Brian podał jej kieliszek i odsunął się na bok.

background image

- Ta rodzina wiele przeszła. Mieliśmy wzloty, ale i upadki.

Jednak przetrwaliśmy. Wznoszę więc toast za każdą i każdego
z nas, również za dzieci, które wkrótce powitamy. Za naszą
rodzinę, niechaj prosperuje. – Oczy Avy się zaszkliły.

Uśmiechając się radośnie, wszyscy wznieśli kieliszki.

Tylko Gracie brakowało.

background image

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Robiła wszystko, by mieć zajęty umysł – tylko to jej

pozwalało nie zwariować. Nigdy nie czuła się bardziej
samotna. Poruszała się po domu jakby w zwolnionym tempie,
wracała myślami do chwil z Sebastianem. Do przeszłości.

Sebastian przestał dzwonić i przysyłać esemesy. Sama o to

prosiła, ale ta cisza ją niepokoiła.

Czyżby odpuścił? Pogodził się z sytuacją?

Nie chciała z nim rozmawiać, po prostu chciała wiedzieć,

czy też cierpi. Czy też odczuwa pustkę? Chyba była egoistką.

Dlaczego nie mogło być tak jak przedtem?

Ucieszyła się, słysząc dzwonek do drzwi. Była umówiona

z Beth.

- Cześć, przyszłam trochę wcześniej.

- Nie szkodzi. Fajnie, że jesteś.

Powitalny uścisk trwał dłużej niż zwykle. Gracie bardzo

go potrzebowała. Rano rozmawiały przez telefon. Gracie
zadzwoniła spytać przyjaciółkę o podróż poślubną i wyjaśnić,
dlaczego wcześniej nie mówiła, że ojcem dziecka jest
Sebastian. Nie powinna była tego przed nią zatajać. Na
szczęście Beth się nie gniewała.

- Chodź. Przygotowałam lunch.

- Coś pysznego i meksykańskiego?

background image

- Twoje ulubione echiladas. Czego się napijesz? – spytała

Gracie, prowadząc przyjaciółkę do kuchni. – Herbaty, soku,
wina?

- Herbatki. Wybacz mi szczerość, Gracie, ale wyglądasz…

- Wiem. Okropnie.

- Okropnie nigdy nie wyglądasz. Jakbyś była

zestresowana.

Gracie skrzywiła się.

- Trochę jestem.

- Martwię się o ciebie.

- Niepotrzebnie. Za dwa, trzy dni znów będę ćwierkać.

Beth popatrzyła na nią z powątpiewaniem.

- I tego ci życzę, ale znam cię. I wiem, że cierpisz.

Gracie wzruszyła ramionami.

- Nic mi nie będzie. – Postawiła czajnik na kuchence, po

czym wyjęła z piekarnika naczynie z enchiladas.

- Ależ pachną! – zawołała Beth. – Mogę jakoś pomóc?

- Nie, dzięki. – Gospodyni nalała herbatę do dwóch

kubków i przeniosła na stół miskę sałaty.

- Wynajdujesz zajęcia, żeby nie mieć czasu na myślenie?

- Zgadłaś. Proszę, twój talerz. Smacznego.

- Już mi ślinka cieknie.

- My z maleństwem też zgłodnieliśmy.

Beth popatrzyła na brzuch przyjaciółki.

background image

- Wiesz, że jesteś w doborowym towarzystwie? Podczas

rodzinnej kolacji okazało się, że ciotka Piper jest w ciąży,
także Zeke i Reagan; ci to spodziewają się bliźniąt. Kurczę,
nie nadążam za moją rodziną.

Gracie uśmiechnęła się.

- Innymi słowy wysyp ciąż? To świetnie. Dzieci dają tyle

radości. Rodzina wam się powiększa…

- Zdecydowanie. Wszyscy się cieszą, tylko Sebastian

chodzi smętny. On cierpi, Gracie. Powiedział nam, co się stało
i przeprosił za to, że nasz wizerunek znów został ubłocony, ale
to wszystko są plotki.

Gracie podniosła widelec, mając nadzieję, że Beth weźmie

z niej przykład. Nie chciała rozmawiać o Sebastianie. Nie
zapomniała, jak zareagował, gdy spytała, czy się z nią ożeni.
Już to powinno było dać jej do myślenia. A potem zobaczyła
jego zdjęcia z Rhondą. I jeszcze jedno: potrzebował gotówki,
by z biznesem Wingate’ów wyjść na prostą…

- Proszę, nie mówmy o Sebastianie.

- Oczywiście. Tylko może pozwól mu się wytłumaczyć.

A teraz koniec, ani słowa więcej o moim bracie.

- Dzięki. Nie jestem wredną zołzą, ale…

- Nie oceniam cię. I gdybyś czegokolwiek potrzebowała,

zawsze możesz na mnie liczyć. – Beth przystąpiła do jedzenia;
po chwili westchnęła błogo: - Boże, jakie to dobre.

- Super, że ci smakuje. Robię to danie według przepisu

mojej babki. Jest niezawodny.

- Powinnaś mieć własną knajpę. Z kuchnią meksykańską.

background image

- Kuchnię zostawiam Lauren. Słuchaj, chciałam o czymś

z tobą pogadać…

- No?

- Chcę założyć własną firmę eventową. Na razie szukam

lokalu. Może mogłabyś mi udzielić paru rad, od czego zacząć?
Bo ja od jakiegoś czasu mam umysł przyćmiony hormonami
ciążowymi.

- Obniżona koncentracja, roztargnienie? To typowe

u ciężarnych.

- Wiem. Stąd moja prośba.

- Jasne. Pytaj, o co chcesz. A w ogóle to jestem pewna, że

będziesz świetną mamą i doskonałą przedsiębiorczynią.

- Mam nadzieję.

Dochodziła trzecia, kiedy pożegnały się. Beth, która

zorganizowała w swoim życiu dziesiątki przyjęć oraz imprez
charytatywnych, miała olbrzymią wiedzę w tej dziedzinie
i chętnie dzieliła się informacjami.

Po jej wyjściu Gracie pogrążyła się w zadumie. Kiedy

rozległ się dzwonek u drzwi, trwało kilka sekund, zanim się
ocknęła.

- Chwileczkę! – zawołała.

Gosposi dała akurat wolne. I dobrze, bo chyba by

zwariowała, gdyby miała siedzieć bezczynnie.

Otworzyła drzwi i wytrzeszczyła oczy na widok

zjawiskowo pięknej istoty, która stała w progu. W pierwszym
odruchu chciała drzwi z powrotem zatrzasnąć, ale się
powstrzymała.

background image

- Cześć, jestem Rhonda – przedstawiła się modelka, choć

nie musiała. – I zdaję sobie sprawę, jestem ostatnią osobą na
świecie, którą masz ochotę oglądać.

Gracie odruchowo uścisnęła wyciągniętą dłoń.

- Mogę wejść?

- To zależy… - Nie czuła się na siłach na towarzyskie

spotkanie.

- Sebastian nie wie, że tu jestem. Zabiłby mnie, gdyby

odkrył, że wybrałam się do ciebie.

Tego dnia, kiedy zobaczyła ich zdjęcie, Gracie też to

kusiło: zabić ich oboje.

- A przyszłaś w jakim celu?

- Wpuść mnie, proszę. Wszystko ci wyjaśnię.

Gracie westchnęła. Tyle osób radziło jej, by wysłuchała

Sebastiana… Sebastiana nie chciała wysłuchiwać, może więc
wysłucha Rhondę?

- Zapraszam.

Zaprowadziła ją do salonu i wskazała fotel. Sama usiadła

naprzeciwko. Wpatrywała się w tę piękność o idealnych
rysach twarzy, wielkich niebieskich oczach, długich blond
włosach i figurze, o jakiej można tylko marzyć.

Modelce, przyzwyczajonej do spojrzeń i błysków fleszy,

najwyraźniej nie przeszkadzało, że Gracie mierzy ją
wzrokiem. Chyba się nawet tego spodziewała.

- Czemu zawdzięczam tę wizytę?

background image

- Sebastianowi. Uważam, że za dobre uczynki powinna

człowieka spotykać nagroda. Choć on oczywiście wściekłby
się, gdyby wiedział, że tu przyszłam.

- Już to mówiłaś.

- No więc wychowuję swojego młodszego brata,

Lonny’ego. Kiedy Sebastian i ja byliśmy razem, Lonny bardzo
się z nim zżył. Świetnie się dogadywali. Sebastian był dla
niego wzorem do naśladowania. Kiedy rozstałam się
z Sebastianem, uznałam, że lepiej będzie, jak Lonny też nie
będzie się z nim widywał. Przeze mnie stracili kontakt. Nie
zdawałam sobie sprawy, ile Sebastian znaczy dla Lonny’ego,
dopóki mój brat nie wpadł w złe towarzystwo.

Na moment Rhonda ucichła, po czym ciągnęła:

- Niełatwo mieć siostrę, której zdjęcia w bikini zdobią

okładki czasopism i która ciągle jest pod obstrzałem
paparazzich. Do tego dochodzi presja ze strony rówieśników.
Lonny to wrażliwy piętnastolatek. Zaczął się buntować. Nie
umiałam sobie z nim poradzić, więc poprosiłam Sebastiana
o pomoc. Wiedziałam, że Lonny tylko jego posłucha.

- Chcesz powiedzieć, że spotkaliście się w tajemnicy

wyłącznie ze względu na Lonny’ego?

- Tak. I to moja wina, że Sebastian nic ci nie powiedział.

Wymusiłam na nim, żeby pary z ust nie puścił. Bałam się, że
jak paparazzi coś wywęszą, to nie dadzą Lonny’emu spokoju.

- Sebastian mnie okłamał.

- Wybawił mojego brata z tarapatów. Lonny wpadł w złe

towarzystwo. Trafiłby za kratki za dewastację budynku, ale
Sebastian przekonał go, żeby do wszystkiego się przyznał.

background image

Lonny zgłosił się na policję, a Sebastian pogadał z sędzią,
który dał Lonny’emu drugą szansę.

- Naprawdę? – Gracie zmarszczyła czoło. Tak, pomoc

dzieciakowi pasowała jej do obrazu Sebastiana, ale cieszyłaby
się, gdyby jednak jej zaufał.

- Przysięgam. Przysięgam też, że jesteśmy tylko

przyjaciółmi; nic więcej nas nie łączy.

- Złamałaś mu serce, zerwałaś z nim…

- Nie. – Rhonda potrząsnęła głową. – To Sebastian zerwał

ze mną, ale pozwolił mi zachować twarz, twierdząc, że to ja
odeszłam. Jest fantastycznym facetem. A informacje
zamieszczone w brukowcach to stek bzdur. Poczekaj, coś ci
puszczę. – Rhonda wyciągnęła komórkę i włączywszy filmik,
podała ją Gracie. – To Lonny. Zapisał się w szkole do drużyny
lekkoatletycznej. Mógł trafić do poprawczaka, ale… popatrz.
Wygrał wyścig, trener mu gratuluje. Dawno nie widziałam
mojego brata tak szczęśliwego.

Gracie w milczeniu oglądała nagranie. Znała chłopców,

który nie mili tyle szczęścia co Lonny, którzy mieli kłopoty
z prawem i rzucili szkołę. Sama też miała brata; z całego serca
pragnęła, żeby mu się powiodło.

- Pięknie – szepnęła.

- Tak. Jedynym minusem jest to, że ty i Sebastian nie

jesteście już razem. Mam wyrzuty sumienia.

- To nie twoja wina.

- Każdy zasługuje na drugą szansę. Lonny ją dostał, może

Sebastian też dostanie? I gratuluję ciąży. Wiem, że będziecie
cudownymi rodzicami.

background image

Gracie zamyśliła się. Czuła się zraniona, więc nie chciała

słuchać wyjaśnień Sebastiana. Teraz, dzięki seksownej
supermodelce, z którą kiedyś się spotykał, oraz jej
piętnastoletniemu bratu zyskała lepszy ogląd sytuacji.

- Dziękuję, Rhondo. I nie martw się, Sebastian nie dowie

się o naszej rozmowie.

- Więc dasz mu drugą szansę?

- Zastanowię się.

- To dobrze. – Rhonda zerknęła na zegarek. – Lecę.

Obiecałam Lonny’emu, że zabiorę go po treningu na lody, ale
on woli koktajl proteinowy. Jestem z niego taka dumna.

- Nie spóźnij się. I jeszcze raz bardzo dziękuję ci za

szczerość.

Gracie odprowadziła modelkę do drzwi i patrzyła, jak ta

odjeżdża srebrnym sportowym autem.

Za dwie godziny miała prywatną lekcję z instruktorką ze

szkoły rodzenia. Skupiła się na tym, zamiast na informacjach,
które Rhonda jej przekazała. Bała się znów marzyć, ale
jeszcze bardziej bała się nie marzyć.

Nazajutrz włożyła gruby kaszmirowy sweter pod czarną

wełnianą kurtkę. Pogoda się popsuła, na niebie wisiały
ołowiane chmury. Korciło ją, by nie wychylać nosa za drzwi,
ale zbyt wiele czasu spędzała ostatnio w domu.

Nie chciała się dłużej użalać nad sobą. Wczoraj

wieczorem, podczas lekcji z Maddy, dowiedziała się wielu
ciekawych rzeczy na temat przygotowań do porodu, a przy
okazji Maddy wygadała się, że Sebastian również ją poprosił
o prywatne lekcje.

background image

- Ale po co? – zdziwiła się Gracie.

- Żeby cię wspierać, kiedy dziecko się urodzi.

Czy mogła dłużej się na niego złościć? No, nie; lód w jej

sercu coraz bardziej topniał. Sebastian naprawdę jest
porządnym facetem. Wciąż jednak nie potrafiła zrozumieć,
dlaczego dał jej kosza.

Pojechała do Eatery, żeby trochę popracować. Zimny

podmuch wiatru dosłownie wepchnął ją do środka. Zdjęła
kurtkę, palcami przeczesała splątane włosy.

W kuchni zobaczyła pogrążonych w rozmowie Lauren

i Suttona. Nie chcąc im przeszkadzać, skierowała się do
pokoiku na zapleczu.

- Gracie, to ty? – zawołała Lauren.

- Tak, nie przeszkadzajcie sobie.

- Co tu robisz tak wcześnie? – Lauren stanęła w drzwiach.

Faktycznie było wcześnie; zwykle zaczynała o dziewiątej,

a było dopiero wpół do ósmej.

- Chciałam wyjść z domu. Źle spałam i potrzebuję…

potrzebuję…

- Przyjaciela? Jestem. – Lauren wyciągnęła ramiona.

- Dziękuję. – Łzy napłynęły Gracie do oczu.

- Co się dzieje? – spytała przyjaciółka. – Chodzi

o Sebastiana?

- Tak. Kocham go. Chyba popełniłam straszny błąd.

- Porozmawiaj z nim.

background image

- Powinnam, wiem. – Uwolniła się z uścisku. – Wszyscy

mówią, żebym dała mu jeszcze jedną szansę.

- Zdecydowanie powinnaś – oznajmił za jej plecami niski

męski głos. – Przepraszam, usłyszałem.

Serce waliło jej młotem. Odwróciła się, potem popatrzyła

zdumiona na Lauren. Przyjaciółka wzruszyła ramionami.

- Myślałaś, że to Sutton? Przyznaję, trudno ich odróżnić.

A Sebastian, tak jak ty, musiał się wygadać. – Lauren ruszyła
do wyjścia. – Zostawiam was, kochani.

Gracie patrzyła w osłupieniu, jak przyjaciółka się oddala.

Kiedy przeniosła wzrok na Sebastiana, ten wyszczerzył zęby.
Nie zdołała powstrzymać uśmiechu. Boże, czy nie mogliby się
chociaż czesać inaczej? Jego podobieństwo do brata było
niesamowite. A ponieważ nie spodziewała się zastać
Sebastiana tak wcześnie w Eatery, uznała, że to Sutton.

- Brakowało mi ciebie, Gracie.

Milczała. Sebastian słyszał, co mówiła do Lauren. Nie, nie

wstydziła się tego. Przeciwnie, była zadowolona.

- Mnie ciebie też.

- Tak wiele chcę ci powiedzieć, ale nie tutaj. Zjesz ze mną

dziś kolację?

- Tak.

Odetchnął z ulgą. Twarz mu pojaśniała.

- Przyjadę po ciebie o szóstej.

- Będę czekała.

background image

- A zatem do wieczora. – Pochylił się i pocałował ją

w policzek.

Nie mogła się skoncentrować na pracy. Ręce się jej trzęsły.

Podniecenie odbierało spokój, wprowadzało zamęt w głowie.

- Jedź do domu – powiedziała Lauren, stając koło biurka. –

Niczego sensownego dziś nie wymyślisz.

Gracie potarła dłońmi twarz.

- Chyba masz rację. Próbuję się skupić, ale mi nie

wychodzi.

- Bo sercem i myślami jesteś tam, gdzie być powinnaś.

Z Sebastianem.

- Dzięki tobie.

- Skoro tak twierdzisz. – Lauren uśmiechnęła się. – Nie

wiedziałam, że Sebastian zamierza tu wpaść, ale nagle przysłał
esemesa. Podejrzewam, że Sutton go namówił. Zwierzył mi
się, że jego brat odchodzi od zmysłów i musi koniecznie
pogadać z kimś, kto jest blisko z Gracie. Czyli ze mną.

- No i?

- On szaleje na twoim punkcie. A rano nie wiedziałam, że

podsłuchał naszą rozmowę. Ale dobrze się stało.

Bardzo dobrze, przyznała w duchu Gracie. Po rozmowie

z Rhondą była gotowa wysłuchać Sebastiana; może zbyt
pochopnie go oceniła.

- Więc jedź do domu i zrób się na bóstwo.

- Na pewno do niczego ci się nie przydam?

background image

- Nie zawracaj mi głowy. Jedź i baw się wspaniale. –

Lauren podała przyjaciółce kurtkę. – Trzymaj. Jest strasznie
zimno.

- Dziecko mnie grzeje – odparła Gracie. Bycie w ciąży

miało kilka niezaprzeczalnych plusów, na przykład taki, że nie
marzła. – Sama się przekonasz.

- Na razie skupiam się na Eatery, ale tak, kiedyś nasze

dzieciaki będą razem ganiać.

- Oby jak najszybciej. Dzięki, Lauren.

Była wdzięczna obu swoim przyjaciółkom, Beth i Lauren,

za wsparcie, jakie jej dawały.

Godzinę później przygotowała sobie pachnącą kąpiel.

Zanim weszła do wanny, zapaliła kilka świeczek i nastawiła
ulubioną muzykę. Do pełnego szczęścia brakowało jej
szampana i Sebastiana.

Czas wlókł się niemiłosiernie, ale wreszcie mogła zacząć

szykować się na wieczór. Wybrała przylegającą do ciała,
czerwoną suknię o asymetrycznym dole; do tego szpilki, złoty
naszyjnik i duże kolczyki. Zerknęła do lustra; leciutko
zaokrąglony brzuch przepełniał ją radością i dumą.

Sebastian zjawił się punktualnie.

- O rany! – zawołał, gdy otworzyła drzwi. – Wyglądasz

zjawiskowo.

- Dziękuję. Ty też. To znaczy, wyglądasz na bardzo

przystojnego. Chcesz wejść?

- Lepiej nie, to zbyt niebezpieczne.

Miał rację, pomyślała; mogliby nie dotrzeć do restauracji.

background image

Pocałował ją w policzek, po czym podał płaszcz.

- Dokąd jedziemy? – spytała, wsiadając do samochodu.

- Zobaczysz – odparł, wodząc wzrokiem po jej nogach. –

To szczególne miejsce; ważne dla mnie, dla nas.

Włączył muzykę; grał jej ulubiony zespół. Przypadek czy

to zapamiętał? Zaczęła cicho nucić.

Mniej więcej po dziesięciu minutach zatrzymali się przed

budynkiem Klubu Hodowców. Gracie uniosła brwi.

- Zaraz zrozumiesz – powiedział, widząc jej pytające

spojrzenie.

Trzymając się za ręce, weszli do klubu.

- Wszystko gotowe – oznajmiła recepcjonistka, podając

Sebastianowi klucz.

Podziękował jej, po czym poprowadził Gracie do

prywatnej sali. Otworzył drzwi. W środku panowała magiczna
atmosfera: stało mnóstwo pięknych bukietów, migotały
płomyki świec, w kominku huczał ogień. Na środku pokoju
znajdował się stół z dwoma nakryciami.

- To niesamowite – szepnęła. – Wszystko to przygotowałeś

dziś?

Skinął głową.

- I warto było, żeby zobaczyć zachwyt na twojej twarzy. –

Na moment zamilkł. – Zanim pomówimy o przyszłości, muszę
ci coś wyznać.

Wysunął krzesło. Zająwszy miejsce naprzeciwko Gracie,

sięgnął po jej dłoń, jakby kontakt fizyczny był mu potrzebny,
aby mógł kontynuować.

background image

- Popełniłem wiele błędów. Niestety nie jestem doskonały.

Przed laty tak o nim myślała, jak o chodzącym ideale, ale

z wiekiem zmądrzała.

– Ja też nie jestem doskonała.

Powiódł po niej wzrokiem.

- Mam odmienne zdanie.

Uśmiechnęła się. Ściskał jej rękę, jakby czerpał z niej siłę.

- Nigdy nie chodziło mi o twoje pieniądze, Gracie.

Wingate’owie nie żyją w niedostatku, rozwiążemy nasze
problemy finansowe. Kupiłaś naszą posiadłość i przyznaję, to
nam pomogło, ale nie zabiegałem o ciebie dla korzyści
majątkowych. Przykro mi, że tak pomyślałaś.

- Byłam taka pogubiona…

- Wiem. Poniekąd z mojej winy; nie wiedziałem, jak cię

przekonać, że zależy mi na tobie. Ubzdurałaś sobie, że nie
jesteś warta mojego zainteresowania, że chodzi mi wyłącznie
o dziecko. – Wziął głęboki oddech. – Gracie, zawsze mi się
podobałaś, ale trzymałem się z dala od ciebie, bo twój ojciec
u nas pracował, a ty byłaś najlepszą przyjaciółką Beth. To był
jedyny powód. Wcale nie czułem się „lepszy”.

Potem, kiedy dowiedziałem się o ciąży, nie chciałem za

mocno naciskać, przytłaczać cię moim uczuciem. Wydawało
mi się, że potrzebujesz czasu, więc zachowywałem dystans.
Może to był błąd, nie wiem. Ale wiem jedno: zawsze mi się
podobałaś i zawsze mi na tobie zależało. A co do Rhondy…

Gracie przełknęła ślinę. Łzy zapiekły ją pod powiekami.

Dała modelce słowo, że nie powie Sebastianowi o jej wizycie.

background image

Zresztą chciała usłyszeć wersję Sebastiana.

- Starałem się pomóc jej młodszemu bratu…

Wysłuchała całej historii. Oraz przeprosin.

- Rozumiem – rzekła. – Słusznie postąpiłeś. Ale dlaczego

mi o tym nie powiedziałeś?

- Obiecałem Rhondzie, że będę trzymał język za zębami.

Nie chciała, żeby kłopoty Lonny’ego stały się pożywką dla
brukowców.

- Próbowałeś chronić chłopaka, a ja próbowałam chronić

nasze dziecko. Nie powinnam była tak pochopnie wyciągać
wniosków na twój temat. W głębi duszy wiedziałam, że jesteś
porządnym gościem. Dlatego czułam się taka skołowana
i zraniona.

Nie puszczał jej ręki.

- To moja wina – przyznał. – Zawiodłem nie tylko ciebie,

ale i Lonny’ego… Nie wybaczyłbym sobie, gdybym również
zawiódł nasze dziecko.

Nie chciała o to pytać, ale musiała. Żeby wiedzieć. Żeby

do końca oczyścić atmosferę.

- Wiesz, co mnie najbardziej zabolało? Kiedy ci się

oświadczyłam, a ty spojrzałeś na mnie, jakby diabeł zagonił
cię w sam róg piekła…

- Piekła? Och nie, Gracie! Po prostu mnie zaskoczyłaś, a to

ja chciałem ci się oświadczyć. Wszystko sobie obmyśliłem…

- A ja cię uprzedziłam…

Sebastian odsunął krzesło, okrążył stół i stanął na wprost

niej. Uklęknął i wyjął z kieszeni aksamitne czerwone

background image

pudełeczko. Serce zabiło jej mocniej. W oczach Sebastiana
zobaczyła bezmiar miłości. Uniósł wieczko, odsłaniając
pierścionek z pojedynczym brylantem otoczonym dziesiątkami
maleńkich brylancików.

- Gracie, wszystko zaczęło się tutaj. Tu, w tym klubie,

spotkałem wspaniałą kobietę ukrytą za maską, na punkcie
której oszalałem. Po raz pierwszy w życiu poczułem z kimś
tak niesamowitą więź. Byliśmy… jesteśmy sobie
przeznaczeni. Wierzę w to całym sercem. Bardzo cię kocham
i będę kochał aż po grób. Kocham też nasze dziecko. Gracie,
czy wyjdziesz za mnie? Czy zostaniesz moją żoną?

Łzy płynęły jej po twarzy. Marzyła o tym od najmłodszych

lat i teraz jej marzenie się spełniło. Tak, byli sobie
przeznaczeni. I stworzą razem wspaniałą rodzinę.

- Ja też cię kocham, Sebastianie. I tak! Wyjdę za ciebie.

Niczego bardziej nie pragnę.

Wsunął pierścionek na jej palec, po czym podniósł się

z kolan, podciągnął ją na nogi i ujął jej twarz w dłonie.

- Kocham cię, moja mała.

Słowa te przypieczętował pocałunkiem. Nigdy nie czuła

się szczęśliwsza. Po chwili wyciągnął z kieszeni jakieś
papiery.

- To jest akt notarialny. Dom należy do ciebie. A tu dowód,

że nie czyhałem na twoje pieniądze: podpisane oświadczenie,
że każde z nas zachowuje to, co należało do niego przed
ślubem. – Ponownie gorąco ją pocałował. – Pamiętasz tę
kryjówkę, w której…

- Się bzykaliśmy?

background image

- Się kochaliśmy.

- Myślisz, że zdołamy ją odnaleźć?

- Na pewno. – Wskazał na koniec sali, gdzie pomiędzy

kominkiem a wielkim regałem znajdowała się przytulna
wnęka. – Widzisz? Tu wszystko się zaczęło – szepnął,
prowadząc ją w stronę ich sekretnego „kącika”.

background image

EPILOG

Rok później

Trzymając na rękach dziecko, Gracie stała obok sceny, na

której jej mąż z dumą przemawiał do osób zgromadzonych
w głównej sali restauracyjnej Klubu.

- Nikt bardziej od mojej żony, Gracie Diaz, która ma tyle

wspaniałych osiągnięć na koncie, nie zasługuje na to
wyróżnienie. Jest silną energiczną kobietą, której z trudem
dotrzymuję kroku. No i jest niesamowicie inteligentna; jakby
nie było, wyszła za mnie.

Goście, wśród których była Ava, Lauren z Suttonem oraz

Beth z Camem, roześmiali się cicho. Pozostali członkowie
rodziny, zajęci własnymi sprawami, nie mogli być dziś obecni.

- Jest także najcudowniejszą mamą dla naszego Matea. –

Na moment wzruszenie odebrało Sebastianowi głos.

Oczy Gracie również się zaszkliły. Była najszczęśliwszą

kobietą na świecie: miała kochającego męża, ślicznego synka
i trwałe miejsce w społeczności Royal.

- Pomijając nasze relacje osobiste, Gracie Diaz Wingate

jest sprawną kobietą interesu, współwłaścicielką restauracji
i hodowczynią koni. Od niedawna w nowo otwartym biurze
w centrum miasta prowadzi firmę eventową. Ogromnie
ucieszyła się z członkowstwa w Teksańskim Klubie
Hodowców. Zanim głos oddam naszemu prezesowi,

background image

pozwólcie, kochani, że zaproszę moją piękną żonę, żeby
powiedziała do was parę słów.

Gracie przekazała dziecko jego ojcu - opieką nad nim

dzielili się od pierwszej sekundy życia malca – weszła na
scenę i rozejrzała się po sali pełnej znajomych twarzy.

- Stoję przed wami wdzięczna za wszystko, co mnie

spotkało. Wiele moich marzeń się spełniło. – Uśmiechnęła się
czule do męża i dziecka. – Dziękuję za przyjęcie mnie do
waszego grona. Chciałabym aktywnie uczestniczyć w życiu
miasta i Klubu. Dziękuję za waszą obecność, ona wiele dla
mnie znaczy.

Po Gracie na scenę wszedł prezes, a następnie Sebastian

zaprosił wszystkich na uroczystą kolację.

Siedzieli obok siebie przy stole, bardziej zakochani niż

kiedykolwiek przedtem. Sebastian okazał się mężczyzną,
o jakim zawsze marzyła. Tym, którego kochała od
najmłodszych lat.

Teraz, gdy skończyły się kłopoty Wingate Enterprises,

przyszłość rysowała się w różowych barwach. Gracie
westchnęła błogo.

- Wszystko w porządku? – spytał jej mąż.

Skinęła głową.

- Po prostu jestem odrobinę zmęczona – odparła

szeptem. – Nie mogę się doczekać, kiedy wrócimy do domu.

- Tak, to był długi dzień.

- Zwłaszcza dla Matea. Może tę noc całą prześpi.

background image

- A jak nie, to dziś moja kolej ukołysać go do snu, mimo że

on woli być w twoich ramionach. Czemu wcale się nie dziwię,
bo też je lubię.

Gracie poczuła na szyi gorący oddech. Sebastian zawsze

stanowił dla niej pokusę. Wygrała miliony na loterii, lecz
znacznie większą wygraną była jego miłość.

background image

SPIS TREŚCI:

OKŁADKA

KARTA TYTUŁOWA

KARTA REDAKCYJNA

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ROZDZIAŁ DRUGI

ROZDZIAŁ TRZECI

ROZDIAŁ CZWARTY

ROZDZIAŁ PIĄTY

ROZDZIAŁ SZÓSTY

ROZDZIAŁ SIÓDMY

ROZDZIAŁ ÓSMY

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

EPILOG


Document Outline


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
105 Uśmiech fortuny
Charlene Sands Zakochana oszustka
Sands Charlene Gorący Romans Duo 913 Zakochana oszustka
Sands Charlene Diamentowe Imperium 01 Zakochana oszustka (Gorący Romans Duo 913)
Sands Charlene Nienasyceni kochankowie
799 Sands Charlene Druga szansa 5
GRD0708 Sands Charlene Gosc weselny
napisy z murów, jeśli chcesz się uśmiechnąć, pliki tekstowe
Cnota humoru w służbie wiary, Religia - z uśmiechem, humor, teksty
Metoda Charlesa Blissa - kopia z int, Fizjoterapia, kinezyterapia
Metoda Charlesa Blissa II(1)(1)
Przygoda z usmiechem WP 3 latki cz 1 scenariusz tydz 15

więcej podobnych podstron