M u z e u m H i s t o r i i P o l s k i
ADAM WRÓBLEWSKI
Prawdziwa historja pierwszej kawiarni wiedeńskiej przez p. Kulczyckiego założonej
Jegomość pan Kulczycki czasu potrzeby wiedeńskiej borykający się z niebezpieczeństwy
tajemnego posłowania poprzez obóz bisurmański — obecnie zmożon trudem, ale syt sławy i
dobra wszelakiego, osiadł w Wiedniu. Zapragnął zażywać obfitości łupów w niezamąconym
spokoju, jako że do ojczyzny się nie kwapił, gdyż stare kościska, srodze niewygodami
wielokrotnego przekradania się przez obóz turecki — sponiewierane, nijak się na nowe trudy
ważyć nie chciały. Umyślił tedy pozostać we Wiedniu A że to niemało tego i owego sam
naładził po zwycięstwie, a hojnie obdarowany został nietylko przez króla, ale i przez
towarzyszów, to sztuczką tyftyku, to misternem naczyniem do palenia tytoniu, którego jaki
taki pan brat - chocia i karmazyn zażywać nie umiał, to wreszcie worami nieznanego w
Polszcze nasienia.
Imć pan Kulczycki zgromadził tedy jeden, drugi i dziesiąty woreczek w sklepie od starego
mieszczanina herr Stephanusa Rahmpelza wynajętym. Krotofliny pan śaczek zwał owo
ziarno, którego nawet konie jeść nie chciały, „turecką pszenicą".
Kończyła się orężna rozprawa pobitewny harmider i gomon kruczy ustal. Zwycięscy, podążali
do ojczyzny, syci sławy, a nierzadko jątrzących się ran cielesnych i niesmaków a rankorów w
dusznych, jakoże w każdym słodkości puharze znajdzie się kropla goryczy. Pan Kulczycki
zasię, dłoń za grzeczny pas utkawszy, przechadzał się po składziku i przemyśliwał, jako że
był człek gospodarny, ca przyszłość uważający i wiedzący, acz byś po kropli używał z
nagromadzonych dóbr — wrychle się wyczerpią i dno beczki, ujźrzysz.
Kiedy tak dumał, oczom jego okazał się cudaczny pachołek, śrzednioletni, w szatkach co-nie-
co przypominających trefnisia alibo kukłę. Myślał tedy imć Kulczycki, coby zaś był za poseł,
kiedy tenże skłonił się, układnie, oświadczywszy dwornie, iż jest Mtłteo Moccacini zbiegły z
niewoli tureckiej w rozgardjaszu bitewnym jeniec, ofiarowywał służby swe imć panu
Kulczyckiemu.
— Łacniej mi już tu pozostać — mówił przybysz i służyć umiejętnościami swojemi nowemu
panu, jako wolny człowiek, tem więcej, że domyślam się o waszmość dobrodzieja takowegoż
odium do nowej wędrówki ku niewiadomemu celowi.
Zastanowił się imć Kulczycki spostrzegł wlot, iż sama Opatrzność zsyła mu niepośledniego
famulusa, który ogładą i językiem zmiejsca go sobie zjednał. Skinął tedy imć Kulczycki
przyjaźnie głową i zaprosił Italczyka do izby gościnnej, gdzie kazał wprędce podać mu
M u z e u m H i s t o r i i P o l s k i
posiłek, a sam przechadzając się, kontynuował dyskurs, chcący się dowodnie przekonać, iż
przybysz prawdą a pracą pragnie się lepszego losu na wolności tak z nieba spadłej, dorabiać.
— Prócz kąta, przyodziewy i wyżywienia — mówił pan Kulczycki — niczego na
razie nie
będziesz ichmość wymagał. Okaże się później z gospodarowania ichmościa mojem dobrem
tu nagromadzonem i z jego zachowywania jakowa intrata, a jeden i drugi taler nierzadko
wpadnie w twoją dłoń z mojej kieski, tuszę, albowiem iżeś próżen jakichkolwiek zasobów, a
zdałoby się to i owo dopełnić.
Tu pan Kulczycki powłóczyło spojrzał na trefnisiowy strój famulusa i z zadowoleniem
spostrzegł radość w jego wzroku.
Niebawem zabrano się do jakiego takiego uporządkowania składów, bo pan Kulczycki lubił
ład i porządek, a gdy się natknięto na wory owego ziarna, pan Kulczycki rzekł:
— Oto temi zapasami możnaby przez 10 lat cały Wiedeń poić.
Italczyk aż podskoczył z zadziwienia.
— Niby jak?
Ano otworzę tu albo indziej przy ringu osterję turecką i poczną wydawać znamienity napitek,
— Jakże to mają pić, kiedy nikt tego nie zna!
— Tem lepiej, tem lepiej — mruczał imć pan Kulczycki — Uczynię na desce farbami dwóch
Turków: jeden będzie pykał nargil, a drugi pił kofe. Deskę oną zawieszę nad wejściem, a
wrychle obaczysz, jako osterja roić się zacznie od chcących
;
pokosztować nieznanego
trunku. Ichmość będziesz odbierał grosiwo, ja będe przygotowywał trunek, jakom się
wyuczył w Stambule.
Nicowano na wsze strony ową dobrą myśl, która pozwalała nietylko pozbywać się
nagromadzonego ziarna w zyskowny sposób, ale jeszcze dawała pole do popisu nie wiadomo
jakich w przyszłości sukcesów.
Znalazł się
misterny moździerzyk sposobny do tłuczenia upalonego ziarna.
Italczyk nie na żarty zapalił się do przedsięwzięcia, a pan Kulczycki całkiem się onemuż
oddał. Wtajemniczono, gospodarza domostwa, wyporządzono izbę narożną, zdobną w
ogromny komin z okapem, jak raz nadającą się na gotowalnie wschodniego napitku.
Sprowadzono biegłych w uporządzeniu izb gościnnych polecając im potrefnie przyozdobić
wnętrze, okap i sklepienie. Ustawiono stoły i zydle, jako że spodziewani goście chyba po
turecku siedzieć nie będą chcieli, tu i ówdzie rozścielono dywany, rozstawiono nargile —
urządzono coś na kształt świetlicy wschodniej z zachodniemi wygodami.
M u z e u m H i s t o r i i P o l s k i
Pierwszej próby dokonano w tajemniczem „zgromadzeniu trzech” na kształt wenecki, co
wielce pochlebiało Moccaciniemu, który upaliwszy ziarno na patelni, zawinął je w kawał
białego sukna i tłukł w moździerzu obracając na różne strony, aż się głuche echo rozlegało po
domostwie.
A kiedy stosowną dozę proszku zalawszy i doprowadziwszy do wrzątku wylał ten kipiatek
do farwurowych kubków — ichmości parząc sobie gębv kosztowali, otrząsając się zpoczątku,
ale wrychle przywykając do smakowitej goryczki, a jeszcze więcej do parnego odoru
wonnego ziarna. Wprawdzie pan Kulczycki już nieraz pijał ów trunek, atoli Rahmpelz nieco
się krzywił.
Rzecz została postanowiona, Zamówiono fertyczne Wiedenki do podawania napoju,
wywieszono wiechę i tablicę. Niebawem znaleźli się ciekawi.
Nie minęło wiele czasu, a było już sporo, którzy odwiedzali kawiarenkę „unseren braveren
Polacken”.
Nie wyszło trzy niedziele, a już białe sukno nabrało brunatnej barwy, nabite pyłem
kawowym, ale nawet mimo dziur tu i ówdzie przeświecających od ciągłego tłuczenia, Matteo
nie chciał go zmienić, twierdząc, że ufarbi się gruntownie, poczem jeszcze może być użytek
na grzeczną suknię — tem milszą i pożądańszą, że pełną czarodziejskiego oszałamiającego
zapachu.
Roiło się teraz w izbie od różnorakich gości.
Nierzadko w ustronnym alkierzyku znalazł się jeden i drugi mnich w białym habicie, ale nie
często, że to w dzień kłuła w oczy szata takiego anioła. Dopiero pod-przeor Xenofont,
znalazłszy raz na swoim zydlu rozwieszone sukno, przyjemnie ubarwione i aromatycznie
pachnące, wpadł na koncept, aby z niego kazać sobie uszyć habit, celem ustawicznego
kontentowania powonienia miłym odorem, oraz łącząc utile dulci, aby też mieć możność
uczęszczania do osterji na miły napitek bez zwracania uwagi.
Targ w targ: za poświęcany różaniec z Jerozolimy, wręczony ichmość Kulczyckiemu, sukno
przeszło na własność podprzeora, a klasztorny krawiec wykoncypował z niego niezgorszą
szatkę, przykładnie ocieniająca mniszą postać i pachnącą przyjemnie a ożywczo. Woń ta
przeniknęła refektarz, że i sam przeor zapragnął mieć taką szatę o co już łatwiej teraz było, bo
nie jeden lecz trzy moździerki tłukły bezustanku cudowne ziarna.
Pył przepajał aromatyczną wonią i barwił na żądany odcień sukno, które wnet znajdowało
nabywców między elitą mniszą.
M u z e u m H i s t o r i i P o l s k i
Jeden i drugi przemysł popłacał niezgorzej, a Matteo otrzymywał
estraordynaryjne bakczysze.
Rojno i znojno było teraz w osterji.
Niebawem napitku tureckiego sława przedostała się aż na podmiejskie place i targowiska,
okraszona przytm różnemi dodatkami z fantazji i zabobonu poczerpniętemi, a zgoła czarny
napój na czarodziejski dekot pasującemi.
I stało się, że czasu srogiej zimy niewiasta poniektóra z przedmieścia, przeszedłszy spory
kawał drogi z mleczywem do miasta, zmarzła setnie, tedy, nie czekając aż resztę mleka
wyprzeda, opuściła kram i pobiegła do osławionej kawiarenki po gorący napitek.
Kazała sobie wlać do dzbana kilka kubków czarnego jak smoła dekotu nie bacząc na resztę
mleka we dzbanie pozostałą.
W drodze do domu nie omieszkała często-gęsto pociągnąć ze dzbana. Płyn okazał się teraz
jeszcze smakowitszym od wypitego na miejscu. Odkrycie to było, bo jak barwa, tak i smak
był inny.
Gdy następnym razem poszła do osterji, już nieco więcej ostawiła mleka w dzbanie, a gdy jej
naczyniono gorącego czarnego płynu, pochlebotała dzbanem i ku zdumieniu obecnych, nalała
do farfurowego kubka zabielonego płynu.
Imć pan Kulczycki zbliżył się poważnie i raczył nawet pokosztować owego paskudztwa.
Zdumienie tegoż udzieliło się wlot otoczeniu. Podbiegł kręcący się po izbie Matteo
pokosztował, wybałuszał oczy, mlasnął językiem i zanucił pełnym głosem „O cara mia!”
klepiąc poufale mleczarkę po ramieniu i szczypiąc w zaróżowiony od mrozu i
ukontentowania policzek.
Sam imć pan Kulczycki nalał jedną i drugą czarkę ze dzbana i zaniósł ichmościom
Kapucynom wysiadującym zazwyczaj z gospodarzem w sąsiedniej izbie.
Zdumienie granic nie miało. Aplauz ogólny przyklasnął tej nowinie.
Mleczarkę obsypano grosiwem, między którem znalazł się i dukat od przeora, któremu
szczególniej do smaku przypadła najnowsza inwencja, jako iż miał wydelikacone
podniebienie na smakołykach wszelkich. Zaś kawę ową nazwał jowialnie kapucynkiem.
Inwentatorka stawiła się na drugi dzień z dwoma dzbanami najlepszego mleka, które
niebawem zostało zużyte biała kawa zaczęła współzawodniczyć z czarną kofe.
I tak powstała we Wiedniu Imć pana Kulczyckiego pierwsza kawiarnia.
M u z e u m H i s t o r i i P o l s k i
Wróblewski A., Prawdziwa historia pierwszej kawiarni wiedeńskiej przez Ichmość
p. Kulczyckiego założonej, Kurier Literacko-Naukowy, 1933, nr 37, s. 15-16.