Never say goodbay
Autorka- kinga1648
Beta- Bella_Cullen9 (najlepsza)
Prolog
Nigdy nie myślałam, że znowu go spotkam, że moje prawie bajkowe życie
runie przez niego. Nienawidziłam go za to, że po raz drugi miał mi je
zniszczyć. Jednak jak to mówią „Stara miłość nie rdzewieje”. Właśnie to
powiedzenie odnosi się do mojej miłości... Miłości, która mnie zdradziła.
Teraz zakładam rękawice, wchodzę na ring i idę boksować się
z rzeczywistością, w której niestety musiałam spotkać JEGO. Oto ja Bella
Swan Pierce - 100 letnia wampirzyca.
Rozdział 1
Ponowne spotkanie.
BPOV
- Bella, zbieraj się, bo zaraz jedziemy! - usłyszałam głos Aleca.
- Dobrze kochanie, tylko skończę się pakować! - odkrzyknęłam, a po
chwili do mojego pokoju wpadła moja siostra Katherine. Zapomniałam
się przedstawić. Nazywam się Bella Swan Pierce i jestem wampirem, od
stu lat. Przemieniła mnie moja przyszywana siostra Katherine Pierce,
i to właśnie po jej rodzinie mam takie nazwisko. Miałam wtedy
siedemnaście lat. Oprócz Katherine nikt nie popierał mojej decyzji, ale
wtedy było już za późno na protesty. Czasami żałuję tej decyzji, ale
przez tyle lat zdążyłam już przywyknąć do tego, że stałam się
potworem. Prawie każdy członek naszej paczki jest wampirem.
Jedynym człowiekiem w naszej paczce jest Bonie. Poznaliśmy ją, gdy
miała piętnaście lat. Obecnie ma siedemnaście. Gdy będzie miała
dziewiętnaście lat, chcę zostać przemieniona w wampira.
- Bella, błagam cię, zbieraj się, bo musimy jeszcze jechać do naszego
sklepu po puder - jęknęła moja siostra.
- A po co? - zapytałam.
- Hellloo... Zanik pamięci. Jak mamy się ukrywać? Przecież dobrze
wiesz, że potrzebny nam do tego puder, żeby mieć skórę takiego
samego koloru co Bonie - ja na to wywróciłam oczami.
- Ale Katherine, ja to wiem. Tylko że zdaje mi się, iż mamy zapas pudru
w piwnicy - oznajmiłam.
- Siostrzyczko chciałaś powiedzieć mieliśmy... Już się skończył. Właśnie
dziś wyrzuciłam ostatnie pudełko.
- Aha...- mruknęłam - Ale i tak kupimy go w Forks.
- Bella, przecież tu jest najlepszy i nasz ulubiony - jęknęła i chyba
próbowała mnie przekonać, jednak ja już podjęłam decyzję.
- Katherine pobiegnę później tylko szybko na polanę i do naszego domku
po zdjęcia. A później wyjeżdżamy z Mystic Falls - powiedziałam
dobitnym tonem.
- Okej... - mruknęła niezadowolona. Nie chciałam podważać zdania
mojej siostry, jednak ja po prostu nie chcę dłużej tutaj być. Gdy
zobaczyła moją minę, rzekła: - Przepraszam siostrzyczko, ja nie
chciałam. Zapomniałam przecież o tym idiocie – gdy to powiedziała,
w wampirzym tępię do mnie podbiegła i mocno mnie przytuliła - Będę
miała iść z tobą na polanę? - zapytała.
- Nie no co ty, jestem silna - powiedziałam i uśmiechnęłam się lekko -
Dam sobie radę - przynajmniej tak myślę. Moja siostra już miała
wychodzić, ale ja ją zatrzymałam - Kiedy przyjadą bracia Salvatorwie?
- zapytałam.
- Będą za piętnaście minut, bo pojechali gdzieś z Aleciem.
- Aha... Dobra ja się kończę się pakować, a ty przynieś mi krew
z lodówki.
- Z lisa, czy może z dzika? - zapytała i uśmiechnęła się.
- Wiesz Katherine, muszę mieć zróżnicowane jedzenie. Wczoraj miałam
z dzika, to dzisiaj niech będzie z lisa – powiedziałam, a po chwili obie
wybuchałyśmy głośnym śmiechem.
- Dobra za dziesięć minut będę ze świeżą krwią, ale najpierw idę się
przebrać i zadzwonić do Daymona, bo jak zwykle się spóźniają.
- Jasne - Katherine wyszła, a ja zastanawiałam się co mam na siebie
włożyć. Postanowiłam zawołać moje dwie przyjaciółki - Bonie! Elena!
Chodźcie na chwilę! - krzyknęłam. Za chwilę przybiegły.
- Co jest Bells? - zapytały równocześnie.
- Nie wiem, w co się ubrać - powiedziałam. One tylko pisnęły i pobiegły
do pokoju Eleny, a ja cierpliwie czekałam na te wariatki. Nagle
przypomniałam sobie wygląd i zachowanie mojej byłej przyjaciółki,
która pewnie już nie żyje. Była ona niskiego wzrostu, a jej twarz
przypominała wyglądem chochlika. Jej kruczoczarne włosy były
nastroszone. Jej imię było równie wyjątkowe, jak i piękne, Alice.
Oczywiście była ona pełną entuzjazmu zakupoholiczką tak jak Bonie
i Elena. Niestety na wspomnienie Alice musiałam przypomnieć sobie
jej brata, a mojego byłego chłopaka. Oczywiście był on nim sto lat
temu, czyli jak byłam jeszcze człowiekiem. Pewnego dnia go
znienawidziłam, i to przez niego postanowiłam zmienić się w wampira.
Ze wspomnień wyrwał mnie głos Eleny, która patrzyła na mnie
wilkiem.
- Co chciałaś? - zapytałam.
- W końcu się obudziłaś! - krzyknęła, a ja posłałam jej przepraszające
spojrzenie - Mówiłam ci o tym, że masz włożyć tę sukienkę – oznajmiła
- Miałam ci ją dać dopiero w Forks, ale skoro nie masz, w co się ubrać
to pomyślałam, że dam ci ją teraz - dopiero teraz popatrzyłam na
sukienkę, którą trzymała Elena. Była boska.
- I co podoba ci się? - zapytała nieśmiało.
- Elena, nie jestem zadowolona z tego, że wydajesz na mnie kasę - od
razu mina jej zrzedła - A po drugie ona jest boska! Jak mogłaś myśleć,
że mi się nie spodoba. Dodatkowo wybrałaś w moim ulubionym kolorze
- podbiegłam do niej i rzuciłam się w jej ramiona – dziękuję -
wyszeptałam jej do ucha.
- Bells, nie masz za co dziękować. Bardzo się cieszę, że ci się podoba.
Kolor wybrała Bonie - dopowiedziała, a po chwili wpadła Katherine
z moją krwią.
- Masz tu śniadanie.
- Dziękuję - właśnie do pokoju wbiegł mój chłopak razem z Deymonem
i Stefanem. Szybko do mnie podbiegł i lekko pocałował.
- Witaj kochanie - powiedział.
- Cześć słonko! Gdzie byłeś? - zapytałam.
- Niespodzianka - odpowiedział tajemniczo.
- Wiesz, że ja nie lubię... - nawet nie dał mi dokończyć. Choć wcale mu
się nie dziwię, bo każdy z naszej dużej rodziny zna tę kwestię na
pamięć.
- Tak Bells, wiem. Ty nie lubisz niespodzianek, ale ta będzie fajna.
Jednak dowiesz się co to dopiero w Forks - zrobiłam minę
naburmuszonego dziecka, a wszyscy na to wybuchnęli śmiechem.
- Nie śmiejcie się ze mnie! - krzyknęłam. A oni natychmiast się
uspokoili, bo wiedzieli, że zła Bella to bardzo niebezpieczna Bella –
Dziękuję - powiedziałam i razem ruszyliśmy do samochodu. Jechaliśmy
przez cztery godziny. Ja oczywiście z moim chłopakiem Aleciem oraz
Bonie i jej chłopakiem Jeremym. A reszta jechała w drugim
samochodzie. Razem z Bonie zastanawiałyśmy się, jaka będzie nowa
szkoła i nasze lokum. Za to Alec i Jeremy gadali o jakimś meczu
koszykówki. Pomimo tego, że byliśmy wampirami, to zachowywaliśmy
się jak ludzie. Nawet możemy normalnie jeść i pić, ale tylko wtedy gdy
będziemy na „diecie” zwierzęcej. No, a my na niej jesteśmy. W końcu
dojechaliśmy.
- Bella, chodź już do domu, a Alec i Jeremy wezmą nasze bagaże -
powiedziała podekscytowana Bonie.
- Jasne, kochanie przynieś moje bagaże - zwróciłam się do Aleca, na co
on tylko jęknął, a ja, Bonie, Elena i Katherine pobiegłyśmy do naszego
domu. Gdy do niego weszłam, myślałam, że umrę z zachwytu. Cały
dom był pięknie przyozdobiony. Piękne obrazy, kwiaty i oczywiście na
środku salonu stał piękny czarny fortepian.
- Bella, wiesz, że zapomniałaś pójść na swoja polanę i do naszego domku
- powiedziała Katherine, a ja klepnęłam się w głowę. Jak mogłam o tym
zapomnieć?! To miała być ostatnia rzecz, którą zrobiłam w Mystic
Falls. Ale nie, ja oczywiście musiałam zapomnieć.
- Trudno, jutro tam po biegnę - Elena popatrzyła na mnie, rzucając
piorunami – Elena, nie patrz się tak na mnie. Zrobię to po szkole.
- To super! Chodźcie, pojedziemy do Seattle na zakupy, a chłopacy pójdą
na polowanie.
- Jasne, nam to pasuje! - krzyknęli chórem chłopacy.
- Nie podniecajcie się tak. Dodatkowo macie nam przynieść do domu, bo
musimy zapełnić lodówkę - oznajmiła Bonie - Dziewczyny mamy
przynajmniej jeszcze jeden puder? - teraz skierowała do nas to pytanie.
- Ja powinnam mieć jeszcze dwa.- odpowiedziałam.
- To świetnie, chodźcie, wypudrujemy jej i jedziemy na zakupy - całe
szykowanie się i przebieranie zajęło nam trzydzieści minut. Potem
ruszyłyśmy naszym czerwonym porshe do Seattle. Gdy dojechałyśmy
pod H &M, wszyscy się na nas gapili. My tylko dumne wyszłyśmy
z samochodu i poszłyśmy kupować zakupy. Przez trzy godziny
chodziłyśmy po sklepach z ciuchami, a na końcu poszłyśmy po puder.
Gdy dojechałyśmy do domu, chłopaków jeszcze nie było, więc
postanowiłyśmy obejrzeć sobie Romea i Julię, a później pójść spać. Pod
sam koniec filmu każda z nas ryczała i właśnie wtedy przyszli chłopacy
i szybko do nas doskoczyli.
- Dziewczyny, czy coś się stało? - zapytali. Pokiwałyśmy głową na nie -
To, czemu płaczecie?
- Bo Romeo umarł - wytłumaczyłam i wskazałam na ekran telewizora.
- Dziewczyny, więcej nas nie straszcie – chyba muszę jeszcze dodać, że
wampiry mogą płakać oraz spać. Wszystkie książki o nas to ściema.
- Nie martwcie się tak o nas – powiedziałam - Alec idziesz już spać? -
zapytałam mojego chłopaka.
- Zaraz kochanie, muszę jeszcze obgadać coś z chłopakami - pokiwałam
tylko głową i poszłam do naszej sypialni. Tam szybko się przebrałam
w piżamę i zasnęłam. Rano obudziłam się przytulona do Aleca.
Zobaczyłam na zegarku, że już siódma, więc musiałam go obudzić.
- Słoneczko, wstawaj, bo dzisiaj do szkoły! - powiedziałam.
- Ja jeszcze chcę spać - jęknął w poduszkę.
- Nie możemy się spóźnić, bo to nasz pierwszy dzień! A poza tym wiesz,
co ci zrobi Elena, jak nie wstaniesz - powiedziałam ze sztucznym
strachem.
- A kto mówił, że nie wstanę - Alec od razu wyskoczył z łóżka, wziął
ubrania i pognał do łazienki, by się w nie ubrać. Ja też niechętnie
wstałam. Zaścieliłam łóżko i zaczęłam się ubierać. Postanowiłam, że do
szkoły ubiorę w białą bluzkę na długi rękaw, a do tego jeansowe
spodenki. Bella, nie denerwuj się, to jest początek nowego życia. I z tą
myślą zeszłam do kuchni. Tam oczywiście zastałam Elenę i Stefana
całujących się.
- Fuuu.... Moglibyście mi oszczędzić tego widoku w pierwszy dzień
szkoły - Stefan jak mnie zobaczył, zaczął gwizdać.
- Nie no siostra, jakie ubranie. Uważaj, bo będę musiał odganiać
chłopaków kijem - Elena lekko go klepnęła w ramię, a ja zaczęłam się
śmiać.
- Kotku, wyglądasz bosko - zachwalał mnie Alec, wchodząc do kuchni.
- Dziękuję – odpowiedziałam, podeszłam do lodówki i wyjęłam butelkę
z krwią. Szybko ją wypiłam, a później pobiegłam razem
z dziewczynami na górę po plecak.
- Możemy ruszać - rzekła Katherine i dwoma samochodami pojechaliśmy
do szkoły. Gdy wyszliśmy z samochodów wszystkie oczy były
zwrócone w naszą stronę. Każda dziewczyna mordowała mnie i moje
przyjaciółki, a każdy chłopak mordował wzrokiem naszych chłopaków.
- Chodźcie po plany lekcji - powiedziałam, wszyscy przytaknęli.
W sekretariacie pani dała nam nasz plany i życzyła powodzenia.
Okazało się, że pierwszą lekcję mam z Katherine - biologia. Jak ja jej
nienawidzę.
- Dobra, Bells, chodź! - powiedziała moja siostra i razem ruszyłyśmy do
sali biologicznej. Gdy weszłyśmy, nauczyciel patrzył na nas
zszokowany.
- Witam dziewczęta. Zajmijcie ostatnią ławkę - powiedział i wskazał nam
ją. Wszyscy się na nas gapili, ale my ich olewałyśmy. Nauczyciel się
przedstawił i zaczął nam coś tłumaczyć, a my z Katherine zaczęłyśmy
rozmawiać.
- Bells, co dzisiaj robimy? - zapytała.
- Wiesz co, myślałam o zwiedzeniu miasta – nagle mnie olśniło - Nie
możemy dzisiaj, Jenna przyjeżdża – powiedziałam, a ta jęknęła.
- A myślałam, że dzisiaj poszalejemy. Pomimo tego, ze zawsze raczej nie
jestem chętna na imprezy, to dzisiaj z chęcią bym się przeszła.
- Wiesz co wyjątkowo, ja też bym poszła na jakąś dyskotekę -
powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Dobra, Bella, spróbuj słuchać nauczyciela - pokiwałam głową i przez
resztę zajęć próbowałyśmy słuchać nauczyciela. Chodź wszystko już
wiedziałyśmy, bo przez sto lat to nietrudno się nauczyć biologii.
Następną lekcją była trygonometria, na której siedziałam ze Stefanem.
Trzecią lekcją był angielski. A po angielskim razem z Aleciem udałam
się pod stołówkę. Po pięciu minutach przyszła reszta naszej paczki.
Wszyscy weszliśmy do stołówki i znowu wszyscy się na nas gapili.
- Bella, widzisz gdzieś wolny stolik? - zapytała Bonie. Zaczęłam się
rozglądać po stolikach. W pewnej chwili mój wzrok zatrzymał się na
niemożliwie białych ludziach. Byłam pewna, że to wampiry, jak
również byłam pewna tego, że ich nie znam. Jednak, gdy przyjrzałam
się twarzy szczupłej dziewczynie, która miała nastroszone włosy.
Rozpoznałam Alice, a obok niej siedział jej brat, Edward.
- Katherine? - wyjąkałam.
- Tak Bello? Coś się stało? - wskazałam lekko palcem na stolik. Na
twarzy Katherine odmalowywał się szok i niedowierzanie.
- Alec, blokuj naszą rozmowę. Bella jak to możliwe?! Mój Boże jak to
możliwe?! Nie wierzę! - krzyknęła, na szczęście nikt nie mógł usłyszeć
naszej rozmowy dzięki Alecowi - Nie martw się, on cię nie rozpozna.
Słuchajcie - zwróciła się do naszych przyjaciół - Od teraz mówimy do
Belli, Iza. Nie inaczej.
- Czemu? - zapytała zaciekawiona Elena.
- Widzicie ten stolik - wskazała palcem - Ten miedzianowłosy chłopak to
Edward.
- Bella to prawda? - zapytała Alec. Pokiwałam głową, a w moich oczach
stanęły łzy. Nagle na twarzy Alice również odmalował się szok, później
zauważyłam tylko, jak podskakuje na krześle i wiesza mi się na szyi.
- O matko to naprawdę ty! - krzyczała.
- Alice, chodź na korytarz, ale najpierw zawołaj Rose - powiedziałam
spokojnie.
- Jasne! - pisnęła i w podskokach udała się do stolika jej rodzeństwa.
- Bella, powiemy jej prawdę? - zapytała moja siostrzyczka.
- Oczywiście, że tak. Katherine to nadal nasza przyjaciółka. NIE MÓWIĘ
TU O EDWARDZIE - powiedziałam – Alec nadal blokujesz
rozmowę?- zapytałam, a on przytaknął - Tak samo Rose. Jednak nie
będziemy jej mówić tego tutaj, tylko pójdziemy do kawiarni, albo
przyjdą dzisiaj do nas – ona tylko pokiwała głową.
- Alice, gdzie ty mnie prowadzisz! - usłyszałam szept Rose.
- Chodź, ucieszysz się! - krzyknęła entuzjastycznie Alice. Gdy już do nas
doszły, wyciągnęłam wszystkich na korytarz.
- Kochanie, zrób, tak byśmy tylko my słyszeli rozmowę nikt ze stołówki,
albo ze szkoły.
- Oczywiście słońce - powiedział.
- Słońce? - zapytała Alice.
- Chochliku, poznaj mojego chłopaka, Aleca - przedstawiłam.
- Ile już lat jesteś wampirem? - zapytała.
- Od stu lat. Niedługo właśnie obchodzę setną rocznicę – oznajmiłam
z uśmiechem.
- Zaraz chochliku? - po raz pierwszy odezwała się Rosalie – Alice,
przecież tylko Bell... - popatrzyła na mnie zszokowana.
- Witaj Rose! Bardzo się cieszę, że cię widzę. Minęło już sto lat - na jej
twarzy pojawił się wielki uśmiech, a po policzkach zaczęły spływać łzy.
Szybko ją przytuliłam. Dołączyła do nas Alice.
- Boże, Bella! Co ty tu robisz?! Ja myślałam, że ty nie żyjesz?! -
krzyczała jak opętana.
- Aż tak szybko to się mnie nie pozbędziesz - powiedziałam i zaczęłam
się śmiać - A tę osobę poznajecie? - zapytałam i wskazałam na
Katherine.
- Sorki za wyrażenie, ale ja pierdolę! Katherine?! - krzyknęła Alice.
- No, a kogo się spodziewałaś?! Świętego Mikołaja?! - krzyknęła moja
siostra i przytuliła nasze przyjaciółki.
- Nie wierzę, wiesz, co powie E... - zaczęła Alice.
- All nie mów mi o nim! Macie nikomu nie powiedzieć, że to jesteśmy
my! A tym bardziej Edwardowi! Przyjdźcie dzisiaj pod mały sklepik
niedaleko szkoły. Wtedy zaprowadzę was do naszego domu i
wytłumaczymy wam. A teraz, zanim pójdziemy na lunch, przedstawię
wam naszych przyjaciół. Ta o to dziewczyna to Elena Gilbert, obecnie
Salvatore. Ten głupek obok to jej mąż Stefan Salvatore. Drugi głupek
szczerzący się to mąż Katherine, Demon Salvatore, ostatnim głupkiem
jest Jeremy Gilbert. Jego dziewczyna Bonie, no i mój chłopak Alec -
przedstawiłam dziewczynom całą naszą paczkę.
- Okej, chodźcie na lunch, bo i tak naszemu rodzeństwu wydawało się to
dziwne.
- Jasne - odpowiedziałam i znowu wszyscy razem weszliśmy na
stołówkę. Dziewczyny pobiegły do swojego stolika, a my poszliśmy do
jakiegoś wolnego. Przez cały lunch my tylko siedzieliśmy, nawet ze
sobą nie rozmawiając. Później cały dzień minął mi zaskakująco szybko.
Gdy wróciliśmy do domu, ja się tylko przebrałam i ruszyłam pod
sklepik, koło którego umówiłam się z dziewczynami. Gdy już doszłam,
zobaczyłam je i stojącego Emmetta. Pewnie przyszedł jako ochrona.
- Siema dziewczyny! A ty co Emmett ochrona?- zapytałam. Dziewczyny
posłały mi przepraszające spojrzenia.
- Przepraszam cię Bello! Ale nasi chłopcy włącznie z Edwardem się o nas
martwią. Choć nie wiem po co - powiedział chochlik.
- I pomyśleć, że kiedyś on mnie całował. A teraz się mnie boi -
powiedziałam z goryczą.
- Dziewczyny, kto kogo całował? - zapytał zdezorientowany misiek -
I skąd znasz moje imię.
- Słuchaj Emmett, odpowiem na wszystkie wasze pytania, ale najpierw
musimy iść do mnie do domu - to mówiąc, zaprowadziłam ich do naszej
willi.
- Cześć wszystkim! Przyszły dziewczyny i Emmett! - krzyknęłam,
a w progu pojawiła się Katherine.
- Bella miały być tylko dziewczyny, a skąd wiesz, że Emmett nie zdradzi
- zapytała.
- Przyszedł jako ochrona – oznajmiłam - Chodźcie do salonu –
powiedziałam i zaprowadziłam gości do salonu. Oczywiście siedzieli
tam wszyscy moi przyjaciele – Emmett, powiedz mi czy pamiętasz
jeszcze swoją dawną przyjaciółkę o imieniu Bella? - zapytałam.
Musiałam się dowiedzieć, czy chociaż mnie jeszcze pamięta.
- Skąd ją znasz? - zapytał.
- Misiu, odpowiadaj na pytania - powiedziała Rose.
- Jak mógłbym ją zapomnieć. Była najlepsza - gdy misiek to powiedział,
w moich oczach stanęły łzy.
- Dziękuję - powiedziałam cicho – Alec, chroń rozmowę, a ja będę
chroniła myśli - dopowiedziałam.
- Już chronię - oznajmił Alec.
- To tak Emmett, ja jestem Bella. Jestem twoją przyjaciółką. Wiem, że
będzie ci trudno uwierzyć, ale za dwa tygodnie kończę sto lat - na jego
twarzy można było zobaczyć, jak przelatują najróżniejsze emocje; szok,
ból, zdziwienie.
- Bel-l-a-a? Jak to możliwe? - zapytał.
- Jestem wampirem. Sto lat temu zostałam przemieniona przez Katherine.
Właśnie dlatego dziewczyny dzisiaj do mnie przyszły, by dowiedzieć
się, dlaczego zniknęłam bez słowa. I dlaczego jestem wampirem, jak to
się stało? - powiedziałam - Tak więc zaczynam moją historię.
Pamiętacie, jak wyjechaliście raz na tydzień do Kalifornii razem z Esme
i Carlislem? - pokiwali potwierdzająco głową - W pierwszy dzień jak
wyjechaliście, postanowiłam zrobić Edwardowi niespodziankę i
pojechałam do was do domu. Ogólnie był on zamknięty, ale ja miałam
zapasowy klucz. Otworzyłam go i weszłam. Od razu pognałam do
pokoju Edwarda, gdy otworzyłam drzwi do jego pokoju, ujrzałam jego
z jakąś rudą zdzirą. Oczywiście byli oni nadzy. Nawet nie zauważył, że
ktoś do niego przyszedł. Szybko wybiegłam z waszego domu. A gdy
dotarłam do swojego, poprosiłam Katherine o przemienienie mnie
wampira. Pewnie spytacie, skąd wiedziałam, że Katherine jest
wampirem. Ja to wiedziałam od dawna, jednak nie mogłam wam
powiedzieć. Ona upozorowała moją śmierć i przemieniła mnie. Często
was obserwowałam i widziałam smutek w waszych oczach. Chciałam
do was podejść i was pocieszyć, ale nie mogłam. Przez te sto lat
poznałyśmy z Katherine Stefana, Daymona, Elenę, Bonie, Jeremyego
i Aleca. Niestety naszej, można powiedzieć mamy nie ma, ponieważ
musiała gdzieś wyjść. Jenna to ciocia Eleny i od niedawna wampir. To
już koniec historii. Przepraszam was, nie chcę was wyganiać czy coś,
ale ja chcę iść spać. Jak coś to spotkamy się jutro w szkole. Aha
i mówcie tam do mnie Iza, bo nikt ma się o mnie nie dowiedzieć.
Jeszcze jedno w ogóle o mnie nie myślcie – powiedziałam. Oni tylko
pokiwali głową i wyszli, a ja poszłam spać.
EPOV
- Edward, cholera jest sobota, chodź się pobawić. Dziewczyny chcą
strasznie iść do klubu - mówił Emmett - Nie bądź idiotą! Minęło już sto
lat! Ona nie żyje! Pogódź się z tym! - krzyczał, a ja byłem na niego
wściekły. Jak w ogóle mógł tak mówić. Przeze mnie moja dziewczyna
już nie żyje.
- Emmett jak możesz tak mówić! To również byłą twoja przyjaciółka! Za
to Bella była moją dziewczyną! To przeze mnie nie żyje! - krzyknąłem.
- To mi wytłumacz, co takiego zrobiłeś, że przez ciebie nie żyje. Po
naszym przyjeździe z Kalifornii w ogóle jej już nie zobaczyliśmy, a ty
byłeś załamany - ciągnął. Moja rodzina nie wiedziała, czemu Bella się
zabiła, bo gdyby na przykład Emmett się dowiedział, urwałby mi łeb.
Na pewno wtedy, by się nie patrzył na to czy ja jestem jego bratem.
Zresztą tak jak reszta rodziny. Wszyscy strasznie kochali moją byłą
dziewczynę. Ja nadal ją kocham, choć wiem, że więcej jej nie zobaczę.
- Edward Anthony Cullen! - usłyszałem krzyk Alice - Jeżeli dzisiaj nie
pójdziesz na dyskotekę z nami, to zabiję cię własnymi rękoma.
- Wolę śmierć - mruknąłem, a ona po prostu skoczyła mi na plecy
i zaczęła walić pięściami w nie.
- Idziesz dzisiaj na dyskotekę! Bez dyskusji! A teraz marsz do pokoju
Jazza się szykować! - krzyczała prosto do mojego ucha.
- Już idę - powiedziałem, a ona posłusznie zeszła z moich pleców.
Później Emmett klepnął mnie lekko w plecy i razem poszliśmy do
pokoju Jaspera.
- No Edward w końcu się zgodziłeś, bo myślałem, że Alice przypadkowo
mi łeb urwie za ciebie - powiedział Jazz, a ja zacząłem się śmiać.
- Aż taka groźna to ona chyba dla ciebie nie jest.
- No nie wiem, przecież powiedziałem, że może to zrobić to
przypadkowo.
- No tak, racja. Dobra szykujmy się, bo jeszcze ten mały złośliwy
chochlik tu wpadnie - powiedziałem z uśmiechem. No i tak właśnie
zaczęły się nasze jednogodzinne przymiarki: co na siebie włożyć? Cały
czas gadałem chłopakom, że nie chcę iść na tę dyskotekę, ale oni na to „
Musisz”. Po godzinie razem z chłopakami zeszliśmy do salonu i przez
kolejne pół godziny czekaliśmy na dziewczyny. Po chwili zeszły,
wyglądały prześlicznie. Choć i tak ja nadal uważam, że Bella byłaby
o wiele piękniejsza.
- Chłopaki jak wyglądamy? - zapytały. Jasper szybko podbiegł do Alice
i namiętnie ją pocałował.
- Bosko - powiedział do Al, ona się uśmiechnęła i znowu zaczęli się
całować. Tak samo zrobił Emmett. Tylko że powiedział o wiele
śmieszniejszy komplement.
- Rosie tyś piękniejsza od Julii - zacząłem się głośno śmiać.
- Emmett w poetę się zamieniasz? - zapytałem, a Jasper również zaczął
się śmiać.
- Gdybyś miał swoją dziewczynę, to też chciał ją jak najładniej
komplementować – to był cios poniżej pasa. Emmett od razu zrozumiał
swoją gafę - Sorry Ed, jak nie chcesz, nie musisz iść na tę dyskotekę -
powiedział, a Alice trzepnęła go w ramię.
- Dzięki - rzekłem jeszcze, a oni już wyszli. Jako że jestem wampirem,
mogłem jeszcze słyszeć, jak Alice wrzeszczy : „Porąbany jesteś, co ty
zrobiłeś?! Nie po to go tyle wyciągałam!”. Nie wiedziałem co robić,
więc w ogóle nie myśląc, postanowiłem pobiec na polanę moją i Belli
do Mystic Falls. Gdy już tam dobiegłem, znowu nie mogłem uwierzyć,
że minęło już sto lat, a to miejsce jest nadal takie same. Tak piękne.
Cały czas słyszę śmiech Belli, gdy ganiałem ją po całej polanie. Nadal
pamiętam naszą pierwszą randkę, to właśnie tu ją na nią zabrałem.
Nagle moja komórka zaczęła dzwonić.
- Edward, synku gdzie jesteś? - usłyszałem matczyny głos Esme.
- Jestem w Mystic Falls Esme. Reszta jest na dyskotece i pewnie
nieprędko wróci. A ja przyjdę za około dwie godziny. Jak coś to
wpadnę jeszcze do nich na dwadzieścia minut i sprawdzę czy nic im nie
jest, pomimo że są wampirami.
- Dobrze kochanie, uważaj na siebie - powiedziała przepełnionym troską
głosem.
- Będę... - odpowiedziałem. Byłem świadomy tego, że cała rodzina się
o mnie martwi, ale szczerze to w sumie nie mieli o co. Może kilka razy
chciałem się zabić, ale już nie chcę. Żyję tylko dla Belli, wierzę, że
jednak mi wybaczyła. Na polanie przesiedziałem jeszcze całą godzinę,
a później postanowiłem, że pójdę i sprawdzę co u tych debili. Szybko
pobiegłem w kierunku drogi, a później szedłem w ludzkim tempie. Gdy
wszedłem do klubu, od razu zauważyłem stolik przy, którym całowali
się Rose i Emmett. Szybko do nich podszedłem.
- Siema, może byście wyluzowali - powiedziałem.
- Spadaj kolo! - Emmett próbował przekrzyczeć muzykę.
- To tak się mówi teraz do swojego własnego brata. Przepraszam, nie
wiedziałem - oznajmiłem ze śmiechem, a Emmett odwrócił twarz
i patrzył na mnie zaskoczony. Widok tej miny był bezcenny. Normalnie
nie mogłem od niego wzroku oderwać, dopóki coś nie wskoczyło na
moje plecy.
- Edward, jednak przyszedłeś! - krzyczał rozradowany chochlik.
- Jasper, dałeś jej dodatkowego Red bulla? - zapytałem, za co oberwałem
w plecy.
- Widzicie, mówiłam wam, że przyjdzie. A wy: „Nie on na pewno nie
przyjdzie. Woli sam siedzieć i znowu patrzyć na Bellę” - zacytowała -
A ja wiedziałam, bo znam swojego braciszka - powiedziała z dumą.
- Alice, nie ciesz się tak, bo ja na długo nie przyszedłem. Po prostu Esme
się martwiła i kazała mi sprawdzić czy jesteście cali. W końcu jest
naszą mamą, może wampirzą, ale mamą.
- Okej, ale zostań chociaż na godzinę - przytaknąłem tylko i pociągnąłem
Alice za rękę na parkiet. Znowu mina Jazza była bezcenna. Alice
wesoła zaczęła ze mną tańczyć do piosenki Shout it down – Pitbulla
i Akona
*
. Później dwie piosenki przetańczyłem z Rose, a później jedną
z Emmettem. Akurat była wolna. Wszyscy się na nas gapili, a my
udawaliśmy gejów. Miny większości klubowiczów były rozbrajające.
Dziewczyny i Jazz tylko się śmiali. Wyjątkowo przez tę godzinę
świetnie się bawiłem.
- Słuchajcie, chodźcie, pojedziemy już do domu – powiedziałem, oni
tylko potaknęli i razem ruszyliśmy do naszego domu. W progu powitała
nas Esme.
- Boże, tak się o was martwiłam. Edward, czemu nie odbierałeś telefonu?
- zapytała.
- Przepraszam mamo, tańczyłem - moja mama wydawała się być
zdziwiona. Kto by nie był, skoro w jednej godzinie jestem przybity,
a w drugiej tańczę na parkiecie.
- A z kim? Poznałeś jakąś dziewczynę? - zapytała Esme, a ja na to
wywróciłem oczami.
- Nie mamo, tańczyłem Emmettem - powiedziałem i wszyscy
wybuchnęliśmy śmiechem.
- Skoro to jest takie śmieszne to chodźcie, opowiecie mi w domu - tak jak
powiedziała Esme, tak robiliśmy. A później przez piętnaście minut
opowiadaliśmy jej tę historię. Na samym końcu wybuchnęła głośnym
śmiechem i akurat przyszedł Carlisle, nasz tato. Jemu także
opowiedzieliśmy tę historię i też zaczął się śmiać.
- Nie no dzieciaki, wy to jesteście pomysłowe. Co sobie ludzie pomyślą,
jak dowiedzą się, że synowie Doktora Cullena są gejami - powiedział
między salwami śmiechu Carlisle - Idźcie spać, bo jutro jedziemy na
polowanie - dodał tylko jeszcze, a my posłusznie rozeszliśmy się do
naszych pokojów. Ja szybko wziąłem prysznic, przebrałem się
w piżamę i poszedłem spać.
Rano obudził mnie zapach świeżej krwi z dzika. Szybko się ubrałem
i pognałem do kuchni.
- Witaj Esme! Skąd macie krew?
- Jak spałeś, pojechaliśmy na polowanie i ci przywieźliśmy. Mam
nadzieję, że będzie dobra, bo ja na przykład wolę świeżą.
- Ależ mamo ta też jest świeża, tylko ja ją piję w szklance - oznajmiłem.
- Wiem, wiem synku. Idziesz grać dzisiaj z nami w Baseball, bo będzie
burza - uśmiechnąłem się.
- Jasne, a o której?
- Alice wspominała, że o dwunastej ma zacząć padać, a o piętnastej
będzie już burza.
- Dobrze, jak na razie idę jeszcze na polanę – powiedziałem i wybiegłem
z domu szybko i znalazłem się na polanie. Kolejne trzy godziny tam
spędziłem. Nadal bym na niej siedział, gdyby nie telefon.
- Słucham? - zapytałem.
- Gdzie jesteś? Bo zaraz idziemy grać - usłyszałem głos Jazza
w słuchawce.
- Zraza będę Jasper. Poczekajcie na mnie - powiedziałem i pognałem
w kierunku Forks. Wszyscy czekali już na dworze.
- O przyszła nasza zguba, więc możemy już iść - odezwała się Alice
i razem pobiegliśmy na miejsce, gdzie zawsze graliśmy w baseball.
Walka była bardzo ostra. Ja byłem w drużynie z Alice, Emmettem
i Carlislem. Druga drużyna to Esme, Rosalie i Jasper.
- Słuchajcie, może już skończymy? Gramy już cztery godziny - odezwała
się Esme.
- Jasne - zgodził się Carlisle, i już za chwilę byliśmy w domu. Każdy
poszedł do swojego pokoju. Umyłem się, ubrałem w piżamę i
poszedłem spać. Przyśniła mi się moja Bella, tylko że ona była
wampirem. Nie była już tym kruchym szarym człowiekiem. Nagle
budzik zaczął przeraźliwie dzwonić. Szybko go wyłączyłem, ubrałem
na siebie jakieś jeansy i koszulkę, po czym zbiegłem na dół.
- Gdzie dziewczyny?- zapytałem
- Zaraz przyjdą - odpowiedział Emmett i rzeczywiście po pięciu minutach
dziewczyny zeszły na dół i mogliśmy jechać do szkoły. U samego jej
progu powitała nas podekscytowana Jessica Stanley.
- Cześć wszystkim! - krzyknęła - Wiecie, że dzisiaj przyjeżdżają nowi! -
popatrzyłem zdziwiony na Alice, bo ona powinna to przewidzieć.
- Jacy nowi? - zapytałem.
- Podobno przyjadą tutaj cztery dziewczyny, czterej chłopcy i dodatkowo
opiekunka Jenna. Niestety nie wiem, jak reszta ma na imię -
powiedziała zrezygnowana Jessica.
- Dzięki za informację, ale my musimy już iść - powiedziała Rose.
Jessica tylko fuknęła i odeszła, a my udaliśmy się na lekcje. Po trzech
lekcjach wszyscy razem poszliśmy na stołówkę i usiedliśmy przy
naszym codziennym stoliku.
- Alice, czemu nie przewidziałaś przyjazdu tych nowych? - zapytała
Rose.
- Nie wiem - odpowiedziała jej tylko. Nagle drzwi się otworzyły i do
stołówki weszło ośmiu ludzi. Największą uwagę przykuła jedna
z dziewczyn. Miał pół długie, brązowe włosy i była bardzo podobna do
mojej byłej dziewczyny. Edward pamiętaj, Bella nie żyje, uświadom to
w końcu sobie. Czym prędzej odwróciłem głowę w kierunku okna
i gapiłem się tak bezmyślnie. Koło mojego ucha doszedł głośny pisk,
odwróciłem się i zobaczyłem, jak Alice biegnie przez stołówkę i rzuca
się na szyję owej brunetce. Zaczęła wyrzucać coś z prędkością światła,
ale ja niczego nie słyszałem.
- Emmett słyszysz ich rozmowę? - zapytałem.
- Nie nic, kompletnie nic.
- Bardzo dziwne... - dodał Jasper. Po chwili Alice zaczęła biec do
naszego stolika. Już miałem zapytać, skąd zna tę dziewczynę, ale ona
tylko pociągnęła Rose za rękę i wszyscy nowi, oraz Rosalie i Alice
wyszli na korytarz.
- Edward, słyszysz myśli Alice albo Rose? - zapytał zdenerwowany Jazz.
- Nie, tak jakby ktoś używał jakiejś tarczy – powiedziałem i cierpliwie
czekaliśmy, aż przyjdą dziewczyny. Po dziesięciu minutach przyszły
z uśmiechami na twarzach.
- Alice, skąd znasz tę dziewczynę?
- Oh ty też ją...- chciała dokończyć, ale Rosalie lekko ją kopnęła
i popatrzyła na nią dziwnym wzrokiem. Po chwili pojawili się również
nowi. Usiedli przy jakimś stoliku. Nie jedli, nawet nie rozmawiali -
Znam ją z takiego jednego pokazu mody - dokończyła Alice.
- Aha... - mruknął Jasper. Dziewczyny cały czas patrzyły się na stolik
nowych i uśmiechały się ciepło do dziewczyny z brązowymi włosami.
Ona je tylko odwzajemniała. Po lunchu miałem tylko dwie lekcje, ale
postanowiłem sobie je odpuścić, moje rodzeństwo także, więc
zwinęliśmy się od razu. Dziewczyny usiadły w salonie i zaczęły
oglądać Romea i Julię. Po dwóch godzinach zapytały:
- Która jest godzina? - spojrzałem na zegarek.
- Prawie trzynasta. A co?
- Spotkanie! - krzyknęły tylko w odpowiedzi i poszły na górę się
przebrać. Po pięciu minutach wróciły na dół.
- Dziewczyny, gdzie idziecie?- zapytał Emmett.
- Na spotkanie z B... - tym razem to Alice kopnęła Rosalie - Z Izą. Tą
nową, wiesz, dawno się nie widziałyśmy.
- Nie ma mowy. Ona jest jakaś dziwna, nie puszczę was same. Ja idę
z wami - oznajmił misiek i wyszli.
- Jasper, a ty nie idziesz z nimi? - zapytałem.
- Po co, jeżeli Emmett poszedł, to nic nie może się zdarzyć. Ja idę spać,
a ty? - zapytał.
- Nie no co ty dopiero trzynasta.
- No tak, ty nie byłeś na polowaniu wczoraj. To narka! - krzyknął jeszcze
i zniknął w swoim pokoju. Postanowiłem, że także się prześpię, ale na
kanapie, gdyby Alice i reszta wrócili. I rzeczywiście po godzinie wrócili
zadowoleni.
- I jak tam spotkanie? - dziewczyny już chciały coś odpowiedzieć, ale
Emmett je wyprzedził.
- Super! Dziewczyna jest naprawdę miła i bezpieczna. Zresztą wszyscy
są mili. Mówię ci, a jaką mają chatę - zachwalał.
- Okej, skoro wszystko spoko, to ja też już idę spać, bo jestem zmęczony
tym wczorajszym baseballem. Jak coś Alice to Jazz już poszedł spać.
- Spoko, to dobranoc!
- Dobranoc! - krzyknąłem i udałem się do swojego pokoju. Rano wezmę
prysznic. Pomyślałem, przebrałem się w piżamę i od razu poszedłem
spać.