Field Sandra Zabawa w randki

background image

Sandra Field

Zabawa w randki

background image

Rozdział 1


Teal Carruthers stał w korku przed skrzyżowaniem, na którym taksówka

zderzyła się z ciężarówką. Czuł narastającą złość. Zniecierpliwiony spojrzał na
zegarek. Dochodziła piąta, więc nie ulegało wątpliwości, że spóźni się do domu.

Był poniedziałek, czyli dzień, w którym pani Inkpen przychodziła sprzątać i

pilnować Scotta do powrotu ojca z pracy. Obaj darzyli ją sympatią, chociaż
Carruthers miał pewne zastrzeżenia co do jej umiejętności kulinarnych. Pani
Inkpen była bardzo przywiązana do ich domu, ale nie tolerowała żadnych
spóźnień. Teal wyjrzał przez okno. Policjant skończył spisywać zeznania
kierowców. Zaczęto usuwać szkło z jezdni i po chwili samochody ruszyły. Czarne
BMW przejechało kilka metrów i znów stanęło, a Teal Carruthers niecierpliwił się
coraz bardziej. Miał za sobą długi i ciężki dzień w sądzie, teraz się spóźni do
domu, a na domiar złego zabrał z sobą tyle akt, że będzie zmuszony siedzieć nad
nimi do późnej nocy. Sprawa, którą prowadził wraz z Mike'em dotyczyła
Willie'ego McNeilla. On sam gotów był prawie ręczyć głową za to, że Willie jest
niewinny, lecz niestety Mike popełnił dwa błędy proceduralne i w związku z tym
zaistniała konieczność opracowania linii obrony niemal od początku. Należało
przedstawić takie argumenty, by sędzia pozbył się zastrzeżeń i wydał wyrok
uniewinniający. Carruthers postanowił, że jeszcze tego samego wieczora
skontaktuje się z dwoma świadkami, a z pozostałymi przeprowadzi rozmowy
następnego dnia. To oznaczało, że do środy nie będzie miał czasu dla syna.

Przed dom zajechał dopiero dwadzieścia pięć po piątej. Pani Inkpen już stała na

werandzie, ubrana do wyjścia. Była to kobieta w podeszłym wieku i miała
niedomagającego męża. Bardzo lubiła Scotta i dlatego zawsze zdecydowanie
oponowała, gdy Teal Carruthers nieśmiało proponował, by przestała przyjeżdżać
do niego, a zajęła się mężem.

– Panie Teal – zawołała i ostentacyjnie postukała palcem w zegarek – policzę

sobie za nadgodziny! Gdybym wiedziała, że tak się pan spóźni, byłabym
przygotowała coś smacznego na kolację.

Carruthers bardzo się ucieszył, że ominęło go „coś smacznego" i pospieszył z

wyjaśnieniem:

– Przepraszam, ale na skrzyżowaniu Robie i Coburg zdarzył się wypadek.
W oczach pani Inkpen pojawiło się żywe zainteresowanie.
– Byli ranni?

background image

– Nie, tylko stłuczka, no i oczywiście długi korek.
– To przez te narkotyki – oświadczyła kobieta z przekonaniem. – Wszystko

przez narkotyki, ot co. Nie dalej jak wczoraj mówiłam mężowi, że teraz za dużo
tego, i że zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Człowiek się wszystkich boi, bo nie
wiadomo kiedy i od kogo może dostać w głowę. No, ale pan jako prawnik
oczywiście wie o tym lepiej ode mnie.

Carruthersowi nie uśmiechało się słuchanie dalszych wywodów na ten temat,

więc przerwał, pytając:

– Czy mogę panią podwieźć, żeby zadośćuczynić za spóźnienie?
– Nie trzeba. Muszę czasami trochę rozruszać stare gnaty – odparła pogodnie

pani Inkpen. – Czy czuje pan zapach bzu? Ślicznie pachnie, prawda?

Elizabeth posadziła krzew purpurowo-fioletowego bzu w roku, gdy urodził się

Scott i postanowiła, że kiedy urodzi się córka, zasadzi biały bez. Nie doczekali się
córki, a teraz żona nie żyła... Twarz Teala Carruthersa przebiegł skurcz.

– Tak, pachnie bardzo pięknie... A więc do zobaczenia za tydzień, pani Inkpen.
Kobieta uśmiechnęła się porozumiewawczo.
– Dzwoniła pani Thurston, a potem pani Patsy Smythe. Musi panu być

przyjemnie, że ma takie powodzenie. Pan chyba jeszcze nigdy nie spędził
sobotniego wieczoru samotnie, co? – Pokiwała głową. – To dlatego, że pan taki
przystojny. Jak aktor. Gdybym miała ze dwadzieścia lat mniej, to mój Albert
mógłby być zazdrosny.

Carruthers nachmurzył się, gdyż jego zdaniem taka opinia była daleka od

prawdy. Powodzenie nie sprawiało mu żadnej przyjemności, a wręcz przeciwnie,
było kulą u nogi. Odprowadził panią Inkpen do furtki, zabrał aktówkę z
samochodu i wszedł do domu.

– Scott! Już jestem! – zawołał.
W kuchni panował powierzchowny porządek. Wkrótce po śmierci Elizabeth

okazało się, że sprzątanie pani Inkpen polega na zgarnianiu wszystkiego do
najbliższej szuflady lub wpychaniu na półki. Carruthers mógłby wysunąć to jako
argument do wymówienia, ale dotychczas się na to nie zdobył.

Ciszę przerwał telefon stojący na szafce pod oknem. Teal podejrzewał, że

dzwoni któraś z wielbicielek, więc niechętnie podniósł słuchawkę. Niekiedy
odnosił wrażenie, że w mieście nie ma ani jednej kobiety poniżej pięćdziesiątki,
która chciałaby zostawić go w spokoju. Każda była przekonana, że potrzebna mu
jest albo żona, albo matka dla syna, albo chociażby kochanka. Być może nawet
wszystkie trzy w jednej osobie. A tymczasem bardzo się myliły. Carruthers

background image

doskonale sobie radził z wychowywaniem syna i nie widział powodu, dla którego
miałby powtórnie się żenić. Swe ciało zdołał poskromić do tego stopnia, że
chwilami miał wrażenie, iż mógłby zostać mnichem.

– Słucham?
– Teal? Mówi Sheila McNab. Poznaliśmy się na spotkaniu w ubiegłym

tygodniu. Pamiętasz mnie? – Przypomniał sobie, że jej śmiech bardzo go drażnił. –
Dzwonię głównie po to, żeby zapytać, czy jesteś wolny w sobotę i czy zechcesz
pojechać ze mną do Chester. Będziemy piec barana z okazji urodzin mojej
znajomej.

– Niestety, nie mogę, już zaplanowałem coś innego – odparł zgodnie z prawdą.
– No to może innym razem?
– Raczej nie, jestem ostatnio bardzo zajęty. Mam dość odpowiedzialną pracę, a

poza tym sam wychowuję syna... Miło mi jednak, że o mnie pomyślałaś. Może
jeszcze kiedyś się spotkamy – i szybko odłożył słuchawkę.

Miał nieprzyjemne uczucie, że nawet we własnej kuchni czyhają na niego

kobiety. Niekiedy zastanawiał się, czy miałby więcej spokoju, gdyby ogolił głowę
i przytył co najmniej dwadzieścia kilogramów. Rozmyślania przerwał mu tupot na
piętrze. Scott zjechał po poręczy na dół i z hukiem wylądował na podłodze. Wpadł
do kuchni, wymachując kartką papieru.

– Tato, nie zgadniesz, co ci powiem! – zawołał podniecony. – W czwartek

odbędzie się spotkanie nauczycieli i rodziców, więc będziesz mógł poznać mamę
Danny'ego, bo ona też przyjdzie.

Ojciec drgnął i uśmiech zamarł mu na ustach. Tylko jeszcze tego mu brak!

Kolejna wielbicielka! W dodatku taki wzór cnót jak matka Danny'ego!

– Sądziłem, że w tym roku nie będzie już spotkań z nauczycielami – rzekł i

pogładził syna po głowie.

Scott zrobił unik i uderzył prawym sierpowym, a ojciec nie pozostał mu

dłużny. Po chwili obaj przewrócili się i stoczyli ustaloną rytuałem walkę.

– Czy to twoja jedyna sportowa koszulka? – spytał ojciec nieco zasapany. –

Koniecznie trzeba ją wyprać.

– Po co? Przecież zaraz znowu się pobrudzi – logicznie zauważył syn, siadając

mu okrakiem na piersi. – W czwartek rodzice będą mogli poznać naszych
nauczycieli i obejrzeć różne rzeczy, które zrobiliśmy. Tatusiu, pójdziesz, prawda?
Moglibyśmy po drodze wstąpić po Danny'ego i jego mamę – dodał z nadzieją w
głosie. – Jest bardzo miła i na pewno ci się spodoba. Pozwoliła mi wziąć dla ciebie
kilka drożdżówek, które dzisiaj upiekła.

background image

Niedawno Carruthers otrzymał w prezencie od jednej wielbicielki kwiaty, a

butelkę koniaku od drugiej. Teraz zaś ciastka, na które wcale nie miał apetytu.

– Wolałbym, żebyśmy poszli sami – oznajmił. – A teraz jedziemy na kolację,

więc idź zmienić koszulę.

– Mama Danny'ego jest piękna jak aktorka – rzucił Scott, wychodząc.
Ojca ogarnęło zdumienie, że ośmioletni chłopiec zauważył, iż matka jego

przyjaciela jest piękna. Jednocześnie poczuł, że budzi się w nim coraz większa
niechęć do nieznajomej kobiety.

– Jest ładniejsza od pani Janinę! – krzyknął syn już z korytarza.
– Na pewno spotkamy się w szkole! – zawołał ojciec i ciężko westchnął.
Wiedział, że chłopcy już się zaprzyjaźnili, więc postanowił być wyjątkowo

uprzejmy, lecz nie widział żadnego powodu, dla którego nieznajoma miałaby
automatycznie zająć jakieś miejsce w jego życiu. Uważał, że i bez tego ma
wystarczająco dużo problemów.

Pół godziny później ojciec i syn siedzieli przy stoliku w Burger King i Scott

wybierał swoje ulubione dania.


Julie Ferris nastawiła płytę i podśpiewywała sobie, mimo iż nie mogłaby

konkurować z tak niedoścignionym wzorem, jak John Denver czy Placido
Domingo. Śpiewała o miłości, jednocześnie myśląc z przykrością o tym, że wśród
jej adoratorów nie ma ani jednego lubiącego muzykę. Pocieszała się jednak tym, że
i tak z nikim nie chce się wiązać, nawet z melomanem. Obecna sytuacja miała
wiele plusów, a bolesne wspomnienia o rozwodzie były zbyt świeże.

Wstawiła kurczaka do piecyka i wyjrzała przez okno. Ogród przed domem był

geometrycznie rozplanowany i starannie utrzymany, aż do przesady. Dziwne, że
nie odstraszał wszystkich ptaków. Julie miała zamiar w najbliższych dniach kupić
kwiaty i wprowadzić trochę barw oraz nieładu wśród prostokątnych grządek,
starannie przyciętych krzewów i nudnie prostych rzędów czerwonych tulipanów.
Właścicielka domu oficjalnie tego nie zabroniła, a jedynie dała do zrozumienia, że
chce, aby dom i ogród były utrzymane w idealnym porządku. Idealnym! Julie
uśmiechnęła się na myśl o tym, jaki jest jej ideał.

Usłyszała telefon i wybiegła z kuchni, w chwili gdy Einstein rzucił się na kabel

przy słuchawce. Szarobury kocur przybłęda zjawił się tuż po przeprowadzce i
przez pierwszy tydzień zupełnie ignorował swych nowych właścicieli, a następnie
poczuł się panem całego domu. Nazwali go Einsteinem, bo potrafił mknąć z
szybkością światła.

background image

– Julie? Mówi Wayne.
Dzwonił lekarz odbywający praktykę w tym samym szpitalu. Niedawno

spędzili razem sobotni wieczór. Najpierw obejrzeli ciekawy film, a potem poszli
do kawiarni i przy lampce wina podzielili się wrażeniami. Około północy adorator
odwiózł Julie do domu, a gdy zatrzymał samochód, nagle objął ją i zaczął całować.
Urażona tym, że Wayne pozwala sobie na niewczesne pieszczoty, Julie wyrwała
się z jego ramion. Nie lubiła takich wielbicieli, więc uznała, że to koniec ich
znajomości.

– Julie, słyszysz mnie? Może w piątek pójdziemy znowu do kina, co?
– Niestety, nie mogę skorzystać z zaproszenia – odparła, żałując, że jest zbyt

dobrze wychowana, by powiedzieć coś ostrzejszego.

– Grają już ten film, o którym rozmawialiśmy, a którego jeszcze nie widziałaś.
Wiedziała, że najlepiej byłoby oznajmić, że ma już na ten dzień jakieś plany,

lecz postanowiła powiedzieć prawdę.

– Nie mam ochoty nigdzie z tobą iść. Nie lubię mężczyzn, którzy zachowują

się tak jak ty.

Zapadło krótkie milczenie. Po chwili Wayne odezwał się obrażonym tonem:
– Jak ja się zachowuję? O czym ty mówisz?
– Wyobraź sobie, że lubię decydować o tym, z kim się całuję.
– No wiesz, nie bądź taka obrażalska. Przecież nic się nie stało... Nie chcesz

chyba powiedzieć, że uważasz za zbrodniarza każdego, kto tylko na ciebie spojrzy.

Julie ucięła niemiłą rozmowę.
– Widzę, że mój syn wraca ze szkoły, więc muszę kończyć.
– A co z filmem?
– Nic – odparła i odłożyła słuchawkę.
Rozległ się głośny zgrzyt hamulców i pisk opon dwóch rowerów, co oznaczało,

że Danny przyjechał z kolegą, Scottem Carruthersem. Julie uśmiechnęła się,
zadowolona, że chłopcy przypadli sobie do gustu. Jej syn łatwo się
zaaklimatyzował po przeprowadzce ze wsi do miasta głównie dzięki temu, że tak
prędko znalazł kolegę.

– Cześć, mamo! – Danny wpadł do domu jak burza, krzycząc od drzwi: –

Scottowi leci krew, bo spadł z roweru. Opatrzysz mu nogę?

Julie umyła ręce i obejrzała rozbite kolana.
– Przynieś mi apteczkę z szafki w łazience – poleciła synowi. – Scott, mocno

się potłukłeś?

– Trochę – odparł malec, patrząc spode łba.

background image

Trudno byłoby znaleźć dwóch chłopców tak diametralnie różnych. Danny był

jasnowłosym, nieśmiałym dzieckiem, które lubiło samotność i dlatego matka miała
poważne wątpliwości, czy ma prawo wyrwać go z otoczenia na wsi, z którym zżył
się od urodzenia. Scott był ciemnowłosym, ruchliwym ekstrawertykiem, entuzjastą
piłki nożnej i ręcznej. Natychmiast wciągnął nowego ucznia w krąg swych
kolegów i zainteresowań.

– Dlaczego spadłeś?
– Chciał mi pokazać, jak się jeździ na tylnym kole – wyjaśnił Danny. – Ale

wjechał na kamień.

– Mam nadzieję, że nie byliście na jezdni – zaniepokoiła się Julie.
– Nie – rzekł Scott. – Ojej, boli... Tata powiedział, że mi skonfiskuje rower,

jeśli będę jeździć po jezdni. Skonfiskować znaczy zabrać – dodał. – Mój tatuś jest
prawnikiem, więc zna dużo takich poważnych słów.

Julie wzdrygnęła się na wspomnienie swoich adwokatów i wolała pominąć tę

informację milczeniem. Po chwili rzekła:

– No, już kończę. Przykro mi, że to trochę bolesne.
– Czy jak pielęgniarki coś robią, to zawsze boli? – spytał Scott zaczepnym

tonem.

Zaskoczona Julie bacznie popatrzyła na dziecko. Wyczuła, że za owym

pytaniem kryje się coś więcej niż zwykła ciekawość i to ją zaintrygowało.

– Wiesz – zaczęła ostrożnie – pielęgniarki zawsze się starają, żeby pacjenci nie

cierpieli, ale czasami nic nie mogą poradzić na to, że sprawiają ból.

Chłopiec patrzył na nią nieprzyjaznym wzrokiem.
– Danny mówił mi, że pani pracuje w szpitalu.
– Tak, to prawda.
– A moja mama tam umarła.
Julie odsunęła się i przyjrzała Scottowi. Syn opowiadał jej dużo o koledze, lecz

niewiele o jego rodzicach. Wspomniał wprawdzie o jakiejś pomocy domowej, lecz
to mogło oznaczać, że oboje rodzice pracują i dlatego ktoś obcy zostaje z
dzieckiem w domu.

– Przykro mi. Nic nie wiedziałam. Kiedy to się stało?
– Dwa lata temu – mruknął, najwidoczniej żałując, że wspomniał o matce.
– Ogromnie mi przykro. Na pewno bardzo ci jej brakuje.
– Czasami tak... ale zawsze tylko z tatusiem jeździłem na mecze i to się nie

zmieniło, więc nie jest tak źle.

Julie skończyła przemywanie kolan, wycisnęła trochę maści na dwa opatrunki i

background image

przylepiła je plastrem.

Po chwili Scott wstał i skrzywił się z bólu. Danny to zauważył i natychmiast

zaproponował:

– Chcesz loda?
Julie uśmiechnęła się.
– To świetny pomysł. I jeszcze dostaniecie ciastka.
– Potem pójdziemy do ciebie i pobawimy się w domku na drzewie.
Scott się rozpromienił.
– To lepiej ciastka wziąć jako zapasy.
– Tylko pamiętaj, Danny, że masz wrócić do domu przed szóstą – powiedziała

Julie, pakując ciastka i sok.

Po ich wyjściu zamyśliła się. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego chłopcy tak

się zaprzyjaźnili. Danny nie miał ojca, a jego kolega matki. Julie nie lubiła
prawników, lecz musiała przyznać, że ojciec Scotta dobrze wychowuje syna.


W środę Teal Carruthers musiał zawieźć syna do dentysty na godzinę czwartą.

Wyszedł z sądu natychmiast po zakończeniu rozprawy. Dzięki temu, że nie
dopuścił Mike'a do głosu, udało mu się osiągnąć to, co chciał. Uznał, że wszystko
jest na dobrej drodze. Zajechał przed dom i nacisnął klakson, ale Scott nie
wyszedł, mimo że miał być gotowy o wpół do czwartej. Carruthers spojrzał na
zegarek i ponownie zatrąbił, tym razem znacznie głośniej. Podejrzewał, że chłopcy
siedzą w ulubionym domku na drzewie, a w takim wypadku nie przyjdą od razu.
Najpierw sprawdzą, czy w okolicy nie ma jakiegoś wroga, a dopiero potem
spuszczą sznurową drabinę i ostrożnie zsuną się na ziemię, trzymając w pogotowiu
proce udające strzelby. Carruthers wysiadł i poszedł do ogrodu.

– Scott! – krzyknął. – Pospiesz się, bo już późno!
Nie otrzymawszy odpowiedzi, zawrócił w stronę domu i wbiegł po schodach.

Drzwi były zamknięte, a na klamce wisiała kartka:

Wruciliśmy wcześniej, bo pajda rdra. Ide teraz do danny 'ego.
Teal skrzywił się na widok błędów. Wszedł do domu, odszukał numer telefonu

Danny'ego i zadzwonił. Zajęte. Spojrzał na zegarek i po chwili jeszcze raz
wykręcił numer. Telefon nadal był zajęty, co zapewne oznaczało, że matka chłopca
z kimś rozmawia. Zirytowany pomyślał, że może to trochę potrwać. Postanowił
pojechać po syna bez uprzedzenia.

Danny mieszkał kilka domów dalej. Carruthers wyskoczył z samochodu i

zadzwonił do drzwi, lecz nikt mu nie otworzył. Zadzwonił ponownie, ale i tym

background image

razem nie było odpowiedzi. Ze środka dobiegała głośna muzyka, która zagłuszała
dzwonek. Otworzył drzwi siatkowe i mocno zastukał, a wtedy drzwi wewnętrzne
same ustąpiły. Zdenerwował się, że matka Danny'ego zapomina o korzystaniu z
zasuwy. Diana Ross, której nie lubił, jeszcze powiększała jego irytację. Ponad
dźwiękami głośnej muzyki przebijał się hałas dochodzący z kuchni, więc Teal
skierował kroki w tamtą stronę i stanął w otwartych drzwiach.

Nikt go nie zauważył, ponieważ wszyscy byli odwróceni plecami. Danny,

oparty o szafkę, udawał, że gra na trąbce, Scott siedział obok i oblizywał palce
umazane ciastem. Tuż przy makutrze czyścił sobie łapy szary kot. Koło piecyka
stała młoda kobieta o puszystych, jasnych włosach przewiązanych czerwoną
wstążką.

Gość otworzył usta, lecz nie zdążył powiedzieć ani słowa, bo akurat zadzwonił

minutnik. Kobieta nałożyła kuchenne rękawice i otworzyła drzwiczki piecyka.
Miała na sobie skąpe niebieskie szorty i przykrótką bluzkę bez rękawów, nie
dochodzącą do talii. Mężczyzna nie mógł oderwać oczu od wysmukłych opalonych
ud i obcisłych szortów. Czuł, że ogarnia go niezrozumiała irytacja. Kobieta
odwróciła się, chcąc postawić ciastka na szafce i wtedy spostrzegła nieznajomego.
Krzyknęła przerażona i wypuściła blachę z rąk. Wystraszony kot zeskoczył na
podłogę, przy czym potrącił szklankę z sokiem. Rozległ się brzęk tłuczonego
szkła, a wtedy również chłopcy się odwrócili.

– Kim pan jest? Jak pan śmiał wejść bez pukania? – rzuciła kobieta ze złością.
Teal patrzył bez słowa i w duchu przyznawał rację Scottowi, który twierdził, że

matka kolegi jest piękna. Była wprost olśniewająco piękna, mimo iż miała nos
umazany mąką i strój mocno podniszczony. Rzadko kiedy brakowało mu słów, a
teraz stał przed nią oniemiały.

– Witaj, tato – odezwał się Scott – Ale przestraszyłeś kota!
Ojciec przełknął ślinę i zdołał powiedzieć dość opanowanym głosem:
– Nazywam się Teal Carruthers i jestem ojcem Scotta. Dzień dobry, pani

Ferris.

– Julie Ferris... Czy dzwonił pan do drzwi?
– Tak, ale Diana Ross wszystko zagłusza. Powinna pani porządnie zamykać

drzwi. Najlepiej na zasuwę lub klucz – dodał, patrząc jej prosto w oczy.

– Wciąż zapominam, że nie mieszkam już na wsi.
Julie przyglądała się niespodziewanemu gościowi, żałując, że nie wiedziała, iż

ojciec Scotta jest tak zniewalająco przystojnym człowiekiem. Był
najatrakcyjniejszym mężczyzną, jakiego w życiu spotkała. Wysoki, ciemnowłosy,

background image

pełen nieświadomej elegancji.

– Czy ten kot często siedzi na szafce? Myślałem, że pielęgniarki zawsze bardzo

dbają o higienę.

– Zawsze robi pan takie krytyczne uwagi? – odcięła się Julie.
– Skoro mój syn przesiaduje u pani, wolałbym, żeby drzwi wejściowe były

dobrze zamykane – dodał, nie odpowiadając na pytanie.

– Może i racja – przyznała niechętnie.
Wzięła serwetkę i przykucnęła, by zgarnąć odłamki szkła.
– Ja pani pomogę – zaproponował Scott.
– Dochodzi już czwarta, synu, spóźnimy się do dentysty. – Następnie zwrócił

się do pani domu: – Usiłowałem się dodzwonić, ale telefon był zajęty.

– Och – westchnęła Julie. – Pewnie Einstein znowu zrzucił słuchawkę.
– Zapomniałem o dentyście – mruknął Scott.
– Musimy jechać – oświadczył ojciec i dodał z uprzedzającą grzecznością: –

Pani Ferris, dziękuję za opiekę nad moim synem dzisiaj i za to, że wczoraj
obandażowała mu pani kolana. Widać fachową rękę.

– Rachunek już wysłałam. Proszę nie zwracać się do mnie po nazwisku. Na

imię mi Julie.

Zdobyła się na swój najbardziej czarujący uśmiech, któremu jeszcze żaden

mężczyzna, się nie oparł. A tymczasem Carruthersowi nawet nie drgnęła powieka.

– Do widzenia – rzekł chłodno i wyszedł razem z synem.
Julie poszła za gośćmi, zamknęła drzwi na klucz i ściszyła muzykę. Wyjrzała

przez okno. Czarny samochód idealnie pasował do zimnego właściciela o wąskich
ustach, surowym spojrzeniu i oschłym sposobie bycia.

background image

Rozdział 2


Wybierając się na spotkanie z nauczycielami, Julie Ferris włożyła skromny

niebieski kostium i gładko zaczesała włosy. Wyszła z domu już po szóstej,
ponieważ chciała pojawić się w szkole punktualnie. Były po temu dwa powody: po
pierwsze miała za sobą aż trzy nocne dyżury i marzyła o tym, by położyć się
wcześnie, a po drugie podświadomie łudziła się, że dzięki temu nie spotka Teala
Camithersa. Wprawdzie w związku z tym, że Scott i Danny się zaprzyjaźnili,
sporadyczne kontakty z nim i tak były nieuniknione, lecz nie należało ich
prowokować.

Niewiele osób przyszło o wpół do siódmej. Julie najpierw obejrzała nieudolne

rysunki syna, mające przedstawiać samoloty odrzutowe i zwierzęta afrykańskie, a
następnie zwróciła się z kilkoma pytaniami do jego wychowawcy, miłego młodego
człowieka. Po chwili podszedł do nich dyrektor, potem nauczyciel gimnastyki, a
jeszcze później dwóch przedstawicieli zarządu. Julie uśmiechnęła się w duchu,
widząc, że znowu znalazła się w typowej sytuacji. Jak zawsze i wszędzie,
przyciągała wszystkich mężczyzn. Rozejrzała się i dostrzegła ojca Scotta
otoczonego kobietami. Humor jeszcze bardziej się jej poprawił, ponieważ nie
ulegało wątpliwości, że oboje są w podobnej sytuacji. Wokół niej stale skupiali się
mężczyźni, a wokół Carruthersa kobiety.

– Pani Ferris, czy zechciałaby pani obejrzeć naszą nową salę komputerową? –

zapytał dyrektor.

– Jestem przekonany – natychmiast wtrącił nauczyciel gimnastyki – że sala

gimnastyczna jest znacznie ciekawsza.

– Jeśli mam być szczera – powiedziała Julie – chciałabym zapytać o coś

nauczycielkę muzyki. Przepraszam panów na chwilę.

Uśmiechnęła się czarująco i podeszła do grupy kobiet stojących wokół

Carruthersa.

– Dobry wieczór panu – rzekła z chłodnym uśmiechem na ustach.
Teal Carruthers postąpił tak, jak ona wobec panów.
– Przepraszam panie na chwilę – powiedział do otaczających go kobiet i

podszedł do Julie. Ujął ją pod ramię i odprowadził na bok, mówiąc: – Widzę, że
oboje mamy podobne zmartwienie.

– Ale przewaga jest po pana stronie, bo pańskich wielbicielek było więcej niż

moich adoratorów – zauważyła żartobliwym tonem.

background image

– Tylko dlatego, że pani mieszka tu dopiero od miesiąca.
– Czy to znaczy, że będzie gorzej? – zapytała nieco speszona.
– Nie mam co do tego żadnych wątpliwości – odparł z całą powagą i mocniej

zacisnął palce na jej ramieniu.

– Proszę mnie puścić – mruknęła. – Nie ucieknę.
Carruthers żachnął się i przeprosił, zły, że tak się zdradził.
Nawet nie zauważył, że wciąż trzymał ją pod rękę. Patrząc jej w oczy,

zrozumiał, dlaczego przyciąga do siebie wszystkich mężczyzn. Była nie tylko
oszałamiająco piękna, ale i nieodparcie pociągająca. Miała gęste, jasne włosy,
pełne, zmysłowe wargi i dziwnie intrygujące oczy, ni to szare, ni niebieskie. Jej
uśmiech krył w sobie odwieczną tajemnicę.

– Czuję, że nie darzy mnie pan sympatią. Zgadłam? – spytała spokojnie.
– Czy pani zawsze mówi to, co myśli?
– Tak. Nie lubię tracić czasu, bo życie jest takie krótkie. Carruthersowi

przemknęło przez myśl, że ma do czynienia z kobietą zupełnie inną niż te, które go
zwykle uwodziły.

– Muszę przyznać pani rację.
Julie niczym nie zdradziła, że te słowa sprawiły jej przykrość. Pragnąc ukryć

zmieszanie, rzekła:

– Wie pan, bałam się, że Danny będzie miał trudności z przystosowaniem się

do nowej szkoły i do życia w mieście, i dlatego cieszę się, że tak szybko znalazł
kolegę. To, czy my przypadniemy sobie do gustu jest bez znaczenia. Nie
chciałabym jednak, żeby nasze uczucia przeszkodziły przyjaźni naszych dzieci.

– Uważam, pani Ferris, że najlepiej będzie, gdy nasze spotkania ograniczymy

do niezbędnego minimum – oświadczył Teal i z nie skrywaną satysfakcją
zauważył, że jej oczy aż pociemniały z gniewu.

– Nie mam najmniejszego zamiaru postępować inaczej.
– Miło mi, że tak doskonale się rozumiemy. O, widzę wychowawczynię Scotta.

Muszę z nią porozmawiać o błędach ortograficznych mojego syna. Dobranoc, pani
Ferris.

Julie gniewnym wzrokiem patrzyła w ślad za mężczyzną, który był zbyt

inteligentny, by nie zauważyć, że zwrot „pani Ferris" bardzo ją irytuje, a mimo to
tak się do niej zwracał. Widocznie robił to z premedytacją, co mogło jedynie
oznaczać, że jej rzeczywiście nie lubi.

Wróciła myślami do pierwszego spotkania, gdy Teal Carruthers wydał się jej

najatrakcyjniejszym ze znanych mężczyzn. Teraz uznała, że słowo „atrakcyjny"

background image

nie oddaje prawdy, gdyż nowo poznany sąsiad tak ją pociągał, że zaczęła się o
siebie bać. Przeszył ją dreszcz. Wciąż jeszcze całym ciałem czuła jego obecność.
To był zły znak. Już raz związała się z człowiekiem mającym nieodparty urok i
wiedziała, do czego to prowadzi. Należało czym prędzej wyciągnąć wnioski z
popełnionych w przeszłości błędów i naprawdę ograniczyć spotkania z Tealem
Carruthersem do minimum.

Pod oknem dostrzegła nauczycielkę muzyki. Uśmiechnęła się i podeszła do

niej. Pół godziny później wróciła z Dannym do domu i wcześnie położyła się spać.

Następnego ranka obudziła się z rozkoszną świadomością, że ma przed sobą

dwa dni wolne. Za oknami świeciło słońce i śpiewały ptaki, więc świat wydawał
się piękny. Wyekspediowała syna do szkoły, nalała sobie kawy, usiadła na
werandzie i oddała się wspomnieniom.

Postąpiła słusznie, przeprowadzając się do miasta i była zadowolona ze zmiany

w życiu. Pamiętała jednak, że długo nie mogła powziąć ostatecznej decyzji.
Trudno jej było rozstać się z domem, w którym przez kilka lat mieszkała z mężem
i synem. Chciała jednak zapewnić Danny'emu lepszą szkołę, sobie zaś stałą pracę.
Ale przede wszystkim pragnęła uwolnić się od wszystkiego, co przypominało jej
zdradę męża i jego odejście. Marzyła o nowych ludziach i ciekawszym życiu, lecz
niestety okazało się, że z ludźmi, a ściśle mówiąc, z mężczyznami, miała kłopoty.

Po wypiciu kawy wybrała się do sklepu ogrodniczego, skąd przywiozła pół

samochodu bratków, petunii oraz lwich paszczy. Włożyła stare ubranie i
wyciągnęła nieskazitelnie czyste narzędzia pani LeMarchant. Żałowała, że musi je
zabrudzić, ale po chwili wahania energicznie zabrała się do kopania dołków na
geometrycznych grządkach. Wkrótce ogród stał się bardziej kolorowy, natomiast
Julie była cała obsypana grudkami ziemi. Nucąc ulubioną melodię, wysiewała
właśnie nasturcję, gdy usłyszała:

– Dzień dobry, pani Ferris.
Jedyną osobą, poza Tealem Carruthersem, która w ten sposób się do niej

zwracała, był sąsiad, emerytowany generał. Julie była pewna, że taki dżentelmen
jak on nigdy nie wystąpi z propozycją randki.

– Dzień dobry. Ale dzisiaj wspaniała pogoda, prawda?
– Bardzo piękna – przyznał generał, a następnie chrząknął zakłopotany i

nieśmiało zerknął na wynik pracy Julie. – Nie udało się pani posadzić kwiatów w
prostych rzędach...

Grządki w ogrodzie generała były bliźniaczo podobne do grządek u pani

LeMarchant.

background image

– Ja wolę trochę dziki ogród – przyznała się Julie z miną winowajcy. – Czy

sądzi pan, że pani LeMarchant będzie mieć zastrzeżenia?

– Skądże znowu – zapewnił generał bardziej przez grzeczność niż z

przekonania.

Porozmawiali chwilę o tym i owym, a następnie oboje zajęli się pracą. Wkrótce

Danny i Scott wrócili ze szkoły, zwinęli węża, zanieśli go do schowka i zaraz
pobiegli na górę, a Julie poszła do kuchni. W progu stanęła jak wryta. Na środku
siedział Einstein, a w łapach trzymał szczura. Przerażona zauważyła, że szczur się
rusza, więc powoli, tyłem, wycofała się z kuchni i rozdygotana zamknęła drzwi.

– Mamo! – zawołał Danny, pędząc na dół. – Chcemy się bawić w kowbojów.
– Nie wchodź do kuchni – szepnęła Julie. – Einstein złapał szczura.
– Szczura? Naprawdę?
– Żywego... Co ja mam zrobić? – spytała, załamując ręce.
Wiedziała, że może poprosić o pomoc generała, lecz obawiała się, że on

przyjdzie albo z bronią w ręku, albo dostanie apopleksji.

– Danny, przyniesiesz te olstra czy nie?! – zawołał Scott, zbiegając z piętra.
– Mamy szczura – powiadomił go zachwycony Danny. – I wcale nie jest

zdechły. Einstein go złapał.

– Nie bujasz? Prawdziwy szczur?!
– Ja tam za nic nie wejdę – szepnęła Julie. – Wiem, że jestem beznadziejna, ale

panicznie boję się szczurów.

Scott wydał okrzyk bojowy i zawołał:
– Biegnę po mojego tatę! On się tym zajmie!
– Nie, w żadnym wypadku...
Chłopcy wypadli z domu, nie czekając na koniec zdania. Julie zdecydowanie

wolałaby poprosić generała. Wiedziała, że nie zdąży się przebrać, a była brudna od
stóp do głów i miała na sobie najgorsze ciuchy. Skąpe szorty oraz dziurawe
trampki nadawały się już tylko do wyrzucenia, a bawełniana bluzka, ciasno
opinająca jej bujne piersi, nosiła dwuznaczny napis: „Liszt dla ciebie",
umieszczony nad podobizną kompozytora.

Niebawem przed dom zajechał czarny samochód, z którego zaraz wyskoczyli

chłopcy, a za nimi bez pośpiechu wysiadł Teal Carruthers. On też miał na sobie
szorty, ale zupełnie nowe, i koszulkę ściśle przylegającą do ciała. Julie poczuła, że
dostaje zawrotu głowy.

– Słyszę, że ma pani jakiś kłopot – rzekł mężczyzna bez powitania.
– Einstein złapał szczura.

background image

– Jest pani pewna, że to nie mysz?
Julie w lot zrozumiała podtekst. Carruthers zapewne uważał, że szczur był

tylko pretekstem do spotkania i otwarcie dawał do zrozumienia, że ona postępuje
tak jak wszystkie inne kobiety.

– Najzupełniej – odparła ze złością. – Kiedyś zatrzasnęły się za mną drzwi do

piwnicy i przez kilka godzin siedziałam na dole sama z dwoma żywymi szczurami.
Zaręczam panu, panie Carruthers, że to nie jest żadna mysz.

Mężczyzna popatrzył na nią podejrzliwie.
– Dwa spotkania w ciągu jednej doby trudno nazwać minimum – zauważył

chłodno.

– Wcale pana tu nie prosiłam! – syknęła. – To pomysł pańskiego syna. Jeśli o

mnie chodzi, może pan natychmiast wracać do domu. Poproszę generała, który
będzie zachwycony, że nadarza się okazja, by użyć broni.

– Skoro już i tak tu jestem, zobaczę, o co chodzi.
Widząc, że Julie jest naprawdę przerażona i cała drży, Teal poczuł lekkie

wyrzuty sumienia. Niezależnie od tego, czy to był szczur, czy mysz, ta kobieta
rzeczywiście się przestraszyła.

– Tatusiu, możemy iść z tobą? – odezwał się Scott błagalnym głosem.
– Nie, wy zostajecie tutaj. To nie potrwa długo.
Chłopcy usiłowali coś zobaczyć przez szparę przy drzwiach, natomiast Julie

odeszła na bok i głęboko oddychała, żeby się uspokoić. Po kilku minutach
Carruthers wyszedł ze szczurem w ręce.

– Gdzie jest łopata? – spytał. – Chcę to zakopać.
– Zaraz przyniosę – zaofiarował się Danny. – Czy urządzimy prawdziwy

pogrzeb?

– Chyba nie – rzucił Teal przez ramię i wyszedł.
Julie nie mogła ruszyć się z miejsca. Czuła, że uginają się pod nią nogi.

Myślami wróciła do dnia, gdy Robert po raz ostatni przyjechał do domu. Prosiła go
wtedy, żeby nastawił łapki na szczury, które widziała w piwnicy, a których
panicznie się bała. Mąż wyśmiał ją, nie spełnił prośby i właśnie tego wieczoru
oświadczył, że odchodzi do innej kobiety. Dwa dni później zatrzasnęły się drzwi
do piwnicy i Julie przez cztery godziny siedziała na dole ze szczurami. Na samo
wspomnienie o tym jeszcze teraz robiło się jej niedobrze.

Teal zastał ją w tym samym miejscu.
– Ma pani koniak? – zapytał oschle.
Julie zaprzeczyła bez słowa.

background image

– Wobec tego jedziemy do mnie.
– Nie, dziękuję panu. Zaraz mi przejdzie.
Teal wzruszył ramionami i zwrócił się do Scotta:
– Synu, skocz do domu po koniak. Przynieś tę ciemnozieloną butelkę z czarną

nalepką. Włóż ją do jakiejś torby i nie zapomnij zamknąć drzwi na klucz.

– Chodź, Danny! – krzyknął Scott, wskakując na rower. – Będziemy udawać,

że jedziemy karetką.

Wrzeszcząc jak opętani, chłopcy zniknęli za rogiem.
– Wolałabym, żeby i pan wrócił do domu. Przecież nie jesteśmy zachwyceni

tym, że się znowu spotkaliśmy.

Carruthers, przyzwyczajony do półprawd i kłamstw, był mile zaskoczony

szczerością Julie.

– Ale pani tak wygląda, jakby miała lada chwila zemdleć albo zwymiotować.

Albo zrobić jedno i drugie. Jeszcze nie wytarłem podłogi w kuchni. Chodźmy. –
Ujął ją pod rękę i poczuł, że cała drży. – Posiedzi pani chwilę i zaraz się uspokoi –
powiedział łagodniejszym tonem.

Julie czuła łzy napływające do oczu, ale była zbyt dumna, by płakać przy

obcym mężczyźnie. Pochyliła więc głowę i zdołała się opanować. Teal otworzył
drzwi, zza których wypadł Einstein.

– Cholera! Gdzie pani znalazła takiego zbója?
– Sam się znalazł. To przybłęda, ale jakoś do nas przylgnął – odparła Julie i

uśmiechnęła się blado.

Usiadła przy oknie i odwróciła głowę, by nie widzieć krwi na podłodze. Zanim

Teal ją wytarł, wrócili chłopcy i postawili na stole butelkę bardzo drogiego
koniaku. Po kilku łykach Julie poczuła się zdecydowanie lepiej.

– Dziękuję – powiedziała z niekłamaną wdzięcznością.
– Drobiazg. Proszę zadzwonić w razie następnej wizyty szczura. Dobrze mi

zrobi, gdy czasem oderwę się od akt sądowych.

Chłopcy wybiegli do ogrodu, więc dorośli zostali sami.
– Czy pan uważa, że udawałam strach po to, żeby pana tu ściągnąć? – spytała

Julie, której koniak rozwiązał język. – Jeszcze jedna kobieta, która się za panem
ugania, tak?

– Jest pani bardzo domyślna.
– Oboje, pan jako prawnik, a ja jako pielęgniarka, mamy do czynienia z ludźmi

w sytuacjach stresowych. Przy odrobinie praktyki można się nauczyć czytać w
twarzach.

background image

Mężczyzna przez chwilę przyglądał się jej uważnie.
– Byłbym bardzo zarozumiały, gdybym sądził, że pani zagięła na mnie parol.
– Istotnie – przyznała Julie.
– Wierzę, że pani rzeczywiście boi się szczurów.
– Wprost panicznie.
– Dlaczego?
– Nie mogę panu powiedzieć, bo to dla mnie zbyt osobiste przeżycie.
Carruthers spojrzał na nią z ukosa i rzekł:
– Chyba pani nie usiłuje mnie złowić, ale zastanawiam się, co ma znaczyć to

zdanie na bluzce.

Julie oblała się gorącym rumieńcem. Zapomniała, że ma na piersiach

dwuznaczny napis.

– To... – zająknęła się – to jedyna ciemna bluzka, jaką mam, a przy pracy w

ogrodzie zawsze się usmaruję jak nieboskie stworzenie.

– Zauważyłem... No, czas na mnie. Mam jeszcze sporo pracy. Żegnam panią,

Julie Ferris.

– Bardzo jestem panu wdzięczna za zabicie tego szczura – powiedziała z ulgą

w głosie.

Teal się uśmiechnął i jego twarz nagle zmieniła się wprost nie do poznania.

Julie miała wrażenie, że widzi zupełnie innego mężczyznę. Młodszego,
beztroskiego i godnego pożądania. Poczuła się nieswojo.

– Można na mnie liczyć, ale niech pani będzie ostrożna i nie nadużywa mojej

dobroci.


Przez kilka następnych dni Julie z radością myślała o zaplanowanej wycieczce

jachtem, lecz okazało się, że chirurg, który ją zaprosił, jest żonaty. Wobec tego
wycofała się, nie słuchając jego wywodów o wolności w małżeństwie i o
staroświeckich poglądach niektórych kobiet. Po zmianie planów, sobotni wieczór
spędziła z anestezjologiem. Przed kilkoma miesiącami opuściła go żona, więc był
w sytuacji, którą Julie znała z własnego doświadczenia. Jednak po kolacji miała
już najzupełniej dość słuchania jego skarg, tym bardziej że nie dał jej dojść do
słowa i też się wyżalić.

Następnym razem umówiła się z pielęgniarzem z onkologii, który, podobnie

jak ona, sam wychowywał dzieci. Okazało się, że zaprosił ją głównie po to, żeby
poznała jego dzieci, dała im kolację i położyła spać. Kiedy zostali sami,
mężczyzna zaczął się rozwodzić nad tym, jak bardzo dzieci potrzebują matki. Po

background image

czym, ni stąd, ni zowąd, chciał pokazać, jak bardzo on potrzebuje żony. Julie
uciekła w popłochu.

Wracając do domu, poprzysięgła sobie, że w najbliższej przyszłości nie będzie

się z nikim umawiać. Zdecydowanie sprzykrzyły się jej randki. Chciała wybrać się
do kina, żeby obejrzeć film, który ją od dawna interesował, lecz w końcu
postanowiła, że pójdzie sama. Miała najzupełniej dość adoratorów, którzy
narzucają się już podczas pierwszego spotkania. Z przykrością uświadomiła sobie,
że żaden mężczyzna poznany w Halifaksie nie zainteresował się nią jako osobą.
Była dla nich jedynie kobietą, która ma piękną twarz i wspaniałe ciało. Nawet
zastanawiała się, czy zachowuje się prowokująco i czy wobec tego wina leży po jej
stronie. Lecz pocieszyła się myślą, że po prostu nie spotkała dotąd właściwych
mężczyzn.


Carruthers był w podobnej sytuacji. Na jedną sobotę umówił się z Janinę, którą

poznał na przyjęciu dla prawników. Popełnił wtedy niewybaczalny błąd, gdyż
zaproponował jej pójście na doroczną uroczystość organizowaną przez jego zespół
adwokacki. Samotne pojawienie się na tej imprezie, połączonej z dansingiem, było
źle widziane i dlatego postanowił zaprosić Janinę, która przy pierwszym spotkaniu
zrobiła na nim korzystne wrażenie. Na nieszczęście dla niego dziewczyna
zakochała się w nim bez pamięci.

On sam nie żywił wobec niej żadnych uczuć i nigdy nawet nie napomknął, że

mogliby zostać kochankami. Kiedy zorientował się, że Janinę marzy o bliższym
związku, usiłował sprowadzić ją na ziemię, lecz jego zabiegi na nic się nie zdały.

Uparta kobieta najpierw bezustannie dzwoniła do niego do domu, a potem

zaczęła naprzykrzać się również w pracy. Wobec tego Carruthers postanowił
definitywnie zakończyć znajomość. Był pewien, że Janinę prędko się pocieszy.
Poza tym każdy musi się kiedyś nauczyć, że miłość fizyczna to nie wszystko, co
powinno łączyć dwoje ludzi.

Właśnie w tę sobotę Janinę postanowiła sama coś przygotować na kolację, więc

umówili się w jej mieszkaniu. Podczas posiłku Carruthers dyplomatycznie
poruszał jedynie bezosobowe tematy. Jednak po deserze zdecydowanie
oświadczył, że to ich ostatnie spotkanie i że nie życzy sobie nawet kontaktów
telefonicznych. Cierpliwie zniósł łzy i zaklęcia Janinę i wrócił do domu przed
dziesiątą.

Nalał sobie brandy, usiadł w fotelu i pogrążył się w rozmyślaniach o Julie

Ferris. Widział wyraźnie, jak walczyła z sobą, by się przy nim nie rozpłakać. W

background image

przeciwieństwie do Janinę, łzy nie były jej bronią, ale przecież Julie Ferris go nie
kochała. A nawet wręcz go nie lubiła. Musiał przyznać przed samym sobą, że
nieco rozminął się z prawdą, gdy oświadczył, że jej nie lubi. Niewątpliwie
podobała mu się jej szczerość. Ale czy tylko szczerość? Oczyma wyobraźni ujrzał
jej puszyste włosy połyskujące w słońcu, pełne piersi pod napisem „Liszt dla
ciebie" oraz cudownie smukłe nogi. Poczuł ogarniające go pożądanie i skrzywił się
niezadowolony. Postanowił przecież, że nie będzie się zbliżał do Julie Ferris.

Przez dwa tygodnie udało się to o tyle, że jej nie spotkał. Mimo to stale o niej

myślał. Któregoś dnia Marylee i Bruce, z którymi był od dawna zaprzyjaźniony,
zaprosili go do swego domku nad cieśniną Northumberland.

– Czy moglibyśmy zabrać Danny'ego? – spytał Scott, gdy o tym usłyszał. –

Miałbym z kim pływać i grać w tenisa. Tatusiu, czy on może pojechać z nami?

– Wykluczone.
– Dlaczego? – Dziecko miało łzy w oczach.
Ojciec zawahał się, nie chcąc wyjawić prawdziwych powodów. Dopiero po

chwili rzekł:

– Kochanie, nie wypada, żebyśmy wszędzie zabierali Danny'ego. Jego mama

mogłaby być niezadowolona, że jedziemy tak daleko i że późno wrócimy do domu.
Może pojedziemy gdzieś innym razem.

Scott przygryzł wargę i wybiegł, trzaskając drzwiami. Teal wiedział, że

powinien natychmiast skarcić syna za złe zachowanie, ale w tej chwili nie miał na
to ochoty. Wrócił myślami do matki Danny'ego i uznał, że byłaby idealną
towarzyszką na taką wyprawę. Nie sądził, aby potem bez przerwy do niego
dzwoniła lub żeby chciała od razu się z nim przespać. Nagle poraziła go myśl, że
we czworo wyglądaliby jak rodzina z dwójką dzieci i właśnie to uznał za
najistotniejszy powód, by nie zapraszać Julie na tę wycieczkę.


Słoneczny czerwcowy dzień nad zatoką był cudowny. Dzieci pływały w

basenie, natomiast dorośli wyciągnęli się na leżakach i rozmawiali o wspólnych
znajomych. W pewnym momencie Marylee zapytała:

– Teal, czy masz jakąś sympatię od serca?
Teal przecząco pokręcił głową, a przyjaciółka przysunęła się nieco bliżej i

uważnie mu się przyjrzała.

– Od śmierci Elizabeth minęły już dwa lata... Czy to nie dość?
– Mam dużo czasu – odparł Carruthers, zadowolony, że założył ciemne okulary

i nie widać jego oczu.

background image

– Nawet przyjmując, że nie masz ochoty z nikim się wiązać na stałe, to jeszcze

nie powód, żeby unikać towarzystwa kobiet – zauważyła Marylee.

– Wcale nie unikam – oświadczył nieco dotknięty. – W przyszły piątek

wybieram się na elegancką uroczystość w towarzystwie chirurga płci żeńskiej.

Nie zdradził, że w skrytości ducha łudził się, iż dzięki temu spotka Julie Ferris.
– Założę się – rzekła Marylee, zabawnie marszcząc nos – że to będzie wasza

pierwsza i ostatnia randka.

– Randki mnie nie interesują.
– A propozycje pewnie się sypią.
– Jak z rękawa.
– Nic dziwnego. Jesteś bardzo seksownym mężczyzną, a twój urok wprost

zniewala kobiety. Wiadomo też, że jesteś dobrym ojcem oraz doskonałym
prawnikiem. Fakt, że masz silny charakter też nie jest bez znaczenia.

– No, to ostatnie chyba nie jest dla kobiet takie ważne – mruknął Teal, nieco

speszony pochwałami.

– Masz rację – odezwał się Bruce. – Liczy się przede wszystkim twoje ciało i

konto bankowe.

– Przestańcie kpić – oburzyła się Marylee. – Teal, żal żalem, ale dziecku

potrzebna jest matka. A poza tym mężczyzna, taki jak ty, nie powinien żyć jak
mnich.

Carruthers w duchu przyznał, że istotnie takie życie staje się coraz trudniejsze,

głośno zaś powiedział:

– Jestem bardzo wymagający w sprawach sercowych, Marylee. Nie odpowiada

mi byle kto. – Wstał i przeciągnął się. – Idziemy popływać?

– Och, ci mężczyźni – westchnęła kobieta. – Nigdy was nie zrozumiem,

choćbym żyła sto lat.

Bruce wstał i pochylił się nad nią.
– Rybko, nie zawracaj sobie tym główki. Masz być piękna i rodzić dzieci, to

twoja misja życiowa.

Objął żonę i namiętnie pocałował.
Teal poczuł dotkliwy ból przeszywający serce. Czym prędzej odwrócił wzrok.

Wiedział, że małżeństwo przyjaciół przechodziło jakieś kryzysy, lecz był
przekonany, że teraz jest trwałe. Nie ulegało wątpliwości, że Bruce'a i Marylee
łączy głęboka miłość. Miłość... to najbardziej zagadkowe i nieuchwytne uczucie
oraz główny powód, dla którego on sam nie chciał się angażować.

background image

Rozdział 3


Teal myślał o Julie przez cały piątek, szczególnie zaś w chwili, gdy w

towarzystwie doktor Deirdre Reid wchodził na salę bankietową. Natychmiast
zaczął rozglądać się w poszukiwaniu kobiety o pięknych jasnych włosach, ale nie
dostrzegł jej nigdzie i teraz usiłował dociec, czy ów fakt ucieszył go, czy też
rozczarował. Zatopiony w myślach, nie usłyszał słów wypowiedzianych przez
Deirdre, a oprzytomniał dopiero wtedy, gdy pociągnęła go za rękaw.

– Teal, kogo tak wypatrujesz? – spytała oschłym tonem.
– Zawsze jestem ciekaw, ilu znajomych spotkam na takim przyjęciu – odparł

wymijająco. – Czy wiesz, gdzie będziemy siedzieć?

– Przecież ci mówiłam – odparła poirytowana. – Jestem przewodniczącą

stowarzyszenia, więc siedzimy przy głównym stole.

Zaczęła przeciskać się przez tłum. Teal podążył za nią, uśmiechając się do

siebie. Cieszyła go świadomość tego, że Deirdre Reid na pewno się w nim nie
zakocha. I to był powód, dla którego chętnie przyjął jej zaproszenie. Doktor Reid
albo doskonale panowała nad swymi namiętnościami, albo należała do osób mało
uczuciowych, o czym mogło świadczyć jej cierpkie poczucie humoru. Była za to
doskonałą partnerką w dyskusji, inteligentną i dobrze zorientowaną w polityce.

Po licznych przemówieniach, na ogół krótkich, a niekiedy nawet dowcipnych,

rozległy się dźwięki muzyki. Dopiero wtedy Carruthers ujrzał na parkiecie kobietę,
na którą podświadomie czekał przez cały wieczór. Julie Ferris, w powłóczystej
wieczorowej sukni, tańczyła z wysokim, niezwykle przystojnym młodym
mężczyzną. Sprawiała wrażenie, jakby zapamiętała się w tańcu i zapomniała o
całym świecie. Z jej pełnych wdzięku ruchów emanowała taka radość życia i
zmysłowość, że Carruthersa ogarnęła zazdrość. Poczuł się tak, jak gdyby utracił
coś, co tancerka uosabiała, ale czego nawet nie umiał ująć w słowa.

– Kim jest ten wysoki rudowłosy mężczyzna? – zapytał. Deirdre spojrzała we

wskazanym kierunku i uśmiechnęła się złośliwie.

– To nasz najmłodszy i najzdolniejszy specjalista, neurochirurg. Okropny z

niego kobieciarz. Dlaczego pytasz?

– Bo znam jego partnerkę.
Deirdre wzruszyła ramionami i pogardliwie rzuciła:
– Jestem przekonana, że niedługo znikną i pójdą do łóżka. Ona na pewno mu

się nie oprze. Dość ładna ta kobieta, prawda? Czy my też zatańczymy?

background image

Po tym, co usłyszał, Carruthers pomyślał, że Deirde nie różni się od innych

uwodzących go kobiet i zapewne seks jest dla niej tylko rozrywką. Uznał, że
widocznie gustowała w innym typie mężczyzn i tylko dlatego on jej nie pociągał.
Przestał o niej myśleć, gdy zaczął tańczyć. Doskonale prowadził swą partnerkę,
która tańczyła bezbłędnie, lecz sztywno niby manekin. Kiedy walc się skończył,
Julie i jej partner, obejmujący ją dużo poniżej talii, znaleźli się w pobliżu.

– Dobry wieczór, pani Julie! – zawołał Teal.
Julie odwróciła głowę.
– Zauważyłam pana na samym początku – rzekła i przesunęła dłoń chirurga

nieco wyżej.

– Pozwoli pani, że jej przedstawię panią doktor Deirdre Reid. Pani Julie Ferris.

Nasi synowie są kolegami.

– My już się znamy – powiedziała Julie chłodno i uśmiechnęła się zdawkowo.
– Pani Ferris? – powtórzyła Deirdre równie chłodnym tonem. – A tak,

przypominam sobie. Z chirurgii, prawda? Nie poznałam pani, bo wszystkie
pielęgniarki są takie do siebie podobne. – Uśmiechnęła się do partnera Julie. –
Witaj, Nick. Panowie się nie znają, prawda? Pan Teal Carruthers... Doktor
Nicholas Lytton.

Młody chirurg miał bladoniebieskie oczy. Teal natychmiast poczuł do niego

antypatię. W tym momencie zagrała orkiestra, więc zwrócił się do Julie:

– Czy mogę prosić panią do tańca?
– Dziękuję – odparła krótko.
Włosy miała zaczesane wysoko do góry, a w uszach błyszczały misterne złote

kolczyki. Rumieńce na jej policzkach mogły oznaczać, że poczuła się dotknięta
uwagą Deirdre lub po prostu była podniecona. Nie należało więc wykluczać, że
Julie spędzi noc w łóżku neurochirurga. Teal objął ją i natychmiast poczuł, jak
bardzo różni się ona od Deirdre. Jej gibkie ciało całkowicie poddawało się
zmysłowym i tęsknym rytmom. Po chwili milczenia zapytał:

– Czy pani wie, że przyszła w towarzystwie największego kobieciarza w całym

szpitalu?

Julie uniosła głowę i spojrzała na niego oczyma pociemniałymi z gniewu.
– Kto ma o nim taką opinię?
– Doktor Reid.
– Czy mówiła na podstawie własnego doświadczenia?
Carruthers z trudem zachował powagę.
– Takie pytanie nie jest w pani stylu.

background image

– Pan nie ma pojęcia, jaki jest mój styl.
Teal nie mógł się powstrzymać od następnego pytania, które go dręczyło:
– Czy ma pani zamiar się z nim przespać?
– No wie pan, też pytanie...
– Całkiem proste, moim zdaniem.
– Nie jest pan w sądzie, a tu nie miejsce na przesłuchanie – rzekła Julie i

przygryzła wargę. Usta miała tak ponętne, że Teal mimo woli przyciągnął ją
mocniej do siebie. – Niech mnie pan tak nie ściska – dorzuciła z gniewem.

– Czemu? Czy dlatego, że nie jestem genialnym neurochirurgiem, jakich mało,

a tylko zwykłym prawnikiem, jakich pełno?

– O, widzę, że jest pan w wojowniczym nastroju. Co mnie zresztą wcale nie

dziwi. Kilka godzin w towarzystwie doktor Reid nawet świętego wyprowadziłoby
z równowagi.

– Jest inteligentną i atrakcyjną kobietą.
– Czy ma pan zamiar się z nią przespać? – Julie niemal dosłownie powtórzyła

jego pytanie.

– Nie – oświadczył Teal spokojnie. – Dlaczego zachowała się wobec pani tak

obcesowo?

– Podczas mojego ostatniego dyżuru skrzyczała mnie w obecności kilku

stażystów i dwóch lekarzy za błąd, którego nie popełniłam. Wytknęłam jej to, ale
wcale mnie nie przeprosiła. – Julie skrzywiła się z niesmakiem. – Dla niej pacjenci
to tylko właściciele narządów do usunięcia, a pielęgniarki to zwykłe popychadła.

Carruthers gotów był uwierzyć w prawdziwość jej słów.
– No, to jesteśmy zgodni przynajmniej w jednej sprawie – szepnął.
– W jakiej? – spytała nieufnie.
– Nasi partnerzy nie wzbudzają w nas zachwytu.
– Pan nie ma powodu, by nie lubić doktora Lyttona.
– Danny zasługuje na kogoś lepszego niż on.
– Mój syn nie ma z tym nic wspólnego!
– A więc nie zaprasza pani do domu mężczyzn, z którymi śpi? Proszę, jaka

dyskrecja!

Powiedział to szyderczym tonem, mając jednak świadomość, że zachowuje się

karygodnie.

– Co pan ma przeciwko mnie? – spytała Julie ostro. – Od pierwszej chwili

czuje pan do mnie antypatię.

Bo jesteś piękna, pełna życia i doprowadzasz mnie do szału... – Carruthers

background image

przeraził się, że wypowiedział te słowa na głos. Na szczęście jednak tylko tak
pomyślał.

– Po prostu nie życzę sobie – rzekł chłodnym tonem – żeby mój syn był

świadkiem scen miłosnych w pani domu. To prawie rozkaz. Scott bardzo panią
lubi, a ja nie chcę, żeby zaczął uważać, iż rozwiązłość jest rzeczą normalną.

– Obiecuję, że kiedy pójdę na ulicę, żeby szukać partnerów, nie będzie to ulica,

przy której pan mieszka – syknęła Julie. – Nie mogę pojąć, jakim cudem ma pan
tak miłe dziecko! Ponieważ, jak większość mężczyzn, nie widzi pan świata poza
swoją pracą, jedynym wytłumaczeniem jest fakt, że to pańska żona tak dobrze
wychowała syna.

Poczuła, że Carruthers drgnął i lekko się odsunął.
– Proszę nie mieszać w to mojej żony – wykrztusił. – Nie życzę sobie tego

rodzaju uwag. A teraz odprowadzę panią do doktora Lyttona, bo nie chciałbym,
żeby państwo przeze mnie tracili czas.

Szybkim krokiem przemierzył parkiet.
– Oddaję panu partnerkę – rzekł do chirurga, a do Deirdre uśmiechnął się

cieplej, niż zamierzał i zapytał: – Czy masz ochotę napić się czegoś?

Odwrócili się i odeszli bez słowa pożegnania.
Przy barze spotkali znajomych, z którymi wdali się w dyskusję na temat

reformy senatu.

Kiedy po godzinie wrócili do sali balowej, Julie i Nicka już nie było.

Carruthers uśmiechnął się złośliwie, gdy pomyślał, że na pewno są już w domu
chirurga, ale natychmiast spoważniał, gdy sobie uświadomił, że owa myśl go
zabolała.

– Może pojedziemy teraz do mnie, Teal? – spytała Deirdre, jak gdyby

przejrzała go na wylot. – Przyznam się, że mam już dość tego przyjęcia.

Chcąc mieć pewność, że została właściwie zrozumiana, dotknęła jego ust

pieszczotliwym gestem i uśmiechnęła się uwodzicielsko, lecz zarazem nieco
szyderczo.

Teal odwrócił głowę.
– Nie lubię przypadkowych stosunków.
– Przecież tylko takie są coś warte.
– To nie dla mnie... przykro mi.
– Dzięki mnie mógłbyś zmienić zdanie.
Uśmiechnął się, a w jego oczach zalśniły drwiące iskierki.
– Czyżbyś nie wiedziała, że „nie" znaczy „nie"?

background image

– Proszę, jaki nowoczesny mężczyzna! – rzekła Deirdre z lekką ironią. –

Przyznaj się lepiej, że gdyby na moim miejscu była Julie Ferris, twoje „nie"
znaczyłoby „tak". W tej chwili wolałbyś być na miejscu Nicka, co? Zgadłam?

Carruthersa zalała fala nieopisanej wściekłości. Wycedził przez zaciśnięte

zęby:

– Odwiozę cię do domu.
W duchu przysiągł sobie, że nigdy więcej nie przyjmie zaproszenia od Deirdre

Reid.

Wracając kwadrans później do siebie, zauważył przed domem Julie tylko jeden

samochód, a to oznaczało, że wróciła sama. Pomyślał niechętnie, że być może
Deirdre ma rację i przypadkowe kontakty są najlepszym rozwiązaniem.


W następnym tygodniu Julie pojechała do Dartmouth, żeby obejrzeć film, na

który od dawna zamierzała się wybrać. Wyświetlano jednocześnie kilka filmów,
więc przed kasą była długa kolejka. Julie stanęła za dwoma wyrostkami w
jaskrawych koszulkach i otworzyła torebkę, by wyjąć pieniądze. W tej chwili ktoś
ją potrącił. Uniosła głowę i zobaczyła tuż przed sobą twarz jednego z wyrostków.
Jego nieprzyjemne, blisko osadzone oczy miały bezczelny wyraz.

– Cześć, lalunia. Jesteś sama?
– Jak widzisz – odparła i zamknęła torebkę.
Drugi wyrostek, w koszulce z bardzo nieprzyzwoitym napisem, roześmiał się

nieprzyjemnie.

– No, to my idziemy z tobą – powiedział głośno, ciszej zaś dorzucił ordynarny

epitet.

Obaj wyglądali najwyżej na siedemnaście lat, ale byli potężnie zbudowani i

niezbyt trzeźwi. Julie odwróciła głowę.

– Hank ma rację. Usiądziemy koło ciebie. Kto by tam siedział samotnie w taki

wieczór.

– Właśnie ja chcę być sama – oświadczyła zdecydowanym tonem.
– Na jaki film idziesz, mała? – spytał Hank i wziął ją pod rękę, a przy tym

umyślnie dotknął jej piersi.

Julie ogarnęła wściekłość.
– Odczepcie się, bo każę was wyrzucić z kina!
– A kto się ośmieli nas ruszyć? – szyderczo zapytał Hank.
– Może ja – odezwał się ktoś z tyłu.
Julie nie miała wątpliwości, czyj to głos. Nie opodal stał Teal Carruthers i

background image

spokojnie patrzył na Hanka. Było w jego postawie coś, co sprawiło, że chłopak
zaniemówił. Julie pomyślała, że choć Teal jest zupełnie opanowany, wygląda sto
razy groźniej od wyrostka.

– Zamknij się i zostaw tę panią w spokoju. A najlepiej będzie, jeżeli wyjdziecie

z kolejki. No, na co się decydujesz?

– My tylko żartowaliśmy – powiedział Hank niepewnym głosem. – Nie...
– To wcale nie wyglądało na żarty – przerwał mu Carruthers. – Decydujcie się

na coś.

Towarzysz Hanka, jak każdy pospolity chuligan, najwyraźniej nigdy nie

zadzierał z silniejszymi od siebie. Natychmiast pospiesznie wtrącił:

– Wcale nie chcieliśmy siedzieć obok tej pani. Mówiliśmy tak dla hecy.
– Radzę, żebyście swoje poczucie humoru zarezerwowali dla siebie – warknął

Teal.

– Już zostawimy tę panią w spokoju – mruknął Hank niechętnie i odszedł.
– Bardzo panu dziękuję – zwróciła się Julie do Carruthersa. – Niech pan wraca

do swojej towarzyszki.

– Przyszedłem sam.
– Coś podobnego! Zepsuł się panu telefon?
– Nie zauważyłem. A dlaczego pani jest sama? Czyżby Einstein wciąż strącał

słuchawkę?

– Nie. Postanowiłam wreszcie spędzić spokojny wieczór bez czyjegokolwiek

towarzystwa, i to dotyczy również pana.

– Widzę, że ratowanie pani z opresji wchodzi mi w nawyk – zauważył

Carruthers. – Jest pani chodzącym źródłem kłopotów.

– Ośmiela się pan twierdzić, że sama jestem sobie winna?
– W gniewie jest pani jeszcze piękniejsza – wyrwało mu się znienacka.
– Och! – syknęła Julie przez zaciśnięte zęby. – Nie cierpię mężczyzn! A już

szczególnie pana! Proszę stąd natychmiast odejść!

Patrzył na nią rozbawiony, po czym uznał, że wieczór zapowiada się doskonale

jeszcze przed rozpoczęciem filmu.

– Przepadło mi miejsce w kolejce.
– I myśli pan, że to się dobrze składa, co?
– Wie pani, ja też miałem ochotę samotnie spędzić ten wieczór – rzekł

spokojnie.

– Niech mi pan tylko nie wmawia, że nie cierpi kobiet. Nie uwierzę panu.
– Ale ja mam uwierzyć, że pani nie lubi mężczyzn, tak? Chyba że ma pani

background image

jakieś uprzedzenia do mojej płci...

– Też coś! Niedawno oskarżał mnie pan o rozwiązłość!
Carruthers wsunął ręce do kieszeni.
– Przepraszam. Nie powinienem był tego mówić.
– No, to dlaczego się pan ośmielił?
– Julie, powiedziałem, że jest mi przykro.
Popatrzyła na niego uważnie i rzekła z ociąganiem:
– No dobrze. Ale więcej proszę tego nie robić.
– Czy naprawdę mam usiąść na drugim końcu sali?
– Najpierw proszę mi odpowiedzieć na pytanie, czy pańskim zdaniem

rzeczywiście ponoszę winę za zachowanie tych dwóch wyrostków. Nie lubię
uchodzić za źródło kłopotów. Proszę spojrzeć na mój strój... chyba nie powie pan,
że ubrałam się wyzywająco?

Carruthers jednym spojrzeniem obrzucił całą jej postać. Miała na sobie luźne

dżinsy i obszerną koszulową bluzkę. Gładko zaczesane włosy przewiązała zwykłą
aksamitką. Popatrzył na pięknie wykrojone usta, potem na rysujące się pod bluzką
bujne piersi.

– Strój jest najzupełniej bez znaczenia, bo ma pani w sobie coś, co się nazywa

seksapilem. Jest pani tak pociągająca, że nawet mężczyzna stojący nad grobem też
by się pani nie oparł.

Julie zmarszczyła brwi.
– Czyli że to moja wina?
– Ależ skąd! Nie oskarżam pani, tylko usiłuję to wytłumaczyć. Zajmowałem

się zawodowo sprawami o zgwałcenie i nie zgadzam się z powszechnie
pokutującym mniemaniem, że kobieta prowokuje mężczyznę, a on sam jest
niewinny.

– Rozumiem. – Julie przyjrzała mu się uważnie. – Cieszyłabym się, gdybym

mogła być pewna, że pan wierzy w to, co mówi, bo sądownictwo potrzebuje
właśnie tak myślących ludzi. Ale jeśli jest inaczej, to dał się pan złapać. Bo,
myśląc tymi samymi kategoriami, fakt, że Nick jest kobieciarzem nie oznacza, że
ja jestem rozpustna.

– Przyznaję, że nie powinienem był tak mówić. Jeszcze raz przepraszam, ale

już po raz ostatni.

Julie zauważyła dziwny wyraz jego oczu i poczuła niezrozumiały niepokój.
– Twierdzi pan, że mam nieodparty urok, ale to samo mogę powiedzieć o panu

– wyznała. – W dodatku pan ma go tysiąc razy więcej niż ja. I niech mi pan nie

background image

zacznie wmawiać, że jestem pierwszą kobietą, która to panu mówi.

Carruthers przypomniał sobie, że Marylee niedawno ujęła tę sprawę inaczej,

lecz to samo miała na myśli.

– Wobec tego proponuję, żebyśmy jednak usiedli obok siebie. Ze względu na

obopólne bezpieczeństwo.

Zauważył, że twarz Julie nareszcie zaczyna rozjaśniać się w uśmiechu.
– Tylko pod warunkiem, że pan lubi prażoną kukurydzę.
– Czy muszę od razu przyznać się do wszystkich grzechów? Czy konieczna jest

aż tak wysoka cena za to, że mi pani pozwoli usiąść obok siebie?

Julie roześmiała się serdecznie.
– Idę kupić największą porcję.
Odeszła, kołysząc biodrami, a Teal nie mógł oderwać od niej wzroku. Kupili

dwie paczki kukurydzy oraz dwie butelki coca-coli i zdążyli zająć miejsca tuż
przed zgaszeniem świateł. Film natychmiast pochłonął całą uwagę Julie, a po jego
zakończeniu odezwała się:

– Koniecznie muszę teraz porozmawiać. Pójdziemy gdzieś na kawę?
– Bardzo chętnie.
Wstąpili do pobliskiej kawiarni i znaleźli wolny stolik. Julie oceniała film

bardziej uczuciowo niż Teal, lecz uważnie słuchała jego wrażeń i z jednymi
spostrzeżeniami się zgadzała, z innymi nie. Jej sposób bycia był ujmujący, lecz
jednocześnie budził niepokój, ponieważ Carruthers czuł, że rosnąca sympatia do
Julie może pokrzyżować plan, jaki przyszedł mu do głowy podczas oglądania
filmu. Pomysł sam w sobie był bardzo interesujący, lecz nieco ryzykowny, więc
rozsądniej byłoby najpierw przemyśleć go w spokoju. Teal w pełni zdawał sobie z
tego sprawę, a mimo to nagle oznajmił:

– Mam dla pani propozycję.
Oczy kobiety błysnęły wrogo.
– Dziękuję. Ciągle otrzymuję jakieś propozycje i właśnie dlatego chciałam iść

do kina sama.

– Nie jestem taki jak doktor Lytton.
– No, to proszę nie zachowywać się podobnie!
Carruthers zacisnął palce na filiżance tak mocno, że aż mu zbielały kostki. Na

ogół był bardzo opanowanym człowiekiem, więc zaskoczyło go to, że teraz tak
łatwo daje się prowokować.

– Moja „propozycja" to tyle co pomysł, projekt. Bez dwuznacznych

podtekstów. Gdybym wiedział, że pani jest tak przewrażliwiona, określiłbym to

background image

jako „plan".

– Proszę sobie wyobrazić, że rozumiem słowa mające więcej niż dwie sylaby!

A po tym, co zaszło w kolejce, mógłby pan już mieć lepsze pojęcie o mojej tak
zwanej wrażliwości.

Chcąc zyskać na czasie, Teal podniósł filiżankę do ust. Julie widziała wyraźnie,

że jest coraz bardziej speszony. Sama też była zdenerwowana, chociaż jeszcze nie
dowiedziała się, jaka to propozycja. Przygotowała się na najgorsze.

– Zanim przedstawię swój plan, muszę otrzymać odpowiedź na jedno pytanie.

Czy jest pani związana z doktorem Lyttonem?

– Z najgorszym kobieciarzem w całym szpitalu? Nie bardzo mi pan pochlebia.
– Czekam na tak albo nie.
Patrzył na nią takim wzrokiem, że Julie spuściła oczy.
– Nie – wyznała zmieszana. – Nie lubię przelotnych romansów. Z nikim.
Z tobą też, dodała w duchu.
Carruthers bardzo pragnął uwierzyć w jej słowa.
– To znaczy, że po przyjęciu nie spędzili państwo nocy razem?
– Tego już za wiele. Nie ma pan prawa wtrącać się w moje najbardziej osobiste

sprawy. Ja nie pytam, czy pan się przespał z doktor Reid.

– Nigdy z nią nie spałem. Jej odpowiada seks bez miłości, a mnie nie.
Taka zadziwiająca szczerość zdecydowanie przemawiała na korzyść

mężczyzny. W głębi serca Julie poczuła ulgę, słysząc, że Teal Carruthers nie jest
zakochany w jej przełożonej.

– Nigdy nie byłam w łóżku z Nickiem Lyttonem i nie mam najmniejszej

ochoty, aby to zrobić – oświadczyła, patrząc mu prosto w oczy.

Tym razem Teal uwierzył jej bez zastrzeżeń i z wielką ulgą.
– Ja też nie jestem zwolennikiem przelotnych miłostek. Wiem, że nie potrafię

tego dobrze i jasno wyrazić, ale odnoszę wrażenie, że pani nie jest zachwycona
tym, iż tylu mężczyzn ugania się za panią. Czy mam rację?

– Najzupełniej.
– A mnie z kolei dużo energii kosztuje to, żeby się opędzić od kobiet, które są

świecie przekonane, że potrzebna mi żona lub matka dla syna, albo chociażby
kochanka. Wie pani, co powinniśmy zrobić?

– Nie mam pojęcia – ostrożnie powiedziała Julie.
– Powinniśmy stworzyć jeden front i zacząć pokazywać się razem. Szybko

rozejdzie się wieść o tym, że stanowimy parę, a wtedy będziemy mieć święty
spokój. Pani przestaną naprzykrzać się mężczyźni, a mnie kobiety.

background image

Uśmiechnął się tak, jakby miał pewność, że rozwiązał wszystkie problemy.
– Pan chyba zwariował!
– Wcale nie. Proszę się przez chwilę zastanowić. Jakiś facet startuje do pani i

słyszy: „Proszę wybaczyć, ale już mam narzeczonego". Do mnie dzwoni nowa
wielbicielka, a ja jej mówię: „Nie możemy się spotkać, bo jestem już umówiony z
moją sympatią".

Julie patrzyła na niego z niedowierzaniem, lecz widziała wyraźnie, że nie

żartuje.

– Mowy nie ma. Nawet na próbę.
– Dlaczego? Coś takiego powinno się udać.
– Nie. Po pierwsze dlatego, że właściwie wcale się nie znamy.
– Kilka randek wystarczy, żeby się bliżej poznać.
– Ale tylko powierzchownie.
– Przecież powierzchowna znajomość nam starczy, a zresztą tylko o tym

mowa. – Carruthers coraz bardziej zapalał się do swego projektu. – Możemy
napisać krótkie życiorysy, to by trochę uprościło sprawę. Miejsce urodzenia, data,
rodzeństwo albo brak takowego. Jeżeli będziemy wiedzieć o sobie podstawowe
rzeczy, nie zdradzimy się z niczym przy znajomych.

– Zaraz, zaraz. Przecież nie chodzi o to, żeby się starać o paszport czy pracę.

Mamy udawać parę, czyli ludzi, których ze sobą coś łączy.

– To tylko dla innych. Po to, żeby nas wreszcie zostawili w spokoju.
Julie zaczynała się przekonywać do tego nieprawdopodobnego projektu, lecz

nadal miała obiekcje.

– Nie, nie możemy czegoś takiego zrobić. Choćby dlatego, że się nie lubimy.
– Tym lepiej. Przecież to poważna umowa. Rozsądna. Racjonalna.

Jakiekolwiek cieplejsze uczucia tylko by przeszkadzały.

Julie przypomniała sobie, jak wyglądał Teal Carruthers, gdy zobaczyła go po

raz pierwszy na progu kuchni. Wystąpił w ciemnym garniturze, poważny,
krytycznie usposobiony i bardzo oficjalny.

– Czasem mam wrażenie, że jest pan pozbawiony wszelkich uczuć – szepnęła

zdenerwowana.

Mężczyzna drgnął, niemile zaskoczony.
– To, czy mam jakieś uczucia, czy też nie, nie ma tu nic do rzeczy. Umawiamy

się dla obopólnej wygody i tylko po to, żeby żyć w spokoju. Ale widzę, że mój
pomysł wcale się pani nie podoba, więc zapomnijmy o nim. Czy odwieźć panią do
domu?

background image

Julie rozumiała, że owym pytaniem daje jej szansę, by zakończyła rozmowę na

tak ryzykowny temat i się pożegnała. Zamiast wykorzystać okazję, zapytała:

– Jak długo to... ten nasz związek miałby trwać?
– Aż pani znajdzie sobie drugiego męża albo ja drugą żonę.
– W moim wypadku może to trwać bardzo długo – powiedziała głosem pełnym

goryczy.

– W moim też.
Carruthers zacisnął usta i popatrzył w bok. Julie pożałowała swej niewczesnej

uwagi o jego chłodnym usposobieniu.

– Przepraszam, że podejrzewałam pana o brak uczuć. Pan też ma za sobą jakieś

bolesne przeżycia, prawda?

– Wyjaśnijmy sobie jedno – rzekł Teal nieprzyjemnym tonem. – Ten mój plan

to jedynie gra i tylko dla pozoru. Nie życzę sobie, żeby pani dopytywała się o moją
przeszłość i ja też nie będę pytać o pani przeżycia.

– To o czym będziemy rozmawiać? – Julie bezwiednie podniosła głos. – O

pogodzie i artykułach w prasie?

Carruthersa zaczęło irytować, że jest tak mało pojętna.
– Nie będziemy musieli się tak często pokazywać razem. Halifax jest małą

mieściną, gdzie prawie wszyscy się znają, więc wiadomość o nas chyba prędko się
rozejdzie. Wystarczy, że kilkakrotnie wybierzemy się gdzieś razem i powiemy
znajomym, że jesteśmy parą. Potem już będziemy mieli więcej swobody, bo
powinna wystarczyć jedna randka raz na jakiś czas.

Julie nie mogła zrozumieć, dlaczego w ogóle bierze pod uwagę taką nieuczciwą

i na zimno wykalkulowaną propozycję.

– Nie możemy tego zrobić także ze względu na chłopców. Oni na pewno

uznają, że zamierzamy się pobrać.

– Dzieciom trzeba będzie powiedzieć prawdę albo coś zbliżonego do prawdy.

Na przykład, że się zaprzyjaźniliśmy i że chcemy sobie trochę nawzajem ułatwić
życie.

– A co będzie, jeśli któreś z nas spotka kogoś, z kim zechce się związać?
– Wtedy się rozstaniemy. Przecież to jasne.
– Jakie to wyrachowane. Jakbyśmy byli robotami, a nie ludźmi.
– To ma być wyrachowane i pożyteczne, bo tylko wtedy ułatwi nam życie.

Przyjmując za warunek, że nie będziemy się do siebie wtrącać, ale też nie wolno
nam umawiać się z nikim innym.

– O! A co z naszym życiem seksualnym?

background image

Carruthers rozzłościł się nie na żarty.
– To nie jest żaden podstęp, żeby zaciągnąć panią do mojego łóżka.
– Przecież sam pan mi mówił, że mam nieodparty urok i jak magnes

przyciągam mężczyzn... Wcale nie mam pewności, że można panu ufać.

Teal uśmiechnął się nieznacznie.
– To samo słyszałem od pani o moim uroku i sile przyciągania kobiet.
Julie nie miała ochoty na żarty.
– Większość mężczyzn sądzi, że wystarczy na mnie spojrzeć, a już jestem

gotowa się z nimi przespać. A to nie tak. Mąż doprowadził mnie do tego, że
znienawidziłam sprawy łóżkowe. Najlepszą rzeczą, jaką dało mi małżeństwo, jest
Danny, a ostatnią, jakiej teraz pragnę, jest romans. Czy wyrażam się dość jasno?

Carruthers doceniał tak wyjątkową szczerość, lecz nie mógł się zdobyć na to,

by odpłacić tym samym. Nie nawykł do mówienia o najbardziej osobistych
sprawach, a poza tym jego ból wciąż jeszcze był zbyt dotkliwy.

– Z mojej strony nie grozi pani żadne niebezpieczeństwo – zapewnił

poważnym tonem.

– Czy dlatego, że mnie pan nie lubi?
– Może... – Był zadowolony, że nie mówi pod przysięgą.
– Inne powody nie powinny panią interesować.
Po chwili milczenia Julie powiedziała:
– Proponuję jeszcze jedną zasadę, która będzie nas obowiązywała. W każdej

chwili możemy zerwać umowę albo wprowadzić poprawki.

– Ale powinniśmy umówić się przynajmniej na trzy miesiące, żeby sprawdzić,

jak nasz plan się rozwinie.

– To przecież całe lato!
Carruthers dostrzegł niechęć malującą się na jej twarzy i rzekł poirytowany:
– Przecież to nie jest dożywocie.
– Ale prawie, bo tak długo będziemy musieli udawać. A ja nie znoszę fałszu! –

rzuciła z pasją.

– Czy inne randki były naprawdę dużo mniej fałszywe niż to, co ja proponuję?

– Widząc, że się żachnęła, dorzucił: – Tak właśnie myślałem.

Julie wpatrywała się w niego, przekonana, że gdyby istotnie tak bardzo nie

lubiła fałszu, już dawno by odeszła. Natomiast fakt, iż została, być może świadczy
o tym, że jest podobna do innych kobiety i ów intrygujący mężczyzna nieodparcie
ją pociąga.

– Muszę dorzucić jeszcze jedną zasadę – rzekł Teal najzupełniej poważnie. –

background image

Dzienna dawka jednej paczki kukurydzy jest nieprzekraczalna.

– Ale przyznaje pan jedną całą paczkę na głowę? – spytała w tym samym tonie.
– Oczywiście. – Zauważył, że oboje starają się opanować rozbawienie. – No,

Julie, umawiamy się czy nie?

Wyciągnął do niej dłoń, lecz ona uparcie trzymała ręce na kolanach.
– Przecież sama rozmowa o czymś takim jest czystym szaleństwem.
– Czyżbym był aż tak odpychający?
– Nie dopraszaj się komplementów – rzuciła z przekornym uśmiechem,

również przechodząc na ty. – Tego ci nie skąpią inne kobiety.

– Jeśli zaakceptujesz mój plan, nie będzie żadnych innych kobiet.
Julie pomyślała, że i ona uwolni się od natrętów, którzy zatruwają jej życie.
– Wiesz, doszłam do wniosku, że można to potraktować jak wakacje.
– Ścierpła mi już ręka.
– Chyba zupełnie oszalałam – westchnęła Julie, podając wreszcie dłoń.
Teal z przyjemnością zauważył, że jej uścisk jest zdecydowany, a dłoń

przyjemnie ciepła; nie lubił galaretowatych rąk.

– Więc załatwione. Czy możesz iść na koncert benefisowy w przyszłym

tygodniu? Jeśli tak, to zaraz jutro kupię bilety. Kiedy będziecie organizować coś w
szpitalu?

– Niedługo ma się odbyć zjazd pielęgniarek. Cały personel został zaproszony –

odparła niechętnie.

– Wspaniale. Ale pamiętaj, że obowiązuje podstawowa zasada: nie wolno ci

tańczyć z Nickiem Lyttonem.

– Dorzucam jeszcze jedną: już nie wolno dodawać żadnej zasady. – Wstała. –

Czas na nas. Umowa stoi, ale musisz przyznać, że chyba oboje zwariowaliśmy.

– Przypadek chwilowej niepoczytalności? Taki numer nie przejdzie.
Julie spojrzała na zegarek i krzyknęła:
– O Boże! To już tak późno? Od dziesięciu minut powinnam być w domu.
– Odprowadzę cię do samochodu.
– Nie trzeba...
– Nie dyskutuj ze mną. Niedawno popełniono tu niedaleko morderstwo.
Wyraz jego twarzy ostrzegł Julie, że nie warto się sprzeciwiać. Kiedy doszli do

samochodu, natychmiast otworzyła drzwi i wsiadła, po czym, skromnie
spuszczając oczy, powiedziała:

– Będziesz musiał mocno się starać, żeby nasza pierwsza prawdziwa randka

była tak interesująca, jak dzisiejsze spotkanie. Dobranoc.

background image

– Postaram się. A jutro przedzwonię w sprawie koncertu. Dobranoc, Julie.
– Idę do pracy wieczorem, na siódmą trzydzieści.
Jadąc do domu, rozmyślała nad tą dziwaczną grą. Jedna z zasad, na które się

zgodzili, mówiła, że nie będzie seksu. To, co powiedziała o sobie i Robercie było
zgodne z prawdą, a jednak miała wilgotne dłonie i sucho w ustach. Nie rozumiała,
dlaczego sama myśl o koncercie wywołuje w niej niepokojące podniecenie i jakiś
dziwny strach.

Umowa była szalona, zwariowana i niepojęta.
To samo można byłoby powiedzieć o Julie, bo zapewne nikt przy zdrowych

zmysłach nie przystałby na tak niesłychaną propozycję.

background image

Rozdział 4


W poniedziałek po południu Scott i Danny poszli na boisko po drugiej stronie

ulicy. Carruthers siedział w gabinecie nad dokumentami przyniesionymi z sądu.
Akurat czytał o zawiłych dowodach opartych na analizie DNA, gdy usłyszał krzyk
Scotta. Natychmiast zostawił wszystkie papiery i zbiegł na dół, przeskakując po
dwa stopnie. W kuchni zastał chłopców w towarzystwie młodej dziewczyny. Scott
miał podrapaną i umorusaną twarz, Danny podbite oko, rozciętą wargę I
zakrwawiony nos, a dziewczyna łzy w oczach.

– Co się stało?
– Bawiliśmy się spokojnie na boisku – zaczął Scott wzburzonym głosem – gdy

zaczepili nas chłopaki z szóstej klasy. I zanim Sally nas rozdzieliła, zdążyli
Danny'emu podbić oko.

– Miałam pilnować Danny'ego – dorzuciła Sally, pociągając nosem – ale

zagadałam się ze znajomym i nie od razu spostrzegłam, że chłopcy się biją. Pani
Ferris mi tego nie daruje.

Teal odwrócił się od niej i pochylił nad Dannym.
– O co poszło?
– Krzyczeli, że jestem śliczny. – Danny mężnie walczył ze łzami

napływającymi mu do oczu. – Wołali na mnie „laluś", „maminsynek" i jeszcze coś,
czego nie rozumiałem. O mamusi też coś wykrzykiwali, więc jednego uderzyłem,
no i zaraz wszyscy zaczęliśmy się bić.

Carruthers był rad, że Danny nie wszystko zrozumiał.
– To na pewno jakieś głupie wyrostki – powiedział uspokajająco. – Zaraz ci

zrobię okład z lodu na oko i wargę. Zobaczysz, że natychmiast poczujesz się lepiej.

– Tato, powinieneś nauczyć Danny'ego, jak się bić – wtrącił przejęty Scott. –

On nie ma zielonego pojęcia, jak walczyć.

– Właśnie, że mam! – zaperzył się Danny.
– Ja też się biłem, a nie oberwałem tyle co ty – oświadczył Scott.
– Przecież temu dużemu naprawdę mocno dołożyłem.
– Spokojnie, chłopcy, spokojnie – rzekł Teal i uśmiechnął się pod nosem. –

Tylko nie zaczynajcie bójki tutaj. Wiesz, Danny, Scott miał na myśli tylko to, że
mógłbym ci pokazać kilka chwytów obronnych... Nie ruszaj się, przecież lód nie
gryzie.

Obrażenia nie były zbyt groźne, więc już po chwili chłopcy pocieszali się

background image

sokiem i ciastkami.

– Danny, gdzie jest mama?
– Pewnie śpi, bo miała nocny dyżur i dziś znowu idzie na noc. Dlatego

poszliśmy na boisko.

Carruthers zwrócił się do Sally:
– Jeśli pani chce już iść do domu, to ja zajmę się teraz chłopcami.
– Dziękuję bardzo, ale pani Ferris prosiła, żebym ją obudziła, gdyby się coś

stało, więc muszę iść i wszystko dokładnie opowiedzieć.

– Ja też pójdę.
– Po co, tato? – spytał zdumiony Scott.
– Chcę zapytać, czy mogę Danny'ego trochę poduczyć samoobrony – odparł,

zastanawiając się, czy jest to jedyny powód, dla którego nagle postanowił pójść.

Dochodząc do domu Julie, odniósł wrażenie, że coś się zmieniło. Rozejrzał się

uważnie i stwierdził, że ogród wygląda zupełnie inaczej, że dużo w nim barwnych,
nieregularnie rosnących kwiatów. Uśmiechnął się z aprobatą.

Sally natychmiast poszła na górę, a w chwilę później Julie wpadła do kuchni,

podbiegła do syna i mocno go przytuliła.

– Danny, kochanie, co się stało? – zapytała z niepokojem. Teal zauważył, że

jest uroczo potargana i ma na sobie jedwabną podomkę w kwiaty, dość skąpo
okrywającą jej piękne kształty.

– O co się pobiliście? – pytała zatrwożona. – Przecież prosiłam cię, żebyś się z

nikim nie bił. Masz zakrwawioną bluzę i spodnie.

– Walka była na całego – krzywo uśmiechnął się Danny.
– Nie cierpię bójek – oświadczyła matka.
Carruthers chrząknął i Julie dopiero teraz go zauważyła.
– A ty, co tu robisz? – spytała i natychmiast mocniej otuliła się podomką.
– Chłopcy przybiegli najpierw do mnie, bo było bliżej. Trochę opatrzyłem

Danny'ego.

– Ach, tak. Dziękuję.
– Wydaje mi się, że dobrze byłoby nauczyć go kilku chwytów dla samoobrony.
– Jestem pewna, że może się bez tego obejść.
– Nie zrozumiałaś mnie – upierał się Teal, tym samym jeszcze zwiększając

irytację Julie. – Mówię o odpieraniu ataku, a nie o atakowaniu innych.

– Tak czy owak to walka.
– Scott też się bił, a nie ma podbitego oka.
– Dlaczego mężczyźni zawsze myślą, że opanowanie kilku chwytów wszystko

background image

załatwi?

– Nie pakuj mnie do jednego worka z innymi mężczyznami – rzekł urażony. –

Jestem prawnikiem, a nie bokserem. Nigdy nie uczyłem Scotta, by stosował
przemoc wobec innych, ale jako odpowiedzialny ojciec uznałem, że powinienem
go nauczyć, jak się bronić. Jeśli zajdzie taka potrzeba. Oboje dobrze wiemy, jak
ostatnio rozpanoszyło się chamstwo.

Zorientował się, że ta rozmowa nie powinna być prowadzona przy dzieciach,

więc zwrócił się do Sally:

– Proszę zabrać chłopców na dwór. Pani Ferris i ja musimy porozmawiać w

cztery oczy.

Sally uśmiechnęła się promiennie.
– Oczywiście, proszę pana.
Ledwie zamknęły się za nimi drzwi, Julie wybuchnęła:
– Jak śmiesz tak się rządzić w moim domu?
Była blada i miała podkrążone oczy.
– Wyglądasz na bardzo zmęczoną – zauważył Teal.
– Nie zmieniaj tematu!
Carruthers widział, że ta kobieta, w przeciwieństwie do innych, nie jest w

nastroju do płaczu, mimo że niewątpliwie się zdenerwowała. Zaczął podejrzewać,
że za chwilę skoczy mu do gardła.

– Chciałbym zabrać chłopców do siebie – powiedział, siląc się na zachowanie

spokoju. – Ty mogłabyś przyjść później. Wtedy, jeśli zechcesz, mógłbym ci
pokazać, czego nauczyłem twego syna. Do piątej chyba zdążysz się jeszcze trochę
przespać. No co, zgoda?

Julie popatrzyła mu prosto w oczy.
– Czy wiesz, o co chłopcy się pobili?
– Tamci wyzywali Danny'ego od „lalusiów" i wykrzykiwali inne epitety,

których na szczęście nie zrozumiał. Uderzył jednego z nich, dopiero gdy rzucił
wyzwisko pod twoim adresem.

– O cholera!
– Może wolałabyś, żeby to ojciec nauczył go, jak ma się bić? – zapytał z

wahaniem.

– Robert nigdy nie ma dla niego czasu – rzekła Julie w zamyśleniu.
Teal zorientował się, że ogarnia go podniecenie.
– Nie martw się – powiedział czym prędzej. – Teraz idź się położyć, a ja do

piątej zajmę się dziećmi. Gdy przyjdziesz, zjemy razem kolację.

background image

– Nie mogę go cały czas pilnować – wybuchnęła rozżalona. – Chyba mam

prawo wyspać się po nocnych dyżurach.

– Rozumiem cię doskonale, bo moja sytuacja jest podobna. Kiedy jestem w

sądzie albo w zespole, też nie pilnuję syna.

– Mówisz tak, żeby mnie pocieszyć i żebym nie miała wyrzutów sumienia. –

Julie skrzyżowała ręce na piersi. – Ja jednak czuję się winna. Tak czy owak nie
widzę powodu, żebyś nas zapraszał na kolację.

– Ale już to zrobiłem.
Popatrzyła na niego nieufnym wzrokiem, a jednocześnie poczuła wkradający

się do serca niepokój.

– Przecież w naszej umowie nie ma nic o wspólnych posiłkach – oświadczyła.

– Po co to wszystko? Nikt nas nie zobaczy przy tej kolacji. Chyba że jakaś twoja
wielbicielka, która stale cię podgląda przez lornetkę.

– Ale ty masz cięty język – odparował Teal, czując, że ta sytuacja zaczyna go

bawić.

– Tym bardziej nie powinnam przyjmować twojego zaproszenia.
– Dzisiejsza propozycja nie ma nic wspólnego z naszą umową. Przećwiczę z

Dannym kilka chwytów, a jak przyjdziesz, syn ci pokaże, czego się nauczył. Na
pewno z przyjemnością się pochwali, bo każde dziecko to lubi. Szczególnie przed
własną matką.

– Dopiero co mówiłeś, żebym sobie nie robiła wyrzutów, a teraz mówisz co

innego. Czy prawnicy zawsze odwracają kota ogonem?

– W twoich słowach brzmi uprzedzenie do mojego zawodu.
– To nie uprzedzenie, a wręcz obrzydzenie.
Carruthers roześmiał się, podszedł bliżej, ujął Julie pod brodę i zajrzał jej

głęboko w oczy.

– Idź spać i nastaw budzik na wpół do piątej... Czekam o piątej, ale nie licz na

żaden deser.

– Nareszcie się wydało, o co ci chodzi! Masz apetyt na moje wypieki, a ja

wcale się nie liczę.

– Oczywiście.
Odsunął się i opuścił ręce. Palcami wciąż jeszcze czuł jedwabistość jej skóry, a

nozdrzami wdychał delikatny zapach kwiatów, jaki roztaczała wokół siebie. Jedno
i drugie wydawało mu się piękne, lecz był pewien, że mimo to nie pożądał tej
kobiety.

– Do zobaczenia. Zamknij za mną drzwi na klucz.

background image

Julie uśmiechnęła się przekornie, lecz posłusznie wykonała polecenie.
Punktualnie o piątej zadzwoniła do drzwi domu Teala Carruthersa, lecz nikt nie

odpowiedział. Nacisnęła klamkę, uchyliła drzwi i zawołała, ale nadal nikt sienie
odzywał. Zamknęła drzwi, weszła do pokoju i rozejrzała się uważnie. Ściany były
białe, meble popielate, obrazy zaś wyłącznie czarno-białe. Postanowiła, że
następnym razem – jeśli w ogóle taki się zdarzy – przyniesie bukiet
różnobarwnych kwiatów, aby rozweselić nieco ten ponury pokój.

Na piętrze rozległ się radosny śmiech Danny'ego oraz pokrzykiwania Scotta, a

na schodach głośny tupot. Drzwi się otworzyły i biegnący z całym impetem wpadł
prosto na Julie, która się zachwiała i upadła na dywan. Teal też stracił równowagę i
przewrócił się na nią. Miał na sobie tylko spodnie, był rozgrzany i ciężko dyszał.
Julie leżała przygnieciona jego ciężarem, otoczona jego ramionami. Nie mogła się
ruszyć, mimo iż nagle sobie uświadomiła, że ogarnia ją pożądanie, jakiego od
dawna nie zaznała. Teal uniósł się na łokciu i zapytał z niepokojem w głosie:

– Czy mocno się potłukłaś?
W tej chwili do pokoju wpadli obaj chłopcy.
– Tato, dlaczego leżysz na podłodze?! – krzyknął Scott.
– I na mojej mamie? – zdumiał się Danny.
Julie zarumieniła się ze wstydu. Nie dość, że straciła równowagę ducha i ciała,

to jeszcze na domiar złego dzieci są świadkami takiej sceny.

– Przewróciliśmy się, gdy tak nagle wbiegłem do pokoju – odparł Carruthers

głucho. – Nie spodziewałem się, że kogoś tu zastanę. Julie, nic ci nie jest?

– Nie – odparła, ciesząc się, że nie jest podłączona do wykrywacza kłamstw.
Teal zerwał się na nogi i pomógł jej wstać. Julie, czując bliskość jego

muskularnego ciała, była coraz bardziej podniecona. Czym prędzej się odsunęła i
powiedziała:

– Wołałam was, ale nikt mnie nie słyszał.
– Przepraszam cię – rzekł Teal nieswoim głosem. – Najmocniej przepraszam.

Chłopcy, nakryjcie stół w ogrodzie, a ja skoczę do kuchni.

Kiedy wszyscy wyszli, Julie poczuła, jak bardzo jest roztrzęsiona. Ogarnęło ją

wielkie podniecenie, a raczej pożądanie przywodzące na myśl dzikie zwierzę
szykujące się do skoku. Mimo to nie chciała słuchać głosu rozsądku, który
ostrzegał ją i kazał natychmiast wracać do domu. Wiedziała, że nie powinna ulegać
takim emocjom, gdy chodziło o Carruthersa. Nie zdążyła się opanować, gdy Teal
wrócił i ujął ją za rękę, patrząc jej w oczy z niepokojem.

– Czy nic ci się nie stało? Usiądź na chwilę, bo wyglądasz trochę podejrzanie.

background image

– Nic mi nie jest – mruknęła, odwracając oczy od jego nagiego torsu. – Po

prostu bardzo mnie zaskoczyłeś.

– Usiądź tutaj. Zaraz przyniosę ci kieliszek koniaku.
Do pokoju wpadł Danny i usiadł obok matki.
– Mamuś, czujesz się lepiej?
– Dużo lepiej – odparła Julie i przytuliła syna do piersi. – Jak było na lekcji?
– Wspaniale – zapewnił Danny z entuzjazmem. – Scott, chodź, pokażemy

mojej mamie, co robiliśmy.

Chłopcy zaczęli się popisywać. Po chwili wrócił Teal, postawił kieliszki na

stoliku i podszedł do nich. W mgnieniu oka wszyscy trzej zwarli się w walce i
zaczęli mocować. Julie poczuła przeszywający ból serca, gdy sobie uświadomiła,
że Robert nigdy tak się nie bawił z synem. Teraz widziała, jak to jest Danny'emu
potrzebne. Możliwe, że było równie niezbędne jak matczyna miłość, jak jedzenie i
dach nad głową.

Chłopcom udało się unieruchomić Teala, a Julie nie mogła oderwać oczu od

jego obnażonego po pępek torsu porośniętego gęstymi czarnymi włosami.
Pomyślała o umowie zawartej na trzy miesiące i już zaniepokoiła się, że nie może
przewidzieć, czym to się skończy. Teal zaczynał być potrzebny nie tylko jej
synowi. Chcąc się opanować, od razu opróżniła kieliszek.

– Chłopcy – odezwał się Carruthers, sapiąc głośno – macie ochotę na

kurczaka? Jeśli tak, to radzę traktować kucharza z większym szacunkiem.
Wstawajcie. Przynieście sałatę i bułki. No, jazda.

Podniósł się, podciągnął spodnie i palcami przeczesał włosy. Nagle przyjrzał

się Julie i natychmiast spoważniał.

– Co ci jest?
– Nic.
– Przyzwyczaiłem się już do tego, że mówisz prawdę, a to nie jest szczera

odpowiedź.

Julie wstała i dumnie uniosła głowę.
– Zgodziliśmy się, że nasz układ będzie miał powierzchowny charakter, a to nie

zakłada bezwzględnej szczerości.

Mężczyzna skrzywił się. Widocznie nie spodziewał się takiej odpowiedzi.
– Czy to ma oznaczać, że jestem głupcem?
– Mówiłam raczej o sobie – rzekła Julie i zmieniła temat. – No, co z tym

kurczakiem? Umieram z głodu.

W duchu dopowiedziała, że wcale nie tylko ze zwykłego głodu.

background image

Carruthers widział, że coś przed nim ukrywa, lecz trudno mu było zgadnąć, o

co chodzi. Odwrócił się i wyszedł, czując, że Julie idzie za nim krok w krok.

Zasiedli przy drewnianym stole ustawionym w cieniu klonu, na którym

gnieździła się cała gromada sikorek. Pozornie panowała najzupełniej beztroska
atmosfera, lecz mimo to Julie miała wrażenie, że Teal bacznie ją obserwuje. Nie
mogła jednak nic wyczytać z jego twarzy i miała nadzieję, że i ona ma
nieodgadniona minę. Przy kawie zostali sami.

– Wspaniały aromat – zauważyła Julie, podnosząc filiżankę do ust.
– Kupuję ją w naszych delikatesach. Musimy tam kiedyś pójść razem, bo

właścicielka chce mnie wyswatać z jedną ze swoich czterech córek.

W tej chwili usłyszeli podejrzany hałas.
– Nasi synowie o coś się kłócą. Czas najwyższy, żebym zabrała Danny'ego do

domu.

Weszli do pokoju, gdzie chłopcy oglądali telewizję i usłyszeli podniesiony głos

Danny'ego:

– To naprawdę mój tatuś!
– Pewnie! – szyderczo krzyknął Scott. – Każde dziecko z naszej ulicy ma ojca,

który pracuje w telewizji.

– Mój tata jest aktorem i dlatego tam pracuje!
Julie spojrzała na ekran i zobaczyła Roberta i Melissę. Stanęła jak wryta i z

trudem wykrztusiła:

– Danny ma rację. To jego ojciec z drugą żoną. – Przytuliła syna, który miał

oczy pełne łez. – Widziałam tę sztukę niedawno, gdy ty już spałeś. Tatuś dostał
nagrodę za tę rolę.

– Robert Ferris – odezwał się Teal półgłosem. – Jakoś nigdy nie skojarzyłem,

że to to samo nazwisko.

– Bo i nie warto – rzekła Julie chłodno.
– Jest świetnym aktorem.
– Tak, aktorem jest świetnym.
– Masz szczęście, Danny, że twój tata jest taki sławny – zauważył Scott.
Julie uśmiechnęła się ze smutkiem.
– Ale ty nie wiesz, że cena za sławę jest bardzo wysoka. Aktor nie ma czasu ani

dla rodziny, ani dla przyjaciół, ani żeby czegoś nauczyć własne dziecko. Zawsze
musi robić coś dla swej kariery.

Kątem oka dostrzegła, jak Robert bierze Melissę w ramiona.
– Scott, obejrzyjmy jakąś kreskówkę – zaproponował Danny drżącym głosem.

background image

– Dobrze. I pobawimy się samochodami.
Teal ujął Julie pod ramię i szepnął:
– Już się pogodzili. Chodź, naleję ci świeżej kawy.
Julie nie miała ochoty na kawę. Jedyne, czego w tej chwili pragnęła, to się

wypłakać. Prędko wyszła z pokoju.

– Teal, ja tak nie mogę – wyznała, gdy tylko usiedli. – Ten twój plan jest

niebezpieczny i chcę się wycofać, zanim na dobre się rozwinie. Zanim
wtajemniczymy nasze dzieci.

– Najpierw powiedz mi, o co tak naprawdę chodzi.
– Nie potrafię utrzymać się w takiej roli. Nie lubię powierzchownych

kontaktów. Nie jesteśmy w sądzie, gdzie padają bezosobowe pytania i odpowiedzi.
Jesteśmy żywymi ludźmi z krwi i kości, a przynajmniej ja jestem. I chłopcy też.
Boję się, że Danny za bardzo się do ciebie przywiąże.

– To i tak się zaczęło przez chłopców. Skoro są przyjaciółmi, Danny będzie

spotykał się ze mną, a Scott z tobą i to nie ma nic wspólnego z tym, czy my
czasami umówimy się na randkę. Dobrze o tym wiesz.

– To takie egoistyczne i nieodpowiedzialne. Tylko ktoś pozbawiony uczuć

mógł wpaść na tak zwariowany pomysł.

– Zapominasz, że się zgodziłaś.
– Zmieniłam zdanie.
– Rozwód jeszcze przed zawarciem małżeństwa, tak? Robisz unik.
– Nie! Ja...
– Przesadzasz. Uspokój się.
– Żądam zwolnienia z umowy – wycedziła przez zaciśnięte zęby.
– Umówiliśmy się na trzy miesiące, a jeszcze nie minęły nawet trzy dni i ty już

chcesz się wycofać.

– Nie podpisywałam cyrografu!
– Przyznaję. A ty się przyznaj, o co ci właściwie chodzi.
– Boję się, że Danny cię pokocha.
– To samo można by powiedzieć o moim synu i o tobie; on zresztą i tak już cię

bardzo lubi. Czuję, że tu nie chodzi jedynie o chłopców. Julie, powiedz mi całą
prawdę.

– Jeśli to zrobię, uznasz, że jestem podobna do innych. Taka, jak te wszystkie

kobiety, które ci się naprzykrzają. – Zamyśliła się głęboko i po chwili dodała: –
Dobrze, skoro sam tego chcesz, to ci powiem. Chodzi mi o sprawy łóżkowe.

Teal był najwyraźniej zaskoczony tym, co usłyszał.

background image

– Uważam cię za mężczyznę, dla którego mogę stracić głowę – wyznała cicho.

– Kiedy leżeliśmy razem na podłodze, chciałam, żeby to trwało wieki.

– Nie wierzę.
– Jesteś nieodparcie pociągający, godny pożądania i posiadania – powiedziała z

szelmowskim uśmiechem na ustach. – Jeśli nie chcesz, żebym zaczęła ci się
narzucać, musimy zerwać umowę. Teraz i zaraz.

Teal ujął jej rękę i ścisnął aż do bólu.
– Nie igraj ze mną, bo tego nie znoszę.
– Każdy przeciętny mężczyzna byłby zachwycony tym, że go pożądam.
– Ale ja nie jestem „każdym przeciętnym mężczyzną" i już ci mówiłem, żebyś

mnie za takiego nie uważała.

– Jedno z naszych postanowień stwierdza, że nie będzie mowy o seksie między

nami. W związku z tym, co ci przed chwilą wyznałam, umowa musi ulec zerwaniu.

– Pomyliłaś myśl o czynie z samym czynem.
– Och, przestań gadać i rozumować jak prawnik.
– Do jasnej cholery! Jestem prawnikiem i nie będę stale za to przepraszać.

Zapewniam cię, że nie pójdziemy do łóżka, więc nie ma powodu, by zrywać
umowę.

Julie zmarszczyła brwi i nieoczekiwanie spytała:
– Wolisz mężczyzn?
– Skądże! I nie mam żadnej wstydliwej choroby, jeśli o to też mnie posądzasz.
– Więc uważam, że naprawdę jesteś pozbawiony uczuć.
– Przestań, bo dłużej tego nie zniosę.
Julie rozzłościła się. Spojrzała na zegarek i wstała.
– Czas na mnie.
– Cieszę się, że mamy tę rozmowę za sobą, bo dzięki niej oczyściła się

atmosfera. Teraz wiem, że ci się podobam, a oboje wiemy, że nic z tego nie
wyniknie. Pamiętaj, że spotykamy się w sobotę przed koncertem. A przedtem,
może w czwartek, powinniśmy zapoznać się z naszymi życiorysami... Co ty na to?

Julie nie mogła nic wyczytać z jego twarzy. Miała ogromną ochotę zobaczyć,

co się kryje za maską, którą Teal przybrał i co jest jego czułym punktem. Nie
wątpiła, że ma jakieś uczucia, lecz pozostawało tajemnicą, dlaczego je tak głęboko
ukrywa. Należało znaleźć klucz do owej zagadki.

background image

Rozdział 5


Po czterech dyżurach nocnych Julie postanowiła nieco unormować swój tryb

życia. W czwartek po południu zabrała się do pielenia ogrodu. Sąsiad, który
właśnie kosił trawę, odstawił maszynę, wytarł spoconą twarz i podszedłszy bliżej,
oparł się o płot.

– Dzień dobry. Pani ogród wygląda coraz ładniej. Ethelda na pewno się

ucieszy, że jest tyle kwiatów.

– Czy pani LeMarchant wybiera się tu w najbliższym czasie?
– Za dwa tygodnie. Już nie mogę się doczekać. – Generał rozejrzał się i

zniżając głos, dodał porozumiewawczym szeptem: – Muszę pani powiedzieć, że
się jej kiedyś oświadczyłem, ale kosztowało mnie to dużo nerwów. Chyba
wolałbym stanąć do walki z całą armią wroga. Ethelda odrzuciła moją propozycję
– wyznał z filozoficznym spokojem. – To nawet i lepiej, bo nie jest zbyt
wyrozumiała i nie pozwalałaby mi chodzić na piwo.

– Bardzo mi przykro. Odniosłam wrażenie, że państwo mają z sobą dużo

wspólnego.

– Sąsiadujemy już prawie dwadzieścia lat. Ale co robić? – Generał

wyprostował się i dumnie wypiął pierś. – Może lepiej, że mnie nie przyjęła. Moja
fajka też ją denerwowała, więc stale opróżniała popielniczki, chociaż wcale nie
były pełne... O, moja droga, ma pani gościa.

Julie obejrzała się i zobaczyła nadchodzącego Carruthersa. Przyszedł na

spotkanie, o którym zupełnie zapomniała. Uśmiechnęła się niepewnie i
przedstawiła obu panów. Teal objął ją, pocałował w policzek i rzekł:

– Stęskniłem się za tobą. Już nie mogłem doczekać się czwartku.
Julie oniemiała ze zdumienia, lecz po chwili zrozumiała, że on udaje przed

sąsiadem. Prędko odwzajemniła pocałunek i zapewniła gorąco:

– Ja też się stęskniłam.
Generał chrząknął zakłopotany.
– Państwo wybaczą, ale muszę wracać do pracy. Do widzenia.
Po jego odejściu Teal zauważył:
– Nie od razu się zorientowałaś.
– Przyznaję, że wolno dzisiaj myślę, ale od dwudziestu ośmiu godzin jestem na

nogach. Na śmierć zapomniałam o życiorysie.

– Chodźmy do domu – zaproponował, obejmując ją wpół. – W takim hałasie

background image

nie można rozmawiać.

Kiedy weszli do kuchni, Julie natychmiast się odsunęła, nie chcąc ulec

ogarniającemu ją pożądaniu.

– Jestem zmęczona – rzekła poirytowanym głosem. – Nie mam nastroju na

rozmowę o naszej przeszłości.

– To nie potrwa długo, przecież mamy zapamiętać tylko kilka podstawowych

faktów.

Usiedli przy stole i Teal podał Julie wydruk komputerowy.
– Po co mam to czytać? Wolę, żebyś mi sam o sobie coś powiedział.
– No, dobrze – zgodził się, odwracając wzrok od jej długich opalonych nóg i

bosych stóp. – Mam trzydzieści cztery lata, urodziłem się w Ontario i jestem
jedynakiem. Rodzice rozwiedli się, gdy miałem sześć lat, ale oboje zachowali
prawo do opieki nade mną. Kontakty z domem, a raczej domami, praktycznie się
skończyły, gdy miałem siedemnaście lat. W wieku dwudziestu czterech lat
ukończyłem prawo i wkrótce potem się ożeniłem. Zamieszkaliśmy w Halifaksie i
tu urodził się Scott. Elizabeth zginęła dwa lata temu. To wszystko.

Julie siedziała wpatrzona w kostki lodu pływające w kieliszku.
– Przed trzydziestu laty przyznawanie opieki obojgu rodzicom nie było zbyt

często praktykowane, prawda?

– Nie, ale moi rodzice nigdy nie mogli się zgodzić w żadnej sprawie, więc nic

dziwnego, że nie ustalili, które z nich ma mieć prawa rodzicielskie.

– Widocznie oboje bardzo cię kochali.
– Tak – przyznał Teal po chwili wahania.
– Kłamiesz.
– Tyle faktów z mojego życia powinno ci wystarczyć.
– Ani matka, ani ojciec nie chcieli cię wziąć do siebie, prawda?
– Daj spokój, Julie. Nasza umowa nic nie wspomina o tym, że będziemy się

bawić w psychoanalityków. Będę ci wdzięczny, jeśli...

– Nie będę wchodzić głębiej, tak? – spytała z nie ukrywaną złością. – Przecież

to nie twoja wina, że rodzice cię nie chcieli.

– Nie wściubiaj nosa w nie swoje sprawy – syknął. – Teraz twoja kolej. Kiedy i

gdzie się urodziłaś?

– Najpierw ci powiem jedną rzecz. Otóż jak długo żyję, przez całych

dwadzieścia osiem lat, nie spotkałam człowieka, który by mi tak działał na nerwy
jak ty.

Carruthers uśmiechnął się ironicznie.

background image

– Zdradziłaś aż dwie rzeczy.
Julie poderwała się i zaczęła nerwowo chodzić po kuchni.
– Urodziłam się na wsi, w New Brunswick i mam dwie starsze siostry. Moi

rodzice jeszcze żyją. Roberta poznałam, gdy byłam tu, w Halifaksie, na praktyce.
Wyszłam za mąż mając siedemnaście lat, a rozwiodłam się siedem miesięcy temu.
Mam nadzieję, że porobiłeś sobie notatki, bo powtarzać tego nie będę.

– Pamiętam, że w małżeństwie nabrałaś obrzydzenia do seksu.
– Ta informacja nie należy do podstawowych faktów. Dowiedziałeś się

wszystkiego, co trzeba, a teraz cię żegnam.

Teala ogarniał gniew, a jednocześnie chciało mu się śmiać. Wiedział, że

najrozsądniej byłoby natychmiast wyjść, a mimo to został.

– W poniedziałek wyznałaś mi, że masz ochotę się ze mną przespać, a teraz ja

wyznam tobie, że nie rozumiem, jak można pragnąć kogoś, kogo się tak nie cierpi.

– W tej chwili pragnę jedynie tego, żebyś się stąd wyniósł. Carruthers wstał,

lecz nie miał najmniejszego zamiaru ustąpić z pola walki i przyznać się, że Julie
ma nad nim przewagę. Ugodzony do żywego, wypadł z narzuconej sobie roli i
przestał logicznie myśleć.

– Przez całe moje życie, czyli przez trzydzieści cztery lata, nie spotkałem

kobiety tak pięknej jak ty.

Julie obojętnie rozejrzała się po kuchni i oświadczyła:
– Nie widzę tu nikogo obcego, przed kim należy udawać, więc się nie wysilaj.

Zachowaj wszystkie komplementy na sobotni wieczór, kiedy będziemy otoczeni
tłumem ludzi.

Popatrzył na nią rozbawiony.
– Potrzebuję trochę praktyki – rzekł i podszedł bliżej.
– Możesz ćwiczyć u siebie w domu. Powtarzaj sobie wszystkie moje zalety, na

przykład podczas golenia. Ale teraz zejdź mi z oczu.

– Są rzeczy, których nie muszę ćwiczyć. A ty nie zapominaj, że nie znoszę, gdy

mi ktoś każe coś robić.

– Pewnie, że nie, bo lubisz panować nad innymi. A już najbardziej nad swoimi

uczuciami.

– Zachowaj swoją opinię o mnie do czasu, gdy cię o nią poproszę.
Mówiąc to, objął Julie, przyciągnął mocno do siebie i, nim zdążyła się

zorientować, o co mu chodzi, pocałował ją w usta. Powodował nim jakiś
prymitywny instynkt, chęć, by udowodnić, że jest panem sytuacji. W chwili
jednak, gdy ich ciała się zetknęły i poczuł słodycz jej ust, stracił całe panowanie

background image

nad sobą, o które Julie tak go oskarżała. Objął ją jeszcze mocniej, pieszczotliwym
gestem przesunął dłoń na jej biodra i całował coraz' namiętniej. Podświadomie
pragnął poruszyć ją do głębi. W pewnym momencie poczuł, że zarzuciła mu ręce
na szyję i odwzajemnia pocałunki. Ogarnęło ich tak wielkie pożądanie, że
zapomnieli o całym świcie. Nagle Teal przypomniał sobie Elizabeth i czarną
rozpacz, w jakiej się pogrążył po jej śmierci. I to, że już raz dał się usidlić, że już
wiedział, do czego może doprowadzić miłość. Odsunął się od Julie niechętnie.
Oboje mieli rozpalone oczy i z trudem oddychali.

– Przepraszam, że się zapomniałem – odezwał się po chwili matowym głosem.

– Przysięgam, że to się nie powtórzy.

Julie nie od razu odzyskała równowagę po tak namiętnych pocałunkach. Teal

wpatrywał się w nią wzrokiem pełnym zachwytu.

– To wcale nie ćwiczenia – szepnęła. – To były najprawdziwsze pocałunki.
– Nie – zaprzeczył nieszczerze.
Drgnęła nerwowo i bezradnie opuściła ręce.
– Całowałeś mnie tylko dlatego, że jestem taka, jaka jestem, tak? Czyli to

samo, co zawsze. Jest we mnie coś, co doprowadza mężczyzn do szału, ale co tak
naprawdę nie ma nic wspólnego ze mną. Nikogo nie interesuje to, co się kryje pod
moją powierzchownością.

Carruthers z przerażeniem spostrzegł, że Julie ma oczy pełne łez. Odwróciła

się, wyjęła chusteczkę i głośno wytarła nos.

– Od śmierci żony z nikim się nie kochałem – wyznał jakby pod przymusem.
Julie błyskawicznie się odwróciła i popatrzyła na niego z niedowierzaniem.
– Coś ty powiedział?
Żałował wypowiedzianych słów, lecz już nie mógł ich cofnąć.
– To, co słyszałaś – mruknął. – A teraz idę sobie, do jasnej cholery. Nie

zapomnij, że spotykamy się w sobotę o wpół do ósmej.

– Widzę, że bardzo kochałeś żonę.
– W sobotę o wpół do ósmej – powtórzył Carruthers i nieomal wybiegł z

kuchni.

W drodze do domu poprzysiągł sobie, że nigdy więcej nie pocałuje Julie Ferris

i nie weźmie jej w ramiona. Nigdy w życiu i za żadne skarby.


W sobotni wieczór Julie miała nerwy napięte do ostatnich granic. Nie mogła

zapomnieć bolesnego niepokoju w oczach Teala, gdy wyznał, że od śmierci żony z
nikim się nie kochał. Nie ulegało wątpliwości, że owe słowa wymknęły mu się

background image

mimo woli i że najchętniej by je cofnął. Dręczyło ją pytanie, dlaczego tak
przystojny mężczyzna nie związał się z nikim przez całe dwa lata. Najprostszym
wyjaśnieniem byłoby przypuszczenie, że zbyt mocno kochał żonę i nie mógł jej
zapomnieć, lecz to jednak nie tłumaczyło wszystkiego. Zastanawiała się, czy przez
trzy miesiące zdoła poznać najgłębsze uczucia tego zagadkowego mężczyzny.

Czekała teraz na niego, gotowa już od dziesięciu minut. Włożyła wieczorową

suknię pokrytą perłowymi cekinami, głęboko wyciętą z przodu i z tyłu, a z boku
rozciętą aż do połowy uda. Julie nie miała wątpliwości, że w takiej toalecie zwróci
na siebie uwagę wszystkich obecnych. Wyglądała w niej jak kobieta, której
pożądają prawie wszyscy mężczyźni i którą przeklinają prawie wszystkie kobiety.
Nagle ogarnęło ją przerażenie, że może ubrała się zbyt wyzywająco, lecz na
zmianę sukni było już za późno. Teal przyjechał wcześniej, niż zapowiedział.

Idąc otworzyć mu drzwi, zerknęła do lustra wiszącego w korytarzu i

uśmiechnęła się. Nigdy nie lubiła udawać, ale w tak wystrzałowej sukni powinno
to być łatwe. Odrzuciła wszelkie wątpliwości i postanowiła, że przyjemnie spędzi
wieczór z najbardziej pociągającym mężczyzną w całym mieście.

Otworzyła drzwi i ogarnęło ją dziwne onieśmielenie. Opuściła wzrok.

Promienie zachodzącego słońca lśniły w jej rozpuszczonych włosach i mieniły się
wszystkimi barwami tęczy na cekinach. Teal stał bez słowa, oczarowany.

– O Boże – szepnął po chwili.
Julie spojrzała spod rzęs i uśmiechnęła się. W smokingu i olśniewająco białej

koszuli wyglądał wprost zabójczo.

– Mam ochotę powtórzyć twój okrzyk.
Teal opanował się z widocznym wysiłkiem.
– Jesteś gotowa?
– Tylko wezmę szal.
Kiedy weszli do pokoju, wręczył jej eleganckie pudełko z kwiaciarni i rzekł

dość oschłym tonem:

– Nie wiem, czy na sukni znajdzie się jeszcze jakieś miejsce, żeby przypiąć to,

co przyniosłem.

Julie powoli otworzyła pudełko, w którym leżała gałązka z dwoma

przepięknymi bladoróżowymi storczykami.

– Po coś się tak szarpnął? To wcale nie było konieczne – mruknęła, zła, że

zachowuje się tak nieelegancko i bez wdzięku.

– Nie lubisz storczyków?
– Są bardzo piękne, ale...

background image

– Ale co, Julie?
Popatrzyła mu prosto w oczy.
– Robert nie uznawał dawania prezentów, natomiast wszyscy mężczyźni, z

którymi się umawiałam na randki, zawsze mi coś przynosili. Upominki, które
miały wywołać moją wdzięczność. I nie tylko.

– Czyli cię podniecić?
– Oczywiście.
Tealowi z gniewu pociemniały oczy.
– Powiedziałem ci w czwartek, że więcej cię nie dotknę i dotrzymam słowa.
– Więc dlaczego dajesz mi storczyki? – spytała głosem drżącym ze wzruszenia.
– To bezinteresowny podarunek, dany ze szczerego serca. Jeśli nie możesz

szczerym sercem przyjąć, wyrzuć go na śmieci.

– Trudno mi uwierzyć, że... że tak po prostu miałeś ochotę mi je dać.
– Czy to ma jakieś znaczenie?
– Ogromne.
– Gdybym powiedział, że ich piękno przypomina mi ciebie, zaraz byś na mnie

naskoczyła, prawda? A to rzeczywiście był jeden z powodów, dla których je
kupiłem.

– Możesz zdradzić pozostałe?
Teal wsunął ręce głęboko do kieszeni.
– Na przykład bardzo podziwiam twoją szczerość i prostolinijność.
Julie miała łzy w oczach.
– Jeśli się rozpłaczę, rozmaże mi się tusz i nie zdążymy na koncert.
Pochylił się nad nią i szepnął, nie mogąc powstrzymać dręczącego go pytania:
– Czy mąż cię nie kochał?
– Nie. On kochał wyłącznie siebie, a ja byłam tylko ozdobą, dowodem jego

dobrego smaku. Podejrzewam, że nie kochał nawet Danny'ego.

– Kompletny idiota.
Julie wzruszyła ramionami.
– Chodźmy już.
Teal położył dłonie na jej obnażonych ramionach i zapytał:
– A co ze storczykami? Przypniesz je do sukni, czy wyrzucisz?
– Z przyjemnością się nimi pochwalę, ale wepnę je we włosy, bo na sukni nie

ma już miejsca.

– Wiesz, za każdym razem, gdy się spotykamy, coś jest nie tak. Myślałem, że

się ucieszysz, podziękujesz mi i na tym sprawa się skończy. Większość kobiet

background image

przyjmuje prezenty jako coś, co się im należy. Szczególnie od kogoś, z kim idą na
randkę.

– Ale ty chyba nie dałeś mi kwiatów tylko dla mojej urody?
– Czy na wszystko masz gotową odpowiedź?
– Przy tobie nie mam gotowych ani pytań, ani odpowiedzi. Wpięła kwiaty i

spytała:

– Jak wyglądam?
– Jakbyś zstąpiła z obrazu Gauguina – odparł Teal zduszonym głosem. –

Wyglądasz egzotycznie... jak pogańska bogini.

– Boję się, że mnie znienawidzisz.
– Nie mam najmniejszej ochoty ani cię znienawidzić, ani pokochać. No,

idziemy, bo naprawdę się spóźnimy.

– Chwileczkę – szepnęła Julie i wybiegła.
Wróciła, niosąc bladoróżową, lekko rozwiniętą różę, którą włożyła Tealowi do

butonierki. Stał nieruchomo i z zachwytem wpatrywał się w jej twarz. Podziwiał
cerę delikatną i aksamitną jak płatek róży. Zapragnął ujrzeć, jak Julie otwiera się
ku niemu niby róża do słońca. Serce zabiło mu mocniej.

– No, nareszcie jest dobrze – powiedziała i nieco się odsunęła.
– Czy Robertowi często dawałaś prezenty?
– Na początku tak, ale potem przestałam. – Przygryzła wargę. – Boje rzucał

byle gdzie albo wcale nie oglądał. Potem nawet nie zauważył, że przestał
cokolwiek dostawać i to zabolało mnie najbardziej. – Zamilkła na chwilę. – Kiedy
mi powiedział, że odchodzi, uświadomiłam sobie, że już od dawna go nie kocham.
Oczywiście czułam się upokorzona, bo mnie zdradził i tak długo oszukiwał, ale nie
złamał mi serca... A tuż po ślubie świata poza nim nie widziałam.

Teal przypomniał sobie, że on też ożenił się z miłości. Poczuł wyrzuty

sumienia, że zadaje Julie pytania, na które sam by nie chciał odpowiadać. Nie była
to uczciwa gra. Chcąc zakończyć sprawę, powiedział z chłodną uprzejmością:

– Dziękuję ci za różę, Julie... A teraz naprawdę musimy już iść.
Jego nieoczekiwany chłód dotknął Julie do żywego. Bez słowa wzięła szal i

posłusznie wyszła z domu.

background image

Rozdział 6


Pierwszymi osobami, które spotkali w hotelu byli Nick i Deirdre. Julie

pomyślała, że tych dwoje doskonale do siebie pasuje i uśmiechnęła się ze złośliwą
satysfakcją. Wsunęła Tealowi rękę pod ramię i z niewinną miną powiedziała:

– Dobry wieczór państwu.
– Od kiedy łączy cię taka zażyłość z panem Carruthersem? – spytał zdumiony

Nick.

– Wyobraź sobie – odparła Julie żartobliwym tonem – że Teal i ja stanowimy

idealną parę, o czym się niedawno przekonaliśmy. Prawda, kochanie?

Przytuliła policzek do ramienia swego towarzysza. Teal był wyraźnie spięty,

lecz mimo to w jego głosie zabrzmiały ciepłe tony.

– Idealnie... jakbyśmy naprawdę byli dla siebie stworzeni.
– Bardzo szybko dokonali państwo tego odkrycia – nieco ironicznie zauważył

Nick.

– W tempie wprost błyskawicznym – przyznała Julie. – I dlatego mamy

pewność, że się nie mylimy.

– Więc nie zatańczysz ze mną ani razu?
– No, może jeden jedyny raz.
– Na więcej nie pozwalam – wtrącił Teal głosem nie znoszącym sprzeciwu.
– No wiesz, Teal – odezwała się Deirdre – nie podejrzewałabym cię o to, że tak

prędko stracisz głowę dla czyjejś urody.

– Moja droga, życie jest pełne niespodzianek. A poza tym to za mało

powiedziane, że straciłem głowę dla czyjejś „urody". – Spojrzał na Julie z
niekłamanym zachwytem w oczach. – A teraz państwo nam wybaczą, ale musimy
poszukać przyjaciół, z którymi się umówiliśmy.

Julie uśmiechnęła się promiennie, a Teal szepnął jej do ucha:
– Przecież jedna z zasad wyraźnie mówi, że nie wolno ci tańczyć z Nickiem.
– On jest nam potrzebny, bo zna bardzo wiele kobiet i właśnie dzięki niemu

najszybciej będziesz miał spokój.

– Podziwiam twoją logikę i muszę ci przyznać rację, ale pamiętaj, że nie wolno

mu obejmować cię poniżej talii.

– Pańskie życzenie jest dla mnie rozkazem.
– Nie przesadzaj zanadto, bo już cię trochę znam – rzekł z rozbawieniem.
Julie zrobiła wielkie oczy i lekko wydęła wargi.

background image

– Przecież mieliśmy udawać.
– Nie omieszkam pamiętać o tym w obecności twojej przełożonej. O, tam

widzę moich przyjaciół.

Julie od pierwszego wejrzenia poczuła sympatię do Marylee i Bruce'a i dlatego

bardzo jej zależało, by dobrze wypaść w ich oczach. Było to trudne zadanie,
ponieważ nie lubiła nikogo zwodzić, a poza tym Teal zupełnie jej nie ułatwiał
zadania. Zachowywał się poprawnie, jak na dobrze wychowanego człowieka
przystało, lecz ani trochę nie udawał, że jest szalenie zakochany. Kiedy orkiestra
zagrała walca, Julie pogłaskała go po dłoni i poprosiła:

– Zatańcz ze mną, kochanie. Uwielbiam walce.
– Proszę cię bardzo.
Natychmiast zaczęła robić mu wyrzuty:
– Wcale nie zachowujesz się jak człowiek zakochany po uszy. Co ci się stało?

Jest mi głupio, bo ciągle zwracam się do ciebie „kochanie" i „misiu"... Zresztą nie
wiedziałam, że tak nie cierpię tego „misia"... A ty siedzisz, jakbyś kij połknął i
opowiadasz o łowieniu pstrągów.

– Przepraszam. Czyżbym zapomniał ci powiedzieć, że Bruce i Marylee wiedzą

o naszej umowie i że przed nimi nie musimy udawać?

– Chcesz powiedzieć, że niepotrzebnie tak się wygłupiałam? – syknęła z

wściekłością.

– To są moi najlepsi przyjaciele, więc nie mogę ich oszukiwać.
– A to dobre. Mam nadzieję, że Nick na nas nie patrzy i nie widzi, że już się

kłócimy. Teal, nałożyliśmy maski i nie można ich co chwila zrzucać. Albo
jesteśmy zakochaną parą, albo nie.

– Jeszcze raz cię przepraszam. Powinienem był cię wcześniej uprzedzić.
– Czuję się jak ostatnia idiotka.
– Potraktuj to jako wprawkę. Może ci się przydać, gdy będziesz tańczyła z

Nickiem.

– Do diabła, przecież tu chodzi o nas, a nie o Nicka.
– Uśmiechnij się. Nick i Deirdre tańczą niedaleko nas.
– Czasami mam ochotę cię udusić.
– Na razie wracamy do stolika. Możesz już nie wysilać się na tego „misia", bo i

mnie to słowo drażni.

– Za to epitet, jakiego chciałabym w tej chwili użyć, jest zupełnie

niecenzuralny.

Bruce i kilku innych znajomych prosiło Julie do tańca, ale przeważnie tańczyła

background image

z Tealem. Był doskonałym partnerem i prowadził rzeczywiście bez zarzutu, lecz
tańczył jakby z przymusem i sprawiał wrażenie, że robi to bez serca. Około
północy Julie, która uwielbiała taniec i oddawała mu się całą duszą, miała już dość
takiego sztywnego partnera i pomyślała z rozpaczą, że dłużej go nie zniesie. Nagle,
bez większego zastanawiania, wypaliła:

– Wiesz, jakie są przejrzałe banany, prawda? Obrzydliwie miękkie i sflaczałe.

Lubisz takie?

– Nie bardzo.
– To dlaczego trzymasz mnie tak, jakbym była przejrzałym bananem? Albo

czymś jeszcze gorszym, co budzi w tobie obrzydzenie?

– Nie podoba ci się, jak tańczę?
– Twojej technice nie mogę nic zarzucić, ale to nie to. O, idzie Nick.
– Zatańczysz ze mną, Julie?
– Z rozkoszą.
Tym razem, po raz pierwszy tego wieczoru, Julie tak bardzo zapamiętała się w

tańcu, że gdy orkiestra umilkła, rozległy się oklaski na cześć tancerki. Rozejrzała
się, szukając Teala i z przykrością zauważyła, że bardzo ożywiony rozmawia z
Deirdre. Podchodząc, zorientowała się, że z trudem nad sobą panuje. Natychmiast
przeprosił Nicka i Deirdre i skierował się w stronę najodleglejszego kąta sali, gdzie
stały wysokie palmy. Z chwilą gdy znaleźli się za osłoną roślin, brutalnie odwrócił
Julie twarzą do siebie i patrząc jej prosto w oczy, zimno wycedził:

– A więc jednak z nim spałaś!
– Bredzisz.
– Nie kłam! Obserwowałem was w tańcu i wszystko stało się dla mnie jasne.
– Nick mnie nigdy nie pociągał seksualnie i już raz ci to mówiłam. Cały

problem polega na tym, że dopatrujesz się czegoś tam, gdzie nic nie ma, a nie
widzisz tego, co masz przed nosem.

– Co chcesz przez to powiedzieć?
– Wiesz dobrze, że ty mi się podobasz.
– Na pewno nie to miałaś na myśli.
– Niech ci będzie, masz rację. Wyznam ci, że kiedy mnie niedawno całowałeś,

miałam wrażenie, że całe niebo jest usiane gwiazdami, a jednocześnie świeci
słońce. Czy ciebie też ogarnęły podobne uczucia? Skądże! Ty mnie nagle
odepchnąłeś, jakbym była jadowitą żmiją, i chłodno przeprosiłeś za to, co się stało.
Właśnie o to mi chodzi i to chciałam ci powiedzieć.

– Mówiłem ci, że nie chcę się z nikim wiązać i to dotyczy również ciebie.

background image

Kiedy to wreszcie zrozumiesz?

– Więc dlaczego Nick tak ci przeszkadza?
– Bo jest rozpustnikiem.
– Za to ty jesteś mnichem.
– Chcesz mnie sprowokować do tego, żebym ci udowodnił, że jestem

stuprocentowym mężczyzną, tak? Nic z tego, moja droga.

– Dlaczego tak nienawidzisz seksu?
– To samo pytanie mógłbym postawić tobie.
– Więc skończmy tę rozmowę. Obiecuję, że nigdy już nie zatańczę z Nickiem,

ale ty przestań mnie trzymać w ramionach, jakbym była kimś zupełnie ci obcym i
obojętnym.

– Bruce też mi powiedział coś w tym stylu.
Julie westchnęła.
– Wiesz, jeszcze nigdy nie spotkałam człowieka, który by tak bardzo nad sobą

panował. Nie rozumiem cię.

– Nie ma tu nic do rozumienia. Umówiliśmy się dla wspólnej wygody i to

powinno wystarczyć. Koniec, kropka.

– Nic z tego nie będzie, bo oboje jesteśmy kiepskimi aktorami – rzekła z

rezygnacją i wzruszyła ramionami.

Teal przyjrzał się jej uważnie i zapytał:
– Jesteś już zmęczona, prawda? Zatańczymy jeszcze jeden raz, a potem

pojedziemy do domu.

– Dobrze. Rzeczywiście męczy mnie takie udawanie dla setek osób.
Orkiestra właśnie zagrała ulubioną melodię Teala.
– Uwielbiam tę piosenkę – szepnął. Nieoczekiwanie ujął jej dłoń i podniósł do

ust. – Czy zechce pani ze mną zatańczyć?

Julie zauważyła, że w pobliżu nie ma nikogo. Serce jej zabiło mocniej, gdy

pomyślała, że tym razem chyba niczego nie udawał.

– Z przyjemnością – szepnęła uszczęśliwiona. – Dziękuję panu.
Teal objął ją mocno i ustami musnął jej włosy. Julie oparła mu głowę na

ramieniu, przymknęła oczy i nareszcie była szczęśliwa, jak gdyby po długiej
podróży znalazła się w wymarzonym miejscu. Ogarnęło ją pożądanie, więc
przytuliła się jeszcze mocniej i natychmiast poczuła, że oboje są bardzo
podnieceni. Łudziła się, że nie jest to udawanie. Nareszcie była nieomal pewna, że
nie jest Tealowi obojętna, więc oddała się marzeniom, które przyspieszyły bicie jej
serca i pulsowanie krwi w skroniach.

background image

– Przez tych kilka minut zrozumiałem więcej niż przez cały wieczór – szepnął,

gdy muzyka umilkła.

– Ja też – wyznała. – Tym razem nie udawałeś, prawda?
– Czy znowu zgłaszasz zastrzeżenia do tego, jak tańczę?
– Nie. Ale odpowiedz na moje pytanie.
Jeszcze nie mógł się zdobyć na to, by szczerze powiedzieć, co czuje. Nie

wiedział, jak to ująć w słowa. Po chwili rzekł chłodno:

– Chodźmy pożegnać się z Marylee i Bruce'em, Julie nie chciała wracać do

domu; pragnęła na zawsze pozostać w jego ramionach, w których czuła się
bezpieczna, a jednocześnie podniecona. Podniosła na Teala pytający wzrok.

– Dopiero ten taniec był prawdziwy i przynajmniej ja nic nie udawałam.

Przyznaj, że ty też.

– Przestań! Zapominasz, że wszelki seks został wyłączony z naszej umowy.
Zrozumiała, że Teal znowu ją od siebie odpycha.
– Muszę wiedzieć, kiedy gramy, a kiedy nie. Muszę!
– Może według ciebie żyję jak mnich – zaczął przytłumionym głosem – ale to

nie znaczy, że nie miewam potrzeb normalnego mężczyzny. Musiałbym być
dzieckiem lub starcem, by ciebie nie pragnąć, ale to nie oznacza, że coś z tym
fantem zrobię.

Julie łudziła się, że usłyszy coś innego, ale uznała, że lepszej odpowiedzi nie

otrzyma. Zrozumiała, że to ona się narzuca i że jest wyzywająca w sukni, która
podkreśla wszystkie uroki jej ciała. Nic dziwnego, że Teala ogarnęło pożądanie.
Chyba nawet kamień nie pozostałby obojętny. Pożałowała, że tak się przed nim
obnażyła fizycznie i psychicznie. On zaś z niczym się nie zdradził, a jego uczucia
nadal były dla niej zagadką. Chcąc zachować resztki godności, uśmiechnęła się
uwodzicielsko i przytuliła, pytając:

– Czy kiedykolwiek uwiodłeś kogoś na parkiecie?
– Nigdy. A ty?
– Ja też nie, ale lubię nowe doświadczenia.
– Czyżby? Ośmielam się w to wątpić. Ale pewnie jestem czymś nowym dla

ciebie, bo nie oszalałem na twoim punkcie zaraz od pierwszego wejrzenia. Nie
spotkałaś jeszcze takiego mężczyzny, prawda? I widzę, że cię to szalenie irytuje.

Poczuła, jakby wymierzono jej policzek. Najwyższym wysiłkiem woli zdobyła

się na blady uśmiech i oświadczyła:

– Mam tego naprawdę dość. Wracam do domu.
– Nie zapominaj, że wszyscy na nas patrzą.

background image

Julie uprzejmie pożegnała Marylee i Bruce'a, chociaż miała ogromną ochotę

powiedzieć im, co myśli o ich przyjacielu. Przez całą drogę powrotną nie odezwała
się ani słowem. Kiedy stanęli przed domem, rzekła lodowatym tonem:

– To była nasza pierwsza i ostatnia randka. Żegnam.
– Sama nie wierzysz w to, co mówisz. Dobranoc – spokojnie odparł Carruthers.
Dziesięć minut później Julie siedziała przed lustrem w łazience i zmywała

makijaż. Czuła się fatalnie, lecz musiała uczciwie przyznać, że w tym, co
powiedział Teal, było ziarnko prawdy. Rzeczywiście taki mężczyzna jak on był dla
niej wyzwaniem. Bardzo pragnęła zedrzeć maskę, którą nosił i poznać
ukrywającego się za nią człowieka. W czasie balu przekonała się niezbicie, że ma
do czynienia nie z prawdziwym człowiekiem, lecz z aktorem, który od początku do
końca igra z jej uczuciami. Z prawnikiem do szpiku kości, który myśli paragrafami
i wprawdzie jej pożąda, lecz nie ma żadnych względów dla jej uczuć. Przez
dziewięć lat miała do czynienia z jednym aktorem i nie potrzebowała drugiego.
Pożądanie mogłaby zaspokoić z Nickiem i to powinno jej wystarczyć. Uznała, że
umowa między nią a Carruthersem została definitywnie zerwana.

Teal nie odezwał się przez cały tydzień. Julie wmawiała sobie, że jest z tego

bardzo zadowolona. Mimo to jej serce biło mocniej za każdym razem, gdy
odzywał się telefon. Tyle że teraz nie dzwonił tak często jak dawniej, więc
widocznie koncert i bal zrobiły swoje. Zaczęła gorzej sypiać, a w ciągu dnia więcej
zajmowała się synem, chociaż Danny stale zapraszał Scotta, którego szare oczy i
ciemne włosy zbyt boleśnie przypominały Julie jego ojca.

We wtorek po południu uznała, że musi wyjść z domu, żeby być jak najdalej od

telefonu. Postanowiła wziąć syna na lody do jego ulubionej kawiarni. Kłopot
jednak polegał na tym, że Danny akurat był u kolegi i Julie nie bardzo wiedziała,
jak ma go stamtąd zabrać. Miała dwie możliwości: mogła zadzwonić i poprosić
Teala, by odesłał chłopca do domu, albo osobiście iść po dziecko. Uznała, że
drugie rozwiązanie jest lepsze, gdyż pozwoli uniknąć rozmowy z Carruthersem.
Nie namyślając się długo, poszła się przebrać. Włożyła marszczoną turkusową
spódnicę oraz bluzkę z długimi rękawami. W takim stroju wyglądała bardzo
skromnie, zupełnie inaczej niż w balowej sukni. Poprawiła fryzurę i wyszła z
domu.

Wspaniały dzień miał się ku końcowi, lecz promienie słońca wciąż jeszcze

oświetlały barwne kwiaty w ogrodach, które mijała po drodze. Przystanęła na
chwilę, by móc podziwiać wyjątkowo piękne holenderskie irysy, a jednocześnie
zyskać na czasie. Po chwili, z dumnie uniesioną głową, otworzyła furtkę przed

background image

domem Teala. Minęła BMW zaparkowane w cieniu, przedarła się przez gęste
krzewy na tyłach domu i zawołała syna. Nikt się nie odezwał, więc doszła do
wniosku, że chłopcy są w domu. W pierwszej chwili chciała się niepostrzeżenie
wycofać, lecz natychmiast uznała, że nie może się okazać tchórzem. Znacznie
lepiej było dzielnie stawić czoło sytuacji, jakiej nie przewidziała. Poczuła, że
oblewa ją zimny pot, a mimo to nie uległa panice. Weszła na schody i zastukała do
uchylonych drzwi. Usłyszała wołanie Teala:

– Scott, zobacz, kto przyszedł!
Julie gorąco pragnęła, by Scott zjawił się jak najszybciej. Niestety, nie

doczekała się nikogo. Zastukała więc po raz drugi i tym razem usłyszała tupot
bosych stóp. Ktoś zbiegał na dół, przeskakując po dwa stopnie. Drzwi otworzył
Teal Carruthers.

– Julie! – zawołał zdumiony i poczuł przyspieszone bicie serca.
I tym razem miał na sobie tylko spodnie od dresów. Julie usiłowała nie patrzeć

na jego potężny, obnażony tors. Spojrzała Tealowi prosto w oczy i wyrecytowała
słowa, które sama kiedyś od niego usłyszała:

– Skoro mój syn ma przebywać w pańskim domu, proszę, żeby drzwi były

zamknięte na klucz. – I dodała: – Przyszłam po Danny'ego.

– Każda samotna kobieta zawsze powinna zamykać dom na klucz. Mężczyzna

to co innego.

Już miała ochotę się odciąć, lecz ugryzła się w język i tylko powtórzyła:
– Przyszłam po syna. Mam mu coś do powiedzenia.
– Wejdź do środka, musisz chwilę zaczekać. Chłopcy pewnie są na strychu.

Zaraz ich zawołam.

– Nie będę czekać. Powiedz mu, proszę, żeby przyszedł do domu.
– Przestań, Julie – rzekł Teal zniecierpliwiony. – Zapewniam cię, że nie gryzę,

więc możesz spokojnie wejść na chwilę.

Posłusznie weszła do kuchni, w której panował nieopisany bałagan.
– Przepraszam za rozgardiasz. Pani Inkpen nie mogła wczoraj przyjść, a ja

mam sprawę, nad którą siedzę dzień i noc.

– Proszę, jaki wzorowy prawnik – rzuciła ironicznie.
– Nie lubisz nas, prawda?
– Nie cierpię. Zapłaciłam adwokatowi mnóstwo pieniędzy za to, żeby zajął się

alimentami, a Robert i tak nic nie płaci. Powinnam wziąć innego adwokata, a
najlepiej dwóch, ale sama oczywiście musiałabym ich opłacić.

– Nie wszyscy jesteśmy tacy.

background image

Julie zrobiła minę pełną niedowierzania.
– Czyżby?
– Oczywiście! – Teal zacisnął pięści i dorzucił z pasją: – Zajmuję się teraz

sprawą czternastoletniego chłopca, który strzelił do ojca i go zranił. Podobno zrobił
to z zimną krwią, aleja uważam, że było inaczej. Podejrzewam, że ojciec
maltretował syna, a prawdopodobnie i matkę, tak długo, że dziecko już nie mogło
tego znieść, więc go zaatakowało. Moim zadaniem jest nakłonić chłopca, żeby
powiedział całą prawdę najpierw mnie, a potem sędziemu. Powinienem mu także
zapewnić jakiegoś doradcę i opiekuna, a poza tym zależy mi, żeby ta sprawa stała
się początkiem końca maltretowania dzieci. – Był tak wzburzony, że przerwał na
chwilę. – Przyznaję, że nasze sądownictwo nie jest idealne i że resocjalizacja
pozostawia wiele do życzenia, ale na razie jest jak jest. Poruszę niebo i ziemię,
żeby uratować tego chłopca.

– Więc jednak nie jesteś pozbawiony uczuć – szepnęła Julie.
– Do diabła, ty znowu swoje.
– Widzę, że angażujesz się wyłącznie w sprawy zawodowe.
Teala ogarniała coraz większa wściekłość; na nią i na samego siebie.
– Wyobraź sobie, że mam również dużo ciepłych uczuć dla syna. Czyżbyś tego

jeszcze nie zauważyła?

– Wiem, że jesteś bardzo dobrym ojcem – przyznała szczerze. – Ale o jedną

osobę zupełnie nie dbasz. O siebie. – Rozejrzała się dookoła. – Jeśli chcesz,
pomogę ci posprzątać.

– Przecież przyszłaś tylko po syna.
– Chciałam zabrać go na lody, ale właściwie moglibyśmy iść wszyscy. Tylko

najpierw trzeba tu posprzątać.

– Julie, pamiętaj, że cię ostrzegałem!
– Tym razem ośmielę się zignorować twoje ostrzeżenie.
– Możesz pożałować, bo ja się na pewno nie zmienię.
– Nie wierzę.
– Uważam, że postępujesz bardzo nierozsądnie.
– Twierdzisz, że podoba ci się moja szczerość, a jednocześnie masz mi za złe,

że mówię to, co myślę. Właśnie się przekonałam, że jesteś człowiekiem, którym
miotają potężne namiętności... I wcale nie mam na myśli seksu. Przyłapałam cię
bez maski.

Carruthers uderzył pięścią w stół tak mocno, że aż zadźwięczało szkło.
– Zapamiętaj sobie, że nie mam zamiaru się z tobą wiązać!

background image

Przerażona jego wybuchem, Julie miała ochotę czym prędzej uciec. Opanowała

się jednak i rzekła spokojnie:

– Pytałeś mnie kiedyś, czy kochałam męża i otrzymałeś szczerą odpowiedź na

swoje bezceremonialne pytanie. Teraz ja bezceremonialnie pytam i żądam
odpowiedzi. Czy kochałeś żonę. Czy byłeś w Elizabeth zakochany?

– Nie chcę o tym z nikim rozmawiać. Z tobą też nie.
W tym momencie z góry dobiegł głos Danny'ego:
– Czy to ty, mamusiu? Chodź do nas na górę. Pokażemy ci, jaką twierdzę sobie

zbudowaliśmy.

Julie odetchnęła głęboko i powiedziała cicho:
– Pójdę zobaczyć, co zrobili, ale zaraz wracam.
Idąc na górę, zauważyła, że wnętrze domu jest architektonicznie piękne, lecz

zupełnie pozbawione obrazów i kwiatów. Na piętrze musiała zaczekać, gdyż
Danny nie pozwolił jej iść dalej. Stanęła akurat naprzeciw otwartych drzwi
sypialni i jej wzrok padł na olbrzymie łóżko. Wiedziona niepohamowaną
ciekawością, podeszła bliżej i zajrzała do środka. Okna pokoju wychodziły na
ogród, a przez firanki widać było gęste, zielone liście drzew. Sufit i ściany były
białe, meble z jasnego drzewa, a narzuta na łóżku bladoniebieska. Pokój sprawiał
dziwne wrażenie i Julie wzdrygnęła się, nie mogąc zrozumieć ogarniających ją
uczuć. Czyżby była zazdrosna o nieżyjącą już kobietę? Rozejrzała się i na toaletce
zauważyła zdjęcia Scotta oraz surowej, pięknej kobiety. Przed nimi, w
kryształowym wazoniku, stała róża, którą Teal dostał przed balem. Kwiat był już
zwiędnięty, a mimo to go nie wyrzucono. Julie poczuła ucisk w gardle. Wiele by
dała, żeby się dowiedzieć, dlaczego Teal postawił tę różę w swojej sypialni.

background image

Rozdział 7


– Mamo, gdzie jesteś?! – zawołał Danny.
Julie weszła na górę wąskimi, krętymi schodami. Do namiotu-twierdzy musiała

wczołgać się na czworakach, tam chwilę poleżała na łóżku polowym i spróbowała,
jak smakują zgromadzone smakołyki, odłożone na czarną godzinę. Przeciskając się
z powrotem do wyjścia, rzekła:

– Teraz pomogę trochę posprzątać w kuchni, a potem zabiorę was na lody. Co

wy na to?

– Hurra! Idziemy! – krzyknęli zachwyceni chłopcy.
Julie zeszła na dół. Zastała Teala w fartuchu, zajętego zmywaniem naczyń.
– Już ci pomagam. – Zabrała się do ustawiania talerzy i jakby od niechcenia

powiedziała: – Zauważyłam, że nie wyrzuciłeś tej róży, którą ode mnie dostałeś.

Teal gwałtownie się odwrócił i spytał gniewnie:
– Czy zawsze zaglądasz do cudzych sypialni?
– Chciałam zobaczyć, czy jest tak samo bezbarwna jak reszta domu.
– To Elizabeth urządziła wszystko, zanim się tu wprowadziliśmy osiem lat

temu. Ja w tej sprawie nie miałem nic do powiedzenia.

– I nic nie zmieniłeś po jej śmierci?
– Nie.
Miała ochotę zapytać, czy głównym powodem takiego postępowania była

wielka rozpacz po śmierci ukochanej żony.

– Dlaczego postawiłeś tę różę u siebie w sypialni? – spytała cicho.
– Myślę, że fakt, iż mi ją podarowałaś, dużo dla ciebie znaczył i dlatego

uznałem, że nie mogę jej wyrzucić.

– Dziękuję ci – szepnęła ledwie słyszalnie. – To bardzo ładnie z twojej strony.
Zamilkła na chwilę. Teal obejrzał się i zauważył zmarszczkę na jej czole.
– Nad czym się zamyśliłaś?
– Powinniśmy trochę zmienić tę naszą umowę. Nie mam siły stale z sobą

walczyć.

Carruthersowi przemknęło przez myśl, że mówienie prawdy niekiedy bywa

ryzykowne.

– Widzę tylko jeden sposób na to, żeby się nie miotać: musimy przestać się

spotykać.

– To kiepskie rozwiązanie, a przecież wszystko jest proste. Mnie bardzo jest

background image

potrzebna miłość i choć wiem, że tobie nie, myślałam, że gdy zobaczysz mnie w
wystrzałowej balowej sukni, zrzucisz maskę obojętnego mężczyzny. Jednak
niewiele wskórałam, bo tylko zrobiłeś mi awanturę z powodu Nicka, ale nie
zdobyłeś się na to, by mi udowodnić, że jesteś stuprocentowym mężczyzną. Miałeś
jednak rację, że nie tędy droga. Masz zdumiewająco silną wolę, więc rzeczywiście
nie ma sensu, żebym próbowała cokolwiek w tobie zmienić.

Otworzyła szufladę ze sztućcami i zaskoczona spytała:
– Dlaczego trzymasz różne narzędzia razem ze sztućcami?
– To sprawka pani Inkpen. Ma taki zwyczaj, że przy sprzątaniu wrzuca

wszystko do najbliższej szuflady. Nie zmieniaj tematu.

– Całkiem niezły pomysł. – Julie roześmiała się. – O czym to mówiłam?
– O sprawach łóżkowych. O tym, że tobie potrzebny jest seks, a mnie nie. Czy

mam rozumieć, że właśnie ze mną chciałabyś się kochać?

– Tylko i wyłącznie... Robert był jedynym mężczyzną w moim życiu, bo

wierność jest dla mnie dużą wartością. Ale wracam do umowy. Teraz
wstrzemięźliwość płciowa znowu zaczyna być w modzie, więc na pewno i mnie
nie zaszkodzi. Tylko że w związku z tym wykluczam wszelkie pocałunki i tańce
jak ten ostatni. Musimy ograniczyć się do najniewinniejszych rozrywek.

– Jakich?
– Na przykład takich, , jak pójście na lody albo na plażę, jak wycieczki piesze

lub rowerowe. Coś w tym rodzaju.

– Jesteś pewna, że nie będzie powodów do scysji?
Julie komicznie zmarszczyła nos.
– Gdy jestem przy tobie, niczego nie jestem pewna, ale przecież warto

spróbować. Mamy przed sobą jeszcze ponad dwa miesiące.

Teal postanowił natychmiast poddać ją próbie. Popatrzył na nią namiętnym

wzrokiem i powiedział gorącym szeptem:

– Włożyłaś bluzkę, która cudownie podkreśla kolor twoich oczu. Mają teraz

odcień morskiej toni.

– Przestań! – krzyknęła. – Właśnie tego ci zabraniam! Kiedy patrzysz na mnie

takim wzrokiem, chcę natychmiast znaleźć się w twoich ramionach i kochać się z
tobą do szaleństwa. A ubrałam się tak, bo chciałam ukryć swoje ciało.

– Moja droga, nawet gdybyś włożyła worek pokutny, też byłabyś warta

grzechu.

– Miałeś nie mówić takich rzeczy! To niezgodne z poprawioną umową.

Żadnych najmniejszych aluzji do seksu. Ani słowem, ani spojrzeniem, ani gestem.

background image

– Czyli mamy być jak rodzeństwo? – spytał z niewinną miną.
– Tak będzie najlepiej – odparła, mimo iż nie mogła go sobie wyobrazić w roli

brata. – Jeśli będziemy chodzić z dziećmi na lody i na plażę, to i tak ludzie nas
zobaczą razem, a przecież tylko o to nam chodzi. Prawda?

W tej chwili do kuchni wbiegli chłopcy. Danny od razu zwrócił się do matki:
– Czy już możemy iść?
– Pójdziesz z nami, tatusiu? – spytał Scott.
– Tak. Za pięć minut będę gotów.
Chłopcy pobiegli do ogrodu, a Carruthers poszedł się przebrać. Włożył dżinsy i

jasną koszulę.

– No, idziemy.
– Muszę po drodze wstąpić do domu po portmonetkę.
– Ja wszystkich zapraszam.
– Wolałabym sama zapłacić za Danny'ego i siebie.
– Mieliśmy się nie sprzeczać! Zapomniałaś?
– Pamiętam, ale to wcale nie oznacza, że zawsze postawisz na swoim. Nie mam

zamiaru rezygnować z mojej niezależności.

– Dzisiaj musisz – oświadczył Teal i położył dłoń na jej ramieniu.
– Miałeś mnie nie dotykać!
Julie bała się, że zmiany w umowie, jakie sama wprowadziła, wcale jej nie

ustrzegą przed nią samą. W towarzystwie takiego mężczyzny zawsze będzie
podniecona i nie wiadomo, czy i w jakim stopniu zdoła nad sobą zapanować.

Kawiarnia była przepełniona, więc kupili lody, wrócili do domu i usiedli przy

stole w ogrodzie. Danny zaczął opowiadać o rozbudowaniu domku na drzewie i w
ferworze mocno wymachiwał łyżeczką. Nagle krzyknął przestraszony:

– Mamo, poplamiłem ci sweter! Plama była tuż nad lewą piersią.
– Fatalnie, bo to nowiuteńki sweter. Muszę iść do domu i natychmiast coś z

tym zrobić.

Carruthers też wstał od stołu.
– Dam ci czysty ręcznik.
Kiedy znaleźli się w kuchni, zaproponował:
– Poczekaj, pomogę ci.
Zmoczył ręcznik i delikatnie zaczął usuwać plamę. Musiał się pochylić, więc

ich głowy niemal się stykały. Julie nie mogła oderwać oczu od ciemnych śladów
zarostu na jego twarzy. Nagle Teal znieruchomiał i rzekł przytłumionym głosem:

– Stanowczo nie mogę cię uznać za siostrę.

background image

Poczuła jego gorący oddech na policzku i prędko odwróciła głowę.
– Musimy wracać do dzieci – szepnęła.
Teal wypuścił jej sweter z rąk.
– Może... – zająknął się – chyba udało mi się wszystko zetrzeć.
Julie odsunęła się od niego i z wypiekami na twarzy wyznała:
– Ciekawa jestem, czy walcząc z pożądaniem, wyrobię sobie silny charakter.
– Ostatnio poznałaś bardzo wielu mężczyzn. Nie pojmuję, dlaczego upatrzyłaś

sobie akurat mnie.

– Bo jesteś inny. W towarzystwie tamtych zawsze się czułam osamotniona i

niezależnie od tego, jak blisko byliśmy fizycznie, odnosiłam wrażenie, że nie
mamy z sobą nic wspólnego. A przy tobie czuję się tak, jakbyśmy istnieli dla
siebie, a nie tylko byli obok siebie. Prawie cały czas to wrażenie mnie nie
opuszcza.

– Czy u podłoża leży współczucie dla mnie?
– Nie, to nie takie proste. Jest w tobie coś, co do mnie głęboko przemawia. Ale

zmieńmy temat, bo oboje wiemy, czego chcemy i tylko szkoda, że nie pragniemy
tego samego.

– Dopiero teraz zaczynam sobie uświadamiać, jakie błogie życie miałem z

poprzednimi wielbicielkami. Ty mi je komplikujesz przez sam fakt, że znajdujesz
się w pobliżu. Rzeczywiście lepiej już iść do dzieci... Z lodów pewnie zrobiła się
zupa.

Pół godziny później Julie i Danny wrócili do domu.

W czwartek Carruthers i chłopcy przyjechali wieczorem rowerami. Następnego

dnia wybierali się na ryby, więc Scott i Danny mieli za zadanie przygotować
robaki, a Teal chciał zaproponować Julie wspólne pójście na plażę w sobotę rano.
Chłopcy zeskoczyli z rowerów i natychmiast pobiegli do ogrodu, natomiast Teal
zapukał do drzwi. Po chwili usłyszał „proszę" wypowiedziane poirytowanym
głosem.

W kuchni panował bałagan, a Julie miała na sobie jakieś stare ubranie i głowę

owiniętą ręcznikiem.

– O, Teal. Jak się masz? Nie...
W tej chwili do kuchni weszła elegancka i starannie uczesana kobieta.
– Pozwoli pani, że jej przedstawię mojego znajomego, pana Teala Carruthersa.

Teal, to jest pani LeMarchant, od której wynajęłam dom.

– Witam pana.

background image

Kobieta obrzuciła przybyłego uważnym spojrzeniem i nie uszło jej uwagi, że

Teal jest potargany, a przy koszuli nie ma jednego guzika. Po krótkiej,
niezobowiązującej rozmowie pani LeMarchant zaczęła się żegnać. W tym
momencie do kuchni wpadli chłopcy w zabłoconych butach i ze słoikiem pełnym
robaków.

– Mamo, popatrz, ile nazbieraliśmy! Czy tego największego mógłbym sobie

zostawić? Będę go trzymać u siebie w pokoju.

– Danny, przywitaj się z panią. A to jest Scott Carruthers, kolega syna.
Pani LeMarchant z niesmakiem popatrzyła na umorusane dzieci i wychodząc,

zaproponowała:

– Może spotkamy się innego dnia i spokojnie porozmawiamy? Żegnam

państwa.

Z chwilą gdy za gościem zamknęły się drzwi, Julie opadła na najbliższe

krzesło, ukryła twarz w dłoniach i wybuchnęła płaczem. Danny natychmiast
podbiegł i zarzucił jej ręce na szyję.

– Mamusiu, nie płacz! Takie robaki nie gryzą, więc nie ma się czego bać. To

nie szczury.

Julie uśmiechnęła się przez łzy.
– Kochanie, twoje robaki nic tu nie zawiniły.
– Chłopcy, proponuję, żebyście sobie obejrzeli film przyrodniczy, który

właśnie się zaczął, a ja przygotuję herbatę i dowiem się, o co chodzi.

Popatrzyła na Teala z wdzięcznością.
– Przepraszam, że się rozkleiłam. Zaraz mi przejdzie. Danny, to naprawdę nie

twoja wina.

– Mamusiu najdroższa – szepnął chłopiec, obejmując ją jeszcze mocniej.
– Wiem, synku, że mnie kochasz. Ja ciebie też najmocniej na świecie, ale teraz

idź do Scotta.

Teal nastawił wodę, popatrzył z troską na Julie i przyciągnął ją do siebie.

Uległa mu bez oporu, objęła i szepnęła z westchnieniem:

– Jak dobrze jest mieć cię przy sobie, takiego oparcia mi najbardziej potrzeba.

– Czując, że pocałował ją w czubek głowy, przekornie dodała: – Ale bez zalotów.

– Powiedz mi, dlaczego się rozpłakałaś.
– Bo dzisiaj wszystko jakby się sprzysięgło przeciwko mnie. Miałam bardzo

ciężki dzień w szpitalu; najpierw pokłóciłam się z jednym stażystą, potem ścięłam
z doktor Reid, a na dodatek mój ulubiony pacjent dostał zawału.

– Nie zazdroszczę ci.

background image

– Pewnie, że nie ma czego. Wróciłam do domu zmordowana i zaraz wzięłam

prysznic. Jeszcze się dobrze nie wytarłam, kiedy zadzwoniła pani LeMarchant.
Miała przyjechać pod koniec tygodnia i myślałam, że zdążę posprzątać, a
tymczasem patrz, jak tu wygląda. To coś dla takiej pedantki!

– Płacisz komorne i masz prawo sprzątać, kiedy chcesz. A ona nie miała prawa

przyjść bez zapowiedzi.

– Racja. Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślałam. Płacę jej osiemset

dolarów miesięcznie, więc nie tak mało. Ale prosiła mnie, żeby wszystko było pod
sznurek.

– Przecież nawet najlepszy sznurek może się poplątać.
Julie odsunęła się i uśmiechnęła.
– Znowu muszę ci przyznać rację i dziękuję za wsparcie. Czuję się tak, jakby

trochę twojej energii przeszło na mnie. Wystarczyło, że oparłam głowę na twoim
silnym ramieniu.

– Zawsze do usług – odparł Teal i z przerażeniem uświadomił sobie

wieloznaczność tego, co powiedział. Czym prędzej zmienił temat. – Wpadłem do
ciebie, żeby zapytać, czy Danny może jutro jechać z nami na ryby i czy w sobotę
moglibyśmy wszyscy wybrać się na plażę.

– Masz jutro wolne?
– Tak, wygrałem sprawę – pochwalił się i uśmiechnął wyraźnie zadowolony.
– Sprawę tego chłopca? To świetnie. Gratuluję!
Julie zarzuciła mu ręce na szyję i serdecznie go ucałowała. Była szczerze

uradowana i bez wahania to okazała. W przeciwieństwie do Elizabeth.

Umowa wprawdzie zabraniała wszelkich pieszczot, lecz Teal postanowił ją

zignorować. Objął Julie i zaczął delikatnie całować. Słodycz jej ust i bliskość ciała
od razu go rozpaliły. Zapomniał, że w sąsiednim pokoju są chłopcy i mogą wejść
w każdej chwili. Przede wszystkim jednak zapomniał, że przed dwoma laty
poprzysiągł sobie, iż będzie panował nad swymi namiętnościami. Teraz wszystko
to poszło w niepamięć, a do głosu doszło pierwotne pożądanie i pragnienie
kobiety, która przylgnęła do niego całym ciałem. Wsunął dłoń pod sweter Julie i
zaczął pieścić jej wspaniałe piersi.

– Julie... – szepnął z zachwytem i pochylając się, zajrzał głęboko w jej

pociemniałe oczy. – Ty naprawdę mnie pragniesz. .. chyba tak gorąco jak ja ciebie.

Przytrzymała jego dłoń na swoim sercu i oboje wsłuchali się w jego bicie.
– Tylko i wyłącznie ciebie – szepnęła. – Dlaczego nie wierzyłeś?
Czuł się zupełnie bezradny i tak wzruszony, że głos uwiązł mu w gardle. Wtulił

background image

twarz we włosy Julie. Walczył z sobą jak nigdy dotąd.

– Powiedz mi, co cię dręczy. Możesz mi zaufać.
– Gdybym chciał komuś zaufać, to na pewno tobie. Ale jeszcze na to za

wcześnie. Jeszcze nie teraz.

– Będę cierpliwie czekać.
Teal nie wierzył, że kiedykolwiek zdobędzie się na wyznanie. Największym

wysiłkiem woli opanował się i mruknął niechętnie:

– Chłopcy pewnie się zastanawiają, co my tu tak długo robimy.
Julie drgnęła rozczarowana.
– Znowu odgrodziłeś się ode mnie, tak jakbyś zatrzasnął za sobą bramę.

Błagam cię, nie rób tego.

– Nie mogę się powstrzymać. Taki już jestem. To silniejsze ode mnie i sto razy

ci o tym mówiłem.

Julie rozgniewała się, odsunęła raptownie i skrzyżowała ręce na piersi.
– Kiedy planujecie jechać na ryby? – spytała nieprzyjaznym tonem.
– Chciałbym wyruszyć jak najwcześniej, więc proponuję, żeby Danny spał u

nas. Kajak już mam gotowy, a jedziemy w takie miejsce, gdzie prawie na pewno są
pstrągi. Obiecuję, że nie spuszczę chłopców z oka ani na chwilę.

– Mam do ciebie pełne zaufanie.
Teal pragnął zapytać, czy we wszystkich sprawach. Jednocześnie zaś marzył o

tym, by znaleźć się jak najdalej od tej kobiety, która daje mu odczuć, że
zmarnował kilka ostatnich lat. A może i całe życie.


Na długo przed świtem byli już w lesie. Zaraz po przyjeździe popłynęli

kajakiem i przez kilka godzin wytrwale łowili ryby. Po śniadaniu zostali już na
brzegu, lecz i tu zarzucili wędki. Scott i Danny odeszli nieco dalej i wybrali sobie
miejsce osłonięte skałami, Teal zaś został bliżej samochodu. Kiedy zaczęły mu
coraz bardziej dokuczać komary, postanowił wracać do domu. Podniósł się i ruszył
w stronę chłopców. Nagle stanął jak wryty, ponieważ usłyszał głos syna.

– Czy oni się pobiorą?
– Kto? Moja mama i twój tata? Na pewno nie.
– Dlaczego? Ja bym tego chciał.
– Słyszałem, jak mama mówiła mojemu tacie, że ma dosyć małżeństwa i że już

nigdy nie wyjdzie za mąż – w głosie Danny'ego brzmiało głębokie przekonanie.

– Wiesz, że wymyślili sobie jakąś umowę? Mnie tata już o tym powiedział.
– Wiem. To dlatego, żeby od mamy odczepili się ci wszyscy faceci, których nie

background image

cierpi.

– Ale dlaczego tak się wczoraj całowali?
– Można się całować bez ślubu – poważnie oświadczył Danny tonem znawcy.
– A jak będą mieli dziecko?
Danny stracił pewność siebie.
– Po to, żeby mieć dziecko nie wystarczy tylko się całować. Zapomniałeś, co

robiły te psy na boisku?

– Hmm, takie to dziwne – mruknął Scott. – Ja bym jednak chciał, żeby się

pobrali. Lubię twoją mamę.

– Patrz, patrz! – krzyknął nagle Danny. – Ryba bierze! Mam rybę!
– Trzymaj mocno wędkę, a ja zawołam tatę!
Teal podszedł do chłopców i pomógł Danny'emu wyciągnąć zdobycz.

Złowiony pstrąg miał dwadzieścia centymetrów.

– Dzielnie się spisałeś – pochwalił podnieconego chłopca I pogłaskał go po

głowie.

Uświadomił sobie, że już polubił to dziecko i że wszyscy czworo są jakoś ze

sobą związani. Fakt, że owe więzy mogłyby się zacieśnić napełnił go niepokojem,
a pomysł z pójściem na plażę razem z Julie przestał być taki dobry i niewinny.


Następnego dnia pogoda dopisała, więc nie było powodu do zmiany planów.

Teal się nieco spóźnił. Julie już czekała przed domem. Widząc nadjeżdżające
BMW, przyjęła nieco wyzywającą pozę i zaczęła machać ręką niby
autostopowiczka. Carruthers roześmiał się, a z przejeżdżającej ciężarówki wychylił
się kierowca i rzucił Julie jakiś komplement.

Teal miał ochotę krzyknąć, że piękna dziewczyna należy do niego, lecz to

przecież nie było prawdą. Nie należała do niego i nie powinien się oszukiwać.
Opanował się i gdy podjechał, już mógł względnie obojętnie się przywitać, choć
serce biło mu mocno i miał ochotę ją objąć. Zrobił to za niego Scott, który nawet
ucałował Julie, po czym pobiegł po Danny'ego.

– Czy on zawsze cię tak wita? – spytał Teal, czując ukłucie zazdrości.
– Dzisiaj zdarzyło się to po raz pierwszy. Proponujesz jeszcze jakieś zmiany w

umowie?

– Uchodzę za bardzo dobrego prawnika, a z tą sprawą nie umiem sobie

poradzić.

– Brniemy coraz głębiej – ostrzegła Julie.
– Widzę. Ale na razie jedziemy się opalać i popływać. Dziś mam wolne, więc

background image

zabraniam ci wspomnieć choćby jednym słowem o jakiejkolwiek umowie.

– Zgoda. Pogoda jest wymarzona, więc należy z niej korzystać i niczym się nie

martwić – powiedziała Julie i wystawiła twarz do słońca.

Teal zapakował wszystkie rzeczy do bagażnika i zawołał chłopców. Godzinę

później byli już na miejscu. Scott i Danny wyskoczyli z samochodu, natychmiast
się rozebrali i pobiegli do wody. Julie rozłożyła ręcznik i rozejrzała się wokoło,
zachwycona tym, że jest dość pusto. Następnie, nieco zażenowana, zdjęła spódnicę
i bluzkę. Miała na sobie skąpe turkusowe bikini, które nie zasłaniało rozstępów na
brzuchu. Widok ten napełnił Teala czułością pomieszaną z zazdrością.

– Nasmaruję ci plecy, chcesz?
Spojrzeli sobie w oczy i wyczytali w nich pożądanie.
– Pod warunkiem, że ja też będę mogła cię posmarować.
– W tej chwili nie jestem w stanie czegokolwiek ci odmówić.
– Więc ogromnie żałuję, że to nie jest prywatna plaża.
Teal wycisnął olejek i zaczął smarować plecy Julie. Rozpiął jej stanik, żeby mu

nic nie przeszkadzało i pieścił aksamitną skórę. Nie chciał się oszukiwać.
Doskonale wiedział, że smarowanie było jedynie pretekstem, a tak naprawdę
chodziło mu o to, by móc dotykać jej nagiej skóry i obejmować piękne kształty.
Gdy zaczął smarować jej uda, Julie odwróciła głowę i szepnęła:

– Pragnę, nie zważając na nikogo, nawet na nasze dzieci, tutaj się z tobą

kochać. Pierwszy raz w życiu mam ochotę tak się zapomnieć. Chcę wiedzieć, że
nie tylko mnie ogarnęło takie pożądanie. Proszę cię, przyznaj się, że i ty czujesz to
samo.

– A jak myślisz, dlaczego przyklęknąłem? – Teal uśmiechnął się krzywo. –

Muszę ukryć to, że pragnę cię jeszcze bardziej niż ty mnie.

Julie oblała się szkarłatnym rumieńcem.
– To dobrze.
– Dobrze? Chyba żartujesz. Jest mi niewygodnie, a w dodatku jestem

przerażony sam sobą.

– To też dobry znak, bo już najwyższy czas, żebyś się przyznał do jakichś

uczuć.

– W ciągu kilku ostatnich tygodni odsłoniłem się bardziej niż przez całe życie.
Julie przyglądała mu się w zamyśleniu.
– Wreszcie wyznałeś choć trochę prawdy. Czy zawsze byłeś tak bardzo

zamknięty w sobie?

– Daj spokój z psychoanalizą. Mam dzisiaj wolne i nie chcę żadnych pytań.

background image

– Pieszczot też nie chcesz?
Roześmiał się i to rozładowało napięcie.
– Byłbym hipokrytą, gdybym powiedział „nie". Julie też się uśmiechnęła,

zapięła stanik i wstała.

– No, teraz ja nasmaruję ci plecy.
Teal położył się i poddał pieszczocie ciepłych dłoni rozprowadzających

chłodny olejek do opalania. Uznał, że nie będzie dłużej ze sobą walczył i nie
będzie się bronił przed namiętnością.

– Uwaga, wracają chłopcy.
– Kiedy wreszcie do nas przyjdziecie!? – krzyknął Scott.
– Woda jest bardzo ciepła – zapewnił Danny i uśmiechając się szelmowsko,

dotknął Teala lodowatymi rękoma. Teal wzdrygnął się, a chłopcy wybuchnęli
śmiechem.

– Ja pójdę z wami pierwsza, a tatuś Scotta nas dogoni – zaproponowała Julie.
Teal był jej wdzięczny za to, że dała mu możliwość opanowania się. Z dala od

niej zawsze wydawało się to łatwe, lecz wystarczyło, by jej tylko dotknął, a
natychmiast tracił kontrolę nad sobą. Nad swoim ciałem i nad uczuciami. Zabrnął
rzeczywiście bardzo daleko i nie było już odwrotu.


W poniedziałek przypadały urodziny Julie. Miała znowu bardzo ciężki dyżur,

więc po pracy jechała do domu wolniej niż zwykle, gdyż po drodze chciała trochę
się odprężyć. Wiedziała, że rodzice i siostra zadzwonią z życzeniami, lecz ich
słowa nie ukoją tęsknoty, jaka zwykle ją w ten dzień ogarniała. Jeszcze rok, a
ukończy trzydzieści lat! I minie dziesięć od dnia, gdy poślubiła Roberta. Skręciła
do domu i raptem zahamowała zdumiona. Ogród był pełen różowych
plastykowych flamingów otaczających napis: „Wszystkiego najlepszego, Julie".
Ptaszydła były wyjątkowo brzydkie, ale Julie uśmiechnęła się wzruszona.
Wysiadła z samochodu i weszła na werandę, na której siedział Einstein
przystrojony różową kokardką. Był najwidoczniej wściekły i prychał gniewnie,
gdy przechodziła koło niego. W kuchni porozwieszane były różnokolorowe
baloniki.

– Sto lat, mamusiu! – krzyknął Danny.
Scott wcisnął jej na głowę papierowy kapelusz, wrzeszcząc z całych sił:
– Niespodzianka! Niespodzianka!
Teal, z kieliszkiem szampana w ręce, podszedł i pocałował ją w same usta.

Julie zakręciły się łzy w oczach.

background image

– Nie spodziewałam się – szepnęła. – Kto poustawiał te flamingi na trawniku?
– Einstein – odparł Danny, chichocząc. – Teraz pojedziemy do restauracji, a po

powrocie będą prezenty.

– Dziękuję ci, Teal – powiedziała Julie z wdzięcznością i uniosła kieliszek.
Po raz pierwszy uśmiech rozświetlił mu całą twarz. Było to otwarte zaproszenie

do zbliżenia, o którym Julie marzyła, a którego jednocześnie się bała. Z winy
Roberta znienawidziła seks i nie wiedziała, czy starczy jej odwagi, by jeszcze raz
zawierzyć miłości. Pragnęła jednak Teala całą sobą; zdawał się wymarzonym
kochankiem i on sam byłby najlepszym prezentem urodzinowym.

background image

Rozdział 8


Kilka dni później Teal siedział w gabinecie nad aktami sądowymi, lecz nie

mógł się skoncentrować na sprawie. Wciąż miał przed oczyma urodziny Julie,
która bez skrępowania cieszyła się ze wszystkiego szczerze i entuzjastycznie jak
dziecko. Danny z własnych oszczędności kupił tort, na którym postawił
dwadzieścia dziewięć czerwonych świeczek. Solenizantka wzruszyła się do łez. Na
wieczór Teal zaangażował dwie opiekunki do dzieci i zaprosił Julie na dansing.

Przez cały wieczór, mimo ogarniającego go niezwykłego pożądania, doskonale

nad sobą panował. Do tego stopnia, że przy pożegnaniu ograniczył się do jednego
tylko pocałunku. Był to jednak długi i namiętny pocałunek, który tak go podniecił,
że potem długo nie mógł zasnąć. Ostatnio coraz częściej zdarzały mu się bezsenne
noce. Zaczynał zdawać sobie sprawę z tego, że na dłuższą metę takie życie jest
niemożliwe. Mimo to zawsze oblewał się zimnym potem na samą myśl, że mógłby
zostać kochankiem Julie. W dodatku chłopcy na pewno zaraz by się czegoś
domyślili i zaczęli starać o to, by doprowadzić rodziców do ołtarza. Danny
wprawdzie słyszał zapewnienia matki, że nigdy powtórnie nie wyjdzie za mąż, ale
nie było wiadomo, czy Julie nadal jest tak bardzo przeciwna małżeństwu.
Natomiast niechęć Teala była ogromna.

Carruthers ukrywał swe uczucia bardzo głęboko i łudził się, że jego syn nic o

nich nie wie. Sytuacja byłaby znacznie prostsza, gdyby chodziło tylko o dwoje
ludzi, nie zaś czworo. Może nawet i sześcioro, jeśli brać jeszcze pod uwagę
przystojnego i uwodzicielskiego męża Julie oraz surową, zamkniętą w sobie
Elizabeth. Teal żałował, że nie można wymazać przeszłości i tego, że jego chłodne
małżeństwo pozostawiło tak głębokie, wciąż nie zabliźnione rany. Rany, które
teraz, gdy w jego życiu pojawiła się Julie, stawały się coraz bardziej dokuczliwe.
Należało koniecznie znaleźć jakieś rozwiązanie.

Jako prawnik Teal był człowiekiem, który wie, jak ma postępować. Dzięki

swojej inteligencji i doświadczeniu nabytemu podczas długoletniej praktyki
codziennie podejmował wiele różnych decyzji. Prawie zawsze były słuszne, a
mimo to teraz, w tej najbardziej osobistej sprawie, inteligencja nie wspomagała
intuicji i Carruthers czuł się bezradny. Rozum kazał mu uciekać czym prędzej i jak
najdalej od kobiety o pięknych włosach i szaroniebieskich oczach. Intuicja
podpowiadała, że właśnie ta kobieta jest dla niego bardzo ważna I że drugiej
podobnej szansy życie już mu nie zaoferuje.

background image

Rozmyślania przerwał mu tupot na schodach. Teal westchnął z ulgą i wsunął

papiery do szuflady. Do gabinetu wpadł Scott.

– Tato, czy możesz pojechać ze mną do sklepu? Zabrakło nam cukru do

lemoniady, którą będziemy sprzedawać, bo chcemy zarobić na nowe modele
samolotów.

– Pojedziemy rowerami – zadecydował Teal, wstając i przeciągając się.
Uznał, że ruch na świeżym powietrzu dobrze mu zrobi, pozwoli odprężyć się, a

potem skoncentrować na pracy. Dzięki temu skończą się rozważania o problemach
związanych z nie istniejącym życiem seksualnym.

– Ciekawe, dlaczego Scott tak długo nie wraca – niecierpliwił się Danny.
– Może jego tatuś nie mógł od razu przerwać pracy, żeby go zawieźć do sklepu

– uspokoiła go Julie.

Przed godziną wróciła ze szpitala po dość spokojnym dyżurze, w czasie

którego nawet zdołała uporać się z zaległą pracą papierkową. Postanowiła, że
wreszcie nadrobi duże zaległości w spaniu i wcześnie się położy. Ostatnio nie
spała zbyt dobrze. Marzyła o tym, by nie spędzać nocy samotnie. Pragnęła
bliskości Teala.

– Czy mogę pojechać rowerem do Scotta i zobaczyć, co się dzieje? – przerwał

jej rozmyślania syn.

– Oczywiście, ale jedź tylko po chodniku.
Julie zaparzyła sobie ulubioną herbatę Earl Grey i wyszła z filiżanką na

werandę. Ledwo usiadła, wrócił Danny, wołając z rozgoryczeniem:

– Scotta nie ma w domu! Jego tata chyba nie zabrał go na lody beze mnie,

prawda?

– Na pewno by tego nie zrobił... ale może po drodze spotkali kogoś znajomego.

Jak chcesz, to pójdziemy na boisko i tam na nich poczekamy.

– Świetnie! – rozpromienił się Danny.
Pobiegł się przebrać, a Julie piła herbatę i rozmyślała nad tym, jak to się stało,

że chłopcy tak bardzo się zaprzyjaźnili. Ostatnio trochę zaniepokoił ją fakt, że
sprawiali wrażenie, jakby nie mogli się bez siebie obejść. Kiedy syn wrócił, wypiła
ostatni łyk herbaty i powiedziała:

– Idę włożyć tenisówki i zaraz wracam.
Była już gotowa do wyjścia, gdy zadzwonił telefon.
– Słucham?
– Pani Julie? – usłyszała dziecięcy głos.
– Tak. Czy to ty, Scott? Mów trochę głośniej, bo prawie wcale cię nie słyszę.

background image

– Mój tatuś... – Dziecko nie dokończyło zdania.
Julie ogarnęła niezrozumiała trwoga. Zacisnęła palce na słuchawce i

wykrztusiła:

– Scott, gdzie jesteś? Co się stało?
Usłyszała najpierw jakiś szum, a potem kobiecy głos:
– Czy mówię z panią Julie Ferris?
– Tak... proszę mi powiedzieć, co się stało.
– Mówi Rita Glassco z ostrego dyżuru. Pan Carruthers wpadł pod samochód i

ma obrażenia głowy oraz klatki piersiowej. Może jeszcze coś, nie wiem, ale
lekarze już się nim zajęli. Scott chciał do pani zadzwonić.

Julie lubiła Ritę, która też była samotną matką.
– Zaraz przyjadę – rzekła pełna niepokoju. – Czy mogę jeszcze zamienić kilka

słów ze Scottem? – Po chwili usłyszała ciężkie westchnienie dziecka. – Scott –
powiedziała, z trudem zachowując spokój – zaraz jedziemy. W szpitalu będziemy
najdalej za dziesięć minut. Zapewniam cię, że tatusiowi nic nie grozi. Słyszysz
mnie?

– Tak – odparł Scott drżącym głosem.
Julie rzuciła słuchawkę, wybiegła na werandę i w kilku słowach wyjaśniła

Danny'emu, co się stało.

– Wsiadaj do samochodu, natychmiast jedziemy do szpitala.
Wybrała najkrótszą drogę, lecz i tak miała wrażenie, że nigdy nie dojedzie.

Zaparkowała przed szpitalem i trzymając syna za rękę, wbiegła do środka. Rita
akurat rozmawiała przez telefon, ale dała znać, że należy iść do drugiej poczekalni.
Julie szybkim krokiem minęła korytarz i weszła do poczekalni, w której
znajdowało się kilka osób. Scott siedział skulony, wpatrzony w podłogę. Na jego
twarzy malowała się bezgraniczna rozpacz, jakby już stracił resztki nadziei. Julie z
przerażeniem pomyślała, że Teal nie żyje.

– Scott, już jesteśmy.
Chłopiec podniósł głowę i z takim impetem rzucił się w jej ramiona, że aż się

ugięła pod jego ciężarem. Mocno objęła dziecko i poczuła, że całe drży.

– Czy byłeś u tatusia? – spytała niespokojnie.
Scott pokręcił głową.
– Czy ci powiedziano, jaki jest jego stan?
Chłopiec znowu zaprzeczył, bez słowa.
– Znam tę pielęgniarkę w rejestracji, więc pójdę i zapytam, co się dzieje.
Scott jeszcze mocniej się do niej przytulił. Widać było wyraźnie, że jest

background image

przerażony.

– Pójdziemy wszyscy razem – zadecydowała szybko Julie. – Chodź, kochanie.
Rita znowu rozmawiała przez telefon, ale zakryła mikrofon i powiedziała:
– Pana Carruthersa zabrano na prześwietlenie, a potem przewiozą go do

dziewiątki.

Julie stała niezdecydowana, zastanawiając się, gdzie najlepiej zaczekać. Nie

podjęła jeszcze decyzji, gdy przywieziono Teala. Leżał z zamkniętymi oczyma i
był śmiertelnie blady. Miał zdartą skórę z policzka, ręki i klatki piersiowej.
Widząc, że jednym z lekarzy jest Nick Lytton, Julie przeraziła się. Wiedziała
bowiem, że neurochirurgów wzywa się tylko do najpoważniejszych wypadków.
Nick podszedł z uśmiechem, jakim obdarzał wszystkie kobiety od szesnastu do
sześćdziesięciu lat.

– Julie, nie spodziewałem się ciebie... Co tu robisz?
Obojętność, z jaką mówił, była bardzo irytująca.
– Teal... – zająknęła się – co z nim?
– O czym ty mówisz?
– Na litość boską, Nick, przestań. Na noszach leży Teal, a ja nie wiem, co się

stało. Musisz mi powiedzieć prawdę!

– To nie mój pacjent – obojętnie poinformował ją Nick.
– Nie jest twoim pacjentem?
Nick wziął ją pod ramię i odprowadził na bok.
– Wyglądasz, jakbyś miała za chwilę zemdleć. Siadaj, tu jest krzesło. – Zwrócił

się do drugiego lekarza: – Co jest Carruthersowi?

– Wstrząs, trzy złamane żebra, stłuczenia i siniaki. Musimy go zatrzymać na

parę dni.

– Czyli nic poważnego – orzekł Nick i zwrócił się do Julie: – Muszę przyznać,

że mnie zaskoczyłaś. Tego wieczoru, gdy byliście razem na koncercie, odniosłem
wrażenie, że się mocno pokłóciliście.

Julie zignorowała Nicka i zwróciła się do drugiego lekarza:
– Czy powiedział pan całą prawdę? Niczego pan przede mną nie ukrywa?
– Możesz obejrzeć kartę – chłodno wtrącił Nick.
Julie uświadomiła sobie, że zachowuje się irracjonalnie, więc szybko się

opanowała.

– Słyszałeś wszystko, prawda? – zwróciła się do Scotta. – Tatusiowi nie grozi

żadne niebezpieczeństwo. Poleży w szpitalu kilka dni, a potem wróci do domu
zdrów jak ryba.

background image

Chłopiec wpatrywał się w nieprzytomnego ojca szeroko otwartymi oczami i

zdawał się w ogóle nie słuchać.

– Tatuś żyje – dorzuciła Julie nieco głośniej.
Scott popatrzył na nią niewidzącym wzrokiem, ale nic nie powiedział.
Zrozpaczona tym, że dziecko nie reaguje, Julie ujęła jego rękę i położyła ją na

piersi ojca.

– Przekonaj się, że tatuś oddycha. Czujesz?
Z natężeniem wpatrywał się w ojca i wreszcie szepnął:
– Tatuś nie umarł?
– Przecież oddycha, dziecino. Na pewno szybko wyzdrowieje.
– Myślałem, że umarł – ciągnął Scott bezbarwnym głosem. – Tak jak mamusia.
Julie serce ścisnęło się z żalu. Nie wiedziała, co powiedzieć, więc tylko objęła

chłopca i mocno przytuliła.

– Przesuń się, Julie – odezwał się Nick urzędowym tonem. – Zatarasowałaś

przejście.

Chorego przewieziono do sali zabiegowej.
– Zaraz przyjdzie tu ortopeda, a potem zabierzemy pacjenta na górę. To nie

potrwa długo – wyjaśnił drugi lekarz.

– Czy pan wie, doktorze, jak to się stało?
– Kierowca samochodu nie zauważył znaku i wjechał na rowerzystę. Obaj

mieli szczęście, bo mogło skończyć się o wiele gorzej.

Czyli Teal mógł ponieść śmierć na miejscu! Julie poczuła, że zalała ją fala

miłości, która na chwilę zagłuszyła przerażenie. Kiedy marzyła o narodzinach
wielkiego uczucia, wyobrażała sobie piękną, księżycową noc w ogrodzie pełnym
kwitnących róż. Nigdy nawet nie przypuszczała, że miłość może się objawić w
surowym pomieszczeniu szpitalnym i że pierwszy raz ją sobie uświadomi, gdy
będzie stała przy nieprzytomnym ukochanym, w towarzystwie dwojga
przerażonych dzieci.

W chwilę później lekarze wyszli, Julie zaś usiadła i przygarnęła do siebie obu

chłopców.

– Złamanie żeber jest bardzo bolesne, ale to nic groźnego – zwróciła się do

Scotta. – Lekarze muszą zatrzymać tatusia w szpitalu, żeby obserwować skutki
wstrząsu, ale na pewno szybko wyzdrowieje.

Scott wpatrywał się w ojca i znowu sprawiał wrażenie, jakby nic nie słyszał.
– Mówię ci szczerą prawdę – zapewniła Julie.
– Policjant też mi mówił, że mamusia wyzdrowieje – rzekł Scott, nie

background image

odwracając głowy.

Julie zrobiło się jeszcze bardziej żal dziecka i nie wiedząc, co powiedzieć,

pogłaskała je po głowie. Po chwili milczenia zwróciła się do Danny'ego:

– Usiądź tu koło nas.
Objęła obu chłopców i siedziała w milczeniu. Nie odezwała się, gdy wpadła

pielęgniarka i szybko obejrzała pacjenta. Ortopeda przyszedł dopiero pół godziny
później. Miał podkrążone oczy i potargane włosy.

– Julie – rzekł zdumiony – co ty tu robisz?
Przyjechałam, bo kocham tego człowieka, pomyślała, na głos zaś powiedziała:
– Pan Carruthers jest... jest moim znajomym. A to, Steve, jest jego syn.
Lekarz długo i dokładnie oglądał zdjęcia.
– Złamania bez przemieszczeń – stwierdził. – Chory wygląda na silnego

mężczyznę, więc długie leczenie nie będzie konieczne. – Popatrzył na Scotta i na
jego zmęczonej twarzy pojawił się uśmiech. – Twój tata niedługo będzie zdrów,
synu.

Chłopiec nie zareagował, a Julie ciężko westchnęła. Widziała, że dziecku

potrzebna będzie troskliwa opieka i była zadowolona, że akurat ma trzy wolne dni.
Wychodząc, Steve zapytał:

– Czy wiesz, na jakiej sali go położą?
– Nie.
– Dzisiaj jest tu istny dom wariatów, więc sam postaram się dowiedzieć i ci

powiem. Do widzenia. – Uśmiechnął się znów do Scotta i ostrzegł: – Na razie nie
ma mowy o rowerach, pamiętaj.

Teala przewieziono na piąte piętro do separatki. Zrobiło się już dość późno i

chłopcy powinni iść spać, lecz Julie nie chciała odejść, zanim Scott nie zobaczy, że
ojciec odzyskał przytomność. Po jakimś czasie pacjent drgnął i usiłował coś
powiedzieć. Julie pochyliła się nad łóżkiem.

– Leż spokojnie, Teal... jesteśmy przy tobie – szepnęła.
Teal poruszył ręką i skrzywił się z bólu. Otworzył oczy i przez chwilę patrzył

nieprzytomnie.

– Julie? – szepnął ledwo dosłyszalnie.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, w jego oczach pojawiło się przerażenie.
– A Scott? Gdzie jest Scott?
Poderwał się, by usiąść, lecz przeszył go taki ból, że jęknął głucho i opadł na

poduszkę.

– Jest tutaj. Nic mu się nie stało. Teal, słyszysz mnie? Scott stoi przy łóżku.

background image

Chory cierpiał tak wyraźnie, że Julie poczuła łzy napływające do oczu.

Wiedziała jednak, że nie może się rozpłakać, więc odwróciła się i prędko
opanowała. Teal po chwili znowu otworzył oczy. Julie przysunęła Scotta bliżej i
ojciec go zauważył.

– Scott – szepnął – tak się bałem, że samochód ciebie też potrącił...
Chłopiec potrząsnął głową. Cały drżał, lecz z jego twarzy nie można było nic

wyczytać. Oczy ojca napełniły się łzami. Julie była bardzo zdenerwowana, ale
mimo to odezwała się opanowanym głosem:

– Zabiorę Scotta do siebie... Mam teraz wolne, więc będę mogła opiekować się

nim również w ciągu dnia.

– Dziękuję – rzekł Teal i z widocznym wysiłkiem długo patrzył synowi prosto

w oczy. – Bardzo cię kocham, synu – powiedział cicho.

Zamknął oczy i przez chwilę ciężko oddychał.
– Scott – szepnęła Julie – myślę, że powinniśmy iść do domu. Tatusiowi

potrzebny jest idealny spokój i teraz będzie mógł zasnąć, bo wie, że tobie nic się
nie stało. W domu napijecie się gorącej czekolady i zaraz pójdziecie spać.

– Dobrze – zgodził się chłopiec.
– Rano zadzwonimy i dowiemy się, jak się tatuś czuje.
– Jeśli chcesz, możesz spać w moim łóżku – zaproponował Danny.
Scott uśmiechnął się nieznacznie, wziął Julie za rękę i wyszedł, nie oglądając

się za siebie. Julie poprosiła dyżurną pielęgniarkę, żeby natychmiast zadzwoniła,
jeżeli stan chorego się pogorszy.

Po powrocie do domu pościeliła Scottowi w pokoju Danny'ego, przyniosła

chłopcom gorącą czekoladę i przeczytała im kilka rozdziałów z ulubionej książki
syna.

Danny zasnął prawie natychmiast. Julie otuliła Scotta, pocałowała go na

dobranoc i szepnęła:

– Będę w pokoju obok, więc w każdej chwili możesz mnie zawołać. Zostawię

światło na korytarzu. Spij spokojnie, mój mały.

Wykąpała się i położyła, sądząc, że długo nie zaśnie, a tymczasem prawie

natychmiast zapadła w głęboki sen. Obudziła się nagle i nie mogła zrozumieć, co
się dzieje. Po chwili usłyszała rozpaczliwy płacz dziecka. Szybko wyskoczyła z
łóżka i pobiegła do sypialni obok. Danny spał spokojnie, a Scott rzucał się i płakał
przez sen. Julie schwyciła go za ramiona i potrząsnęła.

– Obudź się, obudź! Nie płacz.
Scott otworzył oczy, objął Julie kurczowo i przytulił się, jak gdyby nigdy nie

background image

miał jej puścić. Zaczął płakać i powtarzać urywanym głosem:

– Chcę do mamy, chcę do mamy...
Julie położyła się obok, objęła go i przytuliła.
Chłopiec długo płakał, w końcu jednak zasnął. Julie nadal leżała bez ruchu.

Postanowiła dowiedzieć się, jak zginęła Elizabeth, bo nic nie wiedząc o
okolicznościach jej śmierci, nie będzie umiała pomóc dziecku.

Następnego dnia przed południem Scott był wprost nieznośny, lecz już w

drodze do szpitala zamilkł, a gdy weszli do budynku, kurczowo schwycił Julie za
rękę. Teal siedział podparty poduszkami i wyglądał bardzo mizernie. Julie ścisnęło
się serce, ale głos miała opanowany.

– Wyglądasz jak śmierć na urlopie. A jak się czujesz?
– Jak śmierć na urlopie... – odparł, a jego twarz przebiegł skurcz. – Nie

rozśmieszaj mnie, bo mnie wszystko boli. Witajcie, chłopcy. Jak się masz, synu?
Usiądź tu blisko i przytul się do mnie.

Julie zostawiła ich samych, a Danny'ego zabrała na lody. Po powrocie wysłała

chłopców na korytarz, tłumacząc, że musi porozmawiać z Tealem w cztery oczy.
Wiedziała, że nie powinna męczyć chorego i chciała jak najszybciej przeprowadzić
konieczną rozmowę. Opowiedziała o zachowaniu Scotta i zakończyła, mówiąc:

– Chcę mu pomóc i dlatego muszę wiedzieć, jak zginęła twoja żona.
– Ten idiotyczny wypadek zdarzył się w styczniu. Idąc do sklepu, Elizabeth

pośliznęła się i uderzyła głową o krawężnik. Miała pęknięcie czaszki i zmarła w
wyniku krwotoku. Scott szedł z matką, więc był świadkiem tego, co się stało.

– Czyli że przeżywa podobną sytuację po raz drugi – szepnęła Julie. – To

wyjaśnia jego zachowanie i teraz się nie dziwię, że mi nie wierzył, gdy go
zapewniałam, że wyzdrowiejesz. Zupełnie zrozumiałe, że męczą go jakieś złe sny.

– Zdarzyło się to tej nocy?
Julie bez słowa kiwnęła głową.
– Nie możesz być obarczona moimi kłopotami – rzekł Teal poirytowanym

tonem. – To nie twoje dziecko, więc opieka nad nim nie powinna spaść na twoją
głowę.

– A ty byś mi nie pomógł w podobnej sytuacji? – spytała dotknięta do żywego.
– To nie ma nic do rzeczy... Masz akurat wolne i należy ci się odpoczynek.
– Nie narzekam – powiedziała Julie dość ostro. – Musiałam się dowiedzieć, jak

zginęła twoja żona, żeby jakoś pomóc twojemu synowi. I to wszystko.

Teal zmienił pozycję i aż syknął z bólu.
– Chyba źle mnie zrozumiałaś. Jestem daleki od tego, by nie doceniać, co dla

background image

nas robisz. Oczywiście jestem ci bardzo wdzięczny.

Wdzięczność nie była tym, czego Julie oczekiwała od mężczyzny, którego

pokochała. Nie była to jednak odpowiednia pora, by rozmawiać o innych
uczuciach.

– Dziękuję, że mi powiedziałeś o okolicznościach śmierci żony. Czy chcesz,

żebyśmy jeszcze raz dzisiaj do ciebie przyjechali?

Teal wiedział, że jest zdany na jej pomoc, lecz ta świadomość nie poprawiała

mu nastroju. Ogarniające go uczucie bezradności jeszcze zwiększało i tak mocno
dokuczliwy ból głowy.

– Mógłbym zadzwonić do Marylee... może by wzięła Scotta na kilka dni.
– Nie masz do mnie zaufania?
– Tu nie chodzi o brak zaufania. Po prostu nie chcę cię wykorzystywać.
– Panie Carruthers – syknęła ze złością – jest pan tak tępy, jak większość

mężczyzn. Wyjątkowo tępy. Zapewniam pana, że chętnie zaopiekuję się Scottem i
wcale nie odnoszę wrażenia, że mi ktoś cokolwiek narzuca. Czy jasno się
wyrażam?

– Przedyskutujemy tę sprawę, gdy będę miał więcej siły – odparł Teal

wymijająco.

Julie podniosła się i ruszyła ku drzwiom.
– Przyjedziemy wieczorem... Twój problem polega na tym, że nie chcesz mieć

wobec mnie żadnych długów wdzięczności.

– Gdybym nie był przykuty do łóżka, nie uszłoby ci to na sucho. Zapamiętaj

sobie!

– Dobrze, dobrze – odparowała i przesłała mu całusa. Wiedziała, że zachowuje

się dziecinnie, ale ów gest przyniósł jej ulgę.


Obudziła się o trzeciej nad ranem, ponieważ Scott znowu krzyczał przez sen.

Prędko wstała, zbudziła go, mocno objęła i szepnęła:

– Tatuś powiedział mi o twojej mamusi, więc teraz rozumiem, dlaczego byłeś

taki przerażony po tym wypadku. Opowiedz mi, jak to się stało, że tatusia uderzył
samochód.

– Jechaliśmy spokojnie, ale na skrzyżowaniu wyskoczył ten wielki czarny

samochód i tata krzyknął, żebym zahamował. Zaraz stanąłem i tatuś też
zahamował, ale samochód i tak na niego najechał. Policjanci powiedzieli mi
później, że kierowca był pijany i dlatego pewnie nie zauważył znaku. Tata leżał na
ziemi w kałuży krwi. Zaraz zebrał się tłum ludzi, wezwano karetkę i policję i

background image

zabrano nas do szpitala. Stamtąd zadzwoniłem do pani.

– Dobrze zrobiłeś – zapewniła Julie. – To musiało być straszne, naprawdę

straszne... Ale teraz wiesz już, że tatuś wyzdrowieje, więc postaraj się zasnąć. Na
pewno jutro poczujesz się znacznie lepiej.

– Tak strasznie się bałem – wyznał Scott, tuląc się do niej z dziecięcą ufnością.
Julie leżała nieruchomo, czekając, aż chłopiec zaśnie. Czuła, że pokochała nie

tylko ojca, ale zaczyna kochać jego syna, jakby był jej własnym dzieckiem. To
dlatego słowa Teala tak bardzo ją zabolały. Marzenia o tym, by został jej
kochankiem nagle wydały się jej nieco infantylne. Oczywiście nadal pragnęła
fizycznego zbliżenia, ale teraz nie była to jedyna forma miłości, o jakiej marzyła.
Chciała, by Teal jej zaufał. Chciała poznać jego najgłębsze uczucia i pragnęła, by
wreszcie zrzucił maskę.


Następnego dnia aż do południa Julie robiła porządki w domu Teala. Potem

przyniosła całe naręcza kwiatów, które poustawiała w kuchni, jadalni i sypialni.
Scott nie odstępował jej ani na krok i usta mu się nie zamykały. Przed lunchem
Julie pojechała do szpitala i przywiozła chorego do domu. Carruthers z trudem
wszedł po schodach i natychmiast usiadł na najbliższym krześle.

– Czuję się jak stuletni staruszek. W takim tempie chyba do wieczora nie zajdę

do sypialni.

Scott wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu.
– Pani Julie przygotowała lunch i jeszcze zrobi nam kolację. Wczoraj upiekła

pyszne ciastka, a dzisiaj odkurzyła cały dom. Jest bardzo dobra, prawda?

Julie skrzywiła się, niezadowolona.
– Dzięki temu miałam wymówkę, żeby odwołać spotkanie z panią LeMarchant

– wyznała.

Teal rozejrzał się i zatrzymał wzrok na dużym bukiecie margerytek i dalii,

których piękne barwy ożywiły kuchnię.

– Pani Inkpen mogłaby wiele się od ciebie nauczyć – powiedział i wstał. –

Wstyd się przyznać, ale czuję, że muszę się położyć. Scott, pójdziesz ze mną na
górę?

– Oczywiście. Ale potem muszę pomóc nakryć do stołu.
Kiedy wyszli, Julie zabrała się do przygotowywania kanapek. Przykro jej było,

że Teal tak wyraźnie unika bliższego kontaktu. Nie chciał mieć wobec niej
żadnych zobowiązań. I nawet chyba nie podobało mu się, że kuchnia jego żony
nabrała weselszego charakteru. Zupełnie możliwe, że wcale Julie nie pragnął.

background image

Zdawała sobie sprawę z tego, że fakt, iż ona go kocha, nie oznacza, że jest to
miłość ze wzajemnością.

Scott zaniósł ojcu lunch i po godzinie wrócił z pustą tacą.
– Tatuś powiedział, że się teraz prześpi.
Julie zabrała chłopców na basen i długo zwlekała z powrotem do domu. Kiedy

wrócili, Scott natychmiast pobiegł na górę, Danny poszedł do ogrodu, natomiast
Julie zabrała się do pieczenia kurczaka i robienia sałatki. Tym razem sama zaniosła
jedzenie. Ojciec drzemał, a syn leżał obok niego i czytał książkę.

– Teal, przyniosłam ci kolację – powiedziała półgłosem.
Carruthers ocknął się i popatrzył na nią niezbyt przytomnym wzrokiem.

Właśnie śniło mu się, że Julie wiezie go dużym czarnym samochodem i traci
panowanie nad kierownicą. Zbudził się oblany zimnym potem.

– Dziękuję – rzekł dość oschle.
– Scott, chodź na kolację.
– Chcę zjeść tutaj, razem z tatusiem.
– Pozwól mu. Będziesz miała jeden kłopot mniej.
Julie wiedziała, jak bardzo Danny'emu brak towarzystwa kolegi, lecz nie

powiedziała ani słowa. Zeszła na dół, przygotowała jeszcze jedną porcję, którą
zaniosła na górę, po czym zasiadła z synem do kolacji przy stole w ogrodzie.
Danny wybrzydzał, a i ona nie miała apetytu. Czuła się nieswojo i miała mocno
napięte nerwy. Po kolacji Danny zniknął w domku na drzewie, Julie zaś zabrała się
do sprzątania i zmywania. Scott przyniósł tacę i stanął obok zlewozmywaka, jakby
niezdecydowany. Julie rozumiała, że chłopiec chce być stale z ojcem, lecz chciała
jakoś dać mu do zrozumienia, że Danny czuje się zupełnie opuszczony. Nim
zdecydowała się, jak to powiedzieć, Scott odezwał się.

– Czy mogę panią o coś poprosić?
– Oczywiście.
– Ale mam wielką prośbę. Ogromną – rzekł z powagą.
– Postaram sieją spełnić, jeśli tylko będę mogła.
– Chcę, żeby pani wyszła za tatusia.
Julie z wrażenia wypuściła talerz, który spadł na podłogę.
– Tego nie mogę zrobić – wykrztusiła zmieszana.
– Dlaczego?
Ponieważ twój tatuś mi sienie oświadczył, pomyślała, zbierając odłamki szkła.
– Małżeństwo jest bardzo poważną sprawą – rzekła na głos. – Ja się

rozwiodłam, a twój tatuś owdowiał i nasze rany jeszcze się nie zabliźniły... Chyba

background image

trochę za wcześnie na powtórne małżeństwo.

– Przecież chyba pani lubi mojego tatę. Widzieliśmy, jak się pani z nim

całowała.

– Rzeczywiście go lubię, ale nie można poślubić wszystkich ludzi, których się

lubi.

– To znaczy, że pani nie chce wyjść za tatusia?!
Julie wiedziała, że gdyby chciała powiedzieć prawdę, musiałaby wyznać, że

poślubiłaby Teala, gdyby tylko on ją kochał. .. gdyby przestał być tak opanowany,
gdyby okazało się, że ma jakieś cieplejsze uczucia. Zamiast tego rzekła:

– Teraz nie mogę ci tego wytłumaczyć, bo wiem, że nie zrozumiesz. Nie lubię,

kiedy dorośli mówią dzieciom, że czegoś nie zrozumieją, ale czasami nie ma
innego wyjścia. Zrozumiesz, kiedy dorośniesz.

Z twarzy Scotta wyczytała, że zanosi się na wybuch, którego wolałaby uniknąć.
– To wszystko pani wina! Lubię, kiedy pani jest u nas, bo czuję się wtedy tak,

jakby pani była moją mamą. I nie rozumiem, dlaczego pani nie chce wyjść za
tatusia.

Był bliski łez, więc Julie tylko zapytała:
– Czy rozmawiałeś z tatusiem na ten temat?
Scott popatrzył na nią spode łba i mruknął:
– Po co? To wszystko pani wina. Danny mi powiedział, że pani nie chce wyjść

za mąż. Szkoda, że pani się tu przeprowadziła!

Wybiegł, trzaskając drzwiami. Julie stała bezradna i niezdecydowana. Uznała,

że rozsądniej nie dyskutować w chwili, gdy dziecko nie przyjmie żadnych
argumentów. Była tak zdenerwowana i tak się jej trzęsły ręce, że zbiła szklankę i
jeszcze jeden talerz. Po skończeniu zmywania postanowiła pójść na górę.

Teal stał przed lustrem i z widocznym trudem wkładał koszulę. Widząc, że

Julie chce mu pomóc, odezwał się zirytowany:

– Zostaw. Poradzę sobie.
Zacisnęła pięści, żeby nie wybuchnąć i dopiero po chwili zapytała

opanowanym głosem:

– Czy nie sądzisz, że dobrze byłoby, gdybym została na noc? Jesteś wciąż

bardzo słaby. – Uśmiechnęła się z lekka. – Będę twoją osobistą pielęgniarką.

Carruthers właśnie tego nie chciał, za nic na świecie.
– Dziękuję ci, Julie, ale to zbyteczne. Nic mi nie grozi. A ty już jutro idziesz do

pracy, prawda?

– Mogłabym pojechać prosto stąd.

background image

Nie patrząc na nią, oświadczył:
– Musisz wrócić do domu i trochę odpocząć. Należy ci się po tych kilku

nerwowych dniach.

Julie nie mogła wyznać, że zrobiła wszystko tylko i wyłącznie z miłości.
– Znowu mnie odpychasz.
– Dochodzę do wniosku, że chyba nie byłem przy zdrowych zmysłach, kiedy

zaproponowałem tę przeklętą umowę. To ty miałaś rację. Jest nas czworo, a nie
tylko dwoje i bardzo łatwo można zranić uczucia naszych dzieci.

Zrobiło się jej bardzo przykro.
– Do czego zmierzasz? – spytała, czując, że coś dławi ją w gardle.
– Tylko do tego, że powinnaś wrócić do domu. •
Najchętniej wyznałaby szczerze i uczciwie, że jest zakochana, lecz wiedziała,

że nie powinna tego robić. Dlatego zapytała cicho:

– Czy mówisz tak ze względu na swoją żonę? Dlatego, że wciąż ją kochasz?
– Julie – zaczął Teal z pasją – nie chcę cię okłamywać, więc na litość boską

przestań mnie męczyć.

– Przepraszam... Powinnam była zadzwonić po panią Inkpen. Wracam do

domu. Do widzenia.

Zeszła do kuchni, wzięła torebkę i w tej chwili usłyszała podniesione głosy

dzieci.

– To wszystko przez twoją mamę! – krzyczał Scott. – Bo ona nie chce wyjść za

mojego tatę!

– To nie jej wina – gorąco zaprzeczył Danny.
– Właśnie, że tak.
– Założę się, że twój tata wcale jej się nie oświadczył. To mężczyzna musi

zaproponować małżeństwo.

– Nawet gdyby się oświadczył, twoja mama i tak by go odrzuciła! – wrzeszczał

Scott. – Sam mi tak powiedziałeś. Mówiłeś, że była nieszczęśliwa z twoim ojcem i
że dlatego nie chce powtórnie wyjść za mąż.

– Jestem pewien, że twój tata mógłby mamę nakłonić, żeby zmieniła zdanie –

zauważył Danny smętnie. – Gdyby tylko chciał i się postarał.

Julie usłyszała kroki na schodach i po chwili do kuchni wszedł Teal.
– To nie tatusia wina! – krzyknął Scott. – Tylko twoja mama nie chce się

zgodzić na ślub.

– Zamknij się! – wrzasnął Danny.
Chłopcy zaczęli się bić, więc Julie natychmiast wybiegła i rozdzieliła

background image

walczących.

– Nienawidzę cię! – krzyczał Scott przez łzy. – Nienawidzę...
Danny zerwał się na równe nogi i nie patrząc, uderzył matkę zamiast kolegi.
– Mam dość przyjaźni z tobą! – wrzasnął. – Ja też cię nienawidzę!
Odwrócił się na pięcie i wybiegł na ulicę.
– Scott! – zawołał Teal stojący na werandzie. – Chodź do domu! Julie, musimy

porozmawiać, ale teraz goń Danny'ego.

Dogoniła syna dopiero na progu domu, gdy z całej siły walił pięściami w

drzwi.

– Przestań, Danny – powiedziała, wyciągając z torebki klucze. – Możesz się

złościć, ale nie niszcz drzwi. Porozmawiamy, kiedy się uspokoisz.

Danny pobiegł na piętro, natomiast Julie przysiadła na najbliższym krześle,

zrozpaczona, że znowu popełniła niewybaczalny błąd. Zakochała się w człowieku,
którego nie umiała rozszyfrować. I znowu zapłaci za to nie tylko ona.

background image

Rozdział 9


Wieczorem, gdy zadzwonił telefon, Julie odebrała go pełna obaw.
– Słucham?
– Tu Teal. Co robi Danny?
– Zasnął. A Scott?
– Też śpi. Godzinę temu dzwoniła Marylee. Właśnie przyjechała do miasta i

dowiedziała się o wypadku. Jutro zabierze nas do swego domku letniskowego.
Myślę, że przez kilka dni wydobrzeję, a chłopcy zdążą się uspokoić. Zadzwonię po
powrocie.

– Jesteś pewien, że ten wyjazd to dobry pomysł?
– Oczywiście. W przeciwnym razie bym nie wyjeżdżał.
– Nie wydaje ci się, że uciekasz przed kłopotami?
– Nasi synowie muszą się nauczyć, że nie oni są najważniejsi i nie oni rządzą.
– A kto tak naprawdę nami wszystkimi rządzi, Teal? Czy wciąż jeszcze twoi

rodzice, dlatego, że cię nie chcieli? Albo twoja żona, mimo że od dwóch lat nie
żyje? A może tylko twój strach przed głębszym uczuciem?

– Widzę, że chcesz przeforsować swój punkt widzenia.
– Chyba nie sądzisz, że tylko ty masz do tego prawo? Znowu mnie odpychasz.

I tak jest zawsze!

– Myślę, że po moim powrocie trzeba będzie zerwać naszą umowę –

oświadczył Teal przytłumionym głosem. Stwierdzenie to zabrzmiało jak wyrok
sądu ostatecznego.

Julie natychmiast poczuła, że jej wściekłość ustępuje miejsca głębokiej,

bezgranicznej rozpaczy. Była jednak zbyt dumna, by się do tego przyznać.

– Doskonale – rzuciła. – Baw się dobrze. Żegnam.
Odłożyła słuchawkę i zalała się łzami.

Następne dni były bodaj najgorsze z tych, jakie ostatnio przeżyła. Czuła się tak,

jak gdyby wewnątrz obumarła. Na domiar złego musiała wziąć trzy nocne dyżury,
więc nie mogła zająć się synem akurat wtedy, gdy bardzo jej potrzebował. Danny
chodził osowiały i tęsknił nie tylko za Scottem. Któregoś dnia, ni stąd, ni zowąd,
powiedział:

– Pan Carruthers jest bardzo podobny do taty.
– Dlaczego tak myślisz?

background image

– Bo sobie wyjechał, a tatuś też stale był poza domem.
Julie poczuła łzy napływające do oczu. Musiała przyznać synowi rację,

ponieważ Robert rzeczywiście niewiele czasu spędzał z nimi. Najpierw nazywało
się to, że robi wszystko dla ugruntowania swej kariery, a później wyszło na jaw, że
opuszczał dom dla Melissy.

– Wiesz co, Danny, przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Następne cztery

dni będę miała wolne, więc jeśli chcesz, pojedziemy na Wyspę Księcia Edwarda.
Będziemy codziennie chodzić na plażę, obejrzymy sobie „Anię z Zielonego
Wzgórza" i wszystkie tamtejsze atrakcje. Co ty na to?

– Kiedy możemy jechać?
– Choćby jutro.
– Hurra! – krzyknął Danny z radością.
Następnego ranka przeprawili się promem na wyspę i Danny natychmiast

znalazł sobie kolegów, a wieczorem z przyjemnością obejrzeli film o rudowłosej,
pełnej fantazji sierotce. Pobyt był tak udany, że Julie zadzwoniła do szpitala i
poprosiła o jeszcze jeden dzień urlopu.

Po pięciu dniach oboje wracali wypoczęci, a Danny był jakby nie ten sam. Po

drodze wstąpili do schroniska i odebrali Einsteina. Kocur był w wyjątkowo złym
nastroju i prychał nawet na Danny'ego. Kiedy zajechali przed dom, natychmiast
wyskoczył z klatki i schował się wśród najgęstszych krzewów i zarośli.

Julie otworzyła drzwi i stanęła w korytarzu. Zewsząd powiało nieprzyjemną

pustką. Odniosła wrażenie, że wcale nie wróciła do domu. Ogarnęły ją złe
przeczucia i przygnębienie, ponieważ nie zastała żadnej wiadomości od Teala.
Wyglądało na to, że Carruthers nie chce jej więcej widzieć. Wyszła, żeby
przynieść wiadro z krabami kupionymi na wyspie i wtedy usłyszała zgrzyt
hamulców. Przed dom zajechał czarny samochód, z którego wyskoczył Scott i
podbiegł do Danny'ego. Stanął przed przyjacielem i pospiesznie zaczął mówić:

– Przepraszam za to, co powiedziałem, bo to nieprawda. Czy nadal będziesz

moim kolegą? Pogodzimy się?

Danny uśmiechnął się i wyszczerzył szczerbate zęby.
– Jasne... może pobawimy się w twoim domku na drzewie?
Chłopcy natychmiast pobiegli do ogrodu Scotta, Julie zaś została sama z

ciemnowłosym mężczyzną w szarym eleganckim garniturze. Zrobiło się jej
przykro, że nie zdążyła się przebrać i ma na sobie przybrudzony strój podróżny.
Kiedy Teal podszedł bliżej, zorientowała się, że jest wściekły i z trudem nad sobą
panuje.

background image

– Do jasnej cholery, gdzieś ty była?
– Przecież zostawiłam wiadomość, że jedziemy na Wyspę Księcia Edwarda.
– Ale miałaś wrócić już wczoraj!
– Poprosiłam o zastępstwo i zostałam dłużej.
– A czy pomyślałaś, żeby mnie zawiadomić?
– Nie. Nie przyszło mi to do głowy. Nie na darmo stale mi powtarzałeś, że nie

chcesz się angażować. Czyżbyś o tym zapomniał?

– Niestety, widzę, że jest za późno – wycedził Teal. – Już się zaangażowałem.

Czy chcę, czy nie, to się stało. Od wczoraj ledwo żyję. Wyobrażałem sobie, że
miałaś wypadek albo że cię porwano. Bałem się, że spotkałaś kogoś, z kim
postanowiłaś wziąć ślub. Jak na człowieka uznającego tylko fakty, wcale się nie
popisałem.

– Sprawiasz wrażenie, jakbyś wcale nie był z tego zadowolony – zauważyła

Julie, czując, że jej serce bije jak szalone.

– Już raz się tak zaangażowałem, że potem zrobiło się z tego piekło.
– Elizabeth...
– Oczywiście.
– No i co teraz zrobimy?
– Wiem, co ja chcę zrobić.
Julie przypomniała sobie straszne dni przed wyjazdem i rozpacz, jaka ją

ogarniała na wyspie.

– Chyba oboje wiemy – rzuciła ze złością. – Chcesz się wycofać i zerwać

umowę. Chcesz uciec, żeby się nic a nic nie zmienić. No, więc, proszę, wolna
droga. Ja cię nie będę zatrzymywać!

– Bardzo się mylisz, ja tylko pragnę cię kochać.
Julie nie wierzyła własnym uszom.
– Co takiego?
– Możesz się ze mnie śmiać – w jego głosie brzmiała gorzka autoironia – ale to

wymaga ode mnie więcej odwagi niż skok z wysokiej skały w spienione fale.

– Nie będę się z ciebie śmiać – zapewniła.
– Czy spędzisz ze mną noc? Czy zdecydujesz się na to?
Nadal nie wierzyła w to, co słyszała.
– Trzeba będzie zmienić umowę, bo przecież zastrzegłam sobie, że nie będzie

żadnych amorów.

– Ta umowa to najgłupsza rzecz, jaką w życiu wymyśliłem. – Teal zacisnął

palce na jej ramieniu. – Powiedz, że pragniesz tego, co ja. Powiedz wreszcie „tak".

background image

Julie uśmiechnęła się nieśmiało.
– Przywiozłam ci prezent – szepnęła. – Otwórz go i obejrzyj w domu, ale bez

świadków. Ten prezent jest moją odpowiedzią na twoje pytanie.

Teal z napięciem wpatrywał się w jej twarz, lecz nic nie mógł z niej wyczytać.

Nie rozumiał, w jaki sposób prezent może stanowić odpowiedź na tak poważne
pytanie. Nie znajdując słów, objął Julie i zaczął namiętnie całować. Zrazu biernie
poddała się pieszczotom, ale po chwili przytuliła się do niego całym ciałem i
obsypała gorącymi pocałunkami.

– Powiedz mi – szepnął Teal między jednym pocałunkiem a drugim – powiedz

mi, że się zgadzasz. Nie dręcz mnie...

Julie jeszcze mocniej go objęła i poczuła, że drgnął.
– Przepraszam, zapomniałam o twoich złamanych żebrach.
– Ja też o nich zapomniałem. Wciąż nie odpowiadasz na moje pytanie.
Popatrzyła mu prosto w oczy i nagle pocałowała, jak nigdy dotąd.
– Niech to będzie moja odpowiedź. Powinieneś posłuchać głosu serca.
Teal wreszcie zaczynał wierzyć, że jeszcze jej nie stracił. Odetchnął z ulgą.
– Dlaczego nie mogę otworzyć prezentu w obecności Scotta?
– Przekonasz się – odparła z przewrotnym uśmiechem na ustach.
– Kiedy teraz będziesz miała wolne?
– Dopiero za pięć dni. Muszę odpracować jeden dodatkowy dyżur.
– Czekałem na taką chwilę trzydzieści cztery lata... Nie pojmuję, dlaczego tych

pięć dni wydaje mi się wiecznością. No trudno, wracam do domu, żeby sprawdzić,
co porabiają chłopcy.

– Jak to dobrze, że się pogodzili.
– Nie masz pojęcia, jak ja się z tego cieszę. – Teal znowu ją pocałował. – Nie

zasłużyłem na tyle szczęścia. I nie mogę sobie darować własnej głupoty. Po co ci
powiedziałem, że chcę zerwać umowę?

– Bardzo mnie to zabolało. Bardzo.
Teal od dawna wiedział, że jest zdolny podniecić Julie, lecz nawet przed

samym sobą nie chciał się przyznać, że również może sprawić jej ból. Poczuł, że
osaczają go wszystkie dawne obawy. Otrząsnął się prędko i zapytał:

– Czy masz w domu coś do jedzenia? Pewnie nie, więc zapraszam cię do

restauracji.

– Wspaniale. Dziękuję.
– Gdy cię nie widzę, zapominam, jaka jesteś piękna. Nie chce mi się wierzyć,

że jesteś taka jak w mojej wyobraźni.

background image

Widząc wyraźny podziw w jego oczach, Julie uznała, że dobrze zrobiła,

przywożąc tajemniczy prezent. Uśmiechnęła się uszczęśliwiona.

– Gdy tak na mnie patrzysz – szepnął Teal zduszonym głosem – wszystko

wydaje się proste. I nie mogę się z tobą rozstać. – Pocałował ją delikatnie. – Ale
już idę. Kiedy będziesz gotowa?

– Za godzinę. – Julie podeszła do samochodu i wyjęła duże pudło zawinięte w

kolorowy papier. – Mam nadzieję, że to jest to, czego pragniesz – rzekła z powagą.

– Może pozwolisz mi jednak teraz otworzyć?
– O nie, tutaj w żadnym wypadku – odparła przestraszona.
– Wobec tego obejrzę zaraz po powrocie do domu. Do zobaczenia o siódmej.
Julie przez chwilę stała rozmarzona. Nareszcie Teal wyznał jej miłość, a to

niewątpliwie oznaczało, że się bardzo mocno zakochał.


Teal poszedł od razu do sypialni i zaczął rozpakowywać prezent. Najpierw

znalazł wyjątkowo dekoracyjną świecę, a obok niej taśmę z nagraniem „Lara's
Theme". Następnie odwinął z papieru przejrzystą błękitną koszulę nocną i na ten
widok serce zaczęło mu bić jak oszalałe. Ostatnim upominkiem było ogłoszenie
oferujące domek nad morzem, na którym Julie dopisała: „Ten prezent będzie
wspólny... jeśli tylko zechcesz".

Poczuł ucisk w gardle. Z trudem się opanował. Przez całe życie uważał, że

dorosłym nie wypada płakać. Nawet gdy ogarnia ich tak wielkie wzruszenie, jak
jego w tej chwili. Zdał sobie sprawę z tego, że prawdziwym prezentem Julie jest
ona sama.


Dziesięć po siódmej Julie zapukała do drzwi. Otworzył jej Scott.
– Dobry wieczór – powiedział i mocno ją objął. – Tak się za panią stęskniłem.
Po chwili przybiegł Danny, a za nim wszedł Teal. Julie niepewnie spojrzała mu

w oczy. Bała się, że jej prezent oznaczał, iż zachowuje się tak, jak inne kobiety i że
się narzuca. Teal podszedł i pocałował ją w same usta.

– Czy wszyscy gotowi? – spytał.
Kolację zjedli w pobliskiej restauracji, po czym wrócili do domu Carruthersa.

Chłopcy wybiegli do ogrodu, a Teal nalał brandy i podając Julie kieliszek,
powiedział:

– Chciałbym podzielić się z tobą tym prezentem.
Serce podskoczyło jej z radości.
– Och, to cudownie.

background image

– Jeżeli chcesz, zamówię miejsca w tym nowym ośrodku koło Chester. Jest

niedaleko stąd, a domki stoją tuż przy plaży.

– Doskonale... ale co zrobimy z dziećmi?
– Marylee często mi proponowała, że weźmie Scotta do siebie. Zapytam ją, czy

może zająć się obydwoma chłopcami przez dwa-trzy dni.

– To byłoby idealne rozwiązanie – szepnęła Julie, wsłuchana w szum

pulsującej krwi. Nie rozumiała, dlaczego nagle ogarnia ją jakiś dziwny niepokój.

– Załatwione. Zaraz jutro zarezerwuję domek.
Wypiła łyk brandy i zamyśliła się. Kochała Teala i niedługo spędzi z nim całe

dwa dni nad morzem. Będą się kochać wsłuchani w szum fal i może wreszcie tam
wyjaśnią sobie wszystko, co ich dzieli. Nie powinna się martwić na zapas.

Godzinę później była z powrotem w domu. Po kąpieli obejrzała się dokładnie

w lustrze. Zawsze była zdania, że ma za duże piersi, a teraz jeszcze krytycznym
okiem obejrzała rozstępy na brzuchu. Wiedziała, że Roberta przestała pociągać
niedługo po ślubie, ale dopiero w czasie jego ostatniej wizyty w domu dowiedziała
się, że Melissa od lat jest jego kochanką. Teraz obawiała się, że skoro nie była
wystarczająco atrakcyjna dla Roberta, z pewnością nie zdoła utrzymać mężczyzny
tak skomplikowanego jak Teal. Nie powinna była dawać mu takiego prezentu. Nie
powinna wywoływać wilka z lasu.


Następnego dnia rano Teal zarezerwował domek na dwie doby i zadzwonił do

Marylee, by poprosić ją o opiekę nad chłopcami.

– Bardzo chętnie ich zabierzemy – zapewniła przyjaciółka. – Nawet sama

chciałam do ciebie zadzwonić, bo dziś wieczorem wybieramy się z dziewczynkami
na konie. Czy chłopcy mogliby pojechać razem z nami? Dzięki temu wcześniej
zapoznamy się z Dannym i potem nie będziemy dla niego zupełnie obcymi ludźmi.
ą Teal był wdzięczny Marylee za takt i życzliwość.

– Serdecznie ci dziękuję, Marylee, jesteś wspaniała. O której chłopcy mają być

gotowi?

– Przyjadę o szóstej, a do domu wrócimy dopiero koło dziewiątej, bo stadnina

jest dość daleko. Czy to nie za późno?

– Chyba nie, ale zadzwonię do Julie i zapytam. Jeszcze raz dziękuję i do

zobaczenia o szóstej.

Odłożył słuchawkę i pomyślał, że klamka zapadła. Wiedział, że Julie ma dyżur

od siódmej do siódmej, więc zatelefonował do niej dopiero z pracy. Od razu się
zorientował, że dzwoni w niezbyt odpowiednim momencie.

background image

– Czy Marylee może wziąć Danny'ego dziś wieczorem na konną przejażdżkę?
– Oczywiście. Danny już kiedyś trochę jeździł podczas lekcji w szkole i był

zachwycony. Czy możesz wyłożyć za mnie pieniądze?... Już idę, Shirley...
Przepraszam, muszę kończyć. Do widzenia.

Punktualnie o szóstej Marylee zabrała obu chłopców. Danay rozbawił

dorosłych, ponieważ przyniósł całą torbę marchwi dla konia. Carruthers pomachał
ręką odjeżdżającym i wszedł do domu. Tego dnia pani Inkpen zrobiła większe
porządki, więc wszędzie było czysto, lecz właśnie teraz Teal doszedł do wniosku,
że Julie miała rację. Jego dom rzeczywiście był nieprzytulny. Uznał, że skoro nie
lubi tego, co podobało się jego żonie, powinien wprowadzić tu więcej koloru, o
trochę żywszych barwach.

Stanął przed czarno-białą fotografią, którą Elizabeth wyjątkowo lubiła. Na

pierwszym planie znajdował się staruszek siedzący samotnie na ławce w parku.
Wokół niego sunął tłum bezbarwnych i anonimowych postaci. Nie ulegało
wątpliwości, że tych ludzi zupełnie nic nie łączy, że wszyscy są osamotnieni i
nieszczęśliwi.

Uderzyła go myśl, że Julie jest zupełnie inna, że nosi w sobie radość życia,

samą jego kwintesencję. Wiedział już, jak Julie tańczy, a teraz zaczął się
zastanawiać, jaka będzie w miłości. W sobotę się przekona, czy zachowa się tak
samo żywiołowo. Pragnął się tego dowiedzieć, a jednocześnie czuł ogarniające go
obawy. Bał się samego siebie.

Zrobił sobie sałatkę i zasiadł do pracy, lecz nie mógł się skupić. O wpół do

ósmej przestał z sobą walczyć, zamknął dom i poszedł do Julie z zamiarem
powiedzenia jej o zarezerwowanym domku i o tym, że Marylee zgodziła się
zaopiekować chłopcami.

We wszystkich oknach paliło się światło, a zza drzwi dobiegała głośna muzyka.

Zadzwonił. Julie prawie natychmiast mu otworzyła.

– Cześć, Teal – powiedziała uszczęśliwiona jego widokiem. – Wejdź.
Ubrana była tak samo jak tego dnia, gdy Carruthers zobaczył ją po raz

pierwszy. Jej nogi wydawały się jeszcze dłuższe niż wtedy.

– Mam nadzieję, że ci w niczym nie przeszkodziłem – rzekł, czując

przyspieszone bicie serca i pulsowanie krwi w skroniach. – Wpadłem tylko na
chwilę.

– Jak to dobrze, że przyszedłeś. Sprzątam właśnie pokój Danny'ego i znalazłam

zdechłą mysz. To pewnie sprawka Einsteina. Wiesz, jak lubię gryzonie, prawda?

– Jeśli chcesz, zaraz ją wyrzucę.

background image

– Będę ci bardzo wdzięczna. Weź sobie piwo z lodówki.
Wyjął piwo i poszedł na górę. Pokój Danny'ego był naprzeciw sypialni Julie.

Przez uchylone drzwi widać było duże łóżko z różową narzutą oraz zasłony we
wzór przypominający rajski ogród. Dominowały tu odcienie czerwieni i błękitu.
Teal odstawił piwo i zajrzał pod łóżko. Na szczęście mysz leżała w zasięgu ręki.
Natychmiast poszedł ją wyrzucić. Umył ręce i wrócił na górę, w chwili gdy Julie,
wychodząc z pokoju, potknęła się o sznur od odkurzacza i przewróciła.

Teal pochylił się, żeby jej pomóc, a kiedy ich ręce się zetknęły, poczuł, że

ogarnia go pożądanie. Zajrzał w przymglone oczy Julie, potem obrzucił
spojrzeniem jej ciało.

– Julie... – szepnął, obejmując ją i całując. – Nie chcę czekać do soboty. A ty?
– Ja też nie.
Wstała i podała mu rękę. Przeszli do sypialni i przystanęli niezdecydowani,

jakby onieśmieleni. Julie ściągnęła narzutę; pościel była w kolorowe kwiaty. Teal
zdjął koszulę, a Julie bluzkę. Była bez stanika. Dotknął jej piersi i momentalnie
stracił panowanie nad sobą. Zaczęli się kochać natychmiast, gorączkowo. Teal od
dawna żył samotnie i tak długo pragnął kobiety, a ostatnio stale marzył o Julie.
Teraz pieścił jej aksamitną skórę. Odniósł wrażenie, że cały świat zmalał, a jej
ciało jest wszystkim. Wreszcie odnaleźli siebie i ulegli odwiecznej namiętności,
która wyrwała głuchy jęk z ich piersi. Ale wszystko skończyło się nagle,
stanowczo za szybko. Teal opadł bez sił. Ogarnęły go, tak jak dawniej,
nieprzeniknione ciemności i znowu czuł, że jest sam. Tak osamotniony jak zawsze,
jak przez całe życie.

Po chwili powróciła świadomość, a z nią zapomniane wrażenia, które jedynie

pogłębiły jego uczucie osamotnienia. Julie nie myliła się, mówiąc, że przez całe
życie nie wychodził ze swej samotni. Małżeństwo z Elizabeth miało go z niej
wyrwać, a tymczasem pogrążyło jeszcze bardziej. Przestał wierzyć, że uczucie
zjednoczenia może przetrwać akt fizyczny. Sam czegoś takiego nigdy nie
doświadczył i był przekonany, że wszystkie historie, jakie słyszał o miłosnych
uniesieniach, to wyłącznie bajki mające pocieszyć człowieka w jego samotności.

Uniósł się na łokciu i popatrzył na Julie. Jeszcze czuł na skórze ciepło jej ciała,

lecz pomyślał z rozpaczą, że tak się zachował, jakby to nie była ona, ale jakaś
obojętna mu kobieta. Być może nawet zupełnie obca. Jednocześnie uświadomił
sobie, że nie zabezpieczyli się przed ciążą. Odsunął się i cichym głosem
powiedział:

– Nie powinienem był tak postąpić... zapomniałem się i nie myślałem, co robię.

background image

Julie leżała bez ruchu, więc nie od razu się zorientował, że płacze. Nie rozumiał

dlaczego, bo Elizabeth nigdy zbyt wiele od niego nie oczekiwała. Pragnęła jedynie
zajść w ciążę i nie chciała nic więcej. Czuł, że rozpacz ustępuje miejsca jakiemuś
innemu uczuciu.

– Czego nie powinieneś robić? – spytała Julie przez łzy.
– Nie powinienem był się z tobą kochać.
– Przecież wcale się nie kochałeś!
Jej szczerość wzbudziła w nim gniew – emocję, którą doskonale znał i która go

niepokoiła.

– Masz rację, to nie była miłość. Mogłoby się to zdarzyć z każdą inną kobietą...

i właśnie dlatego tak się przed tobą broniłem.

Julie usiadła. Jej oczy ciskały błyskawice.
– Więc to ja jestem winna, tak?
– Nie, do jasnej cholery! To tylko moja wina! Jak myślisz, dlaczego tak mi

zależało na naszej umowie? Wyłącznie dlatego, żeby nie znaleźć się w takiej
właśnie sytuacji. Niech to wszyscy diabli!

– Nie klnij.
– Jeśli tylko chcesz, możesz bez skrupułów odwołać nasz wyjazd.
– Nigdy o niczym tak nie marzyłam, jak o tym, żeby się z tobą kochać. I co

mam z tego? Nic od ciebie nie dostałam.

– Dostałaś tyle, ile potrafię z siebie dać!
– Więc to znaczy, że jesteś taki sam jak Robert. Teal poczuł się, jakby mu

wymierzono policzek.

– Stosunki z mężem nie sprawiały ci przyjemności, prawda?
– Nie. – Z bezsilnej wściekłości mocno zacisnęła pięści. – Co z tego, że jestem

piękna i pociągająca? Co z tego, że każdy facet chce iść ze mną do łóżka? Mnie
sam seks nie wystarcza, bo to tylko instrumentalne traktowanie drugiej osoby. Tak
jak teraz.

– Przepraszam cię, Julie... – szepnął zdumiony.
– Jeżeli nie możesz mi nic z siebie dać, to nigdzie z tobą nie jadę – ciągnęła

bezbarwnym głosem.

Jej słowa wywołały ból w sercu Teala.
– Nie chciałem cię zranić, wierz mi.
– Wszystko między nami skończone, prawda? To koniec. W tym momencie

zaczął bić zegar.

– Już dziewiąta! – krzyknęła przerażona Julie. Natychmiast wyskoczyła z łóżka

background image

i zaczęła się ubierać. – Marylee może tu być w każdej chwili.

Teal schwycił ją za rękę.
– Nie możemy się tak rozstać...
– Przestań! – rzuciła gniewnie. – Zaraz tu będą chłopcy! Nie powinni nas

zastać w łóżku, bo i tak nie bardzo wiedzą, co się dzieje. Puść mnie! I wkładaj
ubranie!

Sama ubrała się w mgnieniu oka i wybiegła z sypialni. Teal powoli zapinał

koszulę i starał się uporządkować myśli. Jedyne, co wiedział na pewno, to to, że
nie mogą się tak pożegnać. Po prostu nie mogą.

Gdy zszedł na dół, Julie była w łazience i zimną wodą chłodziła rozpaloną

twarz.

– Musimy porozmawiać... – zaczął.
– Nie warto – rzuciła gniewnie. – Czyny mówią więcej niż słowa.
– Nie wyjdę stąd bez wyjaśnienia!
– Musisz, bo ja wychodzę i będę czekać na Danny'ego przed domem. Nie chcę

się z tobą kłócić w obecności dziecka.

Tealowi zabrakło słów. Nie wiedział, co powiedzieć. Nie poznawał samego

siebie. Przygładził włosy, wyszedł na werandę i uważnie popatrzył na Julie.
Uświadomił sobie, że jest nie tylko zła na niego, ale również przestraszona. Wręcz
przerażona. Poczuł ucisk w gardle. Z trudem przełknął ślinę i powiedział
stanowczym tonem:

– Przyjeżdżam po ciebie w sobotę po południu.
– Nigdzie nie pojadę.
– Pojedziesz, pojedziesz. Twoje łzy oznaczają, że moje postępowanie nie jest ci

obojętne. Wreszcie zaczynam to rozumieć. Proszę cię tylko, żebyś mi dała jeszcze
jedną szansę i obiecuję, że już się więcej nie powtórzy to, co się stało dzisiaj.

– A jeśli jednak jesteś taki jak Robert? Nie chcę drugi raz przechodzić przez to

samo.

– Nie jestem taki jak on, przysięgam.
– Już naprawdę nic nie wiem – szepnęła zrezygnowana.
– Obiecaj mi tylko, że pojedziesz.
– Dobrze, pojadę – mruknęła, nie podnosząc oczu.
Teal odetchnął z ulgą.
Po chwili zajechał samochód, z którego wyskoczyło czworo dzieci. Pół

godziny później Teal wracał z synem do domu, zadowolony, że Julie zgodziła się
wyjechać z nim na dwa dni. Dalszy bieg wypadków zależał wyłącznie od niego.

background image

background image

Rozdział 10


Do ośrodka wypoczynkowego zajechali późnym popołudniem. Rano, po

powrocie z nocnego dyżuru, Julie położyła się, żeby odpocząć, ale nie mogła
zasnąć. I teraz, z braku snu, była jednym kłębkiem nerwów.

Wysiadła z samochodu i się rozejrzała. Wokół domku rosły świerki i brzozy;

pomiędzy srebrzystobiałymi pniami połyskiwała szmaragdowa woda. Aż tutaj
dochodził monotonny, kojący szum fal. Julie wciągnęła głęboko w płuca ożywcze
słone powietrze i poczuła, że zaczyna się odprężać. Od poniedziałku przez cały
czas była podenerwowana i nie wiedziała, czy dobrze postąpiła, zgadzając się na
wyjazd we dwoje.

– Jak tu pięknie.
Teal nie mógł jeszcze zbyt dużo dźwigać, więc pomogła mu wnieść walizki.

Stanęła w progu i rozejrzała się. Gdyby była w lepszym nastroju, pokój
wzbudziłby jej zachwyt. Przed kominkiem stał stolik, na nim wazon z bukietem
świeżych róż, weneckie okno wychodziło na ocean, a olbrzymie łóżko było
nakryte ciemnozieloną narzutą, która doskonale harmonizowała z jasnozielonym
dywanem.

Teal postawił walizkę i wyszedł. Po chwili wrócił, niosąc pudło od Julie i

zaczął wyjmować prezenty. Świecę postawił na nocnym stoliku, a koszulę położył
na poduszce. Włożył taśmę i włączył magnetofon, więc zaraz popłynęła znana,
smętna melodia.

– Chodźmy od razu do łóżka, dobrze? – rzekł półgłosem. Instynktownie

zaproponował to, co było najważniejsze.

Julie miotały sprzeczne uczucia; chciała znaleźć się w ramionach Teala, a

jednocześnie pragnęła jak najdalej od niego uciec. Dlatego w tej chwili nie
mogłaby iść na spacer, grać w tenisa lub spokojnie rozmawiać przy lampce wina.
Uśmiechnęła się niepewnie i wzięła koszulę.

– Zaraz wrócę – szepnęła.
W łazience prędko się rozebrała, włożyła koszulę, rozczesała włosy i, dla

dodania sobie odwagi, skropiła się ulubionymi perfumami. Patrząc w lustro,
pomyślała, że najważniejsza jest miłość do Teala, a wszystko inne powinno samo
jakoś się ułożyć.

Kiedy wróciła do pokoju, zasłony były zaciągnięte, a świeca płonęła jasnym

płomieniem. Teal, z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, stał przy łóżku. Julie nie

background image

potrafiła odgadnąć, co myślał i czuł. Wstępowała w nieznane, lecz widziała, że
ukochany mężczyzna wpatruje się w nią z zachwytem. Był przekonany, że tak
piękna kobieta zasługuje na najpiękniejsze storczyki. Na cały bukiet storczyków.

W poniedziałek poprzysiągł sobie, że następnym razem zrobi wszystko, by

uszczęśliwić Julie. Wielokrotnie powtarzał romantyczne słowa i gesty, które uznał
za najodpowiedniejsze, lecz teraz wszystko zapomniał i szepnął tylko:

– Julie, nie rozumiem, dlaczego tu jesteś. Po tym, jak cię potraktowałem, nie

zasługuję na ciebie.

Rzuciła mu spojrzenie spod rzęs.
– Jestem tu dlatego, że cię kocham. Wciąż jeszcze tego nie widzisz?
Teal poczuł ukłucie w piersi.
– Nie, jeszcze nie zauważyłem.
– Ale przynajmniej już wiesz, bo ci to powiedziałam.
Była tak spięta, że nie miała odwagi spojrzeć mu w oczy.
Teala ogarnęło wzruszenie podobne do tego, jakiego doznał, gdy po raz

pierwszy wziął na ręce syna. Zalała go taka fala czułości dla drugiej ludzkiej istoty,
że nie potrafił tego wyrazić. Położył dłonie na ramionach Julie.

– Niczym nie zasłużyłem na tyle szczęścia.
– Na miłość się nie zasługuje. Ona jest albo jej nie ma.
– A dowody miłości?
Julie czuła się dziwnie onieśmielona. W dalszym ciągu nie mogła na niego

spojrzeć. Lekko dotknęła plastrów na piersi Teala.

– Nie mam wielkiego doświadczenia, ale... Ale chcę, żebyśmy byli naprawdę

razem. I żeby nic nas nie dzieliło. Chcę, żebyśmy połączyli się tak mocno, jak to
tylko możliwe. Lepiej przyznam się od razu, że nie mam pojęcia, jak to osiągnąć.

Teal też tego nie wiedział. Wdychając zapach jej perfum, miał wrażenie, że

Julie zaczyna otwierać się niby kwiat. I że daje mu coś, czego nigdy nie otrzymał
od Elizabeth. Świadomość, że jest dla Julie kimś bardzo ważnym była niepokojąca,
wiedział bowiem, że jego postępowanie nie pozostanie bez echa. Oboje mieli nie
zabliźnione rany i oboje chcieli o nich zapomnieć. Teal pragnął dać Julie tyle, na
ile zasługiwała i ile od niego oczekiwała.

– Poprzednio zapomniałem o antykoncepcji – powiedział.
– Nie szkodzi. Jestem zabezpieczona, bo muszę wyleczyć jakieś kobiece

kłopoty – rzekła, zabawnie przekrzywiając głowę. – To dobrze, prawda? Teraz nie
potrzebujemy żadnych dodatkowych komplikacji.

– A więc jesteśmy tu tylko dla siebie? – Teal z trudem poznał własny głos. –

background image

Tylko i wyłącznie my dwoje?

– Oczywiście, że jesteśmy tu dla siebie. A dla kogo mielibyśmy być?
Zmusił się do tego, by zburzyć pierwszą przeszkodę, która ich dzieliła.

Zaczerpnął powietrza i wyznał:

– Mojej żonie byłem potrzebny wyłącznie z jednego powodu. .. ona tylko

chciała zajść w ciążę.

Zdumienie Julie nie miało granic. Nie potrafiła uwierzyć, by coś podobnego

mogło być prawdą. Spojrzała Tealowi prosto w oczy i wyczytała z nich, że nie
kłamał.

– Nie jestem taka jak Elizabeth – zapewniła gorąco. – Ja pragnę ciebie,

wyłącznie ciebie, i nic więcej nie chcę. – Zarumieniła się, lecz nie spuściła oczu.
Odsunęła się i obrzuciła go zachwyconym spojrzeniem. – Jesteś wspaniale
zbudowany. – Uśmiechnęła się filuternie. – Nawet się nie domyślasz, w jakich
sytuacjach mi się śniłeś.

Teal nieśmiało i delikatnie powiódł palcem po jej ustach.
– Z Elizabeth nigdy nie byłem naprawdę blisko – wyznał. – Nie zdarzyło się to

przez siedem lat małżeństwa. Nawet kiedy urodził się Scott, nie zbliżyła się do
mnie i to, co było w niej najważniejsze zachowała dla siebie.

– Tę swoją samotność – szepnęła Julie.
Teal kiwnął potakująco.
– Ty jesteś zupełnie inna i dlatego tak bardzo cię potrzebuję.
Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek uczyni takie wyznanie, a tymczasem

słowa popłynęły same, zupełnie naturalnie. Julie miała oczy pełne łez. Powiedziała
przez ściśnięte gardło:

– Skoro się już spowiadamy, wyznam ci, że ja Robertowi też nie byłam

potrzebna. Nasze całe małżeństwo okazało się udawaniem od początku do końca.
Dla niego było jak gdyby próbą generalną, podczas której mógł studiować stany
emocjonalne. Celowo doprowadzał mnie do wściekłości, by potem chłodno
obserwować moje reakcje, jakbym była zwierzęciem doświadczalnym.
Znienawidziłam go za to!

– Dla mnie jesteś najwspanialsza na świecie. Oczywiście podziwiam twoją

urodę, bo jesteś tak piękna, że aż dech mi zapiera i byłbym kłamcą, gdybym
twierdził, że jest inaczej. Ale to twoja odwaga i szczerość, i namiętna natura... –
Głos na chwilę go zawiódł. – To one sprawiły, że cię pokochałem.

Julie wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczyma.
– Co ty powiedziałeś?

background image

– Mówię, że cię kocham – powtórzył Teal i roześmiał się uszczęśliwiony. –

Ależ ze mnie bałwan! Przecież to było jasne jak słońce, od samego początku. Julie,
najdroższa, kocham cię.

Ujął jej twarz w obie dłonie i obsypał pocałunkami.
Była tak oszołomiona, że w ogóle nie reagowała. Pocałunki najpierw były tak

delikatne, jak muśnięcia skrzydeł motyla. Z wolna jednak stawały się coraz
bardziej namiętne i dopiero wtedy Julie odpowiedziała na nie nieśmiało.

– Wydaje mi się, że śnię – szepnęła. – Czy naprawdę powiedziałeś, że mnie

kochasz?

Teal zaśmiał się cicho.
– Skarbie mój, to nie jest sen. Naprawdę cię kocham.
– Ja ciebie też! – zapewniła wzruszona. Nawet w najśmielszych marzeniach nie

spodziewała się, że usłyszy takie wyznanie. Zarzuciła Tealowi ramiona na szyję. –
Wiesz co? Już się tak nie boję, jak pięć minut temu.

Teal znowu się roześmiał, chociaż nigdy nie przypuszczał, że pieszczotom

może towarzyszyć radosny śmiech.

– Nie błagasz o litość?
Teal powoli przesuwał dłonie coraz niżej.
– Panie Carruthers, błagam, ale nie o litość.
– Czy to ma znaczyć, że za dużo mówię, a za mało robię? – Gdy już leżeli,

szepnął: – Mamy przed sobą całe dwa dni. Dwa dni razem. Chyba zdążymy
nauczyć się, jak się nawzajem uszczęśliwiać.

– Niczego bardziej nie pragnę.
Teal zajrzał jej głęboko w oczy i dostrzegł w nich wyznanie miłości. Poczuł, że

ogarnia go wielkie pożądanie domagające się natychmiastowego zaspokojenia.
Najwyższym wysiłkiem woli zdołał się jednak opanować. Postanowił bowiem, że
da Julie to, czego od niego oczekuje i dlatego musi panować nad sobą.
Instynktownie czuł, że jest to coś więcej, niż dziecko, którego pragnęła Elizabeth.
Julie chciała go mieć całego, z ciałem i duszą, z radościami i smutkami, ze
wszystkim. Na tym polegała intymność, której Elizabeth tak uparcie unikała.

Zaczął ją pieścić i dotykać, jakby chciał, aby jego palce zapamiętały wszystkie

linie jej pięknego ciała, prześwitującego uwodzicielsko przez przezroczystą
koszulę. Ujął w dłonie jej piersi i wtulił twarz we włosy. Kiedy zaczął pieścić jej
brzuch i uda, ciało Julie przebiegł dreszcz. Teal podniósł głowę i wyczytał w jej
oczach wielkie pożądanie. Pięknie wykrojone usta bez słów mówiły o miłości.
Wpatrywał się w nią, czując, że ten obraz na zawsze pozostanie w jego pamięci.

background image

Julie jednym wdzięcznym ruchem ściągnęła koszulę i szepnęła:
– Teraz moja kolej.
Teal położył się na plecach zaskoczony, że ona również pragnie poznać

wszystkie tajniki jego ciała. Pieściła go ustami, dłońmi i całą sobą, wywołując
rozkosz, jakiej nigdy nie zaznał. Kiedy oplotła go udami, szepnął:

– Jeszcze nie, Julie... jeszcze zaczekaj.
Obsypał ją najbardziej intymnymi pieszczotami, zdumiony, że potrafi tak

bardzo ją podniecić. Julie przyciągnęła go mocno do siebie i wtedy uznał, że bez
reszty należy do niego. Jest jego ukochaną i jedyną kobietą na świecie. Pragnął dać
jej bezgraniczną rozkosz. Nagle gorącym szeptem kilkakrotnie powtórzyła jego
imię, co napełniło go uczuciem dumy i jednocześnie pokory. Nieopisana czułość,
jaka go zalała, znalazła wyraz w kilku słowach. Najprostszych, a zarazem
najwspanialszych słowach na świecie.

– Julie, najdroższa moja, kocham cię.
Julie położyła jego dłoń na swym oszalałym ze szczęścia sercu i szepnęła:
– Ja też cię bardzo kocham.
Przez kilka chwil leżała z przymkniętymi oczami, jakby jeszcze przebywała w

krainie rozkoszy, do której ją zawiódł. Teal czekał, delikatnie pieszcząc jej piersi.
Miał pewność, że Julie już zawsze będzie do niego należała.

– Jestem bardzo szczęśliwa – szepnęła.
Pieszczotliwie przesunęła dłonie po jego plecach i pośladkach i oplotła go

udami.

– Teraz chcę cię bez reszty – powiedziała namiętnym szeptem. – Teraz, Teal.
– Pragnę, żeby to trwało całą wieczność.
– Przecież to dopiero początek... Nigdy cię nie opuszczę. Jeśli tylko chcesz

mnie mieć przy sobie.

– Chcę. Na zawsze.
Znowu obsypał ją pocałunkami i dopiero teraz wyraził nimi całą namiętność,

jaka drzemała w nim przez lata. Wyzwolił się dzięki Julie, a właściwym
prezentem, jaki mu ofiarowała był on sam. Stał się mężczyzną, jakim od dawna
mógł być. Pieścił ją przepełniony miłością i wdzięcznością. Wreszcie nabrał
pewności, że wie, jak sprawiać rozkosz i wie, że potrafi ją dać. Nareszcie
zrozumiał, czego Julie najbardziej pragnie.

– Proszę cię, Teal... proszę – usłyszał namiętny szept.
Ciałem Julie wstrząsały dreszcze rozkoszy, a na jej twarzy malowała się

najwyższa ekstaza. Teal czuł, że w tej chwili stanowią jedno ciało i że właśnie tak

background image

być powinno. Nigdy w życiu nie doświadczył takiego uniesienia i tak pełnego
zespolenia. I nie był równie szczęśliwy.

– To, co teraz czuję, jest zupełnym przeciwieństwem osamotnienia.
Julie zarzuciła mu ręce na szyję.
– Jak można być samotnym, gdy się jest naprawdę razem?
– Dałaś mi najcudowniejszy prezent pod słońcem.
Uśmiechnęła się, przytuliła i oparła policzek o jego ramię.
Po chwili zasnęła. On natomiast leżał wsłuchany w spokojny rytm oddechu

ukochanej.


Z chwilą gdy Julie się przebudziła, znowu ogarnął ich szał miłości. Po jakimś

czasie poczuli głód, lecz nie chciało im się wychodzić, więc zamówili obiad do
domku. Po skończonym posiłku Teal objął Julie i mocno przytulił.

– Jesteś erotomanem – zaśmiała się rozbawiona.
– Czyżbyś miała jakieś zastrzeżenia?
– Nie. – Spoważniała. – Każda minuta spędzona z tobą była pełnią szczęścia.

Tutaj zobaczyłam cię takiego, jakiego nie znałam. Podejrzewałam cię tylko o
głębokie uczucia, ale nie byłam pewna, bo wciąż trzymałeś mnie na dystans.

Przez kilka ostatnich godzin życie Teala nabrało nowych, zupełnie innych

barw. Teraz wrócił wspomnieniami do swego małżeństwa.

– Myślę, że osamotnienie Elizabeth było większe niż moje, ale nigdy już się nie

dowiem, czy mam rację. Początkowo byłem w niej bardzo zakochany. Kiedy się
pobieraliśmy, wiedziałem, że chce mieć dzieci i to mi najzupełniej odpowiadało.
Wkrótce się zorientowałem, że żona nie lubi seksu, ale byłem młody i sądziłem, że
z czasem to się zmieni. Potem urodził się Scott, którego od pierwszej chwili gorąco
pokochałem, bo wiedziałem, że przynajmniej przy nim nie będę samotny. Miałaś
rację, podejrzewając, że rodzice mnie nie chcieli. Byłem jedynie pionkiem na
szachownicy, na której rozgrywali swoje partie. – Zamilkł na chwilę. – Elizabeth
od razu chciała mieć drugie dziecko, a ja też uważałem, że dobrze byłoby mieć
córkę. Ale minął rok, potem dwa i nic. Żona zaczęła się leczyć. Nawet ja dałem się
przebadać, bo wiedziałem, jakie to dla niej ważne. Nie wykryto u mnie żadnego
defektu. Elizabeth uznała, że wina leży wyłącznie po jej stronie.

Zapatrzył się w dal.
– Uparła się, że chce mieć drugie dziecko, więc zaczęliśmy chodzić od lekarza

do lekarza, od kliniki do kliniki. Ale problem polegał również na tym, że ona nie
lubiła pieszczot i nigdy nie mogła się naprawdę rozluźnić. Myślę, że po prostu bała

background image

się namiętności i żywiołowych uczuć. Całą energię i uwagę skupiła na tym, by
zajść w ciążę, więc nasza miłość stała się mechaniczna. Nie było w tym nic
spontanicznego, ani odrobiny prawdziwego uczucia. Znienawidziłem seks i nawet
chciałem zostawić żonę. Ale jakoś nie mogłem się na to zdobyć. No, a potem
zdarzył się ten wypadek.

Wyraz jego twarzy świadczył o tym, jak bolesne były te wspomnienia, a mimo

to mówił dalej:

– Mój żal był wielki i naprawdę szczery. Przecież przeżyliśmy z sobą siedem

lat i Elizabeth była matką mojego syna. Mimo że przestałem ją kochać, nadal była
moją żoną i umarła dużo za wcześnie. W dodatku czułem się winny i wyrzucałem
sobie, że ją zawiodłem. Gdybym się bardziej starał, może byśmy się do siebie
zbliżyli. Ale najgorsze w tym wszystkim było niejasne uczucie ulgi. Zwyczajnej
ulgi. Tyle że nie mogłem się do tego przyznać i nigdy w życiu nikomu o tym nie
wspomniałem.

– Jestem pewna, że robiłeś wszystko, by zbliżyć się do żony – wtrąciła cicho

Julie.

– Owszem, próbowałem, ale mi się nie udało.
– Przecież ona też była częściowo odpowiedzialna.
– Pieszczoty nic dla niej nie znaczyły i dziecko też tego nie zmieniło, więc

zacząłem robić awantury. Ale ona tylko milczała. Potrafiła nie odzywać się do
mnie całymi dniami. Doprowadzało mnie to do szału.

– Teraz się nie dziwię, że uciekałeś przed bliższymi kontaktami z innymi

kobietami. I umowa, jaką wymyśliłeś, staje się bardziej zrozumiała.

– Była logiczna, owszem. – Teal uśmiechnął się krzywo. – Od pierwszej

chwili, gdy cię poznałem, podświadomie czułem, że jesteś mi bardzo potrzebna... I
nasza umowa miała mi pomóc zbliżyć się do ciebie.

– Dzięki mnie zacząłeś inaczej widzieć kontakty między kobietą i mężczyzną,

prawda? My nigdy nie byliśmy powierzchowni ani zamknięci w sobie, mimo że się
o to staraliśmy.

– Twoja szczerość była pierwszą rzeczą, która mi się w tobie spodobała – rzekł

Teal i po raz pierwszy uśmiechnął się bez przymusu.

– Chodźmy do łóżka – powiedziała Julie, zalotnie patrząc spod rzęs.
– Co? Znowu? I kto tu bardziej szaleje?
– Czy nie wiesz, że łóżka służą również do spania?
– Dobrze, że już mam za sobą te zwierzenia. Chciałem, żebyś mnie

zrozumiała... i żebyś czuła, że możesz mówić o swoim mężu. Jest ojcem

background image

Danny'ego, więc nie można go wykreślić z pamięci. Oboje musimy zmienić naszą
opinię o małżeństwie.

Na ustach Julie igrał uwodzicielski uśmiech.
– Polubiłam seks – wyznała.
– Zdążyłem to zauważyć. – Obrzucił jej ciało wzrokiem pełnym pożądania. –

Przed chwilą słyszałem coś o spaniu, ale mam inne zdanie na ten temat.

– Jestem przyzwyczajona do nocnych dyżurów. Ale najpierw zapalimy ogień w

kominku, dobrze?

– Zgoda. A potem podsycimy płomień w naszych sercach.

Wrócili w poniedziałek o siódmej, czyli godzinę później, niż się umówili z

Marylee. Teal zajechał przed dom i zatrąbił. Chłopcy wybiegli natychmiast i
rzucili im się w ramiona.

– Wracamy do normalnego życia – zauważył Teal.
– Mam wrażenie, że nie było nas cały miesiąc. Witaj, Danny.
– Jak się bawiliście? – niewinnie zapytała Marylee. Julie oblała się rumieńcem,

a Teal odparł spokojnie:

– Cudownie. A wy?
– Chłopcom tak się spodobało, że chcą do nas znowu przyjechać. Co wy na to?
Julie jeszcze mocniej się zarumieniła.
– Pomyślimy – rzekł Teal i zwrócił się do syna: – Scott, pomożesz mi zanieść

walizkę na górę?

– Słyszałam, że plaża jest tam przepiękna. Czy to prawda? – spytała Marylee.
Nie byli na niej ani razu.
– Skały są szare, woda błękitna, a plaża piaszczysta – odparł Teal. – Chodźcie,

musimy się czegoś napić.

Zasiedli pod klonem, chwilę porozmawiali, po czym Marylee odjechała.
– Tęskniłeś za mną, Danny? – spytała Julie.
Chłopcy wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
– Trochę... Mamy dla was niespodziankę.
– Jest w piwnicy – dorzucił Scott.
– Znowu coś się zepsuło? – zapytał Teal.
– Nie. – Chłopcy z trudem hamowali śmiech. – Pospieszcie się, bo chcemy

wam koniecznie pokazać.

Teal wstał i wyciągnął rękę.
– No, to chodźmy od razu.

background image

Chłopcy przystanęli przy drzwiach, a Danny wyjaśnił:
– Niespodzianka leży w kącie koło pieca. Na pewno się wam spodoba. Musicie

po nią iść razem.

– A czy to gryzie? – podejrzliwie spytała Julie.
– Nie bój się, mamo, nie gryzie. A zresztą pan Teal cię obroni.
– Danny, chyba nie znalazłeś jakiegoś przybłędy? Wiesz, że pani LeMarchant

nie zgodzi się na żadnego psa.

– Idźcie zobaczyć.
Julie i Teal wzruszyli ramionami i zeszli na dół. W piwnicy było mroczno i

brudno. Kiedy podeszli do pieca, usłyszeli trzask zamykanych drzwi.

– A ci co tam wyprawiają? – spytał zaskoczony Teal.
– Nie wiem. – Julie miała uraz na punkcie piwnic, więc natychmiast krzyknęła:

– Danny, otwórz drzwi!

– A czy już znaleźliście niespodziankę?
– Popatrz, Julie. Chyba dano nam ultimatum.
– Czy na pewno nie ma tu szczurów? – Julie rozejrzała się niespokojnie.
– Nigdy ich tu nie widziałem, więc chyba nie ma. – Teal uśmiechnął się. – Ale

jeśli Einstein się tu przeniesie, na pewno nie będzie ani jednego.

– Co to ma znaczyć? O czym ty mówisz? Danny nigdy się z tym kotem nie

rozstanie.

– Najdroższa moja, ostatnio stale powtarzałem, że cię kocham, ale jednej

rzeczy nie powiedziałem ci ani razu. Chcesz wiedzieć, co to takiego?

– Ani razu nie zaproponowałeś, żebyśmy poszli na plażę.
– Rzeczywiście. Ale przede wszystkim nie zaproponowałem ci małżeństwa.
Uśmiechał się, lecz w oczach miał niezwykłą powagę.
– Nie miałeś kiedy, bo prawie nie wychodziliśmy z łóżka.
– Julie, czy mogę prosić cię o rękę?
– Najlepszym dowodem, że mnie kochasz jest to, że chcesz wziąć Einsteina.
– Pani Ferris, proszę o poważną odpowiedź na moje pytanie.
– Panie Carruthers, zgadzam się poślubić pana, ale pod warunkiem, że

podpiszemy nową umowę. Taką, która nie będzie zabraniać amorów.

Teal złożył na jej ustach gorący pocałunek.
– To najlepsza pieczęć – zauważył. – Ja też dorzucę nowy warunek: musisz

polubić prawników.

– Dobrze. A teraz pokaż mi tę niespodziankę.
Teal wyciągnął z kieszeni pogniecioną kartkę papieru ze słowami: „Chcemy,

background image

żebyście się pobrali. Wypuścimy was dopiero wtedy, gdy się zdecydujecie. Koło
pieca jest chleb i woda. Szczurów nie ma".

Julie skrzywiła się.
– Rozczarowałeś mnie. Widzę, że mi się oświadczyłeś tylko dlatego, żeby tu

nie umrzeć z głodu.

– Zgadłaś. Ale poza tym kocham cię, pragnę i potrzebuję. To nie ma nic

wspólnego z naszymi synami i z głodówką, jaką nam zagrozili. Powinnaś już być o
tym przekonana. A ślub możemy wziąć jeszcze w tym miesiącu.

– Dobrze – zgodziła się uszczęśliwiona.
– No to załatwione – rzekł Teal i znów ją pocałował. – Powiemy chłopcom od

razu, czy trochę ich przetrzymamy w niepewności?

– Od dzisiaj będę inaczej patrzeć na piwnice, ale jednak wolałabym jak

najszybciej stąd wyjść.

– Chłopcy! – krzyknął Teal. – Możecie nas wypuścić. Postanowiliśmy się

pobrać.

– Ale szybko! – W głosie Danny'ego brzmiała nuta rozczarowania. –

Myśleliśmy, że to będzie jak w tym filmie o rycerzach...

Miesiąc później odbył się ślub.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Field Sandra Zabawa w randki
Field Sandra Zabawa w randki
Field Sandra Zabawa w randki 2
R289 Field Sandra Zabawa w randki
Field Sandra Gorszaca propozycja
327 Field Sandra Muszę odzyskaą żonę
606 Field Sandra Piekielny Jared
252 Field Sandra Razem dookoła świata
Field Sandra Piekielny Jared
Field Sandra W krainie fiordów 40
274 Field Sandra Słońce w środku nocy
040 Romantyczne podróże Field Sandra W krainie fiordów
Field, Sandra Bilder der Liebe
Field Sandra Milioner i tajemnicza nieznajoma

więcej podobnych podstron