Steve Brown
"Jak mówić aby ludzie słuchali"
Wprowadzenie
Henry Clay cieszył się wielkim uznaniem jako mówca. Tak już jest w życiu, że
gdy odnosisz sukcesy w jakiejś dziedzinie, ludzie, którym się nie udało,
zazdroszczą ci. Niektórzy ze starszych członków izby zazdrościli Clay'owi
jego zdolności porywania tłumów. Pewnego razu jeden z nich wypowiedział
w jego obecności obraźliwą uwagę: "Henry, twój problem polega na tym, że
w swoich przemówieniach starasz się wywrzeć natychmiastowy wpływ na
słuchaczy. Ja przemawiam dla potomnych". "Faktycznie", odpowiedział Clay.
"Słuchając ciebie odnoszę wrażenie, że chcesz mówić nieprzerwanie aż
przybędą twoi słuchacze". Clay dał do zrozumienia, że jego krytycy
wygłaszali mowy, których nikt nie chciał słuchać. Ich audytorium nie
stanowiła grupa realnych ludzi. Książka, którą czytasz, w praktyczny sposób
traktuje o zwyczajnych ludziach porozumiewających się z innymi
zwyczajnymi ludźmi. Nie jest to książka dla naukowców czy zawodowych
mówców. Napisałem ją, aby pomóc ci dotrzeć do prawdziwych słuchaczy -
takich, jakich spotykamy w codziennym życiu. Czy zdarzyło ci się wygłupić w
czasie publicznego wystąpienia? Czy zastanawiałeś się kiedyś, co
powinieneś powiedzieć w rozmowie z przyjacielem czy znajomym? Czy
obserwowałeś, jak mówcy ciągną za sobą tłumy, i zazdrościłeś im tego? Czy
zastanawiałeś się, dlaczego twoje słowa nie mają wpływu na ludzi, którzy ich
słuchają? Czy czułeś się ignorowany w rozmowie, na przyjęciu towarzyskim
czy stojąc z tyłu podium? Czy pragnąłeś poprawić swoje umiejętności
przemawiania i prowadzenia rozmowy? Czy składając sprawozdanie
odkryłeś, że nikt nie zrozumiał tego, co chciałeś przekazać, i że w ogóle
nikomu na tym nie zależało? Czy kiedykolwiek pragnąłeś powiedzieć swoim
podwładnym rzeczy, które mogłyby ich zmotywować do bardziej efektywnej
pracy? Czy pragnąłeś powiedzieć szefowi coś, co skłoniłoby go do dania ci
podwyżki? Jeśli kiedykolwiek miałeś takie pragnienia, to książka, którą
czytasz jest dla ciebie. Książka ta traktuje o mówieniu. Sam jestem gadułą i
to takim gadułą, który odniósł w tej dziedzinie pewne sukcesy. Książka, którą
trzymasz w rękach, nie została napisana naukowym żargonem, nie ma w niej
również niepraktycznych teorii. Podzielę się z tobą informacjami, które
sprawdziłem we własnym życiu doświadczając też wielu porażek.
Najlepszym sposobem nauczenia się czegoś jest zrobienie tego źle, ja zaś
popełniłem wiele błędów. Chcę dać ci okazję do uczenia się z moich
niepowodzeń i sukcesów. Na co dzień wykładam sztukę komunikowania w
Seminarium Reformowanym - staram się nauczyć młodych duchownych, jak
przenieść ogień ich przesłania do pierwszych rzędów kościelnych ławek.
Dużą część życia spędziłem przemawiając na różnych konwencjach, w
kościołach, na uczelniach i w seminariach. Obecnie prowadzę codzienny
piętnastominutowy program radiowy słyszalny w ponad trzystu stacjach
radiowych rozsianych po całych Stanach. Pracowałem również w
rozgłośniach komercyjnych, gdzie sprzedawałem wszystko począwszy od
cadillacków po papierosy, i w rozgłośniach chrześcijańskich, gdzie niosłem
ludziom o wiele lepsze przesłanie. Jako gospodarz programu "Christian
talkshow" (Chrześcijański talkshaw) przeprowadziłem wiele dyskusji
poświęconych ludzkim problemom i pomagałem znaleźć odpowiedzi dające
poczucie pewności. Powiem wprost: mówienie to moja praca. Oczywiście
moja praca obejmuje o wiele więcej - jeśli ograniczymy się jednak do
minimum, to mówienie jest tym, co robię, aby żyć. Mówienie przypomina
pociąg, który dostarcza towary na rynek. Określony produkt może być
najlepszym towarem, jaki przemysł w danej chwili oferuje, jeśli jednak
zabraknie środka transportu, który dostarczy go klientom, to pozostanie on
na półkach. Jestem chrześcijaninem i leży mi na sercu, aby chrześcijanie
potrafili lepiej komunikować się z innymi ludźmi. Nie obawiam się tego, że
chrześcijańskie przesłanie ucierpi z powodu swojej prawdziwości. Ono
naprawdę jest prawdziwe! Obawiam się, że może ucierpieć od mówców,
którzy nie wiedzą jak przemawiać. Częścią mojego powołania jest
pomaganie mojej chrześcijańskiej rodzinie w lepszym porozumiewaniu się.
Umiejętności w dziedzinie komunikowania się nie mają charakteru moralnego
(są "skuteczne" lub "nieskuteczne", nie zaś "dobre" lub "złe"). Dlatego
książka ta może ci pomóc nawet jeśli nie jesteś osobą wierzącą. Po prostu
nie mów nikomu, skąd uzyskałeś te informacje. Głównym problemem z
mówieniem jest to, że wszyscy to robią, lecz bardzo niewielu rozumie, co się
właściwie dzieje i jak to co mówią wpływa na innych ludzi. Każdego dnia
słyszysz tysiące, dziesiątki tysięcy słów wypowiadanych przez wielu ludzi.
Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie zapamiętasz tego, co większość z
nich miała do powiedzenia. Każdego dnia ty sam wypowiadasz tysiące słów,
lecz zaledwie garstka osób rozumie czy pamięta, co wyrażały twoje słowa.
Piszę tę książkę, aby poprawić jedną ze stron tego równania: twoją stronę.
Pragnę, abyś lepiej mówił - aby twoje słowa przynosiły owoc w twoim
kościele, w twojej rodzinie, w twoim miejscu pracy i w twoich kontaktach z
przyjaciółmi. Być może spotkamy się pewnego dnia. Może będę słuchał
twojego przemówienia czy kazania. Być może nawiążemy rozmowę. Będę z
tobą boleśnie szczery: pragnę nauczyć cię lepszego przemawiania, abym nie
zanudził się na śmierć, gdy się spotkamy. Rozdział 1.& Potęga mowy "Bo na
podstawie słów twoich będziesz uniewinniony i na podstawie słów twoich
będziesz potępiony." - Mt 12, 37 Czy zastanawiałeś się kiedyś, co by było,
gdybyś stracił mowę? Nie mógłbyś porozumieć się szybko i łatwo z innymi,
aby powiedzieć o swoich potrzebach, uczuciach czy pragnieniach. Nie
mógłbyś skorygować fałszywego wrażenia czy podzielić się swoimi
poglądami. Nie mógłbyś zachęcać, karcić, inspirować. Nie mógłbyś wyrażać
gniewu, okazywać miłości ani radości. Gdybyś nie mógł mówić, musiałbyś
pozostać w skorupie własnego prywatnego świata i byłoby to zaiste samotne
miejsce. Gdy przemawiałem na konferencji w Detroit, po raz pierwszy w życiu
zachorowałem na ostre zapalenie krtani - chorobę gardła powodującą utratę
głosu. Jedynym dźwiękiem, jaki mogłem z siebie wydobyć, był szept
słyszalny tylko wtedy, gdy system nagłaśniający był nastawiony na
maksymalną moc. Mogłem wygłaszać moje wykłady szeptem pod
warunkiem, że powstrzymam się od rozmów w przerwach między
publicznymi wystąpieniami. Frustrujące doświadczenie? Nawet nie masz
pojęcia jak bardzo. Wtedy zrozumiałem, jak bardzo jestem uzależniony od
mówienia. Nie mogłem robić tego, co przyjmowałem za coś oczywistego, jak
powiedzenie "dzień dobry" czy zamówienie dania w restauracji. Nie mogłem
prowadzić konwersacji w czasie obiadu, nie mogłem odpowiadać na pytania,
a wieczorem zadzwonić do domu i porozmawiać z żoną. Zauważyłem, że
popadam w depresję i złość. Jednak najbardziej frustrowało mnie to, że nie
mogłem nikomu powiedzieć, jak bardzo jestem zdenerwowany i zły. Nie
zdajemy sobie sprawy z ważności czegoś dopóki tego nie stracimy. Podczas
tamtej konferencji odkryłem, jak bardzo jesteśmy uzależnieni od słów. Język
jest jednym z najważniejszych darów, jakie otrzymała ludzkość. Początek
całych cywilizacji można wyprowadzić od punktu, w którym ich język stał się
wystarczająco rozwinięty. Uczenie się języka danego narodu czy kraju jest
głównym czynnikiem, od którego zależy odniesienie sukcesu w jego
obszarze kulturowym. Cały problem polega na tym, że wielu ludzi przyjęło
Boży dar i zmarnowało go. Miałem przyjaciela, który mawiał, że w sferze
wolności słowa nie ma wielkiej różnicy pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a
ZSRR (wtedy istniał jeszcze ZSRR): "W Związku Sowieckim ludzie są
pozbawieni wolności słowa i nic nie mówią. W Ameryce mamy wolność
słowa, lecz ludzie i tak nic nie mówią. Co za różnica?". Miał na myśli to, że
wolność słowa nie ma znaczenia, jeśli nie masz nic do powiedzenia. Wielu
ludzi przeżywa frustracje, ponieważ nie nauczyli się, jak właściwie
wykorzystywać dar mowy. Nie mają nic do powiedzenia lub mówią tak
marnie, że nikt się nie interesuje myślami, które wypowiadają. To wielka
szkoda. Być może powiesz: "Steve, daj spokój. Wiem, że żyjesz z mówienia i
dlatego uważasz, że jest ono ważne. Czy nie przywiązujesz jednak
przesadnej wagi do komunikowania się? Jest tyle innych ważniejszych
rzeczy. Frustracje, które przeżywam, i bałagan w moim życiu wiążą się z
wieloma rzeczami, lecz nie z mową". Pomówmy o tym. Słowa mają moc.
Kiedy Bóg przemawia, to sam akt wypowiadania słów realizuje zamierzony
przez Niego cel. "(...) Słowo, które wychodzi z ust moich, nie wraca do mnie
bezowocnie, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem i nie spełni
pomyślnie swego posłannictwa" (Iz 55, 11). W Biblii słów używa się zwykle
dla osiągnięcia określonego celu, dlatego mamy "błogosławieństwa" i
"przekleństwa" - słowa mające moc obdarzania pomyślnością lub niszczenia.
Chrystus powiedział, że zostaniemy potępieni lub usprawiedliwieni na
podstawie naszych słów. Nie jest przypadkiem, że w 1. rozdziale Ewangelii
Jana cud wcielenia został opisany jako "Słowo, które stało się ciałem". Gdy
Bóg pragnął ukarać Zachariasza za jego niewiarę, odebrał mu zdolność
mowy. * * * "Nie wystarczy wiedzieć, co powiedzieć, trzeba jeszcze wiedzieć,
jak." - Arystoteles, Retoryka. * * * Słowa mogą błogosławić Uczę moich
studentów, że bardzo ważne jest, aby okazywali afirmację ludziom, którym
służą. Zbyt wielu duchownych ma poczucie, że zostali posłani do kościoła,
aby głosić gniew Boży, by napominać wierzących i naprawiać wszystkie
problemy. Prawda zaś jest taka, że Bóg zwykle powołuje duchownych do
pracy w kościele, aby kochali ludzi i wzywali ich do takiego samego
postępowania. Istnieje ścisły związek i analogia pomiędzy tym, czego
nauczam w seminarium, a innymi dziedzinami życia. Na przykład, kilka lat
temu przyjaciel poprosił, abym pomógł mu rozwiązać problemy w jego firmie.
Zapytałem, czy kiedykolwiek powiedział swoim pracownikom, że ich ceni i
uważa za wartościowych. Odparł, że płaci im i uważa, że to wystarczy.
"Steve", powiedział. "Afirmuję ich za każdym razem gdy wręczam im czek".
Przyjaciel sądził, że źródłem problemu było lenistwo jego pracowników.
Jednak nie to było przyczyną problemów - każdy głupiec mógł to zobaczyć
na własne oczy. Kiedy przekazałem mu kilka zasad, których mam zamiar
nauczyć cię w tej książce, nastąpiła zdumiewająca zmiana. Później
powiedział mi: "Któż by uwierzył, że coś tak małego może spowodować tak
wielką zmianę?". Kiedy myślę o ludziach, którzy wywarli na mnie wpływ
wspominam tych, którzy wykorzystywali słowa, aby mnie zachęcać,
motywować i afirmować. Przypominam sobie pięciu emerytowanych
pastorów z maleńkiego kościółka w Cape Cod, którzy mogli zniszczyć
swojego młodszego kolegę. Zamiast tego jednomyślnie postanowili, że będą
mnie dopingowali. Zawsze gdy byłem zniechęcony i chciałem zrezygnować,
ci Boży ludzie zachęcali mnie słowami pocieszenia i miłości. Często
zastanawiam się nad tym, co by się stało z moją służbą i z moim życiem,
gdyby ci mężczyźni nie postanowili "podbudowywać" mnie swoimi słowami.
Mój przyjaciel R. C. Sproul, jeden z najbardziej płodnych i głębokich pisarzy
chrześcijańskich w Ameryce, usłyszał kiedyś od swojej nauczycielki
następujące słowa: "R. C., nie wierz nikomu, kto ci powie, że nie powinieneś
pisać". Jej słowa stały się motywacją do pisania książek. Sam czytam trzy,
cztery książki tygodniowo i nie wyobrażam sobie życia bez tego. Uwielbiam
książki, ponieważ - gdy byłem w ósmej klasie - nauczyciel zachęcił mnie do
czytania i pokazał jak się to robi. Kiedy Sir Walter Scott był chłopcem, nie
uważano go za zbyt inteligentnego. Z tego powodu koledzy ignorowali go. W
wieku dwunastu lat poszedł na spotkanie, gdzie było kilka postaci świata
literackiego. Robert Burns, sławny Szkocki poeta, podziwiał malowidło pod
którym umieszczono wiersz. Zapytał o jego autora, lecz nikt nie wiedział kto
napisał te strofy. Wtedy Scott bardzo onieśmielony podał nazwisko autora i
zacytował resztę wiersza. Burns położył dłoń na głowie chłopca i powiedział:
"Synu, pewnego dnia będziesz w Szkocji wielkim człowiekiem". Minęło wiele
lat, a Scott nadal pamiętał zachęcające słowa Burnsa i uważał je za punkt
zwrotny swojego życia. Słowa te obudziły w nim dążenie do wielkości. Żony i
mężowie zwykle nie zdają sobie sprawy z tego, jaki wpływ mogą mieć na
sukces czy porażkę współmałżonka w pracy zawodowej i relacjach
międzyludzkich. Moja żona Anna zawsze była dla mnie błogosławieństwem.
Kocham ją z kilku powodów. Anna jest piękna i wesoła. Jest cudowną matką.
Wspaniale gotuje. Ma nieprzeciętne zdolności do prowadzenia interesów i
zarządzania. Jednak najważniejszym darem, jaki dała mi w ciągu tych
wszystkich lat naszego małżeństwa, jest to, że wierzyła we mnie i mówiła mi
o tym. Zbierała fragmenty kazania, które okazało się "niewypałem", czy
przedsięwzięcia, którego nie udało się zrealizować, i wypowiadała słowa
zachęty i afirmacji. Pomagały mi one stawać na nogi za każdym razem, gdy
zostałem powalony. Słowa mogą niszczyć * * * Pytanie: "Czy skończył już
swoją przemowę?". Odpowiedź: "Skończył przemawiać dawno temu - on po
prostu nie może przestać mówić!". * * * Wielu z nas zna na pamięć króciutki
tekst: "Kije i kamienie mogą połamać moje kości, lecz słowa nie zranią mnie
nigdy". Podejrzewam, że matka nauczyła mnie tej rymowanki, kiedy ktoś
zranił mnie okrutnymi słowami. Pragnęła, abym wiedział, że mogę wytrzymać
słowne zniewagi bezmyślnych ludzi. Jednak moja matka myliła się. Słowa
mogą ranić o wiele bardziej niż kije i kamienie. Wiele cierpienia i smutku,
jakiego doświadczamy spowodowane jest słowami. Słowa wypowiadane jako
przekleństwa mogą nas zniszczyć. Jeśli mi nie wierzysz, pomyśl o tych
sytuacjach, gdy czyjeś słowa poniżyły cię ("Gdyby mózg był substancją
wybuchową, nie miałbyś go dość, aby rozsadzić łupinkę orzecha!"), gdy
złośliwe słowa zraniły cię tak okrutnie, że chciałeś umrzeć ("Ty idioto! Nie
mogę uwierzyć, że to zrobiłeś!"), gdy słowa krytyki pozbawiły cię możliwości
sukcesu ("Czy nigdy nie potrafisz zrobić niczego jak należy? Zobacz jak to
spaprałeś!") czy gdy czyjeś słowa komunikowały ci, że nie jesteś ważny
("Masz tutaj dziesiątaka i znajdź kogoś, kogo to interesuje!"). Bill Glass
podczas spotkań, jakie organizuje w więzieniu, często zadaje słuchającym
pytanie: "Komu z was ojciec lub matka mówili: Synu, kiedyś skończysz w
więzieniu?". Bill opowiada, że zawsze prawie wszyscy więźniowie podnosili
ręce potwierdzając proroczą moc słów rodziców. Nasze dzieci zwykle zostają
tym, kim mówimy, że się staną. Jeśli mówimy im, że są głupie,
prawdopodobnie będą się głupio zachowywały. Jeżeli mówimy im, że do
niczego się nie nadają, będą nieprzydatne. Jeśli zwracamy się do nich jak do
przestępców, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa staną się
kryminalistami. Chociaż świadomość niszczącego działania fizycznego i
seksualnego wykorzystywania dzieci jest bardzo rozpowszechniona w
naszym społeczeństwie, słowne znęcanie się nad dziećmi może mieć równie
szkodliwe skutki. Jedną z kluczowych zasad zarządzania firmą jest to, że
słowa zachęty lub zniechęcenia mogą w decydujący sposób wpływać na
efekty działalności. Słowa przywódców mają wielką siłę niszczenia,
zniechęcania i osłabiania ich naśladowców. Ilu niedoszłych Einsteinów
nauczyciele zniszczyli bezmyślnymi słowami? Pomyśl o małżeństwach, które
rozpadły się, o zerwanych przyjaźniach i podziałach wewnątrz kościołów z
powodu beztrosko rzucanych słów. Słowa determinują to jak postrzegamy
siebie Słowa nie tylko błogosławią i przeklinają. Słowa, jakich używasz w
rozmowie, wskazują na to, co o sobie myślisz. Po pięciu minutach rozmowy z
każdym człowiekiem jestem w stanie powiedzieć ci, co ta osoba myśli na
własny temat - czy traktuje siebie jak mistrza czy głupka. Po poważnej
życiowej porażce John Wesley doszedł do wniosku, że wiara jest kluczem do
pozyskania świata dla Boga. Nie wiedział jednak, w jaki sposób
spowodować, by wiara stała się rzeczywistością w jego życiu. Poszedł więc
do jednego ze swoich doradców i zapytał: "Jak mam głosić wiarę, skoro sam
jej nie mam?". Jego nauczyciel uczynił interesującą uwagę: "Panie Wesley,
niech pan głosi wiarę, dopóki sam jej nie uzyska, a wtedy - gdy pan uwierzy -
będzie pan mógł nadal ją głosić". Inaczej mówiąc: "Naucz się patrzeć na
siebie jak na człowieka wiary, wyartykułuj tę rzeczywistość w swoim życiu, a
wtedy staniesz się mężem wiary". Słowa naprawdę determinują to, jak
widzimy siebie i kim się staniemy. Pragnę pokazać ci, jak zacząć myśleć o
sobie lepiej i powiedzieć o tym innym. Będziesz zaskoczony, jak słowa mogą
zmienić twoje życie. Są ludzie, którzy rozmawiają i przemawiają w taki
sposób, że odnosi się wrażenie, iż wiecznie narzekają i użalają się nad sobą.
Poprzez swój sposób mówienia sygnalizują, jakie mają o sobie wyobrażenie.
Słowa determinują to, jak ludzie na nas reagują Jeżeli stale narzekasz i
użalasz się nad sobą, możesz być pewny, że ludzie będą traktowali cię
stosownie do twoich słów. Jeśli przemawiasz z autorytetem, ludzie będą się
do ciebie odnosili jak do osoby, która ma władzę. Jeśli wypowiadasz słowa
miłości ludzie odpowiedzą miłością. Jeśli twoje słowa wyrażają silny gniew,
nie bądź zaskoczony, gdy będą cię unikali (za wyjątkiem sytuacji, gdy będą
chcieli z tobą walczyć lub wciągnąć do wojen, jakie prowadzą z innymi).
Ludzie religijni są czasami bardzo pompatyczni. Nie tak dawno temu
zostałem ostro skrytykowany w czasopiśmie kościelnym za jedną z moich
wypowiedzi. Otrzymałem listy od ludzi z całego kraju, którzy starali się
poprawić moje "fałszywe poglądy teologiczne". Najbardziej interesującą
reakcją w całym tym epizodzie było zachowanie dogmatycznego i religijnego
młodego mężczyzny, który podszedł do mnie po wykładzie, jaki wygłosiłem
na pewnej konferencji. Powiedział mi: "Doktorze Brown, to, co pan
powiedział, zasmuciło moje serce". (Miej się na baczności gdy chrześcijanie
mówią, że "zasmuciłeś ich serce". Generalnie rzecz biorąc oznacza to, że
wycelowali w ciebie swoje rakiety i są gotowi pociągnąć za spust). Odparłem
na to: "Synu, to jest mała konferencja zorganizowana w niepozornym
miejscu, ja sam też jestem maluczki. Nic tutaj nie jest na tyle duże, aby
zasmucić twoje serce". Był zszokowany moimi słowami, a następnie wyraził
swoje zatroskanie o mnie: "Czy nie chcesz usłyszeć co ma do powiedzenia
twój brat w Chrystusie?" "Nie, synku", odpowiedziałem. "Naprawdę nie chcę,
chyba, że pragniesz to z siebie wyrzucić. Jak na jeden dzień mam już dość
duchowych nonsensów. Jeśli chcesz powiedzieć mi co naprawdę myślisz,
bez tych wszystkich subtelnych pułapek posłucham". "Uważam, że jest pan
arogancki i nieuprzejmy!", prawie wykrzyczał. I wtedy poczuł wstyd i
zakłopotanie. Była to prawdopodobnie pierwsza bezpośrednia i szczera
wypowiedź od dłuższego czasu. "Myślę, że się z tobą zgadzam", odparłem.
"Lecz dzisiaj jestem lepszy niż byłem. Mam nadzieję, że Bóg jeszcze ze mną
nie skończył". Następnie zaczęliśmy rozmawiać i okazało się, że była to
bardzo przyjemna i pomocna wymiana myśli. * * * "Gdyby ludzkie umysły
otworzyły się przed nami, dostrzeglibyśmy niewielką różnicę między myślami
mędrca i głupca. Różnica polega na tym, że pierwszy wie, jak dobierać myśli
i wplatać je w rozmowę... drugi zaś pozwala im wszystkim bez różnicy
wylatywać pod postacią słów." - Joseph Addison * * * Jednak jego pierwsze
słowa wytyczyły parametry rozmowy właściwe dla relacji adwersarzy. Wcale
nie miał takiego zamiaru. Po prostu nie zdawał sobie sprawy, że słowa
zwykle determinują to, w jaki sposób ludzie reagują na innych. Kiedy
pracowałem w radiowej stacji komercyjnej i byłem członkiem zespołu
wiadomości w rozgłośni w Bostonie nauczyłem się, że jeśli ktoś nie potrafi
właściwie wymawiać słów powinien mówić okazując pewność siebie, a ludzie
będą myśleli, że to oni są w błędzie. Jeśli we wszystkich rozmowach
przyjmujesz "postawę pokornego Harry'ego", ludzie uznają, że masz powody
do pokory (jak to pewien psychiatra powiedział do pacjenta: "Masz kompleks
niższości ponieważ jesteś istotą niższą"). Jeśli zaś okazujesz pewność siebie
(podczas prezentacji handlowej, przedstawiania ewangelii, kazania czy
mowy), natchniesz z pewnością swoich słuchaczy. Jeżeli z góry
przepraszasz za to, co masz do powiedzenia ("Nie potrafię dobrze
opowiadać..." czy "Nie jestem mówcą...") ludzie uznają, że rzeczywiście
masz za co przepraszać. Słowa jakich używasz decydują o twoim sukcesie
bądź porażce w osiągnięciu celu, jaki postawiłeś sobie wypowiadając je.
Kiedyś byłem pastorem w kościele, w którym istniała konieczność
zbudowania kilku dodatkowych budynków. Poinformowano nas, że nowe
budynki nie będą kosztowały więcej niż półtora miliona dolarów. Później
okazało się, że najniższy z pięciu rachunków od wykonawców opiewał na
ponad trzy miliony. Gdy wyjaśniłem projekt budowy członkom komitetu,
uznali go za nic nie wart. Zrezygnowali z całego przedsięwzięcia, a nad
przywódcami zawisła złowroga chmura potępienia. Wtedy zadzwoniłem do
przyjaciela, który przeżył trzy budowy, i poprosiłem, aby opowiedział mi o
swoich problemach. (Jest coś dziwnego w każdym duchownym, który
poprowadził więcej niż jedną budowę - pierwsza budowa jest rezultatem
braku doświadczenia, zaś wszystkie następne odzwierciedlają spaczoną
osobowość). Przyjaciel udzielił mi dwóch cennych rad. Po pierwsze, że
przywódca musi przewodzić. I po drugie, że problemy znikną, gdy zostanie
położona pierwsza cegła. Po tej rozmowie wezwałem dwóch wykonawców,
aby złożyli mi raport. Powiedziałem im, że za dwa tygodnie będziemy mieli
ceremonię rozpoczęcia robót na parkingu przy kościele. "Nie wiem, co
będziemy budowali", dodałem. "Może tylko toaletę". Później zadzwoniłem do
przyjaciela i powiedziałem: "Jim, jeśli się mylisz, to jestem w poważnych
tarapatach". W ciągu kilku następnych miesięcy wypowiadałem słowa
zachęty i rysowałem wizje przed członkami mojej kongregacji. Czasami sam
byłem zniechęcony i traciłem wizję, lecz mimo to nadal wypowiadałem
właściwe słowa. Nasz kościół był zbyt mały, aby wybudować tak duże
budynki. Kilka osób odeszło i były takie chwile, gdy modliłem się: "Panie, czy
naprawdę chcesz tej budowy?". I wiecie co? Te budynki dzisiaj stoją.
Parafianie są dumni z tego, czego dokonaliśmy. Ludzie, którzy przed
rozpoczęciem budowy mówili: "To się nie uda. To zbyt duże przedsięwzięcie.
Jesteśmy zbyt mali", teraz powiadają: "Zobaczcie co udało się nam
osiągnąć!". Są dumni z tego, czego Bóg dokonał z ludźmi oddanymi tej
sprawie. Najbardziej zdumiony jest pewien kaznodzieja (ja), gdy z niewiarą
patrzy wstecz na okres budowy. Czasami trudno uwierzyć, w jaki sposób Bóg
używa słów, by zainspirować ludzi do dokonania tego, co uważali za
niemożliwe. Czy słowa mają moc? Oczywiście, że tak. Rabbi Stephen
Samule Wise został poproszony o przemówienie na antyfaszystowskim
mityngu na Brooklynie. Zgodził się i z tego powodu otrzymał kilka listów z
pogróżkami. Jeden z autorów listów groził mu, że zostanie zabity, jeśli
przemówi na zgromadzeniu. Kiedy nadszedł ów dzień, Wise wszedł na
podium i powiedział: "Ostrzegano mnie, aby nie pojawiać się tutaj pod groźbą
śmierci. Jeśli ktoś z obecnych chce mnie zastrzelić, niech to zrobi teraz. Nie
lubię, gdy mi się przerywa". Ten człowiek znał siłę słów! Miał coś do
powiedzenia i rzucił wyzwanie każdemu kto chciałby go powstrzymać. Czy
słowa mają władzę? Daj mi dziesięciu mężczyzn i kobiety takich jak Rabbi
Wit, a będę mógł zmienić świat. Rozdział 2.& Jak przezwyciężyć
onieśmielenie "Kiedy was wydadzą, nie martwcie się o to, jak i co macie
mówić. W owej bowiem godzinie będzie wam poddane, co macie mówić." -
Mt 10, 19 Gdy rozległ się dźwięk telefonu, był już późny wieczór. Dzwoniła
kobieta, która była prezydentem dużej i znaczącej organizacji religijnej o
nieco feministycznej orientacji. "Steve, przepraszam, że dzwonię tak późno,
ale ciągle to odkładałam", powiedziała. "Chciałam cię o coś poprosić, lecz
bałam się". "No, dalej", odparłem. "Jako męski uczestnik rozmowy, wypełnię
moją rolę i udzielę ci odpowiedzi". "Steve", kontynuowała nie wiedząc, czy
żartuję. "Nie potrzeba mi informacji, potrzebuję mówcy na nasze spotkanie.
Czy podjąłbyś się tej roli?". Przyjąłem zaproszenie, a następnie - szczerze
zdumiony - zapytałem, czego się obawiała. W rzadkim przypływie szczerości
wyznała: "Zawsze wprawiałeś mnie w zakłopotanie". Moja odpowiedź była
równie szczera: "To zabawne. Zawsze sądziłem, że jest na odwrót". Tłem tej
konwersacji było kilka konferencji, w których oboje braliśmy udział. Jej
feministyczne przekonania i słowna obrona sprawy wyzwolenia kobiet
stwarzały sytuacje, w których nie wiedziałem, jak zareagować. Dlatego
odpowiadałem zawoalowaną wrogością: gdy wychodziła z pokoju, zrywałem
się z krzesła i otwierałem jej drzwi. Zawsze podawałem jej okrycie. Jeśli
uczestniczyliśmy w jakiejś debacie, zawsze siedziałem spokojnie i
"pozwalałem", aby mówiła pierwsza, gdyż taka jest rola mężczyzny:
ustępować "słabszej płci". Prawiłem też komplementy za jej wygląd wiedząc,
że pragnie, bym pochwalił ją za to, co powiedziała. Powodem, dla którego w
taki sposób się zachowywałem, było onieśmielenie, w które wprawiały mnie
jej umiejętności, odwaga, bystrość intelektualna i silna osobowość. Zdumiało
mnie odkrycie, że ja również ją onieśmielałem. Podejrzewałem, że była
równie zaskoczona jak ja. Jednym z głównych problemów w prywatnym czy
publicznym komunikowaniu się jest onieśmielenie - mam na myśli sytuacje, w
których nie zachodzi dobre porozumiewanie się, ponieważ jedna lub dwie
strony czują się onieśmielone. Co więcej, (a jest to ważniejsze z punktu
widzenia celów tego rozdziału) onieśmielenie jest przyczyną klęski dużej
liczby wystąpień publicznych i powodem nie przekazania słuchaczom
zamierzonego przesłania. To ono sprawia, że wiele rozmów zamiera zanim
się na dobre rozpocznie. Co robić z czynnikiem onieśmielenia? Czy boisz się
ludzi? Czy odmawiasz występowania przed większą publicznością, ponieważ
sama myśl o tym jest dla ciebie zbyt przerażająca? Czy zauważyłeś, że na
czyjś gniew reagujesz milczeniem i lękiem? Czy przedstawiając swoje
poglądy drugiej osobie łapiesz się na tym, że jąkasz się i nie potrafisz zebrać
myśli? Czy odkrywasz, że zawsze zgadzasz się z innymi, bowiem obawiasz
się tego, że uznają cię za głupiego? Czy unikasz pewnych ludzi, ponieważ
uważasz ich za bardzo ważnych lub inteligentnych? Czy zasycha ci w ustach
na samą myśl o wygłoszeniu sprawozdania na spotkaniu w pracy? Czy drżą
ci ręce zawsze, gdy zostajesz wywołany do odpowiedzi? Czy unikasz małych
grup, ponieważ lękasz się, że zostaniesz zauważony i będziesz musiał coś
powiedzieć? Jeśli odpowiedziałeś "tak" na jedno z powyższych pytań, to
padłeś ofiarą czynnika onieśmielenia i zamierzam ci w tym pomóc. Ponieważ
problem ten ma kluczowe znaczenie w dziedzinie porozumiewania się,
rozdział ten będzie najdłuższym rozdziałem tej książki. Nie pomiń go. To, o
czym tutaj piszę, jest bardzo ważne. Widzisz, większość ludzi, którzy mają
problemy w dziedzinie porozumiewania się, uważa, że powodem wszystkich
zmartwień jest zła technika, podczas gdy w rzeczywistości jest nim lęk przed
innymi ludźmi. Jakże często starając się pomóc ludziom w lepszym
porozumiewaniu się odkrywam, że nawet gdy dysponują odpowiednią
techniką i bogatym słownictwem nadal nie potrafią komunikować się z
innymi. Dlaczego? Ponieważ ich problem nie polega na tym, że muszą się
czegoś nauczyć, lecz na tym, że muszą coś czuć. * * * "Człowiek, który nigdy
nie doświadczył lęku, to coś więcej niż duża przesada - to biologiczna
niemożliwość." - Anonim. * * * Mój plan jest następujący: przebudzimy się i
poddamy analizie niektóre "demony" onieśmielenia, a następnie po kolei je
unieszkodliwimy. Lęk onieśmiela Najpierw porozmawiajmy o onieśmielającej
mocy lęku. Często popełniamy błąd i przechodzimy przez most zanim
dostaniemy się w pobliże rzeki. Inaczej mówiąc, wyobrażamy sobie, że
zrobimy czy powiemy coś głupiego i wprawiającego nas w zakłopotanie. W
tej kategorii znajduje się także lęk przed zawstydzeniem i prześladujący nas
koszmar, że okażemy się gorsi od innych. Często w poradnictwie
małżeńskim spotykałem się z tą formą onieśmielenia i wiem, że może ona
zniszczyć każde małżeństwo. W małżeństwie jedna osoba dąży do
konfrontacji, zaś druga jej unika - jeden lubi "stawiać kawę na ławę" i
rozwiązywać problemy, drugi po prostu je ignoruje mając nadzieję, że znikną
same. Podział ten nie ma nic wspólnego z płcią. Czasami osobą wybierającą
konfrontację jest kobieta, kiedy indziej mężczyzna. Chodzi po prostu o to, że
jedna osoba jest bardziej rozwinięta językowo od drugiej. Osoba lepiej
rozwinięta językowo i konfrontacyjna wygrywa wszystkie dyskusje, zawsze
wyraża swoje opinie i podejmuje wszystkie decyzje. Nie potrzeba specjalisty,
aby zrozumieć, że jeśli małżeństwo przez długi okres czasu znajduje się w
takiej sytuacji, będzie narażone na poważne niebezpieczeństwo. Zwykle na
zewnątrz panuje tam "zgoda", lecz słowo to jest w tym przypadku jeszcze
jednym synonimem podporządkowania. Poświęciłem dużo czasu ucząc
małżonków, jak wprowadzić równowagę do takiej sytuacji. Wskazuję osobie
konfrontacyjnej, jak się nieco wycofać, by zachęcić współmałżonka do
wyrażania opinii, zaangażowania w dyskusję i podejmowania decyzji.
Zachęcam drugą osobę, aby przemówiła, nawet jeśli się boi, i broniła swego,
nawet jeśli jest to bardzo niewygodne zadanie. Zwykle kilka prostych
elementów treningu asertywności znacznie poprawia sytuację w
małżeństwie. Interesującym faktem jest to, że małżonkowie, którzy nie
wykazują skłonności do konfrontacji, prawie zawsze mają obraz siebie
skazujący ich niejako na niepowodzenia. Innymi słowy, osoba, która unika
konfrontacji, ma obraz siebie namalowany barwami niepowodzenia i winy.
Moim zamiarem nie jest angażowanie się w psychologiczne czy teologiczne
dyskusje o tym, jak poradzić sobie ze złym obrazem siebie (robię to w
seminariach Key Life z cyklu "Born Free" (Urodź się wolnym). Podam jednak
kilka rzeczy, które możesz zrobić, gdy czujesz się onieśmielony przez innych
ludzi z powodu złego obrazu siebie. 1. Uznaj prawdę o sobie. Przeanalizuj
sytuacje, w których byłeś zawstydzany przez rodziców czy innych ludzi.
Odpowiedz na pytanie: "Dlaczego zawsze mam poczucie niższości?",
"Dlaczego czuję się winny?", "Dlaczego się boję?". Poszukaj tragicznych
wydarzeń, które zaszły w przeszłości i nadały kształt twojej teraźniejszości.
Pomyśl o sytuacjach, w których zawiodłeś, i nazwij je. Wynieś na światło
dzienne dawne sekrety, które powodują, że masz opory przed mówieniem i
boisz się podejmować ryzyko. Skieruj na nie promień światła i zobacz jak
tracą na znaczeniu. Każdy kto oglądał film grozy czy czytał horror wie, że
demony giną w świetle. Większość naszych osobistych demonów -
przeszłych wydarzeń, które kształtują nasze obecne reakcje - umrze, jeśli
wyciągniemy je na światło. Frederick Buechner w swojej książce pt. "Telling
Secrets" ("Zdradzanie sekretów") opowiada o samobójstwie swojego ojca
(była to wielka tragedia w jego rodzinie) i o córce chorej na anoreksję.
Buechner wypowiada tam bardzo głęboką myśl: "Kiedy mówimy o naszych
sekretach, nawet samym sobie, tracą swoją moc" (Harper & Row, 1991, s.
3). Proponuję, abyś znalazł zaufanego przyjaciela, duchownego czy nawet
zawodowego terapeutę i odsłonił przed nim niektóre swoje sekrety. Czasami
w przezwyciężeniu lęku przed mówieniem pomaga odsłonięcie przed samym
sobą i innymi źródła życiowych dramatów. 2. Czy w to wierzysz, czy nie,
spojrzenie lękom prosto w oczy pozbawia je mocy. Angielskie przysłowie
mówi: "Lęk zapukał do drzwi, a gdy otworzyła mu wiara, okazało się, że
nikogo tam nie było". Jeśli masz w sobie dość wiary, aby otworzyć drzwi,
odkryjesz, że okropna rzecz, jakiej się obawiałeś, uciekła. Pamiętam moje
pierwsze publiczne przemówienie. Byłem wtedy w college'u i parafianie
maleńkiego kościółka w górach Północnej Karoliny zaprosili mnie, abym
wygłosił kazanie w czasie porannego nabożeństwa w niedzielę. Miałem trzy
strony notatek i ćwicząc wygłaszanie kazania odkryłem, że każda strona
zajmuje mi około ośmiu minut. W niedzielę okazało się jednak, że
powiedziałem pierwszą stronę w ciągu dwóch minut. Nie to jednak było
najgorsze (ostatecznie krótka mowa jest lepsza niż długa). Najgorsze było to,
że gdy sięgnąłem do notatek, okazało się, że druga strona gdzieś się
zapodziała. Co zrobiłem? Nic. Po prostu stałem tam i głupio rozglądałem się
dookoła. Nawet dzisiaj, gdy opowiadam o tym incydencie, rumienię się.
Szczerze mówiąc tego ranka moja kariera mówcy prawie dobiegła końca.
Przez mój umysł przebiegały najróżniejsze myśli. "Już nigdy nie będę się tak
wstydził, ponieważ nie podejmę się więcej takiego zadania". Tłumaczyłem się
przed samym sobą: "Jestem lepszy w pisaniu niż w mówieniu. Dlatego jeśli
ktoś poprosi mnie o to, abym przemawiał, napiszę mowę i pozwolę, aby
wygłosił ją ktoś inny". Zacząłem myśleć o podjęciu innej pracy. Na szczęście
przyjaciele troszczyli się o mnie na tyle, że powiedzieli mi to, co ja teraz
powiem wam: różnica pomiędzy człowiekiem sukcesu a nieudacznikiem jest
taka, że człowiek sukcesu podniósł się po ostatnim upadku. Mój przyjaciel
powiedział, że jeśli nie wygłoszę kazania, i to tak szybko, jak to możliwe, to
już nigdy nie będę w stanie tego zrobić. Dodał też słowo zachęty: "Steve, za
twoim lękiem i porażką kryje się bardzo rzadki dar. Nie pogrzeb go pod nimi".
Podniosłem się po tym upadku i przy pierwszej sposobności (było to
spotkanie zorganizowane na terenie college'u) wygłosiłem inną mowę. Czy
bałem się? Oczywiście, że się bałem! Czy martwiłem się z powodu tego
przemówienia? Człowieku, czy martwiłem się?! Powiem coś jeszcze: nie
zgubiłem moich notatek, bowiem nauczyłem się tekstu na pamięć. Nie
wygłosiłem wielkiej mowy, lecz nie czułem się też jak głupiec. Jaki stąd
morał? Dobry rozmówca czy dobry mówca musi podejmować ryzyko - i
czynić to stale - dopóki demony lęku nie zginą. Roger Staubac, gracz
drużyny Dallas Cowboys, został kiedyś zapytany o to, jak się czuł, gdy zepsuł
zagrywkę. Odparł: "Nie mogłem wprost wytrzymać, aby z powrotem dojść do
piłki". Taka postawa uczyniła z niego wielkiego gracza. Nie ma niczego złego
w przeżywaniu lęku. Odczuwanie onieśmielenia jest nawet naturalne. Lecz
nie jest rzeczą właściwą poddać się. Nie twierdzę, że możesz całkowicie
usunąć swój lęk przed innymi. Odczuwam lęk zawsze, gdy wygłaszam
kazanie czy mowę lub nawiązuję rozmowę z kimś, kto mnie onieśmiela. To w
porządku, lecz zrezygnowanie nie byłoby w porządku. Marszałek Ney, jeden
z dowódców armii Napoleona, zawsze przed bitwą mawiał do swoich nóg:
"Drżyjcie! Trzęsłybyście się jeszcze bardziej, gdybyście wiedziały, gdzie was
dziś zabiorę!". Po prostu zrób to, co do ciebie należy. Podejmij ryzyko.
Podnieś się, nawet jeśli upadek był fatalny, i wstawaj ciągle na nowo. Po
pewnym czasie (nie stanie się to natychmiast, lecz w końcu to nastąpi)
będziesz bardziej myślał o tym, co masz do powiedzenia niż o tym, jak
bardzo obawiasz się to wypowiedzieć. 3. Naucz się rozmawiać z samym
sobą o tym, kim jesteś i jak się czujesz. Wyobraź sobie, że dobrze ci idzie.
Zastąp taśmy z negatywnymi nagraniami pozytywnymi taśmami. Mam
poważne zastrzeżenia do koncepcji tzw. "sterowanych wyobrażeń"
wyznawców New Age. Po pierwsze, cały pomysł jest głupi, po drugie nie
działa. Jednakże to, co tutaj mam na myśli, jest całkiem inne. Pytanie, jakie
przed tobą stoi, nie jest pytaniem w rodzaju, czy będziesz tworzył obrazy w
swoim umyśle. Wszyscy wyobrażamy sobie przyszłe sytuacje i nasze reakcje
na nie. Prawdziwą kwestią jest to, czy twoje wyobrażenia przyszłości będą
pozytywne czy negatywne. Wiem, że może się to wydawać czymś w rodzaju
przyklejania plastra na raka, szczególnie jeśli ktoś miał fatalne
doświadczenia i zły obraz siebie. A jednak będziesz zaskoczony tym, co się
wydarzy, gdy zaczniesz postrzegać siebie jako dobrego rozmówcę czy
dynamicznego mówcę (pozytywne wyobrażenie) zamiast jako nudziarza w
rozmowie i niewydarzonego mówcę (wyobrażenie negatywne). Przed
meczem golfa dobrzy gracze wyobrażają sobie, że uderzają piłkę we
właściwy sposób i wychodzi im długi, prosty strzał. Podobnie mówca
powinien wyobrażać sobie, jak zabiera głos w czasie rozmowy, zadaje
pytania, komunikuje swoje opinie, wygłasza błyskotliwe mowy i przyciąga
uwagę ludzi składanym sprawozdaniem. Naucz się odtwarzać w myślach
takie pozytywne taśmy i puszczaj je sobie raz po raz na nowo. W końcu
staniesz się tym, kogo sobie wyobraziłeś. Ta gra nosi nazwę "udawaj, że to
robisz, aż w końcu naprawdę ci się to uda" i niezależnie od tego, czy mi
uwierzysz - ten sposób naprawdę działa. Inaczej mówiąc, wyobraź sobie
rolę, jaką chcesz odgrywać, a następnie podejmij ryzyko. W końcu gra stanie
się rzeczywistością. Opowiadano mi, że Dustin Hoffman po zagraniu roli
autystycznego mężczyzny w filmie pt. "Rain Man" ("Deszczowy człowiek")
potrzebował wielu miesięcy, aby znowu zacząć myśleć w normalny sposób.
Aktor tak dobrze wcielił się w rolę, że w jakimś sensie stał się postacią, którą
odgrywał. Odgrywaj rolę aktora, a w końcu odkryjesz, że stała się ona
rzeczywistością. * * * "Ten, kto ma sięgnąć po sławę nie może okazywać lęku
przed krytyką. Obawa przed krytyką dla geniusza oznacza śmierć." - William
G. Simms * * * Wrogość onieśmiela Po drugie, porozmawiajmy o władzy
onieśmielania, jaka kryje się we wrogości. Słyszałeś pewnie, że najlepszą
metodą obrony jest atak. To prawda, ponieważ agresywne działania (które są
zwykle manifestacją wrogości) zwykle zastają ludzi nieprzygotowanych do
obrony i nie pozwalają na dialog, a jedynie na podporządkowanie się. Czy
kiedykolwiek próbowałeś rozmawiać z kimś, kto jest rozgniewany? Zawsze
jest to nieprzyjemne doświadczenie. Jeśli chcesz kontynuować rozmowę
musisz zainwestować większość swojej energii w uspokajanie wzburzonych
wód, nie zaś w zmianę poglądów czy w przeanalizowanie idei, jakie zostały
przedstawione (w przypadku mowy). Wrogość (czy to w przemówieniu, czy w
rozmowie) powoduje trzy rzeczy: uniemożliwia porozumiewanie się,
przeszkadza w realizacji celów i stwarza jeszcze więcej wrogości. Istnieje
tylko jeden wyjątek. Czasami wrogość jest używana jako pewna technika
dobrej komunikacji. W takim przypadku jest to wrogość zaplanowana.
Przykładem niech będzie przesłanie gniewnego proroka czy komunikowanie
wrogich zamiarów nie po to, by prowadzić autentyczną rozmowę, lecz zmusić
cię do posłuszeństwa. Zaplanowana wrogość może być czasami skutecznym
sposobem wskazania na jakąś myśl, zmotywowania słuchaczy czy
odniesienia zwycięstwa w dyskusji. Jednak wrogość jako specyficzna
technika jest bardzo rzadko używana przez dobrych mówców, którzy podają
ją w starannie odmierzonych dozach. Prowadząc program radiowy, do
którego dzwonią słuchacze, zauważyłem pewną interesującą rzecz: zawsze
otrzymuję kilka telefonów od osób, które są wrogo nastawione wobec mnie
lub wobec stanowiska, jakie zająłem. Staram się ustosunkować do tych
telefonów w twórczy sposób (mam taką nadzieję). W końcu takie wrogie
telefony są nieodłączną częścią każdego dobrego talkshow prowadzonego
na żywo. Jednak za każdym razem, gdy otrzymuję taki telefon, odkrywam, że
pojawia się napięcie i przyjmuję pozycję obronną. To samo zdarza się w
rozmowie czy podczas publicznie wygłaszanej mowy. Kiedy wiemy, że nasz
odbiorca jest wrogo nastawiony, znajdujemy się w bardzo trudnej sytuacji.
Pozwólcie, że podam kilka prostych sposobów poradzenia sobie z
onieśmieleniem spowodowanym przez wrogość. 1. Pamiętaj, że nie musisz
rozmawiać ze wszystkimi. Moje zadanie jako gospodarza programu
radiowego, mówcy i nauczyciela wymaga tego, że czasami muszę
doprowadzać do konfrontacji z wrogo nastawionymi ludźmi. Ty jednak
(chyba, że jesteś podobny do mnie) wcale nie musisz tego robić. Kiedy ludzie
reagują na ciebie wrogością, postaraj się pamiętać o tym, że nie jesteś
owieczką prowadzoną na rzeź. Sugeruję, abyś powiedział: "Nie muszę tego
słuchać. Lubię cię, lecz dopóki nie będziemy mogli rozmawiać w bardziej
spokojnym tonie, nie mam ochoty w tym uczestniczyć". Następnie odejdź.
Moja żona nie chce ze mną rozmawiać, gdy jestem rozgniewany. Wie, że w
takiej sytuacji żadna rozmowa ze mną nie będzie zbyt produktywna.
Podobnie jest z przemawianiem przed publicznością. Miałem przyjaciela,
którego poproszono o wygłoszenie kazania w kaplicy uniwersyteckiej. Dla
tych, którzy nigdy nie uczestniczyli w obowiązkowych nabożeństwach,
powiem słowo wyjaśnienia. Studenci i nauczyciele są obowiązani pojawić się
wtedy w kaplicy. Cierpią z tego powodu okrutnie. Co więcej, sprawdzana jest
obecność przez odnotowanie, czyje ławki są zajęte. Przemawianie w czasie
takich obowiązkowych zgromadzeń jest przedostatnią rzeczą jaką lubię robić
na tym świecie, ostatnią jest skakanie z dwudziestopiętrowych budynków. W
każdym razie mój przyjaciel zauważył, że studenci nie słuchają go, a
profesorowie ignorują (jeden czytał gazetę). Dla wszystkich (za wyjątkiem
największych tępaków) było oczywiste, że nic z tego nie będzie. Oto jak mój
przyjaciel rozpoczął i zakończył swoją mowę: "Jest dla mnie oczywiste, że
chcecie słuchać tego, co mam do powiedzenia, równie mocno, jak ja mam
ochotę wam to powiedzieć. To kazanie należy już do historii". Powiedziawszy
to wsunął notatki do kieszeni, zszedł z kazalnicy i ku zdumieniu słuchaczy
wyszedł z kościoła, wsiadł do samochodu i odjechał. Nie ma żadnego prawa,
które wymagałoby od ciebie angażowania się w jałowe konwersacje. Nie ma
reguły mówiącej że musisz mówić do wrogo nastawionych słuchaczy. 2.
Pamiętaj, że wrogość prawie zawsze jest oznaką braku pewności. Kiedy
człowiek czuje się na tyle zagrożony, aby wyrazić gniew, pamiętaj, że jest to
mechanizm obronny. Proste stwierdzenie w rodzaju: "Zastanawiam się
dlaczego jesteś taki rozgniewany. Co cię tak przeraziło?" będzie dużym
krokiem do zajęcia się prawdziwą przyczyną gniewu i usunięcia jej.
Wrogością i brakiem pewności siebie należy zająć się w delikatny,
współczujący sposób. Kiedyś wygłaszałem wykład na temat religii do grupy
studentów z uniwersytetu w Miami. Gdy nadszedł czas na pytania i
odpowiedzi, zwróciłem uwagę na grupę bardzo wrogo nastawionych osób.
Ich pytania były pełne gniewu, choć moim zdaniem nie powiedziałem
niczego, co mogłoby ich tak rozzłościć. I wtedy, gdy słuchałem czwartego
agresywnego pytania, zrozumiałem co się dzieje. Ci studenci byli
muzułmanami. Oni rozprawiali się właśnie z wizerunkiem Islamu
prezentowanym w amerykańskiej prasie, który mówi: "Muzułmanie to
zwolennicy wojny i fanatycy religijni". Wyczuwali surowe sądy innych
studentów na temat Islamu i to spowodowało ich wrogość. Kiedy to
zrozumiałem, mogłem zająć się prawdziwym problemem. "Obaj jesteście
muzułmanami?", zapytałem. Przyznali mi rację. Następnie stwierdziłem:
"Zanim odpowiem na wasze pytanie, pozwólcie, że powiem coś ważnego.
Jestem zaszokowany tym, jak amerykańska prasa obchodzi się z waszą
religią. Nasze media bardzo płytko rozumieją chrześcijaństwo i judaizm, które
są częścią naszej kultury. Jednak to, co uczyniono waszej religii, jest
przestępstwem kryminalnym. Gdybym był na waszym miejscu, czułbym się
tym bardzo urażony". Następnie odpowiedziałem na ich pytanie. Zmiana w
ich postawie była zdumiewająca. Gdy spotkanie dobiegło końca, poczekali aż
wyszła ostatnia osoba. Wtedy jeden z nich zwrócił się do mnie: "Doktorze
Brown, chciałbym podziękować panu za to, co pan powiedział. Miło jest
widzieć Amerykanina, który nie zgadza się z naszymi przekonaniami
religijnymi, lecz jednocześnie traktuje nas z szacunkiem". Wrogość, która
zdaje się być skierowana do ciebie, w rzeczywistości może być skierowana
przeciwko komuś, czemuś innemu. Kiedyś zatrzymałem się przejazdem w
domu misyjnym w Afryce. Przy obiedzie siedziałem razem z kobietą, która
była wobec mnie bardzo wrogo nastawiona (dodam, że nie dałem jej do tego
najmniejszego powodu). Później powiedziałem komuś, że ona przypominała
mi "wiedźmę z Endoru". Mój rozmówca odparł na to: "Steve, musisz jej
wybaczyć. Przez ponad trzydzieści lat była na misji, a w następnym tygodniu
przechodzi na emeryturę i wraca do Stanów. Jej domeną stało się to miejsce,
nie zaś to, co pozostawiła w Stanach Zjednoczonych. Mimo to musi wrócić i
jest to dla niej przerażający, bardzo trudny okres". Kiedy to zrozumiałem
następnego wieczora rozmowa podczas obiadu była o wiele bardziej
przyjemna. Moja myśl jest następująca. Postaraj się odkryć źródło wrogości i
zajmij się nim. 3. Zdaj sobie sprawę, że czasami należy odpowiedzieć
wrogością na wrogość. Często gniewni ludzie nie zmieniają swojej postawy,
bowiem nigdy nie musieli zapłacić ceny za swoje wrogie zachowanie. Kiedy
dotrzemy do rozdziału poświęconego temu jak wygrać dyskusję, będę miał o
wiele więcej do powiedzenia na ten temat, lecz już teraz chciałbym
zaznaczyć, że gniew musi czasem spotkać się z gniewną reakcją. Czasami
(wbrew temu, co mówiono wam w szkole) okazywanie gniewu jest jak
najbardziej na miejscu. * * * Tajemnicą szczęścia jest wolność, zaś sekretem
wolności - odwaga." - Gillbert Murray * * * W jednym z kościołów, w których
służyłem jako pastor, był mężczyzna cieszący się reputacją "prześladowcy
duchownych". Kilku ludzi ostrzegało mnie przed nim i jego wrogą postawą.
Pewnego dnia zaprosiłem go do mojego biura i powiedziałem: "Sam,
rozumiem, że żaden pastor tego kościoła nigdy nie interesował się tym, co
myślisz. Ty, jak rozumiem, mówisz to, co myślisz". "Cóż, przypuszczam, że
to prawda", przyznał niechętnie. "Zaprosiłem cię tutaj, ponieważ chciałbym,
abyś wiedział, że według mnie to jest wspaniale. Daję ci moją zgodę na to,
abyś mówił mi co tylko zechcesz: pozwalam ci się na mnie gniewać, możesz
mnie poprawiać tak długo, jak długo będę miał twoją zgodę, by mówić ci
wszystko, co mam ochotę powiedzieć, by wyrażać gniew i poprawiać ciebie".
W ciągu następnych lat wiele ze sobą walczyliśmy, lecz obaj nauczyliśmy się
radzić sobie z naszym gniewem o wiele lepiej niż przedtem, bowiem
zgodziliśmy się na to, by na gniew odpowiadać gniewem. Zbyt często
gniewni ludzie są ignorowani, znoszeni cierpliwie czy krytykowani za plecami.
Powodem, dla którego ich gniew się pogłębia, jest to, że nigdy nie zapłacili
za niego ceny. Czasami jest rzeczą całkowicie właściwą odpowiedzieć
gniewnej osobie tak, jak to uczyniłem skarbnikowi pewnej organizacji, który
zaczął na mnie wrzeszczeć: "Myślisz, że jesteś wściekły. Nie masz zielonego
pojęcia o gniewie. Teraz patrzysz na najbardziej hamowany gniew, jaki
widziałeś w swoim życiu". Zdumiewające jak szybko się uspokoił.
Onieśmielająca moc pozycji A teraz porozmawiajmy o onieśmielającej mocy
pozycji. Czy wiesz, że większość chrześcijan odmawia składania świadectwa
przed kimś, kogo uważa za stojącego wyżej od siebie na drabinie
społecznej? Rozmawiamy o naszej wierze z tymi, których uważamy za
stojących niżej od nas i których uznajemy za równych, lecz dzieje się z nami
coś dziwnego, gdy musimy podzielić się z kimś stojącym od nas wyżej.
Sytuacja taka ma tragiczne konsekwencje, bowiem powoduje, że ci, którzy
wspięli się na szczyt w swojej dziedzinie, klasie społecznej czy w kręgu
przyjaciół, są ludźmi całkiem samotnymi. Mam przyjaciela, który był pastorem
kościoła w Cambridge w stanie Massachusetts. Na jakimś przyjęciu poznał
znakomitego profesora z Uniwersytetu Harvarda i ten profesor poprosił go,
aby spotkali się i porozmawiali. Gdy mój przyjaciel przybył na umówione
spotkanie, okazało się, że profesor jest spóźniony. Sekretarka zaprosiła go
do jego biura i poprosiła, aby zaczekał. Profesor miał nadejść lada moment.
Gdy mój przyjaciel oglądał biuro wypełnione książkami, tytuły naukowe i
dyplomy wiszące na ścianach i gdy myślał o sławie profesora, poczuł się
całkiem onieśmielony (zapewne czułbyś się tak samo jak on). Wtedy odniósł
wrażenie, że usłyszał głos od Boga: "Powiedz profesorowi, że Jezus go
kocha". "Panie, nie mogę tego uczynić. On jest wybitnym naukowcem, a ja
jestem nikim. Nie będzie mnie słuchał i pomyśli sobie, że jestem głupcem.
Myślę, że będę grzecznie siedział i zadawał pytania. To mało
prawdopodobne, aby powiedział coś, co będę potrafił zrozumieć. Dodam
może jedną lub dwie uwagi komentarza". "Powiedz mu, że Jezus go kocha",
głos nie ustawał. W końcu doszedł do wniosku, że został tutaj posłany po to,
aby się ośmieszyć. Kiedy profesor wszedł do biura, mój przyjaciel powiedział
mu tak prosto, jak umiał, że Jezus go kocha. Wtedy profesor załamał się i
zapłakał. Wszyscy jesteśmy w większym albo mniejszym stopniu
onieśmieleni przez pozycję innych. Pozwólcie, że podzielę się z wami
kilkoma rzeczami, które mogą pomóc. Ludzie, którzy osiągnęli wielką sławę i
pozycję, są zwykle najbardziej zaskoczeni, że udało im się to osiągnąć. Kilka
lat temu przeprowadzono badania prezydentów wielkich korporacji.
Naukowcy odkryli, że najbardziej powszechnym lękiem, jakiego doświadczali,
było, że ludzie dowiedzą się, iż popełniono pomyłkę i umieszczono ich w
niewłaściwym miejscu. Wiele czasu spędziłem na rozmowach z dyrektorami.
Będąc chłopcem z gór Północnej Karoliny, urodzonym po gorszej stronie
torów kolejowych, czułem się onieśmielony przez tych ludzi, dopóki Bill Bright
nie powiedział mi, że zostałem powołany do tego, aby im służyć. I wiecie co?
Im dłużej przebywałem z tymi ważnymi ludźmi tym bardziej sobie
uświadamiałem, że byli oni równie przestraszeni jak ja, że byli tak samo
samotni, że tak samo doświadczali poczucia winy i byli pozbawieni poczucia
pewności - czasami nawet bardziej ode mnie. Posiadali zdolność lepszego
ukrywania tego, lecz byli dokładnie tacy jak ja. Kiedy to zrozumiałem,
onieśmielenie przestało być takim problemem. Zwykle ludzie zajmujący
wysoką pozycję są o wiele bardziej łaskawi i uprzejmi niż mógłbyś sądzić na
podstawie ich portretu, jaki przedstawiają media. Środki masowego przekazu
komunikują, że najgorszymi ludźmi w naszym społeczeństwie są osoby
mające władzę i prestiż. Przedstawia się ich jako manipulatorów, potwory
niszczące środowisko i amoralne, wypaczone osobowości. Oczywiście są
wśród nich i tacy ludzie, lecz będziesz zaskoczony, jeśli ci powiem, że
większość odpowie uprzejmością na uprzejmą uwagę, czy łaskawością na
łaskawość. Kilka lat temu byłem na obiedzie z Arthurem Burnsem. Burns
współpracował z kilkoma prezydentami i był przez większość ludzi uznawany
za jeden z najwybitniejszych umysłów w rządzie i za geniusza w dziedzinie
ekonomii. Na początku posiłku powiedziałem mu: "Doktorze Burns, nie
potrafię zbilansować moich wydatków i oblałem matematykę w collegeu. Aby
ten obiad nie był dla mnie katastrofą, musi pan obniżyć poprzeczkę". Zaśmiał
się i podczas obiadu uważał, aby właściwie formułować swoje uwagi,
wyjaśniać rzeczy, których nie rozumiałem, i wyrażać się w prosty sposób.
Najlepszą rzeczą, jaka zdarzyła się podczas tego obiadu, było to, że Burns
nigdy nie spowodował, że miałem poczucie niższości czy czułem się głupi.
Powtórzę to jeszcze raz: zwracając się do ludzi, którzy mają władzę i prestiż
(publicznie czy też podczas prywatnej rozmowy) musimy być skłonni do
podjęcia ryzyka. Zwykle ludzie, którzy twoim zdaniem nie odczuwają
potrzeby przyjaźni, troski o innych czy koleżeństwa, są w największej
potrzebie. Jedynym sposobem, by się o tym przekonać, jest podjęcie ryzyka.
Jeśli zaryzykujesz możesz zostać bardzo przyjemnie zaskoczony. Odkryjesz,
że za ochronną fasadą kryje się istota ludzka, która zareaguje na twoje
wysiłki o wiele cieplej niż tego oczekiwałeś. (Jeśli ktoś tak nie zareaguje,
wtedy nauczysz się czegoś o sarkazmie.) Profesjonalizm onieśmiela Czwartą
przyczyną onieśmielenia jest profesjonalizm. Niektórzy ludzie tak są
błyskotliwi i utalentowani w swojej dziedzinie, że czujesz się onieśmielony ich
profesjonalizmem. Uczę w seminarium teologicznym, lecz musisz wiedzieć,
że gdy byłem mały, uciekłem z przedszkola, a kariera akademicka była dla
mnie jednym wielkim mozołem. Tytułują mnie "doktorem", lecz mój doktorat
jest honorowy i został mi nadany przez radę collegeu w chwili kompletnego
zapomnienia. Jestem pełnym profesorem w seminarium, ponieważ "dobrze
przemawiam" i moi przełożeni sądzą, że mogę nauczać studentów teologii
jak właściwie komunikować te prawdziwe, a jednocześnie przyprawiające o
zawrót głowy treści, jakich się tam uczą. Cierpię z powodu braku iluzji co do
mojej bystrości czy wiedzy teologicznej znawstwa. Czasami daję wykład w
kaplicy w seminarium. Nie macie pojęcia, jak czułem się tym onieśmielony,
dopóki nie zdałem sobie sprawy, że prawie wszystko, co powiedziałem o
onieśmieleniu przez władzę i prestiż, odnosi się również do onieśmielenia
przez profesjonalizm. Pozwólcie, że powiem wam o tym, co pomogło mi
poradzić sobie w tej dziedzinie. Moja matka nauczyła mnie, że nie jestem
gorszy od nikogo i nie powinienem skłaniać głowy przed nikim - za wyjątkiem
Boga. Jednak ona była moją matką, a matki mają obowiązek mówić takie
rzeczy. Dlatego nadal miałem poczucie niższości dopóki Bóg nie powiedział
mi tego samego co matka. W szesnastym stuleciu pewien biedny naukowiec
imieniem Muretus został znaleziony w kanale i zabrany do szpitala. Dwóch
lekarzy rozmawiało przy nim po łacinie (zakładali, że Muretus ich nie
zrozumie) o tym, czy przeprowadzić na nim nową operację chirurgiczną.
Jeden z doktorów zapytał: "Czy uważasz, że powinniśmy przeprowadzić taką
operację na tej nędznej, bezwartościowej istocie?". Słysząc to Muretus
podniósł się na szpitalnym łóżku i powiedział: "Zaliż ważycie się nazwać
bezwartościowym człowieka, za którego umarł Chrystus?". Miał rację. Kiedy
byłem młodym pastorem, mój doradca powiedział mi, że nigdy nie
powinienem opuszczać cmentarza podczas nabożeństwa pogrzebowego
zanim nie uczyni tego rodzina. Powiedział mi: "Steve, gdy oni odjeżdżają,
powinni widzieć pastora stojącego nad grobem ich ukochanej osoby". To była
dobra rada, jednak najlepszych rzeczy nauczyłem się w rozmowach z
grabarzami, gdy rodzina zmarłego już odjechała. Pamiętam pewnego
cynicznego grabarza z Cape Cod zasypującego grób. Odwrócił się, spojrzał
na mnie, wyjął cygaro z ust i powiedział: "Młody jesteś, nie?". Potem wskazał
na grób i powiedział: "Popatrz wielebny, to wszystko co dostaniesz po
śmierci: dziurę w ziemi i łopatę piachu". Zawsze, gdy rozmawiasz z
ekspertem, pamiętaj, że przed upływem stu lat będzie już martwy. Śmierć
jest taka sama dla wszystkich, wszyscy są równi wobec jej majestatu.
Pamiętanie o tym pomoże ci poradzić sobie z tym rodzajem onieśmielenia.
Drugim faktem jest, że większość ekspertów naprawdę nimi nie jest, a jeśli
już nimi są, to nie onieśmielają innych swoim profesjonalizmem. Tak długo
traktowaliśmy lekarzy, teologów, polityków i adwokatów jak bogów, że
uwierzyli w to. Sytuacja taka jest równie groźna w życiu, jak i w dobrej
rozmowie czy w publicznych wystąpieniach. Podczas studiów odbywałem
staż w klinice dla osób z problemami emocjonalnymi w Bostonie. Na
szkolenie składało się spędzanie dużej ilości czasu z pacjentami. Trzeba było
skoncentrować się na jednym lub dwóch z nich i przygotować szczegółowy
raport. Pamiętam jak pisałem taki okresowy raport na temat spotkań z
pacjentem, którego poznałem bliżej. W mojej pracy zasugerowałem pewne
wnioski. Później sprawdziłem obserwacje psychiatry dotyczące tego
pacjenta. Byłem zaszokowany tym, jak bardzo pomyliłem się w mojej
diagnozie. Zabrałem ten mój okrutnie chybiony raport do profesora i
opowiedziałem mu o błędach, jakie popełniłem. Odpowiedział: "Steve, nigdy
nie zakładaj, że ludzie, a szczególnie psychiatrzy, wiedzą więcej niż
rzeczywiście wiedzą. Znam tego pacjenta i uważam, że twój raport jest
bliższy prawdzie niż obserwacje psychiatry. Ucz się nie ufać ekspertom".
Pamiętam, jaki byłem zaszokowany. Podobnego uczucia doświadczyłem
siedząc w galerii dla zwiedzających w Kongresie gdy nasi przywódcy
debatowali na temat budżetu państwa. Zawsze uważałem, że oni wiedzą, co
robią. Najbardziej doniosłym odkryciem dokonanym podczas tej wizyty było
to, że ci ludzie wydawali miliardy dolarów naszych pieniędzy i wcale nie
wiedzieli więcej ode mnie. To było przerażające. Zawsze zadawaj pytania
twoim lekarzom i prawnikom, dopóki nie zrozumiesz, co mówią, i nie
będziesz potrafił wydać własnego sądu. Nigdy nie zakładaj, że twój pastor
przemawia z góry Synaj. Nie zakładaj tego tylko dlatego, że ktoś napisał
książkę czy lepiej od ciebie potrafi formułować zdania. Lecz co ważniejsze,
nie czuj się onieśmielony przez ekspertów. To tacy sami ludzie jak ty. Nie
twierdzę, że nie powinniśmy słuchać i przyjmować opinii fachowców. W
końcu zawsze znajdzie się ktoś, kto w każdej dziedzinie wie więcej od ciebie.
Stąd potrzeba dobrych rozmów i poszerzania swojej wiedzy. Kiedy publicznie
zwracasz się do ekspertów, pamiętaj, że nie czyniłbyś tego, gdybyś nie miał
czegoś do powiedzenia. Zatem powiedz to bez onieśmielenia. Okoliczności
onieśmielają Na koniec, onieśmielają nas okoliczności. Dzieje się tak
szczególnie wówczas, gdy znaleźliśmy się w okolicznościach, których nie
szukaliśmy, o które nie prosiliśmy i których nie chcemy, lecz mimo to musimy
się w nich odnaleźć. Może umówiłeś się na randkę w ciemno lub przyjąłeś
zaproszenie na obiad od ludzi, których dobrze nie znasz. Może ludzie, do
których masz przemawiać, okazali się całkiem inni niż to sobie wyobrażałeś.
Może okazało się, że ubrałeś się przesadnie starannie (czy nie dość
starannie) na jakąś towarzyską imprezę. Niekiedy okoliczności same w sobie
nas onieśmielają. Kiedyś zostałem poproszony o wygłoszenie wykładu dla
członków pewnej dużej organizacji chrześcijańskiej. Po moim wystąpieniu
organizatorzy mieli zorganizować akcję na plaży w Hyannis koło przylądka
Cape Cod. Sądziłem, że mam przemawiać do pracowników tej organizacji.
Kiedy przybyłem na miejsce, odkryłem, że jej członkowie systematycznie
przeczesywali plażę i ulice miasta szukając różnych pijaków i włóczęgów.
Zapędzili ich do audytorium i przedstawili ich w nadziei, że powiem coś
sensownego. Drodzy przyjaciele, to było ostatnie miejsce na ziemi, w jakim
pragnąłem się wtedy znajdować. Nie byłem przygotowany do przemawiania
do takiej publiczności, a nawet gdybym był, nie wiem, co bym im powiedział.
Lecz oto znalazłem się oko w oko z pijakami, prostytutkami i włóczęgami
patrzącymi na mnie i czekającymi, co powiem. Czy uwierzylibyście, że była to
jedna z naprawdę wielkich mów w dziejach chrześcijaństwa? Czy
uwierzylibyście, że dobrze mi poszło? W rzeczy samej tak było. I nawet teraz
traktuję to doświadczenie jako bardzo ekscytujące przeżycie, przez które
nauczyłem się kilku rzeczy, które stosuję od tej pory. Naucz się odróżniać
problemy od faktów (jak mawia mój przyjaciel Fred Smith). Problem to jest
coś, co da się naprawić, fakt zaś jest tym, co należy zaakceptować. Stara
modlitwa o mądrość doskonale odzwierciedla to zrozumienie: "Boże, daj mi
rozumu, abym pogodził się z rzeczami, których nie mogę zmienić, odwagę,
abym zmienił rzeczy, które zmienić mogę, i rozum, abym potrafił odróżnić
jedne od drugich". Pozwólcie, że dam wam zasadę pokrewną: "Możesz
wytrzymać piekło, jeśli będziesz wiedział, że się z niego wydostaniesz".
Wnioski nasuwają się same. "Zawsze możesz patrzeć w przyszłość i w niej
umieszczać swoje oczekiwania". A zatem przyjmij złe okoliczności jak coś,
czego nie możesz zmienić, i zrób z nich jak najlepszy użytek. Niektóre z
najbardziej przyjemnych rzeczy w życiu Bóg (czy - jeśli jesteś niewierzący -
"los") maskuje pod pozorem nieprzyjemnych okoliczności. Pamiętam jak
pewnego razu znalazłem się przy jednym stole z grupą radykalnych
feministek. Przemawiałem na konferencji. Ze wszystkich uczestników te
panie były ostatnimi osobami, z którymi chciałbym jeść obiad. Niestety,
wszystkie inne miejsca były zajęte. Miałem alternatywę: albo być głodnym,
albo zrobić z siebie głupca. W końcu usiadłem z nimi i starałem się być tak
uprzejmy, jak to możliwe. Czy wiecie, co się stało? Ku mojemu zaskoczeniu
ich poglądy nie były takie, jak oczekiwałem, i mogliśmy poruszyć tematy,
które były powodem rozłamów i bolesnych nieporozumień. Byłem zdumiony,
że moje rozmówczynie pragnęły poznać moją opinię w kilku kwestiach
(podejrzewam, że potraktowały to jako przypadek naukowej analizy
osobników niższego rodzaju). To było rozwijające i nie tak znowu
nieprzyjemne doświadczenie. Ucz się, jak bez uprzedzeń podchodzić do
okoliczności. Na tych, którzy pragną jak najlepiej wykorzystać to, co
zapowiadało się jako okropne doświadczenie, czekają zwykle wielkie
niespodzianki. Podskocz i spraw, aby demony uciekły. Jeśli okoliczności w
jakich się znalazłeś, są złe, prawdopodobnie już gorsze nie będą. Zatem nie
masz nic do stracenia. Niektóre z najlepszych rozmów, jakie miałem, i
najlepszych przemówień, jakie wygłosiłem, zaszły, gdy "wskoczyłem" w
okoliczności z tym wszystkim, co miałem. Podobno samice pewnego gatunku
ptaków zaczynają rozbierać gniazdo, gdy nie potrafią skłonić do latania
któregoś z piskląt. Matka wie, że małe ptaki potrafią latać, lecz pisklęta tego
nie wiedzą. Zatem matka zaczyna bardzo powoli rozbierać gniazdo patyczek
po patyczku, listek po listku. Podejrzewam, że mały ptaszek jest
zaniepokojony złymi okolicznościami. "Mamo!!! Co ty wyprawiasz? Czy nie
przejmujesz się tym, że umrę? Co z ciebie za matka?". I wtedy, ku swojemu
wielkiemu zaskoczeniu, młody zaczyna machać skrzydłami i odkrywa radość
latania. "Hej, mamo! Popatrz na mnie. Ja latam!". Bóg zwykle stwarza takie
sytuacje gdy chce nas zmusić do latania. Podobnie postępuje ucząc nas
mówić tak, aby ludzie słuchali. Odważ się więc i zrób to. Jeśli tego nie
uczynisz, nigdy nie poznasz prawdy o sztuce mówienia. Mój przyjaciel Norm
Evans powiedział mi kiedyś o nowym zawodniku liniowym w drużynie
futbolowej w college'u, który podszedł do trenera i powiedział: "Trenerze,
gracz liniowy przeciwnej drużyny zsuwa mi hełm na oczy. Co powinienem
zrobić?". Odpowiedź trenera była prosta, bezpośrednia i klasyczna: "Nie
pozwól mu na to!". Jeśli onieśmielenie przed ludźmi i sytuacjami powoduje,
że milczysz... nie pozwól im na to. Rozdział 3.& Słowa z autorytetem "Neftali
- jak rozłożysty terebint, dający miłe przepowiednie." - Rdz 49, 21 Podczas
przyjęcia koktajlowego pewna kobieta podeszła wraz ze swoim mężem do
znanego lekarza. "Czy może nam pan powiedzieć, dlaczego niektórzy ludzie
rodzą się niemi?". "Dlaczego? Jest to spowodowane pewnymi wrodzonymi
brakami w rozwoju zdolności artykulacyjnych lub anatomicznymi wadami
budowy organów mowy". "No, i widzisz, co daje wykształcenie?", zauważyła
kobieta triumfalnie spoglądając na swojego męża. Następnie zwróciła się do
doktora: "Pytałam o to Harry'ego wiele razy. Jedyna odpowiedź, na jaką było
go stać brzmiała: Ponieważ takie już się rodzą". Oczywiście morał z tej
historii jest taki, że gdy ktoś używa uczonych słów dla opisania maleńkiej
prawdy, może sprawiać wrażenie osoby autorytatywnej i mądrej. Jednak
prawda może być całkiem przeciwna. Czasami najlepszym sposobem, by
wydać się naiwnym głupcem, jest używać słów, których nikt nie rozumie
(później powiem o tym więcej). Ten rozdział jest poświęcony słownictwu i
temu, jak je wzbogacać. We wprowadzeniu porównałem mówienie do
pociągu, który przewozi produkty na rynek. Jeśli nadal miałbym się trzymać
tej metafory, mógłbym powiedzieć, że słownictwo jest jego kołami.
Najważniejszą funkcją kół jest praca, jaką wykonują. Jeśli chcesz mówić w
taki sposób, aby ludzie słuchali, to istotne jest znalezienie słów
odpowiadających przesłaniu, które chcesz zakomunikować. Rozdział, który
czytasz mówi o wzbogacaniu słownictwa i ostrzegam, że jest to najbardziej
nudna część tej książki. Jednak nie pomijaj go. Zwykle zanim dokonasz
czegoś ekscytującego, musisz wykonać całą masę nudnych rzeczy. ("Zanim
spotkasz pięknego księcia musisz pocałować wiele brzydkich żab"). Jeśli
chcesz grać na pianinie, zbudować most czy wygłosić mowę, musisz podjąć
pewne działania przygotowawcze, które prawie zawsze są monotonne i
nudne: ćwiczenie gam, uczenie się wzorów matematycznych i poznawanie
słownictwa. Oto mój plan. Pragnę pokazać ci, jaki sposób wzbogacania
słownictwa jest zły, a następnie wskazać sposób właściwy. * * * "Niektóre z
najbardziej przerażających uczynków ludzkości dokonały się za sprawą
czarodziejskiej mocy pewnych magicznych słów i fraz." - James Bryant
Conant * * * Rozwijanie słownictwa - niewłaściwy sposób Czasami można się
więcej nauczyć o właściwym sposobie wykonywaniu czegoś, gdy wiemy jak
nie należy postępować. Edison po zakończeniu serii pięciuset nieudanych
prób otrzymał wyrazy współczucia od przyjaciela, który stwierdził, że to wstyd
stracić tyle czasu na zakończone fiaskiem eksperymenty. Edison
odpowiedział mu: "Wprost przeciwnie. Teraz znam pięćset sposobów, jak nie
należy tego robić". Po piersze, rozwijając swoje słownictwo nie ucz się na
pamięć słów i ich znaczeń. Prawdopodobnie nie istnieje inna mniej skuteczna
metoda rozwijania słownictwa niż uczenie się słów na pamięć. Przypomina to
kupowanie narzędzia, którego nigdy nie będziemy używali. Jay Adams w
swojej książce pt. "Pulpit Speech" ("Przemawianie zza pulpitu", Baker Book
House, 1971) cytuje wyniki badań wskazujące, że przeciętny student
college'u zna około 250000 słów, lecz używa tylko niewielu z nich. Adams
idzie jeszcze dalej wskazując, że istnieje 20000 powszechnie stosowanych
słów, lecz tylko 7000 do 8000 z nich znajduje się w codziennym użyciu.
Milton używał tylko nieco ponad 11000 słów, a Szekspir 25000. Czy
zastanawiałeś się, kim była osoba, która policzyła wszystkie słowa, jakimi
posługiwał się Milton i Szekspir? (Mam nadzieję, że pieniądze na te badania
nie poszły z naszych podatków). Jeśli uczysz się na pamięć słów, które nie
mają żadnego odniesienia do twojego codziennego języka, zapomnisz je po
upływie bardzo krótkiego czasu. Podróżowałem do wielu krajów na świecie.
Na krótko przed odwiedzeniem każdego nowego kraju, w którym
posługiwano się innym językiem niż angielski, starałem się zapamiętać kilka
podstawowych zwrotów i zdań w miejscowym języku. ("Nie znam waszego
języka". "Jestem głodny". "Dzień dobry". "Dobry wieczór". "Gdzie jest
łazienka?"). To interesujące, że dzisiaj nie pamiętam żadnego z tych słów i
zwrotów. Dlaczego? Ponieważ obce słowa, na których zapamiętanie
poświęciłem tyle czasu nie są wyrazami, jakich używam w moich
codziennych rozmowach. Inaczej mówiąc, nauczyłem się słów, które nie
mają żadnego związku z moim obecnym życiem. Słowa takie jak
"onomastyka", "oogamia", "zoogeografia", "pędzelkowaty" i "ksenomorficzny"
mogą być całkiem zabawne (jeśli fanatycznie uwielbiasz słowa), lecz nie
zapamiętasz ich, jeśli nie będziesz ich używał. Jeśli zaś odkryjesz, że często
się nimi posługujesz, to jesteś pewnie jeszcze większym dziwakiem od
osoby, która uczy się ich na pamięć. Po drugie, (patrząc z punktu widzenia
słuchacza) rozwijając słownictwo nie ucz się słów, których znaczenia nikt nie
będzie rozumiał. Celem mowy jest komunikowanie się. Jeśli nie jesteś
Williamem Buckleyem (jego dewizą jest używanie słów, których nikt nie
rozumie), to pamiętaj, że celem komunikowania się jest, po pierwsze, jasne
wyrażanie myśli, i po drugie, wyrażanie ich w taki sposób, który podkreśli ich
sens. Istnieje jeden wyjątek od tego słownikowego zakazu. Poruszając się
we wrogim, polemicznym czy apatycznym środowisku, czasami można
używać słów nie po to, aby komunikować się z innymi, lecz by robić na nich
wrażenie. Uczę moich studentów, że kaznodzieje mają w naszym
społeczeństwie poważne problemy w dziedzinie public relations. Większość z
nich jest uważana za płytkich i pozbawionych znaczenia głupców. Zawsze
powtarzam studentom, że powinni mieć w swoim bagażu homiletycznym
kilka słów, które nie mają innego zadania jak tylko wywierać wrażenie na
słuchaczach. Czarnoskórzy kaznodzieje rozwinęli specyficzną formę sztuki
przemawiania, która ma także zdolność motywowania słuchaczy, jakiej nie
posiada żaden inny styl mówienia. Jednym z najwybitniejszych
przedstawicieli tego stylu był E. V. Hill. Miałem okazję słuchać kilka razy jak
E. V. Hill zwracał się do białych słuchaczy. Podczas wprowadzenia dr Hill
zwykle zdejmował okulary i "mówił językiem białych". Jego technika była
bardzo efektywna. Mówił dobrze przemyślanymi chłodnymi i nudnymi
zdaniami posługując się słowami, jakie padłyby zza pulpitu w kościele
uczęszczanym przez białych klasy średniej. Później zakładał okulary - to był
znak, że teraz zacznie wygłaszać. Mówił: "Chciałem pokazać wam, białym,
że mogę gadać tak drętwo jak wy. Teraz, gdy już to sobie wyjaśniliśmy,
zejdźmy na ziemię". Podobnie mówca może celowo posługiwać się słowami,
których nikt nie rozumie (zawsze oczywiście we właściwym kontekście) po
prostu, aby wywrzeć wrażenie na audytorium czy na jednostce i przez to
zwiększyć otwartość słuchaczy na swoje przesłanie. Lecz w większości
przypadków długie słowa wypowiadane z autorytetem przysporzą mówcy
jedynie złej sławy. Żyjemy w kulturze populistycznej (jeśli nie zauważyłeś
tego, powinieneś zwrócić na to baczniejszą uwagę). Elitaryzm snobizm i
pompatyczność są zawsze produktem ubocznym nadużywania słów, których
nikt nie rozumie. Jednym z moich wczesnych nauczycieli był dr John
Stanton, emerytowany pastor mieszkający w wiosce Cape Cod. Tamtejszy
kościół był pierwszym, w jakim służyłem. John z powodu miłości do mnie i
słów zachęty zasłużył sobie na prawo niczym nie ograniczonej krytyki moich
kazań. Pewnej niedzieli podczas lunchu powiedział mi: "Steve, twoje kazanie
było wspaniałe, lecz nikt oprócz ciebie i mnie go nie zrozumiał - nawet ja sam
nie jestem tego pewien". Potem dał mi popularne wydanie Roget Thesaurus
(Słownika terminów bliskoznacznych Rogeta) i powiedział, abym go używał.
Powiedział mi: "Zawsze gdy znajdziesz jakieś miło brzmiące, wielkie słowo,
które mogłoby wywrzeć wrażenie na twoich profesorach z Boston University,
sięgnij do tej maleńkiej książeczki i znajdź słowo mniejsze, które nauczy tej
samej prawdy twoich ludzi z kościoła". Jestem mu dozgonnie wdzięczny za
tę radę. Po trzecie, rozwijając słownictwo, nie marnuj czasu na uczenie się
ezoterycznych słów. Prawie każdy zawód czy subkultura ma słowa, które są
rozumiane i używane wyłącznie przez członków tej grupy i nikogo innego.
Prawnicy są powszechnie znani z posługiwania się tego rodzaju
słownictwem, lecz niektórzy chrześcijanie, szczególnie kaznodzieje, są
jeszcze gorsi od prawników. Vance Havner, jeden z najbardziej wymownych i
dynamicznych kaznodziejów, jakich kiedykolwiek wydała Ameryka, mawiał:
"Jeśli chcesz wypróbować kaznodzieję, poślij go, by mówił do farmerów - jeśli
się tam nie sprawdzi, powinien ponownie rozważyć swoje powołanie". Dobra
zasada. Powinna ona znaleźć zastosowanie do wielu ludzi, którzy ulegają
pokusie posługiwania się słowami zrozumiałymi wyłącznie przez członków
jakiejś wąskiej grupy. Jeśli chcesz wypróbować doktora, poślij go, aby mówił
do nastolatków. Jeśli chcesz sprawdzić prawnika, niech mówi do robotników
budowlanych. Jeśli chcesz sprawdzić inżyniera, poślij go, aby porozmawiał z
filozofem. Jeśli chcesz sprawdzić filozofa, poślij go, aby mówił z barmanem.
Jeśli się im nie powiedzie, powinni na nowo przemyśleć swoje powołanie.
Jeśli nie zwracasz się do pojedynczego człowieka czy audytorium złożonego
z członków własnej subkultury, zawodu upewnij się, że słowa, jakimi się
posługujesz posiadają uniwersalne znaczenie. Rozwijanie słownictwa -
właściwy sposób A teraz pozwólcie, że udzielę wam kilku rad, jak rozwijać
słownictwo, które spowoduje prawdziwą różnicę w porozumiewaniu się.
Słuchaj i czytaj. Dobrzy mówcy zwykle słuchają, jak inni posługują się
słowami. Zawsze czytają ze słownikiem pod ręką i sprawdzają słowa, których
znaczenia nie rozumieją. Jedną z korzyści życia w dwudziestym wieku jest
to, że jesteśmy otoczeni przez wielkich mówców. Odwrotną stroną tego
medalu jest to, że musisz być bardzo dobrym mówcą, jeśli masz zostać
zauważony. Pozytywną stroną jest zaś to, że istnieje wiele wzorów i źródeł, z
których można uczyć się sztuki dobrej komunikacji. * * * "Właściwe słowa na
właściwym miejscu to prawdziwa definicja stylu." - Jonathan Swift * * *
Dobrym ćwiczeniem (szczególnie jeśli twoim problemem jest ubogie
słownictwo) jest postawienie sobie za cel uczenia się codziennie jednego lub
dwóch nowych słów. Bardzo rzadko zdarza się, bym czytając książkę,
rozmawiając z przyjacielem, oglądając telewizję, idąc do kina czy
przeglądając gazetę nie nauczył się jakiegoś nowego słowa. Przez całe życie
moim zwyczajem było wyszukiwanie nowych słów, których mógłbym użyć w
komunikowaniu się z innymi. Dobrym ćwiczeniem jest prowadzenie listy słów,
które poznałeś, i co jakiś czas przeglądanie jej. Używaj nowych słów, które
poznałeś. Zasada jest następująca: jeśli nie używasz tego, co poznałeś,
stracisz to. Prawda ta odnosi się do wielu dziedzin życia, a szczególnie do
rozwijania słownictwa. Przypuśćmy, że gdy przeczytałeś słowo ezoteryczny
nie było ci ono znane. Przypuśćmy, że poszedłeś po słownik i sprawdziłeś
jego znaczenie. Jeśli tak uczyniłeś to dowiedziałeś się, że oznacza ono coś
zrozumiałego wyłącznie dla wąskiej, szczególnej grupy ludzi. Wypowiedz je
głośno tyle razy, aż oswoisz się z jego brzmieniem. Następnie umieść je w
zdaniu: "Lekarze posługują się tak egzoterycznym językiem, że tylko oni sami
mogą zrozumieć to, co mówią". Szukaj różnych sposobów zastosowania tego
nowego słowa. Posługuj się nim dopóki go nie przyswoisz. Wtedy
przedostanie się ono do systemu plików w twoim umyśle i będziesz mógł je
przywołać zawsze, gdy pojawi się taka potrzeba. Zwracaj uwagę na te
sytuacje, w których brakuje ci właściwego słowa i przyłapujesz się na tym, że
używasz jego marnych substytutów. Wszyscy to robimy - różnica pomiędzy
dobrym a złym mówcą polega na tym, że dobry odnotowuje takie przypadki i
dopilnowuje, aby nie miały one więcej miejsca. "Pełna płynność" - tak Jay
Adams opisuje niezbędny zasób słownictwa. Ma przez to na myśli, że osoba
mówiąca nie powinna szukać właściwego słowa dla opisania myśli, którą
stara się zakomunikować. Kiedy coś takiego ci się przytrafi, zapamiętaj tę
sytuację i przy pierwszej okazji znajdź słowo, którego powinieneś był użyć.
Będziesz zaskoczony, jak szybko wzbogaci się twoje słownictwo poprzez
takie "posprzątanie bałaganu". Naucz się odróżniać martwe słowa od słów,
które kryją w sobie moc. Książka Georga Walthera pt. "Porver Talking"
("Przemawianie z mocą", G. P. Putnam's Sons, 1991) bardzo ci w tym
pomoże. Nie chodzi mi tutaj o to, jak mówić, by zdobyć władzę nad ludźmi
(później powiem o tym kilka słów), lecz o posługiwaniu się słowami, które
mają ładunek emocjonalny. Na przykład, "budynek" jest słowem
pozbawionym emocji natomiast "dom" kryje w sobie ładunek emocjonalny.
Słowo "stymulujący" jest jałowe, zaś słowa "podniecające" czy "ekscytujące"
kryją w sobie emocje. Gdy będziesz używał słowa "furia" czy "wściekłość" na
oznaczenie gniewu, zauważysz, że ludzie będą czuli moc twoich słów.
Pewne słowa wywołują emocje: Ameryka, matka, tchórzostwo, wolność,
gniew, zboczeniec. Po czym poznać różnicę? Zadając sobie pytanie, które
słowa angażują cię, a które tego nie czynią. Słuchaj mówców, którzy potrafią
poruszyć cię swoimi słowami. Wynotuj, jakich słów używają. Odkryjesz, że
pewne słowa mają zdolność poruszania tobą. Jeśli poruszają ciebie, to
bardzo prawdopodobne, że poruszą także i innych. Ucz się, jak włączać takie
słowa do codziennych rozmów. (Bądź jednak ostrożny, ponieważ
nadużywanie emocjonalnych słów pozbawi je mocy). Poszerzaj swoje
słownictwo do takiego momentu aż będziesz potrafił podać kilka
odpowiedników danego wyrazu. Dobrą grą (szczególnie gdy mówca jest
nudziarzem) jest słuchanie przemówienia i wymyślanie innych słów, których
możnaby użyć. Ta zabawa spowoduje, że nie zaśniesz, i jednocześnie
rozszerzy twoje słownictwo. Miałem przyjaciela, który nadal jest jednym z
najlepszych mówców jakich znam. Wraz z upływem czasu jest coraz lepszy.
Powiedział mi kiedyś, że obecnie najtrudniejszą rzeczą w przemawianiu jest
dla niego znalezienie precyzyjnych słów, których mógłby użyć w swojej
mowie. "Lecz wiele lat pracy nad rozwinięciem słownictwa naprawdę się
opłaciło", mówi. "Zawsze gdy nie mogę sobie przypomnieć jakiegoś słowa
mam w pogotowiu pięć innych". * * * "Różnica pomiędzy prawie dobrym
słowem a słowem naprawdę dobrym to poważna sprawa - to jak różnica
pomiędzy robaczkiem świętojańskim, a błyskawicą." - Mark Twain * * * Dobry
mówca, który przemawia w taki sposób, że ludzie słuchają, ma bardzo
rzadko kłopot ze znalezieniem właściwego słowa. Prawdziwym problemem
będzie dla niego zdecydowanie, którego z kilku możliwych słów użyć do
wyrażenia myśli, którą pragnie się podzielić. Nie jestem specjalistą w
formułowaniu zasad, lecz pozwólcie, że podam kilka, które dotyczą
właściwego posługiwania się słowami. Jak efektywnie posługiwać się
słowami 1. Zachowaj prostotę. Celem komunikowania się nie jest wywieranie
wrażenia, lecz jasne formułowanie myśli. Opowiem wam historię powstania
sloganu reklamowego używanego przy sprzedaży mydła Ivory - "It Floats"
(To pływa) - hasła bardzo popularnego kilka lat temu. Kiedy produkt był już
gotowy, aby wprowadzić go na rynek, naukowcy, którzy zbadali składniki
mydła, przesłali firmie następującą notę: "Składniki alkaliczne i tłuszcze
roślinne zawarte w tym produkcie są tak dobrane, że gwarantują najwyższą
jakość mydlącą, a jednocześnie nadają mydłu specyficzną gęstość, która
powoduje, że utrzymuje się ono na powierzchni wody, oszczędzając kłopotu i
rozdrażnienia związanego z koniecznością wyławiania go z dna wanny
podczas kąpieli". Szef od reklamy napisał na marginesie notki uwagę: "To
pływa!" Te dwa słowa stały się hasłem w kampanii reklamowej mydła Ivory.
Więcej na ten temat powiem w następnym rozdziale. W tej chwili dobrze jest
pamiętać, że w kulturze, gdzie "bla, bla, bla" jest tym, co dokonuje się w
większości konwersacji i przemówień, czasami najpotężniejszą mową jest
powiedzenie tego, co myślisz - prosto, wprost i bez fanfarów. Chrystus miał
prawdopodobnie to właśnie na myśli, gdy mówił, że nasze "tak" powinno być
"tak, a "nie" - "nie". Kiedy ostatni raz powiedziałeś "nie" bez zbędnych
elaboratów czy wymówek? Kiedy ostatnio powiedziałeś "tak" bez podawania
miliona powodów, dlaczego tak postąpiłeś? Arthur Mueller stworzył
błyskotliwą parafrazę dwudziestego trzeciego psalmu: "Pan jest moim
zewnętrzno-wewnętrznym mechanizmem integrującym. Nie doznam
deprywacji od gratyfikacji dla moich potrzeb i dyspozycji. On motywuje mnie
do tego, abym orientował się na aspołeczne obiekty w sposób efektywnie
znaczący...". Spróbuj wywołać jakieś emocje tymi słowami. Paul Tillich, jeden
z wybitnych myślicieli, filozofów i teologów naszego wieku, nazywał Boga
"Podstawą wszechrzeczy". Podejrzewam, że gdyby Tillich tak się modlił, Bóg
zareagowałby na jego modlitwy słowami: "Co takiego?". 2. Unikaj słów, które
z powodu nadużywania w niewłaściwych okolicznościach utraciły swoje
pierwotne znaczenie. Słowa takie jak faszysta, rasista i fundamentalista
utraciły wszelki związek ze swoim pierwotnym znaczeniem. Są to użyteczne
wyrazy dla rozpalania ognia słów, lecz mają małe zastosowanie w
komunikowaniu treści poznawczych. Słowa takie jak dżentelmen (to może
znaczyć wszystko począwszy od nieudacznika po członka audytorium),
zbawiony (zbawiony od czego?), miłość (wszystko, począwszy od miłego
uczucia po wybuch pożądania) chrześcijanin (wszyscy za wyjątkiem Żydów i
Muzułmanów) po prostu nie są dość precyzyjne, aby komunikować jakieś
treści. 3. Nie używaj słów przekleństwa za wyjątkiem sytuacji ekstremalnych.
Wierzę, że Bóg wyposażył pewne słowa większą mocą (słowa przekleństw),
dlatego powinny być używane w rzadkich i specjalnych okazjach. Wierz w to
czy nie, Biblia zawiera pewne słowa, które z powodu delikatnych uszu
współczesnych chrześcijan "zmiękcza się" podczas przekładu na język
angielski. Marcin Luter używał czasami języka, który przyprawiłby o
rumieniec marynarza. Są takie chwile gdy mocne słowa wydają się właściwe.
Kiedy walniesz się młotkiem w palec, pewne słowa po prostu nie pasują.
Problem ze słowami przekleństwa polega na tym, że prości ludzie mają
ograniczone słownictwo i gdy szukają właściwego wyrazu, zwracają się do
przekleństwa jako ostatniej deski ratunku. W dodatku im częściej ktoś używa
jakiegoś słowa, tym bardziej traci ono moc. Współczesne media zniszczyły
pewne bardzo dobre słowa przekleństwa stale bombardując nimi słuchaczy.
Każde pokolenie ma własne przekleństwa, a słowa, które dana kultura
określa jako "niecenzuralne " zmieniają się co dwa lub trzy pokolenia.( Na
przykład wcześniejsze pokolenia uznawały za przekleństwa zwroty "o,
kurczę" czy "wielkie nieba"). Jeśli nie mieszkałeś na pustyni przez wiele lat,
to wiesz, że słowa te całkowicie utraciły swoją moc. Nie chciałbym być
autorem scenariuszy współczesnych filmów. Słowa, które mają moc, są
używane tak często i bez wyczucia, że pozostało nam bardzo mało mocnych
słów. Niektórzy muszą już chyba wymyślać nowe rodzaje przekleństw, aby
zastąpiły funkcję, jaką jedno pokolenie temu pełniło np. powiedzenie "do
licha". Jeśli nie zwracamy się do najbardziej naiwnej publiczności, słowo "do
licha" ma tyle mocy co nic. Jeszcze jedno słowo na temat używania
przekleństw. Nigdy nie używaj wyrażeń potocznych, które odnoszą się do
funkcji cielesnych. Takie postępowanie jest po prostu niesmaczne, a nadal
są jeszcze ludzie, którzy zauważają zły smak i czują się nim urażeni. Kiedy to
u ciebie zauważą, skojarzą słownictwo, jakim się posługujesz, z twoją osobą i
nie będą słuchali niczego, co będziesz mówił. Niewiele sytuacji wymaga słów
przekleństwa. Jedynie w najbardziej skrajnych sytuacjach dobry mówca
odwołuje się do tego rodzaju języka. Jeśli masz wątpliwości, nie używaj
żadnych słów. Milczenie czasami komunikuje emocje w sposób bardziej
wymownie niż słowa. Kiedyś pewien student zwrócił się do C. S. Lewisa z
prośbą o przyjęcie na indywidualny staż naukowy. Gdy student czytał
Lewisowi swoją pracę, ten zapadł w drzemkę. Student wpadł we wściekłość i
zaczął wołać, że drogo zapłacił za swoją edukację i spodziewał się chociaż
małego komentarza na temat swojej pracy. Lewis odparł: "Synu, sen jest
komentarzem". Rozdział 4.& Bariery w komunikacji "...gdyż nie wy będziecie
mówili, lecz Duch Ojca waszego będzie mówił przez was." - Mt 10, 20 Czy
słyszałeś historię o człowieku, który siedział na gwoździu? Każdy starał się
ulżyć mu w jego bólu. Duchowni powiadali, że mniej by go bolało, gdyby
modlił się i czytał Biblię. Socjologowie uważali, że jego cierpienia zostały
spowodowane przez instytucje społeczne, które go ukształtowały.
Psychologowie twierdzili, że ból jest tak intensywny, ponieważ rodzice źle go
wychowywali. Żona mówiła, że cierpi, ponieważ utracił kontakt z własnymi
uczuciami. Na koniec zjawił się mały chłopiec i zapytał: "Proszę pana,
dlaczego nie zejdzie pan z tego gwoździa?". Lekarstwo na większość
problemów pojawiających się w komunikowaniu indywidualnym i z większym
audytorium jest równie proste jak zejście z gwoździa. Ta książka jest jedną z
tysiąca książek o tym, jak mówić, aby ludzie słuchali. Jednak większość
problemów związanych z komunikowaniem się z innymi ludźmi pojawia się
nie z powodu braku informacji, lecz ich zalewu. Rozwiązania są o wiele
prostsze niż się na ogół sądzi. Oglądałem film wideo o grze w golfa. Brałem
lekcje i słuchałem najlepszych rad przyjaciół, którzy instruowali mnie, jak
należy uderzać piłkę, jaki jest właściwy chwyt kija, jaką powinienem mieć
postawę i jak się wychylać wykonując zamach. Jednak najbardziej pomogła
mi najprostsza rada. Udzielił mi jej pewien zawodowy gracz lapidarnie
stwierdzając, że mój problem to zbyt wielu chętnych do pomocy przyjaciół.
Powiedział: "Steve, trzymaj lewe ramię wyprostowane i patrz na piłkę.
Zapomnij o całej reszcie". Tak długo, jak długo słucham tej rady, idzie mi
całkiem nieźle (choć nawet wtedy moja gra pozostawia wiele do życzenia).
Moje problemy wzrastały wprost proporcjonalnie do tego, ile informacji
musiałem zapamiętać. * * * "To prostota sprawia, że ludzie niewykształceni
potrafią zwracać się do tłumów bardziej skutecznie od uczonych." -
Arystoteles * * * Większość ludzi popełnia pewne podstawowe błędy rzucając
sobie pod nogi "bariery" przeszkadzające w skutecznej komunikacji. W
niniejszym rozdziale będę chciał je przeanalizować. Nie daj się zwieść ich
prostocie. Zejście z gwoździa jest przecież także proste. Zwlekanie z
przesłaniem Pierwszą barierą w komunikowaniu się jest zwlekanie z
powiedzeniem tego, co się myśli. Większość ludzi tak bardzo przejmuje się
tym co ludzie sobie o nich pomyślą, i tym, jak powinni wyrazić swoje myśli, że
nie udaje się im powiedzieć tego, co mają na sercu. Obawiamy się, że
osoba, z którą rozmawiamy (czy audytorium, do którego się zwracamy)
będzie urażona/zraniona naszymi słowami, więc zwlekamy z naszym
przesłaniem. Problem nie polega na tym, że brak nam właściwych słów, że
nie wiemy jak je powiedzieć, lecz że jesteśmy zakłopotani. Jesteśmy tak
wrażliwi na uczucia innych, iż ukrywamy to co mamy do powiedzenia. A
wtedy przesłaniem staje się sama przykrywka. Zdradzę wam sekret:
prostolinijna, pozbawiona upiększeń, jasna komunikacja jest w naszej
kulturze tak rzadkim zjawiskiem, że sama jej prostota jest potężną siłą. Czy
znasz kawał o żołnierzu, któremu umarła matka? Sierżant nie wiedział, jak
mu o tym powiedzieć, i czuł się trochę niezręcznie na myśl o przekazaniu mu
tej złej wiadomości wprost. Zdecydował się więc na coś, co według niego
było bardziej współczującym i subtelnym sposobem. Następnego ranka, gdy
żołnierze szykowali się do zbiórki, sierżant wydał komendę: "Wszyscy, którzy
mają matki wystąp!". A następnie dodał: "Nie tak szybko, George". * * * Sir
Oswald Mosley, przywódca brytyjskich nazistów, wstał, aby przemówić na
faszystowskim mityngu. Podniósł prawą rękę w faszystowskim pozdrowieniu.
Jego gest wzbudził entuzjazm tłumu, więc dumny Mosley dalej stał z
podniesioną ręką. Wtedy ktoś z tyłu sali zawołał: "Oswald, możesz już iść do
ubikacji!". * * * W ciągu minionych lat byłem posłańcem większej ilości złych
wieści niż mogę spamiętać. Mówiłem dzieciom, że ich rodzice popełnili
samobójstwo. Przekazywałem rodzinom wiadomości o śmierci ich dzieci.
Ponieważ tak często przekazywałem tragiczne wieści, stałem się ekspertem
w tej dziedzinie. Jeśli wiadomość jest trudna, powiedz ją tak prosto i szybko,
jak potrafisz. Dotyczy to nie tylko złych wiadomości, lecz stosuje się do całej
komunikacji. Prosta wiadomość "Kocham cię", "Czy zjesz ze mną obiad?",
"To, co powiedziałeś, rozgniewało mnie!", "Nie chcę tego zrobić, bo czuję się
z tym niewygodnie". Słowa "tak" i "nie" są potężne, ponieważ są proste. Brak
wrażliwości na słuchaczy Druga bariera w komunikowaniu pojawia się, gdy
za daleko odsuniemy pierwszą barierę. Niewłaściwie rozumiemy uczucia i
myśli osoby, z którą się komunikujemy, i przez swój brak wrażliwości
niszczymy dobre porozumiewanie się. W następnym rozdziale obszernie
poruszę zagadnienie słuchania, tutaj chcę jedynie powiedzieć, że jeśli chcesz
z ludźmi rozmawiać, to musisz ich znać. Najlepszym sposobem poznania
drugiego człowieka jest słuchanie. Czynimy wiele fałszywych założeń o
ludziach, które mogą nas wtrącić w kłopoty, jeśli zakomunikujemy swoje
nastawienie. Na przykład, czynimy przypuszczenie, że inni są tacy sami jak
my. To założenie jest szczególnie ryzykowne w komunikowaniu się z
przedstawicielami odmiennej płci. Zaryzykuję posądzenie o męski szowinizm,
lecz powiem: mężczyźni i kobiety są inni. Nie zakładaj, że twój małżonek czy
przyjaciel myśli, czuje i rozumie słowa tak samo jak ty. Mężczyzna
obserwując odjazd karetki zabierającej jego żonę do szpitala
psychiatrycznego, który powiedział: "Nic nie rowumiem, ona nigdy nie
wychodziła z kuchni", tak naprawdę wcale jej nie rozumiał. "Oczywiście, że ją
kocham, wyznałem jej to w dniu ślubu. Gdybym zmienił zdanie,
powiedziałbym o tym". Taką odpowiedź otrzymałem od pewnego mężczyzny,
gdy zapytałem go, czy kocha swoją żonę. Kobiety robią to samo. Mąż jest
bardziej zainteresowany tym, co dostanie na obiad, niż tym, co przeżywa
podczas jego spożywania. Nie mówi o tym, co działo się w biurze ponieważ
sądzi, że żona nie będzie tym zainteresowana. Prawdopodobnie uważa, że
ma nudną pracę. Mężczyźni nie lubią mówić o rzeczach abstrakcyjnych, więc
gdy pytasz, jakie uczucia żywi względem ciebie, nie odpowie na to pytanie,
bowiem nigdy się nad tym nie zastanawiał. Kiedy przemawiam do audytorium
złożonego z kobiet, mój sposób prezentacji jest całkiem odmienny od
sposobu, w jaki zakomunikowałbym to samo przesłanie grupie mężczyzn.
Dla mężczyzn byłoby ono całkiem inaczej "zapakowane". Kiedy mówię do
mężczyzn, muszę mieć ich po swojej stronie zanim przejdę do istoty mojego
przesłania. To jest szczególnie ważne, gdy mówię do nich o sprawach wiary.
Gdy zwracam się do kobiet nie muszę tego czynić. Muszę jednak zwracać
większą uwagę na "ton uczuciowy". Kobiety są o wiele bardziej wrażliwe na
język ciała, ton głosu i słowa naładowane emocjami niż mężczyźni. Problemy
pojawiają się jednak nie tylko w kontaktach między płciami. Zdarzają się
każdego dnia podczas formalnych i nieformalnych spotkań. Zdarzają się,
ponieważ brakuje nam wrażliwości na uczucia drugiej osoby. Przemawiając
na spotkaniu w więzieniu nie powinienem mówić: "Cieszę się, że was tu
wszystkich widzę". Jeśli zwracam się do nastolatków, nie powinienem robić
aluzji do muzyki Bacha. Jeśli prowadzę rozmowę z homoseksualistą, nie
powinienem poruszać kwestii skłonności seksualnych (lub robić to bardzo
delikatnie). Gdy przemawiam do rodziców, nie powinienem krytykować ich
dzieci. Oczywiście mógłbym mnożyć przykłady, jednak większość z nich (być
może wszystkie) to zasady zgodne ze zwyczajnym zdrowym rozsądkiem i
wrażliwością na innych ludzi. Oto zasada, która pomoże ci pokonać te
wszystkie trudności, o jakich wspomniałem: Istnieje bezpośredni związek
pomiędzy tym, jak bardzo cenisz daną osobę, a skutecznością, z jaką
możesz się z nią komunikować. Jeśli uważnie słuchasz i okazujesz troskę,
nie popełnisz 90 procent błędów wynikających z braku wrażliwości. Pewnego
razu do Tołstoja podszedł żebrak prosząc o pieniądze. Tołstoj odpowiedział:
"Bracie, nie mam pieniędzy, więc nic ci nie mogę dać". "Już mi coś dałeś",
odparł na to żebrak. "Nazwałeś mnie bratem, a to jest wielki dar". Jeśli uznaję
czyjąś wartość, to prawdopodobnie zrozumiem, co ten ktoś do mnie mówi -
nawet jeśli nie powie tego jak należy. Żona Marka Twaina kiedyś bardzo się
na niego rozgniewała i zaczęła przeklinać. Pisarz zaczął się śmiać i
powiedział: "Kochanie, znasz wszystkie właściwe słowa, lecz nie znasz
właściwej tonacji głosu". Cóż, ta właściwa tonacja polega na uznawaniu za
wartościowych ludzi, z którymi rozmawiamy. Jeśli tak uczynimy, to nawet
posługiwanie się niewłaściwymi słowami nie przeszkodzi w odebraniu
naszego przesłania. Ileż to razy w atmosferze miłości mówimy drugiej osobie:
"Och, wiesz co miałem na myśli". * * * Do Boga mówię po hiszpańsku, do
kobiet po włosku, po francusku do mężczyzn, po niemiecku zaś zwracam się
do mojego konia." - Karol V * * * Wysyłanie mieszanych sygnałów Trzecią
barierą w dobrej komunikacji jest nie zauważanie tego, że - jak to powiedział
Roger Ailes - ty sam jesteś przesłaniem. Charles Spurgeon, jeden z
największych chrześcijańskich mówców ostatnich dwóch stuleci, zwykł był
mawiać do swoich studentów: "Kiedy mówicie o niebie, niech wyraz waszej
twarzy odbija radość i podniecenie. Gdy opowiadacie o piekle, wasz
normalny wyraz twarzy wystarczy". Wyraził w ten sposób to, że komunikacja
obejmuje o wiele więcej niż tylko słowa. W czasie miesięcy wspólnej pracy
redaktor mojej książki stał się moim bliskim przyjacielem. Kiedy złożyłem w
redakcji pierwszy rękopis książki (praca redaktora dopiero się zaczynała),
zadzwonił do mnie i zapytał: "Steve, czy ty rzeczywiście tak mówisz?".
Stwierdziłem, że tak, a wtedy on powiedział: "To wszystko co chciałem
wiedzieć". Zredagował rękopis pamiętając, że ja byłem tak samo częścią
przesłania jak sama treść książki. Jeśli dana osoba cię nie lubi, to wydaje się
logiczne, że nie będzie przychylnie nastawiona również do tego, co mówisz.
Jeśli nie masz entuzjastycznego stosunku do własnego przesłania, to nikt
inny nie będzie nim podekscytowany. Jeśli nie przemawiasz z autorytetem,
większość słuchających dojdzie do wniosku, że nie wiesz, o czym mówisz.
Jeśli twój styl komunikowania się sprawia, że jesteś odbierany jako
nieprzyjaciel, powinieneś wiedzieć, że spotkasz się z wrogą reakcją. Jeśli
masz rozbiegane oczy i nie patrzysz na ludzi, z którymi rozmawiasz,
pomyślą, że kłamiesz. Myśl jest następująca: to kim, jesteś, jak mówisz i jak
wyglądasz, razem tworzy "tkankę" komunikacji. Jeśli o tym zapomnisz, to
odkryjesz, że komunikacja po prostu nie zachodzi. Jednym z moich
autentycznych problemów jest to, że mój głos nie pasuje do mojego wyglądu.
Z jakiegoś powodu Bóg dał mi bardzo głęboki głos. Brzmię tak jak facet z
reklamy Marlboro, lecz wyglądam raczej jak duży i zły Pan Peepers. (Ktoś
powiedział, że mam doskonałą "twarz" radiową). Kiedy przemawiam na
mityngach, konferencjach czy seminariach, ludzie, którzy słuchają mojego
programu radiowego, początkowo prawie zawsze doznają szoku. Czasami
kiedy z nimi rozmawiam mówią: "Nie, ty nie jesteś Steve Brown". Zwykle
odpowiadam na to: "Jestem nim. Dzisiaj rano dostałem list, który był
zaadresowany do Stevea Browna". Słuchajcie uważnie! Podam wam teraz
dobrą ilustrację tego punktu. Proszę zwróćcie uwagę, że mówiąc o problemie
dysharmonii pomiędzy moim wyglądem i moim głosem starałem się
zachować dobry humor. Kiedy mam do czynienia z audytorium czy
jednostką, która jest wyraźnie zakłopotana dysproporcją pomiędzy moim
wyglądem i tonem mojego głosu, to mam do wyboru kilka możliwości.
Mógłbym na przykład udawać obrażonego i powiedzieć coś w rodzaju:
"Myślę, że jesteście zupełnie nieczuli na moje uczucia, chyba zaraz się
rozpłaczę". Mogę również założyć buty na wysokiej podeszwie i wysokich
obcasach, koszulę wypchaną w ramionach i kurtkę motocyklową z czarnej
skóry z trupią czaszką i skrzyżowanymi piszczelami na plecach. Wtedy mój
wygląd trochę bardziej harmonizowałby z tonem mojego głosu. Mógłbym też
po prostu zignorować ten ich szok. Jednak takie metody nie pomogłyby mi w
tym, co robię, aby zarobić na życie, tj. w komunikowaniu konkretnego
przesłania. Odkryłem, że mogę poprawić moje przesłanie, jeśli nie będę brał
siebie zbyt poważnie. Podchodząc z humorem do problemu braku harmonii
między moim wyglądem i brzmieniem głosu otwieram przed sobą szerokie
możliwości dobrego komunikowania się. Nauczyłem się, przynajmniej w tej
dziedzinie, że ja jestem przesłaniem. Naucz się zwracać uwagę na coś
więcej niż słowa, jakie wypowiadasz. Zapytaj zaufanych przyjaciół, jak
nawiązujesz kontakt z innymi ludźmi. Nie przemawiaj na formalnych
zgromadzeniach w kostiumie kąpielowym i nie rób ewangelizacji na plaży w
garniturze i pod krawatem (szczególnie gdy jesteś kobietą) czy w sukni
wieczorowej (szczególnie gdy jesteś mężczyzną). Nie śmiej się głupkowato
na pogrzebach i nie czkaj na weselach, ponieważ ty sam jesteś przesłaniem.
Ignorowanie reakcji Czwartą barierą w dobrej komunikacji jest takie
zaabsorbowanie sobą, że przestaje się zwracać uwagę na to, co powiedziała
druga osoba. * * * Powiadają, że słowo jest martwe # Gdy zostanie
wypowiedziane. # Lecz tego dnia # Gdy je mówię # zaczyna żyć - Emily
Dickinson, 1872 * * * W poradnictwie małżeńskim, kiedy staje się jasne, że
partnerzy nie porozumiewają się ze sobą, zwykle proponuję im pewną grę.
Mówię małżonkom: "Zagramy w Komunikowanie się. Oto zasady gry. Chcę,
aby każde opowiedziało drugiemu o swoich myślach i uczuciach. Druga
osoba musi powtórzyć to, co zostało powiedziane, a pierwsza zgodzić się, że
to właśnie powiedziała". Zwykle proszę, aby żona zaczęła pierwsza i ona jest
na ogół z tego bardzo zadowolona. "Chociaż raz zostanę wysłuchana przez
bezstronnego sędziego", myśli i wyrzuca z siebie wszystko co czuje. Mąż
zwykle jej przerywa i muszę go upomnieć: "Bądź cicho. Dostaniesz swoją
szansę". I mąż siedzi cicho, dopóki żona nie skończy. Wtedy on wybucha. Ja
mówię: "Poczekaj chwilę, musisz powtórzyć żonie dokładnie to, co
powiedziała". "Wiem, co powiedziała", odpowiada na to. "Dobrze, powiedz
jej." "No dobrze", mówi zrezygnowany. "Moja żona powiedziała...". I mówi
żonie, co myśli, że ona powiedziała. "Wcale tego nie powiedziałam",
odpowiada małżonka. "No dobrze", mówię. "Powiedz mu jeszcze raz". Żona
jeszcze raz włazi mu na kark. Zwykle zauważam, że tym razem mąż słucha
trochę bardziej uważnie, ponieważ wie, że jeśli nie zrozumie jak należy,
nigdy nie będzie miał szansy opowiedzieć swojej wersji zdarzeń. Kiedy w
końcu nadchodzi jego kolej wszystko zaczyna się od nowa. Czasami
zarówno mąż, jak i żona musieli powtarzać swoje przesłanie trzy albo cztery
razy zanim zostało ono właściwie zrozumiane. Dobrą praktyką w
komunikowaniu się jest mówić drugiej osobie: "Nie wiem, czy dobrze to
zrozumiałem. Czy powiedziałeś, że..." Twoja odpowiedź jest zwykle o niebo
lepsza, gdy rozumiesz, co się dzieje podczas rozmowy. Brak definicji słów
Ostatnią barierą w dobrej komunikacji jest nie zdefiniowanie słów. W dobrej
debacie pierwszym krokiem jest zdefiniowanie znaczenia słów. Jeśli tak się
nie stanie dyskusja może przerodzić się w pozbawione sensu
współzawodnictwo o to, kto głośniej krzyczy. * * * "Wyrażając uczucia należy
przede wszystkim zwrócić uwagę na oryginalność. Jednak słowa, którymi się
posługujemy, powinny być stare." - Fujiware No Teika * * * Chrześcijanie
mają szczególne problemy w tej dziedzinie. Kiedy byłem pastorem, mój
kościół (i moje osobiste przekonania) wymagały, abym nie łączył węzłem
małżeńskim wierzącego z niewierzącym. Małżeństwo jest wystarczająco
trudne, nawet gdy panuje zgoda w tak ważnej sprawie jaką jest religia. Jeśli
w tej dziedzinie nie można osiągnąć porozumienia, szanse niepowodzenia
małżeństwa wzrastają raptownie. Zatem z zasady - a także ze względów
praktycznych - nie udzielam takich ślubów. Inaczej mówiąc, nie zgadzam się
na taką wymianę. Jednym z problemów, jakie w naszej kulturze nastręcza
słowo chrześcijanin, jest to, że było ono tak nadużywane, iż obecnie prawie
nic nie znaczy. Większość wierzy, że chrześcijanin to ktoś kto nie jest Żydem.
Zatem, odkryłem, że w moim przedmałżeńskim poradnictwie konieczne jest
wyraźne zaznaczenie: "Posłuchajcie, mam pewną zasadę, która jest dla mnie
ważna. Nie chodzi w niej o to, aby was osądzać. Nie mogę połączyć węzłem
małżeńskim chrześcijanina z niechrześcijaninem. Jednak zanim szybko
przejdziecie do konkluzji pozwólcie, że wyjaśnię, co rozumiem przez słowo
chrześcijanin. Chrześcijanin to nie jest człowiek, który chodzi do kościoła w
Wielkanoc, ani nawet taki który formalnie jest jego członkiem. (Nie staniesz
się samochodem, jeśli będziesz spał w garażu). Dla mnie chrześcijanin to
ktoś kto podjął decyzję osobistego oddania Chrystusowi i przyjął Boże
przebaczenie na podstawie Jego ofiary". Odkryłem, że gdy tak zdefiniuję
słowo "chrześcijanin" zostanę właściwie zrozumiany. Nie ma też żadnego
zakłopotania z powodu przesłania, jakie komunikuję. O dziwo odkrywam, że
ludzie nie są z tego powodu zagniewani. Zwykle narzeczeni mówią mi:
"Teraz rozumiemy, co miałeś na myśli. Nie pasujemy do tej definicji. Chyba
powinniśmy poprosić kogoś innego o udzielenie nam ślubu". Pewien człowiek
powiedział kiedyś do ateisty: "Powiedz mi, jaki jest Bóg, w którego nie
wierzysz. Prawdopodobnie ja też nie wierzę w takiego Boga". Co rozumiesz
przez słowo Bóg? Co rozumiesz przez dowolne słowo, jakiego używasz?
Kiedy to zostanie już ustalone, wtedy ty i twoi słuchacze będziecie rozmawiali
o tym samym. W ten sposób pokonaliśmy wszystkie bariery w
komunikowaniu się. Są to rzeczy bardzo proste, lecz prawdziwe. Naucz się
ich, a będziesz bliżej celu niż ci się wydaje. Rozdział 5.& Nie ma straconych
rozmów "Niech nie wychodzi z waszych ust żadna mowa szkodliwa, lecz
tylko budująca, zależnie od potrzeby, by wyświadczała dobro słuchającym." -
Ef 4, 29 Zanim przejdziemy do tematu tego rozdziału - jak być dobrym
rozmówcą - chciałbym udzielić ostrzeżenia: zasady, które tutaj podaję, mogą
mieć charakter manipulacji, jeśli zostaną źle zastosowane. Moim celem jest
pokazanie, w jaki sposób motywować ludzi za pośrednictwem rozmowy.
Jednak wszystko, co może być używane do motywowania, może też być
wykorzystane w celu manipulacji. Różnica pomiędzy "motywacją" a
"manipulacją" polega na tym, że działania manipulacyjne podejmuje się dla
własnej korzyści, zaś celem motywowania jest dobro innych (czy nasze
wspólne). Zasady, które tutaj wymieniam, nie mają charakteru moralnego. To
nie samochód zabija, lecz pijak, który go prowadzi. Podobnie jest z zasadami
dobrej konwersacji - można uzyskać władzę nad innymi, realizować swoje
egoistyczne cele i dbać o własne interesy. Jednak takie zastosowanie zasad,
które podam nie jest zgodne z moim zamysłem. Chociaż nie jestem twoją
matką i nie ponoszę odpowiedzialności za to, co zrobisz z przesłaniem tego
rozdziału (czy z przesłaniem całej tej książki), pozwól, że powiem ci coś, o
czym powinieneś wiedzieć: ci, którzy manipulują innymi, prawie zawsze
kończą jako ludzie samotni, paranoicznie nieufni wobec innych i zwykle nie
udaje im się zrealizować upragnionych celów. Widzisz, we wszechświecie
działają prawa (wierzący są przekonani, że to Bóg je ustanowił), które
zniszczą tych, co je łamią. Kilka lat temu moja przyjaciółka Marabel Morgan
napisała książkę pt. "The Total Women" ("Kobieta totalna"). Książka
sprzedała się w setkach tysięcy egzemplarzy i Marabel stała się sławna w
ciągu jednej nocy. Występowała w telewizji i uczestniczyła w radiowych
talkshow organizowanych na terenie całego kraju. Jej zdjęcia można było
znaleźć we wszystkich głównych magazynach i czasopismach Ameryki. Jej
portret umieszczono na okładce "Time'a" oraz wielu innych znanych
magazynów. W tym czasie byłem pastorem Marabel. Zwykle prosiła mnie o
pomoc w odpowiadaniu na niektóre z tysięcy listów, jakie otrzymywała. Pisały
je w większości kobiety (nie jest to niespodzianką). Autorki listów można było
podzielić na dwa rodzaje. Pierwsza grupa pań egoistycznie pragnęła
ukształtować swoich mężów zgodnie ze swymi pragnieniami. W listach
zadawały pytania o to, jak "manipulować" mężem za pomocą zasad
podanych w książce Marabel. Druga grupa składała się z kobiet, które
kochały swoich mężów i pragnęły dowiedzieć się, jak mogą lepiej ich
zadowolić. Motywowała je miłość, a zasady podane przez Marabel traktowały
jako sposób zrozumienia i zadowolenia mężów. Pragnienie zadowolenia
męża czy żony, którą się kocha, jest naturalne. Marabel stale spotykała się z
oskarżeniami, że jej książka jest manipulacyjna. Na takie pomówienia
zawsze odpowiadała (nawiasem mówiąc, Marabel stosuje tę odpowiedź we
własnym życiu i w małżeństwie): "Kocham mojego męża i odkryłam pewne
sposoby zadowolenia go. Pragnę sprawiać mu przyjemność, ponieważ go
kocham - nie zaś dlatego, że chcę nim manipulować". U osób, które
stosowały zasady przedstawione przez Marabel w jej książce,
zaobserwowałem pewną ciekawą rzecz: ludzie, którzy posługiwali się nimi w
celu manipulacji, po początkowym błyskotliwym sukcesie w końcu znajdowali
swoje małżeństwo w gorszym stanie niż było na początku. Natomiast w tych
przypadkach, gdy książka Marabel została potraktowana jako poradnik
wskazujący kobietom, jak lepiej kochać swoich mężów, rezultaty były
zdumiewające. Podobnie jest z zasadami, których nauczam w tej książce.
Jeśli twoim celem jest zdobycie władzy poprzez manipulowanie innymi, to -
podobnie jak silnie rozciągnięta guma - to co robisz powróci i uderzy cię.
Jeśli zaś pragniesz lepiej komunikować się, ponieważ jesteś zorientowany na
innych i pragniesz przedstawiać swoje idee w jak najlepszym świetle, to
przedstawione tutaj zasady poprawią twoje życie. Wystarczy już tego. Teraz
przejdźmy do podstawowych zasad dobrej konwersacji. Wymienię trzy
zasady i też kilka implikacji, które bezpośrednio lub pośrednio z nich
wypływają. * * * "Co powiedziałeś prezydentowi?", pytano człowieka, który
spotkał się z Theodorem Roosveltem. "Powiedziałem tylko, jak się
nazywam", odarł. "Potem tylko on cały czas mówił". * * * Pierwsza zasada
konwersacji Pierwsza zasada konwersacji jest zasadą dotyczącą życia jako
takiego, a jednocześnie zasadą odnoszącą się do komunikacji. Jeśli ją
zrozumiesz, będziesz mógł nie tylko po mistrzowsku opanować podstawowe
kanony dobrej konwersacji, lecz również świetnie sobie przyswoisz reguły
dobrych relacji międzyludzkich. Oto nasza zasada: Ogólnie rzecz biorąc,
ludzie bardziej interesują się sobą niż tobą. Wnioskiem płynącym z tej
zasady jest stwierdzenie, że również ty, zasadniczo rzecz biorąc, jesteś
bardziej zainteresowany sobą niż innymi ludźmi. Przyjaciel kiedyś zadał mi
pytanie: "Steve, czy ty kiedykolwiek zastanawiałeś się nad tym, co ludzie
myślą na twój temat?". Gdy dałem mu do zrozumienia, że nie miałbym nic
przeciwko tego rodzaju informacjom, zaśmiał się i powiedział: "Oni w ogóle
nie zawracają sobie tobą głowy!". Miał rację! Nie tylko miał rację - sam fakt,
że zależało mi na tym, aby się dowiedzieć, co ludzie o mnie myślą, był
potwierdzeniem zasady, że - generalnie rzecz ujmując - ja sam bardziej
interesuję się własną osobą niż innymi. Teraz, gdy znamy już podstawową
zasadę komunikacji przeanalizujmy kilka jej implikacji, które pomogą nam w
prowadzeniu rozmowy. Implikacje zasady 1. 1. Osoba zorientowana na
innych zawsze będzie postrzegana jako dobry rozmówca. Czy słyszałeś
anegdotę o pewnym sławnym pisarzu egoiście: pewnego razu powiedział
swojemu przyjacielowi: "Mówimy tylko o mnie. Porozmawiajmy o tobie. Co
sądzisz o mojej ostatniej książce?". Wielu z nas jest jak ten pisarz. Tak
naprawdę nic nas nie interesuje, chyba że to dotyczy nas i naszych spraw.
Jeśli jesteś zainteresowany wyłącznie rozmową o własnych zmartwieniach, a
osoba, z którą rozmawiasz, o swoich własnych, to nie trzeba specjalisty, by
pojąć, że niewiele osiągną poprzez rozmowę. Jeżeli posiadasz zdolność
podporządkowania własnych zainteresowań zainteresowaniom drugiej
osoby, to już zrozumiałeś 80 procent tego, co potrzeba, aby zostać przez
przyjaciół i znajomych uznanym za wspaniałego rozmówcę. 2. W dobrej
rozmowie słuchanie jest równie ważne jak mówienie. Czy byłeś kiedyś
uczestnikiem rozmowy, w której jeden z rozmówców czekał wyłącznie na to,
aż skończysz mówić, aby dorwać się do głosu? Czy kiedykolwiek spotkałeś
się z reakcjami ludzi, które wskazywały, że nie mają oni zielonego pojęcia o
tym, co powiedziałeś? Czy kiedykolwiek zwróciłeś uwagę na "rozbiegane
oczy" swojego rozmówcy i później zdałeś sobie sprawę, że ta osoba
wykorzystuje cię dopóki nie zjawi się ktoś bardziej interesujący? Czy
powiedziałeś komuś o tym, co uważałeś za ważne dla niego, a następnie z
jego odpowiedzi wywnioskowałeś, że wcale nie było to dla niego ważne?
Czułeś się prawie tak, jakby ta osoba powiedziała: "Masz tu dziesiątaka i
zadzwoń do kogoś komu na tym zależy". Czy pamiętasz, jak się czułeś, gdy
to się zdarzyło? Chociaż nie padły żadne słowa, było jasne, co słuchacz o
tobie sądzi. Jeśli nie lubisz takich sytuacji, to istnieje duże
prawdopodobieństwo, że inni również za nimi nie przepadają. 3. Nie
potępianie i nie osądzanie innych podtrzyma dobrą rozmowę. I przeciwnie,
reagowanie na innych słowami potępienia czy osądzanie ich doprowadzi
rozmowę do raptownego końca. Niestety, pewni ludzie po prostu nie są
zdolni powiedzieć niczego pozytywnego. W każdej rozmowie, w której
uczestniczą, ktoś zostaje napiętnowany. Niektórzy ludzie powodują, że czuję
się winny, gdy tylko zbliżę się do nich na odległość dziesięciu metrów.
Zawsze patrzą na mnie spode łba. Gdy jestem w towarzystwie takich osób
prawie zawsze odkrywam, że boję się cokolwiek powiedzieć z obawy, że
zostanę skrytykowany. Nie chcę podzielić się swoją opinią (będzie zła),
zadać pytania (będzie głupie) czy skomentować cokolwiek (będzie
przedmiotem szyderczego śmiechu). Mój doradca, Fred Smith, zwykł był
mawiać, że mądry mężczyzna czy kobieta to jest ktoś, kto wie, że nie ma
takiego grzechu, do którego popełnienia nie byłby zdolny. Wziąłem sobie
uwagę Freda do serca i w rezultacie w ciągu ostatnich dwudziestu lat miałem
bardzo intensywną służbę w dziedzinie poradnictwa. Setki ludzi zwracało się
do mnie o pomoc i czasami (mam nadzieję, że mniej niż więcej) potrafiłem
powiedzieć coś w miarę inteligentnego i pożytecznego. Nie to jednak było
powodem, że przychodziło do mnie tak wielu ludzi. Przyczyna nie miała nic
wspólnego z moją mądrością czy zrozumieniem ludzkiej natury. Ludzie
przychodzili do mnie przede wszystkim dlatego, że przyjmowałem ich bez
osądzania czy potępiania. Zwykle, gdy ktoś zwracał się do mnie o pomoc,
mówiłem: "Wiesz, udzielam porad od wielu lat. Na wstępie muszę ci
powiedzieć, że nie powiesz mi niczego, czego już nie słyszałem. Zobaczysz,
że nie można mnie zaszokować i że nikomu nie powiem o tym, czym się ze
mną podzielisz. Nie powiem o tym nawet przez sen. Najważniejsze jest
jednak to, że nic, co powiesz, nie spowoduje, że będę miał o tobie gorsze
mniemanie. Lubię cię po prostu za to kim jesteś". Duchowni są zwykle
postrzegani jako ludzie bardzo krytyczni i osądzający innych, więc niektórzy
po usłyszeniu mojej maleńkiej mowy byli trochę zaskoczeni. Bardziej istotne
jest jednak to, że moja akceptacja powodowała, iż wylewali przede mną
swoje serce. Często mówili: "Steve, nigdy o tym nikomu nie powiedziałem...".
Uznawałem za wielki zaszczyt mieć przywilej poznania ich sekretów -
płakania z nimi, gdy cierpieli i radowania się z ich sukcesów. Nauczyłem się
tego od Chrystusa, który traktuje tak wszystkich ludzi. (Trudno nam
zaakceptować innych, dopóki sami nie zostaniemy zaakceptowani - dopiero
wtedy możemy zaakceptować innych i to tylko w takim stopniu, w jakim sami
zostaliśmy zaakceptowani). Powodem, dla którego Jezusa często otaczali
pijacy i prostytutki było to, że mówił do nich i śmiał się z nimi nie potępiając
ich. Niezależnie od tego, czy jesteś człowiekiem wierzącym czy nie, przykład
Jezusa dostarcza wzoru tego, co niezbędne, aby mogło dojść do dobrej
rozmowy. Jeszcze jedna uwaga o konwersacji zanim zakończymy omawianie
tego punktu: oprócz tego, że nie powinniśmy osądzać osoby, z którą
rozmawiamy, lecz okazywać jej naszą akceptację, powinniśmy również
uważać na to, by nie wyrażać się negatywnie o osobach nieobecnych. Nie
chcę przez to powiedzieć, że dobra rozmowa jest zawsze pozytywna. Mam
na myśli tylko to, że ludzie negatywnie nastawieni nie przyciągają do siebie
innych - takie osoby dla nikogo nie są atrakcyjne. Trochę dobrze wypieczonej
ploteczki może uatrakcyjnić każdą rozmowę. (Na przykład, są tacy politycy, o
których da się powiedzieć bardzo mało pozytywnych rzeczy). Jeśli
konwersacja nie dotyczy ludzi, bardzo szybko przeradza się w nudną
gadaninę. Nie można bez końca rozmawiać o pogodzie, lecz gdy rozmowa
przeradza się w sesję przypiekania innych ludzi na wolnym ogniu, ulega
zwyrodnieniu. 4. Konwersacja, szczególnie ze świeżo poznaną osobą,
będzie płynęła gładko, gdy zostanie zamknięta w granicach jej
zainteresowań. Oczywiście jest to inny sposób sformułowania tego, co już
zostało powiedziane - wskazuje na inny aspekt sprawy. Kiedy spotykam
kogoś pierwszy raz, podejmuję wysiłek, aby dowiedzieć się czegoś o jego
rodzinie, o to, z czego żyje, gdzie mieszka i jakie są jego zainteresowania.
Jeśli rozmawiam z kaznodzieją, nie muszę pytać. Wiem jacy są kaznodzieje.
Podobnie gdy rozmawiam z rodzicem, sportowcem czy politykiem - mogę z
góry przyjąć, czym ta osoba się interesuje. W przypadku innych ludzi jest to
trochę trudniejsze, lecz zawsze można się tego dowiedzieć, gdy ktoś chce
zadawać pytania i słuchać. 5. Gdy odnosisz wrażenie, że niezdarnie
prowadzisz rozmowę, pamiętaj o tym, że wedle wszelkiego
prawdopodobieństwa druga osoba nawet tego nie zauważy. Ponieważ
generalnie rzecz biorąc, ludzie są bardziej zainteresowani sobą niż tobą i
tym, co masz do powiedzenia, większość nie jest tak jak ty świadoma,
zaszokowana, czy przygnębiona twoimi |faux |pas. Odkryłem, że większość
ludzi nie uważa siebie za dobrych rozmówców ponieważ obawiają się, że
zawsze wypalą coś "głupiego". Pozwólcie, że zdradzę wam cudowny sekret,
który znają wszyscy wspaniali rozmówcy: inni nawet tego nie zauważą.
Często ludzie pytają mnie: "Steve, mam nadzieję, że sądzisz, iż to, co
powiedziałem, jest beznadziejnie głupie. I nie mogę uwierzyć, że
powiedziałem coś tak idiotycznego". W takich sytuacjach zwykle nie potrafię
sobie przypomnieć, co właściwie mają oni na myśli. * * * "Gdy mówisz,
wypowiadasz jedynie to, co już znasz. Gdy słuchasz, uczysz się tego, co wie
ktoś inny." - Anonim * * * Widzisz, jestem tak zajęty sobą i swoimi
problemami, że nie zauważam głupich zdań wypowiadanych przez kogoś
innego. Większość ludzi jest podobna do mnie. Pamiętaj o tym, gdy
następnym razem zapłoniesz rumieńcem wstydu. Druga zasada konwersacji
Druga zasada dobrej konwersacji jest następująca: Styl prowadzenia
rozmowy powinien wynikać z natury relacji z twoim rozmówcą. Inaczej
mówiąc, musisz zapracować sobie na prawo do czegoś więcej niż
powierzchowna konwersacja. Ta zasada ma również pewne implikacje.
Implikacje zasady 2. 1. "Strefa komfortu" w konwersacji nigdy nie powinna
być naruszana. Strefa komfortu ludzi, z którymi rozmawiasz różnicuje się i
rozszerza zależnie od natury łączącej was więzi. Głębia uczuć i manifestacja
wzajemnej otwartości w rozmowie są wprost proporcjonalne do głębi
waszego związku. Podczas moich programów radiowych czasami mówiłem:
"Bardzo sobie cenię, że każdego dnia zapraszacie mnie do swojego domu.
Uważam to za wielki, święty przywilej". Pewnego razu (był to żart, który nie
wypalił) powiedziałem: "Chcę być jednak z wami całkiem szczery: wasz
sposób prowadzenia domu pozostawia nieco do życzenia". Otrzymałem taką
odpowiedź: "Drogi Steve. Głęboko zraniłeś moje uczucia jednym ze swoich
"dowcipów" i to zmniejszyło mój entuzjazm dla twojego programu. Uwaga o
moim złym prowadzeniu domu, która nastąpiła tuż po podziękowaniu za
zaproszenie ciebie jako zaufanego gościa, poruszyła czułą strunę w moim
sercu. Powinieneś wiedzieć o mojej samotności i aspołecznej izolacji. Czy
ten "tani strzał był wymierzony we mnie?" Co się stało? Naruszyłem strefę
komfortu tej kobiety. Oczywiście nie oddałem "taniego strzału" w jej sposób
prowadzenia domu. Każdego miesiąca do naszego biura przychodzą tysiące
listów. Gdyby autorka listu powiadomiła mnie wcześniej o swoich
trudnościach w tej dziedzinie, z pewnością nie otrzymałbym takiego listu.
Jednak, ponieważ w tej dziedzinie nie miała ona poczucia komfortu, to, co
powiedziałem, zraniło ją. Chociaż jest to do przyjęcia w audycji radiowej
byłoby niewybaczalne w rozmowie indywidualnej. Nie rozmawia się o seksie
z najbardziej pruderyjną osobą w mieście. Ktoś kto na scenie politycznej
znajduje się na prawo od Dżyngis-Chana nie powinien rozmawiać o swoich
poglądach z liberałem, dla którego "jedynym ograniczeniem jest pułap nieba".
Nikt we wstępnej rozmowie nie powinien zakładać całkowitej swobody
konwersacji, którą może dać wyłącznie czas i łącząca ludzi relacja. Zacznij
rozmowę od pogody, sportu i filmów zanim przejdziesz do bardziej
poważnych tematów. Dobry rozmówca wie, że trzeba zasłużyć sobie na
prawo rozmawiania o pewnych sprawach. 2. Rozpoczynając rozmowę lepiej
skupić się na faktach niż na uczuciach. Ktoś (prawdopodobnie jakiś ohydny
męski szowinista) powiedział, że mężczyźni rozmawiają o wydarzeniach i
faktach, a kobiety o uczuciach. Jest w tym prawdopodobnie trochę prawdy.
Jeśli intryguje cię, jakie są najgłębsze uczucia twojego męża, to może się
okazać, że jest to uczucie zwyczajnego głodu. Zaobserwowałem, że kobiety
lepiej rozumieją swoje uczucia w tym sensie, że zawsze - bez szczególnego
wysiłku - mogą powiedzieć dokładnie, co i dlaczego czują. Rozmawiając z
nowo poznaną osobą (oprócz różnic związanych z płcią) należy
koncentrować się na faktach. Gdy wasza relacja się pogłębi, będziecie mogli
poszerzyć granice rozmowy. Trzecia zasada konwersacji Trzecia i ostatnia
zasada dobrej konwersacji brzmi: Rozmowę zawsze trudniej jest rozpocząć
niż ją kontynuować. Wynikają z tego dwie konsekwencje. Implikacje zasady
3. 1. Prawie wszystkie wysiłki zmierzające do zaplanowania kierunku
rozmowy to wysiłki daremne. Powinniśmy zaplanować, jak zacząć rozmowę,
nie zaś jak ją kontynuować. W dalszej części tego rozdziału podam kilka
dobrych i praktycznych sposobów rozpoczęcia rozmowy. Niektórzy
pragnęliby jednak czegoś więcej. Podobnie jak silnik samochodu - gdy
rozmowa się już rozpocznie, może być podtrzymywana kosztem małego
wysiłku. * * * "Wielki dar konwersacji polega raczej na pozwalaniu, aby inni ją
prowadzili, niż na samodzielnym sterowaniu jej biegiem. Ktoś kto opuszcza
twoje towarzystwo zadowolony z siebie i własnej inteligencji, będzie również
w pełni zadowolony z ciebie." - Jean de La Bruyére * * * Gdy pracowałem w
komercyjnej rozgłośni radiowej, do naszego miasta przyjechał z recitalem
pianista Roger Williams. Prowadziłem wtedy wieczorny talkshow. Dyrektor
programu szukał kogoś do przeprowadzenia wywiadu z Williamsem. Mimo że
byłem najmłodszy w zespole i nigdy nie przeprowadzałem wywiadów, byłem
jedyną dostępną osobą - no i wysłano mnie. Pamiętam jak wszedłem do sali
koncertowej, w której Roger Williams ćwiczył gamy na fortepianie. Gdy go
słuchałem, postanowiłem, że najlepszym sposobem podejścia będzie
udawanie doświadczonego reportera. Zaplanowałem sobie, że wstanę i
powiem: "Panie Williams, jestem z rozgłośni W G B G. Ponieważ
przeprowadzam najlepsze wywiady, wysłano mnie, abym odbył z panem
rozmowę". Jednak im dłużej się nad tym zastanawiałem, tym bardziej
dochodziłem do wniosku, że to się nie uda. Kiedy podszedłem do fortepianu,
Roger Williams przestał grać i odwrócił się do mnie. Powiedziałem: "Panie
Williams, jestem z rozgłośni W G B G i mam przeprowadzić z panem wywiad.
Pragnąłbym panu powiedzieć, że jestem w tym dobry, lecz byłoby to
kłamstwem. I przysłano mnie tutaj dlatego, że byłem jedyną dostępną osobą.
Więc jeśli pan zechce udzielić tego wywiadu, ja chętnie go przeprowadzę.
Jeśli jednak wolałby pan poczekać na kogoś, bardziej kompetentnego, moje
uczucia nie będą tym zranione". Williams roześmiał się, poszedł na tył
estrady i postawił obok fortepianu drugi stołek. "Synu", powiedział. "Usiądź
tutaj. Doceniam twoją szczerość. Pozwól, że podpowiem ci pierwsze pytanie.
Uważnie słuchaj mojej odpowiedzi, a będziesz wiedział, jakie powinno być
następne. W ten sposób przeprowadzimy cały wywiad. Musisz tylko uważnie
słuchać i robić to, co wydaje się naturalne". To był wspaniały wywiad!
(Faktycznie sądzę, że to był jeden z największych wywiadów w historii
amerykańskiego radia). Kiedy wróciłem do rozgłośni, mój szef wykrzyknął:
"Steve, to było fantastyczne! Nie wiedziałem, że masz taki dar".
Odpowiedziałem na to czymś w rodzaju: "Wiesz, niektórzy ludzie po prostu
są w tym dobrzy". W czym rzecz? To czego nauczył mnie Roger Williams jest
prawdą o wszystkich rozmowach. Nie martw się tak bardzo, co masz
powiedzieć czy jak zareagować. Po prostu uważnie słuchaj, a następnie rób
(oczywiście posługując się metodami konwersacyjnymi) to co jest naturalne.
2. Płynięcie wraz z prądem konwersacji jest o wiele lepsze niż narzucanie
swoich celów. Z powodu moich książek chrześcijańscy reporterzy często
przeprowadzają ze mną wywiady. Zawsze gdy osoba prowadząca wywiad
przynosi ze sobą listę pytań opracowanych przez wydawcę programu, wiem,
że będą kłopoty. Najlepsze wywiady przeprowadzają reporterzy, którzy nie
wiedzą, kim jestem, i nigdy nie czytali moich książek, lecz są szczerze
zainteresowani moją osobą i tym, co napisałem. * * * "Prawdziwa sztuka
konwersacji polega nie tylko na umiejętności powiedzenia właściwego słowa
we właściwym momencie, lecz także na nie wypowiadaniu niewłaściwych
słów w chwili pokusy." - Dorothy Nevill * * * Podobnie jest z rozmową, w
przeciwieństwie do publicznego przemawiania, składania raportu czy
prowadzenia sprzedaży. Konwersacja zachodzi wówczas, gdy dwoje ludzi
dzieli się informacjami o sobie. Rozmowa zamiera, gdy wprowadzasz do niej
jakieś zewnętrzne cele. Ludzie są interesujący, każdy człowiek ma własną
historię i to ludzie sprawiają, że rozmowy mają wartość i stanowią cenny
wkład. Ucz się, jak "płynąć z prądem" rozmowy rezygnując z własnych celów.
Będziesz zaskoczony diamentami, które w ten sposób odkryjesz. Praktyczne
wskazówki Teraz weźmy nasze zasady i przejdźmy do omówienia pewnych
praktycznych wskazówek dotyczących tego, jak stać się dobrym rozmówcą.
Każda rozmowa ma rozpoczęcie, rozwinięcie i zakończenie. Przeanalizujmy
bardziej szczegółowo każdy z tych elementów. 1. Rozpoczęcie. Jak już
zauważyłem, jest to najważniejsza część rozmowy. Na początku ważne jest,
abyś skoncetrował się na drugiej osobie. Na marginesie, przyczyną, dla
której nie pamiętamy imion naszych rozmówców, jest to, że jesteśmy
całkowicie skupieni na sobie i na wrażeniu jakie wywieramy. We wstępnej
fazie konwersacji zawsze się przedstaw, nawet jeśli sądzisz, że druga osoba
powinna cię znać. Nigdy nie zakładaj, że ktoś wie jak się nazywasz. Twój
rozmówca może być zorientowany na siebie tak samo jak ty. Zacznij
słowami: "Cześć! Jestem Sara Smith...", po czym zastosuj "rozrusznik"
konwersacji nie stwarzający zagrożeń dla drugiej osoby. Pozwólcie, że
podam wam krótką listę sposobów rozpoczęcia rozmowy. Pomyślcie o nich,
możecie również dodać do tej listy własne propozycje. "Zwróciłam uwagę na
twoją sukienkę. Gdzie ją kupiłaś? Naprawdę mi się podoba". "Stoisz sam,
więc pomyślałem sobie, że podejdę i zapoznam się z tobą. Jestem...".
"Myślę, że to było dobre sprawozdanie (kazanie, program, film itp.). A ty co o
tym sądzisz?". "Ten upał (zimno, wiatr, wilgoć itp.) zaczyna mi się naprawdę
dawać we znaki. Mam wrażenie, że tobie to nie przeszkadza. Jak ty to
robisz?". "Widziałem cię na spotkaniu (w kościele, w klubie, w parku itp.) tego
wieczoru i powiedziałem sobie: Bardzo chciałbym go poznać. Nazywam się
Jack Smith. Jak według ciebie wypadło to spotkanie?". Myślę, że już masz
pewne pojęcie, o co chodzi. 2. Rozwinięcie. To jest najłatwiejsza część
rozmowy. Jeżeli umiesz wyczuć kierunek konwersacji, podtrzymywanie jej
nie będzie dla ciebie trudne. Jesteśmy istotami społecznymi dlatego jeśli
pójdziemy za głosem społecznych impulsów - zamiast je tłumić obawami,
egocentryzmem czy manipulacją - konwersacja przybierze naturalny obrót.
Nie lękaj się przerw czy okresów milczenia podczas rozwinięcia rozmowy. Te
pauzy mogą być naturalnym czasowym zawieszeniem rozmowy lub przerwą,
w czasie której uczestnicy konwersacji mogą się przegrupować lub
zastanowić nad tym, co zostało powiedziane. Ja żyję z mówienia.
Niebezpieczeństwo kryjące się w zarabianiu mówieniem na życie jest takie,
że człowiek czuje się bardzo niezręcznie, gdy panuje cisza. Gdy pojawia się
przerwa w rozmowie, czuję wewnętrzny przymus, aby ją wypełnić. Nie ważne
co mówię, nie ważne czy mam coś istotnego do powiedzenia - po prostu
gadam czekając aż przyjdzie mi coś do głowy. Jeden z przyjaciół, który
kochał mnie na tyle, aby powiedzieć mi prawdę, stwierdził: "Steve, nie musisz
wypełniać gadaniem każdej rozmowy. Cisza jest czasami najlepszą częścią
rozmowy". Zaakcentowałem już znaczenie słuchania i zadawania pytań.
Powiedziałem, że dobry rozmówca musi być zorientowany na innych.
Jednakże dobrze jest pamiętać również o tym, że konwersacja to spotkanie
dwóch osób. Dlatego istotne jest, aby każdy miał w niej udział. Dziel się
swoimi opiniami i obserwacjami. Ważne jest, aby każdy był nie tylko dobrym
słuchaczem, lecz także dobrym rozmówcą. Jeśli nie masz zielonego pojęcia
o temacie rozmowy, nie udawaj. Powiedz, że nie wiesz czy nie rozumiesz, a
następnie zadawaj pytania. Inni uczestnicy rozmowy nie zwrócą uwagi na
twoją ignorancję - będą pod wrażeniem własnej błyskotliwości. Jednak gdy
będziesz miał coś do dodania... podziel się tym. 3. Zakończenie. W
poradnictwie psychologicznym najtrudniejszym momentem dla terapeuty i
pacjenta jest zakończenie sesji. Tak też jest w rozmowie. Niewłaściwe
zakończenie wydaje się osądzeniem drugiej osoby - przypomina
powiedzenie: "Nie chcę z tobą dłużej rozmawiać". Dlatego ważne jest, aby
zamknąć rozmowę w sposób wyraźny i zawsze czynić to z uzasadnionego
powodu. Podam kilka przykładów: "Ojej! Muszę już iść. Nie zdawałem sobie
sprawy, że tak długo rozmawialiśmy". "Wspaniale było z tobą porozmawiać.
Mam nadzieję, że znowu się spotkamy. Sprawiło mi to prawdziwą radość,
lecz jeśli zaraz nie wrócę do domu, moja żona (mąż) zażąda rozwodu". "Mam
teraz umówione spotkanie, muszę uciekać. Czekam na następną okazję, gdy
będziemy mogli porozmawiać". Jeśli trochę pomyślisz i poćwiczysz, będziesz
mógł stworzyć własną listę zakończeń rozmowy. Ogólna zasada jest taka, że
gdy kończysz konwersację, osoba, z którą rozmawiałeś, nie powinna czuć
się źle. Oczywiście są również takie sytuacje, gdy chcesz zakomunikować
pragnienie nie rozmawiania więcej z daną osobą. Przezwyciężanie
przeszkód Pragnę omówić jeszcze jedno zagadnienie zanim przejdziemy do
przeanalizowania pewnych ogólnych problemów, na jakie ludzie napotykają
w rozmowie. Jak radzić sobie z niepokojem. Jedną z przeszkód w
prowadzeniu rozmowy jest niepokój związany z brakiem odpowiednich
umiejętności. Obawiamy się, że palniemy coś głupiego, więc nic nie mówimy.
Jeśli ludzie nas onieśmielają, unikamy dłuższych rozmów. Poczucie
niepewności blokuje naszą zdolność do dobrego reagowania na przebieg
konwersacji. * * * "Dobra natura jest milsza niż błyskotliwy umysł - nadaje ona
obliczu szczególny czar, który jest bardziej przyciągający niż fizyczne
piękno." - Joseph Addison * * * Słuchajcie uważnie! Zdradzę wam sekret,
który zna każdy dobry rozmówca, lecz wam o nim nie powiedział. Każdy
czuje się niepewnie; każdy się niepokoi, czy zrobi dobre wrażenie; każdy się
lęka, że powie coś niewłaściwego. Zapamiętaj moje słowa i nie zdradź
nikomu tego sekretu. To w znacznym stopniu poszerzy twoją strefę komfortu.
Naucz się zadawać sobie pytanie: "Jak zachowałbym się gdybym nie czuł się
tak onieśmielony, gdybym nie był taki niepewny siebie i tak pełny niepokoju?
Co bym powiedział? Co bym zrobił?". Następnie "zagraj" to. Powiedz to.
Będziesz zaskoczony, jak szybko "gra" stanie się rzeczywistością. Jak
poradzić sobie z odrzuceniem. Jestem osobą wrażliwą. Ty również. Ci którzy
utrzymują, że nie są wrażliwi, że nie zważają na krytykę i odrzucenie, będą
kłamali również w innych sprawach. Wszyscy pragniemy, aby ludzie dobrze o
nas myśleli. Wszyscy pragniemy być podziwiani, słuchani i szanowani. Są
cztery podstawowe przyczyny lęku wieku dorosłego: odrzucenie,
niepowodzenie, kara i wstyd. Zwróć uwagę, że wszystkie cztery dotyczą
odrzucenia przez innych ludzi. Ucz się, że nie należy oceniać siebie na
podstawie odrzucenia innych. Jesteś wartościową osobą, godną
zaakceptowania - jest to prawdą niezależnie od tego, jak inni będą na ciebie
reagować. (Oczywiście jeżeli spotykasz się z odrzuceniem ze strony
wszystkich, możesz potrzebować pomocy). Z powodu moich audycji
radiowych każdego miesiąca otrzymuję tysiące listów. Czy wiesz, co jest w
nich najtrudniejszą rzeczą? Dziesięć procent listów zawiera słowa krytyki.
Nauczyłem się, jak właściwie odczytywać 90 procent korespondencji i nie
ignorować pozostałych 10. Reakcje, z jakimi się spotykasz, są
prawdopodobnie takie same. Jezus powiedział, że powinniśmy strzec się gdy
wszyscy ludzie będą o nas dobrze mówić. Nie wyjaśnił tego dokładniej, lecz
podejrzewam, że powodem wypowiedzenia tych słów było to, że jeśli
wszyscy lubią nas i podziwiają, to prawdopodobnie jesteśmy bardzo nudni
albo bardzo martwi. Ucz się sztuki afirmowania ludzi od tych, którzy tę sztukę
posiedli. Wszyscy możemy rozpocząć naukę od naszych matek, a później
rozszerzyć to na wielu innych ludzi. Oceń krytykę i odrzucenie innych, lecz
nie zakładaj, że krytycyzm zawsze jest usprawiedliwiony, a odrzucenie
zawsze jest właściwe Zbadaj jego źródło. Krytyka może pochodzić od
przyjaciela, a odrzucenie od kogoś, kto całkiem niedawno obdarzył cię
komplementem. Pewien młody człowiek po zwiedzeniu National Gallery of
Art w Waszyngtonie powiedział strażnikowi, że nie bardzo mu się podobały te
wszystkie obrazy. Strażnik odpowiedział: "Synu, to nie te obrazy są
oceniane, lecz ty". Jak sobie poradzić z szyderstwem. Szczerość jest zwykle
najlepszą metodą obcowania z pewnymi ludźmi. Mam na myśli tych
negatywnie nastawionych osobników, te krytyczne i gniewne dusze, które po
prostu nie chcą się od ciebie odczepić. Powodem, dla którego większość z
nas unika takich ludzi, jest, że obawiamy się tego, co oni o nas pomyślą.
Pamiętaj wtedy o tym, że twoja mamusia cię kocha, a mimo to mówi: "Sam
(czy Gertrudo), mam prawdziwy problem z naszą relacją i nie będę w stanie
dłużej jej podtrzymywać. Może wina leży po mojej stronie, lecz nie mogę być
już dłużej twoim przyjacielem, ponieważ..." (i podaje przyczynę). Taka
szczerość może początkowo cię przerazić na śmierć, lecz stanie się
zaraźliwa i nie będziesz czuł się "brudny" z powodu swej nieszczerości. Jak
poradzić sobie z uzasadnioną krytyką. Czasami słowa krytyki pochodzą od
kogoś, kto ma krytycznego ducha, lecz są też takie sytuacje, gdy ktoś kocha
nas na tyle mocno, aby powiedzieć nam prawdę. Mam w Miami przyjaciela
księdza, który nosi ze sobą karteczkę. Z jednej strony jest napis:
"Błogosławieni, którzy cię przeklinają...". Z drugiej zaś: "... bowiem mogą
mieć rację". Mam taką grupę przyjaciół, którym całkowicie ufam (polecam
ćwiczenie się w tej sztuce). Zawsze będą ze mną szczerzy. Nauczyłem się
przyjmować ich krytykę. Mogę powiedzieć: "Eddie, co myślisz o tej sprawie,
która wynikła podczas naszej rozmowy dzisiaj wieczorem? Muszę to z tobą
omówić, aby się przekonać czy twoim zdaniem to, co o mnie powiedziano,
jest słuszne". Mogę polegać na tym, że mój przyjaciel powie mi prawdę
(delikatnie). Jeśli nie masz takich przyjaciół, postaraj się ich pozyskać. Tacy
ludzie są bardziej potrzebni niż znajomość algebry. Ostatnie ważne słowo.
Proszę, okazuj trochę pokory. Pewien pyszałek dumny z tego, że sam do
wszystkiego doszedł, usłyszał: "To dobrze. To zdejmuje z Boga bardzo dużo
odpowiedzialności". Istoty ludzkie są mieszaniną dobrego i złego, sukcesów i
porażek, bystrości i głupoty, miłości i nienawiści, słuszności i błędu. Nikt, czy
to w rozmowie, czy w jakiejkolwiek innej sytuacji, nie może przemawiać tak
jakby znajdował się poza obrębem rodzaju ludzkiego. Masz prawo okazywać
ludzką słabość. To oznacza, że masz prawo czasami zawieść, omylić się czy
powiedzieć lub zrobić coś głupiego. Nie staraj się tego ukryć. Ukrywając to
wypierasz się swojej ludzkiej natury. Osoby wszechwiedzące są marnymi
rozmówcami i złymi przyjaciółmi. Naucz się śmiać z siebie a inni będą się
śmiali razem z tobą. Gdy nie będziesz umiał śmiać się z siebie, inni będą się
śmiali z ciebie za twoimi plecami. Najlepsze rozmowy zdarzają się pomiędzy
dwojgiem ludzi, którzy rozumieją, co to znaczy być człowiekiem. Jeśli
traktujesz siebie zbyt poważnie, możesz odkryć, że nie masz nikogo przed
kim mógłbyś tę powagę obnosić. Rozdział 6.& Zwycięstwo w dyskusji "Albo
który król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie
wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu,
który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? - Łk 14, 31 Czy po
zakończeniu dyskusji nigdy nie żałowałeś, że czegoś nie powiedziałeś? Czy
zdarzyło ci się kiedyś, że gdy wyraziłeś swoje zdanie, zostałeś zaatakowany
przez jakiegoś bufona, który uważał, że jedynie jego opinie są słuszne? Czy
miałeś ochotę powiedzieć komuś prawdę o jego komentarzach ("To
najgłupsza rzecz, jaką kiedykolwiek słyszałem!"), lecz czułeś, że to po prostu
nie wypada? Czy czułeś się zakłopotany, gdy w trakcie dyskusji okazywało
się, że jesteś na przegranej pozycji? Czy pragnąłeś nie zgodzić się z kimś
nie wychodząc jednocześnie na głupka? Jeśli kiedykolwiek odczuwałeś
podobne frustracje, to jest "twój" rozdział. Być może powiesz: "To na pewno
nie jest mój rozdział. Ja nie prowadzę sporów". Jeśli nigdy się nie spierasz
ani nie uczestniczysz w dyskusjach, to znaczy, że jesteś świętym albo
kłamcą, lub nie masz żadnych wyrobionych poglądów. Tematem tego
rozdziału nie jest to, czy prowadzisz spory - wszyscy to robimy, przynajmniej
w naszych myślach - lecz czy twoje argumenty są skuteczne. Jeśli
prowadzisz spory wyłącznie w myślach, to zawsze wygrasz, więc nie
potrzebujesz żadnej pomocy. Jeśli jednak twoje argumentacje są sprawą
publiczną, ten rozdział podpowie ci, co robić, aby nie wyjść na głupca. Jako
stary specjalista w robieniu z siebie durnia mam pod ręką kilka lekcji, którymi
postanowiłem się z tobą podzielić. Dla celów naszego wywodu podzielę ten
rozdział na pięć części: przyjęcie postawy wojownika, wybranie miejsca
bitwy, poziomy intensywności konfliktu, uzbrojenie wojownika oraz
oczyszczenie placu po bitwie. A zatem przejdźmy do rzeczy. Przed
zaangażowaniem się w spór, niezależnie od tego, czy jest to wymiana zdań z
przyjacielem czy poważne starcie z wrogiem należy zastanowić się nad
sensem dyskusji. Czytając ten rozdział zauważysz, że posługuję się
ilustracjami zaczerpniętymi z wojskowości. Wyda się to podejrzanym dla
pacyfistów i innych, którzy uważają, że porządny człowiek powinien "kochać
a nie wojować". Jeśli czujesz się urażony słownictwem, jakim się posługuję,
prawdopodobnie wskazuje to, że potrzebujesz informacji, które podaję w tym
rozdziale. Podczas jednej z ostatnich audycji radiowych miałem potyczkę
słowną z jednym z dzwoniących. Konwersacja stała się bardzo gorąca.
Stacja wykorzystała ten fragment audycji w reklamie mojego programu.
Puszczano ją bardzo często w czasie tamtego tygodnia. Spiker mówił "Steve
czasami się śmieje, czasami wpada w złość, lecz nigdy nie jest nudny".
Później odtwarzano ten kawałek taśmy, kiedy toczyłem zażarty spór, po
czym następował komentarz: "Na pewno nie przepuścisz okazji posłuchania
Stevea w radiu W X Y Z". * * * "Stójcie twardo na swoich pozycjach. Nie
strzelajcie dopóki nie otworzą ognia. Lecz jeśli chcą wojny, to będą ją mieli i
zacznie się ona tutaj! - John Parker do oddziałów ochotników pod Lexington *
* * W ciągu tego tygodnia prawie każdy chrześcijanin, który kochał mnie na
tyle, aby powiedzieć co myśli, wyrażał mi swoje niezadowolenie. Gdy
pytałem, co ich tak poruszyło, wszyscy odpowiadali, że ich zdaniem nie jest
rzeczą właściwą, aby "osoba duchowna" uczestniczyła w tak gorącej
debacie. Miałem wrażenie, że chcą mi powiedzieć: "Chrześcijanie nie
wpadają w gniew i nie spierają się. A już z pewnością nie czynią tego
publicznie". Byłem przytłoczony tym odkryciem. Niewierzący, którzy nie lubią
się kłócić, mówią, że "to nie jest przyjemne", natomiast chrześcijanie
tłumaczą, że "to nie po chrześcijańsku". Jedni i drudzy się mylą
(chrześcijanie mogą przeczytać moją książkę pt. "No More Mr. Nice Guy"
("Nigdy więcej panie Milutki"). John R. W. Stott napisał wspaniałą książkę
zatytułowaną "Christ the Conversialist" ("Chrystus jako rozmówca"; Inter
Varsity Press, 1970). Stott pokazuje w niej, że Jezus wielokrotnie angażował
się w dyskusje z żydowskimi przywódcami religijnymi. Jezus nie zawsze był
"miły", dlatego także chrześcijanie nie powinni dążyć do tego za wszelką
cenę. Jeśli nie jesteś osobą wierzącą, twoje "uprzejme zachowanie" może
być pozbawione religijnych korzeni. Jednak ma ono źródło w tym samym
fałszywym poglądzie (wyznawanym przez wierzących i nazywanym
"chrześcijańskim"), który głosi, że nigdy nie należy się złościć i wyrażać
zdecydowanych poglądów. Tego się po prostu nie powinno robić. Ludzie
(wierzący i niewierzący), którzy uważają, że sama istota sporu jest zła czy
niemoralna, są w błędzie. A oprócz tego, że pogląd ten jest błędny zieje on
nudą - a nuda - z uwagi na cel tej książki - jest o wiele poważniejszym
grzechem niż niestosowność. Niedawno zadzwonił do mnie pastor pewnego
dużego kościoła, który jest jednym z najlepszych, najbardziej kochających i
współczujących duchownych, jakich znam. Jego problem polegał na tym, że
nie było w nim niczego podłego. Powiedział mi, że czuje się osaczony przez
pewnych agresywnych i neurotycznych członków kościoła, którzy atakują
jego osobę i jego służbę. "Nie byłoby tak źle, gdyby chodziło wyłącznie o
mnie, lecz oni niszczą wszystko, co jest wartościowe w tym kościele. Czy
możesz mi pomóc?". "Nie", odparłem. "Nie?". "Nie, drogi przyjacielu!
Ponieważ ty uważasz, że Jezus umarł, abyś ty mógł być miły, a w tej sytuacji
bycie miłym nic nie da. Jeśli pragniesz rozwiązać konflikt, staw czoła
problemowi i uporządkuj sytuację, a wtedy będę mógł ci pomóc. Lecz tak
długo, jak długo będziesz się upierał przy tym, aby być kotkiem zamiast lwem
(do czego moim zdaniem Bóg cię powołał), nie będę mógł ci pomóc. Nie
znam się na tresurze kociąt". Ten człowiek wiedział, że go kocham, i przyjął
to, co mu powiedziałem, z łaskawością podobną do tej, z jaką przyjmował
(choć nie powinien był) ataki ludzi starających się zniszczyć jego wspaniałą
służbę. Nie podobało mu się to, co kazałem mu zrobić, lecz postąpił, jak mu
powiedziałem, ponieważ był w kłopotach i wiedział o tym. Dzisiaj ma silną,
rozwijającą się, ekscytującą służbę, która dotyka życia wielu ludzi. Wniosek
jest następujący: połowa jego walki polegała na zdecydowaniu, że
wyruszenie do bitwy jest właściwe. Kiedy to już zdecydował, mógł zrobić to,
co należało. Jeśli naprawdę wierzysz, że człowiek nigdy nie powinien spierać
się z innymi czy się z nimi nie zgadzać, to to, co dalej powiem, nic ci nie
pomoże. Możesz zaoszczędzić sobie wiele czasu przechodząc od razu do
następnego rozdziału - zakładając oczywiście, że nie będziesz miał
moralnego problemu z wygłaszaniem mowy. Widzisz, pierwszy krok do
zwycięstwa w dyskusji polega na potraktowaniu siebie jak wojownika. Jesteś
wartościową osobą i masz głębokie, przemyślane poglądy. Masz rację
(zakładając prawo średniej arytmetycznej) przynajmniej w 50 procentach
przypadków. Ani Biblia, ani zdrowy rozsądek nie sugerują, że powinieneś
rozpłynąć się w tle czy stać się czyjąś wycieraczką. Musisz to sobie wyraźnie
powiedzieć, a będziesz bliżej celu niż ci się zdaje. Po tym wszystkim co
powiedziałem do tej pory powinienem zaznaczyć, że ani przez chwilę nie
sugeruję, abyś stał się osobą krytyczną, kłótliwą i gniewną. Jezus gniewał się
- nie był jednak zagniewany przez większość czasu. Chociaż ważne jest,
abyś był gotów przyjąć postawę wojownika, musisz bardzo ostrożnie
wybierać swoje bitwy. Nie jesteś powołany do poprawiania tego świata, do
komentowania każdej głupiej uwagi, jaka została wypowiedziana w twojej
obecności, ani do dostarczania remedium na każdą fałszywą teologiczną,
filozoficzną czy polityczną teorię. Twoje zadanie nie polega również na
matkowaniu komukolwiek. Są dyskusje, które możesz wygrać i takie, w
których nigdy nie powinieneś uczestniczyć. Zanim wdasz się w spór,
wyrazisz swoją niezgodę czy rzucisz komuś wyzwanie, zadaj sobie pytanie:
"Czy warto?". * * * "Lepiej jest dyskutować nad jakimś pytaniem nie
dochodząc do uzgodnienia niż uzgadniać pytania i nie przeprowadzać nad
nimi debaty." - Joseph Joubert * * * Jeśli nie masz zdecydowanego poglądu
w jakiejś sprawie, nie spieraj się. Jeśli osoba, z którą chcesz dyskutować, jest
tak silnie przekonana o słuszności swego stanowiska, że żadna zmiana nie
jest możliwa, to głupio postąpisz dążąc do tego. Głupotą jest na przykład
angażowanie się w spór na tematy ekonomiczne, jeśli nie potrafisz
zbilansować własnych wydatków. Czasami angażowanie się w dyskusję nie
jest oznaką odwagi, lecz czystym idiotyzmem (spieranie się z szefem, żoną
czy mężem). * * * "W dyskusji nic tak nie irytuje jak spieranie się z osobą,
która wie, co mówi." - Anonim. * * * A zatem przystępując do dyskusji zawsze
ostrożnie wybieraj pole bitwy. Zadaj sobie pytanie: "Ile będzie mnie
kosztować (i innych) wygranie tej dyskusji?"; "Ile będzie mnie kosztować (i
innych), jeśli przegram?". Czasami koszt dyskusji jest zbyt wysoki. Obliczenie
kosztów przed dokonaniem zakupu towaru, przed zawarciem małżeństwa i
przed zaangażowaniem się w spór jest dobrym zwyczajem. Po trzecie,
bardzo ważne jest, abyś zdawał sobie sprawę z różnych poziomów
intensywności konfliktu w dyskusji. Każdy poziom intensywności konfliktu
wymaga innej metody walki. Do pcheł nie strzela się z moździerza.
Podobnie, spór z małżonkiem czy z przyjacielem ma zupełnie inny charakter
od sporu z kimś, kto stara się ciebie zniszczyć. Istnieją cztery poziomy
konfliktu i jeden wyjątek. Pozwólcie, że teraz je omówię. Poziom pierwszy:
Spór bez nieprzyjaciela Zapamiętaj następującą zasadę: bez iskrzenia
relacja nie przejdzie z poziomu znajomości do poziomu przyjaźni. Im głębszy
jest związek, tym więcej możliwości kontrowersji. W codziennych relacjach
często dochodzi do braku zgody, co prowadzi do sporu. Spór w ramach
relacji małżeńskiej, przyjaźni czy między współpracownikami wyróżnia to, że
jego celem nie jest wygranie dyskusji, udowodnienie słuszności swego
zdania a już z pewnością nie postawienie na swoim. Celem sporu
dokonującego się w takim kontekście jest wzmocnienie i pogłębienie
wzajemnej relacji. Ruth Graham zapytano kiedyś, czy ona i dr Graham
zawsze się ze sobą zgadzali. Jej odpowiedź była klasyczna: "Oczywiście, że
nie. Gdybyśmy zawsze się zgadzali jedno z nas nie byłoby potrzebne". To
jest prawdą w każdej rodzinie, w każdym miejscu pracy i w każdej przyjaźni.
Pozostaje jedynie pytanie, co robić, gdy wyniknie spór z kimś, na kim ci
zależy. Podam wam pięć zasad, których stosowanie wam pomogą: Zasada
1. Nigdy nie komentuj sporu wywołanego przez osobę, którą kochasz.
Powtórz to, co on/ona powiedziała, i staraj się zrobić to tak wiernie, jak to
możliwe. Zasada 2. Nie prowadź długiego rejestru przewinień. Zawsze
sprzątaj bałagan, aby jeden spór nie prowadził do drugiego. Biblia powiada:
"Niech słońce nie zachodzi nad waszym gniewem". Jest to ważne
napomnienie, gdy odczuwamy gniew do bliskiej osoby. Zasada 3. Trzymaj w
zamknięciu "narzędzia zniszczenia". "Narzędzia zniszczenia" to te rzeczy,
które przynosisz ze sobą na pole bitwy, które nie mają żadnego związku z
aktualnie toczonym sporem. Mąż mówi do żony: "Sądzę, że mylisz się co do
tego samochodu, jaki powinniśmy kupić (jasno wyrażona opinia), a na
dodatek okropnie gotujesz (narzędzie zniszczenia)". Albo żona mówi do
męża: "Wiem, że się nie zgodzisz, lecz uważam, że powinniśmy zaprosić
Smithów na obiad (jasno wyrażona opinia". I wiesz, co ci jeszcze powiem?
Ostatniej nocy byłeś w łóżku zupełnie do niczego (broń zniszczenia). Głęboki
związek wytrzyma każdy spór, lecz narzędzia zniszczenia zawsze osłabiają i
niszczą relacje. Zasada 4. Przepraszaj szybko. Zasada 5. Okazuj afirmacje
bez ociągania. Zasada 6. Zawsze idź na kompromis. Zasada 7. Trzymaj się
tematu. Tak długo, jak długo dyskusja/spór jest obiektywny, można
rozwiązać każdy problem. Jeśli jednak przerodzi się on w poniżanie
współmałżonka, przyjaciela czy współpracownika ("jesteś głupi") z powodu
stanowiska, jakie zajmuje w danej sprawie, trudno ci będzie posprzątać
bałagan, jaki zrobiłeś. Zasada 8. Szukaj punktów wspólnych i koncentruj się
na nich podejmując wysiłki doprowadzenia do porozumienia. Jedynym celem
sporu czy różnicy zdań z osobą, która jest nam bliska, powinno być
osiągnięcie pewnego rodzaju porozumienia, aby możliwa była dalsza
współpraca. Wygrywanie wszystkich sporów z osobami, na których nam
zależy jest strategią skazaną na porażkę. Pamiętaj, że wasza relacja jest
ważniejsza od każdego sporu. Poziom drugi: Spór z osobą, w której nie
chcesz mieć wroga Byłem pastorem przez długi okres czasu. Jednym z
powodów, dla których cieszę się, że dłużej nim nie jestem, jest to, że nie
muszę być już niczyją matką. Będąc pastorem nauczyłem się kilku dobrych
lekcji, a jedna z najlepszych jest następująca: matki mają moc niszczenia
swoich dzieci - lecz dobre matki tego nie czynią. Możesz wygrać spór i
stracić człowieka. Kościół, jak każda inna instytucja, ma wśród swoich
członków pewną liczbę neurotyków. Są tam ludzie mający wąskie horyzonty,
krytycznie nastawieni i niszczycielscy. Ponieważ potrafię dyskutować, zwykle
wygrywam spory. Jednak czasami wygrywając dyskusję mogę wyrządzić
szkodę kościołowi, zniszczyć swoją służbę i sprawić duże cierpienie tym, do
których Bóg powołał mnie jako pastora. Kiedyś zamknąłem w moim
gabinecie jednego ze starszych kościoła i przekonywałem tak długo, dopóki
nie zgodził się ze mną. Czy wiesz, co się później stało? Opuścił kościół.
Ciężko się napracowałem nad odbudowaniem naszej relacji i w końcu mi się
to udało. Prosiłem o przebaczenie i wyszedłem do niego z inicjatywą dając
do zrozumienia, że wstydzę się tego, co zrobiłem. Przebaczył mi i staliśmy
się przyjaciółmi, lecz nigdy nie wrócił do kościoła. Pozwólcie, że opowiem
wam pewną historię. Kilka lat temu był taki biskup anglikański, James Pike,
który przeżył głęboki kryzys wiary. W końcu zrezygnował z funkcji biskupa i
zaczął szukać odpowiedzi w spirytyzmie i różnych sektach. Śmierć syna była
dla niego wielką tragedią i wydawało mu się, że za pośrednictwem medium
skontaktował się z nim. Przy jakiejś okazji biskup Pike zaangażował się w
poważną debatę publiczną z luterańskim teologiem i polemistą Johnem
Warwickiem Montgomerym. Właściwie to niewiele tam było debaty.
Montgomery zbijał dosłownie każdy argument biskupa Pikea tak, że nawet ci,
którzy nie podzielali jego poglądów, zaczęli mu współczuć. Pod koniec życia
Pike wziął udział w innej publicznej debacie, tym razem z teologiem i
pisarzem Francisem Schaefferem, przywódcą L'Abri - chrześcijańskiej
wspólnoty w Szwajcarii. L'Abri to było takie miejsce, gdzie ludzie mający
uczciwe pytania mogli liczyć na uczciwe odpowiedzi. W czasie debaty
Schaeffer miał wyraźną przewagę. Widać było, że ma więcej wiedzy i potrafi
lepiej przedstawić swoje stanowisko niż Pike. Jednak dr Schaeffer nie
zamierzał zetrzeć swojego przeciwnika na proch. Jasno prezentował swoje
poglądy, wskazywał na niespójności w wywodach Pikea, a następnie
afirmował go i zgadzał się z nim w tych punktach, w których można było
osiągnąć porozumienie. Pozwólcie, że opowiem wam dalszą część tej
historii. Po debacie z Montgomerym Pike coraz bardziej oddalał się od
swoich chrześcijańskich korzeni. Jednak w dniu swojej śmierci planował
przyjazd do Szwajcarii, gdzie chciał prowadzić badania pod nadzorem
Francisa Schaeffera. Schaeffer miał wroga, lecz uczynił go swoim
przyjacielem. Tak się dzieje w wielu sporach i debatach. Oczywiście są
ludzie, którzy raczej przysporzą sobie wrogów niż przyjaciół. Pewien
mężczyzna leżał na łożu śmierci. Wiedział, że umiera. Przywołał do siebie
żonę i powiedział: "Zadzwoń do swojego brata i powiedz, że mu przebaczam.
Ale zrób to dopiero po mojej śmierci upewniwszy się, że naprawdę jestem
martwy". Czasami pragniemy, aby nieprzyjaciel pozostał nieprzyjacielem,
lecz jeśli starasz się nie tylko wygrać, lecz także pozyskać przyjaciela,
musisz być bardzo uważny. Zastosuj bardziej stanowczo zasady
prowadzenia sporu na poziomie pierwszym. Poziom trzeci: Spór z wrogiem
Często zdarzają się spory, w których przeciwnik jest wyraźnie zdefiniowany:
nieprzyjaciel w widoczny sposób oznaczył linie swoich stanowisk, widać, że
nie chce iść na kompromis i jest zdecydowany, aby cię zniszczyć i obalić
twoje argumenty. Tego rodzaju spory prawie zawsze koncentrują się wokół
różnych zagadnień - politycznych, teologicznych, filozoficznych - i muszą być
prowadzone bardzo ostrożnie i zręcznie. Nick Thornely i Dan Lees w książce
"Winning with Word" ("Zwyciężanie słowami") udzielają bardzo dobrego
ostrzeżenia: "Zwycięzcy w walce słownej rzadko używają swojej pełnej mocy,
zdarzają się jednak takie utarczki słowne, w których, jak w walkach ulicznych,
nawet mistrz jest zmuszony do zadania kilku ciosów poniżej pasa" (Mercury
Books, Londyn, 1991, s.145). Tak intensywny spór można porównać do walki
ulicznej, w której nikt nie oddaje kwartałów ulic i nie bierze jeńców. Później
zawsze należy uprzątnąć pole bitwy (szczególnie gdy ktoś jest
chrześcijaninem). Zajmiemy się tym w dalszej części tego rozdziału. W tej
chwili powinieneś wiedzieć, że pewni ludzie są zdecydowani na to, aby "zjeść
twoje śniadanie". Tylko ludzie bardzo naiwni czy powierzchowni tego nie
zauważają. Poziom czwarty: Spór z rozwścieczonym nieprzyjacielem Chodzi
tutaj o spór z osobą, która atakuje cię słowami równie szybko, jak ruszyłaby
na ciebie z nożem czy pistoletem. Kiedy nadchodzi atak, jest oczywiste, że
sprawa wykracza daleko poza zwykły spór czy debatę. Masz do czynienia z
osobą, która z jakiegoś powodu cię nie cierpi i jest zdecydowana cię
zniszczyć. Na szczęście tego rodzaju spotkania rzadko się zdarzają, lecz
czasami mają one miejsce i dlatego ważne jest, aby umieć je rozpoznawać.
Kiedyś, po wygłoszeniu wykładu na jakiejś konferencji, podszedł do mnie
nieznajomy mężczyzna z ogniem w oczach. Natychmiast zaczął na mnie
krzyczeć z powodu czegoś, co powiedziałem. Czasami gdy jesteś cicho, taki
osobnik wypuści z siebie całą "parę" i w końcu się uspokoi. Tym razem było
inaczej: im dłużej człowiek ten na mnie krzyczał, tym bardziej agresywny się
stawał. Cała sytuacja szybko zmierzała ku czemuś, co możnaby uznać za
atak fizyczny. Zakończyło się na tym, że mój przyjaciel (bardzo potężny
przyjaciel) interweniował i delikatnie wyprowadził go na zewnątrz. Tego
rodzaju sytuacje się zdarzają. Kiedy już się pojawią, należy pamiętać o
trzech bardzo ważnych zasadach: 1. Nie spieraj się. 2. Nie spieraj się. 3. Nie
spieraj się. Spieranie się z taką osobą przypomina uczenie lwa, jak odżywiać
się arbuzami. Lew z natury nie lubi arbuzów, a im bardziej go do nich
zmuszasz, w tym większą wściekłość wpada. Najlepiej po prostu odejść.
(Jeśli twój adwersarz jest potężnej budowy, zalecam nawet ucieczkę). Mój
przyjaciel Ed Pope jest redaktorem działu sportowego w "The Miami Herald".
Kiedy Ed dostaje krytyczne listy, udziela na nie standardowej odpowiedzi:
"Drogi... Być może ma pan rację. Szczerze oddany, Ed Pope". Nauczyłem
się odpowiadać podobnie na najbardziej krytyczne listy - dokonałem jednak
pewnej zmiany. Mój list brzmi: "Drogi... Być może ma pan
rację...prawdopodobnie jednak jest pan w błędzie. Szczerze oddany, Steve
Brown". Chodzi o to, aby jak najszybciej pozbyć się takiej osoby na tyle
uprzejmie, na ile jest to możliwe. Oczywiście, są takie sytuacje, w których nie
można po prostu odejść. Kiedy przydarzy ci się coś takiego, stój twardo na
swojej pozycji i zastosuj to, czego będę nauczał o rynsztunku wojennym w
dalszej części rozdziału. Czasami taki łobuz ucieka, gdy mu się stawi czoło.
Czasami nie. W każdym razie dobrze zrobisz chroniąc tyły. Dodatek: debata
przed publicznością Czasami osoby, które przysłuchują się dyskusji, są dla
ciebie ważniejsze niż osoba, z którą prowadzisz spór. Kilka lat temu zostałem
zaproszony do debaty telewizyjnej z ateistką Madalyn Murray O'Hair.
Odmówiłem nie dlatego, że przegrałbym w debacie (przynajmniej bym
zremisował), lecz ponieważ wiedziałem, jakiego rodzaju publiczność
będziemy mieli. Obserwowałem technikę prowadzenia debat przez O'Hair.
Pani ta jest gniewna, sarkastyczna, zgorzkniała i bardzo surowa. Aby wygrać
debatę z panią O'Hair trzeba się stać takim jak ona i odpowiadać inwektywą
na inwektywę. W momencie gdy otrzymałem zaproszenie byłem pastorem i
zdałem sobie sprawę, że program będzie oglądać wielu chrześcijan. Nie było
sposobu, abym mógł wygrać nie angażując się w takiego rodzaju polemikę, z
jakiej pani O'Hair była znana. Gdybym to uczynił, sprzeniewierzyłbym się
samej istocie zajmowanego przeze mnie stanowiska. Innymi słowy,
musiałbym się stać zaprzeczeniem miłującego i czyniącego pokój
postępowania, jakiego wymaga się od pastora. Bardziej zależało mi na
widzach niż na pani O'Hair i na wygraniu debaty z nią. Zawsze gdy
publiczność przysłuchuje się dyskusji albo debacie (czy to jest jedna, czy
tysiąc osób), dodaje jej to nowy wymiar. Czasami ktoś rzuca mi wyzwanie,
gdy przemawiam w college'u czy daję wykład na konferencji. Gdyby
wyzwanie to zostało rzucone w prywatnej rozmowie, mógłbym pozwolić sobie
na więcej uprzejmości, na wycofanie się nieco i potraktowanie go jako
przyjacielskiego pojedynku. Jednak wyzwania takie rzuca się zwykle w
obecności publiczności. I to właśnie z powodu publiczności i ważności
obrony wiarygodności mojego przesłania istotne jest, abym wygrał spór i
zrobił to szybko, nawet gdyby osoba rzucająca wyzwanie została przy tym
zraniona. Bądź świadomy swojej publiczności. Gdy prowadzisz z
naganiaczem spór o narkotyki i przyglądają się temu dzieci, gdy rozmawiasz
o etyce i przysłuchują się temu biznesmeni, gdy spór dotyczy wartości jakiejś
osoby, a słuchaczami są ludzie ze złym obrazem siebie, szybko przejdź do
poziomu trzeciego i zachowaj się zgodnie z podanymi tam zasadami.
Planowanie zwycięstwa Teraz, gdy ustaliliśmy już wstępne parametry,
przejdę do następnego pytania: jak wygrać spór? * * * "Pewne spory są
głębokie i nic poza tym." - Richard Armour * * * Broń Powiem teraz o
dziesięciu rodzajach uzbrojenia, jakimi zawsze posługują się zwycięzcy
dyskusji. Sugeruję, abyś popracował nad nimi, jeśli chcesz się stać
skutecznym polemistą. Każdy kto angażuje się w spór i nie posługuje się
odpowiednią bronią, skończy jako przegrany. Ponieważ książka ta nie jest
poświęcona wyłącznie logice i sztuce argumentacji, z konieczności muszę
ograniczyć sposoby argumentowania do pewnych bardzo podstawowych i
prostych metod. Jeśli jesteś zainteresowany pogłębieniem swojej wiedzy w
tej dziedzinie, znajdziesz w bibliotekach wiele książek, które bardziej
szczegółowo omawiają ten temat. Pierwszą bronią jest wiedza. Zasada jest
następująca: Nigdy nie angażuj się w spór dotyczący tematu, o którym nie
masz zielonego pojęcia. Konsekwencją tej zasady jest: Kiedy odkryjesz, że
zaangażowałeś się w dyskusję o czymś, o czym nie masz pojęcia, najlepiej
zrobisz przyznając się do braku wiedzy i wycofując się. Mam dużą wiedzę w
dziedzinie teologii. Jestem obeznany z argumentami na istnienie Boga, sfery
nadprzyrodzonej i absolutnego charakteru praw moralnych. Mogę wygrać
prawie wszystkie dyskusje na takie tematy. Nieźle orientuję się w
zagadnieniach polityki, filozofii i etyki społecznej, dlatego mogę bronić swego
w tego rodzaju sporach. Lecz gdybym miał się z kimś spierać w dziedzinie
nauk przyrodniczych, ekonomii czy sztuki, moją najlepszą obroną byłaby
pokora i milczenie. Drugą bronią jest jasność. Nic ci to nie da, jeśli wiele
wiesz, lecz nie umiesz tego powiedzieć w taki sposób, aby twój adwersarz i
przysłuchująca się publiczność zrozumieli, o co ci chodzi. Istnieje pewna
bardzo ważna technika, która pomoże ci bardziej jasno precyzować myśli w
dyskusji. Zawsze ćwicz wyrażanie swoich myśli przed przyjaciółmi - dlatego,
że zawsze należy wyciągnąć sztandar na przyjaznym polu apelowym i
zobaczyć, czy ktoś salutuje, zanim uczyni się to na polu apelowym
nieprzyjaciela. Na przykład, ja zwykle zapraszam do krytykowania tego, co
mówię i moich poglądów osoby, które są mi bliskie. Moja żona, córki i
współpracownicy zwykle mówią mi, jaki jest lepszy sposób powiedzenia
czegoś. Mój wydawca Steve Griffith zawsze pomaga mi lepiej wyrazić moje
myśli. Trzecią bronią jest ćwiczenie. Kiedy młody biznesmen zapytał swojego
doradcę, czemu przypisuje swój fenomenalny sukces usłyszał odpowiedź:
"Podejmowaniu właściwych decyzji". "Rozumiem", odparł młody człowiek. "A
jak nauczyłeś się podejmować właściwe decyzje?" "Podejmując złe".
Podobnie jest z argumentacją. Jeśli nigdy nie wyrażałeś przeciwnych
poglądów i nigdy nie obalono twoich argumentów, to nie nauczysz się
formułowania poglądów, które wytrzymają krytykę. Mój brat jest bardzo
dobrym prawnikiem. Na początku swojej praktyki adwokackiej przez kilka
miesięcy nie przegrał w sądzie ani jednej sprawy. W końcu nadeszło to co
nieuniknione i przegrał pierwszą sprawę. Później poszedł na lunch z kilkoma
przyjaciółmi. Wszyscy śmiali się z niego, że przegrał pierwszą bitwę w
sądzie. Odpowiedź brata była mądra i zabawna. Powiedział: " Panowie,
wczoraj utraciłem dziewictwo, lecz wcale nie mam zamiaru zostać
prostytutką". Dał im do zrozumienia: "Nauczyłem się czegoś z mojej porażki i
nadejdzie taki dzień, gdy zastosuję w praktyce to, czego się nauczyłem".
Uważam się za dobrego polemistę. Wygrywam większość dyskusji, w których
biorę udział. Nie mógłbym jednak powiedzieć, że nigdy nie zostałem zraniony
w ogniu dyskusji. Za każdym razem, gdy się wygłupię, za każdym razem, gdy
przegram dyskusję czy powiem coś głupiego lub banalnego uczę się czegoś
o sztuce argumentacji. A zatem podejmij ryzyko. Wyrażaj swoje poglądy,
przyjmuj wyzwania i przegrywaj. Nie minie dużo czasu, a poczynisz postępy.
Problem polega na tym, że z punktu, w którym jesteś obecnie, nie można
dostać się tam, gdzie chcesz się znaleźć, bez doznania po drodze kilku
poważnych porażek. Ktoś powiedział, że różnica pomiędzy człowiekiem
sukcesu a nieudacznikiem jest taka, że człowiek sukcesu powstał po
ostatnim upadku. Jest to prawdą także jeśli chodzi o uczenie się wygrywania
dyskusji. Czwartą bronią jest opanowanie. Z powodu utraty kontroli nad
emocjami (szczególnie gniewem) przegrano więcej dyskusji niż z
jakiegokolwiek innego powodu. William Buckley jest jednym z moich
bohaterów. Lubię patrzeć jak zabiera głos w debatach. Prawie zawsze
odnosi zwycięstwo. Kilka lat temu Buckley brał udział w programie
telewizyjnym z Gore Vidal. Vidal (bardzo irytująca postać) nazwał Buckleya
"krypto-nazistą". Buckley zdenerwował się i nazwał Vidala "dewiantem". Była
to jedna z nielicznych dyskusji, jaką przegrał. Anglicy powiadają: "Nie wpadaj
w gniew - wpadaj w spokój". Nie jest to może zbyt "przyjemne", lecz jest
skuteczne. Kontrolowany gniew wyostrzy twoje widzenie, udoskonali twoje
argumenty i dostarczy większej mocy twoim słowom... tak długo, jak długo
nad nim panujesz. Piątą bronią jest wyzwanie. Zawsze bądź przygotowany
do poproszenia osoby, z którą polemizujesz, o podanie źródła jej informacji.
Taka praktyka skłoni twojego oponenta do prawdomówności. (Czyniąc to
pamiętaj o sprawdzeniu wiarygodności własnych źródeł). Ludzie, którzy nie
wiedzą, o czym mówią, są zwykle zdani na bicie pokłonów przed danymi
statystycznymi, cytatami i ezoterycznymi informacjami. Zawsze można
powiedzieć: "Szanowny panie (pani), to najgłupsza rzecz jaką kiedykolwiek
słyszałem. Z jakiego źródła zaczerpnął pan/pani te informacje?!". Tutaj słowo
ostrzeżenia: jeśli jesteś pewien, że to, co druga osoba mówi, nie jest prawdą,
możesz rzucić wyzwanie z silnym przekonaniem, mając pełną wiedzę, że nie
ma wiarygodnych źródeł, które to potwierdzają. Jednak jeśli nie jesteś
pewny, przyda się troszeczkę pokory. W tym drugim przypadku można by
powiedzieć: "Może na pan rację, lecz trudno mi uwierzyć w to, co pan mówi.
Na czym pan opiera swoje przekonanie? Chciałbym usłyszeć, skąd pan
czerpał swoje informacje". Szóstą bronią jest upowszechnienie. W swoich
pracach z dziedziny etyki Kant sugerował, że najlepszym sposobem
ustalenia, czy dane działanie jest etyczne, jest pomyślenie, co by było, gdyby
stało się ono powszechnie obowiązującą regułą. Inaczej mówiąc, co by było,
gdyby wszyscy robili to, o czym myślę? W sporze (podobnie jak w etyce)
upowszechnienie jest ważną bronią. Na przykład, jeśli ktoś żąda
wygórowanej kwoty za przeprowadzenie jakiegoś programu badawczego,
przyprzyj go do muru mówiąc: "Co by się stało gdyby również inni zażądali za
ten program więcej pieniędzy niż w niego inwestują?". Albo, jeśli jesteś
kapitalistą i prowadzisz debatę z socjalistą, możesz zapytać, co by się stało,
gdyby wampir żywił się własną krwią. Jeśli zaś jesteś chrześcijaninem i
dyskutujesz o absolutnym charakterze praw moralnych, opisz, co by się
stało, gdyby nikt nie przestrzegał absolutnych norm. Odmianą tej metody jest
posługiwanie się przesadą. Można obalić prawie każdy fałszywy pogląd
poprzez doprowadzenie go do skrajności i zapytanie, co by było, gdybyśmy
wszyscy przyjęli go za prawdę. Pewnego razu Walter Martin uczestniczył w
debacie radiowej nadawanej z Nowego Jorku. Dyskutował z ateistą
żydowskiego pochodzenia. Mężczyzna ten utrzymywał, że wszystkie wartości
wyznawane przez dane społeczeństwo są względem niego relatywne.
Inaczej mówiąc, twierdził, że wartości można ustalać wyłącznie drogą
głosowania. Martin powiedział, że gdyby miał czas, to zająłby się tym
argumentem w bardziej szczegółowy i wyrafinowany sposób. Program
radiowy narzuca jednak pewne ograniczenia czasowe i ważne jest, aby
skutecznie i szybko sformułował swoje wnioski. "Przypuśćmy", Martin zwrócił
się do swojego adwersarza, kiedy powrócili w eter po przerwie na reklamy.
"Przypuśćmy, że jesteśmy w Niemczech, mamy Trzecią Rzeszę, a ja jestem
w S S. Przypuśćmy dalej, że moi koledzy właśnie wyciągnęli pana, Żyda -
członka niższej rasy, z łóżka w środku nocy i zabrali do swojej kwatery. Ma
pan teraz Lugera wycelowanego w głowę. Niech mi pan teraz powie,
dlaczego nie miałbym pociągnąć za spust?". I nagle cała dyskusja
przerodziła się w rzeczywistość i to rzeczywistość przerażającą. Ateista
odpowiedział: "Nie może pan tego zrobić". "Dlaczego?", zapytał Martin.
"Ponieważ takie postępowanie jest złe". "Wcale nie. Sam pan przecież
powiedział, że wartości są ustalane przez społeczeństwa, w których
funkcjonują. I my jako społeczeństwo ustaliliśmy, że pan jest członkiem rasy
niższej i powinien być zgładzony. Dlaczego nie powinienem pociągnąć za
spust?". Upadła cała hipoteza ateisty, a Martin wygrał dyskusję. Jeśli nie
istnieją absolutne wartości, to miłość jest równie dobra jak nienawiść,
niszczenie życia jak chronienie go, a kradzież jak uczciwe zarabianie
pieniędzy. Jeśli nie istnieją absolutne wartości to Hitler i tysiące innych
większych i mniejszych tyranów mieliby podstawę do działania tak długo, jak
długo udałoby im się przekonać swoich zwolenników, że to co mówią jest
słuszne. Jeśli jesteś człowiekiem wierzącym i zaangażowałeś się w dyskusję
na tematy religijne, bardzo niewielu twoich adwersarzy będzie potrafiło
obronić pokrętną logikę swoich argumentów. Na przykład, dyskutując o
ostatecznym końcu ludzi niegodziwych zwróć uwagę na to, że Bóg odpłaca
za czyny człowieka. Gdyby Albert Schweitzer i Adolf Hitler otrzymali taką
samą nagrodę, to we wszechświecie byłoby coś wypaczonego i moglibyśmy
przyjąć, że jest on pozbawiony sensu. Bezsens jest miłym tematem na
debatę, lecz bardzo niewielu ludzi może żyć z jego przeszywającą, twardą
realnością. Jeśli wszechświat jest pozbawiony sensu, to bez znaczenia jest
osoba, z którą rozmawiasz, jak też to, co ona robi. Chociaż nie daję tutaj
wykładu logiki, należy pamiętać, że większość sofistycznych chwytów wyjdzie
na jaw, gdy poddamy je analizie i zastosujemy do sytuacji z realnego życia.
Siódmą bronią jest pokora. Oszuści bilardowi wygrywają nie dlatego, że są
tacy dobrzy, lecz dlatego, że udało im się przekonać przeciwnika, iż kiepsko
grają. Podobnie dzieje się w dobrych dyskusjach. Czasami skromność i
pokora pozwalają odnieść zwycięstwo. Niezależnie od tego, jak jesteś
wymowny i zorientowany w jakimś temacie, zawsze istnieje możliwość, że
znajdzie się ktoś kto wie więcej od ciebie, przemawia lepiej niż ty i może cię
roznieść w bitwie. Nie wchodzi się w dyskusję z postawą pyszałka, bowiem
jeśli przegrasz, będziesz się czuł o wiele większym głupcem. Zawsze dobrze
jest przejawiać trochę pokory. Stwarza to dobrą drogę ucieczki, gdy
znajdziesz się w kłopotach, i pozwala zdystansować się nieco od twojego
oponenta. Jeśli dobrze znasz swoją dziedzinę i potrafisz dobrze przedstawić
to co wiesz, nie pysznij się tym - po prostu to rób. Kiedy czegoś nie wiesz
uśmiechnij się i powiedz: "Nie wiem". Jeśli jesteś w błędzie, przyznaj się do
tego szybko. Jeśli się pomyliłeś nie staraj się tego ukryć. Pascal powiedział:
"Czy chcesz, aby ludzie dobrze o tobie mówili? Jeśli chcesz, to nigdy nie
mów dobrze o sobie". Ósmą bronią jest humor. Nie każdy potrafi właściwie
wykorzystywać tę broń, lecz jeśli masz dar, to skutecznie go wykorzystaj.
Dobrze dobrana humorystyczna historia czy powiedzonko pomoże ci zdobyć
sympatię publiczności, pomiesza szyki przeciwnika, a jednocześnie da ci
szansę pozbierania myśli. Casey Stengel został kiedyś napadnięty słownie
przez jakąś kobietę z audytorium. Pani ta głośno zawołała: "Stengel, gdybym
miała wyjść za ciebie, nakarmiłabym cię trucizną". Stengel odkrzyknął:
"Gdybym wyszedł za ciebie, zjadłbym ją". Zupełnie podobnie Churchill został
upomniany przez pewną damę. "Panie premierze", powiedziała gniewnym,
lecz pełnym godności głosem. "Pan jest pijany". "Ma pani rację, madam",
odparł Churchill. "Natomiast pani jest brzydka. Jutro rano ja będę trzeźwy".
Dziewiątą bronią jest rekapitulacja. Zawsze mądrze jest powtórzyć argument
oponenta eliminując pejoratywne określenia i dodając swoje własne. Jeśli na
przykład ktoś powiedział: "Dobroczynność zaczyna się i kończy w domu - nie
zamierzamy oddawać własnych ciężko zarobionych pieniędzy, by karmić
pozbawionych ambicji nierobów, którzy nie chcą pracować i być
produktywnymi członkami społeczeństwa". Możesz powtórzyć taki argument
zmieniając nieco jego treść: "Chciałbym się upewnić, czy dobrze
zrozumiałem, co pan powiedział. Powiedział pan, że biedni ludzie powinni
być trzymani w ubóstwie?". Dziesiąta broń powinna być używana tylko w
wyjątkowych wypadkach - nigdy, gdy można tego uniknąć. Tą bronią jest
pominięcie. Polega ona na zignorowaniu argumentu przeciwnika jakby był
dziwaczny lub pozbawiony jakiejkolwiek wartości. Niebezpieczeństwo kryjące
się w używaniu tej broni polega na tym, że pomija ona osobę tak samo jak
argument, którego użyła a żaden etyczny polemista nie będzie poniżał
drugiego człowieka, aby wygrać dyskusję. Pominięcie składa się zwykle z
powiedzenia czegoś w rodzaju: "Nie będę dodawał powagi takim
argumentom udzielając na nie odpowiedzi" lub "To, co pan właśnie
powiedział, jest tak głupie i powierzchowne, że nie zasługuje na odpowiedź".
Jednym z najlepszych sposobów używania tej broni jest po prostu
zignorowanie argumentu przeciwnika. Oczyszczenie pola bitwy Zanim
przejdziemy do następnego rozdziału ważne jest, abyśmy powiedzieli słowo
o oczyszczeniu pola bitwy. Na każdym polu bitwy spoczywają ciała
poległych, które trzeba uprzątnąć, są rany, które trzeba opatrzyć, i
psychiczne urazy, którymi należy się zająć. We wszystkich sporach, za
wyjątkiem tych na poziomie pierwszym (a czasami nawet i tam), jest zawsze
wiele zniszczeń, które należy usunąć. Co należy z tym zrobić? Istnieją trzy
zasady, o których zawsze należy pamiętać. Zasada pierwsza głosi, aby nigdy
nie napawać się zwycięstwem. Nie ma nic gorszego niż zwyciężyć w dyskusji
i celebrować swój sukces, i to pod nosem oponenta. Bardzo często w
sporach robi się dużo hałasu o nic. W tej grze czasami się wygrywa, czasami
przegrywa. Trudniej jest być pokornym i okazywać łaskawość, gdy się wygra
niż przegra, lecz w drugim przypadku jest to o wiele bardziej ważne. * * * "Nic
nie nastraja taką melancholią jak przegrana bitwy, może za wyjątkiem bitwy
wygranej. - Książę Wellington Druga zasada brzmi: zawsze chwal swojego
oponenta. Styl debatowania stosowany przez Cala Thomasa,
konserwatywnego dziennikarza, jest jednym z najlepszych przykładów
skutecznej argumentacji jaki znam. Thomas brał kiedyś udział w programie
nadawanym na żywo z Miami i przez prawie dwie godziny absolutnie
dystansował liberalnie nastawionego gospodarza programu. Pod koniec Cal
powiedział: "Dziękuję ci za zaproszenie mnie do twojego programu. Muszę
powiedzieć, że jesteś jednym z najlepiej przygotowanych i najbardziej
błyskotliwych redaktorów jakich spotkałem. Czuję się zaszczycony, że
mogłem wystąpić w twoim programie". Cal na pewno zostanie zaproszony
ponownie. Ważniejsze jednak jest to, że pokazał, iż ceni i szanuje swojego
oponenta. Nie ma takiego człowieka, który czasami nie czułby się jak głupiec,
który nie byłby nigdy zakłopotany własnymi słowami lub który nie przegrałby
kilku dyskusji. Pamiętaj, jak się czułeś, gdy ci się to przytrafiło, i upewnij się,
że opatrzyłeś rany, które chciałbyś mieć opatrzone, gdybyś znalazł się na
miejscu twojego przeciwnika. Nie sugeruję, abyś był nieszczery w swoich
pochwałach. Proponuję ci jednak, abyś uważnie szukał czegoś godnego
pochwały i tej pochwały udzielił. Trzecia i ostatnia zasada brzmi: czasami
przegraj. Nie musisz wygrywać każdej dyskusji. Tylko ludzie mający poczucie
bezpieczeństwa mogą celowo przegrać dyskusję. Na tym świecie jest wiele
rzeczy ważniejszych od wygrywania sporów. Od zwycięstwa ważniejsi są
ludzie, miłość i łączące ich związki, afirmowanie wartości drugiego człowieka.
Właściwie jednak wcale nie muszę udzielać ci tej rady. Czasami przegrasz
dyskusję - chociaż po przeczytaniu tego rozdziału będzie tych przegranych
prawdopodobnie trochę mniej. Rozdział 7.& Propozycje do przemyślenia
"Człowiecze są zamysły serca, odpowiedź języka od Pana." - Przysł 16, 1
Jeśli zamierzasz wygłosić mowę, ten rozdział będzie najważniejszym
rozdziałem w całej książce. Nie oznacza to, że nie będziesz już musiał czytać
nic innego (jest przed nami trochę dobrego materiału), lecz jeśli pragniesz
poznać najważniejsze rzeczy, które są potrzebne do dobrego przemawiania,
znajdziesz je tutaj. Jeśli znasz teologię, to pewnie słyszałeś o Janie Kalwinie.
Jeśli zaś słyszałeś o Kalwinie, to wiesz, że jego system teologiczny często
przedstawia się w formie uproszczonej jako "Pięć punktów Kalwinizmu". Jeśli
zaś jesteś obeznany z "Pięcioma punktami Kalwinizmu", to na pewno znasz
współczesną formę, w jakiej są one prezentowane. Na pewno wiesz, że jest
to słowo-akrostych: Tulip (tulipan, przyp. tłum.). Ja również opracowałem pięć
punktów o tym, jak przygotować mowę. Powiem więcej, tych pięć zasad
można również zapamiętać za pomocą akrostychu Tulip. Większość książek
o publicznym przemawianiu omawia to zagadnienie w sposób tak
szczegółowy i skomplikowany, że gdy opanujesz wszystkie zasady, będziesz
już za stary, aby przemawiać. Nauczając studentów sztuki komunikacji
odkryłem, że bardzo ważne jest skoncentrowanie się na kilku podstawowych
zasadach. Przez wiele lat uczyłem pływania i nurkowania. Pamiętam
pewnego chłopaka, który chciał się nauczyć nurkowania. Mówiłem mu: "Billy,
jeśli będziesz uważał na głowę, wszystko inne będzie w porządku". Billy
zanurkował, a kiedy wypłynął na powierzchnię zapytał: "Panie Brown, czy
trzymałem nogi razem?". "Billy", powiedziałem. "Nie martw się o swoje nogi.
Pamiętaj o tym, co powiedziałem o głowie". Spróbował jeszcze raz, lecz to
jego nurkowanie nadal słabiutko wyglądało. "Panie Brown", zapytał (jego
brzuch był cały czerwony, ponieważ skoczył "na blachę"). "Czy teraz dobrze
skoczyłem?". "Billy, zapomnij o skakaniu. Martw się o swoją głowę. Zapomnij
o całej reszcie. Jeśli głowa jest w porządku, reszta będzie też jak należy".
Przedstawiam te zasady, aby nauczyć cię najważniejszych elementów
przygotowywania mowy i wszelkich innych form publicznej prezentacji. Gdy
wykonasz to tak, jak należy, to nawet jeśli wszystko inne pójdzie źle i tak
odniesiesz sukces. Jeśli zrobisz źle to, o czym tutaj mówię, to choćbyś
wykonał dobrze wszystko inne, nigdy nie wygłosisz mowy, której ludzie będą
słuchali. A zatem przejdźmy do rzeczy. Dobra mowa powinna być:
Terapeutyczna Każda dobra prezentacja jest "terapeutyczna" (wyraz ten
pochodzi od greckiego słowa oznaczającego "sługę" czy "pomocnika").
Inaczej mówiąc, mowa musi stawiać sobie za cel pomóc ludziom, którzy jej
słuchają. Jeśli jesteś duchownym, to musisz pamiętać, że nikt nie interesuje
się dokumentarną hipotezą Grafa-Weelhausena, nikogo nie obchodzi, czy
poglądy lapsariańskie są prawdziwe lub jaka jest różnica pomiędzy
systemem teologicznym Augustyna a nauką Tomasza z Akwinu. Ludzie,
którzy siedzą w kościelnych ławkach, umierają. Martwią się o swoje rodziny,
swoją pracę i swoją przyszłość. Czują się winni i mają wiele obaw. Nawet nie
są pewni, czy Bóg istnieje, a jeśli istnieje, to czy to cokolwiek zmienia. * * *
"Elokwencja jest darem natury i nie można się jej nauczyć w szkołach, lecz
retoryka jest tworem sztuki, której najlepiej wyuczy się ten, który czuje się
najmniejszy." Charles Caleb Colton * * * Frederick Buechner w drugim tomie
swojej biografii pt. "Now and Then" ("Teraz i wtedy") opowiada o tym, jak był
duchownym w szkole dla chłopców w Exeter. Pisze o swoich kaznodziejskich
doświadczeniach nawiązując do powiedzenia Karla Bartha, że ludzie
przychodzą do kościoła, ponieważ pragną uwierzyć, że to o czym się tam
mówi jest prawdą: "Nigdy nie zakładałem, że ludzie, do których przemawiam,
mają niezachwianą pewność, że są pozbawieni wszelkich wątpliwości. Czy
człowiek może mieć taką pewność? Zawsze przyjmowałem, że inni ludzie
pragną poznać prawdę równie silnie jak ja. Zakładałem, że nawet ludzie
najbardziej rozczarowani religią i negatywnie nastawieni pragną, aby była
ona prawdziwa, i postępują w tym względzie zupełnie tak jak ich nieco
bardziej pobożni bliźni - pragną, aby wykazać im jej prawdziwość, pragną,
aby przed ich oczyma przybrała namacalną postać, chcą umieć się nią
cieszyć. Dochodzą w życiu do momentu, gdy pragnienie to staje się tak silne,
że należy uważać, co się im daje, bowiem w tobie również jest pragnienie,
aby dać im wiele. ("Now and Then", San Francisco, Harper & Row, 1983, s.
70). Innymi słowy, głównym punktem skupienia każdej publicznej prezentacji
są słuchacze. Jeśli o nich zapomnisz, to, niezależnie od tego, jak jesteś
wymowny, twoje przesłanie nie dotrze do pierwszego rzędu słuchaczy.
Zawsze zadawaj sobie pytanie: "Co zmieni moja mowa?". Jeśli nie potrafisz
podać odpowiedzi, nie wygłaszaj jej. Nie znam ciebie, lecz zmęczyłem się już
słuchaniem ludzi wygłaszających mowę tam, gdzie wystarczyłby pisemny
raport. Wiele czasu się traci na wysłuchiwanie prezentacji, które nie mają
żadnego znaczenia dla słuchaczy. Najważniejszym darem, jakim obdarzy cię
audytorium, jest czas. Kiedy ludzie już ci go dadzą, upewnij się, że nie
zmarnujesz go mówiąc im o czymś, czego nie potrzebują. Zawsze przed
przygotowaniem mowy zadaj sobie pytanie, jaki cel chcesz osiągnąć. Ten cel
musi spełniać wobec publiczności służebną rolę albo cała twoja prezentacja
pójdzie na marne. Unikalna Drugą z pięciu cech dobrej mowy jest
"unikalność". Żyjemy w czasach, gdy jesteśmy bombardowani słowami.
Gdziekolwiek się zwrócimy, ludzie pragną przyciągnąć naszą uwagę. Aby
być skutecznym mówcą musisz zrobić czy powiedzieć coś, co spowoduje, że
ludzie będą chcieli słuchać tego co masz im do powiedzenia. * * * "Mam
wiele świszczących strzał w moim kołczanie - przemawiają one do mądrych,
lecz dla tłumu wymagają objaśnienia." - Pindar * * * Zwykle mówię moim
studentom, że jeśli sądzą, że nie powinni czegoś powiedzieć, to
prawdopodobnie należy właśnie to zrobić. Zawsze gdy myślisz: "To
określenie trochę za mocne", prawdopodobnie się mylisz. Nawet gdy
czujesz, że to co powiesz może obrazić twoich słuchaczy, i tak powinieneś to
powiedzieć. Lepiej obrazić ludzi niż zanudzić ich na śmierć. Mam przyjaciela
kaznodzieję, który do pulpitu przyprowadził swojego psa, aby
zademonstrować zasady uczniostwa. Posunięcie to było bardzo ryzykowne,
lecz nikt nie spał i on przekazał to co chciał. Myśl w kategoriach obrazów -
posługuj się rzutnikami, plakatami i innymi środkami wizualnej prezentacji.
Podam przykład: pewien motywacyjny mówca mówił o znalezieniu właściwej
perspektywy nalewając jednocześnie wodę do szklanki. Kiedy naczynie było
w połowie pełne, zapytał: "Czy myślicie, że szklanka jest w połowie pełna czy
w połowie pusta?". Przez lata starałem się nakłonić ludzi do słuchania tego
co mam im do powiedzenia. Jakiś czas temu cierpiałem na poważną chorobę
biodra i musiałem przemawiać w pozycji siedzącej. Miejsce pulpitu zajął
wysoki stołek. W okresie gdy ból zmuszał mnie do siedzenia na stołku
zauważyłem, że ludzie słuchają uważniej niż przedtem. Zrozumiałem, że gdy
siedzę, moje kazania wydają się mniej "kaznodziejskie" i nie budzą takiego
poczucia zagrożenia. Gdy ból ustąpił, nabrałem nowego zwyczaju
wygłaszania kazań: głosiłem siedząc na stołku. Kościół, w którym wówczas
służyłem, miał teatralne krzesła ustawione jak w amfiteatrze. Jeden ze
starszych tego kościoła odpowiadając na pytanie, dlaczego tylu ludzi
przychodzi na nabożeństwa, stwierdził: "Nic dziwnego. Nasz pastor siedzi na
barowym stołku, a ludzie w fotelach teatralnych". Dobry dowcip powiedziany
we właściwym momencie może bardzo pomóc przełamując formalny,
konwencjonalny nastrój. Kiedyś przemawiałem w kościele Bena Hadena w
Chattanooga. Jeśli znasz z telewizji Bena i jego styl przemawiania, to wiesz,
że on jako dawny prawnik, spaceruje gdy mówi, zupełnie tak jakby wygłaszał
mowę przed ławą przysięgłych. Pewna pani była nieco podenerwowana
moim stylem prezentacji. Wyszła mówiąc do siebie: "Mamy pastora, który
chodzi, mówi i zaprasza do uczestnictwa słuchaczy, którzy siedzą i śmieją
się. Jestem już zmęczona tym kazaniem". Cóż, mogła się zmęczyć, lecz
przecież nie zasnęła z nudów. Miałem przyjaciela, który zapalał i gasił
lampkę na pulpicie podczas swojej mowy. Pod koniec powiedział:
"Zastanawialiście się pewnie, dlaczego zapalałem i gasiłem lampkę, gdy do
was przemawiałem. Zrobiłem to, aby skłonić was do zadania tego pytania i
abyście nie odpłynęli gdzieś daleko myślami". Sposób posługiwania się
słowami może być całkiem niekonwencjonalny. Kiedy już zdecydujesz, które
zdania odgrywają kluczową rolę w komunikowaniu treści twojego przesłania
postaraj się sformułować je tak, aby zdumiewały, szokowały, zaskakiwały czy
malowały przed słuchaczami barwną ilustrację. Na przykład, gdy wygłaszając
sprawozdanie na temat danych statystycznych wskazujących na istotne
trendy rozwojowe firmy powiesz: "Zauważyłem, że pojawił się tutaj
interesujący trend", to ludzie nadal będą spali. Zamiast tego powiedz: "Teraz
pokażę wam coś ekscytującego. Obudźcie się i posłuchajcie! Te dane
statystyczne was zaskoczą". Posługiwanie się słowami w rodzaju
"posłuchajcie" lub "niektórzy z was śpią, lecz ja znam ich nazwiska"
spowoduje, że ludzie pozostaną z tobą. Często zadaję egzystencjalne
pytania, aby skłonić ludzi do słuchania, jaka będzie odpowiedź, na przykład:
"Czy zastanawialiście się nad tym, czy Bóg nie jest okrutny?". Czasami
podobne efekty można osiągnąć poprzez szept czy krzyk. Często używam
niekonwencjonalnych wyrażeń, jak "banialuki", "prześmiewca", "nieudacznik"
lub "końskie pióra". Kiedyś podszedł do mnie jeden ze starszych kościoła, w
którym byłem pastorem. Powiedział: "Pastorze, naprawdę podobają mi się
twoje kazania, lecz wolałbym, abyś przestał mówić "końskie pióra"!
Zobaczysz, że kiedyś noga ci się powinie". Nie wiem, która agencja
reklamowa wymyśliła nazwę Fuddruckers (Róg obfitości) dla sieci barów
szybkiej obsługi sprzedających hamburgery i hot dogi, lecz człowiek ten jest
geniuszem, bowiem zrozumiał konieczność bycia niekonwencjonalnym.
Lapidarna Trzecią cechą dobrej komunikacji jest "lapidarność" (wyrazistość).
Pozwólcie, że podam wam inną pokrewną zasadę: jeśli ludzie nie potrafią
zanotować tego, co mówisz, w ogóle nie powinieneś przemawiać.
Oczywiście nie chodzi mi o to, że wszyscy słuchacze powinni notować to, co
powiedziałeś, lecz jeśli ktoś chce robić notatki i nie może, oznacza to, że nie
przedstawiłeś jasno swojej myśli lub twoje przesłanie padło na głuche uszy. *
* * "Wszyscy wielcy mówcy byli kiedyś słabymi mówcami." - Ralph Waldo
Emerson * * * Na temat przejrzystości powiem więcej w następnym rozdziale,
tutaj jedynie zaznaczę, że porządek jest bardzo istotny dla każdej
prezentacji. Poszczególne punkty powinny być ponumerowane, a
wymieniając je mówca powinien zawsze nawiązywać do tego, co zostało
powiedziane wcześniej. Na przykład, "Po pierwsze, mówiłem o sile
motywowania, po drugie chcę powiedzieć o osobistym motywowaniu... ".
Kiedy przechodzisz od jednego punktu do drugiego, nie zakładaj, że ludzie
pójdą za tobą. Nie uczynią tego, jeśli nie zaznaczysz jasno tego przejścia.
Większość dobrych przemówień posiada jeden główny temat i kilka
podtematów podporządkowanych głównej idei. Upewnij się, że sam
rozumiesz główny temat, i postaraj się uczynić go zrozumiałym dla innych.
Zadaj sobie pytanie, co starasz się osiągnąć przez swoje wystąpienie. Jeśli
nie potrafisz tego wyrazić w jednym zdaniu, nie zrealizujesz tego zamiaru.
Ilustrowana Piątym elementem dobrej komunikacji są "ilustracje". Powiadają,
że Sydney Smith, brytyjski duchowny i autor, który pomógł w założeniu pisma
"Edinburgh Revier" ("Edynburski przegląd"), modlił się kiedyś na głos: "A
teraz, Panie Boże, opowiem ci anegdotę". To możliwe, że Pan Bóg nie chciał
słuchać jego anegdoty lub był tym nawet urażony - lecz ja osobiście w to
wątpię. Widzisz, Bóg dając nam swoją księgę nie wręczył nam wykazu
doktryn, wyznania wiary, wykładu teologii systematycznej i indeksu. Dał nam
księgę, która zawiera wiele opowieści, bowiem ludzie, których stworzył,
bardzo je lubią. Skuteczny mówca jest wytrawnym ilustratorem. Oto dobra
zasada: jeśli nie potrafisz podać ilustracji do tego, co chcesz powiedzieć, nie
jest to prawdą lub jest rzeczą pozbawioną znaczenia. Nie oznacza to, że
każdy punkt prezentacji powinien mieć ilustrację. Istnieje niebezpieczeństwo
(ja sam często wpadam w tę pułapkę) umieszczenia zbyt wielu ilustracji.
Powinieneś jednak potrafić (nawet jeśli tego faktycznie nie uczynisz) podać
przykład do każdego punktu swojej mowy. * * * "Przykład zawsze jest
bardziej skuteczny niż przepis." - Samuel Johnson * * * Mój mentor John
Stanton mawiał, że problem z moimi wczesnymi kazaniami polegał na tym, iż
były one pozbawione "okien". Wyjaśnił mi, że ilustracje są oknami, przez
które ludzie mogą zobaczyć zastosowanie czy prawdę, której się naucza.
Jestem dozgonnie wdzięczny za tę radę. John nauczył mnie, jak opowiadać
historie, które są zastosowaniem przekazywanych prawd, i jak nadawać
wszystkiemu co mówię praktycznego wymiaru. Skąd można zaczerpnąć
ilustracje? Dr Donald Grey Barnhouse powiedział kiedyś: "Całe życie jest
ilustracją nauki biblijnej". Miał rację, lecz zasada, o której mówił, jest jeszcze
szersza. Można powiedzieć, że "całe życie jest ilustracją prawdy". Każdy
dobry mówca jest bystrym obserwatorem życia szukając w nim ilustracji do
przekazywanych przez siebie prawd. Jeśli wygłaszasz mowę motywacyjną
do pracowników na temat ważności koncentrowania się na potrzebach
klientów, powinieneś zilustrować tę zasadę konkretnym przykładem, jak
poprzez takie działania można osiągnąć sukces. Jeśli po prostu
zakomunikujesz jakąś prawdę, zostanie ona szybko zapomniana. Większość
ilustracji czerpiemy z życia uważnie je obserwując. Biskup William Quayle
wygłosił kiedyś kazanie do duchownych, w którym wskazał na obserwację
jako jedno z najważniejszych zadań stojących przed kaznodzieją. Powiedział:
"Kiedy tydzień kaznodzieja dochodzi do niedzieli, ludzie pytają go:
"Kaznodziejo, powiedz nam, gdzie byłeś i co widziałeś gdy robotnicy trudzili
się ciężką pracą?". Byłoby dobrze, gdybyśmy mogli powiedzieć o nim z
szacunkiem: "Otworzył swoje usta i nauczał ich mówiąc" i wysłuchać
kolejnego, choć nieco mniejszego, kazania na górze. Byłoby dobrze gdyby
słuchający mogli westchnąć i z sercem przepełnionym ulgą powiedzieć:
"Kaznodziejo, dostrzegłeś i usłyszałeś to? Wykonałeś dobrą pracę. Idź tam i
słuchaj następnego tygodnia, a potem przyjdź tutaj i opowiedz nam o tym, co
usłyszałeś i zobaczyłeś". Każde spotkanie z realnymi ludźmi - każdy wyraz
bólu, każde zajęcie, historia każdego życia - dostarcza mówcy bogatego
materiału ilustracyjnego. Ktoś powiedział, że sztuka pisania to sztuka
obserwacji. To samo można powiedzieć o przemawianiu. Każdy potrafi
napisać poprawne zdanie, wstawić odpowiednie znaki interpunkcyjne i
sięgnąć po słownik, aby nie popełnić błędów, lecz ludzie, którzy są
obserwatorami życia mają coś ważnego do powiedzenia. Obserwując innych
nie zapomnij o obserwowaniu samego siebie. Jeśli jesteś kaznodzieją,
pamiętaj, że nie możesz wypowiadać się o rodzaju ludzkim jakbyś do niego
nie należał. Na lotniskach nie ma oddzielnych toalet dla mężczyzn, kobiet
oraz duchownych. Po dwudziestu ośmiu latach bycia pastorem odkryłem, że
te same rzeczy, które mnie przerażają, kuszą i inspirują, przerażają, kuszą i
inspirują innych. W rezultacie odkryłem, że jednym z największych źródeł
informacji jestem ja sam i to co rozgrywa się w moim życiu. Innym sposobem
wynajdywania ilustracji jest oczywiście czytanie. Mówca, który nie czyta,
wcześniej czy później znajdzie się w poważnych tarapatach. Zapytasz: "Co
powinienem czytać?". Wszystko: czytaj ogłoszenia na pudełkach płatków
śniadaniowych, czytaj plakaty, magazyny i wszystkie książki, jakie wpadną ci
w ręce. Nie zapominaj także o radiu i telewizji. Męczą mnie mówcy, którzy są
stale na wojennej ścieżce z mediami elektronicznymi. Zdradzę wam sekret:
żaden przemysł nie jest bardziej wrażliwy na to ludzkie pragnienie niż
rozgłośnie komercyjne. Racją ich istnienia jest dowiadywanie się, jakie są
potrzeby ludzi, a następnie dawanie im tego. Nie podoba mi się to tak samo
jak tobie, niestety takie są fakty. Dlatego mówca, który nie wie, co się dzieje
w mediach elektronicznych, nie dotrze tam, gdzie żyją prawdziwi ludzie.
Jednym z najlepszych źródeł materiału ilustracyjnego jest radio i telewizja.
Innym źródłem przykładów są specjalne książki z materiałem ilustracyjnym.
Wiem, wiem. Może wydawać się to oszukiwaniem, lecz tak naprawdę nim nie
jest tak długo, jak długo obdarzasz zaufaniem osobę, która pierwsza
opowiedziała daną historię czy posłużyła się daną ilustracją. Większość
książek z przykładami nie ma wielkiej wartości, lecz jeśli znajdziesz w nich
trzy czy cztery dobre przykłady, to są one warte swojej ceny. A teraz podam
wam najlepsze źródło ilustracji jakie znam: są nim ludzie, z którymi
rozmawiasz. Kiedy dasz do zrozumienia, że "oddałbyś duszę" za dobry
przykład, twoi przyjaciele zaczną ich szukać dla ciebie. Oprócz tego będą
mieli prawdziwą frajdę słysząc jak używasz historii czy cytatów, których ci
dostarczyli (co zwiększy ich pragnienie znalezienia jeszcze większej ilości
przykładów). Mówienie nigdy nie jest prywatną sprawą mówcy. Powinno ono
angażować publiczność, a jednym z najlepszych sposobów osiągnięcia tego
celu jest poproszenie ich o pomoc w znalezieniu ilustracji. * * * "Połączenie
matematyka z poetą, zapału z umiarem, pasji z poprawnością - oto
prawdziwy ideał." - William James * * * Z pasją Piątym i ostatnim elementem
komunikacji jest "pasja". Jeśli to co mówisz nie ma dla ciebie większego
znaczenia, nie będzie go też miało dla kogoś innego! Nienawidzę nudnych,
pozbawionych życia i pasji przemówień. Postanowiłem, że już nigdy więcej
nie będę ich słuchał. Kiedy jestem zmuszony słuchać do końca nudnej
mowy, gram w pewną grę. Sprawdzam, ile razy uda mi się przejść przez
wszystkie litery alfabetu zanim mówca dobrnie do końca - używam przy tym
jedynie pierwszych liter słów, których użył. Być może nie wyraża to zbyt wiele
szacunku, lecz jest o wiele bardziej kurtuazyjne od zapadnięcia w drzemkę.
Jeśli jesteś duchownym, wiesz, że trudno uczynić nudnym coś tak
ekscytującego jak ewangelia. Mimo to wszyscy wiemy, że zdarza się to
często w niedzielny poranek w tysiącach kościołów. Jeśli jesteś sprzedawcą
towaru, który nie wzbudza w tobie zaraźliwego entuzjazmu, powinieneś
postarać się o nowy towar. A jeśli twoje sprawozdanie przed członkami
zarządu czy komisji nie "porusza cię", to możesz być pewny, że nie
zainteresuje też nikogo innego. Mój przyjaciel John Haggai, założyciel i
dyrektor Haggai Institute for Advanced Leadership Training, jest jednym z
najbardziej skutecznych mówców jakich znam. Gdy zbierałem fundusze na
program budowlany, zadzwoniłem do niego i zapytałem, jak on to zrobił.
Powiedział mi: "Steve, powiedziałem mojej sekretarce, że odwołuję wszystkie
moje rozmowy telefoniczne i nie chcę, aby na krótko przed powtórnym
przyjściem Chrystusa ktokolwiek mi przeszkadzał. Następnie usiadłem za
biurkiem i zacząłem się zastanawiać nad tym projektem i nad tym, jak wiele
zmieni on w życiu ludzi. Kiedy byłem tak podekscytowany, że nie mogłem już
dłużej wysiedzieć, szedłem prosić o pieniądze". Zasada ta będzie działała
także w twojej mowie. Gdy będziesz ją przygotowywał, obudź w sobie
entuzjazm. Jeśli nie potrafisz być nią podekscytowany, poproś, aby zamiast
ciebie wygłosił ją ktoś inny. Rozdział 8.& Przygotowanie mowy "Głoś naukę,
nastawaj w porę, nie w porę, w razie potrzeby wykaż błąd, poucz, podnieś na
duchu z całą cierpliwością, ilekroć nauczasz." - 2 Tym 4, 2 W seminarium
miałem profesora, który mówił studentom, że na każdą minutę, jaką
kaznodzieja spędza za pulpitem, powinna przypadać godzina przygotowań.
Nie miał zielonego pojęcia o prawdziwym życiu. Od dwudziestu lat nie służył
w kościele i nie zdawał sobie sprawy z czasowych rygorów narzucanych
przez napięty rozkład zajęć współczesnego duchownego. Wielu pastorów
wygłasza trzy trzydziestominutowe kazania w tygodniu - gdyby chcieli
posłuchać rady mojego profesora, musieliby poświęcać dziewięćdziesiąt
godzin w tygodniu na przygotowania. Zadanie to jest wykonalne dla mnicha,
który nie ma rodziny i nie chce jeść ani spać. Chociaż profesor mylił się co do
ilości czasu, jaki należy poświęcić na przygotowanie kazania, nie mylił się co
do znaczenia przygotowania. Louis Pasteur powiedział kiedyś: "Przypadek
faworyzuje jedynie przygotowane umysły". Prezydent Nion powiedział mi
kiedyś, że rozmawiając z synem Winstona Churchilla wyraził swój podziw dla
jego zdolności do improwizowanych przemówień. Ten odpowiedział: "O tak,
obserwowałem jak ojciec całymi godzinami przygotowywał te improwizowane
przemówienia. Jedną z cech dobrej mowy jest łatwość, z jaką jest
wygłaszana. Istnieje bezpośredni związek pomiędzy łatwością, z jaką ktoś
przemawia, a pracą włożoną w przygotowanie mowy. Miałem przyjaciela,
który uwielbiał przemawiać, lecz nie był w tym zbyt dobry. Przypadkowo
usłyszałem, jak mówił do naszego wspólnego znajomego: "Nie przygotowuję
się. Chyba po prostu mam ten dar". Pragnąłem mu powiedzieć (nie zrobiłem
tego), że rzeczywiście ma dar, lecz nie dar wygłaszania mów. Jego dar był
tak potężny, że nikt nie śmiał powiedzieć mu o tym, że jego przemówienia są
okropne. W tym rozdziale przyjrzymy się, jak przygotować mowę.
Niewłaściwe przygotowanie jest powodem niepowodzenia większości złych
przemówień. Nie znaczy to, że sposób prezentacji nie jest ważny (powiem o
tym w następnym rozdziale), lecz że jeśli nie poświęcisz czasu na
przygotowanie się i nie wykonasz tego jak należy, konfrontacja z
publicznością może mieć tak katastrofalne skutki jak skakanie z samolotu
bez spadochronu. * * * "Człowiek jest głuchy na wszystko do czego nie dają
mu przystępu jego doświadczenia." - Fredrich Wilhelm Nietzsche * * *
Pamiętaj o słuchaczach Pierwszą rzeczą, którą musi wziąć pod uwagę autor
mowy są słuchacze - o dziwo, jest to najbardziej zaniedbywany fragment
przygotowań. Oprócz tego, że czas jest najcenniejszym darem, jaki ofiarują
ci słuchacze, i nie powinieneś go marnować, istnieje jeszcze kilka innych
czynników związanych z audytorium, o których należy pamiętać. Kilka lat
temu pewien mężczyzna, któremu zależało na udowodnieniu prawdziwości
swojego poglądu na sztukę, dał małpie pędzel malarski i nauczył ją malować.
Następnie wystawiał te małpie "dzieła sztuki" jako swoje własne. Malowidła
były nieco abstrakcyjne, kolorowe i nowoczesne, więc krytycy nazwali je
"interesującymi" i "niezwykłymi". Niektórzy z nich uznali nawet, że wyszły one
spod pędzla najważniejszego z młodych artystów tamtego okresu. Człowiek
ten nigdy nie zdradził krytykom, ani tym, którzy kupili malowidła, tajemnicy o
swojej małpie. W końcu praca była łatwa, a małpa pracowała szybko. Dobra
mowa, podobnie jak dzieło sztuki, uwzględnia fakt, że "autoekspresja" nie ma
żadnej wewnętrznej wartości - po prostu jest. Tak jak małpa potrafi malować,
każdy potrafi składać słowa. To w publiczności tkwi coś, co czyni sztukę
wielką, a mowę skuteczną. Lecz na tym analogia się kończy. Chociaż sztuka
komunikuje pewne treści, jej sposób komunikacji nie musi mieć charakteru
poznawczego. Sztuka nie koncentruje się przede wszystkim na publiczności,
chyba że przestaje być sztuką i staje się propagandą. Natomiast mowa musi
koncentrować się na słuchaczach, w przeciwnym bowiem razie przerodzi się
w bełkot. Mowa musi być konkretna, mieć jasne przesłanie i być pomyślana
tak, aby wytwarzała określoną reakcję tych, co słuchają. Chociaż pewne
elementy w przygotowywaniu mowy można nieco swobodnie określić jako
pewną formę sztuki, coraz mniej mi odpowiada nazywanie retoryki "sztuką".
Mowa nie jest sztuką. Jest narzędziem, bardzo pragmatycznym i
nakierowanym na pewien punkt docelowy - publiczność. Co jakiś czas różne
organizacje sponsorują konkursy mające wyłonić "najlepsze kazania roku".
Kaznodzieje posyłają swoje kazania do oceny, a grupa sędziów decyduje,
komu przyznać nagrody. Niektóre z najlepszych kazań, jakie kiedykolwiek
wygłoszono, nigdy nie zdobyłyby nagrody, nigdy nie otrzymałyby dobrej
oceny na zajęciach homiletyki czy zostały opublikowane w księdze kazań.
Czy wiesz dlaczego? Ponieważ sędzią, jedynym sędzią decydującym, czy
kazanie jest dobre, czy złe, jest publiczność. Mowa nie może być oceniana
pod kątem tego, jak jest kwiecista, pełna tolerancji czy elegancka. Jedynym
sędzią mowy jest publiczność. Zwykle mówię moim studentom: "Nie
przejmujcie się tak bardzo ocenami, które wam wystawię. Jeśli będziecie
przychodzili na zajęcia, nie będziecie mieli problemów. Prawdziwy egzamin
zdaje się stojąc za pulpitem w kościele. Jestem tutaj nie po to, aby
przygotować was do otrzymania dobrej oceny w klasie, lecz pomóc, abyście
nie oblali egzaminu jakiemu zostaniecie poddani w waszych kościołach".
Przygotowując mowę poświęć dużą uwagę twojej publiczności. Powinieneś
zawsze odpowiedzieć sobie na poniższe pytania: Jaki jest przeciętny wiek i
płeć słuchaczy? Jakie jest wykształcenie słuchających? Czy słuchacze będą
wrogo nastawieni, wspierający czy neutralni? Czy trzeba ich przekonać o
ważności podjętego tematu? Jaki mają czas koncentracji uwagi? Na jakiego
rodzaju mowy ta konkretna publiczność reagowała pozytywnie? Podam wam
tutaj pewną zasadę: w fazie przygotowań określenie rodzaju publiczności
poprzedza i wyznacza formę samej prezentacji. Inaczej mówiąc, treść i styl
mowy powinny być podyktowane przez rodzaj publiczności. W dalszej części
tego rozdziału udzielę kilku innych rad dotyczących przygotowywania mowy.
Pamiętaj jednak, że nawet jeśli wszystkie inne rzeczy opanujesz, jak należy,
lecz zapomnisz o słuchaczach, twoja mowa będzie wielką "sztuką" i niczym
więcej. Dokonaj właściwego wyboru tematu Drugą sprawą jaką należy
uwzględnić przygotowując mowę jest temat. Czasami inni wyznaczą ci temat.
Czasami poproszą, abyś skoncentrował się na pewnej ogólnej dziedzinie.
Kiedy indziej wybór tematu zostanie całkowicie pozostawiony twojemu
uznaniu. W pierwszym przypadku lepiej odmówić wygłoszenia mowy niż
podjąć się mówienia na temat, o którym wiesz bardzo niewiele lub którym
słuchacze w ogóle się nie interesują. W drugim przypadku będziesz musiał
dostosować swoją mowę do swojej wiedzy i rodzaju zainteresowań
publiczności. W trzecim przypadku zawsze przyjmij zaproszenie! Teraz
pozwólcie, że bliżej wyjaśnię poszczególne punkty. Kiedy zostanie ci
wyznaczony wąski temat, musisz być bardzo ostrożny. Sama umiejętność
"dobrego przemawiania" nie wystarczy, by skompensować twój brak wiedzy
czy niedostateczne zainteresowanie słuchaczy. Często jestem proszony o
przemawianie na konferencjach i w collegeach. Zwykle osoby, które mnie
zapraszają, błędnie zakładają, że mogę mówić o wszystkim co ma
jakikolwiek związek z religią. Po wielu latach doświadczeń nauczyłem się
mówić: "Przykro mi, lecz jest wielu ludzi, którzy potrafią mówić na ten temat
lepiej ode mnie. Jeśli nie możecie dać mi większego wyboru, to chyba
powinniście znaleźć kogoś innego. * * * "Jakie jest krótkie znaczenie tej
długiej mowy?" - Johann von Schiller * * * Kiedy temat jest bardziej ogólny i
luźno łączy się z dziedziną, na której się znasz, masz stosunkowo szerokie
pole manewru. Na przykład, gdyby kazano ci wygłosić wykład na temat: "Jak
uczyć dzieci", a ty jesteś rodzicem, nauczycielem, nauczycielem szkoły
niedzielnej czy trenerem Little League (Małej ligi), możesz przyjąć
zaproszenie wiedząc, że skoncentrujesz się na tym aspekcie "nauczania
dzieci", o którym wiesz najwięcej. Najlepszymi zaproszeniami do wygłoszenia
mowy są takie, które dają nieograniczoną swobodę wyboru tematu. Musisz
przejrzeć w myślach wszystkie tematy, które uważasz za interesujące i które
potrafisz najlepiej przedstawić. Problemem, jaki się wówczas nasuwa, jest
zdecydowanie, który temat wybrać. Udzielę ci trzech rad: 1. Wybierz temat,
który przyciąga twoją uwagę. 2. Wybierz temat, który przyciągnie uwagę
słuchaczy. 3. Wybierz temat, o którym już coś wiesz lub po przeprowadzeniu
badań możesz wiedzieć tyle, że twoje wystąpienie będzie miało sens.
Niezależnie od tego, czy narzucono ci temat, czy sam go sobie wybrałeś,
czeka cię zadanie zgromadzenia materiału. Możesz zacząć od zebrania
całego dostępnego materiału i zanotowania wszystkiego co może zostać
włączone do mowy, którą planujesz wygłosić. Zapisz wszystkie ilustracje,
dane statystyczne i fakty dotyczące tematu. W tym momencie nie staraj się
jeszcze niczego porządkować. Po prostu rób notatki dopóki nie zbierzesz
całego materiału, jaki może zostać użyty. Dobrym zwyczajem jest
przeczytanie jakiejś krótkiej pracy na ten temat. To da ci pewien pogląd,
czego należy szukać. Prawda jest taka, że wykorzystasz jedynie małą część
materiału, jaki zebrałeś w pierwszej fazie robienia notatek. Gdy będziesz
wygłaszał swoją mowę, nawet to, czego nie wykorzystasz stanie się częścią
twojej "siatki bezpieczeństwa". Zawsze mądrze jest przygotować mowę
mając do dyspozycji nadmiar materiału - nie powinna ona nigdy zawierać
wszystkiego, co wiesz na dany temat. * * * "Wszystko, co zostało napisane,
jest dobre w takim stopniu, w jaki jest udramatyzowane. Treść nie potrzebuje
wyrażenia w formie, lecz w dramacie - w przeciwnym razie jest niczym." -
Robert Frost * * * Przygotowując mowę (szczególnie gdy robisz to często)
odkryjesz, że dużo materiału, którego nie planowałeś użyć, przyjdzie ci na
myśl, gdy będziesz mówił. Wszystko samo się uporządkuje i wyjdzie jak
należy. Taka jest funkcja "bibliotekarza naszego umysłu", który ustawicznie
sprawdza słowa, fakty i historie. Lecz jeśli niczego nie ma na półkach,
bibliotekarz nie będzie ci mógł pomóc w przygotowaniu lepszej mowy.
Zastosuj zasadę lejka Następnym krokiem w przygotowywaniu mowy jest
zastosowanie "zasady lejka". Na tym etapie zaczynasz przepuszczać
zgromadzony materiał przez "lejek" koncentrując się na wybranych
zagadnieniach. Jest to proces eliminacji. Na przykład, jeśli twoja mowa
dotyczy tego "Jak uczyć dzieci", możesz mieć pięć czy sześć stron notatek
szczegółowo opisujących wszystko począwszy od tego, ile dzieci uczęszcza
do szkół publicznych w Stanach Zjednoczonych, a kończyć na teorii
wychowania niektórych czołowych pedagogów. Być może sporządziłeś jakieś
notatki na temat psychologii dziecka czy różnic pomiędzy szkolnictwem
prywatnym i państwowym. Mogłeś znaleźć dużo materiału na temat nowych
metod nauczania czy szkół eksperymentalnych. Być może poczyniłeś jakieś
uwagi na temat zaangażowania rodziców w proces nauczania czy w
nauczanie w domu. Możesz też zanotować fakty dotyczące możliwości
wyboru, jakie stwarza szkoła, czy przedłużenia okresu nauki. Być może
znalazłeś materiały na temat przesądów dotyczących publicznego systemu
edukacji. Jest oczywiste, że nie możesz omówić wszystkich tych tematów (a
nawet wykorzystać większości z nich) w swojej mowie, ponieważ twoi
słuchacze tego nie wytrzymają. A zatem musisz rozpocząć proces
eliminowania i porządkowania, czyli (jak ja to nazywam) przepuszczania
materiału przez lejek. Koncentrujesz się na tym, co zostanie włączone do
twojej mowy, a co zostanie z niej usunięte. Dobrą praktyką dla mnie przy
zbieraniu materiałów z wielu dziedzin jest zaznaczanie tych punktów, które
mnie szczególnie interesują czy ekscytują. Nazywam je "świetlistymi
punktami" komunikacji. Gdy będziesz przeglądał swoje notatki, niektóre
rzeczy będą niemal wyskakiwały z kartek notatnika wołając: "Użyj nas! Użyj
nas". Nauczyłem się, że dobrze jest w takich chwilach zaufać swojemu
instynktowi, zawsze jednak pamiętając o publiczności i o swoich własnych
zainteresowaniach. Teraz można już przejść do fazy porządkowania
materiału. Ja biorę zwykle kartkę papieru i wypisuję najważniejsze myśli,
które chcę zakomunikować moim słuchaczom. Następnie łączę je ze sobą,
tytułuję poszczególne części i podczęści i tworzę szkic mowy. Pod koniec
procesu przepuszczania przez lejek powinieneś potrafić w jednym czy dwóch
zdaniach powiedzieć, co starasz się osiągnąć w swojej mowie. Jeśli tego nie
potrafisz zrobić, musisz cofnąć się i jeszcze raz skoncentrować się na
temacie tak długo, aż będziesz potrafił szybko i wyraźnie przedstawić cel i
główny temat mowy. Jeszcze raz posłużę się przykładem wykładu pt. "Jak
uczyć dzieci". Przypuśćmy, że po przepuszczeniu materiału przez lejek
ograniczyłeś temat do jednej dziedziny, tj. możliwości wyboru jakie daje
szkoła. Być może doszedłeś do wniosku, że danie możliwości wyboru
przedmiotów szkolnych jest dobrym pomysłem. Po doprowadzeniu tego
procesu do końca powinieneś być w stanie powiedzieć coś w rodzaju: "Mam
zamiar ukazać słuchaczom, że wbrew stanowisku wielu pedagogów
stworzenie dzieciom możliwości wyboru przedmiotów w szkole jest dobre dla
nich samych, dla ich rodziców i dla Ameryki". (Lub przeciwnie, możesz
wskazać, że stwarzanie takich możliwości wyboru jest złe dla dzieci,
rodziców i narodu). Nadaj właściwą formę Teraz jesteś już gotowy do
nadania formy swojej mowie. Składa się ona z trzech głównych części:
wprowadzenia, rozwinięcia i zakończenia. Porozmawiajmy o każdej z nich.
Wprowadzenie Wprowadzenie jest najważniejszą częścią mowy. Podczas
pierwszej minuty twojego wystąpienia słuchacze ocenią cię i zdecydują, czy
są zainteresowani tym, co masz im do powiedzenia. Pozwól, że udzielę ci
trzech "zakazów" i trzech "nakazów". Nie przepraszaj. Nie uwierzyłbyś ile
mów zostało popsutych dlatego, że mówcy rozpoczynali słowami: "Nie
jestem wielkim mówcą..." czy "Mam nadzieję, że wybaczycie mi mój brak
przygotowania w tej dziedzinie..." lub "Wcale nie chciałem przemawiać i
jestem tym bardzo podenerwowany". * * * "W przypadku zmysłu wzroku idea
komunikuje emocje, natomiast w przypadku słuchu emocja komunikuje ideę,
co jest o wiele bardziej bezpośrednim i dlatego bardziej potężnym środkiem
oddziaływania." - Alfred North Whitehead * * * Nie poniżaj słuchaczy. Twoi
słuchacze dali ci swój czas. Nie są ci nic winni. To ty jesteś im coś winien.
Kiedy we wprowadzeniu wyśmiewasz się z nich czy stajesz się sarkastyczny
albo zły, to równie dobrze możesz już skończyć. Pewien lider zespołu
muzycznego w przypływie kiepskiego humoru przekazał mi kiedyś mikrofon
wraz ze słowami: "Steve, ci ludzie to ciężki kawałek chleba, lecz jestem
pewien, że dasz sobie jakoś radę". Gdy zabrałem głos, potrzebowałem pięciu
cennych minut, aby przeciągnąć słuchaczy z powrotem na moją stronę. Nie
wywyższaj się. Mówcy, którzy na samym wstępie okazują arogancję zginą
zanim dotrą do głównej części mowy. Niektórzy mówcy sprawiają wrażenie
jakby zamierzali przemówić z góry Synaj. Niektórzy są przedstawiani w taki
sposób, jakby mieli wygłosić kazanie na górze. Myślą sobie: "Jeśli
rzeczywiście jestem taki dobry, to nie mogę się wprost doczekać, by usłyszeć
co mam do powiedzenia". Pamiętaj jednak, że jeśli komunikujesz taką
postawę, to od razu stracisz publiczność. Abyś nie pomyślał sobie, że mówię
wyłącznie o rzeczach negatywnych oto kilka "nakazów". Przyciągnij uwagę
słuchaczy. Istnieje wiele sposobów osiągnięcia tego celu we wprowadzeniu
do mowy. Kontynuując nasz przykład wykładu pt. "Jak uczyć dzieci" możesz
celowo wygłosić jakieś zaskakujące stwierdzenie: "Dzisiaj powiem wam o
czymś, co złamie wasze serce" (rozwieje wasze iluzje, sprawi, że będziecie
mieli łzy w oczach itp.). Możesz też zwrócić uwagę słuchaczy na jakiś
uderzający fakt: "Czy wiecie, że 50 procent dzieci w szkołach publicznych nie
potrafi wymienić trzech ostatnich prezydentów Stanów Zjednoczonych?".
Możesz posłużyć się humorem: "Czy znacie dowcip o trzech chłopcach,
którzy siedzieli w zbitej gromadce z tyłu klasy? Nauczyciel zapytał ich, co
robią, a oni przyznali się, że opowiadają sobie świńskie kawały. Nauczyciel
odpowiedział: "Całe szczęście! Myślałem, że się modlicie". Czasami można
pozyskać uwagę audytorium dobrze przemyślanym komplementem:
"Czekałem na to, by być z wami tego wieczoru, ponieważ wykazaliście, że
jesteście inteligentnymi i odpowiedzialnymi obywatelami naszej
społeczności". Podsycaj apetyty publiczności. Dobre wprowadzenie wzbudzi
u słuchających pragnienie usłyszenia tego, co zostanie powiedziane w
rozwinięciu mowy. Jeśli publiczność nie przejawia pełnego zainteresowania
tym, co masz zamiar powiedzieć, całkiem prawdopodobne, że nie będą
zwracali na to uwagi. Jeśli mówisz do więźniów znajdujących się w celach
śmierci o tym jak "pokonać system", będziesz miał zainteresowanych
słuchaczy. Przedsiębiorcy będą cię słuchali, gdy będziesz mówił o
inwestowaniu. Jeśli chcesz zająć się wychowywaniem dzieci, sfrustrowani
rodzice będą łapczywie chwytać każde słowo. Przedstaw im jednak, co masz
zamiar powiedzieć w dalszej części wykładu. Wróćmy do naszego wykładu o
tym "Jak uczyć dzieci". Możesz rozpocząć słowami: "Przyszłość naszego
narodu zależy od edukacji naszych dzieci. Jeśli zawiedziemy w tej dziedzinie,
to poniesiemy porażkę jako naród". Innym sposobem rozpoczęcia może być
powiedzenie: "W. C. Fields powiedział: "Ktoś, kto nie lubi dzieci lub psów, nie
może być całkiem zły." Jezus mówił: "Pozwólcie dzieciom przychodzić do
mnie." Fields od dawna nie żyje i prawie nikt go nie pamięta. Jezus jest nadal
ekspertem, którego ludzie słuchają. Troska o dzieci jest miarą wielkości
narodu i poszczególnych jednostek". Możesz zadać pytanie: "Czy
zastanawiałeś się, dlaczego pomimo miliardów dolarów, jakie wydajemy na
edukację, mamy jeden z najgorszych systemów edukacji w
uprzemysłowionym świecie?". Podaj słuchaczom temat swojej mowy. Ktoś
powiedział, że dobry mówca najpierw informuje słuchaczy, o czym zamierza
mówić, następnie to mówi, a na koniec podsumowuje to, co zostało
powiedziane. Jest to pewne uproszczenie, ważne jest jednak, aby słuchacze
wiedzieli, w jakim kierunku będziesz zmierzał. Jeśli aż do końca zwlekasz z
przedstawieniem swojego celu, to w końcu będzie na to za późno. Nie
oznacza to, że od razu powinieneś zdradzić wszystko, co masz zamiar
powiedzieć. Gdyby tak miało być, twoja mowa byłaby niepotrzebna. Jednak
temat twojej mowy i cel, jaki sobie stawiasz, powinny zostać przedstawione w
jak najlepszy sposób, który przyciągnie uwagę słuchających. Na przykład: "W
ciągu tych kilku chwil jakie spędzimy razem, mam zamiar wykazać, że dając
dzieciom możliwość wyboru przedmiotów szkolnych można osiągnąć
zdumiewające postępy w nauce. Mam też zamiar wykazać, że w naszym
kraju jest spora rzesza ludzi, którzy z samolubnych powodów woleliby,
abyście nie byli świadomi tego, co powiem". (Oczywiście, jeśli znajdowałbyś
się po przeciwnej stronie barykady, mógłbyś powiedzieć: "W moim wykładzie
planuję pokazać, że pewni bardzo ograniczeni i pełni uprzedzeń ludzie chcą
zniszczyć największą instytucję w Ameryce - system publicznej edukacji").
Rozwinięcie Teraz omówię drugą część mowy, tj. jej rozwinięcie. Rozwinięcie
jest tą częścią mowy, w której przedstawiasz swoje główne myśli,
prezentujesz dane i zajmujesz swoje stanowisko. Przygotowując rozwinięcie
należy pamiętać o dwóch ważnych zasadach. Zasada 1. To, czy twoja mowa
będzie sukcesem, zależy od tego, ile pytań publiczności zdołasz przewidzieć
i odpowiedzieć na nie. Następnym razem gdy będziesz przysłuchiwał się
mowie czy kazaniu (zakładam, że po wprowadzeniu będziesz nadal słuchał),
zwróć uwagę na to, jak reagujesz na słowa mówcy. Jeśli z czymś się nie
będziesz zgadzał, powiedz w myślach: "To nonsens!". Jeśli zgadzasz się z
tym, co mówi, możesz wyszeptać: "Taaaaaak!". Jeśli mówca wyraża się
niejasno, powiedz sobie: "Chciałbym, aby to trochę bardziej wyjaśnił.
Odnoszę wrażenie że jest to sprzeczne z tym co powiedział poprzednio".
Mowa jest dialogiem pomiędzy mówcą i słuchaczami. Jedna strona tego
dialogu pozostaje milcząca - lecz jest realna. Jeśli o tym zapomnisz, twoja
mowa będzie niewypałem. Mówcy, którzy mają za sobą lata doświadczeń,
nauczyli się odczytywać myśli swoich słuchaczy - ich zagubienie, gniew czy
aprobatę. Jeśli nie jesteś tak doświadczonym mówcą, musisz przewidywać
reakcje słuchaczy zadając sobie pytania: Gdybym był słuchaczem, co
chciałbym wiedzieć na ten temat? Jakiego rodzaju pytania bym zadał? Co
wywołałoby u mnie właściwą reakcję? Zasada 2. Istnieje bezpośredni
związek pomiędzy zdolnością słuchaczy do robienia notatek a skutecznością
twojej mowy. Proszę zwróć uwagę, że nie powiedziałem, iż słuchacze muszą
robić notatki, by twoja mowa była udana. Jeśli jednak ktoś chce notować,
lecz nie może z powodu niezauważalnych przejść z punktu do punktu,
zlewania się poszczególnych części i braku jasności wywodu, to twoja mowa
będzie klęską. Odkryłem, że mądrze jest ponumerować punkty i wracać do
poprzednich zanim przejdzie się do następnego. Szczególną uwagę należy
zwracać na przejścia. Muszą zostać one wyraźnie podkreślone, aby
słuchacze mogli robić notatki, jeśli takie jest ich życzenie. Zakończenie
Ostatnia część mowy nie jest miejscem przeznaczonym na zrobienie tego,
czego nie udało ci się zrobić do tej pory. Zakończenie nigdy nie powinno być
prostym powtórzeniem. Nie jest to też czas na odzyskanie tego co straciłeś,
czy na wprowadzenie nowej myśli. Zakończenie jest to czas na zamknięcie
mowy z hukiem. Nie ma nic gorszego od mowy, która była dobra aż do
momentu zakończenia, lecz pod koniec niezauważalnie zamarła. Istnieje
komunikacja poznawcza, której celem jest przekazywanie określonego
przesłania dotyczącego faktów, myśli i wniosków. Istnieje też komunikacja
emotywna (emocjonalna), której głównym celem jest wywoływanie
określonych emocji. Zakończenie mowy powinno oczywiście zawierać
element poznawczy - lecz przede wszystkim powinno mieć charakter. Dobra
opowieść może być emotywna. Nawet krótkie stwierdzenie czy jakiś dowcip
mogą wywoływać emocje. Niezależnie od tego, jak to zrobisz, w twoim
zakończeniu powinien znajdować się silny ładunek emocjonalny. Mowa
pozbawiona wywołującego emocje zakończenia jest jak rakieta, która
eksploduje na wyrzutni. Na przykład, zakończenie wykładu na temat
nauczania dzieci może być następujące: "Tego wieczoru poświęciliśmy nasz
czas, aby zastanowić się nad przyszłością naszych dzieci. Gdy dyskutujemy
o możliwościach wyboru w naszym systemie edukacyjnym, musimy zejść
ponad sprawy polityki, ekonomii i tego, co interesuje wyłącznie pedagogów.
Musimy pamiętać o dzieciach. Sokrates powiedział kiedyś: "Gdybym mógł
wspiąć się na najwyższy punkt Aten, zawołałbym z całych sił:
Współobywatele, podnieślibyście każdy kamień, aby zgromadzić bogactwo, a
tak mało troszczycie się o swoje dzieci, którym pewnego dnia wszystko to
zostawicie?". Podam trzy zasady dotyczące zakończenia: 1. Zakończenie
powinno być krótkie. Nie ma nic gorszego od mówców, którzy powiedziawszy
wszystko, co mieli do powiedzenia, nadal mówią. 2. Zakończenie powinno
mieć charakter zamykający. Czy słuchałeś kiedyś mówcy, który miał trzy lub
cztery okazje zakończenia swojego wystąpienia, lecz tego nie zrobił?
Zakończenie powinno być formalną, wyraźnie zdefiniowaną częścią twojej
mowy. 3. Jeśli twoja mowa okazała się niewypałem zanim dotarłeś do
zakończenia, to ono prawdopodobnie i tak jej nie ocali. Może się jednak i tak
zdarzyć. Dlatego i tak je powiedz. Czasami bardzo zła mowa zostaje
uratowana przez bardzo dobre zakończenie. (Przyznacie chyba, że nie jest
to najgorsze zakończenie tego rozdziału). Rozdział 9.& Wygłaszanie mowy
"Uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie." -
Mt 7, 29 Pomówmy teraz o wygłaszaniu mowy. Być może powiesz tak jak
wielu innych: "Wolałbym raczej iść do dentysty, przeżyć kontrolę urzędu
skarbowego czy spotkać byłego męża mojej żony niż wygłosić mowę. W
ustach mi zasycha, ręce mi się pocą, cały zaczynam drżeć na samą myśl, że
miałbym wygłosić mowę". Jeśli wygłaszanie mowy jest twoją drugą najmniej
ulubioną rzeczą pod słońcem (tuż po skakaniu z dachów domów) i jeśli na
samą myśl o tym, że mógłbyś wygłosić mowę, tracisz głos, to wspaniale! Nikt
nigdy nie wygłosił wielkiej mowy nie odczuwając lęku. Ten sam lęk właściwie
ukierunkowany bezpośrednio przyczyni się do wygłoszenia skutecznej mowy.
Mój przyjaciel John De Brine, gospodarz programu radiowego pt. "Songtime"
(Pora na piosenkę), wierzy w doktrynę zwaną "łaską umierania". Wierzy, że
gdy umiera człowiek wierzący, Bóg daje mu specjalną łaskę, aby śmierć była
o wiele łatwiejsza od myślenia o śmierci. John jest przekonany, że
chrześcijanin stający w obliczu śmierci otrzyma wielki pokój i że "odejście do
domu" będzie radosnym wydarzeniem. Kiedyś odwiedziłem Johna w szpitalu,
gdy oczekiwał na poważną operację. Zapytałem, czy się boi. Powiedział:
"Jestem przerażony myśląc o śmierci, lecz bałbym się naprawdę, gdybym nie
doświadczał lęku". Podobnie jest z wygłaszaniem mowy. Jeśli nie odczuwasz
lęku, dopiero wtedy powinieneś się zacząć obawiać. Jeśli nie doświadczasz
pewnej niezbędnej ilości niepokoju, to prawdopodobnie wygłosisz marną
mowę. Nawet najbardziej doświadczeni mówcy odczuwają silny niepokój
przed wygłoszeniem mowy. Wygłosiłem tysiące kazań i mów, lecz nigdy nie
spotkałem takiego audytorium, przed którym nie chciałbym uciec. * * *
"Najlepszym sposobem wywołania wrażenia jest sprawienie wrażenia, że
starasz się wywrzeć wrażenie." - George Hart * * * A zatem, zanim
przejdziemy do omówienia metody wygłaszania mowy: Usankcjonuj swój lęk
Jedynymi ludźmi, którzy mogą powiedzieć, że nie lękają się wygłoszenia
mowy, są kłamcy i głupcy. Przemawianie przed publicznością jest
przeżyciem wywołującym silny niepokój. Każdy kto nie odczuwa pewnego
zaniepokojenia przed powiedzeniem mowy po prostu nie rozumie sytuacji, w
jakiej się znalazł. Gdy pracowałem w rozgłośni radiowej, przeprowadzałem
kiedyś wywiady z klientami dużego domu handlowego w Bostonie. Sklep ten
korzystał z usług naszej stacji, a część kontraktu reklamowego obejmowała
przeprowadzanie takich wywiadów. Ponieważ chciałem, aby młoda kobieta, z
którą przeprowadzałem wywiad, czuła się swobodnie, powiedziałem: "Nie
zwracaj uwagi na ten mikrofon. Ty i ja po prostu będziemy rozmawiali -
mikrofon jest w tej rozmowie czymś całkiem przypadkowym". "Nie martw się",
odparła. "To łatwe. Zapewniam cię, że mikrofon mi nie przeszkadza. Z tego
żyję". "W porządku", powiedziałem włączając magnetofon. "Jest tutaj ze mną
przy mikrofonie jedna z pań kupujących w domu handlowym... .
Porozmawiamy o nowej jesiennej kolekcji mody damskiej. Powiedz mi, Sara,
co będziemy nosić tej jesieni?". Cisza. Sądziłem, że nie słyszała czy też nie
zrozumiała pytania, więc powtórzyłem je. Ponownie zapadła cisza.
Wyłączyłem magnetofon. Zauważyłem łzy w jej oczach. "Jestem bardziej
zdenerwowana niż sądziłam", odpowiedziała. Tak, rzeczywiście była
zdenerwowana. Byłoby dla niej o wiele lepiej, gdyby stawiła czoło realności
swojego lęku i porozmawiała ze mną o tym, zamiast zaprzeczać jego
istnieniu i pozwalać, aby - jak wąż pełzający w trawie - wśliznął się
niepostrzeżenie i ukąsił ją. Pewien rolnik orał w polu, gdy na karku konia
ciągnącego pług usiadła końska mucha. Jego syn pochylił się do przodu i
odpędził ją. Rolnik zapytał: "Dlaczego to zrobiłeś? To była jedyna rzecz, która
utrzymywała go w ruchu". Lęk jest cudowną siłą motywującą. Lęk wyostrza
nasze myślenie i powoduje, że wspinamy się na szczyt naszych możliwości.
Jeśli nie odczuwasz niepokoju w związku z wygłoszeniem mowy,
prawdopodobnie okaże się ona niewypałem. Właśnie to powinno cię
przerazić. Wyjaśnij twój lęk W drugim rozdziale tej książki dowiedzieliśmy się,
że demony umierają w świetle. Gdy zajmujesz się lękiem, ważne jest, abyś
myślał o swoich obawach i potrafił wskazać powody, dla których się boisz.
Gdy byłem pastorem, odwiedziłem kiedyś w szpitalu kobietę, która
następnego dnia miała mieć poważną operację. Zapytałem ją, czy się boi.
Zwykle gdy pytam chrześcijan, czy się boją, dają mi odpowiedź, której mogę
się spodziewać: "Nie pastorze. Bóg jest wierny. Dzięki Jego pomocy radzę
sobie z moim lękiem". Ta kobieta była inna. Gdy zapytałem, czy się boi,
odparła: "Oszalałeś? Oczywiście, że się boję! To jest szpital. Tutaj ludzie
umierają!" Bardzo podoba mi się jej odpowiedź. Czy wiesz dlaczego?
Ponieważ ona nie tylko bała się, lecz także zdawała sobie z tego sprawę.
Zupełnie podobnie naucz się rozpoznawać swoje lęki związane z
przemawianiem. Gdy je wymienisz, będziesz się mógł nimi zająć. Czy lękasz
się, że ludzie pomyślą, iż zrobiłeś z siebie głupca? Czy lękasz się, że ludzie
nie zrozumieją wagi tematu, który zamierzasz poruszyć? Czy obawiasz się,
że ludzie odkryją prawdę o tobie? Czy lękasz się, że stracisz przyjaciół? Czy
obawiasz się, że będziesz osamotniony w swoich poglądach? Czy lękasz się,
że stracisz pracę? Czy obawiasz się, że twoja mowa okaże się niewypałem i
nie dostaniesz oczekiwanej podwyżki? Czy lękasz się, ponieważ masz zły
obraz własnej osoby? Czy boisz się, ponieważ jesteś pochlebcą i nie chcesz
nikogo rozczarować? Niezależnie od tego, jaka jest przyczyna twojego lęku,
naucz się go określić. Lecz nie poprzestawaj na tym. Zadaj sobie pytanie, co
najgorszego mogłoby cię spotkać, gdyby ziściło się to, czego się lękasz. Czy
gdybyś stracił pracę, mógłbyś znaleźć inną? (Oczywiście, że tak). Czy
gdybyś teraz nie dostał podwyżki, byłyby jakieś inne okazje? (Oczywiście, że
byłyby, po prostu musiałbyś trochę więcej popracować). Czy ludzie odrzucą
cię z powodu jednej mowy? (Być może. Lecz jeśli to uczynią, to pewnie i tak
nie chciałbyś mieć takich przyjaciół). Myśl jest następująca: musisz
"odmitologizować" swoje lęki. Lęk jest okropną rzeczą, gdy pozwalasz mu
istnieć bez sprawdzenia jego zasadności, bez określenia go i bez rzucenia
mu wyzwania. Wyobraź sobie swój sukces Wspomniałem o tym w rozdziale
2., lecz pozwólcie mi, że jeszcze raz o tym powiem w związku z
wygłaszaniem mowy. Czy pamiętacie słowa o lęku z dramatu Szekspira pt.
"Juliusz Cezar"? Cezar powiada: "Tchórze po tysiąckroć przed śmiercią swą
umierają, odważny zakosztuje śmierci tylko jeden raz" (akt 2, scena 2, wiersz
32). Tchórze umierają tysiąc razy, ponieważ stale wyobrażają sobie własną
śmierć. Podobnie jest z mówcami. Jeśli upierasz się przy tym, aby wyobrażać
sobie, iż twoja mowa okaże się niewypałem to nawet jeśli tak się
rzeczywiście stanie, będziesz musiał kilka razy przechodzić przez to
doświadczenie. Zamiast tego wyobraź sobie, że twoja mowa okaże się
niezwykłym sukcesem. Dużą część życia spędziłem na pokładach samolotów
i nienawidzę ich szczerze. Mam jednak przyjaciela, który uwielbia latać.
Zapytałem go kiedyś, czy czasami nie myśli o katastrofie lotniczej. "O, tak",
odparł. "Wyobrażam sobie, że pomagam ludziom, którzy odnieśli rany, i
współpracuję z ekipą ratunkową w ewakuacji pasażerów". Uderzyło mnie to,
że jego wyobrażenie katastrofy lotniczej radykalnie różni się od mojego. On
wyobraża sobie, że nie odniósł żadnych obrażeń i pomaga innym
pasażerom, natomiast ja widzę siebie pośród tych, którzy zostali ranni. Takie
jest źródło różnicy między jego odwagą a moim lękiem. Podobnie jest z
wygłaszaniem mowy. Zamiast koncentrować się na tym, co może się nie
udać, skup się na tym, co może pójść dobrze. Wyobraź sobie, że
przemawiasz jasno, że poruszasz publiczność mocą swych słów i odbierasz
wyrazy uwielbienia (oczywiście z wielką pokorą). To zdumiewające co taka
zmiana obrazów myślowych może uczynić z lękiem. Przyjmij swój lęk Lęk
wzrasta wprost proporcjonalnie do tego, jak bardzo chcemy przed nim uciec.
Gdy ludzie dowiadują się o moim lęku przed lataniem, mówią: "Steve, jesteś
przecież chrześcijaninem. Nie powinieneś bać się latania". "Gdybym nie był
chrześcijaninem, to nawet nie zbliżyłbym się do samolotu", odpowiadam.
"Jeśli runiemy w dół i tak polecę do góry. To dodaje mi odwagi, aby wejść na
pokład i siedzieć tam dopóki nie zamkną drzwi i nie znajdziemy się w
powietrzu. Wtedy jest już za późno na ucieczkę". Lecz prawda jest taka, że
gdybym kiedyś uciekł z samolotu, to nigdy ponownie nie wsiadłbym na
pokład. Tylko poprzez stawianie czoła mojemu lękowi, robienie tego, czego
się lękam, i przeżycie jestem w stanie sobie z tym poradzić. Podobnie jest z
wygłaszaniem mowy. Jeśli w wieczór poprzedzający wygłoszenie mowy
dzwonisz do organizatorów i wymawiasz się chorobą lub śmiercią w rodzinie,
to już nigdy nie wygłosisz mowy. Najgorsza w tym wszystkim jest
świadomość że nie zrobiłeś tego, co powinieneś. Czy pamiętasz angielskie
przysłowie, jakie cytowałem w rozdziale drugim? "Lęk zapukał do drzwi,
otworzyła mu wiara i okazało się, że za drzwiami nie ma nikogo". Jeśli masz
obawy, pamiętaj, że jest to normalne. To jest w porządku. Jeśli sądzisz, że
cały twój świat się zawali, ponieważ wygłosisz okropną mowę, to uczucie to
jest zrozumiałe. Jeśli drżą ci kolana i zaschło ci w ustach, to także jest
naturalne. Nie jest jednak czymś naturalnym, aby z tego powodu nie wygłosić
mowy. Zrób to! Wygłoś ją! Gdy już zaczniesz, będziesz zaskoczony, jakie to
łatwe. Rozluźnij się Gdy mówię, że powinieneś "rozluźnić się", to mam na
myśli że powinieneś mówić do siebie i być swoim najbardziej
entuzjastycznym kibicem. Najlepsi mówcy zawsze dodają sobie odwagi
słowami zachęty. Czy słyszałeś dowcip o mężczyźnie, który poszedł do
supermarketu ze swoim dwuletnim synem? Mały chłopiec ściągał z półek
wszystko co wpadało mu w ręce. Ojciec odkładał towar na półki i mówił:
"Uspokój się, Ronnie". Chłopiec uciekał i wpadał na innych kupujących, a
ojciec nadal powtarzał: "Uspokój się, Ronnie". Kiedy podchodzili do kasy
chłopiec przewrócił stojak z cukierkami, ojciec ponownie wyszeptał: "Uspokój
się Ronnie". W końcu jedna z klientek nie wytrzymała i zebrawszy się na
odwagę powiedziała ojcu: "Proszę pana, pański chłopiec jest prawdziwym
potworem. Potrzebuje porządnego klapsa w tyłek, a pana stać wyłącznie na
to, by powiedzieć `Uspokój się Ronnie" "Madam, pani nie zrozumiała", odparł
ojciec. "Mój syn ma na imię Mike. Ronnie to ja!". Podejrzewam, że ojciec
powinien był zrobić coś więcej niż tylko mówić do siebie, w każdym razie
zrobił przynajmniej tyle. Ty także powinieneś to robić. Lillian Glass w swojej
książce pt. "Say it Right" ("Powiedz to jak należy") pisze: "Komunikacja
obejmuje trzy rzeczy: jest odzwierciedleniem tego jak czujemy się wobec
samych siebie, tego, jak to, co mówimy wpływa na innych, i środkiem, za
pośrednictwem którego oni na nas wpływają. Znajomość tych trzech
aspektów komunikacji może zwiększyć twoje zdolności dobrego
komunikowania. Mimo że przez wiele lat byłeś negatywnie ukształtowany,
możesz się zmienić Możesz na nowo wyszkolić swój wewnętrzny głos, by
przemawiał w sposób pozytywny - byś mówił sobie zachęcające rzeczy
zamiast pogrążać samego siebie, gdy popełnisz błąd. Produktem ubocznym
takiego postępowania będzie zwiększenie twojej komunikatywności, bowiem
staniesz się bardziej pewny siebie. (Nowy Jork, The Putnam Publishing
Group, 1992, ss. 67 - 68). Autorka wypowiedziała bardzo ważną myśl. Naucz
się podnosić siebie na duchu. Naucz się mówić: "Jestem równie dobry jak
każdy z moich słuchaczy". Pozwól sobie na bycie człowiekiem. Naucz się być
swoim najlepszym kibicem, a będziesz zaskoczony widząc jak słabnie twój
lęk przed mówieniem. To doskonały sposób, aby zmniejszyć lęk. Posługuj się
tą metodą i zasadami podanymi w drugim rozdziale tej książki, a o wiele
lepiej poradzisz sobie z lękiem przed wygłoszeniem mowy. Teraz przejdźmy
do samego wygłaszania mowy. Jeden z problemów, jakie nastręczają książki
na temat przemawiania polega na tym, że dają tyle materiału do
zapamiętania, że po ich przeczytaniu większość ludzi nic nie pamięta. Można
ucierpieć z powodu zalewu informacji" i popsuć mowę nie dlatego, że twoja
wiedza była niewystarczająca, lecz dlatego, że zbyt wiele wiesz. Dziesięć
przykazań dotyczących wygłaszania mowy Na temat sztuki wygłaszania mów
napisano wiele tomów, lecz wcale nie musisz ich czytać. Podam tutaj
dziesięć zasad, które pomogą ci odnosić sukcesy i stać się błyskotliwym
mówcą. (Ponieważ w rozdziale 7. podałem pięć zasad, to razem będzie ich
piętnaście. Być może posunąłem się w tym trochę za daleko). * * * Pewien
biskup zapytał wielkiego aktora Davida Garricka, jak mu się udaje tak
doskonale przedstawiać fikcję, że porusza swoich widzów. Garrick
odpowiedział: "Przedstawiam fikcję tak, jakby była prawdą, ty zaś głosisz
prawdę tak, jakby była fikcją". - Walter L. Lingle * * * Nazywam te reguły
"Dziesięcioma przykazaniami" stania przed publicznością i wygłaszania
mowy. Słuchajcie bacznie! To co teraz nastąpi jest ważne. Przykazanie
pierwsze: Nie będziesz nieprzygotowany Nie zamierzam powtarzać tutaj
tego, co powiedziałem w rozdziale 8. o przygotowaniu mowy. Chodzi mi o
dobre zapoznanie się z treścią twojej mowy. Pewni ludzie radzą, aby
nauczyć się mowy na pamięć. Rada ta jest dobra, jeśli tylko zachowujesz
"zimną krew w ogniu walki". Z uczeniem się mowy na pamięć i zdobyciem
reputacji mówcy, który przemawia bez notatek, łączy się niebezpieczeństwo
polegające na tym, że - gdy się zdenerwujesz - możesz zapomnieć to, co
zapamiętałeś. I ta druga omyłka (całkowity zanik pamięci) jest większa niż
pierwsza (nauczenie się mowy na pamięć). Kiedy byłem pastorem, wiele par
uczyło się na pamięć małżeńskiego ślubowania, które mieli powiedzieć
podczas ceremonii ślubnej. Większość z nich pogubiła się wygłaszając swój
tekst, ponieważ nie zdawali sobie sprawy, jak będą zdenerwowani podczas
właściwej ceremonii ślubu. Na szczęście zawsze wymagałem od nich, aby
dali mi tekst ślubowania na kartce, i mogłem im podpowiedzieć, gdy
zapomnieli słów. Lecz ty nie będziesz miał żadnego suflera, gdy będziesz
wygłaszał mowę, dlatego dobrze jest zabrać ze sobą notatki (najlepiej pełny
tekst przemówienia). Jeśli znajdziesz się w kłopotach (odkryjesz, że
rozmazała ci się szminka czy rozpiął zamek błyskawiczny), to zawsze
możesz sięgnąć do swoich notatek. Jednak powinieneś być tak dobrze
zapoznany z twoim materiałem, by nie polegać na swoich notatkach. Przejdź
w myślach swoją mowę upewniając się, że jesteś dobrze zaznajomiony z
głównymi punktami, ilustracjami, wprowadzeniem i zakończeniem. Będziesz
wtedy czuł się na tyle swobodnie, aby skoncentrować się na temacie, a
szczególnie na słuchaczach. Powiem teraz słowo o czytaniu rękopisu.
Odczytywanie mowy jest w porządku tak długo, jak długo nie jest oczywiste,
że to robisz. Jedynym sposobem zdobycia umiejętności takiego czytania jest
dopilnowanie, by spełnione zostało pierwsze przykazanie. Podczas
wygłaszania mowy bardzo ważne jest utrzymywanie kontaktu wzrokowego z
publicznością. Gdy się czyta, istnieje niebezpieczeństwo utraty kontaktu
wzrokowego ze słuchaczami. Czytaj jeśli musisz, lecz nigdy nie przemawiaj
tak, jakbyś czytał. Przykazanie drugie: Nie będziesz miał tylko jednego
sposobu wygłaszania mowy Podobnie jak to, że są "różne ciosy na różnych
facetów", istnieją różne sposoby wygłaszania mowy. Miałem przyjaciela
pastora, który był tak wielkim przeciwnikiem wojny w Wietnamie, że prawie
wszystkie jego kazania z tego okresu koncentrowały się wokół tematu,
dlaczego nie powinniśmy angażować się w tę wojnę. Pewnego razu
powiedziałem do niego: "Sam, kiedy ta wojna się skończy, nie będziesz miał
o czym mówić". Nie spodobała mu się moja uwaga, chyba dlatego, że zaraz
potem dodałem: "Będę szczęśliwy, gdy to wszystko się skończy z wielu
powodów - jednym z nich jest to, że w swoich kazaniach będziesz musiał
wreszcie zająć się religią". Tak jak mój przyjaciel miał tylko jeden temat,
niektórzy mówcy mają tylko jedną technikę mówienia. Na przykład, nie
możesz przemawiać do dziesięciu osób tak samo jak do audytorium
złożonego z tysiąca ludzi. Kiedy słuchaczy jest dziesięciu, należy być
nieformalnym, rozluźnionym i wprowadzać od czasu do czasu elementy
konwersacji. Przemawiając do tysiąca osób należy postępować w sposób
zaplanowany, stosować szerszą gestykulację i być bardziej formalnym. Gdy
zdobędziesz już doświadczenie w przemawianiu do ludzi odkryjesz, że
czujesz się w tej sytuacji o wiele bardziej swobodnie (choć nadal będziesz
doświadczał lęku) niż na początku. W takim momencie mądrze jest nauczyć
się sztuki improwizowania (lub tego jak poradzić sobie bez notatek) oraz
wyostrzać swoje umiejętności obserwowania widowni i reagowania na
wizualne sygnały. Zadanie to nie jest oczywiście przeznaczone dla
początkujących, lecz w miarę zdobywania doświadczenia będziesz potrafił
coraz lepiej dostosować swój styl do słuchaczy. Podam przykład: do
nastolatków nie przemawia się w taki sam sposób jak do profesorów
collegeu. Do członkiń charytatywnego klubu dla pań należy zwracać się
inaczej niż do członków klubu anonimowych alkoholików. Dana metoda
mówienia jest wskazana, gdy zwracasz się do kolegów swojego syna z grupy
przedszkolnej, a całkiem inna, gdy mówisz do absolwentów West Point.
Pamiętaj, aby dostosować do publiczności sposób przekazu. Trzecie
przykazanie: Nie będziesz koncentrował się na sobie Pewna doza
samoświadomości jest niezbędna dla każdego dobrego mówcy. Jeśli jednak
jesteś skoncentrowany wyłącznie na sobie, to wygłaszanie mowy całkowicie
minie się z celem, którym jest zakomunikowanie czegoś ważnego twoim
słuchaczom. Nigdy nie dawałem poradników seksualnych narzeczonym,
którzy przychodzili do mnie po poradę przedmałżeńską. Czy wiesz dlaczego?
(Nie, nie o to mi chodzi). Nie czynię tego, ponieważ odkryłem - podobnie jak
mój przyjaciel Harold Myra mówi w swojej cudownej małej książeczce pt. "Is
There A Place I Can Scream?" ("Czy istnieje takie miejsce, w którym mogę
krzyczeć?" Londyn, Hodder and Stoughton, 1975, ss. 39-40) - że ta wiedza
jest całkiem naturalna. Dziękuję ci Boże,# dziękuję ci za moją seksualność,#
za wspaniały pomysł męskości i kobiecości.# Dlaczego jednak uczyniłeś seks
tak potężnym?# Czy źle coś zaprojektowałeś, Panie?# Czy też to my
jesteśmy rozpustnikami?# Seks miał być potężny, to pewne,# aby zapewnić
trwałość gatunku.# Gdybyś jednak uczynił go trochę mniej potężnym, #
jestem pewien, że i tak wykonałbym swoje zadanie. Seks, podobnie jak
mówienie, jest naturalną czynnością. (Oczywiście, chociaż seksualna
intymność jest zawsze naturalna, jest moralna tylko w kontekście
małżeństwa). Podobnie jak to, że jesteśmy istotami seksualnymi, jesteśmy
istotami, które komunikują się ze sobą. Nie musisz się bardzo wysilać, aby
mówić - po prostu musisz to robić. Nie musisz koncentrować się na mówieniu
- po prostu otwórz usta i powiedz to, co myślisz. Większość z nas całkiem
dobrze sobie radzi z porozumiewaniem się w ramach naszych codziennych
relacji i nie ma powodu, aby zakładać (chyba, że bardzo się o to postarasz),
że okropnie ci pójdzie, gdy staniesz przed publicznością. Podam inny
przykład: wygłaszanie mowy jest jak kierowanie samochodem, jechanie na
rowerze czy pływanie. Im częściej to robisz, tym mniej o tym myślisz. Po
jakimś czasie staje się to naszą drugą naturą. Ponieważ porozumiewanie się
z innymi istotami ludzkimi jest naturalną funkcją, to duża część sztuki
przemawiania przed publicznością dotyczy wyeliminowania lęku przed tym.
Biblia i dobry podręcznik na temat przemawiania dadzą ci taką samą radę:
nie myśl tyle o sobie - pomyśl o innych. Czwarte przykazanie: Nie będziesz
wygłaszał długich mów To przykazanie wymaga bardzo mało wyjaśnienia,
więc zrobię to krótko (podobnie powinieneś postępować wygłaszając swoje
mowy). Im dłuższa mowa, tym większe prawdopodobieństwo porażki. Piąte
przykazanie: Nie będziesz przejmował się krytyką każdego Jeśli zapytasz
ludzi, co sądzą o twojej mowie (zanim ją powiesz lub tuż po jej wygłoszeniu),
powiedzą ci. Problem polega na tym, że większość ludzi (nawet dobrzy
mówcy) nie są dobrymi krytykami. Mają tendencję do uogólniania własnych
prywatnych odczuć. Czasami może to być pomocne, lecz częściej bywa
niebezpieczne, ponieważ wrażenia jednej osoby mogą nie odzwierciedlać
tego, co będzie (lub było) odczuciem całej publiczności. Mam głęboki głos (to
jest jeden z tych aktywów, którymi nie mogę się chlubić, uwzględniwszy fakt,
że się z tym urodziłem) i gdy mówię do ludzi, którzy mnie nie znają, zwykle
ich onieśmielam lub wydaję się pompatyczny. Nawet gdy staram się
okazywać pokorę, mój głos brzmi, jakbym przemawiał z wielkim autorytetem.
Pewnego razu pewien mężczyzna przyszedł do mojego biura po poradę.
Wychodząc wspomniał, że zamierza pójść do lekarza z powodu jakiejś
fizycznej dolegliwości. Powiedziałem mu, aby się nie martwił. "Wielu ludzi na
to cierpi i zwykle okazuje się, że nie jest to tak poważne, jak się wydaje.
Możesz się o tym łatwo przekonać. Jeśli leczenie będzie wymagało
hospitalizacji, spędzisz w szpitalu najwyżej dzień albo dwa". Człowiek ten
opuścił moje biuro w dobrym nastroju. Niestety, rada, jakiej mu udzieliłem
była zła. Moja sekretarka zauważyła: "Steve, musisz być ostrożny z
udzielaniem porad medycznych. Ludzie ci wierzą, a ty nie masz pojęcia, o
czym mówisz!". Niektórzy krytykują mowy tak samo jak ja udzielam porad
medycznych: nie mając o tym zielonego pojęcia. Pozwól, że zasugeruję ci,
abyś znalazł kogoś zaufanego znającego się trochę na retoryce. Poproś tę
osobę, aby szczerze podzieliła się z tobą swoimi uwagami. Jej krytyka będzie
warta tyle co tysiąc komentarzy innych ludzi. Jeszcze jedna uwaga:
członkowie rodziny zwykle nie są najlepszymi krytykami twoich mów.
Zależnie od waszych stosunków będą cię zbytnio kochali lub byli na ciebie
źli. Miłość i gniew mogą przeszkodzić w bezstronnej krytyce. Szóste
przykazanie: Nie będziesz mamrotał Wyraźne mówienie jest niezbędnym
warunkiem tego, aby audytorium dobrze słyszało. (jest to rzeczywiście nad
wyraz głęboka prawda!). Pragnę przez to wskazać, że powinieneś
popracować nad sposobem, w jaki mówisz. Nauczając studentów
seminarium sztuki przemawiania odkryłem, że większość z nich nie jest
nawet świadoma, jak brzmi ich głos. Sądzą, że idzie im dobrze, ponieważ do
tej pory nikt nie miał odwagi im powiedzieć: "Gadasz tak szybko, że nikt nie
może cię zrozumieć". "Gdy jesteś zdenerwowany, to łączysz słowa". "Nie
zdajesz sobie z tego sprawy, lecz nikt ze słuchaczy siedzących w trzecim i
dalszych rzędach cię nie słyszy". "Źle wymawiasz większość słów, które mają
ponad dwie sylaby". "Mówisz przez nos". Ćwiczenie przemawiania jest
ważne dla ciebie ponieważ jest ważne dla twojej publiczności. Poproś
zaufanego przyjaciela o wskazanie twoich nawyków mówienia. Posłuchaj
nagrania swojej mowy i ucz się, jak być swoim własnym najlepszym
krytykiem. Oceniając swoje mowy szczerze przyznaj, w jakich dziedzinach
potrzebna jest poprawa. Pewnego razu mój brat Ron został poproszony o
odmówienie modlitwy przed posiłkiem. Gdy skończył, mama powiedziała:
"Ron, nie słyszałam, co mówiłeś". Przecież nie mówiłem do ciebie, mamo",
odparł mój brat. Podejrzewam, że Bóg rozumie mamrotanie, lecz On wie, co
powiesz, zanim otworzysz usta. Publiczność niestety nie posiada takiej
cudownej umiejętności. Siódme przykazanie: Będziesz sobą Większość
dobrych mówców czasami naśladuje styl przemawiania swoich ulubionych i
najbardziej szanowanych bohaterów. Uważam, że jest to dobry zwyczaj, gdy
zaczynasz przemawiać publicznie. Naśladownictwo to musi być jednak
wzbogacone o osobiste elementy i być dostosowane do własnego stylu
mówcy i jego darów, nie może też być oczywiste, że jest to imitacja. W takim
przypadku ludzie zignorują to, co masz do powiedzenia i pójdą słuchać
"oryginalnego" mówcy. Czasami ludzie mówią mi: "Steve, czy wiesz, że
przemawiasz trochę tak jak John De Brine?". Przyczyna jest oczywista. Gdy
zaczynałem przemawiać, John De Brine był moim mistrzem. Ja byłem
dyskdżokejem w Bostonie, a John baptystycznym kaznodzieją. Z jakiegoś
powodu on się mną zainteresował. Wiele czasu spędziłem z Johnem na
plaży czy w samochodzie wioząc go na jedno z jego spotkań. Przez wiele lat
słuchałem jego kazań i mówiłem sobie: "Gdybym tylko potrafił tak
przemawiać, zmieniłbym świat". Chociaż to nie przypadek, że przemawiam
trochę jak John De Brine, tylko ci, którzy znają dobrze Johna i mnie, mogą to
zauważyć. W ciągu lat rozwinąłem własny styl i metodę, lecz zawsze
pozostanę wdzięczny Johnowi za to, że stworzył mi "rusztowanie" w tamtych
wczesnych latach. Rusztowanie (z samej swej natury) powinno zostać
usunięte gdy budowa zostanie zakończona. Podobnie powinno się stać z
kopiowaniem stylu mówienia innego mówcy. Na początku można trochę tak
postępować, lecz mówca powinien szybko rozwinąć własny styl i własne
metody. Phillips Brooks, słynny rektor Trinity Church w Bostonie, mawiał:
"Kazanie staje się prawdziwe dzięki osobowości mówcy". To dobra definicja
kazania i po dokonaniu małej modyfikacji mogłaby stać się dobrą definicją
przemawiania. Przemawianie powinno być prawdziwe z powodu osobowości
mówcy. (Przypuszczam, że kłamca mógłby wyszkolić się na skutecznego
mówcę. Jednak to nie powinno to być naszym). Jesteś niepowtarzalny. Bóg
stworzył cię jako unikalną osobę. Grzechem jest starać się podrobić ten
oryginał. Nie wymagam aby moi studenci naśladowali wzór doskonałego
kaznodziei dlatego, że każdy z nich jest inny. To co działa w moim
przypadku, może nie działać w życiu innego człowieka. Moim celem jest
pomóc tym młodym ludziom osiągnąć ideał w granicach ich własnego stylu i
darów, jakie posiadają. Ty również powinieneś uczynić to swoim celem.
Ósme przykazanie: Będziesz mówił delikatnie Żyjemy w nowych czasach, w
których stare sposoby okazują się nieskuteczne. Problem wielu kaznodziei
polega na tym, że głoszą tak, jak to czynił Jonathan Edwards. Treść
przesłania powinna być taka sama, lecz Jonathan Edwards żył w czasach
gdy nie było telewizji. Miał do czynienia z publicznością, której główną
rozrywką było słuchanie kazań, a najbardziej ekscytującą rzeczą, jaka mogła
się zdarzyć w ciągu tygodnia był nowy rodzaj żywności w miejskim sklepiku.
Wszystkie mowy, od mów politycznych począwszy na oracjach z okazji dnia
Święta Niepodległości skończywszy, były wzorowane na kazaniach.
Ponieważ nie jestem zbyt dobry w "rozrywkowej" warstwie kazań,
pragnąłbym powrócić do czasów, kiedy "trawka" była czymś co się kosi, a nie
pali; kiedy bycie "gayem" (chłopakiem) oznaczało pozytywną cechę
osobowości, nie zaś określone preferencje seksualne; kiedy coli można się
było napić z dystrybutora zamiast kupować ją w puszkach w sklepie
spożywczym; zaś "AIDS" (pomoc) było czymś, co wykonywało się dla innych
- a nie jak dziś, skrótem choroby. Naprawdę nie lubię tych wszystkich zmian,
lecz moje uczucia nie mają tutaj żadnego znaczenia. Moje uczucia są
nieistotne. To, co jest, po prostu jest. Jeśli mam być skutecznym mówcą,
muszę być świadomy tych zmian. Nasze czasy są nie znoszą autorytetów. Im
bardziej upierasz się przy swojej ważności, tym mniej ważny się stajesz. W
czasach "chłodnej" komunikacji, im głośniej wrzeszczysz, tym mniej ludzi
będzie cię słuchać. Mądrzy mówcy nie przemawiają dzisiaj w pompatycznym
stylu, lecz dyskutują i przekonują. Mówię to wszystko, aby podkreślić, że
krzyk nie jest już dziś aktualny. To nie oznacza, że nie będzie ku temu okazji
podczas wygłaszania mowy, aby np. zwrócić uwagę słuchaczy. Lecz
podniesiony głos powinien być kontrolowany i używany w ograniczonym
stopniu. Nie oznacza to, że emocje nie powinny być częścią dobrej mowy,
lecz że niekontrolowane emocje spowodują negatywną reakcję emocjonalną
na twoją mowę. Mam nadzieję, że w czasach wielkich społecznych zmian
krzyk powróci raz jeszcze do łask, a walenie w pulpit będzie znowu
skuteczną techniką komunikowania. Wtedy będę mógł przemawiać z wielką
pasją, bowiem jestem w tym dobry. Teraz jednak mądrzy mówcy powinni
zmniejszyć nieco "głośność". Powinni przemawiać raczej w stylu: "Czy
możemy porozmawiać?" niż "Takie jest prawo i masz być mu posłuszny".
Dziewiąte przykazanie: Będziesz zwracał uwagę na język ciała Ta książka
nie jest poświęcona językowi ciała. Lecz w komunikowaniu się język ciała jest
niemal tak ważny jak słowa, które wypowiadasz. Kilka lat temu doszedłem do
wniosku, że moja technika udzielania porad pozostawia nieco do życzenia.
Gdy ludzie przychodzili do mnie, już na samym początku byli onieśmieleni
faktem, że jestem duchownym. Jeśli połączymy to z moim grzmiącym głosem
i surowym stylem, wizyta w moim biurze przypominała odwiedziny u
surowego ojczyma, a nie spotkanie z kimś, kto chciał pomóc. Jeden z
przyjaciół powiedział mi: "Steve, nie możesz zmienić brzmienia swojego
głosu, nie możesz przestać być pastorem, lecz możesz zmienić swój język
ciała. Zamiast pochylać się do przodu słuchając tego, co mówi druga osoba,
pochyl się na krześle do tyłu. Nie krzyżuj rąk tak jakbyś był Buddą i zamierzał
wygłosić kazanie. Niech twoja postawa będzie otwarta, nie wzbudzająca
zagrożenia. Wyjdź zza biurka i usiądź na wolnym krześle". Posłuchałem go i
okazało się, że zmiana była zdumiewająca.Ludzie zaczęli ze mną rozmawiać
zamiast się przede mną spowiadać. Opuszczali moje biuro w poczuciu, że
otrzymali pomoc, a nie potępienie, zaś zmiana mojego języka ciała nawet
mnie samego zrelaksowała. (Czy pamiętasz naszą zasadę? Jeśli będziesz
"grał" w określony sposób, po jakimś czasie rola ta stanie się
rzeczywistością). Podobnie jest z publicznymi przemówieniami. Powinieneś
przemawiać w pozycji wyprostowanej - nie bądź jednak sztywny. Nie stój cały
czas za pulpitem - pulpit jest symboliczną barierą w dobrej komunikacji.
Naucz się przyjaznych gestów (np. otwarte dłonie, pochylenie się w kierunku
widowni). Dopilnuj, aby utrzymywać dobry kontakt wzrokowy ze słuchaczami.
Jeśli nie będziesz na nich patrzył, pomyślą, że kłamiesz. Naucz się
uśmiechać co jakiś czas - kiedy to będziesz czynił, zauważysz, że słuchacze
odpowiedzą uśmiechem. Czasami oczywiście są takie sytuacje, gdy kazanie
czy mowa muszą mieć autorytatywny charakter. Kiedy zajdzie taka potrzeba,
zrób wszystko odwrotnie do tego co powiedziałem w ostatnim punkcie.
Dziesiąte przykazanie: Będziesz wprowadzał urozmaicenia Różnorodność
jest przyprawą życia i tkanką każdej dobrej mowy. Mówcy mogą nabrać
pewnych przyzwyczajeń wygłaszania mowy, które powinny być przełamane.
Mój przyjaciel Ben Haden, jeden z najlepszych mówców w Ameryce,
mistrzowsko opanował technikę "płodnej pauzy". Ben potrafi zrobić tak
zręczną pauzę, że wszyscy pochylają się do przodu, by usłyszeć, co za
chwilę powie. (Ktoś mi powiedział, że mógłbym powiedzieć całe kazanie
podczas jednej z takich pauz). Z kolei Zig Ziglar jest szybkim, dynamicznym
mówcą. Bill powinien czasami zwiększyć tempo, a Zig zwolnić, aby zwrócić
uwagę słuchaczy. Moja myśl jest następująca: wszystko (nawet jeśli jest
dobre) może się kiedyś znudzić. Jeśli jesteś cichym, wyważonym mówcą,
naucz się trochę podnosić głos od czasu do czasu. Czasami (nie zawsze)
powinieneś krzyknąć. Jeśli jesteś mówcą zorientowanym na fakty, opowiedz
czasami jakąś uczuciową historię. Jeśli masz tendencję do opierania się na
komunikowaniu emocjonalnym, zacytuj co pewien czas jakieś nudne dane
statystyczne. Spraw, aby publiczność musiała odgadywać, co się stanie, a
nikt nie zaśnie. Daj ludziom to, czego oczekują, dobierając formę i treść,
które nie będą nudne w słuchaniu. * * * "Kryminolodzy utrzymują, że bardzo
mało aktów przemocy zostaje popełnionych po pożywnym posiłku. Ten fakt
przedłużył życie wielu mówców." - Pic Larmour * * * Zanim Bill Graham
zaczął wygłaszać kazania do tłumów zgromadzonych na wielkich stadionach
był skromnym studentem, który mówił do ptaków i jaszczurek w lasach na
Florydzie. Nie wiem czy ptaki i jaszczurki się nawróciły, lecz na pewno były
pod silnym wrażeniem jego słów. Płynie z tego następujący morał: zanim
ktokolwiek usłyszy twoją mowę ty sam powinieneś usłyszeć ją przynajmniej
dziesięć razy. Jeśli potrafisz znaleźć jakieś ptaki i jaszczurki gotowe cię
słuchać i to jest w porządku. Rozdział 10.& Rozbrajanie niewypałów
"Bezmyślnie uniosłeś się dumą? Po namyśle - rękę na usta!" - Przysł 30, 32
Jeśli chcesz skutecznie komunikować się z innymi prowadząc konwersację,
uczestnicząc w debacie czy wygłaszając mowę, musisz podejmować ryzyko.
A jeśli ryzykujesz, to czasami doznasz porażki. Takie są fakty. Czasami
rozmowa zostanie przerwana, a ty będziesz się czuł niezręcznie. Czasami
przegrasz debatę lub słuchacze wyjdą zanim twoja mowa dobiegnie końca.
Nie zaczynaj, jeśli nie jesteś gotowy podjąć ryzyka porażki. Widzisz, nie ma
sposobu, aby stać się dobrym mówcą bez popełnienia kilku błędów. W tym
rozdziale pokażę, jak zapobiec temu, by te "niewypały" wybuchły. Zanim
powiem o tym, jak radzić sobie z niepowodzeniami w komunikacji, pragnę
poświęcić trochę miejsca, aby powiedzieć jak przyjmować sukcesy w tej
dziedzinie. (Wierzę, że łatwiej sobie poradzić z porażką niż z sukcesem).
Pewien bardzo mądry kaznodzieja po usłyszeniu przesadnie pozytywnej
uwagi na temat swojego kazania odpowiedział jednemu z parafian: "Nie
musiałeś mi tego mówić. Diabeł cię do tego podkusił!". Ocena skuteczności
komunikacji Podam teraz pięć spraw, o których powinieneś pamiętać, gdy
wiesz, że skutecznie coś zakomunikowałeś - byłeś wspaniałym rozmówcą,
zwyciężyłeś w debacie czy wygłosiłeś wielką mowę. 1. Pamiętaj o tym, że
sukces jest ulotny. Napoleon powracając ze zwycięskiej wojny był owacyjnie
witany przez tłumy. Jego adiutant zauważył, że otrzymywanie od ludu tylu
oznak uwielbienia musi być wspaniałą rzeczą. Napoleon odparł: "Nonsens!
W nieco innym układzie okoliczności ten sam tłum wrzeszczałby domagając
się mojej śmierci na szubienicy". Mamy naturalną skłonność, by sądzić, że
gdy ktoś odniesie sukces, to zawsze będzie się nim cieszył, ten, kto upadł,
do końca życia będzie nieudacznikiem. Żadne z tych twierdzeń nie jest
prawdziwe. W drugim przypadku powinien się znaleźć element zachęty, w
pierwszym motywacja do pokory. 2. Pamiętaj, że wszystko co masz jest
darem opatrzności Bożej (jeśli jesteś człowiekiem wierzącym) lub szczęścia
(jeśli nim nie jesteś). Tylko idiota patrząc wstecz przypisuje wszystkie swoje
sukcesy jakiejś jednej umiejętności, która "sprawiła, że to się stało". Niewiele
brakowało, aby sprawy potoczyły się inaczej. * * * "Możesz poznać
nieudacznika po tym, jak krytykuje sukcesy innych." - Mel Johnson * * * W
przypływie szczerości gwiazdy filmowe powiedzą ci, że wielu innych aktorów
ma więcej talentu i ciężej pracuje, lecz mimo to nie odnosi sukcesu. Każdy
znany muzyk powie ci, że są inni lepsi od niego, którzy nie zostali zauważeni.
Każdy wielki mówca powie ci, że wszędzie są lepsi od niego, którzy nie
zostali rozpoznani. Jeśli będziesz o tym pamiętał, nauczy cię to wdzięczności
za twój sukces. Wdzięczność jest ważnym i zwycięskim rysem każdego
skutecznego mówcy. 3. Kiedy odnosisz sukcesy, pamiętaj, że
prawdopodobnie nie jesteś nawet w połowie tak dobry jak się czujesz słysząc
aplauz widowni. Pewien mężczyzna wygłosił mowę w klubie rotariańskim w
swoim mieście i wrócił do domu bardzo zadowolony z siebie. "Zastanawiam
się, ilu wielkich mówców wydało nasze skromne miasteczko", powiedział do
swojej żony. "Myślę, że o jednego mniej niż ci się zdaje", odparła. Jak
wspomniałem wcześniej, kilka lat temu przeprowadzono badania dyrektorów
500 czołowych firm. Jednym ze stale powracających tematów był lęk, że ktoś
odkryje ich tajemnicę: że znaleźli się na swoich stanowiskach przez
przypadek. Mądrzy i odnoszący sukcesy mówcy zawsze zdają sobie sprawę,
że nawet w połowie nie są tak dobrzy jak przypuszczają ich wielbiciele, i
nawet w połowie tak źli, jak sugerują ich krytycy. Gdy napisałem moją
pierwszą książkę, pewien człowiek, którego bardzo szanowałem, napisał do
mnie krytyczny list. Pisał w nim, że moja książka jest dziecinna i że nie może
uwierzyć, iż mogłem spłodzić coś tak płytkiego. Czułem się tak zdruzgotany
jego uwagami, że postanowiłem nigdy więcej nic nie napisać i powiedziałem
mu o tym. "Doceniam twoją szczerość", napisałem w swoim liście do niego.
"Pragnę, abyś wiedział, że uznałem, iż masz rację. Podpisałem kontrakt na
drugą książkę, lecz gdy tylko zostanie ona opublikowana, poświęcę mój czas
i talenty czemuś, co robię lepiej". Kiedy moja następna książka ukazała się
na rynku otrzymałem kolejny list. Pisał, że moja druga książka jest jedną z
najlepszych, jakie czytał. Nazwał mnie "nowym C. S. Lewisem Ameryki". I to
wtedy przyszło olśnienie. Zdałem sobie sprawę, że moja pierwsza książka
nie była tak zła, jak mówił - jednocześnie zrozumiałem, że moja druga
książka nie była tak dobra, jak twierdził. 4. Kiedy odnosisz sukces nie
narzekaj na cenę jaką musiałeś za niego zapłacić. Ktoś powiedział, że jeśli w
pracy ciężko pracujesz przez czterdzieści godzin tygodniowo i twój szef to
zauważy, to da ci podwyżkę, a wtedy możesz pracować ciężko przez
sześćdziesiąt godzin w tygodniu. Jeśli odniesiesz sukces, to będzie to
wymagało od ciebie jeszcze większej pracy. Nie narzekaj na to. Jeśli
odniosłeś sukces, ludzie będą oczekiwali jeszcze więcej sukcesów. Nie skarż
się na to. Jeśli odniosłeś sukces, to następnym razem będzie ci musiało
pójść o wiele lepiej. Nie narzekaj z tego powodu. Do każdego sukcesu
przyczepiona jest metka z ceną, która bywa niekiedy bardzo wysoka. Lecz
twój sukces zostanie zauważony i otrzymasz zapłatę w dolarach lub
uwielbieniu tłumu. Będziesz miał o sobie dobre mniemanie i zauważysz, że
kilka drzwi, które przedtem były zamknięte, teraz otworzy się przed tobą.
Zatem gdy nadejdzie czas płacenia rachunków, zapłać i nie narzekaj na to,
że są tak wysokie. 5. Pamiętaj, że trudniej uczyć się na sukcesach niż na
porażkach. Mój przyjaciel Fred Smith ma cudowną definicję starości.
Powiada, że przez całe życie ludzie starają się osiągnąć pewien poziom. Gdy
go osiągną, odpoczywają chwilę i zaczynają się wspinać jeszcze wyżej. Fred
mówi, że gdy ktoś zaczyna zataczać koła na tym samym poziomie zamiast
wspinać się wyżej, to znaczy, że jest stary. Jest to dobra definicja martwego
mówcy, który jeszcze nie został pogrzebany. Upadek może być wspaniałą
motywacją do wspinania się wyżej, do bardziej wytężonej walki i osiągnięcia
lepszych rezultatów następnym razem. Nie ma nic nudniejszego od
emerytowanego sportowca, który stale wspomina dawne zwycięstwa - za
wyjątkiem mówcy, który stale wygłasza tę samą mowę, bowiem kiedyś
wywarła na kimś wrażenie. Radzenie sobie z porażkami w komunikacji A
teraz przejdźmy do prawdziwych niewypałów. Co robić, gdy poniesiesz
klęskę? Inaczej mówiąc, jak postąpić w sytuacji, gdy mówiłeś, lecz ludzie cię
nie słuchali. Unikaj następujących zachowań Jest pięć ważnych "zakazów".
1. Nie zapominaj o parkingu. Kiedy Ben Haden był młodym pastorem,
prowadził cykl ewangelizacyjnych nabożeństw w mieście, w którym kiedyś
pracował jako redaktor miejscowej gazety. Ben mówił, że starał się z całych
sił zapraszając wszystkich, którzy chcą, aby Bóg odmienił ich życie, aby
wyszli naprzód. Nikt nie wyszedł. Ben był zdruzgotany, dopóki starszy pastor,
zauważywszy jego przygnębienie, nie powiedział: "Synu, nie zapomnij o tym
człowieku na parkingu". Następnie zaprowadził Bena do kościelnego okna
wychodzącego na parking. Tam na żwirze klęczał człowiek i przyjmował do
swojego serca Chrystusa. Ilustracja ta jest ważna nawet jeśli nie jesteś
kaznodzieją. Jeśli zapoznałeś się i zastosowałeś zasady komunikacji podane
w tej książce, twoje porozumiewanie się z innymi będzie przynajmniej
znośne. Jeśli uczestniczyłeś w debatach czy wygłaszałeś mowy i zdaje ci się,
że miałeś same niepowodzenia, to wcale nie musi być tak źle, jak uważasz.
Kiedyś przemawiałem do dwóch tysięcy nastolatków na pewnej konferencji.
Zawsze gdy o tym pomyślę, płonę ze wstydu. To było okropne. Kiedy
wszystko się skończyło, wyszedłem za kulisy, wezwałem taksówkę i
odjechałem tak, żeby nikt mnie nie widział. Piętnaście lat później
przemawiałem na innej konferencji. Podczas jednej z przerw podszedł do
mnie młody mężczyzna i powiedział: "Steve, wiem, że mnie nie znasz, lecz
gdy byłem nastolatkiem, uczestniczyłem w konferencji, na której
przemawiałeś. (Cofnąłem się przerażony). Chcę ci podziękować za to, co
wtedy powiedziałeś. Twój wykład zmienił moje życie. Stało się jednak coś
więcej. Nagrałem twoje wystąpienie. W ciągu tych lat pożyczyłem taśmę kilku
moim kolegom. Zawsze wywierała na nich głęboki wpływ". I co na to
powiecie, kibice? Nie zapominajcie o ludziach na parkingu. 2. Nigdy nie
oceniaj swojej wartości w świetle jednej porażki. Powiadają, że pierwsza
mowa Damostenesa, jednego z najsłynniejszych greckich mówców, była
okropna. Kiedy ze wstydem opuszczał salę, usłyszał, jak ktoś powiedział: "To
była zbyt dobra mowa, lecz Damostenes brzmiał czasami mały Perykles"
(ateński mąż stanu żyjący jedno pokolenie wcześniej). Ten podsłuchany
komplement stał się motywującą siłą, która skłoniła Demostenesa do
przezwyciężenia słabego głosu i nędznego sposobu prezentacji.
Damostenes ćwiczył mówienie z kamyczkami w ustach. Kiedy przysłuchuję
się pierwszym kazaniom moich studentów, zdaję sobie sprawę, że na moich
barkach spoczywa wielka odpowiedzialność. Pewien student powiedział mi:
"Doktorze Brown, chcę aby był pan wobec mnie naprawdę surowy. Zniosę
to." Chciałem mu powiedzieć: "Synu, gdybyś wiedział, jak źle wypadłeś, to
nigdy w życiu nie wygłosiłbyś kazania". Oczywiście nie powiedziałem tego.
Czy wiesz dlaczego? Ponieważ momentami brzmiał jak mały Billy Graham.
Być może gdy odniosłeś porażkę (lub zdawało ci się, że ją odniosłeś, nie
miałeś nikogo, kto zachęciłby cię jakimś małym komplementem. Lecz
pamiętaj o tym, że nikt nie będzie dobrze przemawiał, jeśli początkowo nie
będzie mówił źle. Inaczej mówiąc, marna mowa czy przegrana w debacie nie
powinna być miarą twoich zdolności. Znajdź kogoś kto powie jedną dobrą
rzecz o twoich umiejętnościach w komunikowaniu. Niech to będzie ziarenko,
z którego wyrośnie twój sukces. 3. Nie pozwól, aby negatywne nastawienie
umysłu spowodowało jeszcze więcej niepowodzeń. Przez wiele lat
powtarzałem: "Nigdy nie chciałem być pastorem. Nie jestem ochotnikiem.
Jestem poborowym, wszędzie znajdują się tego dowody". Pewnego razu mój
mentor powiedział mi: "Steve, czy wiesz, dlaczego mówisz takie rzeczy?".
Odpowiedziałem, że nie wiem. To jest dla ciebie wygodna kryjówka. Jeśli
poniesiesz porażkę, zawsze będziesz mógł powiedzieć: "Nigdy nie chciałem
tego robić". Miał rację. Z powodu kilku problemów w moim życiu oczekiwałem
porażki i przygotowywałem się na nią. Spodziewamy się porażki z wielu
powodów. A ponieważ się jej spodziewamy, sami ją stwarzamy. Być może
pochodzisz z dysfunkcyjnej rodziny lub doświadczyłeś koszmarnych przeżyć
emocjonalnych. Może tak często słyszałeś, że do niczego się nie nadajesz, iż
uwierzyłeś w to. Jeśli to prawda, to zawstydzenie w rozmowie z przyjacielem
przegrana w debacie czy mowa, która okazała się niewypałem może
zrujnować resztę twojego życia. Nie pozwól na to. Opowiem ci o pewnej
zasadzie, na której opiera się działanie wszechświata. Kot, który usiadł na
rozgrzanej kuchence nigdy nie zrobi tego powtórnie - lecz nie usiądzie też
nigdy na zimnej. Być może wyciągnąłeś zbyt wiele wniosków z jednej
życiowej lekcji. Jeśli zawiodłeś, to znaczy tylko tyle, że zawiodłeś, nie zaś, że
jesteś nieudacznikiem. Nie pozwól, aby demony przeszłości zniszczyły twoją
przyszłość. 4. Nie pozwól, aby twoje poglądy teologiczne (jeśli jesteś
człowiekiem wierzącym) stwarzały dodatkowe niepowodzenia. Niektórzy
chrześcijanie mają dziwną skłonność do myślenia, że zasługują na porażkę.
Ktoś powiedział, że Bóg jest tylko kulą inwalidzką dla słabych. No cóż,
oczywiście że jest! Jednak nie chodzi o to, że Bóg jest kulą inwalidzką, lecz o
to, że my jesteśmy kulawi. Mądrzy ludzie wiedzą o powszechnym
upośledzeniu człowieka, więc zwracają się do Boga. Tak właśnie powinno
być. Jeśli jesteś grzesznikiem, potrzebujesz przebaczenia. Jeśli się lękasz,
potrzebujesz odwagi. Jeśli masz myśli samobójcze, potrzebny ci powód, aby
żyć. Ci, którzy znają prawdę, wiedzą, że tylko Bóg jest ostatecznym źródłem
przebaczenia, akceptacji, odwagi i sensu życia. Skoro ci przebaczono,
powinieneś pamiętać, że otrzymałeś przebaczenie. Skoro zostałeś przyjęty,
pamiętaj, że zostałeś przyjęty. Jeśli dano ci odwagę, żyj ze świadomością
tego. Jeśli odkryłeś sens swojego życia pamiętaj, że nie stracisz go. Nawyki
trudno umierają. Wielu ludzi mądrze postępuje zwracając się do Boga, lecz
później nadal żyją tak, jakby nic się nie stało. Nigdzie w Biblii nie znajdujemy
sugestii, że Bóg lubi nam wytykać nasze porażki. Pan Bóg nie mówi:
"Zobaczmy co można zrobić, aby uczynić Sarę i Sama ludźmi godnymi
pożałowania". Bóg jest po twojej stronie. Nie powinieneś obwiniać Boga o
swoje porażki. Nie brnij też w niepowodzeniach, ponieważ sądzisz, że Bóg
się w nich lubuje. 5. Nie poddawaj się. Zawsze pamiętaj, że jedyną różnicą
pomiędzy ludźmi sukcesu a nieudacznikami jest to, że ludzie sukcesu
podnieśli się po ostatniej porażce. Życie jest procesem, a chrześcijanie
wiedzą, że Bóg jest tak samo zainteresowany nadawaniem mu kierunku, jak i
jego ostatecznym rezultatem. Uczenie się tego, jak mówić, aby ludzie
słuchali, jest także procesem. Nie spodziewaj się, że uda ci się coś
przeskoczyć, i nie staraj się być mną. Niezależnie od tego, co robisz, nie
przyspieszaj w żaden sposób tego procesu. Powstań po porażce i spróbuj
jeszcze raz. * * * "Jest wielka praktyczna korzyść w popełnieniu kilku błędów
we wczesnym okresie życia." - Thomas Huxley * * * Wykonuj następujące
rzeczy A teraz, nim skończymy podam wam pięć "nakazów" dotyczących
niepowodzenia: 1. Przeanalizuj swoją porażkę. Miałem przyjaciela, który
grywał w football z drużyną Miami Dolphins. Powiedział mi, że najgorszą
rzeczą w życiu zawodowego gracza jest oglądanie meczu zarejestrowanego
na taśmie. Każda drużyna filmuje swoje mecze. W następnym tygodniu po
rozgrywce trener i zawodnicy szczegółowo go analizują. Mój przyjaciel
powiedział, że jeśli podczas gry popełnił jakiś błąd, to musiał oglądać jego
powtórkę raz po razie, aż potem łapał się na tym, że odtwarza go we śnie.
"Jednak zwykle nie popełniłem dwa razy tego samego błędu", stwierdził. Jeśli
zostałeś zawstydzony w rozmowie, przegrałeś dyskusję czy wygłosiłeś
okropną mowę nie czuj się z tego powodu tak bardzo godny pożałowania.
Każdemu się to zdarza. Różnica pomiędzy dobrymi mówcami a
nieudacznikami polega na tym że pierwsi nie tylko czują się godni
pożałowania, lecz zastanawiają się, dlaczego mają takie poczucie.
Wykorzystaj materiał przedstawiony w tej książce jako kryterium oceny i
zadaj sobie pytanie, którą z zasad złamałeś. Porozmawiaj z zaufanym
przyjacielem, który powie ci prawdę nie niszcząc cię przy tym. Jeśli to
możliwe, przesłuchaj taśmę z nagraniem twojej mowy czy debaty, w której
uczestniczyłeś, i przyznaj się do tego, co źle zrobiłeś. Następnie wypisz kilka
sposobów poprawienia tego następnym razem. 2. Przyjmij własne porażki.
Jedną z największych przeszkód w emocjonalnym uzdrowieniu jest to, co
psychologowie nazywają wyparciem. Wyparcie jest również wielką
przeszkodą w skutecznym porozumiewaniu się. Niektórzy ludzie będą ci
zawsze mówili, że byłeś wspaniały sądząc, że jest to z ich strony uprzejmość.
Nie wierz im. Kaznodzieje są szczególnie narażeni na to niebezpieczeństwo.
Tylko chrześcijanie, którzy nie rozumieją istoty swojego chrześcijaństwa,
sądzą, że krytyka zawsze jest grzechem. Dlatego nie powiedzą ci prawdy,
nawet gdy trafi ci się jakiś niewypał. W magazynie "Christianity Today"
przeprowadzono badania kaznodziejów polegające na poproszeniu, aby
zrobili listę swoich silnych i słabych stron. Okazało się, że większość
kaznodziejów umieszczało "głoszenie" na szczycie listy swoich silnych stron.
Jeśli ostatnio byłeś w kościele, to wiesz, że wielu z nich kłamie albo żyje w
zaprzeczeniu. Nie pozwól, aby tobie się to przytrafiło. Jeśli widzisz jajko, nie
nazywaj go zapiekanką. Jeśli coś jest niewypałem, nie mów, że to rakieta.
Jeśli doznałeś porażki, przyjmij ją, przyznaj się do niej, a następnie zrób coś,
aby ją naprawić. Rozwijaj przyjaźnie z tymi, którzy cię kochają i powiedzą ci
prawdę. Po wygłoszeniu przeze mnie mowy w pewnym klubie przyjaciel
powiedział mi: "Steve, powinieneś umieścić tę mowę na samym spodzie
sterty swoich mów". Czy wiecie co zrobiłem? Położyłem ją tam. 3.
Wykorzystuj swoje porażki. Doznanie porażki nie oznacza, że nie powinieneś
czynić starań kontrolowania strat. Czasami powinieneś przeprosić kogoś,
kogo obraziłeś. Czasami powinieneś powiedzieć osobie, która poprosiła cię o
wygłoszenie mowy: "Wiesz, nie jestem głupi. To była kiepska mowa. Jednak
chcę, abyś zaprosił mnie jeszcze raz, ponieważ następnym razem zrobię to o
wiele lepiej niż dzisiaj". Czasami naprawa zniszczeń wymaga napisania listu
do osoby, z którą odbyłeś okropną rozmowę: "Chciałem ci powiedzieć, że
wczoraj nie byłem sobą. Mam nadzieję, że czujesz to i nie weźmiesz sobie
do serca tych idiotyzmów, jakie ci powiedziałem. Bóg musi nadal nade mną
pracować." Czasami można naprawić porażkę w następnej mowie, debacie
czy rozmowie. Następnego dnia po wygłoszeniu nieudanego wykładu
zawsze mówię moim studentom: "Muszę wyjaśnić nieporozumienia w
pewnych sprawach, o jakich wczoraj mówiłem. Miałem na myśli jedynie...". 4.
Napraw porażki. Słyszałem, że w pierwszych latach wykonywania operacji
plastycznych panowało dziwaczne przekonanie, że środki anestezjologiczne
niszczą rezultaty operacji plastycznych. Jeśli byłeś brzydki i pragnąłeś być
piękny, miałeś do wyboru: zgodzić się na ból i doznać zmian lub uniknąć bólu
i pozostać brzydkim. Podobnie jest z umiejętnościami w dziedzinie
komunikacji. Porażka zawsze jest bolesna, lecz jeśli poprawisz to, co źle
zrobiłeś, cierpienie będzie prowadziło do zmiany. Pozwólcie, że podsumuję
pedagogiczne punkty przedstawione w tym rozdziale słowami wielkiego
teologa i filozofa Mary Tyler Moore: "Jeśli to, co mówisz, kogoś nie zrani, to
znaczy, że robisz to źle". * * * "Mówienie i elokwencja to nie jest to samo -
mówienie i dobre mówienie to dwie różne rzeczy. Nawet głupiec może
gadać, lecz człowiek mądry przemawia." - Ben Johnson * * * Słowo końcowe
(no, może kilka słów) Ktoś powiedział, że najbardziej pożałowania godni nie
są ci, którzy nie otrzymali tego, czego pragnęli, lecz ci, którzy to otrzymali,
lecz odkryli, że naprawdę chcieli czego innego. To prawda w wielu
dziedzinach. Bycie osobą samotną jest trudne, lecz nie jest nawet w połowie
tak złe, jak obudzenie się w poniedziałek rano i odkrycie, że poślubiło się
niewłaściwą osobę. Trudno jest być biednym (wcale nie zamierzam bronić
ubóstwa) lecz biedak może przynajmniej marzyć o tym, jak cudownie byłoby
być bogatym. Bogaci ludzie, którzy zdobywają się na uczciwą refleksję,
zawsze dochodzą do przerażającego wniosku, że obietnice bogactwa nie
dają szczęścia i pozbawiają wszelkiej nadziei. Na tej zasadzie nie oczekuj,
że osiągnięcie skuteczności w komunikowaniu wypełni twoją wewnętrzną
pustkę czy uczyni cię taką osobą, jaką zawsze pragnąłeś być. Możesz być
skutecznym mówcą (o tym właśnie jest ta książka), lecz nie stawiaj sobie
tego za cel, bowiem osiągnięcie go niesie ze sobą więcej ciężarów niż
zdołasz udźwignąć. Pewne rzeczy może sprawić tylko Bóg. Tylko On może
nadać ostateczny sens temu, co komunikujesz. Tylko On może wypełnić
pustkę, która jest w każdym człowieku. Tylko On może nam dać pozytywny
obraz siebie, który staramy się znaleźć u innych. Augustyn modlił się
słowami: "Stworzyłeś nas dla siebie i nasze serce nie zazna spokoju dopóki
nie spocznie w Tobie". Tematem tej książki było komunikowanie się z innymi.
Komunikowanie się jest ważne. Jednak w życiu najważniejszy jest Bóg i jeśli
o Nim zapomnisz, to, niezależnie od tego, jak dobrze będziesz się
porozumiewał, nie powiesz niczego, co miałoby ostateczne znaczenie. A to
byłoby tragiczne. Obawiam się, że poznając zasady komunikowania się
zapomnisz o słuchaniu Boga, który jest ostatecznym, najwyższym mówcą.
On naraził się na wiele kłopotów komunikując nam swoje przesłanie o
miłości, akceptacji, przebaczeniu i wiecznym życiu. Widzisz ... Twoje słowa,
choćby były nie wiem jak wymowne, # Twoje mowy, choćby były nie wiem jak
skuteczne, # Twoje rozmowy, choćby nie wiem jak stymulowały, # Twoje
debaty, choćby były nie wiem jak zwycięskie, # Wszystkie umrą razem z
tobą. A wtedy jedynymi słowami, mającymi znaczenie będą słowa, które On
wypowie do ciebie.