Opiekunka
Jakieś 2 lata temu w czasie wakacji wyjechała ona na program au pair do US. Pracowała w
agencji, w związku z tym praktycznie codziennie musiała zajmować się innymi dzieciakami.
Pewnego razu dostała "zadanie" zaopiekowania się dwójką dzieciaków (chyba 2 i 3 lata) dość
zamożnego małżeństwa X, które postanowiło zrobić sobie wieczorek-tylko-we-dwoje. Ojciec
dzieci, jako że był człowiekiem dość nerwowym nakazał co godzinę dzwonić do siebie na
komórkę ze "sprawozdaniem", czy wszystko ok (co raczej burzy koncepcję wieczorka we
dwoje, ale mniejsza o to). Tak więc biedna dziewczyna nie dość że musiała pilnować
rozwrzeszczane dzieciaki, to do tego musiała też radzić sobie z ich znerwicowanym
protoplastą;)
Po kilku godzinach udało jej się przekonać dzieci, że czas już spać (co nie było takie proste).
Pokój dziecięcy był na piętrze domu, a ona po upewnieniu się że jej podopieczni śpią (a nie
udają i coś knują) zeszła sobie na dół pooglądać TV. Z jakiegoś tam powodu, nie mogła
zrobić tego w salonie, a drugi telewizor był w sypialni państwa X. Miała z tym jednak pewien
problem, gdyż już wcześniej zauważyła, że w pokoju stała (naturalnych rozmiarów) figurka
przedstawiająca clowna. Problem polegał na tym, że jej zdaniem była paskudna i troszkę
przerażająca, a ilekroć obok niej przechodziła przebiegał ją nieprzyjemny dreszcz. A
dodatkowo, oglądając TV musiała by siedzieć tyłem do figurki, na co już zupełnie nie miała
ochoty. Na wszelki wypadek zadzwoniła i spytała czy może sobie popatrzyć na telewizor w
sypialni, na co pan X wyraził zgodę pod warunkiem że będzie co jakiś czas zaglądać do
pokoju dzieci i sprawdzać czy wszystko jest ok. Zanim się rozłączyli zapytała jeszcze czy
może przykryć figurkę clowna jakimś kocem, bo jak na nią patrzy to ją dreszcze przechodzą.
Po chwili milczenia facet spytał:
-jesteś już w sypialni? odpowiedziała że właśnie tam idzie
- nie idź tam, tylko spokojnie idź na górę do dzieci, zabierz je z pokoju i zamknijcie się w
łazience. Ona wystraszona pyta: -o co chodzi?
Pan X odpowiedział łamiącym się głosem:
- my nie mamy w domu żadnej figurki clowna
Po kilku minutach przyjechała policja, a za pół godziny w domu było też małżeństwo X. Po
oględzinach domu policjanci stwierdzili, że nie ma żadnych śladów włamania i pewnie
dziewczyna coś sobie wymyśliła (oczywiście "figurki" już nie było). Ojciec jednak wbrew
opinii policji dał wiarę dziewczynie (może dlatego że widział jaka jest roztrzęsiona).
Adwokat
1 lutego 1964 roku kalifornijski adwokat Thomas Meehan pojawił się przy recepcji szpitala w
Garbervill (Kalifornia) i poprosił recepcjonistkę o pomoc. Cały był ochlapany błotem i
ociekający wodą. Mężczyzna przedstawił się i prosił by go przyjęto na badania, ponieważ po
nagłym napadzie bólu, który zaatakował go podczas prowadzenia samochodu, czuje się "jak
nieżywy", jakby razem z nim umarł cały otaczający go świat. Recepcjonistka sięgnęła za
siebie po blankiet przyjęć, a kiedy się odwróciła adwokata już nie było. Tak jakby rozpłynął
się w powietrzu. Poszukiwania nie dały żadnego efektu. Tuż przed dziesiątą wieczorem,
policja natknęła się na wóz Meehana w pobliskiej rzece. Na jezdni widoczne były ślady opon
informujące o rozpaczliwym hamowaniu. Na dachu wozu plama krwi. Prawa szyba
opuszczona, kierowcy nie ma. Odciski stóp w błocie ciągnęły się przez kilkadziesiąt metrów i
urywały się w pewnym momencie. Tak jakby poszkodowany rozpłynął się w powietrzu.
Rozpoczęte poszukiwania dały efekt dopiero po 19 dniach. Zwłoki znaleziono 30 km od
miejsca wypadku. Obdukcja wykazała, że śmierć nastąpiła przez utonięcie. Rekonstrukcja
wypadków udowodniła, że adwokat wpadł do rzeki w tym samym czasie co pojawił się w
szpitalu.
Żabie Doły
Darek jest zapalonym wędkarzem i wybrał się na nocne połowy w Bytomiu w Ostoi Ptactwa
Wodnego Żabie Doły. Zajął stanowisko wraz z drugim wędkarzem. Było ono gęsto zarośnięte
trzcinami. Noc była wtedy jasna, księżycowa. Koło 00.30 panowie usłyszeli odgłos
powolnych kroków dochodzący z bliska. Darek nawet zdziwił się trochę, bo nocą takie
odgłosy powinny dochodzić z daleka, tym bardziej, że wszędzie dookoła jest gęsta, wysoka
trawa, a kroki pojawiły się od razu blisko. Kroki zatrzymały się jakieś 3 metry tuż za ich
plecami. Nie oglądali się, bo byli pewni, że to jakiś wędkarz i zaraz padnie "sakramentalne"
pytanie : "I co, biorą?"
Po chwili ciszy i braku jakichkolwiek odgłosów panowie obejrzeli się jednocześnie za siebie.
Zobaczyli wyraźną sylwetkę mężczyzny w długim, ciemnym płaszczu. Na głowie miał chyba
beret, a na nogach kalosze. Twarzy niw widzieli, była w końcu noc i twarz pogrążona w
cieniu. Jednak Darek stwierdził, że jest on w stroju z lekka staroświeckim. Facet stał dłuższą
chwilę bez słowa, więc panowie odwrócili się i wrócili do wędkowania. Po pewnym czasie
usłyszeli, że ten ktoś rusza w stronę gęstych zarośli , a potem usłyszeli, że powolnym krokiem
wchodzi do wody. Wyraźny chlupot było słychać coraz wyraźniej. Myśleli, że to może
kłusownik, ale kroki nagle ustały około 10 m od ich stanowiska. Panowie zerwali się i zaczęli
przeszukiwać zarośla i wodę z pomocą silnej, górniczej latarki. Jednak nikogo nie znaleźli.
Nie ma możliwości, żeby ten ktoś się utopił, bo woda ma w tym miejscu koło 1 m... Facet po
prostu zniknął! Czym prędzej spakowali sprzęt do samochodu i jeszcze prędzej oddalili się z
tego miejsca...
Postać
Pewnego wieczoru Gosia wracała ciemna uliczką do domu z dyskoteki... 2 w nocy... Kiedy
szła szybkim krokiem...cos nagle złapało ją za nogę...z wielkim piskiem zaczęła się wyrywać.
tajemnicza postać puściła ją... kiedy biegła wystraszona, postać kolejny raz złapała ją, tym
razem za rękę.. dziewczyna zaczęła się drzeć strasznie...nareszcie kiedy dobiegła pod dom,
zobaczyła ze w miejscach gdzie postać ją złapała miała krew, szybko wbiegła do domu
opowiedziała historie rodzicom. rodzice zaniemówili. Następnie ojciec powiedział ze właśnie
dzisiaj jest rocznica dziewczynki którą tam zamordowano. Ona również wracała z dyskoteki.
Leśniczówka
pradziadek i jego znajomy doktor byli bardzo sceptycznie nastawieni do tych pogłosek.
Postanowili pewnej nocy wybrać się tam i na zmianę czatować na coś niezwykłego. Umówili
się pod laskiem, na rozstaju, jedna droga prowadziła do wsi, druga do lasu (leśniczówki).
Spotkali się o umówionej godzinie i udali się do leśniczówki na koniach. Przywiązali
zwierzęta do belek na zewnątrz i weszli do środka, mieli ze sobą strzelbę (nie wiem po co :)).
Na "pierwszy ogień" poszedł pan doktor, miał czuwać przez kilka godzin. Rozpalili kominek
w środku, pradziadek okrył się grubą skórą i poszedł spać na swoje miejsce. Doktorek miał
czuwać... Po kilku godzinach snu coś obudziło pradziadka, ujrzał faceta z podciętym gardłem,
który zbliżał się do niego i wskazywał na ranę ciętą na szyi! Nie mógł nigdzie zobaczyć
doktora, wystraszony zaistniałą sytuacją roztrzaskał okno (drzwi były zamknięte!), przeciął
linę od konia i pognał do domu. Nie oglądał się za siebie, ale kiedy tylko dotarł padł na łóżko
i zasnął jak dziecko. Następnego dnia udał się do znajomego doktora, ten w najlepsze leczył
wiejskie dzieci i na wstępie doktorek... zaczął przepraszać pradziadka, że nie zjawił się o
umówionej godzinie, bo był zajęty pracą... Z kim w takim razie przebywał przez ten cały
czas?
Skrzynia
Był to rok 1975. Dwójka 19-latków postanowiła się pobrać Ojciec panny7 młodej był bardzo
bogaty i odprawił im huczne wesele. Przyjęcie odbyło się w wynajętej starej pięknej willi.
Późno w nocy gdy wszyscy byli już pijani pan młody wpadł na pomysł aby się pobawić w
chowanego w całej willi.
Po 20 minutach znalazł wszystkich oprócz swojej żony. Kilka godzin szukali panny młodej
lecz nigdy jej nie było. Pan młody czekał na nią z myślą ze chce my wyplatać jakieś figle.
Minęły 3 tygodnie i panna młody postanowił ułożyć sobie na nowo swoje życie. po 3 latach
zatrudnił sprzątaczkę. ta poszła na strych iż zaciekawił ja stary kufer. Wewnątrz znajdowały
się zwłoki panny młodej.
Dziewczyna wchodząc do kufra zatrzasnęła się. Nikt nie usłyszał jej wołania o pomoc...ściany
skrzyni były za grube...
Straż Graniczna
Historia ta wydarzyła się dnia 20 lutego roku 1983 w Gołkowicach, na granicy z ówczesną
Czechosłowacją. W tym dniu świadek zdarzenia, strażnik, był wypoczęty i wyspany,
świadomy tego, iż od godziny 18 aż do 8 dnia następnego pełnić będzie służbę na granicy
państwa.
Gruba warstwa śniegu przykrywała ziemię, nie padało jednak; pogoda stabilizowała się. Po
rozpoczęciu służby świadek zajął stanowisko obserwacyjne mostu granicznego nad rzeką
Piotrówką bacząc, aby nikt nie przedostał się bez uprzedniej kontroli. Około godziny 22
czeska służba opuściła granicę a świadek przeszedł do ochrony linii granicznej. Wokół
panowała niczym nie zmącona cisza i spokój, nic nie zapowiadało żadnych, niesamowitych
zdarzeń. Około godziny 01.00 strażnik zauważył ludzką sylwetkę, bardzo wyraźnie widoczną,
poruszającą się po śniegu w odległości około 50 metrów od niego.
Istota widoczna była wyraźnie, gdyż miejsce, w którym znajdowała się oświetlone było przez
latarnie. Choć sylwetka widoczna była dość dobrze, świadek nie był w stanie dostrzec
żadnych innych szczegółów jej wyglądu i, jak zdawało mu się, istota była intensywnie,
jednolicie czarna. Poruszała się nie przed siebie, lecz jakby po kwadracie, jak określił
świadek, o bokach 2.5 na 2.5 metra. Zdawała się być niezdecydowana co do tego, w którym
kierunku ma się udać - robiła kilka kroków zawracając następnie w inną stronę.
Sposób w jaki istota pojawiła się tam stanowił powód do zastanowienia dla strażnika.
Pojawiła się w tamtym miejscu nagle, tak też według niego musiało być, bo gdyby przyszła z
którejś ze stron byłaby na pewno zauważona. Następnie, zgodnie z procedurą, o swej
obserwacji powiadomił sąsiadujące strażnice, informując o próbie nielegalnego przekroczenia
granicy.
Nikt jednak nie odpowiadał. Dopiero po około 5 minutach, kiedy istota wciąż byłą widoczna,
zgłosił się dyżurny. Świadek ganiąc go za opieszałość, zażądał wysłania patrolu granicznego
z dwóch strażnic w celu udaremnienia procederu, sam zaś wyjął broń z kabury i udał się w
kierunku postaci aby pojmać ją i zaaresztować. W przeciągu kilku chwil kiedy opuszczał
pomieszczenie istota odeszła; kiedy znalazł się na zewnątrz nie zaważył śladu jej obecności.
Błyskawicznie, zachowując czujność i ostrożność udał się do miejsca, gdzie była widziana
starając się nie zdeptać śladów stóp, których się tam spodziewał.
Ku swemu zadziwieniu na miejscu nie znalazł żadnych śladów, choć widział wyraźnie jak
istota poruszała się, wykonując kroki, powinien był więc znaleźć wydeptane miejsce. W tym
czasie, gdy świadek znajdował się po stronie prawej, gdzie widziana była owa istota, usłyszał
dochodzące od strony zakola rzeki znajdującego się około 50-60 metrów od niego, odgłosy
łamanych, suchych gałęzi. Wycofał się potem na drogę prowadzącą do mostu i nasłuchiwał
starając się określić kierunek skąd trzaski te dochodziły. Nie dostrzegł niczego. Odgłos
słyszany był w dwóch seriach przez łączny czas około 6 minut. Świadek pozostał w tamtym
miejscu oczekując na przybycie patroli, które sprawdzały teren.
Po upływie około pół godziny dotarły do niego patrole, które szły z dwóch kierunków wzdłuż
linii granicznej. Z ich relacji wynikało, że ani po polskiej ani po czeskiej stronie nie natknęli
się na ślady mogące wskazywać na czyjąś obecność. Obecność człowieka została więc w
pewien sposób wykluczona. Po wymienieniu kilku uwag i spostrzeżeń strażnicy rozeszli się.
Świadek sformułował w książce raportowej zapis brzmiący mniej więcej tak: "W granicach
godziny 1.00 zauważyłem nieokreśloną postać i słyszałem w pewnej odległości odgłosy
łamanego drzewa, nie stwierdzając jednakże śladów nielegalnego przekroczenia granicy".
Wspomniał również o wezwaniu dwóch patroli. Zapis ten być może nadal znajduje się w
archiwach Straży Granicznej.
Po zakończeniu służby, udał się do domu i położył spać. Jeszcze dobrze nie zasnął, gdy u
drzwi wejściowych usłyszał dzwonek. Po ich otwarciu okazało się, że stoi tam doręczyciel z
telegramem, z którego treści wynikało, ze w nocy zmarła jego matka, około godziny 1.00
/zegar w jej pokoju zatrzymał się na 1.07/. Od razu skojarzył to ze zdarzeniem, które miało
miejsce w nocy jednakże nie wiadomo czy oba zdarzenia łączy pewien związek czy jest to
zbieg okoliczności.