1
***
***
ŚMIERĆ ATEISTY I BEZBOŻNIKA
(Jak obserwować umieranie grzesznika?)
2
ŚMIERĆ ATEISTY
Właściwie nazywał się François-Marie Arouet, ale powszechnie znany był
pod nazwiskiem, jakiego używał, by uważano go za szlachcica, czyli de
Voltaire (w wersji spolszczonej - Wolter).
Z przekonania ateista i deista,
był zagorzałym racjonalistą, mądrym człowiekiem o wszechstronnych
zainteresowaniach i wiedzy - prawnikiem, poetą, dramaturgiem,
publicystą, powieściopisarzem, historykiem i wreszcie filozofem.
Urodził
się w Paryżu, w rodzinie mieszczańskiej, był synem notariusza Aroueta i
Małgorzaty Daumart. Wychowanie zdobywał w kolegium jezuickim.
Voltaire, pol. Wolter, (ur. 21 listopada 1694 w
1778 tamże) – francuski
epoki
publicysta
. Tworzył
, powieści, dramaty oraz „Listy”.
Był osobowością złożoną, wyrażał nieraz sprzeczne poglądy, jego
postępowanie nierzadko było kontrowersyjne, dlatego wiele różnych
ideologii (posługując się wyrwanymi z kontekstu
uznało go za swojego patrona (np.
Voltaire’owi w rzeczywistości nie można przypisać w pełni żadnej ideologii.
Był przede wszystkim zwolennikiem
, traktującym z rezerwą
każdą religię i ideologię.
Wolter praktycznie przez całe życie walczy przeciwko chrześcijańskiemu
Bogu.
Bez oporów naśmiewa się z Pisma Świętego, a zwłaszcza ze Starego
Testamentu.
Jego ofiarą pada również Księga Hioba. Wolter nie byłby
sobą, gdyby przepuścił okazję wyszydzenia zarówno Szatana, który źle
zabiera się za kuszenie, jak i rzekomych przyjaciół Hioba oraz jego
samego.
Zło i cierpienie nie zapominają jednak o Wolterze.
Najpierw umiera pani
du Châtelet, jego dawna kochanka i wieloletnia przyjaciółka.
Filozof długo
nie może się pogodzić z tą, absurdalną według niego, śmiercią tej
niezwykle inteligentnej i oczytanej kobiety, która traci życie w wyniku tak
„zwyczajnej” rzeczy jak poród. Kolejny cios spada na niego, gdy na
zaproszenie króla Fryderyka przyjeżdża do Prus. Wolter widzi we
Fryderyku wzór oświeconego władcy i pokłada w nim duże nadzieje. Na
miejscu okazuje się jednak, że ten król filozof w istocie niewiele różni się
od królów tyranów. Gdy nakazuje spalić publicznie pamflet Woltera, w
którym ten krytykował jednego z protegowanych króla, głęboko
rozczarowany poeta opuszcza Prusy.
Wieść o zniszczeniu Lizbony jest kroplą, która przelewa czarę goryczy.
Już
do śmierci filozof nie odzyska swojego optymizmu.
Czysty rozum nie
wystarcza mu, żeby wytłumaczyć obecność cierpienia, zaś chrześcijaństwo
wraz z całą ideą ofiary krzyża odrzuca, uznając za „zabobon”.
W 1778 przyjechał triumfalnie do Paryża, gdzie tłumy wielbicieli witały go
z takim entuzjazmem, że niektórzy historycy uznali to później za
3
prawdziwy początek
. Dwa miesiące przed śmiercią
Voltaire wstąpił do
Voltaire, był jednym z największych wrogów Kościoła katolickiego.
Swoimi
pismami i potężnym wpływem, jaki wywierał na zepsutą Francję,
przyczynił się wielce do słynnej i haniebnej rewolucji francuskiej w końcu
XVIII w.
Za cel swego życia postawił zniszczenie religii katolickiej. Dlatego zwalczał
ją, jak tylko mógł: wyśmiewaniem, szyderstwem, a przede wszystkim
oszczerstwem.
„Uprzykrzyło mi się – powiedział razu pewnego – słuchać, jak ciągle
powtarzają, że dwunastu ludzi wystarczyło do zaprowadzenia
chrystianizmu; ja zaś postaram się dowieść, że do jego zburzenia jeden
człowiek wystarczy”.
A gdy ktoś z obecnych rzekł do niego: „religii chrześcijańskiej zburzyć nie
zdołasz” - odparł z pychą: „Zobaczymy”.
Za życia drwił sobie ze śmierci i często powtarzał: „Nie śmierć jest
straszna, ale przygotowanie do niej, owo barbarzyństwo, ostatnie
namaszczenie”.
Kiedy indziej tak się wyraził: „Powiadają czasami o człowieku, iż umarł jak
pies, ale w rzeczywistości pies jest bardzo szczęśliwy, gdyż zdychać może
bez owego kuglarstwa, którym trapione bywają ostatnie chwile
człowieka”.
Swej pracy szatańskiej nigdy nie zaprzestał: nadal miotał się, pisywał i
podżegał przeciw Kościołowi. „ Złośliwym pozostanę do końca życia” -
mawiał sam o sobie.
Przypatrzmy się więc jego śmierci, czy naprawdę dotrzymał tych
złośliwych zapowiedzi.
Od chwili kiedy nagle zachorował (11 maja 1778 r.) aż do samego zgonu
(30 maja), przy łożu jego w prawdziwie piekielną skrzętnością czuwali
„bracia” masoni, aby umarł rzeczywiście jak pies. Chory zaś zaczynał
odchodzić od rozumu i niekiedy przez całą dobę pozostawał w szaleństwie.
W rzadkich tylko chwilach oprzytomnienia rozpoznawał osoby, przeklinał
bezsilność lekarzy, złorzeczył swoim cierpieniom i skarżył się, że już nie
będzie mógł się napawać sławą swoją.
Wreszcie, 30 maja, znikła ostatnia nadzieja. Skoro lekarz powiadomił
o tym Woltera, ten przerażony błagalnym głosem zawołał:
Wydobądź mnie Pan, uratuj mnie!
Rzecz to już niemożliwa, musisz pan umrzeć – odrzekł lekarz.
Nadeszła agonia. W ostatnich chwilach wezwano dwóch księży, lecz
jedynie dla pozoru, aby Wolter nie był pozbawiony katolickiego pogrzebu.
4
Wolter jednak był nieprzytomny i bredził. Księża odeszli, prosząc, aby ich
przywołano kiedy chory nieco oprzytomnieje.
Kiedy po pewnym czasie wróciła mu przytomność, było już dlań za późno.
Wolter na wspomnienie swej grzesznej przeszłości wpadł w skrajną
rozpacz i wołał: „Bóg i ludzie mnie opuścili!”, a zwracając się do
obecnych, krzyczał:
„Precz ode mnie! Wyście to sprawili, że znajduję się w
tym stanie. Precz!”.
Chwilami tarzał się po pościeli, wył, jęcząc i bluźniąc imieniu Bożemu. Z
przerażeniem usłyszeli obecni, jak stłumionym głosem powtarzał: „Jezus
Chrystus, Jezus Chrystus!”.
Przy tych słowach wił się jak robak
zgnieciony i szarpał sobie ciało paznokciami.
Jednak miłosierdzie Boże jest nieskończone. Bóg dawał mu nadzieję
przebaczenia: Wolter żądał teraz księdza! Lecz na próżno, gdyż nie
wzruszyli się jego jękami „przyjaciele” i „bracia”. Rozpacz więc znowu
powróciła.
Czuję jakąś rękę – wołał – która mnie chwyta i ciągnie przed sąd Boży.
Potem spojrzawszy na ścianę, powiedział z przerażeniem:
Diabeł jest tam, chce mnie schwytać; widzę go, widzę piekło.
Ukryjcie mnie!
Na koniec w nadmiarze rozpaczy i gorączkowego pragnienia chwycił za
nocnik, przystawił do ust i wypróżnił.
Po czym zalany kałem i krwią,
wydobywającą się z ust i nosa opadł, i wydając ostatni straszliwy
okrzyk, wyzionął ducha.
Gdyby szatan mógł umierać, nie skończyłby w inny sposób
– mówiło
potem kilku nawróconych naocznych świadków. Podobnie też mówił ów
lekarz zmarłego ateusza. „Chciałbym, aby wszyscy, co dali się uwieść
pismom Woltera, byli świadkami jego śmierci. Takiego widoku znieść
niepodobna!”.
Jakie życie taka śmierć.
Żył bez Boga i umarł bez Boga. A Kościół, o
którym mówił, że do jego zburzenia jeden człowiek wystarczy, trwa do
dzisiaj, bo Chrystus Pan o nim powiedział, że nawet wszystkie moce
piekielne nie zwyciężą go!
Gdybyż to chcieli zrozumieć dzisiejsi bezbożnicy! Wszak i oni kiedyś
umrzeć muszą. Oby tylko nie umierali śmiercią Woltera.
Cytat z książki Petera Bielika o Masonerii:
"W roku 1798,w którym to według swojej wypowiedzi Voltaire miał iść na
pogrzeb Kościoła, odbył się jego własny. Przed śmiercią chciał się
pojednać z Bogiem ,ale jego wychowankowie nie chcieli do niego
wpuścić księdza.
Umarł w wielkiej rozpaczy.
Doktor Fruchen ,który był
tego świadkiem. powiedział, że gdyby wszyscy, których Voltaire uwiódł
5
swoimi swymi pismami, byli świadkami jego śmierci ,nie byliby w stanie
trwać przy jego nauce, tak straszne było to widowisko.
Rycerz Niepokalanej, luty 1936
ŚMIERĆ BEZBOŻNIKA
Wielu, bardzo wielu ludzi jak żyd Zygmunt-Szlomo Freud umiera w
męczarniach, w strasznych przedśmiertnych cierpieniach.
Bóg, by pouczyć człowieka, może doświadczyć go przedśmiertnymi
cierpieniami w postaci mocnego niepokoju i bólu. Często nie jest ważne
to, jak człowiek umiera, lecz stan jego duszy przed śmiercią, to
znaczy, jak człowiek żył i czy oczyścił swoją duszę przed śmiercią.
Podamy poniżej współczesne świadectwo śmierci odstępcy od Boga -
„psychologa”, twórcę szkoły psychoanalizy – Zygmunta-Szlomo Freuda,
który bardzo cierpiał przed śmiercią z powodu ciężkiej choroby, a jego
śmierć była symbolem zwycięstwa grzechu i śmierci nad człowiekiem.
W szpitalu umierał staruch. Diagnoza jego choroby była podobna do
wyroku skazującego na karę śmierci, wydanego przez trybunał. Jego
nazwisko było znane na całym świecie, ale żadna ludzka siła nie była w
stanie go uratować. Jedyną pomoc, jaka mogli mu okazać jego koledzy
było wstrzyknięcie do organizmu takiej dawki morfiny, po której nie byłby
w stanie się już obudzić. Jednak mimo to lekarze, nawet ateiści,
podświadomie rozumieli, że to Bóg dysponuje życiem i śmiercią człowieka,
a nie człowiek, dlatego musieli oglądać te przeciągającą się agonię.
U chorego stwierdzono raka jamy ustnej i języka.
Ów staruch, który
jeszcze niedawno przypominał z wyglądu szacownego rabina, całe życie
zajmował się udowadnianiem tego, że człowiek to tylko istota
panseksualna, że religia, kultura i sztuka to tylko nadbudówka nad
genitaliami człowieka, że wzajemna miłość rodziców i dzieci to zagnane do
podświadomości pragnienie stosunków kazirodczych.
Jego wykłady
akademickie i prace naukowe były zlepkiem bluźnierstw i
nienawiści do człowieka. Freud dosłownie zgromadził całą śmiertelną
mieszankę zła i grzechu, którą stworzyła ludzkość od początku swojego
istnienia i nazwał ja słowem „nauka”.
Świat był gotowy do przyjęcia jego nauki. Ludzie, nieznający problemów
psychiatrii, łakomie „łykali” jego książki, ponieważ odnajdywali w nich
analogię do demonizmu i własnego grzechu. To nie on był sprawcą
moralnej katastrofy ludzkości, lecz stał się rozsadnikiem zła Lucyfera.
Szlomo stał się jakby „duchowym ojcem” XX-wiecznej nauki o człowieku.
Był diabelskim „ojcem chrzestnym” bestii seksu.
6
…Freud już nie może mówić; porozumiewa się ruchami palców, jego język
zjadła choroba, jakby to zrobiły robaki.
Mówią, że najstraszniejszą rzeczą
jest zobaczyć siebie w grobie.
Żyd Szlomo widzi siebie, jak już rozkładającego się trupa. Przerzuty
raka już oplątują jego ciało, jak kosmate odnogi pająka, od gangreny
pojawiają się wrzody na twarzy, policzki czarnieją, z gęby kapie posoka;
żywy trup wydziela z siebie straszny smród.
Przy Freudzie nie ma nikogo z jego rodziny, nikt nie może do niego
podejść z powodu grobowego smrodu. Twarz Freuda okryła się jakby
czapką z gazu. Wydaje się, jakby z powodu panującego smrodu sam
szatan nie spieszył się z przyjściem, aby zabrać ze sobą jego duszę.
Agonia trwa nadal.
Szlomo miał ukochanego psa, z którym nigdy się nie rozstawał. Lecz
nawet on uciekł z pokoju, bo nie wytrzymał panującego tam smrodu, co
było ostatnim ciosem dla Freuda.
Od tego momentu został sam, sam na
sam z samym sobą, a dokładniej z tym, co z niego zostało. Przez całe
życie bał się śmierci, ale teraz bezgłośnie przyzywał ją błagalnym
wyrazem swoich oczu. Mówią, że podwyższona dawka morfiny postawiła
kropkę nad „i” w historii jego choroby (Freud zakończył swoje życie
samobójstwem, poprosił bowiem lekarza, by ten dokonał na nim tzw.
eutanazji).
Szlomo Freud to jeden z najbardziej złowieszczych symboli naszych
czasów. Jego śmierć jest również symboliczna, ponieważ uosabia
zgniliznę tej kultury, która zbudowana jest na seksie i krwi, na
kulcie zboczonej rozkoszy i przemocy. To jest smród gnijącego trupa,
któremu na imię „Rozpusta”….bluźnierczy język Freuda zgnił w pysku
swojego właściciela, zamienił się w gnój, który kapał z ust i sączył się do
jego gardła. Freud, który rzucił wyzwanie niebiosom, umarł jak
bezsilny robak, porzucony przez wszystkich.
Lecz sama śmierć
Freuda jest symbolicznym obrazem, mogłaby ona posłużyć dla nas jako
proroctwo o tym, jaki koniec czeka bez mała całą ludzkość”.
Żadna śmierć nie jest tak tragiczna, jak śmierć bezbożnika, czy odstępcy.
Jego bezbożność rozpala piekielny ogień i niegasnące płomienie wiecznego
potępienia, rozpacz i powoduje utratę wszelkiej nadziei. Wybaw nas, Boże
od takiej śmierci i zmiłuj się nad nami w Swojej Dobroci!
Chciałbym życzyć tym wszystkim ludziom, którzy nie poznali Boga w tym
życiu, aby chociaż w ostatniej minucie swego życia uwierzyli w Niego,
Jezusa Chrystusa, i pokajali się,
ponieważ Bóg czeka na to do ostatniej
chwili życia człowieka.
Archimandryta Rafaił (Karelin)
7
PODSUMOWANIE
Bóg ma miarę grzechu, po wyczerpaniu której zabiera człowieka z ziemi
– by już więcej tu nie szkodził. Co zapewne dziś zadziwiające dla
dzisiejszych wyznawców taniego i powszechnego odpuszczania
grzechów. Taki Apostoł Jan w przypadku grzechu, który sprowadza
śmierć fizyczną nie zaleca nawet modlitwy o wyzdrowienie tego człowieka.
Cóż za niehumanitarna postawa ktoś powie!
Natomiast Apostoł Paweł kierując w „Liście” swoje ostrzeżenia do jednego
z najbardziej pobłażliwego dla grzeszników Kościoła tłumaczy im jasno
powszechne przypadki przedwczesnej wśród nich śmierci:
Apostoł Paweł wskazuje tu bardzo jasno na wychowawczy charakter
przedwczesnej śmierci zatwardziałego grzesznika i bezbożnika. Konkretny
przykład nagłej, wychowawczej śmierci członków kościoła w Jerozolimie
przedstawia nam Apostoł Łukasz, a rzecz dzieje się za sprawą św. Piotra:
Ale pewien człowiek, imieniem Ananiasz, z żoną swoją Safirą, sprzedał
posiadłość i za wiedzą żony odłożył sobie część zapłaty, a pewną część
przyniósł i złożył u stóp Apostołów.
Ananiaszu - powiedział Piotr - dlaczego
szatan zawładnął twym sercem, że skłamałeś Duchowi Świętemu i
odłożyłeś sobie część zapłaty za ziemię?
Czy przed sprzedażą nie była
twoją własnością, a po sprzedaniu czyż nie mogłeś rozporządzić
tym, coś za nią otrzymał?
Jakże mogłeś dopuścić myśl o takim
uczynku? Nie ludziom skłamałeś, lecz Bogu
.
Słysząc te słowa Ananiasz padł martwy. A wszystkich, którzy tego słuchali,
ogarnął wielki strach. Młodsi mężczyźni wstali, owinęli go, wynieśli i
pogrzebali.
Około trzech godzin później weszła także jego żona, nie wiedząc,
co się stało. Powiedz mi - zapytał ją Piotr -
czy za tyle sprzedaliście
ziemię?
Tak, za tyle
- odpowiedziała. A Piotr do niej:
Dlaczego umówiliście
się, aby wystawiać na próbę Ducha Pańskiego?
Oto stoją w progu ci,
którzy pochowali twego męża. Wyniosą też ciebie.
A ona upadła natychmiast u jego stóp i skonała. Gdy młodzieńcy weszli,
znaleźli ją martwą. Wynieśli ją więc i pochowali obok męża. Dz 5:1-10
(BT)
Bóg pokazuje, że nie można z Nim igrać. Oszukiwać i zwodzić można z
pewnym powodzeniem ludzi, ale nie Jego. Gdy Jego panowanie czy
działanie w kościele jest kwestionowane, potrafi przywołać nas do
porządku. I właśnie to miało miejsce w Jerozolimie. Jak zaświadcza
Łukasz tamtejszy Kościół dobrze zrozumiał lekcję Boga z nagłą śmiercią
jednego ze swoich obłudnych członków. Strach wielki ogarnął cały Kościół i
wszystkich, którzy o tym słyszeli. Dz 5:11
Czasy się zmieniają, postęp nieubłaganie gna ku przepaści, ale obłudnicy,
ateiści i inni kolaboranci w kościołach przeżywają ten sam strach, kiedy
jeden z nich odchodzi zabrany nagłą śmiercią.
Bóg daje im kolejną szansę
na nawrócenie. Ale może to być szansa ostatnia…