nosi sztuczne wąsy i baki. Czy spędził pan lata sześćdziesiąte w Stanach i uczes
tniczył w ruchu kontestacji?
- Nie, w latach sześćdziesiątych mieszkałem w Tokio i w Rzymie, a pod
koniec lat sześćdziesiątych przeniosłem się na Kretę. Ten okres z życia Ameryki
om inął m nie kompletnie.
- Jak długo m ieszkał pan w sum ie poza Stanami?
- Niech się zastanowię. Pięć lat w Jerozolim ie, pięć na Krecie, sześć
w Japonii, dw a w Rzymie, dw a w Turynie, jeszcze Londyn... Odkąd skończyłem
studia, więcej niż połowę czasu spędziłem poza Stanami.
- Czy wracając do Stanów p o tak długich przerwach nie czuje się pan
przypadkiem tak, ja kb y przyjeżdżał do nowego kraju?
- Am eryka zm ienia się tak szybko, że często rzeczywiście wydaje mi się
dziw na, obca. Jednym z powodów, dla których lubię mieszkać za granicą, jest to,
że Stany zdają się być dopiero przyszłością innych krajów.
- W Polsce właśnie się o tym przekonujemy. Życie coraz bardziej upodab
nia się do życia w Stanach, choć ma to także negatywne strony. Na przykład
wzrost przestępczości.
- To, co w Stanach wydaje mi się wspaniałe, to wolność, otwartość, ale
tow arzyszący tem u brak struktur społecznych i dyscypliny je s t nader przerażają
cy. E uropa W schodnia będzie m usiała wiele odrzucić. Mówiąc o wolności, mam
na myśli nie tyle wolność polityczną, co społeczną; ponieważ kraj je s t tak roz-
legły, jeśli kom uś nie powiedzie się w jednym miejscu, może spakować manatki,
pojechać gdzie indziej i zacząć od nowa. W państwach o bardziej sztywnych
strukturach, takich ja k Japonia, nie je st to możliwe. Ale kiedy m ieszka się za
granicą, wiele z tego, co widzi się w Ameryce, po prostu napawa strachem. Teraz
jednak znów mieszkam w Nowym Jorku i po raz pierwszy od trzydziestu lat
piszę powieść, która rozgrywa się w Ameryce.
- Bardzo jestem ciekaw tej książki. Po tak długiej nieobecności musi pan
m ieć zupełnie inne spojrzenie na ojczyznę.
- A k c ja toczy się po pierwszej wojnie światowej, w latach dwudziestych.
To fascynujący okres, czas wielkich przemian. Patrząc z obecnej perspektywy,
chyba najwspanialszy okres w historii Ameryki. Prawie skończyłem pierwszą
wersję, zbliżam się do końca. I na razie jestem bardzo zadowolony.
Robert Builon
Anatomia melancholii
przełożył Tadeusz Sławek
Łaskawy czytelniku, pewnie cię trapi ciekawość, jak i to błazen czy też
aktor tak się naprzykrza widzom zwykłego teatrum świata, przybierając sobie
im ię kogoś innego; dziwisz się pewnie, skąd przychodzi, dlaczego tak postąpił
i co ma ci do powiedzenia. Chociaż, ja k rzekł pewien mąż [Seneka] - Primum si
noluero, non respondebo, quis coacturus est? — .jestem wolnym człekiem i sam
postanowię, czy wyjawić mam odpowiedź, czy nie, któż mnie do tego przym usić
mojże?”, ja jednak, kiedy mnie przyprą do muru, odpow iem tak chętnie ja k u Plu-
tarcha ów Egipcjanin, którego ktoś ciekawy pytał, co niesie w koszyku, n a c o on
odrzekł: Quum vides velatam, quid inąuiris in rem absconditam, „Po to go zakry
łem, żebyś nie wiedział, co je st w środku” . Nie staraj się zatem dociec tego, co
ukryte; skoro zaś treść sprawia ci przyjem ność i jest ci pożyteczna, m ożesz sobie
myśleć nawet, iż autorem jest Człowiek z Księżyca, albo ktokolwiek tylko chcesz;
nie spieszno mi wyjawić, kim jestem . W szelako, by cię zadow olić, co nieko
niecznie mieści się w mych planach, wyjawię ci powód zarówno przybranego
41
nazw iska, ja k i tytułu i tem atu m ego dzieła. N ajpierw w eźm y w ięc im ię D em o-
kryta; lękam się bow iem , by z tego m iana sądząc ktoś nie został w błąd w prow a
dzony (jak rzecz niechybnie m iałaby się ze m ną) i nie począł m yśleć, jakoby
m iał przed sobą paszkw il, satyrę lub inny ja k i pocieszny traktat, opasły wywód
albo i paradoks na tem at ruchu ziem i czy też nieskończonych światów, in infini-
to vacuo, e x fo r tu ita atom arum collisione, tw orzących się „w bezkresnej pustce
dzięki przypadkow ym zderzeniom atom ów ” , tańczących w słońcu, w co w ie
rz y ł tak D em okryt ja k E pikur i ich m istrz Leucyp, a co ostatnio przypom niał
K opernik, B runo i je szcze inni uczeni m ężow ie. Co w ięcej, stało się zw yczajem ,
iż, ja k zau w aża G ellius, „późniejsi pisarze albo i różni szarlatani podaw ali w iele
d ziw acznych a bezczelnych fikcji pod nazw iskiem tak szlachetnych filozofów
ja k D em okryt, by zyskać pow agę a przez to i respekt pow szechny” , w czym ży
w o przypom inają fałszerzy; N om o qui m arm ori ascribunt Praxiteles suo, „któ
rzy staw iają nazw isko Praksytelesa na sw oich w łasnych rzeźbach” . M nie w sze
lako n ie o to chodzi.
N o n hic Centauros, non Gorgonas, H arpyasąue
Irwenies, kom inem p a gina nostra sapit.
N ie staraj się tu znaleźć H ydry ni Gorgony,
L udzkości i człekow i tom ten pośw ięcony.
Ty sam je s te ś przedm iotem tego traktatu:
Q uicquid agunt hom ines, votum, timor, ira, voluptas,
G audia, discursus, n ostri fa rra g o libelli.
L udzkie czyny, p rzy sięg i, sw ary i obawy,
Sm utki i błędy będą przedm iotem mej sprawy.
M oim zam iarem je s t posłużyć się im ieniem D em okryta nie inaczej ja k
M erk u riu sz G allobelgicus i M erkuriusz B ritannicus posługują się im ieniem M er
kureg o , a D em ocritus C hristianus im ieniem D em okryta; lubo istnieją rów nież
i in n e okoliczności i szczególnej natury pow ody, dla których skryłem sw ą tw arz
po d tą przyłbicą, tych w szelako nie m ogę trafnie w yrazić, póki nie skreślę po-
48
krotce sylw etki naszego D em okryta, nie opow iem , kim był, i w paru zdaniach
żyw ota jeg o nie streszczę. D em okryt, w edle opisu H ippokratesa i L aertiusa, był
znużonym starcem , z natury bardzo m elancholijnym , w późnych dniach sw ego
żyw ota w ielce przeciw nym w szelkiej kom panii i oddanym sam otności; słynny
to był w ow ym czasie filozof, rów ny Sokratesow i, co całe życie pośw ięcił stu
diom i sw em u odosobnionem u życiu [...]. M ąż w ielkiego um ysłu i głębokiego
dow cipu, który podróżow ał do E giptu i Aten, by posiąść w iększą w iedzę i dys-
putow ać z innym i uczonym i mężami, w ielbiony przez jednych, pogardzany przez
drugich. D opełniw szy sw ych podróży osiadł w A bderze (gdzie go w ezw ano), by
miastu temu praw a stosow ne ustanowiwszy, zostać tam a rc h iw istą j - ja k piszą
inni - głów nym m iasta tego zarządcą; jeszcze inni utrzym ują, że D em okryt przy
szedł na św iat i w ychow ał się w tym że m ieście. Jakkolw iek by się rzecz ta m ia
ła, m ieszkał opodal m iasta, w ogrodzie, całkow icie oddając się sw ym studiom
i sam otności z w yjątkiem rzadkich chw il, kiedy schodził do portu i śm iał się do
rozpuku na w idok przeróżnych zgrom adzonych-tam przedm iotów . Taki był ów
D em okryt. L ecz w jakiej m ierze m a się to w szystko do m nie i dlaczegóż to przy
brałem sobie takie m iano? W yznaję, iż niecną z m ej strony bezczelnością było- c
by, zw ażyw szy to, co o filozofie ow ym rzekłem , w jed n y m z nim rzędzie się
stawiać. Nie chcę więc żadnego m iędzy nami porów nania czynić, on bow iem
antisłał m iki m illibus trecentis [po stokroć pod każdym m nie przew yższa w zglę
dem], gdy ja rzec m uszę o sobie parvus sum, nullus sum, altum nec spiro, nec
spero [m arnością jestem , jestem niczym , a m ym znikom ym am bicjom m arna
odpow iada nadzieja]. P ow iem tylko tyle o sobie, nie popadając w podejrzenia r ~
(Tzadufanie i pychę, iż pędzę żyw ot cichy, osiadły i sam otny, pośw iecony sobie
i m ym studiom uniw ersyteckim , m ihi et meus, praw ie tak długo ja k K senokrates
w A tenach, aż do starości, a d sen ecta m fere, doskonaląc się - podobnie ja k ów
filozof - w m ądrości. U kształciłem się bow iem jak o szkolarz w tym kw itnącym
przybytku nauk europejskich i, ja k Jovius szczycił się, iż przez 37 lat czynił naj
lepszy użytek ze znanych na całym św iecie bibliotek W atykanu, tak ja od 30 lat
oddaję się studiom (korzystając z rów nie znakom itych co Jovius bibliotek) i przeto
z najw yższą tylko niechęcią przystałbym na to, by być nieużyty niby truteń, w ni
czym nieprzydatny, a przeto i niegodny tak znakom itego i uczonego to w arzy
stwa, lub aby spod m ego pióra w yszło coś, co jakikolw iek despekt przynieść by
m ogło tak dostojnej i zacnej krynicy wiedzy. To, co uczyniłem , choć w ykształ
cenie czyni ze m nie osobę duchow ną, bierze się z um ysłu niespokojnego, turbi-
49
^ ne raptus ingenii, z niestałości i niepokoju myśli, dzięki któremu ożyw iało mnie
w ielkie pragnienie, by - nie roszcząc sobie pretensji choćby nawet do powierz
chow nej tylko biegłości w jakiejkolw iek dziedzinie - dotknąć chociaż pobieżnie
wszystkich dziedzin wiedzy, być aliquis in omnibus, nulłus in singulis [kimś
w wiedzy ogólnej, nikim zaś w jednej tylko dziedzinie!, co zaleca Platon, a w ślad
za nim rekom enduje Lipsius: by „być biegłym we wszystkich dziełach ciekawe
go rozum u, nie stawać się niewolnikiem jednej tylko dziedziny nauki, nie zado
m aw iać się w jednym tylko tem acie, lecz błądzić gdzie się da, zostawszy centum
p u e r artium [kimś, kto do wszystkiego potrafi przyłożyć rękę], mieć swe własne
tykCA/etr $ * os*° w łodziach, którymi inni żeglują, kosztować kąsków z różnych talerzy
, i pić z w ielu kielichów ”, co tak św iatłe czynił, zdaniem M ontaigne'a, Arystote
les i jeg o uczony ziom ek A drian Turnebus. Ów żywioł błądzenia nigdy mnie nie
opuszczał (choć nie przywiódł do równych im sukcesów) i niczym oszalały ogar,
który każdego ptaka oszczekuje zapomniawszy o ściganej zwierzynie, tak ja szed
łem za wielu tropami, choć wypada tu rzec, iż słusznie przyjdzie mi skarżyć się
r«*ul& w raz z G esnerem , iż ..ten, kto m ieszka wszędzie, nie mieszka nigdzie”, więc i ja
i u uót),/ przeczytałem wiele ksiąg, lecz niewielki z tego wynikł pożytek, a^to z braku
jnetody. Bezładnie studiowałem foliały w naszych bibliotekach, niewiele wsze
lako zyskując, ja k o ż e brakło m istośow nego podejścia do rzeczy i nie podróżo
w ałem inaczej ja k tylko po mapie albo z kartą papieru w dłoni, co pozwalało
mej m yśli nieskrępowanej wciąż wędrować, szczególne znajdując upodobanie
w studiach nad kosm ografią. Ku 1 m i n uj ący(S aturn patro n o wał mym narodzinom,
a M ars, który z nim w znacznej pozostawał koniunkcji ukształtował me obycza
je; obie zaś planety wielce były wówczas w swych domach szczęśliwe, etc. Nie
jestem biedny ani bogaty; nihil est, nihil deest, mało posiadam, mało pragnę:
cały mój skarb spoczyw a w wieży Minerwy. Nie pragnąc żadnych wywyższeń,
nikom u ich też nie zawdzięczam; szczodrzy dobrodzieje zapewniają mi (laus
D eó) żyw ot skrom ny i godny, który - niczym Demokryt w swym ogrodzie -
pędzę jako szkolarz swego kolegium wiodąc życie klasztorne, ipse mihi thea-
trum [w ystarczająco dla m nie urozmaicone], oddzielony od rozgwaru i wszel
kich trosk świata, et tanąuam in speculapositus (jak rzekł pewien mąż), i z miejsca
ponad inne w ywyższonego, niczym filozof stoicki Stoicus sapiens, omnia saecu-
la, praeterita praesentiaąue videns, uno velut intuitu [ogarniający jednym spoj
rzeniem wszystkie wieki, aż po dzień dzisiejszy], słyszę i widzę,_ęo djz[eje_si£_
.dokoła, ja k 1 udzie pędzą, galopują, kotłują się i tłoczą na dworze i na wsi, sam
pozostając z dala od sw arliwych spraw sądowych, aulae vanitatem, fo r i ambitio-
nem ridere mecum soleo [śmieję się sam do^siębifi- z m arności dworu i intryg
życia publicznego], nad wszystkim i nad wszystkimi się śmieję; „bezpiecznym ,
chyba że sprawy w sądzie źle się potoczą, statki me zatoną”, bydło padnie, zboże
nie obrodzi, „nie mam ni żony, ni dobrych lub złych dzieci, bym się o nie tro
szczył”. Jestem jeno widzem przypadków i aw antur będących udziałem innych
ludzi, przyglądam się temu, ja k odgryw ają swe role, które na różne sposoby od
twarzają przede mną niczym na scenie jakiej lub w teatrom. Codziennie nowe
wieści mnie dobiegają, zw ykłe pogłoski o wojnach, zarazach, pożarach, w iel
kich powodziach, złodziejstwach, morderstwach, rzeziach, meteorach, kometach,
upiorach, zjawach, cudach, o miastach zdobytych lub oblężonych we Francji,
w Turcji, Persji, Polsce etc., o musztrach i innych przygotowaniach czynionych
codziennie w naszych burzliwych czasach, o stoczonych bitwach, w których wie
lu padło zabitych, o wojnach mnichów, o statkach co poszły na dno, o czynach
pirackich i morskich bitwach, o pokojach, przym ierzach, strategiach i wciąż na
nowo rozbrzmiewających trąbach na trwogę. W ielka obfitość przysiąg, pragnień,
czynów, edyktów, petycji, skarg sądowych, wniosków, praw, proklam acji, skarg,
zażaleń dzień w dzień dochodzi naszych uszu. Codziennie wciąż nowe książki,
pamflety, opowieści, całe katalogi wszelkiego rodzaju woluminów, nowe para
doksy, poglądy, schizmy, herezje, spory w filozofii, religii etc. Raz dobiegają
nas wieści o weselach, zabawach, balach przebierańców, przedstawieniach, ju
bileuszach, przyjazdach ambasadorów, turniejach i potyczkach rycerskich, tro
feach, triumfach, sztukach, ucztach i wszelkiego rodzaju sportach; to znów, ja k
by ze sceny, na której zmieniono dekoracje, słyszymy o zdradach, chytrych pod
stępach, rozmaitych podłościach i okrucieństwach, złodziejstwie i łupiestwie, po
grzebach, pochówkach, śmierci książąt, nowych odkryciach i ekspedycjach; raz
rozbrzmiewają sprawy komiczne, kiedy indziej zgoła tragiczne. Dzisiaj słyszy
my o nowo mianowanych władcach i oficerach, ju tro wieść nas dojdzie o zde
tronizowanych wielm ożach po to, by za nią inna wiadomość przybiegła — o no
wo komuś nadanych godnościach; jednego wypuszczają na wolność, innego zaś
wsadzają za kraty; jeden kupuje, drugi kradnie; ktoś opływa w bogactw a, a jego
sąsiad ogłasza się bankrutem; teraz panuje dostatek, kiedy indziej znow u śmierć
i głód; jeden biegnie, drugi podróżuje konno, ten się swarzy, ów płacze, jeszcze
inny się śm ieje etc. Tego się dowiaduję codziennie, takie i tym podobne docho
dzą mnie wieści czy to o jednostkach, czy o całych społeczeństw ach; i pośród
całej elegancji i nędzy tego św iata, w esołości, dumy, trosk i niepokojów, prosto
ty i nikozem ności, delikatności i oszustw a, szczerości i praw ości, które w zaje
m n ie się m ieszają. z e s o b a Ł w ciąż trw am niezm ienni&..privus p riva tu s [w całko
w itej niezależności]} ja k żyłem poprzednio, tak żyję nadal,statu q u o p riu s, odda
ny .sam otności -i codziennym troskorti-Jedynie czasem , by niczego przed wami
nie ukryć, podobnie ja k D iogenes, który szedł do miasta, lub D em okryt idący do
portu, by przyjrzeć się spraw om św iata, tak i ja od czasu do czasu dla rozryw ki
w ychodzę, by się p o ro zg ląd aj w okół; nie m ogłem się w tedy pow strzym ać, by
nie poczynić niejakich spostrzeżeń, mniej po to, by się dogłębnym sądem w yka
zać, a bardziej po to, by jed y n ie odnotow ać fakty, a w ędrów ki me podejm ow a
łem nie dlatego, aby ja k owi filozofow ie płakać lub śm iać się, lecz by dać wyraz
m ieszan y m uczuciom , jakim i napaw a m nie w idok spraw tego świata.
Definicja melancholii, jej nazwa i rodzaje
D okonaw szy pokrótce anatom icznego rozbioru ciała i duszy człow ieka,
co je s t niezbędnym krokiem przygotow ującym nas do dalszej drogi, m ogę ju ż
podjąć głów ny swój tem at tak, by uczynić go przystępnym czytelnikow i; po dłu
gim czasie spędzonym na bocznych ścieżkach, po w ielu kołow aniach i mean
drach m ogę ja sn o rzec, czym je s t m elancholia, wskazać je j nazw y i w szelakie
odm iany. M iano to w yw odzi się od m aterii ciała, a choroba bierze sw oj ą nazw ę
od p rzyczyny fizycznej: jak spostrzega Bruel, po grecku m e l a n c h o l i a , czyli
m elaina hole, oznacza czarną żółć. I niechaj D onatus A ltom arus i Salvianus spie
rają się o to, czy żółć ow a je s t pow odem , czy skutkiem , ja sam zm ilczę na ten
tem at. C horoba m a w iele opisów i definicji. Fracastorius, w drugiej księdze o In
telekcie, tych nazyw a m elancholikam i, których „tak dotknęła obfitość owego po
psutego hum oru czarnej żółci,-iż popadli w szaleństw o i w w ielu przedm iotach
gadają od rzeczy, u w łaszcza tych, które s |g j 2d n o szą-d o w olij^w yboru a także
innych funkcji ludzkiego rozumieH !a]^ 4 elan aliu s, który naśladuje w tym
na, R uffus i A etius pow iadają, iż m elancholia to „zła i drażliw a choroba, za spra
w ą której człek stacza się i staje się niczym dzikie zw ierzę”. G alen m ów i, iż jest
to „zubożenie lubo infekcja środkowej części m ózgow ia”, odnosząc sw oją defi
nicję do organu ciała zarażonego chorobą, z czym zgadza się H erkules z Sakso
nii, zw ąc m elancholię „psuciem się głównej funkcji” ; podobnie rzecz ujm ują Fuch-
sius (ks. I, roz. 23), Arnoldus (w dziele Breviar, ks. I, roz. 18), G uianerius i inni,
Paulus zaś dodaje, iż „dzieje się to za spraw ą czarnej żółci”. D la H alyabbasa je s t
m elancholia po prostu „poruszeniem um ysłu”, dla A reteusa „w iecznym , bezgo-
rączkow ym udręczeniem duszy, której uw aga skupiła się ria jednym tylko przed
m iocie”, którą to definicję krytykuje w ielce M ercurialis w sw ym traktacie D e af-
fect., ks. I, roz. 10, gdy tym czasem Aelianus M ontaltus w dziele Lib. de inorb.,
roz. 1, de melan. u w a ż a ją za słuszną i w ystarczającą. Potocznie pow iadam y, że
m elancholia to „gadanie od rzeczy, którem u nie tow arzyszy gorączka, łączy się
zaś norm alnie z uczuciem lęku i sm utku, których przyczyny poznać nie p o trafi
m y”; z definicją tą [...] nie zgadza się Herkules z Saksonii ani D avid C rusius,
utrzymujący, że je st ona niew ystarczająca i ja k o żyw o „pokazuje raczej, czym
m elancholia nie jest, niż to, czym je s t w istocie” . D ow odzą oni m ianow icie, że
brak tu tak ważnego dla m elancholii rozróżnienia m iędzy fantazją a rozum em .
Lecz wdaję się w zbyt w ielkie szczegóły. N ajlepszym w yznacznikiem , sum m um
genus, je s t przeto „gadanie od rzeczy” i „niepokój um ysłu”, ja k pow iada A reteus,
do czego H erkules z Saksonii dodaje „udrękę zasadniczego organu”, by odróżnić
m elancholię od odrętw ienia czy paraliżu i podobnych chorób narządów ruchu
i zm ysłów zewnętrznych. M ówi się o „popsuciu”, co służyć m a oddzieleniu m e
lancholii od szaleństw a i obłędu, w których funkcje ow e nie tyle ulegają popsu
ciu, co raczej ogólnem u i całkow item u zniszczeniu. Pow iada się takoż pow sze
chnie, iż melancholii „nie tow arzyszy gorączka” , by wskazać, iż m elancholią je s t
czym innym niźli szał i różni się takoż od tej m elancholii, którą w yw ołuje gorącz
ka spow odow ana dżumą. „Lęk Lsmutek” spraw iają, że m o ż n a ją tidróżjriić od sza_-__
__ leństw a, a dodane na końcu >jctórych przyczyny poznać nie potrafim y*) oddziela ' •'
m elancholię ód zw ykłych nam iętnoścrźw anych „sm utkiem ITękiem ” . Stosow nie
więc nazyw am y to „m ów ieniem od rzeczy”, gdyż, ja k wywodzi L aurentius, poja
wia się ono wtedy, „kie3y’p e w n ag łó w n a władza um ysłowa, ja k w yobraźnia lub
i sam rozum ulega popsuciu, ja k to się dzieje w przypadku osób cierpiących na
m elancholię” . O bywa się ona bez gorączki, gdyż humor, z którym je s t zw iązana,
je s t zim ny i suchy, a w ięc nie może w yw ołać procesu gnicia. L ęk i sm utek są
praw dziw ie nierozłącznym i tow arzyszam i m elancholii, choć, ja k w ykazuje H er
kules z Saksonii w dziele traci, posthum o de M elancholia, nie pojaw iają się we
w szystkich jej rodzajach; niektórym b o w ie m - ja k zobaczym y później - zdaje się
chprobitow a p rz y je m n a ^ tą d też ich głośny śm iech, innych znow u napełnia w iel- s
ką odw agą uw alniając od w szelkiego strachu i troski.
Opis frontyspisu
D ziesięć różnych kw adratów tę stronę ozdabia
A sztuka rytow nika w je d n ą rzecz je składa.
I
Stary D em okryt skryty w drzew a cieniu
R ozłożył księgę, siedzi na kam ieniu;
N a ziem i leżą rozrzucone szczątki
Psów, kotów, ja k o też innych zwierzątek,
K tóre on rozciął sztuką anatom a
P ragnąc żółć czarną w ydobyć z ich łona.
N ad nim na niebie w całej sw ojej glorii
Z aw isnął Saturn, książę M elancholii.
II
Po lew ej stronie krajobraz Z azdrości -
W zrok czytelnika niechaj się rozgości.
Ł abędzia, czaplę oraz zim orodka,
D zielne koguty tw e oko napotka,
D w a byki w alczą z sobą w w ielkiej złości,
B y spraw ić zadość zadaniom miłości.
O to sym bole: w ięcej ci nie zdradzę,
D om yśl się reszty, tyle ci poradzę.
III
K w adrat następny Sam otność maluje,
O braz psa we śnie do tego stosuje,
A także kota, łani i rogaczy
K rólików, które na w olności skaczą;
W cieniu się kryją sowy, nietoperze,
N ad w szystkim w ładzę M elancholia bierze.
G dy zaś błąd jak i w rysunku w ytykasz,
Nie wiń autora, jeno rytownika.
IV
Niżej zaś stoi am ant zakochany
Ze splecionym i na piersi rękam i;
G łow ę spuściw szy w m ilczenie zapada,
I piosnka ja k a w głow ie m u się składa.
Tuż obok leżą lutnia i foliały
Ludzkiej próżności sym bol doskonały.
Komu ten obraz nie je s t dosyć jasny,
N iechże sam sobie nam aluje własny.
V
A hipochondryk głow ę w spiera ręką,
G dy z kolki w boku zm aga się udręką,
Jakież nękają go troski i żale,
Pan Bóg wie tylko jak że cierpi stale.
Obok dostrzeżesz am pułki, słoiki,
Z apteki prosto różne specyfiki.
W szystko to zdradza Saturna aspekty,
K tóre na niebie m ają konterfekty.
VI
A dalej klęczy C złow iek Zabobonny,
W ładzy przesądu oddany nieskrom nej:
W zrok w bił w sw e bóstw o, i pości uparty
M iędzy nadzieją i lękiem rozdarty.
Bardziej się stara piekłu się wywinąć,
N iż ty się starasz z niebem się nie minąć.
B ardzo-ć w spółczuję, boś je s t biedna dusza,
Jakiż bieg planet do tego cię zm usza?
cholijnemu umysłowi ma zapewnić schronienie. Jak pisze siedemnastowieczny
poeta i melancholik Nicolas Breton, „gdyby książki nie były moimi najlepszymi
przyjaciółmi, z pewnością byłbym narażony na cierpienia spowodowane melan
cholią: jednak moja Biblioteka, choć niewielka, chroni mnie przed tym”11. Bib
lioteka to świat, którego granice wyznacza czytanie, a pismo, które schyłek XVI
i pierwsza połowa XVII wieku odczytują, stanowią zarówno znaki wpisane ręką
Boga w naturę, jak i znaki przechowane w dziełach poszczególnych autorów.
Wnętrzem biblioteki jest więc z jednej strony cały świat, z drugiej zaś pojedyn
cze dzieło, które w zasadzie zawsze jest księgozbiorem. Dzieło barokowe, któ
rego przykładem niewątpliwie jest Anatomia melancholii, nigdy nie pojawia się
nagie, bez maski, bez całego systemu masek, jakim jest zbiór cytatów.
Cytatem jest tu już sam tytuł, niezwykle popularny odkąd w 1578 roku uka
zała się Anatomie ofW it (Anatomia dowcipu) pióra Johna Lyly. Jak wykazała Ruth
Fox12, układ i podział dzieła przedstawiony w Synopses tkwi korzeniami w tradycji
scholastycznego traktatu, imitując jednocześnie fasadę gotyckiej katedry. Burton
powtarza inne barokowe dzieła, gdy Anatomię poprzedza listem dedykacyjnym,
wstępem skierowanym do czytelnika, itd. Sam autor ukrywa się pod cudzym imie
niem, a jego biografia jest kompilacją wielu cytatów. Również właściwe dzieło sta
nowi zbiór zapożyczeń: do Burtona należy jedynie odpowiednie ich zestawienie.
Cytat jest podstawowym budulcem barokowego dzieła, a tym samym dzie
ła poświęconego melancholii, które zawsze powstaje we wnętrzu biblioteki. Bax-
ter, który swoją księgę pisał na wygnaniu, wspomina przede wszystkim o braku
biblioteki, o pisaniu z dala od jej zasobów, o doświadczeniu pustki wywołanym
dystansem dzielącym go od cudzego słowa. To właśnie atmosfera cudzego słowa
wypełnia wnętrze biblioteki. Cudze słowo wprowadza ową niezbędną nadwyżkę
pisma, i to zarówno w procesie pisania (opóźniając rozwój choroby) jak i w pro
cesie czytania (udostępniając niejako nowe regiony biblioteki). Wznosząc gmach
biblioteki, cudze słowo tworzy pewną specyficzną przestrzeń, przestrzeń, którą
za Galenem można określić jako apotheca librorum, składem, magazynem ksią
żek, nie zapominając przy tym o późniejszym znaczeniu terminu „apteka” i jego
ścisłym związku z farmakoterapią.
11 N. Breton, A Pocket o f Letters, 1603, s. 45.
12 R. Fox, The Tangled Chain. The Structure o f Disorder in „Anatomy o f Melancholy", University
of California Press 1976.
w
Timothy Brlght
Traktat
o melancholii
przełożyła Liliana Barakońska
Do m ego m elan ch o lijn eg o p rz y ja c ie la M .
Twój list, drogi M., przepełniony skargą i przygnębieniem tak bardzo mnie
poruszył, że (jak to byw a pośród szczerze oddanych przyjaciół) sam rów
nież pogrążyłem się w podobnym stanie ducha. Wobec czego jestem zm u
szony szukać wsparcia, jakiego rozum udziela tym, którzy się nim kierują,
i wiem, że muszę okiełznać nazbyt gw ałtow ną nam iętność a także pow i
nienem, na ile zdołam, poham ow ać uczucia, które m ną targają. Chociaż
nasze przypadki są odmienne, bow iem żal, który we m nie w zbiera, nie
dotyka mnie tak bardzo, jak ten, który Ty odczuwasz (jako że jesteś - co
zdołałem zauw ażyć - dotknięty nim do żyw ego, i to nie tylko w sensie
81
fizycznym, skoro przeniknął on już głębiej, w sferę(ducha)) to jednak twier
dzę, że łaska naszego Pana jest niezgłębiona i mimo iż każde napotkane
niepowodzenie wydaje się nie do pokonania, to z czasem nadchodzi dzień,
który przynosi ulgę i wytchnienie tym, którzy uginają się pod ciężarem
zgotowanym im przez los. Należy wziąć pod rozwagę, na kogo spadło
owo brzemię: na człowieka, który miłuje pokój i jest jego wyznawcą, czło
wieka, któremu nieobce są zasady filozofii, jakimi ludzie oczytani a po
zbawieni wiedzy o Bogu w takich razach zwykli się kierować, a które nie
mogąc udźwignąć zbyt wielkiego brzemienia, niewiele im służą; są bo
wiem liche jak trzcina, puste w środku i pozbawione łaski niebieskiej. Na
tomiast owe zasady filozoficzne i moralne, oraz rozważania o prawach
naturalnych, są właściwą pożywką dla tych, których głównym filarem po
zostaje dana przez Boga obietnica łaski i zbawienia, a którzy cierpliwie
oczekują nadejścia wyznaczonego im czasu. Czuję się jednak pocieszony
widząc, iż Ty, drogi Przyjacielu, kierujesz się tymi właśnie zasadami, co
pozwala mi ufać, że zdołam Cię w końcu pocieszyć. Twoja dusza, jak mnie
mam, płonie ogniem, o którym ci, co przeżywają podobne udręki, mówią,
że nigdy nie wygasa. Pamiętaj jednak, że chociaż teraz odczuwasz głęboki
niepokój, to powinieneś pocieszać się myślą, iż w końcu nadejdzie szczę
śliwy dzień, gdy znów głęboko zawierzysz Bogu i Jego miłości. Podobnie
jak spośród wszystkich metali złoto poddaje się najskrupulatniejszej ob
róbce w ogniu i wielokrotnemu kuciu, by w końcu mogło posłużyć jako
oprawa dla Diamentu i materiał do wyrobu drogocennych naczyń prze
znaczonych na stoły władców i książąt, tak właśnie teraz ów niebiański
alchemik poddaje Ciebie próbie ognia, byś mógł, po oczyszczeniu z grze
chu, który tak mocno przywiera do naszej zdegenerowanej natury, stać się
jeszcze cenniejszym naczyniem ku chwale Jego majestatu. Twoja prośba
nie ogranicza się li tylko do tego, bym zaordynował Ci to, co moje nikłe
umiejętności w dziedzinie teologii bądź medycyny mi podpowiadają, ale
bym obszernie wyłożył rzecz o naturze melancholii: co jest jej przyczyną,
jaki wywiera wpływ, jak należy ją leczyć, wreszcie bym przedstawił wszyst
ko, co może przyczynić się do pogłębienia naszej wiedzy o niej, czyli to
warzyszący jej strach, smutek, rozpacz, łzy, płacz, szlochanie, westchnie
nia, które są nieodłącznym atrybutem tego przygnębiającego stanu. Czę
sto też zdarzają się napady niepohamowanego śmiechu, wywołane nie ra
dosnym nastrojem, a stanem umysłu, który w wyniku błędnego rozumo
wania każe w ten fałszywy sposób reagować na ową namiętność, którą
niezmiennie gaszą gorzkie łzy, a która nigdy nie pozwala ukoić się łagod
nym uśmiechem, w innych przypadkach przynoszącym właściwy skutek.
Twa prośba obarcza mnie zadaniem znacznie przerastającym moje umie
jętności, jednakże całym wysiłkiem woli jak i umysłu pragnę Ci się przy
służyć zarówno przez wzgląd na Twój stan, który opłakuję i pragnę zała
godzić, jak i z powodu skarg ze strony tych, którzy w podobny sposób
cierpią. Skłania mnie ku temu myśl, iż zarówno Tobie jak i innym przyda
się podstawowa wiedza w tym zakresie, a mianowicie: Jaką rolę odgrywa
natura, a |aką(świadomość grzechu^akie istnieją pomiędzy nimi różnice,
jaki wpływ mają na sleblel skąd biorą swój początek. Mowa będzie o spo
sobach zapobiegania i leczenia owych przypadków, a także o tym, jak za
łagodzić skutki depresji, która dotyka zarówno ciało jak i umysł. Mam też
nadzieję rozjaśnić nieco mroki niewiedzy, po których błąka się Twa dusza;
co powinno uspokoić targane tysiącem wątpliwości i ponurych, pełnych
rozpaczy uczuć, serce. Zgodnie z Twą prośbą, szczegółowo potraktowa
łem pewne interesujące Cię zagadnienia, tak, by obszerna lektura przynio
sła Ci pociechę i zadowolenie, a ponieważ rozpisałem się na temat spraw,
które są bliskie Twemu obecnemu nastrojowi, ufam, że czytanie pozwoli
Ci zapomnieć o dłużącym się czasie. Tak więc, jeśli Twoje cierpienia ustąpią
nieco, będziesz miał okazję dowiedzieć się o tym wszystkim, co w tym
przypadku uważasz za niezbędne. A jeśli z pomocą Bożą uda Ci się wie
dzę tę spożytkować dla swojego dobra, z radością przyjmę na siebie trudy
pisania. Doświadczenie, jakie posiądziesz pod wpływem lektury, pozwoli
Ci uzbroić się w cierpliwość i żywić nadzieję, iż mimo cierpienia nadej
dzie w końcu upragniony spokój i wytchnienie.
O tym jak melancholia wpływa na funkcje mózgu
Jeśli zaś idzie o sposób, w jaki melancholia wpływa na wszelkie czynno
ści będące wynikiem pracy mózgu, stwierdzamy, iż jconcept czyni ona
powolniejszym , a to zarówno dlatego, że substancja m ózgow T ulaklch
osób by wa^gęstszaTjak i ze względu na intelekt, który nie jest wystarcza
jąco subtelny i lotny, co jest niezbędne w sztuce szybkiego pojmowania.
Również wszystkie zmysły są jakby sparaliżowane, bowiem ich substa
ncja je s t sucha i zimna, a w konsekwencji twarda, co dobrze służy za
chowaniu tego, co zostało w nich raz wyryte: są twarde jak diament, i cho
ciaż m elancholijna natura jest nieskora do zapisywania czegokolwiek no
wego w swej pamięci, to sprawy, które raz znajdą doń drogę pozostaną
tam pod tym pewniejszą pieczą. Czasami zdarza się, że melancholicy oka
zują się niezwykle mądrymi ludźmi, o wysokiej inteligencji. Dzieje się
tak dlatego, ponieważ &w hum or pod wpływem ciepła staje się lotny i po
dobnie ja k z suchego drewna unosi się najjaśniejszy płom ień, a z ługu
w innego destyluje się m ocną fogńistą aqua vita, intelekt melancholika
zarów no ze względu na suchość substancji jak i przefiltrowanie gęstej
masy, z której bierze swój początek, uzyskuje jasność myślenia. Jest to
ow o suche światło, które aprobował Heraklit. Ponadto istnieją jeszcze in
ne przyczyny. Jak na przykład uprawiane przez nich ćwiczenia umysło
we, którymi nigdy się nie męczą. A to sprawia, że wydaje się, iż to natura
obdarzyła Ich fą lotnością uliiyślu7 którą nabyli w drodze ciągłego ćwi
czenia i kształtowania umysłu. Ponadto, jeśli temperament tych ludzi nie
je s t jeszcze zbyt gwałtowny, co zawsze może stanowić groźbę utraty pa
now ania nad sobą, ich' melancholia rodzi poczucie zwątpienia w to, co
aktualnie rozważają, i spraw ia, że wnikliwiej badają istotę rzeczy. Moc
afektu pow oduje, że wszystkie swe siły angażują w gruntowne poznanie
spraw, które ich aktualnie z ajm ują.phociaż melancholicy niełatwo ulega
j ą innym uczuciom poza uczucieml^strachu, s)mutku czy teź^ zazdrości, to
jednak, gdy ju ż tak się zdarzy, pochłania ich ono znacznie dłużej, niż mia
łoby to miejsce w przypadku osób o odmiennej naturze. A co więcej, uczu
lcie takie gwałtowniej trawi wnętrzności, ponieważ tutaj substancja serca
i intelektu jest gęstsza i wszelkie u czucie głębiej w nią zapada, aniżeli
dzieje się to w przypadku substancji rzadkiej i rozcieńczonej, która po
woduje szybki zanik uczuć. Tym sposobem pożądanie tych przedmiotów,
które sobie upodobają, sprawia, że melancholicy mają naturę skrupulatną
i dociekliwą, rozważną i roztropną, co czyni ich niewzruszonymi w opi
nii, a są to cechy umysłów w niczym nie ustępujących tym największym.
Ich postanowienia są owocem długich rozmyślań wywołanych gnębią
cym ich zwątpieniem i brakiem ufności, które, chociaż niełatwo się ro
dzą, to jednak trudno je usunąć. Takie osoby są pełne wątpliwości i podej
rzeń, a w związku z tym długo podejm ują decyzje, ponieważ pewne do
mowe niepokoje czy w ewnętrzne niejasności przyczyniają się do pow sta
nia opinii o grożącym niebezpieczeństwie tam, gdzie go w istocie nie ma.
Sny ich są przepełnione niepokojem: częściowo dlatego, że w trakcie czu
wania ich umysł zajęty jest przerażającymi, budzącymi lęk myślam i, któ
re mają swe odzwierciedlenie w snach, a częściowo dlatego, iż czarne
i mętne opary melancholii unoszą się do mózgu, co sprawia, że pamięć
zapomina przedmioty i w ten sposób zakłóca melancholijnej naturze sen.
Osoby o takim usposobieniu cierpią na pewien rodzaj duszności nocnych,
zwanych koszmarem, kiedy to wydaje im się, że mają przed sobą jakąś
przerażającą zjawęTco sprawia, że czują się jakby na wpół uduszeni, i cho
ciaż chcą krzyczeć, nie mogą wydobyć z siebie głosu. Przyczyną są gęste
opary melancholii, które w ywołują przerażające i niepokojące obrazy,
a także sama natura tego humoru oraz wyobraźnia, która z przyzw ycza
jenia skłania się ku ciemności.
Thomas Adams
Choroba duszy
przełożyła Liliana Barakońska
Prawdziwie rozumnemu, wielce szacownemu oraz niezmiernie zasłużone
mu w sw ej P r o f e s j i Panu Williamowi Randolphowi, L e k a r z o w i
M e d y c y n y .
Szanowny Panie,
D ziw nym może się niektórym wydać, że L e k a r z o w i chcę zaordyno
wać L e k a r s t w o . Jednakże moje W y j a ś n i e n i a nie są bezpodsta
wne; stanowią raczej dowód ich niewiedzy aniżeli mojej arogancji. To nie
N a p ó j l e c z n i c z y przesyłam a R e c e p t ę wypisaną na papierze,
którą niem ądry Pacjent połknął, przeczytawszy na niej Z a ż y j to. Nie
w ysyłam tego, by Cię pouczać, ale byś Ty, Panie, dzieło to skorygował.
Tak ja k niegdyś biedny M a l a r z wysłał A p p e l l e s o w i swój O fa
r a z, by ten nie polecił go, a poprawił. Wszystko, co w tym dziele ma
posmak filozofii, wywodzi się z owych podstawowych a k s j o m a t ó w ,
które poznałem podczas krótkich studiów uniwersyteckich, a które zdąży
łem już zapomnieć. Część podyktowana została doświadczeniem, w któ
rym to Necessitas była ingenii largitor, podobnie jak w przypowieści Pli
niusza o spragnionym kruku, który zobaczywszy, że na dnie głębokiego
zbiornika pozostało jeszcze trochę wody, dopóki napełniał zbiornik ka
mieniami, dopóty ich ciężar nie sprawił, że poziom wody się podniósł.
Moje własne podupadające zdrowie zmusiło mnie, bym zajrzał do owej
zubożałej S k a r b n i c y w i e d z y , która należy do mnie; a odkrywszy,
że jest już prawie pusta, usiłowałem za pomocą k o n t e m p l a c j i wy
równać jej braki w stosunku do rzeczywistości; a teraz spójrz tylko, jest
przepełniona i (bez uszczerbku dla siebie) w komunikatywny sposób prze
kazana innym. Potraktuj, proszę, tę oto książkę tak, jak chciałbym, byś
potraktow ał moją osobę; jeśli znajdziesz ją w dobrym zdrow iu, dbaj
o nie; jeśli w złym, zaordynuj środki przeczyszczające. Ze swej strony
będę ukontentowany, jeśli moje kontemplacje nie okażą się ut Curia Mar-
tis Athenis\ nie chcę też, by były niczym jakaś cenna w i e d z a t a j e m-
n a, dzięki której jej Strażnik bogaci się, póki żyje, ale nie jest w stanie
znieść myśli, że po jego śmierci kto inny mógłby tę wiedzę spożytkować,
więc postanawia, że wiedza owa powinna umrzeć wraz z nim. Dzieło to
jest z natury bardziej M o r a l n e niż M e d y c z n e , a właściwie w więk
szej części T e o 1 o g i c ż n ć , co satysfakcjonuje moje sumienie, jako że
moim celem był ów Ś r o d e k oraz błogosławiona S f e r a , które po
winny stanowić koronację w szelkich naszych poczynań; jak rów nież
ujarzmienie naszych wypaczonych A f e k t ó w ; oraz skierowanie D u-
s z y na drogę wiodącą'ku niebu.'Śm iem twierdzić (co z pew nością mi
wybaczysz), iż dzieło to, jeśli nawet nie n a ś w i e 11 i Ci pewnych spraw,
to przynajmniej pozwoli Ci odświeżyć twą p a m i ę ć. Moje L e k a r s t-
w a nie są zbyt g o r z k i e; lecz dla w r a ż l i w e g o podniebienia z pew
nością nie okażą się s ł o d k i e. Dla D u s z y przepisuję innym to, czego
£7
sam zawsze pragnę dla siebie; a mianowicie takiego zbawiennego L e-
k a r s t w a , jakie B óg zaleca w Piśmie. Je^li zaś idzie o, C i a ł o, to cho
ciaż nie chciałbym, by w”jakikolw iek'sposób zostało okaleczone przez
m oje własne zaniedbanie, to sądzę, że siły powinno czerpać z własnych
zasobów; z drugiej strony nie mam tyle z d r o w i a , by móc je marnować
prow adząc nieum iarkowany tryb życia. Ale gdy ciało moje jest chore, nie
pragnę żadnego innego L e k a r z a prócz Ciebie. Niewątpliwie inni lu
dzie m yślą podobnie i często słyszysz pukanie do drzwi Twego g a b i n e-
t u: jestem jednak pewny, że wszystkie te pragnienia nie są zainspirowane
taką w iedzą o Twoich zdolnościach, jaką posiadam ja dzięki wielu godzi
nom spędzonym na wspólnych z Tobą rozmowach. Zarówno surowość
ja k i rozw lekłość stylu nie są pożądane w „Liście dedykacyjnym”, a już
z pew nością nie wówczas, gdy pojawiają się razem; nie mogą bowiem
zadow olić nikogo poza samym piszącym. Po raz kolejny rzucam niejako
wyzwanie zapowiadanemu przez Ciebie Podręcznikowi Urologii, który,
jeśli go opublikujesz, będzie kolejnym powodem do złożenia Ci moich
podziękowań. Zanim pomyślne wiatry przygnają mnie w okolice Twego
Sudbury, niech to Posłanie będzie dowodem mej przyjaźni i wierności dla
Ciebie, i niech zawsze będzie gotowe Ci służyć. Mam też nadzieję, że
skoro znalazło ju ż do Ciebie drogę, przedstaw isz je św iatu; a także
(w przypadku, gdyby spotkało się ze wzgardą) udzielisz mu swego Wspar
cia. Wingrave w B u c k . , k o n i e c m a j a .
Wyrazy szacunku i poważania,
Tho. Adams
Wprowadzenie
C h o r o b a tego Ś w i a t a szerzy się niczym E p i d e m i a ; ju ż teraz
swoją niew idzialną trucizną, na wzór powszechnej zarazy, zaatakowała
sam o jego serce. Jako że N i e g o d z i w e postępowanie, podobnie jak
H e r e z j a w doktrynie, niedostrzegalnie zatruwają swoim jadem samo
źródło Życia, a dum unum interficit, centum alios inficit, zabijając jedno,
zatruwają wiele. Czy to ex damonis iniuria, vel ex hominis incuria, za
sprawą szatańskiej złośliwości czy też ludzkiej pychy, Nierówność czło
w ieka wobec człowieka osiągnęła niebotyczny zasięg, Ignorancja dopro
w adziła do Arogancji, niewiedza do zaniedbania, prostackie zuchwalstwo
do nieroztropności o wymiarze politycznym; i nie wiem, jak to się stało,
ale nadmiar światła oślepił ludzkość. Najpierw nie wiedzieli, że grzeszą,
teraz chcieliby wiedzieć, jak usprawiedliwić swe grzechy: bronią swoich
win i kupują C h o r o b ę z tak dużym nakładem czasu, dowcipu i pienię
dzy, ile ów Ateista poświęciłby dla zdrowia. W D u s z y ludzkiej c h o
r o b y wylęgają się niczym schorzenia w organizmie człowieka bądź ko
rupcja w organizmie społecznym; dzieje się to do tego stopnia niepostrze
żenie, że gdy w końcu proces ten dostrzegamy jest ju ż zwykle za późno.
Podobnie jak człowiek porywczy nie znosi pęt, a flegmatyczny hałasu;
a z kolei Rzymianin, jak mówiono niegdyś, nienawidzi despotycznych
rządów, ale też nie jest posłuszny dobremu władcy, tak też o sobie może
my powiedzieć (słowami Liwiusza o P a ń s t w i e ) Nec vita nostra, nec
remedia ferre possumus: lepiej znosimy nasze choroby aniżeli oferowąne
nam lekarstwa. N a tym świecie, jak powiadają Lekarze, nie istnieje stan,
który można by nazwać stanem idealnego Z d r o w i a ; a człow iek może
co najwyżej cieszyć się stanem określanym jako obojętny. Jednakże L e-
k a r z e D u s z w swoich oskarżeniach idą jeszcze dalej, twierdząc, że
w s z y s c y j e s t e ś m y n i e c z y ś c i , a z n a s z y c h c n ó t j u ż
d a w n o z o s t a ł y j e d y n i e n i c n i e z n a c z ą c e s t r z ę p y
e t c ., o r a z ż e w w i e l u s p r a w a c h j e s t e ś m y g r z e s z n i .
Powtarzając za Prorokiem możemy powiedzieć (a będzie to dotyczyło nie
tyle naszych kar, ile naszych grzechów): N a s z e u m y s ł y s ą c h o
r e , a s e r c a s ł a b e ; o d s t ó p d o g ł ó w z ż e r a n a s c h o
r o b a ; c a l i p o k r y c i j e s t e ś m y r a n a m i , s i n i a k a m i i r o
p i e j ą c y m i w r z o d a m i .
on
M eto d a
Tezę m oją przedstawię posługując się następującą metodą: 1. opiszę
chorobę, 2. przedstawię objawy, 3. przepiszę leki. A ponieważ L e k a r z e
rozpoczynają swoje medyczne wywody bądź instrukcje dyskusją poświę
coną G ł o w i e jako najszlachetniejszej części ciała, głównej siedzibie
dowcipu, prapoczątku zmysłów, właściwej ostoi sił witalnych (chociaż Fi
lozofia przypisuje tę wysoką godność S e r c u), więc i ja (na zasadzie
przenośni), nie wnikając w szczegóły tego sporu, podążam za ich przykła
dem. Proszę zauważyć, że najpierw zajmę się G ł o w ą: gdyby udało mi
się ją wyleczyć, bez trudu rozpoznawałaby dolegliwości pozostałych partii
ciała. Istnieje wiele chorób zarówno G ł o w y jak i innych części ciała,
którym i nie będę się tutaj zajmował, pragnąc jedynie powiedzieć (nie wszys
tko jednak) to, co uznam za stosowne. Zamierzam pożyczyć tyle drewna
z lasu G a l e n a , ile potrzeba do wzniesienia rusztowania niezbędnego, by
móc zbudować na nim gmach dyskursu o moralności.