FF Dziecko dla multililiardera

background image

„Dziecko dla

multimiliardera”

By TheLoveBeans

background image

ROZDZIAŁ PIERWSZY


Isabella Swan zerknęła na kartkę, którą trzymała w dłoni, i znów na numer budynku. Dobrze
trafiła. I miała dokładnie trzy minuty, by dotrzeć na osiemnaste piętro na spotkanie z
szanownym Edwardem Cullenem, jednym z najbardziej rozchwytywanych kawalerów w
Chicago. Skinąwszy uprzejmie głową, odźwierny wpuścił ją
do gmachu Cullen Corporation i wskazał rząd wind, którymi mogła wjechać do biura pana
Cullena. Nie zamierzała dać się onieśmielić złoceniom i marmurom eleganckiego holu.
Zarzuciła na ramię skórzany plecaczek
i wkroczyła do jednej z kabin.
Tylko spokojnie. Przeszłaś niejedną taką rozmowę
w poszukiwaniu pracy, przykazała sobie w myślach. Nigdy jednak nie starała się o taką
posadę. Drzwi windy rozsunęły się na osiemnastym piętrze,
ukazując hol wysłany łososiowym chodnikiem, mahoniową ladę recepcji i olbrzymi napis
złoconymi litera mi: „Cullen Industries, Corporation". Wzięła głęboki oddech i podeszła do
sekretarki, której uśmiech stopniem promienności nieco przewyższał poziom .optymizmu
Belli.
- Czym mogę służyć? - spytała radosnym tonem.
- Nazywam się Isabella Swan. Jestem umówiona na drugą z panem Cullenem.
Atrakcyjna brunetka w średnim wieku natychmiast kiwnęła głową potwierdzająco.
- Pan Cullen czeka na panią. Proszę za mną.
Nie miała ani chwili na przygotowanie się - przy
pudrowanie nosa czy przyczesanie rozwianych wiatrem
włosów. Nagle poczuła zdenerwowanie i chętnie skorzystałaby z toalety, lecz energiczna
sekretarka już ruszyła długim, wyłożonym mahoniowymi panelami korytarzem do
obszernego gabinetu Cullena. Po przekroczeniu progu Bella zamieniła się w
słup soli. Bała się zrobić choćby krok ze strachu, by czegoś nie zniszczyć. Posadzka z
czarnego marmuru lśniła jak dno głębokiego kanionu w świetle księżyca. Każdy
gość musiał odnosić wrażenie, że będzie sunął w powietrzu nad przepaścią. Jedną ze ścian
zajmował potężny przeszklony kredens, pełen różnokształtnych karafek wypełnionych
likierem o barwie jesiennych liści.
Przy drugiej ścianie stał szklany stolik do kawy i czarne skórzane fotele.
Marmuru, chromu i szkła zużytego do urządzenia tego wnętrza wystarczyłoby na remont
Kaplicy Sykstyńskiej. Biurko gospodarza również było ze szkła.
Uwagę Belli przykuło wysokie oparcie skórzanego fotela obracające się lekko w obie strony,
jak gdyby ktoś siedzący do niej tyłem rytmicznie się poruszał,
rozmawiając jednocześnie przez telefon. Ten ktoś bawił
się sznurem aparatu, to zawijając go wokół palca wskazującego, to znów odwijając.
O Boże! Edward Cullen we własnej osobie. Najbogatszy człowiek w stanie Illinois, a może i
w całej Ameryce. Mężczyzna, na którego polują wszystkie niezamężne kobiety ze śmietanki
towarzyskiej Chicago, a także kilka kobiet stanu niecałkiem wolnego, lecz ignorujących ten
banalny fakt. Zanim Bella rzuciła się w panice do ucieczki,
a zaczęła rozważać taką opcję, Edward Cullen odłożył
słuchawkę i obrócił się z fotelem przodem do biurka.
Zielone przenikliwe oczy zmierzyły ją od stóp do głów.
Bella zaczerwieniła się po uszy, a serce zatrzepotało jej w piersi jak spłoszony ptak. Liczne
fotografie, które oglądała w prasie, nie oddawały nadzwyczajnej atrakcyjności Edwarda. Miał
on miedziane, krótko przycięte włosy, z których kilka niesfornych kosmyków sterczał nad

background image

czołem. Tworząc artystyczny nieład. Całość dawała wrażenie jakby ich właściciel dopiero co
wstał z łóżka.
Elegancki garnitur od Armaniego koloru węgla drzewnego leżał na nim jak ulał. Całości
obrazu dopełniał doskonale dobrany, wielobarwny jedwabny krawat.
- Proszę usiąść, panno Swan.
Brzmienie niskiego, ciepłego, budzącego zaufanie głosu sprawiło, że pod Bellą ugięły się
kolana. Osunęła się na jeden z chromowanych czarnych foteli przed biurkiem, a plecak
położyła na podłodze.
- Cieszę się, że panią widzę. - Otworzył gruby skoroszyt leżący na blacie i przekartkował
zawartość. - Pozwoli pani, że powrócę do kilku szczegółowych kwestii, które omawiała pani
na spotkaniu z moimi lekarzami i radcami prawnymi.
Przełknęła ślinę. Podczas pamiętnej długiej rozmowy musiała odpowiedzieć na setki pytań.
Spodziewała się, że spotkanie z Cullenem będzie wyglądać
podobnie, więc skinieniem głowy wyraziła akceptację.
- Ma pani dwadzieścia sześć lat.
- Zgadza się - odpowiedziała, chociaż słowa biznes
mena były stwierdzeniem, nie pytaniem.
-Absolwentka liceum, obecnie studentka uniwersytetu Northeastern Illinois na kierunku
pedagogika wczesnodziecięca.
- Tak.
- Wzorowe wyniki badań lekarskich. Żadnych chorób, oprócz typowych dolegliwości
dziecięcych.
-Tak.
Najwyraźniej zadowolony z odpowiedzi odłożył skoroszyt i wbił przenikliwy wzrok w
rozmówczynię, aż ścisnęło ją w żołądku.
- Chciałbym zadać kilka pytań osobistych, jeśli się pani zgodzi.
- Oczywiście. - Nie śmiałaby odmówić informacji przyszłemu pracodawcy.
- Co panią skłoniło do zainteresowania się ogłoszeniem o poszukiwaniach matki zastępczej,
panno Swan?
Nie tego pytania oczekiwała, lecz postawiła na szczerość.
- Potrzebuję pieniędzy. - Kiedy nawet nie mrugnął okiem, mówiła dalej: - Wiem, że to
prozaiczny powód, ale z pewnością woli pan usłyszeć prawdę niż górnolotne kłamstwo.
- Na co potrzebne są pani pieniądze?
Wzięła głęboki oddech.
-Moja matka miała udar. Wyszła z tego, ale jest w o wiele gorszej kondycji zarówno
fizycznej, jak i psychicznej niż przed chorobą. Potrzebuje całodobowej
opieki. Przez pewien czas mieszkała ze mną, ale nie mogę być przy niej dzień i noc. Mam
przecież studia, pracę. Matka nie chciała być dla mnie ciężarem. Postanowiła się przenieść do
domu spokojnej starości, ale nie zdaje sobie sprawy, ile to kosztuje.
- Prywatny pensjonat „Skowronek". - Cullen przy
wołał z pamięci nazwę ośrodka. - Wspominała jej pani o problemach finansowych
związanych z pobytem w takiej placówce?
- Skądże! - stwierdziła stanowczo. - Matka sądzi, że płacę rachunki z jej oszczędności.
Niestety, te pieniądze już się skończyły. Na razie jest tam na kredyt, a ja się staram wpłacać
co miesiąc jak największą kwotę. Nie mogę jednak zamartwiać matki szczegółami naszej
ciężkiej sytuacji finansowej. - Głos jej się załamał. Zamrugała powiekami, by powstrzymać
łzy. - Wychowywała mnie przez tyle lat. Teraz na mnie kolej, żeby się nią zaopiekować.
Pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Studiując, pracuje pani w dwóch miejscach: jako recepcjonistka w kancelarii prawnej
Benson&Tate, a wieczorami jako kelnerka w restauracji „The Tavern".

background image

Wzięła pani dwuletni urlop dziekański, żeby zająć się matką po udarze. Spuściła wzrok.
- Nalegała, żebym wróciła na uczelnię. Nie chce, żebym poświęciła dla niej całe swoje życie.
-i gotowa jest pani przyjąć moją ofertę? W swoisty sposób poświęcić się, by opłacić pobyt
matki w „Skowronku"?
Wyprostowała się w fotelu i z dumą uniosła podbródek.
- To moja matka. Zrobiłabym dla niej wszystko.
Wydatne usta Cullena ułożyły się w coś w rodzaju uśmiechu.
- Zdaje sobie pani sprawę, że to zlecenie będzie
wymagać sporego zaangażowania czasowego z pani strony? Zadowolona, że rozmowa
odchodzi od wątku choroby matki, Bella nieco się odprężyła, a nawet ośmieliła się podnieść
wzrok, ze zdumieniem dostrzegając na obliczu milionera ślad ludzkich uczuć.
- Owszem, ale poza obowiązkiem regularnych badań
lekarskich zyskam możliwość powrotu do zajęć na studiach.
Nie wspomniała o cenie emocjonalnej, o wiele wyższej niż fizyczna, którą musiałaby zapłacić
za dopełnienie warunków umowy. Gotowa była jednak wiele znieść w imię zdrowia i
szczęścia matki. Zastanawiała się przez chwilę, zanim znów się odważyła spojrzeć
Edwardowi w oczy.
- Zamierzam ograniczyć liczbę godzin pracy i przeznaczyć ten czas na studia, ale nie ma
mowy o zrezygnowaniu z obu posad. Wszystkie pieniądze otrzymane
od pana przeznaczę na opłacenie opieki dla matki. Potrafię sama się utrzymać. W pokoju
zapadła cisza. Mężczyzna skupił się na przeanalizowaniu słów Belli, a następnie powrócił
do kwestii intymnych.
- Proszę wybaczyć, że znów spytam o coś, co moi ludzie już dokładnie zbadali. Nie jest pani
obecnie zaangażowana w związek z żadnym mężczyzną, prawda?
Nie prowadzi pani życia seksualnego?
- Nie - odparła szybko. - O to nie musi się pan martwić. - Zapomniała już o tej sferze, tak
więc Cullen naprawdę nie miał powodów do niepokoju.
Przyglądał jej się uważnie spod przymrużonych powiek. Nie była klasyczną pięknością,
wymalowaną, pewną siebie, taką jak dziesiątki kobiet, z którymi się umawiał na randki,
zanim zarobił pierwszy milion. Stanowiła raczej przykład kobiety naturalnej,
bezpretensjonalnej, która nie katowała włosów wymyślnymi fryzurami i nosiła ubrania w
stonowanych barwach, kierując się wygodą, a nie modą.
Niesforne brązowe kędziory nasuwały mu miłe
skojarzenia z wesołymi płomieniami w kominku, zaś piegowaty nosek aż się prosił, żeby go
żartobliwie do tknąć koniuszkiem palca, a może nawet koniuszkiem języka, by sprawdzić, czy
brązowe kropeczki smakują jak cynamon.
Miała na sobie długą, wzorzystą bawełnianą spódnicę i oliwkowy sweter sięgający do pół
uda. Strój zakrywał zatem to, co dla każdego mężczyzny najbardziej
interesujące, lecz mimo to Edward nie powstrzymał się od kosmatych myśli o ponętnych
kształtach ukrytych pod spodem. I tu powstał problem
Od rana zdążył odbyć spotkania z sześcioma kandydatkami na matki zastępcze, a na
popołudnie umówiony był z dwiema kolejnymi. Żadna z nich nie obudziła w nim instynktu
erotycznego, i to już od momentu wkroczenia do gabinetu.
Gdy tylko usłyszał dźwięk klamki, nie przerywając prowadzonej rozmowy telefonicznej,
zerknął na drzwi i, wystraszony siłą własnej reakcji na pojawienie się panny Swan,
natychmiast obrócił fotel oparciem do wejścia, dając sobie czas na ochłonięcie.
Chociaż wśród wcześniejszych kandydatek pojawiły się sobowtóry Julii Roberts i Meg Ryan,
pozostał obojętny na ich wdzięki. Z Bellą Swan było inaczej.
Bez trudu potrafił ją sobie wyobrazić jako matkę swojego dziecka. Albo dzieci. Problem
polegał na tym, że z taką kobietą wolałby je począć w tradycyjny sposób.

background image

Niedobrze. W jego życiu nie było teraz miejsca na kobietę. Na projekty biznesowe - owszem.
Tak właśnie traktował to najnowsze przedsięwzięcie, jakim było poszukiwanie matki dla
dziecka, któremu przekaże swoje geny. A po narodzinach potomka na pewien czas od
pocznie od biznesu i wejdzie w rolę ojca, takiego, jakiego sam zawsze pragnął mieć, lecz
nigdy nie miał. Związać się z kobietą? Mieć żonę? Nie, dziękuję.
I oto Bella właśnie wyznała, że interesuje ją tylko strona finansowa, podobnie jak inne
kobiety, które znał w życiu. Chciały wydusić jak najwięcej z portfela
multimilionera, a najlepiej zdobyć najcenniejsze trofeum-jego nazwisko.
Belli nie zależało na usidleniu najatrakcyjniejszego kawalera Chicago. Chciała jednak urodzić
dziecko tegoż kawalera, aby zapewnić opiekę słabowitej matce. Kierowały nią więc motywy
szlachetniejsze niż w przypadku jej konkurentek, lecz Edward postanowił
skupić się na biznesowej stronie ich kontaktów i nie zaglądać w dekolt panny Swan...
Odsunął fotel i wstał zza biurka. Bella również się podniosła i zarzuciła plecak na ramię.
Cullen mimowolnie się uśmiechnął i z jego ust padło pytanie, którego nie zadał żadnej z
pozostałych kandydatek.
- Zje pani dzisiaj ze mną kolację?
Po południu spotkał się z ostatnimi kandydatkami na liście, ale była to czysta formalność.
Przeprowadzając rutynowe wywiady, błądził myślami wokół Belli. Już wybrał matkę dla
swojego dziecka. Przechadzał się wzdłuż czarnej limuzyny zaparkowanej pod domem
Isabelli. Poprosiła, żeby nie robił sobie kłopotu i nie przychodził po nią do mieszkania.
Miała zejść o siódmej. O szóstej czterdzieści dziewięć Edward gotów był pomknąć po
schodach na górę. Jak na biznesmena byłoby to niezbyt profesjonalne zachowanie.
A przecież w interesach nigdy nie tracił zimnej krwi. Nigdy przed przejęciem innej firmy nie
przemierzał nerwowo korytarza tam i z powrotem. Cieszył się reputacją twardego, chłodnego
negocjatora. Nic nie burzyło jego równowagi. Zatrzymał się w pół kroku i zmarszczył czoło.
Czym się tak ekscytował? I dlaczego nie potrafił powściągnąć emocji?
Z rękami w kieszeniach granatowych spodni, w niedbałej pozie, oparł się o karoserię. Swoje
zdenerwowanie przypisał faktowi, że teraz gdy wybrał zastępczą
matkę, projekt biznesowy „Dziecko" zaczął nabierać realnych kształtów. I w dodatku ta
dziwnie silna reakcja na obecność Belli...
Nagle pojawiła się za przeszklonymi drzwiami, z tą samą torbą-plecakiem, z którą zdawała
się nie rozstawać. Ubrana była w bluzkę koloru kości słoniowej, marszczoną przy karczku i
mankietach oraz wąską brązową spódnicę do pół łydki. Rudobrązowe pukle spięła złotą
klamrą z tyłu głowy. Na widok Edwarda uśmiechnęła się, nie promiennie
i nie od ucha od ucha, ale jednak w sposób, od którego zrobiło mu się cieplej na sercu i nie
tylko. Odpowiedział uśmiechem i otworzył drzwi limuzyny.
- Dziękuję. - Onieśmielona siadła na siedzeniu obitym luksusową skórzaną tapicerką.
Wśliznął się za nią i zatrzasnął drzwi. Samochód ruszył niemal natychmiast.
- Proszę się rozgościć. Jak się pani czuje?
Zerknęła na niego trochę spłoszona.
- W porządku. A pan?
Kiwnął głową.
- Ale chyba nie ma mi pani za złe tego zaproszenia? - zagadnął, przechodząc do sedna
sprawy.
Tą otwartością zbił ją z tropu, nie wiadomo zresztą dlaczego. Tylko ktoś tak bezpośredni
mógł dać ogłoszenie o poszukiwaniu matki zastępczej dla swojego dziecka. Wywnioskowała
to na podstawie rozmów z prawnikami i lekarzami, a także z dociekliwych pytań, które
jej zadał osobiście. Dopiero po chwili dotarł do niej sens słów Edwarda,
a wtedy pokręciła głową. Nie zmieniła zdania. Chciała urodzić temu mężczyźnie dziecko na
zamówienie.

background image

Zanim odpowiedziała na ogłoszenie, sama również zebrała informacje na temat
„pracodawcy". Edward Anthony Cullen uchodził za przyzwoitego człowieka. Jak się
zorientowała, nie miał szczęśliwego dzieciństwa i być może chciał nadrobić te braki w
następnym pokoleniu. Decyzja, żeby najpierw się postarać o dziecko zamiast
o żonę wydawała się dość dziwna, lecz Bella czuła, że Edward będzie świetnym ojcem.
Przeznaczał spore sumy na akcje charytatywne na rzecz dzieci. Widziała nawet w
wiadomościach telewizyjnych, że sam brał udział w podobnych imprezach, bawił się z
dziećmi i nie udawał radości, jaką mu to sprawia. Z drugiej zaś strony świadomość, że
przeszła przez sito selekcyjne, budziła w niej niepokój. Gdyby nie od
powiadała wymaganiom, Edward nie zaprosiłby jej na kolację, prawda? Była bardzo
zdenerwowana. Nigdy w życiu nie jechała limuzyną, ale stwierdziła, że szybko
przywykłaby do wygodnych siedzeń i klimatyzacji.
Po paru minutach zatrzymali się przed modną restauracją „Le Cirque". Na strzeżonym
parkingu stały same wystrzałowe samochody. Oczywiście słyszała o tym
ekskluzywnym lokalu, nawet jednak nie śniła, że kiedykolwiek się znajdzie wśród jego
klienteli zamawiającej wyszukane potrawy w niebotycznych cenach.
Edward najwyraźniej nie przeżywał takich rozterek. Szofer otworzył drzwi i pomógł Belli
przy wysiadaniu. Przez chwilę obserwowała eleganckich gości wchodzących do restauracji.
Nagle poczuła na plecach ciepłą dłoń. Zdobyła się na uśmiech.
- Chyba jestem nieodpowiednio ubrana.
Na tle mężczyzn w garniturach szytych na miarę i kobiet w wieczorowych sukniach czuła się
jak Kopciuszek.
- Skądże! - Minęli portiera. - A poza tym zamówiłem stolik w zacisznym miejscu i nikt nie
będzie się nam przyglądał.
Mówiący z francuskim akcentem kierownik sali, zgięty wpół, przeprowadził ich przez
wypełnioną po brzegi gośćmi główną jadalnię do wydzielonego zakątka, w którym stał tylko
jeden stolik nakryty dla dwóch osób. Mimo początkowych oporów w atmosferze intymnego
kącika Bella poczuła się swobodniej.
Usiadła plecami do ściany ozdobionej rzędem kwiatów doniczkowych i paproci. Wielkie
skórzane okładki menu kryły listę dań, której nie powstydziłby się żaden
festiwal kuchni z czterech stron świata. Gdy Edward zaproponował, że ułoży jadłospis dla
nich obojga, przystała na to z nadzieją, że żadne egzotyczne paskudztwo
nie wyląduje na jej talerzu. Kelner napełnił kieliszki czerwonym winem i zniknął z
zamówieniem.
- Ma pan jeszcze jakieś pytania?
Bella spróbowała szlachetnego trunku.
- Sądzę, że mam pełny obraz pani stanu zdrowia i sytuacji życiowej.
- Wobec tego w jakim celu zaprosił mnie pan na kolację?
Na ustach mężczyzny pojawił się uśmiech. W zamyśleniu przesunął palcem po nóżce
kieliszka z winem.
- Bo chciałem. Czy z tego powodu odczuwa pani dyskomfort?
- Absolutnie - odparła szybko, po części wbrew sobie. Trudno było się cieszyć pobytem w
eleganckim lo kalu, kiedy nieustannie się obawiała, że popełni jakąś gafę. - Nie wiem tylko,
jaki sens ma to zaproszenie, skoro nie zamierza pan kontynuować wywiadu.
- Proszę zapomnieć o formalnościach. Dziś chciałbym, żeby się pani odprężyła.
Porozmawiamy, poznamy się bliżej. Na początek proponuję, żebyśmy mówili
sobie po imieniu. Roześmiała się cichutko i zawstydzona wbiła wzrok w śnieżnobiały obrus.
- Czytał pan... czytałeś raporty wszystkich lekarzy i adwokatów, którzy mnie przepytywali i
badali od stóp do głów. Cóż więcej mogę o sobie powiedzieć?

background image

- Moi ludzie są bardzo skrupulatni - przyznał ze szczyptą goryczy w głosie - ale to nie znaczy,
że dzięki nim dobrze cię poznałem. Znam tylko twoją grupę
krwi, datę urodzenia i oceny szkolne od zerówki włącznie. Dziś natomiast chciałbym się
dowiedzieć kilku rzeczy nieuwzględnionych w kwestionariuszach.
- Mianowicie?
- Twój ulubiony kolor, ulubiony smak lodów, pierwszy zawód miłosny.
- Zgoda. - Nareszcie wiedziała, czego się spodziewać.
- Ale pod warunkiem, że ty też odpowiesz na kilka pytań. Zawahał się, lecz w jego oczach
błysnęło rozbawienie.
- Umowa stoi.
Na stół wjechały przystawki. W przerwach między pałaszowaniem przysmaków Bella
odpowiedziała na pierwsze trzy pytania.
- Mój ulubiony kolor to zielony. We wszystkich odcieniach, od miętowego po khaki.
Uwielbiam lody miętowo-czekoladowe, a na drugim miejscu czekoladowe z posypką
orzechową. Po raz pierwszy złamał mi serce
Aleksander Black, w drugiej klasie, kiedy zaczął spędzać przerwy z Julią Clearwater. -
posłała Cullenowi łobuzerski uśmiech. - Julia lubiła się wspinać na ogrodzenie, gdy miała na
sobie sukienkę.
Aleksander ubezpieczał ją, na wypadek gdyby zaczęła spadać na ziemię. Teraz twoja kolej.
- Mam odpowiedzieć na te same pytania czy na inny zestaw?
- Te same.
- Aha. Ulubiony kolor... chyba czarny. Za lodami nie
przepadam, ale gdybym musiał wybierać to waniliowe.
I nikt nigdy nie złamał mi serca. Zdumiona Bella zastygła z widelcem w powietrzu. Powoli
opuściła rękę.
- Nigdy?
- Nigdy. - Edward nie przerwał jedzenia.
- Jak to? - Zdrowy rozsądek nakazywał przerwać drążenie tematu, ale kobieca ciekawość
okazała się silniejsza. Preferencje kolorystyczne i smakowe rozmówcy nie
zaskoczyły jej. Widziała przecież gabinet, w którym królowała czerń. Do drogich garniturów
nie pasowałyby też lody na patyku. Ale jak zdołał przejść przez życie
bez żadnych urazów uczuciowych? Choćby zawiedzionej sympatii do koleżanki z
piaskownicy, która zabrała mu wiaderko?
Wzruszył ramionami.
- Nie sposób przeżyć zawodu miłosnego, jeśli się nigdy nie było zakochanym. Nie mam czasu
na takie banały. Bella ledwie powstrzymała się od śmiechu. Nie bardzo wierzyła w szczerość
tego wyznania.
- Według ciebie miłość jest czymś banalnym? To siła napędowa losów świata!
- Dolar napędza świat - stwierdził krótko - a miłość jest przereklamowana.
Otworzyła szeroko oczy.
- To dość cyniczny światopogląd. Nie wszystko kupisz za pieniądze.
Wydął ironicznie wargi.
- Owszem, wszystko, jeśli mam ich tyle, ile mam. Po prostu uważam się za realistę.
Właściwie miał rację. Zamierzał użyć części tych pieniędzy, aby kupić matkę dla swojego
dziecka, a skoro było go stać na coś takiego, to na wszystko mógł so bie pozwolić. Swoją
drogą zrobiło jej się go żal. Jakże puste było jego życie, jeśli nawet nie wierzył w miłość,
podczas gdy ona zdążyła poznać potęgę najpiękniejszego z uczuć. Istniało tyle typów miłości:
między kobietą i mężczyzną, między matką i dziećmi, między przyjaciółmi, do Boga, do
ojczyzny... Bella nie miała pojęcia, czy Burkę doświadczył którejś z tych odmian

background image

miłości, lecz była pewna, że jego sceptyczne nastawienie radykalnie zmieni się w chwili, gdy
weźmie na ręce własne dziecko, bez względu na to, kim będzie jego matka. Wtedy Edward
odkryje znaczenie prawdziwej, bezwarunkowej miłości.
- Powinnaś się cieszyć, że przedkładam kwestie finansowe nad sferę tak płynną i nieokreśloną
jak ludzkie uczucia. Dzięki temu staniesz się bardzo bogata. Z trudem przełknęła ślinę. Nagle
straciła apetyt. Odłożyła sztućce.
- Czy to znaczy, że podjąłeś już decyzję? - spytała, nerwowo mnąc rąbek serwetki.
- Podjąłem decyzję, zanim wyszłaś dziś rano z gabinetu. Chciałbym, żebyś to właśnie ty była
matką zastępczą dla mojego dziecka. Gratulacje, mamusiu.

ROZDZIAŁ DRUGI


Minęło kilka tygodni od obwieszczenia przez Edwarda pamiętnej decyzji o wyborze Belli na
matkę zastępczą dla swojego dziecka. W tym czasie widywała go rzadko i na krótko,
aczkolwiek sekretarka dzwoniła wiele razy z zaproszeniem od pracodawcy na kolację.
Isabella, pełna obaw o najbliższą przyszłość, odrzucała jednak wszystkie propozycje Cullena i
z ulgą przyjęła fakt, że nie wywierał na nią nacisków osobiście.
Szczerze mówiąc, chciała z nim spędzać tylko tyle czasu, ile to konieczne. Najlepiej w
towarzystwie osób trzecich. Gra szła o wielką stawkę: zdrowie matki, zapewnienie jej opieki,
pieniądze obiecane za urodzenie dziecka i... może nie jej serce, lecz z pewnością rozsądek i
zdrowe zmysły.
Musiała przyznać, że Edward Cullen był dla niej zbyt przystojny. Raczej nie znajdowała się w
orbicie jego zainteresowań. Na pewno nie.
Ale ich jedyną wspólną kolację Edward zamienił bardziej w randkę niż w spotkanie
biznesowe. Nie dziwiła się, że gazety i kolorowe tygodniki uważały go za jedną z najlepszych
partii w Chicago. Biły od niego czar i charyzma. Gdyby nie zachowała ostrożności, ten czar
mógłby zadziałać i na nią. I wpadłaby w kłopoty. Kontrakt, który podpisała, w jednoznaczny
sposób pozbawiał ją wszelkich praw do dziecka, które miała powić. Rozumiała potrzebę tak
ścisłych obwarowań umowy i w pełni się z nimi zgadzała. Zgłębiła temat
i wiedziała, że zrzeczenie się praw do maleńkiej istotki, która będzie dojrzewać w jej ciele
przez dziewięć miesięcy, będzie jednym z najtrudniejszych problemów w jej życiu.
Podejrzewała wręcz, że rany w jej psychice nigdy się nie zabliźnią. Świadomość, że Edward
będzie dobrym ojcem i że zapewni dziecku wspaniałe warunki rozwoju, pomagała znosić ból.
Gdyby dała się ponieść fascynacji urokiem Edwarda, miałaby większe kłopoty
z przecięciem więzów łączących ją z dzieckiem, Wzdychając, poprawiła -szpitalną" koszulę,
która wciąż zsuwała jej się z ramion. Siedziała na skraju kozetki w gabinecie lekarskim,
czekając, aż specjalista przyniesie probówkę z nasieniem Edwarda i nastąpi próba
zapłodnienia. Lekarze ostrzegali, że pierwsza próba nie zawsze kończy się sukcesem, lecz
Edward się tym nie przejmował. Pieniądze nie stanowiły przeszkody i stać go było na każdą
liczbę prób, aby osiągnąć cel. Bella nigdy nie przepadała za corocznymi wizytami
kontrolnymi u ginekologa, lecz okazały się one bułką z masłem w porównaniu z tym, co
musiała przejść w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Na widok fotela ginekologicznego robiło jej
się niedobrze. I kiedy już rozważała natychmiastową ucieczkę z gabinetu, wkroczył lekarz.
- Dzień dobry, panno Swan. Gotowa na wielką chwilę?
Wzięła głęboki oddech, aby zapanować nad dreszczem, który przeszył ją na myśl o
sztucznym zapłodnieniu i o dziecku, które będzie się w niej rozwijało na
sprzedaż obcemu mężczyźnie.
- Zgłaszam pełną gotowość - stwierdziła z wymuszonym uśmiechem.

background image

Uśmiech zamarł jej na ustach w momencie, gdy ujrzała Edwarda wchodzącego do gabinetu z
pielęgniarką. Miał na sobie ciemnoszary garnitur i krawat
w prążki. Przez ramię przewiesił płaszcz. Odruchowo zacisnęła uda. Czekający ją zabieg nie
należał do najprzyjemniejszych, a cóż dopiero perspektywa obecności przy tym Edwarda!
Zostawił płaszcz na oparciu krzesła i zerknął na nią z zatroskaniem.
- Chyba nie masz nic przeciwko temu, że będę śledził przebieg zabiegu? Mogę zostać?
Jej ciało pokryło się zimnym potem. W innych okolicznościach czar, prezencja i zachowanie
Edwarda zrobiłyby na niej wielkie wrażenie tak jak na każdej kobiecie stanu wolnego w
Chicago i w całym Illinois. Czy uległaby pociągowi do tak atrakcyjnego mężczyzny, to inna
kwestia. Była zapracowaną, znerwicowaną studentką, a Burkę, bogaty, wpływowy
przedsiębiorca, nigdy nawet nie spojrzałby na kogoś takiego jak ona.
Nie ulega jednak wątpliwości, że fascynacja erotyczna człowiekiem, z którym połączył ją
związek biznesowy, znacznie skomplikowałaby sytuację. Mimo wszystko nie znalazła w
sobie siły, by go poprosić o wyjście z gabinetu na czas dokonywania aktu poczęcia jego
dziecka. Położyła się na fotelu ginekologicznym. Lekarz z pielęgniarką przygotowywali
instrumenty. Czuła, że jest czerwona jak burak. Na szczęście podczas zabiegu
Edward stał u wezgłowia fotela. Była mu za to wdzięczna. W pokoju zapadła cisza
przerywana tylko lakonicznymi poleceniami lekarza. Po kilku minutach wyprostował się i
odetchnął głęboko.
- Zrobione. Jeśli szczęście nam dopisze, osiągniemy sukces za pierwszym razem i nie
będziecie musieli tu wracać.
- Dziękuję, doktorze. – Edward zaczekał, aż lekarz zdejmie lateksowe rękawiczki, i uścisnął
mu rękę. Ginekolog wygłosił krótką listę zaleceń. Wniosek był taki, że muszą się uzbroić w
cierpliwość i zdać się na mądrość natury. Za miesiąc Bella powinna się zgłosić na wizytę
kontrolną i ewentualne powtórzenie zabiegu, gdyby pierwsze podejście nie przyniosło
rezultatu. Do tego czasu mogła prowadzić dotychczasowy tryb życia i niczym się nie
przejmować. Z kliniki wyszli razem. Na parkingu czekał samochód Edwarda z szoferem.
- Mam nadzieję, że nie przysporzyłem ci dyskomfortu psychicznego podczas zabiegu.
Podnosząc kołnierz ciepłego płaszcza, wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok.
- Sądzę, że tego typu sytuacja zawsze jest nieprzyjemna, bez względu na to, kto przebywa w
gabinecie. Poza tym przecież chodzi o twoje dziecko. - Mimowolnie położyła dłoń na
brzuchu, choć oboje wiedzieli, że za wcześnie na wyrokowanie, czy zaszła w ciążę. - Za
pewne - dodała z nutą ironii w głosie - miałeś prawo być obecny przy tej procedurze.
- Być może, niemniej jednak bardzo ci dziękuję. Zachowywałaś się z wielką godnością -
ciągnął wątek, nie krępując się obecnością szofera, który stał przy otwartych drzwiach
czarnego sedana w gotowości na sygnał pracodawcy.
Po raz pierwszy odkąd wyszli z gabinetu, ośmieliła się podnieść głowę i spojrzeć w zielone
oczy Bishopa.
I tak jak zawsze, kiedy to robiła, poczuła rozchodzące
się po ciele dziwne ciepło.
- Hojnie mi płacisz za godne zachowanie - stwierdziła cicho.
Niezręcznie było jej mówić o pieniądzach, lecz w ten sposób, pomijając aspekt intymno-
medyczny ich kontaktów, przypomniała im obojgu, a zwłaszcza sobie, że transakcja ma
charakter biznesowy. Wielokrotnie wyobrażała sobie, jak Edward wygląda
nago. Pod koszulą krył się bez wątpienia szeroki, muskularny tors. Kształt ust Edwarda
pozwalał się spodziewać namiętnych pocałunków. Jaki byłby dotyk jego dłoni na jej skórze?
Delikatny czy szorstki jak papier ścierny? Raczej delikatny, chyba że spędzał weekendy
w szkole drwali. Pot zrosił jej czoło. Teraz jednak nie był oznaką zawstydzenia. Odgarnęła z
twarzy potargane wiatrem włosy i zarzuciła torbę na ramię.
- Muszę iść.

background image

- Pozwól, że cię podwiozę do domu.
Jeden gest i szofer otworzył tylne drzwi auta. Zerknęła kątem oka na luksusowe wnętrze.
Wiedziała, że przyjęcie propozycji Edwarda byłoby wielkim
błędem. Sam na sam w zamkniętej przestrzeni przez nieokreślony czas? Nie, nie, nie. Ale jak
wytrwać w tej decyzji?
- Dzięki, ale spieszę się do pracy.
- Podrzucę cię - nalegał.
Pokręciła głową i cofnęła się o krok.
- Do restauracji mam dosłownie parę przecznic. Poradzę sobie.
Nie dając mu szansy, odwróciła się na pięcie i żwawo ruszyła przed siebie.
- Niedługo do ciebie zadzwonię! - zawołał na pożegnanie.
Pomachała mu przez ramię, a w myślach odpowiedziała: Nie wątpię.
Przechadzał się nerwowo wąskim przesmykiem między biurkiem a przeszkloną ścianą z
widokiem na miasto. Co chwila zerkał na zegarek. Od dwudziestu minut czekał na
wiadomość od doktora Newtona. Czyżby Bella nie przyszła na umówioną wizytę o drugiej?
Godzinę później miał być znany wynik testu ciążowego. Pal sześć przewidziane na to
popołudnie spotkania biznesowe, które odwołał, aby czekać pod telefonem.
Niecierpliwił się, ponieważ przywykł, że dostaje to, czego chce i wtedy, kiedy chce. Nie
pofatygował się osobiście do gabinetu ginekologa tylko dlatego, że chciał oszczędzić Belli
dodatkowego stresu. Do takich emocji nie był przyzwyczajony. Przecież chodziło o jego
dziecko, krew z krwi i kość z kości. Jeśli Bella była w ciąży. Właściwie żałował, że nie
towarzyszy jej przy badaniu. Dość tego. Przystanął gwałtownie przy telefonie i za
dzwonił do kliniki.
- Mówi Edward Cullen. Proszę mnie połączyć z Newtonem- zażądał, ignorując grzeczne
powitanie recepcjonistki.
Kobieta nie dyskutowała. Nie zapytała nawet o cel rozmowy. Natychmiast wykonała
polecenie.
- Witaj, Edward - rozległ się przyjazny głos lekarza.
- Do diabła, czemu to tak długo trwa? Mówiłeś, że wyniki będą przed trzecią. Jest czternaście
po trzeciej!
- Uspokój się. Mamy lekkie komplikacje.
- Jakie znowu komplikacje?
- Daj mi możliwość wyjaśnienia.
Mike Newton znał Edwarda od niepamiętnych czasów i wiedział, że pod bezceremonialnym
zachowaniem kryją się prawdziwa troska i niepokój.
- Zgoda - odparł biznesmen zimnym tonem. -Wyjaśnij.
- Panna Swan miała niegroźny wypadek i spóźniła się na wizytę. Stąd to zamieszanie.
Właśnie czeka na przeprowadzenie badania i gdybyś nam nie przeszkodził, pewnie już byłoby
po wszystkim. Nie przyczyniaj się więc do zwiększenia poślizgu czasowego. Zaczekasz
na telefon?
Na wieść o wypadku twarz Edwarda stężała.
- Co się stało?
- Nic poważnego - zapewnił doktor. - Kilka guzów
i siniaków.
- Ale co dokładnie zaszło? - bezzwłocznie zażądał szczegółów.
- Panna Swan nie opowiedziała nam przebiegu zdarzenia. Jak się zorientowałem, potrącił ją
łyżworolkarz.
-Kto?
- Łyżworolkarz. Taki, co jeździ na łyżwach z kółkami po chodnikach, po asfalcie.
- Przecież wiem! - parsknął oburzony.

background image

- Panna Swan była na terenie uniwersytetu. Właśnie wracała do domu po porannych
wykładach, aż tu nagle wpadł na nią chłopak na rolkach.
Edward zamruczał wściekle pod nosem.
- Nic jej się nie stało?
- Jest cała i zdrowa. Troszkę się zdenerwowała, ale to zrozumiałe w tej sytuacji.
- Zdenerwowała się? Ale nie uderzył jej mocno?
Edward był gotów natychmiast kazać sekretarce zawiadomić policję i ścigać pirata
rolkowego.
- Nie zdenerwowała się wypadkiem, tylko spodziewanym wynikiem badań.
Słusznie. Test ciążowy. Troska o zdrowie Belli
przesłoniła główny cel rozmowy z doktorem.
-Na pewno nic jej się nie stało? - Edward chciał się jeszcze raz upewnić.
- Nic poważnego. Czeka na mnie gotowa do badania, więc jeśli zakończyłeś śledztwo w
sprawie przyczyn opóźnienia, chciałbym wrócić do pacjentki.
- Czy ona zaczeka na wyniki?
- Chyba o tym wspomniała, ale nie jestem pewien.
- Powiedz, żeby poczekała na mnie. Już jadę.
- Nie zamierzam brać zakładniczki - w głosie Mika zabrzmiała żartobliwa nuta - ale jeśli się
pospieszysz, pewnie ją jeszcze zastaniesz.
Jazda w korkach do kliniki mogła zabrać dobry kwadrans, toteż Edward rozłączył się bez
słowa i opuścił biuro. Polecił sekretarce wezwać limuzynę, a sam zjechał windą do
podziemnego garażu. Nie mógł się wprost doczekać wiadomości, czy zostanie ojcem.
Bella wyglądała na przygnębioną. Stanowczo zbyt wiele nieprzyjemności ją dziś spotkało:
poranne nudności i zawroty głowy, zderzenie z kolegą szalejącym na łyżworolkach, pobranie
krwi, oddanie moczu do analizy i, na deser, badanie ginekologiczne. Doprawdy, życie
zapewniło jej pełen upokorzeń program dnia. Dzięki wrodzonej autoironii była w stanie
znieść to wszystko, a nawet więcej. Wiedziała bowiem, że to nie koniec ciągu atrakcji.
Lekarz poklepał ją po udzie i pozwolił usiąść.
- Może się pani ubrać. Podam wyniki badań, kiedy
tylko je otrzymam. Tymczasem proszę poczekać w holu recepcyjnym.
Bella doprowadziła się do porządku i wyszła do poczekalni pełnej pacjentek, wśród których
dominowały kobiety w różnych stadiach ciąży.
Znów czuła mdłości, lecz także swoistą ekscytację. Czy jej brzuszek też się zaokrągli? Może
już niedługo? Zastanawiała się, czy nie iść od razu do domu i nie
dowiedzieć się o- rezultat badań telefonicznie, ale ginekolog zapewnił, że to potrwa pięć
minut. Ostatecznie tyle czasu mogła poświęcić, żeby się szybciej dowiedzieć, czy jej życie
zmieni się nieodwracalnie. Wyjęła z torby jeden z podręczników i notatnik, że
by się przygotować do jutrzejszych zajęć. Pogrążona w lekturze, nie od razu zauważyła
dziwne zamieszanie w holu. Nagle umilkły wszelkie rozmowy i nawet szelest przewracanych
kartek kolorowych pism nie mącił ciszy.
Podniosła głowę, szukając powodu tak dziwnej reakcji pacjentek.
I wtedy go spostrzegła. Pochylony przy okienku rozmawiał zniżonym głosem z
recepcjonistką. Bella poznałaby go choćby tylko po długim czarnym płaszczu,
wypolerowanych butach i hebanowych włosach.
W tej sekundzie odwrócił się i spojrzał jej prosto w oczy jak tygrys szykujący się do ataku na
upatrzony cel. Nagle zrozumiała, dlaczego wszyscy obecni zamilkli jak zaklęci. Jej również
odebrało mowę. Nawet gdyby nie był osobą, której twarz praktycznie
nie schodzi z okładek czasopism, robiłby piorunujące wrażenie. Wyglądał imponująco.
Kiedy przemierzał hol w jej kierunku, przełknęła ślinę i mimowolnie wypuściła książkę z rąk.
Chciała się schylić, by ją podnieść, lecz Edward był szybszy.

background image

- Dziękuję. - Bella z wysiłkiem podniosła wzrok.
Edward zdawał się nie przejmować faktem, że wzbudził powszechne zaciekawienie i
komentarze. Przywykł do roli osoby nieustannie obserwowanej.
- Mogę usiąść? - zagadnął, wskazując wolne miejsce
na ławce.
- Proszę.
Nie mogła przecież odmówić. Przestawiła torbę na podłogę.
- Jak się czujesz?
Tym pytaniem zbił ją z tropu. Zastanawiała się, czy doktor Newton wspomniał mu o
porannych zawrotach głowy.
- Dobrze - odparła, czerwieniąc się po uszy.
- Nic sobie nie złamałaś, jak słyszałem.
Zakłopotana zmarszczyła czoło, a jej policzki przybrały buraczkową barwę. Widocznie lekarz
zrelacjonował szczegółowo jej stan zdrowia, włącznie z obrażeniami odniesionymi w wyniku
zderzenia z łyżworolkarzem.
- Żadnych złamań - przyznała, próbując odzyskać panowanie nad sobą. - Tylko posiniaczone
ego. Nie doszłoby do wypadku, gdybym zeszła z chodnika, żeby zwymiotować.
W okamgnieniu palce o wypielęgnowanych paznokciach zacisnęły się na jej ramionach. W
ciemnych oczach pojawiło się zatroskanie.
-Wymiotowałaś?
Aha. Doktor nie powiedział jednak wszystkiego.
- Trochę. Nudności już przeszły i teraz czuję się dobrze.
- Mówiłaś lekarzowi? Co on na to?
To niesłychane, ale denerwowała się obecnością Edwarda jeszcze bardziej niż zwykle. I nie
tylko z powodu jego poważnej, zmartwionej miny czy kłopotliwych pytań burzących barierę
intymności. Nie. Powodem był żar bijący z jego dłoni i przenikający przez żółty sweter, przez
skórę, w głąb jej ciała. Jak to możliwe, że poczuła pożądanie do człowieka,
który wynajął ją na matkę zastępczą dla swojego dziecka? Dlaczego, na litość boską, nie
poznała najatrakcyjniejszego kawalera Chicago w innych okolicznościach?
Mogłaby się przynajmniej poddać własnym reakcjom bez poczucia winy i ryzyka zerwania
zawartej umowy.
Wzięła głęboki oddech i spróbowała przerwać niema i hipnotyzujący krąg, którym otoczył ją
Cullen.
- Doktor wie i nie uważa tych dolegliwości za coś poważnego.
- Nie wolno niczego bagatelizować. Zwłaszcza w obecnej sytuacji - oświadczył surowo, z
cieniem irytacji na twarzy. Westchnąwszy, uwolnił ramiona kobiety i przywarł plecami do
oparcia ławki. - Może wreszcie sama mi opowiesz, co się stało? Od początku.
- Przeżyłam już w życiu trudniejsze chwile - zapewniła.
- Po wykładach, idąc do kliniki, poczułam zawroty głowy
i mdłości. Powinnam była usiąść, opuścić głowę i czekać, aż objawy miną. - Uśmiechnęła się
lekceważąco na myśl o swojej słabości. - Następnym razem tak zrobię.
Brwi Edwarda uniosły się i wygięły w łuk, co wyrażało rozbawienie.
- Chcesz powiedzieć, że po prostu przystanęłaś na chodniku zgięta wpół?
- Właśnie tak.
Podniósł dłoń do ust, hamując śmiech.
Cóż, w zasadzie zdarzenie wyglądało zabawnie. Młodzieniec w jaskrawej kurtce i kasku na
głowie najechał na nią i wyleciał w powietrze, podczas gdy ona runęła
jak długa na chodnik, a grupka przechodzących studentów oklaskami nagrodziła ten iście
cyrkowy numer.
- Nie jesteś ranna? - dopytywał Cullen.

background image

- To zadziwiające, ale wyszłam z tego zderzenia bez najmniejszego skaleczenia. Nie wiem, co
z tym chłopakiem. Mógł doznać urazu psychicznego na resztę życia.
Edward zachichotał. Zaskoczona Bella zerwała się na równe nogi. Nigdy nie słyszała, jak
Edward się śmieje. Nawet uśmiechał się niechętnie. Był zawsze taki sztywny, oficjalny, ale
lubiła te rzadkie chwile, kiedy kąciki jego ust, gdy był rozbawiony, wędrowały do góry. Może
nawet za bardzo lubiła.
Kiedy na progu gabinetu stanęła pielęgniarka i wywołała jej nazwisko, Bella odetchnęła z
ulgą. Nareszcie mogła się oderwać od zdrożnych myśli. Chwyciła torbę i ruszyła do drzwi.
Edward pospieszył za nią, kładąc dłoń na jej karku. Serce zabiło jej żywiej.
Doktor Newton wskazał im dwa fotele, a sam zasiadł za biurkiem. Zapadła pełna napięcia
cisza. Bella natychmiast zapomniała o sygnałach, które wysyłało jej ciało, i zamieniła się w
słuch.
- Są państwo gotowi na poznanie wyniku badań?
Edward zacisnął ręce na poręczach fotela. Spocone palce Belli nerwowo mięły materiał
spódnicy.
- Proszę mówić. Natychmiast.
Chłodny jak stal, kategoryczny ton głosu Edwarda nie pozostawiał wątpliwości, gdzie tkwi
przyczyna jego sukcesów w negocjacjach biznesowych.
Ale doktor nie sprawiał wrażenia przestraszonego. Uśmiechnął się szeroko i otworzył kartę
pacjentki. Przejrzał kilka rubryk. Bella była pewna, że jest to
rodzaj przedstawienia teatralnego.
- Mike! - warknął Edward.
- No dobrze.
Długie palce Cullena objęły jej dłoń. Zadrżała niczym ofiara ukąszona przez węża.
- Bello, Edwardzie. - Lekarz nie zamierzał się spieszyć. - Gratulacje. Jest pani w ciąży.


ROZDZIAŁ TRZECI


Gdyby nie to, że siedziała w fotelu, pewnie osunęłaby się bez sił na podłogę. Na tę
wiadomość czekali niecierpliwie, a jednak z początku nie mogli uwierzyć, że
to prawda. Rosło w niej nowe życie. Dziecko Edwarda Cullena. Podniosła głowę i ujrzała
jego rozpromienioną twarz. Pokazał białe zęby w uśmiechu od ucha do ucha, a z jego oczu
tryskał zachwyt.
- To wyjaśnia przyczynę zawrotów głowy i nudności - odezwała się cicho.
- Owszem - potwierdził doktor. - Nie wszystkie
kobiety tak samo odczuwają te dolegliwości. Niektóre pacjentki wymiotują właściwie od dnia
poczęcia do porodu, a inne niemal w ogóle nie znają tych sensacji. Kiedy pani opisała
objawy, spodziewałem się pozytywnego wyniku badań, ale chciałem się upewnić. - Usta
ginekologa wykrzywił grymas ironii. - Znam Edwarda
od ćwierćwiecza i doskonale wiem, że dla niego wszystko musi być udokumentowane czarno
na białym. Sło wem, nie ulega wątpliwości, że jest pani w ciąży. Ma pani szczęście, bo
zapłodnienie nasieniem dawcy nie zawsze się udaje przy pierwszej próbie. Ale pani jest
młoda, zdrowa jak rydz i zapewne stworzona do rodzenia dzieci.
- Wiedziałem, że wybieram odpowiednią kandydatkę. - Edward złożył szarmancki pocałunek
na dłoni Belli. - I co teraz, doktorze?
- Teraz pani Swan wróci do domu. Do następnej wizyty, za trzy tygodnie, ma pani czas
wolny. Proszę prowadzić dotychczasowy tryb życia, a gdyby się pani poczuła słabo lub
wystąpiły nudności, proszę się położyć. To są typowe objawy pierwszego trymestru ciąży.

background image

Na poranne mdłości zalecam sucharki i kawę. Oczywiście bezkofeinową. Będzie też pani
częściej odczuwać zmęczenie, więc proszę nie walczyć z potrzebami organizmu i wcześniej
kłaść się spać, ą w ciągu dnia uciąć sobie czasem drzemkę. Zrozumiano?
Skinęła głową. Jeszcze nie doszła do siebie po radosnej nowinie. Najgorsze, że nie mogła się
zdecydować, czy większe wrażenie zrobił na niej wynik badań, czy też dotyk ust Edwarda na
skórze dłoni.
- Przepiszę pani specjalny zestaw witamin, ale to nie zwalnia z konieczności prawidłowego
odżywiania się. Dużo owoców, warzyw i produktów mlecznych. - Mike uśmiechnął się. -
Przypuszczam, że ma pani sporo ruchu, chociażby z racji chodzenia na wykłady, ale oprócz
tego pielęgniarka da pani spis ćwiczeń do wykonywania w domu. Jakieś pytania?
Mózg odmówił Belli współpracy, a w żołądku coś bulgotało - tym razem bardziej z nerwów
niż z powodu ciąży.
- Trudno mi zebrać myśli - wyznała, kręcąc głową.
Zawczasu wypożyczyła z biblioteki kilka poradników dla kobiet w ciąży, mogła też w razie
problemów zadzwonić do Newtona.
- A ty, Edwardzie? Masz pytania?
W przeciwieństwie do Belli, jego mózg funkcjonował prawidłowo. Zareagował
błyskawicznie, jakby trzymał to pytanie w zanadrzu.
- Kiedy dziecko przyjdzie na świat?
Ginekolog odpowiedział uśmiechem.
- Piętnastego czerwca. To oczywiście termin orientacyjny. Zawsze może być parę dni
wcześniej lub później. Ponieważ jednak znamy dokładną datę poczęcia, może
my określić termin porodu w miarę dokładnie.
- Piętnastego czerwca - powtórzył jak echo przejęty Edward. - Mój prywatny dzień ojca.
Wkroczył do mieszkania, śmiejąc się do siebie.
Idąc do salonu, cisnął płaszcz i marynarkę na oparcie sofy. Bella jest w ciąży! Nosi jego
dziecko. Od chwili kiedy lekarz obwieścił radosną nowinę, uśmiech nie chodził mu. z twarzy.
Nie zgasł, nawet gdy Bellanie skorzystała z propozycji odwiezienia do domu ani
gdy powitał całusem portiera, który popatrzył na niego jak na uciekiniera z domu wariatów.
Nic nie było w stanie popsuć mu dziś nastroju. Miał zostać ojcem. Tatusiem! Wprost nie mógł
się już doczekać. Osiem najbliższych miesięcy wydawało się wiecznością. Ale przecież nie
spędzi ich sam. Jest Bella, „współautorka" dziecka, które poczęli razem za pomocą
nowoczesnej medycyny. Gwiżdżąc melodię jedynej kołysanki, jaką znał,
wszedł do kuchni i otworzył lodówkę, szukając pomysłu na szybki i łatwy do przyrządzenia
posiłek. Zazwyczaj jadał kolację poza domem lub prosił sekretarkę, żeby zamówiła coś na
wynos. Ale Margaret dawno skończyła pracę, a on nie miał ochoty natknąć się na
znajomych w którymś ze swoich ulubionych klubów. Jedyną osobą, którą naprawdę chciał
zobaczyć, była Bella.
Niestety dała mu bardzo jasno do zrozumienia, że nie jest zainteresowana żadnymi
kontaktami poza obowiązkami wynikającymi z podpisanej umowy.
Proponował podwiezienie w dowolne miejsce - od mawiała. Zapraszał na kolację -
odmawiała, wykręcając się pracą w restauracji lub przygotowywaniem do zajęć. Edward wnet
się zorientował, że unika wszelkich spotkań poza gabinetem Newtona.
A czegóż się spodziewał? Ich związek opierał się na kontrakcie prawnym, niczym więcej.
Zgodziła się urodzić mu dziecko, lecz do jej obowiązków nie należało
towarzyszenie pracodawcy podczas kolacji. A jednak bardzo mu zależało, żeby przyjęła
chociaż jedno z zaproszeń. Żeby spędzili trochę czasu razem
nieformalnie. Szczerze mówiąc, nie miał nikogo, z kim mógłby się
podzielić radością, poza Bellą, doktoremi Margaret.

background image

Mina nieco mu zrzedła, kiedy położył na blacie paczkę odtłuszczonej mielonki, chleb, główkę
sałaty i majonez. Nieoceniona Margaret! Nie tylko kierowała sprawną pracą biura, lecz raz na
tydzień wpadała do mieszkania szefa, aby zapełnić lodówkę. W przeciwnym razie nie miałby
na podorędziu sałaty, a przynajmniej - świeżej sałaty.
Nie pierwszy raz boleśnie sobie uświadomił, że nie ma nikogo bliskiego: ani rodziny, ani
przyjaciół. Rodzice strawili wiele lat w nieszczęśliwym, pełnym kłótni związku.
Edward był ich jedynym dzieckiem, na które nie zwracali zbytnio uwagi i traktowali jako
nieplanowany, niemi ły dodatek do bezsensownego małżeństwa. Oboje już nie żyli. Ojciec
zginął w wypadku samochodowym przed piętnastu laty, a matka po sześciu tygodniach
żałoby znalazła sobie drugiego męża do prawienia mu kazań. Zmarła na marskość wątroby,
która była skutkiem zbyt częstego topienia smutków w tanim winie.
Poza paroma kolegami ze studiów nie miał też przyjaciół. Czasem ktoś ze znajomych wpadał
do biura lub dzwonił, żeby pożyczyć pieniądze, ale przecież to nie było oznaką przyjaźni.
Podnosząc do ust kanapkę z szynką stwierdził w duchu, że wszyscy czegoś od niego chcą.
Nawet Bella. Ale ona przynajmniej miała też dać mu coś, czego zawsze pragnął: dziecko.
Mały chłopiec lub dziewczynka stworzą Edwardowi okazję pokazania światu, że będzie
lepszym rodzicem niż jego ojciec i matka. Zyska szansę kochania i bycia kochanym.
Powetuje sobie nieudane dzieciństwo i zostawi po sobie ślad na ziemi.
Ostatniego dnia października Bella siedziała w tym samym gabinecie i na tym samym krześle
co podczas pierwszej wizyty u doktora. I tak jak wtedy obok siedział Edward. Tym razem nie
zgodziła się, żeby jej towarzyszył podczas krępującego badania. Trochę czuła się z tego
powodu winna. Chodziło o jego dziecko, a ona była tylko matką zastępczą, ale od chwili, gdy
dowiedziała się o ciąży, coraz bardziej krępowała ją jego obecność.
Właściwie nie zaczęło się to wraz z informacją o dziecku, lecz kiedy się zorientowała, że
ojciec dziecka pociąga ją seksualnie. Sytuacja stała się trudna, a oliwy do ognia dolewał fakt,
że miała trwać jeszcze kilka miesięcy.
Dokuczliwe objawy pierwszego trymestru ciąży nasiliły się. W drodze do kliniki Bella
pochłonęła torbę kukurydzianych chrupek. Oprócz porannych nudności męczyły ją napady
wilczego głodu.. Bóle i zawroty głowy, zmęczenie, nadwrażliwość piersi -na to była
przygotowana. Ale nie na ciągłe podjadanie!
Nawet w tym momencie jej myśli krążyły wokół wielkiej pizzy z pepperoni, kiełbasą,
oliwkami, anchois, cebulką, serem... Bezgłośnie wetchnęła, wiedząc, że nie zacznie
wieczornej nauki, póki nie zapełni żołądka pysznym plackiem.
Do gabinetu wkroczył lekarz, robiąc ostatnie notatki w karcie pacjentki.
- Wszystko wygląda dobrze - oświadczył, siadając za
biurkiem. - Dopóki czuje się pani dobrze, proszę prowadzić dotychczasowy tryb życia.
Kiwnęła głową, widząc w wyobraźni smakowitą pizzę.
- Czy utrzymują się bóle głowy i uczucie zmęczenia?
Kątem oka spostrzegła, że Edward zmarszczył brwi.
- Owszem, ale ucinam sobie drzemki i jakoś daje się wytrzymać.
- W razie konieczności proszę zażyć ibuprofen, jedną lub dwie tabletki.
Pokręciła głową.
- Wolałabym nie. Nie lubię przyjmować lekarstw, jeśli nie muszę.
Mina ginekologa wyrażała aprobatę. Wyznaczył następną wizytę za miesiąc. Tak jak ostatnio
Edward wyszedł z budynku razem z Bellą. Wspaniale wyglądał w ciemnym garniturze i
długim brązowym płaszczu z wielbłądziej wełny. Od chwili gdy się spotkali w poczekalni,
zamienili zaledwie kilka słów. Bella czuła się onieśmielona jego wykształceniem, pozycją i
obyciem. Na tle mężczyzny jak z okładki żurnala była szarą, zabieganą myszką, ubraną w
burą workowatą spódnicę i rozciągnięty sweter.
- Odwiozę cię do domu - zaproponował, przerywając milczenie.

background image

- Nie trzeba. Mam wygodny dojazd metrem.
Poprzednio udało jej się go przekonać, lecz teraz Edward nie przyjął odmowy. Energicznie
wziął ją pod ramię.
- Nalegam.
Zanim zdążyła zaprotestować, poprowadził ją do otwartych drzwi limuzyny i zaczekał, aż
wsiądzie, a potem zajął miejsce obok.
- Nie przejmuj się mną. Lubię chodzić. Zresztą po drodze zamierzałam wstąpić do pizzerii.
- W Chicago bywa niebezpiecznie, zwłaszcza wieczorem - odparł, ignorując temat jedzenia.
- Jeszcze nie ma piątej! Poza tym nie planuję spaceru po podejrzanej okolicy.
Zmrużył oczy, puszczając mimo uszu jej argumenty.
- Nie powinnaś się szwendać samotnie po mieście.
Od tej chwili dostaniesz samochód do dyspozycji.
- Kupisz mi samochód? - jęknęła z wrażenia.
- Oczywiście, że nie. Dam ci samochód z kierowcą.
Omal nie wybuchnęła śmiechem.
- Naprawdę nie musisz!
- Wiem, że nie muszę, ale chcę. Samochód będzie
czekał pod twoim domem codziennie rano. Powiedz tylko, o której.
Byłaby jedyną studentką przywożoną na uczelnię przez szofera!
- Wolę się poruszać pieszo.
Edward zamknął oczy i ciężko westchnął.
- Samochód będzie czekał codziennie od ósmej. Jeśli zechcesz się przejść, kierowca będzie
jechał za tobą, tak żebyś w każdej chwili mogła skorzystać z mojej
uprzejmości. W szarych oczach biznesmena pojawiła się nieustępliwość.
- Zawsze musisz postawić na swoim? - spytała, bez
nadziei na odpowiedź. - Słyszałeś, co mówił lekarz? Polecał spacery.
- Kupię ci bieżnię treningową.
Cóż, dyskusja z Edwardem przypominała jazdę rowerem na Mount Everest.
- Świetnie. Samochód z kierowcą. Dziękuję.
Wybuchnął zaraźliwym śmiechem.
- Do usług, madame.
- Czy twój kierowca wie, dokąd jechać?
- Oczywiście.
Bella była głodna, ale znużenie okazało się silniejsze.
- Zdrzemnę się przez chwilkę - mruknęła, opierając
kark na wygodnym skórzanym podgłówku. - Uczyłam
się do późnej nocy.
- Rozluźnij się - szepnął, otaczając ją opiekuńczym
ramieniem.
Wewnętrzny głos przestrzegał ją przed dotykiem Edwarda, przed przytulaniem policzka do
jego miękkiego płaszcza, jednak nie potrafiła walczyć z potrzebami organizmu. Wdychając
zapach eleganckiej męskiej wody kolońskiej, zapadła w sen najgłębszy od wielu tygodni.
Obudziło ją lekkie szarpnięcie limuzyny i powiew chłodnego powietrza zza otwartych drzwi.
Nie wiedziała, ile trwała drzemka, ale raczej długo, skoro nie poznała okolicy, w której się
znalazła. Edwarda nie było w samochodzie. Chciała wysiąść i go poszukać, ale do auta zajrzał
właśnie jakiś młody człowiek w białym uniformie i czerwonej czapce. Położył na siedzeniu
kilka płaskich kartonowych pudełek i zniknął, ale za to pojawił się Edward.
- Czy to jest to, o czym myślę? - zagadnęła, czując zapach unoszący się z kartonów.
- Powiedziałaś, że masz ochotę na pizzę - odrzekł, kładąc jej na kolanach jedno z pudełek. -
Nie wiem, jakie dodatki do pizzy lubisz najbardziej, więc zamówiłem po trochu wszystkiego.

background image

- Poważnie? - Uniosła pokrywkę i wciągnęła w nozdrza smakowity zapach.
Zachwycony żołądek odegrał triumfalnego marsza na cześć hojności ofiarodawcy
przysmaków.
- Śmiało, spróbuj! - zachęcił rozbawiony Edward.
Dopiero po trzecim kawałku pizzy przerwała ucztę i poklepała się po brzuchu.
- Bardzo dziękuję za troskę, jaką mnie otaczasz.
Położyła dłoń na kolanie Edwarda, odruchowo, bez żadnych intencji i bez zastanowienia, jak
to może zostać odczytane. I nie cofnęła jej, kiedy Burkę położył na niej swoją rękę.
- Sprawia mi to przyjemność. Na pewno nie zjesz więcej?
- Nie! - jęknęła. - Było pyszne.
Nareszcie wysunęła palce spod jego ręki.
-Często miewasz takie napady apetytu? - spytał, przestawiając pudełka na inne siedzenie.
Bella przełknęła ślinę i wstrzymała oddech. Obawiała się, że następnym krokiem Edwarda
będzie przysunięcie się do niej, ale gdy to nie nastąpiło, uspokoiła się. Nie chciała wyjść w
jego oczach na obżartucha, ale nie mogła też zatajać prawdy przed ojcem dziecka i swoim
pracodawcą.
-Sporadycznie - stwierdziła, sącząc wodę mineralną z butelki.
- Mianowicie?
Opowieść o pochłanianiu chipsów bardzo go rozśmieszyła.
- Trzymam też w lodówce sześć smaków lodów.
A w torbie noszę to. - Pokazała paczuszkę różnobarwnych żelków. - Znasz kogoś powyżej
szóstego roku życia, kto ma takie upodobania kulinarne?
- To normalne dla kobiet w ciąży. - Poczęstował się Zelkiem. - I dla przyszłych ojców!
Ciekawe, ile zapłaciłby każdy kolorowy tygodnik za zdjęcie najbogatszego kawalera w
Chicago żującego „miśka" w towarzystwie matki zastępczej swego dziecka...
- Niezłe - ocenił. - Może nie tak dobre jak żelki, które pamiętam z dzieciństwa, ale rozumiem,
dlaczego za nimi przepadasz. Nie krępuj się i zawsze daj znać, jeśli na przykład o trzeciej
rano zatęsknisz za lodami.
Wzruszające było zaangażowanie, z jakim wcielał się w rolę przyszłego ojca.
- Dzięki, ale mam nadzieję, że do tego nie dojdzie ani teraz, ani w ciągu najbliższych siedmiu
miesięcy - stwierdziła, gdy limuzyna zatrzymała się przed jej domem.
Nie do wiary, była w ciąży! Od dwóch miesięcy nosiła pod sercem dziecko człowieka,
którego prawie nie znała. Gdyby matka dowiedziała się o powodach tej decyzji...
Postanowiła, że w czasie ciąży nie będzie odwiedzać matki, nie wspomni jej również o swoim
stanie, chyba że będzie musiała. Matka nie zrozumiałaby jej motywów. Mogłaby też zażądać
kontaktów z wnukiem. Umowa to umowa. Bella od początku zdawała sobie sprawę, że
oddanie dziecka, które w niej rosło, będzie ciężkim przeżyciem, wiedziała jednak, że odda
je pod opiekę dobrego ojca, podczas gdy jej, bez względu na uczucia macierzyńskie nie
byłoby stać na utrzymanie dziecka.
Szofer pomógł jej wysiąść z samochodu, a Edward zajął się wyjmowaniem kartonowych
pudeł.
- Zaniosę ci to do mieszkania.
- Przecież nie zjem tyle! - Wzrok Belli padł na
kierowcę. - Weźmie pan trochę, dobrze?
Szofer zerknął na Edwarda, a kiedy ten wyraził milczące przyzwolenie, zareagował
entuzjazmem. Edward, z uśmiechem błąkającym się na ustach, wybrał jedno z pudełek.
- Resztę pizzy włóż z powrotem do samochodu, Jacob - polecił - a wieczorem nie zapomnij
zabrać do domu. Odprowadzę pannę Swan.
Wyraz twarzy biznesmena nie dopuszczał dyskusji. Bella poddała się bez walki. Była wciąż
pod wrażeniem jego opiekuńczości. Przez całe życie musiała się sama o siebie troszczyć.

background image

Ojciec odszedł, kiedy była malutka. Matka harowała na dwóch etatach, a kiedy zachorowała,
Bella bez namysłu przejęła wszystkie domowe obowiązki. Z determinacji, a także, nie
ukrywała, z desperacji, została matką zastępczą. Otworzyła drzwi ciasnego mieszkania na
drugim piętrze. Burkę postawił karton z pizzą na blacie oddzielającym kącik kuchenny od
salonu-sypialni z rozkładaną sofą, biurkiem, starym telewizorem i najtańszymi półkami na
książki. Wstrzymała oddech, czekając na komentarz na temat jej warunków bytowych, ale
albo Edward był zbyt grzeczny na krytykę, albo w ogóle nie zainteresowany oglądaniem
skromnego wnętrza.
- Dziękuję raz jeszcze za kolację. Pizza to był strzał w dziesiątkę.
- Cieszę się. - Pochylił się nad blatem, żeby coś za
pisać na wizytówce. - Jeśli będziesz czegoś potrzebowała, zadzwoń o dowolnej porze. Nie
krępuj się. Tu są wszystkie telefony, pod którymi można mnie zastać.
Wzięła wizytówkę. Nie zamierzała oczywiście żądać dostarczenia o świcie ogórków
kiszonych i spaghetti, ale kontakt był potrzebny na wszelki wypadek.
Nagle Edward delikatnie dotknął dłonią jej policzka. Fala gorąca rozeszła się po jej ciele.
Czuła, że nie wytrzyma następnych siedmiu miesięcy, jeśli jej pracodawca będzie sobie
pozwalał na takie gesty.
- Wspaniale, że sprawy układają się pomyślnie. Nie oczekiwałem, że zajdziesz w ciążę przy
pierwszej próbie.
- Ja też się cieszę. - Zdobyła się na cień uśmiechu.
- Obiecujesz zadzwonić w razie potrzeby?
Skinęła głową, zaciskając mimowolnie palce na wizytówce. Pocałował ją lekko w policzek i
wyszedł bez słowa. Zamknęła zasuwę i oparła czoło o chłodną futrynę. Nigdy nie spotkała
równie czarującego mężczyzny. Na obecność żadnego nie reagowała tak gwałtownie. Nosiła
pod sercem jego dziecko. Wiązały ją warunki kontraktu. Jeszcze siedem miesięcy spotkań,
rozmów, ryzyka dotyku. W sumie całkiem miła perspektywa, gdyby nie fakt, że zanim się
rozejdą ich drogi, będzie miała złamane serce. Przez Edwarda.

ROZDZIAŁ CZWARTY


Przeklinając pod nosem, Edward z trzaskiem odłożył słuchawkę. Wciąż tylko sygnał. Od
tygodnia usiłował się skontaktować z Bellą, ale nawet szofer, którego wysłał do jej
dyspozycji, nie widział jej od zeszłego piątku, czyli od dnia, w którym przywiózł ją z wizyty
u matki. Weszła do mieszkania i zniknęła. Trzeci miesiąc ciąży dobiegał końca i chociaż zda
niem lekarza stan zdrowia pacjentki nie stwarzał najmniejszych powodów do obaw, Edward
wolałby nie tracić kontaktu z Bellą na tak długo. Nie podobało mu się to i już!
Obdzwonił wszystkich, od doktora Newtona po dziekana jej wydziału. Nikt od tygodnia jej
nie widział. Zaniepokojony i wściekły Edward chwycił płaszcz i wybiegł z gabinetu. Rzucił
przez ramię sekretarce, żeby wezwała limuzynę i odwołała spotkania zaplanowane na
popołudnie. Postanowił osobiście sprawdzić, co się dzieje.
Samochód przysłany do stałej dyspozycji Belli czekał pod domem. Kierowca rozwiązywał
krzyżówkę.
Edward ruszył do budynku i wbiegł po schodach, pokonując po dwa stopnie. Zastukał. Nic.
Zastukał ponownie. Bez rezultatu. Zaczął walić w drzwi pięściami i wołać jej imię. Wreszcie
zdecydował się na ostateczność - wyważył barkiem drzwi.
- Bella! - krzyknął zrozpaczony.
W mieszkaniu panował chłód. Czyżby oszczędzała na ogrzewaniu? Leżała na rozłożonej sofie
zwinięta w kłębek pod kilkoma kocami. Widać było tylko czubek głowy

background image

we włóczkowym kapeluszu i nausznikach, spod których wystawały kosmyki włosów i
niepokojąco czerwone uszy.
Podłogę wokoło zaścielały chusteczki, leżały też pastylki na kaszel, tubka maści
rozgrzewającej i stała szklanka z niedopitym sokiem...
Przerażony padł na kolana przy posłaniu, ściągnął rękawiczkę i dotknął dłonią zaróżowionych
policzków dziewczyny. Z pewnością miała podwyższoną temperaturę.
- Bello, słyszysz mnie?
Jęknęła, poruszyła głową na poduszce i uchyliła powieki. Kiedy otworzyła usta, wydobył się
z nich tylko suchy kaszel. Nie tracąc czasu, Edward wziął ją razem z kokonem pledów na ręce
i, znów nie zaczekawszy na windę, zaniósł prosto do limuzyny.
- Jedź do najbliższego szpitala. Natychmiast!
- Nie jestem aż tak chora - zaprotestowała chrapliwym szeptem.
Edward wyjął telefon komórkowy i zadzwonił do szofera samochodu, który został pod
domem Belli.
- Mówi Cullen. Idź na drugie piętro do mieszkania numer 2G i spakuj rzeczy osobiste panny
Swan. Weź tyle, ile zdołasz unieść. Potem zawieź je do mnie i załatw fachowców do naprawy
drzwi i zamka. Następnie połączył się z doktorem Newtonem.
- Bella jest chora. Ma gorączkę i stale kaszle. Jedziemy na izbę przyjęć.
- Zaraz tam będę - zapewnił ginekolog.
Burkę schował komórkę do kieszeni i odgarnął zmierzwione włosy z czoła chorej.
- Wytrzymaj, kochanie. Zobaczysz, szybko wyzdrowiejesz.
Czyż nie powinien przede wszystkim martwić się o dziecko? Płacił Belli, żeby dała mu to,
czego pragnął najbardziej na świecie. Teraz jednak, w sytuacji podbramkowej, mógł myśleć
tylko o jej zdrowiu. W recepcji szpitala na hasło „Cullen" zostali nie
zwłocznie skierowani do prywatnego pokoju badań. Edward położył chorą na kozetce, a
pielęgniarka wsunęła jej na rękę identyfikator.
-Muszę podłączyć kroplówkę. Czy można rozciąć ubranie?
Bella miała na sobie spraną różową flanelową piżamę z nadrukiem w bawiące się kotki.
- Ona darzy tę piżamę wielkim sentymentem - wyraził głośno swój domysł. - Lepiej
spróbujmy ją zdjąć bez rozcinania.
Bella została przebrana w szpitalną kwiecistą koszulę nocną. Edward z trudem odwrócił
wzrok od jej jędrnych piersi. Na szczęście obnażeniem dolnej
połowy zgrabnego ciała pacjentki zajęła się pielęgniarka.
W chwili zakładania kroplówki pojawił się doktor Newton. Poprosił o pobranie krwi i
zmierzenie temperatury, a sam zbadał puls chorej, osłuchał płuca i serce.
- Rozsądnie zrobiłeś, przywożąc ją tutaj, ale nie ma powodu do niepokoju. Najwyraźniej to
tylko przeziębienie.
Edward odetchnął z ulgą. Nigdy nie przeżył takich chwil grozy.
- A co z dzieckiem? Nagle spostrzegł, że przez cały czas badania trzymał
Bellę za rękę. I nawet go nie obchodziło, czy ktoś to widzi. Najważniejsze, żeby wyzdrowiała.
- Wszystko w porządku - zapewnił doktor, wypełniając kartę pacjentki. - Żaden z
podawanych leków nie zaszkodzi dziecku. Zatrzymamy ją tutaj kilka godzin na obserwacji,
nawodnimy, a potem odwieziesz ją do jej mieszkania lub...
-Zawiozę ją do siebie.
Stanowczy ton kolegi zdziwił ginekologa, lecz był na tyle inteligentny, by niczego nie
komentować. Edward wytrwale czuwał na niewygodnym krześle przy szpitalnym łóżku.
Nagle Bella zatrzepotała powiekami i oblizała spieczone wargi,
- Kochanie, obudziłaś się! - Nalał wody do szklanki i podał jej, troskliwie podtrzymując kark.
- Lepiej?
Kiwnęła lekko głową.

background image

- Gdzie ja jestem?
- W szpitalu.
Zdumiona uniosła brwi. Uprzedził jej dalsze pytania.
- Kiedy przez tydzień się nie odzywałaś, pojechałem do twojego mieszkania i zastałem cię
zwiniętą w kłębek pod kocami i nieprzytomną. Wciąż kaszlałaś, więc zadzwoniłem do
doktora Newtona. - Pogłaskał ją po włosach i po policzku.
- Sądziłam, że to zwykłe przeziębienie. Ogrzewanie nie działało. Nagle dostałam dreszczy i
nie miałam nawet siły odebrać telefonu ani otworzyć drzwi.
- Przyszedłem zatem w samą porę. A co się nadenerwowałem... Cóż, zabrałaś mi dziesięć lat
życia.
- Przepraszam.
Przez twarz Belli przemknął cień uśmiechu.
- Najlepsze przeprosiny to twój powrót do zdrowia. Jak najszybszy. - Odwzajemnił uśmiech.
Po paru godzinach odłączono kroplówkę. Doktor Newton udzielił pacjentce ostatnich
wskazówek i choć protestowała, została odwieziona na parking na wózku inwalidzkim,
który Edward sam prowadził. Była znów ubrana w piżamę w kotki i okutana w pledy.Edward
z uznaniem przyjął fakt, że Bella, w przeciwieństwie do kobiet z jego środowiska, nic sobie
nie robiła ze swojego wyglądu i nie rzuciła się do robienia makijażu natychmiast po wstaniu z
łóżka.
- Niedługo będziemy w domu. Położysz się i zaśniesz, choćby i na tydzień - oznajmił,
sadzając ją w limuzynie.
- Kusząca perspektywa - rozmarzyła się i zmieniła temat. - Czy wszędzie wozi cię szofer?
Nigdy nie siadasz osobiście za kierownicą?
- Owszem. Jeżdżę mercedesem i jaguarem kabrioletem, ale najczęściej podróżuję limuzyną,
bo to wygodne. Zapewnia mi komfort prywatności i warunki do pracy.
- Nigdy nie widziałam cię pracującego - stwierdziła niewinnym tonem, w którym wyczuł
jednak żartobliwą nutkę.
- Ty jesteś moją jedyną pracą.
Wybuch śmiechu zamienił się w napad kaszlu. Burkę podał dziewczynie chusteczki, objął ją i
przytulił.
- W takim razie - ciągnęła po chwili, kiedy przestała się krztusić - zasługujesz na podwyżkę.
Przecież miałam uczynić twoje życie przyjemniejszym i łatwiejszym,
a przysparzam ci kłopotów.
- Masz właśnie okazję się poprawić.
Limuzyna wjechała do podziemnego garażu biurowca Edwarda, który w tym samym budynku
zajmował elegancki apartament na ostatnim piętrze.
- Gdzie jesteśmy? - spytała podejrzliwie.
- U mnie.
- Co takiego? - Głos jej się załamał. - Po co mnie przywiozłeś do swojego mieszkania?
- Bo twoje się nie nadaje do mieszkania. Z braku ogrzewania zachorowałaś. Nie masz tam
nikogo, kto by się tobą zaopiekował. No i jeszcze trzeba naprawić drzwi.
- A co się z nimi stało?
- Nie otwierałaś, więc je wyważyłem.
Przyjrzała mu się uważnie. Niespokojne godziny czuwania przy jej łóżku pozostawiły mu
cienie pod oczami. W jego ramionach czuła się wygodnie i bezpiecznie. Jak mogłaby mu się
odwdzięczyć za troskę? Podsunął jej pewien pomysł: mogłaby nie protestować przeciwko je
go propozycji. I tak powinna zrobić.
-Edward...
- Pewnie nie chcesz skorzystać z gościny u mnie, ale nie chciałabyś odmawiać, zgadza się?
- Mam to wypisane na twarzy?

background image

- O, tak. — Roześmiał się. - Już trochę cię rozgryzłem. Upór i niezależność to twoje główne
cechy.
Wzruszyła ramionami.
- To raczej nie są wady - mruknęła.
- Oczywiście. Nie zaszkodzi jednak czasem pozwolić innym, żeby w czymś pomogli.
Wziął ją na ręce i zaniósł do windy, którą wjechali do apartamentu. Prosty wystrój, dużo
chromu i czerni, brak akcentów osobistych - wszystko to nasuwało skojarzenia z wnętrzem
biura lub pokoju hotelowego. Zatęskniła do swojego skromnego gniazdka, gdzie każdy
przedmiot miał ciekawą historię i był bliski jej sercu. Z zajmujących całą ścianę okien salonu
penthouseu roztaczał się wspaniały widok na jezioro Michigan.
W tafli wody odbijały się migotliwe światła Chicago. - Wiesz, sam jestem człowiekiem
niezależnym -kontynuował, otwierając drzwi sypialni. - I odpowiedzialnym. Dlatego przez
najbliższe siedem miesięcy będziesz dla mnie obowiązkiem numer jeden.
Ostrożnie ułożył chorą na rozłożystym, wygodnym łóżku i poprawił poduszki, a potem cofnął
się o krok, oparł dłonie na biodrach i podziwiał swoje „dzieło".
- Czym mogę służyć?
- Niczego mi nie trzeba. - Potrząsnęła głową. - Przecież jesteś w obcym mieszkaniu,
pozbawiona na razie swoich rzeczy. Chciałbym sprawić, aby pierwsze godziny tutaj nie były
dla ciebie udręką.
Bella nerwowo przełknęła ślinę. Nie wiedziała, czy spędzi tu kilka dni rekonwalescencji, czy
też Edward planuje ją przeprowadzić na siedem miesięcy.
- Naprawdę niczego nie potrzebuję - powtórzyła niepewnym tonem.
- Chciałbym, żebyś się u mnie czuła jak w domu. Ogarnął ją strach. Co prawda ufała w dobre
intencje Edwarda i czuła się wobec niego zobowiązana, lecz przecież miała własne lokum!
Miała pracę, studia i zamierzała wrócić do codziennych zajęć, kiedy tylko wyleczy
się z przeziębienia. Nie mogłaby mieszkać pod jednym dachem z mężczyzną, który jej się
podobał, który ją wręcz fascynował. Nie zmrużyłaby oka, wiedząc, że on śpi za ścianą.
Wyobrażałaby sobie muskularne ciało, szeroki tors, płaski brzuch. Na samą myśl o tym pod
skoczyła jej temperatura.
- Nie zabawię tu długo - wydusiła z siebie protest. -Lekarz mówił, że za parę dni
wyzdrowieję. Nie ma sensu przenosić moich rzeczy na tak krótki czas.
- Nie musisz się o to martwić - zapewnił, zdejmując
krawat i rozpinając górę koszuli. - Mam nadzieję, że zostaniesz tu do końca ciąży.

ROZDZIAŁ PIĄTY



W szeroko otwartych zielonych oczach Belli pojawiły się przerażenie i zdumienie. Edward
doszedł do wniosku, że nie powinien być tak kategoryczny. Nie chciał jej przypierać do muru
ani urazić godności.
- Nie rozmawiajmy teraz o tym - zaproponował. -Zrobię ci grzankę i herbatę, a potem
odpoczniesz. Liczył na to, że kiedy Bella oswoi się z sytuacją,
łatwiej mu będzie ją przekonać do swoich racji. Nie
czekając na odpowiedź, zamknął drzwi sypialni i ruszył do nowocześnie wyposażonej kuchni,
w której, szczerze mówiąc, rzadko przyrządzał coś bardziej skomplikowanego niż jajecznica.
Włączył czajnik i toster i poszedł do swojej sypialni, która była tuż obok pokoju oddanego do
dyspozycji Belli. Przebrał się w znoszone dżinsy i batystową koszulę. Podwinął rękawy i, nie
troszcząc się o kapcie czy skarpetki, na bosaka wrócił do kuchni. Na co dzień

background image

pił kawę, ale wiedział, że Margaret dba, żeby w kuchni nie brakowało podstawowych
produktów. I rzeczywiście, w kącie półki znalazł puszkę wyśmienitej herbaty ziołowej.
Delikatnie zapukał do drzwi sypialni. Bella siedziała na łóżku wsparta o poduszki.
- Oto herbata i tost - obwieścił, stawiając talerzyk na kołdrze i podając kubek. - Ostrożnie,
gorąca.
Podmuchała na parujący jasnobrązowy napój.
- To rumianek - wyjaśnił. - Chyba odpowiedni dla osoby chorej. I bez kofeiny! We
wszystkich poradnikach piszą, żeby kobiety ciężarne unikały kofeiny.
- Na pewno dobrze mi zrobi. - Uśmiechnęła się zamyślona.
Patrzył, jak gryzie grzankę i sączy napar małymi łyczkami. Gorączkowe rumieńce ustąpiły i
zdawała się odzyskiwać apetyt.
- A może masz ochotę na miskę zupy? Albo kanapkę? Albo... coś innego?
- To mi wystarczy. - Potrząsnęła głową.
Najbardziej pragnęła teraz snu. Edward zostawił na szafce nocnej to, czego według jego
przypuszczeń mogłaby potrzebować: chusteczki, pastylki na kaszel, inhalator, butelkę wody i
sok pomarańczowy.
- W razie czego zawołaj mnie. Będę w pokoju obok.
- Zmarszczył czoło. - Albo w gabinecie na drugim końcu korytarza. Czasem do późnapracuję.
Zerknęła na zgromadzone zapasy.
- Wygląda na to, że pomyślałeś o wszystkim. Jestem ci bardzo wdzięczna.
- Dobranoc. - Niespiesznie wyszedł z sypialni.
- Dobranoc.
Po drodze do gabinetu wstąpił do kuchni po kieliszek wina i wrzucił do mikrofalówki porcję
mrożonej zapiekanki. Oto znalazł się w sytuacji całkiem dla siebie nowej: musiał się kimś
opiekować. Co więcej, za siedem miesięcy miał objąć stałą opieką dziecko i,wywiązywać się
ze wszystkich obowiązków wobec niego: karmić, zmieniać pieluszki, pilnować terminów
szczepień... Ale perspektywa ojcostwa nie napawała go takim lękiem jak obecność Belli pod
tym samym dachem. Zaczynał żywić wobec niej uczucia, których nie przewidział.
Wynajął matkę zastępczą właśnie po to, by się nie angażować emocjonalnie w związek z
kobietą. Bella sprawiła, że zaczął sobie wyobrażać, jak by to było założyć prawdziwą rodzinę,
z kobietą, którą by pokochała.
Dość tych mrzonek! Natychmiast po urodzeniu dziecka Bella pójdzie swoją drogą, a on o niej
zapomni. To co do niej czuł, było wyłącznie następstwem faktu, że miał zostać ojcem. Miał
siedem miesięcy, by przekonać samego siebie do tej tezy. Obudziwszy się nazajutrz rano,
Bella czuła się o niebo lepiej. Minął ból głowy i senność, kaszel też już jej tak nie dokuczał.
Boso podeszła do drzwi, uchyliła je i nasłuchiwała odgłosów obecności Edwarda. Uspokojona
ciszą ruszyła do kuchni, by zjeść coś na śniadanie. Nagle zamarła.
Z holu dobiegał ściszony głos komenderujący dwójką ludzi w kombinezonach roboczych,
którzy zdejmowali z metalowego wózka pół tuzina sporych pudeł.
- Uważajcie. Tam mogą być kruche przedmioty.
Głos należał do Edwarda. W niebieskiej sportowej koszuli i nienagannie skrojonych czarnych
spodniach wyglądał jeszcze przystojniej niż zwykle, jeśli to możliwe. Bella doszła do
wniosku, że chyba ciążę i zmiany hormonalne powinna winić za erotyczną fascynację
tym mężczyzną, podobnie jak za napady apetytu, nudności czy nadwrażliwość piersi.
- Dzień dobry. - Edward wreszcie ją zauważył. - Mam nadzieję, że cię nie obudziliśmy.
- Skądże. Sądziłam, że jesteś w pracy.
- Nie chciałem zostawiać cię samej, dopóki się nie zadomowisz. Właśnie przywieziono twoje
rzeczy. Z chęcią zaniosę je do twojego pokoju i pomogę w rozpakowaniu.
Sądząc z liczby pudeł, musiały zawierać cały jej dobytek. A przecież na parę dni
wystarczyłaby zmiana odzieży i szczoteczka do zębów.

background image

- Zbędny trud. Nie zatrzymam się tu na dłużej niż
jeden, dwa dni.
- Zobaczymy - stwierdził łagodnym tonem. Za tragarzami zamknęły się drzwi. - A teraz coś
zjedzmy. Rano poprosiłem Margaret, żeby kupiła najzdrowszą żywność, jaką zdoła znaleźć.
Bella była zbyt zmęczona i oszołomiona, by zaprotestować, kiedy posadził ją na taborecie w
lśniącej od czystości kuchni. Postawił przed nią szklankę mleka, szklankę soku
pomarańczowego i talerz sałatki owocowej.
- Częstuj się. Ja już jadłem. Teraz podejmę pierwszą w życiu próbę przyrządzenia owsianki.
Rozbawiona obserwowała, z jakim skupieniem Edward studiuje przepis na opakowaniu
płatków owsianych, a następnie postępuje dokładnie według instrukcji. Nie
miała serca powiedzieć mu, że gotowanie owsianki w mikrofalówce nie jest
najszczęśliwszym pomysłem. Wyjął miskę z kuchenki i zamieszał parującą zawartość.
- Mam nadzieję, że lubisz smak brzoskwiniowo--śmietankowy. Wydawał mi się zdrowszy niż
cynamonowy z cukrem trzcinowym.
Zrozumiała, że Edward w układaniu jadłospisu kierował się dobrem dziecka. Mleko to wapń,
sok pomarańczowy dostarcza kwasu foliowego, owoce i warzywa zawierają witaminy i cenne
minerały. Nie zamierzała się sprzeciwiać.
- Jakie masz plany na dziś? - zagadnęła, czekając, aż owsianka ostygnie.
- Opiekować się tobą! - Wzruszył ramionami. - Nie wyglądasz jeszcze na okaz zdrowia.
Zdrzemniesz się na kanapie, a ja rozpakuję twoje rzeczy.
- Przyjąłeś pod swój dach strasznie kłopotliwego gościa.
Unikając jej wzroku, przetarł blaty ściereczką i zabrał pustą szklankę po soku.
- Mam nadzieję, że staniesz się tu domownikiem.
Nie wiedziała co odpowiedzieć. Z rozmowy poprzedniego wieczora zorientowała się, że
Edwardma nadzieję na jej dłuższy pobyt, nawet przez całą ciążę. Ale to niemożliwe. Nawet
gdyby się nie miała gdzie zatrzymać, perspektywę spędzenia siedmiu
miesięcy w apartamencie biznesmena uważałaby za chybiony pomysł.
Będąc realistką, zdawała sobie sprawę, że męski urok Edwarda silnie na nią działa. Sądziła,
że fascynacja zniknie, jeśli do minimum ograniczy kontakty z tym
najatrakcyjniejszym kawalerem Chicago. Niestety zauroczenie wręcz przybrało na sile.
Drętwiała na dźwięk dzwonka telefonu, gdyż brzmienie głosu Edwarda wiało jej serce w
szaleńczy rytm. I chociaż rozmowa ograniczała się do pytań o stan zdrowia i przebieg ciąży,
Bella mimowolnie doszukiwała się śladów zainteresowania jej osobą nie tylko jako matką
zastępczą. Bała się, że przy stałej obecności Edwarda jej hormony do reszty wymkną się spod
kontroli.
- Dokończ śniadanie, a ja tymczasem przeniosę pudła do twojego pokoju.
Wychyliła się na taborecie, aby obserwować, jak sprawnie transportuje kolejne kartony.
Gdyby sytuacja wyglądała inaczej... Gdyby los obsadził ich w innych rolach niż jako
pracodawcę i wynajętą matkę zastępczą. .. Gdyby należała do tego kręgu kobiet, w którym
obraca się Edward...
Z westchnieniem żalu ruszyła do sypialni. Nie było sensu spierać się z Edwardem o długość
pobytu. W razie czego mogła z powrotem spakować rzeczy i poprosić o odesłanie do swojego
mieszkania. Zajrzała do pierwszego pudła. Od razu było widać, że pakował je mężczyzna.
Kobieta nigdy nie wrzuciłaby bezładnie spódnic i bluzek razem z butami.
- Część z tych ubrań trzeba wyprasować, a niektóre też wyprać.
Zerknął na pogniecioną bluzkę w jej rękach i skrzywił się.
- Bardzo mi przykro. Powinienem posłać profesjonalistów, a nie zdawać się na szofera.
- Nie szkodzi. Przecież nic się nie zniszczyło. Jeśli masz żelazko, mogłabym od razu
doprowadzić garderobę do porządku. Zmrużył oczy, jakby zobaczył kosmitę.
- Dopiero co wyszłaś ze szpitala. Na litość boską, nie

background image

powinnaś prać ani prasować! - Wyrwał jej bluzkę i położył na łóżku. - Wybierz rzeczy
pogniecione lub brudne, a ja się zajmę resztą.
- To doprawdy zbyteczne... - Przerwała w pół zdania, widząc jego minę. - Będę ci wdzięczna.
Dziękuję.
Posłusznie ułożyła stertę ubrań, starając się ograniczyć do rzeczy, których nie mogłaby sama
uprać i uprasować po powrocie do domu. Nagle jęknęła i z wrażenia usiadła na skraju
materaca. Właśnie trafiła na
czarno-zielony uniform z restauracji „Tavern". Zapomniała o pracy!
W pierwszej chwili chciała zadzwonić i wymówić się chorobą. Ostatecznie miała
zaświadczenie ze szpitalnej izby przyjęć. Wiedziała jednak, jak trudno jest znaleźć
kelnerkę na niespodziewane zastępstwo. Poza tym bardzo potrzebowała pieniędzy z
napiwków z wyjątkowo korzystnego dyżuru w piątkowy wieczór.
Postanowiła iść do pracy i zostać tak długo, jak jej zdrowie pozwoli. Może nawet
wytrzymałaby całe pięć godzin? Koledzy z pewnością odciążyliby ją w obowiązkach.
- To ubranie jest czyste, ale wymaga odświeżenia. Powieszę je w łazience, kiedy będę brała
prysznic, a para wodna wygładzi drobne zagniecenia.
- Skąd ten pośpiech? - zainteresował się Edward.
Wskazał logo naszyte na kieszeni koszuli.
- Dziś wieczorem muszę iść do pracy. Już za późno, żebym odwołała swój dyżur. Edward z
wyrazem niezadowolenia na twarzy opuścił wzrok i wsunął dłonie do kieszeni.
- Co się tyczy tej sprawy - zaczął niepewnym tonem - rano, zanim wstałaś, dzwoniłem do
„Tavern". Tylko się nie złość. Jesteś chora. Harujesz na studiach i w restauracji. Nawet
gdybyś nie była w ciąży, to zbyt duże obciążenie dla organizmu.
- Na co właściwie mam się nie złościć? - spytała pełna najgorszych przeczuć.
Milczał, najwyraźniej obawiając się jej reakcji.
- Powiedziałem twojemu szefowi, że nie możesz
przyjść do pracy ani dziś wieczorem, ani w ciągu najbliższych wieczorów.
Ze zdumienia uniosła brwi, aż ukryły się pod grzywką.
- Złożyłeś wymówienie w moim imieniu?!
- Tylko tymczasowo - zapewnił. - Traktuj to jak urlop bezpłatny. Oczywiście nie podałem
szczegółów. Wyjaśniłem jedynie, że musisz przerwać pracę na kilka miesięcy, a potem, czyli
po urodzeniu dziecka, prawdopodobnie będziesz zainteresowana powrotem na stanowisko.
Twój szef, Vinnie, zgodził się. Masz rok wolnego. Posada
będzie na ciebie czekała. Vinnie nie robił najmniejszych problemów. Potrafię być bardzo
przekonujący.
- Owszem, potrafisz.
W jej ustach nie zabrzmiało to jak komplement. Dar przekonywania okazał się w tym
wypadku manipulacją, a Belli się to nie podobało. Wcześniej przekonał ją do częstszych i
bardziej zażyłych kontaktów, niż wynikało to z warunków umowy. Przekonał ją też do pobytu
w sypialni jego luksusowego apartamentu.
- Przepraszam, jeśli przysporzyłem ci zmartwień.
Podjąłem najsłuszniejszą według mnie decyzję. Naprawdę potrzebujesz paru dni solidnego
wypoczynku. I aż do porodu nie możesz się tak obciążać pracą.
Odruchowo zacisnęła pięści i oblała się rumieńcem. Tylko krok dzielił ją od wybuchu furii.
Rozumiała motywy jego postępowania. Stan jej zdrowia bezpośrednio wpływał na dziecko.
Gdyby nie przyjechał do niej i nie wyważył drzwi, przypuszczalnie dygotałaby nadal pod
kocem, spocona, słaba, w gorączce, w nieogrzewanym mieszkaniu.
- Na razie zostawię cię samą, a ty spokojnie rozpakuj rzeczy - zaproponował, żeby zapobiec
konfrontacji, a może nawet awanturze.

background image

Problem polegał na tym, że ani on nie znał jej, ani ona jego. Różnili się od siebie jak dzień od
nocy. Z trudem znajdowali kompromisowe rozwiązania dla dobra
dziecka, które miało przyjść na świat. Gorzki wniosek do którego doszła, ugasił gniew Belli.
Popatrzyła na uniform leżący wciąż na kolanach i poczuła ucisk w żołądku. Targały nią
sprzeczne uczucia. Z jednej strony pragnęła poznać lepiej Edwarda z drugiej - potrzebowała
samotności, by wyciszyć emocje i pogodzić się ze zmianami w swoim życiu.
- Tak będzie najlepiej - stwierdziła.
Drzwi sypialni zamknęły się za Edwardem.



ROZDZIAŁ SZÓSTY


Edward pluł sobie w brodę. Poszedł do gabinetu, bez sił opadł na fotel, zamknął oczy i
schował głowę w dłoniach. Wszystko zepsuł. Każdym krokiem odsuwał Bellę od siebie, a
przecież pragnął czegoś wręcz przeciwnego - chciał się do niej zbliżyć i w sensie do
słownym, i metaforycznym.
Jak grzeczny chłopiec starał się zachowywać dystans fizyczny, by jej nie zrazić, lecz
jednocześnie korzystał z każdej okazji, by jej dotknąć. Nie wystarczyło mu niesienie jej na
rękach do samochodu czy do izby przyjęć. Chciał ją tulić w ramionach, całować, głaskać,
zanurzyć dłonie w miedzianej gęstwinie włosów. Czuł, że porusza się jak słoń w składzie
porcelany. Przeprowadził Bellę do swojego mieszkania ze
względu na stan jej zdrowia. Miejsce, w którym mieszkała, nie stwarzało, według niego,
warunków odpowiednich dla kobiety oczekującej jego dziecka. Chciał móc rozmawiać z
Bellą lub patrzeć na nią, kiedy na to ochotę. Oczywiście nie mógł jej o tym wszystkim
powiedzieć. Gdyby poznała prawdę, uciekłaby z jego apartamentu z prędkością odrzutowca. I
pewnie nie zobaczyłby jej aż do porodu.
Powinien postępować ostrożnie. Szło mu to jak po grudzie, ponieważ przywykł do
kontrolowania każdej sytuacji i do przejmowania inicjatywy. W sprawach biznesowych nigdy
nie prosił nikogo o pozwolenie i nigdy nie przepraszał.
Bella nie była jednak posiadłością ziemską czy firmą do kupienia. Była kobietą, której
zaczynał pożądać, wbrew wcześniejszym planom i ustaleniom.
Zaburczało mu w żołądku. Nerwy. Nic się nie układało. Ale gotów był zmienić plany. Skoro
nie mógł ciągnąć za sznurki, mógł przynajmniej związać te sznurki
na supeł. Przywiązać się do Isabelli Swan. Dawniej uśmiałby się do rozpuku z takiego
pomysłu. Dawniej, gdyby jakaś kobieta postawiła choćby stopę
na jego terenie i naruszyła prywatność, przytrzasnąłby tę stopę drzwiami. I na tym polegał
problem. Bella nie należała do tego typu kobiet.
Nie interesowały jej jego pieniądze i prestiż nazwiska. Nie próbowała go usidlić, ani paść mu
w ramiona, aby zyskać swoje pięć minut w prasie i telewizji. Wręcz przeciwnie, robiła
wszystko, co w jej mocy, by trzymać się od niego ż daleka.
Przez chwilę się zastanawiał, czy fascynacja osobą Belli nie brała się stąd, że była jedyną
kobietą; której nie mógł mieć. Odrzucił tę hipotezę. Właściwie mógł ją mieć. I postanowił, że
będzie miał. Ale nie dlatego, żeby podjąć wyzwanie losu. Nie był nastolatkiem biegnącym za
pierwszą dziewczyną, która pokazała mu figę. Zresztą Bella nie prowadziła żadnej gry. Była
szczera i naturalna. Przypuszczał, że to właśnie pociągało go w niej najbardziej. Zanim
wkroczyła do jego gabinetu umówiona na spotkanie w sprawie ogłoszenia, starannie

background image

prześwietlił jej przeszłość. Ale nawet bez śledztwa sztabu prawników i prywatnych
detektywów od razu zrozumiał, że ma do czynienia z kimś do głębi uczciwym
i bezpretensjonalnym.
Niewielu takich ludzi spotkał w życiu, nawet we własnej rodzinie. I to zrobiło na nim wielkie
wrażenie. Oczywiście z przyjemnością też zauważył, że Bella jest również zgrabna i ponętna.
Nie miał zamiaru się do niej zalecać. Myślał, że dzwoniąc do restauracji i prosząc o
kilkumiesięczny bezpłatny urlop dla Belli, pomaga jej, lecz potem
zdał sobie sprawę, że mogła odebrać te działania jako mieszanie się w jej życie prywatne.
Pewnie teraz siedząc samotnie w sypialni, doszła do takiego wniosku. Musiał znaleźć sposób,
by odzy skać jej zaufanie, przeprosić i zapewnić, że to się nigdy nie powtórzy. Ale czy byłby
w stanie dotrzymać takiej obietnicy? Gdy chodziło o Bellę, poruszyłby góry, aby uczynić jej
życie łatwiejszym. Przez większą część dnia Belli udawało się
unikać Edwarda. Rozpakowała rzeczy, a po południu zdrzemnęła się. W porze obiadu
zakradła się do kuchni i podgrzała miskę zupy. Zza zamkniętych drzwi gabinetu dobiegało
stukanie w klawisze komputera i stłumiony głos biznesmena rozmawiającego przez telefon.
Długo analizowała motywy swojej niechęci do posunięć Edwarda. Domyślała się, jaki cel mu
przyświecał, gdy dzwonił do Vinniego z restauracji „Tavern". Nie
gniewała się już, zamierzała jednak negocjować z nim warunki, na jakich będzie mógł
wkraczać w jej prywatność.
Musieli wytyczyć granice. Dla niego i dla niej. Nie
powinien w jej imieniu składać rezygnacji z pracy ani bez konsultacji przenosić jej rzeczy,
ona zaś nie powinna wzdragać się przed przyjęciem gościny w luksusowym apartamencie.
Wzięła prysznic i przebrała się w wygodne, znoszone jasnobrązowe spodnie biodrówki i
brzoskwiniowy top. Gdy włosy wyschły, związała je w kucyk.
Słyszała, że Edward krząta się w kuchni i w salonie.
Otwierał też komuś drzwi. Z niepokojem oczekiwała spotkania, a jednocześnie dobrze
wiedziała, że jak najszybciej muszą przeciąć ten wrzód pretensji i wątpliwości.
Zebrała się na odwagę, wzięła głęboki "oddech, otworzyła drzwi i weszła do jaskini lwa. Lew
wcale nie sprawiał wrażenia niebezpiecznej bestii szykującej się
do ataku na niewdzięczną ofiarę. Właśnie ustawiał na stoliku do kawy kartonowe pojemniki z
chińskimi daniami. Talerze, sztućce i kieliszki do wina już czekały na blacie. W
marmurowym kominku buzował ogień. Gdy spostrzegł ją w progu, uśmiechnął się.
- Mam nadzieję, że lubisz chińszczyznę.
Kiwnęła głową, robiąc krok w stronę kanapy i foteli.
- Świetnie. Nie wiedziałem, co lubisz najbardziej,
więc zamówiłem wszystkiego po trochu. Wołowina z brokułami, kurczak z orzechami
nerkowca, peking lo mein, ryż ze smażoną wieprzowiną...
Zamówił chyba całe menu! Zauważyła na stole także krokiety z warzywami, pierożki won-ton
i zupę jajeczną, którą uwielbiała.
- Siadaj - zaprosił, klepiąc czarną skórzaną poduszkę obok siebie. - Rozgość się i częstuj.
Przygotuję coś do picia.
Po chwili przyniósł dwa kieliszki... mleka.
- Jeszcze nigdy nie piłam mleka z kieliszków do wina
- wyznała, próbując najzdrowszego z napojów.
Odpowiedział szerokim uśmiechem.
- To dobre dla dziecka. A skoro musisz się zdrowo
odżywiać, warto zadbać też o piękną oprawę posiłków.
Skinieniem głowy wyraziła aprobatę, podczas gdy
Edward wykładał na talerz lo mein - kluseczki z warzywami.
- Ale ty nie jesteś w ciąży. Nie wolałbyś wina?

background image

- Nieee. Lubię mleko. Zachowałbym się nie fair, rozkoszując się winem, gdy tobie nie wolno
pić alkoholu.
- Nie mam nic przeciwko temu.
- Ale ja mam.
Gdyby nie to, że siedziała wygodnie na kanapie, od przenikliwego spojrzenia jego zielonych
oczu ugięłyby się pod nią kolana.
Podał jej talerz ze sporymi porcjami wszystkich po traw. Wybrała pałeczki zamiast widelca i
zaczęła degustację od krewetki w sosie słodko-kwaśnym. Kątem oka
dostrzegła, że Edward ją obserwuje.
- Co tak patrzysz? Bardzo mlaskam?
Wybuchnął śmiechem.
- Skądże! Zastanawiałem się tylko, jak mam cię przeprosić, żebyś się nie zdenerwowała
powrotem do przykrego tematu. Masz rację, nie powinienem podejmować żadnych decyzji
bez konsultacji z tobą.
- Przyjmuję przeprosiny. Rozumiem, co tobą kierowało. - Położyła dłoń na brzuchu. - To
twoje dziecko i masz prawo niepokoić się o jego dobro.
Wpatrywał się w jej pełne różowe usta, lecz gdy dotknęła brzucha, natychmiast przeniósł tam
wzrok. Zapragnął położyć rękę na jej dłoni. Wiedział, że jest za
wcześnie, by dziecko się poruszyło, ale chciał dzielić
poczucie intymności z Bellą i dzieckiem, które dla niego nosiła w swym łonie.
Wyciągnął rękę, lecz parę centymetrów od ciała Belli zawahał się. Gdy spojrzał w jej
szmaragdowe oczy, ledwie się powstrzymał od chwycenia jej w objęcia i całowania bez
pamięci.
- Mogę? - spytał ochrypłym szeptem.
Odruchowo zwilżyła kącik ust koniuszkiem języka.
Kiwnęła głową i odsunęła rękę. Silna męska dłoń pogładziła cienki materiał bluzki
okrywającej jej brzuch.
- Za wcześnie, żeby...
- Wiem. Mam nadzieję, że potem, kiedy dziecko zacznie się ruszać, pozwolisz mi się głaskać
po brzuchu.
- Oczywiście.
Usłyszał nutę niepewności w jej głosie. Nie winił jej za to, że się obawiała dotyku. Szczerze
mówiąc, sam był przerażony tą perspektywą.
Lęk Belli miał podłoże seksualne. Wydawało się, że jej ciało żąda rozładowania napięcia,
swoistej rekompensaty za fakt, że nie uczestniczyło w naturalnym akcie poczęcia dziecka.
Edward żałował, że nie spotkał Belli wcześniej
i że wszystko nie przebiegło zwykłem rytmem: randki, stopniowe poznawanie się. Może
nawet ożeniłby się i spłodził potomka tak jak większość ojców.
Miał już dość czekania i powstrzymywania się. Zdjął talerz z kolan dziewczyny i odstawił na
stolik. Nie dał jej czasu na protesty. Złożył na jej ustach długi namiętny pocałunek, o jakim
marzył od wielu tygodni. Jęknęła cichutko, a wtedy ujął w dłonie jej twarz,
zmierzwił jedwabiste włosy, pogładził kark, zawędrował nienasyconymi palcami pod bluzkę i
w górę, ku piersiom. Przez cienką koronkę staniczka pieścił brodawki, aż stwardniały. W
miłosnym zapale nie słyszał, że Bella powtarza jego imię, i dopiero gdy go ode
pchnęła, powoli wrócił do rzeczywistości.
- Przepraszam...
Speszona i oszołomiona, potrząsnęła głową.
-Nic się nie stało. Ja tylko... Nie powinniśmy... -
Podniosła się z kanapy i poprawiła top. - Pójdę już.

background image

Poszłaby dokądkolwiek, do sypialni czy swojego mieszkania, byle tylko nie patrzeć na
Edwarda. Nagle zdała sobie sprawę, że on też jej pragnie, i ta prawda ją przeraziła.
Edward fascynował ją od dawna, lecz trzymała ten sekret głęboko ukryty, aby się nigdy przed
nim nie zdradziła, postawiło pod znakiem zapytania jej dotychczasową ocenę sytuacji. Nie
całowałby jej, gdyby go nie pociągała, co znaczyło, że łączy ich wzajemne zauroczenie.
Właściwie powinna poczuć ulgę, rzucić się w jego ramiona i kochać się, spełniając najdziksze
fantazje, które od dwóch miesięcy wypełniały jej wyobraźnię.
Ale to oznaczałoby dalsze komplikacje w ich nietypowym układzie. Nosiła pod sercem jego
dziecko, ponieważ za to płacił. Zawarli umowę, na mocy której każda
ze stron zyskiwała to, na czym jej zależało, bez dodatkowych zobowiązań.
I oto zerwanie warunków umowy wisiało na włosku. Najatrakcyjniejszy kawaler w Chicago
jednym pocałunkiem owinął sobie Bellę wokół palca. Gdyby
nawet zlekceważyła wszelkie obawy i wątpliwości i spędziła z nim noc, skończyłoby się na
tej jednej nocy. Może dwóch, najwyżej trzech. Z pewnością byłyby to noce warte grzechu, ale
nie zmieniłyby faktu, że Edwarda i Bellę nie łączyło nic poza dzieckiem. Należeli do
innych światów. Już widziała tytuły w gazetach: „Piękny
i Bestia". Tak, to ona byłaby bestią niszczącą życie czarującego, szanowanego, młodego
biznesmena.
- Dobranoc - westchnęła, zerknęła tęsknie przez ramię i wróciła do sypialni.
Parę minut później usłyszała stukanie do drzwi. Zanim zdążyła odpowiedzieć, drzwi
zaskrzypiały i do pokoju wśliznął się Edward, niosąc przed sobą talerz chińszczyzny. - Nie
miałaś okazji dokończyć obiadu - stwierdził cicho. - Nie chcę, żebyś była głodna.
Z uśmiechem wzięła talerz, a Edward postawił na szafce nocnej szklankę mleka.
- Dziękuję.
- Przepraszam, jeśli przeze mnie poczułaś się niezręcznie - odezwał się półgłosem, wyraźnie
zakłopotany. - Mam nadzieję, że pozwolisz mi to jakoś zrekompensować. Co byś powiedziała
na to, żebyśmy jutro odwiedzili twoją matkę W pensjonacie „Skowronek"?
- Naprawdę? – Bella nie kryła podekscytowania.
Ojciec odszedł, a właściwie uciekł, kiedy była mała, więc miała w życiu tylko matkę, a w niej
- pomoc i oparcie na dobre i złe chwile. Bella dzwoniła do
niej co kilka dni, lecz od dawna jej nie odwiedzała, obawiając się, że nie zdoła dochować
tajemnicy o ciąży, a przez to spowoduje pogorszenie jej stanu zdrowia.
- Jeśli tylko będziesz się czuła na siłach.
- Rano mam wykłady, ale potem z radością pojadę
do matki.
- Świetnie. Zostawimy limuzynę w garażu i weźmiemy jeden z pozostałych samochodów.
Zdaje się, że miałaś wątpliwości co do moich umiejętności jako kierowcy.
Zaczerwieniła się na wspomnienie rozmowy w drodze ze szpitala.
- Nigdy nie jechałam mercedesem.
Wybuchnął śmiechem.
- To nadarzy się okazja. A jeśli ładnie poprosisz, to może nawet pozwolę ci usiąść za
kierownicą...
Po porannych zajęciach wracała do apartamentu Edwarda jak na skrzydłach, promiennie
uśmiechnięta. W gardle wciąż ją drapało i wiedziała, że nie do końca
wyzdrowiała, ale przecież Burkę zaproponował odwiedziny u matki i nie chciała, aby banalny
katar jej w tym przeszkodził. Poza tym doktor zapewniał, że organizm już prawie się pozbył
infekcji. Edward wziął kolejny wolny dzień, żeby ją zawieźć do pensjonatu „Skowronek".
Wspaniały gest zapracowanego biznesmena. Nie zdziwiłaby się, gdyby miała
do czynienia z klasycznym pracoholikiem, który większość czasu spędzał w biurze, a zaraz po
przyjściu do domu siadał przy laptopie.

background image

Odkąd go poznała, kilka razy z różnych powodów zwolnił się z pracy, na przykład z okazji
wizyt u ginekologa. I nigdy się nie spieszył z powrotem do biura. Wolała nie dociekać
motywów tej nadzwyczajnej uprzejmości, bowiem trop mógł ją zaprowadzić do przyczyn,
dla których Edward ją pocałował.
Czy to właśnie nie on nalegał na podpisanie umowy obwarowanej setkami szczegółowych
warunków?
Umowy, która odbierała Belli wszelkie prawa do dziecka z chwilą porodu i odbioru ostatniej
raty wynagrodzenia. W ten sposób zabezpieczał się przed ewentualnym przebudzeniem w
kobiecie instynktu macierzyńskiego oraz szantażowaniem go w celu wyłudzenia
większych pieniędzy. A ona skwapliwie się zgodziła na wszystkie warunki, gdyż nie
zamierzała stwarzać problemów.
Musiała jednak przyznać, że trudno będzie się rozstać z dzieckiem rosnącym w jej łonie.
Nudności, które najbardziej dokuczały jej rano, a często i w ciągu dnia, nie pozwalały
zapomnieć o ciąży. Ciało przypominało o niej na różne sposoby: nadwrażliwość piersi,
trudności z zasypianiem, wzmożony apetyt i dziwne zachcianki kulinarne. Zauważyła, że z
niecierpliwością czeka na dzień, kiedy dziecko poruszy się po raz
pierwszy, chociaż wiedziała, że wówczas jeszcze silniejsza, czyli bardziej niepożądana więź
połączy ją z maleńką istotką.
I oto doszła dodatkowa troska: musiała się zmagać z fascynacją ojcem dziecka. Niedorzeczna
sytuacja. Szybko przebrała się z dżinsów i swetra w długą wełnianą spódnicę, dopasowany
kolorystycznie czekoladowy golf i botki na suwak. Każda kobieta na jej miejscu
stanęłaby na głowie, żeby usidlić ojca swojego dziecka.
W normalnym świecie Bella zapewne zakochałaby się, zanimby zaszła w ciążę.
W normalnym świecie... Dawno znalazła się poza jego nawiasem. Wszystko robiła na opak,
nic więc dziwnego, że najpierw zgodziła się urodzić dziecko Edwarda,
a potem wskrzesiła w sobie romantyczne uczucie.
Ale czy fakt, że zadurzyła się w Cullenie, naprawdę stanowił problem? Czyż nie był to
typowy przykład zauroczenia seksownym milionerem przez ubogie dziewczątko? Co prawda
jej serce wyrywało się z piersi w obecności Edwarda a w nocy śmiało fantazjowała
na jego temat, lecz nad takimi objawami mogła zapanować.
Problem polegał na czym innym. Otóż, wedle wszelkiego prawdopodobieństwa, Edward
również czuł do niej pociąg. Bo dlaczego ją pocałował?
O niebiosa, gdybyż mogła cofnąć czas! Nie dlatego, że jego pocałunek czy dotyk były jej
niemiłe, lecz dla tego, że sprawy zbyt się skomplikowały. Jeśli nawet coś
do niej czuł, miało to przypuszczalnie związek z dzieckiem. Nie chciał pocałować jej jako
Bellę, lecz jako kobietę spodziewającą się jego dziecka. Wydarzenia
układały się w sensowny ciąg: najpierw dotykał brzu cha, w którym rosło dziecko, a dopiero
potem przeszedł do pocałunku i pieszczot.
Przynajmniej był dżentelmenem. Przerwał, kiedy o to poprosiła. I dlatego nie miała
najmniejszych wątpliwości, czy powinni pojechać razem w odwiedziny do
jej matki. Pocałunek był błędem. Pewnie czasem zdarzały się
Edwardowi takie chwile zapomnienia. Mógł też, podobnie jak Bella ulec sile iluzji
„rodzinnej" atmosfery: mężczyzna, kobieta, dziecko w drodze, piękne mieszkanie, wygodna
kanapa, ogień trzaskający w kominku.
Trudno się oprzeć takiej scenerii. Kiedy się zorientował, co zrobił, pewnie ogarnęło go
poczucie winy. Słowem - Bella oczekiwała, że sytuacja się nie powtórzy.
Starała się nie dopuszczać do siebie myśli o rozczarowaniu. Już nigdy nie dotkną jej usta i
dłonie Edwarda, więc powinna raczej czuć ulgę, a mimo to... Wmawiała

background image

sobie, że to sprawka rozregulowanej przez ciążę równowagi hormonalnej organizmu. To
dlatego obrzmiały jej piersi, a podbrzusze zalała fala żaru. Oby to rzeczywiście chodziło tylko
o hormony.
-Tu jesteś!
W salonie pojawił się Edward ubrany jak do pracy, w granatowym garniturze i czerwonym
krawacie. Jego głos podziałał jak balsam na lęk i niepewność.
- Gotowa do drogi, jak widzę. - Obejrzał ją od stóp do głów, dłużej zatrzymując wzrok w
okolicach piersi.
- Wyglądasz wspaniale.
- Dziękuję.
Zaczerwieniła się po uszy. Niewinny komplement
wywarł zdumiewający efekt. Jedno jego spojrzenie wystarczyło, by jej ciało pokryło się gęsią
skórką. Jeden uśmiech, a serce zabiło mocniej. Jeden pocałunek, a rozpłynęła się z zachwytu.
Nie zamierzała się dłużej poddawać złudzeniom. Nie mogła obwiniać hormonów o wszystkie
swoje nienormalne reakcje na obecność Edwarda, a zwłaszcza o fantazje na temat wspólnych
igraszek w jego łóżku. Cóż, po prostu pożądała go i żadne myślowe kombinacje nie były w
stanie tego zmienić. Uśmiechając się szeroko, wyciągnął rękę w geście zaproszenia.
- Jedziemy?
Skinęła głową i podała mu dłoń. Bez słowa, zgrani w każdym geście i kroku, tak jakby robili
to setki razy, ruszyli do drzwi. Bella dziwiła się, że z ich splecionych palców nie sypią się
iskry. Pragnęła tego mężczyzny. Bała się, że zanim ich umowa wygaśnie, zdobędzie go.




ROZDZIAŁ SIÓDMY


Półgodzinna jazda do ośrodka opiekuńczego „Skowronek" minęła w milczeniu. Bella nie
paliła się do rozmowy, zaś Edward odniósł wrażenie, że przebywanie z nim w ograniczonej
przestrzeni auta jest dla niej krępujące. Wszystkiemu winien pocałunek. Wiedział, zanim się
pochylił nad jej ustami, że to błąd. Nie dlatego, że nie chciał jej pocałować, bo bardzo chciał,
niemal od chwili, kiedy się poznali, ale dlatego, że pocałunek zmienił relacje między nimi.
Edward nie potrafił jednak wzniecić w sobie żalu z powodu tych pieszczot. Słodkie usta Belli
były dla niego łaskawe, a ciepła, delikatna skóra wręcz zapraszała, by ją gładzić. Edward
zapragnął znów ją pocałować, zjechać na pobocze, chwycić ją w objęcia i poczuć
smak jej warg. Czy wystraszyłaby się i uciekła? Wielce prawdopodobne. Tak więc zacisnął
palce na kierownicy, wyrównał oddech i jechał dalej przed siebie, od czasu do czasu
zerkając kątem oka na pasażerkę.
- Naprawdę wyglądasz zdrowiej. Odzyskałaś rumieńce i chyba przestałaś już kaszleć. Czujesz
się lepiej?
- Tak, dziękuję - odpowiedziała z uśmiechem.
- Nie dziękuj mnie - postanowił przelicytować ją w promienności uśmiechu - lecz Newtonowi
Nie paliła się do podtrzymania rozmowy, co zmartwiło Edwarda. Zastanawiał się, czy
włączyć radio, ale to dałoby jej świetny pretekst, by zamilknąć na dobre.

background image

Niestety, do chwili gdy samochód skręcił na podjazd do pensjonatu, Bella nie wypowiedziała
ani słowa więcej. Białe okiennice budynku były otwarte. Na grządkach wzdłuż
wycementowanych ścieżek kwitły wielobarwne kwiaty. Czuło się tu domową atmosferę.
Z rozpoznania przeprowadzonego przez Edwarda wynikało, że „Skowronek" należał do
najlepszych ośrodków tego typu w promieniu wielu kilometrów.
Oczywiście istniało wiele tańszych domów opieki, lecz Bella nie oddałaby matki do placówki
o niskim standardzie, nawet jeśli miałoby to oznaczać pracę ną dwóch posadach, zaciągnięcie
kredytu na studia i zgodę na urodzenie dziecka obcemu mężczyźnie. Zależało jej nie tylko na
tym, żeby matka miała opiekę, lecz żeby miała dobrą opiekę. W oczach
Edwarda zyskała za to dodatkowe punkty, a przecież i tak darzył ją wielkim szacunkiem.
Nie czekając, aż Burkę otworzy jej drzwi, wysiadła z samochodu i poszła pierwsza w stronę
budynku. Szybko ją dogonił i wziął pod rękę. Wyczuł, że natychmiast się usztywniła, i w
duchu przeklinał sam siebie za to, że znów umocnił mur między nimi.
Bella wesoło pogawędziła z recepcjonistką, wpisała się do księgi gości i poprowadziła go do
pokoju matki. Pod drzwiami zatrzymała się i zatroskana zmarszczyła czoło.
-'Zanim wejdziemy, muszę cię uprzedzić... - Przerwała, aby wziąć głęboki oddech. - Mojej
matce czasem mieszają się fakty. Rozpoznaje mnie, ale momentami myśli, że jestem małą
dziewczynką, albo zwraca się do mnie jak do mojego ojca. Nie mam pojęcia, jak
na ciebie zareaguje. Pokiwał głową.
- Rozumiem.
- Z powodu zatoru lewa część jej ciała nie funkcjonuje prawidłowo.
- Bello - Zniżył głos i pogłaskał ją po ramieniu uspokajająco. - Nie martw się o nic. Jestem
gotowy na spotkanie z twoją matką.
Wyraźnie podbudowana jego słowami otworzyła drzwi. Matka siedziała przy oknie na fotelu
z regulowanym oparciem, z książką na kolanach, otulona wielobarwnym wełnianym pledem.
- Cześć, mamo. - Bella pochyliła się i pocałowała ją w policzek. - Jak się czujesz?
Na widok córki miła owalna twarz Renee Swan ożywiła się.
- Bella! Co tu robisz? Nie spodziewałam się ciebie dzisiaj.
Edward zauważył, że część twarzy Renee jest jakby lekko obwisła, lecz poza tym sprawiała
wrażenie silnej i zdrowej. Nie garbiła się, patrzyła badawczo i gdyby
nie to, że Bella uklękła na jedno kolano przy poręczy fotela, może nawet poderwałaby się,
żeby powitać córkę.
- Sprawiłam ci niespodziankę.
Edward nie widział jeszcze Belli tak radosnej,
W jej oczach błyskały wesołe iskierki, twarz jaśniała, a kiedy wyciągnęła rękę, żeby zachęcić
go do zbliżenia się, ogarnęło go dziwne uczucie.
- Mamo, chcę ci kogoś przedstawić.
Stanęła u boku Edwarda i ujęła go pod ramię.
Po plecach przebiegł mu dreszcz. Wolałby być teraz z nią sam na sam i znów ją pocałować.
Widok dziewczyny odwiedzającej ukochaną matkę wzruszył go do tego stopnia, że niemal
ugięły się pod nim kolana.
- To Edward Cullen. Ostatnio pracuję u niego i był tak
uprzejmy, że podwiózł mnie tu dzisiaj. Burkę, to moja matka, Renee Swan.
Z szacunkiem uścisnął dłoń starszej kobiety.
- Miło mi panią poznać. Bella dużo o pani opowiadała.
Jastrzębi wzrok przeszył go na wskroś.
- Ja też z przyjemnością cię witam, młody człowieku. Chociaż, z drugiej strony, przykro mi,
że córka nic mi o tobie nie wspominała.
Roześmiał się cicho. Bystra staruszka! Bella była do niej bardzo podobna, chociaż
zachowywała się chyba z większą powściągliwością. Ale z czasem, jak sądził,

background image

dorówna matce otwartością i śmiałością.
- Przypuszczalnie krępowała się ujawnić, że coś nas łączy - mrugnął porozumiewawczo. -
Życie Belli nabrało rozpędu, odkąd ją przekonałem, żeby rzuciła
dwie dotychczasowe posady i zaczęła pracować tylko w mojej firmie.
- Ależ Bello! - Matka załamała ręce. - Nie mówiłaś, że przestałaś pracować w restauracji i
kancelarii adwokackiej!
- Nie było jeszcze ku temu okazji - wyjaśniła gładko dziewczyna. - Praca u Edwarda a to
kwestia ostatnich tygodni.
- A jaki rodzaj pracy wykonujesz? - dociekała Renee.
Bella rozpaczliwie zacisnęła palce na jego ramieniu. Zorientował się, że nie nawykła do
lawirowania, a co dopiero do jawnego oszukiwania matki.
- Jest moją osobistą asystentką - pospieszył z odpowiedzią. Niezbyt drastycznie minął się z
prawdą, a jednocześnie zaspokoił ciekawość pani Swan, przynajmniej na razie. -
Doświadczenie wyniesione z pracy w biurze i w restauracji uczyniło z Belli idealną
kandydatkę na to stanowisko.
- Wspaniale. Nie musisz teraz tyle ganiać po mieście i możesz więcej czasu poświęcić na
naukę.
- Zgadza się.
Przesunęła drewniane krzesło spod ściany w stronę fotela matki, usiadła koło niej i zaczęła
gawędzić o czytanej przez nią książce. Kiedy rozmowa zeszła na zajęcia Belli na uczelni, a
następnie na losy bliższych i dalszych kuzynów, Edward rozejrzał się po pokoju. Spostrzegł
mnóstwo bibelotów, które zapewne miały dla Renee wielkie znaczenie jako pamiątki zbierane
przez całe życie.
Takich właśnie sentymentalnych drobiazgów brakowało w jego ekskluzywnym apartamencie:
oprawionych w ramki fotografii ukochanych osób oraz przedmiotów utrwalających miłe
chwile z przeszłości. Mieszkanie Belli przypominało atmosferą pokój matki. Pełno w nim
było książek, roślin doniczkowych, figurek, które budziły uśmiech i przywoływały
wspomnienia, a przede wszystkim zamieniały anonimową przestrzeń w prawdziwy dom.
Jego apartament urządzali zawodowi dekoratorzy wnętrz. Nie przewidzieli żadnych akcentów
osobistych lub sentymentalnych, nie licząc laptopa, na którym pracował, kiedy był poza
biurem. Tak, żył w sterylnym świecie, wypełnionym przedmiotami bez znaczenia. Gdzieś w
głębi duszy zdawał sobie sprawę, że zawsze mu czegoś brakowało, ale dopiero wyprawa do
matki Belli boleśnie mu to uświadomiła. Zadał sobie pytanie, co zrobić, żeby ten stan
zmienić. Chociaż starał się nie podsłuchiwać, mimowolnie słyszał, że panie omawiają długość
włosów Belli, które zdaniem Renne urosły z pięć centymetrów od
ostatniej wizyty. Usłyszała też chrypkę w jej głosie, ale Bella zręcznie ominęła problem, żeby
nie martwić matki.
Zastanawiał się, co Bella zrobi, kiedy jej ciąża stanie się widoczna. Czy powie matce prawdę?
A może po prostu wstrzyma wizyty do momentu, aż urodzi dziecko i odzyska figurę?
Ogarnęło go poczucie winy Co za egoista z niego! Co za hipokryta! Od początku nalegał na
zachowanie absolutnej dyskrecji, a teraz żałował, że Bella nie
może wyznać matce, czyje dziecko nosi pod sercem. A przecież łączyło ich coś więcej niż
oficjalna relacja szef - pracownik.
Ciekawe, jak wszyscy zareagowaliby na wieść, że
Bella jest dla niego kimś więcej niż kobietą wynajętą do zrealizowania jego planów. A ile dla
niego znaczyła? Sam nie wiedział. On zaś zapewne znaczył dla niej jeszcze mniej.
Sytuacja wymykała mu się spod kontroli i nie miał pomysłu, jak z tego wybrnąć.
Sfrustrowany do granic możliwości, zwrócił uwagę na zdjęcie Belli, gdy
była dzieckiem, podczas kąpieli w zlewie kuchennym.

background image

Uśmiechnął się. Tak mogłoby wyglądać jego dziecko, chłopczyk lub dziewczynka. Po nim
odziedziczyłoby ciemne włosy, po Belli - zielone jak mech oczy
i cudowną radość życia. A kiedy wyobrażał sobie kąpiel dziecka w kuchennym zlewie,
widział Bellę podtrzymującą jego plecki, a w drugiej ręce dzierżącą ręcznik. Bellę
uśmiechniętą od ucha do ucha na widok chlapiącego, gaworzącego malca. Bellę- matkę jego
dziecka. Jego dziecka.
Przez chwilę zaparło mu dech w piersi. W ułamku sekundy stanęło mu przed oczami całe
życie. Zrozumiał, jak jest przeraźliwie samotne i puste.
Wyobraźnia podsunęła mu też obrazy przyszłości. Mogliby stworzyć z Bellą i dzieckiem
prawdziwą rodzinę. Od tych marzeń zakręciło mu się w głowie.
Zacisnął pięści i wstrzymał oddech, aby jak najdłużej zatrzymać pod powiekami wspaniałą
wizję. Do diabła, co robić? Obwiesić ściany fotografiami w ramkach? Podrzeć umowę z
matką zastępczą? Przyznać się, że czuje wobec Belli coś więcej niż żądzę?
Wprawiło go to w stan odrętwienia.
-Edward?
Aż podskoczył, czując na ramieniu dłoń dziewczyny i słysząc tuż przy uchu jej głos.
Zdezorientowana jego reakcją, cofnęła rekę, a on przeklinał w duchu sam siebie, że znów dał
jej okazję do zakłopotania.
- Przepraszam, nie chciałam cię przestraszyć.
- Nic się nie stało. Trochę się zamyśliłem. - Pokręcił głową i spróbował nadać głosowi
łagodniejszy ton.
- Widzę, że jesteście z mamą w świetnej komitywie.
Rozpromieniła się.
- Od bardzo dawna nie rozmawiałyśmy i zebrało się sporo spraw do omówienia. Zbliża się
pora obiadu. Moglibyśmy razem odprowadzić mamę do jadalni, co ty na to? - Oczywiście, z
przyjemnością. - Szybko podszedł do Renee i zręcznie pomógł jej podnieść się z fotela. Bella
podtrzymała drugie ramię matki. - Nieczęsto poruszam się pod eskortą aż dwóch pięknych
dam, - Podoba mi się ten chłopak - stwierdziła starsza pa
ni scenicznym szeptem, powoli krocząc w stronę drzwi.
- Postaraj się nie zniechęcić go do siebie.
- Bardzo mi przykro - przepraszała Bella, kiedy
wsiadali do samochodu. - Matka myśli, że coś nas łączy, a ja nie mogłam wyprowadzać jej z
błędu. Wybuchnął śmiechem. Gdyby Bella wiedziała, jak bardzo odczucia matki pokrywają
się z jego własnymi.
- Nie przejmuj się. Szczerze mówiąc, bardzo mi pochlebia, że twoja matka uznała mnie za
odpowiedniego kandydata dla jedynej córki. Spodziewałbym się raczej, że będzie cię przede
mną ostrzegać.
- Skądże. Uważa cię za świetną partię. Przystojny, uprzejmy, bogaty. - Spojrzała na niego z
niepewnym uśmiechem. - Obawiam się, że zna twoją twarz z gazet.
- Sprytna bestyjka ta twoja matka. Mieliśmy szczęście, że nikt inny mnie nie rozpoznał, bo
inaczej nie wyszlibyśmy stąd prędko.
- Bycie sławnym to wieczna udręka - skwitowała
żartem.
- Owszem, czasami. Ale rozgłos ma też swoje plusy - odsłonił zęby w uśmiechu.
I już zamierzał wyliczać zalety bycia sławnym, gdy zadzwonił telefon komórkowy.
- Cullen. Cholera, zupełnie zapomniałem. Właśnie jedziemy z powrotem, ale... Poczekaj,
oddzwonię. Wyłączył telefon i zerknął na Bellę,
- Mam do ciebie wielką prośbę. Dzwoniła Margaret z przypomnieniem, że obiecałem wziąć
wieczorem udział w imprezie dobroczynnej. Problem polega na tym, że nie mam osoby

background image

towarzyszącej, a jeśli pójdę sam, cały czas będę się opędzał od natrętnych łowczyń posagów.
Czy uda mi się przekonać cię, żebyś mi towarzyszyła?
- Ależ nie! - Bella natychmiast pokręciła głową. - To nie jest dobry pomysł.
- Zgódź się. Nie prosiłbym, gdybym nie miał noża na gardle. Zobowiązałem się, że tam będę.
Impreza ma szczytny cel. Podczas kolacji w ekskluzywnej restauracji będą zbierane fundusze
dla dzieci z zaniedbanych środowisk. Lubisz dzieci, prawda? - Użył małej manipulacji,
wiedząc, że jest o krok od złamania jej oporu. - Wolałabym nigdzie nie chodzić. Nie mam się
w co ubrać.
- To nie problem. - Z jedną ręką na kierownicy wystukał numer Margaret. - Bella zgodziła się
towarzyszyć mi wieczorem, więc harpie nie rzucą się dziś na mnie. Ale potrzebna jest
odpowiednia kreacja. Buty i torebka chyba też. - Zwrócił się do Belli. - Dobrze mówię?
Z wahaniem, z wątpliwościami wypisanymi na twarzy, pokiwała głową.
- Jaki rozmiar nosisz? - przekazał pytanie zadane przez Margaret.
- Trzydzieści sześć. - Opuściła wzrok na brzuch. -Tak było przed ciążą.
- Trzydzieści sześć, ale to mogło się zmienić. - Przerwał, słuchając odpowiedzi Margaret. -
Świetnie. W ciągu godziny będziemy w moim mieszkaniu. - Schował telefon i znów zagadnął
Bellę. - Margaret przyniesie ci ubrania do przymiarki.
Grymas ust zdradzał, że nie jest zachwycona narzuconą jej rolą osoby towarzyszącej na gali
dobroczynnej. Cóż, nie powinien się dziwić. Na sali będą fotografowie,
a wszyscy obecni zaczną się gapić i zastanawiać, kim jest kobieta u jego boku oraz jakim
sposobem zdołała się wkręcić na randkę. Niech mówią, co chcą, a Edward i tak będzie się
uważał za szczęściarza, mając przy sobie Bellę.
Zjechał na pobocze i wyłączył silnik.
- Czy poprawi ci się nastrój, jeśli na resztę drogi usiądziesz za kierownicą?
Zaszokowana zacisnęła usta i uniosła brwi.
- Poprowadzę mercedesa?
Najwyraźniej była zainteresowana skorzystaniem z okazji pokierowania samochodem za
dziewięćdziesiąt tysięcy dolarów.
- Mhm.
Bez słowa odpięła pasy, wyskoczyła z auta i błyskawicznie stanęła przy drzwiach z drugiej
strony. Edward uznał to za ostateczne potwierdzenie, że ten wieczór spędzą razem.
Jazda za kierownicą mercedesa warta była wciśnięcia się w najbardziej wyszukaną suknię
wieczorową i spędzenia paru godzin w towarzystwie największych snobów Chicago. Boże, co
za samochód! Bella nie należała do osób zafascynowanych motoryzacją, ale
mercedes był tak wygodny, elegancki i tak lekko się go prowadziło, że ogarnął ją zachwyt.
Była pod wrażeniem wielkodusznego gestu Edwarda.
Na co dzień poruszała się autobusem lub metrem. Edward wiedział, że brakuje jej praktyki
kierowcy, a mimo to obdarzył ją zaufaniem.
Kiedy przyjechali na miejsce, Margaret już na nich czekała. Podłogę salonu zaścielały otwarte
kartonowe pudełka, a na każdym oparciu krzesła lub fotela wisiały
wystrzałowe kreacje.
- Margaret, spisałaś się rewelacyjnie! – Edward w nagrodę cmoknął sekretarkę w policzek. -
Pójdę do siebie przebrać się w smoking.
Mijając Bellę, pocałował również i ją.
- Margaret doskonale się tobą zaopiekuje - zapewnił szeptem. - Do zobaczenia za chwilkę.
Bella stała bez ruchu, oszołomiona efektami za kupów Margaret. Tymczasem sekretarka
zaczęła rozpinać suwaki i przygotowywać ubrania do przymiarki.
- Skąd pani zdobyła to wszystko? W tak krótkim czasie?
- Dla kogoś, kto pracuje w firmie Edwarda Cullena, wiele drzwi jest otwartych o dowolnej
porze.

background image

A te rzeczy, których pani nie będzie używać, po prostu odeślemy do sklepu.
- Nawet biżuterię? - spytała Bella na widok tuzina wyściełanych pluszem pudełeczek
zawierających misterne dzieła jubilerskie.
- O tak. Została tylko wypożyczona - Margaret uśmiechnęła się porozumiewawczo - w
nadziei, że Edward zdecyduje się na zakup któregoś z tych cennych świecidełek.
Podała dziewczynie długą wytworną suknię wieczorową.
- Proszę włożyć tę i pokazać, jak leży. Potem sprawdzimy następne.
Bella ostrożnie przełożyła suknię przez ramię, aby nie pozostawić zagnieceń na cieniutkim
atłasie. Bez przekonania, jak robot, ruszyła do swojej sypialni. Czuła się jak Kopciuszek
zmuszony do pójścia na bal przez -księcia i dobrą wróżkę.
Stroje były wspaniałe, a biżuteria wprost olśniewająca. Ale to nie jej styl, nie jej świat!
Uwielbiała wygodne wdzianka z wełny, bawełny i lnu. Najbardziej ekstrawaganckim ubiorem
w jej szafie była koktajlowa suknia w kolorze lawendy kupiona na ślub przyjaciółki.
Spięła włosy, rozebrała się do bielizny i wśliznęła w błękitną suknię ozdobioną cekinami.
Sięgała kostek i podkreślała biust, zdaniem Belli, nadmiernie. Sądziła, że Edward nie
chciałby, aby jego towarzyszce
sterczały z przodu dwie połówki melona, ale ponieważ
dostała jasne polecenie, posłusznie wróciła do salonu
i poddała się ocenie Margaret.
- Za ciasna w biuście i niedopasowana w talii. Praw dopodobnie ze względu na ciążę. Chociaż
w tym kolorze jest pani bardzo do twarzy. - Podała następny wieszak. - Proszę teraz
wypróbować tę.
Przymierzyła jeszcze cztery suknie, zanim Margaret
podjęła ostateczną decyzję i dobrała dodatki: pantofle, torebkę portfelową, naszyjnik i
kolczyki. W sypialni Bella sama zrobiła makijaż i upięła włosy tak, by
fryzura wyglądała na dzieło profesjonalnego stylisty.
Dwadzieścia minut później nieśmiało przemknęła korytarzem do salonu z cichą nadzieją, że
jej eleganckie wcielenie zostanie zaakceptowane i nie przyniesie wstydu Edwardowi..
Zdyskwalifikowane suknie i akcesoria czekały już
spakowane na odesłanie do sklepów. Margaret siedziała przy blacie kuchennym, sącząc
herbatę. Edwardę stał plecami do pokoju i poprawiał muchę i pas do smokingu, przeglądając
się w lustrze nad kominkiem. Słysząc
brzęk filiżanki odstawianej na spodek i przeciągły jęk Margaret, podniósł wzrok i na widok
odbicia Belli obrócił się na pięcie.
O niebiosa! Wyglądała zachwycająco. Wysoka, wiotka, otoczona miękką tkaniną mieniącą się
w łagodnym świetle lamp. Na czarnym materiale naszyto drobniutkie srebrne koraliki
tworzące kształty liści i kiści winogron. Buty na ośmiocentymetrowych obcasach pasowały
do charakteru sukni. Szlachetny owal twarzy otaczała kaskada czerwonozłotych pukli.
Wygląd Belli zapierał dech w piersiach. Dosłownie. Oszołomiony Edward pragnął tylko
jednego: zatrzymać ten obraz w pamięci jak piętno. Chciał coś powiedzieć, lecz głos uwiązł
mu w gardle, a stopy tkwiły w miejscu jak wmurowane.
Margaret nie poddała się paraliżującej magii. Zeskoczyła z taboretu, podbiegła do dziewczyny
i powitała ją matczynym uściskiem.
- Moja droga, wyglądasz absolutnie rewelacyjnie! Wiedziałam, że ta suknia zdziała cuda. -
Starła ślad szminki z policzka Belli, rzuciła jej i Edwardowi porozumiewawcze spojrzenie i,
uśmiechnięta szeroko, ruszyła do wyjścia. - Na mnie pora. Bawcie się dobrze.
Trzask zamykanych drzwi wyrwał Edwarda z odrętwienia. Zamrugał powiekami i napotkał
pytający, niepewny wzrok ciemnozielonych oczu.
- Margaret ma rację. Wyglądasz rewelacyjnie. Szkoda tylko, że nie zdążyłem tego powiedzieć
jako pierwszy.

background image

- Jeśli mówisz szczerze, uznam twoje pierwszeństwo.
Odruchowo dotknęła naszyjnika zdobiącego jej smukłą szyję. Razem z diamentowymi
kolczykami wart był pół miliona dolarów. Cóż, idealna jak najcieńsza porcelana karnacja
Belli równie dobrze wyglądałaby w sztucznych świecidełkach dla dzieci. Nerwowo potarł
policzek.
- Mówię prawdę.
Ciekawe, co by się stało, gdyby nagle chwycił ją na
ręce i zaniósł na swoje łóżko. Do diabła z imprezą dobroczynną. Do diabła ze wszystkim!
Chciał się kochać z Bellą i raz na zawsze położyć kres męce, którą przeżywał od chwili, gdy
przed dwoma miesiącami wkroczyła do jego gabinetu.
Byli tak blisko siebie: Końce jego włosów dotykały czoła Belli. Czuł jej oddech na twarzy.
Pochylił się, by ją pocałować, lecz usta napotkały pustą przestrzeń.
Otworzył oczy. Bella niespokojnymi ruchami sprawdzała, czy nie zgubiła kolczyków i czy
naszyjnik
jest bezpiecznie zapięty.
- Czy nie powinniśmy już iść? - spytała, udając, że to nie ona pomieszała szyki gotującemu
się do pocałunku Edwardowi.
Westchnął rozczarowany.
-Chyba tak.
Wychodząc z mieszkania, wiedział na pewno, że jeśli chodzi o Bellę, wpadł po uszy. Sprawy
zaszły za daleko. Bezapelacyjnie.



ROZDZIAŁ ÓSMY

Stwierdziła ze zdumieniem, że to był bardzo udany wieczór. W pierwszej chwili, gdy
powitała ich oślepiająca iluminacja lamp błyskowych aparatów fotograficznych, Bella
pomyślała, że popełniła największy błąd w życiu. Kiedy jednak wkroczyli do sali balowej
klubu „Cztery pory roku" i Edward zaczął ją przedstawiać dziesiątkom gości, których
nazwisk nie sposób było spamiętać, powoli się odprężyła i nawet dobrze bawiła.
Czasem Edwardowi zadawano pytanie, gdzie ją poznał i czy łączy ich coś poważnego, lecz
większość znajomych z góry przyjmowała, że Bella to tylko kolejne ogniwo w łańcuszku
podbojów atrakcyjnego kawalera. Zaliczenie w poczet wielu „dziewczyn Cullena" nie było
dla Belli zbyt miłe, zważywszy na pocałunki i napięcie erotyczne pulsujące między nimi
tuż przed wyjściem z mieszkania. Jednak rzeczywistość nie pozostawiała złudzeń. Była tylko
osobą zatrudnioną przez biznesmena na ściśle określonych warunkach.
Miała urodzić mu dziecko. Gdyby ktokolwiek w wyelegantowanym tłumie odkrył prawdę,
zaszumiałoby od plotek, a media prześcigałyby się w spekulacjach. Oczywiście, dzięki
krojowi sukienki wybranej przez Margaret, Bella nie wyglądała na ciężarną. Fałdy miękkiej
tkaniny maskowały obrzmiały biust i lekko poszerzoną talię.
Menu okazało się wyśmienite, a Bella z dumą zanotowała fakt, że do każdego dania wybrała
odpowiednie sztućce, szklanki i kieliszki. Właśnie podano deser i podczas gdy ona w
milczeniu smakowała tiramisu, Edward czarował siedzącą obok matronę opowieścią o
ostatnim pobycie w Toskanii.
Toskania. Dopiero po paru minutach Bella zorientowała się, że chodzi o urlop we Włoszech.
Zadawała się z człowiekiem obytym w świecie. Z bogatym, znanym człowiekiem interesów,
który spełniając chwilową zachciankę mógł polecieć w dowolny zakątek globu.

background image

A ona? Studentka, uboga, z trudem utrzymująca matkę i siebie, zalegająca z opłatami za
studia... Nie wiedziała nawet, gdzie leży Toskania, ani jakie pejzaże powinna kojarzyć z tą
krainą. I cóż z tego, że geografia nie należała nigdy do jej mocnych stron, skoro i tak
nigdy nie będzie miała okazji do zwiedzenia Toskanii i jej zabytków.
Przyszłość nie wyglądała różowo. Bella chciała zrobić licencjat z pedagogiki
wczesnodziecięcej, znaleźć pracę nauczycielki w przedszkolu lub w zerówce i odłożyć
trochę pieniędzy na zakup domu, w którym zamieszkałaby z matką. Dość banalne plany na tle
możliwości ludzi zgromadzonych w klubie „Cztery pory roku" którzy za
płacili po tysiąc dolarów za kolację złożoną z siedmiu dań i sposobność do spotkania równych
sobie. Bella lubiła swoje małe marzenia i to jej wystarczało.
Edward otarł wargi serwetką i uśmiechnął się uwodzicielsko.
- Zatańcz ze mną.
Wyrwana z rozmyślań spostrzegła nagle, że skupiła się na kształcie ust Edwarda, nie zaś na
sensie wypowiadanych słów.
- Słucham?
Ujął jej ręce i wstał z krzesła.
- Zatańczmy.
Podążyła za nim między rzędami gustownie nakrytych stolików na wypolerowany dębowy
parkiet. Orkiestra grała klasyczną przeróbkę standardu jazzowego
„Jestem w nastroju na miłość" i chociaż Bella nie znała kroków odpowiadających rytmowi,
zdała się na Edwarda. Pląsali i wirowali jak jeden organizm, sami na pustym parkiecie.
- Czy ktoś już ci mówił, że jesteś piękna?
Zmusiła się, by spojrzeć mu prosto w oczy.
- To dzięki tej pięknej sukni.
- O nie. Aczkolwiek ona też ma swój urok. Jednak
o wiele większe wrażenie robi na mnie kobieta odziana w tę suknię.
Mocniej przycisnął dłoń do jej nagich pleców i przytulił twarz do jej twarzy. Belli wydało się
to całkiem naturalnym gestem. Delikatnie potarła policzkiem o jego policzek, wyczuwając
króciutki zarost. A przecież golił się przed wyjściem. Miękkie - twarde, gładkie -
szorstkie, kobieta - mężczyzna... To działo się naprawdę. Pragnęła zatrzymać ten moment,
utrwalić w pamięci na zawsze.
Poczuła jego usta tuż przy uchu.
- Zabiorę cię do domu.
Nie udawała, że nie rozumie. Nie chciała. Już nie.
Muzyka, atmosfera, bliskość Edwarda - wszystko to zdusiło w niej chęć oporu. Przestało ją
obchodzić, czy zachowa dystans do pracodawcy i co się stanie jutro. Raz
w życiu chciała pójść za głosem serca i przeżyć przygodę z tym właśnie mężczyzną.
Uśmiechnęła się nieśmiało i kiwnęła głową.
- Bogu dzięki - mruknął i pociągnął ją za sobą. Jak lodołamacz przez morze kry, tak on
twardo torował im drogę przez morze zaproszonych gości. Na ulicy udało mu się od razu
przywołać limuzynę. Ledwo wsiedli, zasunął przyciemnianą szybę dzielącą ich od
kierowcy i chwycił Bellę w ramiona.
Przywarła do niego całym ciałem. Czuła, jak budzi się jego męskość.
- Bello - dyszał tuż przy jej ustach. - Oszalałem dla ciebie.
A ja dla ciebie, stwierdziła w myślach. Nie zamierzała wyznać, jak silne targają nią emocje i
jak łatwo się w nim zakochała.
Zsunął ramiączka sukni, zaczął całować jej nagie ramiona, a potem piersi. Jęknęła. Nawet nie
zauważyła,
kiedy samochód zatrzymał się przed domem. Edward okazał więcej przytomności. Zaklął pod
nosem, doprowadził jej suknię do porządku i otarł smużkę rozmazanej pomadki z jej ust.

background image

- Wszystko w porządku? - zapytał zatroskany.
- W porządku - zapewniła wbrew sobie.
Jej ciało drgało jak szarpnięta struna. Umysł odmówił współpracy. Resztką przytomności
zauważyła ślad szminki na wardze Edwarda i starła go koniuszkiem palca.
Kiedy drzwi windy zamknęły się za nimi, Edward przyparł ją do ściany i całował. Wniósł ją
na rękach do mieszkania, kierując się prosto do sypialni, gdzie położył ją na materacu,
delikatnie jak dziecko, i odgarnął kosmyki włosów z jej twarzy. Zdjął z siebie smoking,
muszkę, pas, koszulę, spodnie i buty. Pomyślała, że też powinna się rozebrać, lecz nie była w
stanie się ruszyć porażona pięknem ciała mężczyzny, który jej pożądał.
Właśnie jej - prostej, bezpretensjonalnej Isabelli Swan
Położył się obok, opierając się na łokciu, aby móc się jej przyglądać. Nie wiedziała, co robić,
co mówić. Nieczęsto znajdowała się w łóżku z mężczyzną, zwłaszcza tak przystojnym i
bogatym. A jeśli się spodziewał, że ma do czynienia z kimś doświadczonym w arkanach
sztuki miłosnej?
Nie przestając patrzeć prosto w oczy Belli, zdjął
spinki przytrzymujące jej fryzurę.
- Chcesz przestać? - spytał cicho. - Jeśli tak, będę musiał wiele dni stać pod zimnym
prysznicem, ale nie chciałbym cię nakłaniać do czegoś, na co nie jesteś gotowa. Nie musimy
się dalej posuwać. Dotyk palców rozczesujących jej włosy działał koją
co i ośmielająco.
- Nie. Chcę dalej. Tylko że... nie robiłam tego zbyt często.
- W porządku. Ja też nie tak często, jak mogłabyś przypuszczać. Tym bardziej przeżyjemy coś
wspaniałego.
Między seriami pocałunków rozpiął suwak sukni i zsunął ją z Belli. Pod spodem miała tylko
skąpe koronkowe majteczki. Piersi zakryła dłońmi.
Był taki silny, męski, a ona czuła się przy nim krucha i mała. Jednocześnie dawał jej poczucie
bezpieczeństwa.
Mężczyzna i kobieta. Ładnie brzmi.
- Nie chowaj się przede mną. - Ułożył jej ręce wzdłuż ciała. - Chcę podziwiać twoje piękno.
Skuliła się pod jego badawczym wzrokiem i zacisnęła palce na prześcieradle. Musnął
kciukiem jedną z sutek.
- Odkąd cię poznałem, twoje piersi stały się pełniejsze - stwierdził, uśmiechając się szeroko. -
Mam oko do takich szczegółów. - Przeciągnął dłonią po jej skórze w dół, do linii bioder. - Nie
mogę się już doczekać innych zmian, których ciąża dokona w twoim ciele.
Ręka Edwarda dotarła do jej najintymniejszego miejsca. Bella czuła, że dłużej nie wytrzyma
napięcia.
- Edward - poprosiła zdyszanym szeptem. - Wejdź we mnie.
Pochylił się nad nią.
- Właśnie chcę to zrobić.
Pokrył jej usta pocałunkami, a równocześnie powoli
wśliznął się do jej wilgotnego wnętrza. Z żadnym mężczyzną nie zaznała tak intensywnych
przeżyć. Cała płonęła i drżała. Oplotła go ramionami i nogami.
- Nie przerywaj - poleciła z uwodzicielskim uśmiechem. - Początek jest bardzo obiecujący.
Rozkołysał ich oboje, aż, przywołując swe imiona, razem dotarli na szczyt rozkoszy.
Nie wiedział, jak długo spoczywał na niej bez tchu.
Kilka minut czy kilka godzin? Kiedy się wreszcie zorientował, że przygniata ją ciężarem
swojego muskularnego ciała, położył się obok. Natychmiast przywarła do jego boku,
przytulając twarz do męskiej piersi. Pogładził jej ramię.
- Jak się czujesz?
W szmaragdowych oczach Belli rozbłysły iskry, a w kącikach ust zabłąkał się uśmiech.

background image

- Lepiej niż dobrze.
Przeciągnęła się leniwie, trącając kolanem jego czuły narząd, co natychmiast rozbudziło w
nim męski instynkt. Naprowadził jej dłoń na to miejsce.
- Co o tym sądzisz?
Otoczyła palcami twardy kształt.
- Sądziłam, że mężczyźni muszą odpocząć między... aktami.
Parsknął śmiechem. Odkąd poznał Bellę, niemal permanentnie był w stanie podniecenia.
- Widocznie nie.
Usiadła na udach Edwarda i oparła dłonie na jego torsie.
- Powinniśmy rozwiązać ten problem, prawda?
Jak zahipnotyzowany obserwował kobiece ręce pieszczące jego klatkę piersiową i brzuch.
Kiedy burza miedzianych włosów okryła jego podbrzusze, omal nie ze
mdlał z wrażenia. Setki razy wyobrażał sobie tę chwilę.
- Kochanie - wydusił przez zaciśnięte zęby - nie musisz tego robić.
Podniosła zdziwiony, choć nie zawstydzony wzrok.
- Nie chcesz?
- Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie. Nie chciałbym jednak, żebyś robiła coś, na co nie
jesteś gotowa. Uśmiechnęła się niewinnie.
- Skoro nie zgłaszasz sprzeciwu natury moralnej, mogę szczerze stwierdzić, że chcę to robić.
Usta i język Belli dokonały cudów. Na kilka sekund przed spełnieniem zdążył jednak
zatrzymać jej pieszczoty i wśliznąć się w nią, by dokończyć dzieła.
Wiedziała, że zbyt wiele ich dzieli i że ich związek nie ma przyszłości, lecz mimo to pragnęła
zatrzymać magię tej chwili, czuć Edwarda przy sobie, nad sobą, w sobie. I nie miała żadnych
wyrzutów sumienia w związku z tym, na co się zdecydowała. Surowo przykazała sobie
w myślach, że rano sytuacja wróci do stanu sprzed tej szalonej nocy. Nigdy więcej nie
pozwoli własnej wyobraźni na snucie marzeń o miłości, małżeństwie i rodzinie.



ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY



Nigdy w życiu nie spała tak mocno. Sądząc z silnych promieni słońca sączących się przez
zasłony w oknach sypialni, musiało być po dziesiątej. Już dawno powinna wstać, ale ciało
odmawiało jej posłuszeństwa i za każdym razem, gdy próbowała się podnieść, Morfeusz
znów porywał ją do krainy snu. Po pewnym czasie obudził ją zapach grzanek i świeżo
zaparzonej kawy. Wiedziała, że nie może pić kawy,
ale aromat mile drażnił nozdrza i wzywał do rozpoczęcia dnia. Nagłe zorientowała się, że jest
naga. Dobrą minutę zajęło jej odzyskiwanie wspomnień z poprzedniej nocy.
Edward. Rewelacyjny seks bez końca. Kąpiel w szampanie czy w ptasim mleku nie mogłaby
się równać z tym, jak Bella się czuła w jego ramionach. Gdyby potrafiła zatrzymać czas. ..
Niestety, mogła co najwyżej nie marnotrawić go na próżne żale. Owszem, żałowała, że nie
spotkali się wcześniej i że dzieliły ich różnice nie do pokonania,
ale absolutnie nie żałowała nocy spędzonej z Edwardem.
Teraz musiała się postarać, aby ich relacje nie wykraczały poza warunki spisanej umowy. Z
bólem, lecz była w stanie tego dokonać. Naprawdę...
Zaskrzypiały drzwi i do sypialni wkroczył boso, nieogolony, w spranych dżinsach,
mężczyzna z jej snów, niosąc bambusową tacę.

background image

- Dzień dobry. Dobrze spałaś?
Bella błyskawicznie podciągnęła kołdrę pod szyję i chrząknęła zawstydzona.
- Świetnie. A ty?
Usiadł na skraju łóżka. Odruchowo odsunęła się i poprawiła poduszki.
- Od dawna nie spędziłem tak udanej nocy. - Musnął jej usta pocałunkiem i mrugnął
porozumiewawczo.
- Ale to nie ma nic wspólnego ze snem.
Ostrożnie ustawił tacę na jej udach i podał jej kubek. Wciągnęła w nozdrza ożywczą woń
herbaty ziołowej, a zanim wypiła łyk, podmuchała na powierzchnię parującego napoju.
- Nie wiedziałem, co lubisz jeść na śniadanie, więc
postanowiłem zacząć od grzanek. Jeśli chcesz, przyrządzę coś innego.
- Nie trzeba. Mniam! Pycha!
Wetknął niesforny kosmyk za jej ucho.
- Wczoraj na kolacji wyglądała cudownie, ale teraz
jesteś po prostu zjawiskowa.
Znieruchomiała. Jak się miała bronić przed takimi komplementami? Jak ignorować głos serca
bijącego mocno w piersi na znak fascynacji mężczyzną, który przyniósł jej śniadanie do łóżka
i nazwał zjawiskową w chwili, kiedy jej fryzura przypominała zapewne gniazdo?
- Wybierzmy się dziś na zakupy - zaproponował,
nieświadomy burzy emocji, która rozszalała się w duszy Belli. - Powinniśmy już pomyśleć o
pokoju dla dziecka. - Położył dłoń na ledwie zarysowanej wypukłości jej brzucha. - Mogłabyś
mi coś doradzić przy urządzaniu wnętrza. Bardzo liczę na twoją pomoc, bo zupełnie nie
wiem, jak się do tego zabrać. Urządzanie pokoju ich dziecka!
Pobiegnie na te zakupy jak na skrzydłach. Czyż nie tak właśnie wyglądał następny etap jej
wizji idealnej rodziny, którą w wyobraźni tworzyła z Edwardem?
Tylko jeden dzień wędrówki od sklepu do sklepu. Jeden dzień konsultacji dla przyszłego ojca.
Mogłaby mu pomóc w wyborze wózka i torby na akcesoria niemowlęce. Jeszcze tylko ten
jeden dzień razem. Przełknęła ostatni kęs grzanki i kiwnęła głową.
- Szybko się ubiorę i możemy iść.
Wstając z łóżka, znów ją pocałował w policzek.
- Już nie mogę się doczekać.
Lekkie śniadanie uchroniło ją przed napadem porannych mdłości. Włożyła dżinsową spódnicę
do pół łydki, bluzkę w jesienne liście i ciepłą kurtkę, odpowiednią na tę porę roku.
Edward pracowicie stukał w klawiaturę laptopa. Kiedy stanęła w progu gabinetu, wyczuł jej
obecność i podniósł wzrok.
. - Zaczekasz jeszcze minutkę! - spytał przepraszającym tonem.
- Nie spieszy mi się.
Zawróciła do kuchni. Nalała sobie szklankę soku pomarańczowego i spostrzegła na blacie
poranną gazetę.
Postanowiła zajrzeć do rubryki z humorem i sprawdzić horoskop. Jej uwagę przykuł jednak
artykuł opisujący wczorajszą kolację. W miarę lektury coraz bardziej
marszczyła czoło. Zamiast tekstu na temat szczytnego celu imprezy znalazła listę osób ze
śmietanki towarzyskiej wraz z opisem ich kreacji wieczorowych. Na środku strony
umieszczono dużą czarno-białą fotografię.
Przedstawiała Edwarda i Bellę na parkiecie, mocno przytulonych i wpatrzonych w siebie tak
intensywnie, jakby świat wokół nich nie istniał. Podpis pod zdjęciem mówił, że
multimilionerowi towarzyszyła tajemnicza kobieta, która bezlitośnie wykosiła wszystkie
potencjalne konkurentki w Chicago.
Zamarła z wrażenia. Nie zauważyła na sali żadnego fotoreportera, lecz najwyraźniej paparazzi
nie zasypiali gruszek w popiele. Ukrywali się pod stołami? Za palmami

background image

w donicach? A może zaprosili ich organizatorzy?
Oczywiście nie miało to znaczenia. Stało się. Jej zdjęcie wylądowało w milionowym
nakładzie gazety „Sun-Times".
Poszła na tę kolację, czyniąc przysługę swemu pracodawcy, a także dlatego, że naprawdę
chciała gdzieś wyjść z Edwardem. Jedna randka, jedna elegancka kolacja, jeden taniec. Przez
jeden wieczór mogła udawać, że łączy ich coś więcej niż umowa biznesowa.
Nie chciała, żeby ktoś ich obserwował, łączył w romantyczną parę lub nawet odkrył, że Bella
jest w ciąży i że nie stało się to w sposób tradycyjny. To
oznaczałoby kłopoty dla nich obojga. Nachodziliby ją dziennikarze z pytaniami o Edwarda,
jak się poznali, jak doszło do decyzji o zostaniu matką zastępczą potomka
Cullenów, ile zarobi i jak sobie wyobraża oddanie własnego dziecka - części swojego „ja".
Za Edwardem snuliby się nieustannie reporterzy, węsząc, dlaczego skorzystał z usług
nieznajomej kobiety, skoro mnóstwo mieszkanek Chicago marzyło o poślubieniu pana
Cullena i ofiarowaniu mu wszystkiego, czego zapragnie. O całej sprawie dowiedziałaby się
matka, koledzy i profesorowie Belli, a jej życie zmieniłoby się nieodwracalnie.
Co gorsza, z czasem dziecko również poznałoby prawdę - z szeptanych komentarzy,
ukradkowych spojrzeń. A wtedy poczułoby się opuszczone przez matkę, która
z czekiem na okrągłą sumkę odpłynęła w siną dal. Zachwiała się na nogach. Cóż ona
najlepszego zrobiła? Nigdy do tej pory nie przyszło jej do głowy, że nie zdoła uchronić
prywatności. Wzięła głęboki oddech, próbując uspokoić nerwy i na nowo przeanalizować
sytuację. Raz jeszcze przyjrzała się fotografii, która wywróciła jej świat do góry nogami.
Na podstawie gazetowego zdjęcia nikt by nie pomyślał, że Bella jest w ciąży. Gdyby się teraz
ulotniła, nikt nigdy nie odkryłby jej sekretu. Eureka! Powinna
zniknąć i to natychmiast, zanim następny fotoreporter złowi ją w obiektywie u boku Edwarda.
Wróci do swojego mieszkanka i przeczeka medialny zgiełk. Kiedy fala plotek opadnie, wróci
na uczelnię i do jednego lub nawet dwóch z dotychczasowych zajęć zarobkowych.
Jednego była pewna: musi się trzymać z daleka od Edwarda. Nie mogą się pokazywać razem.
Odruchowo dotknęła delikatnie zaokrąglonego brzucha. Nie wolno jej
było uczynić nic, co zaszkodziłoby życiu dojrzewającemu w jej wnętrzu, lecz powinna nabrać
dystansu i do dziecka, i do jego ojca. Zdusić wszelkie emocje, póki miała na to siłę.
Po cudownej nocy miał spędzić z Bellą dzień,
W jej obecności czuł się weselszy, częściej się uśmiechał, nie myślał wciąż o pracy, a nawet
wyobrażał sobie, że mogliby resztę życia przeżyć razem.
Był jeden z wietrznych, chłodnych jesiennych dni, kiedy człowiek ma ochotę tylko na jedno:
zaszyć się w domu, w fotelu, przy kominku. Bluzka Belli miała barwę je
siennych liści na beżowym tle, które zdawało się zlewać z bladością jej skóry. Nienaturalną
bladością. Spostrzegł, że przycisnęła dłonie do brzucha i ciężko dyszy. Zaniepokoił
się nie na żarty. Podbiegł do niej i chwycił za ramiona.
- Źle się czujesz?
W pierwszej chwili pomyślał o dziecku i o ewentualnej konieczności wizyty w szpitalu. Na
rzęsach Belli błyszczały krople łez.
- Widziałeś dzisiejszą gazetę?
Do diabła, on się martwił o ciążę, a ona mówiła o jakiejś gazecie i pukała palcem w
niewyraźną fotografię w „Sun-Times"! Pochylił się nad zdjęciem, przeczytał
podpis i przebiegł wzrokiem treść artykułu. Przywykł do takich materiałów prasowych i
ignorował je lub wyśmiewał, nie rozumiał-więc, co właściwie wyprowadziło Bellę z
równowagi.
- No tak, powinienem cię ostrzec, że przed restauracją i na sali pojawią się fotoreporterzy -
przyznał spokojnie. - Zdążyłem zobojętnieć na ich obecność.
- Całe Chicago pomyśli, że łączy nas romans. Nie obchodzi cię to? - spytała surowym tonem.

background image

Nawinął kosmyk jej brązowych włosów na palec.
- Po wydarzeniach ostatniej nocy sądzę, że naprawdę łączy nas romans. A ty?
Potrząsnęła głową i cofnęła się o krok.
- Nie wiem... nie chcę, żeby ludzie traktowali nas jak parę, plotkowali o nas i... A jeśli się
dowiedzą o dziecku? - Zniżyła głos do szeptu. - Chcesz, żeby wszyscy poznali historię
pomysłu z wynajęciem matki zastępczej?
Słowa Belli dudniły mu w uszach jak fale sztormowe. Czy obchodziło go, że ludzie się
dowiedzą się jego ojcostwie? Nie! Czy chciał, żeby świat poznał szczegóły jego umowy z
panną Swan? Zdecydowanie nie. Ale tylko dlatego, że chciałby widzieć Bellę w roli kogoś
znacznie ważniejszego niż matka zastępcza. Pragnął zatrzymać ją w swoim życiu na dłużej
niż dziewięć miesięcy.
- Masz rację - odezwał się po długim milczeniu. -
Niedobrze by się stało, gdyby wszyscy dookoła wiedzieli, w jaki sposób doszło do poczęcia
dziecka. Nie dbam specjalnie o siebie, ale nie chcę, żeby ludzie wściubiali
nos w twoje życie. Myślę, że powinnaś za mnie wyjść.
Pod Bellą ugięły się nogi i gdyby jej nie podtrzymał, runęłaby na podłogę.
- Co powiedziałeś? - wydusiła zaszokowana z zaschniętego gardła.
- Myślę, że powinniśmy się pobrać - powtórzył ze stoickim spokojem. - To położy kres
plotkom. Nawet jeśli ludzie połączą fakty i ustalą, że byłaś w ciąży
przed ślubem, nikomu nie przyjdzie na myśl hipoteza ze sztucznym zapłodnieniem.
Zmarszczyła czoło.
- A co z zawartą umową?
- Mój adwokat spali kontrakt. Nikt nigdy nie dowie się prawdy o poczęciu dziecka ani o tym,
że z początku łączyły nas interesy, a nie miłość.
Czas płynął, a oni wciąż stali pośrodku kuchni. Twarz Edwarda wyrażała i nadzieję, i
niepewność zarazem.
Bella doszła do wniosku, że Edward nie chce jej poślubić. Chce mieć dziecko i chce ją
uchronić przed wrzawą w mediach, lecz właściwie wcale nie chce jej jako żony. Przynajmniej
nie tak, jak ona sobie wyobrażała małżeństwo.
Uprzytomniła sobie nagle, jak silnie się zaangażowała w tę znajomość. Po prostu się
zakochała. Małżeństwo dla zmylenia opinii publicznej jej nie wystarczało.
Chciała mieć wszystko albo nic. Lepiej odejść natychmiast. Oczywiście widywałaby
go nadal podczas badań okresowych, porodu, a może też raz czy dwa po narodzinach dziecka,
ale musi natychmiast rozerwać sieć emocjonalnego uzależnienia od Edwarda i ugasić uczucia,
które płonęłyby w jej sercu, gdyby została dłużej w jego domu lub, co gorszą
gdyby wyszła za niego.
- Przykro mi. Nie mogę się na to zgodzić - oświadczyła, z najwyższym wysiłkiem
powstrzymując łzy.
Zdumiony zamrugał powiekami. Przecież nikt nie śmiał mu niczego odmawiać.
- Jak to? To jedyny sposób, aby przeciąć spekulacje na temat ciąży.
- Nie. Jeśli odejdę i będziemy ściśle przestrzegać warunków umowy, zniknie powód do
plotek.
Mięśnie twarzy Edwarda zadrżały, a w szarych oczach pojawiły się irytacja i determinacja.
- Mój plan jest lepszy.
Czuła, że oczekuje jej kapitulacji, ale się nie ugięła.
- To nie są negocjacje biznesowe - przypomniała z rozbrajającą otwartością. -Przykro mi, ale
odchodzę. Obróciła się na pięcie i pokonując opór stóp, ruszyła do sypialni. Ignorując strugi
łez płynące po policzkach zaczęła się pakować.

background image


ROZDZIAŁ DZIESI
ĄTY


Następne kilka tygodni bez Belli okazało się piekłem. Snuł się po mieszkaniu jak widmo,
naskakiwał na każdego, kto stanął mu na drodze, i wydawał polecenia
współpracownikom za pomocą warknięć. Jedyną osobą, której nie dotknęły skutki podłego
nastroju Edwarda, była Margaret.
Zastanawiał się wciąż, co takiego powiedział lub czego nie powiedział, co kazało Belli
odejść. Czy istniał sposób, by ją odzyskać? Dzwonił, nagrywał się na
automatycznej sekretarce, zostawiał wiadomości na uczelni i w jej dawnych miejscach pracy.
Posyłał kwiaty i słodycze, które wracały nie rozpakowane. Gdyby
nie zapewnienia doktora Newtona, że Bella czuje się świetnie, co ocenił na podstawie
rozmów telefonicznych z pacjentką, Edward wpadłby w panikę. Zapisał sobie w kalendarzu
czerwonym flamastrem datę najbliższego badania kontrolnego i poprosił Margaret, aby na
to popołudnie nie umawiała żadnych spotkań.
Może Bella nie chciała go widzieć, lecz on pragnął jej widoku jak kania dżdżu. I gdyby nawet
nie miała ochoty na rozmowę, Edward gotów był wygłosić długi monolog.
Po raz pierwszy od miesiąca miała zobaczyć Edwarda.
Ze zdenerwowania pociły jej się dłonie i nie mogła złapać tchu. Wyszła z jego mieszkania z
jedną walizką i chociaż potem Edward przysłał resztę rzeczy, odmówiła przyjęcia
dodatkowych przesyłek, czyli kwiatów i podarunków. Nie zależało jej na jego pieniądzach i
żadna ilość róż i czekoladek nie zmieniłaby jej zdania w kwestii poślubienia człowieka, który
jej nie kochał.
Dziś wypadała czwarta od początku ciąży comiesięczna wizyta. Wiedziała, że Edward też się
wybiera do doktora Newtona. Mógł przeboleć, że Bella nie odpowiada na telefony i odsyła
prezenty, ale nigdy w życiu nie zrezygnowałby z okazji, by się dowiedzieć o stan zdrowia
dziecka.
Zdawała sobie sprawę, że była to też dla niego sposobność, by skłonić ją do wysłuchania tego
wszystkiego czego nie zawierały lakoniczne wiadomości zostawianej na sekretarce. Musiała
się mieć na baczności i nie dać się namówić na coś równie szalonego jak wprowadzę
nie się do niego z powrotem lub zadeklarowanie, że go poślubi.
Na dźwięk pukania do drzwi pokoju badań mimowolnie złączyła kolana pod prześcieradłem
przykrywającym ją od pasa w dół. Do gabinetu wkroczył doktor, a tuż za nim Edward,
wysoki i barczysty, co podkreślał dodatkowo krój marynarki od świetnego krawca. Posłał jej
niepewny uśmiech spod ciemnej czupryny rozwianej przez wiatr, jakby wiedział, że jego
widok nie wywoła jej entuzjazmu.
I rzeczywiście. Napięła mięśnie i wbiła paznokcie w chłodną ceratę pokrywającą kozetkę. W
myślach krzyczała bezgłośnie: Co on tu robi? A przecież tęskniła za nim! Minęły zaledwie
trzy tygodnie od publikacji pamiętnej fotografii i od baśniowych dni spędzonych
w domu Edwarda. Zbyt łatwo przystosowała się do jego stylu życia. Zbyt łatwo zapomniała,
że jest dla niej pracodawcą, który wynajął ją do urodzenia dziecka. Zbyt
łatwo wyobraziła sobie ich wspólną przyszłość. Pozwoliła sobie zakochać się w nim i
poniosła karę. Chciała się trzymać od niego z daleka, a zarazem
rozpaczliwie pragnęła jego obecności. Leżała sztywno pod prześcieradłem na kozetce, choć
wolałaby radośnie paść mu w ramiona.
Edward zamknął za sobą drzwi, powiesił płaszcz na wieszaku i stanął u wezgłowia kozetki.
Doktor rozpoczął rutynowe oględziny. Okazywanie wstydu podczas
badania po tym, jak robiła w łóżku o wiele śmielsze rzeczy, byłoby z jej strony głupotą.
Newton zapisał wyniki w karcie pacjentki i wycisnął

background image

na jej brzuch żel do badań ultrasonograficznych. Mimowolnie jęknęła, gdy zimna substancja
dotknęła jej ciepłego ciała. Edward natychmiast chwycił ją za rękę
i pochylił się zaniepokojony, że lekarz sprawił jej ból.
Poczuła ciepło w sercu. W gruncie rzeczy był dobrym, wrażliwym człowiekiem, tyle że nie
odwzajemniał jej uczucia.
- Nie spodziewałam się, że ten żel jest taki zimny -wyjaśniła z cieniem uśmiechu na twarzy.
- Przepraszam - odezwał się ginekolog, głowicą aparatu rozsmarowując substancję po
powierzchni brzucha. Potem ustawił, monitor tak, by oboje widzieli obraz. - Zdecydowaliście
już, czy chcecie zawczasu poznać płeć dziecka?
Bella zawsze uważała, że płeć dziecka powinna być przez dziewięć miesięcy ekscytującą
zagadką, ale w tym szczególnym przypadku decyzja o ujawnieniu płci nie należała tylko do
niej. Właściwie w ogóle nie należała do niej.
Obróciła głowę i zerknęła pytająco na Edwarda.
- To zależy od ciebie. To twoje dziecko.
- To nasze dziecko - stwierdził stanowczo, ściskając jej palce. - Osobiście wolałbym mieć
niespodziankę, ale jeśli ty chcesz wiedzieć, ja też nabiorę ochoty.
Znalazła się w niebezpieczeństwie. Urok Edwarda działał zniewalająco. Nie chciała, żeby ją
czarował uprzejmością, mówił o „ich" dziecku i przypisywał jej jakieś prawa do decydowania
w kwestiach związanych z ciążą.
Milczała, więc Edward zwrócił się do doktora
- Chyba zaczekamy. Ale z pewnością chcemy wiedzieć, czy dziecko jest zdrowe i czy ma
wszystkie paluszki u rąk i stóp.
Newton uśmiechnął się z zadowoleniem. Jeśli nawet zauważył coś dziwnego w reakcji
rodziców dziecka, nie dał tego po sobie poznać. Powoli przesuwał głowicę po ciele ciężarnej,
pokazując na ekranie poszczególne części płodu: głowę, nogi, rączki ułożone tak, jakby
maleństwo ssało kciuk. Wyjaśnił, że dziecko jest jeszcze zbyt małe, lecz za kilka miesięcy
uda się policzyć jego paluszki.
Oczy Belli zaszkliły się ze wzruszenia. Patrzyła na swoje dziecko. Czarno-biały, niewyraźny
obraz. Obraz jej dziecka. Było takie małe, niewinne, bezpiecznie schowane w łonie matki,
całkiem zależne od jej organizmu. Czuła, jak rośnie, lecz aż do tej chwili
nie wyobrażała sobie, jak wygląda ani jaki wpływ na jej chwiejny stan emocjonalny będzie
miał obraz na monitorze USG.
- Popatrz! - szepnął zachwycony Edward.
Zamrugała powiekami, aby nie dać poznać po sobie wielkiego wzruszenia na widok ich
dziecka.
- Przypuszczam, że oboje chcecie mieć wydruk - zagadnął Mike, włączając odpowiedni
przycisk ultrasonografu.
Wręczył im po jednej kopii, a kiedy w skupieniu studiowali układ szarych punkcików,
papierowym ręcznikiem starł żel z brzucha Belli.
-I to by było na tyle - obwieścił, klepiąc pacjentkę po kolanie. - Proszę się pokazać za sześć
tygodni, ale gdyby miała pani jakieś pytania, proszę śmiało dzwonić.
Lekarz wyszedł z gabinetu, a Bella, podtrzymywana przez Edwarda, wstała z kozetki,
zasłaniając przód ciała koszulą szpitalną. Zdjął z wieszaka jej ubranie.
- Czy mam wyjść, kiedy będziesz się ubierać?
- Niekoniecznie - odparła cicho.
Odwrócił się plecami, by zapewnić jej minimum prywatności. Prawdziwy dżentelmen,
pomyślała, wkładając bieliznę i dzianinową sukienkę bez rękawów koloru khaki. Kiedy
napotkała na problem ze splątanymi rękawami pulowera, Edward natychmiast pospieszył z
pomocą.
- Dobrze ci w tym stroju - mruknął, przeciągając chwilę kontaktu z jej ramionami.

background image

Dwie sekundy wystarczyły, by zalała ją fala gorąca, a serce zaczęło bić w piersi jak oszalałe.
-1 ładnie podkreśla zaokrąglony brzuszek - mówił dalej, podając jej płaszcz. - Pewnie gadam
jak jaskiniowiec, ale mam to gdzieś. Po prostu lubię patrzeć, jak ci rośnie brzuch za sprawą
mojego dziecka Przywarł do pleców Belli i wyciągając ręce, zapiął guziki jej płaszcza.
Najdłużej trwało zapinanie guzika na brzuchu. Bishop nie przepuścił okazji, by pogłaskać
uroczą wypukłość.
- Jedź ze mną do domu - szepnął tuż przy jej uchu.
Resztką sił odparła pokusę i chociaż nade wszystko pragnęła kochać się z nim do utraty tchu,
potrząsnęła głową i przerwała magiczny krąg, którym ją otoczył.
- Nie - wychrypiała przez zaschłe usta. - Przykro mi, ale to nie najlepszy pomysł.
Westchnął ciężko i ruszył do drzwi. Nacisnął klamkę, lecz obejrzał się jeszcze i popatrzył jej
prosto w oczy.
- Skoro nie chcesz pojechać do mnie, może przynajmniej pozwolisz się odwieźć do swojego
mieszkania?
Otworzyła usta, by odmówić, ale nie dopuścił jej do głosu.
- Zgódź się, proszę. - Wyciągnął do niej dłoń. - Nie chcesz u mnie zostać, nie chcesz do mnie
pojechać, nie pozwalasz się nawet dotknąć. Na litość boską, przyjmij chociaż drobną
przysługę podwiezienia cię do domu.
Nie wiedziała, czy w jego głosie była złość, czy raczej ból. Pewnie i jedno, i drugie. Uznała,
że krótka przejażdżka limuzyną nie stworzy dla niej niebezpieczeństwa. Przecież w
samochodzie będzie szofer, a ona może usiąść naprzeciwko Edwarda, o metr od jego fotela.
Bez słowa skinęła głową. Trzymając dłoń na jej karku, poprowadził ją przez recepcję na
parking i polecił szoferowi jechać do domu panny Swan.
Bella usiadła jak najdalej od Edwarda, wyraźnie
spięta, skulona w wełnianym płaszczu. Mężczyzna zachował odległość, którą bezwiednie
wyznaczyła, mimo że bardzo chciał ją objąć i przytulić.
- Jak się czujesz? - spytał, by zburzyć mur milczenia.
- Świetnie - odrzekła, nie patrząc na niego.
Grzeczna i układna, a on nie tego od niej oczekiwał. Oczekiwał namiętności, gniewu, histerii
- czegokolwiek, co świadczyłoby o temperaturze jej emocji, co udowodniłoby, że ich jedyna
cudowna wspólna noc nie była nic nieznaczącym epizodem.
- Poranne mdłości ustąpiły? - podsycał płomyk rozmowy.
Nareszcie odwróciła głowę. W zielonych jak mech oczach wyczytał wątpliwości i ostrożność.
- Prawie. Od czasu do czasu miewam lekkie mdłości, ale chyba lada dzień miną bez śladu.
- Cieszę się. - Zapadła krótka cisza. - Potrzebujesz czegoś? Pieniędzy, witamin, ubrań
ciążowych?
Zmarszczyła czoło. Zrozumiał, że jego pytania obracają się w kręgu kwestii finansowych,
podczas gdy połączyło ich coś więcej. Ale jak przekonać o tymBellę, która nawet nie chce z
nim rozmawiać.
- Mam wszystko, czego mi potrzeba - oświadczyła głosem zimnym jak lód.
- Przepraszam - zapewnił żarliwie. - Nie chciałem, żeby to zabrzmiało jak zarzut, że nie dbasz
o siebie i dziecko, ja tylko... martwię się o ciebie, Bellą. Tęsknię za tobą - oświadczył, czując,
że zaraz zabraknie mu odwagi do takich wyznań. - Źle mi z tym, że cię nie widuję i że nie
wiem, jak sobie radzisz. Nie jest moim zamiarem kontrolowanie twoich czynów, ale muszę
przyznać, że czułbym się lepiej, gdybyś się z powrotem wprowadziła do moje
go mieszkania. Wtedy przynajmniej widywałbym cię codziennie i byłbym na każde
zawołanie.
- Już to omówiliśmy. - Jej oczy pociemniały od smutku. - Nie mogę z tobą zostać. Nie
powinnam się z tobą spotykać nawet w gabinecie doktora Newtona, ponieważ ktoś mógłby
odkryć tajemnicę i zamienić nasze życie w piekło.

background image

Limuzyna zahamowała przed domem Belli i Edward ugryzł się w język, by się nie wdawać w
dalszą dyskusję. Wiedział, że na opór panny Swan nie
ma sposobu. Położył dłoń na jej ramieniu i, o dziwo, nie odtrąciła jej i nie protestowała, gdy
wszedł z nią po schodach.
Mieszkanie Belli miało najsolidniejsze i najczystsze drzwi na całej klatce schodowej, bowiem
biznesmen przykazał ekipie wymieniającej je, by wybrała najbezpieczniejszy i najlepszy
model. Przekręciła klucz w zamku i stanęła na progu, blokując wejście.
- Nie zaprosisz mnie? - nadał głosowi jak najbardziej niewinny ton.
Po namyśle cofnęła się do przedpokoju, rzuciła torbę na blat kuchenny i zaczęła rozpinać
płaszcz.
- Tylko nie siedź za długo - ostrzegła. - Ktoś mógłby cię zobaczyć. Zresztą limuzyna pod
domem jest jasnym sygnałem, że przyjechał tu ktoś ważny.
- Już ci mówiłem, że nie dbam o to. - Wzruszył ramionami, wieszając płaszcz z wielbłądziej
wełny na oparciu krzesła.
- A powinieneś. Chodzi nie tylko o ciebie, lecz o dobro dziecka.
- Poprosiłem, żebyś za mnie wyszła. - Ujął jej dłoń i zaczął głaskać. - To położyłoby kres
ewentualnym plotkom.
- Wcale nie prosiłeś, żebym za ciebie wyszła. - Bezskutecznie próbowała uwolnić rękę. -
Powiedziałeś, że powinniśmy się pobrać, ale nie sądzę, że złożenie przysięgi małżeńskiej
uchroni nas od niezdrowego zainteresowania mediów.
Zapadła głucha cisza. Zielone oczy mężczyzny ściemniały niemal do czerni.
Wstrzymała oddech, uświadomiwszy sobie nagle że oczekuje od niego dramatycznej
deklaracji miłości Gdyby przyznał, że chce się z nią ożenić nie jedynie po
to, by chronić ją i dziecko przed wrzawą medialną, była gotowa zmienić zdanie.
W miarę jak mijały sekundy, twarz Edwarda tężała,
a Bella traciła nadzieję. Wreszcie gdy napięcie zdawało się dochodzić do zenitu, pogłaskał ją
po policzku.
- Mamy lepszy powód, by się pobrać, niż tylko
ucieczka przez wścibskimi dziennikarzami. Nie zaprzeczysz, że dobrze nam razem. Lubię cię,
Bello. Lubię spędzać z tobą czas, lubię twoją obecność za ścianą lub choćby w zasięgu
rozmowy telefonicznej. I myślę, że ty też mnie lubisz.
Zanurzył palce w jej włosach. Jego dotyk uspokajał i dawał poczucie bezpieczeństwa.
Zamknęła oczy. Jak dobrze byłoby się teraz wtulić w jego ciało, okryć nim
jak ciepłym pledem.
Zakochałaby się w nim, nawet gdyby nie łączyło ich
dziecko. Broniła się ze wszystkich sił przed tym uczuciem, lecz poniosła klęskę. Pragnęła być
z nim, dotykać go, czuć go w sobie - jeszcze jeden, ostatni raz.



ROZDZIAŁ JEDENASTY


Objęła go mocno i jak ćma lecąca do płomienia świecy uległa słodkiej pokusie. Oderwał
wargi od jej ust, chwycił ją na ręce i posadził na wąskim łóżku pod
ścianą. Potem zaczął zdejmować garnitur. Patrzyła jak zahipnotyzowana. Miał ciało greckiego
boga. I przez najbliższą godzinę należał do niej.
Gdy rozpiął koszulę, wstała i jak dzika kotka przesunęła paznokciami po jego torsie, żeby
zobaczyć jego reakcję. Było warto. Zamruczał przez zaciśnięte zęby. Rozpięła guziki
mankietów i uwolniła go od koszuli.

background image

Poradziła sobie też z klamrą paska i zanurkowała palcami w głąb spodni, od pępka do kępki
szorstkich włosów i niżej. Obsypała pocałunkami jego szyję, ramiona
i piersi. Kiedy kochali się po raz pierwszy, to Edward grał pierwsze skrzypce. Teraz ona
chciała być dyrygentem, sterować jego reakcjami i prowadzić go na szczyt rozkoszy.
Uklękła przed nim, pieściła muskularne łydki, uda, pośladki. Ocierała się policzkiem o
koniuszek nabrzmiałej męskości. Jej doświadczenia erotyczne były
dość skromne, ale w obecności Edwarda każdy gest stawał się naturalny i oczywisty.
Dotykając go, miała nadzieję, że choćby mała cząstka jego osobowości otworzy się i
zaakceptuje ją nie tylko jako kochankę i nie tylko jako matkę zastępczą jego dziecka.
W przeciwnym razie jej serce zamieni się w sopel lodu na zawsze. Już nigdy nikogo nie
pokocha. Jeszcze nigdy nie był tak podniecony. Jeszcze żadna kobieta nie miała nad nim
takiej władzy. Ale Bella różniła się od wszystkich kobiet, które znał. Inteligentna, niezależna,
wkroczyła w jego życie jak burza. Nie mógł jej pozwolić odejść.
Ale jak ją przekonać, żeby została? Przez mózg prze
mknął mu tuzin scenariuszy, ale nie mógł przecież planować przyszłości w chwili, gdy palce i
usta Belli rozpalały jego żądzę do granic wytrzymałości.
- Zaczekaj na mnie - poprosił ochrypłym szeptem, mając na myśli o wiele więcej niż przebieg
aktu miłosnego.
Chciał jej opowiedzieć o swoich najskrytszych marzeniach, złożyć obietnice, co do których
nie miał pewności, że zostaną spełnione, choć bardzo by tego pragnął.
Teraz jednak nie potrafił już dłużej czekać. Musiał dotknąć jej nagiej skóry. Szybko zdjął z
niej ubranie i położył ją na wąskim materacu, który wydał mu się
nagle łożem usłanym różami w najdroższym apartamencie hotelu Ritz. Włosy rozsypane na
poduszce tworzyły czerwonozłotą aureolę wokół twarzy Belli.
- Nawet nie wiesz, jaka jesteś piękna. Leżysz pode mną jak księżniczka z baśni. Kocham się z
najcudowniejszą kobietą świata. W oczach Belli zabłysły łzy. Z pewnością
Edward miał dziesiątki dziewczyn, ale nie wyobrażała sobie, by wszystkim szeptał takie
komplementy.
Zresztą z iloma z nich spał na niewygodnym materacu w obskurnym pokoiku?
Musiał coś do niej czuć! Gdyby nic dla niego nie znaczyła i gdyby traktował ją tylko jako
inkubator dla swojego dziecka, nie traciłby czasu na romantyczne przemowy. Serce Belli
zabiło żywiej, chociaż przykazała sobie w duchu, by nie robić sobie złudnych nadziei. Parę
czułych słówek szepniętych na ucho nie oznaczało jeszcze wyznania dozgonnej miłości.
Ale przecież wolno marzyć, prawda? Po raz pierwszy pojawiło się przypuszczenie, że Edward
mógłby ją pokochać.
- Jeśli jestem księżniczką, to ty jesteś moim księciem.
- Odgarnęła ciemny kosmyk z jego czoła. - Ale dlaczego nie kochasz się ze mną, a tylko
torturujesz mnie ustami i...
Dłoń Edward natychmiast zanurkowała między jej
uda. Omal nie krzyknęła.
- ...ręką - dokończyła, gdy odzyskała zdolność mowy.
Uśmiechnął się łobuzersko.
- Może powinienem pominąć wstęp i przejść od razu
do głównej atrakcji?
Nie oczekiwał odpowiedzi, a Bella nie miała wyboru. Oplotła jego ciało ramionami i nogami,
a on doprowadził ją na szczyt rozkoszy.
Nie wiedziała, jak długo świat wirował w jej głowie.
Łóżko było tak wąskie, że wyczerpany Edward musiał się
położyć na boku między nią a ścianą,

background image

- Myliłem się - stwierdził, muskając koniuszkami palców jej zaróżowiony policzek. -
Myślałem, że najpiękniej wyglądasz w żarze namiętności, a okazuje się, że po fakcie jesteś
jeszcze piękniejsza.
Z trudem otworzyła oczy na tyle, aby zerknąć na niego poprzez szparki między powiekami.
Zadrżała, gdy palce Edwarda przesunęły się po jej zmierzwionych włosach, ramionach i dalej,
aż splotły się z jej palcami.
Oglądał jej dłoń z fascynacją astronoma odkrywającego nowy gwiazdozbiór.
- Ty też nieźle wyglądasz - wydusiła z zaschniętego, gardła.
Ledwo się powstrzymywała, żeby nie zasnąć, a cóż dopiero wstać z łóżka i pójść po szklankę
wody.
- Naprawdę? - zagadnął z przekornym uśmiechem.
Nie potrafiła się oprzeć jego urokowi. Ułożyła się na boku i podparła na łokciu.
- Wypompowany, ale seksowny. Powinieneś w takim stanie wybrać się do pracy. Żeńska
część zarządu firmy przegłosowałaby każdy twój wniosek
Od jego chichotu zatrzęsła się rama łóżka.
- A może ty zajęłabyś się przekonywaniem mężczyzn z zarządu?
- A jakże! Wszystkich powaliłby widok ciężarnej kobiety człapiącej nago do sali
konferencyjnej.
Delikatnie powiódł ich złączone dłonie po lekko zaokrąglonym brzuszku dziewczyny.
- Ja na pewno siedziałbym jak zamurowany. Kobiety w ciąży podniecają mnie do szaleństwa.
Oczywiście nie wszystkie. Przyszła matka musi mieć długie, kręcone, miedziane włosy
porcelanową cerę i sześć drobniutkich cynamonowych piegów na nosku. - Pieszczotliwie
dotknął każdej z kropek.
- Czyżby podniecały cię kobiety cierpiące na obrzęki nóg i zgagę? Zboczeniec!
- Mów, co chcesz, ale wprost nie mogę się doczekać,
kiedy osiągniesz maksymalny obwód w talii. A jeśli będziesz miała zgagę, przyniosę ci
szklankę mleka. Na obrzęki zastosuję własnoręczny masaż stóp.
- I sam przyjąłbyś poród?
- Oczywiście, gdybym umiał - odparł z powagą na twarzy.
- Wiem - szepnęła z podziwem.
- Ale nie musisz się martwić. Załatwiłem ci najlepszą opiekę w mieście. Gdyby coś, odpukać,
poszło źle, wyślę cię samolotem do dowolnej kliniki na kuli ziemskiej albo sprowadzę lekarzy
tutaj.
- Dziękuję. Od razu poczułam się bezpieczniej. Jestem jednak pewna, że nie okaże się to
konieczne. Czuję się świetnie, a doktor Newton zapewnia, że dziecko rozwija się prawidłowo.
Oboje zamilkli. Bella cieszyła się każdą chwilą ich bliskości. Cudownie było przytulać się i
przekomarzać po miłosnym spełnieniu. Chciałaby, aby był to pierwszy krok na drodze do
stałego związku. Ale czy fascynacja Edwarda kobietami w błogo
sławionym stanie przetrwa aż do ostatnich miesięcy ciąży?
- Wynająłem dekoratorkę wnętrz - przerwał nagle ciszę. - Mogłaby przerobić pokój gościnny
na dziecinny.
Powędrowała myślami do sypialni, w której spędziła kilka dni i nocy. Wyobraziła sobie
pastelowe ściany ozdobione postaciami klaunów i pluszowego misia siedzącego w kąciku
wiklinowego łóżeczka.
A może wśród profesjonalnych dekoratorów minęła moda na klaunów i misie? Może ostatnim
hitem są zestawy abstrakcyjnych plastikowych kształtów wirujących nad głową dziecka?
- Obejrzała pokój, oszacowała koszty i przesłała faksem wstępny projekt. Tego samego dnia
zrezygnowałem z jej usług. Nie chcę, żeby ktoś obcy urządzał pokój dla nasze
go dziecka. Wolę, żebyś ty się tym zajęła. A ja mógłbym samodzielnie pomalować ściany i
powiesić zasłony. - Za śmiał się. - Pewnie z rozpędu zamaluję okna albo wbiję

background image

sobie gwóźdź w palec, ale co mi tam! Po prostu chcę to zrobić. - Jego twarz spoważniała, a
oczy ściemniały Ścisnął jej palce. - Bello, jedź ze mną do domu. Wyjdź za mnie i wychowaj
razem ze mną dziecko. Zdecydujmy się na więcej dzieci. Pomóż mi urządzić pokój dziecinny
a potem kupić duży dom i psa.
Głos jego brzmiał żarliwie i szczerze, ale Bella nadal nie wiedziała, dlaczego jej to
proponował. Rozpaczliwie pragnęła usłyszeć, że Edward ją kocha tak bardzo jak ona jego.
- Pojadę do twojego mieszkania i wyjdę za ciebie -
powiedziała powoli, patrząc mu prosto w oczy - jeśli odpowiesz na jedno pytanie. I musisz
odpowiedzieć szczerze.
Na twarzy biznesmena pojawiło się zainteresowanie. Kiwnął głową.
Chrząknęła zdenerwowana. Odpowiedź Edwarda mogła otworzyć przed nią raj na ziemi łub...
wtrącić na wieczność w otchłań zwątpienia.
Z sercem trzepoczącym jak ptak w klatce, z dłońmi
mokrymi od potu, zebrała się na odwagę.
- Kochasz mnie?
Jego pusty wzrok i milczenie wystarczyły za odpowiedź. Zanim się zorientował, że
niezręczną reakcją sprawił jej ból, wyskoczyła z łóżka.
- Bello, zaczekaj!
Nie posłuchała. Chwyciła pled, narzuciła na nagie ramiona i, nie oglądając się za siebie,
pobiegła do łazienki. Zerwał się i ruszył za nią. Zastukał w drzwi.
- Bello, wszystko ci wyjaśnię.
Włożyła szlafrok frotte i wspierając się na chłodnej porcelanowej umywalce, patrzyła na
swoje odbicie w lustrze: potargane włosy, obrzmiałe powieki,
podkrążone oczy. Gdyby ktoś ją teraz zobaczył, pomyślałby, że spędziła upojną noc. I to się
zgadzało.
Jednak przy dokładniejszym oglądzie dało się zauważyć bladość cery i pustkę w oczach. Cała
się trzęsła i chwiała na nogach i gdyby się nie trzymała krawędzi
umywalki, runęłaby na podłogę.
- Bello - dobiegł zza drzwi stłumiony głos
Edwarda. - Proszę, wyjdź, porozmawiajmy.
. Wydawało jej się, że krew zamarzła jej w żyłach. Szczękała zębami i nawet gdyby chciała,
nie była w stanie rozmawiać. Chciała po prostu, żeby Edward sobie
poszedł i zostawił ją samą z bólem, rozczarowaniem
i świadomością końca marzeń.
- W porządku. Bardzo mi przykro, jeśli sprawiłem ci przykrość - mówił dalej, a z każdego
słowa przebijała frustracja. - Twoje pytanie zbiło mnie z tropu... chociaż raczej nie powinno.
Powinienem zdawać sobie sprawę, że propozycja małżeństwa każe ci się zastano
wić nad charakterem moich uczuć wobec ciebie.
Ostrożnie cofnęła się o krok i, wciąż uczepiona umywalki, usiadła na pokrywie sedesu.
- Chciałaś szczerej odpowiedzi, więc starałem się nie szafować deklaracjami. Nie wiem,
Bello.
Nie wiem, czy cię kocham, bo nigdy wcześniej nie
byłem zakochany. Nie mam pojęcia, jakie to uczucie, jakie emocje. Naprawdę zależy mi na
tobie i uwielbiam z tobą przebywać. Pragnę ciebie w moim życiu
i w moim łóżku. Chcę, żebyśmy razem wychowywali dziecko.
Po jej policzkach popłynęły łzy. Musiała zakryć usta
dłonią, aby pohamować szloch. Jego szczerość chwyciła ją za serce, ale to, co usłyszała, nie
wystarczyło. Znała sens słowa „miłość" i nie potrafiłaby się zmusić do poślubienia człowieka,
który tego nie wiedział.

background image

A gdyby w jego uczuciach nastąpiła zmiana? Gdyby po latach poświęcania energii na
budowanie związku i rodziny odkryła nagle, że on wcale jej nie kocha? Albo, co gorsza, uczy
się znaczenia słowa „miłość" w ramionach innej kobiety?
To by ją zmiażdżyło. Zabiło.
Lepiej od razu przeciąć łączącą ich nić, wywiązać się z warunków umowy, co i tak
przysporzy jej aż nadto cierpień, i spróbować zaleczyć rany w sercu.
Otworzyła drzwi i, nie zważając na zalane łzami policzki i zasmarkany nos, stanęła w progu.
Edward z ustami wygiętymi w podkowę i zmrużonymi oczami również sprawiał wrażenie
przybitego. Nieśmiało pogłaskał ją po ramieniu.
- Dobrze się czujesz?
Pokręciła głową. Spod powiek spłynęły nowe łzy.
- Doceniam wszystko to, co powiedziałeś - odezwała się drżącym głosem - i jeśli sprawy
potoczyłyby się inaczej, z radością wyszłabym za ciebie, zamieszkałabym
z tobą i założyła rodzinę. Ale tak się złożyło, że zakochałam się w tobie, a ponieważ cię
kocham, nie mogę się zadowolić namiastką uczucia z twojej strony.
-Bello...
Nerwowo zacisnęła pięści w kieszeniach szlafroka, aby powstrzymać się przed objęciem
Edwarda za szyję.
Zacisnęła powieki, wzięła głęboki oddech i pokonała ostatni, najtrudniejszy odcinek drogi.
- Przestań, proszę. Nie komplikuj sytuacji. Chyba powinieneś po prostu pójść.
Przez następną minutę stał w miejscu, głośno dysząc. Potem odwrócił się na pięcie,
błyskawicznie włożył spodnie i buty, chwycił płaszcz i zatrzasnął za sobą drzwi.
Bella czuła się tak, jakby uleciała z niej dusza.
Osunęła się na podłogę i utopiła złamane serce w potoku łez.



ROZDZIAŁ DWUNASTY


Każdy z ośmiu dni, które upłynęły od ich rozstania,
wydawał się Edwardowi tysiącleciem. Po części rozumiał jej decyzję, by zachować dystans.
Nie potrafił dać jej tego, czego pragnęła - wyznania wiecznej miłości.
A przecież nie oczekiwała od niego niczego więcej.
Miał tylko nadzieję, że zdawała sobie sprawę, że gdyby to leżało w jego mocy, powiedziałby
jej to, co chciała usłyszeć. Mógł jej ofiarować pieniądze i biżuterię, samochody, ubrania,
domy i wycieczki dookoła świata.
Małżeństwo z nim dałoby jej prestiż i władzę. To, czego pragnęła, nie kosztowałoby go ani
grosza. Dwa słowa. Skoro nie wiedział, co znaczą te dwa słowa,
nie mógł ich wypowiedzieć w dobrej wierze. Z jego doświadczeń wynikało, że miłość to takie
samo słowo jak tysiące innych w słowniku. Ludzie używają go bez ograniczeń, aby komuś
pochlebić, kogoś do czegoś przekonać albo nawet kimś manipulować.
Miłość między rodzicem a dzieckiem to coś szczególnego. Tej formie uczucia w większości
wypadków można zaufać. Chociaż sam nie doświadczył miłości
od własnych rodziców, od razu bezwarunkowo pokochał dziecko, które Bella nosiła pod
sercem. Miał absolutną pewność, że każdego dnia swego życia dziecko będzie czuło siłę tej
miłości. Ale ludzie dorośli, a zwłaszcza kobiety, to inny problem. W przeszłości spotkał kilka
kobiet, które powiedziały mu, że go kochają. Raz czy dwa nawet

background image

dał się nabrać na słodkie kłamstwa, dopóki się nie zorientował, że mówią mu to, co ich
zdaniem chciałby usłyszeć, czyli to, dzięki czemu dostaną więcej
kosztownych prezentów, kartę kredytową, a może nawet obrączkę.
Od tych kobiet nauczył się, że „kocham cię" to zwrot gładko przechodzący przez gardło.
Można nim zaspokoić próżność partnera lub sprytnie wykorzystać czyjąś
łatwowierność. I dlatego nie mógł wyznać Belli, że ją kocha.
W krótkiej historii ich znajomości był wobec niej całkowicie szczery. Chciał się z nią kochać,
lecz nie chciał kłamać, że ją kocha.
Odłożył długopis na stertę dokumentów zaścielających biurko i przetarł zmęczone oczy. Czy
w ogóle uwierzył w deklarację uczuć Belli ? Zanim go wy
prosiła z mieszkania, oznajmiła, że go kocha. Poczuł
ukłucie w sercu, lecz natychmiast odzyskał panowanie nad sobą, ubrał się i wyszedł, nie dając
po sobie poznać, jak bardzo go dotknęła ta sytuacja.
A później? Szydził z jej wyznania. Jak mogła oświadczyć, że go kocha i zaraz potem
wyrzucić go na korytarz? Jak mogła stwierdzić, że go kocha, a jednocześnie
odrzucić wszystko, czego on całym sobą pragnął - rodzinę, dziecko, wspólną przyszłość?
Jego myśli zatoczyły krąg i wróciły do punktu wyjścia. Ból w sercu stawał się nie do
zniesienia. Nigdy jej nie okłamał i nie miał najmniejszych wątpliwości, że
i ona nie kłamała. Jeśli powiedziała, że go kocha, to, do diabła, wysoce prawdopodobne było,
że wcale nie przesadzała. Powoli zaczynała dochodzić do niego prawda.
Czy mógł ją pokochać? Czy ją kochał?
Rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Niezapowiedziane wejście Margaret przerwało
jego gorączkową próbę porządkowania faktów.
- Powiedziałem: nie przeszkadzać - burknął, marszcząc czoło.
Ostatnio wciąż warczał na wszystkich, którzy się od
ważyli do niego zbliżyć. Dziwne, że jeszcze ktokolwiek chciał z nim pracować, a zwłaszcza
Margaret, która nie znosiła grubiańskiego traktowania.
- Po pierwsze, w tym tygodniu powiedziałeś wiele nieprzyjemnych rzeczy - wybuchnęła. -
Nauczyłam się to ignorować. Po drugie, interesant umówiony na drugą ma taką minę, że
raczej nie będzie czekał do drugiej piętnaście.
Zerknął na zegarek. Dziesięć po drugiej. Boże, co się z nim działo? Nigdy w życiu nie
zaniedbywał interesów tak jak w ciągu ostatnich kilku dni, kiedy wciąż myślał o Belli. Tylko
idiota przepuściłby koło nosa wspaniałą okazję, jaka właśnie się trafiła jego
firmie. Cała dokumentacja spoczywała przed nim na biurku.
Śmieszne. Przecież nigdy nie odzyska wewnętrznego spokoju, jeśli nie stanie twarzą w twarz
z Bellą i nie rozliczy się z własnych uczuć.
Energicznie odsunął fotel od biurka, chwycił płaszcz i ruszył do drzwi.
- Muszę wyjść. Powiedz Petersonowi, że podwyższę ofertę o dziesięć procent, jeśli się zgodzi
wrócić tu za tydzień.
Usłyszał, jak Margaret mruczy pod nosem:
- Rychło w czas.
Pomachał ręką zirytowanemu Petersonowi i w parę sekund znalazł się w windzie.
Dwadzieścia minut później ze spoconymi dłońmi zaciśniętymi na kierownicy mercedesa
zaparkował przed budynkim wydziału, na którym studiowała Bella.
Zatarasował samochodem wjazd dla straży pożarnej, ale w tej chwili nie dbał o takie
szczegóły. Szukał sali, w której niebawem powinna skończyć zajęcia z literatury angielskiej.
W ciągu paru miesięcy stała się centrum jego świata.
Myślał o niej tuż po przebudzeniu i przed zaśnięciem. Wypełniała jego serce, umysł i duszę.
Po prostu - nie chciał bez niej żyć.

background image

Nie wiedział, dlaczego tak długo trwało, zanim to sobie uświadomił, ale teraz, gdy już
wszystko zrozumiał, chciał się dzielić radością z całym światem. Gdyby jeszcze zdołał
przekonać Bellę, żeby dała mu następną szansę...
Jęknęła niezadowolona, kiedy książki, które trzymała, wypadły jej z rąk na chodnik. Nie
miała takich problemów na początku ciąży. Kucnęła, by pozbierać podręczniki. Natychmiast
z pomocą pospieszyła jej para życzliwych rąk. Znajomych męskich rąk.
Podniosła głowę i napotkała wzrok zielonych oczu Edwarda. Bez słowa pomógł jej wstać i
otoczył opiekuńczym ramieniem. Mijający ich studenci patrzyli z zaciekawieniem, lecz
biznesmen zdawał się na to nie zważać.
Zanurzył palce w jej włosach, przycisnął usta do jej czoła i na chwilę zamknął oczy.
- Tak się cieszę, że cię znalazłem. Musimy porozmawiać. Powinnaś się dowiedzieć o pewnej
sprawie. Powaga w głosie Edwarda i jego nagłe pojawienie się na terenie uczelni wywołały
niepokój Belli.
- Coś z mamą? - szepnęła przestraszona.
- Ależ nie, z mamą wszystko w porządku. Chodzi o nas. - Delikatnie ujął jej twarz w dłonie i
spojrzał
prosto w oczy. - Kocham cię. Całą wieczność trwało, zanim zrozumiałem, co to znaczy, ale
teraz już wiem. Odkąd wyrzuciłaś mnie ze swojego mieszkania, przemyślałem mnóstwo
problemów i na nowo określiłem uczucia, które się we mnie kłębią. I nagle dziś, w gabinecie,
przy biurku, dopasowałem wszystkie elementy
układanki. - Zacisnął palce na jej ramionach. - Idiota ze mnie! Już dawno powinienem się
zorientować. Ale dopiero kiedy cię utraciłem, zrozumiałem, ile dla mnie znaczysz.
Zrozumiałem, dlaczego nie możesz być ze mną, dopóki nie odwzajemnię twojej miłości.
Z jego słów i wyrazu twarzy biła absolutna szczerość. Wzruszona Bella chciała mu wierzyć,
rzucić mu się w objęcia i spędzić z nim resztę życia. Ale w mózgu zapaliło jej się
ostrzegawcze światełko. Czy mówił prawdę, czy też tylko to, co chciała usłyszeć?
-Edward...
- Nic nie mów. Niech skończę. A potem, jeśli będziesz chciała odejść, nie sprzeciwię się,
chociaż w głębi duszy nigdy się z tym nie pogodzę.
Wzięła głęboki oddech i kiwnęła głową. Bała się usłyszeć resztę, lecz wiedziała, że tak trzeba.
Jeśli naprawdę ją kocha, chciała usłyszeć i zapamiętać każde słowo. Ale
najpierw musi mieć tę pewność, bo nie wiedziała, czy znajdzie siły, by po raz drugi od niego
odejść.
- Zawsze sądziłem, że powiedzenie komuś „kocham cię" to tylko narzędzie manipulacji,
sterowania czyimś życiem i emocjami. Tylko takie mam doświadczenia
związane z tymi dwoma słowami, a rodzice nie nauczyli mnie, że może być inaczej. Teraz
jednak zrozumiałem, że kochać to znaczy martwić się o kogoś, troszczyć,
pragnąć czyjegoś szczęścia. Kocham cię nie dlatego, że nosisz moje dziecko, i nie dlatego, że
chciałabyś coś takiego usłyszeć. Kocham cię za twoje piękno, wewnętrzne ii zewnętrzne. Za
twoje poczucie humoru. Za opiekę nad matką. Za odwagę, z jaką odpowiedziałaś na moje
ogłoszenie i za śmiałość, z jaką wyznałaś mi miłość, nie wiedząc, co odpowiem. - Opuścił
ręce i splótł palce z jej palcami. - Kocham cię, Bello, i nic tego nie zmieni. Chcę cię poślubić i
spędzić z tobą resztę życia. Chcę wychować to dziecko i tuzin następnych. Chcę,
żebyś była moja żoną, partnerem, kochanką, przyjacielem. Bez względu na to, co ludzie
powiedzą i co napiszą w szmatławcach, przysięgam, że nigdy nie dam ci powodów do
zwątpienia w moją miłość.
Puścił jej dłonie, cofnął się o krok i czekał w napięciu. Bella czuła, jak pod powiekami
zbierają jej się łzy. Łzy szczęścia. Serce biło jej mocno, gotowe do radosnego lotu w chmury,
za to stopy i dłonie nagle stały się ciężkie jak kamień. Jeśli to był sen, wolałaby się

background image

nigdy nie obudzić. Oto Edward Cullen po ośmiu dniach rozmyślań i walki z samym sobą
wyznał jej miłość. Padła mu w objęcia.
- Ja też cię kocham. Bo jesteś inteligentny i przystojny. Bo zdecydowałeś się dać życie nowej
istocie. Kocham cię, mimo że jesteś bogaty i uważany za najatrakcyjniejszego kawalera w
Chicago. Wybuchnął śmiechem, choć oczy powilgotniały mu ze wzruszenia.
- Postaram się zmazać moje winy.
- Mam nadzieję. - Odsłoniła zęby w uśmiechu. - Nie sprawdziłabym się w roli modnej żony.
Chcę, żebyś był moim mężem, partnerem, kochankiem i przyjacielem.
- Czy to znaczy, że wyjdziesz za mnie?
- Oczywiście - oznajmiła rozpromieniona. Pogłaskała lekko zaokrąglony brzuch. - Im prędzej,
tym lepiej, jeśli nie masz nic przeciwko temu.
Położył dłoń na jej ręce i razem pogłaskali miejsce, w którym rosło ich dziecko.
- Od miesiąca cię do tego zachęcam! Naprawdę cię kocham, Bello. Dzień, w którym
wkroczyłaś do mojego gabinetu, był najszczęśliwszym dniem w moim życiu.
-I w moim. -Pochylił się i przypieczętował ich zaręczyny pocałunkiem.

EPILOG

- Jeszcze raz zrób tę sztuczkę - zachęcił żartobliwie doktor Newton zza prześcieradła
okrywającego ugięte nogi Belli.
Jęknęła, miotając głową po poduszce. Krople potu ściekały jej z czoła i wsiąkały w miedziane
pukle.
- Postaraj się, kochanie! – Edward otarł twarz żony chłodnym ręcznikiem, a następnie chwycił
ją za ramiona i podniósł do pozycji półsiedzącej. - Jeszcze jedno mocne parcie i zobaczymy
dzidziusia, na którego czekamy od tylu miesięcy. Chcesz zaraz przytulić synka
lub córeczkę?
- Nie - dysząc, wydęła usta jak wigilijny karp. - To ty chcesz mieć dziecko, a ja chcę do
domu!
- Wykluczone. Jesteś przecież gwiazdą tego przedstawienia. Przyj i zaraz wracamy do domu.
I możesz potem spać choćby tydzień.
- Naprawdę?
- Obiecuję.
Nabrała w płuca powietrza i zaczęła przeć. Ścisnęła rękę męża, aż zachrzęściły kości, lecz
zaaferowany Edward prawie nic nie poczuł. Poród trwał już szesnaście godzin - najdłuższe
szesnaście godzin w jego życiu.
Nie mógł patrzeć na ból, który musiała znosić Bella, zwłaszcza że sam był po części jego
sprawcą.
- Eureka! - zawołał Mike, kiedy w pokoju rozległo się przeraźliwe kwilenie. Rozpromieniona
twarz lekarza błyszczała jak stuwatowa żarówka. - Dziewczynka!
Świetnie się spisałaś, Bello. Teraz możesz się położyć i odprężyć.
Energia uszła z ciała rodzącej jak powietrze z przekłutej opony. Opadła na poduszkę.
- Jest zdrowa? - spytała ledwie słyszalnym szeptem.
- Chcę ją zobaczyć.
- Jest piękna - orzekł świeżo upieczony ojciec, obserwując, jak pielęgniarka myje dziecko i
zawija w niebieski kocyk.
Zawiniątko spoczęło na brzuchu matki i natychmiast przestało płakać. Duże, iście sowie oczy
patrzyły z zaciekawieniem na rodziców. Usteczka wyglądały jak pączek róży.
Edward nawet nie próbował powstrzymać łez wzruszenia, kiedy podziwiał dwie
najważniejsze osoby w swoim życiu: żonę i nowo narodzoną córeczkę.

background image

- Spójrz, jaka jest cudowna - szepnęła Bella przez
łzy, głaszcząc po kolei wszystkie maleńkie paluszki.
- Obie jesteście cudowne. - Przytulił czoło do głowy żony i z zachwytem patrzył na
dziewczynkę, którą miał się od tej chwili opiekować. - Dziękuję.
- Proszę bardzo. Wydaje mi się jednak, że i ty przyczyniłeś się do narodzin tej istotki.
- Tylko w fazie początkowej - odparł, uśmiechając
się szeroko. Nagle spoważniał i pogładził potargane włosy Belli. - Kocham cię.
Podniosła wzrok i obdarzyła go anielskim uśmiechem.
- Ja też cię kocham.
Zawsze kiedy wypowiadała te słowa, Edward niezmiennie czuł ukłucie w sercu i po raz
kolejny uświadamiał sobie, jak wielkie spotkało go szczęście i jak bliski był jego utraty przez
własną głupotę. Bogu dzięki, opamiętał się w porę.
- Wybrałaś już imię dla dziecka?
Pokręciła głową.
- Podoba mi się Alice lub Alison, ale wiem, że ty byś
wolał imię Sarah lub Lisa.
- Chyba powinniśmy spytać Bena. Przedstawimy mu nową siostrzyczkę i pozwolimy
zdecydować, jak ją nazwać.
Bella zapaliła się do tego pomysłu.
- Oczywiście! Przyprowadź go.
Wybiegł z sali porodowej. Na korytarzu czekała teściowa, pani Swan, która wprowadziła się
do nich wkrótce po ślubie, i niania wynajęta do pomocy w do
mu na ostatnie tygodnie ciąży Belli. Edward wyrwał
trzyletniego synka spod ich skrzydeł i wrócił do żony.
-Mamusiu!
- Witaj, skarbie. Chodź do mnie. - Wygładziła kołdrę i obaj panowie usiedli na skraju łóżka. -
To twoja siostrzyczka. - Pokazała maleństwo przytulone do piersi. - Mamusia i tatuś nie
wiedzą, jakie jej dać imię. Pomyśleliśmy, że nam pomożesz. Co byś powiedział na
imię Sarah? Albo.
- Renesmee! - krzyknął malec.
- Renesmee? - Zdziwili się jednocześnie i jednocześnie
stłumili śmiech.
Imię Renesmee nosiła sympatyczna suczka, bohaterka
ulubionej kreskówki Bena. Chłopczyk dotknął palcem
czoła noworodka, nosa, buzi i brody. Dziewczynka wpatrywała się w niego z wyraźnym
zainteresowaniem.
- Chciałbym ją nazwać Renesmee.
- W sumie, może być - mruknął Edward po chwili.
- Nieźle - zgodziła się Bella. - Lepiej odziedziczyć imię po rudym cocker-spanielu niż po
rekinie ludojadzie.
- A zatem ustalone. Renesmee. Dzięki, kolego. - Edward pieszczotliwie zmierzwił
ciemnobrązową czuprynkę syna. - Nigdy byśmy sami na to nie wpadli.
Przez długą chwilę milczeli. Zadowolony Edward sycił wzrok widokiem rodziny, starając się
utrwalić w pamięci każdy szczegół. Kiedy się pobierali i kiedy po raz pierwszy trzymał na
rękach nowo narodzonego Bena, wydawało mu się, że nie można być szczęśliwszym. A
jednak teraz musiał zmienić zdanie. Osiągnął to wszystko, co kiedyś uważał za niemożliwe.
Osiągnął nawet więcej, niż sobie wymarzył, a wszystko to dzięki Belli.
Wniosła w jego czarno-białą egzystencję radosny
śmiech, namiętność i całą tęczę barw. Uwielbiał karmienie o północy, zmienianie pieluch i
dziecinne gaworzenie. Wywrócił swoje życie do góry nogami - dla żony i dla

background image

dzieci - i nigdy ani przez sekundę tego nie żałował. Przytulił mocniej Bellę i zamknął oczy.
Bezpiecznie ukrył pod powiekami cały świat.

Koniec


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Indywidualny program dla dziecka, dla dzieci, rewalidacja indywidualna
co kiedy w diecie dziecka, !DLA DZIECKA!, ŻYWIENIE DZIECI
Znaczenie przebiegu porodu i wczesnego kontaktu matki z dzieckiem dla rozwoju przywiązania
Apel Twego Dziecka(1), dla dzieci, PRZEDSZKOLE, emocje uczucia
arkusz rozmowy z rodzicami dziecka(1), dla dzieci, # WZORY ARKUSZY, KWESTIONAIUSZY, ANKIET ś
Zabawy z moim dzieckiem-dla przedszk, Zabawy(1)
zrób to z dzieckiem, dla dzieci malowanki i inne, DLA DZIECI, dla dzieci
ANKIETA INFORMACYJNA O DZIECKU dla rodzicow , Szkoła- Porady pedagog, dla rodziców
Rola słuchu fonematycznego w rozwoju mowy dziecka, Dla nauczycieli przedszkola
2 dni opieki nad dzieckiem dla ojca
Domy Dziecka dla st[1] niestac
Czy jestem dobrym dzieckiem dla swojej mamy, Prywatne, Przedszkole, mama i tata
Gdybym mogła od nowa wychowywać dziecko, Dla wychowawcy i rodzica
Akusz obserwacji dziecka 3-, dla dzieci, arkusze obserwacji
KALENDARZ ROZWOJU DZIECKA, !DLA DZIECKA!, KALENDARZ ROZWOJU
Indywidualny program dla dziecka, dla dzieci, rewalidacja indywidualna
Znaczenie jakości wczesnej komunikacji Matka – Dziecko dla relacji przywiązania Wykorzystanie skali
Znaczenie przebiegu porodu i wczesnego kontaktu matki z dzieckiem dla rozwoju przywiązania

więcej podobnych podstron