P
ETRONIUSZ
U
CZTA
T
RYMALCHIONA
P
RZEŁOŻYŁ
L
EOPOLD
S
TAFF
W
STĘP
Nieśmiertelne dzieło Petroniusza, poczęte w czasach, gdy „bogi i ludzie szaleli”, a
świat starożytny rozprzęgał się konwulsyjnie w swoich spoidłach, przetrwało prawie dwa
tysiąclecia, epoki katastrof i odrodzeń dziejowych, i jest dziś równie świeże, jak było, nie
uroniwszy nic ze swojej świetności.
„Uczta Trymalchiona” jest najwartościowszym i najbardziej zajmującym, a w sobie
zamkniętym epizodem zachowanej tylko w wyjątkach pierwszej rzymskiej powieści
realistycznej pt. Satirae. Treścią jej są przygody przeżyte przez osobę opowiadającą,
wyzwoleńca Enkolpiosa, a motywem łączącym luźne części dzieła jest gniew Priapa, mający
dla akcji powieści to samo znaczenie, co gniew Posejdona dla Odysei. W jaki sposób
Enkolpios gniew ów ściągnął na siebie, tego z dochowanych wyjątków dociec nie można
1
.
Czas i miejsce wypadków określano rozmaicie: za panowania Tyberiusza lub Augusta;
w Neapolu lub w Cumae. Najwięcej prawdopodobieństwa zda się mieć twierdzenie, że
„działo się” w ostatnich latach
rządów Klaudiusza lub w pierwszych Nerona, w Puteoli.
O osobie autora, poza tym, o czym świadczy jego dzieło: że był człowiekiem
dużego wykształcenia, talentu, świetnego dowcipu i znakomitym obserwatorem
stosunków południowoitalskich, nic pewnego nie wiemy. Rękopisy nazywają go
Petronius Arbiter. Historia zachowała imiona około dwunastu Petroniuszów, którzy
odznaczyli się na polu literatury, filozofii, astrologii, administracji; jeden z nich był
biskupem Beocji. Autorem „Satyr” mógł być Gaius Petronius, który należał do ścisłego
koła Nerona i został przezeń zmuszony do samobójstwa w r. 819 od założenia Rzymu (66
r. po Chr.). Tacyt opowiada w swoich „Rocznikach” (XVI, 16 i nast.), że Petroniusz
poświęcał dzień snowi, a noc obowiązkom towarzyskim i przyjemnościom. Był on tak
znany z swego lenistwa, jak inni z pracowitości… Zdobył miano mistrza w sztuce
używania… Mimo to, gdy został prokonsulem Bitynii, a następnie konsulem, okazał się
energicznym i dzielnym… Był zaufanym Nerona. Był sędzią dobrego smaku i nie było
1
Ludwig Friedlander: Petronii Cena Trimalchionis, Leipzig 1906. Inaczej T. Sinko
(Fabuła „Satyrikonu” Petroniusza, „Meander” XII, s. 81): wg frg. 21 i 24 przyczyną gniewu
Priapa było mimowolne odkrycie przez trójkę bohaterów tajemnicy niewieścich obrzędów ku czci
bóstwa.
nic wykwintnego, wytwornego i miłego, jeśli on tego za takie nie uznał. Tygellin,
zazdrosny on, wplątał go w spisek… Petroniusz nie chciał przerwać gwałtownie nici
swego żywota. Przeciął sobie żyły, zawiązał je i kazał otworzyć powtórnie. Otoczywszy
się gronem przyjaciół, rozmawiał z nimi, lecz nie o rzeczach poważnych, jak
nieśmiertelność duszy lub poglądy filozofów, lecz kazał czytać sobie płoche wiersze… I
w przeciwieństwie do większości tych, którzy ginęli, nie starał się pochlebiać Neronowi w
swym testamencie, lecz opisał historię jego rozpusty z młodymi wyzwoleńcami i
nierządnicami z podaniem imion. I w chwili, gdy oddawał ostatnie tchnienie, posłał ją
Neronowi, zapieczętowawszy swym konsularnym pierścieniem… Neron był przerażony,
widząc, że przeniknięto tajemnicę jego nocy. — Wzmianka ta znajduje poparcie w
Plutarchu i Pliniuszu, który podaje, że Petroniusz rozbił przed śmiercią drogocenną czarę,
by nie dostała się do rąk chciwego Nerona. Plutarch nazywa Petroniusza Tytusem.
W ciągu wieków powieść, rozbita na luźne wyjątki, rozproszyła się zupełnie.
Fragmenty zaczęto drukować w drugiej połowie XVI wieku. Cały rękopis „Uczty
Trymalchiona” odnalazł dopiero w r. 1650 Marinus Statilius w Trau (Taugurium) w
Dalmacji. Rękopis ten, znajdujący się obecnie w Paryżu, wydrukowany został po raz
pierwszy w Padwie w r. 1664. W kilka lat później, grono uczonych, zebrane w Wenecji u
senatora Grimaniego, następnie w Chantilly u Wielkiego Kondeusza, podziwiało
autentyczność „Uczty” kwestionowaną przez A. i Ch. de Valois i Waresquiela. W r. 1669
wydał Michał Hadrianides, w Amsterdamie, po raz pierwszy, wszystkie fragmenty
Petroniusza, wraz z „Ucztą” wedle dokładnego odpisu. Mnożyły się odtąd wydania i
komentarze, lecz i falsyfikaty, wywołując w świecie uczonych spory i burze, jak np.
„uzupełnienie” Fr. Nodota (uzupełniaczem zresztą miał być kto inny), wydane w
Rotterdamie u Leersa, w 1692 r. Metodycznie, z całym aparatem naukowym, po raz
pierwszy ustalony tekst Petroniusza przyniosło wydanie Franciszka Buchelera (1862).
Wyborne komen— tarze i cenne rekonstrukcje zawierają datujące się z naszego wieku prace
Ludwika Friedlandera i Ettore Paratore
2
.
Twierdzili niektórzy, jakoby „Satyry” Petroniusza miały być zemstą na Neronie,
zamaskowanym romansem wedle tajemnego klucza, malującym pod podstawionymi
imionami cesarza i dwór jego. Już Voltaire nazwał to przypuszczenie le comble de l’absurdite
i wielu erudytów przeczy mu stanowczo, i uważa utwór Petroniusza po prostu za obraz
2
Satiricon di Petronio. Introduzione e Commento. Firenze 1933.
Rzymu z czasu upadku, powołując się na Makrobiusza, który żył w czasach, gdy tajemnica
tego pisma nie była jeszcze zaginęła. Makrobiusz mówi o „Satyrach” jako o powieści
zajmującej, stworzonej jeno w tym celu, by się podobać.
W każdym razie jest to opowiadanie malownicze i zabawne, stworzone przez
człowieka, który umie patrzeć i każe opowiadać osobom swoim stosownie do ich stanu i
zawodu; napisane potocznym jeżykiem ówczesnych warstw wykształconych, przeplatanym
południową gwarą ludową wyzwoleńców, niezupełnie czystą, lecz stylizowaną umiejętnie,
pełną pospolitych wyrazów, zwrotów, błędów językowych i idiomatyzmów, które są dziś
głównym źródłem znajomości wulgarnej łaciny, zwłaszcza przysłowi i sposobów mówienia.
Dzieło to skrzy się dowcipem, roi się od rozmaitych i uciesznych przygód, które podtrzymują
zainteresowanie czytelnika aż do końca, bez znużenia.
Leopold Staff
Nadszedł już trzeci
3
dzień, a z nim oczekiwanie wspaniałej uczty, lecz my, brocząc
krwią z licznych ran, myśleliśmy raczej o ucieczce, niż o spokoju. Gdyśmy więc smutni
rozmyślali, w jaki sposób uniknąć obecnej burzy, pewien niewolnik Agamemnona zapytał nas
niespokojnych:
— Jak to? — rzekł. — Zali nie wiecie, u kogo dziś będzie uczta? U Trymalchiona,
bogatego męża, który ma w swej jadalni zegar i trębacza, otrąbiającego mu każdą godzinę
życia, którą traci.
Odziewamy się tedy starannie, zapominając o wszystkich cierpieniach i każemy
Gitonowi, który najchętniej podjął się tej niewolniczej służby, iść za nami do łaźni.
Tymczasem wałęsamy się jeszcze odziani, żartujemy raczej i przystępujemy do
bawiących się kółek, gdy nagle spostrzegamy łysego, w czerwoną tunikę odzianego starca,
który wśród długowłosych chłopców grał w piłkę. I nie tak chłopcy zwrócili na się nasze
oczy, choć byli warci widoku, jak sam pan domu, który, obuty w pantofle, rzucał zielonymi
piłkami. I gdy która padła na ziemię, nie brał jej po raz drugi, lecz niewolnik miał w
pogotowiu pełny piłek wór, który wystarczał graczom.
Zauważyliśmy też rzeczy nowe. Bo, z drugiej strony koła, stali dwaj eunuchowie, z
których jeden trzymał srebrny nocnik, a drugi liczył piłki, i to nie te, które, rzucane wśród gry,
latały między rękami, lecz te, które spadały na ziemię. Gdyśmy więc podziwiali te
wspaniałości, nadbiegł Menelaus i rzekł:
— Oto ten, u którego będziecie dziś ucztowali, i wnet zobaczycie przygrywkę do
biesiady.
Menelaus jeszcze mówił, gdy Trymalchion prztyknął w palce
4
, na który to znak
eunuch podstawił mu nocnik, podczas gdy on grał dalej. Opróżniwszy pęcherz, zażądał wody
do rąk i otarł nieco skropione palce o włosy chłopca.
Długo by trwało wyliczać szczegóły. Weszliśmy więc do łaźni i wypociwszy się,
wychodzimy od razu do zimnego natrysku
5
. Trymalchion, oblany wonną wodą, kazał się już
3
Opowiadanie zachowane tylko w wyjątkach nie podaje nam, jakie to męki znieśli
opowiadający Enkolpios i jego towarzysz Ascyltos, uczniowie retora Agamemnona, wraz z
którym zaproszeni zostali na ucztę do bogatego wyzwoleńca—parweniusza, Trymalchiona.
Możemy się tylko domyślać, że ulegli jakiemuś napadowi, któremu, obroniwszy się, zdołali ujść
lekko ranni.
4
Oznaką wielkości było jak najmniej mówić.
wycierać, nie lnianymi prześcieradłami, lecz płaszczami z najcieńszej wełny. Tymczasem
trzej lekarze
6
łaziebni pili w jego obliczu falerno, i gdy, kłócąc się, większą część wylali,
Trymalchion rzekł, że on tym do nich przypija. Potem owinięto go w szkarłatną kuczbajową
tunikę i wsadzono w lektykę, a poprzedzało go czterech gońców z blaszanymi tarczami i
ręczny wózek, w którym jechał jego ulubieniec, chłopak o starczym wyglądzie, kaprawy,
jeszcze brzydszy, niż jego pan, Trymalchion. Gdy go niesiono, muzykant z króciutkimi
fletniami przystąpił tuż do jego głowy i grał przez całą drogę, jakby mu mówił coś tajemnie
do ucha.
Kroczymy za nim, pełni podziwu, i przybywamy z Agamemnonem do drzwi, gdzie
widzimy na słupie przybitą tablicę z takim napisem: Każdy niewolnik, który wyjdzie bez
pozwolenia pana, otrzyma sto batów.
W samym wejściu stał odźwierny, zielono odziany, czerwonym przepasany pasem i
oczyszczał groch w srebrnej misie. Nad progiem zaś wisiała złota klatka, w której pstra sroka
witała wchodzących. Zresztą o mało nie połamałem nóg, gdym z zadartą głową, podziwiał
wszystko. Bo po lewicy wchodzących, tuż przy izbie odźwiernego, namalowany był na
ścianie olbrzymi pies na łańcuchu, a nad nim wielkimi literami napis: Strzeż się psa!
Towarzysze moi śmiali się, ja jednak, odetchnąwszy, nie omieszkałem obejrzeć całej ściany.
Był tam namalowany targ niewolników mających tabliczki zawieszone na piersiach, sam zaś
Trymalchion z długimi włosami, z kaduceuszem w ręku, wchodził do Rzymu pod wodzą
Minerwy; dalej było jak to uczył się liczyć i został skarbnikiem, co wszystko staranny malarz
dokładnie z napisami przedstawił. Na końcu portyku, Merkury, podniósłszy go za brodę,
porwał go na wysoką trybunę. W pobliżu stała Fortuna, z szczodrym rogiem obfitości, i trzy
Parki przędące złote nici. Zauważyłem też w portyku hufiec gońców ćwiczących się pod
wodzą mistrza. Nadto spostrzegłem w kącie wielką szafę, gdzie w kapliczce stały srebrne
Lary, marmurowy posąg Wenery i niemała złota puszka, w której, jak mówiono,
przechowywano pierwszą brodę pana domu
7
.
Spytałem odźwiernego, jakie mają obrazy we środku. Odrzekł: — Iliadę i Odyseję i
gladiatorskie igrzyska Laenasa.
5
Opowiadający i jego dwaj towarzysze idą z pierwszej celi, cella caldańa, do trzeciej,
frigidaria, zimnej, omijając drugą, tepidaria, umiarkowaną.
6
Ci lekarze kąpielowi (właściwie — masażyści) znali bardzo dobrze ciało ludzkie i
pielęgnowali je przez zewnętrzne stosowanie maści i nacieranie.
7
Rzymianie przechowywali zabobonnie swą pierwszą brodę.
Nie mogłem wszystkiego oglądnąć od razu. Doszliśmy już do jadalni, w której
przedniej części zawiadowca odbierał rachunki. I co szczególniej spostrzegłem ze
zdziwieniem
8
, oto że na słupach jadalni, przytwierdzone były rózgi z toporami, na których
jednym końcu przedstawiony był jakby spiżowy dziób okrętu, noszący napis: Gajuszowi
Pompejuszowi Trymalchionowi, sewirowi Augustalów, Cynammus, skarbnik. Pod tym
napisem zwisała z powały dwupłomienna lampa, a na obu słupach przybite były dwie tablice;
jedna z nich, jeśli pamiętam, miała napis: Dnia 30 i 31 grudnia pan nasz Gajusz ucztuje poza
domem. Na drugiej wymalowany był obieg księżyca i obrazy siedmiu planet, i dni pomyślne i
niepomyślne oznaczone były różnobarwnymi guzikami.
Gdyśmy syci tych rozkoszy chcieli wejść do jadalni, zawołał jeden z chłopców,
przeznaczony do tego urzędu:
— Prawą nogą!
9
.
Oczywiście zaczęliśmy dreptać tak i siak, by nikt wbrew przepisowi nie przekroczył
progu. Wreszcie, gdyśmy wszyscy razem wystąpili prawą nogą, padł nam rozebrany
niewolnik do nóg i zaczął prosić, byśmy go uratowali od kary — niewielka bowiem jest wina
jego, dla której ma ją ponieść: dał ukraść sobie w łaźni szaty skarbnika, warte ledwo dziesięć
sesterców. Cofnęliśmy wiec prawe nogi znowu wstecz i prosiliśmy skarbnika, liczącego w
atrium złote, by darował niewolnikowi karę. Ów podniósł dumnie twarz i rzekł:
— Nie tak mnie gniewa strata, jak niedbalstwo nikczemnego sługi. Zatracił mi
biesiadne szaty, które darował mi w dzień moich urodzin pewien klient; były oczywiście z
purpury tyryjskiej, lecz już raz prane. Cóż to znaczy? Darowuję go wam.
Gdyśmy, zobowiązani tak wielkiem dobrodziejstwem, weszli do jadalni, wybiega
naprzeciw nas ten sam niewolnik, za którym prosiliśmy, i ku największemu naszemu
zdumieniu obsypuje nas bezlikiem pocałunków, dziękując za naszą ludzkość.
— Słowem — rzekł — dowiecie się wnet, komu wyświadczyliście dobrodziejstwo.
Wino pańskie jest podzięką podczaszego.
Wreszcie ułożyliśmy się przy stole i niewolnicy aleksandryjscy
10
lali nam mrożoną
wodę ze śniegiem na ręce
11
, a po nich przyszli inni, którzy stanęli u nóg i z niezmierną
8
Enkolpios dziwi się, bo Trymalchion, który jest sewirem, nie ma prawa do toporów.
Petroniusz szydzi z małych urzędników, którzy przywłaszczają sobie nie należące się im honory.
Sewir — członek sześcioosobowego kolegium urzędników organizujących w koloniach kult
cesarza.
9
Wejście lewą nogą uważano za złą wróżbę.
starannością obcinali paznokcie. I nawet przy tak uciążliwym zajęciu nie milczeli, lecz
śpiewali przy tym. Chciałem się przekonać, czy cała służba składa się z śpiewaków i
zażądałem napitku. Bardzo usłużny chłopak odpowiedział mi również krzykliwym śpiewem i
tak samo każdy, od którego się czegoś zażądało. Rzekłbyś, że jesteś na przedstawieniu
pantomimy z chórami, nie zaś w jadalni domu prywatnego.
Atoli wniesiono bardzo wytworne zakąski; bowiem już wszyscy zajęli miejsca, prócz
samego Trymalchiona, dla którego, wedle nowego zwyczaju, zachowane było pierwsze
miejsce. Na tacy stał osieł z korynckiego spiżu, z biesiagami, które zawierały z jednej strony
oliwki zielone, z drugiej czarne. Nad osłem umieszczone były dwie szale, mające na
krawędziach wyryte imię Trymalchiona i wagę srebra. Przylutowane mostki dźwigały
pieczone koszatki, oblane miodem z makiem. Leżały też na srebrnym ruszcie gorące kiełbasy,
a pod rusztem syryjskie śliwki z punickimi jabłkami granatowymi.
Zajęci byliśmy tymi wykwintami, gdy wśród gędźby instrumentów wniesiono
Trymalchiona, leżącego na malutkich poduszkach, co kilku nieroztropnych pobudziło do
śmiechu; ogoloną bowiem głową sterczał z szkarłatnego szlafroka, a wokół okutanej szatą
szyi miał jeszcze chustę o szerokim czerwonym brzegu, z wiszącymi z lewa i z prawa
frędzlami. Na małym palcu lewej ręki miał też wielki, pozłacany pierścień, na ostatnim zaś
członie następnego palca mniejszy, jak mi się zdawało, cały złoty, który jednak wysadzany
był przylutowanymi, żelaznymi gwiazdkami. I aby nie tylko te ukazać bogactwa, obnażył
prawe ramie, ozdobione złotym naramiennikiem i obręczą z kości słoniowej, z lśniącą
sprzączką. Podłubawszy w zębach srebrnym wykałaczem, rzekł:
— Przyjaciele, wprawdzie nie chciało mi się jeszcze przyjść do jadalni, lecz aby nie
powstrzymywać was swoją nieobecnością, odmówiłem sobie wszelkiej przyjemności.
Pozwolicie jednak, że skończę grę.
Wszedł za nim chłopiec z deską do gry z terebentynowego drzewa i kostkami z
kryształu, i zauważyłem coś niezwykle wykwintnego: miast białych i czarnych kamieni miał
denary złote i srebrne. Tymczasem gdy wśród gry wyczerpał wszystkie grube żarty,
wniesiono nam, bawiącym jeszcze przy zakąskach, tacę z koszem, w którym znajdowała się
drewniana kura, z rozpostartymi wkoło skrzydłami, jak to zwykły czynić kury, wysiadujące
10
Niewolnicy aleksandryjscy byli najbardziej poszukiwani, gdyż byli zaprawieni do
najwyuzdańszych rozkoszy; nic bezecnego i niskiego nie odstręczało ich.
11
Neron bardzo lubił tę wodę. Pliniusz twierdzi, że sam odkrył tajemnicę jej
przyrządzania.
jaja. Przystąpili dwaj niewolnicy, zaczęli przeszukiwać przy huczącej muzyce słomę i
rozdawać biesiadnikom wygrzebywane ciągle jaja pawie.
Trymalchion zwrócił spojrzenie na tę scenę i rzekł:
— Przyjaciele, kazałem podłożyć kurze pawie jaja. I zaprawdę boję się, że już są w
zalęgu, zobaczmy jednak, czy dadzą się jeszcze wycmoktać.
Otrzymujemy więc łyżki, które nie ważyły mniej niż pół funta, i przebijamy z tłustej
mąki podrobione jaja. Ja o mało nie wyrzuciłem swej części, gdyż zdawało mi się, że jest tam
już pisklę. Gdym jednak usłyszał bywałego biesiadnika: „Tu musi być coś dobrego”,
zbadałem skorupę ręką i znalazłem bardzo tłustą figojadkę, otoczoną pieprzonym żółtkiem.
Trymalchion przerwał już grę, kazał sobie również podać wszystkiego, upoważniając
nas głośno, jeśliby ktoś chciał, nalać sobie powtórnie miodowego wina, gdy nagle orkiestra
daje znak i śpiewający chór porywa szybko zakąski. Gdy w powstałym przez to zamieszaniu
upadł na ziemię półmisek, a niewolnik go podniósł, zauważył to Trymalchion, kazał
spoliczkować chłopca i znowu cisnąć półmisek. Potem przyszedł niewolnik od sprzętów
domowych i miotła wymiótł srebro z innymi śmieciami. Następnie weszli dwaj długowłosi
Etiopowie, z małymi bukłakami, jak ci, którzy rozsypują piasek w amfiteatrze, i lali wino na
ręce; gdyż wody nikt nie podał.
Gdyśmy pochwalili pana za ten wykwint, on rzekł:
— Każdemu równe prawo. Przeto poleciłem wskazać każdemu osobny stół. Zarazem
wstrętni niewolnicy swa ciżbą mniej będą nam sprawiać gorąca.
Natychmiast przyniesiono szklane, gipsem starannie zatkane amfory
12
, które miały na
szyjkach przytwierdzone kartki z napisem: Stuletni falern, z lat Opimiusza
13
. Gdyśmy badali
napisy, klasnął Trymalchion w ręce i rzekł:
— Ach, więc wino żyje dłużej, niżeli człek. Więc weselmy się. Wino to życie. Podaję
prawdziwe opimiańskie. Wczoraj nie postawiłem tak dobrego, choć o wiele przyzwoitsi
ludzie wieczerzali u mnie.
Gdyśmy więc pili i najdokładniej podziwiali wszystkie wykwinty, niewolnik wniósł
srebrny szkielet, tak urządzony, że można było jego stawy i kręgi wyginać na wszystkie
strony. Gdy rzucił go kilkakrotnie na stół, tak że ruchome wiązanie przybrało kilka postaw,
Trymalchion dorzucił:
12
Dla konserwacji wina korkowano amfory kitem z gipsu i żywicy.
13
Wedle Pliniusza wszystkie znakomite wina pochodziły z czasu konsulatu Opimiusza.
Biada nam nędznym, niczym nie jest człowiek cały.
Wszyscy będziemy tacy, gdy nas Orkus schłonie
Przeto też żyjmy, czas nam teraz się weselić.
Po ogólnym poklasku nastąpiło danie, któregośmy wprawdzie nie oczekiwali; jednak
nowość jego zwróciła na nie oczy wszystkich. Okrągła bowiem taca mieściła dwanaście
znaków niebieskich rozłożonych w kolejnym porządku, a wynalazca ułożył na każdym
właściwą mu i odpowiednią potrawę: na Baranie barani groch
14
; na Byku kawał wołowiny; na
Bliźniętach jądra i nerki; na Raku wieniec; na Lwie figę afrykańską; na Pannie macicę młodej
maciory; na Wadze rzeczywistą wagę, która na jednej szali dźwigała ciepły placek, na drugiej
inne ciasto; na Niedźwiadku rybkę morską; na Strzelcu zająca; na Koziorożcu langustę; na
Wodniku gęś; na Rybach dwa bolenie. Na środku zaś była świeżo skoszona murawa, a na niej
plaster miodu.
Egipski niewolnik podawał wkoło chleb na srebrnej panwi. I on także wykrztuszał z
siebie wstrętnie skrzeczącym głosem pieśń z widowiska „Asafetyda”
15
.
Gdyśmy nieco smętni przystąpili do tak lichych potraw, rzekł Trymalchion:
— Radzę zacząć ucztę.
Gdy to rzekł, czterej słudzy przy wtórze orkiestry przybiegli krokiem tanecznym i
zdjęli górną część tacy, po czym ujrzeliśmy pod nią tłusty drób i świńskie wymiona, a
pośrodku zająca opatrzonego skrzydłami, tak że wyglądał jak Pegaz. Spostrzegliśmy też w
kątach cztery figury Marsjasza, którym z bukłaków płynęła pieprzona polewka na ryby,
pływające w rodzaju okólnego kanału. Klasnęliśmy wszyscy, do czego służba dała znak i z
śmiechem rzucamy się na wyborne rzeczy.
Niemniej Trymalchion, ucieszony udaniem się podejścia, rzekł:
— Kraj!
Natychmiast przystąpił krajczy i dzielił potrawę, wykonywając ruchy w takt muzyki,
tak iż sądziłbyś, że widzisz woźnicę ścigającego się o nagrodę przy wtórze organów.
Jednak Trymalchion powtarzał ciągle przewlekłym głosem:
— Kraj! Kraj!
14
Cieciorka, podobna z kształtu do głowy baraniej.
15
Taeterrima noce de Laserpiciario mimo canticum extorsit. Jedyna wzmianka o nie znanym
bliżej widowisku.
Przypuszczałem, że w tym tak często powtarzanym słowie kryje się jakiś żart i
ośmieliłem się zapytać o to tego, który leżał powyżej mnie. I ów, który już częściej
uczestniczył w podobnych zabawach, rzekł:
—
Widzisz tego, który dzieli danie: zwą go Kraj. Więc ilekrotnie mówi „Kraj”
16
,
tym samym woła go i wydaje mu rozkaz.
Nie mogłem już więcej wziąć ani kąska, lecz zwróciłem się do swego sąsiada, by
dowiedzieć się możliwie najwięcej; sięgnąłem daleko i spytałem, kto jest owa niewiasta,
krzątająca się tam i sam.
— Żona Trymalchiona — rzekł — zwie się Fortunata; mierzy pieniądze korcem. A
niedawno jeszcze czymże była? Nie ubliżając ci, nie byłbyś wziął z jej ręki kawałka chleba.
Teraz, Bóg wie jak i czemu, żyje niby w niebie i jest prawą ręką Trymalchiona. Słowem, gdy
mu w jasne południe powie, że jest noc, on uwierzy. On sam nie wie, co posiada, tak jest
bogaty, lecz ta bestia doziera wszystkiego i wszędzie, gdzie by ci na myśl nie przyszło. Jest
trzeźwa, wstrzemięźliwa, umie dobrze poradzić, ale ma zły język, gadatliwa sroka. Jeśli kogo
lubi, to lubi; kogo nie lubi, to nie lubi. Trymalchion ma dóbr, ile jastrząb przeleci, i pieniędzy
jak siana. W izbie jego odźwiernego jest srebra więcej, niż inny ma w całym majątku. A cóż
dopiero jego niewolnicy! Do licha! Nie wiem, czy dziesiąta ich część zna swego pana!
„Zresztą tak się go boją, że kryją się przed nim w mysią dziurę. I nie myśl, że musi cokolwiek
kupować. Wszystko rodzi się na jego gruncie: wełna, pomarańcze, pieprz; jeślibyś szukał
ptasiego mleka, znajdziesz je. W ogóle
wełna, którą wytwarzał, nie była dlań dość dobra:
sprowadził barany z Tarentu i uszlachetnił swą trzodę. By u siebie wytwarzać miód
attycki, kazał przywieźć pszczoły z Aten; równocześnie ulepszył tutejsze, mieszając je z
greckimi. Oto w tych dniach napisał, by przysłano mu z Indyj nasienie grzybów. Nie
posiada żadnego muła, który by nie pochodził od dzikiego osła. Widzisz te wszystkie
poduszki: nie ma ani jednej, by nie była wypchana purpurową lub szkarłatną wełną. Ma
wszystko, czego dusza zapragnie. Także innych jego współwyzwoleńców nie wolno
lekceważyć: wszyscy są bogaci. Widzisz tego, który leży najniżej u dołu: ma dziś ośmset
tysięcy majątku. Zaczął od niczego. Niedawno jeszcze nosił drwa na plecach. Lecz jak
ludzie mówią — ja nie wiem nic pewnego, tylko słyszałem — ukradł koboldowi
17
czapkę
16
Carpe — tryb rozkazujący od czasownika carpere (tu: krajać) i wołacz od imienia
Carpus.
17
Incubones — duchy strzegące skarbów tajemnych.
i znalazł skarb. Nie zawidzę nikomu, jeśli mu Bóg co dał. Lecz on jest pyszałkiem i źle
sobie nie życzy. Więc niedawno wywiesił ogłoszenie z takim napisem: Gajusz Pompejusz
Diogenes odnajmuje od 1 lipca mieszkanie; bo kupił sobie dom. Ów zaś, który leży na
miejscu wyzwoleńca, ma się także dobrze. Nie ciskam w niego kamieniem. Miał milionik,
ale stanął nad przepaścią. Sądzę, że włosy na głowie nie należą do niego, lecz to, dalibóg,
nie jego wina; nie ma lepszego nadeń człowieka; ale łotry wyzwoleńcy zagrabili mu
wszystko. Wiedz: gdzie kucharzy sześć, tam nie ma co jeść i gdy bieda w progi,
przyjaciele w nogi. A jakie zacne miał rzemiosło, po to, by zostać tym, czym go widzisz.
Był przedsiębiorcą pogrzebowym. Zwykł był jadać jak król: całe dziki w skórze, pasztety,
ptactwo, kucharze, cukiernicy! Pod stołem rozlewano więcej wina, niż inny miał w piwnicy.
Książe z bajki, nie człowiek. Gdy mu się noga powinęła i gdy bał się, by wierzyciele nie
uznali go bankrutem, ogłosił w ten sposób przetarg: Gajusz Juliusz Prokulus wystawia na
przetarg rzeczy zbyteczne.
Te miłe gadki przerwał Trymalchion, bo już uprzątnięto danie i weseli biesiadnicy
zaczęli zabierać się do wina, i ogólna wszczęła się rozmowa. Oparty na łokciu, rzekł:
— To wino musicie sami smacznie zaprawić przemowami. Ryby muszą pływać.
Proszę, nie sądźcie, że jestem zadowolony z uczty, którą widzieliście na pokrywie okrągłej
tacy. „Zali tak mało znacie Ulissesa?”
18
Nawet podczas jedzenia trzeba okazywać swą miłość
dla wiedzy. Niech kości dawnego pana mego spoczywają w spokoju, za to, że mi nie pozwolił
wyróść na bydle. Nie można mi przynieść nic nowego, jak wykazało to danie. Niebo to, w
którym mieszka dwunastu bogów, zmienia się w tyleż figur i staje się najpierw Baranem. Kto
wiec urodził się pod tym znakiem, ma wiele bydła, wiele wełny, poza tym twardą głowę,
bezwstydne czoło i ostry róg. Pod tym znakiem rodzi się wielu uczonych i wiele tryków.
Chwalimy dowcip uczonego astrologa; a on ciągnie dalej:
— Potem całe niebo staje się Byczkiem; wiec rodzą się wtedy tacy, którzy wierzgają, i
wolarze, i ludzie, którzy się sami żywią. Pod Bliźniętami rodzą się dwuprzegi i woły
chodzące w jarzmie, i jądra, i ci, co na dwu stołkach siedzą. Ja urodziłem się pod Rakiem.
Przeto stoję na wielu nogach, posiadam wiele na morzu i na lądzie; gdyż rak należy do
jednego i do drugiego. Przeto nie kazałem już od dawna nic kłaść na niego, by nie przytłaczać
18
Cytat z Eneidy Wergilego. Modą ówczesną było cytować. Popisywali się tym zwłaszcza
parweniusze.
swego urodzenia
19
. Pod Lwem rodzą się żarłoki i tacy, którzy chcą zawsze rozkazywać; pod
Panną niewiasty i zbiegli niewolnicy, i przykuci do łańcucha; pod Wagą rzeźnicy i przekupnie
maści, i tacy, którzy coś ważą; pod Niedźwiadkiem truciciele i nożowcy; pod Strzelcem
zezowaci, którzy patrzą na jarzynę a sięgają po słoninę; pod Jednorożcem udręczeni, którym
ze zgryzoty rogi rosną; pod Wodnikiem szynkarze i dynie
20
; pod Rybami kucharze i
nauczyciele wymowy. Tak kręci się koło jak młyn i dokonywa zawsze jakiegoś
czarodziejstwa, że ludzie albo się rodzą, albo mrą. Co się zaś tyczy kawałka murawy i plastra
miodu na nim, to wiedzcie, że niczego nie czynię bez powodu. Matka ziemia jest w samym
środku wszystkiego, okrągła jak jaje, i ma w sobie wszystko dobre, jak plaster miodu.
— Oto mędrzec! — wołamy wszyscy i z rękoma wzniesionymi do powały
przysięgamy, że Hipparch
21
i Aratus
22
nie dadzą się zgoła z nim porównać. Na to weszli
słudzy i położyli przed poduszkami kobierce, na których tkane były sieci i łowcy na
stanowiskach z oszczepami i cały sprzęt myśliwski. I jeszcze nie wiedzieliśmy, co o tym
myśleć, gdy poza jadalnią powstał ogromny hałas, i oto już psy lakońskie zaczęły biegać
wkoło stołu.
Potem wniesiono tacę, na której leżał pierwszej wielkości dzik i to w czapce na
głowie
23
, a z kłów jego zwisały dwa z palmowych gałązek plecione koszyki, jeden pełen
suszonych, a drugi świeżych daktyli. Małe warchlaki, z twardego ciasta, leżące wokoło, jak
gdyby dobierały się do wymion, wskazywały, że zwierze przedstawia maciorę. Te były
przeznaczone do rozdania między gości. Dla pokrajania dzika nie zjawił się ten sam krajczy,
co dzielił drób, lecz brodaty chłop z owijakami na nogach i w płaszczyku myśliwskim, i
dobywszy myśliwskiego noża, przebił potężnym ciosem bok dzika, z którego rany wyleciały
kwiczoły. W pogotowiu stali ptasznicy z prętami pomazanymi lepem i natychmiast
pochwycili latające po jadalni ptaki. Tedy Trymalchion, rozkazawszy dać każdemu jego
ptaka, rzekł:
— Patrzcie, co za wykwintne żołędzie jadł ten dziki wieprz!
19
Neron urodził się pod znakiem Raka, który obiecywał mu koronę.
20
Wodogłowi?
21
Hipparch — astronom, około 190–120 p.n.e.
22
Aratus (około 310–245 p.n.e.) — autor kilkakrotnie na język łaciński tłumaczonej
książki
Φαινδµενα χαι ∆ιοσηµιαι
23
Niewolnicy wyzwoleni wkładali czapki, gdyż przedtem mieli głowy ogolone.
Natychmiast niewolnicy przystąpili do koszyczków, które wisiały u kłów i w równej
liczbie rozdzielili świeże i suche daktyle między biesiadników.
Tymczasem ja, mając ustronne miejsce, parałem się z myślami, dlaczego dzik przybył
w czapce. Wyczerpawszy wszystkie możliwości, ośmieliłem się zapytać swego świadomego
sąsiada b to, co mnie niepokoiło. Ów rzekł:
— I o tym może cię sługa twój powiadomić. Nie jest to bowiem zagadka, lecz rzecz
prosta. Dzik ten, przeznaczony wczoraj na główne danie, został przez biesiadników
poniechany; dziś więc wraca jako wyzwoleniec na biesiadę.
Zganiłem się za swą tępotę i nie pytałem o nic więcej, by nie wyglądało, jakobym
nigdy nie jadał wśród przyzwoitych ludzi.
Podczas tej naszej rozmowy, piękny chłopak, uwieńczony winoroślą i bluszczem,
przedstawiający Bromiusa, już to Lyaeusa, już to Euhiusa
24
podawał wokoło w koszyku
winogrona i głosem ostrym wygłaszał wiersze swego pana. Wśród tego śpiewu zwrócił się
doń Trymalchion i rzekł:
— Dionizosie, bądź wolny!
Chłopiec ściągnął czapkę z dzika i włożył ją sobie na głowę. Wtedy rzekł znowu
Trymalchion:
— Nie zaprzeczycie mi, że Bachus jest mi ojcem wolności
25
.
Pochwaliliśmy ten dowcip Trymalchiona i wycałowaliśmy zdrowo obchodzącego
wkoło chłopca.
Po tym daniu Trymalchion powstał dla wieczornego stolca. Uwolnieni teraz od
wszelkiego przymusu, zaczęliśmy pobudzać gości do rozmowy. Tedy Dama, zażądawszy
większych kielichów, rzekł pierwszy:
— Dzień jest niczym. Ledwo się ruszysz, noc zapada. Przeto najlepiej jest wprost z
łóżka iść na ucztę. I mieliśmy ładne zimno. Ledwo mnie łaźnia ogrzała. Lecz gorący trunek
jest jak krawiec, który sporządza ci gruby płaszcz. Pociągnąłem tęgo z flachy i ululałem się.
Winko poszło mi do czuba.
Tu wtrącił się Seleukus:
24
Trzy przydomki Bachusa: hulającego, pijanego i marzącego. Należy tu myśleć o
pantomimie, w której wyrażano jakiś tekst, słowo po słowie, odpowiednią postawą i ruchami.
25
Non negabitis me habere Liberum patrem. Gra słów nie do przełożenia: liber — wolny i
Liber — przydomek Bachusa. Wyzwoleniec Trymalchiona ma wolnego ojca.
— Nie kąpię się codziennie; kąpiółka jest jak folusznik i woda ma zęby i co dzień
rozpuszcza nam serce. Lecz gdy łyknę garnczuszek miodowego wina
26
, gwiżdżę na zimno.
„Zresztą i nie mogłem się kąpać; byłem dziś na pogrzebie. Zacny człek, dobry Chryzantus,
wyzipnął ducha. Jeszcze niedawno wołał na mnie; zdaje mi się, jakbym jeszcze z nim gadał.
Ach, ach, chodzimy jak powietrzem nadęte miechy. Jesteśmy mniej warci niż muchy. Muchy
mają przecie trochę siły, my jesteśmy tylko jak bańki wodne. A cóż dopiero, gdyby nie był
przeszedł kuracji głodowej. Przez pięć dni nie miał kropli wody w ustach ani kromki chleba, a
jednak gryzie ziemie. Lekarze wyprawili go na tamten świat, albo tak mu było pisane. Bo
lekarz to tylko uspokojenie dla ducha. Jednak miał przyzwoity pogrzeb, paradne mary, dobre
kobierce. I lament miał wyborny — wyzwolił sporą garstkę — choć żona jego nie bardzo go
opłakiwała. A cóżby dopiero było, gdyby nie był się z nią tak dobrze obchodził? Lecz baby
jak baby, fałszywe koty. Nie warto nikomu robić nic dobrego; to to samo, jakbyś wrzucił do
studni. Lecz stara miłość jak rak
27
.
Stał się nudny i Faleros rzekł:
— Myślmy o żywych! Ów ma, co mu się należało: przyzwoicie żył, przyzwoicie
umarł. Na co ma się skarżyć? Od niczego zaczął i gotów był trojaka zębami z gnoju
wyciągać. I tak urósł, jak urósł, niby grzyb. Sądzę, jak tu stoję, że pozostawił sto tysięcy, a
wszystko miał w gotówce. Zresztą powiem prawdę, jakbym zjadł psi język: miał zły pysk, był
zrzędą, kłótnikiem, nie człowiekiem. Brat jego był dzielnym chłopem, przyjacielem dla
przyjaciół, miał szeroką rękę i suty stół. Gdy jeszcze był w początkach, wszystko szło mu na
wspak, lecz pierwsze winobranie postawiło go na nogi: bo mógł wtedy żądać za swoje wino,
ile chciał; a co mu dopiero podniosło głowę, to spadek, który otrzymał i z którego więcej
zagarnął, niż mu się należało. I ten pień, ponieważ pogniewał się z bratem, zapisał majątek
nie wiem jakiemu zawłoce. Daleko zaleci, kto swoich odleci. Lecz miał zauszników między
niewolnikami, którzy go urządzili. Nigdy nie robi dobrze, kto za prędko ufa, zwłaszcza
kupiec. Jednak to prawda, że dobrze mu się działo, póki żył. Ten ma, komu dano, nie ten,
któremu przeznaczono. Prawdziwie, dziecko szczęścia; ołów w jego ręku stawał się złotem.
Łatwo jechać, gdy same koła biegną. A ileż, sądzicie, lat dźwigał na grzbiecie?
Siedemdziesiąt i więcej. Jednak był jak z żelaza, wiek mu nie ciążył; czarny był jak kruk.
Znałem tego chłopa od niepamiętnych lat i był wtedy trykiem; jak sobie szczęścia pragnę,
26
Pliniusz mówi, że wina tego, zwanego mulsum, używano przy końcu uczty, dla
przyspieszenia trawienia.
27
Trzyma w kleszczach.
sądzę, że psa w domu nie oszczędził. Polował też na chłopców, jadł chleb z wszystkich
pieców. Nie mam nic przeciw temu; to przecie jedno zabrał z sobą.
Tak mówił Faleros. Ganimedes dodał: — Gadacie ni w pięć, ni w dziewięć, lecz nikt
nie troszczy się o to, w jakie opały dostaliśmy się z powodu wysokich cen zboża. Jak mnie tu
widzicie, nie mogłem dziś wytrzasnąć kęsa chleba. I jak ta posucha trwa. Już od roku człek
się nie najadł do syta. Niech choroba porwie edylów
28
, którzy są w zmowie z piekarzami.
Ręka rękę myje. Więc mali ludzie cierpią; bo dla wielkich szczęk jest co dzień święto. Ach,
gdybyśmy mieli jeszcze tych zuchów, których tu zastałem, gdym przybył z Azji. To ci było
życie. I jeśli chleb nie był pierwszej jakości
29
, wówczas brali oni te poczwary w łapy, aż ich
strach chwytał. Pamiętam jeszcze Safiniusa: mieszkał wtedy przy starym łuku, gdym był
jeszcze chłopcem. Był to pieprz, nie człowiek. Gdzie stąpił, paliła się ziemia. Ale szczery,
pewny, przyjaciel dla przyjaciół, śmiało z nim mogłeś po ciemku grać w morrę
30
. Trzeba go
było widzieć w ratuszu, jak mył im głowy, a nie przemawiał pięknymi słówkami, lecz prosto
z mostu. I gdy wystąpił na forum, głos jego brzmiał, jak trąba. I nigdy nie pocił się ani pluł;
sądzę, że miał w sobie coś azjatyckiego. A jak uprzejmie oddawał pozdrowienie, nazywał
każdego po imieniu, jakby był jednym z nas. Dlatego też wówczas zboże było śmiesznie
tanie. Gdyś kupił chleba za asa, dwóch zjeść go nie mogło. Teraz są mniejsze niż wole oko.
Ach, co dzień gorzej. Miasto cofa się jak rak. Lecz po cóż mamy edyla, który nic nie wart,
któremu milszy grosz niż życie nasze? Więc śmieje się w domu w kułak i zgarnia w jednym
dniu więcej niż inny ma w majątku. Wiem ja dobrze, od kogo dostał tysiąc złotych denarów.
Lecz gdybyśmy mieli w sobie trochę męskości, nie pozwalałby tak sobie. Teraz obywatele są
w czterech swych ścianach lwami, ale gdy wyjdą z domu, są lisami. Co się mnie tyczy, to
przejadłem już to, co mam na grzbiecie, i jeśli ceny zboża potrwają, będę musiał sprzedać
swoje domki. Bo cóż to będzie jeśli ani bogowie, ani ludzie nie zlitują się nad tym miastem?
Jak pociechy z dzieci swych pragnę, sądzę, że to wszystko od bogów pochodzi. Nikt przecie
nie wierzy już w opatrzność, nikt nie przestrzega postu
31
, nikt nie boi się Jowisza, jeno każdy,
28
Urzędnicy w Rzymie i miastach municypalnych, czuwający miedzy innymi nad
zaopatrzeniem.
29
Tekst zepsuty (simila Siciliae si inferior esset…?)
30
Gra, która polega na tym, że pokazuje się pewną liczbę palców przeciwnikowi, który, by
wygrać, musi odgadnąć ją w mig, zanim je nawet mógł zobaczyć.
31
Post nakazywały księgi sybillińskie przy różnych świętach, jak na przykład podczas sacrum
anniuersarium Cereris, gdy niewiasty w bieli składały jej pierwociny.
nie pozierając ni w lewo ni w prawo, liczy, co posiada. Gdy dawniej była posucha, to
niewiasty w długich szatach, boso, z rozpuszczonymi włosami i z czystymi myślami szły na
górę i uzyskiwały od Jowisza modłami deszcz z nieba. I wtedy lało jak z cebra: wtedy albo
nigdy: i wszyscy radowali się, mokrzy jak myszy. Przeto bogowie mają dla nas nogi z waty
32
,
bo nie jesteśmy bogobojni. Pola leżą odłogiem.
— Proszę cię — rzekł Echion, fabrykant płacht szmacianych
33
— mów lepiej. Ano
tak, ano tak, rzekł chłop, straciwszy pstrego wieprza. Czego dziś nie ma, może być jutro, i tak
płynie życie. Dalibóg, nie byłoby lepszego miasta, gdyby ludzie tylko mieli rozum.
Oczywiście teraz miastu trudno, ale nie tylko jemu jednemu. Nie bądźmy tacy czuli, zewsząd
jednako blisko do nieba. Gdybyś był gdzie indziej, powiedziałbyś, że tu prosięta biegają
pieczone. A pamiętajcie, wkrótce będziemy mieć w święta wspaniałe igrzysko trzydniowe,
nie zwykłych gladiatorów, lecz wielu wyzwoleńców. A nasz Tytus
34
jest we wszystkim, co
robi, wspaniały i zapalona głowa: albo — albo, w każdym razie coś! Jestem z nim w
zażyłości, nie robi niczego przez pół. Będzie najprawdziwsze żelazo, bez uciekania, z
dorżnięciem na arenie
35
, by cały amfiteatr mógł widzieć. I ma środki na to: odziedziczył
trzydzieści milionów sesterców, przecie umarł mu ojciec. Gdy zużyje czterysta tysięcy, nie
poczuje tego jego majątek, a będą wiecznie mówić o nim. Ma już kilku chwatów i jedną
niewiastę
36
, która walczyć będzie na wozie, i Glikonowego zawiadowcę, który przychwycony
został, gdy zabawiał swoją panią. Zobaczysz wśród publiczności walkę stronników
zazdrosnego męża i gaszka. Ale że też Glikon, ten nieużyty człowiek, wydał swego
zawiadowcę dzikim zwierzętom! To przecie znaczy bezcześcić samego siebie! Cóż winien
jest niewolnik, który musi robić, co mu każą? Bardziej zasłużyła ta ścierka
37
, by byk ją
32
To jest: są bezsilni. Tak rozumiem dii pedes lanatos habent. Nie zaś jak Otto: nogi spętane,
niby od spętania Saturna w laneum uinculum; ani też jak Friedlander: nogi podagryczne, wełną
owinięte. Zresztą myśl ta sama.
33
Które napojone wodą służyły do gaszenia ognia.
34
Wymieniając tylko pierwsze imię wydającego igrzysko, mówiący daje do zrozumienia, że
żyje na poufałej stopie z mężem wyższego stanu.
35
Zwykle dobijano niezdolnych do walki gladiatorów w spolarium, tu miało to stać się na
oczach widzów.
36
Kobiety zapaśniczki pochodziły z Brytanii, gdzie uczestniczyły w bitwach jako
kierowniczki wozów.
37
W oryginale matella — nocnik.
podrzucił na rogach
38
. Ale kto nie może bić osła, bije wór. Że też jednak Glikon mógł myśleć,
że ziółko Hermogenesa dobrze skończy? Ten przecie był zdolen lecącemu jastrzębiowi obciąć
pazury
39
, żmija nie zrodzi powrósła. Glikon dostał za swoje: póki żyw, będzie nosił piętno,
które Orkus zetrze dopiero. Ale każdy sam płaci za swe winy. Przeczuwam jednak, że
Mammaea
40
ugości nas; ja i moi ludzie dostaniemy po dwa denary
41
. Jeśli to zrobi, zakasuje
całkiem Norbanusa
42
. Zobaczycie, że pobije go o kilka długości
43
. I w rzeczy samej, cóż
zrobił dla nas wielkiego? Dał gladiatorów niewartych grosza, zdechlaków, na których gdybyś
dmuchnął, to by upadli; widziałem już lepszych ludzi walczących z dzikimi zwierzętami
44
.
Jeźdźcy, których kazał zabijać, byli jak człowieczki na pokrywach lamp
45
, rzekłbyś, że
widzisz przed sobą koguty; jeden, jak osieł przetrącony w lędźwiach, drugi powłóczący
nogami, trzeci, zastępca padłego, sam półmartwy z rozwalonymi ścięgnami. Jeden był jeszcze
niezłej miary, Trak, który też walczył prawidłowo. Słowem, wszyscy zostali potem
ochłostani, nazbyt wołano im z tłumu: „Dajcież im!”
46
Naprawdę, po prostu tchórze. A on
powiada jeszcze: „Dałem ci przecie igrzyska gladiatorów”. A ja ci klaskałem za to. Policz, a
zobaczysz, że daję ci więcej, niż otrzymałem. Ręka rękę myje. — Wyglądasz tak
Agamemnonie, jakbyś chciał rzec: „Cóż to ględzi ten nudziarz?” Bo ty, który znasz się na
mówieniu, nic nie mówisz. Tyś nie z naszej mąki i dlatego śmiejesz się ze słów małych ludzi.
Wiemy, żeś zjadł wszystkie mądrości. Ale cóż to znaczy? Chciałbym cię kiedyś namówić,
byś pojechał do mnie na wieś i zobaczył moje domki. Znajdziemy coś na zakąskę: kurkę,
jajka; będzie ładnie, choć tego roku, skutkiem pogody, wszystko wyrosło w niewłaściwej
porze
47
. Znajdziemy jednak coś, by się nasycić. I w moim chłopaczku rośnie już uczeń dla
38
Kara na cudzołożnych.
39
W znaczeniu: złodziej zdolny okraść złodzieja.
40
Imię niewieście, tu raz jedyny jako męskie użyte.
41
Pieniądze dawano podczas ugoszczeń zamiast potraw (z wyjątkiem chleba i wina); „moi
ludzie”: być może chodzi o cech płachciarzy, do którego należy mówiący, a którego ugaszczający był
patronem.
42
Jednego z najwyższych dostojników.
43
Przy najbliższych wyborach na triumwira lub edyla.
44
Bestiarii — na walkę ze zwierzętami skazani przestępcy, którzy nie byli do tego zaprawieni
jak uenatores, przeto oczywiście z reguły niezręczni.
45
Na których przedstawiano walki gladiatorów.
46
Rózeg.
47
Tekst wątpliwy (tempestas dispare pattauiti)
ciebie. Umie już trochę dzielenia: gdy żyć będzie, będziesz miał służkę z niego. Bo jeśli ma
tylko czas, nie podnosi głowy znad stołu. Jest zdolny i zręczny, tylko ma żyłkę do ptaków.
Skręciłem już kark trzem jego szczygłom i powiedziałem, że łasica je pożarła. Jednak znalazł
sobie inne głupstwo i maluje zawzięcie. Zresztą już powąchał greki, a do łaciny bierze się
nieźle, choć nauczyciel jego zadziera nosa i nie trzyma się swego, lecz przychodzi, bym mu
dał coś do pisania, ale pracować nie chce. Jest też drugi
48
, który wprawdzie niewiele się uczył,
ale stara się i więcej uczy, niż umie. Przychodzi w dnie świąteczne, i cokolwiek mu wtedy
dasz, jest zadowolony. Kupiłem więc chłopcu kilka takich książek z czerwonymi napisami,
gdyż pragnę, by dla domowego użytku liznął trochę prawa: to daje chleb. Bo wykształcenia
nabrał już dość. Gdyby się odstrychnął, postanowiłem nauczyć go jakiegoś rzemiosła, albo
balwierza, albo wywoływacza
49
, albo adwokata, a to mu tylko śmierć odebrać może. Dlatego
prawię mu co dzień: „Primigeniuszu
50
, wierzaj mi, czego się uczysz, tego się uczysz dla
siebie. Widzisz adwokata Filerosa: gdyby się nie był porządnie uczył, nie miałby dziś czego
ugryźć. Niedawno jeszcze dźwigał na grzbiecie wory na przedaż, a teraz zapędza w kąt nawet
Norbanusa. Wykształcenie to skarb, a nauka nigdy nie ginie”.
Takie toczyły się rozmowy, gdy Trymalchion
wszedł i otarł sobie czoło, umył ręce w
woniejącej wodzie i po krótkiej chwili rzekł:
—
Nie miejcie mi za złe, przyjaciele, że od kilku dni mam brzuch nie w porządku;
i lekarze nie mogą się połapać. Jednak pomogła mi łupina granatu
51
i sosna gotowana w
occie. Sądzę tedy, że, jak dawniej, spełniać będzie swą powinność. Zresztą mruczy mi coś
w żołądku, myślałbyś, że wół. Jeśliby więc ktoś z was chciał załatwić potrzebę, nie ma
czego się wstydzić. Nikt z nas nie urodził się z korkiem. Jestem zdania, że nie ma na
świecie większej męczarni niż zatrzymywanie. Jedyna to rzecz, której Jowisz wzbronić
nie może. Śmiejesz się, Fortunato, ty, która w nocy zachowujesz się tak, że spać nie
mogę? Nawet w jadalni nie wzbraniam nikomu, by sobie ulżył. I lekarze zabraniają
powstrzymywać się. Lub jeśli coś więcej się przydarzy, wszystko za progiem jest gotowe:
woda, stolce i inne drobne wygody. Wierzcie mi, wiatry uderzają na mózg i wywołują
48
Drugi nauczyciel.
49
Przy przetargach.
50
Primigenius — częste imię własne, wolnych i niewolników, więc i wyzwoleńców.
51
Jako składowa część lekarstwa.
wzburzenie w całym ciele. Znam wielu, którzy zginęli z tego powodu, że nie chcieli pójść
za głosem natury.
Wyrażamy swą wdzięczność jego wspaniałomyślności i wyrozumiałości i raz po
raz wypijamy łyk, by stłumić śmiech. Nie wiedzieliśmy jednak, że jesteśmy dopiero w
połowie drogi, jak to mówią, do szczytu rozkoszy. Gdy bowiem po uprzątnięciu stołów,
co odbyło się przy dźwiękach muzyki, weszły do jadalni trzy w kagańce i dzwonki
przybrane świnie, z których jedną ogłosił wywoływacz jako dwuletnią, drugą trzyletnią, a
trzecią sześcioletnią, myślałem, że przybyli kuglarze i że świnie pokazywać będą sztuki,
jak to bywa w kołach ulicznej publiczności.
Lecz Trymalchion położył kres oczekiwaniu pytaniem:
—
Której z nich chcecie natychmiast na ucztę? Bo koguta, potrawkę pentejską
52
i
podobne głupstwa mogą robić chłopi. Moi kucharze są przyzwyczajeni gotować nawet
całe cielęta.
I natychmiast kazał przywołać kucharza, polecił mu, nie czekając naszego wyboru,
zarżnąć najstarszą świnię i spytał go donośnym głosem:
—
Z jakiego jesteś oddziału?
53
. Gdy ów odpowiedział:
—
Z czterdziestego.
—
Czyś zakupiony, czy urodzony w domu?
—
Ani jedno, ani drugie — odpowiedział kucharz — jeno przekazany ci
testamentem Pausy.
—
Staraj się więc porządnie podać — rzekł Trymalchion — w przeciwnym razie
każę cię włączyć do oddziału posłańców.
I kucharza, któremu przypomniano w ten sposób wielmożność pana, danie
zawiodło do kuchni.
Trymalchion rzucił jednak na nas łagodne spojrzenie i rzekł:
—
Jeśli nie smakuje wam wino, każę je zmienić; musicie sami nadać mu smak. Z
łaski bogów nie potrzebuję kupować, lecz wszystko, do czego idzie ślinka, rodzi mi się w
podmiejskim majątku, którego jeszcze nie znam. Mówią, że graniczy on z mymi dobrami
52
Penthiacum. Potrawa wywodząca nazwę stąd, że przygotowywane mięso było posiekane,
jak Pentheus przez Menady.
53
W dużych domach niewolnicy podzieleni na oddziały, decuriae, spełniali trojakie funkcje:
atrienses służyli w domu, uillici uprawiali ziemię, uiatores używani byli do posyłek.
pod Terraciną i Tarentem. Chcę teraz zaokrąglić swe posiadłości dokupnem w Sycylii,
abym, jeśli mi przyjdzie ochota pojechać do Afryki, mógł odbyć podróż we własnym
kraju
54
. Lecz opowiedz mi, Agamemnonie, w jakiej to sprawie spornej miałeś mowę dziś
w szkole? Bo choć ja mów w sądzie nie miewam, uczyłem się jednak dla domowego użytku. I
abyś nie myślał, że gardzę uczonością: mam dwie biblioteki, grecka i łacińską. Opowiedz mi
wiec, jeśli mnie kochasz, przedmiot swej mowy. Gdy Agamemnon rzekł:
— Ubogi i bogaty byli nieprzyjaciółmi. Trymalchion spytał:
— Co to jest ubogi?
— Dowcipnie — rzekł Agamemnon i wyłuszczył jakąś sprawę sporną.
Natychmiast zauważył Trymalchion:
— Jeśli to się zdarzyło, to nie ma się o co spierać; jeśli się nie zdarzyło, to jest niczym.
Gdyśmy tym i innym powiedzeniom najgorętszymi wtórzyli pochwałami,
Trymalchion rzekł:
— Powiedz mi, najdroższy Agamemnonie, czy znasz dwanaście prac Herkulesa lub
bajkę o Ulissesie, któremu Cyklop wykręcił obcęgami wielki palec? Czytywałem to w swej
młodości w Homerze
55
. Bo co się tyczy Sybilli, to sam na własne oczy widziałem ją w
Kumae, wiszącą we flaszce, i gdy chłopcy ją pytali: „Sybillo, czego chcesz?” odpowiadała:
„Chcę umrzeć”
56
.
Jeszcze się nie wygadał, gdy taca z ogromną świnią zajęła stół. Podziwialiśmy
szybkość i przysięgaliśmy, że nawet koguta nie można ugotować tak prędko, zwłaszcza że
świnia swojska zdawała się nam o wiele większa niż krótko przedtem dzika. Wtedy
Trymalchion, przypatrując się jej coraz dokładniej, zawołał:
— Co? Co? Ta świnia nie jest wypatroszona? Nie, dalibóg, nie jest. Natychmiast niech
przyjdzie tu kucharz!
Gdy kucharz smutny przystąpił do stołu i rzekł, że zapomniał wypatroszyć świnię,
woła Trymalchion:
54
Swetoniusz podaje, że manią Nerona było posiadać wiele ziemi.
55
Homer nigdy o tym nie pisał, jak też Trymalchion nie studiował w młodości Homera.
Petroniusz wyszydza brednie chcącego uchodzić za erudytę Trymalchiona, któremu pomieszało się
zapewne oko Cyklopa z palcem Odysa.
56
Jak wyżej: Sybilla miała być zamknięta w żelaznej klatce zawieszonej w świątyni
Herkulesa.
— Co? Zapomniałeś? Myślałby kto, że zapomniał tylko dorzucić pieprzu i kminu.
Rozbierzcie go!
Niezwłocznie rozebrano kucharza, który stoi smutny między dwoma siepaczami.
Wszyscy zaczęli wstawiać się za nim i mówić:
— To się zdarza; prosimy, puść go; jeśli to jeszcze raz zrobi, nikt z nas nie będzie
wstawiał się za nim.
Ja, srogi niemiłosiernie, nie mogłem milczeć, lecz rzekłem nachylony do ucha
Agamemnona:
— Musi to być istotnie ladaco sługa, żeby zapomniał wypatroszyć świnię! Nie
przebaczyłbym mu, zaprawdę, choćby nie oczyścił ryby!
Inaczej Trymalchion, który przybrawszy znów wesołą minę, rzekł:
— Więc ponieważ masz tak złą pamięć, wypatrosz ją wobec nas.
Kucharz, otrzymawszy znowu tunikę, chwycił nóż i trwożną ręką ciął w prawo i w
lewo w brzuch świni. Natychmiast z przecięć, rozszerzających się pod ciśnieniem ciężaru,
wypadło mnóstwo kiełbas i kiszek.
Służba, nie czekając znaku, przyklasnęła temu, wołając:
— Niech żyje Gajusz!
I kucharz nie odszedł z próżnymi rękoma, zaszczycony trunkiem i srebrnym wieńcem
i otrzymał puchar na podstawce z korynckiego brązu.
Gdy Agamemnon przypatrywał się temu bliżej, rzekł Trymalchion:
— Ja jedyny posiadam prawdziwe brązy korynckie.
Oczekiwałem, że w zwykłej swej bezczelności powie, że przysyłają mu naczynia
wprost z Koryntu. Lecz on jeszcze lepiej:
— Może chciałbyś wiedzieć — rzekł — dlaczego ja jedyny posiadam prawdziwe
korynckie rzeczy? Bo fabrykant, u którego kupuje, zowie się Koryntus. Cóż jest jednak
korynckie, jeśli nie to, co pochodzi od Koryntusa? I abyście nie uważali mnie za nieuka, to
wiem bardzo dobrze, jak powstał pierwszy brąz koryncki. Gdy zdobyto Troje, Hannibal,
chytrzec i złodziej, kazał wszystkie spiżowe, srebrne i złote naczynia zrzucić na kupę i
podpalić. Tak stopiły się one w jedną mieszaninę kruszców. Z tej masy brali potem kowacze i
robili czary, misy i posążki. Tak powstał brąz koryncki, wszystko w jednym, ni pies, ni
wydra. Nie miejcie mi za złe tego, co powiem: ja wolę sobie szkło, przynajmniej go nie czuć.
Gdyby nie było tak tłukliwe, wolałbym je nawet od złota; teraz jednak jest za tanie. Był
jednak raz szklarz, który zrobił szklaną czarę, co się nie tłukła. Został dopuszczony z darem
swym przed oblicze cesarza, potem kazał cesarzowi oddać go sobie i cisnął go na podłogę.
Cesarz nie mógł przestraszyć się bardziej. Lecz ów podniósł z ziemi szklaną czarę, która była
załamana, jak miedziane naczynie; potem wyjął z zanadrza młoteczek i spokojnie
doprowadził czarę do porządku
57
. Uczyniwszy to, mniemał, że jest u celu najśmielszych
życzeń, zwłaszcza gdy cesarz rzekł doń: „Czy kto inny jeszcze zna ten sposób sporządzania
szkła?”
Zważcie tylko! Gdy ów powiedział, że nie, cesarz kazał odrąbać mu głowę: bo gdyby
się o tym dowiedziano, uważalibyśmy złoto za błoto. Do srebra prawdziwie się palę. Mam
pucharów, z których każdy mieści trzynaście litrów, około stu
58
— gdzie Kasandra
59
zabija
swego syna, a zmarli synowie tak leżą, iż rzekłbyś, że żyją. Mam tysiąc czar, które pozostawił
panu mojemu Mummiusz
60
— gdzie Dedal zamyka Niobe do konia trojańskiego
61
. Walki
Hermerosa i Petraitesa
62
mam oczywiście też na wszystkich pucharach, a wszystkie są
ciężkiej wagi. Bo tego, że się na tych rzeczach znam, nie odprzedam za żadne pieniądze.
Gdy to mówił, niewolnik upuścił kielich. Trymalchion spojrzał nań i rzekł:
— Nuże, chłoszcz się sam, boś barania głowa. Natychmiast chłopak, opuściwszy
wargę, zaczął prosić.
Lecz ów rzekł:
— O co mnie prosisz? Jakbym ci chciał coś zrobić! Radzę ci, proś samego siebie, byś
nie był baranią głową.
Wreszcie, ubłagany przez nas, darował chłopcu karę. Ten otrzymawszy przebaczenie,
zaczął biegać wkoło stołu i wołać:
— Wodę odlewać, wino wlewać!
Przyjęliśmy ten żart wesoło, a zwłaszcza Agamemnon, który wiedział, czym sobie
zarobi na ponowne zaproszenie do stołu. Zresztą Trymalchion pił po tych pochwałach coraz
weselej i coraz bliższy zupełnego upicia się, rzekł:
57
Wedle Pliniusza dokonano za Tyberiusza wynalazku giętkiego szkła. Tyberiusz miał
wynalazcę nagrodzić i wygnać.
58
Scyphi urnales; urna — 13,13 litra. Tu w tekście luka i dalej mowa zapewne o jednym z stu
pucharów.
59
Trymalchion ma na myśli Medeę.
60
Tekst zepsuty i luka.
61
Myli z Pazyfaą zamkniętą w drewnianej krowie.
62
Imiona gladiatorów.
— Czy nikt z was nie zaprosi mojej Fortunaty do tańca? Wierzajcie mi, nikt lepiej nie
tańczy kordaksa
63
.
I sam, z wzniesionymi nad głowa rękoma, naśladował pantomimicznego tancerza
Syrusa, podczas gdy cała służba przyśpiewywała tekst grecki
64
. I byłby sam wystąpił jako
tancerz, gdyby Fortunata nie była mu szepnęła do ucha; sądzę, iż rzekła mu, że takie niskie
błazeństwa nie przystoją jego powadze. Nie było nic bardziej płochego nad jego zachowanie
się: już to hamował się względem na niechęć Fortunaty, już to folgował swojej naturze.
Ochocie tanecznej położył kres pisarz
65
który jakby odczytywał miejski dziennik
urzędowy:
— Dnia 26 lipca. W majątku pod Kumae, należącym do Trymalchiona, urodziło się
chłopców trzydziestu, dziewcząt czterdzieści. Z boiska przyniesiono do spichrza pięćset
tysięcy korcy pszenicy; naliczono pięćset wołów w jarzmie. Tegoż dnia: niewolnik
Mitrydates został wbity na krzyż, gdyż złorzeczył geniuszowi pana naszego. Tegoż dnia:
oddano do kasy dziesięć milionów sesterców, z którymi nie było co zrobić. Tegoż dnia:
wybuchł ogień w ogrodach Pompejańskich
66
, powstały w zabudowaniach rządcy Nasty.
— Jak to? — rzekł Trymalchion. — Kiedy zakupiono dla mnie ogrody Pompejańskie?
— W zeszłym roku — rzekł pisarz — i dlatego nie zostały jeszcze wciągnięte w
księgi.
Trymalchion oburzył się i rzekł:
— Jakiekolwiekby ziemie dla mnie zakupiono, to jeśli w ciągu sześciu miesięcy nie
dowiem się o tym, zabraniam wciągać to w księgi.
Potem odczytane zostały rozkazy urzędników policji dóbr i testamenty leśników, w
których to testamentach Trymalchion z podaniem powodu wyłączony był od dziedzictwa
67
;
potem imiona zarządców dóbr; rozwód wyzwolenicy z polowym, gdyż pokazało się, że żyła z
63
Charakterystyczny dla starej komedii, wyuzdany taniec. Dla niewiasty był nieodpowiedni w
najwyższym stopniu.
64
Zagadkowe słowa:
µαδεια περιµαδεια.
65
Kronikarza takiego posiadały wszystkie znakomite domy. Zarazem jest to karykatura
dziennika domu cesarskiego i afektowanego tonu obwieszczeń publicznych.
66
Należących do Pompejusza, dawnego patrona Trymalchiona, lub położonych w mieście
Pompei.
67
Pan otrzymywał obowiązkową cześć spadku nawet po wyzwoleńcu. Jeśli tu mowa o
niewolnikach, przyznanie im prawa przekazywania mienia świadczy o łagodności pana.
łaziebnym; wygnanie stróża domowego do Bajów; wreszcie oskarżenie zawiadowcy i sprawa
sądowa pokojowców.
Wreszcie przyszli kuglarze. Niezgrabny drągal stanął z drabiną i kazał chłopcu na
szczeblach jej i na szczycie tańczyć przy muzyce piosenek, potem skakać przez płonące
obręcze i trzymać amforę zębami. Nikt nie podziwiał tego, prócz Trymalchiona, który rzekł,
że jest to niewdzięczna sztuka. Z wszystkich jednak rzeczy na świecie dwie lubi najbardziej:
kuglarzy i trąbiących na rogu, wszystkie inne rozkosze słuchowe to czyste głupstwo.
— Kupiłem też aktorów greckiej komedii, lecz wolałem kazać im grać w krotochwili
68
i swemu greckiemu fletniście z chóru kazałem, by grał po łacinie.
Właśnie gdy Trymalchion to mówił, chłopiec spadł, i jemu na ramię. Służba podniosła
krzyk i niemniej biesiadnicy, nie gwoli obrzydliwemu człowiekowi, który niechby tam w ich
oczach kark skręcił, lecz z obawy, że uczta może się źle skończyć, by nie musieli opłakiwać
zabitego, który ich nic nie obchodził. Gdy sam Trymalchion ciężko jęknął i położył się, jakby
na zranionym ramieniu, nadbieżeli lekarze, a przed wszystkimi Fortunata z rozpuszczonymi
włosami, z pucharem w ręku, i zawołała głośno: „O, ja biedna, nieszczęśliwa!” Bo chłopiec
krążył już dawno od strony naszych nóg i prosił o odpuszczenie kary. Było mi wielce niemiło:
bałem się, by prośby te nie wywołały drogą żartu jakiejś niespodzianki; bo tkwił mi jeszcze w
myśli ten kucharz, który zapomniał wypatroszyć świnię. Więc rozejrzałem się po całej
jadalni, czy nie otwiera się gdzie ściana i jakaś nie wychodzi z niej sztuczka, zwłaszcza gdy
zaczęto chłostać niewolnika, który urażone ramię pana owinął białą wełną, zamiast
purpurowej. I nie o wiele chybiło moje podejrzenie, gdyż zamiast kary, padł Trymalchiona
rozkaz, którym obdarzał niewolnika wolnością, iżby nie powiedziano, że tak wielki człowiek
został zraniony przez niewolnika.
Przyklaskujemy temu postępkowi i prowadzimy urozmaiconą rozmowę o zmianach,
którym podlegają sprawy ludzkie.
— Tak — rzecze Trymalchion — nie należy przejść obok tego wypadku bez
przysłowia.
Kazał natychmiast przynieść tabliczki i nie udręczywszy się długim namysłem,
przeczytał co następuje:
Czego ni się spodziejesz, to się często przydarza,
Ponad nami Fortuna, naszymi sprawy zarządza.
68
Attelanam facere.
Przeto też, chłopcze mój, falern w kielichy nam lej!
Po tym epigramacie zeszła rozmowa na poetów i długo przyznawano pierwsze miejsce
Mopsusowi z Tracji
69
, aż Trymalchion rzekł:
— Proszę cię, mistrzu, jaka jest wedle ciebie różnica między Cyceronem a
Publiliuszem? Sądzę, że pierwszy był wymowniejszy, drugi moralniejszy. Bo cóż może być
lepszego nad ten ustęp
70
:
Nadmierny zbytek strawił szpik Rzymianom. W kojcu dla waszych podniebień paw
tyje, Szatą kobiercom babilońskim równy, Dla was kapłony, numidyjskie kury, A
smukłonogi bocian, gość z południa, Wierny opiekun dzieci, wężobójca, Wygnaniec zimy,
zwiastun cieplej wiosny, Ma dziś swe gniazdo w saganach żarłoków. Po co indyjskich
muszel drogie perły? By nawet skarbem morskich den stroiła Nogi dla gacha wszeteczna
niewiasta? Po co zielony szmaragd, klejnot drogi, Po co kamieni kartagińskich ognie?
Czyż aby skrzyła zacność z karbunkulów? Godziż się żonom przywdziewać wiatr tkany I
niby nagim stać w przejrzystej chmurze?
— Którą jednak sztukę — rzekł — uważamy za najtrudniejszą po uczoności? Sądzę:
sztukę lekarza i wekslarza. Lekarz bowiem wie, co to ludziska mają wewnątrz między
żebrami i kiedy przychodzi gorączka, choć nie mogę ich znosić, bo przepisują mi często wodę
anyżową; wekslarz musi umieć widzieć miedź poprzez srebro
71
. Co się tyczy niemego bydła,
to najpracowitszymi wśród nich są woły i owce: woły, którym zawdzięczamy to, że jemy
chleb, i owce, których wełna użycza nam chwały
72
. I jest rzeczą niegodną, że ktoś je baraninę
i nosi przy tym tunikę
73
. Lecz pszczoły to cudowne stworzenia, bo wymiotują miodem, choć
69
Tekst mocno uszkodzony. Zapewne nowa próbka literackiej „erudycji” biesiadników.
70
Publiliusz Syrus, komediopisarz, podziwiany miedzy innymi przez Klaudiusza. Ustęp
cytowany jest zapewne zręcznym, przez Petroniusza dokonanym podrobieniem tonu i formy Syrusa.
Do charakterystyki Trymalchiona się nie przyczynia.
71
Musi umieć rozróżniać monety prawdziwe od fałszywych, które powleczone były tylko
cienką warstwą srebra.
72
Chodzi o szaty, które zdobią ludzi.
73
Drapieżny wilk w owczej wełnie.
mówi się, że przynoszą go od Jowisza; że jednak kłują, pochodzi to stąd, że gdzie jest
słodycz, tam musi być i kwas.
Już zaczął bruździć i filozofom w rzemiośle, gdy jęto roznosić wokół w pucharze losy
i chłopiec przeznaczony do tej sprawy odczytał wygrane…
74
…Śmialiśmy się długo, bo było sześćset takich dowcipów, które wypadły mi już z
pamięci.
Kiedy Ascyltos w nieumiarkowanej wesołości, z przesadnie podniesionymi rękoma,
wszystkiemu ironicznie przyklaskiwał i śmiał się do łez, jeden z współwyzwoleńców
Trymalchiona, ten sam, który miał miejsce powyżej mnie
75
, rozgniewał się i rzekł:
— Czemu się śmiejesz, baranie? Nie podobają ci się te piękne zabawy? Jesteś
oczywiście bogatszy i przyzwyczajony do lepszych biesiad. Jak pragnę łaski opiekuńczej
bogini tego miejsca: gdybym leżał obok niego, położyłbym kres jego beczeniu. Śliczny
pomiot, i śmie wyśmiewać innych! Jakiś przegnany nicpoń, który grasuje po nocach, niewart
tyle, co woda, którą oddaje. Krótko, jeśli go obleję wkoło moczem, nie będzie wiedział, gdzie
uciekać
76
. Dalibóg, niełatwo się gorączkuję; ale gdzie zgniłe mięso, tam rodzą się robaki. On
74
Rzymianie podczas Saturnaliów kazali gościom swym na ucztach ciągnąć losy, w których
wypisane było, co któremu z nich przypada w darze. Często podawano to w zagadkach. Czynił to
także August titulis ohscuris et ambiguis, jak świadczy Swetoniusz. Dowcipy Trymalchiona,
polegające na niedorzecznej grze słów i dziecinnym podobieństwie dźwięków, charakteryzując jego
smak, są oczywiście i w oczach Petroniusza głupstwem. Głupstwo to jednak jest nie do przełożenia
ani w wiernym oddaniu słowa za słowem, ani w ekwiwalentach jakichkolwiek. Kto na przykład
wyciągnął kartkę z napisem: muraena, otrzymał mysz i żabę (mus — rana). Można jedynie jako
curiosum przytoczyć ustęp ten w oryginale:
„Argentum sceleratum”: allata est perna, supra quam ace—tabula erantposila.
„Ceruical”: offla collaris allata est. „Se—risapia et contumelia”: aecrophagie saele [?] datae
sunt et contus cum malo. „Porri et persica”: flagellum et cultrum accepit. „Passeres et
muscańum”: uuam passam et mel Atticum. „Cenatoria et forensia”: offlam et tabulas accepit.
„Canale et pedale”: lepus et solea est allata. „Muraena et littera”: murem cum rana attigatum
fascemque betae (accepit).
75
Hermeros.
76
Starożytny, jeszcze z Indii pochodzący zabobon co do pętającej siły moczu. Zobacz w
Legenda aurea sine historia lombardica biskupa Genui Jakuba de Yoragine, De Sancta Luda:
śmieje się. Z czego tu się śmiać? Czy ojciec twój kupił sobie płód za pieniądze?
77
Jesteś
rycerz rzymski? A ja syn królewski. Dlaczego tedy służyłem? Bo dobrowolnie wstąpiłem do
służby i wolałem być obywatelem rzymskim niż płacić pogłówne. I teraz, pochlebiam sobie,
żyję tak, że nikt nie może kpić ze mnie. Jestem człowiekiem, jak wszyscy inni, nie muszę się
ukrywać, nie jestem nikomu winien ani miedzianego trojaka; nie stawałem nigdy przed
sądem; nikt nie powiedział mi na forum „oddaj, coś winien”. Kupiłem sobie trochę ziemeczki,
zbiłem pieniążki; żywię dwadzieścia żołądków i psa; wykupiłem swoją współniewolnicę, by
nikt sobie o piersi jej nie wycierał palców
78
; tysiąc denarów zapłaciłem za własną wolność;
zostałem mianowany sewirem z uwolnieniem od przepisanej opłaty; sądzę, że gdy umrę, nie
będę się musiał rumienić. Ty jednak musisz mieć tyle zajęć, że nie masz czasu spojrzeć za
siebie. W innych widzisz źdźbło, w sobie nie widzisz belki. Jedynie tobie wydajemy się
śmieszni. Oto twój nauczyciel, człowiek starszy; a podobamy się jemu. Ty, który masz mleko
pod nosem, i nie powiesz ani be, ani me
79
, ty wybierku, ty ścierko, miększy niż ścierka, nie
lepszy. Tyś bogatszy ode mnie? To obiaduj dwa razy, wieczerzaj dwa razy. Wolę swój kredyt
niż skarby. Krótko: kto mnie dwa razy prosił? Służyłem lat czterdzieści; nikt jednak nie
wiedział, czy jestem niewolnik, czy wolny. Przybyłem jeszcze jako chłopak długowłosy do
tego miasta; i jeszcze bazylika nie była zbudowana. Robiłem, co mogłem, by zadowolić
swego pana, męża dostojnego i wielce godnego, którego paznokieć wart był więcej niż ty
cały. I byli ludzie w domu, którzy podstawiali mi tu i ówdzie nogę, jednak — niech będą
dzięki geniuszowi jego — zawsze się wywinąłem. To są dowody siły. Bo urodzić się wolnym
to łatwo, jak zjeść chleb z masłem. Cóż patrzysz na mnie jak cielę na malowane wrota?
Po tych słowach Giton, który stał u naszych nóg
80
, wybuchnął nieprzystojnie
powstrzymywanym długo śmiechem. Gdy spostrzegł to przeciwnik Ascyltosa, zwrócił naganę
do chłopca i rzekł:
— Ty śmiejesz się także? Ty strzępiasta cebulo. Górą Saturnalie
81
. Pytam, czy to
grudzień? Kiedyś zapłacił pięć od stu?
82
Wisielcze, ścierwo dla kruków! Postaram się, byś
putans uero Paschasius secundum quorundam figmenta, quod lotto fugarentur maleftcia, iussit
Luciam lotio perfundi.
77
Czyś przyszedł w lepszy sposób na świat, niż inni ludzie?
78
Jak o włosy niewolników; niewolnicy bywali goleni z wyjątkiem tych, którzy służyli do rozkoszy.
79
Nec mu nec ma argutas.
80
Giton w roli niewolnika, który podczas uczty stał u nóg (leżącego) pana, zdejmował mu
obuwie i brał w przechowanie i niósł to, co pan zabrał z uczty, do domu.
poczuł, co to gniew Jowisza, ty i ów, który nie trzyma cię w karbach. Jak chcę mieć do syta
chleba, że mam wzgląd tylko na swego współ—wyzwoleńca; inaczej dałbym ja ci za twoje.
My jesteśmy zadowoleni, ale nie te błazny, co nie trzymają cię w ryzach! Oczywiście, jaki
pan, taki kram. Ledwo się powstrzymuję, a nie jestem z natury gorąco kąpany, ale jak raz
zacznę, to nie uszanuję rodzonej matki. Dobrze, spotkamy się jeszcze na ulicy, ty szczurze, ty
purchawko! Niech nie urosnę ani w górę, ani w dół, jeśli nie zapędzę twego pana do mysiej
dziury; i nie będę cię szczędził, choćbyś, dalibóg, wzywał Jowisza Olimpijskiego! Postaram
się, że nie pomoże ci czupryna na łokieć, ani twój pan ladaco. Dobrze, wpadniesz mi pod ząb.
Albo ja nie znam siebie, albo ty nie będziesz się naśmiewał, choćbyś miał złotą brodę
83
.
Postaram się, byś poczuł, co to gniew Ateny, ty i ten
84
, który cię zrobił takim mądralą
85
. —
Nie uczyłem się geometrii i krytyki
86
, ani innych niedorzeczności, lecz znam litery na
kamieniach i dzielę przez sto
87
pieniądze, miary i wagi. Krótko: jeśli chcesz, pójdźmy o
zakładzik. Chodź, kładę pieniążki na stół. Dowiesz się teraz, że ojciec twój na próżno płacił
szkolne, choć i znasz retorykę. Baczność: „Kto to z nas? Idę długo, idę szeroko: oswobodź
mnie!” Powiem ci, kto z nas biegnie, a nie rusza się z miejsca; kto z nas rośnie, a staje się
mniejszy?
88
Mruczysz, gapisz się, męczysz się, jak mysz w nocniku. Więc albo stul gębę, albo
nie zadręczaj lepszych od siebie, dla których nie urodziłeś się nawet; chyba nie myślisz, że
dbam o twoje żółte pierścienie
89
, które ukradłeś swej kochance. Pomóż święty Bierz–co–da–
się
90
. Pójdźmy na forum i pożyczmy pieniędzy, wtedy zobaczysz, że to żelazo ma kredyt
91
.
Ha, śliczna rzecz, taki zmokły pies. Jak sobie pragnę dobrych zysków i dobrej śmierci, by
81
Podczas Saturnaliów obchodzonych w grudniu dozwolone było wszelkie zbytkowanie i
znikała chwilowo wszelka nierówność stanów.
82
Od wyzwalanego niewolnika płacono 5%; płacił niewolnik sam albo jego pan.
83
Głowy szczególnie czczonych bogów miały często złoconą brodę.
84
Mowa o Ascyltosie, który niewolnika swego nie trzyma w karbach.
85
Tekst zepsuty.
86
Matematyki i estetyki. Od tego miejsca mowa Hermerosa zwraca się już nie do Gitona, lecz
do Ascyltosa.
87
Liczenie w ułamkach.
88
Rozwiązanie tych ludowych zagadek może brzmieć rozmaicie.
89
Odznaka rycerska Rzymian, służyła jako pieczęć.
90
Occuponem propitium.
91
Żelazny pierścień noszony przez tych, którzy nie mieli prawa do złotego.
ludzie zaklinali się na mój zgon
92
, jeśli nie będę ci deptał po piętach, póki cię gdzie nie
utrupię. Miły jest także ten, który cię tego uczy, małpa nie nauczyciel
93
. Myśmy się czego
innego uczyli: nasz nauczyciel mówił: „Czy macie wszystko w porządku? Prosto do domu;
nie oglądać się, starszych nie lżyć!” Ale dzisiaj czyste błazeństwa. Niewart trojaka, kto
wychodzi ze szkoły. Ja, jak mnie tu widzisz, dziękuję bogom za to, czegom się nauczył.
Ascyltos miał już odpowiedzieć na obelgi, gdy Trymalchion, rozradowany wymową
współwyzwoleńca swego, rzekł:
— No, no, dajcie pokój kłótniom! Lepiej spokojnie, a ty, Hermerosie, miej wzgląd na
młodzieniaszka. Ma gorącą krew, bądź rozsądniejszy. W takich sprawach zwycięża zawsze
zwyciężony. I ty, kiedyś był młodym kogutkiem, piałeś kukuryku i nie miałeś rozumu.
Bądźmy więc na nowo weseli, to lepiej, i przypatrzmy się homerystom”
94
.
Weszła natychmiast gromada i uderzyła dzidami w tarcze. Trymalchion usiadł na swej
poduszce i gdy homeryści rozmawiali w greckich wierszach, jak bezczelnie czynić zwykli, on
śpiewnym głosem czytał łacińską książkę. Gdy wnet nastąpiła przerwa, rzekł:
— Czy wiecie, jaką bajkę przedstawiają? Było dwóch braci, Diomedes i Ganimedes.
Mieli oni siostrę Helenę. Agamemnon porwał ją i podsunął Dianie łanie. I teraz opowiada
Homer, jak Trojanie walczyli z Parentynami. Agamemnon zwyciężył i dał córkę swoją,
Ifigenię, za żonę Achillesowi. Dlatego Ajaks oszalał i zaraz wyjaśni wam przedmiot.
Gdy Trymalchion to rzekł, homeryści podnieśli krzyk i pośród biegającej na wsze
strony służby wniesiono na srebrnej misie, ważącej dwieście funtów, gotowane ciele, z
hełmem na głowie. Potem przyszedł Ajaks i, dobywszy miecza, ciął je, jak gdyby szalał, na
kawałki, i machając tam i sam, nabijał je na ostrze i rozdzielał tak ciele pomiędzy
zdumionych gości.
Nie mogliśmy podziwiać długo tych wytwornych niespodzianek; bo nagle powała
zaczęła trzeszczeć i cała jadalnia zadrżała. Porwałem się przestraszony; bałem się, by przez
dach nie wszedł jaki kuglarz. Inni współbiesiadnicy nie mniej zdumieni zadzierali głowy,
oczekując nowości, zapowiadającej się z nieba. I oto nagle z rozsuniętej powały zjechała
ogromna, widocznie z beczki odbita, obręcz, wokoło której wisiały złote wieńce z łagiewkami
wonności. Gdy kazano nam wziąć sobie te podarki, spojrzałem znowu na stół.
92
To jest, by mówili: „Obym miał tak dobry zgon, jak Hermeros!”
93
Agamemnon.
94
Aktorzy, którzy przedstawiali w kostiumach sceny z cyklu trojańskiego, wygłaszając mowy,
w oryginale lub w przeróbkach, w każdym razie po grecku.
Stała tam już taca z wielu plackami, których środek zajmował przez cukiernika
sporządzony Priap, i w bardzo obszernym fartuchu trzymał w zwykły sposób różnego rodzaju
owoce i winogrona. Chciwie wyciągnęliśmy ręce do tej wspaniałości. Lecz nowa
niespodzianka przywróciła ogólną wesołość. Bo wszystkie placki i owoce, nawet przy
najlżejszym nacisku, wystrzykiwały szafran i przykry płyn dostał nam się aż do ust. Sadząc
więc, że danie, przepojone tą obrzędową wonią, jest święte
95
, powstaliśmy i rzekli:
— Cesarzowi, ojcu ojczyzny, życzymy szczęścia!
Gdy jednak po tym złożeniu czci niektórzy zaczęli porywać owoce, napełniliśmy i my
swoje serwety, zwłaszcza ja, któremu żaden podarek nie wydawał się za bogaty, by nim nie
obciążyć zanadrza Gitona.
Tymczasem weszło trzech chłopców w podkasanych tunikach; dwaj postawili na stole
Lary z puszkami na szyi
96
, trzeci podawał wkoło czarę wina, wołając: „Bogowie; bądźcie
łaskawi!”
Lecz Trymalchion rzekł, że jeden zwie się Korzystny, drugi Pomyślny, trzeci
Zyskowny. Ponieważ wszyscy całowali portret Trymalchiona, wstydziliśmy
97
się przepuścić
go mimo.
Gdy wszyscy złożyli sobie życzenia „zdrowego rozumu i dobrego zdrowia”, spojrzał
Trymalchion na Nicerosa i rzekł:
— Bywałeś weselszy przy stole; nie wiem, czemu tak milczysz i ani nie mrukniesz;
jeśli mi szczęścia życzysz, proszę cię, opowiedz mi to, co ci się przydarzyło.
Niceros uradowany uprzejmością swego przyjaciela, rzekł:
— Niech mi wszelki zysk umknie sprzed nosa, jeśli już od dawna nie pękam z
uciechy, że cię widzę tak zadowolonym. Niech więc będzie tęga zabawa, choć boję się tych
uczonych, by się ze mnie nie śmiali. Niechże sobie będą; a ja będę jednak opowiadał; bo cóż
mi odbiera, kto się śmieje? Lepiej rozśmieszać, niż być wyśmianym.
To rzekłszy, zaczął opowiadać:
— Gdym jeszcze służył, mieszkaliśmy w wąskiej uliczce, teraz dom ten należy do
Gawilli. Tam, jak to bywa z dopuszczenia bogów, zakochałem się w żonie szynkarza
95
Do kadzidła palonego podczas ofiary wchodził szafran.
96
Puszki zawierały korzenie mające chronić od zawiści.
97
Tekst uszkodzony. Jeden z chłopców wniósł zapewne podobny do pana domu wizerunek
jego geniusza.
Terencjusza. Znaliście przecie Melisse, Tarentynke, śliczną babinę. Jednak, jak tu stoję, nie
obcowałem z nią cieleśnie, ani dla miłostek, lecz że miała dobry charakter. Jeśli ją o co
prosiłem, nigdy nie było mi odmówione; gdy zarobiła asa, to dostawałem pół asa; co ja
oszczędziłem, szło do jej kieszeni i nigdym nie został okpiony. Mąż tej niewiasty umarł w
willi, gdzie mieszkali. Niech się dzieje, co chce, pognałem do niej co tchu, by być przy niej:
w potrzebie, jak wiecie, poznaje się przyjaciół. Przypadkiem pan pojechał do Kapui, by
załatwić różne sprawunki. Skorzystałem z tej sposobności i namawiam jednego z gości, który
mieszkał u nas, by towarzyszył mi do piątego milowego kamienia. Był to żołnierz, silny, jak
diabeł. Wyruszamy o pianiu kura, księżyc świecił, jak słońce w południe. Wchodzimy między
grobowce
98
; mój człek bierze się ku stelom, ja idę, nucąc i liczę stele.
99
Gdym się znów
obejrzał za towarzyszem, on rozbiera się i kładzie wszystkie szaty przy gościńcu. Zaparło mi
dech, stałem jak martwy. Lecz on oblał je wkoło moczem
100
i zmienił się nagle w wilka. Nie
myślcie, że żartuję, nie ma tak wielkiego majątku, bym dlań skłamał. Lecz na czym to
stanąłem: gdy zmienił się w wilka, zaczął wyć, i uciekł do lasu. Zrazu nie wiedziałem, gdzie
jestem; potem podszedłem, by zabrać jego szaty: ale one skamieniały. Kto by bardziej
zmartwiał ze strachu niż ja? Tedy wyjąłem miecz i przez całą drogę siekłem powietrze, póki
nie dopadłem willi swej przyjaciółki. Wszedłem jak widmo, o mało nie wyzipnąłem duszy,
pot ciekł mi strumieniami po krzyżu, oczy martwe, z trudem ochłonąłem. Moja Melissa
dziwiła się, że przybywam tak późno i rzekła: — „Gdybyś był przyszedł wcześniej, byłbyś
nam przynajmniej pomógł; bo wilk wpadł na dziedziniec, rzucił się na całą trzodę i jak
rzeźnik puścił jej krew; ale nie zakpił z nas, choć uciekł; bo parobek nasz przebił mu szyję
dzidą”. — Usłyszawszy to, nie mogłem już zamknąć oka, lecz że już jasny był dzień,
biegłem, jak okradziony szynkarz, wprost do domu naszego Gajusza
101
i gdym przybył w to
miejsce, gdzie suknie zmieniły się w kamień, znalazłem tylko krew. Gdym jednak wrócił do
domu, mój żołnierz leżał w łóżku jak wół, a lekarz owiązywał mu szyję. Wtedy poznałem, że
jest on wilkołakiem i nie mogłem odtąd zjeść z nim ani kęsa chleba, choćbyś mnie zabił.
Niech inni myślą o tym, co im się podoba; lecz jeśli kłamię, niech mnie pokarzą wasze duchy
opiekuńcze.
98
Rzymianie budowali grobowce przy gościńcu.
99
Tekst: coepit ad stelas facere se, eo ego cantabundus et stelas numero. Facere se (fieri)
— „sich an einen Ort begeben” (Friedlander).
100
Zabobon przypisywał moczowi magiczne własności. Zobacz przypis 76.
101
Gajusz Pompejusz, którego wyzwoleńcami są wszyscy obecni.
Gdyśmy wszyscy oniemieli ze zdumienia, rzekł Trymalchion:
— Nie wchodzę w twoje opowiadanie, ale jeśli chcecie mi wierzyć, włosy stawały mi
na głowie, bo wiem, że Niceros nie opowiada bredni: jest wiarygodny i nie miele językiem. Ja
także opowiem wam straszną historię. Osieł na dachu!
102
Gdym jeszcze miał długie włosy, bo
od chłopca prowadziłem miękkie życie, zmarł ulubieniec naszego pana, naprawdę — perła,
rzadki młodzian i doskonały w każdym calu. Gdy tedy biedna matka płakała go i wielu z nas
uczestniczyło w żałobie, nagle zaczęły śmigać strzygi,
rzekłbyś, że pies ściga zająca.
Mieliśmy wtedy człeka z Kapadocji, długiego, bardzo odważnego i tęgiego chłopa: mógł
podnieść wściekłego byka. Ten wybiegł śmiało z dobytym mieczem przed drzwi domu, z
lewą ręką starannie owiniętą i przebił niewiastę jakoś w tym miejscu — czego dotykam, niech
będzie zdrowe!
103
Słyszymy jęk, i — nie będę kłamać — jej samej nie widzieliśmy. Lecz nasz
drągal powrócił i rzucił się na łóżko, a całe ciało jego było sine, jakby go zbito biczami, bo
dotknęła go zła ręka. Zamykamy znowu drzwi domu i wracamy do swego obrzędu, lecz kiedy
matka chciała uściskać ciało swego syna, dotyka go i widzi wiązkę słomy. Nie było ani serca,
ani wnętrzności, nic: bo strzygi porwały już chłopca i podrzuciły w zamian wór słomy. Proszę
was, musicie mi wierzyć, są niewiasty, które rzucają czary, są strzygi, i przewracają wszystko
do góry nogami. Zresztą ten długi drągal nie wrócił nigdy do dawnej tężyzny i w niewiele dni
potem umarł w szaleństwie.
Słuchamy tego zarówno ze zdziwieniem, jak z wiarą, i całując stół, prosimy strzygi,
by pozostały w domu, gdy będziemy powracać z uczty.
I już zdawało mi się, że liczba lamp wzrosła, a cała jadalnia się zmieniła, gdy
Trymalchion rzekł:
— Pytam cię, Plokamusie, czy nic nie opowiesz? Niczym nas nie zabawisz? Zwykle
bywałeś weselszy, wygłaszałeś piękne ustępy z sztuk teatralnych, śpiewałeś pieśni. Ach, ach,
minęły te piękne rzeczy.
— Dla mnie — rzekł ów — skończyły się igraszki i tańce, odkąd mam podagrę.
Zresztą, gdym jeszcze był młodzieniaszkiem, o małom nie dośpiewał się suchot. A cóż
102
Powiedzenie przysłowiowe, może aluzja do bajki, w której osieł chciał naśladować małpę.
Słowa Trymalchiona miałyby tedy znaczenie: „Nie umiem wprawdzie tak dobrze opowiadać jak
Niceros i w porównaniu z nim jestem osłem na dachu…”
103
Zabobon, że jeśli się opowiada o ranie lub wrzodzie, to nie należy dotykać odpowiedniego
miejsca ani na sobie, ani na innych, by nie ściągnąć na siebie tego cierpienia.
dopiero tańczyć! i deklamować! i naśladować izbę bałwierską
104
. Kiedyż miałem równego
sobie, poza jedynym Apellesem?
105
Potem przyłożył rękę do ust i zagwizdał coś obrzydliwego, o czym zapewniał, że to po
grecku.
Gdy i sam Trymalchion skończył naśladować trębaczy, spojrzał na swego ulubieńca,
którego nazywał Krezusem. Ten, młodzieniec kaprawy, z bardzo brudnymi zębami, owijał
czarną i nieprzystojnie grubą sukę zielonym powijakiem, położył pół chleba na poduszkę i
karmił zwierzę wzdragające się od przesytu. Przypomniawszy sobie niejako o swym
obowiązku, kazał Trymalchion przyprowadzić Scylaksa, „opiekuna domu i domowników”.
Natychmiast przywiedziono olbrzymiego psa na łańcuchu, który upomniany kopnięciem
odźwiernego, by się położył, wyciągnął się przed stołem. Wtedy Trymalchion, rzuciwszy mu
biały chleb, rzekł:
— Nikt w całym domu nie kocha mnie bardziej niż on.
Chłopak rozgniewany, że Trymalchion tak nadmiernie pochwalił Scylaksa, zsadził
sukę na ziemię i poszczuł ją na psa. Scylaks, wedle psiej natury, napełnił jadalnię okropnym
szczekotem i o mało nie rozdarł Perły Krezusa. I zamieszanie nie ograniczyło się do walki
między psami, lecz runął też świecznik na stół i potłukł wszystkie kryształowe naczynia i
obryzgał kilku biesiadników wrzącą oliwą. By nie okazać się wzruszonym stratą,
Trymalchion ucałował chłopca i kazał mu wleźć sobie na grzbiet. Ów niezwłocznie użył go
jako konia i całą dłonią klepał go raz po raz po plecach i wołał wśród śmiechu:
— Policzku, policzku, ile to?
106
Gdy więc Trymalchion uspokoił się na pewien czas, kazał pomieszać wino w wielkim
naczyniu i rozdzielać miedzy niewolników, siedzących u nóg, z tym zastrzeżeniem:
— Jeśli — rzekł — ktoś nie zechce wypić, wylej mu na głowę. W dzień powaga, teraz
wesołość.
104
Jak naśladowanie głosu zwierząt, tak samo ulubioną zabawą Rzymian było naśladowanie
ludzi pewnych zawodów z ich ruchami, sposobem mowy itd. Balwierze nadawali się do tego
szczególnie dzięki swej gadatliwości. Triumfem wirtuozerii było naśladowanie różnymi głosami kilku
osób naraz. Tu mogło chodzić o oddanie gwaru całej izby balwierskiej: obsługujących i
obsługiwanych.
105
W czasach Kaliguli znany z piękności głosu tragik, Apelles z Askalonu.
106
Z zabawy dziecinnej, w której jeden z bawiących się
ma zawiązane oczy, inni zaś,
uderzając go w policzek pytają, ile palców (lub współbawiących się) go bije.
Po tym dowodzie uprzejmości nastąpiły smakołyki
107
, których samo wspomnienie, jak
zapewnić mogę, odraża mnie. Bo zamiast kwiczołów podano każdemu gościowi tuczoną kurę
i gęsie jaja w kapturach i Trymalchion zachęcał nas usilnie, byśmy je zjedli, mówiąc, że to
kury oczyszczone z kości.
Pod ten czas liktor zastukał w drzwi sali i mąż w biel odziany, wracający widocznie z
uczty, wszedł z bardzo licznym orszakiem. Przestraszony tym majestatem, sądziłem, że pretor
przybywa. Starałem się wiec wstać i postawić bose nogi na podłodze. Agamemnon śmiał się z
mego zaniepokojenia i rzekł:
— Leż spokojnie, głupcze, to sewir Habinnas, właściciel pracowni kamieniarskiej,
który wyrabia, jak mówią, najlepsze nagrobki.
Uspokojony tymi słowy, zająłem znów swe miejsce i patrzyłem z wielkim
zdumieniem na wchodzącego Habinnasa. Będąc już pijany, opierał ręce na ramionach swej
żony, obciążony kilkoma wieńcami, a z czoła ściekała mu w oczy pachnąca woda. Położył się
na najzaszczytniejszym miejscu
108
i ustawicznie żądał wina i ciepłej wody.
Trymalchion, uradowany jego wesołością, zażądał sam pojemniejszego kielicha i
spytał, jak go przyjęto.
50
— Nie brakło nam — rzekł — niczego, prócz ciebie; bo myślami bawiłem tutaj. I,
dalibóg, dobrze było. Scissa urządziła ucztę pośmiertną na cześć swego biednego niewolnika,
którego na łożu śmierci wyzwoliła. I sądzę, że ma ona kłopot z dzierżawcami
109
, bo cenią
zmarłego na pięćdziesiąt tysięcy. Ale było miło, choć musieliśmy połowę naszego napitku
wylać na jego kosteczki.
— Lecz coście — rzekł Trymalchion — mieli na ucztę?
— Powiem wam — odpowiedział — jeśli zdołam; bo mam tak złą pamięć, że często
zapominam własnego imienia. Nasamprzód mieliśmy kiełbasami obwieszonego wieprza, a
wkoło słodką przyprawę
110
i wnętrzności kur, doskonale przyrządzone, i oczywiście buraki, i
w domu pieczony chleb razowy, który wolę od białego; bo dodaje siły, i gdy idę z potrzebą,
nie uskarżam się. Na drugie danie był zimny placek, a do tego wyborne wino hiszpańskie, na
107
Delikatesy, lekkie potrawy, podawane po właściwej uczcie. Że zamiast nich podawano
tuczoną kurę, to odraża opowiadającego.
108
Jako sewirowi przysługiwało mu ono, podobnie jak prawo do jednego liktora.
109
Chodzi o dzierżawców pięcioprocentowego podatku wyzwoleńczego.
110
Samuncttlitm, z sera, mąki, miodu, jaj i maku.
ciepłym miodzie. Więc placka nie zjadłem ani odrobiny, ale miodem zakropiłem się
porządnie. Wokoło groch i bób, orzechy wedle upodobania i po jednym jabłku. Wziąłem
jednak dwa i mam je tu zawiązane w serwecie; bo jeśli nie przyniosę jakiego podarku dla
swego niewolniczka, to złaje mnie. Moja pani małżonka słusznie mi przypomina: jako danie
zapasowe mieliśmy kawał niedźwiedziny; gdy Scintilla nieostrożnie skosztowała, o mało nie
zwróciła wnętrzności. Ja natomiast zjadłem przeszło funt, bo czuć ją było dzikiem. I jeśli,
powiadam, niedźwiedź zjada człeka, o ileż bardziej człek powinien jeść niedźwiedzia? W
końcu mieliśmy miękki ser w moszczu rodzynkowym, i po jednym ślimaku, i flaki i wątróbki
w garnuszkach, i jaja w kapturkach i rzepę, i musztardę, i do pełna napaskudzoną misę:
kropka i koniec. Podawano w naczyniu kminek w occie, którego niektórzy brali bezwstydnie
po trzy garście. Co do szynki, to daliśmy jej pokój. Ale powiedz mi, proszę, Gaju—szu,
czemu Fortunata nie u stołu?
— Tak mało ją znasz? — rzekł Trymalchion. — Jeśli nie schowa sreber, jeśli nie
rozda resztek niewolnikom, nie weźmie kropli wody do ust.
— Jednak — odrzekł Habinnas — jeśli nie przyjdzie do stołu, zabieram się.
I już miał wstać, gdyby cała służba, na dany znak, nie przyzwała jej przeszło
czterokrotnie. Przyszła więc w zwierzchniej sukni tak podpiętej żółtą przepaską, że u dołu
widniała czereśniowa tunika i kręcone obręcze wkoło nóg i złocone greckie trzewiki.
Obcierając ręce chustką do potu, zawieszoną u szyi, oparła się o poduszkę, na której leżała
Scintilla, i całując ją, klaszczącą w ręce, rzekła:
— Ciebież to widzę?
Potem doszło do tego, że Fortunata ściągnęła naramienniki z swych bardzo grubych
ramion i pokazała je zdumionej Scintilli. Wreszcie zdjęła też obręcze z nóg i złotą siatkę z
włosów, o której rzekła, że jest pierwszej próby złota. Trymalchion zauważył to, kazał
przynieść to wszystko i rzekł:
— Patrzcie na kajdany niewiasty: tak ograbiają nas, głupców. Musi mieć sześć i pół
funta. Lecz ja niemniej mam naramiennik dziesięciofuntowy, zrobiony z tysiącznej części
zysku, obiecanego Merkuremu.
Wreszcie, by nie uchodzić za łgarza, kazał przynieść wagę i podawać ją wkoło, by
zbadano prawdziwość ciężaru. Scintilla nie pozostała w tyle: zdjęła z szyi małą złotą puszkę,
którą zwała swoim Szczęściodawcą. Potem wyjęła z niej dwoje kolczyków i dała nawzajem
do podziwiania Fortunacie i rzekła:
— Dzięki memu panu mężowi nikt nie ma piękniejszych.
— Cóż? — rzekł Habinnas — tak mnie dręczyłaś, że kupiłem ci te szklane fasole.
Naprawdę, gdybym miał córkę, uciąłbym jej uszy. Gdyby nie było kobiet, mielibyśmy
wszystko tanio; teraz trzeba ciepłe odlewać, a pić zimne.
111
Tymczasem stropione tymi słowy niewiasty śmiały się całowały się z sobą pijane, gdy
jedna chlubiła się swą starannością jako pani domu, druga zaś mówiła o kaprysach i złym
gospodarstwie swego męża. Gdy więc przylgnęły głowami, Habinnas powstał ukradkiem,
pochwycił Fortunatę za nogi i wciągnął je na łoże.
— Aj! Aj! — krzyknęła owa, gdy tunika odwinęła się jej ponad kolana. Potem
uciekając się na łono Scintilli, ukryła ogniście czerwoną twarz w chustce do potu.
Gdy następnie Trymalchion kazał po chwili przynieść wtóre stoły, niewolnicy zabrali
wszystkie stoły poprzednie, wnieśli inne i rozsiali trociny zabarwione czerwienią i szafranem,
i czego nigdy wprzód nie widziałem, proszek z roztartych zwierciadeł. Natychmiast
Trymalchion rzekł:
— Mógłbym się zadowolić tym daniem: bo każdy ma teraz inny stół. Lecz jeśli masz
coś ładnego, dawaj!
Tymczasem chłopiec aleksandryjski, który nalewał ciepły trunek, naśladował słowiki,
przy czym Trymalchion wołał ciągle:
— Zmieńcie pieśń!
Niewolnik siedzący u stóp Habinnasa, zaryczał nagle, jak sądzę, na rozkaz pana,
śpiewnym głosem:
Teraz wpośród okrętów już się znajdował Eneasz
112
.
Nigdy przykrzejszy głos nie zranił moich uszu; bo pomijając już to podniesiony, już to
zniżony krzyk przy zniekształconym najgrubszą niewiedzą tekście, mieszał do nich wiersze z
krotochwil, tak że wtedy po raz pierwszy Wergiliusz mnie raził. Jednak, gdy wreszcie
skończył, Habinnas przyklasnął i rzekł:
— Nigdy się nie uczył w szkole, lecz ja wykształciłem go, posyłając do jarmarcznych
krzykaczy. Dlatego nie ma równego sobie w naśladowaniu woźniców czy jarmarcznych
krzykaczy. Ma przeklęcie dużo zdolności: jest zarazem szewcem, zarazem krawcem, zarazem
piekarzem, niewolnik, który się na wszystkim rozumie. Ma jednak dwie wady, których gdyby
nie miał, byłby zupełnie doskonały: jest otrzebiony i chrapie; bo z tego, że zezuje, nic sobie
111
Caldum meiere, frigidum potare. Znaczenie: masz ogromne wydatki, a mało w zamian.
112
Wiersz z Eneidy Wergilego (V, 1).
nie robię: w tym równy jest Wenerze. Dlatego nie umie niczego przemilczeć, bo ma oczy
zawsze otwarte. Dałem za niego trzysta denarów.
Scintilla przerwała mówiącemu i rzekła:
— Nie wyliczyłeś jeszcze wszystkich talentów niegodziwego chłopca: jest lubieżnik;
lecz postaram się, że otrzyma piętno.
Trymalchion roześmiał się i rzekł:
— Poznaję po tym Kapadocyjczyka, nie przepuści niczemu. I, niech mnie kaci!
pochwalam go; bo po śmierci nikt nam niczego nie daruje. Ty jednak, Scintillo, nie bądź
zazdrosna. Wierzaj mi, my znamy was także. Jak sobie zdrowia życzę, że zwykłem był tak
dogadzać swojej pani, że nawet pan to podejrzewał; i przeto wydalił mnie na wieś. Ale, milcz,
języku! Dostaniesz chleba!
Nicpoń niewolnik udawał, jakby go chwalono, wyjął glinianą lampę z zanadrza i przez
przeszło pół godziny naśladował trębacza, przy wtórze śpiewającego Habinnasa, ściągając w
dół wargę dłonią. Wreszcie wystąpił na środek i na kawałkach połamanych rurek naśladował
już to fletnistów chóralnych, już to, w płaszczu woźnicy i z biczem w ręku, przedstawiał
sceny z życia mulników, aż Habinnas przyzwał go do siebie, ucałował go, dał mu się napić i
rzekł:
— Wybornie, Massa, dam ci trzewiki.
Męka ta nie miałaby końca, gdyby nie wniesiono ostatniego dania, kwiczołów w
pszennej mące, nadzianych rodzynkami i orzechami. Potem nastąpiły pigwy, przetkane
cierniami, które wyglądały jak jeże. I to byłoby jeszcze znośne, gdyby daleko potworniejsze
danie nie było sprawiło, że wolelibyśmy byli umrzeć z głodu. Bo gdy z podaniem go
mniemaliśmy, że to gęś tuczona, a wkoło niej ryby i różnego rodzaju ptactwo, rzekł
Trymalchion:
— Przyjaciele, danie, które tu widzicie, jest z jednego materiału zrobione.
Ja, oczywiście, człek rozsądny, natychmiast poznałem, co to było, i, spojrzawszy na
Agamemnona, rzekłem:
— Dziwiłoby mnie, gdyby to wszystko nie było z błota lub co najmniej z gliny.
Widziałem w Rzymie, że podczas Saturnaliów podrabiają w ten sposób całe uczty.
I nie skończyłem jeszcze mówić, gdy Trymalchion rzekł:
— Jak sobie utyć życzę, w majątku, nie w tuszy, że kucharz mój zrobił to wszystko ze
świni. Nie ma cenniejszego nadeń człowieka. Jeśli zechcesz, zrobi z wymienia świńskiego
rybę, ze słoniny dzikiego gołębia, z szynki turkawkę, z polędwicy kurę. I przeto, z pomysłu
mego, dostało mu się śliczne nazwisko: nazywa się Dedal. A ponieważ jest tak rozumny,
przywiozłem mu z Rzymu w podarunku noże z noryckiego
113
żelaza.
Kazał je natychmiast przynieść i, oglądając, podziwiał je. Pozwolił nam też
doświadczyć ich ostrz na policzku.
Nagle weszli dwaj niewolnicy, jakby stoczyli bitkę przy studni; przynajmniej mieli
jeszcze amfory na karku. Gdy wiec Trymalchion rozwadzał skłóconych, obaj, niezadowoleni
z wyroku, rozbili sobie nawzajem amfory kijami. Zgorszeni zuchwałością pijanych chłopców,
skierowaliśmy wzrok na ich burdę i spostrzegliśmy, że z brzuchów amfor wypadły ostrygi i
grzebielinki
114
, które niewolnik zbierał i podawał wkoło. Zręczny kucharz nie dał się
wyprzedzić tym niespodziankom: przyniósł bowiem na srebrnym ruszcie ślimaki, śpiewając
przy tym drżącym i okropnym głosem.
Wstyd opowiedzieć, co nastąpiło: niesłychanym bowiem zwyczajem długowłosi
chłopcy przynieśli w srebrnej miednicy woniejącą wodę i nacierali nią nogi leżących wokół
stołu, owinąwszy wprzódy nogi i kostki małymi wieńcami. Potem tej samej wody dolali tęgo
do stągwi z winem i do lamp.
Już przyszła Fortunacie ochota do tańca, już Scintilla klaskała więcej, niż mówiła, gdy
Trymalchion rzekł:
— Pozwalam ci, Filargirusie, i tobie Kanonie, usiąść, choć wiadomo, że jesteś z
Zielonych
115
i powiedz też współniewolnicy swej, Menofili, by uczyniła to samo.
Po cóż wiele mówić? O mało nas nie wyrzucono z poduszek, tak służba wypełniła całą
jadalnię. Zauważyłem, że powyżej mnie leżał kucharz, który zrobił gęś z wieprzowiny i
cuchnął sosami i korzeniami. I nie dość mu było, że leży przy stole, lecz zaczął natychmiast
naśladować tragika Efezusa
116
i nieustannie wyzywać pana swego na zakład, czy na
najbliższych igrzyskach Zielony zdobędzie nagrodę.
Trymalchion, uradowany tym sporem
117
, rzekł:
— Przyjaciele, niewolnicy są też ludźmi i pili to samo mleko, co my, aczkolwiek los
ich pognębił. Jednak dopóki żyję, będą jeść i pić jak wolni. Słowem, w testamencie
113
Noricum — w starożytności kraj miedzy Dunajem i Alpami Karnijskimi (Monte Croce).
114
Grzebielinki: przegrzebki, rodzaj małż.
115
Stronnictwo Zielonych (prasiniani) w cyrku popierał Neron. Trymalchion, jak widać, był
zwolennikiem Błękitnych (uenetiani).
116
Poza tym nieznany.
117
O Zielonych i Błękitnych zapewne.
wszystkich ich darzę wolnością. Filargirusowi zapisuję nadto kawałek ziemi i jego
współniewolnicę również Kanonowi dom czynszowy
i jego pięć od sta i łóżko z pościelą.
Lecz Fortunatę mianuje spadkobierczynią i polecam ją wszystkim swym przyjaciołom. I
wszystko to czynie przeto wiadomym, by wszyscy moi ludzie już teraz tak mnie kochali, jak
gdybym już umarł.
Wszyscy zaczęli dziękować panu swemu za dobroć, gdy on, chcąc dowieść, że mówi
poważnie, kazał przynieść odpis swego testamentu i przeczytał go od początku do końca,
wśród westchnień służby. Potem spojrzał na Habinnasa i rzekł:
— Cóż tam, najdroższy przyjacielu; czy budujesz mój pomnik, jak ci to poleciłem?
Bardzo cię proszę, byś u stóp mego posągu umieścił suczke i wieńce, i łagiewki z maściami, i
wszystkie walki
118
Petraitesa, bym dzięki tobie mógł żyć po śmierci; nadto niech ma długości
sto stóp, a głębokości stóp dwieście, bo chce mieć wkoło popiołów swoich wszelkiego
rodzaju owoce i obszerną winnicę
119
; jest to bowiem opacznie, dbać o zdobność domu, póki
się żyje, a nie dbać o ten dom, gdzie dłużej mieszkać się będzie. I przeto pragnę przede
wszystkim, by zaznaczono: „Pomnik ten nie przechodzi na spadkobiercę”. Zresztą nie
omieszkam zawarować sobie testamentem, by mnie po śmierci nie krzywdzono. Przeznaczę
bowiem jednego ze swych wyzwoleńców do strzeżenia mego grobu, by lud nie załatwiał
potrzeby na moim pomniku. Proszę cię też, byś przedstawił na pomniku statki płynące
pełnymi żaglami
120
i mnie siedzącego na trybunie w białej todze z purpurowym brzegiem
121
, z
pięcioma złotymi pierścieniami, sypiącego pieniędzmi z woreczka; bo wiesz, że wydałem
zabawę publiczną, dwa denary na głowę. Można umieścić też, jeśli uznasz, stoły z jadłem i
cały lud, jak sobie dogadza. Po mojej prawicy ustaw posąg mej Fortunaty z gołębicą w ręce i
niech prowadzi suczke uwiązaną do przepaski, i mego chłopaczka, i duże amfory zatkane
gipsem, by wino nie wyciekło. I możesz wy—rzeźbić jedną urnę rozbitą i płaczącego nad nią
niewolnika. We środku zegar słoneczny, by każdy, kto spojrzy na godzinę, musiał chcąc nie
chcąc przeczytać tam me imię. Co do napisu, to rozważ dokładnie, czy dostatecznym wyda ci
się następujący: Gajusz Pompejusz Maecenatianus tu leży. Przyznano mu sewirat w jego
nieobecności; mógł mieć dostęp do wszystkich dekuryj, ale nie chciał. Był oddany, dzielny i
118
Sceny z igrzysk gladiatorów.
119
Rozmiary grobowca są olbrzymie, acz nie są niebywałe. Wkoło grobowców zakładano
ogrody i plantacje.
120
Ze względu na handel morski Trymalchiona.
121
Toga praetexta — oznaka urzędu.
wierny. Wyrosi z małego. Zostawił trzydzieści milionów sesterców, nigdy nie słuchał
filozofów. Bądź zdrów. — I ty także
122
.
Rzekłszy to, zaczął Trymalchion rzewnie płakać. Płakała i Fortunata, płakał i
Habinnas, i cała służba, jakby zaproszona była na pogrzeb, napełniła jadalnię jękami. I ja
miałem już zacząć płakać, gdy Trymalchion rzekł:
— Skoro wiemy, że umrzemy, czemuż nie używać życia? Jak pragnę was widzieć
szczęśliwymi, chodźmy do kąpieli; ręczę wam głową, że nie pożałujecie.
— Zaprawdę, zaprawdę — rzekł Habinnas — niczego tak nie lubię, jak z jednego dnia
robić dwa.
I powstał bosymi nogami, gotów pójść za uradowanym Trymalchionem.
Spojrzałem na Ascyltosa i rzekłem:
— Co myślisz? Ja bowiem umrę na sam widok kąpieli.
— Udajmy — rzecze on — że się zgadzamy, i gdy oni będą iść do kąpieli, wyjdziemy
w ścisku.
Gdyśmy przystali na to, dostaliśmy się pod wodzą Gitona przez portyk do bramy,
gdzie pies łańcuchowy przyjął nas takim szczekaniem, że Ascyltos ze strachu wpadł do
sadzawki. I także ja, który przestraszyłem się był nawet psa malowanego — przybywając,
nieco pijany, pływającemu z pomocą, zostałem wciągnięty w głębinę. Wyratował nas jednak
stróż domu, który wdawszy się w sprawę, uspokoił psa, i nas, drżących od zimna, wyciągnął
na suche miejsce. Giton już dawno okupił się był psu w najbystrzejszy sposób; wszystko
bowiem, cośmy mu dali z uczty, rzucił szczekaczowi, który, zajęty żarciem, uśmierzył swą
wściekłość. Gdyśmy więc, marznąc, prosili stróża domu, by nas wypuścił bramą, on rzekł:
— Mylisz się, sądząc, że możesz wyjść tędy, którędy wszedłeś; nigdy jeszcze nikt z
gości nie został wypuszczony tą samą bramą; inną wchodzą, a inną wychodzą.
Cóż mieliśmy począć, biedni, w pewnego rodzaju labiryncie zamknięci ludzie, dla
których łaźnia zaczynała się stawać już przedmiotem życzenia? Poprosiliśmy tedy sami, by
nas zaprowadził do kąpieli i zrzuciwszy odzienie, które Giton zaczął u wejścia suszyć,
weszliśmy do łaźni, wąskiej i podobnej do cysterny z zimną wodą, w której Trymalchion stał
wyprostowany. I nawet w tej okoliczności nie mogliśmy ujść jego wstrętnemu
samochwalstwu, gdyż rzekł, że nie ma nic lepszego, jak kąpać się bez ścisku, i że w tym
miejscu znajdował się niegdyś piec piekarski. Następnie znużony usiadł i zachęcony
rozdźwięcznością łaźni, rozdarł, aż do sklepienia pijaną gębę i zaczął znęcać się nad
122
Odpowiedź przechodnia czytającego napis.
pieśniami Menecratesa
123
, jak mówili ci, którzy znają się na śpiewie. Inni biesiadnicy,
trzymając się za ręce, biegali wkoło kadzi i ryczeli na cały głos „tramtaramta”
124
. Jedni ze
związanymi na grzbiecie rękami usiłowali podnosić ustami z podłogi pierścienie lub, klęcząc,
tak w tył przeginali szyje, by dotknąć końców palców u nóg. Gdy inni w ten sposób się
bawili, my weszliśmy do wanny, w której mieszano wodę dla Trymalchiona
125
.
Tak otrząsnąwszy się z pijaństwa, zostaliśmy zaprowadzeni do innej jadalni, w której
Fortunata rozstawiła swe wspaniałości, tak że ponad lampami spostrzegłem…
126
i brązowe
figurki rybaków, i stoły całe ze srebra, i pozłacane puchary z gliny, i wino spływające w
naszych oczach przez worek
127
. Wtedy Trymalchion rzekł:
— Przyjaciele, dziś jeden z niewolników mych obchodzi święto brody
128
. Porządny to
człek i nie zmarnuje kruszyny. Więc bawmy się i ucztujmy do białego dnia.
Gdy to rzekł, zapiał kur. Trymalchion, przestraszony tym głosem, kazał wylać wino
pod stół i pokropić też winem lampy. Przełożył też pierścień z lewej ręki na prawą
129
i rzekł:
— Ten trębacz dał znak nie bez powodu; bo albo gdzieś pożar powstanie, albo ktoś w
sąsiedztwie umrze niedługo. Precz od nas! Otóż kto przyniesie tego wróżbiarza, dostanie na
trunek.
Ledwo rzekł, przyniesiono z sąsiedztwa koguta. Trymalchion kazał go zarżnąć, by
zgotowano go w kotle. Gdy ów najuczeńszy kucharz, który niedawno zrobił był z świni ptaki
i ryby, pokrajał go, rzucono go do sagana. A kiedy Dedalus czerpał wrzącą polewkę,
Fortunata w bukszpanowym młynku mełła pieprz.
Gdy spożyto więc przysmaki, Trymalchion spojrzał na służbę i rzekł:
— Cóż wy? Jeszczeście nie wieczerzali? Odejdźcie, niech inni usługują!
Przybył więc nowy oddział i owi wołali: „Bądź zdrów, Gajuszu!”, ci zaś: „Witaj,
Gajuszu!” Potem wesołość nasza została po raz pierwszy zmącona. Kiedy bowiem wśród
123
Cytarzysta wyróżniany przez Nerona.
124
Gingilipho.
125
Prawdopodobnie tekst uszkodzony. Niezrozumiałe jest, jak Enkolpios i Ascyltos mogli
wejść do wanny przeznaczonej dla Trymalchiona i dlaczego ten zaniechał kąpieli.
126
W tekście luka.
127
Worek zamiast lejka do przelewania wina.
128
Barbatoria, święto pierwszego ogolenia brody.
129
Wszystko to — zabobonne sposoby dla zażegnania nieszczęścia, za którego wróżbę
uważano pianie kura.
nowych sług wszedł ładny chłopak, wpadł nań Trymalchion i jął go długo całować. Więc
Fortunata, będąc zdania, że „co jednemu służy i drugiemu płuży”, zaczęła łajać
Trymalchiona, nazwała go wyrzutkiem i zakałą, co nie powściąga żądzy swojej. W końcu
dodała:
— Ty psie!
Trymalchion, urażony obelgą, cisnął swój kielich w twarz Fortunacie. Ona krzyknęła,
jakby straciła oko i drżącymi rękoma zakryła twarz. Przestraszyła się też Scintilla i strwożoną
okryła częścią swej zwierzchniej szaty. Sam chłopiec też przyłożył usłużnie do jej policzka
zimny dzbanek, o który wspierając się, Fortunata zaczęła jęczeć i łkać.
Na to Trymalchion rzekł:
— Cóż to? Ta muzykantka uliczna straciła pamięć? Zabrałem ją z rusztowania na
targu niewolników, zrobiłem człowiekiem wśród ludzi. Ale ona nadyma się jak żaba i nie
pluje sobie na pierś
130
; pień, nie kobieta. Lecz kto urodził się w budzie, nie śni o pałacu. Jak
sobie łaski swego ducha opiekuńczego życzę, postaram się poskromić tę Kasandrę w butach!
A ja, głupiec, mogłem dostać dziesięć milionów. Wiesz, że nie kłamię. Agaton, handlarz
pachnideł właścicielki domu
131
w pobliżu, wziął mnie na bok i rzekł: — Radzę ci, nie pozwól
zginąć rodowi swemu. — Lecz ja, jako żem poczciwy baran i nie chcę uchodzić za płochego,
sam sobie zaciąłem siekierę w nogę. Dobrze, postaram się, że będziesz mnie jeszcze raz
wygrzebywała pazurami z ziemi. I abyś natychmiast poznała, czegoś sobie narobiła:
Habinnasie, zakazuję ci postawić jej posąg na moim pomniku, abym jeszcze po śmierci nie
musiał mieć zwady. Tak jest, aby wiedziała, że umiem też karać, nie chcę, by mnie całowała
po śmierci.
Po tym piorunie Habinnas zaczął prosić, aby już przestał się gniewać.
— Nikt z nas — rzekł — nie jest bez błędu. Jesteśmy ludźmi, nie bogami.
To samo rzekła też, płacząc, Scintilla i nazywając go Gajuszu, zaklinała na jego ducha
opiekuńczego, by się dał zmiękczyć. Nie powstrzymał Trymalchion dłużej swych łez i rzekł:
— Proszę cię, Habinnasie, jak używać pragniesz swego mienia: jeśli zrobiłem coś
złego, to pluń mi w twarz. Pocałowałem tego porządnego chłopca, nie dla jego piękności, lecz
że jest dzielny: dzieli przez dziesięć, czyta książkę bez zająknienia, kupił sobie z bocznych
130
Sposób odwrócenia Nemezis karzącej pychę.
131
Unguentarius herae proximae — zapewne niewolnik lub wyzwoleniec pani domu w
sąsiedztwie, osadzony przez nią jako institor w należącej do niej tawernie. Być może, że handlarze
perfum, do których kramów zachodziły przeważnie kobiety, pośredniczyli w małżeństwach.
dochodów strój tracki i krzesło z łukowym oparciem i dwie czasze. Czyż niewart, bym go
lubił? Lecz Fortunata nie pozwala. Tak sądzisz, ty pyszne szczudło? Radzę ci, zjedz cicho,
coś nawarzyła, i nie rozsierdzaj mnie, kochaneczko, bo poznasz, co to moja gorączka. Znasz
mnie: co raz postanowię, przybite jest gwoździami. Lecz myślmy o żywych. Proszę was,
przyjaciele, bądźcie sobie radzi, bo byłem sam taki, jak wy jesteście, lecz dzięki swej
dzielności, patrzcie, do czego doszedłem. Trochę oleju w głowie, oto co czyni człowieka,
reszta głupstwo: „Dobrze kupie, dobrze sprzedam”. Inny powie wam co innego. Pękam od
szczęścia. Ale ty, bekso, płaczesz jeszcze? Postaram się, byś miała powód opłakiwać swój
los. Lecz co to chciałem powiedzieć: do tego majątku doprowadziła mnie dobra gospodarka.
Gdym przyjechał z Azji, byłem tak duży, jak ten świecznik. W ogóle, zwykłem był co dzień
mierzyć się z nim i aby mieć prędzej zarost na dzióbie, nacierałem wargi oliwą z lampy.
Jednak pozostałem czternaście lat ulubieńcem swego pana. I nie jest hańbą, co pan rozkazuje.
Zadowalałem jednak i panią. Wiecie, o czym mówię: milczę, bo nie jestem samochwałem.
Zresztą, przy pomocy bogów, zostałem panem w domu i ot miałem pana w kieszeni. Krótko
mówiąc, zrobił mnie współdziedzicem z cesarzem
132
i otrzymałem senatorski spadek. Ale nikt
nie ma niczego dość. Przyszła mi ochota wziąć się do interesów. Aby was długo nie nudzić,
zbudowałem pięć okrętów, załadowałem wino — a wtedy warte było złota — i posłałem do
Rzymu. Myślałbyś, że na moje zamówienie: wszystkie okręty rozbiły się: fakt, a nie bajka.
Jednego dnia Neptun połknął trzydzieści milionów. Myślicie, żem upadł na duchu? Nie, jak tu
stoję, nie zauważyłem nawet ubytku. Jakby nigdy nic, zbudowałem inne, większe, lepsze i
szczęśliwsze, tak że każdy nazywał mnie tęgim człekiem. Wielki okręt, wiecie, ma w sobie
wielką siłę. Załadowałem znów wino, słoninę, fasolę, pachnidła, niewolników. Wtedy
Fortunata dowiodła swej przychylności; sprzedała bowiem całe swoje złoto, wszystkie suknie
i dała mi sto złotych do ręki. To był zakwas niego majątku. To, czego chcą bogowie, staje się
prędko. Jedną jazdą zbiłem do kupy dziesięć milionów. Natychmiast odkupiłem wszystkie
posiadłości, które należały do mego dawnego pana. Buduję dom, kupuję wozy i konie,
niewolników; czego tknąłem, rosło, jak grzyb. Gdym już miał więcej niż całe moje miasto
rodzinne, kropka: wycofałem się z handlu i zacząłem robić interesy pieniężne przez
wyzwoleńców. I to prawda, gdym się nie troszczył o swoje interesy, napomniał mnie
gwiaździarz, który właśnie przybył do naszego miasta, Greczynek, imieniem Serapa, godny
zasiadać w radzie bogów. Powiedział mi też to, o czym sam zapomniałem, podał mi wszystko
132
Mężowie na wybitnych stanowiskach chcąc uniknąć konfiskaty pozostawianego majątku,
pamiętali w testamencie o cesarzu.
co do joty; przejrzał mnie aż do wnętrza, tak że o mało mi nie powiedział, co jadłem w
przeddzień. Myślałbyś że zawsze żył ze mną. Powiedz, Habinnasie, byłeś, sądzę, przy tym:
„Zawojowałeś swoją panią w wiadomych rzeczach. Nie jesteś szczęśliwy co do przyjaciół.
Nikt nie jest tak wdzięczny, jak na to zasługujesz. Posiadasz wielkie majętności. Hodujesz
żmiję na łonie”. I czemu nie miałbym wam tego powiedzieć? że pozostaje mi teraz do życia
jeszcze trzydzieści lat, cztery miesiące i dwa dni. Ponadto wkrótce otrzymam spadek. Tak
mówi mi mój horoskop. Jeśli więc uda mi się jeszcze połączyć moje posiadłości w Apulii, to
dosyć osiągnę w życiu. Tymczasem, przy pomocy Merkurego, wybudowałem ten dom. Jak
wiecie, była to chałupa; teraz jest świątynia. Ma cztery jadalnie,
dwadzieścia sypialni, dwa
marmurowe portyki, na górze jadalnie, sypialnię, w której sam sypiam, mieszkanie tej
żmii, wyborną izbę dla odźwiernego, pokój gościnny pomieści sporo gości. Słowem, gdy
Skaurus tu przyjechał, nie chciał mieszkać gdzie indziej, a ma nad morzem dom
odziedziczony po ojcu. I jest wiele innych rzeczy, które wam zaraz pokażę. Wierzcie mi:
jeśli masz asa, toś wart asa; ile masz, na tyle cię cenią. Tak więc przyjaciel wasz, który
był żaba, jest teraz królem. Tymczasem, Stichusie, przynieś śmiertelne szaty, w których
chcę być pochowany. Przynieś też wonną wodę i z amfory próbkę tej, którą każę obmyć
swe zwłoki.
Stichus pośpieszył i przyniósł natychmiast do jadalni biały kobierzec i togę z
purpurowym szlakiem
Luka. Dotknąć togi kazał Trymalchion.
i kazał nam dotknąć jej, czy z
dobrej zrobiona jest wełny. Potem rzekł z uśmiechem:
—
Pilnuj, Stichusie, by nie dobrały się do tego myszy lub mole; w przeciwnym
razie spalę cię żywcem. Pragnę mieć wspaniały pogrzeb, by cały lud słał za mną dobre
życzeniu.
Natychmiast otworzył łagiewkę nardu, namaścił nas wszystkich i rzekł:
—
Spodziewam się, że mi to po śmierci będzie równie miłe, jak za życia.
I kazał lać wino do dzbana i rzekł:
—
Wyobraźcie sobie, że jesteście zaproszeni na moją ucztę pogrzebową.
Rzecz stawała się do najwyższego stopnia wstrętną, gdy Trymalchion w obrzydliwym
pijaństwie kazał dla nowej zabawy przyjść do jadalni trąbiącym na rogu i wsparty na
mnóstwie poduszek, wyciągnął się na brzegu leża i rzekł:
—
Wyobraźcie sobie, że umarłem. Zagrajcie coś pięknego.
Trębacze uderzyli we wrzawę pogrzebową. Zwłaszcza niewolnik owego
przedsiębiorcy pogrzebowego, który był w towarzystwie najdostojniejszą osobą, zadął tak
silnie, że zbudził całe sąsiedztwo. Więc straż pożarna, która czuwała nad najbliższą
dzielnicą, sądząc, że płonie dom Trymalchiona, wyłamała nagle drzwi i zaczęła
gospodarzyć wodą i toporami wedle swego prawa. Korzystając z nadarzonej sposobności,
spłataliśmy Agamemnonowi psotę i umknęliśmy szybko, jak z pożaru.