Rozdział 8
Tajemnica do którego pokoju ją zabrał
została odkryta wraz ze wschodem słońca.
Jego.
Małe strumienie światła z innych części
domu sączyły się do sypialni, ale okna w jego
pokoju były zaczernione farbą. Zastanawiała
się, czy kierownictwo wiedziała o tym.
Wyglądał tak spokojnie we śnie, prawie
niewinnie. Położyła swą głowę na jego piersi,
słuchając przez większość nocy powolnego
bicia jego serca. To nie było to czego
oczekiwała ze strony wampira, aczkolwiek
teraz wydawał się martwy. Bezruch jego ciała
był przerywany, co kilka minut, gdy jego
klatka piersiowa wznosiła się i opadała.
- Anthony- brak odpowiedzi. Uszy Sammiego uniosły się na jego pozycji
leżąc w poprzek brzucha wampira.
Mężczyzna był jak niedźwiedź zapadający w sen zimowy, i teraz uderzyło
w nią, jak bardzo był całkowicie bezsilny podczas snu. Powiedział, że jest
nieśmiertelny, i że nie wszystkie mity są prawdziwe, ale sądząc z
zaciemnionych okien, światło słoneczne w oczywisty sposób mogło go
zranić. I nie znała czegokolwiek, co przeżyłoby ścięcie głowy, bez względu na
to jak zły ten osobnik był.
Powiedział jej, że jest tylko jego gościem, aż do końca turnieju. Kipiący
gniew, który zwijał się w dole jej żołądka poprzedniej nocy powrócił do życia
na samo wspomnienie. Omal mnie nie zabija, zabiera mi moją pamięć, a teraz
jestem jego więźniem? Dla dopełnienia tygodnia może mógłby mi odrąbać
ręce lub coś w tym rodzaju.
1
Coś w niej krzyczało by go zabić. Był niebezpieczny. Nie było żadnego
sposobu by przewidzieć, co mógłby następnie zrobić w ciągu kilku dni
lub/jeśli by dotrzymał swojej obietnicy. A skoro usunie jej wiedzę o
paranormalnym świecie i odstawi ją do domu po turnieju, to, co wtedy?
Mógłby do niej przyjść i pożywić się od niej, zrobić, co by tylko chciał, a
potem tylko wymazać jej pamięć. Mógłby ją gwałcić w jakikolwiek sposób by
wybrał, a ona nigdy by nie miała o tym pojęcia. Wciąż uważałaby go za
atrakcyjnego, tak jak pisała na stronach swojego dziennika, ale był wrogiem.
Poszła do swojego pokoju i wróciła ze srebrnym krzyżem. Jego dłoń
leżała rozchylona na poduszce tuż przy jego twarzy.
Nie zastanawiając się, przycisnęła wisiorek do jego skóry, po czym
szarpnęła go, zdegustowana, gdy dym uniósł się z jego dłoni Sami zaskomlał,
po czym wybiegł z pokoju, sprawiając, że zawstydziła się swoim
zachowaniem.
Rzuciła wisiorek na podłogę i cofnęła się. Co było z nią nie tak?
Spała całą noc w ramionach wampira, a on nie poruszył się żeby ją
skrzywdzić. O ile mogła powiedzieć, poza przysporzeniem jej amnezji, której
nie miał zamiaru stworzyć i picia z niej-to hello
2
...wampir- nie groził jej.
Musi po prostu wiedzieć, co będzie działać przeciwko niemu. Gdyby
odwrócił się od niej, jak mogłaby obronić się przed kimś tak silnym? Jak
mogłaby pokonać go?
Jasno czerwone poparzenie rozszerzyło się po jego bladej skórze.
Pochyliła się i podniosła krzyż i schowała go do kieszeni, po czym zaczęła
chodzić tam i z powrotem, przyglądając się poparzeniu. Jak długo zajmie
leczenie? Czy uzdrowi się to przed zachodem słońca? A jeśli nie, to, co
wtedy?
Zadrżała na myśl, co mógłby zrobić, gdyby dowiedział się, że
przeprowadzała doświadczenie, jakim sposobem skończyć z nim, podczas
gdy był ubezwłasnowolniony. Zaufał jej, że nie zrani go podczas snu. I
1
To się nazywa mieć pozytywne nastawienie do życia...Ach ta ironia:))
2
W oryginale jest hey, ale po polsku nie brzmi tak fajnie.
zawiodła to zaufanie.
Głos szepnął w jej umyśle, Skurwysyn wymazał całe Twoje życie. Był
poza kontrolą. Mógł Cię zabić tamtej nocy. Nie obchodziło go to. To nie on
jest tutaj ofiarą.
Łza zsunęła się z jej policzka, gdy spojrzała w dół na niego. - Nigdy nie
będę cię kochać - musiała usłyszeć się jak mówi to głośno. Miał śmieszną ilość
mocy, i mógł dostać się do środka jej głowy. - Nie chcę tego,
Wampir spał nadal nieświadomy jej słów. Sięgnęła do kieszeni swoich
dżinsów, chwyciła kurczowo krzyż, po czym go wypuściła z dłoni pocieszona
jego obecnością. Musiała wydostać się z tego miejsca.
Po drodze przez hol, od frontu recepcjonista zatrzymał ją. - Pani Devlin.
Była w szoku, że znał jej nazwisko. - Tak?
- Pani przebywa w penthousie z Panem Burgess, pani Davlin? –
mężczyzna wyglądał na późną czterdziestkę. Wydawał się żylasty z
przerzedzonymi włosami i okularami zawieszonymi na nosie. Oliwkowo
zielony sweter był zapięty na lnianej koszuli.
Zawahała się. - Hm, właściwie to tak.
- Pan Burgess zostawił instrukcje do przekazania dla Pani, a także kazał
przypomnieć, że ma pani wrócić nim się ściemni. - Przerwał na mgnienie oka i
spojrzał jej w oczy. - Wiesz, że znalazłby cię.
Charlee wiedziała, że osoba za biurkiem nie mogła być wampirem,
ponieważ nie był w stanie hibernacji. Ale czym dokładnie był, nie była pewna.
Wyraz jego oczu był zbyt znaczący. Zastanawiała się, dlaczego, jeśli
podejrzewał, czym jest Anthony, nie szedł na górę i nie zabijał go, podczas
gdy spał.
Wzięła kruchą kopertę w kolorze kości słoniowej z jego wyciągniętej ręki i
otworzyła ją. Pięć nowych-prosto-z-banku stu dolarowe banknotów.
Zarumieniła się, zastanawiając się, czy recepcjonista myślał, czy zrobiła coś
niestosownego, aby zasłużyć na nie. Szybko schowała pieniądze z powrotem
do koperty.
Recepcjonista kontynuował w dalszym ciągu ofiarowanie jej
zadowolonego z siebie, spojrzenie.
- Nie dbasz o to, że on będzie poszukiwać mnie?- zapytała.
- I co związku z tym ma to do mnie?
- Wiesz, czym on jest?
- Oczywiście, wampirem.
Młoda para kręciła się w holu, spojrzała na ich reakcje, ale nie znalazła
ż
adnej. Nie słyszeli. Albo oni sami mieszkali z lub pilnowali wampiry.
Ta rozmowa stawała się surrealistyczna. - Kim jesteś?
- Strażnikiem.
- Jesteś człowiekiem?
- Nie- powiedział bardzo powoli, jak gdyby rozmawiał z osobą
niedorozwiniętą umysłowo- Strażnikiem. Wyglądam jak człowiek, mogę
chodzić w ciągu dnia, ale moim wyłącznym celem w tej domenie jest, tak jak to
brzmi … ochrona. Więc nie radzę żadnych podejść i innych śmiesznych
pomysłów, pani Devlin.
Charlee wsunęła kopertę do torebki i wycofała się do drzwi do jasnego
ś
wiatła słonecznego, po raz pierwszy pewna, że jest bezpieczna w ciągu dnia.
Przechadzała się w dół ulicą zachwycając się każdym, kto ją minął.
Prawdopodobnie nie było setek opiekunów biegających naokoło w ciągu
dnia. Prawda? W każdym razie wydawali się bierni. Po prostu... ochraniają
tak jak powiedział. Co jeszcze?
Jak dużo było czarownic, magów i czarodziejów? Jak wiele dziwnych
stworzeń takich jak Greta? Nic nie mogła poradzić na to, że zastanawiała się,
czy każda osoba, którą mijała była człowiekiem jak się wydawał, czy
całkowicie byli czymś innym.
Cały poprzedni dzień spędziła na myśleniu, że prędzej, czy później jej
pamięć wróci i wszystko z powrotem wróci do normy, cokolwiek było
normalne. Będąc dwudziestosześcioletnim dzieckiem musiała teraz stawić
czoło istnieniu światu, który był bardziej przerażający niż ten, który ona
znała. Wiedziała, kto jest prezydentem i wszystko o bieżących wydarzeniach;
po prostu nie mogła wyciągnąć osobistych wspomnień ze swej głowy.
Czy tak wygląda śmierć? Cały ten czas spędzony na bieganiu wokoło
robiąc różne rzeczy, tylko po to żeby to wszystko zostało stracone bez
względu co się stało?
- Uważaj, gdzie idziesz!- Charlee spojrzała w górę, aby odkryć, że była
bliska kolizji z nastolatką w czerni z kolczykiem w nosie i jasno różowymi
włosami.
- Um, przepraszam.
Dziewczyna szła dalej, wówczas Charlee spytała się: - Hej poczekaj, czy
wiesz gdzie jest Księgarnia Lawson`a?”
Odwróciła się, na jej twarzy malował się zirytowany wyraz, wskazała w
dół ulicy.
- Pięć przecznic w tamtą stronę.
- Dzięki- ale dziewczyna już zniknęła w budynku Anthoniego.
Charlee miała w zamiarze wyśledzić Grete, ale nie mogła się
powstrzymać i wróciła z powrotem do środka w ślad za dziwną dziewczyną.
Strażnik w recepcji uniósł zaledwie brew, po czym wrócił do stosu papierów
przed nim.
Pobiegła w kierunku windy. - Czekaj!
Jednym szurnięciem nóg niczym Doc Martin
3
wślizgnęła się między
zamykającymi się drzwiami.
- Dzięki -powiedziała Charlee kiedy dostała się do środka.
W windzie inny lokator skinął głową i przesunął się w kąt, opierając się o
ś
cianę w poprzek jej ramion, żując gumę. Po bliższych oględzinach wyglądała
ona na dwadzieścia lat. Niewiele młodsza od Charlee. Przybrała znudzoną i
zniechęconą postawę, jej oczy podążały za małymi ponumerowanymi kołami,
patrząc na światełka, gdy winda kierowała się do góry.
- Czy ty tutaj mieszkasz?
- A ty? –zripostowała.
3
http://en.wikipedia.org/wiki/Doc_Martin
- Ja… ja zostaję tutaj na kilka dni. W penthousie.
Dziewczyna uniosła brew, po czym nisko zagwizdała. – Milutko. .Ja
zatrzymałam się na piątym piętrze. Jesteśmy właśnie w mieście dla udziału w
turnieju.
- A więc, jesteś... strażnikiem?
Dziewczyna prychnęła. - Haha! Jasne, że nie. Choć myślę, że służę temu
samemu celowi. Jestem z Gregorym Michaelsem. To on współzawodniczy. A
tak przy okazji to jestem Jane.
Pracowała mocno by żyć ponad pospolitością jej imienia. Spotykała się z
wampirem.
- Ile ma lat?
- Coś około sto osiemdziesiąt. Czy coś takiego? Dobrze są
zakonserwowani, co nie? Wciąż go błagam, aby mnie przemienił, ale staje się
od tego wszystkiego emo
4
I mówi tym swoim ciemnym ponurym głosem:
„Zaufaj mi, nie chcesz tego, to przekleństwo. „Jasne, oczywiście. Klątwa. Niech
da znać, kiedy część przekleństwa kopnie go w, prawda? "
Winda zatrzymała się na piątym piętrze. - Chcesz wejść?- zapytała się
Jane.
- Oczywiście- odpowiedziała Charlee, nie tak do końca pewna. Ale jeśli
wampir Jane był cokolwiek taki jak Anhtony, to mógł wstać w najbliższym
czasie. - Obsłuż się sama weź co chcesz z lodówki.
Charlee rzuciła torebkę na kanapę i poszła do kuchni. Wydała
zaskoczony krzyk, gdy otworzyła drzwi lodówki. Na górnej półce ułożone w
równych rzędach były czyste plastikowe torebki medyczne z krwią.
Jane wetknęła głowę do pokoju. - Oh, tak. Zgaduje, że randkujesz z
prawdziwym wampirem. Greg nie pije prosto ze źródła. Mówi, że to
niemoralne i, że wampiry mogą być po za trumnami, jeśli by tylko wszyscy
używali torebek.
A jednak Charlee przebywała ze złym wampirem? Pomimo chęci zabicia
4
Kiedy "emo" używamy w odniesieniu do cech i osobowości danej osoby, większość definicji emo określa osobę emo jako
bardzo emocjonalną, wrażliwą, nieśmiałą, zamkniętą w sobie, ponurą i cichą. Bycie melodramatycznym lub nadmiernie
emocjonalnym jest również często łączone z byciem Emo.
Anthony'ego mniej niż godzinę temu, ponieważ zaszufladkowała go jako
takiego, nie całkiem mogła chować się za tym stwierdzeniem. Może i nie był
dobrocią i światłem, ale z pewnością nie mógł być najgorszym spośród
tamtych pozostałych.
- Nie umawiam się z nim- sięgnęła za jedną z torebek po jabłko i słoik z
masłem orzechowym. Nie do końca pożywne śniadanie, ale wyglądało to
dobrze.
- Oh. Przepraszam. Więc jesteś tak jakby zwierzątkiem? Czy twój mistrz
ma inne zwierzątka?
Charlee odwróciła się na to. Czy ta laska mówiła poważnie? Od
farbowania włosów na różowo jej mózg zgnił. Zwierzątko? Hm, nie. - Nie
jestem jego zwierzątkiem- obrzydlistwo.
Zobaczyła okropny obraz kobiety o lodowatym spojrzeniu z
wielokrotnymi śladami po ugryzieniach noszącą mnóstwo czerwonego i
czarnego lateksu. Z całą pewnością nie była zwierzątkiem Anthoniego. Nawet
nie ugryzł jej, poza tym jednym razem, którego nie mogła sobie przypomnieć.
No cóż, prawdopodobnie jedym razem. Cholera, kolejny punkt na nie, że jest
niewiarygodnie zły.
- Więc czym jego jesteś?
- Nie jestem jego niczym. Ja tylko przebywam z nim przez kilka dni.
Słuchaj, mogłybyśmy nie mówić o Anthonym?- znalazła nóż i deskę do
krojenia i zajęła się krojeniem jabłka.
- Anthony?
Ton głosu Jane był ostry, Charlee chybiła i skaleczyła się w palec. - Ow!
- Cholera, Anthony. Jest na liście Grega pięciu najbardziej złych facetów,
którzy nie powinni dostać się do władzy. Słyszę o tym każdej nocy.
Charlee pochylił się nad ladą, trzymając się za rękę z oczyma mocno
zamkniętymi. Gdy początkowy ból ustąpił, opłukała swój palec pod bieżącą
wodą, sycząc, gdy ból wybuchł ponownie. Owinęła palec w wilgotny ręcznik
papierowy i wzięła jabłko i masło orzechowe do stołu.
- Cholera jasna!- kilka minut później Jane zapiszczała. Spoglądała z
poczuciem winy z nad rozsypanej zawartości torebki Charlee. - Chciałam
usiąść i przewróciła się. Cholera to mnóstwo pieniędzy. Jak, do diabła nie
jesteś jego zwierzakiem? Co musiałaś zrobić, aby zasłużyć na nie?- spojrzała
z oskarżeniem w oczach.
Charlee była pewna, że jej twarz całkowicie zbladła, a jeszcze bardziej
była pewna, jeśli Jane, Panna Mój-chłopak-jest-wampirem, myślała, że ona
wyświadczała specjalne usługi za pieniądze, strażnik prawdopodobnie też tak
pomyślał. Po prostu świetnie.
A sądząc po stroju, kto mógłby ją winić? Najwyraźniej naprawdę miała
zdzirowaty wygląd. To było wszystko, co miała w szafie. Nosiła opięte
niebieskie dżinsy biodrówki i głęboko wcięty czerwony top bez pleców. Strój
mówił chodź i ugryź mnie.
5
Dodała parę iskrzących srebrnych klapek japonek starając się trochę
stonować swój wygląd. Wysiłek oczywiście nie powiódł się. Prawdopodobne
niczyj wzrok nie docierał w dół aż do jej stóp.
- Kobieto, przykro mi. Nie miałam nic złego na myśli.
Wzięła głęboki oddech. Jane była na tyle miła, choć wyraźnie miała kilka
problemów z ta kwestią. Charlee mogła natychmiast zobaczyć, dlaczego
pomyślała, że kobieta jest młodsza niż w rzeczywistości była. Punkowy
wygląd, który prezentowała pasowałby lepiej na ucznia szkoły średniej. Jej
sposób mówienia i chodzenia nadawały niedostatek dojrzałości u większości
kobiet, a po dwudziestce powinny z tego wyrastać. Zastanawiała się, co
spowodowało u Jane zahamowanie tego.
- To żaden problem. On po prostu dał mi trochę pieniędzy. Nie mam
pojęcia, dlaczego. Nie zasłużyłam na nie, jak to ujęłaś. Mówiłam, że nie jestem
jego zwierzątkiem.
- Jane skinęła głową. „Nie jesteś jego zwierzątkiem. Rozumiem. Możemy
stąd wyjść i iść na zakupy, jeśli chcesz?
Dlaczego nie? Wszyscy uważali, że była jego małą konkubiną. Mogła to
równie dobrze wynagrodzić jej wstyd.
5
Mnie jakoś nikt nie chce ugryźć jak chodzę tak ubrana, …ale podnoszę za to ciśnienie teściowej, hehehe
Tłumaczenie: Slave83