Jessica Gadziala
„
Eli”
Tłumaczenie to, w całości należy do autora książki, jako jego prawa autorskie. Tłumaczenia są tylko i
wyłącznie materiałem marketingowym służącym do promocji danego autora. Tłumaczenia nie służą
do otrzymywania korzyści materialnych.
Rozpowszechnianie
tłumaczenia bez mojej zgody
jest ZABRONIONE!!!
Prolog
Autumn
Nikt nie kupuje wibratorów o ósmej rano.
Dowiedziałam się tego podczas pierwszego roku w biznesie, kiedy walczyłam z
arkuszami kalkulacyjnymi, płacząc nad rachunkami za prąd i umieszczając na
półkach jaskraworóżowe dildo.
Z tego też powodu siedziałam przed kawiarnią w Hollydell, tuż obok Navesink
Bank, ponieważ najwyraźniej w mieście posiadającym ponad dwadzieścia
różnych fast foodów, otwarcie prawdziwej kawiarni było zbyt trudne.
Sezon był ciepły. Temperatura szybowała w górę, więc kupiłam mrożoną
mokkę i usiadłam przy jednym ze stołów z kutego żelaza, przerzucając strony
kolorowego czasopisma.
Otwierałam dopiero około dziesiątej trzydzieści, co dawało mamuśkom
mnóstwo czasu na odwiezienie dzieciaków do szkoły, zanim wpadłyby po nowy
wibrator, pierścień na kutasa lub komplet jadalnych majtek.
Na wypadek, gdyby to nie było do końca jasne – byłam właścicielką seks
shopu.
Nazywają to oficjalnie sklepem z zabawkami dla dorosłych, ale bądźmy
szczerzy – to zwykły seks shop. Przychodzą do niego ludzie, którzy chcą, by
ich seks był jeszcze lepszy niż zwykle. Jestem więc ociekającą sprośnością
doradczynią w sprawie wibratorów i dumną właścicielką jedynego takiego
sklepu w Navesink Bank – Phallus-opy. Nazwanie go „X-cokolwiek” lub
„Zabawki-cokolwiek” było tandetne i pozbawione wyobraźni. Poza tym, kiedy
nie byłeś zbyt obeznany i słyszałeś słowo „zabawki”, była szansa, że wpadniesz
na pomysł, by przyjść do mnie z dzieckiem. Z „prąciem
” w nazwie nie było
raczej szans na tego rodzaju niezręczną pomyłkę. Ja naprawdę nie chciałabym
zranić na całe życie żadnego dziecka, wystawiając go na widok
dwunastocalowego kutasa w tęczowy wzór lub brokatowego dildo w kształcie
rogu jednorożca
Broń Boże.
Potrząsnęłam kawą, obserwując jak powoli roztapia się bita śmietana na
wierzchu napoju. Miałam zamiar zjeść jednak sałatkę na obiad, więc możemy
nazwać to równowagą. Co prawda na deser miałam już kupiony ogromny
kawałek ciasta czekoladowego, ale to właśnie była zbilansowana dieta. Nie
próbuj mi nawet wmawiać, że nie. Po prostu pozwól żyć moimi złudzeniami.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz! - Kobiecy krzyk nie był dobrym znakiem o
ósmej rano. - Nawet nie zamierzasz ze mną porozmawiać? Poważnie?
O chłopie.
To będzie dobre.
Rozsiadłam się na krześle, pociągając łyk przez słomkę i obserwowałam duet,
który wyszedł z budynku obok kawiarni.
I cholera.
Może niedostatecznie zaspokajałam swoje libido, ale to był najprzystojniejszy
facet, jakiego kiedykolwiek widziałam. Wysoki i szczupły, ale zdecydowanie
* Phallus z angielskiego
silny. Przypominał budową pływaka. Mimo chłodnego poranka, miał na sobie
t-shirt, który odsłaniał tatuaże na rękach i nagle zapragnęłam przyjrzeć się im
bliżej.
Nago.
W moim łóżku.
Dobra, Autumn, opanuj hormony.
Był naprawdę przystojny. Na pewno nie było mowy, że został wyrzucony z
łóżka jakiejkolwiek kobiety. Ale to twarz sprawiła, że zaniemówiłam.
Wspaniała.
Nawet to słowo nie było dość dobre, by to opisać. Miał te dobre, rzeźbione
męskie cechy – ostrą szczękę, mocne brwi, prosty nos i usta zaciśnięte w wąską
linię, które niemal krzyczały, że świetnie całują. Jego włosy były czarne, nieco
dłuższe i opadały mu na czoło. A oczy? Cholera. Te oczy. Miały barwę
najjaśniejszego rodzaju błękitu, były prawie przeźroczyste.
Doskonale rozumiałam tą kobietę. Też nie mogłabym się pogodzić z
odrzuceniem przez takiego faceta.
Ona też była ładna. Wysoka i szczupła, blondynka. Może miała jedynie
odrobinę za dużo makijażu biorąc pod uwagę jej naturalne piękno.
- Eli, do diabła – krzyknęła, chwytając mężczyznę za ramię. - Nie mów, że
moje słowa o wyborze między mną a psem, potraktowałeś poważnie?
Miał też psa.
W jakiś sposób zostałam tak oszołomiona jego wyglądem, że nie zauważyłam
jasnopomarańczowej smyczy w jego dłoni, która prowadziła do... no cóż,
najbrzydszego psa na świecie. Jego sierść była mieszanką różnych kolorów,
miał płaski pysk, proste uszy i olbrzymie łapy.
BRZYDKI.
Jednak spójrzmy prawdzie w oczy, był szczeniakiem. Nie ważne więc jak
wyglądał, był uroczy ze swoim różowym językiem, drgającymi uszami i
merdającym ogonem.
Spojrzałam w górę, bezwstydnie podsłuchując.
Czyli wybrał psa zamiast niej?
Możemy więc powiedzieć, że był dobrym człowiekiem, prawda?
- Już przez to przechodziliśmy – tłumaczył jej mężczyzna. Starał się być
spokojny, ale ledwo utrzymywał taki ton.
- Tak i to śmieszne – syknęła, wskazując na siebie. - Zamieniłbyś to wszystko i
nasz zajebisty seks na ohydnego psa, który niszczy twoje mieszkanie i moje
buty? Dodam, że bardzo drogie buty.
- Kupiłem ci przecież nowe – odparł Eli. - Właściwie to wpadłaś w taką furię,
że musiałem kupić ci trzy pary, pamiętasz?
To było lepsze niż telewizja.
- Byliśmy razem, zanim znalazłeś tę piekielną bestię.
O chłopie. Była zazdrosna o psa. Naprawdę? Zazdrość nigdy nie była dobra, ale
bycie zazdrosnym o zwierzę to zupełnie inny poziom.
- Wtedy też by to nie zadziałało, kochanie – odpowiedział smutno.
- Nie zadziałało? Tylko dlatego, że nie pasowałam do tych cholernych lasek...
- Mówisz o moich szwagierkach – poprawił.
- Tak, nieważne. Chcesz mnie rzucić tylko dlatego, że się nie dogadywałyśmy?
- Szczerze? Tak.
- Wybierasz rodzinę zamiast dziewczyny? Jakim więc jesteś kurwa mężczyzną?
Och, czekaj, wiem. Takim, na którego nie będę już marnować swojej boskiej
cipki.
O cholera. Musiałam zacisnąć usta, żeby się nie roześmiać. To było smutne. Nie
dla niego. To ona niemal błagała o uwagę. A kiedy stało się jasne, że on nie
zmieni zdania, musiała mieć ostatnie słowo. Duma, ta kobieta miała jej zbyt
dużo. Nie cierpiałam ludzi, którzy nie byli wystarczająco dojrzali, by po prostu
zaakceptować układ spraw i żyć dalej. Sceny przed kawiarnią o ósmej rano
były, cóż, trochę żałosne.
- Nie myśl o tym, Coop – powiedział mężczyzna, ponownie zwracając moją
uwagę. Miał cudowny głos. Zawsze je lubiłam. Śliniłam się do akcentów i
chrypek, które posiadali niektórzy. On jednak miał delikatny, spokojny głos.
Przysięgam, że niemal ślizgał się po mojej skórze jak jedwab, wywołując
dreszcze. - Nie jesteś brzydki. Jesteś... okej, jesteś brzydki. Przepraszam, ale nie
mogę cię okłamywać. Jednak te buty, które pogryzłeś, były brzydsze. -
Pogłaskał go, przywiązując smycz do słupka. - Przyniosę ci coś dobrego –
oznajmił i wszedł do kawiarni.
Nawet na mnie nie spojrzał.
To może powinno mnie urazić.
Większość kobiet chciałaby być zauważona przez seksownego faceta. Do
diabła, musiałam być też w jego typie, ze swoimi blond włosami i wzrostem.
Jednak czasami po prostu nie jesteś w nastroju na interakcje z płcią przeciwną.
Rozumiałam to. Każdy z nas tak miał. Czasami stoję w sklepie, spocona i
poirytowana życiem, a oczy jakiegoś kolesia przykuwają moje spojrzenie i po
prostu wiem, że zamierza zagadać, więc pospiesznie ruszam w przeciwnym
kierunku. On, po starciu z ex, pragnął prawdopodobnie mocnej kawy i chwili
spokoju.
Spojrzałam na psa, który z oddaniem spoglądał na drzwi, za którymi zniknął
jego właściciel. Musiał być przypadkiem. Wynikiem igraszek dwóch psów,
które same prawdopodobnie wyglądały przyzwoicie, ale nigdy nie powinny się
rozmnażać. Zapewne zaznał uczucie głodu, zimna i samotności. Musiał więc
kochać mężczyznę, który go uratował. I jego rodzinę.
Jakby moje myśli wezwały go z powrotem, drzwi się otworzyły, a mężczyzna
wyszedł z bardzo dużym kubkiem kawy w ręce i małą torebką, w której
najwyraźniej miał coś dla psa. To musiała być ich tradycja, ponieważ zwierzę
skoczyło, gdy tylko to zobaczyło.
- Co powiesz na to, że znów spróbujemy poćwiczyć siadanie? - zasugerował,
odkładając kawę na stolik. Wyciągnął z torebki jedno z psich ciasteczek, które
oferował sklep i kucnął obok. - Coop, siad – rozkazał, próbując nadać głosowi
poważny ton, ale pies nadal skakał jak wariat. - Siad, Coop.
Uśmiechałam się, obserwując pokaz, kiedy to się stało. Pojawiło się znikąd,
sprawiając, że mój żołądek i serce gwałtownie się skurczyły. W jednej
sekundzie mężczyzna próbował wyszkolić swojego niesfornego psa, a w
następnej kilka policyjnych radiowozów na sygnałach zaparkowało wokół nas.
Drzwi jednego z nich się otworzyły, ukazując dwóch policjantów.
- Eli Mallick! - krzyknął jeden z nich. Młodszy i nieco zarozumiały. Widać
było, że z odznaką uważał się za lepszego od innych. - Zatrzymaj się! - Dotknął
kabury paska, mimo że mężczyzna nie poruszył się ani o cal.
Nie właściwie wydawało się, że dopiero teraz wypuścił wstrzymywany od
jakiegoś czasu oddech i lekko skinął głową.
Instynktownie sięgnęłam po telefon, by włączyć nagrywanie. Widziałam zbyt
wiele przypadków nadużycia władzy ze strony gliniarzy, nie tylko w
wiadomościach, ale i na własne oczy w Navesink Bank. Wiedziałam, że lepiej
im nie przeszkadzać, ale mądrze było nagrać ich działania. Wiesz, na wszelki
wypadek.
- Mamy nakaz aresztowania – dodał drugi, wyraźnie wyluzowany. Wyciągnął
kartkę papieru i podał mu, a ja wtedy zdałam sobie sprawę, że ten gorący facet,
właściciel brzydkiego i niewyszkolonego psa, z szaloną ex, której nie lubiła
jego rodzina, miał zostać zamknięty.
Widziałam więcej niż kilka zatrzymań w Navesink Bank. Kiedy mieszkałeś w
siedlisku przestępczej działalności, nie był to niezwykły widok. Ale w jakiś
sposób to dzisiejsze sprawiło, że poczułam się nieswojo. Może to dlatego, że
facet nie wyglądał na kryminalistę. Być może miał zbyt dużo niezapłaconych
mandatów za złe parkowanie...
- Za spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
O.
W porządku.
Więc nie były to bilety parkingowe.
- Ręce za plecami, dupku – zażądał gliniarz. Mimo że mężczyzna nie stawiał
oporu, z jakiegoś powodu policjant złapał go za nadgarstki i obrócił, rzucając
na maskę radiowozu.
Uderzenie sprawiło, że sprzeciw wypełnił moje gardło, ale wtedy Eli spojrzał
na mnie z pochylonej pozycji, a widząc jak rozchylam usta, by coś powiedzieć,
potrząsnął głową.
Moje ramiona opadły, gdy usłyszałam metalowy trzask kajdanek – dźwięk,
który zazwyczaj znany był mi z zupełnie innych, pozytywnych powodów – a
potem mężczyzna został pociągnięty w górę.
- Wreszcie jeden z was, skurwisyny – dodał, wpychając go do radiowozu.
Zakończyłam filmowanie, gdy samochody odjechały, ale moje serce nadal biło
jak oszalałe, chociaż nie byłam w żaden sposób w to zamieszana.
Wtedy to usłyszałam.
Jęczenie.
Coop skakał gwałtownie, rzucając się w stronę ulicy. Za każdy razem smycz
cofała go z powrotem, ale to go nie powstrzymywało. Desperacko próbował się
uwolnić i dostać do swojego właściciela.
- Okej – rzuciłam, próbując zachować kojący głos. - Kolego, spokojnie. -
Sięgnęłam po smycz. - Uspokój się. W ten sposób się udusisz.
Czując mój dotyk, spojrzał na mnie i przysięgam, jego małe oczy były szalone.
I nie próbuj mi wmawiać, że psy nie mogły mieć takich emocji. Coop
ewidentnie martwił się o swojego właściciela. Właściciela, którego
prawdopodobnie nie zobaczy przez dłuższy czas.
Co miałam robić?
Nie mogłam go tak po prostu tu zostawić. Zapewne ktoś w końcu zadzwoniłby
po służby, ale oni jedynie odwieźliby go do schroniska, a stamtąd nikt by go nie
adoptował. Nie mogłam na to pozwolić.
W sumie, lubiłam psy.
Kiedy byłam młodsza, zawsze miałam jednego przy sobie.
O ile mi wiadomo, psy były jedynymi istotami na tej planecie, które kochały cię
bardziej niż siebie.
Problem w tym, że mieszkałam teraz w mieszkaniu, gdzie nie wolno było
trzymać zwierząt. Dlatego musiałam poświęcić miłość do tych istot, ponieważ
czynsz był niski, a miejsce całkiem przytulne.
W tym momencie zamierzałam jednak znaleźć sposób na obejście tej zasady.
- Coop, chcesz ciastko? - zapytałam, sięgając do stołu, gdzie wciąż leżała kawa
i torebka ze smakołykami. Podałam mu jedno, a on natychmiast je zjadł. -
Dobry chłopak! Przykro mi z powodu twojego właściciela. Nie jestem nim, ale
zamierzam cię uratować. Może nauczysz się mnie kochać, co? - zapytałam,
kładąc go na kolanach.
A więc tak, miałam psa.
***
- Um, 1A – zawołał właściciel, kiedy wracałam z parkingu do domu. Miał
ponad pięćdziesiąt lat, rude włosy i okropne spojrzenie, które sprawiało, że
czułaś się brudna, ilekroć jego wzrok przesuwał się po twoim ciele. Był też
kutasem, który nigdy nie nauczył się nazwisk najemców, nieważne jak długo
tam mieszkałeś i po prostu wołał cię po numerze mieszkania.
- Tak, Randy? - zapytałam niewinnie.
W jednej ręce trzymałam psa, a w drugiej torbę z karmą i zabawkami dla niego.
- To jest pies.
- Naprawdę? - spytałam, marszcząc brwi. - Myślałam, że jest po prostu
wyjątkowo brzydkim dzieckiem. Huh.
- Psy są niezgodne z zasadami, 1A – powiedział rżnąc mnie wzrokiem,
jednocześnie drapiąc się po jajkach.
- Hej, wiesz co? Jestem prawie pewna, że podglądasz nasze okno, kiedy moja
siostra się kąpie. To nie tylko wbrew zasadom, ale także wbrew prawu.
Zesztywniał.
Wiesz, moja siostra była trochę... ekshibicjonistką. Nie miała nic przeciwko
posiadaniu podglądacza. W rzeczywistości dawała niezłe przedstawienia, gdy
się tylko o tym dowiedziała.
Wiem i co z tego, tak zareagowała, gdy jej kiedyś o tym powiedziałam. To tylko
cycki. Błysnęłam nimi też w stronę tego świętszego od ciebie gościa, który
powiedział mi, że moje tatuaże są satanistyczne i że pójdę do piekła. Wydawał
się nie pojmować koncepcji, że tego chcę, ponieważ wszyscy moi ulubieni ludzie
tam będą. Będziemy cudzołożyć, sodomizować się, słuchać death metalu i pić
wódę prosto z butelki. Brzmi jak zabójcza impreza.
Kiedy próbowałam naciskać dalej, wzruszyła ramionami. Autumn,
zasłoniłabym zasłony, gdyby mi to przeszkadzało.
Nie czułam więc nigdy potrzeby, by to zgłaszać, ale mogłam użyć tego jako
dźwigni.
- Ja nigdy...
- Mam zdjęcia – dodałam. I naprawdę tak było.
- Jeśli pozwolę ci mieć psa, wszyscy inni też będą chcieli.
- To już twój problem. - Wzruszyłam ramionami. - Choć to chyba lepsze, niż
policja na karku, prawda?
Nie ukrywałam uśmiechu, kiedy podążałam do drzwi.
Zajmowałam się seksem. Znałam tajniki każdego istniejącego dziwactwa.
Wiedziałam, że podglądactwo i ekshibicjonizm to ważne fetysze, które
posiadało mnóstwo osób. Zabawa była jednak tylko wtedy, gdy obie strony były
w pełni świadome sytuacji i tego chciały. To byłoby złe, gdyby ktoś cię
obserwował, choć wcale tego nie chciałaś. W tym przypadku było inaczej.
Siostry to nie obchodziło.
Randy jednak przekraczał pewne granice i jego zachowanie nie było fair, nawet
jeśli ona na to pozwalała. Dobrze było mu więc o tym przypomnieć.
Prawdopodobnie miał o mnie złe mniemanie. Jak większość facetów. Słysząc,
że prowadzę seks shop, uważali mnie za dziwkę, angażującą się we wszelkiego
rodzaju dziwactwa, od BDSM po trójkąty.
To prawda, kochałam seks.
To było coś, co sprawiało, że życie było po prostu lepsze. Lubiłam zabawki i
gierki w sypialni. Byłam jednak monogamistką. Nigdy nie mogłabym się
cieszyć przelotnymi numerkami. Kiedyś tego próbowałam, ale to nie dla mnie.
Część mnie – szczególnie, gdy tkwiłam w długim okresie suszy – naprawdę
zazdrościła kobietom, które lubiły randki. Ale hej, wszyscy mieliśmy inne
potrzeby.
Nie byłam w związku od około ośmiu miesięcy.
Nie uprawiałam więc seksu od tego czasu.
Mogłam za to korzystać za darmo z urodzaju własnego sklepu. Wiesz,
testowanie wibratorów i te sprawy.
Ludzie mogli myśleć, co im się podobało. Nie byłam jednak dziwką. Bardzo
wkurzał mnie ten termin. Wkurzali mnie też dewianci, tacy jak Randy, którzy
myśleli, że mnie znają.
- W porządku, stary – powiedziałam, otwierając drzwi. - Mam nadzieję, że nie
zsikasz mi się w domu. I chyba powinnam zamknąć szafę. Moje buty nie są
wcale drogie, ale wiesz, potrzebuję ich. - Poszłam zamknąć drzwi do sypialni,
uznając, że jakikolwiek bałagan należało trzymać z daleka od tego psa.
Kiedy wróciłam, wyjęłam zabawki z torby, uśmiechając się, gdy wskakiwał i
szczekał na każdą z nich, nie tracąc entuzjazmu aż do ostatniej. Potem nalałam
mu trochę wody i suchej karmy.
- Muszę iść do pracy – wytłumaczyłam, jakby mógł mnie zrozumieć. - Czy
możesz spróbować niczego nie rozwalić? Nie ma tu nic nadzwyczajnego, ale
byłoby miło, gdyby meble nie miały śladów ugryzień. Wrócę na kolację, by cię
wyprowadzić.
To był przywilej posiadania własnego sklepu. Wizyta u lekarza, w banku lub
pies potrzebujący spaceru? Tabliczka informująca, że zaraz wracam i mogłam
robić, co chciałam. Może ludzie nie byliby szczęśliwi czekaniem na dostanie
ich ulubionego lubrykantu, ale musieliby to przeżyć.
Bycie jedynym seks shopem w mieście było naprawdę fajne.
- Do zobaczenia później, kolego. Staraj się nie popadać w depresję z powodu
poprzedniego właściciela, dobrze? Będzie ci tu dobrze, ze mną.
Taki był plan.
I tak zaczęliśmy żyć.
Rozdział 1
Eli – rok później
Słyszałem to milion razy.
Nie upuszczaj mydła.
Zawieś na tyłku znak „nie przeszkadzać”.
Jeśli zostaniesz czyjąś suką, masz przejebane.
Jeśli jesteś pożyteczny, masz szansę utrzymać ich penisy z dala od swojego
tyłka.
Szczerze mówiąc, były to całkiem rozsądne rady. Gwałty w więzieniach były
codziennością i to dość brutalną. Jeśli byłeś nowy, a zwłaszcza nowy i młody,
twój tyłek był rozchwytywanym towarem. Facet, z którym tu przyszedłem, od
razu został zauważony przez neonazistów i stał się suką dla jednego z nich.
Zobaczyłem go ponownie sześć tygodni później. Był chudy i posiniaczony,
zupełnie nie przypominał mężczyzny, który przybył ze mną do więzienia.
Mogłeś uniknąć tego dramatu, jeśli miałeś powiązania z jakąkolwiek
organizacją w systemie więziennictwa. Jeśli należałeś do jednego z
dziesiątków gangów więziennych, też prawdopodobnie byłbyś chroniony. Jeśli
nie, cóż, musiałeś być sprytny.
- Myślisz, że jesteś taki wielki i zły, ponieważ pobiłeś syna polityka? -
Trzeciego dnia zostałem przyparty do ściany przez jakiegoś kolesia niskiego
poziomu w tym motłochu. - Jesteś teraz w więzieniu, śliczny chłopcze. Wiemy,
jak się bronić. Chcesz zacząć ze mną? No dalej, uderz, cipo!
Widzisz, nie chciałem zaczynać.
Podjąłem więc decyzję o opuszczeniu głowy i ruszeniu przed siebie. Wtedy
jednak jego ręka wylądowała na moim ramieniu, przypierając mnie z powrotem
do ściany i powiedzmy, że to się stało. Wiesz co mam na myśli? Wściekłość. To
coś, co poruszało się w moich żyłach, co paliło je jak kwas i uniemożliwiało
racjonalne myślenie, co zamieniało mnie w potwora, którym nigdy wcześniej
nie byłem.
Zanim włączyły się alarmy, twarz kolesia była cała we krwi i miał kilka
połamanych kości.
Ja, cóż, dodałem kolejny rok do swojego wyroku.
Niewiele, bo byłem nowy, a naczelnik wiedział, co się wydarzyło. Powiedziano
mi więc, że ostatecznie muszę wysiedzieć sześć lat, a potem dostanę rok
zwolnienia warunkowego na zewnątrz.
Ale to nadal dodatkowy czas.
I to z tego samego powodu, przez który zostałem tu wysłany. Nagi. Do pokoju z
cementową podłogą, bez okien i niczym, poza twardym łóżkiem bez materaca,
umywalką i toaletą.
Cóż.
To skłaniało człowieka do myślenia.
Myślenie było jedynym sposobem, by nie zwariować.
A będąc tym, kim jestem, moje myśli skierowały się najpierw do rodziny.
Byli tam. Na moim procesie. Oczywiście. Nie spodziewałem się niczego
innego.
Vis necia vinci.
Moc nieznosząca porażki.
Miałem to wytatuowane na ramieniu, choć każdy, kto znał Mallicków,
doskonale to znał – tę mentalność, lojalność i miłość – które przeszywały cię do
szpiku kości.
Nie zaangażowałem ich. Nawet nie spojrzałem w ich stronę. Nie dałem im też
tego, czego potrzebowali usłyszeć ode mnie już na komisariacie. Chcieli
wiedzieć, że wszystko w porządku, że nic mi nie jest. Potrzebowali tego ode
mnie. Problem w tym, że nie mogłem im tego dać.
W tamtym czasie wstyd był dla mnie czymś nieznanym. Czułem go jednak
bardzo mocno, kiedy wyszedłem ze swojej spirali i zdałem sobie sprawę, co
zrobiłem. Wcześniej moje działania nigdy nie przynosiły żadnych reperkusji –
głównie ze względu na to, że pokonywałem ludzi, którzy mieli już swoją
reputację i kłopoty z prawem. Mogłem więc to zaakceptować i ruszyć dalej.
Myślę, że na tym polegała różnica.
Tym razem nie mogłem tego zrobić.
Każdego dnia płaciłem za to, czego dokonałem.
Nie mogłem tego zaakceptować i pójść dalej, kiedy to właśnie przez to trafiłem
do więzienia, jadłem chujowe żarcie, brałem prysznic z innymi mężczyznami i
gasiłem światło o dziewiątej jak pierdolony nastolatek.
Nie chodziło o to, że drań na to nie zasłużył. Nigdy nie zapomnę krzyków tej
kobiety, jej błagań o pomoc. Nadal widziałem jej twarz – zakrwawioną i
połamaną. Zasługiwał na każdy cios, jaki dostał.
Ale on nie był przestępcą.
Miał wysoką pozycję.
A jego tatuś chciał, by powieszono mnie za jaja.
Gdyby to był ktoś inny, zapewne nie poszedłbym do więzienia. Żaden sędzia by
mnie nie skazał, gdyby zobaczył zdjęcia kobiety ze szpitala. Wiesz, te, które
zrobiły pielęgniarki, zanim nie pojawił się prawnik jej męża i zabrał ją na
„domowe leczenie”.
To był idealny przypadek bycia we właściwym czasie i podjęcia właściwych
działań, ale na niewłaściwych ludziach.
Nie czułem więc wstydu, dopóki gliniarze nie pojawili się, by mnie aresztować.
Przybyli znikąd z nakazem, mieli włączone syreny, a ja zostałem rzucony na
maskę i zakuty. Było tylko jedno słowo, by to opisać. Upokorzenie. Nigdy
wcześniej czegoś takiego nie zaznałem. A to nie był koniec, ponieważ podczas
przesłuchiwań zostałem nazywany gównem. Słysząc to tak często, zacząłem się
z tym zgadzać.
Zamknęli mnie w areszcie, by czekać na proces.
Pieprzone zwierzę, mówili strażnicy. Jak każdy inny kawałek gówna.
Autobus do więzienia. Pomarańczowe spodnie i biała koszulka.
Pieprzone zwierzę.
Szczoteczka do zębów, pasta, kostka mydła i rolka papieru toaletowego.
Jak każdy inny kawałek gówna.
Dopiero po trzech tygodniach zdałem sobie sprawę, że nie będzie temu końca,
dopóki moja wściekłość się nie skończy. Moja osobista bitwa między Brucem
Bannerem a Hulkiem. Potwór, na którego zostałem wychowany, kiedy przemoc
nie przychodziła mi równie łatwo, co Ryanowi, Markowi, czy Shane'owi. To
było coś, co stało się częścią mnie, by pomóc utrzymać kontrolę nad rodzinną
firmą.
Tak długo, jak byłem tym człowiekiem, na jakiego zostałem wychowany, tak
długo nie mogłem mieć nadziei, że ujrzę koniec wściekłości. Żyłbym resztę
życia martwiąc się, że znów mogę nad sobą nie zapanować i wrócić do
więzienia. Może tym razem mógłbym kogoś zabić i nigdy nie wrócić na
wolność. Taki mógłby być mój los.
Więc będąc w celi, głodny świeżego powietrza, światła lub kontaktu z ludźmi,
wiedząc, że więzienne życie nie było dla mnie, podjąłem decyzję.
Nie mogłem być już tym mężczyzną.
Nie mogłem już tak żyć.
Nie mogłem – kurwa, wybaczcie mi – być częścią mojej rodziny.
Dla własnego dobra.
Ale także dla nich.
Widzisz, mogłem na nich nie patrzeć na procesie czy komisariacie, ale to nie
znaczyło, że nie byłem świadomy, kiedy moja matka się załamała. Twarda,
silna kobieta, Helen Mallick, została złamana. Fee i Lea też. Moi bracia, choć
nie płakali, czułem ich zniszczenie nawet z drugiego końca pokoju.
I chociaż ich tam nie było, moje pieprzone siostrzenice... zabrałem im coś.
Osobę, którą kochały, której ufały i na której polegały. Oderwałem to od nich. Z
ich doskonałych rączek zabrałem kawałek błogiego dzieciństwa.
Kiedy wyjdę, nawet nie będą mnie pamiętać.
Będę dla nich dziwnym facetem, nie wujkiem Eli.
Doprowadziłem do płaczu matkę, szwagierki i zniszczyłem własnych braci.
Zawiodłem siostrzenice.
Nie mogłem być dłużej taką osobą.
Zanim proces się zakończył, podjąłem decyzję. Musiałem przerwać kontakt. To
ułatwiłoby wszystkim życie. Mogliby ruszyć dalej. Nie musieliby przez sześć
lat rozmyślać o mnie i o konieczności utrzymywania mnie przy życiu. Nie
zasłużyli na to. Zasługiwali na szczęście. Zasługiwali na Boże Narodzenie bez
myśli... biedny Eli, zupełnie sam na Boże Narodzenie w więzieniu
Wiedziałem, że na początku nie będą myśleć w ten sposób. Pomyślą, że karze
sam siebie. W końcu jednak, po roku lub dwóch, ruszą dalej. Muszą. Tak
wyglądało życie.
Jeśli chodzi o mnie, dawałem sobie szansę.
Jeśli nie chciałem, by wściekłość przejmowała nade mną kontrolę, musiałem
trzymać się z daleka od wszystkiego, co ją wywoływało.
Firma rodzinna.
Każdy więzień.
Na szczęście mój początkowy wyczyn powiększający wyrok o kolejny rok,
wystarczył, by ludzie nie chcieli się ze mną mierzyć. Nawet kiedy schudłem i
chodziłem zgarbiony, blady i niewyspany. Nikt się już ze mną nie pieprzył.
Stałem się niewidzialny.
- Cholera, stary, twoja rodzina wpłaca hajs co tydzień...
Na początku używałem ich do podstawowych celów, uznając, że to zło
konieczne. Zaopatrzyłem się w dodatkową pastę do zębów, dezodorant i
kolejny papier toaletowy. Ale kiedy pewnego dnia minąłem celę starego
człowieka – skazanego na dożywocie za zabicie kochanka swojej żony
elektryczną krajalnicą do mięsa – zobaczyłem, że maluje. Nie zdawałem sobie
sprawy, że można tu było dostać takie rzeczy. Kiedy poszedłem sprawdzić,
zobaczyłem, że oprócz zestawów domina i szachów, były też artykuły do
malowania. Szkicowniki, płótna, farby, kredki i markery.
Przestałem więc kupować gówna jak krem do golenia i zacząłem wydawać
pieniądze na materiały artystyczne.
Spędź swój czas dobrze, powiedział mi stary strażnik. Pomyślałem, że chodziło
mu o to, bym poszedł na studia, dostał pracę w więzieniu i trzymał się z dala od
kłopotów. Nie interesowały mnie jednak oferowane tutaj kursy, a moja praca
zajmowała tylko kilka godzin dziennie w pralni. A dzięki temu, że byłem
niewidzialny i miałem dość uprzejmego współwięźnia, byłego handlarza
narkotyków – nie musiałem martwić się o trzecią rzecz.
Jeśli więc musiałem spędzić tu kilka lat, on miał rację, powinienem zrobić to
dobrze. Powinienem być użytecznym. Powinienem robić to, co zawsze mnie
uszczęśliwiało.
W moim starym życiu miałem czas na projektowanie menu do naszego baru,
ulotek dla firmy Fee lub innych rzeczy, ale nigdy nie mogłem się w tym
dogłębnie zanurzyć. Teraz miałem okazje.
Właśnie tak spędzałem czas.
A kiedy przez rok po kilka godzin dziennie ćwiczysz, stajesz się dobry. Był to
rodzaj bycia dobrym, o którym nawet strażnicy mówili, że powinienem zrobić z
tego karierę, kiedy wyjdę. Rodzaj bycia dobrym, w którym jakiś mędrzec
podaje ci nazwę galerii i każe tam pójść po zakończonym wyroku i powiedzieć,
że przysłał cię Anthony Galleo, chcąc, by twoja sztuka wisiała na ścianach. I
chociaż bardzo chciałem zerwać z kryminalnym światem i nie chciałem
współpracować z przestępcą, zachowałem jego imię wypisane na odwrocie
jednego z płócien. Na wszelkie wypadek.
Wszystko szło dobrze.
Z wyjątkiem tego, że nie doceniłem swojej rodziny. Rok później, oni wciąż się
nie poddawali. Nadal próbowali dzwonić, odwiedzać mnie, pisać.
Bałem się dnia poczty. Było to jak pierdolony nóż w brzuch za każdym razem,
gdy zwracałem je do nadawcy. Nie miało znaczenia, że podjąłem decyzję.
Wciąż byli dla mnie ważni i ogromna część mnie pragnęła kontaktu, chciała
przeczytać, co się dzieje. Czy Scotti i Mark się pobrali? Czy mama i tata mieli
się dobrze?
Fee jako jedyna znalazła sposób na obejście moich zasad, ponieważ bez
względu jak bardzo się starałem, nie mogłem zmusić się do odesłania listów
napisanych przez dziewczynki. Miałem oklejone ściany ich cudownie
okropnymi dziełami sztuki, a patrzenie na nie było bolesne, wiedząc, że już
nigdy nie będę częścią ich życia.
To było brudne zagranie ze strony Fee, ale ona lubiła grać w ten sposób.
- Tak, tak, wiem – powiedział strażnik, przeglądając listy. - Wiem, co mam z
nimi zrobić. Och, czekaj. To nie jest Mallick. - Wyciągnął kopertę i pokazał mi
nazwisko. Autumn Reid.
Dziwne.
- Wezmę go.
- Jeszcze to – dodał, wręczając mi grubą kopertę. - Od dzieciaków.
Jak dotąd nie były to listy. Dziewczynki nie były jeszcze dobre w pisaniu, nie
mówiąc już o zebraniu myśli na tyle, by sformułować prawdziwy list. Tylko
obrazki. A i to było wystarczająco trudne. Listy by mnie kurwa zrujnowały.
Wróciłem do celi i zacząłem otwierać koperty. Najpierw tę od Beccy, w której
znalazłem rysunek Coopa. Kolejny nóż w serce. Kochałem tego psa i nie
miałem cholernego pojęcia, co się z nim stało. Moja rodzina się nim zajęła?
Jeśli tak, dlaczego Becca nadal rysowała go jako szczeniaka? Musiał być już
dorosły.
Jeśli nie oni, to kto? Schronisko? Eh, miałam nadzieje, że nie. Może Mark i
Scotti go przyjęli. Musiałem się tego trzymać.
Odłożyłem rysunek, by później go powiesić, a następnie rozerwałem list od
kobiety o imieniu Autumn. Uważałem, by zostawić adres zwrotny w stanie
nienaruszonym, na wypadek, gdyby z jakiegoś nieznanego powodu miałbym
potrzebę jej odpisać.
Eli,
nie znasz mnie. Właściwie widziałeś mnie tylko raz. W dzień, kiedy zostałeś
aresztowany. Byłam tą dziewczyną, która filmowała policjantów. Blond włosy.
Niebieskie oczy. Nie ważne. Dużo czasu zajęło mi ustalenie kim jesteś i gdzie
przebywasz.
Przepraszam więc za opóźnienie.
Jestem pewna, że się martwiłeś.
Po tym, jak cię zabrano, twój pies wpadł w panikę. Bez urazy, ale był brzydkim
szczeniakiem i nie chciałam, by skończył w schronisku, więc zabrałam go ze
sobą do domu. Prowadzi szczęśliwe, aktywne życie. Stał się ogromny i nadal
lubi te smakołyki z kawiarni.
Wydawałeś się dość przywiązany do niego, więc chciałam, byś wiedział, że ma
bezpieczny i szczęśliwy dom, w którym nauczył się kilku manier – i zignorował
wszystkie inne. Załączam zdjęcie. Jak widać, nadal nie wygrywa konkursów
piękności, ale myślę, że jest równie brzydki, co uroczy.
Autumn
Serce mocniej zabiło w mojej piersi, kiedy czytałem te słowa, nie zdając sobie
sprawy, jak bardzo potrzebowałem je usłyszeć. Być może to było szalone tak
szybko przywiązać się do psa. Szczególnie takiego, który zachowywał się źle i
wyglądał jeszcze gorzej. Ale co mogłem powiedzieć, nigdy nie miałem
zwierzaka, a zawsze chciałem mieć. Znalezienie go było cholernym
przeznaczeniem.
Najgorszą częścią aresztowania było siedzenie w celi i zastanawianie się, co się
z nim stało. Wydawało się, że niepotrzebnie się martwiłem, skoro cały czas był
z tą kobietą. Też ją zapamiętałem.
Trudno było tego nie zrobić.
Była wysoka i szczupła, ale miała krągłości. Posiadała długie blond włosy,
niebieskie oczy i pewien rodzaj wyluzowanej pewności siebie, którą roztaczała
wokół siebie niczym perfumy.
Do diabła, bezwstydnie oglądała całą scenę z moją ex, nawet nie próbując
ukryć, że ją to nie śmieszyło.
Była wspaniała.
Potem, kiedy gówno się wydarzyło, szybko wyciągnęła telefon i zaczęła
nagrywać, aby upewnić się, że gdyby coś mi się stało, były dowody na poparcie
roszczenia.
Piękna, mądra i do tego miłośniczka psów?
Brzmiało jak kobieta idealna.
Brzmiało jak dom, w którym chciałbym, aby Coop się wychowywał.
Sięgnąłem do koperty, by wyjąć zdjęcie psa, który w moim umyśle wciąż był
szczeniakiem. I choć niektóre szczegóły się nie zmieniły, a jego wygląd nadal
nie przyciągał uwagi, był teraz gigantycznym psem.
Wydawał się być szczęśliwy siedząc na chodniku z ciasteczkiem na wpół
zwisającym mu z pyska. Mogłem przysiąc, że się uśmiechał. Zaciekawiony
spojrzałem na sklep, przed którym się znajdował, mrużąc oczy, by doczytać
szczegóły.
Zaśmiałem się, kiedy rozczytałem znak.
Phallus-opy.
Zrobiła zdjęcia mojego psa przed sklepem erotycznym? Co więcej, wysłała mi
zdjęcia własnego psa zrobione przed sklepem erotycznym? Albo to był błąd,
albo ta kobieta była cholernie interesująca.
Powiedziałbym, że czas pokaże, ale spójrzmy prawdzie w oczy, tak się nie
stanie. Czekało mnie jeszcze pięć lat za kratkami. Nigdy nie spotkam tej
kobiety. Nie powinno, ale ta wiedza lekko mnie ukuła w bok klatki piersiowej.
Ja i tak miałem szczęście. Trudniej było tym, którzy posiadali żony na
zewnątrz. Nie mogli zaspokoić ich potrzeb przez długi czas, więc w więzieniu
rozmyślali nad tym, czy nie znalazły sobie kochanków. Byłem więc w
szczęśliwszej mniejszości, ponieważ nie posiadałem takich zmartwień.
Ale byłem mężczyzną. Miałem popęd seksualny. Możesz sobie tylko wyobrazić
jak pachniały nasze łazienki.
- Jezu, co się stało z jego sierścią? - zawołał Tank, mój kolega z celi.
- Nie wiem, znalazłem go takiego.
- Myślałem, że nie masz nikogo bliskiego – zauważył. - Oprócz dzieciaków.
- Nie mam – zgodziłem się, choć nadal nie przyzwyczaiłem się do tego
wyrażenia. Zastanawiałem się, czy kiedykolwiek się do tego przyzwyczaję.
- Więc kto ma teraz psa?
- Jakaś laska zabrała go z kawiarni, przed którą mnie aresztowali. Wzięła go do
domu.
Tank uśmiechnął się lekko. - Jest gorąca?
- Wspaniała.
- Cóż, myślę, że kiedy wyjdziesz, będziesz musiał go jej odebrać.
Następnie opadł na swoje łóżko, aby przeczytać pół tuzina listów od rodziny,
które otrzymywał co tydzień. Jego rodzina również się nie poddała, mimo że
był w więzieniu po raz czwarty, odkąd skończył szesnaście lat.
Szczerze mówiąc, nigdy o tym nie myślałem. Sześć lat to połowa życia Coopa.
Nawet nie będzie mnie kurwa pamiętał. Miał dobre życie z tą kobietą. Nie
miałem prawa wracać i się o niego upominać, ale w jakiś sposób ten pomysł
utkwił w mojej głowie i nie mogłem się go pozbyć.
~3 lata
- Żałuję, że moja praca nie była choć w połowie tak dobra jak twoja –
powiedział Tank, gdy liczyłem pieniądze, które Big Tony wręczył mi za
ogromne płótno, które dla niego namalowałem.
Był to niezwykły obraz jego żony, dzieci i wnuków, który musiałem złożyć z
tuzina fotografii, jakie mi dał. Końcowy obraz wyglądał jak rodzinna
fotografia. Ukończenie tego zajęło mi trzy tygodnie i ledwie zmieściłem się w
czasie, by mógł dostarczyć go żonie przed czterdziestą rocznicą ślubu. Nie
wiedziałem, jak zamierza to przekazać, ale to nie był mój interes.
- Może lepiej obejrzyj się za inną pracą.
W więzieniu mogliśmy wykonywać różne prace, by dostawać dodatkową
gotówkę do wydania na potrzebne rzeczy. Moim zajęciem były właśnie obrazy.
Wykonywałem je dla więźniów i strażników na specjalne zamówienia. Tank
zarabiał na sprzedaży trawki, ale nigdy nie chciałem wiedzieć, w jaki sposób ją
tu przemyca. Wiedziałem jednak, że trzy razy prawie został złapany, a gdyby
tak się stało, dostałby kolejne kilka lat.
- Łatwo ci mówić. Nie wszyscy z nas są utalentowani.
- Dużo ćwiczyłem – broniłem się, zgodnie z prawdą. - Poza tym, jest mnóstwo
normalnych zajęć. Na przykład Rick, który poprawia listy do rodzin,
prawników i innych organizacji, aby nie brzmiały jak napisane przez idiotów.
- Ledwo skończyłem jedenastą klasę, bracie – przypomniał mi, potrząsając
głową.
- Poeta pisze wiersze na rocznice i urodziny. Marty sprząta cele, a Andy
naprawia elektronikę. Jest jeszcze Thomas, który szyje ubrania i pieprzony Al
produkujący dziwne cukierki. Masz mnóstwo możliwości, jeśli naprawdę
chcesz dorobić.
Widzisz, Tank wychodził za sześć miesięcy. Zostanie zwolniony za dobre
zachowanie, o ile ktoś nie przyłapie go na sprzedaży trawki do tego czasu.
Jednak miałem mdłe przeczucie, że ten drań wróci tu za niecały rok, jeśli ktoś
nie wypchnie go w kierunku normalnego życia.
- Jesteś po prostu uprzywilejowany, człowieku.
Parsknąłem na to.
Przywilej.
Dorastałem w rodzinie przestępczej. Wychowałem się w mieście, które ociekało
kryminalnym światem. Zabezpieczenie finansowe pojawiło się dopiero, gdy
byłem nastolatkiem. Wcześniej musieliśmy oszczędzać i pracować w każdej
wolnej chwili.
Nasze historie były podobne. Byliśmy też białymi mężczyznami w mniej
więcej tym samym wieku. Mieliśmy takie same życiowe szanse.
Fakt, że on nadal wybierał łatwe pieniądze, podczas gdy ja planowałem pójść
uczciwą drogą, cóż, to nie był przywilej. To wybór. Zły, ale wybór.
To nie było tak, że kiedy wychodziłeś, nikt ci nie pomagał stanąć na nogi. Tank
nie musiał wracać do slumsów, gdzie jedyne pieniądze, jakie można było
zarobić, pochodziły z nielegalnej pracy. Ale on był cholernie leniwy.
- Masz taką samą szansę, by zacząć uczciwe życie jak ja.
- Jasne, jasne. Nigdy wcześniej tu nie byłeś i prawdopodobnie nie wrócisz. Jeśli
tak się stanie, dopiero wtedy będziesz mógł rozmawiać ze mną o resocjalizacji.
W tym momencie gówno o tym wiesz.
Tank zawsze łatwo się wkurzał.
Kolejny powód, dla którego nie potrafił znaleźć uczciwej pracy. Faktem było,
że to wcale nie było trudne. W każdym razie dla mnie. To nie były godziny
zamknięcia w celi, gdzie strażnicy mówili ci, kiedy jeść, brać prysznic i spać.
To nie była gówniana opieka zdrowotna. Łatwo było się przystosować do nowej
rzeczywistości, jeśli nie byłeś typem, który opłakiwał swój los.
Trudnym było jedynie nie wrócenie na złą ścieżkę. U mnie wiązało się to z
trzydziestoletnią tradycją, lojalnością i miłością. Wiązało się to ze złamaniem
serc rodziców, braci, szwagierek i siostrzenic. Ze świadomością, że nawet po
trzech latach, oni wciąż nie zaakceptowali faktu, że dawny Eli nie wróci. Wciąż
mieli nadzieję, że się pojawię.
Jednak to już nie było możliwe.
Po trzech latach, z tamtego człowieka nic nie pozostało. Jedynie zimno i
popsuta psychika, której żaden psychiatra nie będzie w stanie wyleczyć.
Codziennie wstawałem, ścieliłem łóżko, jadłem śniadanie i pracowałem nad
swoimi obrazami. Kiedy mogłem, brałem prysznic, a kiedy pozwalano
wychodzić, spędzałem godzinę na podwórku. Tyle.
Powtarzałem to każdego dnia.
Nic nie czułem.
Tylko w dni, kiedy pojawiały się listy, szczególnie od dziewczynek,
przeżywałem koszmar na nowo. Były już wystarczająco duże, by pisać i to
raniło moje serce. Przez te lata Fee powinna sprawić, by o mnie zapomniały.
Swoimi działaniami tylko je raniła.
Kiedy otworzyłem pierwszy z nich i dowiedziałem się o nowych dzieciakach –
których nigdy nie zobaczę – poczułem ból podobny do wyrywania czegoś z
wnętrza ciała. Od tamtej pory przyjmowałem je, ale nie mogłem zmusić się do
ich otwarcia. Po pewnym czasie dostawałem także rysunki od Jasona, który
musiał być małym dzieckiem, ale nie wiedziałem nawet który z moich braci był
jego ojcem.
Ta świadomość dosłownie rozrywała moje serce.
Trzymałem je wszystkie zamknięte w pudełku pod łóżkiem i starałem się nawet
nie patrzeć na dane adresowe.
Lepiej się teraz nie angażować.
Lepiej to ignorować i szybciej zapomnieć.
Lepiej w ogóle nie mieć rodziny.
- Hej, Mallick! - zawołał strażnik, zatrzymując się przed moją celą. -
Nieodebrana poczta.
Zwykle, jeśli nie odebrałeś listów, to był twój problem. Ale temu facetowi
narysowałem portret zmarłego dziecka, by mógł go nosić w płaszczu, więc był
trochę bardziej dla mnie wyrozumiały.
- Znasz umowę – odpowiedziałem, ciężko wypuszczając powietrze.
- To nie twoja rodzina. Chyba że masz jakiegoś dalekiego krewnego o nazwisku
Reid.
Odwróciłem się szybko, za szybko, co nie umknęło uwadze strażnikowi.
- Dziewczyna?
- Laska, która ukradła mojego psa – poprawiłem, biorąc kopertę.
- Kradniesz psa, a potem piszesz do właściciela. Co za gówniany ruch.
Kiedy odszedł, palcami szaleńczo próbowałem rozerwać papier. Dlaczego
znowu napisała? Po dwóch latach milczenia? Czy Coop zachorował? Umarł?
Po co dobijać takimi wiadomościami gościa, który i tak siedział w więzieniu?
Nie mogłem do końca stwierdzić, dlaczego tak desperacko pragnąłem go
przeczytać, poza szczerą nadzieją na dowiedzenie się, że z moim psem było w
porządku. Może była to potrzeba prawdziwego kontaktu międzyludzkiego i
przypomnienia o normalnym życiu. Łatwo było o nim zapomnieć, kiedy
ostatnie lata spędziłeś za kratami.
~Eli
Coop chciał pokazać ci swój kostium na Halloween.
Mam nadzieję, że twoje więzienie wygląda lepiej, niż to z „Więzienia Oz”
~Autumn
1 Serial opowiadający o losach więźniów i strażników z więzienia o zaostrzonym rygorze.
Co to kurwa było?
Nawet gdy sięgałem po zdjęcie, nie mogłem zrozumieć, dlaczego wysłała mi
ten list. Była piękną kobietą. Zapewne miała mnóstwo adoratorów. Nie musiała
pisać gównianych listów do więźnia, by zwrócić na siebie czyjąś uwagę. Jaka
więc była jej motywacja?
Wyciągnąłem zdjęcie, nie mogąc powstrzymać parsknięcia, które uciekło mi z
ust. Autumn, kimkolwiek była, miała bogatą wyobraźnie. Musiała być też
bardzo kreatywna lub wyłożyła kupę pieniędzy na kostium dla Coopa, który
teraz miał trzy głowy. Dosłownie. Było mi szkoda, że dziewczynki nie mogą
zobaczyć go w takim stanie.
Autumn zdecydowanie utrudniała mi zapomnienie o dawnym życiu.
Dlaczego więc sięgnąłem po papier i długopis?
Dlaczego odpisałem?
Dlaczego, do diabła, zakleiłem kopertę i ją wysłałem?
~5 lat
Rozmyślanie było złe.
Wiedziałem o tym.
Wiedziałem, że byli tu mężczyźni, którzy desperacko pragnęli wyjść, ale mieli
przed sobą wiele lat odsiadki.
Zabiliby za wcześniejsze wyjście.
Za bycie na ostatniej prostej.
Za bycie jedną stopą za drzwiami.
Ja byłem na tym miejscu i nie chciałem wychodzić. Co mogłem powiedzieć. Po
ponad pięciu latach, nawet miejsce takie jak więzienie mogło stać się twoim
domem. Przyzwyczajasz się do rytmu dnia i znajdujesz ukojenie w
identyczności kolejnych dni. Nic się nie zmienia.
Jednak to nie rutyna spowodowała, że w moim brzuchu rósł niepokój. Podobało
mi się życie, w którym mogłem jeść i spać, kiedy chciałem, w którym mogłem
wychodzić, gdzie chciałem, oglądać filmy i kupować gówna, bez ściśle
ustalonego budżetu. Wiedziałem, że właśnie to będzie na mnie czekało po
wyjściu.
Po prostu bałem się konfrontacji, a mogłem się założyć, że ktoś – jeśli nie cała
grupa – będzie czekał na mnie w dniu zwolnienia.
Listy wciąż przychodziły, nawet te od dorosłych.
A jeśli chodziło o dzieci, pojawiły się kolejne nowe imiona. Jake. Joey. Danny.
Ford. I na sam wierzch tego wszystkiego – Eli. Mała Eli.
Gdybym miał jeszcze serce, zatopiłbym je w kwasie. Jeden z moich braci, nie
miałem pojęcia który, nazwał swoje dziecko po mnie. Nawet po tym, jak nie
widzieli mnie i nie otrzymywali ode mnie żadnych wiadomości od pięciu lat.
Nawet po odesłaniu wszystkich listów i prezentów. Nawet po tym, jak
odwróciłem się od nich... oni nadal mieli nadzieję.
Tylko głupcy mogli ją mieć.
Ja miałem już swoje plany i cele. Miałem listę rzeczy, które musiałem wykonać,
aby rozpocząć nowe życie. Życie, którego nie mogli być częścią. Życie, którego
nawet nie chcieliby być częścią, gdyby poznali mężczyznę, którym się stałem.
Choć znając ich, nadal chcieliby być blisko, ale tylko dlatego, by wciąż
próbować mnie naprawić i wymazać te pięć lat wstydu, upokorzenia i winy.
Nie dało się tego naprawić;
Oni jednak byli dobrymi ludźmi i kochali mnie, więc poddanie się nie
wchodziło w grę.
Niestety zostałem zwolniony warunkowo do Navesink Bank, więc nie miałem
innego wyjścia, jak tylko tam wrócić. Prawnik, który był jedynym łącznikiem z
moim starym życiem, mówił mi, że rodzina utrzymywała cały czas moje
miejsce, bym mógł tam zamieszkać po zwolnieniu. Podziękowałem mu za
informacje, ale nie wyznałem, że miałem inne plany. Nie zamierzałem wracać
tam, gdzie na pewno będą mnie szukali.
Zamiast tego poprosiłem Tanka, który niespodziewanie nie wrócił jeszcze do
celi, o załatwienie mi jakiegoś lokum w nędznej części miasta. Chciałem
mieszkać na uboczu, by móc normalnie żyć, jednocześnie nie będąc na widoku.
Co prawda nie wierzyłem do końca w uczciwe życie dawnego współwięźnia,
ale potrzebowałem kogoś z zewnątrz, kto pomógłby mi zorganizować wyjście
w dniu zwolnienia i nie byłby związany z moją rodziną.
Miałem plany, by tam zamieszkać i zacząć sprzedawać sztukę, by jakoś
utrzymać się przy życiu. Czy miałbym tyle kasy, co kiedyś? Nie. Ale
przynajmniej powstrzymałoby mnie to przed staniem się znów człowiekiem,
mogącym bez ostrzeżenia przekształcić się w potwora.
Wiedziałem, że w końcu będę musiał zmierzyć się ze swoją rodziną. To było
nieuniknione. Miasto nie było małe, ale też nie należało do metropolii i na
pewno napotkam na swojej drodze kogoś znajomego.
I będę musiał złamać im serce, tak jak to zrobiłem ze swoim.
Różnica polegała jednak na tym, że oni mieli siebie nawzajem. Wspólnie
przetrwają i sprawią, że rany się zagoją.
Ja nie miałem tej karty.
Rozdział 2
Autumn
- Czy to kolejny list od gorącego więźnia? - zapytała siostra, gdy weszłam do
mieszkania z kopertą w dłoni.
Okej, więc... nie mogłam ci wyjaśnić, dlaczego w ogóle do niego napisałam.
Naprawdę nie miałam pojęcia. Po prostu pierwszy raz widziałam, jak ktoś tak
mocno kocha swojego psa i wydawało mi się, że chciałby wiedzieć, że
wszystko z nim w porządku. To była właściwa decyzja.
Napisałabym to wcześniej, gdybym zdała sobie sprawę, kim on był. Słyszałam
jego nazwisko podczas aresztowania, ale zupełnie o nim zapomniałam przez
zabiegany dzień, jaki wtedy miałam. Musiałam rozprawić się z właścicielem
mieszkania, pojechać do sklepu zoologicznego, poinformować siostrę o nowym
zwierzaku i posprzątać bałagan, jaki zrobił tego dnia.
Dopiero gdy pewnego wiczoru poszłam z przyjaciółmi do Chaz's, by świętować
trzydzieste drugie urodziny, zauważyłam mężczyznę, który wyglądał
podejrzanie podobnie do byłego właściciela Coopa. Był niemal identyczny.
Wtedy ktoś krzyknął: hej, Mallick! A nazwisko wróciło do mojej głowy.
Eli Mallick.
Tak się nazywał.
Skoro miałam jego dane, mogłam poszukać w internecie informacji o jego
zbrodni, procesie i więzieniu, do którego trafił. Była to kwestia kilku dni, zanim
pierwszy list został wysłany. Zupełnie zrozumiały.
Drugi? Ten na Halloween? Cóż, absolutnie niezrozumiały. Nie miałam pojęcia,
skąd w mojej głowie pojawił się ten pomysł.
Okej, no może trochę z faktu, że gdy przeglądałam jego media społecznościowe
i ponownie ujrzałam tą wspaniałą twarz i te niesamowite oczy – nie
wspominając nawet o ciele, którego zdjęcie z wodą kapiącą po jego brzuchu
prawie doprowadziło do szału mojej jajniki – to zaczęło mnie prześladować.
Wiesz, między opowiadaniem o wadach i zaletach różnych zabawek dla
nowicjusza w BDSM, a koniecznością wyjaśnienia nieznośnym
osiemnastolatkom, że kulki waginalne nie są do jakiegoś dziwnego bicia w
BDSM, a w rzeczywistości zostały one stworzone, by wzmocnić mięśnie dna
miednicy. W chwilach, gdy w sklepie było cicho, oprócz seksownej playlisty
odtwarzanej na okrągło w tle.
Wtedy wkradał się do mojego umysłu. Obwiniałam za to frustrację seksualną i
fakt, że znajdowałam się w pomieszczeniu pełnym zabawek, które mogły ją
załagodzić. Mogłam więc fantazjować o kimkolwiek chciałam; gorącym facecie
z UPS i jego umięśnionym tyłku, przystojniaku na motorze, który pomógł mi
kiedyś wymienić oponę... ale to nie w ich stronę podążały moje myśli.
Nie.
Chodziło o te oceaniczne oczy, ciemne włosy, niesamowitą strukturę kości i
cudowny głos. No i cóż, piękne mięśnie – nie można ich było pominąć.
Może dlatego, że w pewnym sensie mieliśmy wspólnego psa.
Może dlatego, że siedział w więzieniu za coś, za co moim zdaniem nie
powinien tam trafiać.
Cokolwiek to było, to on znajdował się w mojej głowie.
Kiedy patrzyłam na Coopa, czasami przypominałam sobie moment, kiedy
próbował nauczyć go siadać. I choć ja go tego nauczyłam, poza tym nadal był
dzikim zwierzęciem. Zaczęłam nawet oglądać serial „Więzienie Oz”, choć tak
naprawdę nienawidziłam przemocy, ale znając prawdziwego więźnia, byłam
zaciekawiona jak wygląda życie za kratkami. Właściwie to właśnie skończyłam
oglądać dokument o więzieniach na tydzień przed Halloween. Może o to
chodziło.
Może to przez wszystkie historie o mężczyznach rzuconych samotnie w system
karny. Bez nikogo, z kim mogliby porozmawiać. Bez żadnych aktualizacji o
życiu zewnętrznym. Zawsze mnie smuciły takie rzeczy.
Wysłałam mu więc zdjęcie kostiumu, który siostra zrobiła dla Coopa, ale
niczego nie oczekiwałam. Byłam bardzo zaskoczona, kiedy trzy dni później
otrzymałam odpowiedź.
~Autumn
Jak dotąd nikt nie został ukrzyżowany na parkiecie sali gimnastycznej
Wszystko przed nami.
~Eli
Odpisał mi.
Nawiązał nawet do programu, o którym wspomniałam.
Owszem, były to tylko dwa zdania, ale wciąż była to odpowiedź. Poczułam w
niej trochę wołania o pomoc. Jeśli odpisał mi zupełnie obcy mężczyzna, to
może rodzina się go wyrzekła lub po prostu stracili kontakt.
Pomyślałam więc, dlaczego nie pozostać z nim w kontakcie? Wcześniej
śmiałam się z ludzi, którzy posiadali korespondencyjnych kumpli z więzienia,
myśląc, że to nieco dziwne, utrzymywać relację z kimś, kogo nigdy nie
spotkałeś, a kto był skazany za brutalną zbrodnię.
Ale teraz sama byłam w takiej sytuacji i w końcu zrozumiałam. Jeśli ktoś
zamknięty za kratami potrzebował pomocy na zewnątrz, a ty mogłeś mu to dać,
nie było mowy o odrzuceniu prośby.
Na początku zaczynałam od komentarzy na temat Coopa i kolejnym programie
telewizyjnym o więźniach lub nawet o pogodzie. Wkrótce, gdy wydawało się,
że nieco się rozluźnił, pisaliśmy o wszystkim. Dowiedziałam się o jego
współwięźniach i różnych pracach, jakie wykonywali, zauważając, że każdy
miał legalny interes. Zapytałam więc, czym on się zajmował, a w odpowiedzi
wysłał mi szkic. Narysował mnie.
Siedziałam przed kawiarnią, niedbale odchylona na krześle z mrożoną kawą w
ręce i słomką przy ustach, jakbym właśnie pociągała łyk. Moje usta wyginały
się w małym uśmiechu, a włosy unosiły lekko na wietrze.
Dokładnie tak jak wtedy, gdy obserwowałam jego kłótnię z byłą.
Boże, to było piękne.
Dużo ładniejsze od obrazów z lokalnych galerii, za które niemało zapłaciłam.
Dużo ładniejsze od portretów mnie i siostry, które zamówiła moja rodzina,
kiedy dorastałyśmy. Oni wydali na nie tysiące dolarów, a ten mężczyzna
potrafił wykonać dużo lepsze z pamięci i na dodatek zamknięty za kratami. To
było szalone.
Zastanawiałam się, jak wykorzystywał to do zarabiania pieniędzy i wyjaśnił, że
więźniowie płacili niezłe sumki za posiadanie rodzinnych obrazów w celach.
Napisał mi nawet, że zaprojektował kilka grafik tatuaży, choć wspomniał, że
nie za bardzo mu się to podobało i że to praca dla innego brata.
Starał się nigdy o nich nie mówić – o swojej rodzinie. Nie wiedziałam – i nie
chciałam pytać – dlaczego. Trzymaliśmy się więc neutralnych tematów, jak
życie w więzieniu, telewizja, filmy i muzyka. Opowiadałam mu też o tym, co
działo się w mieście. Kiedy w którymś liście wspomniałam o She's Bean
Around, jego odpowiedź nadeszła prawie natychmiast, choć zwykle upływały
tygodnie między listami.
~Autumn
Nie żartuj! Naprawdę to zrobiły? Dziewczyny otworzyły kawiarnię?
Jaki jest?
~Eli
To był pierwszy list, w którym pokazał podekscytowanie czymś. Ale nie było
sposobu, by opisać, jak niesamowita była She's Bean Around. To było miejsce –
i kawa – gdzie trzeba było pójść samodzielnie, by naprawdę to docenić. Z
moim uzależnieniem od kofeiny, byłam w wielu kawiarniach, ale nikt nie
zbliżył się do talentu, jaki posiadały Jazzy i Gala. Tak więc oprócz opisu
wystroju, napisałam mu, że to koniecznie musi być jego jeden z pierwszych
przystanków po wyjściu. I że kawa o smaku solonego karmelu była tym, o
czym uzależnieni od kofeiny mieli potem mokre sny.
Jego odpowiedź przypominała już bardziej poprzednie, odpisując, że będzie
miał to na uwadze. Nie dostałam żadnego listu przez kolejne sześć miesięcy, aż
do momentu, kiedy wysłałam mu kartkę na Boże Narodzenia. Właściwie
rozważałam nawet wysłanie mu paczki, wierząc, że każdy powinien coś dostać
w tym czasie, ale zasady więzienia były niejasne i surowe, przez co byłam zbyt
zdezorientowana, by podjąć decyzję i stanęło na kartce.
~Autumn
Jak do cholery udało ci się utrzymać na nim rogi renifera wystarczająco długo,
by zrobić mu zdjęcie?
Poza tym, kim ty jesteś i dlaczego zdjęcie wibratorów na palce widnieje na
twojej kartce w Boże Narodzenie?
~Eli
Moje oczy stały się ogromne, kiedy sięgnęłam po karton z kartkami, które
wysyłałam dosłownie każdemu, kogo znałam. I tak, rzeczywiście miałam tam
pudełko z zapasami wielokolorowych wibratorów palcowych. Właściwie to
była świąteczna promocja sklepu. Do stałych klientów wysyłałam karty
lojalnościowe, a najlepsza dwudziestka otrzymywała darmowe prezenty w Boże
Narodzenie i Walentynki. Przyniosłam je do domu, by móc je spakować, a nie
siedzieć do późna w sklepie.
Były też na kartce świątecznej. Owszem, zdjęcie znajdowało się z tyłu i było
ledwie widoczne, ale jednak.
No cóż.
Każdy, kto mnie znał, wiedział – czy mu się to podobało, czy nie – że byłam
właścicielką seks shopu. Odpisywali mi po prostu, że jestem dziwna, lub że
skończę pochłonięta ogniem piekielnym. Cokolwiek.
Kiedy spojrzałam na jego pismo, absolutnie nie poczułam nic dziwnego w
swojej cipce. Nie. Bo to byłoby szaleństwo. Nieważne, jak długo byłam w
stanie suszy.
Odpisałam coś dowcipnego, zmieniając temat. Nie chciałam pisać nic
sugestywnego... no dobra, myślałam nad tym. Miałam w głowie piętnaście
sugestywnych rzeczy do napisania, po których potrzebowałam cholernej sesji z
wibratorem.
Ale nigdy nie dostałam kolejnego listu, więc nie miałam powodu, by wylewać
myśli na papier.
Minął grudzień.
Minął kwiecień.
I najwyraźniej codziennie zbyt szybko przeglądałam pocztę, by siostra mogła to
olać.
- Tylko rachunki – odpowiedziałam, rzucając kopertę na wyspę w kuchni.
Odnowiłam mieszkanie w ciągu ostatniego roku, pozbywając się wszystkich
oszczędności. Na początku myślałam, że to tylko przejściowe i za niedługo
znajdę coś z podwórkiem i lepszym widokiem, więc nie przejmowałam się
zbytnio remontem, ale wyglądało na to, że prawdopodobnie zostanę tu na
dłuższy czas, więc postanowiłam o nie zadbać.
Zdarłam dywany i położyłam drewniane panele, przemalowałam ściany na
jasny, kojący kolor i wymieniłam stare szafki w kuchni na nowe. Do
mieszkania nie docierało dużo naturalnego światła, więc starałam się, aby
wszystko było w nim jak najjaśniejsze. Niestety fundusze starczyły tylko na
tyle, choć udało mi się zakupić jeszcze kanapę, na której teraz siedziała moja
siostra i stolik do kawy wraz z kremowo-zielonym dywanem pod nim, na które
miałam jeszcze kilka rat do spłacenia.
Ale już niedługo wyjdę na czysto.
Wtedy będę mogła zabrać się za sypialnie i łazienkę.
- Nie próbuj nawet udawać, że nie jesteś rozczarowana. Możesz zagrać dobre
przedstawienie, ale ściany tutaj są cienkie – powiedziała, machając książką w
powietrzu. - Słyszę dobre wibracje za każdym razem, gdy dostajesz list.
Pragniesz tego złego chłopca. Cóż, któż by nie pragnął? Pomyśl tylko o
solidnym pieprzeniu, które dostaniesz, gdy po sześciu latach abstynencji
wyjdzie z więzienia. Nie będziesz w stanie chodzić przez dwa tygodnie. Może
sama powinnam załatwić sobie jakiegoś złodziejaszka...
Moja siostra była specyficzna
Wychowywałyśmy się w bardzo konserwatywnej rodzinie, w której
zobowiązano nas do czystości i abstynencji. Nie mogłyśmy nosić szortów
krótszych niż do kolan, ani żadnych podkoszulek na ramiączkach. Przez całe
liceum miałyśmy godzinę policyjną, nie wolno nam było się malować, słuchać
nieodpowiedniej muzyki i oczywiście umawiać się na randki.
Stwierdzenie, że w końcu się zbuntowałyśmy, byłoby niedopowiedzeniem
stulecia.
Zaczęłam w wieku szesnastu lat, a siostra poszła w moje ślady. Kupowałyśmy
kosmetyki do makijażu i chowałyśmy je pod łóżkiem. To nic wielkiego, ale
czułyśmy dreszczyk emocji. W wieku osiemnastu lat wyprowadziłam się do
gównianego mieszkania z gównianym chłopakiem. Kilka lat później, kiedy mój
sklep był gotowy do otwarcia, a chłopak odszedł, siostra dołączyła do mnie.
Szybko przekuła sobie uszy i nos, wytatuowała ramiona i klatkę piersiową oraz
ufarbowała włosy jak syrena.
Peyton była, no cóż, najlepszą współlokatorką, o jaką można było prosić. Była
też najlepszą siostrą na świecie. Żadnej z nas nawet nie przyszło do głowy, by
żyć osobno. Po prostu byłyśmy nierozłączne. Mężczyźni przychodzili i
odchodzili, a my zawsze pozostawałyśmy razem. Ja pracowałam głównie
dniami, a Peyton nocami, więc ktoś zawsze opiekował się Coopem. Układ
dealny.
Ale tak, Peyton nie była siostrą ani przyjaciółką, która miała jakiekolwiek
ograniczenia. Żaden temat do dyskusji nie był pomijany, od rozmiarów penisów
po rodzaje podpasek, omawiałyśmy wszystko. Lubiłam to. A nic nie było
zabawniejsze od Peyton opowiadającej o swoich nieszczęściach z kubeczkiem
menstruacyjnym po wypiciu pół butelki wódki.
Teraz siedziała na kanapie i obserwowała kolejny odcinek „Więzienia Oz”.
Choć ja nienawidziłam przemocy w serialach, Peyton ją uwielbiała. Oglądała
wszystkie programy, których mój żołądek nie mógł znieść, a które kochali
wszyscy na świecie. Od Synów Anarchi do Gry o Tron. Oglądała je, a potem
opowiadała mi o morderstwach i gwałtach, choć doskonale zdawała sobie
sprawę, że tego nie lubię. Jednak jej zamiłowanie do krwi i horroru rozciągało
się najszerzej na jej księgozbiór. Nie uwierzyłabyś w rzeczy, które wymyślają ci
pokręceni mordercy, mówiła często.
Jeśli była więc na świecie jedna osoba, przed którą nie mogłam nic ukryć, to
była Peyton. Nie było więc sensu nawet zaprzeczać, że nie byłam rozczarowana
brakiem kontaktu.
- Mam nadzieję, że nie został zabity czy coś.
- Może wzięli go do izolatki. - Próbowała mnie pocieszyć na swój własny,
dziwny sposób. - Zapewne ma tam niezły klimat, nie sądzisz?
- Ach, jak to?
- Wiesz – zaczęła, wstając z kanapy. - Jest w celi. Nagi. Nie ma nic do roboty,
tylko walić konia. Prawdopodobnie mając w głowie twój obraz. To gorące jak
cholera.
Okej, może to było trochę gorące.
Obraz tego mężczyzny nagiego z twardym kutasem w dłoni był... cóż, bardzo
gorący. Ale wyobrażenie zimnej, ciemnej izolatki zrujnowało cały klimat.
Oczywiście nie mojej siostrze, ona była zupełnie pokręcona.
Jednak zdecydowanie wolałabym, żeby siedział w izolatce, niż był martwy,
więc musiałam się tego trzymać.
Choć to nie powinno mieć znaczenia.
Był po prostu kolesiem, którego aresztowano i który od czasu do czasu do mnie
pisał. Nigdy nie wymienialiśmy się szczegółami odnośnie naszych żyć.
Mieliśmy jedynie wiele małych drobiazgów. Jednak czy to nie cała masa
drobnych ziarenek piasku tworzyła linię brzegową?
Och, dobry Boże.
Co było ze mną nie tak?
- Co? - zapytała Peyton, a ja zdałam sobie sprawę, że musiałam głośno wyrazić
swoją frustrację.
- Nic.
- Nie graj ze mną w „nic się nie dzieje”, młoda damo! - warknęła, doskonale
imitując naszego ojca.
Nie zerwaliśmy więzi z naszymi rodzicami, ale można powiedzieć, że sprawy
między nami były raczej napięte. Nie spotykaliśmy się przy stole w Święto
Dziękczynienia. Bali się, co powiedzieć swoim ultra-konserwatywnym
przyjaciołom.
Nasza najstarsza córka zarabia na życie sprzedając gadżety erotyczne, a
młodsza pragnie zostać ludzkim płótnem, co można już zauważyć.
Odkąd obie się wyprowadziłyśmy, obowiązywała niepisana zasada, że nie
pokazujemy się na rodzinnych wydarzeniach, ale dzwonimy w każde święto i
rocznicę. Był to system, który sprawdzał się dobrze dla każdego z nas.
Mimo to, Peyton lubiła naśladować sposób, w jaki się do nas zwracali.
- Czy miałaś jakieś nieczyste myśli o tym chłopcu? - kontynuowała. - Ponieważ
wiesz, co masz zrobić, kiedy w twojej głowie pojawiają się nieczyste myśli –
ciągnęła, ale po chwili odwróciła się do mnie z dużym ogórkiem i poruszyła
brwiami.
Zaśmiałam się i wyrwałam ogórek z jej dłoni, stwierdzając, że zrobię sałatkę na
obiad. Głównie dlatego, że planowałam później wstąpić do lokalnej piekarni i
kupić pół tuzina pączków.
- Nie o to chodzi. - Przewróciłam oczami na jej uniesioną brew. - Okej, może
trochę. Ale to coś więcej... Nie powinno mnie to obchodzić, prawda? To znaczy,
to szalone. Nawet go nie znam. Nigdy go oficjalnie nie spotkałam.
- A jednak dzielisz z nim psa.
- Nie dzielę Coopa z nikim. Z wyjątkiem ciebie. To znaczy, mam go prawie
sześć lat. Jest mój.
- Wysyłasz mu zdjęcia i wszystkie nowości. Spójrzmy prawdzie w oczy, psi tata
odsiaduje wyrok, a ty pilnujesz, by mógł patrzeć, jak jego dzieciak dorasta.
- Bądź poważna.
- To będzie dla mnie nowość, ale mogę spróbować. - Zacisnęła usta w prostą
linię, ale jej oczy były rozbawione. - To moja poważna twarz. - Po dwóch
sekundach się zaśmiała. - No dalej, Autumn! - Uderzyła mnie w ramię. - Jakie
to ma znaczenie, że podnieca cię jakiś facet, którego nigdy nie widziałaś?
- Nie chodzi tylko o podniecenie, jak to dojrzale ujęłaś. To coś więcej, nie
wiem...
- Coś do niego czujesz? - zasugerowała i zmarszczyła nos, jakby ten pomysł był
jej zupełnie obcy. - I myślisz, że nie powinnaś, bo jest więźniem?
- Nie chodzi tu o więzienie. - Choć może to powinno być istotne. - Po prostu go
nie znam, a myślę o nim zdecydowanie za dużo.
- Wiesz, co to jest?
- Nie, co?
- Desperacko potrzebujesz pieprzenia. - Na moje parsknięcie, uśmiechnęła się
jeszcze mocniej. - Kiedy ostatnio miałaś orgazm? Albo robiłaś komuś loda?
Albo dałaś się komuś zjeść na drugie śniadanie? Och, czekaj, wiem. Minęły
prawie dwa lata. Lata, Autumn. LATA.
- Nie lubię...
- Seksu bez zobowiązań. Wiem, wiem – dokończyła, kręcąc głową. - Tylko
mówię. Jeśli się zastanawiasz, dlaczego nie możesz wyrzucić z głowy gorącego
więźnia...
- Jestem właścicielką sklepu erotycznego! Mam więcej możliwości, by
zaspokajać swoje seksualne apetyty.
- Och, proszę. Dobrze wiemy, że to nie to samo. Potrzebujesz poczuć na sobie
ciężar mężczyzny, położyć dłonie na jego tyłku, słyszeć jego pomruki i
warczenie, kiedy będzie cię pieprzył... Wiesz, że mam rację.
Tak było.
To była najgorsza część.
Kochałam seks. Niemal współczułam mężczyznom, z którymi się umawiałam,
ponieważ potrzebowali mnóstwa energii, by móc za mną nadążyć. Uwielbiałam
wszystkie niuanse. Uczucia, smaki, zapachy, dźwięki. A sposób, w jaki splatały
się dwa ciała – było najlepszym stworzeniem we wszechświecie.
Brakowało mi tego.
Ale nie potrafiłam cieszyć się tym z przypadkowym kolesiem.
- Tak, wiem – zgodziłam się, zastanawiając, ile sesji z wibratorem potrzeba, by
pozbyć się tej frustracji. Miałam wrażenie, że na świecie nie było
wystarczającej ilości baterii.
Ale to musiało wystarczyć.
I nieważne, jak bardzo wmawiałam sobie, żeby myśleć o facecie z UPS czy
motocykliście, i tak myślałam o nim.
Rozdział 3
Eli
Kiedy zabrałem swoje rzeczy od oficera i ruszyłem w kierunku wyjścia,
pojawiła się we mnie jakaś głęboko zakorzeniona bariera. Przede mną były
drzwi, które miały mnie wyprowadzić na zewnątrz. Na wolność. A ja właściwie
musiałem zmuszać nogi, by szły naprzód.
Jesienne powietrze owiało moją twarz, gdy wyszedłem. Miałem na sobie
czapkę i ubrania, którymi wymieniłem się z jednym więźniem. Były na mnie o
wiele za duże i nie przypominały niczego, co nosiłem wcześniej. Zostawiłem
też rozpiętą koszulę, odkrywając biały podkoszulek, ponieważ to byłoby
zupełnie do mnie niepodobne.
Kiedy spojrzałem na siebie, skinąłem głową swojemu odbiciu. Nie
rozpoznaliby mnie, nie z takiej odległości.
Idąc ścieżką wzdłuż ogrodzenia z drutu kolczastego, która prowadziła mnie do
drogi, miałem w głowie mętlik. Przygotowywałem się od miesięcy do tej
chwili, ale nadal wydawała się ona surrealistyczna. Nagle zrozumiałem,
dlaczego tak wielu ludziom trudno było pozostać na wolności, skoro to było
takie dziwne.
Kątem oka zauważyłem czarny SUV zaparkowany niedaleko wejścia. Choć
miał przyciemniane szyby, nie musiałem się przyglądać, by wiedzieć, kto w
nim siedział. Na pewno nie moi bracia. To była mama i tata.
Spodziewałem się, że – bez względu na to, jak bardzo przygotowywałem się na
tą chwilę – poczuję ukłucie. Byłem zaskoczony, gdy nie poczułem nic, prócz
pustej przestrzeni w piersi, w której powinno być moje serce. Po prostu
odwróciłem się do nich plecami i poszedłem do czekającego na mnie,
zardzewiałego, niebieskiego sedana, którym przyjechał Tank, choć teraz wolał,
bym nazywał go Bobby.
Nie zawracał sobie głowy przywitaniem, wiedział, że musiałem stąd spierdalać.
Poczekał, aż opadnę na biały fotel i ruszył, zanim sięgnąłem po pas.
- Potrzebujesz porządnego burgera i drinka – oświadczył.
I choć chciałem jak najszybciej dotrzeć do nowego mieszkania, założyć inne
ubrania i zacząć odbudowywać swoje życie, cóż... musiałem przyznać, że
potrzebowałem burgera i drinka.
Trzydzieści minut później, mój żołądek był pełen, po raz pierwszy od
pieprzonych sześciu lat, a razem z Bobby'm wjeżdżaliśmy w ślepą uliczkę,
gdzie znajdował się dom bliźniaczy.
- Nie ma jak w domu – powiedział, parkując. Wskazał na jedną część domu,
która posiadała na wpół zepsute werandy, wyszczerbione okna i rozpadające się
schody.
Praca.
Ten dom wymagał poważnej pracy.
Nie musiałem mieszkać w wymyślnym miejscu, ale nie zamierzałem też
siedzieć w domu, który walił mi się na głowę.
- Wyszukałem go dla ciebie. Dwie sypialnie, jedna łazienka. Kuchnia wygląda
jak wyjęta z lat siedemdziesiątych, a podłogi są gówniane, ale jest grzejnik. Nie
jest najgorzej, widziałem dużo gorsze. A tamten jest mój – ciągnął, machając na
dużo lepiej wyglądający bliźniak po drugiej stronie ulicy. - Pomogę ci przenieść
rzeczy.
I tak zrobił. Potem podał mi klucze.
- Byłem w takiej sytuacji kilka razy za dużo. Wiem, że musisz pobyć sam. Masz
mój numer w telefonie, a w razie czego jestem po drugiej stronie ulicy. Nie
zapomnij zadzwonić do kuratora. - Uderzył mnie w ramię. - Miło cię znowu
widzieć, stary.
- Ciebie też – zgodziłem się.
Wyszedł.
I po raz pierwszy od sześciu lat zostałem naprawdę sam. W więzieniu nie było
czegoś takiego jak samotność. Po tak długim czasie, było to prawie obce
odczucie.
Postanowiłem zacząć od rozejrzenia się po domu. Był wąski, jak wszystkie
bliźniaki. Obok schodów znajdował się mały salon z oknami wychodzącymi na
ganek, a po drugiej stronie kuchnia, która jak wspominał Bobby, pochodziła z
lat siedemdziesiątych i to tych brzydkich, z żółtymi szafkami, kwiecistymi
zdobieniami i linoleum ze sztucznego drewna na podłodze.
Kręcąc głową, chwyciłem jedną z toreb i poszedłem na górę po schodach, które
skrzypiały tak głośno, że słyszeli je na pewno wszyscy sąsiedzi. Cóż, jeśli to
cena za wolność i oderwanie się od dawnego życia, zamierzałem się tym zająć i
je naprawić.
Na piętrze od razu zauważyłem gruby, kudłaty dywan. Wszedłem do łazienki
pokrytej biało-czarnymi płytkami i westchnąłem widząc pęknięte lustro nad
umywalką i kabinę prysznicową, która wymagała mocnego czyszczenia.
Pierwsza z sypialni miała może z osiem metrów, a okno z niej wychodziło na
kolejny dom bliźniaczy. Była idealna na studio, które planowałem tu zrobić.
Główna sypialnia była nieco większa i miała widok na dziedziniec, który
wydawał się być wspólny dla wszystkich bliźniaków po tej stronie ulicy,
zaśmiecony rowerami, plastikowymi zjeżdżalniami, deskorolkami i
piaskownicą.
Zanotowałem w pamięci, by pójść do sklepu budowlanego i kupić
najpotrzebniejsze rzeczy. Nigdy tak naprawdę nie zaczynałem od nowa. Za
każdym razem, gdy się przeprowadzałem, czy to z domu rodziców, czy z
jednego do drugiego mieszkania, miałem ze sobą różne potrzebne artykuły, jak
środki czystości, ręczniki i prześcieradła.
Wysłałem Bobby'emu wiadomość z prośbą o pożyczenia samochodu, dopóki
nie kupię swojego. Nie mogłem nawet wziąć jebanego prysznica, bo nie
miałem cholernego mydła.
Trzy godziny później cała wolna przestrzeń w mieszkaniu była zawalona
torbami i spędziłem mnóstwo czasu na ich rozpakowywanie. Zanim minęło
popołudnie, miałem już jedzenie w lodówce, porządek w rzeczach i trzy piwa w
organizmie oraz ogromne poczucie samozadowolenia.
Nie doświadczałem tego zbyt często.
Poszedłem do łazienki, zrzucając ubrania i wziąłem prysznic, a potem
przebrałem się w nowe cichy, które kupiłem.
Następnie zacząłem chodzić.
Tak jak w więzieniu.
Jak zwierzę w klatce.
Zajęło mi żenująco dużo czasu, zanim zdałem sobie sprawę, że zamiast chodzić
w kółko po pokoju, mogłem po prostu wyjść na spacer. Na dodatek mogłem
wrócić, kiedy tylko chciałem.
Zadzwoniłem do kuratora, złapałem klucze i portfel, a potem wyszedłem
machając do Bobby'ego, udając, że nie zauważyłem, że właśnie sprzedawał
trawkę dwóm dzieciakom.
Nie moja sprawa.
Nauczyłem się tego hasła w więzieniu. Trzeba było je sobie powtarzać w
głowie kilkanaście razy dziennie, bez względu na to, jakie szalone gówno
działo się wokół ciebie.
To nie twoja sprawa.
Nie miałem żadnego planu. Zamierzałem po prostu pójść ulicą w dół i z
powrotem, oczyszczając głowę. Ale wtedy to zobaczyłem. She's Bean Around.
Przysięgam na wszystko, dosłownie zatrzymałem się jak wryty, sprawiając, że
facet, który szedł za mną, wpadł na mnie z pomrukiem przekleństw.
Widzisz, próbowałem przestać do niej pisać. Chciałem położyć kres tej relacji.
Nie dlatego, że nie chciałem jej znać. Problem w tym, że chciałem aż za bardzo.
Za każdym razem jak przychodziła poczta, a ja nic nie dostawałem, byłem
rozczarowany, mimo że doskonale wiedziałem, że nasze listy przychodzą w
odstępach kilkumiesięcznych. Kiedyś złapałem się na czytaniu starych listów
od niej, w których pisała o serialach, które obejrzała, nowych miejscach w
Navesink Bank i kłopotach, w które wpadł Coop. Uśmiechałem się do nich jak
głupi, leżąc na pryczy.
Jednak nie mogłem tworzyć relacji z jakąś laską, która nie rozumiała, jakim
mogę być potworem.
Nie mogłem pociągnąć za sobą pozornie dobrej kobiety.
Tego nie było w moich planach.
Dlaczego w ogóle się ze mną skontaktowała? Była piękna, zabawna, ciepła.
Powinna znaleźć sobie normalnego mężczyznę, a nie siedzieć i pisać listy do
pierdolonego przestępcy.
Może to przez Coopa.
Może to był jej sposób na poznanie więziennego życia, bez faktycznego
doświadczania tego. Może poczuła dziwne połączenie, ponieważ była
świadkiem mojego aresztowania.
Kto to wiedział.
Cokolwiek to było, prawdopodobnie nie było dla niej zdrowe i bezpieczne. I
zdecydowanie nie było dobre dla mnie. Zmuszało mnie bowiem do myślenia,
dając nadzieję na życie, którego nie mogłem już mieć. A w Boże Narodzenie,
jak wysłałem list i położyłem się na łóżku, myśląc o zdjęciu pierdolonych
wibratorów, mój kutas stwardniał sam pierwszy raz od długiego czasu.
Odpisała mi, ale już wtedy postanowiłem zerwać kontakt. To było lepsze dla
nas obojga. Nawet, gdybym musiał walczyć ze sobą każdego dnia poczty. Ale
powoli, z biegiem czasu, udało mi się wycofać i przenieść myśli o niej na
dalszy plan.
Dopóki nie zobaczyłem dzisiaj tego pieprzonego znaku i wszystko wróciło.
Wiedziałem, że muszę to zrobić. Nie podjąłem nawet świadomej decyzji o
wejściu tam, a moje nogi już niosły mnie w tamtym kierunku.
Kawa o smaku solonego karmelu.
Nazwała to „jedzeniowym wiesz czym”, ponieważ zapewne przeprowadziła
badania na temat treści dozwolonych w listach i obawiała się, że wyrażenie
„jedzeniowy orgazm” mogłoby wywołać czerwoną flagę. A jeśli słowo, którego
używała, było przekleństwem, umieszczała na nim gwiazdki. Nigdy też nie
używała zszywek i spinaczy ani nie wysyłała żadnych obrazków, które mogłyby
być w jakiś sposób sugestywne.
Musiała usiąść przed komputerem i przeszukać wyszukiwarkę, by sprawdzić, w
jaki sposób można było korespondować z więźniem. To nie miało żadnego
sensu, ale ona to zrobiła.
I chociaż byłem zdeterminowany, by zacząć od nowa, odsuwając wszystkich od
siebie, nie mogłem doczekać się kolejnego listu od niej. Dlatego to przerwałem.
Udałem, że zapomniałem.
Dopóki nie zobaczyłem tego znaku.
Nie piłem porządnej kawy od pierdolonych sześciu lat, a biorąc pod uwagę
moje dawne uzależnienie od kofeiny, nie było mowy, bym zrezygnował, nawet
jeśli aromatyzowana kawa nie była zazwyczaj moją ulubioną.
Podszedłem do drzwi, nie wiedząc, czego się spodziewać, mimo że dostałem
szczegółowy list na temat tego miejsca. Jednak Autumn twierdziła, że wnętrze
zmieniało się tak często, jak kolor włosów jednej z właścicielek. Zanim jeszcze
wszedłem do środka, usłyszałem głośną muzykę metalowego zespołu, którego
nie znałem, a który najwyraźniej śpiewał o rozczłonowaniu zwłok. Nikt jednak
z klientów, siedzących przy kilkunastu stolikach, nie wydawał się nawet w
najmniejszym stopniu zniesmaczony doborem muzyki. A kiedy stanąłem przy
ladzie, zobaczyłem kartkę, że nie będą zmieniać muzyki ani jej ściszać,
ponieważ to jedyna rzecz, która powstrzymywała ich od dania w mordę
wkurzającym klientom.
Uśmiechnąłem się, stając przed kobietą z masą rudych loków rozsypanych
wokół jej bladej twarzy. Była wysoka i szczupła, a czarny, firmowy
podkoszulek wyglądał na niej jak najseksowniejszy strój, jaki kobieta mogłaby
nosić.
Jedna jest ruda i ma na imię Gala (tak, jak jabłko). Ma słodką i niewinną
twarz, ale jest bezwstydną flirciarą, nie pomijającą żadnego mężczyzny.
Taki był opis Autumn. I miała rację.
- Ciężki dzień, co? - zapytałem.
- Koleś spoza miasta dostał telefon stojąc przy ladzie, a potem miał czelność
powiedzieć mi – nie osobie przy telefonie – bym poczekała minutę. Rozmowa
trwała pięć, a następnie bez żadnych przeprosin, zagwizdał na mnie, by
zamówić espresso.
- Wylałaś kawę na niego? - zapytałem, uśmiechając się lekko. Pracując w
branży usługowej, kiedy jako nastolatek byłem barmanem w Chaz's,
wiedziałem, że było mnóstwo chujowych klientów.
- Och, dałam mu jego zamówienie, ale nie poinformowałam tak, jak innych
klientów, że w średniej kawie jest więcej kofeiny, niż w espresso i że jeśli
chciałby zaoszczędzić parę groszy, to lepiej wziąć średnią czarną, która nakręci
cię i pozwoli pracować cały dzień. Wiesz, dwieście osiemdziesiąt gramów
kofeiny w porównaniu z osiemdziesięcioma w espresso. Ale nieważne, w
południe będzie potrzebował kolejnej i to już nie będzie mój problem. A ty,
czego chcesz?
Zaśmiałem się, oczarowany jej nieco kłującym powitaniem i tym, że
rozmawiałem z nią jak ze zwykłą dziewczyną, narzekającą na swój dzień, a nie
zupełnie obcą osobą.
- Potrzebuję dwóch średnich o smaku solonego karmelu – odpowiedziałem.
Tak, dwóch. Widocznie zwariowałem. To było jedyne możliwe wytłumaczenie.
- Solony karmel, co? - zapytała inna kobieta, wychodząc przez drzwi
prowadzące na zaplecze. To musiała być Jazzy.
Była pod każdym względem przeciwieństwem swojej partnerki biznesowej,
poza tym, że obie były wysokie. Ta kobieta miała jednak więcej krągłości i nie
była blada; wyglądała na portorykankę. Miała pełne usta, ciemne oczy i
ufarbowane na siwo włosy z jasnofioletowymi końcówkami.
- Nie wyglądasz na faceta od smakowych kaw. Zwykle są to garnitury.
- Albo dzieciaki – wtrąciła Gala.
- Macie racje, zazwyczaj wolę czarną, ale... przyjaciel zasugerował solony
karmel, więc spróbuję.
- Przyjaciel... założę się, że ten przyjaciel jest dziewczyną. To znaczy, spójrz na
siebie!
Minęło tak cholernie dużo czasu, odkąd w ogóle widziałem kobietę – z
wyjątkiem jednej lub dwóch funkcjonariuszek więziennych – że prawie nie
pojąłem, co robiła. Flirtowała ze mną.
Można by pomyśleć, że po tylu latach za kratami, to pieprzenie byłoby
pierwszą rzeczą, której zapragnę po uporaniu się z najpotrzebniejszymi
sprawami.
- Przynajmniej powiedz mi, że ma nie tylko ładną buźkę – błagała Gala.
Miała ładną twarz.
Wspaniałą.
Cholernie piękną.
Ale była czymś znacznie więcej, niż to.
- Nie ma tylko ładnej twarzy.
- W takim razie jakoś uleczę złamane serce – odpowiedziała, podając mi kawy.
- Płacisz sześć dolców – wtrąciła Jazzy.
Podałem jej dwudziestkę, kiwając głową w kierunku dwóch oddzielnych
słoików z napiwkami.
- Ciesz się kawą – zawołała, wrzucając resztę do słoików. Następnie ściszyła
lekko muzykę i zmieniła ją na bardziej klasycznego rocka. Najwyraźniej
pomogłem zmyć wspomnienie cholernego klienta.
Dopiero, kiedy odwróciłem się od lady, rzeczywistość we mnie uderzyła. Co ja
kurwa sobie myślałem, zamawiając dwie? Nie miałem prawa szukać jej na
zewnątrz. Do diabła, to ja przestałem pisać, chcąc zakończyć naszą relację.
Dlaczego więc wyszedłem z kawiarni i udałem się w dół ulicy, prowadzącej do
jedynego sklepu erotycznego w Navesink Bank?
To znaczy, były szanse, że zrobiła tam zdjęcie Coopowi przez przypadek i nie
było sensu tam iść, ale nie chciałem być dziwakiem, który pojawiłby się bez
uprzedzenia w jej domu. To byłoby przerażające.
Jednak przypadkowe trafienie na sklep erotyczny, to już nic złego, prawda?
Przecież mogłem iść ulicą i po prostu zobaczyć szyld. Tyle. Mogłem też przyjść
tam i przypadkowo ją zobaczyć... to byłby po prostu znak. Czego? Nie byłem
pewien.
Ale chyba chciałem się dowiedzieć.
Rozdział 4
Autumn
Jeśli jeszcze raz usłyszę komentarz od klienta, że nie potrzebuje żadnego z tych
urządzeń do powiększania penisa, zamierzałam krzyczeć.
To był jeden z tych dni. Tych z piekła rodem.
System informatyczny nie działał przed kilka godzin, jedna z moich przesyłek
się spóźniła, a potem musiałam siedzieć dwie i pół godziny z druhną, aby
pomóc jej wybrać zabawki i akcesoria na wieczór panieński. Kiedy
zaproponowałam, że zrobię małe wydarzenie, na którym opowiem o różnych
zabawkach erotycznych i wyjaśnię sposób ich użycia – odmówiła, upierając się,
że to ona musi podać wszystkie informacje. Co zasadniczo oznaczało, że
musiałam dać jej darmowe lekcje, za które normalnie by zapłaciła.
Myślę, że ta mała reklamówka, z rzeczami, które kupiłaś, były tylko na pokaz,
co?
Dodaj do tego wyżej wspomnianych kolesi... cóż, miałam kiepski dzień.
Zwykle nie mogłam doczekać się, by kupić chińszczyznę i wrócić do domu, by
wybrać film, a potem poczekać, aż Peyton wróci ze swojej zmiany w bibliotece,
żebyśmy mogły pozytywnie zakończyć nieudany dzień. Jednak dzisiaj Peyton
miała randkę z jakimś kolesiem, którego poznała w sklepie ogrodniczym. Po co
tam była, nie miałam pojęcia, ale kupiła nawet jedną z tych żółtych kaczek.
Coop mógłby się nią pobawić, ale to oznaczałoby prawdopodobnie krwawy i
szybki koniec biedaka.
Tym razem musiałam zaplanować wieczór samotnie. Do chińszczyzny
zamierzałam dodać jeszcze lody, ponieważ to był jeden z tych dni, kiedy trzeba
było wszystko pieprzyć i pobłażać sobie, aby zrównoważyć uczucie gniewu.
Kiedy usłyszałam dzwonek nad drzwiami, przewróciłam zirytowana oczami,
ale szybko przypomniałam sobie o profesjonalnym podejściu. Nawet jeśli ta
osoba była kolejną upartą druhną, musiałam być cierpliwa.
Kiedy kroki się zbliżyły i byłam pewna, że jestem gotowa zmierzyć się z
każdym, kto właśnie przekroczył próg, nie mogłam się bardziej mylić. Ale czy
kiedykolwiek mogłam się na to przygotować? Na niego? Wchodzącego do
mojego sklepu, jakby to była najbardziej normalna rzecz na świecie?
Dziwnie było go tam widzieć.
Nie miało znaczenia, że kiedy pierwszy raz go zobaczyłam, był wolnym
człowiekiem. Dziwnie było zobaczyć go chodzącego swobodnie po mieście.
Niespodziewanie.
Boże, wyglądał cudownie.
Oczywiście różnił się nieznacznie od zdjęć w mediach społecznościowych.
Wydawał się nieco chudszy, jego włosy były krótsze, a na twarzy miał zarost.
Mimo to, te lata mu służyły. Uczyniły go jeszcze bardziej atrakcyjnym.
I może czynnik przyciągania był również wzmocniony przez fakt, że ten
mężczyzna, jego włosy, oczy, nienaganne ciało... od lata nawiedzał moje sny i
budził fantazje. Nawet raz byłam w związku przez sześć miesięcy, ale podczas
seksu zawsze myślałam o więziennym znajomym. Nigdy nie czułam się tak
winna. Przerwałam to następnego dnia, ponieważ nie mogłam z nim być, skoro
cały czas fantazjowałam o innym.
W jego ubraniu nie było nic wzbudzającego podziw – doskonale dopasowane
dżinsy i biały t-shirt – ale w jakiś sposób była to najseksowniejsza rzecz, jaką
mężczyzna mógł ubrać.
Spojrzałam na jego ramiona, widząc kawałek tatuażu, wyglądającego trochę jak
herb rodzinny, ale nie byłam pewna. Dalej mocne ramiona i szerokie dłonie,
które były owinięte wokół... kubków z kawą od She's Bean Around.
Cholera jasna.
Nie.
To wymagało większego nacisku. CHOLERA JASNA.
Był tutaj. W moim sklepie erotycznym. Z dwoma kubkami tego, co
najprawdopodobniej było kawą o smaku solonego karmelu.
W jakim wszechświecie żyłam? Czyje to było życie? Bo na pewno nie moje.
Zbliżył się do mnie, zatrzymując trzy stopy od blatu, a jego spojrzenie
skierowane było prosto na mnie, zdając się nie zwracać uwagi na bardzo wielki
obraz cipki obok niego – coś, co przyciągało wzrok wszystkich.
Nie.
On patrzył na mnie, jak dziki kot polujący na swoją zdobycz.
Cóż, może chciałam zostać zjedzona.
Dobry Boże. W porządku. Musiałam się skupić i zmusić usta do ruchu, by
sformułować jakieś słowa. Tylko, że nie mogłam.
W końcu przechylił lekko głowę, a uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Ktoś mi kiedyś powiedział, że kawa o smaku solonego karmelu z She's Bean
Around da mi jedzeniowe wiesz co – powiedział, a jego głos drżał w moich
wnętrznościach, sprawiając, że musiałam zacisnąć płeć w mocno
nieoczekiwanym, intensywnym przypływie pożądania. - A mówiąc „wiesz co”,
jestem prawie pewien, że miała na myśli orgazm.
Miałam sklep erotyczny. Wiedziałam, że ludzie potrafią używać takich słów bez
żadnych emocji. Ale, ach, to było dla mnie nowe doświadczenie. Miałam
wrażenie, że stąpam po krawędzi i w każdej chwili mogę się przewrócić.
- Chcesz, żebym wypił je sam, kochanie?
Och, moje biedne majtki. Użycie takiej czułości było okrutną kartą.
Wyciągnęłam rękę i zabrałam kubek, upewniając się, że nasze palce się nie
zetknęły, bo inaczej byłoby to ostatnie pchnięcie, którego potrzebowałam.
- Więc... pracujesz tutaj.
- Jestem właścicielką – poprawiłam automatycznie. Moja dumna była nieco
silniejsza od niemal obezwładniającej frustracji seksualnej.
Moje życie nie było wspaniałe. Nie wychodziłam, nie imprezowałam. Nie
podróżowałam po świecie. Ale miałam swój interes. Wylewałam siódme poty,
aby go założyć i utrzymać. Byłem niezwykle dumna z tego, co osiągnęłam.
Uniósł brwi, rozglądając się. - To wyjaśnia zdjęcie wibratorów, co? - Uniósł
kubek do ust i pociągnął łyk. Wcale nie oglądałam jego jabłka Adama,
przysięgam. - Kurwa, jest całkiem niezła!
Zapomniałam, że miałam swoją kawę w dłoni. Potrząsnęłam głową i upiłam
łyk, mając nadzieję, że to pomoże na suchość w ustach.
- Więc jesteś tu – wydusiłam, słysząc zdumienie we własnym głosie.
- Jestem tutaj – zgodził się.
- Skąd? - dopytywałam, kiedy nie wyjaśniał.
- Wyszedłem dzisiaj rano.
- A jak dotarłeś tutaj?
- Poszedłem na spacer i natknąłem się na She's Bean Around. Nie wiem, co
sobie myślałem, zamawiając dwa kubki.
- Ale... skąd wiedziałeś, żeby przyjść tutaj?
- A, o to chodzi... - zaczął, ale przerwał mu dzwonek u drzwi.
- Nie, ty frajerze! Hej, ty piekielna bestio! - To była Peyton. Nigdy nie
nazywała Coopa jego prawdziwym imieniem, zamiast tego wolała własną
koncepcję czułości. Kiedyś przyłapałam ją, jak mówiła do niego słodkim
głosem; kto jest brzydkim, małym króliczkiem jedzącym wszystko, co popadnie?
No kto? Ty! Zgadza się. Wiem, że to byłeś ty, dupku.
Spojrzałam na zegar, zdając sobie sprawę, że było już późno, skoro zdążyła
wrócić z pracy do domu i podrzucić mi Coopa.
- Autumn, przysięgam, że...
Nie dokończyła, ponieważ kiedy pojawiła się w polu widzenia, Coop spojrzał
na Eli'ego i rzucił się do przodu, wyrywając smycz z jej dłoni. Jak szalony biegł
do swojego starego właściciela. Nie sądziłam, że go zapamięta. To znaczy, nie
to, żebym kiedykolwiek myślała, że ten dzień nadejdzie, ale nawet jeśli... sześć
lat to bardzo długo. Miał zaledwie kilka miesięcy, kiedy ostatni raz go widział.
Ale pamiętał.
A teraz jak szalony wskoczył w ramiona człowieka, który za młodu go
uratował.
- Och, psi tatuś – przywitała go Peyton, rzucając mi zaskoczone spojrzenie. -
Więc co? Po prostu przychodzisz tu po sześciu latach bez płacenia alimentów i
spodziewasz się odwiedzin? Jesteś winien trochę przysmaków tej suce. I około
dziesięciu par butów Autumn. No i bardzo, bardzo cenną, podpisaną książkę
Die Muthafucka, którą zjadł w zeszłym roku.
- Die Muthafucka? - dopytywał Eli, uchylając się, aby uniknąć lizania Coopa.
- Limitowane wydanie geniusza o nazwisku Neil Jenkens w miękkiej oprawie.
Zjadł okładkę i trochę ponad połowę stron.
- W porządku, kolego. Spokojnie. - Uśmiechał się, próbując wstać. - Cześć, tak
cześć. - Pocierał jego brzuch, a Coop bezwstydnie opadł na podłogę i błagał o
uwagę. - Wiem, też za tobą tęskniłem.
Spojrzałam na Peyton i chociaż nic nie powiedziała, dokładnie wiedziałam, o
czym myśli.
Gorący więzień jest w twoim sklepie erotycznym. Wiesz, facet do którego
masturbowałaś się od lat. On tutaj jest. W twoim sklepie erotycznym. Tam,
gdzie jest mnóstwo urządzeń, dzięki którym wy dwoje możecie skonsumować
swój dziwny, więzienny romans. Dlaczego więc nadal masz na sobie ubrania?
Przełknęłam. - Co zrobił? Dlaczego go tu przyprowadziłaś?
- Nie chciał mnie puścić, kiedy zamierzałam wyjść. Głośno jęczał. Teraz jest
tutaj, cały i zdrowy. Z mamą i tatą - dodała nieco wymownie. - A ja mam
zadanie do wykonania. Psi tatuśku, miło było zobaczyć twoje mięśnie –
powiedziała, rozgrzewając moje policzki. - A ty siostrzyczko, tylko mówię... nie
bój się płynąć z rytmem. To zwykle najlepsza droga. - Odwróciła się i podeszła
do drzwi. - Chuj Boże – krzyknęła, składając ręce przed nosem i pochylające
głowę przed wysokim na sześć stóp posągiem penisa. - Niech spadnie na was
deszcz błogosławieństw... właściwe to lepiej nie. Dobranoc!
Potem odeszła.
A my zostaliśmy sami.
Modliłam się, by nie miał pojęcia o jakie „płynąć z rytmem” jej chodziło.
- To twoja siostra? - zapytał, w końcu się podnosząc.
- Tak.
- Ma niezły charakterek.
- Nawet nie masz pojęcia – zgodziłam się, uśmiechając, bo nie ważne, jak
bardzo próbowała mnie zawstydzić, nadal była moją ulubioną osobą.
- Gdzie pracuje?
- W bibliotece.
- Musisz sobie żartować – zaśmiał się.
- Nie, lub straszyć starszych ludzi swoimi kolorowymi włosami i
wytatuowanym ciałem.
- I kolczykami.
- Też.
Potem nastąpiła długa, nieprzyjemna cisza, a żadne z nas nie miało pojęcia, jak
ją przerwać. Co mogłeś powiedzieć w takiej sytuacji?
Nigdy nie spodziewałam się, że spotkam mojego kolegę z więzienia. A tak przy
okazji, myślę o tobie, kiedy się masturbuję?
To by nie zadziałało.
Jesteś tak przystojny, że zapominam o tym, iż zostałeś zamknięty w więzieniu za
napad z użyciem siły.
Byłam prawie pewna, że to też nie byłoby właściwe.
- Autumn – zaczął Eli, głosem będącym mieszanką miękkości, ale jednocześnie
poważnej nuty. - Dziękuję ci.
Zaskoczona, cofnęłam się gwałtownie. - Za co
- Możesz wybrać. - Wzruszył ramionami. - Za nagrywanie aresztowania, kiedy
myślałaś, że robi się zbyt brutalne. Za przyjęcie do siebie Coopa, pomimo jego
wyglądu. Za radzenie sobie z jego szalonym tyłkiem przez te wszystkie lata. A
wiem, że to musiało być uciążliwe. Za pisanie do mnie, żebym się nie martwił.
Za każdy inny, cholerny list. Dziękuję ci.
Poczułam coś dziwnego w klatce piersiowej. - Nie ma za co. Myślę, że każdy
przyzwoity człowiek zrobiłby to samo.
- Po prostu przyjmij podziękowania, kochanie – powiedział z uśmiechem.
- Okej, dobra. Jestem niesamowitym człowiekiem.
- Jesteś – zgodził się, a uśmiech nagle opuścił jego twarz. - Nie chcę
powstrzymywać cię od pracy.
Wyglądał na rozdartego. Między czym? Nie byłam pewna.
- Tak, ponieważ aktualnie jest tu mnóstwo fanatyków BDSM. - Machnęłam
ręką na pusty sklep.
- Wiem, że to było dziwne – ciągnął, wyglądając, jakby chciał przeprosić.
- To było... nieoczekiwane. Od tak dawna nie dostałam od ciebie żadnej
wiadomości. Peyton była przekonana, że zostałeś zadźgany pod prysznicem.
Zaśmiał się, a moje mięśnie zacisnęły się na tej niski, dudniący dźwięk.
- Nie, wyszedłem dziś rano – przyznał.
Wyszedł dziś rano i jednym z jego pierwszych przystanków było podzielenie
się ze mną kawą.
To było szalone. I super słodkie. Ale głównie szalone, prawda? Chyba że... Jaki
mężczyzna wychodził z więzienia i nie myślał najpierw o kobiecie? A
najwyraźniej on i jego była już się nie widywali. Jasne, mógłby uderzyć do baru
i jakąś znaleźć. Dlaczego jednak nie pójść do laski, która pisała do ciebie listy,
kiedy byłeś w więzieniu?
Najwyraźniej zrobiłam z siebie dziwaka, laskę z więziennym fetyszem albo coś.
Typ dziewczyny, która zawsze chciała pieprzyć złego chłopca. Cóż, to
absolutnie nie byłam ja.
Pisanie do niego było czymś zupełnie innym. A uprawianie seksu, fantazjując o
nim, było po prostu szalone. To jedyny taki przypadek w moim życiu. To
znaczy, oczywiście, że niesamowicie mnie do siebie przyciągał. Każda kobieta
posiadająca oczy by to czuła. Ale to nie znaczyło, że teraz, kiedy był wolny,
zamierzałam paść przed nim na kolana. To nie był mój styl. Nieważne, jak
bardzo był gorący.
- Co to za spojrzenie? - zapytał, wyrywając mnie z oceanu własnych myśli.
- Jakie spojrzenie? - Sięgnęłam pod ladę, chwytając jeden z herbatników, które
uwielbiał Coop. Oprócz jego ulubionych ciastek z kawiarni, Peyton odmówiła
mu jedzenia masowo produkowanych bzdur, które można było dostać w
lokalnym sklepie zoologicznym. Każdego tygodnia spędzała jeden ze swoich
wolnych dni na pieczeniu domowych przysmaków i specjalnego gulaszu.
- Czy to ma kształt kastetu?
- Peyton ma interesującą kolekcję foremek do ciastek.
- Wyobrażam sobie - oznajmił, obserwując jak Coop pożera ciasto.
- Jest bezdenną otchłanią. Przysięgam, że oprócz normalnego jedzenia, jest w
stanie pochłonąć trzydzieści smakołyków dziennie. Ale nigdy nie siedzi
spokojnie, więc wszystko spala. Weterynarz mówił, że jego waga jest idealna.
- Zrobił się ogromny – zauważył, posyłając psu nieco smutny uśmiech.
Każda uncja mnie chciała znaleźć sposób, by to zmienić. Nawet jeśli oznaczało
to rozebranie się do naga i pozwolenie, by zrobił to, co mu się podoba. Okej,
może to bardziej moje libido, a nie zdrowy rozsądek, ale nadal. Nie chciałam
widzieć go smutnego. Spędził za kratami sześć lat; powinien być w siódmym
niebie pierwszego dnia na wolności.
- Chcesz iść ze mną na spacer? Jeśli go nie zmęczę, będzie chodził po
mieszkaniu całą noc, budząc wszystkich.
Nastąpiła sekunda wahania, coś w nim wydawało się toczyć bitwę, ale potem
siknął głową i sięgnął po smycz.
- A co ze sklepem?
- Wcześniejsze zamykanie to zaleta bycia właścicielką – odpowiedziałam,
sięgając po torebkę.
- A co, jeśli ktoś będzie potrzebował nagłej pomocy w poznaniu technik
BDSM? - zapytał śmiertelnie poważnie, a ja parsknęłam, wychodząc na
chodnik.
- Myślę, że będzie musiał poeksperymentować z klapsami przez jedną noc. To
nie to samo, ale wystarczy na początek.
Kiedy się odwróciłam, zdałam sobie sprawę, że muszę poświęcić więcej uwagi
temu, co mówiłam wokół tego mężczyzny. Moje życie kręciło się wokół
rzucania seksualnymi komentarzami i rzadko kiedy przychodziło mi do głowy
ujmować te sprawy metaforycznie, przynajmniej w stosunku do dorosłych. Jeśli
nie mogłeś poradzić sobie z rozmową o dildo, prawdopodobnie nie powinniśmy
przebywać blisko siebie.
Ale tak.
Rozmowy o seksie wokół tego konkretnego dorosłego były, ach,
problematyczne. Na mój komentarz jego oczy zaszła dziwna mgła, a
zauważenie tego spowodowało ucisk w dolnej części brzucha, który sugerował
o głębokim pragnieniu.
- Jaki kierunek? - zapytałam, próbując przekonać swoje ciało, że nie będziemy
uprawiać przypadkowego seksu. Nawet jeśli facet był cholernie gorący.
Eli przechylił głowę w bok, zaskakując mnie, że nie chciał udać się w kierunku
centrum miasta. Może w tym momencie powinnam być ostrożna i świadoma
faktu, że ten człowiek dopiero wyszedł z więzienia, gdzie siedział za brutalny
czyn, a ulice na obrzeżach były praktycznie martwe.
Jednak ja dokładnie zbadałam jego sprawę.
Nie skrzywdził kobiety. Właściwie to obronił kobietę przed jej okrutnym
mężem. Normalnie zostałby okrzyknięty bohaterem za coś takiego, ale po
prostu miał pecha, że ten mąż był synem ważnego polityka, który miał
znajomości i był w stanie zmusić maltretowaną żonę do złożenia zeznań
przeciwko niemu podczas procesu. Aby, ugh, to brzmiało obrzydliwie – stać
przy swoim mężczyźnie. Wiedziałam, że nie miała wyboru, musiała kłamać i
skazać faceta, który ją uratował.
Tak czy owak, nie sądziłam, że ten człowiek był dla mnie jakimkolwiek
zagrożeniem. Sama posiadałam sklep erotyczny, gdzie przez większość czasu
przebywałam samotnie, a zamykałam nieraz bardzo późno. Moja torba była
więc niczym mały sklep samoobrony.
Gaz pieprzowy? Jest.
Mini pałka teleskopowa? Jest.
Paralizator? Najlepszy na rynku. Nie byłam nawet pewna, czy był on legalny w
Jersey, ale mnie to nie obchodziło.
A na dodatek przez sześć miesięcy chodziłam na zajęcia z samoobrony.
Więc tak, nawet jeśli jego intencje nie były honorowe – w co bardzo wątpiłam –
byłam gotowa go pokonać.
- Zostajesz w mieście? - zapytałam.
- Przynajmniej na kolejny rok. Nie mam wielkiego wyboru w tej sprawie.
- Nie chcesz tu być? - Dlaczego ta informacja sprawiła, że moje serce zatonęło?
- To jedyne miejsce, które kiedykolwiek nazywałem domem – odpowiedział
bezpiecznie.
- Ale czujesz się skończony?
- Skąd wiesz?
- Wychowałam się w Pensylwanii. W bardzo wiejskiej i konserwatywnej
społeczności.
Spojrzał na mnie z uśmieszkiem. - Musiałaś nieźle im pokazać, co?
- Nie chodziło tylko o to. Kiedy dorosłam i zdałam sobie sprawę, jak daleko
my, jako społeczność, musimy iść w otwartość na temat seksu i zapewnieniu
wszechstronnej edukacji seksualnej, pomyślałam, że to nisza, w której dobrze
bym sobie poradziła.
- Więc zajmujesz się czymś więcej, niż tylko sprzedażą zabawek erotycznych?
- Nie będę kłamać; z niej mam większość dochodów. Ale prowadzę również
zajęcia.
- Jakie zajęcia?
Okej, wiem, że powiedziałam, że sprawa z seks shopem nie była dobrym
tematem do rozmów, ale Eli, w przeciwieństwie do większości facetów, z
którymi próbowałam prowadzić tego rodzaju rozmowę, nie szukał w tym
dwuznaczności. Był naprawdę zaciekawiony.
- Oferuję zajęcia dla rodziców i dzieci o rozmowach na „te” tematy. Rodzice
często są zawstydzeni, by zrobić to sami, ale chcą, by ich dzieci otrzymały
dokładnie informacje, nie oparte na wstydzie lub tabu. Prowadzę też zajęcia z
edukacji seksualnej dla par, nowożeńców lub na wieczorach panieńskich.
- Musi być interesująco.
- Dokładnie.
Nastąpiła kolejna pełna napięcia cisza, podczas której Coop – jak zwykle –
prowadził nas drogą, która okazała się ślepą uliczką. Prawdopodobnie podążał
za zapachem myszy lub bezdomnego kota. Albo i tego i tego.
Eli odwrócił się nagle, obserwując mnie intensywnie.
- Autumn, dlaczego kurwa do mnie napisałaś?
Och, a więc jednak poważna rozmowa. Cóż, nie miałam dla niego
satysfakcjonujących odpowiedzi.
- Za pierwszym razem, żebyś wiedział, że z twoim psem wszystko w porządku.
Potem... szczerze mówiąc, nie wiem.
- Wiesz, co zrobiłem?
- Wyszukałam cię, kiedy przypomniałam sobie twoje imię.
- Przypomniałaś sobie moje imię?
- Tak, wiesz, zapomniałam jak nazwał cię gliniarz podczas aresztowania. Potem
zajęłam się Coopem i pracą, a wszystkie informacje wypadły mi z głowy.
Dopiero kiedy poszłam do baru i ktoś zawołał do kogoś Mallick, kliknęło.
- Rozmawiałaś z nimi?
- Z kim?
- Moim bratem lub ojcem?
W tym momencie jego ciało się napięło, a szczęka niemal boleśnie zacisnęła.
Więc rodzina. To był dla niego bolesny temat. Wścibska część mnie chciała
wiedzieć dlaczego, zapytać o szczegóły i zrozumieć. Ale to nie była moja
sprawa. Poza tym, nie chciałam na nowo rozrywać tych ran.
- Ach, nie. Nie. Byłam w Chaz's na urodziny i ktoś tak kogoś nazwał. Kliknęło,
więc odwróciłam się i zobaczyłam kogoś, kto był bardzo podobny do ciebie, ale
miał elegancki garnitur.
- Ryan.
- Słucham?
- To był Ryan.
Ugh. Nienawidziłam bólu w jego głosie.
Jakakolwiek historia się tam znajdowała, nie mogła być dobra. Czy wyrzekli się
go, kiedy został aresztowany? A może już wcześniej nie utrzymywali kontaktu?
Było jasne, że w pewnym momencie rodzina musiała się od niego odwrócić.
Tylko w ten sposób można opisać głębię udręki w jego tonie.
Niewiele myśląc, wyciągnęłam rękę i delikatnie przykryłam zewnętrzną część
jego dłoni. Jego ciało drgnęło, jakby się tego nie spodziewał, jakby nie znał
dotyku. Jego oczy były pełne pytań, ale nie miałam odpowiedzi.
- Nie musisz o nich mówić – oznajmiłam.
Dopiero po chwili, gdy pierwsze zaskoczenie minęło, przesunął kciukiem po
mojej dłoni, wysyłając dreszcze na całe moje ciało. Nie wiedziałam
wszystkiego, czego można było doświadczyć z mężczyzną, ale byłam pewna,
że dreszcze, o jakich czytasz, słyszysz piosenki i widzisz w filmach, nie
zdarzają się często. W rzeczywistości, przez te wszystkie lata nigdy ich nie
poczułam.
Dopiero teraz, na tej cichej i słabo oświetlonej ulicy, z mężczyzną, którego
ledwo poznałam, a który spędził ostatnie sześć lat w więziennej celi.
- Nie rób tego – powiedział, a jego głos brzmiał błagalnie.
- Czego – zapytałam. Słyszałam w swoim głosie potrzebę, ale nagle zupełnie
przestało mnie to obchodzić.
Odsunął się, pozostawiając dziwne mrowienie na mojej dłoni. - Nie patrz tak na
mnie.
- Jak?
Dokładnie wiedziałam, o co mu chodziło.
To była bezwstydna dziwka, krzycząca weź mnie, weź mnie w tej chwili!
- Tak, jakbyś dawała mi pozwolenie.
Ale tak było. Do diabła z racjonalnym myśleniem, z konsekwencjami, z
wiedzą, że to prawdopodobnie okropny pomysł. Jedyne, na czym mogłam się
skupić, to sposób, w jaki jego dotyk rozbudził moje pragnienia. Musiałam
doświadczyć więcej.
- To pozwolenie.
Jakakolwiek nić kontroli, której się trzymał, pękła.
Wsunął palce w moje włosy i w ciągu sekundy jego usta spoczęły na moich. A
świat przestał istnieć. Całowano mnie wcześniej dziko, bez skrępowania, bez
niczego poza pierwotną potrzebą, ale najwyraźniej nic nie przypominało bycia
całowaną przez mężczyznę, który nie doznał dotyku kobiety od sześciu lat.
Kiedy jęknęłam, wykorzystał okazję i wsunął język do środka, a kolejny
dreszcz opanował moje ciało. Nagle nas odwrócił i przyparł do ceglanej ściany
budynku, przyjmując na rękę całe uderzenie, a potem rozsunął moje uda.
Objęłam go rękami za szyję w tym samym momencie, w którym jego twardy
kutas przycisnął się do mojej płci, naciskając dokładnie tam, gdzie
potrzebowałam kontaktu. Na Ziemi nie było wystarczająco silnej siły, by
powstrzymać bolesne skomlenie, który wymknęło się z moich ust.
Jedną ręką złapałam go za tyłek i odsunęłam nogę, otwierając się przed nim
jeszcze bardziej, a Eli warknął między pocałunkami torującymi drogę po moim
ciele. Kiedy ponownie poruszyłam biodrami, jego kutas uderzył w moją
łechtaczkę.
Było blisko.
Tak blisko.
Cofnął się, by pchnąć ponownie, sprawiając, że wybuchnę w orgazmie, którego
intensywności nie byłam pewna, czy zniosę, ale w tym właśnie momencie,
Coop stał się nie tylko zjadaczem butów czy niszczycielem książek, ale również
przerywaczem seksu. Wskoczył na nas, sprawiając, że oboje nieoczekiwanie
oderwaliśmy się od siebie, a dźwięk naszych ciężkich oddechów zdawał się
wypełniać powietrze wokół nas.
Powieki Eli'ego wydawały się równie ciężkie, co moje.
Jego kutas był równie twardy, co moja cipka mokra.
- Kurwa – powiedział, a jego głos był mieszanką złości i zrezygnowania. -
Kurwa – powtórzył, wkładając smycz Coopa do mojej dłoni. Następnie
odwrócił się i odszedł.
Oparłam się o ścianę, niepewna, czy moje nogi będą w stanie mnie dłużej
utrzymać. Serce waliło niespokojnie w mojej piersi, a płeć boleśnie zaciskała w
potrzebie uwolnienia. Coop merdał ogonem, obserwując razem ze mną, jak Eli
znika w ciemnościach.
Kurwa.
To było jego pożegnalne słowo.
Cóż, w sumie to idealnie podsumowywało.
Kurwa.
Rozdział 5
Shane
Wszyscy szukali go od kilku pierdolonych godzin. Sytuacja zaczynała
wydawać się beznadziejna. Do diabła, nawet czterej bracia Scotti przeszukiwali
miasto razem z nimi.
Nic.
W końcu byli gotowi, aby wrócić do domu, by pomóc kobietom przy dzieciach.
Właśnie tam też zmierzał Shane, wracając z terytorium gangu Trzeciej Ulicy,
gdzie nikt z pytanych nie widział Eli'ego, Zwolnił, kiedy zobaczył znak stopu, a
kątem oka napotkał coś dużego i dziwnie znajomego. Nie mógł powstrzymać
uśmiechu, gdy uświadomił sobie, że to ten ohydny kundel, którego cała rodzina
szukała od lat.
Tam. W bocznej uliczce. Na smyczy. Wyglądając na zadbanego.
Potem spojrzał w górę i kurwa, nie mógł uwierzyć własnym oczom. Ponieważ
stał tam Eli. Całując i dotykając kobietę. Jeśli dobrze przeczuwał, to ona
opiekowała się Coopem przez te wszystkie lata. I właśnie do niej poszedł Eli,
kiedy opuścił więzienie.
Może powinien się zatrzymać, rzucić się na niego i zażądać wyjaśnień. Ale cóż,
ten biedak siedział sześć lat w więzieniu. Nie miał do niego pretensji, że w
pierwszej kolejności chciał ulżyć seksualnej potrzebie. Liczyło się to, że był w
mieście i nic mu nie było. Reszta ułoży się w swoim czasie.
Teraz musiał powiedzieć reszcie o swoim cholernym odkryciu.
Rozdział 6
Eli
Nie miałem prawa jej dotykać. Nawet, jeśli dała mi cholerne pozwolenie. Nie
mogła być blisko takiego mężczyzny jak ja. Nie miałem prawa pojawiać się w
jej sklepie, by wykorzystać słabość, którą najwyraźniej do mnie czuła, z
jakiegokolwiek powodu.
Dlaczego więc poszedłem i ją pocałowałem?
A to nie był zwykły pocałunek. To był pieprzony król pocałunków.
Powinna była mnie odepchnąć i skarcić za zbyt mocne naciskanie po tak
krótkim czasie znajomości. Zamiast tego pocierała biodrami o mojego penisa,
praktycznie błagając o spełnienie. Jeśli o mnie chodziło, posunąłem się za
daleko, by zdać sobie sprawę z granic, które przekraczam.
Dopóki Coop mi nie przypomniał.
Czy to było chujowe, że odwróciłem się i odszedłem? O tak. Ale byłoby
bardziej chujowe, gdybym wykorzystał chwilę i przeleciał ją na tamtej ścianie,
bez względu na to, jak bardzo tego chciałem.
Wróciłem do siebie bardziej sfrustrowany seksualnie niż kiedykolwiek
wcześniej w życiu. Sam też nie potrafiłem dać sobie uwolnienia. Najwyraźniej
po sześciu latach w więzieniu nie było to już dla mnie wystarczające. Złapałem
więc kilka toreb pozostawionych w salonie i ruszyłem do studia, planując
zatracić się w jakimś projekcie, dopóki mój mózg się nie oczyści i przestanie o
niej myśleć.
Dopiero przed wschodem słońca zdałem sobie sprawę, że to było niemożliwe.
Głównie przez fakt, że ostatnie godziny spędziłem na malowaniu jej cholernego
portretu.
Jej reakcji na zobaczenie mnie. Na jej wspaniałej twarzy malował się szok,
całkowite niedowierzanie i jeśli się nie myliłem, prawdziwa ulga. Zapewne
dlatego, że nie zostałem zadźgany pod prysznicem, jak sugerowała jej siostra.
Powinienem był natychmiast się odwrócić i odejść. Nie powinna czuć ulgi,
widząc mnie. Wtedy jednak nie myślałem. Coś we mnie błagało o stworzenie
połączenia ze światem zewnętrznym, które nie wiązało się z więzieniem, jak
chociażby moja przyjaźń z Bobbym. A ponieważ moja rodzina była poza
zasięgiem, Autumn była wszystkim, co miałem. Oczywiście, nasza
komunikacja to głównie więzienne listy, ale ona nigdy nie została skażona tym
życiem.
Z korespondencji dowiedziałem się wiele o jej preferencjach co do filmów,
muzyki, jedzenia i pogody. Nienawidziła horrorów, ale Więzienie Oz oglądała z
ciekawości. Uwielbiała zupę pomidorową, ale nienawidziła pomidorów. Nie
słuchała hard rocka ani rapu, ale kochała klasyczny rock. Cholernie
nienawidziła lata i uważała, że śnieg jest najbardziej magiczną rzeczą na
świecie.
Jednak w żadnym z listów nie wspomniała, że była właścicielką seks shopu.
Choć w sumie to dobrze, bo szczerze mówiąc, nie byłem pewien, czy dałbym
sobie radę w więzieniu z tą torturą.
Swoją drogą, jej sklep nie przypominał tego, co zwykle myślałeś słysząc „seks
shop”. Czy istniało coś takiego jak ekskluzywny sklep erotyczny? Jeśli tak, to
było to. Były tam nieskazitelne, lśniące drewniane podłogi, białe ściany i
szklane regały. Stoły ekspozycyjne były czarne, a eleganckie żyrandole
nadawały całej przestrzeni ciepłą, otwartą atmosferę, zamiast ciemności,
obskurności i tabu, czym charakteryzowało się większość takich placówek.
Znajdowało się tam też dwoje drzwi. Jedne z napisem „tylko dla pracowników”
i podejrzewałem, że był tam magazyn lub po prostu miejsce na przerwę. Drugie
drzwi były lekko uchylone i mogłem zauważyć kilka krzeseł. Prawdopodobnie
tam prowadziła swoje zajęcia.
Była lepsza, niż mogłem ją sobie wyobrażać. A na dodatek chciała, żebym ją
przeleciał.
Kurwa. Musiałem odejść. Faktem było, że zasługiwała na mężczyznę, który nie
musiał stawać się potworem bez serca, by pozbyć się wściekłości. Nie
zamierzałem pozwolić dobrej kobiecie wplątać się w swój bałagan.
- Siema! - wrzasnął Bobby, uderzając mocno w drzwi, aż pies sąsiadów zaczął
wariować.
To też było cudowne. Nie spodziewałem się, że Coop w ogóle mnie zapamięta,
nie mówiąc już o przywitaniu, jakbym wyjechał z miasta na tydzień, a nie na
prawie całe jego życie.
Psy.
Nie było na świecie lepszych od nich.
Ale teraz należał do niej i jej siostry.
I prawdopodobnie opiekowały się nim lepiej niż ja kiedykolwiek, mimo że
dbałem o niego całkiem nieźle.
- Idę – krzyknąłem, przecierając dłońmi twarz.
- Co to za zamek? - zapytał Bobby, kiedy otworzyłem drzwi, mrużąc oczy na
słońce.
- Dlaczego? Próbowałeś się włamać?
- Chciałem cię zaskoczyć śniadaniem – powiedział, unosząc torbę i kubek z
kawą. - To przestępstwo?
- Jeśli wymagałoby złamania mojego zamka, to tak – odpowiedziałem ze
śmiechem. Minęło sporo czasu, odkąd dzieliliśmy celę, a jego idiotyczne
poczucie humoru wciąż mnie bawiło. - Ale dzięki za śniadanie – dodałem,
kiedy wszedł do środka.
- Cholera, sprzątasz lepiej niż moja kobiet.
- Jestem całkiem pewien, że nie powinieneś mówić tego gówna.
- Racja, to sprawia, że jestem... jak ona to ujęła... och tak, mizoginistycznym
dupkiem. Nazwała mnie tak, kiedy wróciła z pracy, a ja zapytałem, co jest na
obiad.
- Stary, ona była w pracy, a twój leniwy tyłek wylegiwał się na kanapie.
- Fakt, nie poszło dobrze. Pewnie z tego powodu dużo jemy poza domem –
oznajmił ze śmiechem. - Wygląda na to, że byłeś wczoraj zajęty. Nat widziała
cię, jak wracałeś późnym wieczorem do domu. Świętowałeś?
- Jeśli chodzi ci o picie, to jedyny bar w okolicy należy do mojej rodziny, z
którą nie mam kontaktu, więc się mylisz. Poszedłem po kawę, a potem
widziałem się z kobietą, która ukradła mojego psa.
- Cholera! Laska, która do ciebie pisała. Summer, czy inna pora roku...
- Autumn – poprawiłem, próbując bezskutecznie powstrzymać jej twarz przed
pojawieniem się w mojej głowie.
- Tak, Autumn. Zaliczyłeś?
- Nie twoja sprawa, ale ona nie jest tego rodzaju dziewczyną. I nie po to tam
pojechałem.
- Nie moczyłeś swojego kutasa od sześciu lat i to nie był powód, dla którego do
niej poszedłeś? - dopytywał Bobby, przewracając oczami.
Postanowiłem nie wdawać się w szczegóły dotyczące tego, jak prawie to się
wydarzyło. Znałem Bobby'ego; nie dałby mi spokoju.
- To nie był mój główny priorytet.
- Więc masz pomieszane priorytety, człowieku. - Potrząsnął głową.
Wściekłość, którą czułem przez całą noc i część poranka, zdecydowanie się z
nim zgadzała. Ale nawet gdybym doszedł do punktu, w którym mógłbym
rozważać posiadanie kobiety w swoim życiu, byłbym wystarczająco stabilny,
by mieć pewność, że nie zobaczy ona żadnego ataku gniewu, wiedziałem, że tą
kobietą nie mogła być Autumn.
Sprawa zamknięta.
- Jakie masz plany na dzisiaj?
- Muszę iść do galerii. Mówili, że dadzą mi tydzień na przyniesienie swoich
prac, ale podjęli decyzję o kolejnym pokazie i chcę, by reszta moich obrazów
zniknęła, abym mógł spokojnie pracować nad kolejnymi.
- Tak, nie ma mowy, żeby cię nie wzięli.
Nie byłem pewien, czy mówił tak, ponieważ uważał mnie za dobrego, czy
dlatego, że znałem kolesia, który za mnie ręczył. I chociaż znałem Anthony'ego
Galleo i miał on wspomnieć moje imię, nie zamierzałem na tym polegać.
Chciałem pracować na własną rękę.
- Cóż, mam nadzieję – zgodziłem się, sięgając po jedzenie. - Ponieważ nie mam
planu awaryjnego.
Znalezienie uczciwej pracy dla byłego przestępcy było prawie niemożliwe.
Jedynym miejscem, gdzie chętnie przyjmowali do roboty, były doki, ale
należały one do Grassis, a ja nie chciałem mieć żadnych powiązań ze starym
życiem i modliłem się, by do tego nie doszło.
Jeśli chodziło o moje legalne firmy, rodzina najwyraźniej o nie dbała, gdy mnie
nie było, sądząc po gigantycznej sumie pieniędzy na moim koncie bankowym.
Musiałem znaleźć niezależnego prawnika i wymyślić sposób, jak je przepisać
na rodziców, aby się o tym nie dowiedzieli.
Do tego czasu miałem nadzieję posiadać swój stały dochód, a nawet jeśli, suma
na koncie wystarczyłaby na kolejne sześć lata życia. Do diabła, gdybym musiał,
mógłbym niemal natychmiast otworzyć samodzielny biznes. Wolałem jednak
utrzymywać się ze sztuki. Inaczej zmarnowałbym sześć lat ćwiczeń i
doskonalenia techniki. Skoro więc robiłem coś naprawdę dobrze,
sprawiedliwym byłoby zarabiać tym na życie.
Dzięki portretom uzyskiwałem pieniądze w więzieniu, ale potrafiłem malować
też pejzaże, abstrakcję i postimpresjonizm. Miałem szeroki wachlarz
umiejętności.
- Hej! - zawołał Bobby, zmuszając mnie do powrotu ze swoich myśli. Dopiero
wtedy zdałem sobie sprawę, że dryfowałem tak długo, że sam zdążył już zjeść
swoje śniadanie. - W porządku? Nie wyglądasz dobrze, brachu. Widziałem
wielu facetów, którzy wychodzili z więzienia i mieli takie spojrzenie.
- Jakie?
- Takie, które mówiło, że się nie dostosujesz. Pod pewnymi względami w
więzieniu było łatwiej.
- Łatwiej? Tak. - Ktoś inny dyktował ci, co masz robić, a kolejne dni były
niemal identyczne. - Ale nie mam chęci, by tam wrócić. Po prostu to dla mnie
nowość.
Żyjąc między więzieniem a domem, jak Bobby, przez wiele lat, nigdy tak
naprawdę nie musiałeś robić tego, co ja – zaczynać zupełnie od nowa. Zawsze
miałeś rodzinę i przyjaciół, a z każdym wyjściem było ci łatwiej się
dostosować. Ja, choć spędziłem w więzieniu tylko niewielki ułamek swojego
życia, wciąż czułem się jak ryba wyjęta z akwarium i wrzucona do wielkiej
wody.
- Rozumiem. To może trochę potrwać, zanim się zaaklimatyzujesz. Ja chcę się
tylko upewnić, że nie zamierzasz okraść jakiegoś sklepu lub zrobić inne gówno,
żeby tam wrócić. Nie byłbyś pierwszym, który tak robi.
- Nie martw się o mnie, Bobby. Dostosuję się.
Do życia na wolności? Na pewno.
Ale do tej dziury w klatce piersiowej? Nie byłem taki pewien.
Dzisiejszego ranka moje myśli krążyły wokół rodziny dużo bardziej, niż przez
ostatnie miesiące. Chyba w więzieniu było łatwiej, bo odmawiając odwiedzin,
nie istniała żadna szansa, bym mógł ich zobaczyć.
Ale teraz? Mogłem ich spotkać przypadkiem na ulicy.
Miałem przeczucie, że z dnia na dzień będzie coraz trudniej. Przynajmniej
dopóki nie minie wystarczająco dużo czasu, by stało się to dla mnie obojętne,
jak w więzieniu.
Pewnego dnia.
- Miło mi to słyszeć. Idę, muszę kupić Nat kwiaty.
- Kurwa, co zjebałeś? - zapytałem, kręcąc głową. Ta kobieta musiała być
święta, wytrzymując z nim.
- Próbowałem pomóc! Zawsze narzekała, że pranie się piętrzy, a ja cały dzień
jestem w domu. Wrzuciłem więc wszystko do pralki i teraz jej białe bluzki są
niebieskie od moich pieprzonych dżinsów. Powiesi mnie za jaja, wiem to.
Zaśmiałem się. - Kup jej jakąś biżuterie. Musi znosić z tobą wiele gówna.
- Racja. - Poklepał mnie po ramieniu. - Cóż, spróbuję coś wymyślić.
Powodzenia w galerii. Do zobaczenia jutro.
Gdy wyszedł, wziąłem prysznic i zapakowałem swoje prace, a potem
zadzwoniłem po taksówkę, zdając sobie sprawę, że jak najszybciej muszę udać
się do dealera i kupić samochód, bo jego brak był cholernie problematyczny.
***
- Yo, Psi Tatuśku! - Usłyszałem, wychodząc z galerii godzinę później.
No cóż, była tylko jedna osoba na tej planecie, która mnie tak nazywała.
Odwróciłem się, by zobaczyć Peyton, stojącą na chodniku w jasnożółtych,
obcisłych dżinsach i koszulce z długim rękawem. Na nosie miała wielkie
okulary przeciwsłoneczne, które zasłaniały większość jej ładnej twarzy.
Właściwie, to jeśli spojrzeć poza farbę na włosach, kolczyki i tatuaże, były z
Autumn bardzo podobne
- Peyton – przywitałem się, kiwając głową. - Miło cię znowu widzieć.
- Mhmm – odpowiedziała dziwnie, biorąc łyk mrożonej kawy. - W porządku,
więc. Przyjdziesz dziś wieczorem na kolacje?
- Ja... ach, co?
- Kolacja. Posiłek przed spaniem. Zwykle składający się z mięsa i jakiś warzyw.
- Tak, kochanie, wiem, co to kolacja.
- Więc nie rozumiem twojego zmieszania. Przyjdziesz, zjesz... - urwała,
wzruszając ramionami, ale widziałem, jak drgają jej usta.
- I to w żadnym wypadku nie jest twój sposób, by niezręcznie zaskoczyć
siostrę, prawda?
- Co? Ja? Jak mogłeś pomyśleć o takiej złej rzeczy? - odparła uśmiechnięta. -
No dalej. Obiecuję, że będzie chciała cię zobaczyć. Poza tym, bez obrazy, ale
wyglądasz, jakbyś potrzebował posiłku lub dwóch. Gdzie się podziały te gorące
mięśnie brzucha?
- Gorące mięśnie brzucha? - powtórzyłem ironicznie. Kiedyś je miałem, ale nie
ćwiczyłem w więzieniu tak dużo, jak na zewnątrz. Wcześniej co tydzień
spotykaliśmy się na siłowni Shane'a, by trenować.
- No co? Prześledziłam twój instagram. Musiałam się upewnić, że nie jesteś
typem faceta, który mógłby zabić moją siostrę i trzymać jej oczy w słoiku obok
łóżka.
- Dlaczego akurat oczy?
- Widzisz? Stąd wiem, że nie jesteś takim typem. Wydłubywacz oczu
spróbowałby temu zaprzeczać. A więc, szósta trzydzieści? Świetnie. Paaa –
oznajmiła, znikając, zanim zdążyłem się zastanowić i odpowiedzieć na jej
ofertę.
Uśmiechałem się, kiedy odchodziła. Częściowo było to spowodowane jej
charakterkiem, ale z drugiej strony, nie mogłem zaprzeczyć, że byłem
podekscytowany. Ponieważ bez względu na to, jak bardzo wmawiałem sobie o
potrzebie trzymania się od niej z daleka, chęć zobaczenia jej nadal istniała. A ja
nie potrafiłem zebrać w sobie wystarczająco determinacji, by się do niej nie
zbliżać.
Więc poszedłem.
Rozdział 7
Autumn
- Nie jestem jak mama! - sprzeciwiłam się, obrażona, ponieważ doskonale
wiedziała, że nie lubię, gdy tak mówi. - Po prostu... byłoby miło wiedzieć
wcześniej niż pół godziny przed, że pojawi się tu twój przyjaciel. Ja jestem w
rozsypce. Dom jest nieposprzątany. A Coop nieumyty.
Dorastając, nasza matka miała dziwną zasadę, że nigdy nie pozwalała nam
przyprowadzać przyjaciół do domu bez zapowiedzi. Nie miało znaczenia, że
dom był zawsze nieskazitelnie czysty – o czym wiedziałyśmy, ponieważ to my
musiałyśmy sprzątać, a ona przeprowadzała tylko inspekcje w białych
rękawiczkach. Nie miało znaczenia, że zawsze była ogarnięta, ponieważ
codziennie wstawała przed ojcem, by nałożyć makijaż, uczesać się i założyć
sukienkę. Byłyśmy prawie pewne, że ojciec nigdy nie widział jej bez makijażu.
Miała więc zasadę, które absolutnie nie miała żadnego sensu.
W tym przypadku moje argumenty były właściwe. Wróciłam do domu wpół do
szóstej, a potem natychmiast ściągnęłam stanik, ponieważ to cholerstwo
obcierało moją pachę, odkąd wyszłam rano do pracy. Poszłam do łazienki,
gdzie przebrałam się w starą koszulkę i parę flanelowych spodni i zmyłam
nawet makijaż, pewna, że nikt oprócz Peyton i Coopa nie będzie mnie widział
przez resztę wieczoru.
Mieszkanie potrzebowało sprzątania, ale byłam zbyt zmęczona, by to zrobić.
Wszędzie walały się buty i stosy książek Peyton, a w rogach gromadziła się
psia sierść.
Choć prawdę mówiąc, przyjaciele Peyton wpadali tu dość często. Czasami
mieszkanie wciąż pachniało środkiem do czyszczenia podłóg, a innym razem
wyglądało, jakby bomba wybuchła w salonie. Nie przejmowali się tym. To ja
robiłam z tego wielką rzecz.
Byłam po prostu w kiepskim nastroju. I tak, jeśli musisz wiedzieć, miało to
wiele wspólnego z mężczyzną o niesamowitych, niebieskich oczach, czarnych
jak atrament włosach i ustach, które mogły podpalić kobiece majtki.
Tamtego dnia nie mogłam się ruszyć z miejsca, gdzie byłam oparta o ścianę,
prawie żenująco długi czas. Nogi mi się trzęsły, a w głowie widziałam mroczki.
Wydawało się to mądre, aby pozostać tam, dopóki bolesna potrzeba między
udami nie załagodziła się na tyle, by umożliwić jasne myślenie. Potem
wróciłam do sklepu, a chwilę później zaczęłam otrzymywać wiadomości od
Peyton, zawierające emoji z wystającym językiem, brzoskwiń, ogórków i hot-
dogów. Dopiero wtedy, lekko chichocząc, złapałam smycz Coopa i ruszyłam do
domu, gdzie spędziłam trochę czasu z różnymi urządzeniami, kupionymi we
własnym sklepie. Wiesz, co celów badawczych.
Nic nie pomogło.
Jeśli już, czułam się tylko mocniej sfrustrowana.
Nie potrafiłam zasnąć, a rano powlokłam się z powrotem do pracy, gdzie
musiałam posprzątać kawę, którą przyniósł poprzedniego wieczoru i rozmawiać
z kolejnymi entuzjastami BDSM. Jakby tego było mało, Coop podczas spaceru
pociągnął mnie w tą samą cholerną uliczkę, gdzie to wszystko się stało.
Właśnie dlatego moje warczenie na Peyton nie miało nic wspólnego z
wyglądem domu lub swoim. Jej przyjaciół to nie obchodziło. Byli najbardziej
wyluzowaną grupą, jaką kiedykolwiek spotkałam. Po prostu musiałam się
czegoś uczepić.
- Przepraszam – powiedziałam, mieszając spaghetti łyżką, zdając sobie sprawę,
że to kiepski pomysł na posiłek dla gości, ale nie planowałam nikogo karmić,
gdy zaczęłam je gotować. - Mam zły nastrój.
- Cierpisz na brak orgazmów. - Wyciągnęła z lodówki warzywa, by je
podsmażyć. - Wymieszamy je potem z sosem – poinstruowała, a ja się
zgodziłam, wiedząc, że to choć trochę uratuje mój słaby posiłek.
- Dlaczego mówię ci o wszystkim? - zapytałam, kręcąc głową.
- Bo mnie koooochasz. Poza tym, myślę tutaj o twoim zdrowiu. Dzięki
orgazmom żyjesz dłużej. To nauka. A twój biedny wibrator ostatnio nie ma
przerwy. Chleb czosnkowy? - Sięgnęła po to, co zostało z bochenka.
- Naprawdę idziesz na całość – zauważyłam, szukając durszlaka.
- Co?
- To, że kiedyś widziałam, jak serwowałaś swoim przyjaciołom krakersy i
wódkę.
- Jestem głodna! - sprzeciwiła się, ale było coś w jej tonie, czego nie mogłam
zrozumieć i całkowicie temu nie ufałam.
- Dobra. - Odcedziłam makaron i wrzuciłam z powrotem do garnka, mieszkając
warzywa i sos. Peyton w tym czasie tworzyła czosnkowe kanapki. - Nieważne.
Zamknę Coopa w swoim pokoju, żeby nikogo nie skrzywdził swoim
entuzjazmem.
Właśnie wychodziłam z sypialni, gdy ktoś zapukał do drzwi.
- Idęęę – zaśpiewała Peyton.
Zmarszczyłam brwi. Przyjaciele Peyton mieli tendencję do wpadania bez
pukania, a większość z nich miała klucze na wypadek nocnego picia i potrzeby
noclegu.
- Och, wino! - zagruchała, powodując mój śmiech. Lubiła napić się butelki (lub
całego pudełka butelek) wina. - Cześć, wejdź. Autumn, Psi Tatusiek jest tutaj! -
zawołała, najwyraźniej nieświadoma, że byłam w tym samym pokoju.
Psi Tatusiek?
Psi Tatusiek!
Wtedy go zobaczyłam. Wyglądał jak cholerny model w ciemnych dżinsach i
granatowym swetrze, który idealnie opinał jego ciało. To znaczy, byłam pewna,
że dostrzegłam przez materiał jego mięśnie, choć to mogła być tylko moja
wyobraźnia. Moja cholerna wyobraźnia, pełna seksualnych marzeń o jego
nagim ciele.
- Hej, kochanie – przywitał się, robiąc krok wewnątrz. Jego uśmiech był słodki,
gdy skanował moje ciało.
Bez biustonosza.
W brzydkiej, stare koszulce.
W luźnych, flanelowych spodniach.
Bez makijażu.
A ponieważ myślę, że ta część wymaga powtórzenia – bez biustonosza.
- Twoja siostra nie powiedziała ci, że mnie zaprosiła, prawda? - zapytał, a ja
spojrzałam na Peyton ze sztyletami w oczach, jednak ona szczerzyła zęby do
nas obojga.
- Nie wspomniała, z którym przyjacielem się spotyka.
- Oczywiście, że tak – zaśmiał się, spoglądając na nią z uniesioną brwią.
- Co? Musiało mi to zupełnie wypaść z głowy – oznajmiła, ale nawet nie starała
się brzmieć przekonująco. - Ale skoro przyszedłeś, a my mamy spaghetti z
warzywami i chlebem czosnkowym, a na dodatek ta śliczna, urocza, mała
dziewczynka również jest z nami – powiedziała, głaszcząc dłońmi po
eleganckiej butelce czerwonego wina - to równie dobrze możesz zostać.
Inaczej wypiję sama całą butelkę, a wtedy zazwyczaj mam tendencję do
wybierania numerów swoich byłych. To nigdy nie kończy się dobrze.
- Och, kochanie, kto do cholery był na tyle głupi, by się z tobą rozstać?
- Zachowaj na później ten słodki język, Panie Gorący Więźniu – odpowiedziała,
przekopując szufladę w poszukiwaniu korkociągu.
Była zupełnie niewzruszona jego urokiem. W międzyczasie, choć nie skierował
do mnie jeszcze ani jednego słowa, już czułam się oszołomiona.
Ale to była Peyton. Nie przejmowała się komplementami czy słodkimi
rozmowami. To dlatego dziewięć na dziesięć jej związków nie wychodziło.
Nienawidziła powierzchowności. Potrzebowała głębi, do której żaden z
mężczyzn, których spotykała, nie wydawał się być zdolny.
- Zamiast języka, możesz teraz użyć tych swoich silnych dłoni – ciągnęła,
podając mu wino i korkociąg. - Och, tak, ubrudź te szklanki, ty mała, brudna
dziwko – gruchała do wina, gdy Eli nalewał je do trzech kieliszków. Następnie
wzięła jeden. - Och, drogi Panie. Co to za wino? Potrzebuję je na każdy kolejny
dzień swojego życia.
Odwróciła się, by sprawdzić postęp pieczenia chleba, a ja obserwowałam ją,
wciąż rzucając złe spojrzenie. W jakiś sposób przegapiłam, kiedy Eli uniósł
jeden z pozostałych kieliszków i przeszedł pokój w moim kierunku. W jednej
sekundzie stał po drugiej stronie, a w kolejnej niecały metr przede mną.
W tym momencie dowiedziałam się, że nie tylko dobrze wyglądał, ale też
niesamowicie pachniał. Nie było to przytłaczające. Cokolwiek miał na sobie,
czy to wodę kolońską, czy po prostu dobry dezodorant, było subtelne,
sprawiające, że chciałeś pochylić się bliżej, by poczuć lepszy powiew. Może
polizać jego szyję i...
Dobra. Musiałam się ogarnąć.
- Nie przyszedłbym, gdybym wiedział, że nie uzgodniła tego z tobą –
powiedział, podając mi kieliszek.
- Ona jest właśnie takim wrzodem na dupie.
- Zgodziłabyś się, gdyby zapytała wcześniej?
Boże, tak!
Ale też może nie.
Byłam zbyt zmieszana całą sytuacją.
- Nie wiem – przyznałam.
- To zrozumiałe – zaskoczył mnie, posyłając mały uśmiech. - I tak pewnie nie
przyjęłaby „nie” jako odpowiedzi.
- Dość szybko ją poznajesz.
- Podano kolację! - zawołała Peyton, uderzając o blachę piekarnika.- Myślałam
o jakimś zboczonym filmie, ale Autumn nie za bardzo je lubi. - Wzięła talerz i
usiadła na kanapie, kładąc go sobie na udzie. Następnie chwyciła pilot. - Więc...
co? Komedia? Wszystkim przydałoby się trochę śmiechu, zwłaszcza Autumn,
która miała paskudny humor przez cały dzień.
Chciałam ją zabić.
- Przykro mi to słyszeć – skomentował Eli, obserwując mnie.
- Zdarza się. - Zabrałam talerz, choć nie byłam ani trochę głodna.
- Och, ten wygląda przezabawnie. Choć to o gliniarzach, więc może to nie jest
właściwa publiczność.
- Nie mam problemu z glinami – oznajmił Eli, zaskakując nas obie. Gdy
spojrzałyśmy w jego stronę, zabrał swój talerz i wzruszył ramionami. -
Zrobiłem coś złego. Aresztowali mnie. To ich praca.
- Racja – odpowiedziała Peyton. - Z wyjątkiem tego, że postąpiłeś słusznie.
Spoglądając na rozwaloną Peyton na kanapie, zdałam sobie sprawę, że dla nas
zostało niewiele miejsca, co oznaczało, że będziemy musieli stykać się cały
czas.
Tak więc usiedliśmy i włączyliśmy film.
Po niezręcznych piętnastu minutach zaczęłam się rozluźniać. Byłam całkiem
pewna, że wino miało w tym swój udział, ponieważ nie piłam zbyt często, a na
dodatek niewiele zjadłam.
Po jakimś czasie zadzwonił telefon Peyton. Rozmawiała z kimś przez dobre
dziesięć minut, a potem odwróciła się do nas.
- Um, wychodzę. Psi Tatuśku, miło cię było znów widzieć. Dziękuję za
wspaniałe wino.
- Peyton! - zawołałam, kiedy ruszyła do drzwi w takim pośpiechu, że ledwo
zdołała ubrać buty. Najwyraźniej słyszała ostrzeżenie w moim głosie, ale
postanowiła je zignorować.
- Dzieci, zabawcie się teraz. - Poruszyła brwiami i zniknęła.
- Jest... subtelna – skomentował Eli, gdy tylko drzwi się zamknęły.
- Tak. Nie można się z nią nudzić.
Zabrałam talerze i zniknęłam w kuchni. Nie słyszałam, jak się porusza, ale
musiał to zrobić, bo po chwili poczułam jak klatką piersiową uderza w moje
plecy. Zacisnął delikatnie dłoń na moim brzuchu.
- To był chujowy ruch zeszłej nocy.
Nie spodziewałam się takiej rozmowy. Spójrzmy prawdzie w oczy – większość
mężczyzn nie była dobra w komunikowaniu się, nie mówiąc już o inicjowaniu
rozmowy. Zwłaszcza, gdy ta rozmowa dotyczyła rzeczy, którą spieprzyli.
- W porządku. Rozumiem. - Musiało to być coś ważnego, skoro zmusił się do
zatrzymania po tak długim czasie celibatu.
- Nie sądzę, że rozumiesz – odparł, opierając podbródek na moim ramieniu.
- Jestem dobrym słuchaczem – zaproponowałam.
Nastąpiła tak długa przerwa, że byłam pewna, że nic nie zostanie powiedziane,
tylko będziemy po prostu tak stać.
- Tej nocy – zaczął nagle, głosem przepełnionym bólem. - Kiedy zrobiłem to, co
doprowadziło mnie do więzienia, to nie był pierwszy raz.
Nie wiedziałam, czy powinnam odpowiadać. - Okej.
- Razem z braćmi byliśmy wychowywani inaczej niż większość innych dzieci.
- Inaczej? Czyli jak?
- Zachęcano nas do przemocy. Moi rodzice wiedzieli, że pewnego dnia nam się
to przyda.
Będąc pacyfistką z natury – pomijając zajęcia z samoobrony – zupełnie tego nie
rozumiałam.
- Dlaczego miałaby się przydać?
- Dla rodzinnego interesu – odpowiedział tajemniczo, ale byłam pewna, że
cokolwiek to było, nie było wojskiem, tylko czymś nielegalnym. Cóż, to miało
sens. - Mój tata zaczął udzielać pożyczek, zanim się urodziliśmy. Spodziewał
się, że pójdziemy w jego ślady.
- I tak zrobiliście – dokończyłam.
- Tak. Mi i Huntowi nigdy nie przychodziło to naturalnie. Oboje byliśmy chyba
po prostu... zbyt miękcy. Kilka lat przed tym wszystkim Hunt wyjechał, chcąc
uciec od tego wszystkiego, jednak nie udało mu się długo trzymać z daleka. Nie
dało się odejść od tego gówna, nie w tym mieście. Jeśli rozeszłaby się wieść, że
jeden z rodzonych synów taty uciekł, nie wyglądałoby to dla niego dobrze, a
chociaż pożyczki nie są zbyt popularne wśród organizacji przestępczych, jest
wielu ludzi, chętnych wkroczyć, gdy dostrzegą jego słabość.
- Co się z nim stało? - zapytałam, kiedy przerwał, chcąc zrozumieć.
- Shane, jeden z pozostałych braci, przyprowadził go z powrotem. Wtedy dostał
jedyną rzecz, jaką mógł, jeśli chciał od nas odejść na dobre.
- Co to było? - zapytałam, choć będąc obeznaną wśród gangów po serialach i
filmach, które oglądałam przez ostatnie lata, domyślałam się.
- Dostał w mordę.
Ta, dokładnie to przyszło mi do głowy.
- Od ojca?
- Od nas wszystkich.
Od braci? Jezu.
Wzięłam głęboki oddech. - Przykro mi, że musiałeś to zrobić.
- Cóż, choć okropnie to zabrzmi, to była tylko część mojej pracy. Jak wszyscy
inni mężczyźni, którzy nie zapłacili i których musiałem odwiedzić. Problem w
tym, że ja nie mogłem tego kontrolować. Nie byłem jak ojciec czy bracia.
Kiedy się wściekałem, traciłem kontrolę. To było jak przełącznik. Nagle nie
myślałem racjonalnie. Gdy szedłem do pracy, jeden z moich braci zawsze był
ze mną, by odciągnąć mnie w odpowiednim momencie.
Okej.
To miało dużo sensu, prawda?
Smutny sens, ale sens.
Miałam wrażenie, że dokładnie wiedziałam, dokąd zmierzała ta historia.
- Zerwałem więc więzy z rodziną. Odrzucałem listy i odwiedziny. Pomyślałem,
że to jedyny sposób, by stać się nieco lepszym człowiekiem. Musiałem
całkowicie odciąć się od mężczyzny, którym byłem wcześniej. Co sprowadza
nas do sedna tej rozmowy – kontynuował, a ja próbowałam przypomnieć sobie,
jaki był początek tej dyskusji. - Ostatniej nocy nie miałem żadnego prawa, by
iść do ciebie, zaburzając twój dobry, ładny, mały świat swoją obecnością. I
jestem też pewien, że nie miałem cholernego prawa położyć na tobie rąk.
Boże, czułam się tak dobrze z jego rękami na sobie.
- Dlaczego?
- Ponieważ nie mogę przebywać blisko ciebie i nic nie czuć. A nie mogę
ponownie włączyć uczuć i mieć pewność, że już nigdy się nie wścieknę.
Okej, to było sprawiedliwe. Nie były to typowe bzdury typu „jesteś dla mnie za
dobra”. To było w jakiś sposób znacznie bardziej uczciwe. Nie ufał sobie. Bał
się, co by się stało, gdyby stracił choć odrobinę kontroli. To musiało być
przerażające. Świadomość, że jesteś zdolny do przemocy i nie możesz tego
kontrolować. Świadomość, że jedynym rozwiązaniem, jakie mogłeś wymyślić,
było przestanie być mężczyzną, którym byłeś przez całe swoje dorosłe życie i
zerwanie więzi z ludźmi, których kochałeś.
Życie musiało być dla niego ciężkie i pragnęłam, by zaznał choć odrobinę
ciepła. Zasługiwał na to, prawda?
- Czy kiedykolwiek miałeś tak z kobietą? - zapytałam, a jego ciało się napięło.
- Oczywiście, że nie.
- Więc nie muszę się martwić.
- Nigdy bym cię nie skrzywdził. - Zacisnął dłoń na moim brzuchu.
Nie byłam pewna, dlaczego zamierzałam powiedzieć kolejne słowa. Dlaczego
zamierzałam godzić się na coś, co do tej pory nigdy nie było czymś, czego
pragnęłam. Może w tym przypadku było inaczej. Nie byłoby to takie jak
zawsze, jeśli kryło się za tym jakieś znaczenie, prawda
- A skoro tu jesteś, może moglibyśmy oboje na tym skorzystać –
zasugerowałam, opierając się o niego.
- Autumn...
- Wiem, co oferuję, Eli. Chcę wiedzieć, czy jesteś zainteresowany. Potrzebujesz
bezpiecznego miejsca do ponownego włączenia się? Dlaczego nie tutaj? Tu,
gdzie nie ma nikogo, kto mógłby przełączyć przełącznik, gdzie nie musisz się
martwić wściekłością, rodziną i mężczyzną, którym byłeś. Możesz po prostu
być sobą. Ze mną. Otóż to, brak oczekiwań.
Z wyjątkiem kilku niesamowitych orgazmów.
Przerwa po moich słowach sprawiła, że nagle zapragnęłam je cofnąć.
- Chcę mieć tylko jasność co do tego, co tu oferujesz – powiedział, a jego
ciepły oddech drażnił moją szyję.
Cokolwiek chciał, to właśnie oferowałam. Ale, ach, myślę, że to nie była
najlepsza rzecz do powiedzenia mężczyźnie, którego ledwie znałaś.
- Seks. Przyjaźń. Czegokolwiek będziesz potrzebował w danym dniu.
To nie brzmiało jak rasowa dziwka, która tak cholernie go pragnęła, prawa?
- Dlaczego?
- Dlaczego co?
- Dlaczego miałabyś oferować mi przyjaźń lub seks?
Okej, więc moja płeć zacisnęła się gwałtownie po samym usłyszeniu słowa
seks. Moje ciało reagowało, jakbym nadal była pieprzoną dziewicą. Dziwne.
- Cóż, przez ostatnie kilka lat stworzyliśmy już coś na wzór przyjaźni. -
Próbowałam wymigać się od odpowiedzi, ale powinnam wiedzieć, że on na to
nie pozwoli.
- Dlaczego chcesz zaoferować mi seks, kochanie? - zapytał, wciskając dłoń w
moje podbrzusze, gdzie ciśnienie było już prawie nie do zniesienia. Widocznie
wiedział o tym i był więcej niż chętny, by to wykorzystać. - Czy to dlatego, że
twoje majtki są przemoczone, kiedy stoisz tutaj ze mną?
Dobry Boże, tak.
Moja głowa opadła na jego ramię, kiedy próbowałam uspokoić oddech.
- Potraktuję to jako tak – odpowiedział niskim głosem. - Chociaż, żeby się
upewnić, powinienem prawdopodobnie lepiej to zbadać, nie sądzisz?
Uśmiechnęłam się. Uwielbiałam mężczyzn, którzy potrafili się trochę pobawić i
u których seks nie zawsze był poważną sprawą.
- To mogłoby być rozsądne – zgodziłam się, biorąc kolejny głęboki oddech.
Ledwo udało mi się wypowiedzieć te słowa, kiedy jego ręka nagle obróciła
mnie i popchnęła z powrotem na blat, a jego usta uderzyły o moje. Nie miałam
pojęcia, czego się spodziewałam, ale cokolwiek to było, było dużo gorętsze i
bez odrobiny samokontroli. Całował mnie, dopóki moje usta nie rozchyliły się
w skomleniu, dając mu przestrzeń do wejścia do środka.
Zacisnęłam dłonie na jego koszulce, zostawiając ślady paznokci pod spodem,
kiedy odchylał mnie do tyłu, by mieć łatwiejszy dostęp. Potem oderwał się,
pozostawiając moje usta opuchnięte i nadmiernie wrażliwe, a sam wyznaczał
pocałunkami drogę po mojej szyi. Jego zarost drapał moją delikatną skórę i
miałam wrażenie, że zostawi czerwone ślady na dzień lub dwa, ale byłam
prawie nieracjonalnie zadowolona z tego faktu.
- Pachniesz cholernie niesamowicie – warknął, przygryzając lekko skórę, co
wysłało dreszcz przez moje ciało.
Nie miałam pojęcia, jak pachnę, ponieważ po porannym prysznicu, byłam
całkiem pewna, że nie pamiętałam, by nałożyć balsam lub perfum. Ale, hej,
jeśli mój naturalny zapach go nakręcał, byłam gotowa zrezygnować z tego
wszystkiego na stałe.
Jego palce odnalazły spód mojej koszulki i nie zatrzymując się, wślizgnęły do
środka, chwytając moje nagie piersi i przesuwając kciukami po na wpół
stwardniałych sutkach.
- Kurwa – warknął, odsuwając materiał, by móc wziąć jeden z nich do ust.
Moje ciało, tak dawno nieużywane, zupełnie zapomniało o odczuciu
przyjemności, dlatego drżałam tak mocno, że ledwo stałam na nogach, a moje
jęki były zbyt głośne, gdy wyczuwałam jak jego twardy kutas wciska się we
mnie przez dżinsy.
- Ściągnij – wyjęczałam, chwytając jego koszulkę. - Ściągnij to.
Musiałam poczuć jego skórę na swojej.
Bez wahania pozbył się materiału. Ja chciałam zrobić to samo ze swoją, ale
kiedy odsłonił swój brzuch i klatkę piersiową, nie mogłam zrobić nic, tylko
patrzeć. Każdy centymetr odsłoniętej skóry był jak uczta. Jego skóra była nieco
blada, prawdopodobnie przez lata spędzone w więzieniu, ale nie mniej pyszna,
ponieważ obejmowała subtelne zarysy mięśni. Nie były to te same mięśnie
brzucha, co na zdjęciu z instagrama, ale wciąż były niezłe, a ja poczułam nagłą
potrzebę, by pochylić się do przodu i przesunąć językiem między nimi. Potem
spojrzałam w górę, obserwując silną klatkę ze śladami atramentu na ramionach
i małych zadrapań na karku od moich palców z wczorajszego wieczoru.
Natychmiast wyciągnęłam rękę, przebiegając po czerwonych wgłębieniach.
- Spotkałem laskę, które nie mogła oderwać ode mnie rąk – wyjaśnił z
uśmieszkiem.
- Naprawdę? - Przechyliłam głowę, zagryzając dolną wargę. Następnie
przesunęłam dłońmi po jego brzuchu i klatce, palcami drażniąc sutki. - Czy ona
zrobiła coś takiego?
- Niezupełnie – odpowiedział, a jego głos stawał się głębszy.
- Hmm, a to? - spytałam i położyłam dłoń na penisie przez dżinsy, sprawiając,
że z jego piersi wyrwał się niski warkot.
- Chcesz się bawić, kochanie? - zapytał, a obietnica w jego złośliwym uśmiechu
spowodowała, że wszystkie mięśnie w moim ciele się napięły. Wykorzystał to,
by zdjąć moją koszulkę. - Mogę grać.
Obrócił mnie i pochylił na blat zbyt szybko, bym miała szanse odpowiedzieć.
Moje wrażliwe sutki stykały się z zimnym blatem, wywołując dodatkowe
dreszcze.
- Ile razy doszłaś ostatniej nocy, myśląc o mnie? - zapytał, przyciskając się do
mnie. Pomimo spodni, idealnie ocierał się o moją łechtaczkę, sprawiając, że
materiał nie stanowił żadnej bariery. Moje zdławione skomlenie nie było
wystarczającą odpowiedzią. - Powiedz mi albo to się skończy.
- Cztery – krzyknęłam, zdesperowana, by poczuć więcej.
- A to wciąż nie było wystarczające, prawda? - zapytał, ściągając moje spodnie
wraz z majtkami.
- Nie.
- Tak myślałem.
Odrzucił na bok moje spodnie, zostawiając mnie obnażoną. Nigdy nie czułam
niepewności. Patrząc na moje konserwatywne wychowanie, powinnam mieć
jakieś poczucie wstydu czy coś, ale odkąd pierwszy raz dotknęłam kutasa i
swojej cipki, nie było nawet jednej myśli o chęci krycia się. W rzeczywistości,
było wręcz przeciwnie. Pojawiła się dziwna, pierwotna potrzeba, by na siebie
spojrzeć i zobaczyć mokre pragnienie mojego ciała.
Teraz potrzeba była tak silna, że sama wypięłam tyłek, zapraszając go do
sprawdzenia, co oferuję. Nie byłam zaskoczona, kiedy wydał niski jęk i uderzył
mnie lekko w pośladek, a następnie drażnił wewnętrzne części moich ud,
uważając, by nie dać mi żadnej ulgi od męki.
- Powiedz mi, myślałaś o mnie, kiedy byłem w więzieniu? - zapytał, dłonią
przebiegając centymetry obok łechtaczki, co sprawiło, że instynktownie
poruszyłam się, by go nakierować, jednak mi na to nie pozwolił. - Powiedz mi.
- T... tak – sapnęłam, trzęsąc się z szalonej potrzeby.
- Robiąc to? - dopytywał, wsuwając wreszcie palec w szczelinę. Pracował nim
przy mojej łechtaczce, sprawiając, że wizja stawała się biała i byłam pewna, że
nie było na świecie siły, która mogłaby mnie powstrzymać przed dojściem.
Z wyjątkiem utraty jego palców.
- Nie – jęknęłam, popychając bezwstydnie tyłek w jego stronę z desperacką
potrzebą uwolnienia,
- Może to też? - zasugerował, zamieniając palce na język, liżąc skórę wokół
mojej cipki. Żałosny jęk wydobył się z moich ust i pragnęłam wyciągnąć rękę,
by przytrzymać go tam, dopóki nie pozwoli mi dojść.
Właśnie wtedy, gdy myślałam, że nie dam rady już więcej znieść, jego język
wylądował między fałdkami. I się kurwa rozbiłam. Orgazm przeszył moje ciało
z intensywnością, która sprawiła, że musiałam walczyć, by utrzymać się na
nogach.
Eli przestał dopiero, gdy poczuł, że ostatnia fala dobiegła końca. Pomógł mi się
podnieść, jednocześnie wciąż drażniąc moje sutki.
- Sypialnia – zażądał ochrypłym warknięciem. Zanim skończył mówić,
pokręciłam głową. - Dlaczego nie?
- Coop tam jest – odpowiedziałam. Kiedy mój mózg oczyścił się z seksualnej
mgły, usłyszałam, jak jęczy i drapie, chcąc się wydostać.
Rozległo się niskie warknięcie, które wzięłam za rozczarowanie lub frustrację,
albo za jedno i drugie.
- Mam w torebce prezerwatywy – zapewniłam, myśląc, że to może była
przeszkoda, ponieważ wszyscy zazwyczaj trzymali je blisko łóżka. Mimo że nie
uprawiałam przypadkowego seksu, nosiłam je wszędzie, na wypadek gdyby
ktoś ich potrzebował, na przykład w barze.
Ledwo skończyłam mówić, a on już rozpinał zamek w mojej torebce,
odnajdując je w kieszonce, gdzie zazwyczaj trzymałam je wraz z tamponami.
Wrócił z prezerwatywą o smaku dyniowej przyprawy, które były jesienną
promocją i parsknął śmiechem, a potem usłyszałam dźwięk rozpinanych
spodni, który zagłuszył każdą inną myśl w mojej głowie.
Pragnienie, zaspokojone przed chwilą, wróciło jak szalone.
Eli szybko uporał się ze spodniami, a potem rozerwał opakowanie i założył
prezerwatywę. Właśnie wtedy, gdy byłam już pewna, że zaraz poczuję jak
wdziera się do środka, by położyć kres chciwej potrzebie spełnienia, chwycił
mnie za biodra i odwrócił. Uniósł mnie, zakładając nogi na swoje biodra i
przeniósł do salonu, opadając na kanapę. Tam złączył nasze usta, ale nie
spieszył się do innych ruchów.
Pragnęłam sięgnąć między nas, chwycić jego kutasa i ustawić go tam, gdzie tak
mocno go potrzebowałam. To było niczym obsesja. Ale nie potrafiłam się
uwolnić, więc mogłam tylko opuszczać biodra, przyciskając cipkę do jego
penisa, próbując w jakiś sposób się zaspokoić.
Kiedy zajęczałam, wbił rękę w moją czaszkę, niemal boleśnie. Wiedziałam, że
również był na skraju. Sześć lat. Ja nie pieprzyłam się od zaledwie dwóch, a
traciłam zdrowie z każdą kolejną sekundą, kiedy nie dochodziłam. Na dodatek
ocierałam się o niego, jak nastolatka, chcąc sobie w tym pomóc.
W końcu oderwał się ode mnie i podczas gdy jedną dłoń zacisnął mocno na
moim tyłku, drugą sięgnął między nas, by przycisnąć kutasa do mojego wejścia.
Przez dłuższą chwilę przytrzymywał go tam, a potem cofnął biodra i jednym
ruchem wypełnił mnie w całości.
- O mój Boże – krzyknęłam.
- Kurwa – warknął, zamykając oczy. Szukał kontroli. Po tak długim okresie
suszy nie mogłam sobie wyobrazić, jak ciężko było ją odnaleźć.
Ale ja tego nie potrzebowałam.
Nie potrzebowałam, by się kontrolował.
Potrzebowałam, by się we mnie poruszył.
- Eli, pieprz mnie – zażądałam, kiedy otworzył oczy, poruszając biodrami w
kółko.
Cokolwiek go trzymało, stracił to i zaczął się poruszać – mocno, szybko.
- Boże, tak – jęknęłam, pochylając się do przodu, by oprzeć głowę na jego szyi,
gdy moje biodra opadały, by spotkać się z każdym jego pchnięciem, zabierając
go tak głęboko, jak tylko pozwalało na to moje ciało.
- Chcę patrzeć – powiedział, szarpiąc mnie, bym na niego spojrzała.
To były sekundy. Kilka sekund sprawiło, że orgazm sprzed chwili wydawał się
dziecięcą zabawą. Ten, znacznie silniejszy, przedarł się przeze mnie w
gwałtownym pulsowaniu, zabierając mi dech.
- Kurwa, Autumn – warknął, napinając się. Trzymał mnie, dopóki ostatnia fala
przyjemności nie ustąpiła, a potem wszedł we mnie i sam doszedł z moim
imieniem na ustach.
Opadłam na niego, moje ciało drżało lekko od wstrząsów wtórnych, których nie
czułam od lat, czego zwykle doświadczałam tylko po niezwykle intensywnym
seksie.
- Chodź, tutaj – zażądał, przyciskając mnie do swojej piersi. Jego ręka uniosła
się i przez chwilę wodziła palcem po mojej szczęce, obserwując mnie niemal z
czcią.
Cóż, nic nie mogło powstrzymać mnie przed przytuleniem go. On również
mnie objął, delikatnie głaszcząc po plecach, co sprawiło, że w moim brzuchu
pojawiło się stado motyli, które bardzo starałam się zignorować, wiedząc, że
mam tendencję do nadinterpretowania niektórych gestów.
- Tak, musimy to powtórzyć – powiedział kilka chwil później.
Uniosłam się, posyłając mu uśmiech. Z jednej strony, ponieważ tak, też
chciałam to powtórzyć – z tysiąc razy – ale także dlatego, że to oznaczało, że
będziemy się częściej widywać. Chociaż wiedziałam, że to było niebezpieczne,
ponieważ zbyt dużo o tym myślałam, a jedyne, co mu zaoferowałam, to seks i
przyjaźń.
W pewnym sensie, to była prawda.
Czym był związek, jeśli nie połączeniem seksu i przyjaźni?
To po prostu nie miało takiej etykiety.
Myślę, że mogłabym z tym żyć.
- Mogę się z tym zgodzić – odpowiedziałam.
Zaśmiał się, a kiedy spojrzał na mnie tymi jasnymi oczami, napięcie wokół nich
wydawało się zniknąć po raz pierwszy, odkąd zobaczyłam, jak próbuje nakłonić
swojego psa do wykonania polecenia.
- Och, mam tyle pomysłów – obiecał, klepiąc mnie po udzie. - Podnieś się.
Oderwałam się od niego, próbując powstrzymać swoją niechęć do poczucia, że
mnie opuszcza. Cóż, niestety bezpieczny seks miał swoje mniej seksowne
strony, którymi trzeba było się zająć. Podniosłam się więc, a Eli wstał i poszedł
do łazienki. Gdy zostałam sama, nagle poczułam się zbyt odsłonięta, więc
założyłam koszulkę i udałam się do kuchni w poszukiwaniu majtek.
Eli wyszedł chwilę później. Jego ciało było już kompletnie rozluźnione – to był
widok, który uwielbiałam oglądać.
- Wygląda na to, że Coop potrzebuje spaceru – skomentował, sięgając po
koszulkę.
- Tak, zwykle nie jest zamknięty tak długo – zgodziłam się.
- Chcesz przebrać się w coś cieplejszego i pójść go ze mną wyprowadzić?
Zgodziłam się.
Dużo chętniej niż powinnam.
Więc... zabraliśmy Coopa na spacer.
I wyglądaliśmy jak zwyczajna para.
Rozdział 8
Eli
- Tylko mówię – oznajmił Bobby następnego dnia przy śniadaniu. Najwyraźniej
zostaliśmy śniadaniowymi kumplami. - Znam spojrzenie mężczyzny, który
zamoczył po długim zamknięciu. Ty masz dokładnie takie spojrzenie. Na
dodatek nie było cię w domu zeszłego wieczoru.
- Co to, kurwa, sąsiedzki patrol? - zapytałem, uśmiechając się. - Patrzyłeś na
mnie zza zasłon, jak jakiś stary, wścibski sąsiad?
- Czyściłem pierdolone okna, okej? - sprzeciwił się, próbując zachować twarz.
- Jasne, jasne. Późnym wieczorem?
- Zmieniasz temat – oskarżył, choć sam robił teraz to samo.
- Prawda – zgodziłem się, odchylając na krześle. Byłem pełen po
śniadaniowym burrito, które mi przyniósł.
- A więc zaliczyłeś! Widzisz, człowieku, wiedziałem.
Będąc szczerym, nie próbowałem ukryć swojego dobrego nastroju, więc Bobby
potrzebował jedynie prostej matematyki, by to rozgryźć. Byłem samotnikiem
przez wszystkie lata, które spędziłem więzieniu, a potem pewnego wieczoru
wychodzę i wracam późno do domu w dobrym nastroju? Tak, dwa plus dwa
równa się cztery.
Nie dało się też ukryć, że ten seks był cholernie fenomenalny. I nie myślałem
tak dlatego, że minęło sporo czasu, odkąd się z kimś pieprzyłem. Jeśli robiłeś to
wystarczającą ilość razy w życiu, wiedziałeś, kiedy był jedynie dobry
technicznie, bo wszyscy zaangażowani poczuli ulgę w stresie, a kiedy to było
coś więcej, doświadczenie, które chciałeś powtarzać wielokrotnie i nigdy nie
miałbyś dosyć. To był ten drugi rodzaj seksu. Oszałamiający, wywołujący
obsesję rodzaj seksu.
Byłem pewien, że nigdy nie będę miał tego dość, a sądząc po sposobie, w jaki
odpowiedziała, czuła tak samo.
A Autumn, cóż, była właścicielką sklepu erotycznego. Założę się, że jej stolik
nocny i szafa były pełne niekończących się godzin zabawy. Zamierzałem to
zbadać. Wielokrotnie.
Czy wiedziałem, że to wiąże się z pewnym ryzykiem? Tak, nie byłem głupi. Nie
mógłbym jej pieprzyć i nie czuć żadnego połączenia. Nie była tylko jakąś
przypadkową laską w barze. Na dodatek była, czy chciałem to przyznać czy nie,
łącznikiem z moim starym życiem. Była tam nić, mała, ale zauważalna.
Więc to było ryzykowne, a ja obiecałem sobie, że nie podejmę żadnego ryzyka.
Ale coż, teraz, gdy wiedziałem już jak to jest z nią być, nie zamierzałem z tego
rezygnować. Poza tym, nadal mogłem realizować swoje plany i przywrócić
życie na właściwe tory. Cholera, może seks pozwoliłby mi się bardziej
zrelaksować, a to było pożądane, kiedy miałeś problemy z wściekłością.
- Złodziejka psów, prawda? - założył słusznie. - Powiedz mi, że jest gorąca.
- Seksowna jak cholera – odpowiedziałem. Była piękna. Zauważyłem to już
sześć lat temu przy kawiarni. Miała oszałamiającą twarz, cudowny uśmiech i
oczy, które skrywały tajemnice. Ale wczoraj zobaczyłem resztę. I seksowna,
choć trafnie, nie oddawało jej sprawiedliwości. Była idealna. Każda krzywizna,
linie, nachylenie – nie było żadnego zarzutu. Dodajmy do tego pewność siebie i
swobodę dotyku. Mężczyzna musiałby być ślepy, by tego nie zauważyć. Nadal
nie pojmowałem jak to się stało, że wciąż była singielką.
- To wszystko, co mi dasz? Żadnych szczegółów?
Najwyraźniej był urażony tą perspektywą. Większość facetów plotkowała, bez
względu na to, jak bardzo twierdzili, że tego nie robili. Ale tym razem czułem
silną chęć zatrzymania tego, co ja i Autumn stworzyliśmy między sobą i
właśnie to zamierzałem zrobić.
- Tak, to wszystko. Żadnych szczegółów.
- Jaki tajemniczy – odpowiedział, potrząsając głową. - Więc jaki masz plan na
dziś?
- Muszę wrócić do galerii, żeby zobaczyć, ile mam miejsca, aby mógł zabrać
się do pracy.
- Do kiedy masz czas?
- Dwa dni po Święcie Dziękczynienia.
- To wystarczająco dużo czasu?
- Kiedyś w jeden weekend stworzyłem portret rodzinny trzech pokoleń, w tym
szesnastu wnuków.
- Tak, ale to było w więzieniu. Tam nie miałeś nic innego do roboty poza pracą.
Tam nie czekał na ciebie żaden piękny i seksowny rozpraszacz uwagi.
To była prawda.
Ale Autumn też pracowała, więc miałem kilka godzin w ciągu dnia.
- Powinno być dobrze.
Skinął głową i wstał, zabierając kawę. - Mam niezły profil, człowieku. Tylko
mówię. Dobrze bym wyglądał na tej pieprzonej ścianie.
Po tym odszedł, pozostawiając mnie, bym się zastanawiał, czy mówił poważnie
czy nie. Czasami ciężko było to u niego stwierdzić. Ale i tak nie planowałem go
wykorzystać. Miałem inne pomysły. Miałem demony do wypędzenia, a
pomyślałem, że jedynym sposobem na zrobienie tego, jest wylanie ich na
papier.
***
- Eli!
Gówno. Kurwa.
Powinienem wiedzieć, żeby pojechać do marketu dwa miasta dalej, zamiast
małego sklepu dla majsterkowiczów w mieście. Ale potrzebowałem jedynie
wiertła, by wykonać kilka poprawek w domu. Jechanie tak daleko po jedną,
małą rzecz wydawało się głupie.
Ale idąc boczną uliczką w kierunku nowego samochodu – czarny pickup, nie
jakiś okropnie drogi – i słysząc swoje imię głosem, który z całą pewnością
rozpoznawałem, tak, to sprawiło, że zrozumiałem, dlaczego musiałem trzymać
się z daleka od głównych ulic Navesink Bank.
Nie chciałem tego robić.
To dlatego mieszkałem w obskurnym bliźniaku w dość kiepskiej dzielnicy.
To dlatego wychodziłem z domu tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne,
zwłaszcza w ciągu dnia.
To dlatego powinienem pojechać do cholernego marketu.
Nie chciałem ich widzieć. Nie chciałem patrzeć im w oczy i mówić, żeby
ruszyli dalej i o mnie zapomnieli. Nie chciałem patrzeć, jak wbijam nóż w ich
wnętrzności, jak to zrobiłem niezliczoną ilość razy sobie.
Ale teraz nie mogłem już tego uniknąć. Rzuciłem torbę do ciężarówki i
odwróciłem się twarzą do niego.
Mojego brata.
Chryste, nawet myślenie o tym słowie sprawiało ból.
Myślałem, że to już koniec. Myślałem, że usunąłem emocje na tyle, by nie
obchodziło mnie rodzinne gówno. Najwyraźniej jednak przygotowywanie się
na nieuniknione, a rzeczywiste stawienie z tym twarzą w twarz, to dwie
zupełnie różne rzeczy.
Wyglądał tak samo. Może trochę starszy. Te same atramentowo-czarne włosy.
Te same oczy, które widziałem każdego ranka w lustrze. Ta sama struktura
kości. Ta sama budowa. Te same tatuaże.
- Hunter – powiedziałem, utrzymując głos beznamiętny, modląc się, by nie
pokazać żadnej emocji.
- Co do cholery? - zapytał, potrząsając głową. Widziałem ból w jego oczach i
całej postawie oraz słyszałem w głosie.
Chryste, bolało bardziej, niż myślałem, ze może po tak długim czasie.
- Co? - zapytałem, wzruszając ramionami.
- Sześć lat, Eli? Bez żadnego słowa? Nie wiedzieliśmy nawet, czy tam kurwa
żyjesz.
- Jestem prawie pewien, że informują najbliższych krewnych, jeśli więzień
umrze.
Zmarszczył brwi. - Co to za gówno?
- Jakie gówno?
Jeśli był ktoś, kto mógłby ci powiedzieć, że totalnie ci odbiło podczas
nieobecności, to była tylko rodzina.
- Miałeś tam psychologa?
- Myślisz, że straciłem rozum?
- Jeśli twój pierdolony, martwy ton ma o czymś znaczyć, brachu, to myślę, że
straciłeś rozum. Czy masz pojęcia, jak bardzo mama płakała z twojego
powodu? Starała się to ukryć, ale można to było zauważyć przy każdym
święcie. Wiesz, ile razy siedzieliśmy i rozmawialiśmy o tobie, martwiąc się, co
może się tam z tobą dziać? Czy masz pojęcia, jak to było próbować powiedzieć
dziewczynkom, że to nie tak, że ich już nie kochasz; po prostu trafiłeś do złego
miejsca?
Dziewczynki.
Kurwa.
Cokolwiek zostało z mojego serca, odeszło wraz z tym komentarzem.
- Powinieneś był im po prostu powiedzieć, że nie żyję. - Sięgnąłem do drzwi.
- Dlaczego, do cholery, miałbym to kiedykolwiek zrobić?
Spojrzałem mu w oczy, chcąc, by zobaczył szczerość w moich słowach.
- Ponieważ taka jest prawda.
Wsiadłem do samochodu i włączyłem silnik, wycofując się. Musiałem się
stamtąd wydostać. Mój puls walił jak szalony, a głowa niepokojąco zaczęła
odpływać.
Nie zamierzałem się poddawać.
Nie zamierzałem pozwolić, by to znowu się stało.
Musiałem to wyłączyć, ale nawet gdy próbowałem, wiedziałem, że nie dam
rady tego zrobić. Musiałem krzyczeć. Musiałem w coś uderzyć.
Nie.
Nigdy więcej bicia, nawet pierdolonej poduszki.
Nie mogłem iść tą drogą.
Ale musiałem zatrzymać ten cykl.
Moja głowa odpływała. Traciłem wizje. Serce biło szalenie w piersi. Jeśli
szybko czegoś nie zrobię, stracę to. A nie miałem nawet celu dla wściekłości,
więc szkody mogły być ogromne. Czy mógłbym stać się tym potworem, który
bije kogoś niewinnego?
Nawet nie wiedząc kiedy, zaparkowałem wzdłuż budynku i wyskoczyłem,
zaciskając ręce w pięści tak mocno, że tworzyłem na skórze krwawe
półksiężyce.
Gubiłem to, kurwa.
Szarpnąłem drzwi, wiedząc, że jedna osoba była w środku. Sięgnąłem do
portfela, wyjąłem sto dolarów i podszedłem do faceta oglądającego różne
pierścienie na penisa, rzucając banknotem prosto w jego twarz.
- Sto dolców, byś wrócił tu za godzinę.
Nie wahał się. Wziął hajs, schował go do kieszeni i niemal pobiegł do drzwi.
Poszedłem za nim, by przekręcić zamek.
- Eli, co ty do cholery robisz... - zaczęła Autumn zza biurka. Kiedy się
odwróciłem, całe jej ciało zesztywniało. - Co się stało?
- Nie skrzywdzę cię – powiedziałem, ledwo się powstrzymując. Moja szczęka
była zaciśnięta, a ból przeszywał skronie.
- Ach, okej? - odpowiedziała, marszcząc brwi, kiedy ruszyłem w jej stronę,
zabierając kilka rzeczy z półek.
- Nie w ten sposób – wyjaśniłem.
- Eli, czy ty chcesz...
- Mam zamiar cię skrzywdzić – dodałem, wypatrując jakichkolwiek oznak
wahania. Nawet rozchylenie ust byłoby wystarczające, co musiałem zobaczyć,
by się odpieprzyć. - Ale nie w ten sposób. To twoje wyjście – zaproponowałem,
rzucając paczki na blat u jej boku. - Weź je, jeśli chcesz. Żadnych pytań.
- Nie chcę tego – odpowiedziała niemal natychmiast, całkowicie mi ufając,
choć nie zrobiłem ani jednej cholernej rzeczy, aby na to zasłużyć.
- Masz pokój bez okien? - Sięgnąłem do gigantycznej miski z prezerwatywami,
którą trzymała przy kasie z tabliczką opisaną „baw się bezpiecznie”
- Magazyn. - Jej głos już był zamglony.
Chciała tego.
Nie tylko zgadzała się, bo tego potrzebowałem. Sama też tego chciała.
To było z mojej strony pokręcone i złe, a nawet niesprawiedliwe, chcieć, by ona
również tego pragnęła, by była zadowolona, że zamierzam ją skrzywdzić.
Kiedy wszedłem do sklepu i zrozumiałem swój zamiar, wszystko kliknęło.
Nabrało sensu. Nie chodziło o to, że musiałem pozbyć się wściekłości. Byłem
prawie pewien, że historia – nawet bardzo niedawna – udowodniła, że nie było
takiej możliwości. To musiało nadejść. A im bardziej temu zaprzeczałem, tym
większa była szansa, że znów się pojawi.
Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się, czy istniało inne rozwiązanie, niż
całkowite pozbycie się tego. Nie widziałem innych opcji.
Wypuścić to.
Pod kontrolą.
Aby potem wykorzystać.
Czy to sprawi ból? Tak... ale także katharsis.
Mógłbym to stopniowo uwolnić.
Mógłbym go użyć, a potem usunąć.
Mógłbym przynieść niewielką ilość bólu, pozbywając się wściekłości, a potem
mogłem sprawić przyjemność jej, sobie, nam obojgu jednocześnie, zmywając
resztę.
By zacząć wszystko od nowa.
- Chodźmy.
Rozdział 9
Autumn
Eli wyszedł zaraz po spacerze z Coopem poprzedniej nocy.
I chociaż część mnie była gotowa na rundę drugą, a może nawet trzecią, nadal
kładłam się do łóżka z uśmiechem.
Obudziłam się, gdy Peyton usiadła na skraju z dwiema filiżankami kawy w
dłoniach.
- Wybaczę skradanie, ponieważ masz kofeinę. - Wzięłam gorący kubek,
opierając się o wezgłowie.
- Zapytałabym, czy się pieprzyliście, ale twoja kieszeń z prezerwatywami w
torebce była otwarta, więc wiem, że tam doszliście – poinformowała,
rozsiadając się. - Czy było gorąco? Założę się, że tak.
- Więził moje ramiona – przyznałam szczerze. - Właściwie przez cały czas.
- Och, a więc lubi się bawić. Ugh, to niesprawiedliwe. Zwykle gorący faceci nie
dodają nic od siebie. To takie nudne.
- Nie, on na pewno do nich nie należy – zaśmiałam się. Ja też miałam w życiu
kilku takich facetów. Tylko bangbangbang. Nic ciekawego, nic
nieoczekiwanego, nic zabawnego. Tylko kutas uderzający w cipkę. Znam zbyt
wiele odmian seksu, aby zadowolić się takim na długo. - Było gorąco. Trochę
wymagająco. Lubi też gadać.
Ostrożnie zacisnęła usta. - A jest w tym dobry? Nie ma nic gorszego od faceta
żałośnie próbującego brudnej gadki.
To było cholerna prawa.
- Jest dobry.
- Szczęśliwa suka. Gorący, słodki, zabawny, dobry w kontaktach ze
zwierzętami i w brudnej gadce? Zaczekaj... Czy jego kutas jest mały?
- Jego kutas jest doskonały.
- Nienawidzę cię – oznajmiła, wzdychając dramatycznie. - Nie ma za co, moja
droga. Musiałam przez dwie i pół godziny wysłuchiwać o dziewczynie
Ronny'ego i ich życiu, żeby dać wam ten czas sam na sam.
- Dziękuję – przyznałam, mając to na myśli. Gdyby nas nie popchnęła, znów
budziłabym się w nocy, wkurzona przez seksualną frustrację.
- Jesteś mi winna karton tego wina, które przyniósł.
- Załatwione.
- Kiedy znów się z nim spotykasz. Dobrze wiemy, że nie jesteś dziewczyną na
raz.
- Zgodziliśmy się zostać przyjaciółmi z korzyściami. Wymieniliśmy się
numerami, ale nie umówiliśmy się na randkę. Zgaduję, że spotkamy się, gdy
nasze harmonogramy się pokryją.
- Nie miałam okazji ci powiedzieć, skąd wychodził, gdy go przyłapałam.
- Skąd? - zapytałam zaciekawiona. Wiedziałam, że nie powinnam tyle wiedzieć
o przypadkowym przyjacielu od seksu, ale nie mogłam się powstrzymać.
- Z galerii. Najwyraźniej, a wiem to, bo wczoraj prześledziłam ich facebooka,
gdy Ronny opowiadał, że Iggy nigdy nie używa właściwego lubrykantu,
nieważne, ile razy jej o tym przypomni, będzie miał swój udział w kolejnej
wystawie.
- To niesamowite. Jest naprawdę dobry.
Wiedziałam o tym tylko dlatego, że dawno temu narysował mój portret. Jeśli
przez ten czas nadal ćwiczył, cóż, mogłam sobie tylko wyobrazić, jaki był
niesamowity. Dobrze dla niego. Uwielbiałam, jak ludzie robili w życiu to, co
kochali.
To dlatego byłam podekscytowana, kiedy Peyton powiedziała mi, że zamierza
zostać bibliotekarką, mimo że biblioteki to przeżytek i słabo tam płacą. Ona
jednak kochała spędzać czas samotnie i pochłaniała książki szybciej niż
większość ludzi, których znałam. Może i nie była bogata, ale była szczęśliwa.
Tylko to się liczyło.
Artysta brzmiało o wiele bardziej satysfakcjonująco od egzekutora
pożyczkowego. Poza tym, wiesz, to było legalne, a skoro przez kolejny rok był
na warunkowym, to było dla niego dobre.
Nie zamierzałam iść na premierę – chyba że oczywiście mnie zaprosi – ale
chciałam pójść i zobaczyć jego pracę. Byłabym zbyt ciekawa, żeby tego nie
zrobić.
- Musiałaś się oblać wybielaczem?
- Słucham?
- Mała panienko nie mogę się pieprzyć bez połączenia, po prostu zostałaś
zerżnięta bez połączenia. Nie czujesz się teraz nieczysta, czy coś w tym
rodzaju?
- Nigdy nie czułam się brudna – sprzeciwiłam się natychmiast. - Znasz mnie
lepiej. Nie wierzę w te bzdury. Po prostu... seks podoba mi się bardziej, kiedy
mam w sobie osobę, na której mi zależy.
- Ach, widzisz. W tym tkwi problem. On nie jest jakimś randomowym gościem.
Zależy ci na nim. Teraz rozumiem. To będzie dobre, prawda? Nawet jeśli to
nigdzie nie zaprowadzi?
- Ktoś mądry powiedział mi kiedyś, że większość związków nie wypali, ale to
nie znaczy, że nie możesz się nimi cieszyć, dopóki trwają.
- Jestem genialna, prawda? - zapytała, wstając z łóżka. - Chodź. Zrobiłam
bułeczki z jajkiem i serem. Myślę, że przez jakiś czas będziesz potrzebować
dodatkowego białka. I płynów.
Miałam przeczucie, że miała rację.
Ale nie zdawałam sobie sprawy, że tak szybko dostanę drugą sesję.
Ale potem pojawił się w moim sklepie, płacąc klientowi, by wyszedł. Bądźmy
szczerzy, ten frajer wybierał pieprzone pierścienie na penisa przez prawie
godzinę. Jednak nadal... to klient.
Od razu wiedziałam, że coś było nie tak.
Zniknął człowiek, którego widziałam w kawiarni sześć lat temu, który przyniósł
mi kawę, który pojawił się w moim mieszkaniu z winem i dał mi niesamowite
orgazmy.
Ten człowiek był bestią.
Bestia. Tak, to było trafne określenie.
Wtedy zrozumiałam. Właśnie to miał na myśli, kiedy mówił o wściekłości i o
tym, że nie potrafi jej kontrolować. On dosłownie płonął. Powietrze wibrowało
wokół niego. To go pochłaniało. Naprawdę, kiedy spojrzałam mu w oczy,
ledwo mogłam dostrzec światło mężczyzny, którym zwykle był.
A ten Eli chciał mnie skrzywdzić.
Nie, cofam to.
Musiał mnie skrzywdzić.
Nauczyłam się wystarczająco dużo, by wiedzieć z doświadczeń i badań, że dla
niektórych ostra jazda była po prostu zabawą i sposobem na urozmaicenie, ale
dla innych było to jak terapia. Dominanci musieli przejmować kontrolę, by
oczyścić emocje, a ulegli musieli oddać władzę, zaufać i zrelaksować się. To
był katharsis dla obu zaangażowanych. Seks mógł być – i dla wielu często był –
terapią.
Tego właśnie potrzebował ode mnie Eli.
Szczerze mówiąc, byłam bardziej niż szczęśliwa mogąc mu to dać.
Wirowało mi w brzuchu mieszanką podniecenia i niepokoju kiedy prowadziłam
Eli'ego na tyły, gdzie miałam małą kuchnię, łazienkę i ciemny, lekko
przerażający magazyn pełen metalowych regałów.
Ciężkie drzwi zatrzasnęły się za mną, przez co podskoczyłam, obracając się. Na
stół opadły przedmioty, które wybrał z mojego sklepu. Przedmioty, których
wiedziałam dokładnie, jak używać i jak on użyje ich na mnie. Nie można było
zaprzeczyć, że dreszczyk emocji mieszał się z drobnym śladem wahania. Nie
dlatego, że nie chciałam eksplorować, tylko dlatego, że wcześniej nie zaszłam
jeszcze tak daleko. Oczywiście lubiłam posuwać się coraz dalej, ale w tym
miejscu musiało wkroczyć zaufania. Czy ufałam Eli'emu tak mocno? Prawie
nie znałam tego człowieka.
- Czerwony – powiedział, otwierając jeden z przedmiotów.
- Słucham?
- Bezpieczne słowa to bzdury. Zielony. Żółty. Czerwony. To wszystko, czego ci
potrzeba. Nie wymagają wyjaśnień i nigdy ich nie zapomnisz.
Zielony oznaczał dajesz dajesz.
Żółty oznacza zwolnij, bo postępujesz zbyt szybko.
Czerwony oznacza przestań, zatrzymaj się.
Miał rację, nikt nigdy nie mógłby ich zapomnieć.
- Okej – zgodziłam się, obserwując jak bez problemu otwiera kolejne
opakowania. Rozrywał gruby plastik gołymi rękami. To nie powinno być
seksowne, ale ja miałam problem z otwieraniem tych rzeczy wielkimi
nożyczkami.
- Rozbierz się – zażądał, a słowa wywołały dreszcz. - Teraz, Autumn – dodał,
gdy nastąpiła chwila wahania.
Zaciskając mięśnie w udach, zaczęłam się rozbierać.
Apodyktyczny Eli. Mogłabym się do tego przyzwyczaić. Część mnie chciała
poczuć zabawę i trochę mu dokuczyć, ale coś mi mówiło, że w tym miejscu nie
było na to miejsca, więc zdjęłam ubranie, jak zażądał.
Koszulka. Spodnie. Biustonosz. Majtki.
Moje sutki stwardniały z oczekiwania i chłodu, kiedy szłam do niego zupełnie
naga.
- Na tym stole – powiedział, ignorując mnie. Zabrał rozpakowane rzeczy do
małej umywalki i zaczął je myć. Nawet tak zagubiony, był w stanie myśleć
trzeźwo. Może skupienie na zadaniach pomagało mu się nieco opanować.
Oparłam się o stół i czekałam aż skończy.
- Odwróć się . Ręce i kolana na stole.
W takiej pozycji nie będę w stanie go zobaczyć. Nie mogłam zrozumieć,
dlaczego było to absolutnie ekscytujące. To powinno mnie przerażać. Powinno
mnie niepokoić, że nie zobaczę, co nadchodzi.
Metal uderzył o stół, przez co podskoczyłam, a po chwili mankiet owinął się
wokół jednej kostki, unieruchamiając ją.
- Rozłóż uda do końca.
Tak zrobiłam.
Następnie założył kolejny mankiet.
Wiedziałam co nadchodzi.
- Ręce między nogami.
Pas wymuszający postawę. Trzymał szeroko rozstawione nogi i przykuwał ręce
do środka, uniemożliwiając jakikolwiek ruch, Mogłeś ciągnąć lub wiercić się,
ale nie mogłeś się uwolnić.
Byłam lekko zawstydzona tym, jak odsłonięta byłam w tym momencie. Jednak
biorąc pod uwagę wymuszanie postaw, to był najmilszy zestaw. Mógł wybrać
wiele gorszych, przykładowo taki przymocowany do kręgosłupa z
zakrzywionym haczykiem z kulką, którą wkłada się w tyłek, więc jeśli
próbujesz się poruszyć, kulka ciągnie w bardzo nieprzyjemny sposób,
zmuszając do wrócenia na miejsce.
Więc jeśli Eli chciał mnie w tej pozycji i nie planował wbijać mi kulki w tyłek,
byłam chętna, by w niej pozostać.
Mój żołądek lekko się skurczył, gdy poczułam kajdanki. Skłamałabym mówiąc,
że ani na chwilę nie ogarnęła mnie panika czy instynkt samozachowawczy. Tak
było. Ale o to właśnie chodziło. Musiałeś się poddać. Trzeba było zaufać.
Chociaż wiedziałam, że planował mnie skrzywdzić, wiedziałam również, że
zamierzał sprawić, bym poczuła się dobrze. I byłam pewna, że mogłam mu
ufać. Znałam hasła. Byłam bezpieczna.
Podszedł do mnie. Nie mogłam zobaczyć, co dla mnie szykował, ale poczułam
delikatny powiew skórzanych pasm na skórze moich pleców i tyłka. Prawie
przesunęły po mojej cipce, która z każdą sekundą stawała się coraz bardziej
mokra, a on doskonale to widział w tej pozycji.
Eli milczał. Był skupiony. Chciał utrzymywać kontrolę, jednocześnie stopniowo
odpuszczając.
Walnięcie.
Przyzwyczajona do miękkości, nagłe ukłucie sprawiło, że wygięłam się w łuk i
jęknęłam, a moje ciało instynktownie próbowało się złożyć, choć była to
bezcelowa próba.
Kolejne uderzenie.
Kolejne prosto w tyłek, które sprawiło, że uniosłam biodra.
Następnie, zanim mogłam w pełni zarejestrować ból poprzedniego, dochodziło
kolejne.
Raz po raz.
Dopóki nie było więcej palącej, kłującej i zaognionej skóry, niż zwykłej,
- Oddychaj – rozkazał Eli, uświadamiając mi, że wstrzymywałam oddech,
oczekując kolejnych ciosów.
Wtedy chłodny płyn spłynął mi po tyłku i wiedziałam, co nadchodziło,
ponieważ zauważyłam zatyczkę wśród paczek. Końcówka przycisnęła się do
wejścia z mocnym naciskiem, a skórzane paski bicza ponownie znalazły się na
mojej skórze, tym razem delikatnie przesuwając po skórze. Wygięłam tyłek
nieco wyżej, a Eli wcisnął zatyczkę.
Bolała mnie cipka z potrzeby spełnienia, ale bez względu na to, jak wielkie
było to pragnienie, nie mogłam ścisnąć ud, by to załagodzić.
Eli palcem przesuwał zatyczkę, co powodowało kolejny przypływ potrzeby.
Zastanawiałam się, czy będzie z nią pracował, pozwalając mi dojść, ale wtedy
usłyszałam ten niski, dudniący dźwięk w jego klatce piersiowej, podobny do
pożądania, ale zmieszany z czymś innym, prawdopodobnie z częścią, która
wciąż w nim szalała.
Nie było wielkiego zaskoczenia, kiedy bicz powrócił, nieco bardziej
wymagający i silniejszy. W momencie, kiedy byłam pewna, że nie będę w
stanie dłużej tego znieść, poczułam skórzane paski między wargami mojej
cipki, powodując nieoczekiwany orgazm przeszywający moje ciało.
Tym razem, kiedy warknął, było to czyste pragnienie.
Rozsunął zamek.
Otworzył paczkę.
Potem, kiedy wciąż byłam na falach poprzedniego orgazmu, a zatyczka nadal
znajdowała się w moim tyłku, wszedł we mnie. Mocno. Do samego końca.
Nie mogłam nawet przyzwyczaić się do nowego uczucia penetracji – coś w
rodzaju nacisku na ścianę miednicy, którego nigdy wcześniej nie
doświadczyłam – zanim zaczął mnie pieprzyć.
Kolejne pchnięcia prawie wyrzucały mnie do przodu, ale jego ręce skutecznie
przytrzymywały moje biodra, zdając mnie w pełni na jego miłosierdzie.
- O mój Boże – krzyknęłam, gdy wbijał się coraz szybciej i głębiej, choć
myślałam, że to nie było już możliwe. - Eli, ja...
Wsunął rękę między moje uda i to było to. Tyle wystarczyło.
Nie byłam pewna, czy intensywność orgazmu pochodziła z zaangażowania w to
wielu miejsc, czy z bólu, który był również przyjemnością, czy też dzięki byciu
na czyjejś łasce, ufając mu całkowicie. Wiedziałam tylko, że prawie straciłam
przytomność. Moja cipka drżała i czułam to w miejscach, które nigdy wcześniej
tego nie odczuwały. Moja wizja pociemniała, gdy fale wciąż przebijały się
przede mnie. Eli dalej mnie pieprzył, dopóki nie znalazł własnego wyzwolenia,
a potem powoli się wyślizgnął i wyciągnął zatyczkę.
Ledwo to wszystko rejestrowałam. Część mojego mózgu nadal była wyłączona.
Moje kostki i nadgarstki zostały uwolnione, a następnie Eli wziął mnie na ręce i
posadził sobie na kolanach.
- Przepraszam – wymamrotał z ustami przy moich włosach.
Przepraszał?
Za orgazm życia?
Za danie mi nowego doświadczenia, o którym nawet nie wiedziałam, że
mogłoby mnie zainteresować?
Chciałam mu tyle powiedzieć, ale nadal byłam zbyt oszołomiona, by znaleźć
słowa.
- Jestem takim chujem – dodał.
Szorstki, udręczony dźwięk w jego głosie wydawał się tym, czego
potrzebowałam, by trochę otrzeźwieć.
- Nie, nie jesteś – sprzeciwiłam się, obejmując go.
- Gdybyś teraz zobaczyła swoje plecy, zgodziłabym się ze mną. Ja nawet,
kurwa, nie zauważyłem, że jesteś już cała czerwona.
- Może nie widzę swoich pleców, ale wiem to – zapewniłam go. - Eli, nic mi nie
jest. Mogłam cię powstrzymać, jeśli chciałam.
- Czujesz się dobrze z powodu endorfin, kochanie. Za godzinę mnie kurwa
znienawidzisz.
- Nie będę cię nienawidzić,
- Nie zachowuję się tak. Nie robię takiego gówna.
- Gówna jak?
- BDSM.
Jak na amatora, był w tym całkiem dobry. Ale z drugiej strony, musiałeś jedynie
obejrzeć nieco profesjonalnego porno BDSM i już wiedziałeś, jak korzystać
prawidłowo ze wszystkich zabawek.
- Nie lubię ranić kobiet – dodał, gdy milczałam.
- Ale tak naprawdę to ich nie boli. To co innego.
- Masz czerwone ślady na plecach, tyłku i udach. I to ja je tam umieściłem,
Autumn,
- Ta, ale to nie był... zły ból. - Nic nie odpowiedział, ale jego ciało wciąż było
napięte, pełnie nienawiści do samego siebie. - To było oczyszczające dla nas
obu, Eli – zapewniłam go.
- W jaki sposób? - spytał, delikatnie przeczesując palcami moje włosy.
- Musiałeś się pozbyć tego gniewu.
I już go nie było. Każdy jego cal się rozluźnił, a szczęka nie była już tak
zaciśnięta.
- A ty?
- Musiałam odpuścić.
- Co?
- Wszystko.
Trudno to było wytłumaczyć, zwłaszcza, że nie wiem dokładnie, jak to działało.
Słyszałam na wielu konferencjach, jak bycie przywiązanym, jak odebranie ci
kontroli, wyzwala. Przeważnie były to kobiety, które na co dzień były potężne,
zarządzały, miały żelazną kontrolę nad każdym aspektem swojego życia.
Oddanie więc tego komuś, było uwolnieniem, jakiego nie znały wcześniej.
I chociaż nie byłam maniakiem kontroli, musiałam kontrolować wszystko w
życiu i pracy. Byłam za to wszystko odpowiedzialna, a zatrzymanie tego na
chwilę, było w jakiś sposób terapeutyczne. Nie do końca to jeszcze
rozumiałam, ale byłam wdzięczna za to doznanie.
Nawet teraz, siedząc w jego ramionach, czułam się bardziej zrelaksowana niż
kiedykolwiek przez ostatnie lata. A może w ogóle.
Jeśli więc przez kilka dni będę nieco obolała, ta nagroda była tego warta.
Chłosta jako ulga w niepokoju. Kto by pomyślał?
- Eli...
- Tak?
- Gdybym chciała to zatrzymać, powiedziałabym ci. Nie boję się mówić o
seksie. Prowadzę sklep erotyczny – przypomniałam mu. - Więc jeśli czujesz się
winny czegoś, czego nie żałuję, to nie ma sensu.
- Sprawdzę jutro, czy też tak będziesz mówić, a może wtedy nie będę się z tym
czuł tak gównianie.
Czuł się jak potwór. Nie ufał sobie. Obwiniał się.
- Ok, więc jeśli powiem ci jutro, że tego nie żałuję i że cię nie nienawidzę –
uwaga spojler, nie będę – odpuścisz? Żadnego żalu, wstydu czy poczucia winy?
Nastąpiła długa pauza. - Jeśli dasz radę do mnie jutro przyjść, obolała i
zmęczona, ponieważ nie zdołałaś znaleźć wygodnego sposobu na spanie, a
nawet wtedy wciąż powiesz mi, że ci się podobało i zrobiłabyś to ponownie,
wtedy tak. Odpuszczę to.
- Więc o której wstajesz? - zapytałam natychmiast. - Ja dość wcześnie, bo Coop
tego wymaga. Ale otwieram sklep dopiero koło dziesiątej. Mogę przynieść
kawę.
Parsknął. - Jeśli przyniesiesz kawę, możesz przyjść kiedy chcesz.
- Czy mogę zabrać Coopa? Lubi odkrywać i niszczyć nowe miejsca.
- Tak, możesz go przyprowadzić. Właściwie, jeśli grafiki twoje i Peyton
czasami się pokrywają i nie chcesz zostawiać go samego, ja prawie zawsze
jestem w domy.
Uśmiechnęłam się, całując go w szyję. - Brzmi jak plan.
Chciałam zejść mu z kolan, bo wydawało się, że chwila się skończyła, ale
chwycił mnie za rękę.
- Zaczekaj.
Delikatnie przesunął palcami po przegrzanych, wrażliwych miejscach na moich
plecach, a potem przycisnął do nich usta.
To, no cóż, zrobiło z moim brzuchem różne rzeczy.
Kiedy znowu się odsunęłam, złapałam spodnie i majtki, ubierając je ostrożnie.
Ślady na moich udach nie były zbyt mocne, więc dawały mi tylko lekki
dyskomfort, gdy przesuwałam po nich materiałem. Mój tyłek? Cóż, było
zdecydowanie gorzej. Siedzenie zapowiadało się ciekawie.
- Tak, to się nie stanie – powiedział Eli wyjmując mi stanik z dłoni.
- Jestem w pracy. Muszę nosić stanik.
- W seks shopie? Którego jesteś właścicielką? Jestem pewien, że widok sutków
ujdzie ci na sucho, kochanie. - Odłożył stanik. - Pozwól mi z tym pomóc –
zażądał, gdy chwyciłam koszulę. - Ramiona do góry.
Delikatnie przeciągnął materiał przez głowę, a potem przytrzymywał go nad
tułowiem, by nie drażnił moich pleców. Może i potrafił się wściekać, ale jego
słodycz roztapiała i łagodziła to wszystko.
- Prawdopodobnie powinnaś wrócić do pracy. Ktoś być może będzie musiał
ponownie przemyśleć wybór pierścienia na penisa.
Zaśmiałam się, ale miał rację. Musiałam wracać do pracy. Mimo to, byłam
zirytowana, że prawdziwe życie musiało stanąć na drodze tego, co było między
nami.
- W porządku. Wyślij mi swój adres w wolnej chwili.
- Tak zrobię – zgodził się, ale jego ton sprawił, że pomyślałam, iż będę musiała
mu o tym przypomnieć.
- Czarna? - zapytałam. - Kawa, którą ci jutro przyniosę – zawołałam, gdy
otwierał drzwi.
- Tak, piję czarną. Jeśli do mnie przyjdziesz, może być taka.
- Kiedy – poprawiłam.
Odwrócił się do mnie z całkowicie zniszczonym spojrzeniem,
- Jeśli.
Po tym zniknął.
I miałam dziwne wrażenie, że jestem wypruta. Naprawdę źle o sobie myślał, a
to było cholernie złe dla kogoś, kto miał w sobie tyle dobroci, humoru,
intelektu, lojalności i hojności.
Jasne, widziałam tą mniej jasną stronę. Mogłam zrozumieć, że to poziom
wściekłości, który był niebezpieczny w niewłaściwej sytuacji. Ale był w stanie
to kontrolować, okiełznać. Jeśli zapisałby się na jakiś boks czy coś w tym
rodzaju, może mógłby jeszcze bardziej nad tym popracować.
Nie był potworem, za jakiego się uważał.
Wzięłam głęboki wdech i poszłam do łazienki. Podciągnęłam koszulę i
obejrzałam przez ramię swoje odbicie. Musiałam szczerze powiedzieć, że
wyglądało dużo gorzej, niż to odczuwałam. Moja skóra była zazwyczaj blada i
wrażliwa. Dostawałam oparzeń od samego używania czegoś innego poza ultra
delikatnym mydłem. Nie zdziwiło mnie więc, że znaki były jaskrawoczerwone,
wypukłe i prawie krwawe na końcach. Znałam siebie. To szybko się zagoi.
Kiedy wróciłam do domu, wzięłam chłodny, kojący prysznic, a siostra
posmarowała moje plecy aloesem, opuchlizna ustąpiła, podobnie jak niektóre
zaczerwienienia. Do jutrzejszego poranka będzie to wyglądać na delikatną sesję
chłosty.
Wtedy zobaczy, że przesadza.
Nie było w tym żadnego jeśli.
Rozdział 10
Eli
Co do cholery było ze mną nie tak?
Nie zrobiłem już wystarczająco dużo złego gówna w swoim życiu i musiałem
zniszczyć nawet tą małą cząstkę dobra, którą posiadałem? Musiałem zaciągnąć
ją ze sobą w ciemność?
Mówiłem poważnie.
Nigdy nie interesowało mnie BDSM.
Jasne, wiedziałem o tym. Kto nie? I okej, używałem wiązań, zatyczek czy
ciągnięcia za włosy. Czasami też dawałem klapsy gołymi rękami, ale nigdy nie
unieruchamiałem kobiety w ten sposób, ani nie chłostałem.
Jestem pewien, że nigdy wcześniej nie zostawiłem na kobiecie śladów. To
wykraczało poza to, co uważałem za akceptowalne między mężczyzną a
kobietą. I chociaż rozumiałem, że są kobiety, które lubiły być bite do krwi,
posiadać ślady na skórze, po prostu nie mogłem przekonać siebie, że Autumn
była jedną z nich.
Kiedy wróciłem do domu, w moim żołądku pojawiło się aż nazbyt znajome
obrzydzenie. Poszedłem więc do studia, by popracować nad nowym dziełem.
Nie wiedziałem, co zamierzam stworzyć, ale włożyłem w to te uczucia. Kiedy
przepracowałem wstyd, wyrzucając go z głowy, pojawiły się wspomnienia
mojej konfrontacji z Hunterem i porzuciłem jedno płótno na rzecz kolejnego.
Przedstawiało moją rodzinę. Tyle że wszyscy dorośli mieli głowy skierowane w
dół, a dzieciaki nie miały twarzy. I choć nie było ukończone nawet w połowie,
samo patrzenie na nie bolało.
To się nigdy nie skończy.
Nie, dopóki moje zwolnienie warunkowe się nie minie i będę mógł wyjechać z
miasta. Tutaj zawsze była szansa, że wpadnę na którekolwiek z nic. Co by się
stało, gdybym jechał ulicą i zobaczył Fee spacerującą z dziewczynkami? Nie
mogłem sobie tego wyobrazić.
- Cholera, jak tu ciemno.
- Jezu – warknąłem, odwracając się do miejsca, gdzie stał Bobby.
- Co? - zapytał, wyglądając niewinnie. - Nawet nie zamknąłeś zamka.
- To może być trudne do zaakceptowania, Bobby, ale odblokowane drzwi nie są
zaproszeniem.
- Co cię wkurzyło? - zapytał, wychodząc na korytarz, a ja poszedłem za nim.
- Miałem dziś po południu starcie z moim bratem. - Zdecydowałem się pominąć
to, co działo się potem. Co robiłem z dziewczyną, do której żywiłem jakieś
uczucia.
- Który
- Hunter.
- Ach, ten z dziewczynkami.
- Tak – zgodziłem się. Poczułem żal, a potem smutek zamienił się w złość.
Potrzebowałem lepszej kontroli.
- Co mówił?
- Był zły – wyznałem, sięgając do lodówki po piwo, które kiedyś Bobby mi
przyniósł. Nie powinienem go mieć, ale może musiałem utopić w czymś to
gówno.
- Wyjaśniłeś coś, czy zagrałeś jak Eli?
- Zagrałem jak Eli? - powtórzyłem.
- Tak, wiesz. Często zamykasz lub zmieniasz temat. Nigdy nic nie wyjaśniasz.
- Po prostu nie ma nic do wyjaśniania. Muszą odpuścić i ruszyć dalej.
- Oni są twoją rodziną, stary. Nigdy nie odpuszczą ani kurwa nie ruszą dalej.
Kochają cię. Stracili cię na sześć lat. Zrobią wszystko, co w ich mocy, aby nie
trwało to dłużej.
Kurwa, miał rację.
To była najgorsza część.
Nie wiedziałem, jak długa moja lokalizacja pozostanie tajemnicą i kiedy do
mnie dotrą. Wiedziałem jednak, że wszędzie mieli kontakty. Do diabła,
jedynym powodem, dla którego wiedzieli, że zostałem aresztowany, było to, że
powiedział im to detektyw Collings. Nawet na emeryturze, wciąż miał kumpli
w policji. Gdyby pociągnął za sznurki, mógłby dostać moje akta i informacje na
mój temat. A może skontaktują się z Jstorm i Alex, by mnie odnalazły.
Jeśli będą chcieli, znajdą mnie.
Nie wiedziałem, co do cholery zrobię, jeśli to się stanie.
Nie jeśli, kiedy.
Miło było wyjść wcześniej, ale zwolnienie warunkowe sprawiało, że
niemożliwym było zachowanie anonimowości. Gdybym wyszedł normalnie,
mógłbym pojechać wszędzie. Mógłbym naprawdę zacząć od nowa.
- Musisz rozgryźć to gówno, stary. To cię pożera. Wygląda na to, że dobrze ci
się układa z nową koleżanką do pieprzenia. Może powinieneś ją odwiedzić.
Nie mogłem.
Na tym polegał problem.
Czułem się z nią lepiej.
Z pewnością bicie jej było dla mnie ulgą. Ale jeszcze większą wydawało się dać
głaskanie jej po włosach po tym wszystkim. Bycie blisko niej. Byłem wtedy
najbliżej szczęścia od sześciu cholernych lat.
Niestety teraz mogłem ją stracić i choć nie powinno tak być, to było trudne do
zaakceptowania. Nie miałem nawiązywać żadnych powiązań, nie mówiąc już o
takich, które mogłyby zajść tak daleko, by potem zranić, a jednak byłem
pierdolonym kretynem.
- Może – odpowiedziałem, dopijając piwo.
- W porządku, wiem, kiedy ktoś chce być sam ze swoimi myślami – oświadczył
Bobby.
To było nowe. Ten mężczyzna nigdy nie zostawiłby mnie w spokoju, nawet
gdybym mu kazał. Ale, jak sądzę, na zewnątrz miał dom, kobietę i, no cóż,
narkotyki do sprzedania.
- Do zobaczenia jutro. Nabierz sił. Wyjdź z domu.
Po tym zniknął.
Pracowałem do drugiej w nocy, a potem wziąłem prysznic i padłem na łóżko,
nie zawracając sobie głowy ustawianiem alarmu. Wiedziałem, że nie przyjdzie.
Dostawałem w tyłek wystarczająco dużo razy, by wiedzieć, jak będzie się czuć
po kilku godzinach.
Kiedy usłyszałem trzask o siódmej trzydzieści rano, przewróciłem się na łóżku,
przeklinając Bobby'ego tak zaciekle, jak tylko pozwalał na to mój słownik.
Siódma?
Pierdolona siódma?
Co było z nim nie tak?
Ale znając Bobby'ego, jeśli nie zaciągnę tam tyłka i nie otworzę drzwi, wejdzie
do środka przez okno albo jeszcze inaczej. W związku z tym, wytoczyłem się z
łóżka w spodniach od piżamy i zszedłem na dół, próbując pozbyć się bólu szyi,
gdy sięgałem do zamka.
Nie mogłem ukryć zaskoczenia, kiedy zobaczyłem tam Autumn ze smyczą w
jednej ręce i tacą chybotającą złowieszczo w drugiej. Jej spojrzenie przesunęło
się po mnie, zatrzymując na dłużej na nagiej klatce piersiowej i brzuchu, zanim
wylądowało z powrotem na twarzy. Pokręciła głową.
- Nie powinieneś proponować siódmej rano, jeśli lubisz spać dłużej! -
oskarżyła. Coop lekko podskakiwał, jakby dostał polecenie, by grzecznie
siedzieć i naprawdę bardzo starał się być posłuszny pomimo podekscytowania.
- Co ty tutaj robisz? - zapytałem szorstkim głosem, nawet dla własnych uszu.
- Zawarliśmy umowę. Jeśli nie będę cię nienawidzić i nie będę żałować tego, co
zrobiliśmy, pojawiam się tutaj. Nie nienawidzę cię i nie żałuję tego, co
robiliśmy. Och, a Peyton chciałaby wiedzieć, czy któryś z twoich braci jest
singlem i ma podobne skłonności do ostrego seksu.
- Peyton wie? - spytałem, czując kolejny przypływ wstydu.
- Tak, poprosiłam ją, by pomogła mi posmarować plecy aloesem. Znaki w
większości zniknęły, zanim wróciłam do domu. Moje skóra jest nadwrażliwa,
ale szybko się regeneruje. Spokojnie – dodała, posyłając mi swobodny uśmiech.
- Peyton lubi takie rzeczy. Z pewnością nie pomyśli o tobie gorzej. Ale grozi
mi, że znowu założy swoją przerażającą maskę klauna i mnie wystraszy, jeśli
nie otrzymam odpowiedzi na temat braci.
Uśmiechnąłem się lekko, potrząsając głową. - Wszyscy są zajęci.
- Szkoda. Nie spodoba jej się to. Cóż, w każdym razie, jestem tutaj.
Przyniosłam kawę, jedzenie i tę piekielną bestię, która uważała, że najlepszą
zabawą na dzisiejszy poranek, będzie gryzienie mojej torebki. - Pokazała mi
pogryziony skórzany pasek.
- Mały gówniak – powiedziałem, sięgając w dół, by odpiąć smycz. - Możesz się
bawić. Nie ma tu nic, co mógłbyś zniszczyć.
- Cóż, to nie było zbyt mądre posunięcie. Potraktuje to jako wyzwanie.
Ruszyła się, by wejść do środka, ale stanąłem przed nią, opierając dłoń o
framugę.
- Poważnie, kochanie, co ty tutaj robisz.
Odetchnęła ciężko, jakbym powiedział coś, co ją wkurzyło.
- Posłuchaj – powiedziała, kładąc wolną rękę na moim biodrze. - Rozumiem, że
masz aktualnie gównianą, wypaczoną opinię o sobie i trudno ci patrzeć na
siebie z jakiejkolwiek innej perspektywy, ale ja tak cię nie widzę. A poza tym,
dopóki nie powiesz mi, że mam się odpieprzyć, nigdzie się nie wybieram.
Musisz więc się do tego przyzwyczaić. - Przepchnęła się, by wejść do środka. -
Remontujesz?
- Tak, to miejsce było wrakiem – wyjaśniłem, machając rękami. Wiedziałem, że
moje poprawki były tymczasowe, ale nie wiedziałem jak długo tam będę, a
wydawanie tony pieniędzy na miejsce, które możesz opuścić w każdej chwili
byłoby głupie. Musiało być po prostu znośnie.
- Co zamierzasz zrobić z podłogą? - zapytała, odstawiając jedzenie i kawę na
stolik. - I z blatami?
- Prawdopodobnie jakieś płytki, na obu.
- Nie – powiedziała, kręcąc głową.
- Nie? - spytałem, uśmiechając się lekko.
- Nie możesz zrobić blatu z płytek. To będzie wyglądać okropnie, a na dodatek
szybko się brudzi. Potrzebujesz czegoś solidnego.
- Czy to propozycja pójścia ze mną do sklepu budowlanego?
Uniosła głowę, a jej oczy się rozjaśniły. Znałem to spojrzenie i wiedziałem, że
dla mnie oznaczało tylko kłopoty, a dla niej – zranienie.
Nadzieja.
To był najczystszy wyraz nadziei, jaki widziałem od długiego czasu.
- Cóż, z pewnością nie wybrałabym nic gorszego od płytek – zażartowała,
prawdopodobnie chcąc ukryć swoje odczucia.
- Co mi przyniosłaś? - zapytałem, podchodząc bliżej.
I w przeciwieństwie do tego, co przynosił Bobby, to nie było zapakowane w
ociekający tłuszczem papier. Nie zrozumcie mnie źle, to gówno było cudowne
po latach okropnego jedzenia w więzieniu, ale ciekawiło mnie, jakie śniadanie
wymaga fantazyjnych brązowych pojemników.
- Brioche francuskie z jabłkami i... - powiedziała, przekopując torbę w
poszukiwaniu pojemnika – owoce do podzielenia się.
- Dlaczego pomyślałaś, że owoce będą jeszcze do tego potrzebne?
- Równowaga – odpowiedziała z uśmiechem. - Na przykład ja planuję zjeść to
wszystko, na obiad zamierzam zamówić sałatkę, a na kolację zjem coś tłustego.
Równowaga.
- Jestem prawie pewien, że to nie do końca...
- Zamknij się – przerwała, otwierając największy pojemnik. - Nikt nie
potrzebuje takich negatywnych gówien w swoim życiu.
- Masz na myśli prawdy?
- Tak, dokładnie to gówno – zgodziła się, posyłając mi uśmiech, który
rozświetlił mój smutny, ciemny, cholerny dom.
Jedzenie pachniało cudownie. W pudełku znajdowały się także małe pojemniki
syropu i byłem pewien, że od tego jednego posiłku przytyję kilka kilogramów,
ale to było warte każdego z nich.
Po skończonym śniadaniu, usiadłem z ręką na brzuchu, sięgając po kawę.
- Gdzie do cholery to wszystko mieścisz? - zapytałem, gdy zamykała swój
pusty pojemnik. Ja czułem, że zaraz pęknę, a ona była dużo mniejsza ode mnie i
wydawała się nie mieć takiego problemu.
- Myślę, że zapominasz, ile chodzenia Coop wymaga w ciągu dnia. Jeśli nie
będę jeść, zostaną same kości i skóra.
- Cóż, nie chciałbym tego. - Złapałem ją za talię i pociągnąłem na swoje kolana.
- Dzięki za śniadanie. - Założyłem jej włosy za ucho, by móc lepiej widzieć jej
twarz.
- Nie ma za co – odpowiedziała, prawie nieśmiało spuszczając wzrok. Nie było
to spojrzenie, do którego przywykłem.
- Co się sta... - zacząłem, ale przybiegł Coop z jednym z moich butów.
- Coop! - syknęła Autumn, zrywając się z moich kolan, by gonić go po salonie.
- Zostaw go. - Wstałem i ponownie chwyciłem ją w talii, sadzając na kanapie. -
To buty robocze. Nie zniszczy ich.
- Podoba mi się twoja kanapa – powiedziała nagle, przesuwając dłonią po
grafitowym materiale. - To jedna z tych rozkładanych?
- Myślę, że tak było napisane.
Odwróciła się do mnie ze zmarszczonymi brwiami. - Remontujesz, ale jakoś
mało cię to interesuje.
- Nie wiem, jak długo tu zostanę.
- Też tak kiedyś mówiłam. Przez lata. W końcu ugięłam się i zaczęłam tworzyć
miejsce takie, jakie lubię.
- Masz ładne mieszkanie, Autumn.
Było przytulnie, ale nie brzydko. Miała starannie dobrane meble i wiele
osobistych akcentów. Kolaże ze zdjęć wisiały na korytarzu i w pokojach, a
książki Peyton walały się dosłownie wszędzie.
Mogłeś tam mieszkać.
Ja nie chciałem się tu osiedlać.
- No ba. - Posłała mi wielki uśmiech. - Tylka ta cholerna łazienka. To mój
następny projekt.
- Mogę pomóc.
- Możesz?
Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że choć wiedzieliśmy wiele o sprawach
osobistych i upodobaniach, nadal było sporo rzeczy, których nie wiedziała o
mojej przeszłości.
- Odkładając na bok pożyczki, wszyscy mamy legalne interesy. Mój brat, Mark,
ma firmę budowlaną. Pracowałem dla niego, kiedy potrzebował dodatkowych
rąk do pracy.
- Jakie ty posiadasz?
- Wypożyczalnia samochodów, stacja benzynowa i centrum korepetycji.
- To interesujące zestaw.
- Ojciec zawsze radził, by wchodzić w interesy, które mają gwarantowaną
szansę na sukces. Każdy potrzebuje paliwa, zwłaszcza na drugim końcu miasta.
Mam jedyną stacja w tamtej okolicy. Wynajem samochodów również nieźle się
kręci. Centrum korepetycji było nieco ryzykowne, ale działa zaskakująco
dobrze.
- Mam.
- Słucham?
- Powiedziałeś mam. Czas teraźniejszy. Nadal jesteś właścicielem tych firm.
- Technicznie tak.
- Technicznie?
- Planuję przepisać to wszystko na moją rodzinę, ale to sporo roboty.
- Dlaczego miałbyś z tego rezygnować?
- Bo to przeszłość.
- I nie możesz już mieć z nią żadnych powiązań – podsumowała, choć
wydawało mi się, że nie do końca aprobowała moje działania.
- Coś w tym stylu.
Milczała przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiała. - Okej, nie ma
delikatnego sposobu na określenie tego... - zaczęła.
- Nie mam nic przeciwko niedelikatności, kochanie. Spędziłem ostatnie sześć
lat w więzieniu. To była norma.
- Dobra, więc masz trzy super prosperujące biznesy. Jeździsz zupełnie nową
ciężarówką. Dlaczego więc...
- Mieszkam w tej dziurze? - dokończyłem z uśmiechem.
- Cóż, tak.
- Mam mieszkanie.
- Ale twoja rodzina wie, gdzie jest.
- Dokładnie.
- Naprawdę nie zamierzasz spotkać się z żadnym z nich?
- Widziałem wczoraj Huntera – przyznałem, nie wiedząc dlaczego. Nie
chciałem otwierać dialogu na te tematy.
- Och, teraz to ma sens.
- Nie chcę, by to się powtórzyło. - Przesunąłem palcami po jej szczęce.
- Rozumiem. - Wzruszyła ramionami. - Nie chcę, byś znów tak się
zdenerwował z powodu rodzinnych spraw, ale lubię władczego Eliego. Jest
trochę seksowny.
Mój fiut poruszył się, przez co musiałem wziąć głęboki oddech.
- Odwróć się – zażądałem cicho, kierując jej biodrem.
Chwyciłem materiał koszulki i powoli przeciągnąłem ją jej przez głowę. Miała
rację. Szybko się goiła. Znaki, które wczoraj były wypukłe i tak czerwone, że
prawie zakrwawione... teraz wyglądały znacznie mniej boleśnie.
Ale to nadal były znaki.
Nadal był ból, który wyryłem na jej skórze.
- Widzisz? - zapytała, opierając się na mojej klatce. - Dużo lepiej. Jutro nie
będzie już po nich śladu.
Powinienem skupić się na jej słowach, znaleźć w nich pocieszenie. W końcu nie
straciłem całkowitej kontroli. Ale jej piersi były już obnażone, a sutki
stwardniały. Przesunąłem więc rękami po jej brzuchu, zanim objąłem pełne i
niewiarygodnie idealne piersi. Kciukami musnąłem sutki, wywołując dreszcz
przeszywający jej ciało.
- Eli?
- Tak, kochanie? - zapytałem.
- Władczy Eli jest gorący – powtórzyła. - Ale słodki Eli też jest niezły.
Złożyłem pocałunek na jej skroni, a Autumn obróciła się, sadowiąc swój tyłek
na moim oczekującym już kutasie. Miała na sobie cienkie, lniane spodnie, więc
równie dobrze mogłoby nie być między nami żadnej bariery. Kiedy przesunęła
się nieznacznie, przysięgam, że poczułem palące ciepło jej cipki.
Ale musiałem zachować kontrolę.
Po nieco szorstkim pierwszym razie i zbyt twardym drugim, chciałem spędzić z
nią czas. Chciałem pokazać jej, że potrafię uprawiać seks też bardziej delikatnie
i słodko. Kobieta taka jak ona, zasługiwała na to, więc zamierzałem jej to dać.
- Podnieś się – zażądałem cicho, chwytając pasek jej spodni.
Uniosła biodra z lekkim burczeniem na utratę kontaktu z moim kutasem. Nie
mogłem powstrzymać uśmiechu, gdy zsuwałem materiał. Kiedy znalazł się u jej
kolan, wyskoczyła z niego i usiadła z powrotem na mnie, nie przejmując się
moimi cienkimi spodniami.
Pogłaskałem jej już mokrą cipkę i zacząłem pracować kciukiem przy jej
łechtaczce.
- O mój Boże – jęknęła, kołysząc się na mojej dłoni. Zachęcony, wślizgnąłem
się do środka i pieprzyłem ją palcami, powoli i miękko. - Eli, proszę – błagała,
gdy drugą ręką ścisnąłem delikatnie jej pierś. - Proszę – próbowała ponownie,
sięgając w stronę prowizorycznego stolika do kawy po torebkę. Wyciągnęła z
niej prezerwatywę i wcisnęła mi ją w dłoń, odsuwając się, bym mógł ją założyć.
- Dalej – powiedziałem, sięgając po jej rękę i wciskając między jej uda. -
Dotknij dla mnie swojej cipki.
Natychmiast się podporządkowała, a ja mogłem zająć się założeniem
prezerwatywy.
- Chodź, pozwól mi cię wziąć.
Ledwie w nią wszedłem, a już zaczęła się poruszać. Ręką wciąż pracowała przy
swojej łechtaczce, więc swoimi drażniłem jej sutki, jednocześnie przyciskając
usta do jej szyi.
Jej jęki powoli przemieniły się w rozpaczliwie skomlenie.
- Eli...
- Dojdź dla mnie, Autumn – zażądałem, czując własną rosnącą potrzebę
uwolnienia.
- Ja...
- Ćśś, po prostu odpuść.
Tak zrobiła.
Jeśli miałbym żyć jeszcze pięćdziesiąt lat, byłem pewien, że nigdy nie poczuję
niczego lepszego, niż jej cipka zaciskająca się na moim kutasie podczas
orgazmu. Kiedy nieco się uspokoiła, również doszedłem, przyciskając ją mocno
do siebie.
- To było to, prawda? - zapytała długą chwilę później.
- To było co, kochanie?
- Przepracowaliśmy to. Możemy przestać czuć się dziwne czy cokolwiek.
Prawda?
Uśmiechnąłem się, składając pocałunek na jej szyi. Gdyby to naprawdę było
takie proste.
- Tak, przepracowaliśmy to – odpowiedziałem, choć nie byłem przekonany, że
była to obietnica, którą mogłem złożyć.
- Dobrze. Uhg, nie chcę iść do pracy – przyznała, biorąc głęboki oddech. - Chcę
tu zostać – dodała, po czym niemal natychmiast zesztywniała.
Jakby martwiła się, że te słowa zabrzmiały źle.
Jakby myślała, że nie powinna się tak czuć.
I prawdopodobnie nie powinna. Nie przy takim mężczyźnie jak ja.
Ale tak czuła.
A ja byłem z tego powodu najszczęśliwszym sukinsynem na świecie. Nie było
więc mowy, żeby myślała, że to coś złego.
- Też chciałbym, żebyś tu została, kochanie. Ale masz analne koraliki do
sprzedania.
Wypuściła parsknięcie, które zadudniło w mojej klatce piersiowej. - O tak,
niech Bóg zabroni ludziom przeżywania dnia bez nowych koralików analnych.
Zsunęła się, szukając swoich ubrań.
- Co robisz po pracy? - zapytałem, zakładając spodnie.
- Ach, tak naprawdę nic. Nie miałam żadnych planów.
- To może zjesz sałatkę na obiad, jak sobie zaplanowałaś, a ja zabiorę cię na coś
tłustego wieczorem?
Można by pomyśleć, że zaoferowałem jej pierścionek, a nie zaproszenie na
kolację. Tak mocno się ożywiła.
Nie zasługiwałem na nią.
Pewnego dnia sama to zobaczy.
Ale dzisiaj nie był tym dniem.
Dzisiaj był dniem, w którym zgodziła się ze mną wyjść, wcześniej zostawiając
ze mną Coopa na cały dzień.
Kiedy wychodziła do pracy, pies usiadł, obserwując drzwi ze smutkiem.
- Tak, kolego. - Pogłaskałem go. - Myślę, że będę czuć to samo po jej odejściu.
I to w końcu uderzy mnie w twarz.
Jednak nawet świadomość tego, nie mogła mnie powstrzymać.
Rozdział 11
Autumn
Wybierałam się na randkę.
Prawdziwą randkę.
Z Eli'm Mallickiem.
Czułam, jakbym znowu miała piętnaście lat, kiedy motyle w brzuchu nie
dawały mi spokoju przez cały dzień w oczekiwaniu na wieczór. Kilka razy
całkowicie odpłynęłam podczas rozmów z klientami, ale jak miałam się
skoncentrować na pracy, skoro wciąż czułam na sobie jego ręce, jego usta na
mojej szyi, jego kutasa we mnie, gdy obdarzał mnie słodyczą, delikatnością i
miłością.
Uch.
Nawet wspomnienie tego ponownie mnie pobudzało.
Zapowiadał się długi, długi dzień.
Właśnie pozbyłam się pary, która pragnęła zabawki, jakiej nie miałam na
magazynie, obiecując, że zdobędę ją w ciągu tygodnia. Nie zdążyłam jednak
nawet usiąść, by złożyć zamówienie, kiedy drzwi zadzwoniły zwiastując
kolejnego klienta.
Zamknęłam oczy, wzięłam głęboki oddech i się odwróciłam.
Dzięki Bogu, nie była to kolejna para żądna przygód z tysiącem pytań, ale
grupa koleżanek. Zamieniłabym każdego innego klienta na taką grupę. One
zawsze były bardziej wyluzowane, swobodne i zabawne.
- Och! - powiedziałam, gdy weszły do środka, rozglądając się. Jedna była
wyraźnie bardziej zakłopotana od pozostałych, blondynka o zielonych oczach,
której nigdy wcześniej nie widziałam. Ale jej druga blond przyjaciółka? O tak,
znałam ją. - Fee!
Fee zawsze była zabawna, czy przychodziła sama, czy z przyjaciółmi. Kiedyś
podsunęłam jej pomysł na akwarium z prezerwatywami i od tamtej pory
znajduje się ono w jej miejscu pracy.
Jakiej pracy?
Cóż, ta dziewczyna, z najlepszym wyczuciem mody, jakim kiedykolwiek
widziałam, była właścicielką firmy zajmującej się seksem na telefon.
Uważałam, że była niesamowita.
Wszystkie głowy odwróciły się w moją stronę, a w ich spojrzeniu zobaczyłam
coś, co sprawiło, że zesztywniałam. Nie miałam pojęcia, co się do cholery
działo.
- Nie mogę uwierzyć, że to ty – powiedziała Fee, marszcząc brwi.
- Co? Zawsze tu jestem – odpowiedziałam, kręcąc głową. Dlaczego patrzyła na
mnie tak intensywnie? Jakby nigdy wcześniej mnie nie widziała.
- Cześć – zaczęła, druga blondynka, posyłając mi słodki uśmiech. - Jestem
Dusty, a to Lea... - wskazała na wysoką, ciemnowłosą kobietę o
nieprawdopodobnie cudownej twarzy. - I Scotti. A Fee już znasz.
- Witam, panie. - Mój głos drżał przez dziwność tej sytuacji. - Czy szukacie
czegoś konkretnego?
- Przez cały ten czas... – ciągnęła Fee.
- Fee, dobrze się czujesz? - zapytałam, faktycznie się martwiąc.
- Nie znasz mojego pełnego imienia, prawda?
- Ach, nie.
- Fiona Mallick.
Serce zamarło mi w piersi.
Rozpoznanie uderzyło, niczym bomba atomowa.
O Boże, Fiona Mallick.
Była w pewien sposób spokrewniona z Eli. A ponieważ wcześniej potwierdził,
że miał tylko braci i wszyscy byli już zajęci, musiała być żoną jednego z nich.
- Przepraszamy, że wpadłyśmy tutaj w ten sposób – oznajmiła Dusty,
przerywając ciszę, która nastąpiła po wyznaniu Fee.
- W porządku.
- Założę się, że zastanawiasz się, skąd się o tobie dowiedziałyśmy –
powiedziała Lea, uśmiechając się.
- To prawda.
- W dniu, w którym Eli został zwolniony, wszyscy szukali go na mieście, chcąc
dowiedzieć się, czy wszystko z nim w porządku. Shane już wracał
zrezygnowany do domu, ale zatrzymał się na skrzyżowaniu i coś w zaułku
przykuło jego uwagę.
O nie.
Miałam wrażenie, że wiem, co przykuło jego uwagę.
Jego brat, który praktycznie pieprzył mnie przy budynku.
To było więcej niż trochę zawstydzające, zupełnie nie tak, jak chciałabym
poznać jego rodzinę.
- Coop – wyjaśniła, ale sposób, w jaki to mówiła, dał mi do zrozumienia, że
wiedziała, o czym myślę.
- Szukaliśmy go od sześciu lat – dodała Scotti. - Każde schronisko i weterynarz.
Nic. Ani słowa. - Wzruszyła ramionami. - Ty go miałaś.
- Nie wiemy tylko, jak to się stało – wtrąciła się Lea.
Cisza, która nastąpiła, dała mi do zrozumienia, że domagały się odpowiedzi,
mimo że nie zadały bezpośredniego pytania.
- W dniu, w którym Eli został aresztowany, byłam przed kawiarnią. On też tam
był, próbował nauczyć Coopa siadu, kiedy pojawili się policjanci. Zabrali go, a
Coop zaczął wariować. Był zbyt brzydki, by ktoś chciałby go adoptować ze
schroniska, więc zabrałam go ze sobą do domu.
- Miałaś go cały czas?
- Tak, razem z siostrą pracujemy często na różne zmiany, więc zawsze miał
kogoś w pobliżu.
- Więc teraz jest z nią?
- Nie, ach, on jest... - Cholera. Nie chciałam zdradzać niczego na temat Eli'ego,
kiedy był zdeterminowany, by zerwać więzi z rodziną. I tak miałam wrażenie,
że już powiedziałam za dużo.
- Jest z Eli'm – dokończyła za mnie Lea. - Shane widział Coopa tamtej nocy, ale
widział też waszą dwójkę. Razem.
Dosłownie nie było wyjścia z tej sytuacji.
A nie miałam pojęcia, jak Eli chciałby, żebym postąpiła.
- Nie jesteśmy tutaj, by sprawić, abyś czuła się niekomfortowo – powiedziała
Dusty, unosząc ręce. - Musisz tylko zrozumieć, że chcemy wiedzieć, czy
wszystko z nim w porządku. Każdy z nas zadręcza się od lat.
Wiedziałam, że to prawda. Moje serce było z nimi, ale moja lojalność musiała
pozostać przy Eli.
- Słuchaj... - Głos Fee brzmiał poważniej, niż kiedykolwiek wcześniej. - Hunt
wrócił wczoraj do domu i powiedział, że widział Eli'ego. Wiesz, co kazał mu
powiedzieć moim dziewczynkom?
- Nie. - Ale wiedziała, że nie było to dobre.
- Że nie żyje. - Przełknęła ślinę. - Powiedział, że taka jest prawda.
To bolało. To było jak nóż w brzuch.
- Autumn – dodała, a jej głos brzmiał jeszcze poważniej. - Widziałam, jak mój
mąż płakał dokładnie trzy razy podczas naszego związku. Po raz pierwszy, gdy
dowiedzieliśmy się, że będziemy mieli dziecko, drugi, gdy zdał sobie sprawę,
że Eli zostanie zamknięty i ostatniej nocy, kiedy powiedział mi, że jego brat
chce, byśmy uznali go za martwego. Wiem, że nie znasz mężczyzn Mallick, ale
nie są to ludzie, którzy płaczą. Więc widząc mojego mężczyznę w takim stanie,
to było jak pchnięcie, które kazało mi przekroczyć granice i przyjść tutaj, żeby
z tobą porozmawiać.
Gdy skończyła mówić, sięgnęła, by zetrzeć łzę i mocno zamrugała, próbując
zebrać się w sobie.
Musiałabym być z kamienia, by jej nie współczuć. Serce bolało mnie z powodu
bólu, który musieli odczuwać, straty, którą musiała znosić ich rodzina.
- Eli też miał wczoraj ciężkie popołudnie – przyznałam.
- Widzicie! - zawołała Scotii. - Mówiłam wam, że to gra.
- Nie sądzę, że to gra – poprawiłam ją. Wtedy znowu poczułam na sobie ich
spojrzenia, które błagały o więcej. - Eli jest przerażony, że jakiekolwiek
powiązania z jego dawnym życiem sprawią, że znowu się wścieknie. Nie chce
tego. Dlatego próbuje się odłączyć. Słowo kluczowe to próba, nie gra. Nie
udaje. Każdą uncją energii próbuje zabić człowieka, którego wszyscy kiedyś
znaliście.
- Biedny Eli – przyznała Dusty.
- Część, która mnie wkurza – wybuchła nagle Lea, jakby nie mogła już tego
wytrzymać – to to, że nie zrobił nic złego. Bronił kobiety. Wiem, jak to jest,
kiedy mężczyzna cię nęka. Znam tę bezradność. Wiem, że zobaczyła w nim
pieprzonego bohatera, kiedy wkroczył tam, gdzie nikt inny nie miał odwagi.
Nigdy nie powinien był zostać zamknięty z tego powodu.
Lea urwała i odeszła kilka kroków, przyciskając dłonie do oczu. Już sam widok
tych kobiet, walczących o opanowanie zaczynał sprawiać, że traciłam swoje.
Mrugałam powoli i brałam głębokie oddechy, żeby się nie rozpłakać.
Nie pochodzę z rodziny, która tak bardzo się kochała. To znaczy, razem z
Peyton jesteśmy mocno zżyte, ale reszta naszej rodziny byłaby równie
szczęśliwa bez nas. Cóż to musiało być za cudowne uczucie być tak głęboko
kochanym przez tak wielu ludzi.
Biedny Eli. Dusty miała rację.
- Rozumiem, że twoja lojalność jest tutaj rozdarta – powiedziała Scotii, która
jako jedyna wciąż się jakoś trzymała. - Nie poprosimy cię o adres ani dane
kontaktowe. To byłoby niesprawiedliwe.
- Dlaczego więc tu jesteście?
- Czy u niego w porządku? - zapytała Dusty, zanim ktokolwiek mógł się
odezwać.
Nie było sposobu, by odpowiedzieć na to pytanie bez podania im choćby
odrobiny prawdy.
- On... w porządku. Nadal się przystosowuje. Minęło dopiero kilka dni.
Praktycznie czułam, jak mówią, że minęło sześć lat.
- Właściwie jesteśmy tutaj z prośbą. - Fee wzięła głęboki oddech. - Helen,
mama Eli'ego, przeżywa naprawdę ciężkie chwile, szczególnie w święta. Z
każdym rokiem wydaje się, że jest coraz gorzej.
Wiedziałam, dokąd to zmierza. Zbliżało się Święto Dziękczynienia.
- Fee, ja...
- Mogłabyś oddać matce jej syna – przerwała mi, a jej oczy znów zrobiły się
szkliste. - Nie potrafię wyrazić, jak wiele by to dla niej znaczyło.
- Fee, my dopiero zaczęliśmy...
- Jesteś wszystkim, co mamy. Nawet jeśli jesteś nowa, jesteś jedynym
łącznikiem, jakiego z nim mamy. Błagamy cię Autumn, a ja nie jestem kobietą,
która by błagała, proszę, zobacz, czy zdołasz przekonać go, by przyszedł.
Boże, czy był jakiś sposób, by odpowiedzieć nie? To znaczy, nie zamierzałam
naciskać na Eli'ego, ale mogłam rzucić aluzje, sugestie, zapewnić, że nie musi
zabijać starego siebie i zaczynać od nowa. Dwa tygodnie jednak nie wydawały
się długim okresem. Spędził sześć lat tworząc swój sposób myślenia. Nie
miałam wielkich nadziei, że uda mi się tak szybko to cofnąć.
- Nie mogę składać żadnych obietnic...
- Nigdy byśmy o nie nie prosiły – zapewniła mnie Dusty.
- Nie powiemy też nic naszym mężczyznom i ich rodzicom – dodała Fee. - To
sprawa między nami. Więc jeśli się nie pokaże, jedynymi rozczarowanymi
osobami, będziemy my. Ty też nie wahaj się przyjść i przyprowadź swoją
siostrę. Najwyżej będziemy siedzieć nieco bliżej siebie. No i Coopa.
Cokolwiek. Zaufaj mi, jeśli przyprowadzisz tam Eli'ego, Helen będzie całować
twoje stopy.
Nie ma to jak odrobina presji.
Szczęście całej cholernej rodziny na moich barkach.
Po całym dniu podekscytowania czymś tak prostym jak randka. Co za dziwny
obrót wydarzeń.
- Jeśli, a to jest ogromne jeśli – powiedziałam, upewniając się, że widzą mój
brak wiary w to zadanie. - Muszę znać czas.
- Kolacja jest o czwartej, ale wszyscy zaczynają się schodzić koło południa. Nie
ważne, przyprowadź go, o której zechcesz – oznajmiła Scotti.
- Spróbuje. - Wzruszyłam ramionami, słysząc porażkę w głosie.
- Wiem, że to stawia cię w złej sytuacji – wtrąciła Dusty. - Nie chcemy psuć
twojego związku z Eli. Myślę, że posiadanie ciebie, nawet jeśli nas nie ma lub
nas nie chce, jest dobrą rzeczą. Martwiłabym się jego umysłem, gdyby ciebie
również stracił.
- Mówimy więc, byś zrobiła to delikatnie – wyjaśniła Lea. - Teraz przynajmniej
ma ciebie, kogoś, z kim może porozmawiać, kogoś, komu na nim zależy. To
ważne. Potrzebuje tego po tylu latach zamknięcia.
- To prawda.
- Mamy nadzieje, że zobaczymy się w Święto Dziękczynienia. - Dusty cofnęła
się o krok, najwyraźniej próbując nakłonić resztę kobiet do wyjścia. - Ale
rozumiemy, że nie potrafisz przenosić gór.
- Dziękuję, Autumn – dodała Fee, kiwając głową. Potem, otrząsając się z
poważnej miny, uśmiechnęła się lekko. - Nawiasem mówiąc, ta różdżka jest
zajebista.
- Dlatego jest naszym bestsellerem – zgodziłam się, otwierając im drzwi.
Zostałam sama ze swoimi myślami. Wirowały tak szybko, że musiałam usiąść,
próbując to wszystko zrozumieć. Z jednej strony bardzo chciałam być
zbawicielem ich cudownej rodziny. Chciałam oddać im Eli'ego. Potrzebowali
siebie nawzajem. Może nie był w stanie tego przyznać, ale trzymanie się z
daleka zjadało go żywcem, zwłaszcza, że byli w tym samym mieście. Jego
interakcja z Huntem i następstwa tego pokazały mi jak... bardzo go to bolało.
Jednak nie byłam cudotwórcą. Nie byłam bohaterem. A na ramionach
trzymałam rozczarowanie całej rodziny, jeśli nie przyjdziemy. Nie chciałam też
zbyt mocno kołysać tą łodzią. Dopiero zaczęło nam się układać i chciałam,
byśmy dalej robili postępy. Chciałam, by się przede mną otwierał, pokazując mi
słodszą, delikatniejszą stronę. Chciałam, żeby mi zaufał. Jak mogłam tego
oczekiwać, kiedy spiskowałam za jego plecami?
Z jękiem sięgnęłam po komórkę, by zadzwonić do siostry.
- Lepiej, żeby to było dobre. Oglądam niezłe porno w horrorze.
Sekunda. Tyle wystarczyło, by moja siostra rozluźniła napięcie. Opowiedziałam
jej pokrótce o całej sytuacji.
- Więc tego nie rób – powiedziała po prostu, gdy przestałam mówić.
- Nie co?
- Nie działaj za jego plecami – wyjaśniła.
- Ale co...
- Słuchaj, wiem, że im współczujesz. Każdy by się tak czuł. Ale twoja lojalność
należy do Eli'ego. I tak, myślę, że wszyscy możemy się zgodzić, że potrzebuje
swojej rodziny, ale to nie twoje zadanie, by go do tego popychać. To jego
decyzja. A jeśli kiedykolwiek się dowie, że zrobiłaś coś takiego, jesteście
skończeni. Wiem, że temu zaprzeczysz i powiesz mi, że jestem szalona, ale
znam cię, Autumn. Żywisz do niego uczucia.
- Ledwo...
- Rozmyślasz o nim od pięciu lat. Nie ciągnij wciąż tego gówna, że ledwo go
znasz. Znasz go lepiej, niż tego ostatniego gościa, z którym flirtowałam.
- Angelo bez nazwiska – przypomniałam sobie. Miał nazwisko, ale razem z
Peyton byli zbyt zajęci innymi rzeczami, by wymienić tego rodzaju informacje.
- Dokładnie. Ty znasz jego nazwisko. Wiesz, gdzie mieszka. Wiesz, że jest
artystą. Wiesz, jakie filmy, książki, muzykę i jedzenie lubi. Wiesz, że pieprzy
cię tak, jakby nie było jutra. Żywisz do niego uczucia. Więcej, ośmielę się
nawet powiedzieć, że jesteś już prawie w nim zakochana. Nie próbuj nawet
zaprzeczać – powiedziała, zanim zdążyłam wydobyć z siebie jakiś dźwięk. -
Obie wiemy, że to prawda. Nie zepsuj tego, bo grupa kobiet przyszła do siebie
ze łzami w oczach. Wiem, wiem, jestem bezdusznym potworem – ciągnęła i
praktycznie słyszałam, jak przewraca oczami. - Ale on znaczy dla ciebie więcej.
Jego uczucia muszą mieć większe znaczenie. A jego wybory muszą być jego
własnymi, a nie zmanipulowanymi przez ciebie i kobiety, którym jasno dał do
zrozumienia, że nie chce ich w swoim życiu. Nawet jeśli obie wiemy, że tak
naprawdę chce.
Moja siostra, oprócz szaleństwa i przesady oraz przywiązania do
alternatywnego stylu życia, była też jedną z najmądrzejszych osób, jakie
znałam. Jasne, czasami przekazywała mądrość w dziwny sposób, odwołując się
do tandetnych horrorów, ale prawie zawsze miała rację.
- Więc co mam zrobić? Pojawić się i powiedzieć „hej, twoje szwagierki do
mnie przyszły i błagały, bym przyprowadziła cię na święto Dziękczynienia, aby
twoja matka nie płakała ponownie z powodu twojego braku?” To będzie niczym
bomba.
- Wróć do domu trochę wcześniej. Zrób peeling i ogól się, a potem uczesz i
umaluj. Ubierz coś seksownego. Pójdź z nim na kolację, a następnie zabierz do
domu, gdzie będziecie się ostro pieprzyć. Wtedy mu powiedz. Musisz odbyć tę
rozmowę, kiedy jego mury będę osłabione, a mężczyźni tracą gardę tylko
wtedy, kiedy są świeżo wyruchani.
- Masz rację – zgodziłam się, choć nie podobał mi się pomysł manipulacji
poprzez seks.
- Nie oszukujesz go, Autumn. Po prostu go rozluźniasz i zmniejszasz
prawdopodobieństwo, że się wścieknie. Och, ale może włóż jakiś kij do torby
na wszelki wypadek. Dobra, muszę kończyć, bo dziewczyna jest zupełnie
nieświadoma, że gdy tylko ten facet w nią wejdzie, jej gardło zostanie
poderżnięte. PA!
Prychnęłam, odkładając telefon, ale wiedziałam, że to naprawdę jedyna karta,
którą musiałam zagrać. Nie chciałam poruszać takich rzeczy w restauracji.
Zwłaszcza, jeśli była jakaś szansa, że znów się wścieknie. Nie chciałam, by
czuł się niezręcznie. To nie mogło się zdarzyć.
Peyton miała rację; najlepszą chwilą, by mu powiedzieć, był czas po seksie,
kiedy będzie rozluźniony, nagi i zbyt powolny, by zerwać się i wyjść, zanim
zdążyłabym go powstrzymać.
Zrobiłam więc tak, jak radziła.
Zamknęłam wcześniej i wróciłam do domu, gdzie spędziłam ponad godzinę na
ogarnianiu się. Włożyłam czarną sukienkę i parę szpilek. Krój sukienki nie
pozwalał na stanik, ale wybrałam specjalną parę majtek z czarnej koronki z
kokardką, przymocowaną do satyny w pasie.
Eli wysłał mi wiadomość, że przyniesie Coopa do mnie i stamtąd pojedziemy,
więc nerwowo chodziłam po domu, oczekując pukania do drzwi.
Kiedy przyszedł, Peyton podskoczyła i ruszyła do wejścia. Jej włosy zebrane
były w luźny kok, a ubrana była w czarny podkoszulek i legginsy z nadrukiem
krwi oraz taśmy z miejsca zbrodni. Wyglądało to dziwacznie, ale wciąż
absurdalnie ładnie. Pewnego dnia jakiś mężczyzna też to zobaczy.
- Jakie są twoje intencje wobec mojej córki? - spytała śmiertelnie poważnie,
naśladując naszego ojca. Wyciągnęła rękę, by zablokować mu wejście, gdy
Coop wpadł do środka, zajmując miejsce na kanapie.
- Planuję ją całkowicie zniewolić – odpowiedział równie poważnym tonem.
- Synu! - zawołała, otwierając drzwi. Rozłożyła ramiona, jakby chciała go
objąć, ale w ostatniej chwili zrezygnowała. - Ona wygląda jak seks na patyku –
poinformowała go, odchodząc. - Myślę, że nie muszę dodawać komentarza o
lizaniu. Odsuń się od mojej książki – powiedziała Coopowi. - Wyglądasz
niewinnie, ale wszyscy wiemy, że tylko czekasz, aż odwrócę wzrok, abyś mógł
ją ugryźć.
- Kochanie... - przywitał się Eli. Blisko, zbyt blisko. Skupiłam się na Peyton,
zupełnie nieświadoma, że podszedł w moim kierunku.
Też wyglądał dobrze. Miał na sobie czarne spodnie i koszulę, drogi zegarek
oraz pasującą klamrę do paska. Wyglądał gorąco.
Czy było coś seksowniejszego od mężczyzny, który potrafił się ubrać?
- Hej – powiedziałam, uśmiechając się.
- Wyglądasz pięknie.
- Dziękuję. Ty...
- Wyglądasz jak jej wymarzony kowboj na późniejszą jazdę. Rozumiemy –
wtrąciła Peyton zza książki. - Oboje jesteście seksownymi bestiami. Idźcie już.
Coop nie może znieść, że mamusia i tatuś są tak obrzydliwi przy nim.
Uśmiechnęliśmy się, zanim Eli pochylił się, by mnie szybko pocałować.
- Powinniśmy już iść – zgodził się, sięgając po moją dłoń.
Jedyne, o czym mogłam myśleć podczas jazdy samochodem, to żeby nie
schrzanić tego wieczoru. W końcu Eli zaparkował i zaprowadził mnie do
ekskluzywnej restauracji sushi, o której słyszałam niesamowite opinie, ale nie
mogłam się zmusić do wizyty, ponieważ bliżej domu mogłam dostać też
przyzwoite za jedną trzecią tej ceny.
Próbowałam się zrelaksować i cieszyć randką, na którą tak bardzo czekałam, a
wszystko wydawało się toczyć w dobrym kierunku. Rozmawialiśmy o
restauracji, życiu, nadziejach, przyszłości i tak dalej. A Eli był sobą – nie byłym
więźniem, a słodkim, otwartym i żartobliwym sobą. Przez te dwie godziny jego
mury całkowicie zniknęły.
Jednak kiedy weszliśmy do samochodu, by pojechać z powrotem do mnie, nie
było sposobu, by powstrzymać wirujący w moim żołądku dyskomfort i
napięcie.
- Autumn – zawołał Eli, kiedy zatrzymaliśmy się przed drzwiami, a ja nerwowo
szukałam klucza. Kiedy na niego spojrzałam, miał zmarszczone brwi. - O co
chodzi?
- Nic, po prostu nie mogę znaleźć... tu są. - Pochyliłam głowę, by nie mógł
zobaczyć mojej twarzy. Byłam złym kłamcą i wiedziałam o tym.
- Kochanie – próbował ponownie, ale otworzyłam drzwi i szybko weszłam do
środka.
Peyton, spodziewając się, że wrócimy do domu, zabrała Coopa do swojego
pokoju i włączyła muzykę, nie chcąc nam przeszkadzać.
- Autumn. - Jego głos był stanowczy i trudno było go dalej ignorować.
Nadszedł więc czas na odprężającą część wieczoru.
- Mam coś, co chciałabym ci pokazać.
- Tak? - zapytał, obserwując mnie, niczym dwa kawałki puzzli, które pozostały
do ułożenie większej układanki, ale do siebie nie pasowały.
- Mhmmm – wymamrotałam, nie musząc udawać ociężałości w powiekach,
ponieważ sam pomysł seksu z nim sprawiał, że moje majtki tonęły w
pożądaniu.
Sięgnęłam po boczny zamek sukienki i rozsunęłam go do samego dołu, a potem
wyprostowałam się, pozwalając materiałowi opaść. Rozległo się ciche
trzaśnięcie, gdy Eli oparł się o zamknięte drzwi z cichym jękiem.
Uśmiechnęłam się, gdy przeczesywał mnie wzrokiem, a kiedy ponownie
spojrzał mi w oczy, odwróciłam się, chcąc ocenić jego reakcję na majtki.
- Próbujesz mnie tu, kurwa, zabić, kobieto – powiedział, potrząsając głową.
Odepchnął się od drzwi i objął moje piersi, wciskając twardego kutasa w mój
tyłek.
- Taki był plan – zgodziłam się.
- Sypialnia – warknął.
Z uśmiechem – i dreszczem oczekiwania – sięgnęłam po jego rękę i
pociągnęłam za sobą do sypialni. Nadal nie skończyłam jej remontować.
Drewniane podłogi pasowały do ścian w jasnym odcieniu szarości, ale łóżko
wciąż było stare. Chciałam je zastąpić ciemnoszarą kanapą, którą upatrzyłam w
ostatnich miesiącach, ale kosztowała fortunę. Wkrótce. Byłam już bliska
zdobycia jej.
Eli rozejrzał się, a potem usiadł na brzegu łóżka. - Podejdź tutaj.
Jeśli planował mnie torturować, mylił się. Gdy tylko znalazłam się między jego
nogami, upadłam na kolana, sięgając po guziki koszuli.
- Autumn – wydyszał cicho, gdy dłońmi rozpinałam suwak jego spodni.
Cokolwiek chciał powiedzieć, zniknęło, gdy sięgnęłam do środka i złapałam
jego kutasa, a następnie wzięłam go do ust.
Pozwolił mi pracować z nim tylko kilka krótkich minut, zanim szarpnął mną
delikatnie w górę, uwalniając się.
- Na łóżko – zażądał, pokazując nieco władczego Eli'ego, ale bez gniewu. Było
to ekscytujące, ponieważ chciałam wiedzieć, co dla mnie zaplanował.
Gdy usadowiłam się na łóżku, on wstał i zrzucił z siebie ubrania, obiecując
koniec mojej męki.
Choć nie do końca.
Obserwował mnie chwilę, a potem otworzył dolną szufladę mojej szafki nocnej,
w której – jak słusznie założył – trzymałam zabawki. Tak naprawdę nie
wiedziałam, co tam jest, bo po prostu od dłuższego czasu używałam jedynie
sprawdzonego wibratora. Niski, pełen uznania chichot dał mi do zrozumienia,
że jest tak jednak dużo więcej zabawy.
- Idealnie – powiedział, wyciągając kajdanki, które sprawiły, że naprawdę
ucieszyłam się, że wciąż posiadałam zagłówek. Posyłając mi złośliwy
uśmieszek, usiadł okrakiem na mojej talii i powoli zacisnął metal na obu
nadgarstkach.
Kiedy się cofał, przesuwał językiem po mojej szyi i klatce piersiowej, ale zanim
znalazł się tam, gdzie go najbardziej potrzebowałam, ponownie wstał z łóżka i
wyciągnął coś z szuflady. Był to stymulator motylek, którego przypinałeś sobie
na udach, by nie zajmować rąk. Wibrował przy łechtaczce, ale miał także
rozszerzenie w kształcie palca, które wkładałeś w siebie i wibrowało również
przy punkcie G.
Przyniosłam go kiedyś do domu, aby go przetestować, ale zupełnie o nim
zapomniałam.
Eli upuścił go obok mojego ciała, a sam uklęknął przy moich nogach.
- Unieś się – polecił.
Chwycił moje łydki i uniósł, pocierając wilgotne majtki kilka razy, zanim złapał
koronkowy materiał i nieznacznie obniżył. Nieoczekiwanie, wsunął we mnie
swój palec, sprawiając, że podskoczyłam z jękiem.
Ale zanim zdążyłam przyzwyczaić się do tego uczucia, jego palec zniknął, a
potem zaczął penetrować mój tyłek. Wtedy zdałam sobie sprawę, co dla mnie
zaplanował. Kiedy zakołysałam biodrami, wycofał się i zdjął moje majtki, po
czym sięgnął po motyla i przycisnął go do mojej cipki, wciskając mały kawałek
do środka. Włączył go, a ja od razu jęknęłam.
- Eli, czekaj... - zawołałam, gdy wstał z łóżka.
Nie odpowiedział, po prostu podszedł do górnej szuflady i wrócił z
prezerwatywą i małą butelką lubrykantu. Usiadł obok i patrzył, jak się wiję, nie
wykonując żadnego ruchu.
- Powiesz mi, na dlaczego byłaś wcześniej spięta? - zapytał, sprawiając, że
moje oczy zrobiły się ogromne. Nie tylko ja stosowałam manipulację seksualną.
- Eli...
- Nie dojdziesz, dopóki mi nie powiesz – poinformował.
Potem, jakby na dowód swojej racji, wyłączył motyla, a ja szarpnęłam
kajdankami.
- Eli, proszę – jęknęłam, kołysząc biodrami.
Uśmiechnął się złowrogo, gdy sięgnął po prezerwatywę. Włożył ją, a potem
chwycił lubrykant i ponownie przycisnął moje kolana do klatki piersiowej.
Zimny szok spowodował dreszcze na moim ciele, gdy polewał mój tyłek.
Palcem rozprowadził płyn wokół dziurki i wsunął go do środka, a moje plecy
natychmiast wygięły się w łuk.
W końcu przesunął się do przodu i przycisnął główkę kutasa do mojego tyłka.
Naciskał mocno, ale nie wchodził głębiej, gdy obserwował moją twarz w
poszukiwaniu reakcji.
- Eli... - Cokolwiek chciałam powiedzieć, ucichło z zdławionym jękiem, kiedy
wszedł we mnie jednym pchnięciem.
- Mów – zażądał, zatrzymując się.
- Nie mogę. Potrzebuję cię, tak – jęknęłam. Wycofał się i wszedł ponownie, a ja
mogłam poczuć, jak jego kutas ociera się mocno o dolną część miednicy. Było
to uczucie, które sprawiło, że prawie doszłam w tamtym momencie.
Eli musiał to wyczuć, bo wyszedł ze mnie na dłuższą chwilę, wystarczająco
długą, by oddalić mnie od krawędzi. Kiedy był już pewien, że to bezpieczne,
sięgnął między moje uda i ponowie włączył wibrator, wywołując dreszcz
wstrząsający moim ciałem.
- Powiedz mi – zażądał szorstkim głosem, jakby tracił cierpliwość.
Zakołysałam biodrami, a mój oddech był szaleńczym odgłosem ssania.
- Nie mogę myśleć. Nie mogę. Proszę, Eli. Proszę, pieprz mnie – błagałam.
To wydawało się zabrać ostatnią część kontroli, której się trzymał. Złapał mnie
i zaczął pieprzyć od tyłu – ostro, mocno, szybko. Nie powinno być to tak
gorące, ale dodatek wibratora sprawił, że dotarłam na szczyt w zastraszającym
tempie, a potem rozbiłam się w orgazmie, budzącym sąsiadów z okolicy.
- O Boże, o Boże – krzyczałam, kiedy wykonywał ostatnie pchnięcia, zanim
doszedł, z dłońmi przyciśniętymi do mojej klatki piersiowej.
Po długiej chwili wyszedł ze mnie, wyłączył wibrator i rzucił go na podłogę.
Sięgnął po spodnie, wciągając je, a potem poszedł do łazienki, zostawiając
mnie związaną. Walka nie miała sensu, chociaż bardzo chciałam się uwolnić.
Czułam się bezbronna, a wiedziałam, że kiedy wróci, zażąda odpowiedzi.
- Proszę, uwolnij mnie – wydukałam, gdy wszedł do środka. W moim głosie
brzmiała prawdziwa desperacja, która sprawiła, że poderwał głowę i zmarszczył
brwi.
- Już. Sekunda. - Podszedł do szuflady w poszukiwaniu klucza, a potem
uklęknął na łóżku i rozpiął kajdanki. Metal z brzękiem opadł na podłogę, a Eli
od razu dotknął mojej twarzy. - Wszystko w porządku? - zapytał z niepokojem.
- To było zbyt wiele?
A ponieważ poczułam taką potrzebę, odwróciłam się i wtuliłam w jego klatkę
piersiową, biorąc kilka głębokich oddechów.
- Autumn – zażądał ponownie. - Wszystko w porządku?
Udało mi się skinąć głową, zanim wzięłam kolejny głęboki oddech i wreszcie
odzyskałam głos.
- To było intensywne – powiedziałam. Natychmiast mnie objął.
- Tak, to prawda – zgodził się cicho, pochylając się, by pocałować czubek mojej
głowy.
Nie było dalszych pytań. Gładził mnie po włosach i plecach, odpędzając stres,
który zjadał mnie cały dzień. Dopiero, gdy byłam w pełni zrelaksowana,
usiadłam, a jego wzrok od razu się wyostrzył.
- Muszę z tobą o czymś porozmawiać.
- Tak myślałem. - Położył rękę na moim kolanie i delikatnie ścisnął. - Mów do
mnie – zachęcał spokojnym głosem.
Nie chciałam tego psuć, ale musieliśmy odbyć tę rozmowę.
- Kiedy byłam w pracy, przyszła do sklepu grupa kobiet...
- Och, czy to będzie perwersyjne? - zapytał rozbawiony.
Uśmiechnęłam się lekko, ale wiedziałam, że wyglądało to sztucznie.
- To były żony wszystkich twoich braci.
Tak.
Od razu to poczułam.
Obserwowałam, jak słowa powoli odbijały się od jego ciała. Nie poruszył się,
ale zesztywniał.
- Co?
- Na początku nic nie rozumiałam. Widziałam Fee wiele razy, ale nie miałam
pojęcia, że jest z tobą spokrewniona. Nigdy nie pytałam jej o nazwisko. Była
zwykłą klientką, wiesz?
- Co powiedziała? - dopytywał, jego szczęki były zaciśnięte.
- Najwyraźniej tej nocy, kiedy przyniosłeś mi kawę, kiedy spacerowaliśmy z
Coopem... jeden z twoich braci przejeżdżał obok...
- Który?
Cholera. Szczegóły się rozmywały. Było ich tak wiele.
- Hm, mąż Lei?
- Shane.
- Tak, cóż, widział nas i chyba wszystkim powiedział. A dziewczyny
postanowiły przyjść do mnie.
- Przepraszam, że cię w to wciągnęły – zaskoczył mnie, ściskając lekko moje
kolano. Spuściłam głowę, szukając determinacji, której potrzebowałam, aby
przejść przez to do końca.
- Były... ach, zdenerwowane, Eli – oznajmiłam, unosząc wzrok. - Wszystkie.
- Wiem, że są źli, że...
- Nie, one płakały – przerwałam mu. - Fee powiedziała, że postanowiła do mnie
przyjść, ponieważ kiedy Hunt wrócił wczoraj do domu, płakał, a do tej pory
widziała go w takim stanie tylko dwa razy. Chciała sprawdzić, czy jest jakiś
sposób, żebym... - urwałam, nagle zaniepokojona koniecznością dokończenia
tego.
Jego mury powróciły.
Jego oczy były puste.
- Żebyś co?
Przełknęłam ślinę. - Żebym przekonała cię, byś pojawił się w Święto
Dziękczynienia. Mówiła, że stan twojej matki pogarsza się z każdym rokiem i
to mogłoby wszystko naprawić.
Wiedziałam, że wyciągnięcie karty matki było okrutne. Ale takie były fakty. I
może próbował się przed nimi ukryć, starając się przekonać samego siebie, że
bez niego jest im lepiej, ale to nie była prawda.
- Muszą ruszyć...
- Nie zrobią tego – przerwałam mu. - Nie zrobią – powtórzyłam łagodniejszym
tonem. - Cierpią i nigdy tego nie zaakceptują, Eli. Kochają cię. Oczywiście, że
chcą, byś był w pobliżu.
- Nie...
- Wiem – zgodziłam się, kiwając głową. - Wiem, że nie do końca rozumiem.
Wiem też, że jestem tylko jakąś laską, która...
- Nie rób tego – wtrącił się surowym głosem. - Nie kończ tego zdania.
Pochyliłam głowę, niepewna, jak to przyjąć. - Powiedziałam im, że o tym
wspomnę. Powiedziałam, że nie złożę żadnych obietnic, ale poruszę ten temat.
- To dlatego byłaś taka spięta – dokończył, obserwując mnie spojrzeniem,
którego nie potrafiłam zinterpretować.
- Nie chciałam zepsuć kolacji – przyznałam.
- Myślałaś, że się wkurzę.
- Naprawdę nie mogłam się doczekać naszego spotkania – wyznałam,
wzruszając ramionami. To było głupie, ale prawdziwe.
- Będziemy musieli spróbować jeszcze raz w dniu, w którym moje szwagierki
na ciebie nie napadną.
Uniosłam głowę, zaskoczona. Byłam pewna, że będzie urażony.
- Nie powiem, że to się więcej nie powtórzy. Między nami jest coś, a oni widzą,
że mogą cię wykorzystać. Przepraszam za to. Nie chcę, żeby takie akcje
wszystko spieprzyły.
Nie byłam pewna, co oznaczało „coś” w jego umyśle, ale w moim było to dużo
więcej, niż sam seks. Prawda? A może to tylko moje serce tak przemawiało.
Peyton miała rację.
Nie byłam w nim po prostu zauroczona dzięki niesamowitemu seksowi.
Robiłam kilka pierwszych nieśmiałych kroków w kierunku miłości. To dlatego
cały dzień byłam tak podekscytowana, że czułam, jakby coś ugrzęzło mi w
gardle. Zakochałam się w nim.
I chociaż było to technicznie nowe, korespondowaliśmy przez pięć lat. Czułam,
że znam go tak dobrze, jak większość znajomych. Nie było więc to tak nowe,
jak się wydawało. Doszedł tylko aspekt fizyczny. Część mentalna i
emocjonalna trwała już od dobrego czas.
- Ja też nie chcę, żeby cokolwiek się spieprzyło – zgodziłam się.
- Więc nie pozwolimy, aby takie gówno wdarło się między nas.
To nie było pytanie, ale i tak odpowiedziałam. - Nie.
- I na razie odpuszczamy ten temat, tak? - zapytał.
- Okej.
Tak też zrobiliśmy.
Rozdział 12
Eli
Jak ustaliliśmy, odpuściliśmy temat na ponad tydzień.
Następnego poranka, kiedy się obudziliśmy, zastaliśmy w kuchni Peyton w
pełnym stroju gospodyni domowej z lat 50. Miała na sobie długą spódnicę z
plisowanym fartuchem w talii, szpilki, fantazyjnie upięte włosy i nienaganny
makijaż. Przy biodrze trzymała ogromną miskę, mieszając coś energicznie, a w
pomieszczeniu unosił się zapach bekonu, co sprawiło, że mój żołądek
zaburczał.
- Co to jest, June Cleaver
? - zapytała Autumn.
- Co masz na myśli, kochanieńka? - zapytała cukierkowo. - Zawsze wstaję o
szóstej rano, aby przygotować się na dzień wypełniony kobiecymi
obowiązkami.
Autumn uderzyła mnie lekko w biodro, gdy jej siostra wylewała ciasto na
patelnię.
- Ona jest wariatką. Musisz to przeżyć – powiedziała, posyłając jej czuły
uśmiech.
To była prawda.
Szalona, dziwna, ale prawdziwa.
* Główna postać w serialu „Leave It to Beaver”. Często przywoływana jako archetyp rodzica z tamtego okresu.
W jednej chwili podszywająca się pod gospodynię domową z lat 50, a w
następnej przeklinając jak szewc, podczas wyjaśniania książki o gwałtach, którą
właśnie przeczytała.
Wziąłem kawę i wycofałem się, obserwując jak obie rozmawiają z
sarkastyczną, drażniącą, zabawną łatwością, z jaką tylko rodzeństwo może
sobie poradzić bez ranienia swoich uczuć.
Wtedy to poczułem.
Nie byłem głupi.
Wiedziałem, co to było.
Brakowało mi ich.
Widzisz, ta sprawa z Autumn była mieszanką czegoś niesamowitego i
strasznego. Niesamowitego, bo była niesamowitą kobietą. Ciągle myślałem o
naszym seksie i tęskniłem za nią, mimo że dopiero co zaczęliśmy się widywać.
Była mądra, słodka, zabawna i cholernie seksowna. Miałem przeczucie, że to,
co między nami było, dokądś zmierza.
Straszne było to, że wpuszczając ją, traciłem zdolność do utrzymywania swoich
murów, nawet gdy nie było jej ze mną. Więc obserwowanie jej interakcji z
siostrą wpływało na mnie w sposób, w jaki obiecałem sobie, że nie będzie; na
co nie mogłem pozwolić.
Ale tak się właśnie stało.
***
Przez kilka następnych dni, Autumn chodziła do pracy, a kiedy Peyton nie było
w pobliżu, zabierałem Coopa do siebie, gdzie pracowałem nad swoimi pracami.
Skończyłem dwie duże i zacząłem robić mniejsze, które okazały się bardziej
delikatniejsze, cieplejsze. Brakowało mi tylko jednego średniej wielkości
dzieła, aby być gotowym do wystawy.
Po pracy przychodziła do mnie, albo spotykaliśmy się w jej mieszkaniu, skąd
wychodziliśmy.
To nie było mądre.
Tworzyć z nią wspomnienia.
Kiedy każdego dnia czułem to coraz mocniej.
To pragnienie. Połączenie. Lojalność.
Rodzina.
Myślę, że to niemożliwe, rozważając osiedlenie się z kimś, by nie wspominać o
rodzinie. A im bardziej ten pomysł zakorzeniał się w mojej głosie, tym więcej
myślałem o tym, co powiedziała mi Autumn.
O płaczu Fee.
I Dusty.
Scotii.
Lei.
Za każdym razem, gdy pojawiał mi się ten obraz przed oczami, musiałem wziąć
głęboki oddech, by to przetrwać.
Była też moja matka. Udało mi się postawić mury wokół moich braci i ojca, ale
matki? Tak, musiałem całkowicie usunąć ją ze swojego umysłu, bo wiedziałem,
że jeśli się w nim pojawi, zrujnuje mnie, niszcząc wszystkie ściany, które
zbudowałem.
Słysząc więc o tym, że płakała w każde święta, kiedy mnie nie było – moja
matka, która była najsilniejszą kobietą, jaką znałem? Tak, to gówno zakopało
się dość głęboko we mnie i zaczęło rozprzestrzeniać na zewnątrz. W końcu
mogłem myśleć tylko o tym.
- O co chodzi? - zapytała Autumn, unosząc się z mojej piersi. Obserwowała
mnie uważnie, a blond włosy muskały jej nagie piersi.
Pieprzyliśmy się przez ostatnią godzinę – szorstko i mocno – idealne
połączenie, powodujące orgazmy, które całkowicie ją niszczyły. Uwielbiała też
miękkie i słodkie, ale to twardy seks sprawiał, że krzyczała wystarczająco
głośno, by sąsiedzi walili w ściany.
Mimo to, kiedy usiadła, a jej ciało wciąż było zarumienione od wysiłku, byłem
gotowy na kolejną rundę.
- Myślę – przyznałem, przeczesując jej włosy.
- O?
Odetchnąłem głęboko. Skoro myślałem o tym od tygodnia, najwyższy czas
otworzyć dialog na ten temat.
- O Święcie Dziękczynienia.
Jej usta rozchyliły się i mocno zamrugała. W końcu kiwnęła głową.
- Okej. - Posłała mi mały uśmiech. - I co z nim?
- Myślę nad tym.
- Ach, myślisz o tym jak o tradycji opartej na rzezi tubylców czy... jak
rozważenie pójścia tego dnia do domu swoich rodziców?
Uśmiechnąłem się, przesuwając palcami po jej ramieniu. Nigdy nie
przyzwyczaiłem się do jej miękkości, choć tyle razy kładłem już na niej ręce.
- Pomyślałem, że może moglibyśmy upamiętnić ten straszny czas w historii
naszego kraju poprzez łamanie chleba z moją rodziną.
Przysięgam na Chrystusa, ona się kurwa napaliła.
Jeśli wcześniej nie byłem pewien, czy to dobry pomysł, sposób, w jaki się
uśmiechnęła, był jedynym dowodem, którego potrzebowałem, by być pewnym,
że podjąłem właściwą decyzję.
- To cudowne, Eli. Tak się cieszę, że zdecydowałeś się pojechać. Będą bardzo
szczęśliwi, kiedy cię zobaczą.
- Nas – poprawiłem, kręcąc głową.
- Co?
- Będą bardzo szczęśliwi, kiedy nas zobaczą. Chcę, byś pojechała ze mną.
Stało się to niemal jednocześnie. Narastająca radość, a potem miażdżące
rozczarowanie.
- Zawsze spędzam ten dzień z...
- Peyton jedzie z nami. Będzie się tam świetnie bawić. Może nawet założyć
jeden z tych swoich absurdalnych strojów z lat pięćdziesiątych.
- Naprawdę? - zapytała, a iskry znów pojawiły się w jej oczach.
- Tak – zgodziłem się.
- Będzie wspaniale – oświadczyła, przytulając się do mojej klatki piersiowej.
Ja nie byłem taki pewien.
Sześć lat.
Sześć lat odpychania ich.
Nie miałem pojęcia, jak to się potoczy, co się może wydarzyć.
Wiedziałem tylko, że właśnie się zobowiązałem do tego spotkania.
Niech będzie, jak ma być.
Rozdział 13
Lea
Jadalnia została rozbudowana pięć lat wcześniej, gdy do rodziny dołączyła
Scotti oraz jej czterech braci, a z czasem ich kobiety i oczywiście kolejne
dzieciaki, które wyskakiwały ze wszystkich kobiet Mallicków.
Charlie i Helen zdecydowali, że nie potrzebowali garażu na dwa samochody,
więc wyremontowali go i przekształcili w ogromną przestrzeń, przypominającą
niemal salę koncertową. Były tam dwa długie, wykonane na zamówienie stoły,
ciągnące się od ściany do ściany – jeden dla dzieci, drugi dla dorosłych.
Fee właśnie wyciągała z piwnicy trzy dodatkowe krzesła.
- Fee – zawołała Helen, marszcząc brwi. - Co ty robisz? Ustawiłam
wystarczająco dużo krzeseł.
- Och, ups – odpowiedziała, udając, że pomyliła się z liczeniem. Kiedy Helen
potrząsnęła głową i odwróciła wzrok, oczy Fee skrzyżowały się ze spojrzeniem
Lei z drugiego końca pokoju.
Dostrzegła w nich coś, co bardzo ją martwiło.
Nadzieję.
Boże, przez te wszystkie lata przeżyli tak wiele rozczarowań i niespełnionych
nadziei. Lea nie była pewna, czy dadzą sobie radę z kolejnym, a nie sądziła, że
istnieje duża szansa, by Eli się pojawił, bez względu na to, jak bardzo tego
chciała.
Potrzebowali go.
Był duchem, nawiedzającym każdy kąt pokoju.
Był zaczerwieniem w oczach Helen, bez względu na to, ile razy się uśmiechała
lub żartowała. Nic nie mogło tego wymazać.
Wszyscy wiedzieli, że spędziła kolejny świąteczny poranek płacząc. Lea miała
wrażenie, że w nocy będzie robić to samo. Jej oczy powędrowały przez pokój
do trzech dodatkowych krzeseł, a serce zabolało ją w piersi.
- Co to za spojrzenie, kochanie? - zapytał Shane, przytulając ją. Złożył słodki
pocałunek na jej szyi.
- Jakie spojrzenie? - odpowiedziała, wzruszając ramionami.
- Ostrożne, smutne – wyjaśnił, sprawiając, że jej żołądek się skręcił. Niewiele
mogła przed nim ukryć po tylu latach. Postanowiła więc wyjawić większość
prawdy.
- Eli.
Nastąpiła pauza, kiedy Shane brał głęboki wdech, a potem położył brodę na jej
ramieniu.
- Tak.
- Tak – powtórzyła, a jej oczy obserwowały puste krzesła.
- Pewnego dnia – powiedział, ściskając ją, po czym odszedł rozdzielić Jake'a i
Joye'a, Byli Mallickami. Mieli po pięć lat, ale jedyne, co robili, to dokuczanie
sobie nawzajem. Zazwyczaj sposób wychowywania dzieci według Mallicków
był dość bezstresowy, wierząc, że dzieci muszą nauczyć się samodzielnie
rozwiązywać różne spory. Jedynym powodem, dla którego tym razem
wkroczył, było to, że wpadli na boczny bar, na którym ustawiono podgrzewany
bufet.
Jake i Joey, bliźniacy.
Sześcioletni Jason.
Roczny aniołek Sam.
Żadne z nich nigdy nie spotkało wujka.
W tym tempie, może nigdy to się nie wydarzy.
Po tak długim czasie, Lea przyzwyczaiła się do uczucia noża wbitego w brzuch,
ale on wciąż wciskał się głębiej. Wypuściła powietrze, próbując wczuć się w
ducha święta, chcąc, by dzieci kojarzyły je z czymś optymistycznym, nawet
jeśli wszyscy dorośli walczyli o dobrą minę.
Nagle z okna, przy którym stała Mayla, najmłodsza córka Fee i Hunta,
wyglądając na zewnątrz, dobiegł głośny pisk.
- Mamusiu! - wrzasnęła, a Fee spojrzała przez ramię na córkę.
- Tak, kochanie?
- Tu jest pies! Brzydki pies!
Fee odwróciła się, spoglądając na krzesła, a potem na Leę z triumfalnym
uśmiechem. Lea wypuściła powietrze, a ciepło rozprzestrzeniło się w jej klatce
piersiowej.
Był w domu.
I tak po prostu, duchy zniknęły.
Rozdział 14
Autumn
To był piękny dom.
Jeśli kiedykolwiek zastanawiałam się, jak opłacalny był biznes rekinów
pożyczkowych, odpowiedzi na moje pytania znalazły się, gdy zatrzymaliśmy
się moim samochodem – ponieważ Peyton stanowczo odmówiła wciskania się
na maleńkie tylne siedzenia ciężarówki Eli'ego – na krętym podjeździe. Dom
musiał mieć z cztery tysiące stóp kwadratowych, a każdy jego cal wyglądał,
jakby kosztował fortunę.
- Wszystko w porządku? - spytałam, spoglądając na Eli'ego, który wpatrywał
się w dom, jakby w każdej chwili mógł ożyć i odgryźć mu głowę.
Peyton pochyliła się między siedzeniami, spoglądając na nasze profile.
- To moment, w którym powinnam wygłosić jeden z tych komentarzy o
wsparciu grupowym, ale zamierzam odwołać się do twojego żołądka.
Przysięgam, że czuję stąd indyka. Poza tym, Coop wariuje – dodała,
uświadamiając mi, że drapie szybę, co było dziwne, bo zawsze zachowywał się
spokojnie w samochodzie.
- Chodźmy – zgodził się Eli nieobecnym głosem, przez co się napięłam.
Dobrze, że tu byliśmy.
Ale nie byłoby dobrze, gdyby wszedł tam z pustym wyrazem, jak wtedy, gdy
wychodził z więzienia. Choć nie wiem, czy by to zauważyli, będąc zbyt
uradowani jego obecnością.
Sięgnęłam do drzwi, gdy Peyton walczyła z Coopem, by nie wyskoczył bez
niej. Nie ubrała jednego ze swoich strojów z lat pięćdziesiątych, które
zasugerował jej Eli. Zamiast tego założyła gruby, dzianinowy sweter, który
lekko odsłaniał ramiona i sięgał jej do połowy uda. Pod spodem miała czarne
rajstopy i buty do kolan, a na jej klatce wisiały trzy naszyjniki o różnej
długości. Włosy zaplotła w boczny warkocz, a makijaż ograniczał się do tuszu
do rzęs. Była naturalnie piękna, nawet jeśli zwykle wolała trochę bardziej
szaleć z makijażem i ubraniami.
Jeśli chodzi o mnie, przez ponad godzinę przymierzałam jeden strój po drugim,
zanim w końcu Eli stracił cierpliwość i sam podszedł do mojej szafy. Wrócił z
białym swetrem, obcisłymi brązowymi dżinsami i parą brązowych, płaskich
botków. I cóż, było to lepsze niż wszystko, co wcześniej wybierałam, a
ponieważ to był jego pomysł, wiedziałam, że był odpowiedni na wizytę u jego
rodziny. Coś pomiędzy szykownym a codziennym strojem. Włosy rozpuściłam
i zrobiłam lekki makijaż.
- Oddychaj – powiedziała Peyton za moim ramieniem, gdy chwyciła Coopa, a
Eli okrążył maskę samochodu. Podszedł do mnie i złączył swój mały palec z
mim, po czym poprowadził nas na tyły domu, gdzie znajdował się gigantyczny
taras i przesuwane, szklane drzwi.
Nie zapukał.
Nie zadzwonił.
Do diabła, nawet się nie zatrzymał.
Zastanawiałam się, czy może obawiał się, że nie będzie w stanie tego zrobić,
jeśli po prostu nie wejdzie tam od razu.
Ścisnęłam jego mały palec, gdy otworzył drzwi i wszedł do środka, a potem go
puściłam, idąc za nim. Weszliśmy do ogromnej kuchni zdominowanej przez
gigantyczne urządzenia ze stali nierdzewnej, nieprzyzwoitą liczbę szafek i
wyspę, której mogła pozazdrościć każda gospodyni.
Zapachy zaatakowały mnie z pełną mocą. Indyk, farsz, ziemniaki, brokuły,
bułki.
Pomimo nerwów, które uniemożliwiały mi jedzenie czegokolwiek, zaburczało
mi w brzuchu, gdy podążyłam za Eli, który szedł w stronę niewiarygodnie
głośnego dźwięku, który musiało wydawać co najmniej dwa tuziny ludzi. Gdy
szliśmy korytarzem, którego ściany wypełnione były kolażami zdjęć, chciałam
się im przyjrzeć, ale Eli poruszał się zbyt szybko, więc nie chciałam się
zatrzymywać. W końcu znaleźliśmy się w miejscu, z którego dobiegał hałas.
- O mój Boże – zawołała Dusty wypuszczając powietrze.
- Nie ma, kurwa, mowy – powiedział jeden z mężczyzn. Sądząc po wzroście,
czarnych włosach i lodowato niebieskich oczach, był to jeden z jego braci.
Wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę, nawet dzieci, które najwyraźniej
nie wiedziały, co się dzieje. Ale wtedy jedno z nich wystąpiło naprzód, choć
ona wcale nie była już małym dzieckiem. Miała może jedenaście lub dwanaście
lat, była wysoka, szczupła i prawie niesprawiedliwie ładna, jak na taki wiek. Jej
usta rozchyliły się, gdy na niego spojrzała.
A Eli, cóż, wyglądał na zdewastowanego.
O Boże.
Musiała mieć pięć lub sześć lat, kiedy odszedł.
Wyglądało na to, że prawdopodobnie była jedyną, która mogła go pamiętać.
- Wujek Eli? - zapytała, a jej oczy zapełniły się łzami.
Gdy jej słowa zabrzmiały w powietrzu, zapadła całkowita cisza. A potem
rozległ się stukot obcasów, gdy kobieta wyszła z drzwi, które musiały
prowadzić do salonu.
- Dlaczego wszyscy tak stoją... - urwała, gdy spojrzała w naszą stronę.
Była wspaniała. Wysoka i szczupła, ale z krągłościami, których
pozazdrościłaby jej każda kobieta. Miała ostre rysy, długie czarne włosy i
przenikliwe orzechowe oczy. Oczy, które wylądowały na Eli'm.
Minęło dobre kilka sekund, zanim co zaskakujące, to Eli przerwał ciszę.
- Mamo – przywitał się.
Prawie cofnęła się o krok, zanim jej obcasy znów zastukały, gdy rzuciła się
przez pokój, zatrzymując mniej więcej stopę przed swoim dawno zagubionym
synem.
A potem cofnęła ramię i uderzyła go w twarz.
Całe moje ciało zesztywniało i ruszyłam w ich kierunku, kompletnie nie
rozumiejąc, co się dzieje, ale ani sekundy po tym zdarzeniu, kobieta rzuciła się
na syna, a całe jej ciało trzęsło się, gdy cicho szlochała. Eli objął matkę, której
nie widział od sześciu lat i mocno trzymał.
Musiałam odwrócić wzrok, szybko mrugając, by pozbyć się łez, a moje
spojrzenie wylądowało na Fee, która tuliła się do klatki piersiowej mężczyzny,
który wyglądał dokładnie jak Eli, ale miał dużo więcej tatuaży. Jej oczy łzawiły,
ale spojrzała prosto na mnie i bezgłośnie wyszeptała podziękowania.
- Synu – zawołał głęboki męski głos, przyciągając moją uwagę z powrotem do
miejsca, w którym Helen odsunęła się od syna i gorączkowo ocierała łzy z
twarzy.
Tata Eli'ego, Charlie, był wyrazem tego, jak Eli – i wszyscy jego bracia – będą
wyglądać, gdy się zestarzeją. Czyli niesamowicie dobrze. Był wysoki, miał
kwadratowe ramiona i idealną budowę kości twarzy, jasne oczy i czarne włosy.
Na jego twarzy widoczne były jednak zmarszczki, przypominające o
upływającym czasie.
Położył rękę na ramieniu syna, a potem przyciągnął go do siebie i uściskał.
Wzrok Helen odsunął się od mężczyzn, patrząc prosto na mnie.
- To byłaś ty – oświadczyła.
- Nie – sprzeciwiłam się natychmiast. - Nie. To Fee, Lea, Dusty i Scotti
przyszły do mnie...
- Nie – przerwała, posyłając mi mały uśmiech. - Nie to miałam na myśli.
Chociaż myślę, że ty też miałaś udział w tym, że tu przyszedł. Ale to byłaś ty.
Przywróciłaś go z martwych.
Słowa wylądowały na mnie z taką mocą, że zmusiły mnie do cofnięcia się o
krok, gdzie wbiłam się w Peyton. Kiedy się obróciłam, zobaczyłam, że wyjada
łyżką farsz.
- Co? - zapytała, patrząc na mnie wielkimi oczami. - Był tu, wyglądając na
ciepły i pyszny.
W pokoju rozległo się kilka chichotów.
Eli odsunął się od ojca i spojrzał na mnie,
- To Autumn, dla tych z was, którzy nie kombinowali za moimi plecami, aby się
z nią spotkać – powiedział, wysyłając znaczące spojrzenie Fee.
- Co? Psh, nie możesz tak mówić. Ja ją znałam. To ona przedstawiła mnie
Bobowi
wiele lat temu – oświadczyła, a ja się uśmiechnęłam.
- Kim jest Bob? - zapytało jedno z dzieci, rozśmieszając wszystkich.
- A to – dodał Eli, wskazując na Peyton, która nie czuła się ani trochę
zakłopotana, kiedy wszystkie oczy zwróciły się w jej stronę – ta złodziejka
farszu to Peyton, siostra Autumn.
- Gdzie jest brzydki pies? - zapytała mała dziewczynka, podchodząc do przodu.
Nie było wątpliwości. Wyglądała zupełnie jak jej starsza siostra. Miała takie
same czarne włosy, zielone oczy, twarz i sylwetkę, chociaż wyglądała na około
dziewięć lat.
I jakakolwiek lekkość, jaką przedstawienie Peyton nadało Eli'emu, zbladła, gdy
jego wzrok padł na dziewczynkę, która miała zaledwie trzy lata, kiedy odszedł.
Była małym dzieckiem. Przełknął ciężko ślinę.
- Pewnie próbuje znaleźć jakieś resztki w kuchni, Izzy – odpowiedział,
posyłając jej wyraźnie spięty uśmiech.
* Wibrator
Brwi dziewczyny zmarszczyły się lekko, ale po chwili odwróciła się i chwyciła
za rękę inną dziewczynkę, która wyglądała na pięć może sześć lat.
- Chodź, Mayla, znajdźmy go.
Znowu zapadła cisza, jeszcze bardziej przytłaczająca niż wcześniej.
- Wujek Eli? - powtórzyła dziewczynka, która już wcześniej go wołała, robiąc
krok do przodu w czarnych legginsach i białym swetrze.
Eli wziął wdech, który był tak głęboki, że jego pierś zadrżała, zanim powoli go
wypuścił.
- Naprawdę dobrze rysujesz, Becca – powiedział, posyłając jej uśmiech.
Od razu rzuciła się na niego. Eli cofnął się o krok, wyraźnie zaskoczony. Może
spodziewał się złości, smutku, a nawet całkowitego zlekceważenia z jej strony.
Ona jednak przytuliła się do niego, a jej stopy zwisały kilka cali nad ziemią,
gdy objął ją ramionami, unosząc lekko.
Mówił do niej szeptem, wyraźnie chcąc zachować ten moment w tajemnicy, ale
przysięgam, że słyszałam, jak mówi.
- Zatrzymałem je wszystkie, Beccs. Każdy jeden.
Znowu musiałam odwrócić głowę, mrugając, by pozbyć się łez.
- Autumn – zawołał głęboki głos, więc uniosłam głowę, by zobaczyć kolejną
replikę Eli'ego, tym razem nieco starszą i poważniejszą. - Dziękuję –
powiedział, lekko pochylając głowę. - W imieniu nas wszystkich, dziękuję.
- To jest Ryan – przedstawiła Dusty, trzymając się dziwnie za gardło. On od
razu pochylił się i pocałował ją w skroń, szepcząc coś uspokajającego.
- Miło cię poznać – odpowiedziałam, uśmiechając się.
To była prawda. Byłam szczęśliwa, że spotkałam ich wszystkich. Poznałam
ludzi, którzy pomogli ukształtować Eli'ego w mężczyznę, którym się stał.
- Chodź – oznajmiła Peyton, obejmując mnie ramieniem. - Zajmijmy się sobą,
zanim twój mężczyzna ponownie się ze wszystkimi nie przywita. Wiesz... -
zaczęła wystarczająco głośno, aby wszyscy mogli to usłyszeć, wyraźnie starając
się rozjaśnić nastroje – to absolutna porażka być w pokoju z tak wieloma
przystojnymi mężczyznami, kiedy żaden z nich nie wydaje się być singlem. A
ty, kim jesteś? - zapytała, zatrzymując się przed jednym z wymienionych wyżej,
przystojnych mężczyzn. Byłam prawie pewna, że nie był to Mallick. Jego
struktura kości, choć godna, była inna. Wyglądał prawie jak męska wersja
Scotti.
- Kingston, kochanie – odpowiedział, posyłając jej braterski uśmiech. - Jestem
bratem, Scotti. A to jest Atlas, Nixon i Rush.
- Dziwne imiona – oświadczyła Peyton, a jeden z nich, Atlas, podszedł bliżej.
- Tak? - zapytał, pochylając głowę w bok. - Mówi to laska z imieniem, które
kojarzy się z mini spódniczką i szkolną tablicą.
Nastąpiła pauza, a oczy Peyton rozszerzyły się. Nie wiedzieli o tym, ale ja tak.
To spojrzenie było u niej rzadkie. Była pod wrażeniem.
- Czy to było odniesienie do Harper Valley P.T.A?
Jego uśmiech się powiększył. - Jasne.
- Zostajesz sama – powiedziała Peyton, oddając mi łyżkę. Następnie objęła
ramieniem Atlasa i odciągnęła na bok.
- Lubię ją – oświadczyła Fee. - Ma jaja. I nie musisz się martwić; nie będzie
żadnych bójek zazdrosnych kobiet. Atlas jest jedynym singlem.
Rozejrzałam się, szukając Eli'ego. Stał wraz ze swoimi braćmi i wyglądał na
kompletnie zakłopotanego. Miał zaciśniętą szczękę i sztywną postawę, ale nie
wydawał się przerażony.
- W dniu jego wyjścia wydarzyło się trochę gówna – wyjaśniła Scotti,
obserwując braci. - Nikt nie mógł się z nim kontaktować i obawiali się, że coś
mogło się mu się stać.
To była dziwna rzecz. Nigdy nie widziałam, żeby Eli robił coś nielegalnego,
więc nawet jeśli wiedziałam, że to jego przeszłość, nie do końca go z nią
kojarzyłam. To było trochę, ach, otrzeźwiające, słyszeć, że jego przeszłość
mogła wrócić i kopnąć go w tyłek.
- Nie martw się. Okazało się, że to nic takiego, ale prawdopodobne opowiadają
mu całą historię – wyjaśniła.
- Wygląda, jakby chciał już wyjść – zauważyła Fiona.
- Jest dzisiaj spięty – zgodziłam się. - Taki był, kiedy wyszedł z więzienia.
Sztywny i ostrożny. Powoli odpuszczał, ale kiedy obudził się dziś rano,
zauważyłam to ponownie.
- On się przystosuje. - Głos Scotti był pełen nadziei.
To była prawda. Największym krokiem było doprowadzenie go pod te drzwi.
- Szczerze, nie wierzyłam w ciebie – wyznała Lea, podając mi kieliszek
czerwonego wina. - Nie mam nic do ciebie, po prostu wydawało się to
niemożliwe, ale udało ci się.
- Właściwie nie – przyznałam. - Nie czułam się komfortowo, kombinując za
jego plecami, więc tamtej nocy powiedziałam mu, co się wydarzyło. I nie
rozmawialiśmy o tym więcej.
- Ale jesteście tutaj.
- Szczerze mówiąc, nie wiem, na czym polegała ta zmiana. Pewnego dnia po
prostu o tym wspomniał. To był tylko jego wybór. Nie chciałam na niego
naciskać.
Skinęły głowami, najwyraźniej rozumiejąc albo nie dbając o to, jak to się udało,
najważniejsze, że tu był.
- Czy z Beccą okej? - spytała Scotti.
Fee wzruszyła ramionami. - Jest zbyt uparta, by to przyznać, nawet jeśli coś jest
nie tak. Przygotowuje sos z Helen w kuchni.
- Wyglądała na załamaną – zauważył Kingston.
- Miała sześć lat, kiedy wyjechał. Za każdym razem, kiedy spotykaliśmy się
całą rodzinę, pytała mnie, gdzie wujek Eli.
- Prawie żałuję, że moje dzieci go nie pamiętają. Czy to źle? - zapytała Scotii.
- Nie – odpowiedziałam, kręcąc głową. - Rozumiem to. Jestem pewna, że on
chciałby wiedzieć kogo... - urwała, nie wiedząc, jak to wyrazić – są
poszczególne dzieci.
- Biedny Eli – powtórzyła Fee. - To musi być dezorientujące po tak długim
czasie.
Byłam pewna, że dezorientujące to ogromne niedomówienie.
- Nie mogę uwierzyć, że Helen go spoliczkowała – wyznała Dusty, wyglądając
na nieco bardziej zrelaksowaną.
- Naprawdę? Uderzyła Shane'a w ramię zeszłej Wielkanocy, ponieważ zaczął
jeść, zanim skończyła podawać. Złamała drewnianą łyżkę – powiedziała Fee z
uśmieszkiem. - A więc... czym zajmuje się Eli? To znaczy, poza tobą.
- Och, zaczyna się ta gadka. Wychodzę – oznajmił Kingston, podchodząc do
kobiety, która siedziała na podłodze, bawiąc się z jednym z dzieciaków.
- Um, głównie pracuje na swoimi dziełami.
- Dziełami? Pokaż! - zawołała Lea.
Cholera. To on powinien przekazywać te informacje. Był z siebie taki dumny,
że w końcu zaczął zarabiać swoją sztuką. A sądząc po kilku małych obrazach,
które mi pokazał, miał pełne prawo czuć dumę.
- Och, za kilka dni ma wystawę w galerii.
- Co? - spytały wszystkie naraz.
- W końcu to zrobił? - zapytała Dusty. - Przez całe życie pasjonował się sztuką,
ale nigdy w to nie poszedł.
- Och, zaczął w więzieniu. To było jego, hm, zajęcie, kiedy był zamknięty.
Wykorzystał pieniądze od was na zakup artykułów, a potem tworzył pracę dla
innych więźniów. Zarabiał na tym. Jeden z facetów polubił go na tyle, by
wspomnieć o nim znajomemu w galerii. Kiedy wyszedł i pokazał im kilka
swoich prac, od razu chcieli, by stworzył wystawę. Pracuje więc nad dziełami.
Robił też remont w swoim mieszkaniu.
- Kocham to w mężczyznach Mallick – powiedziała Lea ze śmiechem. -
Wszyscy wiedzą, jak wymachiwać młotkiem. To cholernie gorące.
Prawda. Byłam postępowa w kwestii ról płciowych i nie miałam nic przeciwko
delikatniejszym facetom. Sama często spotykałam ich w pracy. Byli słodsi i
bardziej nieświadomi niektórych spraw związanych z hydrauliką ode mnie. Nie
było w tym nic złego. Ale zobaczenie mężczyzny, który potrafi wszystko
naprawić, miało w sobie coś pierwotnego. Może widzieliśmy ich jako lepszych
obrońców, czy coś takiego. Jak kiedyś obserwowałam, gdy Eli kładł podłogę w
swoim mieszkaniu, wszystkie jego mięśnie się napinały, pot spływał po skórze,
a duże silne ręce pracowały sprawnie, całkowicie przepadłam.
- Autumn – zawołał Eli. Podskoczyłam i odwróciłam się gwałtownie. - Podejdź
tu na chwilę – poprosił, wyciągając rękę.
- Chce, byś poznała jego braci – oznajmiła Fee. - Idź, o afrodyzjakach
porozmawiamy później.
Odeszłam od grupy, w której czułam się komfortowo i podeszłam do innej,
gdzie nie znałam nikogo, oprócz dziękującego mi wcześniej Ryana. Eli objął
mnie i przyciągnął do siebie, co dodało mi nieco odwagi.
- Ryana poznałaś – powiedział, kiwając głową w jego stronę. - To jest Hunt,
mąż Fee. A to Shane, od Lei. Wreszcie Mark, mąż Scotti.
- Miło was wzystkich poznać. Powiedziałabym, że dużo o was słyszałam, ale to
byłoby kłamstwo – przyznałam, a Eli się zaśmiał.
- Więc to ty ukradłaś Coopa – oskarżył ten wielki, Shane, z uśmieszkiem. -
Wiesz, ile schronisk dla zwierząt odwiedziłem przez ostatnie sześć lat?
- Nie rozwiesiliście nawet ulotek! - odpowiedziałam.
- Nie mieliśmy żadnych zdjęć – wyjaśnił Shane, wzruszając ramionami. - Hunt
zrobił kilka rysunków, ale widocznie do ciebie nie dotarły.
- Miał dobre życie, jedząc buty i niszcząc kopię Die Muthafucka – zapewnił Eli,
posyłając mi porozumiewawczy uśmiech. Kiedy się o tym dowiedział, szukał i
w końcu odnalazł podpisaną kopię tej książki dla Peyton, którą planował dać jej
na Boże Narodzenie.
Myślał tak daleko w przód.
O niej, więc o mnie też.
Moje serce ściskało się za każdym razem, gdy o tym myślałam.
- I miałem aktualizacje.
O cholera. Zesztywniałam, nie wiedząc, dlaczego o tym wspominał. Wszystko
szło gładko. To był ogromny wybój na tej drodze.
- Aktualizacje czego? - dopytywał Mark.
- Coopa. Jak sobie radził.
Zapadła pełna napięcia cisza. - Otwierałeś jej listy podczas zamknięcia?
- Pierwszy, ponieważ nie miałem pierdolonego pojęcia, kim jest – przyznał,
najwyraźniej chcąc oczyścić atmosferę. - Napisała mi, że ma Coopa i że nic mu
nie jest. Potem były kolejne.
Można było poczuć, jak od otaczających nas mężczyzn pulsuje gniew, który
wszyscy desperacko próbowali utrzymać pod kontrolą. Dopiero co go odzyskali
i nie chcieli odpychać, ale odsyłał ich listy przez sześć lat, za to odpisywał na
wiadomości kobiety, której zupełnie nie znał. Widziałam ten ból w oczach
Marka i zaciśniętych pięściach Shane'a.
- Autumn! - zawołała Helen. - Chcesz pomóc nam w kuchni?
- Ma na myśli małe przesłuchanie – wyjaśnił Eli. - Ale nie martw się. Fakt, że
jesteś właścicielką seks shopu, działa na twoją korzyść. Poza tym ma dolewki
wina. Wszystko będzie dobrze. - Pocałował mnie w skroń, a potem puścił, bym
mogła pójść do kuchni.
Idąc przez pokój, rozejrzałam się za siostrą, chcąc, by poszła tam ze mną.
Zobaczyłam ją w kącie, kiedy toczyła coś, co wydawało się gorącą dyskusją z
Atlasem. Wyczuwając moje spojrzenie, uniosła wzrok, ale wzruszyła
ramionami na moją desperacką próbę wołania o pomoc. Nie zamierzała mnie
uratować.
Wzięłam głęboki wdech, przypominając sobie, że dolewki wina z pewnością
mogłyby załagodzić mój dyskomfort.
- Nie, mówię tylko, że każda z was powinna się zaopatrzyć w taką różdżkę. -
Kiedy weszłam, Fee wygłaszała swoje kazanie, wymachując dużą łyżką.
- Fee – odpowiedziała Helen z uśmiechem. - One weszły do produkcji w latach
sześćdziesiątych. Kupiłam jedną, zanim się urodziłaś.
- O cholera! - krzyknęła Lea. - Twoja teściowa ma większe doświadczenie z
zabawką erotyczną. Jakie to musi być dla ciebie krępujące.
- Mówi to laska, która nie miała nawet wibratora, zanim nie zabrałam jej do
sklepu, by sobie jakiś wybrała. Jak mogłaś przeżyć tak długo bez osobistego
przyjaciela?
Pociągnęłam łyk wina, przypominając sobie, jak nieprzyjemne były czasy bez
mojego sprzętu.
- Żyłam w celibacie – wyjaśniła Lea, przewracając oczami.
- Z włosami służącymi za pas czystości – dodała Fee. - Wyhodowała tam
większe gówno niż Roszpunka.
- O mój Boże, Fee – wyszeptała Dusty z wielkimi oczami. - Autumn nie wie, że
żartujesz.
- Nie żartuję – broniła się. - Myślała, że jeśli zrezygnuje z golenia, powstrzyma
ją to od pieprzenia się z niewłaściwym typem mężczyzny. Zgubny wysiłek,
prawda Lea? - zapytała, rzucając jej zabawne spojrzenie, kiedy ta spoglądała na
nią wściekle.
- Powiedziałabym ci, że nie zawsze tak to wygląda. - Scotti napełniła mój
kieliszek. - Ale to nieprawda.
Helen spojrzała na mnie, kiedy uśmiechałam się do dziewczyn. Podobała mi się
łatwość, z jaką dyskutowały. Cieszyłam się ich otwartością, która przypominała
mi moje rozmowy z siostrą.
- Witamy w rodzinie, Autumn – powiedziała. - Lepiej już teraz wyznaj swoje
grzeszki, bo inaczej cię upiją i sprawią, że się do wszystkiego przyznasz, jak
Dusty.
- Robisz z nas potwory – sprzeciwiła się Fee. - Upiłyśmy ją w jej urodziny i
wtedy akurat przyznała, że robiła coś młotem pneumatycznym podczas swojego
życia w zamknięciu.
- Boże – jęknęła Dusty, zamykając oczy. Jej policzki płonęły, ale wciąż się
uśmiechała.
Znałam ten typ ludzi – nieważne jak otwarci w sprawach seksu byli ze swoimi
partnerami – po prostu nie mogli o tym rozmawiać z innymi. Postanowiłam
więc wkroczyć.
- Wiecie, czego warto spróbować? - zapytałam, czekając, aż uzyskam ich
uwagę. - Stymulatora w kształcie motyla. Macie wolne ręce, bo zapina się go na
udach, a niektóre mają dodatek, który dociera do punktu G i... - urwałam, gdy
do środka wszedł śliczny maluch.
- Mamy publiczność – uśmiechnęła się Fee. - Jeśli mają mniej niż trzy, możesz
mówić, co chcesz i zazwyczaj ujdzie ci to na sucho. Jeśli mają trzy i więcej,
zaczynają powtarzać te rzeczy i zadawać pytania.
- Jak wtedy, gdy Mayla wykrzyczała podczas niedzielnego obiadu, że
mężczyzna w pracy mamy musiał być naprawdę niedobry, bo dostał lanie. -
Zaśmiałam się. - Pomijając już fakt, że ten facet jest super samcem alfa i
trenerem w szkole Beccy, a pod osłoną nocy zmienia się w uległego.
- Myślę, że wiem, o kim mówisz – dodałam. - Przychodzi do mnie w koszulce
trenera i zawsze jest totalnym dupkiem, chyba że nakrzyczę na niego, by
zmienił postawę albo poszedł gdzieś indziej. Wtedy staje się posłuszny jak
mały szczeniak.
- Słyszałam, że macie tutaj alkohol – oznajmiła Peyton, wchodząc do środka. -
Co? - spytała, patrząc na nasze zdezorientowane twarze. - O czym
rozmawiałyście? - dopytywała, wyjmując kieliszek z moich rąk.
- O uległych mężczyznach – odpowiedziała Lea.
- Którzy lubią dostawać lanie – dokończyła Fee.
- Kto nie lubi dostawać klapsów? - spytała zwyczajnie. Szanowałam to w niej.
Nigdy się nie pieprzyła.
- Ma rację – zgodziła się Fee, odwracając się z powrotem do kuchenki, by
pomieszać to, co było w garnku.
- Scotti, twój brat jest cudowny, ale jego gust filmowy jest fatalny. Oczywiste
więc, że to koniec. Z góry przepraszam za jego złamane serce.
- Wierzę, że to jest możliwe – odparła Scotti, obserwując ją ze zrozumieniem.
- Autumn prowadzi seks shop i kradnie psy – oświadczyła Helen. - A czym ty
się zajmujesz, Peyton?
- Przerażam starsze panie zza biurka w bibliotece. I czytam dużo pokręconych
horrorów – przyznała otwarcie, wyraźnie czarując Helen, która w niczym nie
przypominała zwykłej mamy. Domyślałam się, że wychowując pięciu synów na
rekinów pożyczkowych i będąc w związku z ich ojcem, musiała być twarda.
- Cóż, wydajecie się do siebie pasować. - Wyciągnęła z szafki dwie miski. -
Przełóżmy tu nadzienia i możemy jeść.
Tak zrobiliśmy.
Nigdy w życiu nie widziałam tylu potraw. Niekończące się talerze opuszczały
kuchnię, napełniając naczynia, które biegły wzdłuż stołów z jednego na drugi
koniec pokoju. Był indyk, farsz, puree ziemniaczane, frytki ze słodkich
ziemniaków, zapiekanka z zielonej fasoli, brokuły, kukurydza, marchewki,
papryka, cebula, cukinia i sos żurawinowy oraz trzy rodzaje pieczywa.
Będą musieli mnie wywieźć z tego cholernego domu.
- Coop! - zawołał Charlie, przyciągając uwagę psa, który jęczał przy
dziecięcym stoliku. Ku zaskoczeniu wszystkich, Coop zerwał się i podbiegł do
mężczyzny, kładąc się przy jego boku. Milczał przez cały posiłek, a wtedy
Charlie poklepał go po głowie i oświadczył. - Dobrze, śmiało. - I Coop prawie
przewrócił dwójkę dzieci, chcąc jak najszybciej zanurkować pod stół i
posprzątać resztki, które zostawiły.
Podczas kolacji rozmowa jakoś szła, głównie dzięki Fee, Markowi, Peyton i
Rushowi, podczas gdy inni jedynie przytakiwali. Wszystko toczyło się w
dobrym i spokojnym tonie, więc Eli mógł chwilę odpocząć od pytań. Kiedy
skończył jeść, położył dłoń na moim kolanie.
- Posprzątamy – oświadczył Kingston, posyłając braciom spojrzenie, które
zmusiło ich do wstania ze swoich miejsc.
- Kingston, nie trzeba... - zaczęła Helen.
- Spędźcie czas rodzinnie – odpowiedział, zaczynając zbierać talerze.
Cały klan Mallicków, bez braci Rivers i ich kobiet, wstał i przeniósł się do
salonu, który był zdecydowanie mniejszy od ogromnej jadali, ale wciąż dwa
razy większy od przeciętnej przestrzeni mieszkalnej.
Usiałam na oparciu kanapy obok Eli'ego, a dzieciaki co chwilę przeszkadzały,
więc rozmowa była bardziej marzeniem niż rzeczywistością. Nigdy wcześniej
nie widziałem trzynaściorga dzieci w jednym miejscu. I choć Becca była już
nastolatką, jej władczy ton powodował tyle samo hałasu, co młodsze dzieciaki.
Dobre piętnaście minut później, odgłos sprzątania ucichł, a do pomieszczenia
weszła trzylatka, cicha i spokojna. Wyglądała jak Mallick z krótkimi czarnymi
włosami i jasnoniebieskimi oczami. Ale kiedy podeszła bliżej, można było
ujrzeć dziwny ślad brązowych plamek w jej oczach, więc gdybym miała się
zakładać, postawiłabym pieniądze na to, że jest córką Marka i Scotti.
Jakakolwiek rozmowa, która się toczyła, została natychmiast przerwana, kiedy
spojrzała na Eli'ego, po czym z ufnością ruszyła w jego stronę, jakby to była
najnormalniejsza rzecz na świecie.
Wspięła się na małą przestrzeń między Eli a Helen, a potem oparła o jego nogę,
obserwując uważnie.
- Jestem Eli – powiedziała z mocnym skinieniem głowy.
Eli.
Serce ścisnęło się w mojej piersi.
Tego się obawiał.
Dorośli to jedno. Dzieci, które nie miały pojęcia, kim był, to były jego demony.
Pytania.
Brak rozpoznania.
- Hej, Eli – odpowiedział, posyłając jej zbolały uśmiech.
A potem, ta słodka, niewinna istota, zrobiła to.
Zniszczyła go.
- Kim jesteś?
Poczułam ostrze we własnym brzuchu i widziałam ten sam ból na twarzach
wszystkich innych. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jak czuł się Eli. Kiedy
na niego spojrzałam, jego oczy były szkliste.
- Mała Eli – zawołał pewny siebie głos Beccy, wystarczająco dorosłej, by móc
wyczuć, kiedy dorośli potrzebowali minut. - Chodź tutaj.
Mała Eli zeskoczyła z kolan wuja i podbiegła do niej. - Nie jestem mała.
- W porządku – powiedziała Helen, obejmując Eli'ego ramionami. Jego ciało
trzęsło się, gdy gwałtownie wciągał powietrze. - Wiem. - Ucałowała bok jego
głowy. - Wiem.
Musiałam odwrócić wzrok i otrzeć łzy ze swoich policzków. Kiedy spojrzałam
w górę, wszyscy byli podobnie poruszeni.
Do diabła, nawet Peyton, które weszła i zobaczyła tą scenę, wyglądała na
rozbitą. Moja siostra była twardym orzechem do zgryzienia. Nie pamiętałam,
kiedy ostatnio widziałam ją płaczącą. Chyba, kiedy byłyśmy dziećmi. Często
żartowała, że sprzedała swoje kanaliki łzowe na czarnym rynku, by
sfinansować utrzymanie swoich niesamowitych włosów.
Widząc, jak w jej oczach pojawiają się łzy, to było jak kolejny nóż w brzuch.
Wyczuwając moje spojrzenie, odwróciła się szybko na pięcie i zniknęła. W tym
czasie Eli się uspokoił, słuchając słów swojej matki. Cokolwiek mówiła,
wydawało się pomagać. W końcu odsunął się i wziął głęboki oddech.
- Pieprzyć twoje zwolnienie warunkowe. Idź po drinka. Wygląda na to, że
Autumn też potrzebuje dolewki – dodała, a ja natychmiast podskoczyłam.
Rozpoznawałam polecenia mamy, kiedy je słyszałam. I chociaż w
rzeczywistości nie była moją matką, czułam się zmuszona zrobić dokładnie to,
co powiedziała.
- Tak, mój kieliszek jest pusty – powiedziałam z uśmiechem.
Eli odwrócił się w moją stronę i posłał mi uśmiech. - To straszne
niedopatrzenie.
Wstał i objął mnie ramieniem, wyprowadzając z pokoju, ale nie w kierunku
kuchni, gdzie stał alkohol. Odstawił mój kieliszek, złapał jakąś przypadkową
kurtkę z haczyka i wyciągnął mnie na zewnątrz. Prowadził mnie, dopóki nie
znaleźliśmy się z powrotem przy samochodzie. Tam zarzucił na mnie kurtkę i
mocno przytulił.
- To jest trudniejsze, niż się spodziewałem – przyznał szorstkim głosem.
Nie mając słów pociechy poza moją obecnością i słuchającym uchem,
ścisnęłam go mocniej.
- Ma moje pierdolone imię i nie wie, kim jestem.
O Boże.
Musiałam się trzymać. Musiałam go pocieszyć; nie mogłam ponownie wylewać
łez.
- Ona cię pozna, Eli. Jest taka mała. Większość jej wspomnień z dzieciństwa
będzie cię obejmowało.
- A Beccy? - zapytał zdławionym szeptem. - A Izzy? Są nastolatkami. Izzy się
nawet do mnie nie zbliżyła.
To była prawda. Większość dzieciaków uważała mnie, Eli'ego i Peyton za
obcych i nie byli zbyt chętni do obcowania z nami.
- Becca cię pamiętała – próbowałam.
- Powiedziała mi, że myślała, iż już jej nie kocham, Autumn. - Przełknął ciężko.
Do diabła. Nie było sposobu, by powstrzymać łzy. - Ponieważ nigdy nie
odpisałem na żaden z jej listów. Ma rację. Odebrałem jej uczucie pewności, że
cała rodzina ją kocha, wspiera i docenia. Stworzyłem w niej wątpliwość, że
może nie da się jej kochać. Ja to kurwa zrobiłem.
- Zrobiłeś to, co uważałeś za najlepsze.
- I wszystko spieprzyłem – warknął, a jego głos nabrał ostrości, która sprawiła,
że zesztywniałam.
Zły.
A ponieważ go znałam, wiedziałam, że ostatnią rzeczą, której pragnął, to utrata
kontroli na pierwszym od sześciu lat spotkaniu rodzinnym.
- Hej! - Odsunęłam się lekko, by na niego spojrzeć. - Nie rób tego.
- Czego? Mówić prawdy? - spytał mieszanką zniszczenia i wkurzenia. -
Wszystko, co zrobiłem, odkąd znalazłem się w tej ulicy tamtej nocy, było
cholernie złe. Zjebałem wszystko i pogarszałem sytuacje z każdym wyborem,
jakiego dokonywałem.
- Chyba nie wierzysz, że...
- Nie...
- Teraz ja mówię – przerwałam mu. - Chyba nie wierzysz, że to, co zrobiłeś
tamtej nocy, było złe? W rzeczywistości, żadna osoba na świecie, w tym dupek,
którego pobiłeś, tak nie uważa. Postąpiłeś właściwie, z właściwych powodów.
Dostałeś po prostu zły wyrok w sądzie.
- Dotkliwie pobiłem człowieka, Autumn. Wyrok nie był zły. Zrobiłem to.
Nie mylił się i trudno było mi wymyślić obalenie tej tezy, ale chciałam, by
mówił. Jego ciało rozluźniało się z każdym słowem.
- Mówisz tak, jakbyś podszedł do jakiegoś niewinnego człowieka i go pobił.
Powstrzymałeś sukinsyna przed zabiciem kobiety, którą miał szanować i cenić.
To on powinien siedzieć. To on powinien zostać oskarżony. Była to pomyłka
wymiaru sprawiedliwości. Tak samo jak pozwolenie, by maltretowana kobieta
wróciła do tych samych ludzi, którzy ją krzywdzili. Zrobiłeś słuszną rzecz,
próbując ją chronić.
- Nie musisz unosić głosu, kochanie. - Wtedy zdałam sobie sprawę, że
krzyczałam. Nie radziłam sobie dobrze z silnymi emocjami i miały one
tendencje do wybuchania we mnie w niemal maniakalnej eksplozji.
- Nie mogę sobie wyobrazić, jak to było, kiedy zdałeś sobie sprawę, że stracisz
sześć lat swojego życia, Eli. Ja... nie mogę tego pojąć. Ale ponieważ nie mogę
nawet sobie tego wyobrazić, wiem, że każda decyzja, którą podjąłeś, aby
przetrwać te sześć lat, była właściwa. Każdy nasz wybór ma konsekwencje,
dobre i złe, po prostu musisz sobie z nimi poradzić, kiedy nadejdą. Jesteś tu
teraz, Eli. Możesz zadośćuczynić. Możesz spędzić kolejne czterdzieści lat
pokazując Becce, jaka jest idealna i urocza. Możesz poznać te wszystkie
dzieciaki i pokazać im, jak niesamowity jest ich wujek. Możesz naprawić więzy
z braćmi, szwagierkami i rodzicami. Naprawdę masz tę szanse, ale nie
osiągniesz tego, będąc tutaj, narzekając na wybór, który nie poszedł tak, jak
zaplanowałeś.
Tyle wystarczyło. Kiedy skończyłam mówić, nie wydawał się zły, zamiast tego
obserwował mnie, jakby wyrosła mi druga głowa lub jakbym śpiewała w
języku suahili. Potem, powoli, jego usta drgnęły.
- Wiele razy na mnie krzyczano w życiu – zaczął dziwnie. - Moja mama zwykła
krzyczeć, kiedy coś jej się nie podobało. Moi bracia często robili to podczas
kłótni. W pracy krzyki były normą. Ale nigdy wcześniej nie zrobiło to na mnie
takiego wrażenie, jak ty, kochanie.
- Cóż – odpowiedziałam, czując się jednocześnie zdezorientowana i dumna. -
Gubiłeś się. Potrzebowałeś kopniaka w tyłek.
- Chyba tak. Dziękuję.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz potrzebować skopania tyłka, wiesz, gdzie mnie
znaleźć – oznajmiłam pewnie, bo w jego oczach było coś, czego nie mogłam
rozpoznać i trochę mnie to martwiło.
- Dobrze wiedzieć. Możesz werbalnie skopać mój – zgodził się – a ja od czasu
do czas mogę fizycznie wymęczyć twój.
To nie był dobry czas – ani miejsce – na pełne podniecenie, ale i tak zadziałało.
- Nie drażnij się ze mną – powiedziałam, dotykając jego klatki.
- Nie robię tego. - Pocałował mnie, a potrzeba strzeliła prosto między moje
nogi. - Wrócimy dzisiaj do mnie, żeby nie martwić anie nie traumatyzować
twojej siostry.
- Racja, bo ona jest taka krucha – zaśmiałam się.
- Być może będę musiał wstąpić do twojego sklepu po kilka zabawek – dodał z
oczami pełnymi obietnicy, wywierając prawie nie do zniesienia nacisk na dolną
część mojego brzucha.
- TY! - zawołała Peyton. Cofnęłam się o krok, a kurtka spadła z moich ramion,
więc pochyliłam się, by ją podnieść. Moja siostra w tym czasie podeszła i
wskazała na Eli'ego.
- Ja? - zapytał z uśmiechem, opierając się o samochód.
- Tak, ty – syknęła.
- Co zrobiłem?
- Sprawiłeś, że czułam różne rzeczy, ty potworze – oświadczyła, krzyżując
ramiona.
Odrzucił głowę do tyłu i się roześmiał. - Ciężkie przeżycie, co?
-Tak. - Potrząsnęła głową z irytacją. - Absolutnie nie do powtórzenia.
Eli wyciągnął rękę i przyciągnął sztywną Peyton do siebie.
- Nie zmieniaj się, Peyton.
- Dlaczego miałabym? - zapytała, starając się wyjść na niewzruszoną, ale
znałam swoją siostrę i wiedziałam, że to było dla niej ważne. Lekko uniosła
ręce i dała mu szybki, niepewny uścisk. - Dobra, ty wielkoludzie, puść mnie. -
Odsunęła się chwilę później. - Co? Nie dostajesz wystarczająco dużo uczucia
od tej jednej? - zapytała, machając ręką na mnie. - Ona jest jak rozszczepiająca
się winorośl, na litość boską.
Musiałam od czasu do czasu wymuszać na niej uczuciowe reakcje. Głównie
dlatego, że każdy człowiek tego potrzebował, bez względu na to, jak bardzo
temu zaprzeczała.
- Ponadto podano deser. Wygląda na to, że będziecie musieli wyciąć mój gruby
tyłek ze ściany i unieść dźwigiem – oznajmiła, odchodząc w stronę domu.
- Pewnego dnia – zaczął Eli, kręcąc głową – jakiś facet będzie musiał się nieźle
natrudzić, by się do niej dostać.
- Czy to nie będzie wspaniałe do oglądania?
Złapałam jego dłoń i razem wróciliśmy do środka.
- Dziękuję – powiedział, zanim dołączyliśmy do reszty, składając pocałunek na
mojej skroni.
- Za nią? Jeszcze się nie obudziłeś, gdy stała w kącie z nożem. Wtedy możesz
nie być taki chętny do podziękowań.
Zachichotał, ściskając mnie.
- Tak, za nią. Za ciebie. Za to. Za zabranie tej pustej skorupy, którą byłem,
kiedy wyszedłem i systematyczne napełnianie jej z powrotem.
Och, moje biedne serce.
To był najlepszy komplement, jaki kiedykolwiek otrzymałam.
- Nie ma za co. Naprawdę polubiłam twoją rodzinę.
- Z radością cię do niej przyjmą. Wygląda na to, że mama znów będzie musiała
znaleźć większy stół.
- Cóż, to dobrze, bo nie sądzę, by Peyton kiedykolwiek zrezygnowała z wizyty
tutaj. Ona zawsze podąża za tym, co dyktuje jej żołądek.
- Lepiej pomóżmy jej zjeść deser, bo przez całą drogę powrotną będzie nam
mówić, że zjadła za dużo.
I tak będzie to robić.
Kiedy weszliśmy do jadalni, Eli zatrzymał się w drodze do stołu i usiadł obok
małej Eli.
- Fajna ciężarówka – powiedział, a oddech uwiązł mi w piersi.
- Ma tylne siedzenia – oznajmiła, podnosząc jasnoniebieski pickup.
- Widzę, mam właśnie taką. Z tylnymi siedzeniami.
- Tak?
- Tak – odpowiedział, a Mark podszedł i usiadł po drugiej stronie. - Może
pewnego dnia tatuś cię przywiezie i będziemy mogli się nią przejechać.
- Na plażę? - zapytała, natychmiast się ożywiając.
- Gdziekolwiek zechcesz. A tak przy okazji, mam na imię Eli.
- To moje imię! - zawołała.
- Ukradłaś mi je.
Mała spojrzała na ojca. - To prawda?
- Tak – zgodził się. - Eli jest całkiem fajny, więc pomyślałem, że chciałabyś
mieć imię kogoś fajnego.
- On ma ciężarówkę! - Była zupełnie nieświadoma tego, jak wielka to była
chwila.
- Ja też mam ciężarówkę – upierał się Mark.
- On ma czerwoną.
Zaśmialiśmy się, wiedząc, że jego ciężarówka nie była czerwona, ale mając
nadzieję, że zapomni o tym szczególe.
- Jestem twoim dłużnikiem – odezwał się głęboki, męski głos obok mnie.
Charlie Mallick. Stał i obserwował scenę przed nami.
Było w nim coś onieśmielającego, coś, co mówiło o jego trudnej przeszłości i
tym, kim był. Ale widziałam też, jak wyrzucał małą dziewczynkę w powietrze,
uśmiechając się do niej szeroko. Bycie dziadkiem najwyraźniej go zmiękczyło.
- Nie, nie jesteś – sprzeciwiłam się, kręcąc głową. - Uwierz mi, to była też moja
sprawa. Tak bardzo tego potrzebował.
Kurczę, znowu oczy zaszły mi łzami. Co było ze mną nie tak?
- Nie mam wątpliwości, kochanie, że nigdy więcej nie zobaczylibyśmy go przy
naszym stole, gdyby nie ty. Zaledwie kilka tygodni temu powiedział swojemu
bratu, że nie żyje. Przywróciłaś go. Jestem więc twoim dłużnikiem. Z tego, co
słyszałem, twoje życie jest dobre i nie potrzebujesz niczego, co mógłbym
zaoferować, więc mogę dać ci to... - powiedział, machając w kierunku reszty
pokoju.
O Boże. Peyton będzie się śmiała, że tyle płakałam.
Faktem było, że jego rodzina była cudowna. Zawsze miałam Peyton i była dla
mnie całym światem, ale tak naprawdę nigdy nie miałyśmy okazji doświadczyć
kochającej i wspierającej się rodziny. Tylko kilka godzin w ich towarzystwie
sprawiło, że pragnęłam więcej.
A Charlie mi to oferował.
Inną rzeczą było przygotowanie miejsca dla dziewczyny twojego syna, a czymś
zupełnie innym powitanie jej z otwartymi ramionami. Wyczuwając moje łzy,
mimo że miałam pochyloną głowę, objął mnie wystarczająco blisko, by
ucałować moją skroń.
- Witamy w rodzinie, Autumn.
Eli wybrał dokładnie ten moment, by na nas spojrzeć, a jego oczy zrobiły się
ciężkie z uczucia, jakby idealnie rozumiał, co się właśnie stało.
- Suko, zbierz się do kupy – oświadczyła Peyton, wchodząc w miejsce, które
zwolnił Charlie. - Albo utop to w czekoladowym cieście. Wprawiasz w
zakłopotanie całą gromadkę.
Nie było to łatwe.
- Myślę, że to nasza nowa rodzina, Peyton.
Rozejrzała się i skinęła głową. - Dobra, ale i tak przestań się mazać. Zepnij
jajniki, kobieto. Och, czy to szarlotka?
- Chyba mówiła poważnie o potrzebie zamówienia dla niej dźwigu – rzucił Eli,
przyciągając mnie do siebie. - Tata powitał cię w rodzinie, prawda?
Zachwiałam się. A jeśli Eli nie był na to gotowy? A jeśli jego ojciec przesadzał?
- Tak jakby – przyznałam.
Przytulił mnie. - Kochanie, poczekaj, aż zobaczysz Boże Narodzenie.
Poczułam wielką radość.
Byłam częścią rodziny.
Może, pewnego dnia, sama zostanę Mallickiem.
Rozdział 15
Eli
Zostawiliśmy to tak.
To nie było coś, o czym dyskutowaliśmy, ale coś, co się po prostu wydarzyło.
Po tym, jak Helen wepchnęła talerz pełen jedzenia w ręce Peyton, aby zabrała
go do domu, a ona przez całą drogę powrotną narzekała, że pozwoliliśmy jej
zjeść za dużo, zabraliśmy Coopa na krótki spacer, co nie było nawet konieczne,
ponieważ dzieciaki wymęczyły go dość mocno i oboje poszliśmy spać.
Nie rozmawialiśmy o tym więcej.
Autumn musiała zmienić nasze plany, co do powrotu do mojego mieszkania, by
jak najszybciej iść spać, ponieważ najwyraźniej seks zabawki były gorącym
towarem na wyprzedaży w Czarny Piątek i nawet musiała prosić Peyton, by jej
pomogła następnego dnia. Oczywiście ja też zaoferowałem pomoc, ale ona w
uprzejmy sposób powiedziała, że będę jej tylko przeszkadzać. Peyton
pracowała dla niej od czasu do czasu, więc wiedziała, jak korzystać z systemu i
gdzie znajdują się wszystkie przedmioty, a ja prawdopodobnie zadawałbym
milion pytań, które by wszystkich spowalniały.
Rozumiałem to.
Więc kiedy wstałem, a ich nie było, zabrałem z powrotem Coopa do swojego
mieszkania, by dopracować dzieła na wystawę.
Został jeden dzień.
Wcześniej wydawało mi się to czymś wielkim, sytuacją życia albo śmierci,
jakby to była jedyna taka szansa w życiu. Teraz miałem wrażenie, że nie zmieni
to znacznie mojego życia.
Jeśli pójdzie dobrze – to świetnie.
Jeśli będzie klapa – cóż, przeżyję.
Może podświadomie tak bardzo się tym stresowałem, by zasłużyć na aprobatę
innych, podczas gdy wszystko, czego tak naprawdę potrzebowałem, to aprobata
tych, którzy mnie kochali.
Nie powiem, że łatwo było tam wejść, wiedząc, że chociaż przeważała ulga i
miłość, było też dużo urazy i gniewu. Podejrzewałem, że potrzeba będzie dużo
czasu, by wszystko wróciło na właściwe tory. Miałem nadzieję, że do tego
czasu będę już lepiej przygotowany. Cały ten dzień pokazał mi, że bez względu
na to, jaki ból czułem w więzieniu, odcinając się od nich, był niczym w
porównaniu z koniecznością pójścia tam i zmierzenia się z konsekwencjami
swoich działań.
Moi rodzice.
Moi bracia.
Moje szwagierki.
Ale przede wszystkim... dzieci.
Becca, która została zraniona najbardziej.
Dziesięciu innych, których nawet nie znałem, których nigdy nie spotkałem,
przy których musiałem pytać, czyje były.
To gówno wypatroszyło mnie w sposób, którego wcześniej nie byłem
świadomy. Ale zamierzałem się postarać. Miałem zamiar spotykać się z nimi
wszystkimi, rodzina po rodzinie i poznawać ich na nowo oraz pozwolić poznać
siebie.
Moja matka miała rację, miałem mnóstwo czasu. Większość z nich miała sześć
lat i mniej. Prawie wszystkie ich wspomnienia będą mnie obejmowały. Jeśli
chodzi o Beccę, cóż, miałem trochę pracy do wykonania, ale była chętna do
współpracy, więc kiedyś też wyjdziemy na prostą.
Nie podałem im swojego adresu, ale upewniłem się, że mama miała mój nowy
numer telefonu. W związku z tym miałem trzydzieści dwie wiadomości od ojca,
Ryana, Marka, Shane'a, Fee, Lei, Dusty, Scotii i Beccy, która też najwyraźniej
miała własną komórkę.
Po ucisku w klatce piersiowej stwierdziłem, że to była właściwa rzecz. Przez
sześć długich lat zapomniałem, jak to jest czuć miłość, lojalność i poczucie
przynależności. Wiedziałem, że to nie będzie łatwe i było jeszcze wiele do
zrobienia, ale jeśli nie chciałem się od nich odcinać, musiałem znaleźć sposób
na utrzymanie kontroli.
Nie mogłem wrócić do rodzinnego biznesu. Byłem pewien, że nikt nawet nie
pomyślał, że to byłoby możliwe. Ale nawet bez tego, byłoby pełno wyzwalaczy.
Udawanie, że nie, tylko wystawiłoby mnie na porażkę.
Autumn miała rację, że ostry seks był pomocny. Oczywiście ten oparty na
zaufaniu, konsensusie i obustronnej przyjemności.
Zasugerowała również boks, co było świetnym pomysłem. Byłem nawet
wkurzony na siebie, że nie pomyślałem o tym wcześniej. Przecież samo
uderzenie Autumn gołą dłonią było pomocne. Tak więc uderzenie w worek –
lub inną osobę – na siłowni, było idealnym pomysłem, aby utrzymać kontrolę.
Zamierzałem się tym zająć jak najszybciej.
- Yo, yo, bracie – zawołał Bobby, wchodząc do środka bez pukania jak to
zwykle miał w zwyczaju. - Ostatnio rzadko tu bywasz. - Podał mi kawę.
- Byłem z Autumn. A wczoraj pojechaliśmy na Święto Dziękczynienia.
Zatrzymał się gwałtownie. - Do twojej rodziny?
- Tak.
- Cholera, chłopie. - Uśmiechnął się szeroko. - To kurewsko dobra wiadomość.
Widzisz? Wiedziałem, że musisz tylko zamoczyć. Kobiety mają sposoby na
przedstawianie takiego gówna w innej perspektywie. Szczególnie takim głupim
i upartym skurwielom, jak ty.
Nie był elokwentny.
Mądry, cóż, już tak.
- Razem z Nat jesteśmy podekscytowani twoją wystawą. Poszła nawet na
zakupy i kupiła mi coś, co nazwała „odpowiednim strojem”. Najwyraźniej nic,
co posiadałem, nie było właściwe.
- Przypomnij mi, żebym kupił Nat coś ładnego na Boże Narodzenie, stary.
- Nie zasługuję na nią.
- Nie – zgodziłem się z uśmiechem. - Ja też nie zasługuję na Autumn, ale nam
się udało.
- Dwóch dupków, którym się cholernie poszczęściło. - Stuknął kubkiem w mój.
- Prawda.
***
- Nie patrz na mnie.
W ten sposób przywitała mnie Autumn wieczorem, kiedy wróciły do swojego
mieszkania o dziesiątej, co oznaczało, że spędziły w sklepie szesnaście godzin
na nogach.
- Um...
- Na mnie też nie patrz – krzyknęła Peyton, zamykając za sobą drzwi.
Oczywiście, że patrzyłem.
Ciężar dnia widocznie się na nich odbił.
Autumn była blada i miała podkrążone oczy. Tusz do rzęs rozmazał się na jej
powiekach, ale poza tym, wyglądała podobnie. Potrzebowała tylko jedzenia,
prysznica i łóżka, ale wciąż była sobą.
- Powiedziałam nie! - wrzasnęła Peyton, gdy skupiłem się na niej.
Cóż, jej twarz nie miała śladu makijażu. Na dodatek ubrana była w zwykłe
niebieskie dżinsy i prostą czarną koszulkę z długim rękawem. Jasne, nadal
miała kolorowe włosy i kolczyk w nosie, ale bez żadnych swoich ozdób
wyglądała na co najmniej pięć lat młodszą oraz prawie boleśnie słodką i
niewinną.
Wtedy w końcu zrozumiałem, dlaczego tak ciężko pracowała nad swoim
makijażem i stylem. Nie chciała, by ktokolwiek zobaczył ją i pomyślał „słodka
i niewinna” ani nic podobnego. I, żeby być uczciwym, byłoby dla nich wielkim
szokiem zobaczyć ją taką, a potem usłyszeć i zrozumieć, jak bardzo się mylili.
To znaczy, Peyton była cholernie słodka, ale tylko dla wybranych osób. Z
pewnością nie chciała, by to przedostało się do mas.
- Moja indycza śpiączka sprawiła, że przespałam alarm o trzeciej nad ranem,
dzięki któremu to – machnęła ręką na twarz – by zniknęło. Ugh, potrzebuję
prysznica.
Spojrzałem na Autumn, opartą o blat.
- Chodź, wymasuję ci stopy, a potem możesz się przespać.
- To było niczym porno – wyznała, usiłując się uśmiechnąć.
Potem poszliśmy do sypialni, wymasowałem jej stopy i patrzyłem jak zasypia.
Nie rozmawialiśmy o nich.
Mojej rodzinie.
Dlatego następnego dnia czułem się zupełnie nieprzygotowany.
- Mogę ubrać gorsetową sukienkę i skórzane buty, prawda? - zawołała Peyton.
Wystawa zaczynała się za godzinę.
Wcześnie rano spotkałem się z koordynatorem, by dopiąć wszystko na ostatni
guzik. Następnie zabrałem Autumn na lunch i pojechałem do siebie, by zabrać
trochę ciuchów, po czym wróciłem do mieszkania dziewczyn, by, no cóż,
poczekać – w przypadku Autumn, obserwować – aż się przygotują.
- O mój Boże – syknęła Autumn. - Nie, absolutnie nie możesz ubrać gorsetu...
Drzwi otworzyły się gwałtownie, a do środka weszła Peyton w prostej,
eleganckiej sukience koktajlowej. Miała rozpuszczone włosy i lekki makijaż, a
jedyną rzeczą, która przypominała jej codzienny styl, były czarne buty z
tęczowymi rogami jednorożców zamiast obcasów.
- Ha, spójrzcie na te twarze – powiedziała Peyton, siadając obok mnie na skraju
łóżka. - Wiem, jak się ubrać na wystawę, mamo. - Przewróciła oczami. -
Podoba mi się twoja sukienka.
Kurwa, była zajebista. Właściwie to tak bardzo mi się podobała, że kiedy
wrócimy, miałem zamiar unieść materiał i pieprzyć w niej Autumn opartą o
ścianę, aż wykrzyczy moje cholerne imię.
Była niebieska z nieco jaśniejszą koronką na dekolcie. Nie miała rękawów i
odsłaniała nogi, ale jednocześnie nie była zbyt krótka. Zachowywała klasę. Na
dodatek jej włosy i makijaż były kurewsko idealne. Byłbym dumny, gdyby stała
u mego boku w worku na ziemniaki – albo w za dużej koszulce, którą czasami
nosiła do spania – ale mając ją przy sobie, na swojej pierwszej wystawie, kiedy
tak wyglądała? Cóż, byłem pierdolonym szczęściarzem.
- W porządku. - Wzięła głęboki wdech i ostatni raz spojrzała na siebie w
lustrze. - Jestem gotowa.
Wstałem. - Jeszcze jedno.
- Zapomniałam zapiąć zamka? - zapytała, spoglądając do tyłu.
Sięgnąłem po prezent, kiedy odwróciła wzrok i wyciągnąłem go w jej stronę.
Gdy ponownie na mnie spojrzała, jej oczy rozszerzyły się na widok
niebieskiego pudełeczka przewiązanego białą, satynową kokardą.
- Nie. - Pokręciła głową. - Cokolwiek to jest, to za dużo.
- Czy ona zawsze jest taka uparta przy przyjmowaniu prezentów? - zapytałem,
spoglądając na Peyton, która nie próbowała ukryć faktu, że obserwowała całą tą
sytuację.
- Kiedyś nakrzyczała na mnie i wyrzuciła prezent urodzinowy, który jej dałam.
- Bo napełniłaś go sztucznymi pająkami, mądralo – sprzeciwiła się. - Na
dodatek, poruszały się.
- Cóż, nie nabrałabyś się, gdyby leżały nieruchomo. - Przewróciła oczami. -
Otwórz prezent. Nie odrzuca się podarunków od mężczyzny, który masuje ci
stopy i daje cudowne orgazmy.
Och, Peyton.
- Wciąż uważam, że to niepotrzebne i nie musisz mi nic kupować –
odpowiedziała, posyłając mi stanowcze spojrzenie, ale sięgnęła po pudełko.
- Wiem, ale to mnie nie powstrzyma – zgodziłem się.
Odwiązała białą wstążkę i chwilę gładziła ją palcami, zanim ostrożnie odłożyła
na komodę. Autumn ciężko pracowała i zarabiała wystarczająco, by zapłacić
rachunki i opłacić małe przyjemności, ale byłem prawie pewien, że nigdy nie
miała biżuterii od projektantów. To było powierzchowne, jasne, ale skoro ja
mogłem jej to zaoferować, zrobiłem to z wielką radością.
- Och, Eli... - Spojrzała na diamentowe kolczyki.
- Szkoda, że nie mają drobnych rozbryzgów krwi – powiedziała Peyton,
wstając. - Ale i tak są ładne. - Mrugnęła do mnie. - Zakładam, że podziękujesz
mu w odpowiedniej pozycji, a ja nie potrzebuję tej traumy w swoim życiu –
oświadczyła, wychodząc. - Zaczekam w samochodzie.
- Dziękuję – oznajmiła, gdy zostaliśmy sami. Jej głos był nieco ochrypły.
- Przynajmniej tyle mogłem zrobić. - Zabrałem pudełko z jej rąk, by mogła
założyć kolczyki. Kiedy skończyła, objęła mnie i pocałowała.
Potem pojechaliśmy.
Przez całą drogę próbowałem pozbyć się podniecenia, z którym mnie zostawiła,
co było ciężkie, mimo że byłem w niej zaledwie godzinę wcześniej.
- Och, cudownie – krzyknęła Peyton, kiedy przywitano nas szampanem na
wejściu.
Mieliśmy około dwudziestu minut na rozmowę z inną artystką, która również
wystawiała swoje prace tego wieczoru, kiedy w końcu drzwi się otworzyły i
wpuszczono gości.
Ci ludzie? Tak, to była cała moja rodzina, bez dzieci, a także bracia Rivers.
Spojrzałem na Autumn, która rozchyliła usta z szoku.
- O Boże, całkowicie zapomniałam. Przez przypadek wspomniałam, że masz
dzisiaj wystawę. Tak mi przykro, powinnam...
- Kochanie, jest okej. - Objąłem ją ramieniem. - Jestem po prostu zaskoczony.
Nic więcej
I tak było.
Kiedy zobaczyłem ich twarze, serce mocniej zabiło mi w piersi.
Chciałem, by tu byli.
Nie wiedziałem o tym, dopóki ich nie zobaczyłem.
Od razu też poczułem stres, uczucie, z którym nie byłem zaznajomiony. Nie
dlatego, że bałem się, iż nie spodobają im się moje prace – w przeszłości
zawsze je chwalili – ale dlatego, że część z nich nawiązywała do ciemności,
pustki i ich nieobecności. W rzeczywistości, obraz, na którym od razu się
skupili, był dużym dziełem, przedstawiającym ich wszystkich z pochylonymi
głowami oraz dziećmi bez twarzy. Od razu zobaczyłem smutek w ich oczach.
- Myślę, że to pomoże im zrozumieć. - Autumn doskonale mnie czytała. -
Dowiedzą się, że nie zdołałeś się od nich odciąć, tak jak chciałeś. Zawsze byli
przy tobie, nawiedzali cię. Dobrze, że to zobaczyli.
- O rany, niezła frekwencja – zawołał koordynator, rozglądając się po sali.
Jak na zawołanie, drzwi ponowie się otworzyły, a do środka zawitały kolejne
znajome twarze. Widzisz, pracując w podziemiach Navesink Bank, zdobywałeś
wielu przyjaciół, którzy również tam działali. W wejściu pojawili się więc
Breaker, Shooter, Paine, Sawyer i rodzina Grassi.
- Eli – przywitał się Antony Grassi, głowa lokalnej rodziny mafijnej,
posiadającej doki. - Jeden z moich ludzi, Anthony Galleo, powiedział mi,
żebym obejrzał twoją wystawę, gdyż na pewno znajdę tam coś dla siebie.
Widzę, że jego gust jest bez zarzutu jak zwykle. Cieszę się, że wróciłeś – dodał,
zaciskając dłoń na moim ramieniu, a potem się oddalił.
- Ach, czy to nie ten facet, który jest właścicielem Famigili? - zapytała Autumn,
obserwując, jak dołącza do synów przy powitaniu innych. Maniery, ta rodzina
zawsze miała je idealne.
- Tak. - Cieszyłem się obserwowaniem, jak jej umysł dochodzi do kolejnych
wniosków.
- Ale mówił, że jeden z jego facetów... och. Czy oni są jak... mafia? - szepnęła
podekscytowana.
- Wyczuwam w przyszłości maraton Rodziny Soprano, co? - Roześmiałem się,
kiedy spojrzała na mnie z winą w oczach.
- To naprawdę coś – wtrącił się Hunt. Jego umiejętności artystyczne zawsze
przeważały moje, więc były to ważne słowa. Chociaż teraz mogłem chyba
powiedzieć, że byliśmy na podobnym poziomie. Nasze płótna się różniły, ale
oboje posiadaliśmy do tego talent. - Fee chcę cię zatrudnić do zrobienia portretu
dziewczynek. Byłbym obrażony, ale jesteś wyraźnie lepszy w portretach ode
mnie.
Pod koniec wieczoru większość obrazów miała naklejki w rogach, chociaż będą
wisiały jeszcze kilka dni.
- Robiłam tu już cztery wystawy – ogłosiła Magda, druga artystka, gdy
dostaliśmy kolejną lampkę szampana pod koniec wydarzenia – i nigdy nie
sprzedałam więcej, niż jeden obraz, w pierwszym dniu wernisażu. Masz wielu
kulturalnych przyjaciół – pochwaliła, rozpromieniona, gdyż ten wieczór był
wyraźnym sukcesem dla nas obojga. - Z przyjemnością będę dzielić z tobą
galerię w przyszłości – dodała, stukając o moją szklankę.
Porozmawialiśmy chwilę, opróżniając swoje kieliszki, a potem pożegnaliśmy
się i Magda wyszła.
- Eli – zawołała matka. Razem z ojcem byli jedynymi, którzy nie mieli małych
dzieci, a więc ustalonych opiekunek na konkretne godziny i wciąż mogli kręcić
się w pobliżu.
- Tak, mamo?
- Jutro niedzielny obiad. A jeśli zapomniałeś, obecność jest obowiązkowa. To
dotyczy również was, dziewczyny – dodała, wskazując na Autumn i Peyton.
- Mamuśko, masz jedzenie, będę tam – oświadczyła Peyton. - Dosłownie. Jeśli
zamówisz kiedyś za dużo chińszczyzny, możesz zadzwonić do mnie, a ja
posprzątam resztki jak pies.
Mama uśmiechnęła się na to, co było jasnym sygnałem, że została fanką
szczególnego poczucia humoru Peyton.
- Będziemy, mamo – zgodziłem się, ściskając Autumn.
Nasz związek był nowy, ale jednocześnie czułem, jakbyśmy byli ze sobą od lat.
Chyba dlatego byłem pewien, że to coś prawdziwego.
- Daj mi znać, czy mamy coś przywieźć – dodała Autumn.
Mama patrzyła na nas przez chwilę, najwyraźniej wciąż trochę podekscytowana
tym, że ja – my – byliśmy w pobliżu, a potem uśmiechnęła się do nas i
zniknęła.
- Obowiązkowy, co? - rzuciła Autumn, przytulając mnie.
- Podchodzi do tego bardzo poważnie. Nie ma wystarczająco dobrej wymówki,
by się nie pokazywać. Wygląda na to, że od teraz, ludzie będą musieli
zrezygnować z pierścieni na penisa i zatyczek analnych w niedzielę.
I tak zrobili.
Od tego dnia, nie przegapiliśmy żadnej niedzieli.
Miałem w końcu dużo do narobienia.
Epilog
Autumn
Miesiąc później.
Mieliśmy dwa święta Bożego Narodzenia.
Oczywiście musieliśmy pojechać do Helen i Charliego na wystawną kolację.
Widziałam zdjęcia z wcześniejszych lat. Prezenty zalewały salon, a ludzie
zajmowali każdą wolną przestrzeń. Była też wielka uczta.
To była poważna sprawa.
Na szczęście zaczynała się dopiero po południu, ponieważ każdy musiał
najpierw przygotować z dziećmi dom na wizytę Mikołaja. Na szczęście,
ponieważ razem z Peyton miałyśmy swoje tradycje w tym dniu. Rankiem
jadłyśmy ogromne śniadanie, wcześniej przygotowując je podczas głośnego
śpiewania kolęd. Potem oglądałyśmy „Prezent pod choinkę”. Popołudniem
piłyśmy koniak, wsuwając w siebie zrobioną kilka dni wcześniej lasagne.
Z radością zrezygnowałyśmy z drugiej części dnia, uznając, że domowe
jedzenie Helen było o niebo lepsze od odgrzewanej lasagne. Ale nie
zamierzałyśmy omijać porannych tradycji.
- Idę – szepnęłam do Peyton, która czekała w drzwiach. Miała na sobie legginsy
w czerwono-zielone paski i bluzę ze zdjęciem Mikołaja i podpisem: gdzie są
moje dziwki. Wysunęłam się z łóżka, zostawiając Eli'ego, który wcześniej dał
mi swój pierwszy prezent na gwiazdkę – właściwie to nawet trzy.
Była ledwie szósta. Eli na pewno nie wstanie przez najbliższą godzinę. Dawało
nam to więc czas, by przygotować jedzenie i ułożyć prezenty pod choinką.
- Ozdóbmy ją – zażądałam, gdy przechodziłyśmy obok naszej dumy i radości.
Odkąd razem zamieszkałyśmy, co roku kupowałyśmy sobie nawzajem ozdobę.
Każda z nich opatrzona była datą i miała jakieś szczególne znaczenie. W tym
roku jeden z moich prezentów dla Eli'ego był również jego pierwszą ozdobą.
Płakałam, kiedy ją pakowałam.
Ostatnio stałam się straszną beksą.
- Okej, ja... czekaj – powiedziała Peyton, zatrzymując się w pół kroku.
Następnie odwróciła się z powrotem do drzewka. - Mikołaj był tutaj! -
krzyknęła uradowana.
Cofnęłam się, widząc stos, no cóż, źle zapakowanych prezentów w
jaskrawoczerwony i biały papier, które mógł tak zawinąć tylko mężczyzna – lub
dziecko.
- Musiał się wymknąć, kiedy spałam i je podłożyć – wyjaśniłam, uśmiechając
się.
- O! - Peyton sapnęła, kucając przy pudełkach. - Połowa z nich ma moje imię!
Od teraz oficjalnie się nim dzielimy. Jest w połowie mój. Ty dostajesz połowę,
która zawiera nagość, bo nie lubię go w ten sposób, ale druga połowa jest cała
moja. Cholera, jedna wielka poligamiczna rodzina.
Roześmiałam się, kiedy wstała i skierowała do kuchni. Pewnego dnia znajdzie
własnego mężczyznę. Do tego czasu zamierzałam chętnie dzielić się z nią
nienagimi częściami Eli'ego. Już kochał ją tak, jak każdą ze swoich szwagierek.
I chociaż nigdy by się do tego nie przyznała, potrzebowała w swoim życiu
takiego mężczyzny jak on. Kogoś bezpiecznego, stabilnego, kochającego i
rozważnego. Po naszym gównianym, oceniającym ojcu i jej wcześniejszych
gównianych partnerach, byłam prawie pewna, że nigdy nie spotkała nikogo
takiego.
Był dla niej dobry.
Dla mnie też.
Już temu nie zaprzeczałam, całkowicie tonęłam.
W miłości.
I nigdy, przenigdy, nie chciałam się wynurzać.
- W porządku, mam nadzieję, że któraś z was kupiła mi słuchawki wyciszające
– przywitał nas Eli około czterdziestu minut później. Śniadanie było prawie
gotowe.
- To nie nasza wina, że nie zostałyśmy pobłogosławione talentem – prychnęła
Peyton. - To, czego nam brakuje, nadrabiamy entuzjazmem.
- Jesteś pewna? - zapytał, biorąc kubek z kawą do ręki i rozejrzał się wkoło. -
Wygląda pysznie.
- Czy mogę otworzyć prezenty – spytała Peyton, odkładając ostatni półmisek na
stół. - Daj spokój, nie możesz mnie tak trzymać w napięciu!
Eli posłał mi rozbawione spojrzenie.
- Jeden – odpowiedzieliśmy zgodnie, po czym wybuchnęliśmy śmiechem. To
był taki rodzicielski moment. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, ponieważ to
wciąż był nieco nowy związek, ale sądząc po jego rodzinie i determinacji, by
odbudować miłość swoich siostrzeńców, chciał mieć własne dzieci. A nie
stawaliśmy się coraz młodsi.
Ale to były myśli na inny dzień.
- Nie wierzę! - wrzasnęła Peyton, która oczywiście wybrała opakowanie
wielkości książki. Teraz trzymała w rękach kopię Die Muthafucka. - I jest
podpisana! - dodała. - Jak? Szukałam jej od miesięcy!
- Święty Mikołaj musi mieć naprawdę dobre kontakty – wyjaśnił Eli.
Właściwie, nawet ja nie wiedziałam, jak ją dostał.
Potem zjedliśmy śniadanie przed telewizorem i otworzyliśmy resztę naszych
prezentów. Eli ucieszył się na widok ozdoby, którą od razu powiesił na choince,
a słysząc o naszej tradycji, jeszcze bardziej się rozpromienił.
- Po prostu mówię – zaczęła Peyton, gdy poszliśmy się ubrać – o wiele łatwiej
byłoby mi dzisiaj jeść, gdybym założyła zwykłą piżamę.
Godzinę później zanosiliśmy czarne torby pełne prezentów do domu rodziców
Eli'ego, Przyjechaliśmy wcześniej, by pomóc poukładać wszystkie pudełka i je
posegregować, by ułatwić ich rozpakowywanie. Kiedy skończyliśmy, w salonie
nie było prawie skrawka wolnego miejsca na podłodze.
- W każdej chwili mogę zostać testerem smaku – zagadywała Peyton do Helen.
Na moje uniesione czoło i wielkie oczy, wzruszyła ramionami. - Co? O kurde,
jasna cholera. - Spojrzała przez pokój. - I założę się, że nie ma tam ani jednego
pudełka pełnego sztucznych, pełzających pająków. Co za strata.
Eli
Dwa miesiące później.
- Przesadzasz – oznajmiła Autumn, zachowując spokojny głos.
- Jak, do cholery, można przesadzać z czymś takim? - zapytałem, odwracając
się, by poświęcić jej całą swoją uwagę.
Nie mieliśmy jeszcze nic, co przypominałoby kłótnię, ale dzisiaj, podczas gdy
ja widziałem na czerwono, ona była bardzo spokojna. Jakby w tej sytuacji było
cokolwiek, nawet w najmniejszym stopniu, normalnego.
- To trwa od lat i...
- Lat? - przerwałem jej, czując, że krew się we mnie gotuje. - Jak mogłyście to
znosić przez lata?
- Jeśli pozwolisz mi mówić... - odpowiedziała tym ultra spokojnym tonem. Nie
byłem pewien, czy zawsze była taka spokojna w gorących chwilach, czy to była
reakcja na mój gniew i obawę, że mogę stracić kontrolę.
Zawsze była taka możliwość, choć zacząłem boksować.
Pomiędzy tym a ostrym seksem, tak, osiągałem swój zen przez większość
czasu.
Wkurzałem się rzadko, ale dzisiaj byłem wkurwiony, a one nic sobie z tego nie
robiły. Nie, one to po prostu... zaakceptowały? Kurwa nie. Nie na mojej
zmianie.
- Słucham. - Zacisnąłem szczękę.
- Ona nie ma nic przeciwko, Eli. Uwierz mi, rozmawiałam z nią na ten temat
wiele razy.
- Ale dlaczego w ogóle o tym rozmawiałyście? Dlaczego nie powiadomiłyście
gliniarzy?
- Spokojnie, Panie Gorący Więźniu – wtrąciła Peyton, wychodząc z łazienki.
- Peyton, ten pierdolony dupek stał za oknem, patrząc, jak się kąpiesz –
sprzeciwiłem się.
Wyszedłem na spacer z Coopem i zobaczyłem go po drugiej stronie budynku. A
wiedziałem, że Peyton była w wannie, bo kiedy wychodziłem, krzyczała
„skwierczcie gorące dziwki” do, jak sobie wyobrażałem, jej kulach do kąpieli.
Na szczęście Coop zaszczekał i wystraszył faceta, zanim zdążyłem wyrwać się
z szoku, w którym przez chwilę byłem. Inaczej mógłbym zabić tego gościa, a
wtedy przezwisko, które nadała mi Peyton, ponownie miałoby sens.
- Wiem. Często to robi. Gdybym miała coś przeciwko, zasłoniłabym okno.
- Nie powinnaś zasłaniać okna, to on nie powinien przez nie kurwa zaglądać. To
przestępstwo, Peyton. Okej, może ty nie masz nic przeciwko... - Choć ja na
pewno tak. - Ale co z innymi kobietami w tym budynku? Może je też
obserwuje, a one nawet nie mają o tym pojęcia.
- Jedyne inne mieszkania na naszym piętrze zajmują mężczyźni i starsza pani.
Wątpię, by tam zaglądał.
- Jezu chryste. Nie przegadam ci, co?
- To nie... - zaczęła Autumn.
- Wielka sprawa – dokończyłem za nią. - Rozumiem.
- Gdzie idziesz?
- Na siłownię – odpowiedziałem, nie czując potrzeby powiedzenia jej, że
najpierw zatrzymam się w biurze Ryana.
*
- Co to jest? - zapytała kilka tygodni później, kiedy wszystko było już oficjalnie
załatwione.
- Akt własności tego budynku.
- Co!
Nie była zadowolona. Szczerze mówiąc, spodziewałem się tego, ale to nie
miało znaczenia. Nie miałem dowodu na to, że Randy był podglądaczem –
zdobycie go mogło zająć tygodnie – a Peyton prawdopodobnie nie zeznałaby
przeciwko niemu, więc nie pozostało mi nic innego.
- Rozumiem, że jesteś wkurzona – powiedziałem, kołysząc się na piętach. - Ale
to jedyny sposób, by pozbyć się stąd Randy'ego. Właśnie pakuje swoje rzeczy.
- Nie możesz po prostu... kupować wszystko, aby naprawić problemy –
sprzeciwiła się. - Chodzi mi o to, że co, jeśli będę miała trudności z pokryciem
czynszu w sklepie, tamten budynek też kupisz?
- Przestań! - zawołała Peyton z uśmieszkiem. - Podsuwasz mu teraz pomysły.
- Nie możesz być właścicielem mojego mieszkania.
Widzisz, to była kolejna część niespodzianki tego dnia.
- Właśnie o to chodzi. Zastanawiałem się, co myślisz, o przeprowadzeniu się ze
mną do mojego starego mieszkania.
Była tam ze mną parę razy, pomagając mi wnieść rzeczy. Kilka razy nawet
nocowała. Uwielbiała tamtejszy wystrój i otaczającą dom przestrzeń.
Nastąpiła cisza.
Wiedziałem, o co pytam.
Relacja między siostrami była dla mnie ważna. Poza tym, sam uwielbiałem
przebywać w pobliżu Peyton. Nie mogliśmy być jednak współlokatorami na
zawsze. Pewnego dnia ona też znajdzie dla siebie mężczyznę i to mogłoby
wyglądać dość dziwnie, gdybyśmy robili wszystko we trójkę.
- Nie mówię, że w pełnym wymiarze czasu – wyjaśniłem. - Możesz zatrzymać
swój pokój i będziemy tu przebywać tyle, ile zechcesz. Och, a czynsz będzie
niższy. Ten dupek zdzierał z was wszystkich, by sfinansować swój nałóg
hazardowy.
- Dobra, czekaj. - Autumn pokręciła głową. - Jedna rzecz na raz. Kupiłeś ten
budynek?
- Tak.
- W jaki sposób?
- Sprzedałem centrum korepetycji przyjacielowi ojca, co dało mi wystarczająco
dużo kasy. To sprytne posunięcie biznesowe. Nieruchomości są dochodowe.
Dlatego Shane też posiada jeden taki budynek.
- Ach, okej – opowiedziała, choć wydawało mi się, że nie do końca rozumiała. -
Więc... to twoje rozwiązanie problemu, o którym powiedziałyśmy, że nie
stanowi problemu?
- Posłuchaj, kochanie, jeśli przeprowadzisz się ze mną, i tak wiem, że to wciąż
jest jeśli, ale jeśli to zrobisz, Peyton będzie tu sama przez większość czasu.
Wiem, że do tej pory wydawał się stosunkowo nieszkodliwy, ale chciałabyś
ryzykować? Ja nie.
- Aw, Autumn, on mnie kocha. Chce chronić mój honor.
- Coś w tym rodzaju – zgodziłem się. - A jeśli zabierzemy psa, będziesz mogła
kupić własnego.
- Dostanę mieszkanie i szczeniaka? Stara, wyprowadzasz się z nim. Nie masz
wyboru. Było miło. Spakuję twoje gówna, podczas gdy wy dokończycie swoją
małą sprzeczkę.
- To nie sprzeczka! - zawołała Autumn, gdy Peyton zniknęła w jej pokoju.
- To zdecydowanie sprzeczka. - Usiadłem obok niej na kanapie. - Jesteś na mnie
wkurzona, możesz to przyznać.
- Nie możesz tak po prostu spiskować za moimi plecami i robić coś takiego –
powiedziała, ciężko wypuszczając powietrze.
- Próbowałem o tym z tobą porozmawiać.
- Ale nie poszło po twojemu, więc udawałeś, że odpuszczasz, jednocześnie
kombinując za moimi plecami.
W porządku.
Kiedy to mówiła, brzmiało gównianie.
- Koniec z kupowaniem budynków, w których mieszkam lub pracuję bez
uprzedniej rozmowy ze mną – oznajmiła.
- Okej, to sprawiedliwe.
Wyciągnąłem rękę, a ona lekko się zawahała, zanim złapała ją i przysunęła się
bliżej.
- Cieszę się, że chcesz chronić Peyton, kiedy się wyprowadzimy.
- Kiedy?
- Tak, kiedy.
Eli
1,5 roku później.
Czasami robiłeś wszystko na opak.
Czasami nie szło to według kolejności; spotkania, pierścionek, ślub, dziecko.
Spotykaliśmy się z Autumn sześć miesięcy. Zanim jednak dotarliśmy do części
z oświadczynami, był spóźniony okres, wycieczka do apteki i pasek, który
zrobił się niebieski. Nie miało znaczenia, w jakim porządku świat oczekiwał, że
to zrobimy, byliśmy kurewsko zachwyceni.
Po wyjściu z więzienia nie planowałem dzieci, ale spędzając czas z
siostrzeńcami, zdałem sobie sprawę, że to przyciąganie nadal istniało. Byłem
więc szczęśliwym człowiekiem.
Przez kolejne miesiące wyremontowaliśmy dziecięcy pokój, chodziliśmy na
kolejne wizyty lekarskie i kupiliśmy całą wyprawkę.
Wtedy to się stało.
Autumn zachorowała.
Nie był to rodzaj choroby, który mogłeś przeleżeć w łóżku.
Nie.
Był to rodzaj, kiedy dzwonisz do lekarza w środku nocy, bo twoja dziewczyna
nie może przestać wymiotować i sama ustać na nogach. To był rodzaj choroby,
że lekarz kazał nam natychmiast udać się na pogotowie. Kiedy doświadczony
medyk mówi ci, że spotka się z tobą na izbie przyjęć za dwadzieścia minut,
kiedy była trzecia nad ranem, wiedziałeś, że nie jest dobrze.
Jej ciśnienie krwi było zbyt niskie.
Mieli godziny, aby to opanować, zanim było ryzyko wystąpienia niewydolności
narządów, drgawek, udaru lub śmierci jej i dziecka.
Wiodłem szalone życie. Widziałem i robiłem rzeczy, które większość ludzi
przestraszyłoby na śmierć. Ale miałem stuprocentową pewność, że nic nie było
tak przerażające, jak tamta noc w szpitalu.
Oczywiście do kolejnej nocy, kiedy zdecydowali się wywołać poród.
Cesarskie cięcie było jedyną opcją. Musieli wyciągnąć dziecko ze względu na
zdrowie ich obojga. Mimo że było jeszcze cztery tygodnie za wcześnie.
Nie możemy dłużej czekać, powiedział nam lekarz, gdy jej ciśnienie wciąż było
za niskie, bez względu na leki, które jej podawali. Podejmujemy niepotrzebne
ryzyko. Mamy tu najlepszy oddział neonatologiczny w stanie. Dziecku nic nie
będzie.
Tak więc, nie mając wielkiego wyboru, Autumn została wywieziona i
przygotowana, a ja ubrany w specjalny strój i zdezynfekowany.
Stałem przy niej, trzymając za rękę, a każdy cal mojego ciała był bardziej
spięty, niż kiedykolwiek wcześniej.
- Kocham cię – powiedziałem, a jej oczy zaszły łzami.
- Ja ciebie też kocham – odpowiedziała z uśmiechem, gdy usłyszeliśmy głośny
płacz.
Uśmiech na jej twarzy w tamtym momencie wypalił mi się w pamięci.
Zwłaszcza, że trzy minuty później odpłynęła.
I byłem pewien, tak cholernie pewien.
To było to, to było cholerne „pierdol się” od wszechświata.
Wiedziałem, że nigdy na nią nie zasługiwałem, nigdy nie zrobiłem nic, by
zasłużyć na prawo nazywania ją moją.
Więc miała zostać mi zabrana.
- Co masz na myśli mówiąc, że cię wyrzucili? - wrzasnęła Peyton, uderzając
mnie pięściami w klatkę piersiową. W końcu udało mi się ją objąć, ściskając
mocno.
Wtedy to się stało.
Peyton pękła.
Więc musiałem być tam z nią, trzymać i chronić.
- Jaka jest sytuacja? - spytała moja matka, wbiegając do szpitala w swoich
obcasach. Wyglądała na gotową do stawienia czoła światu.
- Nic nie wiemy – odpowiedziała Peyton, ocierając łzy.
- Och, pieprzyć to. - Odwróciła się na pięcie i tupiąc, podeszła do pokoju
pielęgniarek.
Minęły zaledwie minuty, zanim wyszedł lekarz, wyglądając na zmęczonego.
Byłem pewien, że zaraz to usłyszę. Słowa „zrobiliśmy wszystko, co było w
naszej mocy”, których tak mocno obawiałem się przez ostatnie czterdzieści
minut.
- Wróciła do nas – powiedział zamiast tego, a moje nogi się poddały.
Uderzyłem w ścianę, wypuszczając oddech, który wstrzymywałem tak długo,
że aż bolało. - Jej ciśnienie krwi się stabilizuje, ale nadal sprawa jest poważna.
Teraz, gdy nie nosi już w sobie dziecka, jej ciało powinno powoli wracać do
formy, ale ten powrót może zająć miesiące. W tym momencie najważniejsza
jest najbliższa noc. Jeśli uda nam się utrzymać ją w stabilnym stanie, będzie
dobrze.
- A dziecko? - spytała mama, sprawiając, że poczułem się jak największe
gówno na świecie, że zapomniałem zapytać.
- Z nim w porządku. Leży na intensywnej terapii w inkubatorze, ale to
powszechne u wcześniaków. To raczej środek ostrożności. Przeszedł wiele
przez ostatnie dni, więc lepiej dmuchać na zimne.
- Kiedy będę mógł ich zobaczyć? - spytałem, próbując skupić się na
oddychaniu.
- W tym momencie swojego syna możesz zobaczyć jedynie przez okno. Za
kilka godzin spróbujemy go odłączyć, byś mógł go wziąć na ręce, ale daj mu
jeszcze chwilę. Jeśli chodzi o Autumn – powiedział patrząc na mnie. - Ty
możesz ją zobaczyć w każdej chwili.
- I ja! - upierała się Peyton. Jej oczy były zaczerwienione, makijaż kompletnie
rozmazany, ale w jej głosie było więcej przekonania, niż u generała
prowadzącego swoich ludzi na bitwę.
- I ty – zgodził się natychmiast, ale posłał nam stanowcze spojrzenie. - Ale
tylko wy.
- Może pójdziesz zobaczyć syna – zasugerowała Peyton. - Ja posiedzę z
Autumn, dopóki nie wrócisz, a potem się zamienimy.
To było dokładnie to, co robiliśmy.
Przez całą noc.
Autumn obudziła się kilka godzin później. Wyglądała blado, ale i tak dobrze,
biorąc pod uwagę to, co przeżyła w ostatnich dniach.
- Dziecko... - To słowo wyszło z jej ust, zanim w pełni skupiła się na mnie.
- Z nim w porządku – odpowiedziałem natychmiast, ściskając jej dłoń. - Leży w
inkubatorze, ale to środek ostrożności. Jak dotąd, wszystkie badania wyszły
idealnie. Jest trochę mały, ale w mgnieniu oka stanie się wielkim i potężnym
Mallickiem.
- Boli mnie głowa – przyznała. Nie musiała nawet tego mówić, jej oczy były
przepełnione bólem.
- Wiem, powiedzieli, że dadzą ci leki przeciwbólowe, kiedy się obudzisz.
Zawołam..
- Nic mi nie jest – powiedziała dziwnie.
- Kochanie, masz...
- Nie – przerwała mi, kręcąc głową. - Obserwujesz mnie, jakbym miała umrzeć.
Nic mi nie jest.
- Nie było tak – odpowiedziałem, słysząc ciężar we własnym głosie.
- Ale teraz jest.
- Widzisz? - zapytałem, pokazując jej przód koszuli, który był umazany na
czarno.
- Tak?
- Peyton się rozpadła.
- Płakała?
- Wyła – poprawiłem.
- A ja to przegapiłam? - Wyglądała na rozczarowaną, co było śmieszne. - Czyli
to właśnie ją rusza? Bycie na łożu śmierci?
- Tak, cóż, nie zamierzamy ponownie podejmować tego ryzyka, tylko po to, byś
mogła zobaczyć ją w takim stanie.
- Ugh, dobra – mruknęła z delikatnym uśmiechem. - Kiedy będę mogła go
zobaczyć?
- Jutro. Powiedzieli, że będziemy mogli go potrzymać i nakarmić, jeśli będziesz
w stanie.
- Dam radę.
I tak było.
Trzymaliśmy go, nakarmiliśmy i w końcu nadaliśmy mu imię.
Celen.
- To mieszanka Charliego i Helen – poinformowała, patrząc na mnie z palcem
w maleńkiej dłoni naszego syna.
- Kiedy to wymyśliłaś?
- Kiedy dowiedziałam się, że to chłopiec – przyznała, posyłając mi słodki
uśmiech.
Ten świat na nią nie zasługiwał.
Na niego również.
A jednak tu byli.
Autumn
5 lat później.
Nie mogłam mieć więcej.
W przypadku klanu Mallick, wydawało się, że wszyscy mają swoją gromadkę i
również chciałam kontynuować tę tradycję. Ale minęło sześć miesięcy, zanim
moje ciśnienie krwi wróciło do normy i mogłam przestać jeść leki.
Potem zapomnieliśmy o rzeczach takich, jak inne dzieci, ponieważ byliśmy
zbyt pochłonięci tym, które mieliśmy. Tym, który miał oczy tylko o cień
ciemniejsze od Eli'ego i czarne włosy.
Eli miał rację.
Kiedy wyszliśmy ze szpitala, rósł bardzo szybko, niszcząc wszystkie normy dla
wcześniaków, według których lekarze próbowali go mierzyć.
W wieku trzech lat był wysoki i pulchny. Był mieszanką szorstkości znanej u
Mallicków, zawsze wpadających w kłopoty i miękkości, którą posiadał jego
ojciec.
Dopiero, gdy Celen obchodził swoje trzecie urodziny, poszliśmy do lekarza, by
porozmawiać o możliwości kolejnego.
I dostaliśmy bardzo stanowcze nie.
Nie byłam głupia. Kiedy poczułam się na tyle dobrze, by myśleć trzeźwo,
kazałam Peyton przeczytać mi kilkanaście artykułów internetowych o stanie
przedrzucawkowym. Dowiedziałam się, że czynniki ryzyka wzrastały z każdym
dzieckiem i było to nierozważne, nawet jeśli miałeś tylko łagodne komplikacje.
A moje były dość poważne,
Myślę więc, że część mnie wiedziała.
Mimo to czułam naprawdę silne poczucie winy, kiedy wychodziliśmy. Byłam
też zła na siebie za takie odczucia, ponieważ mieliśmy przecież Celena.
- Dzięki Bogu, że to powiedział.
- Co? - spytałam zdezorientowana, pewna, że źle go usłyszałam.
- Dzięki Bogu, że to powiedział.
- Nie rozumiem.- Oparłam się o samochód.
- Spójrz. - Eli położył mi ręce na biodrach. - Wiem, że byłaś wtedy w błogiej
nieświadomości, ale widząc jak odpływasz, a potem brak informacji o twoim
stanie przez czterdzieści minut, to był najgorszy czas w moim życiu. A
przypominam, że spędziłem sześć lat w więzieniu. Oddałbym kolejne sześć lat
wolności, żeby nigdy już się tak nie czuć, nie myśleć, że mogę cię stracić.
Serce ścisnęło mi się w piersi.
- Ale wszyscy twoi bracia...
- Mają dokładnie tyle dzieci, ile mieli mieć – przerwał mi. - My, kochanie, też.
- Przecież kochasz je...
- Tak. Oczywiście, że tak. Ale, kochanie, to nie oznacza, że muszę mieć własną
piątkę. Autumn, ja nigdy tego nie chciałem. Wcześniej nie sądziłem, że
odzyskam rodzinę, znajdę miłość i w ogóle będę mieć dzieci. Wydawało się to
poza sferą moich możliwości. Jestem kurewsko zachwycony tym, co mamy.
Nie potrzebuję niczego więcej do szczęścia.
Ciężar spadł mi z piersi.
Czy byłoby miło mieć więcej? Tak, ale kochałam naszą małą rodzinę.
Uwielbiałam niepodzielną uwagę, jaką mogliśmy poświęcić Celenowi. A do
zabawy miał siedemnastu kuzynów, więc nigdy nie poczuje się samotny.
Ja też nie potrzebowałam niczego więcej do szczęścia.
Eli
10 lat później.
- Nie mogę, kurwa, robić tego ponownie. Przysięgam na gówno, że one próbują
mnie zabić. - Hunt przecierał dłońmi twarz, siedząc na skraju kanapy.
Mayla miała siedemnaście lat.
Zgodnie z zasadami, w końcu pozwolono jej umawiać się na randki, więc szła
na swoją pierwszą tej nocy.
- Zgodziliśmy się na nie – przypomniała mu Fee, obserwując go z uśmieszkiem.
- Tak, kiedy były jeszcze w podstawówce. Wtedy byłem jeszcze pewien, że ten
dzień nigdy nie nadejdzie.
- Są już prawie dorosłe – kontynuowała Fee, celowo sypiąc sól na otwartą ranę.
Najwyraźniej dobrze się bawiła.
- Nie mów tak. To małe dziewczynki.
- Becca ma dwadzieścia dwa lata i mieszka sama. Prawdopodobnie spotyka
się...
- Nie rób tego. Kochanie, tylko pogarszasz sytuację.
- Wiem. Jestem zła, prawda? A Izzy...
- Przestań.
- Izzy ze swoim chłopakiem spotyka się już rok.
- Zachowujesz się śmiesznie – prychnął Shane.
- Um, bracie – odpowiedział, rzucając mu spojrzenie. - Sam wkrótce stanie się
nastolatką. Będziesz zachowywał się tak samo za kilka lat.
- Nie, stary. Sam nie pójdzie na randkę, dopóki nie umrę. Zawarliśmy umowę.
- Tak? Kiedy to było?
- Kiedy miała osiem lat, ale ona nadal obowiązuje.
Zaśmiałem się, ciesząc, że nie byłem ojcem dziewczyn. Wiedziałem, że
randkowanie się różniło. Rozumiałem jego szaleństwo i pragnienie, by jego
dziewczynki wciąż były małymi dziewczynkami. Też uważałem, że mają
jeszcze czas na chłopców.
Statystycznie rzecz biorąc, Autum przekonywała mnie, kiedy wspomniałem o
tym wcześniej, dziewczyny zaczynają randkować znacznie później, niż
kilkadziesiąt czy kilkaset lat wstecz. Historycznie, Becca miałaby już co
najmniej troje dzieci, Izzy dwójkę, a Mayla byłaby świeżo po ślubie.
Patrząc z tej perspektywy, byłem cholernie zadowolony, że dziewczyny żyły w
tych czasach. Nawet jeśli oznaczało to konieczność słuchania Hunta, który
przez godzinę próbował wszystkich przekonać, że to za wcześnie, podczas gdy
Autumn rozmawiała z Maylą w drugim pokoju.
Oczywiście nie o seksie.
Fee była progresywna. Dziewczęta co roku odbywały krótkie rozmowy na ten
temat.
To była inna rozmowa.
Autumn nazwała to „rozmową przed randką”, która najwyraźniej dotyczyła
presji, zgody, bezpieczeństwa i jej prawa do działania tak szybko – lub wolno –
jak tego potrzebowała. Odbywała te rozmowy również z Beccą i Izzy przed ich
randkami. Były to też najbardziej popularne zajęcia, które prowadziła.
- Kazałaś jej wziąć nóż, prawda? - zapytał Hunt, gdy wyszły. - Celuj w udo,
Mayla – przypomniał jej.
- I przekręć – wtrącił Shane.
- Możesz też uderzyć w pachwinę na dokładkę – dodał Mark.
- Nadal masz tą pałkę, którą dałem ci na urodziny, prawda? - zapytał Ryan.
- Boże – odpowiedziała dziewczyna, rozglądając się po wujach. - Jesteście tacy
dziwni.
Uśmiechnęłam się, patrząc jak odchodzi, kręcąc głową.
- Czy kiedykolwiek dziękowałem ci za danie mi syna? - zapytałem, kiedy
opadła mi na kolana.
- Za każdym razem, kiedy ma miejsce taka sytuacja – odpowiedziała.
- Cóż, dziękuję za syna – powtórzyłem. - A skoro o nim mowa, powinniśmy po
niego pojechać. Znając Bobby'ego, pozwala mu bawić się zimnymi ogniami bez
nadzoru.
Bobby wciąż był w pobliżu.
W końcu został zamknięty ponownie, odsiadując rok za posiadanie trawki, choć
wyszedł wcześniej za dobre sprawowanie, jak zawsze. Kiedy znalazł się na
wolności, musiał praktycznie przeczołgać się po potłuczonym szkle, by
odzyskać Nat. Dałem mu jednak pracę w swoim apartamentowcu, a w końcu
wszystko się ułożyło i zdecydowali się pobrać. Mieli trzech synów, którzy, no
cóż, byli takimi łobuzami, że niekiedy zawstydzali nawet chłopców Mallick.
Autumn naprawdę nie przesadzała w swoim zmartwieniu.
- Chciałbym, żeby Petyon nadal tam mieszkała, aby mieć oko na wszystko.
Autumn
11 lat później.
- Dlaczego miałabyś pozbyć się kutasowego bożka? - zapytała Peyton, owijając
ramiona wokół masywnego penisa wielkości człowieka, który znajdował się tuż
za drzwiami sklepu. - On nic nie zrobił. Tylko stał tutaj i inspirował wszystkich
do wybrania najlepszego dildo.
- Nie pozbędę się go. Po prostu próbuję trochę zmienić wystrój. Od bardzo
dawna nic tu nie zmieniałam.
- Ale dlaczego to akurat kutasowy bożek musi na tym cierpieć? Jest maskotką
tego sklepu! Wspaniałą, gigantyczną maskotką.
- Po prostu myślę, że może jest trochę zbyt bezpośredni...
- To seks shop, Autumn. A kutasy to bezpośrednia część całego tego bzykania.
To znaczy, z wyjątkiem dziewczyn, które wolą dziewczyny, ale możemy dla
nich załatwić gigantyczną cipkę i położyć z drugiej strony! - wykrzyknęła,
machając ręką na drugą stronę drzwi.
- Nie postawię gigantycznej waginy obok drzwi, Peyton.
Nie sądziłam, że kiedykolwiek wypowiem takie zdanie. Nawet jak na
posiadanie seks shopu, to było trochę, ach... niezwykłe.
- Okej. Nawet dziewczyny wolące inne dziewczyny lubią też kształt penisa.
Kutasowy bożek zostaje, ja tak głosuję. Spójrz na to z innej strony, gdzie
umieścisz czapkę świętego Mikołaja na kolejne Boże Narodzenie, jeśli nie na
jego ślicznej, zakrzywionej, zgrabnej główce?
- Kocham cię, ale jesteś śmieszna – oświadczyłam.
- Jeśli się go pozbędziesz, zabiorę go ze sobą do domu.
Zaśmiałam się, podnosząc wzrok. - Nie sądzę, żeby twój mężczyzna chciał
mieć w domu gigantycznego kutasa.
- Och, proszę. Jeśli przyzwyczaił się do poduszek z penisowymi kwiatami,
przyzwyczai się też do kutasowego bożka.
- Powinnaś mi pomagać planować, a nie stawiać żądania o jeden, mały posąg...
-Nie miała tego na myśli – powiedziała, kładąc ręce na czubku kutasa. - Jesteś
całkowicie idealny. Dobra, w porządku, pokaż mi co tam masz.
Jedenaście lat i nigdy nie straciła ani grama swojego szaleństwa. Miłość
przyszła do niej, jak oczekiwałam, ale nie zmiękczyła jej ani trochę, nie
zaokrągliła ostrych krawędzi, nie uspokoiła szaleństwa. Właściwie to była
najdziwniejsza rzecz. Miłość dała jej komfort bycia sobą, bez konieczności
udowadniania czegokolwiek. Coraz częściej można ją było spotkać bez barw
wojennych – makijażu – i była z tym zupełnie swobodna. Nadal miała swój
oryginalny styl, ale stała się po prostu bardziej wyluzowaną wersją siebie.
To był cudowny widok.
Byłam taka szczęśliwa, widząc ją.
Wychowywała też własne maleństwo. Jedno, tak jak ja, ale bardziej z wyboru
niż przez przypadek. Małą dziewczynkę, trochę młodszą od Celena. Miałam
nadzieje, że wyrośnie na tak samo pewną siebie, pomysłową i nieustraszoną
kobietę, jak jej matka.
Tak jak miałam nadzieję, że Celen wyrośnie na życzliwego, zdeterminowanego,
lojalnego, hojnego i silnego, jak jego ojciec.
Czasami, kiedy wchodziłam do pokoju, żeby powiedzieć coś jednemu z nich,
przyłapywałam ich na wspólnym odrabianiu pracy domowej, budujących model
statku lub po prostu oglądaniu telewizji. To był piękny widok.
Piękne było to, czym stało się moje życie.
Szalone, niesamowite zrządzenie losu, które zaprowadziło mnie tamtego dnia
do kawiarni, aby obserwować tego mężczyznę i jego psa. Bycie świadkiem, jak
jego życie obraca się w najgorszym możliwym kierunku, zostawiając mnie,
bym zajęła się Coopem. W końcu poczucie konieczności, by poinformować go
o dobrym życiu jego psa.
Przyjaźń pisana piórem.
Jego uwolnienie.
Nasz początkujący związek.
Jego relacje z Peyton, a moje z Mallickami i braćmi Rivers.
Wreszcie, Celen.
Przeszłam z małego, choć satysfakcjonującego życia, do tak wielkiego,
niesamowitego, pięknego, cudownego, pełnego wyjątkowych osobistości, dużej
lojalności oraz wielkiej miłości. W niektórych momentach, kiedy mój umysł był
zajęty innymi sprawami i nie byłam na to przygotowana, to mnie uderzało.
Często musiałam cofnąć się o krok, a moje oczy wypełniały łzy.
I miałam chwilę pełnego uznania dla tego mężczyzny, cudownego,
przystojnego mężczyzny, który kiedyś nie wierzył w siebie, który potrzebował
mnie, abym pokazała mu, jaki jest doskonały. A potem spędzał każdy dzień,
udowadniając mi, że było warto.
- Idę – powiedziała Peyton, odwracając się od okna, w którym oglądała próbki
pod światło.
W jej oczach dostrzegłam dziwny wyraz, którego nie do końca zrozumiałam,
dopóki drzwi się nie otworzyły, a cała trójka weszła do środka.
Eli.
Celen.
I jakiś okropny, ohydny kundelek.
Widzisz, Coop dał nam czternaście lojalnych lat, zanim starość go odebrała.
Odszedł we śnie, spokojny, bez bólu czy choroby.
Płakałam kilka tygodni.
Peyton też.
I Celen.
Nawet Eli przeżywał utratę tego niesamowitego rozrabiaki, który w gruncie
rzeczy połączył nas wszystkich.
Potem nigdy nie potrafiliśmy zmusić się nawet do próby zastąpienia tej pustki.
Widocznie los miał wobec nas inne plany.
- Ale poważnie. - Peyton spojrzała na psa. - Gdzie ty znajdujesz takie wybryki
natury?
Szczerze mówiąc, był brzydki. Szczególnie przez fakt, że jedynymi miejscami,
gdzie posiadał sierść, była jego głowa, uszy, środek pleców i ogon. Reszta to
sama skóra. Wyglądał, jakby wyszedł z jakiegoś koszmaru science fiction. Jak
jakiś genetycznie zmodyfikowany pies.
- Zobaczymy, na jaką przygodę nas zabierze...