Kain Dawid
Spotkanie ze śmiercią
Z „Science Fiction”
Moja Śmierć była spokojna. Siedziała w fotelu, tuż obok łóżka, na którym leżałem. Z założonymi
rękami, zamyślona. Nie drgnął nawet jeden mięsień na jej bladej twarzy.
- Na co czekasz? - spytałem zniecierpliwiony. Popatrzyła na mnie z pewną konsternacją.
- Na ciebie. Czekam, aż umrzesz.
Przewróciłem oczami. Na szczęście nie w agonii, tylko z rozczarowania.
- Może byś mi w tym jakoś dopomogła, co?!
- Nie ma mowy. Ja jestem Spokojną Śmiercią. No, to było widać!
Czyli nawet spokój może wyprowadzić z równowagi, gdy ktoś rozgrywa moją ostatnią życiową partię
w tempie autystycznego szachisty!
- Czy jest jakaś inna Śmierć? - spytałem, pełen nadziei na lepsze i - przede wszystkim - szybsze zejście
z tego padołu.
- Tak. Między innymi moja przyrodnia siostra Śmierć Niespokojna.
- Co możesz o niej powiedzieć? - zapytałem. Doszedłem do wniosku, że jeśli nakłonię ją do zwierzeń,
agonia nie będzie dla mnie aż tak nużąca. W końcu czas płynie szybciej, gdy ktoś zabawia nas rozmową.
A tu, w tym szpitalu, gdzie czas płynął bardzo wolno, odmierzany jęczeniem chorych i rzężeniem
konających, każdy rozmówca był na wagę złota.
-
Nie cierpię jej, po prostu nie cierpię! Tak jej się w głowie poprzewracało, że nie można z nią
wytrzymać... Przeklęta Królewna Ścieżka.
- Chyba Śnieżka?
- Nie poprawiaj mnie! Wiem, co mówię. Niespokojna cały czas wspomaga się kokainą. Istna Biała
Ś
mierć! Ciągle naćpana, nerwowa, tu zabije nie tego, co trzeba, tam o kimś zapomni i człowiek żyje sto
lat. Jak takiemu śpiewać na urodzinach, żeby się nie obraził?
- Dwieście lat, dwieście lat - zanuciłem, licząc, że trocheja rozweselę.
- Przesada! Jeden z grzechów śmiertelnych: nieumiarkowanie w umieraniu i życiu... Do licha, że też
muszę marnować tu mój cenny czas! Chyba powinnam poszukać innej pracy.
- Jesteś bardzo ładna - stwierdziłem, puszczając do niej oko. - Mogłabyś być modelką.
Westchnęła głośno.
- Też coś! Jestem bledsza niż Michael Jackson! Z taką karnacją nigdy nie zrobię kariery w biznesie,
gdzie wygląd liczy się bardziej niż ilość szarych komórek. Och, co za los, co za los...
- Fakt, mogłabyś się troszkę opalić. Idź parę razy na plażę i po kłopocie.
Tym razem to ona przewróciła oczami.
-
Nie mogę zbyt długo przebywać na słońcu, bo potem robią mi się bąble.
- A solarium?
- Tam mnie nie wpuszczą. Nie jestem mile widziana... Tak naprawdę to nigdzie mnie nie chcą. Nawet
jak idę na dyskotekę, wszyscy uciekają, krzycząc: „Danse macabre!".
- Jesteś bardzo chuda, więc moim zdaniem mogłabyś być modelką. Jasna karnacja nie ma aż takiego
znaczenia...
-
Do diaska! Większość Śmierci ma jakieś dorywcze prace. Co druga robi w rolnictwie. Sianokosy -
wiadomo - każda pomoc się przyda. Ja jedna do niczego się nie nadaję.
-
Nie załamuj się. Przecież musi być coś, co umiesz robić.
- Tak... rzeczywiście...
- No?
- Coś tam skrobię czasami...
- Aborcje? Rozumiem.
- Nie, głupolu! Skrobię na papierze. To znaczy piszę.
- Nekrologi?
-
Do licha, aleś ty stereotypowy! Nie. Piszę wiersze.
O! Tym mnie zaskoczyła. Ciekawe o czym ona może pisać? Bo chyba nie o tym, że życie jest ulotne?
Poruszając kwestię przemijania byłaby baaaaardzo nieautentyczna.
- Ciekawe. Czyli jednak masz jakąś pasję oprócz zabijania. Mogłabyś pójść na emeryturę i całkowicie
poświęcić się poezji.
Uśmiechnęła się. Dopiero teraz zauważyłem, że prawie nie ma zębów. No i to robactwo w jamie
ustnej! Na modelkę jednak by się nie nadawała...
-
Myślałam o tym. Pamiętasz serię zgonów szefów wydawnictw w zeszłym roku?
-
Aha. Rzeczywiście dziwna sprawa. Jak do tego doszło?
Chodziłam tu i ówdzie, bo chciałam wydać tomik. Haiku, na dobry początek. Niestety nie było
zainteresowanych. Pomyślałam: dobra, wy odebraliście mi szansę na karierę, to ja odbiorę wam życie.
Oni nie mieli skrupułów, więc i ja ich nie miałam. W końcu - kiedy byli już martwi - stwierdziłam, że
nawet gdybym moje utwory gdzieś wydrukowała, to i tak nie wyżyje z poezji. Marzenia o emeryturze
poszły... poszły... chlip, chlip... poszły do piachu.
Zrobiło mi się jej żal. Nie lubiła swojego zawodu i jednocześnie nie miała szans powodzenia w
zdobyciu innego fachu. Sytuacja naprawdę dramatyczna.
- Takie życie - powiedziałem, poklepując ją po kościstym ramieniu.
- Ech, taka śmierć...
-
Czyli nie ma możliwości, żebyś jeszcze dziś poszła na emeryturę?.
- Co sugerujesz?
- Nie ukrywam, że chciałbym przeżyć.
-
O rany, rany! Który raz ja to słyszę?! Wszyscy chcą żyć. Tak jakby ta wasza jałowa egzystencja była
cokolwiek warta. Chyba tylko ja jedna wolałabym umrzeć. Bo czymże jest życie bez poezji?... Czemu
artystka musi zarabiać na chleb wykonując przyziemną pracę? Bezduszny los, bezduszny los...
- Wiesz, chyba normalne, że...
-
Nie. To nie jest normalne. Nic nie jest normalne. Wszystko jest - za przeproszeniem - porąbane. Od
mojej przyrodniej siostry począwszy, a na drzewie opałowym skończywszy. Umrzyj wreszcie, człowieku,
to może zdążę na powtórkę Creepshow, która ma iść przed północą.
- Lubisz Creepshow?
-
Pewnie. Narratora gra tam taki nieziemski przystojniak. No i w każdym odcinku dzieje się coś
ciekawego. Zawsze jest jakaś zaskakująca pointa.
-
W takim razie mam dla ciebie niespodziankę. Muszę przyznać, że na castingu mówiłem swoją kwestię
płynnie, lecz teraz głos drży mi z podniecenia...
- Co ty gadasz? Gorączka odebrała ci zmysły?
-
Nie. Po prostu to jest... Pierwszy odcinek nowego reality-show "Creepshowlive"! A ty jesteś główną
bohaterką tej zaskakującej audycji! Uśmiechnij się, kamera stoi tam, w kącie.
Ś
mierć aż zbladła z wrażenia. Czy może raczej - zbladła jeszcze bardziej. W tle zabrzmiały fanfary.
- Naprawdę? Niemożliwe. Nigdy bym nie pomyślała, że ja...
- Tak, tak. Telewizja jest już wszędzie.
-
Ponagrywali życie na wszystkie możliwe sposoby, a teraz wzięli się za Śmierć?!
- No. Aż strach pomyśleć, co będzie dalej.
Dawid Kain