[quote="Aevenien"][i]Przede wszystkim chciałabym bardzo podziękować [b]Trinity[/b] za rozmowę i wspaniałe rady i [b]Indis [/b]za zbetowanie tego tekstu. Jest to kontynuacja [url=http://mirriel.ota.pl/forum/viewtopic.php?t=6006]Ostatniego Triumfu[/url], dlatego zalecam przeczytać go najpierw.
Miłej lektury życzę[/i]
[i][b]Magdo[/b], dzięki wielkie za poprawienie tych wrednych przecinków.[/i]
[color=red][center][b]Mały Spojler ![/b][/center][/color]
[center][b]„Ze śmiercią mu do twarzy” [/b][/center]
Kilka następnych dni minęło spokojnie. Za spokojnie. Severus czuł, że coś się szykuje. I miał nieodparte wrażenie, że ma to związek z jego osobą. Na swoje nieszczęście instynkt zawodził go bardzo rzadko.
***
Od samego rana był w złym humorze. Został obudzony o 8 rano, co było dla niego środkiem nocy. Albus odwiedził go, niby to przypadkiem, i zaprosił go na popołudniową herbatkę. Jasne, przypadkiem, nudzi się staruszkowi to sobie znalazł zajęcie i budzi ludzi o świcie. Biedny Severus nie mógł uciec się do swoich sprawdzonych wymówek, takich jak:
- [i]Bardzo mi przykro panie dyrektorze, ale muszę przygotować ważny eliksir dla Sam - Wiesz - Kogo / Pani Pomfrey[/i], ani też – [i]Nie mogę panie dyrektorze, muszę sprawdzić te wypracowania na jutro[/i], nie mówiąc już o jego ulubionej wymówce – [i]bardzo bym chciał Albusie, ale Potter odrabia dzisiaj swój szlaban i muszę go nadzorować przy szorowaniu kociołków. [/i]
Mimo to za pierwszym razem automatycznie odmówił, używając jednej z formułek, na co były dyrektor zareagował głośnym śmiechem, mówiąc, że teraz już tak łatwo się nie wykręci.
Cóż, Severus nie miałby nic przeciwko tym spotkaniom, gdyby nie jeden mały szczegół. Otóż Albus miał irytującą tendencję do rozpływania się nad licznymi, w jego mniemaniu oczywiście, zaletami Chłopca, Który Przeżył Raz Jeszcze, Nawet Śmierć Doprowadzając Do Ostateczności.
Przez 6 lat Severus miał wątpliwą przyjemność uczenia Wybrańca i uważał, że wyrobił swoją normę aż nadto. Jakby tego było mało, ostatnie chwile swojego niezbyt radosnego życia spędził wpatrując się w irytująco zielone oczy Złotego Chłopca, co z pewnością nie umiliło mu tej chwili.
Kiedy w końcu udało mu się opuścić świat żywych, był święcie przekonany, że zazna spokoju. Najlepiej wiecznego. Niestety, bardzo się pomylił.
Po pierwsze, był Albus. Jego dało się jeszcze jakoś znieść. Zrobił się co prawda sentymentalny, a jego uzależnienie od cytrynowych dropsów, o ile to w ogóle możliwe, stało się jeszcze intensywniejsze. I te popołudniowe herbatki…
Po drugie, w zaświatach, czy jak tam nazywało się miejsce, w którym się obecnie znajdował, pojawił się Weasley. Fred Weasley, o ile się nie mylił. Jedyną dobrą stroną tej sytuacji – jeżeli można o takowych mówić przy tak beznadziejnym zrządzeniu losu - było to, że drugi bliźniak pozostał w świecie żywych, i Severus miał wielką nadzieję, że jeszcze długo tam pozostanie.
Po trzecie, Lupin. Chociaż on w sumie najmniej mu przeszkadzał. Cały czas spędzał z Tonks - pokręconą istotą o różowych włosach i bardzo wątpliwym guście, bo przecież każda kobieta chciałyby spotykać się z wilkołakiem, prawda? - dzięki czemu Severus, ku swojej wielkiej radości, nie musiał znosić towarzystwa obrzydliwie zakochanej pary.
Po czwarte, Creevey. Mały, irytujący bachor, biegający cały czas z aparatem i z jakąś maniakalną, sadystyczną radością pstrykający zdjęcia. Raz nawet udało mu się sfotografować Severusa. Tak, chłopak był albo wybitnie odważny, albo przeraźliwie głupi, a Snape skłaniał się raczej ku tej drugiej opcji.
***
- Witam pana, panie Snape – powiedział jakiś niepozorny człowieczek, bez pytania ładując się do kwater Mistrza Eliksirów. Snape już miał wrzasnąć i kazać mu się wynosić, ale coś go powstrzymało.
Nieproszony gość, jakby w ogóle nie zauważając żądzy mordu w oczach gospodarza, zaczął mówić.
- Otóż chciałbym złożyć panu pewną propozycję. Jak pan zapewne wie, mam od kilku dni wielki kłopot. Mianowicie zwolniło się nam jedno bardzo ważne stanowisko i to, ściślej mówiąc, dość niespodziewanie. W związku z tym…
Severus patrzył na swego gościa z niedowierzaniem. [i]Nie, ten człowiek nie może mi tego proponować. To absurdalne! [/i]– myślał, gorączkowo szukając jakiegoś racjonalnego wytłumaczenia. [i]Ona nie mogła tak po prostu sobie odejść! To jakiś żart, na pewno ten wredny Weasley maczał w tym palce! [/i]
Jednak mimo jego bardzo nietęgiej miny i przerażonego spojrzenia, naczelnik kontynuował.
- Oczywiście w porozumieniu z innymi członkami rady, postanowiliśmy zaproponować panu ową posadę. Mniemam, że zdaję pan sobie sprawę o jaką posadę chodzi? - spytał, uśmiechając się przy tym pobłażliwie. W duchu trząsł się ze śmiechu, patrząc na oniemiałego Mistrza Eliksirów.
Chyba pierwszy raz w życiu Snape zaniemówił.
Jednak po chwili, oszołomienie i niepokój przerodziły się we wściekłość. Do Severusa dotarł w końcu pełny sens słów Naczelnika i były profesor zupełnie zapomniał, gdzie się znajduje i z kim rozmawia. Wybuchnął. W końcu był Snapem.
- Czy pan sobie w ogóle zdaję sprawę, co mi pan proponuje? Czy wie pan, że Śmierć jest rodzaju żeńskiego??? Żeńskiego! Rozumie pan w ogóle to słowo? Jak pan śmie przychodzić tutaj, zakłócać mi spokój, który notabene miał być wieczny, ale jakoś tego nie widzę, i proponować mi coś takiego? Jak pan to sobie wyobraża? Mam biegać z tą idiotyczną kosą i powiewać czarną peleryną? Czy ja wyglądam na kogoś tak szalonego?
[i]Szczerze mówiąc tak [/i]– pomyślał rozbawiony Naczelnik. Opanował się jednak z wysiłkiem i zachował kamienną twarz.
- Czy pan sobie zdaję sprawę z kim pan rozmawia? – powiedział groźnym tonem. - Nie toleruję takiego braku szacunku.
Snape urwał w pół słowa. Dotychczas nawet Voldemortowi mówił to, co myślał. Nie raz oberwał za to Cruciatusem, jednak nie żałował. Od tego człowieka emanowała jednak jakaś niepojętna siła, aura, której nawet on nie mógł zlekceważyć. Zamknął gwałtownie usta, zdając sobie sprawę, że wygląda jak Weasley na lekcji eliksirów.
Naczelnik, widząc konsternację Severusa, uśmiechnął się uspokajająco. Jednak w jego oczach można było dostrzec błyski irytacji.
- Cóż, mimo pańskiej… dość gwałtownej reakcji i, powiedziałbym, nieuprzejmej odmowy, obawiam się, że nie ma pan wyboru. Decyzja ta została uchwalona przez radę i nie podlega żadnej dyskusji. Mówiąc dosadniej, nie ma pan nic do gadania. Niedługo otrzyma pan informacje z dokładnymi wytycznymi pańskiej nowej pracy. Życzę miłego dnia – powiedziawszy to wyszedł.
Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, wybuchnął śmiechem. Długo będzie jeszcze wspominać minę Snape’a. Czegoś takiego się nie zapomina. Miał jeszcze ogromną ochotę zaproponować mu cytrynowego dropsa, ale obawiał się, że Mistrz Eliksirów nie wytrzymałby nerwowo.
Snape, niezdolny do nawet najmniejszego ruchu, patrzył bezradnie w zamykające się drzwi. Po chwili jego wzrok spoczął na srebrnej kosie, zostawionej przez Naczelnika w rogu pokoju.
Wybuchnął histerycznym śmiechem, który po chwili przerodził się w ryk wściekłości.
[i]Potter! To wszystko przez niego! Czy on naprawdę nie może zostawić mnie w spokoju? Udało mu się wykończyć samą Śmierć… i ja muszę za to płacić. Czemu spotyka mnie tak jawna niesprawiedliwość? [/i]
Na moment w jego umyśle pojawiła się pewna wizja. Bardzo przyjemna, musiał przyznać.
Stał w czarnym płaszczu z wielką, srebrną kosą przewieszoną przez ramię a Potter z wyrazem wielkiego przerażenia na twarzy wpatrywał się w niego, trzęsąc portkami ze strachu.
Otrząsnął się jednak szybko. [i]Nie, to jakiś żart. Przecież on nie może być Śmiercią, to absolutnie niemożliwe. Śmierć jest przecież żeńskiego rodzaju, to jasne, że powinna zostać nią kobieta. [/i]Ten argument kołatał się uporczywie po biednej głowie Mistrza Eliksirów, niezdolnego do żadnej innej próby wyjaśnienia sytuacji.
Nagle doznał olśnienia. [i]Przecież Śmierć nie mogła zapaść się pod ziemię. Ona tylko odeszła, a to znaczyło, że można ją odnaleźć. Odnaleźć i namówić do powrotu. Tak, jestem genialny [/i]– pomyślał z zadowoleniem Severus. [i]Odnajdę ją i przekonam, żeby wróciła. [/i]
Mistrz Eliksirów nawet nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby mu się nie udać. Jego twarz rozjaśnił uśmiech tak diabelski i przebiegły, że Śmierć pewnie zzieleniałaby z zazdrości, gdyby to zobaczyła.
***
Czuła się dziwnie. Gdyby była człowiekiem, mogłaby powiedzieć, że czuje się samotna. Ona jednak nie znała uczuć. Była Śmiercią.
No dobra, ex-Śmiercią.
Pomijając kwestię uczuć, a raczej ich braku, Śmierć [i]wciąż[/i] czuła, że coś jest nie tak. Czegoś jej brakowało. Czegoś bardzo ważnego. Rozejrzała się w skupieniu dookoła, jednak nic znaczącego nie przykuło jej uwagi.
Nagle spokojną, cichą noc przerwał dziki wrzask, pełen bólu, wściekłości i bezsilności.
Śmierć opadła na kolana. Już wiedziała. Jak mogła być tak głupia. Co ją napadło, żeby unosić się dumą?! Chciała odejść w wielkim stylu? Proszę bardzo, udało jej się, ale za jaką cenę…
Poczuła coś wilgotnego pod powiekami. Coś czego z pewnością nie powinno tam być. Zamrugała kilka razy, ale to nic nie pomogło. Zamknęła oczy, zaciskając mocno powieki. To wilgotne… coś nadal tam było.
Była pewna, że właśnie nadchodzi koniec świata. Bo w jakim innym wypadku Śmierć mogłaby płakać? To, że Śmierć nigdy nie płacze, było jasne jak słońce.
Ale nigdy też nie zdarzyło się w historii coś takiego. Nigdy Śmierć nie zrezygnowała ze swojego stanowiska. Jednak nawet to nie tłumaczyło tego, co się z nią teraz działo. To [i]musiał [/i]być koniec świata.
Co ją podkusiło? Na jaką cholerę rzucała w nich tą kosą? Jej ukochaną, srebrną kosą? Musiała przyznać, że wyraz bezgranicznego zdziwienia na ich twarzach był bezcenny, ale jej kosa… w rękach tych barbarzyńców… Ukryła twarz w dłoniach.
To jednak nie było jeszcze najgorsze. Po chwili uświadomiła sobie, że będą zmuszeni znaleźć jej następcę, a to oznaczało, że jej drogocenna kosa wyląduję w rękach kogoś innego. To było nie do pomyślenia. Przed jej oczami pojawiły się czarne plamy. Nie mogła oddychać, jej ciałem wstrząsały niekontrolowane dreszcze. Ogarnęło ją nieznane dotąd uczucie paniki. Chciała biec z powrotem i odzyskać swoją zgubę. Teraz. Natychmiast.
Po paru minutach ochłonęła. Nie może wrócić, po prostu nie może. To by pokazało jaka jest słaba. Musi wytrwać, może za jakiś czas…
Powoli, zmuszając się do każdego kroku, ruszyła przed siebie.
***
Snape wpatrywał się w wielki stos zwojów pergaminu. Tak jak zapowiedział Naczelnik, dostarczono mu informacje o nowym zajęciu. Całe tony informacji…
C.D.N. (chyba)[/quote]
[quote="Aevenien"][i]Dziękuję za wszytskie komentarze, jak je czytam to aż czuję przypływ weny :D . Bardzo dziękuję [b]Indis [/b]za zbetowanie tekstu (uwielbiam Twoje przypiski xD), a [b]Trinity[/b] za podtrzymywanie na duchu i miłe słowo.[/i]
Lekko oszołomiony Severus beznamiętnie patrzył na stertę papierów, która pojawiła się nagle w jego salonie.
- Ten narwany Naczelnik chyba nie myśli, że mam zamiar to przeczytać – powiedział sam do siebie, uśmiechając się ironicznie.
Jednak po chwili firmowy uśmieszek spełzł z jego twarzy, zastąpiony przez podejrzliwy grymas. Severus zauważył bowiem kopertę ze swoimi imieniem, leżącą na stercie papierzysk.
Jego niezawodna intuicja – nie muszę chyba wspominać, że nie mówimy tutaj o kobiecej intuicji; dawno temu ktoś odważył się zasugerować coś takiego i bardzo marnie skończył – podpowiadała mu, że ten list nie zawiera przyjemnych informacji. Powoli otworzył kopertę i wyciągnął złożoną na wpół kartkę.
[i]Szanowny Panie Snape,[/i]
[i]
Z wielką radością informuję pana, że dnia 13 sierpnia (za dwa tygodnie od dnia dzisiejszego), o godzinie 17, zostanie pan poddany testowi, który ma na celu sprawdzenie pańskiej wiedzy na temat swoich nowych obowiązków. Pergaminy, które otrzymał pan razem z listem to pierwsza partia. Za tydzień otrzyma pan kolejną. Życzę miłego dnia.
Z poważaniem
Naczelnik od Spraw Życia i Śmierci [/i]
Severus oniemiał. Z lekkim obłędem w oczach wpatrywał się w wielką stertę pergaminów, piętrzącą się dumnie na środku jego salonu.
[i]Pierwsza partia? To tego ma być więcej? I ja mam się wszystkiego nauczyć? [/i]
Po chwili zreflektował się jednak.
[i]Zaraz, ja mam to czytać? Czy komuś na mózg padło? Nie mam zamiaru nawet tknąć tych idiotycznych przepisów. Ja w ogóle nie mam zamiaru przyjmować tej posady! Po moim trupie[/i] – pomyślał.
Niestety, szybko uświadomił sobie, że on już [i]de facto [/i]był trupem.
Zaklął głośno. Wiedział jednak, że w żadnym przypadku nie ma ochoty na wkuwanie tysięcy bezsensownych regułek, dotyczących pracy, na którą absolutnie nie chciał się zgodzić.
Wziął czysty pergamin i zaczął pisać. [i]Nie dorwiecie mnie tak łatwo[/i] – myślał, uśmiechając się złowieszczo.
[i]Szanowny Naczelniku od Spraw Życia i Śmierci,
Pamiętaj Severusie, bądź uprzejmy, UPRZEJMY!![/i] – powtarzał sobie w myślach. Jednak z chwilą gdy pióro dotknęło pergaminu, zapomniał, że istnieje w ogóle takie słowo jak uprzejmość.
[i]Ty chory staruchu, chyba śnisz, myśląc, że chociaż tknę te materiały, nie mówiąc już o czytaniu ich czy uczeniu się.
Ja też mam jakieś prawa! Całe życie harowałem jak głupi osioł i teraz mam zamiar odpoczywać! Nie będę czytać jakiś durnych regułek i wkuwać ich na pamięć. Nie jestem cholerną Panną Wiem To Wszystko Granger! Nie mam maniakalnej potrzeby zdobywania wiedzy, a jeśli nawet to na pewno nie w takiej dziedzinie. [/i]
Tutaj nastąpiło kilka mało uprzejmych epitetów pod adresem Naczelnika i jego bardzo wątpliwych, według Severusa, władz umysłowych. Snape ochłonął już trochę i zdobył się na bardzo, jego zdaniem, uprzejme zakończenie listu.
[i]W związku z powyższym, rozumie Pan chyba, że nie mam najmniejszej ochoty czytać dostarczonych przez Pana materiałów. I nie zmusicie mnie do tego. W końcu jestem już martwy i nic gorszego nie może mnie spotkać.
Bez najmniejszego poważania
Severus Snape [/i]
Napisawszy list Severus siedział przez jakiś czas na kanapie pogrążony w myślach.
Abstrahując od wszystkiego, musiał przyznać, że cierpiał na nadmiar czasu. Pozbawiony swojej ulubionej czynności, jaką było odejmowanie punktów gryfonom i rozdawanie szlabanów, Mistrz Eliksirów najzwyczajniej w świecie się nudził.
[i]W sumie mógłbym zostać Śmiercią, to znaczy tylko do momentu kiedy Ona by nie wróciła… [/i]
[i]Nie, ja kompletnie zwariowałem! Co ja wygaduję… Normalnie zaczyna mi odbijać, pewnie przez tę bezczynność… Jeszcze skończę w Św. Mungu... Potter byłby wniebowzięty… [/i]
Przerażony tą perspektywą zerwał się z kanapy, chwycił kosę stojąca w kącie i biegiem ruszył do kwater Dumbledora. [i]Zsentymentalniały czy nie, z obsesją na punkcie Chłopca, Który Wpędził Mnie Do Grobu I W Dalszym Ciągu Rujnuje Mi Życie, na pewno coś poradzi [/i]– myślał Severus.
Przestał jednak biec, to przecież nie pasowało do jego wizerunku. Poruszał się szybkim, nieco sztywnym krokiem a jego szaty łopotały złowieszczo.
***
Colin, który na swoje nieszczęście znalazł się akurat w tym samym korytarzu, niemal zemdlał z przerażenia, widząc Mistrza Eliksirów wyglądającego jak sama Śmierć. Chłopak widział już Śmierć, widok Snape’a także nie był mu obcy. Jednak Snape wyglądający [i]jak[/i] Śmierć, ciągnący za sobą wielką, srebrną kosę, to było dla niego stanowczo za dużo. Dzieciak był tak przestraszony, że nawet nie zdążył zrobić zdjęcia.
***
Dumbledore oddawał się fascynującemu zajęciu, jakim było układanie piramidy z cytrynowych dropsów. W momencie kiedy miał położyć na szczycie budowli, ostatniego cukierka, do jego komnat wpadł Severus, blady jak sama Śmierć, z wielką kosą na ramieniu.
Albus z wrażenia upuścił dropsa, a cała piramidka rozsypała się u jego stóp. Jęknął żałośnie, widząc dropsowo - cytrynowe pobojowisko, po czym zwrócił wzrok na Snape’a.
- Miło cię widzieć, Severusie, pomijając twój wygląd, sposób pojawienia się i tę… kosę. Mógłbyś mi wyjaśnić, co cię tu sprowadza? – Na jego twarz powrócił błogi uśmiech, spowodowany rozchodzącą się intensywną wonią cytryn.
Sev dyszał przez chwilę, wpatrując się z obrzydzeniem w rozsypane dropsy. Dotarł też do niego znienawidzony zapach. Wzdrygnął się mimowolnie i popatrzył z wyrzutem na Dumbledore’a. Na dźwięk słowa kosa, spojrzał na trzymane w rękach narzędzie i z lekką konsternacją oparł je o ścianę.
Zdążył już nieco ochłonąć, a na jego twarzy zastygła ponownie maska obojętności. Beznamiętnym tonem zaczął opowiadać Albusowi co się stało.
***
Naczelnik zdziwił się nieco, kiedy dotarł do niego list Severusa. [i]Nie doceniłem drania [/i]– pomyślał, uśmiechając się lekko. [i]Zapowiada się niezła zabawa[/i] – ucieszył się, czytając niezbyt miłe i z pewnością jeszcze mniej uprzejme, wywody mistrza Eliksirów.
Przy starym, zramolałym kretynie wybuchnął dzikim śmiechem. Musiał przyznać, że odwagi i pomysłowości Severusowi nie brakuje.
Zamyślił się na chwilę, po czym chwycił pióro i zaczął pisać odpowiedź, chichocząc przy tym w iście szatański sposób.
***
Severus był wściekły. Dumbledore nie dość, że nie pomógł mu w żaden sposób, to jeszcze miał czelność wybuchnąć głośnym śmiechem i nie reagować na jego gniewne parsknięcia. Nie miał innego wyjścia, jak opuścić wciąż chichoczącego Albusa i zostawić go na pastwę cytrynowych dropsów.
Zabrał kosę i udał się do swoich komnat. Jeżeli idąc do Dumbledore’a był blady jak sama Śmierć i powiewał malowniczo czarną szatą, to teraz był blady jak Śmierć, wściekły jak Śmierć i powiewał malowniczo czarną szatą.
***
Biedny Colin, który nie odzyskał jeszcze sił i trzęsąc się opierał się o ścianę, próbując wyrzucić z umysłu przerażający obraz Snape’a skrzyżowanego ze Śmiercią, i z wielką kosą na dodatek. Kiedy był już pewien, że jest gotowy na powrót do rzeczywistości i powoli otworzył oczy, natychmiast je zamknął, a z piersi wyrwał mu się cichy okrzyk zgrozy. Nie czekając już dłużej, ślepo rzucił się do ucieczki. Wiedział, że jeszcze długo będzie miał koszmary. Przyrzekł sobie, że już nigdy nie zapuści się w pobliże kwater Mistrza Eliksirów.
Ściskając rozpaczliwie swój aparat, bełkotał coś o łamaniu jego praw i wywołaniu rozstroju nerwowego. Po chwili przestał jednak i skupił się na jak najszybszym oddalaniu się od złowrogich korytarzy. [i]Cholera wie, czy nie czai się tam jeszcze sam Voldemort [/i]– myślał przerażony. [i]Może i nie dorasta on Snape’owi do pięt, ale z pewnością jest on ostatnią, no prawie ostatnią osobą, którą chciałbym teraz oglądać. [/i]
Pogrążony w myślach, z niemal zamkniętymi powiekami, w obawie przed kolejnym mrożącym krew w żyłach widokiem, nie zauważył stojącego mu na drodze człowieka. Uderzył w niego z pełnym impetem. [i]Niech to nie będzie Snape, niech to nie będzie Snape, wolę już Sam-Wiesz-Kogo [/i]– modlił się w myślach, bojąc się otworzyć oczy. Może i był gryfonem, ale chyba nikt nie miałby mu za złe, jak najbardziej słusznego strachu przed Mistrzem Eliksirów.
Kiedy w końcu zdobył się na odwagę i otworzył bardzo powoli jedno oko, ujrzał przed sobą znajomą, rudą czuprynę. Wyrwało mu się głośne westchnienie ulgi.
***
Tymczasem…
Śmierć błąkała się po świecie bez większego przekonania. Nudziło jej się straszliwie a ludzie których spotykała, dziwnym trafem nie chcieli z nią rozmawiać.
[i]Czy ja naprawdę wyglądam tak strasznie?[/i] – myślała rozgoryczona. [i]Fakt jestem trochę koścista, ale tylko troszeczkę. Może to przez ta trupią bladość? Albo te czarne szaty? [/i]
Miała już dość tych spojrzeń, kiedy jeszcze była Śmiercią nie przeszkadzały jej jęki zgrozy na jej widok, ale teraz…
Muszę zmienić image - stwierdziła. [i]Tylko jak to zrobić [/i]– zamyśliła się głęboko.
Szła tak, pogrążona w myślach, kiedy nagle usłyszała głośne i strasznie irytujące trąbienie. Już miała się odwrócić i wrzasnąć na sprawcę tego okropnego hałasu, kiedy poczuła że coś dużego i bardzo ciężkiego, poruszającego się z dużą szybkością, uderza w nią, w niemiły sposób wgniatając ją w podłoże.
***
Severus wrócił do swoich komnat. Humor odrobinę mu się poprawił, kiedy zobaczył skamieniałego z przerażenia Creevey'a.
[i]Tak [/i]– myślał – [i]przynajmniej coś na tym świecie się jeszcze nie zmieniło. [/i]
Ominął ostrożnie stertę pergaminów i udał się do sypialni. Kosę zostawił opartą o kanapę. Jakoś nie miał ochoty spać w jednym pokoju z tym, bądź co bądź, złowrogim narzędziem.
Nie mógł jednak zasnąć. Przewracał się z boku na bok, a wizja jego samego w roli Śmierci nie dawała mu spokoju.
[i]Ja jako Śmierć – to niedorzeczne[/i] – myślał. [i]Przecież nie zmuszą go żeby przyjął tą posadę. Pewnie myślą, że uda im się go zastraszyć. [/i]
- Nadzieja matką głupich – stwierdził na głos. [i]Nie ma takiej rzeczy, której by się obawiał. W końcu nazywa się Severus Snape. Chłopiec, Który Przeżył Kolejny Raz I Wybawił Świat trząsł się przed nim ze strachu. Już on im pokaże co to znaczy zadrzeć ze Snape'em. Śmieli zaproponować mu żeńską posadę!!! Jeszcze tego pożałują. [/i]
Planując straszną zemstę zasnął w końcu, a na jego twarzy błąkał się błogi uśmiech. Jednak każdy kto znał go choć trochę, wiedział, że błogość ta nie oznacza nic dobrego. Wręcz przeciwnie…
C.D.N.[/quote]
[quote="Aevenien"][i]Dziękuję bardzo za wszystkie komentarze, są naprawdę wspaniałe. Odcinek ten będzie miał podwójną dedykację.
Dla [b]Indis[/b], mojej wspaniałej bety, za podtrzymywanie mnie na duchu, popędzanie w pisaniu i oczywiście za wspaniałe dopiski :wink:
I dla siostrzyczki mojej kochanej [b]Verity[/b], już Ty dobrze wiesz za co :D
A Fred jest specjalnie dla [b]Trinity.[/b]
Miłej lektury życzę.[/i]
[center][i][b]
Odcinek trzeci[/b][/i][/center]
Śnił mu się koszmar. Prawdziwy, najprawdziwszy koszmar. Znalazł się w bardzo przerażającym miejscu. Nigdy wcześniej nie chciał tak bardzo się obudzić.
Otaczało go morze rudych głów, śmiejących się i krzyczących głośno. Weasleyowie! W jego komnatach!!! Severus ukrył twarz w dłoniach, bezgłośnie modląc się o śmierć. Niestety, zdał sobie sprawę, że Śmierć nic mu nie pomoże. I nie chodziło nawet o to, że już raz umarł i z pewnością nie mógłby zrobić tego ponownie, tylko o to, że Śmierci po prostu nie było. I oczywiście wszystko przez tego cholernego Pottera!
Ale to był dopiero początek jego kłopotów.
Nagle poczuł bardzo intensywną i znienawidzoną woń. I to w bardzo dużym stężeniu. Za dużym. Ledwo oddychał, starając się jak najbardziej ograniczyć wdychany aromat. [i]Kto wie jakie to może mieć skutki. Wystarczy tylko popatrzeć na Dumbledore’a. Jeszcze przyplątałaby mu się jakaś niezdrowa sympatia do Chłopca, Który Przeżył, Żeby Zrobić Mu Na Złość I Był Przyczyną Wszystkich Jego Kłopotów. [/i]
- Cytrynowe dropsy – warknął tak przerażająco, że nawet rudowłose postacie zamilkły na chwilę. Niestety, na ich twarzach nie malował się wyraz przerażenia, grozy ani nawet lekkiego strachu. Wszyscy bez wyjątku wpatrywali się w Severusa z chorobliwą wręcz ciekawością. Snape posłał im swój najgroźniejszy uśmiech, uśmiech przed którym Potter wzdrygał się mimowolnie, wbrew całej swojej beznadziejnie głupiej gryfońskiej odwagi, a Longbottom niemal mdlał ze strachu.
[i]Cóż, to jednak byli Weasleyowie[/i] – pomyślał rozgoryczony brakiem żadnego efektu – [i]za głupi nawet, żeby się bać. Nie zdawali sobie sprawy, w jakie kłopoty się pakują.[/i]
Kiedy już miał się zemścić za ten brak szacunku i jawne nie odczuwania strachu, obudził się.
Usiadł gwałtownie na łóżku i zamrugał kilka razy, upewniając się, że w jego komnatach nie ma żadnego niepożądanego intruza. Odetchnął też głęboko, z ulgą stwierdzając, że powietrze jest wolne od choćby najmniejszej woni cytryn.
Wstał i udał się do salonu. Tak jak się spodziewał czekał tam na niego list od Naczelnika. Snape z obrzydzeniem obrzucił spojrzeniem stertę papierzysk zalegającą na środku pokoju. Wzdrygnął się na samą myśl, że miałby czytać te bzdury. I to na dodatek w takich ilościach.
Leniwie otworzył kopertę, obracając list w palcach, ciekawy, co też wymyślił Naczelnik.
[i]Szanowny Panie Snape,
Ośmielę się stwierdzić, że fakt, iż jest Pan już martwy, jednocześnie wcale nie oznacza, że nie może spotkać Pana nic gorszego.
Jak Pan doskonale zdaję sobie sprawę, Pan Harry Potter, mimo swoich dość, z braku lepszego określenia, imponujących osiągnięć, nie jest jednak nieśmiertelny.
Pomijając fakt, że chwilowo nie posiadamy nikogo, kto pełniłby obowiązki Śmierci, która zrezygnowała właśnie z powodu wyżej wymienionego Pana Pottera, za jakiś czas Chłopiec, Który Przeżył I Zrujnował Nasz System, w końcu do nas trafi.
Chyba nie chciałby Pan obudzić się pewnego pięknego dnia i stwierdzić, że Pan Potter zajmuję komnaty naprzeciwko pańskich?
Mniemam, iż jeszcze raz rozpatrzy Pan naszą propozycję.
Z poważaniem
Naczelnik od Spraw Życia i Śmierci
PS. Przypominam, że zostało Panu jedenaście dni do egzaminu, a kolejna partia materiałów zostanie dostarczona w poniedziałek, czyli za pięć dni licząc od dzisiaj. [/i]
Snape siedział przez kilka minut bez ruchu, bezmyślnie patrząc się w czytaną kartkę.
[i]Potter? Mieszkający tuż obok niego? Wpadający wieczorami na sąsiedzkie pogaduszki?[/i] Snape mimowolnie wzdrygnął się na tak przerażającą wizję.
Czytając post scriptum uśmiechną się szyderczo. [i]Egzamin tak? [/i]
Na jego twarzy pojawił się iście szatański uśmieszek. [i]Tak łatwo z nim nie wygrają[/i] – pomyślał. [i]Jeszcze nikomu nie udało się zaszantażować Severusa Snape’a. Chcieli wojny? Będą ją mieli. Ale to on będzie rozdawał karty. Nie docenili go i będą tego żałować. Już on tego dopilnuje. [/i]
***
Powoli otworzyła oczy. Kiedy po chwili odzyskała ostrość widzenia, zobaczyła pochylającego się nad nią mężczyznę. Na jego twarzy malował się wyraz największego przerażenia. Trząsł się cały i patrzył na nią z większym strachem niż jej wszystkie dotychczasowe ofiary razem wzięte.
Śmierć rozmarzyła się na chwilę. [i]Ile by dała, żeby zobaczyć coś takiego na twarzy Pottera… Wspaniały, podręcznikowy wyraz trwogi zmieszanej z paniką, lekką domieszką popłochu i bezgranicznego lęku. [/i]
Właśnie miała się szeroko uśmiechnąć, mając przed oczami tak cudowną wizję, kiedy poczuła, że coś jest nie tak z jej twarzą. Nie czuła żadnego fizycznego bólu; jedynie lekki dyskomfort.
Usiadła powoli i popatrzyła na stojącego obok mężczyznę. Nie wiedziała jak, ale wyraz paniki i przerażenia na jego twarzy jeszcze się pogłębił. Facet wyglądał jakby miał zaraz umrzeć ze strachu.
Śmierć zamyśliła się na chwilę. Coś jej się nie zgadzało.
[i]No tak, przecież ona już nie jest Śmiercią, ludzie nie powinni bać się na jej widok. A już na pewno nie powinni wyglądać tak, jakby zobaczyli Śmierć. W gruncie rzeczy mężczyzna ten patrzył właśnie na ex-Śmierć, ale on przecież o tym nie wiedział. Nasuwał się więc logiczny wniosek, że coś z jej wyglądem jest nie tak. To, że nie była pięknością, wiedziała już od dawna, chociaż nikt nigdy nie odważył się powiedzieć jej tego prosto w twarz. [/i]
***
Fred Weasley nie uśmiechał się tak radośnie jak zwykle. Tak właściwie wcale się nie uśmiechał. Powodem jego ponurego nastroju była zwykła bezczynność. Pozbawiony towarzystwa swojego brata bliźniaka, Fred nudził się straszliwie. Spacerował sobie, myśląc, co by tu można było napsocić, ale nic nie przychodziło mu do głowy. Nagle coś, a raczej ktoś, z dużym impetem wpadł na niego i razem przewrócili się na ziemię. Fred pierwszy podniósł się i ze zdumieniem popatrzył na leżącego na podłodze Colina, ściskającego rozpaczliwe swój aparat. Na twarzy chłopaka malował się wyraz największego przerażenia.
Fred złapał go za ramię i pomógł się podnieść. Colin bardzo niepewnie otworzył jedno oko, a kiedy zobaczył wesoły uśmiech rudzielca westchnął z ulgą i stanął pewniej, lekko tylko dygocząc.
***
Severus usiadł wygodnie w fotelu i zaczął rozmyślać. [i]Musi być przecież jakiś sposób, żeby wymigać się od tej pracy [/i]– myślał. [i]To, że umarł nie znaczy, że mogą nim pomiatać. On im jeszcze pokaże, co to znaczy zadrzeć z Severusem Snape’em! [/i]
Po paru minutach wpadł mu do głowy pewien pomysł. Wziął szybko czysty pergamin i zaczął pisać list do Naczelnika. Po krótkiej chwili skończył i bardzo z siebie zadowolony udał się na przechadzkę. Nie było to co prawda tak interesujące jak patrole hogwardzkich korytarzy, ale od czasu do czasu natknął się na jakiegoś dawnego ucznia, który posyłał mu pełne lęku spojrzenia, co nieodmiennie poprawiało mu humor. Tym razem jednak miał się gorzko rozczarować. A wszystko za sprawą pewnego młodzieńca…
***
Fred wysłuchawszy opowieści Colina wpadł na genialny pomysł. Pożyczył od chłopaka aparat i wywołał zdjęcia. Na jednym z nich znajdował się Severus Snape we własnej osobie z bardzo groźnym i niezadowolonym wyrazem twarzy. Czegoś takiego właśnie potrzebował.
Po kilku minutach pracy, wszystko było już gotowe. Chłopak trzymał w rękach całkiem spory stosik plakatów przedstawiających postać odzianą w czarne szaty. Napis na dole informował wszystkich przyszłych czytelników, że patrzą właśnie na nową Panią Śmierć. Człowiek postronny nie znalazł by w tym nic dziwnego, jednak każdy kto znał słynnego Mistrza Eliksirów doskonale wiedział, kogo przedstawiały owe plakaty. Cóż Fred nie musiał się bardzo wysilać, żeby upodobnić Snape’a do Śmierci. Dodał tylko kosę.
Chłopak dałby wszystko żeby ujrzeć minę Snape’a kiedy zobaczy plakaty. [i]Szkoda, że nie ma ze mną Georga[/i] – pomyślał. Razem dopiero byśmy mu pokazali.
***
Naczelnik już dawno tak dobrze się nie bawił. Listowe utarczki z Severusem Snape’m sprawiały mu dużo radości. Oczywiście Naczelnik był pewien swojej wygranej, w końcu był Naczelnikiem. Nie zmieniało to jednak faktu, że Mistrz Eliksirów był osobą nietuzinkową i z pewnością daleką od łagodnego i uległego usposobienia. Tym bardziej Naczelnik cieszył się na swoją wygraną. Namówienie Snape’a przyjęcie tej posady stanie się jego kolejnym wielkim sukcesem, bo co do tego, że tak będzie nie miał żadnych wątpliwości. Była to tylko kwestia czasu.
Kiedy tak rozmyślał w duchu ciesząc się ze wspaniałej rozrywki, otrzymał odpowiedz na swój list.
[i]Szanowny Panie Naczelniku Do Spraw Życia I Śmierci,
Po ponownym rozpatrzeniu pańskiej jakże wspaniałomyślnej propozycji, zdecydowałem się jednak przyjąć pańską ofertę. Po głębszym przemyśleniu sprawy zdałem sobie sprawę, że zawsze pragnąłem czegoś takiego. Jestem przekonany, że praca ta przyniesie mi wiele radości i satysfakcji.
Z poważaniem (dopiero teraz odkryłem, jak głębokim szacunkiem Pana darzę i mam nadzieję, że wybaczy mi Pan ten ostatni list. Moja arogancja z pewnością była wynikiem szoku),
Severus Snape [/i]
Naczelnik zamrugał kilka razy i ponownie przeczytał list. Zamyślił się głęboko. Coś mu się nie zgadzało. Jeszcze raz dokładnie, linijka po linijce przeczytał kilka nakreślonych w pośpiechu zdań.
Czuł się bardzo zawiedziony. Przeżył w życiu wiele rozczarowań jednak teraz wydawało mu się, że znalazł sobie godnego przeciwnika. Naprawdę pokładał w Snape’ie duże nadzieje, a ten tak po prostu poddał się bez walki. To było trochę podejrzane. Jedna mała pogróżka i od razu taka reakcja. Zupełnie się tego nie spodziewał, nastawiał się na długotrwały opór i wspaniałą zabawę, związaną z przekonywaniem Snape’a do nowej pracy. Z jednej strony cieszył się, że Snape zgodził się przyjąć posadę, tak właśnie miało być. Jednak wydawało mu się, że poszło to za łatwo i za szybko.
Naczelnik wzruszył ramionami i postanowił osobiście porozmawiać z Mistrzem Eliksirów. Jego wieloletnie doświadczenie podpowiadało mu, że to jakiś przekręt.
***
Zaczęła powoli się podnosić, słysząc przy tym jakieś dziwne, skrzypiące odgłosy dochodzące z okolic jej kręgosłupa. Kiedy odwróciła głowę w stronę stojącego obok człowieka, poczuła bardzo nieprzyjemny zgrzyt, kiedy kręgi w jej szyi wracały na swoje miejsce.
Mina mężczyzny już nie przedstawiała największego przerażenia, teraz malowało się na niej nieludzkie zdziwienie i coś na kształt załamania nerwowego. Człowiek mamrotał coś do siebie, jednak tak cicho i nie zrozumiale, że Śmierć wyłowiła z tego tylko: terapeuta, natychmiast, na pewno zwariowałem, stres, praca.
Cóż, nic jej to nie dało. Bełkoczący nadal mężczyzna, wpatrywał się w nią, szeroko rozwartymi oczami. Po paru chwilach widząc, że Śmierć bynajmniej nie zamierza umrzeć, zemdleć ani nawet zasłabnąć, otworzył usta, i jąkając się niemiłosiernie, zaczął mówić. W gruncie rzeczy zwracał się bardziej do siebie niż do Śmierci, ale przynajmniej teraz można było go jakoś zrozumieć.
***
Severus Snape rzadko kiedy żałował tego, co zrobił. Zawsze dokładnie obmyślał sprawę przed podjęciem decyzji. Rozważał za i przeciw, analizował wszystkie możliwe konsekwencje i skutki uboczne. Nigdy nie robił niczego pochopnie, działanie pod wpływem impulsu było mu praktycznie całkowicie obce. Czasami dał się ponieść emocjom, ale zdarzało się to bardzo sporadycznie. Nie to, co ten beznadziejny Chłopiec, Który Przeżył, Mimo Iż Zawsze Najpierw Robił, A Potem Myślał.
Jednak dzisiaj, chyba pierwszy raz w życiu gorzko żałował, że opuścił swoje komnaty. To, co ujrzał, przez długi czas zostało mu w pamięci i nawiedzało go w koszmarnych snach. [i]A osoba która to zrobiła, niech lepiej zacznie się bać[/i] – pomyślał, uśmiechając się w tak demoniczny sposób, że nawet Naczelnik musiałby się wzdrygnąć.
C.D.N.[/quote]
[quote="Aevenien"][i]Bardzo dziękuję mojej kochanej becie[b] Indis[/b] za poprawki i dopiski :wink:
Odcinek ten chciałabym zadedykować [b]Jod[/b], za wspaniałe rozmowy, analizy i inspirację. Dziękuję![/i]
[b]
Odcinek 4[/b]
Śmierć w skupieniu słuchała mamroczącego z trudem mężczyzny.
- To… nie… niemożliwe… Pani… nie … nie może… ja nie rozumiem, jak to… w ogóle…
Śmierć słuchała grzecznie, nie chcąc przerywać, jednak po kilku minutach zaczęło ją to irytować. Uśmiechnęła się słodko (cóż z tego, że jej „słodki” uśmiech przyprawiał większość ludzi o niekontrolowane dreszcze?) i spytała:
- Co jest takie niemożliwe? Czy dobrze się pan czuje?
Facet oniemiał. Ledwo co przyzwyczaił się do myśli, że przejechana kobieta, nie wiedzieć czemu, wcale nie wybiera się na tamtą stronę, a ta zupełnie wyraźnie pyta go, czy dobrze się czuje. Biedny człowiek, przepracowany, wymęczony i doprowadzony na skraj wytrzymałości psychicznej dzięki swojej kochanej żonce i jej prawnikowi, nie był w stanie tego pojąć. Udało mu się jednak wyjąkać:
- Ja… chyba dobrze… Ale pani... nie rozumiem... pani… żyje…
Popatrzyła na niego z politowaniem.
- Oczywiście, że żyję. Dlaczego niby miałabym nie żyć? – Śmierć nie chciała uświadamiać mu, że w obecnej chwili prawdopodobnie nie ma nikogo takiego jak Śmierć i abstrahując od wszystkiego, nawet jeśli bardzo by chciała, nie mogłaby umrzeć.
Konsternacja stojącego przed nią mężczyzny jeszcze się pogłębiła.
- Jak to, dlaczego nie? Przecież potrąciłem panią! – Udało mu się wystękać w miarę płynnie.
Śmierć zamyśliła się, po czym palnęła się w czoło. [i]No jasne, jak mogłam być taka głupia, przecież tyle razy przychodziłam po ofiary wypadków samochodowych. Nic dziwnego, że facet jest zdziwiony. Zamiast leżeć martwa i zakrwawiona, rozmawiam sobie z nim, jak gdyby nigdy nic. [/i]
***
Severus nadal stał i wpatrywał się w wytapetowane plakatami ściany. Na jego twarzy malował się wyraz zdziwienia pomieszany z grozą i chęcią mordu.
Po chwili otrząsnął się. Zamknął oczy, próbując uwolnić się od prześladującego go obrazu. Niestety, kiedy ponownie uchylił powieki okropne zdjęcia wcale nie zniknęły.
Severus już chciał biec i dorwać tego kto to zrobił, a jego pewność, że Colin Creewey maczał w tym palce była stuprocentowa, gdy nagle zatrzymał się. Na jego twarzy zagościł pełen zadowolenia uśmieszek, dla wszystkich innych nie wróżący nic dobrego. Zdał sobie właśnie sprawę, że te plakaty doskonale pasują do jego planu. Zaczął wręcz żałować, że sam nie wpadł na taki program propagandowy. Jednak trwało to bardzo krótko i Snape wzdrygnął się na myśl o tak sprzecznym z jego charakterem i reputacją działaniu.
W jego oczach nie było już chęci mordu, co nie zmieniało faktu, że dokładnie zapamiętał sobie to wydarzenie, z myślą, że kiedy będzie już po wszystkim, ktoś będzie cierpiał z tego powodu.
***
Naczelnik wyszedł z biura z zamyślonym wyrazem twarzy. Szedł powoli korytarzami, gdy nagle zdał sobie sprawę, że coś jest nie tak. Rozejrzał się dookoła, a to, co zobaczył wprawiło go w ogromne zdziwienie.
Powoli zaczynał godzić się z myślą, że Snape przyjął grzecznie posadę i nie będzie miał rozrywki związanej z namawianiem go na nią. Jednak gdzieś w głębi serca cały czas wierzył, że Mistrz Eliksirów nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Jednak to, co widział, dobitnie świadczyło o jego pomyłce. Severus Snape naprawdę przyjął nową posadę. Wielkie korytarze całe obwieszone były plakatami przedstawiającymi Snape’a w czarnej, łopoczącej szacie, z wielką kosą przewieszoną przez ramię. Nie trzeba chyba dodawać, że wyraz twarzy Severusa daleki był od miłego, uprzejmego uśmiechu. Żądza mordu i wściekłość? Tak, to było o wiele bliższe.
***
Severus wrócił do swojej komnaty i zabrał się do roboty. Spodziewał się wizyty Naczelnika, a przed tym musiał się na to przygotować. Zaczął od wielkiej sterty dostarczonych mu materiałów, która spokojnie zalegała sobie na środku salonu od dobrych paru dni. Większość pergaminów położył na dwóch stolikach, kilka zaniósł do sypialni. Następnie przestawił kosę w pobliże swojego łóżka. Wydawało mu się, że Śmierć musi w każdej chwili być gotowa na wezwanie.
Wzdrygnął się z obrzydzeniem, zauważając, że nie tylko zaczyna mówić o sobie jako o Śmierci, ale na dodatek robi to w formie żeńskiej! Zacisnął jednak zęby, powtarzając sobie w duchu, że to tylko sytuacja przejściowa.
Rozejrzał się w skupieniu po salonie. Człowiek postronny z pewnością mógłby stwierdzić, że osoba mieszkająca w tych komnatach intensywnie studiuje porozrzucane wszędzie pergaminy. Severus zadowolony z osiągniętego rezultatu usiadł w fotelu i dla niepoznaki otworzył jedną z mocno zakurzonych i zniszczonych ksiąg. Otworzył ją mniej więcej w środku, lecz zamiast czytać, pogrążył się w myślach, planując dokładnie swoje następne posunięcia. Kiedy po paru minutach nic się nie wydarzyło, Severus zaczął się nudzić. Całkiem odruchowo pogrążył się w lekturze spoczywającej na jego kolanach książki.
[i]Kodeks Postępowania Śmierci w Następujących Wypadkach:
Art.37 § 4 ust.3 pkt. 6
Śmierć pod żadnym pozorem nie może nadużywać swojej funkcji w celach straszenia bądź grożenia niewinnym obywatelom.[/i]
Sev prychnął zniesmaczony. [i]Nie można straszyć? Grozić? [/i]Na jego twarzy pojawiła się mina dziecka, któremu zabrano cukierki. Oczywiście nie były to cytrynowe dropsy.
[i]A poza tym [/i]– myślał dalej rozczarowany – [i]kto jest dzisiaj niewinny?[/i]
Mimo wyraźnego zdegustowania czytał dalej.
[i]
Śmierć nie powinna…[/i]
Tak jak się spodziewał po jakiejś godzinie odwiedził go Naczelnik. Na jego twarzy malował się wyraz zdziwienia połączony z podejrzliwością. Kiedy zobaczył porozkładane wszędzie księgi i pergaminy dołączył do tego wyraz konsternacji.
Przez chwilę stał tylko otwierając i zamykając usta.
Severus śmiał się w duchu, jednak jego twarz pozostawała obojętna, a postawa emanowała chłodnym zainteresowaniem.
***
Fred już dawno tak dobrze się nie bawił. Zatęsknił za George’em i ich sklepem. Mogli by zrobić jakiś hit kompletem Śmierć á la Snape. Już widział te tłumy dzieciaków kupujących taki strój na Halloween. Ach, gdyby zobaczyć minę Snape widzącego uczniów przebranych w ten sposób. Fred wyobraził sobie rozjuszonego Mistrza Eliksirów odejmującego punkty i rozdającego szlabany na prawo i lewo.
[i]Ciekawe czy Domy mogą kończyć z ujemną ilością punktów[/i] – zastanawiał się – cóż, jeśli byłoby to możliwe, nie miał żadnych wątpliwości, że właśnie tak by się stało.
Posyłając uspokajający uśmiech Colinowi udał się do Dumbledore’a na herbatkę. [i]W końcu coś musiał robić, a cytrynowe dropsy wspaniale nadawały się do przeprowadzenia jakiegoś eksperymentu. Doskonale zdawał sobie sprawę, że dyrektor uwielbia częstować swoimi cukierkami wszystkich, którzy się nawiną. A nuż Albusowi uda się kiedyś namówić na zjedzenie jednego zaczarowanego cukierka samego Snape’a? To dopiero byłaby zabawa.[/i] Z szerokim uśmiechem, pełen optymistycznych myśli Fred, zajął się planowaniem jakiejś hecy. [i]W końcu trzeba rozruszać to ponure towarzystwo [/i]– myślał zadowolony.
***
- Witam pana, Panie Naczelniku – powiedział, starając się, żeby w jego głosie przebrzmiewał entuzjazm. - Co pana do mnie sprowadza?
Naczelnik trochę się zająknął, co sprawiło Severusowi wiele radości.
Nagle wpadł mu do głowy wspaniały pomysł. Nie czekając dłużej, wprowadził go w czyn.
- Jeżeli ma pan chwilkę, chciałbym przedyskutować z panem artykuł 27, paragraf 4, ustęp 7 z księgi, niech spojrzę, żebym nie przeinaczył tytułu – powiedział, rzucając jednocześnie okiem na tytuł trzymanej książki – „Śmierć i stosowne zasady jej postępowania w określonych przypadkach” przeczytał poważnym tonem, doskonale imitującym głos kogoś, kogo naprawdę interesuje odpowiedź na zadane pytanie.
- Otóż widzi pan... – ciągnął, starając się naśladować tego skretyniałego Lockharta.
[i]Merlinie [/i]– myślał – [i]do czego to przyszło. Żebym udawał tego napuszonego dupka…[/i]
- … zastanawia mnie pewien artykuł tego kodeksu. Moim skromnym zdaniem nasuwa on problem nadinterpretacji lub różnych sposobów rozumienia go. Gdyby był pan tak miły i zechciał przedyskutować ze mną ten frapujący fragment, byłbym ogromnie zobowiązany.
Wyraz lekkiej konsternacji na twarzy Naczelnika zmieniał się stopniowo w strach, a na końcu przerodził się w czystą panikę.
Naczelnik zdołał jeszcze wymamrotać szybkie przeprosiny, powołując się na nagły i pilny przypadek, o którym zapomniał, i żeby nie skłamać, niemal wybiegł z komnaty Snape’a.
Severus nie mógł się powstrzymać i krzyknął za nim:
- Może innym razem?
Odpowiedziało mu trzaśnięcie drzwi.
[i]O tak [/i]– pomyślał niezmiernie z siebie zadowolony. – [i]Szkoda, że nie zdążyłem mu zaproponować cytrynowego dropsa. Zemsta jest słodka.[/i]
***
Kiedy znalazł się na korytarzu odetchnął parę razy, próbując się uspokoić.Tego się nie spodziewał. Naprawdę. Mistrz Eliksirów kolejny raz go zaskoczył. Naczelnik zaczął się zastanawiać, ile razy go to jeszcze czeka. I ile razy będzie jeszcze w stanie znieść.
***
Śmierć nie za bardzo wiedziała, co ma teraz zrobić. W końcu postanowiła zostawić jąkającego się coraz bardziej człowieka i oddalić się od miejsca wypadku. Ludzie zaczęli się już schodzić, a ona nie lubiła być w centrum zainteresowania.
Idąc dalej rozglądała się już uważnie, nie chcą dopuścić do kolejnego incydentu. Nadal odczuwała lekki dyskomfort przy obracaniu głowy, a z okolic szyi co jakiś czas dobiegały nieprzyjemnie chrupnięcia. Na dodatek był dzień i słońce niemiłosiernie, wręcz złośliwie świeciło jej prosto w oczy. To naprawdę nie było przyjemne. I te kolory. Rozumiała, że nie wszyscy muszą ubierać się na czarno, choć tak byłoby najlepiej, ale żeby [i]różowy[/i]? Albo jeszcze lepiej [i]pomarańczowy[/i]? Zniesmaczona mamrotała do siebie niepochlebne opinie o właścicielach ubrań w ostrzejszych kolorach.
Poza tym czuła się bardzo samotnie bez swojej kosy. Taka odsłonięta i pozbawiona jedynej ochrony. [i]Ale cóż, na pewno tam teraz nie wróci. Za nic w świecie.[/i]
Szła dalej, dziwiąc się ciągle widzianym po drodze ludziom, pojazdom i praktycznie wszystkiemu.
O ile jej zdziwienie przejawiało się unoszeniem brwi, szyderczym uśmiechem, a w kilku przypadkach przystanięciem i dokładnym zlustrowaniem danego obiektu, to zaskoczenie innych ludzi na jej widok nie było tak wyważone. Niektórzy nie zwracali na nią uwagi, zbyt pochłonięci własnymi sprawami. Inni obrzucali ją obojętnym spojrzeniem, dziwiąc się w myślach, że są ludzie o takim guście i wyglądzie. Jeszcze inna grupa wytykała ją palcami i rzucała szydercze komentarze, wśród których znalazły się na przykład: „Patrzcie jaki kościotrup, wygląda jak śmierć normalnie”, po czym następował głośny wybuch śmiechu.
Była jednak jeszcze jedna grupa. Ludzi, którzy na jej widok zamierali z krzykiem na ustach. Ich przerażone miny doskonale nadawały się do książki pod tytułem „Zobaczyłem Śmierć i umarłem ze strachu”. I właśnie te spojrzenia bolały ją najbardziej. Ona nie była już przecież Śmiercią. Ludzie nie powinni się jej bać, a nawet jeśli, to nie powinni mdleć ze strachu.
Śmierć zasępiła się. [i]Musi jakoś zmienić swój wygląd. Koniecznie.[/i]
***
Remus Lupin był w sumie zadowolony z życia. To znaczy z życia po życiu. Eee... przejścia do innego świata? No w każdym razie z sytuacji w jakiej się teraz znajdował. Nie musiał już martwić się Harrym i Voldemortem. Nie musiał brać udziału w tajnych, niebezpiecznych misjach Zakonu. Przede wszystkim jednak nie musiał się przejmować swoją chorobą. Po raz pierwszy czuł się bezpieczny i szczęśliwy. Bezpośredni powodem jego szczęścia była oczywiście Tonks, która próbowała go właśnie namówić na herbatkę u dyrektora.
Remus opierał się, ale niezbyt długo i niezbyt skutecznie. W końcu Albus mimo swojej dropsowej obsesji nadal był starym dobrym dyrektorem, któremu bardzo wiele zawdzięczał. Co prawda nie uśmiechało mu się słuchanie kolejnej litanii o Harrym, ale cóż, czego się nie robi dla ukochanej kobiety?
Niestety już wkrótce miał bardzo żałować, że zdecydował się opuścić swoje komnaty.
***
Zadowolony z siebie Severus siedział przy kominku, planując następny dzień. [i]Jeszcze tylko trochę, a ta banda głupców przekona się, że z nim nie można wygrać. Wystarczyło tylko sprawić, żeby myśleli, że to oni są górą, a przestali cokolwiek podejrzewać. Były takie chwile kiedy wydawało mu się to za łatwe. Ale w końcu to był jego plan, a jego plany zawsze są perfekcyjne i zawsze kończą się stuprocentowym sukcesem.
Cóż, pozostawało mu tylko czekać na rozwój wypadków. A potem… Potem nastąpi chwila jego triumfu. [/i]
Severus upajając się swoją przebiegłością i przewagą nad innymi, zapomniał o jednej rzeczy. Naczelnik żył na tym świecie, no i na tym drugim pewnie też, nie od dziś. Może nie przewyższał go pomysłowością, ale z pewnością doświadczeniem. A w życiu często jest tak, że kiedy jesteśmy pewni swojej wygranej, czeka nas gorzkie rozczarowanie. Może nie zawsze, ale często. Może nie wszystkich, ale dużą część.
Severus mógł mieć tylko nadzieję, że on jest poza tą grupą. A nadzieja jak wiadomo jest matką głupich.
C.D.N.[/quote]
[quote="Aevenien"][i]Na początku bardzo dzięuję mojej becie [b]Indis[/b], [b]Kaś [/b]jesteś wspaniała. Chciałam też ślicznie podziękować [b]Jod[/b], bez niej ten tekst byłby dużo gorszy.
Z dedykacją dla [b]Was[/b], dziewczyny :)
Przepraszam, że ten odcinek jest taki krótki. Jednak jutro rano wyjeżdżam i chciałam wkleić go przed wyjazdem. Przepraszam również za wszystkie błędy, które są wynikiem mojego pośpiechu. Mam nadzieję, że wybaczycie i że odcinek się Wam spodoba :D [/i]
[center][b]Odcinek 5[/b][/center]
***
Remus wyszedł razem Tonks na korytarz, mając nadzieję, że jego ukochana nie uszkodzi, w drodze do komnat dyrektora, siebie, ani przy okazji jego. Jednak kiedy dziewczyna nagle, zupełnie bez ostrzeżenia, zatrzymała się, wpadł na nią i polecieli na podłogę. Zdziwił się, widząc na jej twarzy wyraz przerażenia pomieszanego z niezdrową fascynacją i ciekawością. Już chciał się spytać, o co chodzi, gdy jego wzrok padł na ścianę. Przez pierwsze kilka sekund na jego twarzy zagościł wyraz przerażenia. Jednak już po chwili wybuchnęli głośnym śmiechem i przez dobre kilka minut nie mogli się uspokoić.
Z plakatów wiszących na ścianach, spoglądał na nich bowiem wściekły Severus Snape, w czarnych szatach, z przewieszoną przez ramię wielką kosą. I choć wyglądało to całkiem przerażająco, przynajmniej dla osoby postronnej, to Remus wyobrażając sobie minę Mistrza Eliksirów, w momencie kiedy ujrzał te zdjęcia, niemal dusił się ze śmiechu. Doprawdy, Snape z kosą, i z napisem głoszącym „Nowa Pani Śmierć” był czymś nie do zapomnienia. Szczerząc się radośnie, udali się do komnat Albusa, nie mogąc doczekać się jego reakcji, kiedy przekażą mu tą zaskakującą wiadomość. Choć, jak podejrzewał Lupin, dyrektor miał oczy i uszy dosłownie wszędzie i zapewne już o tym wiedział.
***
Severus obudził się w doskonałym humorze. Jeszcze tylko tydzień dzielił go od chwili triumfu. Już za siedem dni pokaże tym kretynom, że Severusa Snape’a nie można do niczego zmusić! A co dopiero zastraszyć! No pomijając ten fragment z Potterem mieszkającym po sąsiedzku. Ale to był chwyt poniżej pasa.
Z tej radości postanowił odwiedzić Albusa. Pal licho dropsy.
Po chwili zastanowienia przewiesił kosę przez ramię, przybrał groźny wyraz twarzy i opuścił swoje komnaty. Musiał przecież utrzymywać pozory. Niby, w jakim innym celu miałby targać tę wstrętną kosę? Oczywiście, że robiła niesamowite wrażenie, ale ciężkie było żelastwo jak cholera. Na dodatek musiał bardzo uważać, bo nie dość, że dużo ważyła, to jeszcze była strasznie ostra. Jakoś nie uśmiechała mu się wizja odcięcia sobie jakiejś części ciała, bądź co bądź, swoją własną kosą.
***
Fred udał się do Dumbledore’a, dla towarzystwa biorąc ze sobą Colina, który w odpowiedniej chwili będzie mógł odwrócić uwagę. Oficjalnie wpadli oni tylko na herbatkę, ot tak sobie, poplotkować. Jednak tak naprawdę Fred chciał zwędzić parę dropsów. W celach, jak to określał, eksperymentalnych. Wcześniej stworzyli razem z George’em wiele zaczarowanych cukierków, ale dropsy były dla nich tajemnicą. Nieosiągalną, i przez to jeszcze bardziej pożądaną. Skoro były to ulubione słodycze wielkiego Albusa Percivala Wulfryak Briana Dumbledore’a musiały kryć w sobie jakiś potencjał. A on miał zamiar go wykorzystać. Kiedy George do niego dołączy, bo przecież w końcu tak się stanie, będą mieli wspaniałą zabawę.
Wszystko układało się po jego myśli, kiedy nagle rozległo się pukanie, a w drzwiach stanął nikt inny jak sam Severus Snape. Z kosą.
Fred zakrztusił się herbatą. Widok był zaiste niesamowity.
***
Nie spodziewał się, że zastanie tam Weasleya. Niemal popsuło mu to humor. Jednak po chwili na jego twarz powrócił uśmiech. Cień uśmiechu. Powiedzmy. Stało się tak ponieważ Snape zauważył Colina, chowającego się za plecami Freda i przypomniał sobie plakaty. Jedyną osobą, która posiadała aparat był Creevey. Chyba nie trzeba nic więcej mówić? Oczywiście Mistrz Eliksirów nie planował użycia żadnej przemocy. Przynajmniej nie fizycznej. W końcu było tyle innych sposobów, które zmieniały życie w piekło. A kto jak kto, ale Severus znał ich bardzo wiele.
Jeśli nie wierzycie, Potter chętnie wam to potwierdzi. O ile na słowo "Snape" nie rzuci w was jakąś klątwą. Kto go tam wie. Chłopiec, Który Przeżył Któryś Tam ( To Już Jest Nudne) Raz, zawsze najpierw działał, a potem myślał. No, żeby potem nie było, że nie zostaliście ostrzeżeni.
***
Albus siedział przy stole, pijąc herbatę i uśmiechając się szeroko. Obok niego, rozwalony na krześle, szczerzył się Weasley, a po jego minie Lupin wiedział już, że coś kombinuje. Za Fredem chował się przerażony Colin, kurczowo ściskając swój aparat i niemo wołając o pomoc. Naprzeciwko nich siedział Snape. W czarnych szatach, z kosą opartą o krzesło. Wielką, srebrną, błyszczącą kosą. Na twarzy Severusa gościł dziwny wyraz. Wściekłość, przytłumiona trochę przez zdrowy rozsądek i z pewnością coś na kształt rozdrażnienia i obrzydzenia. Tak, obrzydzenie zaczynało przeważać, kiedy jego wzrok padał na dropsy.
Remus zatrzymał się gwałtownie w progu, zastanawiając się czy Snape nie zechce użyć swojej kosy, jeśli wybuchnąłby teraz śmiechem. Opanował się z trudem i zamknął za nimi drzwi. Tonks chichotała cichutko pod nosem, a jej włosy wydawały się być jeszcze bardziej różowe niż dotychczas. Remus nie wiedział, czy robiła to na złość Mistrzowi Eliksirów, czy też było to nieświadome działanie, będące wynikiem dzikiej radości. Dyrektor wyglądał na bardzo zadowolonego, Fred i Colin uśmiechnęli się przyjaźnie, a Snape krzywił się niemiłosiernie. Grymas na jego twarzy – Remus nie zdawał sobie nawet sprawy, że jest to możliwe – powiększył się jeszcze. Stał się bardziej intensywny i tak, Lupin musiał to przyznać, po prostu idealny. Idealny do jego nowej roli. Tak właśnie wyobrażał sobie Śmierć. Po chwili jednak, twarz Severusa niemal się wypogodziła i Snape sprawiał wrażenie jakby był z czegoś zadowolony. Remus nie wiedział, co sprawiło tę nagłą zmianę. Wydawało mu się to raczej podejrzane. W końcu taki wyraz gościł na twarzy Snape’a bardzo rzadko. I oznaczał kłopoty. Duże kłopoty.
***
Weasley i Creevey. To było już wystarczająco dużo. Nie zdążył jednak jeszcze napić się herbaty, kiedy w drzwiach pojawili się Tonks i Lupin. Numer czwarty i piąty na jego liście najbardziej znienawidzonych osób, których najchętniej nigdy by nie oglądał. Albo nie, nie czwarty i piąty. Weasleyowie liczyli się jako dwa numery, czyli piąty i szósty. Poza tym nie wliczył jeszcze Blacka i starego Pottera – w sumie brakowało tam jeszcze wiele osób. Snape pogrążył się w układaniu listy swoich największych, najbardziej znienawidzonych wrogów. Jego twarz nieco złagodniała, to fascynujące zajęcie sprawiło, że zapomniał na chwilę o tym, w czyim towarzystwie przyszło mu przebywać. Lista rosła z każdą minutą, a Severus z mściwą radością dopisywał do niej w duchu kolejne pozycje. Poza tym wpadł na pomysł, żeby obok zapisywać rodzaj zemsty, ma którą zasługiwała dana osoba. Po pierwszych trzech pozycjach zgubił się jednak. [i]Znowu ten cholerny Potter[/i] - pomyślał. Ustalanie kary dla niego zajęło mu tyle czasu, że zdążył już zapomnieć kolejności innych osób. Rozdrażniony rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu pióra i pergaminu.
- Szukasz czegoś, mój drogi chłopcze? – spytał troskliwie Albus.
Snape skrzywił się na drogiego chłopca i pokiwał przecząco głową.
Dumbledore nie dawał jednak za wygraną.
- Wyglądasz na zmartwionego. Coś cię dręczy? Masz jakieś kłopoty? – mimo, że troska dyrektora była szczera, Severus nie cierpiał, kiedy tak się nim interesowano. Szczególnie w obecności osób trzecich. I to jeszcze takich osób trzecich.
- Naprawdę, Albusie. Doceniam twoją troskę, ale nic mi nie jest. Jestem bardzo – niemal udławił się tym słowem – [i]szczęśliwy[/i].
Jednak ku swemu przerażeniu nie zniechęciło to Albusa do dalszych pytań. Wręcz przeciwnie.
Snape zaklął w duchu. [i]Nie powinienem był użyć słowa „szczęśliwy”. Nigdy go nie używałem i pewnie dlatego stary nabrał podejrzeń. Może nie jest tak otumaniony dropsami jak podejrzewałem[/i] – myślał niepocieszony Mistrz Eliksirów.
***
Śmierć rozglądała się w skupieniu. Szukała czegoś, co pozwoliłoby jej zmienić wygląd. W pewnej chwili jej wzrok padł na wielki billboard, na którym widniał wesoły, kolorowy napis: [i]Odnowa biologiczna. Dla wszystkich pań i panów. Gwarantowany oczekiwany efekt.[/i]
Śmierć podeszła bliżej. Pod napisem umieszczone były dwa zdjęcia, [i]przed[/i] i [i]po.[/i]
Na pierwszym była stara i pomarszczona kobieta. Drugie przedstawiało kogoś przynajmniej dziesięć lat młodszego. Poza tym, osoba podpisana słowem „po” była zupełnie inaczej ubrana i prezentowała się po prostu dużo lepiej. I, co szalenie ucieszyło Śmierć, nie miała na sobie żadnych krzykliwych barw. Ładne, stonowane kolory. Może nie była to jej ukochana czerń, ale dało się przeżyć.
Teraz pozostawało tylko pytanie jak się tam dostać. W lewym dolnym rogu billboardu był umieszczony adres, który niestety nic jej nie mówił. W przypływie olśnienia postanowiło spytać o to któregoś z przechodniów. Pierwszych trzech uciekło z krzykiem. Kolejnych dwóch było tak zamyślonych i pogrążonych w rozmowach telefonicznych, że ledwie zbyło ją niecierpliwym machnięciem ręki. Kolejny musiał mieć nie po koli w głowie, gdyż na jej pytanie odpowiedział kilka dziwnych słów, podskoczył radośnie parę razy i uczepił się rękawa jej szaty. Bełkotał przy tym jak szalony i wpatrywał się w nią jak w obrazek. Zdegustowana Śmierć strząsnęła uporczywego osobnika. W końcu, po kilku godzinach, znalazła jakąś babuleńkę, która z chęcią wytłumaczyła jej, co i jak. Trochę podejrzane było to, że babcia zwracała się do niej synu i pytała czy idzie odebrać żonę. Na koniec życzyła mu szczęśliwej drogi i poprosiła o przeczytanie godziny na zegarku. Kiedy zdziwiona Śmierć zrobiła to, o co ją proszono, Babcia podziękowała, tłumacząc się, że zapomniała okularów, a bez nich nic nie widzi, po czym podreptała dalej, wpadając od czasu do czasu na innych przechodniów.
Śmierć się załamała. Wychodziło na to, że rozmawiają z nią albo wariaci, przy czym trudno było nazwać to w tym wypadku rozmową, lub niedowidzące staruszki, całkowicie nieświadome jej wyglądu, które na dodatek biorą ją za mężczyznę. Wzdrygnęła się ze wstrętem. Cóż za niedorzeczność. Może nie była zbyt kobieca, ale bez przesady. Przejrzała się w najbliższej wystawie sklepowej.
[i]
Hmm[/i] – pomyślała. – [i]Może ta łysa czaszka jest źródłem tej pomyłki.[/i] Pogładziła się w skupieniu po brodzie.[i] A gdyby tak perukę?[/i] – zamyśliła się głęboko.
Stwierdziła jednak, że najpierw uda się do tego Centrum Odnowy Biologicznej. Tam powinni jej doradzić, jak ma zmienić swój wizerunek.
Z tym optymistycznym postanowieniem ruszyła przed siebie, starając się nie zwracać uwagi na przerażone miny mijających ją przechodniów. I skrzętnie omijała wszystkie podejrzanie wyglądające staruszki. Kto wie do czego są one jeszcze zdolne. Dość już miała na dzisiaj traumatycznych przeżyć. Potrącenie samochodem, widok okropnych, jaskrawych kolorów i teraz jeszcze to. Wystarczy.
***
Tonks siedziała u dyrektora i była bardzo zadowolona z życia. Jej różowe włosy lśniły i wydawały się niemal migotać. W oczach błyszczały jej iskierki rozbawienia. Takiej hecy dawno już nie widziała. Zrobili z wrednego nietoperza Śmierć. Normalną, najprawdziwszą Śmierć. Z kosą i w ogóle.
[i]Ciekawe jak on się w ogóle na to zgodził[/i] – myślała. [i]To takie trochę nie w jego stylu. Poza tym Śmierć jest przecież żeńskiego rodzaju. Chyba Severus nie zniewieściał na starość? To by było dopiero.[/i]
Dalej chichotała bezgłośnie, wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Fredem. Zawsze lubiła tych dwóch rudzielców. Mieli wspaniałe pomysły, a ich dowcipy i kawały były najwyższej klasy. [i]Szkoda, że zostali rozdzieleni [/i]– pomyślała ze smutkiem. [i]Oni byli jak jedna osoba w dwóch postaciach. Tak podobni, tak zżyci. Ale przecież za jakiś czas się spotkają i wszystko wróci do normy[/i] – zdecydowanie zakończyła rozrzewnianie się. To nigdy nie było w jej stylu. Ona była optymistką, zawsze wesołą i szukającą dobrych stron danej sytuacji. Nie potrafiła się długo czymś zamartwiać.
Jej spojrzenie powędrowało ku Snape’owi, który wyglądał podejrzanie. Na jego twarzy błąkał się lekki, złośliwy uśmieszek. Wydawał się być głęboko pogrążony we własnych myślach, dopóki Albus się do niego nie odezwał. Coś się szykowało, była tego pewna.
***
Colin naprawdę żałował, że dał się Fredowi zaciągnąć na tę herbatkę. Od początku miał przeczucie, że coś się wydarzy. Śnił mu się dzbanek rozlanego mleka, a jak mówiła profesor Trelawney, to wróżyło coś bardzo, ale to bardzo złego. Nie pamiętał dokładnie co, ale wiedział, że było to naprawdę straszne. Nie żeby jakoś szczególnie wierzył w to całe wróżbiarstwo. Po prostu nie chciał się na nic narażać.
C.D.N.[/quote]
[quote="Aevenien"][i]Strasznie przepraszam za tak długą przerwę. Brak weny, czasu i ogólnie tak wyszło. Nastęny odcinek napewno pojawi się szybciej.
Bardzo dziękuję [b]Indis [/b]za częściową betę i [b]E-Vaire[/b] za zbetowanie całego tekstu.
[b]Jod [/b]jak zwykle dziękuję za wszelkie uwagi i wskazówki, bez których ten tekst byłby dużo gorszy.
Jednak dedykacja będzie dla [b]Bastet[/b].
W podziękowaniu za wspaniałą rozmowę, cenne rady i zachętę do dalszego pisania. [/i]
[b][center]Odcinek 6[/center][/b]
***
Snape postanowił opuścić towarzystwo i udać się do swoich komnat, aby w spokoju oddać się nowemu hobby. Lista jego wrogów była tak długa, że koniecznie wymagała zapisania. Poza tym musiał się jeszcze zastanowić nad kolejnością. Szczególnie nad pierwszym miejscem. Harry Potter czy Syriusz Black? A może James Potter albo Weasleyowie? Na jego twarzy pojawił się wyraz rozdrażnienia. Był jeszcze ten narwany naczelnik, wilkołak, idiota z aparatem, różowowłosa wariatka, szczur, panna Wiem-To-Wszystko Granger i wiele, wiele innych osób. To zajęcie wymagało ciszy i spokoju. Niezwłocznie powinien się tym zająć.
Jednak kiedy tylko podniósł się od stołu, Dumbledore złapał go za ramię i posadził z powrotem. Kto by pomyślał, że w tym starcu drzemie tyle siły – zastanawiał się Snape, masując rękę.
- Chyba nie chcesz już nas opuścić, Severusie? – spytał dyrektor, a wesołe iskierki zamigotały w jego niebieskich oczach. – Jeszcze nawet nie wypiłeś swojej herbaty.
- Albusie… - zaczął Mistrz Eliksirów, ale Dumbledore przerwał mu w pół słowa.
- Nie chcę słyszeć żadnych wymówek. Zresztą, chyba nie powiesz mi, że masz coś innego do roboty? Skończyły się dobre czasy, kiedy mogłeś zwodzić mnie swoimi eliksirami i szlabanami. Pamiętam, że lista twoich wymówek była imponująca, ale chyba czas popracować nad nową. Nieprawdaż?
Jedyną osobą, która mogła do niego mówić w ten sposób był właśnie dyrektor. Pech chciał, że Albus doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej przewagi i z radością ją wykorzystywał.
Tak więc małe przyjęcie trwało dalej, choć każdy z jego uczestników myślał o czymś innym. Snape próbował uporządkować swoją listę, co rusz zmieniając kolejność poszczególnych osób i wściekając się na Pottera, bo przecież na kogoś trzeba. Fred kombinował nad tym, jak niepostrzeżenie zwinąć kilka dropsów. Colin starał się być niewidzialny, oczywiście z marnym skutkiem. Pocieszał się tym, że nie oddychanie wychodziło mu już trochę lepiej. Jednak kiedy z barwy zielonej jego twarz stała się fioletowa, zainteresowała się nim Tonks, a chwilę później sam Dumbledore. Lupin wpatrywał się w Severusa, zastanawiając się, nad czym Mistrz Eliksirów tak usilnie rozmyśla. Była aurorka, kiedy jeszcze nie próbowała namówić Colina do ponownego zaczerpnięcia oddechu, błądziła myślami gdzieś daleko. A Albus… Albus jedynie uśmiechał się tajemniczo.
Fred jednak nie poddawał się i kilka razy próbował niepostrzeżenie sięgnąć po dropsa. Za każdym razem jednak ktoś akurat na niego patrzył. Brał wtedy cukierka i, z dość nieszczęśliwą miną, wkładał go do ust. W końcu częstotliwość z jaką to robił wydała się podejrzana. Dyrektor także to zauważył i nie powstrzymał się od komentarza.
- Widzę, że smakują ci dropsy, drogi chłopcze. Nareszcie znalazła się osoba, która doceniła ich pyszny smak.
Fred pokiwał niemrawo głową w odpowiedzi. O ile pierwsze trzy cukierki nawet mu smakowały, to po dziesiątym zaczęło go lekko mdlić. Stwierdził w końcu, że to bez sensu. Musi przyjść tu innym razem. Bo o swoim pomyśle nie miał zamiaru zapomnieć.
***
Dzięki uzyskanym od staruszki wskazówkom, szybko i bez większych problemów dotarła do Centrum. Wielki budynek barwy jasno żółtej z zielonymi wykończeniami górował nad innymi, a otaczający go ogród zajmował chyba z pół ulicy. Całość wywarła na niej dobre wrażenie. Na tyle dobre, że bez wahania weszła do środka, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy. Miała nadzieję, że nie wystraszą się na jej widok, w końcu musieli widywać tam już różne przypadki.
Kiedy przekroczyła próg, recepcjonistka poderwała się gwałtownie z miejsca. Jednak na jej twarzy nie pojawił się wyraz przerażenia, tak jak Śmierć się spodziewała. Dziewczyna uśmiechała się szeroko, co wyglądało nieco podejrzanie. Do tej pory albo nie zwracano na nią uwagi, albo uciekano z krzykiem. No, nie licząc świrniętej staruszki, ale to już przemilczmy. Nic więc dziwnego, że ten promienny uśmiech wydał się jej co najmniej nie na miejscu.
Kobieta podbiegła do niej z wielce zadowoloną miną.
- Serdecznie pana witamy w naszym centrum. Czy…
Śmierć na chwilę osłupiała. [i]Pana? [/i]Wybuchnęła głośnym płaczem. W każdym razie czymś zbliżonym do płaczu. Trzęsła się niekontrolowanie, wydając przy tym bardzo wysokie dźwięki, przywodzące na myśl hamujący pociąg. Całość tworzyła raczej odpychający efekt, nie mówiąc już o wrażeniach słuchowych.
[i]To już drugi raz[/i] – myślała Śmierć.[i] Drugi raz i to tego samego dnia. To było straszne, okropne… i smutne. Przecież ci ludzie mieli być profesjonalistami. Mieli jej pomóc. A oni… [/i]
Coraz głośniejsze i bardziej zawodzące wycie wydobywało się z jej kościstej piersi, sprawiając, że szyby w oknach zaczęły drżeć, a wszyscy klienci znajdujący się w recepcji niezwykle szybko się ulotnili. Rezygnując widocznie z lepszego wyglądu, a kilku z szansy na zapłacenie rachunku. Czego z pewnością nie żałowali jakoś szczególnie.
Recepcjonistka zamarła. Tego jeszcze nie widziała.
***
Colin w końcu dał się przekonać do normalnego oddychania. Rzucał jednak cały czas bojaźliwe spojrzenia w kierunku Snape’a i w duchu marzył o posiadaniu peleryny niewidki.
Remus postanowił przerwać milczenie. Oczywiście jego wybór padł na Mistrza Eliksirów.
- Severusie…
Snape ocknął się z zamyślenia. Z lekkim niezadowoleniem popatrzył na wilkołaka.
- Tak? – spytał zrezygnowany, wiedząc, że ten nie da mu spokoju, jeśli mu nie odpowie.
- Może mógłbyś nam wytłumaczyć dokładnie, o co chodzi z tą kosą? Widzisz, krąży wiele plotek… I niektóre z nich są, przyznam, dosyć nietypowe.
Bo chyba nie postanowiłeś stać się wyznawcą starożytnego Kultu Srebrnej Kosy, czy też przyłączyć się do elitarnego Bractwa Nisko Latających Kos? Byłaby to duża niespodzianka. – Remus ledwo powstrzymywał chichot.
Snape zrobił się lekko czerwony z oburzenia. [i]Bractwo Nisko Latających Kos? I co jeszcze? Stowarzyszenie Kos Srebrnych i Ostrych? Fundacja „Kosa Twoim przyjacielem”? Cóż za niedorzeczność… Jak ten okropny wilkołak śmie coś takiego insynuować?[/i]
- Lupin – na jego twarzy pojawił się firmowy grymas. - Chyba nie uwierzyłeś w te brednie. Chociaż biorąc pod uwagę twoją inteligencję, a raczej jej brak, wszystko jest możliwe. Widzisz, ta kosa – wskazał palcem na dość złowieszczo wyglądający przedmiot oparty niedbale o ścianę – jest, jakby to powiedzieć… moją przyjaciółką i powierniczką. Jest sensem mojego istnienia, światełkiem w tunelu, słońcem w pochmurny dzień, oazą na pustyni. Bez niej nie jestem nic wart. Jestem nikim.
Po tym jakże dramatycznym oświadczeniu zapadła cisza. Takiej ciszy nawet w zaświatach ciężko było uświadczyć.
Tonks patrzyła na Severusa z zainteresowaniem, czekając na finał tej rozmowy.
Fred przyglądał mu się z rozbawieniem, będą niemal pewien, że Mistrz Eliksirów, mówiąc kolokwialnie, robi sobie z nich jaja. Albus i Remus natomiast, usilnie starali się zachować poważne wyrazy twarzy, ale trzęśli się niekontrolowanie, co nieco psuło ten efekt. Dyrektora, doskonale zorientowanego w sytuacji Snape’a (Naczelnik bywał u niego na herbatkach), rozmowa ta bawiła podwójnie. Wtedy Severus wybuchnął głośnym, ironicznym śmiechem.
– W takim razie – powiedział – zabieram moją drogocenną kosę. Nie podoba mi się sposób w jaki Weasley na nią patrzy. - Rzucił Fredowi groźne spojrzenie, ale nadal uśmiechał się lekko.
– Albusie, to było bardzo… eee… urocze spotkanie – wydusił z siebie. – Z pewnością kiedyś – [i]O tak, w bardzo dalekiej i nieokreślonej przyszłości[/i] – pomyślał – trzeba będzie to… powtórzyć. – Skrzywił się jeszcze bardziej i szybko zniknął za drzwiami, powiewając połami czarnej szaty. Colin odważył się lekko uśmiechnąć i wyjrzał zza Freda, jednak sekundę później spadł gwałtownie z krzesła. Severus wszedł szybkim krokiem do komnaty, chwycił kosę, która stała oparta o ścianę i z dziwnym wyrazem twarzy ponownie opuścił pomieszczenie.
Albus westchnął cicho.
- Cóż, moi mili. To chyba nie jest jego najlepszy dzień.
Tak, bo Severus Snape był osobą, która miewała swoje lepsze i gorsze dni. W te lepsze był nieprzyjemny, zgryźliwy i sarkastyczny, a w te gorsze… lepiej nie wiedzieć, co się działo.
***
Recepcjonistka zaczęła się usilnie zastanawiać czemu reakcja bladego jegomościa była tak gwałtowna i niespodziewana. Przyjrzała mu się dokładniej i wtedy zrozumiała. On był kobietą! On to jest ona… Nadal nie mogła w to uwierzyć. Tak beznadziejnego przypadku jeszcze nie mieli. A, na miłość boską, bywała u nich sama Cher! I Michael Jackson… Ale uwzględniając jego problem z nosem, nie zaliczano go do grona zadowolonych klientów.
[i]Cóż[/i]- pomyślała po chwili. [i]To byłaby świetna reklama dla ich centrum. Zrobiliby reportaż w stylu „przed” i „po”. Oczywiście jeśli daliby radę przywrócić tej nieszczęsnej istocie ludzki wygląd. A to „jeśli” oznaczało duże pieniądze. A dla pieniędzy dało się zrobić wszystko.[/i] Oczy recepcjonistki zalśniły złowrogo, kiedy ponownie zwróciła się do zawodzącej w niebogłosy Śmierci.
***
Fred był naprawdę niepocieszony. Nie udało mu się podkraść dropsów, a Colin stanowczo i kategorycznie odmówił chodzenia gdziekolwiek w jego towarzystwie. [i]Przecież to nie moja wina, że Snape postanowił przyjść do Dumbledore’a dokładnie o tej samej porze co my, przywlec ze sobą kosę i na dodatek emanować niepojętą grozą[/i] – myślał chłopak. Swoją drogą, takie emanowanie grozą i roztaczanie wokół siebie złej aury powinno być raczej zakazane. Zresztą kto jak kto, ale Snape na pewno by się takim zakazem nie przejął, a wręcz przeciwnie, potraktowałby go jako zachętę do jeszcze intensywniejszych działań – stwierdził w duchu. Poza tym dyrektor świetnie rozładował atmosferę. Fred już dawno nie widział tak wściekłego Snape’a. A że Colinowi ta wściekłość najwyraźniej nie służyła… Cóż, mówi się trudno.
Kiedy tak rozmyślał, doszedł do zatrważającego wniosku. Nudził się. I to już drugi raz. To było okropne i wcześniej praktycznie nieznane mu uczucie. Bo wcześniej zawsze był z nim George, a z nim nie sposób było się nudzić. Brakowało mu brata. Byli przecież nierozłączni od urodzenia. Rozumieli się bez słów. A teraz Fred został sam. I nudził się.
Nuda, jak wiadomo, jest bardzo niebezpieczna. Szczególnie w przypadku rodziny Weasleyów. Kiedy człowiek się nudzi, przychodzą mu do głowy najdziwniejsze pomysły, często fatalne w skutkach.
Bliźniacy na szczęście nigdy się jeszcze nie nudzili. Strach pomyśleć, co by wtedy się działo. Ale teraz… Fred nie mógł się już doczekać momentu, kiedy jego brat też tu trafi. Wtedy pokażą wszystkim na co ich stać. Niepokonani królowie żartów i psot. Zaświaty mogły już zacząć drżeć w posadach ze strachu. O ile potrafiły coś takiego zrobić.
Właśnie, zaświaty, bo chyba tak można było nazwać miejsce, w którym się znajdował. Miejsce to natomiast składało się w dużej mierze z korytarzy. Korytarzy i niezliczonej ilości drzwi. I było nudne. Naprawdę.
W zaświatach panowała wręcz nienaturalna cisza, a spokój był tak gęsty, że można by go kroić nożem.
Jedynym ciekawym wydarzeniem, oprócz tej herbatki, była pamiętna akcja z plakatami. Zresztą, Snape chyba się przyzwyczaił do swojej nowej roli. Nie rozstawał się z kosą ani na krok. Fred wolał nie ryzykować. Gryfońska odwaga swoją drogą, ale głupi nie był. Snape plus kosa nie dawały zbyt bezpiecznego wyniku.
Chłopak zaczął myśleć, co ciekawego mógłby zrobić. Robił to dość długo, ale w końcu wymyślił.
[i]Że też wcześniej na to nie wpadłem[/i] – ganił się w duchu.
Zaświaty. W gruncie rzeczy nigdy się nie zastanawiał, gdzie dokładnie się znajduje. Po śmierci po prostu tutaj trafił. Nie było żadnego tunelu ze światełkiem na końcu, żadnej bramy czy peronu kolejowego. Po prostu, kiedy się obudził już tu był. W sumie żałował. Zawsze żartowali z George’em, że gdyby znaleźli się w tym słynnym tunelu, użyliby swojego proszku natychmiastowej ciemności. To musiałoby być zabawne…
Fred zaczął się zastanawiać dlaczego jest w nich tak mało ludzi. Skoro wszyscy trafiają tu po śmierci, to gdzieś muszą być, a z tego, co udało mu się dotychczas zobaczyć, to ta teoria się nie sprawdzała. Zresztą jakby wszyscy trafiali w jedno i to samo miejsce to panowałby tu straszny tłok i zamieszanie. Logiczne więc było, że zaświaty muszą być jakoś podzielone. Na piętra, sektory czy cokolwiek innego. A skoro były podzielone, to on już znajdzie sposób jak odnaleźć przejścia między nimi. W końcu był Weasleyem, prawda?
I tak o to Fred znalazł sobie w końcu zajęcie.
Odkryje jakieś tajne przejścia, dostanie się do innych sektorów. I nic go nie powstrzyma. Zatarł radośnie ręce i ruszył na poszukiwania. Skoro Hogwart nie miał dla niego tajemnic, to zaświaty też nie będą. A zamek, o ile się nie mylił, był o wiele bardziej dziwnym miejscem. No dobra, nie dziwniejszym, po zamku nie biegała Śmierć, tudzież Mistrz Eliksirów z kosą przewieszoną przez ramię. Zadowolony ruszył na poszukiwania. Miał czas. I nigdzie się nie wybierał.
***
Snape wrócił do swoich komnat raczej w złym nastroju. Cała ta lista nie dawała mu spokoju, a nie mógł się ostatecznie zdecydować na kolejność swoich wrogów.
[i]
Naprawdę [/i]– pomyślał – [i]to już jest przesada. Nie dość, że ci okropni ludzie
uprzykrzali mi życie, to nawet teraz nie dają mi spokoju. [/i]
Ze złością zmiął kolejną kartkę i rzucił ją do kominka. Nagle zauważył leżący na stoliku list od Naczelnika.
[i]
To ciekawe [/i]– pomyślał. [i]Czego on może chcieć…[/i]
A, przecież za trzy dni jest ten żałosny egzamin - zaśmiał się cicho. Oni naprawdę myśleli, że przyjmie tę posadę. Idioci.
Niecierpliwie rozerwał kopertę i zaczął czytać.
[i]Szanowny Panie Snape,
Na początku chciałbym wyrazić mój podziw, pański głód wiedzy jest naprawdę zdumiewający. Jeżeli chodzi o dyskusję nad kodeksami, chętnie przyślę panu moją asystentkę, wie wszystko o tych przepisach. Studiuje je już w końcu tysiące lat. Jestem pewien, że doskonale spędzicie czas. Te stare księgi mogą okazać się naprawdę fascynujące.
Pragnę też przypomnieć, że egzamin (zapewne tylko czysta formalność) odbędzie się za trzy dni. Dołączam jeszcze listę konsekwencji, jakie mogą Pana spotkać, jeżeli nie przystąpiłby Pan lub nie zda egzaminu. Cóż, kompletnie wyleciało mi to wcześniej z głowy. Ale w pańskim przypadku to zupełnie niepotrzebne. Jednak prawo to prawo.
Życzę miłego dnia
Z poważaniem
Naczelnik do Spraw Życia i Śmierci[/i]
Snape nie wierzył własnym oczom. Konsekwencje? Jakie konsekwencje, do cholery?!
Szybko rozłożył kartkę dołączoną do listu. To stanowczo mu się nie podobało. Zaiste, Naczelnik wybrał doskonałą porę, żeby go o tym poinformować. Severus go nie docenił. Myślał, że po ostatnim zajściu odniósł całkowite zwycięstwo. A tutaj takie coś…
***
- Przepraszam panią – zwróciła się do Śmierci. – Czemu pani płacze? – Cóż, to, co akurat robiła Śmierć, można było nazwać wszystkim tylko nie płaczem. Wyciem syreny przeciwmgielnej, wyjątkowo głośnym alarmem przeciwpożarowym, odgłosem, jaki wydawał zwykle zraniony nosorożec, ale z pewnością nie płaczem. Recepcjonistce wydawało się jednak, że spytanie o powód wykonywania jednej z powyższej czynności byłoby wysoce niestosowne. Niewiasta mogłaby się jeszcze bardziej obrazić i kto wie, co by zrobiła. Udało jej się samym głosem zniszczyć szyby w oknach i skutecznie odstraszyć wszystkich klientów, nawet tych, którzy zapłacili już za zabiegi, a których jeszcze nie wykonano. To było w pewnym stopniu imponujące.
- Proszę pani – spróbowała ponownie dziewczyna. Śmierć podniosła głowę. Wyglądała doprawdy żałośnie. Blado, chudo i nieszczęśliwie.
- Jestem pewna, że możemy pani pomóc. To nie będzie łatwe i zajmie dużo czasu, ale efekt na pewno będzie olśniewający. Oczywiście to będzie też sporo kosztować. Jest pani na to przygotowana? Bo nie ukrywam, nasze zabiegi są bardzo drogie. Jednak pani jest chyba dość zdesperowana, prawda?
[i]Musi być zdesperowana[/i] – pomyślała w duchu recepcjonistka. [i]Z takim wyglądem? Niesamowite, że w ogóle ośmieliła się wyjść na ulicę…[/i]
Śmierć popatrzyła zdziwiona na pochylającą się nad nią kobietę. [i]Kosztować? To znaczy, że musi im coś dać w zamian za pomoc. Zaraz, rzeczywiście w świecie ludzi istniały jakieś takie krążki i świstki, mówili na to chyba pieniądze. Tylko skąd ona ma je wziąć? [/i]
***
C.D.N.[/quote]
[quote="Aevenien"][i]Ten odcinek jest dla mnie w pewien sposób wyjątkowy. Wklejam go w dniu moich osiemnastych urodzin. Jest niestety trochę krótszy, ale jest. Za betę ślicznie dziękuję[b]Indis i Jod[/b]
Z dedykacją dla wszystkich czytelników i dla całego forum [b]Mirriel[/b]. [/i]
[b]
Odcinek 7 [/b]
Fred miał plan, bardzo dobry plan. Tylko zupełnie nie miał pojęcia, jak się zabrać do jego realizowania. Bo postanowić sobie, że znajdzie jakieś przejście miedzy sektorami zaświatów to jedno, a naprawdę je znaleźć, to już całkiem inna sprawa.
[i]Najważniejsze jest dokładne rozpoznanie terenu i zdobycie informacji[/i] – planował w myślach chłopak. Przydałoby się porozmawiać z Dumbledore’em. Dyrektor na pewno wiedział więcej niż na to wyglądało. Poza tym, może udałoby mu się upiec dwie pieczenie na jednym ogniu; dowiedzieć się czegoś o zaświatach i podkraść kilka dropsów. Po ostatniej próbie nie był już tak entuzjastycznie nastawiony do eksperymentowania z cukierkami, ale wciąż nie porzucał swojego pomysłu. Nie poddam się tak łatwo – mówił sobie w duchu, krzywiąc się bezwiednie na wspomnienie smaku dropsów.
Ale to wszystko już jutro, zresztą, z ponowną wizytą u dyrektora trzeba będzie trochę poczekać, żeby nie wzbudzać podejrzeń. [i]Mam czas, duuużo czasu[/i] – stwierdził, ziewając szeroko. Planując w myślach następne posunięcia, zamknął oczy i po chwili już spał.
***
Severus tymczasem wpatrywał się lekko oniemiały w trzymaną kartkę. Bardzo mu się nie podobało to, co właśnie przeczytał. Cały jego, genialny w swej prostocie, plan opierał się na egzaminie, a raczej jego oblaniu. No bo przecież jak by go nie zdał, to automatycznie nie mógłby zostać Śmiercią. Mimo swych najszczerszych chęci oczywiście. Ale nigdy nie zastanawiał się, czym może grozić zawalenie testu. Myślał, że jeśli jest martwy, to już nic gorszego nie może go spotkać. A tu czekała go niespodzianka. Grożono mu już Potterem, próbowano otruć dropsami… Ale Naczelnik tym razem przeszedł samego siebie. I naturalnie musiał go o tym poinformować w ostatniej chwili. Wspaniale po prostu.
***
Śmierć nie wiedziała co zrobić. Skąd niby miała wziąć pieniądze? Czemu w ogóle ich od niej żądają? Była ex-Śmiercią, na litość boską. Chyba powinna mieć z tego tytułu jakieś przywileje… Po tylu latach pracy i w ogóle. Ale nie, nikogo nie obchodziło, że od iluś set lat wypruwała sobie żyły, pracując nieustannie, o każdej porze, bez wytchnienia. Ten wysiłek przypłaciła własnym zdrowiem i oczywiście sama musi sobie z tym teraz poradzić. Co za niewdzięczność. Zła i rozgoryczona stwierdziła, że jak już ma się udać na poszukiwanie pieniędzy, to przynajmniej musi wiedzieć, ile ich potrzebuje. Ta kobieta wspomniała coś o dużej sumie, ale skąd ona ma wiedzieć, ile to jest dużo? Zrezygnowana postanowiła o to zapytać. W końcu recepcjonistka wydawała być się całkiem odporna na jej dość osobliwy urok osobisty. W każdym razie coś na kształt uroku osobistego, bo w przypadku Śmierci ciężko jest mówić o czymś takim.
- Ile dokładnie ma to kosztować? – wychrypiała Śmierć, wpatrując się uważnie z stojącą obok niej kobietę.
Recepcjonistka spojrzała na nią z namysłem, po czym zaczęła wściekle notować na swojej podkładce.
[i]Stylistka, wizażystka, dietetyk, kosmetyczka, paznokcie, sztuczne rzęsy… [/i]
- Przepraszam, czy mogłaby pani zdjąć kaptur?
Śmierć skinęła głową i zrobiła to, o co ją poproszono, aczkolwiek dosyć niechętnie. Kobieta zachłysnęła się lekko, ale po chwili powróciła do notowanie, tyle, że robiła to jeszcze szybciej.
[i]Chirurg plastyczny koniecznie!, solarium, przeszczep włosów, fryzjer, botoks…[/i]
Lista nie miała końca. Po jakiś piętnastu minutach recepcjonistka przerwała pisanie. Podeszła do biurka, wzięła cennik i zaczęła wszystko podliczać.
- Razem to będzie około… dwustu tysięcy dolarów. Ale to tylko wstępna wycena. W rzeczywistości może to kosztować trochę więcej. Szczególnie jeśli wliczymy w to nowe ubrania i kosmetyki.
Śmierć pokiwała głową. Nie miała pojęcia jak zdobyć pieniądze.
- Czy ma pani przy sobie odpowiednią kwotę?
- Jeszcze nie, wrócę tutaj niebawem – odparła Śmierć i niepocieszona opuściła budynek.
***
Mistrz Eliksirów jeszcze raz przeleciał wzrokiem trzymaną kartkę. Naczelnik miał naprawdę bujną wyobraźnię. Takie na przykład 'Skazanie na wieczne potępienie' czy 'Niekończące się męki z udziałem Mistrzów Inkwizycji' tudzież jeszcze ' Hitler, Stalin i Twoja osobista, mała trzecia wojna światowa' jak to w liście pięknie ujął; Snape zdziwił się szczerze, że na zabrakło tam Voldemorta. Najwidoczniej nie zdążyli jeszcze go dodać. Inne punkty były równie ciekawe, poczynając od 'Przebywania w centrum wojen goblinów' po 'Okres godowy olbrzymów'. Snape był naprawdę odważnym człowiekiem, ale perspektywa spędzenia wieczności w takich warunkach nie za bardzo przypadła mu do gustu. Poza tym, wieczność to naprawdę masa czasu.
[i]W takim razie muszę zmienić moje plany [/i]– pomyślał niepocieszony i jednocześnie wściekły na Naczelnika, że tak podstępnie go oszukał.
***
Śmierć była załamana. Nie miała pojęcia skąd wziąć pieniądze. I to tyle pieniędzy, bo dwieście tysięcy dolarów brzmiało jak dość duża suma. Przynajmniej tak jej się wydawało. Rozejrzała się uważnie po ulicy. A gdyby się tak kogoś o to spytała? Przypomniały jej się poprzednie próby nawiązania kontaktu z przechodniami. Cóż, nie było to zbyt zachęcające, ale z drugiej strony nie za bardzo wiedziała co innego mogłaby zrobić. Zebrała się w sobie, nasunęła kaptur na oczy i starając się przybrać neutralny wyraz twarzy, podeszła do pierwszego napotkanego człowieka.
- Przepraszam pana, chciałabym się o coś spytać – zaczęła niepewnym tonem, ale widząc, że jej przyszły rozmówca nie ma zamiaru uciekać, przynajmniej jeszcze nie, ciągnęła dalej – skąd się bierze pieniądze? Bo widzi pan, potrzebuję jakieś dwieście tysięcy, albo nawet więcej i najlepiej już dzisiaj. Zbieram na operację plastyczną...
Facet popatrzył na nią oszołomiony. - Słucham? Dwieście patyków? W jeden dzień? Chyba zwariowałaś kobieto... Warto tutaj dodać, że przy słowie "kobieta" zawachał się dosyć znacząco.
Po czym wymamrotał pod nosem – Ale ta operacja to by się jej przydała. I to nie jedna...
C.D.N[/quote]
[quote="Aevenien"][i]Wiem, że ten odcinek miał być już bardzo dawno. Bardzo Was wszystkim przepraszam i mam nadzieje, że jeszcze pamiętacie, co działo się wcześniej.
Z dedykacją dla całego zlotu krakowskiego, za inspirację i wspaniale spędzony czas. Chciałabym też bardzo podziękować Jod i Bastet, za rady i niezwykle cenne uwagi.
Kwitek z pralni. Nie bijcie. Albo bijcie, należy mi się. Dalszą część mam już zaplanowaną, ale wen mnie nie lubi. Reszta tego rozdzialiku będzie 2 sierpnia, jak wrócę z żagli. I w ogóle najlepiej tego nie komentujcie. A, niezbetowane jeszcze.[/i]
[b]Odcinek ósmy [/b]
Śmierć mimo wielu swych wad, o wyglądzie nie wspominając, słuch miała jednak znakomity. A to, co usłyszała bardzo ją dotknęło. Ten bezczelny człowiek śmie insynuować jej… [i]Sam wcale nie wygląda dużo lepiej[/i] – pomyślała mściwie. [i]Cham.[/i] Zupełny brak szacunku dla płci pięknej, pięknej w dość osobliwym znaczeniu tego słowa oczywiście.
Rzuciła mężczyźnie swoje najgroźniejsze spojrzenie. Nie wywarło to na nim większego wrażenia.
Ha, jest tak głupi, że nawet się mnie nie boi – pomyślała. Pewnie jest niedorozwinięty, albo coś. Kto ich tam wie. W końcu mało kto ubiera się w fioletowe jeansy i pomarańczową koszulkę. I mało kto nawet nie mruga, kiedy Śmierć patrzy się na niego jak najgroźniej potrafi. Uspokojona tym, że człowiek musi być chory na umyślę i dlatego reagował w taki, a nie inny sposób, Śmierć oddaliła się dystyngowanie. Czuła, że sama musi znaleźć odpowiedź na swoje pytanie skąd zdobyć pieniądze.
Zaczęła od obserwacji, one były najważniejsze. Śmierć nie była głupia, żyła już w końcu kilkaset lat. I abstrahując od tego, że jej istnienie trudno było nazywać życiem, Śmierć miała dużo doświadczenia i potrafiła w miarę szybko zaaklimatyzować się w nowych warunkach. Szczególnie jeśli miała do tego odpowiednią motywację.
***
Na twarzy Freda widniał szeroki uśmiech. Co prawda dotychczasowe poszukiwania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, ale Weasley się nie zniechęcał. Miał przed sobą jasny cel i zrobi wszystko, żeby go osiągnąć. Nieważne ile czasu mu to zajmie. Co jak co, ale czasu miał pod dostatkiem. W sumie nie był do końca pewien jak się zabrać się do wypełniania swojego planu. Brakowało mu brata, jego uśmiechu, żartów, po prostu obecności kogoś, kogo znał lepiej niż samego siebie. Ale przecież za jakiś czas George do niego dołączy, prawda? I na pewno mu nagada, jeśli dowie się, że przez ten cały czas nic nie zrobił i użalał się nad sobą. Musi się zabrać do roboty i zrobić coś pożytecznego, a zachwianie całym systemem zaświatów i znalezienia przejścia między poszczególnymi poziomami, z pewnością kwalifikowało się na pierwsze miejsce na liście rzeczy pożytecznych. Oczywiście liście braci Weasleów, bo Fred szczerze wątpił, żeby Naczelnik podzielał ich zdanie w tej kwestii. Cóż, jego strata stwierdził wesoło i z optymistycznym nastawieniem ruszył na zwiady.
***
Severus po pierwszym ataku bezsilności i drugim, tym razem wściekłości, uspokoił się. Chcieli go przechytrzyć. Oszukać, wrobić i wywieść w pole. O nie, jeszcze tego pożałują. Pokaże im na co go stać. I sprawi, że będzie przeklinać dzień, w którym postanowili go do czegoś zmusić.
Snape potrafił spiskować, udawać i grać. Doskonalił te umiejętności od lat i doszedł do perfekcji. Naczelnik może sobie żyć tysiąc lat, mieć duże doświadczenie i mądrość życiową czy tam pośmiertną, ale z Severusem Snape’em nie wygra tak łatwo. To prawda, z początku nie doceniłam Naczelnika – myślał Severus. Ale teraz zobaczy z kim zadarł. Na jego twarzy pojawił się uśmiech, który w połączeniu ze złośliwie błyskającymi oczami, stanowił dość groźny widok.
Były Mistrz Eliksirów rozejrzał się po swojej komnacie. Sterty papierzysk z jakimś durnymi przepisami walały się po całym pokoju i zajmowały praktycznie każdą wolną powierzchnię. Cóż, skoro kazali mi się nauczyć tych kodeksów, to zrobię to – stwierdził Snape. Tyle tylko, że jego celem nie była absolutnie nauka obowiązków i zakazów dotyczących pracy Śmierci. In miał zamiar znaleźć w tych książkach coś, co pozwoli mu uniknięcia tej posady. I był pewien, że mu się uda. Z nieco cierpiętniczym wyrazem twarzy zasiadł w jedynym wolnym fotelu i zaczął przedzierać się przez stertę pokrytych kurzem woluminów.
„Kodeks Postępowania Śmierci”, „Śmierć i śmiertelnicy na co dzień”, „Przypadki Śmierci nocą ciemną i straszną” – Severus odrzucał kolejne tytuły, z coraz większym zrezygnowaniem.
***[/quote]