JÓZEF AUGUSTYN
Ból krzywdy,
radość przebaczenia
SPIS TREŚCI
Rozdział I: KRZYWDA JEST ZAWSZE BOLESNA 6
1. Do poczucia krzywdy
nie można się nigdy przyzwyczaić 6
2. Skrzywdzenia w dzieciństwie i w okresie dojrzewania 7
3. Krzywdy nie da się zapomnieć 7
4. Czym jest uzdrowienie z poczucia krzywdy? 7
5. Źródła przebaczenia i pojednania 8
Rozdział II: DLACZEGO LUDZIE SIEBIE KRZYWDZĄ? 9
1. Krzywda i ludzka wolność 9
2. Pierwotne pęknięcie ludzkiego serca 10
3. Krzywda jako przerzucanie
własnego cierpienia na innych 10
4. Doświadczenie krzywdy
powszechnym ludzkim problemem 11
5. Jakie jest wyjście z poczucia krzywdy? 11
6. Czuwać nad palcem wskazującym 12
7. Pojednanie z sobą
koniecznym warunkiem pojednania z innymi 12
Rozdział III: KRZYWDY W RELACJACH MIĘDZYLUDZKICH 13
1. Historia rodzinna 13
2. Trudne układy rodzinne 14
3. Patologie rodzinne 14
4. Relacje przedmałżeńskie i małżeńskie 15
5. Relacje dorosłych dzieci z rodzicami 16
6. Relacje z rodzeństwem 16
7. Inne relacje 17
Rozdział IV: KRZYWDY OKRESU DZIECIŃSTWA 17
1. Brak akceptacji dziecka 18
2. Zbytnie karanie dziecka 19
3. Stwarzanie dziecku poczucia zagrożenia 20
4. Pozbawianie dziecka prawa do dobrej opinii 21
5. Miłość nadopiekuńcza 22
6. Nie ranić dziecka 24
Rozdział V: ŻYCIE DUCHOWE DROGĄ WEWNĘTRZNEGO UZDROWIENIA 24
1. Łaska Boga i ludzka praca 24
2. Powołanie do życia 25
3. Odkrycie miłości Boga 26
4. Pokonanie podejrzliwości 27
5. Przyjmowanie odpowiedzialności za życie 29
6. Doświadczenie miłosierdzia Bożego 30
7. Dojrzałość sumienia 31
Rozdział VI: SZTUKA STAWIANIA CZOŁA CIERPIENIU 32
1. Krzywda i cierpienie 32
2. Mur zapomnienia 33
3. Ciężkie skrzywdzenia bez cierpienia 34
4. Koncentracja na własnym cierpieniu 36
5. Dwa rodzaje cierpienia 36
Rozdział VII: WERBALIZACJA STANÓW WEWNĘTRZNYCH 37
1. Pomoc kierownictwa duchowego
oraz pomoc terapeutyczna 37
2. Werbalizacja stanu skrzywdzenia 38
3. Czy można zamknąć się
we własnym poczuciu skrzywdzenia? 40
Rozdział VIII: UCZUCIA TOWARZYSZĄCE SKRZYWDZENIU 40
1. Lęki osoby skrzywdzonej 40
2. Skutki trwania w lęku 41
3. Niebezpieczeństwo ucieczki w nałogi 41
4. Rozżalenie i gniew 42
5. Ból skrzywdzenia nie jest wieczny 43
Rozdział IX: DYNAMIKA PROCESU UZDROWIENIA 43
1. Medytacja słowa Bożego 43
2. Zasadniczy przełom 44
3. Gorąca modlitwa i łaska pocieszenia 45
4. Gehenna wewnętrzna 46
5. Ja zaś jestem robak, a nie człowiek 46
6. Przemiana pod wpływem upokorzenia wewnętrznego 47
Rozdział X: UZDRAWIANIE ZRANIEŃ SEKSUALNYCH 48
1. Nieakceptacja płciowości dziecka 48
2. Erotyzowanie świadomości dziecka 48
3. Wykorzystywanie seksualne dzieci 49
4. Wielka zbrodnia 49
5. Skrzywdzenia seksualne okresu dojrzewania 50
6. Pomoc udzielana ludziom zranionym
w dziedzinie seksualnej 50
7. Wychowanie sumienia 51
8. Przebaczenie zranień w dziedzinie seksualnej 52
9. Pomoc dzieciom - ofiarom deprawacji seksualnej 53
Rozdział XI: OD PRZEBACZENIA DO POJEDNANIA 54
1. Przebaczenie a pojednanie 54
2. Wziąć odpowiedzialność za wyrządzoną krzywdę 55
3. Wypowiedzenie krzywdy przed krzywdzicielem 55
4. Odporność na kolejne zranienia 56
5. Pojednanie z osobą zmarłą 57
6. Uleczona przeszłość
szkołą ojcostwa i macierzyństwa 58
Rozdział XII: OJCZE NASZ -
MODLITWĄ PRZEBACZENIA I POJEDNANIA 59
1. Świadectwo modlitwy 59
2. Ojcze nasz 60
3. Królowanie Boga na ziemi i w niebie 60
4. Dar chleba 61
5. Dar przebaczenia 62
6. Zbawienie od złego 63
7. Bóg otrze z ich oczu wszelką łzę 63
Rozdział XIII: OD JAK DAWNA TO MU SIĘ ZDARZA? 64
1. O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? 64
2. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy 65
3. Zaradź memu niedowiarstwu! 67
Rozdział XIV: PANIE, ILE RAZY MAM PRZEBACZYĆ? 68
1. Ile razy mam przebaczyć? 68
2. Dwóch dłużników 69
3. Jeśli mamy grzechy, przebaczmy je tym,
którzy nas o to proszą 71
Rozdział XV: WSZYSCY JESTEŚMY DŁUŻNIKAMI BOGA 72
1. Jezus w domu Szymona faryzeusza 72
2. Szymonie, mam ci coś powiedzieć 73
3. Wszyscy jesteśmy dłużnikami Boga 74
WPROWADZENIE
Któż z nas nie czuł się kiedyś skrzywdzony? Któż z nas nie
cierpiał z powodu niesprawiedliwego potraktowania przez innych:
we własnym domu rodzinnym, na podwórku, w szkole, na studiach,
w miejscu pracy, przy konfesjonale, na ulicy i w innych sytua-
cjach życiowych, które trudno tutaj wyliczyć? Skrzywdzenie jest
zwykle bardzo bolesnym wspomnieniem, do którego najczęściej
niechętnie wracamy. O doznanej krzywdzie, szczególnie wówczas,
gdy była dotkliwa, nie można łatwo zapomnieć. Dotyczy to zwła-
szcza krzywdy doznanej we wczesnym dzieciństwie od osób najbli-
ższych. Dzieciństwo jest okresem, w którym człowiek ma szczegó-
lną potrzebę poczucia bezpieczeństwa, opieki, akceptacji, miło-
ści. Jeżeli dziecko tego nie otrzymuje, czuje się pokrzywdzone.
Bywają jednak niekiedy tak wielkie krzywdy, iż przekraczają
możliwości emocjonalne i duchowe człowieka. A ponieważ człowiek
nie potrafi ich udźwignąć, spycha je gdzieś w lochy podświado-
mości i w sposób przedziwny "zapomina" o nich. Dla pewnych lu-
dzi dzieciństwo, a nieraz także częściowo i okres dojrzewania,
pokryte jest - z powodu wielkich krzywd - "białymi plamami za-
pomnienia". Człowiek - ludzka psychika broni się w ten sposób
przed ciągłym bólem wewnętrznym. Zapomnienie to bywa jednak po-
zorne.
Książka Ból krzywdy, radość przebaczenia wyrosła zasadniczo
na gruncie doświadczeń kierownictwa duchowego proponowanego w
ramach Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. Atmosfera reko-
lekcyjnej ciszy dla wielu osób staje się szczególną okazją
"odzyskania pamięci" i uświadomienia sobie, nieraz ku wielkiemu
własnemu zaskoczeniu, bólu krzywdy. Stare rany życiowych skrzy-
wdzeń, które już dawno zostały zepchnięte (najczęściej nakładem
ogromnego wysiłku psychicznego) w lochy podświadomości, w mod-
litewnym skupieniu ujawniają się czasem jako rozproszenia i
"głupie myśli". Ale to, co w czasie intensywnej modlitwy reko-
lekcyjnej jesteśmy skłonni traktować jako rozproszenie lub po-
kusę, bywa niekiedy łaską - owocem działania w nas Ducha Boże-
go, który jest Duchem prawdy, Duchem przebaczenia i pojednania.
Lękowe zepchnięcie poczucia krzywdy w podświadomość nie roz-
wiązuje problemu. Wręcz odwrotnie. Krzywda "zapomniana", ukryta
w podświadomości, nie przestaje bowiem destruktywnie oddziały-
wać na człowieka. Krzywda, szczególnie wówczas, gdy jest głębo-
ka, w lochach ludzkiej podświadomości jeszcze bardziej się roz-
wija, "kwitnie" i wydaje gorzkie owoce ciągłego zmęczenia, dra-
żliwości na swoim punkcie, wrogości wobec ludzi, chorego poczu-
cia winy, niezadowolenia z siebie i z innych itp. Głębokie do-
świadczenie krzywdy można porównać do infekcji grypowej. Grypa
leczona do końca bywa na ogół niegroźną chorobą. Zaniedbana
zaś, "ukrywa się", by z czasem ujawnić się w ciężkich pogrypo-
wych powikłaniach.
Różnorakie krzywdy, których doświadczamy w życiu, także te z
okresu dzieciństwa i dojrzewania, na ogół nie są groźne. I cho-
ciaż są nieraz bolesne, to jednak leczone do końca nie mają ne-
gatywnego wpływu na ludzkie życie. Zaniedbane zaś i zepchnięte
w lochy podświadomości, mogą zatruwać nie tylko życie osoby
skrzywdzonej, ale również wszystkie jej odniesienia: do Boga,
do ludzi i do świata. Ukrycie krzywdy sprawia nieraz, iż czło-
wiek skrzywdzony - w sposób wręcz niezauważalny dla siebie
(zauważalny jednak dla otoczenia) - przemienia się z ofiary w
krzywdziciela. Krzywdy ludzkiej nie da się bowiem ukryć. Można
ją jedynie zaakceptować i "odcierpieć".
Zasadniczym warunkiem rozwiązania problemu ludzkiej krzywdy
jest głębokie pragnienie, silna wola wyjścia z własnego poczu-
cia skrzywdzenia. Jeżeli wielu ludzi pogrąża się w poczuciu
krzywdy i nieustannie użala się nad sobą, to przede wszystkim
dlatego, iż brak im dość silnej woli, aby przekroczyć poczucie
krzywdy. Wobec woli pokonania krzywdy pomoc terapeutyczna czy
też pomoc kierownictwa duchowego jest zawsze wtórna. Pomoc ta
przychodzi bowiem z zewnątrz. Jej skuteczność zależy w znacznym
stopniu od osobistego zaangażowania się osoby skrzywdzonej w
proces przebaczenia i pojednania. Pomoc ludzka - terapia i kie-
rownictwo duchowe, choć wtórna wobec silnej woli pokonania
krzywdy, jest jednak bardzo ważna. Zdecydowane i urazowe odrzu-
canie pomocy bliźnich w rozwiązaniu własnego poczucia krzywdy
jest najczęściej niczym innym jak tylko podtrzymywaniem i pie-
lęgnowaniem własnego skrzywdzenia.
Bóg, do którego zwracamy się bezpośrednio z naszym poczuciem
krzywdy, odsyła nas do wspólnoty Kościoła. Troskliwa, matczyna
miłość Kościoła jest nam szczególnie potrzebna w chwilach głę-
bokiego skrzywdzenia. Cóż to byłyby za matka, która zostawiłaby
swoje skrzywdzone dziecko, aby samo radziło sobie z własnym po-
czuciem krzywdy? I cóż to byłoby za dziecko, które odrzucałoby
kochającą je matkę i jej pomoc w chwilach skrzywdzenia i bólu?
Pomoc Kościoła osobom skrzywdzonym przychodzi najpierw w sa-
kramencie pokuty, w kierownictwie duchowym, w Eucharystii. Nie
tylko jednak w bezpośredniej posłudze kapłańskiej skrzywdzony
może otrzymać pomoc do przekroczenia poczucia krzywdy. Ogromną
pomocą może być udział w jakiejś wspólnocie kościelnej, w któ-
rej doświadcza się również życzliwości, troski i miłości ludz-
kiej, uczestnictwo w tak zwanych rekolekcjach zamkniętych, ko-
rzystanie z różnych form poradnictwa itp.
Trudność Matki Kościoła polega na tym, iż pociesza skrzyw-
dzonych i pomaga im przez konkretnych ludzi, szczególnie zaś
przez duszpasterzy. Dlatego też każdy, kto w ramach wspólnoty
Kościoła chce pomagać w jakiejkolwiek formie człowiekowi skrzy-
wdzonemu, powinien najpierw sam wejść w proces uleczenia włas-
nych zranień. Wydaje się więc rzeczą najwyższej wagi, aby dusz-
pasterze, klerycy - kandydaci na duszpasterzy, liderzy parafia-
lni, osoby pracujące w poradnictwie, katecheci szukali uzdro-
wienia swojego własnego poczucia krzywdy, tak by w ramach włas-
nej posługi nie przerzucali go na ludzi, którym mają służyć.
Osoba, która sama żyje z poczuciem krzywdy, nie będzie w stanie
zrozumieć człowieka skrzywdzonego i nie będzie w stanie mu po-
móc. Jej rady i uwagi będą nie tylko powierzchowne i zewnętrzne
- niekiedy mogą również wprowadzać innych w błąd. Dla kandyda-
tów do kapłaństwa okres seminarium powinien być ważnym czasem
uleczenia ich skrzywdzeń wyniesionych ze środowiska rodzinnego,
rówieśniczego, szkolnego czy też kościelnego.
Każda ludzka krzywda winna być traktowana przez nas jako za-
danie. I choć często jest to zadanie bardzo trudne, to jednak
jest ono - osoba pokrzywdzona powinna wierzyć w to bardzo mocno
- możliwe do wykonania. Jeżeli bowiem Jezus wzywa nas do prze-
baczenia "naszym winowajcom" siedemdziesiąt siedem razy, to
wraz z tym wezwaniem daje nam łaskę, abyśmy mogli Jego naucza-
nie wprowadzić skutecznie w życie. Krzywda, przyjęta w jedności
z Jezusem i potraktowana jako zobowiązanie życiowe, przestaje
być przekleństwem, a staje się darem. To sam człowiek skrzyw-
dzony, kierowany łaską Boga, ma moc przemienić przekleństwo
krzywdy w błogosławieństwo i dar. Ból krzywdy - mocą ludzkiej
pracy i siłą łaski Bożej - zostaje z czasem przemieniony w ra-
dość przebaczenia.
Praca nad poczuciem skrzywdzenia wymaga zarówno wysiłku du-
chowego i religijnego, jak i emocjonalnego i psychicznego. Choć
w procesie uzdrowienia wewnętrznego można wyróżnić płaszczyznę
duchową i psychologiczną, to jednak obie są ze sobą tak ściśle
złączone, iż nie powinno się ich w żaden sposób rozdzielać. Tak
emocjonalność, jak i duchowość stanowią integralne elementy
osoby ludzkiej. Obie płaszczyzny potrzebują siebie nawzajem.
Płaszczyzna emocjonalna i psychiczna powinna być jednak podpo-
rządkowana ludzkiemu duchowi. Podobnie jak nie da się pokonać
głębokiego poczucia skrzywdzenia, odwołując się jedynie do pra-
cy nad ludzkimi emocjami (np. poprzez psychoanalizę lub inne
formy psychoterapii), tak nie można go przekroczyć, odwołując
się do doświadczenia religijnego, rozumianego w sposób zawężo-
ny, które lekceważy ludzkie emocje i całą psychiczność człowie-
ka. Jeżeli proces przebaczenia i pojednania ma się okazać aute-
ntyczny, to musi on być doświadczeniem integralnym, czyli obej-
mującym wszystkie sfery ludzkiej osoby.
Gdzie (...) wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała
się łaska (Rz 5,20). Parafrazując słowa św. Pawła, możemy po-
wiedzieć, iż tam gdzie obficie rozlała się krzywda, tam obfi-
ciej rozlewa się również łaska przebaczenia i pojednania. Miej-
sca skrzywdzone w człowieku stają się - dzięki przebaczeniu Bo-
żemu i ludzkiemu - szczególnym miejscem wrażliwości na drugiego
człowieka i jego cierpienie. Radość przebaczenia w życiu osoby
skrzywdzonej nie ogranicza się bynajmniej do przebaczenia krzy-
wdzicielowi. Radość ta wyraża się również we wrażliwości na ka-
żdego człowieka, szczególnie zaś na człowieka cierpiącego i bę-
dącego w potrzebie. Radość przebaczenia to radość przyjmowania
ludzi takimi, jakimi są, radość słuchania ich, rozumienia i ra-
dość udzielania im pomocy.
Niniejsza książka przeznaczona jest przede wszystkim dla
osób, dla których świadomość skrzywdzenia jest ciągle bolesną
raną. Stanowi zachętę do podjęcia decyzji otwartego zmierzenia
się z doświadczeniem skrzywdzenia, by móc je w sobie uleczyć.
Książka pragnie zachęcić osoby skrzywdzone, by spojrzały na
swój własny problem nie tylko z subiektywnego punktu widzenia
(choć jest on bardzo ważny), ale także bardziej obiektywnie - z
punktu widzenia ogólnoludzkiego. Ogromną pomocą w pokonaniu
własnej krzywdy jest bowiem doświadczenie solidarności z innymi
osobami cierpiącymi, nieraz o wiele bardziej i głębiej. Choć
wspólnota cierpienia z innymi nie rozwiązuje problemu krzywdy w
sposób automatyczny, to jednak pozwala oderwać się nieco od
siebie i swojego własnego cierpienia.
Książka jest przeznaczona także dla tych, którzy towarzyszą
skrzywdzonym, zwłaszcza zaś dla duszpasterzy i kierowników du-
chowych. Dzieląc się swoim doświadczeniem towarzyszenia osobom
skrzywdzonym, podaję wiele uwag, jak zachować się wobec tych
osób na kolejnych etapach procesu uzdrowienia wewnętrznego.
Jest rzeczą ważną, aby księża, którzy sami nie doświadczyli
głębszego skrzywdzenia w swoim życiu lub - może częściej - sami
nie rozwiązali swojego poczucia krzywdy, nie oskarżali wiernych
o brak postawy przebaczenia czy też chęci pojednania się z bli-
źnimi wówczas, gdy wyznają oni szczerze - zwłaszcza w sakramen-
cie pojednania - uczucia żalu, bólu, gniewu czy nawet pragnie-
nia zemsty wobec ludzi, którzy ich głęboko skrzywdzili. To wła-
śnie wyznawanie tych uczuć przed kapłanem, który powinien być
wyraźnym świadkiem miłosierdzia Bożego, sprawia, iż tracą one
swoją destrukcyjną moc. Zadaniem kapłana nie jest osądzanie pe-
nitentów. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiaj-
cie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam od-
puszczone (Łk 6,37) - te słowa Jezusa odnoszą się także do nas,
księży (a może szczególnie do nas), zasiadających w konfesjona-
le. Zadaniem posługi kapłańskiej jest udzielenie penitentom po-
mocy w rozeznaniu stanu sumienia i odesłanie ich przed miłosie-
rdzie Boga. To Bóg sam ostatecznie osądza człowieka, ponieważ
tylko On wie, co w człowieku się kryje (J 2,25).
Książkę tę chciałbym polecić w sposób szczególny ludziom
młodym, którzy wynoszą z własnych domów rodzinnych wiele poczu-
cia krzywdy, żalu i gniewu. "Rozprawienie się" z bólem krzywdy
w młodości bywa stosunkowo proste, choć zawsze wymaga wiele wy-
siłku i pracy wewnętrznej. Młody człowiek ma bowiem wiele ener-
gii, zapału do życia, nadziei, które - zaangażowane w "przepra-
cowanie" poczucia krzywdy - stosunkowo szybko wydają owoce wię-
kszego pokoju wewnętrznego, łatwiejszych relacji z innymi oraz
radości życia. Przepracowanie poczucia krzywdy w okresie młodo-
ści daje młodemu człowiekowi wielką szansę na bardziej udane
życie osobiste, zawodowe, a przede wszystkim szczęśliwsze życie
małżeńskie i rodzicielskie. Przepracowanie poczucia krzywdy w
okresie młodości sprawia, iż młody człowiek nie wnosi w życie
niedobrych wzorów, postaw i zachowań, których był świadkiem we
własnym domu. Przekroczenie poczucia krzywdy wyniesionego z do-
mu rodzinnego jest jednym z największych darów, jakie można
ofiarować swojej żonie, mężowi, dzieciom, wychowankom, uczniom,
penitentom, parafianom oraz każdemu człowiekowi spotkanemu na
własnej drodze życia. Nieprzepracowanie zaś własnego poczucia
krzywdy sprawia, iż młody człowiek - w sposób niezauważalny dla
siebie - przejmuje sam i wciela w życie te wzory zachowania i
te postawy, przez które czuł się skrzywdzony.
Książka nie chce być tanim poradnikiem, który daje proste
recepty życiowe i obiecuje jednocześnie szybki sukces, o ile
czytelnik się do nich zastosuje. Na ból krzywdy nie ma tanich
recept. Przysłowie: "Czas goi rany" staje się prawdziwe tylko
wówczas, gdy człowiek rzeczywiście pragnie je uleczyć. Świado-
mie więc rezygnuję z proponowania gotowych ćwiczeń do przepra-
cowania, które w rozważaniach o krzywdzie i przebaczeniu byłoby
stosunkowo łatwo podać. W wielu miejscach natomiast kieruję do
Czytelnika zachęty i pytania. Pragnę bowiem, by po rozważaniach
ogólnych Czytelnik - jak mówi św. Ignacy Loyola zastanowił się,
"aby pożytek jaki wyciągnąć" (ĆD, 107). Bólu krzywdy nie roz-
wiążą bowiem same intelektualne rozważania, które nie dotykają
konkretów ludzkiej egzystencji.
Cztery ostatnie rozdziały książki poświęcam medytacji wybra-
nych tekstów ewangelicznych na temat krzywdy i przebaczenia.
Niewiele ludzkich problemów stawia Jezus w swoim nauczaniu tak
jednoznacznie i tak ostro jak właśnie problem przebaczenia. Wi-
doczne jest to szczególnie w prośbie Modlitwy Pańskiej: "I od-
puść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom",
w odpowiedzi udzielonej Piotrowi na pytanie: Ile razy mam prze-
baczyć?, w przypowieści o niegodziwym słudze czy też w opowia-
daniu o Szymonie faryzeuszu i nawróconej grzesznicy.
Zaproponowane medytacje mają jedynie być - w moim zamiarze -
zachętą do bardziej systematycznej medytacji i kontemplacji te-
kstów ewangelicznych. Ostatecznym bowiem źródłem naszego uzdro-
wienia jest Syn Boży, który dla naszego zbawienia (z grzechu i
krzywdy z nim związanej) stał się człowiekiem, żył, głosił Dob-
rą Nowinę, cierpiał, umarł na krzyżu i zmartwychwstał trzeciego
dnia. Jezus dokonał zbawienia człowieka przez to, iż przyjął na
siebie całą ludzką nieprawość i wszystkie krzywdy z nią związa-
ne - krzywdy wyrządzone bliźnim i te, doznane od nich - i ofia-
rował je swojemu Ojcu na krzyżu. Od tego czasu krzyż Jezusa
jest najważniejszym źródłem ludzkiego uzdrowienia z poczucia
krzywdy oraz źródłem przebaczenia i pojednania.
Krzywda ludzka traci swą niszczącą siłę, jeżeli wraz z Chry-
stusem ofiarujemy ją Ojcu niebieskiemu. To Jezus daje nam bo-
wiem moc do tego, by wraz z Nim modlić się za osoby, które nas
skrzywdziły: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią, i
ofiarować im w ten sposób nasze przebaczenie. Ale bliźni, któ-
rych my skrzywdziliśmy, zanoszą w naszej intencji tę samą mod-
litwę. Powinniśmy ją wspomagać, prosząc o łaskę otwarcia na ich
przebaczenie.
Józef Augustyn SJ
Rozdział I: KRZYWDA JEST ZAWSZE BOLESNA
1. Do poczucia krzywdy nie można się nigdy przyzwyczaić
Każde doświadczenie krzywdy jest bolesne. Krzywda jest za-
wsze niesprawiedliwością. Cierpimy, kiedy bywamy upokarzani,
poniżani, wykorzystywani, kiedy ktoś usiłuje nami manipulować,
oskarżać nas, kiedy ogranicza naszą wolność lub też przekracza
granice naszej intymności itp. Każda krzywda jest pozbawianiem
człowieka dóbr, do których ma prawo i które są mu potrzebne do
godnego ludzkiego życia. Do krzywdy nie można się nigdy przy-
zwyczaić. Jeżeli nawet trwa ona wiele lat, zawsze boli. Psycho-
logia prenatalna podkreśla negatywny wpływ nieakceptacji dziec-
ka na jego rozwój płodowy oraz na całe jego późniejsze życie.
Krzywda boli od pierwszych dni ludzkiego istnienia aż do samej
śmierci. Niemowlę, które nie jest otoczone należytą troską i
miłością, czuje się skrzywdzone i komunikuje swoje doświadcze-
nie bezradnym płaczem i krzykiem.
Człowiek skrzywdzony zawsze cierpi; cierpi niezależnie od
wieku, religii, wykształcenia, pozycji społecznej, posiadanych
dóbr materialnych. Wiek podeszły nie chroni bynajmniej przed
cierpieniem z powodu doznawanej krzywdy. Ludzie w podeszłym
wieku przeżywają z bólem brak wsparcia, opieki, życzliwości i
troski. Ponieważ wraz z upływem lat zmniejsza się ich odporność
na trudne doświadczenia, dlatego też wobec krzywdy stają coraz
bardziej bezradni i bezbronni. Bezbronność starego człowieka
wobec krzywdy podobna jest do bezbronności dziecka. I chociaż
mądrość zdobyta z wiekiem pomaga niekiedy w przyjmowaniu właś-
ciwej postawy wobec krzywdy, to jednak krzywda nie przestaje
sprawiać bólu.
2. Skrzywdzenia w dzieciństwie i w okresie dojrzewania
Okres dzieciństwa i dojrzewania to czas, w którym człowiek w
sposób szczególny podatny jest na zranienia. W tym bowiem cza-
sie potrzebuje on pełnego poczucia bezpieczeństwa, całkowitej
akceptacji, stabilności środowiska rodzinnego, wzajemnej harmo-
nii i zgody rodziców, należytej pomocy w chwilach kryzysów,
nieustannego wsparcia emocjonalnego, dobrego przykładu życia
itp. Kruchość i delikatność dziecięcej psychiki sprawia, iż sy-
tuacje, które odbierane są jako niesprawiedliwe i krzywdzące,
głęboko się w nią wpisują.
Konflikty ludzi młodych z rodzicami, "wojny" prowadzone po-
między rodzeństwem czy rówieśnikami, ich brutalność, kłótliwość
- wszystkie te problemy mają nierzadko ścisłe powiązanie z tru-
dnymi doświadczeniami okresu dzieciństwa. W procesie uzdrowie-
nia z poczucia krzywdy doświadczenie dzieciństwa ma swoje
szczególne znaczenie, które trudno przecenić.
3. Krzywdy nie da się zapomnieć
Skrzywdzenia, szczególnie wówczas, gdy było ono długotrwałe
i głębokie, nie da się zapomnieć. Rady udzielane nieraz osobom
skrzywdzonym: "Staraj się o tym zapomnieć", "nie wracaj do tych
spraw", "nie grzeb się w przeszłości", są mylące. I choć bywają
przejawem życzliwości, to jednak są krótkowzroczne. Takie rady
są raczej przeszkodą niż pomocą w dochodzeniu skrzywdzonego do
większej dojrzałości. Utrudniają budowanie dojrzalszych więzi
rodzinnych, przyjacielskich, wspólnotowych. Jeżeli bowiem do-
znana krzywda, zwłaszcza doświadczana przez długi czas, nie zo-
stanie uleczona, to łatwo staje się źródłem krzywdy innych.
Człowiek skrzywdzony, który nie zintegruje doznanego cierpie-
nia, ryzykuje, że sam, w sposób niemal bezwiedny i nieświadomy,
stanie się krzywdzicielem.
Chociaż doświadczenie krzywdy jest zawsze bardzo bolesne,
nie musi być ono jednak przekleństwem człowieka. Krzywda - mó-
wiąc nieco paradoksalnie - może być darem, łaską. Krzywda może
być błogosławieństwem. Kiedy poczucie skrzywdzenia zostaje wew-
nętrznie przepracowane, zintegrowane, wówczas staje się miejs-
cem szczególnej wrażliwości na drugiego człowieka, zwłaszcza na
ludzi cierpiących. Nie stanie się to jednak bez głębokiego wew-
nętrznego zaangażowania w proces osobistego uzdrowienia wewnę-
trznego.
4. Czym jest uzdrowienie z poczucia krzywdy?
Można je określić jako swoiste "odtruwanie" człowieka z ża-
lu, rozgoryczenia, gniewu, chęci zemsty i innych negatywnych
postaw i emocji, które rodzą się w kontekście doznanej niespra-
wiedliwości i krzywdy. Odtruwanie to ma ściśle określone etapy.
Tworzą one swoistą dynamikę uzdrowienia wewnętrznego, która -
jeżeli pragniemy, aby było ono rzeczywiste - powinna zostać
uszanowana. Nie jest ważne, ile etapów uzdrowienia wyodrębnimy.
Ważne jest natomiast, aby ich opis odzwierciedlał prawdziwą dy-
namikę krzywdy, przebaczenia i pojednania.
Pomimo koniecznych uogólnień doświadczenie skrzywdzenia, jak
również sam proces uzdrowienia wewnętrznego, jest zawsze do-
świadczeniem indywidualnym i osobistym. Każda sytuacja ludzkie-
go skrzywdzenia jest w jakimś sensie niepowtarzalna: niepowta-
rzalna jest ludzka wrażliwość na cierpienie, okoliczności, w
których człowiek ich doświadcza, relacja między osobą skrzyw-
dzoną a krzywdzicielem; niepowtarzalne są także wewnętrzne zma-
gania z poczuciem krzywdy; niepowtarzalna jest także sama decy-
zja wejścia w proces wewnętrznego uzdrowienia. Dlatego też w
ocenie skrzywdzenia będą liczyć się nie tylko tak zwane czynni-
ki obiektywne, ale również subiektywne odczucia, wrażliwość
oraz osobiste zaangażowanie w proces uzdrowienia wewnętrznego.
Nie wszystkie, zresztą, obiektywne czynniki wpływające na
doświadczenie skrzywdzenia odgrywają u poszczególnych osób jed-
nakową rolę. Dlatego też opis krzywdy będzie zawsze pewnym uo-
gólnieniem wielorakiego i bardzo zróżnicowanego doświadczenia
ludzkiego. Podobnie jest z dynamiką uzdrowienia z poczucia
krzywdy. Jej opis jest również pewnym uogólnieniem doświadcze-
nia wielu osób, który można stosować tylko z największą ostroż-
nością do konkretnych, indywidualnych ludzkich sytuacji. Zawsze
gdy mówimy o człowieku i jego problemach, musimy mieć na uwadze
jego osobistą wolność, indywidualny i niepowtarzalny sposób
emocjonalnego reagowania oraz duchową głębię, która w żaden
sposób nie daje się do końca opisać i przewidzieć. Także w
przeżywaniu krzywdy, przebaczenia i pojednania człowiek pozos-
taje pewną tajemnicą, którą należy uszanować.
5. Źródła przebaczenia i pojednania
Aby człowiek skrzywdzony zaangażował się z całym przekona-
niem w proces wewnętrznego uzdrowienia z poczucia krzywdy, po-
trzebuje głębokiej motywacji wewnętrznej. Nie wystarczy jednak
motywacja koncentrująca się wyłącznie na własnym samopoczuciu.
To właśnie w imię własnego dobrego samopoczucia wielu ludzi re-
zygnuje z rzeczywistej pracy nad poczuciem skrzywdzenia, oba-
wiając się, iż "rozdrapywanie starych ran" zachwieje ich stabi-
lizacją, którą budowali nieraz całymi latami. Stabilizacja wew-
nętrzna, osiągnięta na bazie zepchniętego do podświadomości po-
czucia krzywdy, będzie jednak niespójna. W takiej sytuacji
człowiekowi skrzywdzonemu z jednej strony może się wydawać, iż
przebaczył wszystkim doznane krzywdy i pojednał się z ludźmi; z
drugiej zaś człowiek ten może przeżywać ciągły stan napięcia
wewnętrznego, zmęczenie, niezadowolenie z siebie, napady gnie-
wu, złości itp. Proces przebaczenia i pojednania wymaga zarówno
odważnego wejścia w rany doznane w życiu, jak i minimum bezin-
teresowności, która szuka raczej życia w prawdzie, dojrzałości
wewnętrznej, pełniejszej miłości Boga i ludzi niż osobistego
zadowolenia i komfortu psychicznego.
W ludzkim wymiarze najskuteczniejszą motywacją do pokonania
w sobie poczucia krzywdy jest miłość - miłość człowieka do
człowieka. Ktoś, kto naprawdę kocha, potrafi wiele zrozumieć,
przyjąć, wycierpieć i wybaczyć. Człowiek, który kocha, pragnie
budować coraz głębszą więź jedności i komunii z ukochanym. To
właśnie miłość jest najmocniejszym argumentem w udzielaniu od-
powiedzi na pytanie: Dlaczego mamy cierpieć i wybaczać? Dlacze-
go trzeba przejść do porządku dziennego nad doznaną krzywdą?
Dlaczego powinniśmy pierwsi podać rękę? Dlaczego mamy przeba-
czać i jednać się siedemdziesiąt siedem razy?
Nawet najgłębsza ludzka miłość ma jednak swoje wyraźne gra-
nice. Potwierdza to codzienna obserwacja życia. Wielka krzywda
może spowodować zniszczenie w drugim człowieku postawy miłości
i oddania. Pewnych krzywd nie da się o własnych siłach udźwig-
nąć. Bywają bowiem nieraz tak wielkie krzywdy, że potrafią
zmiażdżyć nawet największą ludzką miłość. Jak można wybaczyć
wieloletnie znęcanie się nad najbliższymi, stosowanie przemocy,
drastyczne ograniczanie wolności, upokarzanie i poniżanie, ma-
nipulowanie, wykorzystanie seksualne? O niektórych wielkich lu-
dzkich krzywdach można myśleć tylko z odczuciem głębokiego bó-
lu.
Zła, jakie wyrządzają sobie nieraz ludzie, człowiek nie po-
trafi udźwignąć. Granice ludzkiego przebaczenia wynikają z gra-
nic psychicznych i duchowych człowieka. Dlatego też przebacze-
nie wymaga nie tylko ciężkiej ludzkiej pracy, ale także wiel-
kiej łaski Boga. Zasadniczym motywem przebaczenia - oprócz lu-
dzkiej miłości - może być doświadczenie miłości Boga jako Ojca,
który kocha jednakowo wszystkie swoje dzieci: dzieci skrzywdzo-
ne i krzywdzące. Znakiem tej miłości jest Jezus Chrystus, który
ukochał nas jako grzeszników - jako krzywdzicieli - i oddał za
nas swoje życie. Jego miłość staje się ostateczną odpowiedzią
na pytanie, dlaczego mamy przebaczyć tym, którzy nas skrzywdzi-
li.
Rozdział II: DLACZEGO LUDZIE SIEBIE KRZYWDZĄ?
1. Krzywda i ludzka wolność
Dlaczego ludzie siebie krzywdzą? Jest to bardzo ważne pyta-
nie. Od zrozumienia bowiem źródeł krzywdy będzie w znacznym
stopniu zależeć dążenie do przebaczenia i pojednania. Przeba-
czanie jej jest jedną z fundamentalnych zasad dojrzałości ludz-
kiej.
Pytanie: "Dlaczego ludzie siebie krzywdzą?" jest pytaniem
trudnym. Udzielenie odpowiedzi na nie jest tym trudniejsze, iż
krzywda wyrządzona bliźniemu jest złem, które dotyka nie tylko
skrzywdzonego, ale także samego krzywdziciela. Przedziwne za-
ślepienie krzywdziciela ujawnia się w tym, iż nie dostrzega on,
że zło, które wyrządza bliźniemu, nieraz wraca do niego niemal
natychmiast jak bumerang. Nierzadko wraca ze zdwojoną siłą.
Pytanie: "Dlaczego ludzie siebie krzywdzą?" trzeba umieścić
w kontekście szerszego pytania o pochodzenie zła. Pytanie o
krzywdę w ludzkim życiu dotyka w jakiś sposób tajemnicy dramatu
człowieka na ziemi. Bez odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie
siebie krzywdzą, trudno znaleźć odpowiedź na inne fundamentalne
pytania: Dlaczego mamy przebaczać? Dlaczego mamy jednać się z
ludźmi? Gdzie możemy znaleźć źródło siły i odwagi do przebacze-
nia i pojednania?
Stosunkowo łatwo jest opisać psychologiczne procesy zacho-
dzące w związku z doświadczeniem krzywdy. Sama jednak psycholo-
gia nie wyjaśnia istoty krzywdy i przebaczenia. Nie wyjaśnia
też ostatecznych przyczyn, dla których ludzie wzajemnie siebie
krzywdzą, przebaczają sobie i jednają się ze sobą. Doświadcze-
nie krzywdy, przebaczenia i pojednania jest bowiem doświadcze-
niem nie tylko emocjonalnym, ale także głęboko duchowym. Krzyw-
da, przebaczenie i pojednanie związane są z doświadczeniem lu-
dzkiej wolności. Krzywda wiąże się z naruszeniem i nadużyciem
ludzkiej wolności, natomiast przebaczenie i pojednanie jest
odzyskiwaniem pełnej wolności w relacji do Boga, bliźnich i do
siebie samego.
Nie można natomiast mówić o krzywdzie tam, gdzie człowiek
cierpi jedynie z przyczyn losowych. I chociaż sytuacje losowe
stają się także źródłem cierpienia, to jednak nie odbieramy ich
jako krzywdy, ponieważ nie są one związane z wolnym i świadomym
ludzkim działaniem. Nawet jeżeli cierpiący przypisuje niekiedy
sytuacje losowe bezpośrednio Panu Bogu i uważa się za "pokrzyw-
dzonego" przez Niego, to i tak można mówić o "krzywdzie ze
strony Pana Boga" jedynie w sensie analogicznym, a nie dosłow-
nym. Pan Bóg nikogo nie krzywdzi, nawet jeżeli mówimy, iż dopu-
szcza na człowieka trudne doświadczenia życiowe.
2. Pierwotne pęknięcie ludzkiego serca
Ostatecznego powodu wzajemnego krzywdzenia siebie należałoby
szukać w pierwotnym, tajemniczym pęknięciu ludzkiego serca, o
którym opowiada nam nie tylko Biblia (por. Rdz 3,1-24), ale
także wiele starożytnych mitów innych religii. Owo pęknięcie
ludzkiego serca nazywamy grzechem pierworodnym. Pierwotne od-
wrócenie się człowieka od Boga zburzyło jedność i harmonię mię-
dzy ludźmi.
Historia ludzkiej krzywdy jest nierozłącznie związana z his-
torią grzechu. Krzywda stanowi konsekwencję grzechu. Bezpośred-
nią konsekwencją zerwania zakazanego owocu w ogrodzie Eden było
wzajemne krzywdzące się oskarżanie przed Bogiem. Od czasu pier-
wotnego zranienia żaden człowiek na ziemi nie może uniknąć do-
świadczenia krzywdy - zarówno podlegania krzywdzie, jak i krzy-
wdzenia innych. Każdy człowiek, wcześniej czy później, staje
przed doświadczeniem krzywdy i potrzebą jej przebaczenia: tak
krzywdy doznanej od innych, jak i krzywdy wyrządzonej bliźnim.
Każdy grzech popełniony przeciw bliźniemu jest przecież jakąś
formą krzywdy.
Człowiek w grzechu - po grzechu nie jest w stanie udźwignąć
swojego życia, dlatego też usiłuje w sposób niesprawiedliwy
przerzucić jego ciężar na innych. I to właśnie stanowi istotę
krzywdy. Szatan krzywdzi Ewę, wciągając ją w nieprawe myślenie
i bezbożne przeżywanie rzeczywistości; Ewa krzywdzi Adama,
dzieląc się z nim zakazanym owocem; Adam z kolei krzywdzi Ewę,
zrzucając na nią cały ciężar odpowiedzialności za rajską katas-
trofę; Ewa zaś usiłuje uwolnić się od odpowiedzialności za
grzech, przerzucając problem na złego ducha. Jest to zamknięty
krąg przerzucania na siebie krzywdy i zła.
Jeżeli człowiek nie uzna własnego grzechu, jeżeli nie wyzna
go przed Bogiem, to odruchowo szuka innej istoty, na którą móg-
łby przerzucić zrodzone przez siebie zło. Historia ludzkości, w
którą głęboko wpisany jest grzech, jest także historią ludzkiej
krzywdy. Wszystkie wojny, rewolucje, przewroty społeczne i po-
lityczne są zawsze związane z ludzką krzywdą. Zwycięstwo jed-
nych narodów, klas i grup społecznych, związane było z krzywdą
innych. Krzywda jest tak głęboko wpisana w ludzką historię, iż
w niektórych teoriach społecznych i politycznych została wręcz
uznana za konieczny element ludzkiego postępu. Czy jednak po-
stęp ludzkości, rozumiany jako dążenie do większego dobra i
szczęścia człowieka, może być zbudowany na krzywdzie?
3. Krzywda jako przerzucanie własnego cierpienia na innych
Krzywdy, jakie sobie wyrządzamy we wzajemnych relacjach, nie
wypływają bezpośrednio z naszej złej woli. Więzi przyjaciels-
kie, narzeczeńskie, małżeńskie, rodzinne, sąsiedzkie, zawodowe
i wiele innych tworzymy w tym celu, byśmy mogli się kochać i
pomagać sobie wzajemnie. Ludzie nie krzywdzą siebie z powodu
jakiegoś szczególnego okrucieństwa. Nieraz nawet trudno jest
mówić o pełnej odpowiedzialności za konkretne czyny, którymi
krzywdzimy innych. Bezpośrednią przyczyną zadawania bliźnim ran
jest nieraz nieporadność we wzajemnej komunikacji, nieumiejęt-
ność wyjścia ku bliźnim, lękowe zajmowanie się sobą, obawy
przed cierpieniem itp. Bywa, iż cierpienie, szczególnie bardzo
dotkliwe, "odbiera ludziom rozum". Ludzie, krzywdząc swoich
najbliższych, naprawdę nie wiedzą wtedy, co czynią. Wyrządzanie
krzywdy jest przerzucaniem na bliźniego cierpienia, którego sa-
mi nie umiemy i jednocześnie nie chcemy dźwigać.
Pierwsze opamiętanie po zadanej ranie przychodzi nieraz za
późno. Bolesne słowa zostały już wypowiedziane, krzywdzące ges-
ty zostały już zrobione. Dostrzegając cierpienie bliźniego,
krzywdziciel niemal natychmiast zadanie sobie pytanie: Co ja
zrobiłem? Dlaczego to zrobiłem? Pytania takie są świadectwem,
iż ten, kto krzywdzi, często naprawdę nie wie, co robi. Prze-
rzucanie cierpienia na bliźnich jest jedynie pomnażaniem krzyw-
dy, jakiej samemu się doświadcza. Cierpienia tak naprawdę nie
da się przerzucić na innych. Można je jedynie samemu mądrze wy-
cierpieć, odwołując się do pomocy ludzi i Boga. Cierpienie, si-
łą przerzucane na bliźniego, i tak wraca do krzywdziciela -
nieraz ze zdwojoną siłą.
I chociaż człowiek naprawdę nie wie, co robi, krzywdząc
tych, których najbardziej kocha, to jednak nie znaczy, iż może
czuć się zwolniony z odpowiedzialności za swoje słowa i czyny,
poprzez które wyrządza nieraz tyle cierpienia najbliższym. Od-
powiedzialność za każdą krzywdę powinna być rozważana w kontek-
ście odpowiedzialności za całe swoje życie. Nieodpowiedzialność
za siebie, hołdowanie swoim najniższym pożądaniom, życie w na-
łogach, lekceważenie wymiaru moralnego i duchowego ludzkiej eg-
zystencji staje się zasadniczym źródłem krzywdy. Człowiek nieo-
dpowiedzialny za siebie i bliźnich przerzuca nieraz najmniejsze
cierpienie na swoich bliźnich tylko dlatego, iż nie umie pogo-
dzić się ze swoim własnym życiem. Upokarzanie bliźnich jest wy-
razem pogardy dla własnego życia. Manipulowanie wolnością bliź-
nich jest gorzkim owocem podlegania manipulacji. Stosowanie
przemocy wobec innych jest wyrazem poczucia własnej słabości i
niemocy.
Człowiek, który zaniedba swoje własne życie, będzie krzyw-
dził innych, chociaż nie zawsze będzie tego świadomy. Deklara-
cja dobrej woli w sytuacji skrzywdzenia: "Ja tego nie chciałem
zrobić" jest nieraz naiwnym bronieniem własnej nieodpowiedzial-
ności za siebie samego i swoje własne życie.
4. Doświadczenie krzywdy powszechnym ludzkim problemem
Problemu krzywdy, przebaczenia i pojednania nie należy trak-
tować jedynie jako "mojego", "osobistego" lub też "naszego" ro-
dzinnego problemu. Jest to powszechny ludzki problem, który do-
maga się głębszej refleksji nad kondycją człowieka. Jeżeli
problem krzywdy traktowalibyśmy wyłącznie jako nasz osobisty
problem, to moglibyśmy łatwo ulegać niebezpieczeństwu zbyt sub-
iektywnego przeżywania krzywdy i przebaczenia.
Osobista wrażliwość z pewnością ma wpływ na sposób przeżywa-
nia krzywdy - ona sama jednak wszystkiego nie wyjaśnia. Krzyw-
dę, przebaczenie i pojednanie należy rozważać w kontekście lu-
dzkiej kondycji jako takiej. Zamykając się w sobie ze swoją
własną krzywdą, możemy łatwo czuć się "pokrzywdzeni" nie tylko
przez osoby, ale po prostu przez los, przez Pana Boga. Życie
człowieka na ziemi jest trudne, nieraz wręcz dramatycznie trud-
ne. Nie należy jednak tego faktu traktować jako osobistej krzy-
wdy. Taka jest rzeczywistość ludzkiego życia. Trzeba ją akcep-
tować, jeżeli chcemy, aby nasze życie miało swój sens i cel.
5. Jakie jest wyjście z poczucia krzywdy?
Odpowiedź na pytanie, jak rozwiązać problem ludzkiej krzyw-
dy, zakłada odpowiedź na inne pytania: Kim jest człowiek? Jaki
jest sens ludzkiego życia? Na jakim fundamencie powinny być bu-
dowane relacje międzyludzkie? Czym naprawdę jest małżeństwo,
rodzina, rodzicielstwo?
Refleksja nad krzywdą, przebaczeniem i pojednaniem powinna
być podejmowana w kontekście całościowego spojrzenia na czło-
wieka i na cel jego życia. Dopiero takie podejście do krzywdy i
przebaczenia pozwala nam wyjść z pułapki, jaką stanowi dla nas
zamykanie się we własnym poczuciu skrzywdzenia, przyjemność
"bycia ofiarą" oraz szukanie "słodkiej zemsty". Nie uzdrowione
poczucie krzywdy łatwo uruchamia w skrzywdzonym błędne koło by-
cia skrzywdzonym i krzywdzenia innych. Obserwujemy je często w
relacjach małżeńskich, rodzicielskich, sąsiedzkich, zawodowych
itp.
Doświadczenie życiowe pokazuje aż nadto wyraźnie, w jaki
sposób skrzywdzony niemal automatycznie staje się krzywdzicie-
lem, jeżeli nie podejmuje wyzwania związanego z krzywdą, której
uprzednio doświadczył.
Problemu ludzkiej krzywdy, szczególnie wówczas, gdy jest ona
głęboka i przeżywana w sposób bolesny, nie da się rozwiązać w
ciasnym zaułku swojego własnego poczucia skrzywdzenia, żalu,
lęku, gniewu i innych negatywnych uczuć, które rodzą się w kon-
tekście tego doświadczenia. Świadomość, iż skrzywdzenie jest
powszechną ludzką sprawą, sprawia, iż łatwiej jest nam zdystan-
sować się do subiektywnie przeżywanego odczucia skrzywdzenia.
6. Czuwać nad palcem wskazującym
"Ze wszystkich części ciała najbardziej trzeba czuwać nad
palcem wskazującym - mówi laureat nagrody Nobla, wielki rosyjs-
ki poeta, Josif Brodski - ponieważ tak lubi wytykać winy. (...)
Niezależnie od nędzy swojego położenia proszę nie winić niczego
ani nikogo - historii, państwa, zwierzchników, rasy, rodziców,
fazy księżyca, dzieciństwa, treningu czystości itp. Repertuar
jest tyleż obszerny, co nudny, już więc jego obszerność i nuda
powinny dostatecznie odstręczyć rozumną istotę od czerpania z
niego. Z chwilą, gdy obarczamy coś lub kogoś winą, podważamy
własną determinację do zmian. (...) W końcu status ofiary ma
swoje uroki. Zjednuje współczucie, zaskarbia podziw" całych na-
rodów, kontynentów, jak również pojedynczego człowieka.
Proces uzdrowienia wewnętrznego rozpoczyna się w momencie,
kiedy świadomie i dobrowolnie rezygnujemy ze statusu ofiary, z
użalania się nad sobą i z wiecznego płakania nad własnym nie-
szczęściem. "Ze wszystkich części ciała najbardziej trzeba czu-
wać nad palcem wskazującym, ponieważ ponieważ tak lubi wytykać
winy."
Wytykanie ludziom ich winy jest znakiem, że nie przyjęliśmy
jeszcze pełnej odpowiedzialności za nasze życie. Jeżeli ktoś z
nas jest nieszczęśliwy, to przede wszystkim nie dlatego, iż zo-
stał skrzywdzony, ale dlatego, iż nie chciał wziąć pełnej odpo-
wiedzialności za takie życie - takie, jakie ono jest w danej
chwili, niezależnie od zranień, krzywd i ciężkich warunków, w
jakich żyliśmy i żyjemy.
Prośmy Boga, byśmy umieli zdemaskować złe używanie palca
wskazującego. Pytajmy siebie: Kogo i za co czynię winnym? Dla-
czego? Czy nie przerzucam odpowiedzialności za moje nieszczęś-
cie na bliźniego? Pytajmy też siebie: Czy w życiu nie przyjmu-
jemy statusu ofiary?
Długie lata zaborów, okupacji, zniewolenie totalitaryzmem
państwa komunistycznego - wszystkie te bolesne doświadczenia
nauczyły nas czuć się ofiarami. To prawda, iż w przeszłości by-
liśmy ofiarami. Nie możemy jednak tego doświadczenia rozciągać
na nasze osobiste życie.
7. Pojednanie z sobą koniecznym warunkiem pojednania z inny-
mi
Każdy człowiek, który pragnie żyć odpowiedzialnie, budować
dojrzałe i harmonijne więzi z bliźnimi i nie pozostawiać za so-
bą ciemnego pasma krzywdy i zniszczenia, powinien z całą odpo-
wiedzialnością pytać siebie i innych: Co należy czynić, aby
przerwać błędne koło krzywdy i cierpienia? Jak pokonać w sobie
status ofiary? Jak zatrzymać krzywdę przetaczającą się z poko-
lenia na pokolenie? Jak uwolnić się od lęku, gniewu, poczucia
żalu, zazdrości, chęci zemsty, które łączy się z doznaną krzyw-
dą? Co robić, aby poczucie krzywdy nie zatruwało życia przyja-
cielskiego, małżeńskiego, rodzinnego, sąsiedzkiego? Jak zapo-
biec temu, by nie powtarzać we własnym życiu błędnego koła by-
cia krzywdzonym i krzywdzenia innych?
Odpowiedź na te pytania brzmi: trzeba wejść w dynamikę prze-
kraczania poczucia krzywdy i uczyć się przebaczania i pojedna-
nia się z ludźmi, którzy nas krzywdzą. Przebaczenie i pojedna-
nie nie może być doświadczeniem odświętnym. Powinno ono być co-
dziennym ludzkim doświadczeniem.
Jedyną drogą do przekroczenia krzywdy jest przyjęcie postawy
przebaczenia i pojednania. Wezwanie Jezusa, aby przebaczyć bra-
tu siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze, jest zaproszeniem
do budowania w nas stałej, wiernej postawy przebaczania i poje-
dnania wobec wszystkich naszych bliźnich. Krzywda przestaje być
niszcząca, jeżeli zostaje złączona z przebaczeniem i pojedna-
niem.
Nasza postawa przebaczania i pojednania ujawnia się dopiero
w kontekście doznanej krzywdy. Wiele osób deklaruje w sposób
szlachetny gotowość przebaczenia, ale tylko do momentu, w któ-
rym same nie stają przed doświadczeniem rzeczywistej, głębokiej
i "niczym nie zasłużonej" krzywdy.
Aby móc przebaczać innym i żyć z nimi w zgodzie, trzeba naj-
pierw dostrzec potrzebę przebaczenia sobie samemu wielu niedo-
skonałości, błędów i grzechów. Pojednanie z sobą jest konie-
cznym krokiem do pojednania z ludźmi. Ludzie krzywdzą innych,
ponieważ nie umieją pogodzić się z własnym nieudanym życiem.
Człowiek pojednany z sobą samym staje się wręcz niezdolny do
wyrządzania większych krzywd innym.
Rozdział III: KRZYWDY W RELACJACH MIĘDZYLUDZKICH
Rodzina, z której człowiek wychodzi, jest zasadniczym punk-
tem odniesienia dla jego osobistego rozwoju. To właśnie rodzina
wraz z całą jej historią wpływa w decydujący sposób na całą
osobistą historię i na historię własnej rodziny. W historii na-
rastają i w historii też bywają rozwiązywane wszystkie najważ-
niejsze ludzkie problemy. "Każdy aktualny stan - mówi Roman In-
garden - nosi na sobie niejako piętno całej historii poprzedza-
jących go stanów. (...) Cała przeszłość nieustannie się konser-
wuje, sama z siebie, automatycznie. Towarzyszy nam w każdej
chwili naszego życia". Wszystkie ludzkie zranienia powstają w
historii życia i tylko z uwzględnieniem całej historii mogą być
skutecznie leczone.
1. Historia rodzinna
Historia rodzinna ma ważny wpływ na kształt całego naszego
życia oraz na kształt więzi, które budujemy. To właśnie związki
rodzinne, zarówno z przeszłości, jak i obecne, decydują w zna-
cznym stopniu o naszym ludzkim szczęściu. Im ściślejsze są te
związki, tym więcej ludzkiego szczęścia.
Bliskość ta niesie jednak z sobą niemałe ryzyko. Im większa
intymność między osobami, tym łatwiej mogą się one ranić. Nie
można zranić człowieka, który żyje daleko od nas. Natomiast ła-
two możemy zranić kogoś, kto żyje blisko.
Zranienia w relacjach rodzinnych są zawsze źródłem wielkiego
rozczarowania, cierpienia i bólu, także wówczas, gdy chodzi o
"stare historie", które przeżyło się już wiele lat temu. Właś-
nie te stare historie, jeżeli nie zostały uzdrowione, oczysz-
czone, mogą być źródłem bólu i mogą też w jakiejś mierze wpły-
wać na nasze dzisiejsze postawy i zachowania oraz na nasze wię-
zi we własnej rodzinie. Właśnie dlatego tak ważny jest powrót
do wszystkich skrzywdzeń doznanych w środowisku rodzinnym, aby
nie były one przenoszone (najczęściej w sposób nieświadomy) na
nasze obecne relacje, zarówno rodzinne, jak i pozarodzinne.
"Zdarza się w wielu przypadkach - pisze Carl Gustav Jung -
że [człowiek] nosi w sobie pewną historię, której nikomu nie
opowiada, której z reguły poza nim nikt nie zna. Dla mnie właś-
ciwa terapia rozpoczyna się dopiero po zbadaniu tej osobistej
historii. Stanowi ona tajemnicę chorego - tajemnicę, która go
złamała. A jednak kryje się w niej klucz do terapii. Rzeczą le-
karza jest znaleźć sposób, by dotrzeć do tej historii. Lekarz
musi stawiać pytania dotyczące całego człowieka".
To, co Jung odsłania u ludzi głęboko zranionych psychicznie,
trzeba umieć zobaczyć także u osób "normalnych", posiadających
może "mniejsze" zranienia, które niekoniecznie muszą jednak
oznaczać mniejsze cierpienie. Również małe krzywdy i "małe" -
wzajemnie sobie zadawane przez dłuższy czas - rany mogą tworzyć
grube pokłady poczucia krzywdy, które domagają się wewnętrznego
uzdrowienia.
2. Trudne układy rodzinne
Także w małżeństwach i rodzinach w "miarę dojrzałych i nor-
malnych" tworzą się często trudne układy, które czynią codzien-
ne życie rodzinne bardzo trudnym. Nieumiejętność wzajemnego wy-
rażania swoich uczuć, odmienność upodobań i pragnień, ogromny
pośpiech, zmęczenie, chwilowe niedyspozycje i humory sprawiają
nieraz, iż "drobne sprawy i konflikty" nakładają się na siebie
tygodniami, miesiącami czy nawet latami. I choć życie rodzinne
toczy się "zwyczajnie", to jednak nagromadzona wzajemna niechęć
do siebie i żal czynią je nieraz dość bolesnym. Kiedy w takiej
sytuacji brakuje świadomego wysiłku ze strony obojga rodziców,
aby wychodzić sobie naprzeciw i pokonywać narastającą wzajemną
niechęć i żal, wówczas tworzą się stałe chore układy małżeńs-
kie, które wpływają na całą rodzinę. W ten sposób małżonkowie
krzywdzą najpierw siebie nawzajem, a następnie krzywdzą także
swoje własne dzieci.
Takie sytuacje rodzinne nie są przypadkowe. Najczęściej kry-
je się za nimi brak dobrego przygotowania do życia małżeńskie-
go, chaotycznie prowadzone życie rodzinne, jak również nieumie-
jętność prowadzenia wzajemnego dialogu. Dzieci wychowywane w
takiej atmosferze, choć czują się przez rodziców kochane, mają
jednak nieraz do nich żal z powodu atmosfery napięcia, braku
szczerej rozmowy z nimi czy też małego zainteresowania ich
problemami. Takie właśnie sytuacje rodzinne domagają się uzdro-
wienia wewnętrznego, by nie były powielane w sposób automatycz-
ny w następnym pokoleniu. Kiedy małżonkowie podejmują jednak
świadomy wysiłek i troskę o budowanie coraz większej jedności i
harmonii rodzinnej, wówczas doraźne nieporozumienia łatwo są
przezwyciężane. Drobne krzywdy, wzajemnie wyznawane i przeba-
czane, nie tylko nie stają się przeszkodą na drodze rozwoju ży-
cia małżeńskiego i rodzinnego, ale - wręcz odwrotnie - stanowią
szczególną okazję do budowania coraz głębszej zgody, uważności
i harmonii rodzinnej. Kiedy małżonkowie posiadają sztukę komu-
nikowania się między sobą, konfliktowe sytuacje bywają szybko
wyjaśniane poprzez wzajemne wychodzenie ku sobie i dialog. Sy-
tuacje konfliktowe nie nakładają się wówczas na siebie i żadna
ze stron nie gromadzi poczucia krzywdy czy żalu. Takie "dobre
układy" rodzinne wymagają jednak dużej dojrzałości rodziców,
kultury wzajemnego współżycia, jak też bardzo uważnego i plano-
wo prowadzonego życia rodzinnego.
3. Patologie rodzinne
Prosta obserwacja życia, a także statystyki socjologiczne
pokazują, iż stosunkowo często zdarzają się o wiele trudniejsze
sytuacje rodzinne, sytuacje wręcz dramatyczne. Nie są to już
tylko drobne, nakładające się na siebie konflikty i nieporozu-
mienia, ale głębokie krzywdy. Alkoholizm obojga lub jednego z
rodziców, najczęściej ojca; ciągłe nieporozumienia i kłótnie;
separacja i rozwód; oschłość i oziębłość emocjonalna w stosunku
do dzieci; przemoc i brutalność w słowach i gestach; poniżanie,
wyśmiewanie czy ironizowanie postawy dziecka; nadużycia władzy
rodzicielskiej poprzez skrajne ograniczanie wolności; wykorzys-
tywanie seksualne dzieci - to tylko niektóre sytuacje, wymie-
nione tytułem przykładu, spotykane w wielu rodzinach.
Przyczyny takich zachowań są zwykle bardzo złożone: niedoj-
rzałość czy też niezrównoważenie psychiczne, zamykanie się w
sobie, niechęć do podjęcia problemów, zbyt "lekkie" traktowanie
życia, przewlekłe nie rozwiązane problemy emocjonalne i moral-
ne. Narosłe problemy osobiste i rodzinne wywołują nieraz bezra-
dność psychiczną, która pogłębia jedynie istniejącą sytuację.
Jeżeli dzieci nie nabierają dystansu do przeżytego w takiej at-
mosferze dzieciństwa, to nieświadomie przenoszą tę sytuację w
swoje własne życie, do własnych rodzin czy wspólnot, w których
żyją. By uwalniać się od psychicznego przymusu powtarzania nie-
dojrzałych i krzywdzących zachowań wobec własnych dzieci czy
członków wspólnoty, konieczne jest uzdrowienie wewnętrzne, któ-
re pozwoli przekroczyć doznane zranienie.
4. Relacje przedmałżeńskie i małżeńskie
Trwała ludzka miłość, będąc jedną z najważniejszych tęsknot
człowieka, staje się często miejscem krzywdy i cierpienia. Im
bardziej młody człowiek spragniony jest miłości i uczucia, tym
więcej oczekuje od osoby, która go fascynuje. Wielkie zakocha-
nie i wielkie emocjonalne oczekiwania z nim związane nierzadko
pociągają za sobą wielkie rozczarowania i zawód uczuciowy. Roz-
czarowanie człowiekiem, w którym pokładało się wielkie nadzie-
je, bywa często odbierane jako skrzywdzenie. Chłopak może czuć
się skrzywdzony tylko dlatego, iż dziewczyna, która go fascynu-
je, nie odpowiada na jego uczucia. Podobnie dziewczyna. A prze-
cież nikt nie jest zobowiązany do przyjmowania uczuć drugiej
osoby i odpowiadania na nie. Ponieważ jesteśmy istotami bardzo
kruchymi w przyjmowaniu i dawaniu miłości, dlatego tak łatwo
czujemy się skrzywdzeni.
W okresie młodości istnieje potrzeba szczególnej wzajemnej
uważności w relacjach emocjonalnych. Młodzi powinni być świado-
mi, jak bardzo można skrzywdzić człowieka, traktując w sposób
niedelikatny, lekkomyślny czy wręcz brutalny jego uczucia. Mi-
łość ludzka domaga się przejrzystości i szlachetności. Gdy bra-
kuje uczciwości moralnej, wtedy łatwo może dojść między młodymi
ludźmi pragnącymi się kochać do nadużycia zaufania i wzajemnego
wykorzystywania siebie. Młody człowiek może poczuć się głęboko
zraniony, kiedy po dłuższym "chodzeniu ze sobą" nagle zostaje
odrzucony. Bardziej podatna na zranienie bywa kobieta. Ale tak-
że mężczyzna może poczuć się zraniony, jeżeli kobieta bawi się
jego uczuciem. Również przedmałżeńskie kontakty seksualne, w
których młodzi manipulują sobą i wzajemnie się wykorzystują,
stają się nierzadko źródłem wielu głębokich zranień emocjonal-
nych. Takie krzywdy zostawiają zwykle głębokie rany, które z
trudem goją się całymi latami. Wzajemne ranienie się małżonków
bywa nieraz jedynie przedłużeniem źle przeżytego okresu narze-
czeństwa.
Im więcej poczucia krzywdy wynosi ktoś z własnego domu ro-
dzinnego, tym łatwiej czuje się skrzywdzony w relacji do swojej
dziewczyny-chłopaka, narzeczonej-narzeczonego, żony-męża, włas-
nych dzieci. Ludzie, którzy pragną trwałej wzajemnej miłości
małżeńskiej, powinni w okresie narzeczeńskim poznać nawzajem
swoją wrażliwość i podatność na skrzywdzenie. Głębsza znajomość
swojej emocjonalności może pomóc im w zdobyciu sztuki wzajemne-
go przebaczania i pojednania. Dlatego też nie powinni oni uni-
kać konfliktów. Winni stwarzać naturalne sytuacje, w których
ujawni się nie tylko odmienność ich charakterów i oczekiwań,
ale także granice ich odporności psychicznej, ludzkiej ofiarno-
ści i zdolności do poświęcenia. Sytuacje konfliktowe okresu na-
rzeczeńskiego stają się najlepszą szkołą wzajemnego przebacza-
nia i budowania głębszej wzajemnej jedności. Jeżeli narzeczeni
nie nauczą się sztuki wzajemnego wybaczania sobie drobnych nie-
porozumień i krzywd, to ryzykują nieudany start w życiu małżeń-
skim i rodzinnym.
Najlepiej przeżyty okres narzeczeństwa nie gwarantuje jednak
"małżeństwa doskonałego". Małżeństwo, jako stały związek, przy-
nosi nowe sytuacje, których nie da się w żaden sposób przewi-
dzieć w okresie narzeczeńskim. Stabilność, równowagę i dojrza-
łość małżeństwa trzeba wypracować już w trakcie jego trwania.
Po okresie pierwszej fascynacji w małżeństwie przychodzi okres
"przyzwyczajania" się do siebie. W takim klimacie ujawniają się
często te strony charakteru, które były, nieraz podświadomie,
ukrywane w okresie narzeczeństwa. Nowe trudności związane z ży-
ciem codziennym: troski materialne, dążenie do sukcesu zawodo-
wego, relacje z teściami obojga małżonków, przyjście na świat
dzieci i ich wychowywanie - wszystko to łatwiej odsłania grani-
ce emocjonalne, moralne i duchowe obu stron. Jeżeli małżonkowie
nie podejmują na bieżąco tych trudności, to łatwo stają się one
miejscem wzajemnej krzywdy i rozczarowania. Ma to miejsce także
wówczas, kiedy "na początku" wszystko wydawało się być na naj-
lepszej drodze do zbudowania dobrego małżeństwa. Małżeństwo
jest takim związkiem, który domaga się troski, wysiłku i co-
dziennej pielęgnacji.
5. Relacje dorosłych dzieci z rodzicami
Nie tylko dzieci bywają krzywdzone przez rodziców, ale także
rodzice przez dzieci. Dobre wychowanie dzieci nie jest bynaj-
mniej dla rodziców gwarancją, że na stare lata będą one dla
nich pomocą i wsparciem. Zdarza się dzisiaj coraz częściej, iż
dorosłe dzieci, zajęte sobą, dążeniem do sukcesu i dobrobytu,
zapominają o swoich rodzicach. Nierzadko także egoistyczna, po-
sesywna miłość do swojego męża-żony i dzieci sprawia, iż "bra-
kuje" im czasu, sił i środków materialnych, aby przyjść z pomo-
cą matce i ojcu. Dzisiejsza cywilizacja konsumpcyjna nie zachę-
ca bynajmniej ludzi w wieku produkcyjnym do większej uważności
na ludzi starych. Rodzice w podeszłym wieku muszą sobie nieraz
radzić z głębokim poczuciem krzywdy, jakie rodzi się w nich z
powodu wielkiej nieraz obojętności i zapomnienia ze strony do-
rosłych dzieci.
Dorosłe dzieci nie zdają sobie jednak sprawy, iż własną obo-
jętnością wobec swoich rodziców, dziadków swoich dzieci, budują
sobie podobną starość. Dając bowiem zły przykład swoim dzie-
ciom, narażają się na podobne traktowanie przez nie na stare
lata. Krzywda wyrządzona swoim własnym rodzicom wraca nieraz
jak bumerang w okresie własnej starości.
6. Relacje z rodzeństwem
Relacje z rodzeństwem w okresie dzieciństwa z reguły bywają
konfliktowe. Najczęściej nie są to jednak jakieś głębokie konf-
likty i nieporozumienia. Kłótnie rodzeństwa stanowią często pe-
wną formę "zabawy", w której ważną rolę odgrywa rywalizacja.
Nierzadko jednak rodzeństwo swoim konfliktowym stylem bycia
"naśladuje" własnych rodziców, którzy sami tworzą w domu konf-
liktową atmosferę. Im głębsze są konflikty rodziców między so-
bą, tym więcej bywa nieporozumień i kłótni także pomiędzy ro-
dzeństwem. Rodzice, obserwując uważnie wzajemne relacje swoich
dzieci, mogliby nieraz wiele odkryć na temat swoich wzajemnych
relacji.
Nieporozumienia i konflikty między rodzeństwem nasilają się
szczególnie wówczas, kiedy rodzice (obydwoje lub tylko jedno z
nich) traktują swoje dzieci w sposób nierówny. Dzieci mają
ogromne wyczucie sprawiedliwości i łatwo zauważają choćby mini-
malne nierówności w sposobie traktowania ich przez rodziców.
Wobec takiego traktowania konflikty pomiędzy dziećmi przybiera-
ją nieraz pewną formę walki o ich miłość.
Atmosfera wzajemnej zgody pomiędzy samymi rodzicami jak też
równe traktowanie wszystkich dzieci sprawiają, iż konflikty
między rodzeństwem właściwie nie istnieją. Te zaś, które są,
mają charakter naturalnej dziecięcej rywalizacji. Konflikty po-
między rodzeństwem w okresie dzieciństwa nie pozostawiają na
ogół jakiegoś głębokiego poczucia krzywdy. Wspominając dzieciń-
stwo w wieku dorosłym, z reguły z przymrużeniem oka patrzy się
na konflikty z braćmi i siostrami. Za nierówne zaś traktowanie
obwiniani są raczej rodzice, a nie wyróżniane rodzeństwo.
Niesprawiedliwe i krzywdzące układy pomiędzy rodzeństwem
zdarzają się szczególnie wówczas, gdy między braćmi i siostrami
istnieje znaczna różnica wieku. Upokarzanie, stosowanie przemo-
cy, wykorzystywanie, także seksualne - oto najtrudniejsze sytu-
acje, jakie pojawiają się nieraz w relacjach między starszym a
młodszym rodzeństwem. Takie krzywdzące fakty zdarzają się na
ogół wtedy, kiedy rodzice nie mają dobrych więzi ze swoimi
dziećmi. Młodsze wydane są wówczas na pastwę niedojrzałych, a
niekiedy także nieodpowiedzialnych zachowań starszego rodzeńst-
wa, szczególnie zaś braci. Jeżeli takie sytuacje miały miejsce
w naszym życiu, to wymagają one wewnętrznego przebaczenia i
wzajemnego pojednania, aby nie były przenoszone na inne relacje
międzyludzkie.
Niekiedy zdarza się, iż pomiędzy rodzeństwem, które przeżyło
wspólnie okres dzieciństwa w dobrej atmosferze, w okresie mło-
dości lub nawet w wieku dorosłym wytwarza się ostra rywaliza-
cja. Bywa tak wówczas, kiedy dzieci miały nierówny start życio-
wy lub nierówne osiągnięcia. I choć rodzeństwo na ogół nie żyje
pod jednym dachem w wieku dorosłym, to jednak konfliktowość
tych relacji trwa nieraz przez całe lata pomimo oddalenia prze-
strzennego. Takie długoletnie konflikty z rodzeństwem bywają
nieraz źródłem wielu cierpień. Łatwo też wytwarza się wzajemne
poczucie krzywdy. Relacje pomiędzy rodzeństwem, choć mniej in-
tensywne niż relacje z własną rodziną - żoną-mężem i dziećmi,
domagają się również pielęgnacji, troski i wysiłku.
7. Inne relacje
Nie tylko w relacjach rodzinnych, ale także w relacjach po-
zarodzinnych łatwo tworzą się układy, w których wielu ludzi do-
świadcza nieraz krzywdy. Dotyczy to szczególnie sytuacji, w
których istnieją głębokie więzi emocjonalne lub też zależności
społeczne: przyjaźnie, koleżeństwo, sąsiedztwo, więzi na płasz-
czyźnie religijnej, zależności zawodowe itp. Tam, gdzie ludzie
żyją razem i mają wiele "wspólnych interesów", zawsze istnieje
możliwość wyrządzania sobie krzywdy. Zdrada w przyjaźni, wyko-
rzystywanie w miejscu pracy, niesprawiedliwe traktowanie przez
wychowawcę, nauczyciela, duszpasterza mogą tworzyć głębokie po-
czucie krzywdy, które nierzadko nakłada się na krzywdy wynie-
sione z domu rodzinnego. Takie sytuacje egzystencjalne domagają
się również wewnętrznego uzdrowienia.
Rozdział IV: KRZYWDY OKRESU DZIECIŃSTWA
Wielu dorosłym wydaje się, że dzieci - szczególnie gdy nie
sprawiają kłopotów wychowawczych - jest łatwo kochać. Uczucia
sympatii i życzliwości, które spontanicznie budzą się wobec
dzieci, bywają utożsamiane z miłością. Wychowanie dzieci jest
też zbyt często "kierowane" spontanicznymi i odruchowymi reak-
cjami, nad którymi rodzice i wychowawcy mało na ogół reflektu-
ją. Skutków takiego wychowania rodzice nie są w stanie przewi-
dzieć. Stąd mimo całej dobrej woli i ofiarności popełniają nie-
raz wiele fundamentalnych błędów wychowawczych, poprzez które
krzywdzą dziecko, a które to błędy (nierzadko z odczuciem bólu
i rozczarowania) uświadamiają sobie dopiero po wielu latach.
O wiele łatwiej jest powiedzieć, czym nie jest miłość do
dziecka i jak nie należy go kochać. Miłości do dzieci nie może
być bowiem mierzona jedynie (lub też utożsamiana z) dobrą wolą,
pozytywnymi emocjami, jakie przeżywają rodzice, ilością "rze-
czy", które mu ofiarują, czy też zadowoleniem samego dziecka.
Dziecko nie jest bowiem w stanie rozeznać, co jest mu naprawdę
potrzebne do dojrzałego kształtowania własnej osobowości. Mi-
łość do dziecka wymaga nie tylko dobrej woli, uczucia i wysił-
ku, ale również życiowej mądrości, która umie rozeznać zarówno
sytuację dziecka, jak i wpływ, jaki na nie się wywiera.
Rodzice zabiegani i zapracowani (zwłaszcza ojcowie) zauważa-
ją swoje dzieci tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy zaczynają one
sprawiać im kłopoty i przykrości. Ma to miejsce najczęściej w
okresie dojrzewania. Wówczas zaczyna się nie tyle wychowywanie
dzieci (na to jest bowiem już zwykle za późno), ile raczej wal-
ka z nimi. Możliwość pomocy dziecku w okresie dojrzewania zale-
ży w znacznym stopniu od tego, w jaki sposób było ono traktowa-
ne w całym poprzednim okresie.
Postawy, którymi rodzice i wychowawcy najboleśniej ranią
dzieci, to brak akceptacji, zbytnie karanie, stwarzanie poczu-
cia zagrożenia, sądzenie dziecka, oczernianie go, plotkowanie o
nim, nadopiekuńczość, zbytnie ograniczanie jego wolności, wyko-
rzystywanie - w tym również wykorzystywanie seksualne. Poniższe
wyliczenie najczęstszych krzywd wyrządzonych dzieciom przez do-
rosłych może posłużyć jako swoisty rachunek sumienia z naszego
zachowania wobec dzieci. Jeżeli pragniemy naprawdę pomagać
dzieciom w ich dochodzeniu do pełnej dojrzałości ludzkiej i du-
chowej, to powinniśmy mieć odwagę dostrzegać i przekraczać wła-
sne błędy, które są zawsze pewną formą wyrządzonej im krzywdy.
1. Brak akceptacji dziecka
Brak akceptacji dziecka przez rodziców jest jakąś wewnętrzną
niezgodą na dziecko i jego obecność w ich życiu. Niezgoda ta
może przejawiać się w małej uważności na dziecko, w lekceważe-
niu tego, co ono mówi, w braku zainteresowania jego problemami,
w ciągłym niezadowoleniu z niego, w napominaniu go, iż prze-
szkadza, w braku czułości, w traktowaniu dziecka w sposób urze-
czowiony, ignorowaniu czy wyśmiewaniu go itp. Czasami brak ak-
ceptacji przybiera drastyczną formę zarówno wewnętrznego, jak i
zewnętrznego odrzucenia dziecka. Odrzucenie to bywa niekiedy
wypowiadane wobec dziecka. Takie zachowania stanowią zawsze
ciężką krzywdę. "Nie akceptować jakiejś osoby (także dziecka),
to w jakimś sensie zabijać ją emocjonalnie. To nie przyznawać
jej prawa do życia, które jej przysługuje".
Często przyczyną braku akceptacji dziecka przez rodziców
jest zaskoczenie ciążą. Dziecko w łonie matki odbierane jest
wówczas niemal jako intruz, który nagle wtargnął w życie osobi-
ste rodziców i domaga się całkowitej uwagi i poświęcenia, powo-
dując tym samym zamieszanie w ich osobistych zamiarach i pla-
nach życiowych. Inną, nierzadką przyczyną braku akceptacji
dziecka są zbyt wielkie oczekiwania z nim związane lub też
określone wyobrażenia o nim: o tym, jak powinno wyglądać, w ja-
ki sposób się zachowywać, uczyć, jaka powinna być jego inteli-
gencja itp. Jeżeli postawa i zachowania dziecka odbiegają od
oczekiwań i wyobrażeń o nim, to bywa ono odrzucane.
Dziecko, które nie otrzymuje należnej mu akceptacji, łatwo
traci radość życia: izoluje się, zamyka się w sobie, staje się
apatyczne, smutne. Nieraz też poprzez "niegrzeczne" zachowanie
usiłuje zwrócić na siebie uwagę, domagając się w ten sposób mi-
łości i akceptacji. Jeżeli jej nie otrzymuje, bardzo cierpi.a.
Ignorowanie dziecka, traktowanie go jak powietrze jest jedną z
najdotkliwszych kar, jakie można mu wymierzyć. Istotą takiego
zachowania jest nie tylko obojętność emocjonalna wobec dziecka,
ale także podkreślanie zbędności jego osoby. Rodzic ignorujący
swoje dziecko zdaje się mówić mu: "Twoje życie nie ma dla mnie
żadnej wartości. Jesteś mi niepotrzebny". Ignorowanie dziecka
boleśnie uderza w jego osobiste poczucie sensu życia oraz god-
ności osobistej. Dziecko doświadcza wartości własnego życia
dzięki temu, iż czuje się kochane i bardzo "potrzebne" swoim
rodzicom. Wiele dzieci podejmuje nieraz ogromny wysiłek, aby
udowodnić swoim rodzicom, że są warte ich uwagi, zainteresowa-
nia i miłości. Narzucają się im ze swoją pomocą, aby ich prze-
konać, że są im potrzebne. Rodzice powinni chętnie przyjmować
taką pomoc także wówczas, kiedy jej wartość "materialna" jest
dość względna. Kiedy dziecko czuje się niepotrzebne rodzicom,
traci nie tylko radość życia, ale także zapał do jakiegokolwiek
wysiłku i zaangażowania. "Skoro bowiem moje życie jest nikomu
niepotrzebne - zdaje się mówić dziecko do siebie - to jaki może
mieć sens mój wysiłek i moja praca?".
b. Bardzo bolesną formą nieakceptacji dziecka jest też trak-
towanie go w sposób przedmiotowy. Takie zachowanie rodziców wy-
pływa najczęściej z braku ich wrażliwości oraz z poczucia wy-
niosłości. Rzeczowe traktowanie ludzi stanowi zawsze jakąś for-
mę pychy. Urzeczowienie relacji z dzieckiem może wyrażać się w
różny sposób: w nieliczeniu się z jego pragnieniami i potrzeba-
mi, w lekceważeniu jego przeżyć i odczuć, w banalizowaniu konf-
liktów sumienia dziecka, w naruszaniu jego prywatności i intym-
ności, w braku szacunku dla jego planów. I tak na przykład
dziecko czuje się bardzo zranione, kiedy rodzice bez pytania go
o zdanie przestawiają meble w jego pokoju, narzucają mu sposób
ubierania się, "wciskają" mu zabawki, których ono nie lubi, czy
też przymuszają je do pewnych zajęć pozaszkolnych, które go nie
interesują. Rodzicom potrzebna jest świadomość, iż dziecko jest
samoistną osobą mającą swoje prawa, nie zaś przedłużeniem ich
własnego życia. Miłość do dziecka rozpoczyna się od respektowa-
nia jego podstawowych praw.
c. Szczególną formą urzeczowienia jest wykorzystywanie dzie-
cka dla swoich osobistych korzyści i celów. Rodzice traktują
niekiedy dziecko jako służącego, który winien wykonywać ich
osobiste polecenia. Nierzadką formą wykorzystywania dziecka
jest też przenoszenie na nie własnych nie zrealizowanych ambi-
cji życiowych. W ten sposób rodzice, posługując się dzieckiem,
usiłują nieraz zrekompensować swoje osobiste frustracje życio-
we.Dzieci bywają też wykorzystywane jako "bufor" we wzajemnych
konfliktach między rodzicami. Przeciąganie dziecka na swoją
stronę, nastawianie go przeciwko współmałżonkowi, zachęcanie
czy też zmuszanie go do składania nieprawdziwych zeznań, prze-
kazywanie sobie wzajemnie informacji za pośrednictwem dziecka -
to tylko pewne przykłady wykorzystywania dzieci w sytuacjach
konfliktowych pomiędzy ojcem i matką.Rodzice, mający tendencje
do traktowania dzieci w sposób rzeczowy i do wykorzystywania
ich, powinni budzić w sobie świadomość, że dzieci nie są ich
własnością, ale są darem Boga, który został powierzony im "na
jakiś czas" - do chwili osiągnięcia dojrzałości i samodzielnoś-
ci.
2. Zbytnie karanie dziecka
anie dziecka zajmuje ważne miejsce w procesie wychowania.
Aby jednak kara mogła spełniać pozytywną rolę, winna być z jed-
nej strony proporcjonalna do przewinienia, z drugiej zaś - być
wymierzana w atmosferze dialogu i zaufania. W wychowaniu nale-
żałoby dążyć do tego, by dziecko przyjęło karę dobrowolnie.
"Najsłuszniejsza kara", narzucona dziecku pod wpływem gniewu
rodzica czy wychowawcy, staje się tym samym niesprawiedliwa i
traci swój sens, ponieważ nie liczy się ona z jego uczuciami.
Jest niesprawiedliwa tylko dlatego, iż nie jest złączona z ak-
ceptacją emocjonalną "karanego". Przestaje być wyrazem troski o
dziecko, a staje się formą represji oraz sposobem rozładowania
napięcia dorosłego.
Dzieci mają niezwykle wyostrzony zmysł sprawiedliwości. Czu-
ją się pokrzywdzone przez niesprawiedliwą karę i odbierają ją
jako pewien rodzaj zemsty ze strony osoby dorosłej. Niesprawie-
dliwe czy też zbyt częste karanie dzieci rodzi zazwyczaj skutki
przeciwne do zamierzonych. Jednym z groźniejszych skutków częs-
tego karania przez rodziców jest przyjęcie przez dziecko twar-
dej i nieustępliwej postawy zarówno wobec kary, jak i osoby ka-
rzącej. Karanie odbierane jest wówczas jako próba złamania psy-
chicznego. Obrona zaś przed karą jest traktowana jako obrona
własnej wewnętrznej godności.
Często stawia się pytanie, czy stosować kary cielesne wobec
dzieci. W zasadzie nie powinno się takich kar stosować. Bicie
dzieci jest zawsze wyrazem przemocy silniejszego nad słabszym.
Znęcanie się nad dzieckiem, dotkliwe kary cielesne są zawsze
wielką krzywdą. Dzieci odbierają je jako upokorzenie. Takie ka-
ry stanowią nie tylko naruszenie osobistej godności dziecka;
nierzadko też wprowadzają dziecko w kompleksy niższości i obni-
żają jego poczucie własnej wartości i godności. Częste karanie
dzieci rodzi w nich odruch buntu i odwetu. W takiej sytuacji
dzieci mogą uodpornić się na jakiekolwiek karanie ze strony do-
rosłych.
Dzieci karane w sposób niesprawiedliwy z jednej strony dła-
wią odruchy buntu wobec rodziców, z drugiej zaś dają upust
uczuciom odwetu i zemsty wobec słabszych od siebie rówieśników
lub wobec zwierząt. To właśnie w bezmyślnym karaniu dzieci
przez dorosłych można nieraz doszukiwać się głównej przyczyny
okrucieństwa dziecięcego. Okrucieństwo dziecka jest zwykle bar-
dzo złą wróżbą. Zapowiada ono bowiem stosowanie przemocy i bru-
talność w życiu dorosłym.
Nadużywanie alkoholu często pociąga za sobą znęcanie się nad
dziećmi. Kiedy w rodzinie dochodzi do znęcania się nad dziec-
kiem, wówczas przestaje to być jedynie "wewnętrzną sprawą ro-
dzinną", a staje się sprawą społeczną. Wychowawcy, duszpasterze
nie powinni być obojętni wobec takich sytuacji. Trzeba usiłować
pomóc wtedy nie tylko dziecku, ale całej rodzinie. Odebranie
dziecka rodzicom stanowi zawsze dla dziecka najgorsze wyjście,
choć niekiedy jest ono konieczne. Najlepszy dom dziecka lub
najlepsza rodzina zastępcza nie zastąpią w żaden sposób włas-
nych rodziców. Dlatego też, aby pomóc dziecku, trzeba pomóc
najpierw jego rodzicom.
3. Stwarzanie dziecku poczucia zagrożenia
a. Bardzo krzywdzące i bardzo bolesne dla dziecka jest za-
wsze utrzymywanie go w atmosferze nieustannego zagrożenia i lę-
ku. Rodzice odwołują się do poczucia zagrożenia szczególnie wó-
wczas, kiedy nie radzą sobie z dziećmi. "Czekaj, niech tylko
tata wróci z pracy" - tak matki straszą nieraz "swoje pocie-
chy", u których nie mają autorytetu. Takie "zawieszenie" kary,
którą ma wymierzyć ojciec, stwarza atmosferę zagrożenia. Ocze-
kiwanie bywa wówczas o wiele gorsze niż sama kara. Matka, gro-
żąc ojcowską karą, przypisuje nieraz ojcu surowość, której on
nie posiada.
Poważnym zagrożeniem dla dziecka może być też "przepowiada-
nie" nieszczęść, które mogą spotkać je samo lub osoby najbliż-
sze, szczególnie zaś rodziców: "Jeżeli będziesz niegrzeczny,
mama cię opuści". Jeszcze groźniej brzmi przepowiadanie choroby
lub śmierci rodzica jako kary za złe zachowanie dzieci: "Jeżeli
się nie poprawisz, mama może zachorować". Również "żarty" z
dziecka odwołujące się do jego poczucia lęku i zagrożenia mają
nieraz posmak "żartów koszmarnych". O ile matki częściej grożą
dzieciom jakąś formą odrzucenia lub izolacji, o tyle ojcowie
straszą je ograniczeniem wolności, stosowaniem kary fizycznej,
przymuszaniem do pewnych zajęć, pozbawieniem rzeczy material-
nych.
b. Poczucie zagrożenia stwarza w dziecku także atmosfera
nieszczerości i posługiwanie się przez rodziców kłamstwem. Do-
rosłym wydaje się nieraz, iż dziecko mało rozumie i nie jest
świadome całej rzeczywistości, która je otacza. Jest to myśle-
nie fałszywe. Dziecko szybko demaskuje kłamstwa dorosłych, choć
- nierzadko z obawy przed nimi - nie mówi im o tym. Oprócz
świadomości intelektualnej dziecko dysponuje także świadomością
emocjonalną, intuicyjną, którą znacznie trudniej jest oszukać.
Dorosłym może się nieraz wydawać, że udało im się "wyprowadzić
dziecko w pole", ponieważ uwierzyło ono ich słowom.
Dziecko może "uwierzyć" słowom rodziców, ale jednocześnie
odczuwać brak przejrzystości w całym ich zachowaniu. Takie od-
czucie rodzi się w dziecku szczególnie wtedy, gdy rodzice częs-
to odwołują się do kłamstwa. Każde kłamstwo "ma krótkie nogi" -
także kłamstwo dorosłych. Rodzic przyłapany raz na nieszczeroś-
ci może stracić u dziecka zaufanie na długi czas. Potrzeba wów-
czas nieraz dłuższego okresu, by odbudować postawę wzajemnej
otwartości i szczerości. Kłamstwa dzieci są, niestety, często
tylko naśladowaniem nieszczerości, jaką obserwuje ono wśród do-
rosłych.
c. Zdrowy humor jest zawsze znakiem dojrzałego dystansu do
życia oraz trudności z nim związanych. Istotą poczucia humoru
jest dostrzeganie lub też stwarzanie sytuacji komicznych, "kon-
trastowych", które pomagają rozładowywać napięcie osobiste lub
też napięcie w relacjach międzyludzkich. Humor dorosłych stano-
wi ogromną pomoc w wychowaniu dziecka. Pozwala rozładowywać
zmęczenie i chwile napięcia. Dzięki poczuciu humoru możemy nau-
czyć dziecko bronić się przed zbytnim przejmowaniem się sobą i
swoimi sprawami.
Należy jednak wyraźnie odróżnić zdrowe poczucie humoru od
wyśmiewania czy też ironizowania zachowań dziecka. Dostrzeganie
lub stwarzanie sytuacji "komicznych", które są wykorzystane
przeciw dziecku, jest dla niego bardzo bolesne, ponieważ upoka-
rza je i pomniejsza jego osobiste poczucie wartości. Z wyśmie-
waniem lub ironizowaniem łączy się nieraz zabawianie siebie i
innych kosztem bezbronnego dziecka. Wyśmiewanie i ironia są dla
dziecka bardzo bolesne, ponieważ uderzają w jego bardzo jeszcze
kruche poczucie własnej wartości i osobistej godności. Krzywda
jest tym większa, im bardziej dziecko jest bezbronne i bezrad-
ne. Wyśmiewanie dziecka przez dorosłych stanowi zawsze formę
przemocy. Nawet rzadkie stosowanie ironii przez rodziców spra-
wia, że dzieci zamykają się w sobie. Stają się nieufne, lękli-
we, niepewne siebie. Tę postawę zauważa się nieraz także w ich
zachowaniach zewnętrznych. Szczerość dziecka jest wówczas właś-
ciwie niemożliwa. Postawą zamknięcia dziecko usiłuje bronić
siebie; usiłuje ukryć przed dorosłymi wszystko to, co mogłoby
być przez nich zauważone i wyśmiane.
4. Pozbawianie dziecka prawa do dobrej opinii
a. Sądzenie dzieci. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni;
nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni (Łk 6,37). Te słowa
Jezusa odnoszą się także do rodziców. Nie mają oni prawa wyda-
wać sądów moralnych o swoich dzieciach. Sądzenie jest bowiem
wydawaniem orzeczenia o wartości moralnej osoby oraz o jej po-
stępowaniu. "Jesteś niedobry, jesteś kłamcą, jesteś leniwy, nie
kochasz twojej siostry, nie kochasz Pana Jezusa" - te i tym
podobne kategoryczne zdania wypowiedziane wprost do dziecka są
surowym osądem moralnym wydanym o nim.
W sytuacji, kiedy dziecko zachowuje się nieodpowiednio, na-
pomnienie go nie może być połączone z potępianiem czy też są-
dzeniem go. Napomnienie nie może stanowić moralnego napiętnowa-
nia. Kiedy dziecko wiele razy słyszy, że jest "niedobre",
"złe", wtedy zaczyna w takich właśnie kategoriach myśleć o so-
bie i tak też zaczyna się zachowywać. "Nieodpowiednie zachowa-
nie" dziecka jest wówczas tylko pewną formą potwierdzenia jego
własnego przekonania o sobie. Rodzice powinni nieustannie pa-
miętać o potrzebie oddzielania osoby dziecka od jego zachowania
i jego czynów.Czyny dziecka mają, oczywiście, pewien aspekt mo-
ralny. Im dziecko jest starsze, tym aspekt ten jest większy i
głębszy. Pomoc udzielona dziecku, które "postępuje źle", nie
może jednak polegać na narzuceniu mu zewnętrznej oceny moralnej
- powinna raczej polegać na wychowaniu go do odpowiedzialności
za siebie. Zamiast wydawać surowe oceny moralne, rodzice powin-
ni pomóc dzieciom w formacji ich sumienia, by same mogły przed
Bogiem osądzać własne czyny.
b. Oczernianie dzieci. Mówienie o oczernianiu dziecka może
się wydawać pewną przesadą. A jednak. Kiedy na przykład matka
dzieli się z ojcem dziecka swoimi podejrzeniami, które de facto
nie są prawdziwe, jest to wówczas pewna forma oczerniania. W
sytuacji zależności dziecka od rodziców i przewagi, jaką osoba
dorosła nad nim ma, nie może się ono w żaden sposób obronić.
Mówienie nieprawdy o nim odbiera wtedy jako wielką niesprawied-
liwość i krzywdę. Z całą bezradnością powtarza nieraz z uporem:
"Ale ja przecież tego nie zrobiłem".
Rodzice powinni być więc bardzo uważni w komunikowaniu sobie
nawzajem informacji o dziecku, aby nie dochodziło do przypisy-
wania mu zachowań, które nie miały miejsca. Przekazywanie włas-
nych nie sprawdzonych opinii o dziecku: "Wydaje mi się, że...",
może być uprzedzaniem innych do niego. Jeżeli rodzic ma słuszne
podejrzenia, to zanim - w imię dobra dziecka - przekaże je da-
lej, powinien wyjaśnić je w bezpośredniej rozmowie z dzieckiem.
W sytuacji zaś, kiedy dziecko przypadkowo zostaje złapane na
gorącym uczynku, należy bardzo uważać, aby w analogicznych sy-
tuacjach nie oskarżać go natychmiast o takie samo zachowanie.
Ludzkie zachowania, także zachowania dziecięce, są bardzo zło-
żone i podobieństwo zewnętrznych okoliczności może być nieraz
bardzo mylące.
c. Plotkowanie o dziecku. Powtarzanie o dziecku pewnych in-
formacji, szczególnie tych, których rodzice dowiadują się bez-
pośrednio od niego, sprawia mu nieraz wiele bólu. Można dziecko
bardzo zranić, kiedy bezmyślnie przytacza się jego słowa, wypo-
wiedziane w chwili szczerości, lub też kiedy opowiada się innym
o jego zachowaniu, szczególnie zaś o jego potknięciach. Ten
brak dyskrecji i delikatności rodziców w traktowaniu dziecka
może je bardzo zamykać. Kiedy dziecko przyłapie rodzica na plo-
tkowaniu o nim, wówczas z pewną zawziętością mówi do siebie:
"Już jej-jemu nigdy nic nie powiem". Jest to postanowienie za-
mknięcia się w sobie. Rodzice, którzy traktują dziecko z poczu-
ciem wyższości, nie zdają sobie sprawy, że ono również ma swoje
własne poczucie godności i dumy, a także prawo do dobrej opi-
nii. Dzieci lubią mieć swoje "małe tajemnice". Jeżeli dzielą
się nimi tylko z jednym z rodziców, to wówczas bez słusznej
przyczyny nie trzeba dzieci zdradzać. Dotyczy to szczególnie
spraw delikatnych i intymnych.
5. Miłość nadopiekuńcza
Dzieci nie są własnością rodziców. Są dane rodzicom, aby oni
towarzyszyli im w drodze do coraz większej samodzielności i do-
jrzałości osobistej. Dojrzałość miłości, szczególnie zaś miłoś-
ci matczynej, sprawdza się w momencie, kiedy dziecko rozluźnia,
a później zrywa więzi zależności i posłuszeństwa. W miarę upły-
wu lat zależność i poddanie dziecka rodzicom powinny przekszta-
łcać się w relacje partnerskiej przyjaźni oraz wzajemnego po-
szanowania wolności i autonomii osobistej. Jeżeli rodzice ota-
czają swoje dzieci miłością nadopiekuńczą i nie pozwalają dzie-
ciom dojrzewać do coraz pełniejszej samodzielności i autonomii,
to dzieci czują się krzywdzone.
a. Jedną z podstawowych form miłości nadopiekuńczej jest pa-
ternalizm. Charakteryzuje się on postawą wyższości połączonej z
dobrodusznym, pobłażliwym odnoszeniem się do dziecka. Paterna-
lista, w swoim własnym mniemaniu, wszystko wie lepiej, ma lep-
sze rozwiązania, jest silniejszy, bardziej zaradny. Jest chętny
nie tyle do pomocy dziecku, ile raczej do zastępowania go we
wszystkim. Dziecko jest wówczas traktowane jako mała niezaradna
istota, która wymaga nieustannej opieki i pomocy. Zamiast uczyć
dziecko samodzielności, paternalista będzie raczej uzależniał
je od siebie, wykonując za nie czynności, z którymi ono samo
daje sobie radę. Nierzadko też będzie wmawiał dziecku bezrad-
ność, która ma być uzasadnieniem dla jego nadopiekuńczych za-
chowań.Istotą paternalizmu jest podtrzymywanie "przepaści" po-
między "wielkim" rodzicem czy wychowawcą a "małym" i bezbronnym
dzieckiem. Kiedy w miarę dorastania dziecka przepaść ta sama
się zaciera, paternalista nie jest w stanie przyjąć postawy
współpracy i partnerstwa, ale nadal usiłuje pomagać młodemu do-
rastającemu człowiekowi i otaczać go opieką wbrew jego woli.Że-
ńska odmiana paternalizmu naznaczona jest nierzadko również za-
borczą miłością. Łączy się ona ze zbytnim ułatwianiem dziecku
życia oraz schlebianiem jego zachciankom i namiętnościom -
wszystko po to, aby móc je coraz mocniej z sobą związać. Jeżeli
do paternalizmu ojca dołączy się "ochraniająca" i posesywna mi-
łość matki, to dziecko wychodzi z domu bezradne i bezbronne wo-
bec zwyczajnych trudności życiowych. Po pierwszych próbach sa-
modzielności wraca nieraz pod skrzydła rodziców i u nich szuka
pomocy i wsparcia. Paternalizm osiąga wówczas swój cel. Jest
nim "wieczne" związanie rodziców z dzieckiem.
b. Miłość nadopiekuńcza rodziców może też wyrażać się w usu-
waniu wszelkich przeszkód z drogi dziecka oraz w tanim chwale-
niu i pocieszaniu go. Motywem takiej postawy bywa lęk o siebie
oraz niewiara w siły i zdolności dziecka. Sytuacje trudne, któ-
re wymagają od człowieka wysiłku i ofiary, należą do codzienne-
go ludzkiego doświadczenia, w tym także doświadczenia młodych
ludzi. Rodzą one wprawdzie niekiedy obawy i napięcia psychicz-
ne, ale właśnie takie sytuacje stają się okazją do osobistego
zaangażowania się we własny rozwój.
Usuwanie przeszkód i tanie pocieszanie, z którymi łączy się
nieraz litowanie się nad dzieckiem, mogą je demobilizować. Su-
gerują bowiem, że dziecko jest słabe, biedne i nieszczęśliwe.
Takie zachowania mają na celu nie tylko obniżenie napięcia u
dzieci, ale także i samych rodziców. Są dawaniem sobie i innym
taniej obietnicy, że w przyszłości wszystko będzie układać się
bardzo dobrze. Łączy się ona niekiedy z usprawiedliwianiem
dziecka w jego własnych oczach. Pozwala to zarówno dziecku, jak
i rodzicom czuć się "w porządku" w sytuacjach, w których powin-
ni raczej podjąć trud pokonywania trudności i przekraczania
własnych ludzkich słabości.
Takie zachowania stanowią pewną formę oszukiwania dziecka i
właśnie dlatego są krzywdzące. Z jednej strony rodzice winni
czuwać, by sytuacje trudne nie były ponad siły dziecka oraz by
mogło ono w tych chwilach otrzymać od nich potrzebne mu wspar-
cie, z drugiej zaś strony powinni być przekonani, iż sytuacje
krytyczne uczą dzieci stawiać czoło trudnościom życiowym, któ-
rych nie zabraknie później w latach młodości, jak też w życiu
dorosłym. Krzywdzące jest dla dziecka zarówno zbytnie chronie-
nie go przed trudnościami, jak i pozostawianie go sobie samemu
w kryzysowych dla niego sytuacjach.
c. Aby dzieci mogły uczyć się coraz większej samodzielności
i dojrzałości, potrzebują odpowiedniego marginesu wolności. Od-
woływanie się do wolności i pobudzanie do coraz pełniejszego i
bardziej odpowiedzialnego korzystania z niej stanowi jedno z
najważniejszych zadań wychowawczych, zarówno w rodzinie, jak i
w szkole. Surowa kontrola rodziców połączona z rygorystycznymi
formami wychowania nakazowo-zakazowego jest zawsze związana z
lękiem nie tyle o dzieci, ile przede wszystkim o siebie. Obawy
przed wolnością związane są też z brakiem zaufania zarówno do
siebie samego, jak i do innych.
Skuteczność wychowania zależy w dużym stopniu od zbudowania
więzi zaufania z dzieckiem, opartej na wolności. Kiedy dziecko
zaufa rodzicom i czuje się wobec nich wolne, wówczas mogą oni
przekazać mu wszystko to, co leży im na sercu i co jest dla
dziecka ważne. Dziecko przyjmie przekazywane mu wartości także
wtedy, kiedy będą one wymagać od niego zaangażowania i wysiłku.
Im głębsze jest zaufanie rodziców do dzieci, tym większa jest
możliwość ich wychowawczego oddziaływania.
Bez wolności i zaufania wychowanie łatwo przekształca się w
swoistą tresurę polegającą na narzucaniu zewnętrznych form za-
chowania. Takie wychowanie jest bardzo krzywdzące dla dzieci. W
okresie dojrzewania dziecko w sposób spontaniczny zbuntuje się
przeciwko narzuconym mu formom. Niebezpieczeństwo polega jednak
na tym, iż - nie mając rozeznania - wraz z formami zewnętrznymi
odrzuca nieraz również wiele "dobrych rzeczy", których było
świadkiem w domu rodzinnym.
Jeżeli nacisk wychowawczy był bardzo silny, a dorastającemu
młodemu człowiekowi brakuje siły i odwagi, aby się zbuntować,
to w okresie dojrzewania zewnętrzne formy mogą przekształcić
się w twarde i sztywne postawy życiowe naznaczone lękiem, po-
czuciem niższości i brakiem poczucia bezpieczeństwa. Młody
człowiek przyjmuje je wówczas zarówno wobec siebie, jak i wobec
innych. I tak, powielając wychowawcze błędy swoich rodziców,
zaczyna krzywdzić innych, podobnie jak sam został skrzywdzony.
6. Nie ranić dziecka
Wychowanie dzieci domaga się rozeznania i krytycznej reflek-
sji zarówno nad własnym postępowaniem, jak i nad klimatem, jaki
stwarza się dziecku w rodzinie i w szkole. Konieczne jest prze-
de wszystkim krytyczne spojrzenie na siebie. Nie po to jednak,
by czuć się "niedobrym rodzicem", ale raczej po to, by na włas-
nych i cudzych błędach uczyć się sztuki wychowania i w ten spo-
sób móc uniknąć zadawania mu większych krzywd i zranień. Rodzi-
ce, wychowawcy, duszpasterze, którzy codziennie przebywają wie-
le godzin z dziećmi, powinni pytać się najpierw nie tylko o to,
jak pomóc dziecku, ale jak uniknąć zachowań, które by je rani-
ły. Nie ranić dziecka - to pierwsza fundamentalna zasada właś-
ciwego wychowania. Dziecko zranione, także niechcący, łatwo za-
myka się wobec rodziców i wychowawców. Ich szczere zabiegi wy-
chowawcze są wówczas mało skuteczne lub też nawet przynoszą
skutek odwrotny do zamierzonego. Skuteczność pomocy wychowaw-
czej udzielanej dziecku zależy w dużej mierze od jego otwartoś-
ci, zaufania oraz od zaangażowania we własny rozwój. Wychowanie
dziecka jest jedną z najtrudniejszych i jednocześnie najbar-
dziej potrzebnych umiejętności życiowych. Od tej sztuki zależy
w dużym stopniu przyszłość dzieci, ich rodzin oraz przyszłość
społeczeństwa.
Troska o dziecko nie może jednak ograniczyć się do zaintere-
sowania tylko własnym postępowaniem wobec niego. Dziecku konie-
czna jest dobra atmosfera pedagogiczna we wszystkich miejscach
i środowiskach, w których ono przebywa. Dlatego też z jednej
strony rodzice powinni być wyczuleni na krzywdy, jakie mogą ich
dzieciom wyrządzać inne osoby, które je wychowują poza domem
rodzinnym, szczególnie zaś wychowawcy i duszpasterze. Z drugiej
zaś strony szkoła i parafia powinny być uwrażliwione na sposób
traktowania dziecka w rodzinie. Nie chodzi tu bynajmniej o two-
rzenie atmosfery wzajemnej podejrzliwości pomiędzy rodzicami i
wychowawcami. Chodzi raczej o otwartość na udzielanie sobie
wzajemnej pomocy.
Rozdział V: ŻYCIE DUCHOWE DROGĄ WEWNĘTRZNEGO UZDROWIENIA
Trwałe uzdrowienie wewnętrzne nie jest jedynie szlachetnym
"mocnym postanowieniem poprawy", chwilowym przeżyciem emocjona-
lnym czy też samą psychoanalityczną świadomością istniejących
zależności pomiędzy doznaną krzywdą w przeszłości a obecnymi
postawami i zachowaniami. Uzdrowienie jest wewnętrznym proce-
sem, który ma swoją dynamikę i trwa zwykle kilka lat. Obejmuje
zarówno płaszczyznę uczuć, jak i wymiar duchowy. Dlatego wymaga
wysiłku ludzkiego - psychicznego, jak też wiary i zaufania łas-
ce Boga.
1. Łaska Boga i ludzka praca
Podobnie jak doświadczenie skrzywdzenia obejmuje całego
człowieka (płaszczyznę emocjonalną, psychiczną i duchową), tak
doświadczenie uzdrowienia wewnętrznego powinno objąć całą ludz-
ką osobę. Nie wystarczy jedynie uzdrowienie pamięci, emocjonal-
ności czy tylko sfery duchowej. Konieczne jest uzdrowienie ca-
łej ludzkiej osoby. Uzdrowienie duchowe naprowadza nas na po-
trzebę uzdrowienia świata emocji, zaś uzdrowienie uczuć otwiera
nas na wymiar duchowy. Człowiek zraniony jest w stanie kierować
światem swoich zranionych uczuć tylko wówczas, kiedy odwoła się
do najgłębszego wymiaru - do życia duchowego.
Jednym z wielkich błędów, jakie popełnia się w rozważaniach
o uzdrowieniu z poczucia krzywdy, jest przeciwstawianie płasz-
czyzny emocjonalnej płaszczyźnie duchowej. Do prawdziwego
uzdrowienia wewnętrznego konieczne jest harmonijne łączenie obu
tych wymiarów ludzkiego istnienia. Tam, gdzie brakuje woli pod-
jęcia trudnej pracy w sferze emocjonalnej, usiłuje się ją nie-
raz lekceważyć, przerzucając cały ciężar odpowiedzialności za
uzdrowienie wewnętrzne na Pana Boga i Jego łaskę. W takiej sy-
tuacji osoba zraniona wyraża wielką gotowość całkowitego odda-
nia się Mu, ale pod warunkiem, iż usunie On wszelkie cierpienie
z jej drogi. Uwolnienie od cierpienia bywa wówczas mylnie koja-
rzone z rzeczywistym uzdrowieniem. Wyparcie krzywdy ze świado-
mości, przerzucenie jej na innych, pomniejszanie jej w swojej
świadomości może rzeczywiście powodować zmniejszenie cierpienia
- nie oznacza ono jednak rzeczywistego uzdrowienia wewnętrzne-
go.
Nieobecność cierpienia w naszym życiu nie zależy tylko od
nas. Skuteczności łaski Bożej nie mierzy się też uwolnieniem
nas od cierpień fizycznych i psychicznych. Łaską może być zaró-
wno uwolnienie od cierpienia, jak i obdarzenie człowieka cier-
pieniem. W życiu duchowym istotne jest nie tyle samo cierpie-
nie, ile raczej jego znaczenie dla całego ludzkiego życia.
W naszej modlitwie o uwolnienie od "kielicha goryczy" bywamy
nieraz wysłuchani podobnie jak Jezus w Ogrójcu. Z głośnym woła-
niem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i
błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został
wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył
się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał (Hbr 5,7-8). Wyzwole-
nie z poczucia krzywdy przychodzi przez posłuszeństwo Bogu,
przyjmowane nieraz pośród cierpienia i wewnętrznej walki. Jeże-
li uzdrowienie wewnętrzne kojarzy nam się przede wszystkim z
życiem bez bólu, to może się zdarzyć, iż szukanie przez nas
uzdrowienia będzie jedynie formą ucieczki - nie tylko przed
cierpieniem, ale także przed odpowiedzialnością za własne ży-
cie.
2. Powołanie do życia
Celem dążenia człowieka do wewnętrznego uzdrowienia z poczu-
cia krzywdy jest pełniejsze odkrycie ludzkiego życia. Poczucie
krzywdy i żalu hamuje człowieka w radosnym i twórczym przeżywa-
niu własnej egzystencji. Uleczenie wewnętrzne jest konieczne do
tego, aby móc się cieszyć pełnią życia. Jeżeli krzywdzenie jest
niszczeniem życia, to uzdrowienie z poczucia krzywdy jest jego
odzyskiwaniem.
Uzdrowienie z poczucia krzywdy zakłada głębokie przekonanie,
iż pierwszym zasadniczym powołaniem człowieka jest powołanie do
życia. Ono jest fundamentem wszystkich innych ludzkich wezwań i
powołań. Powołanie do życia należy rozumieć w szerokim znacze-
niu: jesteśmy przede wszystkim powołani do tego, by życie prze-
żyć uczciwie i dojrzale, by przeżyć je w miłości i w wolności.
Ponieważ dzisiejsza cywilizacja lekceważy życie, tym ważniejsze
zatem wydaje się podkreślenie, iż godne, dobre i mądre życie
ludzkie jest pierwszym zadaniem człowieka.
Wiele dziedzin naszej cywilizacji naznaczonych jest cieniem
śmierci. "Cywilizacja śmierci" (Jan Paweł II) przejawia się
między innymi w eutanazji, aborcji, wykorzystywaniu seksualnym
kobiet i dzieci, stosowaniu przemocy, zażywaniu narkotyków, al-
koholizmie. Wbrew tym wszystkim negatywnym tendencjom naszej
cywilizacji powinniśmy, jako chrześcijanie, podkreślać piękno i
dobro ludzkiego życia. Człowiek współczesny zachwyca się urzą-
dzeniami, które sam produkuje, a nie jest w stanie zachwycić
się swoim własnym życiem.
W obliczu cywilizacji śmierci, lekceważącej ludzkie życie,
trzeba nam często sięgać po psalm 8, który jest jednym z naj-
piękniejszych hymnów o człowieku.
O Panie, nasz Boże, jak przedziwne Twe imię po wszystkiej
ziemi! Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa. (...) Gdy patrzę
na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty
utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym -
syn człowieczy, że się nim zajmujesz? Uczyniłeś go niewiele
mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś.
Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko
pod jego stopy: owce i bydło wszelakie, a nadto i polne stada,
ptactwo powietrzne oraz ryby morskie, wszystko, co szlaki mórz
przemierza. O Panie, nasz Panie, jak przedziwne Twe imię po
wszystkiej ziemi!
Młodym ludziom, tak często poranionym we własnych rodzinach,
trzeba dzisiaj ukazywać ich pierwsze powołanie: powołanie do
życia. Jest rzeczą paradoksalną, iż wielu z nich nie ceni swo-
jego życia, a jednocześnie "czuje się" powołanymi do wielkich
zadań życiowych. Człowiek nie może dokonać w swoim życiu wiel-
kich i ważnych dzieł, jeśli najpierw nie doceni samego życia i
nie ucieszy się nim naprawdę. Życie w określonym stanie (małże-
ńskim, kapłańskim, zakonnym) lub też spełnianie ważnych funkcji
społecznych domaga się pozytywnego i poważnego podejścia do ży-
cia. Aby dawać życie innym, trzeba wziąć je najpierw w swoje
własne ręce. Wśród wartości ziemskich życie ludzkie jest warto-
ścią najwyższą. Nie można go sprzedać, zamienić na cokolwiek
innego. Powinniśmy często robić sobie rachunek sumienia z na-
szego podejścia do życia: Jaki jest mój stosunek do własnego
życia? Czy nie lekceważę go? Czy nie niszczę go uleganiem moim
namiętnościom: chciwości na pieniądze, zmysłowości, chorym am-
bicjom itp.? Czy nie poświęcam własnego życia dla zdobycia
względnych, przemijających wartości: kariery, pieniędzy, przy-
jemności?
3. Odkrycie miłości Boga
Istotą skrzywdzenia jest zawsze niedobór miłości. Fundamen-
talne skrzywdzenia wyniesione z domu rodzinnego polegają naj-
częściej na braku miłości lub też na różnorodnych jej znie-
kształceniach. Dlatego też zasadniczą drogą do uzdrowienia wew-
nętrznego będzie miłość drugiego: człowieka i Boga. Odkrywamy
wartość i głębię życia, doświadczając miłości ludzkiej i Bos-
kiej. Ludzka pomoc, troska i życzliwość powinny naprowadzić
skrzywdzonego na odkrycie źródła miłości, którym jest Bóg.
Ostatecznie bowiem Jego bezinteresowna i bezwarunkowa miłość
przywraca człowiekowi pragnienie życia, przygaszone z powodu
ran doznanych w miłości od ludzi. Wielkie zranienia w ludzkiej
miłości mogą być leczone tylko w relacji do nieskończonej miło-
ści Boga.
Miłość Stwórcy odkrywamy powoli. Drogą do niej jest lektura
Pisma świętego, refleksja osobista, modlitwa, uczestnictwo w
sakramentach, kierownictwo duchowe, życie rodzinne, przyjaźń
ludzka. Wszystko to dzieje się w ramach wspólnoty Kościoła.
Wspólnota Kościoła pomaga nam stopniowo odkrywać różne "strony"
tajemnicy Boga. Miłość Boga jest "zbyt wielka", byśmy mogli
ogarnąć ją w jednej chwili, w jednym akcie poznania. Boga po-
znajemy w miarę naszego wzrastania w życiu duchowym. Możemy
więc mówić o etapach, stopniach w odkrywaniu Boga i Jego miłoś-
ci. Bóg ofiaruje nam całe życie, byśmy mogli przenikać Jego ta-
jemnicę i Jego nieskończoną miłość.
Doświadczenie chrześcijańskiego życia duchowego rozpoczyna
się zatem nie od poznawania zobowiązań i ciężarów religijnych,
ale bezinteresownej miłości. Pierwszą tajemnicą chrześcijaństwa
jest bowiem fakt, że Bóg (tak) umiłował świat, że Syna swego
Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął,
ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na
świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został
przez Niego zbawiony (J 3,16-17).
Pierwszą prawdą chrześcijaństwa jest zatem miłość, którą je-
steśmy kochani za darmo. Życie człowieka jest owocem tej miłoś-
ci. Istniejemy dzięki miłości. Bóg zaprasza nas do jej przyję-
cia i wcielania w życie. Chrześcijańskie życie duchowe rodzi
się w kontemplacji miłości Boga, objawionej w Jezusie Chrystu-
sie. Św. Jan Ewangelista zachęca nas do zachwytu nad bezintere-
sowną miłością Boga: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Oj-
ciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi
jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego.
Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie
ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do
Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1 J 3,1-2).
Powinniśmy często zadawać sobie pytanie: Do jakiego Boga się
modlimy? Z czego zbudowany jest nasz obraz Boga? Ile w naszym
doświadczeniu Boga jest poczucia winy, lęku o siebie, lęku
przed karą, chęci bycia "w porządku", a ile rzeczywistego do-
świadczenia bezinteresownej miłości? Nie doświadczymy wielkiego
zapału, entuzjazmu życiowego, jeżeli nasz obraz Boga będzie
przede wszystkim budził w nas lęk i poczucie winy.
Kiedy myślimy o Bogu i Jego woli, wtedy naszym pierwszym od-
ruchem powinna być nie obawa, czy jesteśmy wobec Niego "w po-
rządku", ale świadomość, że jesteśmy przez Niego kochani odwie-
czną i nieskończoną miłością. Matka, która małemu dziecku sta-
wia najpierw surowe wymagania zamiast je otoczyć czułą opieką i
miłością, będzie je głęboko ranić. Dziecko nie zrozumie wymagań
matki i ojca, kiedy nie czuje się przez nich kochane. Podobnie
każdy człowiek przed Bogiem: jeżeli nie poczuje się przez Niego
kochany, to nie będzie w stanie rozumieć sensu Jego przykazań,
nakazów i zakazów.
Miłość Boża jest wymagająca, niekiedy nawet bardzo, ale wy-
magania te przychodzą w odpowiednim czasie i na odpowiednim
etapie ludzkiego rozwoju. W życiu duchowym trzeba zatem naj-
pierw odkryć, iż jesteśmy kochani, by móc pokonać w sobie po-
wracające pytanie, dyktowane lękiem: Czy jestem "w porządku"
wobec Boga? Bóg kocha nas także wówczas, kiedy nie jesteśmy wo-
bec Niego "w porządku". To właśnie doświadczenie Jego miłości
wprowadza w nas porządek, harmonię i ład. Jego miłość oczyszcza
nas i leczy z poczucia krzywdy, która jest zawsze wyrazem nie-
ładu w miłości.
Powinniśmy często szukać w Biblii, tak Nowego, jak i Starego
Testamentu, tych miejsc, które objawiają nam bezinteresowną mi-
łość Boga. Nie jest prawdą, że Bóg objawia swoją miłość tylko w
Nowym Testamencie. Również w Starym Testamencie jest wiele fra-
gmentów opowiadających o nieskończonej i bezinteresownej Boga
miłości do człowieka. Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja
was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy (Iz 66,13).
Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede
Mną - mówi pięknie prorok Izajasz (Iz 49,16). Czułe wyznanie
miłości Jahwe do człowieka znajdujemy także u proroka Jeremia-
sza: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim
przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów
ustanowiłem cię (Jr 1,5). Bóg ukształtował nas w łonie matki,
nieustannie nosi nas na obu swoich dłoniach. Kocha nas pełną
miłością - miłością matki i ojca. Głęboka świadomość, że życie
jest darem miłości Boga, że otoczone jest Jego miłością i jest
w Jego mocnych rękach, staje się ważnym źródłem pozytywnego
stosunku człowieka do życia. Powinniśmy pytać siebie: Jaki jest
nasz obraz Boga? Czy przeżywamy na co dzień prawdę, iż Bóg "wy-
rył nas na obu swoich dłoniach"? Czy doświadczamy w życiu po-
cieszenia Bożego, szczególnie w chwilach trudnych? Czy wyraźnie
wiążemy wartość naszego życia z miłością Boga?
4. Pokonanie podejrzliwości
Aby móc zaufać miłości Boga, która rodzi nas do życia, ko-
nieczne jest pokonanie w sobie podejrzliwości. Zranienia w mi-
łości rodzą w człowieku głęboką obawę przed dalszymi ranami.
Podejrzliwość jest pewną formą lęku przed kolejnym odrzuceniem
w miłości. Nasza podejrzliwość jest związana najczęściej ze
skrzywdzeniem wyniesionym z domu rodzinnego, ze środowiska ró-
wieśniczego czy też środowiska szkolnego. Podejrzliwość jest
odruchową, bezrefleksyjną formą obrony przed kolejnym zranie-
niem w miłości. Podejrzliwość blokuje spontaniczne ludzkie re-
lacje wzajemnej życzliwości, sympatii, przyjaźni i miłości;
izoluje człowieka; zamyka go w sobie. Podejrzliwość czyni czło-
wieka smutnym; zabija radość życia.
Nasza cywilizacja jest naznaczona podejrzliwością. "Minęło
zaledwie 140 lat - pisze Robert Bly - od zapoczątkowania pracy
fabrycznej na Zachodzie, (...) a w przeciągu tego okresu z każ-
dym pokoleniem słabną więzi ojca z dziećmi. Kiedy syn nie widzi
miejsca pracy swego ojca, bądź tego, co on wytwarza, czy może
sobie wyobrazić ojca jako bohatera, jako bojownika? (...) Odpo-
wiedź Alexandra Mitscherlicha jest smutna: to puste miejsce za-
jmują demony podejrzliwości. Demony te, niewidzialne, ale roz-
mowne, zachęcają do podejrzliwości wobec wszystkich starszych.
Podejrzliwość taka prowadzi do rozbicia wspólnoty starszych i
młodszych mężczyzn. (...) Muzyk rockowy nie bez cienia złośli-
wości gra muzykę, której jego dziadek nigdy nie zrozumie".
Człowiek zraniony w miłości, który pragnie rzeczywistego
uzdrowienia wewnętrznego, musi zauważyć własną nieufność - po-
dejrzliwość i przyjąć ją jako ranę własnego serca. Ranę tę po-
winien z pokorą wyznać przed Bogiem, by móc pokonać ją najpierw
we własnym sercu. Zwycięstwo wewnętrzne nad podejrzliwością
otworzy mu drogę do pokonania jej w relacji z bliźnimi.
Jeżeli w pewnym momencie życia podejrzliwość nie zostanie w
człowieku przekroczona, to będzie rozwijać się i rosnąć razem z
nim. I tak podejrzliwość dziecka, nastolatka wobec jego włas-
nych rodziców staje się - w miarę upływu lat - podejrzliwością
rodzica wobec dziecka. Podejrzliwość podwładnego wobec przeło-
żonego z czasem staje się podejrzliwością przełożonego wobec
podwładnych. Podejrzliwość ucznia wobec nauczyciela staje się z
czasem podejrzliwością nauczyciela wobec uczniów. Nierzadko z
podejrzliwością patrzymy na każdy autorytet, ponieważ wydaje
nam się - i to jest właśnie podejrzliwość - iż chce on nas
zniewolić, ograniczyć, poniżyć, wykorzystać. W społeczeństwie
jest ogromnie dużo podejrzliwości wobec polityków i ludzi wła-
dzy. Jest też wiele podejrzliwości wobec Kościoła. Wielu sądzi,
że Kościół, głosząc Dobrą Nowinę i zasady moralne z nią związa-
ne, kieruje się nieczystymi motywami: szuka władzy, wpływów,
interesów, pieniędzy itp. Wielu podejrzewa Kościół o nieczyste,
ukryte intencje.
Podejrzliwość ludzka jak cień pada także na samego Boga. To
właśnie z niej rodzą się w chwilach trudnych pytania pełne
nieufności: Czy Bóg może mi przebaczyć tak ciężkie grzechy? Czy
Bóg mnie kocha, skoro tak bardzo cierpię? Czy On naprawdę jest
miłością, jeżeli na świecie jest tyle cierpienia? Czy istnieje
Boża sprawiedliwość, jeżeli tak okrutnie cierpią niewinne dzie-
ci? Są to tylko niektóre pytania, jakie rodzą się w nas pod
wpływem podejrzliwości wobec Boga i Jego miłości.
Aby zaufanie stało się możliwe, nasza podejrzliwość musi zo-
stać pokonana. Jeżeli istnieje choćby jej cień w naszym sercu,
to wówczas wszystko, co przyjmujemy od Boga i ofiarujemy Mu,
zostaje nią "zatrute". Także wtedy, kiedy dobrze się nam powo-
dzi, rodzi się w nas podejrzliwość: Czego Pan Bóg zażąda od nas
za chwile powodzenia i ludzkiego szczęścia? Jaki krzyż nam póź-
niej ześle?
Podejrzliwość, która objawia się w relacji do Boga i czło-
wieka, ujawnia się także w stosunku do samego siebie. Wielu
młodych ludzi, niepewnych siebie, nieustannie podejrzewa się o
złe zamiary i intencje. Nie umie żyć w pokoju i radości wewnę-
trznej, ponieważ ciągle musi walczyć z obawami, zbytnią troską
o siebie i swoją przyszłość, których źródłem jest ich własna
podejrzliwość. Podejrzliwość każe im nieraz stawiać sobie wyma-
gania, całkowicie ich przerastające. Wymagania te bywają nieraz
wręcz nieludzkie.
Podejrzliwość wobec siebie i wobec Boga uniemożliwia nam
prawdziwe doświadczenie wiary. W podejrzliwości bowiem człowiek
nie umie przyjmować bezinteresownego daru. Usiłuje natychmiast
za niego płacić, wynagradzać. W konsekwencji, relacje z Bogiem
naznaczone zostają interesem, a życie duchowe staje się jednym
wielkim handlowaniem z Bogiem. Człowiekowi wydaje się wówczas,
iż za wszystko winien Panu Bogu zapłacić i wszystko sobie u
Niego wykupić. Jeśli nie umiemy przyjmować darów, ale usiłujemy
płacić Bogu za wszystko, to równocześnie sami nie jesteśmy w
stanie bezinteresownie dawać. Podejrzliwość jest wrogiem bezin-
teresowności.
Postawmy sobie pytania o naszą podejrzliwość: Jaka była moja
podejrzliwość w przeszłości, a jaka jest dzisiaj? Z jakich zra-
nień życiowych może ona wypływać? Wobec jakich osób spontanicz-
nie rodzi się we mnie podejrzliwość? Ile jest podejrzliwości
wobec osób, z którymi żyję na co dzień: wobec ojca, matki, mę-
ża-żony, własnych dzieci, rodzeństwa, innych członków rodziny?
Czy nie nosimy w sobie podejrzliwości wobec naszych sąsiadów,
kolegów z pracy, wspólnoty parafialnej, duszpasterzy? Trzeba
nam prosić Boga, byśmy mogli dostrzec naszą podejrzliwość, wy-
znać ją i stopniowo pokonywać we własnym sercu.
Pytajmy, jak bardzo podejrzliwość nadszarpnęła nasze więzi z
najbliższymi. Jak wpłynęła na nasze relacje z Bogiem? Czy moja
podejrzliwość nie osłabia mojego poczucia własnej wartości? Czy
nie staje się źródłem bezradności, niewiary we własne siły?
Prośmy Boga, abyśmy przyjęli naszą podejrzliwość jako ważne za-
danie życiowe, jako miejsce zmagania się o głębsze życie ducho-
we, jako miejsce naszego wzrostu zaufania do Boga, do siebie i
do bliźnich.
5. Przyjmowanie odpowiedzialności za życie
Wewnętrzne zmagania o uzdrowienie wewnętrzne domagają się
nie tylko pokonania podejrzliwości, ale także głębokiego poczu-
cia odpowiedzialności za swoje własne życie. Jeżeli osoba
skrzywdzona nie ma przemienić się - niemal automatycznie - w
krzywdziciela, to musi wziąć swój własny los w swoje ręce. Nie
może pozwolić, by kierowały nią jej własne nie kontrolowane od-
ruchy oraz niedojrzałe nawyki i przyzwyczajenia.
Odpowiedzialność za życie wyraża się między innymi w uświa-
damianiu sobie własnych postaw, zachowań i reakcji oraz wzięciu
za nie odpowiedzialności moralnej. Łatwe, kierowane egoizmem,
poddanie się nie kontrolowanym odczuciom skrzywdzenia, żalu,
gniewu, odwetu, nienawiści i przelewanie tych uczuć na bliźnich
(nieraz "ducha Bogu winnych") jest zachowaniem niemoralnym.
Człowiek zraniony powinien czuć się odpowiedzialny za swoje wy-
bory, decyzje i czyny. Odpowiedzialność za życie każe przyjąć
skrzywdzenie jako szczególną, nieraz bardzo bolesną okazję do
wewnętrznej walki o zwycięstwo ducha nad ciałem (por. 1 Kor
15,50), dobra nad złem (por. Rz 12,21), moralności nad niemora-
lnością. Jeżeli skrzywdzenie nie zostanie przyjęte w ten spo-
sób, staje się okazją do niewierności wobec Boga i do wyrządza-
nia krzywdy innym.
Krzywdzenie innych jest grzechem. Grzech krzywdy wyrządzonej
bliźnim nie może być traktowany jako omyłka, przypadkowy błąd,
chwila nieuwagi. Grzech jest brakiem odpowiedzialności za włas-
ne decyzje i wybory życiowe. Istotą grzechu jest zamykanie się
na Boga i jego miłosierdzie oraz krzywdzenie bliźnich.
Istotą odpowiedzialności za swoje własne życie jest słucha-
nie Boga i odpowiadanie Mu na Jego wezwania. Dopiero zawierze-
nie swego życia Stwórcy daje człowiekowi możliwość przyjęcia
pełnej odpowiedzialności za nie. Odpowiedzialność każe nam zre-
zygnować z usprawiedliwiania własnego grzechu. Grzechu nie da
się wyjaśnić trudną przeszłością, niepewną teraźniejszością czy
też lękiem przed przyszłością. Grzech domaga się rezygnacji z
szukania winnych.
Trzeba jednak mocno zaznaczyć, iż uwalniamy się od zakłama-
nia i dochodzimy do prawdy o naszej grzeszności nie tylko po-
przez autorefleksję, ale także poprzez rozważanie słowa Bożego.
Prawdziwe doświadczenie grzeszności nie jest owocem wpatrywania
się we własne słabości i ułomności. To Duch Boży działający w
słowie Bożym przekonuje nas o grzechu i potrzebie miłosierdzia
Boga. On zaś (Duch Święty), gdy przyjdzie, przekona świat o
grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie - powie św. Jan (J 16,8).
Doświadczenie własnego grzechu jest owocem kontemplacji Boga
i Jego miłości. W spotkaniu ze świętością Boga ujawnia się na-
sza grzeszność; w zetknięciu z Jego sprawiedliwością ujawnia
się nasza niesprawiedliwość; w kontemplacji Jego dobroci ujaw-
nia się krzywda wyrządzona bliźnim i sobie samemu.
Świętość Boga, która odsłania grzech przed człowiekiem, ob-
jawia się jednocześnie jako źródło miłosierdzia, przebaczenia i
pojednania. Dlatego też chrześcijańskie doświadczenie grzechu,
jeżeli jest autentyczne, nie odbiera człowiekowi nadziei. Wręcz
odwrotnie. Otwiera nam perspektywę na przyszłość. Słowo Boże,
objawiające nam nasz grzech, ukazuje jednocześnie, w jaki spo-
sób powinniśmy brać odpowiedzialność za nasze życie, aby czynić
je dojrzalszym, lepszym, szczęśliwszym, także w ludzkim wymia-
rze.
Pytajmy o nasze poczucie odpowiedzialności za życie na po-
szczególnych jego etapach: w okresie dorastania, w latach mło-
dzieńczych, w wieku dorosłym. Co świadczy o podejmowaniu odpo-
wiedzialności za moje życie? Co było wyrazem pewnej lekkomyśl-
ności wobec życia? Czy nie niszczyłem swojego życia nałogami?
Jaka jest dziś troska o moje życie? Czy mój styl życia: praca,
odpoczynek, modlitwa, stosunek do ciała jest rzeczywiście wyra-
zem troski o moje życie?
6. Doświadczenie miłosierdzia Bożego
Postawa odpowiedzialności za życie otwiera nas na głębsze
doświadczenie miłości Boga. Bezinteresowna miłość Boga jest je-
dnocześnie miłością wymagającą, trudną. Ona stawia przed nami
ważne i odpowiedzialne zadania. Bóg, jako najlepszy Pedagog i
Nauczyciel, swoją miłością zaprasza nas do wysiłku i pracy dla
własnego szczęścia oraz dla dobra tych, których powierza naszej
trosce i miłości. W razie potrzeby zaś upomina i karci tak, jak
czyni to dobry ojciec.
Przyjmowanie przebaczenia Bożego nie może być konsumowaniem
miłosierdzia Bożego. Bóg przebacza grzechy, ale jednocześnie
zaprasza człowieka do ofiarnej miłości. Z przebaczeniem pełnym
miłosierdzia (Ja ciebie nie potępiam) grzesznik otrzymuje pole-
cenie: Idź, a od tej chwili już nie grzesz! (J 8,11). Wraz z
łaską uzdrowienia Jezus nie obawia się udzielić choremu wyraź-
nej przestrogi: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci
się coś gorszego nie przydarzyło (J 5,14). Jeżeli słowa te
przyjmujemy w kontekście bezinteresownej miłości Boga, to one
nas nie ranią. Upomnienie może ranić tylko wówczas, kiedy jest
przeżywane jako wyraz odrzucenia. Ojcowska miłość Boga objawio-
na w Jezusie przestrzega nas, upomina, wzywa do wysiłku ducho-
wego, ale nigdy nas nie potępia. Gdybyśmy zatrzymali się na do-
świadczeniu Boga, który kocha za darmo i niczego nie wymaga,
łatwo moglibyśmy uczynić z chrześcijaństwa tanią religię hippi-
sów.
Czego Bóg od nas wymaga? Po pierwsze, wymaga słuchania: Pie-
rwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden (Mk
12,29). Słuchanie jest pierwszym nakazem Boga. Po drugie, wyma-
ga odpowiedzi: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim
sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą
(Mk 12,30). Odpowiedź na miłość Stwórcy wyraża się nie tylko w
relacji do Niego, ale także w relacjach międzyludzkich: Drugie
jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego.
Nie ma innego przykazania większego od tych (Mk 12,31).
Istotą odpowiedzialności chrześcijańskiej jest nie formalna
obowiązkowość, ale nieustanne udzielanie odpowiedzi Bogu na Je-
go słowo kierowane do nas. Słowo Boga jest słowem miłości i od-
powiedź powinna być także odpowiedzią miłości. Może zbyt często
traktujemy Pana Boga jak Świętego Mikołaja, który pracuje cały
rok, rozdając wszystko wszystkim za darmo. Prawdziwa "miłość
polega na obopólnym udzielaniu sobie, a mianowicie na tym, aby
miłujący dawał i udzielał umiłowanemu tego, co sam posiada, al-
bo coś z tego, co jest w jego posiadaniu lub w jego mocy; i
znów wzajemnie, żeby umiłowany udzielał miłującemu" (ĆD, 231).
Człowiek, nasyciwszy się bezinteresowną miłością Boga, spon-
tanicznie pyta: Co ja daję Bogu? W rozważaniach o grzechu św.
Ignacy Loyola zachęca rekolektanta, aby "wyobrażając sobie
Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu rozma-
wiać z Nim, pytając go, jak to On, będąc Stwórcą, do tego do-
szedł, że stał się człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł
do śmierci doczesnej i do konania za moje grzechy" (ĆD, 53).
Następnie zaś autor Ćwiczeń duchownych każe przyjrzeć się sobie
i pytać: "Com ja uczynił dla Chrystusa? Co czynię dla Chrystu-
sa? Com powinien uczynić dla Chrystusa? I tak widząc go w takim
stanie przybitego do krzyża, rozważyć to, co mi się wtedy nasu-
nie" (ĆD, 53).
Doświadczenie sakramentu pojednania powinno być nie tylko
przyjmowaniem miłości, ale również ofiarowywaniem jej Jezusowi
i naszym bliźnim, szczególnie zaś tym, którzy nas zranili bra-
kiem miłości wobec nas. Ofiarowanie przebaczenia, które jest
dawaniem miłości "naszym winowajcom", jest tak istotne, iż Je-
zus zastrzega się, że przebaczenie Boga będzie skuteczne tylko
pod warunkiem udzielenia im wpierw naszego przebaczenia.
7. Dojrzałość sumienia
Z doświadczeniem odpowiedzialności za siebie i swoje czyny
wiąże się w sposób ścisły dorastanie do coraz pełniejszej doj-
rzałości sumienia. Do prawdziwego uzdrowienia wewnętrznego ko-
nieczne jest dojrzałe sumienie. Nierzadko zdarza się, iż osoba
skrzywdzona żyje w ciągłym chorym poczuciu winy wobec Boga i
osób, które ją skrzywdziły, co nie pozwala jej wypowiedzieć do
końca swojej krzywdy. Obawia się, iż opowiadanie innym o dozna-
nych krzywdach jest wyrazem braku miłości, nielojalnością czy
też obmawianiem. Długie dotkliwe doświadczanie krzywdy często
zniekształca ludzkie sumienie. Krzywda może czynić sumienie
niepewnym, lękliwym, nadwrażliwym. Bardzo wiele zależy jednak
od wolności człowieka i jego postawy wobec cierpienia. Kiedy
osoba skrzywdzona nie podejmuje problemu krzywdy, wtedy owo
niepewne i lękliwe sumienie z czasem może stać się nieczułe,
niewrażliwe, zatwardziałe. Pod wpływem przewlekłej krzywdy,
która nie zostanie wewnętrznie przezwyciężona, człowiek staje
się nieraz uczuciowo twardy. Wraz z twardnieniem ludzkiej emo-
cjonalności, zwykle twardnieje również jego sumienie.
Doświadczenie skrzywdzenia domaga się pracy nad dojrzałością
własnego sumienia. Sumienie dojrzałe jest jednocześnie sumie-
niem prawym, czułym i wrażliwym. Prawość sumienia, uczciwość
wewnętrzna jest pierwszym zasadniczym warunkiem prawdziwego
uzdrowienia wewnętrznego. Prawość wewnętrzna wymaga "przede
wszystkim tego, aby człowiek odrzucił pozory, wyzbył się zafał-
szowań, aby odnalazł się w całej swojej wewnętrznej prawdzie.
Jest to prawda jego sumienia. Człowiek musi uwolnić się od
wszystkiego, co mu nie pozwala tej właśnie prawdzie, swojej we-
wnętrznej prawdzie, spojrzeć w oczy" (Jan Paweł II).
W doświadczeniu głębokiej krzywdy prawda jest bardzo boles-
na. I nie każdego z nas stać, aby od razu z całą odwagą i zaan-
gażowaniem spojrzał prawdzie w oczy i uznał: "Sam jestem winny
temu, że czuję się nieszczęśliwy, nie kochany, odrzucony". Boi-
my się prawdy o nas samych, ponieważ obawiamy się trudu, ofiary
i cierpienia, które konieczne są do zmiany naszego życia. Woli-
my nieraz udawać. Ojciec Święty rozumiejąc tę trudność stwier-
dza, że "nawet przelotne, doraźne spojrzenie w oczy wewnętrznej
prawdzie człowieka jest już osiągnięciem". Jest to bardzo "lu-
dzkie" i jednocześnie bardzo pocieszające stwierdzenie. Odbija
się w nim dogłębne rozumienie człowieka: wielkości jego prag-
nień, ale także jego kruchości i lękliwości wewnętrznej.
W towarzyszeniu - w ramach kierownictwa duchowego lub tera-
pii - człowiekowi zranionemu należy bardzo się strzec "zdziera-
nia" masek na siłę. Człowiek odarty z maski wbrew swojej wolno-
ści czuje się przede wszystkim upokorzony i nie jest to doświa-
dczenie, które podnosiłoby go na duchu. Nie pomaga się człowie-
kowi, kiedy się go upokarza i poniża.
Istnieją pewne formy terapii, które stawiają sobie za cel
odsłonięcie przed człowiekiem jego niedojrzałych mechanizmów
obronnych, którymi usiłuje on ustrzec się przed kolejnym zra-
nieniem. Pomoc człowiekowi domaga się ojcowskiej akceptacji,
wsparcia, dyskrecji i zaufania. Prawdą o nas są nie tylko nasze
niedojrzałe mechanizmy obronne, ale także nasza zdolność do
przyjmowania i dawania miłości.
Prawdy uczymy się powoli, stopniowo. Prawda wymaga cierpli-
wości i to zarówno ze strony tego, kto do niej dąży, jak i "pe-
dagoga", który uczy życia w prawdzie. Życie prawdziwsze nie za-
wsze jest łatwiejsze z ludzkiego punktu widzenia. Zły duch,
który ze swej istoty jest kłamcą i ojcem wszelkiego kłamstwa
(por. J 8,44), odwołując się do trudu życia w prawdzie, podpo-
wiada nam, iż stawianie czoła poczuciu skrzywdzenia będzie wią-
zać się w wieczną torturą, męką i wiecznym upokorzeniem. I cho-
ciaż rzeczywiście pierwszy etap wewnętrznego uzdrowienia z po-
czucia krzywdy jest nieraz bardzo bolesny, to jednak z czasem
przychodzi doświadczenie wolności wewnętrznej, porządku, harmo-
nii, które czynią życie ludzkie spokojniejszym i radośniejszym.
Życie w prawdzie jest zawsze życiem szczęśliwym.
Rozdział VI: SZTUKA STAWIANIA CZOŁA CIERPIENIU
Bardzo ważnym rysem chrześcijańskiego życia duchowego na
drodze uzdrowienia z poczucia krzywdy jest przyjmowanie i zno-
szenie cierpienia. Cierpienie jest zwykle najtrudniejszym (a
przez to także najwyraźniejszym) kryterium autentyczności na-
szego ludzkiego i chrześcijańskiego życia. Nasza miłość do lu-
dzi, jak też do Boga sprawdza się w cierpieniu. To właśnie w
cierpieniu najczęściej objawia się głębia naszego zakorzenienia
w Chrystusie i głębia naszych więzi z bliźnimi.
Dzisiejsza cywilizacja walczy z cierpieniem i ucieka od nie-
go za wszelką cenę. Najbardziej chore przejawy naszej cywiliza-
cji są wyrazem ucieczki od trudu życia i od cierpienia. Kiedy
człowiek jednoznacznie neguje transcendentny wymiar ludzkiego
życia, wtedy cierpienie staje się jego największym wrogiem -
większym nieraz od śmierci. Aby uniknąć cierpienia, niektórzy
wybierają raczej własną śmierć. Konsumpcyjny styl życia i zwią-
zane z nim uzależnienia i nałogi wiążą się także w ścisły spo-
sób z próbą uśmierzania cierpienia. Ale im bardziej człowiek
ucieka od cierpienia, tym szybciej ono go dogania. Od cierpie-
nia tak naprawdę nie da się uciec. Nie można go też uśmierzyć,
schować czy ominąć. Trud życia, cierpienia można jedynie umie-
jętnie, mądrze wycierpieć.
1. Krzywda i cierpienie
Doświadczenie krzywdy łączy się z cierpieniem. Im większa
krzywda, tym zwykle większe i głębsze cierpienie. Boimy się
stawiać czoło przeżytym w przeszłości krzywdom, ponieważ oba-
wiamy się przywoływania doznanych cierpień. Obawa przed cier-
pieniem każe nam nieraz pomniejszać doznane krzywdy, racjonali-
zować je lub też ukrywać przed sobą i przed innymi. Takie pode-
jście do krzywdy nie tylko nie przynosi rozwiązania, ale spra-
wia, iż skrzywdzony - nieświadomy motywów swojego działania -
nierzadko odruchowo sam naśladuje tych, którzy go krzywdzili, i
krzywdzi innych.
Aby możliwy był proces wewnętrznego uzdrowienia z poczucia
krzywdy, powinno być głęboko rozeznane podejście osoby skrzyw-
dzonej do cierpienia. Istnieją zasadniczo dwa skrajne i jedno-
cześnie niedojrzałe podejścia do cierpienia.
Pierwsze z nich to próba wyeliminowania każdego cierpienia
za wszelką cenę. Przy takim podejściu do cierpienia może rodzić
się u osoby skrzywdzonej pokusa wyeliminowania cierpienia zwią-
zanego z krzywdą poprzez zbudowanie muru pomiędzy bolesną prze-
szłością a dniem dzisiejszym. Osoba skrzywdzona może też usiło-
wać sztucznie przyspieszyć proces uzdrowienia, aby "wszystko"
odbyło się możliwie bezboleśnie.
Drugim niedojrzałym podejściem do cierpienia jest nadawanie
sensu samemu cierpieniu i koncentracja na własnym poczuciu
skrzywdzenia. Odczucie skrzywdzenia połączone z pielęgnowaniem
go zdaje się nadawać sens ludzkiemu życiu.
W pierwszym podejściu do cierpienia szczęście i powodzenie
życiowe bywa wiązane z brakiem obecności cierpienia. Takie jed-
nak traktowanie cierpienia sprawia, iż człowiek żyje w nieus-
tannym lęku przed cierpieniem. Ów lęk już sam w sobie jest nie-
raz źródłem wielu cierpień. Problem cierpienia domaga się pew-
nej odwagi i mądrości. One pomagają nam rozeznać, z jakim cier-
pieniem należy konsekwentnie walczyć i usiłować je usunąć z na-
szego życia, a które cierpienia trzeba po prostu przyjąć i "od-
cierpieć", ponieważ nie ma na nie innej rady.
Cierpienie bywa "tragicznie trudne" nie tylko wówczas, kiedy
człowiek usiłuje od niego uciec, ale także wtedy, gdy je ubóst-
wia i uznaje za środek prowadzący do zbawienia. To drugie pode-
jście do cierpienia polega na przypisywaniu sensowności cier-
pieniu jako takiemu. Na bazie tej niedojrzałości w podejściu do
cierpienia rodzi się pewien typ "niezdrowej duchowości" (łatwo
dają się w nią wciągnąć ludzie głęboko skrzywdzeni przez ży-
cie), która każe sądzić, iż jakakolwiek przyjemność jest nie-
bezpieczna sama w sobie, a praktyki religijne stają się "poboż-
ne" tylko dlatego, że są przykre i sprawiają ból. Brak odczucia
przyjemności i samo cierpienie uważane bywają wówczas za istot-
ne elementy doświadczenia duchowego. Wielu ludziom wydaje się,
iż są bardziej doskonali tylko dlatego, że wycierpieli więcej
od innych. Jest to bardzo zwodnicze przekonanie. Cierpienie sa-
mo w sobie jest zawsze złe; ono niszczy i zabija. Cierpienie
ludzkie ma sens tylko wówczas, kiedy jest przeżywane w jedności
z cierpiącym Chrystusem.
Uzdrowienie wewnętrzne domaga się bardzo wyważonego, roztro-
pnego i mądrego podejścia do cierpienia. Nie może to być jedy-
nie ludzka mądrość, która kalkuluje, jak uniknąć cierpienia.
Powinna to być także mądrość Boża, której podoba się nieraz po-
służyć się "głupstwem cierpienia i krzyża" (por. 1 Kor 1,18)
dla przyjścia z pomocą człowiekowi w jego drodze do domu Ojca.
Towarzyszenie osobie skrzywdzonej - w procesie uzdrowienia wew-
nętrznego - polega w znacznym stopniu na udzieleniu jej pomocy
w przyjęciu właściwej postawy wobec cierpienia.
2. Mur zapomnienia
Częstą pokusą rozwiązania problemu głębokiego skrzywdzenia
jest próba wymazania go z pamięci. Jest to nieraz obronny od-
ruch ludzkiej psychiki, która usiłuje jakoś radzić sobie z do-
świadczeniem krzywdy.
Wymazanie z pamięci, zapomnienie sprawiają, iż w świadomości
człowieka skrzywdzonego zostaje zbudowany gruby mur między
przeszłością a teraźniejszością. Podobny jest on do przepaści,
jaka dzieli żebraka przebywającego na łonie Abrahama i potępio-
nego Łazarza. Przepaść ta powoduje, że nic nie może przedostać
się z jednej strony muru na drugi (por. Łk 16,26).
Zdarza się, iż osoby głęboko skrzywdzone w domu rodzinnym
nic nie pamiętają z okresu dzieciństwa i bardzo mało z okresu
dojrzewania. Jest to "błogosławiona nieświadomość", dzięki któ-
rej nie cierpią na poziomie świadomości. Bez problemu też kon-
taktują się na co dzień z osobami, od których doświadczyły nie-
raz głębokiej krzywdy.
W procesie uzdrowienia wewnętrznego takie sytuacje są bardzo
delikatne i wymagają ogromnego wyczucia i uważności osoby, któ-
ra udziela pomocy. Zburzenie muru między przeszłością a teraź-
niejszością może stanowić dla takich osób prawdziwą katastrofę
emocjonalną i psychiczną. W takich sytuacjach konieczny jest
najgłębszy szacunek dla człowieka, jego wolności, jego ograni-
czeń, a zwłaszcza dla jego psychicznych oporów stawienia czoła
własnemu poczuciu krzywdy. Trzeba pozwolić takiej osobie - o
ile dokonuje ona takiego, nawet nie do końca w pełni świadomego
i wolnego wyboru - żyć według jej decyzji.
W kierownictwie duchowym czy terapii można człowieka głęboko
skrzywdzić, ukazując mu wbrew jego wolności niedojrzałość jego
zachowań i postaw, i zachwiać tym samym pewną "równowagę" wyni-
kającą z podświadomego ukrywania głębokiego poczucia krzywdy.
Nie są to jednak sytuacje "beznadziejne", jak by się nam mo-
gło nieraz wydawać. Wszelkie przewidywania i kalkulacje kierow-
ników duchowych czy terapeutów co do dalszego losu takiej osoby
są bardzo trudne do przewidzenia. Zdarza się bowiem, nierzadko
pod wpływem głębokiego doświadczenia religijnego, iż człowiek
będący w takiej sytuacji przeżywa nagle głębokie wewnętrzne ol-
śnienie i odkrywa bolesną prawdę o głębi własnego skrzywdzenia.
Mur może legnąć w gruzach dosłownie w jednej chwili. Potrzeba
jednak zwykle długiego czasu, aby osoba skrzywdzona mogła doko-
nać integracji przeszłości z teraźniejszością i z postawą wobec
przyszłości.
Kiedy człowiek skrzywdzony zbudował sobie taki właśnie mur
między przeszłością a teraźniejszością, wtedy ważną radą, ja-
kiej może udzielić mu kierownik duchowy, będzie zachęta do mod-
litwy o prawdę własnego życia. Silne pragnienie życia w praw-
dzie, połączone z modlitwą o światło łaski, może stać się źród-
łem wewnętrznego cudu.
3. Ciężkie skrzywdzenia bez cierpienia
Bywa jednak i tak, iż skrzywdzony dokładnie pamięta wszyst-
kie wydarzenia, fakty (także te najbardziej drastyczne) i całą
atmosferę wieloletniego krzywdzenia, ale nie przeżywa żadnego
bólu w związku z tym doświadczeniem. Patrzy na swoją - nieraz
bardzo bolesną przeszłość - jak na film, który go nie dotyczy.
I chociaż pamięta fakty, to jednak nie pamięta bólu.
Wiele razy rozmawiałem z ludźmi, którzy doświadczywszy gra-
nicznych nieraz sytuacji skrzywdzenia przez najbliższych, opo-
wiadali o swojej przeszłości z uśmiechem na twarzy, zapewnia-
jąc, że cała ta przeszłość nie ma już dziś dla nich większego
znaczenia. Wewnętrzne, "psychiczne zbicia" w doznanej krzywdzie
są nieraz tak głębokie, iż nie pozwalają już człowiekowi odczu-
wać bólu.
Sytuacje takich osób ukazują niezwykły emocjonalny paradoks.
Z jednej strony osoby te deklarują bowiem wielką, szlachetną
gotowość przebaczenia najboleśniejszych wydarzeń życiowych z
przeszłości, z drugiej jednak są zwykle przewrażliwione na swo-
im punkcie. Najmniejsze uwagi czy próby skorygowania ich zacho-
wań spotykają się najpierw ze zdecydowanym lękiem i sprzeciwem,
później zaś z silnym gniewem, złością i agresją. Można bardzo
narazić się takim osobom, gdyby usiłowało się ukazywać im nie-
spójność ich reagowania emocjonalnego.
Jest to również sytuacja bardzo delikatna i trudna. Nie moż-
na takiej osobie uświadamiać jej położenia i budzić w niej
"świadomości cierpienia", którego ona w danym momencie nie jest
jeszcze w stanie znieść. Nie można łamać jej oporów wewnętrz-
nych. Sytuacja takich osób jest jednak trudna. Niebezpieczeńst-
wo polega bowiem na tym, iż nie doświadczając bólu w kontekście
własnego skrzywdzenia z przeszłości, mogą one również nie być
świadome obecnych raniących zachowań w stosunku do innych. Oso-
by te mogą głęboko krzywdzić najbliższych, nie zdając sobie
sprawy z własnego postępowania.
W pewnej rozmowie z człowiekiem dorosłym, który najpierw ja-
ko dziecko był wykorzystywany seksualnie, a następnie sam wyko-
rzystywał nieletnich, usiłowałem obudzić jego sumienie. W odpo-
wiedzi usłyszałem szczególne wyjaśnienie: "Nie wydaje mi się,
aby był to aż tak wielki problem, ponieważ ja nie angażuję się
uczuciowo w te akty". W tym jednym zdaniu, wypowiedzianym spon-
tanicznie, ukazany jest problem ludzi, którzy nie "umieją od-
czuwać cierpienia" z powodu krzywd doznanych w dzieciństwie czy
też w okresie dojrzewania. Problemem tym jest skamieniała emo-
cjonalność, która nie odczuwa już żadnej krzywdy: ani tej do-
znanej w przeszłości, ani też obecnej, wyrządzanej innym.
Podobnie jak w sytuacji poprzedniej, tak i w tym wypadku po-
trzebne byłoby głębokie, ale jednocześnie mądre i uważne zaan-
gażowanie osoby towarzyszącej.
Oprócz wytrwałej modlitwy, życia duchowego wręcz konieczna
wydaje się dobra terapia, dzięki której - w kontakcie z zaufa-
nym człowiekiem - mogłaby zostać obudzona do życia skamieniała
emocjonalność takich osób. Aby pokonać skrzywdzenie, osoby te
musiałyby zgodzić się na to, iż całe cierpienie, jak spiętrzone
fale wody, uderzy na nie w jednym momencie. Musiałyby także
przeczuć, że ich cierpienie z przeszłości nie musi więcej dete-
rminować ich postaw i zachowań. I chociaż uzdrowienie wewnętrz-
ne wymaga od nich dużego wysiłku i zgody na ból, to jednak jego
owocem może być głęboka wrażliwość emocjonalna na innych.
4. Sztuczne przyspieszenie uzdrowienia
Inną nierzadką pokusą uzdrowienia wewnętrznego jest próba
sztucznego przyspieszenia całego procesu leczenia. Ponieważ do-
świadczenie krzywdy jest bolesne, a proces uzdrowienia wymaga
czasu i trudu, dlatego też osoba skrzywdzona bywa kuszona, aby
w procesie przebaczenia i pojednania "pójść na skróty".
Zdarza się także, iż sami duszpasterze lub inni doradcy,
nieświadomi całego procesu i poszczególnych etapów przebaczenia
i pojednania, usiłują nakłaniać swoich wychowanków do dokonania
natychmiastowego przebaczenia i pojednania się z osobami, które
ich głęboko skrzywdziły. Zdarza się czasami słyszeć w konfesjo-
nale oskarżenie skierowane pod adresem penitentów, przyznają-
cych się do żalu i gniewu z powodu głębokiego skrzywdzenia, o
brak miłości wobec osób, przez które czują się zranieni.
Podobnie jak nie da się przyspieszyć gojenia się głębokiej
rany ciała, ale trzeba cierpliwie czekać, by sam organizm pora-
dził sobie ze zranieniem, tak również dzieje się w sferze psy-
chicznej i emocjonalnej. Uzdrowienie z głębokiego poczucia
krzywdy wymaga czasu oraz pomocy ludzkiej i Boskiej. Jak przy
ciężkiej kontuzji ciała przedwczesna aktywność fizyczna naraża
nieraz człowieka na trwałe kalectwo, tak też dzieje się w
uzdrowieniu emocjonalnym.
W każdym procesie uzdrowienia (fizycznego, emocjonalnego czy
duchowego) ludzka wola musi się podporządkować (czy to jej się
podoba, czy nie) pewnym procesom, które wpisane są w ogólne lu-
dzkie prawa, jakim człowiek podlega, a które od niego bezpośre-
dnio nie zależą. I chociaż siła życia oraz głębokie pragnienie
zdrowia staje się bardzo ważnym (nieraz wręcz decydującym)
czynnikiem wyjścia z choroby, to jednak "ludzka wola zdrowia i
życia" jest ograniczona. Człowiekowi nierzadko przychodzi sta-
nąć wobec konieczności podporządkowania się "siłom wyższym", na
które nie ma bezpośredniego wpływu.
Za uleganie złudzeniu, iż skrzywdzenie zostało szybko i "cu-
downie" uleczone, płaci się nieraz wysoką cenę: jest nią przede
wszystkim nadwrażliwość na każdą najmniejszą niesprawiedliwość
czy też ludzką nieżyczliwość i brak akceptacji. Kiedy "przy-
spieszone uzdrowienie wewnętrzne" dokonało się w kontekście re-
ligijnym, wtedy zdarza się, iż ciągłe opowiadanie o "cudzie
uzdrowienia" jest jedynie opowiadaniem o sobie i swoim własnym
odczuciu skrzywdzenia.
Głębokie uzdrowienie wewnętrzne z poczucia krzywdy charakte-
ryzuje się przede wszystkim doświadczeniem wolności wewnętrznej
zarówno wobec swoich krzywdzicieli, jak i własnych ran. Dlatego
też człowiek prawdziwie uzdrowiony wewnętrznie nie potrzebuje
specjalnie opowiadać o bliźnich, którzy go skrzywdzili, ani też
o sobie samym jako szczególnym przypadku uzdrowienia.
4. Koncentracja na własnym cierpieniu
Istnieją osoby, które - także w sytuacji niezbyt nawet głę-
bokiego skrzywdzenia - skłonne są koncentrować się na swoim
cierpieniu. Poprzez wyolbrzymianie go dramatyzują własną sytua-
cję. Osoby te opowiadają nieustannie o swojej krzywdzie oraz o
cierpieniach z nią związanych, niezależnie od tego, jak dawno
miały one miejsce. Szczególne upodobanie znajdują w opowiadaniu
o swoich krzywdach osobom, które dopiero co poznały. Czują ja-
kiś wewnętrzny przymus wtajemniczenia każdego człowieka w świat
swoich cierpień. Jest to swoiste celebrowanie własnego skrzyw-
dzenia. Odczucie krzywdy oraz koncentracja na osobie krzywdzi-
ciela stają się wówczas obsesyjną potrzebą, pobudzającą je do
działania.
I chociaż osoby te zwykle uważają, aby nie ranić innych, to
jednak próba skupienia uwagi wszystkich ludzi na własnym cier-
pieniu sprawia, iż stają się one niewrażliwe na cierpienia in-
nych. Ponieważ zbyt wiele uwagi poświęcają swojemu własnemu
cierpieniu, nie są w stanie dostrzegać cierpienia innych.
Przekroczenie własnego cierpienia domaga się minimum męstwa.
Pozwala ono osobie skrzywdzonej odrywać się od siebie i własne-
go cierpienia, by wychodzić ku innym. Próba nawiązywania więzi
z innymi, szczególnie zaś z osobami cierpiącymi (nieraz o wiele
bardziej), staje się ważnym krokiem do przekroczenia własnego
poczucia krzywdy. Kiedy osoba skrzywdzona dystansuje się do
własnego cierpienia, wtedy staje się bardziej uważna na cier-
pienie bliźnich.
5. Dwa rodzaje cierpienia
Rozeznając naszą sytuację skrzywdzenia, powinniśmy wyróżnić
dwa rodzaje cierpienia, dwa rodzaje "krzyża".
Jedno z nich jest "słuszne", ponieważ stanowi owoc naszych
grzechów (por. Łk 23,41). W takim cierpieniu odbieramy jedynie
uzasadnioną "karę" za nasze uczynki. Tego cierpienia nie możemy
traktować jako "krzyża", który zsyła nam Jezus. Kiedy cierpimy
z powodu naszych konkretnych grzechów, wówczas Bóg zaprasza nas
do wyzwolenia się zarówno z grzechu, jak i cierpienia, które on
rodzi. Doświadczając cierpienia, powinniśmy wejść w badanie na-
szego sumienia, pytając o związek przeżywanego cierpienia z
grzechem: z grzesznym sposobem myślenia, reagowania, a zwłasz-
cza z grzesznymi postawami, przyzwyczajeniami, czynami. Kiedy
cierpimy z powodu działania pod wpływem pychy, kompleksów niż-
szości, lekkomyślności życiowej, uraz, gniewu, zazdrości, roz-
żalenia, buntu wobec ludzi i Boga, wówczas wezwani jesteśmy
najpierw do nawrócenia wewnętrznego. Powinniśmy uznać cierpie-
nia wypływające z naszego grzesznego postępowania za gorzki
owoc naszego własnego działania, z którego Chrystus pragnie nas
uwolnić.
Są jednak w naszym życiu cierpienia, które nie są związane w
żaden sposób z naszą winą i grzechem. Są to cierpienia, które -
podobnie jak w życiu Jezusa - zostają dopuszczone przez Boga.
Jezus cierpi wielką krzywdę od ludzi, choć sam nic złego nie
uczynił. Krzywda, którą wyrządzają nam ludzie, jest naszym pra-
wdziwym krzyżem, na podobieństwo krzyża Jezusa. Ten rodzaj cie-
rpienia jest wezwaniem nie tyle do nawrócenia, ile raczej do
zjednoczenia z Jezusem i naśladowania Go w cierpieniu i krzyżu.
Cierpienie przyjęte w duchu upodabniania się do Jezusa traci
swą niszczącą moc. Kiedy ofiarujemy Jezusowi doznane krzywdy,
On przyjmuje je na siebie i czyni je znakiem miłości Ojca do
nas. Cierpienie przyjęte z Jezusem, przez Jezusa i dla Jezusa
staje się dla nas miejscem zbawienia siebie i innych. Tak prze-
żywane cierpienie staje się źródłem radości, pokoju i pociesze-
nia. Apostołowie biczowani z rozkazu Sanhedrynu cieszyli się,
że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa (Dz 5,41). Cier-
pienie przyjęte z rąk Jezusa i dla Jezusa jest drogą do pełni
życia - do zmartwychwstania. W ten sposób nasza więź z Chrystu-
sem i nasza miłość do braci oczyszcza się i dojrzewa.
* * *
Modlitwa, którą św. Ignacy ofiaruje nam na początku kontemp-
lacji życia Jezusa w drugim tygodniu Ćwiczeń, jeśli będzie od-
mawiana z pokorą i zaangażowaniem, może pomóc nam pokonać lęk
przed tym, co w ludzkim życiu jest najtrudniejsze, czyli przed
"znoszeniem wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi" i przyjmo-
waniem "wszelkiego ubóstwa, tak zewnętrznego jak i duchowego".
Autor Ćwiczeń zastrzega się jednak, iż jest to modlitwa dla
tych, którzy chcieliby więcej kochać Jezusa i więcej "odznaczyć
się we wszelakiej służbie" dla Niego (ĆD, 97).
"Odwieczny Panie wszystkich rzeczy! Oto przy Twej łaskawej
pomocy składam ofiarowanie swoje w obliczu nieskończonej Dobro-
ci Twojej i przed oczami chwalebnej Matki Twojej i wszystkich
świętych dworu niebieskiego, oświadczając, że chcę i pragnę i
taka jest moja dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku
Twojej większej służbie i chwale, naśladować Cię w znoszeniu
wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie,
tak zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy Majes-
tat Twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu
życia" (ĆD, 98).
Rozdział VII: WERBALIZACJA STANÓW WEWNĘTRZNYCH
1. Pomoc kierownictwa duchowego oraz pomoc terapeutyczna
W procesie przebaczenia i pojednania ludzi żyjących w głębo-
kim poczuciu krzywdy konieczna jest zwykle pomoc osób, które
mogłyby dzielić z nimi ciężar doznanej krzywdy. Pomoc ta powin-
na być dostosowana do sytuacji, wieku, głębi skrzywdzenia oraz
innych ważnych okoliczności. Miejscem takiej pomocy może być
dobrze prowadzone kierownictwo duchowe. W trudniejszych przypa-
dkach konieczna bywa także psychoterapia.
Osoba towarzysząca zranionemu powinna odznaczać się nie tyl-
ko życzliwością i chęcią udzielenia pomocy, ale również odpo-
wiednią kompetencją, dzięki której będzie w stanie udzielić
wsparcia tak duchowego, jak i emocjonalnego.
W głębokich i przewlekłych zranieniach konieczna okazuje się
niekiedy systematyczna terapia. Psychoterapia nie powinna jed-
nak wykluczać pomocy kierownika duchowego. Dla osób wierzących
pomoc kierownika duchowego okazuje się często nie mniej ważna
niż pomoc terapeuty. Pomiędzy obu "instancjami" pomagającymi
osobie zranionej, psychoterapią i kierownictwem duchowym, ko-
nieczne jest ścisłe współdziałanie. Terapeuta powinien dobrze
rozumieć i wspierać pracę kierownika duchowego, a kierownik w
ten sam sposób powinien traktować pracę terapeuty. Takie wzaje-
mne współdziałanie zakłada jednak wyznawanie wspólnego systemu
wartości.
Osoba zraniona, zgłaszając się po pomoc, zwykle nie potrze-
buje zbytnich zachęt do wypowiedzenia swoich bolesnych odczuć i
doświadczeń. Zdarza się jednak, iż, przytłoczona wielością
przeżyć, nie wie, od czego zacząć. Kierownik duchowy lub inna
osoba pomagająca może wówczas - poprzez odpowiednio dobrane py-
tania i uwagi - pomóc jej zwerbalizować doświadczenie zranie-
nia.
Pierwszym darem, jaki towarzyszący może ofiarować osobie
zranionej w procesie jej uzdrowienia wewnętrznego, jest słucha-
nie. Jest ono potrzebne szczególnie wówczas, gdy osoba ta nie
miała sposobności wypowiadania "na bieżąco" bolesnych doświad-
czeń i przez długi okres żyła w wewnętrznej izolacji i zamknię-
ciu. Kierownik i terapeuta powinni okazać się bardzo hojni w
uważnym i cierpliwym słuchaniu.
Oprócz słuchania konieczna jest także postawa rozumienia i
współczucia. Jeżeli nawet osoba skrzywdzona sama popełniła wie-
le błędów, których może w pełni jeszcze nie dostrzega, to towa-
rzyszący nie powinien pospiesznie zwracać jej na nie uwagi.
Osoba, której towarzyszy, powinna najpierw czuć się przyjęta,
zrozumiana i zaakceptowana w swoim skrzywdzeniu i bólu.
Zadaniem osoby towarzyszącej jest dyskretne czuwanie nad
obiektywizmem rozeznania sytuacji osoby zranionej. Kierownik
duchowy powinien jednak zachować się w sposób bezstronny. Nie
jest bowiem jego rolą opowiadanie się po jednej stronie prze-
ciwko drugiej, na przykład po stronie skrzywdzonego przeciw
osobie krzywdzącej. Powinien raczej pozostawić wysiłek obiekty-
wizacji osobistej sytuacji zranienia samemu penitentowi.
Osoba towarzysząca, tak kierownik, jak i terapeuta, w proce-
sie uzdrowienia pełni przede wszystkim rolę świadka. Przyjmuje
zranionego w sposób bezwarunkowy, z całą życzliwością i dobro-
cią, wraz z wszystkimi jego lękami, z nieufnością i poczuciem
winy.
W postawie świadka, w jego słowach, sposobie reagowania,
człowiek zraniony powinien odkryć życzliwą akceptację, miłość i
szacunek. To właśnie przesłanie szacunku i życzliwości jest dla
osoby skrzywdzonej obietnicą, iż ona również może przyjąć i za-
akceptować samą siebie w podobny sposób.
Jednym z ważnych celów pomocy jest doprowadzenie człowieka
zranionego do pełnej akceptacji całego swojego życia. Uzdrowie-
nie domaga się akceptacji własnego życia takim, jakie ono jest
w danej chwili. Dokonuje się to między innymi poprzez oddrama-
tyzowanie własnego problemu. Zanim nastąpi pełne uzdrowienie
wewnętrzne, osoba zraniona musi żyć z własnym doświadczeniem,
nie dramatyzując zbytnio swojej sytuacji.
Wypowiedzenie swoich ran przed świadkiem jest także przygo-
towaniem do wypowiedzenia ich przed Bogiem jako Ojcem, który
otacza zranionych szczególną miłością i troską. Odkrycie Boga
działającego w ludzkich ranach pozwala rozmawiać o nich szcze-
rze i otwarcie. Nadzieję na uzdrowienie wewnętrzne otrzymuje
się nie tyle w relacji z człowiekiem, ile raczej w relacji z
Bogiem. To sam Bóg daje człowiekowi zranionemu wewnętrzną siłę
do pracy nad własnym uzdrowieniem.
W procesie uzdrowienia wewnętrznego osób wierzących kierow-
nik duchowy odgrywa szczególną rolę. Poprzez swoją postawę bez-
interesowności, wolności emocjonalnej oraz modlitwy wstawienni-
czej dzieli się ze zranionym doświadczeniem własnego pojednania
z Bogiem, z bliźnimi i sobą samym. Kierownik pełni wówczas rolę
duchowego ojca, który z jednej strony przyjmuje postawę słucha-
nia, życzliwej akceptacji i współczucia, z drugiej zaś - posta-
wę realizmu i ojcowskiego wsparcia. Powinien być w jakimś sen-
sie ojcem i matk
"Bóg bowiem jest równocześnie ojcem i matką, miłosierdziem i
prawdą, mocą i czułością. (...) Czułość Boga nigdy nie jest
słabością, ponieważ zawsze idzie w parze z Jego mocą. (...)
Trzeba, żeby w taki czy inny sposób ojcostwo i macierzyństwo
Boga było współobecne w jednej osobie przewodnika duchowego"
(AndrLouf).
2. Werbalizacja stanu skrzywdzenia
Wejście w proces uzdrowienia głębokich zranień wyniesionych
z dzieciństwa i okresu dojrzewania budzi zwykle bardzo gwałtow-
ne uczucia: lęk, żal, poczucie krzywdy, zniechęcenie, bezrad-
ność, gniew, pragnienie zemsty. Kiedy zostają one "wywołane",
rozlewają się nieraz na całą osobowość skrzywdzonego. Jak obfi-
te wody wylanej rzeki zalewają całe okolice, podobnie intensyw-
ne uczucia wpływają nieraz na wszystkie reakcje, odruchy i
działania osoby zranionej. Werbalizowanie tych uczuć pomaga je
"skanalizować", ująć, przezwyciężyć. Nabierają one wówczas kon-
kretnego kształtu, przybierają pewną formę - stają się jaśnie-
jsze.
Dzięki werbalizowaniu swoich emocji osoba skrzywdzona może
podchodzić do nich bardziej racjonalnie, bezstronnie, a przez
to także bardziej dojrzale i prawdziwie. Towarzyszący powinien
pomóc osobie skrzywdzonej dostrzegać wszystkie jej uczucia,
także te, których ona jeszcze nie dostrzega, a które mogą mieć
duży wpływ na całe jej zachowanie i postawę. Niekiedy powinien
dyskretnie naprowadzić ją na odkrywanie "drugiej strony medalu"
jej osobistej sytuacji, to jest na jej własną odpowiedzialność
za siebie i swoje postępowanie.
Osoba doświadczająca głębokiego skrzywdzenia powinna mieć
świadomość, iż jej uczucia gniewu, oburzenia czy wręcz nienawi-
ści są sygnałem, iż sama - jeżeli nie podejmie odpowiedzialnoś-
ci za swoje życie - może przemienić się z czasem z ofiary w
krzywdziciela. Osoba zraniona powinna czuwać, by w relacji z
ludźmi nie kierować się jedynie własnymi uczuciami. Powinna też
przezwyciężać koncentrację na własnych emocjach i kierowanie
się jedynie nimi.
Proces uzdrowienia wewnętrznego może być budowany tylko na
prawdzie. Dlatego też osoba skrzywdzona nie może zaprzeczać te-
mu, co odczuwa w świecie własnych uczuć.
Powinna wchodzić we wszystkie doświadczenia uczuciowe: zaró-
wno te łatwe i przyjemne, jak i te przykre i bolesne. Powinna
więc dostrzegać własny lęk, niepokój, odczucie krzywdy, poczu-
cie własnej niższości, zazdrość i inne negatywne uczucia, które
zdają się jej zagrażać i odbierać radość życia.
Powinna też dostrzegać i przyjmować wszystkie te odczucia,
które są dla niej przyjemne i miłe: uczucia pokoju, satysfak-
cji, radości, poczucie własnej godności, dumy itp. Powinna
umieć cieszyć się tym, co jest dla niej po ludzku satysfakcjo-
nujące.
Osoba skrzywdzona "wchodzi" w swoje doświadczenia uczuciowe
nie po to, aby dać się im pochłonąć, ale by móc - w wolności -
"wznieść się" ponad nie, aby nad nimi zapanować. Jej uczucia
nie powinny zdominować jej sposobu myślenia, zachowania, wybo-
rów, działania. Powinna ona też stopniowo uczyć się trwać z wo-
lnością w tych stanach uczuciowych, które są jej "zadane" w da-
nej chwili; z jednej strony w bólu, w buncie, w lęku, w zagro-
żeniu, w gniewie, w smutku, w odczuciu zranienia; z drugiej zaś
w pragnieniu przebaczenia, w chęci pojednania, w fascynacji mi-
łością, w pocieszeniu, w odczuciu przyjemności, w upodobaniu, w
odczuciu własnej godności itp.
Wchodzimy we wszystkie te nasze odczucia, by móc je głębiej
odczytywać, rozeznawać, dokonywać wyboru pomiędzy nimi, i w ko-
ńcu pójść tylko za tymi, które są owocem działania w nas Ducha
Bożego, a przekraczać i opanowywać zaś te, które są przejawem
naszych namiętności i działania ducha złego w nas.
Trwanie w rzeczywistości emocjonalnej, którą przeżywamy,
uczy nas prawdziwej wolności wewnętrznej. Tylko bowiem dzięki
wolności możemy uczynić z naszego świata uczuć (zarówno pozyty-
wnych, jak i negatywnych) miejsce spotkania z Bogiem, z bliźni-
mi oraz miejsce osobistego rozwoju. To dzięki naszej wolności
wszystkie nasze odczucia (przyjemne i nieprzyjemne) stają się
naszą siłą.
Jednym z ważnych warunków uzdrowienia wewnętrznego jest od-
czytanie w prawdzie własnej sytuacji, jak też sytuacji osoby,
przez którą czujemy się zranieni. Obiektywne spojrzenie na całe
swoje życie powinno pomóc osobie skrzywdzonej dostrzec nie tyl-
ko samo skrzywdzenie, ale także własną odpowiedzialność za sie-
bie i swoich bliskich. Odruchowe przerzucanie całej winy za
swoje "poczucie nieszczęścia" na krzywdziciela, szczególnie wó-
wczas, gdy osoba skrzywdzona jest już dorosła, może być po pro-
stu ucieczką od odpowiedzialności za siebie. Uzdrowienie wewnę-
trzne dokonuje się z jednej strony poprzez przebaczenie i poje-
dnanie, z drugiej zaś poprzez podejmowanie coraz pełniejszej
odpowiedzialności za własne życie - takie, jakie ono jest w da-
nej chwili.
3. Czy można zamknąć się we własnym poczuciu skrzywdzenia?
Rodzi się pytanie, czy osoba skrzywdzona może pozwolić sobie
na zamknięcie się w sobie i nie rozmawiać otwarcie i szczerze o
własnym skrzywdzeniu i wszystkich uczuciach, które jej towarzy-
szą - tak negatywnych, jak i pozytywnych.
Z pewnością, tak. Taki może być po prostu jej wybór. Wiele
osób rzeczywiście dokonuje takiego wyboru: zamyka się w sobie z
własnym skrzywdzeniem oraz z tym wszystkim, co z niego wypływa.
Ale jak każdy ludzki wybór, tak i ten ma swoje konsekwencje.
Nie rozpoznane, nie wypowiedziane i nie leczone poczucie skrzy-
wdzenia wciąż w człowieku się rozrasta, powodując, iż stan obo-
lałości wewnętrznej staje się coraz głębszy. Postawy lęku, roz-
żalenia, smutku i gniewu, które już teraz dają o sobie znać, w
miarę upływu czasu pogłębiają się i utrwalają sprawiając, iż
życie staje się coraz większym ciężarem dla siebie samego i dla
innych. Człowiek, który jest ciężarem dla siebie, staje się
zwykle także ciężarem dla innych, szczególnie dla tych, przez
których jest kochany i których sam także pragnie kochać. Jeżeli
człowiek nie pracuje świadomie nad sobą i swoim skrzywdzeniem,
to w miarę upływu lat jego poczucie rozżalenia powiększa się i
daje o sobie znać we wszystkich jego relacjach: z Bogiem, z
bliźnimi, ze sobą samym i ze światem.
Do pracy nad własnym poczuciem skrzywdzenia trzeba zachęcać
przede wszystkim ludzi młodych. O wiele łatwiej jest uleczyć w
sobie poczucie krzywdy w okresie młodości, niż zająć się nim po
dziesiątkach lat. Bardzo trudno jest zrozumieć i zgodzić się na
utrwalone w ciągu długich lat życia poczucie skrzywdzenia, ża-
lu, pretensje do ludzi, popadanie w zniechęcenie, niezadowole-
nie z siebie czy nawet stany depresji. O wiele łatwiej jest na-
tomiast zaakceptować te stany w momencie wchodzenia w życie do-
rosłe. Człowiek bowiem w tym okresie ma jeszcze wiele sił i
energii życiowej, by z odwagą podejmować wszystkie swoje prob-
lemy emocjonalne.
Każde nasze poczucie skrzywdzenia powinniśmy traktować z
najwyższą odpowiedzialnością, jeżeli nie chcemy w przyszłości
krzywdzić innych w taki sposób, w jaki sami zostaliśmy w prze-
szłości skrzywdzeni. To, czego o sobie nie poznamy i nie przy-
jmiemy dzisiaj, jutro możemy przerzucać na tych, którzy nas ko-
chają i których sami pragniemy kochać.
Rozdział VIII: UCZUCIA TOWARZYSZĄCE SKRZYWDZENIU
1. Lęki osoby skrzywdzonej
"Ciąg" silnych uczuć ujawniający się w procesie wewnętrznego
uzdrowienia, chociaż może wydać się jednym wielkim chaosem, ma
jednak określoną dynamikę, pewien "porządek" i chronologię.
Najczęściej "pierwszym" uczuciem, które dominuje w osobie
głębiej zranionej, jest obawa i lęk. Krzywda budzi lęk. Doświa-
dczana w sposób dotkliwy przez długi czas, odruchowo rodzi w
człowieku reakcje, postawy i zachowania lękowe. Przeżyte skrzy-
wdzenie tworzy swoistą urazę do tej formy cierpienia, której
skrzywdzony wcześniej dotkliwie doświadczył. Lęk przed cierpie-
niem może przybierać różne formy: obawy przed powrotem do prze-
szłości, przed upokorzeniem, przed złą opinią ze strony innych,
przed przyszłością itp. Niektórym towarzyszy również obawa, by
nie okazać się niewdzięcznym wobec osób, którym wiele zawdzię-
czają, na przykład wobec rodziców. Lęk o siebie związany jest
zwykle z lękiem przed bliźnimi.
Osoby skrzywdzone nieraz tak mocno utożsamiają się ze swoim
lękiem, iż nie są nawet w stanie uświadomić go sobie. Własne
reakcje i zachowania lękowe odbierają jako "najbardziej słuszne
i racjonalne", ponieważ te reakcje i zachowania bronią je przed
kolejnym cierpieniem. Osoby skrzywdzone nie uświadamiają sobie
wówczas, iż ich poczucie skrzywdzenia jest nieustannie utwier-
dzane i powiększane przez zbytnią wrażliwość na krzywdę, co
sprawia, iż mogą one dopatrywać się jej tam, gdzie jej nie ma.
Lęk człowieka skrzywdzonego przed cierpieniem jest jego wię-
zieniem. Zamyka go w sobie, izolując od świata i od ludzi. W
ten sposób osoba skrzywdzona ogranicza swoje życie. Jeżeli lęk
przed cierpieniem przekracza granice ludzkiej wytrzymałości,
może wręcz stawać się przyczyną samobójstwa. Ludzie nieraz od-
bierają sobie życie, obawiając się kolejnej fali skrzywdzenia i
związanego z nim cierpienia.
Pierwszym istotnym krokiem do wyzwolenia się z krzywdy jest
dostrzeżenie swojego lęku i rozeznanie sposobu, w jaki wpływa
on na codzienne ludzkie życie: na sposób widzenia świata, na
obraz Boga, na stosunek do bliźnich, na codzienne wybory i de-
cyzje.
Lęk jest pewną formą iluzji; zamykając bowiem człowieka w
ciasnym kręgu jego własnych spraw i izolując go od ludzi, daje
mu jednocześnie pewne pozorne odczucie bezpieczeństwa. W wię-
zieniu człowiek może rzeczywiście czuć się bezpiecznie. Ceną
jednak takiego bezpieczeństwa jest całkowita życiowa "wegeta-
cja".
Aby móc przekroczyć poczucie krzywdy, konieczne jest nabra-
nie dystansu do lęku. Skrzywdzony nie powinien jednak chcieć od
razu pokonać wszystkich swoich lęków. Powinien im najpierw uwa-
żnie się przyglądać, rozeznawać je, aby z czasem zdystansować
się do nich. Lęk doznawany po krzywdzie należy traktować jako
bardzo naturalną reakcję. Skrzywdzony nie powinien wstydzić się
swoich lęków, w sposób szczególny zaś obaw przed kolejnym
skrzywdzeniem.
2. Skutki trwania w lęku
Nie pokonane lęki osoby skrzywdzonej utrwalają subiektywne
odczucie krzywdy i cierpienia, a tym samym blokują cały ciąg
innych uczuć, które związane są z doświadczeniem krzywdy, prze-
baczenia i pojednania. Osoba skrzywdzona, zablokowana lękiem,
nie umie wejść w proces uzdrowienia, ponieważ nie wierzy, iż
jest zdolna uporać się z całym gąszczem trudnych odczuć, które
się w niej kłębią. To właśnie ów "kocioł uczuciowy", trzymany
jedynie siłą lęku o siebie i lęku przed innymi, sprawia, że
osoba skrzywdzona jest ciągle zestresowana, zmęczona, drażliwa
i napięta psychicznie.
Uzdrowienie wewnętrzne zaczyna się od otwarcia bram więzie-
nia stworzonego przez własny lęk. Pierwsze, choćby minimalne,
pokonanie lęku daje dopiero możliwość dostrzeżenia dysproporcji
pomiędzy odczuciami lęku przed skrzywdzeniem a rzeczywistym za-
grożeniem krzywdą. Krzywdy doświadczone w przeszłości są "his-
torią", która nie musi się już dziś powtarzać.
Nierzadko zdarza się, iż lęki podopiecznego ujawniają się
także w relacji do osoby kierownika duchowego. Przejawem tych
lęków może być na przykład ukrywanie pewnych informacji o so-
bie, brak szczerości lub oskarżenia wysuwane pod adresem kiero-
wnika. Nabierając dystansu do obaw i lęków penitenta, osoba to-
warzysząca powinna przyjąć postawę większej uwagi, otwartości i
akceptacji. Nie powinna jednak ulegać naciskom emocjonalnym
osoby, której towarzyszy. Kierownik powinien dobrze rozumieć,
iż osoba zraniona wyraża w ten sposób jedynie swój wewnętrzny
opór przed podjęciem własnego problemu, ponieważ obawia się bó-
lu związanego ze zranieniem doświadczonym w przeszłości.
3. Niebezpieczeństwo ucieczki w nałogi
Nagromadzone uczucia lęku, stresu i napięcia psychicznego,
jeżeli nie są rozwiązywane w sposób świadomy i wolny, w sposób
kompulsywny "domagają się" uśmierzenia. Dlatego też nierzadko
stają się one źródłem nałogów. W zależności od wyuczonego spo-
sobu rozładowania napięć pewne osoby, doświadczające głębokiego
uczucia skrzywdzenia, ulegają nieraz nałogom. Nałogi dają im
wprawdzie chwilowe uczucie ulgi emocjonalnej, ale bynajmniej
nie rozwiązują problemu. Wręcz odwrotnie - raczej go pogłębia-
ją. Często źródłem alkoholizmu lub narkomanii ludzi młodych
jest właśnie głębokie poczucie skrzywdzenia, szczególnie w re-
lacji do własnych rodziców. Również nie uporządkowane zachowa-
nia seksualne, szczególnie wówczas, gdy mają one charakter kom-
pulsywny, związane są nieraz z napięciem wywołanym głębokim po-
czuciem krzywdy i odrzucenia.
Oprócz nałogów rolę uśmierzania bólu związanego z poczuciem
krzywdy i odrzucenia mogą spełniać także pewne uzależnienia
psychiczne, na przykład pracoholizm, przejadanie się, uzależ-
nienie od telewizji, realizowanie własnych chorych ambicji,
chciwe "robienie pieniędzy" itp. Nałogi i uzależnienia psychi-
czne, choć chwilowo uśmierzają ból, to jednak nie leczą poczu-
cia skrzywdzenia. Z jednej strony bowiem podtrzymują w człowie-
ku lęk o siebie (ukrywając go coraz głębiej w podświadomości),
z drugiej zaś utrwalają mechanizmy ucieczki przed odpowiedzial-
nością za siebie.
Uleganie nałogom i uzależnieniom jest de facto potwierdze-
niem własnej niemocy i bezradności wobec przymusu psychicznego,
który wydaje się być silniejszy od człowieka. Bezradność wobec
krzywdy łączy się z bezradnością wobec własnych kompulsji pro-
wadzących do nałogów i uzależnień.
Pokonanie skrzywdzenia domaga się stawiania czoła swoim na-
łogom i uzależnieniom psychicznym. Trwanie w nałogach utrwala
jedynie poczucie skrzywdzenia. Ucieczka od własnego życia w na-
łogi i uzależnienia czyni człowieka nieodpowiedzialnym za sie-
bie i za innych. Nieodpowiedzialność ta sprawia, iż w dalszych
kolejach życia skrzywdzony przemienia się w sposób wręcz nie-
zauważalny w krzywdziciela. I tak osoba, która czuje się skrzy-
wdzona przez własnych rodziców, jeżeli nie rozwiąże w sposób
dojrzały problemu swojego skrzywdzenia, może krzywdzić później
własne dzieci.
4. Rozżalenie i gniew
Jeżeli nawet osoba skrzywdzona nie ulega nałogom i uzależ-
nieniom psychicznym, to doświadczenie skrzywdzenia rodzi w niej
nierzadko uczucia rozżalenia i gniewu. Im dłużej i głębiej były
dławione te uczucia w przeszłości, tym łatwiej i mocniej docho-
dzą do głosu w późniejszym okresie życia. Jeżeli pragnie się
pokonać własny stan skrzywdzenia, nie należy uciekać przed tymi
odczuciami, ale trzeba powoli uczyć się wewnętrznej wolności
wobec nich.
Uczucia rozżalenia i gniewu u osób skrzywdzonych skierowane
są często nie tylko w stosunku do "rzeczywistych" krzywdzicieli
z przeszłości, ale nierzadko także do tych osób, które w jakiś
sposób ich dotknęły, choćby nawet przypadkowo. Kiedy bowiem
osoba skrzywdzona ma małą świadomość swojego stanu wewnętrzne-
go, wówczas łatwo przenosi odczucie żalu i gniewu na innych,
"ducha Bogu winnych", ludzi.
Łatwe przenoszenie swojego stanu skrzywdzenia na osoby przy-
padkowe jest jednym z mechanizmów, który najbardziej przeszka-
dza w uleczeniu skrzywdzonej przeszłości. Mechanizm przenosze-
nia krzywdy sprawia, iż osoba skrzywdzona łatwo staje się "ko-
lekcjonerem" krzywdzicieli i krzywdy. Brak delikatności, drobne
nieporozumienia, niespełniona prośba lub życzenie - te i tym
podobne drobne sytuacje konfliktowe z codziennego życia stają
się nierzadko dla osoby skrzywdzonej okazją do wpisania kogoś
na listę swoich krzywdzicieli. "Stare" poczucie skrzywdzenia
bywa wówczas "hojnie" rozdzielane pomiędzy osoby przypadkowe.
Takie zachowanie sprawia, iż wielu ludzi odsuwa się od takiej
osoby. Osoba ta czuje się wówczas jeszcze bardziej opuszczona,
samotna i kolejny raz skrzywdzona. Wyjściem z takiej sytuacji
jest jedynie sięgnięcie do historii własnego skrzywdzenia, by
podjąć próbę uleczenia zranionej przeszłości.
5. Ból skrzywdzenia nie jest wieczny
Kiedy osoba skrzywdzona wchodzi w proces wewnętrznego ule-
czenia z poczucia skrzywdzenia, wtedy wszystkie wymienione wy-
żej uczucia uaktywniają się. Osoba skrzywdzona wszystkie te
uczucia przeżywa wówczas boleśniej niż zazwyczaj. Kierownik du-
chowy, który towarzyszy danej osobie, powinien dyskretnie przy-
pomnieć jej, iż przeżycia te mają charakter przejściowy. Ból
skrzywdzenia i wszystkie negatywne uczucia z nim związane nie
są wieczne. Świadomość zmienności uczuciowej pozwoli osobie
skrzywdzonej nabrać dystansu wobec lęku, rozżalenia i gniewu.
Intensywność przeżywania tych uczuć wskazuje z jednej strony
na głębię doznanych ran, z drugiej zaś na długotrwałe ukrywanie
ich w sobie. Jeżeli osoba zraniona była do tej pory mało świa-
doma swojego zranienia, tym większe zdziwienie może budzić ro-
dzący się w niej żal, gniew i ból. Niektóre osoby mówią wprost
o tym podczas rozmów kierownictwa duchowego: "Nie wiedziałem,
że to tak głęboko we mnie siedzi. Przecież minęło już tyle lat,
dlaczego te przeżycia tak bardzo bolą mnie jeszcze dzisiaj?".
Wszystkie te przykre uczucia osoba zraniona winna przemienić
w jedną wielką modlitwę. Wewnętrzne akceptowanie tych uczuć,
cierpliwe "trwanie w nich", szczere wypowiadanie ich przed kie-
rownikiem duchowym i przed Bogiem na modlitwie, staje się sku-
teczną szkołą świadomości siebie, szkołą szczerego dialogu ze
sobą i z bliźnimi, szkołą dojrzalszego przeżywania swojego ży-
cia.
Wiele osób doświadczających boleśnie swoich skrzywdzeń z
przeszłości zadaje sobie z pewnym niepokojem pytanie: Czy jest
możliwe uleczenie zranień wyniesionych z dzieciństwa oraz z
okresu dojrzewania? Czy możliwe jest przebaczenie wielkich
krzywd, jakich doświadczyło się w przeszłości? Czy możliwe jest
pojednanie z ludźmi, do których czuje się żal z powodu dozna-
nych od nich ran? Kierownik duchowy powinien w takiej sytuacji
dać świadectwo wiary, iż Bóg może dokonać w człowieku "wielkich
rzeczy", o ile pozwoli Mu on działać w swoim życiu.
Jeżeli osoba zraniona nie poddaje się zwątpieniu, ale cierp-
liwie kontynuuje pracę wewnętrzną, to ból stopniowo przemija.
Odczucia żalu, gniewu i złości przemieniają się z czasem w
uczucia bezradności, niemocy i w pragnienie miłosierdzia. Osoba
czuje się wówczas przede wszystkim "biedna", właśnie zraniona.
Zaczyna rozumieć, że istotą jej krzywdy są zranienia innych,
które spadły na nią. Uczucia niemocy i bezradności najlepiej
oddają istotę jej problemu. One też naprowadzają osobę na szu-
kanie najważniejszej pomocy, czyli miłosierdzia Bożego. Ostate-
cznym bowiem lekarstwem na głębokie ludzkie zranienia, szczegó-
lnie zaś wyniesione z domu rodzinnego, jest miłosierdzie Boga
Ojca, który ogarnia wszystkich - zarówno zranionego, jak i ra-
niących - tą samą troską, przebaczeniem i miłością.
Na tym etapie uzdrowienia kierownik duchowy powinien przy-
jmować postawę przejrzystego świadka, który nie zasłania sobą
działania Bożego w duszy osoby zranionej. "Jest rzeczą bardziej
stosowną i o wiele lepszą, aby w (...) poszukiwaniu woli Bożej
sam Stwórca i Pan udzielał się duszy sobie oddanej i ogarniał
ją ku swej miłości i chwale, a także przysposabiał ją ku tej
drodze, na której będzie Mu mogła lepiej służyć" (ĆD, 15). Kie-
rownik duchowy powinien też pozwolić osobie działać według jej
rytmu, jej potrzeb i pragnień duchowych, nie przynaglając ani
też nie zatrzymując jej w pracy wewnętrznej.
Rozdział IX: DYNAMIKA PROCESU UZDROWIENIA
1. Medytacja słowa Bożego
Gdyby osoba skrzywdzona szukała rozwiązywania problemu zra-
nień wewnętrznych jedynie w rozmowie z kierownikiem czy tera-
peutą, byłaby to właściwie pewna forma psychoanalizy, która -
bez głębszego duchowego zaangażowania - mogłaby go hamować w
rozwoju. Jeżeli przedłużającej się psychoanalizie nie towarzy-
szy osobisty wysiłek duchowy, to istnieje niebezpieczeństwo
przejęcia przez "pacjenta" postawy psychoanalityka. Nieustanna
autopsychoanaliza oraz psychoanaliza sytuacji innych bywa wów-
czas traktowana jako pewien "sposób na życie". Nie kończąca się
analiza psychologiczna staje się ucieczką od rzeczywistego zaa-
ngażowania się w pokonanie problemów oraz w prawdziwą odmianę
swojego życia.
Wraz z uważnym słuchaniem kierownik powinien zachęcać zra-
nioną osobę do wypowiadania wszystkich bolesnych doświadczeń
życiowych przed Bogiem. W ten sposób autopsychoanaliza sponta-
nicznie przemienia się w modlitwę. W procesie uzdrowienia wew-
nętrznego to przede wszystkim Pan Bóg ma być Tym, na kogo osoba
zraniona "przenosi" całe swoje cierpienie i od kogo oczekuje
uzdrowienia i wyzwolenia. Wypowiadanie bolesnych uczuć w kiero-
wnictwie duchowym jest jedynie przygotowaniem, by móc je wypo-
wiadać z większą jasnością i wolnością wewnętrzną przed Bogiem.
Takie właśnie stawanie przed Stwórcą, ostatecznym źródłem
życia, prowadzi zranionego do uzdrowienia wewnętrznego. Tylko
sam Pan Bóg może "przekonać" osobę zranioną, iż jej życie ma
sens także wówczas, gdy czuje się ona skrzywdzona, ograniczona
i pełna słabości.
Modlitwa jest istotnym miejscem, w którym dokonuje się praw-
dziwe uzdrowienie wewnętrzne. Cóż bowiem człowiek skrzywdzony
może zrobić ze swoimi bolesnymi emocjami: żalem, poczuciem
krzywdy, odczuciem gniewu, urazy, niepewnością siebie, zagubie-
niem, bezradnością i wszystkimi innymi negatywnymi przeżyciami,
które go dręczą? Komu może je powierzyć? Kto gotów jest przyjąć
cały bagaż jego trudnych doświadczeń?
Słowo Boże, którego człowiek słucha z otwartością, odpowiada
mu na wszystkie najtrudniejsze pytania życiowe. Ono doprowadza
osobę zranioną do najgłębszego źródła uzdrowienia wewnętrznego
- do ojcowskiej miłości Boga, która objawiła się w Jezusie
Chrystusie.
W trakcie systematycznie prowadzonego kierownictwa duchowego
kierownik może proponować penitentowi medytacje tekstów biblij-
nych, które pomogłyby mu lepiej poznać głębię jego zranienia
oraz głębię miłosierdzia i łaski, którą ofiaruje mu Bóg Ojciec
w Chrystusie. Szczególnie owocna może być medytacja nauczania
Jezusa o przebaczeniu i pojednaniu oraz rozważanie cudów uzdro-
wienia. W chwilach szczególnie trudnych dla penitenta kierownik
duchowy może mu podpowiadać rozważanie męki, śmierci i zmartwy-
chwstania Jezusa, poprzez które zbawia On wszystkich - krzyw-
dzących i skrzywdzonych. Utożsamienie się z Jezusem skrzywdzo-
nym, oskarżonym, wyśmianym, poniżonym, niesprawiedliwie skaza-
nym na śmierć, wiszącym na krzyżu - może stać się dla osoby,
która bardzo cierpi z powodu swojego skrzywdzenia, źródłem umo-
cnienia i pociechy.
2. Zasadniczy przełom
Teraz dopiero osoba skrzywdzona gotowa jest naprawdę dotknąć
centralnego nerwu całej choroby: swojej zranionej ambicji, zra-
nionej pychy. Na tym etapie uzdrowienia z poczucia skrzywdzenia
konieczna jest duchowa walka, zmaganie wewnętrzne, które ma do-
prowadzić do jednoznacznej decyzji ukorzenia się przed Bogiem i
otwarcia się na Jego miłosierdzie.
Osoba skrzywdzona winna więc z jednej strony podjąć wielką
pracę, trud i walkę wewnętrzną, aby przekroczyć stan skrzywdze-
nia, z drugiej zaś powinna liczyć na łaskę Boga. Bez tej jedno-
znacznej decyzji proces uzdrowienia wewnętrznego może zostać
zahamowany. Bez głębokiego zaangażowania duchowego wcześniejsze
"olśnienia" o charakterze psychologicznym okazują się zwykle
mało skuteczne. Nawrót "starych emocji" skrzywdzenia, żalu, lę-
ku i gniewu sprawi, iż skrzywdzony łatwo zapomina o swoich nie-
zwykłych psychologicznych odkryciach.
Wielu nie wchodzi w proces uleczenia wewnętrznego właśnie
dlatego, iż nie chce zdecydować się na wewnętrzne ukorzenie się
przed Bogiem, przed sobą i przed bliźnimi. Nie chce poczuć się
biednymi, potrzebującymi miłosierdzia Boga. Ludzie ci odbierają
miłosierdzie ludzi i Boga jako zagrożenie własnego poczucia go-
dności i potwierdzenie własnej słabości.
Człowiek głęboko zraniony przez rodziców, ale jednocześnie
wewnętrznie bardzo dumny, koloryzuje nieraz własne trudne dzie-
ciństwo, dopatrując się w nim jedynie pięknych przeżyć. Pozwala
mu to uratować - we własnych oczach - poczucie dumy i wielkoś-
ci: "Jeżeli mój ojciec był taki wspaniały, to i ja jestem taki
jak on. Jeżeli moja matka tak bardzo mnie kochała, to i ja ko-
cham wszystkich".
Za podtrzymywanie swojej dumy osoba zraniona płaci bardzo
wysoką cenę: jest nią wewnętrzna sztywność, drażliwość na swoim
punkcie, a przede wszystkim uczuciowe zakłamanie. Zraniona am-
bicja nie pozwala bowiem być szczerym wobec siebie i odczytywać
rzeczywistości własnej i cudzej taką, jaką ona jest. Osoba żyje
wówczas w jakimś wewnętrznym przymusie zniekształcania rzeczy-
wistości własnego życia i życia innych. Podtrzymując swoją cho-
rą ambicję, rezygnuje tym samym ze spontaniczności w relacjach
z innymi oraz z wewnętrznej wolności, która pozwala doświadczać
pokoju i radości życia. Człowiek podtrzymujący swoją dumę żyje
w stanie nieustannej "gotowości bojowej", ponieważ patrzy na
cały świat przez pryzmat zagrożenia.
Zasadniczy przełom w uzdrowieniu dokonuje się dzięki przy-
znaniu się do swojej bezradności i ubóstwa oraz dzięki uznaniu
swojej zranionej ambicji. Dostrzeżenie w sobie pokusy pychy
jest wewnętrznym upokorzeniem się przed Bogiem; jest aktem
skruchy i uniżenia się przed Stwórcą; jest powierzeniem się Je-
go łasce. Właśnie to wewnętrzne doświadczenie, które ma charak-
ter duchowy i moralny, jest przełomowe w procesie uzdrowienia.
Jeżeli nawet sam proces uzdrowienia trwa nieraz kilka lat,
to jednak po doświadczeniu powierzenia siebie i swojego skrzyw-
dzenia Bogu nie ma już w zasadzie powrotu do przeszłości. Lęk,
gniew, rozżalenie, pragnienie zemsty mogą jeszcze wielokrotnie
powracać, ale odczucia te nie stanowią już zagrożenia. Nie mają
one już bowiem w sobie niszczącej siły, ponieważ zostały oczy-
szczone z chorej ambicji.
3. Gorąca modlitwa i łaska pocieszenia
Pierwszym owocem wewnętrznego ukorzenia się przed Bogiem
jest pragnienie żarliwej i gorącej modlitwy. Cechuje ją nieraz
determinacja ewangelicznego ślepca: Jezusie, Synu Dawida, uli-
tuj się nade mną! (Łk 18,38). Modlitwa ta nie jest już tylko -
jak miało to miejsce na początku - "opowiadaniem" Panu Bogu o
swoich cierpieniach i udrękach, o doznanych krzywdach i zranie-
niach, ale jest wielkim błaganiem o nieskończone miłosierdzie
Boga, jest dziecięcym otwarciem się na Jego łaskę.
Człowiek upokorzony wewnętrznie łaknie przede wszystkim mi-
łosierdzia. Zdaje sobie bowiem sprawę, iż wraz z nim doświadczy
w pełni pocieszenia, nadziei i pokoju serca.
Podobnie jak samo doświadczenie zranienia ma indywidualny
charakter, tak i modlitwa z nim związana. Zdarza się, iż zra-
niony niemal natychmiast doznaje głębokiego pocieszenia i uspo-
kojenia. Niekiedy łączy się z tym także odczucie wewnętrznego
rozluźnienia, spontaniczności i wewnętrznej wolności. Obawa o
siebie, rozżalenie i gniew rozpływają się jak mgła poranna. Sam
człowiek zraniony dziwi się sobie i temu, co się z nim dzieje.
Uwolnienie od krzywdy dokonuje się wręcz namacalnie.
Z doświadczenia pocieszenia i wolności wewnętrznej rodzi się
potrzeba pojednania się z ludźmi i z Bogiem. Człowiek doświad-
cza nieraz także wielkiej wdzięczności wobec Boga. Samo zranie-
nie bywa wówczas odbierane jako łaska, dar, który pomaga głę-
biej otworzyć się na Boga i Jego miłosierdzie. Osoba zraniona
przeczuwa także, iż jej wewnętrzne cierpienie może stać się bo-
lesną okazją do większego uwrażliwienia się na ludzi cierpią-
cych.
Całe to przeżycie jest odbierane nieraz jako jeden wielki
cud wewnętrzny. Zmianę tę zauważają niekiedy także osoby, z
którymi człowiek ten żyje na co dzień. I chociaż to doświadcze-
nie jest pewną "chwilą" pocieszenia (dłuższą czy krótszą), to
jednak "ta jedna chwila" wywiera często zasadniczy wpływ na ca-
łe życie. Nawroty lęku, rozżalenia, gniewu i złości mają od tej
chwili inny charakter. Odbierane są przede wszystkim jako poku-
sa, "najazd wroga", z którym trzeba nieustannie walczyć. Ta
pierwsza wygrana walka wewnętrzna daje człowiekowi nie tylko
wiarę w łaskę Boga, ale także wiarę w skuteczne jej wykorzysta-
nie przez człowieka.
4. Gehenna wewnętrzna
Nie zawsze jednak modlitwa o miłosierdzie przynosi natych-
miastowe pocieszenie i ukojenie.
Zdarza się nierzadko, szczególnie wówczas, gdy doświadczenie
skrzywdzenia było długotrwałe i bolesne, iż wraz z decyzją uko-
rzenia się przed Bogiem i otwarcia się na Jego łaskę rozpoczyna
się dla skrzywdzonego "wewnętrzna gehenna", "piekło". "Demony"
rozżalenia, poczucia krzywdy, gniewu, pragnienia zemsty są nie-
raz tak głęboko zakorzenione w całej osobowości i tak z nią
zrośnięte, iż nie dają się łatwo usunąć. Doświadczenie skrzyw-
dzenia trwające nieraz wiele lat wpływa silnie na całą osobo-
wość i dogłębnie ją przenika. Uwidacznia się to w reagowaniu
emocjonalnym, w sposobie myślenia, w relacjach z bliźnimi, w
życiu religijnym.
Analiza psychologiczna procesu skrzywdzenia nie gwarantuje
automatycznego rozwiązania problemu. Jeżeli jest ona źle prze-
żywana, może nawet utrudniać proces uzdrowienia. Koncentracja
na doznanych ranach i przeżywanych w związku z nimi uczuciach
może przyczyniać się do utrwalenia niedojrzałych postaw i za-
chowań związanych ze skrzywdzeniem. Lepsze rozumienie własnych
mechanizmów zachowania może dać do ręki osobie zranionej "do-
skonałe narzędzie" manipulowania ludźmi i wikłania ich w swoje
własne problemy. Przedłużająca się psychoanaliza sprawia też
nieraz, iż w relacji z innymi skrzywdzony naśladuje postawę
psychoanalityka, usiłując tłumaczyć ich zachowania i postawy,
także w dziedzinie moralnej i duchowej, zależnościami psycholo-
gicznymi.
Ukorzenie się osoby skrzywdzonej przed Bogiem zakłada goto-
wość głębokiego nawrócenia wewnętrznego. Świadomość psychoana-
lityczna może okazać się wielką pomocą w tym procesie. Głównym
jednak problemem nie są same uczucia, choćby były one najtrud-
niejsze, ale gotowość stanięcia przed sobą i przed Bogiem w po-
stawie prawdy, szczerości i pokory. Decyzja trwania przed Bo-
giem wbrew wszelkim odczuciom jest dla procesu wewnętrznego
uzdrowienia najważniejsza.
5. Ja zaś jestem robak, a nie człowiek
Jak modlić się w tych trudnych nieraz wewnętrznych zmaga-
niach? Jaką zastosować metodę modlitwy?
Rozwiązań jest wiele. Każdy powinien przyjąć takie, które
będzie najlepiej odpowiadać jego sytuacji wewnętrznej. Nie na-
leżałoby z pewnością przyjmować takich metod, które swoją nowo-
ścią skoncentrują uwagę na sobie. Należałoby także uniknąć po-
stawy "biernego" trwania. W walce wewnętrznej konieczna jest
aktywność. Nie może to być jednak wyłącznie aktywność emocjona-
lna. Istotą aktywności na modlitwie jest szukanie obecności Bo-
ga, Jego miłosierdzia, przebaczenia, czułości, dobroci. Aktyw-
ność ta wyraża się również w szczerym odsłanianiu przed Nim
stanu swojej duszy.
Na modlitwie skrzywdzony "wylewa swoją duszę" przed Bogiem.
Nie obawia się opowiedzieć Bogu o wszystkim, co się w niej
dzieje. Przedstawienie stanu swojej duszy powinno jednak łączyć
się z szukaniem obecności Boga i z prośbą o Jego łaskę.
Wzorem modlitwy w sytuacji skrzywdzenia jest psalm 22, któ-
rym Jezus modli się przed śmiercią, a więc w chwili, w której
bierze na siebie i ofiaruje swojemu Ojcu wszystkie ludzkie nie-
prawości i krzywdy. Jezus na krzyżu obarcza się całym złem, ja-
kie na przestrzeni dziejów człowiek wyrządził człowiekowi. W
psalmie 22 przeplata się przedstawianie bolesnego stanu własnej
duszy ze świadomością obecności i działania Jahwe. Psalmista w
bezpośredniej rozmowie z Bogiem przechodzi od opowiadania o
stanie swojej duszy do dziękczynienia za Jego obecność i dzia-
łanie zarówno w całej historii Izraela, jak też w jego osobis-
tym życiu. Rozważanie zaś o działaniu Jahwe zmienia się w poko-
rne błaganie o miłosierdzie. Autor psalmu 22 kończy swoją mod-
litwę, wielbiąc Boga. Krzywda, jakiej doświadcza, staje się dla
niego miejscem objawienia chwały Boga i bolesną okazją do wez-
wania całego potomstwa Izraela do zaufania Jahwe.
Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wy-
bawcy słowa mego jęku. Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpo-
wiadasz, wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju.
A przecież Ty mieszkasz w świątyni, Chwało Izraela! Tobie
zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił; do Ciebie
wołali i zostali zbawieni, Tobie ufali i nie doznali wstydu.
Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i
wzgardzony u ludu. Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie pa-
trzą, rozwierają wargi, potrząsają głową: "Zaufał Panu, niechże
go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje".
Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona; Ty mnie czyniłeś
bezpiecznym u piersi mej matki. Tobie mnie poruczono przed uro-
dzeniem, Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki, Nie stój z
dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela.
Otacza mnie mnóstwo cielców, osaczają mnie byki Baszanu.
Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze, jak lew drapieżny i
ryczący. Rozlany jestem jak woda i rozłączają się wszystkie mo-
je kości; jak wosk się staje moje serce, we wnętrzu moim top-
nieje.
Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do pod-
niebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci. Bo sfora psów mnie
opada, osacza mnie zgraja złoczyńców. Przebodli ręce i nogi mo-
je, policzyć mogę wszystkie moje kości. A oni się wpatrują, sy-
cą mym widokiem; moje szaty dzielą między siebie i los rzucają
o moją suknię.
Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka; Pomocy moja, spiesz mi
na ratunek! Ocal od miecza moje życie, z psich pazurów wyrwij
moje jedyne dobro, wybaw mnie od lwiej paszczęki i od rogów ba-
wolich - wysłuchaj mnie!
Będę głosił imię Twoje swym braciom i chwalić Cię będę po-
śród zgromadzenia: "Chwalcie Pana wy, co się Go boicie, sławcie
Go, całe potomstwo Jakuba; bójcie się Go, całe potomstwo Izrae-
la! Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, ani
nie ukrył przed nim swojego oblicza i wysłuchał go, kiedy ten
zawołał do Niego" (Ps 22,2-25).
Ten etap uzdrowienia wewnętrznego jest prawdziwym darem Bo-
ga, jest łaską. Tylko łaska bowiem może przemienić poczucie
bezradności i niemocy w pokorną prośbę o miłosierdzie. Kierow-
nik duchowy staje się wówczas nierzadko świadkiem prawdziwego
cudu przemiany wewnętrznej. Powinien zachować się wówczas w
sposób delikatny i dyskretny. Powinien też wspomagać modlitwę
penitenta własną modlitwą.
6. Przemiana pod wpływem upokorzenia wewnętrznego
Doświadczenie upokorzenia wewnętrznego pozwala zranionemu
popatrzeć w nowym świetle na własną sytuację i sytuację osób,
które go zraniły. Zaczyna on rozumieć, że jego gniew, złość
jest reakcją "starego człowieka", który odpłaca złem za zło,
nienawiścią za nienawiść, krzywdą za krzywdę. Teraz dopiero wi-
dzi, że poddając się takim uczuciom, pomnaża jedynie zło w so-
bie i wokół siebie. Dostrzega też, iż bezradność i niemoc, któ-
rych doświadcza, były także udziałem jego krzywdzicieli. Odkry-
wa wówczas prawdziwość modlitwy Jezusa: Ojcze, przebacz im, bo
nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34). Słowa te nie są wyrazem naiw-
nej litości, ale są owocem głębokiego wglądu w serce człowieka.
Uzdrowienie wewnętrzne pozwala wejrzeć w serce, nie tylko w
swoje własne, ale także w serce krzywdziciela. Modlitwa ta, po-
wtarzana z Jezusem, staje się dla osoby skrzywdzonej źródłem
wielkiej pociechy i umocnienia.
Poprzez uzdrowienie wewnętrzne osoba zraniona może pełniej
korzystać z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Właśnie to wej-
ście w doświadczenie miłosierdzia Boga czyni jej serce hojnym i
szlachetnym. W kontakcie z miłosierdziem Ojca niebieskiego ro-
dzi się potrzeba przebaczenia. Przebaczenie przychodzi sponta-
nicznie. Pod wpływem przyjętego miłosierdzia człowiek odkrywa,
że przebaczenie jest jedyną drogą do rozwiązania "całego prob-
lemu".
Rozdział X: UZDRAWIANIE ZRANIEŃ SEKSUALNYCH
Źródłem wielkiego cierpienia dla wielu osób są zranienia w
dziedzinie emocjonalno-seksualnej, jakie miały nieraz miejsce w
dzieciństwie lub też w okresie dojrzewania. Seksualność dziecka
jest bardzo delikatna i krucha. Dlatego też bardzo łatwo można
skrzywdzić dziecko, jeżeli narusza jego seksualną intymność i
ingeruje się w nią. Problemy seksualne w młodości oraz w wieku
dorosłym mają nierzadko swoje źródło w nadużyciach, do których
doszło - w okresie dzieciństwa lub dojrzewania - ze strony osób
dorosłych
1. Nieakceptacja płciowości dziecka
Nieakceptacja płciowości dziecka przez rodziców, czyli odno-
szenie się do chłopca jak do dziewczynki i odwrotnie, jest za-
wsze głęboką krzywdą. Może ona mieć bardzo różne źródła, na
przykład negatywne spojrzenie na ludzką seksualność, jej lekce-
ważenie, brak pełnej identyfikacji seksualnej samych rodziców.
Głębia problemów wynikająca z tego typu zranienia uzależniona
będzie od głębi samej nieakceptacji. Nieakceptacja seksualności
dziecka staje się często źródłem zachwiania całego rozwoju emo-
cjonalno-seksualnego: braku pełnej identyfikacji seksualnej,
niepewności siebie jako kobiety lub mężczyzny, lęków lub też
rzeczywistych skłonności homoseksualnych.
Krzywdzące jest także traktowanie dziecka przez rodziców ja-
ko istoty aseksualnej: brak jakichkolwiek rozmów wychowawczych
na ten temat, udzielanie odpowiedzi nieprawdziwych na pytania o
zabarwieniu seksualnym, utrudnianie dziecku dostępu do potrzeb-
nej mu informacji. Takie zachowanie połączone jest zwykle z ne-
gatywnym spojrzeniem na całą sferę seksualną, które niekonie-
cznie musi wyrażać się poprzez słowa. Ten brak jakiegokolwiek
wychowania seksualnego sprawia zwykle, iż dziecko odkrywa włas-
ną płciowość o własnych siłach, z ogromnym lękiem i poczuciem
winy, stosując - zupełnie nieświadomie - "metodę prób i błę-
dów", czym nieraz bardzo rani siebie.
2. Erotyzowanie świadomości dziecka
Coraz częściej można jednak spotkać wprost przeciwne podejś-
cie. Pod pozorem "wychowania seksualnego" dostarcza się dziecku
bodźców przekraczających jego emocjonalną wrażliwość, na przy-
kład proponuje mu się oglądanie obrazów lub filmów pornografi-
cznych, akceptuje się jego uczestnictwo w "swobodnych rozmo-
wach" osób dorosłych. Taka "liberalna" atmosfera panująca w ro-
dzinie lub w innym środowisku, w którym dziecko przebywa, jest
dla niego raniąca. Dostarcza ona dziecku zbyt wielu wrażeń sek-
sualnych, z którymi jego emocjonalność nie jest w stanie sobie
poradzić. Ten typ skrzywdzenia rodzi często u dziecka - już w
bardzo wczesnym wieku - obsesyjną koncentrację na fizycznej
stronie ludzkiej seksualności.
Dziecko zostaje zranione w dziedzinie seksualnej także wów-
czas, kiedy jest świadkiem doświadczeń seksualnych osób doros-
łych lub też gdy wystawiane jest na sytuacje prowokujące silne
bodźce seksualne: oglądanie nagości osób dorosłych, spanie do-
rastających dzieci w jednym łóżku itp. Naturalne traktowanie
spraw seksualnych w rodzinie domaga się wzajemnej uważności i
dyskrecji. Wstydliwość należy do naturalnych odczuć seksualnych
człowieka. I chociaż warunki mieszkaniowe pewnych rodzin okazu-
ją się często barierą trudną do przeskoczenia, to jednak przy
pewnej uważności rodziców, nawet w bardzo skromnych warunkach,
można stworzyć zarówno dzieciom, jak i rodzicom minimum konie-
cznej intymności w osobistych zachowaniach.
3. Wykorzystywanie seksualne dzieci
Bardzo głębokim zranieniem dziecka jest jakakolwiek forma
seksualnego wykorzystywania go przez dorosłych. Najczęściej
sprawcami tych nadużyć są osoby o skłonnościach do pedofilii
(skłonność seksualna do nieletnich). Pedofilia jest dzisiaj w
wielu krajach problemem społecznym o szerokim zasięgu. Społecz-
ność międzynarodowa coraz pełniej uświadamia sobie krzywdy wy-
rządzane dzieciom poprzez nadużycia seksualne. Głęboką krzywdą
wobec dziecka są zarówno wszystkie próby działań seksualnych,
jak i, tym bardziej, każda forma fizycznego kontaktu seksualne-
go. Im bliższe są więzi emocjonalne dziecka z dorosłym, tym
głębsze i bardziej trwałe jest zranienie w tej dziedzinie. Ja-
kakolwiek próba ingerowania w sferę seksualną dziecka jest za-
wsze wielką krzywdą. Naruszanie wstydliwości dzieci i seksualne
ich wykorzystywanie jest szczególnym "przestępstwem przeciwko
prawdzie osoby ludzkiej. (...) Dzieciom, które są najsłabszymi
członkami naszej społeczności, trzeba zagwarantować poszanowa-
nie wszystkich praw należnych osobie. Trzeba je darzyć miłoś-
cią, otaczać szczególną opieką i szacunkiem. Wszelkie nadużycia
wymierzone w ich godność są zbrodnią przeciwko ludzkości i
przyszłości rodziny".
4. Wielka zbrodnia
Szczególną wielką zbrodnią są wszelkie kazirodcze zachowania
wobec dziecka. Jest to bez wątpienia najcięższe zranienie sek-
sualne dziecka. Kazirodztwo jest tematem społecznie bardzo
wstydliwym. Boją się o nim mówić wszyscy, zarówno ofiary, jak
i, tym bardziej, sprawcy. Zdecydowana większość przypadków ka-
zirodztwa nigdy nie wychodzi na jaw. Przypadki kazirodztwa w
Polsce zdarzają się najczęściej w kontekście nadużywania alko-
holu. "Kazirodztwo jest zapewne najbardziej okrutnym (...) do-
świadczeniem człowieka. Jest ono zdradą najbardziej podstawowe-
go zaufania między dzieckiem a rodzicem. Doprowadza do całkowi-
tego spustoszenia emocjonalnego. Młode ofiary są całkowicie za-
leżne od swoich napastników, gdyż nie mają dokąd ani do kogo
uciec. Opiekunowie stają się prześladowcami, a rzeczywistość
staje się więzieniem pełnym brudnych tajemnic. Kazirodztwo
zdradza samą istotę dzieciństwa - jego niewinność" (Susan For-
ward). W psychologii wyróżnia się także kazirodztwo psychologi-
czne. "Ofiary psychologicznego kazirodztwa mogły nawet nie zos-
tać tknięte palcem, (...) jednakże doświadczyły zamachu na swo-
je poczucie intymności czy bezpieczeństwa. Mam na myśli takie
napastliwe działania jak podglądanie dziecka, (...) czy też ro-
bienie (...) seksualnie jednoznacznych uwag wobec dziecka.
Dziecko cierpi wówczas z powodu tych samych psychologicznych
symptomów co prawdziwe ofiary kazirodztwa. (...) Każdy dorosły
człowiek, który jako dziecko był napastowany, przenosi z dzie-
ciństwa w życie dorosłe poczucie, że jest beznadziejnie (...)
zły i prawdziwie zepsuty. (...) Ofiara odczuwa wstręt na myśl o
seksie. Jest to normalna reakcja na kazirodztwo. Współżycie se-
ksualne wiąże się z niezatartym wspomnieniem bólu i zdrady"
(Susan Forward).
5. Skrzywdzenia seksualne okresu dojrzewania
W okresie dojrzewania młody człowiek nadal narażony jest na
skrzywdzenia w dziedzinie seksualnej. Jedną z form skrzywdzenia
tego okresu jest ingerencja rodziców w sprawy emocjonalno-sek-
sualne nastolatków: próba kontrolowania ich kontaktów z płcią
odmienną, ironiczne aluzje lub wyśmiewanie się z ich pierwszych
sympatii, przykre uwagi o rozwoju seksualnym itp. Takie zacho-
wania odbierane są zwykle jako ingerowanie w intymną sferę
dziecka i młodego człowieka. Bardzo głębokim zranieniem seksua-
lnym w dzieciństwie i w okresie dojrzewania jest zawsze jakako-
lwiek forma przemocy seksualnej lub też gwałtu fizycznego. Ta-
kie doświadczenia powodują ciężkie, głębokie urazy w późnie-
jszym, dorosłym życiu. Wymagają one długiego leczenia i facho-
wej pomocy terapeutycznej.
Każda forma wykorzystania seksualnego dziecka i młodego
człowieka w okresie dojrzewania jest wielką krzywdą. Nadużycia
te zostawiają w dzieciach, nieraz na całe życie, głębokie urazy
psychiczne.
6. Pomoc udzielana ludziom zranionym w dziedzinie seksualnej
Początkiem procesu uzdrowienia w każdej płaszczyźnie ludz-
kiego życia jest przede wszystkim świadomość własnego zranie-
nia. Człowiek może poddać się leczeniu - uzdrawianiu tylko wte-
dy, kiedy czuje się chory, zraniony. Dlatego też początkiem
uzdrowienia w sferze seksualnej jest najpierw dostrzeżenie wła-
snego zranienia. W uzdrowieniu seksualnym ważne jest też odna-
lezienie źródła zranienia oraz osób, z którymi jest ono związa-
ne. Podobnie jak we wszystkich innych typach zranienia, tak i w
tym konieczna jest zwykle pomoc kompetentnej osoby: kierownika
duchowego, niekiedy terapeuty lub innej zaufanej osoby.
Jaki jest cel tej pomocy? Osoba, która pomaga w uzdrowieniu
seksualnym pełni - podobnie jak w sytuacji wszystkich innych
zranień - przede wszystkim rolę świadka. Przyjmuje ona zranio-
nego w sposób bezwarunkowy, z całą życzliwością i dobrocią,
wraz z wszystkimi jego lękami, nieufnością, poczuciem winy, po-
niżaniem siebie. W całej postawie świadka, w jego słowach, spo-
sobie reagowania, człowiek zraniony powinien odkryć życzliwą
akceptację, miłość i szacunek.
W tym klimacie zaufania i życzliwości zraniony werbalizuje
swoje zranienia seksualne. Celem tej werbalizacji jest pierwsze
oddramatyzowanie problemu. I chociaż uleczenie pewnych zranień
wymaga długiego nieraz czasu, to jednak człowiek zraniony sek-
sualnie zaczyna uczyć się żyć ze swoim zranieniem, nie dramaty-
zując swojej sytuacji.
Jednym z ważnych celów pomocy w zranieniu seksualnym jest
doprowadzenie człowieka zranionego do pełnej akceptacji całego
jego życia. Uzdrowienie w wymiarze seksualnym domaga się bowiem
akceptacji własnej seksualności taką, jaka ona jest "w danej
chwili". Chodzi więc o wyzbycie się lęku, strachu czy jakiegoś
upokarzającego poczucia wstydu w odniesieniu do tego, co ocenia
się jako negatywne w przeżywaniu własnej płciowości. Akceptacja
ta nie jest oczywiście rezygnacją ze zmagania się o "zdrowie
emocjonalno-seksualne".
Pełna akceptacja ze strony osoby pomagającej w uzdrowieniu
seksualnym jest także symbolem akceptacji przez samego Boga:
jeżeli człowiek, który mnie słucha, nie dziwi się moim proble-
mom, odczuciom, głębi skrzywdzenia i nieuporządkowania seksual-
nego, ale przyjmuje mnie z całą życzliwością, dobrocią i szacu-
nkiem, to o ileż bardziej czyni to Ojciec niebieski (por. Mt
7,11).
Wypowiedzenie swoich słabości i ułomności seksualnych przed
świadkiem jest także pewnym przygotowaniem do wypowiedzenia
tych zranień, ułomności i słabości seksualnych przed samym Bo-
giem. Odkrycie Boga jako kochającego Ojca, który akceptuje
człowieka ze wszystkimi słabościami, także ze słabościami w
dziedzinie seksualnej, pozwala mu rozmawiać o nich szczerze i
otwarcie. To jednak przede wszystkim w relacji z samym Bogiem
człowiek otrzymuje nadzieję na uzdrowienie wewnętrzne i siłę do
pracy nad nim.
Człowiek głęboko zraniony seksualnie, szczególnie wówczas,
gdy ukrywał swoje zranienie długo i lękliwie, ma zwykle bardzo
zniekształcony obraz Boga. Nierzadko tacy ludzie widzą Boga
przez pryzmat własnych odczuć. Swoją nieakceptację siebie łatwo
przypisują także Bogu. Zdarza się, iż młodzi ludzie kojarzą pe-
wne życiowe niepowodzenia, nieszczęścia z "karą Bożą" za grze-
chy seksualne.
Otwieranie się na bezwarunkową akceptację i miłość Boga,
która leczy wszelkie zranienia, także zranienia seksualne, do-
konuje się przede wszystkim poprzez modlitwę, refleksję i sku-
pienie. Modlitwa jest przyjmowaniem miłości Boga, która prowa-
dzi do wewnętrznego uzdrowienia. Z drugiej jednak strony fał-
szywe pojęcie Boga i grzechu w dziedzinie seksualnej może prze-
jawiać się także w tym, iż człowiek lekceważy i banalizuje swo-
je zranienie. Brak uznania głębi własnego zranienia oraz jego
skutków może być zasadniczą trudnością w uzdrowieniu seksual-
nym. Wyrozumiałość, akceptacja, miłość i szacunek ze strony
osób pomagających w uzdrowieniu zranień seksualnych nie mogą
być rozumiane jako lekceważenie zranienia oraz jego skutków.
Jezus mówi: Prawda was wyzwoli (J 8,32). W zranieniu seksualnym
konieczne jest poznanie całej prawdy: po pierwsze, prawdy o
własnej zranionej seksualności, o głębi i źródłach tego zranie-
nia, po drugie, prawdy o Bogu, który, miłując człowieka, leczy
go i zbawia.
7. Wychowanie sumienia
Odkrywanie prawdziwego obrazu Boga jest jednoczesnym odkry-
waniem prawdziwej hierarchii wartości, ustanowionej przez Boga.
Przykazania Boże posiadają swoją kolejność i jest ona częścią
Objawienia. Człowiek nie ma żadnego prawa do przestawiania ko-
lejności Bożych przykazań. Ustalenie hierarchii przykazań to
również ustalenie hierarchii zranień, słabości i grzechów.
Człowiek może poczuć się uzdrowiony w wymiarze seksualnym
tylko wówczas, kiedy odkryje seksualność jako "szóstą" dziedzi-
nę ludzkiego życia, zaś zranienie seksualne jako "szóste zra-
nienie". Uzdrowienie w wymiarze seksualnym dokonuje się między
innymi także przez odkrycie pierwszych pięciu wartości oraz
pierwszych pięciu słabości i zranień ludzkich. Nie byłoby w
człowieku zranienia "szóstego", gdyby nie było w nim zranień z
pierwszych pięciu przykazań, nierzadko ważniejszych od "szóste-
go". Zranienie seksualne jest najczęściej tylko objawem innych,
zwykle głębszych zranień emocjonalnych. Nie może dokonać się w
człowieku uzdrowienie w wymiarze seksualnym, jeżeli nie zostaną
uzdrowione inne podstawowe płaszczyzny jego życia.
Pokonanie niedojrzałości i zranień seksualnych jest bardzo
ważne, ponieważ jest oznaką prawdziwego wysiłku duchowego pode-
jmowanego dla rozwoju całego człowieka, zarówno jego wymiaru
duchowego, jak i emocjonalnego. Lekceważenie niedojrzałości se-
ksualnej, hedonistyczne szukanie doznań są zwykle znakiem lek-
ceważenia własnego rozwoju wewnętrznego, znakiem zamykania się
w sobie i braku otwierania się na drugiego człowieka.
Aby doprowadzać do równowagi zranioną seksualność, konieczna
jest także formacja sumienia, które pozwala człowiekowi zranio-
nemu seksualnie uczciwie ocenić subiektywną odpowiedzialność za
wszelkie słabości i grzechy w tej dziedzinie. Im większe i głę-
bsze zranienie seksualne, tym większa powinna być roztropność w
osądzaniu subiektywnej odpowiedzialności. Nie pomaga w uzdro-
wieniu przeżywanie każdej najmniejszej słabości seksualnej jako
wielkiego grzechu bez liczenia się z własnym uwarunkowaniem wy-
pływającym ze zranienia. Trzeba być jednak świadomym, iż po-
mniejszanie swojej subiektywnej odpowiedzialności może być tak-
że poważną przeszkodą w uzdrowieniu. Zwalnianie się z jakiejko-
lwiek odpowiedzialności subiektywnej i uzasadnianie swojej sła-
bości i grzechów seksualnych wyłącznie własnym zranieniem może
być czasami nieuczciwe.
Człowiek szukający pomocy w problemach seksualnych powinien
być świadomy potrzeby czasu i cierpliwości, koniecznych do
uzdrowienia wewnętrznego. Jak leczenie każdej rany wymaga cza-
su, tak leczenie ran seksualnych również wymaga czasu. Im głęb-
sze, bardziej dotkliwe są rany człowieka, tym więcej domagają
się czasu i cierpliwości.
Bóg daje człowiekowi czas dla uzdrowienia. Przyjmując czas
dany przez Boga, człowiek zraniony winien ofiarować sobie cier-
pliwość. Cierpliwość ta powinna wyrazić się w pewnych konkret-
nych postawach wobec siebie samego: trzeba by nie stawiać sobie
nierealnych żądań; liczyć się ze słabością ludzkiej natury,
która dała już wielokrotnie znać o sobie; stosować "metodę ma-
łych kroków"; uczyć się przeżywać radośnie każde, nawet naj-
mniejsze zwycięstwo nad sobą i przyjmować je jako obietnicę ko-
lejnych zwycięstw; w momentach słabości i upadków powierzać się
miłości Boga; nie sądzić innych i nie szukać winnych za własne
złe samopoczucie.
Sztuczna próba przyspieszenia uzdrowienia seksualnego, wyni-
kająca z głębokiej nieakceptacji swojego zranienia, ze wstydu i
zranionej miłości własnej, powoduje jedynie większą koncentra-
cję na własnych słabościach i może uruchamiać w człowieku me-
chanizmy seksualne "lęku i ciekawości", "kary i nagrody".
8. Przebaczenie zranień w dziedzinie seksualnej
Kiedy człowiek, uświadamiając sobie głębię swojego skrzyw-
dzenia, bardzo cierpi, wówczas odruchowo rodzi się w nim żal do
tych, którzy - w jego odczuciu - mogą być źródłem tego cierpie-
nia. Człowiek wierzący zaś, który uznaje Boga jako Pana swego
życia, odruchowo może także oskarżać Go za swoje cierpienia.
Może bowiem sądzić, że Bóg, dając mu życie, skazuje go na cier-
pienie. Także w zranieniu seksualnym może rodzić się w człowie-
ku żal do Boga z powodu doznanego zranienia. Człowiek zraniony
może również niemal odruchowo oskarżać Boga o to, że "postawił
go" w takich niesprzyjających okolicznościach życia, w których
to zranienie się dokonało. Oskarżanie Boga wypływa z jednej
strony z nieakceptacji kruchości ludzkiego istnienia, z drugiej
zaś z fałszywego obrazu Boga. Kiedy obraz Boga w człowieku
skrzywdzonym podobny jest do "reżysera w teatrze lalkowym",
który osobiście wprawia w ruch każdą kukiełkę, wówczas może mu
się wydawać, że sam Bóg sprawił, że przydarzyło mu się takie
właśnie bolesne doświadczenie.
Uzdrowienie zranień seksualnych dokonuje się więc najpierw
przez "przebaczenie Bogu" faktu, że dar ludzkiej seksualności
jest tak delikatny i kruchy. "Przebaczyć Bogu" kruchość istnie-
nia w wymiarze seksualnym, to uwierzyć, że wbrew głębi ludzkich
zranień życie człowieka ciągle zachowuje swój sens. "Przebaczyć
Bogu" to przyjąć zranione życie jako Jego dar i uwierzyć, że
dawanie i przyjmowanie miłości w ludzkim życiu jest jednak moż-
liwe. Zaufać Bogu w zranieniu seksualnym to uwierzyć, że Bóg
rozumie cierpienie i przebacza winę. Od "przebaczenia Bogu"
człowiek zraniony przechodzi do prośby o Boże przebaczenie. O
ile "przebaczenie Bogu" rozumiane jest w sensie analogicznym
(Pan Bóg przeciwko człowiekowi nie zgrzeszył), to przyjęcie Bo-
żego przebaczenia należy traktować w sensie dosłownym. Uzdro-
wienie w dziedzinie seksualnej dokonuje się przez uznanie włas-
nej winy oraz uznanie Boga jako Dawcy i Pana życia.
Niemożliwe byłoby uzdrowienie w wymiarze seksualnym bez
uprzedniego uznania własnej winy i odpowiedzialności za popeł-
nione czyny. Do uzdrowienia zranień seksualnych konieczna jest
więc uczciwa, ale jednocześnie bardzo trzeźwa i spokojna ocena
własnej odpowiedzialności moralnej. W ocenie tej nie można kie-
rować się chorym poczuciem winy. Tę trzeźwą i uczciwą ocenę
zdobywa się nie tylko poprzez autorefleksję, kierownictwo du-
chowe, ale także dzięki modlitwie o poznanie własnych grzechów.
Człowiek, odkrywając dzięki uczciwej ocenie sumienia własną
nieodpowiedzialność, oddaje ją Bogu i prosi Go, by mu ją prze-
baczył.
Kiedy człowiek prosi Boga o przebaczenie win w zranieniu se-
ksualnym, wtedy Bóg, z kolei, zaprasza go do przebaczenia tym,
którzy zawinili wobec niego. "I odpuść nam nasze winy, jako i
my odpuszczamy naszym winowajcom" - każe Jezus modlić się swoim
uczniom. Kolejnym krokiem uzdrowienia w wymiarze seksualnym
jest więc przebaczenie ofiarowane bliźnim. Przebaczenie to jest
niekiedy tym trudniejsze, że osobami raniącymi są nierzadko ci
ludzie, z którymi zraniony jest mocno związany emocjonalnie.
Z jednoczesnym udzielaniem przebaczenia innym i prośbą o
przebaczenie zranień seksualnych dokonuje się przebaczenie so-
bie samemu. Jest ono jakby zwieńczeniem uzdrowienia w wymiarze
seksualnym. Ze względu na delikatność i intymność ludzkiej sek-
sualności przebaczenie sobie zranień w tej sferze przychodzi
nieraz z wielkim trudem. Łatwiej wielu ludzi wybacza sobie in-
ne, znacznie nieraz poważniejsze i bardziej raniące słabości i
upadki. Udzielić sobie przebaczenia w wymiarze seksualnym, to
także zgodzić się na siebie z tą świadomością wiary, iż tam,
gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska
(Rz 5,20).
Oczywiście, przebaczenie sobie słabości, akceptacja siebie
we własnym zranieniu, nie wiąże się z rezygnacją. Wprost prze-
ciwnie, przebaczenie sobie słabości i zranień w wymiarze seksu-
alnym domaga się wewnętrznej pracy i wysiłku dla uzdrowienia
własnej seksualności. Uzdrowienie sfery seksualnej nie dokonuje
się jednak przez jednorazowy zryw duchowy. Uzdrowienie to jest
procesem. Ma swoją dynamikę, swój rytm, swoje etapy.
9. Pomoc dzieciom - ofiarom deprawacji seksualnej
Rodzice lub opiekunowie, których dziecko uległo deprawacji
seksualnej, powinni najpierw zadać sobie pytanie, dlaczego wła-
śnie takie bolesne doświadczenie przydarzyło się ich dziecku.
Jakie są jego prawdziwe przyczyny? Czy jedną z przyczyn depra-
wacji nie było zaniedbanie wychowania seksualnego? Czy dziecko
kierowane chorą ciekawością seksualną nie dało się wciągnąć w
pewną grę i prowokację ze strony sprawcy?
Dziecko, które stało się ofiarą deprawacji seksualnej, po-
trzebuje - trzeba to mocno podkreślić - pomocy ze strony osób
dorosłych. Jest to bowiem doświadczenie zbyt głębokie i zbyt
mocne, aby mogło sobie z nim samo poradzić. Aby pomoc taka była
możliwa, konieczne jest najpierw podjęcie próby nawiązania głę-
bokiej więzi emocjonalnej z dzieckiem: więzi zaufania i życzli-
wości. Tylko w takiej atmosferze można będzie podjąć z nim roz-
mowę na ten bardzo trudny dla niego temat.
Dziecko wypowiadające przed człowiekiem dorosłym, do którego
ma pełne zaufanie, swoje bolesne przeżycie, zaczyna je powoli
oddramatyzowywać. Jest to ważny początek w próbie udzielenia
dziecku pomocy. Poprzez serdeczny dialog z dzieckiem trzeba mu
pokazać, iż przeżyte doświadczenia są przede wszystkim jego
wielkim skrzywdzeniem i że nie powinno ono przyjmować na siebie
odpowiedzialności moralnej za zaistniały fakt deprawacji, nawet
jeżeli "dało się wciągnąć", kierując się ciekawością seksualną.
Ogromnie ważne jest to, aby wypowiedzenie przez dziecko
przeżytych doświadczeń dokonywało się w całkowitej wolności.
Można mu delikatnie podpowiedzieć, zaproponować, ale w żaden
sposób nie można naciskać na niego, aby wypowiedziało swoje
przeżycia. Próba jakiegokolwiek nacisku przez oddziaływanie lę-
kiem czy tylko poprzez usilne naleganie powodowałaby skutek od-
wrotny do zamierzonego. Zamiast oddramatyzowywać doświadczenie,
potęgowałaby jego dramatyzację.
W każdej sytuacji trzeba rozeznać, z kim dziecko mogłoby po-
rozmawiać o swoim bolesnym doświadczeniu: z jednym z rodziców,
z zaprzyjaźnionym wychowawcą, z kapłanem czy też z psycholo-
giem. Rozmowa, o ile jest możliwa, stanowi pierwszy ważny krok.
Dalsze kroki będą zawsze uzależnione od środowiska rodzinnego,
w którym dziecko żyje, od możliwości nawiązania z nim więzi
emocjonalnej, od wielkości skrzywdzenia.
Zasadnicze leczenie dziecka zranionego w dziedzinie seksual-
nej dokonuje się przede wszystkim przez nawiązywanie z nim głę-
bokiej i trwałej więzi emocjonalnej. Tylko w ten sposób można
naprawić takie zło. Dziecku zranionemu seksualnie trzeba po-
święcić wiele troski, życzliwości, opieki, tak by możliwe było
dla niego stopniowe pokonywanie wobec dorosłych urazu wynikają-
cego z przeżytego zranienia. Poważne skrzywdzenia dziecka w
dziedzinie seksualnej wymagają jednak profesjonalnej i dłuższej
pomocy terapeutycznej.
Rozdział XI: OD PRZEBACZENIA DO POJEDNANIA
1. Przebaczenie a pojednanie
Często zdarza się, iż osoby dążące do pokonania w sobie po-
czucia krzywdy mylą przebaczenie z pojednaniem. Są to jednak
dwa różne, chociaż ściśle ze sobą złączone, doświadczenia.
Przebaczenie uprzedza pojednanie; stanowi także konieczny waru-
nek prawdziwej jedności i zgody między ludźmi. Pojednanie może
być budowane tylko na wzajemnej wymianie przebaczenia - ofiaro-
wanie przebaczenia powinno być wówczas złączone z jego przyję-
ciem.
Przebaczenie ma charakter doświadczenia wewnętrznego. Jest
ono osobistą decyzją odpuszczenia "naszym winowajcom" wszyst-
kich ich przewinień i grzechów popełnionych wobec nas. Dokonuje
się ono w głębi serca i nie zależy od bliźniego. Osobiste prze-
baczenie "swojemu winowajcy" jest możliwe także wówczas, kiedy
z różnych przyczyn nie można się jeszcze z nim w pełni pojed-
nać. Można obdarzyć przebaczeniem "naszego winowajcę" także
wtedy, gdy nie poczuwa się on jeszcze do odpowiedzialności za
wyrządzone zło i sam trwa wobec nas w postawie nieżyczliwości,
niechęci czy wrogości. Przebaczenie jest zawsze możliwe, ponie-
waż zależy ono wyłącznie od decyzji serca. W pojednaniu nato-
miast konieczne jest zaangażowanie stron uwikłanych w konflikt.
Pojednanie, podobnie jak samo przebaczenie, jest pewnym pro-
cesem, który ma swoją dynamikę. Nierzadko wymaga ono dłuższego
czasu, dlatego też konieczna jest wielka cierpliwość obu stron.
Nie należy zbyt pospiesznie i na siłę dążyć do pojednania wów-
czas, gdy istnieje pomiędzy obiema stronami wiele wzajemnych
oporów i niechęci. Przebaczenie oraz miłosierdzie z nim złączo-
ne wyrażają się także w cierpliwości wobec nieumiejętności jed-
nania się z nami "naszych winowajców".
Pojednanie nie byłoby trwałe, gdyby było zbudowane jedynie
pod wpływem niepokoju, niecierpliwości, chorego poczucia winy,
perfekcjonizmu, poczucia niższości, lęku o siebie lub też in-
nych negatywnych emocji. Pełne pojednanie domaga się wzajemnego
pokonania uprzedzeń, urazów emocjonalnych, niechęci, nieżyczli-
wości. Jeżeli ma być ono prawdziwe, musi "urosnąć" w ludzkich
sercach. Przebaczenie i wzajemne pojednanie, podobnie jak ziar-
no rzucone w glebę, rośnie nieraz bardzo powoli. Konieczne jest
więc wzajemne czekanie połączone jednak z próbami wychodzenia
sobie naprzeciw. Pojednanie rozpoczyna się wtedy, gdy we wzaje-
mnej relacji z "naszym winowajcą" dajemy sobie sygnały, iż jes-
teśmy już gotowi dokonać wzajemnej wymiany przebaczenia: ofia-
rować je i przyjąć - niezależnie od wielkości winy z obu stron.
2. Wziąć odpowiedzialność za wyrządzoną krzywdę
Aby pojednanie mogło być prawdziwe, obie strony konfliktu
powinny uznać swoją odpowiedzialność. Pojednanie może być budo-
wane tylko na prawdzie i sprawiedliwości. Szczere uznanie odpo-
wiedzialności każdej ze stron (lub też przynajmniej gotowość do
jej szukania) jest konieczne do autentycznego pojednania. W po-
jednaniu nie można tuszować wzajemnych krzywd. Dobrze jest,
kiedy istnieje wzajemna możliwość wypowiedzenia ich przed sobą.
Pojednanie powinno też łączyć się z gotowością naprawienia wy-
rządzonych krzywd w takim jednak wymiarze, w jakim jest to moż-
liwe. Najczęściej konieczny jest kompromis obu stron połączony
z postawą wzajemnego zrozumienia i wyjścia sobie naprzeciw.
Nie można mówić o trwałym pojednaniu, kiedy jedna strona ko-
nfliktu przerzuca w sposób niesprawiedliwy cały ciężar odpowie-
dzialności na drugą stronę. Nie może też być owocne i skuteczne
takie pojednanie, w którym jedna ze stron "dla świętego spoko-
ju", z chorego poczucia winy lub też źle rozumianej odpowie-
dzialności bierze całą winę wyłącznie na siebie. Prawdziwe i
trwałe pojednanie nie jest możliwe, kiedy jedna strona z obawy
o siebie "podkłada się" drugiej. I choć w tej sytuacji może
także dojść do zewnętrznego ułożenia wzajemnych relacji, to je-
dnak w sercach pozostaje zwykle odczucie żalu i niesprawiedli-
wości. Każda ze stron powinna mieć swój udział w pojednaniu na
miarę własnej odpowiedzialności oraz własnych możliwości.
Sytuacje wielkiego skrzywdzenia w okresie dzieciństwa i doj-
rzewania charakteryzują się tym, iż problem winy i odpowiedzia-
lności bywa rozłożony bardzo nierówno. Odpowiedzialność za
krzywdę wyrządzoną dziecku lub młodemu człowiekowi w okresie
dojrzewania spada niemal wyłącznie na krzywdziciela. Dziecko
nie jest w stanie obronić się przed miażdżącą przewagą człowie-
ka dorosłego. Ale także to nierówne rozłożenie winy i odpowie-
dzialności w skrzywdzeniach z dzieciństwa nie oznacza bynaj-
mniej, iż taki sam nierówny wkład powinien mieć miejsce w pro-
cesie pojednania między skrzywdzonym a krzywdzicielem.
Pierwszy krok w procesie pojednania powinien zrobić nie ten,
kto więcej zawinił, ale raczej ten, kto ma więcej sił psychicz-
nych i duchowych, kto jest bardziej otwarty na innych, mniej
urazowy, kto łatwiej nawiązuje relacje międzyludzkie itp. W
procesie pojednania większa wina nie może oznaczać większej ka-
ry. Takie założenie sprawiłoby, iż pojednanie między ludźmi by-
łoby właściwie niemożliwe. Większa wina zakłada większe miło-
sierdzie. Fundamentem większego miłosierdzia powinna być jednak
prawda i sprawiedliwość.
Doświadczenie pokazuje, iż za pojednanie w relacji skrzyw-
dzony-krzywdziciel częściej czują się odpowiedzialne osoby
skrzywdzone. One częściej doświadczają potrzeby wyjścia krzyw-
dzicielowi naprzeciw. Jeżeli drogę pojednania zaczynalibyśmy od
wzajemnego licytowania się i wypominania sobie wielkości win,
to w wielu sytuacjach byłoby ono nie tylko bardzo trudne, ale
wręcz niemożliwe do osiągnięcia. Przebaczenie i pojednanie wy-
maga postawy szlachetności z obu stron.
Chrystus w swoim nauczaniu wielokrotnie wzywa do hojności
serca względem bliźnich, którzy wobec nas zawinili. Wiele przy-
powieści opowiada o hojnym przebaczeniu Boga człowiekowi, które
ukazane jest jako wzór hojności przebaczenia człowieka człowie-
kowi. Jezus objawia nam Boga jako Ojca, który najpełniej i naj-
szlachetniej przebacza nam nasze winy i jedna się z nami jako
pierwszy. Wzorem Ojca niebieskiego Chrystus i nam każe przeba-
czać nie trzy ani nawet siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem
razy, czyli zawsze. Ale Boskie przebaczenie budowane jest także
na prawdzie i sprawiedliwości. Jezus nie ukrywa, iż cena pojed-
nania Boga z człowiekiem była bardzo wysoka: Jego wcielenie,
życie, męka, śmierć oraz zmartwychwstanie.
3. Wypowiedzenie krzywdy przed krzywdzicielem
O ile to możliwe, osoba skrzywdzona może zaproponować temu,
kto ją skrzywdził, "wyjaśniającą rozmowę". Może w niej wypowie-
dzieć swoje odczucie skrzywdzenia wraz z całym bólem z nim
związanym. Takie rozmowy wymagają jednak dobrego przygotowania.
Na ogół bywają one bardzo trudne. Nie powinny być podejmowane
jedynie pod wpływem chwilowego żalu, wewnętrznego gniewu czy
też innych nie uporządkowanych odczuć. Dialog o trudnej prze-
szłości może być ogromnym wzajemnym darem, ale tylko wówczas,
kiedy będzie podejmowany w wielkiej wolności wewnętrznej oraz w
duchu miłosierdzia, przebaczenia i pojednania. Przygotowanie do
niego dokonuje się przede wszystkim poprzez osobistą refleksję,
modlitwę oraz dialog kierownictwa duchowego.
Rozmowa o trudnej przeszłości nie powinna być traktowana je-
dynie jako okazja do bezpośredniego wypowiedzenia swoich włas-
nych odczuć i przeżyć. Trzeba by także zachęcić drugą stronę do
takiej samej otwartości w wypowiedzeniu jej własnych przeżyć.
Poprzez wzajemną werbalizację uczuć może dokonać się u obu
stron konfliktu stopniowe przezwyciężanie wzajemnych oporów i
obaw.
Wypowiadając uczucia negatywne wobec osoby, których one do-
tyczą, doświadczamy na ogół wielkiej wewnętrznej ulgi. Stopnio-
wo obniża się też napięcie emocjonalne wynikające z podtrzymy-
wanych uczuć niechęci i nieżyczliwości. Nierzadko też podczas
werbalizacji okazuje się, iż wielkość uczuć żalu i gniewu wy-
pływała nie tylko z wielkości samego skrzywdzenia, ale także (a
niekiedy przede wszystkim) z nagromadzenia się wielu negatyw-
nych emocji w ciągu długiego okresu. Ponieważ nie były one wy-
powiadane, a raczej były dławione, kumulowały się w nieświado-
mości, rodząc coraz większe rozżalenie i gniew.
W czasie przygotowania się penitenta do rozmowy o trudnej
przeszłości kierownik duchowy powinien zachować się bardzo roz-
tropnie i jednocześnie bezstronnie. Gdyby przeczuwał, iż dialog
osoby skrzywdzonej z krzywdzicielem może być nieudany (np. dla-
tego, iż byłby podjęty przedwcześnie), wówczas może dyskretnie
przestrzegać przed rozmową i doradzać odłożenie jej na czas pó-
źniejszy. Taka rada byłaby ważna wtedy, gdyby penitent podejmo-
wał decyzję o rozmowie przede wszystkim pod wpływem wewnętrzne-
go niepokoju, niecierpliwości czy też żalu i gniewu.
Wewnętrzne pojednanie z krzywdzicielem może dokonać się tak-
że bez wzajemnych wyjaśnień i deklaracji. Nie mogąc wyrazić
przebaczenia poprzez otwartą i szczerą rozmowę, można je prze-
kazać za pomocą gestów i słów pełnych życzliwości. Wspólne spo-
tkanie, razem spędzone święta lub inna uroczystość rodzinna,
wspólny posiłek, drobny prezent z okazji imienin - takie zwy-
czajne gesty życzliwości i otwartości mogą być również bardzo
dobrą okazją do wzajemnego pojednania. Proste ludzkie gesty mo-
gą często wyrazić to samo, co osoba zraniona chciałaby powie-
dzieć w rozmowie: przebaczenie, współczucie, chęć przyjścia z
pomocą, życzliwość itp.
Słowa i gesty, w których wychodzimy sobie naprzeciw z prze-
baczeniem i pojednaniem, odnoszą - niekiedy po dłuższym czasie
- wyraźny skutek. Osoba krzywdząca sama nieraz zaczyna "zmie-
niać ton": "tłumaczy się" z pewnych zachowań z przeszłości,
staje się uważniejsza, wrażliwsza. Jest to dobry znak świadczą-
cy o tym, że duch przebaczenia i pojednania zaczyna wydawać
owoce.
4. Odporność na kolejne zranienia
Czy przebaczenie uodparnia nas na kolejne zranienia? Pierw-
szy "ludzki" odruch przy kolejnym zranieniu pozostaje zwykle
taki sam. Budzą się te same uczucia żalu, gniewu, złości, a na-
wet pragnienie zemsty i odwetu. Brak tej pierwszej reakcji ob-
ronnej świadczyłby o jakiejś "niezwykłej doskonałości" lub też
- przeciwnie - o jakimś niezwykłym "zdławieniu emocjonalnym".
Ten pierwszy odruch jest wyrazem naszej ludzkiej kruchości -
duchowej i emocjonalnej. Nie należy się go obawiać. Trzeba nad
nim jedynie czuwać i trzeba go też wewnętrznie przepracowywać.
Ustępuje on wówczas, kiedy go w pełni akceptujemy i zdobywamy
się na wolność wewnętrzną wobec niego. Ta właśnie wolność spra-
wia, iż nie ma potrzeby poświęcać mu większej uwagi.
Stopniowe uleczenie pierwszego negatywnego odruchu zranionej
natury jest możliwe. Wielu ludzi skrzywdzonych, prześladowanych
za wiarę, za ojczyznę, upokarzanych w małżeństwie, krzywdzonych
w miejscu pracy, daje nam nieraz piękne świadectwo miłości do
swoich nieprzyjaciół. Nie zauważa się u tych ludzi cienia chęci
zemsty i odwetu. Często dają oni świadectwo troski o prześlado-
wców. Jest to autentyczna miłość nieprzyjaciół, do której za-
praszał nas Chrystus.
Zanim zaczniemy jednak tęsknić za tym, by nie przeżywać żad-
nych negatywnych odruchów żalu wobec ludzi, którzy nas krzyw-
dzą, trzeba najpierw zgodzić się na ten nasz bardzo niedoskona-
ły sposób reagowania. To nie my sami kierujemy naszymi pierw-
szymi odruchami. One nie zależą bezpośrednio od naszej wolnej
woli. Możemy jednak, odwołując się do naszej wolności, pokiero-
wać naszymi pierwszymi odruchami w taki sposób, aby one nie de-
terminowały naszych wyborów, decyzji i działań.
Nie należy się zbytnio przejmować naszymi pierwszymi odru-
chami. Mają one bowiem także swoją "dobrą stronę". Przekonują
nas o potrzebie nieustannego otwierania się na uzdrawiającą ła-
skę Boga. Prawdziwe przebaczenie uodparnia nas na zranienia,
ale nie przez to, że czyni nas twardymi i niewrażliwymi na cie-
rpienie. Każde zranienie sprawia ból. Przebaczenie, z którym
wiązałoby się otaczanie się jakimś pancerzem, murem obronnym,
by już nigdy nie zostać skrzywdzonym, byłoby pozorne.
Przebaczenie czyni nas bardziej odpornymi na skrzywdzenie
poprzez pełniejsze zrozumienie bliźnich. Jeżeli wiemy, że
skrzywdzenia ze strony osoby bliskiej są wyrazem jej kruchości
i ludzkiej ułomności, a nie złej woli, to uczucia żalu, gniewu
i chęci zemsty zwykle same spontanicznie opadają. Wobec ludz-
kiej biedy budzi się w człowieku odruchowo miłosierdzie.
5. Pojednanie z osobą zmarłą
Bywa nieraz dla nas bolesnym doświadczeniem życie ze świado-
mością, iż nie możemy już "nic zrobić" dla zmarłej osoby, przez
którą byliśmy skrzywdzeni lub też którą sami krzywdziliśmy. Nie
możemy prosić jej o przebaczenie, ani też nie możemy ofiarować
jej naszego przebaczenia. Wobec zmarłych, z którymi żyliśmy w
konflikcie, łatwiej niż w innych sytuacjach budzi się chore po-
czucie winy. Kiedy był to głęboki konflikt i trwał dłuższy
czas, czujemy się też niekiedy winni z powodu śmierci tej oso-
by. Jest to owoc wielkiego chorego poczucia winy wobec zmarłe-
go.
Pojednanie z osobą zmarłą polegać będzie najpierw na oddra-
matyzowaniu istniejącego konfliktu i próbie spojrzenia na niego
z całym realizmem, bez lęku i poczucia winy. Nasz udział w tym
konflikcie nie jest większy tylko przez to, iż osoba ta już nie
żyje, a jego rozwiązanie następuje "w cieniu" jej śmierci. Kie-
dy czujemy się oskarżani jeszcze "zza grobu", wtedy jest to ra-
czej wyraz naszego chorego poczucia winy. Odpowiedzialność za
konflikt ze zmarłym nie zmniejsza się, ani też nie zwiększa ty-
lko przez sam fakt jego śmierci. Śmierć osoby nie zwalnia nas
także z potrzeby uczciwego spojrzenia na konflikt i rozliczenia
się przede wszystkim przed własnym sumieniem i przed Bogiem.
Wiara w świętych obcowanie sprawia, iż także po śmierci mo-
żemy wszystko "naprawić". Oczywiście, inaczej niż wobec osób
żyjących - w duchu wiary w świętych obcowanie. "Naprawianie" to
polega przede wszystkim na pojednaniu się z Bogiem i z samym
sobą. Jednając się z Bogiem, jednamy się także ze wszystkimi
ludźmi.
W procesie pojednania ze zmarłym powinniśmy budować w sobie
przekonanie wiary, iż osoba, która odeszła do Pana, patrzy na
naszą ludzką rzeczywistość zupełnie z innej perspektywy. Zmarły
jako pierwszy przebaczył nam już wszystko. On "rozumie" nas te-
raz lepiej niż my sami siebie. Rozumie też zaistniały konflikt,
rozumie jego źródła i jego konsekwencje. Możemy nie tyle prosić
go o przebaczenie, ile raczej prosić o wstawiennictwo, abyśmy i
my z kolei mogli zrozumieć istotę zaistniałego konfliktu i byś-
my też mogli przebaczyć jemu i nam samym. Pojednanie z osobą
zmarłą, to przede wszystkim pojednanie z Bogiem i z sobą samym.
6. Uleczona przeszłość szkołą ojcostwa i macierzyństwa
Doznane rany, szczególnie te w okresie dzieciństwa i dojrze-
wania, jeżeli są dobrze rozeznane i przeżyte w duchu miłosier-
dzia, przebaczenia i pojednania, stają się niezwykłą szkołą oj-
costwa i macierzyństwa. Nie ma nic cenniejszego, co moglibyśmy
ofiarować własnej rodzinie, wspólnocie i wszystkim, którym
chcemy służyć, niż pełne pojednanie z sobą samym, z własnymi
rodzicami i wszystkimi innymi osobami, przez które czujemy się
zranieni. Łatwiej nam wówczas zrozumieć, iż człowiek nie jest
własnością człowieka i dlatego nie ma prawa nikogo krzywdzić.
Przekraczając nasze rany w relacji do rodziców i innych osób,
rozumiemy głębiej, iż nasze dzieci, nasi uczniowie, nasi para-
fianie, nasi penitenci nie są "nasi". Są nam jedynie powierzeni
jak baranki Piotrowi (por. J 21,15), abyśmy z miłością i troską
towarzyszyli im jakiś czas w ich drodze do coraz dojrzalszego,
samodzielnego i bardziej odpowiedzialnego życia.
Przebaczenie i pojednanie z rodzicami służy również temu, by
móc wypełnić istotny warunek dojrzałości osobowej postawiony
przez Boga w Księdze Rodzaju: Dlatego to mężczyzna opuszcza oj-
ca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że
stają się jednym ciałem (Rdz 2,24; por. Mt 19,5). Rzeczywiste
emocjonalne i psychiczne opuszczenie rodziców jest koniecznym
warunkiem dojrzałego małżeństwa, rodzicielstwa, życia w celiba-
cie. Opuszczenie to dokonuje się jednak nie tyle poprzez "od-
dzielenie" siebie od rodziców, ale właśnie poprzez wewnętrzne
pojednanie się z nimi.
Odejście z domu rodzinnego bez rzeczywistego wewnętrznego
pojednania sprawia, iż jest ono bardziej ucieczką niż rzeczywi-
stym odejściem, o którym mówi Biblia. Do pełnej autonomii ko-
nieczna jest wewnętrzna wolność wobec rodziców. Wiele mężczyzn
i kobiet nie jest w stanie naprawdę "opuścić ojca i matki" tyl-
ko dlatego, iż nie umie (również dlatego, iż nie chce) przeba-
czyć im w pełni i pojednać się z nimi. Wolność wobec rodziców
sprawia, iż mężczyzna i kobieta mogą z jednej strony obficie
korzystać z darów, które od nich otrzymali, z drugiej zaś mogą
stopniowo uwalniać się od tych uwarunkowań, którymi było nazna-
czone ich wychowanie w domu rodzinnym.
Opuszczając swoich rodziców tak, jak nakazuje Biblia, męż-
czyzna i kobieta - nawet jeżeli są już ludźmi dorosłymi - nie
przestają być nadal dziećmi. I właśnie to doświadczenie bycia
dzieckiem jest decydujące dla daru ojcostwa i macierzyństwa.
Drogą do doświadczenia ojcostwa jest doświadczenie bycia synem.
Drogą do macierzyństwa jest doświadczenie bycia córką. Nie ma
innej drogi. Wiele mężczyzn i kobiet zaprzepaszcza szansę na
prawdziwe ojcostwo-macierzyństwo nie tylko w sensie fizycznym,
ale także duchowym tylko dlatego, iż - kierując się zranioną
dumą - nie chce przyjąć pokornej postawy dziecięctwa wobec swo-
ich rodziców.
Kiedy zaś ojcostwo i macierzyństwo własnych rodziców było
bardzo raniące, wówczas dziecko powinno najpierw nauczyć się
być miłosiernym i wiernym synem-córką, aby móc stawać się na-
stępnie miłosiernym i wiernym ojcem-matką.
Miłosierdzie i wierność mężczyzny i kobiety ma tylko jedno
źródło: wierność Boga Ojca. Ta właśnie wierność jest źródłem
wierności wobec własnych rodziców, męża-żony, własnych dzieci i
wszystkich, których Bóg im powierza.
Rozdział XII: OJCZE NASZ - MODLITWĄ PRZEBACZENIA I POJEDNA-
NIA
Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył
ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: "Panie, naucz nas modlić
się, jak i Jan nauczył swoich uczniów". A On rzekł do nich:
"Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje
imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszed-
niego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo
i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy
ulegli pokusie" (Łk 11,1-4).
Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię
Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola speł-
nia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszed-
niego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my
przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść,
abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! (Mt 6,9-13).
1. Świadectwo modlitwy
Doświadczenie przebaczenia i pojednania domaga się stałej i
wiernej modlitwy. Zanim więc Jezus każe nam wypowiedzieć słowa
przebaczenia i pojednania wobec Boga i wobec bliźniego: Prze-
bacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy, zaprasza nas do na-
wiązania synowskiej więzi z Nim jako Ojcem. Szkoła modlitwy -
dialog z Bogiem staje się jednocześnie szkołą przebaczenia i
pojednania - prawdziwym i szczerym dialogiem ze wszystkimi lud-
źmi, także z tymi, przez których czujemy się pokrzywdzeni oraz
z tymi, których sami skrzywdziliśmy.
Prośba skierowana do Jezusa przez jednego z uczniów: Panie,
naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył swoich uczniów zostaje
sformułowana pod wpływem przykładu modlitwy Jezusa: Gdy Jezus
przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł
jeden z uczniów do Niego: "Panie, naucz nas modlić się" (Łk
11,1-2). Uczniowie zostają pociągnięci przykładem swojego Mis-
trza oraz uczniów Jana.
Atmosfera modlitwy, którą odnajdujemy w naszym życiu osobis-
tym i wspólnotowym, ma bardzo duże znaczenie dla naszego spot-
kania z Bogiem. Pragnienie modlitwy, wewnętrzny smak modlitwy
rodzi się między innymi poprzez modlitewne świadectwo dawane
nam przez innych. Dlatego też jest ono tak ważne w naszym życiu
duchowym. Świadectwo modlitwy bliźnich jest dla nas darem. Roz-
pala ono nasze serca i otwiera je na działanie Ducha Bożego. Im
więcej jest w nas niechęci i oporu wewnętrznego wobec modlitwy,
tym bardziej potrzebujemy świadectwa innych. Pomaga nam ono od-
naleźć naszą własną drogę do modlitewnego spotkania z Bogiem.
Jezus swoją modlitwą tworzy we wspólnocie uczniów klimat mo-
dlitewny. Spędzając nieraz całą noc na modlitwie lub też udając
się na nią wczesnym rankiem (por. Łk 6,12), daje uczniom wzór
zaangażowania serca w szukanie intymnej jedności z Ojcem. Ucz-
niowie proszą Jezusa, aby nauczył ich modlić się, gdyż są świa-
domi więzi łączącej Go z Ojcem. Wierzą, że ich Mistrz może ich
dopuścić do udziału w intymnej relacji z Ojcem.
W obecnej medytacji pytajmy siebie: Czy otwieramy się na mo-
dlitewne świadectwo dawane nam przez bliźnich? Jakie świadectwo
modlitwy sami dajemy innym? W świadectwie modlitwy nie jest wa-
żny wiek, wykształcenie czy funkcja społeczna. Liczy się przed
wszystkim hojne serce, które z zaufaniem staje przed Bogiem i
powierza się Mu. Nie tylko rodzice, wychowawcy, duszpasterze
mogą dawać świadectwo dzieciom, młodzieży. Zdarza się dziś -
może częściej niż dawniej - że to właśnie młodzi dają wielkie
świadectwo wiary i modlitwy swoim rodzicom, wychowawcom, dusz-
pasterzom. Prośmy, abyśmy umieli przyjąć pokornie owo świadect-
wo wiary "maluczkich". Prośmy też o pragnienie modlitwy podobne
do tego, które miał Jezus. Pragnienie modlitwy jest pragnieniem
Boga. Bóg daje nam pragnienie modlitwy, byśmy wchodzili w coraz
głębszą, intymną jedność z Nim jako naszym Ojcem.
2. Ojcze nasz
Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze. Jezus rozpoczyna lekcję
modlitwy od wywołania imienia Ojca. Uczniowie powinni zawsze
naśladować na modlitwie swojego Mistrza, wzywając - jak On -
imienia Boga Ojca. Bóg jest Ojcem wszystkich. Dla wszystkich
jest bliską, intymną Osobą. On nie tylko daje życie każdemu
człowiekowi, ale podtrzymuje je nieustannie, otacza opieką,
troszczy się o nie. Ojciec daje nam swojego Jednorodzonego Sy-
na, który jest naszą drogą do Niego (por. J 14,6).
Ponieważ nasze pojęcie ojcostwa bywa często zranione, dlate-
go trudno nam nieraz uwierzyć w bezinteresowną miłość Boga Oj-
ca. Wiele osób skrzywdzonych przez własnych ojców z trudem łą-
czy pojęcie ojca z dobrocią, miłością, poczuciem bezpieczeńst-
wa, akceptacją, radością życia. Nadużywanie alkoholu, obojęt-
ność, gniew, a niekiedy także brutalność ojców w rodzinie spra-
wiają, iż pojęcie ojca czy ojcostwa bywa dla wielu bolesne.
Nierzadko dźwięk tych słów wywołuje raczej głęboko ukryty żal,
lęk czy może nawet gniew
Jeżeli słowo "Ojcze" naprowadza nas na Boga Ojca i na Jego
nieskończoną miłość, dziękujmy Mu za to. Dziękujmy Mu za ludzi,
którzy dali nam świadectwo miłości Boga Ojca. Rodzicielska mi-
łość ojca i matki otwiera nas na rodzicielską miłość Ojca nie-
bieskiego. Droga do Boga jest wówczas łatwiejsza, prostsza, ra-
dośniejsza.
Kiedy jednak słowo "ojciec" brzmi w naszych uszach i naszym
sercu chłodno, obojętnie czy też wrogo, wtedy powinniśmy tym
bardziej głośno wołać: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie". To
wołanie pozwala nam zrozumieć, że istnieje tylko jedno źródło
ojcostwa: nasz Ojciec w niebie. Owo głośne wołanie pozwoli nam
przebić się przez nasze zranienie, opór, lęk, żal i gniew. Oj-
ciec niebieski potrafi uleczyć i uzdrowić każde nasze poranione
ojcostwo czy macierzyństwo. Doświadczenie ojcostwa Bożego staje
się źródłem mocy i siły do ofiarowania przebaczenia tym, którzy
nas zranili.
Modlitwa "Ojcze nasz" uczy nas także solidarności ze wszyst-
kimi ludźmi. Chrześcijanie, wzywając imienia Ojca, łączą się
tym samym ze wszystkimi jako swoimi braćmi i siostrami. "Ojcze
nasz" odmawiane nawet w najbardziej prywatny sposób staje się
modlitwą w jedności z całym światem.
W tej medytacji zatrzymajmy się przede wszystkim na pierw-
szych dwóch słowach Modlitwy Pańskiej: "Ojcze nasz". Błagajmy
Jezusa, aby stał się naszą drogą do Boga Ojca. Prośmy też, aby-
śmy pokonywali w sobie wszelkie ludzkie opory związane z poję-
ciem ojca, odkrywając w Ojcu niebieskim ostateczne źródło i ra-
cję naszego życia.
3. Królowanie Boga na ziemi i w niebie
Wezwanie imienia Boga "Ojcze nasz" na początku Modlitwy Pań-
skiej uświadamia nam charakter tej szczególnej czynności, jaką
jest spotkanie ze Stwórcą na modlitwie. Prawdziwa modlitwa jest
zawsze najpierw przebywaniem w obecności Boga. Osoba modląca
się staje przed Ojcem w postawie synostwa; przed Panem w posta-
wie służby i oddania; przed Stwórcą w postawie stworzenia peł-
nego pokory. Oto ja służebnicy Pańska (Łk 1,38) - oto doskonały
przykład postawy na modlitwie dany nam przez Maryję.
Po wezwaniu Boga jako Ojca Jezus każe nam prosić: Niech się
święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Przyjmujemy
wobec Stwórcy postawę służebnego oddania, aby mógł On realizo-
wać w nas i przez nas swoje dzieło; aby Jego imię znane było
wszystkim oraz by wszyscy ludzie mieli udział w Jego imieniu.
Wraz z imieniem Boga przychodzi także Jego królestwo.
Niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królest-
wo! - nie jest to jedynie prośba, aby Ojciec sam "działał". Ty-
mi słowami wyrażamy także pragnienie, aby nasze działanie dla
Niego i Jego królestwa było skuteczne i owocne. Ojciec bowiem
postanowił dać poznać wszystkim swoje imię - założyć swoje kró-
lestwo rękami człowieka. Pierwszym Człowiekiem, który dla wszy-
stkich staje się wzorem objawiania imienia Bożego i budowaniem
królestwa, jest Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus. On sam objawia
imię Ojca i On sam staje się nadchodzącym królestwem.
Królestwo to jest jednak nie tylko w Nim - wraz z Nim jest
ono także w każdym z nas. Królestwo Boże pośród was jest (Łk
17,21) - zapewnia nas Chrystus. Podobnie jak dla Jezusa, tak
również dla każdego Jego ucznia sprawa imienia Boga i Jego kró-
lestwa jest sprawą najważniejszą (por. Łk 12,31).
Niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie.
Jezus w Modlitwie Pańskiej każe nam czynić jedynie to, co sam
czynił: pełnić wolę Ojca. Chrystus całe życie żył jedynie wolą
Ojca. Ona była jego codziennym pokarmem: Moim pokarmem jest wy-
pełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J
4,34). W naszym oddaniu się Bogu Ojcu nie chodzi więc o jakieś
zewnętrzne, niewolnicze podporządkowanie swojego życia "istocie
silniejszej od nas". Chodzi raczej o miłość, o przebaczenie, o
pojednanie z Bogiem i z ludźmi. Wola Ojca wobec człowieka jest
pełna miłości. Modlitwa Pańska wzywa nas, byśmy pełnili wolę
Ojca, ponieważ tylko w niej możemy odnaleźć wzajemną jedność,
zgodę, prawdziwe dobro i szczęście: ziemskie i wieczne.
Całkowite powierzenie swojej woli drugiemu odruchowo budzi w
nas jednak obawy i lęki. Oddając się z zaufaniem Bogu czy czło-
wiekowi, obawiamy się utraty naszej wolności i tożsamości oso-
bowej; obawiamy się nieraz także nadużycia przez Boga naszej
wolności. Są to reakcje po ludzku zrozumiałe, ponieważ wypływa-
ją z ludzkich zranień. Nie powinniśmy więc czuć się winnymi z
powodu naszych oporów w powierzeniu siebie Bogu. Nie umniejsza-
ją one w niczym szczerości naszych pragnień służby i oddania
się Bogu. Tak właśnie reaguje natura człowieka, który został
zraniony w miłości i zaufaniu - zraniony grzechem pierworodnym,
grzechem bliźnich oraz swoim własnym.
W najtrudniejszych chwilach Jezusa Jego ludzka natura, zra-
niona grzechami wszystkich ludzi, reagowała w taki sam sposób.
Chrystus w dialogu ze swoim Ojcem angażuje całą swoją wolność,
aby przekroczyć ludzką słabość i poddać swoją wolę woli Ojca.
Woła z ufnością i oddaniem: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode
Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się
stanie! (Łk 22,42). Modlitwie Chrystusa o poddanie swojej woli
woli Ojca towarzyszy także modlitwa za nas, którzy ukrzyżowali-
śmy Go naszymi grzechami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co
czynią (Łk 23,34). Te słowa Jezusa w Ogrójcu i na krzyżu będą
zawsze najwyższym celem naszej modlitwy. Uczeń naśladuje bowiem
swojego Mistrza zarówno w pełnieniu woli Ojca niebieskiego, jak
i w przebaczeniu win swoim winowajcom.
Jezus zachęca nas jednak, abyśmy modlili się nie tylko o wy-
pełnienie woli Ojca na ziemi, ale także i w niebie. Poprzez na-
szą modlitwę zostajemy dopuszczeni nie tylko do budowania kró-
lestwa na ziemi, ale również do królowania w niebie. Bóg prag-
nie królować na niebie i na ziemi razem z człowiekiem. Istotą
Bożego królowania jest Jego miłość, jedność i wzajemna zgoda,
którą pragnie obdarzyć całą ludzkość.
W obecnej medytacji zatrzymajmy się na rozważanych słowach
Modlitwy Pańskiej: Niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie
królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak
i w niebie. Prośmy, aby nasza modlitwa i całe nasze życie były
szukaniem najpierw królestwa niebieskiego (por. Łk 12,31). Pro-
śmy także, byśmy odkrywali wolę Ojca jako źródło wzajemnej mi-
łości, przebaczenia, zgody i jedności pośród braci.
4. Dar chleba
Uczeń Jezusa zaangażowany w realizowanie królestwa Bożego na
ziemi pozostaje jednak człowiekiem ubogim. Właśnie dlatego pro-
si Boga o wszystko, co jest mu potrzebne do życia. Jezus każe
nam prosić o dwa najbardziej konieczne dary dla życia: o dar
chleba i o dar przebaczenia: Chleba naszego powszedniego daj
nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy
tym, którzy przeciw nam zawinili.
Najpierw prosimy o dar chleba. Chrystus rozumie nasz niepo-
kój i troskę o codzienne utrzymanie. Codziennie potrzebujemy
chleba i codziennie o niego prosimy. Jezus każe nam jednak pro-
sić o chleb tylko "na dzisiaj". Dosyć ma dzień swojej biedy (Mt
6,34). Chrystus chce nas w ten sposób uchronić przed zbytnią
troską o chleb "na jutro", która nierzadko staje się powodem
wzajemnego krzywdzenia się ludzi. Niepokój o nasze utrzymanie w
dniu jutrzejszym sprawia, iż walczymy między sobą, usiłując
zgromadzić zapasy chleba, aby nam go jutro nie brakło. Codzien-
na troska o chleb jest dla nas codzienną okazją do powierzania
swojego życia opatrzności Boga, który również codziennie dba o
nas, podobnie jak codziennie karmi ptaki w powietrzu i codzien-
nie odziewa lilie polne (por. Mt 6,26.28).
Jednym z istotnych elementów "ewangelicznej głupoty", przed
którą przestrzega nas Jezus, jest próba zapewnienia sobie chle-
ba na długie lata. Ewangeliczny bogacz (por. Łk 12,16-21) zos-
taje przez Jezusa nazwany głupim właśnie dlatego, iż uważał, że
dzięki obfitym zbiorom nagromadził zapasów chleba na długie la-
ta. Nagromadzenie chleba nie zapewnia mu jednak długiego życia,
ponieważ ostatecznie życie zależy nie od chleba, ale od Boga.
Uczeń Jezusa zatroskany o sprawy Bożego imienia oraz o spra-
wy królestwa wyraża więc zaufanie, że Bóg da mu do życia ziems-
kiego to wszystko, czego mu potrzeba. Jak sprawa królestwa nie-
bieskiego nie jest wyłącznie sprawą Boga, tak problem chleba
powszedniego nie jest jedynie sprawą człowieka. Bóg dzieli z
człowiekiem zarówno sprawy królestwa niebieskiego, jak i prob-
lem chleba powszedniego. Dziękujmy Jezusowi za tę przedziwną,
tajemniczą wymianę pomiędzy Bogiem a nami. Bóg zaprasza nas do
udziału w święceniu Jego imienia oraz w zakładaniu Jego króles-
twa; obiecuje nam jednocześnie udział w naszej trosce o co-
dzienny chleb. Prośmy o głębokie pragnienie, byśmy byli rzeczy-
wistymi uczestnikami "pracy" Boga na ziemi oraz byśmy doświad-
czali na co dzień Jego troski o nas i nasz codzienny chleb.
5. Dar przebaczenia
Drugim darem, o który Jezus każe nam się modlić, jest prze-
baczenie: I przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym,
którzy przeciw nam zawinili. Człowiek współpracujący z Bogiem w
uświęcaniu Jego imienia oraz w zakładaniu Jego królestwa pozos-
taje nie tylko ubogim, ale także grzesznikiem, który nieustan-
nie krzywdzi Boga, bliźnich i siebie samego. Ciągle działają w
nim siły przeciwne królestwu niebieskiemu. Słabość i kruchość
ludzkiej kondycji sprawia, że pomimo najszczerszej woli walki z
grzechem codziennie potrzebujemy prośby, którą Jezus wkłada w
nasze usta: Przebacz nam nasze winy.
Na rozpoczęcie każdej Eucharystii spowiadamy się, że bardzo
zgrzeszyliśmy "myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem". Jeżeli
mamy krytyczny stosunek do naszej egzystencji, to zdajemy sobie
sprawę, iż nie są to czcze słowa. Tylko naiwność sprawia nie-
raz, iż nie widzimy naszych ran zadawanych sobie, bliźnim i Bo-
gu.
Jezus zaprasza nas jednak do tego, aby walka z naszą ludzką
ułomnością stała się szczególną okazją do budowania królestwa
Bożego na ziemi. Dlatego też uzależnia odpuszczenie naszych
grzechów od wzajemnego przebaczenia i pojednania: Przebacz nam
nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini. Tak
więc pojednanie z Ojcem jest możliwe pod warunkiem budowania
królestwa niebieskiego pośród ludzi, które jest królestwem zgo-
dy, jedności, miłości i pokoju. Nie można sławić imienia Ojca,
który jest miłosierny, jeżeli sami nie okazujemy miłosierdzia
tym, którzy wobec nas zawinili.
Brak przebaczenia jest brakiem miłosierdzia. Niszczy on kró-
lestwo niebieskie zarówno na ziemi, jak i w niebie. Jezus po-
przez prośbę: "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy
naszym winowajcom" demaskuje ludzkie złudzenia o możliwościach
budowaniu królestwa Bożego w postawie wrogości, zawziętości i
niechęci wobec braci.
Dziękujmy Jezusowi za zaproszenie do modlitwy o dar chleba i
dar przebaczenia, świadomi, iż bez nich nasze życie byłoby nie-
możliwe. Bez chleba umarlibyśmy w ciągu kilku tygodni, zaś bez
przebaczenia nasze życie na ziemi byłoby piekłem. Prośmy, abyś-
my cenili sobie zarówno codzienny chleb, jak i dar codziennego
przebaczenia.
6. Zbawienie od złego
Krzywda jest zasadniczą formą zła, która zagraża każdemu
człowiekowi. Grzech jest krzywdzeniem siebie, naszych bliźnich
oraz krzywdzeniem Boga-Człowieka (męka i śmierć krzyżowa Jezu-
sa). Właśnie dlatego Jezus zachęca, abyśmy modlili się: I nie
dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!
Modlitwa Pańska uświadamia nam, iż zło i krzywda istnieją na
świecie i stanowią realne zagrożenie dla poszczególnych osób,
narodów oraz całej ludzkości.
Walka ze złem jest jednak trudna, ponieważ zło objawia się
nie tylko w krzywdzących zachowaniach poszczególnych osób, ale
także w utrwalonych krzywdzących strukturach społecznych, poli-
tycznych, międzynarodowych. Może bardziej niż kiedykolwiek w
przeszłości świat rządzących, zarówno na poziomie konkretnych
krajów, jak i na płaszczyźnie międzynarodowej, legalizuje nie-
moralne krzywdzące zachowania i czyni prawem to, co do tej pory
w powszechnej opinii było uważane za oczywiste bezprawie. "W
wielu częściach świata widzimy rozpad społeczny i moralny. Gdy
społeczeństwo nie posiada podstaw moralnych i duchowych, wtedy
rodzą się zwalczające się nawzajem ideologie nienawiści, prowo-
kujące przemoc nacjonalistyczną, rasową, ekonomiczną i seksual-
ną. To mnoży nadużycia owocujące niechęcią i konfliktem; to za-
myka grupy społeczne w agresywnym fundamentalizmie, który od
wewnątrz rozdziera tkankę społeczeństwa. Staje się ono łupem
możnych, manipulatorów, demagogów i łgarzy, staje się areną
rozpadu społecznego i moralnego" (Dekrety XXXIV Kongregacji To-
warzystwa Jezusowego).
Wobec złych, krzywdzących struktur społecznych, politycznych
czy międzynarodowych pojedynczy człowiek z jego osobistą wolno-
ścią najczęściej jest bezradny. Łatwo ulega wówczas naciskowi
społecznemu, presji opinii czy też konformizmowi. W modlitwie
prosimy też Ojca niebieskiego, aby nie stawiał nas wobec takich
pokus, które byłyby większe od naszych słabości. Świadomość za-
grożenia przez zło sprawia, iż z wiarą modlimy się słowami: I
nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!
7. Bóg otrze z ich oczu wszelką łzę
W Modlitwie Pańskiej błagamy Boga, abyśmy zostali uwolnieni
od nacisku każdego rodzaju krzywdy i zła: złego ducha, krzyw-
dzących struktur społecznych i politycznych oraz od własnych
namiętności. W prośbie tej wyrażamy też głęboką wiarę w moc
działania Bożego w nas, w bliźnich i w świecie. To właśnie
dzięki tej mocy jesteśmy w stanie pokonać każdy rodzaj krzywdy
i zła. Żadne zło i żadna krzywda nie są przecież nigdy większe
od wszechmocy Boga. Budowanie królestwa, objawianie imienia Oj-
ca wymaga od uczniów Jezusa realizmu i pokory, które sprawią,
iż nie będą oni polegali tylko na własnych siłach, ale będą od-
woływali się nieustannie do mocy Boga.
Prośba: Nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj
od złego! nie ma jednak wyłącznie charakteru obronnego. Możemy
także ją odczytać jako wezwanie do aktywnego, pozytywnego dzia-
łania na rzecz budowania królestwa Bożego. "Budować królestwo
znaczy pracować na rzecz wyzwolenia od zła we wszelkich jego
formach. Krótko mówiąc, królestwo Boże jest wyrazem i urzeczy-
wistnieniem zbawczego planu w całej jego pełni" (Jan Paweł II).
Królestwo Boże, "nowy świat" budowany na ziemi wysiłkiem
człowieka i łaską Boga, jest zapowiedzią "nowej ziemi - nowego
świata", w którym Bóg na zawsze zamieszka ze swoim ludem. W
"nowym świecie" zostaną naprawione wszystkie ludzkie krzywdy.
Bóg otrze (...) z oczu każdego pokrzywdzonego człowieka wszelką
łzę. W nowym świecie nie będzie już także śmierci. "Ani żałoby,
ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy
przeminęły." I rzekł Zasiadający na tronie: "Oto czynię wszyst-
ko nowe". I mówi: "Napisz: Słowa te wiarygodne są i prawdziwe"
(Ap 21,4-5).
* * *
Na zakończenie podziękujmy Jezusowi za modlitwę "Ojcze
nasz". Dziękujmy za jej prostotę i piękno. Przepraszajmy, że
tak często odmawiamy ją pospiesznie, niedbale, bezmyślnie. Pro-
śmy, byśmy ciągle na nowo odkrywali jej głębię. Prośmy także,
aby Modlitwa Pańska była nam szczególnie droga i bliska w tych
sytuacjach, w których doznamy krzywdy ze strony ludzi lub też
sami będziemy powodem cierpienia innych. Niech Modlitwa Pańska
będzie dla nas szczególnym miejscem wzajemnego przebaczenia i
pojednania. Niech uczy nas życia w jedności, wzajemnym zaufaniu
i zgodzie.
Rozdział XIII: OD JAK DAWNA TO MU SIĘ ZDARZA?
Gdy przyszli do uczniów, ujrzeli wielki tłum wokół nich i
uczonych w Piśmie, którzy rozprawiali z nimi. Skoro Go zobaczy-
li, zaraz podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali Go.
On ich zapytał: "O czym rozprawiacie z nimi?". Odpowiedział Mu
jeden z tłumu: "Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego
syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzu-
ca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Po-
wiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli". On
zaś rzekł do nich: "O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami?
Dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie!". I przy-
wiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać
chłopca, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach.
Jezus zapytał ojca: "Od jak dawna to mu się zdarza?". Ten zaś
odrzekł: "Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w
wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami
i pomóż nam!". Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możli-
we jest dla tego, kto wierzy". Natychmiast ojciec chłopca zawo-
łał: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!". A Jezus widząc, że
tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu: "Duchu
niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej
w niego!". A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów.
Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: "On
umarł". Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał. Gdy
przyszedł do domu, uczniowie Go pytali na osobności: "Dlaczego
my nie mogliśmy go wyrzucić?". Rzekł im: "Ten rodzaj można wy-
rzucić tylko modlitwą i postem" (Mk 9,14-29).
1. O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami?
Jezus zstępuje z Góry Przemienienia razem z trzema swoimi
uczniami. U podnóża góry pozostali uczniowie czekali na Mis-
trza. Podczas nieobecności Jezusa przyszedł ojciec ze swoim
chorym synem, który miał ducha niemego. Ojciec chciał prosić
Jezusa o uzdrowienia chłopca. Skoro jednak nie zastał Chrystu-
sa, poprosił o to Jego uczniów. Uczniowie przyjęli prośbę ojca
i usiłowali dokonać cudu uzdrowienia. Wokół zgromadził się tłum
ludzi oraz uczeni w Piśmie. Wszyscy obserwowali wysiłki ucz-
niów. Chcieli być świadkami cudu.
Możemy sobie wyobrazić, jak bardzo musiało zależeć uczniom,
aby ich próby okazały się skuteczne. Prawdopodobnie powtarzali
jakieś gesty i słowa, którymi posługiwał się Jezus: wkładali
ręce, dotykali chorego, modlili się nad nim. Byli bardzo prze-
jęci swoją rolą. Byli przejęci obserwującymi ich tłumami, uczo-
nymi w Piśmie, niepokojem ojca oraz cierpieniem chłopca. Ale im
gorliwiej wykonywali gesty i powtarzali słowa, tym bardziej za-
pominali o tym, co jest istotą uzdrowienia: zapominali o wierze
w moc Boga. Zabrakło im żywej wiary.
Uczniowie prawdopodobnie kilka razy podejmowali próby uzdro-
wienia. Jednak każda była bezskuteczna. Z powodu nieskutecznoś-
ci ich działania powstały dyskusje i zamieszanie w tłumie. W tę
sytuację wkracza sam Jezus. On ich zapytał: "O czym rozprawia-
cie z nimi?". Wówczas ojciec chłopca krótko przedstawia całą
sprawę. Podaje objawy choroby swojego dziecka. Stwierdza jed-
nak, iż interwencja uczniów była bezskuteczna: Nauczycielu,
przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego.
Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni,
zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go
wyrzucili, ale nie mogli.
Jezus, nie pytając uczniów, w jaki sposób próbowali dokonać
uzdrowienia, jakie wykonywali gesty, jakich używali słów, od
razu z pewną niecierpliwością podaje przyczyny bezskuteczności
ich działania: O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Do-
póki mam was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie!
Chciejmy z pomocą naszej wyobraźni wejść w tę scenę. Wyobra-
źmy ją sobie tak, jak opisuje nam ją Ewangelia. Kontemplujmy w
sposób szczególny zniecierpliwienie Jezusa. Wsłuchajmy się w
Jego trudne słowa: O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami?
Dopóki mam was cierpieć? Jezus kieruje te słowa zarówno do oj-
ca, do uczniów, jak i do tłumu oraz do uczonych w Piśmie. Wsłu-
chajmy się w nie z uwagą. Pytajmy siebie, w jakich okolicznoś-
ciach, w jakich sytuacjach życia Jezus mógłby skierować do nas
takie właśnie słowa.
Pytajmy siebie także, czy nie próbujemy uzdrawiać siebie sa-
mych o własnych siłach, powodowani czysto ludzką motywacją: aby
zadowolić siebie, aby zdobyć świadomość, że jesteśmy poprawni,
doskonali lub też by zyskać aprobatę innych. Które z naszych
postaw, zachowań świadczyłyby o takiej próbie?
Próba uzdrawiania siebie lub innych oparta tylko na ludzkich
wysiłkach będzie zawsze nieskuteczna, nawet gdybyśmy pomagali
sobie gestami, słowami, modlitwami, praktykami pokutnymi itp.,
które stosował sam Jezus. Uzdrowienie jest owocem działającej w
nas mocy Bożej, która przychodzi poprzez modlitwę prośby, jał-
mużnę i post. Te ludzkie działania są jednak wyrazem zaufania
mocy Boga. To Bóg sam uzdrawia. Czyni to jednak dzięki zaufa-
niu, wierze i ofierze człowieka.
O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was
cierpieć? Chciejmy odpowiedzieć Jezusowi na to pytanie z całym
realizmem, licząc się z naszą słabością, z głębią naszego zra-
nienia, z głębią naszej nieufności. Dajmy Jezusowi odpowiedź:
"Bądź, Jezu, zawsze z nami. Bez Ciebie nic dobrego uczynić nie
możemy". Chciejmy odpowiedzieć jak bezbronne, słabe, ale ufne
dziecko, które zdaje sobie sprawę, iż nie może liczyć na sie-
bie. Prośmy Jezusa, aby cierpliwie znosił naszą niewiarę, aby
cierpliwie nas upominał, wychowywał, uczył zaufania i wiary.
2. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy
Na prośbę Jezusa przyprowadzono do Niego chorego chłopca.
Sama bliskość Jezusa zdawała się pogarszać stan chłopca: Na wi-
dok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca, tak że upadł na
ziemię i tarzał się z pianą na ustach.
Ten bardzo przykry obraz musiał wzbudzać współczucie i li-
tość. Wtedy Jezus rozkazał duchowi niememu i głuchemu wyjść z
niego. A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów.
Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: "On
umarł".
Kiedy Jezus zbliża się do tego, co jest w nas chore, wówczas
zły duch - posługując się naszym zranieniem i słabością - jakby
zdwaja swoje działanie. Chce przekonać człowieka, że interwen-
cja Jezusa może jedynie pogorszyć istniejącą już sytuację. Pra-
gnie powiedzieć człowiekowi: "Nie ufaj Jezusowi. Jego działanie
może ci jedynie zaszkodzić".
Wielu ludzi daje temu wiarę. Aby uniknąć chwilowego odczucia
bólu, wielu zamyka się w swoich ranach i urazach. Broni się
przed jakąkolwiek pomocą z zewnątrz. Swoje obronne zachowania
racjonalizuje poprzez stawianie retorycznych pytań: "Po co je-
szcze grzebać w przeszłości? Czy to coś pomoże?". Przyjmując
taką lękową i obronną postawę, wielu utrwala w sobie zranienia.
Działają one wówczas głębiej i skuteczniej - działają bowiem
poza ich świadomością i wolnością.
Człowiek, który pragnie uzdrowić swoją przeszłość, musi
"przebić się" przez paniczny lęk przed chwilowo odczuwanym bó-
lem. Otwieranie starych, zaschniętych ran zawsze sprawia ból.
Ale jest to ból przejściowy, ból, który trwa tylko pewien czas.
Ojciec chłopca nie zniechęcił się bezskutecznymi próbami
uczniów. Miłość do syna była źródłem jego siły, jego odwagi.
Jeszcze raz zwraca się więc do Jezusa z prośbą o uzdrowienie
chłopca. Wówczas Jezus zapytał ojca: "Od jak dawna to mu się
zdarza?". Ten zaś odrzekł: "Od dzieciństwa". Jest to bardzo
"ludzkie" pytanie. Jezus zwraca w nim uwagę na "historię choro-
by" dziecka. Do cudu uzdrowienia nie była potrzebna znajomość
"przebiegu choroby". Jezus zadaje jednak to pytanie, aby dać
ojcu możliwość zwerbalizowania jego długiego cierpienia i bólu,
aby dać mu możliwość wyżalenia się przed Nim.
Ojciec podejmuje pytanie i opisuje przebieg choroby dziecka.
Historia choroby syna jest także historią jego cierpienia: Czę-
sto (duch niemy i głuchy) wrzucał go nawet w ogień i w wodę,
żeby go zgubić. Opis choroby chłopca ojciec kończy szczerą i
serdeczną prośbą: Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i
pomóż nam!
W obecnej kontemplacji, w kontekście naszych zranień, słabo-
ści, nałogów, chciejmy usłyszeć Jezusowe pytanie: "Od jak dawna
to ci się zdarza? Od kiedy czujesz się taki zagubiony, nie-
szczęśliwy, nieufny, skrzywdzony, lekceważony, pogardzany, nie-
kochany, odrzucony itp.?". Tym pytaniem Jezus nie chce nas ob-
nażać, upokarzać, poniżać. Daje nam jedynie okazję, byśmy po-
dzielili się tym, co nas boli, co jest źródłem naszego cierpie-
nia.
Odwołując się do tego pytania, chciejmy sobie przypomnieć
historię "naszej choroby": historię naszego zagubienia, histo-
rię odrzucenia, historię nałogu itp.
Na pytanie: "Od jak dawna to mi się zdarza?" być może odpo-
wiemy razem z ojcem chłopca: "Od dzieciństwa. Od zawsze. Jak
sięgam moją pamięcią, zawsze byłem właśnie taki. Nie pamiętam,
abym czuł się wolny, ufny, pełen pokoju, pełen radości".
Chciejmy wyżalić się Jezusowi, wypowiedzieć przed Nim jesz-
cze raz to, co jest naszym zranieniem, bólem. Uczmy się modlit-
wy, która rozpoczyna się od wypowiedzenia tego, co nas martwi,
boli, krzywdzi. Nie możemy jednak zakończyć naszej modlitwy na
żaleniu się. Podobnie jak ojciec chorego dziecka prośmy: Lecz
jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam! "Nie zosta-
wiaj nas w takim stanie."
Jezus, przyjmując prośbę ojca, zwraca mu jednak uwagę na
nieufność, która pozostaje jeszcze w jego sercu. Ojciec chłopca
zdaje się mówić do Jezusa z cieniem wątpliwości: "Twoi ucznio-
wie nie mogli uzdrowić mojego dziecka. A może Ty potrafisz?".
Jezusowi wystarcza jednak sama prośba. Choć przebija z niej
jeszcze nieufność, to jednak prośba ta jest szczera i żarliwa.
Wychodząc od niej, Jezus pragnie najpierw uzdrowić wiarę ojca:
Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla te-
go, kto wierzy".
Każde uzdrowienie wewnętrzne, niezależnie od tego, czego ono
dotyczy, rozpoczyna się od uzdrowienia wiary, od zbudowania
zaufania do Boga, do bliźnich i do siebie samego. Jezus mówi
otwarcie ojcu o jego nieufności, ale jednocześnie daje mu nad-
zieję. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy.
To jedno zdanie Jezusa stoi w centrum rozważanej Ewangelii.
Jezus zwraca nam uwagę, iż nie można do Boga mówić: Jeśli mo-
żesz... W takim sformułowaniu kryje się nieufność. Jest ona wy-
razem podejrzliwości wobec Boga. W naszej modlitwie o uzdrowie-
nie trzeba zrobić inne zastrzeżenie: "Jeżeli chcesz. Jeżeli ta-
ka jest Twoja wola". Tak właśnie modlił się trędowaty: Panie,
jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8,2).
tak sformułowanej prośbie wyraża się wiara w moc Jezusa, a
jednocześnie otwartość wobec Jego działania i woli. "Ja wiem,
że Ty wszystko możesz. Ale nie wiem, jaka jest Twoja wola, ja-
kie są Twoje zamiary wobec mnie. Nie chcę działać według włas-
nych pragnień i planów, ale jedynie zgodnie z Twoją najświętszą
wolą".
szystko możliwe jest dla tego, kto wierzy. Jezus pragnie po-
wiedzieć ojcu, że cud uzdrowienia nie zależy tylko od samej mo-
cy Boga, ale także od wiary człowieka. Jeżeli brakuje nam wia-
ry, to Boża wszechmoc wobec nas będzie bezsilna. Moc Boża pozo-
staje "związana" dla tego, kto w nią nie wierzy. Bóg nie może
nic zrobić w sercu człowieka, jeżeli ten zamykając się w sobie
mówi Mu "nie". W swoim rodzinnym miasteczku Jezus niewiele
zdziałał (...) cudów, z powodu (...) niedowiarstwa swoich wspó-
łziomków (Mt 13,58).
szystko możliwe jest dla tego, kto wierzy. Jezus pragnie po-
wiedzieć ojcu, że cud uzdrowienia nie zależy tylko od samej mo-
cy Boga, ale także od wiary człowieka. Jeżeli brakuje nam wia-
ry, to Boża wszechmoc wobec nas będzie bezsilna. Moc Boża pozo-
staje "związana" dla tego, kto w nią nie wierzy. Bóg nie może
nic zrobić w sercu człowieka, jeżeli ten zamykając się w sobie
mówi Mu "nie". W swoim rodzinnym miasteczku Jezus niewiele
zdziałał (...) cudów, z powodu (...) niedowiarstwa swoich wspó-
łziomków (Mt 13,58).
3. Zaradź memu niedowiarstwu!
Natychmiast ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu
niedowiarstwu!". Ojciec uznaje i jednocześnie wyznaje istnieją-
cą w nim wewnętrzną sprzeczność. Zdaje się mówić: "Wierzę, a
jednak istnieje we mnie niewiara. Wierzę, ale nie do końca. W
chwilach powodzenia życiowego wydaje mi się, że wierzę. Ale w
momentach kryzysu i trudności nachodzi mnie niewiara".
Wiara jest wartością dynamiczną. Podlega nieustannemu rozwo-
jowi. Od niewiary i małej wiary przechodzi się stopniowo do co-
raz silniejszej i pełniejszej wiary. Ten wzrost wiary w nas wy-
maga naszego wysiłku, zaangażowania, hojności serca. Wiary nie
można posiąść raz na zawsze. Nie można jej utrwalić w spiżowym
posągu tak, jak można utrwalić kształty jakiegoś przedmiotu.
Nasza wiara to nieustanne odpowiadanie Bogu na Jego stwórcze
i zbawcze działanie w nas. Podobnie jak Bóg nieustannie rodzi
nas i podtrzymuje w istnieniu, tak my nieustannie rodzimy i
podtrzymujemy w nas naszą wiarę. Gdyby Bóg choć na chwilę prze-
stał podtrzymywać nasze życie, natychmiast zapadlibyśmy się w
nicość.
To, co jeszcze wczoraj budziło nasze zaufanie, dziś - przy
zmianie zewnętrznych okoliczności, przy zmianie wewnętrznych
przeżyć - może rodzić podejrzliwość, zniechęcenie, nieufność.
Trudne czy wręcz bolesne sytuacje życiowe, przeżycia wewnętrzne
są wezwaniem do większej wiary, do oczyszczenia wiary.
Natychmiast ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu
niedowiarstwu!". Zauważmy pośpiech ojca, który natychmiast kie-
ruje swoją prośbę o łaskę wzrostu wiary.
Aby nasza wiara mogła dojrzeć, Bóg nieraz dopuszcza na nas
oczyszczające doświadczenia życiowe. On sam nas w nie wprowadza
i On sam z nich wyprowadza. Samo pragnienie wiary jest decyzją
serca, możliwą natychmiast, "od zaraz". "Dziś wierzę tak, jak
umiem. Pragnę jednak większej, głębszej wiary. Prowadź mnie,
Panie, do wiary pełniejszej, dojrzalszej."
Pragnienie zaufania, pragnienie wiary wystarcza, aby Jezus
mógł wkroczyć ze swoją Boską mocą. Jezus rozkazał surowo ducho-
wi nieczystemu: "Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z
niego i nie wchodź więcej w niego!".
Interwencja Jezusa jest jasna, zdecydowana i mocna. Jest to
interwencja skuteczna. Ale samo wyjście ducha niemego i głuche-
go jeszcze nie uleczyło chorego chłopca. Zły duch opuszczając
chłopca, "z zemsty" pozostawił go jak martwego, tak że wielu
mówiło: "On umarł". Dopiero kiedy Jezus ujął go za rękę i pod-
niósł, (...) on wstał.
Podanie ręki chłopcu przez Jezusa naprowadza nas na inny cud
- wskrzeszenie dwunastoletniej dziewczynki. Jezus ująwszy dzie-
wczynkę za rękę, rzekł do niej: "Talitha kum", to znaczy:
"Dziewczynko, mówię ci, wstań!" (Mk 5,41). Ostatecznie, to sam
Jezus przywraca człowiekowi zdrowie, życie. On daje człowiekowi
"tchnienie życia".
Prośmy, abyśmy doświadczyli mocy Jezusowej ręki, aby ona
podniosła nas, podźwignęła, abyśmy dzięki niej odczuli w sobie
pełnię Jego życia, pełnię Jego radości, Jego pokoju. Prośmy
szczególnie, aby Jezus uzdrowił naszą małą wiarę.
Rozdział XIV: PANIE, ILE RAZY MAM PRZEBACZYĆ?
Wtedy Piotr podszedł do Niego i zapytał: "Panie, ile razy
mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż
siedem razy?". Jezus mu odrzekł: "Nie mówię ci, że aż siedem
razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest
królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze
swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jed-
nego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ
nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną,
dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy słu-
ga upadł przed nim i prosił go: < Panie, miej cierpliwość nade
mną, a wszystko ci oddam> . Pan ulitował się nad tym sługą,
uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spot-
kał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów.
Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: < Oddaj, coś winien!> . Jego
współsługa upadł przed nim i prosił go: < Miej cierpliwość nade
mną, a oddam tobie> . On jednak nie chciał, lecz poszedł i
wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy je-
go widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opo-
wiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał
go przed siebie i rzekł mu: < Sługo niegodziwy! Darowałem ci
cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powi-
nieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem
się nad tobą?> . I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go
katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Oj-
ciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca
swemu bratu" (Mt 18,21-35).
1. Ile razy mam przebaczyć?
Przebaczenie jest jednym z najczęściej poruszanych tematów w
nauczaniu Jezusa. Wiele przypowieści mówi o hojnym przebaczeniu
Boga człowiekowi oraz o potrzebie wzajemnego przebaczenia lu-
dzi. Charakterystyką nauczania Jezusa jest ścisłe powiązanie
przebaczenia Bożego z uprzednim wzajemnym przebaczeniem sobie
ludzi. Powiązanie to jest wielokrotnie podkreślane - i to z du-
żym naciskiem. Szczególnym miejscem tego powiązania i jednocze-
śnie uzależnienia przebaczenia Bożego od naszego wzajemnego
przebaczenia jest modlitwa "Ojcze nasz": "I odpuść nam nasze
winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" (por. Mt 6,12).
W Ewangelii według św. Mateusza po zakończeniu Modlitwy Pań-
skiej Jezus wraca ponownie - i to dwukrotnie - do zależności
pomiędzy przebaczeniem Boga a naszym przebaczeniem bliźnim;
pierwszy raz od strony pozytywnej: Jeśli bowiem przebaczycie
ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebies-
ki, oraz drugi raz od strony negatywnej: Lecz jeśli nie przeba-
czycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewi-
nień (Mt 6,14-15). Te powtórzenia świadczą o tym, jak wielką
wagę przywiązuje Chrystus do wzajemnego przebaczenia, od które-
go uzależnia przebaczenie nam naszych grzechów.
Tematem przypowieści o niegodziwym słudze jest nie tyle samo
przebaczenie, ile raczej owo uzależnienie przebaczenia Bożego
od naszego uprzedniego przebaczenia bliźniemu. Sługa zostaje
nazwany niegodziwym nie dlatego, iż trwonił wielkie pieniądze
swojego Pana, ale ponieważ nie darował małego długu swojemu
współsłudze, podczas gdy pan darował mu dług nieporównanie wię-
kszy. Historia przypowieści koncentruje się wokół cofnięcia ak-
tu łaski króla swojemu słudze, z powodu jego braku postawy
przebaczenia wobec współsługi.
Okazją do wygłoszenia przez Jezusa przypowieści o niegodzi-
wym słudze było pytanie Piotra: Panie, ile razy mam przebaczyć,
jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Już
w samym pytaniu jest próba udzielenia odpowiedzi. Uczeni rabini
twierdzili, że wolno prosić o przebaczenie swojego brata trzy
razy. Piotr zaś proponuje wspaniałomyślnie przesunięcie tej
granicy aż do siedmiu razy. Kiedy być może spodziewał się po-
chwały Mistrza za swoją wspaniałomyślność, został zaskoczony
niezwykłą odpowiedzią: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż
siedemdziesiąt siedem razy. Wyrażenie hebrajskie "siedemdzie-
siąt siedem" oznacza nieskończoność.
Jednym ze znaków nadchodzącego królestwa, które Jezus zakła-
da, jest obfitość wszelkich darów. Syn Boży objawia nieskończo-
ną wielkość, dobroć, miłość i hojność swojego Ojca wobec czło-
wieka. Bóg w Jezusie znosi wszelkie granice dla miłosierdzia,
przebaczenia i pojednania. Jako uczniowie Jezusa, jesteśmy wez-
wani nie tylko do tego, aby korzystać z obfitości darów, któ-
rych nam udziela. Chrystus zaprasza nas także, abyśmy sami po-
mnażali dary królestwa, przyczyniając się w ten sposób do po-
większenia obfitości w Jego królestwie. Dlatego też, otrzymując
bezwarunkowe przebaczenie grzechów, jesteśmy zaproszeni do
udzielania bezwarunkowego - na naszą ludzką miarę - przebacze-
nia bliźnim.
W obecnej medytacji prośmy, abyśmy umieli odkryć, docenić i
jednocześnie doświadczyć bezwarunkowego przebaczenia nam na-
szych grzechów. Jeżeli niekiedy dręczymy się naszymi słabościa-
mi, to nie dlatego, iż Bóg z trudem nam je przebacza, ale tylko
dlatego, ponieważ sami nie umiemy uwierzyć w hojność Jego prze-
baczenia. Właśnie to skąpstwo w przebaczeniu naszym bliźnim ich
przewinień czyni nasze serce niezdolnym do wiary w hojne prze-
baczenie Boga. Prośmy więc, aby kontemplacja przypowieści o
niegodziwym słudze była dla nas ważną lekcją dostrzegania zale-
żności pomiędzy hojnością Boga wobec nas a koniecznością naszej
hojności wobec bliźnich.
2. Dwóch dłużników
Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który
chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozli-
czać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć
tysięcy talentów.
Wielkość długu wskazuje, iż przyprowadzony przed oblicze
króla sługa musiał być ministrem lub też zarządcą jakiejś pro-
wincji królestwa. Dziesięć tysięcy talentów to ogromna suma,
którą trudno sobie nawet wyobrazić. Coroczny podatek Galilei
wraz z całą Pereą w czasach Jezusa wynosił dwieście talentów, a
roczne dochody Heroda nie przekraczały dziewięciuset talentów.
Szesnaście tysięcy robotników przez dziesięć lat musiałoby pra-
cować codziennie, aby móc zarobić na spłacenie długu owego słu-
gi. Nawet gdyby król rzeczywiście sprzedał swojego dłużnika
wraz z całą jego rodziną i majątkiem, jak to zamierzał począt-
kowo uczynić, odzyskałby prawdopodobnie jedynie mały procent
całego długu. Tak wielka suma podana przez Jezusa w przypowieś-
ci ma swoje ważne znaczenie - podkreśla bowiem niewypłacalność
zadłużenia sługi.
Wobec zagrożenia utraty wszystkiego: rodziny, majątku i oso-
bistej wolności, sługa pada przed królem i błaga go jedynie o
odroczenie spłaty długu: Panie, miej cierpliwość nade mną, a
wszystko ci oddam. Sam sługa z pewnością nie wierzył w prawdzi-
wość danej obietnicy. Więcej w jego słowach było żebrania o li-
tość niż solidnej obietnicy człowieka, który zna się dobrze na
interesach. Król okazał się jednak o wiele hojniejszy, niż mógł
przypuszczać sługa. Wystarczyła pokorna prośba dłużnika, aby
monarcha darował mu nie tylko wolność osobistą, ale także ów
ogromny dług. Taka niezwykła hojność była w starożytności cechą
charakterystyczną wielu wschodnich monarchów. Traktowali oni
poddane sobie kraje jako swoją własność, którą dysponowali nie-
kiedy bardzo samowolnie. Zasadniczym motywem wspaniałomyślnego
gestu króla z przypowieści była jego litość nad człowiekiem,
który z powodu marnotrawstwa i rozrzutności znalazł się w sytu-
acji bez wyjścia.
Historia ogromnego zadłużenia sługi byłaby niewątpliwie za-
kończona, gdyby nie jego krótkowzroczne okrucieństwo, z jakim
potraktował biedniejszego od siebie współsługę, który był mu
winien jedynie sto denarów. W Palestynie w czasach Jezusa było
to sto dniówek niewykwalifikowanego robotnika. Dług współsługi
był śmiesznie mały w stosunku do niewypłacalnego zadłużenia
sługi. Jeden z egzegetów obrazowo ukazuje różnicę między obu
długami z przypowieści. Gdyby obaj chcieli oddać pożyczone pie-
niądze, to współsługa mógłby je przynieść w kieszeni, a sługa
musiałby nająć dziewięć tysięcy tragarzy, z których każdy niós-
łby około trzydziestu kilogramów złota.
Bezlitosne zachowanie się sługi wobec swojego dłużnika
kontrastuje z miłosierdziem, które jemu samemu okazał król. Pan
ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował, a on
sam natomiast chwycił (swojego współsługę) i zaczął (go) dusić,
żądając natychmiastowego zwrotu pieniędzy. Współsługa, będąc
biednym człowiekiem, nie miał z czego oddać pożyczonych stu de-
narów. Prosił więc swego wierzyciela tak samo, jak ten prosił
niedawno króla: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie.
Obietnica dana przez sługę swojemu panu była nierealna i
miała jedynie na celu odroczenie niewoli. Natomiast przyrzecze-
nie współsługi stanowiło obietnicę realną, ponieważ mógł on za-
robić owe sto denarów swoją pracą. Sługa okazał się jednak
człowiekiem twardym i bez miłosierdzia. Prośba współsługi nie
wzbudziła w nim współczucia. Bezlitośnie wtrącił go do więzie-
nia, dopóki nie odda długu.
Trudno zrozumieć, dlaczego tak właśnie postąpił ów sługa.
Cóż bowiem znaczyło sto denarów dla człowieka, który sam obra-
cał setkami czy nawet tysiącami talentów? Sługa bardziej kiero-
wał się chęcią zemsty i agresją niż chciwością na pieniądze.
Zresztą już sam sposób, w jaki sługa żąda zwrotu swoich pienię-
dzy, jest okrutny: Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj,
coś winien!". Wtrącenie do więzienia dłużnika nie rozwiązywało
przecież problemu długu. Wręcz odwrotnie, raczej oddalało moż-
liwość odzyskania pieniędzy. Niewrażliwość i zaślepienie sługi
sprawiło, że nie przewidział on reakcji otoczenia, które zdecy-
dowanie potępiło to niegodziwe postępowanie: Współsłudzy jego
widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowie-
dzieli swemu panu wszystko, co zaszło.
Sługa, któremu uchodziło dotychczas bezkarnie trwonienie
wielkich pieniędzy swojego króla, nie przypuszczał chyba, co go
czeka, kiedy król ponownie wezwał go przed swoje oblicze. Słowa
Pana oddają jego wielkie oburzenie z powodu nieludzkiego zacho-
wania się sługi, któremu przecież dopiero co darowano wolność
wraz z ogromnym długiem: Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały
ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś
był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się
nad tobą? Król zarzuca słudze nie tylko brak litości wobec in-
nych, ale przede wszystkim "zepsucie moralne" - niegodziwość.
Oskarża go również o niewdzięczność i niedocenianie wielkiej
łaski, której doświadczył. Sługa powinien był wiedzieć, iż oka-
zana mu litość nie była wyjątkiem zrobionym wyłącznie dla nie-
go. Był to sposób rządzenia króla, który pragnął, aby w jego
królestwie zapanowały miłosierdzie i zgoda. Hojny i miłosierny
dotąd król przemienia się w surowego sędziego: I uniesiony
gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu
nie odda.
W pierwszej scenie sądu monarcha zamierzał jedynie sprzedać
sługę wraz z całą rodziną i majątkiem, w drugiej zaś - po odwo-
łaniu łaski przebaczenia - wydaje go w ręce katów. Ponieważ
dług jest niewypłacalny, dlatego też pozostanie on w rękach ka-
tów po wieczne czasy.
3. Jeśli mamy grzechy, przebaczmy je tym, którzy nas o to
proszą
Bardzo groźnie brzmi "morał" przypowieści, jaki Jezus umie-
szcza na zakończenie opowiadania: Podobnie uczyni wam Ojciec
mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu
bratu. W sposób niemal dosłowny powtarza te same słowa św. Ja-
kub w swoim liście: Sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił
miłosierdzia (Jk 2,13). Za brak przebaczenia bliźniemu grozi
nam najwyższy wymiar kary: Bóg nie przebaczy nam naszych grze-
chów. Brakiem miłosierdzia wobec braci krępujemy bowiem miło-
sierdzie Boże wobec nas samych i sprawiamy, że całe nasze za-
dłużenie u Boga spada na nas.
Podobnie jak sługa z przypowieści, również i my nie jesteśmy
w stanie dokonać ekspiacji za nasze grzechy. Pan Bóg nie pozos-
tawia nas jednak bez wyjścia. Daje nam bardzo konkretny sposób
na zjednanie sobie Jego miłosierdzia: jest nim przebaczenie win
naszym winowajcom. Pisarz kościelny z przełomu IV i V wieku,
Jan Kasjan, nawiązując do tej prośby pisze: "O niewysłowiona
Boska łaskawości! (...) Tyś (...) w tej prośbie otwarła ludziom
sposobność i drogę, by mogli sobie zapewnić łagodny i miłosier-
ny sąd Boski. Dałaś nam niby władzę uśmierzenia wyroku naszego
Sędziego, bo do odpuszczenia win naszych własny nasz przykład
Go zmusza, gdy mówimy do Niego: Odpuść nam, jakośmy i my odpuś-
cili! Bezpiecznie więc każdy może polegać na tej modlitwie, gdy
prosi o przebaczenie win swoich, ktokolwiek jest pobłażliwy
względem dłużników". Jan Kasjan wspomina dalej o pewnym zwycza-
ju, który istniał w niektórych wspólnotach Kościoła pierwszych
wieków przy odmawianiu Modlitwy Pańskiej: "Niektórzy, gdy lud
cały śpiewa w kościele tę modlitwę, opuszczają milcząco to mie-
jsce, bojąc się, by ich słowa nie były dla nich raczej oskarże-
niem niż uniewinnieniem".
Prośba o odpuszczenie win w modlitwie "Ojcze nasz" również
dzisiaj staje się oskarżeniem dla tych, którzy trwają w niena-
wiści i niezgodzie z braćmi i nie pragną pojednania z nimi. Mi-
łosierny Bóg - jak król z przypowieści - przemienia się dla
nich w surowego Sędziego i uznaje ich za niegodziwe sługi, po-
nieważ nie umieją docenić łaski Pana. Bóg Sędzia nie zsyła jed-
nak na nich kary; On dopuszcza jedynie, aby skutki ich własnych
grzechów spadły na nich samych, jak skutki ogromnego długu spa-
dły na niegodziwego sługę. "Tak więc, nienawidząc drugich, ka-
rzemy siebie samych, a znowu miłując drugich, sobie samym dob-
rze czynimy" (św. Jan Chryzostom).
Prośmy najpierw o głębokie poznanie wielkiego zła naszego
grzechu, którym zaciągamy u Boga niewypłacalny dług. Prośmy też
o poznanie wszystkich małych i wielkich krzywd, jakich doświad-
czyliśmy i doświadczamy od ludzi, abyśmy jasno dostrzegali po-
trzebę udzielenia im przebaczenia. "Fałszywa grzeczność", która
obawia się nazwać po imieniu otrzymywane od ludzi krzywdy, ma
nieraz swoje najgłębsze źródło w obawie przed przyznaniem się
samemu do swoich własnych grzechów. "Tak więc, jeśli mamy grze-
chy, bracia, przebaczmy je tym, którzy nas o to proszą. Nie za-
trzymujmy nieprzyjaźni względem kogokolwiek w naszych sercach,
bo gdy w sercu zbierze się dużo nienawiści, ono niszczeje" (św.
Augustyn). Modląc się codziennie w Modlitwie Pańskiej: "I od-
puść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom",
prośmy gorąco, abyśmy uniknęli pokusy gromadzenia w sercu nie-
przyjaźni i odwetu wobec ludzi, które powodują "niszczenie ser-
ca" i czynią je niezdolnym do prawdziwego otwarcia się na Boga
teraz i w wieczności.
Rozdział XV: WSZYSCY JESTEŚMY DŁUŻNIKAMI BOGA
Jeden z faryzeuszów zaprosił Go do siebie na posiłek. Wszedł
więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobie-
ta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy
się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik
alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, za-
częła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać.
Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to
faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: "Gdyby On
był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta,
która się Go dotyka, że jest grzesznicą". Na to Jezus rzekł do
niego: "Szymonie, mam ci coś powiedzieć". On rzekł: "Powiedz,
Nauczycielu!". "Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden
winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie
mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie
go bardziej miłował?". Szymon odpowiedział: "Sądzę, że ten,
któremu więcej darował". On mu rzekł: "Słusznie osądziłeś". Po-
tem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: "Widzisz tę ko-
bietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg;
ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie
dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje cało-
wać nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem
namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej
liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się
odpuszcza, mało miłuje". Do niej zaś rzekł: "Twoje grzechy są
odpuszczone". Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do sie-
bie: "Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?". On zaś rzekł
do kobiety: "Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!" (Łk
7,36-50).
1. Jezus w domu Szymona faryzeusza
Jednym z ulubionych sposobów przebywania Jezusa z ludźmi w
Ewangelii według św. Łukasza jest wspólne spożywanie posiłku.
Chrystus przyjmuje każde zaproszenie do stołu. Chętnie jada z
pogardzanymi grzesznikami i celnikami. Nie odrzuca także zapro-
szenia faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Jeden z faryzeuszów za-
prosił Go do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza
i zajął miejsce za stołem.
W gościnności Szymona faryzeusza jest jednak wiele dwuznacz-
ności. Chociaż okazuje on zewnętrzny szacunek Jezusowi, tytułu-
jąc Go Rabbi, czyli: Mistrzu, to jednak zaniedbuje wobec Niego
podstawowe formy gościnności przyjęte w owym czasie w Palesty-
nie: nie podaje Mu wody do umycia nóg, nie daje Mu pocałunku,
nie namaszcza Jego głowy oliwą. Było to zaniedbanie celowe, wy-
rachowane. Z jednej strony faryzeusz zabezpiecza się, aby w
swoim środowisku nie być posądzonym o sprzyjanie Jezusowi, z
drugiej zaś wyraża swój dystans do Jezusa i Jego nauki. Jezus z
pewnością nie czuł się dobrze w atmosferze braku zaufania i po-
łowicznej szczerości.
Cały klimat spotkania w pewnym momencie zmienia się jednak w
sposób nieoczekiwany z powodu nagłego pojawienia się w domu fa-
ryzeusza nie przewidzianego i nie zaproszonego gościa. Była nim
kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne. Samym wtar-
gnięciem do sali przyjęć, a jeszcze bardziej swoim niezwykłym
zachowaniem, musiała wprawić w zakłopotanie wszystkich, oprócz
Jezusa.
Takiego zakłócenia posiłku nie mógł się nikt spodziewać. Za-
niechawszy wszelkich reguł przyzwoitości, które jeszcze dzisiaj
obowiązują kobiety w wielu krajach Bliskiego Wschodu, rzuca się
do nóg Jezusa, płacząc oblewa je łzami i wyciera włosami swej
głowy. Potem całuje Jego stopy i namaszcza je drogocennym olej-
kiem. Zachowanie kobiety wobec Mistrza musiało wprowadzić atmo-
sferę żenującego milczenia. O ile w pierwszym momencie oczy
wszystkich były zwrócone na kobietę, to nieco później zaczęto
także obserwować Nauczyciela. On jednak zachował postawę pełnej
wolności i swobody. Nie sprzeciwiał się niezwykłemu zachowaniu
grzesznej kobiety. Przyjął życzliwie wszystkie jej gesty.
Pojawienie się kobiety i sposób zachowania się Jezusa Szymon
faryzeusz uznał wręcz za pomoc Opatrzności w rozwiązaniu swoich
wątpliwości odnoszących się do Osoby Jezusa: Gdyby On był pro-
rokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która
się Go dotyka, że jest grzesznicą. Także w tej nowej atmosferze
faryzeusz zachowuje się w sposób dwuznaczny, wręcz obłudny.
Przez grzeczność nie zwraca uwagi ani Jezusowi, ani kobiecie,
ale surowo osądza zarówno ją, jak i Mistrza. W życzliwym zacho-
waniu się Chrystusa wobec upadłej kobiety Szymon szuka jedynie
potwierdzenia dla swoich wcześniejszych uprzedzeń wobec Nauczy-
ciela. Prawdziwy prorok - zdaniem faryzeusza - powinien był
przejrzeć grzechy upadłej kobiety i potępić ją otwarcie. W jego
oczach zasługiwała ona jedynie na pogardę i odrzucenie. Bezoso-
bowe określenie, jakie Szymon daje jej we własnych myślach,
odzwierciedla jego pogardę dla niej: Gdyby On wiedział, co za
jedna i jaka jest ta kobieta...
2. Szymonie, mam ci coś powiedzieć
Milczenie faryzeusza, pełne surowych osądów i pogardy, prze-
rywa sam Jezus: Szymonie, mam ci coś powiedzieć. Faryzeusz,
choć już we własnym sercu przekreślił Jezusa jako proroka, z
obłudną grzecznością przyjmuje propozycję: Powiedz, Nauczycie-
lu! Wówczas Jezus, jakby na zaproszenie faryzeusza, opowiada
pewną przypowieść: Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Je-
den winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy
nie mieli z czego oddać, darował obydwom. W samo zakończenie
przypowieści Jezus wciąga gospodarza domu, zadając mu pytanie:
Który więc z nich będzie go bardziej miłował? Szymon odpowie-
dział: Sądzę, że ten, któremu więcej darował.
Dając taką odpowiedź, faryzeusz nie zdawał sobie jeszcze
sprawy, iż wydał wyrok na samego siebie. Jezus postąpił wobec
niego podobnie jak prorok Natan wobec Dawida, kiedy ten popeł-
nił najpierw grzech cudzołóstwa z Batszebą, a później dokonał
zabójstwa jej męża. Natan opowiedział wówczas królowi przypo-
wieść o pewnym niesprawiedliwym bogaczu, który skrzywdził ubo-
giego, zabierając mu jego jedyną owieczkę, którą ten kochał jak
córkę. Kiedy monarcha oburzył się bardzo i ostro potępił nieli-
tościwego bogacza, stwierdzając, że winien jest śmierci, wów-
czas prorok odważnie powiedział: Ty jesteś tym człowiekiem. Da-
wid zrozumiał natychmiast, że sam na siebie wydał wyrok. Wyznał
pokornie: Zgrzeszyłem wobec Pana (2 Sm 12,1 nn.).
Szymon faryzeusz okazał się jednak mniej inteligentny (lub
też bardziej zakłamany) od Dawida i dlatego też nie zrozumiał
od razu sensu przypowieści. Jezus w dłuższym wywodzie porównuje
więc jego niegościnne i nieszczere zachowanie z niezwykłymi ge-
stami pełnymi miłości grzesznej kobiety. Chrystus bardzo wyraź-
nie pokazuje faryzeuszowi, że to on sam zasługuje na ostry
osąd, gdyż w jego zachowaniu zabrakło miłości i gościnności. I
to, co faryzeusz, który uważał siebie za sprawiedliwego i pobo-
żnego syna narodu wybranego, zaniedbał jako gospodarz, wypełni-
ła właśnie owa grzeszna kobieta: Widzisz tę kobietę? Wszedłem
do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami ob-
lała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałun-
ku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich.
Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje
nogi.
Jezus w tych słowach nie wyraża bynajmniej pretensji o brak
wody do umycia nóg, pocałunku gospodarza czy też olejku wylane-
go na Jego głowę. Nie przyszedł bowiem, aby być obsłużonym
(por. Mt 20,28), ale aby służyć. Jezus, wskazując na brak ges-
tów gościnności, chce pokazać brak miłości w sercu faryzeusza.
Chwaląc zaś zachowanie kobiety, pragnie przede wszystkim napro-
wadzić Szymona faryzeusza na miłość, którą kierowała się ta
grzeszna kobieta: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ
bardzo umiłowała. I dodaje: A ten, komu mało się odpuszcza, ma-
ło miłuje. Echo tych słów Jezusa odnajdujemy w Pierwszym Liście
św. Piotra: Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku
drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów (1 P 4,8).
3. Wszyscy jesteśmy dłużnikami Boga
Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowa-
ła. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje. W tych słowach
Jezus wskazuje na ścisłą zależność pomiędzy naszym doświadcze-
niem miłości Boga a świadomością odpuszczenia wielu grzechów.
Nasuwa się więc pytanie, czy trzeba mieć wiele ciężkich
grzechów, aby - otrzymawszy ich przebaczenie - móc stać się
wielkim miłośnikiem Boga? Jak stać się wielkim dłużnikiem, aby
móc bardzo miłować? Dłużnikiem Boga nie trzeba się nam stawać,
gdyż każdy z nas już nim jest. Trzeba nam jedynie odkryć nasze
niewypłacalne zadłużenie. Otrzymując życie jako wielki dar Bo-
ga, stajemy się tym samym dłużnikami.
Nasza świętość wyraża się między innymi w coraz głębszym od-
krywaniu naszego niewypłacalnego zadłużenia u Boga. Ta świado-
mość staje się dla nas źródłem coraz pełniejszego zaufania, po-
kory i całkowitego oddania się w ręce nieskończonego miłosier-
dzia Bożego. Istotą modlitwy chrześcijańskiej będzie zawsze
prośba o miłosierdzie nad naszymi grzechami oraz dziękczynienie
za ich odpuszczenie.
Szymon faryzeusz był niezdolny do miłości, gdyż uważał się
za człowieka sprawiedliwego. Sądził, że jego zadłużenie u Boga
w porównaniu z grzeszną kobietą jest niewielkie. Pogarda i po-
tępienie kobiety wynikało z jego fałszywej świadomości własnej
prawości przed Bogiem. Człowiek potępia innych tylko wówczas,
gdy we własnej świadomości uważa się za lepszego od nich. Nasze
osądzanie, potępianie i pogarda dla innych są zawsze znakiem,
że - podobnie jak Szymon faryzeusz - nie odkryliśmy jeszcze na-
szego niewypłacalnego zadłużenia u Boga. Nie zrozumieliśmy, że
u Niego liczy się tylko miłość.
* * *
Doświadczenie naszej niewypłacalności przed Bogiem pięknie
wyraża psalm 130. Niech będzie to nasza modlitwa na zakończenie
tej medytacji.
Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, o Panie, słuchaj głosu
mego! Nakłoń swoich uszu ku głośnemu błaganiu mojemu! Jeśli za-
chowasz pamięć o grzechach, Panie, Panie, któż się ostoi? Ale
Ty udzielasz przebaczenia, aby Cię otaczano bojaźnią. W Panu
pokładam nadzieję, nadzieję żywi moja dusza: oczekuję na Twe
słowo. Dusza moja oczekuje Pana bardziej niż strażnicy świtu,
bardziej niż strażnicy świtu. Niech Izrael wygląda Pana. U Pana
bowiem jest łaskawość i obfite u Niego odkupienie. On odkupi
Izraela ze wszystkich jego grzechów.