Ból krzywdy. Radość przebaczenia
J Ó Z E F A U G U S T Y N
Wydawnictwo „M”, Kraków 2000.
SPIS TREŚCI
WPROWADZENIE
KRZYWDA JEST ZAWSZE BOLESNA
Do poczucia krzywdy nie można się nigdy przyzwyczaić
Skrzywdzenia w dzieciństwie i w okresie dojrzewania
Krzywdy nie da się zapomnieć
Czym jest uzdrowienie z poczucia krzywdy?
Źródła przebaczenia i pojednania
DLACZEGO LUDZIE SIEBIE KRZYWDZĄ?
Krzywda i ludzka wolność
Pierwotne pęknięcie ludzkiego serca
Krzywda jako przerzucanie własnego cierpienia na innych
Doświadczenie krzywdy powszechnym ludzkim problemem
Jakie jest wyjście z poczucia krzywdy?
Czuwać nad palcem wskazującym
Pojednanie z sobą koniecznym warunkiem pojednania z innymi
KRZYWDY W RELACJACH MIĘDZYLUDZKICH
Historia rodzinna
Trudne układy rodzinne
Patologie rodzinne
Relacje przedmałżeńskie i małżeńskie
Relacje dorosłych dzieci z rodzicami
Relacje z rodzeństwem
Inne relacje
KRZYWDY OKRESU DZIECIŃSTWA
Brak akceptacji dziecka
Zbytnie karanie dziecka
Stwarzanie dziecku poczucia zagrożenia
Pozbawianie dziecka prawa do dobrej opinii
Miłość nadopiekuńcza
Nie ranić dziecka
ŻYCIE DUCHOWE DROGĄ WEWNĘTRZNEGO UZDROWIENIA
Łaska Boga i ludzka praca
Powołanie do życia
Odkrycie miłości Boga
Pokonanie podejrzliwości
Przyjmowanie odpowiedzialności za życie
Doświadczenie miłosierdzia Bożego
Dojrzałość sumienia
SZTUKA STAWIANIA CZOŁA CIERPIENIU
Krzywda i cierpienie
Mur zapomnienia
Ciężkie skrzywdzenia bez cierpienia
Sztuczne przyspieszenie uzdrowienia
Koncentracja na własnym cierpieniu
Dwa rodzaje cierpienia
WERBALIZACJA STANÓW WEWNĘTRZNYCH
Pomoc kierownictwa duchowego oraz pomoc terapeutyczna
Werbalizacja stanu skrzywdzenia
Czy można zamknąć się we własnym poczuciu skrzywdzenia?
UCZUCIA TOWARZYSZĄCE SKRZYWDZENIU
Lęki osoby skrzywdzonej
Skutki trwania w lęku
Niebezpieczeństwo ucieczki w nałogi
Rozżalenie i gniew
Ból skrzywdzenia nie jest wieczny
DYNAMIKA PROCESU UZDROWIENIA
Medytacja słowa Bożego
Zasadniczy przełom
Gorąca modlitwa i łaska pocieszenia
Gehenna wewnętrzna
Ja zaś jestem robak, a nie człowiek
Przemiana pod wpływem upokorzenia wewnętrznego
UZDRAWIANIE ZRANIEŃ SEKSUALNYCH
Nieakceptacja płciowości dziecka
Erotyzowanie świadomości dziecka
Wykorzystywanie seksualne dzieci
Wielka zbrodnia
Skrzywdzenia seksualne okresu dojrzewania
Pomoc udzielana ludziom zranionym w dziedzinie seksualnej
Wychowanie sumienia
Przebaczenie zranień w dziedzinie seksualnej
Pomoc dzieciom - ofiarom deprawacji seksualnej
OD PRZEBACZENIA DO POJEDNANIA
Przebaczenie a pojednanie
Wziąć odpowiedzialność za wyrządzoną krzywdę
Wypowiedzenie krzywdy przed krzywdzicielem
Odporność na kolejne zranienia
Pojednanie z osobą zmarłą
Uleczona przeszłość szkołą ojcostwa i macierzyństwa
OJCZE NASZ - MODLITWĄ PRZEBACZENIA I POJEDNANIA
Świadectwo modlitwy
Ojcze nasz
Królowanie Boga na ziemi i w niebie
Dar chleba
Dar przebaczenia
Zbawienie od złego
Bóg otrze z ich oczu wszelką łzę
OD JAK DAWNA TO MU SIĘ ZDARZA?
O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami?
Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy
Zaradź memu niedowiarstwu!
PANIE, ILE RAZY MAM PRZEBACZYĆ?
Ile razy mam przebaczyć?
Dwóch dłużników
Jeśli mamy grzechy, przebaczmy je tym, którzy nas o to proszą
WSZYSCY JESTEŚMY DŁUŻNIKAMI BOGA
Jezus w domu Szymona faryzeusza
Szymonie, mam ci coś powiedzieć
Wszyscy jesteśmy dłużnikami Boga
WPROWADZENIE
Któż z nas nie czuł się kiedyś skrzywdzony? Któż z nas nie cierpiał z powodu niesprawiedliwego potraktowania przez innych: we własnym domu rodzinnym, na podwórku, w szkole, na studiach, w miejscu pracy, przy konfesjonale, na ulicy i w innych sytuacjach życiowych, które trudno tutaj wyliczyć? Skrzywdzenie jest zwykle bardzo bolesnym wspomnieniem, do którego najczęściej niechętnie wracamy. O doznanej krzywdzie, szczególnie wówczas, gdy była dotkliwa, nie można łatwo zapomnieć. Dotyczy to zwłaszcza krzywdy doznanej we wczesnym dzieciństwie od osób najbliższych. Dzieciństwo jest okresem, w którym człowiek ma szczególną potrzebę poczucia bezpieczeństwa, opieki, akceptacji, miłości. Jeżeli dziecko tego nie otrzymuje, czuje się pokrzywdzone.
Bywają jednak niekiedy tak wielkie krzywdy, iż przekraczają możliwości emocjonalne i duchowe człowieka. A ponieważ człowiek nie potrafi ich udźwignąć, spycha je gdzieś w lochy podświadomości i w sposób przedziwny "zapomina" o nich. Dla pewnych ludzi dzieciństwo, a nieraz także częściowo i okres dojrzewania, pokryte jest - z powodu wielkich krzywd - "białymi plamami zapomnienia". Człowiek - ludzka psychika broni się w ten sposób przed ciągłym bólem wewnętrznym. Zapomnienie to bywa jednak pozorne.
Książka Ból krzywdy, radość przebaczenia wyrosła zasadniczo na gruncie doświadczeń kierownictwa duchowego proponowanego w ramach Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. Atmosfera rekolekcyjnej ciszy dla wielu osób staje się szczególną okazją "odzyskania pamięci" i uświadomienia sobie, nieraz ku wielkiemu własnemu zaskoczeniu, bólu krzywdy. Stare rany życiowych skrzywdzeń, które już dawno zostały zepchnięte (najczęściej nakładem ogromnego wysiłku psychicznego) w lochy podświadomości, w modlitewnym skupieniu ujawniają się czasem jako rozproszenia i "głupie myśli". Ale to, co w czasie intensywnej modlitwy rekolekcyjnej jesteśmy skłonni traktować jako rozproszenie lub pokusę, bywa niekiedy łaską - owocem działania w nas Ducha Bożego, który jest Duchem prawdy, Duchem przebaczenia i pojednania.
Lękowe zepchnięcie poczucia krzywdy w podświadomość nie rozwiązuje problemu. Wręcz odwrotnie. Krzywda "zapomniana", ukryta w podświadomości, nie przestaje bowiem destruktywnie oddziaływać na człowieka. Krzywda, szczególnie wówczas, gdy jest głęboka, w lochach ludzkiej podświadomości jeszcze bardziej się rozwija, "kwitnie" i wydaje gorzkie owoce ciągłego zmęczenia, drażliwości na swoim punkcie, wrogości wobec ludzi, chorego poczucia winy, niezadowolenia z siebie i z innych itp. Głębokie doświadczenie krzywdy można porównać do infekcji grypowej. Grypa leczona do końca bywa na ogół niegroźną chorobą. Zaniedbana zaś, "ukrywa się", by z czasem ujawnić się w ciężkich pogrypowych powikłaniach.
Różnorakie krzywdy, których doświadczamy w życiu, także te z okresu dzieciństwa i dojrzewania, na ogół nie są groźne. I chociaż są nieraz bolesne, to jednak leczone do końca nie mają negatywnego wpływu na ludzkie życie. Zaniedbane zaś i zepchnięte w lochy podświadomości, mogą zatruwać nie tylko życie osoby skrzywdzonej, ale również wszystkie jej odniesienia: do Boga, do ludzi i do świata. Ukrycie krzywdy sprawia nieraz, iż człowiek skrzywdzony - w sposób wręcz niezauważalny dla siebie (zauważalny jednak dla otoczenia) - przemienia się z ofiary w krzywdziciela. Krzywdy ludzkiej nie da się bowiem ukryć. Można ją jedynie zaakceptować i "odcierpieć".
Zasadniczym warunkiem rozwiązania problemu ludzkiej krzywdy jest głębokie pragnienie, silna wola wyjścia z własnego poczucia skrzywdzenia. Jeżeli wielu ludzi pogrąża się w poczuciu krzywdy i nieustannie użala się nad sobą, to przede wszystkim dlatego, iż brak im dość silnej woli, aby przekroczyć poczucie krzywdy. Wobec woli pokonania krzywdy pomoc terapeutyczna czy też pomoc kierownictwa duchowego jest zawsze wtórna. Pomoc ta przychodzi bowiem z zewnątrz. Jej skuteczność zależy w znacznym stopniu od osobistego zaangażowania się osoby skrzywdzonej w proces przebaczenia i pojednania. Pomoc ludzka - terapia i kierownictwo duchowe, choć wtórna wobec silnej woli pokonania krzywdy, jest jednak bardzo ważna. Zdecydowane i urazowe odrzucanie pomocy bliźnich w rozwiązaniu własnego poczucia krzywdy jest najczęściej niczym innym jak tylko podtrzymywaniem i pielęgnowaniem własnego skrzywdzenia.
Bóg, do którego zwracamy się bezpośrednio z naszym poczuciem krzywdy, odsyła nas do wspólnoty Kościoła. Troskliwa, matczyna miłość Kościoła jest nam szczególnie potrzebna w chwilach głębokiego skrzywdzenia. Cóż to byłyby za matka, która zostawiłaby swoje skrzywdzone dziecko, aby samo radziło sobie z własnym poczuciem krzywdy? I cóż to byłoby za dziecko, które odrzucałoby kochającą je matkę i jej pomoc w chwilach skrzywdzenia i bólu?
Pomoc Kościoła osobom skrzywdzonym przychodzi najpierw w sakramencie pokuty, w kierownictwie duchowym, w Eucharystii. Nie tylko jednak w bezpośredniej posłudze kapłańskiej skrzywdzony może otrzymać pomoc do przekroczenia poczucia krzywdy. Ogromną pomocą może być udział w jakiejś wspólnocie kościelnej, w której doświadcza się również życzliwości, troski i miłości ludzkiej, uczestnictwo w tak zwanych rekolekcjach zamkniętych, korzystanie z różnych form poradnictwa itp.
Trudność Matki Kościoła polega na tym, iż pociesza skrzywdzonych i pomaga im przez konkretnych ludzi, szczególnie zaś przez duszpasterzy. Dlatego też każdy, kto w ramach wspólnoty Kościoła chce pomagać w jakiejkolwiek formie człowiekowi skrzywdzonemu, powinien najpierw sam wejść w proces uleczenia własnych zranień. Wydaje się więc rzeczą najwyższej wagi, aby duszpasterze, klerycy - kandydaci na duszpasterzy, liderzy parafialni, osoby pracujące w poradnictwie, katecheci szukali uzdrowienia swojego własnego poczucia krzywdy, tak by w ramach własnej posługi nie przerzucali go na ludzi, którym mają służyć. Osoba, która sama żyje z poczuciem krzywdy, nie będzie w stanie zrozumieć człowieka skrzywdzonego i nie będzie w stanie mu pomóc. Jej rady i uwagi będą nie tylko powierzchowne i zewnętrzne - niekiedy mogą również wprowadzać innych w błąd. Dla kandydatów do kapłaństwa okres seminarium powinien być ważnym czasem uleczenia ich skrzywdzeń wyniesionych ze środowiska rodzinnego, rówieśniczego, szkolnego czy też kościelnego.
Każda ludzka krzywda winna być traktowana przez nas jako zadanie. I choć często jest to zadanie bardzo trudne, to jednak jest ono - osoba pokrzywdzona powinna wierzyć w to bardzo mocno - możliwe do wykonania. Jeżeli bowiem Jezus wzywa nas do przebaczenia "naszym winowajcom" siedemdziesiąt siedem razy, to wraz z tym wezwaniem daje nam łaskę, abyśmy mogli Jego nauczanie wprowadzić skutecznie w życie. Krzywda, przyjęta w jedności z Jezusem i potraktowana jako zobowiązanie życiowe, przestaje być przekleństwem, a staje się darem. To sam człowiek skrzywdzony, kierowany łaską Boga, ma moc przemienić przekleństwo krzywdy w błogosławieństwo i dar. Ból krzywdy - mocą ludzkiej pracy i siłą łaski Bożej - zostaje z czasem przemieniony w radość przebaczenia.
Praca nad poczuciem skrzywdzenia wymaga zarówno wysiłku duchowego i religijnego, jak i emocjonalnego i psychicznego. Choć w procesie uzdrowienia wewnętrznego można wyróżnić płaszczyznę duchową i psychologiczną, to jednak obie są ze sobą tak ściśle złączone, iż nie powinno się ich w żaden sposób rozdzielać. Tak emocjonalność, jak i duchowość stanowią integralne elementy osoby ludzkiej. Obie płaszczyzny potrzebują siebie nawzajem. Płaszczyzna emocjonalna i psychiczna powinna być jednak podporządkowana ludzkiemu duchowi. Podobnie jak nie da się pokonać głębokiego poczucia skrzywdzenia, odwołując się jedynie do pracy nad ludzkimi emocjami (np. poprzez psychoanalizę lub inne formy psychoterapii), tak nie można go przekroczyć, odwołując się do doświadczenia religijnego, rozumianego w sposób zawężony, które lekceważy ludzkie emocje i całą psychiczność człowieka. Jeżeli proces przebaczenia i pojednania ma się okazać autentyczny, to musi on być doświadczeniem integralnym, czyli obejmującym wszystkie sfery ludzkiej osoby.
Gdzie (...) wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5,20). Parafrazując słowa św. Pawła, możemy powiedzieć, iż tam gdzie obficie rozlała się krzywda, tam obficiej rozlewa się również łaska przebaczenia i pojednania. Miejsca skrzywdzone w człowieku stają się - dzięki przebaczeniu Bożemu i ludzkiemu - szczególnym miejscem wrażliwości na drugiego człowieka i jego cierpienie. Radość przebaczenia w życiu osoby skrzywdzonej nie ogranicza się bynajmniej do przebaczenia krzywdzicielowi. Radość ta wyraża się również we wrażliwości na każdego człowieka, szczególnie zaś na człowieka cierpiącego i będącego w potrzebie. Radość przebaczenia to radość przyjmowania ludzi takimi, jakimi są, radość słuchania ich, rozumienia i radość udzielania im pomocy.
Niniejsza książka przeznaczona jest przede wszystkim dla osób, dla których świadomość skrzywdzenia jest ciągle bolesną raną. Stanowi zachętę do podjęcia decyzji otwartego zmierzenia się z doświadczeniem skrzywdzenia, by móc je w sobie uleczyć. Książka pragnie zachęcić osoby skrzywdzone, by spojrzały na swój własny problem nie tylko z subiektywnego punktu widzenia (choć jest on bardzo ważny), ale także bardziej obiektywnie - z punktu widzenia ogólnoludzkiego. Ogromną pomocą w pokonaniu własnej krzywdy jest bowiem doświadczenie solidarności z innymi osobami cierpiącymi, nieraz o wiele bardziej i głębiej. Choć wspólnota cierpienia z innymi nie rozwiązuje problemu krzywdy w sposób automatyczny, to jednak pozwala oderwać się nieco od siebie i swojego własnego cierpienia.
Książka jest przeznaczona także dla tych, którzy towarzyszą skrzywdzonym, zwłaszcza zaś dla duszpasterzy i kierowników duchowych. Dzieląc się swoim doświadczeniem towarzyszenia osobom skrzywdzonym, podaję wiele uwag, jak zachować się wobec tych osób na kolejnych etapach procesu uzdrowienia wewnętrznego. Jest rzeczą ważną, aby księża, którzy sami nie doświadczyli głębszego skrzywdzenia w swoim życiu lub - może częściej - sami nie rozwiązali swojego poczucia krzywdy, nie oskarżali wiernych o brak postawy przebaczenia czy też chęci pojednania się z bliźnimi wówczas, gdy wyznają oni szczerze - zwłaszcza w sakramencie pojednania - uczucia żalu, bólu, gniewu czy nawet pragnienia zemsty wobec ludzi, którzy ich głęboko skrzywdzili. To właśnie wyznawanie tych uczuć przed kapłanem, który powinien być wyraźnym świadkiem miłosierdzia Bożego, sprawia, iż tracą one swoją destrukcyjną moc. Zadaniem kapłana nie jest osądzanie penitentów. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone (Łk 6,37) - te słowa Jezusa odnoszą się także do nas, księży (a może szczególnie do nas), zasiadających w konfesjonale. Zadaniem posługi kapłańskiej jest udzielenie penitentom pomocy w rozeznaniu stanu sumienia i odesłanie ich przed miłosierdzie Boga. To Bóg sam ostatecznie osądza człowieka, ponieważ tylko On wie, co w człowieku się kryje (J 2,25).
Książkę tę chciałbym polecić w sposób szczególny ludziom młodym, którzy wynoszą z własnych domów rodzinnych wiele poczucia krzywdy, żalu i gniewu. "Rozprawienie się" z bólem krzywdy w młodości bywa stosunkowo proste, choć zawsze wymaga wiele wysiłku i pracy wewnętrznej. Młody człowiek ma bowiem wiele energii, zapału do życia, nadziei, które - zaangażowane w "przepracowanie" poczucia krzywdy - stosunkowo szybko wydają owoce większego pokoju wewnętrznego, łatwiejszych relacji z innymi oraz radości życia. Przepracowanie poczucia krzywdy w okresie młodości daje młodemu człowiekowi wielką szansę na bardziej udane życie osobiste, zawodowe, a przede wszystkim szczęśliwsze życie małżeńskie i rodzicielskie. Przepracowanie poczucia krzywdy w okresie młodości sprawia, iż młody człowiek nie wnosi w życie niedobrych wzorów, postaw i zachowań, których był świadkiem we własnym domu. Przekroczenie poczucia krzywdy wyniesionego z domu rodzinnego jest jednym z największych darów, jakie można ofiarować swojej żonie, mężowi, dzieciom, wychowankom, uczniom, penitentom, parafianom oraz każdemu człowiekowi spotkanemu na własnej drodze życia. Nieprzepracowanie zaś własnego poczucia krzywdy sprawia, iż młody człowiek - w sposób niezauważalny dla siebie - przejmuje sam i wciela w życie te wzory zachowania i te postawy, przez które czuł się skrzywdzony.
Książka nie chce być tanim poradnikiem, który daje proste recepty życiowe i obiecuje jednocześnie szybki sukces, o ile czytelnik się do nich zastosuje. Na ból krzywdy nie ma tanich recept. Przysłowie: "Czas goi rany" staje się prawdziwe tylko wówczas, gdy człowiek rzeczywiście pragnie je uleczyć. Świadomie więc rezygnuję z proponowania gotowych ćwiczeń do przepracowania, które w rozważaniach o krzywdzie i przebaczeniu byłoby stosunkowo łatwo podać. W wielu miejscach natomiast kieruję do Czytelnika zachęty i pytania. Pragnę bowiem, by po rozważaniach ogólnych Czytelnik - jak mówi św. Ignacy Loyola zastanowił się, "aby pożytek jaki wyciągnąć" (ĆD, 107). Bólu krzywdy nie rozwiążą bowiem same intelektualne rozważania, które nie dotykają konkretów ludzkiej egzystencji.
Cztery ostatnie rozdziały książki poświęcam medytacji wybranych tekstów ewangelicznych na temat krzywdy i przebaczenia. Niewiele ludzkich problemów stawia Jezus w swoim nauczaniu tak jednoznacznie i tak ostro jak właśnie problem przebaczenia. Widoczne jest to szczególnie w prośbie Modlitwy Pańskiej: "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", w odpowiedzi udzielonej Piotrowi na pytanie: Ile razy mam przebaczyć?, w przypowieści o niegodziwym słudze czy też w opowiadaniu o Szymonie faryzeuszu i nawróconej grzesznicy.
Zaproponowane medytacje mają jedynie być - w moim zamiarze - zachętą do bardziej systematycznej medytacji i kontemplacji tekstów ewangelicznych. Ostatecznym bowiem źródłem naszego uzdrowienia jest Syn Boży, który dla naszego zbawienia (z grzechu i krzywdy z nim związanej) stał się człowiekiem, żył, głosił Dobrą Nowinę, cierpiał, umarł na krzyżu i zmartwychwstał trzeciego dnia. Jezus dokonał zbawienia człowieka przez to, iż przyjął na siebie całą ludzką nieprawość i wszystkie krzywdy z nią związane - krzywdy wyrządzone bliźnim i te, doznane od nich - i ofiarował je swojemu Ojcu na krzyżu. Od tego czasu krzyż Jezusa jest najważniejszym źródłem ludzkiego uzdrowienia z poczucia krzywdy oraz źródłem przebaczenia i pojednania.
Krzywda ludzka traci swą niszczącą siłę, jeżeli wraz z Chrystusem ofiarujemy ją Ojcu niebieskiemu. To Jezus daje nam bowiem moc do tego, by wraz z Nim modlić się za osoby, które nas skrzywdziły: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią, i ofiarować im w ten sposób nasze przebaczenie. Ale bliźni, których my skrzywdziliśmy, zanoszą w naszej intencji tę samą modlitwę. Powinniśmy ją wspomagać, prosząc o łaskę otwarcia na ich przebaczenie.
Józef Augustyn SJ
R O Z D Z I A Ł I
KRZYWDA JEST ZAWSZE BOLESNA
1. Do poczucia krzywdy nie można się nigdy przyzwyczaić
Każde doświadczenie krzywdy jest bolesne. Krzywda jest zawsze niesprawiedliwością. Cierpimy, kiedy bywamy upokarzani, poniżani, wykorzystywani, kiedy ktoś usiłuje nami manipulować, oskarżać nas, kiedy ogranicza naszą wolność lub też przekracza granice naszej intymności itp. Każda krzywda jest pozbawianiem człowieka dóbr, do których ma prawo i które są mu potrzebne do godnego ludzkiego życia. Do krzywdy nie można się nigdy przyzwyczaić. Jeżeli nawet trwa ona wiele lat, zawsze boli. Psychologia prenatalna podkreśla negatywny wpływ nieakceptacji dziecka na jego rozwój płodowy oraz na całe jego późniejsze życie. Krzywda boli od pierwszych dni ludzkiego istnienia aż do samej śmierci. Niemowlę, które nie jest otoczone należytą troską i miłością, czuje się skrzywdzone i komunikuje swoje doświadczenie bezradnym płaczem i krzykiem.
Człowiek skrzywdzony zawsze cierpi; cierpi niezależnie od wieku, religii, wykształcenia, pozycji społecznej, posiadanych dóbr materialnych. Wiek podeszły nie chroni bynajmniej przed cierpieniem z powodu doznawanej krzywdy. Ludzie w podeszłym wieku przeżywają z bólem brak wsparcia, opieki, życzliwości i troski. Ponieważ wraz z upływem lat zmniejsza się ich odporność na trudne doświadczenia, dlatego też wobec krzywdy stają coraz bardziej bezradni i bezbronni. Bezbronność starego człowieka wobec krzywdy podobna jest do bezbronności dziecka. I chociaż mądrość zdobyta z wiekiem pomaga niekiedy w przyjmowaniu właściwej postawy wobec krzywdy, to jednak krzywda nie przestaje sprawiać bólu.
2. Skrzywdzenia w dzieciństwie i w okresie dojrzewania
Okres dzieciństwa i dojrzewania to czas, w którym człowiek w sposób szczególny podatny jest na zranienia. W tym bowiem czasie potrzebuje on pełnego poczucia bezpieczeństwa, całkowitej akceptacji, stabilności środowiska rodzinnego, wzajemnej harmonii i zgody rodziców, należytej pomocy w chwilach kryzysów, nieustannego wsparcia emocjonalnego, dobrego przykładu życia itp. Kruchość i delikatność dziecięcej psychiki sprawia, iż sytuacje, które odbierane są jako niesprawiedliwe i krzywdzące, głęboko się w nią wpisują.
Konflikty ludzi młodych z rodzicami, "wojny" prowadzone pomiędzy rodzeństwem czy rówieśnikami, ich brutalność, kłótliwość - wszystkie te problemy mają nierzadko ścisłe powiązanie z trudnymi doświadczeniami okresu dzieciństwa. W procesie uzdrowienia z poczucia krzywdy doświadczenie dzieciństwa ma swoje szczególne znaczenie, które trudno przecenić.
3. Krzywdy nie da się zapomnieć
Skrzywdzenia, szczególnie wówczas, gdy było ono długotrwałe i głębokie, nie da się zapomnieć. Rady udzielane nieraz osobom skrzywdzonym: "Staraj się o tym zapomnieć", "nie wracaj do tych spraw", "nie grzeb się w przeszłości", są mylące. I choć bywają przejawem życzliwości, to jednak są krótkowzroczne. Takie rady są raczej przeszkodą niż pomocą w dochodzeniu skrzywdzonego do większej dojrzałości. Utrudniają budowanie dojrzalszych więzi rodzinnych, przyjacielskich, wspólnotowych. Jeżeli bowiem doznana krzywda, zwłaszcza doświadczana przez długi czas, nie zostanie uleczona, to łatwo staje się źródłem krzywdy innych. Człowiek skrzywdzony, który nie zintegruje doznanego cierpienia, ryzykuje, że sam, w sposób niemal bezwiedny i nieświadomy, stanie się krzywdzicielem.
Chociaż doświadczenie krzywdy jest zawsze bardzo bolesne, nie musi być ono jednak przekleństwem człowieka. Krzywda - mówiąc nieco paradoksalnie - może być darem, łaską. Krzywda może być błogosławieństwem. Kiedy poczucie skrzywdzenia zostaje wewnętrznie przepracowane, zintegrowane, wówczas staje się miejscem szczególnej wrażliwości na drugiego człowieka, zwłaszcza na ludzi cierpiących. Nie stanie się to jednak bez głębokiego wewnętrznego zaangażowania w proces osobistego uzdrowienia wewnętrznego.
4. Czym jest uzdrowienie z poczucia krzywdy?
Można je określić jako swoiste "odtruwanie" człowieka z żalu, rozgoryczenia, gniewu, chęci zemsty i innych negatywnych postaw i emocji, które rodzą się w kontekście doznanej niesprawiedliwości i krzywdy. Odtruwanie to ma ściśle określone etapy. Tworzą one swoistą dynamikę uzdrowienia wewnętrznego, która - jeżeli pragniemy, aby było ono rzeczywiste - powinna zostać uszanowana. Nie jest ważne, ile etapów uzdrowienia wyodrębnimy. Ważne jest natomiast, aby ich opis odzwierciedlał prawdziwą dynamikę krzywdy, przebaczenia i pojednania.
Pomimo koniecznych uogólnień doświadczenie skrzywdzenia, jak również sam proces uzdrowienia wewnętrznego, jest zawsze doświadczeniem indywidualnym i osobistym. Każda sytuacja ludzkiego skrzywdzenia jest w jakimś sensie niepowtarzalna: niepowtarzalna jest ludzka wrażliwość na cierpienie, okoliczności, w których człowiek ich doświadcza, relacja między osobą skrzywdzoną a krzywdzicielem; niepowtarzalne są także wewnętrzne zmagania z poczuciem krzywdy; niepowtarzalna jest także sama decyzja wejścia w proces wewnętrznego uzdrowienia. Dlatego też w ocenie skrzywdzenia będą liczyć się nie tylko tak zwane czynniki obiektywne, ale również subiektywne odczucia, wrażliwość oraz osobiste zaangażowanie w proces uzdrowienia wewnętrznego.
Nie wszystkie, zresztą, obiektywne czynniki wpływające na doświadczenie skrzywdzenia odgrywają u poszczególnych osób jednakową rolę. Dlatego też opis krzywdy będzie zawsze pewnym uogólnieniem wielorakiego i bardzo zróżnicowanego doświadczenia ludzkiego. Podobnie jest z dynamiką uzdrowienia z poczucia krzywdy. Jej opis jest również pewnym uogólnieniem doświadczenia wielu osób, który można stosować tylko z największą ostrożnością do konkretnych, indywidualnych ludzkich sytuacji. Zawsze gdy mówimy o człowieku i jego problemach, musimy mieć na uwadze jego osobistą wolność, indywidualny i niepowtarzalny sposób emocjonalnego reagowania oraz duchową głębię, która w żaden sposób nie daje się do końca opisać i przewidzieć. Także w przeżywaniu krzywdy, przebaczenia i pojednania człowiek pozostaje pewną tajemnicą, którą należy uszanować.
5. Źródła przebaczenia i pojednania
Aby człowiek skrzywdzony zaangażował się z całym przekonaniem w proces wewnętrznego uzdrowienia z poczucia krzywdy, potrzebuje głębokiej motywacji wewnętrznej. Nie wystarczy jednak motywacja koncentrująca się wyłącznie na własnym samopoczuciu. To właśnie w imię własnego dobrego samopoczucia wielu ludzi rezygnuje z rzeczywistej pracy nad poczuciem skrzywdzenia, obawiając się, iż "rozdrapywanie starych ran" zachwieje ich stabilizacją, którą budowali nieraz całymi latami. Stabilizacja wewnętrzna, osiągnięta na bazie zepchniętego do podświadomości poczucia krzywdy, będzie jednak niespójna. W takiej sytuacji człowiekowi skrzywdzonemu z jednej strony może się wydawać, iż przebaczył wszystkim doznane krzywdy i pojednał się z ludźmi; z drugiej zaś człowiek ten może przeżywać ciągły stan napięcia wewnętrznego, zmęczenie, niezadowolenie z siebie, napady gniewu, złości itp. Proces przebaczenia i pojednania wymaga zarówno odważnego wejścia w rany doznane w życiu, jak i minimum bezinteresowności, która szuka raczej życia w prawdzie, dojrzałości wewnętrznej, pełniejszej miłości Boga i ludzi niż osobistego zadowolenia i komfortu psychicznego.
W ludzkim wymiarze najskuteczniejszą motywacją do pokonania w sobie poczucia krzywdy jest miłość - miłość człowieka do człowieka. Ktoś, kto naprawdę kocha, potrafi wiele zrozumieć, przyjąć, wycierpieć i wybaczyć. Człowiek, który kocha, pragnie budować coraz głębszą więź jedności i komunii z ukochanym. To właśnie miłość jest najmocniejszym argumentem w udzielaniu odpowiedzi na pytanie: Dlaczego mamy cierpieć i wybaczać? Dlaczego trzeba przejść do porządku dziennego nad doznaną krzywdą? Dlaczego powinniśmy pierwsi podać rękę? Dlaczego mamy przebaczać i jednać się siedemdziesiąt siedem razy?
Nawet najgłębsza ludzka miłość ma jednak swoje wyraźne granice. Potwierdza to codzienna obserwacja życia. Wielka krzywda może spowodować zniszczenie w drugim człowieku postawy miłości i oddania. Pewnych krzywd nie da się o własnych siłach udźwignąć. Bywają bowiem nieraz tak wielkie krzywdy, że potrafią zmiażdżyć nawet największą ludzką miłość. Jak można wybaczyć wieloletnie znęcanie się nad najbliższymi, stosowanie przemocy, drastyczne ograniczanie wolności, upokarzanie i poniżanie, manipulowanie, wykorzystanie seksualne? O niektórych wielkich ludzkich krzywdach można myśleć tylko z odczuciem głębokiego bólu.
Zła, jakie wyrządzają sobie nieraz ludzie, człowiek nie potrafi udźwignąć. Granice ludzkiego przebaczenia wynikają z granic psychicznych i duchowych człowieka. Dlatego też przebaczenie wymaga nie tylko ciężkiej ludzkiej pracy, ale także wielkiej łaski Boga. Zasadniczym motywem przebaczenia - oprócz ludzkiej miłości - może być doświadczenie miłości Boga jako Ojca, który kocha jednakowo wszystkie swoje dzieci: dzieci skrzywdzone i krzywdzące. Znakiem tej miłości jest Jezus Chrystus, który ukochał nas jako grzeszników - jako krzywdzicieli - i oddał za nas swoje życie. Jego miłość staje się ostateczną odpowiedzią na pytanie, dlaczego mamy przebaczyć tym, którzy nas skrzywdzili.
R O Z D Z I A Ł I I
DLACZEGO LUDZIE SIEBIE KRZYWDZĄ?
1. Krzywda i ludzka wolność
Dlaczego ludzie siebie krzywdzą? Jest to bardzo ważne pytanie. Od zrozumienia bowiem źródeł krzywdy będzie w znacznym stopniu zależeć dążenie do przebaczenia i pojednania. Przebaczanie jej jest jedną z fundamentalnych zasad dojrzałości ludzkiej.
Pytanie: "Dlaczego ludzie siebie krzywdzą?" jest pytaniem trudnym. Udzielenie odpowiedzi na nie jest tym trudniejsze, iż krzywda wyrządzona bliźniemu jest złem, które dotyka nie tylko skrzywdzonego, ale także samego krzywdziciela. Przedziwne zaślepienie krzywdziciela ujawnia się w tym, iż nie dostrzega on, że zło, które wyrządza bliźniemu, nieraz wraca do niego niemal natychmiast jak bumerang. Nierzadko wraca ze zdwojoną siłą.
Pytanie: "Dlaczego ludzie siebie krzywdzą?" trzeba umieścić w kontekście szerszego pytania o pochodzenie zła. Pytanie o krzywdę w ludzkim życiu dotyka w jakiś sposób tajemnicy dramatu człowieka na ziemi. Bez odpowiedzi na pytanie, dlaczego ludzie siebie krzywdzą, trudno znaleźć odpowiedź na inne fundamentalne pytania: Dlaczego mamy przebaczać? Dlaczego mamy jednać się z ludźmi? Gdzie możemy znaleźć źródło siły i odwagi do przebaczenia i pojednania?
Stosunkowo łatwo jest opisać psychologiczne procesy zachodzące w związku z doświadczeniem krzywdy. Sama jednak psychologia nie wyjaśnia istoty krzywdy i przebaczenia. Nie wyjaśnia też ostatecznych przyczyn, dla których ludzie wzajemnie siebie krzywdzą, przebaczają sobie i jednają się ze sobą. Doświadczenie krzywdy, przebaczenia i pojednania jest bowiem doświadczeniem nie tylko emocjonalnym, ale także głęboko duchowym. Krzywda, przebaczenie i pojednanie związane są z doświadczeniem ludzkiej wolności. Krzywda wiąże się z naruszeniem i nadużyciem ludzkiej wolności, natomiast przebaczenie i pojednanie jest odzyskiwaniem pełnej wolności w relacji do Boga, bliźnich i do siebie samego.
Nie można natomiast mówić o krzywdzie tam, gdzie człowiek cierpi jedynie z przyczyn losowych. I chociaż sytuacje losowe stają się także źródłem cierpienia, to jednak nie odbieramy ich jako krzywdy, ponieważ nie są one związane z wolnym i świadomym ludzkim działaniem. Nawet jeżeli cierpiący przypisuje niekiedy sytuacje losowe bezpośrednio Panu Bogu i uważa się za "pokrzywdzonego" przez Niego, to i tak można mówić o "krzywdzie ze strony Pana Boga" jedynie w sensie analogicznym, a nie dosłownym. Pan Bóg nikogo nie krzywdzi, nawet jeżeli mówimy, iż dopuszcza na człowieka trudne doświadczenia życiowe.
2. Pierwotne pęknięcie ludzkiego serca
Ostatecznego powodu wzajemnego krzywdzenia siebie należałoby szukać w pierwotnym, tajemniczym pęknięciu ludzkiego serca, o którym opowiada nam nie tylko Biblia (por. Rdz 3,1-24), ale także wiele starożytnych mitów innych religii. Owo pęknięcie ludzkiego serca nazywamy grzechem pierworodnym. Pierwotne odwrócenie się człowieka od Boga zburzyło jedność i harmonię między ludźmi.
Historia ludzkiej krzywdy jest nierozłącznie związana z historią grzechu. Krzywda stanowi konsekwencję grzechu. Bezpośrednią konsekwencją zerwania zakazanego owocu w ogrodzie Eden było wzajemne krzywdzące się oskarżanie przed Bogiem. Od czasu pierwotnego zranienia żaden człowiek na ziemi nie może uniknąć doświadczenia krzywdy - zarówno podlegania krzywdzie, jak i krzywdzenia innych. Każdy człowiek, wcześniej czy później, staje przed doświadczeniem krzywdy i potrzebą jej przebaczenia: tak krzywdy doznanej od innych, jak i krzywdy wyrządzonej bliźnim. Każdy grzech popełniony przeciw bliźniemu jest przecież jakąś formą krzywdy.
Człowiek w grzechu - po grzechu nie jest w stanie udźwignąć swojego życia, dlatego też usiłuje w sposób niesprawiedliwy przerzucić jego ciężar na innych. I to właśnie stanowi istotę krzywdy. Szatan krzywdzi Ewę, wciągając ją w nieprawe myślenie i bezbożne przeżywanie rzeczywistości; Ewa krzywdzi Adama, dzieląc się z nim zakazanym owocem; Adam z kolei krzywdzi Ewę, zrzucając na nią cały ciężar odpowiedzialności za rajską katastrofę; Ewa zaś usiłuje uwolnić się od odpowiedzialności za grzech, przerzucając problem na złego ducha. Jest to zamknięty krąg przerzucania na siebie krzywdy i zła.
Jeżeli człowiek nie uzna własnego grzechu, jeżeli nie wyzna go przed Bogiem, to odruchowo szuka innej istoty, na którą mógłby przerzucić zrodzone przez siebie zło. Historia ludzkości, w którą głęboko wpisany jest grzech, jest także historią ludzkiej krzywdy. Wszystkie wojny, rewolucje, przewroty społeczne i polityczne są zawsze związane z ludzką krzywdą. Zwycięstwo jednych narodów, klas i grup społecznych, związane było z krzywdą innych. Krzywda jest tak głęboko wpisana w ludzką historię, iż w niektórych teoriach społecznych i politycznych została wręcz uznana za konieczny element ludzkiego postępu. Czy jednak postęp ludzkości, rozumiany jako dążenie do większego dobra i szczęścia człowieka, może być zbudowany na krzywdzie?
3. Krzywda jako przerzucanie własnego cierpienia na innych
Krzywdy, jakie sobie wyrządzamy we wzajemnych relacjach, nie wypływają bezpośrednio z naszej złej woli. Więzi przyjacielskie, narzeczeńskie, małżeńskie, rodzinne, sąsiedzkie, zawodowe i wiele innych tworzymy w tym celu, byśmy mogli się kochać i pomagać sobie wzajemnie. Ludzie nie krzywdzą siebie z powodu jakiegoś szczególnego okrucieństwa. Nieraz nawet trudno jest mówić o pełnej odpowiedzialności za konkretne czyny, którymi krzywdzimy innych. Bezpośrednią przyczyną zadawania bliźnim ran jest nieraz nieporadność we wzajemnej komunikacji, nieumiejętność wyjścia ku bliźnim, lękowe zajmowanie się sobą, obawy przed cierpieniem itp. Bywa, iż cierpienie, szczególnie bardzo dotkliwe, "odbiera ludziom rozum". Ludzie, krzywdząc swoich najbliższych, naprawdę nie wiedzą wtedy, co czynią. Wyrządzanie krzywdy jest przerzucaniem na bliźniego cierpienia, którego sami nie umiemy i jednocześnie nie chcemy dźwigać.
Pierwsze opamiętanie po zadanej ranie przychodzi nieraz za późno. Bolesne słowa zostały już wypowiedziane, krzywdzące gesty zostały już zrobione. Dostrzegając cierpienie bliźniego, krzywdziciel niemal natychmiast zadanie sobie pytanie: Co ja zrobiłem? Dlaczego to zrobiłem? Pytania takie są świadectwem, iż ten, kto krzywdzi, często naprawdę nie wie, co robi. Przerzucanie cierpienia na bliźnich jest jedynie pomnażaniem krzywdy, jakiej samemu się doświadcza. Cierpienia tak naprawdę nie da się przerzucić na innych. Można je jedynie samemu mądrze wycierpieć, odwołując się do pomocy ludzi i Boga. Cierpienie, siłą przerzucane na bliźniego, i tak wraca do krzywdziciela - nieraz ze zdwojoną siłą.
I chociaż człowiek naprawdę nie wie, co robi, krzywdząc tych, których najbardziej kocha, to jednak nie znaczy, iż może czuć się zwolniony z odpowiedzialności za swoje słowa i czyny, poprzez które wyrządza nieraz tyle cierpienia najbliższym. Odpowiedzialność za każdą krzywdę powinna być rozważana w kontekście odpowiedzialności za całe swoje życie. Nieodpowiedzialność za siebie, hołdowanie swoim najniższym pożądaniom, życie w nałogach, lekceważenie wymiaru moralnego i duchowego ludzkiej egzystencji staje się zasadniczym źródłem krzywdy. Człowiek nieodpowiedzialny za siebie i bliźnich przerzuca nieraz najmniejsze cierpienie na swoich bliźnich tylko dlatego, iż nie umie pogodzić się ze swoim własnym życiem. Upokarzanie bliźnich jest wyrazem pogardy dla własnego życia. Manipulowanie wolnością bliźnich jest gorzkim owocem podlegania manipulacji. Stosowanie przemocy wobec innych jest wyrazem poczucia własnej słabości i niemocy.
Człowiek, który zaniedba swoje własne życie, będzie krzywdził innych, chociaż nie zawsze będzie tego świadomy. Deklaracja dobrej woli w sytuacji skrzywdzenia: "Ja tego nie chciałem zrobić" jest nieraz naiwnym bronieniem własnej nieodpowiedzialności za siebie samego i swoje własne życie.
4. Doświadczenie krzywdy powszechnym ludzkim problemem
Problemu krzywdy, przebaczenia i pojednania nie należy traktować jedynie jako "mojego", "osobistego" lub też "naszego" rodzinnego problemu. Jest to powszechny ludzki problem, który domaga się głębszej refleksji nad kondycją człowieka. Jeżeli problem krzywdy traktowalibyśmy wyłącznie jako nasz osobisty problem, to moglibyśmy łatwo ulegać niebezpieczeństwu zbyt subiektywnego przeżywania krzywdy i przebaczenia.
Osobista wrażliwość z pewnością ma wpływ na sposób przeżywania krzywdy - ona sama jednak wszystkiego nie wyjaśnia. Krzywdę, przebaczenie i pojednanie należy rozważać w kontekście ludzkiej kondycji jako takiej. Zamykając się w sobie ze swoją własną krzywdą, możemy łatwo czuć się "pokrzywdzeni" nie tylko przez osoby, ale po prostu przez los, przez Pana Boga. Życie człowieka na ziemi jest trudne, nieraz wręcz dramatycznie trudne. Nie należy jednak tego faktu traktować jako osobistej krzywdy. Taka jest rzeczywistość ludzkiego życia. Trzeba ją akceptować, jeżeli chcemy, aby nasze życie miało swój sens i cel.
5. Jakie jest wyjście z poczucia krzywdy?
Odpowiedź na pytanie, jak rozwiązać problem ludzkiej krzywdy, zakłada odpowiedź na inne pytania: Kim jest człowiek? Jaki jest sens ludzkiego życia? Na jakim fundamencie powinny być budowane relacje międzyludzkie? Czym naprawdę jest małżeństwo, rodzina, rodzicielstwo?
Refleksja nad krzywdą, przebaczeniem i pojednaniem powinna być podejmowana w kontekście całościowego spojrzenia na człowieka i na cel jego życia. Dopiero takie podejście do krzywdy i przebaczenia pozwala nam wyjść z pułapki, jaką stanowi dla nas zamykanie się we własnym poczuciu skrzywdzenia, przyjemność "bycia ofiarą" oraz szukanie "słodkiej zemsty". Nie uzdrowione poczucie krzywdy łatwo uruchamia w skrzywdzonym błędne koło bycia skrzywdzonym i krzywdzenia innych. Obserwujemy je często w relacjach małżeńskich, rodzicielskich, sąsiedzkich, zawodowych itp.
Doświadczenie życiowe pokazuje aż nadto wyraźnie, w jaki sposób skrzywdzony niemal automatycznie staje się krzywdzicielem, jeżeli nie podejmuje wyzwania związanego z krzywdą, której uprzednio doświadczył.
Problemu ludzkiej krzywdy, szczególnie wówczas, gdy jest ona głęboka i przeżywana w sposób bolesny, nie da się rozwiązać w ciasnym zaułku swojego własnego poczucia skrzywdzenia, żalu, lęku, gniewu i innych negatywnych uczuć, które rodzą się w kontekście tego doświadczenia. Świadomość, iż skrzywdzenie jest powszechną ludzką sprawą, sprawia, iż łatwiej jest nam zdystansować się do subiektywnie przeżywanego odczucia skrzywdzenia.
6. Czuwać nad palcem wskazującym
"Ze wszystkich części ciała najbardziej trzeba czuwać nad palcem wskazującym - mówi laureat nagrody Nobla, wielki rosyjski poeta, Josif Brodski - ponieważ tak lubi wytykać winy. (...) Niezależnie od nędzy swojego położenia proszę nie winić niczego ani nikogo - historii, państwa, zwierzchników, rasy, rodziców, fazy księżyca, dzieciństwa, treningu czystości itp. Repertuar jest tyleż obszerny, co nudny, już więc jego obszerność i nuda powinny dostatecznie odstręczyć rozumną istotę od czerpania z niego. Z chwilą, gdy obarczamy coś lub kogoś winą, podważamy własną determinację do zmian. (...) W końcu status ofiary ma swoje uroki. Zjednuje współczucie, zaskarbia podziw" całych narodów, kontynentów, jak również pojedynczego człowieka.
Proces uzdrowienia wewnętrznego rozpoczyna się w momencie, kiedy świadomie i dobrowolnie rezygnujemy ze statusu ofiary, z użalania się nad sobą i z wiecznego płakania nad własnym nieszczęściem. "Ze wszystkich części ciała najbardziej trzeba czuwać nad palcem wskazującym, ponieważ ponieważ tak lubi wytykać winy."
Wytykanie ludziom ich winy jest znakiem, że nie przyjęliśmy jeszcze pełnej odpowiedzialności za nasze życie. Jeżeli ktoś z nas jest nieszczęśliwy, to przede wszystkim nie dlatego, iż został skrzywdzony, ale dlatego, iż nie chciał wziąć pełnej odpowiedzialności za takie życie - takie, jakie ono jest w danej chwili, niezależnie od zranień, krzywd i ciężkich warunków, w jakich żyliśmy i żyjemy.
Prośmy Boga, byśmy umieli zdemaskować złe używanie palca wskazującego. Pytajmy siebie: Kogo i za co czynię winnym? Dlaczego? Czy nie przerzucam odpowiedzialności za moje nieszczęście na bliźniego? Pytajmy też siebie: Czy w życiu nie przyjmujemy statusu ofiary?
Długie lata zaborów, okupacji, zniewolenie totalitaryzmem państwa komunistycznego - wszystkie te bolesne doświadczenia nauczyły nas czuć się ofiarami. To prawda, iż w przeszłości byliśmy ofiarami. Nie możemy jednak tego doświadczenia rozciągać na nasze osobiste życie.
7. Pojednanie z sobą koniecznym warunkiem pojednania z innymi
Każdy człowiek, który pragnie żyć odpowiedzialnie, budować dojrzałe i harmonijne więzi z bliźnimi i nie pozostawiać za sobą ciemnego pasma krzywdy i zniszczenia, powinien z całą odpowiedzialnością pytać siebie i innych: Co należy czynić, aby przerwać błędne koło krzywdy i cierpienia? Jak pokonać w sobie status ofiary? Jak zatrzymać krzywdę przetaczającą się z pokolenia na pokolenie? Jak uwolnić się od lęku, gniewu, poczucia żalu, zazdrości, chęci zemsty, które łączy się z doznaną krzywdą? Co robić, aby poczucie krzywdy nie zatruwało życia przyjacielskiego, małżeńskiego, rodzinnego, sąsiedzkiego? Jak zapobiec temu, by nie powtarzać we własnym życiu błędnego koła bycia krzywdzonym i krzywdzenia innych?
Odpowiedź na te pytania brzmi: trzeba wejść w dynamikę przekraczania poczucia krzywdy i uczyć się przebaczania i pojednania się z ludźmi, którzy nas krzywdzą. Przebaczenie i pojednanie nie może być doświadczeniem odświętnym. Powinno ono być codziennym ludzkim doświadczeniem.
Jedyną drogą do przekroczenia krzywdy jest przyjęcie postawy przebaczenia i pojednania. Wezwanie Jezusa, aby przebaczyć bratu siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze, jest zaproszeniem do budowania w nas stałej, wiernej postawy przebaczania i pojednania wobec wszystkich naszych bliźnich. Krzywda przestaje być niszcząca, jeżeli zostaje złączona z przebaczeniem i pojednaniem.
Nasza postawa przebaczania i pojednania ujawnia się dopiero w kontekście doznanej krzywdy. Wiele osób deklaruje w sposób szlachetny gotowość przebaczenia, ale tylko do momentu, w którym same nie stają przed doświadczeniem rzeczywistej, głębokiej i "niczym nie zasłużonej" krzywdy.
Aby móc przebaczać innym i żyć z nimi w zgodzie, trzeba najpierw dostrzec potrzebę przebaczenia sobie samemu wielu niedoskonałości, błędów i grzechów. Pojednanie z sobą jest koniecznym krokiem do pojednania z ludźmi. Ludzie krzywdzą innych, ponieważ nie umieją pogodzić się z własnym nieudanym życiem. Człowiek pojednany z sobą samym staje się wręcz niezdolny do wyrządzania większych krzywd innym.
R O Z D Z I A Ł I I I
KRZYWDY W RELACJACH MIĘDZYLUDZKICH
Rodzina, z której człowiek wychodzi, jest zasadniczym punktem odniesienia dla jego osobistego rozwoju. To właśnie rodzina wraz z całą jej historią wpływa w decydujący sposób na całą osobistą historię i na historię własnej rodziny. W historii narastają i w historii też bywają rozwiązywane wszystkie najważniejsze ludzkie problemy. "Każdy aktualny stan - mówi Roman Ingarden - nosi na sobie niejako piętno całej historii poprzedzających go stanów. (...) Cała przeszłość nieustannie się konserwuje, sama z siebie, automatycznie. Towarzyszy nam w każdej chwili naszego życia". Wszystkie ludzkie zranienia powstają w historii życia i tylko z uwzględnieniem całej historii mogą być skutecznie leczone.
1. Historia rodzinna
Historia rodzinna ma ważny wpływ na kształt całego naszego życia oraz na kształt więzi, które budujemy. To właśnie związki rodzinne, zarówno z przeszłości, jak i obecne, decydują w znacznym stopniu o naszym ludzkim szczęściu. Im ściślejsze są te związki, tym więcej ludzkiego szczęścia.
Bliskość ta niesie jednak z sobą niemałe ryzyko. Im większa intymność między osobami, tym łatwiej mogą się one ranić. Nie można zranić człowieka, który żyje daleko od nas. Natomiast łatwo możemy zranić kogoś, kto żyje blisko.
Zranienia w relacjach rodzinnych są zawsze źródłem wielkiego rozczarowania, cierpienia i bólu, także wówczas, gdy chodzi o "stare historie", które przeżyło się już wiele lat temu. Właśnie te stare historie, jeżeli nie zostały uzdrowione, oczyszczone, mogą być źródłem bólu i mogą też w jakiejś mierze wpływać na nasze dzisiejsze postawy i zachowania oraz na nasze więzi we własnej rodzinie. Właśnie dlatego tak ważny jest powrót do wszystkich skrzywdzeń doznanych w środowisku rodzinnym, aby nie były one przenoszone (najczęściej w sposób nieświadomy) na nasze obecne relacje, zarówno rodzinne, jak i pozarodzinne.
"Zdarza się w wielu przypadkach - pisze Carl Gustav Jung - że [człowiek] nosi w sobie pewną historię, której nikomu nie opowiada, której z reguły poza nim nikt nie zna. Dla mnie właściwa terapia rozpoczyna się dopiero po zbadaniu tej osobistej historii. Stanowi ona tajemnicę chorego - tajemnicę, która go złamała. A jednak kryje się w niej klucz do terapii. Rzeczą lekarza jest znaleźć sposób, by dotrzeć do tej historii. Lekarz musi stawiać pytania dotyczące całego człowieka".
To, co Jung odsłania u ludzi głęboko zranionych psychicznie, trzeba umieć zobaczyć także u osób "normalnych", posiadających może "mniejsze" zranienia, które niekoniecznie muszą jednak oznaczać mniejsze cierpienie. Również małe krzywdy i "małe" - wzajemnie sobie zadawane przez dłuższy czas - rany mogą tworzyć grube pokłady poczucia krzywdy, które domagają się wewnętrznego uzdrowienia.
2. Trudne układy rodzinne
Także w małżeństwach i rodzinach w "miarę dojrzałych i normalnych" tworzą się często trudne układy, które czynią codzienne życie rodzinne bardzo trudnym. Nieumiejętność wzajemnego wyrażania swoich uczuć, odmienność upodobań i pragnień, ogromny pośpiech, zmęczenie, chwilowe niedyspozycje i humory sprawiają nieraz, iż "drobne sprawy i konflikty" nakładają się na siebie tygodniami, miesiącami czy nawet latami. I choć życie rodzinne toczy się "zwyczajnie", to jednak nagromadzona wzajemna niechęć do siebie i żal czynią je nieraz dość bolesnym. Kiedy w takiej sytuacji brakuje świadomego wysiłku ze strony obojga rodziców, aby wychodzić sobie naprzeciw i pokonywać narastającą wzajemną niechęć i żal, wówczas tworzą się stałe chore układy małżeńskie, które wpływają na całą rodzinę. W ten sposób małżonkowie krzywdzą najpierw siebie nawzajem, a następnie krzywdzą także swoje własne dzieci.
Takie sytuacje rodzinne nie są przypadkowe. Najczęściej kryje się za nimi brak dobrego przygotowania do życia małżeńskiego, chaotycznie prowadzone życie rodzinne, jak również nieumiejętność prowadzenia wzajemnego dialogu. Dzieci wychowywane w takiej atmosferze, choć czują się przez rodziców kochane, mają jednak nieraz do nich żal z powodu atmosfery napięcia, braku szczerej rozmowy z nimi czy też małego zainteresowania ich problemami. Takie właśnie sytuacje rodzinne domagają się uzdrowienia wewnętrznego, by nie były powielane w sposób automatyczny w następnym pokoleniu. Kiedy małżonkowie podejmują jednak świadomy wysiłek i troskę o budowanie coraz większej jedności i harmonii rodzinnej, wówczas doraźne nieporozumienia łatwo są przezwyciężane. Drobne krzywdy, wzajemnie wyznawane i przebaczane, nie tylko nie stają się przeszkodą na drodze rozwoju życia małżeńskiego i rodzinnego, ale - wręcz odwrotnie - stanowią szczególną okazję do budowania coraz głębszej zgody, uważności i harmonii rodzinnej. Kiedy małżonkowie posiadają sztukę komunikowania się między sobą, konfliktowe sytuacje bywają szybko wyjaśniane poprzez wzajemne wychodzenie ku sobie i dialog. Sytuacje konfliktowe nie nakładają się wówczas na siebie i żadna ze stron nie gromadzi poczucia krzywdy czy żalu. Takie "dobre układy" rodzinne wymagają jednak dużej dojrzałości rodziców, kultury wzajemnego współżycia, jak też bardzo uważnego i planowo prowadzonego życia rodzinnego.
3. Patologie rodzinne
Prosta obserwacja życia, a także statystyki socjologiczne pokazują, iż stosunkowo często zdarzają się o wiele trudniejsze sytuacje rodzinne, sytuacje wręcz dramatyczne. Nie są to już tylko drobne, nakładające się na siebie konflikty i nieporozumienia, ale głębokie krzywdy. Alkoholizm obojga lub jednego z rodziców, najczęściej ojca; ciągłe nieporozumienia i kłótnie; separacja i rozwód; oschłość i oziębłość emocjonalna w stosunku do dzieci; przemoc i brutalność w słowach i gestach; poniżanie, wyśmiewanie czy ironizowanie postawy dziecka; nadużycia władzy rodzicielskiej poprzez skrajne ograniczanie wolności; wykorzystywanie seksualne dzieci - to tylko niektóre sytuacje, wymienione tytułem przykładu, spotykane w wielu rodzinach.
Przyczyny takich zachowań są zwykle bardzo złożone: niedojrzałość czy też niezrównoważenie psychiczne, zamykanie się w sobie, niechęć do podjęcia problemów, zbyt "lekkie" traktowanie życia, przewlekłe nie rozwiązane problemy emocjonalne i moralne. Narosłe problemy osobiste i rodzinne wywołują nieraz bezradność psychiczną, która pogłębia jedynie istniejącą sytuację. Jeżeli dzieci nie nabierają dystansu do przeżytego w takiej atmosferze dzieciństwa, to nieświadomie przenoszą tę sytuację w swoje własne życie, do własnych rodzin czy wspólnot, w których żyją. By uwalniać się od psychicznego przymusu powtarzania niedojrzałych i krzywdzących zachowań wobec własnych dzieci czy członków wspólnoty, konieczne jest uzdrowienie wewnętrzne, które pozwoli przekroczyć doznane zranienie.
4. Relacje przedmałżeńskie i małżeńskie
Trwała ludzka miłość, będąc jedną z najważniejszych tęsknot człowieka, staje się często miejscem krzywdy i cierpienia. Im bardziej młody człowiek spragniony jest miłości i uczucia, tym więcej oczekuje od osoby, która go fascynuje. Wielkie zakochanie i wielkie emocjonalne oczekiwania z nim związane nierzadko pociągają za sobą wielkie rozczarowania i zawód uczuciowy. Rozczarowanie człowiekiem, w którym pokładało się wielkie nadzieje, bywa często odbierane jako skrzywdzenie. Chłopak może czuć się skrzywdzony tylko dlatego, iż dziewczyna, która go fascynuje, nie odpowiada na jego uczucia. Podobnie dziewczyna. A przecież nikt nie jest zobowiązany do przyjmowania uczuć drugiej osoby i odpowiadania na nie. Ponieważ jesteśmy istotami bardzo kruchymi w przyjmowaniu i dawaniu miłości, dlatego tak łatwo czujemy się skrzywdzeni.
W okresie młodości istnieje potrzeba szczególnej wzajemnej uważności w relacjach emocjonalnych. Młodzi powinni być świadomi, jak bardzo można skrzywdzić człowieka, traktując w sposób niedelikatny, lekkomyślny czy wręcz brutalny jego uczucia. Miłość ludzka domaga się przejrzystości i szlachetności. Gdy brakuje uczciwości moralnej, wtedy łatwo może dojść między młodymi ludźmi pragnącymi się kochać do nadużycia zaufania i wzajemnego wykorzystywania siebie. Młody człowiek może poczuć się głęboko zraniony, kiedy po dłuższym "chodzeniu ze sobą" nagle zostaje odrzucony. Bardziej podatna na zranienie bywa kobieta. Ale także mężczyzna może poczuć się zraniony, jeżeli kobieta bawi się jego uczuciem. Również przedmałżeńskie kontakty seksualne, w których młodzi manipulują sobą i wzajemnie się wykorzystują, stają się nierzadko źródłem wielu głębokich zranień emocjonalnych. Takie krzywdy zostawiają zwykle głębokie rany, które z trudem goją się całymi latami. Wzajemne ranienie się małżonków bywa nieraz jedynie przedłużeniem źle przeżytego okresu narzeczeństwa.
Im więcej poczucia krzywdy wynosi ktoś z własnego domu rodzinnego, tym łatwiej czuje się skrzywdzony w relacji do swojej dziewczyny-chłopaka, narzeczonej-narzeczonego, żony-męża, własnych dzieci. Ludzie, którzy pragną trwałej wzajemnej miłości małżeńskiej, powinni w okresie narzeczeńskim poznać nawzajem swoją wrażliwość i podatność na skrzywdzenie. Głębsza znajomość swojej emocjonalności może pomóc im w zdobyciu sztuki wzajemnego przebaczania i pojednania. Dlatego też nie powinni oni unikać konfliktów. Winni stwarzać naturalne sytuacje, w których ujawni się nie tylko odmienność ich charakterów i oczekiwań, ale także granice ich odporności psychicznej, ludzkiej ofiarności i zdolności do poświęcenia. Sytuacje konfliktowe okresu narzeczeńskiego stają się najlepszą szkołą wzajemnego przebaczania i budowania głębszej wzajemnej jedności. Jeżeli narzeczeni nie nauczą się sztuki wzajemnego wybaczania sobie drobnych nieporozumień i krzywd, to ryzykują nieudany start w życiu małżeńskim i rodzinnym.
Najlepiej przeżyty okres narzeczeństwa nie gwarantuje jednak "małżeństwa doskonałego". Małżeństwo, jako stały związek, przynosi nowe sytuacje, których nie da się w żaden sposób przewidzieć w okresie narzeczeńskim. Stabilność, równowagę i dojrzałość małżeństwa trzeba wypracować już w trakcie jego trwania. Po okresie pierwszej fascynacji w małżeństwie przychodzi okres "przyzwyczajania" się do siebie. W takim klimacie ujawniają się często te strony charakteru, które były, nieraz podświadomie, ukrywane w okresie narzeczeństwa. Nowe trudności związane z życiem codziennym: troski materialne, dążenie do sukcesu zawodowego, relacje z teściami obojga małżonków, przyjście na świat dzieci i ich wychowywanie - wszystko to łatwiej odsłania granice emocjonalne, moralne i duchowe obu stron. Jeżeli małżonkowie nie podejmują na bieżąco tych trudności, to łatwo stają się one miejscem wzajemnej krzywdy i rozczarowania. Ma to miejsce także wówczas, kiedy "na początku" wszystko wydawało się być na najlepszej drodze do zbudowania dobrego małżeństwa. Małżeństwo jest takim związkiem, który domaga się troski, wysiłku i codziennej pielęgnacji.
5. Relacje dorosłych dzieci z rodzicami
Nie tylko dzieci bywają krzywdzone przez rodziców, ale także rodzice przez dzieci. Dobre wychowanie dzieci nie jest bynajmniej dla rodziców gwarancją, że na stare lata będą one dla nich pomocą i wsparciem. Zdarza się dzisiaj coraz częściej, iż dorosłe dzieci, zajęte sobą, dążeniem do sukcesu i dobrobytu, zapominają o swoich rodzicach. Nierzadko także egoistyczna, posesywna miłość do swojego męża-żony i dzieci sprawia, iż "brakuje" im czasu, sił i środków materialnych, aby przyjść z pomocą matce i ojcu. Dzisiejsza cywilizacja konsumpcyjna nie zachęca bynajmniej ludzi w wieku produkcyjnym do większej uważności na ludzi starych. Rodzice w podeszłym wieku muszą sobie nieraz radzić z głębokim poczuciem krzywdy, jakie rodzi się w nich z powodu wielkiej nieraz obojętności i zapomnienia ze strony dorosłych dzieci.
Dorosłe dzieci nie zdają sobie jednak sprawy, iż własną obojętnością wobec swoich rodziców, dziadków swoich dzieci, budują sobie podobną starość. Dając bowiem zły przykład swoim dzieciom, narażają się na podobne traktowanie przez nie na stare lata. Krzywda wyrządzona swoim własnym rodzicom wraca nieraz jak bumerang w okresie własnej starości.
6. Relacje z rodzeństwem
Relacje z rodzeństwem w okresie dzieciństwa z reguły bywają konfliktowe. Najczęściej nie są to jednak jakieś głębokie konflikty i nieporozumienia. Kłótnie rodzeństwa stanowią często pewną formę "zabawy", w której ważną rolę odgrywa rywalizacja. Nierzadko jednak rodzeństwo swoim konfliktowym stylem bycia "naśladuje" własnych rodziców, którzy sami tworzą w domu konfliktową atmosferę. Im głębsze są konflikty rodziców między sobą, tym więcej bywa nieporozumień i kłótni także pomiędzy rodzeństwem. Rodzice, obserwując uważnie wzajemne relacje swoich dzieci, mogliby nieraz wiele odkryć na temat swoich wzajemnych relacji.
Nieporozumienia i konflikty między rodzeństwem nasilają się szczególnie wówczas, kiedy rodzice (obydwoje lub tylko jedno z nich) traktują swoje dzieci w sposób nierówny. Dzieci mają ogromne wyczucie sprawiedliwości i łatwo zauważają choćby minimalne nierówności w sposobie traktowania ich przez rodziców. Wobec takiego traktowania konflikty pomiędzy dziećmi przybierają nieraz pewną formę walki o ich miłość.
Atmosfera wzajemnej zgody pomiędzy samymi rodzicami jak też równe traktowanie wszystkich dzieci sprawiają, iż konflikty między rodzeństwem właściwie nie istnieją. Te zaś, które są, mają charakter naturalnej dziecięcej rywalizacji. Konflikty pomiędzy rodzeństwem w okresie dzieciństwa nie pozostawiają na ogół jakiegoś głębokiego poczucia krzywdy. Wspominając dzieciństwo w wieku dorosłym, z reguły z przymrużeniem oka patrzy się na konflikty z braćmi i siostrami. Za nierówne zaś traktowanie obwiniani są raczej rodzice, a nie wyróżniane rodzeństwo.
Niesprawiedliwe i krzywdzące układy pomiędzy rodzeństwem zdarzają się szczególnie wówczas, gdy między braćmi i siostrami istnieje znaczna różnica wieku. Upokarzanie, stosowanie przemocy, wykorzystywanie, także seksualne - oto najtrudniejsze sytuacje, jakie pojawiają się nieraz w relacjach między starszym a młodszym rodzeństwem. Takie krzywdzące fakty zdarzają się na ogół wtedy, kiedy rodzice nie mają dobrych więzi ze swoimi dziećmi. Młodsze wydane są wówczas na pastwę niedojrzałych, a niekiedy także nieodpowiedzialnych zachowań starszego rodzeństwa, szczególnie zaś braci. Jeżeli takie sytuacje miały miejsce w naszym życiu, to wymagają one wewnętrznego przebaczenia i wzajemnego pojednania, aby nie były przenoszone na inne relacje międzyludzkie.
Niekiedy zdarza się, iż pomiędzy rodzeństwem, które przeżyło wspólnie okres dzieciństwa w dobrej atmosferze, w okresie młodości lub nawet w wieku dorosłym wytwarza się ostra rywalizacja. Bywa tak wówczas, kiedy dzieci miały nierówny start życiowy lub nierówne osiągnięcia. I choć rodzeństwo na ogół nie żyje pod jednym dachem w wieku dorosłym, to jednak konfliktowość tych relacji trwa nieraz przez całe lata pomimo oddalenia przestrzennego. Takie długoletnie konflikty z rodzeństwem bywają nieraz źródłem wielu cierpień. Łatwo też wytwarza się wzajemne poczucie krzywdy. Relacje pomiędzy rodzeństwem, choć mniej intensywne niż relacje z własną rodziną - żoną-mężem i dziećmi, domagają się również pielęgnacji, troski i wysiłku.
7. Inne relacje
Nie tylko w relacjach rodzinnych, ale także w relacjach pozarodzinnych łatwo tworzą się układy, w których wielu ludzi doświadcza nieraz krzywdy. Dotyczy to szczególnie sytuacji, w których istnieją głębokie więzi emocjonalne lub też zależności społeczne: przyjaźnie, koleżeństwo, sąsiedztwo, więzi na płaszczyźnie religijnej, zależności zawodowe itp. Tam, gdzie ludzie żyją razem i mają wiele "wspólnych interesów", zawsze istnieje możliwość wyrządzania sobie krzywdy. Zdrada w przyjaźni, wykorzystywanie w miejscu pracy, niesprawiedliwe traktowanie przez wychowawcę, nauczyciela, duszpasterza mogą tworzyć głębokie poczucie krzywdy, które nierzadko nakłada się na krzywdy wyniesione z domu rodzinnego. Takie sytuacje egzystencjalne domagają się również wewnętrznego uzdrowienia.
R O Z D Z I A Ł I V
KRZYWDY OKRESU DZIECIŃSTWA
Wielu dorosłym wydaje się, że dzieci - szczególnie gdy nie sprawiają kłopotów wychowawczych - jest łatwo kochać. Uczucia sympatii i życzliwości, które spontanicznie budzą się wobec dzieci, bywają utożsamiane z miłością. Wychowanie dzieci jest też zbyt często "kierowane" spontanicznymi i odruchowymi reakcjami, nad którymi rodzice i wychowawcy mało na ogół reflektują. Skutków takiego wychowania rodzice nie są w stanie przewidzieć. Stąd mimo całej dobrej woli i ofiarności popełniają nieraz wiele fundamentalnych błędów wychowawczych, poprzez które krzywdzą dziecko, a które to błędy (nierzadko z odczuciem bólu i rozczarowania) uświadamiają sobie dopiero po wielu latach.
O wiele łatwiej jest powiedzieć, czym nie jest miłość do dziecka i jak nie należy go kochać. Miłości do dzieci nie może być bowiem mierzona jedynie (lub też utożsamiana z) dobrą wolą, pozytywnymi emocjami, jakie przeżywają rodzice, ilością "rzeczy", które mu ofiarują, czy też zadowoleniem samego dziecka. Dziecko nie jest bowiem w stanie rozeznać, co jest mu naprawdę potrzebne do dojrzałego kształtowania własnej osobowości. Miłość do dziecka wymaga nie tylko dobrej woli, uczucia i wysiłku, ale również życiowej mądrości, która umie rozeznać zarówno sytuację dziecka, jak i wpływ, jaki na nie się wywiera.
Rodzice zabiegani i zapracowani (zwłaszcza ojcowie) zauważają swoje dzieci tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy zaczynają one sprawiać im kłopoty i przykrości. Ma to miejsce najczęściej w okresie dojrzewania. Wówczas zaczyna się nie tyle wychowywanie dzieci (na to jest bowiem już zwykle za późno), ile raczej walka z nimi. Możliwość pomocy dziecku w okresie dojrzewania zależy w znacznym stopniu od tego, w jaki sposób było ono traktowane w całym poprzednim okresie.
Postawy, którymi rodzice i wychowawcy najboleśniej ranią dzieci, to brak akceptacji, zbytnie karanie, stwarzanie poczucia zagrożenia, sądzenie dziecka, oczernianie go, plotkowanie o nim, nadopiekuńczość, zbytnie ograniczanie jego wolności, wykorzystywanie - w tym również wykorzystywanie seksualne. Poniższe wyliczenie najczęstszych krzywd wyrządzonych dzieciom przez dorosłych może posłużyć jako swoisty rachunek sumienia z naszego zachowania wobec dzieci. Jeżeli pragniemy naprawdę pomagać dzieciom w ich dochodzeniu do pełnej dojrzałości ludzkiej i duchowej, to powinniśmy mieć odwagę dostrzegać i przekraczać własne błędy, które są zawsze pewną formą wyrządzonej im krzywdy.
1. Brak akceptacji dziecka
Brak akceptacji dziecka przez rodziców jest jakąś wewnętrzną niezgodą na dziecko i jego obecność w ich życiu. Niezgoda ta może przejawiać się w małej uważności na dziecko, w lekceważeniu tego, co ono mówi, w braku zainteresowania jego problemami, w ciągłym niezadowoleniu z niego, w napominaniu go, iż przeszkadza, w braku czułości, w traktowaniu dziecka w sposób urzeczowiony, ignorowaniu czy wyśmiewaniu go itp. Czasami brak akceptacji przybiera drastyczną formę zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego odrzucenia dziecka. Odrzucenie to bywa niekiedy wypowiadane wobec dziecka. Takie zachowania stanowią zawsze ciężką krzywdę. "Nie akceptować jakiejś osoby (także dziecka), to w jakimś sensie zabijać ją emocjonalnie. To nie przyznawać jej prawa do życia, które jej przysługuje" (Federico Arvesú).
Często przyczyną braku akceptacji dziecka przez rodziców jest zaskoczenie ciążą. Dziecko w łonie matki odbierane jest wówczas niemal jako intruz, który nagle wtargnął w życie osobiste rodziców i domaga się całkowitej uwagi i poświęcenia, powodując tym samym zamieszanie w ich osobistych zamiarach i planach życiowych. Inną, nierzadką przyczyną braku akceptacji dziecka są zbyt wielkie oczekiwania z nim związane lub też określone wyobrażenia o nim: o tym, jak powinno wyglądać, w jaki sposób się zachowywać, uczyć, jaka powinna być jego inteligencja itp. Jeżeli postawa i zachowania dziecka odbiegają od oczekiwań i wyobrażeń o nim, to bywa ono odrzucane.
Dziecko, które nie otrzymuje należnej mu akceptacji, łatwo traci radość życia: izoluje się, zamyka się w sobie, staje się apatyczne, smutne. Nieraz też poprzez "niegrzeczne" zachowanie usiłuje zwrócić na siebie uwagę, domagając się w ten sposób miłości i akceptacji. Jeżeli jej nie otrzymuje, bardzo cierpi.
Ignorowanie dziecka, traktowanie go jak powietrze jest jedną z najdotkliwszych kar, jakie można mu wymierzyć. Istotą takiego zachowania jest nie tylko obojętność emocjonalna wobec dziecka, ale także podkreślanie zbędności jego osoby. Rodzic ignorujący swoje dziecko zdaje się mówić mu: "Twoje życie nie ma dla mnie żadnej wartości. Jesteś mi niepotrzebny". Ignorowanie dziecka boleśnie uderza w jego osobiste poczucie sensu życia oraz godności osobistej. Dziecko doświadcza wartości własnego życia dzięki temu, iż czuje się kochane i bardzo "potrzebne" swoim rodzicom. Wiele dzieci podejmuje nieraz ogromny wysiłek, aby udowodnić swoim rodzicom, że są warte ich uwagi, zainteresowania i miłości. Narzucają się im ze swoją pomocą, aby ich przekonać, że są im potrzebne. Rodzice powinni chętnie przyjmować taką pomoc także wówczas, kiedy jej wartość "materialna" jest dość względna. Kiedy dziecko czuje się niepotrzebne rodzicom, traci nie tylko radość życia, ale także zapał do jakiegokolwiek wysiłku i zaangażowania. "Skoro bowiem moje życie jest nikomu niepotrzebne - zdaje się mówić dziecko do siebie - to jaki może mieć sens mój wysiłek i moja praca?".
Bardzo bolesną formą nieakceptacji dziecka jest też traktowanie go w sposób przedmiotowy. Takie zachowanie rodziców wypływa najczęściej z braku ich wrażliwości oraz z poczucia wyniosłości. Rzeczowe traktowanie ludzi stanowi zawsze jakąś formę pychy. Urzeczowienie relacji z dzieckiem może wyrażać się w różny sposób: w nieliczeniu się z jego pragnieniami i potrzebami, w lekceważeniu jego przeżyć i odczuć, w banalizowaniu konfliktów sumienia dziecka, w naruszaniu jego prywatności i intymności, w braku szacunku dla jego planów. I tak na przykład dziecko czuje się bardzo zranione, kiedy rodzice bez pytania go o zdanie przestawiają meble w jego pokoju, narzucają mu sposób ubierania się, "wciskają" mu zabawki, których ono nie lubi, czy też przymuszają je do pewnych zajęć pozaszkolnych, które go nie interesują. Rodzicom potrzebna jest świadomość, iż dziecko jest samoistną osobą mającą swoje prawa, nie zaś przedłużeniem ich własnego życia. Miłość do dziecka rozpoczyna się od respektowania jego podstawowych praw.
Szczególną formą urzeczowienia jest wykorzystywanie dziecka dla swoich osobistych korzyści i celów. Rodzice traktują niekiedy dziecko jako służącego, który winien wykonywać ich osobiste polecenia. Nierzadką formą wykorzystywania dziecka jest też przenoszenie na nie własnych nie zrealizowanych ambicji życiowych. W ten sposób rodzice, posługując się dzieckiem, usiłują nieraz zrekompensować swoje osobiste frustracje życiowe.
Dzieci bywają też wykorzystywane jako "bufor" we wzajemnych konfliktach między rodzicami. Przeciąganie dziecka na swoją stronę, nastawianie go przeciwko współmałżonkowi, zachęcanie czy też zmuszanie go do składania nieprawdziwych zeznań, przekazywanie sobie wzajemnie informacji za pośrednictwem dziecka - to tylko pewne przykłady wykorzystywania dzieci w sytuacjach konfliktowych pomiędzy ojcem i matką.
Rodzice, mający tendencje do traktowania dzieci w sposób rzeczowy i do wykorzystywania ich, powinni budzić w sobie świadomość, że dzieci nie są ich własnością, ale są darem Boga, który został powierzony im "na jakiś czas" - do chwili osiągnięcia dojrzałości i samodzielności.
2. Zbytnie karanie dziecka
Karanie dziecka zajmuje ważne miejsce w procesie wychowania. Aby jednak kara mogła spełniać pozytywną rolę, winna być z jednej strony proporcjonalna do przewinienia, z drugiej zaś - być wymierzana w atmosferze dialogu i zaufania. W wychowaniu należałoby dążyć do tego, by dziecko przyjęło karę dobrowolnie. "Najsłuszniejsza kara", narzucona dziecku pod wpływem gniewu rodzica czy wychowawcy, staje się tym samym niesprawiedliwa i traci swój sens, ponieważ nie liczy się ona z jego uczuciami. Jest niesprawiedliwa tylko dlatego, iż nie jest złączona z akceptacją emocjonalną "karanego". Przestaje być wyrazem troski o dziecko, a staje się formą represji oraz sposobem rozładowania napięcia dorosłego.
Dzieci mają niezwykle wyostrzony zmysł sprawiedliwości. Czują się pokrzywdzone przez niesprawiedliwą karę i odbierają ją jako pewien rodzaj zemsty ze strony osoby dorosłej. Niesprawiedliwe czy też zbyt częste karanie dzieci rodzi zazwyczaj skutki przeciwne do zamierzonych. Jednym z groźniejszych skutków częstego karania przez rodziców jest przyjęcie przez dziecko twardej i nieustępliwej postawy zarówno wobec kary, jak i osoby karzącej. Karanie odbierane jest wówczas jako próba złamania psychicznego. Obrona zaś przed karą jest traktowana jako obrona własnej wewnętrznej godności.
Często stawia się pytanie, czy stosować kary cielesne wobec dzieci. W zasadzie nie powinno się takich kar stosować. Bicie dzieci jest zawsze wyrazem przemocy silniejszego nad słabszym. Znęcanie się nad dzieckiem, dotkliwe kary cielesne są zawsze wielką krzywdą. Dzieci odbierają je jako upokorzenie. Takie kary stanowią nie tylko naruszenie osobistej godności dziecka; nierzadko też wprowadzają dziecko w kompleksy niższości i obniżają jego poczucie własnej wartości i godności. Częste karanie dzieci rodzi w nich odruch buntu i odwetu. W takiej sytuacji dzieci mogą uodpornić się na jakiekolwiek karanie ze strony dorosłych.
Dzieci karane w sposób niesprawiedliwy z jednej strony dławią odruchy buntu wobec rodziców, z drugiej zaś dają upust uczuciom odwetu i zemsty wobec słabszych od siebie rówieśników lub wobec zwierząt. To właśnie w bezmyślnym karaniu dzieci przez dorosłych można nieraz doszukiwać się głównej przyczyny okrucieństwa dziecięcego. Okrucieństwo dziecka jest zwykle bardzo złą wróżbą. Zapowiada ono bowiem stosowanie przemocy i brutalność w życiu dorosłym.
Nadużywanie alkoholu często pociąga za sobą znęcanie się nad dziećmi. Kiedy w rodzinie dochodzi do znęcania się nad dzieckiem, wówczas przestaje to być jedynie "wewnętrzną sprawą rodzinną", a staje się sprawą społeczną. Wychowawcy, duszpasterze nie powinni być obojętni wobec takich sytuacji. Trzeba usiłować pomóc wtedy nie tylko dziecku, ale całej rodzinie. Odebranie dziecka rodzicom stanowi zawsze dla dziecka najgorsze wyjście, choć niekiedy jest ono konieczne. Najlepszy dom dziecka lub najlepsza rodzina zastępcza nie zastąpią w żaden sposób własnych rodziców. Dlatego też, aby pomóc dziecku, trzeba pomóc najpierw jego rodzicom.
3. Stwarzanie dziecku poczucia zagrożenia
Bardzo krzywdzące i bardzo bolesne dla dziecka jest zawsze utrzymywanie go w atmosferze nieustannego zagrożenia i lęku. Rodzice odwołują się do poczucia zagrożenia szczególnie wówczas, kiedy nie radzą sobie z dziećmi. "Czekaj, niech tylko tata wróci z pracy" - tak matki straszą nieraz "swoje pociechy", u których nie mają autorytetu. Takie "zawieszenie" kary, którą ma wymierzyć ojciec, stwarza atmosferę zagrożenia. Oczekiwanie bywa wówczas o wiele gorsze niż sama kara. Matka, grożąc ojcowską karą, przypisuje nieraz ojcu surowość, której on nie posiada.
Poważnym zagrożeniem dla dziecka może być też "przepowiadanie" nieszczęść, które mogą spotkać je samo lub osoby najbliższe, szczególnie zaś rodziców: "Jeżeli będziesz niegrzeczny, mama cię opuści". Jeszcze groźniej brzmi przepowiadanie choroby lub śmierci rodzica jako kary za złe zachowanie dzieci: "Jeżeli się nie poprawisz, mama może zachorować". Również "żarty" z dziecka odwołujące się do jego poczucia lęku i zagrożenia mają nieraz posmak "żartów koszmarnych". O ile matki częściej grożą dzieciom jakąś formą odrzucenia lub izolacji, o tyle ojcowie straszą je ograniczeniem wolności, stosowaniem kary fizycznej, przymuszaniem do pewnych zajęć, pozbawieniem rzeczy materialnych.
Poczucie zagrożenia stwarza w dziecku także atmosfera nieszczerości i posługiwanie się przez rodziców kłamstwem. Dorosłym wydaje się nieraz, iż dziecko mało rozumie i nie jest świadome całej rzeczywistości, która je otacza. Jest to myślenie fałszywe. Dziecko szybko demaskuje kłamstwa dorosłych, choć - nierzadko z obawy przed nimi - nie mówi im o tym. Oprócz świadomości intelektualnej dziecko dysponuje także świadomością emocjonalną, intuicyjną, którą znacznie trudniej jest oszukać. Dorosłym może się nieraz wydawać, że udało im się "wyprowadzić dziecko w pole", ponieważ uwierzyło ono ich słowom.
Dziecko może "uwierzyć" słowom rodziców, ale jednocześnie odczuwać brak przejrzystości w całym ich zachowaniu. Takie odczucie rodzi się w dziecku szczególnie wtedy, gdy rodzice często odwołują się do kłamstwa. Każde kłamstwo "ma krótkie nogi" - także kłamstwo dorosłych. Rodzic przyłapany raz na nieszczerości może stracić u dziecka zaufanie na długi czas. Potrzeba wówczas nieraz dłuższego okresu, by odbudować postawę wzajemnej otwartości i szczerości. Kłamstwa dzieci są, niestety, często tylko naśladowaniem nieszczerości, jaką obserwuje ono wśród dorosłych.
Zdrowy humor jest zawsze znakiem dojrzałego dystansu do życia oraz trudności z nim związanych. Istotą poczucia humoru jest dostrzeganie lub też stwarzanie sytuacji komicznych, "kontrastowych", które pomagają rozładowywać napięcie osobiste lub też napięcie w relacjach międzyludzkich. Humor dorosłych stanowi ogromną pomoc w wychowaniu dziecka. Pozwala rozładowywać zmęczenie i chwile napięcia. Dzięki poczuciu humoru możemy nauczyć dziecko bronić się przed zbytnim przejmowaniem się sobą i swoimi sprawami.
Należy jednak wyraźnie odróżnić zdrowe poczucie humoru od wyśmiewania czy też ironizowania zachowań dziecka. Dostrzeganie lub stwarzanie sytuacji "komicznych", które są wykorzystane przeciw dziecku, jest dla niego bardzo bolesne, ponieważ upokarza je i pomniejsza jego osobiste poczucie wartości. Z wyśmiewaniem lub ironizowaniem łączy się nieraz zabawianie siebie i innych kosztem bezbronnego dziecka. Wyśmiewanie i ironia są dla dziecka bardzo bolesne, ponieważ uderzają w jego bardzo jeszcze kruche poczucie własnej wartości i osobistej godności. Krzywda jest tym większa, im bardziej dziecko jest bezbronne i bezradne. Wyśmiewanie dziecka przez dorosłych stanowi zawsze formę przemocy. Nawet rzadkie stosowanie ironii przez rodziców sprawia, że dzieci zamykają się w sobie. Stają się nieufne, lękliwe, niepewne siebie. Tę postawę zauważa się nieraz także w ich zachowaniach zewnętrznych. Szczerość dziecka jest wówczas właściwie niemożliwa. Postawą zamknięcia dziecko usiłuje bronić siebie; usiłuje ukryć przed dorosłymi wszystko to, co mogłoby być przez nich zauważone i wyśmiane.
4. Pozbawianie dziecka prawa do dobrej opinii
Sądzenie dzieci. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni (Łk 6,37). Te słowa Jezusa odnoszą się także do rodziców. Nie mają oni prawa wydawać sądów moralnych o swoich dzieciach. Sądzenie jest bowiem wydawaniem orzeczenia o wartości moralnej osoby oraz o jej postępowaniu. "Jesteś niedobry, jesteś kłamcą, jesteś leniwy, nie kochasz twojej siostry, nie kochasz Pana Jezusa" - te i tym podobne kategoryczne zdania wypowiedziane wprost do dziecka są surowym osądem moralnym wydanym o nim.
W sytuacji, kiedy dziecko zachowuje się nieodpowiednio, napomnienie go nie może być połączone z potępianiem czy też sądzeniem go. Napomnienie nie może stanowić moralnego napiętnowania. Kiedy dziecko wiele razy słyszy, że jest "niedobre", "złe", wtedy zaczyna w takich właśnie kategoriach myśleć o sobie i tak też zaczyna się zachowywać. "Nieodpowiednie zachowanie" dziecka jest wówczas tylko pewną formą potwierdzenia jego własnego przekonania o sobie. Rodzice powinni nieustannie pamiętać o potrzebie oddzielania osoby dziecka od jego zachowania i jego czynów.
Czyny dziecka mają, oczywiście, pewien aspekt moralny. Im dziecko jest starsze, tym aspekt ten jest większy i głębszy. Pomoc udzielona dziecku, które "postępuje źle", nie może jednak polegać na narzuceniu mu zewnętrznej oceny moralnej - powinna raczej polegać na wychowaniu go do odpowiedzialności za siebie. Zamiast wydawać surowe oceny moralne, rodzice powinni pomóc dzieciom w formacji ich sumienia, by same mogły przed Bogiem osądzać własne czyny.
Oczernianie dzieci. Mówienie o oczernianiu dziecka może się wydawać pewną przesadą. A jednak. Kiedy na przykład matka dzieli się z ojcem dziecka swoimi podejrzeniami, które de facto nie są prawdziwe, jest to wówczas pewna forma oczerniania. W sytuacji zależności dziecka od rodziców i przewagi, jaką osoba dorosła nad nim ma, nie może się ono w żaden sposób obronić. Mówienie nieprawdy o nim odbiera wtedy jako wielką niesprawiedliwość i krzywdę. Z całą bezradnością powtarza nieraz z uporem: "Ale ja przecież tego nie zrobiłem".
Rodzice powinni być więc bardzo uważni w komunikowaniu sobie nawzajem informacji o dziecku, aby nie dochodziło do przypisywania mu zachowań, które nie miały miejsca. Przekazywanie własnych nie sprawdzonych opinii o dziecku: "Wydaje mi się, że...", może być uprzedzaniem innych do niego. Jeżeli rodzic ma słuszne podejrzenia, to zanim - w imię dobra dziecka - przekaże je dalej, powinien wyjaśnić je w bezpośredniej rozmowie z dzieckiem. W sytuacji zaś, kiedy dziecko przypadkowo zostaje złapane na gorącym uczynku, należy bardzo uważać, aby w analogicznych sytuacjach nie oskarżać go natychmiast o takie samo zachowanie. Ludzkie zachowania, także zachowania dziecięce, są bardzo złożone i podobieństwo zewnętrznych okoliczności może być nieraz bardzo mylące.
Plotkowanie o dziecku. Powtarzanie o dziecku pewnych informacji, szczególnie tych, których rodzice dowiadują się bezpośrednio od niego, sprawia mu nieraz wiele bólu. Można dziecko bardzo zranić, kiedy bezmyślnie przytacza się jego słowa, wypowiedziane w chwili szczerości, lub też kiedy opowiada się innym o jego zachowaniu, szczególnie zaś o jego potknięciach. Ten brak dyskrecji i delikatności rodziców w traktowaniu dziecka może je bardzo zamykać. Kiedy dziecko przyłapie rodzica na plotkowaniu o nim, wówczas z pewną zawziętością mówi do siebie: "Już jej-jemu nigdy nic nie powiem". Jest to postanowienie zamknięcia się w sobie. Rodzice, którzy traktują dziecko z poczuciem wyższości, nie zdają sobie sprawy, że ono również ma swoje własne poczucie godności i dumy, a także prawo do dobrej opinii. Dzieci lubią mieć swoje "małe tajemnice". Jeżeli dzielą się nimi tylko z jednym z rodziców, to wówczas bez słusznej przyczyny nie trzeba dzieci zdradzać. Dotyczy to szczególnie spraw delikatnych i intymnych.
5. Miłość nadopiekuńcza
Dzieci nie są własnością rodziców. Są dane rodzicom, aby oni towarzyszyli im w drodze do coraz większej samodzielności i dojrzałości osobistej. Dojrzałość miłości, szczególnie zaś miłości matczynej, sprawdza się w momencie, kiedy dziecko rozluźnia, a później zrywa więzi zależności i posłuszeństwa. W miarę upływu lat zależność i poddanie dziecka rodzicom powinny przekształcać się w relacje partnerskiej przyjaźni oraz wzajemnego poszanowania wolności i autonomii osobistej. Jeżeli rodzice otaczają swoje dzieci miłością nadopiekuńczą i nie pozwalają dzieciom dojrzewać do coraz pełniejszej samodzielności i autonomii, to dzieci czują się krzywdzone.
Jedną z podstawowych form miłości nadopiekuńczej jest paternalizm. Charakteryzuje się on postawą wyższości połączonej z dobrodusznym, pobłażliwym odnoszeniem się do dziecka. Paternalista, w swoim własnym mniemaniu, wszystko wie lepiej, ma lepsze rozwiązania, jest silniejszy, bardziej zaradny. Jest chętny nie tyle do pomocy dziecku, ile raczej do zastępowania go we wszystkim. Dziecko jest wówczas traktowane jako mała niezaradna istota, która wymaga nieustannej opieki i pomocy. Zamiast uczyć dziecko samodzielności, paternalista będzie raczej uzależniał je od siebie, wykonując za nie czynności, z którymi ono samo daje sobie radę. Nierzadko też będzie wmawiał dziecku bezradność, która ma być uzasadnieniem dla jego nadopiekuńczych zachowań.
Istotą paternalizmu jest podtrzymywanie "przepaści" pomiędzy "wielkim" rodzicem czy wychowawcą a "małym" i bezbronnym dzieckiem. Kiedy w miarę dorastania dziecka przepaść ta sama się zaciera, paternalista nie jest w stanie przyjąć postawy współpracy i partnerstwa, ale nadal usiłuje pomagać młodemu dorastającemu człowiekowi i otaczać go opieką wbrew jego woli.
Żeńska odmiana paternalizmu naznaczona jest nierzadko również zaborczą miłością. Łączy się ona ze zbytnim ułatwianiem dziecku życia oraz schlebianiem jego zachciankom i namiętnościom - wszystko po to, aby móc je coraz mocniej z sobą związać. Jeżeli do paternalizmu ojca dołączy się "ochraniająca" i posesywna miłość matki, to dziecko wychodzi z domu bezradne i bezbronne wobec zwyczajnych trudności życiowych. Po pierwszych próbach samodzielności wraca nieraz pod skrzydła rodziców i u nich szuka pomocy i wsparcia. Paternalizm osiąga wówczas swój cel. Jest nim "wieczne" związanie rodziców z dzieckiem.
Miłość nadopiekuńcza rodziców może też wyrażać się w usuwaniu wszelkich przeszkód z drogi dziecka oraz w tanim chwaleniu i pocieszaniu go. Motywem takiej postawy bywa lęk o siebie oraz niewiara w siły i zdolności dziecka. Sytuacje trudne, które wymagają od człowieka wysiłku i ofiary, należą do codziennego ludzkiego doświadczenia, w tym także doświadczenia młodych ludzi. Rodzą one wprawdzie niekiedy obawy i napięcia psychiczne, ale właśnie takie sytuacje stają się okazją do osobistego zaangażowania się we własny rozwój.
Usuwanie przeszkód i tanie pocieszanie, z którymi łączy się nieraz litowanie się nad dzieckiem, mogą je demobilizować. Sugerują bowiem, że dziecko jest słabe, biedne i nieszczęśliwe. Takie zachowania mają na celu nie tylko obniżenie napięcia u dzieci, ale także i samych rodziców. Są dawaniem sobie i innym taniej obietnicy, że w przyszłości wszystko będzie układać się bardzo dobrze. Łączy się ona niekiedy z usprawiedliwianiem dziecka w jego własnych oczach. Pozwala to zarówno dziecku, jak i rodzicom czuć się "w porządku" w sytuacjach, w których powinni raczej podjąć trud pokonywania trudności i przekraczania własnych ludzkich słabości.
Takie zachowania stanowią pewną formę oszukiwania dziecka i właśnie dlatego są krzywdzące. Z jednej strony rodzice winni czuwać, by sytuacje trudne nie były ponad siły dziecka oraz by mogło ono w tych chwilach otrzymać od nich potrzebne mu wsparcie, z drugiej zaś strony powinni być przekonani, iż sytuacje krytyczne uczą dzieci stawiać czoło trudnościom życiowym, których nie zabraknie później w latach młodości, jak też w życiu dorosłym. Krzywdzące jest dla dziecka zarówno zbytnie chronienie go przed trudnościami, jak i pozostawianie go sobie samemu w kryzysowych dla niego sytuacjach.
Aby dzieci mogły uczyć się coraz większej samodzielności i dojrzałości, potrzebują odpowiedniego marginesu wolności. Odwoływanie się do wolności i pobudzanie do coraz pełniejszego i bardziej odpowiedzialnego korzystania z niej stanowi jedno z najważniejszych zadań wychowawczych, zarówno w rodzinie, jak i w szkole. Surowa kontrola rodziców połączona z rygorystycznymi formami wychowania nakazowo-zakazowego jest zawsze związana z lękiem nie tyle o dzieci, ile przede wszystkim o siebie. Obawy przed wolnością związane są też z brakiem zaufania zarówno do siebie samego, jak i do innych.
Skuteczność wychowania zależy w dużym stopniu od zbudowania więzi zaufania z dzieckiem, opartej na wolności. Kiedy dziecko zaufa rodzicom i czuje się wobec nich wolne, wówczas mogą oni przekazać mu wszystko to, co leży im na sercu i co jest dla dziecka ważne. Dziecko przyjmie przekazywane mu wartości także wtedy, kiedy będą one wymagać od niego zaangażowania i wysiłku. Im głębsze jest zaufanie rodziców do dzieci, tym większa jest możliwość ich wychowawczego oddziaływania.
Bez wolności i zaufania wychowanie łatwo przekształca się w swoistą tresurę polegającą na narzucaniu zewnętrznych form zachowania. Takie wychowanie jest bardzo krzywdzące dla dzieci. W okresie dojrzewania dziecko w sposób spontaniczny zbuntuje się przeciwko narzuconym mu formom. Niebezpieczeństwo polega jednak na tym, iż - nie mając rozeznania - wraz z formami zewnętrznymi odrzuca nieraz również wiele "dobrych rzeczy", których było świadkiem w domu rodzinnym.
Jeżeli nacisk wychowawczy był bardzo silny, a dorastającemu młodemu człowiekowi brakuje siły i odwagi, aby się zbuntować, to w okresie dojrzewania zewnętrzne formy mogą przekształcić się w twarde i sztywne postawy życiowe naznaczone lękiem, poczuciem niższości i brakiem poczucia bezpieczeństwa. Młody człowiek przyjmuje je wówczas zarówno wobec siebie, jak i wobec innych. I tak, powielając wychowawcze błędy swoich rodziców, zaczyna krzywdzić innych, podobnie jak sam został skrzywdzony.
6. Nie ranić dziecka
Wychowanie dzieci domaga się rozeznania i krytycznej refleksji zarówno nad własnym postępowaniem, jak i nad klimatem, jaki stwarza się dziecku w rodzinie i w szkole. Konieczne jest przede wszystkim krytyczne spojrzenie na siebie. Nie po to jednak, by czuć się "niedobrym rodzicem", ale raczej po to, by na własnych i cudzych błędach uczyć się sztuki wychowania i w ten sposób móc uniknąć zadawania mu większych krzywd i zranień. Rodzice, wychowawcy, duszpasterze, którzy codziennie przebywają wiele godzin z dziećmi, powinni pytać się najpierw nie tylko o to, jak pomóc dziecku, ale jak uniknąć zachowań, które by je raniły. Nie ranić dziecka - to pierwsza fundamentalna zasada właściwego wychowania. Dziecko zranione, także niechcący, łatwo zamyka się wobec rodziców i wychowawców. Ich szczere zabiegi wychowawcze są wówczas mało skuteczne lub też nawet przynoszą skutek odwrotny do zamierzonego. Skuteczność pomocy wychowawczej udzielanej dziecku zależy w dużej mierze od jego otwartości, zaufania oraz od zaangażowania we własny rozwój. Wychowanie dziecka jest jedną z najtrudniejszych i jednocześnie najbardziej potrzebnych umiejętności życiowych. Od tej sztuki zależy w dużym stopniu przyszłość dzieci, ich rodzin oraz przyszłość społeczeństwa.
Troska o dziecko nie może jednak ograniczyć się do zainteresowania tylko własnym postępowaniem wobec niego. Dziecku konieczna jest dobra atmosfera pedagogiczna we wszystkich miejscach i środowiskach, w których ono przebywa. Dlatego też z jednej strony rodzice powinni być wyczuleni na krzywdy, jakie mogą ich dzieciom wyrządzać inne osoby, które je wychowują poza domem rodzinnym, szczególnie zaś wychowawcy i duszpasterze. Z drugiej zaś strony szkoła i parafia powinny być uwrażliwione na sposób traktowania dziecka w rodzinie. Nie chodzi tu bynajmniej o tworzenie atmosfery wzajemnej podejrzliwości pomiędzy rodzicami i wychowawcami. Chodzi raczej o otwartość na udzielanie sobie wzajemnej pomocy.
R O Z D Z I A Ł V
ŻYCIE DUCHOWE DROGĄ WEWNĘTRZNEGO UZDROWIENIA
Trwałe uzdrowienie wewnętrzne nie jest jedynie szlachetnym "mocnym postanowieniem poprawy", chwilowym przeżyciem emocjonalnym czy też samą psychoanalityczną świadomością istniejących zależności pomiędzy doznaną krzywdą w przeszłości a obecnymi postawami i zachowaniami. Uzdrowienie jest wewnętrznym procesem, który ma swoją dynamikę i trwa zwykle kilka lat. Obejmuje zarówno płaszczyznę uczuć, jak i wymiar duchowy. Dlatego wymaga wysiłku ludzkiego - psychicznego, jak też wiary i zaufania łasce Boga.
1. Łaska Boga i ludzka praca
Podobnie jak doświadczenie skrzywdzenia obejmuje całego człowieka (płaszczyznę emocjonalną, psychiczną i duchową), tak doświadczenie uzdrowienia wewnętrznego powinno objąć całą ludzką osobę. Nie wystarczy jedynie uzdrowienie pamięci, emocjonalności czy tylko sfery duchowej. Konieczne jest uzdrowienie całej ludzkiej osoby. Uzdrowienie duchowe naprowadza nas na potrzebę uzdrowienia świata emocji, zaś uzdrowienie uczuć otwiera nas na wymiar duchowy. Człowiek zraniony jest w stanie kierować światem swoich zranionych uczuć tylko wówczas, kiedy odwoła się do najgłębszego wymiaru - do życia duchowego.
Jednym z wielkich błędów, jakie popełnia się w rozważaniach o uzdrowieniu z poczucia krzywdy, jest przeciwstawianie płaszczyzny emocjonalnej płaszczyźnie duchowej. Do prawdziwego uzdrowienia wewnętrznego konieczne jest harmonijne łączenie obu tych wymiarów ludzkiego istnienia. Tam, gdzie brakuje woli podjęcia trudnej pracy w sferze emocjonalnej, usiłuje się ją nieraz lekceważyć, przerzucając cały ciężar odpowiedzialności za uzdrowienie wewnętrzne na Pana Boga i Jego łaskę. W takiej sytuacji osoba zraniona wyraża wielką gotowość całkowitego oddania się Mu, ale pod warunkiem, iż usunie On wszelkie cierpienie z jej drogi. Uwolnienie od cierpienia bywa wówczas mylnie kojarzone z rzeczywistym uzdrowieniem. Wyparcie krzywdy ze świadomości, przerzucenie jej na innych, pomniejszanie jej w swojej świadomości może rzeczywiście powodować zmniejszenie cierpienia - nie oznacza ono jednak rzeczywistego uzdrowienia wewnętrznego.
Nieobecność cierpienia w naszym życiu nie zależy tylko od nas. Skuteczności łaski Bożej nie mierzy się też uwolnieniem nas od cierpień fizycznych i psychicznych. Łaską może być zarówno uwolnienie od cierpienia, jak i obdarzenie człowieka cierpieniem. W życiu duchowym istotne jest nie tyle samo cierpienie, ile raczej jego znaczenie dla całego ludzkiego życia.
W naszej modlitwie o uwolnienie od "kielicha goryczy" bywamy nieraz wysłuchani podobnie jak Jezus w Ogrójcu. Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał (Hbr 5,7-8). Wyzwolenie z poczucia krzywdy przychodzi przez posłuszeństwo Bogu, przyjmowane nieraz pośród cierpienia i wewnętrznej walki. Jeżeli uzdrowienie wewnętrzne kojarzy nam się przede wszystkim z życiem bez bólu, to może się zdarzyć, iż szukanie przez nas uzdrowienia będzie jedynie formą ucieczki - nie tylko przed cierpieniem, ale także przed odpowiedzialnością za własne życie.
2. Powołanie do życia
Celem dążenia człowieka do wewnętrznego uzdrowienia z poczucia krzywdy jest pełniejsze odkrycie ludzkiego życia. Poczucie krzywdy i żalu hamuje człowieka w radosnym i twórczym przeżywaniu własnej egzystencji. Uleczenie wewnętrzne jest konieczne do tego, aby móc się cieszyć pełnią życia. Jeżeli krzywdzenie jest niszczeniem życia, to uzdrowienie z poczucia krzywdy jest jego odzyskiwaniem.
Uzdrowienie z poczucia krzywdy zakłada głębokie przekonanie, iż pierwszym zasadniczym powołaniem człowieka jest powołanie do życia. Ono jest fundamentem wszystkich innych ludzkich wezwań i powołań. Powołanie do życia należy rozumieć w szerokim znaczeniu: jesteśmy przede wszystkim powołani do tego, by życie przeżyć uczciwie i dojrzale, by przeżyć je w miłości i w wolności. Ponieważ dzisiejsza cywilizacja lekceważy życie, tym ważniejsze zatem wydaje się podkreślenie, iż godne, dobre i mądre życie ludzkie jest pierwszym zadaniem człowieka.
Wiele dziedzin naszej cywilizacji naznaczonych jest cieniem śmierci. "Cywilizacja śmierci" (Jan Paweł II) przejawia się między innymi w eutanazji, aborcji, wykorzystywaniu seksualnym kobiet i dzieci, stosowaniu przemocy, zażywaniu narkotyków, alkoholizmie. Wbrew tym wszystkim negatywnym tendencjom naszej cywilizacji powinniśmy, jako chrześcijanie, podkreślać piękno i dobro ludzkiego życia. Człowiek współczesny zachwyca się urządzeniami, które sam produkuje, a nie jest w stanie zachwycić się swoim własnym życiem.
W obliczu cywilizacji śmierci, lekceważącej ludzkie życie, trzeba nam często sięgać po psalm 8, który jest jednym z najpiękniejszych hymnów o człowieku.
O Panie, nasz Boże, jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi! Tyś swój majestat wyniósł nad niebiosa. (...) Gdy patrzę na Twe niebo, dzieło Twych palców, księżyc i gwiazdy, któreś Ty utwierdził: czym jest człowiek, że o nim pamiętasz, i czym - syn człowieczy, że się nim zajmujesz? Uczyniłeś go niewiele mniejszym od istot niebieskich, chwałą i czcią go uwieńczyłeś. Obdarzyłeś go władzą nad dziełami rąk Twoich; złożyłeś wszystko pod jego stopy: owce i bydło wszelakie, a nadto i polne stada, ptactwo powietrzne oraz ryby morskie, wszystko, co szlaki mórz przemierza. O Panie, nasz Panie, jak przedziwne Twe imię po wszystkiej ziemi!
Młodym ludziom, tak często poranionym we własnych rodzinach, trzeba dzisiaj ukazywać ich pierwsze powołanie: powołanie do życia. Jest rzeczą paradoksalną, iż wielu z nich nie ceni swojego życia, a jednocześnie "czuje się" powołanymi do wielkich zadań życiowych. Człowiek nie może dokonać w swoim życiu wielkich i ważnych dzieł, jeśli najpierw nie doceni samego życia i nie ucieszy się nim naprawdę. Życie w określonym stanie (małżeńskim, kapłańskim, zakonnym) lub też spełnianie ważnych funkcji społecznych domaga się pozytywnego i poważnego podejścia do życia. Aby dawać życie innym, trzeba wziąć je najpierw w swoje własne ręce. Wśród wartości ziemskich życie ludzkie jest wartością najwyższą. Nie można go sprzedać, zamienić na cokolwiek innego. Powinniśmy często robić sobie rachunek sumienia z naszego podejścia do życia: Jaki jest mój stosunek do własnego życia? Czy nie lekceważę go? Czy nie niszczę go uleganiem moim namiętnościom: chciwości na pieniądze, zmysłowości, chorym ambicjom itp.? Czy nie poświęcam własnego życia dla zdobycia względnych, przemijających wartości: kariery, pieniędzy, przyjemności?
3. Odkrycie miłości Boga
Istotą skrzywdzenia jest zawsze niedobór miłości. Fundamentalne skrzywdzenia wyniesione z domu rodzinnego polegają najczęściej na braku miłości lub też na różnorodnych jej zniekształceniach. Dlatego też zasadniczą drogą do uzdrowienia wewnętrznego będzie miłość drugiego: człowieka i Boga. Odkrywamy wartość i głębię życia, doświadczając miłości ludzkiej i Boskiej. Ludzka pomoc, troska i życzliwość powinny naprowadzić skrzywdzonego na odkrycie źródła miłości, którym jest Bóg. Ostatecznie bowiem Jego bezinteresowna i bezwarunkowa miłość przywraca człowiekowi pragnienie życia, przygaszone z powodu ran doznanych w miłości od ludzi. Wielkie zranienia w ludzkiej miłości mogą być leczone tylko w relacji do nieskończonej miłości Boga.
Miłość Stwórcy odkrywamy powoli. Drogą do niej jest lektura Pisma świętego, refleksja osobista, modlitwa, uczestnictwo w sakramentach, kierownictwo duchowe, życie rodzinne, przyjaźń ludzka. Wszystko to dzieje się w ramach wspólnoty Kościoła. Wspólnota Kościoła pomaga nam stopniowo odkrywać różne "strony" tajemnicy Boga. Miłość Boga jest "zbyt wielka", byśmy mogli ogarnąć ją w jednej chwili, w jednym akcie poznania. Boga poznajemy w miarę naszego wzrastania w życiu duchowym. Możemy więc mówić o etapach, stopniach w odkrywaniu Boga i Jego miłości. Bóg ofiaruje nam całe życie, byśmy mogli przenikać Jego tajemnicę i Jego nieskończoną miłość.
Doświadczenie chrześcijańskiego życia duchowego rozpoczyna się zatem nie od poznawania zobowiązań i ciężarów religijnych, ale bezinteresownej miłości. Pierwszą tajemnicą chrześcijaństwa jest bowiem fakt, że Bóg (tak) umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3,16-17).
Pierwszą prawdą chrześcijaństwa jest zatem miłość, którą jesteśmy kochani za darmo. Życie człowieka jest owocem tej miłości. Istniejemy dzięki miłości. Bóg zaprasza nas do jej przyjęcia i wcielania w życie. Chrześcijańskie życie duchowe rodzi się w kontemplacji miłości Boga, objawionej w Jezusie Chrystusie. Św. Jan Ewangelista zachęca nas do zachwytu nad bezinteresowną miłością Boga: Popatrzcie, jaką miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi: i rzeczywiście nimi jesteśmy. Świat zaś dlatego nas nie zna, że nie poznał Jego. Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest (1 J 3,1-2).
Powinniśmy często zadawać sobie pytanie: Do jakiego Boga się modlimy? Z czego zbudowany jest nasz obraz Boga? Ile w naszym doświadczeniu Boga jest poczucia winy, lęku o siebie, lęku przed karą, chęci bycia "w porządku", a ile rzeczywistego doświadczenia bezinteresownej miłości? Nie doświadczymy wielkiego zapału, entuzjazmu życiowego, jeżeli nasz obraz Boga będzie przede wszystkim budził w nas lęk i poczucie winy.
Kiedy myślimy o Bogu i Jego woli, wtedy naszym pierwszym odruchem powinna być nie obawa, czy jesteśmy wobec Niego "w porządku", ale świadomość, że jesteśmy przez Niego kochani odwieczną i nieskończoną miłością. Matka, która małemu dziecku stawia najpierw surowe wymagania zamiast je otoczyć czułą opieką i miłością, będzie je głęboko ranić. Dziecko nie zrozumie wymagań matki i ojca, kiedy nie czuje się przez nich kochane. Podobnie każdy człowiek przed Bogiem: jeżeli nie poczuje się przez Niego kochany, to nie będzie w stanie rozumieć sensu Jego przykazań, nakazów i zakazów.
Miłość Boża jest wymagająca, niekiedy nawet bardzo, ale wymagania te przychodzą w odpowiednim czasie i na odpowiednim etapie ludzkiego rozwoju. W życiu duchowym trzeba zatem najpierw odkryć, iż jesteśmy kochani, by móc pokonać w sobie powracające pytanie, dyktowane lękiem: Czy jestem "w porządku" wobec Boga? Bóg kocha nas także wówczas, kiedy nie jesteśmy wobec Niego "w porządku". To właśnie doświadczenie Jego miłości wprowadza w nas porządek, harmonię i ład. Jego miłość oczyszcza nas i leczy z poczucia krzywdy, która jest zawsze wyrazem nieładu w miłości.
Powinniśmy często szukać w Biblii, tak Nowego, jak i Starego Testamentu, tych miejsc, które objawiają nam bezinteresowną miłość Boga. Nie jest prawdą, że Bóg objawia swoją miłość tylko w Nowym Testamencie. Również w Starym Testamencie jest wiele fragmentów opowiadających o nieskończonej i bezinteresownej Boga miłości do człowieka. Jak kogo pociesza własna matka, tak Ja was pocieszać będę; w Jerozolimie doznacie pociechy (Iz 66,13). Oto wyryłem cię na obu dłoniach, twe mury są ustawicznie przede Mną - mówi pięknie prorok Izajasz (Iz 49,16). Czułe wyznanie miłości Jahwe do człowieka znajdujemy także u proroka Jeremiasza: Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię, nim przyszedłeś na świat, poświęciłem cię, prorokiem dla narodów ustanowiłem cię (Jr 1,5). Bóg ukształtował nas w łonie matki, nieustannie nosi nas na obu swoich dłoniach. Kocha nas pełną miłością - miłością matki i ojca. Głęboka świadomość, że życie jest darem miłości Boga, że otoczone jest Jego miłością i jest w Jego mocnych rękach, staje się ważnym źródłem pozytywnego stosunku człowieka do życia. Powinniśmy pytać siebie: Jaki jest nasz obraz Boga? Czy przeżywamy na co dzień prawdę, iż Bóg "wyrył nas na obu swoich dłoniach"? Czy doświadczamy w życiu pocieszenia Bożego, szczególnie w chwilach trudnych? Czy wyraźnie wiążemy wartość naszego życia z miłością Boga?
4. Pokonanie podejrzliwości
Aby móc zaufać miłości Boga, która rodzi nas do życia, konieczne jest pokonanie w sobie podejrzliwości. Zranienia w miłości rodzą w człowieku głęboką obawę przed dalszymi ranami. Podejrzliwość jest pewną formą lęku przed kolejnym odrzuceniem w miłości. Nasza podejrzliwość jest związana najczęściej ze skrzywdzeniem wyniesionym z domu rodzinnego, ze środowiska rówieśniczego czy też środowiska szkolnego. Podejrzliwość jest odruchową, bezrefleksyjną formą obrony przed kolejnym zranieniem w miłości. Podejrzliwość blokuje spontaniczne ludzkie relacje wzajemnej życzliwości, sympatii, przyjaźni i miłości; izoluje człowieka; zamyka go w sobie. Podejrzliwość czyni człowieka smutnym; zabija radość życia.
Nasza cywilizacja jest naznaczona podejrzliwością. "Minęło zaledwie 140 lat - pisze Robert Bly - od zapoczątkowania pracy fabrycznej na Zachodzie, (...) a w przeciągu tego okresu z każdym pokoleniem słabną więzi ojca z dziećmi. Kiedy syn nie widzi miejsca pracy swego ojca, bądź tego, co on wytwarza, czy może sobie wyobrazić ojca jako bohatera, jako bojownika? (...) Odpowiedź Alexandra Mitscherlicha jest smutna: to puste miejsce zajmują demony podejrzliwości. Demony te, niewidzialne, ale rozmowne, zachęcają do podejrzliwości wobec wszystkich starszych. Podejrzliwość taka prowadzi do rozbicia wspólnoty starszych i młodszych mężczyzn. (...) Muzyk rockowy nie bez cienia złośliwości gra muzykę, której jego dziadek nigdy nie zrozumie".
Człowiek zraniony w miłości, który pragnie rzeczywistego uzdrowienia wewnętrznego, musi zauważyć własną nieufność - podejrzliwość i przyjąć ją jako ranę własnego serca. Ranę tę powinien z pokorą wyznać przed Bogiem, by móc pokonać ją najpierw we własnym sercu. Zwycięstwo wewnętrzne nad podejrzliwością otworzy mu drogę do pokonania jej w relacji z bliźnimi.
Jeżeli w pewnym momencie życia podejrzliwość nie zostanie w człowieku przekroczona, to będzie rozwijać się i rosnąć razem z nim. I tak podejrzliwość dziecka, nastolatka wobec jego własnych rodziców staje się - w miarę upływu lat - podejrzliwością rodzica wobec dziecka. Podejrzliwość podwładnego wobec przełożonego z czasem staje się podejrzliwością przełożonego wobec podwładnych. Podejrzliwość ucznia wobec nauczyciela staje się z czasem podejrzliwością nauczyciela wobec uczniów. Nierzadko z podejrzliwością patrzymy na każdy autorytet, ponieważ wydaje nam się - i to jest właśnie podejrzliwość - iż chce on nas zniewolić, ograniczyć, poniżyć, wykorzystać. W społeczeństwie jest ogromnie dużo podejrzliwości wobec polityków i ludzi władzy. Jest też wiele podejrzliwości wobec Kościoła. Wielu sądzi, że Kościół, głosząc Dobrą Nowinę i zasady moralne z nią związane, kieruje się nieczystymi motywami: szuka władzy, wpływów, interesów, pieniędzy itp. Wielu podejrzewa Kościół o nieczyste, ukryte intencje.
Podejrzliwość ludzka jak cień pada także na samego Boga. To właśnie z niej rodzą się w chwilach trudnych pytania pełne nieufności: Czy Bóg może mi przebaczyć tak ciężkie grzechy? Czy Bóg mnie kocha, skoro tak bardzo cierpię? Czy On naprawdę jest miłością, jeżeli na świecie jest tyle cierpienia? Czy istnieje Boża sprawiedliwość, jeżeli tak okrutnie cierpią niewinne dzieci? Są to tylko niektóre pytania, jakie rodzą się w nas pod wpływem podejrzliwości wobec Boga i Jego miłości.
Aby zaufanie stało się możliwe, nasza podejrzliwość musi zostać pokonana. Jeżeli istnieje choćby jej cień w naszym sercu, to wówczas wszystko, co przyjmujemy od Boga i ofiarujemy Mu, zostaje nią "zatrute". Także wtedy, kiedy dobrze się nam powodzi, rodzi się w nas podejrzliwość: Czego Pan Bóg zażąda od nas za chwile powodzenia i ludzkiego szczęścia? Jaki krzyż nam później ześle?
Podejrzliwość, która objawia się w relacji do Boga i człowieka, ujawnia się także w stosunku do samego siebie. Wielu młodych ludzi, niepewnych siebie, nieustannie podejrzewa się o złe zamiary i intencje. Nie umie żyć w pokoju i radości wewnętrznej, ponieważ ciągle musi walczyć z obawami, zbytnią troską o siebie i swoją przyszłość, których źródłem jest ich własna podejrzliwość. Podejrzliwość każe im nieraz stawiać sobie wymagania, całkowicie ich przerastające. Wymagania te bywają nieraz wręcz nieludzkie.
Podejrzliwość wobec siebie i wobec Boga uniemożliwia nam prawdziwe doświadczenie wiary. W podejrzliwości bowiem człowiek nie umie przyjmować bezinteresownego daru. Usiłuje natychmiast za niego płacić, wynagradzać. W konsekwencji, relacje z Bogiem naznaczone zostają interesem, a życie duchowe staje się jednym wielkim handlowaniem z Bogiem. Człowiekowi wydaje się wówczas, iż za wszystko winien Panu Bogu zapłacić i wszystko sobie u Niego wykupić. Jeśli nie umiemy przyjmować darów, ale usiłujemy płacić Bogu za wszystko, to równocześnie sami nie jesteśmy w stanie bezinteresownie dawać. Podejrzliwość jest wrogiem bezinteresowności.
Postawmy sobie pytania o naszą podejrzliwość: Jaka była moja podejrzliwość w przeszłości, a jaka jest dzisiaj? Z jakich zranień życiowych może ona wypływać? Wobec jakich osób spontanicznie rodzi się we mnie podejrzliwość? Ile jest podejrzliwości wobec osób, z którymi żyję na co dzień: wobec ojca, matki, męża-żony, własnych dzieci, rodzeństwa, innych członków rodziny? Czy nie nosimy w sobie podejrzliwości wobec naszych sąsiadów, kolegów z pracy, wspólnoty parafialnej, duszpasterzy? Trzeba nam prosić Boga, byśmy mogli dostrzec naszą podejrzliwość, wyznać ją i stopniowo pokonywać we własnym sercu.
Pytajmy, jak bardzo podejrzliwość nadszarpnęła nasze więzi z najbliższymi. Jak wpłynęła na nasze relacje z Bogiem? Czy moja podejrzliwość nie osłabia mojego poczucia własnej wartości? Czy nie staje się źródłem bezradności, niewiary we własne siły? Prośmy Boga, abyśmy przyjęli naszą podejrzliwość jako ważne zadanie życiowe, jako miejsce zmagania się o głębsze życie duchowe, jako miejsce naszego wzrostu zaufania do Boga, do siebie i do bliźnich.
5. Przyjmowanie odpowiedzialności za życie
Wewnętrzne zmagania o uzdrowienie wewnętrzne domagają się nie tylko pokonania podejrzliwości, ale także głębokiego poczucia odpowiedzialności za swoje własne życie. Jeżeli osoba skrzywdzona nie ma przemienić się - niemal automatycznie - w krzywdziciela, to musi wziąć swój własny los w swoje ręce. Nie może pozwolić, by kierowały nią jej własne nie kontrolowane odruchy oraz niedojrzałe nawyki i przyzwyczajenia.
Odpowiedzialność za życie wyraża się między innymi w uświadamianiu sobie własnych postaw, zachowań i reakcji oraz wzięciu za nie odpowiedzialności moralnej. Łatwe, kierowane egoizmem, poddanie się nie kontrolowanym odczuciom skrzywdzenia, żalu, gniewu, odwetu, nienawiści i przelewanie tych uczuć na bliźnich (nieraz "ducha Bogu winnych") jest zachowaniem niemoralnym. Człowiek zraniony powinien czuć się odpowiedzialny za swoje wybory, decyzje i czyny. Odpowiedzialność za życie każe przyjąć skrzywdzenie jako szczególną, nieraz bardzo bolesną okazję do wewnętrznej walki o zwycięstwo ducha nad ciałem (por. 1 Kor 15,50), dobra nad złem (por. Rz 12,21), moralności nad niemoralnością. Jeżeli skrzywdzenie nie zostanie przyjęte w ten sposób, staje się okazją do niewierności wobec Boga i do wyrządzania krzywdy innym.
Krzywdzenie innych jest grzechem. Grzech krzywdy wyrządzonej bliźnim nie może być traktowany jako omyłka, przypadkowy błąd, chwila nieuwagi. Grzech jest brakiem odpowiedzialności za własne decyzje i wybory życiowe. Istotą grzechu jest zamykanie się na Boga i jego miłosierdzie oraz krzywdzenie bliźnich.
Istotą odpowiedzialności za swoje własne życie jest słuchanie Boga i odpowiadanie Mu na Jego wezwania. Dopiero zawierzenie swego życia Stwórcy daje człowiekowi możliwość przyjęcia pełnej odpowiedzialności za nie. Odpowiedzialność każe nam zrezygnować z usprawiedliwiania własnego grzechu. Grzechu nie da się wyjaśnić trudną przeszłością, niepewną teraźniejszością czy też lękiem przed przyszłością. Grzech domaga się rezygnacji z szukania winnych.
Trzeba jednak mocno zaznaczyć, iż uwalniamy się od zakłamania i dochodzimy do prawdy o naszej grzeszności nie tylko poprzez autorefleksję, ale także poprzez rozważanie słowa Bożego. Prawdziwe doświadczenie grzeszności nie jest owocem wpatrywania się we własne słabości i ułomności. To Duch Boży działający w słowie Bożym przekonuje nas o grzechu i potrzebie miłosierdzia Boga. On zaś (Duch Święty), gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie - powie św. Jan (J 16,8).
Doświadczenie własnego grzechu jest owocem kontemplacji Boga i Jego miłości. W spotkaniu ze świętością Boga ujawnia się nasza grzeszność; w zetknięciu z Jego sprawiedliwością ujawnia się nasza niesprawiedliwość; w kontemplacji Jego dobroci ujawnia się krzywda wyrządzona bliźnim i sobie samemu.
Świętość Boga, która odsłania grzech przed człowiekiem, objawia się jednocześnie jako źródło miłosierdzia, przebaczenia i pojednania. Dlatego też chrześcijańskie doświadczenie grzechu, jeżeli jest autentyczne, nie odbiera człowiekowi nadziei. Wręcz odwrotnie. Otwiera nam perspektywę na przyszłość. Słowo Boże, objawiające nam nasz grzech, ukazuje jednocześnie, w jaki sposób powinniśmy brać odpowiedzialność za nasze życie, aby czynić je dojrzalszym, lepszym, szczęśliwszym, także w ludzkim wymiarze.
Pytajmy o nasze poczucie odpowiedzialności za życie na poszczególnych jego etapach: w okresie dorastania, w latach młodzieńczych, w wieku dorosłym. Co świadczy o podejmowaniu odpowiedzialności za moje życie? Co było wyrazem pewnej lekkomyślności wobec życia? Czy nie niszczyłem swojego życia nałogami? Jaka jest dziś troska o moje życie? Czy mój styl życia: praca, odpoczynek, modlitwa, stosunek do ciała jest rzeczywiście wyrazem troski o moje życie?
6. Doświadczenie miłosierdzia Bożego
Postawa odpowiedzialności za życie otwiera nas na głębsze doświadczenie miłości Boga. Bezinteresowna miłość Boga jest jednocześnie miłością wymagającą, trudną. Ona stawia przed nami ważne i odpowiedzialne zadania. Bóg, jako najlepszy Pedagog i Nauczyciel, swoją miłością zaprasza nas do wysiłku i pracy dla własnego szczęścia oraz dla dobra tych, których powierza naszej trosce i miłości. W razie potrzeby zaś upomina i karci tak, jak czyni to dobry ojciec.
Przyjmowanie przebaczenia Bożego nie może być konsumowaniem miłosierdzia Bożego. Bóg przebacza grzechy, ale jednocześnie zaprasza człowieka do ofiarnej miłości. Z przebaczeniem pełnym miłosierdzia (Ja ciebie nie potępiam) grzesznik otrzymuje polecenie: Idź, a od tej chwili już nie grzesz! (J 8,11). Wraz z łaską uzdrowienia Jezus nie obawia się udzielić choremu wyraźnej przestrogi: Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło (J 5,14). Jeżeli słowa te przyjmujemy w kontekście bezinteresownej miłości Boga, to one nas nie ranią. Upomnienie może ranić tylko wówczas, kiedy jest przeżywane jako wyraz odrzucenia. Ojcowska miłość Boga objawiona w Jezusie przestrzega nas, upomina, wzywa do wysiłku duchowego, ale nigdy nas nie potępia. Gdybyśmy zatrzymali się na doświadczeniu Boga, który kocha za darmo i niczego nie wymaga, łatwo moglibyśmy uczynić z chrześcijaństwa tanią religię hippisów.
Czego Bóg od nas wymaga? Po pierwsze, wymaga słuchania: Pierwsze jest: Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz, Pan jest jeden (Mk 12,29). Słuchanie jest pierwszym nakazem Boga. Po drugie, wymaga odpowiedzi: Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą (Mk 12,30). Odpowiedź na miłość Stwórcy wyraża się nie tylko w relacji do Niego, ale także w relacjach międzyludzkich: Drugie jest to: Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego. Nie ma innego przykazania większego od tych (Mk 12,31).
Istotą odpowiedzialności chrześcijańskiej jest nie formalna obowiązkowość, ale nieustanne udzielanie odpowiedzi Bogu na Jego słowo kierowane do nas. Słowo Boga jest słowem miłości i odpowiedź powinna być także odpowiedzią miłości. Może zbyt często traktujemy Pana Boga jak Świętego Mikołaja, który pracuje cały rok, rozdając wszystko wszystkim za darmo. Prawdziwa "miłość polega na obopólnym udzielaniu sobie, a mianowicie na tym, aby miłujący dawał i udzielał umiłowanemu tego, co sam posiada, albo coś z tego, co jest w jego posiadaniu lub w jego mocy; i znów wzajemnie, żeby umiłowany udzielał miłującemu" (ĆD, 231).
Człowiek, nasyciwszy się bezinteresowną miłością Boga, spontanicznie pyta: Co ja daję Bogu? W rozważaniach o grzechu św. Ignacy Loyola zachęca rekolektanta, aby "wyobrażając sobie Chrystusa, Pana naszego, obecnego i wiszącego na krzyżu rozmawiać z Nim, pytając go, jak to On, będąc Stwórcą, do tego doszedł, że stał się człowiekiem, a od życia wiecznego przeszedł do śmierci doczesnej i do konania za moje grzechy" (ĆD, 53). Następnie zaś autor Ćwiczeń duchownych każe przyjrzeć się sobie i pytać: "Com ja uczynił dla Chrystusa? Co czynię dla Chrystusa? Com powinien uczynić dla Chrystusa? I tak widząc go w takim stanie przybitego do krzyża, rozważyć to, co mi się wtedy nasunie" (ĆD, 53).
Doświadczenie sakramentu pojednania powinno być nie tylko przyjmowaniem miłości, ale również ofiarowywaniem jej Jezusowi i naszym bliźnim, szczególnie zaś tym, którzy nas zranili brakiem miłości wobec nas. Ofiarowanie przebaczenia, które jest dawaniem miłości "naszym winowajcom", jest tak istotne, iż Jezus zastrzega się, że przebaczenie Boga będzie skuteczne tylko pod warunkiem udzielenia im wpierw naszego przebaczenia.
7. Dojrzałość sumienia
Z doświadczeniem odpowiedzialności za siebie i swoje czyny wiąże się w sposób ścisły dorastanie do coraz pełniejszej dojrzałości sumienia. Do prawdziwego uzdrowienia wewnętrznego konieczne jest dojrzałe sumienie. Nierzadko zdarza się, iż osoba skrzywdzona żyje w ciągłym chorym poczuciu winy wobec Boga i osób, które ją skrzywdziły, co nie pozwala jej wypowiedzieć do końca swojej krzywdy. Obawia się, iż opowiadanie innym o doznanych krzywdach jest wyrazem braku miłości, nielojalnością czy też obmawianiem. Długie dotkliwe doświadczanie krzywdy często zniekształca ludzkie sumienie. Krzywda może czynić sumienie niepewnym, lękliwym, nadwrażliwym. Bardzo wiele zależy jednak od wolności człowieka i jego postawy wobec cierpienia. Kiedy osoba skrzywdzona nie podejmuje problemu krzywdy, wtedy owo niepewne i lękliwe sumienie z czasem może stać się nieczułe, niewrażliwe, zatwardziałe. Pod wpływem przewlekłej krzywdy, która nie zostanie wewnętrznie przezwyciężona, człowiek staje się nieraz uczuciowo twardy. Wraz z twardnieniem ludzkiej emocjonalności, zwykle twardnieje również jego sumienie.
Doświadczenie skrzywdzenia domaga się pracy nad dojrzałością własnego sumienia. Sumienie dojrzałe jest jednocześnie sumieniem prawym, czułym i wrażliwym. Prawość sumienia, uczciwość wewnętrzna jest pierwszym zasadniczym warunkiem prawdziwego uzdrowienia wewnętrznego. Prawość wewnętrzna wymaga "przede wszystkim tego, aby człowiek odrzucił pozory, wyzbył się zafałszowań, aby odnalazł się w całej swojej wewnętrznej prawdzie. Jest to prawda jego sumienia. Człowiek musi uwolnić się od wszystkiego, co mu nie pozwala tej właśnie prawdzie, swojej wewnętrznej prawdzie, spojrzeć w oczy" (Jan Paweł II).
W doświadczeniu głębokiej krzywdy prawda jest bardzo bolesna. I nie każdego z nas stać, aby od razu z całą odwagą i zaangażowaniem spojrzał prawdzie w oczy i uznał: "Sam jestem winny temu, że czuję się nieszczęśliwy, nie kochany, odrzucony". Boimy się prawdy o nas samych, ponieważ obawiamy się trudu, ofiary i cierpienia, które konieczne są do zmiany naszego życia. Wolimy nieraz udawać. Ojciec Święty rozumiejąc tę trudność stwierdza, że "nawet przelotne, doraźne spojrzenie w oczy wewnętrznej prawdzie człowieka jest już osiągnięciem". Jest to bardzo "ludzkie" i jednocześnie bardzo pocieszające stwierdzenie. Odbija się w nim dogłębne rozumienie człowieka: wielkości jego pragnień, ale także jego kruchości i lękliwości wewnętrznej.
W towarzyszeniu - w ramach kierownictwa duchowego lub terapii - człowiekowi zranionemu należy bardzo się strzec "zdzierania" masek na siłę. Człowiek odarty z maski wbrew swojej wolności czuje się przede wszystkim upokorzony i nie jest to doświadczenie, które podnosiłoby go na duchu. Nie pomaga się człowiekowi, kiedy się go upokarza i poniża.
Istnieją pewne formy terapii, które stawiają sobie za cel odsłonięcie przed człowiekiem jego niedojrzałych mechanizmów obronnych, którymi usiłuje on ustrzec się przed kolejnym zranieniem. Pomoc człowiekowi domaga się ojcowskiej akceptacji, wsparcia, dyskrecji i zaufania. Prawdą o nas są nie tylko nasze niedojrzałe mechanizmy obronne, ale także nasza zdolność do przyjmowania i dawania miłości.
Prawdy uczymy się powoli, stopniowo. Prawda wymaga cierpliwości i to zarówno ze strony tego, kto do niej dąży, jak i "pedagoga", który uczy życia w prawdzie. Życie prawdziwsze nie zawsze jest łatwiejsze z ludzkiego punktu widzenia. Zły duch, który ze swej istoty jest kłamcą i ojcem wszelkiego kłamstwa (por. J 8,44), odwołując się do trudu życia w prawdzie, podpowiada nam, iż stawianie czoła poczuciu skrzywdzenia będzie wiązać się w wieczną torturą, męką i wiecznym upokorzeniem. I chociaż rzeczywiście pierwszy etap wewnętrznego uzdrowienia z poczucia krzywdy jest nieraz bardzo bolesny, to jednak z czasem przychodzi doświadczenie wolności wewnętrznej, porządku, harmonii, które czynią życie ludzkie spokojniejszym i radośniejszym. Życie w prawdzie jest zawsze życiem szczęśliwym.
R O Z D Z I A Ł V I
SZTUKA STAWIANIA CZOŁA CIERPIENIU
Bardzo ważnym rysem chrześcijańskiego życia duchowego na drodze uzdrowienia z poczucia krzywdy jest przyjmowanie i znoszenie cierpienia. Cierpienie jest zwykle najtrudniejszym (a przez to także najwyraźniejszym) kryterium autentyczności naszego ludzkiego i chrześcijańskiego życia. Nasza miłość do ludzi, jak też do Boga sprawdza się w cierpieniu. To właśnie w cierpieniu najczęściej objawia się głębia naszego zakorzenienia w Chrystusie i głębia naszych więzi z bliźnimi.
Dzisiejsza cywilizacja walczy z cierpieniem i ucieka od niego za wszelką cenę. Najbardziej chore przejawy naszej cywilizacji są wyrazem ucieczki od trudu życia i od cierpienia. Kiedy człowiek jednoznacznie neguje transcendentny wymiar ludzkiego życia, wtedy cierpienie staje się jego największym wrogiem - większym nieraz od śmierci. Aby uniknąć cierpienia, niektórzy wybierają raczej własną śmierć. Konsumpcyjny styl życia i związane z nim uzależnienia i nałogi wiążą się także w ścisły sposób z próbą uśmierzania cierpienia. Ale im bardziej człowiek ucieka od cierpienia, tym szybciej ono go dogania. Od cierpienia tak naprawdę nie da się uciec. Nie można go też uśmierzyć, schować czy ominąć. Trud życia, cierpienia można jedynie umiejętnie, mądrze wycierpieć.
1. Krzywda i cierpienie
Doświadczenie krzywdy łączy się z cierpieniem. Im większa krzywda, tym zwykle większe i głębsze cierpienie. Boimy się stawiać czoło przeżytym w przeszłości krzywdom, ponieważ obawiamy się przywoływania doznanych cierpień. Obawa przed cierpieniem każe nam nieraz pomniejszać doznane krzywdy, racjonalizować je lub też ukrywać przed sobą i przed innymi. Takie podejście do krzywdy nie tylko nie przynosi rozwiązania, ale sprawia, iż skrzywdzony - nieświadomy motywów swojego działania - nierzadko odruchowo sam naśladuje tych, którzy go krzywdzili, i krzywdzi innych.
Aby możliwy był proces wewnętrznego uzdrowienia z poczucia krzywdy, powinno być głęboko rozeznane podejście osoby skrzywdzonej do cierpienia. Istnieją zasadniczo dwa skrajne i jednocześnie niedojrzałe podejścia do cierpienia.
Pierwsze z nich to próba wyeliminowania każdego cierpienia za wszelką cenę. Przy takim podejściu do cierpienia może rodzić się u osoby skrzywdzonej pokusa wyeliminowania cierpienia związanego z krzywdą poprzez zbudowanie muru pomiędzy bolesną przeszłością a dniem dzisiejszym. Osoba skrzywdzona może też usiłować sztucznie przyspieszyć proces uzdrowienia, aby "wszystko" odbyło się możliwie bezboleśnie.
Drugim niedojrzałym podejściem do cierpienia jest nadawanie sensu samemu cierpieniu i koncentracja na własnym poczuciu skrzywdzenia. Odczucie skrzywdzenia połączone z pielęgnowaniem go zdaje się nadawać sens ludzkiemu życiu.
W pierwszym podejściu do cierpienia szczęście i powodzenie życiowe bywa wiązane z brakiem obecności cierpienia. Takie jednak traktowanie cierpienia sprawia, iż człowiek żyje w nieustannym lęku przed cierpieniem. Ów lęk już sam w sobie jest nieraz źródłem wielu cierpień. Problem cierpienia domaga się pewnej odwagi i mądrości. One pomagają nam rozeznać, z jakim cierpieniem należy konsekwentnie walczyć i usiłować je usunąć z naszego życia, a które cierpienia trzeba po prostu przyjąć i "odcierpieć", ponieważ nie ma na nie innej rady.
Cierpienie bywa "tragicznie trudne" nie tylko wówczas, kiedy człowiek usiłuje od niego uciec, ale także wtedy, gdy je ubóstwia i uznaje za środek prowadzący do zbawienia. To drugie podejście do cierpienia polega na przypisywaniu sensowności cierpieniu jako takiemu. Na bazie tej niedojrzałości w podejściu do cierpienia rodzi się pewien typ "niezdrowej duchowości" (łatwo dają się w nią wciągnąć ludzie głęboko skrzywdzeni przez życie), która każe sądzić, iż jakakolwiek przyjemność jest niebezpieczna sama w sobie, a praktyki religijne stają się "pobożne" tylko dlatego, że są przykre i sprawiają ból. Brak odczucia przyjemności i samo cierpienie uważane bywają wówczas za istotne elementy doświadczenia duchowego. Wielu ludziom wydaje się, iż są bardziej doskonali tylko dlatego, że wycierpieli więcej od innych. Jest to bardzo zwodnicze przekonanie. Cierpienie samo w sobie jest zawsze złe; ono niszczy i zabija. Cierpienie ludzkie ma sens tylko wówczas, kiedy jest przeżywane w jedności z cierpiącym Chrystusem.
Uzdrowienie wewnętrzne domaga się bardzo wyważonego, roztropnego i mądrego podejścia do cierpienia. Nie może to być jedynie ludzka mądrość, która kalkuluje, jak uniknąć cierpienia. Powinna to być także mądrość Boża, której podoba się nieraz posłużyć się "głupstwem cierpienia i krzyża" (por. 1 Kor 1,18) dla przyjścia z pomocą człowiekowi w jego drodze do domu Ojca. Towarzyszenie osobie skrzywdzonej - w procesie uzdrowienia wewnętrznego - polega w znacznym stopniu na udzieleniu jej pomocy w przyjęciu właściwej postawy wobec cierpienia.
2. Mur zapomnienia
Częstą pokusą rozwiązania problemu głębokiego skrzywdzenia jest próba wymazania go z pamięci. Jest to nieraz obronny odruch ludzkiej psychiki, która usiłuje jakoś radzić sobie z doświadczeniem krzywdy.
Wymazanie z pamięci, zapomnienie sprawiają, iż w świadomości człowieka skrzywdzonego zostaje zbudowany gruby mur między przeszłością a teraźniejszością. Podobny jest on do przepaści, jaka dzieli żebraka przebywającego na łonie Abrahama i potępionego Łazarza. Przepaść ta powoduje, że nic nie może przedostać się z jednej strony muru na drugi (por. Łk 16,26).
Zdarza się, iż osoby głęboko skrzywdzone w domu rodzinnym nic nie pamiętają z okresu dzieciństwa i bardzo mało z okresu dojrzewania. Jest to "błogosławiona nieświadomość", dzięki której nie cierpią na poziomie świadomości. Bez problemu też kontaktują się na co dzień z osobami, od których doświadczyły nieraz głębokiej krzywdy.
W procesie uzdrowienia wewnętrznego takie sytuacje są bardzo delikatne i wymagają ogromnego wyczucia i uważności osoby, która udziela pomocy. Zburzenie muru między przeszłością a teraźniejszością może stanowić dla takich osób prawdziwą katastrofę emocjonalną i psychiczną. W takich sytuacjach konieczny jest najgłębszy szacunek dla człowieka, jego wolności, jego ograniczeń, a zwłaszcza dla jego psychicznych oporów stawienia czoła własnemu poczuciu krzywdy. Trzeba pozwolić takiej osobie - o ile dokonuje ona takiego, nawet nie do końca w pełni świadomego i wolnego wyboru - żyć według jej decyzji.
W kierownictwie duchowym czy terapii można człowieka głęboko skrzywdzić, ukazując mu wbrew jego wolności niedojrzałość jego zachowań i postaw, i zachwiać tym samym pewną "równowagę" wynikającą z podświadomego ukrywania głębokiego poczucia krzywdy.
Nie są to jednak sytuacje "beznadziejne", jak by się nam mogło nieraz wydawać. Wszelkie przewidywania i kalkulacje kierowników duchowych czy terapeutów co do dalszego losu takiej osoby są bardzo trudne do przewidzenia. Zdarza się bowiem, nierzadko pod wpływem głębokiego doświadczenia religijnego, iż człowiek będący w takiej sytuacji przeżywa nagle głębokie wewnętrzne olśnienie i odkrywa bolesną prawdę o głębi własnego skrzywdzenia. Mur może legnąć w gruzach dosłownie w jednej chwili. Potrzeba jednak zwykle długiego czasu, aby osoba skrzywdzona mogła dokonać integracji przeszłości z teraźniejszością i z postawą wobec przyszłości.
Kiedy człowiek skrzywdzony zbudował sobie taki właśnie mur między przeszłością a teraźniejszością, wtedy ważną radą, jakiej może udzielić mu kierownik duchowy, będzie zachęta do modlitwy o prawdę własnego życia. Silne pragnienie życia w prawdzie, połączone z modlitwą o światło łaski, może stać się źródłem wewnętrznego cudu.
3. Ciężkie skrzywdzenia bez cierpienia
Bywa jednak i tak, iż skrzywdzony dokładnie pamięta wszystkie wydarzenia, fakty (także te najbardziej drastyczne) i całą atmosferę wieloletniego krzywdzenia, ale nie przeżywa żadnego bólu w związku z tym doświadczeniem. Patrzy na swoją - nieraz bardzo bolesną przeszłość - jak na film, który go nie dotyczy. I chociaż pamięta fakty, to jednak nie pamięta bólu.
Wiele razy rozmawiałem z ludźmi, którzy doświadczywszy granicznych nieraz sytuacji skrzywdzenia przez najbliższych, opowiadali o swojej przeszłości z uśmiechem na twarzy, zapewniając, że cała ta przeszłość nie ma już dziś dla nich większego znaczenia. Wewnętrzne, "psychiczne zbicia" w doznanej krzywdzie są nieraz tak głębokie, iż nie pozwalają już człowiekowi odczuwać bólu.
Sytuacje takich osób ukazują niezwykły emocjonalny paradoks. Z jednej strony osoby te deklarują bowiem wielką, szlachetną gotowość przebaczenia najboleśniejszych wydarzeń życiowych z przeszłości, z drugiej jednak są zwykle przewrażliwione na swoim punkcie. Najmniejsze uwagi czy próby skorygowania ich zachowań spotykają się najpierw ze zdecydowanym lękiem i sprzeciwem, później zaś z silnym gniewem, złością i agresją. Można bardzo narazić się takim osobom, gdyby usiłowało się ukazywać im niespójność ich reagowania emocjonalnego.
Jest to również sytuacja bardzo delikatna i trudna. Nie można takiej osobie uświadamiać jej położenia i budzić w niej "świadomości cierpienia", którego ona w danym momencie nie jest jeszcze w stanie znieść. Nie można łamać jej oporów wewnętrznych. Sytuacja takich osób jest jednak trudna. Niebezpieczeństwo polega bowiem na tym, iż nie doświadczając bólu w kontekście własnego skrzywdzenia z przeszłości, mogą one również nie być świadome obecnych raniących zachowań w stosunku do innych. Osoby te mogą głęboko krzywdzić najbliższych, nie zdając sobie sprawy z własnego postępowania.
W pewnej rozmowie z człowiekiem dorosłym, który najpierw jako dziecko był wykorzystywany seksualnie, a następnie sam wykorzystywał nieletnich, usiłowałem obudzić jego sumienie. W odpowiedzi usłyszałem szczególne wyjaśnienie: "Nie wydaje mi się, aby był to aż tak wielki problem, ponieważ ja nie angażuję się uczuciowo w te akty". W tym jednym zdaniu, wypowiedzianym spontanicznie, ukazany jest problem ludzi, którzy nie "umieją odczuwać cierpienia" z powodu krzywd doznanych w dzieciństwie czy też w okresie dojrzewania. Problemem tym jest skamieniała emocjonalność, która nie odczuwa już żadnej krzywdy: ani tej doznanej w przeszłości, ani też obecnej, wyrządzanej innym.
Podobnie jak w sytuacji poprzedniej, tak i w tym wypadku potrzebne byłoby głębokie, ale jednocześnie mądre i uważne zaangażowanie osoby towarzyszącej.
Oprócz wytrwałej modlitwy, życia duchowego wręcz konieczna wydaje się dobra terapia, dzięki której - w kontakcie z zaufanym człowiekiem - mogłaby zostać obudzona do życia skamieniała emocjonalność takich osób. Aby pokonać skrzywdzenie, osoby te musiałyby zgodzić się na to, iż całe cierpienie, jak spiętrzone fale wody, uderzy na nie w jednym momencie. Musiałyby także przeczuć, że ich cierpienie z przeszłości nie musi więcej determinować ich postaw i zachowań. I chociaż uzdrowienie wewnętrzne wymaga od nich dużego wysiłku i zgody na ból, to jednak jego owocem może być głęboka wrażliwość emocjonalna na innych.
4. Sztuczne przyspieszenie uzdrowienia
Inną nierzadką pokusą uzdrowienia wewnętrznego jest próba sztucznego przyspieszenia całego procesu leczenia. Ponieważ doświadczenie krzywdy jest bolesne, a proces uzdrowienia wymaga czasu i trudu, dlatego też osoba skrzywdzona bywa kuszona, aby w procesie przebaczenia i pojednania "pójść na skróty".
Zdarza się także, iż sami duszpasterze lub inni doradcy, nieświadomi całego procesu i poszczególnych etapów przebaczenia i pojednania, usiłują nakłaniać swoich wychowanków do dokonania natychmiastowego przebaczenia i pojednania się z osobami, które ich głęboko skrzywdziły. Zdarza się czasami słyszeć w konfesjonale oskarżenie skierowane pod adresem penitentów, przyznających się do żalu i gniewu z powodu głębokiego skrzywdzenia, o brak miłości wobec osób, przez które czują się zranieni.
Podobnie jak nie da się przyspieszyć gojenia się głębokiej rany ciała, ale trzeba cierpliwie czekać, by sam organizm poradził sobie ze zranieniem, tak również dzieje się w sferze psychicznej i emocjonalnej. Uzdrowienie z głębokiego poczucia krzywdy wymaga czasu oraz pomocy ludzkiej i Boskiej. Jak przy ciężkiej kontuzji ciała przedwczesna aktywność fizyczna naraża nieraz człowieka na trwałe kalectwo, tak też dzieje się w uzdrowieniu emocjonalnym.
W każdym procesie uzdrowienia (fizycznego, emocjonalnego czy duchowego) ludzka wola musi się podporządkować (czy to jej się podoba, czy nie) pewnym procesom, które wpisane są w ogólne ludzkie prawa, jakim człowiek podlega, a które od niego bezpośrednio nie zależą. I chociaż siła życia oraz głębokie pragnienie zdrowia staje się bardzo ważnym (nieraz wręcz decydującym) czynnikiem wyjścia z choroby, to jednak "ludzka wola zdrowia i życia" jest ograniczona. Człowiekowi nierzadko przychodzi stanąć wobec konieczności podporządkowania się "siłom wyższym", na które nie ma bezpośredniego wpływu.
Za uleganie złudzeniu, iż skrzywdzenie zostało szybko i "cudownie" uleczone, płaci się nieraz wysoką cenę: jest nią przede wszystkim nadwrażliwość na każdą najmniejszą niesprawiedliwość czy też ludzką nieżyczliwość i brak akceptacji. Kiedy "przyspieszone uzdrowienie wewnętrzne" dokonało się w kontekście religijnym, wtedy zdarza się, iż ciągłe opowiadanie o "cudzie uzdrowienia" jest jedynie opowiadaniem o sobie i swoim własnym odczuciu skrzywdzenia.
Głębokie uzdrowienie wewnętrzne z poczucia krzywdy charakteryzuje się przede wszystkim doświadczeniem wolności wewnętrznej zarówno wobec swoich krzywdzicieli, jak i własnych ran. Dlatego też człowiek prawdziwie uzdrowiony wewnętrznie nie potrzebuje specjalnie opowiadać o bliźnich, którzy go skrzywdzili, ani też o sobie samym jako szczególnym przypadku uzdrowienia.
5. Koncentracja na własnym cierpieniu
Istnieją osoby, które - także w sytuacji niezbyt nawet głębokiego skrzywdzenia - skłonne są koncentrować się na swoim cierpieniu. Poprzez wyolbrzymianie go dramatyzują własną sytuację. Osoby te opowiadają nieustannie o swojej krzywdzie oraz o cierpieniach z nią związanych, niezależnie od tego, jak dawno miały one miejsce. Szczególne upodobanie znajdują w opowiadaniu o swoich krzywdach osobom, które dopiero co poznały. Czują jakiś wewnętrzny przymus wtajemniczenia każdego człowieka w świat swoich cierpień. Jest to swoiste celebrowanie własnego skrzywdzenia. Odczucie krzywdy oraz koncentracja na osobie krzywdziciela stają się wówczas obsesyjną potrzebą, pobudzającą je do działania.
I chociaż osoby te zwykle uważają, aby nie ranić innych, to jednak próba skupienia uwagi wszystkich ludzi na własnym cierpieniu sprawia, iż stają się one niewrażliwe na cierpienia innych. Ponieważ zbyt wiele uwagi poświęcają swojemu własnemu cierpieniu, nie są w stanie dostrzegać cierpienia innych.
Przekroczenie własnego cierpienia domaga się minimum męstwa. Pozwala ono osobie skrzywdzonej odrywać się od siebie i własnego cierpienia, by wychodzić ku innym. Próba nawiązywania więzi z innymi, szczególnie zaś z osobami cierpiącymi (nieraz o wiele bardziej), staje się ważnym krokiem do przekroczenia własnego poczucia krzywdy. Kiedy osoba skrzywdzona dystansuje się do własnego cierpienia, wtedy staje się bardziej uważna na cierpienie bliźnich.
6. Dwa rodzaje cierpienia
Rozeznając naszą sytuację skrzywdzenia, powinniśmy wyróżnić dwa rodzaje cierpienia, dwa rodzaje "krzyża".
Jedno z nich jest "słuszne", ponieważ stanowi owoc naszych grzechów (por. Łk 23,41). W takim cierpieniu odbieramy jedynie uzasadnioną "karę" za nasze uczynki. Tego cierpienia nie możemy traktować jako "krzyża", który zsyła nam Jezus. Kiedy cierpimy z powodu naszych konkretnych grzechów, wówczas Bóg zaprasza nas do wyzwolenia się zarówno z grzechu, jak i cierpienia, które on rodzi. Doświadczając cierpienia, powinniśmy wejść w badanie naszego sumienia, pytając o związek przeżywanego cierpienia z grzechem: z grzesznym sposobem myślenia, reagowania, a zwłaszcza z grzesznymi postawami, przyzwyczajeniami, czynami. Kiedy cierpimy z powodu działania pod wpływem pychy, kompleksów niższości, lekkomyślności życiowej, uraz, gniewu, zazdrości, rozżalenia, buntu wobec ludzi i Boga, wówczas wezwani jesteśmy najpierw do nawrócenia wewnętrznego. Powinniśmy uznać cierpienia wypływające z naszego grzesznego postępowania za gorzki owoc naszego własnego działania, z którego Chrystus pragnie nas uwolnić.
Są jednak w naszym życiu cierpienia, które nie są związane w żaden sposób z naszą winą i grzechem. Są to cierpienia, które - podobnie jak w życiu Jezusa - zostają dopuszczone przez Boga. Jezus cierpi wielką krzywdę od ludzi, choć sam nic złego nie uczynił. Krzywda, którą wyrządzają nam ludzie, jest naszym prawdziwym krzyżem, na podobieństwo krzyża Jezusa. Ten rodzaj cierpienia jest wezwaniem nie tyle do nawrócenia, ile raczej do zjednoczenia z Jezusem i naśladowania Go w cierpieniu i krzyżu.
Cierpienie przyjęte w duchu upodabniania się do Jezusa traci swą niszczącą moc. Kiedy ofiarujemy Jezusowi doznane krzywdy, On przyjmuje je na siebie i czyni je znakiem miłości Ojca do nas. Cierpienie przyjęte z Jezusem, przez Jezusa i dla Jezusa staje się dla nas miejscem zbawienia siebie i innych. Tak przeżywane cierpienie staje się źródłem radości, pokoju i pocieszenia. Apostołowie biczowani z rozkazu Sanhedrynu cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa (Dz 5,41). Cierpienie przyjęte z rąk Jezusa i dla Jezusa jest drogą do pełni życia - do zmartwychwstania. W ten sposób nasza więź z Chrystusem i nasza miłość do braci oczyszcza się i dojrzewa.
* * *
Modlitwa, którą św. Ignacy ofiaruje nam na początku kontemplacji życia Jezusa w drugim tygodniu Ćwiczeń, jeśli będzie odmawiana z pokorą i zaangażowaniem, może pomóc nam pokonać lęk przed tym, co w ludzkim życiu jest najtrudniejsze, czyli przed "znoszeniem wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi" i przyjmowaniem "wszelkiego ubóstwa, tak zewnętrznego jak i duchowego". Autor Ćwiczeń zastrzega się jednak, iż jest to modlitwa dla tych, którzy chcieliby więcej kochać Jezusa i więcej "odznaczyć się we wszelakiej służbie" dla Niego (ĆD, 97).
"Odwieczny Panie wszystkich rzeczy! Oto przy Twej łaskawej pomocy składam ofiarowanie swoje w obliczu nieskończonej Dobroci Twojej i przed oczami chwalebnej Matki Twojej i wszystkich świętych dworu niebieskiego, oświadczając, że chcę i pragnę i taka jest moja dobrze rozważona decyzja, jeśli to tylko jest ku Twojej większej służbie i chwale, naśladować Cię w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelakiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak zewnętrznym jak i duchowym, jeśli tylko najświętszy Majestat Twój zechce mię wybrać i przyjąć do takiego rodzaju i stanu życia" (ĆD, 98).
R O Z D Z I A Ł V I I
WERBALIZACJA STANÓW WEWNĘTRZNYCH
1. Pomoc kierownictwa duchowego oraz pomoc terapeutyczna
W procesie przebaczenia i pojednania ludzi żyjących w głębokim poczuciu krzywdy konieczna jest zwykle pomoc osób, które mogłyby dzielić z nimi ciężar doznanej krzywdy. Pomoc ta powinna być dostosowana do sytuacji, wieku, głębi skrzywdzenia oraz innych ważnych okoliczności. Miejscem takiej pomocy może być dobrze prowadzone kierownictwo duchowe. W trudniejszych przypadkach konieczna bywa także psychoterapia.
Osoba towarzysząca zranionemu powinna odznaczać się nie tylko życzliwością i chęcią udzielenia pomocy, ale również odpowiednią kompetencją, dzięki której będzie w stanie udzielić wsparcia tak duchowego, jak i emocjonalnego.
W głębokich i przewlekłych zranieniach konieczna okazuje się niekiedy systematyczna terapia. Psychoterapia nie powinna jednak wykluczać pomocy kierownika duchowego. Dla osób wierzących pomoc kierownika duchowego okazuje się często nie mniej ważna niż pomoc terapeuty. Pomiędzy obu "instancjami" pomagającymi osobie zranionej, psychoterapią i kierownictwem duchowym, konieczne jest ścisłe współdziałanie. Terapeuta powinien dobrze rozumieć i wspierać pracę kierownika duchowego, a kierownik w ten sam sposób powinien traktować pracę terapeuty. Takie wzajemne współdziałanie zakłada jednak wyznawanie wspólnego systemu wartości.
Osoba zraniona, zgłaszając się po pomoc, zwykle nie potrzebuje zbytnich zachęt do wypowiedzenia swoich bolesnych odczuć i doświadczeń. Zdarza się jednak, iż, przytłoczona wielością przeżyć, nie wie, od czego zacząć. Kierownik duchowy lub inna osoba pomagająca może wówczas - poprzez odpowiednio dobrane pytania i uwagi - pomóc jej zwerbalizować doświadczenie zranienia.
Pierwszym darem, jaki towarzyszący może ofiarować osobie zranionej w procesie jej uzdrowienia wewnętrznego, jest słuchanie. Jest ono potrzebne szczególnie wówczas, gdy osoba ta nie miała sposobności wypowiadania "na bieżąco" bolesnych doświadczeń i przez długi okres żyła w wewnętrznej izolacji i zamknięciu. Kierownik i terapeuta powinni okazać się bardzo hojni w uważnym i cierpliwym słuchaniu.
Oprócz słuchania konieczna jest także postawa rozumienia i współczucia. Jeżeli nawet osoba skrzywdzona sama popełniła wiele błędów, których może w pełni jeszcze nie dostrzega, to towarzyszący nie powinien pospiesznie zwracać jej na nie uwagi. Osoba, której towarzyszy, powinna najpierw czuć się przyjęta, zrozumiana i zaakceptowana w swoim skrzywdzeniu i bólu.
Zadaniem osoby towarzyszącej jest dyskretne czuwanie nad obiektywizmem rozeznania sytuacji osoby zranionej. Kierownik duchowy powinien jednak zachować się w sposób bezstronny. Nie jest bowiem jego rolą opowiadanie się po jednej stronie przeciwko drugiej, na przykład po stronie skrzywdzonego przeciw osobie krzywdzącej. Powinien raczej pozostawić wysiłek obiektywizacji osobistej sytuacji zranienia samemu penitentowi.
Osoba towarzysząca, tak kierownik, jak i terapeuta, w procesie uzdrowienia pełni przede wszystkim rolę świadka. Przyjmuje zranionego w sposób bezwarunkowy, z całą życzliwością i dobrocią, wraz z wszystkimi jego lękami, z nieufnością i poczuciem winy.
W postawie świadka, w jego słowach, sposobie reagowania, człowiek zraniony powinien odkryć życzliwą akceptację, miłość i szacunek. To właśnie przesłanie szacunku i życzliwości jest dla osoby skrzywdzonej obietnicą, iż ona również może przyjąć i zaakceptować samą siebie w podobny sposób.
Jednym z ważnych celów pomocy jest doprowadzenie człowieka zranionego do pełnej akceptacji całego swojego życia. Uzdrowienie domaga się akceptacji własnego życia takim, jakie ono jest w danej chwili. Dokonuje się to między innymi poprzez oddramatyzowanie własnego problemu. Zanim nastąpi pełne uzdrowienie wewnętrzne, osoba zraniona musi żyć z własnym doświadczeniem, nie dramatyzując zbytnio swojej sytuacji.
Wypowiedzenie swoich ran przed świadkiem jest także przygotowaniem do wypowiedzenia ich przed Bogiem jako Ojcem, który otacza zranionych szczególną miłością i troską. Odkrycie Boga działającego w ludzkich ranach pozwala rozmawiać o nich szczerze i otwarcie. Nadzieję na uzdrowienie wewnętrzne otrzymuje się nie tyle w relacji z człowiekiem, ile raczej w relacji z Bogiem. To sam Bóg daje człowiekowi zranionemu wewnętrzną siłę do pracy nad własnym uzdrowieniem.
W procesie uzdrowienia wewnętrznego osób wierzących kierownik duchowy odgrywa szczególną rolę. Poprzez swoją postawę bezinteresowności, wolności emocjonalnej oraz modlitwy wstawienniczej dzieli się ze zranionym doświadczeniem własnego pojednania z Bogiem, z bliźnimi i sobą samym. Kierownik pełni wówczas rolę duchowego ojca, który z jednej strony przyjmuje postawę słuchania, życzliwej akceptacji i współczucia, z drugiej zaś - postawę realizmu i ojcowskiego wsparcia. Powinien być w jakimś sensie ojcem i matką.
"Bóg bowiem jest równocześnie ojcem i matką, miłosierdziem i prawdą, mocą i czułością. (...) Czułość Boga nigdy nie jest słabością, ponieważ zawsze idzie w parze z Jego mocą. (...) Trzeba, żeby w taki czy inny sposób ojcostwo i macierzyństwo Boga było współobecne w jednej osobie przewodnika duchowego" (André Louf).
2. Werbalizacja stanu skrzywdzenia
Wejście w proces uzdrowienia głębokich zranień wyniesionych z dzieciństwa i okresu dojrzewania budzi zwykle bardzo gwałtowne uczucia: lęk, żal, poczucie krzywdy, zniechęcenie, bezradność, gniew, pragnienie zemsty. Kiedy zostają one "wywołane", rozlewają się nieraz na całą osobowość skrzywdzonego. Jak obfite wody wylanej rzeki zalewają całe okolice, podobnie intensywne uczucia wpływają nieraz na wszystkie reakcje, odruchy i działania osoby zranionej. Werbalizowanie tych uczuć pomaga je "skanalizować", ująć, przezwyciężyć. Nabierają one wówczas konkretnego kształtu, przybierają pewną formę - stają się jaśniejsze.
Dzięki werbalizowaniu swoich emocji osoba skrzywdzona może podchodzić do nich bardziej racjonalnie, bezstronnie, a przez to także bardziej dojrzale i prawdziwie. Towarzyszący powinien pomóc osobie skrzywdzonej dostrzegać wszystkie jej uczucia, także te, których ona jeszcze nie dostrzega, a które mogą mieć duży wpływ na całe jej zachowanie i postawę. Niekiedy powinien dyskretnie naprowadzić ją na odkrywanie "drugiej strony medalu" jej osobistej sytuacji, to jest na jej własną odpowiedzialność za siebie i swoje postępowanie.
Osoba doświadczająca głębokiego skrzywdzenia powinna mieć świadomość, iż jej uczucia gniewu, oburzenia czy wręcz nienawiści są sygnałem, iż sama - jeżeli nie podejmie odpowiedzialności za swoje życie - może przemienić się z czasem z ofiary w krzywdziciela. Osoba zraniona powinna czuwać, by w relacji z ludźmi nie kierować się jedynie własnymi uczuciami. Powinna też przezwyciężać koncentrację na własnych emocjach i kierowanie się jedynie nimi.
Proces uzdrowienia wewnętrznego może być budowany tylko na prawdzie. Dlatego też osoba skrzywdzona nie może zaprzeczać temu, co odczuwa w świecie własnych uczuć.
Powinna wchodzić we wszystkie doświadczenia uczuciowe: zarówno te łatwe i przyjemne, jak i te przykre i bolesne. Powinna więc dostrzegać własny lęk, niepokój, odczucie krzywdy, poczucie własnej niższości, zazdrość i inne negatywne uczucia, które zdają się jej zagrażać i odbierać radość życia.
Powinna też dostrzegać i przyjmować wszystkie te odczucia, które są dla niej przyjemne i miłe: uczucia pokoju, satysfakcji, radości, poczucie własnej godności, dumy itp. Powinna umieć cieszyć się tym, co jest dla niej po ludzku satysfakcjonujące.
Osoba skrzywdzona "wchodzi" w swoje doświadczenia uczuciowe nie po to, aby dać się im pochłonąć, ale by móc - w wolności - "wznieść się" ponad nie, aby nad nimi zapanować. Jej uczucia nie powinny zdominować jej sposobu myślenia, zachowania, wyborów, działania. Powinna ona też stopniowo uczyć się trwać z wolnością w tych stanach uczuciowych, które są jej "zadane" w danej chwili; z jednej strony w bólu, w buncie, w lęku, w zagrożeniu, w gniewie, w smutku, w odczuciu zranienia; z drugiej zaś w pragnieniu przebaczenia, w chęci pojednania, w fascynacji miłością, w pocieszeniu, w odczuciu przyjemności, w upodobaniu, w odczuciu własnej godności itp.
Wchodzimy we wszystkie te nasze odczucia, by móc je głębiej odczytywać, rozeznawać, dokonywać wyboru pomiędzy nimi, i w końcu pójść tylko za tymi, które są owocem działania w nas Ducha Bożego, a przekraczać i opanowywać zaś te, które są przejawem naszych namiętności i działania ducha złego w nas.
Trwanie w rzeczywistości emocjonalnej, którą przeżywamy, uczy nas prawdziwej wolności wewnętrznej. Tylko bowiem dzięki wolności możemy uczynić z naszego świata uczuć (zarówno pozytywnych, jak i negatywnych) miejsce spotkania z Bogiem, z bliźnimi oraz miejsce osobistego rozwoju. To dzięki naszej wolności wszystkie nasze odczucia (przyjemne i nieprzyjemne) stają się naszą siłą.
Jednym z ważnych warunków uzdrowienia wewnętrznego jest odczytanie w prawdzie własnej sytuacji, jak też sytuacji osoby, przez którą czujemy się zranieni. Obiektywne spojrzenie na całe swoje życie powinno pomóc osobie skrzywdzonej dostrzec nie tylko samo skrzywdzenie, ale także własną odpowiedzialność za siebie i swoich bliskich. Odruchowe przerzucanie całej winy za swoje "poczucie nieszczęścia" na krzywdziciela, szczególnie wówczas, gdy osoba skrzywdzona jest już dorosła, może być po prostu ucieczką od odpowiedzialności za siebie. Uzdrowienie wewnętrzne dokonuje się z jednej strony poprzez przebaczenie i pojednanie, z drugiej zaś poprzez podejmowanie coraz pełniejszej odpowiedzialności za własne życie - takie, jakie ono jest w danej chwili.
3. Czy można zamknąć się we własnym poczuciu skrzywdzenia?
Rodzi się pytanie, czy osoba skrzywdzona może pozwolić sobie na zamknięcie się w sobie i nie rozmawiać otwarcie i szczerze o własnym skrzywdzeniu i wszystkich uczuciach, które jej towarzyszą - tak negatywnych, jak i pozytywnych.
Z pewnością, tak. Taki może być po prostu jej wybór. Wiele osób rzeczywiście dokonuje takiego wyboru: zamyka się w sobie z własnym skrzywdzeniem oraz z tym wszystkim, co z niego wypływa. Ale jak każdy ludzki wybór, tak i ten ma swoje konsekwencje. Nie rozpoznane, nie wypowiedziane i nie leczone poczucie skrzywdzenia wciąż w człowieku się rozrasta, powodując, iż stan obolałości wewnętrznej staje się coraz głębszy. Postawy lęku, rozżalenia, smutku i gniewu, które już teraz dają o sobie znać, w miarę upływu czasu pogłębiają się i utrwalają sprawiając, iż życie staje się coraz większym ciężarem dla siebie samego i dla innych. Człowiek, który jest ciężarem dla siebie, staje się zwykle także ciężarem dla innych, szczególnie dla tych, przez których jest kochany i których sam także pragnie kochać. Jeżeli człowiek nie pracuje świadomie nad sobą i swoim skrzywdzeniem, to w miarę upływu lat jego poczucie rozżalenia powiększa się i daje o sobie znać we wszystkich jego relacjach: z Bogiem, z bliźnimi, ze sobą samym i ze światem.
Do pracy nad własnym poczuciem skrzywdzenia trzeba zachęcać przede wszystkim ludzi młodych. O wiele łatwiej jest uleczyć w sobie poczucie krzywdy w okresie młodości, niż zająć się nim po dziesiątkach lat. Bardzo trudno jest zrozumieć i zgodzić się na utrwalone w ciągu długich lat życia poczucie skrzywdzenia, żalu, pretensje do ludzi, popadanie w zniechęcenie, niezadowolenie z siebie czy nawet stany depresji. O wiele łatwiej jest natomiast zaakceptować te stany w momencie wchodzenia w życie dorosłe. Człowiek bowiem w tym okresie ma jeszcze wiele sił i energii życiowej, by z odwagą podejmować wszystkie swoje problemy emocjonalne.
Każde nasze poczucie skrzywdzenia powinniśmy traktować z najwyższą odpowiedzialnością, jeżeli nie chcemy w przyszłości krzywdzić innych w taki sposób, w jaki sami zostaliśmy w przeszłości skrzywdzeni. To, czego o sobie nie poznamy i nie przyjmiemy dzisiaj, jutro możemy przerzucać na tych, którzy nas kochają i których sami pragniemy kochać.
R O Z D Z I A Ł V I I I
UCZUCIA TOWARZYSZĄCE SKRZYWDZENIU
1. Lęki osoby skrzywdzonej
"Ciąg" silnych uczuć ujawniający się w procesie wewnętrznego uzdrowienia, chociaż może wydać się jednym wielkim chaosem, ma jednak określoną dynamikę, pewien "porządek" i chronologię.
Najczęściej "pierwszym" uczuciem, które dominuje w osobie głębiej zranionej, jest obawa i lęk. Krzywda budzi lęk. Doświadczana w sposób dotkliwy przez długi czas, odruchowo rodzi w człowieku reakcje, postawy i zachowania lękowe. Przeżyte skrzywdzenie tworzy swoistą urazę do tej formy cierpienia, której skrzywdzony wcześniej dotkliwie doświadczył. Lęk przed cierpieniem może przybierać różne formy: obawy przed powrotem do przeszłości, przed upokorzeniem, przed złą opinią ze strony innych, przed przyszłością itp. Niektórym towarzyszy również obawa, by nie okazać się niewdzięcznym wobec osób, którym wiele zawdzięczają, na przykład wobec rodziców. Lęk o siebie związany jest zwykle z lękiem przed bliźnimi.
Osoby skrzywdzone nieraz tak mocno utożsamiają się ze swoim lękiem, iż nie są nawet w stanie uświadomić go sobie. Własne reakcje i zachowania lękowe odbierają jako "najbardziej słuszne i racjonalne", ponieważ te reakcje i zachowania bronią je przed kolejnym cierpieniem. Osoby skrzywdzone nie uświadamiają sobie wówczas, iż ich poczucie skrzywdzenia jest nieustannie utwierdzane i powiększane przez zbytnią wrażliwość na krzywdę, co sprawia, iż mogą one dopatrywać się jej tam, gdzie jej nie ma.
Lęk człowieka skrzywdzonego przed cierpieniem jest jego więzieniem. Zamyka go w sobie, izolując od świata i od ludzi. W ten sposób osoba skrzywdzona ogranicza swoje życie. Jeżeli lęk przed cierpieniem przekracza granice ludzkiej wytrzymałości, może wręcz stawać się przyczyną samobójstwa. Ludzie nieraz odbierają sobie życie, obawiając się kolejnej fali skrzywdzenia i związanego z nim cierpienia.
Pierwszym istotnym krokiem do wyzwolenia się z krzywdy jest dostrzeżenie swojego lęku i rozeznanie sposobu, w jaki wpływa on na codzienne ludzkie życie: na sposób widzenia świata, na obraz Boga, na stosunek do bliźnich, na codzienne wybory i decyzje.
Lęk jest pewną formą iluzji; zamykając bowiem człowieka w ciasnym kręgu jego własnych spraw i izolując go od ludzi, daje mu jednocześnie pewne pozorne odczucie bezpieczeństwa. W więzieniu człowiek może rzeczywiście czuć się bezpiecznie. Ceną jednak takiego bezpieczeństwa jest całkowita życiowa "wegetacja".
Aby móc przekroczyć poczucie krzywdy, konieczne jest nabranie dystansu do lęku. Skrzywdzony nie powinien jednak chcieć od razu pokonać wszystkich swoich lęków. Powinien im najpierw uważnie się przyglądać, rozeznawać je, aby z czasem zdystansować się do nich. Lęk doznawany po krzywdzie należy traktować jako bardzo naturalną reakcję. Skrzywdzony nie powinien wstydzić się swoich lęków, w sposób szczególny zaś obaw przed kolejnym skrzywdzeniem.
2. Skutki trwania w lęku
Nie pokonane lęki osoby skrzywdzonej utrwalają subiektywne odczucie krzywdy i cierpienia, a tym samym blokują cały ciąg innych uczuć, które związane są z doświadczeniem krzywdy, przebaczenia i pojednania. Osoba skrzywdzona, zablokowana lękiem, nie umie wejść w proces uzdrowienia, ponieważ nie wierzy, iż jest zdolna uporać się z całym gąszczem trudnych odczuć, które się w niej kłębią. To właśnie ów "kocioł uczuciowy", trzymany jedynie siłą lęku o siebie i lęku przed innymi, sprawia, że osoba skrzywdzona jest ciągle zestresowana, zmęczona, drażliwa i napięta psychicznie.
Uzdrowienie wewnętrzne zaczyna się od otwarcia bram więzienia stworzonego przez własny lęk. Pierwsze, choćby minimalne, pokonanie lęku daje dopiero możliwość dostrzeżenia dysproporcji pomiędzy odczuciami lęku przed skrzywdzeniem a rzeczywistym zagrożeniem krzywdą. Krzywdy doświadczone w przeszłości są "historią", która nie musi się już dziś powtarzać.
Nierzadko zdarza się, iż lęki podopiecznego ujawniają się także w relacji do osoby kierownika duchowego. Przejawem tych lęków może być na przykład ukrywanie pewnych informacji o sobie, brak szczerości lub oskarżenia wysuwane pod adresem kierownika. Nabierając dystansu do obaw i lęków penitenta, osoba towarzysząca powinna przyjąć postawę większej uwagi, otwartości i akceptacji. Nie powinna jednak ulegać naciskom emocjonalnym osoby, której towarzyszy. Kierownik powinien dobrze rozumieć, iż osoba zraniona wyraża w ten sposób jedynie swój wewnętrzny opór przed podjęciem własnego problemu, ponieważ obawia się bólu związanego ze zranieniem doświadczonym w przeszłości.
3. Niebezpieczeństwo ucieczki w nałogi
Nagromadzone uczucia lęku, stresu i napięcia psychicznego, jeżeli nie są rozwiązywane w sposób świadomy i wolny, w sposób kompulsywny "domagają się" uśmierzenia. Dlatego też nierzadko stają się one źródłem nałogów. W zależności od wyuczonego sposobu rozładowania napięć pewne osoby, doświadczające głębokiego uczucia skrzywdzenia, ulegają nieraz nałogom. Nałogi dają im wprawdzie chwilowe uczucie ulgi emocjonalnej, ale bynajmniej nie rozwiązują problemu. Wręcz odwrotnie - raczej go pogłębiają. Często źródłem alkoholizmu lub narkomanii ludzi młodych jest właśnie głębokie poczucie skrzywdzenia, szczególnie w relacji do własnych rodziców. Również nie uporządkowane zachowania seksualne, szczególnie wówczas, gdy mają one charakter kompulsywny, związane są nieraz z napięciem wywołanym głębokim poczuciem krzywdy i odrzucenia.
Oprócz nałogów rolę uśmierzania bólu związanego z poczuciem krzywdy i odrzucenia mogą spełniać także pewne uzależnienia psychiczne, na przykład pracoholizm, przejadanie się, uzależnienie od telewizji, realizowanie własnych chorych ambicji, chciwe "robienie pieniędzy" itp. Nałogi i uzależnienia psychiczne, choć chwilowo uśmierzają ból, to jednak nie leczą poczucia skrzywdzenia. Z jednej strony bowiem podtrzymują w człowieku lęk o siebie (ukrywając go coraz głębiej w podświadomości), z drugiej zaś utrwalają mechanizmy ucieczki przed odpowiedzialnością za siebie.
Uleganie nałogom i uzależnieniom jest de facto potwierdzeniem własnej niemocy i bezradności wobec przymusu psychicznego, który wydaje się być silniejszy od człowieka. Bezradność wobec krzywdy łączy się z bezradnością wobec własnych kompulsji prowadzących do nałogów i uzależnień.
Pokonanie skrzywdzenia domaga się stawiania czoła swoim nałogom i uzależnieniom psychicznym. Trwanie w nałogach utrwala jedynie poczucie skrzywdzenia. Ucieczka od własnego życia w nałogi i uzależnienia czyni człowieka nieodpowiedzialnym za siebie i za innych. Nieodpowiedzialność ta sprawia, iż w dalszych kolejach życia skrzywdzony przemienia się w sposób wręcz niezauważalny w krzywdziciela. I tak osoba, która czuje się skrzywdzona przez własnych rodziców, jeżeli nie rozwiąże w sposób dojrzały problemu swojego skrzywdzenia, może krzywdzić później własne dzieci.
4. Rozżalenie i gniew
Jeżeli nawet osoba skrzywdzona nie ulega nałogom i uzależnieniom psychicznym, to doświadczenie skrzywdzenia rodzi w niej nierzadko uczucia rozżalenia i gniewu. Im dłużej i głębiej były dławione te uczucia w przeszłości, tym łatwiej i mocniej dochodzą do głosu w późniejszym okresie życia. Jeżeli pragnie się pokonać własny stan skrzywdzenia, nie należy uciekać przed tymi odczuciami, ale trzeba powoli uczyć się wewnętrznej wolności wobec nich.
Uczucia rozżalenia i gniewu u osób skrzywdzonych skierowane są często nie tylko w stosunku do "rzeczywistych" krzywdzicieli z przeszłości, ale nierzadko także do tych osób, które w jakiś sposób ich dotknęły, choćby nawet przypadkowo. Kiedy bowiem osoba skrzywdzona ma małą świadomość swojego stanu wewnętrznego, wówczas łatwo przenosi odczucie żalu i gniewu na innych, "ducha Bogu winnych", ludzi.
Łatwe przenoszenie swojego stanu skrzywdzenia na osoby przypadkowe jest jednym z mechanizmów, który najbardziej przeszkadza w uleczeniu skrzywdzonej przeszłości. Mechanizm przenoszenia krzywdy sprawia, iż osoba skrzywdzona łatwo staje się "kolekcjonerem" krzywdzicieli i krzywdy. Brak delikatności, drobne nieporozumienia, niespełniona prośba lub życzenie - te i tym podobne drobne sytuacje konfliktowe z codziennego życia stają się nierzadko dla osoby skrzywdzonej okazją do wpisania kogoś na listę swoich krzywdzicieli. "Stare" poczucie skrzywdzenia bywa wówczas "hojnie" rozdzielane pomiędzy osoby przypadkowe. Takie zachowanie sprawia, iż wielu ludzi odsuwa się od takiej osoby. Osoba ta czuje się wówczas jeszcze bardziej opuszczona, samotna i kolejny raz skrzywdzona. Wyjściem z takiej sytuacji jest jedynie sięgnięcie do historii własnego skrzywdzenia, by podjąć próbę uleczenia zranionej przeszłości.
5. Ból skrzywdzenia nie jest wieczny
Kiedy osoba skrzywdzona wchodzi w proces wewnętrznego uleczenia z poczucia skrzywdzenia, wtedy wszystkie wymienione wyżej uczucia uaktywniają się. Osoba skrzywdzona wszystkie te uczucia przeżywa wówczas boleśniej niż zazwyczaj. Kierownik duchowy, który towarzyszy danej osobie, powinien dyskretnie przypomnieć jej, iż przeżycia te mają charakter przejściowy. Ból skrzywdzenia i wszystkie negatywne uczucia z nim związane nie są wieczne. Świadomość zmienności uczuciowej pozwoli osobie skrzywdzonej nabrać dystansu wobec lęku, rozżalenia i gniewu.
Intensywność przeżywania tych uczuć wskazuje z jednej strony na głębię doznanych ran, z drugiej zaś na długotrwałe ukrywanie ich w sobie. Jeżeli osoba zraniona była do tej pory mało świadoma swojego zranienia, tym większe zdziwienie może budzić rodzący się w niej żal, gniew i ból. Niektóre osoby mówią wprost o tym podczas rozmów kierownictwa duchowego: "Nie wiedziałem, że to tak głęboko we mnie siedzi. Przecież minęło już tyle lat, dlaczego te przeżycia tak bardzo bolą mnie jeszcze dzisiaj?".
Wszystkie te przykre uczucia osoba zraniona winna przemienić w jedną wielką modlitwę. Wewnętrzne akceptowanie tych uczuć, cierpliwe "trwanie w nich", szczere wypowiadanie ich przed kierownikiem duchowym i przed Bogiem na modlitwie, staje się skuteczną szkołą świadomości siebie, szkołą szczerego dialogu ze sobą i z bliźnimi, szkołą dojrzalszego przeżywania swojego życia.
Wiele osób doświadczających boleśnie swoich skrzywdzeń z przeszłości zadaje sobie z pewnym niepokojem pytanie: Czy jest możliwe uleczenie zranień wyniesionych z dzieciństwa oraz z okresu dojrzewania? Czy możliwe jest przebaczenie wielkich krzywd, jakich doświadczyło się w przeszłości? Czy możliwe jest pojednanie z ludźmi, do których czuje się żal z powodu doznanych od nich ran? Kierownik duchowy powinien w takiej sytuacji dać świadectwo wiary, iż Bóg może dokonać w człowieku "wielkich rzeczy", o ile pozwoli Mu on działać w swoim życiu.
Jeżeli osoba zraniona nie poddaje się zwątpieniu, ale cierpliwie kontynuuje pracę wewnętrzną, to ból stopniowo przemija. Odczucia żalu, gniewu i złości przemieniają się z czasem w uczucia bezradności, niemocy i w pragnienie miłosierdzia. Osoba czuje się wówczas przede wszystkim "biedna", właśnie zraniona. Zaczyna rozumieć, że istotą jej krzywdy są zranienia innych, które spadły na nią. Uczucia niemocy i bezradności najlepiej oddają istotę jej problemu. One też naprowadzają osobę na szukanie najważniejszej pomocy, czyli miłosierdzia Bożego. Ostatecznym bowiem lekarstwem na głębokie ludzkie zranienia, szczególnie zaś wyniesione z domu rodzinnego, jest miłosierdzie Boga Ojca, który ogarnia wszystkich - zarówno zranionego, jak i raniących - tą samą troską, przebaczeniem i miłością.
Na tym etapie uzdrowienia kierownik duchowy powinien przyjmować postawę przejrzystego świadka, który nie zasłania sobą działania Bożego w duszy osoby zranionej. "Jest rzeczą bardziej stosowną i o wiele lepszą, aby w (...) poszukiwaniu woli Bożej sam Stwórca i Pan udzielał się duszy sobie oddanej i ogarniał ją ku swej miłości i chwale, a także przysposabiał ją ku tej drodze, na której będzie Mu mogła lepiej służyć" (ĆD, 15). Kierownik duchowy powinien też pozwolić osobie działać według jej rytmu, jej potrzeb i pragnień duchowych, nie przynaglając ani też nie zatrzymując jej w pracy wewnętrznej.
R O Z D Z I A Ł I X
DYNAMIKA PROCESU UZDROWIENIA
1. Medytacja słowa Bożego
Gdyby osoba skrzywdzona szukała rozwiązywania problemu zranień wewnętrznych jedynie w rozmowie z kierownikiem czy terapeutą, byłaby to właściwie pewna forma psychoanalizy, która - bez głębszego duchowego zaangażowania - mogłaby go hamować w rozwoju. Jeżeli przedłużającej się psychoanalizie nie towarzyszy osobisty wysiłek duchowy, to istnieje niebezpieczeństwo przejęcia przez "pacjenta" postawy psychoanalityka. Nieustanna autopsychoanaliza oraz psychoanaliza sytuacji innych bywa wówczas traktowana jako pewien "sposób na życie". Nie kończąca się analiza psychologiczna staje się ucieczką od rzeczywistego zaangażowania się w pokonanie problemów oraz w prawdziwą odmianę swojego życia.
Wraz z uważnym słuchaniem kierownik powinien zachęcać zranioną osobę do wypowiadania wszystkich bolesnych doświadczeń życiowych przed Bogiem. W ten sposób autopsychoanaliza spontanicznie przemienia się w modlitwę. W procesie uzdrowienia wewnętrznego to przede wszystkim Pan Bóg ma być Tym, na kogo osoba zraniona "przenosi" całe swoje cierpienie i od kogo oczekuje uzdrowienia i wyzwolenia. Wypowiadanie bolesnych uczuć w kierownictwie duchowym jest jedynie przygotowaniem, by móc je wypowiadać z większą jasnością i wolnością wewnętrzną przed Bogiem.
Takie właśnie stawanie przed Stwórcą, ostatecznym źródłem życia, prowadzi zranionego do uzdrowienia wewnętrznego. Tylko sam Pan Bóg może "przekonać" osobę zranioną, iż jej życie ma sens także wówczas, gdy czuje się ona skrzywdzona, ograniczona i pełna słabości.
Modlitwa jest istotnym miejscem, w którym dokonuje się prawdziwe uzdrowienie wewnętrzne. Cóż bowiem człowiek skrzywdzony może zrobić ze swoimi bolesnymi emocjami: żalem, poczuciem krzywdy, odczuciem gniewu, urazy, niepewnością siebie, zagubieniem, bezradnością i wszystkimi innymi negatywnymi przeżyciami, które go dręczą? Komu może je powierzyć? Kto gotów jest przyjąć cały bagaż jego trudnych doświadczeń?
Słowo Boże, którego człowiek słucha z otwartością, odpowiada mu na wszystkie najtrudniejsze pytania życiowe. Ono doprowadza osobę zranioną do najgłębszego źródła uzdrowienia wewnętrznego - do ojcowskiej miłości Boga, która objawiła się w Jezusie Chrystusie.
W trakcie systematycznie prowadzonego kierownictwa duchowego kierownik może proponować penitentowi medytacje tekstów biblijnych, które pomogłyby mu lepiej poznać głębię jego zranienia oraz głębię miłosierdzia i łaski, którą ofiaruje mu Bóg Ojciec w Chrystusie. Szczególnie owocna może być medytacja nauczania Jezusa o przebaczeniu i pojednaniu oraz rozważanie cudów uzdrowienia. W chwilach szczególnie trudnych dla penitenta kierownik duchowy może mu podpowiadać rozważanie męki, śmierci i zmartwychwstania Jezusa, poprzez które zbawia On wszystkich - krzywdzących i skrzywdzonych. Utożsamienie się z Jezusem skrzywdzonym, oskarżonym, wyśmianym, poniżonym, niesprawiedliwie skazanym na śmierć, wiszącym na krzyżu - może stać się dla osoby, która bardzo cierpi z powodu swojego skrzywdzenia, źródłem umocnienia i pociechy.
2. Zasadniczy przełom
Teraz dopiero osoba skrzywdzona gotowa jest naprawdę dotknąć centralnego nerwu całej choroby: swojej zranionej ambicji, zranionej pychy. Na tym etapie uzdrowienia z poczucia skrzywdzenia konieczna jest duchowa walka, zmaganie wewnętrzne, które ma doprowadzić do jednoznacznej decyzji ukorzenia się przed Bogiem i otwarcia się na Jego miłosierdzie.
Osoba skrzywdzona winna więc z jednej strony podjąć wielką pracę, trud i walkę wewnętrzną, aby przekroczyć stan skrzywdzenia, z drugiej zaś powinna liczyć na łaskę Boga. Bez tej jednoznacznej decyzji proces uzdrowienia wewnętrznego może zostać zahamowany. Bez głębokiego zaangażowania duchowego wcześniejsze "olśnienia" o charakterze psychologicznym okazują się zwykle mało skuteczne. Nawrót "starych emocji" skrzywdzenia, żalu, lęku i gniewu sprawi, iż skrzywdzony łatwo zapomina o swoich niezwykłych psychologicznych odkryciach.
Wielu nie wchodzi w proces uleczenia wewnętrznego właśnie dlatego, iż nie chce zdecydować się na wewnętrzne ukorzenie się przed Bogiem, przed sobą i przed bliźnimi. Nie chce poczuć się biednymi, potrzebującymi miłosierdzia Boga. Ludzie ci odbierają miłosierdzie ludzi i Boga jako zagrożenie własnego poczucia godności i potwierdzenie własnej słabości.
Człowiek głęboko zraniony przez rodziców, ale jednocześnie wewnętrznie bardzo dumny, koloryzuje nieraz własne trudne dzieciństwo, dopatrując się w nim jedynie pięknych przeżyć. Pozwala mu to uratować - we własnych oczach - poczucie dumy i wielkości: "Jeżeli mój ojciec był taki wspaniały, to i ja jestem taki jak on. Jeżeli moja matka tak bardzo mnie kochała, to i ja kocham wszystkich".
Za podtrzymywanie swojej dumy osoba zraniona płaci bardzo wysoką cenę: jest nią wewnętrzna sztywność, drażliwość na swoim punkcie, a przede wszystkim uczuciowe zakłamanie. Zraniona ambicja nie pozwala bowiem być szczerym wobec siebie i odczytywać rzeczywistości własnej i cudzej taką, jaką ona jest. Osoba żyje wówczas w jakimś wewnętrznym przymusie zniekształcania rzeczywistości własnego życia i życia innych. Podtrzymując swoją chorą ambicję, rezygnuje tym samym ze spontaniczności w relacjach z innymi oraz z wewnętrznej wolności, która pozwala doświadczać pokoju i radości życia. Człowiek podtrzymujący swoją dumę żyje w stanie nieustannej "gotowości bojowej", ponieważ patrzy na cały świat przez pryzmat zagrożenia.
Zasadniczy przełom w uzdrowieniu dokonuje się dzięki przyznaniu się do swojej bezradności i ubóstwa oraz dzięki uznaniu swojej zranionej ambicji. Dostrzeżenie w sobie pokusy pychy jest wewnętrznym upokorzeniem się przed Bogiem; jest aktem skruchy i uniżenia się przed Stwórcą; jest powierzeniem się Jego łasce. Właśnie to wewnętrzne doświadczenie, które ma charakter duchowy i moralny, jest przełomowe w procesie uzdrowienia.
Jeżeli nawet sam proces uzdrowienia trwa nieraz kilka lat, to jednak po doświadczeniu powierzenia siebie i swojego skrzywdzenia Bogu nie ma już w zasadzie powrotu do przeszłości. Lęk, gniew, rozżalenie, pragnienie zemsty mogą jeszcze wielokrotnie powracać, ale odczucia te nie stanowią już zagrożenia. Nie mają one już bowiem w sobie niszczącej siły, ponieważ zostały oczyszczone z chorej ambicji.
3. Gorąca modlitwa i łaska pocieszenia
Pierwszym owocem wewnętrznego ukorzenia się przed Bogiem jest pragnienie żarliwej i gorącej modlitwy. Cechuje ją nieraz determinacja ewangelicznego ślepca: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! (Łk 18,38). Modlitwa ta nie jest już tylko - jak miało to miejsce na początku - "opowiadaniem" Panu Bogu o swoich cierpieniach i udrękach, o doznanych krzywdach i zranieniach, ale jest wielkim błaganiem o nieskończone miłosierdzie Boga, jest dziecięcym otwarciem się na Jego łaskę.
Człowiek upokorzony wewnętrznie łaknie przede wszystkim miłosierdzia. Zdaje sobie bowiem sprawę, iż wraz z nim doświadczy w pełni pocieszenia, nadziei i pokoju serca.
Podobnie jak samo doświadczenie zranienia ma indywidualny charakter, tak i modlitwa z nim związana. Zdarza się, iż zraniony niemal natychmiast doznaje głębokiego pocieszenia i uspokojenia. Niekiedy łączy się z tym także odczucie wewnętrznego rozluźnienia, spontaniczności i wewnętrznej wolności. Obawa o siebie, rozżalenie i gniew rozpływają się jak mgła poranna. Sam człowiek zraniony dziwi się sobie i temu, co się z nim dzieje. Uwolnienie od krzywdy dokonuje się wręcz namacalnie.
Z doświadczenia pocieszenia i wolności wewnętrznej rodzi się potrzeba pojednania się z ludźmi i z Bogiem. Człowiek doświadcza nieraz także wielkiej wdzięczności wobec Boga. Samo zranienie bywa wówczas odbierane jako łaska, dar, który pomaga głębiej otworzyć się na Boga i Jego miłosierdzie. Osoba zraniona przeczuwa także, iż jej wewnętrzne cierpienie może stać się bolesną okazją do większego uwrażliwienia się na ludzi cierpiących.
Całe to przeżycie jest odbierane nieraz jako jeden wielki cud wewnętrzny. Zmianę tę zauważają niekiedy także osoby, z którymi człowiek ten żyje na co dzień. I chociaż to doświadczenie jest pewną "chwilą" pocieszenia (dłuższą czy krótszą), to jednak "ta jedna chwila" wywiera często zasadniczy wpływ na całe życie. Nawroty lęku, rozżalenia, gniewu i złości mają od tej chwili inny charakter. Odbierane są przede wszystkim jako pokusa, "najazd wroga", z którym trzeba nieustannie walczyć. Ta pierwsza wygrana walka wewnętrzna daje człowiekowi nie tylko wiarę w łaskę Boga, ale także wiarę w skuteczne jej wykorzystanie przez człowieka.
4. Gehenna wewnętrzna
Nie zawsze jednak modlitwa o miłosierdzie przynosi natychmiastowe pocieszenie i ukojenie.
Zdarza się nierzadko, szczególnie wówczas, gdy doświadczenie skrzywdzenia było długotrwałe i bolesne, iż wraz z decyzją ukorzenia się przed Bogiem i otwarcia się na Jego łaskę rozpoczyna się dla skrzywdzonego "wewnętrzna gehenna", "piekło". "Demony" rozżalenia, poczucia krzywdy, gniewu, pragnienia zemsty są nieraz tak głęboko zakorzenione w całej osobowości i tak z nią zrośnięte, iż nie dają się łatwo usunąć. Doświadczenie skrzywdzenia trwające nieraz wiele lat wpływa silnie na całą osobowość i dogłębnie ją przenika. Uwidacznia się to w reagowaniu emocjonalnym, w sposobie myślenia, w relacjach z bliźnimi, w życiu religijnym.
Analiza psychologiczna procesu skrzywdzenia nie gwarantuje automatycznego rozwiązania problemu. Jeżeli jest ona źle przeżywana, może nawet utrudniać proces uzdrowienia. Koncentracja na doznanych ranach i przeżywanych w związku z nimi uczuciach może przyczyniać się do utrwalenia niedojrzałych postaw i zachowań związanych ze skrzywdzeniem. Lepsze rozumienie własnych mechanizmów zachowania może dać do ręki osobie zranionej "doskonałe narzędzie" manipulowania ludźmi i wikłania ich w swoje własne problemy. Przedłużająca się psychoanaliza sprawia też nieraz, iż w relacji z innymi skrzywdzony naśladuje postawę psychoanalityka, usiłując tłumaczyć ich zachowania i postawy, także w dziedzinie moralnej i duchowej, zależnościami psychologicznymi.
Ukorzenie się osoby skrzywdzonej przed Bogiem zakłada gotowość głębokiego nawrócenia wewnętrznego. Świadomość psychoanalityczna może okazać się wielką pomocą w tym procesie. Głównym jednak problemem nie są same uczucia, choćby były one najtrudniejsze, ale gotowość stanięcia przed sobą i przed Bogiem w postawie prawdy, szczerości i pokory. Decyzja trwania przed Bogiem wbrew wszelkim odczuciom jest dla procesu wewnętrznego uzdrowienia najważniejsza.
5. Ja zaś jestem robak, a nie człowiek
Jak modlić się w tych trudnych nieraz wewnętrznych zmaganiach? Jaką zastosować metodę modlitwy?
Rozwiązań jest wiele. Każdy powinien przyjąć takie, które będzie najlepiej odpowiadać jego sytuacji wewnętrznej. Nie należałoby z pewnością przyjmować takich metod, które swoją nowością skoncentrują uwagę na sobie. Należałoby także uniknąć postawy "biernego" trwania. W walce wewnętrznej konieczna jest aktywność. Nie może to być jednak wyłącznie aktywność emocjonalna. Istotą aktywności na modlitwie jest szukanie obecności Boga, Jego miłosierdzia, przebaczenia, czułości, dobroci. Aktywność ta wyraża się również w szczerym odsłanianiu przed Nim stanu swojej duszy.
Na modlitwie skrzywdzony "wylewa swoją duszę" przed Bogiem. Nie obawia się opowiedzieć Bogu o wszystkim, co się w niej dzieje. Przedstawienie stanu swojej duszy powinno jednak łączyć się z szukaniem obecności Boga i z prośbą o Jego łaskę.
Wzorem modlitwy w sytuacji skrzywdzenia jest psalm 22, którym Jezus modli się przed śmiercią, a więc w chwili, w której bierze na siebie i ofiaruje swojemu Ojcu wszystkie ludzkie nieprawości i krzywdy. Jezus na krzyżu obarcza się całym złem, jakie na przestrzeni dziejów człowiek wyrządził człowiekowi. W psalmie 22 przeplata się przedstawianie bolesnego stanu własnej duszy ze świadomością obecności i działania Jahwe. Psalmista w bezpośredniej rozmowie z Bogiem przechodzi od opowiadania o stanie swojej duszy do dziękczynienia za Jego obecność i działanie zarówno w całej historii Izraela, jak też w jego osobistym życiu. Rozważanie zaś o działaniu Jahwe zmienia się w pokorne błaganie o miłosierdzie. Autor psalmu 22 kończy swoją modlitwę, wielbiąc Boga. Krzywda, jakiej doświadcza, staje się dla niego miejscem objawienia chwały Boga i bolesną okazją do wezwania całego potomstwa Izraela do zaufania Jahwe.
Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił? Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku. Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz, wołam i nocą, a nie zaznaję pokoju.
A przecież Ty mieszkasz w świątyni, Chwało Izraela! Tobie zaufali nasi przodkowie, zaufali, a Tyś ich uwolnił; do Ciebie wołali i zostali zbawieni, Tobie ufali i nie doznali wstydu.
Ja zaś jestem robak, a nie człowiek, pośmiewisko ludzkie i wzgardzony u ludu. Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą, rozwierają wargi, potrząsają głową: "Zaufał Panu, niechże go wyzwoli, niechże go wyrwie, jeśli go miłuje".
Ty mnie zaiste wydobyłeś z matczynego łona; Ty mnie czyniłeś bezpiecznym u piersi mej matki. Tobie mnie poruczono przed urodzeniem, Ty jesteś moim Bogiem od łona mojej matki, Nie stój z dala ode mnie, bo klęska jest blisko, a nie ma wspomożyciela.
Otacza mnie mnóstwo cielców, osaczają mnie byki Baszanu. Rozwierają przeciwko mnie swoje paszcze, jak lew drapieżny i ryczący. Rozlany jestem jak woda i rozłączają się wszystkie moje kości; jak wosk się staje moje serce, we wnętrzu moim topnieje.
Moje gardło suche jak skorupa, język mój przywiera do podniebienia, kładziesz mnie w prochu śmierci. Bo sfora psów mnie opada, osacza mnie zgraja złoczyńców. Przebodli ręce i nogi moje, policzyć mogę wszystkie moje kości. A oni się wpatrują, sycą mym widokiem; moje szaty dzielą między siebie i los rzucają o moją suknię.
Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka; Pomocy moja, spiesz mi na ratunek! Ocal od miecza moje życie, z psich pazurów wyrwij moje jedyne dobro, wybaw mnie od lwiej paszczęki i od rogów bawolich - wysłuchaj mnie!
Będę głosił imię Twoje swym braciom i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia: "Chwalcie Pana wy, co się Go boicie, sławcie Go, całe potomstwo Jakuba; bójcie się Go, całe potomstwo Izraela! Bo On nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, ani nie ukrył przed nim swojego oblicza i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego" (Ps 22,2-25).
Ten etap uzdrowienia wewnętrznego jest prawdziwym darem Boga, jest łaską. Tylko łaska bowiem może przemienić poczucie bezradności i niemocy w pokorną prośbę o miłosierdzie. Kierownik duchowy staje się wówczas nierzadko świadkiem prawdziwego cudu przemiany wewnętrznej. Powinien zachować się wówczas w sposób delikatny i dyskretny. Powinien też wspomagać modlitwę penitenta własną modlitwą.
6. Przemiana pod wpływem upokorzenia wewnętrznego
Doświadczenie upokorzenia wewnętrznego pozwala zranionemu popatrzeć w nowym świetle na własną sytuację i sytuację osób, które go zraniły. Zaczyna on rozumieć, że jego gniew, złość jest reakcją "starego człowieka", który odpłaca złem za zło, nienawiścią za nienawiść, krzywdą za krzywdę. Teraz dopiero widzi, że poddając się takim uczuciom, pomnaża jedynie zło w sobie i wokół siebie. Dostrzega też, iż bezradność i niemoc, których doświadcza, były także udziałem jego krzywdzicieli. Odkrywa wówczas prawdziwość modlitwy Jezusa: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34). Słowa te nie są wyrazem naiwnej litości, ale są owocem głębokiego wglądu w serce człowieka. Uzdrowienie wewnętrzne pozwala wejrzeć w serce, nie tylko w swoje własne, ale także w serce krzywdziciela. Modlitwa ta, powtarzana z Jezusem, staje się dla osoby skrzywdzonej źródłem wielkiej pociechy i umocnienia.
Poprzez uzdrowienie wewnętrzne osoba zraniona może pełniej korzystać z nieskończonego miłosierdzia Bożego. Właśnie to wejście w doświadczenie miłosierdzia Boga czyni jej serce hojnym i szlachetnym. W kontakcie z miłosierdziem Ojca niebieskiego rodzi się potrzeba przebaczenia. Przebaczenie przychodzi spontanicznie. Pod wpływem przyjętego miłosierdzia człowiek odkrywa, że przebaczenie jest jedyną drogą do rozwiązania "całego problemu".
R O Z D Z I A Ł X
UZDRAWIANIE ZRANIEŃ SEKSUALNYCH
Źródłem wielkiego cierpienia dla wielu osób są zranienia w dziedzinie emocjonalno-seksualnej, jakie miały nieraz miejsce w dzieciństwie lub też w okresie dojrzewania. Seksualność dziecka jest bardzo delikatna i krucha. Dlatego też bardzo łatwo można skrzywdzić dziecko, jeżeli narusza jego seksualną intymność i ingeruje się w nią. Problemy seksualne w młodości oraz w wieku dorosłym mają nierzadko swoje źródło w nadużyciach, do których doszło - w okresie dzieciństwa lub dojrzewania - ze strony osób dorosłych.
1. Nieakceptacja płciowości dziecka
Nieakceptacja płciowości dziecka przez rodziców, czyli odnoszenie się do chłopca jak do dziewczynki i odwrotnie, jest zawsze głęboką krzywdą. Może ona mieć bardzo różne źródła, na przykład negatywne spojrzenie na ludzką seksualność, jej lekceważenie, brak pełnej identyfikacji seksualnej samych rodziców. Głębia problemów wynikająca z tego typu zranienia uzależniona będzie od głębi samej nieakceptacji. Nieakceptacja seksualności dziecka staje się często źródłem zachwiania całego rozwoju emocjonalno-seksualnego: braku pełnej identyfikacji seksualnej, niepewności siebie jako kobiety lub mężczyzny, lęków lub też rzeczywistych skłonności homoseksualnych.
Krzywdzące jest także traktowanie dziecka przez rodziców jako istoty aseksualnej: brak jakichkolwiek rozmów wychowawczych na ten temat, udzielanie odpowiedzi nieprawdziwych na pytania o zabarwieniu seksualnym, utrudnianie dziecku dostępu do potrzebnej mu informacji. Takie zachowanie połączone jest zwykle z negatywnym spojrzeniem na całą sferę seksualną, które niekoniecznie musi wyrażać się poprzez słowa. Ten brak jakiegokolwiek wychowania seksualnego sprawia zwykle, iż dziecko odkrywa własną płciowość o własnych siłach, z ogromnym lękiem i poczuciem winy, stosując - zupełnie nieświadomie - "metodę prób i błędów", czym nieraz bardzo rani siebie.
2. Erotyzowanie świadomości dziecka
Coraz częściej można jednak spotkać wprost przeciwne podejście. Pod pozorem "wychowania seksualnego" dostarcza się dziecku bodźców przekraczających jego emocjonalną wrażliwość, na przykład proponuje mu się oglądanie obrazów lub filmów pornograficznych, akceptuje się jego uczestnictwo w "swobodnych rozmowach" osób dorosłych. Taka "liberalna" atmosfera panująca w rodzinie lub w innym środowisku, w którym dziecko przebywa, jest dla niego raniąca. Dostarcza ona dziecku zbyt wielu wrażeń seksualnych, z którymi jego emocjonalność nie jest w stanie sobie poradzić. Ten typ skrzywdzenia rodzi często u dziecka - już w bardzo wczesnym wieku - obsesyjną koncentrację na fizycznej stronie ludzkiej seksualności.
Dziecko zostaje zranione w dziedzinie seksualnej także wówczas, kiedy jest świadkiem doświadczeń seksualnych osób dorosłych lub też gdy wystawiane jest na sytuacje prowokujące silne bodźce seksualne: oglądanie nagości osób dorosłych, spanie dorastających dzieci w jednym łóżku itp. Naturalne traktowanie spraw seksualnych w rodzinie domaga się wzajemnej uważności i dyskrecji. Wstydliwość należy do naturalnych odczuć seksualnych człowieka. I chociaż warunki mieszkaniowe pewnych rodzin okazują się często barierą trudną do przeskoczenia, to jednak przy pewnej uważności rodziców, nawet w bardzo skromnych warunkach, można stworzyć zarówno dzieciom, jak i rodzicom minimum koniecznej intymności w osobistych zachowaniach.
3. Wykorzystywanie seksualne dzieci
Bardzo głębokim zranieniem dziecka jest jakakolwiek forma seksualnego wykorzystywania go przez dorosłych. Najczęściej sprawcami tych nadużyć są osoby o skłonnościach do pedofilii (skłonność seksualna do nieletnich). Pedofilia jest dzisiaj w wielu krajach problemem społecznym o szerokim zasięgu. Społeczność międzynarodowa coraz pełniej uświadamia sobie krzywdy wyrządzane dzieciom poprzez nadużycia seksualne. Głęboką krzywdą wobec dziecka są zarówno wszystkie próby działań seksualnych, jak i, tym bardziej, każda forma fizycznego kontaktu seksualnego. Im bliższe są więzi emocjonalne dziecka z dorosłym, tym głębsze i bardziej trwałe jest zranienie w tej dziedzinie. Jakakolwiek próba ingerowania w sferę seksualną dziecka jest zawsze wielką krzywdą. Naruszanie wstydliwości dzieci i seksualne ich wykorzystywanie jest szczególnym "przestępstwem przeciwko prawdzie osoby ludzkiej. (...) Dzieciom, które są najsłabszymi członkami naszej społeczności, trzeba zagwarantować poszanowanie wszystkich praw należnych osobie. Trzeba je darzyć miłością, otaczać szczególną opieką i szacunkiem. Wszelkie nadużycia wymierzone w ich godność są zbrodnią przeciwko ludzkości i przyszłości rodziny".
4. Wielka zbrodnia
Szczególną wielką zbrodnią są wszelkie kazirodcze zachowania wobec dziecka. Jest to bez wątpienia najcięższe zranienie seksualne dziecka. Kazirodztwo jest tematem społecznie bardzo wstydliwym. Boją się o nim mówić wszyscy, zarówno ofiary, jak i, tym bardziej, sprawcy. Zdecydowana większość przypadków kazirodztwa nigdy nie wychodzi na jaw. Przypadki kazirodztwa w Polsce zdarzają się najczęściej w kontekście nadużywania alkoholu. "Kazirodztwo jest zapewne najbardziej okrutnym (...) doświadczeniem człowieka. Jest ono zdradą najbardziej podstawowego zaufania między dzieckiem a rodzicem. Doprowadza do całkowitego spustoszenia emocjonalnego. Młode ofiary są całkowicie zależne od swoich napastników, gdyż nie mają dokąd ani do kogo uciec. Opiekunowie stają się prześladowcami, a rzeczywistość staje się więzieniem pełnym brudnych tajemnic. Kazirodztwo zdradza samą istotę dzieciństwa - jego niewinność" (Susan Forward). W psychologii wyróżnia się także kazirodztwo psychologiczne. "Ofiary psychologicznego kazirodztwa mogły nawet nie zostać tknięte palcem, (...) jednakże doświadczyły zamachu na swoje poczucie intymności czy bezpieczeństwa. Mam na myśli takie napastliwe działania jak podglądanie dziecka, (...) czy też robienie (...) seksualnie jednoznacznych uwag wobec dziecka. Dziecko cierpi wówczas z powodu tych samych psychologicznych symptomów co prawdziwe ofiary kazirodztwa. (...) Każdy dorosły człowiek, który jako dziecko był napastowany, przenosi z dzieciństwa w życie dorosłe poczucie, że jest beznadziejnie (...) zły i prawdziwie zepsuty. (...) Ofiara odczuwa wstręt na myśl o seksie. Jest to normalna reakcja na kazirodztwo. Współżycie seksualne wiąże się z niezatartym wspomnieniem bólu i zdrady" (Susan Forward).
5. Skrzywdzenia seksualne okresu dojrzewania
W okresie dojrzewania młody człowiek nadal narażony jest na skrzywdzenia w dziedzinie seksualnej. Jedną z form skrzywdzenia tego okresu jest ingerencja rodziców w sprawy emocjonalno-seksualne nastolatków: próba kontrolowania ich kontaktów z płcią odmienną, ironiczne aluzje lub wyśmiewanie się z ich pierwszych sympatii, przykre uwagi o rozwoju seksualnym itp. Takie zachowania odbierane są zwykle jako ingerowanie w intymną sferę dziecka i młodego człowieka. Bardzo głębokim zranieniem seksualnym w dzieciństwie i w okresie dojrzewania jest zawsze jakakolwiek forma przemocy seksualnej lub też gwałtu fizycznego. Takie doświadczenia powodują ciężkie, głębokie urazy w późniejszym, dorosłym życiu. Wymagają one długiego leczenia i fachowej pomocy terapeutycznej.
Każda forma wykorzystania seksualnego dziecka i młodego człowieka w okresie dojrzewania jest wielką krzywdą. Nadużycia te zostawiają w dzieciach, nieraz na całe życie, głębokie urazy psychiczne.
6. Pomoc udzielana ludziom zranionym w dziedzinie seksualnej
Początkiem procesu uzdrowienia w każdej płaszczyźnie ludzkiego życia jest przede wszystkim świadomość własnego zranienia. Człowiek może poddać się leczeniu - uzdrawianiu tylko wtedy, kiedy czuje się chory, zraniony. Dlatego też początkiem uzdrowienia w sferze seksualnej jest najpierw dostrzeżenie własnego zranienia. W uzdrowieniu seksualnym ważne jest też odnalezienie źródła zranienia oraz osób, z którymi jest ono związane. Podobnie jak we wszystkich innych typach zranienia, tak i w tym konieczna jest zwykle pomoc kompetentnej osoby: kierownika duchowego, niekiedy terapeuty lub innej zaufanej osoby.
Jaki jest cel tej pomocy? Osoba, która pomaga w uzdrowieniu seksualnym pełni - podobnie jak w sytuacji wszystkich innych zranień - przede wszystkim rolę świadka. Przyjmuje ona zranionego w sposób bezwarunkowy, z całą życzliwością i dobrocią, wraz z wszystkimi jego lękami, nieufnością, poczuciem winy, poniżaniem siebie. W całej postawie świadka, w jego słowach, sposobie reagowania, człowiek zraniony powinien odkryć życzliwą akceptację, miłość i szacunek.
W tym klimacie zaufania i życzliwości zraniony werbalizuje swoje zranienia seksualne. Celem tej werbalizacji jest pierwsze oddramatyzowanie problemu. I chociaż uleczenie pewnych zranień wymaga długiego nieraz czasu, to jednak człowiek zraniony seksualnie zaczyna uczyć się żyć ze swoim zranieniem, nie dramatyzując swojej sytuacji.
Jednym z ważnych celów pomocy w zranieniu seksualnym jest doprowadzenie człowieka zranionego do pełnej akceptacji całego jego życia. Uzdrowienie w wymiarze seksualnym domaga się bowiem akceptacji własnej seksualności taką, jaka ona jest "w danej chwili". Chodzi więc o wyzbycie się lęku, strachu czy jakiegoś upokarzającego poczucia wstydu w odniesieniu do tego, co ocenia się jako negatywne w przeżywaniu własnej płciowości. Akceptacja ta nie jest oczywiście rezygnacją ze zmagania się o "zdrowie emocjonalno-seksualne".
Pełna akceptacja ze strony osoby pomagającej w uzdrowieniu seksualnym jest także symbolem akceptacji przez samego Boga: jeżeli człowiek, który mnie słucha, nie dziwi się moim problemom, odczuciom, głębi skrzywdzenia i nieuporządkowania seksualnego, ale przyjmuje mnie z całą życzliwością, dobrocią i szacunkiem, to o ileż bardziej czyni to Ojciec niebieski (por. Mt 7,11).
Wypowiedzenie swoich słabości i ułomności seksualnych przed świadkiem jest także pewnym przygotowaniem do wypowiedzenia tych zranień, ułomności i słabości seksualnych przed samym Bogiem. Odkrycie Boga jako kochającego Ojca, który akceptuje człowieka ze wszystkimi słabościami, także ze słabościami w dziedzinie seksualnej, pozwala mu rozmawiać o nich szczerze i otwarcie. To jednak przede wszystkim w relacji z samym Bogiem człowiek otrzymuje nadzieję na uzdrowienie wewnętrzne i siłę do pracy nad nim.
Człowiek głęboko zraniony seksualnie, szczególnie wówczas, gdy ukrywał swoje zranienie długo i lękliwie, ma zwykle bardzo zniekształcony obraz Boga. Nierzadko tacy ludzie widzą Boga przez pryzmat własnych odczuć. Swoją nieakceptację siebie łatwo przypisują także Bogu. Zdarza się, iż młodzi ludzie kojarzą pewne życiowe niepowodzenia, nieszczęścia z "karą Bożą" za grzechy seksualne.
Otwieranie się na bezwarunkową akceptację i miłość Boga, która leczy wszelkie zranienia, także zranienia seksualne, dokonuje się przede wszystkim poprzez modlitwę, refleksję i skupienie. Modlitwa jest przyjmowaniem miłości Boga, która prowadzi do wewnętrznego uzdrowienia. Z drugiej jednak strony fałszywe pojęcie Boga i grzechu w dziedzinie seksualnej może przejawiać się także w tym, iż człowiek lekceważy i banalizuje swoje zranienie. Brak uznania głębi własnego zranienia oraz jego skutków może być zasadniczą trudnością w uzdrowieniu seksualnym. Wyrozumiałość, akceptacja, miłość i szacunek ze strony osób pomagających w uzdrowieniu zranień seksualnych nie mogą być rozumiane jako lekceważenie zranienia oraz jego skutków. Jezus mówi: Prawda was wyzwoli (J 8,32). W zranieniu seksualnym konieczne jest poznanie całej prawdy: po pierwsze, prawdy o własnej zranionej seksualności, o głębi i źródłach tego zranienia, po drugie, prawdy o Bogu, który, miłując człowieka, leczy go i zbawia.
7. Wychowanie sumienia
Odkrywanie prawdziwego obrazu Boga jest jednoczesnym odkrywaniem prawdziwej hierarchii wartości, ustanowionej przez Boga. Przykazania Boże posiadają swoją kolejność i jest ona częścią Objawienia. Człowiek nie ma żadnego prawa do przestawiania kolejności Bożych przykazań. Ustalenie hierarchii przykazań to również ustalenie hierarchii zranień, słabości i grzechów.
Człowiek może poczuć się uzdrowiony w wymiarze seksualnym tylko wówczas, kiedy odkryje seksualność jako "szóstą" dziedzinę ludzkiego życia, zaś zranienie seksualne jako "szóste zranienie". Uzdrowienie w wymiarze seksualnym dokonuje się między innymi także przez odkrycie pierwszych pięciu wartości oraz pierwszych pięciu słabości i zranień ludzkich. Nie byłoby w człowieku zranienia "szóstego", gdyby nie było w nim zranień z pierwszych pięciu przykazań, nierzadko ważniejszych od "szóstego". Zranienie seksualne jest najczęściej tylko objawem innych, zwykle głębszych zranień emocjonalnych. Nie może dokonać się w człowieku uzdrowienie w wymiarze seksualnym, jeżeli nie zostaną uzdrowione inne podstawowe płaszczyzny jego życia.
Pokonanie niedojrzałości i zranień seksualnych jest bardzo ważne, ponieważ jest oznaką prawdziwego wysiłku duchowego podejmowanego dla rozwoju całego człowieka, zarówno jego wymiaru duchowego, jak i emocjonalnego. Lekceważenie niedojrzałości seksualnej, hedonistyczne szukanie doznań są zwykle znakiem lekceważenia własnego rozwoju wewnętrznego, znakiem zamykania się w sobie i braku otwierania się na drugiego człowieka.
Aby doprowadzać do równowagi zranioną seksualność, konieczna jest także formacja sumienia, które pozwala człowiekowi zranionemu seksualnie uczciwie ocenić subiektywną odpowiedzialność za wszelkie słabości i grzechy w tej dziedzinie. Im większe i głębsze zranienie seksualne, tym większa powinna być roztropność w osądzaniu subiektywnej odpowiedzialności. Nie pomaga w uzdrowieniu przeżywanie każdej najmniejszej słabości seksualnej jako wielkiego grzechu bez liczenia się z własnym uwarunkowaniem wypływającym ze zranienia. Trzeba być jednak świadomym, iż pomniejszanie swojej subiektywnej odpowiedzialności może być także poważną przeszkodą w uzdrowieniu. Zwalnianie się z jakiejkolwiek odpowiedzialności subiektywnej i uzasadnianie swojej słabości i grzechów seksualnych wyłącznie własnym zranieniem może być czasami nieuczciwe.
Człowiek szukający pomocy w problemach seksualnych powinien być świadomy potrzeby czasu i cierpliwości, koniecznych do uzdrowienia wewnętrznego. Jak leczenie każdej rany wymaga czasu, tak leczenie ran seksualnych również wymaga czasu. Im głębsze, bardziej dotkliwe są rany człowieka, tym więcej domagają się czasu i cierpliwości.
Bóg daje człowiekowi czas dla uzdrowienia. Przyjmując czas dany przez Boga, człowiek zraniony winien ofiarować sobie cierpliwość. Cierpliwość ta powinna wyrazić się w pewnych konkretnych postawach wobec siebie samego: trzeba by nie stawiać sobie nierealnych żądań; liczyć się ze słabością ludzkiej natury, która dała już wielokrotnie znać o sobie; stosować "metodę małych kroków"; uczyć się przeżywać radośnie każde, nawet najmniejsze zwycięstwo nad sobą i przyjmować je jako obietnicę kolejnych zwycięstw; w momentach słabości i upadków powierzać się miłości Boga; nie sądzić innych i nie szukać winnych za własne złe samopoczucie.
Sztuczna próba przyspieszenia uzdrowienia seksualnego, wynikająca z głębokiej nieakceptacji swojego zranienia, ze wstydu i zranionej miłości własnej, powoduje jedynie większą koncentrację na własnych słabościach i może uruchamiać w człowieku mechanizmy seksualne "lęku i ciekawości", "kary i nagrody".
8. Przebaczenie zranień w dziedzinie seksualnej
Kiedy człowiek, uświadamiając sobie głębię swojego skrzywdzenia, bardzo cierpi, wówczas odruchowo rodzi się w nim żal do tych, którzy - w jego odczuciu - mogą być źródłem tego cierpienia. Człowiek wierzący zaś, który uznaje Boga jako Pana swego życia, odruchowo może także oskarżać Go za swoje cierpienia. Może bowiem sądzić, że Bóg, dając mu życie, skazuje go na cierpienie. Także w zranieniu seksualnym może rodzić się w człowieku żal do Boga z powodu doznanego zranienia. Człowiek zraniony może również niemal odruchowo oskarżać Boga o to, że "postawił go" w takich niesprzyjających okolicznościach życia, w których to zranienie się dokonało. Oskarżanie Boga wypływa z jednej strony z nieakceptacji kruchości ludzkiego istnienia, z drugiej zaś z fałszywego obrazu Boga. Kiedy obraz Boga w człowieku skrzywdzonym podobny jest do "reżysera w teatrze lalkowym", który osobiście wprawia w ruch każdą kukiełkę, wówczas może mu się wydawać, że sam Bóg sprawił, że przydarzyło mu się takie właśnie bolesne doświadczenie.
Uzdrowienie zranień seksualnych dokonuje się więc najpierw przez "przebaczenie Bogu" faktu, że dar ludzkiej seksualności jest tak delikatny i kruchy. "Przebaczyć Bogu" kruchość istnienia w wymiarze seksualnym, to uwierzyć, że wbrew głębi ludzkich zranień życie człowieka ciągle zachowuje swój sens. "Przebaczyć Bogu" to przyjąć zranione życie jako Jego dar i uwierzyć, że dawanie i przyjmowanie miłości w ludzkim życiu jest jednak możliwe. Zaufać Bogu w zranieniu seksualnym to uwierzyć, że Bóg rozumie cierpienie i przebacza winę. Od "przebaczenia Bogu" człowiek zraniony przechodzi do prośby o Boże przebaczenie. O ile "przebaczenie Bogu" rozumiane jest w sensie analogicznym (Pan Bóg przeciwko człowiekowi nie zgrzeszył), to przyjęcie Bożego przebaczenia należy traktować w sensie dosłownym. Uzdrowienie w dziedzinie seksualnej dokonuje się przez uznanie własnej winy oraz uznanie Boga jako Dawcy i Pana życia.
Niemożliwe byłoby uzdrowienie w wymiarze seksualnym bez uprzedniego uznania własnej winy i odpowiedzialności za popełnione czyny. Do uzdrowienia zranień seksualnych konieczna jest więc uczciwa, ale jednocześnie bardzo trzeźwa i spokojna ocena własnej odpowiedzialności moralnej. W ocenie tej nie można kierować się chorym poczuciem winy. Tę trzeźwą i uczciwą ocenę zdobywa się nie tylko poprzez autorefleksję, kierownictwo duchowe, ale także dzięki modlitwie o poznanie własnych grzechów. Człowiek, odkrywając dzięki uczciwej ocenie sumienia własną nieodpowiedzialność, oddaje ją Bogu i prosi Go, by mu ją przebaczył.
Kiedy człowiek prosi Boga o przebaczenie win w zranieniu seksualnym, wtedy Bóg, z kolei, zaprasza go do przebaczenia tym, którzy zawinili wobec niego. "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" - każe Jezus modlić się swoim uczniom. Kolejnym krokiem uzdrowienia w wymiarze seksualnym jest więc przebaczenie ofiarowane bliźnim. Przebaczenie to jest niekiedy tym trudniejsze, że osobami raniącymi są nierzadko ci ludzie, z którymi zraniony jest mocno związany emocjonalnie.
Z jednoczesnym udzielaniem przebaczenia innym i prośbą o przebaczenie zranień seksualnych dokonuje się przebaczenie sobie samemu. Jest ono jakby zwieńczeniem uzdrowienia w wymiarze seksualnym. Ze względu na delikatność i intymność ludzkiej seksualności przebaczenie sobie zranień w tej sferze przychodzi nieraz z wielkim trudem. Łatwiej wielu ludzi wybacza sobie inne, znacznie nieraz poważniejsze i bardziej raniące słabości i upadki. Udzielić sobie przebaczenia w wymiarze seksualnym, to także zgodzić się na siebie z tą świadomością wiary, iż tam, gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska (Rz 5,20).
Oczywiście, przebaczenie sobie słabości, akceptacja siebie we własnym zranieniu, nie wiąże się z rezygnacją. Wprost przeciwnie, przebaczenie sobie słabości i zranień w wymiarze seksualnym domaga się wewnętrznej pracy i wysiłku dla uzdrowienia własnej seksualności. Uzdrowienie sfery seksualnej nie dokonuje się jednak przez jednorazowy zryw duchowy. Uzdrowienie to jest procesem. Ma swoją dynamikę, swój rytm, swoje etapy.
9. Pomoc dzieciom - ofiarom deprawacji seksualnej
Rodzice lub opiekunowie, których dziecko uległo deprawacji seksualnej, powinni najpierw zadać sobie pytanie, dlaczego właśnie takie bolesne doświadczenie przydarzyło się ich dziecku. Jakie są jego prawdziwe przyczyny? Czy jedną z przyczyn deprawacji nie było zaniedbanie wychowania seksualnego? Czy dziecko kierowane chorą ciekawością seksualną nie dało się wciągnąć w pewną grę i prowokację ze strony sprawcy?
Dziecko, które stało się ofiarą deprawacji seksualnej, potrzebuje - trzeba to mocno podkreślić - pomocy ze strony osób dorosłych. Jest to bowiem doświadczenie zbyt głębokie i zbyt mocne, aby mogło sobie z nim samo poradzić. Aby pomoc taka była możliwa, konieczne jest najpierw podjęcie próby nawiązania głębokiej więzi emocjonalnej z dzieckiem: więzi zaufania i życzliwości. Tylko w takiej atmosferze można będzie podjąć z nim rozmowę na ten bardzo trudny dla niego temat.
Dziecko wypowiadające przed człowiekiem dorosłym, do którego ma pełne zaufanie, swoje bolesne przeżycie, zaczyna je powoli oddramatyzowywać. Jest to ważny początek w próbie udzielenia dziecku pomocy. Poprzez serdeczny dialog z dzieckiem trzeba mu pokazać, iż przeżyte doświadczenia są przede wszystkim jego wielkim skrzywdzeniem i że nie powinno ono przyjmować na siebie odpowiedzialności moralnej za zaistniały fakt deprawacji, nawet jeżeli "dało się wciągnąć", kierując się ciekawością seksualną.
Ogromnie ważne jest to, aby wypowiedzenie przez dziecko przeżytych doświadczeń dokonywało się w całkowitej wolności. Można mu delikatnie podpowiedzieć, zaproponować, ale w żaden sposób nie można naciskać na niego, aby wypowiedziało swoje przeżycia. Próba jakiegokolwiek nacisku przez oddziaływanie lękiem czy tylko poprzez usilne naleganie powodowałaby skutek odwrotny do zamierzonego. Zamiast oddramatyzowywać doświadczenie, potęgowałaby jego dramatyzację.
W każdej sytuacji trzeba rozeznać, z kim dziecko mogłoby porozmawiać o swoim bolesnym doświadczeniu: z jednym z rodziców, z zaprzyjaźnionym wychowawcą, z kapłanem czy też z psychologiem. Rozmowa, o ile jest możliwa, stanowi pierwszy ważny krok. Dalsze kroki będą zawsze uzależnione od środowiska rodzinnego, w którym dziecko żyje, od możliwości nawiązania z nim więzi emocjonalnej, od wielkości skrzywdzenia.
Zasadnicze leczenie dziecka zranionego w dziedzinie seksualnej dokonuje się przede wszystkim przez nawiązywanie z nim głębokiej i trwałej więzi emocjonalnej. Tylko w ten sposób można naprawić takie zło. Dziecku zranionemu seksualnie trzeba poświęcić wiele troski, życzliwości, opieki, tak by możliwe było dla niego stopniowe pokonywanie wobec dorosłych urazu wynikającego z przeżytego zranienia. Poważne skrzywdzenia dziecka w dziedzinie seksualnej wymagają jednak profesjonalnej i dłuższej pomocy terapeutycznej.
R O Z D Z I A Ł X I
OD PRZEBACZENIA DO POJEDNANIA
1. Przebaczenie a pojednanie
Często zdarza się, iż osoby dążące do pokonania w sobie poczucia krzywdy mylą przebaczenie z pojednaniem. Są to jednak dwa różne, chociaż ściśle ze sobą złączone, doświadczenia. Przebaczenie uprzedza pojednanie; stanowi także konieczny warunek prawdziwej jedności i zgody między ludźmi. Pojednanie może być budowane tylko na wzajemnej wymianie przebaczenia - ofiarowanie przebaczenia powinno być wówczas złączone z jego przyjęciem.
Przebaczenie ma charakter doświadczenia wewnętrznego. Jest ono osobistą decyzją odpuszczenia "naszym winowajcom" wszystkich ich przewinień i grzechów popełnionych wobec nas. Dokonuje się ono w głębi serca i nie zależy od bliźniego. Osobiste przebaczenie "swojemu winowajcy" jest możliwe także wówczas, kiedy z różnych przyczyn nie można się jeszcze z nim w pełni pojednać. Można obdarzyć przebaczeniem "naszego winowajcę" także wtedy, gdy nie poczuwa się on jeszcze do odpowiedzialności za wyrządzone zło i sam trwa wobec nas w postawie nieżyczliwości, niechęci czy wrogości. Przebaczenie jest zawsze możliwe, ponieważ zależy ono wyłącznie od decyzji serca. W pojednaniu natomiast konieczne jest zaangażowanie stron uwikłanych w konflikt.
Pojednanie, podobnie jak samo przebaczenie, jest pewnym procesem, który ma swoją dynamikę. Nierzadko wymaga ono dłuższego czasu, dlatego też konieczna jest wielka cierpliwość obu stron. Nie należy zbyt pospiesznie i na siłę dążyć do pojednania wówczas, gdy istnieje pomiędzy obiema stronami wiele wzajemnych oporów i niechęci. Przebaczenie oraz miłosierdzie z nim złączone wyrażają się także w cierpliwości wobec nieumiejętności jednania się z nami "naszych winowajców".
Pojednanie nie byłoby trwałe, gdyby było zbudowane jedynie pod wpływem niepokoju, niecierpliwości, chorego poczucia winy, perfekcjonizmu, poczucia niższości, lęku o siebie lub też innych negatywnych emocji. Pełne pojednanie domaga się wzajemnego pokonania uprzedzeń, urazów emocjonalnych, niechęci, nieżyczliwości. Jeżeli ma być ono prawdziwe, musi "urosnąć" w ludzkich sercach. Przebaczenie i wzajemne pojednanie, podobnie jak ziarno rzucone w glebę, rośnie nieraz bardzo powoli. Konieczne jest więc wzajemne czekanie połączone jednak z próbami wychodzenia sobie naprzeciw. Pojednanie rozpoczyna się wtedy, gdy we wzajemnej relacji z "naszym winowajcą" dajemy sobie sygnały, iż jesteśmy już gotowi dokonać wzajemnej wymiany przebaczenia: ofiarować je i przyjąć - niezależnie od wielkości winy z obu stron.
2. Wziąć odpowiedzialność za wyrządzoną krzywdę
Aby pojednanie mogło być prawdziwe, obie strony konfliktu powinny uznać swoją odpowiedzialność. Pojednanie może być budowane tylko na prawdzie i sprawiedliwości. Szczere uznanie odpowiedzialności każdej ze stron (lub też przynajmniej gotowość do jej szukania) jest konieczne do autentycznego pojednania. W pojednaniu nie można tuszować wzajemnych krzywd. Dobrze jest, kiedy istnieje wzajemna możliwość wypowiedzenia ich przed sobą. Pojednanie powinno też łączyć się z gotowością naprawienia wyrządzonych krzywd w takim jednak wymiarze, w jakim jest to możliwe. Najczęściej konieczny jest kompromis obu stron połączony z postawą wzajemnego zrozumienia i wyjścia sobie naprzeciw.
Nie można mówić o trwałym pojednaniu, kiedy jedna strona konfliktu przerzuca w sposób niesprawiedliwy cały ciężar odpowiedzialności na drugą stronę. Nie może też być owocne i skuteczne takie pojednanie, w którym jedna ze stron "dla świętego spokoju", z chorego poczucia winy lub też źle rozumianej odpowiedzialności bierze całą winę wyłącznie na siebie. Prawdziwe i trwałe pojednanie nie jest możliwe, kiedy jedna strona z obawy o siebie "podkłada się" drugiej. I choć w tej sytuacji może także dojść do zewnętrznego ułożenia wzajemnych relacji, to jednak w sercach pozostaje zwykle odczucie żalu i niesprawiedliwości. Każda ze stron powinna mieć swój udział w pojednaniu na miarę własnej odpowiedzialności oraz własnych możliwości.
Sytuacje wielkiego skrzywdzenia w okresie dzieciństwa i dojrzewania charakteryzują się tym, iż problem winy i odpowiedzialności bywa rozłożony bardzo nierówno. Odpowiedzialność za krzywdę wyrządzoną dziecku lub młodemu człowiekowi w okresie dojrzewania spada niemal wyłącznie na krzywdziciela. Dziecko nie jest w stanie obronić się przed miażdżącą przewagą człowieka dorosłego. Ale także to nierówne rozłożenie winy i odpowiedzialności w skrzywdzeniach z dzieciństwa nie oznacza bynajmniej, iż taki sam nierówny wkład powinien mieć miejsce w procesie pojednania między skrzywdzonym a krzywdzicielem.
Pierwszy krok w procesie pojednania powinien zrobić nie ten, kto więcej zawinił, ale raczej ten, kto ma więcej sił psychicznych i duchowych, kto jest bardziej otwarty na innych, mniej urazowy, kto łatwiej nawiązuje relacje międzyludzkie itp. W procesie pojednania większa wina nie może oznaczać większej kary. Takie założenie sprawiłoby, iż pojednanie między ludźmi byłoby właściwie niemożliwe. Większa wina zakłada większe miłosierdzie. Fundamentem większego miłosierdzia powinna być jednak prawda i sprawiedliwość.
Doświadczenie pokazuje, iż za pojednanie w relacji skrzywdzony-krzywdziciel częściej czują się odpowiedzialne osoby skrzywdzone. One częściej doświadczają potrzeby wyjścia krzywdzicielowi naprzeciw. Jeżeli drogę pojednania zaczynalibyśmy od wzajemnego licytowania się i wypominania sobie wielkości win, to w wielu sytuacjach byłoby ono nie tylko bardzo trudne, ale wręcz niemożliwe do osiągnięcia. Przebaczenie i pojednanie wymaga postawy szlachetności z obu stron.
Chrystus w swoim nauczaniu wielokrotnie wzywa do hojności serca względem bliźnich, którzy wobec nas zawinili. Wiele przypowieści opowiada o hojnym przebaczeniu Boga człowiekowi, które ukazane jest jako wzór hojności przebaczenia człowieka człowiekowi. Jezus objawia nam Boga jako Ojca, który najpełniej i najszlachetniej przebacza nam nasze winy i jedna się z nami jako pierwszy. Wzorem Ojca niebieskiego Chrystus i nam każe przebaczać nie trzy ani nawet siedem razy, ale siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze. Ale Boskie przebaczenie budowane jest także na prawdzie i sprawiedliwości. Jezus nie ukrywa, iż cena pojednania Boga z człowiekiem była bardzo wysoka: Jego wcielenie, życie, męka, śmierć oraz zmartwychwstanie.
3. Wypowiedzenie krzywdy przed krzywdzicielem
O ile to możliwe, osoba skrzywdzona może zaproponować temu, kto ją skrzywdził, "wyjaśniającą rozmowę". Może w niej wypowiedzieć swoje odczucie skrzywdzenia wraz z całym bólem z nim związanym. Takie rozmowy wymagają jednak dobrego przygotowania. Na ogół bywają one bardzo trudne. Nie powinny być podejmowane jedynie pod wpływem chwilowego żalu, wewnętrznego gniewu czy też innych nie uporządkowanych odczuć. Dialog o trudnej przeszłości może być ogromnym wzajemnym darem, ale tylko wówczas, kiedy będzie podejmowany w wielkiej wolności wewnętrznej oraz w duchu miłosierdzia, przebaczenia i pojednania. Przygotowanie do niego dokonuje się przede wszystkim poprzez osobistą refleksję, modlitwę oraz dialog kierownictwa duchowego.
Rozmowa o trudnej przeszłości nie powinna być traktowana jedynie jako okazja do bezpośredniego wypowiedzenia swoich własnych odczuć i przeżyć. Trzeba by także zachęcić drugą stronę do takiej samej otwartości w wypowiedzeniu jej własnych przeżyć. Poprzez wzajemną werbalizację uczuć może dokonać się u obu stron konfliktu stopniowe przezwyciężanie wzajemnych oporów i obaw.
Wypowiadając uczucia negatywne wobec osoby, których one dotyczą, doświadczamy na ogół wielkiej wewnętrznej ulgi. Stopniowo obniża się też napięcie emocjonalne wynikające z podtrzymywanych uczuć niechęci i nieżyczliwości. Nierzadko też podczas werbalizacji okazuje się, iż wielkość uczuć żalu i gniewu wypływała nie tylko z wielkości samego skrzywdzenia, ale także (a niekiedy przede wszystkim) z nagromadzenia się wielu negatywnych emocji w ciągu długiego okresu. Ponieważ nie były one wypowiadane, a raczej były dławione, kumulowały się w nieświadomości, rodząc coraz większe rozżalenie i gniew.
W czasie przygotowania się penitenta do rozmowy o trudnej przeszłości kierownik duchowy powinien zachować się bardzo roztropnie i jednocześnie bezstronnie. Gdyby przeczuwał, iż dialog osoby skrzywdzonej z krzywdzicielem może być nieudany (np. dlatego, iż byłby podjęty przedwcześnie), wówczas może dyskretnie przestrzegać przed rozmową i doradzać odłożenie jej na czas późniejszy. Taka rada byłaby ważna wtedy, gdyby penitent podejmował decyzję o rozmowie przede wszystkim pod wpływem wewnętrznego niepokoju, niecierpliwości czy też żalu i gniewu.
Wewnętrzne pojednanie z krzywdzicielem może dokonać się także bez wzajemnych wyjaśnień i deklaracji. Nie mogąc wyrazić przebaczenia poprzez otwartą i szczerą rozmowę, można je przekazać za pomocą gestów i słów pełnych życzliwości. Wspólne spotkanie, razem spędzone święta lub inna uroczystość rodzinna, wspólny posiłek, drobny prezent z okazji imienin - takie zwyczajne gesty życzliwości i otwartości mogą być również bardzo dobrą okazją do wzajemnego pojednania. Proste ludzkie gesty mogą często wyrazić to samo, co osoba zraniona chciałaby powiedzieć w rozmowie: przebaczenie, współczucie, chęć przyjścia z pomocą, życzliwość itp.
Słowa i gesty, w których wychodzimy sobie naprzeciw z przebaczeniem i pojednaniem, odnoszą - niekiedy po dłuższym czasie - wyraźny skutek. Osoba krzywdząca sama nieraz zaczyna "zmieniać ton": "tłumaczy się" z pewnych zachowań z przeszłości, staje się uważniejsza, wrażliwsza. Jest to dobry znak świadczący o tym, że duch przebaczenia i pojednania zaczyna wydawać owoce.
4. Odporność na kolejne zranienia
Czy przebaczenie uodparnia nas na kolejne zranienia? Pierwszy "ludzki" odruch przy kolejnym zranieniu pozostaje zwykle taki sam. Budzą się te same uczucia żalu, gniewu, złości, a nawet pragnienie zemsty i odwetu. Brak tej pierwszej reakcji obronnej świadczyłby o jakiejś "niezwykłej doskonałości" lub też - przeciwnie - o jakimś niezwykłym "zdławieniu emocjonalnym". Ten pierwszy odruch jest wyrazem naszej ludzkiej kruchości - duchowej i emocjonalnej. Nie należy się go obawiać. Trzeba nad nim jedynie czuwać i trzeba go też wewnętrznie przepracowywać. Ustępuje on wówczas, kiedy go w pełni akceptujemy i zdobywamy się na wolność wewnętrzną wobec niego. Ta właśnie wolność sprawia, iż nie ma potrzeby poświęcać mu większej uwagi.
Stopniowe uleczenie pierwszego negatywnego odruchu zranionej natury jest możliwe. Wielu ludzi skrzywdzonych, prześladowanych za wiarę, za ojczyznę, upokarzanych w małżeństwie, krzywdzonych w miejscu pracy, daje nam nieraz piękne świadectwo miłości do swoich nieprzyjaciół. Nie zauważa się u tych ludzi cienia chęci zemsty i odwetu. Często dają oni świadectwo troski o prześladowców. Jest to autentyczna miłość nieprzyjaciół, do której zapraszał nas Chrystus.
Zanim zaczniemy jednak tęsknić za tym, by nie przeżywać żadnych negatywnych odruchów żalu wobec ludzi, którzy nas krzywdzą, trzeba najpierw zgodzić się na ten nasz bardzo niedoskonały sposób reagowania. To nie my sami kierujemy naszymi pierwszymi odruchami. One nie zależą bezpośrednio od naszej wolnej woli. Możemy jednak, odwołując się do naszej wolności, pokierować naszymi pierwszymi odruchami w taki sposób, aby one nie determinowały naszych wyborów, decyzji i działań.
Nie należy się zbytnio przejmować naszymi pierwszymi odruchami. Mają one bowiem także swoją "dobrą stronę". Przekonują nas o potrzebie nieustannego otwierania się na uzdrawiającą łaskę Boga. Prawdziwe przebaczenie uodparnia nas na zranienia, ale nie przez to, że czyni nas twardymi i niewrażliwymi na cierpienie. Każde zranienie sprawia ból. Przebaczenie, z którym wiązałoby się otaczanie się jakimś pancerzem, murem obronnym, by już nigdy nie zostać skrzywdzonym, byłoby pozorne.
Przebaczenie czyni nas bardziej odpornymi na skrzywdzenie poprzez pełniejsze zrozumienie bliźnich. Jeżeli wiemy, że skrzywdzenia ze strony osoby bliskiej są wyrazem jej kruchości i ludzkiej ułomności, a nie złej woli, to uczucia żalu, gniewu i chęci zemsty zwykle same spontanicznie opadają. Wobec ludzkiej biedy budzi się w człowieku odruchowo miłosierdzie.
5. Pojednanie z osobą zmarłą
Bywa nieraz dla nas bolesnym doświadczeniem życie ze świadomością, iż nie możemy już "nic zrobić" dla zmarłej osoby, przez którą byliśmy skrzywdzeni lub też którą sami krzywdziliśmy. Nie możemy prosić jej o przebaczenie, ani też nie możemy ofiarować jej naszego przebaczenia. Wobec zmarłych, z którymi żyliśmy w konflikcie, łatwiej niż w innych sytuacjach budzi się chore poczucie winy. Kiedy był to głęboki konflikt i trwał dłuższy czas, czujemy się też niekiedy winni z powodu śmierci tej osoby. Jest to owoc wielkiego chorego poczucia winy wobec zmarłego.
Pojednanie z osobą zmarłą polegać będzie najpierw na oddramatyzowaniu istniejącego konfliktu i próbie spojrzenia na niego z całym realizmem, bez lęku i poczucia winy. Nasz udział w tym konflikcie nie jest większy tylko przez to, iż osoba ta już nie żyje, a jego rozwiązanie następuje "w cieniu" jej śmierci. Kiedy czujemy się oskarżani jeszcze "zza grobu", wtedy jest to raczej wyraz naszego chorego poczucia winy. Odpowiedzialność za konflikt ze zmarłym nie zmniejsza się, ani też nie zwiększa tylko przez sam fakt jego śmierci. Śmierć osoby nie zwalnia nas także z potrzeby uczciwego spojrzenia na konflikt i rozliczenia się przede wszystkim przed własnym sumieniem i przed Bogiem.
Wiara w świętych obcowanie sprawia, iż także po śmierci możemy wszystko "naprawić". Oczywiście, inaczej niż wobec osób żyjących - w duchu wiary w świętych obcowanie. "Naprawianie" to polega przede wszystkim na pojednaniu się z Bogiem i z samym sobą. Jednając się z Bogiem, jednamy się także ze wszystkimi ludźmi.
W procesie pojednania ze zmarłym powinniśmy budować w sobie przekonanie wiary, iż osoba, która odeszła do Pana, patrzy na naszą ludzką rzeczywistość zupełnie z innej perspektywy. Zmarły jako pierwszy przebaczył nam już wszystko. On "rozumie" nas teraz lepiej niż my sami siebie. Rozumie też zaistniały konflikt, rozumie jego źródła i jego konsekwencje. Możemy nie tyle prosić go o przebaczenie, ile raczej prosić o wstawiennictwo, abyśmy i my z kolei mogli zrozumieć istotę zaistniałego konfliktu i byśmy też mogli przebaczyć jemu i nam samym. Pojednanie z osobą zmarłą, to przede wszystkim pojednanie z Bogiem i z sobą samym.
6. Uleczona przeszłość szkołą ojcostwa i macierzyństwa
Doznane rany, szczególnie te w okresie dzieciństwa i dojrzewania, jeżeli są dobrze rozeznane i przeżyte w duchu miłosierdzia, przebaczenia i pojednania, stają się niezwykłą szkołą ojcostwa i macierzyństwa. Nie ma nic cenniejszego, co moglibyśmy ofiarować własnej rodzinie, wspólnocie i wszystkim, którym chcemy służyć, niż pełne pojednanie z sobą samym, z własnymi rodzicami i wszystkimi innymi osobami, przez które czujemy się zranieni. Łatwiej nam wówczas zrozumieć, iż człowiek nie jest własnością człowieka i dlatego nie ma prawa nikogo krzywdzić. Przekraczając nasze rany w relacji do rodziców i innych osób, rozumiemy głębiej, iż nasze dzieci, nasi uczniowie, nasi parafianie, nasi penitenci nie są "nasi". Są nam jedynie powierzeni jak baranki Piotrowi (por. J 21,15), abyśmy z miłością i troską towarzyszyli im jakiś czas w ich drodze do coraz dojrzalszego, samodzielnego i bardziej odpowiedzialnego życia.
Przebaczenie i pojednanie z rodzicami służy również temu, by móc wypełnić istotny warunek dojrzałości osobowej postawiony przez Boga w Księdze Rodzaju: Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,24; por. Mt 19,5). Rzeczywiste emocjonalne i psychiczne opuszczenie rodziców jest koniecznym warunkiem dojrzałego małżeństwa, rodzicielstwa, życia w celibacie. Opuszczenie to dokonuje się jednak nie tyle poprzez "oddzielenie" siebie od rodziców, ale właśnie poprzez wewnętrzne pojednanie się z nimi.
Odejście z domu rodzinnego bez rzeczywistego wewnętrznego pojednania sprawia, iż jest ono bardziej ucieczką niż rzeczywistym odejściem, o którym mówi Biblia. Do pełnej autonomii konieczna jest wewnętrzna wolność wobec rodziców. Wiele mężczyzn i kobiet nie jest w stanie naprawdę "opuścić ojca i matki" tylko dlatego, iż nie umie (również dlatego, iż nie chce) przebaczyć im w pełni i pojednać się z nimi. Wolność wobec rodziców sprawia, iż mężczyzna i kobieta mogą z jednej strony obficie korzystać z darów, które od nich otrzymali, z drugiej zaś mogą stopniowo uwalniać się od tych uwarunkowań, którymi było naznaczone ich wychowanie w domu rodzinnym.
Opuszczając swoich rodziców tak, jak nakazuje Biblia, mężczyzna i kobieta - nawet jeżeli są już ludźmi dorosłymi - nie przestają być nadal dziećmi. I właśnie to doświadczenie bycia dzieckiem jest decydujące dla daru ojcostwa i macierzyństwa. Drogą do doświadczenia ojcostwa jest doświadczenie bycia synem. Drogą do macierzyństwa jest doświadczenie bycia córką. Nie ma innej drogi. Wiele mężczyzn i kobiet zaprzepaszcza szansę na prawdziwe ojcostwo-macierzyństwo nie tylko w sensie fizycznym, ale także duchowym tylko dlatego, iż - kierując się zranioną dumą - nie chce przyjąć pokornej postawy dziecięctwa wobec swoich rodziców.
Kiedy zaś ojcostwo i macierzyństwo własnych rodziców było bardzo raniące, wówczas dziecko powinno najpierw nauczyć się być miłosiernym i wiernym synem-córką, aby móc stawać się następnie miłosiernym i wiernym ojcem-matką.
Miłosierdzie i wierność mężczyzny i kobiety ma tylko jedno źródło: wierność Boga Ojca. Ta właśnie wierność jest źródłem wierności wobec własnych rodziców, męża-żony, własnych dzieci i wszystkich, których Bóg im powierza.
R O Z D Z I A Ł X I I
OJCZE NASZ - MODLITWĄ PRZEBACZENIA I POJEDNANIA
Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: "Panie, naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył swoich uczniów". A On rzekł do nich: "Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini; i nie dopuść, byśmy ulegli pokusie" (Łk 11,1-4).
Ojcze nasz, który jesteś w niebie, niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili; i nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! (Mt 6,9-13).
1. Świadectwo modlitwy
Doświadczenie przebaczenia i pojednania domaga się stałej i wiernej modlitwy. Zanim więc Jezus każe nam wypowiedzieć słowa przebaczenia i pojednania wobec Boga i wobec bliźniego: Przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy, zaprasza nas do nawiązania synowskiej więzi z Nim jako Ojcem. Szkoła modlitwy - dialog z Bogiem staje się jednocześnie szkołą przebaczenia i pojednania - prawdziwym i szczerym dialogiem ze wszystkimi ludźmi, także z tymi, przez których czujemy się pokrzywdzeni oraz z tymi, których sami skrzywdziliśmy.
Prośba skierowana do Jezusa przez jednego z uczniów: Panie, naucz nas modlić się, jak i Jan nauczył swoich uczniów zostaje sformułowana pod wpływem przykładu modlitwy Jezusa: Gdy Jezus przebywał w jakimś miejscu na modlitwie i skończył ją, rzekł jeden z uczniów do Niego: "Panie, naucz nas modlić się" (Łk 11,1-2). Uczniowie zostają pociągnięci przykładem swojego Mistrza oraz uczniów Jana.
Atmosfera modlitwy, którą odnajdujemy w naszym życiu osobistym i wspólnotowym, ma bardzo duże znaczenie dla naszego spotkania z Bogiem. Pragnienie modlitwy, wewnętrzny smak modlitwy rodzi się między innymi poprzez modlitewne świadectwo dawane nam przez innych. Dlatego też jest ono tak ważne w naszym życiu duchowym. Świadectwo modlitwy bliźnich jest dla nas darem. Rozpala ono nasze serca i otwiera je na działanie Ducha Bożego. Im więcej jest w nas niechęci i oporu wewnętrznego wobec modlitwy, tym bardziej potrzebujemy świadectwa innych. Pomaga nam ono odnaleźć naszą własną drogę do modlitewnego spotkania z Bogiem.
Jezus swoją modlitwą tworzy we wspólnocie uczniów klimat modlitewny. Spędzając nieraz całą noc na modlitwie lub też udając się na nią wczesnym rankiem (por. Łk 6,12), daje uczniom wzór zaangażowania serca w szukanie intymnej jedności z Ojcem. Uczniowie proszą Jezusa, aby nauczył ich modlić się, gdyż są świadomi więzi łączącej Go z Ojcem. Wierzą, że ich Mistrz może ich dopuścić do udziału w intymnej relacji z Ojcem.
W obecnej medytacji pytajmy siebie: Czy otwieramy się na modlitewne świadectwo dawane nam przez bliźnich? Jakie świadectwo modlitwy sami dajemy innym? W świadectwie modlitwy nie jest ważny wiek, wykształcenie czy funkcja społeczna. Liczy się przed wszystkim hojne serce, które z zaufaniem staje przed Bogiem i powierza się Mu. Nie tylko rodzice, wychowawcy, duszpasterze mogą dawać świadectwo dzieciom, młodzieży. Zdarza się dziś - może częściej niż dawniej - że to właśnie młodzi dają wielkie świadectwo wiary i modlitwy swoim rodzicom, wychowawcom, duszpasterzom. Prośmy, abyśmy umieli przyjąć pokornie owo świadectwo wiary "maluczkich". Prośmy też o pragnienie modlitwy podobne do tego, które miał Jezus. Pragnienie modlitwy jest pragnieniem Boga. Bóg daje nam pragnienie modlitwy, byśmy wchodzili w coraz głębszą, intymną jedność z Nim jako naszym Ojcem.
2. Ojcze nasz
Kiedy się modlicie, mówcie: Ojcze. Jezus rozpoczyna lekcję modlitwy od wywołania imienia Ojca. Uczniowie powinni zawsze naśladować na modlitwie swojego Mistrza, wzywając - jak On - imienia Boga Ojca. Bóg jest Ojcem wszystkich. Dla wszystkich jest bliską, intymną Osobą. On nie tylko daje życie każdemu człowiekowi, ale podtrzymuje je nieustannie, otacza opieką, troszczy się o nie. Ojciec daje nam swojego Jednorodzonego Syna, który jest naszą drogą do Niego (por. J 14,6).
Ponieważ nasze pojęcie ojcostwa bywa często zranione, dlatego trudno nam nieraz uwierzyć w bezinteresowną miłość Boga Ojca. Wiele osób skrzywdzonych przez własnych ojców z trudem łączy pojęcie ojca z dobrocią, miłością, poczuciem bezpieczeństwa, akceptacją, radością życia. Nadużywanie alkoholu, obojętność, gniew, a niekiedy także brutalność ojców w rodzinie sprawiają, iż pojęcie ojca czy ojcostwa bywa dla wielu bolesne. Nierzadko dźwięk tych słów wywołuje raczej głęboko ukryty żal, lęk czy może nawet gniew.
Jeżeli słowo "Ojcze" naprowadza nas na Boga Ojca i na Jego nieskończoną miłość, dziękujmy Mu za to. Dziękujmy Mu za ludzi, którzy dali nam świadectwo miłości Boga Ojca. Rodzicielska miłość ojca i matki otwiera nas na rodzicielską miłość Ojca niebieskiego. Droga do Boga jest wówczas łatwiejsza, prostsza, radośniejsza.
Kiedy jednak słowo "ojciec" brzmi w naszych uszach i naszym sercu chłodno, obojętnie czy też wrogo, wtedy powinniśmy tym bardziej głośno wołać: "Ojcze nasz, któryś jest w niebie". To wołanie pozwala nam zrozumieć, że istnieje tylko jedno źródło ojcostwa: nasz Ojciec w niebie. Owo głośne wołanie pozwoli nam przebić się przez nasze zranienie, opór, lęk, żal i gniew. Ojciec niebieski potrafi uleczyć i uzdrowić każde nasze poranione ojcostwo czy macierzyństwo. Doświadczenie ojcostwa Bożego staje się źródłem mocy i siły do ofiarowania przebaczenia tym, którzy nas zranili.
Modlitwa "Ojcze nasz" uczy nas także solidarności ze wszystkimi ludźmi. Chrześcijanie, wzywając imienia Ojca, łączą się tym samym ze wszystkimi jako swoimi braćmi i siostrami. "Ojcze nasz" odmawiane nawet w najbardziej prywatny sposób staje się modlitwą w jedności z całym światem.
W tej medytacji zatrzymajmy się przede wszystkim na pierwszych dwóch słowach Modlitwy Pańskiej: "Ojcze nasz". Błagajmy Jezusa, aby stał się naszą drogą do Boga Ojca. Prośmy też, abyśmy pokonywali w sobie wszelkie ludzkie opory związane z pojęciem ojca, odkrywając w Ojcu niebieskim ostateczne źródło i rację naszego życia.
3. Królowanie Boga na ziemi i w niebie
Wezwanie imienia Boga "Ojcze nasz" na początku Modlitwy Pańskiej uświadamia nam charakter tej szczególnej czynności, jaką jest spotkanie ze Stwórcą na modlitwie. Prawdziwa modlitwa jest zawsze najpierw przebywaniem w obecności Boga. Osoba modląca się staje przed Ojcem w postawie synostwa; przed Panem w postawie służby i oddania; przed Stwórcą w postawie stworzenia pełnego pokory. Oto ja służebnicy Pańska (Łk 1,38) - oto doskonały przykład postawy na modlitwie dany nam przez Maryję.
Po wezwaniu Boga jako Ojca Jezus każe nam prosić: Niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! Przyjmujemy wobec Stwórcy postawę służebnego oddania, aby mógł On realizować w nas i przez nas swoje dzieło; aby Jego imię znane było wszystkim oraz by wszyscy ludzie mieli udział w Jego imieniu. Wraz z imieniem Boga przychodzi także Jego królestwo.
Niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie Twoje królestwo! - nie jest to jedynie prośba, aby Ojciec sam "działał". Tymi słowami wyrażamy także pragnienie, aby nasze działanie dla Niego i Jego królestwa było skuteczne i owocne. Ojciec bowiem postanowił dać poznać wszystkim swoje imię - założyć swoje królestwo rękami człowieka. Pierwszym Człowiekiem, który dla wszystkich staje się wzorem objawiania imienia Bożego i budowaniem królestwa, jest Bóg-Człowiek, Jezus Chrystus. On sam objawia imię Ojca i On sam staje się nadchodzącym królestwem.
Królestwo to jest jednak nie tylko w Nim - wraz z Nim jest ono także w każdym z nas. Królestwo Boże pośród was jest (Łk 17,21) - zapewnia nas Chrystus. Podobnie jak dla Jezusa, tak również dla każdego Jego ucznia sprawa imienia Boga i Jego królestwa jest sprawą najważniejszą (por. Łk 12,31).
Niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Jezus w Modlitwie Pańskiej każe nam czynić jedynie to, co sam czynił: pełnić wolę Ojca. Chrystus całe życie żył jedynie wolą Ojca. Ona była jego codziennym pokarmem: Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło (J 4,34). W naszym oddaniu się Bogu Ojcu nie chodzi więc o jakieś zewnętrzne, niewolnicze podporządkowanie swojego życia "istocie silniejszej od nas". Chodzi raczej o miłość, o przebaczenie, o pojednanie z Bogiem i z ludźmi. Wola Ojca wobec człowieka jest pełna miłości. Modlitwa Pańska wzywa nas, byśmy pełnili wolę Ojca, ponieważ tylko w niej możemy odnaleźć wzajemną jedność, zgodę, prawdziwe dobro i szczęście: ziemskie i wieczne.
Całkowite powierzenie swojej woli drugiemu odruchowo budzi w nas jednak obawy i lęki. Oddając się z zaufaniem Bogu czy człowiekowi, obawiamy się utraty naszej wolności i tożsamości osobowej; obawiamy się nieraz także nadużycia przez Boga naszej wolności. Są to reakcje po ludzku zrozumiałe, ponieważ wypływają z ludzkich zranień. Nie powinniśmy więc czuć się winnymi z powodu naszych oporów w powierzeniu siebie Bogu. Nie umniejszają one w niczym szczerości naszych pragnień służby i oddania się Bogu. Tak właśnie reaguje natura człowieka, który został zraniony w miłości i zaufaniu - zraniony grzechem pierworodnym, grzechem bliźnich oraz swoim własnym.
W najtrudniejszych chwilach Jezusa Jego ludzka natura, zraniona grzechami wszystkich ludzi, reagowała w taki sam sposób. Chrystus w dialogu ze swoim Ojcem angażuje całą swoją wolność, aby przekroczyć ludzką słabość i poddać swoją wolę woli Ojca. Woła z ufnością i oddaniem: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie! (Łk 22,42). Modlitwie Chrystusa o poddanie swojej woli woli Ojca towarzyszy także modlitwa za nas, którzy ukrzyżowaliśmy Go naszymi grzechami: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią (Łk 23,34). Te słowa Jezusa w Ogrójcu i na krzyżu będą zawsze najwyższym celem naszej modlitwy. Uczeń naśladuje bowiem swojego Mistrza zarówno w pełnieniu woli Ojca niebieskiego, jak i w przebaczeniu win swoim winowajcom.
Jezus zachęca nas jednak, abyśmy modlili się nie tylko o wypełnienie woli Ojca na ziemi, ale także i w niebie. Poprzez naszą modlitwę zostajemy dopuszczeni nie tylko do budowania królestwa na ziemi, ale również do królowania w niebie. Bóg pragnie królować na niebie i na ziemi razem z człowiekiem. Istotą Bożego królowania jest Jego miłość, jedność i wzajemna zgoda, którą pragnie obdarzyć całą ludzkość.
W obecnej medytacji zatrzymajmy się na rozważanych słowach Modlitwy Pańskiej: Niech się święci imię Twoje! Niech przyjdzie królestwo Twoje; niech Twoja wola spełnia się na ziemi, tak jak i w niebie. Prośmy, aby nasza modlitwa i całe nasze życie były szukaniem najpierw królestwa niebieskiego (por. Łk 12,31). Prośmy także, byśmy odkrywali wolę Ojca jako źródło wzajemnej miłości, przebaczenia, zgody i jedności pośród braci.
4. Dar chleba
Uczeń Jezusa zaangażowany w realizowanie królestwa Bożego na ziemi pozostaje jednak człowiekiem ubogim. Właśnie dlatego prosi Boga o wszystko, co jest mu potrzebne do życia. Jezus każe nam prosić o dwa najbardziej konieczne dary dla życia: o dar chleba i o dar przebaczenia: Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj; i przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili.
Najpierw prosimy o dar chleba. Chrystus rozumie nasz niepokój i troskę o codzienne utrzymanie. Codziennie potrzebujemy chleba i codziennie o niego prosimy. Jezus każe nam jednak prosić o chleb tylko "na dzisiaj". Dosyć ma dzień swojej biedy (Mt 6,34). Chrystus chce nas w ten sposób uchronić przed zbytnią troską o chleb "na jutro", która nierzadko staje się powodem wzajemnego krzywdzenia się ludzi. Niepokój o nasze utrzymanie w dniu jutrzejszym sprawia, iż walczymy między sobą, usiłując zgromadzić zapasy chleba, aby nam go jutro nie brakło. Codzienna troska o chleb jest dla nas codzienną okazją do powierzania swojego życia opatrzności Boga, który również codziennie dba o nas, podobnie jak codziennie karmi ptaki w powietrzu i codziennie odziewa lilie polne (por. Mt 6,26.28).
Jednym z istotnych elementów "ewangelicznej głupoty", przed którą przestrzega nas Jezus, jest próba zapewnienia sobie chleba na długie lata. Ewangeliczny bogacz (por. Łk 12,16-21) zostaje przez Jezusa nazwany głupim właśnie dlatego, iż uważał, że dzięki obfitym zbiorom nagromadził zapasów chleba na długie lata. Nagromadzenie chleba nie zapewnia mu jednak długiego życia, ponieważ ostatecznie życie zależy nie od chleba, ale od Boga.
Uczeń Jezusa zatroskany o sprawy Bożego imienia oraz o sprawy królestwa wyraża więc zaufanie, że Bóg da mu do życia ziemskiego to wszystko, czego mu potrzeba. Jak sprawa królestwa niebieskiego nie jest wyłącznie sprawą Boga, tak problem chleba powszedniego nie jest jedynie sprawą człowieka. Bóg dzieli z człowiekiem zarówno sprawy królestwa niebieskiego, jak i problem chleba powszedniego. Dziękujmy Jezusowi za tę przedziwną, tajemniczą wymianę pomiędzy Bogiem a nami. Bóg zaprasza nas do udziału w święceniu Jego imienia oraz w zakładaniu Jego królestwa; obiecuje nam jednocześnie udział w naszej trosce o codzienny chleb. Prośmy o głębokie pragnienie, byśmy byli rzeczywistymi uczestnikami "pracy" Boga na ziemi oraz byśmy doświadczali na co dzień Jego troski o nas i nasz codzienny chleb.
5. Dar przebaczenia
Drugim darem, o który Jezus każe nam się modlić, jest przebaczenie: I przebacz nam nasze winy, jak i my przebaczamy tym, którzy przeciw nam zawinili. Człowiek współpracujący z Bogiem w uświęcaniu Jego imienia oraz w zakładaniu Jego królestwa pozostaje nie tylko ubogim, ale także grzesznikiem, który nieustannie krzywdzi Boga, bliźnich i siebie samego. Ciągle działają w nim siły przeciwne królestwu niebieskiemu. Słabość i kruchość ludzkiej kondycji sprawia, że pomimo najszczerszej woli walki z grzechem codziennie potrzebujemy prośby, którą Jezus wkłada w nasze usta: Przebacz nam nasze winy.
Na rozpoczęcie każdej Eucharystii spowiadamy się, że bardzo zgrzeszyliśmy "myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem". Jeżeli mamy krytyczny stosunek do naszej egzystencji, to zdajemy sobie sprawę, iż nie są to czcze słowa. Tylko naiwność sprawia nieraz, iż nie widzimy naszych ran zadawanych sobie, bliźnim i Bogu.
Jezus zaprasza nas jednak do tego, aby walka z naszą ludzką ułomnością stała się szczególną okazją do budowania królestwa Bożego na ziemi. Dlatego też uzależnia odpuszczenie naszych grzechów od wzajemnego przebaczenia i pojednania: Przebacz nam nasze grzechy, bo i my przebaczamy każdemu, kto nam zawini. Tak więc pojednanie z Ojcem jest możliwe pod warunkiem budowania królestwa niebieskiego pośród ludzi, które jest królestwem zgody, jedności, miłości i pokoju. Nie można sławić imienia Ojca, który jest miłosierny, jeżeli sami nie okazujemy miłosierdzia tym, którzy wobec nas zawinili.
Brak przebaczenia jest brakiem miłosierdzia. Niszczy on królestwo niebieskie zarówno na ziemi, jak i w niebie. Jezus poprzez prośbę: "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" demaskuje ludzkie złudzenia o możliwościach budowaniu królestwa Bożego w postawie wrogości, zawziętości i niechęci wobec braci.
Dziękujmy Jezusowi za zaproszenie do modlitwy o dar chleba i dar przebaczenia, świadomi, iż bez nich nasze życie byłoby niemożliwe. Bez chleba umarlibyśmy w ciągu kilku tygodni, zaś bez przebaczenia nasze życie na ziemi byłoby piekłem. Prośmy, abyśmy cenili sobie zarówno codzienny chleb, jak i dar codziennego przebaczenia.
6. Zbawienie od złego
Krzywda jest zasadniczą formą zła, która zagraża każdemu człowiekowi. Grzech jest krzywdzeniem siebie, naszych bliźnich oraz krzywdzeniem Boga-Człowieka (męka i śmierć krzyżowa Jezusa). Właśnie dlatego Jezus zachęca, abyśmy modlili się: I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!
Modlitwa Pańska uświadamia nam, iż zło i krzywda istnieją na świecie i stanowią realne zagrożenie dla poszczególnych osób, narodów oraz całej ludzkości.
Walka ze złem jest jednak trudna, ponieważ zło objawia się nie tylko w krzywdzących zachowaniach poszczególnych osób, ale także w utrwalonych krzywdzących strukturach społecznych, politycznych, międzynarodowych. Może bardziej niż kiedykolwiek w przeszłości świat rządzących, zarówno na poziomie konkretnych krajów, jak i na płaszczyźnie międzynarodowej, legalizuje niemoralne krzywdzące zachowania i czyni prawem to, co do tej pory w powszechnej opinii było uważane za oczywiste bezprawie. "W wielu częściach świata widzimy rozpad społeczny i moralny. Gdy społeczeństwo nie posiada podstaw moralnych i duchowych, wtedy rodzą się zwalczające się nawzajem ideologie nienawiści, prowokujące przemoc nacjonalistyczną, rasową, ekonomiczną i seksualną. To mnoży nadużycia owocujące niechęcią i konfliktem; to zamyka grupy społeczne w agresywnym fundamentalizmie, który od wewnątrz rozdziera tkankę społeczeństwa. Staje się ono łupem możnych, manipulatorów, demagogów i łgarzy, staje się areną rozpadu społecznego i moralnego" (Dekrety XXXIV Kongregacji Towarzystwa Jezusowego).
Wobec złych, krzywdzących struktur społecznych, politycznych czy międzynarodowych pojedynczy człowiek z jego osobistą wolnością najczęściej jest bezradny. Łatwo ulega wówczas naciskowi społecznemu, presji opinii czy też konformizmowi. W modlitwie prosimy też Ojca niebieskiego, aby nie stawiał nas wobec takich pokus, które byłyby większe od naszych słabości. Świadomość zagrożenia przez zło sprawia, iż z wiarą modlimy się słowami: I nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego!
7. Bóg otrze z ich oczu wszelką łzę
W Modlitwie Pańskiej błagamy Boga, abyśmy zostali uwolnieni od nacisku każdego rodzaju krzywdy i zła: złego ducha, krzywdzących struktur społecznych i politycznych oraz od własnych namiętności. W prośbie tej wyrażamy też głęboką wiarę w moc działania Bożego w nas, w bliźnich i w świecie. To właśnie dzięki tej mocy jesteśmy w stanie pokonać każdy rodzaj krzywdy i zła. Żadne zło i żadna krzywda nie są przecież nigdy większe od wszechmocy Boga. Budowanie królestwa, objawianie imienia Ojca wymaga od uczniów Jezusa realizmu i pokory, które sprawią, iż nie będą oni polegali tylko na własnych siłach, ale będą odwoływali się nieustannie do mocy Boga.
Prośba: Nie dopuść, abyśmy ulegli pokusie, ale nas zachowaj od złego! nie ma jednak wyłącznie charakteru obronnego. Możemy także ją odczytać jako wezwanie do aktywnego, pozytywnego działania na rzecz budowania królestwa Bożego. "Budować królestwo znaczy pracować na rzecz wyzwolenia od zła we wszelkich jego formach. Krótko mówiąc, królestwo Boże jest wyrazem i urzeczywistnieniem zbawczego planu w całej jego pełni" (Jan Paweł II).
Królestwo Boże, "nowy świat" budowany na ziemi wysiłkiem człowieka i łaską Boga, jest zapowiedzią "nowej ziemi - nowego świata", w którym Bóg na zawsze zamieszka ze swoim ludem. W "nowym świecie" zostaną naprawione wszystkie ludzkie krzywdy. Bóg otrze (...) z oczu każdego pokrzywdzonego człowieka wszelką łzę. W nowym świecie nie będzie już także śmierci. "Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły." I rzekł Zasiadający na tronie: "Oto czynię wszystko nowe". I mówi: "Napisz: Słowa te wiarygodne są i prawdziwe" (Ap 21,4-5).
* * *
Na zakończenie podziękujmy Jezusowi za modlitwę "Ojcze nasz". Dziękujmy za jej prostotę i piękno. Przepraszajmy, że tak często odmawiamy ją pospiesznie, niedbale, bezmyślnie. Prośmy, byśmy ciągle na nowo odkrywali jej głębię. Prośmy także, aby Modlitwa Pańska była nam szczególnie droga i bliska w tych sytuacjach, w których doznamy krzywdy ze strony ludzi lub też sami będziemy powodem cierpienia innych. Niech Modlitwa Pańska będzie dla nas szczególnym miejscem wzajemnego przebaczenia i pojednania. Niech uczy nas życia w jedności, wzajemnym zaufaniu i zgodzie.
R O Z D Z I A Ł X I I I
OD JAK DAWNA TO MU SIĘ ZDARZA?
Gdy przyszli do uczniów, ujrzeli wielki tłum wokół nich i uczonych w Piśmie, którzy rozprawiali z nimi. Skoro Go zobaczyli, zaraz podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali Go. On ich zapytał: "O czym rozprawiacie z nimi?". Odpowiedział Mu jeden z tłumu: "Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli". On zaś rzekł do nich: "O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie!". I przywiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach. Jezus zapytał ojca: "Od jak dawna to mu się zdarza?". Ten zaś odrzekł: "Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam!". Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy". Natychmiast ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!". A Jezus widząc, że tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu: "Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego!". A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów. Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: "On umarł". Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał. Gdy przyszedł do domu, uczniowie Go pytali na osobności: "Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić?". Rzekł im: "Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem" (Mk 9,14-29).
1. O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami?
Jezus zstępuje z Góry Przemienienia razem z trzema swoimi uczniami. U podnóża góry pozostali uczniowie czekali na Mistrza. Podczas nieobecności Jezusa przyszedł ojciec ze swoim chorym synem, który miał ducha niemego. Ojciec chciał prosić Jezusa o uzdrowienia chłopca. Skoro jednak nie zastał Chrystusa, poprosił o to Jego uczniów. Uczniowie przyjęli prośbę ojca i usiłowali dokonać cudu uzdrowienia. Wokół zgromadził się tłum ludzi oraz uczeni w Piśmie. Wszyscy obserwowali wysiłki uczniów. Chcieli być świadkami cudu.
Możemy sobie wyobrazić, jak bardzo musiało zależeć uczniom, aby ich próby okazały się skuteczne. Prawdopodobnie powtarzali jakieś gesty i słowa, którymi posługiwał się Jezus: wkładali ręce, dotykali chorego, modlili się nad nim. Byli bardzo przejęci swoją rolą. Byli przejęci obserwującymi ich tłumami, uczonymi w Piśmie, niepokojem ojca oraz cierpieniem chłopca. Ale im gorliwiej wykonywali gesty i powtarzali słowa, tym bardziej zapominali o tym, co jest istotą uzdrowienia: zapominali o wierze w moc Boga. Zabrakło im żywej wiary.
Uczniowie prawdopodobnie kilka razy podejmowali próby uzdrowienia. Jednak każda była bezskuteczna. Z powodu nieskuteczności ich działania powstały dyskusje i zamieszanie w tłumie. W tę sytuację wkracza sam Jezus. On ich zapytał: "O czym rozprawiacie z nimi?". Wówczas ojciec chłopca krótko przedstawia całą sprawę. Podaje objawy choroby swojego dziecka. Stwierdza jednak, iż interwencja uczniów była bezskuteczna: Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli.
Jezus, nie pytając uczniów, w jaki sposób próbowali dokonać uzdrowienia, jakie wykonywali gesty, jakich używali słów, od razu z pewną niecierpliwością podaje przyczyny bezskuteczności ich działania: O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie!
Chciejmy z pomocą naszej wyobraźni wejść w tę scenę. Wyobraźmy ją sobie tak, jak opisuje nam ją Ewangelia. Kontemplujmy w sposób szczególny zniecierpliwienie Jezusa. Wsłuchajmy się w Jego trudne słowa: O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Jezus kieruje te słowa zarówno do ojca, do uczniów, jak i do tłumu oraz do uczonych w Piśmie. Wsłuchajmy się w nie z uwagą. Pytajmy siebie, w jakich okolicznościach, w jakich sytuacjach życia Jezus mógłby skierować do nas takie właśnie słowa.
Pytajmy siebie także, czy nie próbujemy uzdrawiać siebie samych o własnych siłach, powodowani czysto ludzką motywacją: aby zadowolić siebie, aby zdobyć świadomość, że jesteśmy poprawni, doskonali lub też by zyskać aprobatę innych. Które z naszych postaw, zachowań świadczyłyby o takiej próbie?
Próba uzdrawiania siebie lub innych oparta tylko na ludzkich wysiłkach będzie zawsze nieskuteczna, nawet gdybyśmy pomagali sobie gestami, słowami, modlitwami, praktykami pokutnymi itp., które stosował sam Jezus. Uzdrowienie jest owocem działającej w nas mocy Bożej, która przychodzi poprzez modlitwę prośby, jałmużnę i post. Te ludzkie działania są jednak wyrazem zaufania mocy Boga. To Bóg sam uzdrawia. Czyni to jednak dzięki zaufaniu, wierze i ofierze człowieka.
O, plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Chciejmy odpowiedzieć Jezusowi na to pytanie z całym realizmem, licząc się z naszą słabością, z głębią naszego zranienia, z głębią naszej nieufności. Dajmy Jezusowi odpowiedź: "Bądź, Jezu, zawsze z nami. Bez Ciebie nic dobrego uczynić nie możemy". Chciejmy odpowiedzieć jak bezbronne, słabe, ale ufne dziecko, które zdaje sobie sprawę, iż nie może liczyć na siebie. Prośmy Jezusa, aby cierpliwie znosił naszą niewiarę, aby cierpliwie nas upominał, wychowywał, uczył zaufania i wiary.
2. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy
Na prośbę Jezusa przyprowadzono do Niego chorego chłopca. Sama bliskość Jezusa zdawała się pogarszać stan chłopca: Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach.
Ten bardzo przykry obraz musiał wzbudzać współczucie i litość. Wtedy Jezus rozkazał duchowi niememu i głuchemu wyjść z niego. A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów. Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: "On umarł".
Kiedy Jezus zbliża się do tego, co jest w nas chore, wówczas zły duch - posługując się naszym zranieniem i słabością - jakby zdwaja swoje działanie. Chce przekonać człowieka, że interwencja Jezusa może jedynie pogorszyć istniejącą już sytuację. Pragnie powiedzieć człowiekowi: "Nie ufaj Jezusowi. Jego działanie może ci jedynie zaszkodzić".
Wielu ludzi daje temu wiarę. Aby uniknąć chwilowego odczucia bólu, wielu zamyka się w swoich ranach i urazach. Broni się przed jakąkolwiek pomocą z zewnątrz. Swoje obronne zachowania racjonalizuje poprzez stawianie retorycznych pytań: "Po co jeszcze grzebać w przeszłości? Czy to coś pomoże?". Przyjmując taką lękową i obronną postawę, wielu utrwala w sobie zranienia. Działają one wówczas głębiej i skuteczniej - działają bowiem poza ich świadomością i wolnością.
Człowiek, który pragnie uzdrowić swoją przeszłość, musi "przebić się" przez paniczny lęk przed chwilowo odczuwanym bólem. Otwieranie starych, zaschniętych ran zawsze sprawia ból. Ale jest to ból przejściowy, ból, który trwa tylko pewien czas.
Ojciec chłopca nie zniechęcił się bezskutecznymi próbami uczniów. Miłość do syna była źródłem jego siły, jego odwagi. Jeszcze raz zwraca się więc do Jezusa z prośbą o uzdrowienie chłopca. Wówczas Jezus zapytał ojca: "Od jak dawna to mu się zdarza?". Ten zaś odrzekł: "Od dzieciństwa". Jest to bardzo "ludzkie" pytanie. Jezus zwraca w nim uwagę na "historię choroby" dziecka. Do cudu uzdrowienia nie była potrzebna znajomość "przebiegu choroby". Jezus zadaje jednak to pytanie, aby dać ojcu możliwość zwerbalizowania jego długiego cierpienia i bólu, aby dać mu możliwość wyżalenia się przed Nim.
Ojciec podejmuje pytanie i opisuje przebieg choroby dziecka. Historia choroby syna jest także historią jego cierpienia: Często (duch niemy i głuchy) wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Opis choroby chłopca ojciec kończy szczerą i serdeczną prośbą: Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam!
W obecnej kontemplacji, w kontekście naszych zranień, słabości, nałogów, chciejmy usłyszeć Jezusowe pytanie: "Od jak dawna to ci się zdarza? Od kiedy czujesz się taki zagubiony, nieszczęśliwy, nieufny, skrzywdzony, lekceważony, pogardzany, niekochany, odrzucony itp.?". Tym pytaniem Jezus nie chce nas obnażać, upokarzać, poniżać. Daje nam jedynie okazję, byśmy podzielili się tym, co nas boli, co jest źródłem naszego cierpienia.
Odwołując się do tego pytania, chciejmy sobie przypomnieć historię "naszej choroby": historię naszego zagubienia, historię odrzucenia, historię nałogu itp.
Na pytanie: "Od jak dawna to mi się zdarza?" być może odpowiemy razem z ojcem chłopca: "Od dzieciństwa. Od zawsze. Jak sięgam moją pamięcią, zawsze byłem właśnie taki. Nie pamiętam, abym czuł się wolny, ufny, pełen pokoju, pełen radości".
Chciejmy wyżalić się Jezusowi, wypowiedzieć przed Nim jeszcze raz to, co jest naszym zranieniem, bólem. Uczmy się modlitwy, która rozpoczyna się od wypowiedzenia tego, co nas martwi, boli, krzywdzi. Nie możemy jednak zakończyć naszej modlitwy na żaleniu się. Podobnie jak ojciec chorego dziecka prośmy: Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam! "Nie zostawiaj nas w takim stanie."
Jezus, przyjmując prośbę ojca, zwraca mu jednak uwagę na nieufność, która pozostaje jeszcze w jego sercu. Ojciec chłopca zdaje się mówić do Jezusa z cieniem wątpliwości: "Twoi uczniowie nie mogli uzdrowić mojego dziecka. A może Ty potrafisz?".
Jezusowi wystarcza jednak sama prośba. Choć przebija z niej jeszcze nieufność, to jednak prośba ta jest szczera i żarliwa. Wychodząc od niej, Jezus pragnie najpierw uzdrowić wiarę ojca: Jezus mu odrzekł: "Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy".
Każde uzdrowienie wewnętrzne, niezależnie od tego, czego ono dotyczy, rozpoczyna się od uzdrowienia wiary, od zbudowania zaufania do Boga, do bliźnich i do siebie samego. Jezus mówi otwarcie ojcu o jego nieufności, ale jednocześnie daje mu nadzieję. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy.
To jedno zdanie Jezusa stoi w centrum rozważanej Ewangelii. Jezus zwraca nam uwagę, iż nie można do Boga mówić: Jeśli możesz... W takim sformułowaniu kryje się nieufność. Jest ona wyrazem podejrzliwości wobec Boga. W naszej modlitwie o uzdrowienie trzeba zrobić inne zastrzeżenie: "Jeżeli chcesz. Jeżeli taka jest Twoja wola". Tak właśnie modlił się trędowaty: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8,2).
W tak sformułowanej prośbie wyraża się wiara w moc Jezusa, a jednocześnie otwartość wobec Jego działania i woli. "Ja wiem, że Ty wszystko możesz. Ale nie wiem, jaka jest Twoja wola, jakie są Twoje zamiary wobec mnie. Nie chcę działać według własnych pragnień i planów, ale jedynie zgodnie z Twoją najświętszą wolą".
Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy. Jezus pragnie powiedzieć ojcu, że cud uzdrowienia nie zależy tylko od samej mocy Boga, ale także od wiary człowieka. Jeżeli brakuje nam wiary, to Boża wszechmoc wobec nas będzie bezsilna. Moc Boża pozostaje "związana" dla tego, kto w nią nie wierzy. Bóg nie może nic zrobić w sercu człowieka, jeżeli ten zamykając się w sobie mówi Mu "nie". W swoim rodzinnym miasteczku Jezus niewiele zdziałał (...) cudów, z powodu (...) niedowiarstwa swoich współziomków (Mt 13,58).
Uzdrowienie poznanych ran, słabości i grzechów rozpoczyna się od uzdrowienia wiary człowieka. Gdy wierzę, że mogę przezwyciężyć moją nieufność, zamknięcie, obawy, skrzywdzenia i lęki, wówczas jest mi to dane dzięki łasce Boga.
3. Zaradź memu niedowiarstwu!
Natychmiast ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!". Ojciec uznaje i jednocześnie wyznaje istniejącą w nim wewnętrzną sprzeczność. Zdaje się mówić: "Wierzę, a jednak istnieje we mnie niewiara. Wierzę, ale nie do końca. W chwilach powodzenia życiowego wydaje mi się, że wierzę. Ale w momentach kryzysu i trudności nachodzi mnie niewiara".
Wiara jest wartością dynamiczną. Podlega nieustannemu rozwojowi. Od niewiary i małej wiary przechodzi się stopniowo do coraz silniejszej i pełniejszej wiary. Ten wzrost wiary w nas wymaga naszego wysiłku, zaangażowania, hojności serca. Wiary nie można posiąść raz na zawsze. Nie można jej utrwalić w spiżowym posągu tak, jak można utrwalić kształty jakiegoś przedmiotu.
Nasza wiara to nieustanne odpowiadanie Bogu na Jego stwórcze i zbawcze działanie w nas. Podobnie jak Bóg nieustannie rodzi nas i podtrzymuje w istnieniu, tak my nieustannie rodzimy i podtrzymujemy w nas naszą wiarę. Gdyby Bóg choć na chwilę przestał podtrzymywać nasze życie, natychmiast zapadlibyśmy się w nicość.
To, co jeszcze wczoraj budziło nasze zaufanie, dziś - przy zmianie zewnętrznych okoliczności, przy zmianie wewnętrznych przeżyć - może rodzić podejrzliwość, zniechęcenie, nieufność. Trudne czy wręcz bolesne sytuacje życiowe, przeżycia wewnętrzne są wezwaniem do większej wiary, do oczyszczenia wiary.
Natychmiast ojciec chłopca zawołał: "Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!". Zauważmy pośpiech ojca, który natychmiast kieruje swoją prośbę o łaskę wzrostu wiary.
Aby nasza wiara mogła dojrzeć, Bóg nieraz dopuszcza na nas oczyszczające doświadczenia życiowe. On sam nas w nie wprowadza i On sam z nich wyprowadza. Samo pragnienie wiary jest decyzją serca, możliwą natychmiast, "od zaraz". "Dziś wierzę tak, jak umiem. Pragnę jednak większej, głębszej wiary. Prowadź mnie, Panie, do wiary pełniejszej, dojrzalszej."
Pragnienie zaufania, pragnienie wiary wystarcza, aby Jezus mógł wkroczyć ze swoją Boską mocą. Jezus rozkazał surowo duchowi nieczystemu: "Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego!".
Interwencja Jezusa jest jasna, zdecydowana i mocna. Jest to interwencja skuteczna. Ale samo wyjście ducha niemego i głuchego jeszcze nie uleczyło chorego chłopca. Zły duch opuszczając chłopca, "z zemsty" pozostawił go jak martwego, tak że wielu mówiło: "On umarł". Dopiero kiedy Jezus ujął go za rękę i podniósł, (...) on wstał.
Podanie ręki chłopcu przez Jezusa naprowadza nas na inny cud - wskrzeszenie dwunastoletniej dziewczynki. Jezus ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: "Talitha kum", to znaczy: "Dziewczynko, mówię ci, wstań!" (Mk 5,41). Ostatecznie, to sam Jezus przywraca człowiekowi zdrowie, życie. On daje człowiekowi "tchnienie życia".
Prośmy, abyśmy doświadczyli mocy Jezusowej ręki, aby ona podniosła nas, podźwignęła, abyśmy dzięki niej odczuli w sobie pełnię Jego życia, pełnię Jego radości, Jego pokoju. Prośmy szczególnie, aby Jezus uzdrowił naszą małą wiarę.
R O Z D Z I A Ł X I V
PANIE, ILE RAZY MAM PRZEBACZYĆ?
Wtedy Piotr podszedł do Niego i zapytał: "Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?". Jezus mu odrzekł: "Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: < Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam> . Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: < Oddaj, coś winien!> . Jego współsługa upadł przed nim i prosił go: < Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie> . On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego wezwał go przed siebie i rzekł mu: < Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?> . I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu" (Mt 18,21-35).
1. Ile razy mam przebaczyć?
Przebaczenie jest jednym z najczęściej poruszanych tematów w nauczaniu Jezusa. Wiele przypowieści mówi o hojnym przebaczeniu Boga człowiekowi oraz o potrzebie wzajemnego przebaczenia ludzi. Charakterystyką nauczania Jezusa jest ścisłe powiązanie przebaczenia Bożego z uprzednim wzajemnym przebaczeniem sobie ludzi. Powiązanie to jest wielokrotnie podkreślane - i to z dużym naciskiem. Szczególnym miejscem tego powiązania i jednocześnie uzależnienia przebaczenia Bożego od naszego wzajemnego przebaczenia jest modlitwa "Ojcze nasz": "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom" (por. Mt 6,12).
W Ewangelii według św. Mateusza po zakończeniu Modlitwy Pańskiej Jezus wraca ponownie - i to dwukrotnie - do zależności pomiędzy przebaczeniem Boga a naszym przebaczeniem bliźnim; pierwszy raz od strony pozytywnej: Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski, oraz drugi raz od strony negatywnej: Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień (Mt 6,14-15). Te powtórzenia świadczą o tym, jak wielką wagę przywiązuje Chrystus do wzajemnego przebaczenia, od którego uzależnia przebaczenie nam naszych grzechów.
Tematem przypowieści o niegodziwym słudze jest nie tyle samo przebaczenie, ile raczej owo uzależnienie przebaczenia Bożego od naszego uprzedniego przebaczenia bliźniemu. Sługa zostaje nazwany niegodziwym nie dlatego, iż trwonił wielkie pieniądze swojego Pana, ale ponieważ nie darował małego długu swojemu współsłudze, podczas gdy pan darował mu dług nieporównanie większy. Historia przypowieści koncentruje się wokół cofnięcia aktu łaski króla swojemu słudze, z powodu jego braku postawy przebaczenia wobec współsługi.
Okazją do wygłoszenia przez Jezusa przypowieści o niegodziwym słudze było pytanie Piotra: Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy? Już w samym pytaniu jest próba udzielenia odpowiedzi. Uczeni rabini twierdzili, że wolno prosić o przebaczenie swojego brata trzy razy. Piotr zaś proponuje wspaniałomyślnie przesunięcie tej granicy aż do siedmiu razy. Kiedy być może spodziewał się pochwały Mistrza za swoją wspaniałomyślność, został zaskoczony niezwykłą odpowiedzią: Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Wyrażenie hebrajskie "siedemdziesiąt siedem" oznacza nieskończoność.
Jednym ze znaków nadchodzącego królestwa, które Jezus zakłada, jest obfitość wszelkich darów. Syn Boży objawia nieskończoną wielkość, dobroć, miłość i hojność swojego Ojca wobec człowieka. Bóg w Jezusie znosi wszelkie granice dla miłosierdzia, przebaczenia i pojednania. Jako uczniowie Jezusa, jesteśmy wezwani nie tylko do tego, aby korzystać z obfitości darów, których nam udziela. Chrystus zaprasza nas także, abyśmy sami pomnażali dary królestwa, przyczyniając się w ten sposób do powiększenia obfitości w Jego królestwie. Dlatego też, otrzymując bezwarunkowe przebaczenie grzechów, jesteśmy zaproszeni do udzielania bezwarunkowego - na naszą ludzką miarę - przebaczenia bliźnim.
W obecnej medytacji prośmy, abyśmy umieli odkryć, docenić i jednocześnie doświadczyć bezwarunkowego przebaczenia nam naszych grzechów. Jeżeli niekiedy dręczymy się naszymi słabościami, to nie dlatego, iż Bóg z trudem nam je przebacza, ale tylko dlatego, ponieważ sami nie umiemy uwierzyć w hojność Jego przebaczenia. Właśnie to skąpstwo w przebaczeniu naszym bliźnim ich przewinień czyni nasze serce niezdolnym do wiary w hojne przebaczenie Boga. Prośmy więc, aby kontemplacja przypowieści o niegodziwym słudze była dla nas ważną lekcją dostrzegania zależności pomiędzy hojnością Boga wobec nas a koniecznością naszej hojności wobec bliźnich.
2. Dwóch dłużników
Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów.
Wielkość długu wskazuje, iż przyprowadzony przed oblicze króla sługa musiał być ministrem lub też zarządcą jakiejś prowincji królestwa. Dziesięć tysięcy talentów to ogromna suma, którą trudno sobie nawet wyobrazić. Coroczny podatek Galilei wraz z całą Pereą w czasach Jezusa wynosił dwieście talentów, a roczne dochody Heroda nie przekraczały dziewięciuset talentów. Szesnaście tysięcy robotników przez dziesięć lat musiałoby pracować codziennie, aby móc zarobić na spłacenie długu owego sługi. Nawet gdyby król rzeczywiście sprzedał swojego dłużnika wraz z całą jego rodziną i majątkiem, jak to zamierzał początkowo uczynić, odzyskałby prawdopodobnie jedynie mały procent całego długu. Tak wielka suma podana przez Jezusa w przypowieści ma swoje ważne znaczenie - podkreśla bowiem niewypłacalność zadłużenia sługi.
Wobec zagrożenia utraty wszystkiego: rodziny, majątku i osobistej wolności, sługa pada przed królem i błaga go jedynie o odroczenie spłaty długu: Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam. Sam sługa z pewnością nie wierzył w prawdziwość danej obietnicy. Więcej w jego słowach było żebrania o litość niż solidnej obietnicy człowieka, który zna się dobrze na interesach. Król okazał się jednak o wiele hojniejszy, niż mógł przypuszczać sługa. Wystarczyła pokorna prośba dłużnika, aby monarcha darował mu nie tylko wolność osobistą, ale także ów ogromny dług. Taka niezwykła hojność była w starożytności cechą charakterystyczną wielu wschodnich monarchów. Traktowali oni poddane sobie kraje jako swoją własność, którą dysponowali niekiedy bardzo samowolnie. Zasadniczym motywem wspaniałomyślnego gestu króla z przypowieści była jego litość nad człowiekiem, który z powodu marnotrawstwa i rozrzutności znalazł się w sytuacji bez wyjścia.
Historia ogromnego zadłużenia sługi byłaby niewątpliwie zakończona, gdyby nie jego krótkowzroczne okrucieństwo, z jakim potraktował biedniejszego od siebie współsługę, który był mu winien jedynie sto denarów. W Palestynie w czasach Jezusa było to sto dniówek niewykwalifikowanego robotnika. Dług współsługi był śmiesznie mały w stosunku do niewypłacalnego zadłużenia sługi. Jeden z egzegetów obrazowo ukazuje różnicę między obu długami z przypowieści. Gdyby obaj chcieli oddać pożyczone pieniądze, to współsługa mógłby je przynieść w kieszeni, a sługa musiałby nająć dziewięć tysięcy tragarzy, z których każdy niósłby około trzydziestu kilogramów złota.
Bezlitosne zachowanie się sługi wobec swojego dłużnika kontrastuje z miłosierdziem, które jemu samemu okazał król. Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował, a on sam natomiast chwycił (swojego współsługę) i zaczął (go) dusić, żądając natychmiastowego zwrotu pieniędzy. Współsługa, będąc biednym człowiekiem, nie miał z czego oddać pożyczonych stu denarów. Prosił więc swego wierzyciela tak samo, jak ten prosił niedawno króla: Miej cierpliwość nade mną, a oddam tobie.
Obietnica dana przez sługę swojemu panu była nierealna i miała jedynie na celu odroczenie niewoli. Natomiast przyrzeczenie współsługi stanowiło obietnicę realną, ponieważ mógł on zarobić owe sto denarów swoją pracą. Sługa okazał się jednak człowiekiem twardym i bez miłosierdzia. Prośba współsługi nie wzbudziła w nim współczucia. Bezlitośnie wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu.
Trudno zrozumieć, dlaczego tak właśnie postąpił ów sługa. Cóż bowiem znaczyło sto denarów dla człowieka, który sam obracał setkami czy nawet tysiącami talentów? Sługa bardziej kierował się chęcią zemsty i agresją niż chciwością na pieniądze. Zresztą już sam sposób, w jaki sługa żąda zwrotu swoich pieniędzy, jest okrutny: Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj, coś winien!". Wtrącenie do więzienia dłużnika nie rozwiązywało przecież problemu długu. Wręcz odwrotnie, raczej oddalało możliwość odzyskania pieniędzy. Niewrażliwość i zaślepienie sługi sprawiło, że nie przewidział on reakcji otoczenia, które zdecydowanie potępiło to niegodziwe postępowanie: Współsłudzy jego widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło.
Sługa, któremu uchodziło dotychczas bezkarnie trwonienie wielkich pieniędzy swojego króla, nie przypuszczał chyba, co go czeka, kiedy król ponownie wezwał go przed swoje oblicze. Słowa Pana oddają jego wielkie oburzenie z powodu nieludzkiego zachowania się sługi, któremu przecież dopiero co darowano wolność wraz z ogromnym długiem: Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą? Król zarzuca słudze nie tylko brak litości wobec innych, ale przede wszystkim "zepsucie moralne" - niegodziwość. Oskarża go również o niewdzięczność i niedocenianie wielkiej łaski, której doświadczył. Sługa powinien był wiedzieć, iż okazana mu litość nie była wyjątkiem zrobionym wyłącznie dla niego. Był to sposób rządzenia króla, który pragnął, aby w jego królestwie zapanowały miłosierdzie i zgoda. Hojny i miłosierny dotąd król przemienia się w surowego sędziego: I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda.
W pierwszej scenie sądu monarcha zamierzał jedynie sprzedać sługę wraz z całą rodziną i majątkiem, w drugiej zaś - po odwołaniu łaski przebaczenia - wydaje go w ręce katów. Ponieważ dług jest niewypłacalny, dlatego też pozostanie on w rękach katów po wieczne czasy.
3. Jeśli mamy grzechy, przebaczmy je tym, którzy nas o to proszą
Bardzo groźnie brzmi "morał" przypowieści, jaki Jezus umieszcza na zakończenie opowiadania: Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu. W sposób niemal dosłowny powtarza te same słowa św. Jakub w swoim liście: Sąd nieubłagany dla tego, który nie czynił miłosierdzia (Jk 2,13). Za brak przebaczenia bliźniemu grozi nam najwyższy wymiar kary: Bóg nie przebaczy nam naszych grzechów. Brakiem miłosierdzia wobec braci krępujemy bowiem miłosierdzie Boże wobec nas samych i sprawiamy, że całe nasze zadłużenie u Boga spada na nas.
Podobnie jak sługa z przypowieści, również i my nie jesteśmy w stanie dokonać ekspiacji za nasze grzechy. Pan Bóg nie pozostawia nas jednak bez wyjścia. Daje nam bardzo konkretny sposób na zjednanie sobie Jego miłosierdzia: jest nim przebaczenie win naszym winowajcom. Pisarz kościelny z przełomu IV i V wieku, Jan Kasjan, nawiązując do tej prośby pisze: "O niewysłowiona Boska łaskawości! (...) Tyś (...) w tej prośbie otwarła ludziom sposobność i drogę, by mogli sobie zapewnić łagodny i miłosierny sąd Boski. Dałaś nam niby władzę uśmierzenia wyroku naszego Sędziego, bo do odpuszczenia win naszych własny nasz przykład Go zmusza, gdy mówimy do Niego: Odpuść nam, jakośmy i my odpuścili! Bezpiecznie więc każdy może polegać na tej modlitwie, gdy prosi o przebaczenie win swoich, ktokolwiek jest pobłażliwy względem dłużników". Jan Kasjan wspomina dalej o pewnym zwyczaju, który istniał w niektórych wspólnotach Kościoła pierwszych wieków przy odmawianiu Modlitwy Pańskiej: "Niektórzy, gdy lud cały śpiewa w kościele tę modlitwę, opuszczają milcząco to miejsce, bojąc się, by ich słowa nie były dla nich raczej oskarżeniem niż uniewinnieniem".
Prośba o odpuszczenie win w modlitwie "Ojcze nasz" również dzisiaj staje się oskarżeniem dla tych, którzy trwają w nienawiści i niezgodzie z braćmi i nie pragną pojednania z nimi. Miłosierny Bóg - jak król z przypowieści - przemienia się dla nich w surowego Sędziego i uznaje ich za niegodziwe sługi, ponieważ nie umieją docenić łaski Pana. Bóg Sędzia nie zsyła jednak na nich kary; On dopuszcza jedynie, aby skutki ich własnych grzechów spadły na nich samych, jak skutki ogromnego długu spadły na niegodziwego sługę. "Tak więc, nienawidząc drugich, karzemy siebie samych, a znowu miłując drugich, sobie samym dobrze czynimy" (św. Jan Chryzostom).
Prośmy najpierw o głębokie poznanie wielkiego zła naszego grzechu, którym zaciągamy u Boga niewypłacalny dług. Prośmy też o poznanie wszystkich małych i wielkich krzywd, jakich doświadczyliśmy i doświadczamy od ludzi, abyśmy jasno dostrzegali potrzebę udzielenia im przebaczenia. "Fałszywa grzeczność", która obawia się nazwać po imieniu otrzymywane od ludzi krzywdy, ma nieraz swoje najgłębsze źródło w obawie przed przyznaniem się samemu do swoich własnych grzechów. "Tak więc, jeśli mamy grzechy, bracia, przebaczmy je tym, którzy nas o to proszą. Nie zatrzymujmy nieprzyjaźni względem kogokolwiek w naszych sercach, bo gdy w sercu zbierze się dużo nienawiści, ono niszczeje" (św. Augustyn). Modląc się codziennie w Modlitwie Pańskiej: "I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom", prośmy gorąco, abyśmy uniknęli pokusy gromadzenia w sercu nieprzyjaźni i odwetu wobec ludzi, które powodują "niszczenie serca" i czynią je niezdolnym do prawdziwego otwarcia się na Boga teraz i w wieczności.
R O Z D Z I A Ł X V
WSZYSCY JESTEŚMY DŁUŻNIKAMI BOGA
Jeden z faryzeuszów zaprosił Go do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza, przyniosła flakonik alabastrowy olejku, i stanąwszy z tyłu u nóg Jego, płacząc, zaczęła łzami oblewać Jego nogi i włosami swej głowy je wycierać. Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który Go zaprosił, mówił sam do siebie: "Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą". Na to Jezus rzekł do niego: "Szymonie, mam ci coś powiedzieć". On rzekł: "Powiedz, Nauczycielu!". "Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. Który więc z nich będzie go bardziej miłował?". Szymon odpowiedział: "Sądzę, że ten, któremu więcej darował". On mu rzekł: "Słusznie osądziłeś". Potem zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: "Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje". Do niej zaś rzekł: "Twoje grzechy są odpuszczone". Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić sami do siebie: "Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?". On zaś rzekł do kobiety: "Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!" (Łk 7,36-50).
1. Jezus w domu Szymona faryzeusza
Jednym z ulubionych sposobów przebywania Jezusa z ludźmi w Ewangelii według św. Łukasza jest wspólne spożywanie posiłku. Chrystus przyjmuje każde zaproszenie do stołu. Chętnie jada z pogardzanymi grzesznikami i celnikami. Nie odrzuca także zaproszenia faryzeuszów i uczonych w Piśmie. Jeden z faryzeuszów zaprosił Go do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu faryzeusza i zajął miejsce za stołem.
W gościnności Szymona faryzeusza jest jednak wiele dwuznaczności. Chociaż okazuje on zewnętrzny szacunek Jezusowi, tytułując Go Rabbi, czyli: Mistrzu, to jednak zaniedbuje wobec Niego podstawowe formy gościnności przyjęte w owym czasie w Palestynie: nie podaje Mu wody do umycia nóg, nie daje Mu pocałunku, nie namaszcza Jego głowy oliwą. Było to zaniedbanie celowe, wyrachowane. Z jednej strony faryzeusz zabezpiecza się, aby w swoim środowisku nie być posądzonym o sprzyjanie Jezusowi, z drugiej zaś wyraża swój dystans do Jezusa i Jego nauki. Jezus z pewnością nie czuł się dobrze w atmosferze braku zaufania i połowicznej szczerości.
Cały klimat spotkania w pewnym momencie zmienia się jednak w sposób nieoczekiwany z powodu nagłego pojawienia się w domu faryzeusza nie przewidzianego i nie zaproszonego gościa. Była nim kobieta, która prowadziła w mieście życie grzeszne. Samym wtargnięciem do sali przyjęć, a jeszcze bardziej swoim niezwykłym zachowaniem, musiała wprawić w zakłopotanie wszystkich, oprócz Jezusa.
Takiego zakłócenia posiłku nie mógł się nikt spodziewać. Zaniechawszy wszelkich reguł przyzwoitości, które jeszcze dzisiaj obowiązują kobiety w wielu krajach Bliskiego Wschodu, rzuca się do nóg Jezusa, płacząc oblewa je łzami i wyciera włosami swej głowy. Potem całuje Jego stopy i namaszcza je drogocennym olejkiem. Zachowanie kobiety wobec Mistrza musiało wprowadzić atmosferę żenującego milczenia. O ile w pierwszym momencie oczy wszystkich były zwrócone na kobietę, to nieco później zaczęto także obserwować Nauczyciela. On jednak zachował postawę pełnej wolności i swobody. Nie sprzeciwiał się niezwykłemu zachowaniu grzesznej kobiety. Przyjął życzliwie wszystkie jej gesty.
Pojawienie się kobiety i sposób zachowania się Jezusa Szymon faryzeusz uznał wręcz za pomoc Opatrzności w rozwiązaniu swoich wątpliwości odnoszących się do Osoby Jezusa: Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą. Także w tej nowej atmosferze faryzeusz zachowuje się w sposób dwuznaczny, wręcz obłudny. Przez grzeczność nie zwraca uwagi ani Jezusowi, ani kobiecie, ale surowo osądza zarówno ją, jak i Mistrza. W życzliwym zachowaniu się Chrystusa wobec upadłej kobiety Szymon szuka jedynie potwierdzenia dla swoich wcześniejszych uprzedzeń wobec Nauczyciela. Prawdziwy prorok - zdaniem faryzeusza - powinien był przejrzeć grzechy upadłej kobiety i potępić ją otwarcie. W jego oczach zasługiwała ona jedynie na pogardę i odrzucenie. Bezosobowe określenie, jakie Szymon daje jej we własnych myślach, odzwierciedla jego pogardę dla niej: Gdyby On wiedział, co za jedna i jaka jest ta kobieta...
2. Szymonie, mam ci coś powiedzieć
Milczenie faryzeusza, pełne surowych osądów i pogardy, przerywa sam Jezus: Szymonie, mam ci coś powiedzieć. Faryzeusz, choć już we własnym sercu przekreślił Jezusa jako proroka, z obłudną grzecznością przyjmuje propozycję: Powiedz, Nauczycielu! Wówczas Jezus, jakby na zaproszenie faryzeusza, opowiada pewną przypowieść: Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden winien mu był pięćset denarów, a drugi pięćdziesiąt. Gdy nie mieli z czego oddać, darował obydwom. W samo zakończenie przypowieści Jezus wciąga gospodarza domu, zadając mu pytanie: Który więc z nich będzie go bardziej miłował? Szymon odpowiedział: Sądzę, że ten, któremu więcej darował.
Dając taką odpowiedź, faryzeusz nie zdawał sobie jeszcze sprawy, iż wydał wyrok na samego siebie. Jezus postąpił wobec niego podobnie jak prorok Natan wobec Dawida, kiedy ten popełnił najpierw grzech cudzołóstwa z Batszebą, a później dokonał zabójstwa jej męża. Natan opowiedział wówczas królowi przypowieść o pewnym niesprawiedliwym bogaczu, który skrzywdził ubogiego, zabierając mu jego jedyną owieczkę, którą ten kochał jak córkę. Kiedy monarcha oburzył się bardzo i ostro potępił nielitościwego bogacza, stwierdzając, że winien jest śmierci, wówczas prorok odważnie powiedział: Ty jesteś tym człowiekiem. Dawid zrozumiał natychmiast, że sam na siebie wydał wyrok. Wyznał pokornie: Zgrzeszyłem wobec Pana (2 Sm 12,1 nn.).
Szymon faryzeusz okazał się jednak mniej inteligentny (lub też bardziej zakłamany) od Dawida i dlatego też nie zrozumiał od razu sensu przypowieści. Jezus w dłuższym wywodzie porównuje więc jego niegościnne i nieszczere zachowanie z niezwykłymi gestami pełnymi miłości grzesznej kobiety. Chrystus bardzo wyraźnie pokazuje faryzeuszowi, że to on sam zasługuje na ostry osąd, gdyż w jego zachowaniu zabrakło miłości i gościnności. I to, co faryzeusz, który uważał siebie za sprawiedliwego i pobożnego syna narodu wybranego, zaniedbał jako gospodarz, wypełniła właśnie owa grzeszna kobieta: Widzisz tę kobietę? Wszedłem do twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła moje nogi.
Jezus w tych słowach nie wyraża bynajmniej pretensji o brak wody do umycia nóg, pocałunku gospodarza czy też olejku wylanego na Jego głowę. Nie przyszedł bowiem, aby być obsłużonym (por. Mt 20,28), ale aby służyć. Jezus, wskazując na brak gestów gościnności, chce pokazać brak miłości w sercu faryzeusza. Chwaląc zaś zachowanie kobiety, pragnie przede wszystkim naprowadzić Szymona faryzeusza na miłość, którą kierowała się ta grzeszna kobieta: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. I dodaje: A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje. Echo tych słów Jezusa odnajdujemy w Pierwszym Liście św. Piotra: Przede wszystkim miejcie wytrwałą miłość jedni ku drugim, bo miłość zakrywa wiele grzechów (1 P 4,8).
3. Wszyscy jesteśmy dłużnikami Boga
Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje. W tych słowach Jezus wskazuje na ścisłą zależność pomiędzy naszym doświadczeniem miłości Boga a świadomością odpuszczenia wielu grzechów.
Nasuwa się więc pytanie, czy trzeba mieć wiele ciężkich grzechów, aby - otrzymawszy ich przebaczenie - móc stać się wielkim miłośnikiem Boga? Jak stać się wielkim dłużnikiem, aby móc bardzo miłować? Dłużnikiem Boga nie trzeba się nam stawać, gdyż każdy z nas już nim jest. Trzeba nam jedynie odkryć nasze niewypłacalne zadłużenie. Otrzymując życie jako wielki dar Boga, stajemy się tym samym dłużnikami.
Nasza świętość wyraża się między innymi w coraz głębszym odkrywaniu naszego niewypłacalnego zadłużenia u Boga. Ta świadomość staje się dla nas źródłem coraz pełniejszego zaufania, pokory i całkowitego oddania się w ręce nieskończonego miłosierdzia Bożego. Istotą modlitwy chrześcijańskiej będzie zawsze prośba o miłosierdzie nad naszymi grzechami oraz dziękczynienie za ich odpuszczenie.
Szymon faryzeusz był niezdolny do miłości, gdyż uważał się za człowieka sprawiedliwego. Sądził, że jego zadłużenie u Boga w porównaniu z grzeszną kobietą jest niewielkie. Pogarda i potępienie kobiety wynikało z jego fałszywej świadomości własnej prawości przed Bogiem. Człowiek potępia innych tylko wówczas, gdy we własnej świadomości uważa się za lepszego od nich. Nasze osądzanie, potępianie i pogarda dla innych są zawsze znakiem, że - podobnie jak Szymon faryzeusz - nie odkryliśmy jeszcze naszego niewypłacalnego zadłużenia u Boga. Nie zrozumieliśmy, że u Niego liczy się tylko miłość.
* * *
Doświadczenie naszej niewypłacalności przed Bogiem pięknie wyraża psalm 130. Niech będzie to nasza modlitwa na zakończenie tej medytacji.
Z głębokości wołam do Ciebie, Panie, o Panie, słuchaj głosu mego! Nakłoń swoich uszu ku głośnemu błaganiu mojemu! Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie, Panie, któż się ostoi? Ale Ty udzielasz przebaczenia, aby Cię otaczano bojaźnią. W Panu pokładam nadzieję, nadzieję żywi moja dusza: oczekuję na Twe słowo. Dusza moja oczekuje Pana bardziej niż strażnicy świtu, bardziej niż strażnicy świtu. Niech Izrael wygląda Pana. U Pana bowiem jest łaskawość i obfite u Niego odkupienie. On odkupi Izraela ze wszystkich jego grzechów.