J ó z e f A u g u s t y n S J
Widzieli my Pana
IGNACJA SKA METODA MEDYTACJI
I.
WYJD , ABY STAN
NA GÓRZE WOBEC PANA
1.
Zm czenie Eliasza
2
. Co ty tu robisz, Eliaszu?
3.
Moje groty ycia
4.
Szmer agodnego powiewu
II.
CZ OWIEK STWORZONY JEST, ABY PANA BOGA CHWALI
1.
Cz owiek jest stworzony
2.
Cz owiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego chwali
3.
Cz owiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego czci
4.
Cz owiek po to jest stworzony, aby Bogu, Panu naszemu s
5.
Zbawi swoj dusz
III.
TRZEBA STA SI CZ OWIEKIEM WOLNYM
1.
Ca a natura wybucha mi
ci
2.
Szukajcie, czego szukacie
3.
Postawa wolno ci wobec stworze
4.
aska zapomnienia o sobie
IV.
KTÓ MNIE WYZWOLI Z CIA A, CO WIEDZIE KU MIERCI ?
1.
Gdy chc czyni dobro, narzuca mi si z o
2.
Chc czyni dobro
3.
Narzuca mi si z o
4.
Nieszcz sny ja cz owiek
5.
Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa
V.
BÓG NIE PRZEZNACZA NIKOGO DO PIEK A
1.
Piek o skandalem Boga
2.
Realna mo liwo ci wiecznego niespe nienia
3.
Smakowa gorycz piek a
4.
Do cz nas, Panie, do grona swoich wybranych
VI.
ABO
BOGA
1.
Innych wybawi , a sam siebie wybawi nie chce
2.
Oto Baranek Bo y
WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI
VII.
ZMARTWYCHWSTANIE — ABSOLUTNA NOWO
BOGA
1.
Jedno tajemnicy Krzy a i tajemnicy Zmartwychwstania
2.
Je eli nie ma zmartwychwstania
3.
Do wiadczenie rado ci w cierpieniu dla Chrystusa
VIII.
CIESZ SI , KRÓLOWO NIEBIESKA
1.
To Ty? Mój Synu najukocha szy!
2.
Mój Syn zmartwychwstanie
3.
Ciesz si , Królowo Anielska
IX.
PUSTY GRÓB
1.
Zmartwychwsta y s
cem ludzko ci
2.
Bezradno kobiet wobec pustego grobu
3.
Nie ma Go tutaj — zmartwychwsta
4.
Zmartwychwstanie w moim yciu
5.
Oznajmi y to wszystko Jedenastu
X.
SPOTKANIE Z MARI MAGDALEN
1.
Maria Magdalena sta a przed grobem p acz c
2.
Powiedz tylko jedno s owo
3.
Nowa obecno Jezusa Zmartwychwsta ego
XI.
BIEGLI ONI OBYDWAJ RAZEM DO GROBU
1.
Biegli obydwaj do grobu
2.
Dochodzenie do wiary w zmartwychwstanie
3.
Nasze ycie ukryte jest z Chrystusem w Bogu
XII.
OGOS AWIENI, KTÓRZY NIE WIDZIELI, A UWIERZYLI
1.
Niewierny Tomasz
2.
Pan mój i Bóg mój
3.
B ogos awieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli
XIII.
SPOTKANIE NAD MORZEM TYBERIADZKIM
1.
Jezus na drugim brzegu
2.
Praca w nocy
3.
Praca na rozkaz Jezusa
4.
To Pan jest
5.
Chod cie, posilcie si
XIV.
CHRYSTUS PEDAGOGIEM
1.
Wiara jest drog
2.
A my my si spodziewali
3.
Bóg w Jezusie Chrystusie staje si bliski cz owiekowi
XV.
ZAPROSZENIE DO STO U S OWA BO EGO
1.
O nierozumni, jak nieskore s wasze serca do wierzenia
2.
Czy Mesjasz nie mia tego cierpie
3.
Zosta , Panie, z nami
XVI.
ZAPROSZENIE NA AMANIE CHLEBA
1.
Wtedy otworzy y si im oczy
2.
amanie chleba — miejsce rozpoznania Jezusa Zmartwychwsta ego
3.
Wrócili do Jerozolimy
4.
Spotkanie ze wspólnot Aposto ów
XVII.
UWIELBI BOGA SWOJ
MIERCI
1.
mier a wspó czesna kultura
2.
Ja jestem zmartwychwstaniem i yciem
3.
Jak zapewni sobie odwag umierania?
XVIII.
KONTEMPLACJA O MI
CI
1.
Pomost mi dzy czasem
wicze duchownych a nasz codzienno ci
2.
Jak wiele uczyni Bóg dla mnie
3.
Bóg mieszka w stworzeniach
4.
Bóg dzia a i pracuje dla mnie we wszystkich stworzeniach
5.
Rozwa
, jak wszystkie dobra zst puj z góry
ROZWA ANIA REKOLEKCYJNE
XIX.
OBYM POZNA SIEBIE, OBYM POZNA CIEBIE
1.
Potrzeba poznania siebie
2.
Diament pod popio ami powierzchowno ci
XX.
PRAGNIENIA MODLITWY
1.
Modlitwa wymaga czasu
2.
Modlitwa domaga si walki
3.
Nie czekajcie na ochot do modlitwy
4.
Wierno w modlitwie
XXI.
POTRZEBA MODLITWY
1.
Modlitwa w chwilach pokus
2.
Modlitwa w chwilach cierpienia
3.
Modlitwa uczestnictwem w historii zbawienia
4.
Któ mnie od czy od mi
ci Chrystusowej
XXII.
METODY MODLITWY
1.
Potrzeba i sens metod modlitwy
2.
Metody modlitwy na poszczególnych etapach ycia duchowego
3.
Potrzeba rozeznania duchowego w yciu modlitwy
4.
Zaproszenie Pana Boga
5.
Potrzeba pe niejszego zaanga owania duchowego
6.
Je eli si nie staniecie jak dzieci
XXIII.
MODLITWA USTNA
1.
Na czym polega modlitwa ustna?
2.
Modlitwa Psalmów
3.
Niebezpiecze stwa i zalety modlitwy ustnej
4.
Rozwój modlitwy ustnej
5.
Najpierw odmieni serce, a nie metod
6.
Modlitwa wspólnotowa
XXIV.
SZANSE I ZAGRO ENIA MEDYTACJI CHRZE CIJA SKIEJ
1.
Szanse medytacji chrze cija skiej
2.
Zagro enia medytacji
XXV.
WICZENIA DUCHOWNE A NOWA EWANGELIZACJA
1.
wiczenia duchowne w nowej ewangelizacji
2.
Jak powsta y
wiczenia duchowne?
3.
wiczenia duchowne skarbem Ko cio a
4.
Indywidualne prowadzenie
5.
To nie jest ksi ka — to jest metoda
6.
wiczenia duchowne miejscem spotkania duchowo ci chrze cija skich
JAK MO NA WYKORZYSTA PROPONOWANE ROZWA ANIA?
1.
Dla odprawienia czwartego tygodnia
wicze
2.
Dla odprawienia czwartego tygodnia w yciu codziennym
3.
Jako wprowadzenie do przed
onej modlitwy indywidualnej
WPROWADZENIA DO MEDYTACJI
1
I. WYJD , ABY STAN
NA GÓRZE WOBEC PANA
2
Kiedy Achab opowiedzia Izebeli wszystko, co Eliasz uczyni , i jak pozabija mieczem
proroków, wtedy Izebel wys
a do Eliasza pos
ca, aby powiedzia : Chocia ty jeste Eliasz,
to jednak ja jestem Izebel! Niech to sprawi bogowie i tamto dorzuc , je li nie post pi jutro
z twoim yciem, jak si sta o z yciem ka dego z nich. Wtedy Eliasz zl
szy si , powsta
i ratuj c si ucieczk , przyszed do Beer–Szeby w Judzie i tam zostawi swego s ug , a sam na
odleg
jednego dnia drogi poszed na pustyni . Przyszed szy, usiad pod jednym
z janowców i pragn c umrze , rzek : Wielki ju czas, o Panie! Odbierz mi ycie, bo nie jestem
lepszy od moich przodków. Po czym po
si tam i zasn . A oto anio , tr caj c go,
powiedzia mu: Wsta , jedz! Eliasz spojrza , a oto przy jego g owie podp omyk i dzban
z wod . Zjad wi c i wypi , i znów si po
. Powtórnie anio Pa ski wróci i tr caj c go,
powiedzia : Wsta , jedz, bo przed tob d uga droga. Powstawszy zatem, zjad i wypi .
Nast pnie moc tego po ywienia szed czterdzie ci dni i czterdzie ci nocy a do Bo ej góry
Horeb.
Tam wszed do pewnej groty, gdzie przenocowa . Wtedy Pan skierowa do niego s owo
i przemówi : Co ty tu robisz, Eliaszu? A on odpowiedzia : arliwo ci rozpali em si
o chwa Pana, Boga Zast pów, gdy Izraelici opu cili Twoje przymierze, rozwalili Twoje
tarze i Twoich proroków zabili mieczem. Tak e ja sam tylko zosta em, a oni godz jeszcze
i na moje ycie. Wtedy rzek : Wyjd , aby stan
na górze wobec Pana! A oto Pan przechodzi .
Gwa towna wichura rozwalaj ca góry i druzgoc ca ska y sz a przed Panem; ale Pan nie by
w wichurze. A po wichurze — trz sienie ziemi: Pan nie by w trz sieniu ziemi. Po trz sieniu
ziemi powsta ogie ; Pan nie by w ogniu. A po tym ogniu — szmer agodnego powiewu.
Kiedy tylko Eliasz go us ysza , zas oniwszy twarz p aszczem, wyszed i stan przy wej ciu do
groty. A wtedy rozleg si g os mówi cy do niego: Co ty tu robisz, Eliaszu? Eliasz za
odpowiedzia : arliwo ci rozpali em si o chwa Pana, Boga Zast pów, gdy Izraelici
opu cili Twoje przymierze, rozwalili Twoje o tarze i Twoich proroków zabili mieczem. Tak e
ja sam tylko zosta em, a oni godz jeszcze i na moje ycie (1 Krl 19, 1–14).
Obraz dla obecnej medytacji: Przedstawmy sobie proroka Eliasza, który stoi u wej cia do
groty na Bo ej górze Horeb. Ws uchajmy si te w g os dochodz cy do niego: Wyjd , aby
stan
na górze wobec Pana!
Pro ba o owoc medytacji: B dziemy prosi o g bokie pragnienie wewn trznej wolno ci
wobec wszystkiego, co nas zatrzymuje w drodze do Boga. B dziemy te modli si o ask
arliwo ci w szukaniu Jego chwa y oraz o ask wielkiego wyciszenia wewn trznego.
1. Zm czenie Eliasza
Eliasz po dokonaniu surowego s du nad prorokami poga skimi musi ucieka przed zemst
królowej Izebel broni cej kultu Baala (por. 1 Krl 19, 1–9). Zm czony, wyczerpany d ug
ucieczk skar y si Bogu i prosi Go o mier : Wielki ju czas, o Panie! Odbierz mi ycie, bo
nie jestem lepszy od moich przodków. Eliasz, wielki Prorok, nie wstydzi si swojej s abo ci,
nie obawia si te wyzna jej prosto i szczerze przed Jahwe.
Na pocz tku czwartego tygodnia
wicze duchownych chciejmy odnale
siebie w tej
skardze Eliasza. Odwo uj c si do historii naszego ycia, przypomnijmy sobie nasze chwile
zniech cenia, zw tpienia, chwile smutku, bezsensu, a mo e nawet rozpaczy. Mo e i nam
przychodzi y pragnienia, aby ju umrze . Mo e mówili my do siebie: Mam ju wszystkiego
do , lepiej by oby przesta istnie . Mo e nawet przychodzi y nam my li, e przecie mo na
by odebra sobie ycie.
Bóg jednak nie zostawia cz owieka w jego rozczarowaniu, zgorzknieniu i smutku. Zawsze
odpowiada na jego skarg , cho by nie by a zanoszona wprost do Niego. Bóg wys ucha
modlitwy Eliasza, chocia inaczej, ni Prorok tego oczekiwa . Podobnie Bóg–Ojciec
wys ucha inaczej modlitwy swojego Syna w Ogrójcu. Jahwe nie uwolni Eliasza od zmagania
i trudu, ale umocni go na dalsz drog . Pos
dwukrotnie swojego anio a, aby posili Eliasza.
Moc tego posi ku Prorok idzie jeszcze przez czterdzie ci dni i czterdzie ci nocy, a do Bo ej
góry Horeb.
W obecnej modlitwie pro my gor co o odwag pe nego otwierania si przed Bogiem
i szczerego wypowiadania tego, czym aktualnie yjemy. Pro my, aby my nie wstydzili si
przedstawia naszych s abo ci, u omno ci i krzy y, które czyni nasze ycie trudnym,
niekiedy wr cz bolesnym, jak ycie Eliasza i Jezusa. Pro my te o wielk wiar , e Bóg
zawsze wys uchuje naszych pró b, cho cz sto czyni to nie na nasz ludzki sposób, ale wed ug
swojej Boskiej m dro ci. Módlmy si , aby my umieli zawsze przyjmowa Jego Boskie
rozwi zania jako najlepsze dla nas; najlepsze, poniewa wybrane przez Niego.
2. Co ty tu robisz, Eliaszu?
Po czterdziestu dniach i nocach Eliasz przyszed wreszcie na Bo
gór Horeb. Tam wszed
do pewnej groty, gdzie przenocowa . Wtedy Pan skierowa do niego s owo i przemówi : Co ty
tu robisz, Eliaszu?
Jahwe zdaje si pyta : O co ci naprawd , Eliaszu, chodzi w twoim yciu? Jaki jest cel, jaki
jest sens twojej walki, twojego zmagania? Jaki jest sens twojej ucieczki? Dla kogo ty yjesz
i trudzisz si ?
Zadajmy sobie w tej modlitwie to w
nie pytanie: Co ja tutaj robi ? Pytanie to ma dla nas
podwójny sens. Po pierwsze: Co ja tutaj robi podczas tych
wicze duchownych? O co mi
w nich naprawd chodzi? Jakie s moje pragnienia i oczekiwania zwi zane z czasem
rekolekcji? Po drugie: O co mi chodzi naprawd w ca ym moim yciu? Jaki jest sens mojego
trudu, mojego zmagania, mojej pracy, cierpienia?
W odpowiedziach chciejmy by bardzo szczerzy. Eliasz odpowiada:
arliwo ci rozpali em
si o chwa Pana, Boga Zast pów. Pytanie Boga skierowane do Proroka mog oby si nawet
wydawa zb dne, poniewa by o oczywiste, dlaczego Eliasz zwalcza fa szywych proroków,
dlaczego zabiega o czysto kultu Jahwe, dlaczego nara
si m ciwej Izebel. Po co zatem
pyta , skoro odpowied jest jasna i jednoznaczna. A jednak to, co cz owiek subiektywnie
uwa a za oczywiste, w rzeczywisto ci wcale takie nie musi by . Mo emy mie z udzenie
oczywisto ci. Dochodzenie do prawdy wymaga od nas d ugiej nieraz refleksji i rozeznania,
w których szukamy potwierdzenia, e nasze wybory i decyzje s zgodne z oczekiwaniami
Boga.
Podobnie jak Eliasz, tak i my wiele trudzimy si w naszym yciu. Nierzadko zmagamy si
z wieloma przeciwno ciami yciowymi, jeste my bardzo przem czeni i przepracowani
obowi zkami, prac , s
bli nim i Bogu. Cz sto mamy wra enie, e jest oczywiste,
dlaczego to wszystko robimy. A jednak czy zadajemy sobie od czasu do czasu to pytanie: Po
co to wszystko? Czy w tej walce, w tym zm czeniu, zapracowaniu kierujemy si
arliwo ci
o chwa Pana, Boga Zast pów? Czy nie jest to przypadkiem bieganie, zapracowanie, walka,
w której dominuje troska i l k o siebie samego?
Co ty tu robisz? Je eli powierzchownie potraktujemy to pytanie, to mo e natychmiast
odpowiemy sobie: Chc s
Panu Bogu, chc s
ludziom. Ale czy rzeczywi cie
odpowied proroka Eliasza mog uczyni moj w asn odpowiedzi ? Czy naprawd p on
arliwo ci o chwa Pana, Boga Zast pów? Czy przypadkiem nie p on wielk
arliwo ci
o swoj chwa , o swoj wygod , o dobr opini , o dobre urz dzenie si w yciu?
Czas rekolekcji ma by g bokim wnikni ciem w siebie, by da sobie i Bogu prawdziw ,
woln od z udze odpowied na zadane pytanie: Co ty tu robisz? Czy rzeczywi cie Bóg, Jego
wola i chwa a znajduj si w centrum mojego ycia? Czy naprawd zapieram si siebie, by
szuka Boga?
Trudne momenty naszego ycia ods aniaj nam, jak bardzo jeszcze jeste my skoncentrowani
na sobie, a nie na Bo ej chwale. Cierpienie, drobne upokorzenia, zm czenie, jakiekolwiek
zakwestionowanie nas przez innych — to wszystko ods ania, jak bardzo jeste my pogr
eni
w mniejszych czy wi kszych l kach. Nawet drobne przykro ci ukazuj , jak bardzo jeste my
lud mi zbuntowanymi, jak trudno nam zgodzi si na co , co uderza w nasze ycie, jak trudno
jest nam przyj
to, co burzy nasze plany, nasze zamiary. Bardzo cierpimy, kiedy nie spe nia
si to, co sami dla siebie wymarzyli my i zaplanowali my.
Mo e w takich w
nie momentach cierpienia, upokorzenia czy zakwestionowania nas przez
innych mamy szans dostrzec, e nasze plany, zamiary i pragnienia nie s Bo ymi planami,
zamiarami i pragnieniami? Je eli cierpimy, e nie realizuj si nasze idea y i projekty, to
pytajmy siebie, jak one si zrodzi y. Czy w g bokim rozeznaniu modlitewnym i w trosce
o pe nienie woli Bo ej, czy te w l ku o siebie samego, o swoj opini , karier , wygod ?
Kiedy czujemy si zakwestionowani przez innych, pytajmy: Czy Bogu podoba si to, co mnie
si podoba? Czy moje pragnienia s Bo ymi pragnieniami? Czego mog si nauczy przez to
niepowodzenie, upokorzenie, cierpienie? Kiedy poddajemy si buntowi, zniech ceniu,
kowi, wtedy trudno nam si czego nowego nauczy , bo jeste my zaj ci sob . Aby Bóg
móg nas prowadzi swoimi w skimi, ale pewnymi cie kami, trzeba nam rezygnowa
z naszych szerokich dróg; trzeba nam odchodzi od siebie, zapomina o sobie, aby pami ta
o Bogu.
3. Moje groty ycia
Kiedy Eliasz jasno okre li si wobec Jahwe swoim wyznaniem: arliwo ci rozpali em si
o chwa Pana, Boga Zast pów, wówczas otrzyma polecenie: Wyjd , aby stan
na górze
wobec Pana!
Jest to kolejne zaproszenie, które Bóg kieruje dzisiaj do ka dego z nas: Wyjd z groty, aby
stan
na górze. Wyjd z groty twojego zm czenia, l ku, z groty twojego skoncentrowania si
na sobie, z groty twoich niepotrzebnych zmartwie , z groty twoich urazów i smutków; wyjd
z tego wszystkiego, co ci przygniata i skupia tylko na sobie samym.
Grota jest wprawdzie miejscem ciemnym, zamkni tym, ale mimo to wydaje si by miejscem
bezpiecznym. W grocie nie jest si nara onym na wiatr, deszcz czy na burz ; w grocie istnieje
zawsze sta a, na ogó letnia, temperatura. W grocie nie ma jednak ycia, poniewa nie ma
wiat a. Brak wiat a, to brak ycia. wiat o jest ród em ycia.
W tych rekolekcjach Pan zaprasza nas na gór , na miejsce przestronne, pe ne wiat a, pe ne
ycia. Wychodz c na gór , wystawiamy si jednak na ryzyko silnego wiatru, ulewy, burzy,
ale na górze czeka Pan i tylko na górze mo na stan
wobec Niego.
Oto inne wa ne pytanie dotycz ce nie tylko obecnej medytacji, ale równie ca ych rekolekcji:
Co jest grot mojego ycia? Co przeszkadza mi naprawd spotka Boga? Co odbiera jasno
i wiat o mojemu yciu, co mnie powstrzymuje, aby i na gór — aby stan
wobec Pana?
Zwró my uwag na szczególn grot naszego ycia, jak jest l k o siebie. L k jest ciemn
grot , wr cz otch ani dla wielu wspó czesnych ludzi. Kiedy go nie rozpoznajemy
i poddajemy si bezwiednie, parali uje on niemal wszystko w naszym yciu. Parali uje
ciwe odnoszenie si do swojego w asnego ycia, do bli nich, do Boga. L k sprawia, e
koncentrujemy si na sobie, na swoim zagro eniu tak, i jeste my niezdolni wej w g bok
wi przyja ni i mi
ci.
k jest ciemn grot . Kiedy cz owiek zamknie si w niej, nic nie widzi. W ciemno ciach
groty tak e siebie odczytuje fa szywie. Najmniejszy b ysk wiat a czy szmer odbiera jako
zagro enie, st d te rzuca kamieniami gniewu i agresji w ka dego, kto si zbli a do tej jego
kryjówki. Ka dego, kto zbli y si do groty l ku, odbiera jako intruza. Tak e sam Bóg ze
swoim S owem jest odbierany jako zagro enie, cho zbli a si , eby nas wyzwoli i da nam
pe ni
wiat a i ycia. W grocie jeste my bowiem tylko niewolnikami samych siebie. Trwanie
w zamkni ciu groty oznacza powolne umieranie. Tylko na górze wobec Pana mo emy by
wolni i pe ni ycia.
Celem rekolekcji, jak mówi w. Ignacy ju na samym pocz tku
wicze duchownych, jest
usuni cie wszystkich uczu nieuporz dkowanych, a po ich usuni ciu szukanie i znalezienie
woli Bo ej ( D, 1)
3
. Aby szuka i znajdowa Boga i Jego wol , aby móc poznawa , kocha
i na ladowa Jezusa, trzeba najpierw porz dkowa swoje uczucia; aby stan
na górze wobec
Pana, trzeba wyj z groty.
Zadajmy sobie bardzo wa ne pytanie: Czy rzeczywi cie pragn wyj z groty moich
nieuporz dkowanych uczu , z koncentracji na sobie, z egoizmu, l ku itp? Czy mam do
wielkie duchowe pragnienia, aby uwolni si od tego, co mnie wi zi i zniewala? Je eli nie
mam jeszcze takiego pragnienia, to czy b
si o nie modli ? Trzeba mi prosi przynajmniej
o pragnienie pragnienia. Na nic zda si poznawanie Jezusa, je eli nie b dzie ono poprzedzone
wyj ciem z nieuporz dkowanych pragnie , nieuporz dkowanych potrzeb, urazów, l ków,
zranie . Pro my gor co, aby dane nam by o odczu g boko w sercu to Bo e zaproszenie:
Wyjd , aby stan
na górze wobec Pana!
4. Szmer agodnego powiewu
A oto Pan przechodzi . Gwa towna wichura rozwalaj ca góry i druzgoc ca ska y sz a przed
Panem; ale Pan nie by w wichurze. A po wichurze — trz sienie ziemi: Pan nie by
w trz sieniu ziemi. Po trz sieniu ziemi powsta ogie ; Pan nie by w ogniu. A po tym ogniu —
szmer agodnego powiewu. Kiedy tylko Eliasz go us ysza , zas oniwszy twarz p aszczem,
wyszed i stan przy wej ciu do groty. A wtedy rozleg si g os mówi cy do niego: Co ty tu
robisz, Eliaszu?
Zauwa my, e zanim przyszed szmer agodnego powiewu Eliasz do wiadczy gwa townej
wichury, trz sienia ziemi, ognia. Równie w czasie
wicze duchownych szmer agodnego
powiewu obecno ci Boga nierzadko poprzedza gwa towna wichura, która rozwala nasze
ludzkie plany, zamiary, pragnienia, urazy. Szmer agodnego powiewu obecno ci Boga
poprzedza nieraz ogie oczyszczaj cy nas z niejasnych i dwuznacznych motywacji, ze
zbytniej troski o siebie i o swoje ycie. Trzeba, by my pragn li podda si temu, co Bóg
przygotowuje dla nas w tych rekolekcjach. Nie chciejmy by w tych rekolekcjach
drcami,
którzy ju wszystko wiedz , s zdolni wszystko os dzi , oceni , ustawi , ale chciejmy by jak
dzieci, które z zaufaniem przyjmuj to, co jest im dane i nieustannie prosz , by móc dobrze
wszystko rozumie i kocha . Szmer agodnego powiewu mo e by przez nas rozumiany
równie jako zaproszenie do uciszenia wewn trznego na czas rekolekcji.
Kiedy Eliasz wyszed z groty i spotka si z Panem, Bóg skierowa do niego po raz drugi to
samo pytanie: Co ty tu robisz, Eliaszu? Prorok móg by powiedzie : Przecie mnie ju o to
przed chwil pyta
? Pytanie jest to samo, ale nie w tej samej sytuacji. Pytanie o sens, cel
ycia cz owieka winno nieustannie powraca : Jaki jest sens moich obecnych do wiadcze ,
czego Bóg pragnie mnie dzi nauczy ? On bowiem nieustannie stwarza mnie na nowo i ka dy
dzie staje si dla mnie nowym pocz tkiem.
W rozmowie ko cowej dzi kujmy Bogu najpierw za to niezwyk e zaproszenie, aby stan
przed Nim na górze. Pro my tak e o wielk szczero wobec siebie samych, o wiat o i moc
Ducha wi tego potrzebne do nazywania po imieniu wszystkich naszych wewn trznych
do wiadcze , szczególnie tych, które zatrzymuj nas na sobie, czyni nas niewolnikami i nie
pozwalaj nam zaanga owa si ca kowicie w dialog z Bogiem. Pro my równie o dar
wewn trznego uciszenia i skupienia, aby my dzi ki niemu mogli us ysze szmer agodnego
powiewu Bo ego przej cia i Bo ego pokoju.
W zako czeniu pro my tak e o postaw wewn trznej hojno ci i wielkoduszno ci w tych
rekolekcjach. Od niej bowiem b dzie zale
ich owoc. Tak bowiem jest: kto sk po sieje, ten
sk po i zbiera, kto za hojnie sieje, ten hojnie te zbiera b dzie (2 Kor 9, 6). Regularna
modlitwa rekolekcyjna, skupienie wewn trzne, szczero i
otwarto w
rozmowach
z kierownikiem duchowym, oto konkretne miejsca naszej hojno ci i wielkoduszno ci wobec
Boga. Módlmy si te , aby my w naszym wysi ku i w naszej hojno ci byli bardzo
spontaniczni, wewn trznie wolni, a nawet rado ni. Ka dy niech przeto post pi tak, jak mu
nakazuje jego w asne serce, nie
uj c i nie czuj c si przymuszonym, albowiem radosnego
dawc mi uje Bóg (2 Kor 9, 7).
1
Wprowadzenia do modlitwy nr I–VI nawi zuj przede wszystkim do pierwszego tygodnia
wicze duchownych
i maj charakter medytacji powtórkowych.
2
Rozwa ania nr I–V — por. J. Augustyn, Ojciec wzruszy si g boko, Wydawnictwo WAM, Kraków 1994.
Rozwa ania VII–XVII — por. J. Augustyn, Rabbi, gdzie mieszkasz?, Wydawnictwo M, Kraków 1993. Rozwa ania
XX–XXIII — por. J. Augustyn, Duch wspomaga s abo nasz , Wydawnictwo M, Kraków 1994.
3
w. Ignacy Loyola,
wiczenia duchowne (= D), WAM, Kraków 1991.
II. CZ OWIEK STWORZONY JEST, ABY PANA BOGA CHWALI
Tak niech wieci wasze wiat o przed lud mi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili
Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5, 16).
Któ bowiem woli Jego mo e si sprzeciwi ? Cz owiecze! Kim e ty jeste , by móg si
spiera z Bogiem? Czy mo e naczynie gliniane zapyta tego, kto je ulepi : Dlaczego mnie
takim uczyni
? Czy garncarz nie ma mocy nad glin ...? (Rz 9, 19–21).
Cz owiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwali , czci i Jemu s
, a przez
to zbawi dusz swoj ( D, 23).
Obraz dla obecnej medytacji: Tutaj widzie siebie — zach ca nas w. Ignacy — jak stoj
przed obliczem Boga, Pana naszego, przed anio ami i wi tymi, a oni wstawiaj si za mn
D, 232).
Pro ba o owoc medytacji: B dziemy prosi o coraz g bsz
wiadomo , i celem naszego
ycia jest szukanie Jezusa, w którym mamy Boga chwali , czci i Jemu s
, i przez to
zbawia swoj dusz .
1. Cz owiek jest stworzony
Cel ycia ludzkiego okre la sam akt stwórczy Boga. S owo stworzy mogliby my wyrazi
krótko: zrodzi z mi
ci i przeznaczy do istnienia w mi
ci. Sam Stwórca i Jego mi
jest
wi c jedynym i ostatecznym celem i sensem ycia cz owieka.
Cz owiek jest najdoskonalszym dzie em Boga, dzie em dnia szóstego, które ukoronowa o ca e
stworzenie. Bóg odbi w cz owieku swoj doskona
. Autor Ksi gi Rodzaju podkre la, e
po stworzeniu cz owieka Bóg widzia , e wszystko, co uczyni , by o bardzo dobre (Rdz 1, 31).
Doskona
cz owieka dana mu przez Stwórc , który jest mi
ci (por. 1 J 4, 16), wyra a
si przede wszystkim w
zdolno ci wiadomego i
wolnego przyjmowania mi
ci
i odpowiadania na ni swoj mi
ci . adne inne stworzenie na ziemi nie posiada takiej
zdolno ci poza cz owiekiem. W
nie dzi ki tej zdolno ci cz owiek mo e by jak Bóg (por. J
10, 34).
Akt stworzenia dokonany na pocz tku dziejów by nieustannie potwierdzany przez Stwórc ,
tak e wówczas, kiedy cz owiek przez bunt zlekcewa
swoje pochodzenie i przeznaczenie.
Co wi cej, wielokrotnie i na ró ne sposoby przypomina Bóg cz owiekowi jego zrodzenie
z mi
ci i powo anie do mi
ci. Najpierw przypomina przez proroków, a w tych
ostatecznych czasach przypomnia mu przez swojego Syna, Jezusa Chrystusa (por. Hbr 1, 1).
W Jezusie Ojciec od za
enia wiata z mi
ci przeznaczy nas dla siebie jako przybranych
synów (...) wed ug postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej aski (Ef 1, 5–6).
W obecnej medytacji chciejmy z rado ci przyj
nasze ycie jak dar samego Boga.
Dzi kujmy Bogu tak e za dar wolno ci, który czyni nas podobnymi do Niego samego.
Dzi kujmy Mu tak e za to, e mo emy otwiera si na Jego Bosk mi
i odpowiada na
ni nasz ludzk mi
ci .
Przepraszajmy za chwile, w których pod wp ywem zniech cenia do ycia, smutku czy mo e
nawet rozpaczy buntowali my si przeciwko naszemu istnieniu i nie chcieli my dostrzega
w nim daru. Przepraszajmy szczególnie za lekcewa enie Jego mi
ci, za lekcewa enie
mi
ci naszych bli nich. Przepraszajmy za zw tpienie w cel i sens ycia; przepraszajmy za
niepokorne wyrzuty czynione Bogu z powodu ci arów ycia, które musimy d wiga .
Cz owiecze! — upomina nas w. Pawe — Kim e ty jeste , by móg si spiera z Bogiem?
Czy mo e naczynie gliniane zapyta tego, kto je ulepi : Dlaczego mnie takim uczyni
? Czy
garncarz nie ma mocy nad glin ? Przepraszajmy za nasze skoncentrowanie na mi
ci
asnej, które uniemo liwia o nam ycie mi
ci Boga.
2. Cz owiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego chwali
Chwali kogo to odkrywa pi kno, które w nim istnieje, to ukazywa jego dobro i mi
.
Naprawd chwali mo na tylko Boga, bo tylko Bóg jest dobry i tylko On jest jedynym
prawdziwym ród em mi
ci. Czemu nazywasz Mnie dobrym? — pyta Pan Jezus bogatego
odzie ca. Nikt nie jest dobry tylko sam Bóg (Mk 10, 18). Dobro i pi kno cz owieka oraz
wszystkich innych stworze jest tylko bladym odbiciem najwy szej dobroci i najwy szego
pi kna samego Stwórcy. Ksi ga M dro ci g upimi nazywa ludzi, którzy z pi kna dóbr
widzialnych nie zdo ali pozna , o ile wspanialszy jest ich W adca; stworzy je bowiem Twórca
pi kno ci (Mdr 13, 3).
Cz owiek winien chwali Boga najpierw modlitw wyznaj c Mu nieustannie, e jest dobry
i askawy. Zasadnicz tre modlitw, które znajdujemy na kartach Pisma w., stanowi w
nie
uwielbienie Boga: Synowie Bo y, oddajcie Panu chwa i s awcie Jego pot
, oddajcie
chwa Jego imieniu (Ps 29, 1) — oto zach ta, która cz sto powtarza si w psalmach.
To, co mówi nasze usta musi by jednak zgodne z naszym yciem. Ono bowiem ods ania
prawdziwo s ów naszej modlitwy. Jezus mówi nam: Tak niech wieci wasze wiat o przed
lud mi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie (Mt 5,
16). Cz owiek swoj dobroci objawia dobro Boga i w ten sposób najpe niej oddaje Mu
chwa . Celem i sensem naszego ycia jest najpierw do wiadczanie w yciu osobistym
dobroci Boga a nast pnie dawanie jej wiadectwa dobrymi czynami.
owa: dobro , dobry s cz sto le rozumiane. By dobrym znaczy nieraz by s abym,
nieporadnym, mi kkim, nie umie odmówi . Rzeczywi cie nasza ludzka dobro wi e si
cz sto ze s abo ci , poniewa kryje si za ni l k, niepewno siebie, próba manipulowania
innymi, nasze potrzeby, ludzkie wyrachowanie. Nierzadko jeste my dobrzy dla innych jak
poganie, którzy mi uj tych, którzy ich mi uj , po yczaj tym, od których spodziewaj si
zwrotu, pozdrawiaj tych, którzy ich pozdrawiaj (por. Mt 5, 43nn).
Jakie s najg bsze motywy mojej dobroci? Dlaczego wykonuj moje dobre uczynki,
dlaczego pomagam bli nim, darz ich dobrym s owem, po yczam im rzeczy, po wi cam im
czas, rodki materialne? Dobro moich czynów mo e si objawi dopiero wówczas, kiedy
zostaj one odrzucone, zakwestionowane czy wr cz wy miane i zlekcewa one. Nasza dobro
objawia si przede wszystkim wobec nieprzyjació , którzy nas nienawidz i prze laduj .
Je eli podwa amy sens naszych dobrych czynów spe nianych wobec nieprzyjació , je eli
poddajemy si uczuciom krzywdy, nienawi ci, odwetu, alu, je eli postanawiamy, e ju
wi cej nie b dziemy naiwni i nie damy si naci gn
nikomu, to tym samym demaskujemy
nasz dobro . Ostatecznym lustrem dla wszystkich przejawów naszej dobroci jest dobro
Jezusa ukrzy owanego, która zosta a ca kowicie odrzucona, zel ona i wy miana, a mimo to
Jezus modli si za swoich wrogów i prze ladowców: Ojcze, przebacz im, bo nie wiedz , co
czyni ( k 23, 34). Cz owiek, który odrzuca dobro i mi
, rzeczywi cie nie wie, co czyni.
Jest w jakim sensie cz owiekiem szalonym, nieszcz liwym. Cz owiek odrzucaj c dobro
i mi
, skazuje si bowiem na piek o samotno ci.
Dobre, bezinteresowne ycie cz owieka jest najlepszym uwielbieniem dla Boga, poniewa
staje si ono odblaskiem niesko czonej dobroci Ojca niebieskiego.
We wspó czesnym wiecie, pe nym gniewu, agresji i przemocy, wielu ludzi nastawionych jest
bardzo obronnie i wrogo do wszystkich, cz sto otaczaj si murem ch odu, bogactwa i nie
pozwalaj byle komu zbli
si do siebie. S to zwykle osoby g boko zranione w mi
ci,
osoby niepewne siebie. S dz , e swoim gniewem i agresj winny ubiec jawn czy te — ich
zdaniem — ukryt wrogo bli nich. Nasz bezinteresown dobroci i mi
ci mo emy
takich ludzi rozbraja z ich obronnych, gniewnych i agresywnych postaw. Nasz dobroci
mo emy pokaza , e dobro i mi
w yciu cz owieka s mo liwe. Jeste my do tego stopnia
dzie mi Bo ymi, e kochaj c innych mo emy — niejako wbrew ich woli — uczyni ich
dobrymi i godnymi mi
ci. Mamy by doskonali jako i Ojciec nasz niebieski doskona y jest
(Mt 5, 48). To znaczy, e nie mamy upatrywa w innych z a, ale dawa im co z naszego
asnego dobra, a eby wywo
dobro, które On w nich w
(T. Merton).
W obecnej medytacji pytajmy siebie, jak reagowali my, kiedy inni odrzucali nasze pe ne
dobrej woli i yczliwo ci gesty i s owa, kiedy kto lekcewa
nasze wysi ki przyj cia mu
z pomoc . Dostrze my rodz cy si odruchowo al, powstaj cy uraz do takich ludzi. Pro my
w tej modlitwie, aby dobro Stwórcy, której do wiadczamy w ka dym momencie naszego
ycia, uczy a nas dobroci wobec naszych bli nich, aby ludzie widzieli nasze dobre uczynki
i chwalili Ojca, który jest w niebie (por. Mt 5, 16).
3. Cz owiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego czci
Czci kogo , to otacza go wielkim szacunkiem, przyjmowa z pokornym zaufaniem jego
osob i jego wol , otacza go trosk i z uwag s ucha jego s ów. Czci Boga, to przyj
Go
ca ym sercem, ca dusz , ca ym umys em, wszystkimi si ami (por. Mk 12, 30), da Mu
centralne miejsce w naszym yciu, s ucha Jego S owa i podda si z pokorn uleg
ci i
z zaufaniem Jego woli.
Oddanie Bogu swojego ycia, s uchanie Jego S owa i
poddanie si Jego woli jest
konsekwencj uznania Jego niesko czonej, bezwarunkowej dobroci i mi
ci. Przyjmiemy
wol Boga, nawet t trudn , je eli uwierzymy, e w niej kryje si nasze dobro, chocia go nie
poznajemy naszym ludzkim poznaniem. Odrzucamy natomiast wol Boga i buntujemy si
przeciwko niej, kiedy nie wierzymy w jej absolutn dobro dla nas. Zauwa my, i
w potocznym poj ciu wola Bo a kojarzy nam si raczej z rzeczami trudnymi: z cierpieniem,
odrzuceniem, niepowodzeniem yciowym, s owem — kojarzy nam si z krzy em. To
potoczne rozumienie woli Bo ej ods ania nam ograniczony, wr cz fa szywy obraz Boga,
który si za nim kryje. Ograniczony i fa szywy obraz Boga b dzie rodzi l kliwe czy wr cz
urazowe podej cie do woli Bo ej.
W obecnej modlitwie pro my najpierw, aby Bóg objawi si nam jako niesko czenie mi uj cy
Ojciec. Pro my, aby my Osob Jezusa Chrystusa, ca e Jego ycie, m
, mier
i Zmartwychwstanie przyj li jako wielki dowód bezwarunkowej mi
ci. Tak bowiem Bóg
umi owa
wiat, e Syna swego Jednorodzonego da , aby ka dy, kto w Niego wierzy, nie
zgin , ale mia
ycie wieczne (J 3, 16).
W obecnej medytacji wyra my pragnienie pe nego zaufania Bogu, Jego mi
ci i Jego woli.
Powiedzmy Panu sercem i ustami: Poniewa jeste niesko czon dobroci , wierz , e
pragniesz tylko mojego dobra. Wierz , e we wszystkich Twoich wymaganiach wobec mnie,
w powo aniu, które mi zlecasz oraz we wszystkich krzy ach i cierpieniach, które na mnie
spadaj , ukryta jest Twoja dobro i Twoja mi
. Pragn wi c przyjmowa Twoj wol jako
znak Twojej mi
ci wzgl dem mnie. Przepraszajmy równie najlepszego Ojca za wszystkie
przejawy braku czci dla Jego Osoby, za lekcewa enia Jego naj wi tszej woli, przepraszajmy
za nasz podejrzliwo i brak zaufania wobec Niego szczególnie w momentach próby.
4. Cz owiek po to jest stworzony, aby Bogu, Panu naszemu s
Istot s
by jest wspó praca i wspó dzia anie z panem, udzia w dziele pana. Plany rodz si
w sercu pana. On objawia je s ugom. Ale pan nie realizuje swoich planów sam, zaprasza s ugi
do wspó –udzia u, wspó –pracy. Celem i sensem naszego ycia jest wi c wspó –dzia anie
i wspó –praca z Bogiem. Zasadnicz tre ci Bo ego Planu jest dobro i szcz cie ka dego
cz owieka, tak e i moje. Celem ycia jest wi c najpierw dzia anie razem z Bogiem i wspólna
praca z Nim, aby moje ycie by o dobre i szcz liwe. Kiedy za poznam i uwierz , e dobry
i s odki jest Pan, zapragn w sposób naturalny dzieli si moim do wiadczeniem i dawa
wiadectwo dobroci Boga. W ten sposób cz owiek wspó –dzia a, wspó –pracuje z Bogiem dla
dobra i szcz cia innych.
Pro my w tej medytacji, aby my poznali bardziej sercem ni umys em wielko i godno
powo ania do wspó pracy ze Stwórc i aby my przyj li je rado nie i odpowiedzialnie.
Chciejmy sobie u wiadomi , e Bóg nas potrzebuje; dzi ki naszej modlitwie, pracy i dobroci
mo emy wielu ludziom pomóc odnale
jedyne ród o dobra i szcz cia cz owieka.
5. Zbawi swoj dusz
Cz owiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwali , czci i Jemu s
, a przez
to zbawi swoj dusz — mówi w. Ignacy ( D, 23). Kiedy troszczymy si o Bo chwa ,
cze i s
, to tym samym zbawiamy swoj dusz . w. Ignacy przekonuje nas, e nie
musimy si zajmowa w jaki narcystyczny sposób swoj w asn doskona
ci , czysto ci
swojej duszy, zbawianiem siebie samych. Ka demu z nas grozi wielkie niebezpiecze stwo
bycia faryzeuszem, który wszystko robi w tym celu, aby dowie sobie i innym, e jest
pobo ny, doskona y, nienaganny oraz e zapracowa sobie sam na swoje w asne zbawienie.
Cz sto u ywane we wspó czesnej psychologii i ró nych podr cznikach samodoskonalenia si
i zdrowia psychicznego poj cie samorealizacji narobi o wiele zamieszania (K. Popielski),
poniewa sugerowa o potrzeb narcystycznego zajmowania si sob i swoim w asnym
rozwojem. Cz owiek realizuje siebie nie poprzez koncentracj na sobie i swojej doskona
ci,
ale poprzez wyj cie poza siebie ku warto ciom, które s mu dane i jednocze nie s mu
zadane. Te podstawowe warto ci okre la nam Fundament
wicze duchownych, który
nie rozwa amy.
Jest rzecz troch niebezpieczn w pocz tkach ycia wewn trznego wzywa do d
enia do
doskona
ci i wi to ci, nie precyzuj c, na czym one polegaj . Cz owiek — zw aszcza
ody — mo e atwo pomyli stan doskona
ci z narcystycznym zajmowaniem si w asn
moraln nienaganno ci i zewn trzn wierno ci przepisom i praktykom religijnym, których
sensu mo e jeszcze zupe nie nie rozumie . Miar doskona
ci cz owieka jest przede
wszystkim zapomnienie o sobie i niesienie swojego krzy a za Chrystusem (por. Mt 16, 24).
W ko cowej rozmowie dzi kujmy Bogu za powo anie nas do oddawania Mu chwa y, czci
i s
enia Mu. Pro my, aby my w naszym yciu odkrywali wielko i godno tego
powo ania. Rozmawiajmy tak e z Jezusem Chrystusem, który jest ród em wszelkiej
doskona
ci, prosz c Go, aby kontemplacja Jego ycia, Jego m ki i Jego Zmartwychwstania
uczy a nas by w tym, co nale y do Ojca ( k 2, 49) — do Jego chwa y, czci i s
by Jemu.
Polecajmy nasze ycie Matce Naj wi tszej, prosz c J , aby swoim wstawiennictwem
wyprasza a nam u Syna ycie dobre, sensowne, ycie oddane Bogu.
III. TRZEBA STA SI CZ OWIEKIEM WOLNYM
Po czym Bóg im b ogos awi , mówi c do nich: B
cie p odni i rozmna ajcie si , aby cie
zaludnili ziemi i uczynili j sobie poddan . (...) Oto wam daj wszelk ro lin przynosz
ziarno po ca ej ziemi i wszelkie drzewo, którego owoc ma w sobie nasienie: dla was b
one
pokarmem (Rdz 1, 28–29).
Poniewa , cho Boga poznali, nie oddali Mu czci jako Bogu ani Mu nie dzi kowali, lecz
znikczemnieli w swych my lach i za mione zosta o bezrozumne ich serce. (...) Prawd Bo
przemienili oni w k amstwo i stworzeniu oddawali cze i s
yli jemu, zamiast s
Stwórcy
(Rz 1, 21. 25).
Cz owiek po to jest stworzony, aby Boga, Pana naszego, chwali , czci i Jemu s
, a przez
to zbawi dusz swoj . Inne za rzeczy na obliczu ziemi s stworzone dla cz owieka i aby mu
pomaga y do osi gni cia celu, dla którego on jest stworzony. Z tego wynika, e cz owiek ma
korzysta z nich w ca ej tej mierze, w jakiej mu one pomagaj do jego celu, a znów w ca ej tej
mierze winien si od nich uwalnia , w jakiej mu s przeszkod do tego celu. I dlatego trzeba
nam sta si lud mi oboj tnymi nie robi cymi ró nicy w stosunku do wszystkich rzeczy
stworzonych, w tym wszystkim, co podlega wolno ci naszej wolnej woli, a nie jest jej zakazane
lub nakazane, tak by my z naszej strony nie pragn li wi cej zdrowia ni choroby, bogactwa
wi cej ni ubóstwa, zaszczytów wi cej ni wzgardy, ycia d ugiego wi cej ni krótkiego,
i podobnie we wszystkich innych rzeczach. Natomiast trzeba pragn
i wybiera jedynie to, co
nam wi cej pomaga do celu, dla którego jeste my stworzeni ( D, 23).
Obraz dla obecnej medytacji: W krótkiej refleksji zauwa
wszystkie rzeczy, które s do mojej
dyspozycji, których u ywam i które sprawiaj mi wielk rado . U wiadomi sobie, i s one
bezpo rednimi darami Bo ymi.
Pro ba o owoc medytacji: B dziemy prosi o pragnienie wolno ci wewn trznej wobec
wszystkich rzeczy jako Bo ych darów. B dziemy tak e prosi , aby one nie tylko nie
przys ania y nam Boga, ale wprost przeciwnie, aby stawa y si narz dziem w oddawaniu Mu
chwa y, czci i w s
eniu Mu.
1. Ca a natura wybucha mi
ci
Wszystkie rzeczy s dla cz owieka, aby mu pomaga y do osi gni cia celu, dla którego jest on
stworzony ( D, 23). W obecnej medytacji chciejmy sobie u wiadomi najpierw posiadanie
wielu darów, które otrzymali my od Boga do naszej dyspozycji. Przypomnijmy sobie
wszystkich ludzi, których Bo a Opatrzno postawi a na naszej drodze ycia: rodziców,
rodze stwo, przyjació , wychowawców i wszystkie inne osoby, które odgrywa y lub te nadal
odgrywaj wa
dla nas rol . Chciejmy sobie u wiadomi tak e wszystkie inne dary:
osobiste talenty, osi gni cia yciowe, posiadane dobra materialne, ca y wiat przyrody.
Wszystkie te dary s dobre, bo Bóg zawar w nich cz stk swojej niesko czonej dobroci
i mi
ci. W opisie stworzenia wiata autor Ksi gi Rodzaju powtarza jak refren s owa:
I widzia Bóg, e by o dobre (Rdz 1, 10. 12. 18. 21. 25). Ukryta w stworzeniach dobro
i mi
Stwórcy ma by dla nas przewodnikiem do ycia pe ni Jego dobroci i mi
ci.
Wszystkie stworzenia s listami mi osnymi Boga do nas. S one wybuchami mi
ci. Ca a
natura wybucha mi
ci wkomponowan w ni przez Boga, który jest mi
ci , aby zapali
ogie mi
ci w nas. Wszystkie rzeczy nie maj
adnej innej racji istnienia, adnego innego
sensu. Nie mog da nam adnego zadowolenia ani przyjemno ci poza pobudzaniem w nas
mi
ci Boga. (...) Jak zimorodek zosta stworzony do owienia ryb, a koliber do wysysania
nektaru z kwiatów, tak my zostali my stworzeni dla kontemplacji i mi
ci Boga (E. Cardenal).
Nawi zuj c do do wiadczenia z naszego ycia przypomnijmy sobie sytuacje, w których
stworzenia prowadzi y nas do Stwórcy; podzi kujmy za ludzi, którzy daj c nam wiadectwo
swojej ludzkiej dobroci i zaufania Bogu wzbudzali w nas pragnienie Boga i s
enia Mu.
Przypomnijmy sobie chwile zachwytu pi knem przyrody, dzie ami sztuki, które by mo e
budzi y w nas nienasycenie ducha i t sknot za czym niesko czenie wielkim i pi knym — za
Bogiem.
2. Szukajcie, czego szukacie
Cz owiek zawsze szuka najwy szej mi
ci i dobra, ale cz sto nie tam, gdzie mo e je
odnale . G. K. Chesterton stwierdza, e nawet pijak w rowie szuka Pana Boga. w.
Augustyn za upomina: Szukajcie, czego szukacie, ale nie tam, gdzie szukacie. Kiedy
cz owiek szuka dobra, mi
ci i pi kna jedynie w samym sobie lub innych stworzeniach,
wówczas zaczyna uprawia ba wochwalstwo. Budzi si w nim po dliwo , która sprawia, e
zaczyna le korzysta z tego, co Bóg uczyni dobrym. Zniewolenie cz owieka polega na tym,
patrzy on na stworzenia w sposób nieczysty, to znaczy pod k tem zaspokajania w asnej
po dliwo ci nie ogl daj c si ju na cel, dla którego zosta y stworzone, nie ogl daj c si na
Stwórc , swego Pana. To po dliwo sprawia, i cz owiek oddaje swoje serce stworzeniom,
zamiast odda je Bogu. w. Pawe mówi o poganach, e prawd Bo
przemienili w k amstwo
i stworzeniu oddawali cze i s
yli jemu, zamiast s
Stwórcy.
Kiedy cz owiek koncentruje si na stworzeniach, odwracaj c si od Stwórcy, przemienia
prawd Bo w k amstwo. Odrzuca bowiem swoje pochodzenie i przeznaczenie dla Boga
czyni c stworzenia jedynym celem i sensem ycia.
W obecnej medytacji odwo ajmy si do osobistego do wiadczenia, aby zauwa
cis
zale no pomi dzy uleganiem jakiejkolwiek nami tno ci i niekontrolowanym korzystaniem
ze stworze a naszym oddalaniem si od Boga, od chwalenia Go i s
enia Mu. Wejd my
w konkretne sytuacje, przyzwyczajenia i postawy yciowe, aby zobaczy , jakie stworzenia
spychaj Boga na drugie miejsce. Mo e to by przesadne liczenie si z opini innych, wygoda
yciowa, kariera, której podporz dkowuje si wszystko, zbytnia troska o siebie czy swoich
najbli szych, uzale nienie si od przyjemno ci zmys owych itp.
3. Postawa wolno ci wobec stworze
Boga mo e chwali , czci i s
Mu jedynie cz owiek wolny. Dlatego te
w. Ignacy
ukazawszy nam najpierw ostateczny cel ycia, uzasadnia nast pnie konieczno stawania si
lud mi oboj tnymi w stosunku do wszystkich rzeczy stworzonych. Wolno wobec stworze
polega na tym, aby korzysta z nich w ca ej tej mierze, w jakiej pomagaj one cz owiekowi do
jego celu, a znów w ca ej tej mierze winien si od nich uwalnia , w jakiej mu s przeszkod
do tego celu ( D, 23).
Prawdziwa wolno wobec wiata stworze nie polega zatem na pogardzie do nich, ale na
rozeznawaniu ich stosunku do celu ostatecznego oraz dokonywaniu wyboru tylko tych, które
pomocne w d eniu do niego. Pogarda wobec stworze by aby pogard dla Stwórcy.
Ko ció zawsze zdecydowanie odrzuca wszystkie pogl dy filozoficzne i teologiczne, które
negatywnie odnosi y si do wiata materii.
Postawa wolno ci wobec stworze nie przychodzi cz owiekowi atwo, poniewa jego
wewn trzne rozdarcie (por. Rz 7, 18–25) jest ród em wci na nowo odradzaj cej si
po dliwo ci wobec wiata stworze : sukces, bogactwo, przyjemno , u ycie, wygoda
wydaj si czym najwa niejszym i wprost koniecznym do szcz cia.
Trwaliby my w jakim ogromnym z udzeniu, gdyby my s dzili, e atwo mogliby my
zrezygnowa z pewnych stworze , do których czujemy si przywi zani lub te przyj te, do
których czujemy niech .
Cz owiek, który nie zna siebie i g bi swojego zniewolenia, sk ada atwe deklaracje o braku
przywi zania lub wyra a gotowo przyjmowania tego, co trudne i wymagaj ce. Konkretne
sytuacje yciowe atwo jednak demaskuj trwanie w z udzeniu i oszukiwanie siebie.
Chc c u wiadomi nam wielki trud zdobywania si na wewn trzn wolno wobec stworze ,
w. Ignacy podaje nam w tzw. Fundamencie wicze kilka konkretnych przyk adów,
w których zdobycie si na oboj tno wymaga od nas wielkiego zmagania wewn trznego:
Trzeba nam sta si lud mi oboj tnymi (...) tak by my z naszej strony nie pragn li wi cej
zdrowia ni choroby, bogactwa wi cej ni ubóstwa, zaszczytów wi cej ni wzgardy, ycia
ugiego wi cej ni krótkiego, i podobnie we wszystkich innych rzeczach ( D, 23). Jak bardzo
trudno by oby nam si zgodzi na wolno wewn trzn , gdyby Pan Bóg postawi przed nami
chorob , ubóstwo, wzgard , krótkie ycie jako to, czego chce dla nas!
Na pocz tku naszej drogi duchowej Bóg nie wzywa nas do tego, aby my od razu byli lud mi
wolnymi. w. Ignacy zbyt dobrze zna cz owieka, by udzi go mo liwo ci stania si
wolnym raz na zawsze, pod ka dym wzgl dem i to w ci gu kilku dni. Stawanie si wolnym
jest d ugim procesem, wewn trzn przemian , która wymaga od cz owieka wysi ku,
cierpliwo ci i modlitwy.
Prawdziwe nawrócenie cz owieka nigdy nie jest do wiadczeniem chwili. Wielkie nawrócenia,
o
których czytamy w yciorysach wi tych (sam w. Ignacy prze
w
nie takie
nawrócenie) nie by y natychmiastow przemian ca ego ycia, ale wej ciem na drog
radykalnego zrywania z dotychczasowym grzechem i szukaniem jedynie Boga i Jego woli. Na
przyk ad w. Augustyn w Wyznaniach daje bardzo szczere wiadectwo, jak wiele musia
stoczy walk, aby oderwa si od grzechu.
Nasz brak wolno ci wobec stworze nie przekre la jednak mo liwo ci realizowania
powo ania, dla którego zostali my stworzeni. Rzeczywiste szukanie Bo ej chwa y, czci
i s
enie Mu b dzie jednoczesnym zdobywaniem w trudzie tej w
nie wolno ci. Bez trudu,
zmagania i walki nie staniemy si lud mi wolnymi. By oby rzecz niew
ciw , gdyby nasz
brak oboj tno ci wobec stworze sta si dla nas powodem do niepokoju, l ku i wewn trznej
udr ki. Trzeba nam pokornie zgodzi si na to, i jeste my zniewoleni, uwik ani w nasze
nami tno ci. W tej medytacji pro my gor co, aby my mogli pozna nasze zasadnicze
zniewolenia, które zatrzymuj nas na sobie i nie pozwalaj nam odda si Bogu bez reszty.
Odkrywanie w asnych zniewole nie jest ani atwe, ani proste, poniewa stary cz owiek w nas
nie poddaje si
atwo przemianie. Potrzebujemy wiele niezwyk ej odwagi i
mocy
wewn trznej, które s bardziej owocem wytrwa ej modlitwy ni wysi ku woli, aby nie podda
si rodz cemu si w nas buntowi i aby stan pokornie przed trudn prawd o w asnych
zniewoleniach. Kiedy cz owiek przestaje si broni i uznaje swoje nieuporz dkowanie
wewn trzne, wówczas dopiero doznaje g bokiego pokoju. Intuicj wiary wyczuwa bowiem,
e jedynym wyj ciem w tej sytuacji jest ca kowite zdanie si na Tego, który stworzy
cz owieka z mi
ci i przeznaczy go do mi
ci.
4. aska zapomnienia o sobie
Cel i sens ycia, a przez to w asne zbawienie cz owiek realizuje poprzez wyj cie z siebie,
zaparcie si siebie samego, aby na ladowa Jezusa (por. Mt 16, 24). Wzrastanie cz owieka do
coraz pe niejszej wolno ci i pe niejszego oddawania Bogu chwa y, czci i s
enia Mu
po czone jest z umieraniem sobie.
V. E. Frankl, który wnikliwie zanalizowa sytuacj wspó czesnego cz owieka, podkre la, e
jego g ówn chorob jest egzystencjalna pustka, poczucie bezsensu. L ki, stany depresyjne
i rozpacz wynikaj z koncentracji cz owieka na sobie przy równoczesnej niech ci do zaj cia
si jak
dobr spraw . Nie poprzez kontemplowanie siebie, ani przez samouwielbienie, ani
przez kr
enie my lami wokó w asnego l ku, uwalniamy si od niego, lecz poprzez
po wi cenie, ofiar z siebie i oddanie si sprawie godnej takiego oddania (V.E. Frankl).
Jest atwiej ni mo na s dzi znienawidzi siebie. aska jednak polega na tym, aby o sobie
zapomnie (G. Bernanos). atwo jest znienawidzi siebie. Kiedy cz owiek postawi siebie
i swoj doskona
w centrum ycia, to szybko znienawidzi siebie, poniewa ci gle b dzie
odkrywa w sobie u omno , s abo , niedoskona
, grzech. Je eli w centrum swojej uwagi
postawi sukces, równie
atwo dojdzie do rozczarowania sob , poniewa nawet najwi kszy
sukces nie zaspokaja pragnienia, którym charakteryzuje si ka da pycha. Je eli cz owiek
nastawia si na przyjemno , prze yje szybko g bok frustracj , bo im bardziej idzie komu
o przyjemno , tym bardziej przechodzi ona obok niego (V. E. Frankl).
aska polega na tym, aby o sobie zapomnie . Zapomnie o sobie, to w
nie znaczy sta si
wolnym wobec wszystkich stworze i odda si do dyspozycji Boga, Jego uczyni centrum
swojego ycia. Sta si wolnym oznacza chwa Boga, Jego cze , s
Jemu uczyni
swoj dobr spraw , której po wi ca si ca e ycie.
W ko cowej rozmowie polecajmy Bogu nasze ycie ze wszystkimi zniewoleniami, które nas
jeszcze trapi . Pro my przede wszystkim o wielkie pragnienie powierzenia si Bogu, oddania
Mu chwa y i czci i s
enia Mu.
Oddaj c Stwórcy, jako naszemu Ojcu, ca e ycie, b dziemy tym samym zdobywa
wewn trzn wolno wobec wszystkich stworze , bo mi
Ojca oka e si dla nas warto ci
ponad wszystkie inne warto ci. A kiedy poczujemy si w pe ni dzie mi Ojca us yszymy Jego
zapewnienie: Moje dziecko, ty zawsze jeste przy mnie i wszystko moje do ciebie nale y ( k
15, 31). Wyrzekaj c si nieuporz dkowanej mi
ci do stworze odnajdujemy je wszystkie na
powrót w mi uj cym nas Bogu.
IV. KTÓ MNIE WYZWOLI Z CIA A, CO WIEDZIE KU MIERCI?
Jestem bowiem wiadom, e we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo atwo
przychodzi mi chcie tego, co dobre, ale wykona — nie. Nie czyni bowiem dobra, którego
chc , ale czyni to z o, którego nie chc . Je eli za czyni to, czego nie chc , ju nie ja to
czyni , ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, e gdy chc
czyni dobro, narzuca mi si z o. Albowiem wewn trzny cz owiek we mnie ma upodobanie
zgodne z Prawem Bo ym. W cz onkach za moich spostrzegam prawo inne, które toczy walk
z prawem mojego umys u i podbija mnie w niewol pod prawo grzechu mieszkaj cego
w moich cz onkach. Nieszcz sny ja cz owiek! Któ mnie wyzwoli z cia a, co wiedzie ku tej
mierci? Dzi ki niech b
Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego! Tak wi c umys em
Prawu Bo emu, cia em za — prawu grzechu (Rz 7, 18–25).
Obraz dla obecnej medytacji: Przedstawimy sobie Jezusa ukrzy owanego, który swoimi
rozci gni tymi ramionami obejmuje ca y wszech wiat. Dostrze my tak e siebie samych
obejmowanych przez Niego.
Pro ba o owoc medytacji: B dziemy prosi o pe ne poznanie naszego wewn trznego
rozdarcia i s abo ci, które s
ród em naszego grzechu i mierci. B dziemy te prosi
o g bok potrzeb stawania w prawdzie przed Jezusem ukrzy owanym i zmartwychwsta ym
jako ród em naszego zbawienia, jako ród em naszego ycia.
1. Gdy chc czyni dobro, narzuca mi si z o
Jestem bowiem wiadom, e we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo atwo
przychodzi mi chcie tego, co dobre, ale wykona — nie. Jest to bardzo osobiste
i jednocze nie bardzo bolesne wyznanie Aposto a Narodów, który czuje si rozdarty,
rozdwojony pomi dzy dwoma sprzecznymi d eniami obecnymi w
nim. To w
nie
rozdwojenie w. Pawe opisuje w sposób wielostronny:
— atwo przychodzi mi chcie tego, co dobre, ale wykona — nie;
— nie czyni dobra, którego chc , ale czyni z o, którego nie chc ;
— gdy chc czyni dobro, narzuca mi si z o;
— wewn trzny cz owiek we mnie ma upodobanie zgodne z Prawem Bo ym,
w cz onkach za moich spostrzegam prawo inne, które toczy walk z prawem mojego umys u
i podbija mnie w niewol pod prawo grzechu.
Te sprzeczne d enia w sobie Aposto Narodów prze ywa tak g boko, e personifikuje je:
pragnienie i d enie do dobra nazywa cz owiekiem duchowym, cz owiekiem nowym lub te
cz owiekiem wewn trznym; natomiast si pchaj
go do z a nazywa cz owiekiem starym lub
te
cz owiekiem zewn trznym. Trzeba porzuci starego cz owieka — pisze w Li cie do
Efezjan — który ulega zepsuciu na skutek zwodniczych
dz (...) i przyoblec cz owieka
nowego, stworzonego wed ug Boga (Ef 4, 22. 24).
Ods aniaj c osobiste do wiadczenie wewn trzne, w. Pawe ukazuje nam jednocze nie
prawd o ka dym cz owieku, o ka dym z nas. Prawda ta ujawnia si codziennie w naszych
najprostszych prze yciach, odczuciach i do wiadczeniach. Do wiadczali jej ju poga scy
my liciele, którzy nierzadko z du ym pesymizmem patrzyli na ludzk natur . Widz rzeczy
lepsze i popieram je, ale id za gorszymi — stwierdza rzymski poeta Owidiusz, yj cy
w czasach Jezusa.
Cz owiek nie mo e by istot radykalnie z ej woli. Nawet, gdy czyni z o, szuka w nim jakiego
dobra, ale wola cz owieka jest jednak s aba i lepa — pisze J. Tischner. I chocia wszyscy
mamy dobr wol , to jednak ona sama ze wzgl du na jej s abo i lepot nie mo e sta si
fundamentem dobrego ycia i doskona
ci chrze cija skiej. Dobra wola nie gwarantuje nam
post powania moralnie dobrego. Ulegaj c s abo ci, pope niaj c b dy t umaczymy si nieraz
sami przed sob lub przed innymi: Ale ja chcia em przecie dobrze. Takie t umaczenie jest
jednak nie tyle uzasadnieniem dla s abo ci i grzechu, ile raczej prób jego racjonalizowania.
Naszego zbawienia nie mo emy budowa na naszej dobrej woli czy na osobistej pracy nad
sob . Zbawienie domaga si wyj cia poza siebie.
Cz owiek wspó czesny by mo e prze ywa dramat wewn trznego rozdarcia jeszcze g biej
i
mocniej. Istnieje dzisiaj ogromna przepa pomi dzy rozwojem intelektualnym
i technicznym cz owieka a jego rozwojem emocjonalnym, moralnym i duchowym. To mo na
by bez ducha nawet wielkim uczonym — zauwa a F. W. Nietzsche. Ta w
nie niespójno
w rozwoju zagra a nie tylko pojedynczemu cz owiekowi i jego najbli szemu otoczeniu, ale
tak e ca ej ludzko ci. Osi gni cia naukowe i
techniczne w
r kach cz owieka
nieodpowiedzialnego mog si sta narz dziem destrukcji i zag ady.
W obecnej medytacji pro my o ask u wiadomienia sobie g bi naszego wewn trznego
rozdarcia, które tak otwarcie wyznaje Aposto Narodów. Je eli on, cz owiek ca kowicie
oddany Chrystusowi i Jego Ewangelii, uznaje szczerze fundamentalne rozdwojenie w sobie,
to o ile bardziej takiej szczero ci i otwarto ci potrzebujemy my sami?
W obecnej modlitwie pytajmy siebie, na ile zauwa amy wewn trzne rozdwojenie pomi dzy
dobrymi pragnieniami i d
eniami a naszymi s abo ciami i grzechami ujawniaj cymi si
w naszym codziennym my leniu, prze ywaniu i dzia aniu? Pytajmy si tak e, czy nie
usi ujemy usprawiedliwia , uzasadnia , racjonalizowa naszej s abo ci i rozdarcia? Zadajmy
sobie tak e pytanie, czy nie usi ujemy jej przerzuca na innych, oskar aj c ich z powodu
naszego z ego samopoczucia czy jakich niepowodze
yciowych.
2. Chc czyni dobro
w. Pawe opisuj c swoj sytuacj rozdarcia wewn trznego podkre la najpierw istniej ce
w nim mocne pragnienie dobra: atwo przychodzi mi chcie tego, co dobre, chc czyni dobro,
wewn trzny cz owiek we mnie ma upodobanie zgodne z Prawem Bo ym. I cho owo
pragnienie dobra jest uwik ane w s abo , zmienno i lepot ludzkiej woli, to jednak nale y
je uzna , doceni i przyj
jako wielki dar Ducha wi tego. Wszelkie duchowe pragnienia s
owocem dzia ania w nas Ducha Bo ego. One s tak e naszym zadaniem yciowym.
Pragnienia duchowe s jak ziarno rzucone w ziemi , które wymaga dobrej gleby, piel gnacji,
podlewania. Je eli dobre pragnienia nie by yby przyj te, piel gnowane, wzmacniane
i stopniowo realizowane, wówczas zamiera yby w nas nie wydaj c owocu.
W obecnej medytacji chciejmy sobie u wiadomi , e jeste my lud mi dobrej woli, lud mi
dobrych pragnie . Chciejmy ucieszy si tym faktem. Cz sto podejmujemy decyzje maj ce
na celu rozwijanie w nas dobra. Towarzyszy nam nierzadko subiektywna pewno , e
zwyci stwo dobra w nas jest mo liwe. Podejmujemy wiele wysi ku, cho mo e nie zawsze
jest on regularny i systematyczny. Nawet w pewnych uzale nieniach czy na ogach, które nas
bole nie dotykaj , powtarzamy sobie z uporem: to ju ostatni raz, to si ju wi cej nie
powtórzy. Przypomnijmy sobie konkretne yciowe sytuacje, postanowienia, decyzje, aby
zobaczy si naszej dobrej woli. W wielu naszych modlitwach, spowiedziach i innych
praktykach pobo nych jeste my nieraz pe ni entuzjazmu i zapa u. Jeste my podobni wówczas
do w. Piotra, który szczerze, z wielk szlachetno ci i hojno ci mówi do Jezusa: Cho by mi
przysz o umrze z Tob , nie wypr si Ciebie (Mt 26, 35).
Chciejmy dostrzec tak e wszystkie dobre pragnienia w naszych relacjach z bli nimi.
Przypomnijmy sobie najbli sze nam osoby i zauwa my dobre ch ci, które ywimy wobec
nich. I cho by mo e dochodzi cz sto do nieporozumie i konfliktów, to wówczas jest nam
bardzo przykro. Boli nas zarówno to, e ranimy innych, jak i sam fakt, e nasze ch ci s tak
ma o skuteczne. Cierpimy z powodu ran zadanych innym, poniewa gdzie na dnie serca
pragniemy przecie dla nich dobra.
W obecnej medytacji podzi kujmy Bogu za nasz dobr wol i za wszystkie dobre pragnienia
wyp ywaj ce z
niej. Je eli nasza dobra wola zosta a os abiona na skutek grzechu
pierworodnego i grzechów w asnych, to jednak jest ona zawsze odbiciem (mo e bardzo
bladym, ale rzeczywistym) niesko czonej i najwy szej dobroci samego Boga. Wyra my
w modlitwie rado z posiadania dobrej woli i przyjmijmy j jako dar Dobrego Boga. To
dzi ki naszej dobrej woli wspieranej ask Pana b dziemy mogli zrzuca z siebie starego
cz owieka, aby móc przyoblec si w nowego.
3. Narzuca mi si z o
Aby jednak poznanie nas samych by o prawdziwe, przejd my do refleksji nad s abo ci
i za lepieniem ludzkiej dobrej woli. Aposto Narodów zauwa aj c obecno dobrej woli
i dobrych pragnie w swoim yciu, podkre la jednak, i s one nieskuteczne i jednocze nie
zmieszane z pragnieniami wprost przeciwnymi: jestem bowiem wiadom, e we mnie nie
mieszka dobro, (...) nie czyni bowiem dobra, którego chc , (...) czyni to z o, którego nie
chc , (...) w cz onkach za moich spostrzegam prawo, które podbija mnie w niewol pod
prawo grzechu mieszkaj cego w
moich cz onkach. Uderza nas ogromna prostota
i bezpo rednio wyznania s abo ci przez w. Paw a, która jest przecie bardzo bolesna
i
upokarzaj ca. Usi ujmy na ladowa t prostot i
bezpo rednio ; chciejmy wej
w konkretne sytuacje yciowe, by móc zobaczy równie nasz s abo , nasz niemoc wobec
dobrych pragnie . Zobaczmy, jak cz sto nasze mocne postanowienia, decyzje, przyrzeczenia
sk adane sobie, Bogu i bli nim ko czy y si na niczym. W konkretnych sytuacjach,
zdarzeniach, do wiadczeniach naszego ycia chciejmy dostrzec bezw ad dobrej woli, jej
inercj , jej lenistwo duchowe. Przypomnijmy sobie jak mocno i cz sto dawa zna o sobie
stary cz owiek, niezdolny do realizowania dobrych zamiarów i pragnie .
Zauwa my, i cz sto mogliby my si porówna do Piotra, który nied ugo po przyrzeczeniach
dawanych Jezusowi, i pójdzie z Nim na mier — przysi ga si i zaklina : Nie znam tego
Cz owieka (Mt 26, 74). Szlachetna, ofiarna i dobra wola Piotra by a za lepiona l kiem
o siebie, który w nim drzema pod przykrywk energicznego d enia do bycia pierwszym
ród uczniów Mistrza. lepota Piotra polega a równie i na tym, e chcia dzia
dla Jezusa
— umiera za Niego — nie wiedz c, e to w
nie on sam potrzebowa zbawczego dzia ania
swego Mistrza: Jego m ki, mierci i Zmartwychwstania. Pro my gor co, aby my poprzez
modlitw docierali do g bi naszego wewn trznego rozdwojenia, do s abo ci dobrej woli, do
pe nej prawdy o nas samych. Tylko ona bowiem mo e nas wyzwoli (por. J 8, 32).
4. Nieszcz sny ja cz owiek
Spotykamy nieraz ludzi bardzo dumnych (mo e sami te tacy jeste my), którzy nieustannie
udowadniaj sobie i innym, e s wa ni, mocni i wielcy, doskonali, itp. Zaprzeczaj i broni
si jednak bardzo zdecydowanie, kiedy kto zarzuci im jaki najmniejszy b d. Taka dumna
i wynios a postawa wiadczy jedynie o g boko skrywanej s abo ci, której cz owiek nie chce
uzna w sobie. Do wiadczenie wiary zak ada osobiste do wiadczenie niemocy, która domaga
si
aski Boga; do wiadczenie niemo no ci czynienia dobrze o w asnych ludzkich si ach,
niemo no ci wyzwolenia si samemu ze z a, z grzechu. Paw owe wyznanie wewn trznego
rozdarcia ko czy si dramatycznym okrzykiem: Nieszcz sny ja cz owiek! Któ mnie wyzwoli
z cia a, co wiedzie ku tej mierci? To radykalne stwierdzenie w. Paw a wynika z jego
osobistego do wiadczenia, które zostaje potwierdzone nauk Jezusa: Beze Mnie nic (dobrego)
uczyni nie mo ecie (J 15, 5). Pawe jest przekonany, e taka w
nie jest sytuacja, któr
cz owiek jeszcze nieodkupiony prze ywa w swym yciu, nawet je eli nie zawsze z tym samym
napi ciem. Rzecz jednak w
tym, e cz owiek mo e sta si
wiadomym swojej
przedchrze cija skiej sytuacji jedynie na mocy do wiadczenia chrze cija skiego (K.
Kertelge).
Chrze cija skie u wiadomienie cz owiekowi jego dramatycznej sytuacji nie jest jednoznaczne
z
natychmiastowym i
ca kowitym przezwyci eniem wewn trznego rozdarcia.
Chrze cija stwo zaprasza cz owieka do wej cia na drog nawrócenia, drog zbawienia, drog
wiary. Chrze cija stwo nie jest stanem, lecz drog (por. Dz 9, 2). Wytrwa e kroczenie t
drog pozwala cz owiekowi przechodzi ze starego do nowego cz owieka, z niewoli do
wolno ci.
W obecnej medytacji pytajmy siebie, czy jeste my wiadomi dramatyzmu naszej sytuacji?
Czy nie patrzymy na ycie powierzchownie, banalnie? Czy nie za lepia nas odrobina
powodzenia yciowego, materialnego komfortu, sukcesu? Autentyczno ci naszego
chrze cija stwa nie mierzy si zadowoleniem z siebie, tak e na p aszczy nie religijnej. Czy
nie uwa am samozadowolenia za dowód, i jestem porz dnym cz owiekiem? Apokalipsa daje
nam prost przestrog : Ty bowiem mówisz: jestem bogaty i wzbogaci em si i niczego mi nie
potrzeba, a nie wiesz, e to ty jeste nieszcz sny i godzien lito ci, i biedny, i lepy, i nagi (Ap
3, 17). Mo e i ja nie wiem o tym, e jestem nieszcz sny, godzien lito ci i biedny, i lepy,
i nagi? Trudno nam b dzie mo e zmierzy si z wymagaj cymi s owami w. Paw a i w.
Jana. Pro my jednak gor co o szczero wobec siebie samych i o odwag , aby l k przed
asn s abo ci nie sk oni nas do ok amywania siebie i do ucieczki przed sob .
5. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa
Dramatyzm naszej sytuacji polega najpierw na tym, e mo emy si oszukiwa , mo emy
trwa w nieprawdzie i zak amaniu. Ale nawet, je li si nie oszukujemy, to i tak nasza sytuacja
pozostaje dramatyczna, poniewa widz c z o i walcz c z nim, nie mo emy si go ustrzec
o w asnych ludzkich si ach, a widz c dobro i pragn c go ca ym sercem, nie mo emy go
realizowa naszymi tylko ludzkimi si ami. St d s uszno Paw owego okrzyku: Nieszcz sny
Ja cz owiek! Któ mnie wyzwoli z cia a, co wiedzie ku tej mierci? To dramatyczne Paw owe
wo anie nie jest teatralnym gestem, którym chcia by zrobi wra enie na adresatach swojego
listu, ale jest to jego g bokie prze wiadczenie prze ywane na co dzie we wszystkich
wyborach i decyzjach.
A jednak okrzyk w. Paw a nie jest tragiczn deklaracj absolutnej niemocy i bezsensu
istnienia cz owieka. Zadawszy pytanie: Któ mnie wyzwoli z cia a, co wiedzie ku tej mierci?
natychmiast daje pe
nadziei odpowied : aska Boga przez Pana naszego Jezusa Chrystusa
(Rz 7, 24 — t um. S. Kowalski). Nie popadamy zatem w rozpacz, poniewa z naszego
nieszcz cia i mierci — je eli tego naprawd zapragniemy — mo e nas wyrwa
aska Boga
przez Jezusa Chrystusa. Tak wi c bole nie do wiadczana prawda o naszym za lepieniu
i s abo ci, która czyni nas prawdziwie nieszcz liwymi i skazanymi na mier , prowadzi nas
do Jezusa Chrystusa, do Prawdy, która jest ród em ycia. Jezus bowiem mówi o sobie: Ja
jestem drog prawdziw do ycia (J 14, 6 — t um. M. Wolniewicz). aska Boga przychodzi
do nas przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, poprzez wiern i wytrwa kontemplacj Jego
Osoby, Jego ycia ukrytego i publicznego, Jego nauki (drugi tydzie
wicze duchownych),
Jego m ki i mierci (trzeci tydzie ) oraz Jego Zmartwychwstania i Wniebowst pienia
(czwarty tydzie ).
W ko cowej cz ci medytacji zwró my najpierw nasze oczy na Jezusa ukrzy owanego,
kontemplujmy Jego cierpienie i Jego mier , wiedz c, e w Jego ranach jest nasze zdrowie
(Iz 53, 5), nasza moc i nasze ycie. Przez Krzy Jezusa Chrystusa przychodzi
aska Boga,
która objawia nam wielko naszej s abo ci oraz konieczno szukania pomocy. Nast pnie
zwró my nasz uwag na Jezusa Zmartwychwsta ego, który objawia nam, i w naszej
abo ci objawia si Jego moc. Po ród najwi kszej s abo ci mo e objawi si moc
Zmartwychwsta ego. To Jezus ukrzy owany i zmartwychwsta y nape nia nas nadziej ,
odwag , moc i pokojem.
V. BÓG NIE PRZEZNACZA NIKOGO DO PIEK A
Je eli twoja r ka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij j ; lepiej jest dla ciebie u omnym
wej do ycia wiecznego, ni z dwiema r kami pój do piek a w ogie nieugaszony. I je li
twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij j ; lepiej jest dla ciebie chromym wej
do ycia, ni z dwiema nogami by wrzuconym do piek a. Je li twoje oko jest dla ciebie
powodem grzechu, wy up je; lepiej jest dla ciebie jednookim wej do Królestwa Bo ego, ni
z dwojgiem oczu by wrzuconym do piek a, gdzie robak ich nie umiera i ogie nie ga nie (Mk
9, 43–48).
Ka dy, kto trwa w Nim, nie grzeszy, aden za z tych, którzy grzesz , nie widzia Go ani Go
nie pozna . Dzieci, nie dajcie si zwodzi nikomu; kto post puje sprawiedliwie, jest
sprawiedliwy, tak jak On jest sprawiedliwy. Kto grzeszy jest dzieckiem diab a, poniewa
diabe trwa w grzechu od pocz tku (1 J 3, 6–8).
Obraz dla obecnej medytacji: w. Ignacy zach ca, aby w tej medytacji widzie przy pomocy
wyobra ni d ugo , szeroko i g boko piek a (por. D, 65).
Pro ba o owoc medytacji: B dziemy prosi o wewn trzne odczucie kary, jak cierpi
pot pieni, eby je eli z powodu moich upadków zapomn o mi
ci Boga, przynajmniej obawa
przed kar powstrzyma a mnie od wpadni cia w grzech ( D, 65).
W rozwa aniach
wicze duchownych
w. Ignacy daje nam tak e medytacj o piekle.
Poprzez ni pragnie ukaza , jak tragiczne mog by konsekwencje naszego grzechu.
Wprawdzie rozwa ania o piekle s umieszczone w pierwszym tygodniu, ale celowo
przenosimy je na czwarty tydzie rekolekcji. Tajemnic t b dziemy bowiem rozwa
nie
tylko w perspektywie grzechu i zagro enia zwi zanego z nim, ale tak e z perspektywy
tajemnicy Zmartwychwstania, która objawia nam moc Chrystusa nad grzechem i jego
skutkami. Rozwa anie o piekle z perspektywy Zmartwychwstania nie b dzie budzi w nas
jakiego parali uj cego l ku. Mo e natomiast inspirowa nas do adoracji pot gi Jezusa
Zmartwychwsta ego, który dzi ki swojemu zwyci stwu nad grzechem i mierci usun
z naszej drogi niebezpiecze stwo wiecznego pot pienia. Ikonografia Ko cio a Wschodniego
ukazuje cz sto Jezusa Zmartwychwsta ego depcz cego g ow szatana.
1. Piek o skandalem Boga
Historia grzechu cz owieka mo e zako czy si w podwójny sposób: wyzwoleniem si
z
niego przez przyj cie Jezusa ukrzy owanego i
zmartwychwsta ego a w
Nim
niesko czonego mi osierdzia Ojca albo te skazaniem si na wieczne pot pienie z powodu
zamkni cia si na przebaczaj
mi
Ojca. Nie mo emy by zjednoczeni z Bogiem, je eli
nie wybieramy w sposób dobrowolny Jego mi
ci. Nie mo emy jednak kocha Boga, je eli
grzeszymy ci ko przeciwko Niemu, przeciw naszemu bli niemu lub przeciw nam samym.
Ka dy, kto nie mi uje, trwa w mierci. Ka dy, kto nienawidzi swego brata, jest zabójc ,
a wiecie, e aden zabójca nie nosi w sobie ycia wiecznego (1 J 3, 14–15). (...) Umrze
w grzechu miertelnym, nie
uj c za niego i nie przyjmuj c mi osiernej mi
ci Boga,
oznacza pozosta z wolnego wyboru na zawsze oddzielonym od Niego. Ten stan ostatecznego
samowykluczenia z jedno ci z Bogiem i ze wi tymi okre la si s owem piek o (Katechizm
Ko cio a Katolickiego [=KKK], 1033).
W czasie ycia ziemskiego Bóg nie stosuje wobec cz owieka tzw. zasady sprawiedliwo ci
moralnej. Dobre post powanie moralne cz owieka nie gwarantuje nam w sposób konieczny
powodzenia w sprawach materialnych, a pope nione grzechy nie musz
ci ga na nas
natychmiastowej kary Bo ej tutaj na ziemi. W
czasie naszego ziemskiego ycia
sprawiedliwo Bo a jest mi osierdziem wobec wszystkich. Ale kiedy cz owiek uparcie trwa
w grzechu jeszcze w chwili mierci, kiedy odrzuca krzy i Zmartwychwstanie Jezusa, a z nim
mi osierdzie Ojca, sam ponosi skutki swojego wyboru. Grzech, którego cz owiek nie podda
mi osierdziu Boga, posiada straszliw moc pogr
enia grzesznika w wiecznym cierpieniu
i rozpaczy. To nie Bóg pot pia cz owieka, ale cz owiek sam siebie pot pia nie przyjmuj c
ofiarowanego mu przebaczenia.
Piek o (jest) skandalem dla Boga.(...) Piek o jako absolutne odrzucenie mi
ci, istnieje tylko
zawsze u jednej strony, chc powiedzie u tego, który je stwarza stale dla samego siebie. (...)
Je eli wi c jest w Bogu jaka reakcja na istnienie piek a, to jest to reakcja bólu, a nie
zatwierdzenia, reakcja niesko czonego cierpienia, a nie upodobania. (...) Nasz ból z powodu
piek a jest wi c tylko echem Jego bólu, nasz dramat jest tylko bardzo dalekim odbiciem Jego
dramatu i piek o jest dla Boga nigdy nie zagojon ran (G. Martelet).
nie dlatego, e piek o jest bólem i dramatem Boga Chrystus cz sto mówi o gehennie
ognia nieugaszonego, przeznaczonej dla tych, którzy do ko ca swego ycia odrzucaj wiar
i nawrócenie; mog oni zatraci w niej zarazem cia o i dusz . Jezus zapowiada z surowo ci ,
e po le anio ów swoich: ci zbior z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy
dopuszczaj si nieprawo ci, i wrzuc ich w piec rozpalony (Mt 13, 41–42). On sam wypowie
owa pot pienia: Id cie precz ode Mnie, przekl ci w ogie wieczny! (Mt 25, 41) (KKK,
1034). U ywaj c j zyka symbolicznego Chrystus okre la rzeczywisto wiecznego pot pienia
ró nymi imionami; mówi o otch ani ( k 16, 23), o ciemno ciach zewn trznych (Mt 8, 12),
o piecu rozpalonym (Mt 13, 42), o karze ognia (Mt 5, 22) oraz miejscu p aczu i zgrzytania
bami (Mt 25, 30). Wszystkie te poj cia kojarz si z jak straszn rzeczywisto ci , któr
trudno sobie wyobrazi . Tym jasnym i zdecydowanym nauczaniem o tajemnicy wiecznego
odrzucenia Jezus pragnie przestrzec cz owieka przed takim rodzajem ycia, które mog oby go
oddali od mi
ci Boga. W obecnej medytacji pro my Jezusa o ask otwarcia na t trudn
tajemnic naszej wiary. Pro my o g bokie przeczucie, i
Bóg nie przeznacza nikogo do
piek a; ale dokonuje si to przez dobrowolne odwrócenie si od Boga przez grzech miertelny
i trwanie w nim a do ko ca ycia (KKK, 1037).
2. Realna mo liwo ci wiecznego niespe nienia
Je eli twoja r ka, noga, oko jest powodem grzechu, odetnij j , wy up je, lepiej jest u omnym,
chromym, jednookim wej do królestwa ni z dwiema r kami, z dwiema nogami, z dwojgiem
oczu by wrzuconym do piek a (por. Mk 9, 43–48). S to niezwykle trudne i twarde s owa
Jezusa, po których by mo e mieliby my ochot powtórzy s owa uczniów zgorszonych
nauk Chrystusa o Eucharystii: Trudna jest ta mowa. Któ jej mo e s ucha ? (J 6, 60). I cho
Ko ció nigdy nie interpretowa tych s ów w sposób dos owny i nie zach ca do okaleczania
si celem unikni cia grzechu, to jednak odczytywa je jako obrazowe ukazanie tragicznych
konsekwencji grzechu ludzkiego po mierci. Nawet utrata jednego z cz onków jest dla
cz owieka nieporównanie mniejsz strat ni wieczne pot pienie. Nie sprzykrzy o si Jezusowi
trzykrotnie powtarza te same s owa: By wrzuconym do piek a. Któ si nie przerazi tym
powtórzeniem i tak silnym podkre leniem owej kary przez usta samego Boga — mówi w.
Augustyn w komentarzu do przytoczonej perykopy ewangelicznej.
W naszym yciu duchowym winni my si kierowa mo liwie najczystszymi motywami:
pragnieniem mi
ci Boga, pragnieniem oddawania Mu chwa y, czci i s
enia Mu. w.
Ignacy jako wielki znawca ludzkiej duszy by jednak realist i doskonale wiedzia , e cz sto
cz owiek nie jest w stanie kierowa si tak wznios ymi pobudkami. Gdyby wi c do walki
z grzechem zabrak o nam motywów mi
ci, wdzi czno ci i s
by Bogu, wówczas niech
przynajmniej l k przed nieodwracalnymi skutkami grzechu podtrzymuje nasz wytrwa
w walce ze z em. Teologia moralna stwierdza, e do odpuszczenia grzechu ci
kiego
w sakramencie pojednania wystarcza al, który wyp ywa z l ku przed wiecznym pot pieniem.
Jest to al niedoskona y, ale daje cz owiekowi mo liwo mocnego postanowienia poprawy.
W obecnej medytacji wzbud my w sobie g bok wiar w tajemnic wiecznego odrzucenia
jako prawd podan przez samego Jezusa. Pro my Boga, aby prawda o realnej mo liwo ci
wiecznego niespe nienia (K. Rahner) ukazywa a nam powag ludzkiej odpowiedzialno ci
oraz konieczno liczenia si ze starym cz owiekiem w nas, który opiera si Bogu i Jego woli.
3. Smakowa gorycz piek a
W medytacji o piekle w. Ignacy ka e nam odwo
si do wszystkich ludzkich zmys ów, aby
nie tyle pozna prawd o piekle intelektualnie, ale raczej j odczu , smakuj c jej gorycz
i tragizm. w. Ignacy proponuje wi c, by: Widzie oczami wyobra ni owe ogromne ognie
i dusze jakby w cia ach ognistych. S ucha uszami wyobra ni lamentów, wycia, krzyków
i blu nierstw przeciw Chrystusowi, Panu naszemu i przeciw wszystkim Jego wi tym. W chem
wyobra ni odczu dym, siark (...) i zgnilizn . Smakiem wyobra ni smakowa rzeczy gorzkich,
jak zy, smutek i robak sumienia. Dotykiem w wyobra ni dotyka i do wiadcza jak ognie owe
dotykaj i pal dusz ( D, 66–70).
We wszystkich tych wskazówkach w. Ignacego widzimy jakby echo redniowiecznych scen
du Ostatecznego, na których piek o ukazywano za pomoc wizji budz cych przera enie
i groz . Z e duchy maj posta potworów po eraj cych ludzkie cia a, cz ciowo podobnych
do ludzi, cz ciowo do zwierz t. Zniekszta cone twarze budz odraz i
l k.
W redniowiecznych scenach piek a z e duchy posiadaj ca kowit w adz nad pot pionymi;
zn caj si nad nimi w okrutny sposób. Wymy laj dla nich najokrutniejsze tortury i m ki
piekielne. Twarze pot pionych s pe ne smutku, beznadziejno ci, bólu i rozpaczy. Cz owiek
redniowiecza dla wyra enia swojego do wiadczenia religijnego cz ciej odwo ywa si do
zmys ów ni do abstrakcyjnego j zyka poj
. St d te w taki plastyczny sposób malowa
rzeczywisto wiecznego pot pienia. Przemawia a ona szczególnie do ludzi prostych, którzy
nie mieli dost pu do opisów literackich.
Zauwa my, i
w. Ignacy zach caj c nas do medytacji o piekle anga uje w ni ca ego
cz owieka ze wszystkimi jego w adzami. Ten sposób medytowania tajemnicy wiecznego
odrzucenia wyda nam si w
ciwy, je eli u wiadomimy sobie, e przecie ca y cz owiek
z wszystkimi swoimi zmys ami i w adzami duszy bierze udzia w grzechu. Pokusa dociera do
serca ludzkiego poprzez ludzkie zmys y, a grzech postanowiony w sercu zostaje dokonany
równie poprzez zmys y. St d te wydaje si rzecz naturaln , e je li zmys y cz owieka bior
udzia w grzechu, to b
bra y udzia tak e w karze wiecznego odrzucenia. Równie sam
Jezus pragn c przybli
nam tajemnic piek a, odwo uje si do naszych zmys ów.
W obecnej medytacji o piekle chciejmy wi c pos
si uwagami w. Ignacego i w czy
w ni wszystkie nasze zmys y, aby móc odczu kar , na jak mo e skaza si grzesznik i
w ten sposób umocni si przed z ym u yciem wolno ci. W wolno ci bowiem przyjmujemy
z pokor i skruch przebaczenie naszych grzechów i postanawiamy popraw przy Jego asce
D, 43). Korzystaj c ze zmys ów w medytacji o piekle pami tajmy jednak, e rozwa ana
tajemnica przekracza wszelki porz dek materialny. Obrazy materialne s jedynie analogiami
dla przybli enia tajemnicy wiecznego niespe nienia. Tak wielka to jest kara, e z ni nie
mo na porówna
adnych udr cze , jakie znamy, skoro owa b dzie wieczna, te za cho by
trwa y przez bardzo wiele nawet wieków, b
tylko d ugie ( w. Augustyn).
4. Do cz nas, Panie, do grona swoich wybranych
We wprowadzeniu pierwszym do medytacji o piekle w. Ignacy pisze: Widzie oczami
wyobra ni d ugo , szeroko i g boko piek a ( D, 65). Ogl danie wymiarów piek a
przypomina nam wymiary mi
ci Jezusa, o których mówi na w. Pawe : Niech Chrystus
zamieszka przez wiar w sercach waszych; aby cie (...) zdo ali ogarn
duchem, czym jest
Szeroko , D ugo , Wysoko i G boko i pozna mi
Chrystusa przewy szaj
wszelk wiedz (Ef 3, 17–19). Jak mi
Chrystusa przewy sza wszelk mo liwo
ludzkiego poznania, tak samo piek o, które jest odrzuceniem tej mi
ci nie mo e by
zg bione ludzkim rozumem. Jak cz owiek nie jest w stanie przewidzie , jak wielkie rzeczy
przygotowa Bóg tym, którzy Go mi uj (1 Kor 2, 9), tak te nie jest w stanie w pe ni pozna ,
co sam sobie przygotowuje przez radykalne odrzucenie Bo ej mi
ci. Piek o jako wieczne
pot pienie jest odwrotno ci nieba jako wiecznego zbawienia.
Istot wiecznego szcz cia jest pe ne zjednoczenie z Bogiem — pe na przynale no do
Niego; niebo utrwala na wieki nasz jedno budowan na ziemi z Ojcem przez Jego Syna
w Duchu wi tym. Chrze cijanin to cz owiek, który w yciu, w mierci i w wieczno ci nale y
ca kowicie do Pana (por. Rz 14, 8). Jezus w czasie Ostatniej Wieczerzy prosi swojego Ojca,
aby Jego uczniowie byli zawsze z Nim zjednoczeni: Ojcze, chc , aby tak e ci, których Mi
da
, byli ze Mn tam, gdzie Ja jestem (J 17, 24).
Piek o jest wiecznym oddaleniem si od Boga, pozbawieniem si na zawsze Jego mi
ci.
Oddalenie si od Boga to jednoczesne zbli enie si do szatana. Zerwanie jedno ci z Bogiem
to nawi zanie jedno ci z Jego przeciwnikiem. Zlekcewa enie mi
ci Boga to uczestnictwo
w nienawi ci Z ego. Zaprzeczy Prawdzie to przyj
ojca wszelkiego k amstwa (por. J 8, 44).
Odrzuci dzieci ctwo Bo e to przyj dzieci ctwo diab a, bo ka dy, kto grzeszy, jest
dzieckiem diab a (1 J 3, 8). Nie sta si
ogos awionym Ojca to jednocze nie sta si
przekl tym diab a i jego anio ów (por. Mt 25, 34. 41); odrzucenie Chrystusa oznacza
przyj cie Antychrysta, bo ka dy (...) duch, który nie uznaje Jezusa, nie jest z Boga; i to jest
duch Antychrysta (1 J 4, 3).
Tragizm piek a mo e naprawd odczu tylko ten, kto wchodzi w intymn jedno z Bogiem,
kosztuje Jego s odyczy i do wiadcza wielko ci i g bi Jego niesko czonej mi
ci. Mistycy
byli w
nie lud mi, którzy najg biej smakowali gorzko piek a. Po okresie wielkich
mistycznych ask i pociech, Bóg przeprowadza ich nieraz przez ciemn noc — mistyczny
smutek wewn trzny, który oni sami nazywali smakowaniem piek a.
Poniewa nie znamy dnia ani godziny, musimy, w my l upomnienia Pa skiego, czuwa
ustawicznie, aby my zako czywszy jeden jedyny bieg naszego ziemskiego ywota, zas
yli
wej razem z Panem na gody weselne i by zaliczeni do b ogos awionych, i aby nie kazano
nam, jak s ugom z ym i leniwym, pój w ogie wieczny, w ciemno ci zewn trzne, gdzie b dzie
acz i zgrzytanie z bów (Lumen Gentium, 48). W zako czeniu tej medytacji b agajmy Boga
o mi osierdzie modlitw , któr odmawiamy w czasie sprawowania Eucharystii: Bo e, przyjmij
askawie t ofiar od nas, s ug Twoich, i ca ego ludu Twego. Nape nij nasze ycie swoim
pokojem, zachowaj nas od wiecznego pot pienia i do cz do grona swoich wybranych.
VI.
ABO
BOGA
Id c stamt d, wszed do ich synagogi. A by tam cz owiek, który mia usch r
. Zapytali
Go, by móc Go oskar
: Czy wolno uzdrawia w szabat? Lecz On im odpowiedzia : Kto
z was je li ma jedn owc , i je eli mu ta w dó wpadnie w szabat, nie chwyci i nie wyci gnie
jej? O ile wa niejszy jest cz owiek ni owca! Tak wi c wolno jest w szabat dobrze czyni .
Wtedy rzek do owego cz owieka: Wyci gnij r
! Wyci gn , i sta a si znów tak zdrowa jak
druga. Faryzeusze za wyszli i odbyli narad przeciw Niemu, w jaki sposób Go zg adzi . Gdy
si Jezus dowiedzia o tym, oddali si stamt d. A wielu posz o za Nim i uzdrowi ich
wszystkich. Lecz im surowo zabroni , eby Go nie ujawniali. Tak mia o si spe ni s owo
proroka Izajasza: Oto mój S uga; którego wybra em, Umi owany mój, w którym moje serce
ma upodobanie. Po
ducha mojego na Nim, a On zapowie prawo narodom. Nie b dzie si
spiera ani krzycza , i nikt nie us yszy na ulicach Jego g osu. Trzciny zgniecionej nie z amie
ani knota tlej cego nie dogasi, a zwyci sko s d przeprowadzi. W Jego imieniu narody
nadziej pok ada b
(Mt 12, 9–21).
Zanim przejdziemy do bezpo redniej kontemplacji tajemnicy Zmartwychwstania Jezusa,
w niniejszej kontemplacji zatrzymamy si na perykopie ewangelicznej, która — jak
w soczewce — ukazuje nam sam istot m ki Jezusa. Jest ni
abo Boga wobec wolno ci
cz owieka. Wszechmocny Bóg staje si s aby i bezbronny wobec odmowy cz owieka
przyj cia Jego mi
ci. Bóg–Cz owiek pozwoli si ukrzy owa , ale nie uleg pokusie
odebrania cz owiekowi prawa decyzji przyj cia lub odrzucenia Jego Boskiej mi
ci. Im
biej przemówi do nas tajemnica s abo ci Boga w m ce i mierci Jezusa, tym ja niej
zab
nie dla nas tajemnica Zmartwychwstania Jezusa.
Obraz dla obecnej medytacji: Przedstawmy sobie Jezusa jako cichego Baranka, który po
ludzku okazuje si s aby; pozwala si przez swoich wrogów uwi zi , oskar
; pozwala si
te os dzi , ubiczowa , ukoronowa cierniem i wreszcie daje si zaprowadzi na Golgot
i ukrzy owa .
Pro ba o owoc medytacji: B dziemy prosi o wielkie zaufanie do Jezusa i Jego ludzkiej
abo ci. To w
nie dzi ki
abo ci Boga w Jezusie mo emy odkry Jego niesko czon
mi
do nas. Pro my tak e o ask odkrycia naszej ludzkiej wolno ci. To w
nie z jej
powodu umiera Jezus dla nas na krzy u, ale tak e dzi ki naszej wolno ci mo emy dost pi
zbawienia.
1. Innych wybawi , a sam siebie wybawi nie chce
W Starym Testamencie Bóg objawia si Izraelowi przede wszystkim w swojej Boskiej mocy.
Bóg Jahwe niszczy siark i ogniem grzeszników Sodomy i Gomory (Rdz 19, 23–29), plagami
zmusza do uleg
ci pot nego faraona (Wj 7, 14nn), a pó niej niszczy w wodach morskich
jego wielkie wojska (Wj 15, 4nn). O mocy Boga Jahwe pi knie opowiadaj niektóre Psalmy.
Oto jeden z nich:
Przyznajcie Panu, synowie Bo y,
przyznajcie Panu chwa i pot
!
os Pa ski ponad wodami, zagrzmia Bóg majestatu:
Pan ponad wodami niezmierzonymi!
os Pana pe en pot gi! G os Pana pe en dostoje stwa!
os Pana amie cedry, Pan amie cedry Libanu,
sprawia, e Liban skacze niby cielec i Sirion niby m ody bawó .
os Pana rozsiewa ogniste strza y,
os Pana wstrz sa pustyni , Pan wstrz sa pustyni Kadesz.
os Pana zgina d by, oga aca lasy:
a w Jego pa acu wszystko wo a: Chwa a!
Pan zasiad na tronie nad potopem
i Pan zasiada jako Król na wieki (Ps 29).
Stary Testament wychowuje nas najpierw do dostrzegania i przyjmowania niemo liwej do
pokonania pot gi Jahwe. Prorocy ukazuj nam przede wszystkim Jahwe, który niszczy
wrogów Izraela, kiedy ten daje si prowadzi swojemu Bogu. Stary Testament przekonuje nas
najpierw, i si a jest jednym z zasadniczych atrybutów Boga. Wed ug naszego sposobu
rozumienia Bóg jest mocny, pot ny i nic nie mo e Mu si oprze . Bóg jest taki w
nie z racji
samej swej natury. Jego pot ga jest Jego natur . Do istoty Boga nale y zdolno obalania
wszystkiego. Bóg jest mocny i nie mo e zrezygnowa ze swojej mocy, bo nie mo e przesta by
Bogiem (C. M. Martini).
W Biblii moc Boga kieruje si przede wszystkim przeciwko z u. Bóg nienawidzi z a z ca ej
swojej mocy. Bóg niszczy z o, Bóg je unicestwia. Moc Bo a w obliczu z a staje si Bo ym
gniewem. Z o przed obliczem zagniewanego Boga mo e si tylko unicestwi , rozp yn .
Jezus Chrystus objawia nam moc Boga wówczas, kiedy czyni spektakularne cuda: przemienia
wod w wino, ucisza burz na morzu, chodzi po falach jeziora, kiedy rozmna a chleb,
uzdrawia i wskrzesza umar ych, kiedy uzdrawia chorych, wyp dza z e duchy z op tanych.
Ta moc Jezusa uwidacznia si nie tylko w szczególnych znakach i cudach, ale tak e w ca ej
Jego postawie i w Jego s owach. Zdumiewali si Jego nauk , gdy s owo Jego by o pe ne
mocy ( k 4, 32). Kobieta chora na krwotok zosta a uzdrowiona dzi ki mocy, która wysz a
z Jezusa, cho dotkn a si Go bez Jego wiedzy i zgody ( k 8, 43nn). Uczniowie id za
Chrystusem w
nie dlatego, e do wiadczaj Jego przyci gaj cej ich si y. Ewangeli ci wiele
razy podkre laj moc Jezusa. Po uzdrowieniu op tanego Ewangelista zauwa a, e
uzdrowienie wprawi o wszystkich w zdumienie i mówili mi dzy sob : Có to za s owo?
Z w adz i moc rozkazuje nawet duchom nieczystym, i wychodz ( k 4, 36). Ca y t um stara
si Go dotkn
, poniewa moc wychodzi a od Niego i uzdrawia a wszystkich ( k 6, 19) —
pisze ukasz.
Moc Jezusa kieruje si przeciwko z u; przeciwko z u fizycznemu, jakimi by y choroby,
mier , g ód oraz przeciwko z u duchowemu, jakim by grzech. Ca e dzia anie Jezusa kieruje
si tak e przeciwko z emu duchowi, którego cz sto z moc wyrzuca z op tanych. W Biblii
ka de z o, tak e z o fizyczne, wi e si jako z grzechem. Jest ono zawsze jakim przejawem
obecno ci i dzia ania z ego ducha.
W ca ej dzia alno ci Jezusa zauwa amy, i walczy ze z em, które dotyka innych, natomiast
poddaje si i przyjmuje to z o, które uderza w Niego samego. Wrogowie Jezusa wy miewaj c
Go na krzy u b
mówili: Innych wybawia , siebie nie mo e wybawi (Mk 15, 31).
Stwierdzenia: Innych wybawia jest s uszne. Zasadnicz misj Jezusa jest wybawianie innych
od z a. Jezus ka e nam równie prosi Ojca: ale zbaw nas od z ego. Lecz dalsze z
liwe
stwierdzenie wrogów Jezusa: sam siebie nie mo e wybawi jest nieprawdziwe. Jezus sam
siebie wybawi po prostu nie chce.
W Jezusie Chrystusie odkrywamy inny, nowy rys oblicza Boga, rys nieznany jeszcze
w Starym Testamencie:
abo Boga wynikaj
z Jego niesko czonej mi
ci do cz owieka
oraz z Jego wielkiego uszanowania dla ludzkiej wolno ci. W Jezusie okrywamy, i moc Boga
zostaje w jakim sensie ograniczona wolno ci i mi
ci do swoich stworze , je eli mo emy
wyrazi si w ten sposób naszym ludzkim j zykiem.
Innych wybawia , a sam siebie nie mo e wybawi . To paradoksalne zachowanie si Jezusa
uwidacznia si w sposób szczególny na przyk adzie uzdrowienia chorego z usch r
. Jezus
uzdrawia w szabat pewnego cz owieka i czyni to wbrew faryzeuszom. Faryzeusze odbieraj
uzdrowienie Jezusa jako swoist prowokacj i odbywaj narad przeciw Jezusowi. G ównym
tematem narady jest pytanie, w jaki sposób Go zg adzi . Jezus dowiaduje si o spotkaniu
faryzeuszy i wówczas widz c, e Jego yciu zagra a niebezpiecze stwo, oddala si ; po prostu
ucieka z tego miejsca. W czasie ucieczki Jezusa wielu posz o za Nim, a On uzdrowi ich
wszystkich. Uzdrowionym za surowo zabrania, aby nie zdradzali miejsca Jego pobytu.
Ewangelie ukazuj nam Jezusa jako wybranego i umi owanego przez Boga, pe nego mocy
Ducha wi tego. W chrzcie w Jordanie na pocz tku swojej publicznej dzia alno ci oraz
w czasie przemienienia na górze Tabor, które mia o miejsce przed m
i mierci , Jezus
otrzymuje potwierdzenie bycia wybranym i umi owanym Synem Ojca: Ten jest mój Syn
umi owany, w którym mam upodobanie (Mt 3, 13). I oto nagle ten umi owany Syn Ojca,
maj cy bezpo redni udzia w Jego Boskiej mocy, wydaje si by s aby, bezsilny wobec
niebezpiecze stwa, jakie Mu grozi ze strony w adz religijnych. Kiedy faryzeusze naradzaj
si , w jaki sposób Go zg adzi , On ust puje i ucieka. Zgadza si , aby ich z
rozpali a si
przeciwko Niemu.
Jezus nie realizuje w swoim yciu utartej przez opini ludow woli Jahwe, zgodnie z któr
swoim gniewem natychmiast niszczy On i t umi z o w samym zarodku. Z o, które uderza
w Jezusa, nie zostaje st umione. Wr cz przeciwnie — rozpala si coraz bardziej. Jezus
przyjmuje posta
abego cz owieka, który dzi ucieka, ale jutro pozwoli si schwyta i zabi .
Nienawi faryzeuszy ca kowicie zatriumfuje nad Nim. Jezus posiada moc dla innych,
poniewa broni ich przed z em choroby i przed moc z ych duchów, dla siebie natomiast staje
si bezbronny i s aby. Innych wybawia, a sam siebie wybawi nie chce. Innych uzdrawia, ale
sam siebie nie chce uzdrowi .
Pro my w tej kontemplacji o wielk przenikliwo duchow , dzi ki której b dziemy w stanie
przeczu sens tego z pozoru sprzecznego — w ludzkim znaczeniu — zachowania si Jezusa.
Pro my tak e o wielkie zaufanie do Jezusa, dzi ki któremu b dziemy w stanie uwierzy , e
Jego postawa jest wyrazem Jego niesko czonej mi
ci do nas, która zaprowadzi a Go a na
krzy . Módlmy si , aby my docenili niezwyk y dar, jakim jest nasza wolno — z powodu
której — ale tak e dzi ki której — umiera Jezus dla nas na krzy u.
2. Oto Baranek Bo y
Zachowanie Jezusa w sytuacji zagra aj cej Jego yciu b dzie dla uczniów powodem
zgorszenia; b dzie kamieniem, o który si potkn . Z jednej strony Jezus objawia si im jako
Mesjasz, który b dzie panowa na wieki na tronie Dawida; z drugiej strony za kiedy
wrogowie Mu zagra aj , On ucieka.
Krewni Jezusa b
Go poucza : Wyjd st d i id do Judei, aby i uczniowie Twoi ujrzeli
czyny, których dokonujesz. Nikt bowiem nie dokonuje niczego w ukryciu, je eli chce si
publicznie ujawni . Skoro takich rzeczy dokonujesz, to oka si
wiatu! Bo nawet Jego bracia
nie wierzyli w Niego (J 7, 3–5). Poka si
wiatu. Je eli przyszed
, by mówi do wiata, to
dlaczego nie troszczysz si , aby Ci wszyscy widzieli, s yszeli?
W ostatnim, najtrudniejszym okresie publicznej dzia alno ci Jezus zachowuje si tak, jakby
Mu ju nie zale
o na tym, aby poszerza grono uczniów. Niekiedy robi wra enie, jakby Mu
ma o zale
o na tych, którzy do Niego nale eli. Po trudnej mowie eucharystycznej, kiedy
wielu odesz o, Jezus pyta swoich najbli szych: Czy i wy chcecie odej ? (J 6, 67).
To z pozoru sprzeczne zachowanie Jezusa zosta o przepowiedziane przez proroka Izajasza.
Bo cho Jezus uczestniczy w mocy samego Boga, posiada Jego niezwyci onego Ducha
i b dzie og asza prawo narodom, to jednak nie b dzie tego nigdy czyni przemoc i si
ludzk . Tak mia o si spe ni s owo proroka Izajasza: Oto mój S uga, którego wybra em,
Umi owany mój, w którym moje serce ma upodobanie. Po
ducha mojego na Nim, a On
zapowie prawo narodom. Nie b dzie si spiera ani krzycza , i nikt nie us yszy na ulicach Jego
osu. Trzciny zgniecionej nie z amie ani knota tlej cego nie dogasi, a zwyci sko s d
przeprowadzi (Mt 12, 17–20).
Syn Bo y objawia si jako agodny i cichy Baranek Bo y. Przychodzi dokona s du nad
wiatem, ale Jego g os jest s aby, nie umie krzycze . Ten g os mo na st umi , zag uszy .
Mo na zamkn usta cichemu Barankowi. Przychodzi dokona zwyci stwa nad ca pot
a i szatana, ale kiedy faryzeusze Mu gro
, rezygnuje z samoobrony i ze zwyci stwa nad
nimi. Kiedy Go niesprawiedliwie oskar aj , nie usprawiedliwia si , nie broni si , ale milczy.
Pozwala, aby wydano nies uszny wyrok na Niewinnego. Takiego wybra sobie Bóg. W Nim
ma swoje upodobanie. Nie jest to tylko upodobanie Boga. Jest to tak e upodobanie
wszystkich narodów, które Go poznaj i b
w Nim pok ada nadziej .
Rozwa ana Ewangelia o Jezusie, który z moc uzdrawia innych a sam ucieka przed
faryzeuszami, jest kluczem do m ki i mierci Jezusa. Mesjasz sam nie podniesie g osu na
nikogo, ale dozwoli, aby oskar yciele krzyczeli na Niego, aby Go wy miewali i wydrwili.
Trzciny nad amanej nie z amie, ale sam stanie si trzcin , która zostanie z amana,
zmia
ona. Knota tlej cego nie dogasi, ale pozwoli, aby zgaszono Jego ycie, aby zabito Go
na drzewie krzy a. Kontempluj c to nielogiczne po ludzku zachowanie módlmy si : Ty, Bo e
Wszechmocny, który stworzy
niebo i ziemi i wszystko podtrzymujesz swoj moc , stajesz
si s aby, bezbronny i milcz cy wobec tych, którzy Ci nienawidz . Takie Twoje zachowanie
staje si zgorszeniem dla roztropnych i m drych na tym wiecie. Jeszcze dzi zezwalasz, aby
Ci blu niono. Niektórzy odwa ni mówi : je eli Bóg jest, to niech mnie unicestwi, niech mnie
natychmiast u mierci. Na te s owa Ty milczysz, nie odpowiadasz cz owiekowi, a jemu zdaje
si , e ma racj .
W ten sposób powtarza si blu nierstwo spod krzy a: Je eli jeste Synem Bo ym, wybaw
samego siebie... Zgorszenie
abo ci Boga trwa. Cz owiek niesprawiedliwy, cz owiek
krzywdz cy innych, chciwy i pyszny cz sto odnosi tryumf; a ten, kto odwróci si od Boga,
robi wietnie swoje nieczyste interesy, w
których Bóg zdaje Mu si b ogos awi .
Sprawiedliwy natomiast doznaje prze ladowania i Bóg nie bierze go w obron w jaki
widoczny dla wiata sposób. M ka Jezusa Chrystusa zadaje zasadnicze pytania dotycz ce
naszego ycia duchowego, dla wiary: Jaki jest nasz obraz Boga? Czego oczekujemy od Boga
doznaj c niesprawiedliwo ci, doznaj c drobnych krzywd lub drobnych pos dze ? Czy
w g bi serca nie oczekujemy jakiej materialnej interwencji Pana Boga, aby wysz a na jaw
nasza niewinno , nasza sprawiedliwo , aby okaza o si w ko cu, e to my w
nie mamy
racj ?
Czego oczekujemy od Boga w naszej pracy apostolskiej? Czy nie ma w nas pragnie i d
,
aby my okazali si po ludzku silniejsi, bardziej wp ywowi, bardziej szanowani? Czy nie
chcemy nasz si udowadnia innym, e to my mamy racj ? Czy nie poddajemy si
zw tpieniu, kiedy pozornie Bóg przegrywa na naszych oczach i w naszym yciu? Czy nie
abnie w nas wiara i nadzieja, kiedy dostrzegamy panosz ce si z o w wiecie, które zdaje si
by ur ganiem Bogu? Czy nie w tpimy w obecno i dzia anie Chrystusa w Ko ciele, kiedy
postrzegamy s abo i grzechy ludzi Ko cio a?
Na placu apelowym w O wi cimiu w czasie drugiej wojny wiatowej wieszano 15–letniego
ydowskiego ch opca za jakie obozowe przewinienie. Jeden z ydów w rozpaczy i buncie
rzuci do swojego kolegi retoryczne pytanie: Gdzie jest Bóg, który to wszystko widzi?
W odpowiedzi us ysza : Patrz, wieszaj Go teraz. Odpowied ta zbudowana jest na Biblii.
Wzgardzony i odepchni ty przez ludzi, m bole ci, oswojony z cierpieniem. (...) Dr czono
Go, lecz sam si da gn bi , nawet nie otworzy ust swoich. Jak baranek na rze prowadzony,
jak owca niema wobec strzyg cych j , tak On nie otworzy ust swoich! (Iz 53, 3. 7).
Pro my, aby my do wiadczyli ludzkiej s abo ci Boga–Cz owieka, która objawia si w Jezusie
Chrystusie. Pytajmy Go tak, jak zach ca nas w. Ignacy: jak to si sta o, e On b
c
wszechmocnym Bogiem, który stworzy niebo i ziemi , ucieka, gdy kilku ludzi zastanawia si
nad tym, by Go skaza na mier ? Pro my o poznanie, przynajmniej zacz tkowe, na czym
polega istota
abo ci Boga–Cz owieka. Pro my, aby my od rozwa
nad s abo ci Jezusa
przeszli do rozwa
nad naszym sposobem prze ywania ludzkiej s abo ci. Pro my Jezusa,
aby On sam da nam odpowied , jak my mamy si zachowa w spotykaj cych nas
krzywdach, niesprawiedliwo ciach, w kl skach, pos dzeniach, odrzuceniach itp. Pro my,
aby my w wietle m ki i mierci Jezusa umieli oceni nasze postawy, reakcje i zachowania:
odruchowe a mo e nieraz tak e agresywne bronienie si w sytuacji najmniejszego cho by
zagro enia ze strony innych; podnoszenie g osu i krzyk w
chwilach niecierpliwo ci
i wewn trznego gniewu na siebie i innych; spieranie si i k ótnie dla obrony swoich w asnych
interesów, nieraz bardzo dwuznacznych czy wr cz nieczystych; brak delikatno ci wobec
abszych, próby dominowania i
manipulowania innymi; pokazywanie swojej w adzy
i wy szo ci.
Pro my Jezusa ukrzy owanego i zmartwychwsta ego, aby równie w naszym yciu, tak jak i
w Jego, mog a objawi si
abo Boga, która jest najwy szym znakiem Jego niesko czonej
mi
ci i szacunku dla ludzkiej wolno ci. Dopuszczenie do naszego serca i do naszej
wiadomo ci ludzkiej s abo ci Boga–Cz owieka sprawi, i b dziemy naprawd przygotowani
na przyj cie niesko czonej mocy Boskiej, która objawi a si w Jezusie Zmartwychwsta ym.
VII. ZMARTWYCHWSTANIE — ABSOLUTNA NOWO
BOGA
Je li On wyda swe ycie na ofiar za grzechy, ujrzy potomstwo, dni swe przed
y, a wola
Pa ska spe ni si przez Niego. Po udr kach swej duszy, ujrzy wiat o i nim si nasyci. Zacny
mój S uga usprawiedliwi wielu, ich nieprawo ci On sam d wiga b dzie. Dlatego w nagrod
przydziel Mu t umy, i posi dzie mo nych jako zdobycz, za to, e Siebie na mier ofiarowa
i policzony zosta pomi dzy przest pców. A On poniós grzechy wielu, i or duje za
przest pcami (Iz 53, 10–12).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przywo ajmy w pami ci jeden ze znanych nam obrazów
Jezusa Zmartwychwsta ego.
Pro ba o
owoc kontemplacji: Pro my o
g bokie do wiadczenie rado ci Jezusa
Zmartwychwsta ego; pro my, by rado ta mog a stanowi dla nas oparcie i si , dzi ki której
dziemy w stanie pokona w naszym yciu fascynacj grzechem i l k przed mierci .
Pro my te , aby kontemplacja Jezusa Zmartwychwsta ego by a ród em rado ci i pokoju dla
nas samych oraz dla bli nich, z którymi yjemy.
1. Jedno tajemnicy Krzy a i tajemnicy Zmartwychwstania
Chocia w
wiczeniach duchownych kontemplacja m ki i mierci Jezusa chronologicznie jest
oddzielona od kontemplacji Zmartwychwstania, to jednak winni my nieustannie pami ta , e
oba te wydarzenia s po prostu tylko dwoma obliczami jednego centralnego misterium
paschalnego (D. M. Stanley). Nie ma Jezusowego Krzy a bez Jego Zmartwychwstania, nie
ma te Jezusowego Zmartwychwstania bez Jego Krzy a. Im pe niej do wiadczymy bole ci
wespó z Chrystusem pe nym bole ci i udr ki ( D, 203), tym g bsze mo e by nasze
do wiadczenie wesela i rado razem z Jezusem Zmartwychwsta ym.
H. U. von Balthasar, wielki wspó czesny teolog, w swoich rozwa aniach o Tajemnicy
Paschalnej Chrystusa nalega, aby nie banalizowa zwi zku pomi dzy m
i zmartwychwstaniem. M ka nie stanowi tylko preludium, wst pu do zmartwychwstania. Ale
te zmartwychwstanie nie jest jedynie szcz liwym zako czeniem nieszcz liwej historii
Jezusa. Obie rzeczywisto ci nale y traktowa w sposób jednakowo g boki i zasadniczy.
ka Jezusa ko czy ludzkie do wiadczenie Syna Bo ego. mier Jezusa jest prawdziwa, jest
ostateczna sama w sobie. Jezus do wiadczy
mierci tak, jak do wiadcza jej ka dy cz owiek
umieraj cy. Istnieje niesko czona przepa pomi dzy mierci a zmartwychwstaniem, któr
mo e przeby tylko sam Bóg.
Od pocz tku powstawania Ko cio a prawda o Zmartwychwstaniu Jezusa znajdowa a si
w centrum wiary. Zmartwychwstanie by o istot Dobrej Nowiny. W swojej pierwszej
katechezie w. Piotr przypomina o yciu i mierci Jezusa tylko po to, aby na ko cu
stwierdzi , e w
nie Bóg wskrzesi Go, zerwawszy wi zy mierci (Dz 2, 24).
ka Pa ska
wydaje si w ustach Aposto a zaledwie przygrywk do tego, co najwa niejsze — wiadectwa
o Zmartwychwstaniu. A to wiadectwo jest tu bardzo wa ne, gdy ukazanie si Uwielbionego
nie mia o by widowiskiem przeznaczonym dla ca ego ludu, lecz zwi zane by o
z przekazaniem wybranym uprzednio przez Boga na wiadków misji og oszenia ludowi tego
wydarzenia (H. U. von Balthasar). Od przyj cia Zmartwychwstania Jezusa zale
o
ustosunkowanie si do ca ego Jego ycia, nauczania i Jego mierci. ycie Jezusa z ca Jego
niezwyk nauk o mi
ci Boga do cz owieka nie mia oby wi kszego znaczenia, gdyby Jezus
nie zmartwychwsta . A je eli Chrystus nie zmartwychwsta , daremna jest wasza wiara i a
dot d pozostajecie w swoich grzechach (1 Kor 15, 17). Jezusa, który nie powsta by
z martwych, cho by
i umar dla prawdy, mogliby my czci jak greckiego bohatera; nie
mogliby my uzna Go jednak za zwyci zc grzechu, mierci i szatana; nie mogliby my
oddawa Mu czci boskiej i przyjmowa Go jako Pana naszego ycia, którego winni my nie
tylko mi owa , ale tak e na ladowa we wszystkim, tak e w Jego cierpieniu i m ce
krzy owej.
Ojciec R. de Gasperis, profesor Papieskiego Uniwersytetu Gregoria skiego w Rzymie,
opowiada podczas wyk adów nast puj ce zdarzenie. Zg osi si do niego kiedy pewien
ody cz owiek pochodzenia tureckiego, muzu manin, który studiowa prawo we W oszech.
A poniewa chrze cija stwo mia o du y wp yw na kszta towanie si prawa w Europie, chcia
dobrze pozna tak e religi chrze cija sk , by móc g biej rozumie ducha prawa
europejskiego. Ojciec de Gasperis opowiada mu wi c o yciu Jezusa, o Jego nauce i mierci.
Stwierdzi równie , i my chrze cijanie wierzymy, e On yje, poniewa na trzeci dzie po
mierci zmartwychwsta . Wówczas student ten przerwa profesorowi jego wywód
i spontanicznie zapyta : Dlaczego wi c przedstawiacie Go tylko jako umar ego na krzy u?
I cho pytanie niechrze cija skiego studenta zawiera zbytnie uogólnienie, to jednak jest
bystr obserwacj postawy wielu chrze cijan i zawiera w sobie ziarno prawdy. Nierzadko
bowiem w naszej powierzchownej pobo no ci m ka i krzy Jezusa s oddzielane od
Zmartwychwstania. Cz sto do m ki Chrystusa podchodzimy zbyt naturalistycznie.
Zatrzymujemy si przede wszystkim na jej zewn trznym opisie nie umiej c dotrze do jej
zbawczej istoty. Zewn trzne podej cie do m ki i mierci Jezusa z konieczno ci warunkuje
powierzchowno w rozwa aniu Zmartwychwstania Jezusa. Zmartwychwstanie traktujemy
niekiedy nie tyle jako centrum wiary, ale raczej jako radosny dodatek.
W tym rozwa aniu zadajmy sobie nast puj ce pytania: Czy do wiadczamy w naszym yciu
wiary jedno ci mierci i Zmartwychwstania Jezusa? Na ile do wiadczenie Zmartwychwstania
Jezusa jest dla mnie pocieszeniem, obietnic w chwilach trudno ci, zmaga , smutku
i
przygn bienia? Czy do wiadczenie Zmartwychwstania Jezusa uspokaja moje my li
i odczucia zwi zane z moj osobist
mierci oraz ze mierci bliskich mi osób? Te i tym
podobne pytania, które mo emy sobie sami zada , pomog nam g biej rozezna , na ile
yjemy tajemnic Zmartwychwstania Jezusa w naszej codzienno ci.
Prorok Izajasz w czwartej Pie ni przepowiada nie tylko m
i cierpienie, ale tak e
uwielbienie S ugi Jahwe, który ujrzy wiat o i nim si nasyci. W nagrod Jahwe przydzieli Mu
narody i posi dzie mo nych jako zdobycz. Je eli szczerze prosili my Chrystusa, aby dopu ci
nas do udzia u w tajemnicy Jego m ki i mierci krzy owej, to teraz mamy tym wi ksze prawo
zosta dopuszczeni do udzia u w Jego Zmartwychwstaniu; mamy prawo sta si
Jego
narodem wybranym, Jego zdobycz . Na pocz tku kontemplacji Zmartwychwstania Jezusa
pro my Go wi c serdecznie, aby pozwoli nam przeczu donios
i wag tej wielkiej
tajemnicy dla naszego ycia. Pro my te , aby ods oni przed nami te miejsca naszego ycia,
w których mo e si g biej realizowa tajemnica Jego Zmartwychwstania.
2. Je eli nie ma zmartwychwstania
Prawd o zmartwychwstaniu bardzo trudno przyj , poniewa zaprzecza naszemu ludzkiemu
do wiadczeniu i ka e nam otworzy si na tajemnic . Kontempluj c ewangeliczne perykopy
mówi ce o Zmartwychwstaniu Jezusa nieustannie pami tajmy, i mamy do czynienia
z wielk tajemnic naszej wiary. Wszystko, co dotyczy Zmartwychwstania Jezusa (...) jest bez
analogii — brakuje jakiegokolwiek odpowiednika w naszych dziejach dla tej Prawdy wiary
(C. M. Martini). W tajemnicy paschalnej dotykamy nieprzewidywalnego dzia ania Bo ego,
absolutnej nowo ci Boga, który nieustannie wszystko czyni nowym (Ap 21, 5).
Ta w
nie absolutna nowo Boga jest dla nas najtrudniejsza do przyj cia. By a ona tak e
najtrudniejsza dla Aposto ów Jezusa. Chrystus d ugo b dzie musia rozwiewa w tpliwo ci
i nieufno uczniów. Tomasz b dzie domaga si eksperymentalnego stwierdzenia to samo ci
ukrzy owanego i Zmartwychwsta ego Jezusa. B dzie chcia w
palce w rany po
gwo dziach, a ca r
w Jego przebity bok (por. J 20 24–29).
Nie tylko Aposto owie mieli trudno ci z przyj ciem tajemnicy Zmartwychwstania Jezusa. Jest
to prawda tak szokuj ca, i przyj ciu tej tajemnicy opiera o si i nadal opiera si wielu. lady
tego oporu odnajdujemy w dzia alno ci w. Paw a. Wielu wierz cych wspólnoty korynckiej
twierdzi o, i nie ma zmartwychwstania. w. Pawe mówi do nich z wyrzutem: Je eli zatem
osi si , e Chrystus zmartwychwsta , to dlaczego twierdz niektórzy spo ród was, e nie ma
zmartwychwstania? Je li nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie zmartwychwsta (1 Kor
15, 12–13). G oszenie Dobrej Nowiny w Atenach, mie cie s yn cym z uprawiania filozofii,
rozbi o si w
nie o
prawd o Zmartwychwstaniu Jezusa. Kiedy Pawe wspomnia
o zmartwychwstaniu, mieszka cy dumnego miasta, ufaj c bardziej swojemu rozumowi ni
wiadectwu Aposto a Narodów, zlekcewa yli go banalnym stwierdzeniem: Pos uchamy ci
o tym innym razem (Dz 17, 32).
Centraln prawd , od której wszystko si zaczyna w chrze cija stwie, nie jest krzy , ale
nie zmartwychwstanie. W samym fakcie mierci Jezusa na krzy u nie by o nic
nadzwyczajnego. W czasach rzymskich dziesi tki tysi cy osób kona o w okrutnych m kach
na krzy u. Kar krzy a zniós dopiero cesarz Konstantyn w IV wieku. Krzy Jezusa nabiera
blasku chwa y dzi ki zmartwychwstaniu, poprzez zmartwychwstanie. Gdyby Chrystus nie
zmartwychwsta , by by tylko jednym z wielu nieszcz snych ludzi, który z powodu zawi ci
faryzeuszy i nieudolno ci w adzy s downiczej Rzymian zawi li na szubienicy krzy a.
Dla wielu chrze cijan rozwa anie m ki i mierci Jezusa jest modlitw , której oddaj si
bardzo cz sto i bardzo ch tnie. Wiemy, jak smuci si z Jezusem maltretowanym, poni anym,
biczowanym, krzy owanym, ale nie zawsze umiemy radowa si z
Jezusem
Zmartwychwsta ym, Jezusem wst puj cym do nieba i zasiadaj cym po prawicy Ojca.
Mówimy nieraz, i nasze ycie z
Boskiego dopuszczenia jest naznaczone krzy em
i cierpieniem. Trzeba nam jednak zawsze pami ta , e jest to tylko cz
prawdy. Drug
cz
tej prawdy stanowi stwierdzenie, i nasze ycie ma by naznaczone tak e rado ci
i pokojem, które przynosi Jezus Zmartwychwsta y.
w. Ignacy wprowadzaj c nas w kontemplacj Jezusa Zmartwychwsta ego, ka e nam prosi
o ask wesela i silnej rado ci z powodu tak wielkiej chwa y i rado ci Chrystusa ( D, 221),
poniewa nie w naszej mocy jest zdoby i zatrzyma wielk pobo no , siln mi
, zy czy
te inne pocieszenie duchowe, lecz wszystko to jest darem i ask Boga, Pana naszego ( D,
322).
Ostatecznym celem naszego ycia nie jest bole i udr ka, ale udzia w chwale i rado ci wraz
z Chrystusem Zmartwychwsta ym. Jezus odchodzi z tego wiata w bole ci i m ce, ale po to,
aby móc znowu powróci jako pe en chwa y i obdarzy swoich umi owanych pe
rado ci ,
pokojem i chwa . Pisarze natchnieni, chc c przybli
nam, na czym b dzie polega pe na
rado i chwa a, zapowiadana przez Chrystusa, s bezradni. w. Pawe , cytuj c bli ej
nieznanego autora, powie, e ani oko nie widzia o, ani ucho nie s ysza o, ani serce cz owieka
nie zdo
o poj
, jak wielkie rzeczy przygotowa Bóg tym, którzy Go mi uj (1 Kor 2, 9).
Kontemplowanie Jezusa Zmartwychwsta ego ma nas wi c podprowadzi do wewn trznego
odczuwania i smakowania tych wielkich rzeczy, aby Jezusowa rado by a w nas i aby nasza
rado by a pe na (por. J 15, 11).
3. Do wiadczenie rado ci w cierpieniu dla Chrystusa
Do wiadczenie rado ci z Jezusem uwielbionym nie usuwa jednak z naszego ycia na ziemi
krzy a i cierpienia, ale umacnia nas w jego d wiganiu w cierpliwo ci i chrze cija skiej
nadziei. Doskona y przyk ad tej paschalnej rado ci po ród cierpienia daje nam w. Pawe :
A je li nawet krew moja ma by wylana przy ofiarniczej pos udze oko o waszej wiary, ciesz
si i dziel rado z wami wszystkimi: a tak e i wy si cieszcie i dzielcie rado ze mn ! (Flp
2, 17–18). Równie i nasz
ask i rado ci jest nie tylko wierzy w Chrystusa, ale tak e dla
Niego cierpie (por. Flp 1, 29–30). Rado z Jezusem Zmartwychwsta ym do wiadczana
nawet po ród cierpie i prze ladowa jest zapowiedzi i przedsmakiem wiecznej rado ci.
Chrystus (bowiem) zmartwychwsta jako pierwszy spo ród tych, co pomarli (1 Kor 15, 20).
Do wiadczenie rado ci i pokoju Jezusa Zmartwychwsta ego obecne nawet po ród cierpienia
i krzy a dane jest nie tylko dla nas samych, ale tak e dla tych, którzy nie umiej jeszcze
cieszy si z Jezusem Zmartwychwsta ym. Jezus pociesza nas w ka dym naszym utrapieniu,
by my sami mogli pociesza tych, co s w jakiejkolwiek udr ce, pociech , której doznajemy
od Boga (2 Kor 1, 4). Mamy dzieli si z naszymi bra mi naszym zaufaniem Jezusowi, aby
i oni powierzaj c si Jemu, mogli w swoich utrapieniach odnajdywa t rado , która p ynie
z tajemnicy Jego Zmartwychwstania.
W
niniejszym rozwa aniu si gnijmy do tych momentów naszego ycia, w
których
do wiadczali my smutku, przygn bienia, zamkni cia si w sobie. Zauwa my, i w tych
do wiadczeniach byli my kuszeni do odruchowego koncentrowania si na tym, co sprawia o
nam ból, cierpienie, co jest ostatecznie ród em mierci. Czy pokonywali my t pokus ? Czy
przekraczali my koncentracj na tym, co negatywne w naszym yciu?
Zauwa my, i nieprzezwyci anie pokusy koncentracji na sobie i swoim cierpieniu sprawia,
e do wiadczenie nadziei i obietnica przysz ej rado ci, obietnica zmartwychwstania staje si
niemo liwa. mier nie mo e wspó istnie ze zmartwychwstaniem. mier musi zosta
pokonana, aby mo na by o do wiadczy zmartwychwstania. Pro my o takie do wiadczenie
rado ci Jezusa Zmartwychwsta ego, aby mog o si ono odbi w naszym yciu i aby mog o
w przysz
ci stanowi dla nas oparcie i si , dzi ki której b dziemy w stanie przekracza te
do wiadczenia, które wi
si ze mierci , z grzechem i ze z em.
Si gaj c do naszego ycia zauwa my jeszcze wokó nas osoby smutne, przygniecione
ci arem ycia, zamkni te w sobie, osoby w depresji. Jak oddzia ywali my na te osoby? Czy
naszym zachowaniem, naszymi s owami nie utwierdzali my ich w tych negatywnych
stanach? Czy nie uciekali my od takich osób kieruj c si w asnymi smutkami lub te jakim
lenistwem wewn trznym? Czy usi owali my pomaga im pokonywa ich smutek
i
zniech cenie do ycia? Czy wobec takich osób byli my wiadkami Jezusa
Zmartwychwsta ego, który daje rado i daje j w obfito ci? Czy do wiadczyli my rado ci
pomagania ludziom w ich trudnych chwilach?
Powierzmy Jezusowi Zmartwychwsta emu nasze do wiadczenie rado ci wewn trznej oraz
nasze do wiadczenie dzielenia si ni z innymi. Pro my, aby my poprzez te kontemplacje
utwierdzili si w potrzebie szukania Jezusa jako ród a rado ci i pokoju dla siebie samych
oraz dla innych.
VIII. CIESZ SI , KRÓLOWO NIEBIESKA
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Maryj , Matk Jezusa w dwu scenach.
Najpierw w scenie zwiastowania. Zauwa my najpierw zdziwienie obecno ci niebieskiego
zwiastuna, a nast pnie pokorn zgod na jego pos anie. Ws uchajmy si w s owa Maryi: Oto
ja s
ebnica Pa ska. W drugiej scenie przedstawmy sobie spotkanie Maryi z Jej Synem
Zmartwychwsta ym. Nie rozbudowujmy zb dnych szczegó ów; zauwa my przede wszystkim
rado i g boki pokój Maryi.
Pro ba o owoc kontemplacji: Pro my Maryj , aby wyprosi a nam ask szczerej i g bokiej
rado ci ze Zmartwychwstania Jezusa. Pro my te , aby do wiadczenie duchowej rado ci
i pokoju by o dla nas zaproszeniem i jednocze nie zapowiedzi rado ci ycia wiecznego.
Maryja bowiem uosabia nam wieczn rado .
1. To Ty? Mój Synu najukocha szy!
w. Ignacy w czwartym tygodniu
wicze duchownych zaprasza nas do kontemplowania
spotkania Chrystusa Zmartwychwsta ego ze swoj Matk . Propozycja ta wyp ywa nie tylko
z jego osobistej wra liwo ci, która wczuwa si w synowskie serce Jezusa. Ojciec Ignacy
odwo uje si w niej tak e do bardzo starej tradycji chrze cija skiej. Tradycja ta przekazuje, e
Maryja by a pierwsz osob , której objawi si Jej Zmartwychwsta y Syn. Sedeliusz,
chrze cija ski pisarz yj cy na prze omie czwartego i pi tego wieku wielbi hymnem
tajemnic objawienia si Chrystusa Zmartwychwsta ego swojej Matce:
Matka najs awniejsza zawsze dziewic zostaje,
Przed Jej oczyma najpierw zwyci ski Chrystus staje.
Niech dobra Matka — ongi droga Jego przybycia –
wiadczy teraz o cudzie Jego powrotu do ycia.
W
niniejszym rozwa aniu pos
ymy si dwoma opisami ukazania si Jezusa
Zmartwychwsta ego swojej Matce. Pierwszym z nich b dzie opis R. Brandstaettera, który
ukazuje nam najpierw bardzo ludzkie, a przez to bardzo nam bliskie, prze ycie przez Maryj
ki i mierci swojego Syna, a nast pnie niespodziewane spotkanie ze Zmartwychwsta ym
Synem. Drugi opis, który przytoczymy, nale y do w. Wincentego Ferreriusza, wielkiego
teologa i kaznodziei dominika skiego, yj cego na prze omie XIV i XV wieku.
W opisie Brandstaettera Maryja bardzo bole nie prze ywa mier Jezusa. I chocia jest pe na
smutku i cierpienia, to jednak powierza si z wielkim zaufaniem Elohim. Objawienie si
Zmartwychwsta ego Syna jest dla Niej wielkim zaskoczeniem, niezwyk niespodziank .
Dobra Nowina o Zmartwychwstaniu rodzi spontaniczn wielk rado , adoracj i modlitewne
milczenie. Pos uchajmy opowiadania Brandstaettera o
spotkaniu Maryi z
Jezusem
Zmartwychwsta ym.
Miriam, która ju drug noc sp dzi a z niewiastami na modlitwach, opar a si plecami
o cian i zm czona usn a. Wówczas Mariamne z Magdali, Hana, Mariam, matka Jaakowa,
i Salome, matka synów Zebadii, wysz y na palcach z izby i uda y si pustymi ulicami,
pogr onymi jeszcze w jasnych ciemno ciach ksi ycowej nocy, do Bramy Ogrodów, aby
natychmiast po jej otwarciu — a by o ju do witu niedaleko — pój na Golgoth i u wi ci
grób Jeszuy ben Josef wonno ciami zakupionymi wczoraj wieczorem u znajomego sprzedawcy
balsamu. Miriam ockn a si . W k cie izby dopala a si oliwna lampka, której p omyk by
teraz ledwo widoczny w jasnych p omieniach witu. Niewiasta rozejrza a si po izbie. Posz y.
Posz y do grobu. Nie zbudzi y jej. Jak d ugo spa a? Chcia a z nimi i . A one posz y same.
Prawdopodobnie chcia y, eby nieco wypocz a, ale w
ciwie po co chce i do grobu? Ten
grób d wiga w sobie, pod sercem. Jak ongi d wiga a Jeszu w swoim macierzy skim onie,
tak samo teraz d wiga w sobie Jego grób. W onie. Pod sercem. O, jak ci kie jest to
obne
brzemi ! Z Jego mierci dobieg o ko ca Jej ycie. Nie ma ju czego szuka na tym wiecie.
Tak... tak... wiedzia a, e J bardzo kocha , ale poszed w wiat, ca y oddany Elohim. Ojca
wi cej kocha ni J ... Tak powinno by ... Tak powinno by ... S owa te powtarza a wci
od
wielu, wielu lat i za ka dym powtórzeniem przynosi y Jej wielk ulg . A teraz Syn nie yje.
Czy nie mog a umrze przed Nim? Na pewno by a do czego potrzebna, skoro Pan kaza Jej
i prze
mier Syna. Mo e yciem w cieniu mia a wiadczy o prawdziwo ci cienistego
Zwiastowania? Mo e Jej obecno potrzebna by a pod krzy em? Mo e Pan chcia , aby
martwa g owa Jeszuy spocz a na Jej onie? Dobrze jest tak, jak jest. Wszystko spe ni a, co
Pan Jej kaza spe ni . By a pos usznym narz dziem Jego woli, chocia nie wszystko po dzie
dzisiejszy jest dla Niej zrozumia e i jasne. Niech si dzieje wed ug Jego s owa. O, jak ci ki
jest ten grób, który w sobie d wiga! Czy to jest naprawd grób? Czy to jest naprawd grób?
Czy to brzemi jest naprawd martwym cia em Jej Syna? Jej niebieskie, g boko osadzone
oczy pod czarnymi ukami brwi zab ys y agodnym wiat em, jak wtedy, gdy b
c
nazaretha sk dziewczyn w domu rodziców ujrza a w sobie posta nieznanego M a
id cego ku Niej z g bi pó mrocznej izby.
Upad a na twarz, obj a r kami Jego nogi i spyta a:
— To Ty? Mój Synu najukocha szy.
Us ysza a odpowied .
Milcza a, bo nie mog a z siebie wydoby g osu
W tej kontemplacji pro my Maryj , aby zaprosi a nas do prze ycia razem z Ni Jej cierpienia
i bólu zwi zanego z m
i mierci Jej Syna. B dziemy w stanie odczu Jej niezwyk
rado , je eli najpierw wczujemy si w ból Matki, która straci a Jedynego Syna; Syna, który
by Jej ca ym yciem. Tylko Maryja mog a kocha swojego Syna i odda si Mu tak, jak
cz owiek mo e kocha i odda si tylko Bogu. adna inna matka nie mo e w takich sposób
kocha swojego dziecka i powierzy si mu, jak Maryja kocha a i powierzy a si Jezusowi.
Ka da matka, aby kocha dojrzale swoje dziecko, musi najpierw ukocha Boga. Przykazanie:
dziesz mi owa Pana, Boga swego, ca ym swoim sercem, ca swoj dusz , ca ym swoim
umys em i ca swoj moc (Mk 12, 30) tworzy fundament ka dej mi
ci ojcowskiej
i matczynej. Sam Chrystus przestrzega: kto kocha syna lub córk bardziej ni Mnie, nie jest
Mnie godzien (Mt 10, 37). Tylko Maryja mia a prawo kocha swojego Syna na równi
z Bogiem, poniewa Jej Syn by Bogiem i Cz owiekiem. St d te Jej ból jest ca kowicie inny
od jakiegokolwiek bólu matki trac cej swoje dziecko. St d te tylko Maryja mo e nam
ods oni swój ból i zaprosi nas do wspó udzia u w swoim cierpieniu.
Dziel c ból Maryi pro my J nast pnie, aby ukaza a nam swoj wielk rado ze spotkania
z Jezusem Zmartwychwsta em. R. Brandstaetter opisuje nam do szeroko smutek i ból
Maryi, ale wydaje si by bezradny wobec do wiadczenia rado ci Maryi. Nie umie Jej
opowiedzie . Rado t os ania jedynie zdziwieniem, zaskoczeniem i milczeniem Maryi,
która nie mog a z siebie wydoby g osu. G boka duchowa, mistyczna rado jest znacznie
trudniejsza do wyra enia i opisania, ni ból i cierpienie. By mo e tak e dlatego, i g boka
duchowa rado zdaje si by znacznie rzadszym do wiadczeniem, ni do wiadczeniu udr ki
i bólu.
Chciejmy przez d
sz chwil towarzyszy Maryi w Jej zdziwieniu, milczeniu i adoracji
Jezusa Zmartwychwsta ego. Razem z Ni chciejmy ukl kn i odda Jezusowi chwa .
2. Mój Syn zmartwychwstanie
Przejd my teraz do opowiadania w. Wincentego Ferreriusza o
spotkaniu Jezusa
Zmartwychwsta ego ze swoj Matk . Ma ono zupe nie inny charakter i w
nie dlatego
doskonale uzupe nia opowiadanie R. Brandstaettera, które mo e nam si wyda zbyt ludzkie.
Opowiadanie w. Wincentego podobne jest raczej do wschodniej ikony ni do realistycznego
obrazu. Jest ono uduchowione, jakby nieco odciele nione, jakby by o teologicznym
opowiadaniem o wierze Maryi oraz o Jej chwale niebieskiej. W opowiadaniu w. Wincentego
Maryja nie prze ywa ju smutku i bólu z powodu mierci Syna. Jej wiara jest bardzo jasna,
prosta i
jakby oczywista. Maryja nie jest ju zmieszana, zaniepokojona jakimi
niejasno ciami, w tpliwo ciami. Walk , cierpienie, ból ma ju poza sob . Wiara Maryi
w opowiadaniu w. Wincentego jest wiar
uwielbion , wyniesion do chwa y, adorowan
przez Patriarchów i anio ów. Wiara Maryi w tym opowiadaniu stanowi dla nas niedo cig y
wzór dla naszej wiary. w. Wincenty w
nie Maryi przypisuje zmian
wi ta z szabatu na
niedziel , dzie zmartwychwstania Jej Syna.
Maryja wsta a, spojrza a przez okno i zobaczy a, e zaczyna wita . Jej rado by a ogromna.
— Mój Syn zmartwychwstanie — powiedzia a i zginaj c kolana zacz a si modli : Zbud si ,
sta przy mnie i popatrz. Chrystus natychmiast wys
Anio a Gabriela mówi c do niego:
—
Ty, który zwiastowa mojej Matce Wcielenie S owa, og
Jej teraz Jego
Zmartwychwstanie. Anio polecia do Dziewicy Maryi i oznajmi jej:
— Ten, którego nosi
w swoim onie, zmartwychwsta , jak zapowiedzia . Chrystus pozdrowi
wówczas swoj Matk mówi c do Niej:
— Pokój niech b dzie z Tob . Maryja odpowiedzia a Synowi:
— A do tej pory dniem uwielbienia Pana by a sobota dla uczczenia wi tego odpocznienia
Boga po dziele stworzenia wiata. Od tej pory b dzie to niedziela na pami tk Twojego
Zmartwychwstania. Twojego odpocznienia, Twojej chwa y. Chrystus wyrazi zgod
i opowiedzia Maryi o tym, czego dokona w otch ani i jak uwi zi szatana. Przedstawi te
Maryi Patriarchów, których z otch ani wyprowadzi . Oddali oni Maryi cze mówi c:
— Ty jeste chwa Jeruzalem, rado ci Izraela, chlub swojego ludu. Maryja równie
pozdrowi a ich mówi c:
— Wy jeste cie Narodem Wybranym, królewskim kap
stwem, ludem nabytym przez Pana
dla objawienia Jego chwa y. On was wezwa z ciemno ci do swojego przedziwnego wiat a.
Anio owie za piewali wówczas: Ciesz si Królowo niebieska.
Bóstwo Jezusa, które w ca ym Jego yciu, szczególnie za w Jego m ce i mierci zdawa o si
ukrywa tak e przed Maryj , teraz objawia si (Jej) i ukazuje tak cudownie w Jego
naj wi tszym Zmartwychwstaniu ( D, 223). Maryja staj c wobec swojego uwielbionego ju
Syna, adoruje Go, oddaje Mu chwa i dziwi si
wielkim rzeczom, które uczyni Jej
Wszechmog cy; dziwi si , e to w
nie Ona uboga dziewczyna z Galilei, pokorna s
ebnica
by a Jego Matk ( k 1, 49). Wraz z
Maryj oddajmy najpierw chwa Jezusowi
Zmartwychwsta emu. A nast pnie razem z Patriarchami i anio ami uwielbiajmy tak e Maryj
Matk Jezusa: Ty jeste chwa Jeruzalem, rado ci Izraela, chlub swojego ludu.
3. Ciesz si , Królowo Anielska
Mo e po Zmartwychwstaniu po raz pierwszy Jezus objawi si swojej Matce w ca ym blasku
swojego bóstwa, które za ycia ziemskiego by o bardziej przedmiotem wiary ni wiedzy (P.
Schiavone). Wiara Maryi, Jej ca kowite zaufanie w moc Boga dzia aj cego w ca ym Jej yciu
we wszystkich próbach poczynaj c od Zwiastowania w Nazarecie a po mier Syna na
Golgocie, owocuje po Zmartwychwstaniu rado ci pe nego spotkania ze swoim Synem. Jezus
Zmartwychwsta y nie musia przekonywa swojej Matki o swoim powstaniu z martwych; nie
musia pokonywa Jej nieufno ci; nie musia wychowywa Jej do wiary w Jego powstanie
z martwych, jak mia o to miejsce w wypadku uczniów. Maryja nosz c nieustannie w swoim
sercu nie tylko s owa swojego Syna, ale przede wszystkim Jego samego, z prostot serca, bez
zmaga z pokus zw tpienia i niewiary przyj a t now posta Jego obecno ci wynikaj
z tajemnicy Zmartwychwstania. Maryja natychmiast ca kowicie i bez zastrze
otworzy a si
na rado p yn
z tajemnicy Zmartwychwstania Syna.
Zaufanie Bogu w momentach próby otwiera cz owieka na rado pe nego spotkania
z Jezusem uwielbionym. Uczniowie nie potrafili od razu ucieszy si Zmartwychwsta ym
Mistrzem. Rado ich rodzi a si powoli, w trudzie przekraczania zw tpie i nieufno ci. Jezus
musia przezwyci
najpierw ich zamkni cie w sobie, ich l ki, obawy o siebie, ich
niewiar .
Rado Maryi ze Zmartwychwstania Jezusa jest dla nas najpierw wezwaniem do zaufania
Bogu w naszych próbach; jest tak e zaproszeniem do otwarcia si na rado p yn
z Jego
zwyci skiego dzia ania w
naszym yciu. Rado Maryi os dza wszystkie nasze
przygn bienia, smutki, nasze ocieranie si o granice rozpaczy p yn cej z naszej nieufno ci do
Boga i do ludzi.
W bezpo redniej, serdecznej rozmowie pro my, aby my mogli cieszy si z Maryj , e Jej
Syn ju Zmartwychwsta y w niebiosa wszed do swej chwa y. Maryj za pro my, aby
wstawia a si za nami w niebie, by my si te tam dostali i na wieki razem z Ni
piewali
Alleluja (pie : Ciesz si , Królowo Anielska).
IX. PUSTY GRÓB
W pierwszy dzie tygodnia (niewiasty) posz y skoro wit do grobu, nios c przygotowane
wonno ci. Kamie od grobu zasta y odsuni ty. A skoro wesz y, nie znalaz y cia a Pana
Jezusa. Gdy wobec tego by y bezradne, nagle stan o przed nimi dwóch m czyzn w l ni cych
szatach. Przestraszone, pochyli y twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: Dlaczego
szukacie yj cego w ród umar ych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwsta . Przypomnijcie sobie,
jak wam mówi , b
c jeszcze w Galilei: Syn Cz owieczy musi by wydany w r ce grzeszników
i ukrzy owany, lecz trzeciego dnia zmartwychwstanie. Wtedy przypomnia y sobie Jego s owa
i wróci y od grobu, oznajmi y to wszystko Jedenastu i wszystkim pozosta ym. A by y to: Maria
Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba; i inne z nimi opowiada y to Aposto om. Lecz
owa te wyda y im si czcz gadanin i nie dali im wiary. Jednak e Piotr wybra si i pobieg
do grobu; schyliwszy si , ujrza same tylko p ótna. I wróci do siebie, dziwi c si temu, co si
sta o ( k 24, 1–12).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie najpierw kobiety stoj ce u pustego
grobu. Zauwa my ich bezradno i zagubienie. W drugim obrazie przywo ajmy w pami ci
dwóch m ów w l ni cych szatach, którzy staj wobec bezradnych niewiast. Ws uchajmy si
w ich s owa: Nie ma Go tutaj; zmartwychwsta .
Pro ba o owoc kontemplacji: Pro my najpierw o ask wielkiej otwarto ci na przyj cie
Dobrej Nowiny o Jezusie Zmartwychwsta ym. Pro my tak e o g bokie wewn trzne
pragnienie dzielenia si do wiadczeniem Jezusa Zmartwychwsta ego z tymi, do których Jezus
nas posy a.
1. Zmartwychwsta y s
cem ludzko ci
Po pogrzebie rozpocz o si
wi to Paschy. Ale dla uczniów i przyjació Jezusa dzie ten by
pe en pustki i smutku. Wielu z nich czu o si g boko zawiedzionych, rozczarowanych.
Mówili do siebie nawzajem: My my si spodziewali, e On w
nie mia wyzwoli Izraela ( k
24, 21). Po ród smutku i przygn bienia nale
o jednak zacz
normalne ycie. Ale nagle w t
ci
atmosfer panuj
w ród uczniów wdar a si nieoczekiwana wiadomo o pustym
grobie Jezusa. Wiadomo t przynios y kobiety. Uczniowie nie dali jej jednak wiary.
Wydawa o im si , i jest to jedynie czcza gadanina.
Pierwszymi wiadkami Zmartwychwsta ego u ukasza s niewiasty przyby e z Galilei.
W czasie pogrzebu obejrza y grób i w jaki sposób zosta o z
one cia o Jezusa. Po powrocie
przygotowa y wonno ci i olejki ( k 23, 55). Chc je zanie do grobu, aby odda ostatni
przys ug Jezusowi i uczci Jego martwe Cia o. Jako wierne córki Izraela czekaj jednak na
poranek niedzielny, który ko czy szabat. Wszystkie te czynno ci kobiety wykonuj jednak
z pewn rezygnacj . Przyjmuj bowiem mier Jezusa jako nieodwracalny fakt.
W pierwszy dzie tygodnia posz y skoro wit do grobu...
wit pierwszego dnia tygodnia jest
tutaj przeciwstawiony ciemno ciom po udnia, które towarzyszy y mierci Jezusa. Ten wit
rozpoczyna w Ewangelii ukasza bardzo d ugi dzie . ukasz bowiem wszystkie wydarzenia
dotycz ce Zmartwychwstania gromadzi w
jednym dniu, jakby dla zaznaczenia, e
ograniczenia czasu i przestrzeni nie istniej dla Jezusa Zmartwychwsta ego. Wieczno jest
jak jeden dzie , który nigdy nie przemija.
Chrystus jest wiecznym wiat em. Chrystus jest witem ludzko ci. Chrystus jest wiecznym
cem, które nigdy nie zachodzi. Ciemno ci, które na krótko zapanowa y nad Jezusem (por.
k 22, 53), nie maj ju
adnego dost pu do Niego. W tej modlitwie kontemplujmy Chrystusa
jako wieczny wit ludzko ci, jako wiat o, jako s
ce, które nigdy nie zachodzi. W dawnych
wiekach chrze cijanie budowali wi tynie w ten sposób, e o tarz by zwrócony ku
wschodowi. Tak wyra ali pragnienie i oczekiwanie na Chrystusa, wstaj ce s
ce ludzko ci.
Je eli by oby to mo liwe, obecn kontemplacj mo emy odprawia wczesnym rankiem
w miejscu, które pozwoli oby nam kontemplowa wschodz ce s
ce. To samo s
ce by o
jedynym wiadkiem Zmartwychwstania Jezusa; s
ce to ogl da y równie kobiety udaj ce si
do grobu. wit poranka i wschodz ce s
ce mo e by dla nas wielkim znakiem Jezusa
Zmartwychwsta ego.
2. Bezradno kobiet wobec pustego grobu
Nios c przygotowane wonno ci, kobiety sz y na spotkanie umar ego. Sz y do grobu.
Namaszczeniem zmar ego chcia y okaza zmar emu szacunek i cze , który ywi y wzgl dem
Niego. Towarzyszy y Mu od Galilei w ca ym Jego wst powaniu do Jerozolimy, by y
wiadkami Jego mierci, a teraz namaszczeniem chcia Go po egna . Kiedy kobiety przysz y
do grobu Jezusa, kamie by odsuni ty, a skoro wesz y do wn trza, nie znalaz y Jego Cia a.
W
tej zaskakuj cej sytuacji stan y bezradne i
zagubione. Ich drogie i
starannie
przygotowywane wonno ci i olejki okaza y si bezu yteczne. Do ich smutku do cza si
jeszcze uczucie bezradno ci i zagubienia.
Chciejmy wczu si w ich sytuacj . Zagubienie jest jednym z
najbardziej bole nie
prze ywanych ludzkich uczu . Towarzyszy ono cz owiekowi wówczas, kiedy staje w sytuacji
bez wyj cia, w sytuacji przerastaj cej jego si y, gdy znajduje si w osaczeniu. Rodzi si wtedy
pe ne niepokoju pytanie: co robi dalej, jak wyj z tej sytuacji. Niew tpliwie by y to pytania
kobiet przy grobie Jezusa. W sytuacjach bezradno ci cz owiek dotyka w bolesny sposób
granic swoich ludzkich mo liwo ci, których w aden sposób nie jest w stanie przekroczy .
Skazanie na bezradno jest szczególnie niezno ne dla tych ludzi, dla których w adza, si a,
wiadomo tego, e jest si panem sytuacji, jest idea em przewodnim (K. Horney). Ka demu
z nas wcze niej czy pó niej przychodzi stan wobec granic swoich ludzkich mo liwo ci
i do wiadczy uczucia bezradno ci. I cho jest ono trudne i bolesne, to jednak poprzez nie
atwiej i szybciej dochodzimy do prawdy o nas samych: odkrywamy nasze ubóstwo, nasze
abo ci, odkrywamy potrzeb pomocy ludzkiej i boskiej. Takie do wiadczenie, cho bolesne,
otwiera nas na przyj cie Dobrej Nowiny, najwa niejszej pomocy, jak mo emy otrzyma . To
nie dzi ki do wiadczeniu bezradno ci i zagubienia pozwalamy si Bogu prowadzi ,
poznajemy Jego Bosk moc.
W obecnej kontemplacji odszukajmy w naszym yciu momenty, w których czuli my si
w wi kszym czy mniejszym stopniu bezradni i zagubieni. Pozwólmy, aby one nas jeszcze raz
dotkn y. Wybierzmy jedn szczególn sytuacj , która wydaje nam si najtrudniejsza
i najbardziej przykra. Powró my do niej. Nie bójmy si , i ponownie nas zaboli. Zauwa my
te , i pod wp ywem tych przykrych sytuacji pokornieli my wewn trznie, a przez to
stawali my si bardziej otwarci na przyjmowanie pomocy Boga i bli nich. Pro my, aby
sytuacje bezradno ci i zagubienia by y dla nas szczególnymi okazjami otwierania si na
przyjmowanie Dobrej Nowiny o Zmartwychwstaniu Jezusa.
3. Nie ma Go tutaj — zmartwychwsta
Gdy wobec tego by y bezradne, nagle stan o przed nimi dwóch m czyzn w l ni cych
szatach. Przestraszone, pochyli y twarze ku ziemi, lecz tamci rzekli do nich: Dlaczego
szukacie yj cego w ród umar ych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwsta .
W naszej kontemplacji zauwa my dwóch m czyzn w l ni cych szatach rozmawiaj cych
z kobietami. Przypominaj nam Jezusa przemienionego na górze Tabor, Jego odzienie l ni co
bia e, oraz dwóch m ów — Moj esza i Eliasza — rozmawiaj cych z Nim o Jego odej ciu
(por. Mk 9, 2nn). Scena Przemienienia Jezusa na górze zapowiada Jego Zmartwychwstanie.
czno Przemienienia ze Zmartwychwstaniem podkre la równie zachowanie si kobiet,
które podobnie jak uczniowie na górze Tabor, pochyli y twarze ku ziemi.
Pochylenie twarzy do ziemi jest odruchowym gestem cz owieka wiadomego swojej ma
ci
i bezradno ci wobec tajemnicy objawiaj cego si Boga. W taki w
nie sposób spontanicznie
reagowali najwi ksi m owie Izraela: Moj esz, Eliasz, Izajasz. W tej medytacji pochylmy
równie i my nasze twarze ku ziemi wobec tajemnicy objawiaj cego si w Zmartwychwstaniu
Jezusa Boga. Zmartwychwstanie, jak adne inne wydarzenie w historii ludzko ci, objawia
nam pot
Boga, Jego moc.
Dlaczego szukacie yj cego po ród umar ych? Nie ma Go tutaj; zmartwychwsta — us ysza y
kobiety od m
ów w l ni cych szatach. S owa te s delikatnym wyrzutem z powodu ma ej
wiary kobiet szukaj cych wiecznie yj cego po ród umar ych, a jednocze nie og aszaj
Dobr Nowin o Jego Zmartwychwstaniu. Na potwierdzenie Dobrej Nowiny, i Jezus yje,
dwaj m owie odwo uj si do pami ci kobiet: Przypomnijcie sobie, jak wam mówi b
c
jeszcze w Galilei: Syn Cz owieczy musi by wydany w r ce grzeszników i ukrzy owany, lecz
trzeciego dnia zmartwychwstanie. Wtedy przypomnia y sobie Jego s owa.
Zasadniczym ród em wiary w Zmartwychwstanie Jezusa mia by nie tyle pusty grób lub te
obecno dwóch m ów w l ni cych szatach, którzy budzili raczej l k ni wiar , ile
przypomnienie im s ów wypowiedzianych przez Jezusa jeszcze przed Jego mierci .
W
Ewangelii ukasza Jezus a osiem razy zapowiada swoj m
, mier
i Zmartwychwstanie. To w
nie nauka Jezusa z okresu Jego ycia ziemskiego ma by
decyduj cym motywem wiarygodno ci Jego Zmartwychwstania. Objawiaj c si Aposto om
Jezus b dzie równie przypomina dawan im wielokrotnie obietnic powstania z martwych.
Wszystkie inne znaki, na które Jezus b dzie si powo ywa po swoim Zmartwychwstaniu,
maj jedynie wspomaga ten pierwszy znak, którym s Jego s owa. Ten, który powsta
z martwych, jest Tym samym, który powo
Dwunastu, naucza , czyni cuda, zosta
um czony i ukrzy owany.
W obecnej kontemplacji chciejmy z uwag towarzyszy kobietom. Ws uchajmy si uwa nie
w ich dialog z dwoma m ami w l ni cych szatach. Wczuwajmy si w ich wewn trzne
prze ycia. Zauwa my ich l k, bezradno , ale tak e zdziwienie, zaskoczenie i wreszcie rado
ze Zmartwychwstania Jezusa. Pro my je, aby i nam udzieli a si ich rado . Pro my za ich
wstawiennictwem, aby my pozwalali Bogu wchodzi w nasze ycie z Jego Dobr Nowin
o Jezusie Zmartwychwsta ym. Módlmy si równie o duchow pami , dzi ki której
w sytuacji bezradno ci i zagubienia odnajdziemy s owa Jezusa, którymi poucza nas
przygotowuj c na maj ce nadej próby.
4. Zmartwychwstanie w moim yciu
Zmartwychwstanie Jezusa nie mo e by dla nas przede wszystkim faktem historycznym. Jest
faktem, który trwa nieustannie. Jezus zaprasza nas, aby z Jego Zmartwychwstania uczyni
fundament naszego ycia, fundament naszej codzienno ci. Jezus jest Panem przez swoje
Zmartwychwstanie. To dzi ki Zmartwychwstaniu króluje w
historii. To dzi ki
zmartwychwstaniu Jezus jest tak e moim Panem, króluje w mojej osobistej historii ycia. Si a
naszej wiary w Jego Zmartwychwstanie sprawia, i Jezus posiada dost p do naszego serca, do
naszego ycia. To dzi ki wierze w Jego Zmartwychwstanie Jezus mo e przemienia nasze
serca, mo e nadawa nowy kszta t naszemu yciu.
W niniejszej kontemplacji oraz w nast pnych zadawajmy sobie pytanie: Czy do wiadczenie
wiary nie kojarzy nam si wy cznie z cierpieniem, m
, umartwieniem, z krzy em, z walk
z grzechem, z walk ze z em? Chocia te trudne do wiadczenia s integraln cz ci
ycia
duchowego, to jednak nie wyczerpuj go ca kowicie. Czy prze ywanie wiary kojarzy nam si
spontanicznie tak e z
do wiadczeniem rado ci, pociechy, przyja ni, mi
ci, pokoju,
ukojenia, otuchy? Czy Zmartwychwstanie Jezusa przenika nasz codzienno : codzienn
modlitw , codzienne zmagania, ofiary, ludzk mi
, przyja
, prac , odpoczynek? Czy
wie
i pi kno witaj cego poranka kojarzy nam si ze Zmartwychwstaniem Jezusa? Czy
mogliby my powiedzie , e Zmartwychwstanie Jezusa jest centrum naszej wiary? Czy
przemienia ono nasze serca — nasze ycie, jak przemienia o serca i ycie uczniów, kobiet?
Czy Jezus Zmartwychwsta y wyrywa nas z naszego smutku, beznadziejno ci, zw tpienia?
Czy Jezus Zmartwychwsta y kszta tuje rzeczywi cie nasz — moj histori
ycia? Niech te
liczne pytania powracaj nie tylko w tej modlitwie, ale tak e w nast pnych kontemplacjach
Jezusa Zmartwychwsta ego. Pro my Jezusa o szczero odpowiedzi, których b dziemy sobie
udziela . Pro my, aby my potrafili otwarcie i szczerze rozmawia o owocach naszej refleksji
z Matk Naj wi tsz , z Jezusem Zmartwychwsta ym, z Bogiem Ojcem.
5. Oznajmi y to wszystko Jedenastu
Uwierzywszy w Zmartwychwstanie Jezusa dzi ki Jego w asnym s owom, kobiety wróci y od
grobu i oznajmi y to wszystko Jedenastu i wszystkim pozosta ym. Ka de autentyczne
do wiadczenie Jezusa Zmartwychwsta ego ma charakter misyjny, ma charakter apostolski.
Jezus nie objawia si nam tylko dla nas samych. Poprzez nas pragnie objawia si tak e
innym. Jezus zawsze posy a swego ucznia do innych z jego do wiadczeniem wiary i mi
ci
jako wiadka Zmartwychwsta ego.
Misja dawania wiadectwa Jezusowi jest jednak zwykle bardzo trudna. Cz sto natrafia na
brak gotowo ci do jej przyj cia ze strony cz owieka. Tak by o w wypadku Aposto ów, którym
wiadectwo kobiet o Jezusie Zmartwychwsta ym wyda o si
czcz gadanin i nie dali jej
wiary. Podobnie jest i dzi . wiadectwo dawane Jezusowi bywa lekcewa one, a nawet
odrzucane z wrogo ci . W takiej sytuacji mo e nam si zdawa , i nasze wiadczenie jest
bezu yteczne i bezsensowne. atwo wówczas mo emy popa w zw tpienie i zniech cenie.
Ale cho Aposto owie nie uwierzyli natychmiast, jednak byli poruszeni wiadectwem kobiet.
Poruszenie to b dzie pocz tkiem ich wiary w Zmartwychwstanie Jezusa.
Na zako czenie ca ej kontemplacji pro my o wielkie pragnienie dzielenia si z innymi
naszym wewn trznym do wiadczeniem Jezusa Zmartwychwsta ego; pro my o g bok
wiadomo , i naszemu wiadectwu zawsze towarzyszy Jego moc. Módlmy si , aby my nie
zniech cali si
atwo lekcewa eniem naszego wiadectwa przez ludzi, którzy nie s jeszcze
gotowi w nie uwierzy . Odrzucanie przez bli nich wiadectwa o Jezusie nie oznacza
bynajmniej braku potrzeby Dobrej Nowiny, ale jedynie ich aktualny brak wewn trznej
dyspozycji do jej przyj cia.
X. SPOTKANIE Z MARI MAGDALEN
Maria Magdalena natomiast sta a przed grobem p acz c. A kiedy tak p aka a, nachyli a si do
grobu i ujrza a dwóch anio ów w bieli, siedz cych tam, gdzie le
o cia o Jezusa — jednego
w miejscu g owy, drugiego w miejscu nóg. I rzekli do niej: Niewiasto, czemu p aczesz?
Odpowiedzia a im: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go po
ono. Gdy to powiedzia a,
odwróci a si i ujrza a stoj cego Jezusa, ale nie wiedzia a, e to Jezus. Rzek do niej Jezus:
Niewiasto, czemu p aczesz? Kogo szukasz? Ona za s dz c, e to jest ogrodnik, powiedzia a
do Niego: Panie, je li ty Go przenios
, powiedz mi, gdzie Go po
, a ja Go wezm .
Jezus rzek do niej: Mario! A ona obróciwszy si powiedzia a do Niego po hebrajsku:
Rabbuni, to znaczy: Nauczycielu! Rzek do niej Jezus: Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie
wst pi em do Ojca. Natomiast udaj si do moich braci i powiedz im: Wst puj do Ojca mego
i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego. Posz a Maria Magdalena oznajmiaj c
uczniom: Widzia am Pana i to mi powiedzia (J 20, 11–18).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Chrystusa Zmartwychwsta ego,
podobnego do ogrodnika, do którego Maria zwraca si z pytaniem, gdzie jest cia o Jezusa.
Ws uchajmy si te w jedno s owo Jezusa: Mario i jedno s owo Marii: Rabbuni.
Pro ba o owoc kontemplacji: B dziemy prosi o wielk otwarto serca oraz o pragnienie
wolno ci wewn trznej, dzi ki której b dziemy w
stanie odkrywa obecno Jezusa
Zmartwychwsta ego w ka dej sytuacji naszego ycia. Pro my te o wielk wiar w moc Jego
owa; Jezus bowiem swoim jednym s owem mo e otworzy nam oczy, mo e powo
nas do
ycia, mo e nas zbawi .
1. Maria Magdalena sta a przed grobem p acz c
Maria Magdalena widzi wprawdzie zewn trzne znaki Zmartwychwstania Jezusa (pusty grób
oraz obecno anio ów), ale nie potrafi sama z siebie przeczu tajemnicy powstania Jezusa
z martwych. Zamkni ta w swoim smutku z powodu mierci Chrystusa szuka pocieszenia
w obecno ci Jego zmar ego cia a. Ale i ta ostatnia pociecha zosta a jej odebrana. Przychodz c
bowiem do grobu znajduje go pustym. Pusty grób a w nim dziwna obecno
dwóch anio ów
okrytych biel nie s w stanie do niej przemówi . Anio owie zadaj jej pytanie: Dlaczego
aczesz? Ona odpowiedzia a: Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go po
ono. Fakt
mierci Jezusa jest tak mocno utrwalony w
pami ci Marii Magdaleny, i znaki
Zmartwychwstania Jezusa nie mog naprowadzi jej na inny sposób my lenia i poszukiwania.
Zapominaj c o s owach Jezusa, który wiele razy przepowiada swoje Zmartwychwstanie,
zatrzyma a si na sobie, na swoich wyobra eniach i oczekiwaniach tego, co chcia a prze
w czasie swojego pobytu u grobu. Poniewa nie by a zdolna odczyta danych jej znaków
Zmartwychwstania, sam Jezus przychodzi do niej. Ale jej za lepienie smutkiem i d eniem
do odnalezienia martwego cia a Jezusa by o tak du e, i nie by a w stanie rozpozna Go
ywego. Chrystus zadanymi pytaniami: Niewiasto, czemu p aczesz? Kogo szukasz?, pragnie
pomóc jej oderwa si od koncentracji na martwym ciele i naprowadzi j na szukanie Osoby
Jezusa. Smutek i ból Marii Magdaleny wynika y nie z powodu znikni cia cia a, ale z powodu
mierci Jezusa. Obecno ci martwego cia a Chrystusa pragnie ukoi swój ból i smutek.
Zapatrzenie w
cierpienie powoduje tak e, i Maria Magdalena traci jakby poczucie
rzeczywisto ci:
dz c, e to jest ogrodnik, powiedzia a do Niego: Panie, je li ty Go
przenios
, powiedz mi, gdzie Go po
, a ja Go wezm . Dziwnym mog oby bowiem
wydawa si zabieranie cia a zmar ego cz owieka z ogrodu przez ogrodnika, a tak e
przeniesienie go z powrotem do grobu przez s ab kobiet .
Je eli w naszym do wiadczeniu wiary, pomimo podejmowanych nieraz nawet wielkich
wysi ków duchowych pozostajemy zap akani i smutni, narzekaj cy przede wszystkim na
siebie samych lub innych ludzi (jeste my zwykle zbyt ob udni, aby narzeka na Pana Boga),
to w
nie z powodu naszego zatrzymania si i skoncentrowania na tym, czego sami
oczekujemy od siebie lub od Pana Boga. S to jakie religijne fiksacje. W takiej postawie
planujemy sobie sami, jak winno przebiega nasze spotkanie z Jezusem, jakich winni my
doznawa wówczas uczu , w jaki sposób Bóg winien rozwi zywa nasze problemy.
Pozostajemy zap akani, bo nie spe niaj si nasze duchowe yczenia, nie b
ce
wewn trznymi pragnieniami otrzymanymi od Boga, ale jedynie wyrazem naszych ludzkich
potrzeb. I cho Bóg daje nam nieraz bardzo wyra ne znaki, jak Marii Magdalenie, to jednak
religijne fiksacje nie pozwalaj nam dobrze ich odczyta .
bsze i d
sze podtrzymywanie w sobie takich w
nie fiksacji religijnych staje si
powodem utraty kontaktu z duchow rzeczywisto ci ; tego, co dzieje si wokó nas oraz
w nas samych nie poddajemy wówczas rozeznaniu duchowemu, ale interpretujemy jedynie
przez nasze ludzkie my lenie, prze ywanie. W ten sposób dokonujemy fa szywej oceny
zarówno zewn trznych znaków Bo ego dzia ania, jak równie naszych wewn trznych
do wiadcze i prze
. Obok rozpaczy, z udzenia religijne s jedn z najwi kszych pokus.
Cz owiek sam z siebie nie jest ród em wewn trznego do wiadczenia, jedynie otwiera si na
te do wiadczenia, w które pragnie go wprowadzi sam Bóg.
W obecnej kontemplacji pro my o ask wielkiej dyspozycyjno ci wobec Boga, aby my
mogli, rozpoznaj c pokus iluzji wewn trznych, otwiera si na Jego realn obecno .
Pro my tak e o to, by my pozwalali Bogu zaskakiwa si ci gle nowymi sposobami Jego
objawiania si w naszym yciu. Jezus Zmartwychwsta y przekracza bowiem wszelkie granice
i wszelkie przyj te przez nas schematy.
2. Powiedz tylko jedno s owo
Maria Magdalena nie jest w stanie rozpozna Jezusa patrz c sama na Niego. Konieczna by a
wi c inicjatywa Jezusa. Jedno Jego s owo: Mario wystarcza, aby otworzy y si jej oczy i aby
odkry a w ogrodniku Zmartwychwsta ego. Jedno s owo Jezusa otrz sn o Mari z jej smutku.
Jedno s owo Chrystusa mo e nas obudzi , uzdrowi , zbawi . Jedno s owo mo e otworzy
nam oczy, da nam nowe ycie. To jedno s owo objawia moc Tego, który je wypowiada.
Rzymski setnik wyzna kiedy wiar w moc jednego s owa Jezusa: Powiedz tylko s owo,
a mój s uga odzyska zdrowie (Mt 8, 8). Przejmuj c t wiar w moc s owa Jezusa powtarzamy
w ka dej Mszy w. parafraz s ów setnika: Powiedz tylko s owo, a b dzie uzdrowiona dusza
moja. W obecnej modlitwie wyra my wiar w moc s owa Jezusa. Pro my o jedno Jego s owo,
dzi ki któremu mogliby my przejrze , uwierzy w Jego Zmartwychwstanie, dzi ki któremu
mogliby my tak e do wiadczy g bokiej wewn trznej rado ci i pokoju.
Jedno s owo Jezusa: Mario otworzy o jej oczy i natychmiast zobaczy a Pana. Wyrwana
z koncentracji na martwym ciele Jezusa, mog a wreszcie zobaczy
ywego Pana. Od
za lepienia bólem i
smutkiem zostaje doprowadzona do do wiadczenia Jezusa
Zmartwychwsta ego. Na jedno s owo Jezusa, Maria równie odpowiada jednym s owem
Rabbuni. Tym jednym s owem wyra a wiar , i Ten którego widzia a i s ucha a przed
mierci krzy ow jest Tym samym, którego teraz widzi i któremu teraz oddaje ho d. Tym
jednym s owem uznaje z pokor , e do wiadczenie Zmartwychwstania jest ofiarowan jej
ask .
Podobnie jak Jezusowi wystarcza jedno s owo, aby móg si nam w pe ni objawi , tak
równie i nam mo e wystarczy jedno s owo, aby my mogli wyzna nasz wiar , odda Mu
chwa , wyrazi nasz al, wypowiedzie wszystkie nasze pro by. Nierzadko usi ujemy
zast pi wielo ci s ów brak wiary. Ale sam Chrystus przestrzega nas przed tak modlitw :
Na modlitwie nie b
cie gadatliwi jak poganie. Oni my
, e przez wzgl d na swe
wielomówstwo b
wys uchani. Nie b
cie podobni do nich! Albowiem wie Ojciec wasz,
czego wam potrzeba, wpierw zanim Go poprosicie (Mt 6, 7–8). Jednym s owem mo emy
powiedzie Bogu, i chcemy otrzyma wszystko to, co jest Mu dobrze znane jako nasza
potrzeba i nasze pragnienie. Jedno nasze s owo mo e posiada wielk moc dzi ki ukrytej
w nim wierze.
Tym jednym s owem powiedzianym do Marii jest jej w asne imi . W imieniu ukrywa si
moc. Wypowiadaj c imi Bóg powo uje cz owieka do ycia. Jezus wypowiadaj c imi Marii
powo uje j do nowego ycia, do nowego istnienia. Pro my, aby Jezus Zmartwychwsta y
równie nad nami wypowiedzia nasze imi , aby w ten sposób powo
nas do nowego ycia,
do nowego istnienia. Dobry Pasterz wo a swoje owce po imieniu i wyprowadza je, staje na ich
czele, a one post puj za Nim (por. J 10, 3–4). Wyra my w tej kontemplacji pragnienie
nale enia do owczarni Jezusa, dzi ki czemu Jezus b dzie móg nas — wo aj c po imieniu —
powo ywa ci gle na nowo do nowego ycia, do nowego widzenia Jego i
naszej
rzeczywisto ci.
Chciejmy odwdzi czy si Chrystusowi równie jednym s owem. Wymówmy ze czci i
z mi
ci Jego imi : Jezus. Miejmy wiadomo , i mo emy je wypowiedzie z wiar tylko
dzi ki pomocy Jego Ducha. W miar naszego wzrostu wewn trznego to jedno s owo, imi
Jezus mo e sta si najwa niejsz — wr cz jedyn — tre ci naszej modlitwy. Imi Jezus
mo e wype ni ca kowicie nasze serce. Poprzez imi Jezus nawi zujemy nie tylko wi
z Synem, ale tak e z Jego Ojcem. Kto bowiem posiada wi z Synem, posiada j równie
z Ojcem, poniewa Syn i Ojciec s jedno. Na nasz modlitw : Panie, powiedz tylko s owo,
a b dzie uzdrowiona dusza moja Chrystus móg by nam odpowiedzie równie : Ty równie
powiedz z wiar tylko jedno s owo, moje imi — Jezus — a b dzie zbawiona dusza twoja.
3. Nowa obecno Jezusa Zmartwychwsta ego
Kiedy Maria powiedzia a do Jezusa: Rabbuni, wówczas Jezus odpowiedzia jej: Nie zatrzymuj
Mnie, jeszcze bowiem nie wst pi em do Ojca. Istot misji Jezusa, istot tajemnicy Wcielenia
jest zst pienie od Ojca i powrót do Niego: Wyszed em od Ojca i przyszed em na wiat; znowu
opuszczam wiat i id do Ojca (J 16, 28). Ostatecznym wype nieniem misji jest wi c nie tyle
samo Zmartwychwstanie, ile raczej jego zasadniczy cel: powrót do Ojca, by zasi
po Jego
prawicy. Odchodz c ze wiata i zasiadaj c po prawicy Ojca pozostaje jednocze nie na zawsze
ze swoimi uczniami: Odchodz i
przyjd znów do was. Gdyby cie Mnie mi owali,
rozradowaliby cie si , e id do Ojca (J 14, 28). Odej cie do Ojca jest konieczno ci nie tylko
dla samego Jezusa, ale tak e dla Jego uczniów. Z tej konieczno ci wynika obopólne wi ksze
dobro, wi ksza rado .
Spotkanie Jezusa z Mari Magdalen tworzy jakby moment przej ciowy pomi dzy dawn
obecno ci Jezusa, na sposób fizyczny i widzialny, a now obecno ci . Maria Magdalena
i wszyscy uczniowie Jezusa b
musieli dopiero nauczy si szukania Jezusa w nowy
sposób, w nowej formie. Nowa obecno urzeczywistnia si poprzez wiar ca ej wspólnoty
Ko cio a. Maria Magdalena, podobnie jak wszyscy uczniowie Jezusa po Zmartwychwstaniu,
znajduje si w jakim momencie prze omowym, w momencie przej ciowym. Dopiero
bowiem Wniebowst pienie Jezusa oraz zes anie Ducha wi tego utworzy z nich now
wspólnot — Ko ció .
Ale zanim to nast pi, wszyscy uczniowie, podobnie jak Maria Magdalena, b
uczy si
wiary w Jezusa Zmartwychwsta ego. Nie da si bowiem zatrzyma czasu; nie da si
zatrzyma Jezusa z przesz
ci. Godzina Jezusa, czas Jego ziemskiego ycia ju przemin ,
nale y do historii. Fizyczna, ziemska obecno Jezusa z chwil Jego mierci sta a si cz ci
historii ludzko ci. Po Zmartwychwstaniu Jezus przekracza histori , przekracza czas,
przekracza przestrze . Jezus staje si odt d panem historii, panem czasu, panem przestrzeni.
St d te nie mo e by przez czas i histori zatrzymany, wi ziony. Po Zmartwychwstaniu
Jezus mówi o sobie, e jest Alf i Omeg , Pocz tkiem i Ko cem, jest tym, Który jest, Który
by i Który przychodzi, jest Wszechmog cym (Ap 1, 8). Próba zatrzymania Jezusa
historycznego przy sobie staje si niemo liwa, jak niemo liwe okaza o si dla Marii
Magdaleny znalezienie Jego martwego cia a. Jak nie ma ju martwego cia a, poniewa Jezus
zmartwychwsta , tak równie nie ma ju Jezusa historycznego, poniewa wst pi do Ojca
i zasiada po Jego prawicy. Szukanie Jezusa historycznego jest wi c szukaniem iluzji, jest
rozmijaniem si z Jezusem wiecznie yj cym po prawicy Ojca.
I chocia nie mo na powróci do przesz
ci, to jednak trzeba nawi za
cis wi
z przesz
ci i z histori . Jezus Zmartwychwsta y jest bowiem tym samym Mistrzem
z Nazaretu, któremu Maria Magdalena oraz inni uczniowie towarzyszyli w czasie Jego
drówek po Galilei i Judei. I cho pomi dzy obiema postaciami Jezusa istnieje g boka
ró nica, to jednak pozostaje identyczno Osoby. W Jezusie Zmartwychwsta ym objawia si
absolutna nowo Boga, której do tej pory wiat jeszcze nie zna . Aby móc odkry , widzie
i
now rzeczywisto ci Jezusa Zmartwychwsta ego, potrzeba nowego spojrzenia;
spojrzenia oczyszczonego z osobistych przywi za i ludzkich tylko oczekiwa . W nowej
wi zi z Jezusem trzeba ca kowicie zda si na Niego, tak jak On sam zda si na wol
swojego Ojca.
Nie zatrzymuj Mnie, jeszcze bowiem nie wst pi em do Ojca. Tymi s owami Jezus wzywa
Mari Magdalen , aby oderwa a si od Jego starej, dawnej obecno ci; aby zrezygnowa a
z przywi zania do swoich ludzkich idei, wyobra
, oczekiwa . Jezus wzywa j do
otwarto ci i wiary w Jego now obecno . Nowa obecno jest tak samo realna i tak samo
rzeczywista jak Jego fizyczna obecno przed mierci . Jezus uczy Mari odkrywa Go
w nowy sposób,
Nim na sposób nadprzyrodzony.
Kiedy zbyt materialnie, zbyt zewn trznie i zbyt uczuciowo rozwa amy ycie Jezusa, wówczas
spontanicznie rodzi si w nas jaki
al, i my nie mieli my mo liwo ci spotka na sposób
fizyczny Jezusa historycznego, tak jak spotka a Go Jego Matka Maryja, Aposto owie oraz
inni uczniowie, a w ród nich tak e i kobiety. Takie ludzkie pragnienia i ca y sposób
rozumowania zwi zany z nimi, cho trzeba uszanowa i mo na zrozumie , jest jednak
ca kowicie fa szywy. Ods ania bowiem zatrzymanie si wiary jedynie na powierzchni naszych
emocji. Objawia te powierzchowno naszego do wiadczenia Jezusa Zmartwychwsta ego.
Nasza dzisiejsza wi z Jezusem jest rzeczywista, realna, prawdziwa i g boka. Nie jeste my
w niczym poszkodowani, nie jeste my w gorszej sytuacji od tych, którzy mogli spotka Jezusa
historycznego. Nie przychodzi nam bynajmniej z wi kszym trudem wierzy w Jezusa jako
Syna Bo ego, jako naszego Zbawc . Wr cz przeciwnie. Maj c za sob
wiadectwo dwóch
tysi cy lat, nam — w pewnym sensie — jest mo e nawet atwiej. Opieramy si bowiem nie
tylko na naszych osobistych do wiadczeniach Jezusa, ale tak e na do wiadczeniach milionów
Jego wyznawców, którzy dla Niego po wi cali wszystko, nierzadko tak e swoje ycie. Ich
wiara nas zastanawia, pobudza, zach ca, otwiera.
W niniejszej kontemplacji oddajmy chwa Jezusowi Zmartwychwsta emu. Dzi kujmy Mu za
Jego now obecno . Dzi ki niej pozostaje pomi dzy nami
do sko czenia wiata (Mt 28,
20). Pozostaje obecny tak e i dla nas, pozostaje obecny tak e i dla mnie. I nam i mnie objawia
si , jak objawi si swojej Matce Maryi, Marii Magdalenie, Aposto om, uczniom id cym do
Emaus i wielu innym. Dzi kujmy tak e Jezusowi za wiar wszystkich Jego wyznawców,
dzi ki której wiara ta dotar a a do naszych czasów. Nasza wiara jest kontynuacj , jest
przed
eniem ich wiary. Pro my jednocze nie, aby my i my mogli przekaza t wiar
w Jezusa Zmartwychwsta ego tym, którzy przyjd po nas. Jezus zaprasza równie nas, jak
zaprosi Mari z Magdali: Udaj si do moich braci i powiedz im: Wst puj do Ojca mego
i Ojca waszego oraz do Boga mego i Boga waszego. Maria pos usznie posz a oznajmi
uczniom: Widzia am Pana i to mi powiedzia .
Na zako czenie ca ej kontemplacji oddajmy chwa Jezusowi zasiadaj cemu po prawicy Ojca
wyra aj c wiar w Jego now , ci gle yw obecno po ród nas. Nieobecny na sposób
widzialny, Jezus towarzyszy nam jednak przez wszystkie dni a do sko czenia wiata.
Pro my, aby Jego nowa obecno sta a si
ród em nowego spojrzenia na nasze ycie oraz na
ca nasz ludzk rzeczywisto . Pro my, aby my mogli wewn trznie do wiadczy , e jako
Zmartwychwsta y jest Pocz tkiem i Ko cem, jest Alf i Omeg , jest tym, Który jest, Który by
i Który przychodzi.
XI. BIEGLI ONI OBYDWAJ RAZEM DO GROBU
A pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze by o ciemno, Maria
Magdalena uda a si do grobu i zobaczy a kamie odsuni ty od grobu. Pobieg a wi c
i przyby a do Szymona Piotra i do drugiego ucznia, którego Jezus kocha , i rzek a do nich:
Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go po
ono. Wyszed wi c Piotr i ów drugi ucze
i szli do grobu. Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi ucze wyprzedzi Piotra i przyby
pierwszy do grobu. A kiedy si nachyli , zobaczy le
ce p ótna, jednak e nie wszed do
rodka. Nadszed potem tak e Szymon Piotr, id cy za nim. Wszed on do wn trza grobu
i ujrza le
ce p ótna oraz chust , która by a na Jego g owie, le
nie razem z p ótnami, ale
oddzielnie zwini
na jednym miejscu. Wtedy wszed do wn trza tak e i ów drugi ucze , który
przyby pierwszy do grobu. Ujrza i uwierzy . Dot d bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma,
które mówi, e On ma powsta z martwych (J 20, 1–9).
Któ nas mo e od czy od mi
ci Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prze ladowanie, g ód
czy nago , niebezpiecze stwo czy miecz? Jak to jest napisane: Z powodu Ciebie zabijaj nas
przez ca y dzie , uwa aj nas za owce przeznaczone na rze . Ale we wszystkim tym odnosimy
pe ne zwyci stwo dzi ki Temu, który nas umi owa . I jestem pewien, e ani mier , ani ycie,
ani anio owie, ani Zwierzchno ci, ani rzeczy tera niejsze, ani przysz e, ani Moce, ani co
wysokie, ani co g bokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdo a nas od czy od mi
ci
Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8, 35–39).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Piotra i Jana biegn cych z po piechem i
z niepokojem do grobu Jezusa. Obserwujmy tak e pusty grób Jezusa oraz le ce p ótna
i chust , która by a na Jego g owie.
Pro ba o
owoc kontemplacji: B dziemy prosi o
wewn trzne pragnienie g bokiego
i intymnego zwi zania z Jezusem oraz o wewn trzne przekonanie, i nic nie mo e nas od
Niego oddzieli .
1. Biegli obydwaj do grobu
Maria Magdalena powróciwszy od pustego grobu dzieli si z Piotrem i Janem nie tyle
rado ci ze Zmartwychwstania Jezusa, ile raczej swoim g bokim niepokojem i pytaniem,
gdzie znajduje si Jego cia o. Niepokój Marii Magdaleny udziela si tak e uczniom. Pod jego
wp ywem oni równie pobiegli do grobu: Wyszed wi c Piotr i ów drugi ucze i szli do grobu.
Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi ucze wyprzedzi Piotra i przyby pierwszy do grobu.
odszy i silniejszy Jan wyprzedzi Piotra, który — jak sugeruje nam Ewangelia — ledwie
nad
za Janem.
To po pieszne zd anie Piotra i Jana do pustego grobu wynika o z ich g bokiego zwi zania
z Jezusem. mier Chrystusa, ucieczka uczniów, upadek Piotra nie tylko nie oddali a ich od
Mistrza, lecz wr cz przeciwnie — zbli
a ich do Niego. Obaj, Piotr i Jan, towarzyszyli
Jezusowi w Jego cierpieniach i mierci krzy owej; obaj prze yli wewn trzne zagubienie
i smutek. Jan, cho sta pod krzy em Mistrza, to jednak w Ogrójcu uciek razem z innymi
Aposto ami. On równie do wiadczy g bokiego wewn trznego zagubienia i niewiary.
Uwierzy w Zmartwychwstanie Chrystusa dopiero przy pustym grobie ogl daj c zb dne ju
ótna i chust po Zmartwychwsta ym.
Piotr za od Ogrójca towarzyszy Jezusowi najpierw z daleka. Nast pnie zapar si swojego
Mistrza z obawy, e i jego mo e spotka los Jezusa. Zaparcie si Piotra nie oddali o go jednak
od m ki i mierci Mistrza. Wprost przeciwnie. Zaparcie sta o si prze omowym momentem,
który pozwoli mu odkry rzeczywisty cel i sens cierpienia i mierci Jezusa. Dopiero po
swoim zaparciu Piotr odkry swoj zarozumia
, swoj zbytni pewno siebie, brak
poznania siebie i grzechu swojego serca. Nie znaj c siebie Piotr dawa Jezusowi obietnice bez
pokrycia w rzeczywisto ci: Z Tob gotów jestem i nawet do wi zienia i na mier ( k 22,
33). Po swoim grzechu Piotr wreszcie poj , e to on — biedny grzesznik — potrzebuje
zbawienia przez Chrystusa. Po swoim upadku Piotr nie broni si , aby Jezus umy mu nogi,
aby Go oczy ci , aby Go zbawi . I chocia Piotr nie sta pod krzy em razem z Matk Jezusa
i umi owanym uczniem, to jednak g boko do wiadcza, e jest to mier dla niego i za niego.
Szybki bieg Piotra do pustego grobu wyra a jaki wewn trzny niepokój. W niepokoju tym
jest ju przeczucie wiary w Zmartwychwstanie. Czy bowiem Piotr móg by ca kowicie
zapomnie o
wielokrotnych zapowiedziach Zmartwychwstania Jezusa? Czy móg by
zapomnie o obietnicy ponownego spotkania w Galilei? Przeczucie Zmartwychwstania Jezusa
by o jednak tak niesamowit nowin , i trudno by o uwierzy w mo liwo jej spe nienia.
Bieg Piotra i Jana do pustego grobu to bieg do ród a nadziei, do ród a prawdziwej rado ci,
do róde
ycia. W obecnej modlitwie kontemplujmy bieg Piotra i Jana do pustego grobu.
Zauwa my ich po piech, oczekiwanie pe ne niepokoju. E. Burnand namalowa znany obraz
Piotr i Jan biegn cy do grobu. Obraz ten wyra a po piech i niepokój uczniów Aposto ów.
Pusty grób przemawia do uczniów. Pusty grób jest dla nich znakiem, symbolem, jest jakby
sakramentem Zmartwychwsta ego. Og asza im dobr nowin . Zmartwychwsta em i zawsze
jestem z wami (Antyfona ze Mszy w. Wielkanocnej) — mówi Chrystus swoim pustym
grobem. Cho sytuacja yciowa ka dego z nich by a inna, obaj potrzebowali tej niezwyk ej
Nowiny.
bia naszego uczestnictwa w rado ci Jezusa Zmartwychwsta ego zale y od g bi naszej
wi zi z Jezusem, od naszego uczestnictwa w Jego m ce i mierci, od wewn trznego uznania
naszej s abo ci i grzeszno ci. Rado Wielkiej Niedzieli mo e odkry tylko ten, kto
do wiadczy bólu Wielkiego Pi tku. Zmartwychwstanie Jezusa mo e by wielk Nowin
tylko dla tych, dla których mier Chrystusa by a wielkim smutkiem. Pe ni rado ci Jezusa
Zmartwychwsta ego mo e do wiadczy tylko cz owiek, który prze yje rzeczywiste
zagro enie wynikaj ce z grzechu, w którym pogr ony jest zarówno on sam jak i wiat.
Pro my w tej kontemplacji o g bokie pragnienie intymnego zwi zania si z Chrystusem.
Pro my o zanurzenie nas w Jego m ce i mierci, aby my mogli by zanurzeni w rado ci Jego
Zmartwychwstania. Módlmy si tak e, aby zapewnienie Jezusa: Zmartwychwsta em i zawsze
jestem z wami by o dla nas ród em wewn trznego pokoju i
rado ci, szczególnie
w momentach próby.
2. Dochodzenie do wiary w zmartwychwstanie
Biegli oni obydwaj razem, lecz ów drugi ucze wyprzedzi Piotra i przyby pierwszy do grobu.
Jan nie wszed jednak od razu do wn trza. Nachyli si jedynie, aby sprawdzi , czy
rzeczywi cie grób jest pusty. Tak. Grób by pusty. Jan zobaczy jedynie p ótna, w które by o
zawini te cia o Jezusa. Zaczeka na Piotra, aby ten jako pierwszy wszed do grobu.
W ust pieniu pierwsze stwa Piotrowi przy wej ciu do grobu dostrzegamy delikatno
i szacunek m odszego Jana dla starszego Piotra. W ten dyskretny sposób Jan ukazuje równie
rol Piotra we wspólnocie Aposto ów. Kiedy Piotr wszed jako pierwszy, za nim wszed tak e
Jan.
W rozwa anej Ewangelii uderza nas detaliczny opis u
enia p ócien, które jako relikwie
zosta y po Zmartwychwsta ym Jezusie. Piotr zobaczy le
ce p ótna oraz chust , która by a
na Jego g owie, le
nie razem z p ótnami, ale oddzielnie zwini
na jednym miejscu. Pod
wp ywem szoku pustego grobu uczniowie jakby sfotografowali w pami ci i wyobra ni
enie chusty i p ócien. Obraz ten zapami tali na ca e ycie.
Dzi ki szczególnemu do wiadczeniu Jezusowej mi
ci — Jan nazywa bowiem siebie
uczniem, którego Jezus mi owa (por. J 21, 7) — dzi ki intuicji swojego czystego serca, Jan
szybciej przedar si przez w asne zagubienie i niepewno . Szybciej te odnalaz w pami ci
wielokrotn zapowied Jezusa, e po trzech dniach od mierci zmartwychwstanie. Zaledwie
zobaczy pusty grób, le ce p ótna oraz chust , uwierzy w tajemnic Zmartwychwstania.
Szybki bieg Jana jest symbolem jego szybkiej wiary. Mi
otwiera oczy. Mi
sprawia, i
cz owiek widzi wi cej i szybciej.
Piotr bieg wolniej. Piotrowi, który miota si pomi dzy wynios
ci a
doznanym
upokorzeniem w asnym grzechem, trudniej by o uwierzy . Potrzebowa wi cej czasu. Piotr do
rado ci Jezusa Zmartwychwsta ego dochodzi wolniej i z wi kszym trudem. Ka dy grzech,
za lepiaj c cz owieka, niszczy jego duchow wra liwo . Utrudnia mu przez to odkrywanie
obecno ci Jezusa. Gorzkie i serdeczne zy Piotra wylane po zaparciu si Jezusa przygotowa y
jednak jego serce na przyj cie tajemnicy Zmartwychwstania. Do rado ci Zmartwychwstania
Piotr dochodzi nie tylko dzi ki w asnym wysi kom, zom alu i skruchy, ale tak e dzi ki
modlitwie Jezusa, który zapewni go: Szymonie, Szymonie, oto szatan domaga si , eby was
przesia jak pszenic ; ale Ja prosi em za tob , eby nie usta a twoja wiara ( k 22, 31).
Odwo uj c si do naszej wyobra ni oraz opisu, jaki zostawi nam w. Jan, kontemplujmy
pusty grób. Przypatrujmy si niepotrzebnym ju p ótnom oraz chu cie. Zauwa my radosne
zdziwienie Jana, wyraz jego wiary w Zmartwychwstanie Mistrza.
I chocia Piotr i Jan dochodz do rado ci Zmartwychwstania ró nymi drogami, to jednak
w ko cu pe na rado sta a si udzia em ich obu. Pro my Jana, umi owanego ucznia Jezusa,
aby jego droga do wiary w Zmartwychwstanie Jezusa uczy a nas potrzeby wewn trznej
przejrzysto ci w naszych pragnieniach i d
eniach. Czyste serce widzi szybciej, widzi dalej,
widzi wi cej. Pro my tak e o intuicj serca, dzi ki której b dziemy w stanie odkry obecno
Jezusa Zmartwychwsta ego w naszych codziennych do wiadczeniach, yciowych sytuacjach,
zdarzeniach. Podobnie jak zb dne p ótna sta y si dla Jana znakiem obecno ci Jezusa
Zmartwychwsta ego, tak równie i dla nas wiele najprostszych sytuacji yciowych, po ludzku
przypadkowych i zb dnych mo e by równie znakiem Jego obecno ci.
Piotra za pro my, aby uczy nas gorzko i serdecznie p aka z powodu naszych s abo ci
i
grzechów. Tym w
nie alem przygotujemy nasze serce na przyj cie rado ci
Zmartwychwstania. Nasza grzeszna przesz
nie musi by przeszkod w drodze do Jezusa.
Mo emy uczyni z niej — jak uczyni to Piotr — miejsce spotkania z Jezusem. Im bardziej
rozla si nasz grzech, tym obficiej mo e rozla si
aska wiary w Jezusa Zmartwychwsta ego.
Wraz z Piotrem i Janem upadnijmy przed Jezusem, wyra my nasz mi
, nasze oddanie,
nasze uwielbienie dla tajemnicy Jego Zmartwychwstania.
3. Nasze ycie ukryte jest z Chrystusem w Bogu
Jan nie widzia oczami cia a Zmartwychwsta ego Jezusa, a jednak — jako pierwszy
z
uczniów — uwierzy . I
w
nie do niego w
pierwszym rz dzie mo na odnie
ogos awie stwo, które Jezus wypowie pó niej wobec niewiernego Tomasza:
ogos awieni,
którzy nie widzieli, a uwierzyli (J 20, 29). Jezus b dzie pomaga uczniom uwierzy w swoje
Zmartwychwstanie ukazuj c si im a do czasu Wniebowst pienia. Da On Aposto om po
swojej m ce — jak pisze ukasz — wiele dowodów, e yje: ukazywa si im przez
czterdzie ci dni i mówi o Królestwie Bo ym (Dz 1, 3).
Po odej ciu Jezusa z tej ziemi ród em wiary w Jego Zmartwychwstanie b dzie jedynie
wiadectwo Jego pierwszych uczniów, którzy Go widzieli na w asne oczy. Jan Aposto , który
uwierzy w Zmartwychwstanie Jezusa zanim Go jeszcze zobaczy , staje si szczególnym
wzorem wiary dla nas, którzy równie nie widzieli my Zmartwychwsta ego, a wierzymy
w Niego. Nasza wiara w Jezusa opiera si na zaufaniu i dlatego nasze
ycie ukryte jest
z Chrystusem w Bogu (Kol 3, 3). Naszej wiary, naszego ycia duchowego, wewn trznej
rado ci, mi
ci, nie dostrze emy ludzkim okiem. I chocia mo emy sprawdza ich
autentyczno po owocach, to jednak nie mo emy uj
rozumem, nie mo emy opisa
ludzkim j zykiem. S one bowiem ukryte w Chrystusie.
Poniewa nasze ycie duchowe ukryte jest w
Chrystusie, mo emy by kuszeni, by
pomniejsza rol i znaczenie ycia w Jezusie. Mo emy by nawet kuszeni, aby twierdzi , e
ycie to nie istnieje. Ziarno wrzucone w ziemi jest tak e niewidoczne dla oka. I cho tego
nie widzimy na zewn trz, to jednak ziarno ci ko pracuje w ziemi — obumiera, by wyda
owoc.
Nasza wiara w Jezusa ukrzy owanego i Zmartwychwsta ego jest podobna do ziarna ukrytego
w ziemi, które pracuje. Do wiadczenie wewn trzne wskazuj ce, i nasze ycie ukryte jest
z
Chrystusem w
Bogu, mo e by dla nas wielk pociech i
nadziej , szczególnie
w momentach zniech cenia duchowego. W chwilach wielkich w tpliwo ci i ataków niewiary
mo emy w sposób pewny odwo ywa si nie do naszych odczu i do naszej wiedzy o nas, ale
nie do tego, co jest ukryte w Chrystusie. Tak w
nie prze ywa swoj wiar
w. Piotr po
swoim zaparciu si Jezusa. To w
nie dzi ki w asnemu upadkowi i dzi ki mierci Jezusa
Piotr wreszcie zrozumia , i nie mo e odwo ywa si do swojej wiedzy o sobie, poniewa jej
do ko ca nie zna. Samo odczucie wiedzy o sobie okaza o si dla Piotra z udne. Piotr odwo uje
si zatem do ukrytej wiedzy Jezusa o nim. Na pytanie Mistrza: Szymonie, Synu Jana, czy
mi ujesz Mnie?, Piotr odpowiada pokornie: Panie, Ty wiesz, e Ci kocham. Moja mi
do
Ciebie, moja wiara w Ciebie, moje ycie Tob ukryte jest w Tobie. I w
nie dlatego Ty sam
najlepiej wszystko wiesz. Ty wiesz, e Ci kocham (por. J 21, 15nn).
W obecnej kontemplacji dzi kujmy Jezusowi za to, i mo emy ukry nasz wiar , nasz
mi
i ca e nasze ycie w Nim. Pro my, aby my dzi ki temu zaznali g bokiego poczucia
bezpiecze stwa i pewno ci siebie. W
nie dlatego, i mo emy si ukry w Chrystusie, nic
nie mo e nas od Niego oddzieli . St d te ze w. Paw em mo emy stawia retoryczne
pytanie: Któ nas mo e od czy od mi
ci Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy
prze ladowanie, g ód czy nago , niebezpiecze stwo czy miecz? Pewni, i nasze ycie ukryte
jest z Chrystusem w Bogu mo emy równie ze w. Paw em odpowiedzie na pytanie: I jestem
pewien, e ani mier , ani ycie, ani anio owie, ani Zwierzchno ci, ani rzeczy tera niejsze, ani
przysz e, ani Moce, ani co wysokie, ani co g bokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie
zdo a nas od czy od mi
ci Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym.
Dzi kujmy Jezusowi za ukrycie naszego ycia w Nim, za to, i dzi ki Niemu mo emy czu
si bezpieczni.
XII. B OGOS AWIENI, KTÓRZY NIE WIDZIELI, A UWIERZYLI
Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie by razem z nimi, kiedy przyszed Jezus.
Inni wi c uczniowie mówili do niego: Widzieli my Pana! Ale on rzek do nich: Je eli na
kach Jego nie zobacz
ladu gwo dzi i nie w
palca mego w miejsce gwo dzi, i nie w
ki mojej do boku Jego, nie uwierz . A po o miu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu
wewn trz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszed mimo drzwi zamkni tych, stan po rodku
i rzek : Pokój wam! Nast pnie rzek do Tomasza: Podnie tutaj swój palec i zobacz moje r ce.
Podnie r
i w
j do mego boku, i nie b
niedowiarkiem, lecz wierz cym! Tomasz Mu
odpowiedzia : Pan mój i Bóg mój! Powiedzia mu Jezus: Uwierzy
dlatego, poniewa Mnie
ujrza
? B ogos awieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. I wiele innych znaków, których nie
zapisano w tej ksi
ce, uczyni Jezus wobec uczniów. Te za zapisano, aby cie wierzyli, e
Jezus jest Mesjaszem, Synem Bo ym, i aby cie wierz c mieli ycie w imi Jego (J 20, 24–31).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawimy sobie Jezusa, który przychodzi do uczniów
mimo drzwi zamkni tych. Ws uchajmy si w s owa Chrystusowego pozdrowienia: Pokój
wam; ws uchajmy si te w modlitw adoracji Tomasza: Pan mój i Bóg mój.
Pro ba o owoc kontemplacji: Pro my, aby sam Jezus rozwiewa nasz nieufno , jaka ko ata
si w nas gdzie na dnie serca. Pro my tak e o postaw g bokiej i pokornej adoracji Jezusa
Zmartwychwsta ego, której wzór daje nam modlitwa Tomasza: Pan mój i Bóg mój.
1. Niewierny Tomasz
Tomaszowi nieobecnemu na spotkaniu z Jezusem Zmartwychwsta ym Aposto owie mówi
prosto: Widzieli my Pana. Jest to pierwsze wiadectwo o Jezusie Zmartwychwsta ym, które
Aposto owie daj jednemu ze swoich braci.
Zdanie: Widzieli my Pana staje si jakby najkrócej sformu owanym wyznaniem wiary, staje
si opowie ci kerygmatyczn o Jezusie. Mówi ona nie tylko o Jego Zmartwychwstaniu, ale
równie o Jego obecno ci we wspólnocie Aposto ów.
Nie atwo by o uwierzy Jedenastu Aposto om w Zmartwychwstanie Jezusa, kiedy t Dobr
Nowin przynios y im trzy kobiety. S owa kobiet wyda y im si czcz gadanin i nie dali im
wiary ( k 24, 11). Ale wiadectwo dziesi ciu Aposto ów, dane jednemu z nich, mog oby
wydawa si
atwe do przyj cia. Znali si dobrze nawzajem. Nie by a to grupa ludzi
atwowiernych, dnych tanich sensacji. Wszyscy byli trze wymi realistami, których nie atwo
by o przekona o czym , co przekracza o ich prosty,
ski sposób rozumowania. Tomasz,
jeden z nich, s ysz c jednog
nie brzmi ce wiadectwo: Widzieli my Pana, móg odwo
si
do tego w
nie krytycyzmu swoich braci Aposto ów. Ale Tomaszowi Dobra Nowina wyda a
si niemo liwa. I tym razem uzna j za czcz gadanin .
Mo emy wczu si w sposób rozumowania Tomasza: to prawda, e Jezus czyni cuda. Ale
czyni je przecie tak e Moj esz i wielcy prorocy, jak Eliasz, Elizeusz. Nie zdarzy o si
jednak nigdy dot d, aby kto sam wróci z grobu, w którym go pochowano.
Na wiadectwo Dziesi ciu Tomasz spontanicznie odpowiada: Je eli na r kach Jego nie
zobacz
ladu gwo dzi i nie w
palca mego w miejsce gwo dzi, i nie w
r ki mojej do
boku Jego, nie uwierz . Im wi ksze i mocniejsze wiadectwo, tym twardsze warunki wiary
w Zmartwychwstanie stawia Tomasz nie tyle swoim braciom Aposto om, ile raczej samemu
Jezusowi Zmartwychwsta emu. Reakcja Tomasza wydaje si by przejawem nie tylko
realizmu, ale tak e wyrazem pewnego urazu i uporu emocjonalnego, jakim nierzadko
odznaczaj si ludzie zagubieni i niepewni siebie. Trzymaj si swego zdania nieraz wbrew
oczywisto ci. Tomasz, podobnie jak wszyscy Aposto owie, czu si g boko zawiedziony
niespodziewanym, niepomy lnym i tak bolesnym ko cem Jezusa. By mo e Tomasz po
mierci Jezusa mocno
owa , i da si wci gn
w Jego spraw i nie chcia ponownie da
si nabra . Tomasz metodami eksperymentalnymi pragnie sprawdzi Dobr Nowin
o Zmartwychwstaniu. Chce zobaczy i dotkn te miejsca na ciele Jezusa, które by y
przyczyn Jego mierci. Tomasz zdaje si by podobny do wielu dzisiejszych naukowców,
którzy w sposób eksperymentalny usi uj udowadnia co , co dla trze wo my
cego
cz owieka jest po prostu absurdem lub te chc podwa
moraln oczywisto prawd, które
do naszych czasów wyznawa a ca a ludzko . Zdecydowana i jednoznaczna reakcja Tomasza
sprawi a, i wspólne wiadectwo dziesi ciu Aposto ów o Zmartwychwstaniu Jezusa dane
Jedenastemu z nich ponios o pierwsz pora
.
Nieufno Tomasza posiada jednak — o ile mo emy tak powiedzie — swój pozytywny
wymiar. Spraw Jezusa Tomasz traktowa bardzo na serio. By w ni ca y zaanga owany.
Zmartwychwstanie Jezusa by o dla niego, jak i dla innych Aposto ów, nie tylko problemem
wiary w cud. By to bardzo osobisty problem: Jak
dalej? Komu po wi ci dalej ycie?
Komu si teraz powierzy ? Tomasz rozumia dobrze, i jego ycie nabra oby zupe nie innego
znaczenia i sensu, gdyby Jezus
, gdyby Jezus zmartwychwsta . St d te Chrystus traktuje
nieufno Tomasza nie tylko z wielkim mi osierdziem, ale tak e bardzo serio. Spe nia
dos ownie wszystkie warunki, jakie Tomasz postawi , aby uwierzy w tajemnic Jego
Zmartwychwstania.
Odwo uj c si do naszego do wiadczenia wejd my w tej modlitwie tak e w pokus naszej
nieufno ci. Rodzi si ona najcz ciej, podobnie jak w wypadku Tomasza, jako reakcja
obronna na bolesne do wiadczenia zawodu i rozczarowania, szczególnie za zawodu
i rozczarowania w mi
ci. Je eli wielokrotnie nie zosta y spe nione rozbudzone w nas
oczekiwania i nadzieje na trwa ludzk mi
i przyja
, wówczas na propozycj
nawi zania ponownej wi zi mi
ci i
przyja ni spontanicznie bronimy si uczuciem
nieufno ci. Odruchowo i z uprzedzeniem mówimy wówczas, e nie damy si nabra kolejny
raz.
Nieufno ci i uprzedzenia nie daj jednak adnej obrony przed kolejnym zranieniem.
Nieufno izoluje cz owieka, zamyka go w sobie, czyni go coraz bardziej zgorzknia ym.
Nieufno obraca si w
ko cu przeciwko cz owiekowi, który j stosuje. Nieufno
i zamkni cie, je eli nie s stopniowo przezwyci ane, rodz stany rozpaczy. U pod
a
ka dego ludzkiego grzechu le y zawsze nieufno , która przejawia si na wielu poziomach.
Jest to nieufno wobec Boga, nieufno wobec bli nich oraz nieufno wobec siebie samego.
w ogrodzie Eden, nak aniaj c pierwszego cz owieka do buntu wobec Boga, zasia w nim
nieufno wobec Jego mi
ci i Jego woli.
Pro my Jezusa, aby ods oni przed nami wszystkie przejawy nieufno ci naszego serca.
Najpierw nieufno wobec Boga. Zauwa my, jak atwo nieufno ta rodzi si w nas, kiedy
w naszym subiektywnym odczuciu Bóg nie spe nia naszych pró b, pragnie , oczekiwa ;
kiedy nasze wyobra enie o
Nim zostaje zakwestionowane. W
sytuacjach za
niespodziewanego cierpienia czy niepowodzenia, do nieufno ci do cza si nierzadko tak e
podejrzliwo wobec mi
ci Boga.
Mo e jeszcze atwiej b dzie nam zauwa
i przyzna si do naszej nieufno ci wobec
bli nich? Pytajmy si w czasie tej modlitwy, jakie osoby zawiod y nas? Zauwa my, jak
bardzo boli nas zawód, jaki nam sprawi y. Zauwa my, w jakich sytuacjach i wobec jakich
osób daje zna o sobie ci gle na nowo nasza nieufno ? Wielu m odych ludzi atwo w tpi
w mo liwo g bokiej przyja ni i mi
ci, poniewa w przesz
ci do wiadczyli bolesnego
odrzucenia ze strony osób, od których spodziewali si przyj cia i akceptacji.
Zauwa my te nasz nieufno wobec siebie samych: nieufno wobec naszych ludzkich si ,
asnych mo liwo ci, si y woli. Pytajmy, czy w chwilach s abo ci i grzechu nie za amujemy
si zbyt atwo rezygnuj c z
dalszych zmaga . Jakie do wiadczenia yciowe, jakie
niepowodzenia mog le
u podstaw nieufno ci wobec siebie? Pro my Jezusa, aby my
pozwolili Mu rozbija w nas nasze postawy nieufno ci wobec Niego, wobec bli nich i wobec
siebie samych. Nieufno serca ma jedno zasadnicze ród o: jest nim nieufno wobec Boga
i Jego mi
ci.
2. Pan mój i Bóg mój
A po o miu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewn trz domu i Tomasz z nimi, Jezus
przyszed mimo drzwi zamkni tych, stan po rodku i rzek : Pokój wam! Samym wej ciem do
wn trza domu, w którym przebywali Aposto owie, Jezus podwa a eksperymentaln metod
dochodzenia do wiary, któr zaproponowa Tomasz. Chrystus przychodzi mimo drzwi
zamkni tych. Tym niezwyk ym wej ciem do domu Jezus pragnie powiedzie Tomaszowi, e
istnieje rzeczywisto , która przekracza wymiar materialny — wymiar sprawdzalny dla
ludzkich zmys ów. Chrystus pragnie te ukaza niedowierzaj cemu uczniowi, e poprzez
Zmartwychwstanie wkroczy On ostatecznie w rzeczywisto , która dla yj cych na ziemi
pozostaje nadal zakryta tajemnic . I cho nowa rzeczywisto wymyka si ludzkim zmys om,
jest ona równie realna jak rzeczywisto materialna, któr mo na bada metodami
eksperymentalnymi. Wej cie mimo drzwi zamkni tych wzbudzi o w uczniach nie tylko
zdziwienie, ale tak e l k ( k 24, 37). St d te Jezus pozdrawia ich s owami: Pokój wam.
Zmartwychwsta y pragnie ich zapewni , e swoj now obecno ci nie tylko im nie zagra a,
ale wprost przeciwnie — dzi ki niej mo e im ofiarowa trwa y pokój i rado .
Po o miu dniach, jakie up yn y od poprzedniego spotkania, w którym Tomasz nie bra
udzia u, Jezus zdaje si przychodzi przede wszystkim do niego samego. Po s owach
pozdrowienia Jezus zaraz zwraca si do Tomasza: Podnie tutaj swój palec i zobacz moje
ce. Podnie r
i w
j do mego boku, i nie b
niedowiarkiem, lecz wierz cym! Jezus
z wielk pokor i z wielk hojno ci spe nia
dania Tomasza. Pozwala Mu ogl da swoje
rany, pozwala w
palec do ran r k, a ca r
do rany boku. I cho Jezus swoim
Zmartwychwstaniem wkroczy w
now rzeczywisto przekraczaj
wymiar ludzkich
zmys ów, to nie sta si przez to nieuchwytnym widmem. Cz owiecze stwo Jezusa
Zmartwychwsta ego jest tak samo realne jak Jego mier , spowodowana ranami, które
Tomasz ogl da swoimi ludzkimi zmys ami. Jezus daj c Tomaszowi mo liwo ogl dania
i dotykania swoich ran, upomina go jednocze nie: Nie b
niedowiarkiem, lecz wierz cym!
Nieufno i podejrzliwo Tomasza w jednym momencie przemienia si w os upienie
i zdziwienie wiary. Nie broni ju swojej nieufno ci, ale natychmiast uznaje swoje za lepienie.
Spontanicznie, nie dotykaj c nawet ran Jezusa (Ewangelia o tym nie wspomina), niewierny
Tomasz wo a:
Pan mój i
Bóg mój. Jest to kolejne wyznanie wiary w
Jezusa
Zmartwychwsta ego, którym — jak twierdz egzegeci — pos ugiwa si tak e Ko ció
pierwotny. Swoim okrzykiem Tomasz wypowiedzia swoje do wiadczenie wiary: pragnienie
intymnego przylgni cia do Jezusa, pragnienie uznania Go Panem swego ycia, pragnienie
pe nienia Jego woli. S owo mój powtórzone dwukrotnie w tym krótkim wyznaniu wiary
ukazuje, jak bardzo bliskim sta si dla Tomasza Zmartwychwsta y Jezus. I na Tomaszu
sprawdzi y si s owa w. Paw a, którym mówi, e gdzie ... wzmóg si grzech, tam jeszcze
obficiej rozla a si
aska (Rz 5, 20). Wzmo ona niewiara Tomasza sta a si miejscem
szczególnej aski zwi zania si z Jezusem Zmartwychwsta ym.
Tomasz przez osiem dni trwa w swojej niewierze. Jezus Zmartwychwsta y przyszed
w czasie ustalonym przez siebie. Tomasz potrzebowa tych dni, aby jego uparta niewiara
nieco opad a. Jezus bowiem nigdy nie amie ludzkiej wolno ci, nie gwa ci jej. Kiedy
upieramy si
przy swoim, On jak dobry Pedagog, jak cierpliwy Pasterz, potrafi czeka .
Przychodzi w najbardziej odpowiednim momencie.
Czekanie Jezusa jest dla nas wielk pociech i wielk nadziej . Je eli nawet budz si w nas
jeszcze i dzi jakie odruchy niewiary i zamkni cia, mo emy by pewni, e On jedynie czeka
na odpowiedni moment, aby przyj nam z pomoc , by móc pokona w nas nasz nieufno .
Mo emy by pewni, e wobec nas oka e si tak samo mi osierny, hojny i pokorny, jak okaza
si wobec Tomasza. Je eli Jezus potrafi cierpliwie czeka na wzrost naszej wiary, to równie
i my mo emy czeka razem z Nim. Modl c si o wzrost naszej wiary, usi uj c przezwyci
nasz nieufno , pro my jednocze nie, aby my byli cierpliwi wobec siebie, jak Jezus jest
cierpliwy wobec nas. Pos uguj c si za s owami Tomasza: Pan mój i Bóg mój, chciejmy
wyrazi Jezusowi nasze wewn trzne pragnienia, aby my do wiadczyli wewn trznie Jego
wielkiej intymno ci, Jego wielkiej blisko ci. Pro my Go, aby On sam by naszym Panem,
naszym Bogiem.
3.
ogos awieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli
Jezus przyjmuje adoracj Tomasza, ale jednocze nie stwierdza, i jest ona niemal oczywista:
Uwierzy
(Tomaszu) dlatego, poniewa Mnie ujrza
? B ogos awieni, którzy nie widzieli,
a uwierzyli. Ostatecznie doj cie do wiary w Jezusa Zmartwychwsta ego by o dla Tomasza
atwe. Jezus umo liwi niedowierzaj cemu uczniowi eksperymentalne sprawdzenie
prawdziwo ci tajemnicy Zmartwychwstania. T
atw wiar Tomasza Chrystus
przeciwstawia trudnej wierze tych, którzy nie b
mogli zobaczy w sensie materialnym
przebitych r k, nóg i boku, nie b
te mogli w
r ki do Jego boku. Uwierz tylko dzi ki
wiadectwu Aposto ów. Uczniów
trudnej wiary Jezus nazywa
ogos awionymi,
szcz liwymi.
Po Zmartwychwstaniu uczniowie Chrystusa spe niaj niezwyk rol pomostu pomi dzy
Jezusem historycznym yj cym pod Poncjuszem Pi atem a Jezusem Zmartwychwsta ym,
który przekracza wszelki czas i wszelk przestrze . Aposto owie s
wiadkami
do
sko czenia wiata (Mt 28, 20), e Ten, którego ukrzy owano, trzeciego dnia zmartwychwsta .
yj w prze omowym momencie historii wiata. S stró ami przej cia ze Starego do Nowego
Przymierza. Na ich oczach ko czy si bowiem stary czas, czas chrystofanii, kiedy Chrystusa
mo na poznawa za pomoc ludzkich zmys ów, a rozpoczyna si nowy czas, w którym mo e
poznawa Go ka dy cz owiek dzi ki wiadectwu Jego uczniów. Odt d Jezus b dzie obecny
poprzez swój Ko ció zgromadzony wokó Aposto ów.
W czasach Jezusa znaki prowadz ce do wiary w Niego by y bezpo rednim przedmiotem
ludzkiego poznania. W czasach Ko cio a natomiast znaki te s przekazywane z pokolenia na
pokolenie poprzez wiadectwo. Nie oznacza to wcale, e uczniowie Jezusa maj dzisiaj
zamkni
drog do osobistego do wiadczenia Jezusa Zmartwychwsta ego. Wprost
przeciwnie. Dane im jest do wiadcza Jego rado ci, Jego pokoju, Jego przebaczenia
grzechów, obecno ci Ducha wi tego. Ale sama historia Jezusa winna by przyj ta dzi ki
wiadectwu (B. Maggioni). Nale ymy wszyscy do pokolenia tych, którym nie jest dane
widzie Jezusa bezpo rednio z pomoc zmys ów, ale dane jest nam s ucha
wiadectwa
o Nim. Nasze do wiadczenie Jezusa Zmartwychwsta ego zrodzi o si ze s uchania.
W obecnej kontemplacji pro my o rado ze s ów Jezusa:
ogos awieni, którzy nie widzieli,
a uwierzyli. I cho nasza wiara jest s aba, uboga, jest jednak naznaczona b ogos awie stwem
Jezusa. Dzi kujmy Chrystusowi za pochwa naszej ma ej wiary w Jego Zmartwychwstanie.
Niech Jego pochwa a podniesie nas na duchu, niech doda nam odwagi do nieustannego
szukania sposobu jej pog bienia.
Dzi kujmy Jezusowi tak e za wiar Jego Aposto ów oraz wiar wszystkich pokole wiernych
uczniów, dzi ki którym Dobra Nowina o Jego Zmartwychwstaniu dotar a a do naszych
czasów i do nas osobi cie. Oddajmy chwa wielkiej rzeszy wyznawców i m czenników,
którzy po wi cali wszystko, nierzadko tak e swoje ycie, aby zachowa i przekaza wiar
w Zmartwychwsta ego. Pro my, aby my my z kolei, jako Jego uczniowie, czuli si
wewn trznie zobowi zani do przekazywania wiadectwa o Jego mierci i Zmartwychwstaniu
nast pnym pokoleniom. Jezus pragnie w czy nas w
przed
enie wiary w
Jego
Zmartwychwstanie
do sko czenia wiata. Pro my, aby nasza wiara wyra ona
w Tomaszowym wyznaniu: Pan mój i Bóg mój by a nie tylko na naszych ustach, ale by
promieniowa a tak e z codzienno ci naszego ycia.
XIII. SPOTKANIE NAD MORZEM TYBERIADZKIM
Potem znowu ukaza si Jezus nad Morzem Tyberiadzkim. A ukaza si w ten sposób: Byli
razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie
Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. Szymon Piotr powiedzia do nich: Id
owi ryby.
Odpowiedzieli mu: Idziemy i my z tob . Wyszli wi c i wsiedli do odzi, ale tej nocy nic nie
owili. A gdy ranek za wita , Jezus stan na brzegu. Jednak e uczniowie nie wiedzieli, e to
by Jezus. A Jezus rzek do nich: Dzieci, czy macie co na posi ek? Odpowiedzieli Mu: Nie. On
rzek do nich: Zarzu cie sie po prawej stronie odzi, a znajdziecie. Zarzucili wi c i z powodu
mnóstwa ryb nie mogli jej wyci gn
. Powiedzia wi c do Piotra ów ucze , którego Jezus
mi owa : To jest Pan! Szymon Piotr us yszawszy, e to jest Pan, przywdzia na siebie
wierzchni szat — by bowiem prawie nagi — i rzuci si w morze. Reszta uczniów dobi a
odzi , ci gn c za sob sie z rybami. Od brzegu bowiem nie by o daleko — tylko oko o
dwustu okci. A kiedy zeszli na l d, ujrzeli arz ce si na ziemi w gle, a na nich u
on ryb
oraz chleb. Rzek do nich Jezus: Przynie cie jeszcze ryb, które cie teraz u owili. Poszed
Szymon Piotr i wyci gn na brzeg sie pe
wielkich ryb w liczbie stu pi
dziesi ciu trzech.
A pomimo tak wielkiej ilo ci, sie si nie rozerwa a. Rzek do nich Jezus: Chod cie, posilcie
si ! aden z uczniów nie odwa
si zada Mu pytania: Kto Ty jeste ? bo wiedzieli, e to jest
Pan. A Jezus przyszed , wzi chleb i poda im — podobnie i ryb . To ju trzeci raz, jak Jezus
ukaza si uczniom od chwili, gdy zmartwychwsta (J 21, 1–14).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Z rozwa anej Ewangelii wybierzmy dwa obrazy. Pierwszy,
to obraz Jezusa stoj cego na brzegu i uczniów na jeziorze. Ws uchajmy si w polecenie
Jezusa wydane uczniom: Zarzu cie sie po prawej stronie odzi. Przedstawmy sobie te drugi
obraz: Jezusa razem z uczniami przy niadaniu nad brzegiem jeziora. Zauwa my, jak Jezus
podaje uczniom chleb i ryb . Wczujmy si w klimat pe en yczliwo ci i przyja ni.
Pro ba o owoc kontemplacji: Pro my o wewn trzne odczucie wiary, e g ównym celem
naszego ycia jest pod anie za Jezusem Zmartwychwsta ym do wieczno ci. Pro my tak e,
aby wiadomo
ycia dla nieba nadawa a sens ca emu naszemu yciu na ziemi, naszemu
zmaganiu si z falami morza, ciemno ciami nocy, sens naszemu wysi kowi, naszej pracy.
1. Jezus na drugim brzegu
Cudowny po ów ryb oraz spotkanie Jezusa Zmartwychwsta ego z uczniami odbywa si
w Galilei, nad jeziorem, w miejscu licznych spotka w czasie Jego publicznej dzia alno ci.
W obecnym spotkaniu po mierci i Zmartwychwstaniu nie chodzi jednak o powrót do
przesz
ci, nie chodzi o romantyczne wspomnienia wspólnie prze ytych chwil. To spotkanie
odbywa si ju w innej perspektywie, w perspektywie eschatologicznej. Jest to bowiem
spotkanie uczniów yj cych na ziemi z uwielbionym i Wiecznie yj cym Synem Bo ym.
Ka de nasze spotkanie z Jezusem jest spotkaniem z wiecznie yj cym. Nasz modlitw
dotykamy wymiaru przekraczaj cego czas, dotykamy wieczno ci. Ka da nasza modlitwa,
cho dokonuje si w czasie, to jednak dosi ga wieczno ci. T prawd o wiecznym wymiarze
naszej modlitwy dobrze podkre la spotkanie Jezusa z uczniami nad Jeziorem Galilejskim.
Ca e spotkanie odbywa si jakby w dwu wiatach, w dwu przestrzeniach. Z jednej strony
uczniowie znajduj si na pe nym morzu, w miejscu niesta ym, zmiennym i gro nym.
biny morskie wed ug poj
ydowskich by y siedliskiem z ych mocy, wrogich
cz owiekowi. Ryby by y uwa ane za istoty wi zione przez z e moce. Z drugiej strony Jezus
znajduje si ju na brzegu, na l dzie sta ym, w miejscu bezpiecznym, niezmiennym. Widzimy
tutaj jakby odwrócenie przestrzeni w stosunku do ycia ziemskiego. Przed mierci Jezus
cz sto przebywa z uczniami w odzi. W odzi wypoczywa, pi, z odzi naucza. W czasie
ziemskiego ycia Jezus dzieli los razem z uczniami przebywaj c z nimi w tym niesta ym,
zmiennym i niebezpiecznym miejscu.
Odwrócenie przestrzeni oznacza w tej Ewangelii zmian czasu. Jezus osi gn brzeg ycia
wiecznego, dotar do sta ego miejsca, do swojego Ojca. W
nie z tego nowego miejsca
ukazuje si uczniom b
cym jeszcze na morzu. Z tego nowego miejsca towarzyszy uczniom,
jest z nimi obecny.
Z brzegu Jezus wzywa uczniów do po owu na pe nym morzu, do kontynuacji Jego misji,
któr rozpocz . Wzywa ich do wydobywania ludzi z g bin przepa ci, z niewoli z ych mocy,
ze mierci: Odt d ludzi b dziesz owi ( k 5, 10).
W
czasie po owu widz c cudown owocno swojej pracy — nieproporcjonaln do
onego wysi ku, rozpoznaj obecno Jezusa Zmartwychwsta ego. Po dokonaniu po owu
oni równie zd aj na brzeg, w miejsce sta e i bezpieczne, gdzie czeka na nich Jezus
z posi kiem, z uczt . Ewangelia ta jest jakby yw figur Ko cio a. Ukazuje jego obecno na
morzu wiata w tera niejszo ci oraz jego wymiar eschatologiczny, Jego zmierzanie do
wieczno ci, gdzie przebywa Jezus po prawicy Ojca.
W
niniejszej kontemplacji do czmy do uczniów przebywaj cych na pe nym morzu.
Chciejmy odczu ko ysanie odzi, niesta
miejsca. Razem z uczniami chciejmy tak e
dostrzec Jezusa na brzegu. Wpatrzmy si w Niego razem z nimi. Pro my o g bokie
przekonanie wiary, e Jezus yje w wieczno ci i oczekuje nas. Pro my tak e o wewn trzne
odczucie, i zasadniczym celem naszego ycia jest pod anie za Jezusem do wieczno ci.
Módlmy si , aby nasze zbytnie troski, prace, ca a nasza walka o byt, o ludzk mi
, nasze
zmaganie si ze s abo ci i grzechem nie zamkn y nas na ycie wieczne. I cho cz sto
obecno Jezusa na drugim brzegu wydaje nam si odleg a, mglista, to jednak jest to
obecno rzeczywista, realna.
2. Praca w nocy
mier Jezusa wywo
a u uczniów kryzys wiary. Powracaj c do porzuconych kiedy sieci
rybackich, chc przetrzyma najtrudniejsze chwile. Pracuj jednak sami, pracuj w nocy: Tej
nocy nic nie z owili. Fakt, e uczniowie pracuj w nocy, posiada u w. Jana mocny wyd wi k.
Jan podkre la, e kiedy Judasz opuszcza wieczernik by a noc. Praca w nocy jest prac bez
wiat a, bez Chrystusa, jest to praca bezskuteczna.
Bezowocno pracy w nocy zostaje przerwana przyj ciem Jezusa o wicie: Gdy ranek
za wita , Jezus stan na brzegu. Ranek — wschód s
ca w j zyku biblijnym symbolizuje
nadchodz ce zbawienie. Przychodz cy Jezus jest s
cem, które roz wietla mroki nocy.
Nie nadajemy sami sensu ka dej pracy, tym bardziej pracy apostolskiej. Sam cz owiek nie
nadaje warto ci swojemu wysi kowi. Wysi ek cz owieka, wysi ek aposto a, jest bezowocny,
je eli dzia a w oddaleniu od Boga, je eli pracuje w nocy: Je eli Pan domu nie zbuduje, na
pró no si trudz ci, którzy go wznosz . Je eli Pan miasta nie ustrze e, stra nik czuwa
daremnie. Daremnym jest dla was wstawa przed witem, wysiadywa do pó na — dla was,
którzy jecie chleb zapracowany ci ko; tyle daje On i we nie tym, których mi uje (Ps 127, 1–
2). Pro my o yw
wiadomo , e sens naszej pracy nie le y w naszym wysi ku i trudzie, ale
w tym, e towarzyszy nam w niej obecno Jezusa. Nasza praca ma sens, kiedy jest
wykonywana w obecno ci Jezusa, z Jego polecenia. Pro my tak e, aby sam Chrystus ods oni
nam ja owo tych naszych prac, które podejmujemy bez Niego: pod wp ywem chorych
ambicji, niezdrowej rywalizacji, chciwo ci pieni dza, dla zabicia w asnego niepokoju i l ku.
Pro my Go, aby uzdrawia nieczyste motywy zwi zane z naszymi pracami albo te doda nam
odwagi, by my nie obawiali si zostawi tych prac, które odczytamy jako nieprawdziwe,
nieautentyczne, jako prace podj te w nocy, bez Jezusa.
3. Praca na rozkaz Jezusa
A Jezus rzek do nich: Dzieci, czy macie co na posi ek? Odpowiedzieli Mu: Nie. On rzek do
nich: Zarzu cie sie po prawej stronie odzi, a znajdziecie. Jezus przychodz c do uczniów
zwraca si do nich bardzo serdecznie: dzieci. Tym ciep ym s owem Jezus pragnie dotkn
w uczniach ich bolesnego do wiadczenia zagubienia, poczucia winy, bezradno ci, które
ujawni y si w czasie Jego m ki. Jezus nie strofuje uczniów, ale pragnie ich podnie na
duchu. Pragnie ich pocieszy . Z zatroskaniem pyta, czy maj co na posi ek.
ywaj c serdecznego tonu Jezus zach ca uczniów do ponownego zarzucenia sieci, ale
w miejscu wyznaczonym przez Niego — po prawej stronie odzi. W j zyku biblijnym prawa
strona jest stron b ogos awion . Jezus zasiad po prawicy Ojca.
Nakaz po owu wydany przez Jezusa po Jego Zmartwychwstaniu przypomina uczniom ich
misj zlecon im jeszcze przed Jego mierci . Cudowny za po ów zapowiada wielk
owocno ich pracy misyjnej. Zauwa my, i Jezus wchodz c w ycie uczniów i powo uj c
ich do nowej misji, nie przekre la ich dotychczasowej historii ycia, ich do wiadczenia, ich
ludzkiej rzeczywisto ci jako rybaków. Jezus powo uj c cz owieka idzie po linii tego, kim on
jest, czym dysponuje. Jezus wzywa uczniów, aby byli nadal rybakami, ale w innym
wymiarze. Zostaj wezwani, aby wykonywali to samo zaj cie, ale w zupe nie innych celach.
ód na morzu i zarzucane sieci stan si odt d symbolem Ko cio a i jego misyjnej pos ugi
dla wiata. W naszym powo aniu Bóg nie idzie nigdy wbrew temu, kim jeste my dzi ki
naszej historii, naszemu charakterowi, naszym zdolno ciom. Bóg wci ga w powo anie ca
nasz osobowo , ca nasz histori
ycia.
W obecnej kontemplacji ofiarujmy Jezusowi wszystko to, czym jeste my i co posiadamy
z ca nasz histori
ycia. Oddajmy to, co jest w tej historii dobre, pozytywne, co stanowi jej
bogactwo. Powierzmy wszystkie talenty, zdolno ci, umiej tno ci. Ale nie obawiajmy si
odda tak e naszych braków, b dów, grzechów i s abo ci. Jezus potrafi wszystko przemieni
na nasz po ytek; potrafi wszystko w czy w nasz misj . Pro my Chrystusa, aby my odkryli
nasz ludzki, ziemski wymiar naszego ycia jako miejsce naszego powo ania, miejsce,
z którego wzywa nas Jezus.
Zarzucili wi c sieci i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyci gn
. Obfito po owu, to
skutek owienia na rozkaz Jezusa i w miejscu wyznaczonym przez Niego: po prawej stronie,
po stronie b ogos awionej. I cho to uczniowie pracuj , sam Jezus pozostaje Panem po owu,
On kieruje po owem. On wskazuje miejsce i czas pracy. Owoce pracy zale od Niego.
Owoce pracy tak e nale do Niego. Liczba 153 ryb jest przez egzegetów interpretowana jako
symbol pe ni. Zoologowie ówcze ni przyjmowali, e w przyrodzie istniej 153 gatunki ryb.
Po ów dokonany przez uczniów jest po owem uniwersalnym, powszechnym. To w
nie
obfito po owu symbolizuje nastanie pe ni czasu.
Tego obfitego po owu dokonuj uczniowie swoj prac , ale na rozkaz Jezusa i w miejscu
wyznaczonym przez Niego. Sam wysi ek uczniów jest bezowocny. W ka dej misji, pracy dla
Jezusa, musz spotka si dwa elementy: nasz wysi ek i nasza praca oraz polecenie Jezusa.
W sytuacji ma ej skuteczno ci czy wr cz bezowocno ci naszego dzia ania mo emy popada
w zniech cenie. Jeste my wówczas kuszeni b
do zwi kszania naszego wysi ku i liczenia
tylko na siebie samych lub te do porzucenia wszystkiego i zaniechania wysi ku. W takich
momentach trzeba nam pyta , czy pracujemy w miejscu wyznaczonym przez Chrystusa?
W obecnej kontemplacji chciejmy sobie u wiadomi wzgl dno naszego ludzkiego wysi ku.
W sytuacji nawet ma ego sukcesu atwo ulegamy pokusie s dzenia, e sobie samym
zawdzi czamy wszystko. Pro my o realizm wiary, który pozwoli by nam przyj z pokor
owa Jezusa: Beze Mnie nic uczyni nie mo ecie. Pro my tak e, aby ma a owocno wysi ku
na skutek pracy w nocy nie zniech ca a nas do dalszego trudzenia si w pracy, ale raczej
sk ania a nas do nas uchiwania Jezusa: w jakim miejscu i w jakim czasie winni my
podejmowa nasze prace. Sam Jezus sprawi, i nasz wysi ek przyniesie owoc obfity.
4. To Pan jest
Jednak e uczniowie nie wiedzieli, e to by Jezus. (...) Powiedzia wi c do Piotra ów ucze ,
którego Jezus mi owa : To jest Pan. Jan rozpoznaje Jezusa stoj cego na brzegu jako pierwszy.
On równie ogl daj c pusty grób jako pierwszy uwierzy w Zmartwychwstanie. Postawa w.
Jana, który nazywa siebie umi owanym uczniem Jezusa, ukazuje nam zbie no dwóch
rzeczywisto ci w yciu wiary: poznania i mi owania.
Do wiadczenie bycia mi owanym prowadzi do wi kszego poznania kochanej osoby,
pe niejsze za poznanie powoduje wi ksze pragnienie bycia kochanym. W
nie w Ewangelii
w. Jana Jezus swoj wi z Ojcem objawia jako relacj poznania i mi
ci. W komunii Syna
z Ojcem te dwie rzeczywisto ci: poznanie i mi
nak adaj si . Poznanie jest mi
ci ,
a mi
jest poznaniem. Syn kocha Ojca mi
ci doskona , gdy poznaje Go w pe ni.
Poznaje za w pe ni dzi ki doskona ej mi
ci.
W nas te dwie rzeczywisto ci s zawsze rozdzielone: nie kochamy w pe ni, poniewa
poznajemy tylko jakby w zwierciadle, nasze za poznanie jest ograniczone nasz niedoskona
mi
ci . Dopiero w wieczno ci nasze poznanie zjednoczy si z mi
ci . Postawa Jana,
u którego poznanie i mi
sta y bardzo blisko, uczy nas, jak mamy szuka prawdziwego
zbli enia do Jezusa. A jaka by a reakcja Piotra, kiedy us ysza , e to Pan jest?
Przywdzia na siebie wierzchni szat , by bowiem prawie nagi, i rzuci si w morze. Reszta
uczniów dobi a odzi , ci gn c za sob sie z rybami. W swoich pierwszych reakcjach Piotr
si nie zmieni . Pozosta porywczy i gor cy. Obecno Jezusa u wiadamia Piotrowi najpierw
jego nago , która w j zyku biblijnym oznacza grzeszno i niegodno cz owieka. Równie
Adam zawstydzi si swoj nago ci , kiedy Bóg zawo
do niego: Adamie, gdzie jeste ? (Rdz
3, 9).
wiadomo w asnej grzeszno ci nie ka e jednak Piotrowi kry si przed Jezusem, jak to
chcia uczyni Adam w raju, ale wprost przeciwnie, ka e mu spieszy do Jezusa. Po grzechu
trzykrotnego zaparcia si Mistrza Piotr odkry Go wreszcie jako ród o mi osierdzia. Pro my
w tej kontemplacji o jasno i przejrzysto widzenia Jana, która pozwoli nam z daleka
i szybko dostrzec obecno Jezusa oraz o odwag Piotra w uznawaniu naszej grzeszno ci. Te
dwie postawy pomog nam silniej przylgn
do Jezusa i zawsze szuka Jego mi osiernej
obecno ci.
5. Chod cie, posilcie si
A kiedy zeszli na l d, ujrzeli arz ce si na ziemi w gle, a na nich u
on ryb oraz chleb.
Rzek do nich Jezus: Przynie cie jeszcze ryb, które cie teraz u owili. Poszed Szymon Piotr
i wyci gn na brzeg sie pe
wielkich ryb. (...) Rzek do nich Jezus: Chod cie, posilcie si .
Cho Aposto owie przyjmuj polecenie Jezusa i dokonuj po owu na pe nym morzu, to
jednak praca na morzu nie jest ich wiecznym przeznaczeniem. B dzie mia a swój kres.
Uczniowie dobij do brzegu i opuszcz na zawsze to niesta e miejsce wraz z obfitymi
owocami swojej misji. Na brzegu, w wieczno ci b dzie na nich czeka Zmartwychwsta y
Jezus z posi kiem, z uczt . Uczniowie zostaj jednak zaproszeni nie tylko do korzystania
z tego, co przygotowa im Jezus, ale sami dzi ki spe nionej misji wnosz swój udzia do
uczty.
W obecnej kontemplacji pro my Jezusa o g bokie pragnienie nieba, wiecznego przebywania
z Jezusem Zmartwychwsta ym. Pro my, aby my byli wiadomi, i nasz obecn prac
wnosimy wk ad do wiecznej uczty z Jezusem. Pro my tak e, aby wiadomo
ycia dla nieba
nadawa a sens ca emu naszemu yciu na ziemi, naszemu zmaganiu si z falami morza,
ciemno ciami nocy, sens naszemu wysi kowi, naszej pracy. Ws uchajmy si w zaproszenie
Jezusa: Chod cie i posilcie si i zechciejmy przyj je z pokor i wdzi czno ci .
Posi ek uczniów z Jezusem Zmartwychwsta ym nad Jeziorem Tyberiadzkim jest równie
symbolem Eucharystii. To, w czym kiedy b dziemy uczestniczy w ca ej pe ni, ju dzi
antycypuj c mo emy smakowa . Ona bowiem jest tutaj na ziemi miejscem rzeczywistego
spotkania uczniów z Jezusem Zmartwychwsta ym. Na Eucharysti uczniowie przychodz
z trudami swojej pracy. Jezus przyjmuje i u wi ca ten trud i w cza go w uczt niebiesk .
W ten sposób nasze uczestnictwo w Eucharystii posiada wymiar eschatologiczny. Jest
zapowiedzi uczty niebieskiej, któr Jezus obiecuje uczniom: Wy cie wytrwali przy Mnie
w moich przeciwno ciach. Dlatego i Ja przekazuj wam królestwo, jak Mnie przekaza je mój
Ojciec: aby cie w królestwie moim jedli i pili przy moim stole oraz eby cie zasiadali na
tronach, s dz c dwana cie pokole Izraela ( k 22, 28–30).
XIV. CHRYSTUS PEDAGOGIEM
Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sze dziesi t
stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sob o tym wszystkim, co si wydarzy o. Gdy tak
rozmawiali i rozprawiali z sob , sam Jezus przybli
si i szed z nimi. Lecz oczy ich by y
niejako na uwi zi, tak e Go nie poznali. On za ich zapyta : Có to za rozmowy prowadzicie
z sob w drodze? Zatrzymali si smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedzia Mu:
Ty jeste chyba jedynym z przebywaj cych w Jerozolimie, który nie wie, co si tam w tych
dniach sta o. Zapyta ich: Có takiego? Odpowiedzieli Mu: To, co si sta o z Jezusem
Nazarejczykiem, który by prorokiem pot nym w czynie i s owie wobec Boga i ca ego ludu;
jak arcykap ani i nasi przywódcy wydali Go na mier i ukrzy owali. A my my si
spodziewali, e On w
nie mia wyzwoli Izraela. Tak, a po tym wszystkim dzi ju trzeci
dzie , jak si to sta o. Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przerazi y nas: by y rano
u grobu, a nie znalaz szy Jego cia a, wróci y i opowiedzia y, e mia y widzenie anio ów,
którzy zapewniaj , i On yje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak
kobiety opowiada y, ale Jego nie widzieli. Na to On rzek do nich: O nierozumni, jak nieskore
wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czy Mesjasz nie mia tego
cierpie , aby wej do swej chwa y? I zaczynaj c od Moj esza poprzez wszystkich proroków
wyk ada im, co we wszystkich Pismach odnosi o si do Niego. Tak przybli yli si do wsi, do
której zd ali, a On okazywa , jakoby mia i dalej. Lecz przymusili Go, mówi c: Zosta
z nami, gdy ma si ku wieczorowi i dzie si ju nachyli . Wszed wi c, aby zosta z nimi ( k
24, 13–29).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie dwóch uczniów opuszczaj cych
Jerozolim . Zauwa my, i w
miar up ywu drogi miasto oddala si coraz bardziej.
Wyobra my sobie tak e, jak przygodny w drowiec do cza si do uczniów. Ws uchajmy si
w szczer rozmow , jaka wywi zuje si od pocz tku ich spotkania.
Pro ba o owoc kontemplacji: Pro my o wewn trzne odczucie, i jeste my na naszej drodze
ycia prowadzeni przez Jezusa, tak e w momentach, kiedy nie jeste my tego wiadomi.
Pro my te , by my z otwarto ci i szczero ci wypowiadali przed Jezusem wszystkie nasze
do wiadczenia wewn trzne.
Historia dwóch uczniów id cych do Emaus z
przygodnym w drowcem jest jedn
z najpi kniejszych scen Nowego Testamentu. By a ona cz stym tematem dla malarzy,
poetów, pisarzy ascetycznych. Opowiadanie o uczniach z Emaus robi o zawsze g bokie
wra enie na wszystkich pokoleniach chrze cijan. Ca
opowiadania, jak podkre laj
egzegeci, posiada kunsztown , mistern konstrukcj . Jest to opowiadanie bardzo ywe, pe ne
emocji. Ruchliwo postaci, dramatyczno dialogu sprawiaj , i opowiadania tego s ucha si
tak e z du przyjemno ci . Ale nie w zaletach estetycznych le y najwi ksza warto tej
Ewangelii. Opowiadanie o uczniach id cych do Emaus jest form rozwini tej katechezy
o tym, w jaki sposób mo na nauczy si odkrywa Jezusa Zmartwychwsta ego yj cego
pomi dzy nami.
1. Wiara jest drog
W rozwa anej Ewangelii ukasz nie k adzie nacisku najpierw na ponowne ukazanie si
Jezusa swoim uczniom, ale pragnie nakre li przede wszystkim drog któr nale y przeby ,
aby móc rozpozna Zmartwychwsta ego. Chrze cija stwo ukazane jest jako droga; droga do
poznania, pokochania i na ladowania Jezusa, który dla nas umar i zmartwychwsta .
Chrze cija stwo jest drog . To stwierdzenie wydaje si dzi bardzo donios e. W
nie dzisiaj,
mo e bardziej ni w przesz
ci, u wiadamiamy sobie, e wiara jest pielgrzymowaniem, jest
drog do przebycia. Wiary nie mo emy naby jako sta ej i niezmiennej warto ci. Nasza wiara
posiada charakter dynamiczny, stale si rozwija. Wiara polega na pokornym kroczeniu
cie kami wyznaczonymi przez Boga. Jeste my bowiem jedynie go mi i pielgrzymami na tej
ziemi.
Dwaj uczniowie id cy do Emaus w towarzystwie Jezusa Zmartwychwsta ego przypominaj
nam Izrael, który idzie przez pustyni w towarzystwie Jahwe do Ziemi Obiecanej. W s upie
ob oku lub s upie ognia Bóg idzie na czele, aby torowa drog . Wody Morza Czerwonego nie
zatrzymuj Izraela w jego drodze, poniewa Pan kroczy przed nimi. Twoja droga wiod a
przez wody, Twoja cie ka przez wody rozlane — wspomina Psalmista (Ps 77, 20).
W czasie d ugiej w drówki przez pustyni Jahwe walczy za swój lud i podtrzymuje go jak
Ojciec podtrzymuje syna. On sam karmi swój lud mann , wyprowadza dla niego wod ze
ska y. W drówka przez pustyni jest czasem trudnym. Bóg bowiem do wiadcza swój lud, aby
odkry g bi jego serca, aby zwróci jego serce ku sobie.
Ka dego roku w czasie wi ta Paschy i wi ta Namiotów Izraelici powracali do drogi
przebytej przez pustyni , aby u wiadomi sobie, e nadal s w drodze do swojego Boga.
Prorocy i Psalmi ci ukazuj prawo Pa skie jako drog do Boga Jahwe:
ogos awieni,
których droga nieskalana, którzy post puj wed ug prawa Pana (Ps 119, 1); Szcz liwy ka dy,
kto boi si Pana, który chodzi Jego drogami (Ps 128,1).
Jan Chrzciciel nawi zuj c do proroka Izajasza b dzie równie mówi o drodze, któr nale y
przygotowa dla Chrystusa: Przygotujcie drog Panu, prostujcie cie ki dla Niego! ( k 3, 4).
Przyj cie Chrystusa b dzie otwarciem nowej drogi nie tylko dla Izraela, ale poprzez niego dla
wszystkich pogan.
Dzieje Apostolskie rodz ce si chrze cija stwo nazywaj drog : Pewien yd imieniem
Apollos — pisze ukasz — zna ju drog Pa sk , przemawia z wielkim zapa em (Dz 18,
24–25). Chrze cijanie maj
wiadomo , i znale li drog do Boga. Drog t jest nie Prawo,
ale Osoba Jezusa. Chrystus sam powie o sobie: Ja jestem drog i prawd , i yciem (J 14, 6);
Ja jestem drog prawdziw do ycia (t um. M. Wolniewicz). Niektóre wspó czesne ruchy
odnowy w Ko ciele nawi zuj do tej tradycji pierwotnego Ko cio a, np. cz onkowie wspólnot
neokatechumenalnych, podkre laj c, i chrze cija stwo jest drog wiary.
Okre lenie wiary jako drogi posiada swoje donios e konsekwencje. Pierwsz z nich jest
wiadomo , i
ycie ka dego z nas pochodzi od Boga i do Boga zmierza; jeste my — jak to
podkre lano w przesz
ci — wygna cami na tej biednej ziemi. Wygna cami i pielgrzymami.
List do Hebrajczyków podkre la, e ci którzy uwierzyli w Jezusa do lepszej d
(ojczyzny),
to jest do niebieskiej (Hbr 11, 16).
W niniejszej kontemplacji chciejmy zauwa
dwóch uczniów, którzy wczesnym rankiem,
z po piechem opuszczaj Jerozolim . Oddalaj si od miasta coraz bardziej. W pewnym
momencie do cza si do nich Nieznajomy. Id my razem z nimi przez d
sz chwil . Id c
razem z dwoma uczniami do Emaus w towarzystwie Jezusa, zadajmy sobie pytania, które
mog yby nam pomóc okre li charakter naszej wiary. Czy jeste my wiadomi, i nasze ycie,
nasza wiara jest pielgrzymowaniem, drog ? Czy do wiadczamy przemijania wielu spraw
naszego ycia, na podobie stwo przemijania wielu wydarze na drodze pielgrzyma? Czy
podejmujemy nasze kroczenie do Boga z ca
wiadomo ci i dobrowolno ci jako wyj cie
od Boga i zmierzanie do Niego?
Pro my Jezusa, który towarzyszy nam w naszej drodze do Ojca, aby my mogli dostrzec to
wszystko, co opó nia nasz w drówk , nasz pielgrzymk . Pro my równie , aby my nie
usi owali zatrzymywa tego, co musimy pozostawi w drodze, by my bez alu, z ca
wolno ci rezygnowali z tego, co utrudnia i obci a nasz pielgrzymk .
2. A my my si spodziewali
Powró my do naszej Ewangelii. Opuszczaj c Jerozolim dwaj uczniowie udaj si w drog
do Emaus. Rozmawiaj i dyskutuj o tym wszystkim, co si ostatnio wydarzy o w ich yciu.
Rozmowa ta rodzi w nich smutek i utwierdza ich w zniech ceniu. Prze ywaj gorzki smak
wielkiej pora ki yciowej. Chc uwolni si od ci
kiej atmosfery zwi zanej z przegran
yciow . I w
nie dlatego postanawiaj oddali si od Jerozolimy, miejsca, które przypomina
im ich pora
. Nie daj wiary w kr
ce pog oski o widzeniu anio ów, którzy mieli
zapewnia , e On yje. Umar a w nich nadzieja zwi zana z Jezusem. Jego ukrzy owanie sta o
si momentem kl ski i zawodu: A my my si spodziewali... mówi z rozgoryczeniem do
Nieznajomego. W przesz
ci czego si spodziewali; obecnie ju niczego nie oczekuj . yj
bez nadziei.
Je eli do wiadczyli my w naszym yciu cho by ma ej pora ki w wa nej dla nas sprawie,
mo emy rozumie , jak bardzo ludzkie jest zachowanie si dwóch uczniów.
Z psychologicznego punktu widzenia jest to postawa bardzo zrozumia a, postawa naturalna.
W chwili wielkiej pora ki pragnie si uciec od miejsca, które j przypomina; pragnie si
zmieni otoczenie, by móc zapomnie o ca ym nieprzyjemnym wydarzeniu, by ukoi ból
i rozgoryczenie. Pora ka i cierpienie z ni zwi zane s tym wi ksze, i nadzieje, które obudzi
w nich Jezus, by y ogromne. Jezus bowiem by prorokiem pot
nym w s owie i czynie wobec
Boga i ca ego ludu. Im wi ksza nadzieja, tym wi ksze rozczarowanie i pora ka po jej utracie.
mier nadziei, to mier cz owieka. Nie mo na
bez nadziei. Jak mo na walczy o dzie
jutrzejszy, kiedy nie widzi si sensu dnia dzisiejszego. Dante Alighieri wi
e piek o w
nie
z brakiem nadziei. W swojej Boskiej komedii nad miejscem wiecznego pot pienia umieszcza
napis: Wy, którzy tu wchodzicie, porzu cie wszelkie nadzieje. W sytuacji utraty nadziei przez
uczniów nasuwa im si bardzo konkretne i praktyczne rozwi zanie: pozby si wielkich
aspiracji, zrezygnowa — cho by na jaki czas — z wielkich idea ów i wycofa si w ycie
prywatne, zaj
si codzienno ci , na niej skupi ca uwag
yciow .
Ucieczka w prywatno , skupienie si na przyjemno ciach codziennego ycia, zamkni cie si
w sobie lub te w bardzo ciasnym kr gu przyjació — oto nieustanna pokusa zawiedzionych
w swoich nadziejach, idea ach, pragnieniach. W takich sytuacjach przychodz my li, które
maj charakter pokusy: po co si jeszcze wysila , przecie to niczego nie zmieni, ju tyle razy
próbowa em. Nowe ludzkie oczekiwania, które rodz si w tej sytuacji, nie maj ju nic
wspólnego z wielkimi duchowymi pragnieniami i nadziejami z przesz
ci. W takich
momentach jasno i mocno staje przed nami to, co materialne i zmys owe; co da si dotkn ,
co da si u
i skonsumowa , a co z pewno ci nas ju nie zawiedzie. Rezygnuj c ze
zwyci stwa, trwamy w
rozczarowaniu b
cym ród em zgorzknienia: A my my si
spodziewali...
Jest to niew tpliwie sytuacja wielu ludzi wspó czesnych, tak e w naszym kraju: sfrustrowane
oczekiwania, nadzieje zawiedzione ju który raz z rz du. Pozostaj jedynie gorzkie
wspomnienia. Ograniczamy si wówczas jedynie do bezsilnej irytacji i z
ci, która z era
wszystkie niemal energie i si y. Ucieczka w prywatno
ycia, w robienie pieni dzy,
w konsumpcj , s owem ucieczka w bawienie si
yciem wydaje si by jedynym rozs dnym
rozwi zaniem.
Ale kiedy ulegamy takim pokusom, wówczas wystawiamy nasz ludzk godno na
fundamentalne zagro enie. Wraz z nadziej cz owieka umiera zawsze aspiracja szukania
prawdziwej godno ci, prawdziwego celu i sensu ycia. W sytuacji braku nadziei, cz owiek
zwraca si ku sobie, zamyka si w sobie, nie widzi bowiem innego celu dla swojego ycia. To
zwrócenie si ku sobie odcina go jednak od mo liwo ci odnalezienia nadziei, odcina od
ród a.
Wejd my w nasz histori
ycia, by zobaczy nasze uleganie zniech ceniu, frustracji, nasze
pokusy wycofania si z ycia. Na jakim tle dochodzi o do takich w
nie pokus? Z jakimi
pora kami by y one zwi zane? W co chcieli my ucieka ? Czy poddawali my si tym
pokusom ucieczki i wycofania si z ycia? Czy nie u ywali my podobnych sformu owa :
A my my si spodziewali... a ja my la em... wydawa o mi si ... itp. Pytajmy siebie, czy
wewn trznie nie stawali my si smutni, zgorzkniali, chowaj cy swoje urazy? Co
chcieliby my Jezusowi powiedzie o naszym podobie stwie do uczniów id cych do Emaus?
Za co chcieliby my przeprosi ? O co chcieliby my prosi ? Za co chcieliby my podzi kowa ?
3. Bóg w Jezusie Chrystusie staje si bliski cz owiekowi
Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sob , sam Jezus przybli
si i szed z nimi. Lecz oczy
ich by y niejako na uwi zi, tak, e Go nie poznali. W t sytuacj zawodu i rozczarowania,
w ten brak nadziei wkracza Chrystus. Jezus nigdy nie zostawia cz owieka w jego zagubieniu,
smutku i poczuciu bezsensu, ale dyskretnie w cza si w t jego trudn drog : idzie jako
nierozpoznany pielgrzym.
Bóg w Jezusie Chrystusie staje si bliski cz owiekowi, wchodzi w jego histori . Bóg nigdy
nie zostawia cz owieka w sytuacji zawodu i braku nadziei. Im trudniejsza sytuacja cz owieka,
im bardziej tragiczna, tym bli ej stoi Bóg. Ale cz sto Go nie rozpoznajemy. Oczy cz owieka
jakby na uwi zi. Jest tak zaj ty sob , swoim w asnym smutkiem, w asnym uczuciem
zawodu, w asn krzywd , w asnym bólem, i nie mo e dostrzec czegokolwiek innego. Bardzo
cz sto w sytuacji krzywdy, pora ki, zawodu yciowego jeste my jakby zwi zani, skr powani.
Oczy nasze s na uwi zi. Patrzymy i nie mo emy zobaczy . S uchamy i nie rozumiemy.
Dotykamy i nic nie czujemy. Jeste my wówczas jakby zahipnotyzowani w asnym bólem,
krzywd , niepowodzeniem. Jako jedyna przyjemno pozostaje nam wówczas rozwa anie
doznanej krzywdy i cierpienia.
W takiej sytuacji Jezus przychodzi do nas, podobnie jak przyszed do uczniów id cych do
Emaus, aby nas obudzi z tego stanu odr twienia i parali u duchowego. On za ich zapyta :
Có to za rozmowy prowadzicie z sob w drodze? Zatrzymali si smutni. A jeden z nich,
imieniem Kleofas, odpowiedzia Mu: Ty jeste chyba jedynym z
przebywaj cych
w Jerozolimie, który nie wie, co si tam w tych dniach sta o. Zapyta ich: Có takiego?
Wobec tych dwóch zawiedzionych i smutnych uczniów Jezus post puje jak prawdziwy
pedagog. Tak w
nie niektórzy Ojcowie Ko cio a nazywali Chrystusa: Pedagog. Jezus
nawi zuje z uczniami dialog, w którym najpierw oddaje im g os. Zaprasza ich, aby jako
pierwsi opowiedzieli o przyczynach swojego smutku, rozczarowania i utraty nadziei. Jezus
pozwala im w ten sposób wyrzuci z siebie cierpienie spowodowane rzekom kl sk .
Zaprasza ich do zwerbalizowania negatywnych do wiadcze .
Zaproszeni przez Jezusa uczniowie opowiadaj swoj histori
ycia, histori — ich zdaniem
— nieudanego powo ania; opowiadaj o nadziejach rozbudzonych przez Jezusa, który by
prorokiem pot
nym w s owie i czynie; opowiadaj tak e o Jego gwa townej mierci, która
przekre li a wszystkie oczekiwania. Wspominaj jakby mimochodem, i kr
pog oski, e
On jednak yje. Ale nawet nie przysz o im przez my l, aby da wiar plotkom powtarzanym
przez kobiety. Opowiadanie uczniów przepe nia uczuciowe zaanga owanie. Ca a historia
z ukrzy owanym prorokiem wywo uje ich wielkie emocje. Na pytanie Nieznajomego, co si
sta o w
Jerozolimie, Kleofas odpowiada ze zdziwieniem: Ty jeste chyba jedynym
z przebywaj cych w Jerozolimie, który nie wie, co si tam w tych dniach sta o.
Jest rzecz bardzo interesuj
zauwa
, e ukasz po wi ca w tym opowiadaniu znacznie
wi cej miejsca uczniom, ni Jezusowi. Widzimy tutaj donios
wypowiadania si uczniów
przed Jezusem. Uczniowie, zamkni ci dot d w swoim smutku i cierpieniu, poczuli si
wys uchani przez Nieznajomego. Wypowiedzenie si uczniów to ich pierwszy krok do
wyj cia z zamkni cia i wyzwolenia si z kr puj cego poczucia rozczarowania i braku nadziei.
Cz owiek potrzebuje wypowiedzie siebie, potrzebuje wyrazi to, czym yje: swoj rozpacz
i nadziej , swoje cierpienie i rado , swój niepokój i swoje uspokojenie. Ka dy do wiadczony
rodzic, duszpasterz czy wychowawca stwierdzi, i wa niejsz jest rzecz s ucha cierpliwie i
z wyrozumia
ci , ni mówi wiele, cho by pi knie i m drze.
W naszym kontaktach z bli nimi, w naszym stylu wychowania dzieci i m odzie y, w naszym
stylu duszpasterzowania mówimy cz sto zbyt du o. Nasza pomoc zarówno w wymiarze
czysto ludzkim jak i w wymiarze duchowym winna rozpoczyna si od uwa nego s uchania
tych, którym chcemy pomaga . Trzeba umiej tnie, z delikatno ci i dyskrecj zaprosi
bli niego do wypowiedzenia tego, czym yje. Nie mo emy powiedzie drugiemu dobrego
i trafnego s owa, je eli nie wys uchamy go do ko ca. Wys uchanie do ko ca jest wyrazem
mi
ci do ko ca. Poniewa Jezus umi owa swoich uczniów do ko ca, pozwoli im
wypowiedzie si do ko ca. Rady, pociechy, uwagi dawane bli niemu nie b
odpowiedzi
na jego sytuacj , je eli zabraknie pe nego wys uchania.
Cz owiek zawsze czuje si upokorzony, je eli nie pozwolimy mu wypowiedzie si , je eli nie
wys uchamy go do ko ca, je eli swoj postaw s dzenia i pot piania zamykamy mu usta,
je eli nie bierzemy na powa nie tego, co chce nam powiedzie . Pomóc cz owiekowi
w sytuacji zawodu, cierpienia i upokorzenia, oznacza najpierw cierpliwie go wys ucha .
Si gaj c do naszej historii ycia przypomnijmy sobie ludzi, którzy byli dla nas jak
Nieznajomy dla uczniów id cych do Emaus; ludzi, którzy nas s uchali cierpliwie,
z wyrozumieniem, ludzi, przez których czuli my si naprawd s uchani. Przywo ajmy dobre
samopoczucie zwi zane z wypowiadaniem siebie. Czy mieli my szcz cie spotka wielu
takich ludzi? Podzi kujmy Jezusowi za nich. Ale z drugiej strony przywo ajmy tak e te
sytuacje, w
których kto swoj postaw zamyka nam usta, nie pozwala si nam
wypowiedzie , blokowa nas. Przywo ajmy uczucie bólu, gniewu, irytacji i upokorzenia, które
rodzi y si w nas w takiej sytuacji.
Nast pnie si gnijmy nasz uwag i pami ci do sytuacji, w których my sami pe nimy rol
pomagaj cych innym jako rodzice, wychowawcy, duszpasterze, kierownicy duchowi, lekarze,
doradcy itp. Pro my gor co Jezusa, aby my mogli dobrze rozezna , jak wygl da nasza
postawa wobec osób, którym mamy pomaga . Czy nie przygniatamy ich naszymi
pouczeniami, upominaniem, czy te narzekaniem? Czy umiemy s ucha ? Czy pozwalamy si
im wypowiada do ko ca? Czy nasze s owa s odpowiedzi na ich uprzednie wypowiedzenie
tego, czym yj ?
Pro my Jezusa, aby ukaza nam sytuacje, w których zranili my kogo zamykaj c mu usta i nie
pozwalaj c mu wypowiedzie si do ko ca. Za co chcieliby my podzi kowa Chrystusowi;
za co przeprosi ; o co chcieliby my prosi ? Rozmawiajmy tak e z Matk Naj wi tsz , która
najpe niej i najwierniej s ucha a swojego Syna i nosi a w sercu Jego s owa. S uchanie bli nich
zawsze rozpoczyna si bowiem od s uchania Boga. S uchanie ludzi jest przed
eniem
uchania Boga. Nasza nieumiej tno s uchania bli nich jest prost konsekwencj zamykania
si na Boga i Jego S owo.
XV. ZAPROSZENIE DO STO U S OWA BO EGO
Na to On rzek do nich: O nierozumni, jak nieskore s wasze serca do wierzenia we wszystko,
co powiedzieli prorocy! Czy Mesjasz nie mia tego cierpie , aby wej do swej chwa y?
I zaczynaj c od Moj esza poprzez wszystkich proroków wyk ada im, co we wszystkich
Pismach odnosi o si do Niego. Tak przybli yli si do wsi, do której zd ali, a On okazywa ,
jakoby mia i dalej. Lecz przymusili Go, mówi c: Zosta z nami, gdy ma si ku wieczorowi
i dzie si ju nachyli . Wszed wi c, aby zosta z nimi. Gdy zaj z nimi miejsce u sto u, wzi
chleb, odmówi b ogos awie stwo, po ama go i dawa im. Wtedy oczy im si otworzy y
i poznali Go, lecz On znikn im z oczu. I mówili nawzajem do siebie: Czy serce nie pa
o
w nas, kiedy rozmawia z nami w drodze i Pisma nam wyja nia ? W tej samej godzinie
wybrali si i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy
im oznajmili: Pan rzeczywi cie zmartwychwsta i ukaza si Szymonowi. Oni równie
opowiadali, co ich spotka o w drodze, i jak Go poznali przy amaniu chleba ( k 24, 25–35).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawimy sobie uczniów id cych do Emaus
i s uchaj cych z uwag i fascynacj przygodnego W drowca. Zbli aj si do Emaus.
drowiec okazuje, jakoby mia i dalej. Ws uchajmy si w
zaproszenie uczniów
wypowiadane z g bokim przekonaniem: Zosta , Panie, z nami.
Pro ba o owoc kontemplacji: B dziemy prosi o wielk wra liwo serca na s uchanie S owa
Bo ego. B dziemy te prosi o pragnienie przed
onego trwania w obecno ci Jezusa jako
odpowied na przyj cie Jego S owa.
1. O nierozumni, jak nieskore s wasze serca do wierzenia
Nawet najdok adniejsza autoanaliza i refleksja nad swoim yciem, szukanie przyczyn
osobistej sytuacji, posiada swoje ograniczenia. Nie mo na rozwi za problemu w asnego
istnienia, ograniczaj c si jedynie do autoanalizy, do subiektywnej refleksji nad sob oraz
otaczaj
nas rzeczywisto ci . Nie mo emy odkry celu i sensu naszego istnienia, je eli
zatrzymamy si jedynie na nas samych. Cz owiek nie wyjdzie z sytuacji rozczarowania,
zawodu i rozpaczy, je li ograniczy si do auto–psycho–analizy, cho by by a ona najpe niejsza
i najg bsza. Potrzebujemy wiat a i m dro ci, która przekracza nasz osobisty punkt widzenia.
Potrzebujemy pomocy z zewn trz, która pozwoli nam odczyta w
ciwy cel i sens ycia
i osobist godno ; która mo e sta si
ród em nadziei.
Jezus towarzysz c uczniom pozwoli najpierw wypowiedzie si im do ko ca. Ale
wys uchawszy ich, sam zabra g os: Na to On rzek do nich: O nierozumni, jak nieskore s
wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czy Mesjasz nie mia tego
cierpie , aby wej do swej chwa y? I zaczynaj c od Moj esza poprzez wszystkich proroków
wyk ada im, co we wszystkich Pismach odnosi o si do Niego.
Zauwa my, e interwencja Jezusa jest bardzo mocna, jasna i zdecydowana. Chrystus ukazuje
najpierw uczniom, e przyczyn ich rozgoryczenia jest zamkni cie si w sobie oraz brak
otwarto ci na s uchanie S owa Bo ego. S smutni, zawiedzeni, rozczarowani i bez nadziei,
poniewa nie maj uszu skorych do s uchania i serc skorych do wierzenia. Z jednej strony
Jezus gani ich za brak wiary, ale z drugiej strony prowadzi ich do ród a: do S owa Bo ego.
Objawia im, w jaki sposób w S owie Bo ym mog odnale odpowied na swoj sytuacj
yciow : na swoje rozczarowanie, smutek i brak nadziei.
owo Bo e — oto, co mo e da nam perspektyw na przysz
, kiedy znajdujemy si
w lepej uliczne zawiedzionych nadziei i sfrustrowanych ludzkich pragnie i potrzeb. W
nie
owo Bo e pozwala nam zachowa nadziej , pogod ducha i rado
ycia tak e w chwilach
trudnych i bolesnych do wiadcze .
Jezus nie tylko wyja nia i interpretuje uczniom Pisma, ale tak e medytuje razem z nimi. Robi
to jednak inaczej, ni uczeni w Pi mie i faryzeusze. Wyk ada im bowiem co we wszystkich
Pismach odnosi o si do Niego samego. Od czasów Chrystusa rozwa amy i medytujemy
Pisma w nowym wietle: w wietle ycia, m ki, mierci i Zmartwychwstania Jezusa.
Medytacja Pisma w wietle ca ego ycia Chrystusa stanie si odt d nowym sposobem
obecno ci Jezusa Zmartwychwsta ego. Pisma zawieraj bowiem odwieczny plan Ojca
odnosz cy si do Mesjasza.
W momentach zniech cenia i smutku potrzebujemy — bardziej ni czegokolwiek — prawdy
owa Bo ego. I cho s owa otuchy oraz przyjacielska obecno kogo bliskiego mo e nas
bardzo pocieszy , to jednak nie ona rozwi e pokusy rozpaczy. Prawda S owa Bo ego mo e
okaza si jednak trudna do przyj cia, jak trudn by a dla uczniów: O
upi, a leniwego serca
do wierzenia temu wszystkiemu, co powiedzieli prorocy (t um. J. Wujka). Ale ta w
nie
gorzka prawda S owa jest jedynym lekarstwem w naszym zagubieniu.
W niniejszej kontemplacji pytajmy si , czy szukamy prawdy S owa Bo ego zarówno
w sytuacjach osobistego zagubienia i rozczarowania, jak te w sytuacjach konfliktów
i nieporozumie z innymi. Czy nosimy w sobie rzeczywiste pragnienie wiat a S owa
Bo ego? Czy pozwalamy S owu przemawia do nas jasno, wyra nie i mocno? Pro my w tej
modlitwie, aby pierwsz trosk naszego ycia duchowego by a prawda S owa Bo ego.
Módlmy si o wielk otwarto na prawd S owa, która podsunie nam rozwi zanie
wszystkich naszych sytuacji, tak e tych po ludzku bez wyj cia.
2. Czy Mesjasz nie mia tego cierpie
Czy Mesjasz nie mia tego cierpie , aby wej do swojej chwa y? — mówi z ca ym
naciskiem przygodny W drowiec uczniom uciekaj cym do Emaus. Trzeba, powinienem,
musz — oto wyra enia, którymi Jezus cz sto podkre la potrzeb , czy wr cz konieczno
wype nienia Pisma i bycia wy cznie do dyspozycji Ojca. Ju jako dwunastoletni ch opiec
Jezus powie swoim Rodzicom w wi tyni Jerozolimskiej: Czy nie wiedzieli cie, e
powinienem by w tym, co nale y do mego Ojca? ( k 2, 49). S to pierwsze s owa
wypowiedziane przez Jezusa na kartach Ewangelii w. ukasza. Zapowiadaj c za swoj
, mier i Zmartwychwstanie Jezus powie: Syn Cz owieczy musi wiele wycierpie ... ( k
9, 22). Kiedy mówi o g oszeniu Dobrej Nowiny u ywa równie s owa: trzeba, musz : Tak e
innym miastom musz g osi Dobr Nowin ( k 4, 43).
Trzeba by o, musz ... — s owa te oznaczaj : taka jest wola mojego Ojca. Tych s ów nie
mo na wyja ni w kategoriach ludzkich. Stosuj c logik ludzk odruchowo chcieliby my
zapyta : Dlaczego musisz? Dlaczego trzeba? Sk d ta konieczno ?. Jezus nigdy nie pyta
swojego Ojca: Dlaczego musz ? Dlaczego trzeba? Swoim: musz , trzeba wyra a absolutne
zaufanie wobec Ojca, wobec Jego odwiecznego planu. Zapyta Ojca: dlaczego? oznacza oby
nie mie zaufania do Niego, w tpi w Jego mi
wobec Syna.
W chwilach trudnych, w chwilach cierpienia, rozpaczy, braku nadziei spontanicznie wyrywa
si nam w modlitwie: Dlaczego w
nie ja? Dlaczego mnie to dotyka? Dlaczego w
nie tak?
I cho to nasze dlaczego najcz ciej nie posiada charakteru wiadomego buntu, ale raczej
wyra a al i nieakceptacj naszej trudnej sytuacji, to jednak ukazuje ono tak e ma wiar
i brak pe nego zaufania; jest przejawem nieumiej tno ci powierzenia si Ojcu.
Rozumienie swojej sytuacji oraz odpowied na pytanie dlaczego przychodzi wraz
z powierzeniem Bogu swojego ycia. Dzi ki zaufaniu odkrywamy w nas samych inteligencj
serca, zdoln zrozumie sens Jezusowego trzeba, musz , powinienem.
Kiedy ufamy Jezusowi, wówczas inteligencj serca, nie za inteligencj rozumu, poznajemy
coraz pe niej sens i cel Jego ycia, mierci i Zmartwychwstania. Poznaj c za
ycie Jezusa,
poznajemy równie nasze ycie. On sam bowiem jest dla nas yciem. W Jego cierpieniu
i kl sce nabieraj sensu nasze cierpienia i rozczarowania yciowe; w Jego mierci nabiera
sensu nasza mier , a w wietle Jego powstania z martwych staje si realne nasze
zmartwychwstanie. Cz owiek nie mo e odnale siebie poza Chrystusem.
Przywo ajmy znane nam dobrze s owa Jana Paw a II wypowiedziane w Warszawie na Placu
Zwyci stwa w czasie I Pielgrzymki do Ojczyzny: Cz owieka nie mo na do ko ca zrozumie
bez Chrystusa. A raczej: cz owiek nie mo e siebie sam do ko ca zrozumie bez Chrystusa. Nie
mo e zrozumie , ani kim jest, ani jaka jest jego w
ciwa godno , ani jakie jest jego
powo anie i ostateczne przeznaczenie. Nie mo e tego wszystkiego zrozumie bez Chrystusa.
Dzi ki Chrystusowi odnajdujemy utracon nadziej , realizujemy najg bsze aspiracje naszego
serca, odnajdujemy godno ludzk , godno dziecka Bo ego. Nasze za zaanga owanie
w
mi
bli niego, w
dzia alno apostolsk staje si pomoc udzielan innym
w odnajdywaniu Jezusa jako prawdziwej drogi do ycia.
Pro my Jezusa o inteligencj serca, dzi ki której b dziemy w stanie rozumie i przeczu to
wszystko, co w Pismach odnosi si do Jego ycia i do naszego ycia osobistego. Pro my
tak e, aby my chcieli i umieli zaufa i powierzy si Jemu, szczególnie w sytuacjach dla nas
niejasnych i trudnych. Módlmy si , aby my nie ulegali pokusie bezsensownego dociekania:
dlaczego w
nie ja?, dlaczego mnie to spotyka? A kiedy tego typu pytania b
si w nas
rodzi spontanicznie, wówczas pro my o to, by my umieli je dobrze zinterpretowa jako
przejaw naszego l ku o siebie, naszej nieufno ci. Mo emy zadawa Jezusowi tak e to trudne
pytanie: Dlaczego w
nie ja?, ale ze wiadomo ci , i odpowied na nie nie przyjdzie jako
owoc naszego przemy liwania, refleksji i ludzkiej zapobiegliwo ci, ale jako dar aski.
3. Zosta , Panie, z nami
Droga w towarzystwie Nieznajomego musia a up ywa uczniom bardzo szybko. Rozmawiali
bowiem na temat interesuj cy ich bardzo: na temat Cz owieka, z którym wi zali niedawno
wielkie nadzieje, i
nie On mia wyzwoli Izraela ( k 24, 2). Rozmawiaj c zbli ali si
powoli do celu swojej podró y. Pragn li jednak nacieszy si obecno ci tego niezwyk ego
drowca, który tak doskonale wczuwa si w ich my li i pragnienia. I cho u ywa trudnych
wyra
i upomina ich twardo, to jednak czuli si przez Niego zrozumiani, przyj ci, kochani.
Ale w
nie wówczas, kiedy ich rozmowa z Nieznajomym si ga a jakby szczytu, On
okazywa jakoby mia i dalej. Przyjemno przebywania z Nim by a tak wielka, i
spontanicznie przymusili Go, mówi c: Zosta z nami, gdy ma si ku wieczorowi i dzie si
ju nachyli . Wszed wi c, aby zosta z nimi.
Zosta , Panie, z nami... — te s owa skierowane do przygodnego W drowca s jakby
nie wiadom modlitw uczniów; modlitw wyp ywaj
z g bokiego pragnienia ich serca.
I cho nie zmienili jeszcze decyzji oddalenia si od Jerozolimy, miejsca mierci Jezusa, to
jednak w ich duszy pocz o si co dzia . Opu ci ich smutek i przygn bienie; rozp yn o si
gdzie ich rozczarowanie i uczucie zawodu. Odk d za w przygodnym W drowcu rozpoznali
w ko cu Jezusa Zmartwychwsta ego, b
wspomina czas tej rozmowy i mówi do siebie
nawzajem: Czy serce nie pa
o w nas, kiedy rozmawia z nami w drodze i Pisma nam
wyja nia ?
on ce serce uczniów to znak dzia ania w nich Ducha wi tego. W j zyku biblijnym ogie
jest znakiem Ducha. Dzieje Apostolskie opowiadaj , i zes any przez Jezusa Duch wi ty
ukaza si w postaci p omyków ognistych (por. Dz 2, 3). To w
nie pod wp ywem uwa nego
uchania Pisma oraz pod wp ywem dzia ania Ducha wi tego rodzi si w uczniach
pragnienie wyra one w pro bie: Zosta , Panie, z nami. Ale poniewa W drowiec okazywa
jakoby mia i dalej, uczniowie nalegaj , przymuszaj Go, aby zosta z nimi.
W tej usilnej pro bie uczniów wyra onej z wyra nym naleganiem widzimy echo s ów samego
Jezusa: I Ja wam powiadam: Pro cie, a b dzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; ko aczcie,
a otworz wam. Ka dy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a ko acz cemu
otworz ( k 11, 9–10). Poniewa uczniowie prosili, by o im dane, poniewa szukali
obecno ci Pielgrzyma, znale li j , poniewa ko atali do Jego serca, otworzy im. Wszed wi c,
aby zosta z nimi. Gor ce pragnienie bycia z Pielgrzymem staje si kolejnym krokiem do
pe nego rozpoznania Jezusa Zmartwychwsta ego. Gdyby zabrak o ze strony uczniów pro by
i nalegania, Pielgrzym przeszed by mimo, gdy okazywa , jakoby mia i dalej.
Nasza wiara karmi si nie tylko rozwa aniem i wnikaniem w sens Pisma, ale przede
wszystkim g bokim pragnieniem bycia z Jezusem; wiara karmi si codzienn przed
on
modlitw . Aby rozpozna w swoim yciu obecno Chrystusa Zmartwychwsta ego, trzeba i
do ko ca za g osem swojego serca rozpalonego przez S owo Bo e. Nie mo emy zatrzyma
si w pó drogi. Rozczarowanie wiar , rozczarowanie Ko cio em, jakie prze ywa dzi wielu
chrze cijan, ma swoje ród o w tym w
nie zatrzymywaniu si w pó drogi: w braku trwania
w obecno ci Jezusa, w braku usilnego nalegania, aby pozosta z nimi; po prostu, w braku
przed
onej modlitwy.
W naszych rozczarowaniach chrze cija stwem trzeba nam z ca prostot powróci do s ów
Jezusa: Pro cie, a b dzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; ko aczcie, a otworz wam. Jest
rzecz niemo liw , aby Jezus nie zosta z tym, który Go o to prosi, aby nie otworzy temu, kto
usilnie puka i ko ata do drzwi Jego serca.
A On okazywa jakoby mia i dalej — te s owa Ewangelisty wyra aj ogromn delikatno
i czu
Jezusowej obecno ci i mi
ci. Bo cho sam jako pierwszy do cza si do uczniów
i nawi zuje z nimi dialog, to jednak nie narzuca im swojej obecno ci, zostawia im wolno .
Aby mog o nast pi pe ne rozpoznanie Jezusa oraz spotkanie z Nim, konieczne jest
zaanga owanie ze strony uczniów.
Modlitwa, b
ca s uchaniem Jezusa oraz trwaniem w
Jego obecno ci, jest jednym
z najwa niejszych sposobów nawi zywania coraz g bszej i pe niejszej wi zi z Jezusem
Zmartwychwsta ym. St d te kontempluj c usilne szukanie obecno ci przygodnego
drowca ze strony uczniów, chciejmy pyta siebie o nasze zaanga owanie na modlitwie.
Najpierw zadajmy sobie podstawowe pytanie, czym jest dla nas modlitwa? Jakie miejsce
zajmuje ona w yciu? Ile po wi camy jej uwagi, energii, czasu, zainteresowania? Czy
modlitwa w naszym yciu nie przegrywa z innymi zaj ciami, nierzadko ma o wa nymi
i przypadkowymi? Czy jest w nas usilno proszenia, szukania, ko atania? Czy mogliby my
powiedzie , i bardzo zale y nam na modlitwie? Czy rozeznajemy w kierownictwie
duchowym jako naszej modlitwy: jej autentyczno , jej szczero ? Czy mo emy
powiedzie , i bardzo zale y nam na prawdzie naszej modlitwy?
Po tych pytaniach, które s swoistym rachunkiem sumienia, chciejmy nast pnie spojrze na
ca nasz dotychczasow drog modlitwy. Powró my do ca ej historii naszego ycia
duchowego: do lat wczesnego dzieci stwa, lat dorastania, lat m odo ci, do wieku dojrza ego.
Przypomnijmy sobie najpi kniejsze chwile modlitwy; chwile, w których — podobnie jak
w uczniach id cych do Emaus — p on o nam serce. Przypomnijmy sobie do wiadczenie
mi
ci Boga, do wiadczenia pi kna naszego ycia, do wiadczenia pojednania, pokoju,
pocieszenia, do wiadczenie nadziei. Zauwa my, i modlitwa nie zawsze by a dla nas tylko
ci
kim obowi zkiem. By a tak e pi knym spontanicznym do wiadczeniem. By a darem,
ask . Podzi kujmy Jezusowi za te pi kne chwile modlitwy. Te w
nie pi kne chwile mog
stanowi dla nas zach
do kontynuowania naszej modlitwy w momentach strapienia
duchowego, zniech cenia, rozczarowania naszym yciem duchowym. Pami
ywego
i serdecznego spotkania z Jezusem Zmartwychwsta ym mo e sta si dla nas si do dalszego
wysi ku i zmagania o kszta t i jako naszej modlitwy.
XVI. ZAPROSZENIE NA AMANIE CHLEBA
Gdy zaj z nimi miejsce u sto u, wzi chleb, odmówi b ogos awie stwo, po ama go i dawa
im. Wtedy oczy im si otworzy y i poznali Go, lecz On znikn im z oczu. I mówili nawzajem
do siebie: Czy serce nie pa
o w nas, kiedy rozmawia z nami w drodze i Pisma nam
wyja nia ? W tej samej godzinie wybrali si i wrócili do Jerozolimy. Tam zastali zebranych
Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili: Pan rzeczywi cie zmartwychwsta i ukaza si
Szymonowi. Oni równie opowiadali, co ich spotka o w drodze, i jak Go poznali przy amaniu
chleba ( k 24, 30–35).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawimy sobie najpierw Jezusa zasiadaj cego
z uczniami do sto u. Zauwa my, jak bierze chleb, b ogos awi i podaje uczniom. W drugim
obrazie zobaczmy uczniów w gronie Aposto ów w Jerozolimie, jak opowiadaj o swoim
do wiadczeniu Jezusa Zmartwychwsta ego.
Pro ba o
owoc kontemplacji: B dziemy prosi o ask odkrycia Eucharystii jako
najwa niejszego miejsca objawienia si Jezusa Zmartwychwsta ego. B dziemy te prosi
o g bokie do wiadczenie Ko cio a jako braterskiej wspólnoty uczniów Jezusa.
1. Wtedy otworzy y si im oczy
Gdy zaj z nimi miejsce u sto u, wzi chleb, odmówi b ogos awie stwo, po ama go i dawa
im. Jednym z najcz stszych miejsc spotkania Jezusa z lud mi (w Ewangelii ukasza) s
posi ki. Jezus nie gardzi adnym zaproszeniem do sto u. Siada do wspólnego posi ku zarówno
z najubo szymi, jak te z bogatymi faryzeuszami. Ch tnie posila si tak e u przyjació .
Wspólne posi ki — to ulubiony sposób przebywania Jezusa z lud mi.
W Biblii wspólny posi ek jest nie tylko miejscem zaspokojenia g odu, ale równie wyra a
jedno i komuni . Faryzeusze odrzucaj wspólnot sto u z grzesznikami i celnikami, gdy
odrzucaj mo liwo jakiejkolwiek jedno ci z nimi. Jezus natomiast, w przeciwie stwie do
faryzeuszów, pozwala si wszystkim zaprosi do sto u. Ch tnie jada z grzesznikami
i celnikami, jak te z wrogimi sobie faryzeuszami i saduceuszami. Jezus nikogo nie wyklucza
ze wspólnoty sto u. Z wszystkimi pragnie nawi za g bok intymn wi .
Tak e i teraz pozwala Jezus zaprosi si do sto u dwom uczniom, którzy pod koniec dnia
dotarli wreszcie do Emaus. Po d ugiej interesuj cej rozmowie wspólny posi ek mia by
mi ym i pi knym zako czeniem dnia. Ale uczniów czeka a jeszcze jedna, tym razem
najwi ksza niespodzianka.
Przygodny W drowiec, cho by tylko zaproszonym go ciem, siadaj c do sto u nagle
przemieni si w gospodarza i zaczyna spe nia rol pana domu. Tworzy wokó swojej osoby
wspólnot sto u. Zaj wszy miejsce za sto em wykonuje cztery czynno ci: bierze chleb,
odmawia b ogos awie stwo, amie go i podaje uczniom. Te same cztery czynno ci wykonuje
Jezus w czasie cudu rozmno enia chleba: On wzi te pi
chlebów i dwie ryby, spojrza
w niebo i odmówiwszy nad nimi b ogos awie stwo, po ama i dawa uczniom, aby podawali
ludowi ( k 9, 16). W czasie ustanowienia Eucharystii w Wieczerniku Jezus równie
wzi
chleb, odmówiwszy dzi kczynienie, po ama go i poda uczniom mówi c: To jest Cia o moje
k 22, 19). Te w
nie gesty prawdopodobnie dobrze znane uczniom, otworzy y im oczy.
I nagle u wiadomili sobie, e Ten, który im towarzyszy przez kilka godzin, jest dobrze im
znanym Cz owiekiem; Tym, który sprawi im tyle rado ci i nadziei w yciu, jak te tak wiele
cierpienia i bólu. I znowu kolejne zaskoczenie: w momencie, kiedy Go poznali On znikn im
z oczu. Ale to zaskoczenie nie sprawi o im bólu. By o ono dla uczniów oczywiste.
Odzyskawszy m dro serca szybko zrozumieli przyczyny swojego smutku i braku nadziei.
Znikni cie Jezusa nie by o dla nich przykre, poniewa zrozumieli, e teraz — po
Zmartwychwstaniu — jest obecny w ród nich, ale w zupe nie inny sposób. Uczniowie
zrozumieli tak e, e sam sposób obecno ci Jezusa nie jest wa ny, wa ny natomiast jest sam
Jezus, fakt, e On yje.
W niniejszej kontemplacji pro my uczniów id cych do Emaus, aby zaprosili nas do udzia u
w ich wielkiej spontanicznej rado ci. Chciejmy wczu si w ich przyjemne zaskoczenie.
Przyjemne zaskoczenie uczniów jest owocem ich zaufania Nieznajomemu, uwa nego
uchania Jego s ów, uleg
ci wobec Ducha dzia aj cego w nich. Za wstawiennictwem
uczniów id cych do Emaus pro my o wielk wiar , i Pan Bóg b dzie nas bardzo przyjemnie
zaskakiwa w naszym yciu, je eli pozwolimy Mu si prowadzi . Najtrudniejsze momenty
naszego ycia mog , dzi ki Jego asce i Jego prowadzeniu, sta si czasem Jego wielkich
Bo ych niespodzianek.
2. amanie chleba — miejsce rozpoznania Jezusa Zmartwychwsta ego
Wtedy oczy im si otworzy y i poznali Go, lecz On znikn im z oczu. Eucharystia jest dla
uczniów ostatecznym miejscem pe nego rozpoznania Jezusa Zmartwychwsta ego. To, co
przeczu o ich serce, zosta o ods oni te przed nimi w czasie amania chleba — w Eucharystii.
Rozmowy prowadzone z przygodnym W drowcem, s uchanie wyja nie Pisma, trwanie
w Jego obecno ci przygotowuj do rozpoznania Go po amaniu chleba. Eucharystia jest
szczytowym momentem d ugiej w drówki Jezusa z uczniami. Jezus rozpoznany przez
uczniów, znika im z oczu. Nie jest On ju trzeci osob zasiadaj
przy stole. Jego obecno
nabiera zupe nie innego charakteru, innego wymiaru. Jego obecno przekracza ca ziemsk
rzeczywisto . Uczniowie nie mog nawi za z Nim kontaktu materialnego. Ale Jego
obecno jest jednak rzeczywista, ywa; jest to obecno poprzez znaki, w ród których S owo
Bo e i Eucharystia s najwa niejsze.
Eucharystia — amanie chleba — stanie si od pocz tku istnienia Ko cio a
uprzywilejowanym sposobem trwania w
obecno ci Jezusa Zmartwychwsta ego,
uprzywilejowanym sposobem rozpoznawania Go. Dzisiaj my równie rozpoznajemy Jezusa
Zmartwychwsta ego najpe niej w Eucharystii. Jest ona tak e i dla nas najwa niejszym
momentem w szukaniu Jego obecno ci, jest szczytem naszej wiary. Aby Eucharystia mog a
by w naszym yciu owocna, podobnie jak owocna by a w yciu uczniów id cych do Emaus,
musi by poprzedzona medytacj S owa Bo ego oraz przed
on modlitw . Medytacja
owa Bo ego i Eucharystia stanowi pewn ca
. Wyra a to doskonale sama struktura
Mszy w. Je eli Eucharystia nie wywiera aby rzeczywistego wp ywu na ycie
chrze cija skie, to trzeba by si zapyta , czy poprzedza j medytacja S owa Bo ego oraz
przed
ona modlitwa medytacyjna.
Jednym z
wa nych warunków owocnego uczestniczenia w
Eucharystii jest dobre
przygotowanie si do niej. Trudno jest nam nieraz uczestniczy w Eucharystii, je eli
wpadamy na ni (mo e czasami nawet z pewnym opó nieniem) jakby wprost z ulicy,
nierzadko pe ni wewn trznego gwaru, chaosu i po piechu. By mo e nie zawsze nas sta na
jaki szczególny czas samotno ci i ciszy przed Msz
w., aby móc skoncentrowa si tylko na
przygotowaniu do niej. I nie jest to mo e zawsze konieczne. Trwaj c po ród naszych zaj
i codziennych czynno ci, mo emy przygotowywa nasze serce do uczestnictwa w Eucharystii
powracaj c pami ci i sercem do spotkania, które nas czeka. Jak cz owiek zakochany cz sto
powraca sercem do ukochanej(ego) i my li o zaplanowanym spotkaniu, cho zajmuje si
wielu innymi sprawami, tak i my mo emy przygotowywa si do Eucharystii b
c
jednocze nie pogr
eni w naszej codzienno ci.
Dzi kujmy Jezusowi, i mamy taki atwy i prosty dost p do tego najwa niejszego znaku —
sakramentu, dzi ki któremu mo e prze ywa Jego obecno . Pro my, aby my z tego daru
korzystali w sposób uwa ny i wra liwy. Przepraszajmy tak e, e nasze uczestnictwo we Mszy
w. by o nieraz niedba e i zewn trzne.
3. Wrócili do Jerozolimy
Rozpoznawszy Jezusa Zmartwychwsta ego po amaniu chleba uczniowie u wiadamiaj sobie
swoje p on ce serca, które s owocem dzia ania w nich Ducha wi tego. Swoje p on ce serca
uczniowie odbieraj jako wielk obietnic ; obietnic , e Duch wi ty — Duch Jezusa b dzie
im odt d wiernie towarzyszy w ca ej ich drodze ycia. Duch Jezusa, który zrodzi w nich
pragnienie przed
onego trwania w obecno ci przygodnego W drowca i który sformu owa
w nich pro
: Zosta , Panie, z nami, nigdy ich ju nie opu ci. Uczniowie nie boj si ju
asnej s abo ci i u omno ci, z powodu której uciekali z Jerozolimy, poniewa do wiadczyli,
e Duch Jezusa przychodzi z pomoc ludzkiej s abo ci. Kiedy bowiem nie umiemy si
modli , nie umiemy
tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia si za nami w b aganiach,
których nie mo na wyrazi s owami (Rz 8, 26).
To w
nie pod wp ywem dzia ania Ducha wi tego oraz dzi ki uczestnictwu w Eucharystii
dokonuje si w uczniach z Emaus zdecydowana przemiana yciowa: W tej samej godzinie
wybrali si i wrócili do Jerozolimy. Znikn ca kowicie stan smutku i przygn bienia uczniów.
Odzyskali nadziej . Ich ycie nabiera od nowa sensu i znaczenia. Rezygnuj z dalszej
ucieczki. W tej samej godzinie wracaj do Jerozolimy.
Jerozolima u ukasza posiada szczególne znaczenie. Jest ona miejscem m ki i mierci Jezusa.
Wróci do Jerozolimy, to zdecydowa si na na ladowanie Jezusa w Jego m ce i mierci.
Jerozolima nie budzi ju w uczniach l ku i trwogi, gdy staje si równie miejscem
Zmartwychwstania ich Mistrza. Podstawowym owocem Eucharystii dla chrze cijanina b dzie
zawsze na ladowanie Jezusa w Jego m ce i mierci krzy owej. Owoc ten b dzie zasadniczym
kryterium autentyczno ci uczestnictwa w Eucharystii. W Eucharystii bowiem cz owiek czy
najpe niej swoje cierpienia z cierpieniami Jezusa, swój krzy z Jego krzy em.
Kontempluj c powrót uczniów z ustronnego i bezpiecznego Emaus do Jerozolimy, miejsca
mierci Jezusa, powró my raz jeszcze do modlitwy ofiarowania z drugiego tygodnia
wicze
duchownych, w której wyra amy pragnienie na ladowania Chrystusa we wszystkim, tak e
w Jego krzy u. Jeszcze raz zbadajmy nasz gotowo do pój cia za Jezusem w tym, co dla
nas najtrudniejsze: w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim
ubóstwie ( D, 98). Nasza kontemplacja Jezusa Zmartwychwsta ego by aby ma o realistyczna,
gdyby my unikali konfrontacji z naszym l kiem przed cierpieniem. Uczniowie uciekaj cy
najpierw z Jerozolimy, a nast pnie wracaj cy do niej pod wp ywem do wiadczenia Jezusa
Zmartwychwsta ego, s dla nas wyzwaniem, s pytaniem, na ile i w nas dokona o si to
nawrócenie, które sprawia, i nie uciekamy za wszelk cen od cierpienia i krzy a.
Odmawiajmy t modlitw z ca ym pokojem wewn trznym, i Jezus przyjmie nie tylko nasz
gotowo cierpienia razem z Nim, ale tak e przyjmie nasze l ki i obawy przed uczestnictwem
w Jego m ce i krzy u. Wa niejsze od naszej gotowo ci cierpienia razem z Nim jest nasze
gor ce pragnienie trwania w Jego obecno ci.
Odwieczny Panie wszystkich rzeczy! Oto przy Twej askawej pomocy sk adam ofiarowanie
swoje w obliczu niesko czonej Dobroci Twojej i przed oczami chwalebnej Matki Twojej
i wszystkich wi tych dworu niebieskiego o wiadczaj c, e chc i pragn i taka jest moja
dobrze rozwa ona decyzja, je li to tylko jest ku Twojej wi kszej s
bie i chwale, na ladowa
Ci w znoszeniu wszystkich krzywd i wszelkiej zniewagi i we wszelkim ubóstwie, tak
zewn trznym jak i duchowym, je li tylko naj wi tszy Majestat Twój zechce mi wybra
i przyj
do takiego rodzaju i stanu ycia ( D, 98).
4. Spotkanie ze wspólnot Aposto ów
W Jerozolimie uczniowie zastali zebranych Jedenastu i innych z nimi, którzy im oznajmili:
Pan rzeczywi cie zmartwychwsta i ukaza si Szymonowi. Oni równie opowiadali, co ich
spotka o w drodze, i jak Go poznali przy amaniu chleba.
Do wiadczenie Jezusa Zmartwychwsta ego prze yte przez dwóch uczniów jest autentyczne,
poniewa zgadza si ze wiadectwem Jedenastu. Dwaj uczniowie daj
wiadectwo swojej
wiary, ale w czno ci z Aposto ami. Tylko to do wiadczenie Zmartwychwsta ego Pana
zostaje uznane za prawdziwe, które jest zgodne z do wiadczeniem Jedenastu i potwierdzone
przez nich. W ten sposób uczniowie w Jerozolimie odnajduj wspólnot , która przyjmuje ich
do swojego grona i potwierdza prawdziwo ich wiary. Wspólnota Ko cio a gromadzi si
wokó Aposto ów i
ich nast pców. Ko ció — wspólnota za
ona na fundamencie
Aposto ów — dla wszystkich jest miejscem spotkania z Jezusem; jest miejscem jedno ci
wszystkich uczniów Zmartwychwsta ego.
Jezus Chrystus jest zasadnicz drog Ko cio a — stwierdza Jan Pawe II. Sam Chrystus jest
nasz drog do domu Ojca. Jest te drog do ka dego cz owieka. Na tej drodze, która
prowadzi od Chrystusa do cz owieka, na tej drodze, na której Chrystus zjednoczy si
z ka dym cz owiekiem, Ko ció nie mo e by przez nikogo zatrzymany. Domaga si tego
doczesne i wieczne dobro cz owieka. Ko ció ze wzgl du na Chrystusa, z racji tej tajemnicy,
która jest w asnym yciem Ko cio a, nie mo e te nie by wra liwy na wszystko, co s
y
prawdziwemu dobru cz owieka — jak te nie mo e by oboj tny na to, co mu zagra a.
Naszym zasadniczym powo aniem yciowym, które realizujemy w Ko ciele, jest dawanie
wiadectwa Jezusowi Zmartwychwsta emu, aby ka dy cz owiek odnalaz Go w swoim yciu;
aby móg Go poznawa , kocha i i w Jego lady. Tylko w ten sposób cz owiek mo e
realizowa swoje najg bsze pragnienia i aspiracje swojego serca, w ten sposób mo e
odnale swoj ludzk godno .
Zaanga owa si w realizacj ludzkiej godno ci w wiecie, to towarzyszy cz owiekowi
w jego poszukiwaniach Jezusa, poszukiwaniach bardzo cz sto nieporadnych, pogubionych,
wr cz nie wiadomych. Nie mo emy pomóc cz owiekowi odzyska jego osobistej godno ci
tylko na drodze zmiany struktur spo ecznych czy politycznych. I chocia jest prawd , e
godne ycie cz owieka domaga si sprawiedliwych struktur, to jednak trzeba by
wiadomym,
istota godno ci cz owieka realizuje si w jego sercu i poprzez jego w asne serce. G ównym
ród em godno ci cz owieka jest synostwo Boga Ojca, braterstwo z
Jezusem
Zmartwychwsta ym.
Dzi kujmy Zmartwychwsta emu za nasz konkretn wspólnot Ko cio a — t , w której
wyro li my i dzi
yjemy. Dzi kujmy za wiadectwo tych, dzi ki którym narodzi a si
i wzrasta a nasza wiara w Jezusa Zmartwychwsta ego. Dzi kujmy za do wiadczenie jedno ci
z naszymi wierz cymi bra mi i siostrami, którzy budowali nasz wiar i umacniali nas w niej.
Pro my jednocze nie, aby my tak e i my nie tylko samym s owem, ale nade wszystko
yciem, potwierdzali wiar w Jezusa u tych, których On sam postawi na naszej drodze ycia.
Pro my o odwag wyznawania wiary. Módlmy si tak e, aby my poczucie w asnej warto ci
i
godno ci upatrywali przede wszystkim w
do wiadczeniu synostwa Bo ego oraz
do wiadczeniu braterstwa w Jezusie.
XVII. UWIELBI BOGA SWOJ
MIERCI
Bo dla nie miertelno ci Bóg stworzy cz owieka — uczyni go obrazem swej w asnej
wieczno ci. A mier wesz a na wiat przez zawi diab a i do wiadczaj jej ci, którzy do
niego nale
. A dusze sprawiedliwych s w r ku Boga i nie dosi gnie ich m ka. Zda o si
oczom g upich, e pomarli, zej cie ich poczytano za nieszcz cie i odej cie od nas za
unicestwienie, a oni trwaj w pokoju. Cho nawet w ludzkim rozumieniu doznali ka ni,
nadzieja ich pe na jest nie miertelno ci. Po nieznacznym skarceniu dost pi dóbr wielkich,
Bóg ich bowiem do wiadczy i znalaz ich godnymi siebie. Do wiadczy ich jak z oto w tyglu
i przyj ich jak ca opaln ofiar (Mdr 2, 23–3, 6).
Je eli zatem g osi si , e Chrystus zmartwychwsta , to dlaczego twierdz niektórzy spo ród
was, e nie ma zmartwychwstania? Je li nie ma zmartwychwstania, to i Chrystus nie
zmartwychwsta . A je li Chrystus nie zmartwychwsta , daremne jest nasze nauczanie, pró na
jest tak e wasza wiara. Okazuje si bowiem,
my byli fa szywymi wiadkami Boga, skoro
umarli nie zmartwychwstaj , przeciwko Bogu wiadczyli my, e z martwych wskrzesi
Chrystusa. Skoro umarli nie zmartwychwstaj , to i Chrystus nie zmartwychwsta . A je eli
Chrystus nie zmartwychwsta , daremna jest wasza wiara i a dot d pozostajecie w swoich
grzechach. Tak wi c i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie. Je eli tylko w tym
yciu w Chrystusie nadziej pok adamy, jeste my bardziej od wszystkich ludzi godni
politowania. Tymczasem jednak Chrystus zmartwychwsta jako pierwszy spo ród tych, co
pomarli (1 Kor 15, 12–20).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie siebie samych w chwili mierci. Zróbmy
sobie w tym momencie krótki przegl d historii ycia. Jakie najwa niejsze wybory i decyzje
ycia chcieliby my powtórzy ? Jakich b dów i pomy ek chcieliby my unikn
?
Pro ba o owoc kontemplacji: B dziemy prosi o wielki realizm yciowy, który pozwoli nam
odczyta
mier jako integraln cz
ludzkiego ycia. B dziemy te prosi , aby my w asn
mierci uwielbili Boga i dali wiadectwo wiary braciom.
1. mier a wspó czesna kultura
Problematyka mierci jest dzisiaj poruszana raczej rzadko. Jest to temat wstydliwy zarówno
w rodkach spo ecznego przekazu jak równie w
rozmowach towarzyskich. Je eli
w rozmowie kto przypadkowo zejdzie na problem mierci, nierzadko bywa to kwitowane
krótkim stwierdzeniem: te nie macie o czym mówi . Ale z drugiej strony zauwa amy w jaki
paradoksalny sposób, i wspó czesna kultura (czy mo e raczej subkultura), szczególnie za
kinematografia, jest naznaczona brutalnym ukazywaniem mierci i umierania. Ten paradoks
ods ania jaki parali uj cy, wr cz paniczny l k wspó czesnego cz owieka przed w asn
mierci .
Umieranie i pogrzeb w rodowisku miejskim zosta y dzi tak urz dzone, aby przeci tny
cz owiek nie mia praktycznie adnej styczno ci z
faktem mierci oraz obrz dami
pogrzebowymi. Typowy przypadek: kto z bliskiej rodziny czuje si
le. Trafia do szpitala.
W szpitalu okazuje si , i jest ci ko chory. Umiera w szpitalu, nierzadko w zupe nej
samotno ci lub te otoczony obcymi sobie lud mi. Cia o zmar ego pozostaje w kostnicy
szpitalnej. Spotykamy si z nim ponownie w czasie obrz dów pogrzebowych w kaplicy
cmentarnej. Wielu ludzi przez d ugi czas nie ma adnej styczno ci ze mierci lub te
z cia em zmar ego cz owieka. Szczególnie dzieci chronione si , aby nie zetkn y si ze
mierci , poniewa mog yby nabawi si neurotycznych l ków. Ale samo ycie pokazuje, e
im bardziej chronimy siebie, dzieci i m odzie przed faktem mierci, tym l k przed ni staje
si g bszy i bardziej neurotyczny. Bo chocia nie spotykamy si z faktem mierci, to jednak
fakt w asnej mierci oraz mierci naszych najbli szych dog bnie przeczuwamy.
W problematyce mierci cz owiek nie mo e oszuka siebie samego, nie mo e te oszuka
bli nich.
W latach osiemdziesi tych przez kilka tygodni pracowa em w pewnej wielkomiejskiej parafii
w Belgii. Najcz stszym moim obowi zkiem by y pogrzeby. W niektóre dni kilka pogrzebów.
Niemal wszystkie (z wyj tkiem jednego) by y organizowane dans intimité — na sposób
prywatny. Na pogrzeb dans intimité przychodzi o dos ownie kilka osób — najbli sza rodzina:
bracia, siostry, dzieci, wspó ma onek, wspó ma onka, wnuki. Czasami na pogrzebie by o
dos ownie cztery, pi
osób. Mia em wra enie, i robiono wszystko, aby mier bliskiej
osoby nie przeszkadza a innym. Nie zawiadamiano o mierci i pogrzebie s siadów, przyjació
zmar ego, ale dopiero po pogrzebie rozsy ano wydrukowane pi knie zawiadomienie o mierci
danej osoby. Mo e inaczej wygl da umieranie i obrz dy pogrzebowe w rodowiskach
wiejskich, chocia trzeba stwierdzi , i sposób ycia rodowiska miejskiego i wiejskiego
w wysoko uprzemys owionych krajach praktycznie si nie ró ni.
Przytaczamy niniejsz obserwacj nie po to, aby poddawa j krytyce, ale raczej by móc
zaobserwowa pewne zjawisko, które trzeba traktowa jako symbol. Nie chodzi bowiem
o nag zmian zwyczajów zwi zanych ze mierci i umieraniem. Mog oby to bowiem okaza
si walk z wiatrakami. Chodzi raczej o szukanie takiego nastawienia do ludzkiej mierci,
w tym tak e do w asnej mierci, które traktuje umieranie jako integraln cz
ludzkiego
ycia tutaj na ziemi.
Nietrudno zauwa
, i ten niemal paniczny l k wspó czesnego cz owieka przed mierci jest
skutkiem prób wyeliminowania rzeczywisto ci nadprzyrodzonej z ludzkiej codzienno ci.
Je eli cz owiek koncentruje si niemal wy cznie na wiecie materialnym, wówczas odbiera
umieranie jako koniec wszystkiego. Kiedy Bóg zostaje ca kowicie usuni ty z ycia
publicznego, wówczas zajmowanie si ko cem ludzkiego ycia staje si k opotliwe,
wstydliwe. Nie bardzo wiadomo, co z tym faktem zrobi . mier bowiem odbierana jest
wówczas jako unicestwienie wszystkiego, czemu cz owiek po wi ci swoje si y, energi , co
kocha na tej ziemi.
Umieranie — podobnie jak narodziny — jest integraln , nieod czn cz ci ludzkiego ycia.
Jezus Chrystus, Bóg–Cz owiek, który sta si podobny do nas we wszystkim, uni
samego
siebie i sta si pos usznym swojemu Ojcu
do mierci — i to mierci krzy owej (Flp 2, 8).
W tajemnicy Wcielenia Bóg przyjmuje na siebie fakt mierci i czyni z niej swoje
egzystencjalne do wiadczenie.
Prawd o mierci winien rozwa
ka dy cz owiek, nie tylko w podesz ym wieku, ale tak e
cz owiek m ody. Fakt mierci uczy ka dego z nas wielkiej m dro ci, realizmu yciowego
oraz mierzenia si y na zamiary. Do wiadczenie w asnej mierci porz dkuje hierarchi
warto ci w naszym yciu, pomaga nam szuka celu i sensu ycia. w. Ignacy zach ca nas,
aby my w chwilach dokonywania najwa niejszych wyborów yciowych wyobra ali sobie
chwil w asnej mierci i zastanawiali si nad t postaw i t miar , któr wtedy chcia bym
widzie zastosowan w tym obecnym wyborze; i dostosowuj c si do niej ca kowicie dokonam
mojej decyzji ( D, 186). Fakt mierci relatywizuje i porz dkuje wiele do wiadcze
przypadkowych i niewa nych, które koncentruj nieraz na sobie nasz uwag i nie pozwalaj
nam patrze na ycie bardziej perspektywicznie.
W psychologii podkre la si , i cz owiek, który nie umie spokojnie my le o mierci, nie
umie te cieszy si
yciem. Matka za , która l ka si
mierci, przeka e swoim dzieciom l k
przed yciem. Jej neurotyczny l k przed mierci rzuci cie na ycie dzieci. L k przed
mierci parali uje ycie. W najg bszym sensie l k przed mierci jest przejawem l ku przed
yciem. Cieszy si
yciem mo e tylko cz owiek, który nie pozwala si sparali owa l kiem
przed mierci . Neurotyczny l k przed mierci zatruwa nieraz ludziom najpi kniejsze chwile
ich ycia.
W niniejszym rozmy laniu zadam sobie pytanie, jakie odczucia budzi we mnie sam fakt
ludzkiej mierci? Przypomn sobie mier jakiej bliskiej mi osoby. Jak j prze
em? Jakie
towarzyszy y mi odczucia, refleksje, my li? W jaki sposób my la em do tej pory o mojej
asnej mierci? Jakie my li, odczucia rodz si we mnie, kiedy uprzytomni sobie fakt mojej
mierci? Czy mog powiedzie , i nie ma we mnie jakiego panicznego l ku przed w asn
mierci ? Co chcia bym powiedzie Jezusowi o
moim dotychczasowym my leniu
i prze ywaniu w asnej mierci?
2. Ja jestem zmartwychwstaniem i yciem
Ale czy mier nie zawiera w sobie czego dramatycznego, wr cz tragicznego? Kiedy kogo
spotyka nag a lub gwa towna mier , mówimy wówczas o tragicznej mierci. Czy sam Jezus
Chrystus nie l ka si — a do krwawego potu — w asnej mierci, która mia a na Niego
przyj ? Czy nie prosi Ojca, aby oddali od Niego ten kielich? mier jest wrogiem
cz owieka. Wesz a ona na wiat, jak mówi Ksi ga M dro ci, przez zawi diab a (Mdr 2, 24).
Tragizmu mierci do wiadczaj jednak tylko ci, którzy nale
do diab a. Dusze
sprawiedliwych za s w r ku Boga i nie dosi gnie ich m ka mierci. Zda o si oczom
upich, e pomarli, zej cie ich poczytano za nieszcz cie i odej cie od nas za unicestwienie,
a oni trwaj w pokoju. Cho nawet w ludzkim rozumieniu doznali ka ni, nadzieja ich pe na
jest nie miertelno ci. Po nieznacznym skarceniu dost pi dóbr wielkich. Ju Ksi ga M dro ci
ukazuje mier jako przej cie do innego ycia, jako powierzenie, oddanie swojego ycia
Bogu. Ksi ga M dro ci nie tai bólu i trudu mierci. I cho jasno ukazuje, i ze mierci wi e
si ka , skarcenie, to jednak g upimi nazywa jednoznacznie tych, którzy czyni ze mierci
tragiczne wydarzenie ycia, które ostatecznie i ca kowicie ko czy ludzk egzystencj .
W Ksi dze M dro ci dostrzegamy integralne traktowanie ycia i ludzkiej mierci. L k
wspó czesnego cz owieka przed mierci wynika w
nie z wyizolowania ko ca ludzkiego
ycia z ca
ci egzystencji. mier znajduje si przecie na przed
eniu ludzkiego ycia, jest
jego przed
eniem. Stwierdzenie, które mo e wyda si wr cz bana em: jakie ycie, taka
mier jest de facto g bok m dro ci
yciow .
To, co przeczuwa autor Ksi gi M dro ci, w pe ni objawi nam Jezus Chrystus. Ju nie tylko
poprzez swoj nauk , swoj m dro , ale przede wszystkim poprzez swoje ycie, szczególnie
za poprzez swoj
mier i Zmartwychwstanie. mier Jezusa Chrystusa, cho dramatycznie
trudna i bolesna, stanowi a integraln cz
Jego ycia i Jego relacji z Ojcem. Jezus wiele
razy zapowiada swoj
mier i ukazywa j jako oddanie siebie Ojcu. To w
nie dzi ki yciu
oddanemu wy cznie Ojcu i Jego woli, mier Jezusa nabiera sensu i znaczenia. mier
Jezusa zostaje wpisana w odwieczny plan mi
ci Ojca wobec Syna, a w Nim w odwieczny
plan mi
ci do ka dego cz owieka. Ludzkie konanie Jezusa na krzy u jest przede wszystkim
aktem mi
ci (G. Bernanos). Poprzez swoj
mier Jezus potwierdza ostatecznie przyj cie
mi
ci swojego Ojca i zaprasza nas, aby my i my uczyli si w taki w
nie sposób patrze na
nasz przysz
mier .
Jezus, odpowiadaj c na wezwanie Ojca, uczyni nie tylko ze swego ycia, ale tak e ze
mierci, miejsce szukania Ojca i Jego woli, miejsce oddania Mu chwa y, miejsce naszego
zbawienia. Dzi ki powierzeniu si Ojcu, mier de facto sta a si dla Niego pocz tkiem
nowego ycia — pocz tkiem Zmartwychwstania, poniewa Jezus uni
samego siebie,
stawszy si pos usznym a do mierci — i to mierci krzy owej. Dlatego te Bóg Go nad
wszystko wywy szy w chwale Zmartwychwstania i darowa Mu imi ponad wszelkie imi (Flp
2, 8–9).
Dla nas chrze cijan do wiadczenie mierci i Zmartwychwstania Jezusa staje si szczególnym
miejscem przekroczenia w asnego l ku przed mierci , a tym samym staje si miejscem
odkrycia rado ci i
pe ni swojego ycia. Jezus mówi nam wprost:
Ja jestem
zmartwychwstaniem i yciem. Kto we Mnie wierzy, cho by i umar ,
b dzie. Ka dy, kto yje
i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to? (J 11, 25–26).
W niniejszej medytacji chciejmy z uwag ws ucha si w s owa Ksi gi M dro ci oraz
w s owa Jezusa: Jam jest zmartwychwstanie... jako skierowane do nas osobi cie. Jakie
reakcje, jakie my li, jakie odczucia budz w nas te s owa? W sposób szczególny chciejmy
ws ucha si w
pytanie Jezusa skierowane do Marty: Wierzysz w to? Czy wierz
w zmartwychwstanie mojego ycia, mojego cia a? Czy wiara z zmartwychwstanie uspokaja,
ucisza moje niepokoje i l ki zwi zane z moj w asn
mierci lub ze mierci moich bliskich?
Co chcia bym Jezusowi powiedzie o
mojej wierze w
Jego Zmartwychwstanie,
o wiadomo ci mojej mierci, o mierci moich bliskich?
3. Jak zapewni sobie odwag umierania?
Je eli nawet jeste my lud mi wierz cymi i je eli wiara w Zmartwychwstanie Jezusa i nasze
wraz z Nim jest nam bliska, to jednak fakt mierci pozostaje dla ka dego z nas dramatycznie
trudnym do wiadczeniem. Pozostaje dla cz owieka wielk niewiadom . I nawet je eli dzi
traktujemy temat w asnej mierci z ca szczero ci i odwag , to jednak rodzi si pytanie: Czy
mo emy sobie zapewni odwag i pogod ducha w chwili umierania? Czy mo emy
przewidzie , e w chwili mierci potrafimy w taki sposób zaufa Bogu, i w asn
mierci
damy przyk ad wiary swoim najbli szym? Z pewno ci nie mo emy sobie zapewni takiej
postawy wobec mierci na przysz
. Nikt z nas nie mo e postanowi , w jaki sposób b dzie
umiera . Nie mo emy przewidzie , w jakiej sytuacji i w jakim nastroju ducha zastanie nas
nasza mier . Jak nie od nas zale
czas, miejsce i sposób przyj cia na wiat, tak równie nie
od nas b dzie zale
czas, miejsce i rodzaj mierci. mier Jezusa by a trudna. Jej czas,
miejsce i sposób wyznaczy Mu Jego Ojciec. I cho by a to mier trudna, to jednak by a to
najpi kniejsza mier — poniewa by a przyj ta w ca kowitym pojednaniu z lud mi i
w ca kowitym zaufaniu swojemu Ojcu. Modlitwa Jezusa na krzy u: Ojcze przebacz im, bo nie
wiedz , co czyni , oraz Ojcze, w Twoje r ce powierzam ducha mojego
k 23, 34. 46)
objawia nam pi kno mierci Jezusa.
I cho nie mo emy przewidzie czasu, miejsca i sposobu umierania, to jednak — jak Jezus
w Ogrójcu — mo emy si modli o dobr
mier . Chrze cijanin powinien modli si nie
tylko o dobre ycie, ale tak e o dobr
mier dla siebie i swoich bliskich. W przesz
ci, która
traktowa a mier w sposób bardziej naturalny, spokojny i z pewno ci mniej neurotyczny ni
dzisiaj, istnia y bractwa dobrej mierci. w. Barbara oraz w. Józef, a zw aszcza Naj wi tsza
Maryia Panna, byli uwa ani w
Ko ciele za szczególnych patronów dobrej mierci.
Zauwa my, i zachwycamy si i podziwiamy cuda ró nych uzdrowie , np. cuda, jakie maj
miejsce w ró nych sanktuariach maryjnych. Niektóre ruchy ko cielne bardzo te koncentruj
si na cudzie uzdrowienia. Ale wszystkie te cuda s zawsze przej ciowe, poniewa ich skutki
ko cz si ze mierci cz owieka, tak jak cud wskrzeszenia azarza zako czy si z chwil
jego mierci. Wydaje si , i o wiele wi kszym cudem dla cz owieka jest dobra i pi kna
mier . Stwierdzenie to mo e wyda si dziwne, a jednak... Cud pi knej i dobrej mierci
utrwala na wieki owoce ca ego naszego ycia. Jednoczy nas na zawsze z Bogiem. Czyni nas
na wieki dzie mi Ojca niebieskiego, bra mi Jezusa Chrystusa, wi tyniami Ducha wi tego.
To w
nie dzi ki dobrej mierci, zostaje zachowane na wieki ca e nasze ycie: tak e nasze
cia o, które powstanie do ycia.
Konstytucje Towarzystwa Jezusowego napisane przez w. Ignacego zobowi zuj jezuit , aby
w chorobie i mierci da zbudowanie innym, aby uwielbi Boga tak e swoj
mierci . Ten
pi kny tekst mo e by pomoc nie tylko dla cz onków Towarzystwa Jezusowego, ale tak e
dla wszystkich, którzy korzystaj z
wicze duchownych: Jak w ci gu ca ego ycia, tak tym
bardziej w obliczu mierci powinien ka dy cz onek Towarzystwa stara si najusilniej, aby
Bóg i Pan nasz Jezus Chrystus by w nim uwielbiony, a Jego upodobanie spe ni o si w nim.
Winien ponadto budowa innych przynajmniej przyk adem cierpliwo ci i m stwa, yw wiar ,
nadziej i mi
ci tych dóbr wiekuistych, które nam wys
Chrystus Pan i zdoby
niezrównanymi trudami swego ycia doczesnego i mierci. A poniewa bardzo cz sto choroba
jest tego rodzaju, e w du ym stopniu utrudnia korzystanie z w adz umys owych, a przej cie
z ycia doczesnego do wiecznego jest takie, e ataki szatana bywaj gro ne — nies ychanie
za wa ne jest, eby im nie ulec — wtedy potrzebna jest pomoc mi
ci braterskiej.
Na zako czenie medytacji chciejmy powierzy Bogu ca e nasze ycie, a wraz z nim — jako
jego integraln cz
— tak e nasz
mier . Pro my, aby my mogli w chwili mierci
do wiadczy pomocy mi
ci braterskiej, opieki i wstawiennictwa Matki Naj wi tszej, w.
Józefa oraz naszego Patrona. Pro my, aby stopniowo budzi o si w nas g bokie pragnienie,
by nasz w asn
mierci uwielbi Boga i da przyk ad swoim braciom zaufania i wiary.
Pro my te o wi ksz wra liwo na ludzi zbli aj cych si do mierci. A je eli Opatrzno
pozwoli nam by przy mierci jakiej osoby, pro my, aby my byli dla niej pomoc w jej
przej ciu do Ojca.
Na zako czenie rozwa
ws uchajmy si jeszcze w wiadectwo dojrza ego przygotowania
na w asn
mier pozostawione nam przez w. Teres od Dzieci tka Jezus, która umiera a
maj c zaledwie dwadzie cia cztery lata: Po ziemskim wygnaniu czeka mnie rado mieszkania
z Tob w Ojczy nie niebieskiej. Nie chc jednak gromadzi zas ug dla Nieba, ale chc
pracowa jedynie dla Twojej Mi
ci ku Tobie: aby Tobie, o Bo e, sprawi rado , aby
przynie pociech Boskiemu Sercu Twemu, aby Ci pozyskiwa dusze, które Ci wiecznie
mi owa .
U schy ku ycia stan przed Tob , o Panie, z pró nymi r kami, gdy nie prosz , aby policzy
uczynki moje... Wszystkie nasze dobre czyny maj skazy w oczach Twoich! Pragn wi c
przyodzia Twoj w asn Sprawiedliwo i z aski Twej Mi
ci dost pi wiecznego
posiadania Ciebie. Nie chc innej chwa y, innej Korony, tylko Ciebie, o mój Umi owany! Dla
Ciebie, Panie, czas jest niczym, jeden dzie jest jak lat tysi c. W jednej chwili mo esz mnie
przygotowa na godne stawienie si przed Tob .
XVIII. KONTEMPLACJA O MI
CI
ogos aw, duszo moja, Pana!
O Bo e mój, Panie, jeste bardzo wielki!
Odziany we wspania
i majestat,
wiat em okryty jak p aszczem.
Ty zdroje kierujesz do strumieni,
co po ród gór si s cz :
poj one wszelkie zwierz ta polne,
tam dzikie os y gasz swe pragnienie;
nad nimi mieszka ptactwo powietrzne,
spomi dzy ga zi g os swój wydaje. (...)
Ka esz rosn
trawie dla byd a
i ro linom, by cz owiekowi s
y,
aby z roli dobywa chleb
i wino, co rozwesela serce ludzkie,
by rozpogadza twarze oliw ,
by serce ludzkie chleb krzepi .
Drzewa Pana maj wody do syta,
cedry Libanu, które zasadzi .
Tam ptactwo zak ada gniazda,
na cyprysach s domy bocianów.
Wysokie góry dla kozic,
a ska y s kryjówk dla borsuków.
Ty stworzy ksi yc, aby czas wskazywa ;
ce pozna o swój zachód.
Mrok sprowadzasz i noc nastaje,
w niej kr y wszelki zwierz le ny.
Lwi tka rycz za upem,
domagaj si
eru od Boga.
Gdy s
ce wzejdzie, wracaj
i k ad si w swych legowiskach.
Cz owiek wychodzi do swojej pracy,
do trudu swojego a do wieczora.
Jak liczne s dzie a Twoje, Panie!
Ty wszystko m drze uczyni
:
ziemia jest pe na Twych stworze . (...)
Wszystko to czeka na Ciebie,
by da im pokarm w swym czasie.
Gdy im udzielasz, zbieraj ;
gdy r
sw otwierasz, syc si dobrami.
Gdy skryjesz swe oblicze, wpadaj w niepokój;
gdy im oddech odbierasz, marniej
i powracaj do swojego prochu.
Stwarzasz je, gdy lesz swego Ducha
i odnawiasz oblicze ziemi.
Niech chwa a Pana trwa na wieki:
niech Pan si raduje z dzie swoich (Ps 104, 1–2. 10–31).
Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie samych siebie stoj cych przed ca ym
dworem niebieskim: przed obliczem Boga, Pana naszego, wobec Matki Naj wi tszej, anio ów
i wszystkich wi tych.
Pro ba o owoc kontemplacji: B dziemy prosi o wewn trzne poznanie ogromu dobra, jakie
otrzymali my i nieustannie otrzymujemy od Boga. B dziemy równie prosi , aby otrzymane
dobro czyni o nas coraz bardziej otwartymi i hojnymi wobec Boga i Jego niesko czonej
mi
ci.
1. Pomost mi dzy czasem
wicze duchownych a nasz codzienno ci
Kontemplacja Ad amorem — O mi
ci ( D, 230nn), która wie czy ca e
wiczenia duchowne
w. Ignacego Loyoli, jest jakby mostem przerzuconym pomi dzy czasem intensywnej
modlitwy rekolekcyjnej a
szar codzienno ci
ycia. Nasze ycie wymaga du ego
zaanga owania: zaanga owania w prac , w ycie rodzinne, w codzienne troski i k opoty
zwi zane z naszymi ludzkimi potrzebami. Wszystko to nie pozwala nam na tak intensywne
wyciszenie i modlitw , jakie mia y miejsce w czasie trwania
wicze duchownych. Znaczne
skrócenie czasu po wi conego wy cznie na modlitw , zmniejszenie intensywno ci naszej
uwagi w sprawach duchowych, nie powinno jednak oznacza rezygnacji z usilnego szukania
obecno ci Boga, z szukania Jego mi
ci w naszej codzienno ci ycia.
Kontemplacja O mi
ci ma nas przekona , e obecno ci Boga mo na poszukiwa we
wszystkich rzeczach, na przyk ad w rozmowie z kimkolwiek, w chodzeniu, w patrzeniu,
smakowaniu, s uchaniu, rozumieniu oraz we wszystkim co robimy: poniewa Jego Boski
Majestat ujawnia si (...) we wszystkich rzeczach ( w. Ignacy).
Ostatni kontemplacj , kontemplacj O mi
ci, w. Ignacy poprzedza dwoma uwagami
precyzuj cymi samo poj cie mi
ci. A poniewa poj cie mi
ci jest dzisiaj powszechnie
nadu ywane i fa szowane, st d te uwagi Autora
wicze duchownych maj dla nas
szczególne znaczenie.
Najpierw wypada zaznaczy dwie rzeczy — mówi Ignacy. Pierwsza: Mi
winno si
zak ada wi cej na czynach ni na s owach ( D, 230). S owa te s pewnym powtórzeniem
ów w. Jana: Dzieci, nie mi ujmy s owem i j zykiem, ale czynem i prawd ! (1 J 3, 18).
Ignacy wiedzia , jak bardzo cz owiek jest sk onny do wypowiadania wielkich s ów i jak
nie obok nich prezentuje si praktyka ycia. Prawdziwa mi
dzia a i jest skuteczna
jedynie w czynach (W. Lambert). Podstawowym wyrazem mi
ci nie s wi c prze ycia
w sferze uczu , nie s te s owa opowiadaj ce o tych doznaniach, ale ofiarne i konkretne
dzia anie na rzecz osoby mi owanej. Mi
winno si zak ada wi cej na czynach ni na
owach — to lakoniczne stwierdzenie w. Ignacego mog oby by dobrym lekarstwem na
nasze puste gadanie o mi
ci, którego pe ne s nasze filmy, ksi
ki, czasopisma, nasze
kazania, katechezy czy te nasze codzienne rozmowy.
Po drugie. Mi
polega na (...) tym, aby mi uj cy dawa i udziela umi owanemu tego, co
sam posiada, albo co z tego, co jest w jego posiadaniu lub w jego mocy; i znów wzajemnie
eby umi owany udziela mi uj cemu ( D, 231). Istot mi
ci jest pe na komunia, jedno
mi dzyosobowa, wzajemne przenikanie si tych, którzy si kochaj ; wzajemne udzielanie
sobie tego wszystkiego, kim s i co posiadaj . Przed umi owanym niczego si nie ukrywa.
W mi
ci nic nie pragnie si zatrzyma tylko dla siebie. W ka dym akcie mi
ci kochaj ce
si osoby mówi sobie wzajemnie: Wszystko moje do ciebie nale y ( k 15, 31). Istot mi
ci
jest wi c realne odniesienie do drugiego, rzeczywista wi , rzeczywista relacja z osob .
Te uwagi w. Ignacego posiadaj dzisiaj niezwyk warto . Bardzo cz sto mi
zwyk o si
uto samia z subiektywnym i przyjemnym odczuciem zakochania. Wielu ludzi, szczególnie
odych, nie kocha naprawd drugiego, ale kocha swoje wyobra enie o drugim oraz kocha
siebie samego w drugim. Satysfakcja emocjonalno–seksualna staje si nierzadko najwy szym
i jedynym kryterium mi
ci. St d tak atwo dochodzi do wzajemnej manipulacji. Takie
rozumienie mi
ci sprawia, e nie widzi si potrzeby ofiary, wysi ku i trudu dla wzrostu
w
mi
ci. Te powierzchowne kryteria mi
ci przyk ada si nie tylko do mi
ci
przyjacielskiej, narzecze skiej i ma
skiej, ale tak e do mi
ci Boga.
2. Jak wiele uczyni Bóg dla mnie
Przywie sobie na pami dobrodziejstwa otrzymane: stworzenie, odkupienie, a tak e dary
poszczególne, wa c i doceniaj c z wielkim uczuciem mi
ci, jak wiele uczyni Bóg, Pan
nasz, dla mnie; jak wiele mi da z tego, co posiada. A dalej, jak bardzo ten e Pan pragnie mi
da samego siebie, ile tylko mo e wedle swego Boskiego planu ( D, 234).
Zgodnie z
propozycj
w. Ignacego chciejmy przywo
na pami wszystkie dary
w porz dku stworzenia i odkupienia. Najpierw chciejmy sobie u wiadomi wszystkie dary
w porz dku stworzenia: nasze doczesne istnienie wraz z darem nie miertelno ci, dar ludzkiej
wolno ci, nasz zdolno do przyjmowania i dawania mi
ci, wszystkie nasze wi zi z lud mi
w ci gu ca ej naszej historii ycia, nasze talenty osobiste i zdolno ci.
Nast pnie przywo ajmy dary w porz dku odkupienia: dar Jezusa Chrystusa — dar Syna
Bo ego, który sta si dla nas Cz owiekiem; dar Mi
ci Boga Ojca objawionej nam w Jego
Synu; dar Ducha wi tego zes anego nam przez Ojca i Syna. Przywo ajmy tak e dar Maryi,
Matki Jezusa, wspólnot Ko cio a — t powszechn i
t nam najbli sz , w której
uczestniczymy na co dzie ; dar S owa Bo ego, którym mo emy si karmi na co dzie ;
sakramentalne znaki — szczególnie za Eucharysti i sakrament pojednania, i wreszcie
wiadectwo wiary wielu naszych braci i sióstr.
Kiedy Bóg daje nam jakikolwiek dar, to w ka dym z nich, cho by by najmniejszy, ukrywa
si ca a Jego niesko czona Boska mi
. W ka dym darze zawiera si tyle Jego mi
ci, ile
mo emy jej przyj , ud wign i wcieli w nasze ycie. Udzielanie si nam Boga okre la nie
tylko Jego Boski plan, ale tak e wielko pragnie cz owieka. Bóg daje nam wszystko
w Jezusie Chrystusie, daje nam ca swoj mi
, ale my nie chcemy lub te nie jeste my
w stanie jej przyj .
A potem wej w siebie — zach ca w. Ignacy. Aby móc sobie u wiadomi i móc
przewidzie , jaka winna by nasza reakcja wobec Boga obdarowuj cego nas nieustannie
swoimi darami, odwo ajmy si do do wiadczenia ludzkiej mi
ci. Pytajmy si wi c, jak
zachowuje si kochaj ca ona, kiedy m ofiarowuje jej jaki dar jako wyraz jego wielkiego
serca? Jak reaguje dziecko, które otrzymuje od matki cenny podarek jako wyraz jej mi
ci?
Jak zachowuje si cz owiek, który w dowód oddania i yczliwo ci otrzymuje od swojego
przyjaciela cenny i mi y dar? A potem wej w siebie samego rozwa aj c, com ja z wielk
uszno ci i sprawiedliwo ci winien ze swej strony ofiarowa i da Jego Boskiemu
Majestatowi ( D, 234). Je eli Bóg daje mi wszystko, to naturaln i spontaniczn reakcj
mojego serca winno by ofiarowanie Mu równie wszystkiego: tego, kim jestem i tego, co
posiadam.
Nierzadko na ca nasz ludzk rzeczywisto patrzymy bardzo zewn trznie
i powierzchownie, poniewa odbieramy j w kategoriach czysto ludzkich; jeste my nieraz
zbytnio skoncentrowani na sobie i naszych ludzkich potrzebach. Nierzadko pozwalamy si
era naszym l kom o siebie, swoich bliskich i ca nasz przysz
. Codzienne wydarzenia
yciowe, nawet te najpi kniejsze i najprzyjemniejsze, niewiele nam mówi , poniewa nie
widzimy w nich dzia ania Bo ego, ale jedynie zbieg przypadków czy te owoc naszej ludzkiej
zapobiegliwo ci. Gdyby my wszystko w naszym yciu odbierali jako dar samego Boga i
w ka dym z tych darów dostrzegali Jego mi
, wówczas ca a — zdawa by si mog o szara
i nieciekawa — codzienno przekszta ci aby si niemal natychmiast w przygod szukania
i odnajdywania Boga we wszystkich rzeczach.
W ko cowej serdecznej rozmowie z Matk Naj wi tsz , z Jej Synem Jezusem oraz z Bogiem
Ojcem pro my gor co o wielk duchow przenikliwo , dzi ki której b dziemy w stanie
odczytywa wszystko, ca nasz ludzk rzeczywisto w wietle mi
ci Boga do cz owieka.
Pro my tak e o ducha wdzi czno ci, dzi ki któremu b dziemy coraz lepiej usposobieni, aby
sam Stwórca i Pan udziela si nam i ogarnia nas ku swej mi
ci i chwale, a tak e
przysposabia nas ku tej drodze, na której b dziemy Mu mogli lepiej s
(por. D, 15).
3. Bóg mieszka w stworzeniach
Zwróci uwag na to, jak Bóg mieszka w stworzeniach: w ywio ach, daj c im istnienie;
w ro linach, daj c im ycie i wzrost; w zwierz tach, daj c im czucie; w ludziach, darz c ich
rozumieniem ( D, 235). w. Ignacy pos uguje si kluczem ewolucyjnym, aby ods oni nam
wewn trzne dzia anie Boga w Jego stworzeniach; rozpoczyna bowiem wylicza stworzenia
od materii nieo ywionej poprzez ro liny i zwierz ta a do cz owieka. Mieszkanie Boga
w stworzeniach nie jest jakim statycznym przebywaniem, ale jest ono dzia aj
energi , jest
ród em wszelkich przejawów ycia i rozwoju. Sam Bóg daje ycie i rozwój wszystkiemu, co
porusza si na ziemi.
Od rozwa
o Bogu mieszkaj cym w stworzeniach w. Ignacy ka e nam nast pnie przej
do osobistej refleksji, w jaki sposób Bóg mieszka i pracuje w ka dym z nas osobi cie: I we
mnie tak e Bóg mieszka, daj c mi by ,
, czu i darz c mi rozumem. A nadto uczyni mi
wi tyni swoj , bom stworzony jest na podobie stwo i obraz Jego Boskiego Majestatu ( D,
235).
Przejawem Bo ego zamieszkania w nas jest najpierw samo istnienie, a nast pnie wszystkie
funkcje yciowe na wszystkich p aszczyznach: biologicznej, psychicznej, intelektualnej,
duchowej. Bóg mieszka jednak w cz owieku pe niej i g biej ni w innych stworzeniach.
Tylko cz owiek posiada bowiem zdolno przyjmowania mi
ci Boga w sposób wolny
i wiadomy. To w
nie dzi ki tej zdolno ci staje si Jego szczególnym mieszkaniem —
wi tyni .
I znów wej w siebie w podobny sposób, jak si to rzek o w punkcie pierwszym, albo w inny
jaki sposób, je li uznam go za lepszy ( D, 235). w. Ignacy zach caj c nas do wyci gania
konsekwencji z tajemnicy zamieszkiwania Boga w nas samych, zwraca nam uwag na
potrzeb wielkiej wolno ci i spontaniczno ci duchowej, dzi ki którym rozwa ana tajemnica
dotknie nie tylko naszego umys u, ale przede wszystkim naszego serca.
4. Bóg dzia a i pracuje dla mnie we wszystkich stworzeniach
Aby jeszcze pe niej przybli
nam mi osn obecno Boga, w. Ignacy ka e nam rozwa
,
jak Bóg dzia a i pracuje dla mnie we wszystkich rzeczach stworzonych na obliczu ziemi.
Znaczy to, e post puje tak, jak kto pracuj cy. I tak w niebiosach, w ywio ach, w ro linach,
owocach, trzodach itd., daj c wszystkiemu istnienie, zachowuj c, darz c wzrostem i czuciem
itd. ( D, 236) Kiedy Ignacy u ywa s owa pracowa na okre lenie Boskiej mi
ci, pragnie
nam powiedzie : Bóg kocha nas w pocie oblicza swego i spodoba o si Mu, aby cena Jego
mi
ci do nas by a wysoka (W. Lambert).
Dla pe niejszego zrozumienia pracy i trudu Boga dla cz owieka Autorzy natchnieni nadaj
Mu imiona zwi zane z ró nymi zawodami wykonywanymi w czasach biblijnych. I tak Bóg
Jahwe nazywany jest Pasterzem, Gospodarzem, Wojownikiem, Budowniczym, Garncarzem,
Królem, W adc . Biblia pos uguje si niemal ka
ludzk prac , aby przybli
nam prac
Boga dla cz owieka. Nie tylko mudna m ska praca, ale tak e kobiecy ból i trud rodzenia
nowego ycia, staj si doskona ym obrazem dla ukazania trudzenia si Boga dla cz owieka.
Bóg rodzi nas w Jezusie Chrystusie do nowego ycia w cierpieniu i bólu, podobnie jak czyni
to kobieta wydaj c na wiat nowego cz owieka. Praca cz owieka — ród o narodzin
i stworzenia jest kontynuacj oraz odwzorowaniem Boskiej pracy w normalnej cz owieczej
kondycji (W. Lambert).
A potem wej w siebie. Celem kontemplacji Jezusa pracuj cego i trudz cego si dla nas a
do krwawego potu by o dog bne poznanie Pana, abym Go wi cej kocha i wi cej szed
w Jego lady ( D, 104). I w lady Jezusa oznacza wi c pracowa razem z Nim za dnia,
czuwa z Nim po nocy, aby my mogli sta si uczestnikami Jego zwyci stwa, jak byli my
uczestnikami Jego trudów (por. D, 93). Pos uguj c si modlitw
w. Ignacego, wyra my
gotowo wspó uczestniczenia w Jego s
bie, pracy, walce i ofierze.
owo Odwieczne, Jednorodzony Synu Bo y,
prosz Ci , naucz mnie s
Ci tak,
jak tego jeste godzien.
Naucz mnie dawa , a nie liczy ,
walczy , a na rany nie zwa
,
pracowa , a nie szuka spoczynku,
ofiarowa si , a nie szuka nagrody innej
prócz poczucia, e spe ni em Twoj Naj wi tsz wol .
5. Rozwa
, jak wszystkie dobra zst puj z góry
Patrze i rozwa
, jak wszystkie dobra i dary zst puj z góry; jak moja ograniczona moc —
od najwy szej i
niesko czonej owej mocy z
góry pochodzi; i w
podobny sposób
sprawiedliwo , dobro , mi
, mi osierdzie itd. tak, jak od s
ca wychodz promienie, jak
ze ród a — wody. itd. Zako czy wej ciem w siebie, jak to by o wy ej powiedziane ( D,
237). W ostatnim punkcie kontemplacji O mi
ci Ignacy wraca do zasadniczej my li
z punktu pierwszego, i wszystko jest Bo ym darem. Tym razem jednak Autor
wicze
duchownych proponuje nam rozwa
zasadnicze przymioty naszego cz owiecze stwa: moc,
sprawiedliwo , dobro , mi
i mi osierdzie, jako odblask przymiotów Boskich.
Odwo uj c si do osobistego do wiadczenia zechc znale przejawy mojej mocy,
sprawiedliwo ci, dobroci, mi
ci i mi osierdzia, cho s one ograniczone. Nie jest wa ne, czy
jestem zadowolony z tego, jak wielkie s ich przejawy w konkretnym codziennym yciu.
Wa niejsze jest pokorne wyznanie wiary, i wszystkie one s odblaskiem przymiotów
samego Boga. Jak od s
ca wychodz promienie, jak ze ród a wody, tak z Boga sp ywa na
mnie wszystko to, kim jestem i co posiadam.
Wszystkie rzeczy nosz w sobie tajemnic : ostatecznym ich ko cem jest Bóg, który sam jest
najg bsz praprzyczyn wszystkiego, co istnieje. Wdzi czno w sposób ca kiem naturalny
wydobywa na jaw t prawd i pomaga w radosnym spotkaniu Dawcy i odkrywaniu Go w Jego
darach, w znajdowaniu Boga we wszystkich rzeczach (P. van Breemen).
Ko cz c kontemplacj o mi
ci odwo ajmy si jeszcze do pi knego wyznania mi
ci w.
Teresy od Dzieci tka Jezus: Pragn , aby ca e moje ycie by o aktem doskona ej mi
ci,
oddaj si na ofiar ca opaln Twojej Mi
ci Mi osiernej. Wyniszczaj mnie, b agam Ci ,
bezustannie, przelewaj w serce strumienie niesko czonej czu
ci przepe niaj ce Twoje Serce,
abym sta a si , o mój Bo e, m czennic Twojej mi
ci. Niechaj to m cze stwo przygotuje
mnie do stawienia si przed Tob , a potem niechaj mnie o mier przyprawi, aby dusza moja
mog a bezzw ocznie wzlecie w wieczne obj cia Twej Mi
ci Mi osiernej. Za ka dym
uderzeniem serca pragn , o mój Umi owany, po niesko czone razy ponawia t ofiar moj ,
abym gdy si ju rozprosz cienie mierci, mog a j Tobie powtarza twarz w Twarz
w Wieczno ci.
Ca kontemplacj O mi
ci zako czmy modlitw , któr
w. Ignacy proponuje na
zako czenie
wicze duchownych ( D, 234). Niech b dzie ona wyrazem naszej
wdzi czno ci Bogu i najg bszego pragnienia oddania Mu tego wszystkiego, co nieustannie
od Niego otrzymujemy.
Zabierz, Panie, i przyjmij ca wolno moj ,
pami moj i rozum, i wol m ca ,
cokolwiek mam i posiadam.
Tobie to, Panie, oddaj .
Twoje jest wszystko.
Rozporz dzaj tym w pe ni
wedle swojej woli.
Daj mi jedynie
mi
Tw i ask ,
albowiem to mi wystarcza. Amen.
XIX. OBYM POZNA SIEBIE, OBYM POZNA CIEBIE
Znowu zacz naucza nad jeziorem i bardzo wielki t um zebra si przy Nim. Dlatego wszed
do odzi, usiad w niej pozostaj c na jeziorze, a ca y lud sta na brzegu jeziora. Uczy ich
wiele w przypowie ciach i mówi im w swojej nauce: S uchajcie: Oto siewca wyszed sia .
A gdy sia , jedno pad o na drog ; i przylecia y ptaki, i wydzioba y je. Inne pad o na miejsce
skaliste, gdzie nie mia o wiele ziemi, i wnet wzesz o, bo nie by o g boko w glebie. Lecz po
wschodzie s
ca przypali o si i nie maj c korzenia, usch o. Inne znów pad o mi dzy ciernie,
a ciernie wybuja y i zag uszy y je, tak e nie wyda o owocu. Inne w ko cu pad y na ziemi
yzn , wzesz y, wyros y i wyda y plon: trzydziestokrotny, sze dziesi ciokrotny i stokrotny.
I doda : Kto ma uszy do s uchania, niechaj s ucha! (Mk 4, 1–9).
1. Potrzeba poznania siebie
W wychowywaniu siebie do dojrza ej wiary pope niamy nieraz b d powierzchownego
odczytywania siebie. Traktujemy siebie jak monolit, jak jak nieurobion , surow bry ,
któr trzeba kszta towa jakby od zewn trz przez narzucenie jej pewnych idea ów, wzorów,
praw. U ywane cz sto poj cia: formacja, formowa mog sugerowa zewn trzn obróbk
osobowo ci. Tymczasem rzeczywiste ycie duchowe zak ada nie tyle now form , ile raczej
nowe istnienie. Dokonujemy nieraz du ego wysi ku woli (mo na by to nazwa wprost
woluntaryzmem), aby przyj te wzory, idea y i prawa by y widoczne w naszym zewn trznym
post powaniu. Takie formowanie siebie, oparte jest przede wszystkim na naszym ludzkim
dzia aniu. My limy: im wi cej si wysil , tym b
doskonalszy, bli szy idea owi, który sobie
stawiam sam lub te , który ukazuj mi inni.
Ale czy jest kto , kto nie do wiadczy ograniczono ci swojej silnej woli? S takie sytuacje,
kiedy nasza silna wola okazuje si ca kowicie bezsilna. Model formowania siebie i innych
oparty tylko na silnej woli nie uwzgl dnia z
ono ci i g bi cz owieka; taki model
wychowania nie pyta, kim jest cz owiek — ten konkretny, z ca histori swojego ycia, ze
swoim charakterem, sk onno ciami, zranieniami, najg bszymi potrzebami itd. Nie pyta, co
si naprawd dzieje w tym konkretnym cz owieku, jakie s jego najg bsze pragnienia,
sknoty, jakie s jego obawy, l ki, urazy. W wychowywaniu siebie do dojrza ego ycia
duchowego musimy uwzgl dni to wszystko, kim jeste my.
Je eli wychowywanie siebie do dojrza ej wiary oprzemy tylko na woluntaryzmie, to owszem,
mo emy mie pewne efekty, ale b
one zwykle do dwuznaczne. B dzie im bowiem
towarzyszy mniejsze lub wi ksze napi cie psychiczne, zm czenie, dra liwo ,
przewra liwienie na punkcie w asnej osoby, nieuporz dkowana ambicja. W literaturze istnieje
pewien typ wi toszka, który czy w sobie praktyki pobo ne, wysi ek czynienia dobrze z tym
wszystkim, o czym wspomnieli my wcze niej: z dra liwo ci , koncentracj na sobie,
przeros ymi ambicjami, k opotami ze zmys owo ci .
Wszyscy wielcy mistrzowie ycia wewn trznego ukazuj , e do pe nego poznania Boga
potrzeba poznania siebie. Pomi dzy Bogiem a naszym do wiadczeniem Boga tkwi nasza
ludzka natura, która rz dzi si swoimi prawami. S to prawa zapisane przez samego Stwórc .
To w
nie ludzka natura ze swoimi prawami staje si przestrzeni , w której dokonuje si
nasze spotkanie z Bogiem.
w. Bernard z Clairvaux pisz c o stopniach pokory podkre la niezb dno prawdziwej
wiedzy o sobie jako pierwszego stopnia w drodze do prawdy. Poznanie prawdy o Bogu
wymaga poznania prawdy o sobie samym. w. Ignacy Loyola w
wiczeniach duchownych
podaje liczne wskazówki pomocne w rozeznawaniu duchowym, tzn. w dok adnej obserwacji
tego wszystkiego, co si w nas dzieje, jakie nastroje nami kieruj , sk d one wyp ywaj , jakie
jest ich ród o. Wed ug Ojca Ignacego wiadome ycie wewn trzne polega bowiem na
odczuwaniu i rozeznawaniu (...) ró nych porusze , które dziej si w duszy: dobrych, aby je
przyjmowa , z ych za , aby je odrzuca ( D, 313).
ycie wewn trzne mo e zosta
atwo wypaczone przez z udzenia. Ten bowiem, kto nie zna
siebie i
tego, co si w
nim dzieje, bardzo atwo mo e pomyli dzia anie w asnej
nieuporz dkowanej emocjonalno ci z
dzia aniem Bo ym. T nieznajomo siebie
wykorzystuje równie szatan po to, by zwie cz owieka na manowce. Szatan bowiem, jak
mówi w. Ignacy, id c w tym za w. Paw em, przybiera posta anio a wiat
ci, by pod
pozorem dobra przywie cz owieka do z ego (por. D, 332; 2 Kor 11, 14).
T. Merton zwraca nam uwag , e znamy Boga o tyle, o ile wzrasta w nas wiadomo nas
samych poznawanych przez Niego. Te dwa poznania — poznanie siebie i poznanie Boga —
musz i razem. Celem rekolekcji jest wi c takie rozwa anie S owa Bo ego, które b dzie
prowadzi do coraz pe niejszego rozumienia siebie i do poznawania tajemnicy Boga.
W obecnym rozwa aniu odwo ajmy si do konkretnych prze
i zauwa my, jak bardzo
cz sto nie rozumiemy samych siebie i tego wszystkiego, co si w nas dzieje; nie rozumiemy,
dlaczego nachodzi nas smutek, przygn bienie, zniech cenie do ycia, a mo e nawet depresja;
nie rozumiemy naszych impulsów, uczu , nie wiemy, sk d one pochodz . Jeste my
zaskakiwani nieraz nasz nie yczliwo ci , opryskliwo ci czy mo e wprost agresj wobec
bli nich. W innych sytuacjach znowu dziwi nas zbytnia uleg
i zbytnia kompromisowo
wobec niektórych ludzi. Tak e pragnienia zmys owe budz w nas l ki. Nie rozumiemy tego,
co dzieje si w naszej psychice, a tym bardziej nie rozumiemy tego, co dzieje si w g bi
naszej duszy. Pytamy nieraz bezradnie, jak przezwyci
zbytni koncentracj na sobie, jak
zaufa Bogu w zagro eniach. Dziwi nas i irytuje nieraz ogromna zmienno naszych
pragnie , niesta
naszych decyzji i mocnych postanowie . yjemy czasem jakby poza sob
i dlatego nasze zakorzenienie w Bogu okazuje si p ytkie i powierzchowne.
Kiedy przyjrza em si uwa nie mojej sytuacji, poj em, e jestem sp tany sieci dziwnych
paradoksów. Cho utyskiwa em na zbyt wiele propozycji, czu em si nieswojo, kiedy mnie nikt
o nic nie prosi . Cho narzeka em, jak mi trudno odpowiada na listy, niepokoi em si , kiedy
moja skrzynka listowa by a pusta. Kiedy martwi em si , e czeka mnie m cz cy cykl
wyk adów, by em rozczarowany, gdy nie mia em zaprosze . Cho marzy em o pustym biurku,
ba em si chwili, kiedy tak si stanie. Krótko mówi c, mimo e pragn em samotno ci, ba em
si , e zostan sam. Im bardziej zdawa em sobie spraw z tych paradoksów, tym wyra niej
dostrzega em, e jestem niewolnikiem narzuconych sobie obowi zków, e ulegam z udzeniu
i e musz zatrzyma si i zastanowi si , czy istnieje trwa y punkt, w którym zakotwiczone
jest moje ycie i z którego mog wyruszy w dalsz podró z nadziej , odwag i zaufaniem.
wiadomi em sobie, e dopiero wtedy znajd odpowied , gdy zatrzymam si i pozwol , by
zosta y zadane te trudne pytania, nawet, gdyby mia y bole — tak refleksj zanotowa
w swoim Dzienniku z klasztoru trapistów H. J. M. Nouwen, na pocz tku swoich
siedmiomiesi cznych rekolekcji w klasztorze trapistów.
Termin rekolekcje pochodzi od aci skiego s owa re–colligere i oznacza zbiera na nowo,
odzyska . Czas rekolekcji mo e by dla ka dego z nas takim w
nie zebraniem swojego
ycia na nowo, odzyskaniem tego, co w nim jest najistotniejsze, z pomoc S owa Bo ego.
Rekolekcje winny by dla nas jednym wielkim pytaniem: Czy istnieje trwa y punkt, w którym
zakotwiczone jest moje ycie i z którego mog wyruszy w dalsz podró , z nadziej , odwag
i zaufaniem? Zadawanie sobie pewnych zasadniczych pyta mo e by dla nas trudne, jak
trudne by o dla cytowanego powy ej autora. Poznawanie siebie, które ma nas doprowadzi do
poznania Boga dzia aj cego w nas, mo e okaza si wielk i wymagaj
prac . B dzie to
jednak zmaganie, walka nie tylko z ludzk ograniczono ci i s abo ci w nas, bo nie toczymy
bowiem walki przeciw krwi i cia u, ale b dzie to walka przede wszystkim przeciw
Zwierzchno ciom, przeciw W adzom, przeciw rz dcom wiata tych ciemno ci, przeciw
pierwiastkom duchowym z a na wy ynach niebieskich (Ef 6, 12). Rekolekcje to czas, który
mo e przynie ból. Jest to jednak równie czas leczenia ran zadanych nam przez ycie lub
te ran, które zadali my sami sobie.
2. Diament pod popio ami powierzchowno ci
Pan Jezus w przypowie ci o siewcy ukazuje nam cis zale no pomi dzy skuteczno ci
owa Bo ego a yzno ci gleby serca, na które ono pada. Ujawnienie si mocy S owa
Bo ego zale y od urodzajno ci gleby. Je li gleba jest nieodpowiednia lub nieodpowiednio
przygotowana, skalista, poro ni ta chwastami, zdeptana, to S owo Bo e pozostaje
bezskuteczne, je li za gleba jest urodzajna, S owo Bo e mo e objawi ca swoj moc
przemieniaj
serce i ycie cz owieka. Jedno z najwa niejszych pyta na czas rekolekcji
brzmi: Jak gleb jest moje serce? Jak uczyni j bardziej urodzajn i pe niej otwart na
ziarno S owa? Dotychczasowe etapy
wicze duchownych przez które przeszli my
rozpocz y w nas proces spulchniania i u
niania gleby naszego serca. Jest to jednak ci
y
proces, który winien nieustannie trwa . Je eli chcemy prowadzi autentyczne ycie duchowe,
nie mo emy zaprzesta troski i wysi ku, aby gleba serca by a coraz pe niej przygotowywana
na przyjmowanie S owa.
Poznaniu Boga i Jego S owa winno wi c odpowiada w naszym yciu rozpoznanie gleby
naszego serca, rozpoznanie samych siebie. Autentyczne otwarcie si na obecno Boga i Jego
dzia anie wymaga od nas prawdziwej i g bokiej wiedzy o glebie serca, o sobie. Intymny,
za
y kontakt z Bogiem, wnikanie w Jego tajemnic dokonuje si przy jednoczesnym
wnikaniu w siebie i zrozumieniu samego siebie. Je eli autentycznie i z odwag wejd
w S owo Bo e, poddam si Jego dzia aniu, Jego os dowi, to wówczas ono objawi mi
prawdziwy obraz mi uj cego Boga oraz prawdziwy obraz cz owieka. S owo Bo e objawia
cz owiekowi genez jego istnienia; objawia mu równie cel i sens jego ycia. To samo S owo
objawia cz owiekowi tak e, kim jest Bóg, który go stworzy z mi
ci i przeznaczy do
istnienia w mi
ci.
ycie chrze cijanina, jego rozwój wewn trzny wymaga wi c nieustannego poznawania siebie
samego oraz poznawania Boga i Jego S owa. G bokie i autentyczne poznanie siebie
prowadzi nas do poznania Boga. Poznanie Boga za prowadzi nas do poznania siebie. Dzi ki
tajemnicy Wcielenia poznanie swojego w asnego cz owiecze stwa staje si jednocze nie
drog do poznania Boga, a poznanie Boga objawia nam istot
ycia ludzkiego.
owo Bo e ods ania nam najpierw nasz prawdziw wielko , która wyp ywa z wielko ci
samego Stwórcy. T wielko cz owieka odkrywamy poprzez kontemplacj Jezusa,
Wcielonego Syna Bo ego. Wielko cz owieka ujawnia si w tym, i Bóg uzna go za
godnego zes ania do swojego Syna. Wcielony Syn Bo y objawia i potwierdza wielko
i godno ka dego cz owieka, a jednocze nie broni jej przed niszcz cymi skutkami grzechu,
które uderzaj w ludzk godno .
Wielko cz owieka ujawnia si w jego najg bszych pragnieniach i d eniach. Dzi ki
medytacji S owa Bo ego odkrywamy i
jednocze nie oczyszczamy nasze wn trze
z grzesznych po dliwo ci. Najg bszym d
eniem, najwi kszym pragnieniem cz owieka
dzie zawsze d enie do Boga, pragnienie Boga. Dzi ki medytacji S owa u wiadamiamy
sobie t sknot za Tym, od którego pochodzimy i do którego nieustannie zd
amy. Dzi ki
medytacji S owa Bo ego odkrywamy t g bi serca w nas, któr mo e wype ni tylko On
sam, Jego niesko czona, odwieczna Mi
. S owo Bo e ujawnia niepokój ludzkiego serca
nie powierzonego jeszcze w pe ni Bogu.
Nie jest rzecz prost ani atw odnajdywa na co dzie swoje najg bsze t sknoty
i pragnienia, poniewa najcz ciej s one zagrzebane popio ami powierzchowno ci (T.
Merton). W
nie S owo Bo e pomaga nam wej w nasze popio y powierzchowno ci
i odkry ca y nasz wewn trzny nie ad, nasze zak amanie, liczne nieu wiadomione motywy
post powania, niszcz ce nas nami tno ci, zranienia yciowe, urazy, s owem wszystko to, co
czyni nas niezdolnymi do codziennego do wiadczania w
nas najg bszych pragnie
i najg bszych t sknot. Pod popio ami powierzchowno ci le y jednak diament — duchowo
cz owieka, miejsce intymnego dialogu stworzenia ze Stwórc , dziecka z Ojcem, ucznia
z Mistrzem. Pod popio ami powierzchowno ci ukryte s nasze najg bsze t sknoty
i pragnienia, t sknota za Bogiem i pragnienie Jego odwiecznej mi
ci.
Pro my w serdecznej rozmowie z Matk Naj wi tsz , z Jezusem Chrystusem, z Bogiem
Ojcem o wiat o Ducha wi tego. Ono bowiem mo e nam pozwoli prze
tajemnic Boga
i tajemnic nas samych. Pro my tak e o odwag w poznawaniu siebie samych, by my nie
przestraszyli si , gdy dotyka b dziemy g bokich korzeni z a w nas: naszego egoizmu,
pychy, agresji, zmys owo ci, bierno ci yciowej, sk onno ci do urazów, itp. Pro my o moc
wiary, która mo e nas przekona , e Bóg jest zawsze silniejszy od najwi kszej ludzkiej
abo ci. Módlmy si o g bok
wiadomo , e Bóg, który wchodzi w nasze ycie, pragnie
nas uleczy , wyzwoli , zbawi .
w. Augustyn modli si : Obym pozna siebie, obym pozna Ciebie. Uczy my t modlitw
nasz w asn . Obym pozna siebie — obym pozna Twoje odbicie w moim sercu, Twój obraz
we mnie oraz to wszystko, co go we mnie zniekszta ca. Obym pozna Ciebie — obym
do wiadczy Ciebie jako mi
, obym móg si uwolni od wszystkich fa szywych poj
o Tobie.
Ca e rozwa anie zako czmy pi kn modlitw T. Mertona o znalezienie siebie samego:
Uwolnij od grzechu dusz moj , o Bo e, ale równocze nie nape nij ogniem Twoich róde
moj wol . B
wiat em mojego umys u, chocia to mo e oznacza : sta si ciemno ci dla
mego do wiadczenia — ale tak e zalej me serce Twoim nieogarnionym yciem. Niechaj me
oczy nie widz na tym wiecie nic oprócz Twojej chwa y, a moje r ce nie dotykaj niczego, co
by nie by o narz dziem s
by Twojej. Niech j zyk mój zajmie si tym, o co nikt nie prosi.
Pragn chwyta Twoje s owa i ws uchiwa si w harmonie stworzone przez ciebie,
wy piewuj ce Twoje hymny. (...)
Przede wszystkim przeto ustrze mnie od grzechu. Zachowaj mnie od mierci grzechu
ci kiego, który wprowadza piek o do duszy. Oddal ode mnie grzech zmys ów, który za lepia
i zatruwa serce. Powstrzymaj mnie od grzechów wgryzaj cych si w cia o cz owieka
nieugaszonym ogniem, który je na wskro prze era. Strze mnie od równoznacznej
z nienawi ci mi
ci pieni dza, od sk pstwa i ambicji, które d awi we mnie ycie. Chro
mnie od martwoty prac pocz tych z pró no ci i od niewdzi cznego trudu, w którym arty ci
niszcz sami siebie z pychy, dla zdobycia s awy i maj tku, a wi ci dusz si , przywaleni
lawin niewczesnej gorliwo ci. Zagój ropiej
ran mej po
dliwo ci i zatamuj pragnienia
wyczerpuj ce m natur daremnym up ywem krwi. Wyrzu precz w a zawi ci, który jadem
swym zatruwa mi
i zabija wszelk rado .
Rozwi
mi r ce i wyswobód serce z wi zów lenistwa. Uwolnij od gnu no ci, przebieraj cej
si ch tnie za wol czynu tam, gdzie wszelkie dzia anie jest zb dne i od tchórzostwa, które
zajmuje si tym, o co nikt nie prosi, a eby si uchyli od prawdziwej ofiary.
Daj mi za to si , która w milczeniu i spokoju czeka na Ciebie. Obdarz mnie pokor , jedyn
sprawczyni pokoju, i uwolnij mnie od pychy, która jest najprzykrzejszym ci arem. Obejmij
moje serce i dusz prostot mi
ci. Niechaj yj tylko jedn my
i jednym pragnieniem
mi
ci: a ebym móg Ci ukocha nie dla zas ugi ani dla doskona
ci, nie dla cnoty ani
nawet dla wi to ci, ale wy cznie dla samego Ciebie. Bo zaspokoi i wynagrodzi mi
mo e tylko sam Bóg.
XX. PRAGNIENIA MODLITWY
Pierwszym i najwa niejszym owocem odprawienia ca ych
wicze duchownych w. Ignacego
Loyoli winno by przede wszystkim g bokie pragnienie modlitwy, które by oby stopniowo
wcielane w nasz codzienno .
wiczenia duchowe pomagaj nam rozeznawa nasze warunki
yciowe oraz wezwania i natchnienia, poprzez które Bóg zaprasza nas do coraz g bszego
zjednoczenia z Nim.
Najbli sze trzy rozwa ania po wi cimy modlitwie. W obecnej konferencji b dziemy mówi
o potrzebie po wi cenia czasu oraz piel gnowaniu pragnie modlitwy. W nast pnej b dziemy
mówi o potrzebie czy wr cz konieczno ci modlitwy dla naszego ycia. W trzeciej
konferencji za b dziemy mówi o metodach modlitwy, dzi ki którym mo emy coraz pe niej
czy modlitw z naszym yciem.
1. Modlitwa wymaga czasu
ycie modlitwy wymaga czasu. Od wszystkich: od duchownych i od wieckich. Modlitwa
wymaga czasu, poniewa Bóg dzia a w czasie. Sam istniej c od wieków umie ci cz owieka
w czasie.
Modlitw zostaje obj ty ca y czas cz owieka. Zawsze si módlcie i nigdy nie ustawajcie —
mówi Jezus (por. k 18, 1). Modlitwa nie jest tylko zbiorem pojedynczych aktów, ale jest
wiern relacj , trwa wi zi pomi dzy Bogiem a cz owiekiem.
Modlitwa, tak samo jak ludzka mi
, wymaga czasu. Nierzadko dobrze zapowiadaj ce si
ma
stwa, rodziny, przyja nie rozpadaj si w
nie dlatego, i kochaj cym si osobom
brakuje czasu dla siebie. Pe na spontaniczno ci mi osna fascynacja atwo zamiera, je eli nie
podtrzymuje jej i nie rozwija wzajemne obcowanie i dialog.
Modlitwa posiada swój dynamizm. Je eli pragniemy, aby ycie duchowe rozwija o si w nas,
trzeba go odkry i uszanowa . Wej w ycie modlitwy, to wej
na drog . Chrze cija stwo
jest drog . Droga modlitwy wymaga czasu po wi canego jej systematycznie i regularnie.
Niemowl nie mo e w jednym dniu nasyci si mi
ci matki na kilka tygodni. Ono
potrzebuje jej codziennej obecno ci, rozmowy, codziennej pociechy i ciep a. Cz owiek przed
Bogiem jest jak niemowl u swej matki i potrzebuje równie co dzie Jego obecno ci
i mi
ci.
Jak modli si regularnie w naszym codziennym zabieganym yciu? Jak wykroi czas na
systematyczn modlitw w nadmiarze zaj
i obowi zków, którymi nierzadko czujemy si
przyt oczeni?
Oto, jak rad daje do wiadczony ojciec duchowny cz owiekowi bardzo zapracowanemu,
który nosi jednak w sobie g bokie pragnienie modlitwy:
Jedynym rozwi zaniem b dzie tu plan modlitw, którego nigdy nie zmienisz bez zasi gni cia
rady twojego duchowego kierownika. Ustal rozs dn por , a gdy to zrobisz, trzymaj si jej za
wszelk cen . Uczy z modlitwy swoje najwa niejsze zadanie. Niech ka dy wokó ciebie wie,
e jest to jedyna rzecz, której nigdy nie zmienisz, i módl si zawsze o tej samej porze. Ustal
dok adne godziny i trzymaj si ich. Wyjd od znajomych, kiedy zbli a si ta pora. Po prostu
niech wtedy b dzie dla ciebie niemo liwa jakakolwiek praca, nawet gdyby wydawa a ci si
pilna, wa na i decyduj ca. Kiedy b dziesz wierny temu postanowieniu, powoli si przekonasz,
e nie ma sensu my le o wielu problemach, poniewa i tak nie mo na ich rozstrzygn
w tym
czasie. I wtedy powiesz sobie w czasie tych wolnych godzin: Poniewa nie mam teraz nic do
roboty, mog si modli . I tak modlitwa stanie si równie wa na jak jedzenie i spanie; wolny
czas, przeznaczony na to stanie si czasem uwalniaj cym, do którego przywi
esz si
w dobrym sensie tego s owa (H. J. M. Nouwen).
Powy sza propozycja z pewno ci jest bardzo trudna, szczególnie wówczas, gdy prowadzimy
nieregularny, a mo e nawet chaotyczny tryb ycia. Ale odczucie, e d
sza, regularna,
codzienna modlitwa jest w naszym yciu rzecz nierealn , mo e by oznak , i zepchn li my
modlitw na margines naszego ycia. Takie odczucie mówi nam równie , e wiele mamy
jeszcze do zrobienia, aby przywróci modlitwie jej w
ciwe miejsce.
Potrzeb systematyczno ci w modlitwie dobrze podkre la s owo wiczenia, cz sto u ywane
przez w. Ignacego Loyol w jego ksi eczce
wicze duchownych. Pod mianem wiczenia
duchowne — pisze w. Ignacy — rozumiem wszelki sposób odprawiania rachunku sumienia,
rozmy lania, kontemplacji, modlitwy ustnej i my lnej. (...) Albowiem jak przechadzka i bieg s
wiczeniami cielesnymi, tak podobnie wiczeniami duchownymi nazywam wszelki sposób
przygotowania i usposobienia duszy do usuni cia wszelkich uczu nieuporz dkowanych, a po
ich usuni ciu do szukania i znalezienia woli Bo ej ( D, 1).
Nie tylko sport, ale ka da inna dziedzina ycia, w której pragniemy by kompetentni,
wymaga ci
ych wicze . Je eli pragniemy wzrasta w modlitwie, trzeba si nam w niej
wiczy . Modlitwa odruchowa i spontaniczna winna by dope nieniem modlitwy regularnej
i systematycznej. Nie mo na przeciwstawia potrzeby spontaniczno ci w modlitwie potrzebie
systematyczno ci i wysi ku. Obie potrzeby s wa ne. Dopiero wówczas, kiedy spotkaj si
w nas te dwa nurty modlitwy, mo emy mówi o pe nym yciu modlitwy.
Modlitwa odruchowa i spontaniczna b dzie w nas coraz g bsza, je eli równocze nie
dziemy systematycznie podejmowa
wiczenie si w
modlitwie. Wra enie, jakie
towarzyszy wielu ludziom, i mo na w modlitwie odwo
si tylko do spontaniczno ci, jest
udne i prowadzi do zamierania w cz owieku pragnienia modlitwy.
2. Modlitwa domaga si walki
Modl si kiedy mam ochot ! Dlaczego mam si modli na si , wbrew sobie? Takie
stwierdzenia wydaj si by bardzo humanitarne i bardzo ludzkie. Zawieraj one jednak
w sobie pu apk . Oto pewna analogia mog ca nam pomóc zrozumie istot tej pu apki.
Czy w sytuacji konfliktu w ma
stwie, w rodzinie, w przyja ni mo emy powiedzie
podobnie: Dlaczego mam kocha wbrew sobie? Dlaczego mam przebaczy na si ? Je eli
pragniemy uzdrawia , a przez to pog bia nasze wi zi z lud mi, których kochamy, trzeba
nam pokonywa wiele oporów na si , wbrew sobie. Podobnie, je eli chcemy pog bia nasz
wi z Bogiem, trzeba nam si modli nieraz wbrew sobie. I chocia poj cie modlitwy wbrew
sobie nie oznacza jedynie woluntarystycznego wysi ku, to jednak naprowadza nas ono na
potrzeb zaanga owania, ofiary i walki wewn trznej w nawi zywaniu naszej wi zi z Bogiem.
Ojcze, która cnota lub dzie o jest najtrudniejsze ze wszystkich? — zapytali mnisi s awnego
z m dro ci ojca pustyni, Agatona. Ten odrzek : Wybaczcie — wydaje mi si , e nie ma trudu
tak wielkiego jak modlitwa. Bo zawsze, kiedy cz owiek chce si modli , nieprzyjaciele staraj
si mu przeszkodzi . Wiedz bowiem, i mog mu zaszkodzi tylko wówczas, kiedy
powstrzymaj go od modlitwy. I w ka dym innym wiczeniu, jakiego by si cz owiek podj ,
je eli jest wytrwa y, zdobywa atwo . W modlitwie za , a do ostatniego tchu potrzeba walki.
Stwierdzenie, i w modlitwie a do ostatniego tchu potrzeba walki, mo e wyda si nam
przyt aczaj ce i pe ne pesymizmu. Kiedy jednak g biej zastanawiamy si nad ludzkim
yciem, dochodzimy do wniosku, i wiele wa nych dla cz owieka spraw potrzebuje walki a
do ostatniego tchu. To samo stwierdzenie mo emy odnie do ludzkiej mi
ci. Ona tak e
wymaga walki a do ostatniego tchu. Nierzadko rozbicie ma
stwa, rodziny, przyja ni,
wspólnoty wynika w
nie z tego, i
atwo popada si w rezygnacj i nie walczy si
o prawdziwe oddanie, o wzajemn ofiarno , przezwyci enie urazów, o wzajemny dialog.
Na pytanie, czy walka o prawdziw mi
jest tylko udr
, mo e odpowiedzie sobie tylko
ten, kto naprawd kocha.
Zakochani m odzi ludzie, kochaj cy si ma onkowie, kochaj cy swoje dzieci rodzice,
a przede wszystkim mistycy wiedz najlepiej, i jarzmo walki o mi
jest s odkie, a jej
ci ar jest lekki. W modlitwie a do ostatniego tchu potrzeba walki, bo modlitwa jest tak e
wyrazem mi
ci. O nasz odpowied dawan Bogu i o wierno w niej trzeba walczy .
Tylko ci, którzy znaj naprawd
ycie ludzkie wiedz dobrze, i wierno w mi
ci,
jakiejkolwiek mi
ci, nie jest tani cnot , za któr wystarczy zap aci odrobin dobrej woli.
3. Nie czekajcie na ochot do modlitwy
W naszej modlitwie nie liczy si najpierw to, czego do wiadczamy w wiecie uczu .
Do wiadczenia uczuciowe, chocia nieod cznie towarzysz modlitwie i s jej bardzo
wa nym elementem, nie stanowi jednak ostatecznego kryterium jej autentyczno ci.
Cz owiek zaanga owany w modlitw musi by czujny i rozeznawa , aby w asnych porusze
uczuciowych nie uto samia automatycznie z dzia aniem Boga.
Na modlitwie trzeba nam nieustannie powraca do podstawowej prawdy, e nigdy nie
modlimy si sami. To Duch wi ty, Duch Jezusa modli si w nas i przez nas. Wszystkie
modlitwy liturgiczne Ko cio a ko cz si wezwaniem: Przez Chrystusa Pana naszego. Ka da
modlitwa, wspólnotowa czy osobista, jest modlitw
przez Chrystusa, w Chrystusie i
z Chrystusem.
To Chrystus prowadzi nas do swojego Ojca, i dzi ki Niemu mo emy wo
do Boga: Abba,
Ojcze. G boka wiadomo , i nie modlimy si sami, ale Chrystus modli si w nas, sprawia,
nasze odczucia staj si wzgl dne. Na modlitwie o wiele bardziej od do wiadczenia
uczuciowego liczy si do wiadczenie wiary. To w
nie wiara jest istot modlitwy. Jest wi c
rzecz drugorz dn , czy my sami jeste my zadowoleni z naszej modlitwy; czy sprawia nam
przyjemno ; czy przychodzi nam atwo. Zadowolenie, przyjemno , atwo modlitwy nie
mo e by jej ostatecznym kryterium.
Jezus wzywa nas, aby my modlili si zawsze i nigdy nie ustawali. Nie mo emy si wi c
modli tylko wówczas, gdy mamy ku temu nastrój i ochot , gdy uczuciowo jeste my
poci gani do modlitwy. Im wi ksz czujemy niech
do modlitwy i im bardziej czujemy si
ospali, smutni i przygn bieni, tym wi cej potrzebujemy modlitwy, poniewa potrzebujemy
umocnienia.
Nikt z nas nie rodzi si z odczuwaln potrzeb modlitwy. Potrzeb t musimy w sobie dopiero
obudzi . Istnieje wprawdzie w ka dym z nas g bokie pragnienie Boga, ale jest ono cz sto
pione, zag uszone. Aby móc do wiadcza potrzeby modlitwy, trzeba si modli . To w
nie
na modlitwie rodzi si stopniowo potrzeba modlitwy. Im wi cej cz owiek si modli, tym
bardziej nienasycone jest jego pragnienie modlitwy.
Je eli nawet do wiadczamy w jakim stopniu potrzeby modlitwy, to przez to nie staje si ona
atwa. Potrzeba modlitwy nie niweczy trudu modlitwy. Dlaczego? Poniewa modlitwa
najcz ciej nie przynosi zadowolenia i pociechy naszym zmys om. Modlitwa przekracza
ludzkie zmys y. Przekracza to, co jest materialne, co jest tylko czasowe i przestrzenne.
Modlitwa dosi ga wieczno ci.
nie dlatego, e modlitwa przekracza ludzkie wymiary, tak atwo rodz si w tpliwo ci:
jaki sens ma czynno , której skuteczno ci nie mo na sprawdzi , jaki sens ma wo anie, na
które nie otrzymuje si natychmiastowej i sprawdzalnej zmys ami odpowiedzi? Je eli chcemy
si modli , nie mo emy czeka , a nasze w tpliwo ci ustan , a przyjdzie nam ochota na
modlitw . Wielu przesta o si modli w
nie dlatego, i dali si zwie w asnym
tpliwo ciom. Trzeba nam si modli wbrew naszym w tpliwo ciom i pomimo braku
ochoty.
Je eli chcecie si modli — nie czekajcie na ochot do modlitwy, bo w ko cu przestaniecie si
modli w
nie wtedy, gdy modlitwa b dzie wam najbardziej potrzebna. Jest to niebezpieczne
udzenie, które ju wielu ludzi oddali o od Chrystusa. Pragnienie modlitwy jest ju jej
owocem. Niechaj wam wystarczy wiadomo , e Bóg na was czeka. Bóg pragnie was widzie
modl cych si nawet wówczas, gdy nie macie na to ochoty. A mo e w
nie szczególnie
wówczas? (R. Voillaume).
w. Ignacy Loyola doradza, aby w czasie strapienia wewn trznego, kiedy trudno wytrwa na
modlitwie, nie tylko jej nie skraca , ale nawet nieco j przed
, a to w tym celu, eby
dzia
przeciw strapieniu i przezwyci
pokusy. Trzeba si bowiem przyzwyczai nie tylko
do tego, eby stawi opór przeciwnikowi, ale nadto, eby go powali na ziemi ( D, 13).
W czasie modlitwy jeste my kuszeni najpierw do porzucenia modlitwy. Zniech cenie, nuda,
wewn trzna oci
, budz ce si nami tno ci nacieraj na nas rodz c niepokój
wewn trzny; czy w takim stanie ducha mo emy si modli ? czy mamy prawo rozmawia
z Bogiem posiadaj c tak okropne my li, pragnienia, odczucia? Wykorzystuj c nasze
wewn trzne nieuporz dkowanie z y duch przekonuje nas, e jeste my niegodni stan przed
Bogiem. To wielka pokusa.
Je eli jednak pokonamy te przeszkody, wówczas pojawi si mo e druga pokusa, gorsza od
pierwszej, pokusa idealnej modlitwy. Chcie modli si lepiej ni si umie w danym
momencie, jest zawsze kuszeniem z ego ducha. Wielu ludzi porzuci o modlitw tylko dlatego,
weszli w logik takiej pokusy: „Je eli twoja modlitwa jest taka uboga, s aba, je eli nie
przynosi owoców, których oczekujesz, to b dzie lepiej j porzuci ?”
Trzeba nam zgodzi si na ubóstwo naszej modlitwy. Je eli z ubóstwem modlitwy czy si
szczero , otwarcie i hojno , podoba si ona Bogu, zbli a nas do Niego. Pozwala nam
do wiadczy , i jeste my Jego dzie mi.
4. Wierno w modlitwie
Jednym z najtrudniejszych problemów wspó czesnego cz owieka jest wierno w relacjach
mi dzyosobowych. Niewierno ci nacechowane s dzi niemal wszystkie wi zi
mi dzyludzkie. Niewierno ujawnia si zw aszcza w yciu rodzinnym i ma
skim. Dzisiaj
wiele ma
stw decyduje si na rozwód atwiej ni kiedykolwiek w przesz
ci. Wielu ojców
opuszcza dom zostawiaj c swoje dzieci. Podtrzymuj z
nimi jedynie lu ny i
ma o
zobowi zuj cy kontakt. S usznie w takiej sytuacji dzieci czuj si zdradzone. Tak e wiele
osób duchownych atwo dzi
amie zobowi zania swojego stanu kap
skiego czy zakonnego.
Niewierno ta ujawnia si równie w relacji do Boga. Wielu ludzi, nie wyrzekaj c si
wprawdzie swojej wiary, atwo rezygnuje z aktywnego ycia religijnego t umacz c si
brakiem czasu i si na praktyki. Dla wielu ycie duchowe wydaje si by ju tylko luksusem,
na który mog sobie pozwoli jedynie mnisi.
Niewierno wspó czesnego cz owieka przejawia si tak e w atwym amaniu przyj tych
norm ycia osobistego i spo ecznego. Wiele podstawowych zasad moralnych odnosz cych si
do ludzkiego ycia i post powania, które nigdy dot d nie by y podwa ane, jest dzi
kwestionowanych w sposób zasadniczy. Wielu próbuje uzasadnia ich nieprzydatno
w naszych czasach.
Niewierno wspó czesnego cz owieka nie wynika z przypadku czy tym bardziej z jego z ej
woli. Zbyt szybkie tempo ycia, ci
e przem czenie, cz ste znerwicowanie — to wszystko
sprawia, i
yje on jakby poza sob i nie jest w stanie kontrolowa tego, co si w nim i z nim
dzieje. Ma a wiadomo , czy wr cz nie wiadomo siebie sprawiaj , i wiele wa nych
decyzji cz owiek wspó czesny podejmuje kieruj c si subiektywnymi odruchami, u pod
a
których jest cz sto l k, brak poczucia bezpiecze stwa, a przede wszystkim brak dojrza
ci
emocjonalnej i duchowej.
a) Wierno w mi
ci
Najg bszym jednak pod
em niewierno ci cz owieka w relacjach mi dzyosobowych jest
niezdolno do wej cia w do wiadczenie mi
ci: w przyjmowanie mi
ci od innych
i dawanie na ni odpowiedzi. Niewierno cz owieka wyp ywa z l ku przed bezwarunkowym
oddaniem si drugiemu: Bogu i cz owiekowi. Cz owiek boi si zatraci siebie i swoj
wolno .
W do wiadczeniu niewierno ci cieraj si ze sob dwa sprzeczne odczucia: z jednej strony
wielka potrzeba mi
ci, akceptacji, bezpiecze stwa, emocjonalnego ciep a, która ka e
cz owiekowi szuka wci
nowych obiektów mi
ci i oddania, z drugiej za jakie
wewn trzne zablokowanie, g boki l k przed przyj ciem w
nie tego, czego tak bardzo si
potrzebuje. Przyznanie si przed sob samym do tego, i potrzebuje si mi
ci i uczucia
Drugiego odbierane jest jako upokorzenie i zniewolenie. Trwanie w takim stanie rozbija
i nerwicuje cz owieka coraz g biej.
Uciekaj c od najg bszego zaanga owania w relacj z Drugim cz owiek odnosi wra enie, i
obroni w asn
niezale no i wolno . Jest to jednak wolno negatywna — wolno
od
mi
ci oraz wolno
od trudu i ofiar z ni zwi zanych. Ta w
nie negatywna wolno staje
si jednocze nie dr cz
samotno ci , egzystencjaln nud i do wiadczeniem bezsensu.
Cz owiek nie wie wówczas, po co i dla kogo yje.
Do wiadczenie pokazuje jednak, i ta negatywna przestrze powsta a po odmowie kochania
nie pozostaje jednak zbyt d ugo pusta. Zwykle szybko zostaje ona zagospodarowana przez
ró norakie zniewolenia: posiadanie materialne, zmys owo w ró nej formie, niszcz ce chore
ambicje, nieludzk ideologi , itp. Cz owiek broni c si przed mi
ci (Boga i ludzi) staje si
niewolnikiem siebie i w asnej po dliwo ci.
Modlitwa uczy nas wierno ci. Pokazuje nam, i wierno w mi
ci wymaga najpierw
pokornej akceptacji w asnych potrzeb i pragnie mi
ci, zarówno tej zwyczajnej ludzkiej
mi
ci (narzecze skiej, ma
skiej, rodzicielskiej, przyjacielskiej), jak równie
niesko czonej i odwiecznej mi
ci Boga. Modlitwa daje nam odwag zaakceptowania
ryzyka zwi zanego z przyjmowaniem i dawaniem mi
ci.
Modlitwa objawia nam Boga, który zawsze pozostaje wierny cz owiekowi i nigdy go nie
zdradzi. Czy mo e niewiasta zapomnie o swym niemowl ciu, ta, która kocha syna swego
ona? A nawet, gdyby ona zapomnia a, Ja nie zapomn o tobie (Iz 49, 15). Na modlitwie
cz owiek syci si wierno ci Boga i uczy si odpowiada wierno ci na wierno .
b) Wierno w modlitwie
Aby nasza modlitwa mog a wp ywa na nasze ycie i przemienia je, musi by wierna. Nie
wystarczy chwilowy modlitewny zapa i entuzjazm. Kiedy cz owiek wchodzi w g bok
relacj z Bogiem i pragnie, aby Bóg zaw adn jego yciem, to musi mie
wiadomo , e
rozpoczyna si w nim nowe ycie. Wymaga ono troski, ofiary i pracy.
Do wiadczenie mówi nam, e wierno Bogu, sobie i bli niemu wymaga od nas walki.
Modlitwa jest walk . Ten, kto rozpoczynaj c modlitw unika by wysi ku i zmagania, nie
pozostanie jej wierny.
Aby si modli w sposób wierny, trzeba podejmowa decyzje modlitwy; nie raz na rok,
miesi c czy nawet raz na tydzie , ale ka dego dnia, przed ka
modlitw . Z czysto
ludzkiego punktu widzenia brak nam motywów, aby si modli . Aby obejrze dobry film,
sp dzi sympatyczny wieczór z
przyjació mi nie potrzeba wielkiego wysi ku. Takie
do wiadczenia przychodz nam atwo. Jeste my po ludzku poci gani przez te czynno ci.
Wprawdzie mog pojawi si w
naszym yciu chwile, w
których modlitwa b dzie
przychodzi a nam atwo. Cz ciej jednak b dziemy do wiadcza trudu modlitwy. Nierzadko
staniemy przed jak pustk wewn trzn , jakby przed jak niemo no ci wydobycia z siebie
czegokolwiek. Nieraz ogarnie nas niepokój i l k o siebie, w tpliwo ci, czy nasza modlitwa
ma sens. W takich chwilach dialog z Bogiem staje si trudny. Wierno modlitwie wymaga
wówczas wewn trznego zmagania.
Tej wierno ci na modlitwie domaga si od nas Jezus. w. Pawe wielokrotnie zach ca nas,
aby si modli w ka dym czasie, bez przerwy, przy ka dej sposobno ci, w dzie i w noc. Sam
równie daje nam przyk ad takiej modlitwy (por. Ef 6, 18; Kol 1, 9; 1 Tes 3, 10; 5, 17; 2 Tes
1, 11).
Wierno na modlitwie to nie tylko wierno czasowi modlitwy, ale to przede wszystkim
wierno wezwaniu, które Bóg kieruje do cz owieka, wierno Jego mi
ci, Jego woli. Ta
nie wierno wymaga jedno ci pomi dzy czasem modlitwy a yciem cz owieka. Bóg
wchodz c w ludzkie ycie k adzie na nim swoj r
, ogarnia je i przenika (Ps 139).
Modlitwa i ycie staj si wówczas jednym, poniewa kieruje nimi jedna mi
Boga, jeden
Jego Duch, jedna Jego wola.
Wierno Bo emu wezwaniu us yszanemu na modlitwie sprawia, i modlitwa przemienia
ycie; by mo e bardzo powoli, ale w sposób widoczny. Wierno Bogu na modlitwie
przemienia najpierw serce cz owieka, które kszta tuje si na wzór Serca Jezusowego. Z serca
za ludzkiego wyp ywaj zarówno z e, jak i dobre czyny. Z serca niewiernego, poddanego
po dliwo ci, rodz si z e czyny. Natomiast serce przemienione mi
ci Boga, rodzi czyny
wierne tej mi
ci, czyny odmieniaj ce ycie.
XXI. POTRZEBA MODLITWY
1. Modlitwa w chwilach pokus
Obserwuj c nasze ycie i ycie innych widzimy, i nierzadko przychodz na nas okresy
rozpr enia wewn trznego, ch odu, osch
ci (K. Rahner). W takich chwilach jeste my
kuszeni, aby zatrzyma si na tym, co zewn trzne, powierzchowne i materialne. Szczególnie
w naszych czasach jeste my kuszeni do tego, aby skoncentrowa si na materialnym
dobrobycie i konsumpcji zmys owej. Pokusa ta jest przede wszystkim owocem lekcewa enia
Boga oraz próby urz dzania swojego ycia i ycia innych bez Niego. Patrz c na pokus tylko
od zewn trz, mo e nam si wydawa , e atwo j przezwyci
. Takie odczucie mamy tylko
do momentu rozpalenia si w nas po dliwo ci. Gdy wzmaga si po
dliwo , wówczas
wydaje si nam, e musimy ulec. W chwilach silnych pokus grzech wydaje si konieczno ci .
W pokusie trzeba nam by wielkimi realistami. Musimy by
wiadomi, i w chwili
prawdziwej pokusy mo e zabrakn nam si do jej przezwyci enia. Nie mo emy nigdy by
pewni siebie. Subiektywna pewno siebie, nawet ta najsilniejsza, mo e by zwodnicza, jak
zwodnicza by a pewno siebie Piotra, który zapewnia Jezusa, i pójdzie z Nim na mier .
W chwili pokusy potrzebujemy dop ywu nowych si duchowych, potrzebujemy aski,
potrzebujemy wiary. Je eli wchodzimy w walk z pokusami jedynie z naszymi s abymi
si ami, które mamy, z pewno ci przegramy.
Pokusie towarzyszy ciemno wiary, która sprawia, e modlitwa wydaje si by czynno ci
absurdaln , niepotrzebn , pust . Konieczna jest wówczas wielka odwaga i zaufanie. Upa na
kolana przed Bogiem jako Ojcem w chwilach nasilaj cych si pokus, po ród ciemno ci wiary
— taki czyn wymaga od cz owieka wielkiej determinacji duchowej. Modli si naprawd —
to szuka oparcia dla swojego ycia tylko w Bogu. Takie sytuacje egzystencjalne wymagaj
od nas heroizmu nagiej wiary.
Modlitwa w chwilach pokus jest przede wszystkim owocem nagiej wiary. Modlitwa rodzi si
z wiary. Zaniedbywanie modlitwy wynika z zamierania wiary w cz owieku. Porzucenie za
modlitwy zawsze wyra a niewiar . To w
nie wiara ka e nam stawa przez Tym, którego nie
widzimy ludzkimi oczyma. Oczy wiary mówi nam jednak, i jest On bardziej realny ni
jakakolwiek inna rzeczywisto . Cz owiek, który pragnie si modli , musi nauczy si znosi
w chwilach pokusy ciemno ci nagiej wiary, wiary, która nie jest ju podtrzymywana
pocieszeniem duchowym, emocjonalnymi prze yciami, ludzk satysfakcj . Do wiadczenie
nagiej wiary, wiary czystej jest trudne i bolesne, poniewa cz owiek nie znajduje wówczas
pomocy w ludzkim wymiarze. Do wiadczenie czystej wiary ka e nam rzuci si w przepa ,
maj c wewn trzne przekonanie, i Bóg nas pochwyci i ocali.
Szczególnym rodzajem pokusy jest do wiadczenie zagro enia, l ku, odczucie niepewno ci
jutra. Cz owiekowi wydaje si wówczas, i stanie si z nim co niedobrego, co strasznego.
Odczucie zagro enia mo e mie swoje ci le okre lone ród a: sytuacj osobist , rodzinn ,
sytuacj spo eczn , polityczn . Ale mog pojawi si odczucia zagro enia nie posiadaj ce, na
pierwszy rzut oka, adnego ród a. Te zagro enia s tym bole niejsze i trudniejsze do
zniesienia, poniewa s nieokre lone i trudne do sprecyzowania.
Cz owiek potrzebuje oparcia i bezpiecze stwa dla swojego ycia. Odruchowo szuka go
w zwi zkach emocjonalnych z bli nimi, w posiadaniu materialnym, w pozycji zawodowej,
spo ecznej. Ale tak stworzone poczucie bezpiecze stwa ma swoje ci le okre lone granice.
atwo bywa zachwiane, a nawet burzone.
W zagro eniu i l ku cz owiekowi wydaje si , i zosta zupe nie sam i nikt nie mo e mu
pomóc. Rodz si uczucia nieufno ci i podejrzliwo ci. Wszystko i wszyscy wydaj si by
wówczas wrogami cz owieka. To odczucie wrogo ci automatycznie przenosi on na Boga.
W do wiadczeniu zagro enia i l ku cz owiekowi wydaje si , i sam Bóg mu zagra a. Modli
si w takiej sytuacji — to wej w stan zagro enia, w poczucie braku bezpiecze stwa.
Tymczasem modli si — to szuka oparcia tylko w Bogu. Modli si — to pozwoli
wiadomie i w wolno ci rezygnowa ze sztucznych zabezpiecze , jakie daj rzeczy. Modli
si — to uwierzy , e Bóg jest moj jedyn ostoj , jedyn nadziej , murem warownym, moj
ska , tarcz , moim jedynym obro
. On nie pozwoli mi upa . Modli si — to
do wiadcza nieustannie troskliwo ci Ojca niebieskiego, bo przecie bez Jego wiedzy i woli
nie spadnie nam z g owy nawet jeden w os (por. Mt 10, 30).
2. Modlitwa w chwilach cierpienia
Gdy ycie p ynie na spokojnie, w chwilach szcz cia modlitwa przychodzi nam zwykle
atwiej. Niemal spontanicznie zdobywamy si na modlitw dzi kczynienia, kiedy nie zagra a
nam bezpo rednio jakie wi ksze niebezpiecze stwo. Czujemy si wówczas obdarowywani
przez Boga i ludzi.
Rodzi si jednak pytanie: jak modli si w chwilach cierpienia i bólu, w chwilach zagro enia
naszego ycia? Nasza modlitwa by aby bowiem ma o przydatna dla ycia, gdyby nie by a
w stanie obj naszych cierpie i zagro
, gdyby nie by a nam pomoc w najtrudniejszych
dla nas chwilach. Mówimy tutaj o cierpieniu na wszystkich p aszczyznach ludzkiego ycia:
fizycznej, psychicznej, duchowej.
Zauwa my, i pierwsz reakcj cz owieka na zagro enie, na ból i cierpienie jest odruch
wewn trznego buntu. Ca a ludzka osobowo reaguje w ten sposób. Przeciwko cierpieniu
i bólowi buntuje si najpierw ludzkie cia o. Dr y. Reakcji odrzucenia i buntu do wiadcza
tak e ludzka emocjonalno . W
cierpieniu towarzysz cz owiekowi najpierw emocje
negatywne: poczucie bezsilno ci, l ku, zagro enia, roz alenia, depresji, agresji wobec
otoczenia. Im wi kszy ból, tym wi ksze uczucia buntu i zagro enia. Tak e duchowo
cz owieka buntuje si i opiera. Wielkie i hojne oddanie si Bogu deklarowane w chwilach
spokojnie up ywaj cego ycia i podnios ych uroczysto ci, nie daje si
atwo odtworzy
w momencie cierpienia.
W chwilach cierpienia i bólu cz owiek — stworzenie rozdarte mi dzy doczesno ci
i wieczno ci —
czy i wzdycha w bólach rodzenia (Rz 8, 22). Czas cierpienia jest zawsze
czasem wezwania do rodzenia si do nowego ycia. Aby cierpienie i ból by y miejscem
rodzenia si do ycia, a nie do mierci, potrzebujemy wytrwa ej modlitwy, która obejmie
ca ego udr czonego cz owieka: jego udr czone cia o, psychik i udr czonego ducha. W
nie
w chwilach cierpienia i bólu mo emy modli si ca nasz osobowo ci . Mo emy modli si
cierpi cym cia em, cierpi
emocjonalno ci , cierpi
dusz . W cierpieniu modlimy si tak,
jak kochamy Boga: ca ym sercem, ca dusz , ca ym umys em, ze wszystkich si .
Kiedy cz owiek nie modli si w cierpieniu, rodzi si ku mierci. Cierpienie niszczy
i degraduje nie tylko ludzkie cia o, ale tak e ludzk psychik i dusz . Bez wytrwa ej
modlitwy z cierpienia wychodzimy bardziej zbuntowani, bardziej samotni, wyizolowani.
I chocia choroba cia a mo e min , to jednak mo e pozosta w nas cierpi ce, zbuntowane
i smutne serce.
Cierpienie oczyszcza, uszlachetnia, daje nowe ycie, ale tylko wówczas, kiedy staje si
modlitw , kiedy cierpi cy pozwala modli si Duchowi wi temu w swoim udr czonym
ciele, w udr czonej psychice, kiedy nie idzie za pierwszym odruchem buntu, ale bunt ten
przemienia i ofiaruje Bogu w pos usze stwie i poddaniu si Jego woli.
Nawet je eli w cierpieniu cz owiek nie czuje zapa u i smaku modlitwy, nawet je eli czuje si
osch y i oboj tny, je eli do wiadcza bezsensu modlitwy, to jednak wiara ka e mu przyj
, i
aska Boga i Jego mi osierdzie w tych bolesnych chwilach s bli sze cz owiekowi, ni
w jakichkolwiek innych momentach ycia. Tylko zranione i zagubione owieczki Dobry
Pasterz bierze na swe ramiona, poniewa one bardziej ni inne potrzebuj Jego pomocy.
Modli si w chwilach cierpienia i bólu, oznacza najpierw przyj
je i zaakceptowa .
Akceptacja bólu i cierpienia nie polega jednak na bierno ci, rezygnacji, ucieczce od ycia.
Modlitwa w cierpieniu nie oddala cz owieka od ycia. Wr cz przeciwnie, w cierpieniu
modl c si , szukamy ycia. Modlitwa w cierpieniu i bólu jest wielk pro
o ycie.
Ucieczka od ycia, rezygnacja z ycia wiadczy aby o tym, i nasza modlitwa pozostaje
ci gle nie oczyszczona, niedojrza a. Cz owiek, który modli si w cierpieniu i bólu, pragnie
we wszystkich wymiarach, tak e w wymiarze ziemskim. Modlitwa w chwilach cierpienia
i bólu pokazuje cz owiekowi ci le okre lone granice ycia ziemskiego. Ods ania, i
ycie
fizyczne cz owieka nie jest ostateczn i najwy sz warto ci .
Cierpienie i ból, ucz c nas pokornej akceptacji w asnych granic, wskazuje nam tak e na
potrzeb szukania ostatecznego celu i sensu tego ycia, które up ywa i przemija; ycia, które
bywa os abiane przez chorob ; ycia, które przecie wcze niej czy pó niej zostaje zniszczone
przez ostatni akt ludzkiego ycia: przez mier .
Akceptacja krucho ci ludzkiego cia a, akceptacja przemijania i umierania jest mo liwa,
poniewa czuwa nad ni wieczny Bóg. Modlitwa pozwala nam uczestniczy w wieczno ci
Boga w czasie naszego ziemskiego ycia. Cierpienie i ból przynagla nas do wchodzenia
w wieczne ycie Boga ju tutaj, na ziemi. W cierpieniu i bólu modlimy si nasz krucho ci ,
modlimy si naszymi granicami, powierzaj c je r kom Boga i wyra aj c ich akceptacj .
Skoro Ty, Panie stworzy
mnie takim kruchym i ma ym, skoro w mym kruchym ciele dajesz
mi zadatek ycia wiecznego, przyjmuj je jako Twój dar.
Modlitwa w cierpieniu i bólu uczy nas zaufania, powierzania si Opatrzno ci. W chwilach
zdrowia, powodzenia cz owiek sk onny jest oszukiwa siebie s dz c, i sam sobie wszystko
zawdzi cza, i sam swoimi si ami buduje swoje ycie.
Bezsilno w cierpieniu ods ania nam, i wszystko jest darem. W chorobie i bólu bardziej, ni
w jakimkolwiek innym stanie, mamy szczególn mo liwo potwierdzenia naszej wiary,
któr wyznajemy w chwilach powodzenia, zdrowia, komfortu psychicznego i fizycznego. To
nie dzi ki modlitwie czas cierpienia i
bólu, czas krzy a zapowiada czas
zmartwychwstania.
3. Modlitwa uczestnictwem w historii zbawienia
Nasze zaanga owanie w modlitw , w ycie duchowe nie oznacza bynajmniej ucieczki od
wiata, jego problemów, niepokojów, bol czek i udr k. Do wiadczenie wiary nie zamyka
nam oczu na wiat, lecz przekszta ca nasz wizj
wiata i miejsca cz owieka w wiecie.
Dzi ki modlitwie stajemy si zdolni patrze na wiat oczami jego Stwórcy i Zbawcy.
Cz owiek medytuj cy yje (bowiem) w stanie s yszenia tego, co si zewsz d odzywa; jest on
otwarty na istot
wiata, na najg bsz tajemnic rzeczy i cz owieka. W miejsce racjonalnego
wyrachowania, które atwo zadaje gwa t rzeczywisto ci, wchodzi pe en pietyzmu s uchania
lub patrzenia, do wiadczania i uwra liwienia na to, co naprawd jest (J. B. Lotz). To w
nie
przed
ona modlitwa sprawia, i cz owiek jest obecny w wiecie nie tylko jako
eksploatuj cy go u ytkownik, ale jako kto stoj cy w obliczu jego tajemnicy. Wchodzi
w wiat nie tylko po to, aby go
ywa , ale tak e aby ubogaca go swoj kontemplacyjn
obecno ci i twórczym dzia aniem.
Modlitwa pozwala nam zdemaskowa patrzenie na wiat oczami tych, którzy nale tylko do
wiata, przemawiaj jego j zykiem, realizuj jego cele i pos uguj si jego rodkami (por. 1 J
2, 15nn). Dzi ki modlitwie wiat objawia si nam przede wszystkim jako dzie o samego
Boga. Wysz o ono z Jego r k i jest nieustannie podtrzymywane w istnieniu Jego stwórcz
moc . Dzi ki modlitwie odkrywamy, i ca a historia wiata zd a do Stwórcy.
Dzi ki modlitwie mo emy dostrzega , i to, co dzieje si w ca ej historii ludzko ci i naszej
osobistej historii, wyp ywa z mi osierdzia Bo ego. Historia ludzko ci i osobista historia
ka dego cz owieka jest miejscem objawiania si wci na nowo Jego niesko czonej mi
ci.
Nawet wówczas, kiedy nie jeste my w stanie zrozumie pewnych zdarze zachodz cych
w historii ludzko ci czy w naszym osobistym yciu, modlitwa daje nam g bokie wewn trzne
przekonanie, e Bóg jest Panem historii. Dzi ki modlitwie jeste my zdolni powierzy si
Bo ej Opatrzno ci po ród tych niezrozumia ych i cz sto bolesnych dla nas zdarze .
Modlitwa demaskuje fa szywe wizje wiata i historii oraz fa szywe interpretacje osobistej
historii ycia. Poprzez modlitw odkrywamy odwieczne plany Boga, które zakryte s dla
ludzi nale cych do ziemi i przemawiaj cych po ziemsku (por. J 3, 31). Modlitwa pozwala
nam z czy si z Tym, który patrzy na wszystko z wysoka, pozwala nam Jego oczyma
patrze na wiat i jego histori (por. J 8, 23). Takie g bokie zrozumienie wiata i jego
problemów mo liwe jest tylko wówczas, kiedy nasza modlitwa jest autentyczna, kiedy
modlimy si w Duchu i w prawdzie (J 4, 23).
Nasza modlitwa nie da nam jednak w
ciwego spojrzenia na wiat i jego histori , je eli nie
zdob dziemy si na w
ciwe spojrzenie na nasz osobist histori . To poprzez histori
naszego ycia interpretujemy najcz ciej to, co dzieje si na wiecie.
W yciu duchowym trzeba nam strzec si z najwi ksz uwag modlitwy, która nas zamyka
w nas samych, w naszych osobistych problemach, pragnieniach, planach, cho by mia y one
pozory najszlachetniejszych planów, pragnie i celów.
Kiedy cz owiek zamkni ty w sobie narzuca Bogu w asne cele, w asne pragnienia i nie wnika
w Jego plany, wówczas profanuje swoj modlitw . W takiej sprofanowanej modlitwie
cz owiek wzywa boga, który nie istnieje, wzywa bo ka uczynionego wprawdzie nie ze z ota
i srebra, ale z w asnych ludzkich wyobra
, pragnie , czy mo e nawet bo ka w asnych
nami tno ci i po da .
Modlitwa, która nie otwiera cz owieka na ca y wiat, na ca ludzko , na jej problemy
i
cierpienia, niepokoje i
l ki, by aby jedynie parawanem dla naszych osobistych,
nieu wiadomionych nami tno ci: egoizmu, samolubstwa, wygody, przeros ych ambicji, itp.
Jedynym lekarstwem na tak
sprofanowan modlitw , która chcia aby rz dzi
wiatem
i Bogiem, jest pokorne s uchanie S owa Bo ego. Ono objawia nam Boga jako Pana ca ej
historii ludzkiej, historii ka dego cz owieka, mojej osobistej historii. S owo Bo e skoryguje
nasze b dne patrzenie na wiat i jego histori i naprowadzi nas na odkrywanie rzeczywistego
Planu Bo ego.
Poprzez autentyczne s uchanie S owa Bo ego Duch wi ty upomni nas, kiedy b dziemy
ucieka przed bólem i cierpieniem wiata, aby zamkn
si w nas samych czy te w jakim
estetyzmie duchowym karmi cym si przede wszystkim osobist satysfakcj .
Nasze modlitewne uczestnictwo w
historii wiata, w
jego cierpieniach, niepokojach
i problemach jest uczestnictwem w historii zbawienia. Historia wiata, ludzko ci jest bowiem
zawsze histori zbawienia.
Najwa niejsz potrzeb naszego czasu w chrze cija skim wiecie jest owa wewn trzna
prawda, karmiona przez Ducha kontemplacji: wychwalanie i umi owanie Boga, t skne
wyczekiwanie przyj cia Chrystusa, pragnienie objawienia si Jego chwa y.
Bez kontemplacyjnego ukierunkowania ycia budujemy ko cio y nie dla chwa y Bo ej, ale aby
umacnia struktury spo eczne, warto ci i dobra, w których dzi znajdujemy upodobanie.
Bez kontemplacji podstawy przepowiadania, nasze apostolstwo nie jest wcale apostolstwem,
lecz pustym prozelityzmem, narzucaniem wiatu sposobu ycia przyj tego w naszym kraju.
Bez kontemplacji i wewn trznej modlitwy Ko ció nie mo e wype ni swojej misji przemiany
i zbawienia ludzko ci. Bez kontemplacji obróci si w s ug cynicznych pot g doczesnego
wiata, niezale nie od tego, jak gor co jego wierni b
zapewniali o swoim zaanga owaniu
w walk o Królestwo Bo e (T. Merton).
To wiadectwo wypowiedziane wiele lat temu przez ameryka skiego mnicha i my liciela jest
tak e dzisiaj bardzo aktualne.
4. Któ mnie od czy od mi
ci Chrystusowej
Modlitwa jest aktem, poprzez który Bóg w Trójcy Jedyny zanurza si w cz owieku,
a cz owiek zanurza si w Bogu. Nawi zuje si w ten sposób intymna, mistyczna jedno
Stwórcy ze swoim stworzeniem. Cz owiek, istota wyprowadzona z prochu ziemi, wchodzi
w dialog z odwiecznym i niewidzialnym Bogiem.
Modlitwa jest aktem, poprzez który cz owiek staje si uczestnikiem niesko czonej,
odwiecznej mi
ci. To w
nie na modlitwie cz owiek poznaje, kim jest Bóg, przed oblicze
którego zostaje dopuszczony.
Cz owiek poznaje, i Bóg jest ca kiem Inny, transcendentny, to znaczy przekraczaj cy
wszystko to, co cz owiek o Nim mo e pomy le lub jak Go mo e do wiadczy . Trzeba nam
nieustannie pami ta , e nasze my lenie i
do wiadczanie Boga nie oddaje ca ej
rzeczywisto ci Boga. Nasze my lenie i
do wiadczanie Boga pozostaje nierzadko
zniekszta cone i zafa szowane. Nasze prze ywanie Boga nie b dzie nigdy identyczne
z samym Bogiem. Jest tylko odbiciem jakby w zwierciadle, nieraz w bardzo zniekszta conym
zwierciadle (por. 1 Kor 13, 12). Modlitwa jest wielkim zaproszeniem Boga, aby ci gle na
nowo odkrywa Jego inno . Modlitwa przekonuje nas, i nie byliby my w stanie dosi gn
Boga, gdyby On sam jako pierwszy nie wezwa nas do dialogu i nie dopu ci przed swoje
oblicze.
Modlitwa u wiadamia nam jednocze nie, i Ten Inny — transcendentny — niesko czenie
wielki Bóg jest jednocze nie cz owiekowi bardzo bliski, bli szy cz owieka, ni cz owiek sam
siebie ( w. Augustyn). Na modlitwie cz owiek dotyka Boga, nawi zuje intymn wi z Nim.
Modlitwa ods ania przed nami szale cz Mi
, która ka e Bogu wkroczy w czas
i przestrze ludzk i sta si podobnym do cz owieka we wszystkim, oprócz grzechu.
Jezus Chrystus, Wcielony Syn Bo y, najpe niej objawia nam blisko Boga. Od momentu
Wcielenia cz owiek mo e na Boga patrze swoimi ludzkimi oczyma, s ucha Jego g osu,
a nawet karmi si Jego cia em i krwi . Dzi ki tajemnicy Wcielenia blisko Boga wobec
cz owieka dociera do nas poprzez ca ludzk osob , nie tylko poprzez dusz , intelekt,
uczucia, ale tak e poprzez wszystkie zmys y ludzkiego cia a. Samo cia o staje si miejscem
objawienia mi
ci Boga do cz owieka. Tajemnica Jego blisko ci najwyra niej ods ania si
nie w Eucharystii.
Modlitwa ka e nam si dziwi , i ten niesko czenie wielki Bóg staje si tak bliski
cz owiekowi. Modlitwa jest trwaniem w zdziwieniu. Dzi ki modlitwie poznajemy nie tylko
Boga, ale tak e siebie samych. W
nie poprzez modlitw cz owiek zdobywa pe
wiadomo siebie — pe
prawd o sobie.
Modlitwa ukazuje cz owiekowi z jednej strony g bi jego pragnie , które czyni go
niespokojnym, dopóki nie pozwoli si do ko ca ukocha przez Boga. Ale z drugiej strony
ods ania tak e przed cz owiekiem g bi jego zepsucia i nieprawo ci, g bi z a i grzechu. T
nieprawo ludzkiego serca ods aniaj nam nie tylko grzechy ju pope nione, ale tak e —
a mo e przede wszystkim — grzechy, które jeste my w stanie pope ni . Wyzwól mnie, Panie,
od grzechów jeszcze nie pope nionych (R. Brandstaetter) — jest to modlitwa cz owieka
dobrze znaj cego siebie.
Modlitwa u wiadamia nam, i jeste my ca kowicie zdani na mi osierdzie Boga. Staro ytna
modlitwa chrze cija ska: Kyrie eleison — Panie, zmi uj si nad nami — b dzie tkwi zawsze
w centrum modlitwy.
ogos awiony Bóg, co nie odepchn mej pro by i nie oddali ode mnie
swego mi osierdzia ( w. Augustyn).
Ods aniaj c g bi nieprawo ci ludzkiego serca i potrzeb mi osierdzia Bo ego, modlitwa
staje si wezwaniem do ci
ego nawracania si . Cz owiek, który modli si szczerze,
doskonale czuje, i nie da si pogodzi trwania przed Bogiem z nieuczciwo ci w yciu,
z szukaniem siebie, z egoizmem, zmys owo ci , pych , z tym wszystkim, co czyni go
dzieckiem tego wiata.
Dzi ki modlitwie cz owiek poznaje prawdziw nadziej , któr nosi w g bi swojego serca i
o której wie, i nikt i nic nie mo e mu jej odebra . Dzi ki modlitwie cz owiek staje si pewny
swojej przysz
ci. Któ nas mo e od czy od mi
ci Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy
prze ladowanie, g ód czy nago , niebezpiecze stwo czy miecz? (...) Ale we wszystkim tym
odnosimy pe ne zwyci stwo dzi ki Temu, który nas umi owa (Rz 8, 35–37). Dzi ki modlitwie
nie tracimy pogody ducha nawet w
najwi kszych trudno ciach, zagro eniach,
prze ladowaniach. Wierzymy bowiem, e w sprawach ludzkich ostatnie s owo ma zawsze
Bóg.
XXII. METODY MODLITWY
1. Potrzeba i sens metod modlitwy
Metody modlitwy s pewnymi narz dziami, pomocami na us ugach zasadniczego celu ycia
duchowego, jakim jest trwanie w g bokiej, intymnej jedno ci z Bogiem. S wi c warto ci
wzgl dn wobec zasadniczego celu. Trzeba te powiedzie z ca ym naciskiem, e zawsze
najlepsz metod modlitwy dla konkretnego cz owieka b dzie ta, która najlepiej s
y mu
w nawi zaniu wi zi z Bogiem.
Metody i sposoby modlitwy winny by traktowane jak proste narz dzia, którymi pos ugujemy
si w naszych codziennych zaj ciach i pracach. Bez tych narz dzi nie mogliby my wykona
wielu najprostszych nawet czynno ci. Wykonuj c prace nie koncentrujemy si jednak na
narz dziach, którymi si pos ugujemy, ale na samej wykonywanej czynno ci. To ona, nie
narz dzie, poch ania nasz uwag .
Pos ugujemy si te okre lonymi narz dziami do wykonania ci le okre lonej czynno ci.
Narz dzia zmieniamy i udoskonalamy w zale no ci od potrzeb i post pu w danej dziedzinie
pracy. Stare, nieu yteczne narz dzia usuwa si na bok, by zrobi y miejsce nowym. Cz owiek
przewiduj cy rzadko jednak niszczy stare narz dzia. W razie awarii nowoczesnych urz dze
si gamy nieraz po stare, ju sprawdzone. W momentach kryzysowych s one cz sto bardzo
pomocne. Zawsze jednak najwa niejszy jest sam cel i zadanie, które chcemy wykona .
2. Metody modlitwy na poszczególnych etapach ycia duchowego
Zjednoczenie z Bogiem w yciu cz owieka nie dokonuje si dzi ki jednemu aktowi woli, ale
jest pewn drog , pielgrzymk . Zjednoczenie z Bogiem posiada swoj dynamik , swoje
stopnie, etapy. W
teologii ycia wewn trznego wyró nia si zasadniczo trzy etapy:
oczyszczenie, o wiecenie i zjednoczenie.
Etapy te nie s w jaki schematyczny i sztywny sposób oddzielone od siebie, ale zachodz na
siebie. W pewnym sensie znajdujemy si jednocze nie na wszystkich tych etapach. Przez ca e
ycie b dzie dokonywa o si nasze oczyszczenie (uzdrowienie wewn trzne), o wiecanie
naszego ycia S owem Bo ym, ca e te nasze ycie b dzie nieustannym d eniem do
zjednoczenia z Bogiem. Pomimo tego zastrze enia wyró niamy te trzy etapy na drodze ycia
duchowego, poniewa na poszczególnych etapach akcenty ycia duchowego rozk adaj si
troch inaczej. Mi dzy tymi etapami istnieje pewna zale no chronologiczna. Niemo liwe
jest o wiecenie ludzkiego ycia S owem Bo ym i pe ne zjednoczenie z Bogiem bez
uprzedniego przyznania si do w asnego grzechu i podj cia walki z nim.
a) Oczyszczenie
Na etapie oczyszczenia cz owiek odkrywa z jednej strony w asn sko czono , krucho
istnienia, swoj s abo i grzeszno , z drugiej za do wiadcza niesko czonego mi osierdzia
i mocy Boga. wiadomy siebie i wiadomy obecno ci Boga w swoim yciu podejmuje
odpowiedzialno za nie w takim stopniu, w jakim jest to tylko mo liwe.
Na tym etapie ycia duchowego podstawowymi metodami modlitwy, z których mo emy
korzysta i które przynosz najwi ksze owoce, s : metoda modlitwy ustnej i medytacja.
Metoda modlitwy ustnej pomaga nam w nawi zaniu pierwszego fundamentalnego kontaktu
z Bogiem. Na drodze oczyszczenia wa
metod modlitwy jest tak e modlitwa medytacyjna.
Polega ona na wej ciu w S owo Bo e wzywaj ce nas do nawrócenia i wej ciu we w asn
histori
ycia. Tylko poprzez g bokie wej cie w siebie mo emy pozna w asn grzeszno ,
wszystkie postawy rodz ce w nas grzech, nieuporz dkowanie. Poznanie siebie, a w nim
poznanie swojego grzechu, wymaga od nas g bokiej refleksji, wej cia w siebie, we w asne
przyzwyczajenia, nawyki, wej cia tak e w to, co dla nas jest bezpo rednio nieuchwytne:
w nasz pod wiadomo . Wiele naszych z ych pragnie , realizowanych czy nieustannie tylko
awionych, wyp ywa z pod wiadomych motywacji, pod wiadomych postaw, przyzwyczaje .
Dla dobrego poznania swoich grzechów nie wystarczy odwo
si do cudzych sformu owa .
Tutaj potrzeba wnikni cia we w asn histori
ycia, która jest jedyna, niepowtarzalna,
unikalna. Taki w
nie niepowtarzalny, jedyny, unikalny jest tak e nasz grzech. I chocia
dynamika kuszenia i grzechu jest podobna u wszystkich, to jednak decyzje zapadaj ce
w sercu oraz okoliczno ci, w których one zapadaj , s zawsze jedyne i niepowtarzalne.
Ten wgl d w siebie ma nam da nie tylko poznanie siebie, naszego nie adu, tego, co tkwi
boko w nas: mi
ci do grzechu, ale tak e poznanie tego, co jest zagrzebane gdzie g biej:
pragnienie Bo ego przebaczenia, przebaczenia bezwarunkowego, absolutnego; przebaczenia
nieodwo alnego. W tym pragnieniu ju dzia a Bóg. Samo pragnienie Bo ego mi osierdzia
pokazuje nam ju bardzo wyra nie kierunek wyj cia z naszej sytuacji grzechu i nie adu
moralnego.
wiczenia duchowne pierwszego tygodnia oraz proponowana w nim metoda
medytacji, sytuuje si na etapie duchowego oczyszczenia.
b) O wiecenie
Oczyszczenie w yciu wewn trznym nie stanowi celu samego w sobie, ale etap w naszej
drodze do Boga. Bardzo ubogie by oby ycie duchowe cz owieka, gdyby jedynym jego celem
by o by w porz dku wobec Boga: by czystym. Mamy sta si czy ci, aby Bogu zrobi
miejsce. St d drugim etapem ycia wewn trznego jest o wiecenie. Zauwa my, e to nie my
sami o wiecamy siebie, ale pozwalamy si o wieci .
wiat em cz owieka jest Chrystus. O wieca nas ycie Chrystusa i Jego Dobra Nowina:
tajemnica Wcielenia, ycia ukrytego, ycia publicznego; Jego nauka, wreszcie Jego mier
i Zmartwychwstanie. Najpowa niejsze decyzje i wybory yciowe chrze cijanin podejmuje
nie na tym drugim etapie ycia duchowego. Zasadnicz metod modlitwy na tym etapie
jest kontemplacja ewangeliczna, której uczymy si pocz wszy od drugiego tygodnia
wicze
duchownych. Ka de s owo Jezusa, ka dy Jego czyn, ca a Jego Osoba s przekazem Boga.
W Jezusie Bóg daje nam poznanie siebie. Kto Mnie zobaczy , zobaczy tak e i Ojca — powie
sam Jezus (J 14, 9).
3) Zjednoczenie
Poznanie Chrystusa prowadzi do jedno ci z Nim, a w Chrystusie z Ojcem. W tym
najg bszym zjednoczeniu coraz mniej potrzebne s s owa, obrazy, metafory. Wystarcza
trwanie w obecno ci Boga. Jedno s owo, zdanie, my l, odczucie mo e sta si natchnieniem
i inspiracj do trwania w modlitewnej obecno ci Boga.
Modlitw , dla której jedno s owo, zdanie, natchnienie wystarcza do trwania w g bokiej
i intensywnej obecno ci Boga, mogliby my nazwa modlitw uproszczon . Ta uproszczona
modlitwa staje si jednocze nie modlitw wszystkich rzeczy. Modlitwa uproszczona, modlitwa
wszystkich rzeczy, jest zapocz tkowaniem, przedsmakiem trwania w obecno ci Boga w yciu
wiecznym, ogl daniem Boga twarz w twarz.
Pos ugiwanie si s owami, obrazami, porównaniami pomaga cz owiekowi w yciu modlitwy,
poniewa przybli a rzeczywisto tajemnicy Boga. Ale to, co na pocz tku nam przybli a
i pomaga, z czasem mo e nam przeszkadza , a nawet Go zas ania . S owa, obrazy, metafory
bowiem zawsze tylko zniekszta conym odbiciem realnej rzeczywisto ci Boga, której
w aden sposób nie da si wyrazi do ko ca odwo uj c si jedynie do ludzkich rodków
komunikacji. Jedynym uprzywilejowanym s owem w modlitwie uproszczonej jest s owo
Jezus. W tym jednym s owie zawiera si dla nas wszystko: zarówno ca a rzeczywisto
naszego cz owiecze stwa, jak równie ca a rzeczywisto Boska. Kto zna Jezusa, zna tak e
i Ojca (por. J 14, 9).
Trzeci i czwarty tydzie
wicze duchowych oraz proponowana w nich szko a kontemplacji
ki i Zmartwychwstania Jezusa usytuowane s na etapie zjednoczenia.
3. Potrzeba rozeznania duchowego w yciu modlitwy
Metody modlitwy, z których korzystamy w yciu duchowym, zale od naszych pragnie
i potrzeb, od naszego wyciszenia wewn trznego, od d ugo ci czasu po wi conego modlitwie.
Na przyk ad trudno wej w g bok modlitw medytacyjn , je eli mamy do dyspozycji tylko
chwil czasu.
Zanim porzucimy jedn metod modlitwy (jakakolwiek by ona nie by a) dla innej, konieczne
jest g bokie rozeznanie. Nie mo emy pozbawia si jednej, czy mo e nawet jedynej metody
dialogowania z Bogiem, je eli nie zdobyli my nowej, sprawdzonej. Inaczej nara aliby my si
na pewn pustk wewn trzn i zagubienie duchowe. Mogliby my wówczas sta si
atwym
upem dzia ania z ego ducha.
W rozeznawaniu dotycz cym stosowania metod modlitwy jest bardzo po yteczne —
a niekiedy wprost konieczne — kierownictwo duchowe. Mo e nas ono ustrzec przed
subiektywizmem, który nierzadko powoduje, i kierujemy si nieuporz dkowaniem
emocjonalnym. Woluntaryzm, ch
samodoskonalenia si , odczucie pewnego znu enia nie
mog by zasadniczymi motywami zmiany stosowanych przez nas metod modlitwy.
Nie zawsze jednak mamy mo no korzystania z kierownictwa duchowego w rozwoju naszej
modlitwy. W razie jego braku mo e nie jest a tak wa
rzecz zadawa sobie pytanie, na
jakim etapie modlitwy si znajdujemy. Przechodzenie z jednego etapu na drugi, od jednej
metody do nast pnej, mo e by w nas ma o wiadome. Przej cie to dokonuje si u wielu ludzi
prostej, ale g bokiej wiary w sposób spontaniczny i jakby bezrefleksyjny. Ludziom tym
brakuje mo e nieraz poj do nazwania tego, co prze ywaj , lecz to bynajmniej nie umniejsza
bi ich do wiadczenia modlitwy. Wa ny bowiem jest nie opis do wiadczenia, ale ono samo.
4. Zaproszenie Pana Boga
Uczynienie kolejnego kroku na drodze modlitwy przez zmian metody modlitwy nie zale y
tylko od cz owieka. Jest to tak e owoc aski, zaproszenie Pana Boga. Cz owiek rozwijaj c
w sobie ducha modlitwy czuje si w pewnym momencie jakby wewn trznie przynaglony do
szukania nowej, cz sto mo e trudniejszej, ale bardziej dostosowanej do jego potrzeb
i pragnie metody modlitwy.
Nie by oby rzecz dobr , gdyby my sami, kierowani wewn trznym niepokojem czy jakimi
ambicjami duchowymi przynaglali siebie samych do stosowania takich metod modlitwy,
których wewn trznie nie pragniemy i które przerastaj nasze aktualne potrzeby i pragnienia
duchowe. To nie my wyznaczamy sobie czas, w którym winni my zrobi kolejny krok na
drodze modlitwy.
Je eli zbyt atwo, bez rozeznania i g bszych racji obiektywnych, zrezygnowaliby my np.
z modlitwy ustnej, próbuj c praktykowa od razu doskona modlitw kontemplacyjn ,
w której nie by oby ju s ów nios cych tre ci, to istnia oby niebezpiecze stwo, e nasza
modlitwa mog aby si sta trwaniem w pustce, jakim mo e wpatrywaniem si w siebie
samych.
Do modlitwy kontemplacyjnej, w której nie potrzeba ju s ów, ale wystarcza samo mi osne
trwanie w obecno ci Boga, cz owiek nie dochodzi sam. Zostaje do niej doprowadzony przez
samego Boga zwykle po okresie d ugotrwa ego wysi ku i
trudu modlitwy. Trwanie
w obecno ci Boga bez tre ci, bez s ów, jest rzeczywi cie szczytem modlitwy chrze cija skiej,
ale tylko wtedy, kiedy jest to trwanie pe ne obecno ci Boga, kiedy z tym trwaniem czy si
intymna wi mi
ci, w której wszystkie s owa zosta y ju powiedziane i dlatego adne
z nich nie jest potrzebne. Ten szczyt modlitewnego trwania przed Bogiem zawiera w sobie
wszystkie mo liwe modlitwy ustne.
5. Potrzeba pe niejszego zaanga owania duchowego
Jak z jednej strony niebezpieczne jest nie przemy lane dokonywanie zmian w pos ugiwaniu
si sprawdzonymi metodami, tak z drugiej strony przeszkod w rozwoju modlitwy mo e by
tak e kurczowe trzymanie si jednej sprawdzonej modlitwy. Kiedy jedn metod modlitwy
pos ugujemy si przez d
szy czas, to wówczas na sam my l o pozostawieniu tej metody
mo e rodzi si jaki wewn trzny niepokój czy nawet poczucie winy z powodu ch ci
porzucenia tego, czym pos ugiwali my si przez tyle lat. I tak mo emy by rozdzierani
pomi dzy przywi zaniem do jednej sprawdzonej metody modlitwy i l kiem pozostawienia
jej, a z drugiej strony jakim wewn trznym przynagleniem, które ka e nam szuka metody
bardziej dostosowanej do naszych potrzeb i pragnie duchowych. W takiej sytuacji dobrze
jest zwróci si o pomoc do osoby do wiadczonej w sprawach modlitwy.
Rozwój modlitwy domaga si od nas odwagi pozostawienia (niekoniecznie na sta e) metody,
która nie mo e nam zaofiarowa ju nic nowego. Z odwag zostawienia pewnej metody,
czy si konieczno odwagi podj cia nowego wysi ku, nowego ryzyka.
Zmiana metody modlitwy polega nie tylko na zmianie pewnej techniki, ale przede wszystkim
na zmianie naszego zaanga owania. Doskonalsze, pe niejsze metody modlitwy, to takie, które
pe niej anga uj ca e nasze ycie w dialog z Bogiem. St d te metoda modlitwy nie mo e by
nigdy jak technik wymy lon przy zielonym stoliku, ale musi wyp ywa z ycia i do ycia
prowadzi . Nowa, pe niejsza, g bsza metoda modlitwy jest nowym wezwaniem do
pe niejszego oddania si Jezusowi nie tylko na modlitwie, ale poprzez modlitw
w konkretnym yciu. Nowe metody modlitwy wymagaj wi kszej hojno ci i ofiarno ci
wobec Boga.
Je eli nieraz tak kurczowo trzymamy si pewnych metod, schematów, przyzwyczaje , to
tak e dlatego, i boimy si nie tylko zostawi co , co znamy, ale tak e boimy si trudu i bólu
szukania, boimy si nowego wysi ku, wi kszej ofiary, wi kszego ryzyka. Za tym l kiem
podj cia wysi ku, ofiary, kryje si co wi cej: l k przed umieraniem dla siebie, aby odda si
Chrystusowi. Jezus mówi nam: Je li kto chce pój za Mn , niech si zaprze samego siebie,
niech we mie krzy swój i niech Mnie na laduje (Mt 16, 24). Nie mo emy wzrasta
w modlitwie, nie mo emy stawia kolejnych kroków, nie zgadzaj c si na coraz g bsze
zaanga owanie, oddanie, coraz pe niejsze umieranie sobie. Je eli zmiana metody modlitwy
by aby motywowana przede wszystkim u atwieniem sobie ycia, to z pewno ci nie
przyczyni aby si ona do naszego wzrostu.
6. Je eli si nie staniecie jak dzieci
Pos ugiwanie si metodami modlitwy, zmienianie tych metod, dostosowywanie ich do swojej
sytuacji egzystencjalnej, do wzrostu duchowego mogliby my porówna do sposobu zabawy
u dzieci. W poszczególnych okresach wieku dzieci cego zabawa pos uguje si ró nymi
metodami. Inaczej bawi si dzieci roczne, inaczej przedszkolaki, inaczej dzieci w wieku
szkolnym. Zabawa m odzie y czy ludzi doros ych posiada ju zupe nie inny charakter.
W zmienianiu zabaw dzieci nie odwo uj si do teorii, do podr czników szkolnych, ale do
asnego odczucia oraz do przyk adu starszych kolegów. Najwa niejsza jednak jest tutaj
dzieci ca intuicja.
Ka dy wiek ma swoje okre lone zabawy, z których si stopniowo wyrasta. Gdyby
pi tnastoletni ch opiec bawi si misiami, jak przedszkolak, by by nara ony na wy mianie
przez kolegów. Je eli jednak dziecko jest opó nione w rozwoju umys owym i uczuciowym,
to wówczas b dzie tak e opó nione w sposobach korzystania z ró nego rodzaju zabaw.
Niepokój mog budzi dzieci, które nie potrzebuj zabawy, dzieci, które ca ymi godzinami
siedz apatyczne, smutne. Takie dzieci s z pewno ci chore.
Nienaturalna wydaje si tak e jaka gwa towna zmiana metod zabawy. Pami tam histori ,
jak opowiada mi pewien m ody cz owiek. Do 16 roku ycia bawi si modelarstwem. Biega
po ca ym mie cie po sk adnicach harcerskich, skupowa modele, skleja , piel gnowa . Jego
pokój by pe en modeli. By a to swoista ucieczka w wiat zabawy. Zewn trznie bardzo
ony, pos uszny, bezkonfliktowy, ale jednocze nie zamkni ty i zaj ty swoim wiatem.
Pewnego dnia ogarn a go jaka niezwyk a z
na siebie i na t swoj zabaw , tak e
w kilka minut zniszczy ca y dorobek paru lat. By o to prze omowe wydarzenie w jego yciu.
Ta zmiana sposobu zabawy dokona a si w sposób wyj tkowy. Normalnie dziecko jakby traci
zainteresowanie dla jednej zabawy i zaczyna go poci ga co nowego. Motywacj do zmiany
charakteru zabawy znajduje w nowych pragnieniach. Zwykle du
rol odgrywaj tutaj nieco
starsi rówie nicy, którym pragnie dorówna . Dziecko pragnie doró i znale si na nowym
poziomie. Nowy rodzaj zabawy jest dla niego potwierdzeniem osobowego rozwoju.
Zmiana metod w modlitwie mo e dokonywa si jednak spontanicznie tylko wtedy, kiedy
cz owiek g boko anga uje si w modlitw , kiedy modlitwa stanowi dla niego element ycia
równie wa ny, jak zabawa w yciu dziecka. Zmieniamy metody przez to, e pozwalamy si
poci ga , pozwalamy rosn
w nas pragnieniom duchowym. W miar wzrostu w nas ducha
modlitwy, spontanicznie wyrastamy z pewnych metod i potrzebujemy nowych.
XXIII. MODLITWA USTNA
Na pocz tku pierwszego tygodnia rekolekcji ignacja skich mówili my obszernie o medytacji
ignacja skiej. Rozpoczynaj c za drugi tydzie przedstawiali my metod kontemplacji
ewangelicznej. W obecnej konferencji zwró my szczególn jednak uwag na modlitw ustn ,
która — cho nie jest mo e szczególnie akcentowana w
wiczeniach duchownych, to jednak
odgrywa i b dzie nadal odgrywa wa
rol w naszym yciu modlitwy. w. Ignacy tak e
zwraca na ni uwag w swojej ksi eczce
wicze duchownych.
1. Na czym polega modlitwa ustna?
W modlitwie ustnej pos ugujemy si sformu owaniami modlitewnymi, które u
yli inni, albo
które sami u
yli my dla siebie. Powtarzamy s owa, usi uj c jakby o ywi to do wiadczenie,
które zosta o w nich zamkni te. Wchodzimy duchem w ich tre . To cudze do wiadczenie
usi ujemy uczyni naszym.
Modlitwa ustna jest pierwsz metod stosowan na drodze rozwoju modlitwy. Zanim
cz owiek rozwinie si intelektualnie, uczuciowo i duchowo na tyle, by móg modli si
z pe
wiadomo ci i z g bokim prze yciem wewn trznym, to zwykle najpierw modli si
powtarzaj c cudze s owa, których — szczególnie w dzieci stwie — do ko ca jeszcze nie
rozumie. Rodzice ucz swoje dzieci modlitewnych gestów i s ów zdaj c sobie spraw , i
bia tre ci daleko przekracza ich mo liwo ci rozumienia. Rozumienie modlitwy przychodzi
pocz tkowo nie poprzez rozumienie tre ci s ów i gestów, ale poprzez uczestniczenie dziecka
w
modlitewnym klimacie emocjonalnym i
duchowym, który stwarzaj rodzice. Ten
modlitewny klimat udziela si dziecku.
Wa ne s dla dziecka nie tyle s owa samej modlitwy, ile w
nie ten klimat, w który zostaje
ono w czone przez wspóln modlitw z rodzicami. Najcz ciej nie pami tamy modlitw
z okresu wczesnego dzieci stwa, ale gdzie w g bi duszy zostaje odci ni ty w nas
modlitewny klimat w rodzinie.
I chocia modlitwa ustna jest pierwszym krokiem w rozwoju modlitwy chrze cija skiej,
trzeba nam jednak pami ta , e b dzie nam ona towarzyszy przez ca e nasze ycie. B dzie
zawsze wiernym towarzyszem wszystkich innych form i metod modlitwy, których b dziemy
si uczy i które b dziemy stosowa w naszym yciu duchowym.
Modlitwa ustna wcale nie oznacza modlitwy mniej warto ciowej. Je eli mówimy, e
modlitwa ustna jest modlitw ubog , to w takim sensie, w jakim rozumia to Jezus. On sam
pos uguje si cudzymi modlitwami, przede wszystkim modlitwami Psalmów. Ich s owa
wk ada w swoje usta. W momencie najtrudniejszym swojego ycia, tu przed mierci Jezus
pos uguje si s owami z Psalmu 22: Bo e mój, Bo e, czemu Mnie opu ci (por. Mk 15, 34).
owa tego Psalmu doskonale wyra
y to, co prze ywa .
W modlitwie ustnej trzeba nam bardzo starannie dobiera w
ciwe modlitewne s owa. Trzeba
pos ugiwa si tymi modlitwami, które najbardziej odpowiadaj nam w danym momencie.
Zauwa my, e Jezus na krzy u nie powtarza jakiegokolwiek Psalmu, ale Psalm, który
doskonale oddaje Jego sytuacj : sytuacj kra cowego poni enia, cierpienia, uczucie
ca kowitego opuszczenia przez Boga.
Na pewno zawsze najodpowiedniejsz modlitw b dzie: Ojcze nasz. Ta modlitwa dotyczy
wszystkich ludzkich sytuacji. Jest dobra na wszystkie okazje i potrzeby cz owieka, poniewa
ogarnia je wszystkie. Ojcze nasz jest wielkim modlitewnym darem, jaki zostawi nam Jezus.
Równie modlitwa Zdrowa Maryio, z
ona w pierwszej cz ci ze s ów Ewangelii, jest
modlitw na ka
chwil naszego ycia.
2. Modlitwa Psalmów
Szczególnym zbiorem modlitw ustnych, które winni my piel gnowa i które Ko ció nam
poleca, s Psalmy. Trzeba by nam dobrze pozna ca y Psa terz, odkry klimat poszczególnych
Psalmów, by w odpowiednich momentach ycia si ga po te Psalmy, które b
najbardziej
dla nas stosowne w naszej konkretnej yciowej sytuacji.
Wszystkie Psalmy ukazuj , kim jest cz owiek i kim jest Bóg. Przewijaj si przez nie g ównie
dwa tematy: uwielbienie Boga, Jego wielko ci, dobroci oraz wyznanie s abo ci, krucho ci
i grzeszno ci cz owieka. Psalmy odzwierciedlaj
ywego cz owieka, cz owieka z krwi i ko ci.
Na szczególn nasz uwag zas uguj te Psalmy, które wyra aj uczucia negatywne, których
mo e nawet niekiedy si wstydzimy: uczucie alu, gniewu, buntu, z orzeczenia na bli nich,
przywo ywania Bo ej zemsty. Ale wszystkie te negatywne uczucia w Psalmach cz owiek
wypowiada przed Bogiem. I w
nie to sprawia, e te najbardziej bolesne, wstydliwe
i przykre uczucia staj si modlitw . Niektóre rodowiska ko cielne kieruj c si chyba jakim
duchem purytanizmu opuszcza y te fragmenty Psalmów, w których wypowiada si gniew,
orzeczenie, bunt cz owieka. Jednak e cz owiek ma prawo wypowiedzie przed Bogiem
wszystko, co jest w nim, nie ukrywaj c adnego uczucia, nawet najgorszego, najbardziej
wstydliwego. Je eli nie wypowie tych uczu przed Bogiem, ale zd awi je w sobie, b
one
wydawa owoce zgorzknienia, ucieczki od ycia, zamykania si w sobie, urazów do siebie
i do ludzi.
Wiele Psalmów w pierwszej cz ci wyra a z orzeczenie, przekle stwa, przywo anie Bo ej
pomsty, w
drugiej za cz ci Psalmista oddaje chwa Bogu i
oddaje si Jego
niesko czonemu mi osierdziu. Modlitwa Psalmów jest najdoskonalsz szko modlitwy.
Psalmy s nie tylko modlitwami Starego, ale tak e Nowego Testamentu. Psalmy s modlitw
Jezusa, Matki Naj wi tszej, wszystkich wi tych Ko cio a. Ko ció uczyni Psalmy swoj
codzienn modlitw , któr poleca odmawia kap anom i zakonnikom. Modlitw Psalmów
odkrywa dzi wielu wieckich i czyni j swoim powszednim modlitewnym chlebem.
3. Niebezpiecze stwa i zalety modlitwy ustnej
Ten lud (...) s awi Mnie wargami, podczas gdy serce jego jest z daleka ode Mnie (Iz 29, 13) —
oto zasadnicza skarga, jak Bóg wypowiada wobec tych, którzy modl si tylko s owami, jak
poganie (Mt 6, 7–8). Ze s owami winno i w parze do wiadczenie serca. Sens modlitwy
ustnej polega na tym, e s owa rozpalaj serce. Wielo ci s ów nie mo na rozpali serca.
Serce mo e rozpali jedynie otwarcie si na mi
Boga. S owa maj nas naprowadza na
do wiadczenie mi
ci Boga oraz zach ca nas do jej przyj cia. To hojno ludzkiego serca,
troska o skupienie i wyciszenie wewn trzne sprawiaj , i wypowiadane s owa zaczynaj
w nas drga . Modlitwa ustna pozwala nam szybko wej w klimat relacji cz owieka
z Bogiem.
Modlitwa ustna wcale nie oznacza modlitwy atwej, jak mog oby si nam wydawa . Wymaga
ona od cz owieka ofiary, zaanga owania i wysi ku. Tak samo jak w ka dej innej modlitwie,
konieczne jest tutaj przebicie si przez s abo cia a, przez nieczysto naszych uczu ,
egocentryzm; trzeba przebi si przez ca y wiat pokus. Smakowa modlitw ustn mo emy
dopiero wówczas, kiedy przejdziemy przez g bokie oczyszczenie wewn trzne.
4. Rozwój modlitwy ustnej
dnie rozumiemy modlitw ustn , je eli uwa amy, i polega ona jedynie na jednostajnym
powtarzaniu znanych na pami
s ów. Modlitwa ustna mo e przybiera ró ne formy,
w zale no ci od twórczo ci wewn trznej i potrzeb duchowych cz owieka. Nasza modlitwa
ustna mo e si rozwija , przemienia i w sposób niemal e nieuchwytny przechodzi
w modlitw medytacyjn i kontemplacyjn .
Pierwszy, najprostszy sposób modlitwy ustnej, to systematyczne, pe ne pokoju i wyciszenia
wewn trznego odmawianie poszczególnych s ów i zda , s owo po s owie, zdanie po zdaniu.
W taki w
nie sposób najcz ciej modlimy si brewiarzem, odmawiamy pacierz ranny
i wieczorny, Anio Pa ski i inne modlitwy. I chocia w tym sposobie modlitwy za
wypowiadanymi s owami cz sto nie nad a ani my l, ani te uczucie, to jednak tak e taka
modlitwa pozwala nam do wiadczy intuicyjnie tajemnicy Boga i cz owieka.
Nie nale y lekcewa
modlitwy ustnej. Dla wielu z nas jest to jedyny znany sposób
modlitwy. Rezygnuj c z takiej formy modlitwy, musieliby my zrezygnowa z modlitwy
w ogóle. Nie trzeba porzuca
adnej metody modlitwy, je eli nie umiemy zast pi jej inn ,
bsz i bardziej odpowiadaj
naszej konkretnej sytuacji yciowej. Wyrz dzaliby my
ogromne szkody duchowe ludziom prostej wiary, gdyby my kwestionowali ich ubogie
sposoby modlitwy, nie umiej c im zaofiarowa innych metod. Te proste i ubogie formy s
zawsze punktem wyj cia dla rozwoju ducha modlitwy. adnej z metod modlitwy nie nale y
odrzuca , ale trzeba je pog bia i oczyszcza . Kiedy natomiast przychodzi stosowny moment
mo emy je przekracza , ucz c si nowych form i nowych metod.
Wychodz c od pierwszego najprostszego sposobu modlitwy ustnej (systematycznego
powtarzania s ów modlitwy), mo emy przechodzi do innych metod modlitwy ustnej,
bogatszych, g bszych, a
tym samym bardziej odpowiadaj cych naszym duchowym
potrzebom i pragnieniom.
Oto nieco inna, znacznie bogatsza metoda modlitwy ustnej zaproponowana przez w.
Ignacego Loyol w jego
wiczeniach duchownych: Ten sposób modlitwy polega na tym, e
przy ka dym oddechu cz owiek mówi w my li jedno s owo Ojcze nasz. A zatem mi dzy jednym
a drugim oddechem mówi si tylko jedno s owo. (...) I wedle tej samej formy b dzie si
post powa ze wszystkimi innymi s owami Modlitwy Pa skiej lub jakiejkolwiek innej
modlitwy ( D, 258).
W opisanym sposobie modlitwa ustna staje si bardzo powolna, dostosowana do mo liwo ci
cz owieka. Rytm oddechu nadaje jej naturalny bieg. Harmonia oddechu i
owa, które w swej
istocie w modlitwie jest zawsze S owem Bo ym, wprowadza harmoni pomi dzy sfer
cielesn i
emocjonaln a
sfer duchow . Taki sposób odmawiania modlitwy ustnej,
szczególnie na pocz tku jej praktykowania, wymaga od cz owieka pewnej dyscypliny cia a,
skupienia, a tak e odpowiednich warunków zewn trznych.
Ta metoda modlitwy, jak ka de nowe narz dzie, do którego u ywania nie jeste my
przyzwyczajeni, mo e rodzi odczucie pewnego udziwnienia czy te sztuczno ci. Nie trzeba
si mu poddawa . Wa niejszy b dzie pewien klimat wyciszenia wewn trznego, g bsze
rozumienie wypowiadanych s ów, które b
rodzi y si w nas pod wp ywem stosowania tej
metody modlitwy. W tym nowym klimacie modlitewnym b dziemy spontanicznie zwraca
uwag na pewne s owa, które mog nam wyda si jakby nowe, nios ce wi cej znaczenia
i tre ci. Mog te budzi w nas nowe odczucia i do wiadczenia wewn trzne.
Praktykuj c przez pewien czas powy ej opisan metod modlitwy ustnej, w sposób naturalny
przejdziemy do innej, bardziej pog bionej metody modlitwy, zaproponowanej równie przez
w. Ignacego Loyol : Ten sposób modlitwy polega na tym, e osoba modl ca si (...) wymówi
owo: Ojcze, i zatrzyma si w rozwa aniu tego s owa tak d ugo, jak d ugo b dzie znajdowa
ró ne znaczenia, smak i pociech (duchow ) (...), w ten sam sposób niech post puje z ka dym
owem modlitwy Ojcze nasz lub innej jakiej modlitwy (por. D, 252).
Na samym pocz tku opisu tej metody w. Ignacy podkre la konieczno spe nienia pewnych
warunków: odpowiednia postawa cia a, g bsze skupienie i wyciszenie, uwzgl dnienie
asnych pragnie i potrzeb duchowych. Ten rodzaj modlitwy ustnej jest jeszcze bardziej
spowolniony. Ilo wypowiadanych s ów nie jest ju wa na. Osoba modl ca si poddaje si
pewnemu natchnieniu wewn trznemu i zatrzymuje si w sposób spontaniczny na pewnych
owach, zdaniach, my lach tak d ugo, jak tego potrzebuje, wznosz c do Boga te poruszenia
serca, które one w niej rodz .
Ten rodzaj modlitwy trudno nazwa ju modlitw ustn w cis ym sensie tego s owa.
Praktykuj c j przez d
szy czas w sposób spontaniczny przechodzimy do modlitwy
medytacyjnej i kontemplacyjnej. Je eli chcieliby my stosowa opisane powy ej metody
modlitwy w sposób bardziej systematyczny, wówczas by oby rzecz wa
, aby my zostawili
sobie d
szy czas dla wdro enia ich w ycie. Dopiero po wielu wiczeniach dochodzi si
zwykle do pewnej atwo ci w korzystaniu z nich z pewnym duchowym smakiem.
5. Najpierw odmieni serce, a nie metod
Sformu owanie modlitwa ustna mo e by bogate w tre , o ile nie oznacza mechanicznego
powtarzania s ów, ale jest poszukiwaniem wi zi z Bogiem za pomoc s ów. W ka dej
modlitwie, tak e w modlitwie ustnej, liczy si bowiem nie obfito s ów, tre ci, wiedzy, ale
wewn trzne odczuwanie i smakowanie rzeczy, które zadowala i nasyca dusz ( D, 2). Istot
ka dej modlitwy jest do wiadczenie serca.
Kiedy w modlitwie brakuje serca, z powodu jej mechaniczno ci i pobie no ci, wówczas nie
wystarczy zmieni metody modlitwy, ale trzeba odmieni serce. Sercu, które nie szuka wi zi
z Bogiem, nie pomog
adne nowe metody. Wej cie na drog modlitwy rozpoczynamy nie od
szukania metod, ale od nape niania duchem, sercem tych metod, które ju znamy
i praktykujemy.
Rozpocz cie naszej modlitwy od korzystania z
modlitwy ustnej daje nam poczucie
bezpiecze stwa. Jeste my bowiem wiadomi, e idziemy dobr drog , z której korzystali
wszyscy wi ci Starego i Nowego Testamentu. T drog szed równie Jezus i Jego Matka
Maryia. Nawet je eli czujemy zaproszenie Pana Boga, aby otwiera si na nowe metody
modlitwy bardziej dostosowane do naszych potrzeb i pragnie , to jednak winni my nadal
ceni i piel gnowa modlitw ustn .
6. Modlitwa wspólnotowa
Najpierw zauwa my, i ka da indywidualna modlitwa w sensie teologicznym jest modlitw
eklezjaln , wspólnotow , to znaczy w czon w ca wspólnot Ko cio a. Nikt z nas nie
modli si wy cznie indywidualnie, ale modli si w Ko ciele i poprzez Ko ció .
Modlitwa wspólnotowa w sensie cis ym (liturgiczna, paraliturgiczna, np. wspólny ró aniec,
droga krzy owa, wspólnotowa modlitwa brewiarzowa) i modlitwa indywidualna s to dwa
rodzaje modlitwy, które w yciu duchowym cz owieka bynajmniej si nie wykluczaj i nie
rywalizuj ze sob , ale wzajemnie si dope niaj i wspomagaj . Dope nianie si tych dwu
rodzajów modlitwy jest konieczne. Taka jest intencja Ko cio a. Taka te by a praktyka
modlitwy Jezusa. Jezus uczestniczy w modlitwie wspólnotowej w wi tyni, w synagodze, ale
tak e cz sto modli si indywidualnie.
Modlitwa wspólnotowa pomaga nam wej w klimat modlitewny. Wspólnota tworzy klimat.
Wspólnota niesie nas w modlitwie. Jest to ogromnie wa na pomoc szczególnie dla ludzi
pocz tkuj cych w yciu wewn trznym, w yciu modlitewnym.
Pomoc modlitwy wspólnotowej przypomina prowadzenie dziecka przez matk . Kiedy
dziecko stawia pierwsze kroki, matka podtrzymuje je, ale zawsze tylko do pewnego czasu.
W pewnym momencie pozwala dziecku chodzi samodzielnie, cho wie, i mo e si ono
przewróci . Dla wi kszo ci z nas pierwszym do wiadczeniem modlitwy by o do wiadczenie
modlitwy wspólnotowej: wspólna modlitwa z matk , z ojcem. Z czasem uczyli my si modli
tak e samodzielnie. Od modlitwy wspólnotowej przechodzimy w pewnym momencie do
modlitwy osobistej.
Wielu ludzi szczerze pobo nych ch tnie uczestniczy w
modlitwie wspólnotowej
organizowanej np. przez parafi , grupy modlitewne, ale nie potrafi modli si samemu. Kiedy
pozostaj sam na sam z Bogiem, nie wiedz , co robi , jak Boga s ucha i jak do Niego
mówi , jak przenie wspólnotowy klimat modlitwy na modlitw osobist . Wielu wyznaje, i
kiedy modl si we wspólnocie, czuj si poci gani, zach cani, porywani do modlitwy, ale
kiedy pozostaj sami, wówczas nie potrafi samodzielnie dialogowa z Bogiem.
W
takiej sytuacji dobrze jest systematycznie korzysta z
pomocy wspólnoty bez
najmniejszego niepokoju, i modlitwa wspólnotowa na tym etapie ycia ma przewag nad
modlitw indywidualn . Uczestnicz c w
modlitwie wspólnotowej jednocze nie nale y
rozbudza w sobie pragnienie modlitwy indywidualnej oraz podejmowa trud modlitwy
osobistej. Modlitwa osobista, nie podtrzymywana przez wspólnot przychodzi trudniej, ale
nie dlatego jest bardzo cenna. Taka w
nie wypracowana, utrudzona, wycierpiana
modlitwa indywidualna, (troch na wzór trudu i cierpienia Jezusa modl cego si w Ogrójcu)
mo e sta si darem dla wspólnoty. Trzeba bowiem, aby ka dy z cz onków modlitewnej
wspólnoty nie tylko z niej czerpa , ale tak e co osobistego w ni wnosi .
W wielu modlitewnych wspólnotach zionie pustk i p ytko ci w
nie dlatego, i wszyscy
próbuj czerpa z ycia modlitewnego wspólnoty, ale niewielu wnosi w nie osobisty wk ad
i trud. Modlitwa wspólnotowa jest sum trudu, wysi ku, walki wewn trznej poszczególnych
cz onków wspólnoty. Jest sum ich entuzjazmu, nadziei i duchowych pragnie .
XXIV. SZANSE I ZAGRO ENIA MEDYTACJI CHRZE CIJA SKIEJ
Jak Mnie umi owa Ojciec, tak i Ja was umi owa em. Wytrwajcie w mi
ci mojej! (J 15, 9).
Ostatecznie j drem obecnego kryzysu wiata jest poszukiwanie Boga. Chodzi o to, aby
po rodku tej technicznej cywilizacji uczyni obecnym wymiar transcendencji, poza którym
humanizm nie jest mo liwy (J. Daniélou).
1. Szanse medytacji chrze cija skiej
Istot medytacji w rozumieniu chrze cija skim jest trwanie w mi
ci Trójcy wi tej.
Medytacja chrze cija ska jest jakby na ladowaniem Osób Trójcy wi tej, które nieustannie
wzajemnie siebie kontempluj . Ka da z Nich stanowi oddzieln Osob , a jednocze nie trwa
w niesko czonej jedno ci, wspólnocie.
a) Jedno z Bogiem
Podstawow szans medytacji w uj ciu chrze cija skim jest wi c jedno — komunia
z Osobami Trójcy wi tej. Tak naprawd trzeba by najpierw mówi nie tyle o zagro eniach
wynikaj cych z uprawiania medytacji chrze cija skiej, ile raczej o zagro eniach zwi zanych
z jej brakiem. S to zagro enia zarówno dla ycia duchowego, jak te dla ycia ludzkiego
jako takiego.
Brak medytacji w yciu chrze cijanina stwarza niebezpiecze stwo p ytko ci duchowej. Bez
medytacji, czyli — mówi c nieco inaczej — bez przed
onej modlitwy osobistej tak
naprawd nie mo na za
fundamentów g bszego, systematycznie prowadzonego ycia
duchowego. To stwierdzenie wyp ywa z prostego faktu, e cz owiek potrzebuje czasu, aby
móc do wiadczy mi
ci. Istot
ycia duchowego jest mi
. Do wiadczenie mi
ci Boga
wymaga czasu. W
nie dlatego, aby móc prowadzi
ycie duchowe, potrzebujemy
przed
onej modlitwy — medytacji. A wi c pierwsz szans medytacji chrze cija skiej jest
coraz g bsza jedno z Bogiem. Z owej jedno ci z Bogiem wynikaj inne szanse:
wewn trzna spójno cz owieka oraz jedno z bli nimi.
b) Wewn trzna spójno cz owieka
Medytacja chrze cija ska integruje cz owieka wewn trznie, czyni go coraz bardziej spójnym,
poniewa podporz dkowuje to, co psychiczne i zmys owe warto ciom duchowym. Medytacja
wprowadza w
ludzkie ycie harmoni i
jedno wewn trzn . Ta szansa medytacji
chrze cija skiej posiada pierwszorz dne znaczenie dla naszych czasów.
Zauwa my, i podstawowym problemem wspó czesnego cz owieka jest ycie w ci
ym
stresie, który wytwarza w wielu ludziach trwa e zachowania nerwicowe. Dzisiaj — nie bez
racji — stwierdza si , i wszyscy jeste my znerwicowani. Bardzo atwo i szybko dochodzimy
do naszych granic psychicznych i emocjonalnych. Na skutek dotykania naszych granic
stajemy si nierzadko przem czeni, atwo popadamy w zniech cenie i stany depresji lub te
stajemy si bardzo dra liwi i agresywni wobec naszych bli nich. Jeste my wówczas kuszeni,
aby oskar
ca y wiat o spowodowanie stanu nieszcz cia.
Stan wi kszego czy mniejszego znerwicowania zawsze wynika z rozbicia wewn trznego,
które polega g ównie na braku minimalnej cho by harmonii i jedno ci pomi dzy sfer
emocjonaln i zmys ow a wiatem ducha. W stanach nerwicy nasz wiat emocjonalny
i zmys owy funkcjonuje w oddzieleniu od wiata duchowego, poniewa brakuje jakiejkolwiek
komunikacji pomi dzy nimi.
Na problem nerwicy cz owieka trzeba patrze nie tylko pod k tem psychicznym i opisywa j
jedynie j zykiem psychologii, ale tak e z punktu widzenia duchowego. V. E. Frankl okre la
nerwic jako przejaw ucieczki od odpowiedzialno ci za w asne ycie. Tam gdzie brak
do wiadczenia duchowego, g bszego do wiadczenia sensu i celu ycia, atwo rodzi si
nerwica.
W tej sytuacji wewn trznego rozbicia wspó czesnego cz owieka w
nie medytacja jawi si
jako niezwyk a szansa, która mo e go wewn trznie zjednoczy , zintegrowa . Owo
jednoczenie i integrowanie dokonuje si poprzez podporz dkowanie wszystkiego, czym
cz owiek yje, yciu duchowemu.
Podstawow tre ci medytacji chrze cija skiej jest rozwa anie pierwszego przykazania, które
staje si fundamentaln zasad integracji cz owieka. Pierwsze jest: S uchaj, Izraelu, Pan Bóg
nasz, Pan jest jedyny. B dziesz mi owa Pana, Boga swego, ca ym swoim sercem, ca swoj
dusz , ca ym swoim umys em i ca swoj moc . Drugie jest to: B dziesz mi owa swego
bli niego jak siebie samego (Mk 12, 29–30). Najwa niejszym celem medytacji
chrze cija skiej jest coraz pe niejsze wcielenie w ycie pierwszego przykazania. Kiedy Bóg
jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na swoim miejscu ( w. Augustyn). Gdy cz owiek
powierza si Bogu i czyni Jego mi
najwa niejszym kryterium wszystkich decyzji, je eli
nawet ma pewne sk onno ci do znerwicowania (np. na skutek zranie wyniesionych z okresu
dzieci stwa i dojrzewania), sk onno ci te nie decyduj o jego zasadniczych wyborach
yciowych. Umie bowiem powierza Bogu swoje ycie, tak e w stanach zagubienia
emocjonalnego, psychicznego i innego rodzaju ludzkich cierpieniach. Szans medytacji
chrze cija skiej — u ywaj c poj cia V. E. Frankla — jest logoterapia, czyli leczenie przez
do wiadczanie sensu i celu ycia, leczenie przez do wiadczanie mi
ci Boga.
c) Jedno z bli nimi
Mo emy nawi za prawdziw jedno z
drugim cz owiekiem tylko wtedy, kiedy
do wiadczamy jedno ci w nas samych, kiedy jeste my pogodzeni z naszym w asnym yciem.
Jezus odwo uj c si do wielkiej tradycji starotestamentalnej ukazuje mi
siebie samego
jako zasadnicze kryterium mi
ci bli niego: Mi uj swego bli niego, jak siebie samego! (Mt
19, 19).
Medytacja chrze cija ska wprowadzaj c nas w do wiadczenie mi
ci Boga, które staje si
zasadniczym ród em mi
ci siebie samego, uczy nas tak e mi owa bli niego. Podstaw
rozwi zywania wszystkich konfliktów mi dzyludzkich jest otwarcie na Boga. Cz sto nie
mo emy przezwyci
wielu problemów wzajemnego wspó ycia w
relacjach
mi dzyludzkich: rodzinnych, ma
skich, wspólnotowych, narodowych, politycznych itd.,
nie dlatego, i nie znajdujemy wspólnej p aszczyzny porozumienia. Odwo ujemy si do
zró nicowanych warto ci i dlatego mówimy do siebie ró nymi j zykami.
Aby móc rozwi za najtrudniejsze problemy wzajemnego wspó ycia, potrzebujemy takiej
aszczyzny porozumienia, która przekracza jedynie ludzki wymiar konfliktu. Odwo uj c si
do wspólnej p aszczyzny spotkania, tworzymy tak e wspólny j zyk porozumienia. Najg bsz ,
ostateczn p aszczyzn jedno ci mi dzyludzkiej mo e by tylko Bóg, ostateczne
ród o
ludzkiego ycia. Ka dy rodzaj ycia spo ecznego domaga si wiary w Boga. Kiedy cz owiek
buduje ycie spo eczne bez Boga, wznosi miasto poza Bogiem, to b dzie ono nie tylko
miastem areligijnym, ale tak e miastem nieludzkim (J. Daniélou).
2. Zagro enia medytacji
Czy mo na mówi o zagro eniach wynikaj cych z medytacji chrze cija skiej? To pytanie
trzeba postawi w kontek cie innego pytania: czy mo na mówi o zagro eniach wynikaj cych
z ludzkiej mi
ci? Tak, mo na mówi . Ludzka mi
jest niebezpieczna wówczas, kiedy si
zniekszta ca, kiedy si j
le rozumie. Np. kiedy pojmuje si j jako posiadanie, czy wr cz
zniewalanie drugiego, kiedy s
y niemal wy cznie zaspokajaniu swoich osobistych potrzeb,
kiedy odbiera wolno osobie kochanej. Taka mi
stanowi zagro enie dla obu stron,
zarówno dla osoby, która pragnie kocha , jak równie dla obiektu mi
ci. Jak niebezpieczna
jest taka mi
, wystarczy uwa na obserwacja wielu toksycznych zwi zków mi dzyludzkich.
Np. zazdro wynikaj ca z mi
ci zaborczej mo e bardzo krzywdzi i rani . Kiedy matka
kocha swoje dziecko mi
ci zaborcz , wówczas — cho w
swoim subiektywnym
przekonaniu daje mu wszystko w nadmiarze (uczucia, rzeczy materialne), zabiera mu jednak
najcenniejsz warto : osobist wolno ; usi uje bowiem podporz dkowa go sobie
ca kowicie kontroluj c niemal wszystkie jego kroki. Poniewa zabiera mu wolno , nie
nauczy go samodzielnego i odpowiedzialnego ycia.
Odwo uj c si do tej analogii mo emy powiedzie , e medytacja chrze cija ska mo e by
tak e du ym zagro eniem wówczas, gdy zostanie zniekszta cona. Im bardziej ulega
zniekszta ceniu, tym wi ksze zagro enie mo e stanowi . Je eli pewien sposób uprawiania
medytacji czyni jakie szkody w yciu duchowym lub emocjonalnym, to jest to znak, i w tak
praktykowanej medytacji brakuje jakich istotnych elementów modlitwy autentycznie
chrze cija skiej. Im wi ksze czyni szkody, tym bardziej odbiega od idea u medytacji
w rozumieniu chrze cija skim.
Kiedy w medytacji istniej zasadnicze elementy modlitwy chrze cija skiej (S owo Bo e,
osobowe spotkanie z Bogiem, osobista historia ycia), wówczas medytacja nie tylko nie
powoduje adnych zagro
, ale stanowi istotn pomoc w dochodzeniu nie tylko do
pe niejszego ycia duchowego, ale tak e do równowagi emocjonalnej i psychicznej.
a) Medytacje inspirowane religi i kultur Dalekiego Wschodu
W wielu rodowiskach panuje dzi moda uprawiania medytacji inspirowanej religi i kultur
Dalekiego Wschodu. Praktyka medytacji wschodniej staje si niebezpieczna szczególnie dla
cz owieka zagubionego psychicznie, który nie jest w
stanie kontrolowa procesów
emocjonalnych i psychicznych, które uruchamia w nim medytacyjne do wiadczenie. W takiej
sytuacji przed
ona medytacja, zw aszcza wówczas, kiedy brak nale ytej pomocy duchowej
i terapeutycznej, mo e po prostu rozbi cz owieka nie tylko duchowo, ale tak e i psychicznie.
Mo e bowiem uruchomi pewne pogotowie nerwicowe lub psychotyczne, które pojawia si
u wielu osób g boko zranionych przez ycie. Zauwa my jeszcze i ten fakt, i dla cz owieka
wychowanego w tradycji chrze cija skiej, do wiadczenie medytacji wschodniej jest obce nie
tylko z punktu widzenia religijnego, ale tak e i kulturowego.
W jaki sposób winni my ustosunkowa si do tego zjawiska? Po pierwsze, nie powinni my
jedynie ogranicza si do apologetyki. I chocia pewne elementy apologii s konieczne,
szczególnie po to, aby demaskowa nadu ycia i manipulacje niektórych mistrzów i guru, to
jednak trzeba nam równie postawi sobie otwarte i szczere pytania: dlaczego ludzie, którzy
zostali wychowani w chrze cija stwie, posiadali chrze cija skich rodziców, ucz szczali na
katechez , uciekaj teraz od w asnej tradycji duchowej?
Byliby my jednak niesprawiedliwi, gdyby my s dzili, e jest to wy cznie ich osobista wina.
Jako wspólnota Ko cio a powinni my zrobi sobie rachunek sumienia: na ile nasze lokalne
wspólnoty (parafialne, zakonne, oazowe, charyzmatyczne itd.) ofiaruj systematyczn szko
medytacji chrze cija skiej pod okiem do wiadczonych chrze cija skich mistrzów
duchowych? Nierzadko ludzie szukaj g bszego ycia wewn trznego poza Ko cio em,
poniewa s przekonani, i w Ko ciele nie znajd takiej mo liwo ci.
U wielu osób istnieje te pewien uraz do Ko cio a, czy mo e raczej do pewnych ludzi
Ko cio a, od których nie zawsze otrzymali najlepsze wiadectwo ycia i wiary. Wspólnota
Ko cio a winna nieustannie ukazywa niezwyk e bogactwo duchowe ca ej tradycji
chrze cija skiej, z którego mo emy czerpa bez granic. Musz jednak istnie osoby, które
same najpierw yj t wielk tradycj i s w stanie dzieli si z innymi swoim bogatym
do wiadczeniem duchowym.
b) Brak osobowego spotkania z Bogiem
Dotykamy tu podstawowego zagro enia dla medytacji. Kiedy medytuj cy odetnie si od
osobowego spotkania z Bogiem, wówczas koncentruje si wy cznie na swoim w asnym
wn trzu. Je eli systematycznie przez d
szy czas usi uje penetrowa
biny swojego serca,
wówczas na samym jego dnie mo e odnale tylko pustk i
nico . I
to w
nie
do wiadczenie w asnej pustki i nico ci doprowadza niekiedy medytuj cego do rozpaczy.
Rozpacz za rozbija psychicznie.
Medytacja chrze cija ska jest równie wchodzeniem w g bi swojego serca, ale tylko po to,
aby na jego dnie odkry osobowy obraz Boga odbity w akcie stworzenia. Mo emy
powiedzie , i medytacja, która ostatecznie nie prowadzi do spotkania z Bogiem osobowym,
nie mo e by nazwana chrze cija ska.
Medytacja chrze cija ska ma oczywi cie swoje stopnie rozwoju, stopnie medytacyjnego
wtajemniczenia. Pierwsze kroki w medytacji chrze cija skiej koncentruj si nieraz na
nawi zaniu osobowego dialogu najpierw z w asnym yciem, ze wiatem przyrody, z drugim
cz owiekiem. Ten pe niejszy i bardziej przejrzysty dialog ze sob , z bli nim i ze wiatem
y jednak nawi zaniu pe niejszego dialogu z Osob Boga. Ostatecznym celem medytacji
chrze cija skiej jest intymna wi z Trójc
wi
.
Chrze cija stwo poprzez medytacj ofiaruje nam co niezwyk ego: nawi zanie intymnej
wi zi z Bogiem, który sta si Cz owiekiem. Tajemnica Wcielenia stoi w centrum medytacji
chrze cija skiej. Ona jest jej najwi ksz szans . Dzi ki tajemnicy Wcielenia chrze cijanin
posiada Boga w zasi gu swojej r ki. Mo e Go dotkn
, mo e Go s ysze , mo e Go widzie ,
mo e si z Nim zjednoczy spo ywaj c Jego Cia o, Jego Krew. I w
nie dlatego medytacja
chrze cija ska jest najprostsz , naj atwiejsz drog do nawi zania intymnej wi zi z Bogiem.
c) Odrzucenie siebie i swojej historii ycia
Inne zagro enie dla medytacji wynika z próby szukania zjednoczenia z Bogiem przy
jednoczesnym odrzuceniu siebie samego i w asnej historii ycia. Cz owiek medytuj cy usi uje
wówczas zbudowa siln wi z Bogiem, ale poza sob : poza swoim aktualnym yciem oraz
poza histori swojego ycia. Medytuj cy ulega wówczas pewnemu rodzajowi iluzji, który
polega na pomieszaniu prze
czysto psychicznych z do wiadczeniem duchowym. Takie
do wiadczenia duchowe zwykle wik aj si w ca y zespó ludzkich potrzeb i mechanizmów
obronnych, które czyni cz owieka coraz bardziej zamkni tym i zal knionym.
Odrzucenie siebie i swojej historii ycia w medytacji wynika najcz ciej z l ku przed w asn
abo ci , której nie chce si uzna i przyj
. Ów l k przed w asn s abo ci rodzi obronne
nastawienie zarówno do swojego ycia, jak te do wiata zewn trznego. To w
nie l kowe
i obronne nastawienie staje si
ród em powszechnej manipulacji; najpierw manipulacji sob ,
a nast pnie manipulacji Drugim: Bogiem i cz owiekiem. Cz owiek wchodzi wówczas
w swoiste getto ju nie tylko duchowe, ale tak e psychiczne. Na takie niebezpiecze stwo
nara eni s zw aszcza ludzie, którzy wchodz w ycie wewn trzne z g bokimi zranieniami
emocjonalnymi i moralnymi. Kiedy ca a przesz
osobista bardzo boli cz owieka, wówczas
doznaje pokusy, aby j przekre li , by móc zacz
wszystko od nowa.
Autentyczne ycie duchowe nie tylko nie przekre la przesz
ci, ale — wr cz przeciwnie —
y do odzyskania przesz
ci poprzez
uzdrowienie wszystkich ludzkich zranie .
Chrze cija stwo buduje nowe ycie poprzez zintegrowanie jego ca
ci: przesz
ci,
tera niejszo ci i przysz
ci. Nie mo na rozumie dzia ania Bo ego w tera niejszo ci, je eli
nie dostrze e si go tak e w przesz
ci. Rozumienie swojej przesz
ci staje si kluczem do
zrozumienia tera niejszo ci i przysz
ci.
W medytacji chrze cija skiej dokonuje si w jakim sensie spotkanie dwóch historii:
osobistej historii naszego ycia z wielk Histori Zbawienia. Moja osobista historia zostaje
czona, zintegrowana z ca Histori Zbawienia. Historia Zbawienia ukazana na amach
Biblii jest jednak nie tylko histori zagubienia i grzechu cz owieka, ale tak e histori jego
wysi ków i zmaga duchowych. Szczytem za Historii Zbawienia jest Jezus Chrystus. To
ostatecznie przez Niego, w Nim i z Nim w medytacji chrze cijanin nawi zuje intymn wi
z Bogiem Ojcem w Duchu wi tym. To w
nie dzi ki medytacji rodzi si w nas coraz
pe niejsze ycie, które polega na wprowadzeniu nas w sfer
ycia trynitarnego i stawaniu si
przez to synem Ojca, bratem Chrystusa, wi tyni Ducha tak, e mo emy w sposób osobowy
wej w zwi zek z Ojcem, Synem i Duchem wi tym (J. Daniélou).
XXV.
WICZENIA DUCHOWNE A NOWA EWANGELIZACJA
Czego bardziej potrzebuje dzisiaj Ko ció w tej ciemno ci, przez któr w druje, ni ludzi
nych i o wieconych darem mistycznej wewn trznej aski i do wiadczenia duchowego? (H.
Rahner).
Chrze cijanie jutra b
mistykami, albo ich wcale nie b dzie (K. Rahner).
Nowa ewangelizacja, to przede wszystkim nowy sposób ycia samego Ko cio a. wiat, do
którego zwraca si nowa ewangelizacja, ma prawo domaga si od dzisiejszych aposto ów
(jak domaga si tego od samego Jezusa i Jego dwunastu uczniów) jednoznacznych i bardzo
wyra nych owoców g oszonej przez nich Dobrej Nowiny zarówno w ich yciu osobistym jak
i spo ecznym. Odnowiona ewangelizacja rozpoczyna si wi c od rozeznania g bi naszego
zakorzenienia w wierze, od oczyszczenia w nas tego, co korzenie te przes ania, a mo e nawet
os abia i zniekszta ca. Do takiej postawy zaprasza nas w
nie Sobór Watyka ski II.
1.
wiczenia duchowne w nowej ewangelizacji
wiczenia duchowne powsta y w XVI wieku, a wi c w czasach Renesansu, odkrywania
nowych kontynentów i nowych ras ludzkich. By y to czasy trudne dla Ko cio a. Z bólem
rodzi o si zupe nie nowe spojrzenie na wiat oraz nowe spojrzenie na Ko ció . By to
równie czas Reformacji — czas bolesnego rozdarcia w Ko ciele Zachodnim. Ko ció
katolicki musia wówczas na nowo odkry swoj identyczno .
wiczenia duchowne w.
Ignacego Loyoli by y niezwyk ym darem Boga dla Ko cio a na ten trudny okres historii.
I nie jest chyba przypadkiem fakt, i
wiczenia odkrywamy na nowo w
nie w naszych
czasach, które s nie mniej trudne ni pierwsza po owa XVI wieku. Tak e dzisiaj, u progu
XXI wieku Ko ció poszukuje na nowo swojej to samo ci. Tak wi c
wiczenia duchowne
i dla nas s szczególnym darem Boga na trudne czasy.
Prace nad odbr zowieniem
wicze w yciu i apostolstwie Towarzystwa Jezusowego
rozpocz y si na wiele lat przed Soborem Watyka skim II. W wielu centrach duchowo ci
oraz na uniwersytetach prowadzonych przez jezuitów podejmowane by y bardzo gruntowne
i wielostronne badania naukowe nad tekstem
wicze duchownych i innymi pismami w.
Ignacego. Przyczyni y si one nie tylko do lepszego zrozumienia i pog bienia jego my li, ale
tak e do pe niejszego duszpasterskiego wykorzystania
wicze i dostosowania ich do potrzeb
i oczekiwa duchowych wspó czesnego cz owieka. Sam Sobór znacznie przyspieszy g bsze
wdra anie charyzmatu Ignacego w styl ycia i pracy samych jezuitów oraz tych, którzy z nimi
wspó pracuj lub te korzystaj z ich pos ugi.
Wk ad
wicze duchownych w now ewangelizacj mo e dokona si jednak nie tyle dzi ki
refleksji intelektualnej nad samym tekstem, ale przede wszystkim dzi ki praktyce
indywidualnego ich odprawiania i udzielania. By by to jednak wk ad nie tyle nowych tre ci,
ale przede wszystkim wk ad nowej metody.
Jaki móg by by wk ad
wicze duchownych w now ewangelizacj dzisiejszego Ko cio a
i wiata?
a)
wiczenia duchowne mog uczy nas wi kszej wra liwo ci na udzielanie indywidualnej
pomocy duchowej cz owiekowi. Wraz z metod indywidualnego towarzyszenia ods aniaj
one podstawow dla chrze cija skiej duchowo ci prawd , i do ycia wewn trznego
dochodzi si nie tyle poprzez spotkanie z intelektualnymi tre ciami, ale poprzez osobowe
spotkanie z ywym wiadkiem Chrystusa. Tre Ewangelii przekazuje wiadek. Spotkanie ze
wiadkiem wymaga jednak stworzenia odpowiedniego klimatu ludzkiej yczliwo ci, klimatu
uchania, wymaga czasu oraz wiele uwagi i
si po wi conych pojedynczemu,
indywidualnemu cz owiekowi.
b) Widz c du e potrzeby duchowe wielu ludzi mo emy by kuszeni do wielkiej, ale taniej
ewangelizacji, która odwo uje si jedynie do oddzia ywania masowych rodków spo ecznego
przekazu lub te do duszpasterstwa masowego. Chc c ogarn
ewangelizacj wszystkich
mo emy utkn w wielkich planach, programach, przedsi wzi ciach. Nie zaniedbuj c
korzystania z szerokiego oddzia ywania na ludzkie masy, które mo e by pewn form pre–
ewangelizacji, nowa ewangelizacja domaga si podj cia troski o udzielanie pomocy duchowej
pojedynczym osobom poprzez indywidualne spotkania z nimi.
c) Inn niezwyk pomoc dla nowej ewangelizacji, jak mog ofiarowa
wiczenia
duchowne, jest umiej tno rozeznawania duchowego. Nowa ewangelizacja domaga si
najpierw rozeznawania sytuacji wspó czesnego cz owieka, odkrywania jego wra liwo ci
emocjonalnej i duchowej oraz odkrywania nowych znaków czasu. Dzisiejsze szybkie tempo
ycia sprawia, i dzie o ewangelizacji domaga si od nas ci
ego rozeznawania duchowego.
Ewangelizacja b dzie bowiem ma o skuteczna, je eli nie b dzie uwzgl dnia sytuacji
dzisiejszego cz owieka, jak równie znaków czasu, które Bóg do niego kieruje.
d) Odchodzenie wielu ludzi z Ko cio a po czone z ich jednoczesnym szukaniem g bszego
ycia duchowego poza nim, dyktowane bywa nierzadko rozczarowaniem mo e nie tyle do
Ko cio a jako do instytucji, ale raczej rozczarowaniem abstrakcyjnym i martwym j zykiem
ko cielnym, rytualizmem, brakiem duchowego o ywienia. Ch dotarcia do cz owieka
nak ada na Ko ció potrzeb poszukiwania nowego j zyka, który by by zrozumia y i czytelny
oraz liczy by si z wra liwo ci emocjonaln i duchow wspó czesnych ludzi. Tak e
proponowane tre ci oraz metoda ich przekazu winny odpowiada najg bszym potrzebom
i pragnieniom cz owieka. W ostatnich latach przez Europ przetacza si wielka dyskusja na
temat j zyka ambony. Z jednej strony czuje si , e wyczerpa si ju j zyk typowo
homiletyczny, koncentruj cy si na analizie tre ci Ewangelii. Z drugiej strony polskie
do wiadczenia pokazuj , e do s uchacza przesta a przemawia równie stylistyka krytyki
o
charakterze politycznym. Odbiorca coraz bardziej potrzebuje dzi ewangelicznego,
pozytywnego nauczania, nacechowanego mi
ci , szacunkiem i trosk o jego wewn trzny
rozwój (bp J. Chrapek). Takiego w
nie j zyka mo emy uczy si odprawiaj c
i jednocze nie udzielaj c
wicze duchownych w. Ignacego.
e) Bez rozeznania duchowego mo emy w ewangelizacji pope nia dwa rodzaje b dów.
Z jednej strony mo emy trzyma si sztywno starego j zyka i starych metod g oszenia
Ewangelii s dz c mylnie, i rezygnacja z nich spowoduje jakie uszczuplenie pe ni prawdy,
jak niesie Ko ció . Z drugiej strony mo emy rezygnowa z radykalizmu ewangelicznego,
aby dostosowa si do wspó czesnego cz owieka. Mo emy wówczas mówi g adkim
i zrozumia ym j zykiem, który b dzie podoba si s uchaczom, ale nie b dzie on wówczas
no nikiem Dobrej Nowiny.
wiczenia duchowne odprawione z
wewn trznym
zaanga owaniem i hojno ci wobec Boga daj odprawiaj cemu niezwyk przejrzysto
wewn trzn w widzeniu siebie samego, która staje si
ród em obiektywizmu równie
w sprawach innych.
wiczenia ucz tak e metody rozeznania duchowego. Zawieraj zbiór
cennych regu i wskazówek rozeznawania duchowego oraz procesu podejmowania decyzji
i wyborów.
f)
wiczenia duchowne mog yby równie pomóc przygotowywa dla nowej ewangelizacji
kierowników ycia duchowego. Odprawiane najpierw przez nich samych, a pó niej udzielane
innym (pod kierunkiem osób do wiadczonych) wprowadzaj one nie tylko w pewne osobiste
do wiadczenie, ale staj si tak e miejscem zdobywania wra liwo ci na drugiego cz owieka,
na jego potrzeby i pragnienia duchowe. Kierownik duchowy mo e dzieli si tylko tym,
czego sam najpierw wewn trznie do wiadczy . Istot kierownictwa duchowego, wbrew
przyj tej tradycyjnej nazwie, nie jest bowiem jakie zewn trzne kierowanie
yciem
duchowym cz owieka, ale przede wszystkim indywidualne towarzyszenie mu
w nawi zywaniu osobistej wi zi z Bogiem.
2. Jak powsta y wiczenia duchowne?
w. Ignacy Loyola by bardzo pow ci gliwy w mówieniu i pisaniu na temat w asnego
do wiadczenia duchowego. Opowie pielgrzyma (=OP), autobiografia podyktowana ju pod
koniec ycia, dzi ki której mo emy prze ledzi nie tylko ycie duchowe wi tego Ignacego,
ale tak e narodziny
wicze , zosta a niemal wymuszona na za
ycielu jezuitów przez jego
pierwszych towarzyszy. Najpierw nie chcia wcale zgodzi si na opowiadanie o swoim
yciu, a pó niej d ugo zwleka z realizacj danej obietnicy.
do dwudziestego szóstego roku ycia by cz owiekiem oddanym marno ciom tego wiata —
tak rozpoczyna si Opowie pielgrzyma. Oddanie si marno ciom tego wiata
czy o si
z karier tego spó nionego nieco, redniowiecznego rycerza. Kariera ta za ama a si jednak
nagle i niespodziewanie w twierdzy w Pampelunie, kiedy to kula francuskiego dzia a
zmia
a mu nog . W rodzinnym zamku Loyoli po ród osamotnienia i cierpienia, pod
wp ywem przypadkowej lektury Vita Christi i Flos Sanctorum (na zamku nie by o bowiem
innych ksi ek) zrodzi o si w Ignacym pragnienie nowego ycia. Najpierw kojarzy je
niemal wy cznie z zewn trzn i bardzo surow ascez i pokut . Szuka wi c takiej formy
ycia, w której móg by swobodnie zaspokoi t nienawi do samego siebie, któr w sobie
odczuwa . (...) Nasuwa a mu si my l, eby si usun
do klasztoru kartuzów w Sewilli lub te
praktykowa pokut
druj c po wiecie (OP, 12). Pog bienie pierwszego nawrócenia
a wraz z nim g bokie uleczenie wewn trzne przysz o w nied ugim czasie. Zwi zane ono by o
z do wiadczeniem w grocie w Manresie.
W yciu wielu wi tych ich najwa niejsze wydarzenia yciowe przychodzi y najcz ciej
przypadkowo.
Przypadkowe by y zarówno ksi
ki, które Ignacy czyta w
czasie
rekonwalescencji, jak równie przypadkowe by o jego zatrzymanie si w ma ym miasteczku
Manresa w drodze do Barcelony. Zamierza si tam zatrzyma przez kilka dni, chcia bowiem
zanotowa kilka rzeczy w swej ksi
eczce, której strzeg bardzo troskliwie i nosi ze sob
czerpi c z niej wielk pociech (OP, 18). Te kilka dni rozros y si w przesz o dziesi
miesi cy. Zeszyt za zawieraj cy wypiski z Vita Christi i Flos Sanctorum przerodzi si
w ksi
eczk
wicze duchowych, sam za Pielgrzym sta si mistykiem, a dawny rycerz —
nowym cz owiekiem i m em Ko cio a (H. Rahner).
W manreskiej samotni w. Ignacy doznawa najpierw gwa townych skrupu ów i wielkich
udr k duchowych z powodu swojego dawnego grzesznego ycia. Powtarzane spowiedzi, rady
duchowe spowiednika, wielogodzinne modlitwy nie przynosi y mu adnej ulgi wewn trznej.
Udr czony zacz (...) g
no wo
do Boga: Pomó mi, Panie, bo nie znajduj
adnego
lekarstwa u ludzi. (...) Uka mi Panie, gdzie móg bym znale lekarstwo! Cho bym mia
biega za szczeni ciem, eby od niego otrzyma pomoc, uczyni bym to (OP, 23). Mimo tak
arliwej modlitwy cz sto nachodzi y go (jednak) gwa towne pokusy, eby (...) zabi samego
siebie (OP, 24). Modlitwom Ignacego towarzyszy y bardzo surowe umartwienia, którymi
chcia zmusi Boga, aby udzieli mu pomocy.
Pewnego dnia spodoba o si Panu sprawi , e obudzi si jakby ze snu (OP, 25). Przyszed
czas g bokiego pokoju wewn trznego. W tym okresie Bóg obchodzi si z nim podobnie jak
nauczyciel w szkole z dzieckiem i poucza go. Dzia o si tak z powodu tego, e umys jego by
jeszcze zbyt prosty i niewyrobiony (OP, 27). Czas wielkich mistycznych ask sprawi , i
niewyrobiony umys , na który skar
si
w. Ignacy, zosta jakby odrzucony precz, tak e
w zdumieniu serca zrodzi o si l kliwe pytanie: A có to jest za nowy rodzaj ycia, jaki teraz
rozpoczynamy? (H. Rahner)
W tym czasie Ignacy do wiadcza wielu mistycznych ask, które zamyka magna illustratio —
wielkie o wiecenie nad rzek Cardoner. By o to dla niego centralne do wiadczenie mistyczne.
Nie polega o ono, jak sam wyznaje, na jakiej wizji, ale na tym, i zrozumia i pozna wiele
rzeczy tak duchowych, jak i odnosz cych si do wiary i wiedzy. A sta o si to w tak wielkim
wietle, e wszystko wyda o mu si nowe. Otrzyma wtedy tak wielk jasno dla umys u i do
tego stopnia, e je li zbierze razem wszystkie pomoce otrzymane od Boga i wszystko to, czego
si nauczy , to i tak nie s dzi, eby to wszystko dorównywa o temu, co wtedy otrzyma w tym
jednym prze yciu (OP, 30). W czasie tej wizji wybi a w
ciwa godzina narodzin dla wicze
duchownych. W niej nabieraj
adu i gromadz si w jedn organiczn ca
okruchy
wszystkich dotychczasowych o wiece i ask. Tu dopiero zaczynaj si naprawd tworzy
wiczenia duchowne, ich teologia i psychologia (H. Rahner).
3.
wiczenia duchowne skarbem Ko cio a
Zanim jeszcze
wiczenia zosta y oficjalnie zatwierdzone przez Papie a Paw a III w 1548
roku i zanim odnios y jakikolwiek zewn trzny sukces, Ignacy by ju pewien niezwyk ego
skarbu, jaki posiada . Przy ca ej swojej pokorze i
skromno ci w li cie do jednego
z pó niejszych swoich wspó braci pisa :
wiczenia te s najlepsz rzecz , jak w tym yciu
mog sobie pomy le i w oparciu o do wiadczenie zrozumie , aby cz owiek móg sam
osobi cie skorzysta i wielu innym przynie owocn pomoc. Nie by y to tanie przechwa ki
cz owieka zachwyconego sob i swoim dzie em. Od pierwszej oficjalnej aprobaty Stolicy
Apostolskiej ponad trzydziestu papie y zabiera o g os w sprawie
wicze . Niew tpliwie
najwa niejszym dokumentem jest encyklika Piusa XI Mens Nostra. Papie pisa :
Dowiedzione jest, e po ród wszystkich metod w odprawianiu wicze duchownych jedna
przed innymi pierwsze zajmowa a miejsce. Mówimy o metodzie wprowadzonej przez w.
Ignacego Loyol . Jest to przedziwna ksi
eczka wicze , ma a obj to ci , lecz pe na
niebieskiej m dro ci, odk d zosta a uroczy cie zatwierdzona (...) zaja nia a jako
najm drzejszy i jedynie powszechny kodeks prawd potrzebnych do kierowania duszy na
drodze zbawienia. Ignacja skie
wiczenia znalaz y uznanie nie tylko oficjalnych czynników
Ko cio a, ale tak e teologów oraz pisarzy chrze cija skich. Oto kilka przyk adów.
Protestancki historyk H. Böhmer, autor yciorysu w. Ignacego, nie waha si nazwa
wicze duchownych: ksi
, która wp yn a na losy ludzko ci. W oski pisarz, konwertyta,
G. Papini, stwierdzi , e po ród dziesi ciu czy dwunastu podstawowych dzie pobo no ci
katolickiej
wiczenia duchowne zajmuj jedno z pierwszych miejsc. K. Rahner, wspó czesny
teolog, w jednej konferencji na temat
wicze duchownych powiedzia , i s one
podstawowym dokumentem i jedn z przyczyn wspó tworz cych radykalnie now mentalno
nowo ytn . Polski historyk kultury chrze cija skiej, J. K oczowski, w swojej ksi ce Od
pustelni do wspólnoty pisze o wielkiej oryginalno ci, swoisto ci ca ego dzie a ( wicze ) nie
bardzo maj cego jakie analogiczne odpowiedniki w tradycji ascetyki wiata.
4. Indywidualne prowadzenie
Pius XII w czterechsetn rocznic oficjalnego zatwierdzenia
wicze stwierdzi , i tak e na
przysz
one zawsze najskuteczniejszym rodkiem dla duchowego odrodzenia wiata
i
zaprowadzenia w
nim nale ytego adu, ale pod jednym warunkiem, e pozostan
autentycznie ignacja skie.
wiczenia autentycznie ignacja skie, to
wiczenia udzielane
indywidualnie. Ignacy Loyola nie zna innych wicze poza wiczeniami udzielanymi
indywidualnie poszczególnym osobom. Osoba taka odbywa medytacje samodzielnie,
otrzymuj c od prowadz cego indywidualnie wskazówki co do tre ci i metody, mog c
codziennie zdawa mu spraw ze swych do wiadcze (A. Lefrank).
Taka forma udzielania
wicze po mierci w. Ignacego nie przetrwa a zbyt d ugo. Szybko
rozrastaj cy si zakon jezuitów, wielo powierzonych mu zada oraz masowo
duszpasterskiej pracy sprawi y, i prawdopodobnie obawiano si pracowa z pojedynczymi
osobami w tak intensywny sposób wymagaj cy wielkiej straty czasu (A. Lefrank). Przez d ugi
czas
wiczeniami pos ugiwano si bardziej jako podr cznikiem podpowiadaj cym tre ci do
modlitwy ni jako metod wprowadzenia w ycie duchowe. Metoda udzielania
wicze
duchownych, która nie dostosowuje si do my li Ignacego i
nie bierze pod uwag
pojedynczego cz owieka, ale jest mechanicznie stosowana do du ej grupy osób, w znacznym
stopniu traci swoj moc.
Metoda indywidualnego prowadzenia rekolektanta w
wiczeniach zosta a ponownie odkryta
w ca ym jej blasku w drugiej po owie XX wieku. Odby o si to z pewno ci nie bez
oddzia ywania szeroko stosowanej dzi metody indywidualnego spotkania w psychoterapii.
I chocia istniej zasadnicze ró nice (zarówno w celach jak i stosowanych metodach)
pomi dzy
wiczeniami duchownymi udzielanymi indywidualnie a indywidualn pomoc
w psychoterapii, to jednak znaczenie i si a oddzia ywania samego spotkania z terapeut czy
z
daj cym rekolekcje ignacja skie s porównywalne ze sob . Musimy przyzna , i
wspó czesna psychologia (nie przymykaj c oczu na wszystkie jej braki, a nawet nadu ycia)
pomog a nam nieco lepiej zrozumie g bi antropologii ignacja skiej zawartej
w
wiczeniach duchownych. Wydaje si , i antropologia ta zosta a zagubiona w znacznym
stopniu przez samych jezuitów w
nie dlatego, i na d ugie stulecia zrezygnowali z metody
udzielania
wicze , jak stosowa Ignacy: z
metody
indywidualnego prowadzenia
rekolektanta.
Cech charakterystyczn antropologii
wicze jest doskona a harmonia i jedno pomi dzy
poszczególnymi p aszczyznami ludzkiego ycia: cielesn , psychiczn i duchow . Dzi ki
wiczeniom cz owiek do wiadcza nie tylko potrzeby podporz dkowania sfery psychicznej
i cielesnej sferze ducha, ale tak e poprzez integracj wszystkich tych sfer uczy si w cza
sfer psychiczn i cielesn w ycie duchowe. I chocia dzi ki yciu duchowemu ni sze
poziomy cz owiecze stwa (psychiczny i somatyczny) s przenikane i uszlachetniane przez
wymiar duchowy, to jednak ich rola i znaczenie nie zostaj przez to zlekcewa one lub te
pomniejszone. Próba przeciwstawiania sobie poszczególnych wymiarów ludzkiego ycia staje
si przyczyn rozbicia wewn trznego (emocjonalnego i duchowego). St d te religijno ,
która lekcewa y lub te pomniejsza wymiar somatyczny lub psychiczny, mo e cz owieka
nerwicowa .
Wprowadzenie w ycie duchowe
wiczenia rozpoczynaj od g bokiego wewn trznego
uspokojenia cz owieka zarówno w sferze duchowej jak i emocjonalnej. Dokonuje si to
najpierw poprzez dostrze enie wszystkich zranie natury emocjonalnej i duchowej oraz przez
poddanie ich uzdrowieniu wewn trznemu w indywidualnym spotkaniu z Bogiem i z drugim
cz owiekiem. Odkrycie doznanych ran emocjonalnych (skutek cudzych grzechów) czy si
z dostrze eniem tak e siebie jako istoty rani cej innych: Boga i ludzi (owoc grzechu
osobistego).
Duch formalizmu i
surowego legalizmu, jaki panowa w
Ko ciele przed Soborem
Watyka skim II, zrodzi si mi dzy innymi pod wp ywem niedoceniania czy mo e nawet
pewnego lekcewa enia sfery somatycznej i psychicznej cz owieka, po czonego z próbami
si owego poddania ich sferze ducha. Widoczne by o to przede wszystkim w podej ciu wielu
autorów podr czników teologii moralnej do ludzkich problemów natury emocjonalnej.
wiczenia duchowne
w. Ignacego wraz ze sw antropologi wskazuj
na potrzeb
integralnego podej cia do wszystkich sfer ludzkiego ycia, przyczyni y si w niema ym
stopniu do pokonania nieufno ci, z jak Ko ció jeszcze do niedawna podchodzi do
psychologii i jej mo liwo ci udzielenia pomocy cz owiekowi.
5. To nie jest ksi
ka — to jest metoda
Ju przy pobie nym czytaniu mo na stwierdzi , i geniusz duchowy tej ma ej ksi eczki nie
mie ci si w jej warto ciach literackich. w. Ignacy zbyt d ugo w ada mieczem, aby móg
sta si mistrzem pióra. Pisanie by o dla niego prac zawsze bardzo mozoln (M. Bednarz).
Kiedy wra liwo estetyczna cz owieka znacznie przekracza intuicj duchow , atwo mo e
si on zrazi do
wicze . Ich j zyk jest raczej szorstki, suchy, miejscami mo e nawet
niezgrabny. Nie mo na mu jednak odmówi wielkiej zwi
ci i precyzji. Zwi
i precyzja j zyka
wicze nie wynika mo e z literackich zdolno ci Ignacego, ale jest raczej
pewnym zabiegiem dydaktycznym.
wiczenia nie s przeznaczona dla tych, którzy je maj odprawia , ale przede wszystkim dla
tych, którzy ich udzielaj . W wielu miejscach
wicze Ignacy zostawia ca kowicie inicjatyw
kierownikowi
wicze .
Oryginalno
wicze duchownych nie polega tak e na nowych tre ciach teologicznych.
Zasadniczy zr b propozycji modlitw zawarty w
wiczeniach opiera si przede wszystkim
o teksty Pisma wi tego zaczerpni te g ównie z Nowego Testamentu oraz Vita Christi
Rudolfa z Saksonii, jednej z dwu ksi ek, które da y pocz tek jego nawróceniu. Chocia
Ignacy posiada g bok teologiczn wiedz i
intuicj (g ównie dzi ki mistycznym
do wiadczeniom), to jednak nie by teologiem w sensie cis ym. Wysokie wykszta cenie
teologiczne, jakie Ignacy zdoby jak na swoje czasy (magister teologii paryskiej Sorbony)
by y dla niego swoistym potwierdzeniem mistycznych do wiadcze , jakich udzieli mu Bóg
w manreskiej grocie.
Ignacy nie pisa dzie teologicznych. Ca e pisarstwo Ignacego ( wiczenia duchowne,
Konstytucje Towarzystwa Jezusowego, Dziennik duchowy, Opowie Pielgrzyma oraz kilka
tysi cy listów pochodz cych g ównie z czasów rz dzenia zakonem), chocia posiada g bokie
fundamenty teologiczne, jest jednak literatur wybitnie praktyczn . By a ona bowiem
owocem praktyki i mia a tak e praktyce s
.
Niezwyk a oryginalno i geniusz w. Ignacego polega przede wszystkim na metodycznym
przekazie duchowo ci chrze cija skiej.
wiczenia duchowne s skuteczn metod
wprowadzenia cz owieka w ycie duchowe, s niezawodn szko
ycia wewn trznego na
wszystkich etapach jego rozwoju: od pierwszego nawrócenia a po mistyczne ycie, kiedy
cz owiek zdolny jest odkrywa Boga we wszystkich rzeczach ( w. Ignacy).
wiczenia, które
w pierwszym zarysie by y opisem w asnej drogi wewn trznej, zosta y eksperymentalnie
potwierdzone przez d ugoletnie udzielanie ich przez Autora wielu ludziom.
Zasadnicza trudno przy dokonywaniu jakiejkolwiek oceny
wicze duchownych polega na
tym, i
nie s one do czytania, lecz do realizacji (G. Papini). Przy dokonywaniu oceny
wicze duchownych zapominano nieraz o tym prostym fakcie. Przy zachowaniu wszelkich
proporcji
wiczenia podobne s w pewnej mierze do Pisma w.: albowiem jak Pismo w.
tylko czytane nie porusza tak duszy, jak kiedy jest rozwa ane, tak te i te wiczenia. Kiedy si
je czyta, nie bardzo poruszaj , je li si je jednak odprawia, maj wielk moc i skuteczno do
nawracania dusz (Autor anonimowy).
Podobnie jak trudno jest us ysze bogactwo symfonii wertuj c sam jej partytur , tak samo
tekst ignacja ski objawia w pe ni swoje pi kno dopiero w trakcie odprawiania. Dostrzeg to
chyba jako pierwszy Roland Barthes, wiatowej s awy semiolog, który wprawdzie sam nigdy
wicze duchownych nie odprawi , ale jako znawca tekstów, odkry ich wewn trzn si . To
nie jest ksi ka. To jest metoda (R. Garcia–Mateo).
6.
wiczenia duchowne miejscem spotkania duchowo ci chrze cija skich
Ta w
nie otwarto i elastyczno
wicze sprawia, i duchowo ignacja ska mo e stawi
si na us ugi ka dego rodzaju duchowo ci chrze cija skiej — nie po to jednak, aby je
redukowa i ogranicza , lecz wprost przeciwnie, by je ubogaca i pog bia . Nie chodzi
jednak o ubogacanie nowymi tre ciami.
wiczenia s raczej ubogie w tre i w aden sposób
nie mog by porównywane pod tym wzgl dem z wielkimi (tak e pod wzgl dem literackim)
dzie ami teologii ycia wewn trznego, np. w. Jana od Krzy a czy w. Teresy de Ávila. To
nie same
wiczenia potrzebuj ubogacenia tre ciami innych duchowo ci.
Duchowo ignacja ska mo e natomiast s
wszystkim rodzajom duchowo ci
chrze cija skiej swoj bardzo precyzyjn i jednocze nie otwart metodologi duchow . ycie
duchowe, jak ka da ludzka twórczo wymaga bowiem konkretnej metody. Bezradno wielu
ludzi, których serca pa aj w kontakcie ze S owem Bo ym lub z wielkimi dzie ami mistrzów
ycia wewn trznego, polega na tym, i brakuje im konkretnej metody, dzi ki której mogliby
realizowa swoje duchowe pragnienia: metody modlitwy, badania swojego sumienia,
rozeznawania natchnie wewn trznych, metody podejmowania wa nych decyzji yciowych,
metody kierownictwa duchowego.
wiczenia duchowne mog yby tworzy doskona p aszczyzn spotkania dla wszystkich
duchowo ci chrze cija skich. W praktyce bowiem zamiast d
do wzajemnego przenikania
si i ubogacenia, duchowo ci te cz sto istniej obok siebie, a niekiedy nawet izoluj si
wzajemnie. W tym w
nie przenikaniu i wzajemnym ubogacaniu si wszystkich duchowo ci
chrze cija skich mo e w pe ni zaja nie jedna, wspólna wszystkim duchowo — Duch
Jezusa Chrystusa. Zrozumienie
asnej duchowo ci dokonuje si nie tylko przez zg bianie
ycia i my li swojego za
yciela lub ojca duchowego, ale tak e przez otwieranie si na inne
rodzaje duchowo ci. Dopiero odkrywaj c i smakuj c innych mistrzów duchowych, mo na
naprawd doceni w asnego. Tworzenie duchowego getta wokó w asnego mistrza, jakie
nierzadko zdarza si , np. w yciu wielu wspólnot zakonnych, wiadczy zwykle o pewnym
formalizmie duchowym oraz braku rozumienia najg bszych intencji swojego duchowego
ojca.
Niniejsza refleksja na temat wzajemnego ubogacania si duchowo ci na gruncie
wicze
duchownych w. Ignacego nie jest jedynie owocem intelektualnych przemy le , ale przede
wszystkim owocem bogatej praktyki. Na ca ym wiecie domy rekolekcyjne i centra
duchowo ci oparte na
wiczeniach duchownych Ignacego Loyoli s miejscem spotka
i wzajemnej ubogacaj cej wymiany duchowej dla wszystkich duchowo ci chrze cija skich.
wiczenia duchowne posiadaj tak e swój wymiar ekumeniczny, czego dobrym przyk adem
mo e by cho by fundament
wicze , który mog zaakceptowa wszyscy chrze cijanie.
wiczenia duchowne mog wi c odprawia z wielk korzy ci nie tylko sami katolicy, ale
tak e osoby innych wyzna pod warunkiem jednak, e ten, kto chce je odprawi , wejdzie
w nie wielkodusznie i z hojno ci wzgl dem swego Stwórcy i Pana i z
y Mu w ofierze ca
sw wol i wolno , aby Boski Jego Majestat tak jego osob , jak i wszystkim, co posiada,
pos ugiwa si wedle naj wi tszej woli swojej ( D, 5). Szanuj c wzajemnie wszystkie ró nice
wyznaniowe i
osobiste przekonania, zarówno daj cy jak i
odprawiaj cy
wiczenia
koncentruj si przede wszystkim na dzia aniu Boga w duszy cz owieka. Ekumeniczny
wymiar
wicze duchownych potwierdza tak e sama praktyka.
Rozwa ania te zako czmy yczeniem Jana Paw a II wypowiedzianym w pi dziesi
rocznic wspomnianej encykliki Piusa XI Mens Nostra po wi conej ignacja skim
wiczeniom: Niech szko a wicze duchownych b dzie skutecznym rodkiem przeciwko z u
wspó czesnego cz owieka, który uwik any w ludzk zmienno
yje poza sob zaj ty zbytnio
rzeczami zewn trznymi. Niech wiczenia b
ku ni nowych ludzi, autentycznych
chrze cijan, oddanych aposto ów. Jest to yczenie, które zawierzam wstawiennictwu Matki
Naj wi tszej, najpe niej oddanej kontemplacji, M drej Mistrzyni wicze duchownych.
JAK MO NA WYKORZYSTA PROPONOWANE ROZWA ANIA?
1. Dla odprawienia czwartego tygodnia
wicze
a) Warunki odprawienia o miodniowych rekolekcji ignacja skich czwartego tygodnia
Niniejszymi rozwa aniami mo na pos
si do odprawienia pe nych o miodniowych
rekolekcji ignacja skich czwartego tygodnia.
Je eli rekolektant pragnie uczyni
wiczenia duchowne szko
ycia wewn trznego, dobrze
jest kolejne tygodnie odprawia w odst pach mniej wi cej jednego roku. Czas pomi dzy
kolejnymi tygodniami
wicze trzeba wówczas wype ni stopniowym pog bianiem
prze ytych tre ci przyj tych w trakcie dni rekolekcyjnych. Podstaw odprawienia czwartego
tygodnia jest uprzednie prze ycie pierwszych trzech tygodni.
(4)
Pierwszym warunkiem odprawienia rekolekcji ignacja skich jest odej cie od swojego
codziennego zaanga owania przez zmian miejsca. Drugim wa nym warunkiem jest
nawi zanie kontaktu z do wiadczonym kierownikiem duchowym, który towarzyszy by
odprawiaj cemu czwarty tydzie poprzez codzienne rozmowy indywidualne. Usilnie zach ca
si , aby nie odprawia o miodniowych rekolekcji ignacja skich (z pe nym milczeniem
i wyciszeniem wewn trznym) bez kierownictwa duchowego. Trzecim warunkiem jest wej cie
w pe ne milczenie i wyciszenie wewn trzne po czone z hojnym zaanga owaniem si w ca y
program rekolekcji.
b) Szczegó owy program o miodniowych rekolekcji
Dla tych, którzy chcieliby w oparciu o niniejsz ksi
odprawi 8–dniowe rekolekcje
czwartego tygodnia
wicze z pe nym milczeniem oraz z indywidualnych kierownictwem,
podajemy poni ej szczegó owy plan korzystania z proponowanych rozwa
. Jest on
odzwierciedleniem programu proponowanego w domach rekolekcyjnych, w których udziela
si
wicze duchownych w. Ignacego Loyoli.
DZIE ROZPOCZ CIA:
po po udniu I. WYJD , ABY STAN
NA GÓRZE WOBEC PANA
II. CZ OWIEK STWORZONY JEST, ABY PANA BOGA CHWALI
wieczorem III. TRZEBA STA SI CZ OWIEKIEM WOLNYM
DZIE 1
rano IV. KTÓ MNIE WYZWOLI Z CIA A, CO WIEDZIE KU MIERCI?
w po udnie XIX. OBYM POZNA SIEBIE, OBYM POZNA CIEBIE
wieczorem V. BÓG NIE PRZEZNACZA NIKOGO DO PIEK A
DZIE 2
rano VI.
ABO
BOGA
w po udnie XX. PRAGNIENIA MODLITWY
wieczorem VII. ZMARTWYCHWSTANIE — ABSOLUTNA NOWO
BOGA
DZIE 3
rano VIII. CIESZ SI , KRÓLOWO NIEBIESKA
w po udnie XXI. POTRZEBA MODLITWY
wieczorem IX. PUSTY GRÓB
DZIE 4
rano X. SPOTKANIE Z MARI MAGDALEN
w po udnie XXII. METODY MODLITWY
wieczorem XI. BIEGLI ONI OBYDWAJ RAZEM DO GROBU
DZIE 5
rano XII. B OGOS AWIENI, KTÓRZY NIE WIDZIELI, A UWIERZYLI
w po udnie XXIII. MODLITWA USTNA
wieczorem XIII. SPOTKANIE NAD MORZEM TYBERIADZKIM
DZIE 6
rano XIV. CHRYSTUS PEDAGOGIEM
w po udnie XXIV. SZANSE I ZAGRO ENIA MEDYTACJI CHRZE CIJA SKIEJ
wieczorem XV. ZAPROSZENIE DO STO U S OWA BO EGO
DZIE 7
rano PRZYGOTOWANIE DO SPOWIEDZI — SPOWIED
w po udnie XXV.
WICZENIA DUCHOWNE A NOWA EWANGELIZACJA
wieczorem XVI. ZAPROSZENIE NA AMANIE CHLEBA
DZIE 8
rano XVII. UWIELBI BOGA SWOJ
MIERCI
po po udniu XVIII. KONTEMPLACJA O MI
CI
c) Propozycja programu dnia rekolekcyjnego
Poni ej podajemy tak e program dnia w czasie 8–dniowych rekolekcji ignacja skich
odprawianych w pe nym milczeniu. Program zawiera trzy kontemplacje, które poprzedzone
zostaj przygotowaniem i zako czone tzw. refleksj . Czwarta kontemplacja na zako czenie
dnia, (bez przygotowania i bez refleksji) jest pewnym podsumowaniem dnia w bezpo redniej
rozmowie z Bogiem. Zach ca si , aby — o ile to mo liwe — uczestniczy codziennie
w
Eucharystii oraz korzysta codziennie z
rozmowy indywidualnej z
kierownikiem
duchowym.
Proponowany program nie powinien by traktowany w
sposób sztywny. Mo e by
dostosowywany do osobistych okoliczno ci. D ugo kontemplacji oraz ca y sposób realizacji
programu winien by rozeznany z kierownikiem duchowym.
7.00 kontemplacja I
9.00 lektura wprowadzenia do kontemplacji
— przygotowanie osobiste do kontemplacji
— kontemplacja II
— refleksja po kontemplacji
12.00 lektura rozwa ania rekolekcyjnego
15.00 kontemplacja powtórkowa
— przygotowanie osobiste do kontemplacji
— kontemplacja III (powtórkowa)
— refleksja po kontemplacji
19.00 kontemplacja IV (powtórkowa)
(bez przygotowania i bez refleksji)
20.00 lektura wprowadzenia do kontemplacji porannej
przed snem — rachunek sumienia
— przygotowanie osobiste do kontemplacji porannej
2. Dla odprawienia czwartego tygodnia w yciu codziennym
Z pomoc niniejszych rozwa
mo na równie odprawi czwarty tydzie
wicze w yciu
codziennym. Ten sposób odprawienia
wicze nie wymaga odej cia od codziennego
zaanga owania w ycie zawodowe, rodzinne, wspólnotowe. Pozostaj c w codziennych
warunkach mo emy odprawia kolejne tygodnie. Takie
wiczenia domagaj si jednak
zapewnienia sobie sta ego czasu ma modlitw . Rytm modlitwy rekolekcyjnej w
wiczeniach
duchownych w yciu codziennym winien by dobrze przemy lany i
uzgodniony
z kierownikiem duchowym.
Jednorazowy blok czasu po wi cony na skupienie, refleksj , lektur i modlitw rekolekcyjn
winien trwa od jednej do dwóch godzin, w zale no ci od mo liwo ci czasowych oraz
intensywno ci odprawiania
wicze . Tak e w tym sposobie odprawiania czwartego tygodnia
konieczne by oby kierownictwo duchowe. I chocia spotkania z kierownikiem mog odbywa
si rzadziej (np. raz w tygodniu), to jednak jego pomoc wydaje si niezb dna.
3. Jako wprowadzenie do przed
onej modlitwy indywidualnej
Niniejsze rozwa ania mog równie by potraktowane jako wprowadzenia do przed
onej
modlitwy osobistej lub wspólnotowej. Nie jest wówczas rzecz konieczn tworzenie
specjalnych warunków modlitwy. Nie jest te konieczne kierownictwo duchowe. By oby
jednak rzecz wa
, aby Czytelnik rozeznawa uczucia, natchnienia i pragnienia, które b
rodzi si w nim.
Wreszcie mo emy korzysta z tych rozwa
tak e na zasadzie lektury duchowej. Nie
musimy wówczas czu si zobowi zani do regularnej modlitwy w oparciu o przedstawione
tre ci.
4
Rozwa ania pierwszego tygodnia nosz tytu Adamie, gdzie jeste ?, drugiego tygodnia Daj mi pi ,
trzeciego za W Jego ranach.