UFO z Plejad
Autor: Guido Moosbrugger
Tytuł oryginału: ...und sie fliegen doch!
Verlag Michael Hesemann, Mnchen/Dusseldorf, Germany Copyright 1991 by Verlag
Michael Hesemann
Tłumaczenie: Halina Ostapczuk
Agencja NOLPRESS
Białystok 1994
Spis treści:
Podziękowanie
Przedmowa
Od autora
I. Era Wodnika
1. Era Wodnika w ujęciu astronomicznym i astrologicznym
2. Znaczenie ery Wodnika
3. Precesja
4. Era Wodnika w liczbach
II. Zagadaka NOLi
1. Nieprawdziwe NOLe
1.1. Złudzenia optyczne
1.2. Mistyfikacje
1.3. Nieświadome złudzenia wywołane obcym wpływem
1.4. Nieświadome złudzenia wywołane autosugestią
1.5. Transcendentalny stan wywołujący rozdwojenie jaźni
2. Prawdziwe NOLe
2.1. Materialne obiekty latające pochodzenia ziemskiego
2.2. Obiekty latające pochodzenia pozaziemskiego
2.2.1. Materialne obiekty latające
2.2.2. Niematerialne obiekty latające
2.2.2.1. Bioorganiczne obiekty latające
2.2.2.2. Energetyczne obiekty latające
2.2.2.3. Inteligencje kierujące pozaziemskimi obiektami latającymi
2.2.2.4. Światła Kaikoura
III. Plejadanie
1. Uczucia i doznania
2. Przeciętny czas życia i obliczanie upływu czasu
3. Język i pismo
4. Mieszkanie
5. Ubiór
6. Odżywianie
7. Rośliny
8. Kwiaty
9. Zwierzęta domowe
10. Praca
11. Pojazdy
12. Problem chorób
13. Muzyka, sztuka i literatura
14. Chowanie zmarłych
15. Prawo karne
16. Forma rządów
17. Kosmiczne zrzeszenia i służby porządkowe
18. Życie małżeńskie
IV. Pojazdy kosmiczne Plejadan
1. Urządzenia telemetryczne
2. Statki rozpoznawcze
3. Statki promienne
3.1. Urządzenie chroniące żywe istoty
3.2. Bulaje
3.3. Ekrany obserwacyjne
3.4. Antena
3.5. Schemat wnętrza statku
3.6. Ekrany kontrolne
3.7. Analizator powierzchni
3.8. Analizator myśli
3.9. Analizator miejsca
3.10. Ekrany zerowej widoczności
3.11. Przekaźnik telepatyczny
3.12. Urządzenia leczące i regenerujące
3.13. Leczenie złamania żeber
3.14. Leczenie z zatrucia jadem kiełbasianym
3.15. Czytnik pamięci
3.16. Paralizator drgań
3.17. Laserowe działo podkładowe
3.18. Przekaźnik rozmów
4. Wytwarzanie materiału na powłoki statków
5. Możliwości techniczne statków Plejadan
6. Ekrany ochronne statków Plejadan
V. Billy
łącznik Plejadan
1. Kim jest Billy?
2. Współczesny prorok
3. Gorzkie słowa prawdy
4. Kto finansuje Billy'ego?
5. Demonstracje siły duchowej Billy'ego
5.1. Wpływanie na ludzi impulsami myślowymi
5.2. Umysłowy telefon Billy'ego
5.3. Niesamowite siły
5.4. Piec
5.5. Potęga sił umysłu
5.6. Z początku pomyślałem, że śnię
5.7. Wiadomo, jak
5.8. Drzwi
5.9. Zdarzenie w Semjase-Silver-Star-Center
6. Wypadek Billy'ego i jego następstwa
7. Iloraz mózgu
7.1. Materialny iloraz mózgu
7.2. Duchowy iloraz mózgu
VI. Kontakty Billyłego z pozaziemskimi inteligencjami
1. Kontakty osobiste Billy'ego
1.1. Możliwość pierwsza
1.2. Możliwość druga
1.3. Możliwość trzecia
2. Co się dzieje, gdy łącznikowi towarzyszy inna osoba?
3. Co widzą i słyszą osoby towarzyszące?
4. Środki bezpieczeństwa stosowane podczas kontaktów
5. W jakim języku prowadzone są rozmowy podczas kontaktów?
6. Przekazywanie zapisów rozmów
7. Dlaczego teksty przekazywane telepatycznie zawierają nawyki językowe Billy'ego?
8. Mechanizmy niszczące
9. Urządzenie ostrzegawcze
10. Kontakty telepatyczne
11. Inspiracje
12. Dlaczego Plejadanie utrzymują kontakt tylko z Eduardem Albertem Meierem?
13. Telepatia zwykła
14. Telepatia duchowa
15. Teletransmisja
15.1. Teletransmisja kontrolowana
15.2. Teletransmisja nie kontrolowana
16. Teleportacja
16.1. Teleportacja materialna
16.2. Teleportacja duchowa
17. Dematerializacja i rematerializacja
VII. Dzienne demonstracje Plejadan
1. Statki kosmiczne i ślady ich lądowań
1.1. Ślady lądowania pierwszego rodzaju
1.2. Ślady lądowania drugiego rodzaju
1.3. Relacja ze zdarzenia w dniu 15 czerwca 1980 roku
2. Teletransmisje Billy'ego
2.1. Zaginiony bez śladu
2.2. Zamknięte drzwi
2.3. Ślady stóp w śniegu
2.4. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
2.5. Nocny wypad w rejon Schnbergeru
2.6. Niepojęte dla osób postronnych
3. Pozaziemskie krasnoludki
3.1 Niewiarygodne przeżycie
4. Niecodzienne rozmowy radiowe
4.1. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
4.2. Przeżycie z 4 stycznia 1978 roku
4.3. Instrukcje radiowe ze statku Semjase
4.4. Niezwykła przemowa
5. Pokaz pistoletów laserowych
6. Niezwykłe odgłosy
6.1 Symfonia statku promiennego
7. Zagadkowa eliminacja jodeł
7.1 Zdarzenie z 17 października 1976 roku
VIII. Nocne demonstracje Plejadan
1. Moja pierwsza obserwacja UFO
2. Moja druga obserwacja UFO
3. Moja trzecia obserwacja UFO
4. Nocny pokaz w dniu 14 marca 1976 roku
IX. Obserwacje dzienne i nocne
1. Obserwacje dzienne
1.1. Niezwykła obserwacja
1.2. Moja pierwsza obserwacja UFO
2. Obserwacje nocne
2.1. Światła na niebie
2.2. Któż to błąka się po nocy
2.3. Zdarzenie z 8 kwietnia 1983 roku
2.3.1. Moje pierwsze spotkanie z UFO
2.3.2. Niezwykłe zdarzenie z 8 kwietnia 1983 roku (godz. 20.15)
2.3.3. Sprawozdanie z rozmowy o zdarzeniu z 8 kwietnia 1983 roku
2.4. Moje pierwsze przeżycie z UFO
X. Dlaczego pozaziemskie statki kosmiczne unikają nas?
XI. Materiał fotograficzny Billyłego
1. Trudności podczas fotografowania i filmowania
2. Ułatwienia
3. Różne opinie i oszczerstwa na temat zdjęć i filmów Billy'ego
4. Nieustanne kradzieże
5. Manipulacje obcych osób
6. Podwójne ekspozycje
7. Zarzuty wobec niektórych zdjęć Billy'ego
7.1. Zbliżenie
zdjęcie nr 65
7.2. Wyrzucone zdjęcia
zdjęcie nr 67
7.3. Fabryka modeli Billy'ego
zdjęcie nr 67
7.4. Zdjęcie nr 66 lub 16
8. Zdjęcia kosmiczne Billy'ego
8.1. Zdjęcie Semjase i Asket
zdjęcie nr 4
8.2. Oko Boga (JHWH Mata)
zdjęcia nr 68 i 69
8.3. Kolonia kosmiczna czy bariera wszechświata? - zdjęcia nr 70 i 71
8.4. Połączenie statków Apollo-18 i Sojuz-19 17 lipca 1975 roku
zdjęcia nr 72, 73 i 74
XII. Badania naukowe i inne dowody
1. Opinie świadków o zdjęciach Billyłego Meiera
2. Wyniki niektórych analiz zdjęć i filmów
3. Analiza próbki metalu
4. Analizy odgłosów statków Plejadan
5. Badania fizyczne miejsc lądowań
6. Testy na detektorze kłamstw
7. Potwierdzenie pewnych faktów astronomicznych
7.1. Legendarna planeta Malona
7.2. Reguła Titiusa-Bodego
7.3. Historia Wenus według Semjase
7.4. Księżyce Saturna
7.5. Niektóre fakty dotyczące Jowisza
8. Dwa listy
9. Uwagi końcowe
9.1. Tajemnicza likwidacja jodeł
9.2. Niesamowite dźwięki
9.3. Historia z brodą
9.4. Badania ogólne
9.5. Najważniejsze ogniwa łańcucha dowodów
9.6 Oświadczenie świadków
XIII. Zamachy na Billyłego
XIV. Ataki Inteligencji Giza
1. Kim jest Inteligencja Giza?
2. Ataki Inteligencji Giza
2.1. Pierwszy atak
zakłóczacz myśli
2.2. Drugi atak
infekcja bakteryjna
2.3. Trzeci atak
betonowy mur
2.4. Czwarty atak
uderzenie fali dźwiękowej
2.5. Piąty atak
negatywne wibracje
2.6. Szósty atak
szok psychiczny
2.7. Siódmy atak
dziwne zjawisko świetlne
XV. Czego chcą od nas istoty pozaziemskie?
1. Skąd pochodzą NOLe i co wiemy o ich załogach?
1.1. Sens ludzkiego istnienia
1.2. Co się dzieje z człowiekiem po śmierci?
1.3. Co to jest Kreacja i kim jest Bóg?
2. Dlaczego istoty pozaziemskie odwiedzają nas na Ziemi?
3. Cel działalności Plejadan i ich sprzymierzeńców na Ziemi
3.1 Przekazywanie wiedzy duchowej
4. Niektóre wiadomości przekazane przez Plejadan
4.1. Totalne przeludnienie
4.2. Niszczenie warstwy ozonowej chroniącej żywe organizmy
4.3. Militarne oraz pokojowe wykorzystanie energii atomowej
4.4. Bezwzględna eksploatacja Ziemi
4.5. Ostrzeżenie przed podejmowaniem zaborczych planów
4.6. Konieczność istnienia barbarzyństwa
4.7. Niszczyciel
4.8. Czerwony meteor
4.9. Niezwykła historia Semjase o Księżycu
4.9.1. Kosmiczna katastrofa
4.9.2. Narodziny Niszczyciela
4.9.3. Narodziny Księżyca
5. Czego nie wolno robić Plejadanom?
6. Czy w rządach różnych państw działają istoty pozaziemskie?
7. Dlaczego Plejadanie nie wspierają nas finansowo?
8. Dlaczego nie można całkowicie zlikwidować wojen?
9. Dlaczego nie ujawnia się metody leczenia raka?
10. Akcje specjalne przeprowadzone dla dobra Ziemian
10.1. Powstrzymanie groźby zagłady ludzkości
10.2. Powstrzymanie kosmicznej katastrofy
11. W jaki sposób każdy z nas może przyczynić się do utrzymania pokoju na świecie?
Spis zdjęć
Przypisy
Podziękowanie
Wszystkim ziemskim i pozaziemskim istotom, które przyczyniły się do powstania tej książki,
składam niniejszym gorące podziękowanie za udzieloną mi pomoc.
Szczególne podziękowanie składam na ręce łącznika Eduarda Alberta Meiera i jego
pozaziemskich przyjaciół i pomocników z systemu Lira-Wega oraz Plejad za cenne wskazówki i
informacje. Słowa podziękowania i uznania kieruję przede wszystkim do Sfaatha, Asket oraz
trzyosobowego zespołu Semjase, Quetzala i Jszwjsza Ptaaha z planety Erra. Wyrazy wdzięczności
kieruję również do znanych mi z imienia istot Jsodosa, Solara, Pleji, Elektry, Nery, Menary, Rali,
Aleny, Taljdy i Hjlaary.
Słowa uznania składam również na ręce amerykańskich naukowców i inżynierów, którzy nie
bacząc na ewentualną utratę swojego prestiżu badali materiał dowodowy Billy'ego Meiera,
przyczyniając się w ten sposób do uwiarygodnienia całej tej sprawy.
Dziękuję również za ogromny wkład w upowszechnienie historii Billy'ego amerykańskiej i
japońskiej grupie badaczy pod kierownictwem emerytowanego podpułkownika lotnictwa
wojskowego Wendelle'a C. Stevensa oraz Jun-Ichi Yaoi. Nie sposób również pominąć w tym
miejscu amerykańskiego dziennikarza i pisarza Gary Kindera.
Serdeczne podziękowanie kieruję również pod adresem wszystkich tych, którzy wspierali mnie
w mojej pracy relacjami ze swoich przeżyć bądź tłumaczeniem angielskich tekstów. Są to: moja
żona, Elisabeth, dr Walter Bhler, Bernadette Brand, Christian Frehner, Rainer Schenck, Hans
Lanzen-dorfer, Engelbert Wachter, Jacobus Bertschinger, żona Billy'ego, Kalliope, Gilgamesha
Meier, Elisabeth Gruber, Brunhilde i Bernhard Koye, Thomas Keller, Herbert Runkel, Mariann
Uehlinger, Christina Gasser, Simone Holler, mgr inż. Marete Mattern, Piero Petrizzo, Louis
Memper oraz wydawca Michael Hesemann.
Gorące słowa podziękowania za hojne finansowe wsparcie składam również Marie-Louise i
Christianowi Frehnerom, Renatę Steur, Louisowi Memperowi, Mariannowi Uehlingerowi, dr.
Walterowi Bhlerowi i Ernstowi Kroegerowi.
Przedmowa
Poniższą przedmowę do tej książki poświęconą mojej osobie napisał mój przyjaciel z Brazylii dr
Walter Bhler, z którym koresponduję od lat. Pragnę w tym miejscu gorąco mu za nią podziękować,
a także za jego ogromne zaangażowanie w sprawę Billy'ego Meiera.
Autor książki, Guido Moosbrugger, urodził się 14 lutego 1925 roku w Dornbirn w Austrii.
Obierając zawód nauczyciela, a później dyrektora szkoły ludowej w Hirschegg, potwierdził swój
zamiar pracy dla dobra ogółu. Od wielu lat zajmuje się badaniem zjawiska UFO oraz astrofizyką, w
tym zagadnieniem wielkości, budowy oraz genezy Wszechświata. Od najwcześniejszych lat żywo
interesuje się także innymi dziedzinami nauk przyrodniczych. W roku 1951 brał udział w trwającej
9 tygodni austriackiej wyprawie naukowej do Maroka, której celem było poznanie kilku białych
plam w Wysokim Atlasie.
Poza tym podróżował w celach naukowych po prawie wszystkich krajach Europy, Afryki
Północnej (Maroko, Tunezja, Algieria, Egipt, Liban, Turcja), Ameryki Południowej oraz Meksyku.
Pierwszą książkę poświęconą zjawisku UFO przeczytał już w roku 1954. Wzbudziła ona jego
duże zainteresowanie i wówczas to doszedł do przekonania, że te obiekty istnieją rzeczywiście.
Niestety nie znał wówczas nikogo, z kim mógłby podyskutować na ten temat. Dopiero 20 lat
później natknął się na ogłoszenie w gazecie informujące o comiesięcznych prelekcjach
poświęconych temu zjawisku wygłaszanych w Monachium. W latach 1975-1976 uczęszczał na nie
regularnie zdobywając w ten sposób liczne materiały dotyczące tej tematyki.
Do pierwszego kontaktu Guida ze sprawą Billy'ego doszło w kwietniu 1976 roku podczas jednej
z prelekcji w Monachium. Materiał o Billym był tak fascynujący, że postanowił osobiście przyjrzeć
się jego sprawie. Niezwłocznie napisał do niego list z pytaniem, czy i kiedy mógłby go odwiedzić.
Ku jego ogromnej radości Billy odpowiedział mu bardzo szybko, zapraszając go do Hinwil. Miał
dużo szczęścia, bowiem już w pierwszych miesiącach częstych odwiedzin Billy zaczął zabierać go
ze sobą w różne miejsca, gdzie mógł obserwować manewry statków Plejadan. Otrzymał nawet
pozwolenie na fotografowanie pozostawianych przez nie śladów oraz ich nocnych demonstracji.
Od maja 1976 roku jest członkiem zarządu FIGU[1] i propagatorem misji Billy'ego.
O Billym usłyszałem mniej więcej w tym samym czasie, co Guido, kiedy to zwiedzając Europę
odwiedziłem krewnych w Bazylei, gdzie poznałem Lou Zinstag
kobietę-ufologa, która
poinformowała mnie o jego kontaktach i pokazała wspaniały materiał fotograficzny. Nie mogła
zdecydować się na opisanie jego przypadku w formie książki, bowiem jak wyznała, jego idee i
filozofia oraz poglądy samych Plejadan stały w sprzeczności z jej szwajcarskim patriotyzmem.
Wspominam o Lou, gdyż mimo wszystko przysłużyła się ona upowszechnieniu prawdy o Billym.
Podczas swojej wizyty w Ameryce w Tucson w Arizonie spotkała się z czołowym ufologiem
amerykańskim, emerytowanym podpułkownikiem Wendelle'em C. Stevensem, któremu
opowiedziała szczegółowo o nim i jego kontaktach. W rezultacie Stevens odbył w towarzystwie
kilku innych badaczy szereg podróży do Hinterschmidrti, aby osobiście zbadać tę sprawę na
miejscu. Ich plonem są trzy książki oraz kilka filmów video poświęconych kontaktom Meiera z
Plajadanami.
Na stronach 204-207 oraz 234-253 (strony 180-183 i 205-221 polskiego wydania) książki Gary
Kindera Light Years ("Lata świetlne") opisanych jest szereg dowodów potwierdzających kontakty
Billy'ego. Kiedy skontaktowałem się listownie ze Stevensem, który interesował się również
przypadkiem z Mirassol w stanie Sao Paulo w Brazylii (badanym przez Marię de Lourdes i Ney
Matiel Piresa). W odpowiedzi otrzymałem odeń w prezencie jego własną książkę UFO...
Contactfrom the Pleiades ("UFO... kontakt z Plejad").
Korzystając z okazji, pragnę podziękować Billy'emu, że mimo złego stanu zdrowia zdołał
poświęcić mi ponad dwie godziny w czasie mojej wizyty w Semjase-Silver-Star-Center. Pod jej
koniec Guido opowiedział mi między innymi treść niniejszej książki, ja zaś obiecałem mu pomoc w
przetłumaczeniu jej na portugalski i znalezieniu wydawcy. Ogromną zasługą Guido jest obiektywne
na ile to było możliwe
i wierne przedstawienie całej sprawy związanej z osobą Billy'ego Meiera
i jego kontaktami z Plejadanami. Być może książka ta stanie się pomostem dla tych naukowców,
którzy mimo swej pychy i arogancji, zrozumieli już, że zarówno w najdrobniejszym atomie, jak i
całym gigantycznym Kosmosie przejawia swoją obecność siła ducha. Jeśli nasi politycy staną się
rozsądniejsi, wówczas nasze ziemskie wojny z całą pewnością same znikną, zaś przyroda nie będzie
nas już "obdarzać" tellerycznymi nieszczęściami, a kosmos grozić uderzeniami komet. W ten
sposób alternatywa przedstawiana przez Plejadan stanie się realniejsza. Mając przed sobą
perspektywę zgliszcz pokrywających powierzchnię naszej planety, powinniśmy przestać zwlekać i
zacząć wspierać dążenia FIGU, bowiem w ten sposób możemy przyczynić się do zachowania
pokoju na naszym globie.
Brazylia, styczeń 1991
dr Walter Bhler
Od autora
Prowokujący tytuł tej książki "...a jednak latają"[2] nawiązuje do znanego powiedzenia
Galileusza "...a jednak się kręci". W jego czasach burzono fałszywe średniowieczne wyobrażenia,
aby stworzyć miejsce nowym poglądom i utorować drogę nowemu wiekowi.
My, obywatele XX wieku, znajdujemy się dzisiaj w podobnej sytuacji, kiedy to rewidowane są
nieaktualne i fałszywe poglądy. Po pierwsze musimy odpowiedzieć sobie na bardzo istotne pytanie,
czy oprócz Ziemi istnieją inne planety zamieszkałe przez ludzkie cywilizacje oraz czy w związku z
tym mamy prawo do uprzywilejowanego stanowiska. Jeśli uznamy, że istoty pozaziemskie istnieją
rzeczywiście, to musimy rozstrzygnąć, czy mogą być one tak dalece zaawansowane
technologicznie, aby móc pokonywać nieprzekraczalną w naszym wyobrażeniu barierę czasu i
przestrzeni i odwiedzać nas w swoich statkach kosmicznych.
W świetle logiki na to pierwsze pytanie istnieje tylko jedna odpowiedź. Jak wiadomo dziś
każdemu uczniowi, Ziemia z kosmicznego punktu widzenia jest niczym więcej jak kosmicznym
ziarnkiem piasku. Stąd też często powtarzane jeszcze dziś twierdzenie, że jest ona jedynym
miejscem we Wszechświecie, w którym występują istoty rozumne, jest kompletnym idiotyzmem.
Na szczęście coraz szerszą akceptację zyskuje pogląd, że mieszkańcy Ziemi nie są jedynymi
istotami myślącymi, a już na pewno nie są ukoronowaniem dzieła Stwórcy, jak to dotychczas z
pychą głoszono. Właśnie w tym sensie dokonał się istotny postęp w procesie rozumowania, choć na
ostatni decydujący przełom przyjdzie nam jeszcze nieco poczekać, bowiem gros ludzkości nadal nie
może lub nie chce pojąć, że tak zwane NOLe istnieją rzeczywiście i od wieków są obserwowane
ziemskim niebie.
Ich istnienie wzbudza dziś kontrowersje jak nigdy dotąd. W ten sposób znowu doszliśmy do
stwierdzenia: "...a jednak latają".
W dwóch pierwszych rozdziałach książki wyjaśniam, czym są te owiane aurą tajemnicy NOLe i
dlaczego "obcy przybysze" właśnie teraz tak często manifestują swoją obecność na naszym globie.
W rozdziałach X i XV odpowiadam z kolei na pytanie, dlaczego pozaziemskie obiekty latające nie
lądują na oczach wszystkich i czego właściwie od nas chcą ich załoganci.
W rozdziale III opisany jest w ogólnym zarysie styl życia mieszkańców planety Erra zwanych
Plejadanami w oparciu o wszelkie dostępne informacje uzyskane od łącznika Eduarda Alberta
Meiera. Plejadanie z planety Erra nie są istotami nadprzyrodzonymi, lecz takimi samymi ludźmi jak
my, tyle że bardziej zaawansowanymi pod względem rozwoju ewolucyjnego. Ich rodzinna planeta
znajduje się w układzie planetarnym gwiazdy Taygeta[3] położonym wewnątrz otwartej gromady
gwiazd zwanej przez nas Plejadami i oddalonym od Ziemi o około 500 lat świetlnych. Erra znajduje
się jednak w innym wymiarze, to znaczy w innej czasoprzestrzeni, która przesunięta jest w stosunku
do tej, w której istnieje nasz system słoneczny, o ułamek sekundy w przyszłość, co oczywiście jest
trudne dla nas do pojęcia w świetle naszej dzisiejszej wiedzy. Plejadanie, a właściwie Erranie,
przewyższają nas pod względem technologicznym o około 3.500 lat, zaś pod względem rozwoju
duchowego o około 30 milionów lat.
Dzięki swojemu niezwykle wysokiemu rozwojowi ewolucyjnemu w sposób perfekcyjny
opanowali podróżowanie w przestrzeni. Posiadają kilka punktów wypadowych w całym
Wszechświecie i funkcjonują w pewnym stopniu jako kosmiczni strażnicy porządku, a także
duchowi misjonarze.
Także i my, mieszkańcy Ziemi, mogliśmy i nadal możemy korzystać z ich cennej pomocy.
Dysponują ogromną armadą pojazdów kosmicznych służących do pokonywania wprost
niewyobrażalnych odległości kosmicznych. Ich technologia podróży kosmicznych jest tak
wspaniale rozwinięta, że mogą dosłownie przeskakiwać z jednego systemu gwiezdnego do
drugiego, co dla nas jeszcze długo pozostanie w sferze marzeń. Ich pojazdy kosmiczne omówione
są szczegółowo w rozdziale IV.
Następny poświęcony jest szwajcarskiemu łącznikowi zwanemu UFO-Billym, który już od
najwcześniejszych lat dziecinnych kontaktował się
najpierw telepatycznie, a potem osobiście
z
istotami pozaziemskimi. Działa on jako pośrednik między nimi i mieszkańcami Ziemi. W rozdziale
tym opisałem kilka znamiennych "kamieni milowych" na burzliwej drodze jego pełnego wrażeń
życia oraz jego jedyną w swoim rodzaju misję.
Omawiając to, przedstawiłem jego kontakty z istotami pozaziemskimi, wyjaśniając
jednocześnie, w jaki sposób do nich dochodzi, choć dzisiaj nie są już one tak częste, jak przed laty.
W następnych trzech rozdziałach mowa jest o rozmaitych dziennych i nocnych demonstracjach
ich pojazdów oraz wrażeniach obserwujących je świadków -często o charakterze wręcz
mistycznym. Aby Billy mógł potwierdzić prawdziwość swoich kontaktów, Plejadanie pozwolili mu
nakręcić osiem krótkich filmów oraz wykonać kilkaset kolorowych zdjęć przedstawiających ich
różnego typu statki kosmiczne, ich niezwykłe manewry oraz ślady lądowania. Ten materiał
fotograficzny jest nie tylko najobszerniejszy, ale i najlepszy na świecie.
Przypadek ten był szczegółowo badany przez różnych badaczy. Jedną z rzeczy, która szczególnie
zainteresowała badaczy amerykańskich i japońskich, były ślady lądowań statków tych istot.
Badacze ci przebywali kilka tygodni w miejscu zamieszkania Billy'ego i dzień i noc obserwowali
jego poczynania mając cichą nadzieję odkrycia mistyfikacji. Billy'ego oraz kilku naocznych
świadków poddano nawet testowi na "wykrywaczu kłamstw". Wypowiedzi różnych świadków
będące wynikiem przeprowadzanych niezależnie od siebie wywiadów okazały się ze sobą zgodne.
Część materiału dowodowego będącego w posiadaniu Billy'ego została zabrana do USA i zbadana
przez kilku wybitnych specjalistów przy użyciu najnowocześniejszego sprzętu badawczego.
Badaniu poddano:
a) kilka zdjęć i fragmentów filmów,
b) nagrania dźwięków wydawanych przez statki Plejadan,
c) cztery niewielkie próbki metalu, z którego wykonywane są powłoki statków Plejadan.
Badania tych rzeczy nie wykazały jakichkolwiek oznak fałszerstwa, a co za tym idzie
potwierdziły autentyczność kontaktów Billy'ego. W rezultacie Japończycy nakręcili film o nim i
jego kontaktach. Inny film na ten sam temat nakręciła czternastoosobowa ekipa z Hollywood. W
ciągu ostatnich piętnastu lat ukazało się ponadto kilka książek opowiadających o Billym i jego
kontaktach
wszystkie w języku angielskim.
W rozdziale IX przedstawione jest moje stanowisko wobec materiału fotograficznego Billy'ego i
jego autentyczności, zaś w rozdziale XII
najistotniejsze wyniki analiz naukowych oraz kilka
innych dowodów.
Godnym ubolewania faktem są opinie krążące w światku ufologicznym, w wyniku których
osoby będące łącznikami oraz ich sympatycy są w mniejszym lub większym stopniu nieustannie
krytykowani. Dotyczy to szczególnie Billy'ego Meiera. Takie jest właśnie podziękowanie tych ludzi
za to, że nie bacząc na swoje zdrowie przekazuje on ludziom ważne informacje, mądrości i
niestrudzenie kontynuuje swoją misję. Jego przeciwnicy bezustannie przeszkadzają mu w
rozpowszechnianiu prawdy. Na jego życie dokonano 13 zamachów, o czym jest mowa w rozdziale
XIII. W następnym przedstawiona jest tak zwana Inteligencja Giza, która również stara się, jak
tylko może, przeszkadzać Billy'emu w jego misji. Jest to rozproszona grupa obcych istot-renegatów,
która przysporzyła Billy'emu i FIGU wielu kłopotów. W roku 1978 została deportowana przez
Plejadan w bezpieczne miejsce.
Jeśli chodzi o szykany, muszę z przykrością stwierdzić, że to właśnie Billy cieszy się najgorszą
sławą wśród licznej grupy ufologów, których jest na całym świecie około 20.000. Powodem tego
stanu rzeczy są nieporozumienia, oszczerstwa, omyłki, a nade wszystko brak rzetelnej informacji.
Jego wrogowie określają go jako osobę pośrednią między Einsteinem, Dylem Sowizdrzałem i
Myszką Miki. Mimo wszystkich tych fałszywych opinii i złośliwych kłamstw rozpowszechnianych
na całym świecie, między innymi przez byłych członków jego grupy, nikomu nie udało się jednak
dowieść tego, co "złe języki" rozpowszechniają jako prawdę. Z drugiej strony, jeśli weźmiemy pod
uwagę fakt, że osoby chcące zostać łącznikami wyrastają jak "grzyby po deszczu", to nie należy się
dziwić ludziom, że stają się zaniepokojeni i w końcu przestają rozumieć, o co w tym wszystkim
chodzi. Stąd też niezbędne stało się gruntowne sprawdzenie i rozważenie wszystkich informacji,
którymi dysponujemy. Polecam uczynić to wszystkim, którzy w labiryncie błędów chcą odnaleźć
właściwą drogę. Z mojej strony mogę jedynie zapewnić, że w żadnym wypadku nie ośmieliłbym się
występować publicznie, nie mając stuprocentowej pewności co do realności kontaktów Billy'ego
Meiera.
Biorąc pod uwagę swoje przeżycia i długoletnie badania, mogę stwierdzić ze spokojnym
sumieniem, że nie mamy tu do czynienia z czymś w rodzaju bajki braci Grimm czy też "Z tysiąca i
jednej nocy", lecz z nagimi faktami. Moim jedynym dążeniem było przedstawienie faktów takimi,
jakimi są. Jeśli lektura mojej książki pobudzi kogoś do poważnego rozważenia tej sprawy, będzie
do dla mnie najlepsza zapłata za trud, jaki włożyłem w napisanie tej książki. Będąc jedyną w swoim
rodzaju, historia Billy'ego Meiera oceniana jest w dwojaki sposób
przeciwnicy określają ją jako
niezwykle wyrafinowane oszustwo, zaś zwolennicy jako największą sensację XX wieku.
Rozstrzygnięcie, który punkt widzenia jest właściwy, pozostawiam Czytelnikom.
Hinterschmidrti, styczeń 1991
Guido Moosbrugger
I. Era Wodnika
1. Era Wodnika w ujęciu astronomicznym i astrologicznym
Nowy Wiek, Złoty Wiek, Era Wodnika
tak brzmią modne obecnie hasła, które spotykamy na
każdym kroku krocząc przez świat z otwartymi oczyma, nie chowając głowy w piasek przed tym,
co stale przynoszą nam nowe zdarzenia. Niezależnie od tego, czy dokonaliśmy już tego odkrycia,
czy też nie, tkwimy już w środku okresu przejściowego tej nowej ery, która nosi nazwę "Wodnika".
Zanim jednak szczegółowo omówię niezwykłe znaczenie Ery Wodnika, niezbędne jest choćby
ogólne wyjaśnienie podstawowych pojęć astronomicznych. Iluzją jest mniemanie, że Ziemia jest
spokojnym ciałem niebieskim, wokół którego krążą pozostałe
w rzeczywistości jest odwrotnie.
Ziemia wykonuje wiele ruchów równocześnie. Nawiązując do sentencji Archimedesa: "Dajcie mi
stały punkt, a ruszę z posad cały świat"
należy stwierdzić, że w całym Wszechświecie nie istnieje
ani jedno nieruchome ciało niebieskie, co nieustannie potwierdzają badania kosmosu.
Jak wiadomo dzisiaj każdemu, Ziemia obraca się wokół własnej osi raz na 24 godziny,
wywołując w ten sposób zjawisko dnia i nocy. Z kolei oś ziemska będąca umowną linią
przebiegającą przez środek Ziemi łączącą biegun północny z południowym okrąża raz w ciągu roku
Słońce wzdłuż eliptycznej orbity. Pozornie wygląda to, jak gdyby to Słońce wędrowało wokół
Ziemi, a nie odwrotnie. Ze zjawiskiem tym łączy się pojęcie "precesji", które omówione zostało w
dalszej części tego rozdziału. Wcześniej jednak należy zapoznać się z poszczególnymi ruchami
wykonywanymi przez Ziemię.
By umiejscowić ciała niebieskie i określić ich ruchy, całą sferę niebieską traktujemy umownie
jako olbrzymią powierzchnię kulistą, otaczającą Ziemię, której równik leży na tej samej
płaszczyźnie co równik Ziemi. Na jej górnej i dolnej powierzchni na przedłużeniu ziemskiej osi
leżą dwa bieguny określane mianem północnego i południowego bieguna nieba. Równik Ziemi
nachylony jest do płaszczyzny jej orbity pod kątem 2327' albo inaczej mówiąc oś Ziemi nachylona
jest do płaszczyzny jej orbity pod kątem 6633' (płaszczyzna orbity Ziemi to powierzchnia, wzdłuż
której Ziemia krąży wokół Słońca). Rzutowana na powierzchnię sfery niebieskiej płaszczyzna
orbity Ziemi nazywa się ekliptyką. Ekliptyka to pozorna orbita, którą przemierza w ciągu roku
Słońce obserwowane z Ziemi. Wzdłuż ekliptyki rozciąga się Zodiak zwany Zwierzyńcem
Niebieskim, który jest pasem na sferze niebieskiej o szerokości 16. Zodiak tworzy 12 konstelacji:
Wodnik, Koziorożec, Strzelec, Skorpion, Waga, Panna, Lew, Rak, Bliźnięta, Byk, Baran i Ryby.
W znaczeniu astronomicznym Era Wodnika zaczyna się w chwili, gdy punkt równonocy
wiosennej[4] zwany także punktem Barana wstępuje w gwiazdozbiór Wodnika .
Wskutek powolnego ruchu zataczającego osi ziemi punkt równonocy wiosennej przesuwa się po
równiku niebieskim w ciągu roku o kąt 50,116" w kierunku przeciwnym niż Słońce i w ten sposób
co 2155 lat przemierza jeden gwiazdozbiór, a co 26.000 (dokładnie 25860) lat
cały pas zodiakalny
(patrz podrozdział "Precesja").
W tym miejscu sprzeniewierzyłem się nieco sobie samemu, bowiem podane przeze mnie dane
nie pokrywają się dokładnie z danymi astronomicznymi. Mogę jednak zapewnić, że nie są one
wytworem mojej fantazji, lecz danymi przekazanymi przez pilotkę statku kosmicznego pochodzącą
z Plejad imieniem Semjase. Jest ona jednym z najważniejszych kontaktów Eduarda Alberta "Billy"
Meiera (patrz rozdział III).
W podrozdziale "Era Wodnika w liczbach" przedstawiłem w sposób przejrzysty istotne punkty i
okresy czasowe. Koniec lub inaczej mówiąc czas upływu ery Ryb i jednocześnie początek
pierwszej połowy okresu przejściowego ery Wodnika nastąpił 3 lutego 1844 roku o godzinie 11.20
czasu środkowoeuropejskiego. W tym samym momencie czasowym 93 lata później, a więc 3 lutego
1937 roku, zaczęła się druga połowa okresu przejściowego, po której to dopiero w roku 2029 Era
Wodnika zacznie się naprawdę i będzie w pełni na nas oddziaływać. Podobnie jak inne era Wodnika
trwać będzie 2155 lat i zakończy się w roku 3999. Bezpośrednio po niej nastanie era Koziorożca, a
po niej era Strzelca. Dopiero po 25860 latach zakończy się cały cykl precesyjny i zacznie następny.
Podając te związki astronomiczne, do których większość astronomów i innych naukowców
prawdopodobnie nie przywiązuje żadnej wagi, jako że astrologia do dziś nie jest uważana za naukę,
wsadziłem zapewne głowę w przysłowiowe gniazdo os.
Znaczenie Ery Wodnika można przedstawić jednak tylko z astrologicznego punktu widzenia bez
względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. Postaram się te nie najprostsze zagadnienia
przedstawić możliwie najprzystępniej, jak potrafię. Zanim jednak dotknę tego "parzącego" tematu,
pragnę dodać, że astrologia jest traktowana przez mieszkańców Plejad jak każda inna dyscyplina
naukowa w rodzaju astronomii, astrofizyki, fizyki, chemii etc.
Plejadanie są mieszkańcami otwartej gromady gwiazd zwanej Plejadami znajdującej się w
gwiazdozbiorze Byka (patrz rozdział III). Nasza dotychczasowa wiedza w dziedzinie astrologii jest
bardzo skromna i dlatego musimy nauczyć się jeszcze wielu rzeczy, zanim osiągniemy poziom
wiedzy Plejadan w tej materii. Obecnie wśród nas jest już wielu wybitnych astrologów poważnie
traktujących swój zawód i świetnie znających się na rzeczy, jak choćby znany na całym świecie dr
Hans Holzer. Niestety, oprócz tej stosunkowo nielicznej grupy ekspertów działa cała armia
domorosłych astrologów, wśród których dominują zwyczajni krętacze, łgarze i zarozumialcy
wykorzystujący ludzką łatwowierność, aby wyłudzić od nich jak najwięcej pieniędzy. Tym swoim
przestępczym postępowaniem dyskredytują rzetelnych znawców i badaczy tej gałęzi wiedzy. Jak w
każdej dziedzinie ludzkiej działalności nie należy "wrzucać wszystkich do jednego worka", lecz
starać się "oddzielać ziarno od plew".
Twierdzenie oponentów astrologii, że jest ona nic niewarta, jest błędne i do niczego nie
prowadzi. Zarzut ten powinien raczej brzmieć: "błędnie stosowana astrologia jest nic niewarta" dopiero
takie stwierdzenie jest słuszne. Należy zatem wyraźnie oddzielić rzeczywiste fakty od
spekulacji, które z natury rzeczy nie posiadają wielkiego znaczenia. Mniemanie, że los
pojedynczego człowieka lub całych narodów zależy wyłącznie od gwiazd, jest oczywiście błędne, z
drugiej zaś strony prawdziwy jest pogląd, że gwiazdy wywierają określony wpływ na Ziemię i jej
mieszkańców, lecz nigdy w takim sensie, że determinują los poszczególnych ludzi. Głównym
czynnikiem, który o tym decyduje, jest sposób, w jaki człowiek reaguje na wibracje. Każdy może
kierować się w tym względzie własną wolą i sam decydować o swoim losie. Z astrologicznego
punktu widzenia należy uwzględniać następujące promieniowania:
1. Najsilniejsze oddziaływanie kosmiczne, jakim jest promieniowanie Centralnego Słońca
Galaktyki. Jest ono niezwykle silne i przekazywane poszczególnym gwiazdom. Jego odbiorcy
przemieniają je na swój własny sposób odpowiednio do własnego poziomu ewolucyjnego (dotyczy
to zarówno gwiazd, jak i żywych istot zamieszkujących krążące wokół nich planety). Każdy układ,
konstelacja ciał niebieskich (gwiazd i planet) przekazuje nam inną część promieniowania
centralnego słońca objawiającą się różnym stopniem jego intensywności. Odbierane drgania
pojedynczych ciał niebieskich to jedynie cząstka tego, co wysyła centralne słońce galaktyki.
2. Kolejnym pod względem siły oddziaływania jest promieniowanie konstelacji pasa
zodiakalnego
na przykład w erze Ryb występują najniższe częstotliwości drgań, zaś w erze
Wodnika najwyższe.
3. Drgania własne planet, które odgrywają istotną rolę w obliczeniach astrologicznych.
Jest pewien drażliwy dział astrologii, o którym należy tu wspomnieć. Są to horoskopy. Na ich
temat krąży wiele sprzecznych opinii. Otóż produkowane taśmowo roczne horoskopy, a także
cotygodniowe ogólnikowe prognozy zamieszczane w licznych czasopismach są całkowicie
bezwartościowe. Nie oznacza to jednak, że horoskopy należy generalnie odrzucić. Aby miały one
sens, aby posiadały pewną wymowę, niezbędne jest posłużenie się do ich sporządzenia
odpowiednimi informacjami i umiejętnościami. Nasza obecna wiedza w tej dziedzinie jest zbyt
uboga, abyśmy mogli precyzyjnie prognozować przyszłe wydarzenia. Nie jest tego w stanie zrobić
nawet najlepszy astrolog.
Przykładem na to może być chociażby znaczenie daty urodzin. Znajomość dokładnego czasu
narodzin
co do sekundy
to znaczy momentu, w którym głowa dziecka wynurza się z ciała matki
i "ogląda światło dzienne", ma fundamentalne znaczenie przy sporządzaniu horoskopu. Również
poświęcanie zbyt mało uwagi innym, z pozoru błahym, faktom może w znacznym stopniu wpłynąć
na dokładność horoskopu.
Pewnym powodem, dla którego odczytywanie gwiazd traktowane jest jako bezsensowna
spekulacja, jest fakt, że usytuowanie konstelacji astronomicznego pasa zodiakalnego nie jest zgodne
z kolejnością astrologicznych znaków zodiaku o tej samej nazwie.
Wskutek precesji przesunięcie punktu równonocy wiosennej względem astrologicznych znaków
zodiaku następuje w kierunku odwrotnym, a więc na przykład nie od znaku Wodnika do Ryb, lecz
od Ryb do Wodnika etc. Poza tym czasy trwania astrologicznych znaków zodiaku są takie same,
podczas gdy długość kątowa poszczególnych konstelacji astronomicznych nie jest taka sama.
Ponadto symboliczne znaczenie astrologicznego zodiaku jest zawsze takie same, zaś niewielkie
zmiany, jakie w nim występują, zależą od tego, jakiej konstelacji astronomicznej jest on w danym
momencie przyporządkowany. Konstelacja jest tak zwanym tłem, które można porównać z kulisami
teatralnymi. Aby to łatwiej zrozumieć, załóżmy, że przed wielu laty oglądaliśmy pewną sztukę w
teatrze, która wywarła na nas duże wrażenie. Po dłuższym okresie czasu ponownie nadarza się nam
okazja jej obejrzenia. Oczekując na to wydarzenie początkowo nie zauważamy, że zmieniły się już
zewnętrzne okoliczności. Udajemy się na swoje miejsce i czekamy na rozpoczęcie spektaklu. W
końcu kurtyna unosi się i rozpoczyna się przedstawienie. I nagle doznajemy uczucia zdziwienia.
Naszym oczom ukazują się nowe kulisy, nowi aktorzy, kostiumy etc. Przez chwilę odnosimy
wrażenie, że jesteśmy na zupełnie innej sztuce, mimo iż jej wymowa wcale się nie zmieniła.
Wszystko zależy teraz od tego, jak ta zmieniona sytuacja zadziała na nas.
Krótko mówiąc, znaczenie poszczególnych astrologicznych znaków zodiaku jest niezmienne w
ciągu całego cyklu precesji wynoszącego 25.860 lat -zmienia się jedynie ich tło, to znaczy
poszczególne konstelacje astronomiczne.
Wielu czytelników odbierze to zapewne jako czystą bzdurę, lecz bez względu na to, co będą o
tym sądzić, tak jest i nic tego nie zmieni. Taka jest natura rzeczy, czy się to nam podoba, czy nie.
Wszystko wokół nas ulega stałym cyklicznym zmianom
powstawaniu i znikaniu. Te powtarzające
się bez końca zmiany wspomagają ewolucję, czyli przyczyniają się do dalszego rozwoju wszelkich
form życia.
2. Znaczenie ery Wodnika
Początek nowej ery oznacza, że nasz układ planetarny "wszedł" w obszar nieba należący do
gwiazdozbioru Wodnika, a co za tym idzie w obszar bezpośredniego promieniowania Centralnego
Słońca Galaktyki. Z powodu specyficznego układu konstelacji gwiezdnych promieniowanie Słońca
Centralnego jest w tej erze tak mocno odczuwalne, jak w żadnej innej. Stąd też słuszne są uwagi
mówiące o "złotym wieku".
Era Wodnika zaczęła się 3 lutego 1844 roku, w chwili gdy znaleźliśmy się w najbardziej
zewnętrznym brzegu jej promieniowania. Obecnie znajdujemy się w końcowej fazie okresu
przejściowego, w którym jednocześnie odczuwamy słabnący wpływ minionej ery Ryb i stale
rosnący wpływ promieniowania ery Wodnika.
To, co dokonuje się w czasie owych 185 lat okresu przejściowego, można w pewnym stopniu
porównać do przechodzenia zimy w wiosnę, które również następuje stopniowo, a nie z dnia na
dzień.
Minioną erę Ryb cechowały mordy, zamachy, przemoc, fanatyzm religijny, wiara w urojenia,
czarnoksięstwo, mistycyzm i inne negatywne aspekty ludzkiej psychiki. Ryba należy do wody, zaś
wodnik do powietrza. Wygląda to tak, jak gdyby latająca ryba wyskoczyła z wody i w locie
przemieniła się w ptaka. Czas trwania tej metamorfozy wynosi 185 lat. Pogrążona w mroku
ludzkość stopniowo wychodzi ku światłości chłonąc nową wiedzę. Najtrafniejszym określeniem
tego okresu jest przełom. Chyląca się ku upadkowi budowla życia musi zostać zburzona bez
względu na koszty
jednocześnie na jej gruzach powstają fundamenty nowego domu. Niekorzystny
wpływ Ery Ryb sprawia, że dokonujące się przemiany zachodzą z pewnymi kłopotami
objawiającymi się w postaci wojen, rewolucji, terroru, fanatyzmu, rządnych władzy polityków,
nienawiści, waśni, kłamstw, fałszu etc. Ta spuścizna przeszłości jest drogo opłacana.
Zatroskane o losy świata umysły już od dłuższego czasu głoszą czarne wizje przyszłości,
mówiąc o totalnej zagładzie. Jak powszechnie wiadomo, znajdujemy się obecnie w niebezpiecznej
sytuacji i to pod wieloma względami. Oto krótki cytat z 5 numeru naszego biuletynu Wissenswertes
("Godne uwagi") z lutego 1985 roku, str. 7, zwierający główne przyczyny i zagrożenia:
"...przeludnienie, militaryzm, przemysł zbrojeniowy, rozmaite trucizny, radioaktywność,
przestępczość, lekomania, herezje, wyzysk finansowy, przemysł chemiczny, terroryzm, rasizm,
handel ludźmi, prostytucja, anarchia, mistycyzm etc".
Jeśli dodamy do tego jeszcze różne kataklizmy, takie jak trzęsienia ziemi, huragany, powodzie,
obumieranie lasów, zmiany klimatyczne, dziury ozonowe, zagrożenia nuklearne, AIDS, zboczenia
seksualne i temu podobne plagi, to wówczas będziemy mieli pełny obraz objawów okresu
przejściowego, w którym się obecnie znajdujemy.
Mimo tego wszystkiego osiągnęliśmy jednak niezaprzeczalne sukcesy we wszystkich
możliwych dziedzinach życia, zwłaszcza w naukach przyrodniczych i technice. W ubiegłych
dziesięcioleciach jak nigdy dotąd dokonaliśmy wielu odkryć i wynalazków. Niestety postęp w
naukach humanistycznych nie był tak szybki, w wyniku czego powstała znaczna, trudna do
przekroczenia, przepaść między znacznym postępem naukowo-technicznym a wiedzą socjalnoetyczną.
Inaczej mówiąc, nasz poziom etyczny jest daleko w tyle za poziomem rozwoju
technicznego, co widać po wykorzystywaniu przez nas odkryć naukowych w negatywnych celach,
to znaczy w celach militarnych, oraz po podporządkowywaniu sobie przyrody pod kątem chęci
zysku. To błędne nastawienie należy czym prędzej zlikwidować, bowiem ciąży ono nad ludzkością
niczym miecz Damoklesa.
Erę Wodnika często określa się jako "Czas Końca". To określenie jest prawdziwe jedynie w tym
sensie, że to co przestarzałe musi zniknąć. Nie chodzi tu o ostateczny koniec, apokalipsę, lecz o
początek, który da o sobie znać w pełni dopiero w roku 2029.
Drgania energetyczne Słońca Centralnego o dużej częstotliwości zalewają naszą planetę
inicjując erę pozytywnego duchowego przełomu. Promieniowanie Ery Wodnika aktywizuje
ewolucję planety i jej mieszkańców w tak ogromnym stopniu, że jej wpływowi ulega każdy. Nowa
era wywołuje gruntowne zmiany we wszystkim, co dotychczas obowiązywało, usprawniając to i
podporządkowując nowym kryteriom. Kosmiczne wpływy osiągają taki stopień, że przełomowe
wydarzenia, odkrycia i wynalazki stają się czymś powszednim. W tym "dostojnym" wieku mają
miejsce również ogromne przemiany w warstwie duchowej. Zdaniem Semjase to co intelektualne
przestaje być miarodajne i uzupełnione zostaje wiedzą i umiejętnościami. Wszystko, co hamuje i
zniewala umysł, podlega zniszczeniu. Ten nowy początek niesie ze sobą konsekwencje brzemienne
w skutkach, zarówno dla całej ludzkości, jak i dla każdego człowieka z osobna.
Pojedyncze osoby różnie reagująjednak na impulsy. Niektórzy odczuwają je jako zagrożenie i
uporczywie czepiają się tego co konwencjonalne oraz bardziej niż dotychczas oddają się
materialnym potrzebom i konsumpcji, inni z kolei
nękani wewnętrznym niepokojem
szukają
schronienia w instytucjach religijnych, które wyrastają jak grzyby po deszczu i biorą swych
zwolenników pod swoje niebezpieczne skrzydła. W tę "pajęczą sieć łowców ludzi" najczęściej
wpadają młodzi ludzie. Ci rzekomi uzdrowiciele i fałszywi profeci panoszą się na oczach
wszystkich, wyciągając swoje macki po nowe ofiary, które są następnie wykorzystywane i
wiedzione na manowce.
Nowy wiek wymaga swojego trybuna, dlatego też tak wielu złośliwych kłamców i oszczerców
łatwo znajduje pożywkę do swojej niecnej działalności. Inni ludzie szukają ukojenia w narkotykach,
ale zamiast niego grozi im trafienie do rynsztoka lub wiezienia, jeśli nie zerwą z tym nałogiem.
Istnieje jeszcze grupa ludzi, którzy są bardzo wyczuleni na wszelkie pozytywne zmiany, przez
co są niezwykle podatni na wahania kosmicznych oddziaływań. Ludzie ci nie zachowują swojej
nowo ukształtowanej świadomości tylko dla siebie, lecz przekazują ją
nieświadomie
w formie
promieniowania swojemu otoczeniu, co z kolei wywołuje odpowiednie oddziaływania ewolucyjne.
Złoty Wiek jest początkiem prawdziwego życia w sensie twórczym. Wraz z jego nastaniem
Ziemianie rozpoczną jedyny w swoim rodzaju "wzlot umysłowy", lecz zanim się on rozpocznie
musi zdaniem Semjase upłynąć jeszcze wiele dziesięcioleci. Żadna inna era nie jest w stanie
wynieść Człowieka na tak wysoki poziom rozwoju umysłowego. Doznamy największej ewolucji,
jak miała kiedykolwiek miejsce. Wraz ze stopniowym nastawaniem Ery Wodnika mieszkańcy
naszej planety będą pokonywali w swoim rozwoju stopień po stopniu, z wyjątkiem tych, którzy
będą się temu rozwojowi opierali. Ci odpadną, o ile nie wyzbędą się swoich złych przyzwyczajeń.
Aby choć w niewielkim stopniu zmniejszyć "bóle porodowe" okresu przechodniego, w którym
będziemy żyli aż do 3 lutego 2029 roku, odwiedzać nas będą inteligencje pozaziemskie w tak
zwanych NOLach, aby dać nam znać o swoim istnieniu.
Coraz rzadziej nawiązują kontakty z wyselekcjonowanymi ludźmi, których misją jest
przekazywanie mieszkańcom naszej planety ważnych informacji i różnego rodzaju nauk. Ich
działalność tego typu jest nam niezbędna. Należy bezwzględnie "zaorać pole niewiedzy", zanim
będziemy mogli zbierać owoce nowych czasów. Najbardziej zaangażowanymi w niesieniu tej
pomocy są nasi pozaziemscy bracia i siostry z Plejad oraz ich sprzymierzeńcy z gwiazdozbioru
Lutni. To oni wytyczyli nam drogowskazy na upstrzonej licznymi przeszkodami drodze ku
przyszłości. Dzięki swojej wszechstronnej pomocy zasługują na więcej niż tylko uznanie.
Już od dawna wśród ludzi działają jako pośrednicy między nami i istotami pozaziemskimi
specjalnie wybrane osoby, które przez swoją funkcję są swego rodzaju prorokami na "scenie
naszych dziejów". Aby uniknąć nieporozumień, należy wyjaśnić, że ludzie ci nie należą do żadnej
kasty. Są to zupełnie normalni ludzie, którzy różnią się od innych tym, że posiadają pozaziemską
wiedzę, dzięki której są w stanie korygować błędne przekazy oraz głosić prawdziwe prawa i nakazy
Kreacji. Często jednak głoszona przez nich gorzka prawda jest niewłaściwie odbierana przez wielu
ludzi i poddawana w wątpliwość, między innymi ze względu na sposób, w jaki jest oznajmiana. Jak
wiadomo, prorocy od zarania dziejów przedstawiani byli jako kłamcy i oszczercy, często
prześladowani i uśmiercani za słowa prawdy, które ośmielali się głosić.
Mówiąc słowami Semjase: "Wielu proroków zarówno ziemskich, jak i kosmicznych, to znaczy
rewolucjonistów, buntowników i nauczycieli urodziło się w lutym. Najwięksi spośród nich to ci,
którzy przyszli na świat na początku drugiej połowy okresu przechodniego, przy czym bardzo
istotny jest tutaj również czas z dokładnością co do godziny i minuty, bowiem im bliższy jest on
punktowi przechodniemu, to jest godzinie 11.20 czasu ziemskiego, tym wyraźniej wykształcone są
w takim człowieku cechy Wodnika. Tego rodzaju osób jest niewiele i są oni rozproszeni po całym
świecie".
Zatem nie powinno nikogo dziwić, że Plejadanie wybrali na swojego pośrednika człowieka z
taką datą urodzin. Jest nim Szwajcar Eduard Albert Meier, znany również pod przydomkiem UFO-
Billy. Jest on jednym z najważniejszych proroków Ery Wodnika.
Mimo licznych sukcesów w wielu dziedzinach, wciąż jeszcze mamy przed sobą wiele
zamkniętych drzwi uniemożliwiających nam dostęp do lepszego świata; świata trwałego pokoju,
dobrosąsiedzkich stosunków między wszystkimi narodami ziemi, miłości, przyjaźni, etc. Nowa era
przyniesie nam wprawdzie olbrzymi postęp, lecz wymaga też od nas radykalnej zmiany
dotychczasowego, zbyt materialistycznego sposobu myślenia nasyconego nierealną wiarą oraz
przesiąkniętego różnymi niskimi pobudkami, takimi jak żądza posiadania, władzy, egoizm i
apodyktyczność.
Należy uruchomić wszystkie siły, aby jak najszybciej wyjść z tej "ślepej uliczki", w której
znajduje się obecnie ludzkość. Sama zmiana świadomości tu jednak nie wystarczy. Następstwem
oddziaływań kosmicznych będą gigantyczne zmiany, jakich nasz świat jeszcze nigdy nie przeżywał.
Musimy wykorzystać tę szansę i każdy z nas może "dorzucić swój grosik" do tego, aby era
Wodnika świeciła w przyszłości pełnym blaskiem, w co wszyscy wierzymy, że nastąpi.
3. Precesja
Pod wpływem działania sił grawitacyjnych Słońca, Księżyca i pozostałych planet usiłujących
ustawić równik ziemski w płaszczyźnie ekliptyki odchylona od pionu względem niej oś Ziemi
wykonuje powolny ruch okrężny w kierunku przeciwnym do kierunku obrotu Ziemi. Przedłużona
umowna oś Ziemi (oś nieba) wykonuje raz na 25.860 lat pełny obrót wokół bieguna północnego
ekliptyki zakreślając podwójny stożek w przestrzeni.
Ponadto precesji towarzyszy zjawisko nutacji, które wywołuje dodatkowe niewielkie zmiany w
precesyjnym ruchu osi Ziemi. Jest ono efektem periodycznych zmian położenia orbity Księżyca w
stosunku do płaszczyzny równika ziemskiego, a także zmieniających się wzajemnych odległości
Słońca, Ziemi i Księżyca. W wyniku precesji punkt równonocy wiosennej przesuwa się co roku o
56,116 sekund łuku i co 2155 lat przemierza jedną konstelację, obiegając cały pas zodiakalny co
około 26.000 lat (dokładnie 25.860).
4. Era Wodnika w liczbach
II. Zagadka NOLi
24 czerwca 1947 roku amerykański pilot Kenneth Arnold doniósł o zaobserwowaniu formacji
dziewięciu jaskrawo połyskujących obiektów lecących na wysokości 3.000 metrów z prędkością
około 1.500 km/godz. Twierdził, że lecąc podskakiwały one jak spodki rzucone poziomo do
powierzchni wody. W taki lub podobny sposób narodziło się określenie "latające spodki" używane
powszechnie do dzisiaj, niestety z pejoratywnym podtekstem. Mówiąc o nich mamy najczęściej na
myśli tak zwane NOLe, czyli Niezidentyfikowane lub Nieznane Obiekty Latające.
Dla większości z nas NOLe nadal są tajemnicą, która nie została do dzisiaj wyjaśniona.
Zasadnicze pytanie, jakie automatycznie nasuwa się w związku z nimi, dotyczy istoty tego
mistycznego zjawiska, które od dziesięcioleci manifestuje się wokół naszego globu. Czy jest ktoś,
kto potrafiłby udzielić wiążących informacji o tych obiektach, czy też nadal musimy zadowalać się
mglistymi domysłami i hipotezami?
Bazując na absolutnie wiarygodnych informacjach, które posiadamy w FIGU, jestem w stanie
wyjaśnić tajemnicę tak zwanych NOLi. Jednak również w tych sprawach obowiązuje znane
przysłowie: "Nie wszystko złoto, co się świeci". Innymi słowy, nie wszystkie obserwacje NOLi
dotyczą w rzeczywistości obiektów latających w dosłownym tego słowa znaczeniu. W przypadku
tego zjawiska mamy do czynienia z ogromną
większą niż to można sobie nawet wyobrazić
paletą złudzeń optycznych, pomyłek i oszustw. W związku z tym niezbędnie jest wyraźne
oddzielenie nieprawdziwych NOLi od rzeczywistych obiektów latających.
1. Nieprawdziwe NOLe
Do nieprawdziwych NOLi należą:
1.1. Złudzenia optyczne
Są to niecodzienne zjawiska obserwowane na niebie w ciągu dnia lub nocy, które w wyniku
błędnej interpretacji lub niedostatecznej znajomości rzeczy są omyłkowo traktowane jako nieznane
obiekty latające. Mogą to być na przykład jaskrawo błyszczące planety, takie jak Jowisz lub Wenus,
chmury w kształcie soczewek, światła polarne, odbicia powietrza w rodzaju fatamorgany, kuliste
błyski, świecący gaz bagienny (tak zwane błędne ognie), wysoko przelatujące roje owadów oraz
inne zjawiska przyrodnicze. Mogą to być również różne obiekty ziemskiego pochodzenia jak na
przykład balony meteorologiczne, reklamowe lub sportowe, światła reflektorów, błyszczące
powłoki spadochronów, samoloty i inne urządzenia latające, latawce, sztuczne satelity Ziemi,
spadające części urządzeń latających etc.
1.2. Mistyfikacje
Najczęstszymi mistyfikacjami są proste fotomontaże lub zdjęcia trikowe rzekomo
zaobserwowanych obiektów latających. Często towarzyszom im pełne fantazji opisy kontaktów, a
nawet lotów kosmicznych odbywanych w pojazdach istot pozaziemskich. Autorami tych oszust są z
reguły notoryczni kłamcy, którzy kierując się niskimi pobudkami próbują w ten sposób wzbudzić
sensację i zdobyć sławę i uznanie. Nierzadko szalbierstwa tego typu są dziełem młodych, często
chorych umysłowo ludzi, którzy rozpowszechniają wymyślone przez siebie opowieści o NOLach w
celu oszukania innych ludzi dla zwykłej uciechy.
1.3. Nieświadome złudzenia wywołane obcym wpływem
Złudzenia tego typu mogą być wywołane zarówno bez, jak i z pomocą odpowiedniej aparatury.
Osoby mające owe halucynacje są głęboko przekonane, że to, co widziały lub odczuły, wydarzyło
się naprawdę. Ludzie ci odpowiadają między innymi o bliskich spotkaniach pierwszego, drugiego
lub trzeciego stopnia, o kosmicznych przejażdżkach i innych temu podobnych rzeczach. Naprawdę
jednak ulegają pod wpływem teleprojekcji lub realwizji[5] złudzeniom, które wyglądają tak
wiarygodnie, że nie potrafią odróżnić ich od rzeczywistości. Ludzi doznających tego typu złudzeń
nie można oczywiście nazywać oszustami, bowiem opowiadają oni nieprawdziwe historie, nie
mając pojęcia, że są przez kogoś manipulowani.
1.4. Nieświadome złudzenia wywołane autosugestią
Złudzenia te mogą powstawać w normalnym stanie świadomości lub w czasie transu. Osoby
doznające tego typu złudzeń opowiadają potem często niezwykłe historie o spotkaniach z istotami
pozaziemskimi, podróżach w kosmos, etc. Czynią to tak przekonywająco, że nawet poważni
ufolodzy dają się na nie nabierać i opisują je potem w swoich pracach. Również i w tym przypadku
nie należy określać tych
na swój sposób godnych pożałowania
ludzi mianem oszustów, gdyż nie
są oni świadomi, że ich rzekome przeżycia w rzeczywistości nie miały miejsca.
1.5. Transcendentalny stan wywołujący rozdwojenie jaźni
Od pewnego czasu pojawia się coraz więcej ludzi, którzy potrafią wprowadzić się w stan transu,
rozdwojonej świadomości, podczas którego użyczają swoich narządów mowy zmarłym ludziom lub
obcym istotom. Trans ten może być wywoływany nieświadomie przez "niewłaściwe" czynniki
psychiczne lub zupełnie świadomie w oszukańczych celach. Metoda ta jest obecnie bardzo
popularna na świecie i nosi nazwę "przekazu medialnego" (channeling).
2. Prawdziwe NOLe
Powyższe uwagi mogą wywołać wrażenie, że tak zwane NOLe w ogóle nie istnieją, że są
urojeniami powstającymi w głowach ufologów i ezoteryków. Tak jednak nie jest. W ten sposób
doszliśmy do najistotniejszego i najbardziej właściwego pytania: Czym są w rzeczywistości
Nieznane Obiekty Latające?
Otóż prawdziwymi obiektami latającymi są:
2.1. Materialne obiekty latające pochodzenia ziemskiego
Nie, nie, to nie przejęzyczenie. Materialne obiekty latające pochodzenia ziemskiego
przypominające z wyglądu NOLe naprawdę istnieją!
Chodzi tu o niemieckie i kanadyjskie latające spodki skonstruowane i częściowo przetestowane
podczas II wojny światowej będące tajną cudowną bronią Hitlera, które nie zostały jednak użyte na
froncie. Na wschód od Lipska, w zakładach BMW w Pradze, Wrocławiu, Wiedniu i innych
miejscowościach, stworzono podwaliny pod całkowicie nowe urządzenia latające. Wynikiem tych
badań było skonstruowanie tak zwanych ognistych kul oraz latających tarcz (latających bąków).
Prace badawcze i konstrukcyjne prowadzone były przez austriackiego przyrodnika Viktora
Schaubergera (miał prawdziwe kontakty z obcymi istotami), niemieckich konstruktorów i pilotów
Miethe, Schrievera i Habermohla, Włocha Belluzzo i wielu innych.
Latające dyskoidalne tarcze posiadały początkowo konwencjonalny napęd odrzutowy, potem
bardziej nowoczesny. Pierwsze udane loty prototypów miały miejsce pod koniec II wojny
światowej i jak na ówczesne możliwości stanowiły znaczące osiągnięcie. W połowie lutego latający
dysk wzniósł się nad Pragą na wysokość 12 kilometrów w ciągu 3 minut i w locie poziomym
osiągnął prędkość dwukrotnie większą od prędkości dźwięku. Pojazd ten latał jak helikopter.
Pod koniec wojny wszystkie istniejące pojazdy, park maszynowy oraz plany konstrukcyjne
postanowiono całkowicie zniszczyć, aby nie dostały się w ręce wroga. Zamiar ten nie został jednak
wykonany w stu procentach, w związku z czym ocalały plany i częściowo park maszynowy, które
bardzo szybko trafiły w niewłaściwe ręce. Niektóre pogłoski mówią, że ta bezcenna dokumentacja
trafiła w ręce zwycięskich mocarstw. Nie wiadomo jednak, czy tak się rzeczywiście stało. Według
Plejadan niektóre wycofujące się pod koniec wojny nazistowskie oddziały natknęły się na te
materiały konstrukcyjne, dzięki czemu same podjęły w ścisłej tajemnicy dalsze prace nad budową i
udoskonaleniem tych pojazdów. Z ich danych wynika, że w roku 1976 największy pojazd osiągnął
już średnicę 100 metrów. Stałe udoskonalanie mechanizmu napędowego z biegiem czasu znacznie
zwiększyło jego moc. Z obserwacji wynika, że te ziemskie pojazdy latające są bardzo podobne do
dyskoidalnych obiektów latających pochodzenia pozaziemskiego, stąd też często mylone są ze
sobą.
Pod względem możliwości ustępują one jednak znacznie pozaziemskim pojazdom latającym.
Tego faktu nie zmieniłoby nawet posiadanie przez nie nowoczesnego systemu napędowego.
Wiedząc już, że istnieją ziemskie pojazdy latające w kształcie dysków i że od czasu do czasu można
je obserwować na naszym niebie, możemy wyodrębnić dwa błędne poglądy:
a) Ci, którzy wiedzą o istnieniu ziemskich latających spodków, są w oczywistym błędzie,
uważając, że wszystkie tego rodzaju obiekty są wyłącznie pochodzenia ziemskiego bądź oszustwem
lub złudzeniem. Według nich pozaziemskie pojazdy latające to nic innego jak urojenia.
b) Drudzy z kolei, którzy nie wiedzą lub nie chcą uwierzyć w istnienie ziemskich latających
spodków, wszystkie obiekty tego typu uważają za pozaziemskie pojazdy latające.
2.2. Obiekty latające pochodzenia pozaziemskiego
Większość ludzi informacje o pozaziemskich obiektach latających czerpie z prasy codziennej, w
związku z czym ich pojęcie o nich jest bardzo mgliste.
Pozaziemskie obiekty latające można podzielić na dwa rodzaje: materialne i niematerialne.
2.2.1. Materialne obiekty latające
(zdjęcia 6 i od 8 do 28)
Są to rzeczywiste, widzialne, namacalne obiekty wykonane z wysoko-wartościowych
materiałów
głównie stopów metali. Jeśli chodzi o ich postrzeganie, należy stwierdzić, że
większość tych pojazdów posiada zabezpieczenia przed namiarem akustycznym, optycznym oraz
radarowym, w związku z czym mogą być dla nas całkowicie niedostrzegalne. Abstrahując od
możliwości technologicznych, to, czy będziemy mogli je postrzegać, zależy wyłącznie od
nastawienia istot pozaziemskich.
Plejadanie i przedstawiciele wielu innych cywilizacji starają się być niedostrzegalni. Są jednak
rasy, którym nie zależy na ukrywaniu swojej obecności i beztrosko latają na oczach wielu
świadków.
Przelotom tych obiektów towarzyszą różnorodne efekty świetlne, które najbardziej widoczne są
w czasie nocnych obserwacji. W zależności od szybkości obiektów światło emanują określone ich
części lub też one całe, a niekiedy nawet otaczające je powietrze, przy czym intensywność światła
oraz paleta barw jest zmienna.
Latające obiekty są obserwowane jako pulsujące światła lub ich pasma, także jako świetlne kule
wypuszczające niekiedy snopy światła, czasami stwierdza się ich obecność poprzez występowanie
różnego rodzaju promieniowania oraz silnych pól magnetycznych. Po ich lądowaniach często
pozostają różne ślady, jak na przykład wgłębienia, wypalenia roślinności itp.
Zewnętrzny kształt statków jest niezwykle zróżnicowany. Najbardziej rozpowszechnionym jest
dysk. Innymi najczęściej występującymi formami są kule, dzwony, kopuły, cygara, wrzeciona,
prostopadłościany, pierścienie i elipsoidy. Ich wielkość jest również bardzo zróżnicowana i może
się wahać od centymetra (zdalnie sterowane przyrządy obserwacyjno-pomiarowe) do kilkuset
metrów.
Gigantyczne rozmiary osiągają jedynie wielkie statki kosmiczne. Będący w posiadaniu Plejadan
pojazd tego typu ma 17 km średnicy (sam korpus bez ramion). Tego rodzaju cuda techniki
wyposażone są zawsze w najnowocześniejszy sprzęt, o którym my możemy tylko marzyć. Z
konieczności wyposażone są one również w skuteczną broń, począwszy od stosunkowo niewinnych
urządzeń oszałamiających aż do broni masowego rażenia, znacznie groźniejszej w działaniu od
broni jądrowej. Chodzi tu o tak zwaną broń typu Overkill, która zamienia w ułamku sekundy każdy
obiekt materialny w energię. Nawet całą planetę.
Najbardziej charakterystyczną cechą pozaziemskich pojazdów kosmicznych jest ich zdolność
wykonywania niezwykłych manewrów. Są to na przykład:
1. Zdolność nagłego przyspieszania, podczas którego w ciągu kilku sekund prędkość obiektu
może być kilkakrotnie zwiększona lub zmniejszana bez jakiegokolwiek uszczerbku dla
pasażerów oraz pojazdu. Obiekty te mogą błyskawicznie przyśpieszać aż do prędkości światła
(299.792,5 km/sek)... a nawet poza nią, co w świetle naszej wiedzy wydaje nam się całkowitą
utopią.
2. Nagłe pojawianie się obiektów
pozornie znikąd
i równie nagłe znikanie bez śladu z pola
widzenia. Mogą być tego trzy przyczyny:
a) włączenie lub wyłączenie optycznej osłony, która odchyla promienie świetlne biegnące
wokół statku czyniąc go w ten sposób niewidocznym;
b) błyskawiczne przyśpieszenie
tak nagłe, że nasze oko nie jest w stanie nadążyć za
oddalającym się obiektem;
c) nagłe przejście do innego wymiaru lub teleportacja (zjawiska te omówione zostały
szczegółowo w rozdziale VI).
3. Zdolność do bezdźwięcznego i niewidocznego przemieszczania się za pomocą odpowiednich
osłon energetycznych. Urządzenia napędowe tych pojazdów wytwarzają oczywiście różne
dźwięki, jednak dzięki odpowiednim osłonom można sprawić, że nie będą one słyszalne w ich
bezpośrednim otoczeniu. Szczególnie interesujący jest w ich przypadku brak huku przy
przekraczaniu przez nie bariery dźwięku.
4. Dowolnie długi czas unoszenia się na każdej wysokości.
5. Niezwykłe manewry niemożliwe do wykonania przez nasze urządzenia latające, takie jak
huśtanie się na boki, lot zygzakiem itp.
Sprawność urządzeń latających zależy oczywiście od poziomu techniki mieszkańców danej
planety, zwłaszcza od rodzaju używanego przez nich napędu. Jedne napędy przydatne są jedynie do
przemieszczania się wewnątrz atmosfer planet, inne umożliwiają dalekosiężne loty kosmiczne do
innych układów planetarnych, galaktyk, a nawet wszechświatów. Jak wiadomo, istnieje jedna
zasada fizyki, która obowiązuje wszystkie lub prawie wszystkie rodzaje napędu bez względu na
poziom techniki. Chodzi mianowicie o regułę akcji i reakcji, czyli siłę odpychania, która
wykorzystywana jest we wszystkich rodzajach napędu w całym wszechświecie.
Różnice w poziomie techniki pomiędzy poszczególnymi rasami kosmicznymi najwyraźniej
widać po czasie trwania lotów. Być może brzmi to niewiarygodnie, ale ogromne odległości
astronomiczne oddzielające poszczególne układy planetarne mogą być bez trudu pokonywane przez
poszczególne rasy i to na różne sposoby. Właśnie od rodzaju napędu zależy czas trwania lotu, który
na tej samej trasie może się od siebie bardzo różnić. Odległości, które jedne rasy przemierzają w
ciągu kilku minut, godzin czy dni, inne muszą pokonywać przez wiele miesięcy lub lat. Pierwsza
lepsza technologia podróży kosmicznych wykorzystywana przez istoty pozaziemskie przewyższa
naszą pod każdym względem.
2.2.2. Niematerialne obiekty latające
(zdjęcia od 29 do 32)
W przeciwieństwie do już omówionych istnieją jeszcze niematerialne obiekty latające składające
się z substancji pierwotnej, to znaczy z określonego rodzaju energii. Do tych niezwykłych obiektów
należą:
2.2.2.1. Bioorganiczne obiekty latające
Są to formy życia, które swobodnie wnikają z innych wymiarów w naszą czasoprzestrzeń.
2.2.2.2. Energetyczne obiekty latające
Są to statki energetyczne. Posiadają one możliwość przekształcania się, to znaczy w zależności
od woli załogi mogą przybierać dowolny kształt. Przyjęcie określonego kształtu lub jego zmiana
dokonywana jest za pomocą myśli.
Wiosną 1979 roku dwa takie statki zatrzymały się na kilka miesięcy w przestrzeni
wokołoziemskiej w celu wykonania określonej misji. Billy obserwował je wielokrotnie w nocy,
gdyż telepatycznie został poinformowany o ich obecności. Wprawdzie podana godzina była
niewłaściwa, niemniej dzień się zgadzał, dzięki czemu udało mu się je sfotografować.
Początkowo statki te przybrały kształt wanny, jednak później przekształciły się w kule i pręty. W
czasie tych przemian zmieniła się również ich wielkość od 5 do kilkuset metrów. Emitowane przez
nie światło było anormalne. Na przykład oświetlony ciemną nocą pagórek wyglądał jak w świetle
dziennym, zaś zaparkowane przed domem samochody zaczęły zużywać przeciętnie o 5 litrów
benzyny więcej na 100 km po tym, jak znalazły się w zasięgu ich promieniowania. Zdaniem ich
właścicieli po tym energetycznym napromieniowaniu wymagały gruntownego remontu.
Gdy statki te zatrzymywały się w pobliżu biur, wówczas znajdujące się w nich maszyny do
pisania "wariowały". Pewna maszynistka stwierdziła, że po którymś razie zaczęła się czuć bardzo
głupio musząc po raz kolejny zanieść swoją maszynę do pisania do naprawy. Oczywiście te efekty
uboczne nie były zamierzone przez załogantów tych statków.
Jak się później dowiedzieliśmy od Plejadan, te pojazdy należały do wysoko rozwiniętej rasy
karłów-półzjaw[6]. Istoty te nazywają się Nabulanerami i pochodzą z mgławicy Andromedy
położonej w odległości ponad 2 milionów lat świetlnych od Ziemi.
2.2.2.3. Inteligencje kierujące pozaziemskimi obiektami latającymi
W przypadku pozaziemskich obiektów latających pod względem sposobu kierowania nimi
wyróżniamy dwa rodzaje pojazdów:
a) Zdalnie sterowane z bazy lub statku-matki bezzałogowe obiekty latające. Niekiedy używane
są w pełni zautomatyzowane pojazdy wykonujące samodzielne zadania.
b) Załogowe obiekty latające kierowane przez roboty, androidy[7] lub żywe istoty.
Co ciekawe, wśród pozaziemskich ras najczęściej pilotami są osobniki żeńskie. Wynika to z
faktu, że sterowanie statkami kosmicznymi nie wymaga siły fizycznej i że kobiety są bardziej
subtelne w nawiązywaniu kontaktów od mężczyzn. W przypadku innych ras nie będących na zbyt
wysokim stopniu rozwoju ewolucyjnego jest odwrotnie, to znaczy pilotami są prawie wyłącznie
osobniki męskie w myśl błędnej zasady, że kobiety są mniej wartościowe od mężczyzn. Wśród
Plejadan pilotami są przede wszystkim kobiety.
2.2.2.4. Światła Kaikoura
(przykład nieprawdziwego zjawiska UFO)
Pod koniec grudnia 1978 roku nad położonym na wschodnim wybrzeżu Nowej Zelandii (Wyspa
Południowa) miastem Kaikoura przez 12 dni miały miejsce liczne niezwykle widowiskowe
zjawiska świetlne, które wbrew powszechnie panującym poglądom, nie mają nic wspólnego z
NOLami. Oto wypowiedź Billy'ego Meiera na ten temat:
"Obserwowane zjawisko było trójwymiarowym odbiciem różnych planet układu słonecznego.
Tego typu odbicie powstaje podobnie jak fatamorgana, z tą jednak różnicą, że jest ono dużo bardziej
plastyczne i realistyczne. Rzutowane podczas niego planety w jedno miejsce przesuwają się nagle w
pobliże obserwatora i wyglądają, jakby przemieszczały się wokół samolotu. Ogólnie mówiąc
planety rzutowane w ten sposób na Ziemię wyglądają na większe i jaśniejsze niż normalnie. Ich
wielkość zmienia się na skutek projekcji typowej dla fatamorgany, ponieważ odpada działanie
czynników utrudniających widoczność. Takie trójwymiarowe odbicia mogą obejmować
jednocześnie wiele planet, których rozmiary mogą być tak duże, że można ujrzeć na nich nawet
obłoki, jak w przypadku świateł nad Kaikourą. Że tak było w tym przypadku, dowodzą tego
nakręcone filmy oraz zdjęcia.
O ile mi wiadomo, podczas tej obserwacji widoczne były odbicia Merkurego, Wenus, Marsa,
Jowisza i Saturna. Nie wiem jednak, czy obserwowano wówczas wszystkie pięć planet
jednocześnie. Jeśli tak było, to trzeba uznać, że było to wyjątkowe zjawisko, ponieważ podczas
podobnego zdarzenia, które miało miejsce w Indiach w roku 1964 i trwało 11 dni, widoczne były
tylko trzy planety.
Trójwymiarowe odbicia planet układu słonecznego w ziemskiej atmosferze powstają na skutek
zakrzywienia promieniowania świetlnego, którego pasma wiją się w kosmosie na przestrzeni
miliardów kilometrów niczym węże. Jeżeli wiązka takiego promieniowania dostanie się w obszar
układu planetarnego, wówczas obraz jednej lub kilku planet rzutowany jest na inną w taki sposób,
jak to miało miejsce w przypadku świateł znad Kaikoury.
Obraz pojedynczej planety lub kilku z nich, a nawet całego układu planetarnego może być
rzutowany za pośrednictwem takiej wiązki w głąb przestrzeni kosmicznej na odległość milionów
lub miliardów kilometrów tworząc ich plastyczne obrazy w miejscach, w których ich w
rzeczywistości nie ma".
III. Plejadanie
Plejady są drugą pod względem jasności gromadą otwartą na naszym niebie, która składa się ze
stosunkowo młodych gwiazd. Znajduje się ona w gwiazdozbiorze Byka i oddalona jest od Ziemi o
około 500 lat świetlnych. Często określa się ją mianem "gwiazdozbioru siedmiu gwiazd", ponieważ
co najmniej siedem gwiazd wchodzących w jej skład można bez trudu dostrzec gołym okiem w
północnej części zimowego nieba. Większość znajdujących się w niej planet jest wciąż w fazie
rozwoju, przez co są one całkowicie nieprzydatne jako ewentualne miejsce zamieszkania ludzkich
form życia.
Istnieją tam jednak układy planetarne zamieszkałe przez ludzkie cywilizacje, lecz w innych
wymiarach, w których istnieje taki sam układ czasoprzestrzeni oraz występuje podobna gęstość
materii jak na Ziemi. Jeden z nich przesunięty jest w czasie w przyszłość o ułamek sekundy, co nam
Ziemianom, wciąż jest niezrozumiałe i trudne do zaakceptowania.
Jedna z tamtejszych gwiazd nazywająca się Taygeta posiada w swoim układzie 10 planet,
spośród których 4 są zamieszkałe. Żyjące tam istoty nazywamy Plejadanami. Jedna z tych planet
nazywa się Erra i jest ona ojczyzną Erran, o których to właśnie jest przede wszystkim ta książka. W
niniejszym rozdziale przedstawiony jest ich styl życia, zaś przytoczone tu informacje pochodzą z
bezpośrednich wypowiedzi Semjase, Quetzala i Ptaaha zawartych w sprawozdaniach z kontaktów z
nimi. (Sprawozdania z kontaktów zawierają spisane słowo w słowo rozmowy, które łącznik Eduard
Billy Meier prowadził z wieloma Plejadanami, głównie z Semjase, Quetzalem i Ptaahem).
Wiele przytoczonych tu spraw może wydać się egzotycznych i dziwnych, przeto wskazane jest,
aby podczas ich lektury uwolnić się od własnych wyobrażeń i uprzedzeń. Do wszystkich tych
niezwykłych wypowiedzi należy podchodzić oczywiście krytycznie, aczkolwiek z pewną dozą
obiektywizmu. Być może lektura ta stanie się impulsem do własnych przemyśleń nad obrazem
naszego świata i doprowadzi do nowych wniosków.
Na początek kilka danych fizycznych dotyczących Erry i porównanie ich z analogicznymi
danymi dotyczącymi Ziemi. Jak widać poniżej, między naszymi planetami istnieje bardzo duże
podobieństwo.
Ziemia
Odległość od centrum układu słonecznego około 150 mln km
Czas obiegu wokół słońca 365,25 dni
Nachylenie pozornej osi planety 23,5 stopnia
Średnica w płaszczyźnie równika 12.756 km
Gęstość 5,5 g/cm
Erra
Odległość od centrum układu słonecznego około 150 mln km
Czas obiegu wokół słońca 365,25 dni
Nachylenie pozornej osi planety 22,99 stopnia
Średnica w płaszczyźnie równika 12.749 km
Gęstość 5,5 g/cm
Atmosfera 3,4% tlenu więcej niż na Ziemi
Grawitacja 0,03% większa od ziemskiej
Rok na Errze trwa tyle samo co na Ziemi, lecz podzielony jest nie na 12, a na 13 miesięcy
(miesiąc nazywa się asar) z okresem wyrównania co 23 lata. Dzień (musal) liczy 23 godziny i 59,4
minut. Godzina (odur) prawie dokładnie równa się ziemskiej.
Mówiąc o symbolu swojej planety Semjase powiedziała Meierowi:
"Już wyjaśniłam, że wasze symbole gwiazd [Semjase ma tu na myśli planety
przyp. red.]
pochodzą od naszych przodków, którzy stworzyli je w oparciu o ich poziom wibracji i
promieniowania. Innymi słowy oznacza to, że symbole te odzwierciedlają poziom ewolucji
poszczególnych planet. W ten sposób pojedynczy znak pokazuje, w jakim miejscu cyklu
ewolucyjnego lub na jakim poziomie ewolucji jest dana planeta. Dotyczy to również Erry, mojej
ojczystej planety, której symbol składa się z różnych dawnych, tradycyjnych znaków stosowanych
przez naszych przodków, tych samych, jakich użyto do oznaczenia planet Układu Słonecznego i
których wy również używacie obecnie. Jego pozioma część symbolizuje równowagę między górą i
dołem, to jest harmonię. Porównaj to z symbolami Układu Słonecznego, gdzie nie występuje
równowaga, lecz stała dominacja czynników negatywnych bądź pozytywnych".
Symbol planety Erra
Liczba mieszkańców Erry wynosi około 500 milionów i dzięki stałej kontroli urodzeń mieści się
w ramach ustalonej normy, zgodnie z którą na 1 kilometr kwadratowy urodzajnej ziemi przypada
nie więcej niż 12 osób. Pozaziemskie istoty nie są żadnymi potworami, niebiańskimi zjawami czy
też istotami obdarzonymi magiczną mocą niczym nasi bajkowi czarodzieje. Są to istoty z krwi i
kości, takie same jak my. Co więcej, Erranie prawie w ogóle nie różnią się swoim wyglądem od
nas, co wyraźnie widać po wizerunku Semjase przedstawionym na zdjęciu nr 7 oraz fotografii
Asket (zdjęcia nr 4 i 5). [Asket pochodzi z sąsiedniego wszechświata nazywającego się DAL i była
drugim kontaktem Billy'ego; ich kontakty odbywały się w latach 1953-1964].
Wizerunku Semjase (zdjęcie nr 7)
Asket (zdjęcia 4 i 5)
Żadnej z nich z całą pewnością nie wzięto by za istoty pozaziemskie, gdyby odpowiednio ubrane
przechadzały się ulicami na przykład Paryża lub robiły zakupy. Zdaniem Billy'ego, który pod
koniec lat siedemdziesiątych przebywał przez kilka dni z wizytą na Errze, jej mieszkańcy nie tylko
mają dbały wygląd, ale są również bardzo pogodni i przyjaźni. Okazywana przez nich uprzejmość i
życzliwość, dotyczy w równym stopniu obcych, jak i swoich rodaków. Każdy pozdrawia każdego,
niezależnie od tego, czy go zna, czy nie. Nie oglądają się też za obcymi, nawet jeżeli są oni
dziwacznie ubrani lub mają inny kolor skóry.
Na powitanie lub pożegnanie mieszkaniec Erry kładzie prawą rękę na sercu i pochyla lekko
głowę. Pod względem technicznym Erranie wyprzedzają naszą cywilizację o około 3.500 lat, zaś
pod względem rozwoju duchowego i intelektualnego o około 30 milionów lat.
Ze względu na wysoki poziom drgań własnych Erry żyją oni na o wiele wyższym poziomie
wibracji niż my. Nieco dokładniej przedstawił to w swojej wypowiedzi Quetzal (jeden z głównych
kontaktów Meiera):
"Nasze wibracje są nad wyraz delikatne i odpowiednio do nich reagujemy na drgania [innych
form życia], które wnikną w nasze pole wibracji. Gdyby więc dotarły do nas drgania niezbyt
wrażliwego Ziemianina, wówczas jego niewyważone i negatywne wibracje wchodząc w nasze pole
wywołałyby wstrząs wewnątrz całego naszego pola drań, co doprowadziłoby do niekontrolowanych
myśli, a te wzbudziłyby z kolei niekontrolowane uczucie strachu. Oznacza to, że znalazłszy się w
zasięgu pola wibracji człowieka, które zawiera wiele negatywnych drgań, zaczynamy działać w
sposób niekontrolowany, co miało miejsce w przypadku Semjase, kiedy upadła w Centrum i
doznała uszkodzenia głowy. Poziomy wibracji między nami i ludźmi bardzo się od siebie różnią.
Ludzkie wibracje zawierają elementy zarówno negatywne, jak i pozytywne, nie brak w nich jednak
także elementów równowagi. Wszystko to jest bardzo ważne w przypadku wzajemnego zbliżenia.
Pole wibracji człowieka rozciąga się z reguły na odległość do 90 metrów i ta odległość w
kontaktach z nami nie może być przekraczana, w związku z czym Ziemianie nie zbliżają się do nas
na mniejszą odległość".
Ze względów bezpieczeństwa Erranie stosują odpowiednie urządzenia ochronne, aby
zabezpieczyć się przed szkodliwymi wibracjami Ziemian (patrz rozdział VI). Mówiąc o Billym,
Quetzal dodał, że w jego przypadku środki ochronne są zbędne, bowiem jego wibracje są na tyle
wyważone, że nie wyrządzają im szkody.
Spośród Erran najczęściej z Billym kontaktowała się Semjase, Ptaah i Quetzal. Oto niektóre
dotyczące ich dane.
Ptaah
Ma 770 ziemskich lat i troje dzieci: dwie córki, Semjase i Pieję, oraz nieżyjącego już syna,
Jucatę. Ptaah jest dowódcą floty Plejadan w randze Jszwjsza (JHWH) oznaczającej "Króla
Mądrości". (JHWH oznacza osobę posiadającą największą wiedzę i mądrość, jaką może posiąść
ludzka istota. Dawniej pojęcie to utożsamiano z bogiem, lecz nie w sensie stwórcy. Zadaniem Króla
Mądrości jest służenie radą i pomocą oraz nadzór nad zamieszkałymi planetami, lecz nie jako
władca, co dawniej często miało miejsce na Ziemi). Ptaah nadzoruje obecnie trzy różne planety, z
których znane są nam z nazwy tylko dwie, a mianowicie Erra i Terra (Ziemia).
Semjase
Ma 344 ziemskich lat i około 1,7 metra wzrostu. Jest szczupłą, młodo wyglądającą kobietą o
białej karnacji, błękitnych, błyszczących oczach i jasnoblond włosach. (Ich pukiel znajduje się w
archiwum Semjase-Silver-Star-Center). Uwagę zwracają jej bardzo długie i wysunięte nieco do
przodu uszy
jedyna zewnętrzna różnica anatomiczna odróżniająca ją i jej rodaczki od naszych
kobiet. Dzięki swojej ogromnej wiedzy znacznie przewyższającej poziom wiedzy przeciętnego jej
rodaka jest Pół-Jszrjsz, czyli Półkrólową mądrości lub zgodnie z naszą mitologiczną terminologią
półboginią.
Od chwili nawiązania pierwszego kontaktu z Billym w dniu 28 stycznia 1975 roku aktywnie
zajmuje się problemami naszej planety i jak żadna inna istota pozaziemska jest zorientowana w
naszych ziemskich sprawach. Od lutego 1965 do czerwca 1973 roku przebywała we wszechświecie
DAL wśród rodaków Asket. (Wszechświat DAL jest wszechświatem równoległym lub jak kto woli,
bliźniaczym do naszego, nazywanego przez nich DERN, który powstał w tym samym czasie co
nasz). Po powrocie z wszechświata DAL na Errę w czerwcu 1973 roku przybyła na Ziemię i w
ukrytej bazie przystąpiła do wykonywania swojej misji. 28 stycznia 1975 roku odbyła pierwszy
kontakt z Billym. Z ziemskich języków zna tylko niemiecki i do czasu ostatecznego opuszczenia
naszej planety, co nastąpiło w listopadzie 1984 roku, nie uczyła się żadnego innego. Naszą planetę
musiała opuścić ze względów zdrowotnych.
Zakres jej działań ograniczony był wyłącznie do Europy, bowiem nie była upoważniona do
działań bądź nawiązywania kontaktów z kimkolwiek spoza tego obszaru. 15 grudnia 1977 roku
uległa groźnemu wypadkowi w Semjase-Silver-Star-Center mieszczącym się Hinterschmidrti, w
wyniku czego musiała poddać się leczeniu na swojej rodzinnej planecie. W maju 1978 roku wróciła
na Ziemię i na nowo nawiązała kontakt z Billym, który trwał do 26 marca 1981 roku. Następnie
ponownie opuściła Ziemię, gdzie powróciła pod koniec stycznia 1984 roku. Ziemię opuściła w celu
spełnienia ważnej misji w innej części kosmosu. 3 lutego 1984 roku odbyła ostatni kontakt z
Billym.
W wyniku kontuzji głowy, której doznała 15 grudnia 1977 roku, na początku listopada 1984
roku doznała porażenia mózgu, w związku z czym bezzwłocznie przetransportowano ją do
wszechświata DAL, gdzie została poddana leczeniu przez rodaków Asket. Kuracja zakończyła się
szczęśliwie, jednak
jak wyjaśnił jej ojciec, Ptaah
całkowita regeneracja mózgu oraz odzyskanie
wszystkich sił oraz zdolności Psi zajmie jej około 70 lat.
Do tego czasu Semjase będzie przebywała we wszechświecie DAL, skąd nie może się
komunikować z nikim z naszego wszechświata. Jedynym sposobem nawiązania kontaktu z
kimkolwiek stamtąd jest odbycie tam podróży lub stamtąd tutaj. Jest to bardzo ważna informacja,
ponieważ od czasu do czasu pojawiają się ludzie, którzy twierdzą, że mają lub mieli telepatyczne, a
niekiedy nawet osobiste kontakty z Semjase, co z wymienionego powodu jest obecnie całkowicie
niemożliwe.
Semjase jest wdową po zaledwie siedmioletnim związku małżeńskim. Jej partner zginął blisko
200 lat temu podczas wyprawy badawczej do innej galaktyki, kiedy nie mieli jeszcze dobrze
opanowanej techniki lotów przez nadprzestrzeń. Z dwóch wysłanych wówczas statków badawczych
po 11 latach wrócił tylko jeden, drugi natomiast, na którego pokładzie znajdował się jej mąż, miał
usterki w układzie sterowania i spadł na jedną z gwiazd. Ich małżeństwo było bezdzietne.
Pieja (siostra Semjase)
Wiadomo o niej jedynie, że ma długie, czarne włosy. Według Billy'ego jest pełną życia i rządną
przygód osobą. Pewnego razu chciała koniecznie przejechać się motorowerem Billy'ego. Semjase
oznajmiła mu, że Pieja nigdy jeszcze nie jeździła tak niebezpiecznym pojazdem.
Quetzal
Ma 464 ziemskich lat, 1,9 metra wzrostu, szaroniebieskie oczy i jasno-brązowe włosy. Jest
mężem czterech pięknych kobiet oraz ojcem sześciorga dzieci. Jego żony są bardzo blisko
zaprzyjaźnione z Semjase i chętnie widziałyby ją jako piątą w tym związku, jednak Quetzal i
Semjase są innego zdania w tej kwestii. W czasie jedenastoletniego okresu kontaktowania się z
Billym (1975-1986) Quetzal był dowódcą wszystkich punktów wypadowych Plejadan w naszym
układzie planetarnym. Billy twierdzi, że posiada on niezwykłe uzdolnienia, zwłaszcza w dziedzinie
techniki, na polu której dał się wielokrotnie poznać jako wynalazca i konstruktor wielu użytecznych
urządzeń.
Semjase, Quetzal i Ptaah angażowali się w różne sprawy dotyczące naszej planety, za co należą
się im specjalne podziękowania. Dzięki swojemu niezwykłemu rozwojowi ewolucyjnemu
Plejadanie do perfekcji opanowali podróże kosmiczne i dysponują ogromną armadą pojazdów
umożliwiających pokonywanie ogromnych odległości. Pełnią rolę swego rodzaju strażników
kosmicznego porządku oraz przewodników wspomagających duchowy rozwój wszystkich
potrzebujących pomocy istot.
Posiadają liczne punkty wypadowe w całym wszechświecie. Trzy z nich znajdują się na Ziemi,
jeden w Ameryce, drugi w Azji a trzeci w Europie. Wszystkie one są doskonale ukryte i
zabezpieczone przed wykryciem przez nasze urządzenia namiarowe. Europejska baza istniejąca już
od blisko 300 lat usytuowana jest w górach w Szwajcarii. W czasie jedenastoletniego okresu
kontaktów z Billym przebywało w niej bez przerwy w zależności od potrzeb od 50 do 300 Plejadan.
Mimo iż 28 stycznia 1986 roku kontakty z nim zostały oficjalnie zawieszone, to jednak nadal
przebywa w niej siedmioosobowa załoga, której zadaniem jest różnego rodzaju kontrola i nadzór.
Razem z pozostałymi członkami ziemskiej ekipy Plejadan po roku 1986 Ziemię opuścili także
ich sprzymierzeńcy należący do innych ras. Ze względów zdrowotnych kontakty z Billym Meierem
ograniczono do formy czysto prywatnej. Od 17 listopada 1989 roku nabrały one jednak z powrotem
oficjalnego charakteru.
1. Uczucia i doznania
Sposób zachowania się Plejadan (Erran) wzbudza silne zainteresowanie ich sferą uczuciową, to
znaczy, czy odczuwają radość, smutek bądź złość. Wysoki poziom rozwoju ewolucyjnego sprawia,
że ich życie duchowe jest bardzo bogate
dużo bardziej, niż jesteśmy w stanie to sobie wyobrazić.
Najlepiej oddają to słowa Semjase:
"Tak samo jak Ziemianie doznajemy takich uczuć jak miłość, przyjaźń, sympatie i antypatie etc.
W niektórych sprawach jesteśmy niewątpliwie o wiele subtelniejsi, wrażliwsi i mamy do nich
bardziej realistyczne podejście. To sprawiło, że w ciągu ostatnich tysiącleci zaczęliśmy się zbytnio
kontrolować, izolując i tłumiąc swoje uczucia. Uważaliśmy, że musimy to robić, aby chronić się
przed mniej rozwiniętymi istotami. W miarę postępowania ewolucji wszystkie nasze doznania
stawały się subtelniejsze, przez co wymagały zwiększonej kontroli, która wywołuje ogólny wzrost
harmonii. Dzięki temu potęguje się w nas miłość oraz chęć wspólnego życia z istotami na tym
samym etapie rozwoju, jak również w pewnym stopniu mniej rozwiniętymi.
Te doznania nie zastępują wiedzy ani myślenia, lecz są ich rezultatem, ponieważ to właśnie
wiedza i myślenie rodzaje. W związku z tym nieprawdą jest, że pewne misje mogą wywoływać
zmiany naszej sfery uczuciowej, ponieważ nasze uczucia są tak dalece rozwinięte i stale
kontrolowane, że nie mogą podlegać żadnym zmianom poza dalszą ewolucją. Inaczej jest u
Ziemian, których rozwój w tej sferze jest jeszcze dość niski, przez co realizowane przez nich
zadania wywierają na nie duży wpływ. Przykładem może być tu strażnik więzienny, który może
doznawać agresywnych uczuć podczas pełnienia swoich obowiązków.
Popełniliśmy błąd za bardzo kontrolując nasze uczucia, w wyniku czego analizowaliśmy je z
punktu widzenia prawdopodobieństwa. Zrozumieliśmy to po poznaniu ciebie [chodzi o Billy'ego],
ponieważ często dawałeś upust swoim uczuciom. Błędem było również zamykanie naszych uczuć
przed mniej rozwiniętymi inteligencjami. Doszło do tego, że blokada uczuć zaczęła wśród nas
systematycznie wzrastać. Na szczęście zrozumieliśmy to w porę i w ciągu kilku miesięcy udało się
nam pokonać to zło, zanim doszło do ewolucyjnej blokady uczuć, co ma miejsce u innych ras. Ten
problem mamy na szczęście już za sobą. Erranie są najbardziej rozwiniętą rasą pod tym względem.
Decyzją Wysokiej Rady zlikwidowano to zło, postanawiając jednocześnie chronić w przyszłości
przed powtórzeniem tego błędu inne mniej rozwinięte rasy. Mam na myśli oczywiście inne rasy
zamieszkujące wszechświat".
Na temat namiętności Semjase powiedziała:
"Każdy zmienia się odpowiednio do poziomu rozwoju duchowego, również cechy jego
charakteru, jako że namiętność i obojętność powstają właśnie podczas tego rozwoju. Stąd też
podobnie jak na Ziemi również wśród nas występują pod tym względem ogromne różnice. Tego
rodzaju różnice między Erranami są znaczne, bowiem emocje i temu podobne cechy zanikają
dopiero wraz z zanikiem ciała fizycznego, zaś rozwój duchowy czyni je tylko subtelniejszymi.
Istnieją tylko tak długo, jak długo istnieje ciało fizyczne. Emocje w takiej postaci, w jakiej
występują u Ziemian, u nas nie istnieją. Nie jesteśmy istotami doskonałymi, jak to głoszą w celach
religijnych różni pseudołącznicy. Tego rodzaju rzekomo doskonałe istoty są albo kłamliwymi
kreaturami chcącymi trzymać Ziemian w ryzach, co faktycznie ma niekiedy miejsce, albo nie
istniejącymi istotami będącymi wyłącznie wytworem fantazji pseudołączników".
Ze słów Semjase jednoznacznie wynika, że między istotami jedyną różnicą jest intensywność
uczuć. W związku z tym zupełnie zrozumiały staje się fakt, że nawet bardzo rozwinięte rasy mogą
popełniać błędy, co może być dla nas swego rodzaju pocieszeniem.
2. Przeciętny czas życia i obliczanie upływu czasu
Plejadanin żyje przeciętnie 1000 lat. Wypowiadając się na ten temat Jszwjsz Ptaah stwierdził:
"Wszelkie formy życia osiągają wiek odpowiedni do swojego poziomu umysłowego. Dawniej,
gdy człowiek płodzony był przez swoich pozaziemskich przodków, jego średni czas życia wynosił
1007 lat, gdyż uczony przez nich dysponował ogromną wiedzą i umiejętnościami. Nieoczekiwanie
jednak szybko stał się ofiarą religii [kultów religijnych] i ich herezji. W rezultacie zaczął działać
wbrew prawom i nakazom Kreacji, co doprowadziło do obniżenia jego średniego czasu życia, który
systematycznie spadając osiągnął poziom jednej dwudziestej pierwotnej wartości. Dopiero wraz z
nastaniem nowego wieku zacznie się zmiana na lepsze i przeciętny wiek życia powoli się podniesie.
Przyczyna tego leży w stosunku do prawdy i w związanym z tym kierunkiem rozwoju
intelektualnego. Tak więc im bardziej rozwój umysłowy dąży ku prawdzie, tym bardziej wydłuża
się czas życia, bowiem w ten sposób następuje regulacja czynników genetycznych, które zostały
zniekształcone w ciągu minionych tysiącleci".
Dzisiejsi Plejadanie i Ziemianie są potomkami tej samej grupy istot, co oznacza, że na Ziemi
żyli kiedyś Plejadanie, a właściwie dawni Liranie i Weganie. Przodkowie Plejadan płodzili
potomstwo z Ziemianami (biblijni ojcowie plemion), zachowując wierność prawdzie oraz prawom i
nakazom Kreacji, dzięki czemu ich przeciętny czas życia utrzymał się na poziomie 1000 lat.
Ktoś mógłby zapytać w związku z tym, ile lat liczyłaby sobie przykładowo Semjase, gdyby żyła
na Ziemi. Biorąc pod uwagę, że przeciętny czas życia Plejadanina jest mniej więcej dziesięć razy
dłuższy do naszego, na Ziemi byłaby ona trzydziestoczteroletnią kobietą.
Plejadanie obliczają upływ czasu na dwa sposoby. W pierwszym przypadku liczą czas od roku,
w którym nastał ostateczny pokój na ich planetach, co nastąpiło około 50.000 lat temu (dokładnie
49.711 lat w odniesieniu do roku 1977). Drugi pomiar czasu rozpoczęto 1951 lat temu (w
odniesieniu do roku 1977), kiedy to poszczególne grupy Plejadan i sprzymierzone z nimi rasy
tworzące "kosmiczną konfederację" oddały się pod kontrolę "Wysokiej Rady", która stała się ich
centralnym rządem (patrz podrozdział "Forma rządów").
Tak więc rok 47.734 p.n.e. według naszego ziemskiego pomiaru czasu jest rokiem nastania
wśród Plejadan ostatecznego pokoju, który trwa nieprzerwanie do dzisiaj, natomiast rok 26 n.e. jest
momentem, w którym nastąpiło duchowe zjednoczenie ich światów.
Po roku 26 n.e. zgodnie z wolą "Wysokiej Rady" Plejadanie dokonali zmiany polegającej na
nadaniu swoim planetom dźwięcznie brzmiących nazw, na przykład rodzinna planeta Semjase,
Quetzala, Ptaaha, Pieji i Jsodosa została nazwana Errą.
3. Język i pismo
Na całej Errze używa się jednego języka, który nazywa się Sarat (dwa przykładowe wyrazy
pochodzące z niego arimo i garasina oznaczają odpowiednio "stop" i "teściowa"). Na pozostałych
planetach Plejadan i ich sprzymierzonych używa się wielu innych języków. Istnieje jednak jeden
wspólny język, który znają wszyscy. Jest to Kosan. Jest on powszechnie znany wśród cywilizacji
pozaziemskich, gdyż rozprzestrzenił się już poza granice naszej galaktyki.
Billy zapytał swego czasu Semjase, gdzie tak doskonale nauczyła się języka niemieckiego. Oto,
co mu powiedziała:
"Podobnie jak wy, również i my musimy uczyć się innych języków, jednak w przypadku
waszych przychodzi to nam łatwiej, gdyż jesteśmy w posiadaniu wszystkich ziemskich języków.
Oznacza to, że dysponujemy ich dokładnym zapisem w różnych postaciach. Dzięki temu
stworzyliśmy kursy językowe, które prowadzone są przez językoznawców z pomocą odpowiednich
maszyn podobnych do waszych komputerów. Podczas nauki jesteśmy podłączani do takiej
maszyny, która przekazuje nam niezbędne dane dotyczące danego języka.
Wszystko to odbywa się w indukowanym przez maszynę stanie, który jest bardzo podobny do
hipnozy. W ten sposób w naszych umysłach kodowane są pojęcia i terminy językowe. Cały ten
proces trwa 21 dni, potem przez kolejnych 9-10 dni ćwiczymy się w poprawnym posługiwaniu się
danym językiem. Poprawną wymowę ćwiczymy przy pomocy odpowiedniej aparatury i
językoznawców. Tak więc do pełnego opanowania języka potrzebujemy 30-31 dni. W podobny
sposób postępuje się na Ziemi, zwłaszcza w specjalnych instytutach językowych, gdzie stosuje się
nagrania na taśmach magnetofonowych. Jest to wstępny krok do skonstruowania i stosowania
urządzeń, jakich my używany".
W przypadku trudności w opanowaniu jakiegoś języka Pląjadanie mogą posługiwać się
urządzeniami zwanymi "translatorami" (patrz rozdział VI), które potrafią bez trudu tłumaczyć z i na
dowolne języki. Poza tym do porozumiewania się stosowana jest jeszcze telepatia, zwłaszcza gdy
zachodzi konieczność porozumienia się z kimś na odległość, przy czym jej wielkość nie ma
żadnego znaczenia, to znaczy nie jest przeszkodą. Telepatia, czyli przekazywanie myśli na
odległość, używana jest w różnych postaciach przez wiele ras zamieszkujących wszechświat (patrz
podrozdziały "Telepatia zwykła" i "Telepatia duchowa" w rozdziale VI).
W sprawie używanego obecnie przez Plejadan pisma Semjase powiedziała:
"Znaki używane przez nas przejęte zostały przed 11.000 lat od naszych przodków, którzy żyli
wówczas na Ziemi. Nasze stare pismo jest bardzo skomplikowane, współczesne zaś bardzo proste.
Stworzone zostało na Ziemi przez naszych naukowców. Jako wzorców użyto konstelacji
gwiezdnych widocznych z Ziemi. Połączenie określonych gwiazd nadało tym znakom różne
kształty. Dlatego nasze pismo składa się z małych kółek i linii, przy czym owe kółka symbolizują
gwiazdy, zaś linie połączenia między nimi.
Pismo to zostało u was na Ziemi zapomniane niedługo po tym, jak biegli w nim ludzie przejęli je
od naszych przodków. Było ono w użyciu przez kilka stuleci i często w tym czasie zmieniane. Dziś
już niewielu Ziemian posługuje się nim, jego zmienionymi i niezrozumiałymi znakami, które
wywodzą się do naszych".
Alfabet Plejadan
Ziemianie nie wymyślili własnego pisma, lecz przejęli je od swoich pozaziemskich przodków,
którzy żyli kiedyś na Ziemi. Owi "synowie niebios" uczestniczyli ponadto aktywnie w
powstawaniu i doskonaleniu wielu ziemskich języków.
W alfabecie Plejadan "ch" i "sch" są oddzielnymi literami, zaś "i", "q", "v" i "y" w ogóle nie
występują. Zamiast "i" używa się "j". Nie istnieją w nim również również: "a", "o" i "u" (oraz inne
znaki akcentowe).
Proces powstawania ziemskich języków jest bardzo interesujący. Z pierwotnego prymitywnego
języka Ziemian zwanego Bro wymieszanego z siedmioma językami starolirańskimi, czyli językami
pozaziemskimi
Westan, Trjdjn, Arjn, Hebrjn, Kjdan, Bamar i Suman
powstawały z biegiem
czasu podstawowe języki ziemskie, a z nich współczesne. (Bro znaczyło pierwotnie "grzmot
pochodzący z ust"). I tak z połączenia języka Bro z...
Westan
wszystkie języki afrykańskie
Trjdjn
wszystkie języki indiańskie oraz insularne rejonu Pacyfiku
wszystkie języki indoeuropejskie, w tym germańskie, łaciński,
Arjn
angielski, celtycki etc.
Hebrjn powstał(y) język asyryjski, babiloński, aramejski, arabski, hebrajski etc.
Kjdan język chiński i japoński
Bamar język australijski oraz języki bliskowschodnie i osmańskie
język minojski (z którego powstał starogrecki), gobański,
Suman
sumeryjski i atlantyckie
Powyższe zestawienie nie jest w oczywiście kompletne. Przedstawia ono jedynie z grubsza, z
jakiego języka wywodzi się dany ziemski język lub ich grupa.
Poruszając te sprawy chciałbym przy okazji przytoczyć pewien fakt, który miał miejsce w roku
1976. Dzieci z mojej klasy poprosiły mnie pewnego dnia o autograf Semjase. Przy najbliższej
okazji przedstawiłem tę prośbę Billy'emu, który przekazał ją z kolei Semjase podczas osobistego
kontaktu, do którego doszło 23 czerwca 1976 roku. Ku zadowoleniu wszystkich zgodziła się na to
bez wahania i jeszcze w czasie tego samego spotkania napisała mazakiem po łacinie cztery swoje
podpisy. Ponieważ nie znała dobrze naszego pisma, w pierwszym autografie popełniła niewielki
błąd wstawiając w swoim imieniu w miejscu "j" literę "y". Gdy Billy zwrócił jej na to uwagę, trzy
pozostałe napisała już bezbłędnie. Następnie oryginały te powieliłem w tylu kopiach, aby starczyło
ich dla wszystkich uczniów.
Mimo iż żaden z nich nie otrzymał oryginalnego autografu, wszyscy byli jednak bardzo
zadowoleni i w dowód wdzięczności chcieli sprezentować jej małego kociaka. Prezent ten bardzo ją
ucieszył, jednak ze względów bezpieczeństwa nie mogła go przyjąć. (Plejadanie nie mogą
sprowadzać żadnych zwierząt z innych planet z obawy przed chorobami). Moja radość została
wkrótce przygaszona, kiedy okrężną drogą dowiedziałem się, że niektórzy rodzice rozzłoszczeni
tym faktem złożyli na mnie skargę do władz szkoły. Ta reakcja z ich strony była dla mnie
ogromnym zaskoczeniem, aczkolwiek jestem w stanie zrozumieć motywy, które nimi kierowały.
Była to dla mnie nauczka na przyszłość, aby zachowywać powściągliwość w tych sprawach.
4. Mieszkanie
Jeżeli uprzytomnimy sobie, że około 500 milionów Erran ma na swojej planecie tyle samo
miejsca do mieszkania, co ponad 5 miliardów Ziemian tutaj, to nietrudno dojść do wniosku, że na
Errze każdy ma dosyć miejsca. Jak twierdzą Plejadanie, Ziemię powinno zamieszkiwać jedynie 529
milionów ludzi. Jest to najbardziej odpowiednia ilość mieszkańców i musimy podjąć wszelkie
możliwe środki, aby ją osiągnąć, bowiem przeludnienie stanowi największe zagrożenie dla naszej
planety.
Na Errze jest co prawda kilka miast z wielopiętrowymi domami, lecz nie są to silosy mieszkalne
w formie wieżowców czy drapaczy chmur, w których ludzie zmuszeni są żyć ściśnięci jak śledzie w
beczce. Między budynkami mieszkalnymi rozciągają się parki z alejami spacerowymi. Nie ma tam
żadnych ulic, ponieważ są one całkowicie zbędne, jako że Erranie nie używają pojazdów
poruszających się po lądzie. Wszystkie miejsca spacerowe są wolne od hałasu i spalin.
Większość mieszkańców preferuje wiejskie domki jednorodzinne w kształcie kuli lub półkuli o
minimalnej średnicy 21 metrów. Materiał budowlany to stop wytrzymałych i odpornych na korozję
metali, sztucznych tworzyw i piasku. Domy tego typu stanowią wystarczające schronienie dla
pięcioosobowej rodziny. Jedna kobieta może mieć maksymalnie troje dzieci. Domy położone są na
działkach urodzajnej gleby o powierzchni wynoszącej co najmniej 1 hektar. Każda rodzina uprawia
dla własnych potrzeb ogródek z kwiatami, warzywami i drzewami owocowymi. Uprawia się także
rośliny w rodzaju ziemniaków. Z zasady cała żyzna ziemia jest w jakiś sposób uprawiana. Fabryki
oraz obiekty przemysłowe usytuowane są pod ziemią w rejonach niezamieszkałych
nieurodzajnych ze względu na ochronę środowiska. Na Errze nie ma kominów fabrycznych
zatruwających powietrze spalinami. Przykłada tam się ogromną wagę do ochrony środowiska.
Poszczególne wspólnoty mieszkalne starają się być w miarę możliwości samowystarczalne, w
związku z czym posiadają własne ujęcia wody i źródła energii.
5. Ubiór
O sposobie ubierania się Plejadan nie udało nam się niestety dowiedzieć zbyt wiele od Semjase.
Uważała ona, że jej ubranie może się nam wydać nieco obce, niemniej jest bardziej funkcjonalne od
naszego. Powiedziała, że po 2000 roku również u nas będzie się podobnie projektować odzież,
kiedy w naszym rozumowaniu w tej dziedzinie nastąpi przełom i zacznie się przywiązywać większą
wagę do funkcjonalności niż do mody.
Buty są bardzo podobne do naszych, lecz nie są wykonywane ze skóry, ale z tworzyw
sztucznych.
Do podróży kosmicznych używane są specjalne, ściśle przylegające do ciała kombinezony
ochronne zaopatrzone w obrożę na szyi do mocowania hełmu.
Jedynym rzucającym się w oczy, nietypowym elementem ubioru, który spostrzegł Engelbert
Wachter, członek naszej grupy, była srebrzyście połyskująca przeciwdeszczowa peleryna, którą
miał na sobie Quetzal w czasie nocnego spaceru. Było to w chwili, kiedy oczekujący w
umówionym miejscu na Billy'ego Engelbert oświetlił światłem reflektorów samochodowych
Quetzala spieszącego na spotkanie z Menarą, biorąc go za kogoś innego (patrz rozdział IX).
6. Odżywianie
Erranie odżywiają się zgodnie z prawami i nakazami Kreacji, to znaczy przyjmują przede
wszystkim pokarm pochodzenia mineralnego i roślinnego, jak również w odpowiednich ilościach
zwierzęcego. Największą wagę przykładają do pożywienia roślinnego, zwłaszcza owoców i
warzyw. Zdecydowanie jednak odrzucają pokarm wegetariański, gdyż może on wpływać
negatywnie na procesy myślowe oraz świadomą zdolność reagowania i doprowadzić do
zwyrodnień, w wyniku których może dojść do zaniku zdolności do krytycyzmu, czego skutkiem
może być trudność w odróżnianiu rzeczy realnych od nierealnych. Jeśli chodzi o skutki fizyczne, to
o ile dorośli mogą konsumować tego rodzaju monotonne pożywienie bez uszczerbku dla zdrowia
stosunkowo długo, o tyle u dzieci i młodzieży mogą wystąpić zakłócenia wzrostu oraz inne
negatywne objawy. Z kolei niedobór pożywienia roślinnego lub nadmiar produktów pochodzenia
zwierzęcego wywołuje dokładnie przeciwny skutek, a mianowicie bezwład myśli i reakcji.
Erranie nie rezygnują więc w żadnym wypadku z pożywienia zwierzęcego, nigdy jednak nie
konsumują go w nadmiarze. Poza tym nie zabijają zwierząt domowych tak jak my swoje bydło,
świnie i inne zwierzęta. Drobniejsza zwierzyna taka jak króliki, kaczki, kury itp. są zabijane i
spożywane jedynie w przypadkach koniecznych. Tak więc ludzie nie muszą rezygnować ze
wszystkich mięsnych specjałów i w ich menu powinny pozostać na przykład kotlety. Lecz jak to
wszystko ma się do tego, co powiedziałem wcześniej. Otóż mięso przeznaczone do konsumpcji
produkowane jest przez Erran sztucznie poprzez rozwój kultur komórkowych, co oznacza, że na
Errze można zjeść sznycel i nie musi w tym celu zginąć żadne zwierzę.
Zdaniem Quetzala wielu Ziemian ma niestety fałszywe wyobrażenia o naszym odżywianiu.
Pogląd, że ludzkie formy życia mogą się w pełni rozwijać bez produktów zwierzęcych, jest równie
fałszywy jak pogląd, że duża ilość produktów zwierzęcych wpływa korzystnie na konstytucję ciała.
W rzeczywistości wszelkie poważne negatywne objawy pojawiają się, zarówno przy nadmiarze
produktów zwierzęcych, jak i ich całkowitym braku. Ludzkie ciało jest zbudowane w taki sposób,
że niezbędny jest mu tak pokarm zwierzęcy, jak i roślinny. Jeżeli w jakimś miejscu nie występuje
pożywienie zwierzęce lub też z błędnych założeń zostało ono całkowicie wyeliminowane, wówczas
brakujące składniki pochodzenia zwierzęcego należy zastąpić ich odpowiednikami roślinnymi. Na
Ziemi nie jest to jeszcze możliwe, bowiem składniki te nie są tu jeszcze rozpowszechnione, zaś te,
które są już znane, są odrzucane z niezrozumiałą odrazą.
Interesujące jest, co Erranie piją. Niestety nie wiem zbyt wiele na ten temat. Z całą pewnością
piją różnego rodzaju soki roślinne w różnych możliwych kombinacjach. Nie używają żadnych
trunków, zamiast nich piją napoje alkoholopodobne.
Dobrze byłoby, aby nasi specjaliści od żywienia zainteresowali się bliżej ich sposobem
odżywiania się, by móc w przyszłości udzielać nam właściwych porad w tej dziedzinie.
7. Rośliny
Żyjący dawniej na Ziemi przodkowie dzisiejszych Plejadan sprowadzili na swoją planetę
wszelkie możliwe zwierzęta i rośliny, które spotkać można tam do dzisiaj. Uprawia się więc zboże,
ziemniaki, porzeczki i inne owoce i warzywa, lecz między ich produktami i naszymi jest duża
różnica. Ich owoce i warzywa są bardziej treściwe i orzeźwiające, dzięki czemu na dłuższy okres
czasu zaspokajają głód i gaszą pragnienie. Ponadto ich owoce mają intensywniejszy smak i aromat,
oraz barwę. Na przykład kolor zielony, który ma u nas brudnawy odcień, na Errze jest klarowny i
soczysty. Wynika to z czystego powietrza wolnego od różnego rodzaju zanieczyszczeń.
Na Errze prowadzona jest także uprawa gigantycznych roślin, co może wydawać się nam wręcz
niemożliwe. Są to specjalne odmiany roślin hodowane w odpowiednim klimacie i warunkach. Z
racji ich niezwykłych rozmiarów winniśmy nazywać je roślinami-olbrzymami. Jest wśród nich na
przykład osiemnastometrowej wysokości kukurydza o kolbach długości 2 metrów i średnicy 20-25
centymetrów lub piętnastometrowej wysokości krzew mięty. Ale to jeszcze nic wobec jabłoni, grusz
czy wiśni, których drzewa osiągają wysokość nawet 120 metrów. Rosnące na nich jabłka mają
wielkość dużych arbuzów i mogą osiągać ciężar od 20 do 30 kg. Te olbrzymie owoce poddawane są
obróbce przemysłowej i wysyłane na inne planety, na których brak jest artykułów żywnościowych
w dostatecznych ilościach. Właśnie chęć niesienia pomocy innym jest jedynym powodem
uprawiania tych mamucich roślin.
8. Kwiaty
Gdy Billy przybył na Errę, został serdecznie powitany, lecz nie bukietem kwiatów, bowiem
Erranie nie zrywają ich. Nikomu z nich nie przyszłoby do głowy, aby wyrwać z ziemi kwiat,
zanieść go do domu i wstawić do wazonu, jak to się praktykuje u nas.
Jest jednak pewien kwiat podobny do naszej róży hodowany przez kobiety, który charakteryzuje
się między innymi tym, że po zerwaniu przez wiele godzin zachowuje świeżość, jak gdyby nadal
rósł w ziemi. Po wyschnięciu służy kobietom jako ozdoba włosów. Jest to zresztą ich jedyna
ozdoba, bowiem nie noszą one kolczyków, pierścionków, naszyjników, broszek, bransolet i innych
zdobników.
Wszyscy Erranie uważają, że każda, nawet najmniejsza roślina jest ważnym elementem bytu i
czują się blisko związani ze wszystkimi formami życia.
9. Zwierzęta domowe
Przodkowie dzisiejszych Plejadan sprowadzili z Ziemi po parze wszystkich żyjących na niej
zwierząt, eliminując jednocześnie z ich organizmów wszelkie szkodliwe drobnoustroje.
Obecnie ze względów bezpieczeństwa sprowadzanie przez nich zwierząt jest surowo
zabronione, chyba że jakieś zwierzę można w stu procentach zdezynfekować.
Mimo silnej miłości do zwierząt są one hodowane zupełnie inaczej niż u nas na Ziemi. Biorąc
pod uwagę fakt, że szereg chorób przenoszonych jest ze zwierząt na ludzi, od dawna wszystkie
zwierzęta domowe trzymane są w specjalnych zagrodach z dala od pomieszczeń mieszkalnych.
Dotyczy to zarówno kotów, psów, ptaków, chomików itp., które u nas są prawie członkami rodzin.
Z niewiedzy oraz fałszywie pojętej miłości do zwierząt ludzie wyrządzają sobie takim
postępowaniem wiele szkód natury zdrowotnej. Hołubione przez nas zwierzęta domowe, będące
często jedyną radością starych lub samotnych ludzi, przenoszą prawie połowę wszystkich chorób.
Dotyczy to przede wszystkim psów i kotów, bowiem są one nosicielami wielu bardzo groźnych
chorób. Ryzyko zarażenia się od nich jest stosunkowo wysokie. Rzekoma czystość kotów jest tylko
pozorna, ponieważ nawet po dokładnej dezynfekcji już po minucie na ich futrze pojawiają się
zarazki różnych chorób. To bolesne dla nas słowa i trudno nam je zaakceptować.
Jak pokazuje jednak życie, nasza fałszywie pojęta miłość do zwierząt nie ulegnie jednak szybko
zmianie. Wszyscy miłośnicy zwierząt powinni pamiętać dla własnego dobra, że po głaskaniu lub
dotykaniu zwierząt należy bezwzględnie umyć ręce. Nie wolno ich także traktować jak ludzi, a więc
na przykład całować ich lub spać z nimi w łóżku.
10. Praca
Gdyby Ziemianie odkryli ezoterykę, chętnie odłożyliby wszystkie pozostałe sprawy, aby
poświęcić się wyłącznie sprawom umysłu. Nie byłoby to jednak słuszne, o czym się zaraz
przekonamy. Mniemanie, że Plejadanie osiągnęli już tak wysoki poziom ewolucji, że praca
naukowa przestała być ważna i straciła na znaczeniu, jest całkowicie błędne. W rzeczywistości
wygląda to zupełnie inaczej.
Jeżeli istota ludzka chce się rozwijać duchowo i powiększać swoją wiedzę, może to także
osiągnąć wykonując pracę manualną. Dotyczy to nie tylko Ziemian, ale również mieszkańców
innych planet. Praca manualna pomaga nie tylko podtrzymywać byt, ale przyczynia się również do
rozwoju intelektualnego. Jeśli więc człowiek pragnie żyć w zgodzie z prawami Kreacji, musi
wykonywać również pracę fizyczną, bowiem w przeciwnym razie jego rozwój może stanąć pod
znakiem zapytania. Im więcej dany człowiek chce się nauczyć, tym większy musi wykonać wysiłek
fizyczny.
Znając poziom rozwoju ewolucyjnego człowieka, można obliczyć czas trwania pracy fizycznej,
którą dana osoba powinna wykonywać. Oto, co na ten temat powiedział Quetzal:
"Ziemianie również muszą pracować fizycznie, aby trenować swój umysł i zdolność
pojmowania. Maksymalny czas pracy fizycznej na Ziemi powinien wynosić 11 godzin dziennie,
podczas gdy nam wystarczają tylko 2 godziny".
Tę dwugodzinną prace fizyczną wykonują wszyscy Erranie, zarówno dorośli, jak i młodzi. Jej
celem jest zapewnienie równowagi miedzy duchem i świadomością. Wykonują ją bez
wynagrodzenia, lecz w zamian otrzymują wszelkie niezbędne do życia dobra. Zasada ta obowiązuje
na całej planecie wzmacniając poczucie wspólnoty jej mieszkańców. Warunki i charakter tej pracy
są całkowicie różne od tych, które mamy na Ziemi. Erranie są bardzo wszechstronnie wykształceni,
dzięki czemu mogą należycie wykonywać wszelkie użyteczne dla ogółu prace. Bez względu na
miejsce zamieszkania żaden Erranin nie jest przypisany na stałe do danego miejsca pracy, które
może w każdej chwili zmienić na inne. Najważniejsze jest, aby każdy wykonał swoją dzienną
normę pracy na rzecz ogółu. Wszystko pozostałe jest nieistotne. Może na przykład wsiąść do
swojego pojazdu, przelecieć kilka tysięcy kilometrów i wylądować, gdzie mu się podoba. Raz może
pomagać w gospodarstwie rolnym, innym razem w zakładzie przemysłowym. Zatem nie musi
wykonywać stale tej samej pracy w tym samym miejscu, lecz wybierać sobie taką pracę, jaka mu w
danym momencie odpowiada.
W przypadku wystąpienia w jakimś miejscu braku siły roboczej może być ona uzupełniana
"androidami". Praca w zakładach przemysłowych nie wymaga z zasady wysiłku fizycznego,
ponieważ produkcja wykonywana jest przez maszyny i jest całkowicie zautomatyzowana. Oprócz
tych istnieją oczywiście jeszcze inne rodzaje prac, jak na przykład twórcza praca natury technicznej
lub zwyczajna umysłowa, jak u nas.
Po spełnieniu obowiązku dwugodzinnej pracy wszyscy mają wolny czas, który mogą spędzać w
zależności od swoich upodobań. Każdy stara się jednak spędzać go z pożytkiem. Na Errze na
porządku dziennym jest równoległe studiowanie około 30 różnych dziedzin wiedzy. Nawet najstarsi
nie udają się od razu na spoczynek, lecz uprawiają własną ziemię lub pomagają innym w ich
gospodarstwach. W ten sposób poznają ludzi, nawiązują kontakty i zawierają przyjaźnie na całej
planecie. Wszystko to wzmacnia miłość do bliźniego i poczucie wspólnoty, co jest niezwykle ważne
dla harmonijnego współżycia społeczeństwa.
Oprócz prac rolnych na rzecz ogółu i eksport, ważną rolę w życiu społecznym Erran odgrywa
prywatne ogrodnictwo. Gdyby chcieli, mogliby mieć dostateczną ilość maszyn, które wyręczałyby
ich z wszelkich prac we własnym ogrodzie, lecz świadomie nie korzystają z nich. Po swoim
powrocie z Erry Billy powiedział, że ręce jej mieszkańców pokryte są odciskami. Jest to efekt
celowego własnoręcznego uprawiania własnych ogrodów. Dotyczy to również Quetzala, który z
naszej planety sprowadził sobie widły, łopaty oraz inne narzędzia niezbędne do pracy w ogrodzie.
W przeciwieństwie do tego uprawa roli do użytku ogólnego oraz na eksport prowadzona jest
przy użyciu maszyn. Ciekawostką jest to, że maszyny wykonujące te prace "unikają" kontaktu z
glebą, wyłącznie nad nią szybując. Posiadają one w zależności od potrzeb krótkie lub długie odnogi
z przymocowanymi do nich przewodami zakończonymi lejkami służącymi do pobierania gleby,
która przesyłana jest do danej maszyny, uzdatniana w niej, a następnie "wypluwana" na zewnątrz.
Podobne maszyny używane są do zasiewów, zbiorów i pielenia. Do wyrywania chwastów używane
jest specjalne ramię, które "zasysa" chwast wraz z ziemią, następnie przerabia go na próchnicę, po
czym miesza go z ziemią. Tak więc wszystkie te roboty szybują nad ziemią i wykonują prace na
zasadzie zasysania chroniąc w ten sposób glebę przed zbędnymi zanieczyszczeniami, głównie w
postaci metali ciężkich.
Podobnie jak inni również przywódcy duchowi Erry, którzy zastąpili polityków i kierują życiem
jej mieszkańców, pełnią swoje obowiązki przez dwie godziny dziennie. Czas wolny poświęcają
natomiast swojemu głównemu zadaniu, którym jest doradzanie, informowanie i nauczanie Erran.
Zakres ich rad obejmuje wszystkie aspekty życia
wszystko, co robią lub powinni robić
poszczególni mieszkańcy, aby żyć zgodnie z prawami i nakazami Kreacji. Owi przywódcy
duchowi, których liczba w przypadku pięciusetmilionowej populacji Erran wynosi około 2800,
także nie są związani ze stałym miejscem i jak wszyscy mogą zmieniać miejsce swojego pobytu.
Każde osiedle posiada specjalne miejsce, w którym wypełniają oni swoje obowiązki. W większych
osiedlach może być ich odpowiednio więcej. Jeżeli wybrane przez danego przywódcę miejsce jest
zajęte, wówczas mieszkający w nim przywódca przenosi się w inne miejsce. Dzięki temu następuje
stała zmiana. Każdemu mieszkańcowi przysługuje prawo wybrania sobie przywódcy duchowego i
zadawanie mu pytań. (Wszyscy przywódcy duchowi wspierają rozwój duchowy ludności
wykorzystując do tego celu wszelkie możliwe środki).
Twierdzenia różnych pseudołączników, że zwykłe istoty pozaziemskie są nadistotami, są
całkowicie błędne.
Ponieważ każdy Erranin otrzymuje wszystko, co mu potrzeba do życia, przeto zbędne są tam
jakiekolwiek środki płatnicze. Jak już wspomniałem, wszyscy zdolni do pracy mieszkańcy Erry,
pracują po 2 godziny dziennie na rzecz ogółu bez wynagrodzenia, w zamian za co otrzymują
bezpłatnie wszelkie niezbędne rzeczy.
Kończąc omawianie tego zagadnienia, chcę jeszcze raz podkreślić, że Erranie każdą pracę
traktują jako czynnik wspomagający ewolucję, bez którego niemożliwa byłaby zarówno
egzystencja, jak i rozwój duchowy.
11. Pojazdy
Na Errze istnieją różne pojazdy, jednak żaden z nich nie porusza się po lądzie. Nie ma więc tam
ulic, takich jak na Ziemi, a jedynie ścieżki pomiędzy domami oraz alejki spacerowe dla pieszych w
kompleksach zieleni.
Do celów komunikacyjnych w obszarze swojej planety Erranie używają pojazdów latających
dwóch typów: jeden ma kształt kulisty, drugi zaś dyskoidalny podobny do statków kosmicznych.
(Pojazdy kosmiczne szczegółowo omówione zostały w następnym rozdziale).
Typowy pojazd latający mieści 5 osób. Każdy dorosły mieszkaniec ma prawo posiadać co
najmniej jeden tego typu środek transportu. Zapotrzebowanie danej rodziny na pojazdy jest sprawą
indywidualną i może się zdarzyć, że dwie lub więcej osób używa wspólnie tego samego środka
lokomocji
nigdy jednak więcej niż 5 osób. Jeśli większa grupa zamierza udać się w to samo
miejsce, wówczas wszyscy oni muszą zadowolić się pojazdem na 5 osób. Chyba zbyteczne jest
podkreślanie, że owe pojazdy nie zanieczyszczają środowiska, ponieważ ich napęd nie jest zasilany
energią pochodzącą ze spalania paliwa, jak to ma miejsce w naszych silnikach. Poruszają się prawie
bezszmerowo i z ogromnymi prędkościami.
Na koniec tego tematu chciałbym jeszcze wspomnieć o pewnej atrakcji istniejącej na Errze.
Mam tu na myśli "Muzeum Ziemskich Pojazdów". Jest to teren o powierzchni wielu hektarów, na
którym zgromadzono wszelkie możliwe pojazdy kołowe i gąsienicowe, jakie kiedykolwiek
zbudowano na Ziemi. Szczególną atrakcją tego muzeum są wycieczki organizowane w dzikie
rejony jednym z pojazdów pochodzących z tej kolekcji, a mianowicie ziemskim Landroverem!
12. Problem chorób
Zapewne każdego ciekawi, czy Plejadanie cierpią na te same choroby co my, zwłaszcza raka i
jeśli tak, to czy uporali się tą plagą trapiącą Ziemian. Jeśli problem raka został już przez nich
rozwiązany, dobrze byłoby skorzystać z ich osiągnięć w tej dziedzinie.
Zapytana o to Semjase, przedstawiła ten problem następująco:
"Wiele chorób nasi uczeni wyeliminowali już przed wiekami, lecz jeszcze dzisiaj nękają nas
różne dolegliwości wywodzące się z przeszłości i innych planet. Nie mają one jednak działania
śmiertelnego lub wyniszczającego organizm. W większości są to choroby w rodzaju przeziębienia,
które można szybko i łatwo pokonać. Jesteśmy, podobnie jak wy, ludzkimi formami życia, które są
podatne na choroby, jednak wszystkie je potrafimy kontrolować i leczyć. Poza tym występują u nas
choroby całkowicie nie znane na Ziemi, ale i te nasza nauka także już całkowicie opanowała.
Co się tyczy raka, o którym mówiłeś, Billy, muszę powiedzieć, że na szczęście udało się nam go
pokonać. Stało się to jednak możliwe dopiero wtedy, gdy mieszkańcy naszej planety oraz uczeni
zmienili swoje negatywne zapatrywania oraz sposób postępowania i zaczęli rozumować i działać
według nowych norm. Konieczną wiedzę w tym względzie, Ziemianie muszą zdobyć sami, gdyż
jest to jedyny sposób na dalszy rozwój, który prowadzi do odmiennego pojmowania wielu spraw.
Udostępnienie wam tej wiedzy, byłoby daniem wam do ręki narzędzia, które mogłoby zostać
wykorzystane w destrukcyjnych celach, bowiem zawiera ona w sobie potężne siły. Jeszcze nie
nadszedł właściwy moment, aby człowiek posiadł tę wiedzę. W miarę rozwoju ewolucji pozna i
zrozumie ją, jej potęgę, a następnie zastosuje we właściwy sposób zgodnie z prawami Kreacji, bez
jakichkolwiek negatywnych następstw".
Te słowa z pewnością rozczarują wielu ludzi, jednak nie należy ich traktować jako odmowy
Plejadan udzielenia nam pomocy w sprawie leczenia raka. W rzeczywistości wyjawiając nam ten
sekret mogliby się przyczynić do nieszczęść, jakie ta wiedza mogłaby wywołać, gdyby dostała się
w niepowołane ręce. Podobna sytuacja mogłaby powstać, gdybyśmy na przykład ujawnili
nieodpowiednim osobom śmiertelne działanie kurrary, która jest powszechnie używana w
medycynie. Wszyscy, którzy chcieliby w tym momencie zarzucić Plejadanom niehumanitarną
postawę, powinni się na tym dobrze zastanowić i przemyśleć to.
Do celów leczniczych Plejadanie wykorzystują wiele różnych urządzeń, między innymi
maszyny regeneracyjne, które potrafią błyskawicznie leczyć różne dolegliwości, na przykład
złamania kości. Ich lekarstwa bazują na medycynie naturalnej. Wykorzystują pewne substancje,
które mają działanie sygnalizacyjnie. Nasze leki alopatyczne działają niestety w ten sposób, że po
ich użyciu w organizmie pozostają substancje chemiczne, które go zatruwają, a zatem posiadają
również szkodliwe działanie uboczne.
O technikach operacyjnych nie udało nam się niestety dowiedzieć zbyt wiele. Otrzymaliśmy
natomiast od Semjase szczegółowe informacje na temat transplantacji organów:
"...jest to swego rodzaju postęp w tej jeszcze stosunkowo prymitywnej nauce. Na przykład
transplantacje oka dokonywane są na żywym organizmie; nad tym pracują także nasi naukowcy,
którzy osiągnęli już znaczące sukcesy. Przeszczepy są bardzo istotne, bowiem żaden narząd, a
zwłaszcza oko nie może być zastąpione jakąkolwiek, nawet najdoskonalszą protezą. Narządy
wewnętrzne oraz części ciała nie są pobierane ani od żywych, ani od zmarłych, a następnie
przeszczepiane potrzebującym. Tego rodzaju transplantacje kryją w sobie wiele niebezpieczeństw, z
których dwa najważniejsze to, po pierwsze, całkowite zniszczenie systemu immunologicznego
organizmu, do którego dany organ jest przeszczepiany. Oznacza to, że ciało, na którym dokonuje
się transplantacji, staje się zupełnie bezbronne w wyniku stosowania środków osłabiających jego
system immunologiczny; jego mechanizm obronny zostaje sparaliżowany, aby przeszczepiony
organ nie został odrzucony. W rezultacie organizm pacjenta staje się bardzo podatny na wszelkie
infekcje i wystarczy nawet bardzo mała drobina kurzu, aby pozbawić go życia.
Po drugie w organie dawcy istnieje fluid, który działa wbrew siłom istniejącym w organizmie,
do którego jest on wszczepiany. Rodzi to wiele zagrożeń, które mogą doprowadzić nawet do
degeneracji ciała oraz umysłu organobiorcy. Jeśli chodzi o nas, mamy możliwość całkowitej
regeneracji naszych organizmów. Ponieważ transplantacje nie dają takiej możliwości, uszkodzone
organy zastępujemy sztucznymi, które są w stanie przeżyć nawet dany organizm. Tak właśnie
postępujemy w przypadku narządów, które uległy zniszczeniu. Oznacza to zatem żadnych
transplantacji i do tego samego powinna dążyć również ziemska medycyna".
Możliwości medycyny Plejadan z całą pewnością przyprawiłyby niejednego ziemskiego lekarza
o zawrót głowy. Na pocieszenie dodam, że my również możemy osiągnąć ten sam poziom,
odpowiednio ukierunkowując i potęgując swoje wysiłki na tym polu.
13. Muzyka, sztuka i literatura
Pewnego dnia Billy spytał Semjase, czy inne istoty pozaziemskie tak samo jak ludzie lubią
muzykę. Jej odpowiedź była twierdząca:
"Oczywiście, to upodobanie jest wspólne dla wszystkich ludzkich form życia we wszechświecie.
Jeśli chodzi o nas, posiadamy odpowiednie szkoły, do których mogą uczęszczać jedynie
odpowiednio uzdolnione osoby pracujące potem dla dobra ogółu. U nas, w przeciwieństwie do
Ziemi, interpretatorzy nie występują publicznie i nie wydobywają ze swoich instrumentów
drażniących uszy dźwięków. Czują się okropnie słuchając ziemskiej muzyki. Lubimy słuchać
dobrej i harmonijnej muzyki, nie mającej nic wspólnego z tymi przebojami".
Podobne zdanie na temat tej muzyki, jak zresztą większość ludzi, ma również Billy. Dla nas
Ziemian muzyka Erran wydałaby się obca, z drugiej zaś strony jest tak harmonijna i czarująca, że
po bliższym jej poznaniu nie moglibyśmy się bez niej obejść, to znaczy odczuwalibyśmy stale
rosnącą tęsknotę do tego stanu harmonii, jaki niesie ona z sobą. Niestety Billy nie mógł przywieźć z
Erry żadnego utworu muzycznego. Wyjaśnił jednak, że mamy na Ziemi trzy utwory wykazujące
pod względem harmonii pewne podobieństwo do ich muzyki. Jest to Bolero Maurice'a Ravela,
opera Walkiria Ryszarda Wagnera oraz chór więźniów z opery Nabucco Giuseppe Verdiego. Poza
tym ludzie używają zupełnie innych instrumentów niż oni.
Niestety brak jest jakichkolwiek informacji w sprawie innych form sztuki oraz literatury.
14. Chowanie zmarłych
Mimo swojego ogromnego rozwoju ewolucyjnego Plejadanie posiadają jednak pewne cechy
wspólne z nami. Jest to na przykład sposób chowania zmarłych. Według Semjase wygląda to u nich
następująco:
"Również my grzebiemy swoich zmarłych. Mamy do tego celu specjalne miejsce znajdujące się
poza terenem mieszkalnym. Z dawnych czasów zachowaliśmy również zwyczaj palenia zwłok,
jednak czynione jest to w bardzo rzadkich przypadkach i tylko na specjalne życzenie. Oprócz
chowania w ziemi stosujemy jeszcze dość często eliminację martwych ciał. [Wprzeciwieństwie do
palenia zwłok, po których pozostaje przechowywany często w urnach popiół, po eliminacji nie
pozostaje zupełnie nic.
przyp. autora.] Chowanie w ziemi jest aktem naturalnym wywodzącym się
z zarania dziejów. Eliminacja jest możliwa, nawet jeżeli w ciele zmarłego nadal jeszcze istnieją
stopniowo zanikające fluidy życiowe, bowiem ulatniają się one ostatecznie w momencie palenia
zwłok lub podczas ich eliminacji.
Fluidy te mogą trwać w ciele zmarłego przez wieki aż do całkowitego zniszczenia szkieletu,
bowiem są bezpośrednio związane z ciałem materialnym, co może stanowić swego rodzaju
pocieszenie dla najbliższych. Wnikają także w przedmioty codziennego użytku używane przez
zmarłego (elementy garderoby, biżuteria etc.). Często dana część jego ubioru przechowywana jest
przez najbliższych w nadziei, że dzięki temu będzie przebywał on wśród nich. To wszystko ma
właśnie związek z owymi fluidami. Nigdy jednak nie należy fetyszyzować tego rodzaju pamiątek,
jak to się często czyni na Ziemi, bowiem w ten sposób uszczupla się nieświadomie własne siły
życiowe".
Plejadanie mają wyjątkowo racjonalne podejście do aktu śmierci, to znaczy umierania ciała
materialnego. Odczuwają oczywiście podobnie jak my smutek i ból z powodu utraty kochanego
człowieka, z drugiej jednak strony doskonale wiedzą, co się z nim dzieje po śmierci. Wiedzą, że
ciało rozpada się na mniejsze składniki, które z kolei ulegają mineralizacji, zaś nieśmiertelna dusza
przechodzi do innego wymiaru, gdzie przetwarza zgromadzone za życia odczucia i informacje, po
czym ponownie inkarnuje w nowym ciele. Wiedzą, że związek uczuciowy istniejący pomiędzy
poszczególnymi osobami nie kończy się wraz ze śmiercią któregoś z nich lub ich wszystkich, lecz
trwa dalej, bowiem miłość jest stanem trwałym i niezniszczalnym.
Nieznajomość tych faktów jest często przyczyną dramatycznych scen, jakie się u nas nieraz
rozgrywają, zwłaszcza kiedy umierają młodzi ludzie ginący wskutek działań wojennych,
kataklizmów przyrodniczych, napadów terrorystycznych itp. Przesadna rozpacz wielu ludzi jest
jednak w większości przypadków niczym innym jak przejawem współczucia dla siebie samego.
Dodatkowe idealizowanie zmarłego może prowadzić wręcz do utraty kontaktu z rzeczywistością.
Aby uniknąć tego rodzaju nienaturalnych zachowań, należy po prostu poważnie zająć się problem
"życia i śmierci". Znajomość tych spraw może stanowić istotną pomoc dla osób dotkniętych stratą
najbliższych.
15. Prawo karne
Istnieje dość rozpowszechniane mniemanie, że istoty pozaziemskie są swego rodzaju
nadistotami, które nie popełniają błędów, dzięki czemu zbędne są im prawa i nakazy. To
rozumowanie jest całkowicie błędne, bowiem prawa i nakazy nie istnieją tylko tam, gdzie twórczy
porządek stał się absolutną oczywistością. Ma to jednak miejsce jedynie na wyższych poziomach
bytu, to znaczy na czysto duchowym szczeblu ewolucji. Wszystkie cielesne formy życia popełniają
błędy, w związku z czym ich byt musi podlegać określonym prawom.
Oznacza to, że również Plejadanie popełniają od czasu do czasu błędy, z tą jednak różnicą, że
przyznają się do winy, co jest następnie w zależności od rozmiaru występku odpowiednio karane.
Poruszając te sprawy Semjase powiedziała, że każdy popełniony błąd jest nazywany po imieniu i
nie może być zatajany, jak to się bardzo często zdarza, na Ziemi. Popełnianie błędów jest niezbędne
dla dalszego rozwoju, bowiem z każdego z nich wynika określona nauka. Właściwe postępowanie
może pozwolić wyplenić z biegiem czasu ich źródła, aby nigdy więcej nie dochodziło do ich
popełniania.
Plejadanie kroczą tą samą drogą ewolucji, jak wszystkie pozostałe ludzkie formy życia we
wszechświecie. Krzywa częstotliwości popełniania błędów wraz z wiekiem stopniowo spada, gdyż
w miarę upływu czasu i rozwoju danej jednostki na czoło wysuwają się takie cechy charakteru, jak
rzetelność, dokładność i wiarygodność. Można powiedzieć, że droga do bezbłędnego postępowania
wybrukowana jest dobrymi chęciami. Godnymi pożałowania są jedynie ci, którzy nie pojmują lub
nie starają się pojąć swoich błędów, przez co nie wyciągają z nich żadnych nauk i w rezultacie
muszą od czasu do czasu za to "płacić".
Errańskie prawodawstwo jest dostosowane do ich poziomu rozwoju duchowego, dzięki czemu
jest humanitarne, czego niestety nie można powiedzieć o naszym.
Nawet najcięższe przewinienia nie są u nich karane śmiercią czy też barbarzyńskim
okaleczaniem. Na wszystkich planetach zamieszkałych przez Plejadan wprowadzono jednolitą
formę karania. W zależności od szkodliwości czynu sprawcy skazywani są na banicję na odległą
planetę, która w przypadku ciężkich przewinień może trwać aż do końca życia. Ze zrozumiałych
względów na wygnaniu nie mogą razem przebywać osobnicy obojga płci
mężczyzn wysyła się w
inne miejsce niż kobiety. Więźniowie skazani są tam wyłącznie na siebie i muszą
dosłownie
"w
pocie czoła" zapracować na swój chleb, nie mogąc przy tym posługiwać się maszynami. Od czasu
do czasu dokonywane są tam kontrole, podczas których konfiskuje się wszelkie potajemnie
wyprodukowane urządzenia. Uniemożliwione są ponadto wszelkie kontakty z jakimikolwiek
innymi formami życia.
Poruszając te sprawy, Semjase powiedziała:
"Tego rodzaju forma karania gwarantuje zachowanie porządku, z drugiej zaś strony osoba, która
popełniła błąd, nie staje się ciężarem dla ogółu społeczeństwa. Poza tym jest bardzo humanitarna i
rozsądna, ponieważ rozwój przebywających na wygnaniu skazańców nie jest hamowany".
Ten sposób karania może się wydać wielu osobom brutalny. Osobiście uważam, że tak nie jest.
Po jego gruntownym przemyśleniu doszedłem do wniosku, że jest to prawdopodobnie najbardziej
słuszna metoda, gdyż każda forma życia ma prawo do wolności psychicznej, cielesnej i materialnej.
Zamykanie w więzieniach, a także wszelkiego rodzaju znęcanie się lub w skrajnych przypadkach
likwidacja nie jest zgodne z prawami natury. Tego rodzaju metody odnoszą wręcz przeciwny
skutek. Po kilkukrotnych ostrzeżeniach winny powinien zostać ukarany, aby mógł zrozumieć, że
postępował błędnie i że w przyszłości nie powinien więcej tego robić.
Kara jest konieczna, lecz nie powinna ona naruszać godności ludzkiej i praw Kreacji. Będzie ona
skuteczna tylko wtedy, gdy osiągnie zamierzony cel. Wielu przestępców popełnia wykroczenia,
ponieważ kieruje się fałszywymi pobudkami lub nielogicznym rozumowaniem. W takich
przypadkach należy dać im szansę zrozumienia swoich błędów i umożliwić poprawę, izolując ich
od społeczeństwa. Przestępcy muszą zrozumieć swoje błędy, aby mogli w przyszłości postępować
zgodnie z prawami Kreacji. Maltretowaniem lub karą śmierci nigdy nie osiągnie się tego celu.
Stosowane jeszcze dziś tortury są nie tylko nieskuteczne, ale są przede wszystkim najpodlejszym
i najbardziej niegodziwym sposobem postępowania. Wobec nich kara śmierci jest raczej
niewinnym, choć całkowicie chybionym aktem, bowiem przestępcy uniemożliwia się w ten sposób
jakąkolwiek szansę pokuty, jednocześnie popełnia się ewidentny błąd, sądząc, że wykonując karę
śmierci rozwiązuje się ostatecznie problem. Jest wręcz przeciwnie, bowiem z obiegu "wypada"
tylko jego ciało, zaś nieśmiertelna dusza trafia w zaświaty, skąd wcześniej czy później będzie
musiała inkarnować w innym ciele, aby rozpocząć nowe życie. Nie mając możliwości zrozumienia
swoich błędów, jego myślenie nadal może być spaczone i nietrudno przewidzieć, jakie błędy będzie
mógł popełnić jako już zupełnie nowy człowiek. Innymi słowy, wcześniej lub później popełni to
samo przestępstwo, co będzie oznaczało, że kara w żaden sposób nie przyczyniła się do poprawy
jego postępowania. Naszych terrorystów i innych przestępców rzadko odstrasza kara śmierci i
dlatego rozsądniejsze byłoby sięgnięcie po bardziej skuteczne środki zaradcze, takie jakie na
przykład stosują istoty pozaziemskie.
16. Forma rządów
Przed około 50.000 lat Plejadanie wywalczyli sobie ostateczny pokój. Zrezygnowali z
polityków, a ich miejsce zajęli duchowi przywódcy służący wszystkim radą i pomocą. Stąd też na
Errze i każdej z trzech pozostałych zamieszkałych planet systemu Taygety istnieje jedno państwo.
Ptaah wyjaśnił to następująco:
"Nasze światy nie są podzielone na różne państwa, jak to ma miejsce u was na Ziemi.
Rozumując waszymi kategoriami, należy stwierdzić, że na każdej z naszych planet żyje jeden
naród. Każda planeta posiada własny rząd, który pełni funkcje porządkowe i wykonawcze i podlega
Wysokiej Radzie. Wysoka Rada kieruje życiem na wszystkich naszych planetach, jest więc swego
rodzaju Centralnym Rządem, którego siedziba nie mieści się na naszym świecie [Errze], lecz na
specjalnie do tego przeznaczonej planecie nazywanej przez nas Centralną Gwiazdą. Wysoka Rada
składa się z ludzkich form życia, które są w połowie duchowe a w połowie materialne. Stanowią
one stadium przejściowe między formą materialną i duchową. Cechuje je niezwykła wiedza i
mądrość. Są one jedynymi ludzkimi formami życia, które mogą kontaktować się z bardzo wysoko
rozwiniętymi formami duchowymi, co jest absolutnie niemożliwe w przypadku całkowicie
materialnych form życia. Nawet my sami nie możemy się z nimi kontaktować, tym bardziej nie
mogą tego robić Ziemianie. [...] Wszystkie nasze narody podlegają władzy Centralnego Rządu,
czyli Wysokiej Radzie. Rządy poszczególnych planet stanowią jedynie organy wykonawcze.
Wysoka Rada rządzi w oparciu o prawa Kreacji w zupełnie nie znany wam sposób. Każde
zarządzenie oparte jest na prawach Kreacji i dotyczy każdej formy życia z osobna. Warunkiem jest
jednak jednolity poziom rozwoju poszczególnych osobników, przy czym dopuszczalny jest tu
pewien margines. Nasi przywódcy duchowi dbają nieprzerwanie o ciągły duchowy rozwój każdego
z nas".
W uzupełnieniu do wypowiedzi Ptaaha chciałbym jeszcze dodać, że mająca swoją siedzibę w
galaktyce Andromedy Wysoka Rada, jak wskazuje na to sama jej nazwa, jest organem doradczym.
Innymi słowy, jej zalecenia mogą być stosowane przez Plejadan lub nie. Wyłącznie od nich zależy,
czy je zaakceptują i będą postępować zgodnie z nimi, czy też zgodnie z własnym uznaniem.
17. Kosmiczne zrzeszenia i służby porządkowe
Plejadanie są członkami Kosmicznej Konfederacji będącej organizacją zrzeszającą mieszkańców
wielu systemów planetarnych, których łączna liczba wynosi 127 miliardów. Wszystkie zrzeszone
planety podlegają Centralnemu Rządowi Wysokiej Rady, której siedziba mieści się w galaktyce
Andromedy. We wszechświecie istnieje oczywiście jeszcze wiele innych tego rodzaju sojuszy.
Ponieważ oprócz ras ludzkich miłujących pokój są także i inne, konieczne jest dla zachowania
pokoju i porządku istnienie swego rodzaju kosmicznej służby porządkowej.
Ojciec Semjase, Ptaah, przedstawił to następująco:
"Niezliczone formy życia nieustannie podróżują po całym wszechświecie. Naturalną rzeczą jest,
że istoty o podobnych poglądach łączą się tworząc sojusze. Ich celem jest świadczenie wzajemnej
pomocy we wszystkich sprawach. Ta wzajemna współpraca sięga nawet innych rejonów kosmosu,
jak na przykład wszechświata DAL. Wszystkie sojusze, zarówno wewnątrzgalaktyczne,
międzygalaktyczne, wewnątrzwszechświatowe, jak i rozciągające się poza dany wszechświat mają
na celu zachowanie pokoju oraz wspomaganie postępu i ewolucji duchowej".
Sojusznicy utrzymują siły porządkowe, których zadaniem jest nadzór całego obszaru będącego
w zasięgu sojuszu, a także tych rejonów kosmosu, które leżą poza nim. Do realizacji tego zadania
używane są duże statki kosmiczne wyposażone we wszelkie możliwe urządzenia techniczne.
Czasami prowadzone są nawet działania wojenne, w przypadku gdy inne od ludzkich formy życia
próbują przemocą realizować swoje zaborcze cele, bowiem walka to także część życia, czy tego
chcemy, czy nie.
Wszystkie wysoko rozwinięte formy życia starają się jednak z zasady realizować rozwój
duchowy przy użyciu środków pokojowych. Wszechświat zamieszkały jest przez różnego rodzaju
formy życia, tak że walka często jest nie do uniknięcia. Plejadanie starają się wszelkimi siłami
wszelkie zatargi likwidować na drodze pokojowej poprzez negocjacje. Jeżeli nie udaje się dojść do
porozumienia lub przeciwnik unika go, stosując różnego rodzaju zwody, wówczas nie pozostaje nic
innego jak sięgnięcie po oręż i użycie przymusu w celu przepędzenia go, uwięzienia lub zesłania na
odległą planetę. Tylko w wyjątkowych przypadkach stosuje się eliminację ich materialnego ciała.
"Ziemianie oraz wiele innych form życia istniejących w wszechświecie"
powiedział Ptaah
"jest
obecnie na tym samym etapie rozwoju duchowego, co nasi przodkowie, od których właśnie
pochodzą między innymi mieszkańcy Ziemi".
Kosmiczne siły porządkowe nie mieszają się zazwyczaj w sprawy poszczególnych planet,
chyba że ich działania wojenne zagrażają strukturze przestrzeni kosmicznej, to znaczy mogą mieć
wpływ na inne układy planetarne. W takich ekstremalnych przypadkach służba porządkowa sięga
po odpowiednie środki zaradcze, z użyciem siły włącznie, o ile inne sposoby przywołania
zwaśnionych stron do porządku nie odnoszą skutku. Mimo iż mieszkańcy danej planety są gotowi
ścinać sobie głowy i niszczyć się wzajemnie, co często ma miejsce na Ziemi, pozaziemskie formy
życia starają się udzielać im pomocy w formie pouczeń, nauk etc. Co jednak zrobią oni z tą
pomocą, czy ją przyjmą, czy odrzucą, jest już ich sprawą, ponieważ zawsze i wszędzie musi istnieć
wolny wybór. Dlatego właśnie istoty pozaziemskie nigdy nie używają siły, aby zmusić innych do
zaprzestania prowadzenia działań wojennych na swojej planecie.
Ze względu na prawa Kreacji żaden Ziemianin z całą pewnością nie będzie przez nich
ewakuowany w sytuacji, kiedy my sami z własnej woli doprowadzimy kulę ziemską do całkowitej
katastrofy. Od nas zależy przyjęcie cennych nauk Plejadan, upowszechnienie ich i działanie zgodnie
z nimi, aby położyć kres grożącemu nam niebezpieczeństwu totalnej zagłady.
18. Życie małżeńskie
Na Errze podobnie jak u nas są osoby samotne, zaś małżeństwo ma przeważnie formę
poligamiczną. Życie każdej formy bytu we wszechświecie podlega pewnym regułom i zasadom
zgromadzonym w odpowiednich ustawach. Tworząc te reguły istoty pozaziemskie kierują się
przede wszystkim prawami przyrody. Jedno z praw Kreacji mówi, że każda męska forma życia jest
w stanie zapłodnić wiele form żeńskich. Odnosząc to do ludzi można powiedzieć, że każdy zdrowy
mężczyzna może zawrzeć związek małżeński z wieloma kobietami. Inaczej mówiąc, kobieta może
być zgodnie z prawami przyrody w związku małżeńskim tylko z jednym mężczyzną, ponieważ jako
biorca może być zapłodniona tylko przez jednego mężczyznę.
Zasada ta jest w całej rozciągłości stosowana przez Plejadan, w związku z czym jeden
mężczyzna może mieć wiele kobiet. Jeżeli jest on związany z czterema kobietami z własnego
wyboru, to każdej z nich przysługuje samodzielne gospodarstwo domowe. Mężczyzna żyje w takim
związku na zmianę z każdą z nich. Nie ma to oczywiście nic wspólnego z haremem, zaś między
kobietami panuje przyjacielski układ podobnie jak między nimi i ich mężem i obca im jest
jakakolwiek forma zazdrości.
Należy w tym miejscu podkreślić, że kobiety będące w związku z mężczyzną mają pod każdym
względem równe prawa, zaś reinkarnacja przyczynia się do tego, że mężczyźni nie są preferowani,
bowiem płeć jest od czasu do czasu zmieniana, co gwarantuje istnienie stałej równowagi.
Pełną dojrzałość duchową do zawarcia związku małżeńskiego osiąga się na Errze dopiero w
wieku 70 lat i nie można go zawrzeć wcześniej. Mieszkańcy Erry ćwiczą z reguły do tego czasu
swoją wstrzemięźliwość seksualną, najwięcej uwagi poświęcając rozwojowi umysłowemu.
Jeżeli dwoje ludzi ma zamiar rozwijać dalej te najgłębsze uczucia wobec siebie, wówczas mają
trzy lata na rozważenie, czy są one trwałe i prawdziwe, czy też nie. Po tym okresie są sprawdzani
przez odpowiednich specjalistów, którzy oceniają ich związek, ich wzajemne uczucia, a następnie
poddają ich egzaminowi i dopiero jego zdanie pozwala im połączyć się w związku małżeńskim.
Małżeństwo trwa normalnie całe życie, lecz może zostać w którymś momencie rozwiązane, jeżeli
okaże się, że ich deklaracje były jednak błędne.
Trzyletni okres wstępny jest tak podzielony, że kandydaci spotykają się na kilka godzin w ciągu
7 dni. Mają wolny wybór co do sposobu spędzenia randki, z wyjątkiem zbliżeń seksualnych, które
są im zakazane. Jeżeli dwoje Erran potrzebuje częstszych spotkań niż raz w tygodniu, wówczas z
reguły uzyskują na nie zezwolenie, niedopuszczalne są jednak między nimi, jak już wspomniałem,
jedynie kontakty seksualne. Zasada ta umożliwia wszystkim takim parom gruntowne przemyślenie
własnych przeżyć, których doznali w ciągu 6 dni oddzielających ich spotkania. Jeżeli kandydaci na
małżonków przebrną pomyślnie pierwsze dwa lata okresu próbnego, wówczas poddawani są
rocznej rozłące, podczas której nie wolno im się w ogóle widywać. Często wyjeżdżają na obce
planety, aby tam jeszcze raz wszystko gruntownie przemyśleć.
Rozwody dopuszczalne są jedynie w krańcowych przypadkach, bowiem stanowią one działanie
wbrew prawom Kreacji. Dotyczy to również cudzołóstwa, które u Plejadan jest bardzo ciężkim
przewinieniem, a winni tego czynu skazywani są na dożywotnią banicję (patrz podrozdział "Prawo
karne"). Na pytanie, co się dzieje, jeżeli Plejadanin lub Plajadanka zakocha się w istocie z innej
planety, Semjase powiedziała:
"Jeżeli członek naszej rasy zakocha się w kimś z mniej rozwiniętej duchowo cywilizacji w takim
stopniu, że jest gotowy się z nim zjednoczyć [wejść w związek małżeński
przyp. autora],
wówczas jest to rozpatrywane według naszego ustawodawstwa. Jeżeli okaże się, że są spełnione
wszelkie niezbędne warunki, to może dojść do małżeństwa. Bez znaczenia jest wówczas, czy istota
z innej planety jest na niższym szczeblu rozwoju duchowego, bowiem o jej dalszy rozwój duchowy
dbać będą nasi naukowcy [przy pomocy specjalnych urządzeń
przyp. autora]. Tego rodzaju
przypadki należą jednak do rzadkości".
Zastanawiając się nad tym wszystkim, nie sposób uniknąć pytania o zazdrość, które mimowolnie
się tu nasuwa, zwłaszcza kiedy uświadomimy sobie, co się dzieje u nas na Ziemi, gdy jeden
mężczyzna posiada kilka kobiet, które często właśnie z zazdrości o niego wyrywają sobie nawzajem
włosy. Ciekawe co by było, gdyby Ziemianki mogły posiadać kilku mężczyzn, pomijając
oczywiście, że byłoby to w całkowitej sprzeczności z prawami Kreacji. Otóż zazdrość wśród
Plejadan już dziś nie istnieje, lecz aby to osiągnąć, musieli oni przejść przez odpowiednie stadia
rozwoju. Wypowiadając się na ten temat, Semjase zauważyła:
"Człowiek myślący kategoriami niematerialnymi nie jest w stanie wzbudzić w sobie uczucia
zazdrości, ponieważ jego rozumowanie ma obecnie charakter globalny, zgodnie z którym miłość i
zadowolenie urastają do rangi wartości ogólnych, zaś związek małżeński opiera się na
przestrzeganiu praw przez obie strony. Gdy dwoje ludzi zjednoczy się w związku małżeńskim, nie
oznacza to oczywiście chęci posiadania partnera, lecz po prostu zjednoczenie. Nie ma więc tam
miejsca jakakolwiek chęć posiadania, lecz miłość i zrozumienie oraz radość z radości partnera.
Każdy ma całkowitą swobodę w postępowaniu, lecz musi przestrzegać praw i nakazów".
Wiem, że dla nas "ziemskich robaków" trudno to jeszcze pojąć, tę wolność w postępowaniu.
Wspomniałem o tym w nadziei, że stanie się to impulsem do własnych przemyśleń na tym polu. W
trakcie rozprawiania o tych sprawach wyłonił się problem sprzeczek małżeńskich. Semjase
odpowiedziała na to pytaniem, czy nie uważamy ich przypadkiem za superludzi. Stwierdziła, że
różnice zdań wśród partnerów są rzeczą naturalną, lecz nie powinny one nigdy przybierać formy
kłótni, jak to nagminnie dzieje się u nas. Dodała ponadto:
"Podobnie jak wszędzie również i u nas występują różnice w poziomie rozwoju duchowego, w
związku z czym nigdy nie spotkają się ze sobą bieguny skierowane w tym samym kierunku, co z
kolei oznaczałoby zastopowanie rozwoju ewolucyjnego. Aby mógł się on dokonywać, stale muszą
spotkać się ze sobą przeciwne bieguny. Oznacza to ich wzajemne ścieranie się ze sobą, zderzanie
różnych poglądów, co zapewnia dalszy rozwój ewolucyjny. Jest to podstawowe prawo, któremu
podlegamy nie tylko my, ale wszystkie formy życia we wszechświecie".
IV. Pojazdy kosmiczne Plejadan
Plejadanie dysponują całą gamą mniejszych i większych pojazdów kosmicznych różniących się
między sobą kształtem, wielkością i zasięgiem w zależności od przeznaczenia.
Do ich floty należą między innymi następujące obiekty latające:
1. Urządzenia telemetryczne.
2. Statki zwiadowcze.
3. Statki promienne.
4. Duże statki kosmiczne (brak bliższych danych).
5. Pojazdy kosmiczne do zadań specjalnych (brak bliższych danych).
1. Urządzenia telemetryczne
(zdjęcia nocne nr 27 i 58)
Urządzenia telemetryczne są to zdalnie sterowane, najczęściej z terenu określonych baz, obiekty
bezzałogowe pełniące rolę sond lub przyrządów pomiarowych. Mogą mieć charakter stacjonarny
lub ruchomy. Ich zakres działania ograniczony jest do powierzchni planet. Mają wielkość od 1
centymetra do 5 metrów. W roku 1977 wokół Ziemi krążyło w sumie około 7000 tego rodzaju
urządzeń. Podczas gwiaździstych nocy w latach 1975-1978 można je było zauważyć gołym okiem
na niebie, gdyż świeciły jaskrawym, migoczącym światłem o dużej częstotliwości. Najlepiej
widoczne były te, które poruszały się na stosunkowo niskich orbitach. Owe migające światła to
pewnego rodzaju impulsy służące do sterowania ich lotem. Po roku 1978 ów mechanizm zastąpiono
innym.
Podczas mojego trzeciego kontaktu z NOLami w czerwcu 1976 roku udało mi się sfotografować
tor lotu migającego urządzenia telemetrycznego (patrz zdjęcie nr 59). Obiektów tych nie należy w
żadnym wypadku mylić z pojazdami kosmicznymi, które krążą wokół naszego globu najczęściej na
wysokości od 20 do 40 kilometrów i wyglądają jak małe punkty świetlne podobne do ziemskich
sztucznych satelitów.
2. Statki rozpoznawcze
(zdjęcia nr 9, 19 i 20)
Statki zwiadowcze służą przede wszystkim do celów rozpoznawczych, czasami również pełnią
rolę pojazdów towarzyszących. Ich średnica wynosi od 3,5 do 5 metrów. Podobnie jak urządzeń
telemetrycznych ich zakres działania ograniczony jest do planet, lecz w przeciwieństwie do nich są
to pojazdy załogowe. Czas ich lotu jest nieograniczony.
3. Statki promienne
(zdjęcia nr 6, 8 i od 9 do 28)
Statki te służą do różnych celów, z których głównym jest transport osób na różne odległości,
nawet międzygwiezdne. Wykorzystywane są do przeprowadzania osobistych kontaktów oraz
różnego rodzaju prac badawczych.
Nazwa "statek promienny" pochodzi od typu używanego przez ostatnie 400 lat, którego napęd
emanował wokół siebie specjalne promieniowanie, które sprawiało, że powietrze wypełniające
przestrzeń pod statkiem migotało. W efekcie wszystko, co się znajdowało w jego zasięgu, miało
rozmazany i zniekształcony wygląd. Fotografując taki statek należało przebywać w bezpiecznej
odległości wynoszącej minimum 90 metrów, aby uchronić błonę fotograficzną przed jego
szkodliwym działaniem.
W roku 1975 zrezygnowano z tych przestarzałych pojazdów i odtransportowano je na Errę,
gdzie zezłomowano je. Produkowane obecnie statki tego typu nie emanują już wokół siebie tego
promieniowania, niemniej pozostano przy ich nazwie.
W ciągu kilku lat trwania kontaktów z Semjase Billy miał okazję poznać i sfotografować
wszystkie używane przez Plejadan typy pojazdów, a niektóre z nich nawet sfilmować.
Wszystkie mają dyskoidalny kształt i średnicę około 7 metrów, rzadziej 14-21 metrów. Statek
siedmiometrowy mieści 3 osoby, przy czym do kierowania nim wystarczy tylko jedna osoba.
Materiał, z którego wykonana jest jego powłoką, to stop miedzi, niklu i srebra z dodatkiem złota.
Nie posiada ona żadnych łączeń, ponieważ stanowi jednolity odlew. Ten stosunkowo miękki
materiał wykazuje wszystkie niezbędne właściwości do odbywania wszelkiego rodzaju lotów imanewrów. Ów stop wytwarzany jest z czystego ołowiu w trakcie siedmioetapowego procesu (patrz
podrozdział "Wytwarzanie materiału na powłoki statków").
Zdaniem pewnego eksperta użyto tu nie znanej jeszcze na Ziemi metody spawania na zimno.
Jeden z kawałków tego stopu został zbadany w USA (patrz rozdział XII "Badania naukowe i inne
dowody"). Masa siedmiometrowego statku wynosi 1,5 tony. W górnej części statku znajduje się
kabina pilota w kształcie półkuli, o wysokości około 2,2 metra. W nowszych typach zamontowana
jest jeszcze dodatkowa kopuła. Najnowocześniejszy statek, jaki został zbudowany przez Plejadan
specjalnie do użytku na Ziemi, wygląda jak tort weselny. Znajdujące się na jego obrzeżu kule służą
do przemieszczania go w inne wymiary. Po rocznym użyciu na Ziemi musiał zostać wycofany z
powodu licznych uszkodzeń korozyjnych wywołanych znacznym wzrostem zanieczyszczeń w
naszej atmosferze.
Statek promienny jest zdolny wylądować o dowolnej porze, tak dniem, jak i nocą, bardzo
precyzyjnie w wybranym miejscu, nie będąc przy tym namierzonym radarem dzięki specjalnym
ekranom ochronnym. Przyziemiając się, najczęściej unosi się tuż nad ziemią nie zostawiając na niej
żadnych śladów swojej obecności. Jeżeli jednak jego załoga postanowi wylądować, wówczas
osiada on na trzech podporach zakończonych trzema talerzami. W tym przypadku pozostają po nim
na ziemi trzy odciśnięte w niej koła o średnicy 2 metrów (patrz podrozdział "Statki kosmiczne i
ślady ich lądowań" w rozdziale VII).
Ze względów bezpieczeństwa lądujący statek wytwarza wokół siebie w razie konieczności dwa
ekrany ochronne (patrz podrozdział "Środki bezpieczeństwa stosowane podczas kontaktów" w
rozdziale VI).
3.1. Urządzenie chroniące żywe istoty
Jeżeli podczas lądowania statku Plejadan w obrębie jego pola ochronnego znajdą się zwierzęta
lub ludzie, wówczas automatycznie włącza się specjalne urządzenie ochronne, które kieruje statek
w inne miejsce, aby nikt nie odniósł szkody. Kiedy nie były one jeszcze wyposażone w to
urządzenie, 4 października 1977 roku wydarzył się nieszczęśliwy wypadek, podczas którego pilotka
siedmiometrowego statku nie zauważyła podczas lądowania na małej leśnej polanie pasącej się
między drzewami sarny. W rezultacie zwierzę dostało się w obręb ekranu ochronnego i z miejsca
zginęło. Pilotka była bardzo zrozpaczona tym nieszczęśliwym wypadkiem.
Nawiasem mówiąc, dzieci Billy'ego i Jocobus Bertschinger widzieli tego samego dnia o
zmierzchu lądujący w oddali i zaraz potem startujący jasny obiekt latający. Nazajutrz Billy znalazł
w tamtym miejscu lekko odciśniętą trawę i martwą sarnę.
Zdarzenie to stało się impulsem do skonstruowania odpowiedniego urządzenia
zabezpieczającego, po którego zainstalowaniu podobne nieszczęśliwe wypadki nie miały już
miejsca.
3.2. Bulaje
Znajdujące się w powłoce statku bulaje nie są właściwie oknami w powszechnym tego słowa
rozumieniu. Można wprawdzie przez nie wyglądać na zewnątrz, lecz do obserwacji otoczenia statku
służą głównie ekrany kontrolne w kabinie pilota. Zadaniem bulajów jest przede wszystkim analiza
składu chemicznego atmosfery na zewnątrz statku.
Ich zewnętrzna powierzchnia pokryta jest specjalnym materiałem, który zmienia barwę w
zależności od składu atmosfery. O tym, czy atmosfera danej planety nadaje się do oddychania
informuje odpowiedni kolor. Zabarwienie się ich na kolor pomarańczowy oznacza, że skład danej
atmosfery jest dla Plejadan bezpieczny. Wraz ze zmianą barwy bulajów na kolor pomarańczowy w
kabinie pilota zapala się ponadto żółtozielone światło. Są to wskazówki, które mówią załodze, że
może przebywać poza pojazdem bez kombinezonów.
W przypadku trującego składu atmosfery, nieodpowiedniego ciśnienia lub niebezpiecznych
temperatur zewnętrzna powłoka bulajów przybiera kolor żółty, zielony, niebieski, czerwony lub
jeszcze inny i odpowiednio do tego zmienia się równocześnie barwa światła w kabinie pilota. Tak
więc bez konieczności dokonywania specjalnych analiz załoga statku informowana jest na bieżąco,
czy atmosfera na zewnątrz jest znośna, czy nie.
Jeżeli atmosfera na zewnątrz statku jest znośna, mimo iż nie nadaje się do oddychania,
Plejadanie mogą opuścić statek w specjalnych kombinezonach. Wcześniej jednak muszą przejść
przez śluzę posiadającą dodatkowe zabezpieczenie, które w przypadku stwierdzenia niekorzystnych
warunków atmosferycznych uniemożliwia wyjście na zewnątrz. Urządzenia ochronne sprzężone są
ponadto ze specjalnymi czujnikami umieszczonymi na kombinezonach. Cały ten system
wielokrotnych zabezpieczeń funkcjonuje doskonale i wyklucza jakąkolwiek awarię.
W przestrzeni kosmicznej, gdzie nie ma powietrza ani jakiejkolwiek atmosfery, bulaje wyglądają
jak bezbarwne, przezroczyste szyby. W tym przypadku ich zewnętrzna powłoka pełni rolę
ochronnego filtru zabezpieczającego przed szkodliwym promieniowaniem kosmicznym.
3.3. Ekrany obserwacyjne
Ekrany te umożliwiają dokładniejszą obserwację otoczenia niż bulaje oraz rejestrowanie tego za
pomocą specjalnych urządzeń odpowiadających funkcją naszym aparatom fotograficznym i
kamerom. Plejadanie nie posługują się takimi przyrządami jak nasze aparaty fotograficzne czy
kamery filmowe, w związku z czym musieli skonstruować specjalne urządzenie ochronne, aby
umożliwić Billy'emu sfotografowanie wnętrza swojego statku. W przeciwnym razie doszłoby do
prześwietlenia błony filmowej.
3.4. Antena
W starszych typach statków na środku górnej powłoki umieszczona jest antena zakończona
półkulą. Pełni ona dwie funkcje:
a) gromadzenie energii, która jest "zasysana" przez nią z otoczenia
bardzo praktyczny,
"darmowy" sposób jej pozyskiwania;
b) antena nadawczo-odbiorcza wideofonu, który umożliwia rozmówcom jednoczesne
obserwowanie siebie, tak jak to ma miejsce w naszych współczesnych wideotelefonach. Ów
wideofon ma zastosowanie przede wszystkim w obrębie danej planety, zaś w przestrzeni
kosmicznej jedynie na niewielkie odległości. Do komunikowania się na odległości mierzone w
latach świetlnych używana jest tak zwana hiperradiostacja, która nie wymaga specjalnych anten,
bowiem anteną może być cały statek.
3.5. Schemat wnętrza statku
Objaśnienie szkicu:
(1) Szyb antygrawitacyjny ze śluzą usytuowany w dolnej części statku służący do transportu
osób. Chcąc dostać się do wnętrza pojazdu wystarczy stanąć pod jego otwartym lukiem, po czym
pionowy strumień transportowy podnosi daną osobę niczym winda. Chcąc z kolei wyjść na
zewnątrz, wystarczy stanąć wewnątrz tego strumienia, który opuszcza następnie powoli daną osobę
na ziemię.
(2) Fotel, który można rozłożyć w poziomie. Elastyczne obicie ze sztucznego tworzywa jest tak
skonstruowane, że dopasowuje się do ciała siedzącej w nim osoby. Gdy nikt w nim nie siedzi, ma
płaską powierzchnię. Można go obracać wokół własnej osi o 360 stopni oraz przesuwać w
dowolnym kierunku.
(3) Pulpit w kształcie podkowy zawierający różne przyrządy, ekrany, przełączniki etc. W dolnej
części znajdują się liczne szuflady i schowki. Na ścianie nad nim rozmieszczone są bulaje oraz
ekrany i urządzenia kontrolno-pomiarowe. Centralne miejsce zajmuje pulpit sterowniczy z
drążkami do ręcznego sterowania używanymi w przypadku, kiedy lot nie odbywa się pod kontrolą
autopilota. Sufit kabiny wykonany jest z przezroczystego materiału i pokryty drugim zestawem
ekranów, które umożliwiają kierowanie statkiem w pozycji leżącej.
3.6. Ekrany kontrolne
Ekrany kontrolne umieszczone są głównie wokół pulpitu sterowniczego i swoim wyglądem
przypominają ekrany naszych monitorów. Różnią się jednak od nich pewnymi funkcjami oraz
sposobem przedstawiania obrazu.
Jedne z nich przedstawiają obrazy krajobrazu, osób, zwierząt lub innych rzeczy, które są
niezwykle realistyczne, inne zaś jedynie obrazy i symbole, które wymagają odpowiedniej
interpretacji, aby zrozumieć ich sens. Wszystkie obrazy, również te z symbolami, po ukazaniu się
na ekranie przekształcają się w plastyczne, trójwymiarowe obrazy i formy wyglądające, jak gdyby
były materialnymi obiektami.
3.7. Analizator powierzchni
Jest to urządzenie pozwalające obserwować powierzchnię krajobrazu z lotu ptaka ze wszystkimi
jej szczegółami. Każdy jej szczegół można dowolnie powiększyć, aby móc się mu dokładnie
przyjrzeć. Powiększony fragment krajobrazu można wyświetlić na innym ekranie utworzonym w
obrębie głównego.
3.8. Analizator myśli
Myśli każdego człowieka rozchodzą się w postaci fal elektromagnetycznych. Analizator myśli
pozwala obserwować je na ekranie w postaci odpowiednich symboli. Urządzenie to pozwala śledzić
myśli wysyłane nie tylko przez świadomość, ale również podświadomość. Dzięki temu można
poznać prawdziwy charakter człowieka, gdyż oprócz świadomych myśli można zobaczyć to
wszystko, co się za nimi kryje.
Plejadanie tylko w wyjątkowych przypadkach sondują podświadomość danego człowieka. Jest
to ogólnie przyjęta zasada, która wynika z poglądu, że najskrytsze tajemnice danego człowieka nie
powinny obchodzić innych. Nieprzestrzeganie tej zasady mogłoby doprowadzić do poznania zbyt
wielu negatywnych faktów obciążających każdego człowieka.
O ile mi wiadomo, analizator myśli można sprzęgnąć z analizatorem powierzchni i miejsca.
3.9. Analizator miejsca
Wskaźnik pozycji to globus ziemski obracający się zgodnie z kierunkiem lotu. Podaje on
pozycję statku z dokładnością co do metra[8].
Poniższa relacja z kontaktu przedstawia, jak przy pomocy tego kulistego urządzenia może
odnaleźć odpowiednie osoby i pokazać je na ekranie.
SEMJASE: Billy, jeśli przyłożysz swoją rękę do tej powierzchni, to ten globus będzie się
obracał aż do wskazanego miejsca. Jeśli położysz ją na tej płytce, to na powiększeniu mapy
będziesz mógł stosownie do swoich myśli odbieranych przez to urządzenie za pomocą tego
odbiornika namierzyć każdą formę życia. Urządzenie to pokaże ci, gdzie dokładnie znajduje się ona
w danym momencie. Jeśli jeszcze przyciśniesz ten przycisk, to pojawi się ona na tym ekranie.
Oto jeszcze jeden przykład na odczytywanie myśli:
SEMJASE: Spójrz tutaj. To urządzenie to analizator miejsca. Teraz je włączę... no i... co
widzisz?
BILLY: Och, człowieka... To przecież Jacobus... jak żywy.
SEMJASE: Zgadza się. Jak widzisz, jest czymś bardzo zajęty. A teraz spójrz na ten ekran. Zaraz
pojawią się na nim wykresy myśli.
BILLY: Wyglądają jak zasieki z drutu...
SEMJASE: Z których możemy odczytać różne rzeczy. Spójrz, ta forma odpowiada na przykład
jego podświadomości. Teraz ją powiększę... i co teraz widzisz?
BILLY: Dziewczyno, przecież to są prawdziwe obrazy.
SEMJASE: Zgadza się, i co na nich widzisz?
BILLY: To... poczekaj... to... ale to przecież dzień. Jak to możliwe, że wiem o tym. Zaraz chyba
zwariuję. Skąd wiem, że to jest dzień? Człowieku, dziewczyno, to przecież następna środa... a to...
to jest czas.
SEMJASE: Fantastyczne, potrafisz interpretować dane z analizatora. I nie muszę ci w tym
pomagać. Ja musiałam się najpierw tego nauczyć, a ty poradziłeś sobie z tym od razu. To mnie
naprawdę zadziwia.
BILLY: Naprawdę?
SEMJASE: Oczywiście.
BILLY: Czy mam interpretować dalej?
SEMJASE: Oczywiście, co teraz widzisz?
BILLY: Jeżeli się nie mylę, to to jest środa 22 października 1975 roku godzina 11.03, zgadza
się?
SEMJASE: [Śmiejąc się] Tak, i co dalej?
BILLY: Jacobus sięga po słuchawkę i wykręca numer. O, ludzie, dzwoni do mnie... chce przyjść
po południu... tak, około czternastej. Ta godzina może się jednak trochę zmienić.
SEMJASE: Potrafisz bardzo dokładnie interpretować fakty, jako że to właśnie przekazuje ten
analizator. Jacobus jeszcze nic nie wie o tych zdarzeniach, ponieważ jeszcze sobie tego nie
uświadomił. Jego podświadomość wie już o nich i zdąża w tym kierunku. Jak widzisz, dzięki temu
urządzeniu jesteśmy w stanie rejestrować takie rzeczy, a następnie je odczytywać. Jest to jeden ze
sposobów, w jaki prowadzimy nadzór i kontrolę, w jaki uzyskujemy dane na temat spraw, które są
dla nas ważne. W ten właśnie sposób ustaliłam, że nasze informacje na temat twojego wpływu na
pewne zdarzenia są poddawane przez niektórych ludzi z twojej grupy w wątpliwość. Pokazując ci
to nie dokonałam wglądu w przyszłe zdarzenia, lecz użyłam tego urządzenia w podobnym celu i
zajrzałam do podświadomości różnych ludzi z twojej grupy.
BILLY: Teraz rozumiem... ale to tutaj, te osobliwe formy, co one przedstawiają?
SEMJASE: Chwileczkę... i co widzisz na powiększeniu?
BILLY: Dziewczyno, to są również obrazy, lecz stale się zmieniają i to w zwariowanym tempie.
Poczekaj... o tak... tak, to musi być to... Te obrazy mogą pochodzić tylko ze świadomości. To musi
być świadomość Jacobusa, mam rację?
SEMJASE: Zgadza się.
BILLY: Niesamowite. Widzę, że nic nie da się przed tobą ukryć.
SEMJASE: Tak by było, gdyby to urządzenie było stale włączone. Ale tak nie jest. To
urządzenie wykorzystujemy tylko do kontroli i nadzoru. Ponieważ tak jak wy musimy się uczyć,
wszelkie niezbędne informacje staramy się gromadzić w naturalny sposób, tak jak to ma miejsce w
przypadku współpracy z tobą, poprzez wymianę poglądów, ponieważ ten sposób jest zgodny z
procesem ewolucji. Ten sposób poznania sprawia jednak, że popełniane są błędy, przez co my
również, tak jak ludzie na Ziemi, dochodzimy do fałszywych wniosków, które rzutują na nasze
zachowania, oceny etc.
BILLY: To jest dla mnie oczywiste. Czy mogę spojrzeć na jedną rzecz poprzez ten analizator,
ponieważ...
3.10. Ekrany zerowej widoczności
Jest to specjalne urządzenie, które pozwala uchwycić i następnie pokazać wszystko to, czego nie
można ujrzeć gołym okiem ani też namierzyć za pomocą urządzeń radarowych. Na przykład za jego
pomocą można zobaczyć statki kosmiczne zabezpieczone przed zlokalizowaniem.
Billy miał okazję być świadkiem działania tego urządzenia podczas słynnego manewru łączenia
statków Sojuz i Apollo, które miało miejsce w roku 1975. Śledził to wówczas z pokładu statku
Plejadan, który znajdował się bardzo blisko obu obiektów. Poza nimi przebywało tam w tym czasie
jeszcze 5 innych statków, które podobnie jak ich otoczone były specjalnymi polami ochronnymi
uniemożliwiającymi dostrzeżenie ich. Cztery z owych pięciu statków należały do ras
zaprzyjaźnionych z Plejadanami. Wszystkie one widoczne były dzięki ekranowi zerowej
widoczności, który pozwala przeniknąć dowolną barierę i materiał. Dzięki niemu obserwator może
bez trudu obserwować, co się dzieje za jakimś murem, metalową ścianą etc.
Oprócz wymienionej sytuacji, podczas której widział poruszających się w stanie nieważkości
wewnątrz obu statków radzieckich i amerykańskich astronautów, Billy miał jeszcze wiele razy
okazję oglądania tego urządzenia w akcji. Na przykład 6 września 1977 roku podczas osobistego
kontaktu z Semjase, kiedy zatrzymała swój pojazd kilkaset metrów nad centrum FIGU. Wówczas to
w czasie rozmowy z nią na temat prac budowlanych okazało się, że zostawił na stole w wozowni
plany rozbudowy centrum. Semjase powiedziała mu, że to żaden problem i po chwili wyświetliła je
na ekranie owego urządzenia.
3.11. Przekaźnik telepatyczny
Jak sama nazwa wskazuje, jest to urządzenie służące do przekazywania informacji za pomocą
telepatii. W przypadku Billy'ego używane jest między innymi do kierowania go na miejsce
kontaktu, którego nie zna
bezpośrednio ze statku otrzymuje poprzez nie wskazówki, jak ma
jechać.
Jeżeli Billy jedzie na miejsce kontaktu sam, wówczas przekaźnik doprowadza go aż do miejsca
lądowania statku, natomiast w przypadku gdy ktoś mu towarzyszy, wyłącza się automatycznie w
pewnej odległości od niego. Jest to swego rodzaju sygnał ostrzegawczy, nakazujący pilotowi statku
sprawdzenie osoby towarzyszącej Billy'emu, to znaczy określenie, czy jest ona usposobiona
przyjaźnie, czy też wrogo, czyli czy jest godna zaufania, czy nie. Kontrola ta polega na analizie
myśli, której nie jest w stanie wykonać przekaźnik telepatyczny. Jeżeli wynik kontroli jest
pozytywny, kontakt jest podejmowany, natomiast w przypadku gdy jest negatywny, kontakt zostaje
odwołany i przesunięty na inny termin.
Przekaźnik telepatyczny rejestruje fale mózgowe wszystkich osób związanych z misją Billy'ego,
które zostały poddane kontroli myśli. Ułatwia to później ich identyfikację, ponieważ fale mózgowe
poszczególnych ludzi różnią się od siebie jak linie papilarne.
3.12. Urządzenia leczące i regenerujące
Urządzenia leczące i regenerujące umieszczone są w pulpicie sterowniczym i mogą być użyte
również poza kabiną sterowniczą. Billy wielokrotnie był podłączany do maszyny regeneracyjnej,
gdy wymagał tego jego stan zdrowia. Zawsze po takiej kuracji odczuwał znaczną jego poprawę
(patrz dodatkowe informacje w podrozdziale "Leczenie złamania żeber" oraz "Leczenie z zatrucia
jadem kiełbasianym").
3.13. Leczenie złamania żeber
Oto fragment rozmowy Billy'ego z Semjase z 28 marca 1976 roku na ten temat:
SEMJASE: Czujesz bóle?
BILLY: Niewielkie. Przewróciłem się na motorowerze i stłukłem sobie dwa żebra.
SEMJASE: To niedobrze. Pokaż, gdzie cię boli.
BILLY: Och, nie jest aż tak źle.
SEMJASE: Nie bagatelizuj tego, chcę, abyś mi to pokazał.
BILLY: To naprawdę nic takiego.
SEMJASE: Mnie się wydaje, że jest inaczej. Pozwól, że to obejrzę.
BILLY: W porządku, w porządku... tu mnie złapało.
SEMJASE: Rozbierz się do pasa.
BILLY: No dobrze, niech będzie... [zdejmuję płaszcz, koszulę i podkoszulek].
SEMJASE: No... tak jak przypuszczałam. Jak możesz w takim stanie jeszcze jeździć
motorowerem. To bardzo nierozsądne. Oba te żebra są złamane. Powinieneś się położyć.
Przypuszczam, że wiedziałeś o tym.
BILLY: Oczywiście, ale można się do tego przyzwyczaić. Te dwa żebra złamałem już po raz
trzeci. Może rzeczywiście powinienem w końcu je naprawić... skleić klejem...
SEMJASE: Jak zwykle jesteś w tych sprawach bardzo nierozsądny. Pójdziesz teraz do domu i
będziesz wypoczywał.
BILLY: To niemożliwe, mam mnóstwo pytań... [Zaraz potem poszedł do domu, ponieważ w
związku z tą sytuacją Semjase odmówiła mu odpowiedzi na dalsze pytania.
przyp. autora]
W niedzielę 6 kwietnia 1976 roku miała miejsce kolejna rozmowa między nimi. Oto jej
fragment:
SEMJASE: Jesteś bardzo zagadkowy. Rozbierz się teraz do połowy. To urządzenie zregeneruje
twoje złamane żebra. Musisz tylko usiąść tutaj pomiędzy tymi dwoma biegunami. Kości obu żeber
będą po tym zabiegu całkowicie zregenerowane i po złamaniu nie zostanie nawet ślad. Teraz usiądź
między nimi... o tak... tak jest dobrze... Teraz przez minutę nie ruszaj się... To całe miejsce jest
bardzo zaognione, zwłaszcza powierzchnia kości. Niestety tym urządzeniem nie da się zlikwidować
tego stanu zapalnego. Potrwa jakieś dwa miesiące, zanim to wszystko się ostatecznie zrośnie.
Następnym razem wyleczę tamto specjalnym przyrządem.
BILLY: Dziękuję, to wystarczy, Semjase. Kiedy mam już kości połatane i posklejane, reszta to
pestka. Jakoś to już zniosę.
SEMJASE: Z pewnością, nie zamierzam być natrętna. Cieszę się, że twoje żebra są już zdrowe.
Tak, to wystarczy... wszystko w porządku. Poruszaj się trochę. No, tak, widzę, że wszystko jest w
porządku.
BILLY: To cudowne. Nie czuję już tego silnego bólu.
SEMJASE: Tak być powinno. I uważaj na siebie w przyszłości.
BILLY: Będę się starał. Czy mogę się już ubrać?
SEMJASE: Oczywiście.
BILLY: Zatem wielkie dzięki, dobra dziewczyno. Jesteś mi bliższa niż siostra.
3.14. Leczenie z zatrucia jadem kiełbasianym
Temat ten został poruszony przez Semjase i Billy'ego podczas rozmowy, która miała miejsce 16
lipca 1977 roku:
SEMJASE: Twoja twarz wskazuje na ból i gorączkę, co ci dolega?
BILLY: Nie ma o czym mówić.
SEMJASE: Siądź tu.
BILLY: Po co?
SEMJASE: To urządzenie powie, co ci dolega.
BILLY: Nie ma potrzeby, sam wiem, co mi jest. Zatrułem się kiełbasą i wszyscy o tym wiedzą.
Nalegają, żebym poszedł do lekarza. Nie jest jeszcze tak źle. Najpierw spróbuję wyleczyć się sam.
Jakoś się trzymam i jeszcze mogę chodzić.
SEMJASE: Znam już to twoje bagatelizowanie zdrowia... Twoja twarz świadczy jednak o
czymś innym. Siądź tu.
BILLY: Jeśli uważasz, że to konieczne...
SEMJASE: Nie sprzeciwiaj się i usiądź.
BILLY: Niech ci będzie... Jesteś teraz zadowolona?
SEMJASE: Tak, tak jest dobrze. Wyglądasz na wykończonego i wydaje mi się, że nie jadłeś od
wielu dni.
BILLY: Nie jest tak źle. Jak mogłem jeść, skoro cały czas jest mi niedobrze.
SEMJASE: A jednak. To zatrucie nie jest wcale taką błahą sprawą, jak ci się wydaje. To
urządzenie pokazuje, że doszło już do zatrucia krwi, porażone zostały nawet niektóre komórki
mózgowe, stąd twój pesymistyczny nastrój.
BILLY: To przecież całkiem normalne przy zatruciu mięsem.
SEMJASE: To nie jest wcale takie całkiem normalne. Z tego, co tu widzę, to nie jest typowe
zatrucie, ale ciężka w skutkach infekcja wywołana pasożytami mięsa.
BILLY: Myślisz, że to są...
SEMJASE: Oczywiście, dlatego muszę podjąć odpowiednie kroki. Daj mi rękę. Tak, dobrze.
BILLY: Cóż to jest?
SEMJASE: Neutralizator pasożytów, jakby nazwali to Ziemianie. Ten przyrząd automatycznie
neutralizuje wszystkie zagrażające życiu pasożyty chorobotwórcze znajdujące się w obrębie
organizmu ludzkiej formy życia... w chwili zetknięcia się tej przezroczystej powierzchni ze skórą.
Czas neutralizacji całego ciała wynosi około sześciu sekund, przy czym neutralizator w niespełna
sekundę dostosowuje się automatycznie do budowy psychofizycznej danego organizmu. To
urządzenie neutralizuje również wszystkie szkody wywołane przez pasożyty.
BILLY: To wspaniale. Znowu czuję się jako nowo narodzony. Powiedz mi, co właściwie
rozumiesz pod nazwą pasożyty w przypadku choroby lub zatrucia?
SEMJASE: To pojęcie obejmuje wszystkie rodzaje drobnoustrojów, bakterii, wirusów i inne
czynniki chorobotwórcze, których istnienia w wielu przypadkach ziemska nauka jeszcze nie zna,
mimo iż wiele z nich zostało już odkrytych.
BILLY: Rozumiem. Zatem zalicza się do nich również salmonellę i inne drobnoustroje.
SEMJASE: Oczywiście.
3.15. Czytnik pamięci
Jest to urządzenie w kształcie hełmu, które nakłada się na głowę człowiekowi jak fryzjerską
suszarkę. Pozwala ono dotrzeć do wiedzy i umiejętności zgromadzonych w czasie poprzednich
inkarnacji, które nigdy nie giną. Korzystanie z niego możliwe jest tylko pod warunkiem, że owa
wiedza i umiejętności zostaną wykorzystane wyłącznie do własnego rozwoju i spełnienia swojej
misji życiowej.
Specjalny mechanizm blokujący w mózgu uniemożliwia dostęp do owej wiedzy i umiejętności,
w przypadku gdy człowiek będzie chciał wykorzystać je w celach czysto materialistycznych lub dla
popisania się nimi. Ta blokada aktywizuje się również w przypadku, gdy do tej wiedzy próbuje
dotrzeć ktoś obcy. Wszystkie tego rodzaju próby skazane są z góry na niepowodzenie.
Jak wykazały dotychczasowe próby z poddawaniem Billy'ego hipnozie, ta blokada istnieje i jest
tak silna, że w trakcie prób jej przełamania pojawiła się nawet groźba utraty życia przez wszystkich
tych, którzy mimo ostrzeżeń usiłowaliby wydobyć od niego chronione przez nią informacje.
3.16. Paralizator drgań
Urządzenie to pozwala zatrzymywać pojazdy znajdujące się w ruchu, a także unieruchamiać
aparaty fotograficzne i kamery filmowe.
Specjalnie dla Billy'ego wyprodukowano urządzenie, które pozwala na robienie zdjęć z wnętrza
pojazdów Plejadan bez utraty ich jakości. Inne urządzenie znajdujące się wewnątrz statku
umożliwia podsłuch naszych ziemskich środków łączności. Potrafi ono także blokować wysyłanie
meldunków ze statków kosmicznych za pomocą fal radiowych poprzez ich całkowitą absorbcję.
3.17. Laserowe działo pokładowe
Statki kosmiczne Plejadan wyposażone są w różne rodzaje broni. Spośród nich Billy mógł
sprawdzić w działaniu działko laserowe, którym zniszczył gniazdo niebezpiecznych bakterii (patrz
podrozdział "Drugi atak
infekcja bakteryjna" w rozdziale XIV).
3.18. Przekaźnik rozmów
Urządzenie to służy do przekazywania dokładnych zapisów rozmów prowadzonych przez
Plejadan z ich łącznikami. Odpowiednio do przekazywanych przez nie impulsów łącznik wystukuje
na maszynie do pisania dany tekst (patrz podrozdział "Przekazywanie zapisów rozmów" w
rozdziale VI).
4. Wytwarzanie materiału na powłoki statków
Zewnętrzna powłoka statku kosmicznego Plejadan stanowi stop miedzi, niklu i srebra oraz w
przypadku statków do zadań specjalnych również złota. Jej powierzchnia jest całkowicie
pozbawiona jakichkolwiek spojeń, gdyż jest wykonana jako jeden odlew. Ów stosunkowo miękki
stop metalu posiada wszystkie właściwości niezbędne do wykonywania wszelkich możliwych
manewrów lotniczych. Wytwarzany jest w siedmioetapowym procesie produkcyjnym z czystego
ołowiu. W pierwszym etapie zbierane są różne substancje zawierające ten pierwiastek, takie jak
atmosfery ciał niebieskich, woda, określone rośliny etc.
W pierwszym etapie w trakcie bardzo skomplikowanych procesów produkcyjnych substancje te
zamieniane są w absolutnie czysty ołów nie zawierający żadnych zanieczyszczeń.
W drugim etapie czysty ołów pozbawiany jest szkodliwego promieniowania, jakie każda
substancja w mniejszym lub większym stopniu chłonie ze środowiska.
W trzecim etapie następuje upłynnianie ołowiu. Dokonuje się to poprzez poddawanie go
określonym wibracjom. Przemiana ta, podczas której zmienia on swoją strukturę, realizowana jest
w kilku podetapach.
W czwartym i piątym etapie upłynniony ołów przemieszczany jest przez specjalną spiralę
chłodzącą, w wyniku czego przybiera on postać kawałków metalu. Proces ten powtarzany jest
kilkakrotnie, aż materiał ten osiągnie wymagane właściwości.
Podczas szóstego etapu powstaje ostateczny stop.
W siódmym i jednocześnie ostatnim etapie wytwarza się metalowe płyty, z których produkuje
się następnie powłoki statków, które jak już wspomniałem, stanowią jeden element.
Ów proces produkcyjny jest niezwykły głównie z dwóch powodów:
1. Z lekcji chemii wiemy, że każdy stop metali zawiera te same składniki, które zostały użyte do
jego wytworzenia. Na przykład do produkcji mosiądzu używa się 70-80% miedzi i 20-30% cynku.
Plejadanie do produkcji stopu miedzi, niklu i srebra używają wyłącznie czystego ołowiu, przy czym
ołów nie jest później w ogóle wymieniany jako jego składnik.
2. Plejadanie stosują nie znaną nam technikę wibracji pozwalającą na upłynnianie metali bez ich
podgrzewania, którą można nazwać topieniem na zimno. Dzięki Plejadanom wiemy, że istnieje
możliwość przemiany różnych substancji. Znając tę metodę można na przykład przekształcić ołów
w dowolny stop. Jednak sami Plejadanie nie opanowali jeszcze do końca tego zagadkowego
procesu. Mimo to możliwe jest przekształcenie ołowiu w złoto, do czego dążyli wszyscy nasi
alchemicy. Jak na razie również Plejadanie nie posiedli jeszcze owego przysłowiowego kamienia
filozoficznego.
5. Możliwości techniczne statków Plejadan
Jak już wcześniej wspomniałem, Plejadanie do perfekcji opanowali podróże kosmiczne. Ostatnie
z wymienionych na początku tego rozdziału statków są zdolne nie tylko do wykonywania
najbardziej niezwykłych manewrów lotniczych, ale potrafią również wykonywać rzeczy, jakie są w
stanie wykonywać pojazdy tylko niektórych cywilizacji w naszym wszechświecie.
Podobnie jak pojazdy innych cywilizacji pozaziemskich statki kosmiczne Plejadan również
potrafią latać całkowicie bezgłośnie i niewidocznie oraz lądować w dowolnym miejscu. To co je
jednak odróżnia od innych, to zdolność przeskakiwania w tak zwaną hiperprzestrzeń, gdzie nie
istnieje przestrzeń i czas. Przenikając przez hiperprzestrzeń można pokonać dowolną odległość w
normalnej czasoprzestrzeni w zerowym czasie. Bez znajomości tej techniki odwiedzanie przez nich
Ziemi byłoby niemożliwe.
Ponadto potrafią one przenikać w inne wymiary (płaszczyzny czasoprzestrzeni), a także cofać
się w czasie, co dla nas wydaje się już zupełnym cudem. Erranie potrafią nie tylko przemieszczać
się w przeszłość, ale również w przyszłość. Mimo iż zdecydowana większość naszych uczonych
skwituje te stwierdzenia kpiącym uśmiechem, nie zmieni to faktu, że to wszystko jest możliwe i że
są istoty, które potrafią to robić.
6. Ekrany ochronne statków Plejadan
1. Żaden statek Plejadan nie może być zlokalizowany radarem ani jakimkolwiek urządzeniem
optycznym lub akustycznym, gdyż każdy z nich wyposażony jest w odpowiednie ekrany ochronne.
2. Ze względów bezpieczeństwa statek lądujący w ciągu dnia włącza 2 ekrany ochronne.
Zewnętrzny niewidoczny i niewyczuwalny ekran sięga na odległość około 500 metrów i sprawia, że
nieproszona żywa istota próbująca świadomie lub nieświadomie zbliżyć się do statku prowadzona
jest wzdłuż niego. Drugi, wewnętrzny ekran, sięga na odległość około 100 metrów i jest
niemożliwy do przeniknięcia, nawet gdyby komuś udało się wcześniej przedostać przez
zewnętrzny. Nawet wystrzeliwane w jego kierunku pociski zmieniają kierunek lub zagłębiają się w
nim na głębokość około 30 metrów, po czym zostają odrzucone jak od sprężystej ściany. Istnieją
również specjalne ekrany chroniące nawet przed bombami jądrowymi.
3. Każdy statek Plejadan dysponuje ekranem, który zapobiega przenikaniu do ich wnętrza
negatywnych wibracji, włącznie z wibracjami Ziemian posiadającymi stosunkowo niskie
częstotliwości. Przepuszczane są tylko pozytywne drgania.
4. Inny ekran ochronny odpycha wszystkie przeszkody, które występują na trasie lotu statku,
chroniąc go w ten sposób przed ewentualnymi uszkodzeniami mechanicznymi. Do tych przeszkód
należy na przykład atmosfera danego ciała niebieskiego, pył międzygwiezdny, który wypełnia cały
wszechświat, meteoryty, promieniowanie kosmiczne etc. Ów ekran odpycha wymienione
przeszkody, dzięki czemu statek unika kontaktu z nimi.
5. Statki Plejadan wytwarzają własne pole grawitacyjne czyniące z nich miniaturki ciał
niebieskich, które neutralizuje wszystkie pozostałe pola grawitacyjne niezgodne z ich własnym.
Dzięki temu wszystkie pojazdy załogowe zabezpieczone są przed wszelkiego rodzaju zderzeniami.
Specjalne czujniki, których wskazania śledzone są automatycznie przez półorganiczny mózg statku
lub pilota, dbają o to, aby statek w porę omijał przeszkody. W przypadku, gdyby zawiodły,
wówczas każdy napotkany obiekt latający znajdujący się na trasie statku, jest odrzucany przez
ekran ochronny. Przechodzenie ze sterowania ręcznego na automatyczne może dokonywać się w
przypadku wystąpienia błędów samoczynnie lub poprzez przyciśnięcie odpowiedniego
przełącznika.
Nowoczesne statki Plejadan mają pełne zabezpieczenie dzięki urządzeniu, które odpowiednio
wcześniej wyłapuje wszelkie usterki, uszkodzenia materiałowe i inne wady, co umożliwia usuwanie
ich w porę.
V. Billy
łącznik Plejadan
1. Kim jest Billy?
Jest mężczyzną z jednym ramieniem
Wyraz oczu ma miękki i ciepły
i przejrzysty jak najczystsze źródło.
Miłością ból ludzki i troskę uśmierza
Nie lęka się nawet największego ryzyka
By osiągnąć cel wytyczony
I niczym wiosna
Z roku na rok swą wiedzę i mądrość rozwija
I taki już pozostanie na wieczność.
Elisabeth Moosbrugger
Nie sposób w jednym rozdziale opisać życia i osobowości tak niezwykłego człowieka, jak Billy,
niemniej starałem się to zrobić najdokładniej, jak to było możliwe. Przedstawienie go jest dla mnie
o tyle istotne, że z powodu swojej osobliwej osobowości i częściowo źle rozumianej skromności
jest on bardzo często niewłaściwie postrzegany. Nawet ludzie znający go od lat wiedzą w
rzeczywistości o nim niewiele, a już prawie zupełnie nic o tym, co w nim siedzi. Chcę podkreślić z
całą mocą, że nie można go mierzyć tą samą miarką, co innych ludzi, co znalazło potwierdzenie
nawet w słowach Semjase, która powiedziała, że wszystkie znane im metody oceniania ludzi
zawiodłyby w jego przypadku, z wyjątkiem oczywiście astrologicznego sposobu określania
osobowości. W chwili obecnej jest jednak na Ziemi bardzo niewielu ekspertów, którzy potrafiliby
Pełne nazwisko Billy'ego brzmi Eduard Albert Meier, przy
czym pierwsze imię oznacza "Strażnik skarbu", co jest w pełni
zgodne z jego osobowością. Przydomka "Billy" nie wymyślił
sam, nadała mu go w Teheranie Amerykanka Judy Ried,
bowiem podczas pobytu tam chodził ubrany na czarno niczym
kowboj. Plejadanie od dawna nakłaniają go, aby przestał go
używać, ale przywarło ono do niego już tak bardzo, że jest to
już chyba niemożliwe. Określenie "Billy" pojawia się zresztą w
dawnych przepowiedniach, w których jest mowa o
współczesnym proroku imieniem Billy.
Urodził się 3 lutego 1937 roku o godzinie 11. czasu
środkowoeuropejskiego w rodzinie Irlandczyków w Bułach
położonym w odległości około 20 kilometrów na północ od
Zurychu. Ponieważ jego rodzinie nie wiodło się najlepiej, już
od najmłodszych lat musiał wraz z rodzeństwem pomagać
rodzicom w codziennych obowiązkach. Dopiero nocą mógł
odrabiać lekcje.
Pierwsze kontakty istoty pozaziemskie nawiązały z nim, gdy
miał pięć lat. Nie nauczył się wówczas co prawda zbyt wiele,
ale stopniowo zaczął się odróżniać od swoich rówieśników
stał się samotnikiem i łatwo wpadał w
złość w różnych sytuacjach, zarówno w szkole, jak i w domu, przez co z reguły wszystko co złe
zrzucano na niego, on zaś zamiast się bronić, zwykle milczał jak grób. Z tego powodu był częstym
gościem różnych zakładów wychowawczych. Ale żaden z nich nie chciał go trzymać dłużej u
sporządzić całkowicie prawidłową analizę osobowości człowieka.
siebie, w związku z czym odsyłano go od jednego ośrodka do drugiego. W końcu miał dość tych
ciągłych zmian miejsca pobytu i postanowił uciec. Przez jakiś czas wałęsał się samotnie po lasach,
odżywiając się czym popadnie. W końcu został złapany i odstawiony do nowego zakładu. Cała
zabawa zaczęła się od początku i trwała przez 5 następnych lat.
W końcu trafił do kliniki psychiatrycznej, gdzie poddano go badaniu. Przebywając tam
postanowił uciec z kraju, co mu się udało, mimo iż nie obyło się to bez pewnych komplikacji.
Przekroczywszy granicę, udał się do Francji, gdzie jako piętnastolatek zgłosił się do Legii
Cudzoziemskiej. Szybko zrozumiał, że było to błędne posunięcie, jednak na wycofanie się było już
za późno, zaś ucieczka z niej była niemożliwa. Mimo to zaryzykował i szczęśliwie przedostał się na
drugi brzeg Renu. Wróciwszy do Szwajcarii oddał się w ręce władz, które obciążyły go licznymi
przewinieniami i zamknęły w klinice Kantonalnej Rheinau, gdzie psychiatrzy stwierdzili u niego
ponadprzeciętną inteligencję. Następnie postawiono go przed sądem, który skazał go na 4,5 roku
więzienia. Przez cały czas odbywania tego wyroku, mimo iż siedział w więzieniu niesłusznie, nie
zrobił nic, aby uzyskać uniewinnienie. Pobyt w więzieniu wpłynął na niego pozytywnie, stając się
znakomitą podwaliną pod przyszłe skomplikowane zadania, jakie na niego czekały. Wspominając to
dzisiaj, powiedział:
"Muszę przyznać, że pobyt w zakładach wychowawczych i w więzieniu nie był tak całkiem
bezużyteczny, bowiem mogłem w tym czasie nauczyć się wielu rzeczy, o wiele więcej niż na
wolności. Bardzo istotne w tej edukacji było dla mnie zrozumienie, że należy być skromnym i
samodzielnym, aby móc być prawdziwym człowiekiem".
Po wyjściu z więzienia opuścił Szwajcarię i udał się na wędrówkę po świecie, podczas której
odwiedził 42 kraje Europy, Afryki i Azji. Wrócił do niej po 12 latach, w roku 1969, przemierzając w
tym czasie 35.000 kilometrów, z czego 1/10 pieszo, resztę natomiast rowerem, samochodami
osobowymi, ciężarówkami, autobusami, statkiem, awionetką, helikopterem, koleją, a także na
koniu, wielbłądzie oraz w Indiach na słoniu. Po drodze poznawał kraje i ludzi oraz gromadził
doświadczenia. Imał się każdej pracy, aby zarobić na chleb. W rezultacie opanował 352 zawody.
Posiadając sporą wiedzę w dziedzinie teologii, teozofii, psychologii i psychiatrii pełnił rolę
kaznodziei, duchownego, medyka, wiejskiego lekarza i weterynarza. Gdzie indziej pracował jako
murarz, szklarz, stolarz, cieśla, malarz, instalator etc. Obeznany był również z leśnictwem,
rolnictwem, budową ulic itp.
Jeśli zaś chodzi o jego umiejętności w pisaniu na maszynie, to mógłby rywalizować pod tym
względem z niejedną stenotypistką biurową (patrz rozdział VI). W Zachodnim Pakistanie zajmował
się nawet szmuglem, który cieszy się tam sporym poważaniem. Następnie był nauczycielem
niemieckiego, wartownikiem, pracował przy materiałach wybuchowych, a także jako prywatny
detektyw. Wykonując ten ostatni zawód stracił lewe ramię. Te liczne umiejętności wykorzystane
zostały potem przy budowie Centrum w Hinterschmidrti.
W trakcie swoich wędrówek studiował wszelkie możliwe religie, z jakimi się stykał, uzyskując
w ten sposób przejrzysty obraz najważniejszych światopoglądów. Aby wzbogacić swoją wiedzę nie
wahał się wstępować na krótko do różnych sekt i tajnych zrzeszeń. Przebywał nawet u mędrców w
Indiach, których istnienie nie jest znane opinii publicznej świata, bowiem żyją oni w całkowitym
odosobnieniu jak eremici.
3 sierpnia 1965 roku w Iskenderunie w Turcji spotkała go tragedia. Stracił wówczas w wypadku
autobusowym lewe ramię. Leżał przez trzy godziny nieprzytomny w rowie, gdyż sądzono, że już
nie żyje. Gdy później odkryto tę pomyłkę, było już za późno na uratowanie ręki. Amputację
przeprowadzono w urągających higienie warunkach, przez co nadal od czasu do czasu odczuwa w
pozostałym po niej kikucie silne bóle.
25 grudnia tego samego roku poznał w Grecji swoją przyszłą żonę Kalliope i miesiąc później, 25
stycznia 1966 roku, zaręczył się z nią. Z powodu sprzeciwu jej rodziny 25 lutego porwał ją i 25
marca 1966 roku w Korinthos po wielu perypetiach odbył się ich ślub. Mają troje dzieci: córkę
Gilgameshę i dwóch synów, Atlantisa i Methusalema. Niestety wraz z zawarciem małżeństwa ich
problemy i konflikty nie ustały.
Ktoś, kto zna go pobieżnie lub tylko ze słyszenia, może z rozczarowaniem stwierdzić, że ani
jego pochodzenie, ani wygląd zewnętrzny nie wskazuje na taką osobowość, jaką jest. Nie posiada
dóbr materialnych, pozycji społecznej ani wyższego wykształcenia, a co za tym idzie żadnego
tytułu naukowego. Jedyną rzeczą tego rodzaju, którą mogę tu wymienić, jest tytuł honorowy szejka
Muhammeda Abdulli przyznany mu przez mosze Ahmdiyya z Karaczi w Zachodnim Pakistanie.
(Jego żona Kalliope otrzymała z kolei tytuł honorowy szejka Aischy Abdulli). Poza tym w sierpniu
1988 roku w imieniu wszystkich japońskich klubów karate nadano mu tytuł Mistrza Piątego Dana
Honoris Causa.
Billy jest człowiekiem jak każdy i oprócz zalet posiada również wady. Jak wszyscy popełnia
błędy, bez których nie byłby możliwy dalszy rozwój. Najgorszą sprawą jest jednak rozczarowanie
wielu ludzi, którzy spodziewają się ujrzeć nad jego głową aureolę świętego. Jednak pozory mylą,
jak głosi stare przysłowie. Właściwie tylko w niewielkim stopniu poznaliśmy jego wielkość,
bowiem jego talenty są w większości ukryte, jako że nie chce ich on prezentować opinii publicznej.
Dlatego też między innymi od lat nie udziela już wywiadów (pominąwszy sporadyczne przypadki),
aby nie sprawiać wrażenia, że zależy mu na sławie. Kto go zna naprawdę, wie, co on potrafi i jakie
tkwią w nim siły. Muszę jednak stwierdzić
i wcale nie jest to przejaw bałwochwalstwa -że pod
wieloma względami jest on nadzwyczajną postacią. Już sama wiedza i umiejętności manualne, a
przede wszystkim jego wszechstronność, są godne podziwu. Jego największa siła leży jednak gdzie
indziej. Nie mam tu na myśli bogactwa materialnego, lecz bogactwo wiedzy, którą zdobył poprzez
intensywne studia tak zwanych nauk duchowych. Chodzi tu przede wszystkim o poznanie
uniwersalnych praw przyrody lub inaczej mówiąc, praw Kreacji oraz o funkcjonowanie i
zastosowanie sił umysłu.
Aby móc przyswoić sobie tę wiedzę i umiejętności, korzystał z pomocy istot pozaziemskich, z
którymi kontaktuje się od najmłodszych lat, zarówno osobiście, jak i telepatycznie, oraz z inspiracji
płynących ku niemu od bardzo rozwiniętych niematerialnych form bytu (te sprawy są szczegółowo
omówione w rozdziale VI).
Biorąc pod uwagę informacje, które łącznicy tacy jak Billy starają się upowszechnić, nie dziwi
fakt, że są atakowani
zwłaszcza Billy. Aby utrudnić mu rozpowszechnianie prawdy, pewne kręgi
osób usiłują wszelkimi sposobami zmusić go do milczenia, nawet próbując wysłać go w zaświaty.
W latach 1975-76 dokonano trzech podstępnych zamachów na jego życie (patrz rozdziały XIII i
XIV).
Jego wrogowie określają go jako osobę pośrednią między Einsteinem i Dylem Sowizdrzałem
bądź mówią o nim wprost jako o szarlatanie i kłamcy. Dzieje się tak do dziś. Mimo tych wszystkich
intryg i oszczerstw, jakie kierowano pod jego adresem, nieraz z kręgu najbliższych osób, nigdy nie
zdołano mu udowodnić żadnej z rzeczy, które mu zarzucano.
28 stycznia 1975 roku rozpoczął się zupełnie nowy etap w jego życiu. Tego dnia Plejadanka
Semjase nawiązała z nim pierwszy spośród wielu kontaktów, które trwały potem przez 11 lat. Ten
dzień należy traktować jako początek jego misji, bowiem od tej chwili przestał pracować
zawodowo i całkowicie się jej poświęcił.
Wymienienie wszystkich jego poczynań trwałoby zbyt długo, dlatego ograniczę się tylko do
najważniejszych. Wiosną 1977 roku przeniósł się wraz z rodziną z Hinwil do Hinterschmidrti
położonego w dolinie Toss na Wyżynie Szwajcarskiej, gdzie do dzisiaj znajduje się jego dom, który
nosi nazwę "Semjase-Silver-Star-Center" na cześć jego pozaziemskiej przyjaciółki, która okazała
szczególną pomoc w czasie jego adaptacji i rozbudowy. Tam również znajduje się siedziba FIGU
założonego przezeń w sierpniu 1975 roku. Oficjalne zebranie założycielskie tego stowarzyszenia
odbyło się jednak znacznie później, to jest 17 czerwca 1978 roku. FIGU to skrót oznaczający
Niezależne Stowarzyszenie do spraw Nauk Pogranicza, Wiedzy Duchowej oraz Studiów
Ufologicznych. Jest to niedochodowa organizacja skupiająca poszukiwaczy i badaczy uniwersalnej
prawdy. Centrum zajmuje powierzchnię kilku hektarów i składa się z domu i kilku mniejszych
zabudowań. Na początku gospodarstwo to było zupełną ruiną otoczoną nieużytkami. Wiele lat
ciężkiej pracy wielu ludzi sprawiło, że ten zaniedbany kawałek ziemi wygląda dzisiaj jak kawałek
raju.
2. Współczesny prorok
Znamienną cechą naszych czasów jest to, że wiele słów zatraciło swoje pierwotne znaczenie lub
nabrało innej wymowy. Jednym z nich jest słowo "prorok", które w obecnych czasach rodzi niestety
nie najlepsze skojarzenia. Co Billy ma z nim wspólnego? Czy stwierdzenie, że jest on
współczesnym prorokiem, rzeczywiście pochodzi od niego? Prawdę mówiąc, mnie samemu
niełatwo było się z tym oswoić.
Jak wiele innych osób najpierw potrzebowałem nieco czasu na oswojenie się z myślą, że jest
łącznikiem, a dopiero potem zacząłem przyzwyczajać się do faktu, że jest prorokiem. Jak się
okazuje, to określenie nie pochodzi od niego. Nazwany tak został podczas pierwszych inspiracji,
które otrzymał od bardzo wysoko rozwiniętej niematerialnej formy bytu zwanej Arahat Athersata
(patrz podrozdział "Inspiracje"). Bardzo się bronił przed tym określeniem.
W czasie rozmowy z Ptaahem powiedział:
"[Arahat Athersata] nazwał mnie wielkim prorokiem, jak gdybym zjadł wszystkie mądrości
świata. Jest to zbyt wyolbrzymione określenie, nie jestem żadnym prorokiem. To patetyczne
określenie Arahat Athersaty bardzo mnie denerwowało i dlatego między innymi zrezygnowałem z
kontaktów z nim. Musiałem się zastanowić, czy w ogóle chcę wziąć na siebie tę misję. Gdybym
zaczął nazywać się prorokiem, ludzie zarzuciliby mi zarozumiałość i zaczęli traktować jak oszusta".
Ptaah zwrócił mu uwagę, że ludzie mają całkowicie fałszywy obraz proroka. Prawdziwy prorok
jest bowiem taką samą istotą jak inni. Oświadczył mu, że powinien zachować swoją skromność
uznając jednocześnie swoją wiedzę i związaną z tym mądrość. Mimo tych pouczeń Billy z wielkimi
oporami przyzwyczajał się do narzuconej mu roli.
W dzisiejszych czasach tak wielu ludzi podaje się za proroków, że nie sposób osądzić, co jest
prawdą a co kłamstwem. Rynek ezoteryczny przypomina dżunglę, w której łatwo zabłądzić, jeśli
nie trzyma się wytyczonego kierunku, który wyznacza nam właśnie prorok. Zgodnie z prawami
Kreacji każda zamieszkała planeta wydaje od czasu do czasu jedną lub kilka nadzwyczaj wysoko
rozwiniętych form życia, z którymi mogą porozumieć się wyższe inteligencje, aby wspomóc
ewolucję. Ludzie ci nazywani na Ziemi prorokami często są szkalowani i wyśmiewani. Zarzuca się
im głoszenie kłamstw, szarlatanerię i wybujałą fantazję.
Prorok
w danym momencie czasowym zawsze istnieje tylko jeden
jest szkolony i uczony
przez istoty pozaziemskie, dzięki czemu jego wiedza i mądrość zawsze wykracza ponad przeciętną.
To on odbiera i upowszechnia przełomowe, wybiegające w przyszłość informacje. Ponieważ mają
one charakter proroczy, stąd też nazwa prorok. On to przekazuje ludziom prawa Kreacji, aby mogli
oni przy ich pomocy dążyć do prawdy. Współcześni prorocy muszą stosować zupełnie inne metody
działania niż dawni. Tamci mieszkali w dzikich i niedostępnych miejscach i tylko od czasu do czasu
zjawiali się wśród ludzi. Wszelkiego rodzaju nauki przekazywali wyłącznie ustnie, bowiem ludzie
nie potrafili wówczas zarówno pisać, jak i czytać. Te czasy należą już jednak do przeszłości,
ponieważ możliwości upowszechniania prawdy zmieniły się znacznie dzięki nowoczesnym
technikom przekazu. Prorok lub jak kto woli, głosiciel prawdy, zostaje przydzielony do tej misji
jeszcze przed swoimi narodzinami. Niestety coraz częściej pojawiają się prorocy-samozwańcy.
Prawdziwy prorok od momentu narodzin jest pod kontrolą wyższej formy życia. W przypadku
Billy'ego rolę tę pełnił Sfaath
dziadek Semjase. Jego zadaniem była ochrona i nauczanie
Billy'ego.
Zgodnie z tą regułą wszyscy dotychczasowi prorocy, jacy kiedykolwiek pojawili się na Ziemi,
już na długo przed swoimi narodzinami, a niekiedy i we wcześniejszym życiu byli przygotowywani
do pełnienia swoich misji. Jest to zgodne z prawem Kreacji, którego nikt nie może ignorować. Z
jednej strony ich wyboru dokonują wyższe pod względem rozwoju duchowego formy bytu (na
przykład z poziomu Petale lub Arahat Athersata), z drugiej zaś ów wybór jest świadomie
akceptowany z poczucia obowiązku, w związku z czym nie występuje tu jakikolwiek przymus.
Życie tych ludzi już od chwili narodzin ukierunkowywane jest na pełnienie tej misji. Jest ono z
reguły bardzo ciężkie i gorzkie. Mimo ofiarnej pomocy ze strony pozaziemskich mistrzów, swoją
wiedzę muszą zdobywać w pocie czoła. Sami muszą dochodzić do swoich poglądów
obce im jest
beztroskie, przyjemne życie. Jeśli gdzieś pojawia się rzekomy głosiciel prawdy, którego życie nie
jest usłane cierniami, to należy przypuszczać, że nie jest to prawdziwy prorok. Ludzie tacy głoszą
zwykle fałszywe nauki, wymagające stałych korekt, podczas gdy prawdziwi prorocy głoszą nauki,
które są zawsze aktualne i nie wymagają żadnych zmian. Ku zmartwieniu wielu ludzi prorok
zwykle otwarcie piętnuje zło, nieraz używając ostrych słów i nie oszczędzając przy tym nikogo i
niczego. Wielu ludziom się to oczywiście nie podoba. W dzisiejszych czasach nie da się na Ziemi
piętnować zła używając gładkich i miłych słów. Każdy, kogo to razi, musi sobie uzmysłowić, że
taki ostry język jest niezbędny do "spulchnienia ziemi, aby mogło zakiełkować na niej nowe
ziarno!" Szczególnego znaczenia nabiera w tym kontekście zdanie z OM, kanon 23, wers 10:
"To tylko słowa fałszywych proroków i oszczerców, którzy starają się przy pomocy pochlebstw i
obietnic ukryć prawdę. Prawdziwych proroków poznajemy po ich jasnym, zrozumiałym języku, za
pomocą którego trudno jest ukryć kłamstwo".
Billy już w wieku 5 lat rozpoczął naukę pod nadzorem istot pozaziemskich i z biegiem czasu
przyswoił sobie niezwykłą wiedzę w wielu dziedzinach. Bez niczyjej pomocy nauczył się
odnajdywać prawdę, co oznaczało nad wyraz uciążliwe życie. Zwykły człowiek nie byłby w stanie
prowadzić takiego życia
nie wytrzymałby go tak psychicznie, jak i fizycznie.
Aby móc sobie poradzić z tym brzemieniem, Billy otrzymywał ze wszystkich stron pomoc,
której normalny człowiek jest pozbawiony. Na przykład z Asket odbywał podróże w czasie w
przeszłość, co dla przeciętnego śmiertelnika pozostanie w sferze marzeń zapewne jeszcze przez
wiele tysięcy lat.
Głoszenie prawdy jest powinnością Billy'ego. Po raz pierwszy zaczęło się to na Ziemi przed
10.000 laty i kontynuowane jest do dzisiaj. Billy nie bez wahania zdecydował się na pełnienie tego
trudnego posłannictwa. Jak każdy człowiek miał wolny wybór. Pozostaje jedynie się cieszyć, że
zdecydował się kroczyć tą ciernistą drogą.
3. Gorzkie słowa prawdy
Prawie z regularnością zegara poddaje się w wątpliwość chropawy i oschły język Billy'ego.
Większość ludzi woli sięgać po inne książki, których treść nie atakuje psychiki w takim stopniu i
działa raczej jak balsam. O wiele łatwiejsze bowiem jest hołdowanie potocznym poglądom niż
konfrontacja z całkiem nowymi faktami, które mogą być często bardzo bolesne. Rzecz w tym, że
prawda z zasady bywa gorzka, zwłaszcza gdy dotyczy kogoś osobiście, bowiem niczym krzywe
zwierciadło pokazuje nam naszą niedoskonałość i błędy, które nieustannie popełniamy. Tak zwany
język dyplomatyczny służy przede wszystkim kłamstwu i temu, by kosztem innych uzyskać jak
najwięcej korzyści. Prawdy nie wolno nigdy upowszechniać w sposób dyplomatyczny, lecz
nazywać rzeczy po imieniu, takimi jakimi są, bez ogródek. Zdaniem Semjase piękne słówka i inne
pokrętne sformułowania wywołują fałszywe wrażenia, które z kolei prowadzą do błędów. Język
prawdy zawsze był ostry i zawsze taki być powinien. Każdy, kto próbuje go zmienić, szybko
zatraca jej właściwy sens. W głoszeniu prawdy nie może pobrzmiewać jakakolwiek fałszywa nuta,
bowiem chodzi tu o ponadczasowe prawa i nakazy Kreacji sięgające wieczności, przeto nie
wymagające żadnych zmian.
Ludzie zaawansowani w rozwoju duchowym zawsze zrozumieją ów oschły styl języka Billy'ego.
Oczywiście dany fakt zawsze można przedstawić w inny sposób, w zależności od tego, do kogo jest
kierowany. Lecz Billy celowo preferuje ów oschły styl, bowiem tylko on jest w stanie naprawdę
pobudzić ludzi do jasnych i szczerych przemyśleń.
Zdaniem Plejadan uzmysłowienie tego Ziemianom na ich obecnym etapie rozwoju wcale nie jest
takie łatwe, ponieważ za bardzo oddalili się od tego, co jest prawdą. Dlatego każdy powinien
zrozumieć ów oschły styl języka prawdy
wartość, jaką z sobą niesie, gdyż tylko wtedy będzie
mógł wkroczyć na właściwą drogę do prawdziwej ewolucji, w przeciwnym razie bowiem zaczną się
przed nim piętrzyć liczne przeszkody.
4. Kto finansuje Billy'ego?
Słysząc lub czytając informacje o sytuacji finansowej Billy'ego, które wygadują lub wypisują
różni ludzie, nieraz włosy stają mi na głowie dęba ze zdziwienia.
Na przykład w pewnym artykule prasowym napisano, że Billy jest jednym z wodzów sekty
gromadzącej jego zaślepionych zwolenników wiodącym ich kosztem łatwe i dostatnie życie. Jego
rzekomo podejrzana organizacja służy do wykorzystywania ludzi i wyłudzania od nich pieniędzy do
ostatniego grosza. Dosłownie brzmi to tak:
"Billy nie byłby Billym, gdyby nie wykorzystywał robotników, każe bowiem członkom swojej
sekty oraz tym, którzy pragną nimi zostać, pracować kilka dni lub tygodni bez zapłaty
jedynie za
jedzenie i nocleg".
Punkt 10 statutu FIGU mówi natomiast:
"Jeśli szczęśliwym zrządzeniem losu, zechcesz pracować kilka dni lub nawet tygodni w
Centrum, wówczas jego współmieszkańcy będą Ci za to wdzięczni. Zgodnie z punktem 2, 3 i 4
statutu nie możemy niestety zaoferować Ci wynagrodzenia i noclegu u siebie. Możemy jedynie
zaoferować Ci zakwaterowanie i wyżywienie w restauracji Freihof w Schmidruti".
Co się tyczy pierwszej sprawy, to chciałbym podkreślić, że Wolna Wspólnota Zainteresowanych
nie jest żadną sektą, chociaż tak może się komuś wydawać. Jeżeli zaś chodzi o drugą, to
zdecydowanie odrzucam wszelkie pomówienia, że Billy jest wyzyskiwaczem.
Komentując przytoczony fragment artykułu, należy zaznaczyć, że pod względem treści nie
odbiega on zbytnio od punktu 10 statutu, niemniej jego wydźwięk jest całkowicie fałszywy,
ponieważ nie uwzględnia punktów 2, 3 i 4, które są bardzo istotne. Punkt 2 Statutu brzmi:
"Każda Twoja praca wykonywana u nas i na naszą rzecz, wykonywana jest dobrowolnie i bez
jakiegokolwiek wynagrodzenia".
Punkt 4 mówi zaś:
"Zgodnie z obowiązującym ustawodawstwem nie jesteśmy restauracją i w związku z tym nie
wolno nam żywić ludzi w zamian za pracę, o ile nie są oni bezpośrednimi członkami rodzin,
krewnymi lub też bliskimi przyjaciółmi mieszkańców Centrum".
Punkt 3 z kolei:
"Z powodu nieustannego wzrostu kosztów utrzymania oraz z uwagi na obowiązujące przepisy
prawa nie jesteśmy w stanie płacić Ci pieniędzmi za Twoją pracę".
Nie płacimy nikomu za pracę nie tylko dlatego, że popadlibyśmy w kolizję z prawem, ale przede
wszystkim dlatego, że nie stać nas na to. Dotyczy to również wszystkich członków naszego
stowarzyszenia. Nasz nieoceniony członek grupy, Silvano, pracuje na przykład od lat na
gospodarstwie jako rolnik i pomoc do wszystkiego całkowicie dobrowolnie, otrzymując w zamian
jedynie wyżywienie i zakwaterowanie. Uzupełnieniem tego skromnego wynagrodzenia jest kilkaset
franków kieszonkowego, które otrzymuje co miesiąc od innych osób posiadających pieniądze.
Jesteśmy zadowoleni, że cały czas radzimy sobie finansowo. Dlatego też mile witamy wszelką
pomoc, pod warunkiem że jest dobrowolna. Wszyscy, którzy decydują się na nią, robią to
oczywiście świadomie, mając na względzie dobro sprawy.
My wszyscy, to znaczy główni członkowie FIGU oraz bliżsi i dalsi współpracownicy, pracujemy
w ten sposób od lat mając na celu jak najlepsze spełnienie misji przez Bilły'ego. Mimo tych
wyjaśnień, wciąż jeszcze nie odpowiedziałem na pytanie: "Kto finansuje Billy'ego i z czego żyje on
i jego rodzina?" Prawdę powiedziawszy, to jego prywatna sprawa, niemniej aby rozwiać błędne
wyobrażenia na ten temat, omówię to pokrótce.
Billy pobiera skromną rentę inwalidzką oraz otrzymuje pieniądze za sprzedane publikacje. Poza
tym ma prawo wraz ze swoją rodziną do mieszkania w Centrum do końca życia, podobnie jak
każdy inny jego mieszkaniec. Billy i jego rodzina nie dysponują żadnym majątkiem, zarówno na
terenie Centrum, jak i gdzie indziej. Innymi słowy cała posiadłość Semjase-Silver-Star-Center oraz
jej kapitał jest własnością całej grupy. Zadaniem wszystkich członków owej społeczności jest stała
rozbudowa Centrum, aby było ono miejscem spotkań jak największej liczby ludzi pragnących
poznawać prawdę. Sytuacja finansowa Billy'ego z biegiem lat ustabilizowała się, lecz mimo to
nadal nie może on sobie pozwolić na większe wydatki.
W pierwszych latach budowy Centrum, już na samym początku swojej działalności misyjnej,
która zainicjowana została w roku 1975, przeznaczył na ten cel całe swoje oszczędności. Jeszcze
dzisiaj finansuje FIGU. Najwyższy już jednak czas, aby zaczął myśleć o swojej rodzinie, bowiem
każdy powinien posiadać pewną rezerwę pieniędzy na nieprzewidziane wydatki, na przykład
nieszczęśliwy wypadek.
Jak już wspomniałem, pełnienie misji proroka w naszych czasach pochłania mu dużo czasu,
przez co nie ma go na normalne zajęcia. Z powodu swojego antymaterialistycznego nastawienia
popadł w wewnętrzny konflikt, bowiem z jednej strony stale potrzebował pieniędzy, których mu
zawsze brakowało, na utrzymanie rodziny, a z drugiej musiał przestrzegać zasady, którą mu wpoił
Sfaath, że wiedzy nie wolno sprzedawać za pieniądze. W końcu pojął, że w tym materialistycznym
świecie nie można bez nich egzystować. Niezmordowanie pracuje z wszystkich sił dla dobra FIGU,
nie bacząc na swoje zdrowie. Jesteśmy mu za to bardzo wdzięczni, zaś o rzekomym zysku
finansowym i wykorzystywaniu innych w ogóle nie może być tu mowy. I wszyscy powinni o tym
pamiętać.
5. Demonstracje siły duchowej Billy'ego
W dawnych czasach prorocy wędrowali wzdłuż i wszerz kraju rozpowszechniając wśród ludzi
wiedzę i w różny sposób demonstrując swoją siłę duchową. Z uwagi na nierozumienie istoty tych
pokazów nazywano je cudami i w tej postaci przeszły one do historii. Współczesny prorok nie musi
dokonywać tego rodzaju demonstracji, bowiem obecnie każdy człowiek ma określoną wiedzę i
kieruje się intelektem a nie wiarą w poszukiwaniu prawdy. Dlatego między innymi Billy
wykorzystuje swoją siłę duchową tylko wtedy, gdy nie ma widzów. Mimo to jednak kilku członkom
stowarzyszenia dane było przekonać się o niej na własne oczy. Poniżej przedstawiam kilka krótkich
relacji ze zdarzeń, których byli oni świadkami.
5.1. Wpływanie na ludzi impulsami myślowymi
(według relacji Bernadetty Brand)
Bernadetta mieszka w Hinterschmidrti i codziennie jeździ do pracy do Zurychu. 11 stycznia
1979 roku jak zwykle wyszła około godziny 16. ze swojego zakładu pracy z zamiarem powrotu
prosto do domu. Wiedziona jakimś dziwnym impulsem postanowiła jednak pojechać tym razem
inną niż zwykle, okrężną drogą. Z powodu złej orientacji w terenie przegapiła właściwe
skrzyżowanie i pojechała w zupełnie innym kierunku. W końcu znalazła odpowiednie miejsce do
zawrócenia i ustawienia się na właściwym pasie jezdni. W tym momencie opanował ją nagły
niepokój i zwątpienie. Jej myśli zaczęły krążyć wokół osoby Billy'ego
początkowo bez konkretnej
przyczyny, ale potem przypomniała sobie, że Billy dzień wcześniej mówił jej, że w pewnym sklepie
w Dbendorfie są dwa urządzenia, które chciałby kupić. Poddając się temu impulsowi zawróciła i
pojechała w kierunku Dbendorfu. Po dotarciu na miejsce zjechała na prawą stronę jezdni i ku
swemu zdziwieniu ujrzała przed sobą Billy'ego z jednym ze swoich synów. Zatrzymała się i
pozdrowiła ich wyrażając swoje zdziwienie spotkaniem ich w tym miejscu.
Okazało się, że Billy czekał na Jacobusa, z którym miał się udać na umówione spotkanie do
Zurychu. Ponieważ Jacobus spóźniał się, Bernadetta zaproponowała mu podrzucenie go tam.
Odjechali zostawiając Jacobusowi wiadomość.
Spotkanie odbyło się mimo piętnastominutowego spóźnienia. Gdy w końcu Jacobus dotarł na
miejsce, rozmowa Billy'ego była już zakończona. Nazajutrz Bernadetta poprosiła Billy'ego, aby
wyjawił jej, jak doszło do tego ich rzekomo przypadkowego spotkania. W odpowiedzi Billy wyznał
jej:
"Miałem przeczucie, że Jacobus nie będzie mógł przybyć na czas i przypomniałem sobie, że
właśnie o tej porze wracasz zwykle z pracy do domu. Skoncentrowałem się na tobie i zwabiłem cię
do siebie przy pomocy tak zwanego wpływania na ludzi impulsami myślowymi. Jest to nic innego
jak przekazywanie określonej osobie impulsu wywołującego u niej pożądane myśli i działanie".
Zdaniem Bernadetty impulsy Billy'ego były tak silne, że nie mogła w żaden sposób się im
oprzeć. Nie ma tu mowy o jakimkolwiek przypadku.
5.2. Umysłowy telefon Billy'ego
Gdy przed wypadkiem w 1982 roku Billy był jeszcze w pełni sił duchowych, od czasu do czasu
przywoływał do siebie telepatycznie ludzi, których pilnie potrzebował. Jako przykład chciałbym
przytoczyć zdarzenie z maja 1979 roku dotyczące pewnej młodej kobiety mieszkającej w
Monachium. Przekazał jej telepatycznie, aby załatwiła pewną sprawę i przyjechała na najbliższy
weekend do Hinterschmidrti. Po tym myślowym przekazie wziął do ręki książkę "Prorok", która
akurat leżała na stoliku i przewertował ją pobieżnie, nie mając pojęcia, do kogo należy i kto ją tam
położył. Pomyślał przy tym: "To byłoby coś dla naszego członka grupy, Elsi Moser".
Młoda kobieta z Monachium przybyła zgodnie z prośbą Billy'ego i przekazała niczego nie
spodziewającej się Eli Moser małą paczuszkę, dodając, że wypożyczyła tę książkę w bibliotece i
przywiozła ją zgodnie z życzeniem.
Jak to się stało?
Otóż owa młoda kobieta odebrała telepatyczne wezwanie Billy'ego, a następnie myśl, że Elsi
poprosi ją o tę właśnie książkę. W ten sposób spełniony został właściwy cel telepatycznego
"telefonu".
Oprócz tej stosunkowo prostej formy komunikacji Billy opanował także telepatię duchową, za
pomocą której dokonuje wymiany poglądów z istotami pozaziemskimi. Ich wzajemne kontakty
odbywają się prawie wyłącznie w tej postaci (patrz podrozdział "Telepatia duchowa" w rozdziale
VI).
5.3. Niesamowite siły
(według relacji nieznanej z imienia osoby)
Poniższa historia wyda się zapewne osobom postronnym niewiarygodna i fantastyczna, niemniej
jest wielu świadków, którzy mogą zaręczyć, że to, co opisuję, wydarzyło się naprawdę. Dotyczy
ona jednej z niezwykłych sztuczek, którą Billy zademonstrował w noc sylwestrową z 1977 na 1978
rok. Podczas spotkania, jakie miało wówczas miejsce, jeden z obecnych na nim wpadł na pomysł,
aby Billy zademonstrował wszystkim jeszcze raz zginanie łyżki.
Elsi Moser podała mu łyżeczkę od herbaty, którą Billy ujął między kciuk i palec wskazujący, po
czym na oczach wszystkich zaczął ją powoli zginać, aż w końcu upuścił na stół.
Widać zgromadzonym (około 20 osób) było tego za mało, bo zaczęli prosić go o dalsze sztuczki.
Odmówił, ale na nic się to nie zdało. Zgromadzeni nie dawali za wygraną. Był zawiedziony, że tak
bliskie mu osoby domagają się od niego takich dowodów jego "siły duchowej". Mocno
rozczarowany wziął do ręki monetę dziesięciocentymową i spytał: "Co mam z nią zrobić?" Ktoś
zawołał, żeby "odcisnął na niej swoje linie papilarne". "Dobrze"
odrzekł i mocno ścisnął monetę
palcami, po czym uderzył pięścią z dużą siłą o blat stołu, aż wszyscy podskoczyli przestraszeni,
sądząc, że właśnie wpadł w złość. Moneta wyślizgnęła się z jego palców
jej powierzchnia pokryta
była wyraźnie widocznymi, odciśniętymi na niej liniami papilarnymi.
Lecz i ta demonstracja nie wystarczyła niektórym, bowiem zaczęli oni coraz głośniej krzyczeć
domagając się dalszych sztuczek. Billy wyjął wówczas dwie monety, jednofrankówkę i
dwufrankówkę, i położył je na stół, pytając, co ma z nimi zrobić. Nie otrzymawszy żadnej
odpowiedzi, Wziął jednofrankówkę do prawej ręki i zacisnął pięść. Gdy potem ją otworzył, moneta
była zgięta. To samo zrobił z dwufrankówką. Kilka osób wciąż było nienasyconych. Ktoś podał
Billy'emu następną monetę
dwufrankówkę. Billy wziął ją z grymasem niechęci na twarzy,
przesunął po dłoni i następnie zacisnął wokół niej palce. Zmęczonym głosem powiedział, że to już
ostatnia sztuczka tej nocy. Uniósł gwałtownie rękę na wprost Haralda Procha i skrzywił się z
grymasem bólu na twarzy. Jego twarz przybrała dziwnie obcy wyraz, skóra stała się przezroczysta,
a z oczu pociekły łzy. Całe jego ciało zaczęło drżeć. Wzrok miał utkwiony gdzieś w oddali. W
pomieszczeniu zapadła martwa cisza. Wszystko to trwało 10-15 sekund. Zatrząsł się mocno blady
jak kreda i powoli otworzył dłoń, z której wypadła na stół ku zdziwieniu wszystkich całkowicie
zdeformowana dwufrankówka.
Zupełnie wycieńczony przywarł do ramienia Elsi. Minęło kilka minut, zanim zaczął mówić.
Jego usta były sinoblade, a na dłoni widniał ślad po oparzeniu. Dlaczego? Z niedowierzaniem
oglądaliśmy tę monetę, podając ją sobie z ręki do ręki. Była zdeformowana i przepalona. Wyłącznie
siłą umysłu Billy wytworzył w swojej dłoni temperaturę 1500 stopni Celsjusza.
Ślad oparzenia na dłoni powstał na skutek nagłego spadku koncentracji wywołanego silnym
zmęczeniem, który spowodował chwilowy brak kontroli temperatury i częściowe poparzenie dłoni
przez rozgrzaną dwufrankówkę.
Jeden ze świadków tego pokazu powiedział potem: "Nikt z nas nie będzie więcej prosił Billy'ego
tego rodzaju sztuczki. Ujrzeliśmy to wszystko na własne oczy, więcej nie ma potrzeby".
Cóż można o tym powiedzieć? Z pozoru Billy wygląda jak każdy z nas, jednak w środku różni
się od nas diametralnie. Jakże wielkiego ducha musi być człowiek, który posiadając takie
możliwości, nie wykorzystuje ich w celach materialnych.
5.4. Piec
(według relacji Bernadetty Brand)
30 kwietnia 1977 roku Billy, Kalliope, Engelbert Wachter, Hans Schutzbach, Dolf Berroth,
Jacobus Bertschinger i Bernadetta Brand usiedli późnym wieczorem po wyczerpującym dniu przy
stole, rozmawiając o różnych sprawach. Byli w dobrym nastroju, do którego przyczynił się również
wermouth, po lampce którego wypili. Jedynym ich zmartwieniem, które mąciło ich dobry nastrój,
był ciężki, ważący blisko 500 kg żeliwny piec stojący na drodze przed wozownią, który należało
przesunąć o przynajmniej jeden metr, na jej skraj.
Na pytanie Billy'ego, czy są chętni pomóc mu w tym, nikt nie odpowiedział, co nie było aż takie
dziwne, biorąc pod uwagę ogólne zmęczenie wszystkich. Niektórzy zaczęli nawet żartować, jak to
dobrze byłoby, gdyby ktoś usunął go z drogi za pomocą telekinezy. Nikomu poza Billym nie
przyszło na myśl, że to jest możliwe. Nagle zamilkł i w zamyśleniu zaznaczył jakiś punkt na blacie
stołu. Po chwili oznajmił wszystkim, jak gdyby nigdy nic: "Jest już przesunięty". Nieco zdziwieni i
zaskoczeni spojrzeli na niego i zapytali, jakby nie bardzo wiedząc, czy myślą o tym samym: "Co,
piec?" Billy skinął twierdząco, po czym wyjaśnił, że przesunął go telekinetycznie. Z powodu
zmęczenia nie był niestety w stanie przenieść go w inne miejsce unosząc go w górę.
Gdy już się ściemniło, wszyscy zgromadzeni przy stole wzięli latarki i poszli to sprawdzić.
Kiedy stwierdzili, że nie kłamał, ich radość była ogromna, zaś Billy po raz kolejny pokazał, jaka
drzemie w nim siła i że może być ona wykorzystywana, nawet gdy człowiek jest zmęczony.
5.5. Potęga sił umysłu
(według relacji Hansa Schutzbacha)
W niedzielę 5 listopada 1977 roku pobudzony dyskusją o sile duchowej Billy udzielił
zgromadzonym lekcji poglądowej za pomocą siedmiokilogramowego krzesła kuchennego, która
miała pokazać im, jaka jest różnica, kiedy się z niej korzysta i kiedy nie używa się jej.
Najpierw zademonstrował zły przykład, a mianowicie marnowanie sił, które ma miejsce, kiedy
do wykonywania pracy używa się wyłącznie siły fizycznej. W tym celu wsunął palec ręki pod
oparcie krzesła i uniósł je. Wskutek wysiłku żyły na jego szyi nabrzmiały, a palce zbielały. Po
chwili ciężko oddychając opuścił krzesło na podłogę.
Następnie przedstawił właściwy przykład. Tym razem do podniesienia krzesła użył dodatkowo
siły duchowej. Skoncentrował się i jak poprzednio uniósł krzesło do góry. Lekkość, z jaką to
wykonał, była zdumiewająca. Bez widocznego wysiłku trzymał je w górze, jak gdyby było lekkie
jak piórko.
Ten przykład pokazuje, jak korzystne jest wspieranie siły fizycznej siłą duchową.
5.6. Z początku pomyślałem, że śnię...
(według przeżycia Freddy 'ego Kropfa)
Czas budowy Centrum w Hinterschmidrti był bardzo trudny dla wszystkich. Z jednej strony
jego członkowie musieli pracować zawodowo, aby zarobić na swoje utrzymanie, z drugiej zaś
pomagać w nim w różnych pracach, przez co byli obciążeni podwójnym wysiłkiem. W tej sytuacji
zdarzało się, że Billy używał swojej siły duchowej, aby odciążyć siebie i innych od ciężkiej pracy
fizycznej, a także zaprezentować szczególnie pilnym pracownikom jedną z swoich sztuczek, chcąc
w ten sposób poprawić im humor lub wynagrodzić ich za ciężką pracę.
Oto, co wiosną 1983 roku przeżył Freddy, Silvano i Thomas, gdy jechali traktorem z
Hinterschmidrti do Pfaffikon. Za kierownicą siedział Billy, który prowadził pojazd wzdłuż całej,
pełnej zakrętów trasy z Centrum do Wiły i stamtąd dalej na południe. Wszyscy trzej siedzieli z tyłu
na przyczepie i dyskutowali.
Nagle Freddy zaniemówił patrząc ze zdziwieniem na kabinę kierowcy. Nie wierzył własnym
oczom. Billy siedział sobie w niej wygodnie rozparty nie dotykając przyrządów sterowniczych.
Traktor poruszał się całkowicie samoczynnie
skrzynia biegów, hamulec, sprzęgło i pedał gazu
działały same. Czy coś takiego jest możliwe? Wszyscy trzej odnieśli wrażenie, że śnią, że to jakiś
senny pojazd sterowany zdalnie lub automatycznie. W ten sposób dotarli do Pfaffikon, załatwili co
trzeba i w ten sam sposób wrócili do Hinterschmidrti. Po około 40 kilometrach jazdy Billy wysiadł
z kabiny traktora i uśmiechnął się do całej trójki, jak gdyby nic się nie stało.
Freddy wyznał, że z początku poczuł się nieswojo, ale gdy zobaczył, że jazda jest bezpieczna i
przebiega bez komplikacji, zaczęło mu to nawet sprawiać przyjemność. Był to kolejny przykład na
potęgę siły duchowej i jej możliwości.
5.7. Wiadomo, jak...
(obserwacje Ewy Bieri, Bernadetty Brand i Guido Moosbruggera)
Jeżeli chcemy dowiedzieć się czegoś konkretnego, zwykle sięgamy po leksykon lub
encyklopedię i szukamy objaśnienia danego pojęcia, ale w przypadku błędnej jego nazwy nasze
poszukiwania często są bezskuteczne i wówczas często cenna okazuje się czyjaś rada.
W rzeczywistości istnieje coś takiego jak uniwersalna pamięć, w której gromadzone jest
wszystko. Ludzie obeznani z ezoteryką wiedzą zapewne, o czym mówię. Mam tu oczywiście na
myśli tak zwaną Pamięć Kosmiczną nazywaną także Blokiem lub Bankiem Pamięci. (Oprócz
Pamięci Kosmicznej, każda zamieszkała planeta posiada własną pamięć planetarną znaną w
kręgach ezoterycznych jako Kronika Akaszy). Owa Pamięć Kosmiczna nie jest jednak uchwytna ani
widoczna, jest to swego rodzaju blok energetyczny odpowiedzialny za cały wszechświat.
Gromadzone są w niej wszelkie impulsy myślowe wszystkich form życia z całego wszechświata i
przechowywane na zawsze. Zmagazynowane są tam wszystkie istotne dane na temat przeszłych,
teraźniejszych i przyszłych wydarzeń, które nigdy nie giną. Wszystkie te dane można wywołać,
jeśli wie się, jak się do niej podłączyć. W ten sposób można otrzymać wyczerpującą odpowiedź na
swoje pytanie. Warunkiem jest jednak umiejętność absolutnie logicznego myślenia, czego niestety
większość Ziemian jeszcze nie potrafi. Logiczne myślenie oznacza bowiem rozumowanie zgodnie z
prawami Kreacji oraz działanie i życie zgodnie z nimi. Bez tej umiejętności niemożliwe jest
świadome wywołanie czegokolwiek. Jeżeli jakieś działanie podjęte zostanie podświadomie, to
dotarcie do tej pamięci jest możliwe, bowiem podświadomość posiada tę niezbędną umiejętność.
Pamięć Kosmiczna odmawia jednak odpowiedzi, w przypadku gdy pytający nie powinien jej znać,
z uwagi na to, że może być ona dla niego za trudna do strawienia lub gdy mogłaby spowodować
zbyt duży skok w rozwoju. Krótko mówiąc, człowiek może korzystać z niej, zarówno świadomie,
jak i podświadomie, ale pod określonymi warunkami.
Jak nam wiadomo, Billy może świadomie podłączać się do niej, lecz czyni to rzadko i z reguły
tylko wtedy, gdy nie ma czasu na poszukiwania istotnych danych do swoich artykułów gdzie
indziej. Jednym ze świadków tego typu zdarzenia była Ewa. Było to 6 października 1983 roku.
Billy zawołał ją wtedy do swojego gabinetu. Siedział przy biurku z długopisem w ręce. Powiedział
jej, aby zamknęła drzwi, zasłoniła zasłony i zgasiła światło. Po chwili zaczął pośpiesznie coś
notować. Nie trwało to jednak długo i zaraz potem mogła znowu zapalić światło. Billy podłączył się
właśnie do Pamięci Kosmicznej i zapisał otrzymaną odpowiedź na przygotowanej kartce.
Jeśli się chce, wszystko może być proste. Nic nie jest u nas tajemnicą i razem z Bernadettą
mogliśmy się przyglądać, jak Billy korzystał z Pamięci Kosmicznej. Bezpośrednią przyczyną
sięgnięcia do niej w naszym przypadku był artykuł "Iloraz mózgu Ziemian", który Billy pisał do
swojego pisma Czas Wodnika, numer 4 (patrz definicja iloraz mózgu na końcu rozdziału).
Przy ustalaniu wartości procentowych za rok 1844, w którym liczba mieszkańców Ziemi
wynosiła około 1,4 miliarda, wkradł się błąd liczbowy i nie zgadzał mu się rachunek. Nie mogąc
sobie z tym poradzić zawołał mnie i Bernadettę do swojego gabinetu, mając nadzieję, że pomożemy
mu rozwiązać ten problem. Lecz i my nie wiedzieliśmy, jak to rozwikłać. W końcu Billy postanowił
podłączyć się do Pamięci Kosmicznej. Położył w tym celu głowę w poprzek kikuta lewej ręki, zaś
do prawej wziął długopis. Następnie skoncentrował się i wywołał z niej wartości procentowe, które
mając cały czas zamknięte oczy
zapisał jedna pod drugą na kartce papieru formatu A4. Gdy je
potem podliczyliśmy, otrzymaliśmy sumę wynoszącą dokładnie 100%. W ten sposób znaleźliśmy
przeoczone poprzednio 1,8%.
Na kartce papieru były następujące wartości procentowe: 60
24,08 -9,007
5,1
0,008
0,003
0,002 i brakujące 1,8.
Wartości te pokazują, ile wynosił materialny iloraz mózgu ludności Ziemi w roku 1844:
1,800% =
60,000% =
24,080% =
9,007 % =
5,100% =
0,008 % =
0,003 % =
0,002 % =
25.200.000
840.000.000
337.120.000
126.098.000
71.400.000
112.000
42.000
28.000
Ziemian poniżej
Ziemian między
Ziemian między
Ziemian między
Ziemian między
Ziemian między
Ziemian między
Ziemian powyżej
10,00%
10,0-11,0%
11,0-14,5%
14,5-16,0%
16,0-18,0%
18,0-20,0%
20,0-24,0%
24,00%
Był to kolejny dowód niezwykłych umiejętności Billy'ego.
5.8. Drzwi
(relacja Bernadetty Brand
skrót)
Jesienią 1978 roku weszłam do kuchni z zamiarem pójścia na podwórze. Było tam czworo
drzwi. Dwoje z nich znajdowało się obok siebie
jedne w rogu pół metra na prawo prowadzące na
korytarz i obok nich drugie wychodzące na podwórze. Wewnątrz przebywał Billy, z którym
wymieniłam kilka zdań.
Właśnie miałam otworzyć drzwi na podwórze, kiedy stojąc w rogu Billy zapytał mnie, czy chcę,
żeby mi pomógł. Odpowiedziałam, że nie ma potrzeby, i sięgając po klamkę zerknęłam przez ramię
za siebie. Zobaczyłam, że drzwi na korytarz zamknęły się za nim i w niemal w tej samej chwili, w
momencie gdy wyciągałam rękę w kierunku klamki drzwi na podwórze, te nieoczekiwanie
otworzyły się. Uniosłam nogę robiąc krok do przodu i zamarłam w bezruchu jak rażona piorunem
na wprost mnie stał uśmiechający się do mnie Billy. W pierwszej chwili nie wiedziałam, co się
dzieje, i z trudem złapałam oddech. Zaraz potem usłyszałam dochodzący jakby z oddali jego głos
mówiący: "No, przechodź".
Jak w transie przeszłam obok niego wychodząc na podwórze, on zaś wszedł do kuchni. Miałam
zamęt w głowie i rozpaczliwie zastanawiałam się, jak to możliwe, żeby w ciągu ułamka sekundy
udało mu się obiec cały dom dookoła. Brałam pod uwagę wszystkie możliwości, aż w końcu
stwierdziłam, że musiał po prostu teleportować się zza drzwi prowadzących na korytarz na
zewnątrz domu w pobliże drzwi prowadzących z podwórza do kuchni.
Jeszcze tego samego dnia, wieczorem, to przypuszczenie stało się pewnością, kiedy
przeprowadziliśmy odpowiednią próbę. (Po raz pierwszy umiejętność tego typu Billy
zademonstrował 21 sierpnia 1977 roku w dzień urodzin Marii Wachter. Świadkami tego pokazu byli
wtedy ponadto oprócz Kalliope, Engelbert, Conny i Rolf Wachterowie, Herbert Runkel, jego
przyjaciółka Ingrid, Amata Stetter, Margareth Flammer, Olgi Walder, Hans oraz Konni
Schutzbachowie, Eli Moser i kilka innych osób). Trasa, którą musiałby pokonać Billy, gdyby chciał
ją odbyć pieszo, wynosiła 63 metry. Nasz najszybszy sprinter, Silvano, potrzebował na jej
przebiegnięcie 22 sekundy -czas mierzył Freddy. Z kolei dobrze wytrenowany biegacz
potrzebowałby na to z uwagi na przeszkody 10-15 sekund.
Aby móc otworzyć od zewnątrz drzwi kuchenne wychodzące na podwórze, Billy miał do
wyboru dwie możliwości: obiec dom dookoła albo teleportować się zza drzwi prowadzących na
korytarz. Ta druga możliwość jest jedyną, która wyjaśnia to zdarzenie.
Dla mnie i pozostałych osób, tego rodzaju zdarzenia są inspiracją do przemyśleń nad
możliwościami siły ducha. Poza tym są one dowodem na to, że Billy nie jest jakimkolwiek
szarlatanem bądź kłamcą, lecz mistrzem.
5.9. Zdarzenie w Semjase-Silver-Star-Center
(relacja Christiny Gasser)
Było to wieczorem 28 kwietnia 1990 roku. Mający wówczas 10 lat Atlant Bieri otrzymał w
prezencie teleskop. Z miejsca postanowił go wypróbować, w związku z czym poprosił mnie, abym
pomogła mu go zanieść w odpowiednie miejsce i ustawić. Po jego ustawieniu nie zwlekając ani
chwili przystąpił do obserwacji nieba. Noc była jasna i gwiaździsta; była prawie pełnia Księżyca.
Ustawienie teleskopu wcale nie było takie proste i zajęło nam trochę czasu. Pomogłam mu
jednak chętnie, ponieważ sama chciałam przezeń popatrzeć. Lecz Atlant za nic w świecie nie chciał
nikogo do niego dopuścić. W międzyczasie nadeszła Edith Beldi zwabiona jego krzykiem. Ona
również miała ochotę popatrzeć przez teleskop, lecz i jej prośba została odrzucona. Nie pozostało
nam więc nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość.
Wkrótce nadszedł także Christian Krakowski oraz Adrian Fischer, którzy tej niedzieli pracowali
w Centrum i właśnie szykowali się do powrotu do domu.
Nagle rozległ się krzyk Atlanta wołającego, że odkrył nowy księżyc. Billy, który akurat wyszedł
z domu, wyjaśnił mu, że to jego "nowe odkrycie", to tylko odbicie światła w soczewkach. W końcu
zostaliśmy dopuszczeni do teleskopu i też mogliśmy popatrzeć na ten księżyc. Następnie
wyszukiwaliśmy na niebie znane nam gwiazdozbiory i kierowaliśmy na nie teleskop. W pewnym
momencie dostrzegliśmy NOLa wielkości gwiazdy wolno przemieszczającego się nad Centrum.
Uważnie śledziliśmy jego lot, gdy nagle Billy spytał Atlanta, czy chce, aby on zabłysł. Chłopiec
przytaknął z zachwytem. Wszyscy spoglądaliśmy w oczekiwaniu w niebo i po chwili ujrzeliśmy,
jak obiekt zwiększył trzykrotnie swoje rozmiary i rozbłysł jasnym światłem. Wszyscy zamilkliśmy
zachwyceni tym widokiem, zaś chłopiec chciał koniecznie dowiedzieć się, jak to działa i jak można
to zrobić. Billy wyjaśnił mu, że jest to bezzałogowe urządzenie telemetryczne i że musi się mocno
skoncentrować, jeżeli chce, żeby znowu zabłysło.
Tej nocy odkryliśmy na niebie jeszcze wiele innych urządzeń telemetrycznych. Na koniec
rozeszliśmy się i każdy z nas ruszył w swoją drogę. Jestem przekonana, że to zdarzenie pozostanie
w nas na zawsze.
6. Wypadek Billy'ego i jego następstwa
Brak logiki oraz niekiedy niechętna postawa członków stowarzyszenia, a także inne negatywne
sprawy nieraz doprowadzały Billy'ego wręcz do rozpaczy, sprawiając, że za każdym razem w takich
sytuacjach zastanawiał się, czy nie rzucić tego wszystkiego. Mimo tych przeciwności trwa jednak
nadal przy swojej misji. Któregoś razu w czasie takiej chwili zwątpienia Semjase powiedziała mu:
"Spełnianie twojego zadania zależy wyłącznie od ciebie. Jeśli je porzucisz, nie będzie to z
korzyścią dla mieszkańców Ziemi. Nie zamierzamy jednak wymuszać na tobie jakichkolwiek
decyzji. Rozważając to, weź jednak pod uwagę, że jedynie od ciebie zależy, czy Ziemianie będą w
stanie osiągnąć pewne korzyści i wkroczyć na lepszą drogę. Wiem dobrze, że uważasz, iż każdy
człowiek musi sam odpowiadać za siebie. Wiedz jednak, że tylko bardzo niewielu Ziemian
dysponuje takimi umiejętnościami, jak ty, i że ci ludzie nie mają nawet odwagi ich ujawnić. Jako
człowiek masz obowiązek pomagać innym, co w twoim przypadku polega na przekazywaniu im
swojej wiedzy. Przecież od początku wiedziałeś, że to zadanie będzie trudne. Dlatego też uważam,
że zbyt pochopnie decydujesz się to wszystko rzucić.
Widzę, że jesteś zły, iż nie możesz liczyć na pomoc swoich współziomków. Nie zapominaj
jednak, że oni są daleko z tyłu za tobą w rozwoju duchowym. Powinieneś najpierw to wszystko
rozważyć w spokoju i dopiero wtedy podjąć decyzję. Pamiętaj, że ludzkość potrzebuje twojej
pomocy i że ty możesz jej pomóc w większym stopniu, niż jakikolwiek inny prorok. Od około 2000
lat żaden inny Ziemianin nie był przeznaczony do kontaktowania się z bardzo wysoko rozwiniętymi
formami bytu. Pomyśl tylko, jak bardzo jesteś ceniony przez nas i Arahat Athersatę. Przecież to
uznanie nie bierze się z niczego. Jesteś pierwszym współczesnym prorokiem i w ten sposób
najważniejszą osobą waszego świata, albowiem to ty torujesz drogę do nowych czasów. Musisz
wykonać tę mozolną pracę, wytyczając drogę swoim następcom. Przemyśl to wszystko jeszcze raz i
nie podejmuj decyzji kierując się gniewem. Doskonale rozumiemy tę złość tkwiącą w Was
Ziemianach, gdyż zawsze mieliśmy z wami kłopoty z tego powodu. Bądź więc sprawiedliwy i
porzuć złość".
Billy wytrwał na swoim posterunku, mimo iż czasami było mu niezwykle ciężko. Był w stałym
stresie, uskarżał się na przepracowanie i bezsenność. Od swojego ciała wymagał więcej, niż to było
możliwe. W końcu musiał więc nadejść moment, w którym jego organizm nie był już w stanie
znieść stałego przemęczenia. Z jednej strony bowiem Billy obarczony był ciężką pracą fizyczną
przy przebudowie i rozbudowie Centrum w Hinterschmidrti, z drugiej zaś wysiłkiem umysłowym
związanym z pełnieniem misji (przygotowywanie różnych publikacji, przyjmowanie informacji,
sporządzanie sprawozdań z kontaktów, nauczanie etc.). Na domiar złego nieustannie obrzucany był
kalumniami i pomówieniami, które pozbawiały go snu i nadwyrężały nerwy. Nie ulega wątpliwości,
że ogromną część winy za jego wypadek ponoszą głosiciele tych kłamstw.
Wypadek miał miejsce 4 listopada 1982 roku, w czasie gdy zemdlał w łazience i upadł na
podłogę. Padając na twardą posadzkę doznał tak ciężkich obrażeń głowy, że uszkodzone zostały
nawet pewne części jego mózgu. Oto, co powiedział na ten temat Quetzal:
"Istocie rozumującej wyłącznie logicznie nie sposób pojąć niezwykłości nielogicznego
rozumowania Ziemian. Jest to po prostu niemożliwe. I ponieważ codziennie masz do czynienia z
tym brakiem logiki, nie masz nawet chwili na wypoczynek. Taka sytuacja powoduje wzrost
potencjału elektrycznego prądów mózgowych, które tworzą zgrupowaną formę energii mogącą
doprowadzić w trakcie przesileń do wyłączenia świadomości, czyli do spięcia, co przejawia się
czasowym omdleniem, jak to, które ci się przytrafiło, pomijając fakt, że podczas tego wypadku
potłukłeś niebezpiecznie głowę".
Chwilę przed tym wypadkiem Erranie przeprowadzili na androidzie jego symulację, aby
zobaczyć, jakie mogą być jego następstwa i w związku z tym w jaki sposób będą mogli pomóc
Billy'emu. Rezultat tego eksperymentu był szokujący, bowiem android nie znalazł z tej sytuacji
innego wyjścia jak samoeliminację.
Skutki tego nieszczęśliwego wypadku Billy będzie odczuwał do końca życia. Pomijając wstrząs,
jego mózg został w znacznym stopniu uszkodzony, przez co jego sprawność spadła o 27,2 procenta.
Zachwianie równowagi, występujące sporadycznie bóle głowy oraz częste uczucie strachu to
najczęściej występujące jego następstwa. Poza tym Billy nie był już w stanie wykonywać należycie
pewnych czynności fizycznych, przez co nie mógł sobie pozwolić na dłuższą jazdę samochodem
czy pociągiem. Telepatyczne kontakty z jego pozaziemskimi przyjaciółmi również musiały zostać
ograniczone z uwagi na jego trudności z dłuższą koncentracją.
Te nieprzyjemne dolegliwości nękały go przez blisko 7 lat, ale nawet z tej beznadziejnej sytuacji
Billy usiłował wydobyć to co najlepsze. W minionych latach udało mu się dzięki ogromnej sile woli
i pełnej mobilizacji wszystkich rezerw organizmu odzyskać większą część utraconych umiejętności.
Istoty pozaziemskie nie mogły się nadziwić, że jego pamięć znowu funkcjonuje wspaniale, jak
gdyby jego mózg nigdy nie uległ uszkodzeniu. Mimo tego sukcesu w poprawie zdrowia od czasu
do czasu zdarzają mu się nawroty tych dolegliwości, którym towarzyszą czasami nowe, wobec
których lekarze są całkowicie bezradni. Chcąc nie chcąc musi z tym żyć, po prostu przyzwyczaić
się do tych objawów, a także do stałego zażywania leków.
Olbrzymim jego sukcesem po tym ciężkim wypadku było opracowanie prawie
czterystupięćdziesięciostronicowego dzieła OM określanego jako Księga Ksiąg lub Księga Prawdy.
Kończąc ten rozdział, chciałbym zamknąć go jego słowami:
"Nazywam siebie tworem Kreacji, kreacją Kreacji. Jestem także wędrowcem przemierzającym
przestrzeń i czas w dosłownym tego słowa znaczeniu, wędrowcem podróżującym przez światy.
Wiem o tym oraz to, że wszędzie jestem obcym przybyszem, który po spełnieniu swojej misji rusza
w inne miejsce. Ani przestrzeń i czas, ani świat, jak również życie w nim nie odgrywają żadnej roli,
albowiem w wędrówkach tych jestem misjonarzem, dla którego liczy się tylko spełnienie misji".
Moim zdaniem Billy jest człowiekiem takim jak każdy z nas, ale jednocześnie niezwykłym
dzięki swej niespotykanej wiedzy oraz umiejętnościom, którymi nie chwali się publicznie. Jak
wszystkim prorokom przed nim jemu również nie wiedzie się najlepiej. Wszyscy wątpiący w jego
umiejętności oraz jego przeciwnicy miast występować przeciw niemu, winni w końcu zacząć starać
się zrozumieć fakty. Najwyższy już bowiem czas, aby zaczęto go widzieć takim, jakim jest
naprawdę.
7. Iloraz mózgu
Każdy człowiek posiada świadomość materialną i duchową, w związku z czym materialny i
duchowy iloraz mózgu wyrażany jest w wartościach procentowych.
7.1. Materialny iloraz mózgu
Materialny iloraz mózgu (materialny iloraz świadomości, iloraz osobowości) składa się z dwóch
nierozerwalnych składników
wartości wykorzystywania mózgu oraz wartości inteligencji.
Wartość wykorzystywania mózgu mówi, ile procent potencjału mózgu jest w stanie
wykorzystywać człowiek (na przykład materialny iloraz mózgu rzędu 14 procent oznacza, że do
pracy w zakresie materialnym wykorzystywanych jest 14 procent jego potencjału).
Materialna wartość inteligencji odpowiada zwykle liczbowo wartości wykorzystywania mózgu.
Różnice między tymi wartościami procentowymi powstają tylko w przypadku zakłóceń
świadomości.
W czasie swojego rozwoju człowiek uczy się coraz lepiej wykorzystywać potencjał swojego
mózgu, dzięki czemu jego materialny iloraz mózgu stale rośnie. Teoretycznie wartość ta wzrasta w
ciągu 1000 lat o 1 procent, co w przypadku przytoczonego przykładu oznaczałoby, że materialny
iloraz mózgu wynoszący 14 procent powinien osiągnąć wartość 100 procent po 86.000 latach. W
praktyce jednak wygląda to niestety zupełnie inaczej, bowiem zależność ta odpowiada ewolucji
dokonującej się bez zakłóceń, to znaczy bez regresów, co jest praktycznie niemożliwe. W związku z
tym rzeczywisty wzrost wykorzystywania potencjału mózgu dokonuje się znacznie wolniej i
przypomina krzywą wzrostu wartości akcji, która raz wznosi się, a raz opada, stale jednak pnąc się
w górę. Dlatego też trzeba miliardów lat, aż ten iloraz osiągnie wartość 100 procent.
7.2. Duchowy iloraz mózgu
Duchowy iloraz mózgu (duchowy iloraz świadomości) jest miernikiem duchowego potencjału
człowieka lub jego duchowego poziomu ewolucji. Wartość procentowa duchowego ilorazu mózgu
bywa w zasadzie zgodna z jego materialnym ilorazem, co jednak w przypadku Ziemian ma miejsce
tylko w niewielu przypadkach. Im niższy jest stan ewolucji ducha, tym niższa jest ta liczba. Jak
wynika z poniższego zestawienia odpowiadającego stanowi na rok 1978, największa różnica
wynosi aż 7 procent.
Górna granica wartości procentowej jest jednak ściśle ograniczona i nie może przekraczać
wartości materialnego ilorazu mózgu o więcej niż 1 procent. Jest to bariera, która chroni ludzkie
formy życia przed przewymiarowaniem. Rozwój duchowy nie może wzrastać zbyt gwałtownie,
ponieważ byłoby to ze szkodą dla rozwoju materialnego
w przeciwnym przypadku dany człowiek
nie byłby zdolny do życia, gdyż nie widziałby konieczności utrzymywania swojego ciała przy
życiu.
1
2
14
1.01.246
456.021
30%
62%
4%
4%
człowiek
ludzi
ludzi
ludzi
ludzi
pozostałej części ludzkości
pozostałej części ludzkości
pozostałej części ludzkości
pozostałej części ludzkości
25,70% m.i.m.
25,80% d.i.m
25,01% m.i.m.
24,06% d.i.m.
20,00-24,00% m.i.m.
17,60% d.i.m.
18,00-20,00% m.i.m.
16,04% d.i.m
16,00-18,00% m.i.m.
15,06% d.i.m.
14,50-16,00% m.i.m.
13,80% d.i.m.
11,00-14,50% m.i.m.
10,90% d.i.m.
10,00-11,00% m.i.m.
9,60% d.i.m.
poniżej 10,00% m.i.m.
3,00-6,00% d.i.m.
Zestawienie materialnych i duchowych ilorazów mózgu za rok 1978
Oznaczenie skrótów:
m.i.m.
materialny iloraz mózgu,
d.i.m.
duchowy iloraz mózgu.
VI. Kontakty Billyłego z pozaziemskimi inteligencjami
Życiorys Billy'ego jako łącznika rozpoczął się w roku 1942, kiedy miał zaledwie 5 lat. Pierwszą
istotą pozaziemską i równocześnie pierwszym jego mentorem był dziadek Semjase, sędziwy
rodowity Erranin imieniem Sfaath, który jak każdy śmiertelnik musiał w końcu odejść z tego
świata. Po jego śmierci kontakty z Billym przejęła kobieta o imieniu Asket, która po raz pierwszy
skontaktowała się z nim 3 lutego 1953 roku. W naszym posiadaniu znajduje się jej zdjęcie, które
wielokrotnie było publikowane w prasie (patrz zdjęcie nr 5)
czasami mylnie jako zdjęcie Semjase.
Asket pochodzi z sąsiedniego wszechświata DAL, który jest równoległy lub jak to woli,
bliźniaczy w stosunku do naszego zwanego przez nich DERN. Oba powstały mniej więcej w tym
samym czasie. W tym miejscu nasuwa się pytanie, co ma ona wspólnego z Plejadanami. Otóż
Plejadanie oraz cywilizacja, do której należy Asket, mają wspólnych przodków, którzy wywodzą się
z systemu Wegi w gwiazdozbiorze Lutni. W czasie minionych milionów lat starożytni Weganie-
Liranie rozprzestrzenili się po kosmosie docierając nawet do sąsiedniego wszechświata nazwanego
przez nich DAL (nie ominęli również Ziemi, gdzie część z nich osiedliła się przed dziesiątkami
tysięcy lat; ich potomkowie żyją wśród nas po dziś dzień). Po 11 latach, w roku 1964, kontakty te
przeważnie osobiste
ustały.
Życie w tym czasie było dla Billy'ego ciężkim okresem nauki, podczas którego musiał zdobyć
mnóstwo doświadczeń i poszerzyć swoją wiedzę. Po przyswojeniu sobie różnych umiejętności oraz
ogromnej wiedzy, zajął się doskonaleniem telepatii duchowej oraz własnym rozwojem duchowym.
Po jedenastoletniej przerwie w jego życiu pojawiła się kolejna kobieta z gwiazd
Semjase
która zapoczątkowała nową fazę kontaktów. Było to 28 stycznia 1975 roku. Dzień ten może być
traktowany jako właściwy początek jego misji. W tym trwającym również 11 lat okresie oprócz
Semjase kontaktowali się z nim także inni Plejadanie z planety Erra: Quetzal, Ptaah, Pieja, Elektra,
Hjlaara, Solar i Jsodos
a także od czasu do czasu przedstawiciele innych ras, jak na przykład
ciemnoskóra Menara, żółtoskóra Taljda, przyjaciółka Menary Alena, Rala i inni. 28 stycznia 1986
roku kontakty Semjase z Billym zostały zgodnie z planem zakończone.
Dalsze kontakty z nim miały być kontynuowane wyłącznie na drodze telepatycznej przez Asket i
jej pomocników, lecz ze względu na jego zły stan zdrowia stało się to niemożliwe. W tym czasie
dochodziło do sporadycznych kontaktów osobistych, lecz miały one bardzo ograniczony charakter.
Gdy jego zdrowie poprawiło się i ustabilizowało na tyle, że mógł ponownie podjąć kontakty
telepatyczne, Plejadanie postanowili nawiązać je na własną rękę w miejsce planowanych kontaktów
z Asket. Od tego czasu trwają one nieprzerwanie.
Jego kontakty z istotami pozaziemskimi można podzielić na 3 rodzaje:
1. Kontakty osobiste.
2. Kontakty telepatyczne.
3. Inspiracje ze strony bardzo wysoko rozwiniętych form bytu.
1. Kontakty osobiste Billy'ego
Każdy osobisty kontakt z nim był zawsze zapowiadany telepatycznie. Niezależnie od tego miał
on prawo do samodzielnego kontaktowania się z Plejadanami, zarówno w sytuacjach
podyktowanych względami osobistymi, jak i dobrem misji. Istniało wiele sposobów doprowadzania
do tego typu kontaktów, które stosowane były w zależności od okoliczności.
1.1. Możliwość pierwsza
Billy otrzymywał drogą telepatyczną od istot pozaziemskich precyzyjne dane o miejscu i czasie
planowanego spotkania. Jeżeli miejsce to znajdowało się w niewielkiej odległości od jego domu, to
zazwyczaj udawał się tam pieszo. W innym przypadku używał własnego pojazdu (motorower,
samochód, traktor) lub prosił kogoś ze znajomych, aby go tam zawiózł. Odcinek od drogi do
miejsca lądowania statku kosmicznego pokonywał pieszo. Zgodnie z wolą Plejadan osoby
towarzyszące mu musiały czekać na niego do czasu jego powrotu w samochodzie lub w jego
pobliżu.
1.2. Możliwość druga
Jeżeli z jakichś względów niemożliwe było wcześniej dokładne ustalenie miejsca spotkania,
dokonywany był tak zwany losowy wybór drogi. Przekaźnik telepatyczny będący elementem
wyposażenia statku prowadził go wówczas na miejsce spotkania, przekazując mu po drodze dane
dotyczące kierunku jazdy.
Te dwie pierwsze możliwości były najczęściej stosowane w pierwszych latach trwania jego
kontaktów z Semjase, gdy mieszkał jeszcze w Hinwil. Plejadanie wybierali wówczas na miejsce
lądowania ukryte leśne polany lub trudno dostępne odludne miejsca położone zwykle w niewielkiej
odległości od jego domu. Najdłuższy odcinek, jaki przyszło mu w owym okresie pokonać, wynosił
aż 70 kilometrów. Najczęściej używanym przezeń środkiem lokomocji w tym czasie był motorower.
Lądując statek najczęściej nie osiada na ziemi, lecz unosi się nad nią swobodnie na wysokości 23
metrów. Jeżeli dana osoba chce wejść do niego, wówczas staje po prostu pod otwartym lukiem
wejściowym znajdującym się w środku jego dolnej części, po czym winda grawitacyjna unosi ją do
góry. Po wjechaniu do wnętrza statku luk zamyka się automatycznie. Chcąc wydostać się na
zewnątrz wystarczy stanąć w obrębie szybu grawitacyjnego, po czym strumień transportujący
opuszcza daną osobę na powierzchnię ziemi.
Rozmowa podczas trwania kontaktu rzadko miała miejsce na wolnym powietrzu, na przykład na
trawie lub podczas spaceru. Zwykle odbywała się wewnątrz statku, który przeważnie unosił się nad
ziemią kołysząc się na boki.
1.3. Możliwość trzecia
Zupełnie inną, stosowaną dość często, a obecnie prawie wyłącznie, metodą przez Plejadan i ich
sprzymierzeńców jest kontrolowana teletransmisja (teleportacja) przy pomocy teletransmitera
(teleportera). Wykorzystywana jest ona w dwóch wariantach:
1. Billy jest transmitowany z dowolnego miejsca na pokład statku kosmicznego lub odwrotnie w
wybrane miejsce na łące, ulicy lub bezpośrednio do swojego gabinetu.
2. Plejadanie sami transmitują się do gabinetu Billy'ego lub w inne miejsce ze swojego statku,
który niewidoczny unosi się w pobliżu. Powrót odbywa się tą samą drogą. Jest to zdecydowanie
najprzyjemniejsza metoda przemieszczania się, bowiem Billy nie musi odbywać długich wędrówek,
aby spotkać się ze swoimi pozaziemskimi przyjaciółmi.
(Przykłady tego typu transmisji opisane zostały w rozdziale VII "Dzienne demonstracje
Plejadan").
Jeśli chodzi o porę i czas trwania kontaktów osobistych, można je określić przymiotnikami
"dowolna" i "nieokreślony". Nigdy też nie było określonego terminarza spotkań, w związku z czym
zdarzało się, że przez kilka tygodni nie było ani jednego kontaktu, podczas gdy innym razem w
ciągu krótkiego okresu czasu następowało ich kilka. Pozaziemscy goście pojawiali się i pojawiają
nadal o dowolnej porze dnia i nocy bez żadnych wcześniejszych ustaleń, w zależności od tego, jak
im pasuje. Czas trwania kontaktów wahał się od 15 minut do
najczęściej
1 godziny. Niekiedy z
uwagi na specyficzne okoliczności trwały one nawet kilka godzin.
Oprócz tych kontaktów Billy uczestniczył w trzech podróżach w głąb wszechświata, z których
najdłuższa trwała 5 dni.
2. Co się dzieje, gdy łącznikowi towarzyszy inna osoba?
Jeżeli łącznikowi towarzyszą inne osoby, wówczas przekaźnik telepatyczny rejestruje ich
obecność i nie będąc przystosowanym do ustalania, czy są one usposobione przyjaźnie, czy wrogo,
wyłącza się automatycznie w odpowiedniej odległości od miejsca kontaktu. Jest to sygnał dla pilota
statku, że musi przeprowadzić ogólną analizę myśli tych osób, aby ustalić ich nastawienie. Jeżeli jej
wynik jest pozytywny, wówczas przekaźnik telepatyczny kontynuuje prowadzenie łącznika do
miejsca lądowania statku, gdzie następuje kontakt. Osoby towarzyszące muszą jednak czekać na
jego powrót w odpowiedniej odległości. Poszczególne osoby sprawdza się z reguły tylko raz,
ponieważ fale mózgowe człowieka są jak linie papilarne. Ich wzorce wprowadzane są do
przekaźnika telepatycznego, który wie dzięki temu od razu, jakiego rodzaju osoba towarzyszy
łącznikowi. Czasami osoby badane wcześniej poddawane są ponownej kontroli, kiedy zachodzi
podejrzenie zmiany ich nastawienia.
Kiedy za łącznikiem udającym się na spotkanie podążają skrycie nieznane osoby lub któraś z
osób mu towarzyszących nie budzi zaufania, wówczas istoty pozaziemskie odwołują spotkanie lub
przenoszą je w inne miejsce. Jeżeli jednak towarzyszą mu osoby przyjaźnie usposobione, wówczas
kontakt z nim jest podejmowany.
3. Co widzą i słyszą osoby towarzyszące?
Chociaż Plejadanie starają się ukrywać swoją obecność, to jednak od czasu do czasu można
usłyszeć odgłos ich statku podczas lądowania lub startu, lecz tylko w chwilach wyłączenia ekranu
ochronnego. Czasami można go również w tych momentach dostrzec. Najmniejsza odległość, z
jakiej udało się je zaobserwować osobom postronnym, wynosiła 500 metrów. Lądujących nocą
statków nie da się zauważyć, nawet jeżeli mają wyłączone ekrany ochronne, ponieważ przyziemiają
się zwykle na leśnych polanach lub innych miejscach stanowiących naturalne kryjówki.
4. Środki bezpieczeństwa stosowane podczas kontaktów
Zapobieganie jest lepsze niż leczenie
to powiedzenie ma zastosowanie również u Plejadan. Nic
więc dziwnego, że przyziemiony statek otaczają dwa ekrany ochronne. Jak już wcześniej
wspomniałem, ekran zewnętrzny rozpościera się w odległości około 500 metrów od statku i
sprawia, że osoba zmierzająca w jego kierunku
świadomie lub nie
zmuszona jest krążyć wokół
niego, nie mogąc się w żaden sposób przedrzeć przez tę niewidoczną i niewyczuwalną barierę.
Drugi ekran, wewnętrzny, rozpościera się w odległości około 100 metrów od statku i stanowi
dodatkowe, jeszcze skuteczniejsze, zabezpieczenie, w przypadku gdyby komuś udało się
przeniknąć przez ekran zewnętrzny. Jest niczym niewidoczny mur i jest nie do sforsowania nawet
przy użyciu ogromnej siły. Wystrzeliwane w jego kierunku różnego rodzaju pociski wnikają weń
najdalej na głębokość 30 metrów, po czym są odrzucane z powrotem, jak gdyby odbijały się od
gumowej ściany.
Statki Plejadan wyposażone są również w specjalne ekrany ochronne chroniące je przed
wybuchami bomb jądrowych.
Statki te są w stanie latać również całkowicie bezdźwięcznie oraz być całkowicie
niewykrywalne przez jakiekolwiek ziemskie urządzenia lokalizacyjne, jeżeli wokół nich włączone
są odpowiednie ekrany ochronne.
5. W jakim języku prowadzone są rozmowy podczas kontaktów?
Wszystkie rozmowy Billy'ego z jego pozaziemskimi przyjaciółmi prowadzone są w języku
niemieckim i to niezależnie od tego, czy jego partner zna ten język, czy nie. Nieznajomość tego
języka przez któregokolwiek z Plejadan nie jest żadną przeszkodą w porozumiewaniu się z nim,
ponieważ w takich sytuacjach używają oni translatora. To urządzenie tłumaczące umożliwia
bezbłędne porozumiewanie się w języku niemiecku lub każdym innym, pod warunkiem że w jego
pamięci zakodowane są odpowiednie dane. Ma ono wielkość paczki papierosów i może być
noszone przy pasku. Działa bez zarzutu, dzięki czemu jego użytkownik może się skutecznie
komunikować w dowolnym języku, o którym nie ma nawet zielonego pojęcia.
6. Przekazywanie zapisów rozmów
Większość rozmów, które Billy prowadził z Plejadanami i ich sprzymierzeńcami, a także innymi
formami bytu, zarówno osobiście, jak i telepatycznie
począwszy od 28 stycznia 1975 roku do
chwili obecnej
zebranych jest w tak zwanych Sprawozdaniach ze spotkań. Pominięto w nich tylko
te, które nie są przeznaczone do wiadomości opinii publicznej, że względu na to, że dotyczą spraw
wewnętrznych lub osobistych. Od 1978 roku są one drukowane i udostępniane szerszemu ogółowi.
Sposób, w jaki są sporządzane, jest bardzo nietypowy i nie ma swojego odpowiednika na naszej
planecie. Każdy zapewne w tym miejscu pomyśli, że ustna rozmowa podczas osobistego kontaktu
była nagrywana na jakimś urządzeniu magnetofonopodobnym, a następnie utrwalana dodatkowo w
formie pisemnej. Nic z tych rzeczy. Aby zapewnić absolutną wierność, Plejadanie używają
przyrządu przekazującego, który z materialnej podświadomości pozaziemskiego partnera rozmowy
wywołuje dokładną jej treść i następnie przekazuje ją telepatycznie Billy'emu. Aparatura ta
przekazywała mu owe telepatyczne impulsy tylko wtedy, gdy pozaziemski partner, z którym
prowadził wcześniej rozmowę, znajdował się w jego pobliżu, w związku z czym stale musiał
przestrzegać rozkładu zajęć istot pozaziemskich.
Nieco później Quetzal skonstruował znacznie lepsze urządzenie przekaźnikowe, które pozwalało
Billy'emu rejestrować rozmowy niezależnie od obecności jego partnerów w jego bliskim
sąsiedztwie. Nie muszę chyba wyjaśniać, że było to znaczące usprawnienie, gdyż Billy mógł teraz
w dowolnym momencie wywoływać z ich pamięci zgromadzone w nich treści rozmów, niczym z
pamięci komputera, niezależnie od tego, czy mieli oni w danym momencie czas, czy nie.
Przesyłane telepatycznie impulsy Billy odbierał początkowo w formie obrazów, które następnie
tłumaczył na zwykły język i zapisywał na maszynie do pisania. Początkowo używał do tego celu
zwykłej maszyny mechanicznej, ale później otrzymał elektroniczną i "przesiadł" się na nią. Właśnie
wtedy Quetzal dokonał kilku zmian w urządzeniu przekaźnikowym oraz maszynie. Od tego
momentu prędkość przekazu telepatycznego mogła być zwiększana lub zmniejszana w zależności
od woli Billy'ego. Wraz z tym usprawnieniem jego wydajność wzrosła do 100 procent, co oznacza,
że mógł pisać z prędkością, na jaką pozwalała konstrukcja maszyny.
Szybkość, z jaką pisał, dochodziła do 1200 uderzeń na minutę (20 na sekundę) i to palcami
jednej ręki, co z całą pewnością kwalifikuje go do zapisu w Księdze Rekordów Guinessa! To
niezwykłe tempo pisania było możliwe dzięki wspaniałemu urządzeniu skonstruowanemu przez
Quetzala. Poza tym należy zauważyć, że Billy nie pisze, tak jak się to robi normalnie, gdyż kryje się
za tym pewien trik polegający na tym, że cały ten proces znajduje się pod kontrolą materialnej
podświadomości, która zgodnie ze swoją naturą reaguje znacznie szybciej niż świadomość
materialna. To ona steruje ruchami palców podczas pisania.
Ten superszybki sposób pisania ma jednak również dość istotne wady. Zdaniem Quetzala 1
minuta telepatycznego przekazu i pisania na maszynie odpowiada 23 minutom normalnego pisania
z udziałem świadomości, czyli 1 godzina
23 godzinom. Przeciętny człowiek nie byłby w stanie
znieść tak ogromnego wysiłku, lecz w przypadku Billy'ego nie jest to problemem ze względu na
jego ogromne zdolności regeneracyjne. Wypowiadając się na ten temat, Quetzal powiedział:
"Tak intensywna praca niszczy nie tylko system nerwowy, lecz również siły fizyczne i
psychiczne, czego objawem jest silne zmęczenie, apatia, zmiana karnacji oraz marszczenie się
skóry na twarzy. Bardzo często, zwłaszcza w przypadku bardzo długiego przekazu, po około 2
godzinach mogą pojawić się objawy wycieńczenia".
Prawdziwość tej wypowiedzi może poświadczyć wielu świadków
przede wszystkim
członkowie rodziny Billy'ego.
Ze względu na nadwyrężenie jego zdrowia 31 października 1984 roku musiano przerwać
normalne przekazywanie rozmów, które wznowiono dopiero po pięciu latach, 17 listopada 1989
roku, kiedy jego stan znacznie się poprawił. W międzyczasie Billy rejestrował je jedynie
sporadycznie.
Obecnie rejestrowanie jego rozmów odbywa się jednak z pewnym ograniczeniem, to znaczy bez
owego dodatkowego urządzenia przy maszynie do pisania.
7. Dlaczego teksty przekazywane telepatycznie zawierają nawyki językowe
Billy'ego?
Odpowiedź na to często stawiane pytanie znajduje się w poniższej wypowiedzi Quetzala:
"Rozmowy ze spotkań przekazywane są Billy'emu w postaci symboli, które tłumaczy on
następnie na język niemiecki, co sprawia, że każdy taki zapis przesiąknięty jest jego stylem
wypowiedzi".
Gdy pozaziemska istota wypowiada na przykład zdanie: "Zdarzenie to było, przed wieloma laty,
które się rozegrało"
to w tłumaczeniu Billy'ego brzmi ono: "Było to zdarzenie, które rozegrało się
przez wieloma laty". Ten przykład pokazuje, że w trakcie przekładu nigdy nie można oddać
dosłownego znaczenia danego słowa bądź zwrotu. Przekład z jednego języka na inny oznacza
logiczne przekształcanie słowa lub zdania, to znaczy przekształcanie-tłumaczenie pojęciowe.
Właśnie na tym polega praca Billy'ego jako translatora. Jej należyte wykonywanie jest możliwe
tylko dzięki temu, że posiada on logicznie myślący umysł i właściwie rozpoznaje fakty i zdarzenia.
8. Mechanizmy niszczące
Wybierając się w podróż, Plejadanie zabierają ze sobą różne narzędzia i przedmioty. Niektóre z
nich pozostawione na planetach zamieszkałych przez istoty stojące na niższym poziomie rozwoju
mogłyby stanowić dla nich zagrożenie, w związku z czym wszystkie one wyposażone są w
mechanizm niszczący.
Jeżeli podczas ich pobytu na przykład na Ziemi trafią one w niepowołane ręce lub po prostu
zginą, wówczas zainstalowane w nich specjalne mechanizmy spalają je na popiół. Ich zapłon jest
włączany zdalnie przez tak zwane nośniki impulsów. Powód instalowania tych urządzeń
zabezpieczających jest bardzo prosty. Chodzi mianowicie o to, aby te przedmioty nie trafiły do rąk
przedstawicieli cywilizacji stojących na niższym poziomie rozwoju ewolucyjnego, gdyż
posługiwanie się nimi mogłoby być dla nich tragiczne w skutkach.
Ewolucja ludzkości i innych cywilizacji nie powinna postępować zbyt szybko, gdyż mogłoby to
doprowadzić do pominięcia bardzo istotnych jej etapów. Można to porównać na przykład do próby
przeskoczenia przez ucznia jakiegoś okresu nauki, co z całą pewnością przyniosłoby szkodę dla
całej jego edukacji. My, Ziemianie, powinniśmy być szczególnie wyczuleni na wszelkie nowe
wynalazki ze względu na naszą skłonność do wykorzystywania ich w pierwszej kolejności do celów
wojennych. Mając to na uwadze, nietrudno zrozumieć intencje Plejadan, aby nie udostępniać nam i
innym prymitywnym cywilizacjom swoich zaawansowanych narzędzi.
Większość urządzeń wyposażonych w mechanizm niszczący wykonana jest z tworzyw
sztucznych, jak na przykład urządzenie ostrzegawcze.
9. Urządzenie ostrzegawcze
Oto fragment 62 rozmowy Billy'ego z Semjase:
BILLY: Co to za biała rzecz?
SEMJASE: To urządzenie ostrzegawcze.
BILLY: To znaczy...?
SEMJASE: Jest to urządzenie, które cichym dźwiękiem sygnalizuje nam, że ktoś się do nas
zbliża.
BILLY: Domyślam się, że jeśli je zgubisz, to jesteś załatwiona, tak?
SEMJASE: W żadnym wypadku, ponieważ zawsze mamy przy sobie drugie, o tutaj w pasie...
widzisz?
BILLY: W porządku, zażyłaś mnie. Czy mogłabyś mi pokazać, jak je niszczysz?
SEMJASE: Oczywiście, jeżeli to ma posłużyć poszerzeniu twojej wiedzy. Spójrz, rzucam je na
ziemię... stań tutaj z boku! A teraz tu... widzisz ten pas... jeśli przyciśniesz te przyciski, to
urządzenie ostrzegawcze spali się samoistnie zmieniając się w brejowatą brunatnoczarną masę.
Patrz na nie i naciśnij te dwa przyciski.
BILLY: [Naciskając je] Bajeczne. Ta rzecz faktycznie się pali. Czy naprawdę zamieni się w
popiół?
SEMJASE: Oczywiście!
BILLY: Czy mogę dostać te resztki? Chciałbym je poddać analizie.
SEMJASE: Oczywiście, ale potem zniszcz wszystko. Jednak nie dotykaj tego przed upływem
półtorej godziny, ponieważ przez ten czas działa jeszcze promieniowanie niszczące.
BILLY: W porządku. Czy nie boisz się, że nasi naukowcy mogliby znaleźć w tej pozostałości
coś ważnego?
SEMJASE: Takie prawdopodobieństwo jest znikome. To tworzywo, to znaczy jego skład, nie
jest znane na Ziemi. Musimy się już pożegnać, właśnie słyszę na ulicy czyjeś głosy.
BILLY: Zdaje mi się, że i ja je słyszę. Cześć i wracaj jak najprędzej.
SEMJASE: Postaram się. Powodzenia, przyjacielu, i pozdrów wszystkich ode mnie.
Podobnie jak w przekaźniku telepatycznym również w tym urządzeniu można zakodować
wzorce fal mózgowych zaprzyjaźnionych osób. Osoby, które się do nich zbliżały, zostały właśnie
zidentyfikowane jako przyjaciele.
10. Kontakty telepatyczne
Oprócz kontaktów osobistych między Billym i jego pozaziemskimi przyjaciółmi od czasu do
czasu mają również miejsce rozmowy za pośrednictwem telepatii, lecz nie tej zwykłej, ale
duchowej, która jest znacznie trudniejsza. Obecnie na Ziemi potrafi się nią posługiwać bardzo
niewielu ludzi, którzy jednak nie ujawniają nikomu tej umiejętności. Nic więc dziwnego, że
opanowanie tej skomplikowanej formy komunikacji zabrało Billy'emu kilkanaście lat, to znaczy
przypomnienie jej z poprzednich inkarnacji.
Do prowadzenia telepatii duchowej niezbędna jest nadzwyczajna koncentracja, dlatego też Billy
zawsze w takiej sytuacji zaszywa się w swoim gabinecie, aby tam oddawać się jej w spokoju i
skupieniu. Co ciekawe, absolutnie nie przeszkadza mu w tym muzyka płynąca z radia, nawet
głośna, natomiast inne rzeczy uważane normalnie za nie zakłócające spokoju, jak na przykład
impulsy wysyłane przez ludzi, okazują się bardzo dokuczliwe.
Gdy Billy prowadzi kontakt telepatyczny, na drzwiach jego gabinetu zawsze wisi tabliczka:
"Proszę nie przeszkadzać". Hałasy o normalnym natężeniu zwykle nie przeszkadzają mu, ale gdy
przekroczona zostanie określona granica, ich następstwa mogą być czasami niebezpieczne. Na
przykład, gdy dziecko zastuka w drzwi gabinetu jakimś twardym przedmiotem. Takie zakłócenie
wywołuje zwykle przerwę w pracy, ale nie tylko. Pamiętam, jak pewnego dnia Billy wybiegł ze
swojego gabinetu jak poparzony uskarżając się na niesamowity ból głowy. Musiał oczywiście
natychmiast przerwać kontakt. Jego niedyspozycja trwała przez dwa dni, aż do chwili ustąpienia
tego dokuczliwego bólu.
Jak już wspomniałem, inicjatywa przeprowadzenia spotkania z reguły wychodzi od istot
pozaziemskich, lecz jak od każdej reguły również i tutaj istnieją odstępstwa i w szczególnych
przypadkach inicjatorem może być Billy. Na przykład swego czasu często zastanawialiśmy się nad
zorganizowaniem uniwersytetu dochodząc w naszych rozważaniach do dość dziwnych wniosków.
Nękałem Billy'ego tym problemem przez wiele dni, aż w końcu złamałem go. W niedzielne
popołudnie 21 marca 1981 roku postanowił telepatycznie zaaranżować osobisty kontakt z Semjase.
Udało mu się od razu i jeszcze tego samego wieczora spotkali się. Wróciwszy ze spotkania z nią
odszukał mnie i pokazał mi wykonany własnoręcznie szkic. Moje nagabywanie opłaciło się.
Rezultat przeszedł moje oczekiwania. Informacje uzyskane od Semjase wprawiły nas w zdziwienie,
przekonując, że nieskończona jest potęga Kreacji! Do dzisiaj czuję zadowolenie, że mi,
"ziemskiemu robakowi", dane było dostąpienie zaszczytu skosztowania napoju z kielicha wiedzy.
(Patrz "Telepatia duchowa").
11. Inspiracje
Poza kontaktami osobistymi i telepatycznymi Billy otrzymuje ponadto inspiracje od bardzo
wysoko rozwiniętych form bytu z poziomu Arahat Athersaty i Petale. Komunikacja z nimi odbywa
się tylko jednostronnie, jak ruch na ulicy jednokierunkowej, to znaczy, Billy odbiera informacje nie
mogąc nic przekazać w drugą stronę. Nie może więc nawiązywać z nimi kontaktu myślowego i
zadawać im jakichkolwiek pytań. Nawet sami Plejadanie nie są w stanie tego robić. Muszą w tym
celu za każdym razem zwracać się do Wysokiej Rady składającej się z istot półmaterialnychpółduchowych,
które mogą się kontaktować z duchowymi formami bytu.
Przekaz inspiracji następuje za pośrednictwem telepatii duchowej. Billy spisuje je
własnoręcznie, przy czym jego ręka prowadzona jest automatycznie bez udziału jego świadomości.
Zapis taki wolny jest od jakichkolwiek błędów merytorycznych, pomijając występujące w nim
niekiedy błędy ortograficzne. Czasami zapis taki wykazuje pewną charakterystyczną cechę, którą
jest występowanie w nim kilku różnych charakterów pisma, jak gdyby pisany był przez różne
osoby. Często różnią się one nawet od własnego charakteru pisma Billy'ego.
Zdaniem Ptaaha przekazy inspiracji są bardzo wyczerpujące i człowiek potrzebuje tygodni, a
nawet miesięcy, aby móc podjąć nowy kontakt. Normalny człowiek nie byłby w stanie znieść
takiego wysiłku i mógłby nawet umrzeć wskutek wycieńczenia.
Billy musiał także wprowadzić długie przerwy między tymi przekazami, mimo iż jest zdolny do
szybkiej regeneracji sił. Inspiracje tych form duchowych mogą odbierać tylko specjalnie
wyszkoleni ludzie.
12. Dlaczego Plejadanie utrzymują kontakt tylko z Eduardem Albertem
Meierem?
Jest to bardzo często stawiane pytanie i uważam je za bardzo ważne. Pragnę na wstępie
zaznaczyć, że ów przywilej Billy'ego jest dla wielu osób cierniem w oku. Wśród tych ludzi jest
wielu takich, którzy uważają, że to oni powinni mieć kontakty z Plejadanami. Ludzie ci ze zwykłej
zawiści imają się różnych sposobów, aby oczernić Billy'ego i zająć jego miejsce.
Dawni członkowie jego grupy nie potrafią jakoś pojąć, że po prostu nie mają na to żadnych
szans, chyba że w bardzo krótkim czasie dokonają ogromnych postępów w swoim rozwoju
duchowym, do czego w gruncie rzeczy żaden normalny człowiek nie jest zdolny. Plejadanie jasno i
wyraźnie dali do zrozumienia, że w najbliższych dziesięcioleciach nie będzie możliwy z nimi
absolutnie żaden kontakt fizyczny. To, co robią w tej kwestii inne rasy pozaziemskie, jest wyłącznie
ich sprawą i nie jest tematem moich rozważań.
Również i tutaj mają miejsce odstępstwa. Do tych bardzo nielicznych wyjątków zaliczają się
osoby, które dawniej były nauczycielami Billy'ego. Właśnie z nimi Plejadanie utrzymywali dawniej
kontakty, które obecnie nie są już kontynuowane.
Pomijając te wyjątki, Billy jest obecnie jedynym człowiekiem na Ziemi, z którym Plejadanie
utrzymują stały kontakt, bez względu na to, czy to się komuś podoba, czy nie. Poniżej
przedstawiam najistotniejsze powody, dla których jedynie on może kontaktować się z Plejadanami.
Pochodzą one od Semjase, ja zaś je tylko zebrałem i uzupełniłem.
1. Nawiązując kontakt z Ziemianami, Plejadanie zawsze czynią to za zgodą Wysokiej Rady.
Mogliby co prawda zgodnie z zasadą wolnej woli nie konsultować tego z nią, niemniej
przestrzegają tej reguły.
2. Doświadczenie uczy, że zbyt duża grupa ludzi, z którymi utrzymywany jest kontakt, jest
niewskazana, gdyż taki układ zawsze rodzi rywalizację, która przynosi w rezultacie więcej szkód
niż korzyści, jak w przysłowiu: "Gdzie kucharek sześć, tam nie ma co jeść".
3. Plejadanie oraz ich lirańscy przodkowie już od zamierzchłych czasów byli nauczycielami
Ziemian i zawsze kierowali się powyższą zasadą wybierając do swoich misji
najodpowiedniejszych ludzi. Wybór Billy'ego nie był przypadkowy, ponieważ inkarnując po raz
pierwszy na Ziemi przed tysiącami lat pełnił już on podobną misję. Tak jak poprzednim razem
również i teraz był to jego wolny wybór, lecz dokonał go dopiero po tym, jak go o to
poproszono, a nie z powodu jakiegoś własnego pragnienia, bowiem nie chodzi tu o czerpanie
przyjemności, sławę czy innego rodzaju popularność, ale o niesienie pomocy, spełnienie
powinności spoczywającej na każdej wyżej rozwiniętej formie życia.
4. Biorąc pod uwagę wysoki poziom ewolucji Plejadan, nietrudno zrozumieć, dlaczego
utrzymują oni kontakty tylko z ludźmi, którzy spełniają wszelkie niezbędne wymagania. Właśnie
Billy dzięki swoim misjom we wcześniejszych inkarnacjach oraz własnym poszukiwaniom, jak
również naukom pozaziemskich przyjaciół osiągnął odpowiednio wysoki stopień rozwoju, który
jest absolutnie niezbędny do skutecznej współpracy z Plejadanami. Na przekór wszystkim
stwierdzeniom degradującym go do poziomu przeciętnego niewykształconego farmera z
głębokiej głuszy, to właśnie on osiągnął spośród mieszkańców Ziemi najwyższy poziom
ewolucji. Oczywiście nie chodzi tu o wiedzę materialną, jaką zdobywamy w szkołach i z
książek. Ta wiedza nie wystarczyłaby do spełnienia jego zadania. Chodzi tu o inne umiejętności,
którymi łącznik taki jak on musi koniecznie dysponować. Należy do nich przede wszystkim
sztuka telepatii duchowej, umiejętność kontrolowania własnych myśli i niewysyłania do
otoczenia negatywnych odczuć, wibracji etc. Ponadto absolutna wiarygodność i gotowość
dochowywania tajemnicy. I na koniec bardzo ważna umiejętność polegająca na przyjmowaniu z
pokorą i odpieraniu wszelkich ataków i pomówień.
5. Ostatnim i bardzo ważnym powodem są wibracje emanowane przez Plejadan, które mogą
wywoływać następujące skutki:
a) Wywieranie poprzez swoją intensywność silnego wpływu na ludzi poszukujących prawdy.
Osoby poddane ich działaniu stają się bardzo wrażliwe i całkowicie poświęcają się swoim
poszukiwaniom, nie bacząc na straty, jakie często ponoszą z tego tytułu, co w naszym
zmaterializowanym świecie czyni je wręcz kalekami niezdolnymi do normalnego życia.
b) Wchodząc bez odpowiedniego zabezpieczenia w obszar wibracji zwykłego Ziemianina
Plejadanie doznają uczucia apatii i przemożnego strachu. Wynikiem tego jest ich irracjonalne i
nie kontrolowane zachowanie. Znalazłszy się 15 grudnia 1977 roku w takiej sytuacji Semjase
uległa w Centrum, w siedzibie FIGU, poważnemu wypadkowi, którego następstwem był
groźny uraz głowy. Z tego właśnie powodu Plejadanie muszą zabezpieczać się przed
emanacjami Ziemian, przebywając przede wszystkim wewnątrz swoich statków lub w dobrze
ukrytych bazach na terenie Ziemi. Przebywając w bezpośredniej bliskości człowieka, to jest w
odległości poniżej 90 metrów, stosują specjalne urządzenia ochronne, które odpychają od nich
nasze wibracje. Najmniejsze z tych urządzeń działa do odległości 0,5 metra i tylko przez 12
minut. Najdłuższy czas działania tego typu urządzenia wynosi około 3 godzin, lecz ma ono
wielkość sporej walizki.
W tym miejscu nasuwa się pytanie, w jaki sposób Plejadanie znoszą wibracje Billy'ego i to bez
żadnych zabezpieczeń. Odpowiedź na to jest bardzo prosta i wiąże się z jego wyższym poziomem
rozwoju duchowego, dzięki któremu potrafi on je kontrolować. Z drugiej strony również dzięki
niemu Billy może bez żadnej szkody dla siebie znosić silniejsze od swoich wibracje Plejadan, jak
również znacznie słabsze pozostałych Ziemian.
13. Telepatia zwykła
Najprostszą formą telepatii, tak zwaną zwykłą, jest przekazywanie myśli. Ma ona u nas,
Ziemian, coraz szersze zastosowanie. W przeciwieństwie do telepatii duchowej przebiega ona w
warstwie materialnej naszego umysłu i dlatego jest znacznie prostsza. Polega na tym, że nadawcaprzesyła odbiorcy strumień myśli w formie zdań i słów. Ów strumień fal odbiorca wychwytuje
muszlami usznymi, które pełnią rolę anteny. Brzmi to niewiarygodnie, ale tak jest!
Ów strumień fal myślowych posiada tak wysoką częstotliwość drgań, że żadne obecnie
istniejące urządzenie techniczne nie jest w stanie go wyłapać. Ale człowiek jest do tego zdolny, o ile
wykształci w sobie tę umiejętność. Często słysząc taki głos w swojej głowie przypuszcza z powodu
swojej ignorancji, że to jakiś jego własny wewnętrzny głos dobywający się z podświadomości, co
oczywiście nie jest prawdą. Po prostu człowiek taki odbiera czyjeś myśli, nie wiedząc, kto jest ich
nadawcą.
Strumienie fal myślowych są dla naszego nie wyćwiczonego ucha co prawda niesłyszalne, lecz
istnieją rzeczywiście. Różnica między przekazem akustycznym a telepatycznym polega na tym, że
głos akustyczny odbierany jest przez świadomość materialną, a głos telepatyczny przez materialną
podświadomość.
14. Telepatia duchowa
Telepatia duchowa, jak już jej sama nazwa mówi, ma charakter czysto duchowy, w związku z
czym posiada nieograniczony zasięg. Jest w pewnym sensie uniwersalnym językiem
umożliwiającym porozumiewanie się na nieskończenie duże odległości wewnątrz naszego
wszechświata. Jej przebieg przedstawia się w uproszczeniu następująco.
Na początku każdy duchowy przekaz telepatyczny poprzedzony jest wysłaniem osobistego kodu
odbiorcy, który umożliwia nadawcy połączenie się z nim. Jeżeli odbiorca jest gotowy do dialogu,
wówczas nadawca przesyła swoje myśli z materialnej świadomości do materialnej
podświadomości, która przekształca je następnie na symboliczne obrazy i wysyła do odbiorcy w
postaci elektromagnetycznych impulsów przemieszczających się z prędkością wielokrotnie
przekraczająca prędkość światła. Dotarłszy do podświadomości odbiorcy impulsy te są z powrotem
przekształcane na symboliczne obrazy i przekazywane dalej do materialnej świadomości, która z
kolei przekłada je na normalny język.
Pewna część tych impulsów odbierana jest w korze mózgowej jako szept, który jako
niesłyszalne słowa wnika do materialnej świadomości. Ta praktykowana przez Plejadan forma
telepatii opiera się na 50,2 miliona symbolicznych znaków. Kto opanował ten uniwersalny język,
może się swobodnie porozumiewać w całym wszechświecie, to znaczy z tymi formami życia, które
znają go również. Jest to w sumie bardzo skomplikowany proces. Jedynym utrudnieniem w tego
rodzaju komunikacji jest duchowa blokada, którą wytwarza wokół siebie człowiek.
15. Teletransmisja
Kiedy osoby lub przedmioty znikają nagle z pola widzenia, po czym po jakimś czasie ponownie
pojawiają się w tym samym lub innym miejscu, wówczas mamy do czynienia z teletransmisją lub
teleportacją. Teletransmisja nazywana często teleportacją bardzo obrazowo przedstawiona została w
znanym filmie science-fiction Star Trek: The Motion Picture ("Gwiezdna wędrówka
Film").
15.1. Teletransmisja kontrolowana
Teletransmisja kontrolowana to świadome superszybkie przemieszczanie ciał żywych istot,
statków kosmicznych etc. z jednego miejsca na drugie poprzez ich dematerializację i
rematerializację za pomocą maszyny teletransmisyjnej z wykorzystaniem energii naturalnych i
sztucznych. (Patrz podrozdział "Dematerializacja i rematerializacja").
Przykłady:
a) Jest to często stosowana przez istoty pozaziemskie metoda kontaktowania się. Przy jej
pomocy istoty pozaziemskie często przesyłały swoje ciała oraz ciało Billy'ego z pokładu statku w
wybrane miejsce i odwrotnie.
b) Metoda ta wykorzystywana jest również do przemieszczania różnych przedmiotów. Kilka lat
temu Quetzal przetransportował przy jej pomocy worek ziemniaków z Plejad do gabinetu Billy'ego.
c) Ziemskim przykładem tego typu metody przemieszczania przedmiotów i ciał żywych istot
mógłby być osławiony "eksperyment filadelfijski". Nie ma jednak absolutnej pewności, czy miał on
rzeczywiście miejsce. Według krążących na ten temat informacji statek amerykańskiej floty
wojennej U.S.S. Eldridge został w 1943 roku rzekomo na oczach wielu świadków
zdematerializowany w Filadelfii, po czym w chwilę potem pojawił się 640 kilometrów dalej w
Norfolk, a następnie ponownie w Filadelfii. Większość załogi rzekomo zaginęła, a ci którzy
przeżyli, podobno postradali zmysły i wkrótce potem zmarli.
15.2. Teletransmisja nie kontrolowana
Teletransmisja nie kontrolowana to superszybkie przemieszczenie danego obiektu z jednego
miejsca na drugie poprzez jego dematerializację i rematerializację za pomocą energii naturalnych
lub sztucznych nie wywoływane świadomym działaniem ludzkich form życia. Może być ona
spowodowana przez:
a) eksplozje, sztormy elektromagnetyczne (bardzo często) powstające we wszechświecie oraz
wybuchy na słońcu;
b) powstawanie dziur w ziemi, jak to miało miejsce w lipcu 1977 roku w Trójkącie
Bermudzkim, na Madagaskarze oraz Morzu Japońskim.
16. Teleportacja
Istnieją dwa rodzaje teleportacji
materialna i duchowa.
16.1. Teleportacja materialna
Teleportacja materialna to superszybkie przemieszczanie ciał żywych istot, przedmiotów etc. z
jednego miejsca na drugie poprzez ich dematerializację i rematerializację za pomocą materialnych
sił świadomości, czyli bez użycia środków technicznych. Może być ona wywołana świadomie za
pomocą świadomości materialnej lub podświadomie za pomocą podświadomości materialnej.
Przykłady teleportacji materialnej wywołanej przez podświadomość:
a) Pewien mieszkaniec Afryki znalazł się swego czasu w stanie silnego zagrożenia ze strony lwa.
Będąc przerażonym do szpiku kości zapragnął znaleźć w tym momencie przed swoją chatą we
wsi. To uczucie niezwykle silnego strachu sprawiło, że jego życzenie ziściło się i po chwili znalazł
się w rodzinnej wiosce, która oddalona była o 3000 kilometrów od miejsca zdarzenia. Skutkiem
ubocznym tego zdarzenia było całkowite osiwienie jego włosów, które nastąpiło w ciągu zaledwie
jednej nocy.
b) Teleportacją Kalliopy (żony Billy'ego) w Grecji. Pewnego dnia udała się razem ze swoją klasą
na zwiedzanie katakumb. W pewnej chwili dotarli w podziemiach do grobowca pewnego świętego.
Każda z uczennic przechodząc obok jego grobu miała pocałować szklaną pokrywę. Gdy przyszła
kolej na Kalliopę, nagle ni stąd, ni zowąd znalazła się w ogrodzie przed drzwiami kościoła. Jak to
się stało? Otóż, silna niechęć przed pocałowaniem nagrobka, wyzwoliła w jej materialnej
podświadomości siły, które przeniosły ją w ułamku sekundy przed drzwi kościoła.
16.2. Teleportacja duchowa
Teleportacja duchowa to świadome superszybkie przemieszczenie ciała żywej istoty z jednego
miejsca na drugie poprzez jego dematerializację i rematerializację za pomocą duchowych sił
świadomości, czyli bez użycia środków technicznych.
Są ludzie, którzy potrafią teleportować na duże odległości siebie samych, statki kosmiczne oraz
inne większe od siebie przedmioty. Oznacza to, że znajdują się oni na bardzo wysokim poziomie
rozwoju duchowego. Częściej jednak w przypadku tak dużych zadań ma miejsce jednoczenie się
duchowe wielu form życia w tak zwany blok, co pozwala łatwiej je realizować.
17. Dematerializacja i rematerializacja
Ten z pozoru mistyczny proces dokonuje się w przypadku superszybkiego transportu ciał
żywych istot lub obiektów materialnych z jednego miejsca na drugie podczas teletransmisji i
teleportacji. Przebiega on w trzech etapach:
Pierwszy etap: w trakcie dematerializacji dany obiekt materialny błyskawicznie przekształca się
w substancję podstawową, to znaczy energię.
Drugi etap: powstała z danego obiektu energia tworzy spójny pakiet, którego przemieszczenie
się z jednego miejsca na drugie odbywa się tak, jakby stanowił on nieprzenikliwy obiekt materialny,
to znaczy, stanowi samodzielną i zwartą całość nie mieszającą się z innymi energiami otoczenia.
Trzeci etap: w trakcie rematerializacji obiekt zamieniony wcześniej w energię błyskawicznie
przekształca się z powrotem ciało materialne.
Cały ten proces przebiega niewyobrażalnie szybko, niemal bez upływu czasu. Grube betonowe
mury, stalowe ściany i inne przeszkody, a także olbrzymie odległości nie są dla niego jakimkolwiek
utrudnieniem. Stosowany jest bądź zachodzi podczas:
1. teletransmisji kontrolowanej,
2. teletransmisji niekontrolowanej,
3. teleportacji materialnej,
4. teleportacji duchowej,
5. podróży kosmicznych (pokonywanie odległości czasoprzestrzennych),
6. podróży w czasie.
Proces ten przebiega błyskawicznie i automatycznie. Niemożliwa jest w trakcie jego trwania
jakakolwiek korekta, dlatego też niezbędne jest jego bardzo precyzyjne zaprogramowanie, aby
uniknąć ewentualnych katastrof.
Każde ciało posiada swój własny wzorzec strukturalny, dzięki któremu po jego rozkładzie na
pakiet energii może ono zostać następnie precyzyjnie zrematerializowane. Procesy przemiany w
energię i jej ponownego przekształcenia w materię muszą być ze sobą zsynchronizowane w czasie.
Jakiekolwiek błędy mogą spowodować, że na przykład osoba przemieszczająca się w czasie może
stracić całkowitą orientację i zagubić się na zawsze w czasie i przestrzeni.
Należy wiedzieć, że nie jest to proces fizyczny, to znaczy odnoszący się wyłącznie do
materialnej rzeczywistości, w związku z czym jego istotę można przedstawić jedynie w pewnym
przybliżeniu i to posługując się analogiami do znanych zjawisk fizycznych. Proces dematerializacji
i rematerializacji nie oznacza jednak w żadnym przypadku jakiejkolwiek implozji lub eksplozji.
Gdyby to była forma eksplozji, wówczas dany obiekt zostałby rozerwany na niezliczoną ilość
części i bezpowrotnie zniszczony, gdyż jego zestawienie w całość nie byłoby możliwe.
Nie jest to więc ani eksplozja, ani implozja wytwarzająca próżnię. Problem w tym, że nie
posiadamy jeszcze odpowiedniego aparatu pojęciowego, aby móc dokładnie i jasno wyjaśnić istotę
tego zjawiska.
VII. DZienne demonstracje Plejadan
1. Statki kosmiczne i ślady ich lądowań
W kręgach ufologicznych już od dawna wiadomo, że statki kosmiczne istot pozaziemskich od
czasu do czasu lądują na ziemi i pozostawiają po sobie różne ślady. Mogą to być odciśnięte w
gruncie ślady podpór, wypalona roślinność, połamane gałęzie, promieniowane etc.
Ślady takie stanowią doskonały dowód istnienia istot pozaziemskich, ponieważ można je badać
metodami fizyczno-chemicznymi, czyli w sposób akceptowany przez świat nauki. Niekiedy przy
ich pomocy udaje się nawet przekonać sceptyków, że takie odwiedziny są możliwe.
Pozaziemscy przyjaciele Billy'ego zadeklarowali chęć dostarczenia mu tego rodzaju dowodów.
Właściwie rzecz biorąc Plejadanie nie mają zwyczaju lądowania bezpośrednio na ziemi, nawet
wtedy gdy załoga statku chce z niego wysiąść. Zwykle po przyziemieniu unosi się on cały czas tuż
nad ziemią. Właśnie dlatego Erranie nie pozostawiają po sobie jakichkolwiek śladów.
Wiele śladów ich lądowań, które mogliśmy oglądać na Wyżynie Szwajcarskiej w pobliżu
Zurychu, powstało właśnie jako efekt ich świadomego działania, którego celem było dostarczenie
nam owych dowodów.
Wygląd oraz struktura śladów lądowania zależą zasadniczo od systemu napędowego danego
statku kosmicznego. Ślady w pobliżu Zurychu były dwojakiego rodzaju, które dla ich łatwiejszego
rozróżniania nazwać będę w dalszej części śladami lądowania pierwszego i drugiego rodzaju.
1.1. Ślady lądowania pierwszego rodzaju
(zdjęcia od 33 do 38)
Ślad lądowania pierwszego rodzaju pochodzi ze statku Menary, Jest to kolista powierzchnia o
średnicy około 3,5 metra. (Menara jest ciemnoskórą kobietą z gwiazdozbioru Lutni należącą do
jednej z najbardziej zaprzyjaźnionych z Plejadanami ras, która w latach 1975-1986 przebywała na
Ziemi często zastępując Semjase i Quetzala).
Latem 1976 roku na łące w pobliżu Hinwil (Ambitzgi) mieliśmy przyjemność podziwiania
dwóch śladów tego typu
jeden z nich pochodził ze statku Menary, drugi ze statku jej przyjaciółki
Rali. Takie same ślady pokazał nam Billy 2 października 1976 roku przed drewnianą szopą w
Blitterswil (w pobliżu Oberi Ebni, Juckern) po kontakcie, który przeprowadził tego dnia późnym
popołudniem. Chociaż były one jeszcze bardzo świeże, nie stwierdziliśmy wewnątrz nich żadnych
oznak wypalenia trawy. Towarzyszący nam z licznikiem Geigera fizyk nie stwierdził również
występowania wewnątrz oraz wokół nich jakiegokolwiek promieniowania. Nazajutrz w ich obrębie
pojawiła się kolejna osobliwość, która polegała na tym, że cała ich powierzchnia roiła się od
mrówek, których nie było poza nimi. Coś w tych śladach musiało je przywabić.
Tego samego rodzaju ślady zaobserwowano na parkingu przed domem Billy'ego w
Hinterschmidrti. Było to 23 listopada 1977 roku oraz 21 lutego 1978 roku. O tej porze roku ziemię
pokrywała warstwa lodu grubości 10-12 centymetrów. Gorący strumień gazu wydobywający się ze
statku Menary stopił ją na wylot na całej powierzchni śladu. Co ciekawe, ślad z 23 listopada 1977
roku powstał podczas krótkiej wizyty Menary trwającej zaledwie 10 minut, która miała miejsce w
chwili, gdy żona Billy'ego, Kalliope, poszła zaprowadzić jedno z dzieci do pobliskiej szkoły.
Oczywiście ktoś mógłby zarzucić, że Billy zdążył w tym czasie mimo braku jednej ręki
przetopić tę warstwę lodu na tej powierzchni. Jeśli ktoś sądzi, że to możliwe, niech sam spróbuje to
zrobić z takim samym skutkiem.
1.2. Ślady lądowania drugiego rodzaju
(zdjęcia od 39 do 46)
W różnych miejscach na łąkach w okolicy Hinwil (Betzholz, Baretswil, Wetzikon, Adelsriet,
Ettenhausen), jak również Hinterschmidrti można było zaobserwować ślady lądowania drugiego
rodzaju pozostawione przez siedmiometrowy statek Plejadan pilotowany przez Semjase, Quetzala i
Menarę.
Tak oryginalne ślady powstają podczas lądowania statku Plejadan, który osiada na 3 podporach z
talerzowatymi łapami wysuwanych z dolnej części powłoki. Podpory są tak rozmieszczone, że
tworzą trójkąt równoboczny, zaś ich łapy mają kształt kół o średnicy około 2 metrów. Ich ogromne
ślady w kształcie kolistych zawirowań przygiętej do ziemi wysokiej trawy wywołują szczególne
wrażenie (w przypadku statku kosmicznego Semjase średnica śladów wynosiła prawie 2 metry, zaś
Quetzala
1,80 metra).
Zwykle trawa zgnieciona przez silny wiatr po pewnym czasie podnosi się i rośnie dalej, jak
gdyby nigdy nic. Jedynie złamane łodygi przebarwiają się i usychają. W przypadku tych śladów
zaskakujące jest to, że pod wpływem ucisku wywartego przez spoczywający na ziemi statek trawa
nie zostaje zgnieciona ani uszkodzona mechanicznie, a mimo to nie podnosi się już i dalej rośnie
horyzontalnie nie zmieniając przy tym koloru.
Według naszych obserwacji przyciśnięta do ziemi podporami trawa leży ułożona poziomo
całymi tygodniami, o ile oczywiście łąka nie zostanie w międzyczasie skoszona. Po tego rodzaju
lądowaniu w rejonie Hinterschmidrti musiał minąć kwartał, zanim nowo wyrosła trawa pokryła
przygniecioną.
Duże wrażenie wywarły na mnie podwójne ślady lądowania drugiego rodzaju pozostawione w
czerwcu 1976 roku na małej polanie porośniętej wysoką trawą przez statki Semjase i Quetzała. W
środku każdego z obu obszarów zajmowanych przez potrójny zestaw kolistych śladów znajdowało
się wydeptane miejsce, od którego prowadziła wąska ścieżka skręcająca na południowy skraj
polany. Według Billy'ego w tamtych miejscach wysiedli ze swoich statków jego pozaziemscy
przyjaciele. Dokładne pomiary odcisków stóp Quetzala i siostry Semjase, Pleji, wykazały, że ich
stopy miały długość odpowiednio 30 i 26 centymetrów. Jak nam powiedział Billy, Pieja chciała
wówczas koniecznie przejechać się jego motorowerem. Wysłuchawszy jego wskazówek wsiadła
nań i odbyła krótką przejażdżkę, która sprawiła jej dużą przyjemność.
Na koniec chciałbym jeszcze wspomnieć o pewnym śladzie położonym na skraju lasu w
odległości około 100 metrów poniżej siedziby Centrum w Hinterschmidrti, który
zaobserwowaliśmy 15 czerwca 1980 roku. Nigdy przedtem takiego nie widzieliśmy. Wyglądał,
jakby przez tamto miejsce przeszła trąba powietrzna. Billy wyjaśnił nam, że został on zrobiony
przez statek Semjase, który lądował tam podczas silnej burzy. Z uwagi na pogarszające się warunki
atmosferyczne statek został otoczony energetycznym ekranem ochronnym. Dzięki niemu Semjase
osiągnęła za jednym zamachem 3 cele: po pierwsze, żadna z postronnych osób nie zauważyła
lądującego pojazdu; po drugie, ekran chronił statek niczym parasol przed padającym deszczem i, po
trzecie, załoga statku czuła się wewnątrz niego jak w klatce Faradaya, to znaczy całkowicie
bezpiecznie mimo szalejącej wokół burzy.
Szkic Hansa Schutzbacha przedstawiający rozmieszczenie śladów pozostawionych w czerwcu 1976 roku
przez statki Semjase i Ouetzala.
Semjase zaprezentowała wówczas ponadto Billy'emu pewną niezwykłą sztuczkę. Półżartem
zapytała go, czy nie chciałby wyjść ze statku. Nieco zdziwiony odrzekł jej, że właściwie nie bardzo
mu się uśmiecha chodzenie po mokrej trawie, a poza tym nie jest do tego odpowiednio ubrany (miał
na sobie domowe ubranie i sandały). Stało się tak dlatego, że na pokład statku został zabrany ze
swojego gabinetu przy pomocy teletransmitera. Semjase odparła na to: "To żaden problem,
przyjacielu, jedną chwilę". I wtedy ku jego ogromnemu zaskoczeniu w ciągu kilku sekund
zamieniła pełną wody glebę w zupełnie suchą, która wyglądała po tym zabiegu, jakby przez dłuższy
czas wystawiona była na działanie promieni słonecznych. Następnie powiedziała mu, aby
przespacerował się po niej i sam przekonał się o tej nagłej zmianie. Kiedy stanął na trawie,
powiedział zdziwiony: "Och, jak fantastycznie, wszystko jest zupełnie suche".
Pragnę ponadto dodać, że wszystkie wymienione ślady lądowań widziało wielu świadków i że
część z nich została nawet sfotografowana, również przeze mnie.
Wyjaśniona została również zagadka rosnącej poziomo trawy w miejscu lądowań. Okazało się,
że jest to efekt działania napędu antygrawitacyjnego używanego podczas operacji
przeprowadzanych w pobliżu powierzchni planet, w który wyposażone są statki Plejadan.
1.3. Relacja ze zdarzenia w dniu 15 czerwca 1980 roku
(zdjęcia od nr 44 do 46
relacja Herberta Runkeld)
W nocy z soboty na niedzielę 15 czerwca 1980 roku siedziałem razem z Billym (Eduardem
Meierem) w kuchni i pijąc kawę rozmawiałem z nim na różne tematy. Tuż przed północą Billy
przerwał naszą rozmowę i na jego twarzy ujrzałem znany mi już uśmiech.
Stało się coś?
spytałem.
Nie, nic takiego
odrzekł.
Dzisiaj w nocy będę miał jeszcze gości.
W taką psią pogodę
odparłem.
To może być nawet zabawne. Billy wzruszył ramionami i
wróciliśmy do przerwanej rozmowy, jak gdyby nic się nie stało. Następnie zaparzył świeżą kawę i
spojrzał na zegarek, jakby się gdzieś wybierał.
Włóż coś odpowiedniego, bo zmokniesz
powiedziałem.
Tak też będzie dobrze
odrzekł, po czym pożegnał się ze mną i wyszedł z kuchni.
Po paru minutach wyszedłem na podwórze. Na niebie rozgrywał się niezwykły spektakl
błyskawice jedna po drugiej rozjaśniały nisko zwisające, ciężkie chmury, z których padał tak
ulewny deszcz, jakby nastąpiło ich oberwanie. Zapaliłem papierosa i obserwowałem z
zaciekawieniem ten rzadki spektakl przyrody. Po niejakim czasie wróciłem do kuchni i z napięciem
czekałem na powrót Billy'ego.
Po ponad godzinie otworzyły się drzwi do kuchni i Billy wszedł do środka. Był ubrany tak samo,
jak w chwili gdy z niej wyszedł
miał na sobie jasne letnie spodnie, koszulę i sandały.
To niemożliwe
pomyślałem
jak mógł pójść na miejsce spotkania nie moknąc ani trochę po
drodze. Pozdrowił mnie i poprosił o filiżankę kawy.
Przekazuję ci serdeczne pozdrowienia
powiedział siadając przy stole.
Jutro musimy coś
sfotografować.
Co mamy sfotografować?
spytałem zaintrygowany.
Semjase wylądowała swoim statkiem na ziemi i myślę, że będzie tam kilka dobrych śladów.
W taki deszcz, to niemożliwe
odrzekłem.
Na wszelki wypadek jednak pójdę tam zaraz po
wschodzie słońca.
Możemy to zrobić razem
powiedział Billy i wypił kawę. Potem opowiedział mi jeszcze o
kilku sprawach, które omawiał podczas kontaktu z Semjase.
Nawet przez chwilę nie myślałem o spaniu, w związku z czym rozmawialiśmy aż do świtu.
Burza wkrótce oddaliła się i nad horyzontem zaświeciło słońce. Ubrani w gumowce udaliśmy się na
miejsce, gdzie miały się znajdować ślady lądowania. Ziemia wkoło była mokra i śliska, zaś trawa
przygnieciona do ziemi. Nagle z przodu ujrzeliśmy 3 koła o średnicy około 2 metrów. Trawa w ich
obrębie była przygnieciona do ziemi spiralnie w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara
od wewnątrz na zewnątrz.
Z miejsca zacząłem fotografować, mimo iż światło było jeszcze słabe.
Jak długo stał tutaj ten statek?
spytałem Billy'ego, który był również zajęty robieniem zdjęć.
Jakieś pół godziny, jak sądzę.
Nieźle to wygląda
dodałem.
Słońce powoli wznosiło się na horyzoncie i warunki fotografowania poprawiły się. Pierwsza
klisza została już wypstrykana i włożyłem do aparatu następną. To było niesamowite, mimo iż już
nieraz byłem świadkiem tego rodzaju zdarzenia.
Zrobione wówczas zdjęcia istnieją do dzisiaj i każdy, kto chce, może je obejrzeć.
Opisane tutaj ślady nie mają nic wspólnego z tak zwanymi kręgami zbożowymi licznie
występującymi w ostatnim okresie na polach uprawnych Wielkiej Brytanii.
2. Teletransmisje Billy'ego
Jak już wspomniałem w rozdziale IV, istoty pozaziemskie bardzo często wykorzystują do
transportu teletransmisję kontrolowaną, za pomocą której błyskawicznie przenoszą siebie lub
Billy'ego z jednego miejsca na drugie. Plejadanie kilkakrotnie zademonstrowali nam działanie
swoich teletransmiterów. Poniżej przytaczam kilka przykładów.
2.1. Zaginiony bez śladu
(relacja Engelberta Wachtera
skrót)
Zdarzenie to miało miejsce w początkowym okresie istnienia Centrum w Hinterschmidrti.
Rok 1978, podobnie jak poprzedni, w którym przenieśliśmy się do Hinterschmidrti, był dla nas
okresem wytężonej i ciężkiej pracy. Otoczenie i zabudowania były jeszcze stosunkowo zaniedbane,
wszystko wymagało usprawnień i napraw, także wozownia. Najpierw wzięliśmy się za naprawę
dachu, ponieważ cały był dziurawy. Niektóre belki musieliśmy w ogóle wyrzucić. Billy zebrał
grupę pracowników, do której również i ja należałem. Pewnego dnia pracowałem na dachu przy
wymianie belek. Praca postępowała bardzo sprawnie i właśnie zacząłem spasowywać je ze sobą.
Stałem wysoko na kalenicy i miałem zamiar dokonać jeszcze kilku ostatnich korekt, kiedy nagle
usłyszałem głos Billy'ego: "Hej, cieślo, stań na zewnątrz dachu, abyś mógł lepiej wbijać gwoździe".
Nie posłuchałem tej rady i nadal pracowałem po swojemu. Kilka minut później doszło do tego
całkowicie nieoczekiwanego zdarzenia.
Właśnie stałem na wąskiej desce, gdy Billy zwinnie niczym kot przesunął się za moimi plecami.
Gdy się odwróciłem, już go nie było. Odruchowo pomyślałem, że spadł z dachu, lecz nie słyszałem
żadnego odgłosu, który by na to wskazywał. Wyglądało, jak gdyby rozpłynął się w powietrzu.
Zaczęliśmy z miejsca szukać go w wozowni i poza nią, ale bez rezultatu.
Po jakiejś pół godzinie wróciliśmy do pracy i mniej więcej w tym samym czasie zobaczyliśmy
go, jak nadchodzi od strony parkingu. W chwilę potem zajął się swoją pracą, jak gdyby nic się nie
stało. Nasze pytanie o to, gdzie był, skwitował zagadkowym uśmiechem, dorzucając zdawkowo, że
Ptaah przetransportował go na swój statek za pomocą teletransmitera.
W tym miejscu chciałbym przedstawić jeszcze inne zdarzenie, które miało miejsce mniej więcej
w tym samym okresie. Zaczęło się od tego, że Billy chciał mi pokazać i powiedzieć coś ważnego.
W tym celu zaprowadził mnie do swojego gabinetu. Otworzył drzwi i wszedł do środka, ja zaś tuż
za nim. Gdy był już tuż przy biurku, nagle zniknął. Przeszukałem cały pokój, każdy jego
zakamarek, ale nigdzie tam go nie znalazłem. Z mieszanymi uczuciami opuściłem biuro. Po chwili
jednak przypomniałem sobie zdarzenie na dachu wozowni i ze spokojem wróciłem do pracy.
Jak się później okazało, tym razem Semjase sprowadziła go na swój statek przy pomocy
teletransmitera.
Były to jedyne zdarzenia, podczas których byłem naocznym świadkiem demonstracji
możliwości tej techniki.
2.2. Zamknięte drzwi
(relacja Guido Moosbruggera)
Billy często był teletransmitowany ze swojego gabinetu na pokład statków Plejadan. Któregoś
razu został przetransportowany z niego w sytuacji, kiedy obydwoje drzwi prowadzących doń było
zamkniętych przez niego od wewnątrz. Po kontakcie przeniesiono go omyłkowo nie do gabinetu,
lecz na korytarz. Dalszego ciągu można się już domyślić. Dodam tylko, że ponieważ nie było
kluczy zapasowych, musiano sporządzić specjalny wytrych, aby otworzyć zamek jednych z drzwi.
2.3. Ślady stóp na śniegu
(zdjęcia nr 47 i 48
relacja Guido Moosbruggera)
Podczas kontaktu z Semjase w nocy z 5 na 6 stycznia 1977 roku Billy poprosił ją po
zakończeniu rozmów o pewną przysługę. Zapytał ją półżartem, czy mogłaby go wysadzić nie tam,
skąd go zabrała (nie opodal Wetzikon, około 20 kilometrów od Hinwil), ale na środku pokrytej
śniegiem łąki w Winkelriet w pobliżu Hinwil. Semjase chętnie przystała na jego prośbę i przy
pomocy teletransmitera przeniosła go we wskazane miejsce, skąd udał się pieszo w kierunku drogi.
2.4. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
(relacja Jacobusa Bertschingera
część 1
skrót)
7 lutego 1977 roku zawiozłem Eduarda Meiera (Billy'ego) swoim Volkswagenem na umówione
spotkanie z Semjase (patrz także część 2
podrozdział 4.1.). Po pewnym czasie zmęczony
czekaniem i panującą ciszą spróbowałem połączyć się z nim za pomocą krótkofalówki. Moje
wysiłki spełzły jednak na niczym, ponieważ znajdował się w tym czasie na pokładzie statku
Semjase. W pewnym momencie podskoczyłem w fotelu jak porażony prądem
na wprost mnie
przed samochodem ni stąd, ni zowąd jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki ukazała się ludzka
postać. Wyglądała niczym zjawa. Po chwili jednak usłyszałem w swoim głośniku głos Billy'ego:
"Oto jestem, przyjacielu". W tym momencie wiedziałem już, że to on.
Wsiadł do samochodu, uśmiechnął się i powiedział: "No i co, dziwisz się, prawda?" Oznajmił
mi potem, że usłyszał moje wezwanie w chwili, gdy wchodził do windy grawitacyjnej, której
strumień transportowy opuścił go na ziemię z wysokości 8 metrów na wprost mojego samochodu.
Został opuszczony przez Semjase obok mojego samochodu na własną prośbę, gdyż jak mi
powiedział, chciał zobaczyć moją minę. Niestety to zamierzenie nie udało mu się w pełni, ponieważ
z powodu panujących ciemności nie mógł zobaczyć mojej twarzy schowanej za szybą samochodu.
Kiedy wracali, Semjase dokonała specjalnie dla nich widowiskowego manewru, który według
Jacobusa Bertschingera wyglądał następująco:
Z daleka z zachodu zbliżał się do Hinwil jaskrawo żarzący się obiekt wielkości piłki. Billy nie
pozwolił mi jednak na obserwowanie jego manewrów, domagając się, żebym czym prędzej jechał
do domu (wówczas jeszcze do Hinwil), skąd, jak się okazało, mieliśmy znacznie lepszy widok
po
raz kolejny mogłem się przekonać, że wiedział dobrze, co robi. Dwie minuty później byliśmy już
przy jego domu. Cała jego rodzina uprzedzona za pomocą krótkofalówki, stała już na podwórzu i
obserwowała z przejęciem zbliżający się statek Semjase, który świecił niczym miniatura Księżyca
w pełni. Na okolicznych ulicach stały grupki jego sąsiadów, którzy gapili się w milczeniu na ten
spektakl. Pojazd przemieszczał się bezszelestnie i po około 3 minutach zniknął za pagórkiem na
północnym wschodzie.
W każdej chwili gotów jestem zaręczyć za rzetelność i prawdziwość moich wypowiedzi. Prawda
zawsze pozostanie prawdą i nic tego nie zmieni.
2.5. Nocny wypad w rejon Schnbergeru
(relacja Engelberta Wachtera
skrót)
Późnym wieczorem 20 lutego 1977 roku Engelbert Wachter, Jocobus Bertschinger, Bernadette
Brand oraz Billy jechali dwoma samochodami w ulewnym deszczu w kierunku Horgen-Hirzel na
miejsce kontaktu.
Po przejechaniu prawie stumetrowego odcinka bagnistej drogi dotarliśmy w końcu do celu.
Sprawdziliśmy nasze krótkofalówki, po czym Billy oddalił się bez latarki w kierunku ciemnego
zagajnika.
Gdy zniknął nam z oczu, zabraliśmy się do pracy. Musieliśmy wyciągnąć nasze samochody z
bagna, w które wjechaliśmy, co w taką ulewę wcale nie było takie proste. Wyjechawszy z niego,
przystąpiliśmy do zakładania łańcuchów na koła, aby nie utknąć w innym miejscu. Staliśmy na
skraju lasu i rozglądaliśmy się za Billym. Deszcz lał nieprzerwanie. Od czasu do czasu silny
powiew wiatru strząsał z gałęzi drzew kaskady wody tworząc wokół małe bajoro. Nasze ubrania
wyglądały jak wyciągnięte z wody worki. Przyświecając sobie latarką Jacobus mocował się z
łańcuchami. Nagle przeraźliwy krzyk puszczyka przedarł się przez szum deszczu. Kilka sekund
później powietrze wypełnił dziwny szum, który po chwili przeszedł w znany nam już melodyjny
dźwięk.
Był to odgłos statku promiennego naszej wspólnej przyjaciółki Semjase z Billym na pokładzie,
który przeleciał powoli tuż nad naszymi głowami. Ledwie ów dźwięk ucichł, a Billy już stał przed
nami. Był uśmiechnięty, wręcz promieniujący radością, i co dziwne mimo ulewnego deszczu jego
ubranie było całkowicie suche. Dopiero po chwili jego skórzany płaszcz zaczął moknąć i błyszczeć
w świetle reflektorów.
W statku Semjase Billy był osłonięty przed deszczem, zaś podczas transportu przy pomocy
teletransmitera, jak wiadomo, się nie moknie.
Po jego powrocie oba samochody zostały pośpiesznie połączone liną holowniczą, aby umożliwić
mniejszemu z nich wydostanie się z błota bez łańcuchów. Około pierwszej pożegnaliśmy się w
Wadenswil i każdy z nas wrócił do siebie.
2.6. Niepojęte dla osób postronnych
(relacja Engelberta Wachtera
skrót)
W poniedziałek 21 września 1981 roku pracowałem na dachu naszego nowego kurnika, gdy w
pewnym momencie ujrzałem Billy'ego spieszącego na spotkanie drogą Schmidrti-Sitzberg w
kierunku "Sirrwies". ("Sirrwies" to położona na północny wschód od Centrum łąka, z której
kierunku często słyszane były odgłosy statków Plejadan).
Pozdrowiłem go, na co odpowiedział mi uśmiechem i zniknął w lesie. Kilka minut później,
około godziny 19.20, usłyszałem nad pobliskim lasem sosnowym szum statku promiennego. To byłQuetzal, który zaprosił Billy'ego na spotkanie. Ów melodyjny odgłos statku rozbrzmiewał w dolinie
jeszcze przez dobrą minutę, po czym nagle ucichł.
Gdy skończyłem pracę na dachu, usiadłem i zacząłem obserwować "Sirrwies" przylegającą do
sąsiedniego skraju lasu. Błądziłem wzrokiem ponad wysokimi sosnami. Minutę przed dwudziestą
ponownie usłyszałem odgłos statku Quetzala, po czym zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Nagle jak
spod ziemi pośrodku łąki wyrósł Billy i szybkim krokiem ruszył w kierunku domu. Dla osób
postronnych takie zdarzenie jest wprost niepojęte, lecz dla nas niemal codziennością. Mimo iż
jesteśmy przyzwyczajeni do tego rodzaju demonstracji, to jednak za każdym razem jesteśmy pełni
podziwu dla poziomu techniki naszych pozaziemskich przyjaciół.
Aby nieco poszerzyć ten wykaz, dołączam jeszcze krótki fragment z rozmowy między
Quetzalem i Billym:
QUETZAL: To jest zrozumiałe, ale teraz musisz już wracać. Mam jeszcze coś do zrobienia.
BILLY: Oczywiście. Czy widzisz tam w dole Engelberta? Co ty na to, aby przesłać mnie tam na
belkę, na której właśnie pracuje, tuż obok niego?
QUETZAL: To zbyt niebezpieczne, mój przyjacielu. Przypomnij sobie to zdarzenie, które miało
miejsce w Winkelriet.
BILLY: To było faktycznie zabawne
tak zwane lądowanie przymusowe.
QUETZAL: Dla ciebie rzeczywiście to była przygoda, lecz nie dla nas. Wysadzę ciebie
pośrodku łąki "Sirrwies" i postaram się, aby Engelbert zobaczył cię natychmiast po materializacji.
BILLY: W porządku, zatem wysyłaj mnie.
QUETZAL: Masz przecież swoją własną metodę wysiadania...
BILLY: Oczywiście, masz rację. Zaczekam na moment, kiedy ta maszyna dematerializująca
przestanie działać i wtedy poszybuję na ziemię jak strzała. Chciałbym wtenczas zobaczyć twoją
minę i to, jak starasz się zapobiec, abym się nie rozbił.
QUETZAL: Czasami bardzo trudno jest mi zrozumieć twój humor, ponieważ łączysz go z
rzeczywistością. Muszę ci niestety wyjaśnić, że nie mógłbyś wskoczyć do luku
dematerializacyjnego w chwili awarii maszyny, pomijając fakt, że taka awaria jest całkowicie
niemożliwa. Po prostu pole energetyczne zatrzymałoby cię przed otworem.
BILLY: A jeśli i ono by zawiodło?
QUETZAL: Jesteś uparty, ale to też jest absolutnie niemożliwe.
BILLY: Jesteś tego pewny?
QUETZAL: Absolutnie.
3. Pozaziemskie krasnoludki
Z kilkunastu ras pozaziemskich współpracujących z Plejadanami posiadających swoje bazy na
Ziemi znane są nam także mierzące około 115 centymetrów wzrostu karły, które zamieszkują
planetę sąsiadującą z Errą. Ich zadanie polega na badaniu wpływu różnego rodzaju promieniowań
oraz ruchów skorupy ziemskiej na nasze środowisko. W naszym Centrum w Hinterschmidrti
często zajmowały się podobnymi sprawami. Na przykład neutralizowały negatywne
promieniowanie, które stale gromadziło się w naszym rejonie. Cztery z tych karłowatych istot
przeprowadziły 13 lutego 1978 roku w naszym Centrum wielkie oczyszczanie, które zajęło im kilka
godzin. Jak nas wcześniej uprzedziła Semjase, z tej okazji przygotowano nam małą niespodziankę,
którą opisała później w swojej relacji Bernadetta Brand. Oto, jak ujęła to Semjase:
"O tym, że pracujemy dla was z czystej wdzięczności, będziecie mieli okazję przekonać się za
14 dni. Ponadto otrzymacie na to także dowód fotograficzny".
3.1. Niewiarygodne przeżycie
(zdjęcia nr 49 i 50
relacja Bemadetty Brand)
W niedzielę 13 lutego 1977 roku udałam się wczesnym popołudniem razem z Billym,
Jacobusem Bertschingerem, Engelbertem Wachterem i jego żoną Marią do Hinterschmidrti, aby
obejrzeć nowy dom Billy'ego, jego rodziny i członków grupy.
Billy i Jacobus już od samego rana pracowali w pocie czoła w jego piwnicy wypompowując z
niej wodę. Po naszym przybyciu była ona już zupełnie sucha. Billy poszedł obejrzeć jej ściany,
podczas gdy my stanęliśmy na schodach i czekając na niego wdaliśmy się w rozmowę.
Wrócił po niedługim czasie z wyrazem zdziwienia na twarzy. Powiedział, że w północnej części
piwnicy znalazł w rogu odcisk stopy, którego wcześniej tam nie było. Musiała ona zostać odciśnięta
w czasie, kiedy nie było ich w domu. Zdaniem Billy'ego nie jest to odcisk dwóch stóp, jak sądzą
niektórzy, lecz jednej i to wielkości stopy dziecka. Było to rzeczywiście ciekawe, jako że żadne
dziecko nie mogło wejść w tym czasie do piwnicy, po drugie zaś dlatego, że był to tylko jeden
odcisk.
Mimo iż okazywałam zdziwienie, w duchu wątpiłam w niezwykłość tego zdarzenia.
Postanowiłam jednak na własne oczy obejrzeć ten ślad. Jak zwykle miałam ze sobą w samochodzie
aparat fotograficzny, lecz jak się okazało, zapomniałam zmienić w nim film i, co gorsze, nie miałam
ze sobą nowego. Powiedziałam o tym Billy'emu, który w odpowiedzi pożyczył mi swój aparat z
wmontowaną lampą błyskową. Razem z nim zeszłam do piwnicy, pozostałe 3 osoby pozostały na
zewnątrz, komentując to zdarzenie.
Billy i ja byliśmy w niej zupełnie sami. Wewnątrz panował półmrok rozjaśniany nikłym
światłem wpadającym przez otwarte drzwi i maleńkie okienko. Billy wodził powoli strumieniem
światła latarki po podłodze, ścianach i każdym kącie w północnej części piwnicy, gdzie miał
znajdować się odcisk małej stopy. Rzeczywiście był tam. Obejrzałam go dokładnie w świetle latarki
i zabrałam się do fotografowania. Ostatnie cztery zdjęcia zrobiłam z odległości około 1,5 metra.
Przez chwilę miałam ochotę odwrócić się, przejść przez piwnicę i zrobić jeszcze jedno zdjęcie, lecz
zrezygnowałam z tego. (Bałam się, że Billy wyśmieje mój zamiar fotografowania pustej
przestrzeni. Chyba do końca życia będę żałowała, że jednak tego nie zrobiłam). Po zrobieniu zdjęć,
opuściliśmy piwnicę i dołączyliśmy do pozostałych.
Po ich wywołaniu Billy wyjaśnił mi, że widniejący na jednym z nich zamazany zarys postaci
przedstawia karłowatą istotę wzrostu 112-115 centymetrów, z której rasą współpracują Plejadanie.
Najbardziej zdziwił mnie fakt, że podczas robienia zdjęć nikogo nie zauważyłam.
Podsumowując to, Billy stwierdził, że z czterech obecnych tam wówczas, lecz niewidzialnych
karłów tylko jeden mógł zostać uchwycony na filmie, ponieważ był widoczny przez tyle mniej
więcej czasu, ile wynosił czas ekspozycji. Właśnie dlatego robiąc zdjęcie nie mogłam go dostrzec.
4. Niecodzienne rozmowy radiowe
4.1. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki
(relacja Jacobusa Bertschingera
część 2
skrót)
Było to 7 lutego 1977 roku około godziny 18. Wiozłem wówczas Eduarda Meiera (Billy'ego) w
kierunku Ottikon na spotkanie z Semjase. Na jego polecenie zatrzymałem się na leśnej drodze. Po
chwili wysiadł i poszedł w kierunku na południe. Zostałem sam w samochodzie. Po około 15
minutach usłyszałem go w krótkofalówce, jak usiłował bezskutecznie porozumieć się z domem
(krótkofalówką w siedzibie FIGU). Ponieważ z trudem słyszałem go, włączyłem się i
poinformowałem go, że słabo go słychać. Odrzekł, że znajduje się na statku Semjase i że zaraz
poprosi ją o poprawienie połączenia. Po kilku sekundach słychać go było już doskonałe.
Powiedział, że ma mnie na optycznym ekranie i drogą radiową skieruje mnie w inne miejsce.
Uruchomiłem samochód i pojechałem zgodnie z jego wskazówkami, aż dotarłem do wzniesienia na
skraju lasu, skąd miałem wspaniały widok na okolicę. Siedziałem zamyślony za kierownicą z
wzrokiem utkwionym przed siebie. Nagle w głośniku rozległ się jego głos. Pytał mnie, czy widzę
statek, który unosi się teraz dokładnie nad lotniskiem Kloten. Niestety widziałem tylko niewielki
świetlny owal. Billy zaśmiał się i powiedział, że zaraz poprosi Semjase, aby dała więcej światła. Po
około 2-3 sekundach statek nagle rozbłysł jasnym światłem. Mogłem teraz obserwować, jak powoli
oddala się w kierunku Zurychu.
4.2. Przeżycie z 4 stycznia 1978 roku
(relacja Guido Moosbruggera)
Początek roku spędzałem jak zwykle w Semjase-Silver-Star-Center w Hinterschmidrti. 4
stycznia 1978 roku wieczorem siedziałem w ciepłym pokoju, na dworze zaś szalała śnieżna burza i
dął ostry wiatr. Nikomu z obecnych w domu nie przyszłoby do głowy, aby wychodzić z niego w
taką pogodę, lecz w Centrum nigdy nie narzekaliśmy na brak niespodzianek i tak też było tego
wieczora. Zupełnie nieoczekiwanie o godzinie 21.30 Billy otrzymał od Quetzala telepatyczne
zaproszenie na spotkanie.
W chwilę później powiedział do Jacobusa i do mnie: "Przygotujcie się, jedziemy na spotkanie!"
Biorąc pod uwagę tę kiepską pogodę, to zaproszenie na przejażdżkę spadło na mnie jak grom z
jasnego nieba, niemniej szybko zabraliśmy się do pracy. Włożyliśmy odpowiednie ubranie i
zaczęliśmy się zastanawiać, jakim samochodem lepiej jechać. Zdecydowaliśmy się na
Volkswagena, gdyż jak dotąd najlepiej sprawdzał się w zimowych warunkach. Zainstalowaliśmy
krótkofalówkę i zabraliśmy się do zdrapywania lodu z szyb samochodu. Po kwadransie samochód
był gotowy do drogi.
Jacobus zasiadł za kierownicą, Billy obok niego, a ja na tylnym siedzeniu. W chwilę potem
ruszyliśmy w nieznane. Billy otrzymywał na bieżąco przekazywane telepatycznie dane dotyczące
kierunku. Oprócz złego stanu nawierzchni jazdę utrudniała nam dodatkowo silna burza śnieżna. Po
półgodzinnej jeździe dotarliśmy do celu. Zatrzymaliśmy się przed małym mostem na skraju lasu i
zaparkowaliśmy na poboczu. Billy wysiadł z samochodu, przewiesił krótkofalówkę przez ramię i
pożegnał się z nami. Z wielkim trudem przedzierał się przez pokrywający łąkę głęboki śnieg. Nagle
zniknął nam z pola widzenia. Pomyśleliśmy wtedy z Jacobusem: "No, znowu ten błyskawiczny
transport". Nasze przypuszczenie po chwili potwierdziło się. W ułamku sekundy został
przeniesiony do sterowni statku Quetzala, który unosił się w powietrzu gdzieś nad nami. Dla
Billy'ego nie było to nic niezwykłego, ponieważ tego rodzaju teletransmisje przeżywał już nieraz.
Nagle usłyszeliśmy jego głos dobiegający z krótkofalówki, lecz o nieco niższym tonie niż
zwykle, przypuszczalnie dlatego, że pochodził z wnętrza statku. Jacobus znał już ten efekt z
wcześniejszych spotkań. Billy powiedział nam, że "mamy się udać w kierunku najbliższych
zabudowań, gdzie do nas dołączy". Gdy dotarliśmy we wskazane miejsce, ukazał się
nieoczekiwanie pośrodku ulicy. Nie dziwiło nas już wcale, że na jego skórzanym płaszczu i
kapeluszu nie było śladu śniegu, ponieważ, jak wiadomo, wewnątrz statku on nie pada.
Wracając pamięcią do tego zdarzenia, zastanawiałem się swego czasu, po co w taką paskudną
pogodę Billy w ogóle wychodził z domu i jechał w tamto miejsce, skoro równie dobrze mógł zostać
przetransportowany na pokład statku ze swojego gabinetu. Przecież to byłoby znacznie prostsze dla
wszystkich. Jak się później okazało, miało to związek z jego zdrowiem. Z powodu permanentnego
nawału pracy, jego wolny czas systematycznie się kurczył, co odbijało się negatywnie właśnie na
nim.
Cierpiał przede wszystkim na brak snu i ruchu na świeżym powietrzu. Ciągle lekceważył staleponawiane prośby Plejadan, aby jak najwięcej przebywał na świeżym powietrzu. Ów lekceważący
stosunek do swojego zdrowia sprawiał, że z roku na rok stale się ono pogarszało, przez co nadejście
kryzysu było już tylko sprawą czasu. I stało się. Późną jesienią 1982 roku uległ groźnemu
wypadkowi w łazience, którego efektem był między innymi wstrząs mózgu. Jego skutki dają znać o
sobie do dzisiaj.
Niestety, Plejadanie nie mogli mu zapobiec. Dlatego kierowali go w różną pogodę nieraz w dość
oddalone miejsca spotkań. Kiedy jechał na nie motorowerem, często ostatni odcinek musiał przejść
pieszo niosąc go. Najdłuższy odcinek, jaki musiał przebyć na miejsce kontaktu, wynosił około 70
kilometrów. Od czasu do czasu po spotkaniu rozmyślnie wysadzano go daleko od miejsca, z
którego go zabrano, aby zmusić go w ten sposób do spaceru.
Te i inne sposoby miały na celu poprawę jego zdrowia. Dokładnie temu celowi służył również
krótki wypad do Kanady, gdzie razem z Quetzalem brodził przez około 2 godziny w głębokim
śniegu podziwiając tamtejszą przyrodę. Niestety również Plejadanie byli mocno obciążeni pracą, w
przeciwnym bowiem razie częściej by mu urządzali takie wycieczki.
4.3. Instrukcje radiowe ze statku Semjase
(relacja Guido Moosbruggera)
W niedzielę 20 maja 1978 roku po wielu tygodniach nieobecności na osobistych spotkaniach z
Billym pojawiła się Semjase; była w towarzystwie swojej siostry Pieji. Około godziny 14.15 Billy
otrzymał od niej telepatyczne zaproszenie na spotkanie. Pół godziny później jechał już
motorowerem z krótkofalówką przewieszoną przez ramię.
Porozumiewanie się za pomocą krótkofalówki sprawdziło się w praktyce, ponieważ dzięki niej
Billy mógł o każdej porze skontaktować się z dowolną osobą w Centrum lub w Volkswagenie
Jacobusa, gdzie najczęściej była instalowana druga przenośna. Jej długa antena błyszczała właśnie
w słońcu nad dachem samochodu, który stał na parkingu przed domem w Hinterschmidrti. Była
słoneczna, wiosenna pogoda i większość członków grupy pracowała w ogrodzie lub na łące.
Billy znajdował się w tym czasie na statku Semjase niedaleko Centrum. W czasie rozmowy z nią
i Pieją zadał im następujące pytanie:
BILLY: Powiedzcie mi, czy nie moglibyśmy polecieć do Centrum i zobaczyć, co się tam dzieje?
PLEJA: Oczywiście, spójrz, już jesteśmy.
BILLY: Czy mogę tym moim urządzeniem porozmawiać z nimi na dole?
SEMJASE: No pewnie, podłącz je tylko. Ale nie chcę później niczego więcej słyszeć na ten
temat.
BILLY: Wcale nie musisz. Wystarczy mi, że porozmawiam z nimi tam na dole. Ale będą
zdziwieni! Hallo, Miranus-5... [Miranus-5 był nazwą wywoławczą krótkofalówki w Centrum].
Według Billy'ego statek Semjase unosił się na wysokości od 700 do 1000 metrów nad Centrum,
skąd rozciągał się wspaniały widok na nie. W dole krzątali się zajęci swoją pracą członkowie grupy.
Miało wówczas miejsce pewne zdarzenie, o którym chciałbym teraz wspomnieć.
Statek Plejadan jak zwykle otoczony był ekranem ochronnym, który uniemożliwiał namierzenie
go, w związku z czym nie mogliśmy go zobaczyć. Nagle z głośnika krótkofalówki rozległ się głos
Billy'ego. Jego żona, która znajdowała się akurat w pobliżu, przyjęła jego zgłoszenie,
odpowiadając: "Miranus-1, Miranus-1, co się stało?" Po początkowych kłopotach ze zrozumieniem
jego słów wywołanych zakłóceniami jego głos zabrzmiał następnie wyraźnie, lecz jego ton był
nieco niższy. Billy polecił jej udać się do ogrodu za wozownią i posadzić tam w określonym
miejscu truskawki. Na jej pytanie, dlaczego właśnie w tamtym miejscu, odrzekł jej, że zdaniem
Semjase tam będą one rosnąć i owocować najlepiej.
W końcu nadeszła kolej na mnie i Engelberta. W tym czasie zajęci byliśmy ustawianiem
ogrodzenia wokół parkingu. Jeden z nas trzymał właśnie w ręku drewniany słupek, a drugi
drewniany młot. Billy obserwował nas ze statku i nie przepuścił oczywiście okazji, aby udzielić
nam porady, mówiąc, w którym miejscu mamy wbijać słupki. Prawdę mówiąc, kilka słupków
celowo ustawialiśmy krzywo, aby dać mu okazję do pouczenia nas.
Od nieustannego wpatrywania się w niebo w nadziei wypatrzenia statku Semjase w pewnym
momencie zaczęły nas już boleć karki. Pieja skomentowała to, mówiąc:
PLEJA: Billy, wszyscy twoi przyjaciele wypatrują nas tu w górze.
BILLY: Tak, a czy mogą nas zobaczyć?
SEMJASE: Nie, ich trud jest daremny, ponieważ statek otoczony jest ekranem ochronnym.
Jeden ze sceptycznych członków grupy, wspiął się na "ambonę", aby stamtąd obserwować niebo
i przyłapać Billy'ego "in flagranti", ale oczywiście na nic się to nie zdało. (Ambona to najwyższy
punkt pagórka znajdującego się obok parkingu na wschód od głównego budynku Centrum).
To samo dotyczyło potencjalnych obserwatorów stojących wzdłuż szosy z Sitzbergu do Wili,
ponieważ nawet patrząc pod kątem niemożliwe jest dostrzeżenie statku Plejadan. Było to możliwe
tylko z powietrza z jakiegoś obiektu latającego, który unosiłby się nad nim, na przykład z
helikoptera. A ponieważ to nie wchodziło w grę, dostrzeżenie go przez kogokolwiek było
wykluczone.
4.4. Niezwykła przemowa
(relacja Guido Moosbruggerd)
Kilku członków grupy od dłuższego czasu ponawiało prośbę, aby Semjase nagrała na
magnetofonie kilka zdań. Pewnego dnia Billy przedstawił jej to życzenie, ale nie wyraziła na nie
zgody. O ile mi wiadomo, próbował potem raz lub dwa razy nagrać ją potajemnie, ale nie dała się
nabrać i szybko odkryła schowany magnetofon. Tym większe było moje zdziwienie, kiedy na
początku roku 1983 dowiedziałem się, że Quetzal wygłosi mowę do naszej grupy poprzez
krótkofalówkę. Sądziłem, że chce nam przekazać jakieś poufne instrukcje, bo jak inaczej można
było wyjaśnić zmianę nastawienia Plejadan w tej sprawie.
Po kilku zmianach terminu spowodowanych nawałem jego pracy, ustalono w końcu, że ów
przekaz nastąpi 5 marca 1983 roku, a więc w pierwszą sobotę miesiąca, w którą jak zwykle jak co
miesiąc miało odbyć się zebranie naszej grupy. Tuż przed nim, spotkała mnie miła niespodzianka,
gdy przed godziną 17.30 Billy zapukał do moich drzwi i poprosił mnie, abym z nim poszedł. Na
moje pytanie, co się stało, odpowiedział, że o 17.30 oczekuje radiowego wezwania Quetzala w celu
sprawdzenia jakości połączenia. Przyjąłem to zaproszenie z radością.
Znajdowaliśmy się w odległości około 15 metrów od Volkswagena, gdy to się stało. Dokładnie
co do sekundy z krótkofalówki, którą Billy miał przy sobie, rozległ się głos, lecz nie męski, a
damski. Zamiast Quetzala odezwała się Taljda, która przez chwilę rozmawiała z Billym w
doskonałej niemczyźnie. (Taljda jest kobietą o żółtej karnacji skóry pochodzącą z planety Njssan w
układzie Wegi w gwiazdozbiorze Lutni
kilkakrotnie odbywała kontakt z Billym). Pod koniec głos
zabrał Solar (Solar jest pozaziemskim mężczyzną pochodzącym z rasy mającej swoją własną bazę
na Ziemi, która od lat współpracuje z Plejadanami). Mówił w niezrozumiałym dla mnie języku i
dziwiłem się, że Billy nie miał żadnych kłopotów z porozumieniem się z nim.
Ta próba generalna ku naszemu rozczarowaniu nie przyniosła oczekiwanego rezultatu
słyszalność była zbyt słaba. Billy zaproponował więc, aby podłączyć dodatkowy głośnik. Kolejne
połączenie miało nastąpić o godzinie 20. Nie zwlekając ani chwili przystąpiliśmy więc do
przeciągania kabla z gabinetu Billy'ego do sali w wozowni. Po chwili musieliśmy jednak
zrezygnować z tego zamierzenia, ponieważ przewód okazał się tak stary, że ruszenie go z miejsca
groziło jego trwałym uszkodzeniem. Na szczęście Billy znalazł jednak w ostatniej chwili wyjście z
tej nieciekawej sytuacji. Powiedział Taljdzie, że odbierze jej przekaz w swoim gabinecie i nagra go
na magnetofonie. Pomysł ten wypalił znakomicie. Taljda tak zachwyciła wszystkich swoją
przemową, że Billy musiał ją odtwarzać dwa razy.
Mówiąc o Taljdzie przypomniała mi się jeszcze jedna drobna sprawa z nią związana, która
potwierdza fakt, że nawet tak wysoko rozwinięte istoty mają zupełnie ludzkie przyzwyczajenia i że
nie są żadnymi nadistotami, jak uważa wielu Ziemian.
Jak twierdzi Billy, Taljda odwiedzała go kilkakrotnie w gabinecie pozostawiając po sobie
przyjemny cytrynowy zapach. Pochodzi z planety Njssan, której atmosfera ma intensywny zapach
przypominający zapach cytryn. Ilekroć zatrzymuje się na Ziemi, używa perfum o tym zapachu, by
w ten sposób przypominać sobie swoją ojczystą planetę. Czemu nie?
5. Pokaz pistoletów laserowych
W ramach dziennych demonstracji Billy otrzymał od Menary do wypróbowania dwa pistolety
laserowe. Pierwsza próba miała miejsce 29 września 1976 roku w okolicy Ambitzgi-Wetzikon.
Wówczas to Billy odstrzelił kilka gałęzi z zarośli oraz przepalił dużą jodłę.
Za drugim razem Billy otrzymał znacznie starszy model. Było to podczas jego osobistego
kontaktu z Menarą i jej przyjaciółką Aleną 6 lipca 1977 roku w Hinterschmidrti. Menara
zaparkowała swój pojazd wczesnym popołudniem nad Semjase-Silver-Star-Center i otoczyła go
ekranem ochronnym. Następnie za pomocą teletransmitera przeniosła się wraz z Aleną na parking
przed głównym budynkiem Centrum.
Kilka godzin wcześniej, rankiem tego samego dnia, Menara poinformowała telepatycznie
Billy'ego, żeby dopilnował, aby w czasie ich spotkania przez przynajmniej godzinę nie było nikogo
w Centrum ani w jego pobliżu.
Każdy, kto zna Billy'ego, wie, że to nie było dla niego żadnym problemem. Po prostu wysłał
wszystkich obecnych w tym czasie w Centrum na wycieczkę, mówiąc im, że mogą wrócić dopiero
po zakończeniu wizyty Menary i Aleny. Menara na wszelki wypadek wytworzyła wokół Centrum
dodatkowy ekran ochronny. W ten sposób nikt nie mógł zobaczyć, co się dzieje wewnątrz niego.
Poza tym w kilku miejscach rozmieszczone zostały urządzenia ostrzegawcze mające informować o
zbliżaniu się każdego człowieka lub pojazdu.
Program spotkania przewidywał wykonanie zdjęć oraz sfilmowanie prób z pistoletem
laserowym. Zostałby z pewnością zrealizowany niemal w całości, gdyby nikt im w tym nie
przeszkodził. Po około półgodzinie włączyło się urządzenie ostrzegawcze informujące, że do
Centrum zbliża się jakiś pojazd. Billy nie zdążył nawet dokończyć zdania, kiedy Menara i Alena
przeniosły się na pokład swojego statku. Po chwili wyłączyły ekran ochronny i wszystko wróciło do
stanu pierwotnego. Nikt z osób postronnych nie wiedział, co się działo w Hinterschmidrti.
Wkrótce po oddaleniu się obu kobiet od strony drogi Billy'ego dobiegł warkot silnika traktora.
Był to Jacobus Bertschinger, który wracał z Wili, dokąd jeździł po cement, ale ponieważ go nie
dostał, wrócił wcześniej.
Mimo częściowego niepowodzenia tej wizyty, mogliśmy przynajmniej podziwiać później
wykonane podczas niej zdjęcia. Jedno z nich przedstawiało pochylone mury domu oraz
przekrzywiony słup z tablicą ostrzegawczą, mimo iż w rzeczywistości stoją one pionowo, na
drugim zaś widać w dalszym tle fragment traktora, mimo iż w momencie jego wykonywania nie
było go jeszcze w Hinterschmidrti, ponieważ znajdował się w odległości kilku kilometrów od
Centrum
był to oczywiście traktor, którym jechał Jacobus. Billy poprosił Menarę o wyjaśnienie
tych zjawisk. Oto, co powiedziała na ten temat:
"W przypadku tego traktora chodzi o nieznaną wam formę uwidaczniania każdej materii poprzez
promieniowanie podczerwone. Nauka ziemska zna promieniowanie podczerwone i wykorzystuje je
w wielu dziedzinach, jak na przykład obserwowanie niewidocznych gołym okiem obiektów
materialnych, często bardzo oddalonych. Ziemska technika potrafi obecnie uchwycić jedynie zarys
danego obiektu, podczas gdy nasza, o wiele bardziej rozwinięta, potrafi pokazać go ze wszystkimi
szczegółami. Natomiast co się tyczy owych pochylonych murów, mogę jedynie powiedzieć, że
wszystko, co znajduje się wewnątrz ekranu ochronnego ulega zniekształceniu i rozmyciu".
Objaśnienia Menary na temat pistoletu laserowego są równie interesujące. Oto, co powiedziała
na jego temat w rozmowie z Billym:
MENARA: Spójrz tutaj, to broń podobna do tej, którą uszkodziłeś tamte krzaki i jodłę (29
września 1976 roku w Ambitzgi-Wetzikon). Jest trochę starszego typu. To urządzenie pokazuje
powiększenie miejsca, w które celujesz. Dzięki niemu możesz dokładnie trafić w cel, nawet z
odległości wielu kilometrów. To urządzenie celownicze w kształcie rurki po prostu przybliża
optycznie cel. W przeciwieństwie do tej tu, to bardzo przestarzała broń zbliżona pod względem
działania do waszej broni eksplozyjnej. Aby wysłać promieniowanie, wystarczy pociągnąć spust
palcem wskazującym do siebie. Te dwa przezroczyste zbiorniki tu na górze zawierają dwa różne
pierwiastki niezbędne do wytworzenia promieniowania. Sprzężone wyzwalają nieznany wam rodzaj
promieni laserowych, które niosą drgania o silnym działaniu destrukcyjnym. Niszczą one jednak
tylko niektóre sztuczne formy materii
na przykład uszkadzają wasze materiały światłoczułe.
Dlatego nie należy fotografować w trakcie używania tej broni.
Jeśli poprzez przyciśnięcie w tym miejscu sprzężony zostanie przedni i tylny zbiornik z
pierwiastkami, wytwarza się wówczas promieniowanie niszczące, które w ułamku sekundy może
zamienić wszystko na popiół na odległość do 37,2 kilometra. Jeśli natomiast poprzez przyciśnięcie
w tym miejscu uaktywni się jedynie przedni zbiornik, wtedy wyzwoli się promieniowanie, które ma
działanie jedynie oszałamiające służące tylko do celów obronnych, podczas gdy promieniowanie
niszczące służy z reguły do eliminacji celów.
W ekstremalnych przypadkach używane jest również do likwidacji wrogiego pojazdu lub
obiektu latającego. Ten rodzaj broni wyszedł z użycia przed około 600 laty. Najnowsza broń jest
mniejsza, zmieniło się również jej działanie, to znaczy sposób wytwarzania promieniowania. Poza
tym uzależniona została od indywidualnych zapotrzebowań, to znaczy, może być wykorzystywana
tylko przez jej właściciela. Uruchomienie wyzwalacza promieniowania następuje na drodze
umysłowej. W tym celu w jego mechanizmie sterującym zaprogramowany został wzór fal
mózgowych jej właściciela. Jeżeli broń dostanie się w ręce innej osoby, może być użyta przez nią
dopiero po jej przeprogramowaniu.
BILLY: To bardzo ciekawe, co mówisz, choć, jak wiesz nie bardzo się na tym znam. Ale to
nieważne. Dziwi mnie tylko to, co powiedziałaś o właścicielu tej broni. Czy możesz to bliżej
wyjaśnić?
MENARA: Właścicielem nazywam osobę, która może z niej korzystać, ponieważ takie
określenie odpowiada waszemu sposobowi myślenia. Inaczej mówiąc, jest zindywidualizowana,
dostosowana do konkretnej osoby.
Szczególną atrakcją tego spotkania było to, że Billy mógł sfotografować przyjaciółkę Menary
Alenę. Warunkiem było jednak to, że jej twarz pozostanie niewidoczna. Ponadto mógł wypróbować
ów pistolet, co też uczynił strzelając z odległości około 20 metrów do tak zwanego drzewa Semjase
(jest to stojące na wzniesieniu w Hinterschmidrti drzewo, którego korona została uszkodzona
przez statek Semjase). Promień pistoletu błyskawicznie przepalił dwudziestoczterocentymetrowej
średnicy pień drzewa pozostawiając w nim dziurę grubości palca. Drzewo to stało się swego
rodzaju symbolem Hinterschmidrti i wszyscy odwiedzający Centrum chcą je zobaczyć.
6. Niezwykłe odgłosy
Jak już wspomniałem we wcześniejszych rozdziałach, statki Plejadan mają zabezpieczenie przed
ich wykryciem, zarówno za pomocą wzroku, jak i radarów. Zabezpieczenie to może mieć charakter
całościowy lub selektywny i ma postać kokonu energetycznego, który otacza statek niczym
pancerz. Częściowe lub całkowite wyłączenie akustycznego ekranu ochronnego powoduje, że
można wówczas usłyszeć osobliwy odgłos wydzielany przez wirujące tarcze układu napędowego
przypominający szum dziecięcego bąka, który nasila się wraz ze zwiększaniem jego prędkości
obrotowej. Podobnie jest w przypadku tych tarcz.
Plejadanie w przeciwieństwie do innych istot pozaziemskich dbają o to, aby ich statki nie były
zauważane przez Ziemian. Dlatego też zabezpieczają je bardzo dokładnie, aby nie można ich było
zobaczyć, usłyszeć ani namierzyć w jakikolwiek inny sposób. Wyjątkami są sytuacje, które mają
miejsce podczas podchodzenia statku do lądowania lub jego odlotu, kiedy to ekrany ochronne są
wyłączane na krótki okres czasu. W tych momentach można wyraźnie usłyszeć ich odgłosy.
Jeszcze inaczej było, kiedy Semjase umożliwiła Billy'emu (łącznie 3 razy) nagranie tych
odgłosów na magnetofonie. Dwa razy wiosną 1976 roku w okolicy Hinwil i raz 18 lipca 1980 roku
w Sadelegg-Schmidrti.
Podczas drugiego razu, w Wielki Piątek 1976 roku, statek Semjase szybował na wysokości
około 50 metrów nad łąką, na której Billy położył magnetofon. Ekran ochronny był częściowo
otwarty. Z jednej strony statek był zabezpieczony przed lokalizowaniem optycznym
radiolokacyjnym, z drugiej zaś sygnały akustyczne mogły przechodzić otwartym kanałem do
najbliższego otoczenia. Świadkowie przebywający odległości kilku metrów od stanowiska Billy'ego
stwierdzili, że odgłosy nie pochodziły z głośnika magnetofonu, lecz z niewidzialnego "głośnika"
usytuowanego w powietrzu na pewnej wysokości.
Dwa dni później wszyscy oni udali się ponownie na miejsce zdarzenia, aby przeprowadzić
pewien test. Ustawili magnetofon w tym samym miejscu i puścili to nagranie na cały głos. Różnica
między tym dźwiękiem, a słyszanym pierwotnie była ogromna. Tym razem było wyraźnie słychać,
że źródło dźwięku znajduje się na ziemi, poza tym jego moc pozostawiała wiele do życzenia.
Świadkowie musieli zbliżyć się o niemal połowę odległości, w jakiej stali poprzednio od
magnetofonu, aby ów dźwięk brzmiał z taką samą mocą, jak wtedy. Poza tym kierunek, z jakiego
dobiegał, jak już wspomniałem, był zupełnie inny.
Cechą charakterystyczną owych niezwykłych dźwięków wydawanych przez statek Semjase była
zmienna tonacja.
Jedyną rzeczą, która podczas tego piątkowego pokazu nie podobała się Billy'emu i zaproszonym
przez niego świadkom, byli niepożądani gapie przy ogrodzeniu. Nie należy się jednak temu dziwić,
ponieważ oni również chcieli usłyszeć tę symfonię statku istot pozaziemskich. Ich obecność
spowodowała jednak nagłe przerwanie tego pokazu, który trwał w sumie około 10 minut.
6.1. Symfonia statku promiennego
(relacja Engelberta Wchtera
skrót)
Trzecia i równocześnie ostatnia demonstracja odgłosów dźwiękowych miała miejsce latem 1980
roku w Sadelegg-Schmidrti. Aby uniknąć jej ponownego przerwania, jak to miało miejsce
poprzednim razem, Semjase wcześniej poinformowała Billy'ego o jej szczegółach. Należało
przedsięwziąć odpowiednie środki bezpieczeństwa, aby wyeliminować niepożądanych widzów. W
związku z tym znaleziono bardzo proste i rozsądne rozwiązanie, polegające na zamknięciu
wszystkich dróg dojazdowych do miejsca demonstracji na czas jej trwania. Zostały one zamknięte
zarówno dla pieszych, jak i pojazdów, z wyłączeniem kilku członków naszej społeczności oraz
rodziny Billy'ego. Na umówione miejsce pokazu sprzęt nagrywający przywiózł osobiście traktorem
Billy.
Po tym krótkim wstępie oddaję głos Engelbertowi Wchterowi.
Usytuowanie Billy'ego oraz świadków w czasie demonstracji w Sdelegg (Freddy Kropf).
My, to znaczy Engelbert Wachter, Maria Wchter, Kalliope Meier, Methusalem Meier, Atlantis
Meier, Jacobus Bertschinger i Eva Bieri, nawet nie przypuszczaliśmy wczesnym rankiem 18 lipca
1980 roku, czego przyjdzie nam być świadkami. Na miejsce pokazu dotarliśmy z opóźnieniem,
ponieważ musieliśmy pomóc przy zamknięciu wszystkich dróg dojazdowych.
Billy czekał już tam na nas. W międzyczasie w odległości około 300-400 metrów od miejsca
kontaktu umieścił aparaturę nagrywającą. Udzielił nam ostatnich wskazówek dotyczących naszego
zachowania, po czym szybko wskoczył do swojego pojazdu i udał się na miejsce spotkania, my zaś
usadowiliśmy się we wszystkich strategicznie ważnych punktach. Stamtąd widzieliśmy, jak dotarł
na umówione miejsce i wysiadł z traktora. Pośpiesznie zaczął coś przy nim majstrować. W końcu
wyciągnął jakiś kawałek blachy i zrobił sobie z niego swego rodzaju dach przed zbliżającym się
deszczem.
Po kilku minutach powietrze rozdarł głośny dźwięk, który rozniósł się po całej okolicy niczym
orkan. Był tak przenikliwy i donośny, że niektóre magnetofony uległy nawet uszkodzeniu. Jak
zamurowani staliśmy na swoich miejscach, słuchając w zauroczeniu i z trwogą tej nawałnicy
dźwięków, która rozchodziła się na wiele kilometrów. Potwierdziło to potem pewne starsze
małżeństwo, które w tym czasie znajdowało się w odległości około 3 kilometrów od nas, a także
liczni rolnicy pracujący na pobliskich polach. Cały pokaz trwał prawie 30 minut. Około godziny 20.
uradowani nim, wdzięczni Billy'emu i Semjase, wróciliśmy w dobrych nastrojach do domu.
7. Zagadkowa eliminacja jodeł
Głównym zadaniem w początkowym okresie kontaktów Semjase z Billym było dostarczenie mu
możliwie wiarygodnego materiału dowodowego. Wtedy to Semjase upodobała sobie szczególnie
wolno rosnące w terenie jodły, które stanowiły dla niej punkt odniesienia do określania wymiarów.
Nie wybierała jednak zwyczajnych drzew, ale najwyższe, najbardziej okazałe, jakie często
można spotkać w Kantonie Zrychskim. Jeden z jej ulubionych manewrów lotniczych polegał na
krążeniu statkiem wokół takiego drzewa i dotykaniu nim jego najwyższych gałęzi. Przy tego
rodzaju manewrach nie sposób było uniknąć oddziaływania na nie promieniowaniem emanowanym
przez układ napędowy statku. Zdaniem Semjase to promieniowanie, które może się utrzymywać w
poddanym jego działaniu obiekcie nawet przez kilka miesięcy, jest zupełnie nieszkodliwe dla
drzew.
Wielu naukowców z pewnością byłoby zainteresowanych jego zbadaniem w celu poszerzenia
swojej wiedzy. Bojąc się jednak, że wiedza ta mogłaby zostać wykorzystana przeciwko innym
ludziom, Plejadanie nie zamierzają pozwolić, aby do tego doszło.
W związku z tym promieniowaniem, to znaczy jego likwidacją, wyłonił się swego czasu pewien
problem, który polegał na tym, że Plejadanie nie byli w stanie zlikwidować jego pozostałości przy
użyciu dostępnych im środków technicznych z 5 jodeł. Przeto nie pozostało im nic innego, jak
zrobić użytek z przysługującego im w takich przypadkach prawa, które zezwala w wyjątkowych
sytuacjach na eliminację danej formy życia.
Dlatego właśnie zlikwidowali je oraz wszelką pamięć o nich. Nic więc dziwnego, że żaden z
okolicznych chłopów już ich sobie nie przypomina, mimo iż przez lata ścinali z nich gałęzie. Aby
podnieść niezwykłość tej historii i jednocześnie uwiarygodnić ją, 17 października 1976 roku
Semjase zaprezentowała nam swego rodzaju miniaturę takiej akcji likwidacyjnej z pewnymi
oczywiście ograniczeniami.
7.1. Zdarzenie z 17 października 1976 roku
(zdjęcia nr 55 i 56
relacja Guido Moosbruggerd)
Zdarzenie to zaczęło się kilka dni wcześniej, kiedy żona Billy'ego, Kalliope, zadzwoniła do mnie
z informacją, że na niedzielę 17 października Semjase zaplanowała pewien pokaz, w którym mogę
częściowo uczestniczyć, jeśli mam czas i ochotę. Zgodziłem się bez wahania i zaraz po przybyciu
do Hinwil zacząłem wypytywać rodzinę Billy'ego o jego szczegóły, ponieważ on sam nie chciał
puścić pary z ust, mimo iż wiedział dokładnie, co to ma być. Powód jego milczenia poznaliśmy
nieco później. Jedyne, co powiedział wówczas w związku z tą sprawą, to:
"Zrobimy balon na gorące powietrze, przyczepimy do niego aluminiową taśmę i jutro po
południu wypuścimy go, aby sprawdzić, jak zareagują sąsiednie stacje radarowe. W okolicy miejsca
startu balonu dojdzie do właściwego pokazu, dlatego też radzę wam dokładnie obserwować całą
okolicę".
Nie pozostało nam więc nic innego, jak uzbroić się w cierpliwość i pozwolić się zaskoczyć tą
niespodzianką. Najpierw musieliśmy jednak zrobić balon, nad którym pracowali już intensywnie
Billy i Herbert Runkel, a ponieważ czasu było niewiele, przyłączyłem się do nich, pomagając im
sklejać poszczególne jego części. W niedzielę około godziny 16. był już gotowy.
W międzyczasie w domu Billy'ego zebrało się już kilku ciekawskich niecierpliwie oczekujących
na odjazd na miejsce startu balonu. Po niedługim czasie mała kolumna pojazdów ruszyła z miejsca i
przejechała powoli ulicami Hinwil. Po dotarciu do celu zajęliśmy się przygotowaniami do startu,
zaś fotografowie zajęli swoje stanowiska, czekając na dogodną okazję do zrobienia zdjęć.
Start nastąpił około godziny 19. i przebiegł bardzo pomyślnie. Widzowie wiwatowali
zachwyceni, patrząc, jak wypełniony ponad 60 m3 gorącego powietrza balon wznosi się pionowo w
niebo. Na czterech ścianach jego prostopadłościennej czaszy przyklejone były szerokie aluminiowe
paski. Dzięki nim miał być łatwiejszy do uchwycenia przez radary. Pogoda sprzyjała nam i
mogliśmy dokładnie obserwować jego lot. Sądziliśmy, że wkrótce zostanie namierzony.
I rzeczywiście tak się stało, ponieważ kilka minut po jego wypuszczeniu na niebie pojawił się
samolot. Czy był to przypadek, czy też przyleciał tu w celach zwiadowczych? To pytanie
pozostawiam bez odpowiedzi. (Potem udało nam się ustalić, że nasz balon nie został jednak
namierzony przez radar. Tak przynajmniej oświadczyły pobliskie stacje radarowe).
Po starcie balonu z niecierpliwością oczekiwaliśmy na właściwą atrakcję, którą jak sądziliśmy,
miało być ujrzenie przez nas w końcu na własne oczy w świetle dziennym statku Semjase, lecz
niestety nic takiego się nie stało. Tymczasem balon poleciał w kierunku północno-wschodnim. Billy
wsiadł na swój motorower i pojechał za nim. Mieliśmy się z nim spotkać potem w umówionym
miejscu. Ku naszemu rozczarowaniu z powodu nieporozumienia nie doszło jednak do tego. W
końcu wróciliśmy do domu, gdzie już na nas czekał. Następnie zaprowadził nas na miejsce startu
balonu, aby powiedzieć nam tam o akcji Semjase.
Pokazał nam miejsce, gdzie niedawno jeszcze rosła mierząca od 3 do 5 metrów wysokości jodła,
która dosłownie zniknęła bez śladu w wyniku akcji eliminacyjnej Semjase. Z miejsca
przeprowadziliśmy wnikliwe badanie ziemi, które nie wykazało, aby rosło tam kiedykolwiek jakieś
drzewo. Dziwiliśmy się, dlaczego Billy nie powiedział nam o tym wcześniej. Uniemożliwiał mu to
jednak kategoryczny zakaz Semjase podyktowany względami bezpieczeństwa. Całe to zdarzenie
byłoby bezsprzecznie cenniejsze, gdyby nie przebiegało tak tajemniczo, lecz w tym przypadku nie
mogło być niestety inaczej.
VIII. Nocne demonstracje Plejadan
Wiosną i latem 1976 roku w Hinwil i jego okolicy miało miejsce kilka imponujących nocnych
demonstracji Plejadan. Ja sam uczestniczyłem w trzech z nich. Raz podczas pierwszej wizyty u
Billy'ego
była to moja pierwsza obserwacja UFO. Za drugim i trzecim razem, 12-13 i 26 czerwca,
Plejadanie zezwolili po raz pierwszy na fotografowanie i filmowanie osobom postronnym. Później
nie było już takich pokazów, w związku z czym materiał fotograficzny z tych dwóch demonstracji
jest jedyny w swoim rodzaju.
1. Moja pierwsza obserwacja UFO
(relacja Guido Moosbruggera)
W połowie maja 1976 roku po raz pierwszy pojechałem na weekend do Hinwil z zamiarem
sprawdzenia wiarygodności szwajcarskiego łącznika Eduarda Meiera (zwanego przez niektórych
UFO-Billym). Zaprosił mnie do siebie po moim liście, w którym zapytałem go, czy mogę go
odwiedzić. Po półtoradniowym pobycie w Hinwil w niedzielny wieczór chciałem wracać do domu,
lecz stało się inaczej. Billy zaproponował mi bowiem, abym przenocował u niego, ponieważ ma
przeczucie, że tej nocy zdarzy się coś szczególnego. Propozycja ta wydała mi się bardzo nęcąca i
przyjąłem ją. Jego przeczucie okazało się prawdziwe i jestem mu teraz bardzo wdzięczny, że mnie
zatrzymał, gdyż dzięki temu przeżyłem to, o czym marzyłem już od dawna
prawdziwe spotkanie
z UFO.
W niedzielę wieczorem 16 maja 1976 roku przebywałem w domu Meierów oczekując w
napięciu na to mające nastąpić po godzinie 22. wydarzenie. W pewnym momencie Billy oznajmił
mi:
Między wpół do pierwszej i pierwszą.
Tak, ale co?
zapytałem. W odpowiedzi machnął jedynie ręką wskazując'na niebo, i dalej
oglądał program telewizyjny, jak gdyby nic się nie stało. Zastanawiałem się, co miał oznaczać ten
gest, jako że nie byłem obeznany z tym, co się tam działo. Na moje kolejne pytanie, odrzekł, że
jego pozaziemska przyjaciółka Semjase poinformowała go, że musi się przygotować na spotkanie z
nią.
Dokładnie o godzinie 23.30, godzinę wcześniej niż było uzgodnione, Billy ponownie otrzymał
od Semjase telepatyczną wiadomość, w której informowała go ona, że właśnie przelatuje nad jego
miejscowością. Jak oparzony Billy zerwał się na równe nogi i wybiegł z pokoju, kierując się na
zewnątrz domu. Jego żona, Kalliope, Konrad Schutzbach i ja ruszyliśmy za nim Na dworze pani
Meier wskazała na niebo. Z początku nie wierzyłem własnym oczom, lecz to tam naprawdę było
ognistoczerwony obiekt lecący bezgłośnie w prostej linii nad ich domem. Żona Billy'ego podała mi
lornetkę i wtedy wyraźnie zobaczyłem światła w jego tylnej części. W napięciu śledziliśmy jego lot
do czasu, aż zniknął na horyzoncie za lasem. Swoim zwyczajem Semjase przesłała nam
pozdrowienie.
Pani Meier i ja udaliśmy się na pobliskie wzniesienie, mając nadzieję, że jeszcze raz go
zobaczymy. Po chwili podszedł do nas Konrad Schutzbach i powiedział, abyśmy bezzwłocznie
wrócili do domu. Kiedy weszliśmy do niego, zastaliśmy w nim Billy'ego w trakcie przebierania się,
który oznajmił nam, że przed kilkoma minutami otrzymał sygnał do wymarszu. Nie zwlekając ani
chwili przebrałem się w ciepłe ubranie, Schutzbach również, i ruszyliśmy w ślad za nim.
Billy jak zwykle wsiadł na swój motorower i odjechał. Tym razem, w przeciwieństwie do innych
spotkań, nie znał jego miejsca ani drogi. Instrukcje otrzymywał w trakcie jazdy za pomocą
przekaźnika telepatycznego bezpośrednio ze statku Semjase. Schutzbach i ja jechaliśmy za nim
samochodem. Musieliśmy uważać, aby nie stracić go z oczu, ponieważ nie mieliśmy zielonego
pojęcia, dokąd jedzie. Z początku krążyliśmy po Hinwil, aby zgubić postronne osoby, które mogły
za nami jechać. Na rozwidleniu dróg musieliśmy się zatrzymać i cofnąć, a następnie skręcić w
prawo
przypuszczalnie źle zrozumiał instrukcje przekazywane mu przez przekaźnik telepatyczny.
W końcu dotarliśmy do miejscowości Drstelen, gdzie nasz przewodnik zatrzymał się nagle
pośrodku polnej drogi. Znajdowaliśmy się bez wątpienia w pobliżu miejsca kontaktu. Gdyby Billy
był sam, wówczas urządzenie prowadzące zawiodłoby go aż na miejsce lądowania statku, ponieważ
jednak towarzyszyły mu obce osoby, przyrząd automatycznie się wyłączył. Jego nagłe wyłączenie
się jest sygnałem dla pilota, że ma skontrolować osobę towarzyszącą łącznikowi w celu ustalenia,
czy jest ona usposobiona przyjaźnie, czy wrogo, to znaczy, czy jest godna zaufania, czy nie.
Kontrola ta polega na analizie jej myśli. Jeżeli jej wynik jest pozytywny, wówczas kontakt jest
podejmowany, w przeciwnym przypadku zostaje on odwołany i przeniesiony w inne miejsce i na
inną porę.
Podczas tej kontroli w pamięci przekaźnika kodowane są wzorce fal mózgowych
poszczególnych osób, dzięki czemu może on potem sam dokonywać ich identyfikacji. Fale
mózgowe są bowiem jak linie papilarne.
Staliśmy więc na polnej drodze, czekając, aż zakończy się kontrola. Semjase nie miała w swoich
urządzeniach wzorców naszych fal mózgowych, dlatego sprawdzenie nas zajęło jej nieco czasu.
Czekając na jej werdykt, gorączkowo rozglądaliśmy się po niebie w nadziei ujrzenia jej statku. W
pewnym momencie dostrzegliśmy przelatujący stosunkowo blisko nas obiekt w kształcie punktu,
który rozjaśniał się od czasu do czasu. W pierwszym momencie pomyślałem, że to samolot, ale nie
słyszałem jakiegokolwiek odgłosu silnika. Schutzbach, z zawodu prywatny pilot, poddał w
wątpliwość moje przypuszczenie, ponieważ częstotliwość migotania tego światła była bardzo
nietypowa jak na samolot. W końcu Billy powiedział półżartem, że mógłby sprawdzić, czy jest to
obiekt ziemski, czy nie, co też zrobił. Po kilku sekundach światło migacza nagle zgasło i obiekt
przestał być widoczny. Billy wyjaśnił to następująco:
Po prostu wydałem rozkaz temu obiektowi, aby wyłączył migacz. W przypadku samolotu nie
odniosłoby to żadnego skutku.
Jak wyjaśniła potem Semjase było to bezzałogowe urządzenie telemetryczne używane w celach
zwiadowczych. Jego błyski, które nas tak zaintrygowały, są efektem pracy urządzeń sterowniczych.
W przypadku ich awarii kontrolę nad pojazdem przejmuje automatycznie najbliższa ziemska baza
Plejadan, która naprowadza go na właściwy kurs.
Po kwadransie oczekiwania i tym zabawnym epizodzie Billy otrzymał kolejny przekaz
telepatyczny od Semjase. Zgodnie z nim polecił nam pozostać na miejscu i czekać na swój powrót.
Poprosił również Semjase, aby dokonała nam niewielkiego pokazu. Zgodziła się, nie obiecując
jednak, czy to zrobi na pewno. Mieliśmy na wszelki wypadek uważnie obserwować niebo,
zwłaszcza jego północną część.
Następnie Billy wsiadł na swój wehikuł i pojechał na właściwe miejsce spotkania, które
położone było w odległości kilku minut drogi od nas na ukrytej polanie, gdzie czekała już na niego
Semjase.
Gdy Billy oddalił się od nas, pomyślałem, co by się stało, gdybym tak teraz za nim pobiegł.
Semjase musiała wyłapać tę myśl, gdyż inaczej nie przywitałaby go słowami: "Przyprowadziłeś ze
sobą dwie obce osoby. Sprawdziłam ich nastawienie. Ich zainteresowanie jest szczere. Pan
Moosbrugger przez chwilę zastanawiał się, co by było, gdyby poszedł za tobą. Ale to bez znaczenia,
ponieważ kryła się za tym jedynie ciekawość..."
Schutzbach i ja czekaliśmy na powrót Billy'ego. Była wspaniała widoczność, pełnia Księżyca.
Ponieważ robiło się nam coraz zimniej, wsiedliśmy z powrotem do samochodu, skąd
kontynuowaliśmy obserwację nieba. Ledwie zajęliśmy w nim miejsce, gdy nagle, jak gdyby z
nicości, znad lasu w północnej części nieba wynurzył się ognistoczerwony okrągły krążek wielkości
reflektora.
Początkowo unosił się w powietrzu huśtając na boki niczym wahadło, po czym zniknął.
Odległość do niego wynosiła prawie 3 kilometry. Wkrótce w tym samym miejscu pojawił się biały
jak śnieg okrągły obiekt, który zataczając kręgi przemieszczał się poziomo. Podczas tego manewru
wydawało się nam, że owa kula nagle zwiększyła swoją wielkość, to znaczy z lewej i prawej strony
u dołu pojawiły się następne, a potem jeszcze jedna, czwarta, nieco mniejsza, która jak kropla
odpadła od środkowej, głównej, ale nie spadła na ziemię. Po następnej przerwie rozbłysł srebrzysty
krążek, który pozornie zbliżając się do nas stawał się coraz większy. Po chwili jednak skurczył się i
wrócił do swojej pierwotnej wielkości, a następnie zniknął bez śladu. W ten oto sposób zakończył
się ów fascynujący spektakl, który zawdzięczaliśmy Billy'emu i Semjase.
Billy nie mógł oczywiście go oglądać, ponieważ w czasie jego trwania jechał do nas
motorowerem. Kiedy dotarł do nas, po krótkiej przerwie ruszyliśmy w drogę powrotną. Byłem
pełen podziwu dla jego zręczności, z jaką pokonywał zakręty, mimo iż miał tylko jedną rękę. Było
około wpół do czwartej rano, gdy dotarliśmy do Hinwil. W pierwszej kolejności poszliśmy do
pokoju, aby ogrzać się przy ciepłym piecu.
Podsumowując muszę stwierdzić, że było to dla mnie niezwykłe przeżycie, którego z pewnością
nigdy nie zapomnę. Jeśli zaś chodzi o wiarygodność tego całego zdarzenia, to chciałbym stwierdzić,
co następuje:
1. Konrad Schutzbach potwierdził swoim podpisem, że moja relacja jest całkowicie zgodna z
prawdą.
2. Przypuszczeniu, że Billy sam to wszystko zainscenizował, przeczy ukształtowanie terenu,
które wyklucza, aby mógł on w tak krótkim czasie znaleźć się przy nas po pokazie. Poza tym nie
wyobrażam sobie, w jaki sposób mógłby go przeprowadzić.
Tego rodzaju nocne pokazy polegają, jak twierdzą Plejadanie, na spalaniu energii elektrycznej.
W tym celu statek wysysa ją z otaczającej go atmosfery, spręża i następnie eliminuje w procesie
spalania. Efektem tego procesu są takie zjawiska świetlne, jakie opisałem w mojej relacji.
Na zakończenie przytaczam pełny zapis rozmowy Billy'ego z Semjase, która miała wtedy
miejsce podczas ich spotkania.
Kontakt 52, poniedziałek, 17 maja 1976 roku, godzina 00.47.
BILLY: Tutaj jest o wiele przyjemniej niż tam na dworze.
SEMJASE: Oczywiście. Przyprowadziłeś ze sobą dwie nie znane mi osoby. Znowu musiałam
sama przejąć sterowanie statkiem, podobnie jak wtedy nad Morzem Północnym, gdzie miałam coś
do załatwienia.[9]
BILLY: Och, znowu byłaś zajęta czymś specjalnym? Świetnie. To prawda, sprowadziłem tu ze
sobą panów Schutzbacha i Moosbruggera. Konrad Schutzbach mieszka w pobliżu Hegnau, a
Moosbrugger w dolinie Walsertal w Austrii. Obaj są miłymi i porządnymi ludźmi.
SEMJASE: Sprawdziłam ich nastawienie
ich zainteresowanie jest szczere. Pan Moosbrugger
przez chwilę zastanawiał się, co by było, gdyby poszedł za tobą. Ale to bez znaczenia, ponieważ
kryła się za tym jedynie ciekawość i szczere zainteresowanie.
BILLY: Obydwaj przesyłają ci pozdrowienia, również pan R. Sch. z Biel. Właśnie on przekazał
mi ten dokument, prosząc cię, abyś powiedziała, czy jest prawdziwy. Co o tym sądzisz?
SEMJASE: Dziękuję za pozdrowienia i przekaż im pozdrowienia ode mnie. Czy możesz mi
powiedzieć coś bliższego o tym, co trzymasz w ręce?
BILLY: Nie. Chcę usłyszeć twoją odpowiedź wolną od jakichkolwiek sugestii.
SEMJASE: Zgoda, pokaż mi to... Och, znam ten dokument. Dotyczy posłania od
pozaziemskich inteligencji. Ale to nie jest prawdziwy dokument, to prymitywne fałszerstwo.
BILLY: To, co mówisz, zgadza się z naszymi przypuszczeniami. Dzięki.
SEMJASE: Nie ma za co. A teraz spójrz tu, tę książkę możesz zwrócić panu S. z Lindau. Z
teozoficznego punktu widzenia jest to nad wyraz wartościowe dzieło, mogę je tylko pochwalić.
Przekaż to proszę panu S. Jest to znakomita książka, ale jeżeli ma być użyteczna, należy ją zmienić,
to znaczy przyjąć inną kolejność, ponieważ wszystko jest w niej pomieszane. I mimo iż jest bardzo
dobra i w zgodzie z prawdą, nie powinna być rozpowszechniana wśród szerszych mas
społeczeństwa, ponieważ nie jest ono jeszcze w stanie pojąć tych wszystkich wywodów. Dzieło to
powinno być przeznaczone tylko dla ludzi, którzy osiągnęli już odpowiednio wysoki poziom
wiedzy. Udostępnienie jej szerokim masom wywołałoby tylko zamieszanie, które zamiast pomóc
tylko by zaszkodziło ich rozwojowi. Z rachunku prawdopodobieństwa wynika, że jej powszechne
zrozumienie będzie możliwe dopiero za 150-200 lat.
BILLY: Dziękuję ci, dziewczyno. Twoją ocenę przekażę panu S. Mam teraz specjalne pytanie.
10 maja z poziomu Petale otrzymałem nowe proroctwo dotyczące świata, które muszę "ubrać" w
formę wiersza i objaśnić. Pojawiło się w nim jednak coś zupełnie dla mnie nie znanego, co dotyczy
żyjących gdzieś w Peru Indian ogromnego wzrostu, którzy jak wynika z tej przepowiedni, jakieś 10
dni temu musieli zaatakować jakąś wioskę. Wygląda na to, że są oni dawnymi wrogami Inków
żyjącymi w głębi dżungli w chatach z liści i podziemnych tunelach. Czy wiadomo ci coś o tych
indiańskich gigantach? Byłbym ci wdzięczny za nieco uwag na ten temat, poza tym inni również
byliby tym zainteresowani.
SEMJASE: Oczywiście, istnienie tej formy życia jest nam znane. Chodzi tutaj o potomków
pewnej rasy pozaziemskiej, której przedstawiciele osiągają wzrost około 210 centymetrów. Ich
skóra ma kolor czerwono-brązowy jak w przypadku innych ras indiańskich. Mają czerwone włosy z
przebarwieniami. Przed około 500 laty giganci ci wycofali się do dżungli, gdzie zbudowali
podziemną wioskę, w której żyją do dzisiaj. Mieszkają także na powierzchni ziemi w chatach z
liści. Są dzicy, ubierają się w skóry zwierząt i żywią się roślinami oraz tym, co upolują. Ponieważ
mają ostatnio kłopoty z przyrostem naturalnym z braku kobiet, od kilkudziesięciu lat porywają je z
cywilizowanych terenów, zwłaszcza białe. Korzenie ich pochodzenia sięgają czasów Inków, z
którymi są spokrewnieni. W dawnych czasach szerzyły się waśnie między różnymi grupami Inków,
w rezultacie których walczyły one ze sobą na śmierć i życie. Jedna z tych wojen toczona była
między tymi gigantami a innym plemieniem inkaskim, które nazywało się Chanaks lub Chanka.
Bardzo często dochodziło do potyczek między nimi, ponieważ Chanaks lub Chanka zwalczali
wszystkich, którzy byli czystszej krwi Inkami. Giganci stanęli po stronie czystszej krwi Inków i
wypowiedzieli im wojnę nękając ich swoimi atakami. Około 500 lat temu nagle opuścili swoją
wspólnotę plemienną i wycofali się w głąb dżungli, gdzie wiodą ciężkie i pełne wyrzeczeń życie.
Od tamtego czasu uważa się, że wyginęli zupełnie. Ponieważ są potomkami Inków, można ich
uważać za wrogów Inków tylko pod warunkiem uwzględnienia faktu, że występowali przeciw
zdegenerowanym Inkom, takim jak Chanaks lub Chanka.
Artykuł ze szwajcarskiej gazety Blick
Środa, 19 maja 1976
INDIANIE-OLBRZYMY UPROWADZILI BIAŁE KOBIETY
Dzikie olbrzymy, które od 400 lat uważane były za wymarłe
LIMA (Peru)
Dzicy olbrzymi odziani w skóry wdarli się do położonej w dżungli peruwiańskiej wioski La
Pampa del Sacrament. Przy pomocy prymitywnych siekier wymordowali wszystkich mężczyzn, z wyjątkiem
dziewięciu, których ciężko ranili. Następnie wybrali 3 najpiękniejsze białe kobiety i uprowadzili je ze sobą.
Było to przed dwoma tygodniami. Kilka dni później grupa rudowłosych mężczyzn mierzących po około 2,15
m wzrostu napadła na myśliwych obozujących w dżungli.
Nadeszli z oszczepami i kijami
powiedział świadek tego zdarzenia peruwiańskiemu pismu Ultima Hora.
Odniósłszy rany myśliwi musieli się wycofać.
Miejscowa ludność żyje teraz w nieustannym strachu. Naukowcy i historycy zadają sobie natomiast pytanie:
"Kim są ci olbrzymi rudzielcy?"
Opis tych olbrzymów pokrywa się z opisem Indian ze szczepu "Chanka". Ci czerwonoskórzy przez ponad 400
lat uchodzili za wymarłe plemię. Toczyli liczne wojny z Inkami, po czym uciekli przed hiszpańskimi
konkwistadorami. Skutecznie przeciwstawiali się próbom cywilizowania. Potem zaginął o nich wszelki słuch. Aż
do dzisiaj...
BILLY: To bardzo interesujące. Czy nazywanie tych zdegenerowanych Inków Chanka lub
Chanaks, oznacza, że nie wiesz, jak się oni dokładnie nazywali?
SEMJASE: Te dwa określenia używane są od dawien dawna. Byli znani pod tymi dwiema
nazwami. Jest jeszcze jedna, trzecia, ale nie mogę ci nic o niej powiedzieć, ponieważ nie jestem na
ten temat dobrze poinformowana.
BILLY: Nie szkodzi i tak powiedziałaś mi więcej, niż się spodziewałem. Mam jeszcze jedno
pytanie, a właściwie dwa. Pochodzą od pana Moosbruggera z Walsertalu. Jaka astronomiczna data
jest związana z piramidą w Gizie i czy tak zwana "klątwa faraonów" istnieje naprawdę?
SEMJASE: Najpierw odpowiem ci na drugie pytanie. Nie ma żadnej "klątwy faraonów". To
tylko wytwór ludzkiej wyobraźni powstały w umysłach ludzi, którym wydaje się, że wszystko
wiedzą, że znają różne tajemnice, którzy wciąż tkwią w religijnych przesądach. Od dawna zdarzają
się przypadki zgonów wśród rabusiów okradających grobowce faraonów, również wśród waszych
naukowców, ponieważ oni także uprawiali grabież. Świadomość, że takie grabieże będą miały
miejsce, doprowadziła do konieczności zainscenizowania przez faraonów i kapłanów wypadków
poprzez zastosowanie odpowiednich środków. W tym celu sporządzali oni odpowiednie pułapki.
Kazali na przykład swoim niewolnikom zbierać kolce kaktusa Figidindusa, które nasączali
odpowiednimi truciznami. Następnie te zatrute kolce umieszczali między bandażami
balsamowanego ciała. Każdy, kto go potem dotykał, ulegał ukłuciu, po którym do organizmu ofiary
dostawała się trucizna wywołująca jej śmierć.
BILLY: Niesamowite. Masz na myśli kolce kaktusa Figidindusa, te, które pokrywają
powierzchnię jego owoców?
SEMJASE: Tak, a teraz drugie pytanie. W czasie gdy wznoszono piramidy, ówcześni
astronomowie obliczyli dalszy los Ziemi. Na podstawie tych danych ustalono wymiary piramid.
Obliczenia wykazały, że w przyszłych wiekach Ziemia zostanie zagrożona katastrofą z kosmosu,
podobnie jak to miało miejsce w czasie ich wznoszenia. Aby uzmysłowić przyszłym pokoleniom
ten grożący im kataklizm, dane na jego temat zakodowano w konstrukcji piramidy. Oznacza to, że
zostały one zbudowane w oparciu o dane, które staną się jasne, kiedy ta katastrofa z kosmosu
znowu zagrozi Ziemi. Dawna astronomia była bardzo rozwinięta i obliczyła te daty nad wyraz
dokładnie. Uwzględniono przy tym nawet wiele globalnych przemian, których daty zostały
wyliczone z ogromną precyzją. Zgodnie z przewidywaniami tej dawno zapomnianej nauki Ziemia
ulegała ciągłym przeobrażeniom. Powoli nadchodzi czas, kiedy te astronomiczne dane, które
zakodowano w konstrukcji piramid, zaczynają pokrywać się ze współczesnymi obliczeniami
astronomicznymi zapowiadającymi to, co przewidziano ponad 70.000 lat temu. Owo zdarzenie
nastąpi dokładnie wtedy, kiedy światło pewnej bardzo dalekiej gwiazdy centralnej, wpadnie przez
Wrota Objawienia do walcowatego tunelu, który biegnie w prostej linii od zewnętrznej ściany
Wielkiej Piramidy do jej wnętrza, i oświetli pewien centralny punkt. Nic więcej nie wolno mi
powiedzieć.
BILLY: Ależ to chyba ważne, abym dowiedział się czegoś więcej na ten temat.
SEMJASE: Z całą pewnością, ale niestety nie wolno mi nic więcej powiedzieć. Jeżeli bardzo
chcesz, mogę to powiedzieć, ale tylko tobie.
BILLY: Będę milczał jak grób.
SEMJASE: W porządku, ale jeszcze nie dzisiaj. Połączę się specjalnie w tym celu z tobą
telepatycznie, kiedy będę przekazywała ci tę rozmowę.
BILLY: Zgoda. A jak wygląda sprawa z tymi tajemnicami krążącymi wokół piramid i jak
zostały one wzniesione, pewnie za pomocą maszyn?
SEMJASE: Prawdziwe tajemnice nie są po to, aby je wyjawiać, poza tymi, które dotyczą
istnienia Inteligencji Giza [jej dokładne omówienie znajduje się w rozdziale XIV], pomiarów
związanych z nadciągającą katastrofą i owego światła pewnej gwiazdy, które ma w pewnym
momencie wpaść przez Wrota Objawienia. Piramidy zostały wzniesione przy pomocy duchowych
sił telekinetycznych, o czym już zresztą wiesz, w związku z czym nie muszę ci nic więcej mówić na
ten temat.
BILLY: To wystarczy. Dzięki. Dziwi mnie bardzo, dlaczego w czasie ostatniego weekendu, a
nawet nieco wcześniej, tak dużo waszych statków krążyło nad Hinwil. Czyżbyś zgubiła jakieś
"złote nic", którego wspólnie szukaliście? To był prawdziwy pokaz. Naliczyliśmy łącznie dziewięć
pojazdów, nie licząc tych dwóch, w których byłaś ty i Quetzal.
SEMJASE: Tak, to prawda. Nie, nie zgubiłam niczego, a już z pewnością tej dziwnej rzeczy, o
której mówisz.
BILLY: Rozbawiasz mnie, dziewczyno. Przecież to był żart. Po prostu "złote nic" to tylko
przenośnia, która oznacza zwyczajne nic.
SEMJASE: Zapamiętam to na przyszłość. Otóż podczas kontroli stwierdziliśmy, że jakaś
organizacja militarna przy pomocy prymitywnej aparatury i niebezpiecznych helikopterów badała
miejsca lądowań w poszukiwaniu śladów promieniowania. Mówię o tych miejscach lądowania, w
których ja sama się przyziemiałam. Ponieważ zawsze istnieje możliwość kumulowania
promieniowania, dokonaliśmy inspekcji i zbadaliśmy, co trzeba. W żadnym z tych miejsc nie
stwierdziliśmy jakiegokolwiek promieniowania. Zapewne sam widziałeś te helikoptery kilka dni
wcześniej wieczorem, około godziny 21. Krążyły również nad twoim domem.
BILLY: Wiem, widzieliśmy tych wojskowych głupków, ale nie przejmujemy się nimi, ponieważ
nie grzeszą sprytem. Daliście nam wspaniały pokaz, który sprawił nam wielką radość. Kto z was
latał w kierunku północno-wschodnim?
SEMJASE: Quetzal, chciał wam sprawić radość.
BILLY: Co mu się znakomicie udało. To było wspaniałe. Podziękuj mu za to.
SEMJASE: W porządku, z pewnością to go bardzo ucieszy.
BILLY: Chciałem jeszcze powiedzieć, że kiedy nagrywałem odgłos twojego statku, wśród ludzi,
którzy pojawili się nagle wokoło, jakby wyrośli spod ziemi, byli także lokalni policjanci. Teraz
nawet oni wtykają w to swoje nosy.
SEMJASE: Zauważyłam to, ale to bez znaczenia, ponieważ nie mają żadnego konkretnego
dowodu. Jak właściwie wyszły zdjęcia, które robiłeś tuż przed Wielkanocą?
BILLY: Masz na myśli te, na których ścigał ciebie ten samolot myśliwski? Chciałbym widzieć
wtedy głupią minę tamtego pilota. Wydaje mi się, że te zdjęcia wyszły dobrze. [Patrz zdjęcie nr 18.]
SEMJASE: Pilot miał w samolocie aparat, ale nie mógł zrobić żadnych zdjęć, ponieważ
zablokowałam go. Wyraz jego twarzy był komiczny, wyrażał niedowierzanie i zdziwienie. Nigdy
przedtem nie widziałam tak głupkowatego wyrazu twarzy.
BILLY: Mogę to sobie wyobrazić. Ziemskie robaki często wyglądają głupkowato, kiedy są
zdziwione. Powiedz mi jednak, czy nie zauważyłaś wtedy czegoś dziwnego o godzinie 00.20?
Chodzi mi o obiekt, który przelatywał wtedy wysoko nad nami błyskając w dziwnym rytmie. Aby
sprawdzić, czy nie jest to samolot z uszkodzonymi migaczami, wydałem temu obiektowi polecenie
wyłączenia światła, co też uczynił, ale dopiero po pewnym czasie
mniej więcej 5-10 sekundach.
Musiało to być urządzenie telemetryczne lub coś w tym rodzaju, ponieważ nie jestem w stanie
oddziaływać na samoloty. To samo powiedziałem moim przyjaciołom. Wiadomo ci coś o tym?
Acha i jeszcze coś. Mniej więcej 10 minut później pan Schutzbach zobaczył czerwone światło w
gwiazdozbiorze Wielkiej Niedźwiedzicy, które po chwili nagle zniknęło.
SEMJASE: Nie zlokalizowałam tego drugiego obiektu, było to przypuszczalnie w momencie,
gdy byłam już na dole [w ukrytym na leśnej polanie statku]. Ten pierwszy obiekt, któremu kazałeś
wyłączyć światło, był naszym urządzeniem telemetrycznym. Baza poinformowała mnie, że pod
wpływem nie zlokalizowanych sił zszedł z kursu. Powinieneś bardziej uważać w takich
przypadkach.
BILLY: Czy kazanie wyłączenia światła takiemu śmigaczowi jest aż tak niebezpieczne?
SEMJASE: Oczywiście. Światło wysyłane przez urządzenie telemetryczne jest bardzo ważne,
ponieważ służy do wyznaczania jego kursu. Jak sam zauważyłeś posiada ono określoną
częstotliwość i jest bardzo jaskrawe. Jego błyski są niczym impulsy fal radiowych używanych do
sterowania. Gdy siłą umysłu wyłączyłeś je, wówczas to urządzenie wypadło spod kontroli i
zboczyło z kursu. W rezultacie musiała interweniować baza, aby wprowadzić je z powrotem na
właściwą trajektorię.
BILLY: Obiecuję już tego nie robić. Naprawdę nie miałem złych zamiarów.
SEMJASE: W porządku, nie mogłeś o tym wiedzieć.
BILLY: Mam jeszcze jedno pytanie. Czy możesz przeprowadzić dla obu moich przyjaciół mały
pokaz? Wiesz, interesują się wszystkim, a przede wszystkim naszą misją. Twój pokaz byłby dla
nich bardzo cenny.
SEMJASE: Doskonale rozumiem twoją prośbę. Wiesz, jak trudno jest ostatnio z takimi
rzeczami, zwłaszcza odkąd depcze się nam po piętach. Z tego między innymi względu
poinformowałam cię, żebyś był gotowy między godziną 00.30 a 1.00, zaś wezwałam cię godzinę
wcześniej o 23.30. Zastanowię się nad twoją prośbę, ale niczego nie obiecuję.
BILLY: W porządku, to mi wystarczy. Czy mogłabyś mi dać jeszcze dwie lub trzy rzeczy ze
swoich artykułów spożywczych. Mam na myśli małe pastylki, czy jak tam to wygląda. Pod
warunkiem że nie sprawię ci tym kłopotu, na przykład nie spowoduję, że umrzesz z głodu.
SEMJASE: Ależ oczywiście mogę spełnić to życzenie, tyle że nie mam teraz ze sobą nic
takiego. Wezmę to ze sobą następnym razem, najlepiej coś takiego, co będzie najbardziej
przypominało ziemskie wyroby, coś, co jest już tutaj produkowane.
BILLY: Dzięki. Chyba tak będzie najlepiej, ponieważ gdyby to było coś obcego, mogłyby być z
tym kłopoty. Wiesz, jak zachowują się ludzie.
SEMJASE: Wiem, wiem. Ale już czas na mnie, muszę wracać nad Morze Północne.
BILLY: Zatem leć, mój skowronku. Mało nie powiedziałem moja sowo, ale to przecież nie
pasuje do ciebie, ponieważ bardziej przypominasz właśnie skowronka, nawet w mowie, to znaczy
brzmieniem głosu.
SEMJASE: Twoje komplementy są bardzo miłe i szczere.
BILLY: Dziękuję, przyjmij proszę wszystkie kwiaty świata jako wyraz mojego hołdu i raduj się
ich wonią odczuwając radość i miłość.
SEMJASE: Jesteś tak miły, że aż wprawiasz mnie w zakłopotanie.
BILLY: Ty również. Życzę ci wszystkiego najlepszego, droga dziewczyno. Niech czarujący
zapach ziemskich kwiatów towarzyszy ci napełniając cię miłością. Do zobaczenia wkrótce.
SEMJASE: Do widzenia, moje myśli zawsze będą przy tobie. Jest mi często bardzo...
[Nie usłyszałem już ostatnich słów Semjase, gdyż wszedłem do szybu antygrawitacyjnego i
szybko zjechałem na dół, następnie wsiadłem na motorower i odjechałem. Wydaje mi się, że życie
jest czasami dziwne i popieprzone. Anita z Wiednia zwykła w takich sytuacjach mówić: "Życie to
gówno"].
2. Moja druga obserwacja UFO
(zdjęcia nr 57, 58, 60 i 62
relacja Guido Moosbruggerd)
Zdarzenie to przebiegało inaczej niż to sprzed miesiąca, wszystko było bowiem zaplanowane i
zapowiedziane. Trzy dni wcześniej w trakcie rozmowy telefonicznej z Billym, dowiedziałem się, że
na ten weekend przewidziany jest nocny pokaz Plejadan, w którym będę mógł uczestniczyć i robić
zdjęcia. Była to bardzo doniosła wiadomość, gdyż dotychczas nikomu nie zezwalali na
fotografowanie lub filmowanie, pomijając Billy'ego.
Ponieważ moje umiejętności w tej dziedzinie pozostawiały wiele do życzenia
nigdy nie
pracowałem ponadto z teleobiektywem, a już w ogóle nocą
poprosiłem o radę mojego kolegę
Huberta Riesera. Kierując się jego wskazówkami nabyłem odpowiednio czuły film i ruszyłem w
drogę. Pokaz miał nastąpić w nocy z 12 na 13 czerwca. Po moim przybyciu do domu Meierów
dowiedziałem się od Billy'ego, że jego początek ma nastąpić po północy, między godziną 24. a 1.
Aby przebiegł on bez zakłóceń, Plejadanie postanowili poddać wcześniej badaniu mające w nim
uczestniczyć osoby. Było nas sześcioro: bracia Schutzbachowie, pani Stetter, pani Flammer, pani
Walder i ja.
Po krótkiej naradzie ruszyliśmy o północy w drogę. Billy jechał swoim motorowerem
aż do
miejsca lądowania na ukrytej w lesie polanie, my zaś w dwóch grupach udaliśmy się na miejsce
obserwacji znajdujące się na łące między Hinwil i Wetzikon, niedaleko hali sportowej. Na wąskiej
polnej drodze ustawiliśmy trzy statywy i przygotowaliśmy nasz sprzęt
dwa aparaty fotograficzne i
jedną kamerę
nakierowując go na północny wschód, na skraj lasu przy Winkelriet oddalonego od
nas o około 2 kilometry. Widoczność była wspaniała. Po około godzinnym oczekiwaniu, o 2.15,
rozpoczął się długo oczekiwany spektakl.
Tak jak przypuszczaliśmy, na północnym wschodzie przed zalesionym zboczem góry Bachtel
pojawił się pierwszy błyszczący obiekt. Szczęśliwym trafem nie musiałem wcale nakierowywać
nań aparatu, ponieważ znalazł się od razu w obiektywie. Najpierw podziwialiśmy ognistoczerwony
krążek wielkości reflektora samochodowego, który po kilku sekundach zniknął nam z pola
widzenia, tak szybko, jak szybko się pojawił. Po chwili przed nami rozbłysl przepiękny srebrzysty
krążek. Zdaniem obecnych pań był trójkolorowy, osobiście nie widziałem tego, ponieważ zajęty
byłem ustawianiem aparatu. Potem pojawił się jeszcze trzeci, nieco wyżej od poprzednich.
Po krótkiej przerwie nad skrajem lasu pojawił się srebrzysty krążek, który niczym struga
deszczu opadł w dół. Na zakończenie tego krótkiego, acz imponującego pokazu mogliśmy jeszcze
przez chwilę obserwować odlatujący statek w kształcie kuli świecący jaskrawym światłem.
Początkowo wznosił się pionowo ku niebu, po czym zaczął stopniowo opadać, oddalając się coraz
bardziej, aż w końcu skurczył się do rozmiarów małego punktu i ostatecznie zniknął z naszych
oczu. Wszystko to trwało w sumie nie dłużej niż 10 minut.
Wkrótce potem z oddali dobiegł nas odgłos silnika jakiegoś pojazdu zbliżającego się do nas od
strony Winkelriet. Przez chwilę zastanawialiśmy się, kto to może być? Wkrótce okazało się, że to
nie kto inny, jak sam Billy wracający ze spotkania z Semjase. Zachwycony poinformował nas, że z
miejsca lądowania sfotografował cały ten pokaz. Poza tym zakomunikował nam, że Semjase
poleciała swoim statkiem do Austrii i w drodze powrotnej wyląduje raz jeszcze, lecz już w innym
miejscu. W związku z tym natychmiast opuściliśmy to miejsce i udaliśmy się w kierunku Hinwil.
Zatrzymaliśmy się przed przejazdem kolejowym i czekaliśmy. Po chwili Billy ruszył na spotkanie,
które miało się odbyć w pobliskim lesie. Podobnie jak za pierwszym razem w Winkelriet również
tutaj podchodzenie do lądowania i samo lądowanie statku Semjase odbyło się całkowicie
bezgłośnie, poza tym w ogóle nie było go widać dzięki ekranowi ochronnemu.
Zaniepokoiło nas dziwne zachowanie niektórych zwierząt. Początkowo wokół zapanowała
całkowita cisza, którą przerwało następnie głośne rżenie koni dochodzące do nas z lasu w miejscu
lądowania statku Semjase. Mniej więcej w tym samym czasie usłyszeliśmy także osobliwe
szczekanie, a nad naszymi głowami przeleciał ptak wielkości kruka. Jak wiadomo, obecność
pozaziemskich statków kosmicznych bardzo niepokoi zwierzęta. Jest to spowodowane
emanowanym przez nie promieniowaniem, które odbierają zwierzęta.
Gdy około godziny 4. nad ranem Billy wrócił ze swojego drugiego spotkania, wszyscy razem
udaliśmy się do domu.
A oto kilka interesujących spostrzeżeń związanych z materiałem fotograficznym zgromadzonym
tej nocy:
1. Zdjęcia pana Schutzbacha przedstawiają jedynie koliste świecące obiekty.
2. Na zdjęciach czarnobiałych widoczne są figury w kształcie robaczków, a nie krążków, i można
rozpoznać na nich manewry statku Plejadan.
3. Tylko na jednym z moich kolorowych slajdów robionych przy użyciu teleobiektywu widoczny
jest obiekt w kształcie koła. Na innym wyraźnie widać z kolei ślady po spalaniu w kształcie
chmury dymu. Widać także mżawkę, o której wspomniałem wcześniej, ale nie widać krążka,
który widzieli wszyscy obserwatorzy. Na jeszcze innym dobrze wyszedł odlatujący statek
widoczny jako świecący czerwony punkt.
4. Kolorowe zdjęcia Billy'ego robione bezpośrednio z miejsca lądowania i bez użycia
teleobiektywu przedstawiają zupełnie inne obiekty świecące. Całkowitą niespodzianką dla nas
było zdjęcie, na którym widoczna była cyfra "1". Godnymi uwagi są również intensywne kolory,
które widać jednak tylko wtedy, gdy zdjęcia ogląda się z bliska.
Każdy, kto widział te świecące obiekty, musi przyznać, że z całą pewnością nie są one dziełem
jakiegoś pirotechnika. Jak sądzę, nie zabraknie i takich, którzy znajdą jednak jakieś "racjonalne"
wyjaśnienie tych zjawisk.
3. Moja trzecia obserwacja UFO
(relacja Guido Moosbruggera)
Czternaście dni po mojej drugiej obserwacji statków Plejadan, Semjase i Quetzal postanowili
jeszcze raz powtórzyć ostatni pokaz w tym samym miejscu. Z powodu nieprzewidzianych
okoliczności musiał on jednak zostać odłożony.
W czasie kontaktu z Billym Quetzal wyjaśnił to przesunięcie w czasie następująco:
"Stwierdziłem, że wszędzie jest pełno ludzi, którzy z zaciekawieniem wpatrują się w niebo w
oczekiwaniu na nasz spektakl. Poza tym na skrzyżowaniu przed Hinwil stoi samochód, w którym
siedzi dwóch policjantów obserwujących całą okolicę".
Biorąc pod uwagę fakt, że Plejadanie nie tolerują niepożądanych gości w czasie swoich
pokazów, ich reakcja jest zupełnie zrozumiała. Tego wieczoru w Hinwil miała miejsce potańcówka,
w związku z czym na ulicy do późnej nocy panował ożywiony ruch.
I chociaż z zapowiedzianego pokazu nic nie wyszło, okazało się, że nie przyjechaliśmy tam na
darmo. Mimo iż nasza cierpliwość wystawiona została na ciężką próbę, to jednak została ona w
końcu nagrodzona.
Po pierwsze, mieliśmy przyjemność, to znaczy Hans i Konrad Schutzbachowie, pani Flammer,
pani Stetter, pani Walder oraz ja, zaobserwować kilka urządzeń telemetrycznych przelatujących
powoli na stosunkowo niskich wysokościach. Przy tej okazji udało mi się sfotografować trajektorię
jednego z nich. Miałem właśnie zamiar sfotografować Wenus, gdy jak na zawołanie pojawił się on
w obrębie mojego obiektywu (patrz zdjęcie nr 59).
Po drugie, podobnie jak poprzednim razem mogliśmy obserwować i sfotografować odlot statku
załogowego wyglądającego jak ognistoczerwona, płonąca kula. Tym razem jednak nastąpił on dużo
szybciej i wtedy zrozumiałem, dlaczego nie udało mi się zdjęcie specjalne.
4. Nocny pokaz w dniu 14 marca 1976 roku
(relacja Jacobusa Bertschingerd)
14 marca 1976 roku Jacobus Bertschinger był świadkiem zdarzenia, które miało miejsce w
pobliżu Betswil nie opodal domu dziecka Sunnematteli. Oto jego relacja:
"O godzinie 0.40 zauważyłem nagle na północy nad wierzchołkami świerków ciemnożółte
światło, które pojawiło się nagle, jakby wyłoniło się z nicości. Początkowo myślałem, że to dom, w
którym po prostu zapalono światło. Wydało mi się to jednak nieco dziwne, gdyż nad świerkami i to
do tego w głębi lasu nie może przecież być żadnego domu. To zmobilizowało mnie do
dokładniejszej jego obserwacji. Z początku było ono stałe i nieruchome, potem jednak zaczęło się
poruszać i powoli dotykać wierzchołków świerków. Powoli wzniosło się do góry, aż osiągnęło
wysokość 200-300 metrów, zmieniając przy tym powoli swój kolor na ciemnoczerwony. Gdy
osiągnęło tę wysokość przestało na chwilę migotać, po czym zaczęło przybliżać się do mnie.
Wszystko to działo się z niewiarygodną szybkością. Zbliżające się światło zwiększyło swoją
wielkość i zmieniło kolor, tym razem na mlecznobiały. Następnie ta świetlna kula nagle znowu się
zatrzymała, ja zaś w napięciu czekałem na ciąg dalszy tego spektaklu. Należy przy tym dodać, że
ten obiekt w czasie swojego lotu wzniósł się w górę i znajdował się teraz na wysokości 2000-3000
metrów.
Spod tej świetlnej kuli zaczął się nagle sypać istny deszcz iskier, jak w trakcie pokazu
sztucznych ogni. Zjawisku temu towarzyszył niesamowity hałas przypominający odgłos, jaki
powstaje, gdy stykają się ze sobą dwa nie izolowane kable elektryczne. W końcu rozległ się jakby
strzał i całe zjawisko przybrało odwrotny kierunek
świetlna kula zaczęła oddalać się, ponownie
wznosząc się coraz wyżej. Sunęła na północ, aż w końcu zniknęła w chmurach.
Po około 30 minutach ta czerwona, świetlna kula pojawiła się znowu, po czym jeszcze raz
wzbiła się w górę, zatrzymała nad czubkami sosen, obróciła i odleciała na wschód. Śledziłem ją aż
do chwili jej zniknięcia w chmurach. [Według danych istot pozaziemskich pułap, na jakim się
znajdowała, wynosił 2200 metrów.]
Oświadczam, że powyższe informacje są zgodne z prawdą i żadna z nich nie jest wytworem
mojej wyobraźni lub efektem halucynacji".
W uzupełnieniu załączam krótki fragment rozmowy, którą Billy przeprowadził z Semjase i
Quetzalem przed tą nocną demonstracją (kontakt 48, niedziela, 14 marca 1976 roku, godzina
00.04).
BILLY: Cieszę się, że odwiedziliście mnie we dwójkę. Czyżbyście mieli dla mnie coś
szczególnego?
SEMJASE: Oczywiście, Quetzal chciałaby coś z tobą omówić.
QUETZAL: Ważne jest, abyś zachował milczenie w tej sprawie.
BILLY: Jeśli tylko sobie tego życzycie. Zapędziliście mnie bardzo wysoko na tę górę.
QUETZAL: To dobre miejsce. W przyszłości Semjase będzie za każdym razem ustalała miejsce
lądowania, ponieważ zbyt dużo osób interesuje się naszymi sprawami, jak już się zresztą sam o tym
przekonałeś.
BILLY: Niestety, dzisiaj musiałem przyjechać samochodem, ponieważ wczoraj w moim
motorowerze przerwał się przewód doprowadzający paliwo. Przywiózł mnie tutaj kolega, który
czeka teraz na mnie jakieś 2 kilometry stąd.
QUETZAL: To bardzo miło z jego strony. Podziękuj mu za to. Jego trud zostanie nagrodzony,
będzie miał bowiem okazję zobaczyć mój statek. Poza tym urządzę mu w prezencie niewielki pokaz
w postaci eliminacji energii elektrycznej. Dokonam jej koncentracji poprzez "wyssanie" jej z
atmosfery, po czym dokonam jej spalenia. Twój pomocnik będzie musiał jednak uzbroić się trochę
w cierpliwość, ponieważ nie mogę tego zrobić na wysokości poniżej 2500 metrów, gdyż opadająca
paląca się energia jest bardzo gorąca. Będzie widział to wyraźnie, ponieważ będę leciał wysoko i
bardzo wolno.
IX. Obserwacje dzienne i nocne
Oprócz dziennych i nocnych pokazów kilka osób miało okazję zaobserwować pozaziemskie
obiekty latające w innych sytuacjach. Takie przypadkowe dzienne obserwacje statków Plejadan
należą do rzadkości i dlatego mogę tu przedstawić jedynie dwie relacje tego typu. Istnieje
oczywiście pewien konkretny powód, dla którego Plejadanie i ich sprzymierzeńcy unikają sytuacji,
w których mogliby być widziani w ciągu dnia. Jego wyjaśnienie zawiera poniższa relacja żony
Billy'ego, Kalliope. (Oberwacje i fotografowanie statków Plejadan przez Billy'ego odbywało się za
ich zgodą, w związku z czym nie mają one charakteru przypadkowego, to znaczy obserwacji
dokonywanych bez wcześniejszego ich zaplanowania).
W przeciwieństwie do nich dokonano stosunkowo wielu obserwacji nocnych, z których
przedstawię jednak tylko kilka, między innymi jedną, która nie miała zawiązku z pojazdamiPlejadan. Ów pozaziemski obiekt latający widziany był w Hinterschmidrti, Monachium i szeregu
innych miejsc. Powodem jej przytoczenia tu jest interesujące wyjaśnienie Taljdy, jakiego udzieliła
Billy'emu na ten temat.
1. Obserwacje dzienne
1.1. Niezwykła obserwacja
(relacja Kalliopy Meier)
Było to 28 czerwca 1976 roku, gdy mój mąż, "Billy", przyszedł do nas i ku naszemu
zaskoczeniu zażądał, abyśmy [Kalliope Meier, jej córka Gilgamesha, synowie Atlantis i
Methusalem, Amata Stetter i Hans Schutzbach] udali się razem z nim w pewne miejsce poza
Hinwil. Zrobiliśmy, jak nam powiedział. Wsiedliśmy do samochodu pana Schutzbacha i
pojechaliśmy do miejscowości Oberdorfler Riet (Betzholz-Hinwil). Tam mieliśmy czekać na jego
powrót. Na miejsce spotkania znajdujące się kilkaset metrów dalej pojechał swoim motorowerem.
Czekała już tam na niego Semjase z Quetzalem i Pieją.
Wyczekując w cieniu drzewa na jego powrót prowadziliśmy ożywioną rozmowę. Po około pół
godzinie nasz sześcioletni wówczas syn Atlantis zawołał nagle: "Patrzcie, tam coś leci". Ku
naszemu zaskoczeniu ujrzeliśmy, jak w odległości około 300 metrów od nas z lasu wzniósł się w
powietrze duży srebrzystoszary obiekt.
Hans Schutzbach miał ze sobą pożyczony od Billy'ego aparat fotograficzny, który wziął ze sobą
na wszelki przypadek. Już od kilku miesięcy molestował Billy'ego, aby pozwolił mu sfotografować
statek kosmiczny Semjase w dziennym świetle.
Hans Schutzbach od początku był zaangażowany w misję Billy'ego
jako fotograf-hobbista był
odpowiedzialny za dokumentację fotograficzną. Stał się mężem zaufania i od czasu do czasu mógł
razem z moim mężem zbliżać się do statku Semjase. Okazało się jednak, że nie może [bez osłony]
znieść jej pola promieniowania. Wielokrotnie opowiadał, że znajdując się wewnątrz niego czuł się
jak w raju, zaś po wyjściu zeń doznawał uczucia, jakby się świat przed nim zawalał. W tych
momentach czuł właśnie, co oznacza prawdziwa miłość i pokój, a ponieważ tego stanu nie można
było utrzymać po wyjściu z pola promieniowania Semjase, popadał w silne uczucie przygnębienia.
Z powodu tak wrażliwego odbioru kontaktów z Semjase mąż mój przestrzegał go przed
zamiarem ujrzenia jej statku w dziennym świetle. Powiedział mu, że kiedy już taka okazja się
nadarzy, to z wrażenia nie będzie w stanie zrobić ani jednego udanego zdjęcia.
I rzeczywiście, kiedy nad lasem ukazał się statek Plejadan, przypuszczenie mojego męża
sprawdziło się. Hans Schutzbach biegał z wrażenia wkoło, nie wiedząc, jak ma się zachować, aż w
końcu wypuścił aparat z rąk. Po chwili uspokoił się nieco i
z ogromnym trudem -podjął próbę
wykonania kilku zdjęć. Ręka mu drżała, nie mógł utrzymać nieruchomo aparatu. Gdy ochłonął,
statek oddalił się już na tyle, że był widoczny jako mały punkcik.
Ta obserwacja statku kosmicznego trwała około 10 minut, tyle bowiem czasu wznosił się on i
powoli oddalał, aż w końcu zniknął na południowym zachodzie. Byłam zafascynowana tym
niezwykłym zdarzeniem i jeszcze dziś często wracam do niego myślami.
1.2. Moja pierwsza obserwacja UFO
(relacja Elisabeth Grubef)
Wiosną 1978 roku przebywałam razem z rodziną przez kilka dni w Centrum w Hinterschmidrti.
23 kwietnia 1978 roku około godziny 9. sprzątałam właśnie dom i kurnik, gdy nagle z kuchni
wyszedł Billy i wlepił wzrok w niebo. Spojrzałam w tym samym kierunku, co on, starając się
nadążać za jego wzrokiem. W pewnym momencie powiedział do mnie: "Popatrz, tam właśnie leci
Quetzal swoim statkiem"
i powiódł ręką w powietrzu, wskazując trajektorię lotu obiektu i
udzielając mi jednocześnie kilku dodatkowych wskazówek na jego temat.
Przeszył mnie dreszcz emocji, ponieważ rzeczywiście ujrzałam na niebie bardzo wyraźnie
widoczny kolisty obiekt o pozornej średnicy około 70 centymetrów, a więc imponującej wielkości,
zważywszy odległość, w jakiej znajdował się od nas. Poza tym wydawało mi się, że często zmienia
położenie, bowiem raz miał kształt podłużny, a raz dysku.
Przyszło mi do głowy, że ten widok może być niezwykłym przeżyciem dla mojego męża i
postanowiłam go zawołać, ale niestety nic z tego nie wyszło. Później okazało się, że znajdował się
w tym czasie kilkaset metrów od nas.
Kiedy ja wołałam swojego męża, Billy zawołał Bernadettę, która przebywała akurat w łazience.
Na jej pytanie, co się stało, powiedział, aby natychmiast wyszła na zewnątrz, jeśli chce zobaczyć
statek Quetzala, który w międzyczasie znacznie przyspieszył. Billy natychmiast wyjaśnił mi
dlaczego. Przyczyną był widoczny na niebie samolot, który usiłował go przechwycić.
Kiedy nadeszła Bernadetta, statek był już daleko i wyglądał jak mała świetlna plamka. Billy
pokazał go jej i wspólnie obserwowaliśmy go do czasu, aż zniknął nam z pola widzenia. Billy
wyjaśnił nam potem, że w pewnym momencie otrzymał telepatyczny przekaz od Quetzala z
pozdrowieniami i informacją, że właśnie przelatuje nad jego domem i że może obejrzeć jego statek
na niebie, jeśli chce.
Dzięki temu i ja mogłam go zobaczyć. Było to tym cenniejsze, że całe to zdarzenie miało
miejsce w ciągu dnia. Jest to jedna z dwóch obserwacji tego typu, jakich udało się nam dokonać. To
niezwykłe przeżycie pozostanie na zawsze w mojej pamięci.
2. Obserwacje nocne
2.1. Światła na niebie
(relacja Gilgameshy Meier)
W 1975 roku, kiedy miałam osiem lat, przeżyłam coś, czego nie zapomnę do końca życia.
Pewnego dnia między godziną 20. a 21. matka kazała mi iść spać, poszłam więc do mojego
pokoju, lecz nie mogłam zasnąć. Byłam zbyt podekscytowana i zdenerwowana. W tym czasie moi
rodzice, Kalliope i Eduard Meier, siedzieli za domem. Mieszkaliśmy wtedy w Hinwil przy ulicy
Wihalden pod numerem 10 w pięknym domu, jak mi się wtedy wydawało. Przez chwilę
podsłuchiwałam ich rozmowę i w pewnej chwili usłyszałam, jak tata powiedział do mamy, aby
spojrzała na horyzont. Zrobiłam to samo i aż zaparło mi dech, gdyż to, co zobaczyłam, było tak
fascynujące, że nie zapomnę tego do końca życia. Na horyzoncie pojawiło się 16 NOLi. Miały
kulisty kształt i białożółty kolor. Z miejsca, z którego patrzyłam, ich pozorna średnica wynosiła
około 20 centymetrów. Miałam mieszane uczucia, gdyż nie wiedziałam, co to jest. Dopiero jakiś
czas później dowiedziałam się, że to były pojazdy istot z innej planety. Od tego czasu wiem już, że
w naszym wszechświecie żyją także inne istoty rozumne.
2.2. Któż to błąka się po nocy...
(relacja Engelberta Wachtera
skrót)
To dla mnie wielki zaszczyt wozić bez względu na porę i pogodę naszego "szefa". Po
odpowiednich przygotowaniach wyruszyłem razem z Billym około godziny 19.30 z domu.
Już wcześniej nieraz towarzyszyłem mu [jako osoba do towarzystwa lub kierowca] w drodze na
miejsca spotkań. Tym razem jednak prowadząc samochód musiałem jechać zgodnie z instrukcjami,
które Billy otrzymywał na bieżąco telepatycznie ze statku Semjase. Rozmawialiśmy niewiele
oprócz wymiany uwag dotyczących kierunku jazdy.
Tuż przed budynkiem firmy budowlanej Wittwe AG w Saland skręciliśmy nagle na lewo i
skierowaliśmy się w górę wzdłuż bardzo wąskiej drogi. Przejechaliśmy obok zabudowań
chłopskich, następnie skręciliśmy w prawo, potem lewo, prosto itd. Około 19.45 dotarliśmy do
Sacklen.
Wjedź tutaj
powiedział po jakimś czasie Billy.
Tak, tutaj... a teraz zatrzymaj się.
Przez chwilę myślałem, że zabłądziliśmy, co się już nam zdarzało. Ale okazało się, że nie, to był
nasz punkt docelowy XY. Billy wyskoczył z samochodu i rozejrzał się po łące, gdzie od czasu do
czasu zapalały się małe światełka.
Zaparkowałem samochód w odpowiednim miejscu, aby łatwiej było potem stamtąd wyjechać.
Billy pożegnał się ze mną i zniknął w mroku nocy. Wokół mnie panowała martwa cisza tylko od
czasu do czasu przerywana dziwnym dźwiękiem. Robiło się zimno, wsiadłem więc do samochodu,
włączyłem dmuchawę i magnetofon. Potem zapaliłem papierosa i jak ryś wpatrywałem się w mrok.
Nigdzie wokoło nic się jednak nie ruszało. Po około 30 minutach wysiadłem z samochodu, aby
rozprostować kości.
W pewnym momencie odniosłem wrażenie, że mniej więcej w połowie drogi do ściany lasu z
prawej strony coś migocze. Szybko wróciłem do samochodu i po cichu wyjąłem ze schowka
toporek. Położyłem go obok na siedzeniu, drzwi zostawiłem otwarte i wlepiłem wzrok w tamto
miejsce. Nagle usłyszałem odgłos ciężkich kroków stawianych w trawie wskazujących na dorosłego
mężczyznę.
Nie mogłem uwierzyć, że to możliwe, ale wcale nie czułem strachu, a jedynie ciekawość.
Myślałem, że to jakiś chłop pasący swoje bydło na łące. Ni stąd, ni zowąd ujrzałem dziwny płaszcz
przeciwdeszczowy, który migotał w oddali. "Śmieszne, w taką pogodę"
pomyślałem. Na wszelki
wypadek sprawdziłem swoją broń. "Poczekaj tylko, ty pastuchu"
pomyślałem znowu
"zaraz
napędzę ci strachu".
Pomyślałem, że reflektory halogenowe w moim samochodzie mogłyby na tym krótkim odcinku
nieźle oślepić tego nocnego marka. Szybko sprawdziłem kierunek jazdy i pospiesznie usiadłem za
kierownicą. Spojrzałem ponownie przez szybę, aby sprawdzić, czy będzie go dobrze przez nią
widać. Nagle znowu go ujrzałem, jego migoczący płaszcz. To niesamowite, jak ten ktoś zupełnie
nieświadomie szedł prosto w moją pułapkę. Jeszcze tylko kilka metrów. Gorączkowo namacałem
kluczyk samochodu. Tkwił w stacyjce, jak należy. Jeżeli się go nie przekręci, to światło halogenowe
nie zadziała. Błyszcząca postać zbliżała się coraz bardziej. Jeszcze tylko kilka sekund. W jednej
chwili przekręciłem kluczyk i włączyłem światło halogenowe.
Szeroki snop światła otoczył srebrzyście połyskującą postać. Na moment mężczyzna zwolnił
kroku. Po dwóch, trzech krokach znalazł się na skraju ciemności. I to miał być chłop?
Szybko włączyłem silnik, aby objąć go jeszcze światłem reflektorów samochodowych i
przyjrzeć mu się dokładnie. Widziałem, jak się oddalał w kierunku lasu, aż w końcu zniknął mi z
oczu. Po kilku minutach obok mnie jak spod ziemi wyrósł nagle Billy. Uśmiechnął się i zapytał
mnie, czy zawsze straszę samotnych wędrowców. Na moje pytanie, skąd o tym wie, skrzywił się i
zapytał:
Czyżbyś nie wiedział, kogo tak bardzo przestraszyłeś?
Oczywiście podejrzewałem, kto to mógł być, ale bałem się to wypowiedzieć, gdyż wydało mi
się to zbyt nieprawdopodobne. Tak, to był nasz przyjaciel Quetzal, zaś Billy obserwował to zajście
na ekranie monitora wewnątrz statku.
Oto odpowiedni fragment rozmowy Billy'ego z Semjase i Quetzalem na temat tego zdarzenia
(kontakt 139, 9 października 1980 roku):
SEMJASE: ...chwileczkę, wzywa mnie Quetzal przez radiostację.
QUETZAL: Właśnie strasznie się przestraszyłem.
BILLY: No no no, popatrzcie, co mu się przytrafiło.
SEMJASE: Chwileczkę, zaraz nam o tym opowie.
QUETZAL: [Ukazuje się na ekranie.] No wiec idę sobie w mroku jak zwykły człowiek, aby
spotkać się z Menarą, doszedłem do skraju lasu, do miejsca położonego w odległości kilku metrów
od ogrodzenia pastwiska, gdzie przy krowach czekała na mnie Menara, gdy nagle zostałem
oświetlony dwoma reflektorami. Jak wykazał mój analizator należały one do samochodu
Engelberta. Musiał mnie pewnie zauważyć mimo tego mroku i wziąć za jakąś osobę szpiegującą
naszego przyjaciela.
BILLY: Quetzal, pewnie nie zdjąłeś tej srebrzystej peleryny?
QUETZAL: Wydawało mi się, że nie ma potrzeby, ponieważ sądziłem, że w tej ciemności
Engelbert nie będzie mógł mnie zauważyć.
BILLY: No i przeliczyłeś się.
QUETZAL: To prawda, na przyszłość będę o tym pamiętał.
BILLY: No cóż, świat się przez to nie zawali, a Engelbertowi pewnie sprawiło frajdę, że
napędził ci strachu, mimo iż nie miał pojęcia, że to właśnie ty, a nie jakiś samotny wędrowiec.
QUETZAL: Oczywiście, że nie wiedział, że to ja, i dlatego nie czuję się urażony. Doznałem po
prostu chwilowego uczucia strachu i to powinieneś mu powiedzieć, przekazując jednocześnie
pozdrowienia ode mnie. Do widzenia.
BILLY: Cześć. On też się pewnie przestraszył. Chciałbym teraz widzieć jego minę.
SEMJASE: Z pewnością wyglądał na zadowolonego.
BILLY: Quetzal musiał przejść chyba ze sto metrów w obrębie tego światła. Jak to możliwe, że
się na to odważył? Czy przebywanie w polu wibracji Ziemian w takiej odległości od nich nie
szkodzi wam? O ile wiem, to możecie zbliżać się do ludzi [bez urządzeń ochronnych] na odległość
od 90 do 100 metrów bez bycia narażonym na ich szkodliwe wibracje.
SEMJASE: To ostatnie jest zgodne z prawdą. Lecz pierwsze zdanie jest błędne. Quetzal nie
wszedł w istniejący już snop światła, lecz został nim niespodziewanie oświetlony.
Gdy wracaliśmy do domu, mój reflektor halogenowy musnął jeszcze skraj lasu i przez moment
oświetlił Quetzala, który był już przy Menarze. Stali obok siebie na skraju łąki.
Brak mi słów, aby dostatecznie barwnie opisać to przeżycie.
2.3. Zdarzenie z 8 kwietnia 1983 roku
2.3.1. Moje pierwsze spotkanie z UFO
(relacja Brunhildy Koye)
Było to wieczorem 8 kwietnia 1983 roku około godziny 20.30 w Hinterschmidrti.
Przyglądałam się akurat zasadzonym przeze mnie drzewkom. Przez całe popołudnie wiał porywisty
wiatr i jeszcze teraz o zmierzchu odczuwałam jego silny powiew. Byłam w dobrym nastroju i
przyglądałam się chmurom na niebie, i nagle ujrzałam zbliżające się jakieś ogromne światło
wyglądające jak wielki reflektor. Przemieszczało się powoli wysoko nad wieżą strażniczą położoną
na wschód od miejsca, w którym stałam, w kierunku na zachód, w stronę Semjase-Silver-Star-
Center.
Początkowo stałam jak zamurowana i wpatrywałam się w niebo kręcąc głową ze zdziwienia.
Przez chwilę myślałam, że to jakieś przywidzenie. Przez cały czas kołatała mi w głowie myśl:
"Przecież nie potrzebuję żadnego dowodu, jestem już od dawna przekonana o istnieniu
pozaziemskich statków kosmicznych". Po chwili usłyszałam kroki i zobaczyłam Billy'ego
wychodzącego z domu z lornetką w ręku w towarzystwie Thomasa i kierującego się na wschód w
stronę garażu. W tym momencie byłam już pewna, że to nie przywidzenie, że to, co widzę, dzieje
się naprawdę. Pospiesznie sięgnęłam do kieszeni po klucze, ponieważ przypomniałam sobie, że w
samochodzie także mam lornetkę. Wzięłam ją i stanąwszy obok Billy'ego i Thomasa, zaczęłam
razem z nimi oglądać ów obiekt.
To, co zobaczyłam, zaszokowało mnie zupełnie
serce podeszło mi do gardła, zupełnie
odbierając mi mowę. Moim oczom ukazał się duży statek kosmiczny z mnóstwem świateł wkoło.
Po chwili zmienił swój kształt na trójkątny. Następnie odniosłam wrażenie, że ta sprawiająca
wrażenie lekkiej masa upodobnia się do balonu wypełnionego powietrzem. Wokół niego krążyło
sporo mniejszych obiektów świetlnych tworzących od czasu do czasu trójkąt, by się po chwili
rozpierzchnąć i nieco oddalić.
W pewnym momencie ten świetlny twór rozciągnął się przyjmując podłużny kształt, jego
światło zaczęło stopniowo słabnąć i odniosłam wrażenie, że przesuwa się powoli na wschód. Nagle
usłyszałam za sobą głosy. To Karin prosiła mnie o lornetkę. Podałam ją jej i gdy niedługo potem
dostałam ją z powrotem, ów obiekt był już niewielki.
Nigdy nie zapomnę tego niesamowitego widoku i do dzisiaj jestem wdzięczna tym istotom za
ten "dowód".
2.3.2. Niezwykłe zdarzenie z 8 kwietnia 1983 roku (godz. 20.15)
(relacja Thomasa Kellerd)
Miałem właśnie zamiar przynieść sobie jeszcze jedno narzędzie do murowania, którym się
właśnie zajmowałem, gdy nagle Slivano powiedział do Billy'ego, że na niebie jest duży świetlisty
obiekt. Pośpiesznie zawróciłem, aby sprawdzić, czy to prawda, Billy zaś pobiegł co tchu do domu
po lornetkę. Gdy wrócił z nią, zajęliśmy odpowiednie miejsce do obserwacji. Po pobieżnej lustracji
nieba Billy powiedział nagle:
Niesamowite, spójrz.
To, co zobaczyłem, zaparło mi dech. Moim oczom ukazał się biały podłużny twór, wyraźnie
widoczny twór bez wyraźnych konturów, ponieważ ciągle zmieniał kształt i barwę. Na prośbę
Billy'ego pobiegłem do domy, aby zawołać innych. Po chwili ponownie zająłem miejsce obok niego
i jąłem obserwować niebo. Teraz obiekt iskrzył się jasnoróżowym odcieniem (niczym "żywe
chmury" w filmie Star Trek: The Motion Picture). Jeden kształt zapamiętałem jednak wyraźnie,
mimo iż nie było to łatwe z powodu ustawicznych zmian.
Obserwowana gołym okiem ta "rzecz" wydawała się 5 razy większa od Wenus. Ja, Billy i kilka
innych osób widziało wyraźnie pionowy obiekt w kształcie klina. Według obliczeń Billy'ego obiekt
znajdował się na wysokości około 18.000 metrów i w odległości około 35.000 metrów w prostej
linii.
Gdy później siedząc w kuchni rozmawialiśmy o nim, Louis powiedział, że obserwował go przez
ponad 45 minut. Engelbert widział go przez krótszy okres czasu i specjalnie się tym nie ekscytował,
ponieważ widział już ciekawsze rzeczy. Nazajutrz po spotkaniu z Taljdą Billy powiedział nam, że
potwierdziła ona naszą obserwację, wyjaśniając przy okazji, że statek ten miał średnicę około 350
metrów.
To zdarzenie na zawsze zachowam w swojej pamięci i dziękuję za to przeżycie moim
przyjaciołom z Druan (wyjaśnienie w poniższym sprawozdaniu).
2.3.3. Sprawozdanie z rozmowy o zdarzeniu z 8 kwietnia 1983 roku
(sobota, 9 kwietnia 1983 roku, godzina 11.16)
BILLY: Bardzo szybko zareagowałaś na moją prośbę, chociaż nie wymagało to aż takiego
pośpiechu. Mogłem przecież poczekać do jutra.
TALJDA: Przyczyną pośpiechu była nie tylko twoja prośba, ale również ważna informacja, że
w następnych miesiącach będą miały miejsce spotkania z innymi ludźmi z odległych gwiazd.
BILLY: A więc przybywasz, jak gdyby z dwóch powodów. Ze swojej strony mam pytanie
dotyczące tego osobliwego zdarzenia, które obserwowaliśmy wczoraj, 8 kwietnia. O godzinie 20.14
zobaczyłem wysoko na niebie na wschodzie jaskrawe światło mniej więcej 3-4 razy większe od
Wenus. Początkowo myślałem, że to ona
Wenus, lecz ona widoczna jest przecież tu u nas jedynie
w południowej i zachodniej części nieba. Zacząłem więc dokładniej obserwować to jaskrawe
światło i wówczas stwierdziłem, że ustawicznie zmienia kształt i barwę, mieniąc się wszystkimi
kolorami tęczy. Pobiegłem wówczas do mojego domu po lornetkę, przez którą mogłem dokładniej
przyjrzeć się temu osobliwemu świetlnemu tworowi widniejącemu na niebie. Wyglądał jak
przezroczysta fatamorgana.
Odległość, w jakiej się znajdował, oceniłem na około 35.000 metrów, zaś pułap na 18-20
kilometrów, biorąc jako punkt odniesienia miejsce, z którego go obserwowaliśmy. Zauważyłem, że
po jego prawej stronie poruszały się różne mniejsze obiekty, które co chwilę odrywały się od niego
i ponownie doń zbliżały. Potem zobaczyłem ciemne punkty, plamy, na tym dużym obiekcie
wyglądające jak jakieś narośle. Coś podobnego widziałem na olbrzymim statku Ptaaha
[gigantyczny statek-baza dowodzony przez ojca Semjase, Ptaaha], w związku z czym pomyślałem,
że to podobny statek-matka wyglądający jak swego rodzaju fatamorgana lub lustrzane odbicie.
Odrywające się od niego z prawej strony błyszczące punkty wziąłem za statki promienne, a ciemne
punkty i plamy za wloty do hangarów. Z obliczeń przeprowadzonych na podstawie jego pozornej
wielkości i odległości wyszło mi, że jego średnica wynosiła 320-340 metrów.
Panika i zagadka w Norymberdze
widziały to tysiące ludzi
Dzikie polowanie na niebie
Pojawiło się z nicości
niesamowity trójkąt połyskiwał srebrzyście na niebie nad Norymbergą. Nie poruszał
się, lecz migotał.
Tysiące ludzi wpatrywały się w niebo jak zauroczeni. Setki przestraszonych ludzi dzwoniły przez cały dzień
na policję oraz do stacji meteorologicznej mówiąc: "Nad nami lata olbrzymie UFO. Zróbcie coś. Boimy się".
Lecz służby publiczne były bezradne. Czy był to satelita szpiegowski, wojskowy balon zwiadowczy czy też
statek kosmiczny z innych gwiazd?
Gdy to UFO było widać jeszcze następnego dnia, ekipa z Telewizji Bawarskiej wyruszyła w jego kierunku
samolotem odrzutowym Lear. Pilotował go szef norymberskiego lotniska Helmut Muller-Gutermann. Pilot:
"Lecieliśmy za tym UFO wznosząc się aż do pułapu 12.300 m, ale nie mogliśmy się do niego zbliżyć".
Posługując się dwumetrowym teleskopem kierownik stacji meteorologicznej w Norymberdze Eckard Póhl
dostrzegł nieco więcej: "Wyglądało to jak zdeformowana, wydłużona z przodu, piramida o średnicy około 150 m.
Reszta wyglądała jak przezroczysta folia plastykowa".
Zagadkę tę rozwiązał w końcu, w piątek przed południem, kierownik kontroli lotów z Manching Gertwin
Huhnerbein: "Jesteśmy pewni, że ten nieznany obiekt latający jest badawczym balonem stratosferycznym".
TALJDA: Zanim przyszłam tutaj, Quetzal przestrzegł mnie przed tobą, ponieważ jak się
przekonaliśmy, ten obiekt nie umknął waszej uwadze.
BILLY: Tak? A to dlaczego Quetzal ostrzegł cię przede mną?
TALJDA: Przysłuchiwał się twojej rozmowie z Thomasem i słyszał, co mu mówiłeś.
Zauważony przez was obiekt był rzeczywiście statkiem kosmicznym, jednak widzieliście tylko jego
odbicie, ponieważ w rzeczywistości szybował on bezpośrednio nad waszym Centrum. Celem tego
przelotu było zbadanie tego najbardziej znanego miejsca na Ziemi i przyjrzenie się przebywającym
w nim ludziom. Ze względów bezpieczeństwa, doskonale znanych ci zresztą, był zabezpieczony
przed lokalizacją, jednak w niewytłumaczalny dla nas sposób powstały owe odbicia widoczne w
atmosferze w odległości wielu kilometrów. Jak ci wiadomo, inni wcale nie muszą posługiwać się
taką samą techniką, jak my. Druanie posługują się zupełnie innymi metodami zabezpieczającymi. A
propos twoich obliczeń
zauważone przez was lustrzane odbicie tego obiektu znajdowało się na
wysokości około 26.000 metrów i w odległości mniej więcej 36 kilometrów, zaś jego średnica
wynosiła około 350 metrów. Twoje obliczenia są więc zaskakujące dokładne.
Zagadkowy obiekt latający nad Kolonią
Kolonia. Zagadkowy jarzący się obiekt latający w nocy z poniedziałku na wtorek pozbawił snu mieszkańców
dzielnicy Holweide w Kolonii, policję zaś postawił na nogi. Pierwsze telefony do policji napłynęły od
mieszkańców miasta z prawego brzegu Renu około godziny 23.10.
Patrol "Arnold 19/20" udał się na miejsce obserwacji w dzielnicy Holweide. Dotarłszy na miejsce,
zameldował: "Na niebie jarzący się kolisty obiekt ze świecącą aureolą". Niestety nie można było określić
wysokości i wielkości tego niecodziennego zjawiska.
Policja zwróciła się do kontroli lotów na lotnisku. Okazało się, że ich urządzenia namiarowe nie wykazywały
obecności jakiegokolwiek obiektu. Za pomocą lornetki można było ujrzeć balonowaty twór ze źródłem światła w
środku. Przez całą jego długość przebiegały pionowe i poziome linie.
Uwagę policji zwróciło świecące światło. Wykluczono, aby mogła to być gwiazda. Po około 1 godzinie obiekt
zniknął zasłonięty chmurami, które w międzyczasie zasnuły niebo. Kolońska policja zarejestrowała w pamięci
komputera pojawienie się tego nieznanego obiektu latającego. Pod względem kształtu, koloru i wyglądu
zewnętrznego przypominał on obiekt, który tydzień temu obserwowano nad Norymbergą. Przypuszcza się, że
mógł to być balon metereologiczny o średnicy około 80 m.
Kolonia: "UFO nad miastem"
KOLONIA (dpa)
Zagadkowy obiekt latający zaparł dech w piersiach policji i mieszkańców Kolonii w nocy z poniedziałku na
wtorek. Liczne telefony od mieszkańców miasta potwierdziły obserwacje urzędników policji: "Uderzające
jaskrawe światło, okrągły przedmiot ze świecącą aureolą". Nocne poszukiwania tego obiektu okazały się jednak
bezowocne.
BILLY: Wspomniałaś coś o Druanach.
TALJDA: W przypadku tego obiektu latającego chodzi o statek z planety Druan kierowany
przez zamieszkujące ją ludzkie formy życia, zwane przez nas Druanami. Jest to bardzo wysoko
rozwinięta rasa ludzka o pokojowym usposobieniu. Planeta Druan znajduje się w systemie NOL,
który leży w galaktyce o średnicy 1,7 razy większej od naszej i oddalonej od Układu Słonecznego o
około 310 miliardów lat świetlnych.
BILLY: W 1975 roku w czasie mojej podróży w głąb kosmosu byłem krok od niej. Więc te
miliardy lat świetlnych nie robią na mnie żadnego wrażenia. W końcu do wszystkiego można się
przyzwyczaić.
TALJDA: Rozumiem, ale nie dlatego podałam ci te dane.
BILLY: W ogóle się nie znasz na żartach.
TALJDA: Ach tak, więc to jest to, przed czym ostrzegał mnie Quetzal -twoje osobliwe
poczucie humoru.
BILLY: No właśnie. Wspomniałaś coś o jakichś gościach, których mogę mieć. Czyżby to mieli
być Druani?
TALJDA: Tak. Druani przebywali tutaj na Ziemi przez 5-6 miesięcy, choć nam się wydaje, że to
były całe lata. W czasie ich pobytu statek ten i te mniejsze mu towarzyszące były często
obserwowane przez Ziemian
w pierwszych tygodniach jedynie w Europie, potem również nad
innymi kontynentami.
BILLY: Jak on właściwie wygląda, pomijając zniekształcony obraz jego odbicia?
TALJDA: W rzeczywistości ma dyskoidalny kształt, lecz z powodu specjalnego ekranu
ochronnego może być postrzegany jako ostrosłup lub wierzchołek kryształu górskiego.
BILLY: To jego ściany wywołują tę grę świateł, które mienią się wszystkimi kolorami tęczy?
TALJDA: Jesteś, jak widzę, dobrze zorientowany w tych sprawach.
BILLY: To prosta zasada pryzmatu, którą poznają już przedszkolaki bawiąc się szklanymi
kuleczkami w świetle słońca.
TALJDA: Widzę, że nie masz żadnych oporów przed stawianiem pytań.
BILLY: Nie. Ostatecznie po to mam usta, aby je zadawać. No, ale nie powiedziałaś mi jeszcze o
tym ewentualnym kontakcie.
TALJDA: Ach, rzeczywiście, wyleciało mi to z głowy. Przypuszczalnie jedna lub kilka osób z
załogi statku Druanów skontaktuje się bezpośrednio z tobą. Są w każdym razie zainteresowani
nawiązaniem kontaktu z tobą, po tym jak rozmawialiśmy z nimi i wyjaśniliśmy im naszą wspólną
misję na Ziemi.
BILLY: Czy mogłabyś mi zdradzić, czego chcą ode mnie? Jako Ziemianin nie mogę im przecież
nic zaoferować!
TALJDA: Jesteś zbyt skromny.
Dalszych obserwacji tego obiektu dokonano przede wszystkim w Niemczech i we Włoszech. Na
dowód załączam kopie artykułów prasowych zamieszczone na poprzednich stronach oraz relację
Bernharda Koye.
2.4. Moje pierwsze przeżycie z UFO
(relacja Bernharda Koye)
Było to we wtorek 19 kwietnia 1983 roku około godziny 21.10 w Monachium. Nasz pies
domagał się wyjścia na dwór, a ponieważ byłem już rozebrany, a nasz gość, Hans Zimmermann,
pochłonięty był lekturą zapisów rozmów z kontaktów [Billy'ego z Plejadanami
przyp. red.],
wyjść z nim postanowiła moja matka (Brunhilda Koye).
Około 21.25 wpadła do mieszkania i zawołała podekscytowana: "Ubierajcie się, szybko!" Nasz
gość, Hans Zimmermann, i ja pośpiesznie wrzuciliśmy coś na siebie i wybiegliśmy za nią.
Cóż się stało? Jak nam opowiedziała, spacerowała z Wastlem (naszym psem) brzegiem Isary i
nagle zauważyła na niebie błyszczący obiekt. Właśnie był tym, co chciała nam pokazać, zakładając,
że będzie jeszcze widoczny. No i mieliśmy szczęście. Na drodze dojazdowej niedaleko naszego
domu mieliśmy widoczną wystarczająco dużą połać nieba, na której zauważyliśmy to świecące
cudo. Dzięki lornetce mogliśmy obserwować również szczegóły jego wyglądu.
Po chwili postanowiliśmy zmienić miejsce obserwacji i przeszliśmy przez pobliski park nad
brzeg rzeki. Świecący obiekt wydał się nam teraz większy. Nagle matka przypomniała sobie swoje
pierwsze spotkanie z UFO w piątek 8 kwietnia w Hinterschmidrti. Wyglądało na to, że to był ten
sam statek Druanów. Stopniowo oddalał się od nas powoli wzbijając się w górę. Było to niezwykłe
przeżycie i spontanicznie chwyciłem matkę za rękę.
Około 10 minut przed godziną 22. od strony oddalającego się obiektu zaczął dąć silny, porywisty
wiatr. Gdy wracając obejrzałem się za siebie, zabłysł raz jeszcze na krótko niczym światło odległej
latarni, po czym zniknął zupełnie. Oto, czym może zaowocować spacer z psem.
X. Dlaczego pozaziemskie statki kosmiczne unikają nas?
W postępowaniu inteligencji pozaziemskich zastanawia, dlaczego lądują one swoimi statkami w
ciągu dnia, skoro tak dużo wagi przykładają do tego, aby nie być zauważonym bądź namierzonym,
jak to czynią na przykład Plejadanie.
Niektórzy pozaziemscy przybysze nigdy nie lądują bezpośrednio na powierzchni Ziemi lub nie
zostawiają na niej żadnych śladów lądowania, z drugiej zaś strony dostarczają nam innych
widocznych i namacalnych dowodów swojej bytności we wszystkich miejscach swojego lądowania.
Osobliwy jest też sposób podejmowania przez nich kontaktów z Ziemianami. Większość istot
pozaziemskich unika jakichkolwiek kontaktów z nami, stąd też osobiste spotkania z nimi są często
przypadkowe i trwają bardzo krótko. W bardzo rzadkich przypadkach i w określonych warunkach
wybierają oni odpowiednie osoby, aby utrzymywać z nimi dłuższe lub krótsze kontakty. Większość
takich osób
łączników
otrzymuje od nich polecenia jedynie w formie impulsów i to w taki
sposób, że nie znają oni ich źródła pochodzenia. W rzeczywistości bardzo niewiele osób miało
prawdziwy osobisty kontakt z istotami pozaziemskimi, poza tym odbywają się one nieoficjalnie, na
bazie prywatnej, i często mają tajemniczy charakter.
W tej sytuacji nie dziwią często zadawane pytania: Dlaczego obce istoty mają zwyczaj
utrzymywania kontaktów jedynie z nielicznymi wybranymi przez siebie osobami i nie pokazują się
publicznie? Dlaczego nie lądują na Placu Czerwonym w Moskwie, na trawniku przed Białym
Domem w Waszyngtonie, na międzynarodowym lotnisku we Frankfurcie bądź w ogrodzie
oenzetowskiego Pałacu Narodów w Genewie? Aby uniknąć wywołania szoku swoją obecnością
mogliby wykorzystać istniejącą bogatą sieć informacyjną i w ten sposób wcześniej ogłosić swoje
przybycie. Dlaczego nie zrobią z tego użytku, zamiast prowadzić grę w kota i myszkę? Jeżeli istoty
pozaziemskie odwiedzają nas naprawdę, to dlaczego nie próbują skontaktować się z rządem
jakiegoś supermocarstwa, NASA lub ONZ, które to instytucje oddelegowałyby do rozmów z nimi
jakąś wpływową osobistość? Dlaczego nie mieliby uścisnąć ręki takiemu politykowi, jak
Gorbaczow lub Bush i powiedzieć: "Oto jesteśmy, co możemy dla was zrobić?"
Taka spektakularna akcja byłaby bezsprzecznie koronnym dowodem na istnienie i obecność na
Ziemi pozaziemskich inteligencji, w co nadal niestety wątpi gros ludzkości.
Aczkolwiek sposób ich postępowania nie jest jeszcze dla nas całkowicie zrozumiały, to jednak
istnieje kilka przekonywających dowodów na ich obecność. By dobitniej przedstawić tę sytuację
wyobraźmy sobie następującą rzecz: załóżmy, że załoga wojskowego helikoptera otrzymała zadanie
obserwowania nie zbadanego jeszcze obszaru w brazylijskim buszu oraz skontaktowania się z jego
dzikimi mieszkańcami i że w tym celu ma wylądować w ich wsi. A teraz wyobraźmy sobie, co się
stanie, gdy się okaże na przykład, że ci tybulcy to barbarzyńcy traktujący każdego obcego jak
wroga. To agresywne zachowanie wobec obcych może wynikać z obawy przed nimi, przed tym, że
kontakt z nimi może doprowadzić do spadku prestiżu i pozycji przywódców plemienia. Aby
uniknąć tej konfliktowej sytuacji, niezbędne są dłuższe, często wieloletnie przygotowania.
Niektórzy z tych buszmenów próbowaliby zapewne przejąć helikopter, co raczej byłoby
niemożliwe ze względu na ich prymitywną broń. Inni członkowie ich plemienia uznaliby pewnie
członków załogi helikoptera za bogów, a nie zwykłych ludzi. Co bardziej sprytni mogliby z kolei
wpaść na pomysł, aby przejąć nieznany pojazd wraz z załogą i przy pomocy tej magicznej maszyny
i jej załogi rządzić innymi plemionami w dżungli.
Biorąc powyższe możliwości pod uwagę, należy stwierdzić, że lądowanie wśród nich byłoby
bezcelowe, chyba że załoga tego helikoptera wyposażona byłaby w niezbędną i odpowiednią broń.
Przy użyciu takich środków bezpieczeństwa lądowanie wśród tych buszmenów mogłoby wprawdzie
mieć miejsce, ale jaki miałoby wówczas sens.
Podobna sytuacja jest z istotami pozaziemskimi, które będąc na znacznie wyższym od nas
poziomie rozwoju ewolucyjnego, przybywają na Ziemię, by wspomagać nas w rozwoju duchowym.
Plejadanie i przedstawiciele innych cywilizacji pozaziemskich mają wiele powodów, dla których
nie lądują na oczach tłumów i nie nawiązują kontaktów z poszczególnymi rządami, zaś potajemnie
kontaktują się z wybranymi przez siebie osobami, które nie są wpływowymi osobistościami
politycznymi, wojskowymi lub finansowymi.
Na samym wstępie tych rozważań powinniśmy jednak odpowiedzieć sobie na pytanie, czy istoty
pozaziemskie są w stanie swobodnie poruszać się po naszej planecie bez uszczerbku dla swojego
zdrowia. Musimy bowiem wiedzieć, że nie wszystkie ludzkie formy życia we wszechświecie
posiadają taką samą budowę fizyczną jak my. Środowiska naturalne na ich rodzinnych planetach
mogą być zupełnie inne niż nasze. Chodzi mi tu między innymi o skład atmosfery oraz wielkość
siły przyciągania. Mieszkańcy planet o innym składzie atmosfery przebywając bez skafandrów w
naszej atmosferze szybko by się udusili. Poza tym istotny jest sposób ich porozumiewania się.
Gdyby nie znali żadnego naszego języka lub porozumiewali się wyłącznie telepatycznie, wówczas
jakiekolwiek porozumienie z nimi było bardzo trudne, o ile w ogóle możliwe.
Z drugiej strony wiadomo, że istnieją istoty pozaziemskie, które są w stanie lądować na naszej
planecie i oddychać naszym powietrzem, które znają również nasze języki i mogą dzięki temu
nawiązywać bez przeszkód wszelkie kontakty z nami, również oficjalne na szczeblu politycznym.
Dlaczego jednak taki oficjalny kontakt nie został do chwili obecnej przez nie nawiązany? Otóż
dlatego, że jak dotąd nie stworzono na naszej planecie odpowiednich ku temu warunków. Oto kilka
powodów tego stanu rzeczy:
1. W roku 1976 społeczności ziemskie, zwłaszcza kręgi ufologiczne, poddane zostały przez
Plejadan testom prawdy. Ich wynik był przygnębiający, bowiem okazało się, że ludzie nie dojrzeli
jeszcze do ich lądowania. Jak powiedziała Semjase: "Poziom umysłowy wielu Ziemian jest zbyt
niski i zbyt skrępowany religijnym niewolnictwem. Część z nich uznałaby nas za posłańców Boga i
czciła na równi z nim". Nie mam wątpliwości, że ogromna część ludzkiej populacji czciłaby ich jak
boskie istoty i wznosiła do nich modły.
W trakcie spotkania, które miało miejsce 2 października 1976 roku [kontakt 64] najgorszą ocenę
ze strony Semjase otrzymały kręgi ufologiczne. Oto, co powiedziała Billy'emu na ten temat: "...tak
zwane kręgi ufologiczne są tymi, które poddają w wątpliwość nasze istnienie. To właśnie ci ludzie
przyczyniają się najbardziej do ośmieszania naszego istnienia i twierdzenia, że jesteśmy wytworem
wyobraźni lub halucynacją. To, co mówię, nie oznacza oczywiście, że wszystkie te grupy postępują
w ten sposób, niemniej dotyczy to większości z nich. Z nieznajomości rzeczy i braku dostatecznej
wiedzy ci spaczeni ludzie poszukują fantastycznych wyjaśnień odwołując się do techniki oraz
zjawisk paranormalnych i czysto duchowych, gdzie można znaleźć najwięcej bzdurnych koncepcji.
Ci błądzący ludzie zajmują się rozważaniami na temat możliwości technicznych i konstrukcji
naszych statków, negując jednocześnie całkowicie naszą misję i to wszystko, co jest z nią związane.
To typowy sposób postępowania mieszkańców Ziemi, którzy zawsze przeoczają to, co istotne, to
znaczy wartości duchowe, na temat których wymyślają nieprawdopodobne bzdury, jak chociażby
to, że nasze statki promienne napędzane są siłami duchowymi, a nawet że są skonstruowane według
duchowych wzorców. W tej bzdurze jest tyle samo prawdy, jak w tym, że poruszamy się w
wymiarach paranormalnych.
Prym w głoszeniu tego typu nonsensów wiodą przede wszystkim kręgi parapsychologiczne,
które w gruncie rzeczy nie mają najmniejszego pojęcia o tym, czym się zajmują. Właśnie te grupy
ludzi czynią najwięcej szkód w upowszechnianiu prawdy... [...] Do tej kategorii ludzi należy
wymieniony przez ciebie [...] jednak nie powinieneś się oburzać jego głupotą i prymitywizmem.
[...] Rezultat jest taki, że Ziemianie nie są jeszcze w stanie traktować naszego istnienia oraz naszych
statków jako czegoś realnego i przez to obiektywnie patrzeć na nasze działania. Ci tak zwani
ufolodzy, których zadaniem jest głoszenie prawdy i przygotowywanie gruntu na przybycie
pozaziemskich inteligencji, degradują się do prymitywnych, półnaukowych sekciarzy
rozsiewających idiotyczne, nonsensowne, wymyślone przez siebie teoryjki, które zamiast
przybliżać ludzi do prawdy, oddalają ich od niej".
2. Oficjalne lądowanie nie może nastąpić w żadnym przypadku bez uprzedniego przygotowania
na nie ludzkości. Nagłe ujawnienie się istot pozaziemskich byłoby nie tylko bezcelowe, ale i
nieodpowiedzialne na obecnym etapie naszego rozwoju ewolucyjnego. Semjase jest zdania, że
mogłoby to doprowadzić do powszechnej paniki. Wystarczy tylko przypomnieć sobie, co się stało
podczas nadawania słuchowiska radiowego "Wojna światów" Orsona Wellesa w roku 1938 w
Stanach Zjednoczonych. Moim zdaniem dla większości ludzi nagłe, niespodziewane spotkanie z
istotami pozaziemskimi byłoby zbyt drastycznym przeżyciem. Ich światopoglądy zawaliłyby się
wówczas jak domki z kart. Dowiedzieliby się również przy okazji o wielu różnych
nikczemnościach rządzących, na przykład o sprzedaży jednych narodów drugim przez rządnych
władzy i pieniędzy polityków. Wielu ludzi z całą pewnością zażądałaby pociągnięcia winnych do
odpowiedzialności, co nie odbyłoby się bez przelewu krwi. Krótko mówiąc, mogłoby dojść do
ogólnoświatowego zamętu.
3. Zakładając, że pewna grupa istot pozaziemskich mimo wszystko zdecydowałaby się na
oficjalne lądowanie na Ziemi, wówczas należałoby się zastanowić nad jedną zasadniczą sprawą
w
jakim kraju miałoby nastąpić ich lądowanie? Jaki kraj należałoby uhonorować tym zaszczytem, nie
urażając jednocześnie innych. To posunięcie musiałoby być bardzo dyplomatyczne, by nie
wzbudzić niczyjej zazdrości, a co za tym idzie
nienawiści. Tego problemu nie byłoby, gdyby cała
ludzkość rządzona była przez jeden rząd. Obecnie nie istnieje jednak jeszcze żadna instytucja, czy
też, jak to się mówi, wyższa instancja, która mogłaby przemawiać w imieniu całej ludzkości i
reprezentować jej interesy na zewnątrz. Do tego niezbędny jest jeden globalny rząd i to z wielu
powodów, lecz na razie nie nadszedł jeszcze na to odpowiedni czas, bo jaki rząd zgodziłby się
dzisiaj zrezygnować ze swoich przywilejów i władzy na jego rzecz.
4. Niektórzy ludzie nie mający najmniejszych wątpliwości co do wyższości istot pozaziemskich
pod każdym względem dziwią się, że nie pojawiają się one oficjalnie, zwłaszcza że nie mają
żadnego powodu, by się nas bać, biorąc pod uwagę ich możliwości techniczne i uzbrojenie. Rzecz
w tym, że obawiają się one, iż lądowanie ich statku na naszym terytorium bez zezwolenia mogłoby
doprowadzić do niezręcznej sytuacji. Zdaniem Semjase w kręgach militarnych nie brak osób, które
pod przykrywką przyjaźni i pokoju dążyłyby do zarekwirowania statku kosmicznego istot
pozaziemskich. Powodzenie takiej akcji byłoby wydarzeniem stulecia, gdyż dzięki jego wysoko
zaawansowanej technice mogliby z łatwością opanować cały świat. Wystarczy tylko popatrzeć, co
wyczyniają służby wywiadowcze różnych krajów, aby zapewnić przewagę swoim mocodawcom.
Nawet jeżeli obcy przybysze zachowają ostrożność i ich statek będzie uzbrojony, to i tak będą mieli
wielkie szczęście, jeśli uda im się odlecieć bez żadnego uszczerbku.
Z drugiej strony pewni ludzie wszelkimi sposobami staraliby się wykorzystać okazję i
dowiedzieć różnych rzeczy od tych istot. Jak jednak wiadomo, Plejadanie i nie tylko oni nie mogą
ujawnić nam żadnych informacji dotyczących swoich technologii, dopóki każdy nowy wynalazek
wykorzystywany będzie przez nas w celach militarnych. Obce istoty trzymają się ściśle tej zasady i
odrzucają wszystkie prośby i żądania Ziemian w tej kwestii. Co to oznacza, nie trudno przewidzieć.
Nawet gdyby próbowano wydrzeć od nich te tajemnice siłą, istoty pozaziemskie potrafiłyby się
przed tym obronić. Ich mentalność i szlachetne usposobienie nakazują im jednak unikać sytuacji,
które mogłyby doprowadzić do bezpośredniej konfrontacji, mimo ich zdecydowanej przewagi
militarnej.
5. Istnieje powszechne prawo, zgodnie z którym każdy człowiek niezależnie od rasy i
pochodzenia ma prawo do wolności fizycznej i psychicznej. Żaden człowiek nie może być do
niczego zmuszany i wszędzie i o każdej porze powinien swobodnie i bez przymusu móc o sobie
decydować. Dotyczy to wszystkich narodów. Ta zasada nie mieszania się, to jest nieingerencji, jest
doskonale znana istotom pozaziemskim i przywiązują one do niej ogromne znaczenie. Co to ma
jednak wspólnego z naszym tematem? Otóż, takie nagłe objawienie swojego istnienia przez nie
byłoby swego rodzaju ingerencją w życie Ziemian, w których świadomości ich istnienie dopiero
zaczyna się pojawiać jako mglista możliwość.
6. Zdaniem Plejadan ludzie zbyt szybko straciliby zainteresowanie istotami pozaziemskimi,
gdyby ich istnienie zostało nagle, w jednej chwili całkowicie potwierdzone. Człowiek ma taką
psychikę, że potrzeba mu stałej stymulacji, nieustannego dawkowania niezwykłości, aby utrzymać
jego zainteresowanie jakąś sprawą przez dłuższy czas. W dawnych czasach było inaczej, wtedy
przekonywano ludzi przy pomocy tak zwanych cudów. Dzisiaj jest wręcz odwrotnie
do prawdy
dociera się poprzez własne rozważania i przemyślenia, a nie przy pomocy zmysłów, bowiem ludzie
wiedzą już, że są rzeczy, które istnieją, mimo iż ich nie widzimy i nie słyszymy.
7. Plejadanie i ich sprzymierzeńcy, którzy już od wielu lat zaangażowani są w sprawy Ziemi
podlegają w mniejszym lub większym stopniu zaleceniom Wysokiej Rady, która zgadza się na
oficjalne masowe lądowanie jedynie wtedy, gdy istnieją ku temu odpowiednie warunki. Jeśli o nas
chodzi, to nie osiągnęliśmy jeszcze odpowiedniego poziomu rozwoju. Poza tym nie jesteśmy
jeszcze na tyle "ucywilizowani", aby stać się równoprawnym członkiem kosmicznej federacji. Tak
więc przede wszystkim od nas zależy, kiedy nastąpi Wielkie Lądowanie. Póki co lepiej dla nas, że
obce istoty kontaktują się tylko z wybranymi przez siebie osobami i poprzez nie powoli oswajają
nas ze swoim istnieniem i tym, że nieustannie odwiedzają nas. Im szybciej otworzymy się na to,
tym szybciej nastąpi to niezwykłe wydarzenie
oficjalne lądowanie istot pozaziemskich na Ziemi.
Abstrahując od tego wszystkiego w roku 1979 Plejadanie zadeklarowali chęć nawiązania
kontaktu z jednym z ziemskich rządów, lecz jedynie poprzez swojego łącznika, to znaczy Billy'ego.
Służba wywiadowcza tego kraju zgodziła się nawet pełnić rolę pośrednika, lecz niestety to
zaplanowane przedsięwzięcie nie doszło do skutku z powodu nieodpowiedzialnego postępowania
niektórych polityków, którym albo zabrakło wyobraźni, albo po prostu nie chcieli przyjąć
warunków postawionych przez Plejadan. Wręcz nie sposób wyobrazić sobie szkód, jakie wywołała
głupota i krótkowzroczność tych polityków.
XI. Materiał fotograficzny Billyłego
W celu uzyskania dowodów na autentyczność swoich kontaktów Billy otrzymał od swoich
pozaziemskich przyjaciół zgodę na wykonywanie zdjęć i kręcenie filmów. Łącznie wykonał
kilkaset rewelacyjnych zdjęć oraz osiem niezwykłych ujęć filmowych przedstawiających różnego
rodzaju pojazdy pozaziemskie widziane w ciągu dnia i w nocy oraz ślady ich lądowań.
Bez przesady można stwierdzić, że materiał fotograficzny Billy'ego jest nie tylko najlepszy, ale i
najobszerniejszy. I co najważniejsze nie są to ujęcia przypadkowe. Wszystkie zdjęcia będące w
dyspozycji FIGU wykonane zarówno przez Billy'ego, jak i jego przyjaciół oraz znajomych zostały
zrobione wyłącznie za zgodą istot pozaziemskich. Informacje o tym, gdzie i kiedy można
fotografować lub filmować ich statki, Billy otrzymywał od nich telepatycznie. Z wyjątkiem zdjęć
wykonanych w kosmosie prawie wszystkie pozostałe powstały na Przedgórzu Zrychskim, to
znaczy na łąkach i polach położonych w pobliżu miejsca zamieszkania Billy'ego w Hinwil, a potem
Hinterschmidrti.
Celem ich wykonywania nie był zamiar wzbudzenia sensacji, ale jak już wspomniałem,
zgromadzenie odpowiednio dobrego materiału fotograficznego i filmowego mającego stanowić
potwierdzenie autentyczności jego kontaktów. Są one nie tylko cennym materiałem poglądowym
stanowiącym uzupełnienie jego tekstów, ale również potwierdzeniem tkwiącej w nich prawdy. Poza
tym stanowią także swego rodzaju przynętę dla osób, które poprzez ufologię starają się dotrzeć do
duchowej istoty rzeczy, bowiem duchowe wartości, co chciałbym szczególnie podkreślić, są w
gruncie rzeczy ważniejsze od wszystkich spraw ufologicznych razem wziętych.
1. Trudności podczas fotografowania i filmowania
Fotografowanie oraz filmowanie utrudniały Billy'emu w mniejszym lub większym stopniu
następujące rzeczy:
1. Brak jednej ręki.
2. Z braku odpowiednich funduszy nie najlepszy aparat fotograficzny. Używał najłatwiejszego w
obsłudze aparatu, jaki udało mu się zdobyć
OLYMPUS-35 ECR z przesłoną 1:2,8, ogniskową
42 mm i stałym czasem naświetlania 1/100 sekundy.
3. Różnego rodzaju niepożądane promieniowania, które normalnie nie występują w przypadku
fotografowania ziemskich obiektów latających.
a) W ciągu jedenastoletniego okresu kontaktowania się z Billym (28.1.1975-29.1.1986)
Plejadanie używali pojazdów zwanych przez nich od ich napędu statkami promiennymi. Statki
te emitowały do otoczenia szkodliwe dla materiałów fotograficznych promieniowanie, zaś ich
unowocześniony typ, wielokrotnie fotografowany i filmowany przez Billy'ego, wysyłał na
zewnątrz siebie niezwykle intensywne promieniowanie magnetyczne.
b) Niewidzialny ekran ochronny rozciągający się w odległości około 90 m od statku, który
zniekształcał wszystkie przeszkody (inne obiekty latające, meteoryty etc.) znajdujące się poza
nim, a także wszystko, co znajdowało się wewnątrz niego. Dopiero jego wyłączenie
umożliwiało robienie zdjęć ze zbliżenia, to jest z odległości mniejszej niż 90 metrów (patrz
zdjęcie nr 63).
c) Istniejące wewnątrz statku Plejadan promieniowanie, które zmniejsza jakość
wykonywanych z niego zdjęć do tego stopnia, że bez specjalnego urządzenia mija się to z
celem. Specjalnie dla Billy'ego Plejadanie sporządzili odpowiednią płytkę dyfrakcyjną, dzięki
której mógł je wykonać, jednak ich jakość mimo to była nie najlepsza.
d) Inne rodzaje promieniowań występujące w kosmosie oprócz wyżej wymienionych. Nawet
promieniowania pochodzące z naszego układu słonecznego mają pewien wpływ na jakość
zdjęć, jak to miało miejsce podczas nocnej demonstracji w czerwcu 1976 roku.
Wszystkie te czynniki w znacznym stopniu utrudniały fotografowanie i zmniejszyły jakość
produktu końcowego, to jest zdjęć, slajdów oraz filmów. W związku z tymi promieniowaniami
Billy musiał przełknąć niejedną gorzką pigułkę, zwłaszcza na początku, gdy nie miał jeszcze o nich
pojęcia. Pewnego dnia zdarzył się na przykład przykry wypadek, kiedy to jego aparat fotograficzny
nagle eksplodował, w wyniku czego całkowitemu zniszczeniu uległ światłomierz. Dlatego właśnie
zdjęcia wykonywane z bliskiej odległości stanowią w zbiorze Billy'ego mało znaczący margines.
Inne nieprzyjemne zdarzenie miało miejsce kilka lat później, w roku 1981, gdy Billy jechał
swoim minitraktorem z przyczepionym do niego domkiem kempingowym, aby sfotografować
statek Plejadan nazwany później statkiem-tortem. Gdy zbliżył się do niego na niewielką odległość,
jego silne pole magnetyczne tak namagnesowało traktor, że nastąpiło uszkodzenie jego zapłonu.
Nie mogąc usunąć tej usterki, Semjase wezwała na pomoc Quetzala, który musiał ściągnąć
odpowiednie narzędzia, aby dokonać naprawy.
Co więcej, warte łącznie 550 franków szwajcarskich kasety z filmami poddane działaniu tego
silnego pola stały się całkowicie bezużyteczne. Quetzal obejrzał je dokładnie i stwierdził, że
musiałyby posiadać specjalny płaszcz ochronny o grubości 6,11 mm, aby były zabezpieczone przed
nim w stu procentach. W przyszłości więc Billy powinien przechowywać te kasety w ołowianej
skrzynce i raczej nie zbliżać się za bardzo do tego statku.
Robione z bliskiej odległości zdjęcia statku-tortu unoszącego się nad parkingiem przed Centrum
w Hinterschmidrti wyszły tylko dlatego, że Billy wykonał je z wnętrza wozowni i przez bardzo
grubą szybę (patrz zdjęcie nr 23).
Zdjęcia niezbyt ostre i zamazane, to też rezultat oddziaływania na błonę filmową jakiegoś
promieniowania. Tego rodzaju zdjęcia wykazują zmiany kolorów, zniekształcenia, odbicia lustrzane
podobne do fatamorgany, boczne przesunięcia oraz zmiany odległości. Przy zbyt dużym zbliżeniu
statku Plejadan do jakiegoś obiektu (np. drzewa) na zdjęciu może być ono przesunięte lub mieć
zupełnie zdeformowany kształt. Efekt ten może być tak silny, że sam statek sfotografowany ze zbyt
bliskiej odległości wygląda na przykład jak mgiełka (patrz zdjęcie nr 63). Może się również zdarzyć
w takich przypadkach, że jego kontury stają się częściowo asymetryczne lub nawet przybierają
kształt linii falistych. Te niezwykłe efekty pojawiły się tylko na tych zdjęciach, podczas których
wykonywania nie zachowana została bezpieczna odległość.
Przy ocenie tego rodzaju zdjęć uszkodzonych promieniowaniem niezwykle ważna jest
znajomość prawdziwych przyczyn, dzięki czemu uniknąć można fałszywych wniosków.
4. Obecność innych ludzi. Fotografowanie w ciągu dnia w pobliżu osiedli było prawie
niemożliwe, ponieważ trudno było ustrzec się od ciekawości innych ludzi, którzy od czasu do czasu
zbliżali się do niego, aby zobaczyć, co robi. To utrudnienie było bez wątpienia najdokuczliwszym
ze wszystkich podczas fotografowania.
2. Ułatwienia
Mimo niezliczonych utrudnień zgromadzony przez Billy'ego materiał fotograficzny nie ma sobie
równego na całej naszej planecie i to zarówno pod względem ilości, jak i jakości. Dzięki
życzliwości Plejadan Billy miał przywileje, których nie posiadał żaden inny Ziemianin. Jak już
wspomniałem, jego zdjęcia nie są przypadkowymi ujęciami.
Było to możliwe również dzięki temu, że Billy miał z reguły wystarczająco dużo czasu na
poczynienie odpowiednich przygotowań, co w przypadku zdjęć przypadkowych nigdy nie ma
miejsca. Ponadto Plejadanie urządzali sesje zdjęciowe w miejscach, w których ich obiekty mogły
być dobrze widoczne w zasięgu obiektywu aparatu fotograficznego, unosząc się w powietrzu i
znajdując się w odpowiedniej odległości.
Istotnym ułatwieniem była umiejętność Plejadan ochrony swoich statków przed lokalizacją
zarówno optyczną, akustyczną, jak i radarową. Jej potwierdzeniem jest fakt, że mogą oni startować
lub lądować w dowolnym miejscu i o dowolnej porze, nie będąc przez nikogo widzianymi. Jest to
bardzo cenna umiejętność, zwłaszcza kiedy chce się ukryć swoją obecność. Ich motto w tej kwestii
brzmi: "Im mniej widzów, tym lepiej, a najlepiej żadnych!"
Stosowanie sektorowych ekranów ochronnych pozwalało Billy'emu fotografować ich statki w
ciągu dnia i w bliskim sąsiedztwie ludzkich siedzib. Sektorowe ekrany ochronne przede wszystkim
osłaniały statek w taki sposób, że był on niewidoczny dla radarów oraz niesłyszalny. Jednocześnie
znajdował się w nich wąski przesmyk, poprzez który był on widzialny wzrokowo i mógł być
fotografowany. Obserwowany z innego miejsca był całkowicie niewidoczny.
W pewnych sytuacjach, chcąc uniknąć lokalizacji Plejadanie używają tak zwanej "czapki
niewidki", to znaczy na wszystkie obiekty otoczenia nakładają niewidzialny półkulisty ekran
energetyczny. Bez niego Billy mógłby w ogóle zapomnieć o fotografowaniu.
Mimo tych wszystkich zabezpieczeń od czasu do czasu w pobliżu Billy'ego pojawiają się jednak
przygodni widzowie. Aby mógł on fotografować w spokoju w ciągu dnia, należałoby w zasadzie
odizolować całą okolicę, co z oczywistych przyczyn na zawsze pozostanie jedynie pobożnym
życzeniem. W zasadzie Plejadanie byliby w stanie nie dopuszczać postronnych osób do miejsc, w
których ma miejsce fotografowanie, aby je w ten sposób zdecydowanie ułatwić, lecz jest to
niemożliwe ze względu na prawo nieingerencji, gdyż niedopuszczanie ludzi do tych miejsc byłoby
stosowaniem wobec nich przymusu. Aby uniknąć zauważenia, nie pozostaje więc im nic innego jak
chwilowo zniknąć. W tym celu używają oni teletransmitera.
3. Różne opinie i oszczerstwa na temat zdjęć i filmów Billy'ego
Gdy w różnych artykułach prasowych opublikowano zdjęcia Billy'ego wprawiły one w
zakłopotanie wielu fachowców na całym świecie. Żaden inny przypadek związany z UFO nie
wywołał tyle zamieszania i nie wzbudził tyle emocji, co ten. To, co jedni z pewnym zdziwieniem i
podziwem przyjmowali do wiadomości, inni odrzucali kategorycznie jako fałszerstwo. Okazało się,
że najwięcej przeciwników swojego przypadku ma Billy w kręgach ufologicznych, które z miejsca
okrzyknęły go oszustem.
Mimo iż w miarę upływu czasu część jego przeciwników zmieniła zdanie po zapoznaniu się z
wynikami badań naukowych (patrz rozdział XII), to jednak wielu z nich nadal zaciekle broni
swoich błędnych poglądów wprowadzając jednocześnie w błąd innych. Dlatego też nie jesteśmy w
stanie przewidzieć, gdzie i kiedy wystartuje nowa grupa jego antagonistów. Ponieważ te ataki
najczęściej oparte są na fałszywych informacjach dotyczących zdjęć i filmów Billy'ego, chciałbym
rzucić nieco światła w ten ciemny i zawiły labirynt błędnych opinii. Jestem jednocześnie całkowicie
świadomy faktu, że jest to swego rodzaju syzyfowa praca, biorąc pod uwagę trudności i argumenty,
które niejednokrotnie bardziej przemawiają za naszymi wrogami niż za Billym.
4. Nieustanne kradzieże
Zdaniem Billy'ego z około 100 negatywów, z których każdy zawiera po 36 klatek, prawie
połowa zdjęć była całkiem udana. Z tych około 1500 zdjęć do chwili obecnej pozostało jednak
jedynie 700. Reszta, to jest ponad połowa, z biegiem lat zaginęła bezpowrotnie. W tych rachunkach
pominąłem zdjęcia z kosmosu wykonane przez Billy'ego podczas jego pięciodniowej podróży po
wszechświecie. Jak oświadczył, większość z nich została uszkodzona przez promieniowanie
kosmiczne, w związku z czym są bezwartościowe. Jakość innych waha się natomiast od przeciętnej
do dobrej, niektórych jest nawet bardzo dobra.
Billy nie posiada obecnie ani jednego zdjęcia z kosmosu. Przyznaję, że brzmi to
nieprawdopodobnie. Sam bym w to nie uwierzył, gdybym nie przekonał się osobiście, że coś
takiego jest możliwe. Otóż byłem świadkiem, jak w ciągu jednej nocy z jego zbioru zginęło bez
śladu ponad 100 zdjęć.
Wszystko to tworzy razem stosunkowo smutny bilans. Poza tym jest w tym pewien paradoks,
bowiem z jednej strony przedstawia się Billy'ego jako mistrza mistyfikacji, z drugiej zaś jego
zdjęcia okazują się na tyle cenne, że wiele osób decyduje się na ich kradzież, mimo iż "są z całą
pewnością sfałszowane".
Pomijając te kradzieże, zastanawiające są również wysiłki pewnych kręgów osób, które często
dużym nakładem sił i środków starają się podważyć wiarygodność Billy'ego, a jego kontaktom
przypiąć etykietę "największego oszustwa w historii ufologii".
5. Manipulacje obcych osób
Według Semjase pewne kręgi osób nie skąpiły czasu i pieniędzy na spreparowanie fałszywych
zdjęć Billy'ego, które zostały sporządzone tak doskonale, że przy ich pobieżnym oglądaniu nie
sposób cokolwiek zauważyć. Dopiero dokładniejsza obserwacja pozwala dostrzec tę manipulację.
Plejadanie poinformowali Billy'ego, że celem tych fałszywych zdjęć jest zniszczenie jego
wiarygodności.
Wiele wskazuje na to, że nie wszystkie fałszywe zdjęcia zostały sprawdzone przez ekspertów
dokładnie, bowiem w ich analizach można stwierdzić różne nieścisłości. Bo czym można
wytłumaczyć fakt, że dorysowana na jednym zdjęciu cienka nitka służąca rzekomo do zawieszenia
pojazdu kosmicznego znajduje się nie tylko w niewłaściwym miejscu, lecz pojawia się również w
innych. Można to wytłumaczyć na przykład tym, że podczas wykonywania powiększeń
komputerowych powstają pewne zniekształcenia wywołujące wrażenie, że sfotografowany obiekt
(model) zawieszony jest na kilku nitkach. Z pewnością istnieje jeszcze wiele innych możliwości
powstawania takich przypadkowych dowodów mogących prowadzić do błędnych wniosków.
Przy tej okazji muszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz potwierdzającą fakt, że maczał w
tym ktoś swoje palce. Chodzi o to, że Billy nigdy nie wiedział, czy po wykonaniu zdjęć wracały do
niego oryginały negatywów, czy tylko ich kopie. Wiele wskazuje na to, że z zasady dostawał
właśnie ich kopie.
6. Podwójne ekspozycje
Podrozdział ten chciałbym zacząć od pisemnej wypowiedzi znanego badacza zjawiska UFO. Pan
H.J. [były członek grupy] relacjonując swoje przeżycie z 19-20 marca 1975 roku powiedział
miedzy innymi:
"...nazajutrz Billy przeprowadził z tą grupą i kilkoma dziećmi eksperyment w pobliżu Baretswil,
który polegał na sfotografowaniu obecnych tam osób na filmie, na którym sfotografował wcześniej
model. Nam powiedział natomiast, że chciał sfotografować niewidoczny dla nas, unoszący się w
powietrzu pojazd kosmiczny".
W tym samym tonie wypowiedział się w roku 1979 na łamach jednego z pism ufologicznych po
odwiedzeniu pana H.J. pewien wiedeński ufolog:
"H.J. pokazał nam zdjęcia, na których stoi w grupie osób, nad którą unosi się NOL, który mógł
sfotografować tylko Meier".
Sprawa owej rzekomej "podwójnej ekspozycji" wygląda następująco. Będąc stale atakowanym
przez różnych niedowiarków, do których należał również pan H.J., Billy postanowił przeprowadzić
w końcu eksperyment mający udowodnić, że Plejadanie posiadają umiejętność tworzenia ekranów
ochronnych czyniących ich statki niewidzialnymi i niewykrywalnymi.
W tym celu 20 kwietnia (a nie 20 marca, jak błędnie podano) 1975 roku Billy zebrał grupę kilku
osób składającą się z 4 mężczyzn, 2 młodych kobiet oraz dwójki małych dzieci i udał się z nią
około godziny 10. na górę Jakobsberg-Allenberg w pobliżu Baretswil. (Postąpił wbrew zakazom
Plejadan zabraniającym mu sprowadzania ze sobą obcych osób). Jeden z mężczyzn z grupy miał ze
sobą film Kodaka i na oczach wszystkich podał go Billy'emu, który włożył go do aparatu i oddalił
się, aby sfotografować statek Plejadan. Cała grupa obserwowała Billy'ego, nie widząc unoszącego
się nad sobą statku Semjase, który był niewidoczny dzięki sektorowemu ekranowi ochronnemu. Po
wykonaniu zdjęć Billy zwrócił film właścicielowi, który wysłał go do wywołania i jako pierwszy
oglądał gotowe zdjęcia, zanim przekazał je Billy'emu.
Do tego momentu wszystko przebiegało zgodnie z planem i wszystko byłoby jak należy, gdyby
nie wmieszała się w to Semjase, która w jakiś sposób rozmyślnie podziałała na film jeszcze przed
jego wywołaniem w celu zniszczenia wykonanych przez Billy'ego zdjęć. Zniszczeniu uległa część
filmu. Na pozostałej jego części zachowało się jedynie kilka rozmazanych ujęć wyglądających na
podwójną ekspozycję (patrz zdjęcie nr 64). W związku z tym nasuwa się pytanie, dlaczego to
zrobiła? Zrozumienie jej motywacji może nie być łatwe dla wielu Ziemian, co jest kolejnym
dowodem na to, że Plejadanie z racji wyższego poziomu rozwoju ewolucyjnego myślą i postępują
inaczej, niż byśmy tego od nich oczekiwali.
Z powodu zupełnie nielogicznego postępowania Billy'ego polegającego na sprowadzenia na
miejsce kontaktu obcych osób Semjase straciła kontrolę nad swoim postępowaniem. Z początku
dopuściła do fotografowania, a potem gdy doszła do siebie, usiłowała zniszczyć tę część filmu, na
której były te osoby, co się jej zresztą udało tylko częściowo, gdyż omyłkowo uszkodziła inną część
filmu. Dlatego też zdjęcia z tymi osobami, które w końcu trafiły do Billy'ego, były niewyraźne i
częściowo prześwietlone.
Dla lepszego zrozumienia tego skomplikowanego przypadku przytaczam fragment rozmowy
Billy'ego z Asket i Semjase zaczynający się po tym, jak przedstawił im on sprawę z tymi zdjęciami
(kontakt 32, 8 września 1975 roku).
ASKET: Tak było, Semjase?
SEMJASE: Nie wiedziałam, że Billy może całkiem świadomie postępować tak nielogicznie.
[Asket śmieje się] Asket, i ty się z tego śmiejesz.
ASKET: Ta sytuacja ubawiła mnie. To nielogiczne postępowanie musiało rzeczywiście
wyprowadzić ją z równowagi. Co właściwie zrobiłaś?
SEMJASE: Nie rozumiem, jak mogłam postępować tak nielogicznie.
BILLY: Jeszcze przed wywołaniem zniszczyła jakimiś promieniami mój film.
ASKET: Ale dlaczego? Jeżeli z jakiegoś powodu nie chciałaś dopuścić do wywołania tych
zdjęć, to dlaczego w ogóle się tam pojawiłaś. Dlaczego po prostu nie odleciałaś stamtąd? To
rzeczywiście nielogiczne, najpierw pozwalasz na fotografowanie swojego statku, a potem niszczysz
zdjęcia.
SEMJASE: Powiedziałam przecież, że sama tego nie pojmuję. Rzeczywiście straciłam kontrolę
nad swoim działaniem. I zupełnie tego nie rozumiem.
BILLY: Nie denerwuj się tym, Semjase. Widocznie straciłaś głowę. To może przytrafić się
każdemu.
SEMJASE: Z pewnością masz rację. Z pewnych powodów nie chciałam, żebyś fotografował tę
grupę ludzi, lecz mimo to zezwoliłam na to, żebyś zobaczył i sfotografował mój statek. To był mój
błąd. Następnie w niezrozumiałym dla mnie zdenerwowaniu wyświetliłam przed twoim aparatem
krajobraz, który widziałam ze swojego statku. Nie zauważyłeś tego, ponieważ byłeś zbyt
pochłonięty robieniem zdjęć. Była to podobna projekcja do tej z tamtymi trzema twoimi
przyjaciółkami.[10] Dlatego też na twoich negatywach są widoczne dwa różne nakładające się na
siebie obrazy [jak przy podwójnej ekspozycji]. Następnie w trakcie tej projekcji wysłałam wiązkę
światła, aby prześwietlić twój film, co z niezrozumiałych względów nie udało mi się. To światła
wywołało jedynie efekt przypominający podwójną ekspozycję
nie zniszczyło samych zdjęć, ale
sprawiło, że straciły ostrość. W końcu na krótko przed wywołaniem filmu wysłałam eliminatora,
aby zniszczył film. Ze zdenerwowania zaprogramowałam go jednak odwrotnie, niż chciałam, i w
rezultacie uszkodzona została nie ta co trzeba część filmu. Tak to właśnie wyglądało.
ASKET: Rzeczywiście postępowałaś bardzo nielogicznie. Przyczyną tego może być fakt, że
spotkałaś się z całkowicie nielogicznym postępowaniem z drugiej strony, na które nie byłaś
przygotowana. To doprowadziło w twoim wyłącznie logicznie rozumującym umyśle do swego
rodzaju spięcia, które wywołało tę reakcję łańcuchową.
SEMJASE: Zapewne tak było.
BILLY: To przecież zrozumiałe: człowiek, który rozumuje tylko logicznie, nie jest w ogóle w
stanie wyobrazić sobie nielogicznego postępowania. Jeżeli styka się z czymś takim, nie potrafi
sobie z tym poradzić. I w końcu w jego postępowanie wkrada się chaos. A ten prowadzi do
błędnych wniosków i takiegoż działania.
ASKET: Wyjaśniłeś to bardzo precyzyjnie.
SEMJASE: Tak, teraz to rozumiem. Bardzo trudno jest postępować zgodnie z regułami, do
których nie jest się przyzwyczajonym.
BILLY: Masz rację Semjase, lecz uważam, że byłoby bardzo dobrze dla ciebie i innych,
gdybyście zbadali i wypróbowali ten sposób rozumowania. Logika może stać się niebezpieczną
pułapką, kiedy ma do czynienia z nielogicznymi strukturami. Jestem zdania, że logika i nielogika
muszą współgrać ze sobą, bowiem uzupełniają się nawzajem.
ASKET: Tak właśnie jest.
SEMJASE: Muszę się więc jeszcze wiele nauczyć w tej materii.
ASKET: Masz do tego dobrego mistrza, jak by powiedzieli Ziemianie.
SEMJASE: To prawda, nauczyłam się już od niego wielu rzeczy. Właściwie to bardzo dziwne,
jak różne mogą być opinie o danym człowieku. Billy w każdym razie miał dobre chęci, ale pomylił
się co do mnie, gdyż w końcu wszystko obróciło się przeciwko niemu. Z powodu tego
prześwietlenia jego antagoniści zarzucają mu teraz, że to jego robota.
W dalszej części rozdziału przedstawiam najbardziej znane i najczęściej wysuwane pod adresem
Billy'ego zarzuty dotyczące jego materiału fotograficznego.
7. Zarzuty wobec niektórych zdjęć Billy'ego
7.1. Zbliżenie
zdjęcie nr 65
Spoczywający na ziemi statek po wylądowaniu 27 lutego 1975 roku w JakobsbergAllenberg/
Bettswil, Baretswil.
Zarzuty:
a) Fotograf celowo odciął dolną część NOLa, aby uniemożliwić identyfikację modelu.
(Dokumentacja V
dowód B)
b) Dolna część zdjęcia została odcięta, jak gdyby nie chciano pokazać czegoś, na czym
spoczywał model, co określono jako mrowisko. (Dokumentacja K
str. 25)
Odpowiedź:
Zdaniem Billy'ego na oryginalnym negatywie pod statkiem widoczne były 3 podpory, na których
spoczywał on stojąc na Ziemi. Ktoś rozmyślnie odciął dolną część tego zdjęcia, po czym wykonał
powiększenia statku.
Zarzuty:
c) Zdjęcie nr 65 pokazuje, że prymitywny model statku wykonany został z grubego kartonu,
czego dowodzi jego grubość i prymitywne cięcia widoczne na krawędzi, na której założone są na
siebie oba stożki. Górny stożek odchylony jest w bok, zaś przyklejone krawędzie po lewej i prawej
stronie wykrzywiają się ku górze. (Dokumentacja V
dowód B)
d) Karton, z którego wykonany jest model, jest pofalowany, co można stwierdzić przykładając
do brzegu linijkę.
Odpowiedź:
Zdjęcie to należy do najlepszych, jakie mógł wykonać Billy ze statku Plejadan. Następstwem
zbytniego zbliżenia się do tego pojazdu był wypadek, w wyniku którego zniszczeniu uległ
światłomierz w jego aparacie marki Olympus. Faliste kontury sfotografowanego pojazdu są
wynikiem emitowanego przezeń intensywnego promieniowania.
Zarzut:
e) Biegnący wzdłuż obwodu widocznego na zdjęciu spoczywającego na ziemi statku pas
wykazuje zagadkowe podobieństwo do pasów noszonych przez chłopów mieszkających w okolicy,
w której mieszka Meier. Poza tym wykazuje on niezwykłe podobieństwo do sznura używanego do
zawieszania zwierzętom dzwonków.
Odpowiedź:
Komentarz zbędny.
7.2. Wyrzucone zdjęcia
zdjęcie nr 67
Zarzut:
"...należy stwierdzić, że widniejący na zdjęciu obiekt przypomina nieco zniekształcony kapelusz
noszony przez szwajcarskich chłopów". Z kolei tekst towarzyszący zdjęciu zamieszczonemu pod
spodem mówi: Jest to odtworzone nadpalone zdjęcie znalezione w pobliżu farmy Meiera. Ma ono
rzekomo przedstawiać statek Plejadan, który wylądował na podwórzu Meiera." (Dokumentacja K
str. 25)
Odpowiedź:
O tak zwanych wyrzuconych, nie udanych zdjęciach krąży wiele plotek. W rzeczywistości było
tak. Pewnego dnia w roku 1975 Billy otrzymał od Semjase na kilka dni metalowy model statku
promiennego do sfotografowania, aby na podstawie jego zdjęć mógł sam sobie zrobić taki model,
jednak to przedsięwzięcie nigdy nie doszło do skutku. Negatywy tych zdjęć trafiły nieopatrznie do
kosza na śmieci, które zostały następnie wrzucone do pieca. Żona Billy'ego, Kalliope, wygrzebała
je z popiołu i mimo iż były nadpalone zachowała je. Jak to się jej udało, nie mam pojęcia. Osobiście
znam tylko jedno dobre zdjęcie modelu wykonane przez Billy'ego (patrz zdjęcie nr 67). Na
nieszczęście inne gorsze zdjęcia dostały się w obce ręce i wykorzystywane są teraz do jego
atakowania.
7.3. Fabryka modeli Billy'ego
zdjęcie nr 67
Jedyne udane zdjęcie modelu.
Zarzuty:
a) Statek Semjase spoczywający na śniegu. Sfotografowana jego część nie jest dłuższa niż 1 ,5metra. Ów widoczny na zdjęciu siedmiometrowy pojazd to przejaw partackiej roboty. Brzeg jego
stożkowatej powierzchni nie wygląda, aby był on ze stopu miedzi i srebra, jak to twierdził Billy.
Wygląda raczej na brzeg kartonu. (Dokumentacja V
dowód C)
b) Według danych zamieszczonych w publikacjach Meiera ów statek ma średnicę 7 metrów.
Analiza fotograficzna wykazuje jednak, że wynosi ona nie więcej niż 1 metr. Jakość zdjęcia
przeczy, aby ów pojazd miał wielkość, o której mówi Meier. (Dokumentacja K
str. 27)
Odpowiedź:
W katalogu zdjęć FIGU fotografia ta figuruje jako zdjęcie modelu (numer katalogowy 63):
"Zdjęcie statku po lądowaniu w śniegu. Ujęcie boczne. Zdjęcie
siedemdziesięciocentymetrowego modelu dostarczonego przez Semjase".
Jedyne, co mogę do tego dodać, to to, że w przypadku tego zdjęcia zawsze była mowa o modelu,
a nie o siedmiometrowym statku.
Zarzut:
c) Od kiedy istnieją zdjęcia modelu, nieustannie krążą plotki, że wszystkie zdjęcia Billy'ego
przedstawiają wykonane własnoręcznie przez niego modele, które rzekomo odkryto w jego w
garażu.
Odpowiedź:
Tego typu opinie świadczą o głupocie i niskich pobudkach głoszących je osób. Bardzo łatwo jest
paplać, że "Billy sam wykonał modele", wiedząc, że nie grozi za to kara, lecz gdyby przyszło to
udowodnić przed sądem, nie byłoby to już takie proste.
1. Jak już wspomniałem, we wrześniu 1975 roku Billy otrzymał od Semjase na kilka dni blisko
siedemdziesięciocentymetrowy metalowy model statku promiennego w celu sfotografowania go, a
następnie wykonania na podstawie tych zdjęć własnego modelu. Gdy jednak doszło do tego
zdarzenia z nie dopalonymi zdjęciami, Billy odstąpił od zamiaru zbudowaniu tego modelu. Mimo to
nadal słyszę od czasu do czasu zarzut, że przecież w gabinecie Billy'ego wisi wspaniały model
statku Plejadan. Wyjaśniam przeto, że jest to jeden z dwóch modeli z tworzywa sztucznego o
średnicy 42 centymetrów wykonanych przez studentów z Hollywood, którzy sprezentowali mu
jeden z nich. Kilka osób wykonało jego zdjęcia. Jedna z tych osób trzymała go najpierw na uwięzi
na kiju, a potem wypuściła w powietrze. W tym czasie pozostali fotografowali go
również
aparatem Billy'ego
z różnych odległości i pod różnymi kątami, a także z różnymi czasami
naświetlania. Specjaliści od komputerowej analizy fotografii bez trudu odróżnili je od prawdziwych
zdjęć Billy'ego.
2. Billy musiałby pracować w modelarni studia filmowego, aby móc zrobić swoje zdjęcia, gdyby
w rzeczywistości przedstawiały one modele. Musiałby wykonać modele siedmiu różnych typów
statków
niektóre z nich nawet w kilku egzemplarzach
co wymagałoby ogromnych środków oraz
dużego nakładu pracy i czasu.
3. Każdy, kto zna warunki mieszkaniowe Billy'ego w Hinterschmidrti, musi przyznać, że nie
mógł on tam wykonać potajemnie żadnych modeli, jako że nieustannie kręci się tam dużo ludzi.
4. Klejąc modele na wolnym powietrzu na Przedgórzu Zrychskim bardzo łatwo jest zostać
przyłapanym na tej czynności przez wszędobylskich przechodniów.
5. Preparowanie fałszywych zdjęć statków Plejadan byłoby niemożliwe bez pomocy innych
osób.
6. Żona Billy'ego od początku miała bardzo sceptyczne podejście do całej tej sprawy, zwłaszcza
że stale cierpiało z jej powodu ich życie rodzinne i z uwagą śledziła działalność swojego męża.
Chociażby z tego względu Billy nie mógł sobie pozwolić na jakiekolwiek oszustwo.
7. Jak twierdzi, nie wykonywał żadnych modeli statków kosmicznych ani nie zlecał ich
wykonania innym, a co za tym idzie, nie używał ich do robienia swoich zdjęć. Billy i jego żona
mogą w każdej chwili to potwierdzić
nawet przed sądem.
8. Zeznania świadków w sprawie zdjęć Billy'ego oraz wyniki ich badań świadczą na jego
korzyść (patrz początek następnego rozdziału). Wszelkie twierdzenia, jakoby ten czy ów widział,
jak Billy sam wykonał modele tych statków, a następnie ukrywał je w jakimś budynku, są
rozmyślnie szerzonym kłamstwem bądź nieporozumieniem wynikającym na przykład z błędów w
tłumaczeniu.
W nawiązaniu do owych rzekomych modeli chciałbym zacytować pewien zabawny list
skierowany do Billy'ego przez krytycznie nastawioną do niego anonimową osobę, która jest wręcz
rozbrajająca w swojej naiwności. Nadany został na dworcu w Stadeł niedaleko Niederglatt.
Pan Eduard Billy Meier 8499 Schmidrti, ZH
1 marca 1983
W Blicku [szwajcarskie czasopismo] z 11 marca 1981 donosi pan o NOLu, który rzekomo wylądował 22
października 1980 o godzinie 22.10 w pańskim ogrodzie.
Zamieszczone zdjęcie tego obiektu to naturalnie atrapa nie mająca nic wspólnego z rzeczywistością. NOLe
zostały już dzisiaj zdemaskowane i nazywają się NZA (Niezidentyfikowane Zjawiska Atmosferyczne). Nie jest
Pan jedyną osobą twierdzącą, że widziała NOLe. Na naszej planecie jest wielu kłamców głoszących tego rodzaju
opinie. Jeżeli ktoś kłamie tak jak Erich von Dniken i twierdzi, że ludzie pochodzą od małp i bogów, to nie należy
on do naszej planety.
Pewien profesor powiedział mi kiedyś: Jeżeli Dniken wierzy w to, co pisze, to świadczy to o jego bardzo
niskim poziomie intelektualnym, a jeżeli nie wierzy w to, co pisze, i robi to tylko dla pieniędzy, to jest zwykłym
krętaczem.
Myślę, że ten profesor miał rację. W pana przypadku nie jest tak źle. Po prostu otrzymał Pan w swoim życiu
dużą porcję głupoty i musi Pan ją "przeżyć". Niech Pan jednak skończy kłamać o NOLach. To, co od czasu do
czasu pojawia się na horyzoncie, to NZA, ziemskie twory z pary, które utrzymują się przez pewien czas, a potem
rozpływają w powietrzu. Życzę Panu dużo dobrego w życiu i mam nadzieję, że nabierze Pan z czasem rozumu.
Pozdrowienia dla Schmidruti
7.4. Zdjęcie nr 66 lub 16
Legenda:
Lot demonstracyjny statku Semjase wokół mierzącej 14-16 metrów wysokości sosny, która
została potem zlikwidowana bez śladu przez Semjase (9 lipca 1975 roku, godzina 15.08, Fuchsbel-
Hofhalden, Oberbalm/Wetzikon).
Są to jedne z najbardziej krytykowanych zdjęć Billy'ego. W kręgach ufologicznych od lat
rozpowszechniana jest plotka, że przedstawiają one wykonany przez niego, pomalowany srebrną
farbą model, który wodzony był na sznurku wokół miniatury drzewa. O używaniu modeli
wypowiedziałem się już wyczerpująco. Zarzut odnośnie tego cyklu zdjęć jest o tyle niedorzeczny,
że w tym przypadku Billy jako jednoręka osoba musiałby mieć pomocnika, co jest z kolei
wykluczone i to nie tylko w tym, ale i w innych przypadkach. Mimo usilnych poszukiwań
antagonistów Billy'ego do dzisiaj nie udało się im znaleźć ani jednej osoby pomagającej mu przy
preparowaniu tych rzekomych fałszerstw. Poza tym coraz częściej głoszona jest opinia, że pojazd
tej wielkości jest za mały, aby mógł zmieścić w swojej kabinie trzy osoby. W związku z tym
chciałbym podać cytat z relacji pana W.M. z Wiednia opublikowanej w roku 1979:
"Zdjęcie Meiera przedstawia małe drzewko, wokół którego porusza się NOL. Stwierdziliśmy, że
maksymalna odległość, z jakiej mógł je objąć aparat, wynosiła niespełna 7 metrów. Po
zrekonstruowaniu czubka drzewa okazało się, że jego wysokość wynosiła zaledwie 60 cm! NOL
Meiera, który miał mieć rzekomo 7 metrów średnicy, mógł mieć w tej sytuacji wielkość jedynie
zwykłego talerza".
Odpowiedź:
Jeżeli do oceny wielkości statku kosmicznego użyjemy drzewa jako punktu odniesienia,
wówczas nietrudno o popełnienie błędu. Średnica korony widocznej na zdjęciu limby jest zbliżona
do średnicy statku promiennego i wynosi około 7 metrów. Wewnątrz statku tej wielkości jest
wystarczająco dużo miejsca dla 3 osób. Po wizji lokalnej przeprowadzonej w miejscu wykonania
tych zdjęć nasunęły mi się następujące wnioski:
1. Jeżeli przyjmiemy, że był to model wielkości talerza (średnica 26 cm) umieszczony przed
sześćdziesięciocentymetrowym drzewkiem, wówczas odległość między nimi i aparatem
fotograficznym mogłaby rzeczywiście wynosić tylko kilka metrów.
2. W rzeczywistości ta odległość wynosiła około 70-90 metrów w zależności od miejsca w
którym stał fotograf.
3. Nie są to zdjęcia wykonane z bliskiej odległości, o czym świadczą następujące przesłanki:
a) Pierwszym dowodem na to są występujące na pierwszym planie gałązki jodły. Jeżeli
porównamy je z ostro zarysowaną koroną drzewa, wokół której krąży statek, wówczas
otrzymamy różnicę w odległości. Odległość tych rozmytych gałązek od stanowiska fotografa
wynosi ponad 7 metrów (patrz zdjęcie nr 16).
b) Jeżeli porównamy gałęzie jedno-lub dwumetrowego drzewka sfotografowanego z
odległości kilku metrów z koroną limby, wówczas łatwo będzie można stwierdzić między
nimi różnicę (do wszystkich porównań wielkości i odległości muszą być używane kopie
oryginalnej wielkości, gdyż inaczej pomiar będzie błędny).
c) Ludzie znający się na drzewach (leśnicy, ogrodnicy) zgodnie stwierdzili, że w przypadku
tej sosny mamy do czynienia z dorodnym drzewem (limbą), a nie jakąś jego miniaturą.
d) Pomiary dokonane w miejscach lądowania statków Plejadan przez amerykańskich badaczy
potwierdziły dane dotyczące odległości i ich średnicy podawane przez Billy'ego.
e) Naukowe analizy zdjęć Billy'ego wykluczyły używanie przez niego do ich wykonywania
modeli.
Zarzuty:
a) "Jak wynika z publikowanych na ten temat informacji, widoczny na tych zdjęciach statek
kosmiczny krążył wokół drzewa. Szwajcarski urząd meteorologiczny podał, że tego dnia,
kiedy były one robione, prędkość wiatru wynosiła zaledwie 25 km/h. Jeśli przyjrzymy się
dokładnie chmurom na zdjęciu, to zauważymy, że zdjęcia musiały być wykonywane przez
dłuższy okres czasu niż kilka sekund, jak się twierdzi. Poza tym oględziny miejsca, w którym
wykonano te zdjęcia, nie potwierdzają, jakoby rosło tam kiedykolwiek jakieś drzewo".
(Dokumentacja K
str. 30)
b) "Jeżeli chodzi o prawdziwość tego cyklu zdjęć z drzewem, należy stwierdzić, że stała
zmiana kąta, z jakiego widać drzewo, oznacza, że fotograf (Meier) był w ciągłym ruchu, a nie
jak się twierdzi, stał w jednym miejscu i szybko wykonał 8 zdjęć przedstawiających owego
rzekomego NOLa krążącego wokół drzewa". (Dokumentacja K
str. 110)
Odpowiedź:
Billy twierdzi, że w Oberbalm wykonał dwie różne serie zdjęć tej limby. Zdjęcia pierwszej serii
robione były ze statywu, natomiast drugiej -z ręki, pod różnymi kątami i z różnych odległości.
Ponieważ odstępy czasowe między wykonywaniem kolejnych zdjęć drugiej serii wynosiły nie
sekundy, ale minuty, dalsze wyjaśnienia są zbędne. Nic więc dziwnego, że widoczne na kolejnych
zdjęciach układy chmur różnią się od siebie, ponieważ jest to normalne przy wietrznej pogodzie,
zwłaszcza w górzystym terenie. Każdy fotograf wie o tym doskonale.
Jak już wspomniałem w rozdziale VII ("Zagadkowa eliminacja jodeł"), Semjase do lotów
pokazowych wybierała pojedynczo rosnące drzewa, gdyż dzięki nim mogła łatwiej przedstawić
zwrotność swojego statku oraz jego wielkość. Poza tym ciemnozielona korona drzewa bardziej
podkreślała kontrast z jego błyszczącą metaliczną powłoką. Wyjaśniłem tam również, dlaczego
Plejadanie musieli zlikwidować łącznie 5 drzew. Limba w Oberbalm była jednym z nich. Semjase
dokonała jej całkowitej eliminacji łącznie z wymazaniem wspomnień o niej. Krótko mówiąc, nikt
poza Billym, nie pamięta obecnie, aby kiedykolwiek rosło tam jakieś drzewo
nawet właściciel
tego terenu. Ta niezwykła historia jest tak nieprawdopodobna, że większość osób traktuje ją jak
zwykłą bajkę.
Tak się jednak składa, że na niebie i ziemi zdarzają się rzeczy, których nasze umysły nie są
jeszcze w stanie pojąć. W tym konkretnym przypadku Plejadanie nie udzielili nam dalszych
wyjaśnień. Erranie pod względem technologicznym wyprzedzają nas o około 3500 lat, co oznacza,
że ta rzekoma bajka o jodłach nie jest aż taką utopią, jak by się mogło wydawać.
8. Zdjęcia kosmiczne Billy'ego
Szczególnym rozdziałem historii Billy'ego jest bezsprzecznie ten, który dotyczy zdjęć kosmosu
wykonanych przez niego w czasie podróży po wszechświecie, którą odbył na statku Plejadan w
lipcu 1975 roku.
Jak już podałem na wstępie tego rozdziału, jedynie niewielka ich część była jakościowo na tyle
dobra, że warto było zrobić ich odbitki. Kilka z nich było nawet bardzo dobrych
były one jedyne
w swoim rodzaju. Billy nie nacieszył się jednak nimi długo, bowiem z biegiem lat wszystkie one
zostały mu skradzione i w chwili obecnej nie posiada już ani jednego zdjęcia z kosmosu. Na domiar
złego wiele z nich wykorzystywanych jest do podważania jego wiarygodności.
Prawdziwą przyczyną tych ataków jest jednak zawiść o to, że to Billy, a nie jakiś wybitny
uczony z NASA lub innej tego typu organizacji, dokonał tak niezwykłej rzeczy, czego wielu ludzi
wciąż nie może pojąć; również błędne tłumaczenia i interpretacje, jak choćby ta dotycząca "Oka
Boga" (patrz podrozdział 8.2.).
Ponadto zdarza się, że w telewizji pokazywane są zdjęcia Billy'ego bez podawania źródła ich
prawdziwego pochodzenia. Najgorsze jest jednak to, że niektóre z elementów widocznych na jego
zdjęciach z tej podróży wystąpiły już przed laty w filmach popularnonaukowych oraz science-
fiction, na długo przed tym, jak je opublikował. Nic więc dziwnego, że wielu ludzi zaczęło wątpić
w ich autentyczność. Kulisy tego stanu rzeczy, których nie znał również Billy, wypłynęły na światło
dzienne jednak dopiero jakiś czas później.
Chodzi o to, że tak zwane Inteligencje Baawi (sprzymierzeńcy Erran) miały za zadanie
przekazać drogą inspiracji odpowiednim ludziom (malarzom, autorom filmów science-fiction etc.)
szereg wizerunków określonych miejsc, z których pewna część pokrywała się z tym, co
przedstawiały zdjęcia Billy'ego. Niestety, część tych inspiracji przekazano, zanim Billy zdążył
rozpowszechnić swoje zdjęcia.
Zdaniem istot pozaziemskich Ziemianie mieli być za pomocą tych inspiracji przygotowywani na
przyszłe wydarzenia. Nie wiem jednak, według jakiej zasady dokonano wyboru wizerunków, które
znalazły się również na zdjęciach Billy'ego.
Billy'emu postawiono zarzut, że jego zdjęcia nie są prawdziwe i że z całą pewnością sporządził
je z reprodukcji ilustracji zamieszczonych w różnych czasopismach i innych publikacjach. Na
naszych pozaziemskich przyjaciół podziałało to jak zimny prysznic, bowiem okazało się, że ich
wysiłki odniosły wręcz przeciwny skutek.
Sposób postępowania Inteligencji Baawi okaże się zrozumiały, jeśli choć trochę spróbujemy
wczuć się w ich styl rozumowania. Ponieważ obce są im takie pojęcia jak kłamstwo i oszczerstwo,
nie można im zarzucać, że błędnie ocenili sposób postępowania Ziemian. Gdyby wiedzieli, jak
negatywna będzie reakcja na ich starania, z całą pewnością nie podjęliby się tego zadania.
Posługując się kilkoma zdjęciami z opracowania The Billy Meier Fraud ("Oszustwo Billy'ego
Meiera") chciałbym przedstawić bliżej kilka zarzutów kierowanych pod adresem Billy'ego.
8.1. Zdjęcie Semjase i Asket
zdjęcie nr 4
Zarzuty:
Zdjęcia z bliska Semjase i Asket z Plejad, wszechświat DAL.
Po wykonaniu wielu udanych zdjęć NOLi dziwnym zbiegiem okoliczności Billy nie był w stanie
porządnie sfotografować swoich pozaziemskich przyjaciółek Semjase i Asket. Powód: galaktyczne
promieniowanie ich ciał. W rzeczywistości:
a) owo promieniowanie to po prostu blef mający uzasadnić nieostre zdjęcie;
b) zdjęcie przedstawia dwie normalne Ziemianki z długimi włosami; kości policzkowe
Semjase, zarys podbródka oraz wygląd jej oczu odpowiada żonie Billy'ego po nałożeniu
peruki. (Dokumentacja V
dowód F)
Wypowiedź pana R.S.:
"Widziałem zdjęcie tych dwóch kobiet. W.S. powiedział mi, że Meier wyjaśnił mu, iż są to dwie
kosmitki... Stwierdziłem, że mają bardzo silny makijaż. Zapytałem o to W.S., ponieważ wydało mi
się dziwne, że istoty pozaziemskie będące rzekomo dużo bardziej rozwinięte od nas pod względem
umysłowym uważają za konieczne poprawiać swój naturalny wygląd. W.S. powiedział mi, że Meier
oświadczył mu, iż żadna z nich przed przybyciem na Ziemię, nigdy nie robiła sobie jakiegokolwiek
makijażu. Gdy jednak zobaczyły jak bardzo poprawia on wygląd kobiet, również i one zaczęły go
robić". (Dokumentacja K)
Rozmowa między panami B.R. i D.:
B.R.: Czy oni są podobni do ludzi?
D: Tak, wyglądają jak ludzie. Z wyjątkiem uszu
ich małżowiny uszne są wydłużone i sięgają
aż do policzków. Poza tym wyglądają jak ludzie. Te istoty pozaziemskie powiedziały podobno
Meierowi, że te wydłużone uszy znacznie zwiększają ich zdolność słyszenia.
Odpowiedź:
1. Zdjęcie, o którym mowa, wykonane zostało wewnątrz statku należącego do Asket i
przedstawiają ją samą (z lewej) oraz jej przyjaciółkę Nerę (z prawej). Brak ostrości nie jest
wynikiem promieniowania ich ciał, lecz wynikiem warunków technicznych panujących
wewnątrz statku powodujących rozmycie obrazu.
2. Zdaniem Billy'ego pozaziemskie kobiety
przynajmniej te z nich, które zna
używają
wyłącznie cieni do oczu i ewentualnie farbują włosy. Wszystko inne jest wytworem wyobraźni.
3. Twierdzenie, że Billy przebrał dwie Ziemianki za istoty pozaziemskie, z których jedna to jego
żona, Kalliope, w blond peruce, jest niedorzeczne. Nie bardzo sobie wyobrażam kogoś, kto przy
pomocy peruki chciałby udowodnić, że nosząca ją osoba jest istotą pozaziemską. Nie widzę
żadnego podobieństwa między wizerunkiem Asket (błędnie braną tu za Semjase) a Kalliope,
nawet bez blond peruki. Poza tym każdy, kto zna Kalliope, wie, że nigdy nie wzięłaby udziału w
jakimkolwiek oszustwie.
4. Jeśli chodzi o wydłużone małżowiny uszne Plejadan, jest to jedyna różnica anatomiczna
między tymi istotami pozaziemskimi a białą rasą Ziemian. Ich większa długość nie wpływa ani
trochę na to, że te istoty mają lepszy od nas słuch, zwłaszcza że są one dłuższe zaledwie o około
2 cm.
8.2. "Oko Boga" (JHWH Mata)
zdjęcia nr 68 i 69
Zarzuty:
"Oko Boga" sfotografowane podczas lotu Billy'ego z Semjase do wszechświata DAL.
Znaleźli się wówczas bliżej stwórcy i uzyskali szansę sfotografowania jego jednego oka.
(Dokumentacja V
dowód G) Meier twierdzi, że sfotografował "Oko Boga" w centrum
wszechświata DAL. Zdjęcie to zostało zidentyfikowane przez ufologa Toma Gatesa jako mgławica
w gwiazdozbiorze Lutni. Meier twierdzi ponadto, że zdjęcia te były wykonane z bliskiej odległości.
Na pytanie, dlaczego nie sfotografował obu oczu Boga, odrzekł, że było to niemożliwe, ponieważ w
tym czasie mrugał on do jego koleżanki, Semjase. (Dokumentacja K
str. 26)
Odpowiedź:
1. Na zdjęciach, o których mowa, widoczna jest mgławica znajdująca się w gwiazdozbiorze
Lutni w naszej galaktyce nosząca w naszych ziemskich katalogach symbol M 57. Meier nigdy
nie twierdził nic innego.
2. Prezentowane przez krytyków zdjęcie nr 68 to marna kopia, ponieważ w centrum mgławicy
nie widać nawet znajdującej się tam gwiazdy. Ale właśnie to nadaje całości wygląd olbrzymiego
oka wpatrującego się w kosmos. Tym między innymi różni się zdjęcie Billy'ego od wykonanych
przez naszych astronomów.
3. Według Semjase mgławica M 57 stworzona została sztucznie poprzez zniszczenie olbrzymiej
gwiazdy. Plejadanie nazwali ją "Jszwjszmata" (JHWHMATA), co oznacza "Oko Boga". Jej
twórcą był wyjątkowo barbarzyński człowiek noszący tytuł Jszwjsza (w skrócie JHWH), który
nadał sobie sam. Tytuł ten oznacza "króla mądrości" lub po prostu "boga". Jszwjsz to człowiek
posiadający więcej wiedzy i mądrości od innych sobie współczesnych. Nosić go może tylko ta
osoba, która sobie nań zasłuży. Jest więc całkowitym absurdem łączenie mgławicy M 57
nazywanej przez Plejadan "Okiem Boga" z wszechmocną siłą stwórczą wszechświata.
8.3. Kolonia kosmiczna czy bariera wszechświata?
zdjęcia nr 70 i 71
Zarzuty:
Do tej samej kolekcji zdjęć, co wspomniane wyżej, należy również zdjęcie z nagłówkiem "Who
Owns the Copyright? Billy (Meier) or dr O'Neill?" Z lewej strony u góry znajduje się zdjęcie
Billy'ego przedstawiające barierę wszechświata, którą widział on osobiście i sfotografował podczas
swojej podróży po wszechświecie w roku 1975, z prawej strony u dołu natomiast kolorowa
reprodukcja ilustracji przedstawiającej hipotetyczną przyszłą kolonię kosmiczną. (Dokumentacja V)
Komentarz do obu zdjęć. Masa obciążających dowodów pochodzi od samego Billy'ego Meiera.
Twierdzi on, że jest to rysunek tunelu prowadzącego do wszechświata DAL, którego średnica
wynosi jego zdaniem 75-80 kilometrów, zaś długość 1,3 miliona kilometrów. Porównanie rysunku
Meiera z ilustracją przedstawiającą wyobrażenie wnętrza kolonii kosmicznej opartej na projekcie
dr. G. O'Neilla oraz NASA, pokazuje, że oba zdjęcia są identyczne. Ilustracja kolonii ukazała się w
magazynie Smithsonian w lutym 1976 roku, strona 62-69. (Dokumentacja K
str. 34)
Odpowiedź:
1. Lewe górne zdjęcie nie jest rysunkiem, lecz zdjęciem zrobionym przez Billy'ego w czasie jego
podróży po wszechświecie. Przedstawia ono tak zwany tunel, poprzez który statek kosmiczny
Plejadan pod dowództwem Jszwjsza Ptaaha przechodził z naszego wszechświata do
sąsiadującego z nim wszechświata DAL.
2. Prawe dolne zdjęcie jest reprodukcją kolorowej ilustracji wykonanej przez malarza
zainspirowanego przez Inteligencję Baawi. Dolna część ilustracji została z niewiadomych
przyczyn przerobiona przezeń na osadę kosmiczną.
3. Co najważniejsze, zdjęcie Billy'ego wykonane zostało z całą pewnością kilka miesięcy przed
opublikowaniem tej ilustracji.
4. Zdaniem Semjase zdjęcie Billy'ego jest zgodnie z rzeczywistością, podczas gdy ilustracja
znacznie od niej odbiega, poza tym zawiera ona zauważalne nawet dla laika różnice. Na zdjęciu
Billy'ego (zdjęcie nr 71) wlot do tunelu bariery wszechświata ma kształt owalny, co jest zgodne
ze stanem faktycznym, natomiast na ilustracji jest on kolisty. Poza tym znaczne różnice
występują na pierwszym planie. Na zdjęciu Billy'ego widać tam połyskujące skupiska energii,
które na ilustracji przyjęły postać elementów krajobrazu kolonii. Poza tym między obu
zdjęciami występuje jeszcze wiele innych bardzo łatwo zauważalnych znaczących różnic, w
związku z czym nie może tu być w ogóle mowy o identyczności.
8.4. Połączenie statków Apollo-18 i Sojuz-19 17 lipca 1975 roku
zdjęcia nr 72, 73 i 74
Zarzuty:
17 lipca 1975 roku amerykański statek Apollo-18 i radziecki Sojuz-19 zostały połączone w
przestrzeni kosmicznej. To historyczne zdarzenie zostało sfotografowane przez Billy'ego i Semjase
aparatem Polaroid przez okno jej statku. Zarówno USA, jak i ZSRR nie doniosły o jakiejkolwiek
kolizji z UFO w czasie tego wydarzenia. Billy twierdzi, że ich statek znajdował się ze względów
bezpieczeństwa pod osłoną ekranu ochronnego, dzięki któremu byli niewidoczni. Statek Semjase
nie ma w ogóle okien (patrz zdjęcie nr 67) -czyżby Billy zapomniał je tam narysować? Nieco
zakrzywiona rama okienna na każdym ze zdjęć ma identyczną krzywiznę z ekranem telewizyjnym
(patrz zdjęcie nr 72). (Dokumentacja V
dowód D)
Odpowiedź:
1. Billy nigdy nie wykonywał zdjęć NOLi Polaroidem.
2. Według Semjase w tym samym czasie na orbicie wokołoziemskiej w pobliżu miejsca
połączenia obu statków znajdowało się jeszcze 5 innych pojazdów pozaziemskich bardzo dobrze
zabezpieczonych przed dostrzeżeniem ich lub namierzeniem.
3. Jak już wiadomo, zdjęcie 67 nie przedstawia prawdziwego statku Plejadan, a jedynie jego
model, który Semjase wypożyczyła Billy'emu na kilka dni. Statek Plejadan tego typu posiada
wyraźnie widoczne kolorowe bulaje ciągnące się wokół kabiny pilota (patrz zdjęcie nr 65 na
dole). Kabina pilota z bulajami usytuowana jest w górnej części statku. To, co widać na zdjęciu
modelu, to jego dolna część odwrócona do góry nogami. Jest to kolejny przykład na to, skąd się
biorą nieporozumienia bądź błędne interpretacje. Poza tym już wcześniej wspomniałem, że te
bulaje nie są oknami w dosłownym tego słowa znaczeniu. Przestrzeń kosmiczną Billy
fotografował poprzez odpowiedni ekran specjalnie wykonany dla niego przez Plejadan.
Nieprawdą jest, że wykonał te zdjęcia z ekranu telewizyjnego, ponieważ było to niemożliwe. Po
prostu takie ujęcie, jak widać na zdjęciach, nie mogło być wykonane. Możliwy do pokazania był
tylko obraz jednego statku z pokładu drugiego i na odwrót.
Zarzuty:
W pewnym niemieckim magazynie wypunktowano następujące sprawy mające dowodzić, że
zdjęcia Billy'ego z połączenia statków Apollo i Sojuz są fałszerstwem.
1. "Skrzydła słoneczne" statku Sojuz-19 były rozłożone inaczej, niż to przedstawiają zdjęcia
Billy'ego Meiera. Dowodem na to są udostępnione opinii publicznej zdjęcia zrobione "na żywo"
podczas zbliżania obu jednostek.
2. Radziecki statek kosmiczny nie posiadał "oszczepowatych" anten na końcach skrzydeł.
Anteny miały w rzeczywistości kształt litery "U" i były znacznie mniejsze niż na zdjęciach pana
Meiera.
3. Anteny Sojuza-19 nie były dłuższe niż szerokość skrzydeł słonecznych, jak to widać na
zdjęciach E. Meiera. W rzeczywistości ich długość odpowiadała prawie dokładnie szerokości
skrzydeł.
4. Cienie na obu obiektach sfotografowanych przez pana Meiera nie są zgodne z kształtem obu
pojazdów kosmicznych.
5. Na zdjęciu pana Meiera brak jest zupełnie modułu łączącego, w który wyposażony był statek
Apollo, a bez którego połączenie obu jednostek było niemożliwe.
Odpowiedź:
Zgodnie z informacjami zawartymi we wspomnianym artykule zarzuty jego autora uważającego
siebie za eksperta od astronautyki oparte zostały na analizie, którą przeprowadził on na podstawie
materiałów NASA, zapisów telewizyjnych oraz zdjęć Billy'ego Meiera. Należałoby naturalnie
dokładnie wiedzieć, o jakie zdjęcia chodzi, bowiem właśnie w przypadku zdjęć kosmicznych łatwo
o pomyłkę. Załączony na następnej stronie schemat statku Sojuz-19 obala niektóre z powyższych
zarzutów. Jestem ponadto w dogodnej sytuacji do ich odparcia, ponieważ posiadam w swoich
prywatnych zbiorach także wiele zdjęć statków Sojuz i Apollo. Są to jednak tylko kopie. Oryginały
byłyby z pewnością jeszcze lepsze jakościowo. Niemniej jakość tych kilku kopii jest na tyle dobra,
że można na nich dokładnie rozpoznać poszczególne detale. Ten materiał fotograficzny jest
całkowicie wystarczający, aby punkt po punkcie obalić przedstawione zarzuty.
Jako przykład chciałbym się bliżej zająć zarzutem nr 5. Mówi on, że na zdjęciu Billy'ego Meiera
nie ma modułu łączącego statki Apollo i Sojuz. Wyjaśniam zatem, co następuje:
1. Na zdjęciu nr 72 (reprodukcja 1 i 2) środkowy odcinek miedzy dwoma pojazdami jest tak
zamazany, że prawie niewidoczny.
2. Na reprodukcji 3 część łącząca jest wprawdzie widoczna, lecz rozpływa się jak gdyby w
dalszym tle. Zapewne niektórzy powiedzą, że ta cześć jest niczym innym jak elementem tła.
Jeżeli dana osoba dysponuje tylko tymi trzema zdjęciami, wówczas jej przypuszczenie o
brakującym module łączącym jest uzasadnione i trudno mieć do niej o to pretensje. Gdyby
jednak miała dostęp do pozostałych zdjęć, wówczas zapewne odstąpiłaby od swoich zarzutów.
W tej serii zdjęć są bowiem 3 zdjęcia, na których ten rzekomo brakujący moduł jest w
rzeczywistości widoczny (patrz zdjęcie nr 73 i 74).
Schemat statku Sojuz-19. Pochodzi on z książki "Radzieckie wyprawy kosmiczne" Hubertusa Hoose i
Klausa Burczika wydanej przez wydawnictwo Umschau.
XII. Badania naukowe i inne dowody
W naszym zmaterializowanym społeczeństwie nadal obowiązuje dewiza: "Należy uznawać tylko
to, co można zbadać przy pomocy urządzeń pomiarowych". Zasada ta rozciąga się także na ufologię
i dotyczy również osoby Billy'ego Meiera. Od czasu ujawnienia przezeń swoich kontaktów
nieustannie rozlegają się głosy domagające się od niego naukowych dowodów.
Amerykańsko-japońska grupa badaczy podjęła wszelkie możliwe środki, aby je zdobyć, co po
wielu trudnościach zostało uwieńczone sukcesem. Ktoś, kto nie zajmuje się tego typu sprawami, nie
jest nawet w stanie sobie wyobrazić, jakiego nakładu czasu, sił i środków wymagało to ogromne
przedsięwzięcie. Najtrudniejszą sprawą nie były same analizy, lecz znalezienie instytucji skłonnej
sfinansować to ryzykowne zadanie. Poza tym należy wziąć również pod uwagę ryzyko utraty
prestiżu przez danego naukowca, w przypadku gdyby jego przełożeni lub koledzy po fachu
dowiedzieli się o jego uczestnictwie w tym przedsięwzięciu, bowiem tak zwany przypadek Meiera
nadal jest uważany na świecie jako największe oszustwo w dziejach ufologii.
W całym tym przedsięwzięciu musiał być spełniony jeszcze jeden istotny warunek
badania
naukowe musiały być przeprowadzone gruntownie i bardzo rzetelnie, zaś otrzymane rezultaty
interpretowane zgodnie z prawdą, bez jakichkolwiek uprzedzeń, i opublikowane. Badania
przeprowadzone pobieżnie lub przekłamana interpretacja ich wyników byłyby całkowicie
bezwartościowe, a nawet szkodliwe.
Billy znajduje się jednak w szczęśliwym położeniu, ponieważ na poparcie autentyczności
swoich kontaktów może przedłożyć szereg wyników badań naukowych, którym poddane były jego
zdjęcia, próbka materiału używanego do produkcji statków promiennych, wydawane przez nie
dźwięki oraz miejsca lądowań. Ponadto na jego korzyść przemawiają testy przeprowadzone na
detektorze kłamstwa, którym oprócz niego poddano jeszcze pięciu innych świadków.
Jesteśmy wdzięczni wszystkim osobom i instytucjom, które przyczyniły się w jakikolwiek
sposób do powstania tego materiału dowodowego. Mimo to liczni sceptycy z uporem maniaka
wysuwają pod adresem Billy'ego różnego rodzaju zarzuty w myśl zasady: "Nie może być prawdą
to, co nią być nie powinno".
Oto kilka z nich najczęściej się powtarzających:
a) żadne z wymienionych badań nigdy nie miało miejsca, przeto wszystko to jest czczym
wymysłem;
b) wspomniane analizy to przejaw zmowy lub przekupstwa;
c) badania te są niewiarygodne, ponieważ przeprowadzający je naukowcy albo popełnili jakieś
błędy, albo byli niedostatecznie kompetentni.
Czasami człowiekowi włosy stają dęba, kiedy się czyta, co niektórzy ludzie wypisują na ten
temat. Ale jak do wszystkiego, również i do tego można się z czasem przyzwyczaić.
W dalszej części przedstawiam wyniki najważniejszych analiz naukowych dowodów Billy'ego.
1. Opinie świadków o zdjęciach Billy'ego Meiera
Wszystkie czarnobiałe filmy przedstawiające NOLe Billy Meier wywoływał w sklepie
fotograficznym "Bar" w Wetzikon (Przedgórze Zrychskie), natomiast kolorowe w trzech różnych
laboratoriach na terenie Szwajcarii.
Właściciel sklepu, Willy Bar, w rozmowie z dwoma amerykański badaczami1 powiedział
między innymi:
"Nigdy nie dostrzegłem niczego podejrzanego w wywoływanych przez siebie czarno-białych
filmach. Nigdy też nie proszono mnie o dokonanie jakichkolwiek manipulacji. Wielu ludzi
podejrzewało, że to moja robota, ale to nieprawda. [...] Nie wiem nic o NOLach, ale te zdjęcia są
prawdziwe. Gotów jestem w każdej chwili powtórzyć to przed sądem. [...] Gdyby [Billy] korzystał
z czyjejś pomocy, nie musiałby wypróbowywać wszystkich modeli [aparatów], aby sprawdzić,
który z nich będzie dla niego najporęczniejszy".
Billy Meier zaprosił nawet któregoś razu Willy'ego Bara na spotkanie ze statkiem Plejadan, ale
ten odrzucił to zaproszenie. Pomocnik Bara Fritz Kindlimann nie stwierdził na filmach Billy'ego
jakichkolwiek śladów manipulacji i potwierdził, że są one prawdziwe.
2. Wyniki niektórych analiz zdjęć i filmów
Analizy zdjęć i filmów Billy'ego przeprowadzone w USA nie wykazały jakichkolwiek śladów
fałszerstwa. Poniżej przytaczam kilka wypowiedzi na ten temat:
Oglądając zdjęcia specjalista od efektów specjalnych, Wally Gentleman, twierdził:
"Zastanawiam się, czy jest tu wykorzystana specjalistyczna wiedza, czy też nie? Jeżeli nie, to te
zdjęcia muszą być prawdziwe".
Po ich obejrzeniu dodał:
"Jednoręki człowiek nie mógłby w żadnym wypadku sfałszować tych zdjęć bez pomocy innych
osób. [...] Musiałby dysponować liczącą co najmniej piętnaście osób grupą. [...] Gdybyśmy chcieli
nakręcić podobne ujęcie [chodzi o jeden z krótkich filmów nakręconych przez Billy'ego], ktoś, kto
by zamówił u mnie podobną robotę, musiałby mi za to zapłacić 30.000 dolarów. Poza tym do jej
wykonania potrzebowałbym odpowiednio wyposażonego studia. Gdybym go nie miał, trzeba by
było wyłożyć dodatkowe 50.000 dolarów na sprzęt".
Eric Eliason, ekspert od analizy zdjęć pracujący w Służbie Geologicznej Stanów
Zjednoczonych, w rozmowie z Gary Kinderem powiedział:
"Mogę tylko powiedzieć, że w materiale, jakim dysponowałem, nie stwierdziłem niczego
podejrzanego, jeśli chodzi o nakładanie obrazów. Gdyby takie nałożenie miało miejsce, komputer
by je wykrył, lecz tam niczego takiego nie było".
Dr Michael Malin, fizyk oraz specjalista w dziedzinie nauk planetarnych i geologii, tak wyraził
się o zdjęciach Billy'ego:
"Te fotografie są o wiele lepsze od wszystkich zdjęć NOLi, jakie miałem okazje dotychczas
oglądać [...]. Widoczne na nich obiekty wyglądają niezwykle realnie. [...] Nie odkryłem [...] na tych
zdjęciach żadnych [...] nieprawidłowości. Z tego, co widziałem, mogłem wysnuć wniosek, że te
zdjęcia nie zostały sfabrykowane".
Fizyk Neil Davis po zbadaniu zdjęć pod względem ostrości, kolorów, oświetlenia oraz
ewentualnego fotomontażu i zastosowania modeli w końcowym wniosku napisał:
"W trakcie badania zdjęcia nie odkryto niczego, co by wskazywało, że widoczny na nim obiekt
[statek kosmiczny] jest czymś innym niż sfotografowanym z pewnej odległości dużym
urządzeniem".
3. Analiza próbki metalu
Szef grupy amerykańskich badaczy stwierdził, że chociaż sfałszowanie zdjęć lub filmów jest
teoretycznie możliwe, to z całą pewnością wykluczone jest spreparowanie stopu metali
dostarczonego Billy'emu przez istoty pozaziemskie. Jego zdaniem stwierdzenie pozaziemskiego
pochodzenia tej próbki jest jednym z najlepszych dowodów, jakiego dostarczono.
Gary Kinder dziwił się, że Billy przez 3 lata siedział cicho, nic nie mówiąc o tych kawałkach
metalu, które otrzymał od swoich pozaziemskich przyjaciół, dzięki którym mógłby o tyle wcześniej
potwierdzić autentyczność swoich kontaktów.
Jak się jednak wkrótce okazało, nie było to takie proste. Podjęta w roku 1979 pierwsza próba ich
zbadania, zakończyła się niepowodzeniem. Pierwsze oceny specjalistów były wręcz zniechęcające,
co było dodatkowo potęgowane brakiem odpowiednich środków finansowych, zarówno w
Szwajcarii, jak i za oceanem. Efektem tego stanu rzeczy były bezwartościowe opinie, jak na
przykład ta wygłoszona przez pewnego metalurga z Uniwersytetu Stanowego w Arizonie mówiąca,
że jedna z tych próbek stopu metali to "kawałek żeliwnego garnka kuchennego".
Nieoczekiwana zmiana nastąpiła, gdy grupie amerykańskich badaczy udało się po długich
staraniach pozyskać do przeprowadzenia analizy próbki stopu metali dwóch wybitnych
specjalistów. Byli to dr Edwin Walker z Tucson w stanie Arizona i dr Marcel Vogel, chemik z
laboratorium badawczego koncernu IBM w San Jose w Kalifornii. Dr Vogel jest pionierem w
dziedzinie technologii luminescencyjnej i wynalazcą nośnika magnetycznego do dzisiaj używanego
w dyskach pamięci, ponadto wniósł ogromny wkład w badanie płynnych kryształów obecnie
powszechnie stosowanych w różnego rodzaju wyświetlaczach.
Obaj naukowcy stwierdzili, że badana przez nich próbka stopu metali wytworzona została w
procesie zimniej syntezy. Metoda ta nie jest jeszcze znana na Ziemi.
Podczas badania próbki dr Walker przeżył coś, co mu się jeszcze nigdy nie zdarzyło w czasie
jego trzydziestoletniej praktyki. W pewnym momencie bez jakiegokolwiek zewnętrznego
oddziaływania rozprysł się pleksiglasowy pojemnik, w którym znajdował się fragment badanego
stopu. Jak się potem okazało, przyczyną były uwolnione elementy gazowe wchodzące w skład
stopu.
W wywiadzie z Japończykiem Jun-Ichi Yaoi dr Vogel stwierdził między innymi:
"Nie potrafię wyjaśnić, z jakiego typu materiałem miałem do czynienia. Jako naukowiec nie
potrafię tego porównać do żadnej znanej mi kombinacji materiałów. Czegoś takiego nie da się
wykonać przy użyciu żadnej spośród znanych na Ziemi technologii! Pokazałem tę próbkę swojemu
przyjacielowi metalurgowi, który obejrzawszy ją potrząsnął na koniec głową i rzekł: Nie mam
pojęcia, jak można by to połączyć w całość. W chwili obecnej znajdujemy się właśnie w tym
punkcie. Myślę, że my, przedstawiciele świata nauki, powinniśmy rzetelnie zbadać tę sprawę,
zamiast przypisywać wszystko ludzkiej wyobraźni".
Dwa pociemniałe na skutek utleniania kawałki metalu nie zawierały niczego poza pewną ilością
zanieczyszczeń w postaci aluminium, siarki, srebra, miedzi i ołowiu, lecz mimo to stanowiły dla
niego niespodziankę.
"Kiedy dotknąłem utlenionej powierzchni
wspomniał Vogel
pojawiły się na niej czerwone
smugi a cała warstwa tlenku zniknęła. Wystarczyło lekkie dotknięcie, o tak, aby odwrócić proces
utleniania i odsłonić czysty metal. Nigdy przedtem nie widziałem podobnego zjawiska. To było coś
niezwykłego".
Zanim znajdujący się w posiadaniu Marcela Vogela z IBM złocistosrebrzysty trójkąt zniknął,
Vogel zdążył go umieścić pod kosztującym około 250.000 dolarów elektronicznym mikroskopem
skaningowym i zarejestrować przebieg jego badania za pomocą sprzężonej z nim kamery video.
Niewielka próbka zawierała w sobie bardzo czyste srebro, a także "bardzo, bardzo czyste"
aluminium, potas wapń, chrom, miedź, argon, brom, chlor żelazo, siarkę oraz krzem. Jeden z
oglądanych pod mikroskopem obszarów ujawnił "olbrzymi melanż niemal wszystkich
pierwiastków układu okresowego". Każdy z nich był przy tym wyjątkowo czysty.
"Było to niezwykłe połączenie
powiedział później
ale nie powiedziałbym, żeby cokolwiek
wskazywało na pozaziemskie pochodzenie próbki".
Bardziej niż ilość czy czystość występujących w próbce pierwiastków Vogela intrygowała ich
odrębność. Każdy pierwiastek łączył się z pozostałymi, a jednocześnie w jakiś sposób zachowywał
swoje typowe cechy. [...] W pewnym momencie w pobliżu środka próbki, przy pięćsetkrotnym
powiększeniu, odkrył dwie równoległe bruzdy połączone między sobą licznymi wyżłobieniami
tworzącymi precyzyjny wzór wykonany w metalu przy użyciu jakiejś mikroskopowej technologii.
Chyba jeszcze bardziej zaskakujący okazał się fakt, że pierwiastkiem dominującym na tym
niewielkim obszarze był metal ziem rzadkich tul.
"Tego się zupełnie nie spodziewałem
powiedział Vogel.
Tul został wyodrębniony dopiero
podczas II wojny światowej jako produkt uboczny prac nad energią jądrową i to w ilościach
minimalnych. Jest pierwiastkiem nadal rzadko spotykanym, a jego wartość wielokrotnie
przewyższa wartość platyny. Ktoś musiał dysponować rozległą wiedzą metalurgiczną, aby wpaść na
pomysł podobnego połączenia".
Powiększenie wzrosło do 1600 razy i Vogel ujrzał rzeczy, jakich nigdy dotąd nie widział w całej
swojej karierze naukowej.
"Próbka odsłoniła przede mną cały nowy świat. Pojawiły się struktury w obrębie struktur...
bardzo, bardzo niezwykłe. Przy mniejszym powiększeniu widać zaledwie metaliczną powierzchnię.
Teraz pojawiły się struktury złożone z przenikających się płaszczyzn różnych typów. To jest bardzo
podniecające".
Vogel coraz bardziej wnikał w głąb metalu.
"Mamy teraz powiększenie 2500 razy. Widzę struktury podwójnie załamujące światło. Bardzo
ciekawe! To niezwykłe, aby metal przejawiał podobne właściwości. Kiedy wykonuje się przekrój i
po oszlifowaniu ogląda się jego powierzchnię, wówczas wygląda ona jak metal, ma lustrzany
połysk metalu, ale teraz, w spolaryzowanym świetle, okazuje się, że... tak, to metal, ale
jednocześnie... kryształ!"
Osobliwa jest również miękkość owego stopu metalu używanego do produkcji statków
kosmicznych przez Plejadan w przeciwieństwie do stopów stosowanych przez nas do budowy
kadłubów samolotów. Końcowy wynik tych skomplikowanych badań jednoznacznie świadczy o
pozaziemskim pochodzeniu tych metalowych próbek.
4. Analizy odgłosów statków Plejadan
Jak już wielokrotnie wspominałem, statki kosmiczne Plejadan posiadają zabezpieczenia
uniemożliwiające wykrycie ich za pomocą urządzeń wzrokowych, akustycznych oraz
radiolokacyjnych. Częściowe lub całkowite otwarcie ekranu ochronnego sprawia, że można
usłyszeć dobiegający od strony statku osobliwy i bardzo przenikliwy dźwięk.
Billy Meier miał trzy razy możliwość jego nagrania (dwa razy wiosną 1976 roku w pobliżu
Hinwil i raz w Sadelegg-Hinterschmidrti 18 czerwca 1980 roku). Nagrania te, zbadane przez kilku
naukowców, okazały się interesującą niespodzianką. Poniżej przedstawiam kilka z ich opinii.
Dwóch specjalistów w dziedzinie akustyki po przeprowadzeniu badań za pomocą odpowiedniego
sprzętu powiedziało Gary'emu Kinderowi, że jeszcze nigdy dotąd nie spotkali się z dźwiękami o tak
nietypowej charakterystyce spektralnej oraz częstotliwościach.
Specjalista w dziedzinie techniki komputerowej Nils Rognerud wyznał Kinderowi:
"Patrząc na tę sprawę z naukowego punktu widzenia byłem nastawiony do niej sceptycznie, ale
te dźwięki naprawdę były niezwykłe".
Inny specjalista stwierdził:
"Komputer wykazał, że nagrany dźwięk stanowi mieszaninę 32 wąskich częstotliwości
perfekcyjnie ze sobą zespolonych, z których 24 znajduje się w zakresie słyszalności ludzkiego ucha,
zaś 8 poza nią".
Inżynier dźwięku Steve Ambrose, wynalazca mikromonitora będącego mikroskopijnym
odbiornikiem radiowym sprzężonym z głośnikiem, stwierdził, że te nagrania posiadają kilka
zaskakujących właściwości:
"W jaki sposób powieliłbyś ten dźwięk? Chodzi mi nie tylko o samo brzmienie, ale również o to,
co pojawi się na ekranie analizatora widma. Stworzenie czegoś, co brzmi podobnie, to jedna
sprawa, a stworzenie czegoś, co oprócz podobnego brzmienia zachowuje jednocześnie całą
złożoność tych oscylacji to druga sprawa. Jeśli to jest oszustwo, to chciałbym spotkać faceta, który
je sprokurował. Prawdopodobnie zarobiłby kupę forsy na efektach specjalnych".
Komentując wyniki badań Ambrose'a Gary Kinder napisał:
Ambrose znał wielu ludzi w Hollywood zajmujących się tworzeniem efektów specjalnych, ale
żaden z nich nie był w stanie zduplikować tych odgłosów. Jim Dilettoso zbadał nagrania przy
pomocy analizatora cyfrowego. Po rozłożeniu dźwięków na czynniki pierwsze stwierdził:
"Podczas słuchania dźwięki te nie sprawiały aż tak niezwykłego wrażenia. Właśnie takich
odgłosów należałoby się spodziewać po latającym spodku w filmie science-fiction. Dopiero analiza
ujawnia ciągłe zmiany. Kombinacje poszczególnych dźwięków przybierają na sile bądź słabną, a
wszystko to odbywa się w takim tempie, że wygenerowanie tylu odgłosów, nawet przy pomocy
syntetyzera, nie byłoby sprawą łatwą".
Następnie:
Chcąc uzyskać weryfikację swoich wyników z niezależnego źródła, Dilettoso wysłał taśmę z
nagraniem do Roba Shellmana, inżyniera dźwięku z laboratorium marynarki wojennej w Groton w
stanie Connecticut. Zaskoczony złożonością nagrania, Shellman z miejsca wykluczył jedną z
potencjalnych możliwości: źródłem dźwięku nie mogły być urządzenia elektryczne. W liście do
Dilettoso napisał:
"Sprzęt, którego użyłem, dostosowany był do analizy linii o częstotliwości od 50 do 60 herców,
powszechnie występującej w instalacjach elektrycznych. Gdyby urządzenie wytwarzające ten
dźwięk było silnikiem lub inną maszyną elektryczną, linie częstotliwości miałyby oczywisty
przebieg. Tymczasem niczego takiego nie stwierdziłem".
Jeden z inżynierów dźwięku powiedział, że do stworzenia tego rodzaju dźwięku niezbędne
byłoby bardzo nowoczesne studio.
Aby zduplikować ten dźwięk potrzeba by co najmniej 8 bardzo drogich syntetyzatorów i bardzo
nowoczesnych i skomplikowanych mikserów kosztujących na dzień dzisiejszy nie mniej niż
100.000 dolarów [w cenach roku 1980]. Nie ma jednak sposobu na tak doskonałe ich splecenie ze
sobą.
Dalszy komentarz wydaje się zbędny.
5. Badania fizyczne miejsc lądowań
W rozdziale VII mowa była o osobliwych śladach lądowania pozostawionych przez statki
Plejadan w różnych miejscach Przedgórza Zrychskiego. Związany z nimi materiał dowodowy jest
istotny, ponieważ ma on wielu świadków. Wielu ludzi twierdzi jednak, że ślady lądowali mogą stać
się konkretnym dowodem dopiero wtedy, gdy poddane zostaną odpowiednim badaniom fizycznochemicznym,
co powinno być ich zdaniem w interesie samego Meiera. Przy ich okazji można
byłoby stwierdzić również oddziaływanie tych pojazdów na otoczenie, zwłaszcza glebę (np.
podwyższona radioaktywność, promieniowanie magnetyczne itp.).
Przypomnijmy sobie choćby ślady powstałe 23 listopada 1977 roku na parkingu przed domem
Billy'ego, kiedy to w ciągu 10 minut doszło do stopienia dziesięciocentymetrowej pokrywy lodowej
o średnicy 3,5 metra, czy też 2 ślady lądowania na łące niedaleko Centrum. Jak to możliwe, aby po
prawie godzinnym przebywaniu poza domem w tak złą pogodę (burza, wicher i ulewa) Billy mógł
pojawić się w nim w absolutnie suchym ubraniu? Sceptycy powiedzieliby zapewne, że schował się
gdzieś na godzinę i uciął sobie krótką drzemkę. Wobec tego, w jaki sposób w taką pogodę powstały
ślady lądowania i kto je spreparował? Idiotyzmem jest twierdzenie, że ktoś wybrał akurat tak
paskudną pogodę, aby w jej trakcie sporządzić te ślady i to jeszcze w tak osobliwej formie. Oto
wypowiedzi kilku osób na ten temat. Świadek Herbert Runkel uważa na przykład:
"Jestem całkowicie pewny, że Edi [Billy] nie spreparował tych śladów. Często sam widziałem
takie ślady lądowania i posiadam bardzo wyraźne zdjęcia niektórych z nich zrobione w różnych
miejscach. Widać na nich wiele szczegółów. Mogę zapewnić, że zgnieciona trawa jeszcze po
czterech latach rosła tam wolniej niż w innych miejscach".
Inny świadek, W. Witzer ze Stuttgartu, który oglądał ślady lądowania 6 lipca 1976 roku po
północy, stwierdził, co następuje:
"Przybywszy na miejsce lądowania, dokonałem (razem z rodziną F. z Karnwestheimu) kilku
pomiarów kompasem. Okazało się, że jego wskazówka przestała pokazywać właściwy kierunek".
Mniej szczęścia miał pewien naukowiec, który usiłował w naszej obecności (Billy i ja) zmierzyć
w miejscu lądowania w Juckern licznikiem Geigera promieniowanie radioaktywne. Próba ta od
początku skazana była na niepowodzenie, gdyż statki kosmiczne Plejadan nie wydzielają tego
rodzaju promieniowania.
Jedynie w początkowej kontaktów z Semjase, w latach 1975-1976, statki kosmiczne Plejadan
wyposażone były w napęd wysyłający do otoczenia intensywne promieniowanie, od którego
nazywane były przez nich samych statkami promiennymi. Pozostawiały one widoczne i dające
się mierzyć ślady w miejscach, w których stykały się bezpośrednio z ziemią. Po takim lądowaniu w
gruncie i roślinności pozostawało promieniowanie, w związku z czym grupa amerykańskich i
japońskich badaczy przeprowadziła w tych miejscach odpowiednie badania za pomocą detektora
promieniowania gamma.
Najbardziej udane pomiary zostały dokonane w miejscu lądowania w rezerwacie Frecht w
pobliżu Hinwil, gdzie 28 stycznia 1975 roku po raz pierwszy pojawiła się Semjase w swoim statku.
Początkowo badacze nie wierzyli własnym oczom. Wewnątrz powierzchni o średnicy 6,5 metrów
intensywność promieniowania była od 100 do 400 procent wyższa niż w otoczeniu, zaś samo
promieniowanie zdawało się mieć pulsujący charakter.
W innym miejscu lądowania, na skraju lasu położonego poniżej farmy, przyrząd pomiarowy
ponownie wykazał wzrost poziomu promieniowania od 100 do 300 procent. W jeszcze innym
miejscu, na prowadzącej do domu żwirowej drodze, było tak samo. Potem okazało się, że kilka
metalowych przedmiotów oraz sam Billy wykazywał wzrost promieniowania do 300 procent.
Nigdzie więcej nie stwierdzono takiego wzrostu.
Te liczby mówią same za siebie i wydaje mi się, że dalszy komentarz jest zbędny.
6. Testy na detektorze kłamstw
W ramach badań "sprawy Meiera" grupa amerykańskich badaczy podjęła wszelkie możliwe
środki w celu ustalenia prawdy. Jednym z elementów ich dochodzenia było poddanie Billy'ego oraz
kilku członków jego grupy testowi na prawdomówność. "Kłamstwo to, jak wiadomo, celowe
mówienie nieprawdy". Osoba, która kłamie, znajduje się w swego rodzaju sytuacji stresowej, której
objawem jest reakcja wegetatywnego układu nerwowego. Na ile jest to skuteczna metoda, jako laik
nie mogę się wypowiadać. Kompetentne źródła zapewniły mnie jednak, że kłamcę zdradzić może
nawet minimalna, ledwo zauważalna zmiana głosu, co odpowiedni przyrząd może z łatwością
wychwycić. Test głosowy został przeprowadzony za pomocą Analizatora Stresu Mark IX-P.
Detektor ten rejestruje wszystkie, nawet najdrobniejsze wahania ludzkiego głosu, które są
następnie poddawane interpretacji przez prowadzącego przesłuchanie specjalistę. Podczas
sporządzania listy pytań ważne jest, aby znalazły się wśród nich takie, których zadaniem będzie
wywołanie w przesłuchiwanej osoby jak największego stresu.
Poddawszy w roku 1978 Billy'ego tego rodzaju testowi, zadano mu w obecności świadka 22
pytania, na które musiał odpowiadać krótko i węzłowato. Jeżeli chodzi o jego ocenę, zdania mogą
być oczywiście podzielone. Moim zdaniem mało który "łgarz" skłonny jest poddać się dobrowolnie
tego rodzaju testowi.
Oto kilka pytań zaczerpniętych z książki Wendelle C. Stevensa UFO... Contact from the
Pleiades: Preliminary Investigation Report:
1. Czy nazywa się Pan Meier?
2. Czy jesteśmy teraz w Hinterschmidrti [miejsce zamieszkania Billy'ego]?
3. Czy mamy teraz rok 1978?
4. Czy używa Pan aparatu fotograficznego marki Olympus?
5. Czy rzeczywiście fotografował pan pozaziemskie statki kosmiczne?
6. Czy wie Pan, że są one pochodzenia pozaziemskiego?
7. Czy jest Pan obywatelem Szwajcarii?
8. Czy był Pan kiedykolwiek w Indiach?
9. Czy zna Pan osobę o imieniu Asket?
10. Czy zna Pan tę osobę jako istotę pozaziemską?
11. Czy w przypadku zdjęć wykonanych 28 marca 1976 roku w Bachtelhórnli używał Pan
modeli [zdjęcia przedstawiające trzy statki unoszące się w powietrzu obok siebie]?
12. Czy kiedykolwiek używał Pan modeli do wykonywania zdjęć statków kosmicznych?
13. Czy usiłował Pan kiedykolwiek upowszechniać zdjęcia modeli jako zdjęcia pozaziemskich
obiektów latających?
14. Czy był Pan kiedykolwiek w pozaziemskim obiekcie latającym?
15. Czy latał Pan kiedykolwiek pozaziemskim obiektem latającym?
16. Czy pocztę otrzymuje Pan w Hinterschmidrti?
17. Czy używany przez Pana sprzęt został zafundowany Panu przez jakąś anonimową grupę?
18. Czy rzeczywiście nagrał Pan odgłosy pozaziemskiego obiektu latającego?
19. Czy wykonał Pan kiedykolwiek zdjęcia ze zdjęć lub obrazów i upowszechniał je jako zdjęcia
prawdziwych obiektów?
20. Czy usiłuje Pan nas oszukać tymi zdjęciami?
21. Czy jest Pan zadowolony, że ten test został przeprowadzony prawidłowo?
22. Czy chciałby Pan coś dodać do swoich odpowiedzi na powyższe pytania? Może Pan teraz to
powiedzieć.
A teraz lista pytań skierowanych do żony Billy'ego, Kalliope, Jacobusa Bertschingera,
Engelberta Wachtera oraz Bernadetty Brand.
1. Nazywa się Pan...?
2. Mieszka Pan...?
3. Czy jest Pan/Pani obywatelem...?
4. Czy zna Pan/Pani Billy'ego Meiera?
5. Czy wierzy Pan/Pani w kontakty Billy'ego z istotami pozaziemskimi?
6. Czy miał Pan/Pani jakieś osobiste przeżycia związane z tego typu kontaktami?
7. Czy zdaniem Pana/Pani możliwe jest, że w tego rodzaju kontaktach jacyś Ziemianie grywają
rolę istot pozaziemskich?
8. Czy zdjęcia, które robił Billy, przedstawiają pozaziemskich statki kosmiczne?
9. Jak Pan/Pani sądzi, czy do wykonania tych zdjęć mógł on użyć modelu?
10. Czy wie Pan/Pani, że Billy zrobił kiedyś zdjęcia wykonanego przez siebie modelu?
11. Czy te zdjęcia robiono przy użyciu innego modelu?
12. Czy to był model Billy'ego?
13. Czy to był model Semjase?
14. Czy zdjęcia te były kiedykolwiek rozpowszechniane jako zdjęcia prawdziwych statków
kosmicznych? [Chodzi tutaj o zdjęcia modelu pożyczonego Billy 'emu przez Semjase
patrz
zdjęcie nr 67.]
15. Czy zdjęcia te były zawsze oznaczone jako zdjęcia modelu?
16. Czy widział Pan/widziała Pani kiedykolwiek osobiście ślady lądowania statków
kosmicznych?
17. Czy widział Pan/widziała Pani już kiedyś na ziemi takie same lub podobne ślady?
18. Czy wie Pan/Pani, w jaki sposób Billy mógłby wykonać takie ślady?
19. Czy jesteś przekonany/przekonana, że kontakty Billy'ego mają naprawdę miejsce?
20. Czy chciałby Pan/chciałaby Pani złożyć jakieś dodatkowe wyjaśnienia lub oświadczenie?
Dokładna analiza wyników testów nie wykazała jakichkolwiek oznak kłamstwa tak u Billy'ego,
jak i pozostałych osób im poddanych.
7. Potwierdzenie pewnych faktów astronomicznych
Omówienie wszystkich informacji i proroctw przekazanych nam przez istoty pozaziemskie za
pośrednictwem Billy'ego w ciągu ostatnich 15 lat znacznie przekroczyłoby ramy tej książki, w
związku z czym ograniczę się jedynie do niektórych faktów dotyczących astronomii, które zostały
już w całości potwierdzone przez świat nauki.
7.1. Legendarna planeta Malona
Podobnie jak inne owiane legendą obiekty, również Malona, zwana także Malon, Maldek lub
Faeton, od starożytności intryguje wielu badaczy. Według informacji istot pozaziemskich Malona
była w czasach prehistorycznych bezpośrednią sąsiadką Ziemi i krążyła wokół Słońca po dzisiejszej
orbicie Marsa. Wenus w owym czasie nie znaleźlibyśmy tam, gdzie się obecnie znajduje. Bliższe
szczegóły o tej planecie podam w następnym podrozdziale.
Planety naszego układu słonecznego były pierwotnie usytuowane w następujący sposób:
(Słońce), Merkury, Ziemia, Malona, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun, Pluton, Transpluton i Uni.
Dwie ostatnie karłowate planety nie zostały jeszcze do dzisiaj odkryte z powodu ich
olbrzymiego oddalenia. Od dłuższego czasu astronomowie podejrzewają jednak istnienie
Transplutona.
Malona była miejscem zamieszkania ludzkich form życia, lecz wskutek działań wojennych
została przed około 75.000 laty dosłownie wysadzona w powietrze przez rządnych władzy jej
mieszkańców. Wbrew opiniom wielu badaczy uważających tę planetę za olbrzyma była ona raczej
karłowata, o wymiarach zbliżonych do Ziemi.
Nie jest prawdą również przypuszczenie, że tę straszliwą katastrofę wywołał olbrzymi meteor,
który wyłonił się z czeluści kosmosu i z całą siłą zderzył się czołowo z Malona, a także
domniemanie, że została ona rozerwana wskutek eksplozji potężnej bomby atomowej. Według
Plejadan mieszkańcy Malony w czasie wspomnianej wojny wpuścili ogromne ilości wody do
jednego z wulkanów, co doprowadziło do owej kosmicznej katastrofy. Nieliczni, którym udało się
zbiec na statkach kosmicznych przed tą katastrofą, wylądowali na Ziemi i osiedlili się na niej.
Wszyscy pozostali, którzy pozostali na Malonie, zginęli.
Ta zagłada nie dotknęła oczywiście ciał duchowych Malonan, które mogą istnieć poza ciałem
fizycznym. Przytaczając opis tego zdarzenia, Billy powiedział:
"Reszta mieszkańców planety zginęła w ogniu, przy czym ich ciała duchowe uleciały z miejsca
katastrofy i w odpowiednich proporcjach rozlokowały się na najbliższych planetach, na których
istniało już życie, gdzie weszły w cykl inkarnacji będący elementem procesu ewolucyjnego. Jedną z
nich była Ziemia".
Resztki tej planety krążą dzisiaj wokół Słońca w formie pasa asteroid stanowiąc przestrogę
przed ludzką głupotą i żądzą władzy. Wiele asteroid (lub planetoid) porusza się po bardzo
wydłużonych eliptycznych orbitach z powodu niezwykłej siły eksplozji, która wyrzuciła je daleko
w kosmos. Innego dowodu na istnienie tej planety dostarcza nam luka między Marsem i Jowiszem
w regule Titiusa-Bodego, w miejscu w którym znajduje się wspomniany pas astroid składający się z
milionów drobnych cząsteczek, jak również z licznych, nieregularnych kawałków skał o
maksymalnej średnicy dochodzącej do kilkuset kilometrów. Orbity większości z nich znajdują się w
przedziale odległości od 2 do 3 AU[11] od Słońca. Niektóre z pozostałości Malony od czasu do
czasu przecinają orbitę Ziemi, niejednokrotnie przelatując bardzo blisko niej, jak na przykład Eros,
który w roku 1937 zbliżył się do Ziemi na 0,15 AU.
7.2. Reguła Titiusa-Bodego
W drugiej połowie XVIII wieku, gdy ludzie nie wiedzieli jeszcze o istnieniu Urana, Neptuna i
Plutona, niemiecki matematyk J.D. Titius ustalił wzór pozwalający na obliczenie średnich
odległości od Słońca planet w kolejności występowania w Układzie Słonecznym, a astronom J.E.
Bode rozpropagował go i wprowadził do astronomii.
Zasada odległości Titiusa-Bodego mówi:
1. Uszeregować planety według kolejności występowania, zaczynając od Słońca: Merkury,
Wenus, Ziemia, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun, Pluton (oraz Transpluton i Uni).
2. Nadać im kolejne liczby 0, 1, 2, 4 etc.
3. Tak przyporządkowane liczby pomnożyć przez 3, następnie dodać do tego iloczynu 4 i całość
podzielić przez 10 (patrz poniższa tabela). Uzyskany wynik oznacza odległości planet naszego
układu planetarnego od Słońca w jednostkach astronomicznych. Na przykład odległość Marsa od
Słońca wynosi 1,6 AU, a Jowisza 5,2 AU etc.
Analiza odległości planet obliczonych według "prawa" Titiusa-Bodego ujawnia dwie
rozbieżności między nimi, a rzeczywistym rozmieszczeniem planet. Zgodnie z nimi Neptun
powinien znajdować się na orbicie Plutona, zaś w miejscu pasa asteroid między Marsem i Jowiszem
powinna istnieć planeta. Jak na razie nie ma naukowego wyjaśnienia tej rozbieżności.
Prawo Titiusa-Bodego nie wyjaśnia zagadkowego przesunięcia się planet, które nastąpiło po
całkowitym zniszczeniu Malony. Gdy Wenus (pierwotnie księżyc Urana) weszła w późniejszym
okresie za pośrednictwem olbrzymiej komety zwanej "Niszczycielem" na swoją dzisiejszą orbitę,
Merkury był wewnętrznym sąsiadem Ziemi, zaś Malona zewnętrznym.
Gdy rozgrywała się ta kosmiczna tragedia, Malona wyrzucona została po pierwszej eksplozji na
ówczesną orbitę Marsa (2,8 AU), po czym rozerwana została na kawałki, które do dziś krążą wokół
Słońca jako pas asteroid. W tym samym czasie Mars został rzucony na najbliższą wewnętrzną
orbitę, na której znajdowała się poprzednio Malona (patrz szkic).
7.3. Historia Wenus według Semjase
Według Plejadan Wenus nie jest odpryskiem Malony, lecz dawnym satelitą Urana. Olbrzymia
kometa zwana przez nich "Niszczycielem" wyrwała ją przed 10.000 lat (dokładnie 10.314 lat temu
w odniesieniu do roku 1990) z orbity Urana i zawlokła w pobliże Ziemi, wywołując w ten sposób
szereg kosmicznych katastrof. Dopiero przed 3500 lat ów dawny księżyc Urana usadowił się
ostatecznie na obecnej orbicie pomiędzy Merkurym i Ziemią.
Owe dane i inne wyjaśnienia na temat tej planety, zwanej przez nas często gwiazdą poranną,
Semjase przedstawiła Billy'emu podczas 29 spotkania 7 lipca 1975 roku. Powiedziała wówczas
również:
"Po tych burzliwych wydarzeniach Wenus skierowana została na bardzo spokojną orbitę, która
jest najbardziej ustabilizowana ze wszystkich planet. Jest to skutkiem bliskiego przelotu obok
Ziemi, podczas którego doszło również pod wpływem siły przyciągania Ziemi do zmiany jej
kierunku obrotu na przeciwny. Krótki czas przebywania w obrębie ziemskiego pola grawitacyjnego
sprawił, że nie zdążyła ona nabrać większej prędkości obrotowej i obecnie jej czas obrotu wokół
własnej osi jest najmniejszy spośród wszystkich planet Układu Słonecznego. Stąd też jeden dzień
na Wenus trwa 117 ziemskich dni [doba słoneczna], przy czym czas rotacji wokół nachylonej pod
kątem 3 stopni osi biegunów wynosi 243 ziemskich dni [doba gwiazdowa]. Podczas swojego
przelotu w pobliżu Ziemi 3453 lat temu [3472 w odniesieniu do roku 1994] Wenus została z
powodu siły przyciągania Ziemi okradziona ze swojej energii rotacyjnej i w wyniku sił tarcia
wzrosła jej temperatura.
Ów wzrost temperatury pod wpływem sił tarcia jest przyczyną obecnie panujących na Wenus
warunków. Już same te warunki dowodzą fałszywości twierdzeń wszystkich tych, którzy utrzymują,
że na Wenus istnieją ludzkie formy życia. Taka możliwość w ogóle nie wchodzi w grę, ponieważ
warunki fizyczne panujące na powierzchni tej planety oraz skład jej atmosfery są zabójcze dla
ludzi. Temperatura powierzchni Wenus mierzona na głębokości 32 kilometrów wynosi obecnie 457
stopni Celsjusza. Dlatego właśnie wszelka woda, jaka znajduje się na tej planecie paruje i tworzy
ową bardzo gęstą pokrywę chmur.
owstała w ten sposób atmosfera jest tak gęsta, że jej ciśnienie przy powierzchni planety jest 334
razy wyższe od ciśnienie powietrza na Ziemi mierzonego na powierzchni morza. Interpretując to w
waszych naukowych kategoriach jej atmosfera jest zabójcza dla ludzkich form życia, ponieważ w
87 procentach składa się z dwutlenku węgla, przy czym ta wartość zmienia się nieznacznie w
zależności od miejsca. Tlen istnieje dzisiaj tylko w niższych warstwach i to w wyłącznie w ilości
4,23 procenta, resztę zaś stanowią azot i gazy szlachetne. Para wodna występuje obecnie w
niewielkich ilościach, a atmosfera jest znacznie większa od waszej ziemskiej.
Ciśnienie właściwe atmosfery Wenus jest 107 razy większe od ciśnienia właściwego atmosfery
Ziemi. Ono również jest zabójcze dla ludzkich form życia, które zostałyby przez nie zmiażdżone;
ten sam los spotkałby również metalowe struktury. Przy okazji chcę ci powiedzieć, że znaleźliśmy
na Wenus ziemskie urządzenie, które zostało doszczętnie zmiażdżone przez jej atmosferę, zanim
jeszcze dotarło do jej powierzchni. Chodzi tu o sondę wysłaną przez naukowców jednego z
waszych państw zwanego Rosją.
Wyglądało ono, jak gdyby zostało ciśnięte z ogromną siłą o metalową ścianę. Wenus posiada
nikłe pole magnetyczne oraz słabo jeszcze wykształconą warstwę nazwaną przez was Pasem Van
Allena, co sprawia, że nie jest ona osłonięta przed tym, co nazywacie wiatrem słonecznym.
Poza tym bardzo wysoka temperatura nieustannie uszkadza ten pas. Brak wody jest również
dodatkowym czynnikiem potęgującym nieprzyjazność tej planety dla życia. Od chwili zajęcia
orbity między Merkurym i Ziemią 3453 lat temu planeta ta znajduje się w fazie wypoczynku i
jednocześnie ponownego kształtowania. Z ciągu następnych stuleci i tysiącleci powstaną na niej
odpowiednie do rozwoju życia warunki, po czym zaczną kształtować się jego prymitywne formy,
tak to ma zawsze miejsce na wszystkich światach tworzących życie...
Mimo iż obecnie wydaje się to niemożliwe, w przypadku Wenus mamy jednak do czynienia z
planetą, która znajduje się w początkowym stadium na drodze do stworzenia życia. Co się tyczy
samej planety, to należy stwierdzić, że jest ona bardzo płaska, zwłaszcza w obszarze równikowym,
obszary reliefowe położone są daleko od tego rejonu. Temperatura stron znajdujących się w fazie
dnia i nocy jest prawie równa, duże różnice występują natomiast w sile wiatrów wiejących na
różnych wysokościach. Przy powierzchni jest bezwietrznie. Wiatry zaczynają wiać w miarę
oddalania się od niej i na dużych wysokościach ich prędkość rośnie, osiągając wartość nawet do
117 metrów na sekundę.
Dolny pułap chmur zaczyna się na wysokości 43,17 kilometra [licząc od powierzchni planety],
przy czym wartość ta może ulegać zmianie z powodu sztormów atmosferycznych. Jest to możliwe
przede wszystkim nad tymi obszarami, gdzie wiatry kierowane są w dół i docierając do powierzchni
owiewają góry wznoszące się średnio na wysokość 2,3 kilometra. Klimat i warunki atmosferyczne
są w zasadzie takie same na całej planecie, z kilkoma wyjątkami. Tak więc życie ludzi na tej
planecie jest obecnie niemożliwe, chyba że wsparte zostanie odpowiednimi środkami technicznymi.
W tym właśnie znaczeniu, wbrew twierdzeniom wielu oszustów, na Wenus nie istnieje jakiekolwiek
życie. Istnieją tam jednak zupełnie inne formy [życia], których nie da się jednak w żaden sposób
porównać do ludzkich. Planeta ta jest jeszcze bardzo dzika, bo i jaka ma być po zaledwie 3453
latach. Przykładem może być chociażby wasz Księżyc, który jest niemal kopią Wenus skrytą za
grubą warstwą chmur.
Jeśli my lub inne formy życia udajemy się na Wenus, która jest bogata w różne minerały i
pierwiastki, musimy używać do tego celu specjalnych kombinezonów chroniących nas przed
niebezpiecznymi wpływami jej atmosfery, panującym tam żarem i tak dalej, a także różnorodnymi
truciznami i gazami, których zabójcze obłoki przemieszczają się nad jej powierzchnią. Ponadto
musimy brać pod uwagę występujące lokalnie różnice, które mogą sprawiać, że temperatura
powierzchni planety może wynosić w pewnych miejscach ponad 500 stopni Celsjusza, w innych
może z kolei wystąpić różnica w procentowym składzie gazów takich jak dwutlenek węgla, azot,
hel, argon i neon, a w jeszcze innych
różnice ciśnienia, które mogą się wahać od 88 i 107
atmosfer. Tak się przedstawiają podstawowe fakty dotyczące możliwości istnienia ludzkich lub
podobnych form życia na Wenus".
W innym miejscu Erranie wyraźnie podkreślili, że obecnie w Układzie Słonecznym na żadnej
planecie oraz księżycu oprócz Ziemi nie istnieją jakiekolwiek ludzkie formy życia, również w
formie duchowej, z wyjątkiem nielicznej grupy istot pozaziemskich przebywających czasowo w
celach badawczych w kilku bazach na różnych planetach. W dawnych czasach oprócz Ziemi
zamieszkałe były jeszcze Malona i Mars.
Wszystkie dane fizyczne podane przez Semjase były sukcesywnie potwierdzane przez sondy
rosyjskie i amerykańskie. Od pewnego czasu ziemscy astronomowie wiedzą, że Wenus wiruje
wokół własnej osi w kierunku przeciwnym w porównaniu do wszystkich pozostałych planet i
jednocześnie przeciwnym do ruchu orbitalnego. Reiner Klingholz w swojej książce z roku 1990
"Maraton w kosmosie" podaje następujące czasy obrotu poszczególnych planet Układu
Słonecznego wokół własnej osi:
Merkury
58,65 dni (ziemskich);
Wenus
243 dni;
Ziemia
1 dzień;
Mars
1 dzień;
Jowisz
0,41 dnia;
Saturn
0,44 dnia;
Uran
0,72 dnia;
Neptun
0,67 dnia;
Pluton
6,39 dnia.
Ziemska nauka nie potrafi jeszcze wyjaśnić tych anomalii. Rudolf Kippenhahn w swojej książce
z roku 1987 "Obce światy" na stronie 146 pisze:
"Jeśli chodzi o tę ekstremalnie powolną i niezwykłą pod względem kierunku rotację Wenus,
wydaje się, że maczała w tym palce nasza Ziemia. Co 583,9 ziemskich dni Wenus i Ziemia
zbliżają się do siebie na bardzo małą odległość. Wenus podlega wówczas dolnej koniunkcji i
odległość między obu planetami wynosi wówczas zaledwie 41 milionów kilometrów".
Przypuszczenie Kippenhahna jest bliskie prawdy i godne uwagi, zwłaszcza gdy uwzględni się
fakt, że najprawdopodobniej nie wie on o opisanym powyżej wydarzeniu.
7.4. Księżyce Saturna
Oto fragment rozmowy Billy'ego z Quetzalem o księżycach Saturna przeprowadzonej podczas
154 kontaktu 10 października 1981 roku:
BILLY: Rozumiem, a skoro już mówimy o gwiazdach, to mam jeszcze pytanie dotyczące
Saturna. Jak wiesz, amerykańska sonda kosmiczna Voyager ruszyła w kierunku tej planety i śle
stamtąd na Ziemię zdjęcia. Znowu naukowcy się zdziwią, jak było w przypadku Jowisza, kiedy
okaże się, że wokół tego niedoszłego słońca krąży więcej satelitów, niż do tej pory przypuszczano.
Do dzisiaj sądzono, że Saturn posiada 10, maksimum 12 księżyców, podczas gdy w rzeczywistości
jest ich 19, pomijając planetki. Interesuje mnie, czy wszystkie księżyce mogą zostać odkryte dzięki
tym zdjęciom?
QUETZAL: Tak, a nawet jeszcze więcej. Jak sam się mogłeś przekonać podczas swojej
podróży, wokół Saturna krąży 19 księżyców. Wszystkie one mogły zostać sfotografowane przez
sondę i już niewiele brakuje do ich odkrycia [wszystkich 19]. Od czasu twojej podróży w pobliże
Saturna naukowcy ziemscy odkryli już kilka z nich i nadal liczą na odkrycie następnych. I tam
czeka na ich niespodzianka!
BILLY: Masz na myśli asteroidy?
QUETZAL: Owszem. Te planetki, asteroidy, są tak małe, że nie widać ich z Ziemi,
przynajmniej jeszcze nie teraz, ponieważ brak jest jeszcze odpowiednich przyrządów. Większą
część tych planetek sonda już sfotografowała, co wywołało spore zamieszanie wśród naukowców.
BILLY: Aż trudno uwierzyć, że wokół tej planety krąży aż tyle asteroid, nie licząc tych
wędrownych, które od czasu do czasu przelatują obok niej. Nic dziwnego, że są niewidoczne z
Ziemi, skoro ich średnica wynosi od 10 do 15 kilometrów. O ile sobie dobrze przypominam, w roku
1975 wspominali mi o tym Ptaah i Semjase.
QUETZAL: To prawda, lecz powinieneś również wiedzieć, skąd one się wzięły na orbicie
wokół Saturna.
BILLY: To wiem. Semjase powiedziała mi, że te małe obiekty są resztkami planety Malona,
która krążyła kiedyś między Marsem i Jowiszem, zanim eksplozja wywołana przez nierozsądnych
ludzi zniszczyłają, rozrywając ją na tysiące kawałków, które zostały wyrzucone w przestrzeń
kosmiczną na wszystkie strony. Większość z nich dostała się w pole grawitacyjne Saturna i od tego
czasu stanowią one jego satelity. Z tego wynika, że nie są one właściwymi księżycami tego
niedoszłego słońca, lecz jedynie przechwyconymi przezeń obcymi ciałami wędrownymi wielkości
asteroid. Właściwych księżyców Saturna jest tylko 19.
Jak podała 26 lipca 1990 roku znana szwajcarska gazeta Tages Anzeiger, osiemnasty księżyc
Saturna odkrył niedawno amerykański astronom Mark Showalter. Zatem do odkrycia przez
ziemskich astronomów pozostał jeszcze jeden z nich.
7.5. Niektóre fakty dotyczące Jowisza
W czasie spotkania w dniu 19 października 1978 roku Billy zapytał Semjase, czy amerykańska
sonda kosmiczna Voyager-1 uzyska dobre dane podczas przelotu obok Jowisza. Oto odpowiedni
fragment tej rozmowy:
SEMJASE: Zgodnie z naszymi obliczeniami trajektoria lotu tej sondy przebiega bardzo blisko
Jowisza i jego księżyców, co oznacza, że należy się liczyć z dobrymi rezultatami, o ile znajdująca
się w niej aparatura będzie pracowała bez zarzutu.
BILLY: Czy to oznacza, że naukowcy niedługo odkryją, że ta tak zwana czerwona plama
Jowisza jest w rzeczywistości gigantycznym wirującym lejem na wzburzonej powierzchni tej
niedoszłej gwiazdy oraz centrum potężnej, trwającej od tysiącleci burzy? Czy to oznacza również,
że wkrótce okaże się, że nie tylko Saturn, ale także Uran i Jowisz posiadają pierścienie, tyle że o
wiele cieńsze i mniejsze.
SEMJASE: Oczywiście. Należy oczekiwać, że tak będzie, ponieważ sonda będzie przelatywała
tak blisko tych obiektów, że będą musiały być odkryte.
BILLY: Acha. To pewnie zostanie również odkryte, że pierścień otaczający Jowisza składa się w
większości z cząstek pochodzących z wulkanów księżyca Io, których część została pochwycona
przez pole grawitacyjne Jowisza, i że większość wyrzuconego przez nie materiału opadła z
powrotem na Io praktycznie przykrywając otwory wulkanów, dzięki czemu jego powierzchnia w
przeciwieństwie do innych księżyców Jowisza jest gładka mimo licznych kraterów.
SEMJASE: Widzę, że uważnie słuchałeś wszystkich moich wyjaśnień i zapamiętałeś je. Czy
pamiętasz również inne rzeczy?
BILLY: Oczywiście, pamiętam jeszcze co nieco z tego, co ty i Ptaah mówiliście mi. Pamiętam,
że duże księżyce Jowisza różnią się od siebie barwami, mają na przykład kolor czerwony, żółty,
brązowy, biały oraz pomarańczowy. Wiem także, że mówiłaś mi, iż Jowisz jest płyną kulą i
powinien być właściwie gwiazdą, którą nie stał się jednak z powodu zbyt małej masy, i że prawie w
całości składa się z płynnego helu i wodoru. Także ty albo Ptaah powiedzieliście mi, że
powierzchnia jądra stanowi grubą skorupę złożoną z soli wapnia i związków siarki, które są
pozostałością po odparowaniu wody. O ile dobrze pamiętam, to właśnie ty powiedziałaś mi, że
księżyc Io był dawniej całkowicie pokryty wodą. Ty albo Ptaah powiedzieliście mi, że księżyc
Europa jest dokładnie przeciwieństwem Io. Masy wodne nie wyparowały tam, lecz zamarzły i
stworzyły gigantyczny pancerz lodowy. Poza tym wyjaśniliście mi także wiele innych rzeczy, jak na
przykład to, że księżyc, który przypominał mi wyglądem kurze jajo, ma średnicę 200 km, zdaje się,
że to był najbliższy księżyc Jowisza, nie pamiętam jednak jego nazwy.
SEMJASE: Księżyc, o którym wspomniałeś, nazywana się u was Amalthea. Księżyc Io, o
którym mówiłeś, jest najbardziej aktywnym wulkanicznie ciałem w Układzie Słonecznym. Ale
musieliśmy już o tym mówić, skoro o tym wspomniałeś.
BILLY: Tak, takich rzeczy szybko nie zapominam. Powiedziałaś wówczas, że księżyc ten jest
bardziej aktywny wulkanicznie od Ziemi, a także i to, że wielokilometrowej wielkości chmurowe
twory w leju wichrowym Jowisza poruszają się z bardzo dużą prędkością i obracają w kierunku
przeciwnym do ruchu wskazówek zegara.
SEMJASE: Tak, to prawda.
BILLY: Nie wiem, czy dobrze sobie przypominam pewne fakty związane z aktywnością
wulkaniczną Io. Powiedziałaś mi swego czasu, że wybuchy wulkanów następują tam z ogromną
siłą, które niczym eksplozje bomb atomowych wyrzucają materiał wulkaniczny tworząc chmury w
kształcie grzyba wznoszącego się na wysokość nawet do 180 kilometrów. Są to głównie cząstki
pyłu, gazy, popiół i nieco magmy, które mkną w górę z prędkością dochodzącą do 2300 kilometrów
na godzinę. Powiedziałaś mi wtedy także, jak już wspomniałem, że większość wyrzuconego
materiału opada z powrotem na jego powierzchnie. Reszta jest wyrzucana w przestrzeń kosmiczną,
gdzie część z niej jest przechwytywana przez pole grawitacyjne Jowisza i w jego pierścieniu
zagęszcza się w ogromne pasmo jonów siarki. Czy tak?
SEMJASE: Tak.
Wszystkie te i inne informacje udostępnione opinii publicznej były od początku przedmiotem
ataków sceptyków, którzy wyśmiewali je jako "fantazje" Billy'ego. Z czasem jednak zaczęły one
ustawać, gdyż w zasadzie wszystkie informacje podane powyżej zostały już potwierdzone przez
naszych naukowców, o czym świadczą informacje podawane we współczesnych podręcznikach
astronomii (z 17 księżyców Jowisza znanych jest już dzisiaj 16, znane są już również pojedyncze
pierścienie Jowisza oraz Neptuna, a także co najmniej 11 pierścieni Urana, zaś czerwoną plamę
Jowisza nazwano gigantyczną trąbą powietrzną wirującą w kierunku przeciwnym do ruchu
wskazówek zegara; największą niespodzianką dla astronomów był jednak bezsprzecznie księżyc Io
ze swoją aktywnością wulkaniczną).
Nawiasem mówiąc, kazałem poświadczyć własnoręcznym podpisem informacje podane w
punktach 7.4. i 7.5. zawarte w sprawozdaniach z rozmów z Semjase i to jeszcze w czasie, gdy nasza
ziemska nauka nie znała podanych tam faktów (1982).
8. Dwa listy
W roku 1975 Billy otrzymał od pana V. z Niemiec kopię bardzo interesującego listu. Ponieważ
jest ona złej jakości i nie nadaje się do przedstawienia tutaj, treść listu przytaczamy w całości
poniżej.
Szanowny Panie,
proszę mi wybaczyć, że piszę do Pana ten list, mimo iż nie znam Pana osobiście. Pański adres otrzymałam od
pewnej osoby, która poradziła mi napisać do Pana jako do osoby, która może być zainteresowana moim
przeżyciem.
Najpierw chciałabym się jednak przedstawić. Jestem obywatelką Niemiec i mam 35 lat. Od około 4 lat
podróżuję autostopem po świecie w poszukiwaniu przygód. W czasie takich podróży nietrudno o dziwne
przeżycia, jakich się normalnie nie doznaje.
To, o czym chcę Panu opowiedzieć, przydarzyło mi się 17 dni temu. Było to na pustyni w Iranie w odległości
około 3 kilometrów od wsi Zahedan wczesnym rankiem. Razem z moim przyjacielem Peterem rozbiliśmy namiot
z dala od wsi, aby nie być niepokojonym przez jej mieszkańców. Około godziny 7. zbudził nas dziwny dźwięk,
lecz z wnętrza namiotu nie widzieliśmy, co mogło być jego przyczyną. Po chwili ustaliliśmy, że dochodził zza
wydmy znajdującej się około 50 metrów od nas. Peter uznał, że to jacyś robotnicy wykonujący tam jakąś pracę, i
zadowoliwszy się tym wyjaśnieniem, wrócił do namiotu.
Mnie jednak to wyjaśnienie nie zadowoliło i poszłam zobaczyć, co ci robotnicy tam robią. Obeszłam dookoła
całą wydmę i nagle stanęłam twarzą w twarz z kobietą mniej więcej w moim wieku. Była dziwnie ubrana i
przypominała wyglądem astronautów, jakich widziałam na zdjęciach. Ona również się wystraszyła widząc mnie i
z miejsca przerwała swoją pracę, która polegała na grzebaniu w piasku jakimś dziwnym przyrządem. Wciąż
zdziwiona jej widokiem, podeszłam do niej i zapytałam ją po angielsku, co tu robi. Powiedziała, że szuka czegoś,
co spadło w tym miejscu. Po chwili wróciła do przerwanego zajęcia i po kilku minutach znalazła to, czego szukała
-dość osobliwie wyglądający spiralny cylinder, który włożyła do dziwnego urządzenia stojącego obok. Szykując
się do odejścia pożegnała się ze mną.
Czułam, jak coś ciągnie mnie do niej, i szybko poprosiłam ją, aby została jeszcze trochę, na co po chwili
wahania w końcu przystała. Przedstawiłam się i spytałam ją, czy mieszka tutaj w Zahedanie. W odpowiedzi
zaśmiała się i powiedziała, że ta miejscowość nie jest zbyt gościnna i że pochodzi z bardzo daleka. Następnie
dodała, że nazywa się Semjaze lub Semjase, o ile ją dobrze zrozumiałam. Poplotkowałyśmy jeszcze trochę o
Irańczykach, po czym powiedziała, że musi już iść. Pożegnałyśmy się więc i jeszcze przez chwilę krzątała się
przy swoim urządzeniu, które ku mojemu zdziwieniu wzniosło się nieco w powietrze, zanim odeszła i zniknęła za
pobliskim piaszczystym pagórkiem.
Gdy nieco ochłonęłam, ruszyłam w górę pagórka, za którym przed chwilą zniknęła. Kiedy znalazłam się na
jego szczycie, poczułam oszołomienie, widząc coś, co nie mogło być prawdą. W odległości około 100 metrów ode
mnie stało coś, z czego zawsze się śmiałam, kiedy ludzie o tym mówili, to znaczy "latający spodek"! Nie mogłam
w to uwierzyć i pomyślałam, że chyba mi odbiło. Musiała to być jednak prawda, ponieważ widziałam, jak ta
kobieta wniknęła razem ze swoim urządzeniem przez otwór w dole statku, który następnie zamknął się za nią.
Wkrótce spodek wzniósł się bezdźwięcznie w górę i przeleciał nade mną. W tym momencie jakaś niewidzialna
siła przydusiła mnie do ziemi. Przez chwilę widziałam, jak ten latający spodek wznosił się powoli niemal
pionowo w górę, po czym wystrzelił jak strzała, szybko niknąc na tle niebieskiego nieba i wydzielając dziwny
dźwięk.
Stałam jak zamurowana w tamtym miejscu przez jakiś czas, zanim wróciłam do namiotu. W drodze do niego
nagle poczułam się dziwnie i usłyszałam wewnątrz głowy obcy głos, który kilkakrotnie powtórzył skierowane pod
moim adresem przeprosiny.
Kiedy opowiedziałam o tym potem Peterowi, wyśmiał mnie, mówiąc, że to było "pustynne przywidzenie".
Pokłóciliśmy się i kilka godzin później rozstaliśmy na zawsze. Powiedział mi, że nie chce mieć do czynienia z
wariatką i zaproponował, aby każde z nas poszło swoją drogą.
A przecież wiem, że nie jestem ani trochę stuknięta, i wiem także, co widziałam. Pamiętam, jak powiedziała w
pewnym momencie, że ma bardzo dobrego przyjaciela w Europie. Wiem, że ją widziałam, także dziwny przyrząd,
którym przeszukiwała piasek, oraz ten latający spodek. Nie jestem stuknięta i wszystko, o czym tu piszę,
przeżyłam naprawdę.
W międzyczasie poznałam pewnego mężczyznę, któremu opowiedziałam o tym zdarzeniu. Powiedział mi, że
takie rzeczy są możliwe, i dodał, że powinnam napisać do Pana, ponieważ zajmuje się Pan takimi sprawami, i
opowiedzieć tę historię, co niniejszym czynię. Ten mężczyzna wiedział o Panu z jakiejś gazety. Proszę jednak nie
wymieniać mojego nazwiska, kiedy będzie Pan relacjonował tę historię komuś innemu. Wystarczy mi tych
przykrości, których już zaznałam od innych ludzi, którym o tym opowiedziałam. Nie chcę, aby po powrocie do
Niemiec ludzie wytykali mnie palcami i mówili: To ta "rąbnięta babka", która widziała w Iranie latający spodek i
kobietę z gwiazd szukającą czegoś na pustyni jakimś dziwnym przyrządem. Proszę mnie zrozumieć i nie
wymieniać mojego nazwiska. Dlatego też nie podaję bliższych danych o sobie, żadnego adresu i tak dalej,
ponieważ, jak już powiedziałam, wystarczy mi tych przykrych słów, które już usłyszałam od ludzi, którym o tym
opowiedziałam. W Niemczech mogliby mnie wysłać do szpitala dla umysłowo chorych po moim powrocie do
domu, gdyby dowiedziano się, kim jestem. Proszę mieć to na uwadze.
Przesyłam Panu serdeczne pozdrowienia
Szczerze oddana
[Elsa Schrder]
Anatolia, Turcja, 8 marca 1975
Poniższe słowa dopisane zostały ręcznie u góry listu:
Szanowny Panie!
List, który dołączam, został przysłany do mnie omyłkowo przez turecką pocztę. Co miesiąc otrzymuję z
Anatolii w Turcji przesyłki z czasopismami, które są często źle zapakowane, a czasami nawet otwarte. W ostatniej
przesyłce znalazł się również niniejszy list. Wilgotny znaczek przykleił się do jednej z gazet i dlatego trafił on do
mnie razem z całą prasą. To nie ja oderwałem znaczek, w związku z czym proszę mi to wybaczyć.
Ponieważ jestem uczciwym człowiekiem i nie otwieram cudzych listów, wysyłam ten list do Pana.
Wyrazy szacunku
J. Krauer
W czasie rozmowy, która miała miejsce 17 listopada 1989 roku, Jszwjsz Ptaah, ojciec Semjase,
potwierdził autentyczność opisanego w liście spotkania.
Latem 1976 roku Billy otrzymał kolejny list, w którym opisane było spotkanie pewnego
niemieckiego obieżyświata z istotami pozaziemskimi, podczas którego zostało potwierdzone, że
kontakty Billy'ego z Plejadanami są prawdą.
Wielce szanowne Panie i szanowni Panowie!
W załączeniu przesyłamy Państwu kopie listu od jednego z naszych przyjaciół, który podróżuje obecnie po
świecie. Zgodnie z jego wolą nie podajemy Państwu jego adresu, a dlaczego, zrozumieją Państwo po zapoznaniu
się z jego listem.
Po wielu rozmowach z naszym pastorem, wielebnym Dillmannem, postanowiliśmy sporządzić dodatkowe
kopie załączonego listu i wysłać je pod podane przezeń różne adresy. Mając nadzieję, że ów list będzie Państwu
przydatny, jednocześnie wątpimy w zawarte w nim informacje i poważnie martwimy się stanem zdrowia naszego
przyjaciela. Mimo tych wątpliwości spełniamy życzenie naszego przyjaciela i za radą wielebnego Dillmanna
przesyłamy ten list, którego treść muszą Państwo przeanalizować sami.
Poinformowano nas, że zajmują się Państwo sprawami, o których jest mowa w tym liście, i że będą Państwo
wiedzieli, o co w nim chodzi. Wraz z listem przesyłamy dodatkowo kopię rysunku, który nasz przyjaciel załączył
do swojego listu. Ze swojej strony zapewniamy, że jest on dobrym rysownikiem, zwłaszcza jeśli chodzi o ludzi, w
związku z czym szkice obu głów oraz latającego obiektu są najprawdopodobniej zgodne z rzeczywistością, o ile
oczywiście jego informacje odpowiadają rzeczywistym faktom i nie są wytworem gorączki czy czegoś w tym
rodzaju, co podejrzewamy, lecz czego nie możemy sprawdzić. Od lutego nie mieliśmy od niego żadnych
wiadomości. Dołączamy również wszystkie adresy podane nam przez pastora Dillmanna, pod które wysłaliśmy
kopie załączonego listu. Być może wspólnymi siłami uda się Państwu ustalić coś na podstawie informacji
przekazanych nam przez naszego przyjaciela.
Mamy nadzieję, że nasza pomoc w tej sprawie okaże się na coś przydatna, zarówno Państwu, jak i naszemu
przyjacielowi.
Serdeczne pozdrowienia
A. Albers
Oto list, o którym mowa w liście A. Albersa:
Trinidad, 2 styczeń 1976
Drodzy przyjaciele!
Podróżując po świecie dotarłem właśnie do Trinidadu. Ta dziura znajduje się nad rzeką Mamore
na terenie Llanos de Mojos w Boliwii. Jestem tutaj już od trzech dni i zobaczyłem wiele bardzo
interesujących rzeczy. Moje wrażenia i przeżycia spisałem na maszynie. Wczoraj rano zdarzyło się
jednak coś, co sprawiło, że omal "nie wyskoczyłem z butów" z wrażenia. Z początku myślałem, że
to halucynacja lub objaw tropikalnej gorączki, ale szybko stwierdziłem, że nic mi nie jest. Pewnie
pomyślicie to samo po przeczytaniu tego listu. Znacie mnie dobrze i wiecie, że nie mam zwyczaju
zmyślać, w związku z czym będziecie musieli mi uwierzyć, mimo iż nie przyjdzie wam to łatwo. To
wszystko jest tak szalone, że jeszcze dzisiaj zastanawiam się, czy nie wystąpiły jakieś błędy w
funkcjonowaniu mojego umysłu, a nawet biorę pod uwagę możliwość jakiegoś urojenia.
Wszystko to jednak wydarzyło się tak, jak to opisuję. Wrażenia z wczorajszego przeżycia są
wciąż jeszcze we mnie bardzo żywe i muszę wyznać, że dla mnie samego wydało się ono
nieprawdopodobne. Nie potrafię tego wyrazić inaczej. Nie uważajcie mnie więc za chorego
psychicznie, ponieważ tak nie jest. Jestem tak samo normalny, jak wy i nie zwykłem, jak wiecie,
fantazjować. Pozwólcie, że przejdę teraz do sedna sprawy i opowiem wam, co mi się przytrafiło.
Obudziłem się o piątej rano i zwlókłszy się z łóżka, zacząłem przygotowywać się do wypadu w
okolice Trinidadu. Po około 10 minutach od chwili wstania dostrzegłem na porannym niebie coś, w
co nie mogłem uwierzyć. Słyszałem już kiedyś o latających spodkach, lecz nigdy nie
przywiązywałem do tego wagi, uważając to za bzdury. Informacje na ich temat zawsze uważałem
za czyjś żart. A tu nagle widzę, jak spokojnie, zupełnie bezdźwięcznie tego typu obiekt przelatuje
sobie nad Trinidadem powoli opadając, aż w końcu zniknął gdzieś za drzewami w lesie.
Pomyślałem, że śnię, i przetarłem z wrażenia oczy, ponieważ uważałem, że to, co zobaczyłem, jest
niemożliwe. Z miejsca, w którym stałem, wyglądał jak dwie nałożone na siebie tarcze, jak dysk.
Usiadłem i zacząłem się zastanawiać, czy nie powinienem przypadkiem wrócić do
cywilizowanego świata i poddać się badaniom lekarskim. Ostatecznie jednak postanowiłem zbadać
dokładnie tę sprawę przed podjęciem jakiekolwiek kroków w tym kierunku. Wziąłem kompas i
określiłem dokładny kierunek, w którym opadł obiekt. Następnie spakowałem plecak i ruszyłem w
drogę w kierunku wskazanym przez kompas, to znaczy mniej więcej na wschód. Z wielkim
wysiłkiem przedzierałem się przez zarośla i z każdą upływającą chwilą odnosiłem wrażenie, że
nigdy nie dotrę do celu. Chciałem już zawrócić, byłem już bowiem ponad 3 godziny w drodze i na
nic nie trafiłem. Stopniowo dochodziłem do wniosku, że uległem halucynacji.
Z początkowej oceny wynikało, że niedługo powinienem natknąć się na ten obiekt, jeżeli on
rzeczywiście w ogóle wylądował. Sapałem z wysiłku i pot lał się ze mnie ciurkiem, i coraz częściej
myślałem o zawróceniu. Mimo rosnącego zniechęcenia brnąłem naprzód, czując jakiś nieodparty
przymus podążania dalej. Wyglądało to, jak gdyby jakaś niewidzialna siła ciągnęła mnie do przodu
bez jakiegokolwiek sprzeciwu z mojej strony. Tak minęło dalsze pół godziny. W końcu uznałem, że
mi odbiło, gdy nagle za krzakami zamigotało coś metalicznego. Stanąłem jak wryty, nie wierząc
własnym oczom. Po chwili przełamałem się i przedarłem przez ostatnią ścianę zarośli.
Ponownie pomyślałem, że chyba śnię, ponieważ w środku polany unosił się na wysokości około
1 metra nad ziemią duży metaliczny dysk o średnicy 14-15 metrów. Nie było słychać żadnego
dźwięku, bądź też był on niesłyszalny, poza tym obiekt unosił się swobodnie w powietrzu. Stałem w
miejscu jak sparaliżowany zaledwie 20 metrów od niego i gapiłem się weń. Nie byłem zdolny jasno
myśleć ani się ruszyć. Niejedno już widziałem podczas swoich wędrówek i nie tak łatwo zbić mnie
z pantałyku, ale to zamurowało mnie zupełnie. To po prostu nie mogło być prawdą, ponieważ coś
takiego nie może istnieć.
Nie wiem, jak długo tak stałem, nie ruszając się. Wiem tylko, że nagle coś dotknęło mojego
ramienia i bezwiednie obróciłem się. To, co zobaczyłem, przeszło moje wszelkie oczekiwania: obok
mnie stało dwóch mężczyzn w kombinezonach nurków. Pamiętam, że się bardzo zdziwiłem i
zastanawiałem, co ci faceci w strojach nurków robią w środku dżungli. Po chwili zacząłem
dostrzegać różnice. Ich kombinezony były lżejsze niż skafandry nurków i w przeciwieństwie do
nich miały srebrzysty kolor.
Obaj mężczyźni byli blondynami i nie mieli na głowach hełmów ani żadnych urządzeń do
oddychania w obcym środowisku. Mieli jednak na swoich kombinezonach dziwnie wyglądające
przyrządy różnej wielkości i kształtu. Stałem nadal jak oniemiały nie mogąc wydusić z siebie
słowa, mimo iż ci mężczyźni z całą pewnością będący członkami załogi tego latającego spodka nie
wyglądali złowrogo, a nawet uśmiechali się do mnie przyjaźnie. Wtedy to jeden z nich powiedział
coś do mnie, ale nie zrozumiałem go ani trochę. Następnie odezwał się drugi, ale jego także nie
zrozumiałem. Ani jednego słowa. Ich język brzmiał dla mnie zupełnie obco, był jednak bardzo
melodyjny i sympatyczny dla ucha, co mnie nieco uspokoiło i sprawiło, że zacząłem się rozluźniać.
Obydwaj mężczyźni byli równi wzrostem i mierzyli mniej więcej tyle samo co ja, to jest około
174 cm. Wzięli mnie pod pachę i poprowadzili w kierunku swojego pojazdu. Nie opierałem się.
Około 5 m przed nim stało ustawionych na ziemi kilka dziwnych przedmiotów, wśród których były
nietypowe stołki i krzesła. Usiedliśmy na nich. Nadal nie mogłem wykrztusić z siebie słowa. Jeden
z mężczyzn uśmiechnął się do mnie przyjaźnie i coś powiedział, czego znowu nie zrozumiałem.
Jego mówienie do mnie miało na mnie kojący wpływ i powoli zacząłem czuć, jak opuszcza mnie
ogólne zesztywnienie. Ogarnął mnie spokój i odzyskałem mowę. Zapytałem ich pełnym zdziwienia
głosem po hiszpańsku o to niezwykłe zdarzenie i oczywiście, jak przypuszczałem, nie zostałem
zrozumiany. Spróbowałem więc po angielsku, lecz rezultat był taki sam. Podobnie było z
niemieckim.
Po prostu nie mogliśmy się zrozumieć. Wówczas ponownie przemówił jeden z nich w tym
swoim sympatycznym i melodyjnym języku i jednocześnie sięgnął do paska, gdzie zaczął
manipulować przy jakimś urządzeniu niewiele większym od paczki papierosów. W trakcie
mówienia jego język zmieniał się i w pewnej chwili usłyszałem słowa hiszpańskie, francuskie, a
potem niemieckie. Nie wiem dlaczego, ale ucieszyłem się w tym momencie, co ów mężczyzna
musiał zauważyć, gdyż pozostał przy niemieckim. Od tej chwili mówili do mnie w moim
rodzinnym języku. Nadal pamiętam bardzo dokładnie, co powiedzieli do mnie w tym momencie:
"...teraz możemy porozmawiać dzięki naszemu translatorowi. Pozdrawiamy cię i nie bój się.
Przybyliśmy tu w pokojowych zamiarach i w pokoju odlecimy". To były pierwsze słowa, które
mogłem zrozumieć, i nigdy w życiu ich nie zapomnę, a także ich brzmienia. Wywarły na mnie tak
duże wrażenie, że zapamiętałem je bardzo dokładnie, możecie mi wierzyć.
Mogliśmy teraz rozmawiać ze sobą. Spytali mnie, czy rozumiem ich i czy jestem w stanie
zapamiętać wszystko, co mówią. Powiedziałem, że tak i że wszystko to mogę stenografować na
bieżąco, jak zwykłem to czynić, o ile oczywiście nie mają nic przeciwko temu. Jestem
podróżnikiem i żyję z moich relacji. Jeden z nich powiedział, że to dobry pomysł, i zapytał, co to
jest stenografowanie. Zdziwiło mnie to pytanie, lecz odpowiedziałem na nie, za co mi podziękował.
Wyjąłem mój notatnik i ołówek, i zabrałem się za spisywanie naszej rozmowy. Dzięki temu właśnie
mogę wam ją teraz przedstawić słowo w słowo. Z całą pewnością będziecie nią zaskoczeni i trudno
wam będzie w to wszystko uwierzyć, podobnie jak jest mnie samemu.
Pozwólcie, że przedstawię teraz po kolei całą naszą rozmowę, tak jak ją zanotowałem.
[Rozmowa pomiędzy dwiema istotami pozaziemskimi Kohunem i Atharem z układu Proximy
Centauri z niemieckim podróżnikiem Horstem Fennerem]
Jestem Kohun
powiedział jeden z mężczyzn.
Mnie nazywają Athar
przedstawił się drugi.
Nazywam się Horst Fenner
powiedziałem.
Mieszkasz tutaj w tym dzikim kraju?
spytał Athar.
Nie, jestem turystą z Niemiec.
Co to jest turysta?
spytał Athar.
To osoba, która odwiedza inne miejsca
odpowiedziałem.
Zatem Athar i ja jesteśmy turystami
powiedział Kohun.
Jak mam to rozumieć?
spytałem.
Nie jesteśmy z tego świata, który nazywacie Ziemią
odrzekł Kohun.
A jak to mam rozumieć?
spytałem zaskoczony.
Pochodzimy z gwiazd
odparł Kohun.
Nie jesteśmy istotami z tego świata.
Żartujesz sobie ze mnie, prawda?
spytałem.
Ależ skąd, pochodzimy z układu Proximy Centauri
brzmiała odpowiedź Kohuna.
To jest
najbliżej położony waszego układ słoneczny. Oddalony jest o około 50 bilionów kilometrów
według waszego pomiaru odległości.
To przecież nie istnieje, to utopia
powiedziałem.
[Aby było łatwiej zapisywać tę rozmowę, w dalszej części tej transkrypcji przed wypowiedzią
każdego z nas, będę umieszczał imię mówiącego].
KOHUN: Nie żartujemy.
HORST: Zatem musicie być ludźmi z gwiazd.
KOHUN: Jesteśmy nimi, jeśli chcesz nas tak nazywać.
HORST: Nie mogę w to uwierzyć.
ATHAR: Nie kłamiemy.
HORST: Czy naprawdę mam w to uwierzyć?
KOHUN: Ależ to prawda.
HORST: To niewiarygodne, a co tutaj robicie?
KOHUN: Często odwiedzamy Ziemię, śledzimy przebieg wydarzeń na niej i obserwujemy
rozwój ludzkich istot. Niestety są one bardzo zacofane w swoim rozwoju religijnym z powodu
intryg politycznych. Błędny rozwój i nieustanna walka o władzę Ziemian może spowodować wiele
zła, którego skutki mogą dotknąć nawet odległe systemy gwiezdne. Właśnie z tego powodu
odwiedzamy Ziemię i prowadzimy obserwacje, aby w razie potrzeby zapobiec złu.
HORST: To brzmi wręcz niewiarygodnie.
ATHAR: Mówimy prawdę.
HORST: Jeśli rzeczywiście mówicie prawdę, to powiedzcie mi, co moglibyście zrobić, gdyby
naprawdę stało się coś złego?
KOHUN: Nie obawiaj się, nie jesteśmy sami. Oprócz nas Centaurian jest jeszcze wiele innych
kosmicznych ras, których przedstawiciele rezydują na Ziemi. Wielu z nich pochodzi z dużo bardziej
odległych systemów słonecznych.
HORST: Mimo wszystko brzmi to dla mnie jak utopia. Co możecie zdziałać na Ziemi? Nie
możecie przecież nic zmienić używając przemocy, ponieważ to by oznaczało wojnę. Skąd pochodzą
inni gwiezdni ludzie?
KOHUN: Powiedziałem ci już przecież, że mówimy prawdę. To nie utopia. Nie zamierzamy
podejmować żadnych działań przeciwko Ziemi. Nie mamy do tego prawa, zwłaszcza używając
przemocy, która jest zakazana. Tak więc nie musicie obawiać się wojny z naszej strony. Mamy
wielu przyjaciół na Ziemi, z którymi utrzymujemy stały kontakt i którzy działają w oparciu o nasze
wskazówki i zalecenia w pokojowy sposób w imię dobra całej ludzkości. Rozpowszechniają wiedzę
o naszym istnieniu i naszej misji. Ludzi tych nazywacie łącznikami. Działają oni zgodnie z naszymi
wskazówkami i z tego powodu są często ostro atakowani. Oskarża się ich o głoszenie kłamstw i
wprowadzanie ludzi w błąd, przed czym jest im niestety bardzo trudno się bronić.
Często w szeregi tych ludzi wkradają się jednostki, które kłamią i wprowadzają innych w błąd,
nieraz dla żartu, co nie służy dobrze naszej misji. Najważniejsi łącznicy bardzo często atakowani są
ze szczególną zajadłością, a nawet próbuje się ich pozbawić życia. Jest jeden człowiek, który został
wyedukowany na proroka obecnych czasów. Jego misja jest najważniejsza, ponieważ ma za zadanie
ponownie przedstawić mieszkańcom Ziemi nauki dotyczące prawdy. Jego nauki to nauki duchowe.
Nauki te zostały mu przekazane z bardzo wysokich poziomów bytu przy współpracy z
cywilizacjami pochodzącymi z gwiazdozbioru Lutni, Plejad i wszechświata DAL. Oprócz nich na
Ziemi stale przebywają jeszcze przedstawiciele innych kosmicznych ras. Najważniejsze misje są
realizowane przez rasy należące do gromady gwiazd zwanej Plejadami, ponieważ ich dawni
przodkowie są również przodkami Ziemian, w związku z czym ta wielka misja spoczywa na ich
barkach.
Rasy te posiadają trzy różne bazy na Ziemi, którymi kieruje istota imieniem Quetzal. Jego
namiestnikiem jest kobieta mająca około 350 lat ziemskich o imieniu Semjase, która jest córką
komendanta kosmicznej floty Plejadan. Ziemskim łącznikiem Plejadan jest blisko czterdziestoletni
mężczyzna mieszkający w kraju zwanym Szwajcarią. Ma na imię Billy. Wiele różnych ras
odwiedza Ziemię i jej najbliższe gwiazdy, Wenus i Marsa, gdzie w bazach przebywa niewielka,
pięćdziesięcioosobowa grupa istot, jako że obie te planety nie nadają się do normalnego życia z
braku odpowiednich warunków. Ta sama uwagą dotyczy innych ciał planetarnych w waszym
systemie słonecznym, w którym, jak ci wiadomo, jedynie Ziemia posiada odpowiednie warunki do
rozwoju życia i na której istnieje ono zarówno w postaci materialnej, jak i duchowej. Wasza nauka
niedługo się o tym przekona, mimo iż na razie twierdzi co innego.
HORST: To niewiarygodne, czy to wszystko jest prawdą?
ATHAR: Mówimy tylko prawdę.
HORST: Po prostu nie mogę w to uwierzyć. To brzmi jak jakiś utopijny horror.
KOHUN: Mimo to naszym zadaniem jest głoszenie prawdy.
HORST: Chyba muszę w to uwierzyć, czy chcę, czy nie. Wasz latający spodek dowodzi, że
musicie mówić rację.
ATHAR: My nazywamy nasze latające pojazdy statkami promiennymi.
HORST: Czy mogę dowiedzieć się czegoś o ich napędzie?
ATHAR: Nie wolno jest nam udzielać tego rodzaju informacji.
HORST: Szkoda.
ATHAR: Gdybyś mógł nam pomóc, bylibyśmy ci bardzo wdzięczni.
HORST: Chętnie, co mam zrobić?
ATHAR: Chcielibyśmy zlecić ci pewne zadanie w związku z naszym istnieniem.
HORST: Czy chcecie, abym coś o was napisał?
ATHAR: Właśnie.
HORST: Nie mogę tego zrobić, jeszcze nie zwariowałem. Nikt by mi nigdy nie uwierzył w taką
historię. Uznano by mnie za wariata.
KOHUN: Jak chcesz. Zatem nasz trud jest daremny. Musisz nas teraz opuścić.
HORST: Poczekajcie, nie to miałem na myśli. Może mógłbym spróbować, ale anonimowo?
ATHAR: Jak mamy to rozumieć?
HORST: Zwyczajnie, nie podając swojego nazwiska.
KOHUN: To nie będzie dobrze służyło naszej sprawie.
HORST: Co mam więc zrobić?
KOHUN: Musiałbyś występować publicznie jako łącznik.
HORST: Co to, to nie, jeszcze nie zwariowałem!
KOHUN: Zatem naszą rozmowę możemy uznać za zakończoną.
HORST: Szkoda, że nie chcecie mnie zrozumieć.
KOHUN: Jeśli to jest twoje ostatnie zdanie, to znaczy, że zakończyliśmy tę rozmowę.
HORST: Niech więc tak będzie, po prostu nie mogę postąpić inaczej. Czy mogliście
odpowiedzieć przynajmniej na jedno pytanie?
KOHUN: O ile nie dotyczy ono naszych pojazdów i sprzętu, to tak.
HORST: Wspomnieliście coś wcześniej o osobach nazywających siebie łącznikami... ale nie
będących nimi. Swego czasu spotkałem się gdzieś z kilkoma nazwiskami. Jedno brzmiało coś jak
Adami lub podobnie, inne Genovesa, a inne Michalk. Czy moglibyście mi coś o tym powiedzieć?
ATHAR: Dlaczego cię to interesuje, skoro sam chcesz zachować swoją osobę w tajemnicy?
HORST: To tylko pytanie. Z drugiej strony przekonaliście mnie, że faktycznie pochodzicie z
gwiazd. Po prostu chciałbym się dowiedzieć czegoś nowego, lecz nie mogę występować publicznie,
jak proponujecie. Z jednej strony nie uwierzono by w ani jedno moje słowo, z drugiej zaś nie jestem
odpowiednim człowiekiem do tego celu.
Szkic Horsta Fennera przedstawiający Kohuna, Athara i ich pojazd.
KOHUN: Może i masz rację. Z drugiej strony masz prawo znać prawdę. Te trzy wymienione
przez ciebie nazwiska są nam dobrze znane, chociaż źle je wymówiłeś: pierwszy z tych ludzi
nazywa się Adamski, drugi Genovese, a trzeci Michalek. Nie są to prawdziwi łącznicy, lecz
zwyczajni oszuści. Żaden z nich nie kontaktował się z nami ani też z kimkolwiek z innych ras
kosmicznych. Nie są oni wcale jedynymi kłamcami, jest ich o wiele więcej. Jeżeli kiedykolwiek
usłyszysz takie nazwiska, jak Zilar, Menger, Miller, Nelson, Castillio czy Siracusa... możesz być
pewny, że masz do czynienia z oszustami.
ATHAR: Naprawdę nie chcesz pracować dla dobra naszej misji?
HORST: To kusząca propozycja, ale naprawdę nie mogę. Może kiedy indziej. Najpierw jednak
chciałbym porozmawiać z kimś, kto zna się na tych sprawach. Znacie kogoś takiego?
KOHUN: Zwróć się po prostu do najważniejszej osoby. Nie możesz jednak podjąć się tego
zadania potem. Decyzję musisz podjąć teraz. Albo wiesz już teraz, co jest twoim obowiązkiem i co
jesteś w stanie zrobić, albo musimy zrezygnować z twojej pomocy. Niestety, w tej kwestii musimy
być nieustępliwi.
HORST: W takim razie muszę chyba zrezygnować, ponieważ nie jestem teraz w stanie podjąć
takiej decyzji. Szkoda. Przemyślę sobie to wszystko i być może spróbuję opisać i opublikować to
spotkanie z wami.
ATHAR: Sprawiłbyś tym nam dużą radość i byłoby to z pewnością użyteczne. Ale teraz musisz
już iść, ponieważ mamy jeszcze trochę pracy. Szkoda że trudziliśmy ciebie tutaj na darmo. Idź w
pokoju i nie bój się niczego!
Drodzy przyjaciele, tak oto przedstawia się cała nasza rozmowa, która pod koniec nie wydawała
mi się już tak fantastyczna. Po kilku przyjacielskich słowach pożegnania udałem się w drogę
powrotną do Trinidadu, gdzie dotarłem tuż przed zmierzchem. Przez całą noc nie mogłem zasnąć i
rozmyślałem o tym wszystkim. Doszedłem do wniosku, że postąpiłem głupio, gdyż zgodziwszy się
na propozycję Athara i Kohuna, mógłbym zapewne dowiedzieć się od nich czegoś więcej. Bałem
się panicznie, że zostanę potraktowany jak wariat, jeśli spróbuję napisać cokolwiek na ten temat.
Teraz już naprawdę nie wiem, co mam o tym wszystkim sądzić, i czy przypadkiem nie uroiłem
sobie tego. Proszę, porozmawiajcie o tym z moim ojcem i pastorem i spytajcie ich, co o tym sądzą,
a następnie napiszcie mi o tym. Zapytajcie także pastora, czy powinienem rozpowszechnić tę
rozmowę, czy nie. Jeśli uzna, że tak, zróbcie to. Proszę tylko nie podawać mojego ani swojego
adresu, ponieważ nie chcę być przez nikogo nękany po swoim powrocie...
Czekam na waszą odpowiedź i opinię. Za mniej więcej miesiąc będę w La Paź, gdzie możecie
pisać pod znany adres.
Serdeczne pozdrowienia i wszystkiego dobrego
Wasz obierzyświat
Horst
9. Uwagi końcowe
9.1. Tajemnicza likwidacja jodeł
(zdjęcia nr 55 i 56)
Historia o zniknięciu jodły jest sprawą drażliwą (patrz rozdział VII). Wielu sceptyków
wykorzystało ją w swojej walce z Billym, twierdząc, że to drzewo nigdy nie istniało. Tym zarzutom
przeczą następujące sprawy:
1. Pierwszy zarzut, że jodła w ogóle nie istniała, łatwo obalić, ponieważ istnieją co najmniej dwa
zdjęcia, na których jest ona widoczna.
2. Poza tym istnieje zdjęcie tego samego fragmentu terenu bez drzewa, co daje nam możliwość
dokonania porównań. Na jednym z nich widać młode wybujałe drzewo w otoczeniu czerwonawego
buku rosnącego z boku, na drugim zaś nie ma po nim śladu, zaś wymieniony buk widać nieco w
dali. Jeżeli założymy, że Billy własnoręcznie usunął tę jodłę, to należy przypuszczać, że ktoś mógł
widzieć, jak to robi. Co więcej, musiał w ciągu 1-2 godzin zatrzeć wszelkie ślady. Jak wiadomo,
trawa nie mogłaby wyrosnąć w tamtym miejscu w tak krótkim czasie.
3. W końcu chciałbym zwrócić uwagę na wymieniony już buk rosnący nieco z boku -i to nie
bez powodu.
9.2. Niesamowite dźwięki
(szkic na stronie 154)
Trzecia demonstracja dźwięków wydawanych przez statek Semjase miała miejsce 18 lipca 1980
roku w Sadelegg-Hinterschmidrti. Jest kilka argumentów przemawiających za prawdziwością tego
zdarzenia. Podobnie jak podczas poprzednich demonstracji, również tym razem było wielu
świadków mogących potwierdzić to zdarzenie, ponieważ wszyscy oni:
a) obserwowali Billy'ego przez cały czas dokonywania nagrań (patrz szkic z zaznaczonymi
pozycjami świadków);
b) słyszeli na własne uszy te głośne dźwięki;
c) również je nagrali.
Przy tej okazji pozwolę sobie przypomnieć jeszcze raz pozostałe dzienne demonstracje. Były to
ślady lądowania, pozaziemskie krasnoludki, niecodzienne rozmowy radiowe, pokaz pistoletów
laserowych. Do tej samej kategorii należą również demonstracje nocne, a także obserwacje dzienne
i nocne.
9.3. Historia z brodą
Regułą jest, że mężczyzna goli się w czasie porannej toalety. Jeżeli jednak tego nie zrobi z
jakichś powodów, na przykład braku czasu lub lenistwa, nie jest to przestępstwem. Niegolenie się
przez dłuższy czas sprawia, że zarost szybko staje się widoczny. Wie o tym każdy, ale wspominam
o tym nie bez przyczyny, ponieważ ma to posłużyć jako wprowadzenie do pewnej historii
związanej z brodą, którą usłyszałem od Jacobusa Bertschingera.
Zdarzenie to miało miejsce w roku 1975, gdy Eduard Meier mieszkał z rodziną jeszcze w
Hinwil. Nie nosił wówczas brody, jak to ma obecnie miejsce, i golił się codziennie. Było to latem, a
dokładnie w czwartek 17 lipca. Świeżo ogolony wyszedł rano około godziny 9. z domu, gdzie
wrócił dopiero wczesnym rankiem następnego dnia.
W tym czasie Jacobus czekał cierpliwie w jego domu na jego powrót. Gdy Billy wszedł do
mieszkania, Jacobus z miejsca zauważył dwie rzeczy: po pierwsze, Billy sprawiał wrażenie bardzo
zmęczonego, z trudem patrzył na oczy, po drugie, miał tak długą brodę, jakby nie golił się od
tygodnia. Jacobus doskonale wiedział, że nie było go zaledwie jeden dzień. Ciekaw jestem, co
pomyśleliby inni, gdyby ich dobry znajomy pojawił się z wielotygodniowym zarostem, mimo iż
wiedzieliby, że nie golił się tylko jeden dzień? Z pewnością pomyśleliby o jakimś cudownym
napoju bądź środku na porost włosów.
Oba te przypuszczenia są jednak błędne w tym przypadku, bowiem wyjaśnienie tej zagadki jest
zupełnie inne. Otóż tego dnia, kiedy Billy wyszedł z domu, Plejadanie zabrali go statkiem
dowodzonym przez Ptaaha w daleką podróż po naszym wszechświecie. Ta niezwykła podróż, jakiej
nie odbył żaden inny Ziemianin, trwała 5 ziemskich dni. Najbardziej zagadkowy był jednak jego
powrót, który nastąpił po 22 godzinach. Ale i na to jest wyjaśnienie, którym jest manipulacja
czasem.
Kolejną ciekawostką było oświadczenie Billy'ego, że przez cały ten czas nie zmrużył oka. W
związku z tym nasuwa się pytanie, jak mu się to udało? Odrzekł, że nie było to jego zasługą. Po
prostu otrzymywał odpowiedni pokarm, który utrzymywał go w stanie pełnej świadomości. Pokarm
spożywany przez Plejadan działa podobnie jak dostępne u nas w handlu środki pobudzające. Po
tych pięciu bezsennych dniach Billy poszedł wypocząć i spał przez 36 godzin.
9.4. Badania ogólne
Aby dokładnie zbadać całą tę sprawę, wielu badaczy zjawiska UFO z Ameryki i Japonii przez
około 4 lata (łącznie przez 300 dni) przebywało w pobliżu domu Billy'ego, kontrolując go
dosłownie w dzień i w nocy, a także jego przyjaciół i współpracowników.
Wyniki tego dochodzenia opublikowane zostały w USA w dwutomowym albumie obficie
ilustrowanym zdjęciami Billy'ego UFO... Contactfrom the Pleiades ("UFO... kontakt z Plejad")
autorstwa Brit i Lee Eldersów oraz Toma Welcha, a także książce emerytowanego podpułkownika
lotnictwa wojskowego Wendelle'a C. Stevensa UFO... Contactfrom the Pleiades: Preliminary
Imestigation Report ("UFO... kontakt z Plejad
raport wstępny"). Dwa lata później, w roku 1984,
pojawiła się kolejna książka w języku angielskim "Istoty pozaziemskie i tęsknota Ziemian za
pokojem" Maartena Dillingera, który już od dłuższego czasu zajmował się tym problemem. Przez
kilka tygodni na przestrzeni 3 lat znany amerykański publicysta Gary Kinder badał przypadek
Billy'ego. Owocem jego pracy był bestseller Light Years ("Lata świetlne").
Autorzy tych prac stwierdzają w nich jednoznacznie, że ów jednoręki mężczyzna, Billy, nie
byłby w stanie sam zgromadzić tak ogromnego materiału dowodowego. Ponieważ nie dysponował
wystarczającą sumą pieniędzy, nasuwa się pytanie, czy wspomagał go ktoś w tym finansowo. Jeśli
tak, to na pewno nikt ze Szwajcarii. W rzeczy samej nie udało się znaleźć nikogo, kto by go
finansował, w związku z czym to przypuszczenie należy odrzucić.
Jak już wcześniej wspomniałem, Billy nie żyje jak samotnik w jaskini, lecz mieszka pod jednym
dachem razem ze swoją rodziną i innymi ludźmi wspomagającymi go w jego misji. Wszyscy oni
mają stały wgląd w jego poczynania i doskonale wiedzą, co się dzieje w Centrum. Nie wyobrażam
sobie, aby pozwalali wodzić siebie za nos, gdyby wiedzieli, że coś w tym jest nie tak.
Chciałbym również wspomnieć o dzieciach, które jak wiadomo, są bystrzejszymi obserwatorami
od dorosłych. Można więc przyjąć z pewnym prawdopodobieństwem, że jeśli będą wiedziały coś,
czego nikt nie wie, to być może pewnego dnia poznamy to.
Poza tym Billy musiał mieć się na baczności przed swoją żoną, która w początkowych latach nie
była do końca przekonana do jego kontaktów i pochodziła do nich z dużą rezerwą. Wraz z
nabraniem przez nie oficjalnego charakteru w jego rodzinie nastąpiły ogromne zmiany. Z dnia na
dzień został wciągnięty przez istoty pozaziemskie w wir intensywnej pracy, przez co coraz mniej
miał go dla rodziny. Której żonie podobałaby się taka sytuacja?
Z tych powodów żona Billy'ego z niechęcią śledziła wszystkie jego poczynania i wcześniej czy
później odkryłaby różne rzeczy, na przykład wykonywanie przez niego rzekomych modeli statków
kosmicznych. Nic takiego jednak się nie stało. Mając to na uwadze, twierdzenie, że Kalliope
wspierała Billy'ego w preparowaniu rzekomego oszustwa, jest całkowicie irracjonalne. Było wręcz
odwrotnie, o czym może zaświadczyć wiele osób, które ją znają.
9.5. Najważniejsze ogniwa łańcucha dowodów
W przedstawionym dotychczas łańcuchu dowodów brakuje bezsprzecznie jeszcze jego
najistotniejszych elementów, a mianowicie łącznika i jego świadków. Spośród wszystkich
szczególnie nurtuje pytanie, co skłoniło Billy'ego, aby przez lata uważać siebie za superłącznika,
jak się go często błędnie określa. Jeśli wierzyć jego antagonistom, na ów szczyt wyniósł się przy
pomocy swoich zwolenników i ich kosztem.
Kto wierzy w takie bzdury, ten nie ma zielonego pojęcia o tej sprawie. Dlatego powtarzam to, co
już napisałem w rozdziale V, że mimo kłopotów zdrowotnych Billy niestrudzenie oddaje się pracy
twórczej będącej częścią jego misji, wspiera FIGU oraz pomaga przy rozbudowie i utrzymaniu
Centrum
oczywiście bez wynagrodzenia!
Z biegiem lat jego warunki mieszkaniowe znacznie się poprawiły, lecz jest to zasługą przede
wszystkim jego samego. Na szczęście wśród jego współpracowników jest wielu pasjonatów, którzy
wspierają go, jak mogą. Poza tym ma wielu sympatyków na całym świecie. Jeśli ktoś sądzi, że
kontakty z istotami pozaziemskimi należą wyłącznie do przyjemności, to jest w wielkim błędzie.
W rozdziale V wyjaśniłem wyraźnie, że wiąże się z tym bardzo uciążliwa praca. W ten oto
sposób dotarliśmy do odwrotnej strony medalu, to znaczy do nieco mniej przyjemnej strony życia
łącznika. W realizację jego misji zaangażowana jest spora grupa ludzi, lecz mimo to na nim
spoczywa największa odpowiedzialność. Stąd też twierdzenie, że kieruje nim żądza zdobycia sławy,
jest pozbawione racjonalnych podstaw. Dodatkowo przemawiającym za tym argumentem jest
odrzucenie przezeń między innymi bardzo ponętnej propozycji objęcia intratnego kierowniczego
stanowiska w mającym powstać globalnym stowarzyszeniu wspierania przyjaźni z istotami
pozaziemskimi. Skąd więc to ględzenie o chęci zdobycia sławy. Niestety, nie jest mu dane
wiedzenie zwykłego życia, gdyż był i jest nadal nieustannie poddawany wielu próbom, zarówno
psychicznym, jak i fizycznym.
1. Jak wiadomo, Billy nazywany jest kłamcą i oszustem, który spreparował cały swój materiał
fotograficzny i filmowy, a także pozostałe dowody. Tego typu opinie głoszą najczęściej ci, którzy z
reguły nie orientują się w całej tej sprawie.
2. Wielu wrogo do niego nastawionych dziennikarzy i reporterów neguje wszystko, co dotyczy
jego przypadku, jak na przykład regularnie organizowane przezeń medytacje o pokój, wymyślając
jednocześnie różne bzdury na jego temat.
3. Często twierdzi się, że nie dementuje on zarzutów, jakie są kierowane pod jego adresem, w
związku z czym muszą być one słuszne.
4. Coraz częściej dowiaduje się, że jego teksty sprzedawane są bez jego zgody w innych krajach,
często w złych przekładach i co najgorsze, świadomie przeinaczane.
5. Jest spora grupa ludzi, którzy akceptując w pełni jego wspaniały materiał dowodowy,
odrzucają jednocześnie jego opisy podróży kosmicznych oraz w czasie, a także opinie na temat
religii jako zmyślony stek bzdur. Mogę w tym miejscu powiedzieć jedynie, że wielu zjawisk
mających związek z jego kontaktami nie da się w świetle współczesnej nauki wytłumaczyć, przeto
nic dziwnego, że nie są one akceptowane. Tego typu reakcja jest czymś naturalnym w przypadku
zdarzeń, wobec których nauka jest bezsilna. Billy zdaje sobie z tego doskonale sprawę i dlatego
unika tego rodzaju tematów. Pomija zatem rzeczy, które mogłyby prowadzić do nieporozumień i
stać się przyczyną złośliwych pomówień. (Na przykład w przeciwieństwie do Ziemian Plejadanie
za system słoneczny uważają taki układ, w którym istnieje co najmniej jedna planeta z nie mniej niż
trzema księżycami).
6. Wielu przeciwników Billy'ego przypisuje mu wszelkie możliwe i niemożliwe cudowne
zdolności, a następnie określa go mianem szarlatana. Muszę stwierdzić, że to bardzo niegodziwa
gra. Gdyby ci ludzie wiedzieli, jakie brzemię dźwiga człowiek, którego zadaniem jest głoszenie
prawdy, być może zastanowili się nad swoim postępowaniem.
7. Wielu dawnych członków jego grupy i przyjaciół stało się z biegiem czasu źródłem jego
rozczarowań, kiedy to zaczęli go opuszczać. Niektórzy z nich dopuścili się nawet oszczerstw
ludzie, którym poświęcił tak wiele swojego czasu i cierpliwości.
8. Jestem pełen podziwu do Billy'ego, że mimo tych wszystkich przeciwności oraz złego stanu
zdrowia nie porzucił swojej działalności i wszelkimi siłami nadal usiłuje pełnić swoją misję
najlepiej, jak to tylko możliwe, dla dobra ogółu.
9. W podzięce za te starania jest nieustannie wyszydzany. W ciągu minionych 15 lat dokonano
łącznie 13 zamachów na jego życie (patrz rozdział XIII). Często również atakowany był przez
Inteligencję Giza (patrz rozdział XIV). Zastanawiające jest, dlaczego tak usilnie próbuje się go
wysłać w zaświaty, jeśli jest on kłamcą i oszustem?
10. Bardzo często grupę Billy'ego przedstawia się jako religijną sektę, a jego samego jako jej
guru.
Wymienione argumenty powinny, jak sądzę, dostarczyć notorycznym sceptykom wystarczającej
ilości materiału do przemyśleń. Ostatecznie każdy czytelnik sam musi zadecydować, czy uważa
Billy'ego za osobę wiarygodną, czy też nie.
Znaczącą rolę w sprawie Meiera odgrywają również jego współpracowinicy i świadkowie.
Gdyby to wszystko były brednie, wówczas nikt z nich nie narażałby na szwank swojej reputacji,
którą cieszy się w miejscu pracy oraz w swojej lokalnej społeczności. Tym bardziej, iż wiedzą
dobrze, że każdy, kto popiera publicznie Billy'ego musi się liczyć z szyderstwami i ośmieszaniem.
Znam to z własnego wieloletniego doświadczenia. Wiem dobrze, jak może czuć się osoba
publicznie oczerniana, lub gdy potajemnie szepce się za jej plecami, że na przykład wskutek
odniesionej w czasie drugiej wojny światowej rany w głowę brak jej "piątej klepki".
Czy się to komu podoba, czy nie, prawda jest prosta i około 20 świadków udokumentowało
swoimi podpisami prawdziwość przytoczonych przeze mnie relacji. Oczywiście najchętniej
kwestionowane są najbardziej wymowne wypowiedzi, co przychodzi szczególnie łatwo, kiedy
świadków zna się tylko ze słyszenia lub przelotnie. Dla wielu ludzi nawet zbadanie faktów i
poznanie świadków nadal nie będzie dostatecznym argumentem do uznania ich za prawdziwe. Nic
dziwnego, bowiem prawdzie zawsze trudno jest się przebić na światło dzienne.
Semjase wielokrotnie usiłowała uzmysłowić Ziemianom, że właśnie w Erze Wodnika winni
wyprzedzać czas, kierować się przede wszystkim rozumem i logiką. Poza tym dała jasno i wyraźnie
do zrozumienia, że otrzymaliśmy za pośrednictwem Billy'ego znacznie więcej dowodów do analizy
niż trzeba i że jedyne, co nam teraz pozostaje, to jej rzetelne przeprowadzenie.
Ze względu na obowiązujące prawa istoty pozaziemskie nie są upoważnione do przekazywania
Ziemianom gotowych prawd, co nie podoba się wielu ludziom, którzy nie chcą w żadnym wypadku
tego zaakceptować, gdyż nie odpowiada to ich wyobrażeniom. Ich zdaniem istoty pozaziemskie
powinny nieść nam pomoc oraz wspierać na wszelkie sposoby.
Intensywna praca umysłowa związana jest z ogromnym wysiłkiem i dlatego niezbyt lubiana
przez wielu, zwłaszcza gdy nie stoją za tym korzyści finansowe. Rzecz w tym, że droga do prawdy
wiedzie właśnie poprzez intensywny wysiłek umysłowy i w żaden sposób nie da się tego ominąć.
Wszystkim poszukującym prawdy mogę jednak powiedzieć na pocieszenie, że zgodnie z
uniwersalnym prawem każdy dążący do niej uparcie wcześniej czy później na pewno osiągnie cel.
9.6. Oświadczenie świadków
Niżej podpisani oświadczają, że nigdy nie widzieli, aby Eduard Albert (Billy) Meier mieszkający
w Szwajcarii w miejscowości Schmidrti niedaleko Zurychu dokonywał kiedykolwiek jakichś
mistyfikacji, oraz że nigdy nie słyszeli, aby ktokolwiek wspierał go finansowo w tego typu
działaniach. Ponadto oznajmiamy, że zawarte w tej książce nasze relacje z różnych przeżyć, których
byliśmy świadkami, są całkowicie zgodne z prawdą, i że w każdej chwili jesteśmi gotowi
potwierdzić je przed sądem.
Hinterschmidrti, Semjase Silver Star Center, 16 lutego 1991 roku
Nazwiska świadków i ich podpisy.
XIII. Zamachy na Billyłego
(według Bernadetty Brand)
Szykanowanie łączników oraz ich sprzymierzeńców nie jest niczym nowym. Odnosi się to
szczególnie do Billy'ego, którego usiłowano wielokrotnie zabić, w roku 1976 cztery razy, w 1978
dwa, w 1980
jeden, w 1982
cztery, 1989
jeden i ostatni raz w roku 1990.
W tym zestawieniu pominąłem wymyślne próby jego uśmiercenia przez Inteligencje Giza, o
czym jest mowa w następnym rozdziale.
Przyczyna wszystkich tych ataków jest jedna. Chodzi o to, że Billy jako orędownik prawdy jest
"solą w oku" wielu ludziom i organizacjom, ponieważ bez ogródek piętnuje ich machinacje i
kłamstwa.
Pierwszy zamach na jego życie miał miejsce 5 stycznia 1976 roku w Hinwil. Było to w chwili,
gdy znajdował się w swoim gabinecie. Około godziny 19.30 strzał z broni małokalibrowej stłukł
szybę w oknie i przed jego nosem przeleciała kula, która odbiła się od miedzianej spirali przy
żyrandolu i wbiła się w sufit. To wydarzenie Billy opisał potem w 23 numerze swojego
miesięcznika Stimme der Wassermannzeit w artykule zatytułowanym "Wszystkiego należy się
nauczyć".
"Jakiś czas temu zgłosiła się do mnie pewna osoba i ze skruchą przyznała się do zamachu. Było
to efektem mojej obietnicy, którą złożyłem w 7 numerze, że nie nagłośnię tej sprawy, o ile sprawca
zgłosi się do mnie. Obietnicy dotrzymałem, a wspomniana osoba należy już do grona moich
przyjaciół. Osoba ta w dowód wdzięczności napisała potem na moją cześć wiersz, ja zaś puściłem
całą tę sprawę w zapomnienie".
Drugi zamach miał miejsce 21 kwietnia 1976 roku w czasie wyjazdu Billy'ego wraz z
przyjaciółmi samochodem Jacobusa do Monachium, gdzie na spotkaniu ufologów miał wygłosić
prelekcję obrazując ją swoimi zdjęciami. W okolicach Bregenzy koła ich samochodu zaczęły
dziwnie podskakiwać. Zatrzymali się i ku swojemu przerażeniu stwierdzili, że śruby mocujące
wszystkie cztery koła były nie dokręcone. Później okazało się, że nie była to wina mechanika.
W 65 relacji ze spotkania, które odbyło się 23 października 1976 roku, Ptaah przestrzegł
Billy'ego przed podróżami, gdyż wszędzie czają się jego wrogowie. Przypomniał mu przy tym to
ostatnie wydarzenie z nie dokręconymi śrubami. Na krótko przed ich wyjazdem do Monachium
widział nieznaną osobę, która je poluzowała.
"W jednym przypadku mogliśmy zapobiec nieszczęściu w ostatniej chwili, kiedy jechałeś razem
z przyjaciółmi, podobnie jak chcesz dzisiaj. Jak sobie zapewne przypominasz, koła samochodu
twojego przyjaciela zaczęły nagle się chybotać z powodu poluzowanych śrub. Nie była to wina
mechaników ze stacji samochodowej, jak podejrzewałeś, ale zamierzony atak na życie twoje i
twoich przyjaciół. Przeprowadziłem własne dochodzenie w tej sprawie, ponieważ ta sprawa
zaintrygowała mnie. Śruby zostały odkręcone przy wszystkich czterech kołach, co było według
mnie nielogiczne, jeśli miało to wyglądać na wypadek lub zaniedbanie. Zbadałem to i stwierdziłem,
że wspomnianej nocy jakaś osoba, niestety nie znana mi, manipulowała przy samochodzie i
poodkręcała te śruby".
Na trzeci zamach nie trzeba było długo czekać. Doszło do niego wczesnym, deszczowym
rankiem 27 maja 1976 roku, w czasie gdy Billy zmierzał udać się w towarzystwie Jacobusa
Bertschingera oraz Hansa i Konrada Schutzbachów do Sadelegg na spotkanie z Semjase. Śledziły
ich wówczas dwie nieznane osoby. Gdy samochód z Billym znalazł się na wolnej przestrzeni, z
położonych w odległości około 25 metrów zarośli rozległ się strzał. Sześciomilimetrowy pocisk
wystrzelony z Magnum-High-speed trafił Billy'ego w okolicę serca. Na szczęście pod ciepłą
kanadyjską kurtką miał na sobie kuloodporną osłonę własnej roboty. Tym razem uzbrojony był w
pistolet i wiedział, że jego trzem przyjaciołom nie grozi niebezpieczeństwo. Kula miała trafić
Billy'ego w serce, najpierw jednak przeszła przez kurtkę, a następnie przez wszystkie kartki
trzycentymetrowej grubości notesu, po czym odbiła się od metalowej płytki i utkwiła między
kartkami.
Dzięki swemu niezwykłemu opanowaniu wyszedł z tego zamachu bez szwanku. Udało mu się
nawet z odległości 70 metrów zestrzelić napastnikowi kapelusz z głowy (patrz zdjęcia nr 75 i 76).
We wrześniu tego samego roku miał miejsce czwarty zamach na jego życie. Było to w
miejscowości Winkelriet położonej niedaleko Wetzikon, gdzie Billy odkrył ślady statku
kosmicznego, który próbował następnie odszukać. Według Ptaaha był to pojazd pozaziemskiej rasy
pochodzącej z innej galaktyki, którego napęd międzygwiezdny z nieznanych przyczyn uległ
całkowitemu zniszczeniu, w związku z czym nie mógł on opuścić naszej planety. Jego załoga
utrzymywała się przy życiu, dopóki starczyło im ich gazu do oddychania. Nasze powietrze nie
nadawało się im do oddychania i wkrótce wszyscy się udusili. Statek ten, którego antygrawitacyjny
napęd planetarny funkcjonował bez zarzutu, został opanowany przez jakąś grupę neonazistowską.
Właśnie na ten obiekt natknął się Billy. Jego nadejście zostało zauważone przez dwóch
członków załogi, którzy licząc na jego ciekawość chcieli zwabić go w jego pobliże, a następnie
pojmać. Lecz intuicja Billy'ego i tym razem go nie zawiodła. Jadąc motorowerem na miejsce
lądowania miał wyłączone światła, dzięki czemu nie było go dobrze widać. Wymierzona w niego
kula chybiła celu. Zaraz potem obiekt wzniósł się w powietrze i oświetlił okolicę. W kierunku
Billy'ego padł kolejny strzał, lecz i tym razem był chybiony, ponieważ Billy zdążył ukryć się w
rowie i zniknąć napastnikom z pola widzenia.
21 maja 1978 roku po północy siedemnastoletni wówczas Silvano Lehmann goszczący w
Centrum po raz pierwszy był bezpośrednim świadkiem piątego zamachu na Billy'ego. Również ja
sam byłem świadkiem tego zdarzenia. Silvano, Billy i ja staliśmy na parkingu przed budynkiem
Centrum obok psiej budy, rozmawiając o dochodzących z oddali dziwnych dźwiękach. Billy wysłał
mnie do domu, abym sprawdził, czy nic się tam nie stało. Ledwie zniknąłem za jego rogiem domu,
gdy od strony garażu padł strzał. Pocisk przeleciał obok Silvano i wbił się w ziemię obok stóp
Billy'ego. Na jego prośbę Silvano chwycił dwa kamienie i udał się na poszukiwanie napastnika,
sam Billy pobiegł zaś do domu po pistolet. We wschodniej części domu natknąłem się na nich obu i
w trójkę udaliśmy się w stronę garażu, skąd padł strzał. Stanowisko niedoszłego mordercy
znajdowało się obok starej betoniarni przy garażu.
Szósty zamach miał miejsce 4 grudnia również w 1978 roku. Było to około godziny 21., w
czasie gdy Billy udzielał swojej żonie Kalliope lekcji jazdy samochodem.
W czasie 118 spotkania, które odbyło się 7 grudnia 1978 roku, Semjase i Quetzal poprosili
Billy'ego, aby zrelacjonował im dokładnie przebieg tego zdarzenia.
BILLY: W poniedziałek 4 grudnia o godzinie 20.53 przejeżdżałem z żoną samochodem
Madeleiny obok garażu, gdy nagle silnik zaciął się i przestał funkcjonować pedał gazu. Mimo
usilnych starań nie udało mi się opanować samochodu. Za kierownicą siedziała Kalliope i to po raz
pierwszy, co utrudniało mi opanowanie pojazdu. Usiłowałem zahamować, ale bez rezultatu, nie
udało mi się również wyłączyć silnika. Znajdowaliśmy się kilka metrów od domu i bałem się, że za
chwilę wpadniemy w poślizg i z prędkością 65 kilometrów na godzinę uderzymy weń. Silnik wył
na cały głos i na chwilę przestałem walczyć z samochodem. I wtedy nastąpiło zderzenie, w wyniku
którego uderzyłem prawym okiem w kierownicę, a potem głową w okno. Potem z Jacobusem
obejrzeliśmy samochód dokładnie, zwłaszcza pedał gazu, gdzie znaleźliśmy przyczynę. Okazało
się, że był zablokowany.
SEMJASE: Zatem zawiodły hamulce. Wyjaśnił mi to Quetzal.
QUETZAL: To prawda. Nie rozumiem jednak, dlaczego razem z hamulcem nie wcisnąłeś
sprzęgła, dzięki czemu pojazd mógłby się zatrzymać. Och, oczywiście, przecież powiedziałeś, że za
kierownicą siedziała twoja żona i to po raz pierwszy. Rozumiem. Twoja relacja jest zgodna z moją
późniejszą obserwacją. Poza tym zauważyłem, że trzy nieznane osoby manipulowały coś przy
twoim samochodzie, niewykluczone że właśnie przy dźwigni hamulca. Z całą pewnością planowali
zamach na twoje życie i było im zupełnie obojętne, że narażają przy tym inne osoby. Już od wielu
miesięcy ostrzegamy cię przed podejmowaniem ryzyka i namawiamy do tego, aby ktoś pilnował w
nocy waszej siedziby, ale widzimy, że nie dbasz o to. Nie muszę ci chyba wyjaśniać, jakie mogą
być tego skutki. Przecież możesz stracić przez to życie.
BILLY: Powiedź mi coś więcej o tych trzech postaciach.
QUETZAL: To członkowie tajnej grupy neonazistowskiej nazywającej się "Ludzie w czerni".
Jeden z tych trzech ludzi, którzy odwiedzili waszą siedzibę z piątku na sobotę stał na czatach, a
dwaj pozostali manipulowali przy samochodzie, w którym uległeś potem razem ze swoją żoną
wypadkowi. Kiedy skończyli, odjechali dużym czarnym pojazdem.
Prawdopodobnie dzięki nocnym dyżurom, które Billy wprowadził na stałe w Centrum, udało mu
się wyjść cało z siódmego zamachu. Było to 11 maja 1980 roku około godziny 22., kiedy siedział
razem z Wendelle'em Stevensem na sofie przed domem. Nagle poczuł tak silny ból głowy, że aż nie
mógł usiedzieć spokojnie w miejscu. Był on już mu znany, bowiem stanowił znak ostrzegawczy
przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. W chwilę potem tuż obok jego głowy przeleciał pocisk
i wbił się w mur kilka centymetrów od niej. Kilka minut później Gilgamesha, jego córka, wydłubała
z muru całkowicie zdeformowany pocisk. Bernadetta, która pisała właśnie na maszynie w swoim
pokoju, również słyszała ten strzał.
Po prawie rocznej przerwie między kwietniem i lipcem 1982 roku doszło do czterech kolejnych
zamachów. 5 kwietnia 1982 roku Billy siedział w swoim gabinecie i pracował. Nagle ciszę
wczesnego przedpołudnia przerwał wystrzał. Pocisk przebił szybę w przedpokoju, na szczęście
jednak nie zranił nikogo ani nie wyrządził większych szkód. Dziewiąty zamach miał miejsce w
niedzielny poranek 6 czerwca 1982 roku około godziny 6. Billy siedział w tym czasie pod drzewem
Semjase. Nagle z północnego zachodu nadleciał pocisk i wbił się w korę drzewa. Był to pocisk
kalibru 22. Jeszcze tego samego popołudnia Ferdinand Pfeiffenberger wydłubał go z kory drzewa.
Do dziesiątego doszło na krótko przed jedenastym, to jest na początku czerwca 1982 roku. Tego
dnia Billy i Uschi Bchli siedzieli naprzeciwko garażu. Około godziny 14. tuż obok głowy
Billy'ego przeleciał pocisk, który wystrzelony został od strony łąki "Sirrwies" lub pobliskiego
pagórka. Po chwili nadbiegł Silvano z Popi. Silvano udał się w kierunku, skąd prawdopodobnie
oddano strzał, ale niestety nic ani nikogo tam nie znalazł. Po tym zdarzeniu na dachu garażu
zamontowano reflektor.
Jedenasty zamach na życie Billy'ego dokonany został 19 lipca 1982 roku około godziny 23.,
kiedy siedział razem z Uschi Btichli na sianie w szopie. W pewnym momencie obok jego stóp
przeleciał pocisk i wbił się w ziemię. Obydwoje zerwali się na równe nogi i pobiegli w kierunku
domu po pomoc. W tym czasie padło kolejnych pięć strzałów, lecz na szczęście wszystkie były
niecelne. Billy z Jacobusem przeczesali cały budynek i okolicę w poszukiwaniu strzelca, aby złapać
go i oddać w ręce sprawiedliwości. Ich poszukiwania zakończyły się jednak fiaskiem. Tuż przed
północą miało miejsce jeszcze jedno przykre zdarzenie. W pewnym momencie Billy zauważył
nagle cień i odruchowo sięgnął po broń. Już miał pociągnąć za spust, gdy w ostatniej chwili
stwierdził, że to jego przyjaciel Engelbert Wachter.
Niedługo potem, 30 września 1989 roku, nastąpił dwunasty zamach. Tego dnia Billy wybrał się z
Evą Bieri na zakupy. Około godziny 11.35 na drodze z Hittnau do Saland przed warsztatem
stolarskim Widmera szybę Łady, którą jechali, przeszył pocisk. Po południu Billy i Eva złożyli
doniesienie w tej sprawie w komisariacie policji w Pfaffikon. Okazało się, że strzelec znajdował się
w lesie za warsztatem stolarskim i prawdopodobnie wiedział, że Billy będzie tamtędy przejeżdżał.
Wszystkie te zamachy dowodzą, że Billy jest dla wielu ludzi i organizacji bardzo niewygodną
osobą.
24 kwietnia 1990 roku miał miejsce trzynasty zamach, jedyny w swoim rodzaju, jako że był
dziełem obcych istot. Oto fragment rozmowy Billy'ego z Ptaahem na ten temat, która została
przeprowadzona dwa dni później, 26 kwietnia, podczas 236 kontaktu:
PTAAH: Tak, teraz mogę wyjawić, dlaczego właściwie przybyłem.
BILLY: Chętnie tego wysłucham, niemniej mam do ciebie pytanie dotyczące mnie osobiście.
PTAAH: Zatem słucham.
BILLY: Otóż we wtorek wieczorem o godzinie 19.30 przydarzyło mi się coś bardzo
zagadkowego.
PTAAH: Masz na myśli tę historię z błyskawicą?
BILLY: Tak. Otóż przez całe popołudnie jeździłem z Evą załatwiając różne sprawy. Było to we
wtorek 24. Około 19.15 wróciliśmy do Centrum i zajęliśmy się rozładowaniem samochodu. Potem
razem z Silvanem poszliśmy nad sadzawkę [położoną w Centrum obok parkingu], aby oczyścić
teren z korzeni i gałęzi pod kamień, który mieliśmy tam umieścić. Przynieśliśmy go dzień
wcześniej po południu około godziny 16. Stałem tuż za nim i w pewnym momencie pochyliłem się
do przodu w stronę Silvana, wyciągając do niego rękę po gałąź. Stał na drodze nieco poniżej mnie.
Mniej więcej 3 metry na lewo od niego stała Bernadetta i jej syn Natan. Właśnie w momencie gdy
wyciągnąłem rękę po gałąź z lewej strony około 15 centymetrów od głazu przemknął błysk światła
i rozległ się syk podobny do tego, jaki powstaje podczas spięcia. Trwało to ułamek sekundy.
Równocześnie na moim kciuku pojawił się niebieskobiały łuk świetlny i poczułem silne uderzenie,
które przeszło przez całą rękę, następnie w tył głowy i do prawej nogi i stopy.
Sekundę później błysk przeniósł się z mojej dłoni na leżący obok mnie kamień, z którego
odprysł odłamek i wyleciał w powietrze niczym żarząca się kulka kierując się w stronę Bernadetty.
W tym czasie mniej więcej 35 centymetrów poniżej górnej krawędzi kamienia rozległ się krótki
trzask i wokół Silvana przeleciała duża ilość syczących odłamków kamienia. Były one fragmentami
odłamka kamienia grubości około 1 centymetra i wielkości talerza wyrwanego z głazu przez
świetlny błysk. Wszystko to rozegrało się w ciągu ułamka sekundy, potem poczułem uderzenie w
rękę i to tak silne, że odrzuciło mnie w lewą stronę. To miejsce boli mnie do dzisiaj. Jak
powiedziałem, trwało to ułamek sekundy, najwyżej sekundę.
Mniej więcej w tym samym czasie ujrzałem w odległości około 7 metrów z lewej strony nad
drzewem Semjase niebieskobiałą, jasno świecącą kulę wielkości około 6 piłek futbolowych. Na
wysokości około 2,50 metra nad ziemią, dokładnie w środku pomiędzy drzewem cedrowym i
czerwonym bukiem nad sadzawką, ów jaskrawo świecący obiekt eksplodował z potężnym hukiem.
Silvano przestraszył się nie na żarty, zaś Natan stojący 3 metry za nim szybko cofnął i pobiegł co sił
w nogach do domu. Bernadetta, która stała na drodze w odległości około 3 metrów z lewej strony
Silvana, zamarła w bezruchu jak sparaliżowana nie mogąc wydobyć z siebie słowa.
Z uwagi na reakcję Bernadetty i Silvana zmusiłem się mimo silnego bólu ręki do uśmiechu,
starając się w ten sposób rozładować grozę tej sytuacji. Obydwoje stali przez chwilę jak
zamurowani. Ale nie oni jedni byli ciężko przestraszeni. Po chwili z budynku Centrum nadeszła
Eva z pytaniem, co to za grzmot. Jak powiedział mi potem Engelbert, również i on go słyszał.
Kiedy potem rozważyłem to wszystko na spokojnie, doszedłem do wniosku, że to zdarzenie nie
miało nic wspólnego z normalnym piorunem. Po pierwsze, stałem bezpośrednio pod japońskim
modrzewiem [dwunastometrowej wysokości], który z całą pewnością ściągnąłby go na siebie.
To samo dotyczy sadzawki, która znajdowała około 3,5 metra ode mnie z lewej strony, oraz
dwóch brzóz i czarnych olch mierzących po około 12 metrów wysokości rosnących za sadzawką w
odległości około 15 metrów od miejsca, w którym stałem. Jeżeli to był piorun, to dlaczego nie trafił
w jedno z tych drzew. Poza tym całe to zdarzenie miało miejsce w piękny słoneczny dzień. Za dużo
tu niezwykłości. Po prostu coś mi nie gra w tej historii. Wszystko tu było inne niż w czasie
naturalnych zdarzeń tego typu, jak na przykład podczas pewnej burzy, kiedy to piorun kulisty
przeleciał w odległości zaledwie pół metra od mojej głowy i eksplodował, w co zapewne nikt by nie
uwierzył, gdyby nie Freddy, który stał obok mnie i był świadkiem tego zdarzenia.
Tego wieczora we wtorek wszystko odbyło się zupełnie inaczej niż w czasie wspomnianej burzy
w roku 1977. Stałem wtedy w kuchni i spoglądałem przez okno, gdy nagle około metrowej średnicy
piorun kulisty przetoczył się po dachu i w końcu eksplodował. W wyniku jego eksplozji z dachu
spadło kilka dachówek. Całe to zdarzenie wyglądało na czyjeś celowe działanie. W tym ostatnim
zdarzeniu też była świetlista kula, na co mam świadków. Choćby Bernadettę, która także widziała,
jak z tej kuli wystrzelił "piorun". Chciałbym jeszcze dodać, że nasi ziemscy naukowcy nie są wciąż
zgodni, czy pioruny kuliste rzeczywiście istnieją, czy też są ludzkim wymysłem lub halucynacją. To
w zasadzie już wszystko, co miałem do powiedzenia w tej sprawie. Teraz pójdę chyba do lekarza,
ponieważ nadal czuję ból i pieczenie w ręce [patrz zdjęcia nr 77 i 78].
PTAAH: Twoje opowiadanie było bardzo wyczerpujące i zgodne z tym, co zarejestrowało
urządzenie kontrolne. Powinieneś rzeczywiście niezwłocznie udać się do lekarza. Niestety nie mogę
ci pomóc w tej sprawie, ponieważ nie mam żadnego doświadczenia w tej dziedzinie. Na wszelki
wypadek chodź jednak ze mną do kabiny, abym mógł przynajmniej stwierdzić, czy nie doznałeś
poparzenia.
BILLY: Nie mam żadnych poparzeń.
PTAAH: Nie bagatelizuj tego. Twoje przypuszczenie, że to zdarzenie było sterowane, jest w
pełni uzasadnione. Było ono zaplanowane i sterowane, jednak nie miało charakteru nienaturalnego,
to znaczy, nie było nienaturalną siłą. Wręcz przeciwnie, ów piorun kulisty miał charakter absolutnie
naturalny i powstał z energii pochodzącej z atmosfery. Jej koncentracja miała charakter naturalny,
lecz siła, która do niej doprowadziła, była sztucznego pochodzenia, podobnie jak ta, która
wzbudziła błyski owych piorunów.
BILLY: Do diaska, tak właśnie myślałem. Może więc prawdą jest również, że ten ryczący
piorun rozerwał się nad nami na wysokości około 110 metrów.
PTAAH: Tak było, twoje przypuszczenia są bliskie prawdy. Jak obliczyłeś tę odległość?
BILLY: Bardzo prosto. Wystarczyło tylko pomnożyć czas między błyskiem pioruna, który trafił
mnie w rękę, a jego odgłosem przez prędkość rozchodzenia się dźwięku. Według mojego szacunku
czas ten wynosił jedną trzecią sekundy, a nawet nieco mniej. Przy temperaturze 0 stopni Celsjusza
dźwięk rozchodzi się w powietrzu z prędkością 331 metrów na sekundę, co przy trzech sekundach
odpowiada odległości 993 metrów. Trzy sekundy odpowiadają więc odległości prawie jednego
kilometra. Stąd więc mój wynik. Wiem, że moje wyliczenie nie jest dokładne, ponieważ nie wiem,
jaka była temperatura powietrza w czasie tego zdarzenia, co jest istotne do uzyskania dokładnego
wyniku.
PTAAH: Właściwie to mogłem się spodziewać od ciebie tak logicznej odpowiedzi. Mogę ci
powiedzieć, że ten piorun powstał na wysokości 108 metrów nad ziemią, tyle że nie był to
normalny piorun.
BILLY: Tak mogłem przypuszczać.
PTAAH: Chwileczkę, nie wiesz, co chcę powiedzieć.
BILLY: Ależ wiem, przyjacielu. Grzmot był krótki, jakby powietrze zostało rozerwane na
strzępy, lecz nie przez błysk, ale unoszący się w powietrzu piorun, co nie jest normalne.
Stwierdziłem to w chwili, gdy trafił we mnie błysk światła. W normalnych warunkach, co wiem z
doświadczenia, w czasie uderzania pioruna powietrze rozrywane jest w ułamku sekundy na strzępy.
Uwzględniając obliczenia Adama Riese i innych mądrych głów, powinno to nastąpić w momencie,
gdy piorun trafił w moją rękę i odrzucił mnie w bok. Lecz nic takiego się nie zdarzyło, natomiast
dopiero po około jednej trzeciej sekundy nad naszymi głowami rozległ się osobliwy grzmot w
niczym nie przypominający naturalnego...
PTAAH: Tak, twoje przypuszczenie jest bardzo trafne. Eksplozja pioruna była efektem
zniszczenia przez nas nieznanego obiektu latającego, który został zaprogramowany, aby cię zabić za
pomocą tego pioruna kulistego. Ta błyskawica, która trafiła cię w rękę, to był jedynie promień
rozpoznawczy owej śmiercionośnej kuli energetycznej, to znaczy pioruna kulistego. Już sam
promień mógłby cię uśmiercić z powodu ogromnej energii, jaką niósł, gdyby tylko trafił cię w
klatkę piersiową lub plecy. Dzięki naszej interwencji, niestety nieco spóźnionej, bowiem nie
panowaliśmy w pełni nad sytuacją, ten zamach na twoje życie został powstrzymany dosłownie w
ostatniej chwili. Nie mogliśmy nic więcej zrobić, dlatego pewne jego konsekwencje musiały cię
spotkać.
Bardzo nas zaskoczyło, że wcale się nie przestraszyłeś, w przeciwieństwie do innych osób
obecnych w Centrum. To, że poza błyskiem jaskrawego światła, które trafiło cię w rękę, oraz
piorunem kulistym nic więcej nie zauważyłeś, nie jest dla nas niespodzianką, ponieważ ten obiekt,
który był zaprogramowany na zabicie ciebie, był zabezpieczony przed jakakolwiek lokalizacją.
Niestety nie byliśmy w stanie osłonić dźwięku eksplozji, jak również powstrzymać fali
uderzeniowej i słabego promieniowania radioaktywnego, przed którym nie udało nam się także
ciebie uchronić. Na szczęście po kilku tygodniach zniknie ono zupełnie.
To by były właściwie wszystkie objaśnienia, które chciałem ci przekazać. Właśnie one były
celem mojej wizyty i oczekiwania na ciebie dzień przed atakiem, 23 kwietnia, kiedy to
przestraszyła mnie bardzo Eva. Tego dnia przyszedłem ostrzec cię, co mi się jednak nie udało.
BILLY: Jesteś dobrym człowiekiem. Czy wiesz także, że...
PTAAH: Jesteśmy naprawdę bardzo ostrożni, ty zaś nic mi nie powiedziałeś. Na szczęście
jednak nie ma to dużego znaczenia, gdyż nasi...
BILLY: W porządku, czy mógłbyś mi teraz wyjaśnić, dlaczego ktoś chce mnie tak bardzo
wysłać w zaświaty? Kto za tym stoi i jakie przesłanki tym kimś kierują? Przypuszczam, że znowu
ktoś z Mlecznej Drogi maczał w tym palce, gdyż Ziemianie nie dysponują jeszcze takimi
możliwościami technicznymi. A może to ci... nie, oni nie mają jeszcze takich możliwości?
PTAAH: To prawda. Posłuchaj teraz uważnie. Masz na Ziemi bardzo wielu wrogów, zarówno w
Europie, Ameryce, Azji, jak i Afryce
zwłaszcza w Republice Południowej Afryki i Japonii. Na
wszystkich kontynentach jest wielu oszczerców, kłamców, którzy nienawidzą ciebie i za wszelką
cenę starają się ciebie zamordować. Wszyscy oni twierdzą, że kontaktują się z nami i innymi
formami życia z kosmosu. Niestety również twoi przyjaciele wyświadczają ci w tym względzie
niedźwiedzią przysługę, gdyż dają posłuch tym kłamcom. Czynią to nieświadomie i omamieni ich
oszczerstwami i kłamstwami nie są już w stanie rozpoznać prawdy. Nie pojmują już, że jesteś
jedyną osobą wybraną spośród wszystkich ludzi Ziemi i wszystkich nas do głoszenia prawdy. W
podzięce za to jesteś opluwany i szkalowany, ty, który niesiesz pomoc całej ziemskiej społeczności.
Wiele osób uchodzących za twoich przyjaciół często i chętnie oczernia cię po kryjomu. Wielu z
nich usiłuje zostać mistrzami i prorokami, nie posiadając ku temu odpowiedniej wiedzy, zdolności i
predyspozycji. To jest przyczyną tak wielu zamachów na twoje życie, jak choćby tego wtorkowego.
Winni im są wszyscy ci, którzy są częściowo twoimi wrogami, mimo iż publicznie podają się za
przyjaciół. Winnymi są także wszyscy ci w Europie, którzy są przeciwni tobie i twojej pracy,
dotyczy to także Lee Eldersa, Randy Wintersa, Roberty Brooks, Freda Bella i wielu inni. Winni są
kłamcy i oszczercy z Japonii głoszący, że są z nami w kontakcie, którzy przy pomocy swoich
kalumni, kłamstw i innych wrogich tobie działań wytwarzają niezwykłe, groźne dla życia energie
skierowane przeciw tobie. Ten wtorkowy atak był efektem działań pewnej grupy, która postanowiła
ciebie zamordować i w ten sposób zniszczyć całą naukę prawdy.
To właśnie jej członkowie zaprogramowali ten obiekt, którego zadaniem było uśmiercenie
ciebie. Jego istota działania polegała na tym, że skupiał on w sobie wszystkie negatywne energie
wysyłane przez ludzi przeciw tobie, które następnie kumulowały się w nim. Minęły prawie dwa
lata, zanim w końcu wpadliśmy na ich trop. Stało się to w wyniku naszych starań zmierzających do
ustalenia, dlaczego doszło do wiarołomstwa. W trakcie naszych poszukiwań natknęliśmy się na trzy
osoby żyjące w ciągłym silnym strachu, że mógłbyś je zdemaskować. Myśli tych "negatywnych
osób" skierowane były na ciebie i zagrażały twojemu życiu do tego stopnia, że poczuliśmy się
zobowiązani do interwencji. Wkrótce znaleźliśmy sprawcę tego morderczego przedsięwzięcia. Były
to niedobitki grupy skazanego na śmierć Ashtara Sherana, który zakończył swój żywot we
wszechświecie DAL [w 1983 roku].
Ludzie ci uważali za swój obowiązek pomszczenie swojego pana i mistrza i stwierdzili, że
najłatwiej to osiągną tłumiąc na Ziemi w zarodku prawdę. Dlatego też do kilku twoich przyjaciół
wysyłali negatywne impulsy, które przekształciły ich w kłamców i oszczerców. Uderzenie pioruna
skierowanego na ciebie miało spowodować twoją śmierć, a eksplozja bomby energetycznej
rozerwać cię na kawałki. Na szczęście udało nam się zapobiec temu w ostatniej chwili. Aby móc
zrealizować swój plan, twoi wrogowie musieli zmagazynować wszystkie negatywne energie. Przy
pomocy tych sił skoncentrowali w małym punkcie nad waszym Centrum naturalną energię
elektryczną w celu utworzenia z niej energetycznej kuli i wysłania jej w ślad za promieniem. W ten
sposób ludzie przebywający w twoim pobliżu pomyśleliby, że po prostu trafił cię zwykły piorun.
BILLY: I co mam na to powiedzieć? Ileż nienawiści musi być w tych ludziach. Są po prostu
biedakami, którzy zbłądzili i w dzikiej nienawiści usiłują wszystko zniszczyć, jak to miało miejsce
w Japonii.
PTAAH: Nie tylko w Japonii. Teraz gdy polityka w państwach bloku wschodniego zmieniła się
na lepsze, także i tam docierają informacje z Zachodu o międzyplanetarnych obiektach latających, a
wraz z nimi wszelakie związane z tym fantazje. Niewykluczone że również w tych państwach
znajduje się wielu kłamców i oszczerców rozpowiadających o swoich rzekomych kontaktach z
istotami z obcych planet. Początek tego zjawiska nastąpił już przed wieloma laty. Wdzięcznymi
odbiorcami tych kłamstw są ludzie wierzący w życie pozaziemskie i sekciarskie grupy ufologów. Z
tych poczynań tworzą nową ideologię, ale ideologie są...
BILLY: ...zawsze skazane na niepowodzenie.
PTAAH: To właśnie chciałem powiedzieć. Wiedziałeś to już w wieku 9 lat. Doskonale
pamiętam, jak w roku 1946 ojciec powiedział mi to, co ty mi teraz powiedziałeś: "W całym
wszechświecie nie istnieje ani jedna ideologia, która mogłaby być wytyczną dla ludzi lub
drogowskazem w ich życiu
jedynie prawda Kreacji, ducha oraz wszelkie prawa i nakazy płynące
z mądrości są w stanie stać się wykładnią ludzkiego życia".
BILLY: Tak, przypomniałem sobie, że tak właśnie powiedziałem Sfaathowi, który skwitował to
milczącym spojrzeniem.
PTAAH: Powiedział mi potem, że był całkowicie zaskoczony, że dziewięcioletni chłopiec był w
stanie tak rozumować. Nie znał jeszcze wtedy twojego pochodzenia. Kiedy opowiedziałem mu o
tobie, jego zaskoczenie zmieniło się w respekt i szacunek dla ciebie.
BILLY: Będę mu za to bardzo wdzięczny do końca życia. Często o nim myślę i bardzo
chciałbym się z nim spotkać i podziękować mu za wszystko, co dla mnie zrobił.
PTAAH: Już to uczyniłeś, Sfaath powiedział mi o tym.
XIV. Ataki Inteligencji Giza
1. Kim jest Inteligencja Giza?
Tak zwana Inteligencja Giza wywodzi się od przodków Plejadan zamieszkujących w czasach
prehistorycznych pewien obszar Ziemi. Po około 18.000 lat pokoju rządni władzy naukowcy jak
dawniej postanowili po nią sięgnąć, jednak Ziemianie w porę przewidzieli ich plany i pokrzyżowali
je. Nie pozostało więc im nic innego jak uciec w przestrzeń kosmiczną. Stało się to przed 15.000
lat. Wypędzeni udali się w systemu Beta Centauri, gdzie się osiedlili i rozwinęli wyjątkowo
wyrafinowaną technikę. Nie zapomnieli jednak o Ziemi, wierząc, że kiedyś wrócą na nią i odegrają
się na całej ludzkości. Żyli więc przepełnieni nienawiścią do naszej planety. Udało im się nawet
przedłużyć przeciętny czas życia do kilku tysięcy lat. Wszyscy oni zostali starannie wyszkoleni w
sztuce wojennej oraz w snuciu intryg i podstępów.
Po 2000 lat gotowi byli do ataku na Ziemię. Dowodzeni przez Jszwjsza Arusa-I przed 13.000 lat
wylądowali na Ziemi. Arus-I był naukowcem o wyjątkowo bestialskim usposobieniu, w związku z
czym nazywano go Barbarzyńcą. 200 naukowców z różnych dziedzin mianował na swoich
zastępców. Jak grom z jasnego nieba zaatakowali Ziemię i w pierwszej kolejności zawładnęli
Hyperboreą położoną w północnej części Ameryki Północnej, gdzie wówczas panował bardzo
łagodny klimat. Dzisiaj jest to Floryda, która wskutek przesunięcia się biegunów zawędrowała na
obecne miejsce. Stamtąd rozpoczęli dalsze działania wojenne. Nie chciałbym w tym miejscu
rozwodzić się szczegółowo o tych sprawach. Powiem tylko tyle, że Arus-I i jego zastępcy podbili
Ziemię i zniewolili pozostałych przy życiu Ziemian. Sam Arusi-I wyniósł się wkrótce ponad
Kreację obwołując się Bogiem i Stwórcą Wszechrzeczy, zaś swoich zastępców mianował
strażnikami aniołami.
Trzech synów Arusa-I, Ptaah, Salam oraz Arussem, który go zamordował, chcieli początkowo
kontynuować jego dzieło, jednak dwaj z nich, Ptaah i Salam, postanowili w pewnym momencie
położyć kres złu i przepędzili z Ziemi Arussema i jego zwolenników. Niestety nie na długo,
ponieważ po pewnym czasie wrócił on do Układu Słonecznego i urządził sobie kwaterę w
podziemiach piramidy w Gizie, skąd wywodzi się nazwa jego grupy
Inteligencja Giza. Przez
długi czas działali w ukryciu przy pomocy najpodlejszych metod, takich jak intrygi i kłamstwa. Ich
celem było zawładnięcie całym światem.
A oto praktyczny przykład z nowszych czasów, który przytaczam na podstawie wypowiedzi
Semjase przekazanej Billy'emu podczas 35 kontaktu, który miał miejsce 16 września 1975 roku.
Rządna władzy Inteligencja Giza przygotowała zbrodnicze przedsięwzięcie, którego celem jest
zniszczenie wrogich sobie inteligencji. W ostatnich latach zmuszali Ziemian do popełniania
przestępstw oraz wyśmiewania wszystkich, którzy wierzą w istnienie istot pozaziemskich.
Od dawna pod szczególnie negatywnym wpływem Inteligencji Giza znajduje się para Ziemian,
której zadaniem jest rozpowszechnianie niebezpiecznych informacji mówiących, że Ziemia w ciągu
wieku nie będzie nadawała się do zamieszkania i że jej mieszkańcy zaczną wkrótce masowo
wymierać.
Całą akcję wspierały plakaty i ogromne reklamy. Mówiły one, że wszyscy, którzy będą z nimi
współpracować, zostaną uratowani. W tym celu zorganizowano nawet zjazd, który odbył się 14
września 1975 roku w miejscowości Waldport w Ameryce. Przybyłym na to spotkanie wyjaśniono,
że zostaną przewiezieni statkami do nowego lepszego świata. Warunkiem było jednak sprzedanie
całego swojego dobytku i rezygnacja z zabrania dzieci. O dziwo chętnych było o wiele więcej, niż
przypuszczano. Nikt z tych ludzi nie podejrzewał kryjących się za tym przestępczym czynem
intencji:
1. Spotkanie miało charakter zbliżony do spotkań sekt religijnych, dzięki czemu łatwo było
ukryć prawdziwe zamiary.
2. Osoby słabsze i chorowite miały być stopniowo wymordowane.
TAGES-Anzeiger, Zirich, 7 października 1975
Wiadomość z kosmosu znalazła chętnych
Waldport, 6 października (AP), W Waldport w amerykańskim stanie Oregon prowadzone jest obecnie
dochodzenie w pewnej sprawie. Około 20 mieszkańców tego miasteczka sprzedało cały swój dobytek i
wyprowadziło się po otrzymaniu nakazu od rzekomych istot z kosmosu. Rion Sutton z wydziału kryminalnego
biura szeryfa powiedział w niedzielę, że słyszał o pewnym rybaku, który sprzedał za 5 dolarów swoją łódź wartą
5000. Podobnie postąpił pewien farmer, który zostawił swoje dzieci przyjaciołom, po czym zniknął bez śladu.
Podpis pod rysunkiem: "Czy to prawdziwe spodki? Johnsonowie wyzbywają się swojego dobytku".
3. Część członków sekty miała stać się ziemskimi niewolnikami
robotami w służbie
Inteligencji Giza.
4. Inną część miano wysłać jako niewolników na inną planetę.
5. Reszta miała założyć sektę, której zadaniem miała być realizacja planów Inteligencji Giza na
Ziemi.
Ten pięciopunktowy plan będący dziełem Inteligencji Giza miał być wprowadzony w życie, zaś
zwerbowani do jego realizacji ludzie nieświadomi jego prawdziwego celu.
Gdy poznaliśmy prawdziwy charakter tej przestępczej grupy, przestało nas dziwić, że wszelkimi
siłami starała się przeszkodzić budowie naszego Centrum w Hinterschmidrti. Próbowała nawet
uprowadzić Billy'ego, co się jej jednak na szczęście nie udało. Inteligencja ta działała nadal i
przedsięwzięła szereg ataków na Billy'ego oraz Centrum. W dalszej części przedstawiam niektóre z
nich.
2. Ataki Inteligencji Giza
2.1. Pierwszy atak
zakłóczacz myśli
Pierwsza wroga akcja Inteligencji Giza w ramach kampanii prowadzonej przeciwko Billy'emu i
jego grupie miała miejsce wiosną 1976 roku w miejscowości Hinwil. Podobnie jak inne działania
również i to było bardzo precyzyjnie zaplanowane, chociaż tym razem nic poważnego się nie stało.
Od pewnego czasu Billy narzekał, że nie może skoncentrować się na pracy. Stan ten pogłębiał
się coraz bardziej, zaś bezsilność wobec niego potęgowała go jeszcze bardziej. W końcu zwrócił się
o pomoc do swoich pozaziemskich przyjaciół w nadziei, że wyjaśnią tę zagadkę. Po intensywnych
poszukiwaniach okazało się, że był pod stałym wpływem niewidzialnych promieni wpływających
ujemnie na jego psychikę.
W lesie nie opodal Hinwil Quetzal odkrył trzy małe jednocentymetrowej wielkości wzmacniacze
zainstalowane w trzech drzewach tworzących trójkąt równoramienny o boku długości 2300 metrów.
Ich zadaniem był odbiór odpowiedniego promieniowania zakłócającego z zewnętrznego nadajnika i
przesyłanie go do gabinetu Bilły'ego. Nadajnik umieszczony był wysoko w atmosferze ziemskiej na
stałej pozycji.
Na szczęście Quetzalowi udało się unieruchomić to sprytne urządzenie.
2.2. Drugi atak
infekcja bakteryjna
Po ponad półrocznej przerwie doszło do kolejnego nieprzyjemnego zdarzenia w
Hinterschmidrti, którego sprawcą była Inteligencja Giza i jej pomocnicy.
Według Plejadan Inteligencja Giza zaprzyjaźniła się z agresywną grupą istot pozaziemskich
zbiegłą z obszaru gwiazdozbioru Pegaza, która wiele tygodni wcześniej przybyła swoim
pięćdziesięciometrowym statkiem do naszego układu planetarnego. Istoty te z chęcią przystały na
propozycję współpracy z Inteligencją Giza.
Zdarzenie, o którym mowa, miało miejsce 10 sierpnia 1977 roku. Billy stał właśnie przed
drzewem Semjase i obserwował niezwykle dużego owada nie spotykanego w naszej szerokości
geograficznej. W pewnym momencie obleciał on wkoło Billy'ego i usiadł na nim. Billy'emu z
miejsca zrobiło się niedobrze i w tym samym momencie wszyscy mieszkańcy Centrum poczuli
silne bóle głowy, które nie były jednak tak intensywne, jak Billy'ego. Oczywiście nikt nie wiedział,
co jest przyczyną tej niespodziewanej dolegliwości.
Poza tym mieszkańców Centrum bardzo zdziwiło osobliwe zachowanie Semjase, która umówiła
się wcześniej telepatycznie z Billym na spotkanie w nocy 10 sierpnia i ledwie się pojawiła, z
miejsca odleciała bez słowa. Przyczynę tego dziwnego zachowania Billy poznał podczas
następnego spotkania.
Po telepatycznej zapowiedzi pojawiła się swoim siedmiometrowym statkiem w Hinterschmidrti
ku radości mieszkańców Centrum, którzy mogli ją obserwować na niebie przez krótki okres czasu.
Zgodnie z życzeniem Billy'ego miała zostawić na drzewie swojego imienia znak dla członków
FIGU, czego jednak nie zrobiła.
Drzewo Semjase, jak wspomniałem w rozdziale VII, to rosnąca na terenie Centrum na
niewielkim wzniesieniu jabłoń, którą Billy przestrzelił wypróbowując pistolet laserowy Menary.
Posiada ono trzy znaki szczególne odróżniające je od innych drzew. Są to:
1. Otwór po przejściu przez jego pień promienia laserowego.
2. Brak korony.
3. Ślad po zlikwidowanym gnieździe mikrobów.
Podczas przelotu nad tym właśnie drzewem, Semjase odczuła tak silne impulsy bólu pochodzące
od Billy'ego, że aż krzyknęła i ze strachu wypuściła z rąk drążek sterowniczy, w wyniku czego
zawadziła statkiem w jego koronę. Odgłos łamanych gałęzi zwrócił uwagę mieszkańców Centrum,
którzy nie mogli jednak zobaczyć, kto jest tego sprawcą, ponieważ Semjase zdążyła w porę włączyć
ekran ochronny.
Jak już wspomniałem, nie kontrolowane impulsy bólu wysłane przez Billy'ego zostały odebrane
i zarejestrowane przez Semjase. Ich dokładna analiza wykazała, że ta nagła dolegliwość Billy'ego
ma konkretną przyczynę.
W tych okolicznościach doszła do wniosku, że zaplanowane spotkanie nie powinno się odbyć.
Wspólnie z Quetzalem postanowiła wyjaśnić, co się stało. Okazało się, że ów owad był sztucznym
tworem, wewnątrz którego znajdowało się gniazdo bakterii, którymi zainfekowano Billy'ego
poprzez wprowadzenie ich do jego organizmu za pomocą specjalnego urządzenia w kształcie
strzykawki. Krótko mówiąc, było to wyrafinowane urządzenie skonstruowane przez przybyszy z
gwiazdozbioru Pegaza. To oni skierowali je w kierunku Billy'ego, a następnie zdalnie nim sterując
wstrzyknęli mu z jego organizmu bakterie chorobotwórcze, by go nimi zarazić, co im się
znakomicie udało. Ale to nie wszystko. Za pomocą tego sztucznego owada wśród gałęzi drzewa
istoty te umieściły ponadto gniazdo owych bakterii, aby w ten sposób rozprzestrzenić te zarazki po
całej Ziemi. Zdaniem Quetzala wywoływały one nieznaną nam chorobę, która mogła okazać się
tragiczna w skutkach, gdy nie szybka interwencja Semjase.
Podczas następnego spotkania Billy otrzymał przywilej zlikwidowania gniazda tych bakterii na
drzewie. Oto odpowiedni fragment jego rozmowy z Semjase na ten temat pochodzący z zapisu
spotkania, które odbyło się 24 sierpnia 1977 roku:
SEMJASE: Jak wiesz, mój statek wyposażony jest w różnego rodzaju broń, na przykład pistolet
promienny, jakim zrobiłeś dziurę w drzewie. Wypalając powierzchnię drzewa zniszczę to gniazdo.
Spójrz tutaj na ekran.
BILLY: A czy ja mógłbym to zrobić?
SEMJASE: Przecież nigdy tego nie robiłeś.
BILLY: Mimo to chciałbym spróbować.
SEMJASE: Jeśli chcesz, ale musisz zbliżyć się do drzewa. Poczekaj... tak, teraz jesteśmy w
odległości 38 metrów. Tym regulatorem możesz ustawić wymiar promienia, a tym kierunek. Jeśli
dotkniesz tego małego wybrzuszenia, wówczas uwolniona zostanie energia z tego niewielkiego
otworu w dolnej części statku. Możesz jeszcze regulować moc promienia... o tak, aby nie uszkodzić
samego drzewa. A teraz poćwicz trochę.
BILLY: Dobrze, a co ty będziesz robiła?
SEMJASE: Ja tymczasem sprawdzę kilka funkcji statku, bądź ostrożny, przyjacielu, właśnie
uwolniłeś promień.
BILLY: Tak wiem, ta wstrętna rzecz właśnie zniknęła.
SEMJASE: Nie słuchałeś mnie... po prostu namierzyłeś cel i uwolniłeś energię.
BILLY: Właśnie tak.
SEMJASE: Mówiłam ci przecież, żebyś najpierw...
BILLY: Czy coś jest nie w porządku? Najpierw popatrz, zanim się zdenerwujesz.
SEMJASE: W porządku... wszystko w porządku, jedynie zasięg promieniowania był zbyt duży.
Dziwi mnie, że potrafisz tak dobrze obsługiwać to urządzenie.
2.3. Trzeci atak
betonowy mur
W ramach rozbudowy Centrum mieliśmy zgodnie z zaleceniami Plejadan zbudować przestronne
pomieszczenie medytacyjne. W tym celu wznieśliśmy wspólnymi siłami między innymi mur
długości około 5, wysokości 2 i o grubości 1,5 metra. Celowo wybraliśmy takie nietypowe
wymiary, ponieważ mur ten został ustawiony na wzniesieniu i musiał wytrzymać napór wód
gruntowych.
Po wielu godzinach wyczerpującej pracy około 4.30 nad ranem mur był gotowy. Mimo iż
wszyscy byli bardzo zmęczeni, tryskali humorem i byli nawet skorzy do zabaw. Herbert Runkel i ja
odtańczyliśmy mimo zmęczenia wokół niego taniec z łopatą. Nikt z nas nawet w najczarniejszych
myślach nie przypuszczał, że nasza radość będzie trwała tak krótko. Nazajutrz okazało się bowiem,
że nasz trud był daremny. Betonowy mur, z którego jeszcze wczoraj tak się cieszyliśmy, został
zniszczony. Staliśmy jak sparaliżowani, gapiąc się w tamto miejsce i nie mogąc wydusić z siebie
słowa. Po dłuższej chwili, gdy już nieco doszliśmy do siebie, zgodnie uznaliśmy, że w żadnym
wypadku nie mogło to się stać w sposób naturalny. Wyglądał, jak gdyby został uniesiony w górę i
następnie zrzucony na ziemię. Jedynym wyjaśnieniem, jakie przychodziło nam do głowy, było
działanie nie znanych nam sił.
Zagadka ta została wyjaśniona dokładnie tydzień później przez Plejadan. Podczas spotkania w
niedzielę 4 września 1977 roku, na które wyjątkowo przybyli razem Ptaah, Semjase i Quetzal, ten
ostatni wyjaśnił, co się stało.
Wrogo usposobiona Inteligencja Giza wszelkimi sposobami usiłowała przeszkodzić nam w
budowie pomieszczenia medytacyjnego. Zaaranżowała wszystko w taki sposób, aby jej ingerencja
wyglądała na działanie naturalnych sił przyrody. Zlikwidowała wszelkie dowody świadczące o jejudziale, wiedząc, że sprzymierzeńcy Billy'ego będą starali się ustalić sprawcę. Ów betonowy mur
wydawał się jej odpowiednim obiektem do rozpoczęcia dzieła zniszczenia. Podobnie jak
poprzednim razem pomagały jej złośliwe istoty z gwiazdozbioru Pegaza.
Początkowo jedna z nich wysłana została na przeszpiegi do Centrum. Jak się później okazało,
Billy i Renato wytropili ją na terenie Centrum poprzedniej nocy. Według Billy'ego miała ona 1,80
metra wzrostu. Szczególną uwagę zwracały jej świecące w ciemności oczy wielkości podstawek
pod piwo. Kiedy zorientowała się, że została dostrzeżona, zniknęła bezgłośnie, wznosząc się nad
Ziemię.
Właściwy atak nastąpił 30 sierpnia 1977 roku około godziny 4. nad ranem. Istoty z Pegaza
sprowadziły do Centrum specjalny wibrator i umieściły go bezpośrednio przy murze, po czym jedna
z nich uruchomiła go przy pomocy sił umysłu, ponieważ członkowie Inteligencji Giza nie byli w
stanie tego zrobić. Dalej wszystko poszło już jak z płatka. Wibrator wykorzystujący mikrofale
wytworzył potężną falę, która w ciągu kilku sekund wyrwała mur z fundamentów, uniosła go w
górę i cisnęła nim o ziemię.
Zdaniem Quetzala wibracje tego urządzenia są śmiertelne dla każdej żywej istoty. To zabójcze
działanie objawia się w postaci błyskawicznie postępującego procesu starzenia się. Gdyby coś
takiego spotkało kogoś, byłaby to sensacja na skalę światową, którą trudno byłoby zataić.
Na szczęście nikt z nas nie odniósł podczas tej akcji żadnej szkody i była ona ostatnią
skierowaną przeciwko nam, w której udział brały istoty z Pegaza, o co zatroszczył się osobiście
ojciec Semjase Ptaah, który pojmał je i jak to się u nas mówi, złożył im propozycję nie do
odrzucenia, odsyłając je na ich ojczystą planetę.
2.4. Czwarty atak
uderzenie fali dźwiękowej
(według Bernadetty Brand)
18 lutego 1978 roku w sąsiedztwie Schmidrti odbywało się wesele i jak jest w zwyczaju w
Szwajcarii, z jego okazji wczesnym rankiem oddano trzy strzały. Dwie lub trzy sekundy po trzecim
wystrzale nad dachem naszego domu w Hinterschmidrti rozległ się niesamowity grzmot, który
zatrząsł całym budynkiem. Billy odniósł wrażenie, że to uderzenie fali dźwiękowej, jaka powstaje
podczas przekraczania przez samolot bariery dźwięku, gdyż kilka razy przeżył już coś takiego.
Raz miało to miejsce w czasie, gdy znajdował się w starej chacie na pustyni w Iranie nie opodal
Zahedanu. Pod wpływem nagłego impulsu wybiegł z niej i pobiegł na oślep przed siebie.
Oddaliwszy się na odległość około 150 metrów od niej, usłyszał w pewnym momencie wycie
samolotu odrzutowego. Spojrzał w kierunku, z którego dobiegał jego odgłos, i ujrzał lecący na
niewielkiej wysokości samolot, który kilkaset metrów od chaty wystrzelił nagle w górę, przeleciał
nad nią i przeraźliwie zaryczał. Dźwięk ten przetoczył się nad Billym, który ujrzał, jak chata, z
której przed chwilą wybiegł, w ciągu ułamka sekundy skurczyła się i uniosła w górę w tumanie
kurzu.
Grzmot, który rozległ się rankiem 18 lutego 1978 roku w Hinterschmidrti, brzmiał tak samo.
Billy oznajmił nam, że budynkowi Centrum mogło przytrafić się to samo, co tamtej chatce na
pustyni.
To, że tak się nie stało, zawdzięczamy głównie żonie Billy'ego, Kalliope, która od kilku dni
przebywała w szpitalu, gdzie miała być poddana operacji chirurgicznej. Ponieważ Billy bardzo się o
nią martwił, był pod stałą obserwacją Quetzala i Menary, którzy stali się dzięki temu świadkami
tego zdarzenia i z miejsca wkroczyli do akcji. Dzięki ich pomocy dosłownie w ostatniej chwili to
zagrożenie zostało zlikwidowane. W chwili tego zdarzenia Quetzal przebywał w towarzystwie
Menary tuż nad Centrum w swoim statku, który był całkowicie niewidoczny dzięki ekranom
ochronnym.
Po pierwszych dwóch salutach od południa nadleciał zdalnie sterowany trójkątny statek
kosmiczny Inteligencji Giza, który zatrzymał się na wysokości około 60 metrów nad budynkiem
Centrum, aby w chwili trzeciego wystrzału wzbić się pionowo w górę z dwukrotną prędkością
dźwięku.
Quetzal natychmiast zorientował się, o co chodzi, i błyskawicznie skierował swój statek nad
dach budynku, aby wytłumić potężną falę uderzeniową. Zrobił to mimo niebezpieczeństwa
uszkodzenia lub nawet zniszczenia swojego statku, do czego na szczęście nie doszło.
Statek Quetzala wytrzymał uderzenie fali dźwiękowej rozpraszając ją i zmniejszając jej moc.
Gdyby nie jego interwencja budynek Centrum z całą pewnością ległby w gruzach grzebiąc w
środku wiele ofiar, którymi mogli być: Billy i jego troje dzieci, Elsi Moser, Margarete Rose,
Jacobus Bertschinger oraz Engelbert i Maria Wachterowie z dwójką dzieci, Connym i Rolfem.
W odpowiedzi na ten atak Menara dała nauczkę Inteligencji Giza, której ta z całą pewnością
długo nie zapomni. Otóż w drodze powrotnej zlikwidowała ten trójkątny obiekt latający, który był
jedynym zdalnie sterowanym urządzeniem Inteligencji Giza.
2.5. Piąty atak
negatywne wibracje
Poza dotychczas wymienionymi atakami wymierzonymi w Billy'ego i jego misję Inteligencja
Giza podjęła również inne bardziej wyrafinowane działania, które polegały przede wszystkim na
nieustannym bombardowaniu wszystkich członków naszej grupy negatywnymi impulsami. W
zależności od odporności reakcje poszczególnych osób były bardzo różne. W następstwie tego
długofalowego ataku:
a) nie wszystkim członkom grupy udało się zmobilizować wszystkie siły obronne, w wyniku
czego doszło wielu nieporozumień,
b) liczba naszych wrogów zaczęła rosnąć.
Zaatakowane w ten sposób osoby nie miały oczywiście najmniejszego pojęcia, że ich
zachowanie jest efektem nikczemnych knowań Inteligencji Giza.
2.6. Szósty atak
szok psychiczny
30 marca 1978 roku nastąpił punkt kulminacyjny knowań Inteligencji Giza. Tego dnia po
południu grupa ta poszła na całość, dokonując haniebnego zamachu na życie Billy'ego. Został on
przeprowadzony w czasie złego stanu jego zdrowia, w efekcie którego jego psychiczna blokada
ochronna była znacznie osłabiona.
Nie chcę tutaj przytaczać szczegółowego przebiegu tego zdarzenia, bowiem jest ono bardzo
złożone, w związku z czym proszę mi to wybaczyć. Ograniczę się jedynie do stwierdzenia, że ten
zamach miał charakter wymuszonego szoku psychicznego. Jego intensywność i zakres były tak
ogromne, że zwykły człowiek przypłaciłby go co najmniej atakiem serca.
Nawet sami Plejadanie nie potrafili powiedzieć, jak to się stało, że Billy to wytrzymał. Po tym
zdarzeniu stwierdzili z niepokojem, że w tego rodzaju sytuacjach musi on liczyć wyłącznie na
własne siły. Ponadto przestrzegli go przed kolejnymi zamachami tego rodzaju, bowiem nic nie
wskazywało na to, aby Inteligencja Giza miała zaniechać prób wyłączenia go z gry.
Wkrótce potem Plejadanie uznali, że nie mogą już dłużej pozostawiać go bez ochrony, i podjęli
właściwe działania, które naszym zdaniem powinny były być podjęte dawno temu. Ich celem było
położenie ostatecznego kresu tej makabrycznej grze.
W maju 1978 roku rozpoczęły się skomplikowane przygotowania do tej jedynej w swoim
rodzaju akcji Plejadan, która miała pełne poparcie Wysokiej Rady. W związku z tym Ptaah i
Quetzal mieli pełne ręce roboty z lokalizowaniem miejsc kryjówek członków Inteligencji Giza.
W czasie akcji oczyszczającej z jej najlepiej strzeżonej siedziby
kwatery głównej
znajdującej
się pod piramidami w Gizie wypędzono około 2100 osobników. Zlikwidowano wszystkie
znajdujące się tam urządzenia oraz statek kosmiczny, zaś pomieszczenia wypełniono materiałem
skalnym, aby uniemożliwić ich ponowne wykorzystanie. Po zlikwidowaniu pozostałych punktów
wypadowych Inteligencji Giza na Ziemi oraz w innych miejscach Układu Słonecznego wszystkich
jej członków deportowano dużym statkiem kosmicznym na odległą planetę w galaktyce położonej
w obszarze Neber.
2.7. Siódmy atak
dziwne zjawisko świetlne
Ostatni atak Inteligencji Giza nastąpił kilka lat po deportacji i był zupełnie nieoczekiwany. Tym
razem miał charakter dziwnego zjawiska świetlnego, które 14 i 15 sierpnia 1982 roku wieczorem z
terenu Centrum zaobserwował Billy oraz częściowo ówczesna członkini naszej grupy pani
Pfeiffenberger.
W niedzielę w nocy 15 sierpnia na niebie ukazał się bardzo duży jaskrawy obiekt świetlny
podobny do mgły, który wykonywał dziwne ruchy sprawiające, że wyglądał jak olbrzymia ręka
sięgającą w kierunku ogrodzenia biegnącego wokół domu.
Co było bardzo dziwne, to zjawisko-twór unikał światła, na przykład lampy oświetlającej
podwórze, i wysyłał w kierunku Billy'ego bardzo silne negatywne wibracje.
Noc wcześniej obok wozowni pojawiły się dwa podobne zjawiska, lecz o czerwonym odcieniu,
a godzinę później jaskrawo zielone otoczone białą koroną, z której wyłoniła się świecąca czerwona
postać. Całe powietrze wokół opalizowało i przesiąknięte było zapachem siarki. Wszystko to trwało
około 15 sekund. Billy powiedział potem:
"Gdy wybiegłem za róg domu, zobaczyłem poruszający się opalizujący twór, który zaraz potem
przekształcił się w obracający się wir, który bardzo szybko jakby zgęstniał i skierował się w
kierunku lasu, gdzie zniknął pośród gałęzi".
Co miał oznaczać ten spektakl i kto za nim stał? I tym razem ściągnięto na pomoc Plejadan. Po
skomplikowanych poszukiwaniach udało im się w końcu wyjaśnić to skomplikowane zjawisko. Od
Quetzala dowiedzieliśmy się, że jedynie dzięki samokontroli Billy'ego i jego niezwykłym siłom
należy zawdzięczać fakt, że ani on, ani nikt inny z jego przyjaciół nie odniósł żadnych szkód.
Jak stwierdził Quetzal, te osobliwe zjawiska świetlne wywołane zostały za pomocą klosza
energetycznego utworzonego nad Centrum, który skupiał i wysyłał do swojego wnętrza niezwykle
silne szkodliwe promieniowanie wymierzone w mieszkańców Centrum. Działanie promieniowania
miało charakter trójstopniowy w zależności od wielkości jego dawki wchłoniętej przez ofiarę.
Porażenie nieznaczną dawką tego negatywnego promieniowania miało sprawić, że dana osoba
zaneguje wszelkie prawa i zasady i zacznie przejawiać silne skłonności do fanatyzmu. Średnia
dawka miała doprowadzić ofiary do obłędu, zaś wchłonięcie pełnej dawki wywołać ich śmierć.
Aby zapobiec tego rodzaju skutkom, Plejadanie podjęli odpowiednie kontrdziałania. W tym celu
stacjonujące już od dłuższego czasu wysoko w atmosferze nad Centrum urządzenie telemetryczne
wyposażone zostało w dodatkowe przyrządy wysyłające do jego mieszkańców ochronne wibracje
mające charakter okrycia głowy
swego rodzaju kapelusza z szerokim rondem o średnicy 34,2
centymetra.
W tym miejscu nasuwa się pytanie, co z tym wszystkim ma do czynienia Inteligencja Giza,
skoro w maju 1978 roku została w komplecie deportowana na odległą planetę. Okazało się jednak,
że pewien jej odłam wygnany z Ziemi przed wieloma wiekami osiedlił się na planecie Saban, gdzie
stworzył własne społeczeństwo. Ta nieżyczliwa planeta należy do niewielkiego układu planetarnego
zwanego Karan położonego w odległości około 2,8 miliona lat świetlnych od Ziemi. Jej
społeczność nie zaniechała swoich wrogich działań i cały czas była w kontakcie telepatycznym ze
swoimi sprzymierzeńcami. Jak więc widać, Inteligencja Giza nawet po deportacji była wspierana i
wspomagana w swoich działaniach. Sabanie stworzyli wyjątkowo wyrafinowaną technikę, która
pozwalała im wysyłać negatywne wibracje na odległość wielu milionów lat świetlnych nawet do
najmniejszych celów. To jednak nie wszystko. Istoty te doszły do takiej perfekcji, że były w stanie
zlokalizować na Ziemi obiekt wielkości muchy.
Jeśli chodzi o wytworzony przez Saban klosz energetyczny nad Centrum, Plejadanie bardzo
szybko zorientowali się, że jego źródło znajduje się poza Ziemią, daleko w kosmosie, czego ponad
wszelką wątpliwość dowodziły analizy Quetzala. Nie wiedzieli jednak gdzie.
Aby ostatecznie zlokalizować miejsce pochodzenia tych wibracji, Plejadanie przeprowadzili w
kosmosie gigantyczną akcję poszukiwawczą, w której uczestniczyło prawie 11.000 obiektów
latających wyposażonych w najnowocześniejsze urządzenia namiarowe. Ta zakrojona na szeroką
skalę akcja uwieńczona została w końcu sukcesem. Stwierdzono, że urządzenie nadawcze
umieszczone było na wspomnianej planecie Saban.
Na koniec tej historii przedstawiam fragment rozmowy Billy'ego z Quetzalem, którą
przeprowadzili oni ze sobą podczas 179 spotkania w piątek 22 października 1982 roku.
QUETZAL: Aby całkowicie wyeliminować niebezpieczeństwo ze strony Saban, musieliśmy
zlikwidować wszystkie ich urządzenia, z czym mieliśmy duże trudności, ponieważ tak je
zabezpieczyli, że przy ich niszczeniu moglibyśmy spowodować ogólnoświatową katastrofę o
nieobliczalnych następstwach. Dlatego też w ciągu minionej nocy musieliśmy włączyć do działań
specjalne grupy, które ograniczyły zasięg katastrofy, odwracając ją.
BILLY: O ile cię dobrze zrozumiałem, miało to być coś w rodzaju bomby zegarowej. Nie
rozumiem jednak, dlaczego nie możecie zniszczyć urządzeń, skoro byliście w stanie zastopować
przebieg katastrofy.
QUETZAL: Całość jest skonstruowana w tak wyrafinowany sposób, że katastrofa rozpocznie
się, jak tylko przebieg czasu zostanie przerwany i urządzenia zniszczone. Jedyną możliwością jest
przebiegunowanie przebiegu czasu. Dopiero wówczas niebezpieczeństwo zostanie zażegnane i
będziemy mogli rozpocząć eliminację. Zagrożenie polegało na przekształceniu całej planety w
energię jak w przypadku eksplozji bomby typu Overkill. Ale i tę groźbę wyeliminowaliśmy,
bowiem przebieg czasu można odwrócić. Według ich obliczeń w najbliższą niedzielę [24
października 1982 roku] o godzinie 14.11 i 8 sekund ma on osiągnąć punkt wyjścia. Dopiero po
tym czasie będziemy mogli rozpocząć eliminację, co zajmie nam 46 minut. Tak więc dopiero w
niedzielne popołudnie około godziny 15. wszystko powróci do normy i negatywne wibracje ustaną.
Mogliśmy wreszcie odetchnąć z ulgą, bowiem dzięki pomocy naszych pozaziemskich przyjaciół
udało się ostatecznie zlikwidować wrogie działania Inteligencji Giza.
XV. Czego chcą od nas istoty pozaziemskie?
1. Skąd pochodzą NOLe i co wiemy o ich załogach?
Odpowiadając na to pytanie, na samym wstępie należy ustosunkować się do dość popularnego
poglądu mówiącego, że źródła pochodzenia pozaziemskich obiektów latających należy szukać w
naszym układzie planetarnym. Opierając się na wyjaśnieniach Plejadan, którzy znakomicie
orientują się w stosunkach panujących na naszej planecie, należy stwierdzić, co następuje:
1. W czasach prehistorycznych oprócz Ziemi zamieszkałe były jeszcze dwie inne planety Układu
Słonecznego, a mianowicie tak zwana Czerwona Planeta, czyli Mars, oraz legendarna Malona. Ta
ostatnia, jak już podałem w rozdziale XII, została całkowicie zniszczona przed około 75.000 lat
wskutek działań wojennych jej mieszkańców. Od tego czasu jej szczątki krążą wokół Słońca jako
pas asteroid między orbitami Marsa i Jowisza, stanowiąc ostrzeżenie przed tym, do czego może
doprowadzić wzajemna nienawiść i przemoc. Obie planety zamieszkałe były przez ludzkie formy
życia.
2. Obecnie w Układzie Słonecznym żadna inna planeta poza Ziemią nie jest zamieszkała.
Poszczególne planety znajdują się w całkowicie różnych stadiach rozwoju. Niektóre z nich nie
mogą już z racji wieku stworzyć odpowiednich warunków do rozwoju i istnienia życia, inne zaś są
jeszcze w stadiach, w których co prawda istnieją już na nich najniższe formy życia, lecz potrzeba
jeszcze milionów lat, aby wytworzyły się z nich formy wyższe.
3. Wbrew wielu twierdzeniom, w całym Systemie Słonecznym nie ma żadnych półduchowych
form życia ani też wyższych
czysto duchowych.
4. W Układzie Słonecznym istnieją jedynie bazy zbudowane i obsługiwane przez istoty
pozaziemskie będące punktami wypadowymi dla różnego rodzaju ekspedycji naukowobadawczych.
Poza tym tego typu bazy istnieją również na Ziemi, gdzie są doskonale ukryte i
zabezpieczone. Nie ma prawie żadnych szans, abyśmy mogli je zlokalizować przy pomocy
posiadanych przez nas obecnie urządzeń. Na przykład od 300 lat istnieje w masywie górskim w
Szwajcarii jedna z trzech ziemskich baz Plejadan. Druga znajduje się na Dalekim Wschodzie,
trzecia zaś w Ameryce.
Wszystkie pozaziemskie rasy uczestniczące w jedenastoletnim okresie kontaktów, w latach
1975-1986, pochodzą z systemu Wegi w gwiazdozbiorze Lutni oraz gromady gwiazd zwanej
Plejadami. Wszystkie pozostałe istoty odwiedzające Ziemię zamieszkują sąsiednie układy
planetarne w stosunku do naszego, a nawet położone w odległych rejonach wszechświata.
Pozaziemskie odwiedziny nie są wymysłem ani też bajką pochodzącą z filmów i książek
science-fiction. Otóż w samej naszej galaktyce zwanej Mleczną Drogą istnieje około 7,5 miliarda
ludzkich cywilizacji, z których spora część opanowała na tyle technikę lotów kosmicznych, że
mogą one bez trudu przybywać na Ziemię.
Ziemianie nie są więc jedynymi ludzkimi istotami powstałymi w wyniku aktu stworzenia,
bowiem zgodnie z Genesis "Człowiek" nie jest żadnym wyjątkowym zjawiskiem w nieskończonym
wszechświecie, a wręcz przeciwnie. Kreacja stworzyła 79, czyli 40.353.607, czystych ras ludzkich,
które z biegiem lat wymieszały się ze sobą osiągając liczbę rzędu wielu miliardów. Co się tyczy ich
budowy, mogę jedynie powtórzyć to, co podałem na temat Plejadan w rozdziale III: Pozaziemskie
istoty nie są żadnymi potworami, niebiańskimi zjawami czy też istotami obdarzonymi magiczną
mocą niczym nasi bajkowi czarodzieje. Są to istoty z krwi i kości, takie same jak my. Określenie
"pozaziemskie" nie powinno więc być mylone z pojęciem "nadziemskie", czyli nadprzyrodzone.
Wszyscy ludzie w całym wszechświecie posiadają ciało z krwi i kości jak my, choć z licznymi
anatomicznymi różnicami. Są one często większe, niż tylko kolor skóry, na przykład układ oczu,
dwie lub więcej rąk etc. Biorąc te różnice pod uwagę, możemy stwierdzić, że różnorodność
ludzkich form życia jest ogromna. Nie możemy oczekiwać, że wszystkie one wyglądają tak samo
jak my, Ziemianie, mimo to około 95 % z nich posiada wygląd podobny do naszego, choć wielu z
nich brakuje nieco do naszego ideału. Wiele z nich z pewnością wydałoby się nam obcych, inne zaś
egzotyczne, bowiem mało która ma idealnie wyważone proporcje.
Jeżeli chodzi o wzrost, mamy do czynienia zarówno z karłami, począwszy od 40 cm, jak i
olbrzymami mierzącymi po kilka metrów. Jeszcze więksi od nich są tytani dochodzący do 12 m.
Podobnie liczna jest różnorodność kolorów ludzkiej skóry. Kreacja stworzyła ich łącznie 73,
czyli 343. Większości z nich Ziemianie jeszcze nigdy nie widzieli. Ta paleta barw zawiera również
kolor zielony. Wspominam o tym, bowiem w wielu gazetach stale wyszydza się "zielone ludziki", a
następnie za pomocą tego zwrotu ośmiesza ludzi zainteresowanych zjawiskiem UFO.
Pomiędzy poszczególnymi rasami istnieją również ogromne różnice w długości czasu życia.
Jedne osiągają wiek setek, inne wielu tysięcy lat (ziemskich), a jeszcze inne nawet więcej.
Wszystkie istoty są jednak śmiertelne w sensie życia cielesnego, bowiem zgodnie z prawami
przyrody wszystko podlega nieustannemu procesowi zmian, powstawania i przemijania, narodzin i
śmierci.
Poza tym istoty pozaziemskie posiadają prawie takie same cechy jak my i to zarówno
pozytywne, jak i negatywne. Podobnie jak my popełniają błędy.
Pod względem ewolucyjnym cywilizacje ludzkie istniejące w naszym wszechświecie znajdują
się na bardzo różnym etapie rozwoju. Jedne wiodą żywot ludzi epoki kamiennej tocząc nieustanne
walki ze sobą, inne zaś są na najwyższych szczeblach rozwoju duchowego. Są dwie podstawowe
przyczyny tego stanu rzeczy:
1. Rozpoczynanie rozwoju ewolucyjnego w różnym czasie, często w ostępach wynoszących
nawet dziesiątki milionów lat.
2. Kroczenie różnymi drogami na drodze rozwoju ewolucyjnego, mimo iż wszystkie one
prowadzą w tym samym kierunku, to znaczy, poszczególne fazy rozwoju pokonywane są w różny
sposób i w różnych okresach czasu. Inaczej mówiąc, los poszczególnych narodów oraz jednostek
zależy od nich samych, zarówno po względem ich rozwoju materialnego, jak i duchowego.
Zatem każdy człowiek decyduje sam o tym, czy chce postępować zgodnie z prawami i nakazami
Kreacji.
W niezmierzonej przestrzeni kosmicznej oprócz pokojowo usposobionych inteligencji istnieją
również rasy wrogie i agresywne. Dlaczego wysoko rozwinięte pod względem technicznym rasy
zachowują się jak przysłowiowi barbarzyńcy wykorzystujący każdą okazję do podboju słabszych
cywilizacji, trudno wyjaśnić. Postępowe rasy w znacznym stopniu ograniczyły swoją agresywność
lub kontrolują ją, unikając mieszania się w wojenne rozgrywki.
Jeżeli cywilizacjom ludzkim uda się zaniechać działań wojennych, pokonać choroby i inne
zagrożenia, a także postępować zgodnie z prawami natury, wówczas ich życie stanie się znacznie
szczęśliwsze, bardziej udane, niż ma to miejsce w naszym przypadku.
Niezależnie od różnic wszyscy ludzie we wszechświecie mają jedno wspólne zadanie, inaczej
mówiąc, sens życia ich wszystkich jest taki sam. W ten oto sposób dotarliśmy do jednego z
najistotniejszych problemów istoty życia: Skąd przychodzimy? Dokąd zmierzamy? W jakim celu?
Co się dzieje po śmierci? I w końcu najważniejsze pytania: Po co człowiek w ogóle żyje?
Niektórzy ludzie zdziwieniem reagują na tego rodzaju pytania, bowiem na co dzień nie
zaprzątają sobie głowy takimi filozoficznych dywagacjami. Ludzi takich porównać można do
pacjentów, który dopiero gdy zachorują, zaczynają się zdawać sobie sprawę, że problem chorób
dotyczy ich również. Dopóki są zdrowi, nie myślą, że kiedyś mogą sami zachorować.
Co się dzieje z ludźmi żyjącymi szczęśliwie i bez trosk, w bogactwie i dobrobycie? Uważają oni,
że nie ma najmniejszej potrzeby rozważać tego rodzaju filozoficznych problemów, bowiem są
przekonani, że i tak osiągną to, czego będą chcieli. Po cóż wiec im takie dywagacje. Wszystko
jednak może się zmienić, gdy ich karta nagle się odwróci. Właściwie to godnym pożałowania jest
fakt, że dopiero w sytuacji krytycznej człowiek uzmysławia sobie sens swojego istnienia.
Odwrotnie jest z ludźmi ubogimi, którzy żyją często na skraju egzystencjalnego minimum.
Na szczęście dzięki wibracjom Ery Wodnika coraz więcej ludzi, coraz częściej i coraz
wnikliwiej będzie rozważało z wewnętrznej potrzeby ten problem.
1.1. Sens ludzkiego istnienia
Chociaż Kreacja jest czymś najdoskonalszym, co człowiek zna lub wydaje mu się, że zna,
podlega ona procesowi nieustannej przemiany. Być może zabrzmi to absurdalnie, ale do tego celu
niezbędna jest jej pomoc wszystkich ludzi. Dlatego też energia duchowa Kreacji nieustannie
wytwarza nowe, niewielkie skupiska dusz, które zamieszkują ludzkie ciała. Owe duchowe ludzkie
formy ożywiają ludzkie ciała, które nie mogłoby bez z nich w żaden sposób egzystować. Zgodnie z
prawem Kreacji sens ludzkiego życia sprowadza się wyłącznie do duchowej ewolucji. Każda
duchowa forma zamieszkująca ludzkie ciało musi przejść przez niezliczoną ilość inkamacji,
począwszy od niedoskonałej młodej formy aż do duchowego ideału, który w końcowym etapie
wraca do początku jednocząc się z Kreacją. Droga ewolucji wiedzie przez wiele przeszkód. Każdy
człowiek mimo wielu wspólnych cech z innymi stanowi oddzielną formę bytu i sam obiera własną
drogę rozwoju. Oznacza to, że w celu dokonania się pełnej duchowej ewolucji pojedyncze życie
Człowieka jest zbyt krótkie, w związku z czym musi się on nieustannie odradzać aż do osiągnięcia
celu.
1.2. Co się dzieje z człowiekiem po śmierci?
Gdy człowiek umiera, jego ciało rozpada się na części składowe, zaś zamieszkujący je duch
mylnie określany nieśmiertelną duszą przechodzi do innego świata zwanego zaświatami, gdzie
gromadzone są, oceniane i przetwarzane wszystkie przeżycia i doświadczenia zebrane w danym
wcieleniu. Informacje te nigdy nie giną i stają się cząstką danej duszy, stanowiąc obraz i dowód jej
drogi do prawdy i mądrości.
Zaświaty nie znajdują się w jakimś nieznanym rejonie wszechświata, lecz stanowią powłokę
otaczającą każde zamieszkałe ciało niebieskie. W przypadku Ziemi jest to obszar położony w
obrębie naszej atmosfery podzielony na siedem różnych sfer ewolucyjnych. Po śmierci ludzka
duchowa forma kierowana jest na odpowiedni poziom w zależności od stopnia jej rozwoju
duchowego.
Po pewnym czasie proces przetwarzania informacji dobiega końca i duch może ponownie
opuścić ten obszar i wcielić się w nowe ciało. Oto odpowiedni cytat z "Życia i śmierci":
"W czasie niezliczonych inkamacji duch wzbogacany jest kawałek po kawałku o takie wartości
jak logika, doświadczenie, miłość, wiedza, prawda, mądrość etc. Drobina po drobinie gromadzi on
bogactwo wyznaczające jego doskonałość. Droga prowadząca do jej osiągnięcia pełna jest
niewysłowionego trudu, wyrzeczeń, cierpienia, radości i miłości w czasie niezliczonych lat życia".
Kreacja (energia duchowa Kreacji, wszechmocna siła Kreacji) stara się zapewnić każdemu
człowiekowi wszelkie niezbędne warunki do kroczenia obraną przezeń drogą, natomiast to, jak
będzie on postępował w trakcie jej przemierzania, to już jego sprawa. Nie zabiega więc o pełną
kontrolę jego życia, lecz zostawia mu swobodę kierowania własnym losem. W związku z tym
człowiek jest sam odpowiedzialny za swoje myśli i czyny zgodnie z powiedzeniem: "Każdy
człowiek jest kowalem swojego losu".
1.3. Co to jest Kreacja i kim jest Bóg?
Kreacja oznacza ducha Kreacji, energię ducha Kreacji, świadomość uniwersalną i inne tego typu
pojęcia.
Kreacja to nieograniczona masa czystej energii wypełniającej nasz wszechświat. Jest ona nie
uformowaną i najpotężniejszą siłą w całym wszechświecie, niepojętą w swojej wiedzy, mądrości,
prawdzie, miłości, logice, sprawiedliwości etc. Kreacja jest stwórcą wszelkich rzeczy, co oznacza,
że jest twórcą wszystkich światów oraz bytów.
Jedyny Bóg, o którym mówią niektóre religie, to właśnie Kreacja. Natomiast słowo Bóg oznacza
króla mądrości i jest odpowiednikiem starolirańskiego pojęcia Jszwjsz (JHWH) oznaczającego
ludzi o niezwykłej wiedzy, umiejętnościach i mądrości, którzy dzięki swej sile duchowej stawali się
przywódcami niczym nasi królowie lub cesarze.
Pojęciem Boga jeszcze dziś określa się istoty pozaziemskie posiadające tego typu umiejętności.
Sam Immanuel (Jezus Chrystus) powiedział: "Bóg jest człowiekiem jak każdy. Nad Bogiem,
znacznie wyżej od niego, jest Kreacja, ta zaś jest niezmierzoną tajemnicą".
Tak więc Bóg i Kreacja nie są tym samym. Bóg nie ma żadnego wpływu na życie duchowe
człowieka.
2. Dlaczego istoty pozaziemskie odwiedzają nas na Ziemi?
Od chwili opanowania techniki podróży kosmicznych, ludzka rasa dąży nieustannie do
poszerzenia swoich horyzontów. Nic więc dziwnego, że naszą planetę odwiedza tak wiele różnych
pozaziemskich inteligencji. Na pytanie, co je tu sprowadza, istnieje wiele odpowiedzi:
a) Nieznaczny procent wszystkich odwiedzin ma charakter jednorazowy, często wynikają one z
kłopotów technicznych wymagających przymusowego lądowania.
b) Czasami jest to efekt niedostatecznego opanowania techniki lotów kosmicznych objawiający
się błędami w nawigacji w czasoprzestrzeni.
c) Inni przybywają do nas z czystej ciekawości, zbaczając nieraz z trasy swojego lotu, gdy tylko
nasza błękitna planeta znajdzie się w jej pobliżu.
d) Niekiedy są to grupy zwiadowcze z kosmosu, których zadaniem jest sprawdzenie, czy nasza
planeta jest zamieszkała i jeśli nie, to czy nadaje się do zamieszkania.
e) Od czasu do czasu, ale niezbyt często, pozaziemscy goście wydobywają na Ziemi pewne
pierwiastki, które nie występują na ich planecie. Nie oznacza to jednak, że uważają naszą planetę za
kopalnię.
f) Inną ważną przyczyną było wejście naszej planety w epokę atomową poprzez zrzucenie bomb
na Hiroszimę i Nagasaki oraz niezliczone próbne wybuchy jądrowe, które nastąpiły potem. Ten fakt
postawił kosmiczne siły bezpieczeństwa w stan gotowości.
g) Największa część odwiedzin ma charakter naukowo-badawczy. Przybysze dyskretnie
gromadzą okazy występujących u nas roślin, minerałów, a po zakończeniu badań opuszczają naszą
planetę.
h) Wiele cywilizacji przybywa na naszą planetę, aby badać nasz styl życia i kulturę, głównie w
celach porównawczych, aby zobaczyć, jak mogła wyglądać ich droga lub czego unikać, aby nie
popełniać naszych błędów etc.
i) Główną przyczyną odwiedzin pozaziemskich przybyszy jest jednak Człowiek. Przy tej okazji
zdarza się, że z konieczności nawiązują oni kontakt z niektórymi Ziemianami. Kontakty takie są z
reguły krótkotrwałe, w rzadkich przypadkach trwają kilka miesięcy lub lat. Czasami Ziemianie
zabierani są przez załogi pozaziemskich statków kosmicznych składające się z robotów lub
androidów do ich wnętrza, gdzie poddawani są różnorodnym badaniom. Po ich zakończeniu
"ludzkie króliki doświadczalne" wypuszczane są na wolność. Osoby te w wyniku blokady pamięci
z reguły prawie wcale lub bardzo słabo pamiętają to niezwykłe zdarzenie. Dobry hipnotyzer jest
jednak w stanie odblokować je i wywołać z pamięci, jak to miało miejsce w przypadku małżeństwa
Betty i Barneya Hillów w USA.
Jak wcześniej wspomniałem, nie wszystkie istoty pozaziemskie są usposobione pokojowo.
Istnieje spora grupa złowrogich istot owładniętych niepohamowaną żądzą władzy, które
przemierzają przestrzeń kosmiczną, próbując podporządkowywać sobie różne planety. Niektórym z
nich udaje się również docierać do Ziemi. Przemoc jest dla nich sprawą naturalną, dlatego też nie
wahają się przed uprowadzaniem ludzi. Najgorszą rzeczą, jak może się przydarzyć pojmanej
osobie, to uprowadzenie na obcą planetę, gdzie może zasilić szeregi niewolników.
Uprowadzenia Ziemian przez istoty pozaziemskie zdarzają się na szczęście bardzo rzadko, w
związku z czym nie warto się nad tym rozwodzić.
j) Na koniec należy wymienić wszystkie te istoty, którym leży na sercu nasze dobro i które niosą
nam pomoc. Dotyczy to przede wszystkim Plejadan i ich sprzymierzeńców, o których jest mowa w
dalszej części.
W przeciwieństwie do często głoszonych opinii muszę podkreślić z całą mocą, że istoty
pozaziemskie, niezależnie od tego, skąd pochodzą, nie przybywają na Ziemię jako wysłannicy Boga
bądź aniołowie i w żadnym stopniu nie mają wpływu na los człowieka czy też całych narodów. Nic
takiego nigdy nie miało miejsca i nie będzie miało w przyszłości.
3. Cel działalności Plejadan i ich sprzymierzeńców na Ziemi
Zainteresowanie Plejadan losem Ziemi sięga zamierzchłej przeszłości. Wynika ono z faktu, że
mamy wspólnych przodków, którzy dawno temu przybyli na Ziemię z układu Wegi w
gwiazdozbiorze Lutni. Wpłynęli na ewolucję mieszkańców Ziemi i to zarówno w sposób
negatywny, jak i pozytywny. Niestety konsekwencje zła trwają do dzisiaj. Oczywiście nie można im
przypisywać całej winy, bowiem Ziemianie opacznie zrozumieli ich nauki, a nawet zmienili je,
przez co stali się współwinni szerzącego się zła. Z drugiej strony jednak należy wziąć pod uwagę
fakt, że gdyby nie kontakt z wiedzą i umiejętnościami istot pozaziemskich nadal tkwilibyśmy w
epoce kamiennej.
Tak więc mimo negatywnego wpływu Liran-Wegan (od których pochodzą Plejadanie) Ziemianie
nabyli wiele przydatnych wiadomości i umiejętności niezbędnych do rozwoju.
Plejadanie czują się zobowiązani do zadośćuczynienia za zło swoich przodków i niosą nam
pomoc zgodnie z prawem natury, które mówi, że silniejsi i mądrzejsi winni wspomagać słabszych i
potrzebujących. Dlatego też wiele wysoko rozwiniętych ras funkcjonuje w kosmosie jako
pomocnicy i obrońcy ludzkiego życia (kosmiczni strażnicy porządku) oraz duchowi nauczyciele.
Oto kilka możliwych przykładów pomocy:
1. Jeżeli ewolucja jakiejś ludzkiej rasy jest zagrożona, na przykład w wyniku zbyt wczesnego
wypalenia się jej macierzystej gwiazdy, wówczas aby przetrwać, musi ona wyemigrować na inną
planetę. W przypadku Ziemian, którzy nie opanowali jeszcze techniki lotów kosmicznych, z
pomocą pośpieszyłyby im inne rasy.
2. W razie konieczności przesiedlenia jakiejś rasy adaptacja nie zagospodarowanej planety do
stanu, w którym będzie się ona nadawała do zamieszkania.
3. Wspieranie ludzkich ras, które osiągają określoną fazę rozwoju i wchodzą w nowe stadium
ewolucji.
4. Najtrudniejszym zadaniem jest utrzymanie pokoju i porządku w przestrzeni kosmicznej. W
przypadkach koniecznych niezbędne jest użycie przemocy w celu uniknięcia katastrofy
zachowania harmonii.
Jeśli chodzi o Ziemię, znajdujemy się obecnie, jak już wspomniałem na początku książki, w
bardzo krytycznym i niebezpiecznym momencie rozwoju. Dlatego też mile widziana jest każda
forma pomocy. Żadna inna epoka nie jest w stanie podnieść ewolucji duchowej na wyższy poziom
niż Era Wodnika, w której wstępnym okresie właśnie się znajdujemy. Jest to jedna z przyczyn, dla
której Plejadanie właśnie teraz niosą nam swoją pomoc.
Co prawda forma i rodzaj ich pomocy nie bardzo odpowiada życzeniom i wyobrażeniom
współczesnej ludzkiej społeczności. Od istot pozaziemskich oczekuje się raczej bardziej radykalnej
postawy, to znaczy przyjęcia kontroli nad Ziemią, co byłyby one zresztą w stanie uczynić, lecz
czego nie biorą pod uwagę, ponieważ doskonale wiedzą, że tego rodzaju rozwiązanie niczego by
nie dało. Rzecz w tym, że sami musimy zrozumieć swoje błędy i zadbać o to, aby pewnego dnia
zapanował między nami pokój, szczęście, zrozumienie, a co za tym idzie
dobrobyt.
Pomocy istot pozaziemskich nie należy utożsamiać z pracą chirurga usuwającego choremu
wrzód, ale raczej z pracą lekarza rozpoznającego symptomy choroby i ordynującego odpowiednie
środki terapeutyczne. Dalej już pacjent sam musi przestrzegać przepisów lekarza i regularnie
zażywać leki. Podobnie jest z sugestiami istot pozaziemskich. Dotyczy to zwłaszcza problemów,
które stworzyliśmy sami
sami musimy "wyciągać z ognia kasztany", które tam wrzuciliśmy. Sami
musimy rozwiązywać swoje problemy, oni co najwyżej mogą nam sugerować, jak tego dokonać.
Nic nie powinno być na nas wymuszane, bowiem od nas powinno zależeć, czy dane wskazówki
przyjmiemy, czy nie.
Ku zmartwieniu wielu osób zainteresowanych zjawiskiem UFO Plejadanie i ich sprzymierzeńcy
nigdy dotąd nie wylądowali nigdzie oficjalnie, mimo iż pomagają nam już od bardzo dawna.
Wyszukują natomiast odpowiednie osoby do pełnienia określonych misji. Najważniejszą z nich jest
Eduard "Billy" Meier, który jest pośrednikiem między istotami pozaziemskimi i Ziemianami. Jest
jedynym mieszkańcem Ziemi utrzymującym osobiste kontakty z Plejadanami. Aby móc sprostać
swojemu zadaniu, przez lata był szkolony i przygotowywany do jego pełnienia. Plejadanie przez
cały czas czuwają nad nim i chronią go, a także wspomagają go w urzeczywistnianiu inspiracji z
duchowego poziomu Arahat Athersaty, Petale lub Wysokiej Rady.
Liczba pozostałych łączników wynosi obecnie, w roku 1990, nie mniej niż 203 osoby na milion
osób, co przy 5,4 miliarda ludzi daje ogólną liczbę wynoszącą 1.096.200. Są oni rozsiani po
wszystkich krajach, muszę jednak dodać, że ich kontakt ma charakter nieświadomy, to znaczy,
otrzymują oni przekazy, nie wiedząc, skąd one pochodzą. Zwykle sądzą, że te "impulsy" wypływają
z ich własnej podświadomości.
Jedyny wyjątek stanowi 5 osób, które otrzymują przekazy świadomie. Działają one publicznie,
nie ujawniając jednak swoich kontaktów (dane te zostały przekazane Billy'emu przez Jszwjsza
Ptaaha 17 listopada i 1 grudnia 1989 roku).
Podobne inspiracje otrzymują pisarze oraz producenci filmowi piszący książki i kręcący filmy z
gatunku science-fiction, poprzez które oswajają oni ludzi z myślą, że nie jesteśmy sami we
wszechświecie, oraz przygotowują ich na nadchodzące zdarzenia.
Również ziemska nauka otrzymuje bodźce do poznawania nowych rzeczy, dzięki którym
Człowiekowi łatwiej będzie stawiać czoło przyszłym problemom i kontynuować swój duchowy
rozwój. Wszystko to dawkowane jest w odpowiednich porcjach.
Pewni ludzie otrzymują impulsy do publicznych wystąpień, ale tylko wówczas gdy wiadomo, że
ich wiedza nie wyrządzi żadnych szkód innym. Z drugiej strony pozaziemscy pomocnicy dbają o to,
aby naukowcy uzyskali odpowiednią dawkę wiedzy i jednocześnie z racji swojej pozycji nie stali
się Bogami oraz by nie wykorzystywali swojej wiedzy do niecnych celów, co mogłoby mieć
nieobliczalne skutki. Plejadanie starają się nie popełnić błędów swoich przodków.
Oczywiście ingerencja istot pozaziemskich odbywa się w pewnych ramach ograniczonych
odpowiednimi prawami. Głównym celem Plejadan jest wspieranie naszego duchowego rozwoju i
dlatego przypisują oni tak wielkie znaczenie do przekazywania wiedzy.
Na zakończenie muszę dodać, że poprzez Billy'ego przekazanych zostało już nam bardzo dużo
cennych wskazówek i rad. Ma to zresztą miejsce nadal. Część tych cennych i ważnych informacji
przedstawiam w dalszej części tego rozdziału.
3.1. Przekazywanie wiedzy duchowej
Plejadanie od zamierzchłych czasów nauczają Ziemian. Najważniejszym ich zadaniem jest
właściwe ukierunkowywanie tej wiedzy duchowej, która z biegiem lat została znacznie wypaczona.
Dotyczy ona praw i nakazów Kreacji oraz prawdziwej wiedzy o powstawaniu i rozwoju wszelkich
form życia. Jest to nauka o prawdzie, która jest niezmienna w całym wszechświecie.
W Erze Wodnika jak w żadnym innym okresie dziejów niezbędne jest głoszenie prawdy.
Wszystkie postępowe siły przyjmują tę wiedzę z wdzięcznością i podziwem, bowiem świadome są
tego, iż bez niej ich rozwój duchowy postępowałaby znacznie wolniej, a nawet mógłby popaść w
stagnację. Plejadanie są na tak wysokim szczeblu rozwoju duchowego, że mogą nam przekazywać
najczystszą prawdę. Oto wypowiedź jednego z nich:
"Przekazywane przez nas objaśnienia reprezentują najwyższy znany nam poziom wiedzy o
prawdzie, w związku z czym nie ma potrzeby ich ponownego dociekania bądź poznawania. To, co
wam przekazujemy, stanowi ostateczną prawdę, jaka jest możliwa do poznania z naszego poziomu
rozwoju duchowego".
Jest w tym wszystkim pewna kropla goryczy, którą my Ziemianie musimy przełknąć. Jest nią
fakt, że Plejadanie nie przekazują nam wszystkiego, co chcielibyśmy wiedzieć. Wynika to stąd, że
jest wiele rzeczy, które człowiek może poznać dopiero po osiągnięciu odpowiedniego poziomu
rozwoju duchowego. Pewne rzeczy muszą być po prostu przemilczane, aby z powodu swojej
niewiedzy człowiek nie wyrządził sobie nimi szkody.
Jak już wspomniałem na początku książki okres dziejów, w którym się obecnie znajdujemy, jest
najkorzystniejszy do upowszechniania wiedzy duchowej. Należy jednak usunąć z drogi liczne
przeszkody.
Postęp techniki tak bardzo wyprzedził rozwój duchowy, że nic dziwnego, iż wykorzystywana
jest ona w niewłaściwy sposób. Kładąc nacisk na zaspokojenie potrzeb materialno-intelektualnych
zupełnie zapomnieliśmy o potrzebach duchowych, odsuwając je na boczny tor. Należy więc
ponownie sięgnąć po nie i przywrócić równowagę.
Nie mniejszym złem są szerzące się u nas religie, które zdaniem Plejadan nie mają w całym
wszechświecie swojego odpowiednika. Innymi słowy, wszelkie panujące na Ziemi religie są
zjawiskiem wyjątkowym w całym wszechświecie. Nie sposób wręcz opisać szkód, jakie uczyniły
one mieszkańcom naszej planety w ciągu minionych tysiącleci. Musimy wrócić na drogę prawdy, z
której zboczyliśmy w zamierzchłych czasach. Aby to osiągnąć, musimy zmienić sposób myślenia.
Wielu ludzi będzie musiało zmienić swój światopogląd, aby móc widzieć rzeczy takimi, jakimi one
są. Każdy, kto zdobędzie się na wysiłek i wejdzie na drogę prawdy, wkroczy tym samym na
właściwą drogę prowadzącą do duchowego rozwoju.
4. Niektóre wiadomości przekazane przez Plejadan
4.1. Totalne przeludnienie
Jeszcze nie tak dawno w każdym państwie żyło tyle ludzi, ile mogło się wyżywić bez pomocy
środków chemicznych, to znaczy nawozów sztucznych. Ten naturalny stan trwał mniej więcej do
Rewolucji Francuskiej, kiedy to liczba mieszkańców Ziemi wynosiła około 500 milionów. Stale
rosnąc w roku 1990 przekroczyła ona granicę 5 miliardów. Nasza planeta nie jest w stanie
wytrzymać na dłuższą metę takiej liczby mieszkańców, bowiem optymalna ich ilość wynosi około
500 (dokładnie 529) milionów. Idealnym stanem jest 12 mieszkańców na 1 km urodzajnej gleby.
Tak więc jednym z największych problemów naszego wieku jest nadmierne przeludnienie, które
jest przyczyną dużej części zła panującego na naszej planecie.
a) Przeludnienie powoduje ograniczenie przestrzeni życiowej, sprawia, że ludzie żyją jak ryby w
puszce, tłumiona jest ich inwencja i wzrasta agresja, co z kolei rodzi niebezpieczne spory
terytorialne.
b) Z roku na rok miliony ludzi umierają z głodu, poza tym duża część ludzkości żyje na jego
granicy
wszystko to sprawia, że sytuacja żywnościowa będzie się stale zaostrzała.
c) Coraz bardziej kłopotliwy staje się problem bezrobocia. W krajach wysoko
uprzemysłowionych są to już miliony ludzi, którzy w dużym stopniu wpływają na poziom życia
pozostałej części ich mieszkańców oraz krajów rozwijających się. Gdyby Trzeci Świat otrzymał
pomoc w postaci wysoko zaawansowanych technologii, mogłoby dojść do ogólnoświatowej
katastrofy gospodarczej.
d) Ludzkość potrzebuje co raz więcej surowców oraz energii w postaci kopalin (gaz ziemny,
ropa naftowa, węgiel) do produkcji elektryczności, których wręcz rabunkowa eksploatacja może już
w niedalekiej przyszłości doprowadzić do ich wyczerpania. Nie można bez końca grabić Ziemi z
bogactw naturalnych, które są przecież nieodnawialne. Grożą nam i inne niebezpieczeństwa, jak na
przykład wzrost liczby konfliktów wraz z wyczerpywaniem się surowców energetycznych. W razie
konieczności silniejsi będą starali się zabrać je słabszym.
e) Wzrost uprzemysłowienia prowadzi do systematycznego zanieczyszczania środowiska.
Czyste do niedawna rzeki i wody gruntowe powoli zamieniają się w ścieki. Nie lepiej jest z
powietrzem, które coraz mniej nadaje się do oddychania.
Głupota oraz żądza posiadania przyczynią się do tego, że na Ziemi coraz częściej występować
będą anomalie klimatyczne, których rezultatem będą liczne katastrofy przyrodnicze, takie jak
trzęsienia ziemi, potopy, susze, a co za tym idzie
głód. I to w zaostrzonej formie. Stale narastać
będą konflikty zbrojne i może dojść do globalnych epidemii, które zdziesiątkują ludność Ziemi.
Stąd też konieczne staje się podjęcie odpowiednich środków, aby zapobiec tej nadchodzącej
zagładzie. Odpowiedni przykład daje nam tu sama przyroda, która poprzez wybuchające od czasu
do czasu epidemie i głód eliminuje na przykład nadmiar populacji danych gatunków zwierząt. W
ten naturalny sposób przywracana jest równowaga w świecie zwierzęcym. Tylko człowiek swoim
postępowaniem depcze prawa natury. W przeciwieństwie do zwierząt płodzi bez opamiętania swoje
potomstwo, nie zastanawiając się nad tym, czy będzie ono miało odpowiednie warunki do życia i
wystarczającą ilość pożywienia.
Każdy rozsądny człowiek musi wreszcie pojąć, że jedynym wyjściem z tej niebezpiecznej
sytuacji jest zastosowanie dość niepopularnego środka, to znaczy kontroli urodzeń w połączeniu z
niezbędnymi środkami pomocniczymi i przy uwzględnieniu specyfiki danego kraju. Jest to jedyny
sposób na rozwiązanie tego problemu, wszelkie inne mogą go tylko odwlec i zaciemnić. Zamiast
zaakceptować tę gorzką prawdę i powziąć czym prędzej odpowiednie działania, w imię fałszywie
pojętego humanitaryzmu i miłości do bliźniego podejmuje się błędne decyzje, które jedynie
powiększają ludzką nędzę. Winnymi tego stanu rzeczy są ostatecznie wszyscy, którzy nie reagują i z
obojętnością przyglądają się temu, co się dzieje.
4.2. Niszczenie warstwy ozonowej chroniącej żywe organizmy
Od pewnego czasu w naszej atmosferze rodzi się niebezpieczeństwo zagrażające mieszkańcom
Ziemi. Jest nim przewarstwienie pasa ozonowego. Rozciągający się w stratosferze ozonowy parasol
chroniący nas przed promieniowaniem ultrafioletowym od lat nieustannie zmniejsza się z powodu
zaniku tego gazu (O3). Przyczyną tego zjawiska jest przede wszystkim zanieczyszczenie powietrza
spalinami pochodzącymi z silników samochodowych, samolotowych i innych. Ponadto spalinami z
fabryk, elektrowni oraz gospodarstw domowych, a także fluorochlorkiem węgla znanym jako freon
masowo używanym w sprayach i urządzeniach chłodniczych. Oprócz zaniku ozonu w tej górnej
warstwie atmosfery, której odbudowa jest niezwykle powolna, w zastraszającym tempie wzrasta
zawartość tego trującego gazu w warstwie najniższej.
Zdając sobie sprawę z ogromnego znaczenie warstwy ozonowej dla życia wszystkich
organizmów biologicznych istniejących na Ziemi już w roku 1975 Plejadanie przekazali Billy'emu
ostrzeżenie, które w formie listu otwartego zostało następnie przesłane przezeń do kompetentnych
naukowców, rządów i fabryk chemicznych na całym świecie. Oto, co 25 marca 1975 roku podczas
7 spotkania powiedziała na ten temat Billy'emu Semjase:
"Już od dziesiątków lat badamy wszystkie sfery waszego świata, zachodzące w nich zmiany i
wynikające z nich niebezpieczeństwa. Od wielu lat jesteśmy świadkami stopniowo rosnącej
niebezpiecznej zmiany zachodzącej w waszej atmosferze, która będzie miała zabójcze skutki dla
życia na całej Ziemi. Chodzi o zmiany zachodzące w warstwie ozonowej pod wpływem
nieodpowiedzialnych działań człowieka wynikających z jego technicznego rozwoju. Różne związki
chemiczne niszczące ozon nieustannie przedostają się pod postacią gazową do stratosfery. Dotyczy
to przede wszystkim gazów bromowych [w języku Plejadan bromos oznacza związki
fluorochlorowe
przyp. G.M.], które dostają się do warstwy ozonowej i powoli rozkładają ją. Jest
ona już zniszczona w 6,38 procenta. Tak duża zmiana jest już niebezpieczna dla wszystkich żywych
organizmów i może wywoływać zmiany mutacyjne.
To zniszczenie dokonało się w ciągu zaledwie ostatnich 60 lat. Szczególnie niebezpieczne są
tutaj gazy zwane freonami. W rezultacie promieniowanie ultrafioletowe wysyłane przez słońce
przenika przez atmosferę, a następnie oddziaływuje na żywe organizmy. W wielu miejscach
warstwa ozonowa jest już niebezpiecznie zniszczona i nie spełnia swojej ochronnej funkcji. W
trzech różnych miejscach istnieje zagrożenie całkowitego jej przerwania w ciągu najbliższych
dziesięcioleci, o ile nie zostanie powstrzymana emisja szkodliwych substancji do atmosfery. Jeżeli
to nie nastąpi, wówczas w tym ekranie ochronnym pojawią się dziury i promieniowanie
ultrafioletowe będzie mogło swobodnie przez nie przenikać niszcząc życie na Ziemi. Wszystko, co
znajdzie się na drodze tego promieniowania, ulegnie destrukcji.
Niszczące związki chemiczne i promieniowanie pochodzą przede wszystkim z silników
spalinowych oraz wszelkiego rodzaju procesów związanych z rozszczepianiem materii, które
począwszy od roku 1945 wpłynęły na bieg spraw na całym świecie oraz zmieniły los wszystkich
form życia. Niszczące związki chemiczne oraz gazy uwalniane są do atmosfery przez wiele
przedmiotów codziennego użytku, takie jak na przykład spraye. Przedostawszy się do atmosfery
wznoszą się one ku górze, gdzie rozkładają ozon.
W ostatnich latach naukowcy z wielu państw zrozumieli niszczący wpływ wielu środków
chemicznych na warstwę ozonową, zwłaszcza freonów. Kierując się nieodpowiedzialnym
rozumowaniem rozważają również możliwość wykorzystania ich w celach wojennych, na przykład
do budowy rakiet, które eksplodowałyby w stratosferze i powodowały powstawanie w
odpowiednim miejscu dziur ozonowych, poprzez które na zaatakowany obszar mogłoby przenikać
szkodliwe promieniowanie słoneczne. Zabliźnianie się takich dziur trwa bardzo powoli, nawet setki
lat i to przy braku dalszej emisji szkodliwych substancji. Ponadto należy wziąć pod uwagę fakt, że
warstwa ozonowa ulega stałemu nieznacznemu przemieszczaniu się. Dana dziura może więc
zaszkodzić nie tylko określonym obszarom, ale również innym, które nie były celem ataku. Tego
wasi naukowcy jeszcze nie wiedzą.
4.3. Militarne oraz pokojowe wykorzystanie energii atomowej
Od czasu zakończenia II wojny światowej zagrożenie nuklearne wisi nad nami niczym miecz
Damoklesa. Rzecz w tym, że nie tylko militarne (próby z bronią jądrową), ale również pokojowe
wykorzystanie energii atomowej, kryje w sobie ogromne zagrożenie, czego dowiodła katastrofa w
Czernobylu. Wyliczanie w tym miejscu zagrożeń, które są powszechnie znane, wydaje mi się
zbędne. Ograniczę się jedynie do kilku faktów, które nie są jeszcze znane szerokiej opinii
publicznej. Przede wszystkim muszę stwierdzić, że według Plejadan oprócz znanego nam
promieniowania występuje jeszcze takie, o którym nawet nasi najwybitniejsi fizycy jądrowi wciąż
nie mają najmniejszego pojęcia.
Najbardziej niebezpieczne zjawisko związane z wykorzystywaniem energii jądrowej dotyczy
zakłóceń pola magnetycznego Ziemi i wynikającego z nich przesunięcia biegunów połączonego ze
zmianami klimatycznymi. Jest to jedna z rzeczy, która nie jest jeszcze powszechnie znana. Oto, co
powiedział na ten temat Jszwjsz Ptaah we wrześniu 1975 roku:
"Magnetyzm Ziemi został mocno naruszony poprzez eksplozje bomb atomowych [tak jak
przypuszczał sam Billy
przyp. G.M.]. Wpłynęły one również na zmianę jej ruchu obrotowego w
wartościach prawie niemierzalnych. Oznacza to, że normalny ruch obrotowy Ziemi został
zakłócony i obecnie dostosowuje się on do nowych warunków. Również w niewielkim zakresie
naruszona została orbita wokółsłoneczna, z której Ziemia została nieznacznie wypchnięta. W ten
sposób ziemscy naukowcy dokonali zbrodni na własnej planecie oraz całej ludzkości, bowiem te
zmiany będą miały katastrofalne skutki. W ostatnich latach doszło także do poważnego przesunięcia
się biegunów magnetycznych. I tak na przykład północny biegun magnetyczny znajduje się dzisiaj
w kanadyjskiej części Morza Arktycznego, zaś południowy przesunął się w kierunku Ameryki
Południowej. Za około 1000 lat, a więc na początku nowego tysiąclecia zmiany biegunów
magnetycznych Ziemi będą tak znaczne, że biegun południowy umiejscowiony będzie na Pacyfiku,
zaś biegun północny przesunie się w kierunku Arabii Saudyjskiej".
Biorąc pod uwagę obecne tempo przemieszczania się biegunów, w roku 3000 biegun północny
będzie leżał między Dżuddą nad Morzem Czerwonym a Mekką. Ptaah potwierdził jeszcze jedno
przypuszczenie Billy'ego:
"W czasie eksplozji bomby atomowej w Hiroszymie i Nagasaki wyemitowane zostało
promieniowanie, które objęło swoim zasięgiem całą Ziemię. Najniebezpieczniejsze jest
promieniowanie pierwotne, które zostało uwolnione podczas tych wybuchów. Stanowi ono
największe zagrożenie dla życia. Działa ono powoli, ale nieubłaganie. W przypadku wybuchu
bomby o sile tej, którą zrzucono na Hiroszymę, jego negatywny wpływ na żywe organizmy może
trwać przez setki lat. W atmosferze wybuchy atomowe naruszają przede wszystkim warstwę
ozonową znajdującą się w stratosferze i to w katastrofalny sposób, w wyniku czego do jej
najniższych warstw dociera teraz promieniowanie ultrafioletowe, które powoduje powstawanie w
nich ogromnych ilości właśnie tego gazu. Zalegający w przypowierzchniowych warstwach
atmosfery ozon niszczy z kolei wszelkie mikroorganizmy".
W sprawie pokojowego wykorzystania energii atomowej Quetzal stwierdził, że jest to możliwe
bez narażania środowiska i ludzkiego życia.
"Jest to możliwe i sami to robimy, jednak Ziemianie nie potrafią jeszcze tego... na razie.
Postępują lekkomyślnie i nierozważnie z energią atomową, wywołując śmiertelne zagrożenie dla
wszystkich żywych istot. Energię atomową można wykorzystywać bez tego zagrożenia, jednak jest
to możliwe tylko wtedy, gdy wszystkie odpady radioaktywne będą w całości neutralizowane.
Dokonać tego można poprzez odpowiedni proces przetwarzania, podczas którego z odpadów
powstaje nieszkodliwy produkt wyjściowy. Postępowanie wbrew tej zasadzie jest działaniem
sprzecznym z prawami natury".
Na pytanie Billy'ego, czy Ziemianom uda się rozwiązać problem energii bez sięgania po energię
jądrową, Quetzal odrzekł:
"Każda planeta nieustannie dostarcza swoim formom życia dostatecznej ilości naturalnej energii,
która nie stanowi dla nich żadnego zagrożenia, pod warunkiem że liczba mieszkańców danej
planety mieści się w normie. Ze swoimi ponad 4 miliardami ludzi Ziemia jest mocno przeludniona
[te liczby pochodzą z okresu, kiedy Quetzal wygłaszał tę opinię
przyp. G.M.]. Ziemianie
owładnięci są żądzą władzy, zysku i luksusu. Gdyby postępowali rozsądnie i wprowadzili kontrolę
urodzin, w krótkim czasie nastąpiłoby zredukowanie liczby ludności do stanu normalnego
wynoszącego 529 milionów. W ten sposób problem energii mógłby zostać rozwiązany w sposób
naturalny, podobnie zresztą jak sprawa wyżywienia.
Ludzka głupota pod tym względem jest przerażająca. Jeszcze bardziej potęguje ją fałszywie
rozumiany humanitaryzm stojący w obronie tej zbrodni przeludnienia oraz narastający głód.
Przywrócenie liczby ludności Ziemi do normalnego stanu to jedyne i słuszne działanie, które
rozwiązałoby problem energii i żywności
wszystko inne to nielogiczne i co najwyżej połowiczne
rozwiązania".
Zapytany przez Billy'ego, jak to osiągnąć, Quetzal powiedział:
"...rozwiązanie tego problemu jest możliwe i należy uporać się z nim w pierwszej kolejności. W
związku z tym podsuwanie innych rozwiązań problemu rosnącego zapotrzebowania na energię i
żywność jest w obecnym stanie niecelowe. Poza tym ludzka głupota i chciwość mogłaby to
zniweczyć. Możemy udzielić Ziemianom w tej kwestii wszelkich rad, ale dopiero wtedy gdy zajmą
się oni redukcją swojej populacji do stanu normalnego".
Pilnego rozwiązania wymagają następujące sprawy:
1. Natychmiastowe zaniechanie wszelkich prób z bronią atomową.
2. Zakazanie produkcji broni atomowej przy jednoczesnym stopniowym niszczeniu istniejących
jej arsenałów.
3. Stopniowe zamykanie elektrowni jądrowych przy jednoczesnym przestawianiu się na
wykorzystywanie źródeł energii przyjaznych środowisku (energia słoneczna, tak zwana wolna
energia kosmosu etc.).
Quetzal zaznaczył ponadto, że poszczególne problemy nie powinny być rozwiązywane
oddzielnie, w oderwaniu od siebie, ale wspólnie. Oto, co powiedział:
"Ponieważ każde działanie wbrew prawom i nakazom Kreacji zawsze kończy się katastrofą,
oznacza to, że poszczególne problemy zazębiają się ze sobą. Dlatego żadnej z tych spraw nie należy
traktować w izolacji od drugiej. Wszystko, co istnieje we wszechświecie, zazębia się ze sobą jak
tryby w maszynie. Tworzy to coś w rodzaju zamkniętej spirali wznoszącej się z dołu do góry.
Innymi słowy, jeśli człowiek lub cała ludzkość postępuje naprzód w rozwoju, wówczas ów proces
pnie się spiralnie ku górze, jeśli natomiast dany człowiek lub jakiś naród ogranicza się wyłącznie do
zaspokajania swoich potrzeb materialnych, wówczas jego rozwój będzie przemieszczał się ku
dołowi, co oznacza cofanie się w ewolucji, czyli duchową stagnację i materialną degradację".
4.4. Bezwzględna eksploatacja Ziemi
W sprawie nadmiernej eksploatacji Ziemi Semjase powiedziała podczas 45 spotkania, które
odbyło się 25 lutego 1976 roku, co następuje:
"Wydobywanie rud metali i innych surowców mineralnych na planetach oraz innych ciałach
niebieskich jest prowadzone przez nas tylko w wyjątkowych sytuacjach, ponieważ jest to proces,
który je niszczy. Żadna planeta ani inne ciało niebieskie nie jest niszczone w takim stopniu, jak ma
to miejsce na Ziemi. To, co człowiek wyprawia ze swoją planetą, jest niczym innym jak jej
niszczeniem. Pierwsze katastrofalne efekty tej działalności wystąpiły już kilkadziesiąt lat temu i z
każdym rokiem nasilają się. Człowiek musi zrozumieć, że eksploatując swoją planetę poprzez
wydobywanie z niej ropy naftowej, gazu czy różnych rud okrada ją z jej podstawowych sił
życiowych. Następstwem tych działań jest jej pękanie i przesunięcia warstw wewnętrznych
objawiające się wzmożoną aktywnością wulkaniczną i trzęsieniami ziemi.
Podobny skutek wywołuje budowanie zapór wodnych i innych tego typu konstrukcji piętrzących
masy wody, które wywołują bardzo niebezpieczne przesunięcia wewnątrz skorupy ziemskiej.
Najgroźniejsze jednak w skutkach są przeprowadzane przez ludzi podziemne próbne eksplozje
bomb atomowych. [...] Ziemskie zasoby złóż ropy naftowej wynoszą 646 miliardów ton, z czego do
chwili obecnej wydobyto lub zniszczono około 65 miliardów ton. W wyniku samych podziemnych
eksplozji atomowych zniszczeniu uległo około 20 miliardów ton, czyli prawie połowa tego, co do
tej pory wydobyto [liczby te odnoszą się do stanu z lat 1975-1976
przyp. G.M.].
Planeta taka jak Ziemia produkuje w ciągu miliarda lat zaledwie około 1 miliarda ton ropy
naftowej. Zatem licząc sobie 646 miliardów lat wyprodukowała do tej pory około 646 miliardów
ton ropy naftowej. Z tej ilości w ciągu niespełna jednego stulecia Ziemianie wykorzystali już jedną
dziesiątą, na której wytworzenie Ziemia potrzebowała 65 miliardów lat. Na zregenerowanie
wydobytej do tej pory ropy naftowej Ziemia potrzebowałaby z kolei 118 miliardów lat, czyli prawie
dwa razy tyle co na jej wytworzenie. Z powodu bezrozumnego postępowania ludzi Ziemia
pozbawiona została wielu elementów niezbędnych do jej produkcji, które zostały jej przez nich
zrabowane. W tym samym czasie, to znaczy w ciągu jednego stulecia, spora część urodzajnych gleb
zamieniła się w pustynie i będzie musiało upłynąć wiele milionów lat, zanim przyroda będzie w
stanie przywrócić je do pierwotnego stanu".
Tę wyliczankę szkód wywoływanych przez ludzką głupotę i chciwość można by ciągnąć bez
końca.
Kończąc ten ponury rozdział przytaczam jeszcze fragment rozmowy Billy'ego z Ptaahem, która
miała miejsce 3 lutego 1990 roku. W jej trakcie Ptaah przepowiedział między innymi następstwa
huraganu szalejącego w Europie w lutym tego roku.
PTAAH: ...wszystkie kataklizmy przyrodnicze, do jakich dojdzie w tym miesiącu, oraz te, które
wystąpią później, to skutki zbrodniczego niszczenia Ziemi i jej atmosfery przez nieodpowiedzialną
ludzkość. Zanieczyszczenie powietrza, próbne wybuchy bomb atomowych i będące ich
następstwem trzęsienia Ziemi, skażenie radioaktywne wywoływane również przez elektrownie
atomowe, a także gigantyczne sztuczne zapory wodne są przyczyną nadchodzących katastrof, czego
nie chcą zrozumieć ludzie będący u władzy.
Wielu ludzi w trakcie trwania tych katastrof oraz po nich twierdzić będzie, że nie mają one nic
wspólnego z dewastacją środowiska naturalnego przez człowieka. Jest to dowód głupoty i
nierozumienia elementarnych rzeczy oraz prymitywizmu wszystkich tych, którzy chcą się uwolnić
od poczucia winy, którym obce jest poczucie odpowiedzialności, nie mówiąc już o ponoszeniu jej.
To właśnie wszyscy ci kłamcy są winni owej zbrodni wobec ludzkości i Ziemi niezależnie od tego,
czy będąc członkami rządzących elit lub naukowcami są bezpośrednimi autorami dzieła
zniszczenia, czy tylko się do niego w jakiś sposób przyczyniają. Dotyczy to również zwykłych
ludzi, zwłaszcza tych, którzy żyją wbrew prawom przyrody i przyczyniają się do wzrostu
przeludnienia, płodząc licznych potomków ponad dopuszczalne 529 milionów, którzy stanowią
potworne obciążenie dla Ziemi i tym samym wpływają na poziom życia ogółu ludzi.
Nadmiar ludzi powoduje, że w miejscach ich skupisk zwanych miastami, w których mieszkają
ich setki tysięcy, a nawet miliony, wytwarza się ogromny nacisk na powierzchnię planety
pochodzący od nich samych, a w szczególności od budowli, pojazdów i innych urządzeń
wywołujący powstawanie wewnątrz Ziemi olbrzymich ciśnień, które są przyczyną ruchów
tektonicznych i pękania jej skorupy. Ziemianie unikają myślenia o tym, a nawet posuwają się do
dementowania tych faktów i dalszego sukcesywnego dewastowania swojej planety, a co za tym
idzie degradacji swojego życia, mimo iż już najwyższy czas, aby powstrzymać to szaleństwo.
Ziemia nie może być dalej niszczona i sama zaczyna się już bronić oddając Człowiekowi cios za
ciosem poprzez różne kataklizmy przyrodnicze, takie jak trzęsienia ziemi czy cyklony i huragany.
Biorąc pod uwagę obecny stopień zniszczenia środowiska naturalnego na jego regenerację wasza
planeta potrzebowałaby około 340.000 lat, zaś na przykład na regenerację złóż ropy naftowej wiele
miliardów lat. Na zanik promieniowania radioaktywnego wyzwolonego przez elektrownie jądrowe
oraz wybuchy bomb atomowych potrzeba będzie wielu tysięcy, a nawet milionów lat. [...] Ale
dosyć już pytań, mój przyjacielu.
BILLY: Na razie wystarczy mi tego, co powiedziałeś. Dziękuję i do widzenia.
4.5. Ostrzeżenie przed podejmowaniem zaborczych planów
Podobnie jak w przypadku innych cywilizacji również na Ziemi zdarza się, że osiągnięcia
techniczne wykorzystywane są przez ludzi do zaspokajania żądzy posiadania. Mając to na uwadze,
Semjase podczas 4 spotkania, które miało miejsce 15 lutego 1975 roku, przekazała Billy'emu
następujące ostrzeżenie.
"Jeżeli w przyszłości [Człowiek] rozwinie na tyle swoją technikę, że będzie mógł latać na inne
planety, musi pamiętać, że nie zawsze będzie zwycięzcą. W przestrzeni kosmicznej, wszędzie tam,
gdzie żyją rasy zdolne obronić się przed innymi, czyhają różnego rodzaju niebezpieczeństwa. W
przypadku zaatakowania takiej planety Ziemianie mogą ściągnąć na swoją głowę nieszczęście i
popaść w niewolę, co równałoby się cofnięciu w rozwoju do początku. Mogłoby się również
zdarzyć, że zniszczona zostałaby cała Ziemia, ponieważ we wszechświecie żyją różne rasy,
zarówno humanitarne, jak i niehumanitarne. Jeżeli Ziemianie będą wyruszali w kosmos kierowani
swoją barbarzyńską żądzą władzy i chciwością, muszą się liczyć z całkowitą zagładą i tym, że
żadna inna rasa nie przyjdzie im wówczas z pomocą. Ziemianie muszą także przygotować się do
obrony przed agresywnymi intruzami, co może się udać jedynie w przypadku zjednoczenia się
wszystkich waszych krajów.
Niebezpieczeństwa zagrażające z kosmosu są ogromne i czyhają w każdej galaktyce. Istnieje
wiele barbarzyńskich, żądnych władzy istot pozbawionych wszelkich uczuć. Wiele ras potrafi i
broni się przed nimi skutecznie. Gdyby we wszechświecie wybuchła wojna na dużą skalę, mógłby
on ulec zniszczeniu. W dawnych czasach toczonych już było wiele wojen pomiędzy różnymi
układami planetarnymi, które zakończyły się ich zniszczeniem. Wszystkie te rzeczy Ziemianie
muszą brać pod uwagę, kiedy w niedalekiej przyszłości wyruszą w kosmos. Inne rasy kosmiczne
nie pozwolą się bezkarnie atakować, wykorzystywać bądź podporządkowywać, jak to ma miejsce
na Ziemi. Będą się bronić i wiele z nich jeszcze przez długi czas pozostanie na dużo wyższym
poziomie rozwoju technicznego od Ziemian. A jeśli to nie pomoże, mogą liczyć na ochronę ras,
które osiągnęły już perfekcję pod względem technicznym".
Ta wypowiedź to ważna przestroga dla nas wszystkich, abyśmy wyruszając w kosmos,
okiełznali swoją niepohamowaną zaborczość, jeśli będziemy chcieli mieć przed sobą jakąkolwiek
przyszłość.
4.6. Konieczność istnienia barbarzyństwa
Ludzkość znajduje się obecnie w bardzo krytycznej fazie swojego rozwoju i jej najbliższa
przyszłość wciąż stoi pod znakiem zapytania. Mimo iż czasami można odnieść wrażenie, że robi
ona wszystko źle, to jednak w rzeczywistości tak nie jest. Nie jest ona bowiem w swojej naturze
bardziej zła niż inne ludzkie cywilizacje. Wynika to z faktu, że temu etapowi ewolucji jako rzecz
naturalna przypisana jest pewna doza barbarzyństwa, które jest wręcz niezbędne do dalszego
rozwoju, pod warunkiem że jest ono wolne od wynaturzeń.
Oto, co powiedziała na ten temat podczas 9 spotkania, które odbyło się 21 marca 1975 roku,
Semjase:
"...Ziemianie kroczą swoją własną drogą ewolucji. Jest ona bezsprzecznie barbarzyńska, pełna
gwałtu i bezwzględności. Barbarzyństwo jest cechą charakterystyczną dla wielu form życia i
celowym uwarunkowaniem służącym do zachowania bytu. Mam tu oczywiście na myśli naturalne
barbarzyństwo, wolne od wynaturzeń. Charakteryzuje ono nawet bardziej rozwinięte od Ziemian
rasy i zanika w trakcie wchodzenia na wyższy poziom rozwoju duchowego. Człowiek jest
potomkiem dzikich przodków, który ma do przebycia własną drogę ewolucji. Wiedzie ona poprzez
niedole i z trudem zdobywaną wiedzę. Bez odpowiedniej dawki barbarzyństwa dalszy rozwój ku
lepszej przyszłości byłby utrudniony.
Z początku inspiruje ono badania i rozwój, ponieważ pozwalają one przezwyciężyć
ograniczenia, które hamują postęp. Ziemianie będą zdolni do znacznych osiągnięć, jeżeli wyzbędą
się przywiązania do religii i szukać będą prawdy tam, gdzie ona jest. Nie zmniejsza to oczywiście w
żadnym stopniu szacunku do życia ani do Kreacji, a wręcz przeciwnie szacunek do Kreacji i życia
dopiero dzięki temu nabiera znaczenia. Jako przykład na to można podać fakt, że aby móc uwalniać
ludzi od chorób, należy najpierw drogą eksperymentów zniszczyć inne życie, bowiem w ten sposób
można poznać przyczyny danej choroby i sposoby jej leczenia. Aby móc zniszczyć czyjeś życie w
celach badawczych, niezbędna jest z kolei pewna doza barbarzyństwa. Dlatego też głęboko
wierzący człowiek nigdy nie dokona postępu, gdyż myśli i działa zbyt humanitarnie i jednostronnie.
Uważam, że doświadczenia nad zwierzętami należy zastąpić innymi, lepszymi metodami, gdy
tylko pojawi się taka możliwość.
4.7. Niszczyciel
Gigantyczna kometa zwana Niszczycielem (ta sama, która wyrwała Wenus z orbity Urana) przed
około 75.000 lat po raz pierwszy dotarła w pobliże Ziemi wywołując liczne zniszczenia. Następnie
opuściła nasz układ planetarny, po czym w roku 16.098 przed naszą erą ponownie wróciła do niego.
Od tego czasu wraca tu w mniej lub bardziej regularnych odstępach czasu. Ten kosmiczny dziwoląg
wyrządził na Ziemi wiele złego i będzie to czynił nadal, dopóki nie położymy temu kresu. To
właśnie on jest sprawcą między innymi biblijnego potopu, który miał miejsce 6613 lat przed naszą
erą.
W jednej z rozmów z Billym Quetzal podał mu kilka szczegółowych informacji na temat tego
zagadkowego ciała niebieskiego.
BILLY: Mówiąc o Niszczycielu zawsze nazywaliście go gigantyczną kometą. Interesują mnie
jego rozmiary.
QUETZAL: Jego masa jest znacznie większa od masy Ziemi, podobnie jak ciężar właściwy, co
oznacza, że jego materia jest bardziej zagęszczona od ziemskiej. W porównaniu do Ziemi, która ma
objętość prawie 1083,3 miliarda km3 i ciężar właściwy 5,51 g/cm3, Niszczyciel ze swoim 1694,2
miliarda km3 objętości i ciężarem właściwym wynoszącym 7,18 g/cm3 jest prawdziwym gigantem.
BILLY: To interesujące. Czy Niszczyciel wiruje także wokół własnej osi tak jak Ziemia?
QUETZAL: Tak, z tym że nieco wolniej od Ziemi. Prędkość obrotowa Ziemi na równiku
wynosi 465 m/s, podczas gdy Niszczyciela tylko 314,7 m/s.
BILLY: A więc mniej więcej 3/4 prędkości obrotowej Ziemi.
QUETZAL: Tak, lecz od dłuższego czasu za naszą sprawą systematycznie ona wzrasta,
ponieważ usiłujemy wyrzucić tę wędrującą gwiazdę z jej orbity na inną, gdzie nie będzie
wyrządzała żadnych szkód.
BILLY: Wspaniale. Zatem jeśli się wam uda, Ziemianie nie będą musieli się już obawiać
zagrożenia z jej strony. [Najbliższa katastrofa spowodowana wtargnięciem Niszczyciela do naszego
ukladu planetarnego mogłaby się wydarzyć w roku 2225.
Przyp. G. M.]
QUETZAL: Zgadza się. Mamy nadzieję, że się nam to uda.
BILLY: Mam jeszcze jedno pytanie. Dlaczego z jednej strony możecie wpływać na
Niszczyciela, aby zapobiec szkodom, jakie mógłby on jeszcze wyrządzić, a z drugiej nie możecie
nic przedsięwziąć, aby powstrzymać inne zagrożenia, jak to na przykład to, które grozi nam ze
strony czerwonego meteoru?
QUETZAL: Wynika to stąd, że sprawcami zmiany naturalnej orbity Niszczyciela byli nasi
przodkowie. To z ich winy wyrządził on wiele szkód w Układzie Słonecznym, co oznacza, że nie
mają one naturalnego kosmicznego charakteru. Niestety nie posiadamy dokładnych danych z
tamtego okresu, w związku z czym nie mogę ci podać bliższych informacji na ten temat.
4.8. Czerwony meteor
Niniejszy przykład pokazuje, że Plejadanie wiedzą doskonale, w jakiej sytuacji mogą nam
pomóc, a w jakiej nie.
QUETZAL: Ten wymieniony w przepowiedniach ogromnej wielkości meteor spustoszy Ziemię
i wywoła wiele zmian klimatycznych, tektonicznych i innych, a także zrobi wyrwę w jej
powierzchni sięgającą od Bałtyku po Morze Czarne. Mknie on z otchłani kosmosu w kierunku
Układu Słonecznego.
BILLY: Nie chodzi tu o żadną znaną nam kometę?
QUETZAL: Nie. Ten meteor porusza się po trajektorii, która wiedzie do Układu Słonecznego,
w którym jeszcze nigdy nie był.
BILLY: I jego wędrówka ma się zakończyć na Ziemi? Nie możecie temu zapobiec?
QUETZAL: Przecież wiesz dobrze, że tak się stanie i że nie wolno nam tego zmieniać. To
zdarzenie zaprogramowane zostało przez kosmiczne siły i zapobiec mu mogą tylko sami Ziemianie.
Kierując się materialistycznym rozumowaniem, a także z powodu głupoty lekceważą wszelkie,
proroctwa i ostrzeżenia, przez co to zdarzenie będzie musiało nieuchronnie nastąpić. Będzie to
nauczka i przestroga na przyszłość, jeśli o to ci chodzi. Nam nie wolno w to ingerować. Ludzie
powinni słuchać twoich słów i przestróg, ale niestety tego nie czynią. Jesteś na straconej pozycji,
niczym wołający na puszczy. Niektórzy ludzie wysłuchają cię i wezmą sobie do serca twoje słowa,
większość jednak, która zignoruje je, spotka śmierć w chwili, gdy meteor ten rozpocznie swoją
działalność, rozrywając Ziemię między Bałtykiem i Morzem Czarnym, skąd na jej powierzchnię
wydobędzie się lawa.
BILLY: Przedstawiasz to bardzo dramatycznie i nienaukowo. Interesuje mnie, gdzie dokładnie
powstanie ta wyrwa w Ziemi?
QUETZAL: Mamy zwyczaj, że nawet naukowym wywodom nadajemy ludzki wymiar. [...] Co
się tyczy wyrwy, to przecież już powiedziałem, że powstanie ona między Morzem Północnym i
Czarnym. Płonące masy lawy, które wydobędą się na powierzchnię, będą siać śmierć i spustoszenie,
tworząc na swojej drodze strefę śmierci.
4.9. Niezwykła historia Semjase o Księżycu
Nawiązując do wzmianki o Niszczycielu przedstawiam poniżej na podstawie informacji
przekazanych nam przez Semjase historię jego powstania, a następnie przytaczam fragment jej
relacji opowiadający o genezie naszego księżyca. Jest to jedna z wielu niezwykłych historii z
przeszłości przekazanych nam przez istoty pozaziemskie, o których milczą nasze podręczniki
historii.
4.9.1. Kosmiczna katastrofa
Historia powstania Księżyca bierze swój początek od pewnej kosmicznej katastrofy, która
wydarzyła się przed około 22 milionami lat. Była to eksplozja jednej z gwiazd sąsiadujących z
Wegą w gwiazdozbiorze Lutni, która nastąpiła z nieznanych powodów. W rezultacie doszło do jej
kolapsu i powstania w tamtym miejscu ogromnej kosmicznej dziury. W efekcie tego procesu
gwiazda ta skurczyła się z 11 mln km średnicy do 4,2 km. Jej gęstość wzrosła do tego stopnia, że 1
cm3 jej materii waży teraz tysiące ton.
Od tego czasu ten gwiazdowy karzeł wędruje po kosmosie niczym ciemna żarząca się dziura i
wsysa wszystko, co napotyka na swojej drodze z odległości nawet wielu milionów kilometrów.
Według terminologii naszej astronomii tego rodzaju twór określany jest mianem "czarnej dziury".
4.9.2. Narodziny Niszczyciela
W czasie tej eksplozji gwiazdy nie tylko ona zmieniła się, ale również cały jej układ planetarny.
Jedne planety zostały zniszczone, a inne wyrzucone w przestrzeń kosmiczną. Jedna z wyrzuconych
planet dostała się w końcu w obręb obszaru przyciągania sąsiedniej gwiazdy, wokół której krążyła
przez wiele tysięcy lat
daleko poza jej własnymi planetami po niestabilnej i w związku z tym
niebezpiecznej orbicie. Niczym wygnaniec martwa i niedostępna przemierzała zimny wszechświat.
Dalszy ciąg tej historii opowie już sama Semjase. Oto fragment jej wyjaśnień w tej sprawie
udzielonych Billy'emu podczas 5 spotkania, które miało miejsce 16 lutego 1975 roku:
"Przez kolejne tysiąclecia jej orbita zacieśniała się coraz bardziej zwiększając zagrożenie. Po
pewnym czasie wpadła nieoczekiwanie w obszar orbit planet tego słońca. Niczym zjawa wyłoniła
się z kosmicznego mroku obwieszczając zagładę. Obijając światło słoneczne niszczyciel ów ciągnął
za sobą cienki ogon połyskujących cząsteczek. Znajdując się w odległości setek tysięcy jednostek
odległości od najbliższych planet wywołał na nich potworne kataklizmy, w wyniku których
zniszczeniu uległy ogromne połacie ziemi uprawianej przez pokojowe ludzkie istoty. W nocy
trzeciego dnia po wniknięciu Niszczyciela w obszar orbit planet przeciął on eliptyczną orbitę
szóstej planety. Wzniecając kosmiczne sztormy wypchnął tę planetę o kilka jednostek poza jej
orbitę i wprowadził ją na niebezpieczną trajektorię przebiegającą w pobliżu słońca. Potężne
trzęsienia ziemi i huragany systematycznie niszczyły niezwykłe piękno tej planety. W czasie
wchodzenia na nową orbitę wokółsłoneczną góry zapadły się w głąb ziemi, a oceany wystąpiły z
brzegów. Przerażeni ogromem tego kataklizmu ludzie szukali ratunku na rozległych połaciach lądu
rozrzuconych po całej planecie.
Rozpętane żywioły nie dały im jednak szans. W czasie tego aktu zagłady zginęło około 2/3
ogółu mieszkańców tej planety. Przelewające się masy wody rozerwały duże połacie stałego lądu, a
eksplodujące wulkany pokryły jego powierzchnię płonącą lawą obracając wszystko w popiół i
zgliszcza. Ruch obrotowy planety zmniejszył się i dzień stał się prawie dwa razy dłuższy, jej orbita
wokółsłoneczna zmieniła kierunek. Ci, którzy przeżyli, pozbawieni zostali wszystkiego i musieli
zaczynać swój rozwój od początku. Niszczyciel działał jednak dalej siejąc na swojej drodze
zniszczenie i śmierć. W następnej kolejności przeciął orbitę piątej planety, która znajdowała się na
wstępnym etapie rozwoju. W czasie tego zdarzenia znajdowała się na szczęście daleko od niego,
dzięki czemu nie doznała poważnych uszkodzeń. Niestety czwarta planeta nie miała takiego
szczęścia. Była najmniejszą z planet i mknąc po swojej orbicie znalazła się na kursie kolizyjnym z
Niszczycielem. I stało się! Niczym dwie rozjuszone dzikie bestie obie planety pędziły ku sobie
olbrzym i karzeł. Zanim się jednak zderzyły, olbrzymie eksplozje rozdarły pozbawionego życia
karła. Część jego odłamków zostało wyrzuconych w otchłań kosmosu, gdzie obserwowano je jako
meteory, które pochwycone przez pola grawitacyjne napotykanych planet, znajdowały swój kres
płonąc w ich atmosferach. Inne odłamki tej planety spadły na słońce i zostały rozbite na atomy.
Jeszcze inne spadły na Niszczyciela i stały się jego częścią.
4.9.3. Narodziny Księżyca
Po tym dość długim wstępie dotarliśmy wreszcie do momentu narodzin naszego księżyca. Po
wspomnianej eksplozji owej karłowatej planety jej spora część wyrzucona została z ogromną siłą w
przestrzeń kosmiczną niczym gigantyczna piłka. Wędrując przez kosmos kilkakrotnie dostawała się
ona w obszar pól grawitacyjnych różnych gwiazd, w wyniku czego ulegała wstrząsom i
bombardowaniu przez meteoryty, które powodowały systematyczną zmianę jej kształtu na coraz
bardziej zaokrąglony. Jej powierzchnia pokryta była licznymi kraterami i ani trochę nie nadawała
się do życia. Siły przyciągania napotykanych po drodze gwiazd i ich układów planetarnych
zmniejszyły jej prędkość i kurs. W końcu dostała się w obszar przyciągania grawitacyjnego Układu
Słonecznego. Przemknęła przez orbity zewnętrznych planet nie wyrządzając żadnych szkód.
Dopiero w obszarze wewnętrznych planet zderzyła się z kilkoma planetoidami będącymi
pozostałością po Malonie, które wyryły na jej powierzchni głębokie kratery. Te zderzenia ponownie
zmieniły tor jej lotu i wepchnęły ją na orbitę równoległą do orbity drugiej planety, na której istniało
już prymitywne życie. Planeta ta (Ziemia) pokryta była ogromnymi oceanami i gęstymi
pierwotnymi lasami. Od momentu dostania się tego kosmicznego wędrowca w pole grawitacyjne
Ziemi do chwili jego wejścia na orbitę wokółziemską upłynęły zaledwie 34 dni. Od tego czasu
krąży on wokół Ziemi wzdłuż stale zmieniającej się eliptycznej orbity jako Księżyc.
5. Czego nie wolno robić Plejadanom?
Plejadanie nieustannie dostarczają nam cennych i użytecznych informacji, jednak ich
możliwości niesienia nam pomocy z uwagi na prawa i nakazy Kreacji są ograniczone, co nie
podoba się wielu ludziom. Nam, Ziemianom, trudno jest to zrozumieć i zaakceptować, ponieważ
nasze rozumowanie zdominowane jest przez fałszywie pojmowany humanitaryzm, który narusza
równowagę poprzez zaburzenie funkcjonowania mechanizmów samoregulacji.
W przyrodzie wszystko funkcjonuje w ten sposób, że wszelkie odchyłki od normy są
eliminowane. Jedynie w przypadku człowieka owa samoregulacja nie funkcjonuje, czego
rezultatem jest między innymi beznadziejne przeludnienie.
Dlatego więc jakakolwiek pomoc nie może przekraczać pewnych granic. W związku z tą zasadą
Plejadanie nie mogą się za bardzo angażować w niesienie komukolwiek zbyt szeroko zakrojonej
pomocy, bowiem każdy człowiek, każda ludzka istota ma do przebycia określoną drogę ewolucji, i
to od początku do końca. Od skrajnej niewiedzy do najwyższej doskonałości. Niewskazane jest, aby
ktokolwiek opuścił choć jeden etap na tej drodze.
Bardziej rozwinięte rasy mogą przekazywać mniej rozwiniętym tylko tyle wiedzy, ile jest im
niezbędne do popchnięcia swojej ewolucji naprzód. Nigdy nie należy przekazywać im wiedzy,
której nie potrafią one wykorzystać we właściwy sposób. To tak, jak gdybyśmy pierwszoklasiście
usiłowali wbić do głowy algebrę, której nie jest on jeszcze w stanie pojąć. Podobnie rzecz się ma z
naszymi pozaziemskimi nauczycielami, którzy przekazują nam dokładnie tyle wiedzy, ile ich
zdaniem jesteśmy w stanie pojąć.
Oto, co powiedziała na ten temat Semjase:
"Nie możemy wpływać na ewolucję ludzi bardziej, niż zezwalają na to prawa i nakazy Kreacji.
Każda forma życia ma prawo w swojej egzystencji do działania według własnego uznania i dlatego
nie wolno nam jej do niczego zmuszać, chyba że jest to ważne dla jej życia".
6. Czy w rządach różnych państw działają istoty pozaziemskie?
Podczas jednej z rozmów Billy zadał Ptaahowi następujące pytanie:
"Niedawno usłyszałem, że w rządach różnych państw na Ziemi działają istoty pozaziemskie.
Czy jest w tym choćby źdźbło prawdy?
PTAAH: Takie informacje nazywa się u was bajkami. Gdyby tak było, to już od dawna na Ziemi
panowałby pokój, bowiem ludziom za pośrednictwem rządów przekazana zostałaby prawda.
Ponieważ nie wolno nam osobiście mieszać się w ziemskie sprawy, zmuszeni jesteśmy wyszukiwać
odpowiednich ludzi, poprzez których dopiero możemy przekazywać naszą wiedzę. Gdybyśmy
mogli to robić sami, z całą pewnością pracowalibyśmy w rządach. Nie musielibyśmy się wówczas
martwić, że byle głupek i złoczyńca będzie nam publicznie ubliżał.
BILLY: Przecież te istoty mogłyby działać w ukryciu, potajemnie.
PTAAH: To nie jest tak, co powinna ci podpowiedzieć sama logika. Gdyby tak było, te istoty w
ciągu kilku dni mogłyby doprowadzić do tego, że żaden rząd, żadna siła militarna nie uganiałaby
się za naszymi pojazdami. Z całą pewności by o to zadbały.
7. Dlaczego Plejadanie nie wspierają nas finansowo?
Podczas budowy Centrum w Hinterschmidrti Billy i jego grupa musieli pokonać wiele
trudności, przede wszystkim finansowych. Mimo iż ich kondycja finansowa była w owym czasie
znacznie lepsza niż na początku, to jednak nie byli całkowicie wolni od trosk finansowych. Stale
musimy dokładać trosk, aby nie popaść w długi.
Dlatego też coraz częściej pojawiało się pytanie, dlaczego Plejadanie nie udzielają nam pomocy
finansowej, co nie powinno być przecież dla nich żadnym problemem. Mogliby na przykład
doprowadzić do wygrania przez nas odpowiednich pieniędzy w grach loteryjnych. 16 czerwca 1975
roku w czasie 25 kontaktu Semjase wyjaśniła Billy'emu, dlaczego jest to niemożliwe:
"[Ludzie] powinni wiedzieć, że nie posługujemy się żadnymi środkami płatniczymi, jak to ma
miejsce na Ziemi. Nawet gdybyśmy chcieli, nie moglibyśmy dostarczyć wam waszych środków
płatniczych, które nazywacie pieniędzmi, ponieważ niczym takim nie dysponujemy. Nie będziemy
wykorzystywać do tego celu gier losowych i innych tego rodzaju środków, ponieważ są one według
nas wyjątkowym złem. Po trzecie i najważniejsze, nie damy się sprowokować waszymi sugestiami i
prośbami, ponieważ Ziemia jest waszą ojczyzną, a nie naszą. To, że jesteśmy tutaj i chcemy wam
pomóc w rozwoju duchowym, jest działaniem, które podjęliśmy z własnej woli, i nie zamierzamy
robić niczego pod presją łudzi. Nasza misja jest aktem dobrej woli. Również z waszej strony musi
nastąpić jakiś wkład.
Ziemianie także powinni wziąć na siebie pewne obowiązki. Nie mają racji, jeśli uważają, że
mogą korzystać z pomocy nie dając nic od siebie. Dopóki ludzie będą działali według zasady, że
lepiej jest brać niż dawać, dopóty nie uwolnią się od swojego zgubnego egoizmu. Innymi słowy,
należy nie tylko brać, ale i dawać. Jeżeli stwarzamy wam możliwość rozwoju duchowego, to waszą
powinnością jest nań zapracować. Ludzie są egoistami, zarówno pojedynczo, jak i w grupie i
dlatego wzajemne wykorzystywanie siebie jest tak powszechne na waszej planecie".
Przy innej okazji Semjase powiedziała ponadto:
"Nie możemy wam pomóc finansowo, ale możecie liczyć na nasze rady w każdej sprawie.
Chętnie udzielimy wam również rad w kwestii budowy Centrum. Gdybyśmy próbowali pomóc
wam finansowo, moglibyśmy ściągnąć na was ogromne nieszczęścia. Poza tym mogłoby to osłabić
bojowego ducha wielu z was, którzy zaczęliby coraz częściej liczyć na naszą pomoc. Żyjecie w
innym świecie niż my. Musicie na wszystko sami ciężko zapracować. Również Centrum musicie
wznosić o własnych siłach".
Mam nadzieję, że te wyjaśnienia stanowią wystarczającą odpowiedź na pytanie, dlaczego
Plejadanie nie wspierają nas finansowo.
8. Dlaczego nie można całkowicie zlikwidować wojen?
Nieustannie słyszymy pytanie, dlaczego istoty pozaziemskie, zwłaszcza Plejadanie nic nie robią,
aby zapobiegać lub powstrzymywać działania wojenne. Wielu ludzi wciąż nie potrafi zrozumieć,
dlaczego Plejadanie nie kładą kresu wojnom. Aby to wyjaśnić, zacytuję krótki fragment rozmowy
Jszwjsza Ptaaha z Billym.
PTAAH: Działania wojenne są niezbędne i mogą mieć miejsce tylko wtedy, gdy może dojść do
katastrofy o zasięgu galaktycznym lub międzygalaktycznym.
BILLY: Oznacza to więc, że mieszkańcy danego świata mogą go całkowicie zniszczyć, o ile nie
będzie to zagrażało całemu układowi lub galaktyce?
PTAAH: Widzę, że dobrze to rozumiesz. Każda forma życia musi kroczyć własną drogą
ewolucji, nawet jeżeli prowadzi ona do samozagłady.
BILLY: To bardzo brutalne. Przypominam sobie pewne prawo dotyczące przyrody, które mówi,
że to, co prowadzi do zwyrodnienia, będzie zniszczone, aby nie zagrażało normalnemu życiu.
PTAAH: To prawda, widzę, że dobrze znasz to prawo. Jedynie przestrzeganie tego prawa może
zapewnić normalne życie. Utrzymywanie przy życiu zwyrodniałych form jest przejawem fałszywie
pojmowanego humanitaryzmu. Zgodnie z prawem zachowania życia takie formy winny być
eliminowane.
9. Dlaczego nie ujawnia się metody leczenia raka?
Oto, co powiedzieli na ten temat Plejadanie:
"Niezbędną wiedzę w tej sprawie Ziemianie muszą zdobyć sami. Dążąc do niej będą dojrzewać i
rozwijać się. W ten sposób poznają i zrozumieją wiele niezbędnych rzeczy, a także nauczą się
właściwego postępowania. Gdybyśmy przekazali Ziemianom tę wiedzę, z całą pewnością
obróciliby ją przeciwko sobie w zbrodniczych celach, bowiem kryje ona w sobie potężną moc.
Człowiek jeszcze nie dojrzał do jej poznania".
10. Akcje specjalne przeprowadzone dla dobra Ziemian
Jak już wspomniałem w rozdziale III (podrozdział 17 "Kosmiczne zrzeszenia i slużby
porządkowe"), istoty pozaziemskie w szczególnych przypadkach mają prawo użyć siły wobec
innych istot. Zgodnie z prawami i nakazami Kreacji należy respektować wolę każdej formy życia,
nawet gdy kroczy w niewłaściwym kierunku. Dopiero przy przekroczeniu określonej granicy może
nastąpić ingerencja, to znaczy tak zwana logiczna przemoc. Tego rodzaju akcja opisana została w
rozdziale XIV.
10.1. Powstrzymanie groźby zagłady ludzkości
Nie wszystkie ludzkie formy życia usposobione są tak pokojowo, jak na przykład Plejadanie i
ich sprzymierzeńcy. Istnieje wiele niehumanitarnych istot, które w trakcie swojej ewolucji wyzbyły
się wszelkich uczuć. Jeżeli nie uda się im zlikwidować tego zwyrodnienia, pewnego dnia wyginą
wskutek samozagłady. Do tego czasu jednak ich byt stanowi ogromne zagrożenie, przede
wszystkim dla wszystkich tych, którzy są słabsi od nich militarnie. Należy więc mieć się na
baczności przed tymi kreaturami, bowiem niszczą one wszystko, co napotykają na swojej drodze,
nawet całe planety.
Wiem, że brzmi to jak scenariusz kiepskiego filmu science-fiction, jednak jest zgodne z prawdą.
Niewiele brakowało, aby los innych spacyfikowanych planet podzieliła również Ziemia. Tylko
dzięki Plejadanom i ich sprzymierzeńcom udało się temu zapobiec. Otóż pewni mieszkańcy 16
planet poszukiwali właśnie nowej przestrzeni życiowej. Wśród planet, które zwróciły ich uwagę,
była również Ziemia. Jeśli ktoś sądzi, że chcieli oni zamieszkać wśród nas przy takim
przeludnieniu, bardzo się myli. Ich zamierzeniem była w pierwszym rzędzie całkowita eliminacja
ludzkości. Jedynie dzięki interwencji naszych pozaziemskich przyjaciół nie doszło do naszej
totalnej zagłady. Możemy zatem odetchnąć z ulgą i powiedzieć sobie: "Jeszcze raz mieliśmy
szczęście". Sprawa ta po raz kolejny potwierdza fakt, że wszędzie w kosmosie czai się
niebezpieczeństwo, którego nie wolno lekceważyć. Wszystkie ziemskie narody winny czym prędzej
zjednoczyć się, aby móc wspólnymi siłami samodzielnie, bez pomocy innych istot, stawiać opór
tego rodzaju zagrożeniom.
10.2. Powstrzymanie kosmicznej katastrofy
Stosowanie tak zwanej logicznej przemocy jest dopuszczalne również wtedy, gdy potencjalny
konflikt z użyciem broni jądrowej stwarza niebezpieczeństwo nie tylko zagłady planety, na której
może się on toczyć, ale również zniszczenia całego układu planetarnego, co z kolei mogłoby
wywołać dalsze kosmiczne katastrofy.
Pod koniec 1974 roku zaistniało poważne niebezpieczeństwo rozpętania na Ziemi wojny
światowej z użyciem broni jądrowej. Ponieważ Ziemia znajduje się w ważnym punkcie naszej
galaktyki (nie wewnątrz spiralnego ramienia, ale na jego zewnętrznym skraju), jej zniszczenie
wywołałoby reakcję łańcuchową i w konsekwencji potworną katastrofę kosmiczną.
Na szczęście dzięki zastosowaniu odpowiednich i skomplikowanych środków zaradczych udało
się zapobiec temu nieszczęściu. To niezwykle ciężkie zadanie będące najtrudniejszą misją w historii
wszechświata DAL przeprowadzone zostało przez Asket i jej rodaków. (Billy przez 11 lat był z nią
w stałym kontakcie telepatycznym. Co ma ona wspólnego z Plejadanami, wyjaśnione zostało w
rozdziale VI). Ziemianie nie mają jednak o tym najmniejszego pojęcia, ponieważ wszystko to
działo się za kulisami bez ich wiedzy.
Istoty pozaziemskie nie są w zasadzie zobowiązane do udzielania nam pomocy w każdej sytuacji
kryzysowej, a już w ogóle w przypadku lokalnych konfliktów, wojen czy kataklizmów
przyrodniczych. Z tymi problemami, musimy radzić sobie sami, zwłaszcza że sami jesteśmy ich
sprawcami. Wszelkie informacje mówiące, że wokół Ziemi krążą statki gotowe w każdej chwili nas
ewakuować, są wyssaną z palca bzdurą.
Dzięki swoim bliskim związkom z Ziemianami Plejadanie prawdopodobnie nigdy nie
dopuściliby do ich całkowitego wyginięcia, do tego, aby nie przeżył ani jeden człowiek.
11. W jaki sposób każdy z nas może przyczynić się do utrzymania pokoju na
świecie?
Wszelkiego rodzaju działania wojenne, krwawe powstania, terror i porwania stały się już na
Ziemi codziennością. W wielu państwach deptane są prawa człowieka, przeto nic więc dziwnego,
że coraz częściej ludzie marzą o życiu w spokoju i pokoju. Aby to pragnienie mogło się ziścić,
każdy z nas musi wnieść do tego swój wkład.
To chwalebne życzenie może zostać spełnione tylko wtedy, kiedy każdy z nas będzie robił
wszystko, co w jego mocy, aby do tego doszło. Już słyszę głosy sceptyków, twierdzących, że wojny
na Ziemi toczone były od zawsze i że tak też będzie w przyszłości. Jeszcze częściej słychać głosy
mówiące, że nawet przy najlepszych chęciach nie da się w obecnym stanie rzeczy doprowadzić do
ogólnoświatowego pokoju.
Odwołując się wyłącznie do historii naszej cywilizacji można dojść do wniosku, że ludzkość nie
może się obejść bez wojen. Nie jest to jednak prawdą. To tylko kwestia czasu. Ten stan trwać będzie
dopóty, dopóki ludzie się nie zjednoczą i nie zaczną żyć zgodnie z prawami i nakazami Kreacji. Tak
więc nas los zależy wyłącznie od nas samych, od każdego z nas z osobna.
Billy wyjaśnił to następująco:
"Pokój zaczyna się w każdym z nas. Człowiek nigdy nie osiągnie pokoju na świecie, dopóki we
własnym domu i okolicy będzie toczył boje. Najpierw musi osiągnąć pokój w sobie, potem w
stosunkach ze swoją rodziną, bliskimi, przyjaciółmi i sąsiadami. Pokój ogólnoświatowy musi
wychodzić z dołu i stopniowo się rozszerzać. W ten sposób z czasem ogarnie cały świat bez
względu na ogólnoświatową sytuację".
Lecz o zgrozo, nadal jak grzyby po deszczu wyrastają politycy i przywódcy, którzy
wykorzystując propagandę wzniecają zamęt wśród narodów.
Już w roku 1984 Plejadanie wskazali nam drogę, którą powinien kroczyć każdy rozumny
człowiek kierujący się w życiu dobrą wolą. Jest nią medytacja nad światowym pokojem, której
zasady przekazali nam Plejadanie i którą praktykujemy w FIGU. Aby zrozumieć jej sens
celowość, należy sięgnąć nieco wstecz. Na początku chciałbym przedstawić pewną sytuację sprzed
kilku lat. W 52 numerze na stronie 8 magazynu Stimme der Wassermannzeit napisałem, co
następuje:
"W roku 1984 Billy otrzymał od Quetzala przygnębiającą wiadomość mówiącą, że możemy
porzucić wszelkie nadzieje na powstrzymanie wybuchu III wojny światowej. Wiele innych
przepowiedni pochodzących z różnych źródeł już od dawna zapowiadało to nieszczęście. Jedną z
nich mówiącą o totalnej katastrofie Billy otrzymał w roku 1981 z poziomu Petale. Według niej w
następstwie działań wojennych, kataklizmów przyrodniczych, epidemii i głodu mają zginąć 2/3
ludności Ziemi, przy czym w Europie Środkowej w ogóle nie będzie żadnej szansy na przeżycie.
W przeciwieństwie do dotychczasowych przepowiedni, w których daty ważnych zdarzeń są w
różny sposób szyfrowane, Billy podał precyzyjne dane. Według niego III wojna światowa miała
wybuchnąć 25 kwietnia 1998 roku. W swoich wyliczeniach nie wziął on jednak pod uwagę
pewnego czynnika czasowego, po uwzględnieniu którego według Quetzala to tragiczne zdarzenie
ma nastąpić nieco wcześniej. Tak wygląda ta mroczna prognoza z roku 1984".
Na polecenie Plejadan jeszcze w tym samym roku całe FIGU rozpoczęło usilne medytacje
pokojowe, aby zapobiec tej katastrofie lub przynajmniej opóźnić ją o kilka lat.
Biorąc pod uwagę te przepowiednie wiele osób wyrażało następującą opinię: "I cóż takiego się
stanie? I tak wcześniej czy później będę musiał umrzeć. Jeżeli nastąpi to wcześniej, to przynajmniej
nic więcej nie będzie mi groziło. Godni współczucia będą tylko ci, którzy przeżyją, ponieważ po
wojnie będą żyli w strasznych warunkach i wszystko będą musieli zaczynać od początku".
Moja odpowiedzieć na to brzmi następująco: Kto sądzi, że wraz ze śmiercią spowodowaną
działaniami wojennymi wszystko się kończy, jest w wielkim błędzie. Jest wręcz odwrotnie. Jeśli
człowiek ginie w tragicznych okolicznościach, na przykład podczas wojny, i traci w ten sposób
część przypisanego mu życia, to zgodnie z prawem inkarnacji musi ten okres życia nadrobić rodząc
się ponownie. Narodziny te powinny nastąpić bardzo szybko, najlepiej jeszcze przed zakończeniem
wojny lub tuż po jej zakończeniu.
Gdy zadamy sobie pytanie, co dała nasza prowadzona od roku 1984 medytacja nad pokojem,
odpowiedź może być tylko jedna
niezwykłe rezultaty. To, co wydarzyło się w Europie
Wschodniej dzięki inicjatywie Michaiła Gorbaczowa, jeszcze do niedawna uważalibyśmy za
absolutnie niemożliwe. Sukces ten nie jest jedynie zasługą naszej grupy i około 3400 naszych
pomocników rozsianych po całej planecie, ale przede wszystkim naszych pozaziemskich przyjaciół,
bez których pomocy nasze zamierzenie nie miałoby żadnych szans powodzenia. Naszą pokojową
akcję nieustannie wspierało z ich strony 511 milionów Plejadan, to znaczy Erran, oraz około 3
miliardy ich sprzymierzeńców, za co im wszystkim w tym miejscu gorąco dziękuję.
Słowa podziękowania oraz uznania należą się również wszystkim tym Ziemianom, którzy
zaangażowali się w sprawę pokoju na świecie i czynią to nadal.
Niestety nie mogę w tym miejscu pominąć pewnej sprawy, o której niektóre osoby kierujące się
niewątpliwie szlachetnymi pobudkami z pewnością wolałyby nie słyszeć. Chodzi mi tu o
organizowane dużym nakładem sił i środków tak zwane pokojowe demonstracje czy też fałszywe
medytacje. Mimo iż działania tych ludzi wynikają ze słusznych pobudek, to jednak zdaniem
Plejadan są całkowicie chybione i pozbawione sensu, ponieważ ani o krok nie zbliżają nas do tego,
do czego dążymy.
Być może zabrzmi to buńczucznie i nieprawdopodobnie, ale tylko nasza akcja jest jedynym
sposobem zachowania pokoju. Wynika to z faktu, że pozytywne myśli wywołują odpowiednie
działania, lecz jak długo dotyczą one jedynie pokoju na Ziemi, ich skutek jest niewielki. Ma to
związek z akcją podjętą przez Liran mieszkających w dawnych czasach na Ziemi. Przedsięwzięcie
to mające na celu utrzymanie pokoju na świecie polegało na wprowadzeniu pewnego hasła do
banku pamięci ziemskiej atmosfery. To hasło to rodzaj "zdania-impulsu" pochodzącego z języka
starolirańskiego. Brzmi ono następująco: "Salonie gam nań ben Urda gen njber asala Hesporona"
("Pokój niech będzie na Ziemi i wśród wszystkich istot").
Jeżeli owo zdanie zostanie właściwie wypowiedziane, wówczas wytwarzane przez nie wibracje
trafiają do tak zwanych banków pamięci, skąd rozchodzą się po całym świecie w formie
pokojowych impulsów myślowych docierających do wszystkich ludzi, którzy odbierają je
podświadomie w wcielają w czyn.
Ten sposób przekazywania owych myślowych wibracji praktykowany przez naszych
pozaziemskich przyjaciół jest uciążliwy i oczywiście wymaga dużo czasu, lecz nie stoi mu na
przeszkodzie istotny czynnik hamujący, jakim jest odległość.
Pragnę przy tym wyraźnie podkreślić, że ten sposób wspierania i szerzenia pokoju na świecie
dotyczy wyłącznie tego starolirańskiego hasła. Zdaniem Ptaaha wszelkie inne sposoby zmierzające
do tego celu z braku niezbędnej wiedzy są niecelowe.
Niczym bumerang powraca pytanie, czy przepowiednie mówiące o III wojnie światowej są
nadal aktualne. W przeciwieństwie do przyszłościowych prognoz, których prawdopodobieństwo
spełnienia się jest niemal pewne, przepowiednie należy zasadniczo traktować jako ostrzeżenie, jako
groźbę, która nie musi się spełnić, o ile w odpowiednim czasie podjęte zostaną właściwe działania
zapobiegające. Jeśli chodzi o III wojnę światową, to groźba jej wybuchu jest nadal aktualna.
Mimo iż w sprawie zachowania pokoju osiągnięto bez wątpienia wspaniałe sukcesy, groźba tej
wojny nie została zlikwidowana, a jedynie zahamowana. Z całą pewnością nie oszczędzą nas różne
kataklizmy, takie jak trzęsienia ziemi, potopy, susze, głód, epidemie nieuleczalnych chorób, kryzys
gospodarczy, a także lokalne wojny.
Zdaniem Ptaaha również ruchy wyzwoleńcze w krajach Europy Wschodniej będą miały swój
negatywny oddźwięk i mogą doprowadzić do zniszczenia wszystkiego, co zostało dotąd osiągnięte.
Z dużą dozą prawdopodobieństwa dotknie to te regiony, w których ludność nie dorosła jeszcze do
wolności i w swojej głupocie sięgać będzie po broń. Dlatego też w końcu rządom nie pozostanie nic
innego, jak sięgnąć po niepopularne środki zaradcze. Wszystko to doprowadzi do krwawych starć,
te zaś wywołają reakcję łańcuchową, której następstwem może być wybuch wojny. Zatem jak już
wspomniałem, groźba III wojny światowej niestety wciąż wisi nad nami.
Jeżeli do głosu dojdą siły pokojowe, wówczas szansa uniknięcia wojny światowej stanie się
rzeczywistością, bowiem jak pouczają nas Plejadanie: "Jedynym właściwym i skutecznym
sposobem zachowania trwałego pokoju na świecie jest i będzie medytacja nad nim".
I to w takiej formie, w jakiej prowadzimy ją już od pewnego czasu w FIGU w oparciu o
wskazówki Plejadan. Każdy, komu sprawa zachowania pokoju na świecie leży na sercu, powinien
już dzisiaj przyłączyć się do naszych medytacji, bowiem są one naszą ostatnią szansą.
Przypisy
1. FIGU to skrót od Freie Interessengemeinschaft fur Grenz-und Geisteswissenschaften und
Ufologiestudien oznaczającego Niezależne Stowarzyszenie do spraw Nauk Pogranicza, Wiedzy
Duchowej oraz Studiów Ufologicznych, które w roku 1977 założył łącznik Szwajcar Eduard
Albert Meier. Skupia ono poszukiwaczy i badaczy działających w imię prawdy i duchowego
rozwoju. Jego siedziba mieści się w Semjase-Silver-Star-Center w Hinterschmidrti w dolinie
Tóss w gminie Turbenthal w kantonie Zurych.
2. Oryginalny tytuł książki brzmi ...und się fliegen doch. Ze względów komercyjnych Agencja
NOLPRESS zmieniła go jednak na "UFO z Plejad"
przyp. Red.)
3. Jak podają niektóre źródła astronomiczne Taygeta położona jest w odległości 390 lat
świetlnych od Ziemi.
przyp. red.
4. Punkt równonocy wiosennej to jeden z dwóch punktów przecięcia się ekliptyki z równikiem
nieba, który Słońce przekracza 21 marca; równik nieba dzieli nieboskłon na sferę północną i
południową i może być traktowany jako przedłużenie równika ziemskiego leżącego na tej samej
płaszczyźnie.
5. Realwizje to iluzje, których celem jest przekazanie innym osobom określonych wrażeń lub
przeżyć. Zwykle trwają one tyle samo czasu, ile trwałoby prawdziwe zdarzenie, przez co są
bardzo trudne do odróżnienia od rzeczywistości.
6. Półzjawa to forma bytu będąca stopniem pośrednim, który człowiek osiąga podczas swojego
rozwoju duchowego. Ciało półzjawy tylko częściowo składa się ze stałych elementów i wygląda
jak mglisty, półprzeźroczysty twór.
7. Androidy są półorganicznymi, półmechanicznymi tworami wykreowanymi przez żywe istoty
na swoje podobieństwo. Posiadając organiczny mózg są one w stanie samodzielnie myśleć i
podejmować decyzje w ramach dopuszczalnych przez oprogramowanie. Są jednak maszynami,
które można w dowolnej chwili wyłączyć tak jak roboty. Można unieruchamiać je w całości lub
wyłączać tylko niektóre ich funkcje. Odłączenie dopływu energii do sztucznego mózgu
powoduje blokadę całego organizmu. Ze względów bezpieczeństwa androidy są w stanie
wyłączać się samoczynnie w przypadku wystąpienia różnego rodzaju przeciążeń
na przykład
procesów myślowych. Androidy nadzorują działanie robotów często wspomagając je w
wykonywaniu różnych prac, wykonują także typowo ludzkie czynności).
8. Jest to oczywiście określenie umowne, ponieważ Plejadanie używają innych jednostek miary.
9. To nawiązanie do Morza Północnego dotyczy awarii wieży wiertniczej, podczas której zginęło
wielu ludzi i doszło do poważnej katastrofy ekologicznej, którą Semjase zapewne poleciała
obejrzeć.
10. Chodzi tu o trzy osoby widniejące na pewnym zdjęciu w miejscu, w którym w
rzeczywistości nie stały. Zdjęcie to jest jednak bardzo niewyraźne, a te osoby prawie
nierozpoznawalne.
11. Jednostka astronomiczna (AU, od ang. astronomical unit; j.a.) średnia odległość Ziemi od
Słońca, przyjęta jako 149.600.000 km (499 sekund świetlnych). Ścisłe określenie jednostki
astronomicznej jako długości wielkiej półosi orbity Ziemi wokół Słońca daje wartość
149.597.890 km.
Spis zdjęć
(w nawiasie data, nazwisko fotografa i miejsce)
1. Zdjęcie Centrum Semjase-Silver-Star wykonane od wschodu. Freddy Kropf wykonał je z sosny rosnącej na skraju
lasu przy łące Sirrwies. (7 V 1989)
2. Proces "spalania" statycznych ładunków elektrycznych przeprowadzony przez Quetzala na parkingu Centrum. W
środku ich pierścienia stoi Billy. (8 IX 1981, Semjase-Silver-Star-Center)
3. Świadkowie opisanych w książce zdarzeń. Stoją
z tyłu od lewej: Bernadette Brand, Engelbert Wachter, Freddy
Kropf, Brunhilde Koye, Madeleine Brugger, Silvano Lehmann, Methusalem Meier, Atlantis Meier, Billy; z przodu
od lewej: Guido Moosburgger, Elisabeth Gruber, Christina Gasser, Edith Beldi, Jacobus Bertschinger, Eva Bieri,
Atlant Bieri, Kalliope Meier, Gilgamesha Meier. (6 I 1991, Bernadette Brand, Semjase-Silver-Star- Center)
4. Asket (z lewej) i Nera. (26 VI 1975, Billy, wnętrze statku Asket we wszechświecie DAL)
5. Asket. (26 VI 1975, Billy, wnętrze statku Asket we wszechświecie DAL)
6. Lot demonstracyjny najnowszego statku promiennego Semjase z 1976 roku. Ten typ statków umożliwia podróże
w czasie oraz przenikanie do innych wymiarów. (29 III 1976, Hasenbol-Langenberg, Fischenthal)
7. Semjase
rysunek wykonany przez E. Eichenbergera według wskazówek Billy'ego. (5 V 1982, E. Eichenberger,
Semjase-Silver-Star-Center)
8. Start i odlot statku Semjase po pierwszym kontakcie. (28 I 1975, Billy, Rezerwat Przyrody Frecht)
9. Statek załogowy w towarzystwie jednoosobowego zdalnie sterowanego pojazdu zwiadowczego podczas lotu
demonstracyjnego o zachodzie słońca. (3 III 1975, Billy, Ober-Zelg, Bettswil)
10. Dwa statki promienne sfotografowane z okna trzeciego (Semjase) podczas lotu na dużej wysokości. (25 VI
1975, Billy, Berg-Rumlikon)
11. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 6. (29 III 1976, Billy, Hasenbol-Langenberg, Fischenthal)
12. Statek promienny Semjase podczas lotu demonstracyjnego. (27 II 1975, Billy, Fuchsbuel-Hofhalden)
13. Widok dolnej części statku Semjase podczas lotu demonstracyjnego. (27 II 1975, Billy, Jakobsberg-Allenberg,
Bettswil)
14. Statek promienny Semjase w czasie manewru zbliżenia do drugiego statku (w chwilę potem nastąpiło
uszkodzenie aparatu fotograficznego). (27 II 1975, Billy, Jakobsberg-Allenberg, Bettswil)
15. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 6. (29 III 1976, Billy, Hasenbol-Langenbeg, Fischenthal)
16. Lot demonstracyjny statku Semjase wokół mierzącej 14-16 metrów wysokości jodły (jakiś czas potem została
ona poddana eliminacji). (9 VII 1975, Billy, Fuchsbuel-Hofhalden, Oberbalm, Wetzikon)
17. Lot demonstracyjny nowego statku Semjase. (8 III 1976, Billy, Bachtelhornli- Unterbachtel)
18. Statek Semjase podczas próby przechwycenia go przez myśliwiec (Mirage) Szwajcarskich Sił Powietrznych. (14
IV 1976, Billy, Schmarbel-Maiwinkel)
19. Lot demonstracyjny nowego statku Semjase w towarzystwie dwóch statków zwiadowczych nowego typu. (8 III
1976, Billy, Bachtelhornli-Unterbachtel)
20. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 19. (8 III 1976, Billy, Bachtelhornli-Unterbachtel)
21. Zdjęcie nowego typu statku wykonane za pomocą teleobiektywu z pokładu drugiego unoszącego się na
wysokości 40 metrów. (3 IV 1981, Billy, Auenberg-Egg)
22. Najnowszy statek Semjase podczas lotu demonstracyjnego. (26 III 1977, Billy, Sdekler, Durstelen)
23. Najnowszy statek Semjase nad parkingiem Centrum. (22 X 1980, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
24. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 21. (4 IV 1981, Billy, Auenberg-Egg)
25. Siedmiometrowy statek obok drogi prowadzącej do Rotenthurmu unoszący się za samochodem (Mercedes); w
górze pośrodku światło żurawia budowlanego. (2 VIII 1981, Billy, Altmatt, SZ)
26. Siedmiometrowy statek unoszący się bezpośrednio przed samochodem przy głównej drodze do Rotenthurmu (z
lewej strony u góry niewielki fragment drugiego czternastometrowego statku). (2 VIII 1981, Billy, Altmatt, SZ)
27. Czternastometrowy statek unoszący się za drzewem przy drodze prowadzącej do Rotenthurmu. Z lewej strony
widać smugę światła będącą śladem manewru urządzenia telemetrycznego. (2 VIII 1981, Billy, Altmatt, SZ)
28. Statek promienny nad parkingiem Centrum. (5 VIII 1981, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
29. Statek energetyczny karłowatych humanoidów z Mgławicy Andromedy (poddane działaniu promieniowania
tego statku samochody spalały około 5 litrów benzyny na 100 kilometrów więcej). (22 VI 1979, Billy, Semjase-
Silver-Star-Center)
30. Statek energetyczny karłowatych humanoidów z Mgławicy Andromedy unoszący się w pobliżu drzew "lasu
Menary" położonego na zachód od Centrum. W oddali nieco wyżej drugi statek tego typu. (22 VI 1979, Billy,
Semjase-Silver-Star-Center)
31. Dwa statki energetyczne karłowatych humanoidów z Mgławicy Andromedy nad parkingiem Centrum. (22 VI
1979, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
32. Statek energetyczny karłowatych humanoidów z Mgławicy Andromedy bezpośrednio nad parkingiem Centrum.
(22 VI 1979, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
33. Konrad Schutzbach i Billy podczas filmowania i mierzenia śladów lądowania statków Rali i Menary. (29
VI1976, Hans Schutzbach, Ambitzgi, Wetzikon)
34. Ślad lądowania statku Rali. (29 IX 1976, Hans Schutzbach, Ambitzgi, Wetzikon)
35. Ślad po lądowaniu statku Menary na parkingu Centrum 21 lutego 1978 roku o godzinie 3.41 (grubość lodu 10
cm). (21 II 1978, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
36. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 35. (27 II 1978, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
37. Ślad po lądowaniu statku Menary podczas odwiedzin 23 listopada 1977 roku o godzinie 9.05, w czasie gdy żona
Billy'ego wyszła z domu na 10 minut, aby zaprowadzić dzieci do szkoły (grubość pokrywy lodowej 12 cm). (23 XI
1977, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
38. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 37. (23 XI 1977, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
39. Ślady lądowania statku Quetzala. U góry zdjęcia od lewej: Methusalem Meier i Kalliope Meier. (26 VI 1976,
Guido Moosbrugger, Chrutzlerboden, Oberchrutzleń)
40. Ślady lądowania (podpór) statku Quetzala w dniu 23 czerwca 1976 roku o godzinie 20.54. (26 VI 1976, Guido
Moosbrugger, Chrutzlerboden, Oberchrutzleń)
41. Ślad lądowania na terenie Centrum pozostawiony przez statek Semjase, którym 23 kwietnia 1977 roku o
godzinie 19.34 przyleciała Menara (miejsce to od tego czasu nazywa się "lądowiskiem Menary"). (24 IV 1977,
Hans Schutzbach, Semjase-Silver-Star-Center)
42. Ślad po lądowaniu statku Quetzala. (29 VI 1976, Hans Schutzbach, Pfaffenholz-Hinwil)
43. Ślady po lądowaniu statku Quetzala i Semjase. (28 VI 1976, Hans Schutzbach, Pfaffenholz-Hinwil)
44. Billy podczas obserwacji śladów lądowania. (75 VI 1980, Bertschinger sen., Semjase-Silver-Star-Center)
45. Ślady lądowania statku Semjase po 135 kontakcie, który miał miejsce w nocy z 14 na 15 czerwca 1980 roku o
godzinie 0.55. (75 VI 1980, Billy, Semjase-Silver-Star- Center)
46. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 45. (75 VI 1980, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
47. Ślady stóp Billy'ego prowadzące z pola na drogę. Są rezultatem wysadzenia go przez Semjase w nocy 6 stycznia
1977 roku po spotkaniu w miejscu, w którym się zaczynają. (7 I 1977, Billy, Winkelriet-Wetzikon)
48. Wygląd z bliska śladów przedstawionych na zdjęciu nr 47. (7 I 1977, Billy, Winkelriet-Wetzikoń)
49. Ślad stopy niewidocznej gołym okiem karłowatej istoty pozaziemskiej pozostawiony w piwnicy. W prawej
dolnej części zdjęcia widać rozmazany fragment sylwetki tej istoty przedstawiający hełm i jej ramie. (13 II 1977,
Bemadette Brand, Semjase-Silver-Star-Center)
50. Odlew odcisku stopy przedstawionego na zdjęciu nr 49. (18 II 1977, Bertschinger sr, Semjase-Silver-Star-
Center)
51. Alena z pistoletem laserowym Menary przed biurem Billy'ego. (6 VII 1977, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
52. Alena z pistoletem laserowym w gabinecie Billy'ego. (6 VII 1977, Billy, Semjase-Silver-Star-Center)
53. Billy na podwórzu przed domem z pistoletem laserowym Menary. (6 VII 1977, Menara, Semjase-Silver-Star-
Center)
54. Otwór w drzewie Semjase powstały po strzale z pistoletu laserowego. (6 VII 1977, Billy, Semjase-Silver-Star-
Center)
55. Jodła zlikwidowana przez Semjase z rosnącym obok niej bukiem. (VII 1976, Billy, Langriemenholz-Hinwil)
56. To samo miejsce, co na zdjęciu nr 55 po zlikwidowaniu trzyipółmetrowej jodły. (VII 1976, Billy,
Langriemenholz-Hinwil)
57. Nocny lot demonstracyjny statku Semjase. (13 VI 1977, Billy, Chalberweid-Ettenhausen)
58. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 57. (13 VI 1977, Billy, Chalberweid-Ettenhauseri)
59. Przelot urządzenia telemetrycznego Plejadan poniżej Wenus (zdjęcie wykonane zostało tuż przed nocną
demonstracją statku Semjase w dniu 27 czerwca 1976 roku). (27 VI 1976, Guido Moosbrugger, Winkelriet-
Wetzikon)
60. Siedmiometrowy statek promienny Semjase w czasie nocnej demonstracji. (13 VI 1976, Guido Moosbrugger,
Winkelriet-Wetzikon)
61. Statek promienny Semjase podczas nocnej demonstracji (na oryginalnym zdjęciu widoczny jako cień wewnątrz
obłoku światła). (13 VI 1976, Guido Moosbrugger, Winkelriet-Wetzikon)
62. "Świetlisty deszcz" (zakończenie nocnej demonstracji). (13 VI 1976, Guido Moosbrugger, Winkelriet-Wetzikon)
63. Statek promienny Semjase nad drogą Wihaldenstrae położoną w północnej części Hinwil. Statek jest w połowie
przezroczysty. (20 V 1975, Billy, Wihaldenstrafle 10, Hinwil)
64. Demonstracyjny lot statku Semjase. Obecność nie pożądanych osób sprawiła, że Semjase straciła kontrolę nad
swoim zachowaniem i pozwoliła na fotografowanie, potem jednak usiłowała zniszczyć negatyw, co się jej
częściowo udało. U dołu stoją: Hans Jakob i jego dwie córki, p. Liniger, p. Leuenberger, Jacobus Bertschinger oraz
dwoje dzieci Billy'ego. (20 IV 1975, Jakobsberg-Allenberg, Bettswil)
65. Lądowanie statku promiennego 27 lutego 1975 roku w Jakobsberg-Allenbergu, Bettswil.
66. Lot demonstracyjny statku Semjase wokół mierzącej 14-16 metrów limby, która została potem poddana przez
Semjase całkowitej eliminacji. (9 VII 1975, Billy, Fuchsbuel-Hofhalden, Oberbalm, Wetzikon
pochodzi ze zbioru
zdjęć przedstawionych w tzw. Dokumentacji V)
67. Zdjęcie górne: widok z boku modelu statku Semjase obróconego o 180 stopni. Zdjęcie dolne: nadpalone zdjęcie
modelu statku Semjase. (Ze zbioru zdjęć przedstawionych w tzw. Dokumentacji V)
68. Mgławica w gwiazdozbiorze Lutni (M57) (Ze zbioru zdjęć przedstawionych w tzw. Dokumentacji V
dowód
G)
69. Mgławica w gwiazdozbiorze Lutni (M 57). (1975, Billy)
70. Tak zwana kosmiczna kolonia. (Ze zbioru zdjęć przedstawionych w tzw. Dokumentacji V)
71. Tunel (bariera) prowadzący do wszechświata DAL. (7975, Billy)
72. Manewr połączenia amerykańskiego statku kosmicznego Apollo-18 z rosyjskim Sojuzem-19 w dniu 17 lipca
1975 roku. (Ze zbioru zdjęć przedstawionych w tzw. Dokumentacji V)
73. Zbliżenie manewru przedstawionego na zdjęciu nr 72. (Billy)
74. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 73. (Billy)
75. Trzeci atak na Billy'ego. Przestrzelona kurtka Billy'ego i jego pistolet. (Święto Wniebowstąpienia 1976, Hans
Schutzbach, Sddelegg)
76. Objaśnienie jak do zdjęcia nr 75. Przestrzelony notes Billy'ego i metalowa płytka używana przezeń jako
kamizelka kuloodporna. (Święto Wniebowstąpienia 1976, Hans Schutzbach, Sddelegg)
77. 24 kwietnia 1990 roku grupa zwolenników Ashtara Sherana dokonała zamachu na Billy'ego przy pomocy
sztucznego pioruna w ramach zemsty za zlikwidowanie ich przywódcy we wszechświecie DAL. Piorun trafił
Billy'ego w palec, a następnie w leżący obok kamień i eksplodował (patrz rozdział XIV). Ułamek sekundy później
ten sam piorun trafił w stojącą obok brzozę. Na zdjęciu Billy wskazuje kamień, w który trafił piorun. (24 IV 1990,
Freddy Kropf, Semjase-Silver-Star-Center)
78. Fragment pnia brzozy, w którą trafił piorun. (23 VII 1990, Freddy Kropf, Semjase-Silver-Star-Center)
Zdjęcia zaczerpnięte z tzw. Dokumentacji V pochodzą od Eduarda "Billy" Meiera i sprzedawane
są w USA przez Colmana S. von Keviczky bez jego zgody.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
UFO Z PlejadKelis Mr UFO ManGuido Görres CUDOWNE NAWRÓCENIE IZRAELITY ALFONSA RATISBONNEUFO Unclassified Documents (EN) Moon Dust ReportingUFO przyleciało z ZiemiUFO1 07 2 PLEJADA SŁODKICH POMYSŁÓWUFO Unclassfied Documents (EN) AFL 200 5hostfont template ufohostfont template ufoufo w biblipowody ukrywania prawdy o ufowięcej podobnych podstron