Zdzisław Skrok - GRZYBOWY LOT
Zdzisław Skrok
GRZYBOWY LOT
Szamani znajdowali sprzymierzeńców w
świecie roślin, szczególnie tych o działaniu halucynogennym. Aż dziewięćdziesiąt
procent znanych nam historycznych społeczeństw w kontaktach z sacrum posługiwało
się bowiem różnorodnymi substancjami wywołującymi stany transowe, zauważył
to także Mircea Eliade. Niektóre prowadziły ich do odrębnej rzeczywistości
równie dobrze jak jaguary i wilki. Największe pod tym względem możliwości
mieli mieszkańcy terenów równikowych i podzwrotnikowych, gdzie roślinność
jest najbujniejsza i różnorodna, a rośliny halucynogenne występują szczególnie
obficie. Amazońscy szamani znają kilkadziesiąt preparatów poszerzających
percepcję świata i wprowadzających odmienne stany świadomości. Dzięki
Carlosowi Castanedzie znamy najważniejszych sprzymierzeńców Indian
Mezoameryki. Jest to czarcie ziele, czyli bieluń (Datura inoxia) halucynogenny
grzybek zwany "dymkiem" (Psilocibe mexicana) oraz najważniejszy
z nich Mescalito zwany Opiekunem, mieszkający w pąkach pejotlu (Lophophora
williamsii).
W północnej części Euroazji, w strefach
klimatu umiarkowanego i subarktycznego, najważniejszą rośliną halucynogenną
wykorzystywaną przez szamanów był muchomor czerwony (Amanita muscaria), najczęściej
przybierający postać dobrze znanego z naszych brzozowo-sosnowych lasów grzyba
o czerwonym, biało nakrapianym kapeluszu. Grzyb ten był rośliną kultową zarówno
archaicznych ludów Syberii, jak i ludów
mongolskich, uralskich i indoeuropejskich. Ariowie - indoeuropejscy zdobywcy
Indii, twórcy sławiących ich czyny eposów Rygweda i Mahabharata, czcili
somę, napój bogów, jako bóstwo Soma: "Piliśmy somę, staliśmy się nieśmiertelni.
Dotarliśmy do światła, znaleźliśmy bogów. Cóż może nam teraz uczynić
wrogość i złość śmiertelnego (...). Przewyższyłem Niebo swym ogromem i
wielką Ziemię, wielki wyrosłem, równy chmurom, czyż bowiem nie napiłem się
somy?".
A soma między innymi według Richarda G. Wassona
(Soma. Divine Mushroom of Immortality, New York 1968) to nic innego jak
napój będący wywarem z czerwonych muchomorów, które wyrosły w miejscu,
gdzie bóg Indra uderzył w ziemię piorunem. Indoirańczycy napój ten nazywali
haomą i sławili go w hymnach: "Czcimy wspaniałego, złocistego Haomę,
czcimy jaśniejącego Haomę, powodującego kwitnienie życia, czcimy Haomę, od
którego ucieka Śmierć". Podobnie skandynawski Odyn uderzał swą włócznią,
gdzie wyrastały muchomory, z których berserkowie-wilkołacy wytwarzali "złoty
napój" wprawiający ich w bitewny szał, znieczulający na ból i zmęczenie.
Najwięcej wiadomości o sposobach zażywania
halucynogennych grzybów i sposobach ich oddziaływania na ludzką świadomość
pochodzi z terenów Syberii, gdzie jeszcze do czasów bolszewickiej rewolucji, a
nawet jeszcze dłużej, szamańskie obrzędy były żywe i praktykowane. Jednym
z pierwszych, który je opisał, był Józef Kopeć, brygadier wojsk polskich,
uczestnik insurekcji kościuszkowskiej, za udział w której został przez
Katarzynę II zesłany na Kamczatkę. W Dzienniku przedstawił własną
chorobę i jej uleczenie przez szamana Kamczadałów. "Ledwom co wziął i połknął
cudownego grzyba, natychmiast mnie sen ogarnął. Marzenia senne następowały
jedne po drugich, znalazłem się pośród najgustowniejszych ogrodów, gdzie
przyjemność i piękność same zdawały się panować. (...) Gdzie grona najpiękniejszych
kobiet w białe przyodziane suknie przechadzając się, zdawały się zajmować
gościnnością tego ziemskiego raju. Rade jakby z mego przybycia, ofiarowały
mnie rozmaite owoce, jagody i kwiaty. Trwała ta rozkosz przez cały mój sen,
który był ponad mój zwyczajny spoczynek kilka godzin dłuższy". Po
przebudzeniu Kopeć zjadł kolejną porcję muchomorów, wyspowiadał się i
ponownie zasnął na całą dobę. Obudził się zdrowy i zanotował: "Nie moją
jest rzeczą dowodzić użyteczności i wpływu na zdrowie ludzkie własności
tak zwanego w Kamczatce cudownego grzyba. Mogę jednak twierdzić, iż użyteczność
jego we względzie lekarskim, gdyby była
znaną od oświeceńszych narodów, zyskałaby mu miejsce między tylu już
znanymi ratowniczymi działaczami natury w rzeczy zaradzania w chorobach
ludzkich". Józef Gerard-Wyżycki w Zielniku ekonomiczno-technicznym wydanym
w Wilnie w 1845 roku bardziej już uczenie starał się opisać użycie muchomorów
przez ludy Syberii: "Upojenie, pomieszanie zmysłów, zapamiętała śmiałość,
wściekły gniew, drżenie członków, zwyczajnem są następstwem zażycia
muchomora. Kamczadale robią z niego z dodatkiem wierzbówki wąskolistnej (Epilobium
augustifolium) napój mocny, którego użycie sprawia im przyjemne fantazje
i marzenia. W zachwyceniu tym miewają widzenia duchów, śpiewają i
przepowiadają w sposób uroczysty duchem prorockim; niekiedy zda się im, że
się przemieniają w olbrzymów, tu następuje zapamiętała wściekłość, hałasują
i szaleją aż burzliwą tę scenę, po gwałtownem natężeniu nerwów, głęboki
sen zakończy".
Ludy syberyjskie muchomora czerwonego nazywały
"grzybem szamańskim" i zażywały go według ściśle przestrzeganych
reguł. Najpierw zjadano dwanaście do piętnastu owocników (kapeluszy) i układano
się spać. Ekstatyczny trans następował gwałtownie, szaman budził się, ogłaszał
wizję, opowiadał, co widział w krainie duchów, i znów zapadał w sen na
wiele godzin. Po przebudzeniu wypijał garnek własnego moczu lub mocz osoby, która
jak on jadła muchomory. Substancje psychoaktywne (bufotenina, psylocybina) w
moczu występują w większym stężeniu niż w grzybach, dlatego na tym etapie
szaman miał wizję na jawie, w której pojawiali się "muchomorowi
ludzie", olśniewająco barwne ludzkie postaci mające kształt grzyba.
Najstarsze przedstawienia tego rodzaju wizji znaleziono w świętym miejscu
Czukczów, na uroczysku zwanym Piegtymielska Skała. Przedstawione tam malowidła
i ryty pochodzą sprzed pięciu tysiącleci i są najstarszymi zabytkami
szamanizmu na Syberii. Z terenu Skandynawii znane są wykonane z brązu i
datowane na epokę brązu (ok. 1800-700 p.n.e.) brzytwy ozdobione wyobrażeniami
grzybów. Kamienne rzeźby grzybów znane są też z neolitycznej kultury Vinca,
z terenu Bałkanów, zaś tak zwane flasze z kryzą, niewielkie naczyńka z
silnie wyodrębnionym wylewem znajdowane w grobach neolitycznej ludności
kultury pucharów lejkowatych (również na naszych ziemiach), uznawane są za
pojemniki na substancje narkotyczne, które pomóc miały zmarłemu w jego podróży
w zaświaty. Grzyby psychotropowe miały duże znaczenie w kulturach Sumerów,
Chaldejczyków i Asyryjczyków. Jak twierdził Jean
Allegro w wydanej w 1871 roku pracy Kult świętych grzybów, właśnie
Mezopotamia była ośrodkiem misteriów grzybowych, skąd kult ten rozszerzył
się na cały świat aż po Syberię i Amerykę.
Picie moczu ludzi, którzy zażywali muchomory,
praktykowane było powszechnie, zauważył to już w 1774 roku Georg Steller,
niemiecki podróżnik, który wśród syberyjskich Koriaków spędził kilka
lat: "Ci, którzy nie mogli pozwolić sobie na ten stosunkowo drogi specyfik,
pili mocz tych, którzy go jedli, po czym zachowywali się tak samo jak odurzeni
grzybem, o ile nie byli bardziej odurzeni. Mocz wydaje się mieć większą moc
od samych grzybów i działa nawet na czwartą lub piątą w kolejności osobę".
Zarówno na Syberii, jak i w Europie wywar z
muchomorów mieszano z sokiem dzikiego rozmarynu (Ledum paluste) i
uzyskiwano wtedy prawdziwie piekielną miksturę. Rozmaryn bowiem zawiera olejki
eteryczne dające silne efekty upojenia, a w dużych dawkach wywołuje wściekłe
napady szału. Takie zapewne specyfiki spożywali też skandynawscy berserkowie
i ich pobratymcy - słowiańscy "charakternicy". Muchomory wyzwalały w
nich zwierzęce wizje, przekonanie, że są krwiożerczymi wilkami, zaś
rozmaryn wzbudzał bojową wściekłość.
Wprowadzenie chrześcijaństwa położyło kres
dawnym plemiennym wyznaniom i obyczajom, a jego misjonarze i pierwsi krzewiciele
ze szczególnym zapałem zwalczali praktyki szamańskie. W tym również zażywanie
substancji halucynogennych w celu poszerzenia doznań poznawczych. Wśród
wczesnośredniowiecznych ludów barbarzyńskiej Europy jako pierwsi procesowi
temu ulegli Germanie, ostatnimi okazali się natomiast Słowianie. Dlatego i dziś
w opinii ludów germańskich Słowianie uchodzą za "grzybojadów" -
ludzi, którzy nie tylko z zapałem przemierzają lasy w poszukiwaniu borowików
czy podgrzybków, ale też potrafią je dobrze przyrządzać i ze
smakiem spożywać. Najlepszym dowodem bliskich ciągle związków Słowian z
szamańską tradycją "grzybolubstwa" może być zaobserwowany na Węgrzech
w 1945 roku przypadek radzieckich żołnierzy z dywizji syberyjskiej, którzy,
ku przerażeniu Węgrów - też przecież niegdyś zawołanych szamanów - po
spożyciu trujących w ich mniemaniu muchomorów przystępowali do walki jak wściekłe
bestie i dokonywali czynów nadludzkich, aby później, gdy ustawało działanie
narkotyku, zapadać w ciężki, długotrwały sen. Przypuszczać można,
że byli to Słowianie zamieszkujący na Syberii, gdzie nawet w czasach walczącego
ze wszystkimi przesądami państwa sowieckiego ludy autochtoniczne potajemnie
pielęgnowały obyczaje i mądrość przodków.
Również etnografowie zwracają uwagę na
wielkie znaczenie grzybów nie tylko w kuchni, ale też w mitologii i obyczajowości
Słowian. Przypisywano im na przykład działania pobudzające, "szczególnie
do sprawy małżeńskiej", jak pisał w swym Dykcjonarzu roślin użytecznych
ksiądz Krzysztof Kluk proboszcz z Ciechanowca. Aleksander Brckner donosił,
że "z grzybów odróżniano jadalne od jadowitych, któremi mężów
nienawistnych żony raczyły". Według niego w Kieleckiem i na Roztoczu
muchomor czerwony był powszechnie używanym lekiem. Rozdrabniano go, zalewano wódką
i używano do smarowania w przypadku bólów reumatycznych. Na Wołyniu,
Podlasiu i Chełmszczyźnie suszone owocniki muchomorów zalewano mlekiem i
gotowano, a następnie przykładano na rany.
W tym już jednak czasie, właśnie za sprawą
chrześcijańskiej anatemy, czerwony muchomor tracić zaczął swą kultową moc
i z grzyba "świętego" przemienił się w grzyba "psiego", czyli
diabelskiego (pies uważany był w średniowieczu za jedno z wcieleń
diabelskich), lub co najwyżej w zabójcę much (mucho-mor - zgładzający
muchy). Rosyjska jego nazwa - poganka, ma takie samo jak polskie
znaczenie, wywodzi się od słowa pogannyj - zły, nieczysty. Aby go całkowicie
usunąć z ludzkiego świata, ogłoszono, że jest trujący również dla ludzi.
Skazany na wygnanie, zszedł do podziemia, znalazł schronienie w mrokach
ludzkiej nieświadomości. Tak powszechne w średniowieczu i u progu nowożytności
opowieści o czarownicach, o ich podniebnych lotach na Łysą Górę i upojnych
sabatach na jej szczycie, są prawie identycznymi powtórzeniem opisów szamańskich
magicznych lotów do "górnych światów" za pośrednictwem "grzybowego
sprzymierzeńca". Zapewne też opowieści te powstawały po zażyciu wywaru
z muchomorów, pod wpływem którego pojawiają się właśnie wizje unoszenia w
powietrzu i obcowania z niezwykle barwnymi światami fantazji. Być może nawet
zwyczaj spożywania grzybów z kapustą podczas chrześcijańskiej wigilijnej
wieczerzy jest odległym i nieuświadomionym wspomnieniem czasów, kiedy grzyby
odgrywały o wiele bardziej znaczącą niż dziś rolę w naszej kulturze. Tyle
tylko pozostało po indoeuropejskim i prasłowiańskim kultowym grzybie pozwalającym
przekraczać ograniczenia naszych zmysłów i wprowadzającym naszych przodków
do rzeczywistości "górnych światów". Dziś czerwony muchomor
pozostaje jedynie malowniczą ozdobą naszych
lasów, a zaszczepiona przez chrześcijańskich kaznodziejów odraza do niego
nakazuje omijać go ze strachu. Wszak był sprzymierzeńcem i energetycznym
paliwem nie tylko pogańskich szamanów, ale też ich odległych spadkobierców
uprawiających podniebne loty na Łyse Góry i bratających się z diabłami. Na
początku jednak słowiańskiej kariery, w jej mateczniku, był potężnym narzędziem
wyzwolenia mocy w sytuacji zagrożenia, wątpliwości i kryzysu.
Zdzisław Skrok "Słowiańska moc"
2006
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
pir PIRY LOTFelsztinski Lot sowieckim samolotem do Rosji jest z natury niebezpiecznySzybka zupa grzybowaLiczba obsł pasaż w Pl portach lot w rr 2010A Lot Like LoveWpływ grzybów domowych na wytrzymałość konstrukcji drewnianychBitki w sosie grzybowymLackey Mercedes Lot strzalyMOJA MARYNATA GRZYBOWAŚwiadectwo s Anny Grzybowskiej o piekleLOT KU ŚMIERCIwięcej podobnych podstron