Bajka Oskara Wilde’a przetłumaczona na polski przez Marię Feldmanową
Adaptacja:Zbigniew Mirowski
Ogrodnik Janek:
Młynarz Hugo:
Młynarzowa,żona młynarza:
Młynarczyk, syn młynarza:
Sąsiad 1:
Sąsiad 2:
Doktor:
:
Miejsca
Pokój Janka:
Scena podzielona. Po jednej
stronie jest pokój (w
II-gim akcie) a po drugiej
ogrodzenie i ogród Janka
Ogród Janka:
Jest po jednej stronie sceny
Pokój Młynarza:
W pierwszym Akcie jest w tym
samym miescu, gdzie pokój
Janka
Granice Miasta:
tylko napis na ścianie
Dom Lekarza:
tylko napis na ścianie
Cmentarz:
Pusta scena z ciemnym
oświetleniem
GŁOS Z OFF’U
W niewielkim miasteczku mieszkał pewien ogrodnik. Wszyscy nazywali go Jankiem. Nie posiadał jakichkolwiek wybitnych zdolno´
sci,
odznaczał si˛
e tylko dobrym sercem i wesoł ˛
a,
kr ˛
agł ˛
a, zawsze pogodn ˛
a twarz ˛
a.
Mieszkał w
mizernej chałupce, sam jeden i po całych dniach pracował w swym ogrodzie. Ale te˙
z w całej
okolicy nie było ogrodu równie uroczego. Rosły tam stokrotki i lewkonie, wiosnówki i ´
sniegułki.
Kwitły ró˙
ze damasce´
nskie i ˙
zółte ró˙
ze, krokusy
liliowe i złote, fiołki ciemne i białe. Ostró˙
zki
kwitły i powoje, majeranek i wonne bazylie, białe lilie i prymulki, narcyzy i go´
zdziki
-
wszystkie kwitły kolejno w odpowiedniej porze, jedne po drugich, tak ˙
ze zawsze ogród
przedstawiał si˛
e pi˛
eknie i miłe wokół siebie
roztaczał wonie.
AKT I
Scena 1
Jest wczesne lato. Młynarz Hugo, serdeczny przyjaciel Janka idzie wzdłu˙
z płotu ogrodu Janka
MŁYNARZ HUGO
Prawdziwi przyjaciele powinni mieć wszystko wspólne.
Młynarz przy okazji si˛
egaj ˛
ac przez płot r˛
ek ˛
a
zrywa du˙
z ˛
a wi ˛
azank˛
e kwiatów
JANEK
Zgadzam się z tobą mój przyjacielu.
U´
smiecha si˛
e szeroko do przyjaciela
MŁYNARZ HUGO
Masz piękny ogród, mój przyjacielu. Oczywiście mogę sobie zerwać tych kilka kwiatków?
JANEK
Ależ oczywiście bierz ile uniesiesz, a może jeszcze parę czereśni?
MŁYNARZ HUGO
Z czystej przyjaźni nie odmówię, bardzo lubię czereśnie a jakbyś miał wiśnie, też bym nie odmówił.
JANEK
Ależ oczywiście, o mało co bym zapomniał.
Janek daje Młynarzowi pełn ˛
a torb˛
e wi´
sni i
czere´
sni
MŁYNARZ HUGO
Żona bardzo lubi Twoje kwiaty i chętnie je stawia na honorowym miejscu.Bo to przecież kwiaty od prawdziwego przyjaciela i należy je odpowiednio uhonorować.
JANEK
Miło słyszeć!
MŁYNARZ HUGO
Do widzenia Janku, może wpadnę jutro, gdy będę przechodził nieopodal.
JANEK
A zapraszam i do zobaczenia.
Scena 2
S ˛
asiedzi stoj ˛
a przy płocie z narz˛
edziami
ogrodowymi. Janek przechodzi obok.
SĄSIAD 1
Popatrz Pan, młynarz znowu wrócił obładowany do domu owocami i kwiatami, które dostał od Janka.
SĄSIAD 2
Taki bogaty a nigdy się nie odwzajemnił Jankowi.
SĄSIAD 1
W młynie ma przecież setki worów pełnych mąki, sześć dojnych krów i całe stada wełnistych owiec.
JANEK
Ach pleciecie! Młynarz zawsze tak pięknie opowiada o bezinteresowności prawdziwej przyjaźni. Jestem dumny z przyjaciela o tak szlachetnych przekonaniach. No, ale muszę już iść, praca czeka!
SĄSIAD 2
Teraz latem, jesteś zadowolony, Janku! Możesz sprzedać swoje owoce i kwiaty na targu.
SĄSIAD 1
Tak, ale co będzie zimą? Widzimy przecież, że zimą cierpisz z głodu i chłodu i nie masz się czym pożywić ani ogrzać chałupy.
SĄSIAD 2
W zimie to Młynarz Cię nie odwiedza a Ty osamotniony masz do jedzenie tylko suche nadpsute gruszki oraz kilka starych stwardniałych orzechów.
Scena 3
Jest zima. Młynarz, Młynarzowa i ich syn, Młynarczyk, siedz ˛
a przy suto zastawionym stole.
W kominki płonie ogie´
n. Jest ciepło.
MŁYNARZ HUGO
Nie powinienem odwiedzać Janka, dopóki śnieg leży, albowiem ludzi strapionych należy pozostawiać samych, a nie naprzykrzać się wizytami.
Takie jest przynajmniej moje zapatrywanie na przyjaźń i jestem pewny, że mam słuszność. Wolę przeto zaczekać do wiosny, wtedy go odwiedzę i przyjmę od niego duży koszyczek pierwiosnków, czym mu wielką sprawię przyjemność.
MŁYNARZOWA
Doprawdy, jak ty zawsze myślisz i troszczysz się o innych. To rozkosz prawdziwa słyszeć cię mówiącego o przyjaźni. Jestem pewna, że sam ksiądz nie
MŁYNARZOWA
powiedziałby tak pięknych rzeczy, pomimo że mieszka w domu trzypiętrowym i nosi złoty pierścień na małym palcu.
MŁYNARCZYK
Ale czy nie moglibyśmy zaprosić Janka do nas? Skoro Janek jest teraz w biedzie, to ja odstąpię mu połowę mej zupy i pokażę białe króliki.
MŁYNARZ HUGO
Jaki z ciebie głuptas!
Nie wiem, po co cię posyłam do szkoły. Zdaje się, że niewiele się tam nauczyłeś. Jak to, więc nie wiesz, że gdyby Janek tu przyszedł i zobaczył nasz ogień na kominku i smaczną kolację, i dużą beczkę czerwonego wina, musiałby czuć zazdrość, a zazdrość jest uczuciem strasznym, mogącym wypaczyć najlepszą nawet naturę. A ja absolutnie nie dopuszczę, by natura Janka została wypaczona. Jestem najlepszym jego przyjacielem i zawsze będę czuwał, by nie był
narażony na zgubne pokusy.
Zresztą, gdyby Janek tu nawet przyszedł, mógłby poprosić, bym dał mu trochę mąki na kredyt, a tego uczynić bym nie mógł. Mąka to co innego, a przyjaźń także co innego, i nigdy nie należy brać jedno za drugie. Tak, to zupełnie różne słowa i różne też mają znaczenie. Każdy to zrozumie.
MŁYNARZOWA
Jak ty świetnie mówisz! Doprawdy, czuję, że ogarnia mnie senność. Tak jakbym była w kościele.
MŁYNARZ HUGO
No tak, bardzo wielu ludzi postępuje dobrze, ale bardzo niewielu potrafi dobrze mówić, z czego wynika, że mówienie jest rzeczą trudniejszą i bardziej wytworną.
Co powiedziawszy, rzucił surowe spojrzenie na najmłodszego synka.
MŁYNARCZYK
Tak, ojcze.
Młynarczyk czuł si˛
e tak zawstydzony, ˙
ze zwiesił
głow˛
e i oblał si˛
e purpurowym rumie´
ncem, wreszcie
rozszlochał nad sw ˛
a herbat ˛
a.
MŁYNARZ HUGO
Wybaczam Ci Twoją niedojrzałość.
Do syna
MŁYNARZ HUGO
Skoro tylko zima minie i pierwiosnki zaczną otwierać swe blade gwiazdki, pójdę odwiedzić Janka.
Do ˙
zony
MŁYNARZOWA
Ale ty masz dobre serce! Ustawicznie myślisz tylko o innych. Ale nie zapomnij zabrać z sobą dużego kosza na kwiaty.
AKT 2
Scena 1
Jest wiosna młynarz postanowił wybra´
c si˛
e z
wizyt ˛
a do Janka.
MŁYNARZ HUGO
Dzień dobry, Janku!
JANEK
Dzień dobry!
Janek, wsparty na łopacie, ´
smiej ˛
ac si˛
e rado´
snie
od ucha do ucha.
MŁYNARZ HUGO
I jakże ci się wiodło przez zimę?
JANEK
Ach! Jacy jesteście dobrzy, Młynarzu, że się o to pytacie. Niestety, dosyć źle mi się wiodło, ale na szczęście nadeszła już wiosna, jestem znów wesół i wszystkie moje kwiaty dobrze się rozwijają.
MŁYNARZ HUGO
Często o tobie mówiliśmy tej zimy i zastanawialiśmy się, jak sobie dajesz radę.
JANEK
To bardzo ładnie z Waszej strony! Obawiałem się bowiem, żeście o mnie zapomnieli.
MŁYNARZ HUGO
Janku, jestem zdumiony! Przyjaźń nie zna zapomnienia.
To właśnie stanowi największy jej urok. Ale zastanawiam się, czy ty w ogóle rozumiesz poezję życia. Śliczne atoli - widzę - masz pierwiosnki!
JANEK
Naprawdę są bardzo ładne i szczęście dla mnie, że aż tyle ich zakwitło. Właśnie zamierzam je zerwać i sprzedać w mieście córce burmistrza, a za te pieniądze odkupić taczkę.
MŁYNARZ HUGO
Odkupić taczkę! Wszak nie chcesz przez to powiedzieć, że ją sprzedałeś? Byłoby to wielkim głupstwem z twej strony!
JANEK
Tak, niestety byłem zmuszony to uczynić. Bo wiecie, zima ta była dla mnie bardzo ciężka i nie miałem za co kupić nawet kęsa chleba. Więc naprzód sprzedałem srebrne guziki od mej odświętnej kapoty, następnie srebrny łańcuszek, później dużą fajką, aż wreszcie zmuszony byłem sprzedać taczkę. Ale teraz wszystko to odkupię z powrotem.
MŁYNARZ HUGO
Janku, ja ci odstąpię moją taczkę. Wprawdzie jest w niezbyt dobrym jest stanie, z jednej strony całkiem się rozpadła, kółka są połamane, ale mimo tego ofiaruję ci ją. Wiem, że to z mej strony bardzo wspaniałomyślnie i niejeden będzie mnie z tego powodu uważał za głupca, ale ja nie jestem jak inni ludzie.
Moim zdaniem, wspaniałomyślność jest istotą przyjaźni, zresztą dla siebie kupiłem już nową taczkę. Tak, możesz być co do tego całkiem spokojny
--
dostaniesz moją taczkę.
JANEK
Naprawdę!? To bardzo wspaniałomyślnie z Waszej strony, Młynarzu! Ja z łatwością naprawię tę taczkę, bo właśnie mam w domu nową deskę.
MŁYNARZ HUGO
Nową deskę! Właśnie tego mi potrzeba do naprawy dachu na stodole. Ogromna się w nim zrobiła dziura i zboże całkiem mi zamoknie, jeśli jej nie naprawię. Jak to dobrze, że mi o tym przypomniałeś! Dziwne zaiste, jak jeden dobry czyn natychmiast wywołuje drugi. Ja ci dałem taczkę, a ty zaraz obdarzasz mnie deską.
Wprawdzie taczka znacznie większą ma wartość niż deska, lecz prawdziwa przyjaźń nie zważa na takie drobnostki. Proszę cię, daj mi zaraz tę deskę, a jeszcze dziś zabiorę się do roboty.
JANEK
Zgoda! Już biegnę po deskę.
Janek znika i po chwili przynosi desk˛
e.
MŁYNARZ HUGO
Niezbyt wielka ta twoja deska i zdaje mi się, że po naprawieniu dziury w moim dachu nic chyba nie zostanie do naprawy taczki, ale przyznasz, że to już nie moja wina.
A teraz skoro ja ci przyrzekłem taczkę, sądzę, że w zamian ty mi podarujesz trochę kwiatów. Oto kosz, i oczekuję, że mi go napełnisz.
JANEK
Mam go napełnić?
Janek do widowni, tak ˙
ze Młynarz nie słyszy
Ależ jak go napełnię nie będę miał już żadnych kwiatów do sprzedania, a tak bardzo pragnąłbym odzyskać moje srebrne guziki.
MŁYNARZ HUGO
Co tam mruczysz? Oczywiście, trzeba go napełnić!
Przyznasz przecie, że za taczkę mogę chyba żądać od ciebie trochę kwiatów. Może się mylę, ale - moim zdaniem - przyjaźń winna być wolna od wszelkiego egoizmu.
JANEK
Mój drogi przyjacielu! Z chęcią oddaję Wam wszystkie kwiaty z mego ogrodu. Więcej mi zależy na Waszym dobrym mniemaniu niż na odzyskaniu kiedykolwiek tych głupich srebrnych guzików.
I co pr˛
edzej pomkn ˛
ał w gł ˛
ab ogrodu, zerwał
wszystkie pierwiosnki i napełnił nimi kosz młynarza.
MŁYNARZ HUGO
Do widzenia, Janku!
˙
Zegnał go młynarz odchodz ˛
ac w stron˛
e wzgórza z
desk ˛
a na ramieniu i du˙
zym koszem kwiatów w r˛
eku.
JANEK
Do widzenia!
˙
Zwawo zabieraj ˛
ac si˛
e znów do roboty, tak był
uradowany taczk ˛
a.
Scena 2
Nazajutrz Janek zaj˛
ety był przywi ˛
azywaniem
opadaj ˛
acych p˛
edów bluszczu nad bram ˛
a, gdy
usłyszał głos młynarza, który go wołał po imieniu. Zbiegł wi˛
ec szybko z drabiny i przez
parkan wyjrzał na ulic˛
e. Zobaczył młynarza,
d´
zwigaj ˛
acego na plecach ogromny wór m ˛
aki.
MŁYNARZ HUGO
Mój drogi Janku, czy nie zechciałbyś odnieść do miasta tego wora mąki?
JANEK
Och, bardzo mi przykro, ale doprawdy jestem dziś ogromnie zajęty w ogrodzie. Postanowiłem przywiązać wszystkie pnącze, podlać kwiaty i skosić trawę.
MŁYNARZ HUGO
Tak, ale... wobec tego, że ja ci podarowałem taczkę, jest to nieuprzejmie z twojej strony odmawiać mi tak drobnej przysługi.
JANEK
Ach, nie mówcie tak! Ja dla wszystkich pragnąłbym być uprzejmy.
Janek chwyciwszy czapk˛
e wzi ˛
ał na ramiona ci˛
e˙
zki
wór i powlókł si˛
e z nim w stron˛
e miasta.
JANEK
Oj, nie wiem czy dam radę donieść tak wielki wór do miasta.
Dzie´
n był bardzo skwarny, a droga tak pełna kurzu i zanim Janek przebył sze´
s´
c mil, uczuł
si˛
e tak strasznie znu˙
zony, ˙
ze musiał usi ˛
a´
s´
c i
wypocz ˛
a´
c.
JANEK
Nie mogę zawieść mego przyjaciela, muszę donieść ten worek do miasta.
Przezwyci˛
e˙
za si˛
e i wstaje
i ostatecznie dociera
do miasta.
JANEK
Dobrze sprzedałem mąkę mojego przyjaciela i teraz muszę szybko wracać do domu. Po zmierzchu grasują rabusie i mogliby mnie okraść. Jestem jednak zadowolony, że nie odmówiłem Młynarzowi, który jest przecież najlepszym moim przyjacielem, a oprócz tego darował mi jeszcze taczkę.
Janek szybkim krokiem wraca z miasta JANEK
Ciężki miałem dzień.
Janek mówi do siebie kład ˛
ac si˛
e spa´
c.
Scena 3
Nazajutrz wczesnym rankiem młynarz przybiegł, by odebra´
c pieni ˛
adze za wór m ˛
aki, ale Janek
był tak zm˛
eczony, ˙
ze le˙
zał jeszcze w łó˙
zku.
MŁYNARZ HUGO
Dalibóg! Widzę, że jesteś bardzo leniwy. Mając zamiar obdarzyć cię taczką, wierzyłem, że energicznie umiesz pracować. Lenistwo jest wielkim grzechem i nie znoszę, aby którykolwiek z mych przyjaciół był
opieszały lub niedbały. Nie powinno cię dziwić, że mówię z tobą tak otwarcie. Nie przyszłoby mi do głowy postępować w ten sposób, gdybym nie był twym prawdziwym przyjacielem. Ale jakaż byłaby korzyść z przyjaźni, gdyby nie można było mówić otwarcie, co się myśli? Każdy może prawić komplementy, schlebiać, i starać się przypodobać, ale prawdziwy przyjaciel zawsze mówi nieprzyjemne prawdy i nie waha się sprawić przykrości. A jeśli jest prawdziwie szczerym przyjacielem, to woli nawet tak postępować wiedząc, że wówczas postępuje dobrze.
JANEK
Oj, przykro mi, ale byłem wczoraj ogromnie znużony, więc postanowiłem poleżeć dziś trochę dłużej w łóżku i posłuchać śpiewu ptaków. Ilekroć słucham śpiewu ptaków, lepiej mi się pracuje.
MŁYNARZ HUGO
Bardzo mnie to cieszy,
szybko odparł młynarz klepi ˛
ac Janka po ramieniu
bo właśnie chcę cię zabrać z sobą, skoro tylko się ubierzesz, abyś mi naprawił dziurę w dachu.
JANEK
Ależ Młynarzu, bardzo mi spieszno do roboty w ogrodzie, gdyż kwiaty już od dwóch dni nie były podlane.
I czy uważalibyście za nieuprzejmość, gdybym odpowiedział, że jestem dziś ogromnie zajęty?
MŁYNARZ HUGO
Oczywiście! Sądzę, że niewiele chyba żądam od ciebie wobec tego, że zamierzam ci darować taczkę, ale skoro odmawiasz, to zaraz stąd odejdę i sam naprawię dziurę w dachu.
JANEK
Ach, przenigdy!
Janek wyskoczywszy z łó˙
zka, ´
spiesznie si˛
e ubrał
i poszedł do stodoły młynarza.
Pracował cały dzie´
n a˙
z do zachodu sło´
nca, a gdy
wracał od Młynarza, ten czekał przy furtce ogrodu Janka.
MŁYNARZ HUGO
I cóż, Janku, czy dach już naprawiony?
JANEK
Tak, właśnie skończyłem.
MŁYNARZ HUGO
Ach! Żadna praca nie daje tyle zadowolenia, jak ta, którą spełniamy dla innych.
JANEK
To prawdziwa rozkosz słuchać, gdy tak ładnie mówicie, ogromna rozkosz. Ale obawiam się, że ja nigdy nie będę miał tak pięknych myśli.
MŁYNARZ HUGO
Ach! nabędziesz je z czasem, tylko oczywiście, musisz sobie zadawać więcej trudu niż dotychczas. Teraz uczysz się dopiero praktycznej strony przyjaźni, a kiedyś przyswoisz sobie także teorię.
JANEK
Czy naprawdę sądzicie, że ją sobie kiedyś przyswoję?
MŁYNARZ HUGO
Bez wątpienia! Ale teraz, skoro już dach naprawiony, najlepiej będzie, gdy pójdziesz do domu i wypoczniesz. Jutro bowiem, wczesnym rankiem musisz mi wygnać owce na pastwisko.
Janek nie miał odwagi cokolwiek odpowiedzie´
c, a
nazajutrz wczesnym rankiem młynarz stał
ju˙
z przed jego chałup ˛
a z du˙
zym stadem owiec, z
którym Janek niebawem ruszył w góry. Strawił
cały dzie´
n na wyp˛
edzaniu owiec na pasz˛
e i
zap˛
edzaniu ich na powrót do obory, a gdy wieczorem wrócił do swojej izdebki, był tak znu˙
zony, ˙
ze zasn ˛
ał na krze´
sle i zbudził si˛
e
dopiero nad ranem.
JANEK
Śliczną będę dziś miał pogodę
rzekł do siebie, szybko zabieraj ˛
ac si˛
e do
roboty w ogrodzie.
Nie zapomniałem o was moje kochane kwiaty. Nie myślcie, że o was zapomniałem. Nie mam czasu się wami zająć, bo muszę przecież pomóc Młynarzowi.
Przy płocie pojawia si˛
e Młynarz
MŁYNARZ HUGO
Janku, czyż nie jestem Twoim najlepszym przyjacielem?
JANEK
To prawda, jesteś moim najlepszym przyjacielem.
MŁYNARZ HUGO
Czyż nie daję ci taczki?
JANEK
Tak, Młynarzu dajesz mi taczkę, a to już dowodzi twojej czystej wspaniałomyślności.
Scena 4
JANEK
Prawdziwa przyjaźń jest szczera.
Janek siedzi w swoim pokoju przy stole i powoli
literuj ˛
ac zapisuje w zeszycie pi˛
ekne rzeczy,
które Młynarz mówił o przyja´
zni, nagle
za
drzwiami rozległo si˛
e gło´
sne stukanie. Noc była
burzliwa, wiatr ´
swiszczał i wył straszliwie.
JANEK
Czy to wiatr tak trzaska drzwiami?
Po chwili znów słyszy pukanie raz drugi i trzeci.
Zapewne jakiś biedny podróżny.
Janek podbiegł do drzwi i je otwiera w drzwiach stoi Młynarz.
MŁYNARZ HUGO
Mój drogi Janku, jestem w wielkim kłopocie. Mój najmłodszy syn spadł z drabiny i potłukł się tak mocno, że muszę wezwać lekarza. Ale on mieszka daleko, przy tym noc taka okropna. Właśnie mi przyszło do głowy, że lepiej będzie, jeśli ty pójdziesz zamiast mnie. Wiesz przecie, że ci oddam taczkę, więc jest rzeczą słuszną, byś się w jakikolwiek sposób odwzajemnił.
JANEK
Naturalnie! Uważam to za zaszczyt dla siebie, że do mnie się zwracacie i natychmiast ruszam w drogę.
Tylko musicie mi pożyczyć swej latarni, bo noc jest tak ciemna, że mógłbym wpaść do rowu.
MŁYNARZ HUGO
Bardzo mi przykro, ale to jest nowa latarnia, i wielka byłaby szkoda, gdyby się zepsuła.
JANEK
W takim razie obejdę się bez niej.
Janek wło˙
zył du˙
zy ko˙
zuch i ciepł ˛
a szkarłatn ˛
a
czapk˛
e, obwi ˛
azał szyj˛
e ciepłym szalem i ruszył w
drog˛
e.
Jak˙
ze szalała burza! Noc była taka ciemna, ˙
ze
Janek zaledwie mógł rozezna´
c drog˛
e, a wiatr d ˛
ał
tak silny, ˙
ze trudno było utrzyma´
c si˛
e na
nogach. Janek jednak dzielnie maszerował
naprzód, a po trzygodzinnym borykaniu si˛
e z
wiatrem i burz ˛
a stan ˛
ał u drzwi doktora i
zapukał.
DOKTOR
Kto tam?
JANEK
Janek, Panie doktorze.
DOKTOR
Czego chcesz? Janku!
JANEK
Synek młynarza spadł z drabiny i mocno się potłukł, więc młynarz prosi, by pan doktor zaraz do niego przybył.
DOKTOR
Dobrze! Już idę!
doktor po chwili wyprowadza osiodłanego konia i Po chwili z latarni ˛
a w r˛
eku zszedł ze schodów i
wsiada na konia i jedzie w kierunku młyna, Janek za´
s biegł za nim, w´
sród ciemno´
sci.
Scena 5
Przechodzi kondukt ˙
załobny, za trumn ˛
a id ˛
a tłumy
ludzi na czele kroczy Młynarz.
MŁYNARZ HUGO
Byłem najlepszym jego przyjacielem, słusznie więc, bym miał najprzedniejsze miejsce w kondukcie żałobnym.
SĄSIAD 1
Szkoda bardzo tego biednego Janka. Zginął w burzy wracając od Doktora, do którego go wysłał Młynarz.
SĄSIAD 2
Burza tego dnia była straszna, a deszcz lał
strumieniami, tak że biedny Janek nie widział już, dokąd idzie i nie mógł zdążyć za koniem. Najpewniej zupełnie zgubił drogę i zabłąkał się wśród trzęsawiska bardzo zdradliwego i pełnego głębokich dołów, gdzie też biedak utonął.
SĄSIAD 1
Zwłoki jego zostały nazajutrz znalezione przez kilku pastuchów, którzy zobaczywszy, że coś pływa po czarnej kałuży, podeszli bliżej i poznali biednego Janka. Martwe jego ciało zanieśli do chałupki w jego ogrodzie.
MŁYNARZ HUGO
Dla mnie jest to naprawdę poważna szkoda. Miałem bowiem odstąpić mu starą taczkę, a teraz nie wiem doprawdy, co z nią począć. Tylko zawadza i do tego jest jeszcze zepsuta a i tak nikomu nie mógłbym jej odsprzedać. W przyszłości nigdy już nie będę nikomu robił podarków. Człowiek tylko cierpi z powodu swej wspaniałomyślności.
Młynarz popłakuje a kondukt odchodzi.