Do psychologa zgłasza się Emil (l. 24), student IV roku historii. Uskarża się na lęk
wysokości. Miał niedawno chwile zaostrzenia lęku, kiedy nawet trudno mu było wyjść z
domu na zajęcia, a także wracać (mieszka w wieżowcu na 7p.). Brał wtedy ziołowe leki
uspokajające. Nie konsultował się z lekarzem w tych sprawach. Aktualnie uważa, że dobrze
sobie radzi, ale w trakcie wywiadu informuje także o stanach niepokoju, zaburzeniach snu
(bezsenność), obniżeniu apetytu. Mówi, że ma czasem chęć rzucić studia i odczuwa wtedy
poczucie zagubienia. Obecnie te stany mu nie dokuczają, ale boi się, że mogą wrócić, bo lęk
wysokości ciągle mu towarzyszy, choć nie jest tak ostry, jak kilka tygodni temu.
Emil ma narzeczoną (jest na III r. prawa), znają się 1,5 roku, planują ślub po
ukończeniu studiów przez niego. Ona jest wprowadzona w problemy Emila i podtrzymuje go
na duchu, doradzała też wizytę u psychologa. Emil mieszka na stancji z kolegą, ale ten nie za
bardzo orientuje się w problemach Emila. Widzi czasem jego niepokój, ale mówi wtedy coś
typu: „wyluzuj stary” i nie dopytuje o szczegóły. Czasem chodzą razem z tym kolegą na
piwo. Emil zauważył, że alkohol bardzo mu pomaga w stanach leku i napięcia, jednak uważa,
że to złe lekarstwo i nie używa go zbyt często. Emil stara się utrzymywać dobry kontakt ze
swoją rodziną. Często rozmawia telefonicznie ze starszym bratem. Dzwoni też dość często do
ojca lub matki, ale uważa, że stosunkowo rzadko ich odwiedza (około raz na trzy miesiące),
bo rodzice mieszkają w drugim końcu Polski.
Rodzina nie jest wprowadzona w jego emocjonalne problemy. Rodzice w całości
pokrywają utrzymanie Emila, nie musi pracować. Na studiach Emil dobrze sobie radzi, zdaje
wszystkie egzaminy w terminie. Nie jest zadowolony z wybranego kierunku. Historia
właściwie nadal go interesuje, ale boi się czy znajdzie potem dobrą pracę. W chwilach kiedy
„łapie psychicznego doła” ma ochotę rzucić te studia i zająć się czymś innym „konkretnym”
(dobrze jeszcze nie wie czym), ale obawia się, co mogliby na to powiedzieć rodzice.
Przykład 2
Do psychologa zgłasza się Jerzy, lat 35, żonaty, 3 dzieci, z zawodu jest technikiem
elektrykiem, ostatnie 2 lata pracował prowadząc indywidualnie działalność gospodarczą
(naprawy i remonty domów, instalacji), działalność wyrejestrował, aktualnie jest bez stałej
pracy. Jest skierowany do poradni w związku z próbą samobójczą, która ma kontekst
rodzinny. Przed kilkoma miesiącami został przez żonę oskarżony o znęcanie się psychiczne i
fizyczne nad nią, wniosła ona również o pozbawienie praw rodzicielskich (nie zgłasza
nadużywania alkoholu przez męża). Według mężczyzny zarzuty są w większości
nieprawdziwe: przyznaje, że uderzył żonę dwukrotnie, ale raz dlatego, że biła dziecko po
twarzy, a drugi, po kolejnej prowokacji z jej strony (mąż twierdzi, że żona kilkakrotnie
otwierała drzwi na klatkę schodową i wołała o pomoc, bo rzekomo mąż ją maltretuje, a tym
razem on nie wytrzymał i ją uderzył). Żona od ok. 2 miesięcy nie mieszka w domu, uciekła z
dziećmi do siostry donosząc jednocześnie na policję, że mąż próbuje ją zabić. W całej sytuacji
klient przypisuje szczególnie dużą rolę teściowej, która, jego zdaniem, ma wielki wpływ na
córkę.
Jerzy
próbował dowieść swojej niewinności, ale jak do tej pory nikt nie daje mu wiary
oprócz kilku sąsiadów. Psychiatra, do której zwrócił się po pomoc (dla siebie, ale też z chęcią
potwierdzenia hipotezy, że żona jest chora psychicznie) uznała jednak, że to on ma
urojeniowy sposób interpretowania rzeczywistości: Jerzy próbował przekonać lekarkę, że
żona nie zachowuje się całkiem normalnie, że to on jest ofiarą a nie ona, oraz że żona czuje
się związana bardziej ze swoją rodziną, niż z nim. Opowiadał m.in. epizody, kiedy to bracia
żony interweniowali na jej prośbę w trakcie kłótni małżeńskich. W domu poza jego rodziną
mieszkała też starsza ciotka jego żony. Oboje mieli opiekować się staruszką w zamian za
mieszkanie. Po wyprowadzeniu żony on sam zajmował się ciotką. Na życie targnął się, gdyż
poczuł się „skrajnie bezradny wobec tego wszystkiego”. Podciął sobie żyły, gdy był sam w domu, bo ciotka kilka dni wcześniej trafiła do szpitala. Wyszła jednak szybciej, niż
planowano i to ona znalazła go w łazience.
W szpitalu, gdzie znalazł się po próbie samobójczej, uczestniczył 6 tygodni w
zajęciach grupowych. W tym 4 tygodnie w trybie dziennym (nocował w domu). Rozpoznanie
w karcie informacyjnej: "nerwica sytuacyjna". W czasie rozmowy pan Jerzy jest bardzo
otwarty, robi wrażenie uczuciowego i impulsywnego, chętnie mówi i odpowiada na pytania,
chwilami zaznacza się wyraźnie spadek nastroju, zwłaszcza, gdy rozmowa dotyczy kontaktów
z dziećmi. Nie widział dzieci od kilku tygodni. Żona powiedziała, że on zobaczy dzieci
„dopiero jak sąd pozwoli”. Do czasu rozprawy sąd orzekł miejsce pobytu dzieci przy matce,
ale nie zabronił ojcu kontaktów. Mimo to żona nie pozwala panu Jerzemu na kontakt z
dziećmi, twierdząc np., że musi przyjść z kuratorem (ale kurator nie został jeszcze
ustanowiony).
Przykład 3
Po pomoc do psychologa przychodzi Wanda, lat 54, zamężna, pracuje umysłowo na
kierowniczym stanowisku. Do terapii zgłasza się w związku ze swoim stanem psychicznym
po stracie córki (dwa lata temu). Córka miała 21 lat, studiowała ekonomię, była ich jedynym
dzieckiem. Pacjentka obawia się o swój stan psychiczny, boi się, że czuje się coraz gorzej i
może zwariować. Lekarze psychiatrzy sugerowali jej, że jeśli nie przestanie myśleć o tym, co
ją spotkało i dalej będzie się zadręczać, to jej psychika może tego nie wytrzymać. Zalecano jej
psychoterapię, przyjmuje stale leki antydepresyjne. Stan pacjentki został określony ostatnio
przez lekarza jako przewlekła reakcja depresyjna połączona z natręctwami myślowymi. Treść
myśli wypełnia całkowicie jej córka. Wszystko ją przypomina. nie może słuchać jak inne
matki rozmawiają o swoich dzieciach. Nie jest w stanie przestać myśleć o swojej córce, o
tym, jaka była, co ją cieszyło itd. Jednak myśli te nie przynoszą jej ulgi, raczej wzmagają
negatywne emocje. Kobieta oskarża służbę zdrowia o zaniedbania w leczeniu córki, lecz nie
czuje się na siłach wystąpić na drogę sądową. W rozmowach podkreśla, że życie straciło dla
niej sens, że spotkało ją ogromne i niezasłużone cierpienie, ma o to wielki żal do Boga, często
płacze. Pacjentka podkreśla, że nikt nie jest w stanie zrozumieć jej cierpienia, kto tego nie
przeszedł. Zauważa, że przyjaciele powoli się od niej odsuwają, uważają, że swoją żałobę
przeżywa w sposób nienaturalny - nadmiarowy. Wcześniej chętnie ją przyjmowali i
pocieszali, teraz niektórzy mówią, że sama musi przez to przejść i dają jej do zrozumienia, że
ból, który ciągle okazuje jest dla nich nieznośny.
W pracy pacjentka funkcjonuje dość poprawnie, jak twierdzi - z poczucia obowiązku
robi to, co do niej należy. W domu jednak większość czynności sprawia jej kłopot, czuje się
osłabiona i zmęczona, nie ma na nic siły, nic nie potrafi przeczytać, czasem mimowolnie
ogląda TV. Musi czasem prosić męża o pomoc w pracach domowych (np. pranie, gotowanie).
Nie może też opiekować się swoją staruszką matką (mieszkającą osobno), pomaga jej w tym
mąż. Pacjentka jest niezadowolona ze swej relacji z mężem, on unika wszelkich rozmów o
tym, co się stało, podkreślając czasem, że to już dwa lata minęły, nie ma co wracać. Pani
Wanda uważa, że on też cierpi, ale to ukrywa cierpienie, bo chce zapomnieć. Ona uważa, że
zapomnienie jest w tej sytuacji niemożliwe. Mąż jednak nie chce rozmawiać o śmierci córki,
ani o ich cierpieniu. Mąż nie wyraził zgody przyjścia z nią na terapię.