Poezje wybrane
Bolesław Leśmian
Poezje wybrane
SCHADZKA
Czy nie słyszysz, jak obłok porusza się senny?
Jak noc ciszą pogłębia dna ciekawy strumień?
A w alejach szeleści niepokój płomienny
Księżycowych powikłań i nieporozumień...
Spiesz się, dziewczę, spragnione pieszczoty bekreśnej!
Śmierć i miłość zna tryumf umówionych godzin!
Twój kochanek cię czeka od dnia swych narodzin,
Wierny tobie współtrwogą, tęsknotą - rówieśny!
Niech twe lico dla niego zakwitnie różowiej,
Niech osłabną ramiona, białych piersi stróże!
Burzą włosów upojnych marzenia mu owiej,
By miał w życiu tę jedną, nie wrogą mu burzę!
Lecz nic nie mów o sobie - czemu nieznana?
Skąd przybywasz i dokąd odejdziesz za chwilę?
I dlaczego twe nogi tak we krwi i w pyle,
Że całować je mało od nocy do rana?
Ani jego nie pytaj, dlaczego spotkanie
Tak opóźnił? Dlaczego oczyma nie śledzi
Twych oczu? I czy kocha? Bo wszelkie pytanie
Jest wrogiem mimowolnym własnej odpowiedzi!...
Milcz i całuj! - milczeniem pieszczona się krzepi,
i niezgorsze wesele tkwi w dobrej żałobie!
Wszak nie można się kochać żarliwiej i ślepiej,
Jak właśnie: nic wzajem nie wiedząc o sobie!
NIEZNANEMU BOGU
Jednym - jarzmo kochania, drugim - nędzy brzemię,
A im - tylko modlitwa dumne zgina karki!
Szept, z piersi wyzwolony, ulata nad ziemię,
Jak motyl, co pamięta, że wyszedł z poczwarki.
Lecz by z tłumem we wspólnym nie spotkać się niebie
I modlitwie samotnej ująć tego sromu,
Wyciągają rąk sploty daleko przed siebie,
Do boga, nie znanego - zaiste ! - nikomu.
Najwyższy a pozornie najuboższy z bogów
Wzgardził tym, co widzialne, dostępne dla czasów -
I nie stworzył pól szumnych, ni jezior, ni lasów,
I nie spoczął na złocie ołtarznych barłogów!
Hufy konnych aniołów snu jego nie strzegą
Ni go poją kadzideł wonności i żary!
Nikt się nigdy - zaprawdę! - nie modlił do niego,
Nikt mu za nic dziękczynnej nie składał ofiary!
Tylko oni w modlitwie od wieków najpierwszej
Wzywają, aby zwolił w prześladować święto
Zginąć śmiercią, co gałąź żywota zwichniętą
Krwawym kwieciem męczeństwa dostojnie zwierszy!
Trwożni nasłuchiwacze szmerów i półgłosów
Darmo się pochylają nad brzegiem otchłani!
Męczennicy, nadzieją ostatnią chłostani,
Nie mogą się doczekać należnych im stosów!...
Ale ów bóg, przed którym nie wszyscy są równi,
Widząc ich w całej bólów brzydocie i pięknie,
Pamięta, jak mu tęczą bywali wysnuwni -
I jeżeli ma serce - ono dla nich pęknie!
GAD
Szła z mlekiem w piersi w zielony sad,
Aż ją w olszynie zaskoczył gad.
Skrętami dławił, ująwszy wpół,
Od stóp do głowy pieścił i truł.
Uczył ją wspólnym namdlewać snem,
Pierś głaskać w dłonie porwanym łbem,
I od rozkoszy, trwalszej nad zgon,
Syczeć i wić się i drgać, jak on.
Już me zwyczaje miłosne znasz,
Zwól, że przybiorę królewską twarz.
Skarby dam tobie z podmorskich den,
Zacznie się jawa - skończy sen!
Nie zrzucaj łuski, nie zmieniaj lic!
Nic mi nie trzeba i nie brak nic.
Lubię, gdy żądłem równasz mi brwi
I z wargi nadmiar wysysasz krwi,
I gdy się wijesz wzdłuż moich nóg,
Łbem uderzając o łoża próg.
Piersi ci chylę, jak z mlekiem dzban!
Nie żądam skarbów, nie pragnę zmian
Słodka mi śliny wężowej treść -
Bądź nadal gadem i truj i pieść!
PRAGNIENIE
Chciałbym w lesie, w ostępach dzikiego błędowia,
Mieć chałupę - plecionkę z chrustu i sitowia,
Zawieszoną wysoko w zagłębiach konarów
Nad otchłanią jam rysich i wężowych jarów.
Tam na mchu, kołysany obłędną wichurą,
Chciałbym pieścić dziewczynę obcą i ponurą,
Głaskać piersi ze świeżą od mych zębów raną
I całować twarz, ustom jako łup podaną -
I słyszeć, jak dokoła grzechu mej pieszczoty
Pląsa burza skuszona i mdleje grom złoty,
I zwierz ryczy, ciał naszych przywabiony wonią,
Ciał górnych, wniebowziętych, co od ziemi stronią -
I chciałbym przez przygodny wśród gałęzi przezior
Patrzeć, pieszcząc, w noc - w gwiazdy i w błyskania jezior
I za boga brać wszelkie lśniwo u błękitu,
I na piersi dziewczęcej doczekać świtu,
A słońce witać krzykiem i wrzaskiem i wyciem,
Żyć na oślep, nie wiedząc, że to zwie się
życiem -
I pewnej nocy przez sen zaśmiać się w twarz niebu
I nie znając pokuty, modlitw ni pogrzebu,
Jak owoc, co się paszczy żarłocznej spodziewa,
Z łoskotem i łomotem w mrok śmierci spaść z drzewa!
LUDZIE
Szli tędy ludzie biedni, prości -
Bez przeznaczenia, bez przyszłości.
Widziałem ich, słyszałem ich!...
Szli niepotrzebni, nieprzytomni -
Kto ich zobaczy - ten zapomni.
Widziałem ich, słyszałem ich!...
Szli ubogiego brzegiem cienia -
I nikt nie stwierdził ich istnienia.
Widziałem ich, słyszałem ich!...
Śpiewali skargę byle jaką
I umierali jako tako...
Widziałem ich, słyszałem ich!...
Już ich nie widzę i nie słyszę -
Lubię trwającą po nich ciszę.
Widziałem ich, słyszałem ich!...
MIMOCHODEM
Módl się śród drzew
Za zdeptany wrzos -
Za przelaną krew,
Za zburzony los!
I za śmierć od kul -
I od byle rdzy!
I za cudzy ból -
I za własne łzy!
* * *
Płomienny uśmiech nietrwałych zórz
(O, złoć się dłużej!) - umiera już.
I jeszcze jedna z różowych chmur
Skrajem dogasa na grzbiecie gór.
I jeden jeszcze przeżyty dzień
(O, złoć się dłużej!) - odchodzi w cień...
* * *
Zwoływali się surmą na wrzawę-zabawę,
A jam gadał z mogiłą...
Wszyscy na koń już siedli, by jechać po sławę,
Lecz mnie z nimi nie było.
Sny moje zaniedbane marnieją w dolinie...
Weź pług w dłonie i oraj!
Płynie życie bez jutra, a w ślad za nim płynie
Moje życie - bez wczoraj!
* * *
Coś tam mignęło dalekiego
Wbrew niedalekiej wodzie -
Coś tam wezbrało rosistego
W ogrodzie - w ogrodzie!
Coś się spełniło skrzydlatego
Nad przynaglonym kwiatem! -
Coś tam spłoszyło się bożego
Pomiędzy mną a światem!...
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
S Trembecki Poezje wybranePoezje wybranePoezje wybraneB LEŚMIAN POEZJE WYBRANE OPRAC J TRZNADEL WR 1985 BNTrembecki poezje wybraneTrembecki StanisĹ‚aw Poezje wybraneTetmajer poezje wybrane, wstęp KrzyżanowskiegoWybrane przepisy IAAF 10 11Metoda kinesiotapingu w wybranych przypadkach ortopedycznychWybrani przedstawiciele literatury współczesnejWybrane terminy łacińskie pojawiające się w Problematyce Prawa Międzynarodowegowybrane aspekty diagnozy psychologicznejwięcej podobnych podstron