C3 Wielki Post


ż
1. Niedziela Wielkiego Postu (Łk 4,1-13) POKUSY DZISIAJ
Jako istota rozumna i wolna został człowiek od samego początku postawiony wobec konieczności wyboru. Łączy się to niewątpliwie z niezwykle zaszczytną dla nas sytuacją, bo mamy możność wyboru, która wypływa z wielkiego daru wolności; ale równocześnie musimy zdawać sobie z tego sprawę, że właściwe korzystanie z daru wolności jest rzeczą bardzo trudną i zarazem odpowiedzialną. Należy bowiem najpierw prawidłowo ocenić to co zamierzamy czynić, a następnie, z wielkim nieraz wysiłkiem, wprowadzić w życie to cośmy już ocenili jako słuszne. Z tego wszystkiego właśnie będziemy musieli zdać kiedyś sprawę.
Dokonując wyboru zostajemy niejako postawieni wobec rozlicznych pokus, które trzeba pokonać. Zbawiciel, który upodobnił się do nas we wszystkim, prócz grzechu, zechciał na początku swej publicznej działalności poddać się pokusie, aby pokazać jak należy ją pokonać. Przy tej okazji mamy możność przekonać się, że treść tych pokus o jakich mówi Ewangelia, jest bardzo podobna do tych, wobec których stoi współczesny człowiek. Najpierw pokusa powszedniego chleba. Jest on z całą pewnością potrzebny człowiekowi, ale nie powinien nigdy stać się jedynym celem życia. A dalej pokusa pychy, tak bliska zwłaszcza dzisiejszemu człowiekowi: chęć zdobycia za wszelką cenę stawy, potęgi. U podstaw tego wszystkiego leży jakieś nieuporządkowanie tkwiące w naszym wnętrzu na skutek grzechu pierworodnego. I wreszcie pokusa kuszenia nawet samego Pana Boga, powszechna znowu u tych, którzy -jak im się wydaje - są bardzo pobożni i dlatego uważają, że wszystko im się od Boga należy.
Jakże łatwo zagubić się wśród takich pokus. Mimo trudności, na jakie napotykamy w życiu codziennym, musimy dokonywać świadomego i odpowiedzialnego wyboru. Dotyczy to każdej chwili naszego życia. Niczego bowiem nie da się później zmienić. Jeżeli zaś taka zasada obowiązuje każdego człowieka z tej racji, że jest istotą rozumną, to z jeszcze większą stanowczością należy ją odnieść do tych, którzy noszą nazwę chrześcijan. Przez sakrament chrztu zostaliśmy złączeni z Chrystusem, zanurzeni w Jego śmierci po to, by chodzić w nowości życia. Od tej chwili zobowiązaliśmy się zrzucić z siebie starego człowieka i zawsze pamiętać o wielkiej godności dzieci Bożych. Te ważne zobowiązania, przypomina nam w sposób szczególny każda Msza św., dając jednocześnie silę do pokonania pokus, odciągających nas od Chrystusa.

2. Niedziela Wielkiego Postu (Łk 9,28b-36)
MIEĆ SZACUNEK DLA BOGA
Przemienienie Jezusa Chrystusa oprócz wszystkich innych znaczeń, jakie kryje w sobie, winno być w okresie Wielkiego Postu odczytane jako wezwanie skierowane do uczniów, wezwanie do przemiany. Człowiek w każdym dniu swojego życia może siebie zmienić - i rzeczywiście siebie zmienia. Ale niestety zmiana może iść nie tylko w górę, lecz może iść również w dól. Inne imiona tej zmiany to: upadek i nawrócenie.
Chcemy dzisiaj odczytać przemienienie Chrystusa jako wezwanie do naszego przemienienia, czyli nawrócenia. Nawracać się i przemieniać może każdy pojedynczy człowiek - i może się nawracaćć i przemieniać cała wspólnota wierzących. Tak jak Chrystus w czasie przemienienia wypromieniował ze siebie w sposób widzialny i odczuwalny, dotykalny niemal, piękno i chwałę swojej Bosko-ludzkiej treści, tak człowiek zobowiązany jest, żeby ustawicznie przemieniał siebie ku górze i usiłował również wypromieniować ze siebie ku braciom, ku wspólnocie całą swoją szlachetność, całą dobrą ludzką treść.
Dlaczego pomiędzy ludźmi jest nam nieraz tak bardzo źle i tak cziężko? Dlatego, że odczuwamy - albo przynajmniej wydaje się nam, że odczuwamy - promieniowanie zła, promieniowanie brzydoty, promieniowanie niechęci, obojętności, wrogości. I tak bardzo tęsknimy za tym, żeby sytuacja się zmieniła, żeby się oblicze człowieka rozjaśniło dobrocią, życzliwością, żeby się stały czytelne wartość, piękno, dobro, sprawiedliwość człowieka.
Tak samo chcemy szczerze i gorąco pragniemy, żeby cały Kościół -jako wspólnota wierzących - promieniował tymi wszystkimi bogactwami, jakie ma sam w sobie i we własnych rękach jako depozytariusz, jako len, który otrzymał od Chrystusa rzeczy piękne - ku ratunkowi, ku ocaleniu wszystkich braci wierzących i również niewierzących.
Trzeba zatem, żeby w tym wędrującym Kościele ludzie umieli razem z Chrystusem, jak Piotr, wychodzić na Górę Przemienienia i żeby umie-li się w Chrystusie ciągle od nowa przemieniać. Wówczas samorzutnie zrodzi się w nich potrzeba powtórzenia słów piotrowych: Dobrze mi jest z Tobą być, dobrze mi jest z Tobą żyć - zostańmy zawsze razem.

3. Niedziela Wielkiego Postu (Łk 13,1-9)
BŁĘDNE MNIEMANIE O SOBIE
Tak łatwo oceniamy innych. Współczując im, w głębi serca myślimy: "Tak źle chyba jeszcze nie żyję, bo mi się jakieś nieszczęścia nie przydarzają". W ten sposób siebie nie porównujmy. Nie możemy zadawalać się minimalizmem,który wydaje się nam szczytem naszych możliwości i ofiary. Tak "równamy w dól". Trzeba choćby minimalnie, ale siebie poprawiać, doskonalić. Tylko bycie tak aktywnym pozwoli nam uniknąć kary. To jest właśnie idealizm nas wierzących, do którego ciągle dążymy. Nie jest to "bujanie w obłokach" jak sądzi wielu, ale jest to życiowe, jak najbardziej praktyczne zmaganie się ze sobą, ze swoimi słabościami. A brak owoców wszelkiego "ruchu" może być naszą karą. Złudna to cnota, która ujawnia się dopiero w porównaniu z grzechem.
Zostało przywołane na pamięć wydarzenie z historii Izraela, a Żydzi zamiast wyciągnąć właściwe wnioski o równości wszystkich ludzi wobec Boga, klasyfikują oraz szufladkują na gorszych, którzy zostali ukarani i lepszych, którzy muszą dostąpić nagrody. Oczywiście siebie widzimy, tak jak i oni, wśród tych drugich. Winy tych, których przygniotła wieża w Siloe nie musiały być o wiele większe od naszych zaniedbań. Kara za taką stagnację będzie nie mniejsza niż przywalenie wieżą -"byli większymi grzesznikami niż inni", niż my?
A z czego mamy się nawracać? Z naszego minimalizmu i błędnego samozadowolenia. Kto uważa, że nic już nie musi poprawiać ten umrze w gnuśności i duchowym marazmie. Ten nie "płynie", ale dryfuje. Łatwo wpada na mielizny. "Ja nie mam grzechów" - nie okłamujmy siebie i innych (św. Jan). Czy one są czy ich nie ma, to kwestia rzetelności podejścia do swego rachunku sumienia. Nie możemy zadawalać się tym, że nikogo nie zabiłem lub nie okradłem. Bo takie negatywne podejście do siebie nic nie daje. Popycha w błędne samozadowolenie oraz poczucie samowystarczalności. Lecz zapytajmy siebie: Co zrobiłem dobrego, a czego zaniechałem choć nie powinienem. Jak zaniedbałem swoje obowiązki? Można poprzestać na takim "delikatnym i subtelnym" traktowaniu siebie, a że innym będzie się ze mną żyło nieznośnie - to inna sprawa. To ich problem.
Bóg spodziewa się po nas dobrych owoców. Daje nam "trzy lata" -ale nie więcej. Zaskoczyć nas może Jego "radykalizm". Można odejść, być "wyciętym", rozczarowanym i zdegustowanym. Bo wyjaławiamy ziemię dobrych ludzi, w których istnieją ziarnka prawdy, które swoim malkontenctwem i nihilizmem przysłaniamy albo gasimy. Tak na innych możemy działać paraliżująco. Pozostaje już tylko liczyć na litość Bożego Ogrodnika, ale On nam już tę szansę dał. On przez swoją mękę i śmierć wysłużył nam "odroczenie" karzącej interwencji Gospodarza-Boga. Nie można tego nadużywać - to jest karygodne. To jest grzech przeciwko Duchowi Świętemu, a jaka za to kara - nie trzeba przypominać. Nie będzie on nikomu darowany i może przyjdzie nam tak żyć w wiecznym potępieniu. Niekończące się udręki i wyrzuty sumienia. To jest właśnie piekło.
Krew "oprawców", czyli nas, i ich ofiar jest wymieszana. Bo na ziemi dobro ze złem jest połączone. Od tego nie można się uwolnić. Baczmy na to, aby nie stać się "ofiarą" jak owi Galilejczycy. Bóg, przeciwnie do Piłata, nie myli się. Nasze zachowania są jednoznaczne, tylko czasami je rozmazujemy, aby siebie usprawiedliwiać bądź uspokajać. Życie godne opiera się na bardzo prostych zasadach, które my sami komplikujemy. Złudna i pozorna to wielkość, która, aby taką była, potrzebuje grzechów wokół siebie, "jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie".

4. Niedziela Wielkiego Postu (Łk 15,1-3.11-32)
BÓG TROSZCZY SIĘ O NAS
Ta przypowieść Jezusa umieszczona przez liturgistów w czasie Wielkiego Postu nie pasuje mi do jego atmosfery. Pomijam bardzo optymistyczny jej finał, ale i jej istota również mocno odbiega od jego charakteru. Uwaga! - strzeżmy się jednoznacznego i zazwyczaj deprecjonującego oceniania "młodszego syna". Bo taka konstatacja może okazać się potępieniem nas samych. Przecież w każdym z nas drzemią ambicje i tęsknoty, które on zrealizował. Jeśli ma być naszym reprezentantem, nas synów "marnotrawnych" niech będzie także reprezentantów tych pozytywnych tendencji jakie są w każdym z nas. A że Jemu się nie udało, to nie wymaga naszej litości i współczucia. Bo z całej historii on wyszedł "poszerzony" o pewne doświadczenia i dar przebaczenia swojego ojca. Poznał "wielkość" jego serca.
Można się tylko zapytać: czy ofiara musiała być taka? Nie! Jeśli chrześcijanie wobec majętności mają pozostać co najwyżej obojętni, to ten syn właściwie nic nie stracił! Bo czymże jest w "szkole życia" strata kilku monet na rzecz nauki życia, i które mogą być szybko odzyskane. Nieszczęście prawdziwe jest wtedy, gdy za zdobywane doświadczenia, nie tylko duchowe, trzeba płacić wartościami niewymiernymi. Kiedy faktycznie traci się, nic za to nie osiągając. W odwrotnym przypadku nie ma co szat rozdzierać. Jeśli chodzi o pocieszenie to należy się ono starszemu bratu, który w swoim życiu już niewiele przeżyje. Przywiązany jest do spokoju, (chyba nawet stagnacji?) i nie lubi improwizacji. Strata, która nie okazała się taką, dotyczy tylko majętności pilnie strzeżonych przez starszego brata. Świnie, pole, zbiory. Tego w domu musiało pozostać dużo. Potwierdza to prawdę o młodym wieku, w którym pomyłki się zdarzają i są niemal czymś nieodłącznym. Starszy brat chyba w głębi ducha zazdrościł bratu. Przeżył on coś, co Jemu nie było dane. On miał inne przeliczenia. Cenił sobie nade wszystko przygodę i niewiadomą. Trzeba było ogromnej odwagi, aby zdobyć się na takie posunięcie. Ta odwaga wymaga naszego podkreślenia, a nawet pozazdroszczenia. Ma mu czego zazdrościć. Zbyt jesteśmy przywiązani do stabilizacji. Jesteśmy zbyt konformistyczni i za bardzo chcemy układać się ze światem, w którym kompromis odgrywa niepoślednią rolę. Pozostajemy w roli strażników naszych niewielkich majętności. Ta rola nas absorbuje całkowicie. To jest nasz "karłowaty światek", okrojony lękiem o stratę czegokolwiek. A my w nim, jesteśmy tacy malutcy i pozbawieni zdolności do jakiegokolwiek "szaleństwa". Bo przecież on tego ogołocenia nie planował. Podjął ryzyko, a tego Jezus nigdy nie krytykował. Tylko coś przeciwnego "brak wszelkiego ruchu", marazm i apatię, która nigdy nie doprowadzi nas do ryzyka w dziedzinie miłości bliźniego.
Absolutnie nie pochwalam czynu młodszego brata, jedynie pragnąc zrozumieć go. Po prostu on za zdobyte doświadczenia zapłacił w ten sposób. Istnieją o wiele gorsze formy "życiowych interesów". Nie współczujmy i nie potępiajmy, ale cieszmy się z tego, że po raz kolejny triumfowała prawda i uczmy się radosnego patrzenia na tę przypowieść. I nie powtarzajmy błędu młodszego syna, iż bezpieczeństwo rodzinnego domu i dobroć Ojca można na coś innego zamienić. Zawsze to będzie strata. Gdy już coś takiego się przytrafi możemy być pewni, że zostaniemy ogarnięci przez przebaczające ramiona Ojca. Wystarczy wszystko mówiące wyznanie: "Już nie jestem godzien nazywać się twoim synem". I w tym przypadku jesteśmy pozbawieni komentarza Jezusa! Mamy szerokie pole do popisu.


5. Niedziela Wielkiego Postu (J 8,1-11)
GRZESZNIK W OCZACH JEZUSA
Szpiegowali ją, czatowali, a wreszcie pochwycili in flagranti. Jest i w nas taka tendencja tropienia innych. Jest takie zwierzęce zadowolenie kiedy możemy innym coś wytknąć. Gdy stawiamy grzech obok konkretnego prawa konkluzja jest oczywista. Ukamienować! Ale gdy chodzi o człowieka należy diametralnie zmienić strategię, czynimy to niechętnie. Chyba że chodzi o nas samych. Poza tym aż nas świerzbi, aby rzucić kamień. W grzech się nie da, więc rzucamy w człowieka.
Jezus mówi "nie przyszedłem znieść Prawo albo Proroków". Stawia siebie w trudnej sytuacji. Może być uznany za heretyka albo utraci aureolę miłosiernego. Jego wyjście z tej sytuacji jest wyrzutem skierowanym w naszą stronę. Różne są interpretacje tego co On mógł pisać na ziemi?! Jedni uważają, że grzechy tych, którzy ją pochwycili i chętnie rzucaliby kamienie. Inni, że nie chciał patrzeć w jej oczy, aby nie powiększać jej wstydu i zakłopotania. A może nie chciał patrzeć w nasze oczy potępiających swoich braci. I to jest godne naszego zastanowienia. Bo to jest widok, Jezusa odrażający, a i nas nie napawający dobrym nastrojem. Zaczęli więc odchodzić poczynając od starszych. To jest bardzo wymowne. Czyżby dlatego, że mają więcej przeróżnych, także złych, doświadczeń. A może i więcej grzechów? Spotkali się w życiu z różnymi sytuacjami i zawczasu wiedzą że można się już wstydzić. Może zachowali się przebiegle, zostając z tyłu tłumu więc odejście młodych zostało tak szybko zauważone? Jednym słowem "starsi" są sprytniejsi. Mylą się ci, którzy myślą, że Jezus przeszedł obojętnie albo neutralnie obok sprawy cudzołóstwa. Mówił jednoznacznie i wielokrotnie o świętości małżeństwa, a tu kwestionuje prawo każdego, kto nie jest bez winy, do osądzania, kamienowania innych. Tak wobec tamtych jak i wobec nas mógłby powiedzieć: a ty wczoraj tam i tam - co robiłeś? co powiedziałeś? jak się zachowałeś? a co w swoim sercu planujesz? jaki grzech?
Jezus jej nie potępił, a nawet za niedługo weźmie jej grzechy na swoje ramiona i sam zostanie przez ludzi potępiony. Odeszła zaznawszy łaski a nie sądu. Jeszcze raz pozyskał tych, którzy byli i są potępiani oraz odtrącani. Tymi, którzy są wyrzutkami społecznymi lub nazywanymi przez nas "poganami". Lecz ten epizod nie zdołał zniweczyć grzechu bardzo powszechnego jakim jest głośna artykulacja win i grzechów innych. Różnimy się od tamtych tym, iż jesteśmy bardziej cywilizowani i już tak prymitywnie nie alienujemy innych. Mamy subtelniejsze sposoby. Potrafimy niewinnie śledzić, nie wypowiadamy bezpośrednio słów pogardy i lekceważenia, inaczej "umilamy" innym życie. Nawet potrafimy przemyślnie milczeć, nie wykonujemy zbędnych ruchów, które mogłyby być za bardzo jednoznaczne. Kiedy to robimy już nas nie bulwersują słowa Jezusa: "kto z was jest bez grzechu" i nie myślimy, że mamy dużo "większą belkę" w swoim oku niż mój brat.
W pewnym klasztorze brat popadł w grzech, błąd. Kapłan kazał mu odejść z klasztoru. Wówczas opat tego zakonu powiedział: "pójdziemy razem, gdyż ja też jestem grzesznikiem". Wiedzmy o tym, że Bóg nasze potępienia i osądy wpisuje w ogromny CD-ROM (czyt. Sidi-room; pamięć komputera) i strzeże go, aby mi go odtworzyć. Tylko "bohaterem" moich ostracyzmów będę ja sam. To ja będę potępiony. Nieważne jaki jest materiał zadający ból czy kamień czy błoto świętejggbrazy. Liczy się jego użycie. Ja zostanę potępiony.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Konspekt Wielki Post i misje
Wielki Post pustynia w codzienności
Benedykt XVI 2012 10 15 – orędzie na Wielki Post w 2013r
Wielki Post z Janem Pawłem II teksty do medytacji compressed(3)
Śpiew międzylekcyjny (wielki post 1)
B3 Wielki Post
Śpiew międzylekcyjny (wielki post 2)
A3 Wielki Post
Benedykt XVI 2011 11 03 – orędzie na Wielki Post w 2012r
Śpiew międzylekcyjny (wielki post 3)
ŚPIEWNIK WIELKI POST
Pieśni na Wielki Post i Wielkanoc
Wielki Post gazetka
Viral Blog Post Case Study

więcej podobnych podstron