Erich Fromm
M iłość, płeć
i m atriarchat
R E B I S
W SERII Z WODNIKIEM
u k a z a Å‚y siÄ™ m .in.:
Richard Bach
MEWA
Roger E. Allen
SZKOAA MENEDŻERÓW KUBUSIA PUCHATKA
Gary Zukav
TACCZCY MISTRZOWIE WU LI
SIEDLISKO DUSZY
Carol S. Pearson
NASZ WEWNETRZNY BOHATER
Erich Fromm, D.T Suzuki, Richard de Martino
BUDDYZM ZEN I PSYCHOANALIZA
D.T. Suzuki
WPROWADZENIE DO BUDDYZMU ZEN
Erich Fromm
MIEĆ CZY BYĆ?
REWOLUCJA NADZIEI
MIAOŚĆ, PAEĆ I MATRIARCHAT
ANATOMIA LUDZKIEJ DESTRUKCYJNOÅšCI
Carlos Castaneda
NAUKI DON JUANA
ODRBNA RZECZYWISTOŚĆ
PODRÓŻ DO IXTLAN
OPOWIEÅšCI O MOCY
DRUGI KRG MOCY
DAR ORAA
WEWNTRZNY OGIEC
POTGA MILCZENIA
SZTUKA ÅšNIENIA
Daniel Quinn
IZMAEL
OPATRZNOŚĆ
Erich Fromm
Miłość, płeć
i matriarchat
Przekład
B eata Radom ska
G rzegorz Sow iński
DOM WYDAWNICZY REBIS
POZNAC 1 9 9 9
%tytuł oryginału
Liebe, Sexualitat und Matriarchat
(ang.) Love, Sexuality and Matriarchy
Copyright © 1994 by the Estate of Erich Fromm
Foreword Copyright © 1994 by Rainer Funk
Copyright © for the Polish edition
by REBIS Publishing House Ltd., Poznań 1997
Przekład
Beata Radomska r. 1, 2, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11
Grzegorz Sowiński Słowo od wydawcy niemieckiego, r. 3,
Redaktor
Grzegorz Sowiński
Opracowanie graficzne
Andrzej Florkowski, Jacek Pietrzyński
Ilustracja na okładce
MAURITIUS
Wydanie II (poprawione)
ISBN 83-7120-709-3
Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
ul. Żmigrodzka 41/49,60-171 Poznań
tel. 867-47-08, 867-81-40; fax 867-37-74
Fotoskład: Z.P. Akapit, Poznań, ul. Czernichowska 50B
Druk i oprawa: Zakłady Graficzne im. K EN S.A.
Bydgoszcz, ul. Jagiellońska 1, Fax 21-26-71
SÅ‚owo od wydawcy niemieckiego
Nie sposób zrozumieć ani psychologii kobiety, ani psy
chologii mężczyzny, jeśli się nie pam ięta, że od mniej wię
cej sześciu tysiącleci obie płci pozostają w stanie wojny.
Wojna ta ma charakter podjazdowy. Przed sześcioma ty
siącami lat patriarchat odniósł zwycięstwo nad kobietą -
społeczeństwo zostało oparte na dominacji mężczyzny. Ko
biety stały się jego własnością i musiały okazywać wdzięcz
ność za każde ustępstwo, jakie mężczyzna na ich rzecz czy
nił. Wszelka dominacja jednej części ludzkości, jednej kla
sy społecznej, jednej grupy narodowej czy jednej płci nad
inną rodzi bunt, złość, nienawiść i żądzę zemsty u uciska
nych i wyzyskiwanych, lęk zaś i niepewność u uciskają
cych i wyzyskujÄ…cych .
Przytoczona powyżej wypowiedz Ericha Fromma, pocho
dzÄ…ca z wywiadu opublikowanego 16 stycznia 1975 roku
przez L Espresso , podsumowuje jego podstawowe idee
dotyczące kw estii płci. yródłem problemów nie jest, jak
twierdzi Fromm, różnica płci; to raczej jej celowe utwier
dzanie nieuchronnie prowadzi do trudności po obu stronach
barykady.
Fromm interesuje się nie tyle faktem różnicy anatomicz
nej i biologicznej pomiędzy płciami, ile jej funkcjonalizacją
w toku dziejów. Funkcją, którą różnica między płcią męską
i płcią żeńską - ich wzajemna odmienność - pełni w powią
zaniu z seksualizmem, jest zapewnienie trwałości gatunku
ludzkiego. Seksualna atrakcyjność każdej z płci ma jednak
tylko ograniczone znaczenie. Nie była więc w stanie spra
wić, by człowiek nie wykorzystywał różnicy płci w swych
dążeniach do dominacji. Dlatego w tym kontekście szcze-
5
golnie interesujące jest pytanie, w jaki sposób owa funkcjo-
nalizacja różnicy płci wpływa w sferze psychicznej na prze
żywanie tożsamości indywidualnej i na współżycie ludzi,
zwłaszcza na współżycie kobiet i mężczyzn.
Każde rozwiązanie kwestii płci, które chce jedynie znieść
panowanie mężczyzny i przekazać je kobiecie, wspiera wojnę
między płciami. Dlatego w przytoczonym wywiadzie Fromm
ani słowem nie wspomina o ruchu feministycznym - w isto
cie rzeczy stanowiącym kontynuację zasady św iata pa-
triarchalnego, tyle tylko, że teraz kobiety m ają otrzymać
ową władzę, która dotychczas była wyłączną domeną męż
czyzn - ponieważ kobiety nie emancypują się jako istoty
ludzkie . Wojna trwa, po obu stronach barykady nieuchron
nie rodząc bezmiar nienawiści i sadyzmu. Wyzyskiwani i wy
zyskujący, których można by porównać do więznia i jego
strażnika, płyną w jednej łodzi. Oba obozy stanowią dla
siebie zagrożenie i wzajemnie się nienawidzą. Każdy oba
wia się ataków ze strony drugiego. Mężczyzni boją się ko
biet, naw et jeśli utrzym ują, że jest inaczej .
Rzadko który problem psychologiczny budzi tyle kontro
wersji i jest tak skomplikowany jak kwestia płci. Przyczy
na jest prosta: wciąż jeszcze żyjemy w tradycji patriarcha
tu, dlatego każdy z nas jest bezpośrednio zaangażowany
w kwestię płci i kieruje się wielorakimi uprzedzeniami, par
tycypujÄ…c w projekcjach i przeniesieniach, zwyczajowych
w wojnie płci . By osiągnąć tu pewną jasność, najpierw
musimy sobie zdać sprawę ze swego uwikłania we wzorce
patriarchalnego myślenia i wniknąć w m atriarchalne wzor
ce percepcji i myśli. Tylko wtedy będziemy mogli dojść do
takiego sposobu postrzegania rzeczywistości, który integru
je obie płci ponad ich różnicą.
Punktem wyjścia wszelkiej sensownej analizy kwestii
płci musi być funkcjonalizacja różnicy płci w epoce p atriar
chatu. Sam Fromm doszedł do tego wniosku już pod koniec
lat dwudziestych dzięki lekturze pism Johanna Jakoba Ba-
chofena, a także dzięki dyskusjom z Georgiem Grodde-
ckiem, lekarzem z Baden-Baden. Niepodobna przecenić zna
czenia, jakie dla rozwoju myśli Fromma miał Bachofenow-
6
ski Das Mutterrecht (Matriarchat). Frommowska recepcja
Bachofena swój literacki wyraz znalazła już na początku
lat trzydziestych. Szacunek dla Bachofena widać w całym
dziele Fromma. Nawet w póznym wieku Fromm zaliczał
prace tego autora do najważniejszych zródeł swej myśli
i nie przestaw ał rekomendować lektury Das Mutterrecht.
Artykuły, które składają się na część pierwszą tego zbio
ru, stanowią wymowne świadectwo Frommowskiej recep
cji tekstów Bachofena, omawiających strukturę społeczeń
stw a m atriarchalnego i patriarchalnego. UkazujÄ…c, z ja
kim zapałem zapoznawał się z dorobkiem Bachofena,
Fromm jaw i się tu również jako prekursor analiz do dziś
aktualnej kwestii płci. Dwie prace, które po raz pierwszy
ukazują się drukiem, wymagają krótkiej noty edytorskiej.
Przyczynek zatytułowany Bachofena odkrycie m atriar
chatu wchodzi w skład naukowej spuścizny Fromm a jako
zredagowany rękopis w języku angielskim. Pochodzi on
z połowy lat pięćdziesiątych i powstał jako wprowadzenie
do planowanego tłum aczenia pracy Bachofena na angiel
ski, które jednak nie doszło wówczas do skutku. Dopiero
w roku 1967 Bollinger Foundation umożliwiła przekład
głównych pism szwajcarskiego badacza. Wstęp Fromma,
zatytułowany Bachofens Significance for Today, popadł w za
pomnienie i nigdy nie został przez autora opublikowany.
Przyczynek zatytułowany Męskie stworzenie świata do
piero niedawno udało mi się odnalezć w tej części From-
mowskiego archiwum, która należy do New York Public
Library. Ma on postać rękopisu zredagowanego w języku
niemieckim. Jego datowania na 1933 rok nie potwierdzajÄ…
żadne ze znanych dokumentów. Wyrazne naw iązania do
kultury europejskiej i amerykańskiej każą przypuszczać,
że rękopis powstał w pierwszych miesiącach pobytu From
m a w Stanach Zjednoczonych. Do przeprowadzonego w tym
tekście porównania pomiędzy biblijnym i babilońskim m i
tem o stworzeniu Fromm stale powraca w swych pózniej
szych pismach.
M atriarchalne i patriarchalne struktury społeczne wy
wierają istotny wpływ na kwestię płci. Nie są one jednak
7
jedynymi determ inantam i. W części drugiej Fromm roz
waża kwestię związku między płcią i charakterem człowie
ka. Rozprawa z 1943 roku, zatytułow ana Płeć i charakter,
jest próbą pokazania, że różnice biologiczne pomiędzy męż
czyzną i kobietą pociągają za sobą pewne różnice charak
terologiczne. Wywody Fromma skupiajÄ… siÄ™ na problema
tyce odmienności ról mężczyzny i kobiety we współżyciu
płciowym oraz wynikających z tego konsekwencji charak
terologicznych. Oczywiście, te biologicznie uwarunkowane
następstw a sprzęgają się z następstw am i, które generuje
bezpośrednie działanie czynników społecznych. N astęp
stwa uwarunkowane społecznie wywierają znacznie sil
niejszy wpływ i mogą potęgować, zacierać bądz odwracać
różnice biologiczne . W 1948 roku Fromm poszerzył Płeć
i charakter o kilka ważnych ustępów.
Druga praca poświęcona problematyce płci i charakte
ru nosi tytuł Mężczyzna - kobieta. Pow stała ona na pod
stawie odczytu poświęconego kwestii płci, który Fromm
wygłosił w 1949 roku. Niniejsza edycja zawiera również
najważniejsze wywody, które Fromm przedstaw ił podczas
dyskusji towarzyszącej jego wystąpieniu. Między odczytem,
którego tekst został opublikowany w 1951 roku, a tekstem
Płeć i charakter widać pewne napięcie, ponieważ Fromm
nie próbuje już wywodzić międzypłciowych różnic charak
terologicznych z uwarunkowań biologicznych, specyficz
nych dla każdej z płci, lecz lapidarnie stwierdza: nie jest
tak , iżby trudności, które pojawiają się w relacjach po
między mężczyzną i kobietą, były w swej istocie uw arun
kowane przez różnicę płci . Relacje między mężczyzną
i kobietÄ… sÄ… przede wszystkim relacjami dwojga ludzi. Re
lacje między ludzmi zaś determinuje dominujący charak
ter społeczeństwa. Wyróżnikiem dominującego w dzisiej
szych czasach charakteru społeczeństwa jest właśnie to, że
dla ludzi punktem orientacyjnym nie jest już ich własne
istnienie i specyfika ich płci, lecz rynek, sukces, przypisa
na im rola, cudze oczekiwania. Rynkowy charakter dzisiej
szego społeczeństwa powoduje, że niewiele specyfiki pozo
stało w relacjach między mężczyzną i kobietą .
8
Według Fromma, kwestię płci determ inują zarówno ma-
triarchałne czy patriarchałne struktury społeczne, jak i do
m inanta charakteru danego społeczeństwa. Ujęcie to ma
dalekosiężne następstwa dla rozumienia seksualizmu w kon
tekście kwestii płci. Dlatego dwa przyczynki, składające
się na część trzecią, podejmują problematykę związku płci
i seksualizmu. Pierwsza praca, zatytułow ana Seksualizm
i charakter, powstała w 1948 roku i była reakcją na Raport
Kinseya. Fromm jednak tylko ubocznie nawiÄ…zuje do tej
publikacji. Odcinając się od koncepcji Freuda, który cha
rak ter mężczyzny i kobiety pojmuje w świetle losów popę
du seksualnego u chłopca i u dziewczynki, Fromm stw ier
dza, że zależność jest dokładnie odwrotna: Uważam, że
zachowanie seksualne nie jest przyczynÄ…, lecz skutkiem
struktury charakteru danego człowieka . O dolach i niedo
lach relacji między mężczyzną i kobietą nie decyduje łóż
ko , wręcz przeciwnie, to właśnie wzorzec relacji, charak
ter, decyduje o ich zachowaniu seksualnym. Dlatego spe
cyficzne dla każdej płci problemy nie są następstw em
różnicy pomiędzy płciami, lecz przede wszystkim wyrazem
szczególnego charakteru relacji pomiędzy dwojgiem ludzi.
Dotyczy to nie tylko seksualizm u międzypłciowego, ale
i homoseksualizmu. Na tem at homoseksualizmu Fromm
wypowiadał się tylko ubocznie. Artykuł Zm iana w pojmo
waniu homoseksualizmu, który po raz pierwszy ukazuje
się tu drukiem , stanowi jedyną pracę Fromma, która
w całości traktuje o homoseksualizmie. Angielskojęzyczny
m anuskrypt, zredagowany w 1940 roku, należy do nowo
jorskiej części spuścizny Fromma. Fromm pokazuje w nim,
że praktyka terapeutyczna nie potwierdza Freudowskiego
rozumienia homoseksualizmu. Homoseksualizm nie stano
wi odrębnej jednostki klinicznej, lecz zjawisko, które towa
rzyszy najrozmaitszym problemom charakterologicznym
i zanika, jeśli rozwiąże się ogólne problemy charakterolo
giczne . Zdaniem Fromma, fakt ten potwierdza również
tezę, że to nie seksualizm determ inuje charakter, lecz wła
śnie orientacja charakterologiczna determinuje zachowa
nia seksualne. Dlatego istnieje tyle różnych typów zacho
9
wania homoseksualnego, ile typów zachowania heterosek
sualnego, a interpersonalne relacje homoseksualistów wy
kazujÄ… takie same problemy ja k interpersonalne relacje
heteroseksualistów .
Jeśli kw estia płci i problemy relacji pomiędzy płciami,
związane z ich odmiennością, nie są przejawem różnicy płci
wręcz przeciwnie: różnica płci jest celowo um acniana, aby
mogły znajdować upust ludzkie namiętności (cechy charak
teru), takie jak panowanie i podległość, miłość i nienawiść -
to kw estia wzajemnych stosunków pomiędzy obiema płcia
mi okazuje siÄ™ przede wszystkim pytaniem , jaka orienta
cja charakteru determinuje kształt relacji pomiędzy ludz
mi: miłość czy nienawiść, uwielbienie życia czy fascynacja
przemocą. Dlatego część czwarta traktuje o podstawowych
orientacjach charakterologicznych, które wywierają decy
dujący wpływ także na kwestię płci.
Artykuł Egoizm a miłość własna ukazał się w 1939 roku
w czasopiśmie Psychiatry , a pózniej popadł w zapomnie
nie, jeśli nie liczyć jego pierwszej części, którą Fromm włą
czył w 1947 roku do swej książki Psychoanalyse und Ethik.
Należy on do najważniejszych rozpraw Fromma. Autor
przedstawia w nim - na długo przed reprezentantam i psy
chologii jazni i teorii narcyzmu - koncepcję, która,
w odróżnieniu od Freudowskiego ujęcia, głosi, że stosunek
człowieka do siebie samego zawsze współgra z jego stosun
kiem do innych ludzi. Punktem wyjścia Fromm a nie jest
konkurencja między miłością w łasną i miłością blizniego,
lecz korespondencja i' korelacja naszego stosunku do sa
mych siebie i do naszych obiektów. Fromm podkreśla przy
tym niezbędność pozytywnego odniesienia człowieka do
samego siebie - niezbędność miłości własnej. Dopiero gdy
miłość do samego siebie zostaje udarem niona, pojawiają
siÄ™ egoizm i narcyzm jako formy kompensacyjne braku
miłości własnej. Podobną logikę relacji człowieka do same
go siebie i relacji do obiektów ukazuje Fromm również
w odniesieniu do nienawiści, mówiąc o nienawiści reaktyw
nej i nienawiści uwarunkowanej charakterologicznie. Za
skakująca jest przy tym jasność, z jak ą Fromm w 1939 ro
10
ku potrafił ukazać podłoże psychologiczne niemieckiego na
zizmu.
Miłość i nienawiść są podstawowymi orientacjami cha
rakterologicznymi, które wpływają na kształt relacji po
między płciami. W XX wieku pojęcia miłości i nienawiści
uzyskały znacznie szersze, a zarazem precyzyjniejsze zna
czenie. Nie chodzi już tylko o miłość, lecz o miłość do ży
wej istoty, która rośnie i rozwija się: o biofilię. I nie chodzi
już tylko o nienawiść, lecz o rozkosz niszczenia dla samego
niszczenia, o nęcącą siłę wszelkiej martwoty, o fascyna
cję przemocą, o miłość do śmierci: o nekrofilię. Kwestie te
porusza ostatnia rozprawa, opublikowana przez Fromma
w 1967 roku w jednym z amerykańskich czasopism. O przy
szłości człowieka nie zadecyduje kwestia płci, lecz odpo
wiedz na pytanie, czy nasze stosunki - w tym stosunki
między płciami - będzie określać miłość życia, czy miłość
śmierci. Postawy tej trudno jednak doświadczyć w kręgu
kultury, która kładzie nacisk na rezultaty, a nie na proces,
na rzeczy, a nie na życie, która środki czyni celem i która
uczy nas używać mózgu tam , gdzie powinno mówić serce.
Miłość do drugiego człowieka i miłość do życia nie są czymś,
do czego można dojść w pośpiechu. Do seksu tak, ale nie do
miłości.fjyiiłość wymaga, byśmy się radowali ciszą, byśmy
potrafili cieszyć się bycięm, a nie tylko działaniem, posia
daniem czy używaniem .
Rainer Funk
Część I
Matriarchat a męskie
stworzenie świata
1. Bachofena odkrycie matriarchatu
Bachofen jest znany stosunkowo nielicznym specjali
stom. W żadnym razie nie można go jednak uznać za za
pomnianego autora - Bachofen nigdy nie był znany czy
sławny, ani wtedy, gdy ukazywały się jego książki, ani za
raz po śmierci. W ostatnich latach życia Bachofena jego
dzieła zostały dostrzeżone przez niektórych antropologów,
takich jak Adolf B astian czy Lewis H. Morgan, a także
przez Fryderyka Engelsa, na którego (podobnie ja k na Ka
rola M arksa) wywarł on znaczny wpływ. Przez wiele lat
jednak dorobek Bachofena był niemal całkowicie ignoro
wany i dopiero przed pierwszą wojną światową m ała gru
pa niemieckich intelektualistów o romantycznych zapatry
waniach zaczęła go na nowo czytać i sławić jego imię - choć
tylko w niewielkich kręgach. Dopiero w ostatnich latach
daje się zauważyć wzrost zainteresowania postacią Bacho
fena, nie tylko w Niemczech i Szwajcarii, ale także w k ra
jach anglo- i hiszpańskojęzycznych.
Osobliwy los prac Bachofena ukaże się nam jeszcze wy
razniej, jeśli porównamy go z innym geniuszem, który
o jedno pokolenie pózniej pracował nad pokrewną proble
m atyką - z Zygmuntem Freudem. Jakiż kontrast przed
staw iają losy ich dokonań! Freud staje się jednym z naj
bardziej znanych na świecie myślicieli, jego idee i katego
rie wchodzą do języka potocznego, jego książki publikuje
się we wszystkich językach, jego idei naucza się w niezli
czonych placówkach naukowych; Bachofen zaś pozostaje
postacią nieznaną ogółowi, podziwianą przez nielicznych,
wyśmiewaną przez większość specjalistów. Wszystko to
jest tym bardziej uderzające, że Bachofen niejednokrotnie
15
antycypował idee Freuda, a często udzielał też bardziej
dogłębnych odpowiedzi na te same co Freud pytania.
Za główne dokonanie Bachofena zwykle uważa się od
krycie m atriarchatu. AnalizujÄ…c m ity i symbole Rzymian,
Greków i Egipcjan, doszedł on do wniosku, że patriarchalna
struktura społeczeństwa, którą spotykamy w całej historii
cywilizowanego świata, jest stosunkowo młodym tworem i że
poprzedzał ją stan kultury, w którym m atka była głową ro
dziny, przywódczynią społeczeństwa i Wielką Boginią. Ba
chofen zakładał ponadto, że u zarania dziejów fazę m atriar-
chalną poprzedzała niedojrzała, prymitywna forma społeczeń
stw a ( heteryzm ), opierająca się wyłącznie na naturalnej
kreatywności kobiety, nie znająca instytucji małżeństwa,
prawa, zasad czy porządku - stan, który można by porów
nać do nieokiełzanego rozrostu bagiennego zielska. Faza
m atriarchatu stanowi ogniwo pośrednie pomiędzy najniższą
i najwyższą, jak dotąd, fazą rozwoju ludzkości - fazą patriar
chatu, w której włada ojciec jako przedstawiciel prawa, ro
zumu, świadomości i hierarchicznej organizacji społecznej.
Teoria ta jest czymś więcej niż tylko hipotezą antropolo
giczną, która dotyczy pewnego prehistorycznego zjawiska.
Stanowi ona głęboką i wielostronną koncepcję historiozo
ficzną, która w wielu punktach przypomina historiozofię
Hegla, a zwłaszcza M arksa. Według M arksa, początkiem
dziejów jest pierwotny stan równości, który cechuje nie
wielki stopień ludzkiej samoświadomości i rozwoju sił wy
twórczych. Człowiek rozwija się dzięki przeobrażeniom
w sferze pracy - doskonali swój umysł, swą biegłość, swą
indywidualność; na koniec powraca do początkowej h a r
monii, osiąganej już wszakże na nowej płaszczyznie - pła
szczyznie racjonalizmu i techniki. U Bachofena podobny
przebieg ewolucji wiąże się z dominującą rolą postaci m at
ki bądz ojca. Tok dziejów wiedzie od przedracjonalnego
świata macierzyńskiego do racjonalnego świata ojcowskie
go, a zarazem od wolności i równości do hierarchii i nie
równości. Na koniec człowiek ma powrócić do stanu miłości
i równości, osiągając je na nowym poziomie, który będzie
połączeniem zasad m atriarchalnej i patriarchalnej.
16
Ten ewolucyjny model historii bynajmniej nie wyczerpu
je znaczenia Bachofenowskiej teorii. SwÄ… analizÄ… istoty
miłości macierzyńskiej i miłości ojcowskiej Bachofen poło
żył podwaliny pod psychologię indywidualnego i społeczne
go rozwoju psychicznego. Je st on nie tyle prekursorem no
woczesnej psychologii, ile raczej odkrywcą nowych dróg,
którego poglądy dzisiaj, po stu latach rozwoju nauki o czło
wieku, są bardziej zapładniające i, paradoksalnie, bardziej
nowoczesne niż w jego własnej epoce. Dalsze wywody m ają
uzasadnić to twierdzenie.
Zapewne najbardziej fundam entalnym dokonaniem Ba
chofena jest jego analiza istoty miłości m acierzyńskiej
i miłości ojcowskiej oraz konstytuowanej przez nie różnicy
między przywiązaniem do m atki bądz do ojca. Oczywiście
nie chodzi tu o empirycznych rodziców tej czy innej osoby,
lecz o ich typ idealny (w rozum ieniu Maxa Webera) czy
też ich archetyp (w rozum ieniu Junga). Bachofen rozwa
ża funkcję i rolę zasady macierzyńskiej i zasady ojcowskiej
w toku ludzkiej ewolucji.
Co jest istotą funkcji macierzyńskiej?
Wychowując potomstwo, kobieta wcześniej niż mężczyzna uczy
się rozszerzać swą miłującą opiekuńczość poza granice własne
go ja na inną istotę, całą swą inwencję poświęcając ochronie
i upiększeniu jej egzystencji. W tym sensie kobieta jest skarbnicą
wszelkiej kultury, wszelkiej życzliwości, wszelkiego poświęcenia,
wszelkiej troski o żywych i wszelkiego żalu za dusze zmarłych
(J. J. Bachofen, Myth, Religion and Mother Right).
Miłość, troska, odpowiedzialność za innych są dziełem
m atki; miłość macierzyńska jest ziarnem, z którego wyra
sta wszelka miłość i wszelki altruizm . Co więcej, miłość ta
jest podstawÄ… rozwoju powszechnego humanizmu. M atka
kocha swe dzieci dlatego, że są jej dziećmi, a nie dlatego, że
spełniają takie czy inne warunki albo takie czy inne ocze
kiwania. M atka kocha swe dzieci po równi, zatem i one
same, dopóki więz z m atką stanowi najważniejszy związek
w ich życiu, uważają się za wzajemnie równe. Idea macie
rzyństwa rodzi poczucie powszechnego braterstw a wszyst
17
kich łudzi, które ginie z rozwojem idei ojcostwa (tamże).
Wolność i równość, szczęście i bezwarunkowa afirmacja
życia są głównymi zasadam i kultury zogniskowanej wokół
postaci m atki.
W przeciwieństwie do zasady macierzyńskiej, zasada oj
cowska jest zasadÄ… prawa, porzÄ…dku, rozwagi, hierarchii;
ojciec m a swego ukochanego syna, który jest doń najbar
dziej podobny, któiy najlepiej nadaje się do roli sukcesora
jego m ajątku i jego pozycji w świecie. Wśród synów skupio
nych wokół osoby ojca równość ustępuje miejsca hierarchii,
a harm onia sporowi. Wielką zasługą Bachofena jest to, że
pokazał przebieg ewolucji historycznej od zasady macie
rzyńskiej do zasady ojcowskiej oraz zwrócił uwagę zarów
no na pozytywne, jak i negatyw ne aspekty obu zasad.
Uznanie patriarchatu za wyższą formę ewolucji nie prze
szkodziło m u zauważyć tak specyficznych zalet struktury
m atriarchalnej, jak i wad patriarchatu.
Pozytywnym aspektem m atriarchatu jest jego zmysł
równości, powszechności i bezwarunkowej afirmacji życia.
Negatywnym aspektem są więzy krwi i ziemi, brak racjo
nalności i postępu. Pozytywnym aspektem patriarchatu
jest jego zasada rozumu, prawa, nauki, cywilizacji, rozwo
ju duchowego, natom iast negatywnym hierarchia, ucisk,
nierówność, nieludzkie traktow anie. Pozytywne aspekty
m atriarchatu i negatywne patriarchatu szczególnie dobit
ny wyraz znalazły w Antygonie Sofoklesa. Antygona jest
reprezentantką ludzkiego traktow ania i miłości, natom iast
Kreon, totalitarny przywódca, reprezentuje kult państw a
i zasadę posłuszeństwa.
Bachofen jest nie tylko odkrywcą istoty miłości macie
rzyńskiej i miłości ojcowskiej, ich roli w procesie historycz
nym, ale również ojcem interpretacji symboli i mitów, tak
jak Freud jest ojcem interpretacji m arzeń sennych. W praw
dzie m itam i interesowali się także romantycy - dość wy
mienić K arla Otfrieda M ullera, Josepha von Górresa czy
Georga Friedricha Creuzera - ale Bachofen jest genialnie
oryginalny w swej metodzie odkrywania nieświadomości
za ukrytą treścią mitu. Starannie rozważając każdy szcze
18
gół m itu, dosięga Bachofen jego najgłębszych, nieuświada-
mianych korzeni i motywów.
Bachofen m a rzadko spotykany u innych badaczy dar
intuicyjnego wglądu w sens symboli. Jeśli ktoś chciałby się '
nauczyć rozum ienia bogactwa i subtelności symbolizmu, to
nie znalazłby lepszego nauczyciela niż Bachofen. Czytając,
na przykład, rozdział Symbole jaja, można dostrzec nie tyl
ko głębię i subtelność, których wymaga interpretacja sym
bolu, ale też niebywałą cierpliwość i umiłowanie przedmio
tu analizy, które cechują każdy krok Bachofena w odszy
frowywaniu znaczenia danego symbolu czy m itu. Sam
Bachofen doskonale zdawał sobie sprawę z bogactwa i głę
bi mitu, który dopuszcza nie tylko jedną, właściwą inter
pretację, lecz całe ich mnóstwo, zależnie od głębi rozumie
nia, którą ktoś osiągnął. Mit, stanowiący egzegezę symbo
lu, jest wytworem tego okresu w kulturze, w którym życie
nie wyłamało się jeszcze z harm onii n atu ry (tamże). Mit
rządzi się własnymi prawami; jeśli ktoś je zna, to jego ro
zumienie m itu jest równie obiektywne i racjonalne, jak ro
zumienie każdego innego zjawiska historycznego.
Przyjrzyjmy się bliżej metodzie i sposobowi interpretacji
mitów i symboli u Bachofena. Pierwszy, a zarazem chy
ba najważniejszy jest fakt, iż Bachofen nie ulega cudzym
opiniom. Je st świadomy sprzeciwu, który wywołają jego
teorie.
Ten kontrast, który nie mógłby już być bardziej radykalny,
wywiera głęboki wpływ na nasze metody i na nasze odkrycia.
Odkrycia przywodzą nas do faktów historycznych, które dog
matyczny przesąd traktuje jako już nieważne, a które są jed
nak istotne dla wszelkiego pełnego rozumienia dziejów (tamże).
Konieczne jest więc spełnienie podstawowego warunku.
Uczony musi umieć całkowicie odrzucić idee i wierzenia wła
snej epoki, które wypełniają jego ducha, i przenieść się w zupełnie
odmienny świat myśli. Bez takiej autonegacji trudno myśleć
o rzeczywistym sukcesie w badaniu starożytności. Uczony, który
za punkt wyjścia przyjmuje postawę pózniejszych pokoleń, nieu
chronnie uniemożliwia sobie rozumienie najdawniejszych czasów.
19
Mnożą się sprzeczności; gdy wyjaśnienie jakiegoś zjawiska wyda
je się niemożliwe, podaje się je w wątpliwość, a na koniec przeczy
jego istnieniu. Oto dlaczego uczoność i krytycyzm naszej epoki
przynoszą tak niewiele znaczących i trwałych rezultatów. Praw
dziwy krytycyzm tkwi w samym materiale i nie zna innego kryte
rium niż jego obiektywne prawo, innego celu niż rozumienie
odmiennego systemu, innego sprawdzianu niż liczba zjawisk,
które wyjaśnia jego podstawowa zasada. Gdzie uczoność widzi
deformacje, tam zafałszowanie jest dziełem uczonego, a nie zródeł,
którym w swej ignorancji, arogancji i niedbałości chce on przypi
sać własne braki. Poważny uczony musi stale pamiętać, że świat,
którym się zajmuje, jest nieskończenie różny od znanej mu rze
czywistości i że jego wiedza o nim, choć znaczna, zawsze musi być
ograniczona; że jego doświadczenie życiowe zwykle jest niedojrza
łe, gdyż opiera się na obserwacji niewielkiego wycinka czasu,
a materiał, którym dysponuje, to zbieranina oderwanych okru
chów i fragmentów, które często, jeśli patrzeć na nie z jednego
tylko punktu widzenia, wydają się nieautentyczne, ale jeśli umie
ścić je w ich prawdziwym kontekście, demaskują tak pochopny
osąd (tamże).
W wyimku tym Bachofen dał nie tylko jeden z najbar
dziej zwięzłych i pięknych opisów problemu obiektywności
i wolności wewnętrznej w badaniach historycznych, ale i n a
kreślił wierny obraz własnej metody. Czytelnika jego prac
uderza - tym bardziej, im dalej posuwa siÄ™ lektura - obiek
tywizm ich autora. Bachofen, podobnie jak jego wielki ro
dak Carl Jacob Burckhardt, nie uległ wrzawie potęgi i suk
cesu swej epoki; naw et jego własne upodobania i wartości
nie zdeformowały mu obrazu minionych czasów. Bachofen
nazwał swą metodę metodą badającą naturę (eine natur-
forschende Methode, por. tamże), przez co rozumiał czysto
obiektywną obserwację (tamże). Nikt, kto zapoznaje się
z jego prezentacją różnorakich aspektów tej metody, nie
może nie być pod wrażeniem wyjątkowych zdolności Ba
chofena jako obserwatora i naukowca.
Das Mutterrecht ukazało się mniej więcej w tym samym
czasie co główne dzieło Darwina. Mimo wielu oczywistych
różnic między tymi pracami nie ulega wątpliwości, że
w swej koncepcji rozwoju człowieka i historii Bachofen za
stosował zasadę ewolucjonizmu. Podobnie jak Darwin,
20
uznał on początki ludzkiej ewolucji za skromne, a nawet
upokarzajÄ…ce dla naszej dumy.
Nawet jeśli obraz, który odsłania się przed nami, niezbyt nas
cieszy, nawet jeśli nie skłania nas do dumy z naszych początków,
to jednak widok człowieka, który stopniowo transcenduje bestial
stwo swej natury, może uzasadniać ufną wiarę, że dzięki wszyst
kim zmianom ród ludzki znajdzie siłę, by dokończyć swą trium
falną wspinaczkę, która z głębin, z nocy materii prowadzi go ku
światłu niebiańsko-duchowej zasady (tamże).
Oraz:
Któż by nie chciał [...] oszczędzić naszemu rodowi pamięci tak
niegodnego dzieciństwa? Ale świadectwo historii nie pozwala nam
zważać na głos dumy i miłości własnej. Nie ulega wątpliwości, że
instytucja małżeństwa stanowi owoc nader powolnego postępu
(tamże).
Krótkiego z konieczności opisu metody Bachofena nie
możemy zakończyć, nie wspomniawszy choćby słowem
o jego dialektycznym nastaw ieniu. Bachofen, podobnie jak
Hegel, uważał konflikt i sprzeczność za motor postępu.
Każde zjawisko historyczne należy ujmować jako reakcję
na wcześniejszy - przeciwny stan. To nie paradoks, lecz
wielka praw da [...] że kultura ludzka czyni postępy tylko
dzięki ścieraniu się przeciwieństw (tamże). Dzięki rozu
m ieniu dialektycznej natury procesu historycznego Bacho
fen mógł dostrzec, że skrajność wszelkiej postawy wynika
z jej tryum fu nad poprzednim, przeciwnym stanem i że je
śli ktoś dostatecznie głęboko szuka, to w każdej nowej
skrajności odnajdzie ślady poprzedzającego ją przeciwień
stw a (por. Freudowski powrót stłum ionego w formacji
reaktywnej).
Nic dziwnego, że człowiek o prawdziwie naukowym umy
śle, taki jak Bachofen, nie uległ fascynacji m etodą ilościo
wą w naukach społecznych. G runtow na i wyczerpująca
analiza jednego zjawiska jest więcej w arta niż prezentacja
wielu analogii, z których żadna nie jest w pełni przekony
wająca. Dla Bachofena sto dowodów połowicznych nigdy
nie sumowało się w dowód, którego dostarcza jedna grun
21
towna analiza. Bachofen pokazał, że nie można oddzielać
od siebie rozum ienia struktury społecznej, rozum ienia pra
wa, rozum ienia religii, rozum ienia układu rodzinnego i ro
zumienia struktury charakteru. Zatem już przed stu laty
zastosował w praktyce badawczej pogląd, który zdobył so
bie uznanie dopiero w ostatnich latach. Dzięki tem u Ba
chofen nie jest ani antropologiem, ani archeologiem, ani
filozofem, ani psychologiem, ani socjologiem czy history
kiem. Bachofen upraw ia naukę o człowieku i żadna z tych
dziedzin nie jest dlań niezależna od pozostałych.
Wspomniałem już o osobliwym przeciwieństwie losu,
który stał się udziałem Bachofena i Freuda. Natom iast inne
istotne różnice między nimi - dotyczące zarówno ich dzieła,
jak i ich osobowości - mogą posłużyć także uwypukleniu
uderzających podobieństw między obydwoma badaczami.
Ich prace ogniskujÄ… siÄ™ na tym samym problemie - pro
blemie rozum ienia rozwoju człowieka poprzez rozumienie
jego relacji z m atką i ojcem. Obaj uważali, że początkiem
ludzkiego rozwoju jest związek z m atką, który z czasem
słabnie i ustępuje miejsca związkowi z ojcem jako głów
nym obiektem uczuć. Jakże inaczej postrzegali jednak sens
tego związku! Dla Freuda był on przede wszystkim związ
kiem seksualnym. Skutkiem tego założenia Freud zacie
mnił fakt, który Bachofen wydobył na światło - że związek
z m atkÄ… jest pierwszÄ… i najsilniejszÄ… relacjÄ… emocjonalnÄ…
małego dziecka. Największą zaś tęsknotą niemowlęcia -
tęsknotą, która nigdy nas nie opuszcza, dopóki nie powróci
my do matki-ziemi - jest tęsknota za matczyną miłością;
m atka oznacza dlań życie, ciepło, pokarm, szczęście, bez
pieczeństwo. Miłość m atki jest miłością bezwarunkową,
której dziecko doświadcza nie dlatego, że jest posłuszne,
dobre czy użyteczne, lecz dlatego, że jest jej dzieckiem, że
tej miłości i opieki potrzebuje. Freud, prawdopodobnie
z charakterologicznych powodów, tę najsilniejszą z wszyst
kich uczuciowych tęsknot racjonalizuje jako więz seksual
ną, opartą na tym, że chłopiec wykazuje aktywny instynkt
seksualny i że m atka jest jedyną intym nie znaną mu ko
bietą, która opiekując się nim fizycznie, pobudza jego pożą
22
danie seksualne. Freud ujaw nia swÄ… osobliwÄ… negacjÄ™ emo
cjonalnego znaczenia m atki, pisząc: Nie potrafiłbym
wskazać w okresie dzieciństwa potrzeby silniejszej niż po
trzeba ojcowskiej opieki (Z. Freud, Kultura jako zródło
cierpień). Albo we wprowadzeniu do drugiego wydania swej
Traum deutung, gdzie, po stracie ojca, stwierdza, że jego
śmierć jest najważniejszym wydarzeniem, najbardziej bo
lesną stra tą w życiu człowieka (cytat za: E. Jones, The
Life and Work o f Sigm und Freud, t. 1). Można wyraznie
zaobserwować, jak w doświadczeniach Freuda m atka traci
swą ośrodkową rolę i zostaje zdetronizowana przez ojca.
Wypędzona bogini przeobraża się w prostytutkę.
Bachofenowska interpretacja pokazuje, że Freud m a ra
cję, gdy przyjmuje, że niezdolność do przezwyciężenia przy
wiązania do m atki (choć nie wszelkiej tęsknoty do niej) jest
zarodkiem wszelkiej nerwicy, a popełnia błąd, gdy reduku
je rolÄ™ m atki do roli seksualnej. Fundam entalnym dokona
niem Bachofena jest odkrycie, że najwcześniejszą i najgłęb
szą więzią człowieka jest więz z m atką, że osiągnięcie doj
rzałości, zarówno przez jednostkę, jak i przez ród ludzki,
wymaga przezwyciężenia tej fiksacji i przejścia przez sta
dium, w którym związek z ojcem staje się główną relacją;
że w końcu, na jeszcze wyższym szczeblu rozwoju, więz
z m atką odnawia się, ale już nie jako przywiązanie do wła
snej m atki, lecz jako powrót do zasady miłości i równości
na wyższym, duchowym poziomie.
Ze swego skrajnie patriarchalnego stanow iska Freud
patrzył na kobietę jak na wykastrowanego mężczyznę (ty
powa kompensacja nie przezwyciężonego lęku przed zależ
nością od kobiety), natom iast w ujęciu Bachofena jest ona,
jako m atka, reprezentantką pierwotnej siły, natury, rze
czywistości, a zarazem miłości i afirmacji życia. To właśnie
dlatego, a nie z powodu atrakcyjności seksualnej, zawiązu
je się więz, którą tak trudno przezwyciężyć. Z drugiej stro
ny, ukazując pozytywną funkcję ojca, Bachofen dowodzi, że
zwrot od m atki do ojca nie wynika z obaw kastracyjnych,
lecz z odczuwanej przez chłopca potrzeby przewodnictwa
i pomocy ojca, który ucieleśnia zasadę ojcowską.
23
Bachofen, podobnie jak Freud, wnika w tajemnicę języ
ka symbolicznego. Freud bada głównie sny, natom iast Ba
chofen mity. Żaden z nich nie uległ obiegowym opiniom
0 m itach i m arzeniach sennych; obaj poszukiwali ich ukry
tych, utajonych, nieuświadamianych znaczeń. I znów: ja
każ różnica, jeśli chodzi o głębię wyrazu najbardziej ele
m entarnych pragnień człowieka, zakorzenionych w w arun
kach jego egzystencji - Freud zbyt często ogranicza ich
znaczenie do seksualizm u czy skojarzeń, nierzadko trywial
nych, a ujawnianych za pomocÄ… metody swobodnych sko
jarzeń.
Obu interesuje relacja pomiędzy historią, religią i psy
chologiÄ…. Bachofen postrzega ewolucjÄ™ rodu ludzkiego jako
wzbicie się ponad więz z m atką i konstruuje społeczeństwo
m atriarchalne jako stadium poprzedzajÄ…ce znane nam kul
tury patriarchalne. Freud, przeciwnie, początek dziejów
1 ludzkiej ewolucji widzi w stadzie, w którym dominuje oj
ciec, i w buncie synów przeciwko ojcu.
Podobieństwa i różnice teoretyczne pomiędzy Bachofe-
nem i Freudem są odbiciem podobieństw i różnic pomiędzy
ich osobowościami. Obaj to geniusze pałający nieodpartą
żądzą prawdy, nienasyconym zainteresowaniem ukrytym i,
tajem nym i podziemiami-ducha. A jednak jakaż różnica.
Bachofen, szwajcarski patrycjusz religijny, konserwatyw
ny i antyliberalny. Freud, wiedeński Żyd - liberalny, anty-
religijny, racjonalistyczny.
Różnice te nie powinny nam przesłaniać innych, które
m ajÄ… nie mniejsze znaczenie. Bachofen, skrajnie konser
watywny i nader sceptyczny wobec wszystkiego co nowe,
był człowiekiem głębokiej wiary w przyszłość rodu ludzkie
go. Wierzył, że między początkiem i końcem ludzkich spraw
widać szczególne podobieństwo, że koniec jest powrotem
do początku, na wyższej płaszczyznie rozwoju. Twierdził,
że zasady m atriarchatu nie znikną, lecz zostaną zachowa
ne (aufgehoben w Heglowskim rozum ieniu) i połączone
w nową syntezę z zasadami patriarchatu. Oto słowa Ba
chofena, w których opisuje on swą wiarę w rozwój rodu
ludzkiego:
24
Jedno wielkie prawo rządzi prawidłowym rozwojem człowieka.
Rozwój ten postępuje od materializmu do immaterializmu, od fi-
zyczności do metafizyczności, od telluryzmu do duchowości. Osta
teczny cel można będzie osiągnąć tylko dzięki zjednoczonemu
wysiłkowi wszystkich ludzi i epok - ale na pewno zostanie on
osiągnięty, mimo wszelkich przeciwności losu. Co zaczęło się jako
materialne, musi się zakończyć jako niematerialne. U końca
wszelkiego prawidłowego rozwoju stoi nowe ius naturale, już nie
materii, lecz ducha - ostateczna sprawiedliwość, która będzie po
wszechna, tak jak powszechna była pierwotna sprawiedliwość,
i tak jak pierwotne prawo, wolna od wszelkiej arbitralności, dyk
towana przez samą rzecz, nie wymyślona, lecz odkryta przez czło
wieka, tak jak pierwotne prawa fizyczne jawiły się jako imma-
nentny porządek materialny. Persowie wierzyli, że kiedyś będzie
na świecie jedna sprawiedliwość i jeden język. Gdy Aryman zo
stanie pokonany, ziemia będzie płaska i równa, a szczęśliwa ludz
kość znać będzie jeden język, jedną formę rządów i jeden sposób
życia (Plutarch, O Izydzie i Ozyrysie). Ta ostateczna sprawiedli
wość oznacza czyste promieniowanie zasady dobra. Nie jest to
telluryczne prawo, podobne do mrocznej, krwawej sprawiedliwo
ści pierwszej, materialnej ery, lecz niebiańskie i świetliste, dosko
nałe prawo Zeusowe. Ta ostateczna sublimacja musi implikować
zarazem jego zanik. Dzięki uwolnieniu się od wszelkichmaterial-
nych domieszek prawo staje się miłością. Miłość jest najwyższą
sprawiedliwością. Ta sprawiedliwość znów musi się przejawiać
w dualności, ale nie, jak dawna sprawiedliwość telluryczna, w du
alności właściwej konfliktowi i nie kończącemu się niszczeniu, lecz
w dualności, która nadstawia drugi policzek i z radością oddaje
drugi płaszcz. W doktrynie tej uobecnia się najwyższa sprawiedli
wość. Jej doskonałość transcenduje nawet pojęcie sprawiedliwo
ści, a tym sposobem staje się ostateczną i całkowitą negacją ma
terii, usunięciem wszelkich dysonansów (tamże).
Pomimo tej wiary w człowieka - a może właśnie z jej
powodu - Bachofen z pełnym sceptycyzmem odnosił się do
postępu swej epoki i tego, co miało nadejść w XX wieku.
Oto przepowiednia z 1869 roku, która dowodzi profetycz
nej jasności, z jak ą Bachofen widział przyszłość - tej samej
intuicyjnej jasności, z jak ą spoglądał w przeszłość:
Zaczynam wierzyć, że historycy XX wieku nie będą mieli
o czym pisać, jeśli nie liczyć Ameryki i Rosji. Europa, Stary Świat,
leży na łożu boleści i już z tego nie wyjdzie. Dla nowych władców
świata będziemy jeszcze dość użyteczni jako nauczyciele, jak nie
gdyś Grecy dla rzymskiej potęgi, i będziemy mieli okazję grun
25
townie studiować do końca dzieje tego postępu. Niestety, jestem
czarnowidzem, czego nikt nie lubi (list do Meyer-Ochsnera, 25
maja 1869).
Paradoksalnie, Freud reprezentuje^odwrotnÄ… postawÄ™
polityczną. On, liberał, niezbyt wierzy w przyszłość ludz
kości. Je st przekonany, że naw et gdyby rozwiązano proble
my społeczne i ekonomiczne, to i tak n a tu ra człowieka
nadal będzie go czynić zazdrosnym czy zawistnym, i nadal
będzie się on kierować chęcią rywalizacji z innymi mężczy
znami o przywilej posiadania wszystkich pożądanych ko
biet. Dla Freuda proces historyczny jest z istoty tragiczny.
Im większy jest udział człowieka w tworzeniu kultury, tym
większa jest też jego frustracja instynktownych popędów,
tym bardziej staje się też nieszczęśliwy i znerwicowany.
Dla Bachofena człowiek dzięki konfliktom zmierza ku
coraz wyższym formom harmonii. Z drugiej strony, Bacho
fen nigdy nie uległ czarowi potęgi, czego nie można powie
dzieć o Freudzie. Gdy rozpoczęła się pierwsza wojna świa
towa, Freud, jak pisze Jones w drugim tomie jego biografii,
stał się żarliwym patriotą, głęboko przekonanym, że racja
leży po stronie Austrii i Niemiec, entuzjazmującym się nie
mieckimi zwycięstwami. Ten tragiczny udział w histerii
wojennej nigdy nie mógłby się przydarzyć Bachofenowi, dla
którego wartości duchowe były zbyt realne i jednoznaczne,
by kiedykolwiek skłonić go do kultu oręża i zwycięstwa.
Porównanie Bachofena i Freuda nie miało umniejszyć
wielkości twórcy psychoanalizy: wielkość pozostaje wielko
ścią naw et mimo cieni, które m ącą świetlistą postać geniu
sza. Przeprowadzone porównanie miało ukazać szczególną
pozycję Bachofena, a może i dać wyraz memu osobistemu
podziwowi dla człowieka, którego dokonania są tak mało
znane, a jednocześnie tak istotne dla naszego pokolenia
i dla przyszłości.
Na zakończenie chciałbym kilka uwag poświęcić odpo
wiedzi na pytanie, w jakich kierunkach można kontynuo
wać dzieło Bachofena i w jaki sposób korzystać z niego jako
zródła nowych odkryć w dziedzinie antropologii, historii,
religii i psychologii. Na jednym polu wpływ Bachofena za
26
znaczył się już w przeszłości. Chodzi tu o badania M arksa
i Engelsa nad związkiem pomiędzy strukturą rodziny, struk
tu rą społeczeństwa i organizacją ekonomiczną we wcze
snych dziejach człowieka. Engels w swej pracy Pochodze
nie rodziny, własności prywatnej i państwa (opublikowa
nej po raz pierwszy w 1884 roku) poświadcza wpływ myśli
Bachofena na własne poglądy. Inni, jak Lewis H. Morgan
w Systems o f Consanguinity and Affinity o f the H um ań
Family (Washington 1871) i w Społeczeństwie pierwotnym,
a wiele lat pózniej Robert Briffault w The Mothers., A Stu-
dy o f the Origins o f Sentim ents and Institutions, dowied
li istnienia stru k tu r m atriarchalnych w wielu społeczeń
stwach i religiach, innych niż te, które badał Bachofen. Jest
to jednak dopiero początek twórczego wykorzystania od
kryć Bachofena w badaniach antropologicznych i historycz
nych. Studia nad hinduizmem, nad religiami M eksyku
i Chin, nad rozwojem judaizmu, katolicyzmu i protestan
tyzm u z pewnością zaowocują nowymi i odkrywczymi do
konaniam i, jeśli będą uwzględniać podstawowe idee Ba
chofena. Jego teorie rzucają światło również na religie pry
mitywne i na zjawiska pseudoreligijne, takie jak współ
czesne systemy totalitarne. Pełne zrozumienie ich atrak
cyjności dla milionów ludzi jest możliwe tylko wtedy, gdy
dostrzegamy, jak łączą się w nich funkcje macierzyńskie
z funkcjami ojcowskimi i jak systemy te odwołują się do
nieuświadamianych tęsknot, związanych z postacią m atki
i ojca.
Nie mniej owocne będzie zastosowanie teorii Bachofena
na polu psychologii indywidualnej. Doprowadzi ono do nie
zbędnej korekty Freudowskich pojęć kazirodztwa czy kom
pleksu Edypa i do pogłębienia odkryć Junga w tej dzie
dzinie. Sądzę, że pomoże to ustalić typologię klasyfikującą
ludzi jako charakter skupiony na postaci m atki bÄ…dz cha
rak ter skupiony na postaci ojca, z których każdy m a swą
szczególną historię, a także swe specyficzne zalety
i wady. W efekcie może się okazać, że na miejscu Freudow
skiego, czysto ojcowskiego superego pojawi siÄ™ sumienie
macierzyńskie i sumienie ojcowskie, i okaże się, że pełna
27
dojrzałość polega na ich syntezie, która następuje, gdy
odrywajÄ… siÄ™ one od osoby m atki i ojca, uzyskujÄ…c zarazem
wzmocnienie ze strony sił macierzyńskich i ojcowskich,
które tkw ią w każdym człowieku.
Poza tym odkrycia Bachofena przyczyniÄ… siÄ™ do nowych
dokonań na polu psychopatologii. Być może ktoś odkryje,
że człowiek skupiony na postaci m atki wykazuje skłonność
do pewnych chorób psychicznych, innych niż te, do których
skłonność wykazuje człowiek skupiony na postaci ojca.
Mogłoby to rzucić nowe światło na problematykę depresji,
niektórych form nerwic charakterologicznych typu recep-
tywnego, a także nerwic anankastycznych i paranoi. Jako
człowiek, który choć w nader ograniczonym stopniu - sta
rał się zastosować odkrycia Bachofena do zagadnień antro
pologii i psychologii, mogę tylko stwierdzić, że moim zda
niem dotychczas nie zaczęto nawet sięgać po bogactwo pro
pozycji zawartych w jego dziele.
Nie uważam bynajmniej, by wszystkie teorie Bachofena
były trafne. Historia idei to historia błędów, a Bachofen
nie stanowi w yjątku od tej reguły. Liczy się jednak owo
jądro prawdy obecne w idei i jego przydatność dla przyszłej
myśli. Pod tym względem Bachofen jest jednym z najbar
dziej twórczych i najbardziej postępowych myślicieli.
2. Teoria matriarchatu i jej znaczenie
dla psychologii społecznej
Das Mutterrecht J. J. Bachofena, po raz pierwszy wyda
ne w 1861 roku, podzieliło los dwu innych publikacji nau
kowych, które ukazały się mniej więcej w tym samym cza
sie: O pochodzeniu gatunków K. Darwina oraz Przyczynku
do krytyki ekonomii politycznej K. M arksa (obie ujrzały
światło dzienne w roku 1859). W szystkie trzy dzieła, zaj
mujÄ…ce siÄ™ specjalistycznymi zagadnieniam i naukowymi,
wywołały żywe reakcje uczonych i laików, wykraczające
poza wąskie granice swych specjalności.
Jeśli chodzi o M arksa i Darwina, spraw a jest oczywista
i nie wymaga bliższego kom entarza. Natom iast przypadek
Bachofena jest, z wielu powodów, bardziej skomplikowa
ny. Przede wszystkim dlatego, że problematykę m atriar
chatu zdaje się niewiele łączyć z kwestiami o żywotnym
znaczeniu dla społeczeństwa mieszczańskiego. Po drugie
dlatego, że teorię m atriarchatu przyjęły z entuzjastyczną
aprobatą dwa skrajnie przeciwstawne - zarówno ideolo
gicznie, jak i politycznie - obozy. Najpierw odkryli Bacho
fena przedstawiciele obozu socjalistycznego: M arks, E n
gels, Bebel i inni. Po kilku dziesięcioleciach względnego
zapomnienia jego idee zostały przypomniane przez filozo
fów antysocjalistycznych, takich ja k Klages i Baumler. Ofi
cjalna nauka owych czasów przeciwstawiała się koncepcji
Bachofena, formując front sprzeciwu lub całkowitego lek
ceważenia - postawę taką reprezentowali naw et przedsta
wiciele socjalistycznej orientacji, na przykład Heinrich Cu-
now. Ostatnim i laty problem m atriarchatu odgrywa w na
ukowych dyskusjach coraz większą rolę. Jedni zgadzają
siÄ™ z m atriarchalnÄ… wizjÄ…, inni zdecydowanie jÄ… odrzucajÄ…,
29
przy czym niem al wszyscy wykazujÄ… emocjonalne zaanga
żowanie w tę kwestię.
Spróbujmy się zastanowić, dlaczego problem atyka m a
triarchatu budzi tak silne reakcje emocjonalne i co Å‚Ä…czy jÄ…
z żywotnymi interesam i społecznymi. Postarajm y się też
odsłonić rzeczywiste powody, dla których teoria m atriar
chatu zyskała zwolenników zarówno w obozie rewolucyj
nym, jak i w antyrewolucyjnym. Będziemy wówczas mogli
dostrzec znaczenie tego zagadnienia dla badań nad współ
czesnymi strukturam i społecznymi i ich przeobrażeniami.
Zantagonizowanych zwolenników m atriarchatu łączył
dystans w stosunku do społeczeństwa mieszczańsko-demo-
kratycznego. Oczywiście, w badaniach nad stru k tu rą spo
łeczną, odwołujących się do świadectwa mitów, instytucji
prawnych itp., dystans taki jest niezbędny, zwłaszcza gdy
mam y do czynienia ze stru kturą, która zasadniczo różni
się od porządku społeczeństwa mieszczańskiego, i to nie
tylko poszczególnymi aspektam i, ale także swymi podsta
wowymi cechami psychospołecznymi. Bachofen doskonale
zdawał sobie z tego sprawę, pisząc:
Zrozumienie zjawisk matriarchatu można osiągnąć tylko pod
jednym warunkiem. Uczony musi umieć całkowicie odrzucić idee
i wierzenia własnej epoki, które wypełniają jego ducha, i prze
nieść się w zupełnie odmienny świat myśli [...] Uczony, który za
punkt wyjścia przyjmuje postawę pózniejszych pokoleń, nieu
chronnie uniemożliwia sobie rozumienie najdawniejszych czasów
(J. J. Bachofen, Myth, Religion and Mother Right).
Z pewnością ten w arunek wstępny spełniali wszyscy,
którzy odcinali się od własnej epoki - obojętne, czy spoglą
dali w przeszłość jak na raj utracony, czy z nadzieją wy
glądali ku lepszej przyszłości. Wydaje się, że krytyka tera
zniejszości była jedynym momentem, który łączył wrogich
sobie adherentów teorii m atriarchatu. Ostry antagonizm
pomiędzy obiema grupami, który dzielił je w każdej innej
kwestii, sugerowałby, że teoria m atriarchatu i sam jej
przedmiot Å‚Ä…czÄ… w sobie szereg heterogenicznych elemen
tów, dzięki czemu jedna grupa mogła się skupić na pew
nych aspektach teorii jako zasadniczych, a druga na zupeł
30
nie innych. Tym sposobem obie mogły znalezć powody do
jej popierania.
Autorzy konserwatywni, tacy jak Baum ler, spoglÄ…dali
w przeszłość, by odszukać w niej własne ideały społeczne.
Jakie zatem były powody ich szczególnej sympatii dla teo
rii m atriarchatu? JednÄ… z odpowiedzi podaje Engels, zau
ważając zarazem - i krytykując - przychylny stosunek
Bachofena do religii, który ten sam jasno wyraża:
Jest tylko jedna, potężna dzwignia wszystkich cywilizacji, mia
nowicie religia. Każdy wzlot i każdy schyłek ludzkiej egzystencji
rodzi się z ruchu, który swój początek ma w tej najwyższej sferze
(tamże).
Oczywiście nie tylko Bachofen reprezentował tak ą po
stawę. Je st ona jednak fundam entalnie ważna dla jego te
orii, która zakłada ścisły związek kobiety i religijności.
Jeśli matriarchat w szczególnym stopniu wykazuje to kapłań
skie piętno, to przyczyną jest sama natura kobieca, głęboki zmysł'
boskiej obecności, który, w połączeniu z uczuciem miłości, wyzwa
la w kobiecie, zwłaszcza w matce, oddanie religijne, największą
aktywnością cechujące się w najbardziej barbarzyńskich czasach
(tamże).
Bachofen uznaje zatem postawÄ™ religijnÄ… za dystynktyw-
nÄ… dyspozycjÄ™ kobiety, a religiÄ™ za specyficzny rys m a
triarchatu. W jego ujęciu religia nie jest jednak po prostu
formą kultowej czci i świadomości. Jedna z jego najbar
dziej błyskotliwych idei głosi, że dana stru k tu ra ludzkiej
psychiki pozostaje w relacji do konkretnej religii - jakkol
wiek staw ia on tę relację na głowie i wywodzi strukturę
psychicznÄ… z religii.
Rys romantyczny teorii Bachofena jeszcze jaśniej prze
jaw ia się w jego stosunku do przeszłości. Swą miłością
i uwagą Bachofen obdarza najbardziej odległą przeszłość
rodzaju ludzkiego, którą idealizuje. Co więcej, w szacunku
dla zmarłych widzi jedną z najbardziej fundam entalnych -
i godnych podziwu - cech ku ltur m atriarchalnych. Oma
wiając m atriarchat licyjski, stwierdza, że cały styl życia
danego narodu można zobaczyć w jego postawie wobec
31
św iata zmarłych. Kult zmarłych pozostaje w ścisłym związ
ku z szacunkiem dla przodków, który nie daje się oddzielić
od miłości do tradycji i od spojrzenia zwróconego w stronę
przeszłości (tamże).
W tajemnych kultach macierzyńsko-tellurycznych znaj
duje Bachofen dobitne podkreślenie mrocznej, śmiertelnej
strony życia natury , charakterystyczne dla m atriarchal-
nego stanowiska. Baum ler precyzyjnie przedstawia różni
cę w tej kwestii pomiędzy stanowiskiem romantycznym
i stanowiskiem rewolucyjnym:
Kto chce zrozumieć mity, ten musi mieć głębokie poczucie potę
gi przeszłości. Podobnie, kto chce zrozumieć rewolucje i rewolu
cjonistów, ten musi mieć głęboką świadomość przyszłości i jej po
tencjału.
By zrozumieć istotę tego stanowiska, należy sobie zdać spra
wę, że nie jest to jedyna możliwa koncepcja dziejów. Głębokie po
czucie przyszłości może zaowocować zupełnie inną koncepcją -
koncepcją, która zakłada aktywny, męski wysiłek, świadomą ak
tywność i ideały rewolucyjne. W tym ujęciu człowiek, wolny i nie
skrępowany, kreuje przyszłość z niczego. W poprzednim ujęciu
człowiek stanowi ogniwo w cyklu narodzin , w przekazywaniu
krwi i uświęconych tradycją obyczajów, element pewnej całości ,
która zatraca się w nieznanych zakamarkach przeszłości [...] Bę'dą
tam zmarli, jeśli żywi tak postanowią. Nie odeszli oni na zawsze
z tego świata. Wszyscy przodkowie nadal istnieją. Nadal działają
i doradzają wspólnocie swych potomków (Baumler, cyt. za: J. J. Ba
chofen, Der Mythus von Orient und Okzident).
ZasadniczÄ… cechÄ… opisanej przez Bachofena m atriarchal-
nej struktury psychicznej i zwiÄ…zanej z niÄ… religii chtonicz-
nej jest postaw a społeczeństwa m atriarchalnego wobec na
tury, jego ukierunkowanie na świat m aterialny jako prze
ciwieństwo intelektualnych i duchowych realności.
Matriarchat wiąże się z materią i z tym szczeblem rozwoju re
ligijnego, który uznaje wyłącznie życie cielesne [...] Zwycięstwo
patriarchatu wyzwoliło ducha od zjawisk natury, wyniosło ludz
ką egzystencję ponad prawa życia materialnego. Zasada macie
rzyństwa jest wspólna wszystkim sferom życia tellurycznego, ale
mężczyzna, przypisując swej potencji twórczej nadrzędną pozy-
cję, wybija się ponad ten związek i staje się świadom swego wyż
szego powołania. Życie duchowe wznosi się ponad byt cielesny,
32
a związek z niższymi sferami egzystencji zostaje ograniczony do
fizycznego aspektu. Macierzyństwo przynależy do fizycznej stro
ny człowieka, jest jedynym momentem, który łączy go ze światem
zwierzęcym; zasada ojcowsko-duchowa należy wyłącznie do czło
wieka. To dzięki niej wyłamuje się on z więzów telluryzmu i kie
ruje wzrok ku wyższym sferom kosmosu (J. J. Bachofen, Myth,
Religion and Mother Right).
J a k widać, dwa momenty charakteryzują stosunek spo
łeczeństwa m atriarchalnego do natury: bierne poddanie się
naturze oraz przeciwstawienie wartości naturalnych i bio
logicznych wartościom intelektualnym . N atura, podobnie
jak postać m atki, stanowi ośrodek kultury m atriarchalnej -
w obliczu natu ry ludzkość wciąż pozostaje bezradnym
dzieckiem.
Pierwsza [tzn. kultura matriarchalna] ogranicza siÄ™ do mate
rii, druga [tzn. kultura patriarchalna] oznacza rozwój intelektu
alny i duchowy. Pierwszą rządzi nieświadoma prawość, drugą in
dywidualizm. W pierwszej odnajdujemy poddanie siÄ™ naturze,
w drugiej wzniesienie się ponad nią, przełamanie dawnych ba
rier - miejsce trwałego spokoju, pogodnego zadowolenia i wiecz
nej infantylności w starzejącym się ciele zajmuje bolesny wysiłek
prometejskiego życia. Matczyne oddanie jest wzniosłą nadzieją,
zawartÄ… w tajemnicy Demeter, postrzeganej w losie ziarna-nasie-
nia. Człowiek helleński, przeciwnie, wszystko, nawet najwyższe
szczyty, chce zdobywać o własnych siłach. W walce zdobywa świa
domość swej ojcowskiej natury, wznosi się ponad zasadę macie
rzyńską, do której niegdyś całkowicie należał, i walczy o swe wła
sne ubóstwienie. yródła nieśmiertelności nie widzi już w kobiecie
rodzącej dzieci, lecz w zasadzie męskiej kreatywności, której przy
daje boskiego charakteru, dawniej przyznawanego wyłącznie ma
cierzyństwu (J. J. Bachofen, Der Mythus von Orient und Okzi-
dent).
System aksjologiczny kultury m atriarchalnej harm oni
zuje z jej zasadÄ… biernego podporzÄ…dkowania matce, n a tu
rze i ziemi jako elementom, którym przypada ośrodkowa
rola. Za wartościowe uchodzą tylko elem enty naturalne
i biologiczne; duchowe, kulturowe i racjonalne są uważane
za bezwartościowe. Najpełniej ten kierunek m yślenia roz
winął Bachofen w swym pojęciu sprawiedliwości. W przeci
wieństwie do mieszczańskiego praw a naturalnego, dla
33
którego naturą jest zabsolutyzowane społeczeństwo pa-
triarchalne, m atriarchalne prawo naturalne cechuje domi
nacja wartości instynktownych, naturalnych, opierających
siÄ™ na zwiÄ…zkach krwi. Prawo m atriarchalne nie dopuszcza
rozumnego zrównoważenia winy i pokuty - jest ono zdomi
nowane przez naturalną zasadę odwetu, odpłacania po
dobnym za podobne. \
Ten wyłączny szacunek m atriarchalnego prawa n atu
ralnego dla związków krwi najdobitniej ukazał Bachofen
w swej interpretacji Orestei Ajschylosa. Dla swego kochan
ka, Egista, K litajm estra morduje powracajÄ…cego z wojny
trojańskiej Agamemnona, własnego męża. Orestes, syn Aga-
mem nona i Klitajm estry, pomścił mężobójstwo, uśm ierca
jąc m atkę. Erynie (furie), zdetronizowane już boginie m a
cierzyńskie, prześladują Orestesa za jego czyn. Wtedy pod
swą obronę biorą go nowe bóstwa zwycięskiego patriarcha
tu: Apollo i Atena, która nie urodziła się z matczynego łona,
lecz wyskoczyła z głowy Zeusa. Co jest istotą tego konflik
tu? Dla praw a m atriarchalnego istnieje tylko jedna zbro
dnia: pogwałcenie związków krwi. Erynie nie prześladują
niewiernej żony, bo nie łączyło jej żadne pokrewieństwo
z mężczyzną, którego pozbawiła życia. Niewierność, choć
haniebna, nie obchodzi ich. Jeśli jednak ktoś zadaje gwałt
związkom krwi, to żadne rozumowe równoważenie jego czy
nu usprawiedliwialnymi czy wybaczalnymi motywami nie
może uchronić sprawcy przed bezlitosną surowością n atu
ralnego lex talionis.
Ginekokracja jest królestwem miłości i związków krwi,
w przeciwieństwie do męsko-apollińskiego królestwa świado
mego i rozważnego działania (Baumler, cyt. za.: J. J. Bacho
fen, Der Mythus von Orient und Okzident). Jej kategoriami
są: tradycja, płodzenie i żywe pokrewieństwo, oparte na
związkach krwi i prokreacji (tamże). Pojęć tych Bachofen
używa w konkretnym znaczeniu. Przeniesione z królestwa
filozoficznej spekulacji do królestw a badań naukowych,
nadały one nową wagę dokumentom etnologicznym. Dość
niejasne pojęcie natury i naturalnego sposobu życia zo
stało zastąpione przez konkretny obraz m atki i matrycen-
34
tryczny system prawny, którego istnienie daje się empi
rycznie wykazać.
Nie można powiedzieć, że Bachofen po prostu przejmuje
stanowisko romantyków, zwrócone w stronę przeszłości
i zogniskowane na naturze. Adaptuje on jednÄ… z naj
bardziej zapładniających idei rom antyzm u, której treść
jest u niego znacznie szersza niż w filozofii rom antycz
nej. Ideą tą jest rozróżnienie pierw iastka męskiego i pier
w iastka żeńskiego, traktow anych jako radykalnie róż
ne jakości, zarówno na płaszczyznie natury organicznej,
jak i na płaszczyznie psychiki, ducha i intelektu. Pojęciem
tym romantycy (i niektórzy przedstawiciele niemieckiego
idealizmu) radykalnie przeciwstawili siÄ™ popularnym ide
om, które przyjęły się w XVII i XVIII wieku, zwłaszcza we
Francji.
Sedno wcześniejszych teorii oddaje zwrot: Dusza nie m a
płci . Relacji pomiędzy mężczyzną i kobietą poświęcono
mnóstwo książek, które zawsze kończyły się jedną konklu
zją: męskość i kobiecość nie są jakościami zakorzenionymi
w intelekcie i psychice. Wszelkie różnice psychiczne pomię
dzy mężczyzną i kobietą dają się łatwo wyjaśnić ich
odmiennym wychowaniem i wykształceniem. W łaśnie ten
czynnik generuje różnice pomiędzy mężczyzną i kobietą,
tak jak generuje różnice pomiędzy grupam i społecznymi.
Pojęcie zasadniczej tożsamości obu płci było ściśle zwią
zane z postulatem politycznym, który, ze zm ienną inten
sywnością, odgrywał istotną rolę w czasach rewolucji mie
szczańskiej. Postulatem tym była emancypacja kobiety, jej
intelektualna, społeczna i polityczna równość. Aatwo zau
ważyć, jak teoria splotła się tu z motywami politycznymi.
Teoria identyczności kobiety i mężczyzny położyła podwa
liny pod żądanie równouprawnienia politycznego kobiety.
Ale równość ta oznaczała - explicite bądz tylko implicite
że w swej istocie kobieta, jako członek społeczeństwa mie
szczańskiego, jest tym samym co mężczyzna. Emancypacja
nie oznaczała więc, że kobieta może swobodnie rozwijać
swe specyficzne, nie znane dotąd cechy i możliwości; prze
ciwnie, kobieta wyemancypowała się, by stać się mieszczań
35
skim mężczyzną. Ludzka emancypacja kobiety w rzeczy
wistości oznaczała jej emancypacyjną przem ianę w mie
szczańskiego mężczyznę.
Ruch reakcji politycznej doprowadził do zmiany poglą
dów na relację między obiema płciami oraz naturę męż
czyzny i kobiety. W 1793 roku zamknięto paryskie kluby
kobiece. Teorię zasadniczej tożsamości psychicznej zastą
piło pojęcie fundam entalnej, niezmiennej, naturalnej róż
nicy między płciami. Przedstawiciele póznego romantyzm u
rozwijali koncepcję tej różnicy, odwołując się do historii,
socjologii, lingwistyki, mitologii i fizjologii. W porównaniu
z niemieckim idealizmem i wczesnym romantyzmem zmie
niło się znaczenie słowa kobieta . Jeśli wcześniej oznacza
ło ono kochającą istotę, z którą związek stanowi doświad
czenie autentycznego człowieczeństwa , to z biegiem czasu
zaczęło oznaczać matkę , a więz z nią powrót do natury
i harmonijnego życia na jej łonie.
Oświecenie przeczyło istnieniu różnic psychicznych, gło
sząc równość obu płci i utożsam iając ludzką istotę z mie
szczańskim mężczyzną. Ujęcie to było wyrazem oświece
niowych wysiłków na rzecz zapewnienia kobiecie wolności
i równości społecznej. Gdy społeczeństwo mieszczańskie
utrwaliło swe zdobycze i porzuciło postępową pozycję poli
tyczną, nie potrzebowało już pojęcia międzypłciowej równo
ści. Teraz potrzebowało teorii głoszącej istnienie natural
nych różnic między płciami, aby mogło dzięki niej uzasa
dnić postulat nierówności społecznej mężczyzny i kobiety.
Choć nowa teoria była bardziej pogłębiona psychologicz
nie, to jednak jej piękne słowa o godności kobiety etc. słu
żyły jednem u celowi: utrzym aniu zależności kobiety jako
istoty, która m a służyć mężczyznie.
Za chwilę spróbuję wyjaśnić, dlaczego społeczeństwo kla
sowe jest ta k ściśle związane z męskimi rządam i w kręgu
rodziny. Ale zapewne już teraz jasno widać, że dla obroń
ców męskich, hierarchicznych rządów klasowych niezwy
kle atrakcyjna m usiała być każda teoria głosząca uniwer
salne znaczenie międzypłciowych różnic. Tu kryje się je
den z głównych powodów, dla których Bachofen cieszył się
36
sym patią konserwatystów. Należy jednak podkreślić, że
sam Bachofen w znacznym stopniu zapobiegł możliwości
interpretow ania swej teorii w reakcyjnym duchu, badajÄ…c
różnice pomiędzy płciami i odkrywając wcześniejsze stru k
tury społeczne i kulturowe, w których wyższość i autorytet
kobiety były bezsporną oczywistością.
Romantycy, co istotne dla ich koncepcji, ujmowali miÄ™
dzypłciowe różnice nie jako zjawisko uw arunkow ane spo
łecznie czy stopniowo rozwijające się z biegiem dziejów, ale
jako niezmienny fakt biologiczny. Nie czynili wielkich sta
rań, by określić rzeczywistą naturę męskich i żeńskich
cech. Jedni uważali charakter mieszczańskiej kobiety za
wyraz jej istoty . Inni różnicę między mężczyzną i kobietą
traktow ali nader powierzchownie: Fichte, na przykład, wie
rzył, że cała różnica między mężczyzną i kobietą opiera się
na naturalnej różnicy w zachowaniu podczas aktu płcio
wego.
Przedstawiciele póznego rom antyzm u utożsam iali ko
bietę z m atką , ale zarazem odwrócili się od mglistych
konkluzji i zapoczÄ…tkowali badania empiryczne nad zasa
dą m acierzyńską, prowadzone na polu historii i biologii.
W efekcie przydali pojęciu m atki niezwykłej głębi. Zwła
szcza sam Bachofen, choć w pewnej mierze przywiązany
do naturalności międzypłciowych różnic, doszedł do no
wych, istotnych tez. W myśl jednej z ważniejszych n atu ra
kobiety rozwinęła się z jej realnej praktyki życiowej -
z jej opieki nad bezradnym niemowlęciem, którą wymusza
sytuacja biologiczna.
Zarówno ten, ja k i wiele innych faktów, o których już
wcześniej wspomnieliśmy, świadczy, że Bachofen nie był
zdeklarowanym romantykiem, jakim chcieliby go widzieć
Klages i Baumler. Ja k jeszcze zobaczymy, błogosławione
społeczeństwo m atriarchalne Bachofena ma wiele cech, któ
re wykazują ścisłe pokrewieństwo z ideałami socjalizmu.
Na przykład za główne dążenie społeczeństwa m atriarchal
nego uważa Bachofen troskę o dobrobyt m aterialny i ziem
skie szczęście człowieka. Również w innych punktach rze
czywistość społeczeństwa m atriarchalnego w ujęciu Bacho-
37
fena jest pokrew na socjalistycznym ideom i intencjom,
a bezpośrednio przeciw stawna romantycznym i reakcyj
nym celom. Zdaniem Bachofena, społeczeństwo m atriar
chalne można uznać za pierwotną demokrację, w której
seksualizm był wolny od chrześcijańskiego potępienia, w któ
rej najważniejszymi zasadam i moralnymi były miłość m a
cierzyńska i współczucie, w której najcięższy grzech stano
wiła krzywda wyrządzona blizniemu i w której nie istniała
jeszcze własność pryw atna. Ja k zauważa Kelles-Krauz
( Neue Zeit , 1901-1902, I), w Bachofenowskiej charakte
rystyce społeczeństwa m atriarchalnego pobrzmiewa stara
legenda o dorodnym drzewie owocowym i cudownym
zródle, które zmarniały, gdy człowiek uczynił z nich wła
sność prywatną.
Często, choć nie zawsze, Bachofen pokazuje, że jest my
ślicielem dialektycznym. Zanotujmy tę uwagę:
Demetryjska ginekokracja jest zrozumiała, jeśli się założy ist
nienie wcześniejszego, bardziej pierwotnego stanu, krańcowo
odmiennego od podstawowych zasad demetryjskiego sposobu ży
cia; wykształcił się on w wyniku walki z tym wcześniejszym po
rządkiem. Historyczna rzeczywistość matriarchatu jest więc świa
dectwem historycznej rzeczywistości heteryzmu (J. J. Bachofen,
Der Mythus von Orient und Okzident).
Filozofia Bachofena jest pod wieloma względami pokrew
na filozofii Hegla:
Przejście od macierzyńskiej do ojcowskiej koncepcji ludzkości
było najważniejszym punktem zwrotnym w dziejach relacji mię
dzy obiema płciami [...] W podkreśleniu ojcostwa mamy wyzwole
nie siÄ™ ludzkiego ducha od zjawisk natury, a w zaszczepieniu za
sady ojcostwa wzniesienie siÄ™ ludzkiej egzystencji ponad prawa
życia cielesnego (tamże).
Dla Bachofena najwyższym celem ludzkiego przeznacze
nia jest wzniesienie się ziemskiej egzystencji do czystości
zasady boskiego ojca . Zwycięstwo zasady ojcowsko-ducho-
wej nad m acierzyńsko-m aterialną urzeczywistniło się
w zwycięstwie Rzymu nad Wschodem, zwłaszcza nad K ar
taginÄ… i JerozolimÄ…:
38
To właśnie rzymska myśl zachęciła Europejczyków do odciśnię
cia swego piętna na całej ziemi. Ta prosta myśl, że tylko wolne
rządy ducha, a nie żadne prawo fizyczne, stanowią o losie ludzi
(tamże).
Trudno nie dostrzec wyraznej sprzeczności między Ba-
chofenem, który opiewa demokrację ginekokratyczną,
a Bachofenem arystokratycznym , który występuje przeciw
politycznej emancypacji kobiet i który pisze: Siłą rzeczy,
demokracja zawsze toruje drogę tyranii; moim ideałem jest
republika, rzÄ…dzona nie przez wielu, lecz przez najlepszych
obywateli (Kelles-Krauz, op. cit.). Sprzeczność ta ukazuje
się na wielu płaszczyznach. Na płaszczyznie filozoficznej
mamy wierzÄ…cego protestanta i idealistÄ™ naprzeciw rom an
tyka, filozofa dialektycznego naprzeciw naturalistycznego
metafizyka. Na płaszczyznie społecznej i politycznej anty-
demokratę naprzeciw orędownika komunistyczno-demokra-
tycznej struktu ry społecznej. N a płaszczyznie moralnej
rzecznika moralności protestancko-mieszczańskiej naprze
ciw zwolennika społeczeństwa, w którym miejsce m ałżeń
stw a monogamicznego zajmuje swoboda seksualna.
W odróżnieniu od Klagesa i Baumlera, Bachofen nie sta
rał się harmonizować tych sprzeczności. To, że je dopu
szczał, wyjaśnia, dlaczego cieszył się tak dużą aprobatą
u tych socjalistów, którzy mieli na oku nie reformę, lecz
gruntowne przeobrażenie stru k tu r społecznych i psychicz
nych społeczeństwa.
Fakt, że Bachofen ucieleśniał w sobie takie sprzeczności
i niem al nie starał się ich ukrywać, wynikał przede wszyst
kim z warunków psychicznych i ekonomicznych jego życia.
Zakres jego ludzkich i intelektualnych zainteresowań był
ogromny, a jego sym patia dla m atriarchatu bez w Ä…tpienia
wywodziła się z głębokiego przywiązania do m atki. Bacho
fen ożenił się dopiero po jej śmierci, w wieku czterdziestu
lat. Dziesięciomilionowy spadek pozwolił mu zachować re
zerwę wobec niektórych mieszczańskich ideałów - rezer
wę, która była koniecznością dla każdego entuzjasty m a
triarchatu. Z drugiej strony, ten bazylejski patrycjusz był
tak głęboko zakorzeniony w swej patriarchalnej tradycji,
39
że nie mógł nie dochować lojalności tradycyjnym prote-
stancko-mieszczańskim ideałom. Neoromantycy, jak Schu-
ler, Klages i Baumler, dostrzegali tylko Bachofena, który
głosił irracjonalizm, podporządkowanie naturze i wyłączne
rządy wartości naturalnych, opierających się na związkach
krwi i ziemi. Problem sprzeczności wewnętrznych Bacho
fena rozwiązywali dzięki jednostronnej interpretacji1.
Również socjaliści dostrzegali mistyczną stronę Bacho
fena, ale uwagÄ™ i sympatiÄ™ kierowali ku niemu jako etnolo
gowi i psychologowi, to znaczy ku tej części jego dzieła,
której zawdzięcza on swe znaczenie w dziejach nauki.
W XIX wieku nikt nie uczynił tak wiele dla propagandy
dzieła szwajcarskiego uczonego ja k Fryderyk Engels.
W Pochodzeniu rodziny, własności prywatnej i państw a
stwierdza on, że początek historii rodziny wyznacza Ba-
chofenowskie Das Mutterrecht. Oczywiście Engels kryty
kuje idealistyczne stanowisko Bachofena, które wywodzi
stosunki społeczne z religii, ale pisze:
Wszystko to jednak nie umniejsza jego przełomowej zasługi; on
to pierwszy odrzucił frazes o nieznanym pierwotnym okresie,
o bezładnych stosunkach płciowych, i wykazał, że w starożytnej
literaturze klasycznej mamy mnóstwo śladów świadczących o tym,
że u Greków i Azjatów istniał w rzeczywistości przed małżeń
stwem pojedynczej pary taki stan, kiedy bez obrazy obyczajów nie
tylko jeden mężczyzna obcował płciowo z wielu kobietami, ale tak
że jedna kobieta z wielu mężczyznami; [...] że na skutek tego po
chodzenie można było ustalać pierwotnie jedynie w linii żeńskiej,
od matki do matki; że to wyłączne uznawanie linii żeńskiej zacho
wało się jeszcze przez czas dłuższy w okresie małżeństwa poje
dynczej pary, kiedy ojcostwo było pewne lub w każdym razie uzna
wane; że to pierwotne położenie matek, jako jedynych pewnych
rodziców swych dzieci, zapewniało im, a przez to kobietom w ogóle,
wyższą pozycję społeczną, niż zajmowały one kiedykolwiek w cza
sach pózniejszych. Wprawdzie Bachofen nie wypowiedział tych
twierdzeń z taką jasnością - stały temu na przeszkodzie jego mi
styczne poglądy. Dowiódł jednak tych twierdzeń, a to oznaczało
w roku 1861 całkowitą rewolucję (F. Engels, Pochodzenie rodzi
ny, własności prywatnej i państwa).
Szesnaście lat pózniej amerykański etnolog Lewis H. Mor
gan wykazał, że m atriarchalna stru k tu ra społeczna wystę
40
powała w najróżniejszych rejonach; posłużył się przy tym
metodami całkowicie odmiennymi od metod, które stoso
wał Bachofen. M arks i Engels gruntownie studiowali Spo
łeczeństwo pierwotne Morgana, które posłużyło Engelsowi
za podstawę jego dzieła o rodzinie. Omawiając odkryty
przez Morgana ród matriarchalny, Engels zauważa, że miał
on takie samo znaczenie dla prehistorii, jak Darwinowska
teoria rozwoju dla biologii i M arksowska teoria wartości
dodatkowej dla ekonomii politycznej . Trudno o większą
pochwałę z ust Engelsa, który dalej pisze:
Ród matriarchalny stał się osią, wokół której obraca się cała ta
nauka; od chwili jego odkrycia wiadomo, w jakim kierunku winny
iść badania i co ma być ich przedmiotem oraz jak należy grupo
wać zbadany materiał (tamże).
Odkrycie m atriarchatu wywarło wpływ nie tylko na En
gelsa. M arks pozostawił szereg uwag krytycznych, które
Engels wykorzystał pózniej w swym dziele. Na teorii m a
triarchatu Bebel oparł swój socjalistyczny bestseller Ko
bieta i socjalizm. Zięć Marksa, Paul Lafargue, pisał o strasz
liwej roli kapłanki i strażniczki tajemnic, którą kobieta od
grywała we wspólnocie pierwotnej (cyt. za: Kelles-Krauz,
op. cit.) i jej powrocie do tej roli w społeczeństwie przyszło
ści. Według Kelles-Krauza, Bachofen drąży pod mieszczań
skim renesansem i wygrzebuje szlachetne ziarno nowego,
rewolucyjnego renesansu: renesansu komunistycznego du
cha (tamże).
Co skłoniło socjalistów do tak przychylnej postawy wo
bec teorii m atriarchatu? Podobnie jak romantyków, przede
wszystkim ich dystans emocjonalny i ideologiczny w sto
sunku do społeczeństwa mieszczańskiego. Bachofen wska
zał na relatywność aktualnych stosunków społecznych.
Podkreślił fakt, że małżeństwo monogamiczne w żadnym
razie nie jest odwiecznÄ… i naturalnÄ… instytucjÄ…. Ruch teo
retyczny i polityczny, opowiadajÄ…cy siÄ™ za fundamentalnym
przeobrażeniem istniejącej struktu ry społecznej, m usiał
z radością powitać taki pogląd. Ze swego politycznego punktu
widzenia Bachofen ujmował go jednak jako problematyczny:
41
Wyłączność związku małżeńskiego wydaje się tak niezbędna,
tak ściśle związana z godnością natury ludzkiej i jej wzniosłym
powołaniem, że większość ludzi uważa ją za odwieczny stan rze
czy. Twierdzenie, że istniały głębsze, nieskrępowane związki mię
dzy płciami, uznaje się za błędną czy bezużyteczną spekulację na
temat początków ludzkiego istnienia i odrzuca jak zły sen. Któż
by nie chciał przyjąć powszechnie panującego poglądu i oszczę
dzić naszemu gatunkowi bolesnej pamięci o jego wstydliwym dzie
ciństwie? Świadectwo historii nie pozwala nam jednak iść za gło
sem dumy i egotyzmu ani wątpić w boleśnie powolny postęp czło
wieka ku wyższej moralności małżeńskiej (J. J. Bachofen, Der
Mythus von Orient und Okzident).
Sympatię m arksistów teoria m atriarchatu zyskała nie
tylko dzięki tem u, że podkreśliła względność mieszczań
skiej struktury społecznej, ale i dzięki swej szczególnej tre
ści. Po pierwsze, odkrywa ona okres, w którym kobieta nie
była niewolnicą mężczyzny i przedmiotem handlu wymien
nego, lecz autorytetem i ośrodkiem społeczeństwa - mocny
argum ent w walce o polityczną i społeczną emancypację
kobiet. Wielką batalię, która rozpoczęła się w XVIII wieku,
na nowo podjęli bojownicy walki o społeczeństwo bezklaso-
we. P atriarchalna stru k tu ra społeczna jest ze swych psy
chospołecznych założeń ściśle związana z klasowym cha
rakterem dzisiejszego społeczeństwa. W ogromnej mierze
opiera siÄ™ ono na specyficznych postawach psychicznych,
po części zakorzenionych w nieświadomych popędach; po
stawy te skutecznie uzupełniają przymus zewnętrzny, wy
wierany przez ap arat administracyjny. Rodzina p atriar
chalna jest jednym z najważniejszych ośrodków urabiania
postaw psychicznych, które przyczyniają się do utrzym a
nia stabilności społeczeństwa klasowego (por. E. Fromm,
Metoda i funkcja analitycznej psychologii społecznej).
Niech mi będzie wolno skupić się teraz na najważniej
szym aspekcie. Zajmiemy siÄ™ obecnie kompleksem emocjo
nalnym , który można by nazwać kompleksem patrycen-
trycznym . Obejmuje on następujące elementy: uczuciowe
uzależnienie od władzy ojcowskiej, które jest m ieszaniną
lęku, miłości i nienawiści; utożsam ianie się z władzą oj
cowską w obliczu słabszych; mocne i surowe superego,
42
które staw ia obowiązek ponad szczęście; poczucie winy, sta
le reprodukowane przez rozdzwięk pomiędzy wym agania
mi superego i wymaganiami rzeczywistości, które rodzi
posłuszeństwo człowieka wobec autorytetów. Kompleks ten
jest w arunkiem psychospołecznym, który wyjaśnia, dlacze
go niem al powszechnie uważa się rodzinę za fundam ent
(czy przynajmniej za jeden z filarów) społeczeństwa. Wyja
śnia on również, dlaczego wszelki zamach teoretyczny na
rodzinę - a takim zamachem była Bachofenowska teoria -
m usiał się spotkać z poparciem autorów o socjalistycznej
proweniencji.
W kontekście naszej problem atyki szczególnie ważny
jest obraz charakterystycznych dla m atriarchatu w arun
ków społecznych, psychicznych, moralnych i politycznych,
który nakreślili Bachofen i Morgan. O ile spojrzenie Ba
chofena cechuje nostalgia za tym wczesnym, na zawsze
minionym etapem rozwoju społeczeństwa, o tyle Morgan
mówi o wyższym stadium cywilizacji, które m a jeszcze
nadejść: będzie to powrót, ale na wyższym szczeblu, do
wolności, równości i braterstw a, cechujących starożytne
rody . Sam Bachofen obrazowo opisuje ów rys wolności,
równości i braterstw a, właściwy społeczeństwu m atriar-
chalnemu, którego naczelnymi zasadam i były nie lęk i ule
głość, lecz miłość i współczucie2.
Przychylnej recepcji Bachofena u socjalistów sprzyjało
również znaczenie troski o m aterialne szczęście człowieka
w społeczeństwie m atriarchalnym . Choć ów naturalistycz-
ny m aterializm , zakorzeniony w energii, którą m atka po
święca na poprawę m aterialnych warunków życia swego
dziecka, na płaszczyznie teoretycznej różni się zasadniczo
od m aterializm u dialektycznego, to jednak m a w sobie rys
akceptowalnego hedonizmu społecznego, który wyjaśnia,
dlaczego orędownicy socjalizmu tak dobrze przyjęli tę teorię.
Dodajmy tu parę ogólnych uwag na tem at zasady zupeł
nego braku ograniczeń seksualnych, którą Bachofen przy
pisuje wczesnemu społeczeństwu ginekokratycznemu.
Z pewnością błędem byłaby teza, że istnienie ograniczeń
w sferze seksualnej daje się wyjaśnić jedynie natu rą społe-
43
czeństwa klasowego i że społeczeństwo bezklasowe nie
chybnie przywróciłoby nieograniczone związki seksualne,
opisywane przez Bachofena. Z drugiej strony, musimy po
wiedzieć, że moralność, która gani i deprecjonuje przyjem
ność seksualną, odgrywa istotną rolę w utrzym aniu społe
czeństwa klasowego, że zatem wszelki atak na tę moral
ność - którym z pewnością była również teoria Bachofe
na - spotka się z życzliwym przyjęciem u socjalistów.
Życie seksualne oferuje jedną z najbardziej elem entar
nych i najpotężniejszych możliwości zadowolenia i szczę
ścia. Gdyby było ono dozwolone w całej pełni, jakiej wyma
ga twórczy rozwój ludzkiej osobowości, gdyby nie było ogra
niczane przez konieczność zachowania kontroli nad
masam i, to spełnienie tej istotnej możliwości szczęścia nie
uchronnie prowadziłoby do wzmożonego pragnienia saty
sfakcji i szczęścia w innych dziedzinach życia. Ponieważ
zaspokojenie tego pragnienia wymagałoby środków m ate
rialnych, przeto samo z siebie doprowadziłoby do zburze
nia istniejącego porządku społecznego. Ograniczanie saty
sfakcji seksualnej pełni także inną funkcję społeczną. Gdy
przyjemność seksualną jako taką uznaje się za grzech, gdy
pożądanie seksualne nieustannie działa w każdej ludzkiej
istocie, wtedy zakazy moralne stają się zródłem poczucia
winy, które często jest nieuświadomione czy przenoszone
w inne sfery życia.
Poczucie winy pełni ogromnie ważną funkcję społeczną.
To za jego spraw ą człowiek ujmuje swe cierpienie jako
sprawiedliwą karę za własne winy, a nie jako następstwo
wadliwej organizacji społecznej. Ono także przyczynia się
do emocjonalnego onieśmielenia, które ogranicza intelek
tualne - w tym zwłaszcza krytyczne - zdolności człowieka,
a zarazem um acnia emocjonalne przywiÄ…zanie do repre
zentantów moralności społecznej.
Niech mi będzie wolno zwrócić uwagę na jeszcze jeden,
ostatni już aspekt. Badania kliniczne psychoanalitycznej
psychologii indywidualnej dostarczają dowodów, że tłum ie
nie bÄ…dz akceptowanie satysfakcji seksualnej m a istotne
następstw a dla struktury popędów i charakteru człowieka
44
(patrz E. Fromm, Metoda i funkcja...). W arunkiem wy
kształcenia się charakteru genitalnego jest nieobecność
zahamowań seksualnych, które wstrzym ują optymalny
rozwój osobowości. Wśród cech, które niewątpliwie składa
ją się na charakter genitalny, znajduje się niezależność
psychiczna i intelektualna, której znaczenia społecznego
nie m a potrzeby podkreślać. Z drugiej strony, tłum ienie
seksualizm u genitalnego prowadzi do rozwinięcia się czy
nasilenia takich tendencji instynktownych, ja k tendencje
analne, tendencje sadystyczne czy tendencje hom oseksual
ne, które w decydującym stopniu stanowią o popędowych
podstawach dzisiejszego społeczeństwa.
Niezależnie od obecnego stanu badań nad m atriarcha
tem wydaje się pewne, że istnieją stru k tu ry społeczne,
które można nazwać matrycentrycznymi. Jeśli zatem chce
my zrozumieć dzisiejsze struktury społeczne i ich transfor
macje, to musimy brać pod uwagę obecne i przyszłe wyniki
tych badań.
Libidalne dążenia ludzi należą do społecznych sił twór
czych . Dzięki swej elastyczności i zmienności w znacznym
stopniu dostosowują się one do ekonomicznej i społecznej
sytuacji grupy społecznej - jakkolwiek owa zdolność adap
tacji m a swe granice. S truktura psychiczna, wspólna człon
kom danej grupy społecznej, stanowi niezbędny fundam ent
stabilności społecznej. Oczywiście pełni ona to zadanie tyl
ko dopóty, dopóki sprzeczności pomiędzy stru k tu rą psy
chicznÄ… a w arunkam i ekonomicznymi nie przekroczÄ… pro
gu krytycznego; gdy zostaje on przekroczony, siły psychicz
ne działają w kierunku zmiany czy zburzenia istniejącego
porządku. Nie można jednak zapominać, że różne klasy
społeczne mogą mieć radykalnie odmienne, a naw et prze
ciwstawne, struktury psychiczne, co zależy od funkcji da
nej klasy w procesie społecznym.
Dzięki swej indywidualnej konstytucji i osobistym do
świadczeniom życiowym, zwłaszcza z wczesnego dzieciń
stwa, jednostka różni się psychicznie od członków własnej
grupy, jednakże znaczna część jej struktury psychicznej
stanowi wynik adaptacji do jej klasy i do całego społeczeń
45
stwa. Nasza wiedza o czynnikach determinujÄ…cych stru k
tu rę psychiczną danej klasy czy społeczeństwa, a zatem
o psychicznych siłach twórczych występujących w danym
społeczeństwie, jest niewielka w porównaniu z wiedzą
o strukturach ekonomicznych i społecznych. Je st tak mię
dzy innymi dlatego, że badacz, który zajmuje się tymi za
gadnieniam i, sam został ukształtow any przez struk turę
psychiczną typową dla społeczeństwa, w którym żyje - ro
zumie zatem jedynie te struktury, które są jakoś podobne
do jego własnej. Aatwo popełnia błąd, traktując własną
stru kturę psychiczną czy też strukturę psychiczną swego
społeczeństwa jako naturę ludzką . Aatwo też może prze
oczyć fakt, że w odmiennych w arunkach społecznych siła
mi twórczymi byłyby - i mogą być - zupełnie odmienne
struktury popędowe.
Badania nad kulturam i matrycentrycznymi sÄ… istotne
dla nauk społecznych, ujaw niają bowiem istnienie stru k
tu r psychicznych, które są zupełnie odmienne od działają
cych w naszym społeczeństwie; zarazem rzucają nowe
światło na zasadę patrycentryczną .
Kompleks patrycentryczny to stru k tu ra psychiczna,
której ośrodkiem jest stosunek do ojca (czy do jego psycho
logicznych ekwiwalentów). Formułując pojęcie (pozytywne
go) kompleksu Edypa, Freud odkrył jeden z zasadniczych
aspektów tej struktu ry - choć zarazem przecenił jego uni
wersalność, ponieważ nie potrafił zachować niezbędnego
dystansu do własnego społeczeństwa. Pobudzenia seksual
ne u niemowlęcia płci męskiej, skierowane na m atkę jako
pierwszy i najważniejszy żeński obiekt miłości , każą mu
traktować ojca jako rywala. Układowi tem u szczególne zna
czenie nadaje fakt, że w rodzinie patriarchalnej ojciec jest
jednocześnie autorytetem , który kieruje życiem dziecka.
Pomijając kwestię fizjologicznej niemożności zaspokojenia
pragnień dziecka, należy wskazać, że podwójna rola ojca
m a inny, opisany przez Freuda skutek: dziecko, pragnÄ…c
zająć miejsce ojca, do pewnego stopnia identyfikuje się
z nim. Dokonuje ono introjekcji ojca jako reprezentanta n a
kazów moralnych, co stanowi potężny czynnik kształtow a
46
nia się świadomości. Proces ten kończy się tylko częścio
wym sukcesem, dlatego rywalizacja dziecka z ojcem pro
wadzi do powstania ambiwalentnej postawy emocjonalnej.
Z jednej strony, dziecko chce być kochane przez swego ojca,
z drugiej natom iast, mniej czy bardziej jaw nie buntuje siÄ™
przeciwko niemu.
Kompleks patrycentryczny kształtują również procesy
psychiczne, które przebiegają w samym ojcu: po pierwsze,
jego zazdrość o syna. Po części bierze się ona stąd, że dro
ga życia ojca staje się coraz krótsza w porównaniu z drogą
życia, którą ma przed sobą jego syn. Istotniejsza przyczyna
tej zazdrości m a społeczne zródła: sytuacja życiowa dziec
ka jest względnie wolna od zobowiązań społecznych. Za
zdrość ojca jest większa, gdy większy jest ciężar ojcowskiej
odpowiedzialności.
Jeszcze istotniej determ inujÄ… postawÄ™ ojca wobec syna
czynniki społeczno-ekonomiczne. W zależności od w arun
ków ekonomicznych syn jest albo dziedzicem m ajątku ojca,
albo jego podporą na stare lata. Stanowi więc swego ro
dzaju inwestycjÄ™. Z ekonomicznego punktu widzenia sumy
zainwestowane w jego wychowanie i edukacjÄ™ niczym siÄ™
nie różnią od wydatków na ubezpieczenie i fundusz eme
rytalny.
Co więcej, syn odgrywa istotną rolę również tam , gdzie
chodzi o prestiż społeczny ojca. Świadczenia społeczne syna
i towarzyszące im uznanie mogą zwiększać prestiż ojca,
tak jak niepowodzenia i porażki mogą ten prestiż zmniej
szyć, a naw et zniweczyć (podobną rolę odgrywa ekonomicz
nie czy społecznie korzystny ożenek).
Funkcje społeczne i ekonomiczne syna powodują, że zwy
kle celem jego edukacji nie jest szczęście osobiste - m aksy
m alny rozwój osobowości - lecz m aksym alna użyteczność
w świadczeniu na rzecz potrzeb ekonomicznych i społecz
nych ojca. Często dochodzi więc do obiektywnego konfliktu
pomiędzy szczęściem a użytecznością syna. Ojciec zwykle
nie jest świadomy tego konfliktu, gdyż pod wpływem ideo
logii swego społeczeństwa uznaje oba te cele za identyczne.
Sytuację dodatkowo komplikuje okoliczność, że ojciec czę
47
sto identyfikuje się z synem: oczekuje, że będzie on nie tyl
ko użyteczny społecznie, ale i urzeczywistni jego własne,
nie spełnione m arzenia i wyobrażenia.
Funkcje społeczne syna m ają decydujący wpływ na cha
rak ter miłości ojcowskiej: syn jest kochany przez ojca pod
w arunkiem , że spełnia pokładane w nim oczekiwania. Gdy
je zawodzi, miłość ojca może zaniknąć, a naw et przekształ
cić się w pogardę czy nienawiść (stąd tak charakterystycz
nym zjawiskiem kultury patrycentrycznej jest umiłowany
syn - ten, który najlepiej spełnia ojcowskie oczekiwania).
W arunkowy charakter miłości ojcowskiej zwykle pocią
ga za sobą dwa następstw a: (1) u tratę bezpieczeństwa psy
chicznego, generowanego przez świadomość, że jest się bez
warunkowo kochanym; (2) intensyfikacjÄ™ roli sumienia -
człowiek przyjmuje światopogląd, w którym główną troską
życiową staje się spełnienie obowiązku, ponieważ tylko to
może m u przynajmniej w m inimalnym stopniu gw aranto
wać, że będzie kochany. Jednak naw et maksym alne speł
nienie wym agań sum ienia nie chroni przed poczuciem
winy, gdyż działanie człowieka nigdy nie dorównuje idea
łom, które są przed nim stawiane.
Typowa3 miłość macierzyńska m a zupełnie inny charak
ter. Przede wszystkim, w pierwszych latach życia jest cał
kowicie bezwarunkowa. Opieka m atki nad bezradnym nie
mowlęciem nie jest uzależniona od żadnych m oralnych czy
społecznych zobowiązań, jakim dziecko miałoby sprostać:
m atka nie oczekuje nawet, że dziecko odwzajemni jej mi
łość. Bezwarunkowość miłości macierzyńskiej jest biolo
giczną koniecznością, która może również podsycać skłon
ność do bezwarunkowej miłości, zakorzenioną w emocjo
nalnej konstytucji kobiety. Pewność, że miłość m atki (czy
jej psychologicznego ekwiwalentu) nie jest uzależniona od
żadnych warunków, oznacza, że spełnianie nakazów mo
ralnych odgrywa znacznie mniejszą rolę, ponieważ nie jest
warunkiem , od którego zależy, czy jest się kochanym.
Od opisanych tu cech miłości macierzyńskiej mocno
odbiega obraz kobiety, który kultywuje dzisiejsze, patry-
centryczne społeczeństwo. W zasadzie zna ono jedynie
48
odwagę i heroizm mężczyzny (u którego cechy te w rzeczy
wistości są zabarwione sporą dozą narcyzmu). Obraz m at
ki został zniekształcony przez rys sentym entalizm u i sła
bości. Miejsce bezwarunkowej miłości macierzyńskiej,
którą kobieta obdarza nie tylko własne dzieci, lecz w ogóle
wszystkie dzieci i wszystkie istoty ludzkie, w obrazie m at
ki zajęła typowo mieszczańska żądza posiadania.
Ze zm ianÄ… wizerunku m atki idzie w parze uwarunkow a
ne społecznie zniekształcenie relacji m atka-dziecko. N a
stępstwem tego zniekształcenia - a zarazem przejawem
kompleksu Edypa - jest postawa, w której pragnienie, by
być kochanym przez m atkę, zostaje zastąpione przez pra
gnienie, by się nią opiekować i wynieść ją na piedestał.
M atka zostaje pozbawiona swej opiekuńczej funkcji - te
raz inni się nią opiekują i utrzym ują w czystości . Ta for
macja reaktyw na (zniekształcająca pierwotną relację do
m atki) rozciąga się na inne symbole macierzyńskie, takie
jak kraj, naród czy ziemia, i odgrywa istotną rolę w skraj
nie patrycentrycznych ideologiach naszych czasów. M atka
i jej psychologiczne ekwiwalenty nie zniknęły z tych ideolo
gii, lecz zmieniły swą funkcję z istot opiekuńczych na isto
ty wymagajÄ…ce opieki.
Reasumując, możemy powiedzieć, że patrycentryczną
jednostkę - i patrycentryczne społeczeństwo - charaktery
zuje zespół cech, wśród których dominują takie, jak suro
we superego, poczucie winy, pełna posłuchu miłość do ojca
jako autorytetu, pragnienie dominacji nad słabszymi i przy
jemność znajdowana w dominacji nad nimi, akceptacja cier
pienia jako kary za własne winy oraz upośledzenie zdolno
ści do odczuwania szczęścia. N atom iast kompleks m atry-
centryczny charakteryzuje optymistyczne zaufanie do bez
warunkowej miłości m atki, znacznie mniejsze poczucie
winy, znacznie słabsze superego oraz większa zdolność do
odczuwania przyjemności i szczęścia. Cechom tym wtóruje
ideał matczynego współczucia i miłości dla słabych i po
trzebujÄ…cych pomocy4.
Choć oba typy można odnalezć w każdym społeczeństwie
pierwotnie są one zależne od układu, który panuje w rodzi
49
nie dziecka - to jednak wydaje się, że każdy z nich, jako
typ przeciętny, jest charakterystyczny dla jednego typu
społeczeństwa. Prawdopodobnie typ patrycentryczny prze
waża w społeczeństwie protestancko-mieszczańskim, n a
tom iast typ matrycentryczny znaczną rolę odgrywał w ok
resie średniowiecza, a dziś utrzymuje się w społeczeństwach
południowej Europy. Kwestia ta przywiodła nas do rozwa
żań M axa W ebera nad związkiem kapitalizm u mieszczań
skiego i protestanckiego etosu pracy, stanowiÄ…cym przeci
wieństwo związku między katolicyzmem i etosem pracy
w krajach katolickich.
Mimo wszelkich zastrzeżeń, jakie można by podnieść
przeciw poszczególnym tezom W ebera, istnienie takiego
zwiÄ…zku jest dla dzisiejszej nauki bezsporne. Sam Weber
rozważał problem na płaszczyznie świadomości i ideologii.
Pełne zrozumienie wzajemnych relacji możliwe jest jednak
tylko na gruncie analizy popędu, który leży u podstaw ka
pitalizm u mieszczańskiego i ducha protestantyzm u.
Choć również katolicyzm wykazuje wiele patrycentrycz-
nych rysów Bóg Ojciec, m ęska hierarchia etc. to jednak
nie ulega wątpliwości, że istotną rolę odgrywa w nim kom
pleks matrycentryczny. Najświętsza M aria Panna i sam
Kościół są w sensie psychologicznym odpowiednikiem
Wielkiej M atki, która na swej piersi daje schronienie wszy
stkim swym dzieciom. M atriarchalne rysy przypisuje siÄ™
również, jakkolwiek nieświadomie, samem u Bogu. Każdy
syn Kościoła może być pewien miłości Kościoła-Matki,
dopóki uważa się za jego dziecię bądz powraca na jego łono.
Do tej synowskiej relacji dochodzi dzięki sakram entom .
Oczywiście nakazy moralne odgrywają znaczną rolę, ale
nieodzowną wagę społeczną zapewnia im dopiero działa
nie skomplikowanego mechanizmu, podczas gdy każdy
wierny może być pewien, że jest kochany bez względu na
całą sferę m oralną. Katolicyzm w niemałym stopniu gene
ruje w wiernych poczucie winy, ale jednocześnie przewidu
je możliwość uwolnienia się od tego uczucia. Ceną, jaką
trzeba za to zapłacić, jest uczuciowa więz z Kościołem
i jego sługami.
50
Protestantyzm dokładnie oczyścił chrześcijaństwo z wszel
kich matrycentrycznych rysów. Substytuty m atki, takie jak
Najświętsza M aria Panna czy Kościół, zniknęły, podobnie
jak macierzyńskie rysy Boga. W centrum teologii L utra5
znajdujemy wątpliwość, czy grzeszny człowiek może być
pewny, że jest kochany. Lekarstwo jest tylko jedno: w iara6.
W kalwinizmie i w wielu innych odłamach protestantyzm u
naw et ten środek okazuje się niewystarczający. W iarę
w fundam entalny sposób dopełnia obowiązek ( wewnątrz-
światowa asceza ) i sukces w życiu świeckim, będący je
dynym dowodem przychylności i łaski ze strony Boga7.
Do powstania protestantyzm u doprowadziły te same czyn
niki społeczne i ekonomiczne, które umożliwiły powstanie
ducha kapitalizmu. Jak każda religia, protestantyzm nie
ustannie odtwarza i um acnia strukturę popędów, która jest
niezbędna w każdym konkretnym społeczeństwie. Kompleks
patrycentryczny - w którym obowiązek i sukces są główną
siłą napędową, podczas gdy przyjemność i szczęście odgry
wają rolę drugorzędną stanowi jedną z najpotężniejszych
sił stojących za niebywałymi osiągnięciami ekonomiczny
mi i kulturalnym i kapitalizm u. W czasach przedkapitali-
stycznych ludzi (na przykład niewolników) trzeba było siłą
fizyczną zmuszać, by swą energię przeznaczyli na ekono
micznie użyteczną pracę. Dzięki wpływowi kompleksu pa-
trycentrycznego ludzie zaczęli to robić z własnej wolnej
woli , ponieważ doszło do internalizacji przym usu zewnę
trznego. Najpełniej dokonała się ona wśród członków klasy
panującej społeczeństwa mieszczańskiego, która była rze
czywistym reprezentantem typowo mieszczańskiego etosu
pracy. Internalizacja prowadziła przy tym do zupełnie in
nego rezultatu niż stosowana dawniej siła zewnętrzna:
spełnienie nakazów sum ienia przynosiło satysfakcję, która
w znacznym stopniu przyczyniała się do utrw alenia stru k
tury patrycentrycznej8.
Satysfakcja ta była jednak mocno ograniczona, ponie
waż spełnienie obowiązku i sukces ekonomiczny dość kiep
sko rekompensowały utracone jakości: radość życia i po
czucie bezpieczeństwa wewnętrznego, oparte na wiedzy, że
51
człowiek jest bezwarunkowo kochany. Co więcej, duch
homo homini lupus generował izolację jednostki i niezdol
ność do miłości - ogromne brzemię psychiczne, które przy
czyniło się do podkopania struktury patrycentrycznej, jak
kolwiek główne czynniki, które ją naruszyły, m iały swe
zródło w zm ianach ekonomicznych.
S tru k tu ra patrycentryczna, która stanowiła psychiczną
siłę napędową społeczeństwa protestancko-mieszczańskie-
go i podstawę jego osiągnięć ekonomicznych, stworzyła za
razem warunki, które chciały zburzyć strukturę patrycen-
tryczną i doprowadziły do odrodzenia się struktury m atry-
centrycznej. W zrost sił wytwórczych człowieka umożliwił,
po raz pierwszy w dziejach, zrodzenie się myśli o urzeczy
wistnieniu porządku społecznego, który wcześniej pojawiał
się tylko w baśniach i m itach - porządku, który zapewniał
by wszystkim środki m aterialne niezbędne do prawdziwe
go szczęścia, a wymagał stosunkowo niewielkiego wysiłku,
porządku, w którym ludzie wydatkowaliby swą energię
bardziej na rozwój swych ludzkich możliwości niż na pro
dukcję dóbr ekonomicznych, które są absolutnie niezbędne
dla istnienia cywilizacji.
Najbardziej postępowi filozofowie francuskiego oświece
nia wyzwolili siÄ™ od emocjonalnego i ideologicznego kom
ponentu struktury patrycentrycznej. Rzeczywistym, w peł
ni dojrzałym reprezentantem nowych, m atrycentrycznych
tendencji okazała się jednak klasa, która całkowicie po
święcała się pracy raczej z pobudek ekonomicznych niż ze
zinternalizowanego przymusu: klasa robotnicza. Ta sam a
struk tura emocjonalna stworzyła jeden z warunków sku
tecznego wpływu socjalizmu m arksistowskiego na klasę
robotniczą - wpływ ten był bowiem zależny od jej specy
ficznej struktury popędów.
Fundam entem psychicznym9 marksistowskiego progra
mu społecznego był przede wszystkim kompleks m atrycen
tryczny. M arksizm głosił, że gdyby ekonomiczne możliwo
ści produkcyjne były racjonalnie zorganizowane, to czło
wiek miałby zapewnioną wystarczającą ilość potrzebnych
mu dóbr, niezależnie od swej roli w procesie produkcji. Co
52
więcej, wszystko to można by osiągnąć o wiele mniejszym
niż dotąd wysiłkiem każdej jednostki. Wreszcie, m arksizm
uważał, że każdy człowiek m a bezwarunkowe prawo do
szczęścia, które polega przede wszystkim na harmonijnym
rozwoju osobowości . W szystkie te tezy były racjonalnym,
naukowym ujęciem idei, które w innych w arunkach ekono
micznych mogły się wyrażać tylko w fantazji: matka-zie-
mia, która wszystkie swe dzieci obdarza wszystkim, czego
im potrzeba, bez względu na ich zasługi.
Związek między tendencjami m atrycentrycznymi i idea
mi socjalistycznymi wyjaśnia, dlaczego materialistyczno-
-demokratyczny charakter społeczeństw m atriarchalnych
skłaniał autorów socjalistycznych do w yrażania ta k głębo
kiej sympatii dla teorii m atriarchatu.
Przypisy
1 Klages, który myśl racjonalną (Geist) uważa za antagonistkę duszy ,
rozwiÄ…zuje problem, uznajÄ…c naturalistycznÄ… metafizykÄ™ Bachofena za
jądro jego myśli, a jego protestancki idealizm za wtórny i uboczny.
Baumler, podważając interpretację Klagesa, jeszcze bardziej zawęża myśl
Bachofena. O ile Klages przynajmniej dostrzega Bachofena-antyprote-
stanta i antyidealistÄ™, o tyle Baumler, przyjmujÄ…c zasadniczo patrycen-
tryczny punkt widzenia, za incydentalną uważa najważniejszą część dzie
ła Bachofena: jego tezy historyczne i psychologiczne na temat społeczeń
stwa matriarchalnego. Baumler za istotną uważa jedynie naturalistyczną
metafizykę Bachofena, a jako fałszywe założenie odrzuca obraz kobiety
jako ośrodka i spoiwa najdawniejszej organizacji społecznej. Za niepraw
dziwe uważa również twierdzenie, jakoby u zarania dziejów nie można
było znalezć monogamii. Matriarchat jako rzeczywistość społeczna jest
dla niego incydentalnym zjawiskiem: Religia chtoniczna będzie mieć de
cydujące znaczenie dla rozumienia prehistorii, nawet gdyby się okazało,
że nigdy nie było czegoś takiego jak indoeuropejski matriarchat. Bachofe-
nowskie wyjaśnienie jest w swych najbardziej podstawowych aspektach
zupełnie niezależne od odkryć etnologicznych i lingwistycznych, ponieważ
nie opiera siÄ™ na socjologicznych czy historycznych hipotezach [...] Podsta
wy Bachofenowskiej filozofii dziejów tkwią w jego metafizyce. Głębia tej
metafizyki jest pierwszorzędną sprawą. Błędy, które Bachofen popełnia
na polu filozofii kultury [to znaczy jego błędy socjologiczne i historyczne],
łatwo skorygować. Praca naukowa nad początkami rodzaju ludzkiego,
która byłaby zupełnie wolna od błędów, niczego by nam nie kazała prosto
53
wać, ale też nie zawierałaby niczego, co zasługiwałoby na uwagę
(J. J. Bachofen, Der Mythus von Orient und Okzidenf). Bachofen to swej
teorii idzie za daleko , gdy na konto kobiety zapisuje pierwsze postępy
ludzkiego rodzaju. Zdaniem Baumlera, jest to fałszywa hipoteza . Matka
jest istotna nie jako społeczna i psychologiczna realność, lecz jako katego
ria religijna, o którą Bachofen wzbogacił świadomość ludzkości, w tym
zwłaszcza filozofię dziejów. Nie jesteśmy zaskoczeni, gdy Baumler potę
pia, jako typowo orientalną , afirmację i akceptację seksualizmu, którą
Bachofen uważał za esencjalny rys matriarchatu, ani gdy wyjaśnia jego
otwartość na sprawy seksu przez pryzmat jego osobistej czystości .
2 Relacją, która leży u zródeł wszelkiej kultury, wszelkiej cnoty, wszel
kiej szlachetności egzystencji, jest relacja między matką i dzieckiem.
W świecie przemocy działa ona jako boska zasada miłości, zjednoczenia,
pokoju. Wychowując potomstwo, kobieta wcześniej niż mężczyzna uczy
siÄ™ rozszerzać swÄ… miÅ‚ujÄ…cÄ… opiekuÅ„czość poza granice wÅ‚asnego «ja na
inną istotę, całą swą inwencję poświęcając ochronie i upiększeniu jej egzy
stencji. W tym sensie kobieta jest skarbnicÄ… wszelkiej kultury, wszelkiej
życzliwości, wszelkiego poświęcenia, wszelkiej troski o żywych i wszelkie
go żalu za dusze zmarłych. Miłość, którą owocuje macierzyństwo, jest
wszakże nie tylko silniejsza, ale i powszechniejsza [...] O ile zasada ojcow
ska jest inherentnie restryktywna, o tyle zasada macierzyńska jest po
wszechna; zasada ojcowska implikuje ograniczenie do określonych grup,
natomiast zasada macierzyńska, podobnie jak życie natury, nie zna ba
rier. Idea macierzyństwa rodzi poczucie powszechnego braterstwa wszy
stkich ludzi, które ginie z rozwojem idei ojcostwa. Rodzina oparta na pa
triarchacie jest zamkniętym, odrębnym organizmem, podczas gdy rodzina
matriarchalna przyjmuje typowo uniwersalny charakter, który leży u po
czątków wszelkiego rozwoju i odróżnia życie materialne od wyższego ży
cia duchowego. Każde łono - doczesny obraz Demeter, matki-ziemi - daje
braci i siostry dzieciom każdej innej kobiety; kraj rodzinny zna tylko braci
i siostry, dopóki system ojcowski nie rozdzieli tej niezróżnicowanej jedno
ści i nie wprowadzi zasady podziału.
Kultury matriarchalne ukazują wiele przejawów, ba, sformułowań pra
wnych tego aspektu zasady macierzyńskiej. Jest on podstawą powszech
nej wolności i równości, tak częstej wśród ludzi żyjących w warunkach
matriarchalnych, ich gościnności i ich niechęci do wszelkich restrykcji [...]
To w nim mają swe korzenie wspaniałe poczucie pokrewieństwa i sympa-
theia (współodczuwanie), które nie znając barier i linii podziału, rozciąga
ją się na wszystkich członków narodu. Państwa matriarchalne słynęły
z braku waśni i konfliktów wewnętrznych [...] Co nie mniej charaktery
styczne, ludy matriarchalne za szczególnie karygodny czyn uważały
skrzywdzenie drugiego człowieka czy nawet zwierzęcia [...] Kulturę świa
ta matriarchalnego przenika atmosfera czułego człowieczeństwa, dostrze
galna nawet w twarzach egipskich posągów (J. J. Bachofen, Myth, Reli-
gion and Mother Right).
3 Oczywiście mówię tu o miłości macierzyńskiej czy miłości ojcowskiej
54
w idealnym sensie. Miłość konkretnej matki czy konkretnego ojca odbiega
od tego idealnego obrazu - z najrozmaitszych powodów.
4 Typ patrycentryczny wiąże się z charakterem analnym i charakte
rem kompulsywnym (w terminologii psychoanalitycznej), natomiast typ
matrycentryczny z charakterem oralnym . Ten ostatni należy odróżnić
od charakteru oralno-sadystycznego . Osoba oralno-sadystyczna, o skłon
nościach pasożytniczych, pragnie tylko dostawać i nie jest skłonna dawać.
Na odmowę spełnienia jej życzeń reaguje złością, a nie smutkiem jak typ
matrycentryczny.
Między typologią opartą na pregenitalnych strukturach charakteru
a typologiÄ… matrycentrycznÄ… i patrycentrycznÄ… istnieje fundamentalna
różnica. Pierwsza wyraża pregenitalną fiksację na poziomie oralnym czy
analnym, która stanowi zasadnicze przeciwieństwo dojrzałego charakte
ru genitalnego . Druga, uwzględniając dominującą relację przedmiotową,
nie stoi w opozycji do charakteru genitalnego. Typ matrycentryczny może
mieć charakter oralny - osoba taka jest mniej czy bardziej pasywna, uza
leżniona i wymagająca pomocy ze strony innych ludzi. Typ matrycentrycz
ny może jednak mieć również charakter genitalny - osoba taka jest psy
chicznie dojrzała, aktywna, nie wykazuje nerwicy czy zahamowań.
Typologia, którą tu przyjęliśmy, pomija kwestię stopnia dojrzałości,
koncentrując się na jednym aspekcie struktury charakteru. Pełna prezen
tacja wymagałaby oczywiście rozważenia różnic między charakterem ge
nitalnym i charakterem pregenitalnym zarówno u typu matrycentryczne-
go, jak i u typu patrycentrycznego. Nie możemy tu w pełni omówić rozma
itych kategorii psychoanalitycznych (zob. W. Reich, Charakteranalyse,
Wien 1933). Wierzę jednak, że typologia oparta na relacjach przedmioto
wych, a nie na strefach erogennych czy na symptomatologii klinicznej,
otwiera przed badaniami społecznymi szerokie możliwości. Nie możemy
też omówić interesującego zagadnienia relacji między zaproponowanymi
typami a typem schizotymika i typem cyklotymika w typologii Kretsch
mera, charakterem zintegrowanym i charakterem zdezintegrowanym w ty
pologii Jaenscha czy typem introwertyka i typem ekstrawertyka w typolo
gii Junga.
5 Z psychologicznego punktu widzenia, Luter był typem skrajnie patry-
centrycznym. Całe jego życie przenika ambiwalentna postawa wobec ojca,
która przejawia się w fakcie, że zawsze ogniskuje się on jednocześnie na
dwóch figurach ojca: figurze, którą kocha, i figurze, do której żywi pogar
dę i nienawiść. Lutrowi zupełnie brak zrozumienia dla radości życia czy
dla kultury, w której taka radość odgrywa zasadniczą rolę. Dlatego sam
jest jednym z wielkich nienawistników. Można go zaliczyć do typu kom-
pulsywno-neurotycznego, homoseksualnego, co oczywiście nie oznacza, że
Luter był neurotykiem kompulsywym czy homoseksualistą w sensie kli
nicznym.
6Pełny sens tezy sola fide można wyjaśnić tylko w kategoriach kompul-
sywno-neurotycznych mechanizmów myślowych i towarzyszących im wąt
pliwości. Nie możemy się tu nimi bliżej zająć.
55
Dzisiaj chciałbym istotnie uzupełnić tę interpretację. Właśnie z powo
du swej ambiwalencji (nienawiści do ojca i autorytetów Kościoła katolic
kiego oraz przyjaznego usposobienia wobec świeckich książąt, któremu
towarzyszyła nienawiść do zbuntowanych chłopów) Luter tęsknił za bez
warunkową miłością matki. Tylko w tym przypadku mógł mieć pewność,
że jest kochany. Jak widzieliśmy, miłość matki jest nam dana lub nie,
natomiast nie można jej zdobyć przypodobywaniem się czy innymi dobry
mi uczynkami . W oczach Lutra reprezentantką łaski Boskiej jest miłość
matczyna, której nie można osiągnąć dobrymi uczynkami, a jedynie dzię
ki wierze, że jest się obdarzonym łaską Boga. W teologii Lutra za świado
mościową fasadą radykalnie patrycentrycznej religii powróciła nieuświa
domiona tęsknota za miłością matki (por. Freudowski powrót stłumione
go ). O ile jednak w teologii katolickiej występowała także potrzeba
matczynnej miłości, reprezentowanej przez macierzyńskie aspekty Kościo
ła, o tyle Luter nie mógł się spodziewać miłości ojca z powodu swej bun-
towniczości, dlatego miłość matki z konieczności oznaczała dlań jedyną
szansę, by być kochanym. Matka Lutra stanowiła jednak całkowite prze
ciwieństwo kochającej, tchnącej ciepłem matki, dlatego nadzieja ta była
nadzieją rozpaczliwą, którą podtrzymywało jedynie jego poczucie, że jest
bezsilny i bezwartościowy, innymi słowy: że jest dzieckiem zdanym na
litość swej matki. Usuwając symbole matki z religii, Luter utorował drogę
skrajnie patriarchalnemu społeczeństwu.
7 W kontekście rozpatrywanych tu problemów religia żydowska jawi
się jako niezwykle skomplikowana. Wyraznie nosi ona piętno reakcji, skie
rowanej przeciwko matrycentrycznym religiom Bliskiego Wschodu. Podob
nie jak w protestantyzmie, jej pojęcie Boga ma wyłącznie ojcowsko-mę-
skie rysy.
Z drugiej strony, obraz Wielkiej Matki nie został zatarty, lecz zachował
się w pojęciu Ziemi Świętej, mlekiem i miodem płynącej . Religia żydow
ska opiera się na następującym przekonaniu: Zgrzeszyliśmy i za karę
Bóg wygnał nas z naszej ziemi, ale pozwoli nam powrócić, gdy już dość
wycierpimy . Ziemia ta, którą proroctwa przedstawiają jako żyzną, nigdy
nie zawodzącą krainę, przejęła rolę, którą w religiach matriarchalnych
pełniła Wielka Matka.
8 Mówiąc o pracy i etosie pracy, mam na myśli specyficzne, konkretne
zjawisko historyczne: mieszczańskie pojęcie pracy. Z pewnością praca ma
wiele innych funkcji psychicznych. Na przykład jest wyrazem odpowie
dzialności społecznej i szansą na twórcze działanie. Istnieje etos pracy,
w którym dominują te właśnie aspekty.
9 Jest rzeczą oczywistą, że te psychologiczne rozważania zajmują się
jedynie psychicznymi siłami wytwórczymi - nie wyjaśniają socjalizmu jako
zjawiska psychologicznego ani nie próbują zastąpić racjonalnej analizy
jego teorii interpretacjÄ… psychologicznÄ….
3. Męskie stworzenie świata
Johann Jakob Bachofen, bazylejski profesor praw a rzym
skiego, był pierwszym badaczem, który dokonał wyłomu
w naiwnych wyobrażeniach o naturalności społeczeństwa
patriarchalnego, o oczywistości przewagi mężczyzny nad ko
bietą. Genialne spojrzenie, niebywała przenikliwość i ogrom
na wiedza pozwoliły m u zstąpić z wyżyn męskiego stano
wiska i zerwać zasłonę, którą duch patriarchalny rozwiesił
nad wielką i jakże istotną częścią ludzkich dziejów. Bacho
fen odsłonił w ten sposób obraz zupełnie innych, zdomino
wanych przez kobietę form społecznych i kultur, w których
kobieta była królową, kapłanką, przywódczynią, i ukazał
wizerunek społeczeństw, w których liczyło się jedynie po
chodzenie ze strony m atki, podczas gdy ojca nie łączyły
z dziećmi formalne związki krwi. Bachofen uważał, że m a
triarch at stanowi poczÄ…tek wszelkiego ludzkiego rozwoju
i że dopiero w trakcie długiego procesu historycznego miejsce
porzÄ…dku m atriarchalnego zajÄ…Å‚ porzÄ…dek patriarchalny.
Szwajcarski uczony pokazał ponadto, że różnica między
m ęską i żeńską zasadą przenika wszelkie życie psychiczne
jako fundam entalny fakt i że są jej przyporządkowane
określone symbole: dzień - noc, słońce - księżyc, strona
lewa strona prawa.
Bachofen z pewnością mylił się w niejednej ze swych tez,
jakkolwiek nowsze badania etnologiczne niewÄ…tpliwie
w wielu punktach potwierdziłyby zasadność jego ujęć. Do
strzegł jednak kwestie o zasadniczym znaczeniu i otworzył
nowe, owocne drogi przed rozumieniem takich zagadnień,
jak popędowe podstawy życia społecznego, różnice pomię
dzy m ęską i żeńską istotą czy znaczenie symboli.
57
W początkowym okresie nikt nie skorzystał z tych dróg.
Przez dziesięciolecia niemal o nich zapomniano. Bachofen
pozostał jedynym - jeśli nie liczyć kilku pokrewnych mu umy
słów jego epoki - badaczem, który dzięki sprzyjającym wa
runkom osobistym (z jednej strony niezwykłe uzdolnienia,
z drugiej intensywna więz z matką), rozpoznał relatywność
społeczeństwa patriarchalnego już w czasach, gdy znajdowa
ło się ono w swym apogeum, gdy nie stało się jeszcze dla sa
mego siebie problemem i gdy zatem konstatacje Bachofena
nie mogły trafić do przekonania myślicielom i badaczom czy
postępowym przedstawicielom mieszczaństwa.
Głębie życia psychicznego, które Bachofen dojrzał i na
powrót odsłonił, pozostały nie zauważone i trzeba było do
piero Freuda, który potrafił je ponownie odkryć i ukazać
w znacznie szerszym zakresie niż Bachofen. Freud podążał
przy tym zupełnie innymi drogami. O ile Bachofen był pra
woznawcą, filologiem, romantykiem, który dla uzasadnie
nia swych tez odwoływał się do mitów, rzezb, zwyczajów
ludowych, o tyle Freud był lekarzem i racjonalistą, który
stosując przyrodoznawcze metody, za pośrednictwem eks
perym entu i dzięki pracy z neurotykam i pokazywał, gdzie
należy szukać rzeczywistych impulsów aktywności psychicz
nej, i prezentował ich prawdziwą naturę. Tylko w jednej
kwestii Freud był mocniej niż Bachofen uwikłany w prze
sądy mieszczańsko-patriarchalnego społeczeństwa: w przece
nianiu roli mężczyzny i w założeniu o jego naturalnej prze
wadze nad kobietÄ….
Gdy trw ałe struktury społeczeństwa patriarchalnego
uległy jednak rozluznieniu, myśl Bachofena zaczęła świę
cić renesans. W głównej mierze przyczynił się do tego krąg
niemieckich intelektualistów, który skupił się wokół tego
niezwykłego nauczyciela - jego najbardziej znaczącym,
choć nie najgłębszym reprezentantem był Ludwik Klages.
Renesans ów nie był wszakże wolny od deformacji. Wspo
m niany krąg intelektualistów zwracał bowiem swe spoj
rzenie wyłącznie ku przeszłości, terazniejszość traktując
z szyderczą pogardą, a przyszłości nie okazując najm niej
szego zainteresowania.
58
Jeszcze więcej czasu musiało upłynąć, zanim etnologowie
i psychologowie uwolnili się od patriarchalnych przesądów,
by [dojść] tak w psychologii indywidualnej, jak i w psychologii
społecznej do problematyki m atriarchatu, do nieuprzedzo-
nej oceny żeńskiej psychiki i jej znaczenia dla mężczyzny.
Z etnologów należałoby tu wymienić Briffaulta i Malinow
skiego. Z psychologów natom iast przede wszystkim Georga
Groddecka, który zapewne jako pierwszy dostrzegł najważ
niejsze fakty w tej dziedzinie: zazdrość mężczyzny w sto
sunku do kobiety, zwłaszcza zazdrość o zdolność rodze
nia - zazdrość o niedostępną dla mężczyzny, n aturaln ą
kreatywność.
W tym samym kierunku - do odkrycia jednostronnie
męskiego stanowiska Freuda i ukazania dalekosiężnych
skutków psychicznych tak biseksualizmu, jak swoistości
specyficznie i pierwotnie żeńskiego seksualizm u - zmierza
ją prace K aren Horney. W ykazaniem męskiej zazdrości
0 zdolność rodzenia Groddeck dokonał odkrycia o niebywa
łym znaczeniu. Zdolność rodzenia, n aturalna kreatywność,
jest tą własnością, którą posiada kobieta i której brak męż
czyznie. W trakcie rozwoju kulturowego świadoma ocena
tej jakości, dokonywana z punktu widzenia mężczyzny
1 kobiety, z całą pewnością uległa obniżeniu. Zm iana ta
m iała rozm aite przyczyny. Przede wszystkim przyczyny
ekonomiczne w węższym sensie: im prymitywniejsze są
struktury ekonomiczne, im mniej techniki i m aszyn służy
produkcji dóbr, tym większe znaczenie m a dla gospodarki
żywa siła robocza, tym większe znaczenie m a też kobieta
jako istota, która dostarcza społeczeństwu żywej siły robo
czej, a więc najważniejszego środka produkcji. W m iarę jak
siła ludzka traci na znaczeniu dla gospodarki, maleć m usi
także rola kobiety i ocena jej specyficznej zdolności.
Do tego dochodzi inna, w szerszym znaczeniu ekonomicz
na przyczyna. W stosunkowo prymitywnych społeczeń
stwach, bazujących głównie na rolnictwie i hodowli, bez
pieczeństwo życia i bogactwo dóbr w zasadzie nie zależą od
czynników technicznych i rozumowych. Potęgą, która de
cyduje o życiu i śmierci człowieka, jest kreatyw na moc na
59
tu ry - żyzność gleby, działanie wody i słońca. Osią gospo
darki jest owa tajem nicza siła, dzięki której n atu ra wciąż
rodzi z samej siebie nowe, ważne dla ludzkiego życia pro
dukty. Kto jeszcze posiada tÄ™ tajemniczÄ… moc naturalnej
kreatywności? Jedynie kobieta. W łaśnie ona dysponuje
ową zdolnością, którą dzieli z całą n atu rą, z roślinam i
i zwierzętami, i od której zależała egzystencja człowieka.
Czy mężczyzna nie m usiał się wydawać w zestawieniu
z nią kalekim osobnikiem, którem u brak najważniejszej,
zasadniczej potencji - zdolności do naturalnej kreatyw
ności? Czy w skutek tego żeńskiego prym atu nie m usiał od
czuwać wobec kobiety najwyższego podziwu i najwyższej
zazdrości?
Zarówno zazdrość, jak i podziw m usiały być tym więk
sze, im m niejszą rolę odgrywała zdolność płodzenia, czyli
m ęska zasada. Wiele czasu upłynęło, zanim ludzie zaczęli
rozumieć związek między aktem płciowym i ciążą, zanim
pojęli, że nie tylko kobieta daje dziecku życie. Ta dawna
wiara zachowała się jeszcze w idei narodzin z dziewicy idei
obecnej w ta k wielu m itach i religiach, włącznie z chrześci
jaństwem . Jeszcze dziś niektóre plemiona prymitywne nie
znają rzeczywistego stanu rzeczy. F akt ten będzie mniej
zdumiewający, jeśli zważymy, jak wiele czasu musiało upły
nąć, zanim ludzie zrozumieli, że wzrost roślin, owoców
i bulw nie następuje sam z siebie , że potrzebne jest na
sienie, aby m atka-ziem ia mogła obrodzić swymi bogactwa
mi, zanim pojęli, że kto sieje, ten również zbiera plony .
Odkrycia tego z pewnością nie dokonano w przypadkowy
sposób. Gdy na skutek jałowienia gleby, nadm iaru ludno
ści czy zmian klimatycznych dary natury przestawały wy
starczać do zaspokojenia potrzeb ludzi, życie zmuszało ich
do poszukiwania aktywnych form produkcyjnego oddziały
wania na naturę, dzięki czemu zaczęli siać, orać, udoma-
wiać i hodować zwierzęta.
Kreatywność naturalną uzupełniła kreatywność rozumo
wa, to znaczy produkcyjne oddziaływanie na m aterię. Dla
rozwoju społeczeństwa ludzkiego charakterystyczny jest
wzrost znaczenia kreatywności rozumowej. Technika
60
i maszyna stanowią przejaw coraz szerszego oddziaływania
na m ateriÄ™ i uwarunkowanej przez ten proces intensyfika
cji zdolności do kreowania, wytwarzania nowych, użytecz
nych dla człowieka dóbr, podnoszących komfort jego życia.
W łaśnie w czasach, gdy notowano gwałtowny rozwój
techniki, gdy odkrywano i anektowano nowe lÄ…dy, gdy bu
dowano nowe stosunki handlowe, pod wrażeniem znacze
nia czynników rozumowych zaczęto zaniżać znaczenie
czynników naturalnych, tak jak niegdyś je zawyżano. Du
chowi , produkcyjnej zasadzie męskiej, przyznano bezwa
runkowy, bezgraniczny prym at - nastaw ienie to wyrażało
się zarówno w idealistycznej filozofii, w pewnych cechach
mieszczańskiego racjonalizmu, jak i w ściśle patriarchal-
nej strukturze społecznej.
Nietrudno zrozumieć, że w czasach wzrastającego zna
czenia czynników rozumowych w życiu społecznym (przy
czym czasami takim i nie jest bynajmniej tylko nowożyt-
ność , podobnie ja k nowoczesna technika nie jest jedynym
wyrazem produkcyjnej kreatywności rozumowej) specyficz
na zdolność kobiety - jej n aturaln a kreatywność w świa
domości społecznej wyraznie traciła na znaczeniu, podczas
gdy zyskiwała na wartości produkcyjna potencja rozumowa
mężczyzny. W świadomości ludzi męska rola m usiała się ja
wić jako coraz bardziej pożądana, natom iast żeńska jako
coraz bardziej uboczna i pozbawiona większej wartości.
Ocena ta występuje jednak tylko w świadomości, w ży
wionych przez świadomość społeczną przesądach w arto
ściujących. Nieświadomość reaguje bardziej naturalnie .
Żaden rozwój racjonalno-techniczny nie zwiedzie jej co do
faktu, że jedynie kobieta posiada ową tajem niczą zdolność
naturalnej kreatywności, że tylko kobieta pozostaje tak
blisko natury, życia, że tylko kobiecie jest właściwa owa
zdolność bezpośredniego i instynktownego rozum ienia pro
cesów życiowych, która niegdyś czyniła kobiety wieszczka
mi, prorokiniami, przywódczyniami i dzięki której kobiety
jeszcze dziś są o wiele większym gw arantem życia niż tak
niepewni mężczyzni, lubujący się w grze ze śmiercią i w uni
cestwianiu.
61
W nieświadomości mężczyzny poczucie przewagi kobie
ty i zazdrość o n aturaln ą kreatywność, która stanowi spe
cyficzną potencję kobiety, również dziś są stale obecne -
w takim samym stopniu, w jakim w nieświadomości kobie
ty tkwi dum a z tej zdolności i poczucie własnej przewagi
nad mężczyzną.
Dokumentem, który najmocniej wyraża skrajnie mę
skie i patriarchalne nastaw ienie emocjonalne - który dzię
ki tem u stał się też najważniejszym fundam entem literac
kim patriarchalnej postawy emocjonalnej w kręgu euro
pejskiej i amerykańskiej kultury - jest Stary Testam ent.
W klasyczny sposób prezentuje on uczucia i wiarę społe
czeństwa patriarchalnego, które wierzy w przewagę męż
czyzny nad kobietą - nic dziwnego, że również kwestia kre
atywności, stworzenia, znalazła w nim skrajnie męskie roz
wiÄ…zanie.
Stary T estam ent m a skrajnie męski charakter, gdyż,
jako podstawowy tekst żydowskiego monoteizmu, stanowi
dokum ent zwycięstwa nad żeńskimi bóstwami, nad ma-
triarchalnym i śladam i w strukturze społecznej. Stary Te
stam ent jest tryum falnym śpiewem zwycięskiej religii mę
skiej, zwycięską pieśnią wytępienia m atriarchalnych pozo
stałości w religii i społeczeństwie.
Na początku stworzył Bóg niebo i ziemię. Ziemia zaś
była bezładem i pustkowiem (tohuwabohu), i ciemności
były nad otchłanią, a Duch (tchnienie, w iatr, spiritus) Boży
unosił się (tkwił) nad wodami (Tiam at, olbrzym morski
w babiloÅ„skim eposie o stworzeniu). I rzekÅ‚ Bóg: «Niech siÄ™
stanie światłość! I stała się światłość [Księga Rodzaju
(Rdz) 1, 1-3]. Te poczÄ…tkowe zdania biblijnego m itu o stwo
rzeniu stanowią proklamację męskiej władzy i przewagi.
W skutek przyzwyczajenia, które Europejczykom i Amery
kanom każe od dzieciństwa traktować te słowa niemal jako
oczywistość, łatwo zapominamy, jak paradoksalny i jak
sprzeczny z n atu rą jest biblijny mit. To mężczyzna -
a nie kobieta, m atka - stw arza świat, rodzi uniwersum.
W jaki sposób tego dokonuje? Ustami, słowem: I rzekł Bóg;
i stała się... - oto magiczna formuła, która przewija się
62
przez cały m it o stworzeniu, która inauguruje każdy nowy
akt stworzenia, każde nowe narodziny.
Zanim szczegółowo zajmiemy się główną kwestią - m ę
skim stworzeniem św iata i człowieka - przyjrzyjmy się
skrajnie m ęskiemu charakterowi starotestam entow ej re
lacji.
Pierwszym aktem stworzenia jest zrodzenie światłości.
Światło zawsze i wszędzie jest symbolem męskiej zasady
(odnośnie do tej kwestii por. głęboko drążące badania Ba
chofena), trudno się więc dziwić, że również w biblijnej re
lacji o stworzeniu światło jest początkiem świata. Ale i to
skrajnie męskie ujęcie stworzenia nie wykorzeniło pozo
stałości dawnych, pierwotnych wyobrażeń. [Wprawdzie]
m it przedstaw ia jeszcze Boga jako tkwiÄ…cego, jako spoczy
wającego na pram atce, ale wspomina już tylko jej symbole,
nie zaś wielkość samej m atki, po czym tylko męskiego Boga
wysławia jako stwórcę - jako jedynego stwórcę.
Ta sam a, nienaturalna tendencja, która eliminuje rolę
kobiety, która dyskredytuje kobietę, jeszcze jawniej, jeszcze
jednoznaczniej dochodzi do głosu w drugiej relacji o stwo
rzeniu [Rdz 2, 4 i nast.].
O ile w pierwszej człowiek zostaje jeszcze na podobień
stwo Boga stworzony męskim i żeńskim - pozostałość po
dawnym wyobrażeniu dwupłciowego bóstwa - o tyle w dru
giej Bóg stw arza tylko mężczyznę. Również i ta relacja nie
w pełni eliminuje pozostałości dawnych wyobrażeń. I zdrój
(woda) bił z ziemi, i nawilżał całą ziemię. Wtedy stworzył
Bóg człowieka (Adama), z prochu ziemi (adam a), i tchnął
w jego nozdrza tchnienie życia, i stał się człowiek istotą
żywą [Rdz 2, 6 i nast.]. Także tutaj zachowała się zatem
figura pram atki - ziemi - którą nawilża woda jako m ęska
zasada i której łono wydaje na św iat człowieka
(ocean jest powszechnym symbolem pierw iastka żeńskie
go, woda słodka rzeki i deszcz - symbolem męskiej, uży
zniającej zasady). Ale i w tej opowieści męski bóg znów jest
właściwym stwórcą. Pozostałości starych wyobrażeń zupeł
nie znikają w następnej części relacji. Po stworzeniu męż
czyzny jako pierwszej istoty ludzkiej Bóg z troską myśli
63
0 jego potrzebach. Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był
sam , rzecze Bóg [Rdz 2,19]. Bez wątpienia jest to głęboka
konstatacja psychologiczna, sformułowana jednak wyłącz
nie ze stanowiska mężczyzny.
Bóg stw arza najpierw zwierzęta, które daje mężczyznie
jako pomoc . Ten jednak nie znalazł pomocy pośród nich
[Rdz 2,19 b]. (Warto zwrócić uwagę na znaczenie, jakie m it
przyznaje nadaw aniu nazw przez mężczyznę: I stworzył
Bóg z ziemi wszelkie zwierzęta polne i wszelkie ptaki po
wietrzne, i przyprowadził je do mężczyzny, aby zobaczyć,
jaką da im nazwę. I tak jak człowiek nazwie żywą istotę,
taką m iała być jej nazwa [Rdz 2, 19], Powrócimy jeszcze
do tej kwestii.)
Gdy zwierzęta okazały się niezdolne złagodzić samotność
mężczyzny, Bóg stw arza kobietę: Wtedy zesłał Bóg głębo
ki sen na mężczyznę, i zasnął mężczyzna. I wyjął jedno
z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. I z żebra, które
wyjął z mężczyzny, stworzył Bóg niewiastę, i przyprowa
dziÅ‚ jÄ… do mężczyzny. Wtedy mężczyzna powiedziaÅ‚: «Ta
dopiero jest kością z mojej kości i ciałem z mego ciała, ta
będzie się zwać mężycą (isza), bo z mężczyzny (isz) została
wzięta [Rdz 2, 21-23].
W drugiej relacji o stworzeniu kobiety paradoks m ęskie
go rodzenia ukazuje się jeszcze jednoznaczniej i jawniej niż
we wcześniejszej części mitu. Porządek naturalny zostaje
tu postawiony na głowie. To nie kobieta rodzi, to nie kobie
ta nosi dziecko w swym łonie, lecz właśnie mężczyzna wpro
wadza kobietę na świat, właśnie on jest rodzicielem, jego
żebro jest macicą.
Wrogość w stosunku do kobiety, lęk w obliczu kobiety,
krótko mówiąc skrajnie męski punkt widzenia, stanowią
cechę charakterystyczną następującej teraz relacji o grze
chu pierworodnym. Znajdujemy się tu w sferze uczuć, które
są znam ienne dla stru k tu r patriarchalnych. Bóg - wszech
mocny ojciec - wydaje zakaz. Swemu synowi, manu, chce
okazać przyjazne usposobienie; pozostawi mu niewiastę
1 rajskie życie, jeśli Adam będzie respektował ów zakaz
zakaz spożywania owoców z drzewa poznania. Bóg nie po
64
daje powodów, dla których wydał taki zakaz, i mówi jedy
nie o grozbie kary, o śmierci. O prawdziwych powodach
dowiadujemy się dopiero od węża: Bóg wie, że gdy spoży
jecie owoc z tego drzewa, otworzÄ… siÄ™ wam oczy, i tak jak
Bóg będziecie znali dobro i zło [Rdz 3, 5], Tym zatem, na
co biblijny m it nie pozwala Adamowi, jest utożsam ienie się
z Bogiem - w wyniku takiej identyfikacji syn sam byłby
ojcem. Podobny jest również sens symboliczny zakazanego
owocu, który zjada Adam. Zakazane jabłko stanowi sym
bol m atki, być może matczynej piersi, natom iast zakaz jego
spożywania jest zakazem obcowania seksualnego z m atką.
Mamy tu zatem do czynienia z klasycznÄ… tragediÄ… Edy
pa: pod grozbą śmierci ojciec zakazuje synowi utożsam ia
nia się z nim i posiadania matki. Syn jest nieposłuszny
ale grozba nie zostaje spełniona. Syn zachowuje życie, musi
jednak opuścić raj. Co oznacza życie w raju? Je st ono ży
ciem niemowlęcia na matczynej piersi. W raju syn nie m u
siał pracować, nie m usiał uprawiać roli, nie m usiał sobie
szyć odzieży, strzegła go i żywiła dobra, kochająca m atka,
żyzna ziemia. Ojciec nie był zazdrosny, dopóki syn pozosta
wał niemowlęciem i nie był jego rywalem. Lecz gdy syn
dorósł, gdy sam chce być ojcem i pożąda m atki, wtedy m usi
się od niej odłączyć, wtedy m usi zrezygnować z jej miłości
i ochrony, wtedy sam m usi sobie szukać pożywienia, sam
sprawiać sobie odzież, sam podjąć walkę o życie.
Grzech pierworodny , wygnanie z raju, jest prezentacjÄ…
konfliktu Edypa, prezentacją przem iany niemowlęcia
w identyfikującego się z ojcem chłopca, prezentacją u sta
nowienia przez ojca zakazu kazirodczych związków doro
słego syna z m atką. Biblijny m it z całą pewnością nie jest
jednak mitem, który by przedstaw iał początek i prafunda-
m ent dziejów ludzkości. Mit ten stworzyła zwycięska struk
tu ra społeczna i religia patriarchatu, konflikt Edypa zaś,
o którym opowiada starotestamentowy mit, jest klasycznym
konfliktem, jaki rozgrywa siÄ™ w rodzinie patriarchalnej.
Na wszystko patrzy się tu z perspektywy zwycięskiego
mężczyzny i ojca rodziny. Kobieta jest zagrożeniem, kobie
ta jest złą zasadą, mężczyzna winien się bać kobiety. Ko
65
bieta spostrzegła, że drzewo to m a owoce dobre dojedzenia
i że jest rozkoszą dla oczu, zerwała wtedy z niego owoc,
skosztowała i dała mężczyznie, który był z nią, i on sko
sztował [Rdz 3, 6]. Kobieta jest nieopanowana, zmysłowa,
niepohamowana; swą żądzą kusi mężczyznę, który nie po
trafi się oprzeć i popada w nieszczęście. Zapewne żaden
tekst nie ukazał ta k drastycznie i przejrzyście ja k starote-
stam entowy m it, wyrażający męską, patriarchalną wizję
świata, lęku mężczyzny przed kobietą i zarzutu, że kobieta
jest kusicielką, która przynosi zgubę. Wszędzie - od idei
grzechu pierworodnego, przez procesy czarownic, aż po
[Ottona] W einingera [(1903) i jego tezę, jakoby kobieta była
pod względem psychicznym i etycznym mniej wartościowa
niż mężczyzna] - odnajdujemy tę sam ą pogardę, tę sam ą
nienawiść i ten sam lęk przed kobietą, który jednoczy męż
czyzn społeczeństwa patriarchalnego.
Z tym męskim duchem w pełni współgra przekleństwo,
którym Bóg posyła swe dzieci w świat. Syn m usi pracować,
nie będzie już jak niemowlę żyć na piersi m atki. Do kobiety
Bóg mówi: Obarczę cię niezm iernie wielkim trudem twej
brzemienności, w bólu będziesz rodziła dzieci, ku twemu
mężowi będziesz kierowała swe pragnienia, on zaś będzie
panował nad tobą [Rdz 3, 16]. Czy można wyraziściej za
rysować patriarchalną wizję świata? Teraz mężczyzna
bierze zemstę. Tak jak jego pożądanie kobiety przyniosło
mu nieszczęście, tak teraz pożądanie mężczyzny przez ko
bietę ma doprowadzić do jej podległości. (W rodzinie pa-
triarchalnej mężczyzna może, prawowicie bądz nieprawo-
wicie, mieć tyle kobiet, ile zechce, natom iast żona musi mu
być wierna, to znaczy jest popędowo zależna od swego je
dynego obiektu seksualnego, podczas gdy mąż swą swobo
dą seksualną zapewnia sobie niezależność, a tym samym
utrw ala i um acnia swe panowanie nad małżonką.)
Szczególnie charakterystyczny jest ten fragm ent prze
kleństwa, który dotyczy rodzenia. Jedyną realnością, którą -
przynajmniej na płaszczyznie świadomości - dostrzega męż
czyzna, nie jest szczęście rodzenia, lecz związany z poro
dem ból. Również ten moment biblijnego m itu można uznać
66
za klasyczny wyraz typowo męskiej postawy wobec rodze
nia. Ja k wygląda to jednak n a płaszczyznie nieświadomo
ści mężczyzny? Czy fakt, że mężczyzna dostrzega w poro
dzie jedynie jego negatywny wymiar - ból nie zaś wielkie
szczęście m atki, nie stanowi już reaktywnego następstw a?
Czy to nie jego własna, głęboko wyparta zazdrość o rodze
nie i jego specyficznie męski resentym ent każą mu pra
gnąć, by kobieta ten wielki przywilej, tę nieosiągalną dla
mężczyzny jakość naturalnej kreatywności opłacała wzmo
żonym bólem? Czy mężczyzna nie traktuje jako pociesze
nia tego, że rodzenie wiąże się z bólem, a stąd jest czymś,
czego nie warto pragnąć?
Skrajnie męsko -patriarchalnego ducha biblijnego m itu
0 stworzeniu będziemy mogli lepiej ocenić, jeśli porównamy
go z wcześniejszym, babilońskim mitem. Porównanie to bę
dzie mieć zasadnicze znaczenie zwłaszcza dla eksplikacji pro
blemu męskiego stworzenia - stworzenia za pomocą słowa.
Babiloński poemat o stworzeniu świata, powstały naj
prawdopodobniej za panowania dynastii Ham m urapi (oko
ło 2000 lat przed Chr.), służył określonym dążeniom poli
tycznym: Babilon, stolica polityczna Babilonii, miał się stać
również centrum religijnym kraju, a bóg M arduk m iał sta
nąć n a czele babilońskiego panteonu. M it o stworzeniu uza
sadnia tę suprem ację M arduka określoną wizją historii
bogów i ludzi. Babiloński mit, który naczelnego męskiego
boga ustanawia władcą świata, jest jednak w urzeczywistnie
niu tych dążeń znacznie mniej radykalny niż biblijna opo
wieść. Ani nie usuwa innych męskich bóstw, ani nie odrzuca
tradycji Wielkiej Matki, która stoi u początku świata.
M it babiloński jest również wyrazem męskiej, patriar-
chalnej religii i struktury społecznej. Zachował jednak
znacznie więcej m atriarchalnych śladów niż Stary Testa
m ent dlatego stanowi tak cenne uzupełnienie. Wiele jest
miejscowości, które pod tą czy inną nazwą czciły stwórczą
1 płodną moc natury. W Kesz główną boginią była bogini
N inhursag czy też Mama; w Adab tę sam ą żeńską zasadę
czczono jako boginiÄ™ Ninmach, w Halab jako Isztar, w Akad
jako Anunit, w Kisz jako InnannÄ™, w Isin jako N inkarranÄ™,
67
w U ruk jako N anę itd.; w tej ostatniej miejscowości kult
bogini wkrótce zupełnie zepchnął na drugi plan kult boga
niebios, Anu (A. Ungnad, Die Religion der Babylonier und
Assyrer).
Ja k rozpoczyna się babiloński mit?
Gdy w górze niebiosa nie były jeszcze nazwane,
A ziemia poniżej nie miała swego imienia,
Gdy Apsu, PrapoczÄ…tkowy, rodzic wszystkich,
Mummu, Tiamat, matka wszystkiego,
Swe wody mieszali w jedno,
Gdy nie było stałego lądu ani namułu,
Gdy z bogów wszystkich żaden nie żył,
Ani nikt nie był nazwany, żaden los nie był wyznaczony,
Wówczas uformowano bogów w ich środku
(to znaczy pośrodku wymienionych wyżej pramocy).
(Cytowane za A. Ungnadem; także następne cytaty pochodzą z przekładu Ungna-
da, który uzupełnił luki w tekście zgodnie z treścią kontekstu.)
W babilońskim micie stwórcą św iata nie jest męski bóg,
świat bowiem jest dzieckiem dwóch stojących u początku
prasił, męskiej i żeńskiej zasady, Apsu (wody słodkie) i Tia
m at (wody słone). Pramorze (tehom), o którym wspomina
również biblijny mit, nie stawiając go jednak na równi
z męskim bogiem, babiloński m it przedstaw ia jeszcze jako
kobietę, jako pram atkę, jako rodzicielkę bogów i ludzi.
Dni dłużyły się, lata mnożyły . Apsu i Tiam at dają życie
swym synom - bogom - którzy stają się coraz bardziej du
mni i mądrzy. Dochodzi do rebelii synów przeciwko matce.
Wtedy zjednoczyli siÄ™ boscy bracia,
Przeszkadzali Tiamat, drwiąc ze strażników,
MÄ…cili serce Tiamat:
Teraz jej wszechmoc nagle prysła!
Apsu popadł w nieustanny smutek,
Tiamat była zmartwiona, troskało się jej serce.
Uderzone zostało biodro potężnego Mummu,
Nie było dobre ich postępowanie: planowali bunt!
I Apsu, rodzic wielkich bogów,
Zawołał na Mummu, swego posłańca, i rzekł:
68
Mummu, mój posłańcze, radości mego serca!
Nuże, ku Tiamat skierujmy swe kroki .
Poszli ku niej, i przed obliczem Tiamat się kłoniąc,
Naradzali się nad boskimi dziećmi.
Otwierając usta, mówi Apsu słowa,
Do Tiamat, lśniącej, rzecze tak:
Bezgranicznie uciążliwe jest dla mnie ich postępowanie,
W dzień nie znajduję wytchnienia, a w nocy spokoju!
Chcę ich zniszczyć, postępowanie ich ukrócić,
Aby cisza zapanowała i abyśmy znalezli spokój!
Gdy Tiamat usłyszała te słowa,
Pełna złości zakrzyknęła straszliwie;
W gniewnym bólu, wściekłością opanowana,
Natychmiast wymyśliła złowrogi plan:
Cóż pozostaje nam uczynić? Posiać zniszczenie!
Utrudniony niech będzie ich czyn, abyśmy wiecznie panowali!
Wtedy Mummu powiedział, doradzając Apsu
Niełaskawą radą była rada Mummu:
Nuże, jeśli pełen mocy jest ich czyn, to pogmatwaj go,
A wtedy znajdziesz dniem wytchnienie, a nocą swój spokój!
Gdy Apsu to usłyszał, rozpromieniło się jego oblicze,
Ponieważ zaplanował coś złowrogiego dla swych boskich dzieci;
Pieszczotliwie objÄ…Å‚ Mummu za szyjÄ™,
Wziął go na kolana, składając mu pocałunek.
Następne strofy opisują wielki strach niebiańskich bo
gów na wieść o zamyśle mocy chaosu. Radę zna tylko jeden
bóg - Ea - najmądrzejszy wśród nich, którem u jest dane
zwyciężyć wszystkie złe potęgi formułą czystego zaklęcia .
Także teraz udaje się m u pokonać i spętać Apsu i Mummu;
Tiam at jednak pozostaje niezwyciężona, podobnie jak pew
na liczba niższych mocy, o których m it po raz pierwszy tu
wspomina. Szczególnie silny okazuje się wśród nich Kingu,
lśniący bóg : wzywa on Tiam at, by nie porzucała swego
planu, lecz ponownie odważyła się na walkę z bogami. Tia
m at nie daje się długo namawiać: zbiera swe zastępy, które
w budzącym grozę pochodzie wyruszają na bój.
69
Zebrali siÄ™, kroczÄ…c u boku Tiamat,
Krzycząc, układając plany, bez ustanku dniem i nocą,
Uzbrojeni do walki, wściekli, szalejący,
Zgromadzeni, by ważyć się na bój.
Matka chaosu (Tiamat), która wszystko uformowała,
Dała mocny oręż, zrodziła olbrzymie węże
O ostrych zębach, co nie znają litości,
Ich ciało zamiast krwią napełniła jadem.
Wściekłe smoki o straszliwym obliczu,
Kipiące straszliwością, powołała do życia:
Kto je zobaczy, miał zdrętwieć;
Cielskom jak dęby nic nie stawi czoła.
Na pole bitwy wywiodła żmije, bazyliszki i jaszczury,
Wściekłe psy, huragany i ludzi-skorpiony,
Gwałtowne burze, ludzi-ryby, barany morskie:
Z broniÄ… rozjuszonÄ…, nieustraszonÄ… w walce.
Rozkazy jej sÄ… wszechmocne, nie znajÄ… sprzeciwu,
Jedenaście takich jak ten pomiotów stawiając do walki!
W swym orszaku, wśród swych boskich dzieci
Wywyższyła teraz Kingu, potęgi mu użyczając.
Dowodzenie wojskiem, kierowanie oddziałami,
Rozpoczynanie bitwy, wszczynanie boju,
Dowodzenie i kierowanie naczelne walkÄ…
Powierzyła mu, odziewając go wspaniale:
Poświęcony czarami, jesteś teraz wysoko podniesiony;
Dałam ci władzę bogów!
Wzniosły bądz, mój wybrany małżonku;
Niech cię wspaniale sławią bogowie głębin!
Na piersi położyła mu tablice losu:
Niech twój rozkaz będzie niezmienny, niech twe słowa wiążą!
A Kingu, wzniosły, władający teraz jako wszechbóg,
Zwiastuje losy boskim dzieciom:
Otwórzcie usta, by zdusić pożogę!
Kto okaże się dzielny, ten zyska na władzy!
Jakże inaczej niż Biblia tę walkę, tę rewoltę opisuje ba
biloński mit. Tam syn, skuszony przez niewiastę, występu
70
je przeciw ojcu i zostaje przezeń ukarany wypędzeniem
z raju, oddzieleniem od m atki. Tutaj bunt synów przeciw
ko pram atce. Tiam at okazuje siÄ™ mocniejsza od swego
męża. Apsu ulega w walce, Tiam at pozostaje niezwyciężo
na. Pram atka jest budzącą przerażenie wojowniczką, a jako
przywódczyni wojsk wprowadza do boju męskiego boga,
Kingu, i czyni go swym małżonkiem - zgodnie z często spo
tykanym i w społeczeństwach m atriarchalnych zależnościa
mi, które odzwierciedla to zdarzenie, przywództwo politycz
ne i wojenne spoczywa w rękach mężczyzn, którzy jednak
swą powagę i godność otrzym ują z nadania kobiet i działa
jÄ… tylko jako ich reprezentanci.
Najpierw dwóch męskich bogów - Ea, po nim zaś Anu -
próbuje odwiedzić Tiam at i jej małżonka Kingu. Anu otrzy
muje polecenie, by uspokoił ich pewnym słowem magicz
nym. Jednakże:
Gdy Anu usłyszał słowa swego ojca,
Poszedł drogą do niej,
Lecz gdy się zbliżał, zgłębiając jej plan,
Zapomniał o oporze: zawrócił!
W tym momencie do opowieści zostaje wprowadzona po
stać boga, który stanie się głównym bohaterem eposu -
postać M arduka. M arduk jest pełen wiary w zwycięstwo.
Mówi do Anszara:
Czyż kiedykolwiek sprzeciwił ci się jakiś mężczyzna?
Teraz Tiamat, niewiasta, miałaby cię pokonać?
O, ojcze bogów, ciesz się teraz i raduj;
Albowiem niebawem stopa twa spocznie na karku Tiamat!
Bogowie zbierają się, by wyznaczyć M arduka na antago
nistÄ™ bogini Tiamat. Zanim jednak M arduk zostanie uzna
ny za władcę i przywódcę, m usi przejść próbę, która dowie
dzie, czy dysponuje on własnościami, które zapewnią mu
zwycięstwo nad wszechmocną Tiamat.
Przynieśli potem do środka pewien płaszcz
I rzekli do Marduka, swego pierworodzonego:
71
Los Twój, Panie, niech przewyższy bogów,
Nakaż zniszczenie lub stworzenie - i niech się spełni nakaz!
Na rozkaz twój niech teraz płaszcz przeminie!
Potem rozkaż znów, by na nowo powstał!
Wtedy rozkazał on: I patrz, płaszcz przeminął!
I znów wydał rozkaz: I na nowo powstał!
Gdy zobaczyli bogowie siłę jego słowa,
Radowali się, pełni hołdów: Marduk jest królem!
Potem obdarzyli go sceptrem, tronem i laskÄ…,
A także bronią zwycięską, która wroga odpiera.
Nuże więc, wytęp żywot Tiamat,
Niech wiatry zaniosÄ… jej krew w miejsce ukryte!
W stosownym czasie zajmiemy się szczegółowo tą funda
m entalną próbą, najpierw jednak pokażemy zakończenie
walki. M arduk buduje sieć, aby uwięzić w niej Tiamat; two
rzy siedem wichrów, aby zmącić wnętrze Tiam at. Tak
uzbrojony - w w iatrach znów rozpoznajemy typowo męski
atrybut - wyrusza przeciwko Tiam at. Gdy ją napotkał
i ujrzał,
Pomieszał swój krok,
Zapomniał o rozwadze, jego czyn stał się chwiejny!
A Tiamat sprostała mu, nie uginając karku,
Wydatnymi wargami śląc mu złośliwości.
Po chwili M arduk nabiera jednak odwagi. Tak jak z po
czątku on stracił opanowanie, tak teraz Tiam at traci pew
ność. M arduk wzywa ją do walki. Woła:
Natęż swe siły, przywiąż swe bronie!
Celuj! Ja i ty zmierzymy siÄ™!
Gdy Tiamat usłyszała te słowa,
Wyszła z siebie, odeszła od zmysłów,
Głośno zakrzyknęła, pełna wściekłej furii,
Gwałtownie drżąc w swych najgłębszych podstawach.
Recytuje czarodziejskie słowo, mrucząc zaklęcia,
A bogowie walki okazują swą broń.
72
Rzucili siÄ™ na siebie, Tiamat i Marduk,
Ruszyli do walki, gotujÄ…c siÄ™ do boju.
Rozpostarł Pan swą sieć i schwytał w nią Tiamat,
Zły wiatr, swego sługę, wypuścił przeciw niej.
Gdy Tiamat otworzyła swe usta, by go pochłonąć,
Zły wiatr wpadł w nie, by ich nie mogła zamknąć.
Wściekłymi wiatrami napełnił Marduk jej ciało,
Straciła przytomność, szeroko rozwarła usta.
Wypuścił strzałę, przeszywając jej ciało,
Rozrywając jej wnętrze, rozplątując jej serce;
Ujarzmił ją, położył kres jej życiu,
Powalił jej zwłoki, depcząc po nich.
Gdy on, przywódca, natarł na Tiamat,
Rozbił jej siły zbrojne, rozsypała się rota;
Bogowie, którzy szli u jej boku z pomocą,
Zadrżeli, zadygotali, zawrócili.
Próbowali uciec, ocalić swe życie:
Byli uwięzieni, ucieczka była niemożliwa!
Wtedy wszystkich ich związał, rozbił ich broń,
Siedzieli w sidłach, spętani w sieci.
Sfery huczały, przepełnione skargami;
W więzieniu trzymani, odebrali karę.
Także owych jedenaście istot, okrytych przerażeniem,
Diabelski pomiot, który szedł u jej boku,
Marduk rzucił w pęta, rozbił jego siłę,
Rozdeptał go mimo całego oporu.
A Kingu, który był wywyższony ponad nich,
Ujarzmił i przeznaczył bogu śmierci,
Zabrał mu tablice przeznaczenia, które się mu nie należały,
Opatrzył pieczęciami, wieszając je sobie na piersi.
Gdy ugiął i pokonał przeciwników,
Gdy do szczętu pobił straszliwych wrogów,
Gdy on, Anszar, zwycięstwo nad nimi sprawił,
Także życzenie Ea spełnił Marduk, bohater,
Gdy ciężko jeszcze więził ujarzmionych bogów,
Poszedł ku Tiamat, którą właśnie ujarzmił.
Przystąpił Pan do nóg Tiamat,
Straszliwą maczugą rozłupał jej czaszkę,
73
Na strzępy pociął jej żyły,
Wiatrowi północnemu kazał zanieść jej krew w miejsce ukryte.
Gdy ojcowie to zobaczyli, wydali okrzyk radości,
Przynieśli Mardukowi dary i prezenty.
Wtedy wypoczął Pan, przyglądając się jej ciału;
Rozpłatał cielsko, obmyślając mądry plan:
Niczym małżę je przepołowił,
Połowę podniósł i niebo rozsnuł.
Zaciągnął zasuwę, ustanowił straże,
By wody (nieba) nie uchodziły - tak im nakazał.
Przekraczając niebo, oglądał miejsca;
StanÄ…Å‚ przed oceanem, siedzibÄ… Ea.
Wymierzył Pan budowlę oceanu,
Wzniósł Eszarrę, jego odpowiednik:
W pałacu Eszarry, który zbudował jako niebo,
Stworzył siedziby dla Anu, Enlila i Ea.
N ietrudno dostrzec symboliczny sens odtworzonej tu
walki między M ardukiem i Tiamat. W alka ta jest aktem
płciowym. O ile na pierwszy widok niewiasty mężczyzna
traci pewność, o tyle po rozpoczęciu się właściwej walki nie
w iasta wychodzi z siebie , odchodzi od zmysłów. Otwiera
usta, by go pochłonąć, lecz M arduk napełnia jej ciało wście
kłymi wiatram i. Tiam at traci przytomność, rozwiera sze
roko usta, M arduk wypuszcza strzałę i ujarzmia ją, koń
cząc jej żywot . W iatry i strzała są bez w ątpienia symbo
lem męskich genitaliów, tak jak usta symbolizują żeńskie
narządy. W yraznie wychodzi tu na jaw lęk mężczyzny
przed żeńskimi genitaliami jako lęk przed pochłonięciem
przez nie. W końcu jednak zwycięzcą okazuje się mężczy
zna - kobieta zostaje ujarzmiona i uśmiercona.
Dla psychoanalityka opis ten nie jest niczym zaskakujÄ…
cym. Przedstaw ia on akt płciowy jako walkę, jako sady
styczny i krwawy atak mężczyzny na kobietę i jako próbę
uśm iercenia mężczyzny przez kobietę podczas aktu płcio
wego. Babiloński m it snuje swą opowieść z punktu widze
nia mężczyzny, którem u udaje się ujarzmić i pokonać nie
bezpieczną dlań niewiastę.
74
Po zwycięstwie M arduka następuje nowy akt stworze
nia. Z rozpłatanych zwłok Tiam at M arduk stw arza niebio
sa. Nie są one już dzieckiem mężczyzny i niewiasty, ale też
nie są jeszcze dziełem samego mężczyzny. Mężczyzna jest
wprawdzie stwórcą, niemniej jednak potrzebuje m atczyne
go ciała jako m ateriału.
Po uśm ierceniu Tiam at i klęsce jej pomocników do
chodzi do pokoju między bogami oraz do stworzenia czło
wieka, którego najistotniejszym zadaniem m a być kult
bogów.
M arduk mówi do bogów:
Krew chcę zebrać, dodać kości,
Uformować chcę człowieka; człowiekiem niech będzie jego imię,
Chcę go stworzyć, człowieka;
Niech jego obowiązkiem będzie kult bogów...
Mądrze chcę odmienić drogi bogów:
Niech jednakową mają część, na dwie grupy niech będą
podzieleni .
Wtedy odrzekł Ea, tak mu odpowiadając,
Przedstawiając pewien plan dla zadowolenia bogów:
OfiarÄ… niech siÄ™ stanie jeden: ich brat.
Niech zostanie unicestwiony dla stworzenia ludzi!
Niech zbiorÄ… siÄ™ wielcy bogowie;
Potem niech siÄ™ stanie on ofiarÄ…, oni niech pozostanÄ…!
Zebrał wtedy Marduk wielkich bogów;
I wstępując pośród nich, daje swe polecenie.
Otwiera usta, bogowie uważnie słuchają,
Do duchów podziemi kieruje słowo:
Zaiste, prawdziwe pozostaje, com wcześniej wam rzekł,
Prawdę wam mówię ze szczerego serca.
Kim był ten, który wzniecił opór,
Który skusił Tiamat, który rozpętał wojnę?
On, sprawca oporu, stanie siÄ™ ofiarÄ…,
Spotka go kara za jego występek!
Wtedy dali odpowiedz niebiańscy bogowie
Królowi świata, swemu panu i doradcy:
75
Kingu jest tym, który zachęcał do oporu,
Który skusił Tiamat, który rozpętał wojnę!
Pojmali go, zwiÄ…zanego przywiedli przed Ea,
Kary mu udzielają: Przecinają mu żyły.
Z jego krwi stworzyli ludzi;
Pozostałych bogów uniewinnił król Marduk.
Z wdzięczności za odzyskaną wolność Anunnaki zobowią
zują się wznieść bogu wspaniałą świątynię. M arduk wy
znacza Babilon na miejsce tego sanktuarium . Po zakończe
niu budowy M arduk zaprasza wszystkich bogów na ucztę
do świątyni, gdzie boskie zgromadzenie pieśniami pochwal
nymi oddaje hołd swemu ocalicielowi i stwórcy świata. Po
słuchajmy jeszcze ostatnich wersów babilońskiego eposu.
Ogłosiwszy sławę M arduka jako boga dobrego tchnienia
i pana czystego zaklęcia , m it mówi:
Niech zachowajÄ… to starzy, niech tego nauczajÄ…,
Uczeni i mędrcy niech mądrze to rozważają!
Wskazówki udzielił ojciec synowi,
Ucho pasterza i stróża niechaj się otworzy!
Radował się on Panem bogów, Mardukiem,
Jego kraj niech się stanie żyzny, on sam niech będzie w dobrym
zdrowiu!
Jego słowo jest całkowicie wierne, nieomylna jego wypowiedz,
Rozkazu jego ust żaden bóg nie może zmienić;
Bez strachu spoglÄ…da on przed siebie, nie wahajÄ…c siÄ™ i nie
ustępując;
Gdy się złości, żaden bóg nie potrafi mu stawić czoła.
Jego serce jest pełne troski, jego dobroć wielka;
Bezecnik i grzesznik otrzymuje od niego Å‚askÄ™.
Zakończenie m itu jest utrzym ane w tonacji, która jako
żywo przypomina ducha Starego Testam entu i jego opo
wieści o stworzeniu. Nad światem panuje wszechmocny,
ojcowski, nieomylny, surowy, ale też łaskawy i przebacza
jący bóg. Miłosierny bóg, u którego życie jest pełnią , stwa
rza człowieka, dzieło swych rąk . Nie stwarza go już wspól
nie z niew iastą ani też nie z jej ciała, lecz samodzielnie,
76
jakkolwiek z ciała i krwi żywej istoty, z boga, który m usi
umrzeć, aby żyć mogli ludzie.
Choć zakończenie babilońskiego m itu przypomina biblij
ną relację o stworzeniu, to jednak różni się od niej zarówno
punktem wyjścia, jak i przebiegiem całej prezentacji.
W biblijnym micie wyłącznym zwycięzcą i władcą jest
jedyny, męski, ojcowski bóg. Biblijna opowieść nie tylko
nie mówi już o żadnych innych bogach poza Bogiem-Stwór-
cą, ale też eliminuje w ątek walki ze starszym i bogami
i zwycięstwa nad nimi. Jedynie pram orze tehom przypomi
na jeszcze o dawnej pram atce i władczyni Tiam at, jedynie
wąż, który przed swą degradacją był królewskim zwierzę
ciem, mocarnym smokiem, przypomina jeszcze o walce,
którą męski bóg m usiał niegdyś stoczyć z ogromnymi wę
żami i wściekłymi smokami, rzuconymi do boju przez pra-
m atkÄ™ Tiamat.
Babiloński m it jest bardziej pojednawczy w swym za
kończeniu. Wprawdzie Tiam at - reprezentantka zasad ma-
triarchalnych - ponosi śmierć, podobnie jak jej mąż i obroń
ca Kingu, jednakże wszyscy pozostali pomocnicy Tiam at -
A nunnaki - zostają ułaskaw ieni i wznoszą zwycięskiemu
bogu świątynię. Z woli M arduka mogą dalej żyć jako du
chy podziemi , a tym samym, jako podrzędni, usługujący
bogowie, zostają włączeni w hierarchię, u której szczytu
stoi M arduk.
Babiloński m it pochodzi z epoki, w której górę wziął mę
ski, ojcowski bóg, władca całego świata. Jego zwycięstwo
nie było jednak tak radykalne czy tak gwałtowne, by wy
mazało z pamięci dawne żeńskie boginie i ich męskich
pomocników. Istniały one nadal jako bóstwa o drugorzęd
nym znaczeniu - możliwe, że babiloński m it zawiera remi
niscencje, które radykalnie usunął m it hebrajski: wspo
mnienie o walce dwóch porządków religijnych i społecz
nych, o walce pomiędzy starą, macierzyńsko-chtoniczną
religiÄ… m atriarchalnÄ…, charakteryzowanÄ… za pomocÄ… takich
kategorii, jak noc , woda , m ateria , i nowÄ…, ojcowskÄ…
religiÄ…, charakteryzowanÄ… za pomocÄ… takich kategorii, jak
światło , wiatr , duch . Babilońska relacja kończy się
77
tam , gdzie rozpoczyna się biblijny mit; odtwarza ona całą
historiÄ™ walki, podczas gdy biblijna relacja opowiada tylko
o zwycięstwie - zwycięstwie tak całkowitym, że wymazuje
ono imię zwyciężonych i sam fakt walki.
Pod tym względem relacja babilońska wykazuje wiele
podobieństw do wzorcowo zinterpretowanej przez Bachofe
na opowieści o walce Erynii z Apollinem i o wynikłej z niej
decyzji, która uczyniła Erynie boginiami niższej rangi, po
zostającymi w służbie boga światłości.
Powróćmy teraz do kwestii stworzenia świata, w szcze
gólności do kwestii męskiego stworzenia. W babilońskim
micie spotykamy trzy różne w arianty stworzenia. Na po
czątku m am y mężczyznę i niewiastę, wody słodkie i ocean,
płodziciela i m atkę, którzy wspólnie dają życie swym sy-
nom-bogom. Ów pierwszy akt stworzenia w pełni odpowia
da zatem naturalnem u stanowi rzeczy, zgodnie z którym
stwórcami są zarówno mężczyzna, ja k i kobieta. W babi
lońskim micie nie pojawiają się już dawniejsze wyobraże
nia, które przyjmowały, że świat stworzyła sam a kobieta,
bez udziału mężczyzny, że u początku wszelkiego istnienia
stała jedynie wielka pram atka. Tego rodzaju wyobrażenia
cechują m yślenie społeczeństwa m atriarchalnego, które
w czasach powstania babilońskiego m itu należało już do
odległej przeszłości. O statnim śladem dawnych, m atriar-
chalnych wyobrażeń jest fakt, że babilońska relacja przed
staw ia Tiam at jako właściwą władczynię i królową, która,
w odróżnieniu od swego małżonka Apsu, początkowo pozo
staje niezwyciężona; że Tiam at wyznacza Kingu tylko na
dowódcę wojsk i na małżonka; że to ona, a nie jej mąż,
budzi w synach strach i respekt.
Drugi akt stworzenia dokonuje się po śmierci Tiamat,
kiedy to M arduk wznosi z jej ciała niebiosa. Mit odchodzi
tu od naturalnego porządku rzeczy. Niebiosa nie są już
dzieckiem niewiasty, spłodzonym przez mężczyznę, lecz
dziełem mężczyzny, który jednak wykorzystuje żeńską m a
terię, to znaczy ciało niewiasty. Niebiosa są jeszcze two
rem niewiasty i mężczyzny, ale akt stworzenia dokonuje
się już poza naturalnym i kolejami płodzenia i ciąży.
78
Trzecim w ariantem stworzenia, który spotykamy w ba
bilońskim micie, jest stworzenie człowieka. M arduk formu
je człowieka z ciała i krwi zabitego Kingu. M it całkowicie
eliminuje tu jakikolwiek udział kobiety. Ani nie rodzi ona
człowieka, ani jej ciało nie służy już za m ateriał aktu stwo
rzenia; jedynym stwórcą człowieka jest męski bóg. Ten typ
kreacji jeszcze radykalniej niż poprzedni neguje i wywraca
naturalny porządek rzeczy. Mimo to mężczyzna wciąż je
szcze jest w swym akcie stworzenia związany z żywą m ate
rią, z już istniejącą krwią i ciałem. Nie jest absolutnym,
wyłącznym stwórcą.
Ten trzeci typ stworzenia w pełni współgra z w arian
tem, który prezentuje biblijna relacja o stworzeniu niewia
sty. Również w biblijnym micie nową istotę stw arza sam
m ęski bóg, bez współudziału niewiasty, ale także tutaj jest
on związany z już istniejącą żywą m aterią. Biblijna relacja
jest tylko odrobinÄ™ radykalniejsza - jeszcze konsekwent
niej wywraca n atu raln y porzÄ…dek rzeczy i przedstaw ia
mężczyznę nie tylko jako m atkę człowieka, ale i, w szcze
gólności, samej kobiety.
Jeśli w babilońskim micie brak jednej skrajności, m iano
wicie partenogenetycznego stworzenia, stw orzenia przez
sam ą tylko niewiastę, bez współudziału mężczyzny, to brak
w nim również drugiej skrajności, mianowicie stworzenia
z ducha, stworzenia przez samego tylko mężczyznę, który
by nie potrzebował substancji ożywionej jako m ateriału.
Ten typ stworzenia - bodaj najwyraziściej i najplastyczniej
przedstawiony przez grecki m it o Atenie zrodzonej z głowy
Zeusa - spotykamy w biblijnym micie. Z pewnością także
biblijny m it nie wymazał jeszcze całkowicie pamięci
o pram atce Tiam at, skoro powiada, że Bóg tkwi ponad
wodami, niemniej jednak nam acalny sens biblijnej opo
wieści nie przyznaje już istotniejszej roli żywiołowi żeń
skiemu.
Relacja nie zaczyna się słowami: Na początku był cha
os, na początku była ciemność... , lecz słowami: Na począt
ku stworzył Bóg... , zatem tylko on sam, męski Bóg, bez
współudziału niewiasty, stworzył niebo i ziemię. Po dygre-
79
ąji, w której pobrzmiewa jeszcze echo dawnych wyobrażeń,
relacja kontynuuje: I rzekÅ‚ Bóg: «Niech siÄ™ stanie Å›wia
tłość!* I stała się światłość [Rdz 1, 3], Z całą wyrazistością
ukazuje się tu skrajność czysto męskiego stworzenia, stwo
rzenia za pomocą słowa, stworzenia za pomocą myśli, stwo
rzenia za pomocą ducha. Nie potrzeba już matczynego łona
ani matczynej m aterii; usta mężczyzny, który wypowiada
słowo, m ają zdolność bezpośredniego i natychmiastowego
stw arzania życia. Tak rozum iane stworzenie jest bieguno
wym przeciwieństwem partenogenezy. To skrajne wyobra
żenie jest przejawem równie skrajnego, patriarchalnego
nastaw ienia, które deprecjonuje wartość kobiety
i degraduje jej rolę. Mężczyzna uzurpuje sobie także tę
zdolność, która przysługuje jedynie kobiecie zdolność ro
dzenia, stw arzania nowego życia.
Należy zauważyć, że ta biblijna idea stworzenia z ducha
stoi w jeszcze większej [sprzeczności] z wszelkim porząd
kiem naturalnym niż idea partenogenezy. Konstatacja, że
dziecko stw arzają pospołu ojciec i m atka, m a postać pozna
nia naukowego, które udało się ludziom osiągnąć dopiero
po niezwykle długim czasie - poznania, które zawsze ma
charakter teoretyczny, podobnie jak, dla przykładu, pozna
nie, że Ziemia obraca się wokół Słońca, a nie na odwrót.
Doskonale wiemy, że ta k jest, niemniej jednak widzimy,
że to właśnie Słońce porusza się wokół Ziemi; widzimy, że
dziecko pochodzi od m atki, że w niej rośnie, porusza się,
a potem dzięki niej się rodzi. Nigdy nie widzimy bezpośre
dniego związku między dzieckiem i ojcem, jeśli nie liczyć
ich podobieństwa (które nie m usi być jednak łączone ze
stworzeniem, naw et jeśli w pózniejszym czasie, po rozpo
znaniu udziału mężczyzny w akcie stworzenia, służyło za
istotny i wyrazisty dowód rzeczowy). Dlatego w biblijnej
relacji podkreśla się podobieństwo do ojca: Na podobień
stwo Boga stworzył go [Rdz 1, 27 b].
Myśl, że jedynie sam mężczyzna może swymi ustam i,
swym słowem, ze swego ducha stworzyć żywą istotę, jest
urojeniem, które pozostaje w największej sprzeczności
z naturą; neguje ono wszelkie doświadczenie, wszelką rze
80
czywistość, wszelkie uwarunkowania naturalne. Lekcewa
ży wszelkie ograniczenia naturalne, byle tylko osiągnąć
jeden cel: przedstawić mężczyznę jako absolutnie doskona
łą istotę, posiadającą także zdolność, której życie wyraznie
jej odmówiło zdolność rodzenia. Owo urojenie, które mo
gło się pojawić tylko na gruncie skrajnie patriarchalnego
społeczeństwa, stanowi prototyp wszelkiej idealistycznej
myśli, która lekceważy wszelkie w arunki naturalne. Rów
nocześnie jest ono, z jednej strony, przejawem głębokiej
zawiści mężczyzny wobec kobiety, poczucia niższości z po
wodu nieposiadania zdolności rodzenia, zazdrości o rodze
nie, z drugiej zaś, wyrazem pragnienia, by osiągnąć tę zdol
ność, choćby nawet zupełnie innymi drogami.
W babilońskim micie nie występuje żadna z obu skraj
nych możliwości stworzenia, zatem ani partenogeneza, ani
stworzenie za pomocą słowa, czysto męskie stworzenie.
Babiloński epos opowiada jednak o zdarzeniu, które stano
wi prastadium właściwego stworzenia za pomocą słowa,
a zarazem jasno ukazuje właściwy sens tej koncepcji mę
skiego stworzenia. Mamy tu na myśli próbę, którą M arduk
m usi przejść, zanim ostatecznie otrzyma polecenie walki
z Tiam at - próbę, która m a dopiero upewnić bogów, że
M arduk odniesie zwycięstwo. Cóż to za próba?
Przynieśli potem do środka pewien płaszcz
I rzekli do Marduka, swego pierworodzonego:
Los Twój, Panie, niech przewyższy bogów,
Nakaż zniszczenie lub stworzenie - i niech się spełni nakaz!
Na rozkaz twój niech teraz płaszcz przeminie!
Potem rozkaż znów, by na nowo powstał!
Wtedy rozkazał on: I patrz, płaszcz przeminął!
I znów wydał rozkaz: I na nowo powstał!
Gdy zobaczyli bogowie siłę jego słowa,
Radowali się, pełni hołdów: Marduk jest królem!
Potem obdarzyli go berłem, tronem i laską,
A także bronią zwycięską, która wroga odpiera.
Nuże więc, wytęp żywot Tiamat,
Niech wiatry zaniosÄ… jej krew w miejsce ukryte!
81
Bohater m usi przejść tę swoistą próbę , aby dowieść swej
przydatności do roli, którą m u przeznaczono. Być może
oczekiwalibyśmy, że M arduk będzie m usiał dowieść swej
dzielności czy mądrości, tym czasem bogowie wym agają
odeń tylko, by um iał słowem doprowadzić do zniknięcia
i ponownego powstania płaszcza. Co oznacza ta swoista
próba?
M arduk m a walczyć z Tiam at. Jeśli m a się okazać zwy
cięzcą, to nie może jej w niczym ustępować. Jako mężczy
zna ustępuje jej jednak pod jednym - zasadniczym - wzglę
dem. Tylko Tiam at potrafi stw arzać nowe życie, tylko ona
może rodzić i sprawiać, by rzeczy powstawały. To ona daje
życie, to także ona je zabiera. W ielka M atka jest, z jednej
strony, dobrą, dającą życie, m ądrą m atką, z drugiej zaś,
uśmiercającą, czarną m atką - podobnie sam a n atu ra uka
zuje człowiekowi dwojakie oblicze: jako utrzym ująca go
przy życiu moc, a zarazem jako zagrożenie (odnośnie do tej
kwestii por. przede wszystkim wywody Bachofena o dwoja
kim znaczeniu postaci m atki jako istoty, która przynosi
życie i śmierć). Jeśli męski bóg m a odnieść zwycięstwo nad
m atką, to m usi jakoś wyrównać ten brak, tę niezdolność
rodzenia, kreowania.
Taki jest sens próby, której bogowie poddają M arduka.
M arduk potrafi wszystko, co potrafi m atka. Potrafi to, cze
go natu ra odmówiła mężczyznie: potrafi zmieniać naturę,
potrafi sprawić, by dowolny przedmiot znikł i na powrót
powstał. Je st oczywiste, że bynajmniej nie chodzi tu o sam
przedmiot, o ów banalny przedmiot codziennego użytku,
jakim jest płaszcz. Próba m a jedynie dowieść, że M arduk -
mężczyzna nie ustępuje już kobiecie, że podobnie jak ona
potrafi stwarzać życie i odbierać życie. W świetle tej kon
statacji łatwo zrozumieć dalsze słowa mitu:
Gdy zobaczyli bogowie siłę jego słowa,
Radowali się, pełni hołdów: Marduk jest królem!
Dopiero ta próba pokazuje, że M arduk dorównuje Tia
m at i dzięki tem u daje gwarancję zwycięstwa. Siła u st
M arduka zastępuje siłę żeńskiego łona; usta mężczyzny
82
potrafią rodzić, do czego w rzeczywistości zdolne jest jedy
nie Å‚ono niewiasty.
W próbie, którą przechodzi M arduk, odnajdujemy proto
typ męskiego stworzenia - stworzenia za pomocą słowa.
To, co babiloński m it przedstaw ia tylko jako próbę, przed
którą staje jego męski bohater, w biblijnym micie staje się
m etodą męskiego stw arzania za pomocą słowa. W Biblii
Bóg stw arza siłą swego słowa . Biblijny Bóg czyni z kos
mosem to samo, co M arduk z płaszczem. I rzekł Bóg: Niech
się stanie światłość; i stała się światłość [Rdz 1, 3], Męski
Bóg w pełni przejął funkcje zwyciężonej Wielkiej Matki.
Potrafi rodzić, potrafi stwarzać duchem, słowem znosi
wszelkie uwarunkowania naturalne; tylko on panuje, i nikt
prócz niego.
Biblijna relacja jeszcze tylko w jednym przypadku odwo
łuje się do tej potęgi słowa: gdy opowiada, jak Bóg przy
wiódł wszystkie zwierzęta przed oblicze Adama, aby zoba
czyć, jak ą da im nazwę [Roz 2, 19 b], i gdy Adam Ewie
nadaje nazwę mężyca (isza). Nadanie nazwy jest jakby
drugim stworzeniem. Tak jak męski Bóg stworzył swym sło
wem żywe istoty, tak Adam stw arza je jeszcze raz, swym
słowem nadając każdej nazwę.
4. Robert Briffault o matriarchacie
Swym obszernym dziełem The Mothers. A Study o f the
Oringins ofSentim ents and Institutions (1928) Robert Brif
fault podejmuje tem at, którego podstawy teoretyczne stwo
rzyli w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych minio
nego stulecia Johann Jakob Bachofen i Lewis Henry Mor
gan. Oficjalna nauka przez dziesięciolecia pomijała mil
czeniem teorię m atriarchatu, a nazwiska jej twórców poja
wiały się jedynie w publikacjach kilku autorów o socjalistycz
nej proweniencji. W ostatnich latach mamy do czynienia ze
swego rodzaju renesansem, do którego przyczynili się bada
cze o zupełnie innej orientacji światopoglądowej. Teoria m a
triarchatu jest coraz częściej przedmiotem omówień czy
wzmianek zarówno w pracach naukowych, jak i w bardziej
popularyzatorskich przyczynkach, a dzieło Briffaulta z pew
nością skłoni do dyskusji również tych, którzy dotychczas
w ogóle nie zwracali uwagi na problematykę matriarchatu.
Próba klasyfikacji, która pracę Briffaulta zaliczyłaby do
dzieł etnologicznych, byłaby jednak daleka od ścisłości. The
Mothers... wychodzi poza ram y etnologii. Je st pracą tyleż
etnologicznÄ…, co socjologicznÄ… i psychologicznÄ… - z tej przy
czyny trudno też wskazać jej tezę główną. W każdym razie
mylą się ci krytycy, według których dzieło Briffaulta daje
się sprowadzić do tezy, że początek wszelkiego rozwoju spo
Å‚ecznego cechujÄ… mniej czy bardziej wyrazne stosunki m a
triarchalne. W przypadku dzieła o tak szerokim zakresie
mógłby się ktoś spodziewać, że o jego tezie głównej więcej
powie mu tytuł niż sam a treść. W istocie mamy tu jednak
do czynienia tyleż z teorią m atriarchatu, ile z psychologią
opartą na etnologii porównawczej czy z historią instytucji
84
m ałżeństwa. W przedmowie do swego dzieła Briffault ja
sno określa swój punkt wyjścia: pytanie o zródło instynk
tów społecznych skłoniło go do wniosku, że ich zalążek sta
nowią instynkty macierzyńskie, a tym samym do zwróce
nia się ku owym wczesnym stadiom rozwoju społecznego,
w których ośrodkiem organizacji i psychologii społecznej
była postać matki.
Choć The Mothers... dostarcza dociekaniom nad ogólny
mi zagadnieniam i socjologicznymi i socjopsychologicznymi
wielu ważnych inspiracji, to jednak jego zasadnicza w ar
tość zasadza się na niezwykłym bogactwie m ateriału i na
mnogości analiz szczegółowych. Dlatego poniższe uwagi nie
mogą wyczerpująco przedstawić treści omawianego dzieła.
M ają one jedynie zasygnalizować charakter pracy badaw
czej i zainteresowań teoretycznych Briffaulta.
Briffault zaczyna od w ykazania zasadniczego udziału
tradycji społecznej (traditional heredity) w rozwoju ludz
kiego życia duchowego i uczuciowego. Ludzkie instynkty -
zakorzenione w strukturze biologicznej człowieka są
transformowane przez wpływy społeczne, a różnice pomię
dzy jednostkam i żyjącymi w kręgu odmiennych k u ltur sta
nowią pochodną modyfikujących warunków społecznych.
Przymiotniki męski i żeński są dla Briffaulta funda
m entalnymi kategoriam i psychologicznymi, których jednak
nie wywodzi on, jak przedstawiciele romantyzmu, z isto
ty płci, lecz wyjaśnia je odmiennością funkcji życiowych -
to znaczy praktyki życiowej - obu płci. Tym sposobem Brif
fault wydobywa problem różnicy płci z mroków kategorii
filozoficznych i rzuca nań światło badań naukowych.
Do czynników decydujących dla rozwoju żeńsko-macie-
rzyńskiego charakteru (maternal instinct) zalicza Briffault
niezwykle wydłużoną u człowieka - w porównaniu z wszy
stkim i pozostałymi ssakam i - ciążę oraz postnatalną nie
dojrzałość noworodka i uw arunkow aną przez ten fakt dłu
gotrwałą opiekę m atki nad dzieckiem. Z owego instynktu
opieki nad bezradnym noworodkiem rozwija się miłość
macierzyńska, która dotyczy nie tylko dziecka w szcze
gólności nie tylko własnego dziecka - lecz, jako instynkt
85
społeczny, jako miłość ogólnoludzka, rozciąga się także na
istoty dorosłe i stanowi jedno z najważniejszych zródeł
wszelkiego rozwoju społecznego. W miłości macierzyńskiej
tkwi zródło wszelkiej miłości w ogóle. Nie jest ona tożsama
z seksualizmem, spokrewnionym raczej z egoistycznym in
stynktem głodu. Seksualizm wiąże się bardziej z okrucień
stwem, a jego zespolenie z miłością jest wysoce wyspecjali
zowanym owocem rozwoju kulturowego. U ludów prymi
tywnych seksualizm stosunkowo rzadko Å‚Ä…czy siÄ™ z mi
łością , podczas gdy, odwrotnie, aseksualne uczucie macie
rzyńskiej czułości szczególnie często pojawia się także
w relacjach między dorosłymi.
Ujmując miłość mężczyzny jako owoc jego żeńsko-macie-
rzyńskich sił popędowych, Briffault zakłada biseksualny cha
rakter każdej jednostki. Miłość macierzyńska jest zródłem
nie tylko miłości i czułości, ale także współczucia, wielkodu
szności, życzliwości, krótko mówiąc: wszelkich uczuć altrui-
stycznych , włącznie z ich najbardziej abstrakcyjnymi i ogól
nymi formami. Miłość dziecka do m atki wypływa z potrzeby
ochrony i pomocy; instynkt stadny jest pochodną dziecięce
go lęku i braku ochrony. Podobnie wrogość, którą plemiona
prymitywne okazujÄ… obcemu, nie jest wrodzonÄ… dyspozycjÄ…
czy przejawem naturalnego popędu agresji, lecz wytwo
rem realnych warunków życia grup prymitywnych, które to
warunki z konieczności prowadzą do powstania wzajemnej
nieufności pomiędzy poszczególnymi grupami.
Przeciwieństwo popędu seksualnego i miłości macierzyń
skiej stanowi u Briffaulta podstawę błyskotliwego ujęcia
różnicy między stadem zwierzęcym i rodziną zwierzęcą.
Wedle Briffaulta, stado jest pozbawionym stabilności wy
tworem męskich impulsów seksualnych, rodzina natom iast
stanowi rezultat działania instynktów macierzyńskich i two
rzy komórkę podstawową wszystkich trwałych grup spo
Å‚ecznych. Prymitywna grupa ludzka nie rozwija siÄ™ ze sta
da zwierzęcego, lecz z rodziny zwierzęcej. Zrastanie się ta
kich rodzin, które istnieją dzięki więzi m atki z potomstwem
i nie wykazują żadnego podobieństwa do pózniejszej rodzi
ny patriarchalnej, prowadzi do powstania prymitywnego
86
społeczeństwa, skupionego wokół m atki. Egzogamia czy też
zakaz związków kazirodczych nie jest rezultatem ani ja
kiegoÅ› wrodzonego instynktu, ani naturalnej decyzji, uw a
runkowanej przez szkodliwe następstw a związku pomię
dzy krewnymi. W nowatorski sposób, którego nie możemy
tu bliżej omówić, Briffault próbuje wyjaśnić zjawisko egzo-
gamii stru k tu rą społeczności skupionej wokół m atki, zwra
cajÄ…c przy tym uwagÄ™, w jak wielu miejscach na ziemi
można jeszcze odnalezć ślady pierwotnej, m atriarchalnej
struktury rodziny matrylokalnego małżeństwa, w którym
mąż często wprowadza się do domu swej żony, a na pytanie
o pochodzenie zwykle podaje rodzinÄ™ matki. W okresie przej
ściowym między małżeństwem matrylokalnym i m ałżeń
stwem patrylokalnym - transformację tę uwarunkował roz
wój własności prywatnej - zgoda rodziny żony była okupy
w ana przez przyszłego męża podarunkiem czy przysługą.
W większości społeczeństw prymitywnych kobieta m a
niezwykle wysoki stopień niezależności, uzasadniony
podziałem pracy i związanymi z nim funkcjami ekonomicz
nymi kobiet. Ciężka praca kobiet w żadnym razie nie może
być podstawą wniosku o ich niższej pozycji społecznej. Od
matrycentrycznej struktury - to znaczy od ustroju społecz
nego, który charakteryzuje się stosunkowo dużym znacze
niem społecznym i psychicznym kobiety - należy ściśle
odróżnić porządek m atriarchalny (ginekokratyczny),
w którym kobieta dominuje nad mężczyzną. Wszelkie sto
sunki dominacji opierają się na istnieniu własności pry
watnej i jej obronie. Stąd też m atriarchat w węższym zna
czeniu może występować tylko we względnie wysoko roz
winiętych społecznościach.
Małżeństwo pełni istotne funkcje ekonomiczne i w żad
nym razie nie jest instytucjÄ… naturalnÄ… . Dlatego pierwot
nie nie wiązało się też z dążeniem do wyłącznego posiada
nia partnera seksualnego. Tak jak nie istnieje naturalny
instynkt monogamiczny, tak również nie istnieje zazdrość
ukierunkow ana na wyłączne posiadanie obiektu seksual
nego. U członków społeczeństwa prymitywnego zazdrość
nie łączy się z obroną wyłączności ich praw, lecz z lękiem,
87
że pozostaną oni bez obiektu seksualnego, zatem nie jest
zwiÄ…zana z podebraniem obiektu, lecz z jego odebraniem.
Społeczeństwa prymitywne w znacznie mniejszym stopniu
wypierajÄ… seksualizm, dlatego brak w nich wprawdzie n a
strojów miłosnego zauroczenia, ale także deformacji uczu
ciowych czy zjawisk patologicznych, które swe istnienie
zawdzięczają właśnie wyparciu seksualności. Uczucia mo-
nogamiczne nie są przyczyną, lecz następstw em instytucji
m ałżeństwa monogamicznego. Ewolucję m ałżeństwa mo-
nogamicznego warunkowały przede wszystkim przekształ
cenia ekonomiczne i społeczne. Punktem zwrotnym tych
przeobrażeń był moment, w którym mężczyzna stał się wła
ścicielem stada, co zapewniło m u większą siłę nabywczą,
a tym samym przewagÄ™ ekonomicznÄ… nad kobietÄ…. Tam gdzie
brakowało tego stadium, dłużej utrzymywały się pierwotne,
matrycentryczne stosunki. Od małżeństwa prymitywnego po
małżeństwo rzymskie związek małżeński pełnił głównie funk
cję ekonomiczną, nie zaś seksualną. Małżeństwo chrześci
jańskie natom iast stara się połączyć oba te aspekty i zaspo
kajać w ram ach instytucji m ałżeństwa nie tylko interesy
ekonomiczne, ale także miłość i potrzeby seksualne.
Briffault szczegółowo zajmuje się problematyką rozwoju
religii i moralności. Wymieńmy choćby kilka wątków jego
dociekań. Tabu - jako prototyp wszelkiej irracjonalnej mo
ralności - Briffault wywodzi z nałożonego mężowi przez żonę
zakazu kontaktów płciowych podczas menstruacji. Powsta
nie totemizmu łączy z faktem, że najważniejsze pożywienie
rodu, które pierwotnie stanowiło jego wspólną własność,
prawdopodobnie uzyskało charakter świętości i totemu. Po
wstanie poczucia indywidualności uznaje za następstwo po
w stania własności prywatnej. Powstania własności prywat
nej nie uważa za owoc indywidualistycznych instynktów,
lecz, przeciwnie, twierdzi, że to własność prywatna generuje
ów rzekomo naturalny instynkt. Omawia także rolę księży
ca w kosmologii społeczeństw prymitywnych. Zdaniem Brif
faulta, obraz cyklicznie ubywajÄ…cej i przybywajÄ…cej tarczy
księżyca pozostaje w najściślejszym związku z prymitywny
mi wyobrażeniami śmierci i zm artwychw stania - słońce
88
zaczyna odgrywać coraz większą rolę dopiero wraz z roz
wojem kultury rolniczej. yródłem prymitywnych idei reli
gijnych nie jest bynajmniej deifikacja natury , lecz pra
gnienie zdobycia sił magicznych.
Kobieta odgrywa w rozwoju religii ogromnÄ…, zwykle nie
docenianą rolę. Wielkie boginie, które zajmują ważne miej
sce w religiach Azji Przedniej i Europy, swe znaczenie za
wdzięczają związkowi z rytam i rolniczymi oraz ze specy
ficzną, magiczną zdolnością naturalnej kreatywności. Roz
wój religii osiąga swe apogeum, gdy ludzie już nie tylko
darzą lękiem i czcią boginię jako posiadaczkę sił magicz
nych, ale i wielbią ją jako dziewiczą m atkę dziecięcia boże
go. Po raz pierwszy uczucie religijne zaczyna się tu łączyć
z miłością; przejście od znużonych narodowych bóstw et
nicznych do delikatnych bóstw wszechświatowych po raz
pierwszy dokonało się w figurze Wielkiej M atki. Gdy pry
m itywna m agia stopniowo przeobraziła się dzięki pracy
męskiego intelektu w religię teologiczną , kobieta straciła
na znaczeniu religijnym.
Najsilniejszy wpływ na rozwój moralności wywarły jej
tabuistyczne zródła. Moc prymitywnych tabu, stanow ią
cych zródło moralności seksualnej i moralności w ogóle,
potęgują męskie pragnienia własności, które stopniowo roz
wijającej się moralności nadają ciężar gatunkowy. Nie jest
praw dą, jakoby żeńska natura wystąpiła ze skrajnym i
wymaganiami czystości seksualnej, a żeńska zazdrość wy
m usiła monogamię. Wręcz przeciwnie: społeczności m a
triarchalne cechuje szczególnie duży stopień swobody i roz
wiązłości. Pierwotne, prymitywne tabu i związane z nimi
uczucia moralne m ajÄ… powszechnÄ… naturÄ™, natom iast po
wstanie moralności seksualnej, która głosi wymóg czysto
ści płciowej, wiązało się z rozwojem społeczeństwa p atriar
chalnego i stosunkam i ekonomicznymi, które stanowiły
jego fundam ent. Czystość płciowa była początkowo, jak
w Azji Przedniej, w Egipcie i Grecji, rytualnym warunkiem
posiadania siły magicznej bądz, jak w Rzymie, cnotą oby
watelską. Dopiero dzięki chrześcijaństwu uzyskała rangę
atrybutu, którem u przyznaje się wysoką wartość etyczną
89
czy religijną. Choć w chrześcijaństwie pojawiały się zróżni
cowane poglądy na stopień grzeszności obcowania płciowe
go, to jednak wśród chrześcijan nigdy nie było wątpliwości,
że dziewictwo jest czymś wyższym niż małżeństwo. Poglądy
Ojców Kościoła stały w najradykalniejszym przeciwieństwie
do idei i zwyczajów europejskich barbarzyńców. Stopniowe
przeobrażenie, do którego doprowadził chrześcijański rygo
ryzm, swój wyraz znalazło najpierw w literaturze, a potem
z wolna - nigdy przy tym w pełni - w życiu społecznym.
Dzieło Briffaulta doczekało się, przede wszystkim w An
glii i w Stanach Zjednoczonych, wielu, niekiedy nader
szczegółowych omówień (zob. Bibliografia: H. Ellis, A. M.
Ludovici, B. Malinowski, C. E. Ayres, L. Langdon-Davies,
M. Ginsberg, A. Goldenweiser), których spektrum sięga od
entuzjastycznej aprobaty po chłodne odrzucenie - zwła
szcza przez etnologów.
Laik w dziedzinie etnologii z pewnością nie jest w stanie
rozstrzygnąć, czy w poszczególnych kwestiach większą wa
gę m ają argum enty Briffaulta, czyjego antagonistów. Jak
już jednak zaznaczyliśmy na wstępie, dzieło Briffaulta da
leko wykracza poza ram y konkretnych zagadnień etnolo
gicznych; niebywała rozległość opracowanego m ateriału
oraz rzadko spotykana niezależność i oryginalność intelek
tualn a autora spraw iają, że jego dzieło stanowi ważny
wkład do badań socjopsychologicznych. W kwestii m atriar
chatu Briffault podejmuje badania w punkcie, do którego
doprowadził je Morgan.
Metodą, którą posługuje się Briffault, jest metoda m ate
rializmu historycznego, albowiem stara się on wyjaśniać
przeobrażenia w sferze uczuć i związanych z nimi instytucji
przeobrażeniami praktyki życia, w tym zwłaszcza przeobra
żeniami stosunków ekonomicznych. Zasadnicze znaczenie
tego niezwykłego dzieła zdaje się polegać na akceptacji spo
łecznego uwarunkowania wszelkich - w tym także z pozoru
najbardziej naturalnych - uczuć, na próbie wyjaśnienia ich
ewolucji określonymi zmianami społecznymi, próbie, która
opiera siÄ™ na przebogatym m ateriale empirycznym.
W ram ach krótkiego omówienia uwagi krytyczne mogą
90
dotyczyć jedynie ogólnych tez, nie zaś szczegółowych ujęć.
Jeden z punktów możliwej krytyki przewidział już sam
Briffault, wskazujÄ…c w przedmowie na niekorzystne wa
runki, w jakich powstawała jego praca. Między poszczegól
nymi częściami książki brak jakościowej i ilościowej rów
nowagi. Istotniejsze od tego m ankam entu są wszakże
ujemne następstw a duchowej niezależności i samodzielno
ści: Briffault w ogóle nie uwzględnia - albo czyni to tylko
sporadycznie - dawniejszych czy współczesnych autorów,
których badania zmierzały w tym samym kierunku. Ab ovo
analizuje kwestie, które doczekały się szczegółowego opra
cowania już w okresie francuskiego oświecenia, takie jak
problem społecznego uw arunkow ania uczuć, w ogóle nie
wspomina M arksa i Engelsa, wreszcie w niewielkim stop
niu bierze pod uwagÄ™ nowszÄ… literaturÄ™ z dziedziny psy
chologii ludów. Szczególnie mocno odbija się to na analizie
problemu pozornego altruizm u miłości m atki w społeczeń
stwach prymitywnych. Niedostateczne uwzględnienie ba
dań szkoły durkheimowskiej nad społeczeństwem prymi
tywnym, w tym zwłaszcza prac Levy-Briihla o mentalności
prymitywnej, stanowi rzeczywisty m ankam ent.
W odniesieniu do jednej kwestii nie możemy się po
wstrzym ać od bardziej szczegółowej uwagi krytycznej.
W ostatnim rozdziale, który podsumowuje całość rozwa
żań, Briffault mówi o wrodzonym konserwatyzmie kobie
ty i stwierdza, że w szerszym znaczeniu - żadna kobieta,
która przekroczyła dwudziesty piąty rok życia, nie jest
w stanie niczego nowego się nauczyć. U Briffaulta tego ro
dzaju pomyłka m usi dziwić tym bardziej, że w swym dzie
le z wielkim powodzeniem stara się on wykazać społeczne
uwarunkowania uczuć, co oznacza zasadniczy postęp w po
równaniu z poglądami romantyków, zwłaszcza Bachofena.
Pokazuje ona, jak głęboko zakorzenione w nieświadomości
naw et tak postępowego badacza są tradycyjne przesądy
wartościujące. Niemniej jednak jako całość dzieło Briffaulta
dostarcza także krytycznemu czytelnikowi wielu pouczają
cych i inspirujących wiadomości, pozostawiając wrażenie
znaczÄ…cego dokonania naukowego.
91
5. Dzisiejsze znaczenie teorii matriarchatu
Fakt, że w wieku XIX i w pierwszej połowie XX Bachofe-
nowska teoria m atriarchatu i społeczeństw matriarchalnych
cieszyła się stosunkowo niewielkim zainteresowaniem, moż
na wytłumaczyć tym, że do końca pierwszej wojny świato
wej system patriarchalny panował niezachwianie w Euro
pie i Ameryce, tak iż sam a idea kobiety jako ośrodka struk
tury społecznej i religijnej wydawała się niewyobrażalna
i niedorzeczna. Zmiany społeczne i psychologiczne, które do
konały się w ciągu ostatnich czterdziestu lat, są powodem,
dla którego problem m atriarchatu znajduje się dziś w cen
trum uwagi. Dopiero teraz następują zmiany generujące
nową ocenę idei, których przez ponad sto lat nikt nie podej
mował. Zanim jednak zajmę się tymi przeobrażeniami, niech
mi będzie wolno czytelnikowi nie zaznajomionemu z pra
cami Bachofena i M organa pokrótce przedstawić ich pogląd
na zasadę i wartość społeczeństwa m atriarchalnegol.
Zgodnie z ujęciem Bachofena, zasada m atriarchalna
jest zasadą życia, jedności i pokoju. Kobieta, opiekując
się niemowlęciem, rozszerza swą miłość poza granice wła
snego ja na inne istoty ludzkie i projektuje wszelkie swe
uzdolnienia i wyobraznię na ochronę i upiększanie egzy
stencji drugiego człowieka. Zasada m atriarchatu jest za
sadą powszechności, podczas gdy system patriarchalny
jest systemem restrykcji. Idea powszechnego braterstw a
wszystkich ludzi, zakorzeniona w zasadzie macierzyństwa,
zanika wraz z rozwojem społeczeństwa patriarchalnego.
M atriarchat jest fundam entem zasady powszechnej wol
ności i równości, pokoju i czułości. Jest również fundam en
tem zasadniczej troski o dobrobyt m aterialny i szczęście
92
doczesne (patrz J. J. Bachofen, M utterrecht und Urreli-
gion).
Zupełnie niezależnie L. H. Morgan doszedł do wniosku
(wstępnie sformułowanego w Systems o f Consanguinity and
Affinity, a bardziej precyzyjnie w Społeczeństwie pierwot
nym), że system rodowy Indian am erykańskich - podobny
do spotykanego w Azji, Afryce i A ustralii - opiera siÄ™ na
zasadzie m atriarchalnej, co skłoniło go do przypuszczenia,
że wyższe formy cywilizacji będą powtórzeniem, ale na
wyższym szczeblu, zasady wolności, równości i braterstw a,
cechującej rody starożytne . Nawet ta skrótowa prezenta
cja zasad m atriarchatu powinna wyjaśnić, dlaczego przy
pisuję tak ogromne znaczenie następującym zmianom spo-
Å‚eczno-psychologicznym:
1. P o r a ż k a s y s te m u p a tr ia r c h a ln o - a u to r y ta r n e -
go; jego niezdolność do zapobiegania długotrwałym i ruj
nujÄ…cym wojnom i dyktaturom opartym na terrorze; jego
niezdolność do przeciwdziałania przyszłym katastrofom ,
takim jak wojna nukleamo-biologiczno-chemiczna, głodo
wi w większości byłych kolonii czy tragicznym skutkom
rosnÄ…cego zanieczyszczenia powietrza, wody i gleby.
2. R e w o lu c ja d e m o k ra ty c z n a , która zniosła trady
cyjne struktury autorytarne, zastępując je strukturam i de
mokratycznymi. Proces demokratyzacji nastąpił wraz z po
jaw ieniem się zamożnego społeczeństwa technologicznego,
którego fundam entem jest nie osobiste posłuszeństwo, lecz
praca zespołowa i sterowany konsens.
3. R e w o lu c ja k o b ieca , która, choć jeszcze niepełna,
dokonała wielkiego postępu w urzeczywistnianiu radykal
nych, oświeceniowych idei równości mężczyzny i kobiety.
Rewolucja ta zadała potężny cios władzy patriarchalnej,
nie tylko w krajach kapitalistycznych, ale i w państw ie tak
konserwatywnym ja k ZwiÄ…zek Radziecki.
4. R ew o lu cja d z ie cię ca i m łodzieżow a: niegdyś dzie
ci mogły wyrażać swój sprzeciw tylko nieadekwatnymi środ
kami, takim i jak odmowa spożywania posiłku, płacz, za
parcia, moczenia nocne i ogólny upór, ale począwszy od XIX
wieku znalazły orędowników (Pestalozzi, Freud i inni),
93
którzy podkreślali, że dzieci m ają własną wolę, że przeży
wają własne emocje i że należy je traktować poważnie.
W XX wieku tendencja ta umocniła się i pogłębiła, a dr Ben
jam in Spock stał się jej najbardziej wpływowym rzeczni
kiem. Dzisiejsza młodzież mówi własnym - i już nie tłumio
nym - głosem. Młodzi ludzie chcą, by ich słuchano i trakto
wano jako partnerów, chcą być aktywnym podmiotem, a nie
biernym przedmiotem układu, który stanowi o ich życiu.
Wobec patriarchalnych autorytetów występują z bezpośre
dnimi, żywiołowymi - a niekiedy i złośliwymi - atakami.
5. W iz ja k o n su m p c y jn e g o ra ju . Nasza konsumpcyj
na kultura kreuje nową wizję: jeśli pójdziemy dalej drogą
postępu technologicznego, to w końcu osiągniemy punkt,
w którym żadne życzenie nie pozostanie nie spełnione,
a spełnienie będzie natychmiastowe i nie wymagające ja
kiegokolwiek wysiłku. W wizji tej technika przybiera ce
chy Wielkiej M atki, już nie naturalnej, lecz technicznej,
która niańczy swe dzieci i koi je nieustającą kołysanką
(w postaci radia i telewizji). Pod względem emocjonalnym
człowiek na powrót staje się niemowlęciem, którem u po
czucie bezpieczeństwa daje nadzieja, że pierś m atki zawsze
dostarczy obfitości mleka i że nigdy nie trzeba już będzie
samodzielnie podejmować decyzji. Będą one bowiem leżały
w gestii samego aparatu technologicznego, interpretow ane
i wcielane w życie przez technokratów - nowych kapłanów
rodzącej się religii m atriarchalnej2, której boginią jest
Technika.
6. Pewne tendencje m atriarchalne można zaobserwować
również wśród niektórych odłamów mniej czy bardziej ra
dykalnej młodzieży. Są one nie tylko radykalnie antyauto-
rytarne, ale i przyjmują wspomniane wyżej wartości i po
stawy charakterystyczne dla świata m atriarchalnego, ja
kim przedstaw iajÄ… go Bachofen i Morgan. Idea seksu
grupowego (obecna wśród przedstawicieli klasy średniej
czy wśród członków radykalnych komun) m a ścisły zwią
zek z opisywanym przez Bachofena, wczesnym, m atriar-
chalnym stadium rozwoju ludzkości. Można się też zasta
nawiać, czy tendencja do zamazywania międzypłciowych
94
różnic w wyglądzie, ubiorze itd. również nie jest związana
z tendencją do zniesienia tradycyjnego statusu mężczyzny
i do ujednolicenia obu płci, której efektem jest regresja
(w sferze emocjonalnej) do pregenitalnej fazy niemowlęctwa.
Także inne momenty potwierdzają przypuszczenie, że ta
część młodego pokolenia wykazuje nasilające się tendencje
m atriarchalne. Grupa zdaje się przyjmować funkcję m at
ki. Potrzeba natychmiastowego zaspokojenia wszelkich
życzeń, bierno-receptywna postawa, nąjjaskrawiej przeja
wiajÄ…ca siÄ™ w narkom anii, potrzeba zbierania siÄ™ razem
i fizycznego kontaktu każdego z każdym - wszystko to zdaje
się znakiem regresji do niemowlęcej więzi z m atką. Pod tym
względem młode pokolenie jest bardziej podobne do swych
rodziców, niż samo sądzi, jakkolwiek m a inne wzorce kon
sumpcji, a swą rozpacz wyraża otwarcie i agresywnie. Nie
pokojąca w tym neomatriarchalizmie jest okoliczność, że sta
nowi on jedynie negacjÄ™ patriarchalizm u i regresjÄ™ do wzor
ców niemowlęctwa, a nie dialektyczną progresję ku wyższej
formie matriarchalizmu. Oddzwięk idei H. Marcusego wśród
młodej generacji bierze się głównie stąd, że jest on orędow
nikiem infantylnego nawrotu do m atriarchalizm u i uatrak
cyjnia tÄ™ zasadÄ™ retorykÄ… rewolucyjnÄ….
7. Zapewne nie bez związku z tymi przeobrażeniami spo
łecznymi pozostaje ewolucja psychoanalizy, która zaczyna
korygować Freudowskie przekonanie o zasadniczym znacze
niu więzi seksualnej między synem i m atką oraz generowa
nej przez tę relację wrogośći względem ojca, wprowadzając
nową koncepcję, która mówi o wczesnej, intensywnej więzi
preedypalnej pomiędzy niemowlęciem i m atką, niezależ
nej od płci dziecka. Dzieło Bachofena, gruntownie studiowa
ne przez psychoanalityków, będzie mieć nieocenioną war
tość dla zrozumienia tego pozaseksualnego związku.
Te wprowadzające uwagi chciałbym zakończyć rozważa
niam i teoretycznymi. Zasada m atriarchalna jest zasadÄ…
bezwarunkowej miłości, naturalnej równości, podkreślania
więzów krwi i ziemi, zasadą współczucia i miłosierdzia;
zasada patriarchalna jest zasadą warunkowej miłości,
struktury hierarchicznej, myśli abstrakcyjnej, praw a sta
95
nowionego, państw a i sprawiedliwości. Miłosierdzie i spra
wiedliwość są tu dwoma biegunami, reprezentującym i dwie
przeciwne zasady.
Ja k się wydaje, w toku dziejów obie zasady czasami
gwałtownie się ze sobą ścierały, czasami zaś tworzyły syn
tezę (na przykład w Kościele katolickim czy w Marksow-
skiej koncepcji socjalizmu). W sytuacji ich konfliktu za
sada m atriarchalna przejawia się m atczyną nadpobłaż-
liwością i infantylizacją dziecka, która uniemożliwia mu
osiągnięcie pełnej dojrzałości, natom iast władza ojcowska
staje się surowym zakazem i kontrolą, których fundam en
tem jest strach dziecka i jego poczucie winy. Sytuacja ta
ka rzutuje na relację dziecka do m atki i ojca, jak również
na ducha społeczeństw patriarchalnego i m atriarchalnego,
który determ inuje strukturę rodziny. Społeczeństwo czy
sto m atriarchalne ham uje pełny rozwój jednostki, zatem
postęp techniczny, rozumowy, artystyczny. Z drugiej stro
ny, społeczeństwo czysto patriarchalne nie przywiązuje
wagi do takich wartości, ja k miłość i równość, skupiając się
na ustanowionych przez człowieka prawach, na państwie,
abstrakcyjnych zasadach, posłuszeństwie. W Antygonie So-
foklesa postawÄ™ takÄ… obrazuje osoba i system Kreona, pier
wowzoru przywódcy faszystowskiego (por. omówienie tej
kwestii w E. Fromm, Zapomniany język, rozdz. 5).
Gdy zasada m atriarchalna i zasada patriarchalna two
rzą syntezę, każda z nich nabiera barw drugiej: miłość m a
cierzyńska wzbogaca się o elem ent sprawiedliwości
i rozumności, miłość ojcowska natom iast o elem ent miło
sierdzia i równości.
Ja k siÄ™ zdaje, dzisiejsza walka z autorytetam i patriar-
chalnymi destruuje zasadÄ™ patriarchalnÄ…, ale w zam ian
proponuje regresywny i niedialektyczny powrót do zasady
m atriarchalnej. Perspektywicznym i postępowym rozwią
zaniem może być tylko nowa synteza, która przeciwieństwo
miłosierdzia i sprawiedliwości zastąpi ich unią na wyższym
poziomie.
96
Przypisy
1 Bardziej szczegółowe omówienie teorii matriarchatu i jej znaczenia
psychologicznego znajdzie czytelnik w Teorii prawa macierzystego i jej
związku z psychologią społeczną [w: E. Fromm, Kryzys psychoanalizy]
oraz w E. Fromm, Zapomniany język, rozdział zatytułowany Mit Edypa
i kompleks Edypa .
2 Należy zauważyć, że te antypatriarchalne i matriarchalne tendencje
występują zwłaszcza wśród zamożniejszych warstw społecznych, zatru
dnionych w scybemetyzowanych działach gospodarki. Dawna klasa niż
sza i klasa średnia - chłopi, małomiasteczkowi sklepikarze etc. - które
nie są beneficjentami konsumpcyjnej zamożności i czują, że ich tożsamość
i wartości znalazły się w niebezpieczeństwie, kurczowo trzymają się daw
nego, patriarchalnego i autorytatywnego porządku, stając się zażartymi
wrogami nowych tendencji, zwłaszcza zaś tych grup, które najwyrazniej
i najradykalniej wyrażają nowe wartości i nowy styl życia. (Podobne zja
wisko można było zaobserwować wśród tychże klas w przednazistowskich
Niemczech, gdzie stały się one gruntem, na którym wyrósł nazizm.)
W Metodzie i funkcji analitycznej psychologii społecznej [w: E. Fromm,
Kryzys psychoanalizy] pokrótce wykazałem prawdopodobieństwo zastą
pienia patriarchalnej struktury społecznej strukturą matriarchalną.
Część II
Różnice płci
a charakter
6. Płeć i charakter
Teza, że pomiędzy mężczyznami i kobietami występują
wrodzone różnice, które z konieczności generują fundam en
talne różnice charakteru i losu obu płci, jest bardzo stara.
Stary Testam ent tak opisuje swoistość i przekleństwo ko
biety: Ku twem u mężowi będziesz kierowała swe pragnie
nia, on zaś będzie panował nad tobą , a przekleństwem
mężczyzny czyni pracę w trudzie i znoju. Nawet relacja
biblijna zawiera wszakże tezę przeciwną: człowiek został
stworzony na podobieństwo Boże i dopiero k arą za pier
wotne nieposłuszeństwo mężczyzny i kobiety - równych
sobie pod względem odpowiedzialności moralnej - stało się
przekleństwo wzajemnego konfliktu i wiecznej różnicy.
Oba poglądy - o podstawowej różnicy i o podstawowej toż
samości - przewijają się przez stulecia: niektóre epoki czy
szkoły filozoficzne eksponowały pierwszą, inne drugą tezę.
Problem nabrał większego znaczenia w dyskusjach filo
zoficznych i politycznych XVIII i XIX wieku. Reprezentanci
filozofii oświecenia utrzymywali, że nie istnieją wrodzone
różnice międzypłciowe (l ame n a pas de sexe)\ że wszelkie
obserwowane różnice są uwarunkowane przez różnicę edu
kacyjną, a zatem m ają, jakbyśmy dzisiaj powiedzieli, cha
rakter różnic kulturowych. Dziewiętnastowieczni filozofowie
romantyczni byli całkowicie przeciwnego zdania. Analizo
wali oni różnice charakterologiczne pomiędzy mężczyznami
i kobietami, dochodząc do wniosku, że fundam entalne różni
ce wynikają z wrodzonej różnicy biologicznej i fizjologicz
nej, a zatem występowałyby w każdej możliwej kulturze.
Niezależnie od swej wartości, argum entacja obu stron -
przy czym analizy romantyków często były nie pozbawione
101
głębi - m iała implikacje polityczne. Filozofowie oświecenia,
zwłaszcza francuscy, chcieli się przyczynić do społecznego -
a w pewnym stopniu i do politycznego - równouprawnie
nia mężczyzn i kobiet. Podkreślali tedy brak wrodzonych
różnic jako argum ent przemawiający za ich widzeniem pro
blemu. Romantycy, którzy byli politycznymi reakcjonista
mi, wyniki swych analiz istoty - das Wesen - natury kobie
cej traktow ali jako dowód na konieczność nierówności poli
tycznej i społecznej. Przyznając kobiecie jako takiej wiele
wspaniałych cech, trw ali na stanowisku, że charakter czy
ni ją niezdolną do równego z mężczyzną uczestnictwa w ży
ciu społecznym i politycznym.
W alka polityczna o równouprawnienie kobiet nie zakoń
czyła się w XIX stuleciu, tak jak nie zakończyła się dysku
sja nad wrodzonym względnie kulturowym charakterem
różnic między mężczyzną i kobietą. W nowoczesnej psycho
logii najbardziej jawnym reprezentantem stanow iska ro
mantycznego stał się Freud. O ile argum entacja rom anty
ków sięga po język filozoficzny, o tyle Freud opiera się na
naukowej obserwacji pacjentów, poddawanych procedurze
psychoanalitycznej. Freud przyjmuje, że różnica anatomicz
na między płciami jest przyczyną trwałych różnic charak
terologicznych. ParafrazujÄ…c sentencjÄ™ Napoleona, Freud
powiedział o kobiecie, że Jej losem jest anatom ia i D ziew-
czynka, odkrywając, że brak jej męskiego organu płciowe
go, przeżywa głęboki szok i wstrząs; czuje się pozbawiona
czegoś, co powinna mieć; zazdrości mężczyznom, że m ają
to, czego odmówił jej los; w trakcie normalnego rozwoju
stara się przezwyciężyć swe poczucie niższości i zazdrość,
przy czym substytutem męskiego organu płciowego stają
się dzieci, mąż czy majątek. W przypadku rozwoju neuro
tycznego kobieta nie potrafi wytworzyć satysfakcjonują
cych środków zastępczych. Zachowuje swą zazdrość wobec
wszystkich mężczyzn, nie porzuca pragnienia, by być męż
czyzną, staje się hom oseksualistką albo nienawidzi męż
czyzn czy też poszukuje dozwolonych kulturowo substytu
tów. Nawet w przypadku prawidłowego rozwoju tragizm
losu kobiety nigdy nie znika całkowicie - kobieta jest na
102
znaczona pragnieniem, by zdobyć coś, czego osiągnąć nie
może.
Psychoanalitycy ortodoksyjni uznali teoriÄ™ Freuda za
kam ień węgielny swego systemu psychologicznego, nato
m iast grupa psychoanalityków zorientowanych kulturowo
zakwestionowała odkrycie Freuda. Wykazali oni - klinicz
nie i teoretycznie - błędy w jego rozumowaniu, zwracając
uwagę na kulturowe i osobowe doświadczenia kobiet w no
woczesnym społeczeństwie, odpowiedzialne za wykształce
nie się cech charakterologicznych, których genezę Freud
wyjaśniał w kategoriach biologicznych. Najnowsze odkry
cia antropologiczne potwierdziły zasadność poglądów pre
zentowanych przez tę grupę psychoanalityków.
Istnieje jednak niebezpieczeństwo, że zwolennicy tych
postępowych teorii antropologicznych i psychologicznych
posuną się zbyt daleko i całkowicie zaprzeczą wszelkiemu
wpływowi różnic biologicznych na kształtowanie się struk
tury charakteru. Mogą ich do tego skłonić takie same mo
tywy, jakie można znalezć u przedstawicieli francuskiego
oświecenia: skoro argum entem wrogów równości mężczy
zny i kobiety jest eksponowanie wrodzonych różnic, to ich
oponentom może się wydawać, że muszą dowieść, iż wszel
kie empirycznie stwierdzalne różnice wynikają wyłącznie
z przyczyn kulturowych.
Należy zauważyć, że z kontrowersją tą wiąże się istotne
zagadnienie filozoficzne. Skłonność do negowania wszel
kich międzypłciowych różnic charakterologicznych może
wypływać z milczącej akceptacji jednego z założeń filozofii
antyrównościowej: by domagać się równości, trzeba udo
wodnić, że nie istnieją międzypłciowe różnice charaktero
logiczne, prócz tych, do których bezpośrednio przyczyniają
się istniejące w arunki społeczne. Dyskusja jest tu szczegól
nie zagm atwana, ponieważ jedna grupa mówi o r ó ż n i
cach, podczas gdy reakcjoniści w istocie rzeczy m ają na
myśli n ie d o s ta tk i, a dokładniej: niedostatki, które unie
możliwiają pełną równość. Ograniczona inteligencja, brak
zdolności organizacyjnych, brak zdolności do abstrahowa
nia czy do krytycznego sądu miały wykluczać pełną rów
103
ność kobiet i mężczyzn. Niektóre szkoły przyznawały im
wprawdzie zdolność intuicji czy miłości, ale cech tych nie
uważały za walor przysposabiający kobietę do zadań nowo
czesnego społeczeństwa. Podobnie sądzi się często o mniej
szościach, na przykład o M urzynach czy Żydach. Psycholog
i antropolog znalezli się zatem w sytuacji, w której musieli
negować istnienie wszelkich zasadniczych różnic pomiędzy
płciami czy pomiędzy grupam i rasowymi, uniemożliwiają
cych im udział w pełnej równości. Liberalny myśliciel
w takiej sytuacji skłonny był minimalizować wszelką od
rębność.
Choć liberałowie udowodnili, że nie istnieją różnice, któ
re by usprawiedliwiały nierówność polityczną, ekonomicz
ną i społeczną, to jednak dali się zepchnąć do obrony, która
nie jest strategicznie korzystnym położeniem. Czym innym
jest ustalać, że nie m a różnic s p o łe c z n ie sz k o d liw y c h ,
czym innym zaś utrzymywać, że w ogóle nie ma żadnych
różnic. Właściwe pytanie brzmi zatem: jaki użytek robi się
z rzeczywistych czy rzekomych różnic i dla jakich celów
politycznych się je wykorzystuje? Nawet jeśli przyjąć, że
między kobietami i mężczyznami widać pewne różnice cha
rakterologiczne, to co oznacza ich istnienie?
W pracy tej prezentuję tezę, że pewne różnice biologicz
ne przyczyniają się do powstania różnic charakterologicz
nych; że różnice charakterologiczne stapiają się z różnica
mi, które są bezpośrednim wytworem czynników społecz
nych; że te ostatnie różnice wywierają znacznie silniejszy
wpływ i mogą potęgować, zacierać bądz odwracać różnice
biologiczne; wreszcie, że międzypłciowe różnice charakte
rologiczne nigdy nie konstytuują jeśli nie są bezpośre
dnio uwarunkowane przez kulturę - różnic aksjologicznych
między obiema płciami. Innymi słowy, różnic charaktero
logicznych nie można rozpatrywać w kategoriach dobra
i zła , a jedynie w kategoriach z a b a rw ie n ia - zespołu
zalet i wad, specyficznego dla każdej większej grupy spo
łecznej. W szczególności, typowy charakter mężczyzny
i kobiety w kręgu kultury zachodniej jest uwarunkowany
przez ich role społeczne, ale zarazem zabarwiony przez róż
104
nice płci. Zabarwienie to nie jest tak istotne jak różnice
uwarunkowane społecznie, niemniej jednak nie można go
całkowicie lekceważyć.
Reakcyjne myślenie milcząco zakłada, że równość ozna
cza nieobecność różnic pomiędzy ludzmi czy grupam i spo
łecznymi. Ponieważ różnice bezsprzecznie występują we
wszystkich dziedzinach życia, przeto konkluduje się, że rów
ność jest niemożliwa. Z kolei liberałowie są skłonni nego
wać fakt, że między mężczyznami i kobietami występują
większe różnice, jeśli chodzi o ich uzdolnienia umysłowe
i fizyczne, o przypadkowe - korzystne bÄ…dz niekorzystne -
warunki osobowościowe. Tym sposobem wspierają tylko
swych adwersarzy, których argum enty bardziej trafiają do
przekonania przeciętnemu człowiekowi. Pojęcie równości,
rozwijane zarówno przez tradycję judeochrześcijańską, jak
i przez nowoczesne nurty postępowe, oznacza, że wszyscy
ludzie są równi na płaszczyznie tak podstawowych zdolno
ści, ja k zdolność do wolności i szczęścia. W sensie politycz
nym ta podstawowa równość oznacza, że żaden człowiek
i żadna grupa ludzka nie może wykorzystywać innych jako
środka do celu. Każdy jest światem dla samego siebie i ce
lem samym w sobie. Każdy dąży do realizacji swej istoty,
włącznie z tymi specyficznymi cechami, które są dlań cha
rakterystyczne i odróżniają go od innych. Równość stanowi
zatem fundam ent pełnego rozwoju różnic, którego owocem
jest rozwój indywidualności.
Choć wiele różnic biologicznych można rozpatrywać pod
kątem ich związku z różnicami między charakterem męż
czyzny i charakterem kobiety, to jednak zajmiemy siÄ™ tu
w zasadzie tylko jednÄ… z nich. Naszym zamiarem jest nie
tyle analiza całego problemu międzypłciowych różnic cha
rakterologicznych, ile zobrazowanie ogólnej tezy. Skupi
my się przede wszystkim na roli mężczyzny i roli kobiety
podczas obcowania płciowego, by pokazać, że różnica ich
ról implikuje pewne różnice charakterologiczne - różnice,
które tylko nadają zabarwienie głównym różnicom, impli
kowanym przez odmienne role społeczne mężczyzny i ko
biety.
105
By spełnić swą funkcję seksualną, mężczyzna m usi osią
gnąć wzwód i utrzym ać go podczas zbliżenia, dopóki nie
osiągnie orgazmu; by zaspokoić partnerkę, m usi utrzymać
stan wzwodu tak długo, by ona mogła osiągnąć orgazm. By
seksualnie zaspokoić kobietę, mężczyzna m usi zatem z a
d e m o n s tro w a ć , że jest zdolny osiągnąć i utrzym ać stan
erekcji. Kobieta natom iast, by seksualnie zaspokoić męż
czyznę, niczego nie musi demonstrować. Oczywiście jej pod
niecenie może zwiększyć przyjemność mężczyzny, a pewne
zmiany fizyczne, które zachodzą w jej narządach płciowych,
ułatw iają mu zbliżenie. Ponieważ interesują nas tu jedy
nie czysto seksualne reakcje - a nie reakcje psychiczne
odmiennych osobowości przeto możemy stwierdzić, że dla
zaspokojenia kobiety mężczyzna m usi osiągnąć erekcję,
podczas gdy dla zaspokojenia mężczyzny kobiecie w ystar
cza odrobina chęci. Mówiąc o chęci, należy zaznaczyć, że
seksualna dysponowalność kobiety dla mężczyzny zależy
od jej woli - zbliżenie jest świadomą decyzją, którą może
ona podjąć, kiedy tylko zechce.
N atom iast dysponowalność mężczyzny nie jest funkcją
jego woli. Ja k wiadomo, może on odczuwać seksualne po
żądanie, a naw et doznać erekcji wbrew swej woli, tak samo
jak może okazać się niezdolnym do współżycia, mimo swych
najszczerszych chęci. Ponadto niezdolność mężczyzny do
seksualnego funkcjonowania jest faktem, którego nie może
on ukryć. Całkowity czy częściowy brak reakcji ze strony
kobiety - j ej niepowodzenie - choć często rozpoznawal
ny dla mężczyzny, nie jest jednak tak ewidentny, a poza
tym pozwala na mistyfikacje. Jeśli kobieta z własnej woli
godzi się na zbliżenie, to mężczyzna może być pewien za
spokojenia, ilekroć jej zapragnie. Sytuacja kobiety jest tu
zupełnie inna - choćby najsilniej odczuwane przez nią po
żądanie nie doprowadzi jej do zaspokojenia, jeśli mężczy
zna nie pragnie jej na tyle, by osiągnąć erekcję. Nawet pod
czas samego zbliżenia zaspokojenie kobiety jest zależne od
tego, czy mężczyzna jest zdolny doprowadzić ją do orga
zmu. By zadowolić swą partnerkę, mężczyzna, w odróżnie
niu od kobiety, m usi zatem czegoś dowieść.
106
Z różnicy ról seksualnych kobiety i mężczyzny wynika
różnica ich specyficznych lęków, związanych z funkcją sek
sualną. Lęk mężczyzny i lęk kobiety ogniskuje się na ich
czułych punktach. U mężczyzny czułym punktem jest to,
że musi on coś udowadniać - że może ponieść porażkę. Zbli
żenie zawsze m a dla niego barwę sprawdzianu, egzaminu.
Specyficznym lękiem mężczyzny jest lęk przed p o ra ż k ą .
Skrajnym przypadkiem jest tutaj strach przed kastracjÄ… -
strach, że stanie się organicznie, a więc trwale, niezdolny
do seksualnego funkcjonowania. Dla kobiety czułym punk
tem jest jej zależność od mężczyzny - element niepewności
związanej z funkcją seksualną bierze się stąd, że mężczy
zna może kobietę zostawić sam ą , że kobieta może doznać
zawodu, że nie m a pełnej kontroli nad procesem, który pro
wadzi jÄ… do zaspokojenia seksualnego. Nic dziwnego za
tem, że lęk mężczyzn i lęk kobiet odnosi się do odmiennych
sfer - lęki mężczyzny dotyczą jego ,ja , jego prestiżu, jego
wartości w oczach kobiety, natom iast lęki kobiety ognisku
jÄ… siÄ™ na jej satysfakcji seksualnej1.
Czytelnik może zapytać, czy lęki te nie są charaktery
styczne tylko dla osobowości neurotycznych? Czyż norm al
ny mężczyzna nie jest pewny swojej potencji? Czyż nor
m alna kobieta nie jest pewna swego partnera? Czy cały
problem nie dotyczy człowieka nowoczesnego, który jest
mocno znerwicowany i czuje siÄ™ niepewny seksualnie? Czy
mężczyzna pierwotny i kobieta pierwotna ze swym pry
mitywnym i nieskażonym seksualizmem nie byli wolni od
tego typu wątpliwości i lęków?
Na pierwszy rzut oka tak właśnie mogłoby się wydawać.
Mężczyzna, który nieustannie niepokoi się o swą potencję,
jest typowym przykładem osobowości neurotycznej, podob
nie jak kobieta, która nieustannie obawia się, że pozostanie
nie zaspokojona, albo która cierpi z powodu swej zależno
ści. W większości przypadków różnica pomiędzy osobowo
ścią neurotyczną i osobowością normalną jest bardziej
różnicą stopnia samowiedzy niż różnicą jakości. Lęk, któ
ry u neurotyka przejawia się jako świadome i nieustanne
uczucie, u normalnego mężczyzny jest czymś stosunko
107
wo niezauważalnym i niewielkim. To samo dotyczy kobiet.
Ponadto, niektóre zdarzenia, wywołujące u neurotyków
jaw ny lęk, nie m ają takiego działania na osoby normalne.
Normalny mężczyzna nie wątpi w swą potencję. Norm alna
kobieta nie obawia się, że będzie seksualnie frustrow ana
przez mężczyznę, którego wybrała na swego partnera. Wy
bór właśnie takiego mężczyzny, którem u może ufać
w sprawach seksu, jest zasadniczym momentem jej zdro
wego instynktu seksualnego. Oczywiście nie zmienia to
faktu, że mężczyzna może ponieść porażkę, która nigdy nie
może się przydarzyć kobiecie. Kobieta jest zależna od mę
skiego pożądania, natom iast mężczyzna nie jest zależny od
kobiecego.
Zobrazujmy tę niezwykle ważną okoliczność pewną pa
ralelą. Zastanówmy się nad różnicą między aktorem czy
mówcą a kimś, kto należy do ich publiczności. Choć bywają
aktorzy czy mówcy, którzy odczuwają lęk przed każdym
występem - nawet doświadczone osoby mogą się obawiać
porażki: jak się zdaje, większość ludzi występujących pu
blicznie odczuwa jakiś lęk - to jednak z pewnością zdarza
ją się i tacy, których lęk w ogóle się nie ima. Fakt, że naw et
oni uznają, iż udany występ przynosi swego rodzaju ulgę,
któ ra przejawia się dum ą czy szczęściem, wskazuje, że
w pewnym stopniu zdawali sobie sprawę z możliwości po
rażki.
Jeszcze inny m oment w istotny sposób determ inuje obe
cność lęków - lęków ró żn y c h u normalnego mężczyzny
i u normalnej kobiety.
Różnica międzypłciowa jest podstawą pierwszego, naj
prostszego podziału ludzkości na dwie odrębne grupy. Męż
czyzna i kobieta potrzebujÄ… siÄ™ wzajemnie - biologicznie,
dla zachowania gatunku i rodziny, oraz psychologicznie,
dla zaspokojenia swych pragnień seksualnych. W każdej
sytuacji, w której dwie różne grupy są sobie wzajemnie
potrzebne, pojawiajÄ… siÄ™ nie tylko elementy harm onii,
współpracy i wzajemnego zadowolenia, ale także walki
i dysharmonii.
108
Miłość i antagonizm są dwoma aspektam i podstawowe
go układu - różnicy i współzależności. Relacji seksualnych
pomiędzy obiema płciami nie da się całkowicie uwolnić od
antagonizm u i wrogości. Mężczyzna i kobieta, zdolni da
rzyć się wzajem miłością,-są zdolni także do wzajemnej nie
nawiści. W każdym związku mężczyzny i kobiety tkwi po
tencjalny antagonizm, który czasami stanowi zródło lęku.
Ukochana osoba może stać się wrogiem i ugodzić partnera
w jego czułe miejsce.
Przedstawiona koncepcja męskich i żeńskich lęków za
sadniczo różni się od koncepcji Freuda. Autor przejął od
Freuda założenie o potencjalnym antagonizm ie między
płciowym, ale inaczej pojmuje naturę tego antagonizmu.
Freud stoi na gruncie porzÄ…dku patriarchalnego, zatem
głównym konfliktem jest dlań konflikt pomiędzy ojcem
i synem. Kobieta nie jest na tyle ważna, by mogła budzić
taki sam lęk jak ojciec. Zdaniem Freuda, główną obawą
mężczyzny jest obawa kastracji. yródłem tej obawy nie jest
jednak kobieta, lecz ojciec, zazdrosny z powodu kazirod
czych pragnień syna. Dopiero wtórnie obawa przed k astra
cjÄ… zostaje skierowana przeciwko kobiecie. Dla Freuda ko
bieta jest istotą seksualnie n iż s z ą - a nie ró ż n ą - od
mężczyzny, dlatego nie może on dostrzec, że mężczyzna
lęka się kobiety równie mocno jak swego ojca.
Mimochodem winniśmy również zaznaczyć, że lęk sku
piony na narządach seksualnych jest różny u mężczyzn
i u kobiet. U mężczyzny skrajną formą takiego lęku jest
myśl, że jego organ seksualny zostanie odcięty. Jeśli nie
liczyć pewnych wyjątków, to lęk kobiety o własne narządy
seksualne nie m a nic wspólnego z ich ew entualną u tratą
i dotyczy jedynie możliwości uszkodzenia wewnętrzych par
tii ciała. Pochwa jest wejściem do w nętrza kobiecego ciała,
a zarazem jego delikatnym i niezmiernie ważnym orga
nem. Zapewne każdy odczuwa potencjalny lęk przed uszko
dzeniem ciała w wyniku działania na jego otwory.
O ile jednak inne otwory można lepiej czy gorzej chronić,
o tyle w przypadku pochwy spraw a nie jest tak prosta -
najpierw surowość rodziców, pózniej zaś plotki i wyobraże
109
nia napadów kryminalnych wywierają wpływ na dziecko.
W normalnym przypadku lęk kobiety nie wiąże się z ka
stracją, lecz z jej bezbronnością wobec ewentualnego urazu
wewnętrznego, takiego jak niepożądana ciąża.
Opisując różnicę między lękiem specyficznym dla męż
czyzn i lękiem specyficznym dla kobiet, omówiliśmy już jed
n ą z różnic charakterologicznych, implikowanych przez
różnicę pomiędzy rolą seksualną mężczyzny i rolą seksual
ną kobiety. Specyficzny dla każdej płci lęk rodzi specyficz
ne dla każdej płci tendencje do jego przezwyciężenia.
Ponieważ mężczyzna lęka się przede wszystkim porażki
w realizacji oczekiwanego odeń zadania - bądz niezdolno
ści do jego realizacji - przeto mechanizmem, który ma go
bronić przed tym lękiem, jest żądza prestiżu. Mężczyzna
odczuwa głęboką potrzebę nieustannego udowadniania so
bie, kobiecie, którą kocha, wszystkim innym kobietom
i wszystkim innym mężczyznom, że potrafi sprostać wszel
kim oczekiwaniom. Swój lęk przed porażką w sferze seksu
mężczyzna pragnie ukoić dzięki rywalizacji we wszystkich
innych dziedzinach życia, w których sukces zapewnić mogą
siła woli, tężyzna fizyczna i inteligencja. Z pragnieniem
prestiżu ściśle się wiąże jego rywałizacyjna postawa wobec
innych mężczyzn. Obawiając się niepowodzenia, chciałby
udowodnić, że jest lepszy niż wszyscy inni. Don Ju a n doko
nuje tego bezpośrednio - w dziedzinie seksu, natom iast
przeciętny mężczyzna czyni to pośrednio, zabijając więcej
wrogów, łowiąc więcej zwierzyny, zarabiając więcej pienię
dzy czy na wszelki inny sposób odnosząc sukces większy
niż jego rywale płci męskiej.
Musimy sobie zdawać sprawę, że swoista rola seksualna
mężczyzny jest jednak w mniejszym stopniu zródłem pra
gnienia rywalizacji i prestiżu niż czynniki natury społecz
nej i kulturowej. J a k dowiodło wielu psychoanalityków,
antropologów i socjologów, dążenia takie są przede wszyst
kim efektem doświadczeń, które w danej kulturze stają się
udziałem zarówno dziecka, jak i człowieka dorosłego. Wy
kazano, że dziecko, u którego pojawił się lęk, czuje się po
zbawione siły i wartości - dlatego popularność i uznanie,
110
przewaga nad konkurentam i stajÄ… siÄ™ dla niego im peraty
wem. Współczesny system ekonomiczny i społeczny opiera
siÄ™ na zasadach rywalizacji i sukcesu; ideologie zachwalajÄ…
te wartości. Te i inne okoliczności sprawiły, że w kręgu za
chodniej kultury pragnienie prestiżu i rywalizacji zostało
trw ale zaszczepione przeciętnemu człowiekowi. Mężczyzni
i kobiety - nawet gdyby nie różnili się swą rolą seksualną -
przejawialiby takie pragnienia tylko pod presją czynników
społecznych. Je st ona tak ogromna, że wydaje się wątpli
we, by - w sensie ilościowym - pragnienie prestiżu, gene
rowane przez czynniki seksualne, miało tu większy wpływ.
Kwestią o pierwszorzędnym znaczeniu nie jest jednak ilość,
czyli stopień, w jakim rywalizacja w zrasta dzięki czynni
kom seksualnym, lecz niezbędność rozpoznania faktu, że
obok czynników uwarunkowanych społecznie występuje
i inny, który również przyczynia się do rywalizacyjnych po
staw. Tak się składa, że w kręgu kultury zachodniej presja
społeczna działa na mężczyzn w tym samym kierunku co
czynniki seksualne. Również w przypadku kobiet czynniki
kulturowe i seksualne działały dotychczas w jednym i tym
samym kierunku. W ostatnich czasach możemy jednak za
obserwować fundam entalną zmianę statusu kobiet, dzięki
której żyją one dziś w takich samych w arunkach społecz
nych i ekonomicznych jak mężczyzni - zarówno na męż
czyzn, jak i na kobiety wpływ wywierają te same czynniki
społeczne, które, jak dowodzą zebrane dane empiryczne,
okazują się silniejsze od czynników seksualnych.
Męskie pragnienie prestiżu rzuca nieco światła na spe
cyficzną naturę próżności mężczyzn. Powszechnie uważa
się, że kobiety wykazują większą próżność niż mężczyzni.
Być może praw da wygląda aku rat odwrotnie, w każdym
jednak razie istotna jest tu różnica jakościowa, a nie różni
ca ilościowa między m ęską i kobiecą próżnością. Istotną
cechą męskiej próżności jest chęć, by się popisać, by poka
zać, jakim się jest wirtuozem . Mężczyzna zachowuje się
tak, jakby życie było nieustannym egzaminem. Stale pra
gnie udowadniać, że nie obawia się porażki. Próżność ta
zabarwia wszelkie poczynania mężczyzny Prawdopodob
n i
nie nie m a takiego męskiego dzieła - od miłości po naj
śmielsze czyny czy myśli - które nie byłoby w jakiejś mie
rze zabarwione tą typową dla mężczyzn próżnością. O tyle
też ich działaniu brak powagi.
Innym aspektem męskiego pragnienia prestiżu jest lęk
przed ośmieszeniem, zwłaszcza przez kobietę. Nawet tchórz
może się stać kimś w rodzaju bohatera, jeśli lęka się, że
wyśmieje go jak aś kobieta. Ów lęk przed ośmieszeniem
bywa silniejszy naw et niż lęk przed u tra tą życia. Postawa
ta jest typowa dla wzorca męskiego heroizmu, nie wyższe
go niż heroizm, do którego są zdolne kobiety, ale różnego
odeń, ponieważ zabarwionego m ęską próżnością.
Niepewność wobec kobiety i lęk przed wyśmianiem ro
dzą w mężczyznie jeszcze inny owoc: nienawiść do kobiety.
Nienawiść ta generuje dążenie - które pełni także obronną
funkcję by zdominować kobietę, by zapanować nad nią,
by wywołać w niej poczucie, że jest słabsza i gorsza. Gdy
mężczyznie udaje się to osiągnąć, nie m usi się już jej oba
wiać. Gdy kobieta boi się mężczyzny gdy boi się, że męż
czyzna ją zabije, zatłucze czy zagłodzi - nie może się z nie
go naśmiewać. W ładza nad drugim człowiekiem nie zależy
od siły namiętności ani od funkcjonowania seksualnej czy
emocjonalnej kreatywności. W ładza zależy od czynników,
które można ta k utrwalić, by w kobiecie nigdy nie pojawiła
się już wątpliwość co do własnej niekompetencji. Nawia
sem mówiąc, właśnie obietnica władzy nad kobietą jest
pociechą, którą patriarchalnie stronniczy m it biblijny ma
dla mężczyzny, gdy Bóg rzuca nań przekleństwo.
Winniśmy wspomnieć o jeszcze jednej, ostatniej już skłon
ności mężczyzny, której zródłem jest jego lęk przed niepo
wodzeniem - wspomnieć nie tyle dlatego, że jest to nor
m alna skłonność, ile dlatego, że pozostaje ona w związku
z problemem, którym zajmuje się literatu ra psychoanali
tyczna: o pragnieniu mężczyzny, by być kobietą. W praw
dzie Freud zupełnie naturalnie zakłada, że podstawowym
rysem psychiki kobiecej jest pragnienie, by być mężczyzną,
ale wielu innych psychoanalityków rozpoznało właśnie
u mężczyzn obecność pragnienia, by być kobietą, którego
112
genezę rozmaicie wyjaśniali. Zajmijmy się obecnie jednym
z tych wyjaśnień - zakłada ono, że mężczyzna zazdrości
kobiecie jej zdolności rodzenia. Chcielibyśmy wykazać, że
u mężczyzn zachodzi związek pomiędzy ich ciągłą potrzebą
dowodzenia czegoś i ich pragnieniem, by być kobietą. Sytu
acja sprawdzianu je st nieustannym brzemieniem. Dla
mężczyzny byłoby wielką ulgą, gdyby się mógł od niego
uwolnić - a mógłby się uwolnić, gdyby był kobietą. Nor
m alny mężczyzna ledwie sobie jednak uśw iadam ia to -
dość słabe w sensie ilościowym - pragnienie. U neurotyka
pragnienie, by być kobietą, może być niezwykle mocne, nie
zależnie od tego, czy jest uświadamiane, czy tłumione. Siła
tego pragnienia zależy od intensywności lęku przed niepo
wodzeniem, zakorzenionego z kolei w całej strukturze oso
bowości.
Tak jak pewne skłonności charakterologiczne m ają swe
zródło w głównym lęku mężczyzn - w lęku przed niepowo
dzeniem - tak inne wypływają z głównej obawy kobiet
obawy przed frustracją i zależnością. Kobieta boi się, że
mężczyzna zostawi ją sam ą w trakcie aktu seksualnego,
ale także w sensie emocjonalnym czy społecznym - i boi
się, że jest zależna od mężczyzny, a obie te obawy łączą się
w cechę, którą powszechnie uważa się za typowo kobiecą.
Zależność tę wywodzi się z kobiecej natury . Tradycyjna
rola kobiety w kręgu wszelkiej kultury patriarchalnej jest
taka, że generuje lęk przed zależnością, bez względu na
wszelkie w arunki, specyficzne dla jej funkcji seksualnej -
ale znów czynniki społeczne błędnie ujmuje się jako czyn
niki naturalne. Mimo zwyczajowego błędu w rozumieniu
kobiecej natury, twierdzenie o zależności kobiet m a w so
bie ziarno prawdy, którego nie można lekceważyć. Zależ
ność ta jest rezultatem jej specyficznej roli seksualnej,
którą teraz pokrótce przedstawimy. Kobieta nie m usi ni
czego udowadniać. Nie m usi się bać niepowodzenia, ale
w swym zadowoleniu seksualnym jest zależna od czegoś,
co leżą poza nią sam ą - od męskiego pożądania i męskiej
potencji. Mężczyzna nigdy nie jest całkowicie pewien, czy
m u siÄ™ powiedzie, a obawa ta rani jego dumÄ™. Kobieta nig
113
dy nie jest całkowicie pewna, czy może na nim polegać,
a obawa ta wywołuje poczucie niepewności i lęku.
Cechą, którą indukuje taka sytuacja kobiety, jest próż
ność, ale próżność różna od próżności mężczyzny. Mężczy
zna jest próżny w tym sensie, że pokazuje, co potrafi z ro
bić, że udowadnia, iż nigdy nie notuje niepowodzeń. Ko
bieta jest próżna w tym sensie, że przede wszystkim musi
przyciągać i że m usi sobie udowadniać, iż potrafi przycią
gać, iż jest pociągająca. Oczywiście mężczyzna, by zdobyć
kobietę, musi ją pociągać seksualnie. Odnosi się to zwła
szcza do kultury, w której kręgu w atrakcyjność seksualną
są uwikłane różnorakie gusta i uczucia. Mężczyzna dys
ponuje wszakże również innymi środkami, dzięki którym
może zdobyć czy nakłonić kobietę do współżycia: siłą fizycz
ną czy - co ważniejsze - siłą społeczną i majątkiem. Jego
możliwości osiągnięcia satysfakcji seksualnej nie zależą tyl
ko od jego atrakcyjności seksualnej. Satysfakcja seksualna
kobiety zależy wyłącznie od jej atrakcyjności. Ani przemoc,
ani obietnice nie uczynią mężczyzny sprawnym seksualnie.
Wszelkie wysiłki kobiety, by być pociągającą, są wymuszone
przez jej rolę seksualną, której następstwem jest kobieca
próżność, czyli skupianie się na własnej atrakcyjności2.
Obawa kobiety przed zależnością, przed frustracją, przed
rolą, która zmusza ją do oczekiwania, często rodzi prag
nienie, które tak dobitnie podkreślił Freud: pragnienie,
by posiadać męski organ płciowy3. Wszelako zródłem te
go pragnienia nie jest pierwotne poczucie braku czegoÅ›, co
miałoby czynić kobietę gorszą od mężczyzny. Choć w wie
lu przypadkach przyczyny mogą być inne, to jednak zwy
kle pragnienie, by mieć penis, m a swe zródło w jej pragnie
niu, by być niezależną, by nie być ograniczaną w swym
działaniu, by nie być wystawioną na grozbę frustracji. Tak
jak pragnienie mężczyzny, by być kobietą, m a swe zródło
w pragnieniu, by uwolnić się od brzemienia sprawdzianu,
ta k pragnienie kobiety, by mieć penisa, może wynikać z jej
pragnienia, by przezwyciężyć własną zależność od mężczy
zny. W szczególnych okolicznościach - jakkolwiek dość czę
sto - zdarza się również, że penis służy nie tylko za symbol
114
niezależności, lecz również, w przypadku tendencji sady-
styczno-agresywnych, za symboliczną broń, którą kobieta
kieruje przeciwko mężczyznom czy innym kobietom4.
Jeśli główną bronią mężczyzny, kierowaną przeciwko
kobiecie, jest jego przewaga fizyczna i społeczna, to główną
bronią kobiety jest jej zdolność do ośmieszania mężczyzny.
Najradykalniejszą formą ośmieszenia mężczyzny jest uczy
nienie go impotentem. Kobieta dokonuje tego na wiele spo
sobów, brutalnych lub subtelnych, począwszy od wyrażo
nego expressis uerbis bÄ…dz milczÄ…cego oczekiwania jego
porażki, a na oziębłości i pochwicy, fizycznie uniemożliwia
jącej zbliżenie, skończywszy. Pragnienie, by wykastrować
mężczyznę, zdaje się nie odgrywać tu najważniejszej roli,
jak uważał Freud. Z pewnością jest ono jednym ze sposo
bów doprowadzania mężczyzny do stanu impotencji, często
pojawiającym się, gdy dochodzą do głosu destrukcyjne
i sadystyczne tendencje. Głównym celem kobiecej wrogości
wydaje się jednak nie fizyczne, lecz czynnościowe uszko
dzenie - zastopowanie zdolności mężczyzny do działania.
Specyficzna dla mężczyzny wrogość w stosunku do kobiety
m a na celu p rz e w a g ę , natom iast wrogość kobiety do męż
czyzny p o d k o p a n ie jego pozycji.
Związek z międzypłciowymi różnicami charakterologicz
nymi mogą mieć i inne różnice seksualne. U kobiety narzą
dy płciowe są bardziej zróżnicowane niż u mężczyzny i obej
m ują dwa ośrodki pobudzania. Główny ośrodek pobudza
nia u kobiety znajduje się wewnątrz ciała, podczas gdy
u mężczyzny na zewnątrz. U mężczyzny, inaczej niż u ko
biety, pobudzenie seksualne jest wyraznie widoczne. U ko
biety akt seksualny może oznaczać ciążę z towarzyszącymi
jej głębokimi zm ianam i hormonalnymi, jakie nie grożą
męskiej aktywności seksualnej. Naszym celem nie jest ana
liza tych zagadnień, ale musim y się zająć jeszcze jedną róż
nicą, ponieważ klasyczne piśmiennictwo psychoanalitycz
ne nieco ją zaniedbywało.
Kobiety mogą rodzić dzieci, czego nie mogą mężczyz
ni. Co charakterystyczne, Freud, ze swego patriarchalnego
punktu widzenia, zakłada, że kobieta jest zazdrosna o mę
115
ski organ płciowy, a niem al zupełnie nie zauważa, że męż
czyzna może zazdrościć kobiecie zdolności rodzenia. U zró
deł tej jednostronności Freuda leży nie tylko założenie, że
mężczyzni przewyższają kobiety, ale także postawa cha
rakterystyczna dla wysoko rozwiniętej cywilizacji technicz-
no-przemysłowej, w której n atu raln a kreatywność nie jest
zbyt wysoko wartościowana. We wcześniejszych okresach
ludzkich dziejów, gdy życie z samej swej istoty zależało od
kreatywności natury, a nie od kreatywności technicznej,
fakt, że kobieta jest obdarzona tym darem na równi z glebą
i samicam i zwierząt, m usiał wywierać ogromne wrażenie.
M ę żc z y z n a j e s t b e z p ło d n y - jeśli brać pod uwagę czy
sto naturalistyczną płaszczyznę. Można przyjąć, że w kul
turze, która kładzie nacisk na n aturalną kreatywność,
mężczyzna czuł się gorszy od kobiety, zwłaszcza gdy jego
rola w procesie rozrodczym nie była dobrze znana. Można
przyjmować, że ze względu na tę zdolność, której m u bra
kowało, mężczyzna otaczał kobietę czcią, odczuwał przed
nią strach i zazdrościł jej. Sam nie mógł kreować nowych
stworzeń potrafił jedynie zabijać zwierzęta, by je potem
zjadać, czy wrogów, by dzięki tem u zapewnić sobie bezpie
czeństwo albo w magiczny sposób posiąść ich siłę.
Pomińmy kwestię tych wpływów w czysto agrarnych
wspólnotach i zajmijmy się pokrótce następstw am i nie
których doniosłych zmian historycznych. Jedną z najbardziej
istotnych było upowszechnienie się technicznych metod pro
dukcji. W coraz większym stopniu zaczęto wykorzystywać
ludzki rozum, który pomagał zdobywać i udoskonalać roz
m aite środki do życia, pierwotnie zależne tylko od łaskawo
ści natury. Choć pierwotnie kobiety posiadały dar, który za
pewniał im wyższość nad mężczyznami, kompensującymi
sobie jego brak zdolnością niszczenia, to jednak z biegiem
czasu mężczyzni zaczęli wykorzystywać rozum jako podsta
wę racjonalnej kreatywności. W dawniejszych stadiach roz
woju wiązało się to z magią, natom iast w dzisiejszych cza
sach wiąże się z nauką. Sama fizjologia wyposażyła kobiety
w zdolność kreacji; mężczyzni swą kreatywność u d o w a
d n ia ją zdecydowanym wysiłkiem umysłowym.
116
M iast rozwijać ten wątek, moglibyśmy się odwołać do
pism Bachofena, Morgana i Briffaulta - zebrali oni i pod
dali błyskotliwej analizie m ateriał antropologiczny, który,
naw et jeśli nie potwierdza ich tez, to jednak wyraznie
wskazuje, że we wczesnych dziejach występowały tu i ów
dzie kultury, w których organizacja społeczna skupiała się
wokół postaci m atki, a bogini-matka, utożsam iana z krea
tywnością natury, stanowiła ośrodek męskich wyobrażeń
religijnych5.
Jeden przykład wystarczy. Babiloński m it o stworzeniu
rozpoczyna siÄ™ od panowania bogini-matki - Tiam at -
która sprawuje rządy nad wszechświatem. Panowanie Tia
m at jest jednak zagrożone przez jej synów, którzy planują
bunt i chcą ją obalić. W walce tej jest im potrzebny jako
przywódca ktoś, kto będzie w stanie dorównać Tiam at siłą.
Koniec końców zgadzają się na M arduka, ale zanim osta
tecznie go wybiorą, nakazują mu, by poddał się próbie.
Jak a to próba? Przyniesiono płaszcz. M arduk m usi mocą
u st sprawić, by płaszcz zniknął, a potem znów się pojawił.
W ybrany przywódca słowem unicestwia płaszcz i słowem
dokonuje, że płaszcz ponownie się pojawia. Przywództwo
M arduka zostaje potwierdzone. Pokonuje on boginiÄ™-mat-
kę, a z jej ciała tworzy Niebo i Ziemię. Jak i jest sens tej
próby? Jeśli męski bóg m a dorównać bogini swą mocą, to
m usi posiadać tę jedną właściwość, która zapewnia jej prze
wagę - moc stw arzania. Próba m a dowieść, że M arduk dys
ponuje tÄ… mocÄ…, tak jak dysponuje charakterystycznÄ… dla
mężczyzny mocą niszczenia, dzięki której mężczyzna zwykł
przekształcać naturę. M arduk niszczy, a następnie stw a
rza na nowo m aterialny przedmiot. Czyni to jednak dzięki
słowu, a nie, ja k kobieta, dzięki łonu. N aturalną kreatyw
ność zastąpiła m agia myśli i słowa.
Biblijny m it stworzenia rozpoczyna się tam , gdzie koń
czy się m it babiloński. Wymazano niemal wszystkie ślady
panowania żeńskiej bogini. Stworzenie świata rozpoczyna
boska magia - m agia stw arzania za pomocą słowa. Temat
męskiego stworzenia zostaje powtórzony, przy czym, wbrew
faktom, w biblijnym ujęciu mężczyzna nie rodzi się z kobie
117
ty, lecz, przeciwnie, to kobieta zostaje stworzona z jego cia
ła 6. Mit biblijny jest nieledwie pieśnią tryum fu nad poko
naną kobietą; przeczy faktowi, że kobiety rodzą mężczyzn,
i odwraca naturalne relacje. Naw et przekleństwo, które
Bóg rzuca na pierwszych ludzi, utwierdza wyższość męż
czyzny. Kobieca zdolność rodzenia zostaje zauważona, ale
tylko jako zródło cierpień. Przeznaczeniem mężczyzny sta
je się praca, to znaczy wytwórczość - tym sposobem zastę
puje on pierwotną kreatywość kobiety, naw et jeśli wiąże
siÄ™ to z trudem i znojem 7.
Przez moment zajęliśmy się m atriarchalnym i śladami
w dziejach religii, by zilustrować istotny fakt: że kobieta
posiada dar naturalnej kreatywności, którego brak męż
czyznie; że na płaszczyznie naturalnej mężczyzna jest bez
płodny. W pewnych okresach dziejów z całą świadomością
odczuwano tę wyższość kobiety, podczas gdy w innych pod
kreślano magię i rozumową kreatywność mężczyzny. Ja k
się wydaje, różnica ta do dziś nie straciła na znaczeniu:
w mężczyznie drzemie gdzieś nieuświadomiony strach przed
kobietą, generowany przez jej specyficzną zdolność, której
brak mężczyznie. Je st ona u mężczyzny przedmiotem za
zdrości, a zarazem obawy. W naturze mężczyzny tkwi
gdzieś potrzeba nieustannego wysiłku, którym kom pensu
je on sobie swą ułomność, gdzieś w kobiecie zaś drzemie
poczucie przewagi nad mężczyzną, której zródłem jest jego
bezpłodność .
Dotychczas zajmowaliśmy się pewnymi różnicami cha
rakterologicznymi między mężczyzną i kobietą, które są
następstw em ich różnic seksualnych. Czy m a to oznaczać,
że pewne cechy, takie jak kobieca nadzależność czy męskie
pragnienie prestiżu i rywalizacji, są wynikiem przede wszy
stkim różnic seksualnych? Czy można oczekiwać, że każda
kobieta i każdy mężczyzna będą wykazywać te cechy, tak
iż występowanie u nich cech charakterystycznych dla płci
przeciwnej należałoby wyjaśniać obecnością homoseksual
nych komponentów?
W żadnym razie. Różnice seksualne jedynie z a b a rw ia -
j ą osobowość przeciętnego mężczyzny i przeciętnej kobie
118
ty. Zabarwienie to można porównać do tonacji utworu,
która nie jest jednak sam ą melodią. Co więcej, dotyczy ono
tylko przeciętnego mężczyzny i przeciętnej kobiety, by
u każdego konkretnego osobnika przyjąć swój szczegól
ny w ariant. Te naturalne różnice łączą się z różnicami,
które generuje konkretna kultura. Na przykład w krę
gu naszej współczesnej kultury - zarówno na płaszczyz
nie ideologicznej, jak i na płaszczyznie faktycznych relacji
międzypłciowych - kobiety są zależne od mężczyzn, męż
czyzni zaś dążą do prestiżu i rywalizacyjnego sukcesu, ale
obecność tych tendencji wiąże się nie tyle z rolą seksual
ną, ile z rolą społeczną kobiety i mężczyzny. Społeczeństwo
jest zorganizowane w sposób, który wymusza takie dąże
nia, bez względu na to, czy są one zakorzenione w specyfice
mężczyzny i kobiety. Pragnienie prestiżu, które można za
obserwować u mężczyzn od schyłku średniowiecza, jest
uwarunkowane przede wszystkim przez system społeczny
i ekonomiczny, a nie przez rolę seksualną mężczyzny.
Podobnie wygląda kwestia zależności kobiet. Wzorce kul
turowe i formy społeczne mogą prowadzić do powstania
tendencji charakterologicznych, które są zbieżne z ten
dencjami uwarunkowanymi przez zupełnie inny czynnik,
mianowicie przez różnice seksualne między mężczyzną
i kobietÄ…. W takim przypadku dwie paralelne tendencje
stapiają się w jedno, skutkiem czego wydaje się, że obie
m ają też jedno zródło. Z drugiej strony, jeśli wzorce kultu
rowe generują, na przykład, zależność mężczyzn, to ten
dencja do uzależnienia, jako następstw o różnic seksual
nych, zanika u kobiet, a pojawia się u płci przeciwnej,
u której, zgodnie z naturalnym i różnicami, pojawić się
nie powinna.
Pragnienie prestiżu i zależność, jako wytwór kultury,
determ inują całą osobowość - nie są tonacją, lecz sam ą
melodią. Kobieta je s t zatem zależna, a mężczyzna j e s t
żądny uznania. Tym sposobem osobowość jednostki zosta
je zredukowana do jednego segmentu ludzkiej osobowości.
Z różnicami charakterologicznymi, które są następstwem
różnic naturalnych, spraw a wygląda jednak inaczej. Ko
119
bieta n ie je s t z natury zależna, mężczyzna n ie j e s t
z natury próżny. Głębsza niż międzypłciowe różnice jest
równość mężczyzny i kobiety, którzy są przede wszystkim
istotam i ludzkimi, wykazującymi takie same możliwości,
pragnienia i obawy. Cokolwiek jest różnego u mężczyzny
i kobiety skutkiem ich różnic naturalnych, nie czyni ich
różnymi istotam i, a jedynie przydaje ich osobowościom,
które są zasadniczo podobne, lekkiego zróżnicowania, uwy
datniając tę czy inną tendencję, co w doświadczeniu prze
jaw ia się jako zabarwienie. Te zakorzenione w różnicach
seksualnych - różnice między mężczyzną i kobietą nie dają
zatem podstaw do wyznaczania im różnych ról społecznych.
W dzisiejszych czasach wydaje się oczywistością, że wszel
kie różnice międzypłciowe są stosunkowo nieistotne w po
równaniu z różnicami charakterologicznymi, które można
znalezć między osobnikami jednej i tej samej płci. Różnice
seksualne nie wpływają na zdolność do pracy. Z całą pewno
ścią, jakość mocno zindywidualizowanych dokonań mogą
zabarwiać cechy płciowe ich autora - jedna płeć może być
bardziej uzdolniona do pewnych zadań niż druga, ale podob
nie wygląda to wśród ekstrawertyków i introwertyków czy
wśród pykników i asteników. Nikomu nawet nie przyjdzie
do głowy, by tego rodzaju cechy czynić podstawą różnicowa
nia społecznego, ekonomicznego czy politycznego.
I znów, obok generalnych wpływów społecznych, które
formują męskie i kobiece wzorce, duże znaczenie m ają in
dywidualne i przypadkowe - ze społecznego punktu widze
nia - doświadczenia każdego osobnika. Te osobiste do
świadczenia stapiają się z wzorcami kulturowymi i zwykle
wzmacniają, choć czasem także osłabiają, ich działanie.
Wpływ czynników społecznych i czynników osobowych nie
bez trudu, ale jednak przewyższa wpływ czynników natu
ralnych , które powyżej omówiliśmy.
Ciągle musimy podkreślać - można to uznać za sm utny
kom entarz do naszej epoki - że różnice, których zródłem
jest męska czy kobieca rola, nie dają się oceniać ze społecz
nego czy moralnego punktu widzenia. Same w sobie i dla
siebie nie są one ani dobre, ani złe - ani pożądane, ani
120
niekorzystne. Ta sam a cecha będzie się u jednej osoby
jawić, w pewnych okolicznościach, jako rys pozytywny,
a u innej, w innych okolicznościach, jako rys negatywny.
Negatywne formy, w których mogą się jawić strach męż
czyzny przed porażką i jego potrzeba prestiżu, są oczywi
ste: próżność, brak powagi, niesolidność i chełpliwość. Ale
nie mniej oczywisty jest fakt, że ten sam rys może zaowo
cować nader pozytywnymi cechami charakteru: inicjaty
wą, aktywnością i odwagą. Podobnie jest z opisanymi ce
chami kobiet. Ich specyficzne cechy mogą sprawiać i czę
sto spraw iają że kobieta jest niezdolna praktycznie,
emocjonalnie i intelektualnie stać o własnych siłach , pod
czas gdy w innych w arunkach te same cechy są zródłem jej
cierpliwości, solidności, miłości i erotycznego charme.
Pozytywne bądz negatywne następstwo tej czy innej ce
chy charakterologicznej zależy od całej struktury charak
teru człowieka. Takimi czynnikami osobowościowymi,
które pociągają za sobą pozytywne bądz negatywne następ
stwo, są, na przykład, lęk versus zaufanie do siebie czy de-
struktywność versus konstruktywność. Ale nie wystarczy
wyodrębnić jedną czy dwie izolowane cechy - tylko ca ło ść
struktury charakteru rozstrzyga, czy jedna z męskich bądz
kobiecych cech staje się cechą pozytywną, czy też negatyw
ną. Tę sam ą zasadę Klages wprowadził do swego systemu
grafołogicznego. Każda z cech pisma odręcznego może mieć
pozytywny albo negatywny sens, zależnie od czynnika,
który Klages nazywa Formniveau ( poziom formy ) całej
osobowości. Jeśli czyjś charakter można określić jako upo
rządkowany , to określenie to może oznaczać jedną z dwu
ewentualności: albo coś pozytywnego, że mianowicie czło
wiek ten nie jest chaotyczny , że umie sobie zorganizować
życie, albo coś negatywnego, że mianowicie jest pedantycz
ny, jałowy czy pozbawiony inicjatywy. Oczywiście cecha
zwana uporządkowaniem m a zarówno pozytywne, jak
i negatywne następstw a, ale każde następstwo jest deter
minowane przez mnogie czynniki całej osobowości; te z ko
lei zależą od zewnętrznych warunków, które sprzyjają roz
wojowi życia bądz go udarem niają.
121
Choć relacja wyższość-niższość zakłada choćby najmniej
szą, krótkotrw ałą różnicę, to jednak sam a ta różnica by
najmniej nie oznacza wyższości czy niższości. Nie mogą
tego zrozumieć ludzie, którzy skutkiem całej struktury
swej osobowości są niezdolni pojąć czy doświadczyć równo
ści. Stąd faszystowsko-autorytarny charakter musi mylić
różnicę z nierównością. W swym myśleniu pozostaje on pod
wpływem własnej pogardy dla każdego, kto ma mniejszą
moc, i swej miłości do człowieka, który jest pełen mocy.
Relacje oparte na poszanowaniu godności każdego człowie
ka są dlań po prostu niezrozumiałe. Wszędzie, gdzie do
strzega różnice, doszukuje się ukrytej wyższości bądz niż
szości. Gdy tylko może wykazać różnice między grupami,
wierzy, że udowodnił, iż jedna z nich góruje nad drugą. Ci,
którzy wyznają zasadę międzyludzkiej równości, winni się
wystrzegać błędu akceptacji tej faszystowskiej postawy.
Można kreować takie warunki społeczne, które będą sprzy
jać rozwojowi pozytywnych cech osób, płci i grup narodo
wościowych. Cały świat potrzebuje takich warunków. Dzię
ki nim będą się mogły uwydatniać te różnice między ludz
mi, które nie są kwestią dobra czy zła, lecz indywidualnego
zabarwienia osobowości, to zaś wzbogaci i poszerzy ludzką
kulturę, a także zaowocuje bardziej zintegrowaną struktu
rÄ… rodziny.
Przypisy
1Podobnego rozróżnienia, dotyczącego lęków seksualnych u dzieci, do
konała Karen Horney w Die Angst vor der Frau w: Zeitschrift fur Psy-
choanalyse , 13 (1932) [Lęk przed kobietą, w: K. Horney, Psychologia ko
biety].
2 Można tu zgłosić jedno zastrzeżenie. Jeśli wszystko to jest prawdą, to
dlaczego u większości zwierząt właśnie samiec śpiewa i ma żywsze ubar
wienie - innymi słowy: dlaczego samiec przyciąga samicę, a nie na od
wrót? Analogie ze świata zwierzęcego często wydają się bardzo przekonu
jące, zwykle jednak nie dostrzega się całej złożoności różnorakich czynni
ków. Nie wnikając w te skomplikowane problemy, pozwolę sobie tylko
podkreślić fakt, że w przypadku ludzkiej społeczności ważną rolę odgrywa
stopień, w jakim mężczyzna ekonomicznie uzależnił od siebie kobietę, co
122
wydatnie zwiększa jej potrzebę przyciągania mężczyzny. W grę wchodzi
tu nie tylko satysfakcja seksualna, lecz całe życie i bezpieczeństwo kobiety.
3 Por. Clara Thompson, What Is Penis Envy? i pózniejsze omówienie
Janet Rioch w Proceedings of the Association for the Advancement of
Psychoanalysis , Boston Meetings, 1942.
4 W żeńskim homoseksualizmie istotnym elementem obrazu wydaje
się połączenie tendencji, by być aktywną - przeciwieństwo wyczekują
cej , zależnej postawy - z tendencjami zdecydowanie destruktywnymi.
6 Zob. również Frieda Fromm-Reichmann, Notes on the Mother Role in
the Family Group, Bulletin of the Menninger Clinic , 4 (1940).
6 Por. grecki mit o Atenie, która zrodziła się z głowy Zeusa, i interpre
tację tego mitu jako śladów religii matriarchalnej, pochodzącą od Bacho
fena i Otto.
7Życie człowieka rozpoczyna się - co znamienne dla biblijnej relacji -
od zburzenia pierwotnej harmonii między mężczyzną i kobietą oraz mię
dzy człowiekiem i naturą. Wątek ten podjął mesjanistyczny nurt judai
zmu. Choć życie historyczne rozpoczyna się od dysharmonii, to jednak
historia na koniec ją przezwycięży i zakończy się harmonią. Swym wysił
kiem w dziejach człowiek sprawi, że przekleństwo Boga zostanie odwoła
ne. Myśl profetyczna i myśl talmudyczna przedstawia panowanie Mesja
sza jako okres pokoju między ludzmi, między człowiekiem i zwierzęciem,
między mężczyzną i kobietą. Wojny znikną, a natura będzie wszechzasobna.
7. Mężczyzna - kobieta
Problem relacji między mężczyznami i kobietami musi
być niezwykle trudny, jeśliby bowiem było inaczej, to lu
dzie nie błądziliby, co ta k często im się zdarza. Dlatego roz
ważania nad tą kw estią najlepiej będzie zacząć od kilku
pytań. Jeśli zdołam nimi sprowokować Państw a do myśle
nia, to własne doświadczenie zapewne pozwoli Wam udzie
lić paru odpowiedzi.
Pierwsze pytanie, które chciałbym tu podnieść, brzmi:
czy sam tem at nie rodzi jakiejÅ› iluzji? Zdaje siÄ™ on impliko
wać tezę, że trudności w relacjach między mężczyzną i ko
bietą są uwarunkowane przede wszystkim przez różnicę
płci. Tak jednak nie jest. Relacja między mężczyzną i kobie
tą - między mężczyznami i kobietami - jest przede wszyst
kim relacją między ludzmi. Wszystko, co dobre w relacjach
między dwojgiem ludzi, jest dobre również w relacji mię
dzy mężczyznami i kobietami, wszystko zaś, co złe w rela
cjach międzyludzkich, jest złe również w relacjach między
mężczyzną i kobietą.
Szczególne m ankam enty w relacjach między mężczyzna
mi i kobietami często nie są następstw em specyficznych
dla każdej płci cech, lecz ich międzyosobowych relacji.
Za moment powrócę do tego problemu, najpierw jednak
chciałbym jeszcze raz sprecyzować tem atykę mego wystą
pienia. Relacje między mężczyznami i kobietami są rela
cjami między grupą zwycięzców i grupą pokonanych.
W 1949 roku w Stanach Zjednoczonych teza tak a może
brzmieć osobliwie i wywoływać uśmiechy. Dlatego jeśli
chcemy zrozumieć, w jaki sposób historia zabarwia dzisiej
szą postawę obu płci, i pojąć, co każda z płci wie i myśli
124
0 drugiej, musimy brać pod uwagę ostatnie pięć tysięcy lat
stosunków pomiędzy mężczyznami i kobietami. Dopiero
wtedy możemy się zastanaw iać nad pytaniem, co, w szcze
gólności, różnicuje mężczyzn i kobiety; dopiero wtedy mo
żemy próbować stwierdzić, co stanowi charakterystykę re
lacji między mężczyzną i kobietą, co jest rzeczywistym pro
blemem relacji międzypłciowych, a co problemem relacji
międzyludzkich.
Niech m i będzie wolno zacząć od tej drugiej kwestii
1 określić relację między mężczyznami i kobietami jako re
lację między grupą zwycięzców i grupą pokonanych. Ja k
powiedziałem, dzisiaj teza tak a w Stanach Zjednoczonych
wywołuje uśmiechy, ponieważ kobiety, zwłaszcza w dużych
m iastach, wyraznie nie wyglÄ…dajÄ… na pokonane, nie czujÄ…
siÄ™ pokonanymi i nie zachowujÄ… siÄ™ jak pokonane.
Od dawna dyskutuje siÄ™ - nie bez racji - nad pytaniem,
która płeć w naszej wielkomiejskiej kulturze jest silniejsza.
Nie sądzę jednak, by problem był tak prosty. Uproszczeniem
jest również teza, że w Ameryce kobiety w pełni się wye
mancypowały, a zatem osiągnęły taki sam status ja k męż
czyzni. Myślę, że trw ająca od kilku tysięcy lat walka ciągle
jeszcze przejawia się szczególnym ukształtowaniem relacji
między mężczyznami i kobietami w kręgu naszej kultury.
Sporo świadectw pozwala nam zakładać, że społeczeń
stwo patriarchalne, przez ostatnie pięć czy sześć tysięcy
lat funkcjonujÄ…ce w Chinach, Indiach, Europie i Ameryce,
nie jest jedyną formą, z pomocą której obie płcie organizo
wały swe życie. Sporo świadectw wskazuje, że (jeśli nie
wszędzie, to w każdym razie w wielu miejscach globu) po
przednikiem społeczeństw patriarchalnych, zdominowanych
przez mężczyzn, były społeczeństwa m atriarchalne, w któ
rych rodzina i inne struktury społeczne ogniskują się wo
kół kobiety i m atki.
Kobieta dominowała niegdyś w systemie społecznym
i rodzinnym, a ślady tej dominacji można dostrzec w roz
m aitych system ach religijnych. Pozostałości tej dawnej
organizacji znajdujemy naw et w dokumencie, który dobrze
znamy - w Starym Testamencie.
125
Co stwierdzamy, jeśli opowieść o Adamie i Ewie odczytu
jemy z pewną dozą obiektywizmu? Stwierdzamy, że prze
kleństwo jest skierowane przeciw Ewie, a pośrednio prze
ciw Adamowi, ponieważ dominowanie nad innymi nie jest
niczym lepszym niż podleganie czyjejś dominacji. Mężczy
zna m a panować nad kobietą, a kobieta ma pragnąć swego
męża - oto k ara za grzech Ewy.
Jeśli dominacja mężczyzny nad kobietą zostaje ustanowio
na jako nowa zasada, to oczywiście musiał istnieć czas, gdy
było inaczej. I rzeczywiście, mamy dokumenty, które potwier
dzają to przypuszczenie. Jeśli porównamy babilońską relację
o stworzeniu świata z biblijną opowieścią, to stwierdzimy, że
babiloński mit, wcześniejszy od biblijnego, mówi o zupełnie
innym porządku. Główną figurą babilońskiego m itu nie jest
bóg, lecz bogini - Tiamat. Synowie Tiamat wszczynają bunt,
by koniec końców pokonać ją i ustanowić rządy męskich
bóstw, którym przewodzi Marduk, wielki babiloński bóg.
Możemy zatem stwierdzić, że biblijna opowieść o stwo
rzeniu rozpoczyna się tam , gdzie kończy się babilońska.
Bóg stw arza św iat za pomocą słowa. By wyeksponować
wyższość kultury patriarchalnej nad m atriarchalną, biblij
na opowieść mówi, że Ewa została stworzona z mężczyzny.
K ultura patriarchalna - kultura, w której mężczyzna
zdaje się silniejszy i predestynowany do rządów nad kobie
tą opanowała cały świat. Jedynie w niewielkich wspólno
tach prymitywnych możemy współcześnie odnalezć ślady
dawniejszych, m atriarchalnych form. Panowanie mężczy
zny nad kobietą dopiero niedawno zaczęło się załamywać.
Trudno powiedzieć, co lepsze: czy system m atriarchalny,
czy patriarchalny. Sądzę zresztą, że w tej formie pytanie
jest niewłaściwe, ponieważ system m atriarchalny akcen
tuje elem ent więzi naturalnych, równości naturalnej, miło
ści, podczas gdy system patriarchalny kładzie nacisk na
elem ent cywilizacji, myśli, stanu, inwencji, pracowitości
i, pod wieloma względami, postępu (w porównaniu z daw
nÄ… kulturÄ… m atriarchalnÄ…).
Celem ludzkości musi być uwolnienie się od wszelkiego
rodzaju hierarchii, czy to m atriarchalnych, czy patriarchał-
126
nych. Musimy dojść do stanu, w którym relacja między
płciami będzie wolna od wszelkiej pokusy dominacji. Tylko
na tej drodze mężczyzni i kobiety mogą rozwijać swe rze
czywiste różnice, swą rzeczywistą biegunowość.
Pam iętajm y jednak, że, wbrew pozorom, nasza kultura
nie jest spełnieniem tego celu. Stanowi ona kres patriar-
chalnej dominacji, ale nie jest jeszcze systemem, w którym
obie płci spotykają się jako równorzędne. W alka wciąż się
toczy. Jestem przekonany, że walka ta nie jest indywidual
nÄ… potyczkÄ… dwojga ludzi, lecz kontynuacjÄ… wielowiekowej
walki między płciami. Mamy tu do czynienia z ciągnącym
się konfliktem między mężczyzną i kobietą, którzy są zde
zorientowani i zupełnie nie wiedzą, jak a jest rola każdego
z nich.
W społeczeństwie patriarchalnym spotykamy wszystkie
typowe ideologie i przesądy, które grupa rządząca przeja
wia w odniesieniu do grupy rzÄ…dzonej: kobiety m ajÄ… siÄ™
jakoby kierować uczuciami, być niezdyscyplinowane, próż
ne, dziecinne, niezorganizowane, słabsze od mężczyzn - ale
urocze.
Oczywiście te patriarchalne opinie o naturze kobiet zwy
kle całkowicie rozmijają się z prawdą. Skąd przekonanie,
że kobiety są bardziej próżne niż mężczyzni? Myślę, że każ
dy, kto baczniej przyjrzy się mężczyznie, może stwierdzić,
że jeśli cokolwiek można powiedzieć o mężczyznach, to wła
śnie to, że są próżni. W istocie rzeczy mężczyzni niemal we
wszystkim chcą się popisać przed innymi.
Kobiety są znacznie mniej próżne. To prawda, że czasa
mi, jako tak zwana słaba płeć, muszą okazywać pewną
próżność, zabiegając o względy, ale wszelka beznam iętna
obserwacja obala m it o próżności kobiet, większej jakoby
od próżności mężczyzn.
Wezmy inny przesąd: oto mężczyzni m ają być bardziej
wytrzymali niż kobiety. Każda pielęgniarka powie nam, że
odsetek mężczyzn, którzy mdleją podczas zastrzyku czy
pobierania krwi, jest znacznie wyższy niż odsetek kobiet,
że kobiety lepiej znoszą ból, który mężczyzn zmienia w bez
radne dzieci. Mimo to mężczyzni przez stulecia, a raczej
127
przez tysiąclecia, z powodzeniem utrzymywali, że są płcią
silniejszÄ… i wytrzymalszÄ….
No cóż, nie m a w tym nic zaskakującego. Jest to typowa
ideologia grupy ludzi, którzy m uszą udowadniać swe pra
wo do panowania. Mężczyzni, którzy nie są większością,
lecz zaledwie połową ludzkiego rodu, i którzy od tysiącleci
głoszą, że m ają prawo panować nad drugą połową, musieli
się posługiwać ideologią na tyle wiarygodną, by potrafiła
przekonać tę drugą połowę, a zwłaszcza by potrafiła prze
konać ich samych.
W XVIII i XIX wieku problem równości mężczyzn i ko
biet rzeczywiście stał się palącą kwestią. Można było wów
czas zaobserwować niezwykle interesujące zjawisko. Zwo
lennicy równouprawnienia kobiet głosili, że między obie
m a płciami nie występują żadne różnice psychologiczne.
Ja k sformułowali to Francuzi - dusza nie m a płci: między
osobnikami o odmiennej płci nie istnieją żadne różnice na
tury psychologicznej. Z kolei przeciwnicy politycznej i spo
łecznej równości kobiet podkreślali - często ze sporą inteli
gencją i subtelnością - że pod względem psychologicznym
kobiety są całkowicie różne od mężczyzn. Oczywiście stale
pojawiała się teza, że z powodu tych różnic kobiety winny
pozostawać na uboczu i że lepiej wypełnią swe powołanie,
jeśli nie będą w takim samym stopniu jak mężczyzni uczest
niczyć w życiu społecznym i politycznym.
Podobne myślenie jeszcze dziś można spotkać wśród fe
m inistek, szermierzy postępu, liberałów czy wśród innych
grup, które opowiadają się za równością pomiędzy wszelki
mi istotam i ludzkimi, w szczególności za równością pomię
dzy obiema płciami. Przedstawiciele tych środowisk gło
szą, że nie ma żadnych różnic między ludzmi, albo są skłon
ni je minimalizować. Utrzym ują oni, że jedynym zródłem
różnic istniejących między ludzmi jest środowisko kulturo
we i wychowanie, że między obiema płciami nie m a istot
nych różnic psychologicznych, które nie byłyby następstwem
czynników środowiskowych i wychowawczych.
Boję się, że stanowisko to, tak popularne wśród obroń
ców równości mężczyzn i kobiet, jest nie do przyjęcia, i to
128
z wielu powodów. Zapewne najważniejszą jego wadą jest
to, że rozmija się z prawdą. Równie dobrze można by tw ier
dzić, że nie m a żadnych różnic psychologicznych pomiędzy
grupam i narodowościowymi i że każdy, kto posługuje się
słowem rasa , popełnia jakieś straszliwe wykroczenie. Być
może z naukowego punktu widzenia rasa nie jest najlep
szym słowem, niemniej jednak nie da się zaprzeczyć, że
ludzie o różnej narodowości różnią się zarówno wyglądem,
jak i tem peram entem .
Po drugie, powyższy sposób rozumowania jest nie do
przyjęcia, ponieważ prowadzi do błędnych sugestii. Suge
ruje on, że równość oznacza identyczność. W rzeczywisto
ści, równość i postulat równości implikują coś przeciwnego,
a mianowicie, że mimo wszelkich różnic nikogo nie można
czynić narzędziem służącym do osiągania czyichkolwiek
celów, że każda istota ludzka jest celem w sobie
i dla siebie. To zaś oznacza, że każdem u wolno rozwijać
swoiste cechy, które odróżniają go od innych jako jednost
kę, jako reprezentanta danej płci, jako reprezentanta da
nej narodowości. Równość nie oznacza negacji różnic, lecz
możliwość ich najpełniejszego urzeczywistniania.
Kto przyjmuje, że równość oznacza brak różnic, ten
um acnia tendencje, które prowadzą do zubożenia naszej
kultury - do automatyzacji jednostki - i do osłabienia
tego, co stanowi najbardziej wartościowy wymiar ludzkiej
egzystencji: rozwoju swoistości każdego człowieka.
Używając słowa swoistość , winienem Państw u przypo
mnieć, ja k osobliwy był jego los. Gdy w dzisiejszych cza
sach mówimy o kimś, że jest swoistością, nie m am y na
myśli niczego sympatycznego. Jednakże słowo swoisty
winno być największym komplementem, jaki możemy ko
muś powiedzieć - komplementem, który oznacza, że ktoś
się nie poddał, że zachował najwartościowszą część ludz
kiej egzystencji, mianowicie w łasną indywidualność, że jest
niezrównany, różny od wszystkich innych.
Myślę, że błąd utożsam ienia równości z identycznością
stał się w Ameryce jedną z przyczyn swoistego zjawiska,
które można zaobserwować w kręgu naszej kultury: ten
129
dencji, by minimalizować różnice międzypłciowe, by je ukry
wać, negować. Kobiety starają się upodobnić do mężczyzn,
mężczyżni czasem do kobiet, a polaryzacja męskości i ko
biecości, mężczyzn i kobiet powoli zanika.
Sądzę, że jedynym rozwiązaniem problemu - w ogólnych
kategoriach - jest praca nad pojęciem polaryzacji w sto
sunkach między płciami. N ikt nie powie, że dodatni czy
ujem ny biegun elektryczny stoi niżej niż drugi. Wszyscy
wiemy natom iast, że pole między biegunami jest genero
wane przez ich polaryzację, która stanowi zródło produk
tywnej siły.
W tym właśnie znaczeniu obie płci (jako przejaw m ęskie
go i żeńskiego aspektu świata, kosmosu i każdego z nas) są
dwoma biegunami, które m uszą zachować swą różnicę, swą
polaryzację, by mogły generować twórczą dynamikę, pro
duktywną siłę, której zródłem jest właśnie ta polaryzacja.
Przejdzmy teraz do drugiego założenia, zgodnie z którym
relacje między mężczyzną i kobietą nigdy nie są ani lepsze,
ani gorsze od relacji międzyludzkich w danym społeczeń
stwie. Gdybym miał wskazać wśród relacji międzyosobo
wych tę jedną, która wywiera najbardziej destrukcyjny
wpływ na relacje między mężczyzną i kobietą, to wskazał
bym na czynnik, który w swej książce Niech się stanie czło
wiek nazywam orientacją rynkową. Powiedziałbym, że je
steśm y straszliwie samotni, naw et jeśli utrzymujemy kon
tak ty z mnóstwem ludzi i n a pozór wydajemy się tak
towarzyscy.
Przeciętny człowiek jest dziś straszliwie samotny i czuje
się samotny. Czuje się tak, jakby był artykułem handlo
wym, to znaczy czuje się tak, jakby jego wartość była zależ
n a od jego powodzenia, od jego pokupności , od akceptacji
przez innych, a nie od jego wnętrza, od tego, co można by
nazwać wartością u ży tk o w ą jego osobowości, od jego
mocy, od jego zdolności do miłości, od jego ludzkich w arto
ści - chyba że potrafi je sprzedać, że umie odnosić sukcesy,
że jest akceptowany przez innych. W łaśnie to rozumiem
przez orientacjÄ™ rynkowÄ… .
Orientacja rynkowa jest odpowiedzialna za to, że u więk-
130
szóści ludzi szacunek dla samych siebie jest niezwykle
chwiejnym uczuciem. Czują się oni wartościowi nie dlate
go, że każe im tak własne przekonanie: Oto ja, oto moja
zdolność do miłości, oto moja zdolność do myślenia i odczu
wania , lecz dlatego, że są akceptowani przez innych, że
potrafią się sprzedać, że inni mówią: To wspaniały męż
czyzna czy To wspaniała kobieta .
^Naturalnie, gdy poczucie szacunku dla samego siebie jest
zależne od cudzej opinii, traci swą pewność. Każdy dzień
jest nową bitwą, ponieważ codziennie trzeba kogoś przeko
nać i udowodnić sobie samemu, że jest się w porządku.
Posłużmy się pewną analogią i spróbujmy sobie wyobra
zić, co mogłyby odczuwać torebki na ladzie sklepowej. To
rebka o swoistym fasonie, której wiele podobnych sprze
dano, wieczorem będzie się czuła dumna. Inna, która ma
nieco niemodny fason albo jest zbyt droga, albo z jakie
goś innego powodu nie znalazła nabywcy, będzie przygnę
biona.
Pierwsza torebka pomyśli: Jestem w spaniała ; druga:
Jestem nic nie w arta . A przecież owa wspaniała może
nie być piękniejsza czy użyteczniejsza od innych ani nie
przewyższać ich żadną cechą wewnętrzną. Torebka, która
nie została sprzedana, będzie się czuła niepotrzebna.
W naszej analogii poczucie wartości torebek byłoby zależ
ne od ich sukcesu, od liczby nabywców, którzy z tego czy
innego powodu wybrali tÄ™, a nie innÄ….
W odniesieniu do człowieka analogia ta oznacza, że każ
dy musi być swoistą istotą, że jego osobowość musi być sta
le otw arta n a zmianę, by móc się dostosować do najnow
szego modelu. W łaśnie dlatego rodzice często czują się za
kłopotani, gdy przebywają ze swymi dziećmi. Dzieci znają
bowiem najnowszy model lepiej niż rodzice. Ale rodzice są
gotowi nadrobić zaległości. Niczym dzieci śledzą najnow
sze notowania na rynku osobowości.
Gdzie można znalezć te notowania? Co pozwala się
z nimi zapoznać? Kino, reklam y trunków i ubrań, sygnały,
których zródłem jest sposób, w jaki ubierają się i rozma
wiajÄ… znani ludzie.
131
Każdy model staje się niemodny już po kilku latach.
W niedzielnym Times M agazine przeczytałem o czterna
stoletniej dziewczynie, która mówi, że jej m atka jest tak
staromodna, jakby nadal był 1945 rok. W pierwszej chwili
nie mogłem zrozumieć, o co chodzi. Myślałem, że to błąd
drukarski, dopóki nie zrozumiałem, że 1945 rok wydawał
się tej dziewczynie straszliwie staroświecki. Jestem jednak
pewien, że jej m atka wiedziała, iż m usi przyśpieszyć.
W jaki sposób orientacja rynkowa wpływa na relacje
między płciami, między mężczyzną i kobietą? Przede wszy
stkim myślę, że wiele z tego, co kursuje pod nazwą miło
ści, jest poszukiwaniem sukcesu i akceptacji. Ludzie po
trzebują kogoś, kto nie tylko o czwartej po południu, ale
także o ósmej, o dziesiątej i o dwunastej powie im: Je
steś świetny, jesteś w porządku, dobrze ci idzie . To jeden
czynnik.
Swej wartości dowodzi się także wyborem odpowiedniej
osoby - to drugi czynnik. Człowiek chce być najnowszym
modelem, a zarazem m a prawo i obowiązek zakochać się
w najnowszym modelu. Sprawy te można ująć tak brutal
nie, jak zrobił to pewien osiemnastolatek, zapytany o swe
życiowe ambicje. Powiedział on, że chciałby kupić lepszy
samochód - chodziło o zam ianę forda na buicka by móc
podrywać lepsze dziewczyny.
No cóż, chłopak był przynajmniej szczery i, jak sądzę,
wyraził coś, co w naszym kręgu kulturowym w znacznej
mierze wpływa na nasz wybór partnera.
O rientacja rynkowa w jeszcze inny sposób kształtuje
międzypłciowe relacje. W orientacji rynkowej wszystko ma
swój schemat, a my gorliwie wcielamy w życie najnowszy
model i działamy według najnowszego wzorca. Role, które
przyjmujemy, w szczególności role seksualne, m ają mocno
schematyczną postać, przy czym schematy te nie są jedno
lite czy zuniformizowane - często wykazują sprzeczność
wewnętrzną. Mężczyzna m a być agresywny w interesach
i czuły w domu. Ma żyć pracą, ale nie ma być zmęczony,
gdy wieczorem wraca do domu. Ma być bezwzględny dla
swych klientów i konkurentów, a uczciwy wobec żony
132
i dzieci. Ma być łubiany przez wszystkich, ale najgłębsze
uczucia zachowywać dla swej rodziny
I cóż! Biedny mężczyzna usiłuje żyć wśród tych schema
tów. Przed obłędem ratuje go chyba tylko to, że nie tra k tu
je ich nazbyt poważnie. To samo dotyczy kobiet. Także one
m uszą żyć zgodnie ze schematami, które są równie sprzecz
ne jak wzorce męskie.
Rzecz jasna, w każdej kulturze istnieją wzorce zacho
wań, ale w dawniejszych czasach cechowała je przynaj
mniej pewna stabilność. W kulturze, w której jesteśm y tak
zależni od n a jn o w sz e g o wzorca, od akceptacji, od speł
niania cudzych oczekiwań, znika z pola widzenia królestwo
jakości, które rzeczywiście przynależą do naszej męskiej
czy żeńskiej roli. Niewiele specyfiki pozostało w relacjach
między mężczyzną i kobietą.
Gdy w stosunkach między mężczyzną i kobietą wyborów
dokonuje siÄ™ na gruncie orientacji rynkowej i mocno usche-
matyzowanych ról, jedno m usi się pojawić: nuda. Mam
wrażenie, że słowo nuda nie spotyka się z taką uwagą, na
jak ą rzeczywiście zasługuje. Mówimy o wszelkiego rodzaju
okropnościach, jakie przydarzają się ludziom, ale rzadko
wspominamy o najkoszmarniejszej: o nudzie, odczuwanej
w samotności lub, co gorsza, we współbyciu z drugim czło
wiekiem.
Wiele osób zna tylko dwa sposoby walki z nudą. Unikają
nudy, sięgając po jedną z wielu dróg, które oferuje kultura:
chodzą na przyjęcia, nawiązują kontakty, piją, grają w k ar
ty, słuchają radia, i tym sposobem każdego dnia, każdego
wieczora sami siebie mamią. Albo też po części jest to
pochodną ich przynależności klasowej - wyobrażają sobie,
że wszystko się zmieni, jeśli zmienią partnera. Myślą, że
ich małżeństwo było nieudane, ponieważ trafili na niewła
ściwego partnera, i zakładają, że jego zmiana usunie nudę.
Ludzie nie dostrzegają, że główne pytanie nie brzmi:
Czy jestem kochany? , w znacznej mierze tożsame z pyta
niami: Czy ktoÅ› mnie akceptuje? Czy ktoÅ› siÄ™ o m nie tro
szczy? Czy ktoś m nie podziwia? Główne pytanie brzmi:
Czy potrafię kochać?
133
Je st to rzeczywiście trudne. Dopóki nie pojawi się nuda,
łatwo być kochanym i zakochanym. Ale kochać, trwać
w miłości, to naprawdę trudna, fchoć nie nadludzka rzecz -
to napraw dę najbardziej istotna z ludzkich zdolności.
Kto nie potrafi być sam ze sobą, kto nie potrafi się au
tentycznie zainteresować innymi ani sobą samym, ten nie
potrafi też być z kim ś innym i nie popaść po pewnym czasie
w znudzenie. Gdy relacje międzypłciowe stają się ucieczką
przed samotnością i izolacją, m ają niewiele wspólnego
z możliwościami, które przynosi rzeczywista relacja mię
dzy mężczyzną i kobietą.
Chciałbym wspomnieć o jeszcze jednej iluzji. Je st nią
przekonanie, że rzeczywistym problemem w relacjach mię
dzy płciami jest seks. Trzydzieści lat tem u byliśmy niesa
mowicie dumni, gdy w epoce emancypacji seksualnej wy
dawało się, że kruszeją pęta przeszłości i że rozpoczyna się
nowa era ludzkich relacji między obiema płciami. Rezulta
ty nie były jednak tak wspaniałe, jak wielu z nas oczekiwa
ło, bo nie wszystko, co się świeci, jest seksem. Popędem
seksualnym kierują rozm aite motywy, które same
w sobie nie m ajÄ… seksualnego charakteru.
Jednym z najsilniejszych bodzców, być może silniejszym
niż wszystkie inne, jest próżność. Ale bodzcami, które sty
mulują popęd płciowy, jest również samotność czy bunt prze
ciw aktualnem u związkowi. Mężczyzna, którego coś popy
cha ku nowym podbojom seksualnym, myśli, że motywuje
go atrakcyjność seksualna kobiet, podczas gdy w rzeczywi
stości powoduje nim własna próżność, która każe m u dowo
dzić swej wyższości nad wszystkimi innymi mężczyznami.
Relacje seksualne między dwiema osobami nie mogą
wyglądać lepiej niż ich relacje międzyludzkie. Bardzo czę
sto seks jest drogą na skróty do wzajemnej bliskości - dro
gą nader złudną. Seks, który z całą pewnością stanowi ele
m ent relacji między ludzmi, w kręgu naszej kultury jest
tak przeładowany wszelkiego rodzaju funkcjami, że to, co
jawi się jako ogromna swoboda seksualna, w żadnym razie
nie jest - obawiam się - wyłącznie kw estią płci.
Czy zatem wiemy coś o rzeczywistych różnicach między
134
mężczyznami i kobietami? Wszystko, co dotychczas powie
działem, miało negatywny charakter. Jeśli ktoś z Państw a
oczekiwał jednoznacznego określenia różnic między męż
czyzną i kobietą, ten m usiał się poczuć rozczarowany. Nie
sądzę, byśmy je znali. Nie możemy ich znać, bo nie pozwa
lają na to okoliczności, o których wcześniej wspomniałem.
Jeśli obie płci od tysięcy lat ze sobą walczą, jeśli patrzą na
siebie przez pryzm at przesądów, charakterystycznych dla
sytuacji walki, to jak mielibyśmy teraz wiedzieć, czym są
rzeczywiste różnice między przedstawicielami obu płci?
Tylko wtedy, gdy zapomnimy o różnicach, gdy zapomni
my o stereotypach, będziemy mogli rozwinąć poczucie tej
równości, dzięki której każdy człowiek jest celem samym
w sobie. Być może dowiemy się wówczas czegoś o różnicach
między mężczyznami i kobietami.
Chciałbym tu jednak choćby napomknąć o jednej różni
cy, która, jak sądzę, rzutuje w pewnym stopniu na powo
dzenie relacji między mężczyzną a kobietą, a jako tak a za
sługuje na uwagę w kręgu naszej kultury. Wydaje mi się,
że kobiety są bardziej czułe niż mężczyżni. Nie m a w tym
nic zaskakującego, ponieważ w relacji m atki do dziecka
czułość jest podstawową cnotą.
Ja k Państwo wiedzą - zwłaszcza jeśli bywają słuchacza
mi odczytów psychiatrycznych - modne jest podkreślać, jak
wielkie znaczenie m a to, kiedy dziecko zostaje odstawione
od piersi, kiedy jest pielęgnowane i jak przebiega przyu
czanie go do zabiegów higienicznych. Ludzie wierzą, że
przepisy, jak uszczęśliwić dziecko z pomocą tego rodzaju
technicznych zabiegów, są skuteczne.
Zapominają jednak, że naprawdę liczy się tylko jedno
czułość m atki. Czułość m a wiele odcieni. Oznacza miłość,
oznacza szacunek, oznacza wiedzÄ™. Z samej swej natury
jest czymś zupełnie innym niż seks czy głód. Sięgając po
terminologię psychologiczną, można by powiedzieć, że ta
kie popędy, jak seks czy głód, cechuje samonapędzająca się
dynamika, tak iż stają się one coraz intensywniejsze i koń
czą się nagłym apogeum, w którym człowiek osiąga zaspo
kojenie i niczego więcej - przez chwilę - nie chce.
135
Taką naturę m a pewien typ dążeń czy popędów. Czułość
należy do innego typu. Czułość nie jest samonapędzającą
się postawą, nie ma celu, nie m a apogeum, nie m a końca.
Swe zaspokojenie znajduje w samym swym akcie, w rado
ści z tego, że jest czymś przyjaznym, czymś ciepłym, że sza
nuje i uszczęśliwia drugą osobę, na której się skupia. My
ślę, że czułość jest jednym z najbardziej autoafirmatyw-
nych, najradośniejszych doświadczeń, jakie mogą się stać
naszym udziałem, i że ludzkie istoty generalnie są do niej
zdolne. Dla ludzi zdolnych do czułości nie jest ona autore-
zygnacją ani samopoświęceniem. Poświęceniem wydaje się
tylko tym, którzy nie potrafią być czuli.
Odnoszę wrażenie, że w naszej kulturze można spotkać
niewiele czułości. Wezmy filmy, które pokazują miłość.
W szystkie sceny z nam iętnym i pocałunkami są ocenzuro
wane, ale publiczność m a sobie wyobrazić, jak były cudow
ne. Filmy m ają jakoby przedstawiać namiętność. Dla wie
lu nie sÄ… one zbyt przekonujÄ…ce, ale dla wielu innych ma to
być miłością. Ja k często oglądają Państwo w filmach prze
jaw y prawdziwej czułości między kobietą i mężczyzną, mię
dzy rodzicami i dziećmi czy w ogóle między ludzmi? Myślę,
że niezwykle rzadko. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie
jesteśm y zdolni do czułości, lecz że nasza ku ltura zniechę
ca do niej. Przyczyny tego przynajmniej po części tkwią
w fakcie, że nasza kultura jest kulturą ukierunkow aną na
cel. Wszystko m a jakiś cel i powinno dokądś prowadzić -
musisz dokądś zmierzać .
To prawda, że staram y się oszczędzać czas a potem nie
wiemy, co z nim zrobić, więc próbujemy go jakoś zabić.
Naszym pierwszym impulsem jest jednak zmierzanie do
czegoś. Mało cenimy proces samego życia, jeśli donikąd ono
nie zmierza, właśnie samego życia, właśnie samego jedze
nia czy spania, czy myślenia, czy odczuwania, czy patrzenia.
Jeśli życie nie m a celu, mówimy, to cóż jest warte? Czułość
także nie m a celu. Czułość nie dąży, jak życie seksualne,
do fizjologicznej ulgi i nagłego zaspokojenia. Czułość nie
ma żadnego celu poza radością z poczucia tego, że daje się
drugiemu człowiekowi ciepło, przyjemność i opiekę.
136
Zniechęcamy zatem do czułości. Ludzie zwłaszcza męż
czyzni - są zakłopotani, gdy okazują czułość. A wszelkie
negowanie różnic między płciami, wszelkie dążenie do jak
największego upodobnienia mężczyzn i kobiet odwodzi ko
biety od okazywania całej czułości, która jest czymś specy
ficznym właśnie dla nich.
Powracam tu do punktu wyjścia, do swej tezy, że walka
płci nie dobiegła jeszcze końca. W Ameryce kobiety osią
gnęły znaczny stopień równości. Nie jest to jeszcze pełna
równość, niemniej jednak uczyniono tu więcej niż w innych
krajach. Nadal jednak kobiety muszą bronić tej zdobyczy.
Dlatego gorliwie starają się udowodnić, że m ają prawo do
równości, mimo że są tak różne od mężczyzn. Tłumią za
tem swe impulsy czułości. W efekcie mężczyzni, którym
brakuje tej czułości, pragną czuć, że są podziwiani i że
um acnia się ich szacunek dla samych siebie. Żyją więc
w stanie ciągłej zależności i obawy. Natom iast kobiety ży
ją w stanie frustracji, ponieważ nie mogą w pełni swobo
dnie realizować swej kobiecej roli.
Z pewnością jest to przerysowany obraz i najzupełniej
się z Państwem zgadzam, jeśli uważacie, że nie zawsze tak
to wygląda. Wszelkie uogólnianie czasem wymaga jednak
przerysowania obrazu.
Kończąc te uwagi na tem at relacji między mężczyzną
i kobietą, jeszcze raz chciałbym podkreślić, że musimy za
pomnieć o międzypłciowych różnicach, jeśli chcemy je po
znać. Musimy żyć spontanicznie i pełną piersią jako istoty
ludzkie. Nie możemy dać się zaabsorbować pytaniom w ro
dzaju: Czy jestem typowym mężczyzną? , Czy jestem ty
pową kobietą? , Czy moje zachowanie dostosowało się do
roli, którą przypisała mi kultura? , Czy odnoszę sukce
sy w swej roli seksualnej? Dopiero gdy zapomnimy o ta
kich pytaniach, głęboka polaryzacja, obecna między płcia
mi i w każdej ludzkiej istocie, przekształci się w kreatyw ną
moc.
Część III
Płeć a seksualizm
8. Seksualizm i charakter
Teoria Freuda, ogłoszona z początkiem naszego stulecia,
stanow iła wyzwanie dla pokolenia, które niezachwianie
wierzyło w zakazy seksualne epoki wiktoriańskiej. Freud
wykazał, że napiętnowanie życia seksualnego rodzi poczu
cie winy, co sprzyja powstawaniu nerwic. Ponadto udowo
dnił, że odchylenia od tak zwanego normalnego zachowa
nia seksualnego nie sÄ… rzadko spotykanymi patologiami,
lecz częścią normalnego rozwoju seksualnego, który toczy
się od niemowlęctwa do dojrzałości, i że aberracje seksual
ne u dorosłych są śladem wcześniejszych wzorców seksual
nych, że należy je zatem traktow ać raczej jako symptomy
neurotyczne niż jako występek moralny.
Jeśli pamiętać, że Freud i jego szkoła uczynili seksua
lizm osiÄ… swej teorii psychologicznej, to trudno siÄ™ nie zdzi
wić, że przed ogłoszeniem w 1948 roku Raportu Kinseya
psychoanalitycy nie przyglądali się bliżej zachowaniom sek
sualnym. Można by się spodziewać, że Raport Kinseya,
przedstawiajÄ…cy fakty wspierajÄ…ce generalne stanowisko
psychoanalityczne, naw et jeśli opisuje tylko jaw ne zacho
wania seksualne, nie zajmując się problemem nieuświada-
mianych motywacji i cech charakteru, zostanie z entuzja
zmem powitany przez psychoanalityków. Wbrew tego typu
oczekiwaniom, raport spotkał się u części (mniejszej, mam
nadzieję) psychoanalityków z nieprzyjaznym przyjęciem.
Na przykład jedna z krytyk posuwa się do zarzutu, że Kin-
sey nie mógł w tak krótkim czasie zebrać takiego bogactwa
danych, skoro psychoanalitycy uważają, że zebranie da
nych porównawczych o jednej osobie, wymagające wielu
wywiadów, jest niebywale trudnym przedsięwzięciem. Po
141
argum ent taki rzeczywiście można sięgać, gdy jakiś badacz
odnosi większe sukcesy niż jego poprzednicy, niemniej jed
nak trudno go uznać za poważną krytykę.
RozpatrujÄ…c znaczenie Raportu Kinseya z punktu widze
nia psychoanalityka, musimy najpierw przyjrzeć się różni
com teoretycznym pomiędzy rozmaitymi szkołami psycho
analitycznymi w odniesieniu do roli seksu w ludzkim za
chowaniu. Freud i jego zwolennicy przyjmują, że seks
stanowi główną siłę napędową ludzkiego zachowania. Za
kładają oni, że normalny rozwój libido może się zatrzymać
bądz wypaczyć, zwłaszcza we wczesnym dzieciństwie, pod
presją wpływów środowiskowych oraz że swoistość zacho
w ania i charakteru dorosłego człowieka m a swe korzenie
w swoistości jego pragnień seksualnych. Charakterystykę
życia seksualnego danej jednostki uważają oni za repre
zentatyw ną dla jej całej osobowości.
Wezmy przykład skłonności sadystycznych. Zdaniem
Freuda, im pulsy sadystyczne są częścią dążeń seksual
nych, które pojawiają się u dziecka w pewnym okresie jego
rozwoju. Jeśli ta wczesna faza seksualnego rozwoju dziec
ka pozostanie predominującą w jego życiu seksualnym, to
jako człowiek dorosły będzie on przejawiać sadyzm albo ja
ko zboczenie płciowe, albo jako strukturę charakterologicz
ną, której najważniejszym rysem jest żądza panowania,
dominacji i um niejszania innych.
Inną ilustracją niech będą pragnienia oralne . Freud
twierdzi, że zanim popęd płciowy zogniskuje się na genita
liach, najpierw przejawia się w sposób bardziej rozproszo
ny, wiążąc się z innymi okolicami ciała. Okres niemowlęc
tw a m a cechować predominacja przyjemności związanej ze
sferą ust oraz z funkcją jedzenia i picia. Jeśli dojdzie do
utrw alenia tej fazy rozwoju seksualnego, to zachowanie
dorosłej osoby nadal będzie determinowane przez pragnie
nia oralne. Osoba tak a pozostanie bierna, uzależniona od
innych, oczekujÄ…ca od nich, by jÄ… karmili i byli jej podporÄ….
Freud przyjął, że postawa człowieka wobec innych jest
sublimacją (bądz formacją reaktyw ną ) tych dążeń seksu
alnych, które dominują w jego osobowości, oraz że szcze
142
gólny typ nastaw ienia seksualnego determinuje nastaw ie
nie emocjonalne i rodzaj międzyosobowych relacji, rozwija
nych przez danÄ… osobÄ™.
Próbował on wytłumaczyć dynamiczną naturę cech cha
rakteru, Å‚Ä…czÄ…c swÄ… charakterologiÄ™ z teoriÄ… libido. W zgo
dzie z dominującym w naukach przyrodniczych u schyłku
XIX wieku m aterialistycznym sposobem myślenia, który
przyjmował, że energia jest pojęciem substancjalnym ra
czej niż relacyjnym, Freud uważał, że popęd seksualny sta
nowi zródło energii dla procesu formowania się charakte
ru. Z pomocą wielu skomplikowanych i błyskotliwych zało
żeń Freud wyjaśniał rozm aite cechy charakteru jako
sublimację bądz formację reaktyw ną różnych form po
pędu płciowego. D y n a m ic z n ą n a tu r ę cech charakteru
interpretow ał jako przejaw ich lib id a ln e g o z ró d ła .
W ślad za ewolucją przyrodoznawstwa, które zaczęło
podkreślać dynamikę wzajemnych relacji, teoria psychoa
nalityczna odrzuciła dawne pojęcie izolowanej jednostki -
homo psychologicus - i wprowadziła nowe, oparte na rela
cji człowieka do innych, do natury i do siebie samego. Poję
cie to nader trafnie sformułował H. S. Sullivan, definiując
psychoanalizę jako badanie relacji międzyludzkich (por.
H. S. Sullivan, Conceptions o f Modern Psychiatry). MiÄ™
dzyosobowe relacje, traktow ane przez Freuda jako r e z u l
t a t zmiennych form pożądania seksualnego, zostają uzna
ne za czynnik determ inujący skłonności seksualne. Ozna
cza to, że n ie z a c h o w a n ia s e k s u a ln e d e te r m in u ją
c h a r a k te r , lecz c h a r a k te r d e te r m in u je z a c h o w a
n ia s e k s u a ln e .
Kilka przykładów pozwoli lepiej zrozumieć to relacyj
ne pojęcie. Jeśli dominującym rysem charakteru jakiejś
osoby jest skłonność do manipulowania innymi ludzmi dla
osiągnięcia własnych celów (por. mój opis orientacji ryn
kowej w M ec/i się stanie człowiek), to jej postawa seksual
na będzie zgodna z tą cechą charakterologiczną. Tego typu
osoba postrzega innych jako środek zaspokajania swych
potrzeb seksualnych, a jej zasadÄ… jest, w najlepszym razie,
zasada fair play - wymiana, w której żaden z partnerów
143
nie daje więcej, niż sam otrzymuje. Tak ukierunkowany
charakter każe postrzegać relacje seksualne raczej jako
uczciwą wymianę niż jako intym ny związek i miłość.
C harakter autorytarny, którego relację do innych deter
minuje pragnienie władzy i dominacji, takie same cechy
wykazuje w swej postawie seksualnej, której w arianty się
gają od całkowitego lekceważenia partnera po czerpanie
przyjemności z zadaw ania bólu fizycznego czy psychiczne
go. Z kolei u osoby uległej masochistyczna skłonność do
cierpienia i podporzÄ…dkowania siÄ™ jest cechÄ… charakteru,
która determ inuje jej zachowania seksualne, często pro
wadząc do impotencji i oziębłości.
Przedstawione orientacje charakterologiczne pokazujÄ…,
ja k odchylenia seksualne sÄ… zakorzenione w strukturze
charakteru danej osoby. Kupowanie miłości oraz perwer-
sje sadystyczne i masochistyczne sÄ… determinowane przez
dominujÄ…ce cechy charakteru, tak samo jak podstawÄ… szczÄ™
ścia seksualnego jest zdolność człowieka do miłości. U twór
czej osoby, która jest zdolna budować relacje z drugim czło
wiekiem nie w kategoriach kupna czy podboju i porażki,
lecz równości i wzajemnego szacunku, pożądanie seksual
ne jest wyrazem i spełnieniem miłości.
Fakt, że zachowania seksualne są zdeterminowane przez
charakter, nie pozostaje w sprzeczności w faktem, że sam in
stynkt płciowy jest zakorzeniony w chemii naszego ciała. In
stynkt płciowy jest korzeniem w sz y stk ich form zachowa
nia seksualnego, a struktura charakteru, szczególny typ rela
cji danego człowieka do świata determinuje sz c z e g ó ln y
sp o só b je g o z a s p o k a ja n ia , nie zaś instynkt jako taki.
I faktycznie, zachowania seksualne dostarczajÄ… najroz
maitszych wskazówek, które pozwalają zrozumieć charak
ter danej osoby. W odróżnieniu od niem al wszystkich in
nych rodzajów aktywności, aktywność seksualna z samej
swej natury cechuje się pewną prywatnością, a zatem mniej
stosuje się do wzorców, dzięki czemu w większym stopniu
może stanowić wyraz indywidualnej swoistości. Poza tym
intensywność pożądania seksualnego czyni zachowania sek
sualne mniej kontrolowalnymi.
144
Choć zatem Freudowski o p is związku między zachowa
niam i seksualnym i i charakterem zachowuje swą trafność,
to jednak nasze w y ja Å› n ie n ie tego zwiÄ…zku wyglÄ…da ina
czej. Ja k uczy historia myśli ludzkiej, rozwój poglądów te
oretycznych nie polega na negacji starszej teorii, lecz na jej
reinterpretacji. W naszym pojęciu zachowania seksualne
nie są przyczyną, lecz skutkiem struktury charakteru czło
wieka. StÄ…d Raport Kinseya ze swym bogactwem danych
o zachowaniach seksualnych stanowi nieocenione zródło in
formacji dla każdego, kto zajmuje się psychologią społecz
ną, a zwłaszcza problem atyką charakteru.
Przez stulecia seksualizm piętnowano jako zło m oralne
bÄ…dz, w najlepszym razie, uznawano, jako usankcjonowa
ny przez sakram ent małżeństwa, za moralnie obojętne zja
wisko. Wszelką aktywność seksualną, która nie m iała na
celu prokreącji, w tym zwłaszcza wszelkie dewiacje seksu
alne, uważano za grzech. U podstaw takiego stosunku do
spraw seksu leżało generalne przekonanie, że ciało ludzkie
jest zródłem zepsucia i że dobro osiągnąć można jedynie
przez stłum ienie wymagań instynktu.
Z początkiem naszego wieku podniósł się bunt przeciw
ko moralistycznemu pojmowaniu seksu, pobudzany przez
dokonania takich postaci, jak Freud czy Havelock Ellis.
Freud wykazał, że tłum ienie potrzeb seksualnych często
prowadzi do powstania nerwicy, i oskarżył kulturę o skła
danie zdrowia psychicznego na ołtarzu purytańskiej mo
ralności. Nie mniej istotny, jak się zdaje, jest też inny sku
tek zakazów seksualnych: rozwój intensywnego poczucia
winy u każdej jednostki. Ponieważ każdy normalny czło
wiek od dzieciństwa ma pragnienia seksualne, przeto, n a
znaczone przez kulturę piętnem zła, muszą się one stać
niewyczerpanym zródłem poczucia winy. Poczucie winy
czyni człowieka skłonnym do ulegania autorytetom, które
chcą go poskromić i wykorzystać do własnych celów. Istot
nie, dojrzałość i szczęście nie dają się pogodzić z wszecho
becnym poczuciem winy.
Napiętnowanie seksu przyniosło jeszcze jeden, najbar
dziej niepożądany rezultat: zainteresowanie etyki skupiło
145
się na niewielkiej dziedzinie zachowań seksualnych, co rze
czywiście przesłoniło ważne problemy etyczne ludzkiego
zachowania. Moralność stała się niem al tożsam a z m oral
nością seksualną i cnotą, z przestrzeganiem zakazów se
ksualnych, narzuconych przez kulturÄ™. Tym sposobem za
niedbano zasadniczy problem etyki: problem relacji czło
wieka do bliznich. B rak miłości, obojętność, zazdrość, żądzę
władzy uważano za zjawiska mniej istotne etycznie niż
przestrzeganie konwenansów seksualnych. Kwestię etyki
przesłoniło przekonanie, że ciało jest zródłem zła. Histo
ria ludzkości dowodzi jednak, że problemem, który stano
wi zagrożenie dla pokoju i dla szczęścia jednostki i społe
czeństwa, nie są namiętności seksualne czy inne żądze,
zakorzenione w naszej konstrukcji fizjologicznej, lecz irra
cjonalne namiętności mentalne , takie jak nienawiść, za
zdrość czy ambicja. I faktycznie, wszelkie fizyczne, instynk
towne żądze, z seksem włącznie, są nieszkodliwe naw et
w swych dewiacyjnych czy perwersyjnych postaciach i nie
stanowią żadnego zagrożenia dla dobrobytu ludzkości w po
równaniu ze szkodami, do których przyczyniają się wymie
nione powyżej, irracjonalne namiętności.
Choć bunt przeciw tłum ieniu potrzeb seksualnych był
zdrową i postępową tendencją, to jednak z czasem przero
dził się w przeciwną skrajność, zajmując równie niemożli
we do utrzym ania stanowisko, że zachowania seksualne
nie poddają się żadnej ocenie etycznej.
Jeśli przedmiotem etyki są nasze zachowania i nasze
uczucia wobec innych, to jakim sposobem mogłyby być wy
Å‚Ä…czone z dziedziny sÄ…du etycznego zachowania seksualne
jeden z najbardziej znaczących przejawów relacji człowie
ka do innych ludzi? Jeśli wierzymy, że miłość, szacunek
i odpowiedzialność za innych są podstawowymi wartościa
mi etycznymi, to również zachowania seksualne należy oce
niać w kategoriach tych wartości. Skoro poszczególne for
my zaspokojenia popędu płciowego są zakorzenione w cha
rakterze człowieka, to mogą podlegać osądowi, tak jak każde
inne charakterologicznie znaczÄ…ce zachowanie.
Przykładem związku pomiędzy zachowaniami seksual
146
nymi i autentycznym i problemami etycznymi jest tabu k a
zirodztwa - najstarszy i najbardziej uniw ersalny zakaz
seksualny, który można spotkać, w takiej czy innej postaci,
we wszystkich kulturach prymitywnych, a także w naszej
nowoczesnej kulturze. Zakaz kazirodztwa do dziÅ› zacho
wał charakter tabu i nie został powiązany z problematyką
charakteru czy z problem atykÄ… etyki racjonalnej. Gdyby,
jak sądzi większość ludzi, kazirodztwo rzeczywiście było
sporadyczną perwersją, która ma niewielkie znaczenie
w naszej kulturze, nie musielibyśmy się specjalnie zajmo
wać tym problemem. Choć kazirodztwo w prostej formie
pożądania seksualnego pomiędzy krewnymi występuje sto
sunkowo rzadko, to jednak staje siÄ™ palÄ…cym problemem,
jeśli rozumiemy, że pragnienia kazirodcze bywają zakorze
nione w naszym charakterze.
Miłość kazirodczą można tu rozumieć jako symbol. Daje
ona symboliczny wyraz niezdolności do obdarzania miło
ścią obcego , to znaczy osoby, z którą nie jesteśm y w fa
milijnych stosunkach , z którą nie łączą nas związki krwi
ani wcześniejsza zażyłość. Dopełnieniem miłości kazirod
czej jest ksenofobia, nienawiść i nieufność wobec obcego .
Kazirodztwo symbolizuje ciepło i bezpieczeństwo łona, pę
powinową zależność jako przeciwieństwo niezależności do
rosłego człowieka. Tylko wtedy, gdy człowiek potrafi ko
chać obcego , gdy potrafi dostrzec jądro człowieczeństwa
w innej osobie, może doświadczyć siebie jako ludzkiej isto
ty. I tylko wtedy, gdy potrafi doświadczyć siebie jako ludz
kiej indywidualności, może pokochać obcego . Pokonali
śmy kazirodztwo w wąskim tego słowa znaczeniu - jako
związek seksualny między członkami jednej rodziny ale
nadal praktykujem y kazirodztwo w sensie charakterolo
gicznym, ponieważ nie potrafimy pokochać obcego , osoby
o odmiennym statusie społecznym. Uprzedzenia rasowe i na
rodowe są przejawem kazirodczych elementów we współ
czesnej kulturze. Zwalczymy kazirodztwo tylko wtedy, gdy
będziemy potrafili - każdy z nas - nie tylko myśleć o ob
cym jako o naszym bracie, ale także odczuwać i akcepto
wać obcego jako naszego brata.
147
Problem kazirodztwa dostatecznie egzemplifikuje to, co
chcę powiedzieć na tem at generalnego związku etyki i pra
gnień seksualnych. Podobnie jak w przypadku wielu in
nych problemów seksualnych, także tutaj etycznie istotny
nie jest seksualizm jako taki, lecz implikowana przezeń
postaw a wobec innych istot ludzkich. Zarówno potępienie
moralne seksualności, jak i stanowisko pełnego relatyw i
zmu etycznego w spraw ach seksu zawiodły jako zasady
przewodnie. Dzięki rozum ieniu psychologicznej doniosło
ści zachowań seksualnych dla całej osobowości potrafimy
dostrzec fakt, że zachowania seksualne stanow ią obiekt
wartościujących sądów etycznych.
Problem seksu i szczęścia ściśle się wiąże z przedstawio
nym tu problemem etycznym. W reakcji na tezę, że tłum ie
nie potrzeb seksualnych jest nie tylko fundam entalnÄ… cno
tą, ale i warunkiem szczęścia, satysfakcję seksualną uzna
no jeśli nie wręcz za synonim szczęścia, to w każdym razie
za jego główny warunek. Freud i jego szkoła podkreślali,
że zadowolenie seksualne jest w arunkiem zdrowia psy
chicznego i szczęścia. W dzisiejszych czasach wielu głosi
i wierzy, że szczęście małżeńskie opiera się przede wszyst
kim na satysfakcji seksualnej i że lekarstwem na proble
my małżeńskie są lepsze techniki współżycia. Doświadcze
nie zdaje się jednak nie potwierdzać tej opinii. Rzeczywi
ście, wiele nerwic łączy się z zaburzeniam i seksualnymi,
a wielu nieszczęśliwców cierpi również z powodu frustracji
seksualnych, ale nie jest praw dÄ…, jakoby satysfakcja sek
sualna była przyczyną zdrowia psychicznego i szczęścia czy
wręcz była z nimi tożsama. Psychoanalitycy często spoty
kają się z pacjentami, których zdolność do miłości i tworze
nia bliskich związków z innymi jest upośledzona, a któ
rzy mimo to doskonale funkcjonują seksualnie i rzeczywiście
czynią satysfakcję seksualną substytutem miłości, ponieważ
jedyną siłą, której są pewni, pozostaje potencja seksualna.
Swą niezdolność do twórczego działania w innych sferach
życia, która uniemożliwia im odczuwanie pełni szczęścia,
równoważą oni i m askują aktywnością seksualną. Zna
czenie pragnień seksualnych oraz ich zaspokojenia można
148
określić tylko w powiązaniu ze stru k tu rą charakteru. P ra
gnienia seksualne mogą być wyrazem strachu, próżności,
chęci dominacji, ale mogą być również wyrazem miłości.
Odpowiedz na pytanie, czy satysfakcja seksualna prowa
dzi do szczęścia, zależy wyłącznie od jej roli w strukturze
całego charakteru.
Analiza relacji pomiędzy satysfakcją seksualną i szczę
ściem, naw et ta k szkicowa jak tutaj, m usi poświęcić uwagę
fundam entalnej kontrowersji, związanej z pojęciem szczę
ścia. Jeden pogląd głosi, że szczęście należy definiować
wyłącznie w kategoriach subiektywnych. W tym ujęciu
szczęście je st tożsame z zaspokojeniem wszelkiego typu
pragnień. Postrzega się je tutaj jako rzecz gustu i upodoba
nia, niezależnie od jakości konkretnego pragnienia. W prze
ciwieństwie do tego relatywistycznego stanowiska, które
w dzisiejszych czasach przew aża w świadomości zbioro
wej, stanowisko reprezentowane przez tradycjÄ™ filozofii hu
manistycznej, od Platona i Arystotelesa po SpinozÄ™ i De-
weya, podkreśla, że szczęście, które bynajmniej nie jest toż
same z posłuszeństwem wobec norm wyznaczanych przez
autorytet zewnętrzny, nie jest również relatywne , lecz
podporządkowane normom, które wynikają z natury czło
wieka. Szczęście jest znakiem, że człowiek znalazł odpo
wiedz na problem ludzkiej egzystencji, którą jest twórcza
realizacja własnych możliwości, oznaczająca jedność ze
światem, a równocześnie zachowanie integralności własne
go «ja. Twórczo wykorzystujÄ…c swÄ… energiÄ™, czÅ‚owiek po
m naża swe siÅ‚y, «pÅ‚onie, ale siÄ™ nie spala ; S zczęście
j e s t s p ra w d z ia n e m d o s k o n a ło ś c i w s z tu c e ży cia,
s p ra w d z ia n e m cnoty, w ty m se n sie , ja k i m a on a
w e ty c e h u m a n is ty c z n e j (E. Fromm, Niech siÄ™ stanie
człowiek).
Teza, która głosi, że szczęście nie jest owocem naszej
zdolności do miłości, lecz jedynie satysfakcji seksualnej,
przesłania i zaciemnia problem w takim samym stopniu,
w jakim czyni to wiktoriański przesąd, skierowany prze
ciw satysfakcji seksualnej. W obu przypadkach izoluje siÄ™
seks od osobowości i traktuje jako dobry bądz zły sam
149
w sobie, mimo że można go wartościować jedynie w kon
tekście całej struk tury charakteru. Samo tylko zanegowa
nie kodeksu moralności wiktoriańskiej pozostaje jałowym
aktem.
Szczęśliwość nie jest nagrodą za cnotę, lecz cnotą samą, i cie
szymy się nią nie dlatego, że hamujemy żądzę, lecz odwrotnie,
dlatego, że się nią nie cieszymy, możemy hamować żądze (Spino
za, Etyka).
Jeśli wierzymy w znaczenie zachowań seksualnych dla
rozum ienia charakteru, to musimy uznać Raport Kinseya
za niezwykle ważny dla badań nad c h a ra k te re m s p o
łe c z n y m . Przez charakter społeczny rozumiem trzon
charakteru, wspólny dla większości członków danej kultu
ry, w odróżnieniu od charakteru indywidualnego , którym
ludzie należący do tej samej kultury różnią się między sobą.
Społeczeństwo nie istnieje gdzieś p o z a jednostkam i, które
je konstytuują, lecz j e s t ogółem tych jednostek. Siły emo
cjonalne, które działają w większości jego członków, stają
się potężnymi siłami procesu społecznego, które go stabili
zujÄ…, transform ujÄ… bÄ…dz rozbijajÄ….
Studia nad charakterem społecznym stanowią główny
wątek badań nad problem atyką osobowości i kultury ,
która znalazła się w centrum uwagi współczesnych nauk
społecznych. Niestety, jak dotąd, postępy na tym polu nie
są zadowalające. Zbyt dużą wagę przywiązywano do gro
m adzenia danych o tym, co ludzie m y ślą (lub sądzą, że
powinni myśleć), zaniedbując badanie sił emocjonalnych.
Choć ankiety mogą być istotnym narzędziem badawczym,
to jednak musimy wiedzieć więcej - ankiety nie pomogą
nam w rozumieniu sił działających pod powierzchnią gło
szonych przekonań. A tylko wtedy, gdy znamy te siły, mo
żemy przewidzieć, jak członkowie danego społeczeństwa
odpowiedzą w krytycznej sytuacji na idee, w które zdają
się wierzyć, i na nowe ideologie, które obecnie odrzucają.
Z punktu widzenia dynamiki społecznej każda opinia jest
w arta tylko tyle, ile jest w arta m atryca emocjonalna, która
stanowi jej podłoże.
150
Tymczasem jednak brakuje badań naw et nad najbar
dziej palącymi zagadnieniam i szczegółowymi, o całościo
wym obrazie charakteru społecznego nie wspominając. Cóż
wiemy, na przykład, o szczęściu ludzi w naszej kulturze?
Oczywiście niejeden odpowie w ankiecie, że jest szczęśli
wy - bo właśnie tak winien siebie odbierać szanujący się
obywatel. Stopień autentycznego poczucia szczęścia czy
jego braku pozostaje jednak kw estią przypuszczeń, choć
właśnie ta wiedza pozwoliłaby nam odpowiedzieć na pyta
nie, czy nasze instytucje realizują cel, do którego zostały
powołane: największe szczęście jak największej liczby lu
dzi. Albo co wiemy o stopniu, w jakim na zachowanie współ
czesnego człowieka wpływa refleksja etyczna, a nie strach
przed dezaprobatą czy karą? Wydatkowano niebywałe na
kłady energii i pieniędzy, by podnieść znaczenie motywacji
etycznych. Wszystko, co wiemy o powodzeniu tych wysił
ków, pozostaje jednak tylko czystym domysłem.
Wezmy inny przykład. Co wiemy o poziomie i intensyw
ności sił destrukcji, które tkwią w każdym, kto żyje w krę
gu naszej kultury? Chociaż nie sposób zaprzeczyć, że nasze
nadzieje na pokojowy i demokratyczny rozwój w znacznej
mierze opierają się na założeniu, że przeciętny człowiek
nie jest opanowany destrukcyjnymi skłonnościami, to jed
nak nie zrobiono nic, by dowiedzieć się, jak wygląda stan
faktyczny. Opinia, że większość ludzi wykazuje destruk
cyjne tendencje, jest równie nie sprawdzona jak twierdze
nie, że sprawy m ają się ak urat odwrotnie. Ja k dotąd, nau
ki społeczne niewiele uczyniły, by rzucić światło na to klu
czowe zagadnienie.
W dużej mierze za zaniedbanie badań nad tymi funda
m entalnym i problemami kultury i charakteru odpowiada
postawa większości psychologów społecznych. Sądzą oni,
że jeśli jakiegoś zjawiska nie można badać w sposób, który
by pozwalał na ścisłą analizę ilościową, to nie należy go
w ogóle badać. Próbują zatem kopiować metody stosowane
z powodzeniem w naukach przyrodniczych, fetyszyzujÄ…c
metodę naukową. Zam iast wypracowywać nowe metody,
dostosowane do przedmiotu ich badań, to znaczy do ludzi
151
i procesów życiowych, wybierają zagadnienia, które speł
niajÄ… wymogi metod laboratoryjnych. M e to d a d e te r m i
n u je ich w y b ó r z a g a d n ie ń , p o d c z as gdy to w ła ś
n ie w y b ó r m e to d y p o w in ie n być d e te rm in o w a n y
p rz e z d a n y p ro b le m .
Raport Kinseya z dwu powodów powinien stać się istot
nym bodzcem dla nauk społecznych: (1) uzyskane przez
Kinseya dane rzucają światło na jeden z wymiarów zacho
wania, a zatem, jeśli się je należycie interpretuje, na cha
rak ter społeczny; (2) Kinseyowi udało się uzyskać doniosłe
dane z dziedziny, którą uważano za niepenetrowalną dla
nauki. Nawet jeśli metody badań nad charakterem spo
łecznym z konieczności m uszą się różnić od metody ilościo-
wo-statystycznej, którą Kinsey zasadnie zastosował w swych
badaniach nad zachowaniami seksualnymi, to trudności
związane z wypracowaniem i wdrożeniem metod charak-
terologii społecznej można przezwyciężyć. Badania empi
ryczne nad siłami, które leżą u podstaw zachowań w skali
masowej, zaowocują doniosłymi wynikami, jeśli psycho
logowie społeczni potraktują te zagadnienia z tak ą sam ą
odwagą i energią, jak uczynił to Kinsey wraz ze swymi
współpracownikami.
9. Zmiana w pojmowaniu homoseksualizmu
W swym psychoanalitycznym użyciu term in homoseksua
lizm przypomina worek, do którego wrzuca się wszelkie for
my relacji z reprezentantami tej samej płci. Homoseksualne
mogą być czynności, postawy, uczucia, myśli, a także ich stłu
mienie. Krótko mówiąc, można tym słowem określać wszyst
ko, co w jakikolwiek sposób dotyczy relacji, wrogich czy przy
jacielskich, pomiędzy przedstawicielami jednej płci. Co zatem
psychoanalityk przekazuje sobie, swym słuchaczom czy swe
mu pacjentowi, gdy powiada, że pacjent wykazuje tendencje
homoseksualne? Nie rozjaśnia to za bardzo jego własnego
myślenia ani nie przekazuje słuchaczom zdefiniowanej idei.
Jeśli użyje on tego term inu w rozmowie z pacjentem, jego
słowa, m iast pomagać, często budzą przerażenie, gdyż w mo
wie potocznej słowo homoseksualny ma bardziej konkretny
sens, z którym w dodatku łączy się niepokojące zabarwienie
emocjonalne. MajÄ…c na uwadze to powszechne zamieszanie,
uznałem, że warto dokonać przeglądu całości tematyki, prze
śledzić różne ujęcia psychoanalityczne homoseksualizmu, na
koniec zaś opisać dzisiejszy status tego pojęcia.
Freud, orientujący się w swej teorii na libido, uważa nie
uświadomiony homoseksualizm za podstawę i przyczynę
nerwic, nowsze analizy prowadzą jednak do wniosku, że
homoseksualizm jest tylko symptomem ogólniejszych tru d
ności osobowościowych. Homoseksualizm nie jest podsta
wowym problemem, lecz jednym z symptomów zaburzenia
charakteru i ma tendencję do zaniku, gdy tylko rozwiąże
się bardziej ogólne problemy charakterologiczne.
Zdaniem Freuda, nieuświadamiany homoseksualizm moż
na stwierdzić u każdego człowieka. Jest on częścią pier
153
wotnego libido. Istnieć zaś może w trzech różnych formach.
Są to: homoseksualizm utajony, homoseksualizm stłumiony
i homoseksualizm jawny. Homoseksualizm utajony można
zaobserwować u każdego, choć u jednych ludzi w większym,
a u innych w mniejszym stopniu. Homoseksualizm utajony
nie musi mieć patologicznego charakteru. Freud przyjmuje,
że może się on wyrażać patologicznie bądz sublimacyjnie.
Z homoseksualizmem jako problemem psychoanaliza m a do
czynienia tylko w jego postaci stłumionej lub jawnej. Gdyby
zastosowanie term inu homoseksualizm ograniczało się do
tych dwu form, byłoby mniej zamieszania, chociaż nawet
Freud mówi o stłumionych skłonnościach homoseksualnych
w sytuacjach, które nie dotyczą seksualności w potocznym,
ograniczonym znaczeniu tego słowa. Poglądy Freuda w tej
m aterii opierają się na jego pojęciu biseksualizmu. Zgodnie
z tym pojęciem, część pierwotnego libido jest przydzielona
homoseksualizmowi i, jak się zdaje, nie może zostać prze
kształcona w libido heteroseksualne. Oba rodzaje libido po
zostają odrębnymi składnikami pierwotnego biseksualizmu.
W toku rozwoju jedno z nich zwycięża, natom iast drugie albo
się sublimuje, albo jest podstawą formowania się problemów
neurotycznych. Ja k widać, w koncepcji Freuda nieuświada-
m iany homoseksualizm jest ważnym składnikiem podsta
wowej struktury osobowości. Nigdy nie było dla mnie jasne,
w jakich warunkach te nieuświadamiane tendencje stają się,
zdaniem Freuda, świadome czy jawne. Dodatkowe zamie
szanie w literaturze wywołuje fakt, że jako przykład homo
seksualizmu przedstawia się niekiedy przypadki, w których
nie występuje wyrazna relacja seksualna, a jedynie mocna
zależność neurotyczna od przedstawiciela tej samej płci.
Możemy przypuszczać, że tego typu związek różni się dyna
m ikÄ… od zwiÄ…zku jawnie homoseksualnego. O ile wiem, szko
ła klasyczna nie dysponuje danymi analitycznymi, które by
mówiły o czynnikach prowadzących do ostatecznego pogwał
cenia zakazu kulturowego, to znaczy do przyjęcia przez jed
nostkę jawnie homoseksualnego sposobu życia, jeśli nie li
czyć nader ogólnego sformułowania, że tego typu osoba wy
kazuje słabe superego.
154
Jeśli kwestionujemy podstawową teorię osobowości Freu
da, w myśl której stru k tu ra charakteru jest rezultatem
sublimacji popędów seksualnych, to musimy inaczej po
dejść do kwestii homoseksualizmu stłumionego i homosek
sualizmu jawnego. Odrzucając teorię libido, można znacz
nie łatwiej dostrzec, że homoseksualizm nie jest jednostką
kliniczną. Nie sposób wskazać wyraznie zarysowanej sytu
acji, w której homoseksualizm zawsze by się pojawiał. Wy
stępuje on jako symptom u ludzi o różnych typach struk
tury charakteru. Prosty podział na typ aktywny i typ pa
sywny nie obejmuje całości obrazu, a samo to rozróżnienie
nie zawsze jest jednoznaczne. Na przykład jedna i ta sam a
osoba może być aktyw na w kontakcie z młodszym partne
rem, a pasywna w kontakcie ze starszym. Typ osobowości,
który w jakim ś przypadku wytworzył jawnie homoseksu
alną postawę, może być niemal identyczny z typem, który
w bardzo podobnych okolicznościach dokonuje wyboru he
teroseksualnego. [Bernard] Robbins stwierdza, że wśród
homoseksualistów często spotyka się osobowość sadomaso-
chistyczną. Jednak, jak wiadomo, heteroseksualne skłon
ności sadomasochistyczne są również bardzo częste, zatem
argum ent nie wyjaśnia konkretnego wyboru obiektu seksu
alnego. Możemy się zgodzić z Freudem , że każdy człowiek
m a biseksualną naturę w tym sensie, iż jest biologicznie
zdolny do pobudzania seksualnego przez każdą z płci,
a także przez rozm aite inne bodzce. Wielu ludzi stara się
stworzyć mniej lub bardziej trw ały związek ze swym p a rt
nerem. W dzieciństwie, zanim jeszcze zostaną narzucone
zakazy dorosłych, stym ulacja ciała wywołuje bezkrytyczną
radość. Przyjemność tę można przeżywać z każdą płcią,
a wybór w znacznej mierze zależy od bliskości czy dostęp
ności partnera.
Spróbujmy pospekulować, jak mógłby przebiegać roz
wój jednostki w kulturze nie znającej restrykcji seksual
nych. Możliwe, że większość dzieci przejawiłaby preferen
cjÄ™ dla biologicznie najbardziej satysfakcjonujÄ…cego typu
zaspokojenia seksualnego i że znajdowałaby je w połącze
niu męskich i żeńskich organów płciowych. Gdyby aktyw
155
ność heteroseksualna stała się preferowaną formą życia sek
sualnego, czy oznaczałoby to, że inne formy zostały stłu
mione? W kulturze, która rzeczywiście nie krytykuje żad
nych skłonności seksualnych, stłum ienie nie byłoby ko
nieczne. Hom oseksualizm zanikałby samoistnie, gdyby
były dostępne sposoby zaspokojenia zapewniające większą
satysfakcję seksualną. Mógłby się zaś ponownie pojawiać,
gdyby znikały możliwości heteroseksualne. Innymi słowy,
na poziomie fizjologicznym ludzie prawdopodobnie uzyski
waliby zaspokojenie seksualne we wszelki możliwy sposób,
ale mając możliwość wyboru, wybieraliby najbardziej przy
jemny.
Większość relacji seksualnych m a jednak również, poza
fizjologicznym zaspokojeniem pożądania, wymiar interper
sonalny. Związek ma znaczenie jako pewna całość. W ar
tość związku wpływa z kolei na satysfakcję z aktywności
seksualnej. Poza kilkoma sytuacjami - będziemy je m usie
li niebawem opisać - w których wybór homoseksualnego
obiektu miłości jest zdeterminowany ograniczeniami śro
dowiskowymi, czynnik interpersonalny, to znaczy typ
związku, charakter zależności, osobowość obiektu miłości,
jest, jak się zdaje, elementem, którego nie można pomijać,
analizując wybór heteroseksualnego bądz homoseksualne
go sposobu życia. Zanim jednak dokładniej omówimy tę
kwestiÄ™, przyjrzyjmy siÄ™ poziomom akceptacji homoseksu
alizmu w naszym społeczeństwie.
TakÄ… czy innÄ… formÄ™ restrykcji seksualnych odnajduje
my w większości kultur. Preferuje się i akceptuje jedną for
mę zachowań seksualnych, a dyskredytuje, w różnym stop
niu, inne sposoby uzyskiwania satysfakcji: niektóre są cał
kowicie zabronione i karalne, inne zaÅ› po prostu mniej
akceptowane. Oczywiście, w w arunkach takich żaden czło
wiek nie m a możliwości swobodnego wyboru. Skłaniając
się ku nie akceptowanej kulturowo formie zachowań sek
sualnych, musi stawić czoło grozbie ostracyzmu. Właśnie
to w kręgu naszej kultury jest jednym z problemów zwią
zanych z jawnym homoseksualizmem, zwłaszcza homosek
sualizmem mężczyzn. Freud uważał, że podstawowa róż
156
nica pomiędzy homoseksualistą stłumionym i homoseksua
listą jawnym polega na tym, że pierwszy m a mocne,
a drugi słabe superego. Ujęcie takie jest zbyt dużym upro
szczeniem, ponieważ obok psychopatów, którzy odpowia
dają Freudowskiemu opisowi, wśród jawnych homoseksu
alistów odnajdujemy zarówno takich ludzi, którzy cierpią
przez swe mocne superego i są autentycznie nieszczęśliwi
z powodu swych skłonności, jak i takich, którzy z rezygna
cją akceptują swój los, ale czują się upośledzeni, ja k i wre
szcie takich, którzy stracili wszelki szacunek dla siebie
i uważają swe zachowania seksualne za jeszcze jedno świa
dectwo braku własnej wartości. Inni, szczęśliwsi, dzięki
sprzyjającym okolicznościom nie zetknęli się z bardziej
przestępczym, psychopatycznym elementem grup homosek
sualnych, częstym zwłaszcza w dużych m iastach, a dzięki
swej izolacji czy dyskrecji uchronili siÄ™ przed gorzkim do
świadczeniem dezaprobaty społecznej. Nie odczuwają oni
konfliktu na tle swych upodobań seksualnych, choć pod
innymi względami nie brak im poczucia odpowiedzialności
społecznej, nie cechują się więc, by użyć term inu Freuda,
słabym superego.
W ostatniej z wymienionych sytuacji najczęściej znajdu
ją się kobiety. Dlatego musimy się zastanowić nad różnicą
między homoseksualizmem męskim i homoseksualizmem
żeńskim, jaką jawi się ona przynajmniej w naszym kręgu
kulturowym. Ogólnie rzecz ujmując, kobietom pozwala się
na większą niż mężczyznom zażyłość fizyczną. Pocałunki
i uściski między kobietami są akceptowanymi formami
wyrażania przyjazni. W Ameryce ojciec często czuje się zbyt
skrępowany, by pocałować własnego syna, podczas gdy m at
ka i córka nie m ają takich zahamowań. Ferenczi zwrócił
uwagę, że w naszej kulturze kompulsywny heteroseksua-
lizm stanowi pochodnÄ… zakazu bliskiej przyjazni z przed
stawicielem tej samej płci. Je st rzeczą oczywistą, że posta
wa wobec przyjazni w obrębie jednej płci, a zatem i wobec
jawnego homoseksualizmu, jest w odniesieniu do kobiet
znacznie bardziej pobłażliwa. Jeszcze do niedaw na znacz
nie silniejszy był zakaz, który zabraniał kobiecie kon
157
taktów pozamałżeńskich. W wielu społecznościach kobiety
mogą żyć w jawnie homoseksualnym związku, nie spoty
kając się z dezaprobatą społeczną, jeśli tylko nie podkre
ślają swojej odmienności, na przykład męskim ubiorem czy
męskimi m anieram i jednej z nich. Jeśli naw et czasem po
suwają się do takiej skrajności, to raczej uważa się je za
dziwaczne, niż potępia. N atom iast mężczyżni, którzy by
czegoś takiego próbowali, najprawdopodobniej spotkają się
z wyrazną wrogością.
Tak różna postawa społeczeństwa wobec hom oseksuali
zmu męskiego i homoseksualizmu żeńskiego ma, być może,
biologiczne zródła: kobiety mogą żyć ze sobą w głębokiej
zażyłości, z pocałunkami, pieszczotami i bliskim kontak
tem fizycznym, nie ukazujÄ…c oznak zadowolenia seksual
nego. Mężczyzni w takiej samej sytuacji nie mogą nie zda
wać sobie sprawy, że jest ona seksualnie stym ulująca.
Prócz czynnika biologicznego, który być może przyczynia
się do większej tolerancji dla żeńskiego homoseksualizmu,
istnieją inne czynniki, które bezspornie przyczyniają się do
tego, że sytuację tak ą łatwiej uznać za norm alną w przy
padku kobiet. Ja k już wspomniałem, w w arunkach ograni
czonego wyboru człowiek sięga po takich partnerów seksu
alnych, jacy są m u dostępni. Jeśli ma wiele możliwości
wyboru, decyduje się na tego, którego najbardziej pożąda.
Okoliczności powodujące deprywację - na przykład żywot
na odludziu - seksualnie atrakcyjnym obiektem mogÄ…
uczynić najprzedziwniejsze stworzenia.
Generalnie biorąc, mężczyznę spotyka mniej zewnętrz
nych przypadków deprywacji niż kobietę. Jeśli więc męż
czyzna staje siÄ™ jawnym hom oseksualistÄ…, to niem al za
wsze stoją za tym jego problemy z samym sobą. Społe
czeństwo nie toleruje czegoś takiego. Mężczyznie, który ma
problemy z samym sobą, zostaje przyklejona etykietka czło
wieka słabego. Jeśli chodzi o możliwość nawiązywania
związków heteroseksualnych, to kobieta częściej niż męż
czyzna znajduje siÄ™ w sytuacji odosobnienia. Nieatrakcyj-
ność fizyczna i wiek bardziej upośledzają kobietę niż męż
czyznę. Więcej konwenansów obwarowuje jej poszukiwa
158
nia partnera, dlatego naw et wtedy, gdy jest młoda i a trak
cyjna, przez długi czas może nie znajdować społecznie ak
ceptowalnych form kontaktu z mężczyznami. Tym sposo
bem trudności zewnętrzne nierzadko skłaniają stosunko
wo dojrzałe kobiety do wejścia w związek homoseksualny,
podczas gdy u mężczyzny jaw ny homoseksualizm zwykle
jest przejawem poważnych zaburzeń osobowości. Nie chcę
przez to powiedzieć, że nie m a hom oseksualistek z głęboki
mi zaburzeniam i wewnętrznymi, a jedynie zasugerować,
że tolerancja społeczeństwa może wynikać stąd, iż całko
wicie zdrowych hom oseksualistek jest znacznie więcej niż
hom oseksualistek z takim i czy innymi zaburzeniami.
Odmienna postawa kulturow a wobec lalusia (the sis-
sy) i wobec chłopczycy (the tomboy) znów wskazuje na
większą tolerancję dla żeńskiego homoseksualizmu. Jeśli
chłopiec jest nazywany lalusiem, to czuje się napiętnowa
ny, a grupa uważa, że go to dyskredytuje. Nazwanie dziew
czynki chłopczycą nie oznacza takiej dezaprobaty, a często
naw et stanowi dla niej powód do dumy. Prawdopodobnie
znaczenie przypisywane tym określeniom wzięło się z dzie
cięcego przekonania, że odwaga i zuchwałość są cechami
pożądanymi u obu płci. Zatem laluś jest tchórzem, m am in
synkiem, zaś chłopczyca dzielną dziewczyną, która potrafi
sprostać równemu jej wzrostem chłopakowi. Wzorzec ten
prawdopodobnie staje się cząstką pózniejszej postawy wo
bec homoseksualizmu u obu płci.
Postawę zachodniego społeczeństwa wobec homoseksu
alizmu można podsumować następująco. W większości śro
dowisk jest on uznawany za nie akceptowanÄ… formÄ™ aktyw
ności seksualnej. Gdy okoliczności zewnętrzne czasowo lub
trw ale uniemożliwiają wybór heteroseksualny, jak w sytu
acjach odosobnienia, homoseksualizm spotyka siÄ™ z nieco
większą tolerancją społeczeństwa. Również cechy charak
teru, zwyczajowo kojarzone z homoseksualizmem, wpływa
ją na stopień dezaprobaty dla odmieńca. Dlatego chłop
czyca spotyka się z mniejszym lekceważeniem niż laluś .
Ludzi, których wybór obiektu miłości jest ograniczony do
przedstawicieli ich własnej płci z przyczyn zewnętrznych,
159
a nie z powodu cech osobowości, można określić jako nor
malnych homoseksualistów - w tym sensie, że ich homosek
sualizm jest po prostu wykorzystaniem najlepszego z do
stępnych typów relacji interpersonalnych. Przypadki takie
nie stanowiÄ… przedmiotu zainteresowania psychopatologii.
Problemem, który interesuje nas jako psychoterapeu
tów, jest pytanie o zaburzenia wewnętrzne, które predy
sponujÄ… jednostkÄ™ do wyboru jawnego homoseksualizmu
jako preferowanej formy związków międzyludzkich. Czy,
przy braku ograniczeń zewnętrznych, homoseksualizm jest
pochodną jednego czynnika sprawczego, czy też łączy się
z różnorakimi trudnościam i interpersonalnym i? Czy jest
wytworem określonej struktury osobowości, czy też powsta
je pod wpływem działania przypadkowych czynników na
już obciążoną osobowość, czy może skłaniają doń określone
tendencje, występujące od wczesnego dzieciństwa? Niewy
kluczone, że każda z wymienionych sytuacji może się poja
wić jako predysponujące podłoże i że sens tego symptomu,
jakim jest homoseksualizm, w każdym przypadku jest zde
term inow any właśnie przez jego podłoże. Innymi słowy,
homoseksualizm nie jest jednostkÄ… klinicznÄ…, lecz sympto
mem, który może mieć różny sens, zależnie od struktury
osobowości. Jego miejsce w obrazie nerwicy można porów
nać do bólu głowy w obrazie rozmaitych chorób. Ból głowy
może być następstw em guza mózgu, zapalenia zatok, po
czątków choroby zakaznej, ataku migreny, zaburzeń emo
cjonalnych czy uderzenia w głowę. Gdy podstawowa dole
gliwość zostaje usunięta, ból zanika.
Podobnie, jawnym homoseksualizmem mogÄ… siÄ™ przeja
wiać: strach przed płcią przeciwną, strach przed odpowie
dzialnością, której wymaga się od człowieka dorosłego, po
trzeba negacji autorytetów, próba uporania się z niena
wiścią czy rywalizacyjne postawy wobec przedstawicieli
własnej płci. Homoseksualizm może też oznaczać ucieczkę
od rzeczywistości i zanurzenie się w żywioł cielesności,
podobne do autoerotycznych działań u schizofreników, czy
symptom żądzy niszczenia samego siebie czy innych. Po
wyższa lista bynajmniej nie wyczerpuje wszystkich możli
160
wych znaczeń homoseksualizmu, a jedynie przedstaw ia
sytuacje, które osobiście stwierdziłem, analizując jego po
szczególne przypadki. Uzmysławia jednak, jak szerokie jest
spektrum problemów, które mogą się wyrażać homoseksu
alnymi symptomami.
Chcielibyśmy tevaz ustalić - jeśli to możliwe - dlaczego
właśnie homoseksualizm jest wybierany jako rozwiązanie
problemów. Czy możemy wskazać indywidualne tenden
cje, które od dzieciństwa predysponują do homoseksuali
zmu? W wielu przypadkach wydaje się, że tak. W kręgu
naszej kultury większość dzieci wychowuje się w bliskim
związku z dwiema osobami należącymi do przeciwnych
płci. Je st oczywiste, że stosunek dziecka do każdego z ro
dziców jest odmienny, że pewną rolę odgrywa tu zaintere
sowanie seksualne i ciekawość, które jednak zwykle nie są
najważniejszym momentem. Stosunek dziecka do rodziców
jest w znacznym stopniu zależny od roli, którą każde z nich
odgrywa w jego życiu. Na przykład m atkę zwykle silniej
niż ojca kojarzy się z zaspokajaniem potrzeb cielesnych.
Funkcje ojca są rozmaite. W niektórych rodzinach strzeże
on dyscypliny, w innych jest towarzyszem zabaw, w jeszcze
innych wraz z m atkÄ… opiekuje siÄ™ dzieckiem. Wszystko to
wpływa na sposób postrzegania rodziców przez dziecko.
Ponadto stosunek dziecka do rodziców jest kształtowany
przez ich osobowość. Dziecko wcześnie uczy się, które z ro
dziców sprawuje władzę, które bardziej je kocha, które za
sługuje na większe zaufanie, które jest bardziej podatne
na jego sztuczki itd. Czynniki te decydują, które z rodziców
jest bardziej łubiane i którem u dziecko okazuje większe
posłuszeństwo. Niezwykle istotny wpływ na rozwój skłon
ności homoseksualnych m a świadomość dziecka, że jego
płeć była rozczarowaniem dla rodziców czy dla ważniejsze
go z rodziców, zwłaszcza jeśli w konsekwencji tego rozcza
rowania trak tu ją oni dziecko tak, jakby było odmiennej
płci. Żaden z tych czynników nie prowadzi jednak w każ
dym przypadku do homoseksualizmu u osoby dorosłej.
Dziewczynki, które chciały być chłopcami, w okresie dora
stania mogą nie wykazywać jakiegoś szczególnego zainte
161
resowania własną płcią. Chłopcy o nieco macierzyńskich
skłonnościach często żenią się i znajdują satysfakcję z m at
kowania własnym dzieciom, wolni od zmagań z homo
seksualizm em . Jeśli ojciec m iał silniejszy, bardziej kon
struktyw ny wpływ na życie chłopca i kochał go bardziej niż
m atka, która zle wypełniała swą rolę, to chłopiec może się
stać hom oseksualistą, ale równie prawdopodobne jest to,
że będzie szukać kobiety o osobowości zbliżonej do jego ojca,
bądz - jeśli uraz był poważniejszy - będzie się chciał ożenić
z kobietą wywierającą nań podobnie destruktyw ny wpływ
jak jego m atka bądz uwikła się w związek homoseksualny
z destruktywnym mężczyzną. Podobnie moglibyśmy prze
śledzić wszystkie możliwe kombinacje osobowości rodziców
i wykazać, że same w sobie nie przesądzają one o wyborze
płci przyszłego partnera.
Relacje seksualne zdają się układać wzdłuż dwu głów
nych linii. Pierwszą jest wybór konstruktywny, kiedy to do
minuje wzajemna pomoc i uczucie, drugą wybór destruk
tywny, kiedy to jednostka przywiązuje się do osoby, która
budzi w niej strach i która może ją zniszczyć ćma i fascy
nacja płomieniem. Oczywiście nie można zapominać o wie
lu sytuacjach pośrednich, na przykład związku, który jest
zasadniczo konstruktywny, niemniej jednak zawiera rów
nież pewne elementy destrukcji itp. Rozróżnienie to jest
niezależne od podziału na płci. Oba typy relacji odnajduje
my zarówno w związkach heteroseksualnych, jak i w związ
kach homoseksualnych.
Nadal musimy zatem poszukiwać czynników jednoznacz
nie predeterm inujÄ…cych formowanie siÄ™ homoseksualizmu.
W tym kontekście szczególnie ważne będą dwie kwestie:
stopień uszkodzenia osobowości oraz rola czynników akcy-
dentalnych. Ludzie, którzy byli w znacznym stopniu onie
śmielani albo odczuwają niewielki szacunek dla własnej
osoby, a zatem z trudnością nawiązują przyjaznie i są skrę
powani w towarzystwie, m ają skłonność wiązać się z przed
stawicielami własnej płci, ponieważ budzi to w nich mniej
szy strach. Czują się rozumiani przez ludzi, którzy są tacy
sami jak oni. Nie ma tu przerażenia nieprzewidywalnością
162
osoby, której się nie zna. Ponadto, relacja z płcią przeciwną
staw ia większe wymagania - od mężczyzny oczekuje się,
że będzie podporą dla kobiety, od kobiety, że będzie miała
dzieci. W ymaga to bardziej dojrzałego poczucia odpowie
dzialności. Przestraszona kobieta boi się sprawdzić, czy jest
na tyle pociągająca, by zdobyć mężczyznę, przestraszony
mężczyzna boi się, że może nie być na tyle skuteczny, by
przyciągnąć kobietę. Ale również i te sytuacje nie m uszą
niezmiennie prowadzić do homoseksualizmu: jest on tu czę
ściowym rozwiązaniem problemów i przynajmniej po czę
ści wyprowadza z izolacji.
Jaw ny homoseksualizm jest atrakcyjny dla osób niedoj
rzałych i dla neurotyków, niezależnie od ich płci, ponieważ
pozwala na zażyłość, która zapewnia względną wolność od
odpowiedzialności społecznej. Rezultatem związku homo
seksualnego nigdy nie są dzieci. Żadne prawo nie zmusi
osoby, która tego nie chce, by była podporą dla swego ho
moseksualnego partnera. Homoseksualizm przyciąga rów
nież ludzi, którzy m ają trudności w tworzeniu wszelkich
zażyłych związków. Ja k już wspomniałem, w łasna płeć
budzi mniejszy strach, bo jest znajoma. ZwiÄ…zek homosek
sualny wydaje się mniej trwały, mniej usidlający, wszak
w każdej chwili można się zeń wycofać. Oczywiście wraże
nie wolności często jest złudne, ponieważ neurotyczny zwią
zek z przedstawicielem tej samej bądz przeciwnej płci może
stać się więzią pomiędzy neurotycznie uzależnionymi od
siebie partneram i. Niektórzy mężczyzni z lęku przed wal
ką o byt stają się zależni od innego mężczyzny nie tylko
finansowo.
Pokazaliśmy ja k dotąd, że w homoseksualizmie mogą
znalezć częściowe rozwiązanie rozm aite problemy osobo
wości. Nadal jednak nie odnalezliśmy czynnika, który by
jako czynnik specyficzny prowadził do wykształcenia się
homoseksualnej orientacji. Dużą wagę w badaniach nad
przyczynami homoseksualizmu przywiÄ…zywano do homo
seksualnego uwiedzenia we wczesnym okresie życia, a wie
lu homoseksualistów tem u właśnie doświadczeniu przypi
suje swój sposób życia. Doświadczenie takie było jednak
163
udziałem wielu ludzi, którzy nie stali się hom oseksualista
mi. Możliwe, że doświadczenie homoseksualne będzie sta
nowić ostatni, decydujący im puls do choroby nerwowej
chłopca już poważnie obciążonego, odczuwającego strach
przed kobietami i niezaradnego życiowo, podczas gdy po
dobne zdarzenie dla chłopca zdrowego i nie lękającego się
św iata będzie tylko incydentem na drodze poznawania ży
cia, którą pójdzie dalej, by zdobywać nowe doświadcze
nia. Ja k wiemy, zabawy homoseksualne, niezwykle częste
w okresie przedadolescencyjnym, u większości dzieci nie
powodują poważniejszych zaburzeń.
Być może pod wpływem Freuda, który z ogromnym naci
skiem podkreślał seksualną genezę nerwic, może również
z powodu zdecydowanej dezaprobaty kulturowej, homosek
sualizm jaw i się nam jako symptom, którem u przypisuje
my większą wagę niż jego rzeczywiste znaczenie. Analizy
z ostatnich lat wskazują z całą pewnością, że homoseksua
lizm jest problemem, który zanika, jeśli rozwiąże się ogól
ne problemy charakterologiczne. Homoseksualizm nawet
jako symptom nie jest jednorodnym zjawiskiem. Istnieje
tyle różnych typów zachowania homoseksualnego, ile ty
pów zachowania heteroseksualnego, a interpersonalne re
lacje homoseksualistów wykazują takie same problemy jak
interpersonalne relacje heteroseksualistów. W ażną częścią
obrazu bywa niekiedy więz matka-dziecko. Często w związ
ku dominujÄ… uczucia rywalizacyjne i sadomasochistyczne.
Spotyka się związki oparte na strachu i nienawiści, a obok
tego zwiÄ…zki oparte na wzajemnej pomocy. Promiskuityzm
jest może częstszy wśród homoseksualistów niż wśród he
teroseksualistów, ale jego znaczenie w strukturze osobo
wości jest bardzo podobne u obu płci. W obu przypadkach
głównym celem jest stymulacja genitaliów i ciała. Osobnik
wybrany na współuczestnika tych doświadczeń nie jest
istotny. Promiskuityczna aktywność seksualna ma kompul-
sywny charakter i stanowi jedyny przedmiot zaintereso
wania. Na filmach z promiskuitycznymi am antam i ich
partner często nie jest naw et wyraznie widoczny, a niekie
dy nie mówi naw et jednego słowa.
164
Drugą skrajnością jest małżeństwo homoseksualne, przez
co rozumiem względnie stabilny, długotrwały związek dwu
osób, w którym zainteresowania i osobowość każdej z nich
m ają znaczenie dla drugiej. Tu także odnajdujemy wszyst
kie obrazy neurotycznego m ałżeństwa heteroseksualnego
tę sam ą zaborczość, zazdrość i walkę o władzę. Przynaj
mniej teoretycznie można przyjmować, że między homosek
sualistam i może istnieć związek oparty na dojrzałej mi
łości. W kręgu naszej kultury dojrzała miłość wydaje się
rzadko spotykanym zjawiskiem, które, bez wątpienia, jest
jeszcze rzadsze wśród homoseksualistów, ponieważ osoba,
która wykazuje niezbędny stopień dojrzałości, prawdopo
dobnie wybierze związek heteroseksualny, chyba że unie
możliwią jej to okoliczności zewnętrzne.
Ja k wykazałem, konkretny wybór homoseksualizmu ja
ko preferowanej formy międzyosobowych relacji może mieć
w różnych przypadkach różne zródła. Jeśli chodzi o kon
k retną kombinację okoliczności czy konkretną sytuację
jako czynnik specyficzny genezy homoseksualizmu, to nie
udało się nam go odkryć.
Jeśli nie umiemy znalezć specyficznej przyczyny homo
seksualizm u, to czy umiemy znalezć specyficzne potrzeby,
zaspokajane przez homoseksualizm? Oczywiście dostarcza
on satysfakcji seksualnej, co jest istotne dla osoby niezdol
nej nawiązywać kontakty z płcią odmienną. Poza tym po
m aga uporać się z problemem samotności i izolacji, ponie
waż wymaga partnera. Sam fakt przynależności do grupy
objętej kulturowym tabu dostarcza swoistej satysfakcji.
Człowiek może się poczuć buntownikiem, zuchwalcem,
a jako członek grupy skłóconej ze światem łatwiej znosi
sytuację ostracyzmu społecznego. Nieco wcześniej wspo
mnieliśmy o innych korzyściach, takich jak uwolnienie od
odpowiedzialności czy wsparcie finansowe, zwłaszcza w przy
padku niektórych homoseksualistów płci męskiej.
Jaw ny homoseksualizm może wywierać konstruktywny
bądz destruktyw ny wpływ na osobowość. Może stanowić
najlepszy typ związków międzyludzkich, do jakiego jest
zdolny dany człowiek, a jako taki jest lepszy niż izolacja.
165
Dotyczy to zwłaszcza zależności typu m atka-dziecko, którą
można spotykać u homoseksualistów obojga płci. Z drugiej
strony, może być dodatkowym czynnikiem destrukcji w roz
chwianej osobowości. W żadnym jednak przypadku homo
seksualizm nie jest przyczynÄ… struk tury neurotycznej ani
głównym zródłem nerwicy, choć jeśli się pojawi, może potę
gować problemy. Podobnie jak w przypadku innych symp
tomów nerwicy, psychoanaliza m usi zająć się przede wszy
stkim stru k tu rą osobowości, rozumiejąc, że symptom jest
jej wtórnym przejawem.
Część IV
Charakter społeczny
a miłość
10. Egoizm a miłość własna
NowoczesnÄ… kulturÄ™ przenika zakaz egoizmu. Egoistycz
na postaw a ma być grzechem, natom iast miłość do innych
cnotÄ…. Bez wÄ…tpienia, poglÄ…d ten nie tylko stoi w jawnej
sprzeczności z praktyką współczesnego społeczeństwa, ale
i kłóci się z innym ujęciem, które zakłada, że najpotężniej
szym i najwłaściwszym popędem człowieka jest egoizm, że
każda ludzka istota, postępując zgodnie z tym im peratyw
nym popędem, czyni najwięcej dla dobra wspólnego. Ist
nienie tego typu ideologii nie um niejsza wagi doktryn,
które deklarują, że egoizm jest najwyższym złem, a miłość
do innych naczelnÄ… cnotÄ…. SÅ‚owo egoizm , w znaczeniu
powszechnie stosowanym przez te ideologie, jest mniej czy
bardziej synonimiczne z określeniem miłość w łasna . Mi
łość do innych, która jest cnotą, i miłość własna, która jest
grzechem, m ają zatem stanowić alternatywę.
Zasada ta swój klasyczny wyraz znalazła w teologii Kal
wina. Człowiek jest z istoty zły i bezsilny. Na gruncie swej
potęgi czy swych zalet człowiek nie może uczynić niczego
absolutnie niczego co by było dobre. Nie należymy do
siebie , powiada Kalwin w swych Institutio Christianae
Religionis, zatem ani nasz rozum, ani nasza wola nie po
winny dominować w naszych rozważaniach i czynach. Nie
należymy do siebie; zatem naszym celem nie powinno być
poszukiwanie tego, co korzystne dla naszego ciała. Nie na
leżymy do siebie; zatem zapomnijmy, na ile to możliwe,
o sobie i o wszystkim, co nasze. Należymy do Boga; dla
niego zatem żyjmy i umierajmy. Ponieważ najbardziej ni
szczącą plagą, która rujnuje ludzi, jest ich posłuszeństwo
wobec samych siebie, przeto jedynÄ… drogÄ… do zbawienia jest
169
niczego nie wiedzieć i niczego nie pragnąć, lecz zdać się na
przewodnictwo Boga, który kroczy przed nam i 1.
Człowiek powinien nie tylko być przeświadczony o wła
snej znikomości, ale i czynić wszystko dla upokorzenia sa
mego siebie. Albowiem nie nazywam tego pokorÄ… , powia
da Kalwin (tamże), Jeśli sądzicie, że coś wam pozostaje
[...] nie możemy osądzać się właściwie, jeśli nie odczuwamy
najwyższej pogardy dla wszystkiego, co można by w nas
uznać za znamienite. Pokora jest szczerą uległością umy
słu ogarniętego przemożnym poczuciem własnej nędzy; tak
bowiem przedstaw ia to słowo Boże .
Akcentowanie znikomości i nikczemności człowieka
oznacza, że nie ma w nim niczego, co mogłoby się mu podo
bać. Fundam entem tej doktryny jest pogarda i nienawiść
człowieka do samego siebie. Kalwin jasno staw ia sprawę,
stwierdzając, że miłość w łasna jest plagą (tamże).
Jeśli człowiek znajduje w sobie coś, co spraw ia mu przy
jemność , to ujaw nia tym sposobem swą grzeszną miłość
własną. Jego sym patia dla samego siebie sprawi, że będzie
osądzał innych i nimi pogardzał. Zatem sym patia dla sie
bie, upodobanie do czegokolwiek w sobie samym stanowiÄ…
jeden z największych, jakie tylko sobie można wyobrazić,
grzechów. Wyklucza to miłość do innych2 i jest równoznacz
ne z egoizmem3.
Między teologią Kalwina a filozofią K anta istnieją fun
dam entalne różnice, niemniej jednak ich stosunek do pro
blemu miłości własnej człowieka pozostaje taki sam. Zda
niem K anta, cnotą jest chcieć szczęścia innych, natom iast
pragnienie własnego szczęścia jest etycznie obojętne ,
gdyż pozostaje dążeniem płynącym z samej natury czło
wieka, a dążenie naturalne nie może mieć pozytywnego
znaczenia etycznego (por. I. Kant, Krytyka praktycznego
rozumu). K ant przyznaje, że człowiek nie musi rezygnować
ze swych dążeń do szczęścia; w pewnych okolicznościach
troska o własne szczęście może naw et stanowić obowiązek:
po części dlatego, że zdrowie, dobrobyt i tym podobne mogą
stanowić środki konieczne do spełnienia obowiązku, po czę
ści zaś dlatego, że brak szczęścia - bieda - może kusić czło
170
wieka do uchybienia swemu obowiązkowi (por. tamże). Ale
miłość samego siebie, dążenie do własnego szczęścia nigdy
nie mogą być cnotą. Dążenie do własnego szczęścia jako
zasada etyczna zasługuje najbardziej na odrzucenie, nie
tylko z tego względu, że jest fałszywa [...] lecz z tego wzglę
du, że podsuwa moralności pobudki, które raczej ją podko
pują i całą jej szczytność unicestwiają (I. Kant, Uzasadnie
nie metafizyki moralności,). K ant wyróżnia w egotyzmie
miłość własną, philautia, to znaczy życzliwość wobec sa
mego siebie, oraz arogancję, to znaczy przyjemność znajdo
w aną w sobie samym. Rozumna miłość w łasna m usi być
poddana ograniczeniom zasad etycznych, przyjemność
znajdowana w sobie samym m usi zostać usunięta, a czło
wiek m usi odczuć upokorzenie, porównując siebie ze świę
tością praw moralnych (I. K ant, Krytyka praktycznego ro
zum u). Człowiek najwyższe szczęście winien czerpać ze
spełniania swego obowiązku. Realizacja zasady moralnej -
a zatem indywidualnego szczęścia - jest możliwa jedynie
w powszechnej całości, w narodzie, w państwie. Jednakże
dobrobyt państw a - salus rei publicae suprema lex est
nie jest tożsamy z dobrobytem i szczęściem obywateli 4.
Choć K ant okazuje większy szacunek dla integralności
człowieka, niż czynili to Kalwin czy Luter, to jednak stw ier
dza, że naw et przeciwko najbardziej tyrańskim rządom
człowiek nie ma praw a się buntować, a jeśli zagrozi wład
cy, to k arą m usi być śmierć (por. I. Kant, Religia w obrębie
samego rozumu). K ant podkreśla wrodzoną skłonność czło
wieka do zła (por. I. Kant, Krytyka praktycznego rozumu,
zwłaszcza ks. 1), dla której stłum ienia niezbędne jest pra
wo moralne, imperatyw kategoryczny, jeśli człowiek nie m a
się stać bestią, a społeczeństwo ludzkie nie m a się przero
dzić w dziką anarchię.
Omawiając koncepcje Kalwina i K anta, podkreśliliśmy
ich akcentowanie ludzkiej znikomości. Z drugiej strony,
kładą oni nacisk na autonomię i godność człowieka.
Sprzeczność ta jest stale obecna w ich pismach. Inni filozo
fowie oświecenia, na przykład Helwecjusz, aspiracje
i szczęście jednostki eksponowali znacznie silniej niż Kant.
171
Ta tendencja nowożytnej filozofii skrajny wyraz znalazła
u Stirnera i Nietzschego. W sposobie formułowania proble
m u - choć niekoniecznie w rzeczywistym jego rozum ie
niu - Stirner i Nietzsche podzielają główne założenie Kal
wina i Kanta: że miłość do innych i miłość do siebie samego
wzajemnie się wykluczają. Jednakże, w odróżnieniu od
Kalwina i K anta, miłość do innych uważają oni za przejaw
słabości i samopoświęcenie, natom iast egotyzm, samolub-
stwo i miłość do samego siebie - także oni wprowadzają
zamęt, nie rozróżniając wyraznie pomiędzy tymi zjawiska
mi - uznają za cnotę. Stirner powiada: Tutaj rozstrzygać
musi egoizm, samolubstwo, nie zasada m iło śc i czy miło
sierne motywy, jak litość, łagodność serca, dobroduszność
czy naw et sprawiedliwość i słuszność (bo naw et iustitia jest
objawem miłości, produktem miłości): miłość zna tylko ofia
rÄ™ i żąda «poÅ›wiÄ™cenia (M. Stirner, Jedyny i jego wÅ‚a
sność).
Miłość, którą opisuje Stirner, jest masochistycznym uza
leżnieniem, które czyni człowieka jedynie środkiem do cu
dzych celów. Tak pojmując miłość, Stirner nie mógł unik
nąć sformułowania, które postuluje bezwzględny egotyzm
jako cel. Oczywiście sformułowanie to jest wysoce pole
miczne i przesadne. Pozytywna zasada, o którą chodziło
Stirnerow i5, była zwrócona przeciwko postawie, którą od
stuleci reprezentuje teologia chrześcijańska i która była
żywa w niemieckim idealizmie, w czasach Stirnera odcho
dzącym w przeszłość, mianowicie postawie, która zmusza
człowieka do uległości i każe się m u zwracać ku mocy
i zasadzie leżącej poza nim samym. Z pewnością Stirner
nie był filozofem tej m iary co K ant czy Hegel, ale miał
odwagę radykalnie wystąpić przeciw tem u nurtowi filozo
fii idealistycznej, który negował konkretne indywiduum
i tym sposobem pozwalał państw u absolutnem u zachować
nad nim represyjną władzę. Choć trudno tu w ogóle porów
nywać głębię i rozległość obu filozofów, to jednak postawa
Nietzschego jest pod wieloma względami podobna do po
stawy Stirnera. Również Nietzsche postrzega miłość i al
truizm jako wyraz słabości i autonegacji. W oczach Nie
172
tzschego poszukiwanie miłości jest czymś typowym dla nie
wolników, którzy nie potrafią walczyć o to, czego pragną,
i starają się to otrzymać dzięki miłości . Altruizm i filan
tropia są więc oznakam i w ynaturzenia. Zdaniem Nie
tzschego, istotę zdrowej arystokracji stanow i to, że nie
w aha się ona poświęcić niezliczonych istnień ludzkich dla
własnych interesów i nie odczuwa z tego powodu wyrzutów
sumienia. Społeczeństwo powinno być podwaliną i ruszto
waniem, na którem wyborowy gatunek istot może się
wznieść do swych wyższych zadań i - ogólniej mówiąc na
poziom wyższego is tn i e n i a (F. Nietzsche, Poza dobrem
i złem). Można by mnożyć cytaty dokumentujące tego du
cha sadyzmu, pogardy i brutalnego egotyzmu. Często uw a
ża się tę stronę Nietzschego za jego filozofię. Czy jest to
słuszne; czy jest to rzeczywisty Nietzsche?
Odpowiedz n a powyższe pytanie wymagałaby szczegóło
wej analizy Nietzscheańskich dzieł, której nie możemy się
tu podjąć. Różne powody skłaniały Nietzschego do wypo
w iadania siÄ™ w takim duchu. Po pierwsze, jego filozofia
była, podobnie jak w przypadku Stirnera, reakcją, buntem
przeciwko tradycji filozoficznej, która empiryczne indywi
duum podporządkowywała władzy i zasadzie, leżącym poza
sam ą jednostką. Na ten reakcyjny charakter myśli Nie
tzschego wskazuje jego skłonność do przesady. Po drugie,
pewne cechy osobowości Nietzschego - jego ogromne po
czucie niepewności i lęk - wyjaśniają również, skąd brały
się w nim sadystyczne impulsy, które prowadziły go do tego
rodzaju sformułowań. Nie wydaje się jednak, by skłonności
te stanowiły istotę jego osobowości, a odpowiadające im
poglÄ…dy istotÄ™ jego filozofii. I wreszcie, Nietzsche przejÄ…Å‚
niektóre z naturalistycznych idei swej epoki, wyrażanych
przez materialistyczno-biologiczną filozofię, dla której cha
rakterystyczna była koncepcja fizjologicznych korzeni zja
wisk psychicznych oraz koncepcja przetrwania najlepiej
dostosowanych . Interpretacja ta nie neguje faktu, że Nie
tzsche podzielał pogląd, iż między miłością do innych i mi
łością do siebie samego zachodzi sprzeczność. Ważne jed
nak, że dokonuje on pierwszego kroku na drodze do prze
173
zwyciężenia tej błędnej dychotomii. Miłość , którą atakuje
Nietzsche, jest uczuciem, które wypływa nie z siły człowie
ka, lecz z jego słabości: To wasze ukochanie bliznich jest
złem umiłowaniem samego siebie. Pierzchacie ku bliznim
przed samymi sobą i pragniecie cnotę z tego uczynić: prze
zieram nawskroś tę bezlicowość waszą . Nietzsche wyra
znie stwierdza: Z samymi sobą podołać nie zdołacie, siebie
nie dość umiłowawszy (F. Nietzsche, Tako rzecze Zaratustra).
Indywiduum m a dlań wartość istotnie nadzwyczajną
(F. Nietzsche, Zmierzch bożyszcz). Potężnym człowiekiem
jest ten, kto posiadł prawdziwą dobroć, szlachetność, wiel
kość ducha, który nie daje, by odbierać, który uprzejmością
swÄ… nie chce siÄ™ wywyższać; - «marnotrawstwo jako wzo
rzec prawdziwej dobroci, bogactwo osobowości jako prze
słanka (F. Nietzsche, Z genealogii moralności).
Tę sam ą ideę wyraża Nietzsche również w Tako rzecze
Zaratustra: Jeden idzie do blizniego, ponieważ siebie szu
ka; drugi, ponieważ siebie zatracić pragnie .
Istotę tych poglądów można by ująć tak: miłość jest prze
jaw em obfitości, a jej przesłanką jest potęga człowieka,
który potrafi dawać; miłość jest afirmacją, chce rzecz uko
chania dopiero - stworzyć (F. Nietzsche, Tako rzecze Z a
ratustra)-, miłość do drugiego człowieka jest cnotą jedynie
wtedy, gdy wypływa z tej wewnętrznej potęgi, natom iast
jest czymś obmierzłym, gdy stanowi wyraz niezdolności do
bycia samym sobÄ….
Faktem jest jednak, że problem relacji pomiędzy miło
ścią własną a miłością do innych pozostał u Nietzschego
nie rozwiązaną antynom ią, nawet jeśli można się domy
ślać, w jakim kierunku Nietzsche poszukiwałby rozwiąza
nia (por. istotnÄ… pracÄ™ Maxa Horkheimera, Egoismus und
Freiheitsbewegung, która zajmuje się zagadnieniem egoi
zmu w nowożytnych dziejach).
Doktryna, która głosi, że samolubstwo jest arcyzłem,
a miłość do siebie samego wyklucza miłość do innych, wy
stępuje nie tylko w teologii i filozofii. Je st ona jednym
z wzorców, którymi ludzie nieustannie się posługują w domu,
w szkole, w kościele, w filmach, w literaturze i we wszel
174
kich innych środkach sugestii społecznej. Nie bądz samo
lubem zdanie to wtłacza się do głowy milionom dzieci,
z pokolenia na pokolenie. Trudno sprecyzować jego właści
wy sens. W świadomości rodziców znaczy ono zazwyczaj
tyle, co: Nie bądz egoistyczny, nierozważny, obojętny wo
bec innych . W rzeczywistości jednak m a ono dla nich
o wiele szersze znaczenie. Nie być samolubem to nie ro
bić rzeczy, na które m a się ochotę, to rezygnować z wła
snych pragnień przez wzgląd na tych, którzy rządzą, czy
li rodziców, a pózniej władz. Zdanie Nie bądz samolubem
wykazuje więc tak ą sam ą dwuznaczność, z jak ą spotkali
śmy się już w kalwinizmie. Obok swych oczywistych im
plikacji, zdanie to nakazuje: Nie kochaj siebie , Nie bÄ…dz
sobą , podporządkuj swe życie czemuś, co ważniejsze od
ciebie - obojętne, czy będzie to jakaś zew nętrzna moc, czy
też obowiązek jako jej internalizacja. Zdanie Nie bądz
samolubem staje się jedną z najpotężniejszych broni ideo
logicznych, która służy tłum ieniu spontaniczności i swo
bodnego rozwoju osobowości. Pod presją tego sloganu wy
m aga się od człowieka wszelkiego poświęcenia i pełne
go podporzÄ…dkowania: nieegoistyczne sÄ… tylko te cele,
które nie służą jednostce, lecz komuś czy czemuś poza nią
samÄ….
Obraz ten, powtórzmy, w pewnym sensie jest jednostron
ny. Obok doktryny, wedle której nie należy być egoistą, we
współczesnym społeczeństwie propaguje się odwrotną kon
cepcję: miej na uwadze w łasną korzyść, działaj zgodnie
z tym, co dla ciebie najlepsze, a postępując tak, przynie
siesz największe korzyści także wszystkim innym. Idea,
wedle której indywidualny egotyzm jest fundam entem po
wszechnego dobrobytu, stanowi zasadę, na której oparł się
kapitalizm ze swoimi stosunkam i konkurencji. Może to
dziwne, że dwie, na pozór tak sprzeczne zasady mogą być
krzewione w jednej i tej samej kulturze. Ale takie sÄ… fakty,
nie ma wątpliwości. Sprzeczność między wzorcami ideolo
gicznymi prowadzi do zam ętu w umyśle jednostki. Rozdar
cie, które powodują te wzajemnie sprzeczne doktryny, sta
nowi poważną przeszkodę w procesie integracji osobowości
175
i często prowadzi do wykształcenia się charakteru neuro
tycznego (moment ten podkreślają K. Homey w Neurotycznej
osobowości naszych czasów oraz R. S. Lynd w Knowledge
for W hat).
Zauważmy, że ta para sprzecznych ze sobą doktryn pełni
istotną funkcję społeczną. Doktryna, która głosi, że każdy
winien dążyć do swej indywidualnej korzyści, była niezbęd
nym bodzcem prywatnej inicjatywności, która stanowi fun
dam ent nowoczesnych stru k tu r ekonomicznych. Funkcja
społeczna doktryny, którą wyraża zdanie Nie bądz egoistą ,
wykazuje dwuznaczność. Szerokim masom, które musiały
żyć na zwykłym poziomie egzystencji, doktryna ta pozwala
ła rezygnować z pragnień, które były nie do zrealizowania
w danym systemie społeczno-ekonomicznym. Było niezwy
kle ważne, by swej rezygnacji nie pojmowali oni jako czegoś
narzuconego z zewnątrz, gdyż nieuchronnym rezultatem ta
kiego odczucia byłby mniej czy bardziej uświadomiony żal
i sprzeciw wobec społeczeństwa. Reakcji takiej można było
w znacznym stopniu zapobiec, czyniÄ…c z wyrzeczenia cnotÄ™
moralną. O ile ten wymiar społecznej funkcji zakazu egoi
zmu jest oczywisty, o tyle drugi, to znaczy wpływ tego tabu
na uprzywilejowaną mniejszość, jest nieco bardziej skompli
kowany. Zyska jednak na jasności, jeśli przyjrzymy się bli
żej znaczeniu słowa egoizm . Gdyby oznaczało ono zainte
resowanie własnymi korzyściami ekonomicznymi, zakaz ego
izmu byłby poważnym hamulcem inicjatywy ekonomicz
nej ludzi interesu. W rzeczywistości jednak oznaczało ono,
zwłaszcza we wcześniejszych stadiach kultury europejskiej
i amerykańskiej: nie rób tego, na co masz ochotę, nie szukaj
zabawy, nie trać pieniędzy i energii na przyjemności, za swój
obowiązek uważaj pracę, sukces i powodzenie.
Max Weber pokazał - co pozostaje jego wybitną zasłu
gą - że tak zwana przez niego zasada wewnątrzświatowej
ascezy (innerweltliche Askese) stanowiła istotny warunek
wykształcenia postawy, która umożliwiała skierowanie ca
łej energii na pracę i spełnianie obowiązku. Ogromne osią
gnięcia ekonomiczne nowoczesnego społeczeństwa nie by
łyby możliwe, gdyby tego rodzaju ascetyzm nie zaangażo
176
wał się z całą energią po stronie niezmożonej pracy i osz
czędności. Analiza struk tury charakteru współczesnego
człowieka, która wykształciła się w XVI wielu, wykroczyła
by poza zakres tego artykułu. W ystarczy powiedzieć, że
zmiany ekonomiczne i społeczne, które dokonały się w XV
i XVI wieku, zburzyły poczucie bezpieczeństwa i przyna
leżności , charakterystyczne dla członków średniowieczne
go społeczeństwa6. Pozycja społeczno-ekonomiczna miej
skiej klasy średniej, chłopstwa i szlachty została zachwia
na (por. R. Pascal, The Social Basis o f the German
Reformation. M artin Luter and His Tim es; J. B. Kraus,
Scholastik, Puritanism us und K apitalism us; R. H. Taw-
ney, Religion and the Rise o f Capitalism). Doszło do pau
peryzacji, do załam ania się tradycyjnej pozycji ekonomicz
nej, ale pojawiły się też nowe szanse sukcesu ekonomicz
nego. Zerwaniu uległy więzi religijne i duchowe, rozpadł
się świat bezpieczny dla jednostki. Raj został na dobre u tra
cony, człowiek znalazł się zupełnie sam w świecie, o jego
sukcesie czy porażce decydowały praw a rynku. Podstawo
wym stosunkiem do innych stał się stosunek bezlitosnej
konkurencji. Rezultatem tego wszystkiego było nowe po
czucie wolności, którem u jednak towarzyszył rosnący lęk.
Ów lęk rodził z kolei gotowość do ponownego podporządko
w ania się religijnym czy świeckim autorytetom , jeszcze sil
niejszym niż poprzednie.
Nowy indywidualizm z jednej strony, a lęk i podporząd
kowanie się autorytetom z drugiej, swój ideologiczny wy
raz znalazły w protestantyzm ie i kalwinizmie. Obie dok
tryny religijne odegrały ogromną rolę w pobudzaniu
i um acnianiu tych nowych postaw. W ażniejsza jednak od
podporządkowywania się zewnętrznym autorytetom była
ich internalizacja - człowiek stał się niewolnikiem pana,
który wdarł się do jego wnętrza. Ten wewnętrzny pan na
kazywał jednostce niezmożoną pracę i dążenie do sukcesu,
natom iast nigdy nie pozwalał jej być sobą i cieszyć się sobą.
Zapanował duch nieufności i wrogości, które jednostka
zwracała nie tylko przeciwko św iatu zewnętrznem u, ale
i przeciwko sobie samej.
177
Nowoczesny człowiek był egoistą w dwojakim sensie: nie
wiele się interesował innymi ludzmi i z lękiem skupiał się
na swych własnych korzyściach. Czy jednak ów egoizm rze
czywiście oznaczał zainteresowanie człowieka dla samego
siebie jako dla jednostki, z jej wszystkimi intelektualnym i
i emocjonalnymi możliwościami? Czy człowiek nie stał się
dodatkiem do swej roli społeczno-ekonomicznej, trybikiem
w machinie ekonomicznej, naw et jeśli niekiedy trybikiem
o istotnym znaczeniu? Czy nie stał się niewolnikiem tej
machiny, naw et jeśli subiektywnie sądził, że kieruje się
własną wolą? Czy jego egoizm był tożsamy z miłością do
samego siebie, czy też w yrastał z jej braku?
M usimy poczekać z odpowiedzią, albowiem najpierw
winniśmy doprowadzić do końca prezentację doktryny ego
izmu we współczesnym społeczeństwie. Zakaz egoizmu
nasilał się w system ach autorytarnych. Jednym z funda
mentów ideologicznych narodowego socjalizmu jest zasa
da: Dobro publiczne ma pierwszeństwo przed dobrem pry
watnym (Gemeinnutz geht uor Eigennutz). OpierajÄ…c siÄ™
na zasadach nazistowskiej techniki propagandy, ideÄ™ tÄ™
wyrażano w sposób, który pozwalał robotnikom wierzyć
w socjalistyczną część nazistowskiego programu. Wsze
lako w kontekście całej nazistowskiej filozofii m a ona mniej
więcej taki sens: jednostka nie powinna chcieć niczego dla
siebie; swą satysfakcję powinna znajdować w tym, że eli
minuje swą indywidualność i ma udział, jako m aleńka czą
stka, w większej całości, którą jest rasa, państwo czy jego
symbol - Fuhrer. Protestantyzm i kalwinizm, naw et jeśli
podkreślały znikomość jednostki, to jednak zawsze akcen
towały również wolność i odpowiedzialność indywidualną,
natom iast nazizm z samej natury skupiał się na znikomo
ści jednostki. Jedyny wyjątek stanowią urodzeni przy
wódcy, choć nawet oni winni się czuć narzędziem tego, kto
stoi wyżej w hierarchii, najwyższy przywódca zaś winien
się czuć narzędziem przeznaczenia.
Doktryna, w myśl której miłość do samego siebie jest
tożsama z egoizmem i stanowi przeciwieństwo miłości do
innych, przeniknęła teologię, filozofię i wzorce życia co
178
dziennego. Nic zatem dziwnego, że odnajdujemy ją rów
nież w psychologii naukowej jako rzekomo obiektywne
stwierdzenie faktów. Przykładem niech tu będzie Freudow
ska teoria narcyzmu. Skrótowo rzecz ujmując, zakłada ona,
że człowiek ma pewien zasób libido. Początkowo, u niemow
lęcia, całe libido kierowane jest na własną osobę dziecka -
jest to n a rc y z m p ierw o tn y . Pózniej libido zostaje skie
rowane na inne obiekty. Jeśli ktoś jest hamowany w swych
relacjach z obiektami , to jego libido wycofuje siÄ™ od obiek
tów i ponownie zwraca się ku jego osobie est to n a rc y z m
j
w tó rn y . Zgodnie z Freudowskim ujęciem, miłość do ego
i miłość do obiektu zewnętrznego stanowią nieomal me
chaniczną alternatywę. Im więcej miłości kieruję ku świa
tu zewnętrznem u, tym mniej miłości mam dla siebie -
i vice uersa. Z tego względu Freud przedstaw ia miłość do
drugiego człowieka jako zubożenie miłości własnej, ponie
waż cała miłość zostaje w tym przypadku skierowana ku
obiektowi zewnętrznemu. We Freudowskiej koncepcji n a
rcyzmu znajdujemy dokładnie tę sam ą ideę co w religii pro
testanckiej, w filozofii idealistycznej i w codziennych wzor
cach współczesnej kultury. F akt ten sam w sobie niczego
nie dowodzi. Przekład zasady ogólnej na kategorie psycho
logii empirycznej daje nam jednak dobrÄ… podstawÄ™ do zwe
ryfikowania samej zasady.
Nasuw ają się tu następujące pytania: czy obserwacje
psychologiczne potwierdzajÄ… tezÄ™ o zasadniczej sprzeczno
ści pomiędzy miłością do samego siebie i miłością do in
nych, o ich alternatywności? Czy miłość do samego siebie
jest tym samym co egoizm, czy też istnieje między nimi
jakaś różnica, i czy faktycznie są one przeciwieństwem?
Zanim zajmiemy siÄ™ empirycznÄ… stronÄ… zagadnienia,
zauważmy, że z filozoficznego punktu widzenia nie sposób
utrzym ać poglądu, który zakłada, że miłość do innych
i miłość do samego siebie są czymś sprzecznym. Jeśli cnotą
jest kochać blizniego jako istotę ludzką, to dlaczego nie
wolno mi kochać również siebie? Zasada, która proklamuje
miłość do człowieka, ale zakazuje mi miłości do samego sie
bie, wyklucza mnie spośród ogółu istot ludzkich. Wszelako
179
najgłębszym doświadczeniem ludzkiej egzystencji jest to
doświadczenie, w którym m am wzgląd na samego siebie.
Solidarność z innymi jest tylko wtedy solidarnością, gdy
nie wyłącza mojej osoby. Doktryna, która głosi takie wy
kluczenie, już samym tym dowodzi, że jest obiektywnie nie
uczciwa7.
Dochodzimy tu do przesłanek psychologicznych, na któ
rych opierają się konkluzje tego artykułu. Ogólnie biorąc,
są to następujące założenia: nie tylko inni, lecz również my
sam i jesteśm y obiektem naszych uczuć i postaw; posta
wa wobec innych i postawa wobec samego siebie nie tylko
nie są wzajemnie sprzeczne, ale wręcz wykazują zasadni
czą zbieżność (aspekt ten podkreśla K. Horney w Nowych
drogach w psychoanalizie, zwłaszcza rozdz. 5 i 7). W odnie
sieniu do omawianego zagadnienia oznacza to, że miłość
do innych i miłość do siebie samego nie są alternatyw ą,
podobnie jak nie są alternatyw ą nienawiść do innych i nie
nawiść do samego siebie. W prost przeciwnie, postawę mi
łości do samego siebie można znalezć u ludzi, którzy są
przynajmniej zdolni kochać innych. Nienawiść do samego
siebie jest nierozdzielnie związana z nienawiścią do innych,
naw et jeśli powierzchowne wrażenie zdaje się mówić coś
przeciwnego. Innymi słowy, zarówno miłość, jak i niena
wiść są, w zasadzie, nierozdzielne, jeśli chodzi o różnicę
pomiędzy obiektami a moim własnym ,ja .
By ujaśnić tę tezę, musimy się zająć problem atyką nie
nawiści i miłości. Jeśli chodzi o nienawiść, to można wy
różnić nienawiść reaktyw ną i nienawiść uwarunkowaną
charakterologicznie . Przez nienawiść reaktyw ną rozu
miem nienawiść, która zasadniczo jest reakcją na atak
skierowany na moje życie, bezpieczeństwo czy ideały bądz
na osobę, którą kocham i z którą się identyfikuję. Prze
słanką tej reaktywnej nienawiści jest mój pozytywny sto
sunek do własnego życia, do innych ludzi i do ideałów. Tam,
gdzie występuje silna afirmacja życia, tam atak na życie
m usi wzbudzić silną nienawiść. Tam, gdzie występuje mi
łość, tam musi się pojawić nienawiść, jeśli zostaje zaatako
wany obiekt miłości. Nie m a takiego namiętnego dążenia,
180
i
które nie prowadziłoby do nienawiści, jeśli atakowany jest
jego obiekt. Nienawiść tak a stanowi kontrapunkt życia.
Pojawia się w szczególnej sytuacji, m a doprowadzić do zni
szczenia napastnika i, w zasadzie, wygasa po osiągnięciu
tego celu (kreatyw ną funkcję destrukcji uwypuklił F. Nie
tzsche w Ecce Homo).
Nienawiść uwarunkowana charakterologicznie jest czymś
innym. Wprawdzie pojawiła się kiedyś jako reakcja na pew
ne przeżycia z okresu dzieciństwa, ale z czasem stała się
trw ałą cechą charakteru danej osoby - wrogością, widocz
ną nawet wtedy, gdy nie przeradza się w jaw ną nienawiść.
Wyraz twarzy, gest, ton głosu, rodzaj dowcipów, drobne
mimowolne reakcje zdradzajÄ… obserwatorowi tÄ™ fundam en
talną wrogość, którą można określić jako stałą goto w o ść
do nienawiści. Je st ona podstawą, z której rodzi się niena
wiść reaktyw na, jeśli zadziała specyficzny bodziec. Ta re
akcja nienawiści może być całkowicie racjonalna tak ra
cjonalna, ja k to m a miejsce w sytuacjach, które opisaliśmy
jako wywołujące nienawiść reaktywną. Zachodzi tu jednak
fundam entalna różnica. W przypadku nienawiści reaktyw
nej sytuacja k r e u je nienawiść. W przypadku nienawiści
uwarunkowanej charakterologicznie sytuacja u a k ty w n ia
bezczynną wrogość. Wzbudzona nienawiść przynosi czło
wiekowi coś w rodzaju poczucia ulgi, tak jakby był on szczę
śliwy, że znalazł racjonalną okazję wyrażenia swej chro
nicznej wrogości. Ukazuje on szczególny rodzaj satysfakcji
i przyjemności, czerpanej z własnej nienawiści, którego brak
w przypadku nienawiści reaktywnej.
Gdy reakcja nienawiści jest proporcjonalna do sytuacji
zewnętrznej, mówimy o reakcji normalnej , naw et jeśli
jest ona aktywizacją nienawiści uwarunkowanej charakte
rologicznie. Pomiędzy reakcją norm alną i reakcją irracjo
nalną , jak ą znajdujemy u neurotyków czy psychotyków,
występują niezliczone formy pośrednie, nie można tu za
tem przeprowadzić ostrego rozgraniczenia. W irracjonal
nej reakcji nienawiści emocje zdają się nieproporcjonalne
do rzeczywistej sytuacji. Zilustrujm y to przykładem reak
cji, którą jakże często m ają okazję obserwować psychoana
181
litycy. Oto pacjent m usiał czekać dziesięć m inut, ponieważ
psychoanalityk się spóznił. Do gabinetu wchodzi rozwście
czony z powodu doznanej obrazy. Skrajne przypadki bar
dziej wyraznie można zaobserwować u psychotyków - dys
proporcja jest tu jeszcze bardziej uderzajÄ…ca. PsychotycznÄ…
nienawiść może wywołać coś, co z perspektywy rzeczywi
stości nie jest w ogóle obrazliwe. Je st jednak obrazliwe
z perspektywy uczuć danej osoby. Irracjonalna reakcja jest
więc irracjonalna tylko z perspektywy zewnętrznej, obiek
tywnej rzeczywistości, a nie z perspektywy subiektywnych
przesłanek samego zainteresowanego.
Chroniczną wrogość może celowo wzbudzać i przekształcać
w jaw ną nienawiść również sugestia społeczna, to znaczy
propaganda. Jeśli propaganda, która chce wpoić ludziom
nienawiść do konkretnych obiektów, m a być skuteczna, to
m usi się opierać na charakterologicznie uwarunkowanej
wrogości w strukturze osobowości członków grupy, do któ
rej jest skierowana. Przykładem może tu być odwoływanie
się nazizmu do grupy, która stanowiła jego trzon, czyli niż
szych warstw klasy średniej. Utajona nienawiść cechowała
członków tej grupy na długo przedtem, nim uaktyw niła się
pod wpływem nazistowskiej propagandy. Dlatego też mo
gła się stać tak podatnym dla niej gruntem.
Psychoanaliza wielekroć pozwala obserwować w arunki,
które odpowiadają za pojawienie się nienawiści w stru k tu
rze charakteru.
Można stwierdzić, że czynnikiem decydującym o poja
wieniu się nienawiści uwarunkowanej charakterologicznie
jest wszystko, czym hamuje siÄ™ bÄ…dz niszczy u dziecka spon
taniczność, wolność, ekspansywność emocjonalną i fizycz
ną, rozwój jego ,ja 8. Środki, które wykorzystuje się do tego
celu, są rozmaite: od jawnej, onieśmielającej wrogości i ter
roru po subtelny i słodki rodzaj anonimowego autoryte
tu , który niczego otwarcie nie zabrania, a jedynie mówi:
Wiem, że ci się to spodoba czy też Wiem, że ci się to nie
spodoba .
Zwykła frustracja instynktownych popędów nie generu
je głęboko zakorzenionej wrogości, ale właśnie na takim
182
założeniu oparł się Freud w swej koncepcji kompleksu Edy
pa. W myśl tej teorii, frustracja pragnień seksualnych,
skierowanych ku ojcu czy m atce, rodzi nienawiść, która
z kolei prowadzi do lęku i uległości. Oczywiście, frustracja
często jawi się jako symptom czegoś, co generuje wrogość:
lekceważenia dziecka, ham ow ania jego ekspansywności,
odm aw iania mu swobody. Rzeczywistym rezultatem nie
jest jednak izolowana frustracja, lecz walka dziecka z tymi
siłami, które chcą stłumić jego swobodę i spontaniczność.
Można wskazać wiele form, w jakich dziecko prowadzi wal
kę o swą wolność, i wiele sposobów, w jakie m askuje swą
porażkę. Może ono zinternalizować autorytet zewnętrzny
i być dobre ; może jaw nie się zbuntować, a mimo to pozo
stawać zależne; może poczuć, że przynależy dzięki pełne
m u dostosowaniu się do wzorców kulturowych kosztem
u traty indywidualnego ,ja . Zawsze efektem będzie tu
mniejsza czy większa pustka wewnętrzna, poczucie zniko
mości, lęk, generowana przez to wszystko, chroniczna nie
nawiść, a także r e s e n ty m e n t, który Nietzsche nader traf
nie scharakteryzował jako Lebensneid, życiową zawiść.
Pomiędzy nienawiścią a życiową zawiścią zachodzi sub
telna różnica. Ja k stwierdziliśmy, celem nienawiści jest
zniszczenie obiektu, który znajduje się na zewnątrz mnie
samego. Niszcząc go, zdobywam relatyw ną moc. Życiowa
zawiść również m a zniszczyć innych, nie po to jednak, bym
zdobył relatyw ną moc, lecz po to, bym miał satysfakcję, że
odmówiłem innym uciechy z tego, czym - z zewnętrznych
czy wewnętrznych powodów sam nie mogę się cieszyć.
Jej celem jest więc uśmierzenie bólu, zakorzenionego w mej
niezdolności do szczęścia, poprzez usunięcie z mego otocze
nia wszystkich, którzy samym swym istnieniem pokazują,
czego mi b rak 9.
W zasadzie te same czynniki w arunkują rozwój chronicz
nej nienawiści w grupie. Różnica, podobnie jak różnica mię
dzy psychologią indywidualną i psychologią społeczną, po
legałaby tylko na tym, że w psychologii indywidualnej
poszukujemy indywidualnych i przypadkowych warunków,
odpowiedzialnych za powstanie tych cech charakteru, dziÄ™
183
ki którym jeden osobnik różni się od pozostałych człon
ków swej grupy, podczas gdy w psychologii społecznej in
teresujem y siÄ™ stru k tu rÄ… charakteru w tym zakresie,
w jakim jest ona wspólna, a więc typowa, dla większości
członków tej grupy - nie poszukujemy tu zatem przy
padkowych, indywidualnych uwarunkowań, takich jak sro
gi ojciec czy niespodziewana śmierć ukochanej siostry, lecz
tych warunków życia, które są doświadczeniem wspól
nym dla grupy jako takiej. Nie chodzi więc o ten czy inny
izolowany rys całego sposobu życia, lecz o pełną strukturę
podstawowych doświadczeń życiowych, istotowo uw arun
kowanych nade wszystko przez sytuacją społeczno-eko
nomiczną poszczególnej grupy (por. E. Fromm, Metody
i funkcje...).
Dziecko jest przesiąknięte duchem społeczeństwa na
długo przedtem, zanim bezpośrednio zetknie się z nim w szko
le. W swych strukturach charakteru rodzice sÄ… reprezen
tantam i ducha panującego w ich społeczeństwie i w ich kla
sie społecznej. Atmosferę tę przekazują dziecku, od dnia
narodzin począwszy. Rodzina jest więc psychiczną agen
cją społeczeństwa.
Aatwo teraz zrozumieć, dlaczego zajęliśmy się kwestią
specyfikacji form nienawiści. O ile w przypadku nienawiści
reaktywnej bodziec, który jest zarazem obiektem, stanowi
przyczynę nienawiści, o tyle w przypadku nienawiści
uwarunkowanej charakterologicznie gotowość do nienawi
ści jako fundam entalna postawa istnieje niezależnie od
obiektu i jeszcze zanim bodziec zainicjuje przem ianÄ™ chro
nicznej wrogości w jaw ną nienawiść. Ja k stwierdzono, fun
dam entalna nienawiść pierwotnie, w okresie dzieciństwa,
pojawia się za spraw ą pewnych osób, by pózniej stać się
częścią struktury osobowości, tak iż obiekt odgrywa wów
czas już tylko drugorzędną rolę. W tym przypadku nie ma
zatem, w zasadzie, różnicy pomiędzy obiektem poza m ną
samym i moim ,ja . Chroniczna wrogość jest stale obecna.
Jej zewnętrzne obiekty zmieniają się zależnie od okolicz
ności i jedynie od pewnych czynników zależy, czy ja sam
stanę się jednym z obiektów swej wrogości. By zrozumieć,
184
dlaczego w jednym przypadku nienawiść jest kierowana
na konkretnÄ… osobÄ™, a w innym nienawidzi siÄ™ siebie sam e
go, musimy poznać specyficzne czynniki sytuacyjne, które
czyniÄ… innych bÄ…dz mnie samego obiektem mej jawnej nie
nawiści. W tym kontekście interesuje nas wszakże ogólna
zasada, zgodnie z którą nienawiść uw arunkow ana charak
terologicznie jest czymÅ›, co promieniuje z jednostki i ni
czym światło reflektora skupia się raz na tym, raz na in
nym obiekcie, w tym i na mnie samym.
Fundam entalna nienawiść jest jednym z głównych pro
blemów naszej kultury. Pokazaliśmy na początku, ja k kal-
winizm i protestantyzm przedstawiają człowieka jako z grun
tu złą istotę, która zasługuje na pogardę. Nienawiść, z jak ą
Luter odnosi się do zbuntowanych chłopów, jest wprost nie
bywała.
Max Weber zwrócił uwagę na rys nieufności i wrogości
wobec innych, który przewija się przez piśmiennictwo pu-
rytańskie, pełne ostrzeżeń przed wiarą, że inni ludzie okażą
nam pomoc i życzliwość. Baxter zalecał głęboką nieufność
naw et w stosunku do najbliższych przyjaciół. T. Adams
powiada: On - czÅ‚owiek, który «wie swoje - nie jest Å›lepy
w sprawach żadnego człowieka, ale najlepiej widzi w swych
własnych. Ogranicza się do kręgu własnych interesów i nie
kładzie palca między drzwi [...] Widzi jego [świata] fałszy-
wość, uczy się przeto ufać zawsze sobie samemu, innym
zaś na tyle, by nie ponieść szkody, gdy go zawiodą (Work
o f the Puritan Diuines, cyt. za: M. Weber).
Hobbes przyjmuje, że człowiek ze swej natury jest dra
pieżnym zwierzęciem, które przepełnia wrogość, żądza
mordu i grabieży. Pokój i porządek można zaprowadzić
dzięki powszechnej zgodzie i podporządkowaniu się auto
rytetowi państwa. Opinia K anta o ludzkiej naturze nie róż
ni się specjalnie od poglądu Hobbesa: także K ant uważa,
że człowiek m a n aturalną skłonność do zła. Wśród psycho
logów często można spotkać założenie, iż chroniczna nie
nawiść stanowi nieodłączną część ludzkiej natury. William
Jam es uważał ją za tak potężną, że przyjmował za pewnik,
iż każdy z nas odczuwa natu raln ą odrazę przed kontaktem
185
fizycznym z innymi osobami (por. W. Jam es, Principles of
Psychology, zwłaszcza tom 2). W swej teorii instynktu
śmierci Freud przyjmuje, że z przyczyn biologicznych każ
dy z nas jest kierowany przez nieodpartą siłę niszczenia
albo innych, albo siebie samego.
Choć niektórzy filozofowie epoki oświecenia wierzyli, że
n atu ra człowieka jest dobra, a jego wrogość stanowi na
stępstwo warunków, w jakich przyszło mu żyć, to jed
nak pogląd, że wrogość pozostaje nieodłączną częścią ludz
kiej natury, przewija siÄ™ przez idee reprezentatyw nych my
ślicieli nowożytnej epoki, od L utra po współczesność. Nie
m a potrzeby się zastanawiać, czy założenie to jest do utrzy
m ania. Jakkolw iek by było, filozofowie i psychologowie,
którzy je przyjmowali, byli dobrymi obserwatorami czło
wieka, który żył w kręgu ich kultury, naw et jeśli popełniali
błąd, sądząc, że nowożytny człowiek nie jest w swej isto
cie wytworem historycznym, lecz tym, czym uczyniła go
natura.
O ile myśliciele wyraznie dostrzegali potęgę wrogości
w nowożytnym człowieku, o tyle popularne ideologie i prze
konania przeciętnego człowieka ignorują to zjawisko. Je
dynie stosunkowo nieliczni zdajÄ… sobie sprawÄ™ ze swej za
sadniczej niechęci do innych. Wielu m a tylko poczucie, że
po prostu mało się interesują czy zajmują innymi. Więk
szość zupełnie sobie nie uświadam ia natężenia chronicznej
nienawiści w sobie i w innych. Przyswoili sobie postawę
uczuciową, którą, jak sądzą, powinni się kierować: lubić
ludzi i uważać ich za miłych, dopóki nie dopuszczają się
agresji. Już sam a częstotliwość owego lubienia ludzi do
wodzi jego miałkości czy raczej jego kompensacyjnego cha
rakteru, który m a zrównoważyć fundam entalny brak sym
patii dla innych.
O ile powszechność fundam entalnej nieufności i niechęci
do innych znana jest wielu obserwatorom naszej sceny spo
łecznej, o tyle niechęć człowieka do samego siebie jest mniej
rozpoznanym zjawiskiem. Wszelako nienawiść człowieka
do samego siebie możemy uważać za sporadyczny fenomen
jedynie wtedy, gdy ograniczamy się do tych przypadków,
186
gdy ktoś z całą otwartością nienawidzi czy nie lubi samego
siebie. Zwykle niechęć ta jest na różne sposoby ukrywana.
Jednym z jej najczęściej spotykanych, pośrednich przeja
wów jest poczucie niższości, tak powszechne w kręgu n a
szej kultury. Na płaszczyznie świadomości ludzie, którzy
są nim dotknięci, nie odczuwają niechęci do samych siebie,
a jedynie uważają się za gorszych, za głupich, za nieatrak
cyjnych - czy cokolwiek innego może się składać na szcze
gólnÄ… treść poczucia niższoÅ›ci1°.
Oczywiście dynam ika poczucia niższości jest złożonym
zjawiskiem, na które składa się więcej czynników niż ten,
którym się zajmujemy. Ale właśnie on występuje zawsze:
niechęć do samego siebie - a przynajmniej brak sympatii
dla własnej osoby - jest w poczuciu niższości zawsze obe
cna jako dynamiczny czynnik.
Jeszcze subtelniejszą formą niechęci człowieka do sam e
go siebie jest jego skłonność do nieustannej samokrytyki.
Tego rodzaju osoby nie czujÄ… siÄ™ gorsze od innych, ale gdy
popełnią jakiś błąd lub gdy odkryją w sobie coś, czego nie
powinno być, ich samokrytycyzm jest zupełnie niepropor
cjonalny do znaczenia tego błędu czy tej wady. Ludzie tacy
chcą być doskonali według swych własnych standardów
albo przynajmniej według standardów otoczenia, byle tyl
ko zdobyć uczucie i uznanie. Czują się spokojni, gdy m ają
poczucie, że to, co zrobili, jest doskonałe, lub gdy udaje się
im zdobyć uznanie innych. Ilekroć im tego brak, tylekroć
przygniata ich, zwykle tłumione, poczucie niższości. I znów
zródłem tej postawy jest zasadniczy brak sympatii dla sa
mego siebie. Stanie się to bardziej oczywiste, jeśli porów
namy tę postawę człowieka wobec samego siebie z odpo
wiadającą jej postawą wobec innych. Jeśli, na przykład,
mężczyzna, który sądzi, że kocha kobietę, uważa ją za nic
nie w artą, gdy popełni ona jakiś błąd, albo jeśli jego uczu
cie jest całkowicie uzależnione od tego, czy inni ją chwalą
bÄ…dz krytykujÄ…, to niewÄ…tpliwie mamy tu do czynienia
z fundam entalnym brakiem miłości. Je st to człowiek, który
nienawidzi, który wykorzystuje każdą okazję do krytyki
innych i którego uwagi nie ujdzie żadna gafa.
187
Najpowszechniejszym jednak przejawem braku sympa
tii dla samego siebie jest sposób, w jaki ludzie tra k tu ją sie
bie samych. Człowiek jest dla siebie niczym poganiacz nie
wolników. M iast służyć rzeczywistemu panu, umieścił pana
w swym wnętrzu. Pan ten jest srogi i okrutny. Nie daje mu
chwili wytchnienia, zabrania mu wszelkiej przyjemności,
nie pozwala mu kierować się swymi pragnieniam i. Jeśli
człowiekowi zdarza się go nie posłuchać, to tylko ukrad
kiem i za cenę nieczystego sumienia. Nawet pogoń za przy
jemnościami jest równie kompulsywna jak praca. Nic nie
uwalnia go od ciągłego niepokoju, który przenika jego ży
cie. Zwykle ludzie nie zdajÄ… sobie naw et sprawy ze swego
trybu życia. Trafiają się jednak wyjątki. Gdy bankier J a
mes Stillm an w kwiecie wieku osiągnął bogactwo, prestiż
i potęgę, osiągalne tylko dla nielicznych, powiedział: Ni
gdy w życiu nie robiłem tego, co chciałem, i nigdy nie będę
tego robił (por. A. Robeson, The Portrait o f a Banker: J a
mes Stillm ann, New York 1927).
Freud w swej koncepcji superego dokładnie opisał rolę
sumienia jako internalizacji zewnętrznych autorytetów
i jako nośnika głęboko osadzonej wrogości człowieka do
samego siebie. Zakłada on, że superego zawiera znaczną
część podstawowej, wrodzonej człowiekowi destruktywno-
ści, którą obraca przeciwko człowiekowi jako obowiązek
i powinność m oralną. Mimo wszelkich zastrzeżeń, jakie
można zgłosić przeciw Freudowskiej teorii superego (zob.
moja analiza tego pojęcia w: E. Fromm, Sozialpsychologi-
scher Teil), muszę przyznać, że Freud bez w ątpienia prze
nikliwie dostrzegł wrogość i okrucieństwo, zawarte w su
m ieniu , jakim pojmuje je nowożytność.
Wszystko, co dotyczy wrogości i nienawiści, dotyczy rów
nież miłości. Problem atykę miłości do innych i miłości do
siebie znacznie trudniej jednak analizować, i to z dwóch
powodów. Po pierwsze, o ile nienawiść jest zjawiskiem po
wszechnie spotykanym w naszym społeczeństwie, a zatem
i łatwo dostępnym dla badań empirycznych, o tyle miłość
jest zjawiskiem stosunkowo rzadkim, które tylko z trudem
poddaje siÄ™ empirycznej obserwacji - dlatego wszelka dys
188
kusja może się przerodzić w czystą spekulację. D ruga tru d
ność jest bodaj jeszcze większa. Żadne słowo nie jest tak
nadużywane i prostytuowane jak słowo miłość . Mieli je
na ustach ludzie gotowi dopuścić się każdego okrucieństwa,
które służyło ich celom; pod jego przykrywką zmuszano
ludzi do poświęcenia własnego szczęścia, do podporządko
wania całej swej istoty tym, którzy czerpali z tego korzyści.
Używano go jako podstawy etycznej nieusprawiedliwio
nych żądań. Uczyniono je tak pustym, że dla wielu ludzi
miłość nie oznacza już nic ponad to, że dwoje ludzi przeżyło
ze sobą dwadzieścia lat, nie spierając się częściej niż raz na
tydzień. Posługiwanie się takim słowem jest więc niebez
pieczne i nieco kłopotliwe. Psycholog nie może jednak pod
dać się tem u zamętowi. Gardłować o miłości to, w najlep
szym razie, dawać świadectwo złego smaku. Ale dokonać
chłodnej, krytycznej analizy całego zjawiska i zdemasko
wać pseudomiłość - zadania, których nie sposób od siebie
oddzielić - to spełnić obowiązek, przed którym psycholog
nie m a praw a się uchylać.
Nie muszę mówić, że w artykule tym nie próbuję doko
nać analizy miłości. Sam opis zjawisk psychologicznych,
które przyjęło się określać term inem miłość , złożyłby się
na sporą księgę. Niepodobna jednak nie pokusić się o pre
zentację, której wymaga główny w ątek niniejszych roz
ważań.
Jako miłość często przedstaw ia się dwa, ściśle ze sobą
związane zjawiska - miłość masochistyczną i miłość sady
styczną. W przypadku m iło śc i m a s o c h isty c z n e j czło
wiek rezygnuje ze swego ja , ze swej inicjatywy i in te
gralności, aby całkowicie podporządkować się innej osobie,
którą uznaje za silniejszą. Z głębokiego lęku, który daje
początek poczuciu niezdolności do samodzielnego życia,
człowiek pragnie pozbyć się własnego, indywidualnego ja
i stać się częścią innej istoty, zyskując w ten sposób bezpie
czeństwo i odnajdując ośrodek, którego brakuje m u w nim
samym. To wyrzeczenie się własnego ja , często sławione
jako przykład wielkiej miłości , w rzeczywistości je st for
m ą bałwochwalstwa i unicestwieniem własnego ja . Po
189
stawę tę pojmowano jako miłość, co uczyniło ją tym bar
dziej kuszÄ…cÄ… i tym bardziej niebezpiecznÄ….
N atom iast m iło ść s a d y s ty c z n a wypływa z pragnie
nia, by pochłonąć obiekt i uczynić zeń bezwolny in stru
ment. Również to dążenie m a swe zródło w głębokim lęku
i w niezdolności do samodzielnego życia, w tym przypadku
jednak poczucie siły i bezpieczeństwa nie jest owocem włas
nego podporządkowania, lecz ograniczonej władzy nad dru
gą osobą. Zarówno w miłości masochistycznej, jak i w miło
ści sadystycznej przejawia się fundam entalna potrzeba,
której zródłem jest zasadnicza niezdolność do niezależnego
życia. Sięgając po term in biologiczny, tę podstawową po
trzebę można określić jako potrzebę symbiozy . Miłość
sadystyczna często jest tym rodzajem miłości, którym ro
dzice darzą swe dzieci. Nie m a większego znaczenia, czy
dominacja jest jaw nie autorytarna, czy też subtelnie no
woczesna . W obu przypadkach prowadzi ona do osłabie
nia dziecięcego ja , w pózniejszych latach do wykształce
nia siÄ™ u dziecka takich samych tendencji symbiotycznych.
Miłość sadystyczna nierzadko występuje również wśród
dorosłych. W długotrwałych związkach role często są stałe:
jeden partner reprezentuje sadystyczny, drugi zaÅ› maso
chistyczny biegun ich symbiotycznego związku. W niektó
rych przypadkach role stale się zmieniają - mamy wów
czas do czynienia z nieustannÄ… walkÄ… o panowanie i podpo
rządkowanie, pojmowaną jako miłość.
Z dotychczasowych rozważań wynika, że miłości nie moż
na oddzielać od wolności i niezależności. W przeciwieństwie
do symbiotycznej pseudomiłości, fundam entalnym w arun
kiem miłości jest wolność i równość. Jej warunkiem jest
siła, niezależność, integralność ja , które potrafi istnieć
samodzielnie i wytrzymać samotność. W arunek ten doty
czy zarówno osoby, która kocha, jak i osoby, która jest ko
chana. Miłość to spontaniczny akt, a spontaniczność ozna
cza - również dosłownie - zdolność działania z własnej,
wolnej woli. Jeśli skutkiem lęku i słabości własnego ja
człowiek nie może znalezć oparcia w samym sobie, to nie
jest w stanie kochać.
190
Stanie się to w pełni zrozumiałe, jeśli zapytamy, na co
ukierunkowuje się miłość. Miłość stanowi przeciwieństwo
nienawiści. Nienawiść jest nam iętnym pragnieniem ni
szczenia. Miłość jest nam iętną afirmacją swego obiektu 11.
Miłość nie jest więc afektem , lecz aktywnym dążeniem,
które za cel m a szczęście, rozwój i wolność swego obiektu .
Ta nam iętna afirmacja nie jest możliwa, jeśli własne ja
jest kalekie, autentyczna afirmacja zawsze opiera siÄ™ bo
wiem na poczuciu mocy. Człowiek, którego ja jest upośle
dzone, może kochać tylko w ambiwalentny sposób - mocną
częścią swego ja może kochać, natom iast kaleką musi nie
nawidzić12.
Termin nam iętna afirmacja może prowadzić do niepo
rozumienia. Nie oznacza on intelektualnej afirmacji w sen
sie czysto racjonalnego sądu, lecz znacznie głębszy akt,
w którym uczestniczy cała osobowość człowieka: jego inte
lekt, emocje i zmysły. Oczy, uszy i nos często są równie
dobrymi - jeśli nie lepszymi - organami afirmacji jak mózg.
Głęboka i nam iętna afirmacja odnosi się do istoty obiek
tu , a nie tylko do jego poszczególnych jakości. W Starym
Testamencie nie m a mocniejszego wyrazu miłości Boga do
człowieka nad słowa, które zamykają każdy dzień stworze
nia: I widział Bóg, że było dobre .
Możliwe jest i inne nieporozumienie, którego szczególnie
należy unikać. Na podstawie dotychczasowych wywodów
można by wysnuć wniosek, że wszelka afirmacja jest miło
ścią, niezależnie od wartości swego obiektu. Oznaczałoby
to, że miłość jest czysto subiektywnym uczuciem afirmacji,
zamkniętym na problem wartości obiektywnych. Nasuwa
się pytanie: czy można kochać zło? Tym oto sposobem do
szliśmy do jednego z najtrudniejszych problemów psycho
logii i filozofii, którym, niestety, nie możemy się tu zająć.
Muszę jednak jeszcze raz powiedzieć, że afirm acja
w prezentowanym tu znaczeniu nie jest czymś całkowicie
subiektywnym. Miłość jest afirmacją życia, rozwoju, rado
ści, wolności, zatem zło, które oznacza negację, śmierć,
przymus, z definicji nie może być obiektem miłości. Z pew
nością subiektywnym uczuciem może być przyjemna eks
191
cytacja, która na poziomie świadomości wiąże się z kon
wencjonalnym term inem miłość . Człowiek lubi wierzyć,
że kocha, ale analiza jego psychiki odsłania stan zupełnie
różny od tego, co omawiam tu jako miłość.
To samo pytanie nasuw a siÄ™ w odniesieniu do pewnych
innych problemów psychologii, na przykład w odniesieniu
do problemu, czy szczęście jest całkowicie subiektywnym
zjawiskiem, czy też zawiera w sobie jakiś obiektywny czyn
nik. Czy osoba, która czuje się szczęśliwa w sytuacji za
leżności i autorezygnacji, jest szczęśliwa, ponieważ czuje,
że jest szczęśliwa, czy też szczęście zawsze zależy od pew
nych wartości, takich jak wolność i integralność? Argumen
tu, że ludzie są szczęśliwi , zawsze używano, by uspraw ie
dliwić ich ciemiężenie. Słaba to jednak obrona. Szczęścia
nie można oddzielić od pewnych wartości i nie jest ono czy
sto subiektywnym poczuciem zadowolenia. Wezmy przy
kład masochizmu. Człowiek może być zadowolony z podpo
rządkowania, z to rtu r czy naw et ze śmierci, ale w podpo
rządkow aniu, torturach czy śmierci nie m a szczęścia.
Rozważania takie zdają się należeć raczej do filozofii czy
religii niż do psychologii. Nie sądzę jednak, by tak rzeczy
wiście było. Dostatecznie wyrafinowana analiza psycholo
giczna, która zdaje sobie sprawę ze zróżnicowania jakości
uczuć, zależnego od struktury osobowości, potrafi ukazać
różnicę między z a d o w o le n ie m a sz cz ęśc iem . Psycho
logia może być świadoma takich problemów tylko wtedy,
gdy nie próbuje się odseparować od problemu wartości.
I gdy nie w zbrania siÄ™ przed pytaniem o cel ludzkiej egzy
stencji.
Podobnie ja k nienawiść uw arunkow ana charakterolo
gicznie, miłość m a swe korzenie w fundam entalnej posta
wie, która jest stale obecna: można ją nazwać gotowością
do kochania, f u n d a m e n ta ln ą s y m p a tią . Poszczególny
obiekt urucham ia ją, ale nie jest jej przyczyną. Zdolność
i gotowość do kochania jest cechą charakteru, tak samo jak
gotowość do nienawiści13. Trudno powiedzieć, jakie w arun
ki sprzyjajÄ… rozwojowi z a s a d n ic z e j s y m p a tii. Wydaje
się, że istnieją dwa główne: w arunek pozytywny i warunek
192
negatywny. W arunkiem pozytywnym jest miłość, której
człowiek doświadcza w okresie dzieciństwa. Choć wedle
powszechnego przekonania rodzice kochajÄ… swe dzieci, to
jednak miłość tak a jest raczej wyjątkiem niż regułą. Moż-
'n a zatem powiedzieć, że pierwszy z warunków najczęściej
nie jest spełniony. W arunkiem negatywnym jest nieobec
ność omówionych wcześniej czynników, które prowadzą do
zaistnienia chronicznej nienawiści. Każdy, kto obserwuje
doświadczenia dzieciństwa, nie bez racji może podać w w ąt
pliwość tezę, jakoby czynniki te często były nieobecne.
Z założenia, że rzeczywista miłość je st zakorzeniona
w fundam entalnej sympatii, wynika istotny wniosek co do
o b ie k tu miłości. W zasadzie brzmi on tak samo jak wnio
sek, który dotyczył obiektów chronicznej nienawiści: żaden
obiekt miłości nie jest jedynym i wyłącznym obiektem.
Z pewnością nie jest to kwestią przypadku, że konkretna
osoba staje się o b ie k te m czyjejś miłości. Czynniki, które
w arunkują taki konkretny wybór, są zbyt liczne i zbyt zło
żone, by je tu omawiać.
Co istotne, miłość do konkretnego o b ie k tu jest tylko
uaktywnieniem i skupieniem chronicznej miłości na jednej
osobie. Nie jest tak, jak chcieliby orędownicy miłości ro
mantycznej : że na świecie jest tylko jedna osoba, którą
może pokochać dany człowiek, że spotkanie takiej osoby
jest jego wielką życiową szansą i że miłość do tej osoby
oznacza odsunięcie się od wszystkich innych osób. Miłość,
której doświadczyć można tylko w odniesieniu do jed
nej osoby, już samym tym dowodzi, że nie jest miłością,
lecz symbiotycznym przywiÄ…zaniem. Fundam entalna afir
macja, stanowiąca elem ent miłości, jest skierow ana ku
ukochanej osobie jako ucieleśnieniu istotowych wartości
ludzkich.
Miłość do jednej osoby oznacza miłość do człowieka jako
takiego. Podział pracy , jak nazywa to William Jam es -
kochać własną rodzinę, a być obojętnym wobec obcego
jest oznaką zasadniczej niezdolności do kochania. Miłość
do człowieka jako takiego nie jest, jak się często przyjmuje,
abstrakcją, która przychodzi po miłości do jakiejś kon
193
kretnej osoby, czy rozszerzeniem doświadczenia, które wią
zało się z jakim ś szczególnym o b ie k te m ; miłość do czło
wieka jako takiego jest przesłanką tego wszystkiego, jak
kolwiek, w porzÄ…dku genetycznym, dochodzi siÄ™ do niej
przez kontakt z konkretnym i jednostkami.
Jak z tego wynika, moje własne ja stanowi, w zasadzie,
taki sam obiekt mej miłości jak każda inna osoba. Afirma
cja mego własnego życia, szczęścia, rozwoju, wolności ma
za podstawę obecność fundam entalnej gotowości i zdolno
ści do takiej afirmacji. Jeśli człowiek m a tę gotowość, to ma
ją również w stosunku do samego siebie; jeśli potrafi ko
chać jedynie innych, to nie potrafi kochać w ogóle. Jednym
słowem, w odniesieniu do swych o b iek tó w miłość jest
równie nierozdzielna jak nienawiść.
Przedstawiona tu zasada - że nienawiść i miłość są uak
tywnieniem stałej gotowości - dotyczy także innych zja
wisk psychicznych. Zmysłowość, na przykład, nie jest zwy
kłą reakcją na bodziec. Osoba zmysłowa czy - ja k można
by powiedzieć - erotyczna m a z gruntu erotyczną p o s ta
wę wobec świata. Nie oznacza to, że tego rodzaju osoba
jest stale pobudzona seksualnie, lecz że otacza ją erotycz
na a tm o s fe ra , uaktyw niana przez konkretny obiekt, ale
podprogowo obecna przed pojawieniem siÄ™ b o d zca. Nie
chodzi tu zatem o fizjologicznie daną zdolność pobudzenia
seksualnego, lecz o atmosferę gotowości erotycznej, atmo
sferę, którą można zaobserwować również wtedy, gdy czło
wiek nie jest seksualnie pobudzony. Z drugiej strony, ist
nieją osoby, u których brak tej gotowości erotycznej, stąd
podniecenie seksualne jest u nich wywoływane głównie
przez bodziec, który oddziałuje na ich popęd płciowy. Oso
by takie mogą się między sobą różnić progiem stymulacji,
ale Å‚Ä…czy je jeden element: ich podniecenie seksualne jest
oddzielone od całej osobowości z jej intelektualnym i i emo
cjonalnymi jakościami.
Inną egzemplifikacją tej zasady jest zmysł piękna. Ist
nieje typ osobowości, który cechuje gotowość do postrzega
nia piękna. I znów nie oznacza to, że człowiek wrażliwy na
piękno stale patrzy na piękne obrazy, na pięknych ludzi
194
czy na piękne pejzaże; jeśli jednak je widzi, to uaktyw nia
się jego stale obecna gotowość, zatem nie mamy tu do czy
nienia z prostym pobudzeniem zmysłu piękna przez obiekt.
Wnikliwa obserwacja ujawnia, że osobę tego typu cechuje
inny sposób patrzenia na świat, obecny nawet wtedy, gdy
spogląda ona na obiekty, które nie są bodzcem do inten
sywnej percepcji piękna. Gdybyśmy mieli więcej miejsca,
moglibyśmy przytoczyć znacznie więcej tego typu przykła
dów. Sam a zasada jest już jednak zapewne jasna: ta k jak
wiele szkół psychologicznych ujmowało reakcje ludzkie w ka
tegoriach bodzca i reakcji14, tak zgodnie z prezentow anÄ…
tu zasadą charakter jest pewną strukturą, na którą skła
dają się różnorakie g o to w o ści, stale obecne i aktywizo
wane przez bodziec zewnętrzny. Pogląd ten m a zasadnicze
znaczenie dla takiej psychologii dynamicznej, jak Ä… jest psy
choanaliza.
Freud zakłada, że wszystkie tego rodzaju gotowości są
zakorzenione w instynktach biologicznych. Przyjmujemy,
że choć w przypadku niektórych gotowości założenie to jest
zgodne z prawdÄ…, to jednak wiele innych powstaje jako re
akcja na indywidualne i społeczne doświadczenia jednostki.
Pozostaje nam omówić jeszcze jedną kwestię. Jeśli się
zgodzimy, że miłość do samego siebie i miłość do innych są,
w zasadzie, paralelnym i zjawiskami, to jak można wyja
śnić egoizm , który jest ewidentnie sprzeczny z wszelkim
autentycznym zainteresowaniem innymi ludzmi. E g o is ta
zajmuje siÄ™ tylko sobÄ…, chce wszystkiego dla siebie, nie po
trafi dawać z poczuciem przyjemności i pragnie tylko brać;
n a świat zewnętrzny patrzy jedynie przez pryzm at korzy
ści, jakich mogliby mu dostarczyć inni ludzie; nie interesu
je się potrzebami innych ani nie szanuje ich godności i in
tegralności. Widzi tylko siebie, wszystkich ludzi ocenia
z punktu widzenia ich przydatności do jego celów; jest z grun
tu niezdolny do miłości. Egoizm ten może być jaw ny bądz
maskowany wszelkiego rodzaju nieegoistycznymi gestami -
w ujęciu dynamicznym obie możliwości są tym samym. Wy
daje się oczywiste, że ten typ osobowości cechuje sprzecz
ność między niebywałym zainteresowaniem samym sobą
195
i zupełnym brakiem zainteresowania innymi. Czy nie do
wodzi to zatem, że zainteresowanie innymi i zainteresowa
nie sobą stanowią alternatywę? Rzeczywiście by ta k było,
gdyby egoizm był tożsamy z miłością człowieka do samego
siebie. Założenie takie pozostaje jednak iluzją, która do
prowadziła do ta k wielu błędnych wniosków. W istocie rze
czy egoizm i miłość człowieka do samego siebie są całkowi
tym przeciwieństwem.
Egoizm to swego rodzaju żądza (niemieckie słowo Selbst-
sucht mania na punkcie samego siebie - nader trafnie
oddaje tę cechę, która łączy wszystkie manie). Egoizm, podob
nie jak każdą inną żądzę, cechuje nienasyconość, która unie
możliwia osiągnięcie rzeczywistego zadowolenia. Żądza jest
ja k studnia bez dna: wyczerpuje człowieka w nie kończą
cym się wysiłku zaspokojenia potrzeby, który nigdy nie
osiÄ…ga swego celu. Dochodzimy tu do kluczowego momen
tu: wnikliwa obserwacja pokazuje, że egoista, choć stale
zajęty sobą, nigdy nie jest zadowolony, ciągle jest niespo-
kojony, ciągle się boi, że czegoś mu zabraknie, że czegoś
zostanie pozbawiony. Przepełnia go paląca zawiść wobec
wszystkich, którzy mogą mieć więcej. Jeśli przyjrzymy się
jeszcze wnikliwiej, zwłaszcza nieuświadamianej dynami
ce, to stwierdzimy, że tego typu człowiek w gruncie rzeczy
wcale nie sympatyzuje z sobą, lecz odczuwa głęboką nie
chęć do siebie. Ta jaw na sprzeczność jest zagadką, którą
łatwo rozwiązać. Egoizm m a swe zródło właśnie w tym bra
ku sympatii dla samego siebie. Człowiek, który nie lubi
sam siebie i nie akceptuje siebie, ciągle lęka się o siebie.
Nie ma poczucia bezpieczeństwa wewnętrznego, które mo
że się pojawić tylko na gruncie autentycznej sympatii i afir
macji. Musi zajmować się sobą, żądać wszystkiego dla sie
bie, gdyż jego własnem u ,ja brak bezpieczeństwa i zado
wolenia. To samo dotyczy tak zwanych osób narcystycz
nych, które wykazują nadm ierną koncentrację nie tyle na
otrzymywaniu rzeczy, ile na podziwianiu siebie. Chociaż
z zewnętrznego punktu widzenia wydaje się, że narcyz jest
w sobie bezgranicznie zakochany, to jednak w rzeczywisto
ści nie odczuwa on dla siebie sympatii, a jego narcyzm sta
196
nowi, podobnie jak egoizm, nadkompensacjÄ™ fundam ental
nego braku miłości do siebie. Freud twierdził, że narcyz
odsuwa swą miłość od innych i kieruje ją na własną osobę.
O ile pierwsza część tej tezy jest prawdziwa, o tyle drugą
musimy uznać za iluzję. Osoba narcystyczna nie kocha ani
innych, ani siebie samej16.
Aatwiej będzie zrozumieć ten mechanizm, gdy porówna
my go z nadm iernÄ… koncentracjÄ… na innych i z nadm iernÄ…
wobec innych opiekuńczością. Czy będzie to nadm iernie
troskliwa m atka, czyjej nadm iernie zainteresowany dziec
kiem małżonek, dostatecznie głęboka obserwacja zawsze
ukaże jeden fakt: choć na poziomie świadomości osoby te
są przekonane, że szczególną sympatię okazują swemu
dziecku czy współmałżonkowi, to jednak w rzeczywistości
cechuje je głęboko tłum iona wrogość do samego obiektu ich
zainteresowania. Oboje sÄ… nadm iernie zainteresowani in
nymi, ponieważ m uszą sobie skompensować nie tylko brak
sympatii, ale i faktyczną wrogość.
Problem egoizmu m a jeszcze inny aspekt. Zapytajmy, czy
poświęcenie własnej osoby nie jest skrajnym wyrazem bra
ku egoizmu i czy, z drugiej strony, osoba, która kocha siebie
samą, potrafiłaby dokonać tego najwyższego poświęcenia?
Odpowiedz zależy wyłącznie od rozumienia słowa poświę
cenie . Istnieje p o św ię c e n ie , na które w ostatnich latach
szczególny nacisk kładzie filozofia faszystowska: jednost
ka winna oddać siebie czemuś, co od niej większe i w arto
ściowsze Fuhrerowi, rasie. Jednostka sam a w sobie jest
niczym, a poprzez akt nihilacji siebie na rzecz wyższej mocy
spełnia swe przeznaczenie. W takim ujęciu poświęcenie sie
bie na rzecz kogoś czy czegoś większego ode mnie m a być
samo w sobie najwyższą z osiągalnych cnót. Jeśli miłość,
zarówno do siebie samego, jak i do drugiej osoby, oznacza
zasadniczÄ… afirmacjÄ™ i szacunek, to koncepcja tak a pozo
staje w jaskraw ej sprzeczności z miłością własną. Wszela
ko występuje też inny rodzaj poświęcenia: gdybym m usiał
oddać życie, by ocalić ideę, która stała się cząstką mnie
samego, czy człowieka, którego kocham, to poświęcenie ta
kie mogłoby być skrajnym przejawem mej afirmacji sam e
197
go siebie. Oczywiście nie afirmacji ja fizycznego, lecz afir
macji ja jako jąd ra całej mej osobowości. W tym przypad
ku poświęcenie nie jest celem samym w sobie, lecz ceną,
jak ą muszę zapłacić za urzeczywistnienie i afirmację wła
snego ja . Tak jak tutaj poświęcenie m a zródło w autoafir-
macji, tak w przypadku poświęcenia, które można nazwać
poświęceniem masochistycznym, zródłem jest brak miłości
do siebie i szacunku dla siebie. Poświęcenie to jest z natury
nihilistyczne.
Problem egoizmu szczególne znaczenie m a w psychote
rapii. Neurotyk często jest e g o is tą w tym sensie, że wy
kazuje zaham owania w relacjach z innymi bÄ…dz nadm ier
ny lęk o siebie. Można się czegoś takiego spodziewać, po
nieważ n e u ro ty k ie m jest osoba, u której nie powiodła
się integracja silnego ja . Oczywiście, nie oznacza to, że
integracja silnego ja powiodła się u osoby n o rm a ln e j.
Większość d o b rze p rz y s to s o w a n y c h traci w młodym
wieku własne ja , zastępowane przez j a s p o łe c z n e ,
podsuwane im przez społeczeństwo. Tego typu ludzie nie
znają konfliktów neurotycznych, ponieważ sami zniknęli,
a zatem zniknął również rozziew między nimi i światem
zewnętrznym. Często zdarza się, że neurotyk zachowuje
się n ie e g o is ty c z n ie , wykazuje brak pewności siebie
i zahamowanie w dążeniu do swych celów. Powód tej nie-
egoistyczności jest zasadniczo taki sam jak powód egoizm u.
Niemal zawsze brak tu miłości do samego siebie. I właśnie
miłość do samego siebie jest potrzebna, by neurotyk mógł
się wyleczyć. Jeśli neurotyk wyleczył się ze swych proble
mów, to w żadnym razie nie oznacza to, że stał się norm al
ny, czyli dostosowany do ja społecznego, lecz że z sukce
sem realizuje swe ja , którego nigdy w pełni nie utracił
i o którego zachowanie walczył swymi symptomami neuro
tycznymi. Zatem teoria narcyzmu, w rodzaju Freudowskiej,
która racjonalizuje wzorzec kulturowy potępiający miłość
w łasną poprzez utożsamienie jej z eg oizm em , może mieć
destruktyw ne skutki terapeutyczne, gdyż um acnia zakaz
miłości własnej. P o z y ty w n y m i jej efekty można nazwać
tylko wtedy, gdy psychoterapia nie chce dopomóc jednostce
198
być sobą, to znaczy być wolną, spontaniczną i twórczą -
przymioty zwyczajowo rezerwowane dla artystów - a za
m iast tego starała się jednostkę odwieść od walki o własne
ja i ułatwić jej spokojne, wolne od neurotycznego zgiełku
dostosowanie do wzorca kulturowego.
Dzisiejsza epoka coraz bardziej chce uczynić człowieka
bezsilnym atomem. Systemy autorytarne starajÄ… siÄ™ zre
dukować jednostkę do pozbawionego woli i uczuć narzę
dzia w ręku tych, którzy trzym ają wodze, gnębią ją terro
rem, cynizmem, potęgą państw a, wielkimi dem onstra
cjami, płomiennymi przemówieniami i wszelkimi innymi
środkami sugestii. Gdy w końcu jednostka poczuje się zbyt
słaba, by stać w pojedynkę, oferuje się jej satysfakcję, wy
rażając zgodę, by uczestniczyła w potędze i chwale nadrzęd
nej całości, której jest cząstką. Propaganda autorytarna ar
gum entuje, że jednostka w państwie demokratycznym jest
e g o is tą , że powinna się wyzbyć egoizmu i zacząć myśleć
społecznie. Argum ent ten jest kłamstwem. Nazizm zastą
pił egoizm przeciętnego człowieka najbrutalniejszym egoi
zmem rządzącej biurokracji i państwa. Wezwanie do nie-
egoistycznej postawy jest bronią, która m a jeszcze bardziej
skłonić przeciętną jednostkę do uległości i wyrzeczeń.
Nie należy krytykować społeczeństwa demokratycznego
za to, że ludzie są zbyt egoistyczni. Ten niewątpliwy fakt
jest tylko następstw em czegoś zupełnie innego. Demokra
cji nie udało się sprawić, by jednostka pokochała siebie, to
znaczy, by cechował ją głęboki zmysł afirmacji wobec swe
go indywidualnego ja , z jego wszystkimi intelektualny
mi, emocjonalnymi i sensualnymi możliwościami. Purytań-
sko-protestanckie dziedzictwo wyrzekania siÄ™ siebie, pod
porzÄ…dkow ania siÄ™ jednostki wymogom produkcji i ren
towności stworzyło warunki, w których mógł się pojawić
faszyzm. Gotowość do uległości, spaczona o dw aga, dla któ
rej pociÄ…gajÄ…cy jest obraz wojny i samounicestwienia, sÄ…
możliwe tylko na gruncie desperacji - w znacznym stopniu
nieuświadomionej którą zagłuszają pieśni wojskowe
i okrzyki na cześć Fiihrera. Jednostka, która utraciła mi
łość do siebie samej, jest równie gotowa umrzeć, jak zabi
199
jać. Jeśli nasza k u ltura nie m a się stać kulturą faszystow
skÄ…, to jej problemem nie jest nadm iar egoizmu, lecz brak
miłości własnej. Naszym celem musi być stworzenie takich
warunków, które umożliwią jednostce realizację swej wol
ności, nie tylko w formalnym sensie, lecz także przez
utwierdzenie całej jej osobowości z jej intelektualnym i,
emocjonalnymi i sensualnym i jakościami. Wolność ta nie
oznacza panowania jednej części osobowości nad drugą -
świadomości nad n atu rą, superego nad id - lecz integrację
całej osobowości i faktyczną ekspresję wszystkich możli
wości tej zintegrowanej osobowości.
Przypisy
1 Od słów Ponieważ najbardziej... cytuję w przekładzie własnym
z łacińskiego oryginału (J. Kalwin, Institutio Christianae Religionis, 1838).
Powodem, dla którego odchodzę od tłumaczenia Allena, są drobne zmiany
względem oryginału, łagodzące drastyczność myśli Kalwina. Allen tłuma
czy następująco: Ponieważ uleganie własnym skłonnościom nieuchron
nie prowadzi ludzi do ruiny, przeto jedynÄ… bezpiecznÄ… drogÄ… nie jest pole
ganie na własnej wiedzy czy woli, lecz podążanie za Panem . Aacińskie
sibi ipsis obtemperant nie znaczy jednak ulegać własnym skłonnościom ,
lecz być posłusznym sobie . Zakaz ulegania własnym skłonnościom ma
łagodność Kantowskiej etyki, w której człowiek powinien tłumić natural
ne skłonności i w ten sposób wypełniać nakazy sumienia. Z drugiej strony,
zakaz dawania posłuchu samemu sobie prowadzi do zaprzeczenia autono
mii człowieka. Do podobnej, subtelnej zmiany sensu doprowadził prze
kład słów ita unicus est salułis portis nihil nec sapere, nec uelle per se
ipsum jako: nie polegać na własnej wiedzy czy woli . Oryginalne sformu
łowanie z całą ostrością przeciwstawia się mottu oświeceniowej filozofii:
sapere aude - odważyć się wiedzieć , podczas gdy tłumaczenie Allena
przestrzega tylko przed poleganiem na własnej wiedzy, co jest znacznie
mniej sprzeczne z myślą współczesną. Wspominam o tych odstępstwach
od oryginału, które odkryłem zupełnie przypadkowo, ponieważ dobrze ilu
strują one fakt, że myśl autora bywa uwspółcześniana i podbarwiana
przez tłumacza, którym z pewnością nie kierują takie intencje.
2 Należy jednak zauważyć, że nawet miłość blizniego, mimo że stanowi
jednÄ… z fundamentalnych nauk Nowego Testamentu, u Kalwina nie spo
tyka się z podobnym uznaniem. W jaskrawej sprzeczności z Nowym Te
stamentem powiada on (tamże, rozdz. 24, ż 1): Albowiem wywody schola
styków o wyższości miłosierdzia nad wiarą i nadzieją są zwykłą mrzonką
rozwichrzonej wyobrazni .
200
3 Wprawdzie Luter podkreśla duchową wolność jednostki, ale jego teo
logia, choć odmienna od teologii Kalwina, wyraża to samo przeświadcze
nie o zasadniczej bezsilności i nicości człowieka.
4I. Kant, Der Rechtslehre Zweiter Teil, Berlin 1907, rozdział 1, ż 49.
Tłumaczę z niemieckiego oryginału, gdyż część tę pominięto w angielskim
przekładzie The Methaphysics ofEthics J. W. Semple a, Edinburgh 1871.
5 Oto jedno z jego pozytywnych sformułowań: Ale jak człowiek korzy
sta z życia? Zużywając je, tak jak zużywa świecę, którą spala [...] Korzy
stanie z życia oznacza jego zużywanie (M. Stirner, op. cit.). Engels wyra
znie dostrzegał tę jednostronność Stirnera i próbował przezwyciężyć fał
szywą alternatywę miłości człowieka do samego siebie i miłości do innych.
W liście do Marksa, w którym omawia książkę Stirnera, Engels pisze:
Jeśli zaś cielesna jednostka stanowi rzeczywistą podstawę, rzeczywisty
punkt wyjÅ›cia dla naszego «czÅ‚owieka, to tym samym egoizm - oczywi
ście nie tylk o rozumowy egoizm Stirnera, lecz także egoizm serca -
jest również punktem wyjścia dla naszej miłości do ludzi (list datowny 19
listopada 1844 [cyt. za: K. Marks, F. Engels, Dzieła, Warszawa 1968,
t. 27).
6 Harry Stack Sullivan położył szczególny nacisk na potrzebę bezpie
czeństwa jako jeden z podstawowych motywów ludzkiej aktywności, pod
czas gdy ortodoksyjna literatura psychoanalityczna nie zwracała należy
tej uwagi na ten czynnik motywacyjny.
7 Myśl tę wyraża biblijne przykazanie Kochaj blizniego swego jak sie
bie samego! Oznacza ono, że szacunek dla własnej integralności i wyjąt
kowości, miłość i zrozumienie dla własnej osoby nie dają się oddzielić od
szacunku, miłości i zrozumienia dla drugiego człowieka. Odkrycie wła
snego ja jest nierozerwalnie zwiÄ…zane z odkryciem cudzego ja .
8 W ostatnich latach pewna liczba psychologów zainteresowała się prze
jawami świadomej bądz nieświadomej wrogości u dzieci. Niektórzy z du
żym powodzeniem ukazywali obecność nasilonej wrogości u bardzo ma
łych dzieci. Szczególnie owocną metodą okazało się aranżowanie zabaw,
w których dziecko mogło wyraznie okazywać wrogość. Według Laurette
Bender i Paula Schildera (Aggresiueness in Children, 1936), im dzieci sÄ…
młodsze, tym bardziej bezpośrednio wyrażają swą wrogość, podczas gdy
starsze tłumią wrogie reakcje, które można jednak wyraznie zaobserwo
wać w sytuacjach zabawy. Por. również D. M. Levy, Studies in Sibling
Ricalry, t. V, 1937. L. Murphey i G. Lemer zauważyli, że normalne dzieci,
które na pozór są zwyczajnie dostosowane do grupy przedszkolnej, przeja
wiały mocną agresję w sytuacji swobodnej zabawy, podczas której były
same z jednym dorosłym. J. L. Despert (A Mełhod for the Study of Perso-
nality Reactions in Preschool Age Children by Means of Analysis of their
Play, 1940) doszedł do podobnych wniosków. A. Hartoch i E. Schachtel
zaobserwowali oznaki znacznej agresywności podczas wykonywania te
stów Rorschacha z dziećmi w wieku od 2 do 4 lat, które w swym zachowa
niu nie przejawiały podobnego stopnia jawnej agresywności.
9 Sadyzm należy odróżnić od nienawiści. Moim zdaniem, sadysta nie
201
chce unicestwić obiektu, lecz zdobyć nad nim władzę absolutną, uczynić
zeń swe narzędzie. Sadyzm może się łączyć z nienawiścią, a wówczas ce
chuje się okrucieństwem, które zwykło się podkreślać, formułując pojęcie
sadyzmu. Może się łączyć także z sympatią - w tym przypadku sadysta
chce mieć obiekt jako narzędzie, wobec którego zarazem na wszystko się
godzi poza jednym - wolnością.
10 Na przykład przemysł kosmetyczny wykorzystuje tę nieświadomą
niechęć człowieka do samego siebie, terroryzując go grozbą woni ciała .
Nieuświadamiana niechęć, jaką przeciętny człowiek odczuwa wobec sie
bie samego, czyni go Å‚atwym Å‚upem tej sugestii.
11 Słowo obiekt ujmuję w cudzysłów, ponieważ w przypadku miłości
obiekt przestaje być obiektem, to znaczy czymś przeciwnym i oddzielo
nym od podmiotu. To nie przypadek, że słowa obiekt i obiekcja mają
ten sam zródłosłów.
12 Sullivan w swych wykładach zbliżył się do takiego ujęcia. Stwierdza
on, że w okresie preadolescencji w relacjach międzyosobniczych pojawiają
się impulsy, dzięki którym zaczyna się odczuwać zadowolenie z faktu, że
coś sprawia przyjemność drugiemu człowiekowi (koledze). Według Sułli-
vana, miłość jest sytuacją, w której zadowolenie osoby kochanej jest rów
nie istotne i pożądane jak zadowolenie osoby kochającej.
13 Gotowość do miłości i gotowość do nienawiści w żadnym razie nie są
jakościami dwu różnych typów osobowości. U wielu ludzi obie gotowości
ze sobą współistnieją.
14Refleksologiczny punkt widzenia wydaje się zbliżony do naszego, ale
ich podobieństwo jest czysto powierzchowne. Refleksologia zakłada pre-
formowaną gotowość neuronów do reagowania w określony sposób na
określony bodziec. Nasz punkt widzenia nie dotyczy tych warunków fi
zycznych, a poza tym - co istotniejsze - przez g otow ość rozumiemy rze
czywiście obecną, ale zwlekającą czy opieszałą postawę, która generuje
podstawowÄ… atmosferÄ™, czyli Grundstimmung.
15 Myślenie Freuda ograniczają ramy jego pojęć instynktu, dlatego
musiał on dojść do takich, a nie innych wniosków.
11. Czy nadal kochamy życie?
Pytanie, czy nadal kochamy życie, dla niektórych z P ań
stw a może zabrzmieć jako irytujące, a nawet jako bezsen
sowne. Czyż wszyscy nie kochamy życia? Czyż to nie mi
łość życia jest podstawą naszych wszystkich poczynań?
Czyż moglibyśmy w ogóle żyć, gdybyśmy nie kochali życia,
gdybyśmy nie starali się go utrzymywać i ulepszać? Ci
z Państw a, którzy właśnie tak uważają, i autor, który sta
wia to pytanie, zapewne bez większego trudu dojdą do po
rozumienia, jeśli tylko się o to postarają.
Porozumienie z innymi może być trudniejsze. Na myśli
mam tu tych z Państw a, którzy na moje pytanie reagują
z niejakim oburzeniem. Aatwo wyobrazić sobie ich oburzo
ną odpowiedz: Jak może Pan wątpić, że kochamy życie?
Cała nasza cywilizacja, nasz sposób życia, nasze uczucia
religijne, nasze idee polityczne wszystko to m a swe ko
rzenie w umiłowaniu życia, zatem Pańskie pytanie podaje
w wątpliwość same fundam enty naszej kultury! Oburze
nie to, jak każde oburzenie, utrudnia możliwość porozu
mienia, ponieważ łączy w sobie gniew i prawość. Słowa roz
sądku czy życzliwości znacznie łatwiej docierają do osoby
zagniewanej niż do oburzonej, która swój gniew podsyca
przekonaniem o własnej zacności. Ale może część tych,
których oburzyło tytułowe pytanie, będzie bardziej skłon
na mnie wysłuchać, jeśli zważy, że nikogo nie atakuję,
a jedynie próbuję wyjaśnić pewne niebezpieczeństwo, któ
rego bez takiego uściślenia nie sposób przezwyciężyć.
To prawda, że ani jednostka, ani kultu ra nie mogłyby
istnieć bez choćby minimum miłości do życia. Widzimy, że
ludzie, którzy utracili to minimum, popadają w obłęd, po
203
pełniają samobójstwo, wpadają w alkoholizm czy narko
manię; znamy również całe społeczeństwa, które, zagubiw
szy miłość do życia i ulegając żądzy niszczenia, rozpadły
się i przestały istnieć. W ystarczy przypomnieć Azteków,
których potęga rozsypała się w proch przed niewielką gru
pą Hiszpanów; albo nazistowskie Niemcy, które popełniły
by zbiorowe samobójstwo, gdyby przeważyła wola Hitlera.
Åšwiat zachodni nie rozpada siÄ™ jeszcze, niemniej jednak
pewne oznaki wskazują, że może to nastąpić. Mówiąc
0 miłości życia, musimy najpierw ustalić, co nazywamy ży
ciem. Może się to Państw u wydawać proste: życie jest prze
ciwieństwem śmierci. Żyjąca istota - człowiek czy zwierzę -
może się samoczynnie poruszać i reaguje na bodzce; martwy
organizm nie jest do niczego takiego zdolny, a ponadto ulega
rozkładowi i nie może zachować samego siebie, tak jak ka
mień czy kawałek drewna. Istotnie, jest to najbardziej ele
m entarna droga definiowania życia; możemy wszakże spró
bować nieco dokładniej opisać jego właściwości. Życie stale
dąży do połączenia i zjednoczenia. Innymi słowy, życie jest
procesem nieustannego rozwoju i nieustannej zmiany. Gdy
rozwój i zmiana ustają, dochodzi do śmierci. Rozwój życia
nie jest bezładny i nieustrukturowany: każda żywa istota
m a własną formę i strukturę, zapisaną w chromosomach.
Może ona rozwijać się pełniej, doskonalej, nigdy jednak nie
może rozwinąć się w coś, do czego się nie zrodziła.
Życie jest zawsze procesem: procesem przem ian i roz
kwitu, procesem nieustannej interakcji pomiędzy struktu
rą organiczną a środowiskiem. Jabłoń nigdy nie stanie się
wiśnią; ale zarówno jabłoń, jak i wiśnia mogą się stać mniej
czy bardziej pięknym drzewem, zależnie od swego orga
nicznego uposażenia i środowiska. Stopień wilgotności
1 nasłonecznienia, zbawienny dla jednej rośliny, dla innej
będzie zabójczy. Nie inaczej jest z człowiekiem. Niestety,
większość rodziców i nauczycieli wie o ludziach mniej niż
dobry ogrodnik o roślinach.
Ja k powiedzieliśmy, rozwój życia nie jest bezładny i nie
przewidywalny, lecz zgodny ze strukturalnym wzorcem, co
jednak nie oznacza w ścisłym rozumieniu - że dają się
204
przewidywać indywidualne cechy żywej istoty. Stanowi to
jeden z wielkich paradoksów wszelkiego życia. Życie jest
przewidywalne - a zarazem nie jest. W ogólnym zarysie
wiemy, lepiej czy gorzej, czym stanie się dowolna żywa isto
ta; ale życie jest pełne niespodzianek, nieuporządkowane,
jeśli je porównać z porządkiem m aterii nieożywionej. Jeże
li ktoś spodziewa się znalezć porządek - który, koniec
końców, jest kategorią jego własnego umysłu - w istotach
żywych, ten nieuchronnie się zawiedzie. Może on, jeśli jego
pragnienie porządku jest bardzo silne, starać się wtłoczyć
życie w uporządkowane wzory, by kontrolować jego proces.
Gdy zaś odkryje, że kontrola taka jest niemożliwa, może
ewentualnie, powodowany rozczarowaniem i wściekłością,
próbować zdusić i zabić życie. Zapanowała w nim niena
wiść do życia, ponieważ nie um iał się uwolnić od przymusu
kontroli. Zabrakło m u miłości do życia, ponieważ, jak mówi
francuska piosenka, miłość jest dzieckiem wolności .
Należy dodać, że dotyczy to naszego stosunku nie tylko
do życia innych, lecz również do naszego własnego. Każdy
z nas zna kogoś, kto nie potrafi być spontaniczny, kto nig
dy nie czuje się swobodnie, ponieważ stara się kontrolować
swe uczucia, myśli i poczynania, kto nie może podjąć żad
nych działań, jeśli nie wie dokładnie, jakie będą ich skutki,
kto nie może znieść wątpliwości, kto zapam iętale szuka
pewności, a gdy nie może jej znalezć, często przeżywa mękę
narastających dylematów. Tacy opętani potrzebą kontroli
ludzie mogą być życzliwi lub srodzy, ale musi być spełnio
ny jeden warunek: obiekt ich zainteresowania musi się dać
kontrolować. Gdy potrzeba kontroli osiąga pewien punkt,
psychiatra może stwierdzić, że osoba taka cierpi na nerwi
cÄ™ obsesyjno-kompulsywnÄ… z elem entami sadyzmu. Je st to
dobre określenie, jeśli chodzi o klasyfikację chorób psy
chicznych. Ale z nieco innego punktu widzenia można po
wiedzieć, że osoba ta cierpi, ponieważ nie jest zdolna ko
chać życia, że lęka się życia, tak jak lęka się wszystkiego,
nad czym nie m a kontroli.
Tak oto dochodzimy do zasady wszelkiej miłości, czy to
miłości do życia, czy to miłości do człowieka, do zwierzęcia,
205
do kwiatu. Prawdziwa miłość musi odpowiadać potrzebom
i naturze swego obiektu. Jeśli jakiejś roślinie potrzebna
jest niewielka wilgotność, to swą miłość przejawiam w ten
sposób, że zapewniam jej właśnie tak ą wilgotność, jak a jest
jej potrzebna. Jeśli z góry założyłem, że wiem, co jest
dobre dla roślin - na przykład, że dla wszystkich roślin
dobra jest duża ilość wody - to uszkodzę lub zniszczę swą
roślinę, ponieważ nie byłem zdolny obdarzyć jej miłością
w taki sposób, jaki był tu niezbędny. Nie wystarczy po pro
stu kochać ; nie wystarczy dobrze chcieć dla innej żywej
istoty - jeśli nie wiem, czego potrzeba roślinie, zwierzęciu,
dziecku, mężczyznie czy kobiecie, jeśli nie potrafię porzucić
m ego wyobrażenia o tym, co jest dla nich najlepsze , mej
skłonności do kontrolowania, to moja miłość staje się de
strukcją, pocałunkiem śmierci.
Wielu ludzi nie potrafi zrozumieć, dlaczego, mimo że głę
boko czy wręcz nam iętnie kochają daną osobę, nie otrzy
m ują od niej miłości. Skarżą się na okrucieństwo swego
losu i nie mogą pojąć, dlaczego ich miłość nie potrafi wywo
łać uczucia w drugim człowieku. Gdyby, zam iast się nad
sobą użalać i obwiniać życie, pomyśleli, czy ich uczucie od
powiada potrzebom kochanego człowieka, czy też tylko ich
własnym, utrwalonym wyobrażeniom o tym, co jest naj
lepsze , może udałoby się im odmienić tragiczny bieg wy
darzeń.
Od kontroli do przemocy jest tylko jeden krok. Co doty
czy pierwszej, dotyczy także drugiej: miłość i przemoc są
sprzecznością nie do pogodzenia i być może nie m a bardziej
fundam entalnej dychotomii w ludzkim zachowaniu niż dy
chotomia miłości i przemocy. Obie są głęboko zakorzenione
w naszej naturze; stanowią dwie główne możliwości zbliże
nia się do św iata i ścierania się ze światem. Gdy mówię
o przemocy, niekoniecznie mam na myśli od razu gwałt,
agresję, napaść czy wojnę. Te drastyczne przejawy siły nie
są jednak tożsame z z a s a d ą przemocy. Większości ludzi
zasada przemocy jaw i siÄ™ jako tak n aturalna i oczywista,
że trudno im nawet rozpoznać, iż jest to cząstkowa zasada,
która nie stanowi cząstki natury ludzkiej . Zasada prze
206
mocy często wydaje się najwłaściwszym i najprostszym roz
wiÄ…zaniem problemu.
Dość pomyśleć o postępowaniu m atki w sytuacji, gdy
dziecko nie chce zrobić czegoś, co niezbędne. Cóż może być
lepszego i szybszego niż zmusić Ja sia przemocą? Ty masz
moc, on musi ustąpić - dlaczego by jej nie użyć? Oczywiście
swej siły możesz użyć na wiele sposobów, od bardziej przy
jaznych po nieprzyjemne. Możesz zacząć od perswazji, na
wet nie wspominając o użyciu przemocy, traktowanej jako
twój środek ostateczny. Albo możesz zacząć bezpośrednio
od grózb. Możesz wówczas użyć przemocy z um iarem i tyl
ko w takim stopniu, w jakim wymaga tego cel; albo mo
żesz, jeśli masz skłonności sadystyczne, użyć przemocy bez
pośrednio i w stopniu większym, niż wymaga tego sytua
cja. Przemoc nie m usi być grozbą fizyczną; znamy także
przemoc psychiczną, która wykorzystuje podatność dziec
ka na sugestię czy jego niewiedzę, by je oszukać, okłamać
czy zrobić m u pranie mózgu. Efekty użycia przemocy wy
kraczają poza konkretny cel, dla którego po nią sięgnięto:
jeśli twój przeciwnik nie umie się skutecznie obronić, prze
moc jest dla ciebie także zródłem ogromnej satysfakcji.
Wydaje ci się to sprawdzianem twej potęgi, twej przewagi,
twej mocy. Jakże złudny to jednak sprawdzian! Dorosły
bierze górę tylko dlatego, że jest większy i silniejszy od
dziecka, podczas gdy wobec człowieka uzbrojonego w pisto
let sam byłby niczym dziecko.
Postawa wobec dziecka jest tylko jednym z przejawów
przemocy. W dorosłym życiu przemoc, na płaszczyznie in
dywidualnej i społecznej, spotyka się w bodaj większym
jeszcze natężeniu, ponieważ naszej postawy wobec rówie
śników, zwłaszcza obcych, nie łagodzi czułość, którą więk
szość z nas okazuje wobec dzieci. W większości międzyludz
kich relacji użycie przemocy jest ograniczane przez prawo.
W wielu przypadkach właśnie prawo zabrania mi sięgać
po przemoc jako środek, którym zmuszam drugiego czło
wieka, by przystał na mą wolę. Ale prawo stanowi tylko
absolutne minimum ochrony przed przemocą. W większo
ści międzyosobowych relacji prawo nie może skutecznie
207
ingerować. Ojciec, który swemu dorastającem u synowi nie
pozwala samodzielnie wybrać drogi kariery, wstrzymując
mu wypłatę kieszonkowego, m atka, która płacze i odwołu
je się do wielkoduszności syna, by wyperswadować mu m ał
żeństwo z wybraną przezeń dziewczyną, uciekają się do
przemocy. Pracodawca, który grozi pracownikowi zwolnie
niem, nauczyciel, który wymaga od uczniów, by przyjęli
jego poglądy, i wystawia złe oceny tym, którzy tego nie ro
bią - wszędzie tu, świadomie bądz nieświadomie, korzysta
siÄ™ z przemocy.
W stosunkach międzynarodowych nie ma ponadnarodo
wego prawa, które by ograniczało przemoc. Zasada suwe
renności, akceptowana przez wszystkie narody, głosi, że
państwo m a prawo bronić swych interesów wszelkimi środ
kam i, jakie uzna za stosowne, w tym także - i przede wszy
stkim swymi siłami zbrojnymi i przemocą ekonomiczną.
Jakże łatwo nam przekonać samych siebie, że n a s z e uży
cie przemocy jest usprawiedliwioną obroną, i zupełnie nie
przeszkadza nam w tym fakt, że dla osiągnięcia swych ce
lów stajemy się siewcami śmierci i zniszczenia. Staliśmy
się tak nieczuli, że podczas śniadania ze spokojem czytamy
gazetowe informacje o zabitych czy okaleczonych mężczy
znach, kobietach i dzieciach.
Oczywiście użycie przemocy jest racjonalne tylko wów
czas, gdy dysponuję większą siłą niż przeciwnik. Logiczną
konsekwencją jest dążenie do zwiększenia własnej siły
i uniemożliwienia innym osiągnięcia takiego samego pozio
mu. Historia pokazuje jednak, wyrazniej niż jednostkowe
życie, że wszelkie wysiłki, które m ają zapewnić trw ałą prze
wagę dzięki sile, nieodmiennie zawodzą. Co w euforii zwy
cięstwa wydaje się podwaliną stuleci nowego, niezmiennego
porządku, opartego na przewadze sił, rozpada się już po kil
ku dziesięcioleciach pod naporem nowej siły bądz skutkiem
zaniku wewnętrznej żywotności. Tysiącletnia Rzesza Hitle
ra, która przetrwała ledwie piętnaście lat, stanowi typowy
przykład tryum fu opartego głównie na przemocy.
Przemoc, nawet gdy zdaje się przynosić pożądane rezul
taty, wykazuje cechę, którą w przypadku lekarstw a nazwa
208
libyśmy szkodliwym efektem ubocznym . W skali naro
dowej przemoc budzi w pokrzywdzonych żądzę odwetu,
a zarazem usprawiedliwia moralnie ich własne użycie prze
mocy, do którego dochodzi, gdy tylko pozwolą im na to oko
liczności.
Równie niebezpieczny jest efekt uboczny, który przemoc
wywołuje w ludziach korzystających z przemocy. Ten, kto
ucieka się do przemocy, wkrótce zaczyna mylić potęgę
swych środków przemocy (bogactwo, pozycja, prestiż, czoł
gi i bomby) z potęgą własnej osoby. Nie stara się więc spo
tęgować s ie b ie sam ego, swego umysłu, swej miłości, swej
witalności - całą energię wydatkuje na potęgowanie siły
swych śro d k ó w . Sam staje się ubogi, choć rośnie jego zdol
ność wywierania przemocy; po osiągnięciu pewnego punk
tu, od którego nie m a już odwrotu, może już tylko podążać
dalej drogą przemocy i ryzykować wszystkim dla sukcesu,
który zapewnia sobie siłowymi metodami. Staje się mniej
witalny, mniej interesujÄ…cy i mniej zainteresowany, nato
m iast bardziej strachliwy i oczywiście przez wielu bardziej
podziwiany.
Miłość jest przeciwieństwem przemocy. Miłość stara się
rozumieć, przekonywać, pobudzać. Czyniąc tak, człowiek,
który kocha, stale się zmienia. Staje się bardziej wrażliwy,
bardziej spostrzegawczy, bardziej twórczy, staje się b ar
dziej sobą. Miłość to nie ckliwość czy słabość. Miłość to spo
sób oddziaływania i odmieniania, który nie pociąga za sobą
szkodliwych efektów ubocznych, jakie cechują przemoc.
W przeciwieństwie do przemocy miłość wymaga cierpliwo
ści, wewnętrznego wysiłku i, co najważniejsze, odwagi. Do
rozwiązania problemu miłości niezbędna jest odwaga, któ
ra pozwala przetrzymać rozczarowanie, zachować cierpli
wość w obliczu niepowodzeń. Niezbędna jest wiara we wła
snÄ… moc, a nie w jej wypaczonÄ… kopiÄ™ - przemoc.
Nie powiedziałem jeszcze nic, czego by Państwo nie wie
dzieli? Pewnie tak; wywody te miały jednak sens, albowiem
niejednokrotnie nie zdajemy sobie sprawy ze swej wiedzy.
Uwagi o przemocy i miłości jako dwóch zasadniczych po
staw ach wobec życia miały pobudzić Państw a do refleksji
209
nad sprawam i, które znacie, ale nie jesteście tego świado
mi. Przyjrzyjcie się swej reakcji w stosunku do własnego
dziecka, psa, sÄ…siada, sprzedawcy, przeciwnika polityczne
go, nie mówiąc już o wrogu politycznym. Ja k napinacie się,
gdy wasze zam iary zostajÄ… udaremnione; jak szukacie za
raz środków przemocy; jak czujecie się zdruzgotani, gdy
nie możecie czy nie potraficie ich znalezć. Ja k często macie
ochotę powtórzyć za Królową z Alicji w krainie czarów:
Ściąć m u głowę . Jeśli chcecie rozpoznać swą skłonność do
przemocy jako drogi na skróty, czasami musicie obserwo
wać siebie niezwykle uważnie i uczyć się wsłuchiwać
w reakcje, które z trudem docierają do waszej świadomości.
Spróbujcie zatem zawrócić i porzucić postawę przemocy.
Bądzcie witalni, cierpliwi, przestańcie się interesować sa
mymi rezultatam i, a m iast tego mocniej skupcie siÄ™ na sa
mym procesie, obserwujcie, jak siÄ™ rozluzniacie, pozbÄ…dz
cie się napięcia i lęku. Przemoc jest tylko jednym ze sposo
bów rozwiązywania problemów ludzkiej egzystencji. Jest
on możliwy tylko dla tych, którzy dysponują środkami prze
mocy, używanymi przeciwko słabszym. Choć jest to jakaś
m etoda rozwiązywania problemów życia, to jednak nie jest
ona metodą zadowalającą. Czyni człowieka niewolnikiem
środków przemocy, budzi w nim poczucie samotności i stra
chu. Użycie przemocy jest jedną z możliwych odpowiedzi
na problemy życia, odpowiedzią absurdalną jednak, nie
tyle dlatego, że siła pozostaje m iałką wartością, ile przede
wszystkim dlatego, że przemoc nie pomoże w obliczu naj
bardziej fundam entalnego zjawiska egzystencji - w obli
czu nieuchronności śmierci. Najmocarniejszy człowiek jest
istotą śm iertelną tak samo ja k najsłabszy i właśnie ten
cierń ostatecznej klęski czyni zasadę przemocy tak niedo
rzeczną, nawet jeśli sobie tego nie uświadamiamy.
Miłość zawsze oznacza aktywne zainteresowanie rozwo
jem i życiem osoby, którą kochamy. Nie może być inaczej,
skoro samo życie jest procesem staw ania się, łączenia i ze
spalania, zatem miłość do wszystkiego, co żyje, musi być
nam iętnym pragnieniem wsparcia tego procesu. Z drugiej
strony, kontrola i przemoc są, jak widzieliśmy, sprzeczne
210
z n atu rą miłości i stanowią przeszkodę w jej rozwoju i funk
cjonowaniu.
Niektórzy z Państw a zapytają teraz ze zniecierpliwie
niem, dlaczego mówię o miłości życia, skoro do tej pory mówi
łem głównie o miłości do ludzi, zwierząt, roślin. Czy istnieje
coś takiego jak miłość do życia ? Czy nie jest ona czystą
abstrakcją i czy jedynymi rz e c z y w is ty m i obiektami miło
ści nie są konkretne zjawiska, w szczególności ludzie?
Sądzę, że na pytanie to po części udzieliłem już odpowie
dzi, a przynajmniej położyłem pod nią fundam ent. Jeśli
życie jest ze swej natury procesem wzrostu i integracji, je
śli kontrola i przemoc są życiu przeciwne, to miłość do ży
cia stanowi kwintesencję wszelkiej miłości; jest ona miło
ścią do życia w człowieku, w zwierzęciu, w kwiecie. Miłość
do życia nie jest bynajmniej abstrakcją, lecz najbardziej
konkretną kwintesencją wszelkiego rodzaju miłości. Każ
dy, kto wierzy, że kogoś kocha, ale jednocześnie nie kocha
życia, może pożądać swego ukochanego, pragnąć go, przy
wiązać się doń ale nie jest to miłość.
Wiemy, że tak jest, ale często nie jesteśm y świądomi swej
wiedzy. Większość ludzi dokładnie rozumie, o co chodzi,
gdy słyszy, że ktoś naprawdę kocha życie . Mamy wów
czas na myśli człowieka, który darzy miłością wszelkie zja
wiska wzrostu i witalności, którego zajmuje rozwój dziecka,
rozwój dorosłego człowieka, rozwój idei, rozwój organizacji.
Dla człowieka takiego żywe stają się naw et przedmioty nie
ożywione, jak kam ień czy woda, a przedmioty żywe zaj
m ują go nie dlatego, że są wielkie i potężne, lecz dlatego
właśnie, że są ożywione. Człowieka, który kocha życie, czę
sto można rozpoznać nawet po jego wyrazie twarzy, po bły
sku oka, po jasności, która bije z jego oblicza. Gdy ludzie
się w sobie zakochują, kochają życie i dlatego są zajmujący
dla siebie wzajem. Jeśli zaś owa miłość życia jest zbyt sła
ba, by się utrzymać, to znów się odkochują i nie mogą zro
zumieć, dlaczego ich twarze, choć te same, nie są już jed
nak te same.
Czy wszyscy ludzie miłują życie i czy różnią się między
sobą tylko stopniem tej miłości? Dobrze by było, lecz, nie
211
stety, można spotkać i takich, którzy nie miłują życia, któ
rzy miłują śmierć, destrukcję, chorobę, rozkład, rozpad.
Nie zajmuje ich rozwój i witalność, które budzą w nich je
dynie awersję i pragnienie ich zdławienia. Ludzie tacy nie
nawidzą życia, ponieważ ani nie potrafią się nim cieszyć,
ani nie mogą go kontrolować. Cierpią z powodu jedynej
prawdziwej perwersji - pociągu do śmierci. W swej książce
Serce człowieka ludzi takich nazwałem nekrofilami, miło
śnikam i śmierci , wykazując, że w swych ekstrem alnych
formach orientacja nekrofilna stanowi, z psychiatrycznego
punktu widzenia, symptom poważnej choroby psychicznej.
Każdy z Państw a odkryje po chwili namysłu, że prócz
miłośników życia zna także miłośników śmierci, choć nie
odważył się tak o nich myśleć, gdyż na zewnątrz każdy
z nich jest miły i kochający . Jeśli się zdarzy, że jakiegoś
człowieka ogarnie żądza zabijania, wzruszamy ram ionam i
nad jego stanem i mówimy, że jest chory . Być może fak
tycznie jest chory. Lecz jak możemy się przekonać, że i my
nie cierpimy na tę sam ą chorobę? Skąd pewność, że miłuje
my życie, a nie śmierć?
W rzeczy samej, poważne symptomy, zauważalne we
współczesnej kulturze, zdają się wskazywać, że jesteś
my już zainfekowani przez zdradliwy pociąg do martwoty.
Wszędzie wokół dostrzegamy przejawy tego upodobania:
destrukcyjny gwałt i sadyzm w stosunkach międzynarodo
wych, przestępstwo i okrucieństwo na płaszczyznie naro
dowej, napięcie i lęk, których poziom można zmierzyć ilo
ścią sprzedawanych w naszym kraju środków uspokajają
cych, narkom ania, która jest próbą zastąpienia prawdziwej
miłości życia dreszczem emocji i ekscytacją. Nie potrzebu
jem y statystyk, by się o tym przekonać. Większość
z nas w mniejszym czy większym stopniu wykazuje już
pierwsze symptomy. Zastanówmy się nad potrzebą, która
tak wielu z nas nie jest obca, nad potrzebÄ… wypicia kieli
szka, bez którego nie możemy się swobodnie poczuć w to
warzystwie; nad udawanymi wyrazami radości czy smutku,
których zdaje się wymagać sytuacja; nad naszą skłonno
ścią, która każe nam raczej m y śleć niż czuć, jak powin
212
niśmy się zachować w danej sytuacji (na weselu, na po
grzebie, przed obrazem znanego m alarza); nad coraz częst
szym sięganiem po seks dla osiągnięcia intymności i pod
niecenia, bez jakiegokolwiek uczucia wobec drugiej osoby,
jeśli nie liczyć pożądania.
Innym świadectwem lęku i napięcia jest kompulsywne
palenie papierosów. Każdy, kto próbował rzucić palenie,
wie, że pokusa jest najsilniejsza przed spotkaniem z ludz
mi oraz we wszelkich innych sytuacjach, które wywołują
strach czy napięcie.
Mogą Państwo dokonać prostego eksperymentu. Spró
bujcie usiąść w ciszy, nic nie robić i o niczym nie myśleć.
Możecie zamknąć oczy, możecie patrzeć na drzewo, na pole,
na kwiat. Zapewne pomyślicie, że to proste. Spróbujcie! Czy
nie okaże się, że jesteście zniecierpliwieni, że myślicie
o tysiącu spraw, wyczekując chwili, gdy wreszcie będziecie
mogli zakończyć ten eksperyment?
Czy owo napięcie i ów lęk są waszym osobistym proble
mem? W pewnej mierze symptomy te są oczywiście proble
mem indywidualnym. W większym jednak stopniu są one
wynikiem naszego sposobu życia w epoce przemysłowej.
Przede wszystkim jesteśm y bardziej zainteresowani r e
z u lta ta m i niż procesem, który do nich prowadzi. W sfe
rze produkcji przemysłowej rezultaty te zawdzięczamy
maszynom i przyrządom. Doszło już do tego, że o samych
sobie myślimy jako o maszynach, że oczekujemy od siebie
szybkich rezultatów i rozglądamy się za przyrządami, które
wyprodukują pożądany skutek.
Ale człowiek nie jest maszyną! Życie nie jest środkiem
do jakiegoś celu, lecz celem samym w sobie. Proces życia,
to znaczy proces przemian, wzrostu, rozwoju, nabywania
wiedzy i wrażliwości, jest ważniejszy niż wszelkie osiągnię
cia techniczne czy produkty, oczywiście pod warunkiem -
niebywale istotnym - że kochamy życie. Jeśli na pytanie,
dlaczego kogoś kochacie, odpowiedzielibyście: Bo odnosi
sukcesy, bo jest sławny i bogaty , to prawdopodobnie sami
poczulibyście się nieco zażenowani, ponieważ wiecie, że nie
m a to nic wspólnego z miłością. Jeśli zaś powiedzielibyście:
213
Bo jest pełen życia, bo kocham jego uśmiech, jego głos,
jego ręce, jego oczy, ponieważ promienieją życiem , to rze
czywiście podalibyście powód. Podobnie jest z wami samy
mi. Jesteście interesujący, bo się interesujecie. Jesteście
kochani, ponieważ potraficie kochać i ponieważ w sobie
samych i w innych ludziach kochacie życie.
Postawy tej trudno jednak doświadczyć w kręgu kultu
ry, która kładzie nacisk na rezultaty, a nie na proces, na
rzeczy, a nie na życie, która środki czyni celem i która uczy
nas używać mózgu tam , gdzie powinno mówić serce. Miłość
do drugiego człowieka i miłość do życia nie są czymś, do
czego można dojść w pośpiechu. Do seksu tak, ale nie
do miłości. Miłość wymaga, byśmy się radowali ciszą, byś
my potrafili cieszyć się byciem , a nie tylko d z ia ła n ie m ,
p o s ia d a n ie m czy u ż y w a n iem .
Innym czynnikiem, który nie sprzyja miłości życia, jest
nasze rosnące, ciągle nie zaspokojone pożądanie rzeczy.
Istotnie, rzeczy mogą i powinny służyć człowiekowi. Gdy
jednak stają się raczej celem niż środkiem, podkopują na
sze zainteresowanie życiem, naszą miłość do życia, i czynią
nas dodatkiem do maszyny, rzeczą. Rzeczy mogą być uży
teczne, ale nie mogą kochać ani człowieka, ani życia. Tak
nas indoktrynowano jako konsumentów, że uwierzyliśmy,
iż żadna przyjemność nie jest pełna, jeśli się nie łączy
z czymś, co można kupić. Utraciliśm y wiedzę, powszechną
jeszcze kilka pokoleń temu: że najznam ienitsze przyjem
ności życia nie wymagają żadnej aparatury. W ymagają na
tom iast zdolności do wyciszenia, odpuszczenia , koncen
tracji.
W yprawa na Księżyc, która ekscytuje wyobraznię milio
nów ludzi, jest dla wielu bardziej atrakcyjna niż uważne,
głębokie spojrzenie na drugiego człowieka, na kwiat, na
rzekę czy w siebie samego. W yprawa na Księżyc z pewno
ścią wymaga inteligencji, wytrwałości, odwagi, ale nie wią
że się z miłością. W yprawa na Księżyc to symbol życia
z ap araturÄ… technicznÄ…, fascynacji aparaturÄ… technicznÄ…
i używania aparatury technicznej. Świat rzeczy wyprodu
kowanych przez człowieka jest naszą dumą i naszym za
214
grożeniem. Im ważniejszy staje się rzeczowy aspekt świa
ta, im bardziej jesteśm y zainteresowani m anipulowaniem
rzeczami, tym mniej doświadczamy jakości życia
i tym mniej potrafimy kochać życie. Mamy powody, by po
dejrzewać, że bardziej niż samo życie cenimy cuda techni
ki, które mogą zniszczyć życie. Czy to możliwe, że nie po
trafim y doprowadzić do rozbrojenia nuklearnego, ponieważ
życie straciło wiele ze swej atrakcyjności i ponieważ rzeczy
stały się obiektem naszego podziwu?
Jeszcze inną przeszkodą, która osłabia naszą miłość do
życia, jest postępująca biurokratyzacja naszych działań.
Możecie Państwo wybrać dla tego zjawiska wdzięczniejsze
nazwy: praca zespołowa , duch grupy czy jakąkolwiek
inną. W każdym razie, w imię maksymalnej wydajności
ekonomicznej staram y się przyciąć każdą jednostkę do wła
ściwych rozmiarów, dzięki którym stanie się ona jednym
z członków grupy: wydajnym, zdyscyplinowanym, ale po
zbawionym tożsamości i pełni życia, upośledzonym w swej
zdolności do miłowania życia.
Mogą Państwo zapytać, co możemy uczynić, by to zmie
nić? Czy musimy zrezygnować z naszego system u produk
cji masowej, z naszych osiągnięć technicznych, by móc znów
kochać życie? Nie sądzę. Musimy natom iast zdać sobie spra
wę z zagrożenia, musimy przywrócić rzeczom ich właściwe
miejsce, musimy skończyć z przekształcaniem siebie sa
mych w rzeczy i w istoty, które nimi m anipulują. Jeśli,
m iast m anipulować rzeczami, pokochamy wszystko, co
żyje, to nawet zwykła rzecz, na przykład szklanka, nabie
rze życia dzięki naszem u ożywiającemu spojrzeniu, jakim
patrzy na świat artysta. Przekonamy się wówczas, że czło
wiek czy rzecz mówią do nas, jeśli dostatecznie długo na
nich patrzymy. Musimy jednak napraw dę patrzeć, zapo
mnieć o wyciąganiu z tego jakichkolwiek zysków i rzeczy
wiście się wyciszyć. Jeśli stwierdzasz, że m usisz opisać swe
uczucia ekstatycznymi wypowiedziami, takim i jak: Czyż
to nie boskie , Chciałbym to jeszcze raz zobaczyć , to twe
uczucia zapewne nie są wiele warte; jeśli potrafisz patrzeć
na drzewo w taki sposób, że zdaje się ono odwzajemniać
215
twe spojrzenie, to prawdopodobnie nie będziesz chciał ni
czego powiedzieć.
Nie ma recepty, dzięki której można by pokochać życie.
Wiele można się jednak nauczyć. Jeśli potrafisz wyzbyć się
iluzji, jeśli potrafisz zobaczyć siebie i innych takim i, jacy
jesteście, jeśli potrafisz się wyciszyć, zam iast stale dokądś
gnać, jeśli potrafisz dostrzec różnicę pomiędzy życiem
i rzeczami, pomiędzy szczęściem a dreszczem emocji, po
między środkami i celem, zwłaszcza zaś pomiędzy miłością
i przemocą, to uczyniłeś już pierwszy krok ku tem u, by
kochać życie. Teraz, gdy masz go już za sobą, ponownie
zacznij pytać. Doniosłe odpowiedzi znajdziecie w wielu książ
kach a przede wszystkim w sobie samych.
Nie wolno zlekceważyć jednego problemu. Możecie się
obawiać, że im bardziej człowiek kocha życie, tym większe
cierpienie spraw iają m u nieustanne ataki na prawdę, pięk
no, jedność i życie. Rzeczywiście tak jest, zwłaszcza w dzi
siejszych czasach. Ale obojętność wobec życia jako sposób
na udrękę może zrodzić jedynie jeszcze większą udrękę.
Każdy, kto znajduje się w stanie ostrej depresji, powie, że
uczucie sm utku byłoby ulgą w porównaniu z męczarnią,
jaką jest brak jakichkolwiek uczuć. W życiu najważniejsze
jest życie, a nie szczęście. Najgorszym, co się może w życiu
przydarzyć, jest obojętność, a nie cierpienie.
I jeszcze jedna uwaga. Jeśli cierpimy, to możemy próbo
wać usunąć przyczyny swego cierpienia. Jeśli niczego nie
odczuwamy, to jesteśm y jak sparaliżowani. W dotychcza
sowych dziejach człowieka cierpienie było motorem zmian.
Czyżby obojętność m iała po raz pierwszy zniszczyć naszą
zdolność odm ieniania swego losu?
Bibliografia
C. E. Ayres, Review of Robert Briffault, The Mothers, The New
Republic , 4 grudnia 1927.
J. J. Bachofen, Das Mutterrecht, w: M. Schroeter (red.), Der My-
thus von Orient und Okzident. Eine Metaphysik der alten Welt.
Aus den Werken von J. J. Bachofen, Munchen 1926.
, Mutterrecht und Urreligion, R. Mara (wyb. i red.), Stuttgart 1954.
, Myth, Religion, and Mother Right, Princeton 1967 [por. J. J. Ba
chofen, Mutterrecht und Urreligion].
A. Baumler, Bachofen, der Mythologe der Romantik, w: M. Schroe
ter (red.), Der Mythus von Orient und Okzident. Eine Meta
physik der alten Welt. Aus den Werken von J. J. Bachofen,
Munchen 1926; nowe wydanie: Das Mythische Weltalter. Ba-
chofens romantische Deutung des Altertums. Z posłowiem:
Bachofen und die Religionsgeschichte, Munchen 1965.
A. Bebel, Die Frau und der Sozialismus, Stuttgart 1878 [Kobieta
i socyalizm, Kraków 1907].
L. Bender, P. Schilder, Aggressiueness in Children, Genetic Psy-
chology Monographs , t. 18, 1936.
R. Briffault, The Mothers. A Study of the Origins of Sentiments
and Institutions, t. I-III, London 1928.
J. Calvin, Unterricht in der christlichen Religion. Institutio Chri-
stianae Religionis, Neukirchen 1955; wyd. angielskie: Institu-
tes of the Christian Religion, Philadelphia 1928.
Ch. R. Darwin, On the Origin of Species by Means of Natural Se-
lection, London 1858; wyd. niemieckie: Die Entstehung der Ar-
ten durch naturliche Zuchtwahl, Leipzig 1859 [O powstawaniu
gatunków drogą doboru naturalnego czyli o utrzymaniu się do
skonałych ras w walce o byt, Warszawa 1955].
J. L. Despert, A Method for the Study of Personality Reactions in
Preschool Age Children by Means of Analysis of their Play,
Journal of Psychology , t. 9, 1940.
217
K. Ellis, Review of Robert Briffault, The Mothers, Birth Control
Review , wrzesień 1928, oraz Views and Reviews , 2. seria.
F. Engels, Der Ursprung der Familie, des Privateigentums und
des Staats. Im Anschlufi an Lewis H. Morgan s Forschungen,
w: Karl Mant und Friedrich Engels, Werke (MEW), tom 21,
Berlin 1962, [Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i pań
stwa. W zwiÄ…zku z badaniami Lewisa H. Morgana, Warszawa
1977],
Ch. Fourier, Die Frau und der Sozialismus, 1878.
S. Freud, The Standard Edition of the Complete Psychological
Works of Sigmund Freud (S.E.) tomy 1-24, London 1953-
-1974.
, The Interpretation of Dreams, (S.E.) tomy 4-5 [Objaśnienie
marzeń sennych, Warszawa 1996].
, The Dissolution of the Oedipus Complex, (S.E.) tom 19.
, Civilization and its Discontent, (S.E.) tom 21 [Kultura jako
zródło cierpień, Warszawa 1995].
E. Fromm, The Method and Function of an Analytic Social Psy-
chology, w: E. Fromm, The Crisis of Psychoanalysis, New York
1970 [Metoda i funkcja analitycznej psychologii społecznej, w:
E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, Poznań 1995].
, Psychoanalytic Characterology and Its Relevance for Social
Psychology, w: E. Fromm, The Crisis of Psychoanalysis, 1970
[Charakterologia psychoanalityczna i jej znaczenie dla psy
chologii społecznej, w: E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, Po
znań 1995].
, Robert Briffaults Werk iiber das Mutterrecht, Zeitschrift fur
Sozialforschung , Paris, t. II (1933) [Robert Briffault o ma
triarchacie, w niniejszym tomie].
, The Theory of Mother Right and Its Relevance for Social Psy
chology, w: E. Fromm, The Crisis of Psychoanalysis, [Teoria
prawa macierzystego i jej związek z psychologią społeczną, w:
E. Fromm, Kryzys psychoanalizy, Poznań 1995].
, Sozialpsychologischer Teil, w: M. Horkheimer (red.), Schriften
des Instituts fur Sozialforschung, t. V: Studien iiber Autoritat
und Familie. Forschungsberichte aus dem Institut fur Sozial
forschung, Paris 1936.
, Escape from Freedom, New York 1941 [Ucieczka od wolności,
Warszawa 1970],
, Sex and Character, Psychiatry. Journal for the Study of In-
terpersonal Process , Washington, t. 6, 1943 [Płeć i charak
ter, w niniejszym tomie].
218
, Man for Himself, New York 1947 [Niech się stanie człowiek.
Z psychologii etyki, Warszawa 1994].
Wrocław
, The Oedipus Complex and the Oedipus Myth, w: R. N. An-
shen (red.), The Family: Its Functions and Destiny, New York
1949.
, The Forgotten Language, New York 1951 [Zapomniany język.
Wstęp do rozumienia snów, baśni i mitów, Warszawa 1972].
, Man - Woman, w: M. M. Hughes (red.), The People in Your
Life: Psychiatry and Personal Relations, New York 1951 [Męż
czyzna - kobieta, w niniejszym tomie].
, The Heart ofMan. Its Genius for Good and Evil, New York 1964
[Serce człowieka. Jego niezwykła zdolność do dobra i zła,
Warszawa 1996].
F. Fromm-Reichmann, Notes on the Mother Role in the Family
Group, Bulletin of the Menninger Clinic , t. 4, 1940.
M. Ginsberg, Review of Robert Briffault, The Mothers, The Na-
tion and the Atheneum , 20 VIII 1927.
A. Goldenweiser, Reuiew of Robert Briffault, The Mothers, The
Nation , New York, 20 VII 1928.
M. Horkheimer, Egoismus und Freiheitsbewegung, Zeitschrift
fur Sozialforschung , t. 5, 1936.
K. Horney, Die Angst vor der Frau, Internationale Zeitschrift
fur Psychoanalyse , Wien-Leipzig, t. 13, 1932 [Lęk przed ko
bietą, w: K. Horney, Psychologia kobiety, Poznań 1997],
, The Neurotic Personality of Our Time, New York 1937 [Neuro
tyczna osobowość naszych czasów, Warszawa 1976, Poznań 1993].
, New Ways in Psychoanalysis, New York 1939 [Nowe drogi
w psychoanalizie, Warszawa 1987].
W. James, Principles of Psychology, 2 t., New York 1893.
E. Jones, The Life and Work ofSigmund Freud, 1.1, New York 1953.
I. Kant, Die Religion innerhalb der Grenzen der blofien Vernunft,
w: Immanuel Kants Werke, t. VI, Berlin 1907; wyd. angiel
skie .Religion Within the Limits ofReason Alone, Chicago 1934
[Religia w obrębie samego rozumu, Kraków 1993],
, Der Rechtslehre Zweiter Teil. Das óffentliche Recht, w: Imma
nuel Kants Werke, t. VI, Berlin 1907.
, Kritik der praktischen Vernunft, w: Immanuel Kants Werke,
t. V, Berlin 1908; wyd. angielskie: Kant s CritiÄ…ue of Practical
Reason and Other Works on the Theory of Ethics, London-New
York 1909 [Krytyka praktycznego rozumu, Warszawa 1972].
, Grundlagen zur Metaphysick der Sitten, Lepzig 1993 [ Uzasa
dnienie metafizyki moralności, Warszawa 1986]
219
C. von Kelles-Krauz, J. J. Bachofen, w: H.-J. Heinrichs (red.),
Materialien zu Bachofens Das Mutterrecht , Frankfurt a. M.
1975; pierwodruk: J. J. Bachofen (1861-1901). Aus den Stu-
dien iiber die Quellen des Marxismus, referat na Universite
Nouvelle w Brukseli, Die Neue Zeit. Revue des geistigen und
óffentlichen Lebens , Stuttgart, nr 15, rocznik XX,
t. I, 1901-1902.
J. B. Kraus, Scholastikj~Puritanismus und Kapitalismus, Miin-
chen 1930.
P. Kluckhohn, Die Auffassung der Liebe in der Literatur des 18.
Jahrhunderts und in der Romantik, Halle 1931.
J. Langdon-Davies, Reuieui ofRobert Briffault, The Mothers, The
Herald Tribune , New York, 18 IX 1927.
D. M. Levy, Studies in Sibling Rivalry, t. V, New York 1937.
A. M. Ludovici, Review ofRobert Briffault, The Mothers, English
Review , listopad 1927.
R. S. Lynd, Knouiledge for What, Princeton 1939.
B. Malinowski, Review of Robert Briffault, The Mothers, States-
man , wrzesień 1927.
K. Marx, Karl Marx und Friedrich Engels, Historisch-kritische
Gesamtausgabe (MEGA). Werke-Schriften-Briefe, w: Samt-
liche Werke und Schriften mit Ausnahme des Kapitał, zit. I,
1-6, Berlin 1932.
K. Marx, F. Engels, Werke (MEW), Berlin:
i Zur Kritik der Politischen Okonomie, w: MEW, 1.13, Berlin 1961
[Przyczynek do krytyki ekonomii politycznej, Warszawa 1953].
, Der Ursprung der Familie, des Privateigentums und des
Staats. Im Anschlufl an Lewis H. Morgan s Forschungen. w:
MEW, t. 21, [Pochodzenie rodziny, własności prywatnej i pań
stwa. W zwiÄ…zku z badaniami Lewisa H. Morgana, Warszawa
1953],
L. H. Morgan, Systems of Cosanguinity and Affinity of the Hu
mań Family, Washington 1870.
, Ancient Society. Or Researches in the Lines of Humań Pro
gress from Sauagery Through Barbarism to Civilization, New
York 1977 [Społeczeństwo pierwotne, czyli Badanie kolei ludz
kiego postępu od dzikości przez barbarzyństwo do cywilizacji,
Warszawa 1887].
F. Nietzsche, Gótzen-Dammerung, w: Nietzches Werke, t. VIII,
Leipzig 1906; wyd. angielskie: The Twilight of Idols, Edin-
burgh 1911 [Zmierzch bożyszcz, Warszawa 1905-1906],
220
, Also sprach. Zarathustra, w: Nietzsches Werke, t. VI, 1, Leip
zig 1910; wyd. angielskie: Thus Spoke Zarathustra, New York
[Tako rzecze Zaratustra, Warszawa 1908].
, Zur Genealogie der Morał, w: Nietzches Werke, t. VII, Leipzig
1910 [Z genealogii moralności, Warszawa 1908].
, Der Wille zur Macht, w: Nietzches Werke, t. XV i XVI, Leipzig
1911; wyd. angielskie: The Will to Power, 2 tomy, Edinburgh-
-London 1910 [Wola mocy, Warszawa 1910-1911].
, Ecce Homo, w: Nietzches Werke, t. XV, Leipzig 1911; wyd. an
gielskie: Ecce Homo, New York 1911 [Ecce Homo, Kraków
1996],
, Nietzsches Werke, Nachla/S, Leipzig.
R. Pascal, The Social Basis of the German Reformation. Martin
Luther and His Times, London 1933.
W. Reich, Charakteranalyse. Technik und Grundlagen, Wien 1933.
A. Robeson (Brown), The Portrait of a Banker: James Stillmann,
New York 1927.
B. de Spinoza, DieEthik, Hamburg 1976 [Etyka, Warszawa 1954].
M. Stirner, Der Einzige und sein Eigentum, Leipzig 1893; wyd.
angielskie: The Ego and His Own, London 1912 [M. Stirner,
Jedyny i jego własność, Warszawa 1995].
H. S. Sullivan, Conceptions of Modern Psychiatry. The First Wil
liam Alanson White Memoriał Lectures, Psychiatry , Washing
ton, t. 3, 1940.
R. H. Tawney, Religion and the Rise of Capitalism, London 1926;
wyd. niemieckie: Religion und Fruhkapitalismus. Eine histo-
rische Studie, Berlin 1946 [Religia a powstanie kapitalizmu,
Warszawa 1963].
C. Thompson, What is Penis Envy?, Proceedings of the Associa-
tion for the Advancement of Psychoanalysis , Boston Meetings
1942.
A. Ungnad, Die Religion der Babylonier und Assyrer, Jena 1921.
M. Weber, Die protestantische Ethik und der Geist des Kapitali-
smus, w: Gesammelte Aufsatze zur Religionssoziologie, t. 1,
Tiibingen 1920; wyd. angielskie: The Protestant Ethic and the
Spirit of Capitalism, London 1930 [Etyka protestancka a duch
kapitalizmu, Lublin 1994].
O. Weininger, Geschlecht und Charakter, Wien 1903 [Płeć i cha
rakter, Warszawa 1994].
Wykaz zródeł
1. Bachofena odkrycie matriarchatu
Bachofen s Discovery of the Mother Right. Nie publikowany
maszynopis z lat pięćdziesiÄ…tych. © 1994 by the Estate of
Erich Fromm.
2. Teoria matriarchatu i jej znaczenie dla psychologii społecznej
The Theory of Mother Right and Its Relevance for Social Psy-
chology (1934). Niemiecki pierwodruk: Zeitschrift fur Sozial
forschung , Paris 1934, 3, ss. 196-227. Pierwsze wydanie an
gielskie: E. Fromm, The Crisis of Psychoanalysis. Essays on
Freud, Marx and Social Psychology, New York 1970, ss. 106-
-134. © 1934 by Erich Fromm [wyd. polskie Kryzys psychoa
nalizy, Poznań 19951.
3. Męskie stworzenie świata
Die mannliche Schópfung. Nie publikowany maszynopis sprzed
1933 r. © 1994 by the Estate of Erich Fromm.
4. Robert Briffault o matriarchacie
Robert Briffaults Werks iiber das Mutterrecht, Paris 1933.
Pierwodruk: Zeitschrift fur Sozialforschung . Paris 1933, 2,
ss. 382-387. © 1934 by Erich Fromm.
5. Dzisiejsze znaczenie teorii matriarchatu
The Significance ofthe Theory ofMother Right for Today (1970).
Pierwodruk: E. Fromm, The Crisis of Psychoanalysis. Essays
on Freud, Marx and Social Psychology, New York 1970,
ss. 100-105. © 1970 by Erich Fromm [wyd. polskie Kryzys
psychoanalizy, Poznań 1995].
6. Płeć i charakter
Sex and Character (1943). Pierwodruk: Psychiatry. Journal
for the Study of Interpersonal Process , Washington t. 6
(1943), ss. 21-31. Poszerzona wersja obu artykułów: The Fa
mily: Its Functions and Destiny, R. N. Anshen (red.), New
York 1949, ss. 375-392. © 1943 i 1949 by Erich Fromm.
222
7. Mężczyzna - kobieta
Man - Woman (1951). Wykład z 1949. Pierwodruk: The People
in Your Life: Psychiatry and Personal Relations, M. M. Hu
ghes (red.), New York 1951, ss. 3-27. © 1951 by Erich Fromm.
8. Seksualizm i charakter
Sexuality and Character (1948). Po raz pierwszy opubliko
wane pod tytułem Sex and Character: The Kinsey Report
Viewed from the Standpoint of Psychoanalysis, w: About the
Kinsey Report, D. P. Geddes i E. Curie (red.), New York 1948,
ss. 301-311. © 1948 by Erich Fromm.
9. Zmiana w pojmowaniu homoseksualizmu
Changing Concepts of Homosexuality (1940). Nie publikowa
ny maszynopis z okoÅ‚o 1940 r. © 1994 by the Estate of Erich
Fromm.
10. Egoizm a miłość własna
Selfishness and Self-Love (1967). Pierwodruk: Psychiatry.
Journal for the Study of Interpersonal Process , Washington
1939, 2, ss. 507-523. © 1939 by Erich Fromm.
11. Czy nadal kochamy życie?
Do We Still Love Life? (1967). Odczyt opublikowany w: Mc-
Calls , 94, New York 1967, ss. 57 oraz 108-110. © 1967 by
Erich Fromm.
Spis treści
SÅ‚owo od wydawcy n iem ieck iego......................................................... 5
Część I
M atriarchat a m ęskie stw orzen ie ś w i a t a ................................. 13
1. Bachofena odkrycie matriarchatu (1 9 5 5 )...................................... 15
2. Teoria matriarchatu i jej znaczenie dla psychologii społecznej
(1934) ............................................................................................... 29
3. Męskie stworzenie świata (1 9 3 3 ).................................................... 57
4. Robert Briffault o matriarchacie (1933) ....................................... 84
5. Dzisiejsze znaczenie teorii matriarchatu ( 1 9 7 0 ) ........................ 92
Część II
R óżnice p łci a c h a r a k te r .................................................................. 99
6. Płeć i charakter (194 3 )....................................................................... 101
7. Mężczyzna - kobieta (1 9 5 1 ).............................................................. 124
Część III
P łeć a s e k s u a liz m ................................................................................. 139
8. Seksualizm i charakter (1 9 4 8 )......................................................... 141
9. Zmiana w pojmowaniu homoseksualizmu (1 9 4 0 )........................ 153
Część IV
C harakter społeczn y a m iło ś ć ......................................................... 167
10. Egoizm a miłość własna ( 1 9 3 9 ) .................................................... 169
11. Czy nadal kochamy życie? ( 1 9 6 7 ) ............................................... 203
B ibliografia...............................................................................................217
Wykaz z r ó d e ł .......................................................................................... 222
BIBLIOTEKA NOWEJ MYÅšLI
Erich Fromm (1900-1980) jest uznawany za jednego
z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych myślicieli
XX wieku. Stworzył własny system zwany psychoanalizą
humanistyczną, do którego wprowadził problematykę
społeczną. Spośród jego prac REBIS wydał m.in.: Mieć
czy być?, Kryzys psychoanalizy, Anatom ię ludzkiej
destrukcyjności.
Miłość, płeć i matriarchat to zbiór artykułów i odczy
tów poświęconych, najogólniej ujmując, kwestii płci.
Fromm rozważa tu zagadnienia funkcjonalizacji różnic
między płcią męską i żeńską, jej wpływ na przeżywanie
tożsamości indywidualnej i współżycie ludzi. Rozważa
kwestię związku między płcią a charakterem człowieka,
odnosi siÄ™ do zagadnienia homoseksualizmu oraz ana
lizuje wpływ matriarchalnych i patriarchalnych struktur
społecznych na związki między obiema płciami.
Fromm głosił: Nie sposób zrozumieć ani psychologii
kobiety, ani psychologii mężczyzny, jeśli się nie pamię
ta, że od mniej więcej sześciu tysięcy lat pomiędzy obie
ma płciami panuje stan wojny".
ISBN-83-71 2 0- 7 09 -3
®>
REBIS
9 7 8 8 3 7 1 2 0 7 0 9 9 Cena 23 zł
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
Fromm Erich Mieć czy ByćFromm Erich Mieć czy być (2)Fromm Erich Pedagogika radykalnego humanizmuFromm, Erich Miec czy bycErich Fromm Agresja złośliwa Nekrofiliasurma robert erich fromm streszczenie pogladowErich Fromm Pedagogika radykalnego humanizmuwięcej podobnych podstron