DR MED. HARRY M. TIEBOUT Greenwich, Connecticut

MECHANIZM TERAPEUTYCZNY WE WSPÓLNOCIE ANONIMOWYCH

ALKOHOLIKÓW 1

(Przedrukowano za zgodą z American Journal of Psychiatry, styczeń 1944 r. Jest to

pierwszy artykuł dr Harry'ego na temat Anonimowych Alkoholików. Trzy świeŜsze

publikacje wymienione są na zakończenie niniejszego.)

Anonimowi Alkoholicy to nazwa stosowana w odniesieniu do grupy eksalkoholików,

którzy, dzięki uczestnictwu w programie terapii zawierającym elementy zdecydowanie

religijne, skutecznie zwalczyli swój alkoholizm. Grupa ta wywodzi się z wysiłków jednego

człowieka, pana „X", który w roku 1934 znalazł rozwiązanie swych kłopotów z

alkoholizmem dzięki osobistemu doświadczeniu religijnemu. Doświadczenie to był on w

stanie przełoŜyć na słowa znaczące dla innych. Od tego czasu wielu alkoholików odzyskało

trzeźwość stosując to podejście.

Praca Anonimowych Alkoholików ma trojaki aspekt. Po pierwsze, grupa odbywa

cotygodniowe spotkania, na których relacjonuje się doświadczenia i dyskutuje o

trudnościach. Po drugie, wszystkich łania się do przeczytania ksiąŜki, Anonimowi Alkoholicy,

zawierającej ich podstawowe zasady, która musi być przeczytana, o ile nowy uczestnik ma

uzyskać jakiekolwiek zrozumienie dla ich programu. Po trzecie, członkowie pracują z

nowicjuszami świeŜo przytaczającymi się do grupy. Pomaganie innym jest sytuacją

obustronnie korzystną, gdyŜ nie tylko pomaga nowicjuszowi w jego pierwszych próbach,

lecz takŜe wspiera pomagającego, który ze swej pracy uzyskuje dla siebie coś, co jest

zasadnicze dla dalszego zachowania trzeźwości.

Statystyki w nowojorskim biurze wspólnoty mówią, co następuje:

5 osób powróciło do zdrowia do końca pierwszego roku.

15 osób powróciło do zdrowia do końca drugiego roku.

40 osób powróciło do zdrowia do końca trzeciego roku.

100 osób powróciło do zdrowia do końca czwartego roku.

400 osób powróciło do zdrowia do końca piątego roku.

2000 osób powróciło do zdrowia do końca szóstego roku.

8000 osób powróciło do zdrowia do końca siódmego roku.

Anonimowi Alkoholicy szacują efektywność zdrowienia na 75% tych, którzy

rzeczywiście stosują ich metody. Ta liczba w połączeniu z Ŝywiołowym wzrostem budzi

uznanie i domaga się wyjaśnień. W pełni doceniając korzyści wynikające z faktu istnienia

wspólnoty, z pomocy, jaką kaŜdy uczestnik uzyskuje ze swej pracy na rzecz nowo

przybyłych oraz z ogólnej atmosfery nadziei i zachęty, która promieniuje z kaŜdej osoby

przechodzącej udaną terapię, uwaŜam je wszystkie za dodatkowe wobec głównej siły: religii,

co stanowi prawdę, która - mam nadzieję - stanie się oczywista w końcu tego artykułu i z

której zdałem sobie sprawę podczas wielu długich rozmów z panem „X".

Mój pierwszy kontakt z grupą nastąpił za pośrednictwem mojej 34-letniej pacjentki, od

wielu miesięcy pozostającej wówczas pod moją opieką w Blythewood. Przez wiele lat była

ona chroniczną alkoholiczką i mimo wybitnej inteligencji, pozycji. rodzinnej i

wcześniejszych sukcesów, praktycznie stoczyła się do rynsztoka po okresie nieustających

niepowodzeń, wskutek których została prawie bez grosza. ChociaŜ Ŝaden inny znany mi

pacjent nie usiłował wydobrzeć z większą desperacją ani teŜ z większym przekonaniem

przyswoić sobie program zdrowienia niŜ ona, rezultaty były niezadowalające. Wreszcie stało

się oczywiste, Ŝe ma ona taką strukturę osobowości, iŜ mimo największych moich - i jej

samej - wysiłków struktura ta nie dawała się odmienić i nie pozwalało to odejść mojej

pacjentce od kieliszka. Pewnego dnia wpadł mi w ręce egzemplarz Anonimowych

Alkoholików, wciąŜ jeszcze w wersji powielaczowej. Przeczytałem tę ksiąŜkę i znalazłem w

niej w kaŜdym szczególe dokładny opis problemu charakterologicznego, z którym

spotykałem się u mojej pacjentki. Próbując nią wstrząsnąć, dałem jej tę ksiąŜkę do

przeczytania. Ku memu zdziwieniu lektura zrobiła na niej tak wielkie wraŜenie, Ŝe postarała

się, dostać się na mityng Anonimowych Alkoholików i w krótkim czasie stała się aktywnym i

osiągającym sukcesy uczestnikiem grupy. Jeszcze dziwniejsze było dla mnie odkrycie, Ŝe w

miarę przyswajania sobie programu struktura osobowości tej pacjentki, która dotychczas

uniemoŜliwiała jakąkolwiek pomoc, rozmyła się i została zastąpiona przez inną, pozwalającą

jej zachowywać abstynencję.

Coś wydarzyło się pod samym moim nosem - co do tego nie mogło być Ŝadnych

wątpliwości - i nie dawało się zbyć wykrętem, Ŝe to czysty przypadek. Stanąłem przed

domagającym się odpowiedzi pytaniem: co właściwie się stało? Odpowiedziałem na nie, Ŝe

pacjentka przeŜyła religijne, czy teŜ duchowe doświadczenie. Ta odpowiedź nie była jednak

dla mnie szczególnie przejrzysta i dopiero o wiele później zrozumiałem jej prawdziwy sens.

Zanim spróbuję wyjaśnić, jak rozwinęło sic, dalej moje zrozumienie znaczenia czynnika

religijnego, muszę wpierw omówić strukturę osobowości, która uległa rozmyciu. Pomimo

wielu doniesień stwierdzających coś dokładnie przeciwnego, rośnie przekonanie, Ŝe

alkoholicy - poza tymi, którzy dodatkowo cierpią na wyraźną chorobę psychiczną - mają

pewne cechy dla wszystkich wspólne. Dla tak zwanego typowego alkoholika cechą

charakterystyczną jest narcystyczna, egocentryczna struktura osobowości zdominowana

przez poczucie wszechmocy oraz chęć utrzymania swej wewnętrznej integralności za kaŜdą

cenę. ChociaŜ te cechy odnajduje się takŜe i w innych nieprzystosowaniach, pojawiają się

one w postaci stosunkowo czystej w kaŜdym alkoholiku. Po rozwaŜnym, starannym

zbadaniu wielu przypadków Sillman doniósł niedawno, Ŝe uwaŜa, iŜ jest w stanie nakreślić

profil wspólnej struktury charakteru u osób mających kłopoty z piciem, a najlepszymi

określeniami, jakie mógł on znaleźć dla owej grupy cech były „oporny indywidualizm" oraz

„wygórowane mniemanie o sobie". W moim przekonaniu określenia te zostały wybrane

właściwie. Alkoholik nie moŜe wewnętrznie ścierpieć podporządkowania innemu

człowiekowi lub Bogu. On sam, on alkoholik, jest i musi pozostać panem swego

przeznaczenia. Będzie zaciekle, do upadłego, walczyć, aby ten stan zachować.

ZauwaŜając stałą mniej więcej obecność owych cech osobowości łatwo jest spostrzec,

czemu osoba je posiadająca odczuwa trudności próbując zaakceptować Boga i religię.

Religia, przez swoje wymaganie, aby człowiek przyjął do wiadomości istnienie Boga,

stanowi wyzwanie dla samej natury alkoholika. Z drugiej jednak strony - i to jest rzecz w

moim artykule kluczowa - jeŜeli alkoholik jest w stanie zdobyć się na prawdziwą akceptację

Siły Większej niŜ on, to przez sam ten krok odmienia - przynajmniej czasowo, a być moŜe,

trwale - swoją najgłębszą strukturę wewnętrzną i, jeśli dokonuje tego bez urazy i walki,

wówczas nie jest juŜ typowym alkoholikiem. Jest rzeczą przedziwną, Ŝe jeśli tylko alkoholik

jest w stanie utrzymać to wewnętrzne poczucie akceptacji, to moŜe on pozostać - i pozostanie

- trzeźwy aŜ do końca swojego Ŝycia. W opinii swych przyjaciół i rodziny odkrył on religię!

Według psychiatrów, odkrył środek samohipnozy, czy coś w tym rodzaju. NiezaleŜnie od

tego, co faktycznie wydarzyło się wewnątrz alkoholika, moŜe on teraz zachować trzeźwość.

Tak uwaŜa Wspólnota Anonimowych Alkoholików i wierzę, Ŝe pogląd ten opiera się na

faktach.

Wróćmy teraz do mojej pacjentki, którą muszę opisać po jej doświadczeniu ze Wspólnotą

Anonimowych Alkoholików. W swoim stanie pierwotnym odpowiadała ona idealnie

podanemu wyŜej opisowi alkoholowej struktury osobowości. Kiedy program Anonimowych

Alkoholików zaczął na nią oddziaływać, zmiany w jej osobowości stały się uderzające?

Agresja wydatnie zmniejszyła się, poczucie bycia ze światem na noŜe zanikło, a wraz z nim

zanikła skłonność do podawania w wątpliwość motywów i nastawień innych ludzi. Poczucie

pozostawania w pokoju oraz spokój wewnętrzny pojawiły się wraz ze zmniejszaniem się

wewnętrznego napięcia; wreszcie - rysy jej twarzy nabrały miękkości, stając się bardziej

łagodne i przyjazne. To twarde wnętrze uległo zmianie, zmianie dostatecznej, aby pacjentka

była zdolna zachowywać trzeźwość juŜ od pięciu lat.

JakaŜ była natura doświadczenia, które poruszyło mą pacjentką, kiedy dołączyła do

Anonimowych Alkoholików? Odpowiedź brzmi, Ŝe przebudził się w niej jakiś rodzaj siły

religijnej lub duchowej. Pan „X" mówi, Ŝe uzyskanie przez grupę powodzenia w kontakcie z

jakimkolwiek alkoholikiem zaleŜy od stopnia, w jakim ów delikwent dozna nawrócenia czy

teŜ przebudzenia duchowego. Jego własne doświadczenie w tym zakresie było z gatunku

przemoŜnych i wstrząsających, przenosząc go z głębi depresji aŜ na wyŜyny ekstatycznej

radości i szczęścia, na których przebywał przez kilka godzin. Ten stan przeszedł następnie w

poczucie głębokiego wewnętrznego spokoju, pogody ducha i pełnego przekonania, Ŝe oto

został on uwolniony z jarzma alkoholicznego nałogu. UwaŜa on, Ŝe około 10% nowicjuszy

wstępuje do Wspólnoty Anonimowych Alkoholików będąc stymulowanymi przez siłę

tkwiącą w takim przeŜyciu. Pozostałe 90% tych, którzy zachowują abstynencję, uzyskuje ten

sam rezultat rozwijając duchową stronę swej osobowości wolniej, znacznie bardziej

stopniowo, przez przedsiębranie róŜnych kroków, które są w programie AA opisane. Z

doświadczeń Anonimowych Alkoholików widać, Ŝe szybkość osiągania stanu przebudzenia

duchowego nie jest Ŝadnym kryterium ani głębi ani teŜ trwałości procesu powrotu do

zdrowia. Jednak ta przemiana religijna, jakkolwiek mała byłaby początkowo, jest tym, co

faktycznie rozpoczyna proces; program zaś dopomaga doprowadzić ten proces do

szczęśliwego końca.

Czym jest, więc przebudzenie duchowe? Raz jeszcze osobiste doświadczenie pana „X" dostarcza potrzebnej

informacji. Będąc trzydziestoparoletnim człowiekiem wielkiej energii, przedsiębiorczości i talentu, znalazł się

jednak w sytuacji kompletnie pokonanego przez pijaństwo. Przez ponad pięć lat bez powodzenia opierał się

procesowi rozkładu, który toczył się w jego osobowości. Na dwa tygodnie przed swoim ostatnim pobytem w

szpitalu odwiedził go dawny kompan alkoholik, który odzyskał trzeźwość przez buchmanizm1 Pan „X" usiłował

daremnie skorzystać z nauk swego przyjaciela i wreszcie zdecydował się, odzyskać trzeźwość w znanym

ośrodku odwykowym, gdzie byłby w stanie oczyścić swój mózg z alkoholu i uzyskać w ten sposób szansę

wypróbowania pomysłów swego przyjaciela wtedy, gdy jego własny organizm będzie juŜ uwolniony z obciąŜeń

alkoholu. Był wówczas zdesperowany, pogrąŜony w depresji i całkowicie przegrany. Gotów był spróbować

kaŜdego sposobu, gdyŜ dobrze wiedział, Ŝe alternatywą było dla niego tylko zamknięcie na zawsze w szpitalu

stanowym i Ŝycie w stanie trwałego obłędu. Wieczorem, pierwszego dnia po przyjęciu do szpitala, odwiedził go

znów jego przyjaciel, który jeszcze raz powtórzył mu zasady, które jemu samemu przywróciły zdrowie. Po jego

wyjściu pan „X" popadł w jeszcze głębszą depresję, którą opisał jako „poczucie głębokiej melancholii i

całkowitej beznadziejności". Nagle, w tej męce duchowej, zawołał na głos: Jeśli Bóg istnieje, to niech się teraz

pokaŜe!" Właśnie od tego wezwania rozpoczęło się jego przeŜycie duchowe. Zwraca on uwagę - i uwaŜam, Ŝe

słusznie - na to, Ŝe dopiero gdy stał się on absolutnie pokorny, dopiero wówczas otwarła się przed nim

moŜliwość zwrócenia się do Boga o pomoc, co teŜ nastąpiło.

Innymi słowy, w świetle własnego doświadczenia, pana „X", przebudzenie religijne, czy teŜ duchowe, jest

aktem rezygnacji z własnej wszechmocy. Ta oporna, buntownicza natura nie buntuje się juŜ dłuŜej, lecz

przyjmuje pomoc, kierunek i sterowanie z zewnątrz. I właśnie wtedy, gdy człowiek ów wyrzeka się swych

negatywnych, pełnych agresji uczuć wobec siebie i wobec Ŝycia, wówczas zostaje wręcz przepełniony

uczuciami całkowicie pozytywnymi, takimi jak miłość, przyjaźń, pokój wewnętrzny i wszechogarniające

zadowolenie, a wiec jest stanem będącym dokładnie antytezą poprzedniego wzburzenia i irytacji. Właściwością

zaś o kardynalnym znaczeniu jest to, Ŝe w tym nowym stanie umysłu ów człowiek łownie nie odczuwa juŜ

"pociągu do picia".

Jeszcze bardziej w ten fenomen przemiany duchowej pozwolił mi wniknąć kontakt z innym pacjentem,

1 (przyp. tłumacza) Dr Frank Buchman był załoŜycielem ruchu grup oksfordzkichh i to za jego śladem

poszedł dr Sam Shoemaker, od którego z kolei Wspólnota AA przejęła idee duchowe dla swojego

programu, za dodatkowym pośrednictwem Ebby'ego T., który jest tu wzmiankowany jako „kompan

alkoholik" pana „X", czyli Billa. Por. Pass It 0n. The Story of Bill Wilson and How the A.A. Message

Reached the World, Alcoholics Anonymous World Services, New York, N.Y., 1984, s.127.

którego przypadek chciałbym teraz przytoczyć. Jest to męŜczyzna niewiele po czterdziestce. Pochodząc z

zamoŜnej rodziny i będąc najmłodszym Z wielu dzieci, był on rozpieszczonym dzieckiem neurotycznej i

hipochondrycznej matki. Zaczął się w okresie późnego dojrzewania. Prawie natychmiast nauczył się polegać

na wódce po to, aby móc sprostać róŜnym sytuacjom interakcji społecznej i w miarę upływu lat się to

pogłębiało stając się zarazem coraz bardziej widoczne. Wreszcie, po pewnej dłuŜszej popijawie, został

przywieziony do Blythewood.

Okazał się pacjentem nadzwyczaj dobrze reagującym, bez trudności przyznającym się do

swej skłonności do alkoholu i szybko zainteresowanym Anonimowymi Alkoholikami. Po

spędzeniu w szpitalu około miesiąca opuścił Blythewood przekonany, Ŝe jego trudności

zostały przezwycięŜone. JednakŜe w bardzo krótkim czasie znów zaczął pociągać, cztery

miesiące zaś później powrócił do szpitala po kilku tygodniach nieprzerwanego pijaństwa. I

znowu okazał tę samą responsywność w wywiadach, jednak teraz juŜ stało się całkowicie

jasne, Ŝe prawdziwa batalia pozostawała jeszcze do stoczenia, a była to ta sama bitwa, którą

musiała stoczyć wspomniana poprzednio pacjentka. Cechy, które były juŜ opisane, rozwinęły

się w przeszkodę nie do pokonania za pomocą terapii.

Podczas tygodni, w których dyskutowaliśmy te przeszkody, pacjent zaczął znów pociągać na

boku i wreszcie ruszył w jawny ciąg pijacki. Został więc znowu przywieziony do

Blythewood, aby to przerwać. Jak się to zazwyczaj z alkoholikami zdarza, w miarę jak

trzeźwiał, ogarniało go poczucie winy, zawstydzenia i głębokiej pokory. Buntownicza,

oporna osobowość została pokonana przez ekscesy kreowane przez nią samą i w tym stanie

umysłu mój pacjent był pewien, Ŝe nigdy więcej nie wypije ani kropli. JednakŜe juŜ w

trzecim dniu swej kuracji powiadomił mnie podczas wywiadu, ze trzeba abym „coś z tym

zrobił". Kiedy go zapytałem, czym jest owo „to", o którym myśli, odpowiedział: „Moje stare

uczucie znów powraca; dosłownie czuję, jak się przed panem zamykam i to wszystko zaczęło

się dziać właśnie przed chwilą". Obojętność wobec swej przypadłości, agresywna pewność

siebie, kompletny brak jakiejkolwiek prawdziwej pokory i poczucia winy, wszystkie te cechy

charakteru, które zaczął identyfikować ze stanem umysłu prowadzącym do butelki,

powracały przepełniając jego uczucia i jego myśli. Było to prawie dokładnie tym samym, co

czuł kończąc pijacki ciąg. Zdawał sobie sprawę z tego, Ŝe jeśli te powracające uczucia wezmą

znów nad nim górę, to prędzej czy później trafi znów w alkoholowy ciąg. Zrozumiał, Ŝe w

jakiś sposób musi utrzymać postawę, którą miał, gdy juŜ z poprzedniego ciągu wyszedł.

Następnego dnia zaczął wywiad stwierdzeniem: „doktorze, teraz juŜ wiem, co to jest".

Zrelacjonował mi swoje przeŜycia z ostatniej nocy. Z braku lepszego terminu nazwę to

przeŜycie „przebudzeniem psychologicznym". To, co mu się wydarzyło, było nagłym

zrozumieniem siebie jako osoby. Zdarzyło się to około jedenastej w nocy i leŜał on w łóŜku

nie zmruŜywszy oka aŜ do czwartej nad ranem, przymierzając nowo uzyskaną wnikliwość i

zrozumienie do swojej wiedzy o sobie samym.

Niełatwo j est odtworzyć zdarzenia z owych pięciu godzin, niemniej złoŜyły się one na

przemoŜne doświadczenie w Ŝyciu tego pacjenta, które pozwoliło mu na prawdziwe

zrozumienie siebie jako alkoholika. Co więcej, po raz pierwszy w Ŝyciu zdołał siebie samego

zobaczyć takim, jakim zawsze był, a w dodatku poczuć, jakiego rodzaju osobą musi się stać

po to, aby mógł zachować trzeźwość. Bez zdania sobie z tego sprawy, kiedy się to wszystko

działo, jego kompletnie egocentryczny, subiektywny punkt widzenia zmienił sic, na

obiektywne, dojrzałe zrozumienie siebie samego i swojego stosunku do Ŝycia.

Patrząc wstecz jest rzeczą oczywistą, Ŝe pacjent zdał sobie sprawę ze swego zasadniczego

egocentryzmu. Po raz pierwszy zdolny był przeniknąć poza fasadę swoich racjonalizacji i

mechanizmów obronnych i zobaczyć, Ŝe dotychczas zawsze stawili siebie samego na

pierwszym miejscu. Był praktycznie nieświadomy istnienia innych osób z wyjątkiem tego w

nich, co miało wpływ na niego samego. Myś1, ze te osoby mogą mieć równieŜ nie związane

z nim Ŝycie, podobne a jednak oddzielne od jego egzystencji, nigdy na serio nie zagościła w

jego umyśle. Teraz zaś nie czul się juŜ duŜej tą wszechmogącą istotą, która patrzyła na świat

tylko w relacji do siebie. Zamiast tego był w stanie zobaczyć siebie w relacji do świata i mógł

zdać sobie sprawę z tego, Ŝe jest tylko mata cząstką świata zaludnionego bardzo wieloma

takimi jednostkami. Mógł wreszcie zacząć dzielić Ŝycie z innymi. Nie miał juŜ tej potrzeby

dominacji ani tez potrzeby walki, aby tę dominację utrzymać. Mógł się odpręŜyć i zacząć

brać sprawy takimi, jakimi są.

Jego nowe nastawienie daje się najlepiej opisać własnymi słowami tego pacjenta. Oto jak

sam je wyraził: „No cóŜ, doktorze, czy pan wie, ze przez cale moje Ŝycie byłem oszustem i

nawet o tym nie wiedziałem? Zwykłem był myśleć, ze interesuję się innymi ludźmi, ale

wcale tak nie było. Na przykład, nie łem się moją matką jako osobą chorą. Nie zdawałem

sobie sprawy z tego, ze moŜe ona cierpieć jako indywidualna osoba; myślałem tylko o tym,

co się stanie ze mną, gdy jej zabraknie. Ludzie zazwyczaj uwaŜali mnie za obowiązkowego

syna i nawet za przykład, a ja w to chętnie wierzyłem. Ale to zupełna nieprawda. Po prostu

chciałem ją mieć przy sobie, bo przy niej ja sam czułem się lepiej. Ona mnie nigdy nie

krytykowała i zawsze sprawiała, Ŝe sądziłem, Ŝe jestem w porządku niezaleŜnie od tego, co

naprawdę zrobiłem."

Nowe myślenie zmieniło jego dawny stosunek do ludzi. W tej sprawie zauwaŜył: „Czy pan

wie, ze zaczynam czuć się bliŜej innych ludzi? Czasem bywam w stanie o nich myśleć. I jest

mi z tym myśleniem lepiej niŜ mi było kiedykolwiek. MoŜe to dlatego, Ŝe nie uwaŜam juŜ, Ŝe

oni ze mną walczą, gdyŜ ja sam straciłem chęć do walki z nimi. Teraz uwaŜam, ze moŜe

nawet oni mnie mogą polubić."

Inne rewelacje o nim samym i jego stosunku do świata moŜna łoby przytaczać dalej,

wszakŜe byłyby one tylko dodatkowym dowodem na to, Ŝe myślenie tego pacjenta stało się

po raz pierwszy w jego Ŝyciu prawdziwie obiektywne. Ten zwrot ku obiektywizmowi

stanowi jednak tylko połowę tej historii. Związana z tym była równie uderzająca zmiana w

dominującym tonie uczuć. Słowami przypominającymi te, które wypowiedział pan „X"

relacjonując swoje przeŜycie duchowe, mój pacjent przedstawił mi swoje nowe nastawienie:

„Czuję się wspaniale, lecz wcale nie tak, jak wtedy kiedy piłem. To jest coś całkiem

odmiennego, jestem uspokojony, nie jestem podniecony i nie pragnę nigdzie uciekać. Jestem

znacznie bardziej zadowolony z tego, Ŝe znajduję się tu, gdzie jestem i nie mam zamiaru tym

się zamartwiać. Jestem odpręŜony, i czuję ze jestem w stanie radzić sobie z Ŝyciem lepiej niŜ

kiedykolwiek." I dalej ciągnął: „Mam całkiem odmienny stosunek do Boga. Nie mam juŜ nic

przeciw idei Kogoś, tam w górze, kierującego wszystkimi sprawami teraz, kiedy juŜ sam nie

czuję w sobie chęci, by nimi kierować. Prawdę mówiąc, jestem nawet zadowolony, Ŝe mogę

odczuwać istnienie Osoby NajwyŜszej, która moŜe kierować wszystkim w sposób właściwy.

Domyślam się, ze moŜe to jest właśnie czymś w rodzaju tego przeŜycia duchowego, o którym

oni wszyscy mówią. Cokolwiek to jest, mam nadzieję, ze mnie nigdy nie opuści, gdyŜ nie

odczuwałem takiego spokoju przez całe moje Ŝycie.

Przytoczoną wypowiedzią pacjent objawia inne podejście do Boga i pokazuje takŜe, iŜ

jest świadom faktu, ze, kiedy juŜ zaprzestał wysiłków, aby zachować swą indywidualność w

stanie nietkniętym, to moŜe się wreszcie odpręŜyć i cieszyć się Ŝyciem w sposób spokojny i

w pełni zadowalający. Odczucia te, tak jak zostały przez niego wyraŜone, są zdecydowanie

duchowe w swej naturze i musiał mieć rację w ocenie samego siebie, skoro był on w stanie

zachowywać abstynencję juŜ od blisko roku. Zwrot ku obiektywizmowi i odmienny ton

uczuć okazało się być tym, co było dla niego konieczne do zachowania trzeźwości. Pomimo

tego stosunkowo krótkiego jeszcze czasu pacjent czuje, Ŝe jest na o wiele pewniejszym

gruncie. Uprzednio w okresach abstynencji wciąŜ zwalczał w sobie pociąg do alkoholu.

Obecnie zachowuje prawdziwy spokój, bowiem juŜ rozumie, czego mu trzeba, by mógł za-

chować trzeźwe myślenie.

Powołałem się tutaj na ten przypadek, gdyŜ dotyczy on człowieka, który przeszedł przez

raptowną reorientację psychiczną, czego wynikiem był zupełnie nowy i róŜny od

poprzedniego styl Ŝycia oraz światopogląd. ChociaŜ ktoś moŜe powątpiewać w trwałość

owego nowego stylu, nie moŜe być jednak kwestii co do tego, Ŝe doświadczenie owo miało

miejsce.

O większym nawet znaczeniu dla niniejszego artykułu jest fakt, Ŝe mój pacjent w wyniku

swego doświadczenia uŜył tych samych słów, aby opisać swoje uczucia, co pan „X" w

wyniku swego przeŜycia religijnego oraz moja wcześniejsza pacjentka potem, gdy

oddziaływanie na nią Wspólnoty Anonimowych Alkoholików zaczęło się najpierw pojawiać,

a potem pogłębiać. Pan „X" informuje mnie, ze z dziesięciu procent tych, którzy przezywają

nagłe przebudzenie, niektórzy osiągają je w wyniku prawdziwego doświadczenia religijnego,

inni zaś w rezultacie gruntownej przemiany psychologicznej, takiej jak przydarzyła się

mojemu pacjentowi. Pozostałe 90% osiąga ten sam wynik drogą stopniową, tak jak to się

stało w przypadku opisywanej przeze mnie pacjentki. NiezaleŜnie od drogi, która

doprowadza do tego wyniku, wydaje się bezsporne, Ŝe wszystko kończy się osiągnięciem

pokoju wewnętrznego i poczucia bezpieczeństwa, które osoby te wiąŜą z duchową stroną

Ŝycia. Składowa narcystyczna osobowości zostaje pokonana - przynajmniej czasowo - i w

miejsce dotychczasowej pojawia się osoba znacznie dojrzalsza i bardziej obiektywna, która

moŜe podchodzić do sytuacji zdarzających się w Ŝyciu w sposób po, i z akceptacją, bez

potrzeby ucieczki w alkohol. Według pana „X", wszyscy uczestnicy Wspólnoty

Anonimowych Alkoholików, którzy zdołali zachować abstynencję, prędzej czy później

przechodzą taką samą przemianę osobowości. Muszą permanentnie utracić element

narcystyczny; w przeciwnym przypadku program Anonimowych Alkoholików będzie działać

tylko do czasu.

Pozwolę sobie odnotować dwa dodatkowe spostrzeŜenia. Po pierwsze, zachodzi zasadnicza

róŜnica między prawdziwymi, głębokimi uczuciami religijnymi a niewyraźną, niepewną,

sceptyczną i przeintelektualizowaną niby-wiarą, która uchodzi za uczucia religijne w

przekonaniu wielu ludzi. NiezaleŜnie od tego, jaka będzie jego ostateczna koncepcja tej Siły,

o ile alkoholik nie osiągnie z czasem poczucia realności i bliskości Siły WyŜszej, to jego

egocentryczna natura powróci w niezmniejszonym natęŜeniu i popijanie znów pojawi się na

horyzoncie. Po drugie, większość osób, które wreszcie osiągają konieczny stan ducha,

dochodzi do niego po prostu realizując program Wspólnoty Anonimowych Alkoholików i

świadomie nie doświadczając jakiegokolwiek nagłego przypływu uczuć duchowych. Zamiast

tego, dochodzą stopniowo, lecz takŜe niezawodnie, do stanu umysłu, który - po trwaniu juŜ

przez czas jakiś - moŜe zostać przez nich nagle rozpoznany jako diametralnie róŜny od tego,

który pamiętają z przeszłości. Ku swemu zdziwieniu odkrywają oni, Ŝe ich postawa i poglądy

nabrały rzeczywistego kolorytu duchowego.

Dlatego teŜ głównym wynikiem oddziaływania Wspólnoty Anonimowych Alkoholików

jest rozwiniecie w swoim podopiecznym stanu duchowego, który będzie działał jako siła

neutralizująca egocentryczne elementy osobowości tego alkoholika. Jeśli tylko i, kiedy tylko

ten stan zostanie całkowicie zespolony z nowymi wzorcami zachowań, wówczas pacjent

utrzyma abstynencję. Pan „X" twierdzi, Ŝe ów proces zespalania zabiera kilka lat i, Ŝe o ile

tylko nie widać wyraźnej zmiany w strukturze osobowości po upływie sześciu miesięcy,

wówczas strona duchowa najprawdopodobniej ulegnie znów wynurzającej się z głębi

osobowości alkoholicznej. Inaczej mówiąc, o ile impuls religijny Wspólnoty Anonimowych

Alkoholików nie spowoduje zmiany w głębiej ukrytych składowych osobowości, to ływ

programu okaŜe sic, tylko przejściowy. Jest rzeczą charakterystyczną, Ŝe ta zmiana, która jest

zmianą typową, zachodzi bez udziału pomocy psychiatrycznej; niemniej, jak zwraca uwagę

pan „X", ma ona cechy, które my psychiatrzy mamy zawsze nadzieję zobaczyć w naszych

zdrowiejących pacjentach. Sumuje on tę swoją obserwację w krótkim zdaniu: „Alkoholik

musi osiągnąć obiektywizm. i dojrzałość, w przeciwnym razie nie uda mu się zachować

trzeźwości".

Konkludując, jestem przekonany, Ŝe wartość podejścia stosowanego przez Anonimowych

Alkoholików bierze się z ich zastosowania siły religijnej czy duchowej do zaatakowania

fundamentalnego narcyzmu alkoholika. Wykorzeniając ten element, osobnik ów doświadcza

zupełnie nowych myśli oraz uczuć, które są z natury pozytywne i, które stymulują go do

rozwoju i osiągnięcia dojrzałości. Innymi słowy, grupa ta posługuje się, siłą emocjonalną -

religią - aby uzyskać wynik emocjonalny, mianowicie pokonanie uczuć negatywnych i

wrogich i zastąpienie ich uczuciami pozytywnymi, pozwalającymi alkoholikowi nie

podtrzymywać juŜ dłuŜej swej buntowniczej, opierającej się, indywidualności, a w zamian

pozwalającymi mu Ŝyć w pokoju i harmonii ze swoim światem i w swoim świecie, biorąc

czynny ιιdział w Ŝyciu i dzieląc się wszystkim bez skrępowania.

Wr eszcie - parę słów komentarza finalnego. Dzisiejsza psychiatria zachowuje stosowną

wstrzemięźliwość wobec powrotów do zdrowia mających charakter czysto emocjonalny.

Dopóki jakakolwiek zmiana nie zostanie w sposób zdecydowany powiązana z umysłem i

intelektem, powroty do zdrowia uwaŜa sic, za podejrzane. Nacisk jest dziś kładziony na

analizę polegającą na intelektualnym wytropieniu przyczyn niepowodzeń w uzyskiwaniu

stanu syntezy, który jest de facto stanem emocjonalnym pozostawania w wolności od

konfliktów oraz napięć. Zakłada się, Ŝe w miarę jak blokujące emocje odkrywane są i

uwalniane przy pomocy analizy, emocje pozytywne i syntetyzujące pojawią się zamiast tych

uprzednich. Jest wszakŜe postępowaniem równie logicznym zmieniać emocje przez

zastosowanie emocji, a następnie - gdy zmiana juŜ nastąpi - wprowadzić do działania umysł i

intelekt po to, aby trwale związać ten nowy zbiór emocji ze strukturą osobowości. W

pewnym sensie, to właśnie dzieje się we Wspólnocie Anonimowych Alkoholików; religia

oddziałuje na narcyzm i neutralizuje go, aby wywołać uczucie syntezy. W odniesieniu do

swego własnego przeŜycia duchowego, pan „X" uŜywa określenia: „wielkie doświadczenie

syntetyzujące, podczas którego po raz pierwszy w Ŝyciu wszystko stało sic, dla mnie zupełnie

jasne. Było to, jak gdyby usunięta została wielka chmura i wszystko doznało iluminacji nie

do opisania." Mój ostatni pacjent wyraził się w tej sprawie następująco: „Czuję, Ŝe jestem

teraz w całości. Czuję swoją kompletność i nie odczuwam potrzeby pędzenia we wszystkich

kierunkach jednocześnie. I właśnie doświadczając tych nowych emocji pacjent był w stanie

odpowiadać - i faktycznie odpowiadał - w sposób bardziej zadowalający na próbę omówienia

z nim jego poprzednich trudności oraz przedyskutowania, w jaki sposób mógłby on uniknąć

dalszych kłopotów. Po swoim doświadczeniu syntetyzującym był on w stanie po raz

pierwszy w Ŝyciu podjąć rzetelną i uczciwą próbę samopoznania.

W moim przekonaniu daje się stąd wyprowadzić wyraźna lekcja dla psychiatrów. ChociaŜ

przyznajemy, Ŝe zajmujemy się problemami emocjonalnymi, my sami - jako grupa mająca

tendencję do intelektualizowania - w zbyt wielkim stopniu pozostajemy wobec emocji

nieufni. Pozostajemy skrępowani i nieco zawstydzeni, kiedykolwiek jesteśmy zmuszeni do

ich uŜycia i zawsze mamy skłonność przepraszania naszych kolegów, gdy podejrzewamy, Ŝe

mają oni powód uwaŜać nasze metody za zbyt emocjonalne. Tymczasem zaś inni mniej przez

tę tradycję ograniczeni, robią postępy i uzyskują wyniki, których my zostaliśmy pozbawieni.

Jest rzeczą wręcz konieczną dla nas jako naukowców z rzekomo szerokimi horyzontami

rozpatrzyć w sposób mądry i niespieszny Wyniki uzyskiwane przez innych na naszym polu

pracy. MoŜe się bowiem okazać, Ŝe klapki, które nosimy na oczach, są większe niŜ się nam

samym wydaje.

Ostatnie publikacje dr Tiebouta:

„Rola psychiatrii na polu alkoholizmu", 1951 r.

„Poddanie się a współuczestnictwo w procesie terapii", 1953 r. „Czynniki ego w poddaniu

się w alkoholizmie", 1954 r.