Dmowski a Piłsudski. Dwie drogi do jednego celu?
Początek XX w. to czas, gdy ówcześni przywódcy polskich nurtów politycznych,
wobec tragicznych skutków powstań narodowych oraz karykaturalizmu polityki ugodowej
coraz wyraźniej zaczęli dostrzegać, iż jedyną realną szansą na odzyskanie przez Polskę
niepodległości może być wybuch wielkiej wojny, w której zaborcy staną naprzeciwko siebie.
W związku z tym zwłaszcza liderzy dwóch głównych obozów politycznych, Roman
Dmowski oraz Józef Piłsudski musieli zdecydować, z którą ze stron zapowiadającego się
konfliktu można wiązać nadzieje na odzyskanie własnej państwowości, oraz zastanowić się
ku budowie jakiej Polski powinniśmy zmierzać. Jakich odpowiedzi udzielili obaj politycy?
Czyja koncepcja okazała się słuszna? Zastanówmy się teraz nad tymi kwestiami.
Jeśli idzie o Józefa Piłsudskiego to nie bez kozery jego ugrupowania nazywano
niepodległościowymi. Piłsudski bowiem był zdania, iż z polskiej perspektywy absolutnie
najważniejszym celem działań wojennych jest powstanie niepodległego państwa polskiego.
Granice tegoż państwa miały dla niego znaczenie drugorzędne. Nie znaczy to jednak, iż
przyszły Naczelnik Państwa nie posiadał pewnego ich zarysu, na który oprócz jego osobistych
poglądów wpłynął przede wszystkim wybór przyszłego, wojennego sojusznika, którym były
Austro-Węgry. Nieuniknioną konsekwencją przyjęcia tego założenia było bowiem to, iż na
terytorium przyszłej Polski oprócz niewielkiej części zaboru austriackiego złożyłyby się
zwłaszcza ziemie zaboru rosyjskiego, nie wszystkie jednak... Piłsudskiemu marzyła się
bowiem koncepcja federalistyczna w Europie środkowo-wschodniej pod przewodnictwem
Polski. Zakładając powstanie Ukrainy i Litwy także z części polskich kresów wschodnich, w
imię takiej koncepcji zrzekał się dla Polski terenów nie tylko historycznie nam przynależnych
ale przede wszystkim ziem, na których jedyną nacją zdolną skutecznie objąć ster spraw
państwowych byli Polacy.
Jeżeli idzie zaś o ziemie zaboru pruskiego, to Piłsudski wiążąc swe nadzieje na
odzyskanie niepodległości z państwami centralnymi, wśród których dominującą pozycję
odgrywały Prusy, świadom był faktu, iż Polacy porzucić muszą przy tym upominanie się o
etnicznie polskie ziemie zachodnie, czyli Wielkopolskę, a także Śląsk i Pomorze Gdańskie.
Polska byłaby więc zgodnie z jego koncepcją państwem małym, powstałym z Królestwa
Kongresowego, części Galicji i Kresów.
W jaskrawej sprzeczności z wizją realizowaną przez Piłsudskiego stała za to myśl
przywódcy obozu narodowego, Romana Dmowskiego Wg niego twór państwowy kreślony
przez Piłsudskiego nie miałby racji bytu, będąc zupełnie niezdolnym do prowadzenia
samodzielnej polityki. Trudno byłoby sobie nawet wyobrazić, by przyszła, miniaturowa
Polska będąc krajem bez dostępu do morza oraz z trzech stron otoczonym przez triumfujące i
decydujące o jego być albo nie być Niemcy, mogła w przyszłości odgrywać inną rolę aniżeli
kraju, któremu-parafrazując słowa prezydenta Francji Chiraca - nie pozostałoby nic innego
jak „siedzieć cicho”. Dmowski opisując po wojnie drogę, którą jego obóz i cały naród
przechodzili w drodze ku niepodległości, nie mógł wręcz zrozumieć, jak możliwym było by
ludzie podający się za ruch niepodległościowy, kierując się nie zdrowym rozsądkiem lecz
ślepym romantyzmem politycznym mogli pójść drogą, u której kresu od początku do końca
wyraźnie widniało rozwiązanie, nawet w najlepszym przypadku w żadnej mierze nie
odpowiadające aspiracjom narodowym Polaków.
Podstawowym punktem wyjścia dla Dmowskiego było za to przeświadczenie, iż
koniecznym warunkiem nie tylko trwałego istnienia i rozwoju państwa polskiego, ale również
równowagi europejskiej jest powstanie Polski jako kraju na tyle dużego i niezależnego, by
mogła stanowić skuteczną zaporę dla ekspansjonistycznych zakusów niemieckich i
rosyjskich. Jedyną zaś drogą do urzeczywistnienia tego postulatu było odbudowanie Polski z
ziem wszystkich zaborów. O ile jednak Dmowski twierdził, iż ze względu na słabość żywiołu
polskiego na wschodnich rubieżach zaboru rosyjskiego, dokładne przerysowania wschodniej granicy Rzeczypospolitej sprzed rozbiorów byłoby szkodliwe, o tyle niezbędnym jest
pozyskanie dla Polski znajdujących się we władaniu Prus Górnego Śląska, Wielkopolski oraz
Pomorza Gdańskiego i Warmii. Oprócz aktu sprawiedliwości dziejowej odzyskanie tych
terenów w jedyny skuteczny sposób mogłoby powstrzymać hegemonię Niemiec w basenie
Morza Bałtyckiego. Należy tutaj jeszcze dodać, iż integralnym elementem myśli
Dmowskiego w tym zakresie był też postulat oderwania Prus Wschodnich od Niemiec i
utworzenie na to miejsce autonomicznego państwa pozostającego w unii celnej z Polską. Jak
okazało się w latach 30 XX w. niezrealizowanie tego punktu sprawiło, iż Prusy Wschodnie
przez cały okres powersalski stanowiły jeden z punktów zapalnych na mapie Europy.
Jako, że wizja Dmowskiego najbardziej „uderzała” właśnie w państwo pruskie, dla
którego jak dla żadnego innego ziemie polskie przedstawiały wartość niebagatelną, jasnym
było, iż w wyczekiwanej wojnie światowej Polacy nie mogą stanąć ani po stronie Prus, ani też
pokładać nadziei w coraz bardziej chwiejącej się i uzależnionej od Prus monarchii austro-
węgierskiej. Wobec powyższego nie pozostawało nic innego jak wkroczyć w ten konflikt u
boku Rosjan i ich sojuszników. Oczywiście przyjęcie takiego, wynikającego z trzeźwej oceny
położenia Polski założenia w żadnej mierze nie oznaczało „rusofilstwa” autora „Myśli
nowoczesnego Polaka”. Wręcz przeciwnie, dla Dmowskiego, który dorastał przecież w ciągle
poddawanym rusyfikacji Królestwie Kongresowym, wzięcie na swe barki prowadzenia
polityki polskiej w oparciu o sojusz z Rosją było wielką osobistą ofiarą. Swego rodzaju
symbolem tego faktu może być choćby to, iż po wojnie przywódca ruchu narodowego mimo
biegłej znajomości języka rosyjskiego nie wypowiedział w tym języku ani słowa, co
bynajmniej nie wynikało to z braku okazji ku temu…
Wróćmy jednak do właściwej koncepcji Dmowskiego, a konkretnie do kolejnej
rzekomej kontrowersji wokół niej. Otóż Dmowski w odróżnieniu od Piłsudskiego nie
formułował od razu programu powołania do bytu w pełni niepodległego państwa polskiego,
poprzestając na postulacie autonomii ziem polskich trzech zaborów w ramach monarchii
rosyjskiej. Dla krytyków narodowej demokracji będzie to kolejny „dowód” na serwilizm
lidera narodowców wobec zaborcy rosyjskiego. Argumentacja taka dowodzi jednak niczego
innego jak płytkości myślenia jej autora, który nie będąc w stanie wydobyć się poza granice
swego infantylnie rozumianego patriotyzmu, nie jest zdolny pojąć, iż miarą patriotyzmu nie
jest głoszenie najwznioślejszych i trafiających do emocji odbiorcy haseł, lecz formułowanie
programu, który w długofalowej perspektywie przeniesie rozwiązania najbardziej
odpowiadające aspiracjom narodu. A do takiego właśnie rozwiązania od początku do końca
dążył Dmowski wiedząc, że w bliższej czy dalszej perspektywie to Rosjanie, w odróżnieniu
od Niemców, dla których nasze ziemie były głównym terenem ekspansji, mogą przystać na
niepodległość całości ziem polskich. Pierwszym znaczącym krokiem ku temu było natomiast
postulowanie autonomii tych ziem. Oczywiście teoretycznie Dmowski mógł od razu podnosić
hasła niepodległościowe. Pytanie tylko, po co? Dla osoby kierującej się zdrowym rozsądkiem
nawet wtedy oczywistym było przecież, iż otwarte formułowanie programu
niepodległościowego w okresie wciąż trwającej rusyfikacji (a o takim okresie mówimy) było
nie tylko całkowicie niekonstruktywne ale nawet szkodliwe, bowiem dostarczało zaborcy
nowego pretekstu do prześladowań. Czas ostatecznego wyartykułowania naszych dążeń miał
dopiero nadejść.
Jednakże mimo tego, zdając sobie sprawę, iż nawet w korzystnych uwarunkowaniach
geopolitycznych dla przyszłości Polski niebagatelną rolę odgrywać będzie umiejętność
przekonywującego i merytorycznego wykazywania swych racji, na długo przed wybuchem I
wojny św. nakreślił Dmowski dokładną mapę przyszłej Polski, dzięki czemu już od chwili
wybuchu wojny mógł podejmować konkretne działania dyplomatyczne mające ukazać
aliantom wagę kwestii polskiej. Zwieńczeniem wszystkich tych wysiłków było złożenie przez
niego podpisu pod stwierdzającym niepodległość Polski traktatem wersalskim, dokumentem wprawdzie z naszej perspektywy niedoskonałym, jednak w dużej mierze zbieżnym z wizją
Dmowskiego i dającym szansę na niezawisłość polityczną.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy na koncepcje obu polityków należy stwierdzić, iż
bez najmniejszych wątpliwości to wizja Narodowego Demokraty odniosła ostateczny triumf.
Oczywiście oprócz trudu jej autora i jego środowiska przyczynił się do niego przede
wszystkim taki a nie inny wynik wojny. Nie można jednak zgodzić się przy tym z opiniami,
że mimo ewidentnych różnic w spojrzeniu na kwestię odzyskania niepodległości między
oboma politykami, działania jednego i drugiego zmierzały ku temu samemu. Trudno nam dziś
bowiem nawet wyobrazić sobie II RP jako państwo niepodległe złożone jedynie z Mazowsza,
Małopolski i części kresów, a do tego zmierzał przecież Piłsudski! Oceniając przy tym jego
postać należy powiedzieć, że jego główny błąd nie leżał nie w tym, iż opowiadał się po
stronie mocarstw przegranych w wojnie. Rzecz w tym, iż zajadle bronił koncepcji, która
nawet przy zwycięstwie jego wojennych sojuszników oznaczała marginalizację i uzależnienie
Polski. Niezwykle przykrym jest, iż przy wszechobecnym dziś podkreślaniu rzeczywistych i
urojonych zasług Piłsudskiego, tak niewielu pomięta o Tym, który w odróżnieniu od
przywódcy Legionów w ówczesnej sytuacji miał rację.
JK