Be stronger than the winds of time&
Have a courage to walk out the door
To leave everything you know&
Not to be afraid of making a step
To say finally goodbye!
Rozdział 4
DPOV
Ściemniało się, a Kathopeia wciąż nie dotarła do obozu. Direll zaczął się
niepokoić. A nie powinien, bo przecież dziewczyna znała doskonale wyspę i nie
mogła się zgubić. Zapewne straciła poczucie czasu podczas zbierania owoców i
po prostu za pózno wyruszyła w drogę powrotną.
Kiedy układał pale na ognisko, Bituel przybiegła do obozu, sama bez Kathopeii.
Zatrzymał zwierzę. Wiedział, że musiało się coś złego stać. Nigdy jeszcze nie
widział tak przestraszonego konia. Jego ojciec podszedł.
- Co się dzieje?- zapytał Marco
- Bituel przygalopowała bez Kathopeii. wyjaśnił Direll
- Jesteś pewien?
- Tak, ojcze. Spójrz na klacz, ona jest przerażona. Poza tym Bituel nie
rusza się bez swojej pani. Musiało ją coś bardzo przestraszyć.
- Widzę. Phelix- zawołał- zajmij się klaczą, daj jej olejek. Zwierze musi się
koniecznie uspokoić.
- Tak jest- mężczyzna zarzucił linę na szyję klaczy, płoszcząc ją. Szybko
jednak zaczęła się uspakajać kiedy Phelix zaczął do niej przemawiać.
- Gdzie ją ostatni raz widziałeś, Direll?- zwrócił się do syna
- Nad strumykiem, niedaleko plaży. Zbieraliśmy owoce. Musiałem
odjechać bo miałem pomóc w łowieniu ryb. Ona została by zebrać
jeżyny.
- Niestety nie możemy wyruszyć na poszukiwania. Ściemnia się.
Wyruszymy z samego rana.
- Alez, ojcze& - chciał zaprotestować
- Wiem, że to córka przywódcy, ale nie mogę narażać życie innych ludzi,
synu. O świcie wyruszamy.
- Zrozumiałem.
- Doskonale.
KPOV
Zauważyła, że mężczyzna bierze jakiś biały dość duży materiał i błękitną pół
przezroczystą kostkę. Bez słowa wszedł po schodach. Podążyła za nim i po
chwili znalazła się w jakimś marmurowym pomieszczeniu z kilkoma mniejszymi.
Mężczyzna otworzył drzwi, a ona z ciekawości zajrzała do środka. Gdy tylko
zrobiła krok w głąb tego malutkiego pokoiku woda z sufitu zaczęła się lać.
Przestraszona krzyknęła i odskoczyła natychmiast. Stanęła w bezpiecznej
odległości, przypatrując się niesamowitemu deszczowi.
PPOV
Dziewczyna coraz bardziej go fascynowała. Zachowywała się jakby nigdy w życiu
nie widziała prysznica, a co dopiero z niego korzystała. Widział duże
zainteresowanie na jej twarzy, kiedy obserwowała spływającą wodę. Wciąż się
bała wejść do środka. Starał się jej wytłumaczyć jak używać prysznica, pokazał
ręcznik i mydełko. Mydełko włożył na półkę w środku, a ręcznik zawiesił po lewej
stronie przy drzwiach.
Odszedł parę kroków by mogła się umyć. Nie wyszedł z łazienki, bo obawiał się,
że dziewczyna mu ucieknie. Przysiadł na głazie, który został wtoczony na
pierwsze piętro. Obserwował, jak młoda kobieta wchodzi pod wodę, ale nie
zamyka drzwi. Gdy wyszła spod prysznica była w białym kostiumie, który już
stracił kolor po styczności z błotem. Teraz więc był brudno biały. Spojrzał na jej
twarz. Kosmyki mokrych włosów przykleiły się do jej twarzy. Zmyty brud ukazał
prawdziwy kolor jej włosów. Ciemna czekolada. Odcień skóry i ciemne włosy
kontrastowały z jej niezwykłymi fiołkowymi oczami. Przez chwilę nie mógł
oderwać od niej wzroku. W końcu jednak przywołał się do porządku. Podszedł do
niej i podał ręcznik, ale ona nie wiedziała, co ma z nim zrobić. Gestem poprosił o
przyzwolenie. Kiedy je uzyskał, spokojnie i wolno zaczął ją wycierać. Twarz, ręce,
nogi a na koniec włosy. Niemal przez cały czas czuł na sobie wzrok fiołkowych
oczu.
KPOV
Wiedziała, że zle robi pozwalając mu się dotknąć. W jej kulturze było nie
dopuszczalne by obcy mężczyzna dotykał kobietę bez przyzwolenie jej opiekuna.
Tylko teraz nie bardzo wiedziała, co się z nią działo. Była jak w hipnozie. Stała na
kamiennej podłodze, w wielkim budynku, a przed chwilą brała swój pierwszy
prysznic. Była w oszołomieniu. Nie potrafiła się skupić, a tym bardziej myśleć
rozsądnie. Bardzo chciała wrócić do domu, ale z drugiej strony była ciekawa tych
ludzi, którzy wydawali się zupełnie inni. To właśnie owa ciekawość pchała ją do
tego nieodpowiedniego zachowania. Cieszyła się, że jej ojciec tego nie widzi, bo
w przeciwnym razie miałaby ogromne kłopoty.
Ale nie tylko jej zachowanie dawało jej do myślenie. Mężczyzna nie wydawał się
speszony taką śmiałością w stosunku do jej osoby. Wydawało się, że jest to
całkiem normalne; że nie ma nic złego w wycieraniu ciała nieznajomej kobiety.
Może była to część ich kultury. Czyżby w ich kulturze kobiety i mężczyzni byli
stawiani na tym samym poziomie?
Kiedy wyszedł z łazienki, stała jak zaklęta w miejscu, w którym ją pozostawił.
Zdawała sobie sprawę, że nadąża się idealna okazja by uciec. Tylko problem
polegał na tym, że ona nie chciała uciekać. Gdy tylko weszła do tego budynku
poczuła się wolna, ale naprawdę wolna. Zyskała spokój ducha, czego nie mogła
uzyskać od paru tygodni. Tutaj mogła poczuć się sobą. Nie wiedziała skąd te
uczucia się wzięły.
Wyszła z pomieszczenia i skręciła w lewo. Zobaczyła wielką szybę. Podeszła do
niej. Chciała wyjść na zewnątrz tylko nie potrafiła otworzyć drzwi. Zajęło jej chwilę
by sobie z nimi poradzić. W końcu jej się udało. Wyszła i podeszła do barierki.
Spojrzała w dół i zobaczyła piękne jezioro, w którym woda była krystalicznie
czysta, a jego dno błękitne. Jezioro miało dziwny kształt. Zaintrygowana zeszła
na dół by zobaczyć to piękne jezioro.
PPOV
Nie był pewien czy dobrze zrobił zostawiając kobietę samą w łazience. Wydawała
się taka spokojna, wręcz za bardzo. Nie wiedział czy jest to dobry objaw. Musiał
jednak pójść po jakieś ubranie dla niej, która przecież nie mogła chodzić w
samym kostiumie. Znalazł krótką ciemno granatową sukienkę, którą musiała
zostawić Milly. Nie mógł jednak znalezć żadnych butów. Zrezygnował.
Kiedy wszedł do łazienki kobiety już w niej nie było. Zaklął pod nosem i szybko
wyszedł by jej poszukać. Przechodząc koło tarasu zauważył, że drzwi są
uchylone. Musiała użyć tych drzwi by wydostać z budynku. Wyszedł na taras w
pośpiechu i zaczął się rozglądać. Zobaczył ją nad basenem. Klękała, dotykając
ręką wody. Wydawała się nią naprawdę zainteresowana. Uśmiechnął się pod
nosem. Kobieta była naprawdę jak nie z tego świata. Z drugiej jednak strony jej
zachowanie nie powinno go dziwić, w końcu powiedziała mu, że spędziła całe
swoje życie na tej wyspie. Może nigdy nie widziała nowoczesnej technologii?
- Podoba ci się basen? Uważam, że jest piękny- odezwał się do niej.
Natychmiast się odwróciła i spojrzała na mnie, ale po chwili uśmiechnęła się
przyjacielsko.
- Basen?- powtórzyła jak echo- my to nazywamy jeziorem. W życiu nie
widziałam tak krystalicznej wody.
- To nie jezioro a basen. spojrzała na niego zaciekawiona
- Jaka to różnica?
- Widzisz, w jeziorze żyją różne ryby i rosną rośliny, a tu nie.
Spojrzała na niego zaciekawieniem, wciąż nie rozumiejąc co ma na myśli.
- Nie rozumiesz, prawda? Powiedzmy, że basen to takie sztuczne jezioro,
które jest przeznaczone tylko dla ludzi. Nie będą tu żyć żadne ryby ani
rosnąć rośliny.
- Och rozumiem, to taka wielka łaznia.
- Nie, nie- powiedział rozbawiony jej porównaniem- w basenie się nie
myjesz, a tylko pływasz.
- Pływasz? Po, co?
- Niektórzy ludzie lubią się odświeżyć po długim opalaniu, by się
ochłodzić.
- Opalaniu? Dziwne.
- Nigdy się nie opalałaś?
- Nie.
- Rozumiem- uśmiechnął się- jesteś głodna?
- Bardzo!- powiedziała entuzjastycznie, ale zaraz się opanowała
- Ja również umieram z głodu. Chodz pójdziemy coś zjeść.
KPOV
Bez słowa przyjęła jego propozycję. Nie spodziewała się takiej kolacji. Usiadła
przy stole pełnym najróżniejszych potraw. Niektórych nie znała, jedynie pewne
składniki poznawała. Potrawy składały się głównie z lekkich warzyw i owoców.
Wszystko zjadła ze smakiem. W pewnym momencie podeszła do nich młoda
kobieta, która była niewiele starsza od niej.
- Szefie, chciałabym się już położyć. Czy mogłabym jeszcze coś
przynieść?- zapytała uśmiechając się serdecznie
- Nie, dziękuję Cate. Możesz iść się kłaść.
- Dziękuję. Dobranoc.
- Dobranoc- odpowiedział, a jak spojrzał na Kathopeję, powtórzyła-
dobranoc.
Kolejna cecha wspólna między jej plemieniem a tym. Wszyscy okazują sobie
szacunek, a żegnając się wieczorem mówią dobranoc. Spojrzała na księżyc,
który pojawił się na niebie jakiś czas temu. Pomyślała o wyprawie. Zdawała sobie
sprawę, że muszą się o nią niepokoić i prędzej czy pózniej rozpoczną
poszukiwania. Musiała wrócić do obozu, zanim ją znajdą. Nie chciała by widzieli
tych ludzi, bowiem jej ludzie nie byli przyjaznie nastawieni. Była pewna, że niemal
od razu by zaatakowali oskarżając ich o porwanie córki przywódcy.
PPOV
Starał się zrozumieć kobietę, która siedziała naprzeciwko niego. Nigdy nie miał
problemów z odczytaniem płci żeńskiej. Niestety w jej przypadku okazało się, że
jego zmysł odczytywania nie bardzo się sprawdza. Patrzył na jej twarz, która
zdradzała wszelkie emocje. Musiała o czymś intensywnie myśleć, bo
zmarszczyła nos. Wyglądała zjawiskowo. Niewiele mówiła. Był zszokowany kiedy
zaczęła mówić do niego po angielsku. Zastanawiał się skąd zna ten język i kto ją
go nauczył. Niczego konkretnego nie udało mu się z niej wyciągnąć. Wciąż nie
wiedział gdzie mieszka, skąd się wzięła. Nagle odwróciła się w jego stronę i
spojrzała w oczy.
- Muszę wrócić do domu- zaczęła
- Powinnaś zostać tutaj na noc, a z rana wrócisz&
- Nie mogę zostać..- upierała się
- Posłuchaj, jest już ciemno. Twoi rodzice zrozumieją, że..
- Nie mogę- ponownie powtórzyła
- Rozumiem, ale czy trafisz do domu kiedy jest noc?
- Nie rozumiesz- powiedziała- muszę wrócić, inaczej mogę tam w ogóle
nie wracać.
- Faktycznie, teraz to ja zupełnie nie rozumiem. Dlaczego nie mogłabyś
wrócić jutro rano do domu?
- Byłabym zhańbiona.
- Zhańbiona? Czekaj. Moment. Przecież ja cię nie zapraszam do swojego
łóżka, a jedynie oferuję pokój. Inny.
- Nie mogę spać pod dachem nieznajomego bez zgody mojej rodziny&
- No dobra. Słuchaj, a może zrobimy tak, że przenocujesz tutaj, a
rodzicom powiesz, ze spałaś na plaży?
- To byłoby kłamstwo.
- Takie małe.
- Nie będę kłamać.
- Czasem można posłużyć się małym kłamstwem by nie robić przykrości
rodzicom&
- Nie.
Jej upór go zadziwiał. Pierwszy raz spotkał osobę, która miała opory by skłamać
w tak błahej sprawie. Sam nienawidził kłamstw, ale wychodził z założenia, że
jeżeli mają komuś pomóc to są usprawiedliwione. Kobieta upierała się, że nie
skłamie.
KPOV
Nie rozumiała dlaczego upierał się by pozostała w jego domu. Nie wolno jej było
tego zrobić. Miała wrażenie, że człowiek spojrzał na nią z niemałym
zaskoczeniem kiedy powiedziała o hańbie. Był wręcz rozbawiony. O co w ogóle
mu chodziło z tym, że nie zaprasza jej do swojego łóżka? Jeżeli miał być to żart
był on niewiarygodnie mało śmieszny, a wręcz obrażający.
Mężczyzna miał rację twierdząc, że nie powinna sama łazić nocą po wyspie.
Mimo, że mieszkała na niej całe życie nie była w stanie niczego przewidzieć.
- A co powiesz jeżeli będę spał nie pod tym samym dachem, co ty?-
zapytał
- Ja widzę tu jeden dom, więc pod którym dachem miałbyś spać?
- Ale załóżmy, że bym spał pod innym czy wówczas możesz zostać na
noc i o świcie wyruszyć w drogę?
- Myślę, że wtedy mogłabym przystać na tę miłą propozycję- odezwała się
po chwili
- Doskonale. Zaprowadzę cię do sypialni.
- A gdzie ty będziesz spał?
- Nie martw się, nie będzie to ten sam dom.
Uspokojona dała się poprowadzić do jednej z wielu sypialni. Wciąż nie mogła
zrozumieć, jaki był cel wybudowania tego wielkiego budynku. Pomieszczenie, do
którego weszło okazało się naprawdę piękne. Ogromne łóżko z baldachimem
stało na środku pokoju. Ono samo stanowiło piękną ozdobę pomieszczenia. Były
też parę szafek i półek. Do tego wejście na balkon, z którego rozpościerał się
przepiękny widok na lekko wzburzone morze.
- Mam nadzieję, że będzie ci tu wygodnie. Po prawej masz łazienkę.
Znajdziesz w środku ręczniki i wszystkie niezbędne przybory. Niestety nie mam
damskiej piżamy by ci zaoferować&
- Nie szkodzi, jakoś sobie poradzę- uśmiechnęła się- dziękuję.
- A więc życzę miłej nocy.
- Dobranoc
Uśmiechnął się i wyszedł, zamykając za sobą drzwi.
Nie musiała ponownie brać prysznica, więc jedynie skorzystała z jedwabnego
szlafroka, który wisiał w łazience. Zdjęła śliczną granatową sukienkę, którą
mężczyzna jej dał. Był to naprawdę miły gest z jego strony. Nie spodziewała się
takiego traktowania po tym, jak została brutalnie przyprowadzona do tego domu.
Najdziwniejsze było to, że nie znała wciąż jego imienia. Mimo, że spędziła z nim
bardzo dużo czasu. Dzisiejszy dzień przyniósł niesamowicie wiele wrażeń. Nie
chciała iść jeszcze spać, ale zmęczenie wygrało. Położyła się na łóżku i szybko
zasnęła.
PPOV
Nie był do końca przekonany czy dobrze zrobił okłamując ją, że będzie spał pod
innym dachem. Zrobiłby to, gdyby był tu jakiś inny dach. Nie miał ochoty spać
pod gołym niebem kiedy miał do wyboru wygodne łóżko. Wybrał sypialnie na
samej górze tak by był daleko od niej. Miał tylko nadzieję, że nie spotka jej rano.
Wtedy miałby poważne kłopoty.
* * *
KPOV
Jeszcze nigdy nie spało jej się tak dobrze. Była to pierwsza noc, którą udało jej
się przespać w całości. Nie dręczyły ją koszmary ani wizje. Wreszcie spała jak
zabita. Kiedy się obudziło słońce było już wysoko na niebie. Zajęło trochę czasu
zanim dotarło do niej, że powinna być dawno w drodze powrotnej do obozu.
Zerwała się jak oparzona z łóżka. Biegnąc nie zauważyła, że ciągnie za sobą
kołdrę, która zaczepiła się o łóżko. Napięty materiał pociągnął ją i w rezultacie
wyłożyła się na podłogę. Uderzyła się w łokieć.
- Cholera- przeklęła pod nosem
Wstała z podłogi i tym razem uważnie odczepiła się od kołdry by uniknąć
kolejnego upadku. Weszła do łazienki rozcierając obalały łokieć.
Ubrana w tę samą sukienkę zeszła na dół do holu. Wtedy wówczas zdała sobie
sprawę, że nie była jedyną osobą, która spała pod tym dachem. Zbladła zdając
sobie z tego konsekwencje. Odwracała się za każdą osobą, która ją bez słowa
mijała zajęta swoją pracą. Im więcej widziała ludzi tym większa panika w niej
wzrastała. Bezradnie stanęła na środku wielkiego korytarza i nie wiedziała, co ma
ze sobą zrobić. Nie mogła teraz tak po prostu wrócić do domu.
PPOV
Kiedy wchodził do holu nie spodziewał się zobaczyć w nim kobiety z
poprzedniego wieczora. W końcu mówiła, że o świcie wróci do domu. Stała przy
recepcji i nerwowo wodziła wzrokiem za pracownikami. Wydawała się mocno
zdenerwowana.
Nagle zauważył, że metalowa belka toczy w jej stronę, ale ona tego nie widziała.
Próbował ją ostrzec. Niestety było na to za pózno. Deska podcięła kobietę, która
się wywróciła na pupę. Podbiegł do niej szybko.
- Nic ci się nie stało?- zapytał oferując pomoc przy wstaniu
- Chyba nie- powiedziała zdezorientowana, wstając samodzielnie
- Najmocniej panią przepraszam- przybiegł pracownik, a widząc szefa
dodał- belka się osunęła, szefie&
- Masz szczęście, że pani się nic nie stało, Marloy- powiedział Philippe-
zabierz belkę i uważajcie by nikogo nie zabić. Sami będzie płacić
odszkodowania.
Człowiek jedynie ukłonił się i szybko zabrał belkę. Przeniósł spojrzenie na
dziewczynę, która wydawała się przestraszona całym zajściem. Chciał do niej
podejść, ale zrobiła krok do tyłu. Z jakiegoś względu znowu się go bała.
Prawdopodobnie pomyślała, że wypadek z belką nie był przypadkowy.
- Przepraszam cię raz jeszcze- odezwał się do niej- czasami to się
zdarza.
- Nic się nie stało- uśmiechnęła się niepewnie
- Nie spodziewałem się ciebie zobaczyć tuta& - urwał widząc kątem oka
swojego psa przy wazie- Nelix, nie!
Podbiegł do szczeniaka, który próbował przewrócić średniowieczną wazę wartą
majątek. Widział, jak waza powoli zsuwa się z szafki. Udało mu się jednak
zapobiec nieszczęściu i w ostatniej chwili złapał wazę w ręce. Wstał i odstawił
wazę na miejsce. Spojrzał groznie na psa.
- Jeszcze jeden taki numer a obiecuję, że cię uśpię- zagroził.
Pies wydawał się go rozumieć i od razu uciekł na zewnątrz.
- Wróć jak zmądrzejesz!- krzyknął za Nelixem
- Umiesz straszyć zwierzęta- usłyszał głos dziewczyny za swoimi plecami
- Jeden z moich talentów- rzekł
- Niewątpliwie- powiedziała, odwróciła się do niego twarzą i dodała-
dziękuję za wszystko co dla mnie zrobiłeś.
- Byłem ci to winny za zachowanie moich ludzi, którzy cię tu przywlekli.
- To było interesujące doświadczenie. Masz wspaniały dom- uśmiechnęła
się ślicznie.
- Wiem, że nie powinienem cię o to pytać, ale może masz ochotę zostać
tutaj dłużej?- spytał niepewnie.
- Bardzo bym chciała. Niestety moi ludzie pewnie się o mnie martwią. Nie
chciałabym by podeszli tu za blisko, bo wówczas nie koniecznie będzie
za przyjemnie powiedziała.
- Ekhm& tak, jasne. Masz rację. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy.
Chciałbym dowiedzieć się czegoś więcej o twoim plemieniu.
- Spotkamy się, gdy słońce będzie zachodzić a białe ptaki będą odlatywać
rzekła
- Skąd& - chciał dokończyć, ale stwierdził, że i tak pewnie nie zrozumie
w takim razie będę czekać.
- Dziękuję.
Pocałowała go delikatnie w policzek, odwróciła na pięcie i odeszła w stronę
morza. On zamiast odpowiedzieć patrzył jak się oddala. Zauważył, jak Nelix do
niej podbiega i żegna się na swój sposób. Szczeniakowi widocznie również
przypadła do gustu. Obserwując ją zdał sobie sprawę, że jest pierwszą osobą,
jaką spotkał swoim życiu, która wydawała się taka tajemnicza i dziwnie
fascynująca.
Wyszedł na patio, bo dziewczyna zniknęła mu z pola widzenia. Zauważył, że
zagwizdała, przystając w miejscu. Czekała na coś lub kogoś. Oparł się o
drewnianą barierkę nie przestając przyglądać się dziewczynie. Po dłuższej chwili
zauważył, jak biały koń wyłania się z lasu. Zatrzymał się przy niej, Ona szybko
wskoczyła na konia i ruszyła galopem, znikając zaraz w cieniu lasu.
KPOV
Dotarcie do jej obozu zajęło Kathopei kilka dobrych minut. Zmusiła klacz do
pełnego galopu, bo obawiała się, że grupa już rozpoczęła poszukiwania. Nie
będzie dobrze, jeżeli ich spotka, gdyż wówczas musiałaby wskazać miejsce, w
którym spędziła noc. Gdyby to uczyniła ten przemiły człowiek, który uratował ją z
rąk 3 niebezpiecznych ludzi, miałby poważne kłopoty. Jej plemię prawdopodobnie
rzuciłoby się na niego i mogłoby go mocno uszkodzić. Nie mogła do tego
dopuścić. Będzie musiała skłamać lub minąć się z prawdą. Nie miało to
znaczenia. Tak czy tak dopuści się złamania kodu plemienia. I jak tylko dotrze do
domu będzie musiała ponieść za to karę. Zamiast przynieść chlubę przyniesie
wstyd swojej rodzinie.
Kiedy dotarła do obozu, zauważyła, że wszystko zostało już spakowane a ludzie
przygotowywali się do wyjazdu. Od razu została zauważona, gdy wjechała.
Spojrzała w bok i zobaczyła przewodnika, który ruchem ręki nakazał jej do siebie
podejść. Uczyniła to posłusznie. Czas rozpocząć to, co nie uniknione, pomyślała.
Zeskoczyła z klaczy, odsyłając ją by mogła odpocząć.
- Czy możemy wiedzieć, gdzie się podziewałaś przez cały ten czas?- zaczął
przewodnik
- Przepraszam, ale miałam mały wypadek. Klacz się przepłoszyła i uciekła.
Musiałam przenocować w drzewie. Dopiero niedawno klacz usłyszała
moje nawoływanie i mnie odnalazła.
- Rozumiem. Proszę, więc byś się nie oddalała, bo chciałbym uniknąć
podobnej sytuacji do powrotu do wioski. Jestem za ciebie odpowiedzialny.
- Tak, panie. Przepraszam raz jeszcze.
- Idz poproś Mathui by dał ci coś do jedzenia. Zostawiliśmy ci kolację. Gdy
się posilisz wyruszymy w drogę powrotną do domu.
- A co z kwiatami?
- Wczoraj zebraliśmy wystarczającą ilość kwiatów, więc nie ma potrzeby
dalszej wędrówki. Możemy wracać. Idz i zjedz.
Nie zdążyła odpowiedzieć, bo przewodnik szybko się odwrócił i odszedł.
Zrezygnowała z posiłku. Była przerażona, że wracają do domu. Myślała, że
będzie mieć więcej czasu na przygotowanie się do rozmowy z rodziną.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
The Shadow of Death Rozdział 3The Shadow of Death Rozdział 6The Shadow of Death Rozdział 5The Shadow of Death Rozdział 1The Shadow of Death Rozdział 2Aleister Crowley The Rape of Death (pdf)In the Shadow of the WallDr Who Target 156 The Paradise Of Death # Barry LettsKarta postaci do systemu The Shadow of YesterdayM C Beaton [Ar01] Agatha Raisin & The Quiche Of DeathIn the Shadow of the MoonKim, Ferrin REMOVING THE SHADOW OF SUSPICIONForgotten Realms The Shadow of the Avatar All Shadows Fled v1The Babylon Project Eye of the ShadowAudioslave Shadow Of The SunShadow of the VampireThe chronicles of live and deathwięcej podobnych podstron