The Shadow of Death Rozdział 1


The Shadow of Death
By
Neinna
Rozdział 1  Zmiany
PPOV
Philip opadł na kanapę. Od trzydziestu minut słuchał przemowy swojego ojca, do której dołączyła się również
jego matka. Spojrzał na Aurelię, która utrzymywała poważny wyraz twarzy pomimo, że oczy jej się śmiały.
Sytuacja była poważna, ale kiedy mieli do czynienia z aktorstwem ojca wszystko wydawało się śmieszne.
Subtelnie odwrócił rękę by sprawdzić godzinę. Przychodząc do rodziców nie myślał, że zajmie mu to tak
długo. Był umówiony ze znajomymi, ale końca nie było widać tej monotonnej rozmowy.
- Doprawdy, że też nie masz szacunku dla własnej matki. Nie wspomnę o sobie- zwrócił mu uwagę
ojciec, wyrywając z zamyślenia.
- Ależ szanuję mamę i ciebie, tylko nie rozumiem dlaczego robicie z tego wszystkiego taką awanturę?-
powiedział spokojnie Philip.
- Że też jeszcze pytasz!- oburzył się ojciec, wymachując rękami- nie mielibyśmy tego problemu gdybyś
zostawił Milly w spokoju!
- To wy robicie z tego problem- syknął Philippe wyraznie rozdrażniony- przecież to normalne, że młodzi
ludzie się rozstają!
- To prawda- wtrąciła się Aurelia
- Wiem! Nie traktujcie mnie, jakbym wyszedł z ery kamienia łupanego! Chodzi mi o sposób w jaki ją
potraktowałeś!
- W porządku. Przyznaję, lekko mnie poniosło - przyznał Philip
- Kochanie, nie zachowałeś się jak na dżentelmena przystało- wtrąciła mama
2
- Fakt- rzekła Aurelia
- Ach, ta solidarność rodzeństwa- mruknął pod nosem Philip- słuchajcie miło się z wami gawędziło, ale
niestety muszę już lecieć.
- Masz przeprosić Milly- powiedział stanowczo ojciec
- Niby za co? Że się nią zainteresowałem? Czy, że ją przeleciałem?
- Philippe! Język!- powiedziała głośno matka
- Dość Philippie. Znosiłem twoje wybryki za długo- zagrzmiał ojciec- musisz nauczyć się, jak żyć z
ludzmi.
- Umiem żyć z ludzmi w doskonałej harmonii, w szczególności z dziewczynami- uśmiechnął się
Philipie. Aurelia zachichotała.
Widać było, że ojciec zamierza kontynuować rozmowę, ale do salonu weszła pokojówka, mówiąc, że jakiś
człowiek czeka na niego w salonie.
- Przepraszam was kochani, ale muszę załatwić pewne sprawy- zanim jednak wyszedł zwrócił się do
Philippe- z tobą jeszcze nie skończyłem. Pomówimy pózniej.
- Nie mogę się doczekać kolejnego jakże wspaniałego przemówienia- mruknął sarkastycznie Philippe
- Bosko- powiedziała Aurelia, gdy ojciec opuścił salon- Philip, podwieziesz mnie do centrum?
- Pewnie.
- Kochanie, kiedy mnie znowu odwiedzisz?- mama zwróciła się do Aurelii
- Wpadnę jutro na kolację, jak obiecałam. Dzisiaj nie mogę przyjść, bo umówiłam się z Jordanem, że
pomogę mu wybrać szafę do jego pokoju.
- W porządku, a ty mój drogi zacznij się porządnie zachowywać, jeżeli nie chcesz wykończyć ojca-
pogłaskała czule syna
- Dobrze wiesz, że ojciec jest niezniszczalny.
Odetchnął dopiero gdy wyszedł z willi rodziców. Wskoczył szybko do swojego porsche i poczekał aż Aurelia
wsiądzie. Odjechał z piskiem opon. Chciał się znalezć, jak najdalej od tego miejsca. Jako dziecko je
uwielbiał, ale wtedy nie musiał się podporządkowywać ojcu i wydawało mu się to całkiem normalne. Cieszył
się, że nie był pierworodnym, bo z pewnością nie dostałby w połowie tyle wolności, ile ma teraz. Powinien się
cieszyć, ale jakoś nie potrafił. Ojciec ostatnio wymagał o wiele więcej niż wcześniej. Pomimo, że miał już 23
lata, on chciał mieć nad nim władzę. Niestety, w przeciwieństwie do swojej młodszej siostry i starszego brata
nie umiał się dostosować, czy pójść na kompromis z ojcem w sytuacji, w której się z nim nie zgadzał i miał
odmienne zdanie. To on zawsze był przyczyną awantur w domu. Wiedział, że sprawia tym przykrość swojej
matce, ale naprawdę nie potrafił żyć w harmonii z ojcem. A powinien. Chociażby dla świętego spokoju.
3
Gdy wysadził Aurelię w centrum, musiał szybko pojechać do znajomych. Wiedział, że będą wściekli. Był
spózniony ponad czterdzieści minut, a na złość utknął w ogromnym korku. Próbował się dodzwonić do
Mileny, ale ona nie odbierała. Prawdopodobnie siedzi u Milly i ją pociesza, po tym jak powiedział jej, że jest
łatwa i daje się każdemu. No cóż, w końcu miał rację. I prędzej umrze niż przeprosi ją za swoje słowa.
Wysiadając z samochodu, pomyślał, że już nie może być gorzej. Do czasu kiedy spadł deszcz i okazało się,
że zapomniał kluczy do klubu. Walnął ze złości w drzwi, które się same otworzyły, a w nich pojawił się Peter.
- No stary, ty to zawsze masz niezłe wejścia.
- Wal się. Mam zły dzień.- wszedł do środka, wymijając Petera
- No patrz. Nigdy bym nie zgadł!  zaśmiał się Peter
- Wreszcie jesteś! A już myślałem, że ktoś cię porwał.  powiedział Kyle sięgając po coś za bar
- A od kiedy ty myślisz? Podobno myślenie ci szkodzi.
- A ty podobno jesteś miły- odgryzł się Kyle
- Rozmowa z ojcem?- zagadnęła Katy
- Zgadałaś.
- Masz, napij się- rzucił mu piwo Peter.
- Dzięki.
- Co tym razem?- zapytał się Matt
- Nie podobał mu się sposób w jaki potraktowałem Milly Montgomery.
- Dziwisz się? W końcu twój ojciec się z przyjazni z jej ojcem. Należy ci się porządny łomot  rzekła
Katy
- Nie pomagasz. Cała przemowa była za długo i nudna, ale przynajmniej na końcu było śmiesznie,
gdy kazał mi ją przeprosić
- Stary, masz przesrane- Kyle poklepał go po ramieniu
- Taa. Jak zawsze.
- Bardzo dobrze. Należy mu się  dorzuciła Katy przecierając stół szmatką
- Mówił ci ktoś, że jesteś urocza?  spytał Philip
- Ty. Codziennie  pokazała mu język, a on w odwecie rzucił w nią gąbką.
Wszyscy się roześmieli i wzięli się za przygotowanie klubu do imprezy, organizowanej dla córki burmistrza.
Robił to nie tylko dla siebie, ale i dla dobra swojej rodziny. Relacje między ich rodzinami znacznie się
pogorszyły od wielkiego kryzysu finansowego, kiedy to jego rodzina nie poniosła większych strat tylko
dlatego, że ojciec nie inwestował na giełdzie. Burmistrz zwrócił się do Stephena z prośbą o finansowe
wsparcie. Jego ojciec odmówił, zdając sobie sprawę, że nie odzyska swoich pieniędzy.
4
Klub dostał w prezencie na swoje 20 urodziny. Od dawna marzył by zacząć prowadzić własny biznes. Może
dlatego, że zawsze rywalizował ze swoim starszym bratem, który był chlubą rodziny. To Roger był tym super
dzieckiem. Nigdy nie rozrabiał i był grzecznym, świetnie ułożonym chłopcem. Gdy dochodziło do kłótni lub
bójki między braćmi to Philip był winny i to on zawsze dostawał burę za niestosowne zachowanie. Z
początku było mu ciężko i walczył zawzięcie o przychylność rodziców, zwłaszcza ojca. Jednak kiedy okazało
się, że ojciec ma już wyrobione o nim zdanie i nie było cienia szansy by jej zmienił, po prostu się poddał
dochodząc do wniosku, że jest to strata czasu i energii. Jako nastolatek dawał mocno w kość każdemu, a
przede wszystkim swojej rodzinie. Jedyną osobą, która mogła na niego naprawdę liczyć była młodsza
siostra, Aurelia.
Spojrzał na dekorację parkietu i omal się nie roześmiał. Wyglądało to potwornie. Zaczął się zastanawiać, kto
u diabła jest odpowiedzialny za ten kicz. Prowadzenie klubu zaczynało go nużyć; może dlatego, że w kółko
działo się to samo. Podobne imprezy i ludzie. Nienawidził monotonii. Od jakiegoś czasu myślał nad zmianą
miejsca zamieszkania. Chciałby się wynieść na jakąś tropikalną wyspę, gdzie mógłby prowadzić klub z
hotelem SPA. Pomysł wydawał się doskonały, tylko pozostawał jeden mały problem. A raczej dwa. Pierwszy
to studia, a drugi to rodzice, którzy z pewnością na taką ekstrawagancję mu nie pozwolą.
Usiadł w swoim biurze i przeglądał listy, które zdążyły przyjść w ciągu ostatnich dwóch dni jego
nieobecności, głównie rachunki i ulotki promocyjne, które doprowadzały go do szału. Ze złością zmiął
kolorowe kartki i wrzucał je po kolei do śmiecia stojącego przy drzwiach. Większość znalazła się w koszu,
choć nieliczne znalazły się w różnych częściach biura. Trudno, pózniej posprzątam, pomyślał.
Pod koniec dnia był wykończony i miał wszystkiego serdecznie dość. Pracownicy starali się jak mogli, ale
czasem i to nie wystarczało. Klub był w remoncie, który posuwał się do przodu jak krew z nosa, być może
dlatego, że Philip codziennie coś zmieniał gdyż ciągle coś mu się nie pasowało. Chciał by wszystko wyszło
idealnie z jego wizją. Niestety, jego entuzjazm zmniejszał się wraz z upływem czasu, i coraz mniej go
obchodziło jak to będzie wyglądało. Oczywiście nie przyzna się przed tym nikomu, zwłaszcza ojcu dla
którego byłoby to niemałą satysfakcją i z pewnością nie omieszkałby powiedzieć  A nie mówiłem, że tak
będzie? . Woli się męczyć niż widzieć zadowoloną minę ojca.
Opadł na krzesło, łapiąc kubek gorącej kawy, wcześniej przyniesiony przez Katy. Skończył wszystko, co na
dzisiaj miał zaplanowane i chciał zbierać się powoli do domu, by wreszcie położyć się na sofie, o której
marzył od samego rana. Po wypiciu kawy, zaczął się pakować i już miał wychodzić z biura, kiedy jego
komórka się rozdzwoniła. Klnąc cicho, wyjął ją z kieszeni i spojrzał na wyświetlacz. Ojciec. A ten czego
znowu chce? Spiął się w sobie, wcisnął zieloną słuchawkę i zaczął rozmowę. Jedyne, co usłyszał od ojca to
krótkie zdanie.
5
- Synu, czas na zmiany. Mam propozycję, przyjedz do domu, to wszystko ci wyjaśnię.
Ojciec nie czekał na jego odpowiedz, rozłączył się natychmiast. Philippe nie miał wyboru, jak tylko pojechać
do domu, wedle życzenia ojca.
KPOV
Wiedziała, że ojciec będzie bardzo niezadowolony kiedy zobaczy, że wzięła na przejażdżkę Bituel. Nie
mogła się powstrzymać by nie wsiąść na tą piękną gniadą klacz z czarnymi jak heban grzywą i ogonem.
Uwielbiała na niej jezdzić, bo rozumiała się z nią bez słów, jakby czytała w jej myślach. Najbardziej lubiła
odcinek wzdłuż plaży, gdzie przy końcu leżała kłoda. Bardzo często kiedy jej plemię było zajęte innymi
czynnościami, wykradała się z Bituel na szaloną przejażdżkę. Brała ją nad jezioro lub nad morze, gdzie się
razem kąpały i bawiły. Pomimo, że miała 20 lat, nie chciała brać za nic odpowiedzialności. Wolała korzystać
z życia. Ojciec miał często jej to za złe. Była jego ulubienicą, mimo, że była najmłodsza. Oczywiście nie
znaczyło to, że nie miała żadnych obowiązków. Wręcz przeciwnie. Tak, jak pozostali członkowie plemienia
miała swoje zobowiązania i musiała je wykonywać. Inaczej mogła spotkać ją kara. Niestety nie wiedziała na
czym ona polega.
Poklepała klacz po szyi i puściła ją do reszty stada. Podbiegła do białego głazu, gdzie przesunęła mniejszy
kamień leżący u jego podnóża. Głaz się przesunął na prawo odsłaniając schody prowadzące w dół. Szybko
po nich zeszła wchodząc na korytarz, w którym było pełno błękitnych orchidei. Dzięki matce kwiaty miały tę
niezwykłą barwę. Powąchała i wyjęła jeden z nich. Włożyła kwiat za lewe ucho, który ładnie komponował się
z jej czekoladowymi włosami, i podkreślał jej niesamowity fiołkowo-niebieski kolor oczu. Przemknęła koło
głównego salonu do swojego pokoju. Zamknęła cicho drzwi. Odetchnęła. Na szczęście przez nikogo nie
została zauważona. Przebrała się w inny strój, bo ten co miała na sobie był całkowicie przemoczony.
Uczesała włosy i zauważyła, że się kręcą. Próbowała je wyprostować, ale na nic się to nie zdało. Kręciły jej
się włosy kiedy docierała do nich wilgoć. Położyła się na chwilę na swoim łóżku. Przymknęła oczy.
- Kath!!- przebudzała się powoli ze snu, a głos jej przyjaciółki docierał do jej mózgu. Słyszała drzwi
otwierające się z hukiem i chwilę pózniej zatrzaskujące się niemiłosiernie głośno. Nagle podskoczyła
na łóżku. Zajęło jej moment by uświadomić sobie, że to Atheja.
- Jezu, Aia- mruknęła sennie Kathopeia
- Kath, ja też się cieszę, że cię widzę- powiedziała głośno
- Ja trochę mniej. Co takiego się stało, że musiałaś mnie wyrywać z drzemki?
- Kolacja się zaczyna. Będzie wstyd, jak ją przegapisz.
6
Kathopeia zerwała się z łóżka niczym oparzona będąc już zupełnie przytomna. Wbiegając do łazienki
krzyknęła do przyjaciółki.
- Nie wstyd, tylko tragedia. Daj mi pięć minut.
- Masz minutę.
Kiedy weszła do jadalni wszyscy z wyjątkiem niej siedzieli przy stole. Przeniosła wzrok na ojca i zobaczyła
na jego twarzy niezadowolenie. Znowu był zły. Nie musiała pytać, bo doskonale wiedziała, że to z jej winy.
Zaczęła się zastanawiać jakim cudem dowiedział się o jej porannych przejażdżkach konnych. Przez obiad
ojciec nie wspomniał ani słowem o powodzie swoje złości. Kiedy wszyscy odeszli od stołu i porozchodzili się
do swoich zajęć, jej rodzina poszła do salonu. Taka była jedna z zasad panujących w tym domu. Rodzina
miała obowiązek pozostania po jedzeniu by wysłuchać ojca. Wszyscy czekali w niecierpliwieniu, jakby nie
mgli się doczekać by wreszcie dowiedzieć się, co tym razem zrobiła. W końcu ojciec wstał.
- Dzisiaj chciałbym poruszyć bardzo ważną sprawę- zaczął- wraz z waszą mamą rozmawialiśmy na
ten temat bardzo długo. Rozważaliśmy wszystkie za i przeciw. W końcu doszliśmy do wniosku, że
należy wprowadzić parę zmian w naszym życiu, a dokładnie w planie dnia, co poniektórych członków
tej rodziny.
- A dokładnie mówiąc w moim- mruknęła pod nosem Kath
- Kathopeia, jeżeli jesteś taka pobudzona to ciebie pierwszą omówimy- powiedział ostro ojciec.
- Nie mogę się wręcz doczekać by usłyszeć twoje kolejne fenomenalne pomysły- odpowiedziała
- Nie potrzebny jest sarkazm- upomniała ją mama
- Ostrzegam, że to co zostało postanowione przeze mnie i mamę nie podlega żadnym negocjacjom.
- Ale& !- chciała zaprotestować, ale spojrzenie ojca nakazywało ciszę
- Ty, Kathopeio, jako moja najmłodsza córka musisz przynosić chlubę rodzinie. Z tego właśnie
powodu, zdecydowaliśmy, że zostaniesz wysłana na wyprawę po owoce na drugim krańcu wyspy.
Po powrocie zostanie ci przedstawiony mąż.
- Co to za absurd?!- wybuchnęła - długo nad tym myślałeś?
- Kochanie& - matka chciała ją uspokoić
- Przynosić chlubę rodzinie& to jakaś kpina! Czy wy naprawdę macie o mnie tak złe zdanie?
Przynoszę wam wstyd?!
- Oczywiście, że nie. Tacie nie o to chodziło.
- Pewnie.
- Jak wcześniej wspomniałem to nie podlega dyskusji. Zrobisz tak, jak sobie z mamą życzymy.
7
- Po moim trupie! Nie zostanę dziewczyną na przynoszenie chluby rodzinie, bo to Bezuitsza jest
najstarsza, więc to jej przypada ten honorowy zaszczyt.
- Nie zapominaj się, moja panno!- wrzasnął ojciec- wybierzesz się na tę wyprawę po owoce, a potem
wyjdziesz za Johimasa.
- Co? Nie! Nie wyjdę za tego starego, spróchniałego matoła!
- Nie będę z tobą o tym dyskutować!
- Ani ja!
Wybiegła z salonu. Wiedziała, że spotka ją za to kara, bo nie wolno było odchodzić bez zgody ojca. W tym
jednak momencie nie obchodziło ją to. Czuła się zraniona decyzją, co do jej przyszłości. Nie myślała, że
będzie kiedykolwiek do czegokolwiek zmuszana. Nie zamierzała podporządkowywać się nikomu, a już z
pewnością nie temu osłowi jak Johimas. Może i był w miarę przystojny, ale był od niej starszy o 20 lat. Był
ponurym bez poczucia humoru człowiekiem. Nie znał słowa  zabawa . Nie wyszłaby za niego nawet gdyby
był ostatnim człowiekiem na wyspie i zależałoby od tego przetrwanie jej ludu. O nie.
- Ktoś wreszcie musi zrobić z nią porządek!- wrzasnął wściekle ojciec
- Trzeba dać jej czas- broniła Kathopeję matka
- Miała 20 lat by przyzwyczaić się do myśli, że będzie musiała wyjść za człowieka, którego my jej
wskażemy. Ile jeszcze? Koniec tego dobrego. Czas się wziąć za tę krnąbrną dziewczynę i pokazać
jej, co oznacza przynależność do plemienia.
- Ojcze- wtrącił Mile- znasz Kath, ona jest uparta, ale nie bez serca. Dba o dobre imię rodziny i nie
splami jej honoru. Uważam jednak, że zmuszanie jej do małżeństwa z tym człowiekiem nie jest
najlepszym rozwiązaniem&
- Popieram- wtrąciła Bezuitsza- zrozum ona jeszcze jest młoda i żyje złudzeniami, że wyjdzie za mąż
za człowieka, którego kocha. Jestem pewna, że wybierze się na tę wyprawę, ale co do ślubu& ona
nigdy się na to nie zgodzi.
- Doceniam, że tłumaczycie siostrę z tego karygodnego zachowania, ale ma obowiązki względem
rodziny. Johimas zaoferował doskonałe warunki życia u jego boku. Nigdy niczego jej nie zabraknie i
będzie mieć życie, jakie zawsze miała.
- Tak, ale zapominasz, że odbierasz jej z to, co dla niej najcenniejsze- wolność. Ona będzie o nią
walczyć - powiedział Mile.
- Koniec z tymi bzdurami!- warknął ojciec- będzie tak, jak ja sobie życzę. Nikt i nic nie przekona mnie
do zmiany decyzji. Niech się z tym pogodzi. A wy, postarajcie się by stawiła się na wszystkim.
Dobranoc.
8
Ojciec wyszedł z salonu z dumnie podniesioną głową. Mile i Bezuitsza spojrzeli po sobie. Wiedzieli, że
wyniknie z tego całkiem niezła awantura. Znając ojca i Kathopeję będzie to wojna na życie i śmierć. A jej
zakończenie będzie oznaczać czyjąś porażkę. Tylko, kto ucierpi w tym całym zamieszaniu najbardziej?
9


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
The Shadow of Death Rozdział 4
The Shadow of Death Rozdział 3
The Shadow of Death Rozdział 6
The Shadow of Death Rozdział 5
The Shadow of Death Rozdział 2
Aleister Crowley The Rape of Death (pdf)
In the Shadow of the Wall
Dr Who Target 156 The Paradise Of Death # Barry Letts
Karta postaci do systemu The Shadow of Yesterday
M C Beaton [Ar01] Agatha Raisin & The Quiche Of Death
In the Shadow of the Moon
Kim, Ferrin REMOVING THE SHADOW OF SUSPICION
Forgotten Realms The Shadow of the Avatar  All Shadows Fled v1
The Babylon Project Eye of the Shadow
Audioslave Shadow Of The Sun
Shadow of the Vampire
The chronicles of live and death

więcej podobnych podstron