Manifest europejsów - artykuł Stanisława Michalkiewicza Wysłane wtorek, 20,
lipca 200
Mija właśnie kolejna rocznica przyjścia Lwa Rywina do Adama Michnika i nie da
się ukryć, że to wydarzenie, a ściślej - ujawnienie niektórych towarzyszących
mu okoliczności sprawiło, że autorytet moralny, jakim niezmiennie cieszył się
red. Michnik, został co najmniej poważnie zwichnięty, a kto wie, czy nawet nie
złamany. Oczywiście red. Michnik przeprowadził już w "Gazecie Wyborczej"
okolicznościową samokrytykę, ale czy kogoś przekonał? Mikołaj Davila zwraca
uwagę, że "kto się publicznie spowiada, nie chce rozgrzeszenia, ale aprobaty".
Ta narcystyczna nuta w Michnikowej samokrytyce albo zirytowała "środowisko", w
którym nie brakuje przecież ludzi polerujących sobie po cichu własne buławy,
albo też dostarczyła pretekstu do rozpoczęcia nowego "etapu" nie tyle nawet
duraczenia poczciwego narodu polskiego, choć to też jest ważne, ale "etapu"
dziejowego. Z zasadniczym tekstem krytycznym "Polska do Nietzschego" wystąpił w
"GW" Sławomir Sierakowski, redaktor naczelny "Krytyki politycznej". Proponuje
tam nową strategię polityczną dla "lewicy", bo stara - cóż; przyszedł Rywin do
Michnika, a ten nie tylko nagrał rozmowę, ale potem zaczął kłapać dziobem na
lewo i - co gorsza - na prawo też, no i tak się to skończyło.
Sierakowski zauważa, że Michnik i środowisko "GW", "doświadczone polskim
Marcem, żyje z pewną projekcją narodu polskiego. Dostrzega przede wszystkim
jego konserwatywne oblicze i obawia się wystąpić z bardziej nowoczesną wizją
państwa, wciąż martwiąc się, by inteligencka lokomotywa nie oderwała się od
"masowego" pociągu, nie zauważając jednocześnie, ze neoliberalna gospodarka
dawno już ten pociąg rozerwała". W rezultacie tego błędu diagnostycznego,
Michnik próbuje być "narodowy w formie"; w dobrej wierze basuje obronie Nicei i
temu podobnym anachronizmom, gdy tymczasem właśnie zmienił się "etap" i Polakom
nie ma co basować, tylko zwyczajnie trzeba dać kopa w d..., popychając ich tym
prostym sposobem ku Postępowi. A jak na dzisiejszym "etapie" wygląda Postęp?
"Obecny projekt lewicy polega na takim połączeniu uniwersalizmu i
partykularyzmu, aby dostrzegać w drugim człowieku to, co wspólne i zarazem
afirmować to, co różne. Skończyć z mitem jednego narodu połączonego jednym
państwem i jednym wspólnym systemem wartości, przeciwstawiając mu mozaikę
rozmaitych identyfikacji, wynikających z uczestnictwa w różnych grupach". Taki
to ci mamy dzisiaj Postęp. Lewica - powiada Sierakowski - "musiała pogodzić się
z tym, że nie reprezentuje żadnej "podstawowej klasy", "większości". Kogo zatem
reprezentuje? Jeszcze nie reprezentuje, ale zdaniem autora powinna
reprezentować "mniejszości", bo każda "większość będzie wytwarzać nowe
mniejszości. I dlatego dziś dla lewicy jedną z najistotniejszych spraw jest
rewolucja w stosunku do inności - narodowej, rasowej, płciowej, dotyczącej
orientacji seksualnej i każdej innej". Mamy tu gotową "rewolucyjną teorię" do
"rewolucyjnej praktyki", która trochę rewolucyjną teorię wyprzedziła m.in.
wskutek Michnikowego safandulstwa, ale nowa generacja hunwejbinów to nadrobi.
Gdzie mądry człowiek ukryje liść? - pytał Chesterton w opowiadaniu "Złamana
szabla". I odpowiadał: w lesie. No, a jeśli nigdzie nie ma lasu? To mądry
człowiek zasadzi las, żeby ukryć w nim liść. Seweryn Rzewuski w "Pamiątkach
Soplicy" stawia oryginalną i nawet dzisiaj chyba, jak to się mówi,
"kontrowersyjną" tezę, że kiedy już Rzym nie mógł panować nad Europą przy
pomocy swoich legionów, nadal przecież panował nad nią poprzez "swoich"
biskupów. Herbert G. Wells zwracał uwagę, że poza wyjątkami takimi jak Anglia
czy Polska, Reformacja zwyciężyła na obszarach znajdujących się poza granicami
Cesarstwa Zachodniego. Kolejny cios władzy Rzymu zadała Rewolucja
Antyfrancuska, a teraz - Unia Europejska, której suwerenowie najwyraźniej nie
zamierzają tolerować w Europie "żadnej władzy równej sobie", pragnie nie tylko
zatrzeć samo wspomnienie o tym, ale nawet usunąć "ślad po zatarciu". Jak to
przeprowadzić? Być może właśnie poprzez nie tylko eksponowanie, ale forsowanie,
swoistą apoteozę "inności", do której nawołuje Sławomir Sierakowski. "Mozaika
identyfikacji wynikająca z uczestnictwa w różnych grupach". Więc jednak
"kolektywy", a nie zgniły indywidualizm? Komunitaryzm, jako komunizm dla
eunuchów? No dobrze, ale to nic innego, jak anarchia partykularyzmów, orgia
"inności" powielających się z szybkością królików. To w najlepszym razie
zapowiedź chaosu, a nie nowego ładu, w którym ma przecież panować równowaga
między owymi partykularyzmami a "uniwersalizmem". Trzeba zatem narzucić na ten
projekt jakąś zasadę porządkującą. I Sierakowski też tak uważa; wszystko
przewidział: "Dla dalszej pomyślności naszej cywilizacji potrzeba nowej
moralności kulturowej i politycznej, będącej podstawą wszelkiego politycznego
działania, nowym tabu. (...) Co może być taką kulturowo-etyczną bazą nowej
moralności? Niewątpliwie najbardziej traumatycznym, budzącym największe
zwątpienie w nowoczesną kondycję doświadczeniem był Holokaust" - napisał w
"Rzeczpospolitej". Nowym "tabu", a zarazem "podstawą wszelkiego politycznego
działania" będzie "holokaust". Właśnie to "tabu" będziemy "afirmować", jako
pieczęć przynależności do "wspólnoty". Skoro tak, to i obecne taktyka
roztaczania parasola ochronnego nad "mniejszościami" oraz apoteoza "inności"
jest już bardziej zrozumiała. Oczywiście, jak to w "inności" - dla każdego co
innego: dla "gojów" - lesbijki, zaś dla "mniejszości" bardziej wyrafinowanych -
delikatniejszy towar, sam cymes. Dlaczego panowanie nad Europą miałoby udać się
tylko Rzymowi? Za motto do swego artykułu Sierakowski obrał pytanie Stendhala:
"Czyż dziennik zdoła kiedyś zastąpić proboszcza?". Ano, dopóki nie spróbujemy,
nie będziemy tego wiedzieli.
A kiedy próbować, jeśli nie właśnie teraz, gdy wielu "proboszczów" wydaje się
zresztą oczekiwać takiego zluzowania z jakimś masochistycznym utęsknieniem?
"Kto twierdzi o sobie, że szanuje wszystkie idee, ten ogłasza gotowość do
zdrady swoich przekonań" - zauważył Mikołaj Davila. A przecież taka deklaracja
jest zwyczajowym wstępem do "dialogu" i "tolerancji" które stawiają dziś na
ołtarze (czy może raczej - na szynkwasy?) funkcjonariusze "Kościoła otwartego".
Tymczasem cóż to takiego - tolerancja? "Tolerować nie znaczy zapominać, że to,
co tolerujemy, na nic więcej nie zasługuje" - ostrzega Davila, który uważał
siebie za człowieka stojącego "na straconym posterunku". Czy rzeczywiście już
straconym?
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
MICHALKIEWICZ WODA Z MÓZGU PO EUROPEJSKUMICHALKIEWICZ EUROPEJSKIE KOSZMARY WIGILIJNEMICHALKIEWICZ EUROPEJSKA KONTRREWOLUCJAMICHALKIEWICZ ZATRUTA MARCHEWKAGodzinki ku czci Św Michała Archanioła tekstPRAWO EUROPEJSKIEMICHALKIEWICZ JAKÓŁKI WSCHODNIE I ZACHODNIEMICHALKIEWICZ OD KOR u DO KOK uABC UE Wspólna polityka transportowa Unii Europejskiej (2002)Geneza polityki spójności Unii Europejskiej prezentacjaMICHALKIEWICZ Troski i wnioski szermierzy wolnościwięcej podobnych podstron