~` a]ctywna
znych dra-
ca na rzecz
biety. Stra-
~espierre'a
1990).
KANT
obej- ",niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne
we mnie...
Dopiero koło północy major Albert Knag zadzwonił do domu, by
złożyć Hildzie życzenia z okazji piętnastych urodzin.
` Telefon odebrała matka.
e.,,.
:~ - To do ciebie, Hildo.
.:.
'r.'.: -Halo?
- Mówi tatuś.
- Zwariowałeś? Już prawie dwunasta.
,,;
- Chciałem ci tylko złożyć życzenia...
- Robiłeś to przez cały dzień.
...ale chciałem zaczekać aż dzień się skończy.
'~: - Dlaczego?
- Nie d o s t a ł a ś prezentu?
- Dostałam. Bardzo dziękuję.
- - Nie dręcz mnie. Co o nim myślisz?
- Fantastyczny! Prawie nic dzisiaj nie jadłam.
- Musisz jeść.
- Ale to takie pasjonujące.
- Jak daleko dotarłaś? M u s i s z mi to wreszcie powiedzieć,
Hildo.
- Weszli do Chaty Majora, bo zacząłeś ich drażnić wężem mor-
skim...
- Oświecenie.
- I Olympe de Gouges.
- W takim razie aż tak bardzo się nie pomyliłem.
345
K A N T K A N T
- Jak to "pomyliłem"?
- Wydaje mi się, że zostały już tylko jedne życzenia. Będzie do
nich melodia.
- Przeczytam trochę w łóżku przed snem.
- Rozumiesz coś z tego?
- Więcej się nauczyłam przez ten dzień niż... niż kiedykolwiek
przedtem. To niewiarygodne, że nie upłynęła nawet doba od chwili,
kiedy Zofia wróciła do domu ze szkoły i znalazła pierwszą kopertę.
- To dziwne, jak niewiele potrzeba.
- Ale trochę mi jej szkoda.
- MamY?
- Nie, skąd! Zofii.
- Ooo...
- Wszystko jej się pomieszało, biedaczce.
- Ale przecież ona jest tylko... To znaczy...
- Chcesz powiedzieć, że jest tylko czymś, co wymyśliłeś.
- Coś w tym rodzaju.
- Ale ja myślę, że Zofia i Alberto i s t n i e j ą.
- Porozmawiamy kiedy wrócę do domu.
- Dobrze.
- I życzę ci nadal dobrego dnia.
- Co powiedziałeś?
- To znaczy dobrej nocy.
- Dobranoc.
Pół godziny później, kiedy Hilda położyła się, na dworze wciąż było
tak jasno, że mogła popatrzeć na ogród i na zatokę. O tej porze roku
nie robiło się naprawdę ciemno.
Przez chwilę bawiła się myślą, że znajduje się w środku obrazu
zawieszonego na ścianie w małej leśnej chatce. Czy można wyjrzeć
z tego obrazu na świat, który jest poza nim?
Przed snem postanowiła przeczytać jeszcze choć parę kartek z se-
gregatora.
Zofia odłożyła list ojca Hildy na półeczkę nad kominkiem.
- To z ONZ może rzeczywiście być waźne - powiedział Al-
berto. - Ale nie podoba mi się, ie się wcina w moje opowiada-
nie.
- Nie przejmuj się tym aż tak.
- Postanowiłem od tej chwili nie zwracać uwagi na te nad-
zwyczajne zjawiska, węie morskie i temu podobne. Siądźmy
przy oknie, opowiem ci o Kancie.
Na stoliczku między dwoma fotelami Zofia dostrzegła parę
okularów. Zauwaiyła, że szkła są czerwone. Czy to jakieś spe-
cjalne okulary słoneczne?
- Dochodzi druga - stwierdziła. - Muszę być w domu
przed piątą. Mama na pewno ma jakieś plany związane z urodzi-
nami.
- To znaczy, źe mam trzy godziny.
- Zaczynaj!
- IMMANUEL KANT urodził się w roku 1724 w rodzi-
nie siodlarza w Królewcu. Spędził w tym wschodniopruskim
mieście prawie całe życie, aź do śmierci, a umarł mając osiem-
dziesiąt lat. Odebrał surowe religijne wychowanie. Na kształt
filozofii Kanta bez wątpienia wywarły wpływ jego przekona-
nia chrześcijańskie. Podobnie jak Berkeley, Kant chciał ratować
podstawy wiary chrześcijańskiej.
- O Berkeleyu nasłuchałam się już dość, dziękuję bardzo.
- Kant, jako jedyny wśród filozofów, o których do tej pory
mówiliśmy, był zatrudniony na uniwersytecie w roli profesora
filozofii. Był "zawodowym filozofem".
- Zawodowy filozof.~
- Słowa "filozof" uźywa się dzisiaj w dwóch nieco róźnią-
cych się od siebie znaczeniach. "Filozof" to przede wszystkim
ktoś, kto stara się sformułować własne odpowiedzi na pyta-
nia filozoficzne. Ale "filozof" to także ktoś, kto jest ekspertem
z dziedziny historii filozofii i wcale nie musi koniecznie
tworzyć
I;u
~~ własnych systemów.
:,
- I Kant był właśnie takim zawodowym filozofem.
- I tym, i tym. Gdyby był tylko profesorem, a więc znawcą
~; poglądów innych myślicieli - nie zająłby miejsca w historii fi-
346 347
K A N T
lozofii. Ale waine jest również, by pamiętać, że Kant doskonale
orientował się w poprzedzającej go tradycji filozoficznej. Dobrze
znał poglądy zarówno Kartezjusza i Spinozy, jak empirystów,
Locke'a, Berkeleya i Hume'a.
- Prosiłam cię, żebyś nie wspominał więcej o Berkeleyu.
-Jak pamiętamy, racjonaliści uważali, że podstawa wszel-
kiego ludzkiego poznania tkwi w ludzkiej świadomości. Pamię-
tamy także twierdzenie empirystów, że wszelka wiedza o świe-
cie pochodzi ze zmysłów. Hume wskazał ponadto, że istnieją wy-
raźne granice tego, jakie wnioski możemy wysnuć z naszych po-
strzeżeń zmysłowych.
- Z kim zgadzał się Kant?
- Uważał, że obie strony mają nieco racji, lecz był zda-
nia, że obie także trochę się mylą. Wszyscy szukali odpowie-
dzi na jedno pytanie: co możemy wiedzieć o świecie. Po Kar-
tezjuszu założenie filozofów było wspólne. Wskazywano dwie
możliwości: albo świat jest dokładnie taki, jakim postrzegamy
go dzięki zmysłom, albo też taki, jakim rysuje się w naszym ro-
zumie.
- A jakie było zdanie Kanta?
- Kant uważał, że zarówno zmysły, jak i rozum odgrywają
ważną rolę w procesie poznawania świata. Uważał jednak,
że racjonaliści posunęli się za daleko, przykładając tak wielką
wagę do roli rozumu, a empiryści zbyt jednostronnie ufali tylko
zmysłom.
- Jeśli nie podasz mi zaraz jakiegoś trafnego przykładu, będą
to jedynie puste słowa.
- W punkcie wyjścia Kant zgadza się z Hume'em i empiry-
stami, że cała nasza wiedza o świecie pochodzi z doświadczeń
uzyskanych za pomocą zmysłów. Ale - i tu podaje rękę racjona-
listom - również w naszym rozumie tkwią istotne właściwości,
mające wpływ na sposób, w jaki pojmujemy otaczający nas świat:
W rozumie ludzkim są więc właściwości, biorące udział w na-
szym pojmowaniu świata.
- Czy to miał być przykład?
KANT
- Zrobimy raczej drobne ćwiczenie. Weź te okulary ze sto-
lika, o tak. A teraz je załóż!
Zofia wsadziła okulary na nos. Wszystko dookoła zabar-
wiło się na czerwono. Jasne kolory zrobiły się jasnoczerwone,
a ciemne - ciemnoczerwone.
- Co widzisz?
- Dokładnie to, co poprzednio, tyle że teraz wszystko jest
czerwone.
- To dlatego, że szkła okularów wyznaczają sposób, w jaki
odbierasz rzeczywistość. Wszystko, co widzisz, pochodzi ze
świata zewnętrznego, ale sposób, w jaki to postrzegasz, ma zwią-
zek z okularami. Nie możesz przecież powiedzieć, że świat jest
czerwony, choć tak właśnie go widzisz.
- Oczywiście, że nie.
- Gdybyś poszła teraz do lasu albo do domu przy Zakręcie
Kapitańskim, widziałabyś wszystko dokładnie tak jak zawsze.
Ale bez względu na to, co byś widziała, i tak byłoby to czerwone.
- Owszem, dopóki nie zdejmę okularów.
- I właśnie tak, Zosiu, uważał Kant - że w naszym rozu-
mie tkwią pewne dyspozycje, które wywierają wpływ na wszel-
kie nasze doświadczenia.
- O jakich dyspozycjach jest tu mowa?
- Bez względu na to, co widzimy, postrzegamy to przede
wszystkim jako zjawiska w czasie i przestrzeni. Kant określił
"czas" i "przestrzeń" jako dwie "formy oglądu" człowieka. Pod-
kreśla, że te dwie "formy" poprzedzają w naszej świadomości
wszelkie doświadczenie. Oznacza to, że zanim czegoś doświad-
czymy, możemy z góry założyć, że postrzeżemy to jako zjawisko
w czasie i przestrzeni. Nie potrafimy bowiem zdjąć "okularów
rozumu".
- Uważał, że postrzeganie rzeczy w czasie i przestrzeni jest
cechą wrodzoną?
- W pewien sposób tak. To, co widzimy, zależy od tego, czy
żyjemy w Indiach czy na Grenlandii. Ale wszędzie postrzegamy
rzeczywistość jako zbiór procesów zachodzących w czasie i prze-
strzeni. To coś, co możemy stwierdzić z góry.
348 34~
K A N T
- Ale czy czas i przestrzeń nie jest czymś, co istnieje poza
nami?
- Nie, zdaniem Kanta czas i przestrzeń są właśnie częścią
konstytucji człowieka. Czas i przestrzeń to właściwości naszego
rozumu, a nie właściwości świata.
- To całkiem nowe spojrzenie.
- Świadomość człowieka nie jest więc bierną "tablicą",
która jedynie przyjmuje wrażenia zmysłowe z zewnątrz. Ona
je od razu formuje. Świadomość ma wpływ na nasze pojmowa-
nie świata. Możesz porównać to z sytuacją, gdy wlewasz.wodę
do szklanego dzbana. Woda "układa się" zgodnie z kształtem
dzbanka. Podobnie nasze wrażenia zmysłowe dopasowują się do
naszych "form zmysłowości".
- Chyba już rozumiem.
- Kant twierdził, że nie tylko świadomość dopasowuje się
do rzeczy, lecz także rzeczy dopasowują się do świadomości.
Sam Kant określał to jako "przewrót kopernikański" w dzie-
dzinie ludzkiego poznania. Bo był to zupełnie nowy sposób
myślenia, tak radykalnie różniący się od starego, jak koper-
nikańska teoria, że Ziemia krąży wokół Słońca, od teorii geocen-
trycznej.
- Rozumiem teraz, o co mu chodziło, gdy mówił, że zarówno
racjonaliści, jak i empiryści mieli po trosze rację. Racjonaliści
w pewnym sensie zapomnieli o znaczeniu doświadczenia, a em-
piryści przymknęli oczy na wpływ naszego rozumu na postrze-
ganie świata.
- I sama prxycxynowość, której zdaniem Hume'a człowiek
nie może doświadczyć, jest według Kanta częścią ludzkiego ro-
zumu.
- Wyjaśnij!
- Pamiętasz, że Hume twierdził, iż to tylko nasze przy-
zwyczajenie sprawia, że dostrzegamy konieczny związek przy-
czynowy we wszystkich procesach zachodzących w przyrodzie.
Zdaniem Hume'a nie możemy postrzec zmysłami, że to czarna
kula bilardowa jest przyczyną ruchu białej. Dlatego też nie
możemy udowodnić, że czarna kula zawsze wprawi w xuch białą.
K A N T
- To pamiętam.
- Ale właśnie to, czego zdaniem Hume'a nie możemy udo-
wodnić, Kant uważa za cechę ludzkiego rozumu. Przyczynowość
działa zawsze i wszędzie po prostu dlatego, że ludzki rozum po-
strzega wszystko, co się dzieje, jako związek przyczyny i skutku.
- I znów byłabym raczej skłonna przypuszczać, że zasada
przyczynowości tkwi w przyrodzie, a nie w nas, ludziach.
- Kant uważa, ie na pewno w nas. W pewnym sensie zga-
dza się z Hume'em, że nie możemy mieć pewności co do tego,
jaki jest świat "sam w sobie". Możemy wiedzieć jedynie, jaki jest
"dla mnie" - czyli dla wszystkich ludzi. Przeprowadzone przez
Kanta oddzielenie "das Ding an sich" od "das Ding fiir mich"
jest
jego najwainiejszym wkładem w filozofię.
- Nie jestem aż tak obkuta z niemieckiego.
- Kant wprowadził istotny podział między "rzeczą w sobie"
a "rzeczą dla mnie". Nigdy nie możemy osiągnąć pewnej wiedzy
o rzeczy samej w sobie. Wiemy tylko, jak rzeczy "nam się uka-
zują". Natomiast możemy z góry, przed jakimkolwiek doświad-
czeniem, powiedzieć, jak rzeczy będą postrzegane przez ludzki
rozum.
- Naprawdę możemy?
- Zanim wyjdziesz rano z domu, nie możesz wiedzieć, co
tego dnia zobaczysz czy przeżyjesz. Ale możesz być pewna, że
to, co zobaczysz i przeżyjesz, zostanie postrzeżone jako zdarze-
nie w czasie i przestrzeni. Możesz poza tym być pewna, że działa
zasada przyczynowości, dlatego po prostu, że nosisz ją w sobie
jako część swojej świadomości.
- Ale moglibyśmy zostać stworzeni inaczej?
- Tak, moglibyśmy mieć całkiem inny aparat zmysłów. Mo-
glibyśmy mieć także inne poczucie czasu i inne poczucie prze-
strzeni. Poza tym moglibyśmy zostać stworzeni tak, że nie do-
szukiwalibyśmy się przyczyn otaczających nas zdarzeń.
- Podasz mi jakiś przykład?
- Wyobraź sobie, że w pokoju na podłodze leży kot. Nagle do
izby wtacza się piłeczka. Jak myślisz, co zrobi wtedy kot?
- Próbowałam tego wielokrotnie. Kot pobiegnie za piłeczką.
350 351
K A N T
- Dobrze. A wyobraź sobie, że to ty siedzisz w pokoju na
miejscu kota. Jeśli nagle zauważysz toczącą się piłeczkę, to też
od razu za nią pobiegniesz?
- Przede wszystkim odwrócę się, żeby sprawdzić, skąd
wzięła się ta piłeczka.
- Tak, ponieważ jesteś człowiekiem, pragniesz koniecz-
nie dotrzeć do przyczyn każdego zdarzenia. wązanie zdarzeń
w związki przyczynowe jest więc częścią twojej konstytucji.
- Czy naprawdę tak jest?
- Hume twierdził, ie praw przyrody nie możemy ani po-
strzec zmysłami, ani udowodnić. Zaniepokoiło to Kanta. Uznał
on, że jednak można wykazać nieuchronność praw przyrody, po-
kazując, że tak naprawdę mówimy o prawach ludzkiego pozna-
nia.
- Czy małe dziecko także odwróci się, żeby sprawdzić, kto
rzucił piłeczkę?
- Być może nie. Kant uważał, że rozum u dziecka nie roz-
winie się w pełni, dopóki nie otrzyma od zmysłów dostatecznej
ilości materiału, nad którym moie pracować. Mówienie o pu-
stym rozumie nie ma żadnego sensu.
- To musiałby rzeczywiście być niezwykły rozum.
- Możemy teraz przeprowadzić pewne podsumowanie. Zda-
niem Kanta wplyw na sposób, w jaki człowiek postrzega świat,
mają dwa czynniki. Jednym są warunki zewnętrzne, o których
nie możemy nic wiedzieć, dopóki nie postrzeżemy ich zmysłami.
Możemy je nazwać materią poznania. Drugim są wewnętrzne
warunki tkwiące w samym człowieku, na przykład fakt, że po-
strzegamy wszystko jako zdarzenia w czasie i przestrzeni, a poza
tym jako procesy podlegające nieuchronnemu prawu przyczy-
nowości. Nazywamy je formą poznania.
Alberto i Zofia przez chwilę siedzieli zapatrzeni w okno. Na-
gle między drzewami po drugiej stronie jeziora Zofia dostrzegła
małą dziewczynkę.
- Spójrz! - zawołała Zofia. - Kto to jest?
- Nie wiem, naprawdę nie wiem.
K A N T
Dziewczynkę widać było zaledwie przez kilka sekund, wkrót-
ce zniknęla. Zofia zauważyła, że miała ona na głowie coś czer-
wonego.
- Za nic nie pozwolimy, żeby jakieś takie nas rozpraszały.
- No, to mów dalej.
- Kant wskazał także, że istnieją wyraźne granice tego, co
człowiek moie poznać rozumem. Sama możesz pewnie stwier-
dzić, że "okulary" rozumu stwarzają ograniczenia.
- jak to?
- Pamiętasz, ie filozofowie przed Kantem zastanawiali się
nad prawdziwie wielkimi problemami filozoficznymi - na
przykład: czy człowiek ma nieśmiertelną duszę, czy istnieje jakiś
bóg, czy przyroda składa się z niepodzielnych, najmniejszych
cząstek albo czy wszechświat gdzieś się kończy, czy też jest bez-
kresny?
- Tak.
Kant uważał, że człowiek nie może w tych sprawach osiągnąć
pewnej wiedzy. Nie oznacza to wcale, że odrzucał ten rodzaj pro-
blemów. Przeciwnie, gdyby odrzucił takie pytania, nie można by
go nazwać prawdziwym filozofem.
- No, to co zrobił?
- Poczekaj, troszeczkę cierpliwości. Gdy chodzi o takie wiel-
kie pytania filozoficzne, rozum operuje, według Kanta, poza gra-
nicami tego, co my, ludzie, możemy poznać. A jednocześnie
w naturze człowieka - albo w rozumie człowieka - tkwi pod-
stawowa potrzeba zadawania sobie takich właśnie pytań. Kiedy
jednak pytamy o to, czy wszechświat jest skończony czy nie-
skończony, zadajemy pytanie o całość, której sami jesteśmy
częścią. Dlatego właśnie tej całości nie możemy poznać.
- Dlaczego?
- Przypomnij sobie oglądanie świata przez czerwone oku-
lary. Zdaniem Kanta, do uzyskania naszej wiedzy o świecie przy-
czyniają się dwa elementy.
- Tak, doświadczenie, jakie dają nam zmysły, i rozum.
352
353
K A N T
- Materiał naszego poznania naplywa przez zmysły, ale for-
muje się według własności rozumu. Do własności rozumu
należy na przykład pytanie o przyczynę zdarzenia.
- Na przykład, dlaczego piłeczka toczy się po podłodze.
- Owszem. Ale kiedy zastanawiamy się, skąd wziął się
świat, rozważając moiliwe odpowiedzi, to w pewnym sensie ro-
zum pracuje na jałowym biegu. Nie ma wówczas "do obróbki"
żadnego materiału dostarczanego przez zmysły, nie ma żadnych
doświadczeń, na których mógłby się oprzeć. Nigdy bowiem nie
doświadczyliśmy całej tej ogromnej rzeczywistości, której sami
stanowimy zaledwie cząstkę.
- Jesteśmy jakby maleńką cząstką piłeczki, która toczy się
po podłodze. I nie możemy wiedzieć, skąd się wzięła piłka.
- Ale właściwością ludzkiego rozumu jest pytanie, skąd taka
piłka- się toczy. Dlatego ciągle pytamy, wysilamy się, by zna-
leźć odpowiedź na ostateczne pytania. Nie mamy jednak nic
pewnego, czego moglibyśmy się uchwycić, nigdy nie otrzymamy
żadnej pewnej odpowiedzi, ponieważ rozum pracuje na jałowym
biegu.
- Dziękuję, akurat to uczucie świetnie znam.
- Gdy chodzi o takie wielkie pytania, dotyczące całej rzeczy-
wistości, Kant pokazał, że dwa przeciwne stanowiska zawsze
będą, według kryteriów ludzkiego rozumu, równie prawdopo-
dobne lub równie nieprawdopodobne.
- Proszę o przykład.
- Równie sensowne jest twierdzenie, że świat musi mieć po-
czątek w czasie, jak i to, że nie ma takiego początku. Obie te
możliwości są jednak równie niemożliwe do wyobraienia dla ro-
zumu. Możemy twierdzić, że świat istniał zawsze, ale czy coś
może istnieć od zawsze, bez momentu, który byłby początkiem?
Zmuszeni więc jesteśmy zająć stanowisko przeciwne. Mówimy,
że świat musiał kiedyś powstać, a wobec tego musiał powstać
z niczego. Gdyby było inaczej, mówilibyśmy tylko o przejściu
z jednego stanu w drugi. Ale czy coś może powstać z niczego, Zo-
siu?
354
K A N T
- Nie, obie te moiliwości są równie niepojęte. A jednocze-
śnie któraś z nich musi być prawdziwa, a któraś błędna.
- Pamiętasz, że Demokryt i materialiści twierdzili, że przy-
roda musi składać się z najmniejszych cząstek, z których zbu-
dowane są wsiystkie rzeczy Inni - na przykład Kartezjusz -
uważali, że rozciągła rzeczywistość zawsze daje się podzielić na
coraz mniejsze cząsteczki. Ale która ze stron miała rację?
- Obie... Żadna.
- Następnie wielu filozofów wskazywało na wolność czło-
wieka jako jedną z jego najważniejszych właściwości. Jednocze-
śnie zetknęliśmy się z filozofami - na przykład ze stoikami i Spi-
nozą - którzy twierdzili, że wszystko się dzieje z racji koniecz-
nych praw przyrody I tu także, zdaniem Kanta, ludzki rozum nie
moie wydać żadnego pewnego wyroku.
- Oba twierdzenia są równie rozumne, jak nierozumne.
- Nieźle się też zaplączemy, gdy przy uiyciu rozumu bę-
dziemy próbowali udowodnić istnienie Boga. Racjonaliści - na
przykład Kartezjusz - starali się wykazać, że musi istnieć jakiś
Bóg po prostu dlatego, że mamy ideę "istoty doskonałej". Inni
- jak Arystoteles czy Tomasz z Akwinu - doszli do tego, że Bóg
istnieje, ponieważ wszystko musi mieć pierwszą przyczynę.
- A co sądził Kant?
- Odrzucał oba te dowody na istnienie Boga. Ani rozum, ani
doświadczenie nie dają żadnych pewnych podstaw, by twierdzić,
że Bóg istnieje. Dla rozumu jest równie prawdopodobne jak nie-
prawdopodobne, że istnieje Bóg.
- Ale zacząłeś od stwierdzenia, że Kant pragnął ocalić pod-
stawy wiary chrześcijańskiej.
- Tak, wykazując ograniczenia poznania, zostawił nuejsce
na boski wymiar. Tam, gdzie doświadczenie i rozum nie wystar-
czają, powstaje pustka, którą może wypełnić wiara religijna.
- I w ten sposób uratował chrześcijaństwo.
- Owszem. Warto jednak zauważyć, że Kant był protestan-
tem. Już od czasów reformacji cechą protestanckiego odłamu
chrześcijaństwa było odwoływanie się do wiary. Kościół kato-
355
K A N T
licki od czasów wczesnego średniowiecza większe zaufanie po-
kładał w rozumie, który miał wspierać wiarę.
- Rozumiem.
- Ale Kant nie poprzestał na twierdzeniu, że ostateczne py-
tania należy pozostawić wierze. Uwaiał, że dla istnienia moral-
ności konieczne jest założenie, ie człowiek ma nieśmiertelnq. du-
szę, że Bóg istnieje i że człowiek ma wolną wolę.
- Postąpił niemal tak samo jak Kartezjusz. Z początku kry-
tycznie oceniał ludzką zdolność rozumienia. A później tylnym
wejściem przemyca Boga.
- Ale w przeciwieństwie do Kartezjusza stara się jak naj-
wyraźniej podkreślić, że do takiego przekonania nie przywiódł
go rozum, lecz wiara. Wiarę w nieśmiertelność duszy, istnienie
Boga i wolną wolę człowieka nazwałpostula.tami praktycznymi.
- A to znaczy...?
- Postulat to założenie, które przyjmuje się bez dowodu.
Kant przez "postulat praktycznego rozumu" rozumie coś, co
należy przyjąć dla "praktycznych celów" człowieka, czyli dla
jego moralności. "Moralną koniecznością jest zakładać istnienie
Boga" - powiedział.
Nieoczekiwanie rozległo się pukanie do drzwi. Zofia natych-
miast się poderwała, ale ponieważ Alberto nie uczynił iadnego
gestu wskazującego, że ma zamiar wstać, powiedziała:
- Chyba musimy otworzyć?
Alberto wzruszył ramionami, ale wreszcie i on się podniósł.
Otworzyli drzwi i zobaczyli w nich dziewczyneczkę w letniej su-
kience i czerwonym kapturku na głowie. To ją właśnie widzieli
po drugiej stronie jeziora. W jednej ręce trzymała koszyczek z je-
dzeniem.
- Cześć! -przywitała ją Zofia. -Kto ty jesteś?
- Nie widzisz, że jestem Czerwony Kapturek?
Zofia popatrzyła na Alberta, on pokiwał głową.
- Słyszałaś, co powiedziała.
- Szukam domku babci-oznajmiła dziewuszka. -Ona jest
stara i chora, a ja niosę jej jedzenie.
356
K A N T
- Źle trafiłaś - odparł Alberto. - Musisz szukać gdzie in_
dziej.
Zofia zauważyła, że Alberto cały czas machał ręką, jakby od_
ganiał natrętną muchę.
- Ale miałam zostawić tu list - mówiła dalej dziewczynlc,a
w czerwonym kapturku.
Wyjęła małą kopertę i podała ją Zofii, a w następnej chwili juŹ
dreptała dalej.
- Strzeż się wilka! - zawołała za nią Zofia.
Alberto już wycofywał się do pokoju. Zofia poszła za nim,
usadowili się tak jak poprzednio.
- Pomyśl tylko, to był Czerwony Kapturek - nie prze,
stawała dziwić się Zofia. .
- Ostrzeganie jej nie ma najmniejszego sensu. Pójdzie do
chatki babci i tam zje ją wilk. Ona się nigdy nie nauczy, wszystkp
będzie powtarzać się przez całą wieczność.
- Ale nigdy nie słyszałam, żeby przed pójściem do babci po
drodze zapukała do innej chaty.
- To bagatelka, Zosiu.
Dopiero teraz Zofia zerknęła na kopertę, którą dostała. Napi_
sano na niej "Dla Hildy". Otworzyła kopertę i zaczęła czytać na
głos:
Kochana Hildo! Gdyby ludzki mózg był tak prosty, że mo-
glibyśmy go zrozumieć, bylibyśmy wtedy tak głupi, że nie zro-
xumielibyśmy go i tak.
Ucałowania,
Ojciec
Alberto skinął głową.
- To prawda. I myślę, że Kant także mógłby powiedzieć coś
podobnego. Nie moiemy oczekiwać, że zrozumiemy to, czyr,l
jesteśmy. Być móże uda nam się w pełni zrozumieć kwiat albo
owada, ale nigdy nie zrozumiemy samych siebie. W jeszcze
mniejszym stopniu możemy się spodziewać, że zrozumiemy cały
wszechświat.
357
K A N T
Zofia musiała przeczytać owo dziwne stwierdzenie jeszcze
parę razy, a Alberto mówił dalej:
- Nie możemy pozwolić, by węże morskie i temu podobne
zakłócały nam spokój. Zanim się dziś rozstaniemy, opowiem ci
o etyce Kanta.
- Tylko się pospiesz, niedługo muszę wracać do domu.
- Powątpiewanie Hume'a w to, co mogą nam powiedzieć
zmysły i rozum, sprawiło, że Kant od nowa przemyślał wiele
istotnych kwestii życiowych. Dotyczyło to zwłaszcza moral-
ności.
- Hume stwierdził, że nie da się udowodnić, co jest dobre,
a co złe, bo nie możemy przechodzić od zdań "jest" do zdań "po-
winien".
- Zdaniem Hume'a o różnicy pomiędzy dobrem a złem nie
decydują ani rozum, ani też doświadczenia, lecz po prostu na-
sze uczucia. Według Kanta takie twierdzenie opierało się na zbyt
chwiejnych podstawach.
- Owszem, mogę się z nim zgodzić.
- Kant od samego początku żywił silne przeświadczenie, że
różnica pomiędzy dobrem a złem jest czymś jak najbardziej re-
alnym. Zgadzał się z racjonalistami, którzy twierdzili, że ce-
chą ludzkiego rozumu jest rozróżnienie między dobrem a złem.
Wszyscy ludzie wiedzą, co jest dobre, a co złe, i wiemy to nie
tylko dlatego, że się tego nauczyliśmy, ale ponieważ to tkwi
w naszym rozumie. Zdaniem Kanta wszyscy ludzie mają prak-
tyczny rozum, czyli taką zdolność rozumu, która w każdym mo-
mencie pozwala nam dokonać oceny moralnej, powiedzieć co
jest dobre, a co złe.
- A więc to wrodzone?
- Zdolność do odróżniania dobra od zła jest tak samo wro-
dzona, jak wszystkie inne właściwości rozumu. Tak jak wszy-
scy ludzie posiadają te same formy rozumu - na przykład po-
strzegamy każdą rzecz jako skutek innej - tak wszyscy podle-
gają także temu samemu uniwersalnemu prawu moralnemu. Owo
prawo moralne obowiązuje w taki sam absolutny sposób jak fi-
zyczne prawa przyrody Jest ono równie podstawowe dla na-
K A N T
szego życia moralnego, jak podstawowe dla naszego iycia umy-
słowego jest to, że wszystko ma swoją przyczynę, czy tei, że
7 plus 5 równa się 12.
- A co mówi to prawo moralne?
- Stoi ponad wszelkim doświadczeniem, jest zatem "zasadą
formalną". Oznacza to, że nie wiąże się z żadnymi określonymi
sytuacjami wyboru. Dotyczy wszystkich ludzi we wszystkich
społeczeństwach i we wszystkich czasach. Nie mówi więc, że
masz robić to i to, gdy znajdziesz się w takiej a takiej sytuacji.
Mówi, jak masz postępować we wszystkich sytuacjach.
- Ale jaki cel ma noszenie w sobie "prawa moralnego", jeśli
nie mówi ono, co mamy robić w określonych sytuacjach?
- Kant określa prawo moralne jako imperatyw kategorycxny.
Prawo moralne jest "kategoryczne", to znaczy obowiązuje bez-
warunkowo we wszystkich sytuacjach. Poza tym jest "imperaty-
wem", co znaczy, że jest "nakazem" absolutnie nie do odrzuce-
nia.
- Aha...
- Kant formułuje imperatyw kategoryczny na wiele sposo-
bów. Po pierwsze, powiada: Postępuj wedle takiej tylko zasady, co
do której mógłbyś jednocześnie chcieć, aby stała się prawem powsxech-
nym.
- To znaczy, że kiedy coś robię, zawsze muszę upewnić się,
czy pragnę, by inni ludzie postępowali tak samo, gdy znajdą się
w podobnej sytuacji.
- Właśnie. Tylkó wtedy będziesz działać zgodnie z prawem
moralnym, które masz w sobie. Kant określił takie imperatyw
kategoryczny mówiąc, że zawsze masz traktować człowieka jako cel
sam w sobie, a nie tylko środek do celu.
- Nie możemy więc wykorzystywać innych ludzi, by osiąg-
nąć korzyści.
- Tak, bo wszyscy ludzie są celem sami w sobie. Ale dotyczy
to nie tylko innych ludzi, lecz także ciebie samej. Nie wolno ci
"wykorzystywać" samej siebie jako środka do osiągnięcia celu.
358 359
K A N T
- To przypomina co nieco "złotą zasadę", która mówi, że
musisz postępować wobec innych tak, jak chciałbyś, by oni po-
stępowali wobec ciebie.
- Tak, i to także jest "formalny" postulat, który obejmuje
wszystkie sytuacje wyboru etycznego. Możesz powiedzieć, że
"złota zasada" wyraża to, co Kant nazwał "prawem moralnym".
- Ale to przecież tylko hipotezy. Hume miał chyba rację, że
nie potrafimy udowodnić rozumem, co jest dobre, a co złe.
- Zdaniem Kanta prawo moralne jest równie absolutne i po-
wszechne jak na przykład związki przyczynowe, których nie da
się udowodnić za pomocą rozumu, a mimo to żaden człowiek im
nie zaprzeczy.
- Mam wrażenie, że właściwie rozmawiamy o sumieniu. Bo
chyba wszyscy ludzie mają sumienie.
- Owszem, Kant opisując prawo moralne, opisuje ludzkie
sumienie. Nie potrafimy udowodnić słuszności tego, co mówi
nam sumienie, ale i tak to wiemy.
- Może się zdarzyć, że będę dobra i miła dla innych tylko dla-
tego, że to leży w moim interesie. To może być na przykład spo-
sób zdobycia popularności.
- Ale jeśli dzielisz się z innymi tylko po to, by zyskać po-
pularność, nie działasz z poszanowaniem dla prawa moralnego.
Być może działasz zgodnie z prawem moralnym, i to dobrze,
ale by nazwać coś czynem prawdziwie moralnym, musi to być
rezultatem samoprzezwyciężenia się. Jedynie kiedy robisz coś,
bo uważasz za swój obowiązek przestrzeganie prawa moralnego,
możesz mówić o czynie moralnym. Dlatego etykę Kanta nazywa
się często etyką obowiąxku.
- Mogę czuć, że moim obowiązkiem jest zbieranie pieniędzy
na Czerwony Krzyż lub głodujących w Afryce.
- Tak i decydujące znaczenie ma tu fakt, że robisz to,
ponieważ uważasz to za właściwe. Nawet gdyby pieniądze,
które zebrałaś, zaginęły po drodze i nie nakarmiły nikogo, to
usłuchałaś prawa moralnego. Postąpiłaś z właściwych pobu-
dek, a zdaniem Kanta właśnie nastawienie deryduje o tym,
KANT
czy możemy nazwać coś czynem moralnie właściwym. Konse-
kwencje działania nie są wcale decydujące. Etykę Kanta można
określić jako etykę intencji.
- Dlaczego tak ważne jest dla niego, aby wiedzieć, kiedy po-
stępuje się zgodnie z prawem moralnym? Czy nie jest najważ-
niejsze, by to, co robimy, służyło innym ludziom?
- O, tak! Kant z pewnością by nie protestował. Ale tylko
wtedy, kiedy świadomie postępujemy w imię prawa moralnego,
działamy jako ludzie wolni.
- Tylko gdy przestrzegamy jakiegoś prawa, działamy jako lu-
dzie wolni? Czy to nie jest trochę dziwne?
- Zdaniem Kanta - nie. Pamiętasz, postulował on, że czło-
wiek ma wolną wolę. To bardzo ważny punkt, bo Kant przecież
uważał także, że we wszystkim działa przyczynowość. Jak więc
możemy mieć wolną wolę?
- Mnie o to nie pytaj.
- Kant dzieli człowieka na dwoje - może to przypominać
twierdzenie Kartezjusza, że człowiek jest "istotą podwójną",
ponieważ ma zarówno ciało, jak i rozum. Zdaniem Kanta, jako
istoty postrzegające zmysłami, w pełni podlegamy niezłomnym
prawom przyczynowym. Nie decydujemy o tym, co postrze-
gamy, spostrzeżenia naplywają nieuchronnie i wywierają na nas
wpływ bez względu na to, czy tego chcemy, czy nie. Ale człowiek
jest nie tylko istotą zmysłową. Jesteśmy także istotami rozum-
nymi.
- Wyjaśnij!
- Jako istoty zmysłowe w pełni należymy do porządku przy-
rody i podlegamy prawu przyczynowości. Tak na to patrząc, nie
mamy także żadnej wolnej woli. Ale jako istoty rozumne nale-
iymy do świata "rzeczy samych w sobie" - czyli świata takiego,
jakim jest sam w sobie, niezaleinie od naszych postrzeżeń zmy-
słowych. Gdy kierujemy się naszym "rozumem praktycznym",
który sprawia, że możemy dokonać moralnego wyboru, mamy
wolną wolę. Kiedy bowiem uginamy się przed prawem moral-
nym, to sami wyznaczamy prawo, którym się kierujemy.
360 361
K A N T
- Tak, to w pewnym sensie prawda. To przecież ja sama, coś
co we mnie tkwi i mówi, że nie powinnam postępować podle
w stosunku do innych.
- Kiedy decydujesz, że nie będziesz działać podle, choć to
może być sprzeczne z twoim interesem, wówczas korzystasz
z wolności.
- Nie jest się też szczególnie wolnym i samodzielnym, gdy
folguje się tylko własnym żądzom.
- łatwo można stać się "niewolnikiem". Tak, można nawet
stać się niewolnikiem własnego egoizmu. Natomiast przezwy-
ciężenie własnych iądz i zachcianek wymaga samodzielności
i wolności.
- A co ze zwierzętami? One słuchają jedynie swoich żądz
i potrzeb. Nie mają wolności, by słuchać prawa moralnego?
- Nie, to właśnie owa wolność czyni z nas ludzi.
- Teraz to zrozumiałam.
- Na koniec jeszcze mogę ci powiedzieć, że Kantowi udało
się wskazać drogę na bezdrożach, w które zapędziła się filozo-
fia w walce racjonalistów z empirystami. Wraz z Kantem kończy
się pewna epoka w historii filozofii. Kant zmarł w roku 1804,
tuż przed rozkwitem romantyzmu. Na jego grobie w Królewcu
wyryto jedną z jego bardziej znanych wypowiedzi. "Są dwie rze-
czy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste
nade mną, prawo moralne we mnie". I dalej: "Są to dla mnie do-
wody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie".
Alberto oparł się wygodnie w fotelu.
- Więcej nie naplywa - oznajmił. - Myślę, że powie-
dzieliśmy sobie najważniejsze rzeczy o Kancie.
- Poza tym jest już kwadrans po czwartej.
- Ale jest coś jeszcze. Proszę, zostań jeszcze przez chwilę.
- Nigdy nie wychodzę z lekcji, dopóki nauczyciel nie powie,
że już się skończyła.
- Czy mówiłem, że zdaniem Kanta nie mamy żadnej wolno-
ści, jeśli żyjemy tylko jako istoty zmysłowe?
- Tak, powiedziałeś coś takiego.
K A N T
- Ale jeśli będziemy słuchać uniwersalnego rozumu, to
będziemy wolni i samodzielni. Czy o tym także mówiłem?
- Tak. Dlaczego to teraz powtarzasz?
Alberto pochylił się nad Zofią, spojrzał jej głęboko w oczy
i szepnął:
- Nie ufaj wszystkiemu, co widzisz, Zosiu.
- O co ci chodzi?
- Po prostu się odwróć, moje dziecko.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi.
- Zwykle się mówi: "Nie uwierzę, dopóki nie zobaczę". Ale
ty i wtedy nie powinnaś wierzyć.
- Powiedziałeś już kiedyś coś podobnego.
- Tak, o Parmenidesie.
- Ale ja nadal nie rozumiem, o co ci chodzi.
- wdzisz, siedzieliśmy sobie w pokoju i rozmawialiśmy.
I naraz jakiś "wąż morski" wynurzył się z wody.
- Czy to nie dziwne?
- Wcale nie. A potem w drzwiach stanął Czerwony Kaptu-
rek. "Szukam chatki babci". To wprawia w zakłopotanie, Zosiu.
Ale to wszystko to tylko kolejny pokaz sztuczek majora. Jak list
w bananie i nienormalna burza.
- Myślisz...
- Mówiłem ci, że mam plan. Dopóki słuchamy własnego ro-
zumu, nie uda mu się wywieść nas w pole. Wtedy w pewnym
sensie będziemy wolni. Bo on może sprawić, byśmy "postrze-
gali zmysłami" to czy tamto, i nic mnie już nie zdziwi. Kiedy
niebo zaciągnie się latającymi słoniami, w najlepszym razie się
uśmiechnę. Ale siedem plus pięć jest dwanaście. To wiedza,
która przeżyje wszystkie te efekty z filmów rysunkowych. Filo-
zofia jest przeciwieństwem baśni.
Zofia przez chwilę siedziała nieruchomo, przypatrując mu się
ze zdziwieniem.
- Możesz już iść - rzekł wreszcie. - Wezwę cię na spo-
tkanie o romantyzmie. Usłyszysz wtedy o Heglu i Kierkegaar-
dzie. Ale do chwili, gdy major wyląduje na lotnisku Kjevik, zo-
stał tylko tydzień. Do tego czasu musimy wyrwać się z jego lep-
362 363
K A N T
kiej fantazji. Niczego więcej nie zdradzę, Zosiu, ale wiedz, że
pracuję nad cudownym planem dotyczącym nas obojga.
- No, to idę.
- Poczekaj, zapomnieliśmy o tym, co może najwainiejsze.
- O czym znów?
- O piosence urodzinowej, Zosiu. Dzisiaj Hilda kończy pięt-
naście lat.
- Ja też.
- Tak, ty też. No to zaśpiewajmy.
Wstali oboje i zaczęli śpiewać.
- Happy birthday to you! Happy birthday to you! Happy bir-
thday to Hilda! Happy birthday to you!
Było już pół do piątej. Zofia zbiegła nad wodę i przeprawiła
się łodzią na drugą stronę jeziora. Wciągnęła łódkę w sitowie
i popędziła przez las.
Kiedy wyszła na ścieżkę, dostrzegła nagle, że coś się rusza
wśród pni. Przypomniał jej się Czerwony Kapturek wędrujący
samotnie przez las do babci, ale postać migająca między drze-
wami była znacznie mniejsza.
Zofia podeszła bliżej. To coś nie było większe od lalki, bru-
natne, ale w czerwonym sweterku.
Zofia stanęla jak wryta, gdy zrozumiała, że to pluszowy miś.
Że ktoś zostawił w lesie pluszową zabawkę, nie było niczym
dziwnym. Ale ten miś był jak najbardziej żywy i bardzo, bardzo
czymś zajęty.
- Hej, hej! - powitała go Zofia.
Mały miś odwrócił się gwałtownie.
- Nazywam się Kubuś Puchatek - powiedział. - Niestety,
zablądziłem w lesie w tym dniu, który gdyby nie to, byłby taki
piękny. Ciebie w kaidym razie nigdy jeszcze nie widziałem.
- Moie po prostu nigdy dotąd mnie tu nie było - powie-
działa Zofia. - I wobec tego może nadal jesteś w domu, w Stu-
milowym Lesie.
- Nie, to za trudne dla mnie. Musisz pamiętać, że jestem Mi-
siem o Bardzo Małym Rozumku.
- Słyszałam o tobie.
K A N T
- To pewnie ty jesteś Alicja. Krzyś opowiadał mi kiedyś o to-
bie i pewnie w ten sposób się spotkaliśmy. Wypiłaś trochę z jed-
nej butelki i zaczęłaś się zmniejszać, a potem upiłaś z drugiej bu-
telki i wtedy znów zaczęłaś rosnąć. W ogóle trzeba uważać na
to, co się bierze do ust. Ja sam zjadłem kiedyś tyle, ie ugrzęzłem
w norze Królika.
- Nie jestem Alicją.
- Nie ma znaczenia, kim jesteśmy. Najważniejsze, że je-
steśmy. Tak mówi Sowa Przemądrzała, a ona ma bardzo duży
rozum. Kiedyś, pewnego zwyczajnego słonecznego dnia po-
wiedziała, że siedem plus cztery jest dwanaście. Kłapouchemu
i mnie bardzo to zaimponowało, bo liczby są bardzo trudne do
liczenia. O wiele łatwiej jest liczyć na pogodę.
- Mam na imię Zofia.
- Bardzo mi przyjemnie, Zosiu. Jak już mówiłem, musisz
być nowa w naszych stronach. Ale teraz Mały Miś musi już iść.
Bo muszę znaleźć drogę do Prosiaczka. Jesteśmy zaproszeni do
Królika i jego Krewnych-i-Znajomych na przyjęcie w ogrodzie.
Pomachał jej łapką. Dopiero teraz Zofia odkryła, że miś
w drugiej łapce trzyma kawałek papieru.
- Co tam masz?
Kubuś Puchatek podniósł papier do góry i odpowiedział:
- To właśnie przez to zabłądziłem!
- Ale to przecież zwykła karteczka!
- O nie, to nie jest wcale jakaś tam "zwykła karteczka". To
list do Lustrzanej Hildy.
- To znaczy, że ja go mogę wziąć.
- Ale to przecież nie ty jesteś dziewczynką z lustra?
- Nie, ale...
- Listy należy zawsze oddawać do rąk własnych. Krzyś uczył
mnie tego nie dalej jak wczoraj.
- Ale ja znam Hildę.
- To nie ma żadnego znaczenia. Choćby się znało kogoś bar-
dzo dobrze, to i tak nie powinno się czytać jego listów.
- Chodzi mi o to, że mogę przekazać list Hildzie.
364 365
KANT
- A, to zupełnie inna sprawa. Bardzo proszę, Zosiu. Jak
się pozbędę tego listu, na pewno odnajdę także drogę do Pro-
siaczka. Żeby dotrzeć do Lustrzanej Hildy, musisz najpierw zna-
leźć wielkie lustro. A to w tych stronach nie jest wcale takie ła-
twe.
Oznajmiwszy to, mały miś wręczył Zofii kartkę, którą trzy-
mał w łapce i na krótkich nóżkach pomaszerował przez las.
Kiedy zniknął już całkiem za drzewami, Zofia rozwinęła kar-
teczkę i przeczytała:
Kochana Hildo!
To wstyd, że Alberto nie powiedxiał Zofii, iż Kant był zwolen-
nikiem założenia "ligi narodów". W artykule pt. "Do wiecz-
nego pokoju" napisał, że wszystkie kraje powinny się zjednoczyć
w ligę, która dbałaby o pokojowe współistnienie poszczególnych
narodów. Praca la ukazała się w roku 1795, a około 125 lat
później, po pierwszej wojnie światowej, rzeczywiście powstała
Liga Narodów. Po drugiej wojnie światowej zastąpił ją ONZ.
Możesz więc powiedzieć, że Kant był jak gdyby ojcem chrxest-
nym idei ONZ. Kant uważał, że "praktyczny rozum" człowieka
nakłada na państwa obowiązek odstąpienia od "stanu natural-
nego ", który wywołuje coraz to nowe wojny, i założenia między-
narodowej organizacji, która by im xapobiegała. Choć droga do
założenia takiej ligi narodów może być długa, naszym obowią-
zkiem jest praca dla zapewnienia powszechnego i trwałego po-
koju. Dla Kanta założenie takiego związku było odległym celem,
można chyba nawet powiedzieć, że było ostatecznym celem filo-
zofii. Ja obecnie przebywam w Libanie.
Ucałowania,
Ojciec
Zofia schowała kartkę do kieszeni i poszła dalej w stronę
domu. To właśnie przed takimi spotkaniami w lesie ostrzegał ją
Alberto. Ale przecież nie mogła pozwolić, by mały miś błąkał się
w nieskończoność poszukując Lustrzanej Hildy.
Wyszukiwarka
Podobne podstrony:
21 świat zofi000128 świat zofi000119 świat zofi000124 świat zofi000116 świat zofi000122 świat zofi000129 świat zofi000118 świat zofi000136 świat zofi000117 świat zofi000125 świat zofi000123 świat zofi000131 świat zofi000134 świat zofi000127 świat zofi000130 świat zofi000120 świat zofi000133 świat zofi000135 świat zofi0001więcej podobnych podstron